You are on page 1of 426

Joseph Henri Rosny

WALKA
O OGIE

POWIE Z CZASW PIERWOTNYCH

przekad Ignacy Mrozowski

Krajowa Agencja Wydawnicza


Biaystok 1988

Tytu oryginau francuskiego: Lc Guerre de Feu"

Tekst na podstawie wydania Spdzielni


Wydawniczej Chopski wiat",

Warszawa 1948

Opracowanie graficzne i ilustracje


ZBIGNIEW WASZCZENIUK

Redaktor ;

MAREK AWNICKI

Redaktor techniczny
BOGDAN RAJEWSKI

Korekta
IWONA KAPUCISKA

Copyright by Krajowa Agencja Wydawnicza


Biaystok 1988

CZ PIERWSZA
mier Ognia

Plemi Ulhamrw uciekao w mrokach strasznej


nocy. Lu-
dziom oszalaym z blu i zmczenia wszelki wysiek
wydawa si
daremny wobec okropnej klski. Ogie skona!
Pielgnowali Go
od chwili powstania hordy w trzech klatkach. Cztery
kobiety i
dwch wojownikw karmio Go dniem i noc. W
najciszych
czasach otrzymywa yciodajne poywienie.
Zabezpieczony od
deszczu, nawanic i powodzi przebywa rzeki i
bagniska, nie prze-
stajc wieci za dnia niebieskawym pomykiem, by
zabysn
krwawym pomieniem w nocy. Jego potne pasmo
oddalao Lwa

Czarnego i Lwa tego, Niedwiedzia Jaskiniowego


i Niedwie-
dzia Szarego, Mamuta, Tygrysa i Lamparta.
Krwawe Jego ky
broniy czowieka przed niespodziankami rozlegego
wiata. By
rdem wszelkiej radoci. Z misa wydobywa
smakowite aro-
maty, hartowa ostrza oszczepw, pod Jego
dziaaniem pkay
gazy, pod wpywem Jego agodnego ciepa czonki
nabieray
przedziwnej mocy. Zapewnia hordzie
bezpieczestwo w szumi-
cych puszczach, na bezmiernych sawannach i w
gbijaski. By Oj-
cem, Strem i Zbawca, pomimo e by
nieokieznany, a strasz-
niejszy od Mamutw, kiedy wydobywa si z klatki i
poera drzewa
niebotyczne.

Skona! Wrg zniszczy dwie klatki; w trzeciej


podczas
ucieczki widziano Go, jak omdlewa, blad i
zamiera. Tak osa-
biony, nie by zdolny ju gry traw moczarw;
dra jak chory
zwierz. W kocu wydawa si jak czerwonawy
robaczek, ktrego
lada podmuch wiatru umierca... Znik...
Ulhamrowie, obrabo-
wani, uciekali w mrokach nocy jesiennej.
Bezgwiezdne niebo
przytaczao ociae wody. Roliny pryy
zzibnite tkanki. Ze-
wszd dochodziy odgosy pluskajcych si pazw;
mczyni,
kobiety i dzieci ginli w toni niewidzialni. Jak tylko
mona byo,
Ulhamrowie, kierujc si gosem przewodnikw, to
postpowali
wyszym i twardszym pasmem ziemi, to znw
przechodzili rzeki
w brd, to znw przemykali z kpy na kp. Trzy
pokolenia zna-
y t drog, lecz do jej przebycia trzeba byo blasku
rozgwiedo-
nego nieba. Nareszcie przed samym witem zbliyli
si do sawan-
ny.

Poprzez kredowe, na ksztat ska szyfrowych


spitrzone obo-
ki przedar si drcy promie wiata. Zawirowa
wiatr na gs-
tych jak smoa wodach wzdymajc wodorole na
ksztat pcherzy;

zakoysay si cielska pazw wrd nenufarw i


strzaek wod-
nych. Czapla wzleciaa na szare jak popi drzewo i
pord rdza-
wej mgy, cigncej si do kraca horyzontu,
ukazaa si sawanna
z dygocca od chodu rolinnoci. Mczyni, mniej
zmczeni,
powstali i przedarszy si przez trzciny, znaleli si
wrd traw na
staym ladzie.

Wtedy, gdy strach mierci min, wielu nich jak


odrtwiae
zwierzta stoczyo si na ziemi i zastygo w
bezruchu. Odpor-
niejszymi okazay si kobiety. Te, ktre utraciy w
moczarach swe
dzieci, wyy jak wilczyce; wszystkie one czuy
zawieszona nad
nimi grob upadku rasy i przygniatajca
niepewno jutra. Matki
uratowanych dzieci podnosiy je dzikczynnie ku
obokom.

Fauhm przy brzasku nadchodzcego dnia policzy


czonkw
plemienia, posikujc si palcami i gami. Kada
ga przedsta-
wiaa palce dwu rak. Liczy z trudnoci, widzia
jednak, e pozo-
stao jeszcze cztery gazie wojownikw, wicej ni
sze gazi
kobiet i ze trzy gazie dzieci tudzie kilku starcw.

A stary Goun, liczcy lepiej od wszystkich mczyzn,


orzek,
e z kadych piciu nie zosta nawet jeden
mczyzna; z kadych
trzech nawet jedna kobieta i jedno dziecko z
kadej gazi. A^
wtedy ci, co czuwali, ujrzeli ogrom klski. Pojli, e
potomno
ich bya zagroona u samej podstawy, i e moce
wiata staway si
straszliwsze: odtd bd bka si po ziemi sabi i
nadzy.

I Fauhma pomimo caej jego siy ogarna rozpacz.


Przesta
ju dowierza swej mocarnej postaci i potnym
ramionom. Jego
wielka twarz zaronita twardym wosem, jego te,
lamparcie
oczy wyraay przygniatajce zmczenie. Przyglda
si ranom za-
danym mu przez strzay i wcznie wrae, pijc od
czasu do czasu
krew sczc si jeszcze z przedramienia.

Jak wszyscy zwycieni wyobraa sobie t chwil,


kiedy
zwycistwo chylio si na jego stron. Ulhamrowie
rzucili si do
grabiey; on, Fauhm, rozbija czaszki maczug.
Mieli ju wytpi
mczyzn, porwa kobiety, zabi wray Ogie, aby
polowa na
nowych sawannach i w lasach obfitujcych w
zwierzta. Jaki to
zawia wiatr nowy? Czemu Ulhamrowie zawrcili w
trwodze,
czemu to koci ich poczy trzeszcze, brzuchy
rzyga wntrzno-
ciami, a z piersi wyrywa si jki agonii, podczas gdy
wrogowie
wdzierali si do obozowiska i niszczyli Ognie wite?
Takie pyta-
nia stawiaa sobie ociaa i leniwa dusza Fauhma.
Weraa si w
te wspomnienia, niczym hiena w cierwo. Bronia si
przed upad-
kiem i nie uznawaa si nisz w energii, odwadze i
okruciestwie.
wiato si wzmogo; toczyo swe promienie po
moczarach,
myszkujc wrd bot i osuszajc sawann. Bya w
nim rado
poranka, bya w nim wiea soczysto rolin. Woda
wydawaa
si bardziej lekka, mniej zdradziecka i mniej mtna.
Powierzchnia
jej srebrzya si wrd wysp grynszpanowych*,
przebiegay po
niej przecige dreszcze z malachitu i pere, lnia
blad barw siar-
ki, mienia si kolorami z miki, a zapach jej
poprzez wierzby i
olchy wydawa si agodniejszy. Prawa, rzdzce
przystosowa-
niem i okolicznociami, stanowiy o zwycistwie to
traw, to bysz-
czcych lilii wodnych lub tych nenufarw.
Wychylay si eu-
forby** botne, kosace wodne, bazace i strzaki;
roztaczay si
cae zatoki jaskrw o liciach tojadu***, krte
kolonie rozchodni-
kw wochatych, epilobusw**** rowych, gorzkiej
rzeuchy,
ryczek sonecznych; cae dungle sitowia i wiklin,
gdzie roiy si
kurki wodne, czarne bekasy, cyranki, siewki, czajki z
odbyskiem
jaspisu i dropie ociae.

Przy rdzawych wyrwach nadbrzenych czatoway


czaple; na
wzniesionych przyldkach, klekocc, baraszkoway
urawie; zba-
ty szczupak napada tustego lina, a zwinne waki
niby strzay og-
nisto-zielone mkny zygzakiem lazulitu*****.

Fauhm zastanawia si nad swym plemieniem.


Klska obsiad-
a ich jak pomiot gadw, co ty od namuu,
szkaratny od krwi,
zielony od wodorostw, wydaje wo chorobliw i
zgni. Nie-
ktrzy mczyni leeli zwinici jak pytony, drudzy
wycignici
jak szczury, inni znw charczeli w przedmiertnych
skurczach.
Czerniejce rany na brzuchu byy odraajce,
straszniejsze jeszcze
byy na gowie rozszerzone krwaw gbk wosw.
Wszyscy

* wysp grynszpanowych wysp koloru zielonego,


wysp zielonych od
rolinnoci.

** euforbia rolina wilczomleczowata.


*** tojad trwae ziele o ciemnofioletowych
kwiatach.

**** epilobus rolina o kwiatach duych, szeroko


rozwartych liciach lan-
cetowatych.

***** lazulit minera barwy niebieskiej lub


zielonawej, spat bkitny.

prawie powinni byli wyzdrowie, gdy ciej ranni


padli na prze-
ciwnym brzegu lub zginli w moczarach.

Fauhm, odwracajc wzrok od picych, bada tych,


ktrych
wiksz gorycz napawaa poraka, anieli
zmczenie. Wielu z
nich posiadao wynios budow Ulhamrw. Rysy
twarzy byy
grube, czaszki niskie, szczki silne; skra ich,
bardziej powa ni
czarna, pokryta bya gstym wosem. Najbardziej
wyczulonym
ich zmysem byo powonienie, ktrym mogli ze
zwierzem i w
zawody. Oczy mieli due, czsto okrutne, czasami
dzikie; pik-
no tych oczu ujawniaa si silnie u dzieci i
niektrych dziewczt.
Pomimo e typ plemienia by zbliony do
wspczesnych nam
niszych ras, jednak wszelkie porwnanie byoby
zwodnicze. Ple-
miona epoki kamiennej yy w atmosferze szerokiego
oddechu;

ciao ich przechowywao modo, jaka ju wicej nie


powrci
kwiat takiego istnienia, o ktrego mocy ywotnej i
bujnoci tylko
sabe moemy mie pojcie.

Fauhm wznisszy ramiona do soca, pocz


gromko zawo-
dzi:

Co poczn Ulhamrowie bez Ognia? Jak y bd


na sa-
wannach i w puszczy, kto broni ich bdzie od
ciemnoci i wia-
trw zimowych? Bd zmuszeni spoywa surowe
miso i gorzk
rolin; nie bd rozgrzewa wicej czonkw
swoich; ostrze osz-
czepu pozostanie mikkie. Lew, potwr o zbach
szarpicych,
Niedwied, Tygrys i Wielka Hiena bd ich
poeray ywcem w
czasie dugich nocy! Kto zdobdzie Ogie z
powrotem? Ten, kto
to uczyni, zostanie bratem Fauhma, bdzie
otrzymywa trzy dzia-
y z ubitej zwierzyny i cztery dziay upu. Ponadto
dostanie na
wasno Gamie, crk mej siostry, a po mojej
mierci bdzie wo-
dzem plemienia.

Na to Naoh, syn Lamparta, powsta i rzek:

Niech bd mi przydani dwaj wojownicy o nogach


szyb-
kich, a pjd zabra Ogie synom Mamuta lub
Poeraczom Lu-
dzi, ktrzy poluj nad brzegami Dwu-Rzek.

Spojrzenie, jakie Fauhm na rzuci, nie byo


przychylne.
Naoh by najwyszy wzrostem wrd Ulhamrw;
bary jego rosy

jeszcze; ani jeden wojownik nie sprosta mu


zwinnoci, nie mg
dotrzyma w dugotrwaym biegu. Rzuci on o ziemi
syna Tura,
Muha, pomimo i ten dorwnywa si^ Fauhmowi; i
Fauhm
obawia si go. Dawa mu polecenia odstrczajce,
oddala go od
plemienia, naraa na mier niechybna.

Naoh rwnie nie lubi wodza, lecz wzruszy go


widok Gam-
li, smukej, gibkiej, a tajemniczej, z wosami bujnymi
jak listowie.
Wypatrywa ja pomidzy nadbrzena ozina, za
drzewami lub w
zagbieniach ziemi z ciaem rozpalonym i z
drcymi rkoma.
Zalenie od pory dnia czu dla niej to rzewno, to
gniew srogi,
Niekiedy rozwiera ramiona, by obj ja lekko i
agodnie, to znw
zamyla napa ja, jak dziewczyn
nieprzyjacielskiej hordy i ude-
rzeniem maczugi powali na ziemi. Nie chcia
jednak wyrzdzi
jej krzywdy. Gdyby posiad ja na wasno,
traktowaby bez zbyt-
niej szorstkoci nie lubi widzie na twarzach
lku, ktry czyni
oblicza obcymi.
W innych okolicznociach Fauhm przyjby sowa
Naoha
wrogo. Lecz ugina si pod klska. Moe zawarte
przymierze z sy-
nem Lamparta wyjdzie na dobre, w przeciwnym
razie potrafi go
umierci. Zwrci si wic do modzieca:

Fauhm posiada tylko jeden jzyk. Jeeli


sprowadzisz
Ogie, otrzymasz Gamie bez zamiennego okupu.
Zostaniesz sy-
nem Fauhma.

Mwi ze wzniesiona rka wolno, szorstko i


pogardliwie, po
czym da znak Gamli.

Przybliya si drca, wznoszc oczy, mienice si,


pomien-
ne, a wilgotne. Wiedziaa, e Naoh czatowa na ni
wrd traw i
ciemnoci; gdy zjawia si niespodzianie, jakby z
zamiarem napa-
ci, wtedy baa si. Niekiedy obraz jego nie by jej
przykry. yczy-
a. sobie rwnoczenie, aby pad pod razami
Poeraczy Ludzi i by
przynis Ogie wity.
Szorstka rka Fauhma opada na rami dziewczyny i
zawoa
w swej dzikiej dumie:

Ktra z ludzkich cr jest silniej zbudowana?


Moe na ra-
mieniu ani nosi, wdrowa od rannego do
wieczornego soca,

znosi gd i pragnienie, wyprawia skry zwierzt,


przebywa
wpaw jeziora. Da potomstwo niezniszczalne. Jeeli
Naoh przy-
prowadzi Ogie, bdzie mg j^ poj, nie dajc w
zamian topo-
rw, rogw, muszli i futer.

Wtedy zbliy si Aghoo, syn ubra, odznaczajcy


si naj-
gstszym owosieniem wrd Ulhamrw, tchn cay
poda-

niem:

Aghoo chce zdoby Ogie. Pjdzie z brami


swoimi cza-
towa na wroga, hen za rzek! I zginie od topora,
wczni, kw
Tygrysa, pazura Lwa Olbrzymiego, albo zwrci
Ulhamrom
Ogie, bez ktrego s oni sabi jak jele lub
antylopa.

W gsto zaronitej twarzy wida byo tylko usta,


podobne
do dwch kawakw surowego misa, i oczy
mordercy. Krpa
jego posta podkrelaa przesadna dugo rak i
ogrom barw.
Caa jego istota wyraaa potg brutalna,
niezmoon^ i bezlitos-
na. Nikt nie zna granic jego siy. Nie dowiadczy jej
ani Fauhm,
ani Mouh, ani Naoh. Wiedziano tylko, e bya
niepomierna. Nig-
dy nie walczy dla artw. Ktokolwiek stan mu na
drodze, pada
zwyciony. Zadowala si czasem odrbaniem
jakiego czonka,
czciej przycza czaszk przeciwnika do swoich
trofew. y w
oddaleniu od reszty Ulhamrw z dwoma brami
swoimi, obro-
nitymi jak on, z wieloma kobietami, ktre musiay
znosi mki
niewoli.

Aczkolwiek Ulhamrowie byli surowi wzgldem siebie


sa-
mych i okrutni wzgldem obcych, zbytek tych cnt u
synw u-
bra przejmowa ich trwoga. Poczo rodzi si wrd
nich ponure
uczucie nagany pierwsze sprzymierzenie si tumu
przeciw
wsplnemu niebezpieczestwu.

Jedna z grup toczya si koo Naoha, pomimo e


wikszo
zarzucaa mu brak srogoci w zemcie. Bya to
jednak wada poci-
gajca tych, co nie posiadali silnych mini i
zwinnych ruchw
ma budzcego trwog.

Fauhm rwn^ ywi nienawi do Aghoo, jak i do


syna Lam-
parta. Pierwszego wszake obawia si bardziej;
wochata i ponura
sia braci zdawaa si niepokonana. Jeeli jeden z
trzech zapragn

11
czyjej mierci, wszyscy trzej jej pragnli.
Ktokolwiek wypowia-
da im wojn, musia albo sam zgina, albo ich
zgadzi.

Wdz szuka z nimi przymierza; opancerzeni w swej


nieufno-
ci wymykali mu si jednak. Nie byli zdolni
zawierzy ani sowu,
ani uczynkom: askawo rozjuszaa ich,
pochlebstwo jedynie byo
dla nich objawem strachu. Fauhm, rwnie nieufny i
okrutny, po-
siada przecie zalety wodza: by pobaliwy dla
swych stronni-
kw, uznawa potrzeb pochway i tkwio w nim
pewne niejasne,
ograniczone, uparte i osobliwe zrozumienie
spoecznoci.

Odpowiedzia wic z brutalna bezwzgldnoci:

Jeeli syn ubra zwrci Ogie Ulhamrom, to


wemie
Gamie bez okupu, zostanie drugim mem
plemienia, a podczas
nieobecnoci wodza wszyscy wojownicy bd^ mu
posuszni!
Aghoo sucha go z mina wyzywajca zwrcony,
zaroni-
tym obliczem ku Gamli, spoglda na ni wzrokiem
podania;

jego okrge oczy ciy si groba.

Crka Moczarw bdzie naleaa do syna ubra;


mczy-
zna, ktry pooy na niej rk, bdzie zgadzony!

Sowa te rozgnieway Naoha, podj szybko


wezwanie i za-
woa dononie:

Ona bdzie naleaa do tego, ktry przyprowadzi


Ogie!

Aghoo przyprowadzi Ogie!

Spojrzeli na siebie. Do tej pory nie byo pomidzy


nimi po-
wodw do walki. wiadomi swej siy, nie majc
wsplnych upo-
doba ani te bezporednich pobudek do
wspzawodnictwa, nie
spotykali si, nie polowali razem. Przemwienie
Fauhma zrodzio
nienawi.
Aghoo, ktry poprzednio nie zwrci uwagi na
Gamie prze-
mykajca przez sawann, dozna dreszczu, kiedy
Fauhm wychwa-
la dziewczyn. Popdliwy z natury, zapragn jej z
taka sia, jak
gdyby to pragnienie z dawien dawna w sobie nosi.
Od tej chwili
skazywa na mier kadego wspzawodnika; nie
potrzebowa
nawet postanawia tego, kada czstka jego istoty
bya przepojona
tym postanowieniem.

Naoh wiedzia o tym. Poprawi topr w lewej a


oszczep w

12

prawej rce. Na wezwanie, rzucone przez Aghoo,


bracia jego po-
wstali w milczeniu, ponurzy i ogromni. Dziwnie byli
do niego po-
dobni, bardziej tylko powi, pokryci kpami
czerwonych wosw, z
oczami mienicymi si jak bony skrzydowe ukw
bursztyno-
wych. Zwinno ich ciaa bya rwnie zatrwaajca
jak ich sia.
Wszyscy trzej, gotowi do popenienia mordu,
spogldali
chciwie na Naoha. Wrd wojownikw powsta
zgiek. Nawet ci,
ktrzy przyganiali Naohowi brak srogoci w zemcie,
nie chcieli,
by zgina szeregi Ulhamrw do ju byy
przerzedzone a
on przecie obiecywa przyprowadzi Ogie.
Wiedziano, e nie
brako mu pomysw, e nie poddawa si znueniu,
by zrczny
W sztuce podtrzymywania najsabszego pomyka i
rozniecania go
z popiou, wielu wierzyo w jego szczcie.

Co prawda Aghoo rwie posiada cierpliwo i


chytro,
niezbdne do osignicia celu, i Ulhamrowie
rozumieli korzy
wypywajca z podwjnych usiowa. Stronnicy
Naoha powstali
tumnie, dodajc sobie odwagi okrzykami, byli
gotowi do walki.

Chocia obca bya synowi ubra boja, nie gardzi


jednak
rozwaga. Odoy spr na pniej. Goun Sucha Ko,
wysowi
rozproszone i mtne pojcia tumu:
Czy Ulhamrowie pragn znikn ze wiata? Czy
zapomi-
naj, e wrogowie i wody wygubiy tylu
wojownikw? Na czte-
rech jeden pozosta. Wszyscy zdatni nosi topr,
oszczep i maczu-
g winni y! Naoh i Aghoo nale do silniejszych
pomidzy m-
czyznami polujcymi na sawannie i w puszczy. Jeeli
jeden z nich
padnie, Ulhamrowie zostano sabsi, ni gdyby pado
czterech in-
nych. Crka Moczarw temu suy bdzie, kto
Ogie powrci.
Tak chce horda!

Niech si tak stanie! podchwyciy chropowate


gosy.
A kobiety, grone dziki swej liczbie, dziki swej sile
prawie
nietknitej i dziki jednozgodnemu uczuciu,
wykrzykny:

Gamla bdzie naleaa do tego, kto Ogie wydrze!


Aghoo wzruszy wochatymi ramionami. Nie znosi
tumu,
lecz nie chcia go wyzwa. By pewien, e uprzedzi
Naoha i posta-
nowi zwalczy go i zgadzi. I pier jego wezbraa
otucha.

13

Mamuty i ubry

Byo to zaraz nastpnego poranka. Gdy wrd


obokw d
grny wiatr, na ziemi i moczarach powietrze wonne i
ciepe
wprowadzao natur w stan odrtwienia. To nieba,
drca jak je-
zioro, poruszaa wodorosty, biae nenufary, trzciny
wypowiae.
Jutrznia toczya po niej swe piany. Rozszerzya si,
wylaa w lagu-
ny siarki, w zatoki berylu, w rzeki rowej masy
perowej.

Ulhamrowie, zwrceni do tego potnego ogniska,


czuli wy-
rastajce w gbi duszy jakie uczucie, podobne do
kultu. Przej-
mowao ono i ptactwo w trawach sawanny, ktrych
gardzioka,
14

niby mae kobzy, rozbrzmieway piewem,


przejmowao ono wi-
kliny moczarw. Tymczasem ranni jczeli z
pragnienia. Jaki mar-
twy wojownik wycign swe czonki: zwierz nocny
wyar mu
twarz.

Goun rytmicznie bekota niezrozumiae skargi, tote


Fauhm
kaza wrzuci trupa do wody.

Po czym uwaga plemienia zatrzymaa si na tych,


ktrzy szli
zdoby Ogie, Aghoo i Naohu, gotowych do drogi.
Wochaci nie-
li topr, oszczep i wczni o ostrzu z krzemienia
czy nefrytu*.

Naoh, liczc wicej na chytro ni na si, wola nad


rosych
wojownikw dwu zwinnych modziecw, zdolnych
wytrzyma
dugi bieg. Kady z nich by uzbrojony w topr,
oszczep i wcz-
ni. Naoh doczy jeszcze maczug dbow ga
ledwie obro-
bion i zahartowan w ogniu. Przedkada t bro
nad wszystkie
inne i walczy ni nawet przeciw wielkim
drapienikom.

Fauhm przemwi najpierw do ubrw:

Aghoo ujrza wiato jeszcze przed synem


Lamparta. Wy-
bierze zatem swoj drog. Jeli pjdzie w kierunku
Dwu-Rzek,
Naoh okry moczary ku zachodzcemu socu...
Jeli za woli
okry moczary, to Naoh pjdzie w kierunku Dwu-
Rzek.

Aghoo nie zna jeszcze swej drogi! zaprzeczy


Wocha-
ty. On szuka Ognia: rano moe i ku rzece,
wieczorem ku
moczarom. Czy moe wiedzie myliwiec, ktry tropi
dzika,
gdzie go zabije?

Aghoo zmieni drog pniej wmiesza si


Goun, ktre-
go poparo szemranie hordy. On nie moe kroczy
rwnocze-
nie w stron soca zachodzcego i w stron Dwu-
Rzek. Niech
zatem wybiera!

W swej ciemnej duszy zrozumia syn ubra, e nie


wolno
byo wyzywa Wodza, mogo to obudzi czujno
Naoha. Zwra-
cajc wic swe wilcze spojrzenie na tum krzykn:

* nefryt nerkowiec, minera zoony gwnie z


krzemionki, wapna, mag-
nezji i tlenku elaza; w epoce kamiennej wyrabiano z
niego siekiery, mioty, ostrza
wczni itp.

15

Aghoo uda si w stron soca zachodzcego!


I dajc szybki znak braciom puci si wzdu
moczarw.
Naoh zdecydowa si nie tak szybko. Pragn
nacieszy swj
wzrok postacie Gamli. Staa pod jesionem tu za
gromadka zoo-
na z Wodza, Gouna i starcw. Naoh przybliy si,
widzia ja nie-
ruchoma, z twarz zwrcona w stron sawanny. We
wosy
wplota kwiaty "lilii i nenufarw koloru ksiyca;
wydawao si, e
skra jej promienieje jakby wiatem silniejszym od
wiata wie-
ych strumieni i zielonego miszu drzew.

Naoh wchania bujno ycia, drczce, nigdy nie


ukojone
pragnienie, dz budzca trwog, ktra odradza
ycie zwierzt i
rolin. Wezbrane serce dech mu zapierao, by peen
tkliwoci i
gniewu; wszyscy, ktrzy oddzielali go od Gamli byli
mu rwnie
nienawistni jak synowie ubra lub Poeracze Ludzi.
Podnis zbrojne w topr rami i rzek:

Crko Moczarw! Naoh albo nie wrci, zginie w


ziemi,
w wodzie, w brzuchu hien, albo przyniesie Ogie
Ulhamrom.
Przyniesie Gamli muszli, kamieni niebieskich, zbw
Lamparta i
rogw ubra.

Na te sowa wzrok jej, w ktrym drgaa rado


dziecica,
spocz na wojowniku. Ale Fauhm, zniecierpliwiony,
przerwa
podnieconym gosem:

Synowie ubra ju znikli za topolami.


Wtedy Naoh zwrci si na poudnie.

Naoh, Gaw i Nam dzie cay wdrowali przez


sawann. Bya
jeszcze w penym rozkwicie: trawy szy za trawami
jak id za sob
fale morskie. Uginaa si od podmuchu wiatru,
pkaa od soca,
rozsiewaa w przestrze mnog dusz zapachw;
bya grona i
podna, jednostajna w caoci, rnolita w
szczegach, wytwarza-
jc tyle zwierzt, co kwiatw, tyle jaj, co nasion.

Wrd lasu traw, wysp z jaowca, pwyspw z


wrzosw
przelizgiway si babki, dziurawce, szawia, jaskry,
krwawniki,
silenie i rzeucha. Gdzieniegdzie naga ziemia,
powierzchnia pier-
wotna, do ktrej rolina nie moga przytwierdzi
swych rdzeni
niezmoonych, ya powolnym yciem minerau. To
znowu uka-

16

zyway si malwy i re dzikie, jasienie, koniczyna


czerwona lub
krzaki ogwiedone.

Wznosiy si pagrki, dryy doliny, drzemay


bagna rojce

si od owadw i pazw. Gaz przedpotopowy


prostowa swj
profil mastodonta*. Wida byo uciekajce antylopy,
gryzonie,
saigi, pdzce wilki lub psy, wznoszce si dropie lub
kuropatwy,
szybujce grzywacze, urawie i kruki; konie, muy i
osie galopo-
way stadami. Szary Niedwied o ruchach wielkiej
mapy i No-
soroec, silniejszy od Tygrysa i prawie tak
niebezpieczny jak Lew
Olbrzymi, myszkowa po zielonej ziemi. ubry
ukazay si na

skraju horyzontu.

Naoh, Nam i Gaw obozowali tego wieczora u


podna ma-
ego pagrka; nie przeszli dziewitej czci sawanny,
nie widzieli
nic, prcz rozgonym szumem falujcych traw.
Grunt by paski,
jednostajny i smutny; wszystkie widoki wiata
odtwarzay i roz-
praszay si w bezmiarze obokw i zmierzchu.

Patrzc na ich tysiczne ognie, Naoh duma o


pomyku, kt-
ry szed zdoby. Wydawao si, e wystarczy wspi
si na pag-
rek, wzi ga sosnow i chwyci ni iskr z tego
ogniska, ktre
pochaniao zachodni nieboskon. Chmury
poczerniay. Tylko
otcha purpurowa pozostaa duej w gbinach
przestworzy, ka-
myki wieccych gwiazd ukazyway si jedne za
drugimi; powiao

oddechem nocy.

Naoh, przyzwyczajony czuwa przy Ogniu, tej jasnej


prze-
grodzie, postawionej przed morzem ciemnoci,
poczu sw bezsil-
no. Szary Niedwied mg si zjawi, lub Tygrys,
Lampart czy
Lew, chocia rzadko zapdzali si na szeroki step.
Jedno stado ub-
rw mogo zala sw fal kruche ciaa ludzkie. Wilki
w gromadzie
posiaday te potg wielkich drapienikw, gd
uzbraja je w

odwag.

Wojownicy nakarmili si surowym misem. Bya to


smutna

uczta: lubili zapach pieczonego jada. Po czym Naoh


obj pierw-

* mastodont wielki, wymary zwierz gruboskrny


(z rodzaju soni) znaj-
dowany w szcztkach dyluwialnych.

2 Walka...

sz stra. Caa jego istota wchaniaa w siebie noc.


By on cudow-
nym naczyniem, do ktrego przenikay wszelkie
przedziwne wa-
ciwoci wszechwiata. Wzrokiem chwyta gr
wiata, blade
rysy, peganie cienia i wznosi si pomidzy gwiazdy;
suchem roz-
rnia podmuch wiatru, pkanie rolin, lot owadw
i drapiene-
go ptactwa, chd i pezanie zwierzt; odrnia z
daleka poszczeki-
wanie szakala, miech hieny, wycie wilkw, krzyk
ora, zgrzyt
pasikonikw; nozdrzami wciga tchnienie kwiatu
zakochanego,
radosna wo traw, cuchnce wyziewy drapienikw,
mdy lub
pimowy odr gadw. Skra jego draa od
tysicznych przemian
gorca i zimna, wilgoci i suszy, wraliwa na kady
odcie wietrz-
nego powiewu. Tak y tym wszystkim, co wypeniao
przestrze
i trwanie.

To ycie nie przychodzio mu z atwoci, byo


twarde i pe-
ne grozy. Wszystko, co budowao to ycie, mogo je
te znisz-
czy; trwao za jedynie przez czujno, si,
chytro, przez nie-
strudzona walk wydana otoczeniu.

Naoh wypatrywa w ciemnociach ky co tn, pazury


co szar-
pi, oko pomienne poeraczy misa. Wiele z nich
rozpoznawao
w ludziach potne zwierzta i nie zatrzymywao si
wcale. Prze-
szy hieny o szczkach od lwich straszniejszych,
ktre jednak nie
lubiy walki, przedkadajc miso martwe. Przesza
gromada wil-
kw i zatrzymaa si: znay potg liczby,
odgadyway, e s rw-
nie silne jak Ulhamrowie. Na razie gd nie dokucza
im zbytnio;

tropiy one antylopy. Przeszy psy, podobne wilkom;


dugo wyy
okoo pagrka. To groziy, to podchodziy jeden lub
drugi ukrad-
kiem. Niechtnie napastoway pionowego zwierza.
Ongi obozo-
way liczn gromad w pobliu hordy; poeray
ochapy i przy-
czay si do polowa. Goun zawar przymierze z
dwoma psami,
ktrym rzuca jelita i koci. Zginy w walce z
dzikiem. Przymie-
rze z innymi zostao uniemoliwione, poniewa
Fauhm objwszy
dowdztwo, nakaza wyrn je do nogi.

Takie przymierze pocigao Naoha; odczuwa w nim


now
moc, wicej bezpieczestwa i wicej wadzy. Ale
wrd sawanny
sam z dwoma wojownikami spostrzeg groce
niebezpieczest-
18

wo, pokusiby si o przymierze z maa iloci


zwierzt, ale nie z
caa gromada.

Psy tymczasem zaciskay koo, gosy ich rozlegay si


rza-
dziej, oddechy staway si bardziej przyspieszone.
Naoh by tym
poruszony. Wzi gar ziemi i cisn w
najzuchwalszego, krzy-
czc:

Posiadamy oszczepy i maczugi, ktrymi mier


zadawa
moemy Niedwiedziom, ubrom i Lwom...

Pies, trafiony w pysk i zaskoczony brzmieniem sw,


uciek.
Inne poczy nawoywa si i jakby naradza. Naoh
rzuci nowa
gar ziemi:

Jestecie za sabi, aby walczy z Ulhamrami!


Idcie szuka
antylop i tpi wilki. Pies, ktry jeszcze si zbliy,
powlecze swe
wntrznoci.

Nam i Gaw, obudzeni gosem wodza, powstali; ich


pojawie-
nie si zadecydowao o odwrocie zwierzt.

Naoh szed siedem dni, unikajc zasadzek wiata.


Mnoyy
si one w miar, jak przybliali si do lasu. Pomimo,
e by on
oddalony jeszcze o kilka dni pochodu, zapowiada si
ju kpami
drzew i pojawianiem si duych drapienikw. Noce
stay si
przykre. Ulhamrowie widzieli Tygrysa i Wielka
Panter. Praco-
wali dugo przed zmierzchem, aby otoczy si
przeszkodami. Szu-
kali wgbie, pagrkw, gazi, gazw, gstych
zaroli; unikali
drzew. smego i dziewitego dnia cierpieli
pragnienie. Ziemia nie
moga ani ze rde, ani z bagien darzy ich woda.
Trawy stepu
blady, gady, pozbawione wilgoci, lniy wrd
kamieni. Owady
wprawiay przestrze w niepokojce drganie mknc
wykowaty-
mi liniami miedzi, jaspisu, szyldkretu, rzucay si na
wojowni-
kw, wbijajc w ich skr swe ostre da.

Dziewitego dnia, kiedy cie sta si duszy, ziemia


pocza
nabiera wieoci, pulchniaa; ze wzgrz powia
zapach wody i
pokazao si stado ubrw, postpujcych w
kierunku poudnia.
Wwczas Naoh rzek do swych towarzyszy:

Bdziemy pi przed zachodem soca!... ubry


id do
wodopoju.

20

Nam, syn Topoli i Gaw, syn Saigi, wyprostowali swe


wy-
sche postacie. Byli to modziecy zrczni, lecz trudni
w waeniu
si na krok stanowczy. Naleao wpoi w nich
odwag, zaparcie
si, wytrzymao na bl i ufno. W zamian
ofiarowywali swa
powolno, dajca urabia si jak glina. Skonni do
zapau, skorzy
byli do puszczania w niepami cierpienia i do
uywania radoci
ycia. A e gdy byli sami, atwo tracili gow wobec
przyrody i
zwierzt, poddawali si wic jednostce. Tote Naoh
dostrzega w
nich trwanie swej wasnej mocy ycia. Rce mieli
zrczne, nogi
gitkie, oczy daleko widzce, such czuy. Kady
wdz mg wy-
doby z nich niechybne korzyci. Do byo, aby
poznali jego
wol i odwag. Ot odkd wyruszyli, serca ich coraz
bardziej
przywizyway si do Naoha. By dla nich wcieleniem
gatunku,
potga ludzka wobec okrutnej tajemnicy
wszechwiata, schronie-
niem osaniajcym ich podczas miotania wcznia
lub rbania to-
porem. Czsto, kiedy szed przed nimi, upojony
porankiem,
dumny ze swych silnych mini i szerokiej piersi,
dreli z dzikie-
go, prawie tkliwego podniecenia, wszystkie ich
zmysy radoway
si jak drzewa bukowe socem. Raczej wyczuwa
ich ni rozu-
mia; z tych istot, zwizanych z jego losem, wyrastaa
jego wasna
osobowo, bardziej wieloraka, bardziej zoona,
bardziej pewna
zwycistwa i zniweczenia zasadzek.

Dugie cienie cigny si od pni drzew, trawy


nasycay si
obfitymi sokami, soce w miar, jak si w otcha
nieznana zanu-
rzao, coraz wiksze przybierao rozmiary i bardziej
ta barw;

stado ubrw poyskiwao jak rzeka, wzbierajca


powymi woda-

mi.

Ostatnie wtpliwoci Naoha rozproszyy si. W


pobliu, za
lawina wzgrz, by wodopj. Upewniay go w tym
jego zmysy
i mnogo zwierzyny, skradajcej si droga, jaka
przeszy ubry.
Nam i Gaw, wcigajc nozdrzami wiey dech ziemi,
rwnie
wiedzieli o tym.

Trzeba wyprzedzi ubry rzek Naoh.


Obawia si, eby wodopj nie by za wski, a
olbrzymy nie

21
zagrodziy do dostpu. Wojownicy przyspieszyli
kroku, chcc
dosta si przed stadem do przesmyku wiodcego
przez wzgrza.

Liczebno stada, rozwaga starych bykw oraz


zmczenie
modzi czyniy ich pochd powolnym. Ulhamrowie
zyskiwali na
drodze. Inne zwierzta trzymay si tego samego
sposobu post-
powania. Wida byo biegnce lekkie antylopy,
gazele, muflony,
osy oraz pdzce na przeaj stado koni. Wiele z nich
przeprawiao
si ju przez wwz.

Naoh znacznie wyprzedzi ubry. Bdzie mona pi


bez po-
piechu. Kiedy ludzie dosigli najwyszego wzgrza,
ubry pozo-
stay prawie tysic okci w tyle.

Nam i Gaw przyspieszyli jeszcze biegu. Pragnienie


ich wzma-
gao si. Okryli wzgrze, wstpili do wwozu.
Woda, matka
yciodajna wydaa si im tak samo dobroczynna, jak
ogie, a
mniej sroga. Byo to prawie jezioro, rozoone u
podna acu-
cha skalnego. Poprzecinane pwyspami, podsycane
z prawej
strony falami rzeki, z lewej staczao si w przepa.
Mona byo
dosta si do niego trzema drogami: przez rzek,
przez wwz,
ktrym przeszli Ulhamrowie i jeszcze innym
przejciem pomi-
dzy skaami a jednym z pagrkw. Poza tym
zewszd wyrastay
ciany bazaltowe.

Wojownicy radosnym okrzykiem powitali


zwierciado wody.
Zarumieniona pomaraczowa czerwieni
zachodzcego soca,
gasia pragnienie smukych antylop, maych
przysadzistych koni,
stepowych osw o drobnych kopytach, brodatych
muflonw,
kilku saren, czynicych mniej szmeru od lici
opadajcych, starego
osia, z ktrego ba niejako drzewo wyrastao. Jeden
tylko dzik,
brutalny, ktliwy i ponury, pi bez trwogi. Inne
strzygy uszami
z oczami penymi lku, gotowe w kadej chwili do
ucieczki,
stwierdzay prawo ycia nieustanna trwog
sabych.

Nagle wszystkie uszy nastroszyy si, by zwrciy si


ku nie-
wiadomemu. Nagle nastpi ruch, by szybki, pewny,
pozornie
tylko chaotyczny. Konie, osy, antylopy, muflony,
sarny, o
uciekay zachodnim przejciem, tonc w potokach
szkaratnych
promieni. Jeden dzik tylko pozosta obracajc mae,
krwi nabie-

22

ge oczy w jedwabiu powiek. Pojawiy si wilki


duego gatunku,
zamieszkujce tak lasy, jak i stepy, na wysokich
nogach, o pot-
nych pyskach, blisko osadzonych oczach, ktrych
te spojrz-.
ni, zamiast rozprasza si jak u trawoernych,
zerodkoway si
na upie. Naoh, Nam i Gaw trzymali w pogotowiu
oszczepy i
wcznie, podczas gdy dzik podnosi zakrzywione ky
i gromko
chrapa. Chytre oczy wilkw i czujne nozdzra
mierzyy nieprzyja-
ciela. Wyczuway w nim niebezpieczestwo, pogoniy
w stron
uciekajcych.

Po ich odejciu zalega gboka cisza. Ulhamrowie,


ugasiw-
szy pragnienie, poczli si naradza. Zmierzchao,
soce zapado
za skay. Byo ju za pno na dalsza drog gdzie
obra schro-
nisko?

Zbliaj si ubry! rzek Naoh.

Lecz w tej samej chwili zwrci gow w kierunku


zachodnie-
go przejcia. Trzej wojownicy nasuchiwali, po czym
legli na zie-
mi.

To, co tam idzie, to nie s ubry szepn Gaw.


A Naoh potwierdzi:

To s Mamuty!

Zbadali popiesznie okolic. Rzeka ukazywaa si


pomidzy
bazaltowym wzgrzem i ciana z czerwonego
porfiru, dokd pro-
wadzi wystp na tyle szeroki, aby da przejcie
duemu drapie-
nikowi. Ulhamrowie wspili si na.

W kamiennej otchani woda pyna w cieniu i


wiecznym p-
mroku. Niektre drzewa, powalone i powyrywane
przez wzburzo-
ne ywioy lub przez wasny ciar, rozpostary si
poziomo nad
przepaci. Inne wyrastay z gbi czeluci cienkie i
nadzwyczajnie
dugie, zatracajc ca sw ywotn si,
utrzymujca koron lici w
krainie bladych podwitw. A wszystkie poerane
przez gsty jak
kudy niedwiedzie mech, dawione przez liany,
toczone przez
grzyb, rozwijay niezniszczalna cierpliwo istot
pokonanych.

Nam pierwszy spostrzeg jaka jaskini. Niska i


pytka wdra-
aa si nieprawidowo. Ulhamrowie, nim weszli,
badali j dugo
wzrokiem. Wreszcie Naoh, pochylajc gow,
rozdymajac n-

23
dr, wszed pierwszy. Na ziemi leay koci z
resztkami skry,
rogi, rosochy osia, szczki. Gospodarz ujawnia
natur myliwca
potnego i gronego. Naoh nie przestawa wszy
jego wyzie-
ww.

To jaskinia Szarego Niedwiedzia owiadczy.


Nie
bya zamieszkana prawie od ostatniego ksiyca.

Nam i Gaw zupenie nie znali tego potnego


zwierza. Ul-
hamrowie koczowali w okolicach nawiedzanych
przez Tygrysa,
Lwa, ubra, a nawet Mamuta, dokd Szary
Niedwied trafia
rzadko. Naoh spotka go niegdy podczas jednej z
dalekich wy-
praw; wiedzia o jego okruciestwie lepym jak u
nosoroca, o
sile dorwnujcej Lwu Olbrzymiemu, o szalonej i
niewyczerpanej
odwadze. Jaskinia bya opuszczona: czy to dlatego,
e zwierz po-
rzuci ja, czy to, e przenis si na par tygodni lub
na t por
roku, czy te spotkao go nieszczcie, gdy
przeprawia si przez
rzek. Przekonany, e zwierz tej nocy nie powrci,
Naoh posta-
nowi zaj jego schronisko. Podczas gdy o tym
mwi swoim to-
warzyszom, rozleg si wzdu ska i wd rzeki
guchy oskot;

ubry przybyy. Potne ich gosy, jak lwie poryki,


rozbrzmie-
way echem po dziwnej okolicy.

Naoh nie mg bez zmieszania sucha odgosw tych


olbrzy-
mich stworze; czowiek bowiem mao polowa na
Tura i ubra.
Byki osigay wzrost, si i zwinno, jakie
potomstwu ich nie
miay by wicej znane; puca ich napeniay si
powietrzem obfit-
szym w tlen. Moe zmysy ich nie byy bardziej czue,
ale jednak
byy one ywsze i bardziej wiadome. Znay
przynalene im sta-
nowisko, nie obawiay si duych drapienikw,
chyba e byy
sabsze, pozostaway w tyle lub zabkay si
samotnie w sawan-

nie.
Trzej Ulhamrowie wyszli z jaskini. Piersi ich od
widoku, jaki
roztacza si przed nimi, dray ze wzruszenia. Serca
ich znay
wspaniaoci dzikiej natury. Ich ciemna umysowo
pojmowaa
bez sw, bez myli si ywioowa pikna, ktre
drgao w gbi
ich wasnej istoty. Przeczuwali zawrotna tragedi, z
ktrej po wie-
lu wiekach wyoni si twrczo wielkich
barbarzycw.

24

Ledwo zdyli wyj z pmroku, gdy podniosy si


inne
gromkie odgosy, ktre przeciy pierwsze, jak topr
tnie miso
ani. By to krzyk podobny do warkotu bbna, mniej
grony,
mniej miarowy, sabszy od ryku ubrw.
Zapowiada jednake
najwiksze ze stworze, jakie bdziy po
powierzchni ziemi. W
owych czasach Mamut kry niepokonany. Wzrost
jego oddala
Lwa i Tygrysa, zniechca Niedwiedzia Szarego.
Czowiek nie
mia przed upywem tysicy lat zmierzy si z nim.
Jeden tylko
Nosoroec, zalepiony i bezmylny, odway si z nim
walczy.

By on szybki, zwinny, niestrudzony, zdolny wspina


si na
gry, rozumny i obdarzony niezwyka pamici,
chwyta, obra-
bia i mierzy wszelkie rzeczy swoja trba, bada
ziemi olbrzymi-
mi kami. Kierowa swymi wyprawami przemylnie i
zna wasna
przewag. ycie dla byo pikne. Zdrowa krew
krya w jego
yach. Nie ma wtpliwoci, e jego wiadomo bya
bardziej
jasna, jego odczucie natury bardziej wnikliwe ni u
soni, spodlo-
nych dugowieczna niewola u czowieka.

Zdarzyo si, e wodzowie ubrw i Mamutw


zbliyli si
jednoczenie do brzegu wd. Mamuty, trzymajc si
swego pra-
wa, uwaay, e to im naley si pierwszestwo;
prawo to nie
spotykao si ze sprzeciwem ani ze strony Turw, ani
ubrw.
Tu jednake ubry zostay podranione.
Przyzwyczajone bowiem
byy, e inne trawoerne ustpoway im, przy tym
prowadziy ich
byki mao znajce Mamuta.

A e osiem czoowych bykw byo olbrzymiego


wzrostu
najwikszy siga rozmiarw Nosoroca
cierpliwo ich trwaa
krtko a pragnienie si wzmogo. Widzc, e
Mamuty chciay
przej pierwsze, wznoszc by wyday gardziele
wydta jak kob-
za przecigy okrzyk wojenny.

Mamuty zatrbiy. Byo to pi starych samcw o


cielskach
jak pagrki, o nogach jak kody. Ich ky dugoci
dziesiciu okci
byy zdolne przebija dby na wylot. Trby ich byy
podobne do
czarnych pytonw, by do gazw; poruszay si w
skrze, grubej
jak kora starych wizw. W tyle postpowao dugie
stado koloru
gliny...

25
Tymczasem mae ruchliwe oczy zwrcone byy na
byki. "Sta-
re Mamuty, pokojowo usposobione, niewzruszone i
zamylone,
zagradzay drog. Osiem ubrw o leniwych
renicach, o grzbie-
tach pagrkowatych, o kdzierzawych brodatych
bach, o rozcho-
dzcych si ukowatych rogach wstrzsno gstymi,
cikimi,
zaboconymi grzywami. Gbia swego instynktu
pojmoway po-
tg nieprzyjaciela, lecz ryki stada podniecay w nich
zapa wojen-
ny. Najwikszy z nich, wdz wodzw, pochyli
zwarty eb z po-
yskujcymi rogami, run z kopyta naprzd jak
wielki pocisk i
podskoczy do najbliszego Mamuta. Kolos,
uderzony w opatk,
chocia osabi cios trba, pad na kolana. ubr
prowadzi dalej
walk z zawzitoci waciwa jego gatunkowi. Mia
przewag.
Jego stalowy rg powtrzy uderzenie a Mamut tylko
i to nie bar-
dzo sprawnie posugiwa si swa trba. W tej walce
mini ubr
uosabia zuchwae szalestwo, burz zmysw, o
ktrych mwiy
zamglone oczy, drgajcy kb, zapieniony pysk oraz
pewne, krt-
kie, szybkie, powtarzajce si ruchy. Gdyby mu si
udao obali
przeciwnika i rozpru mu brzuch, gdzie skra bya
mniej gruba, a
ciao bardziej wraliwe, zostaby zwycizc.

Mamut zdawa sobie z tego spraw, usiowa nie da


si po-
wali, a niebezpieczestwo zmuszao do zachowania
zimnej krwi.
Wystarczyby mu jeden tylko wysiek, aby powsta,
lecz do tego
trzeba byo, by ubr zwolni swe uderzenia.

Pozostaych samcw w pierwszej chwili walka


zaskoczya.
Cztery Mamuty i siedem bykw stao naprzeciw
siebie w nate-
niu penym grozy. aden z nich nie okazywa chci
wmieszania
si. Sami czuli si zagroeni. U Mamutw pojawiy
si pierwsze
oznaki zniecierpliwienia. Najwyszy z nich dmc
trb, poruszy
napitymi jak wielkie bony uszami, podobnymi do
olbrzymich
nietoperzy i ruszy naprzd. Niemal jednoczenie
ten, ktry wal-
czy z bykiem, zada gwatowny cios trb w nogi
przeciwnika. Z
kolei ubr zachwia si, a Mamut powsta. Potne
zwierzta zno-
wu znalazy si oko w oko. Przypyw szau zawirowa
w czaszce
Mamuta, podnis trb i wydawszy ostry krzyk
rozpocz natar-
cie. Zakrzywione ky podrzuciy ubra, gruchocc
mu koci, po

26

czym Mamut, pochyliwszy si, uderzy trb. Ze


wzmagajca si
wciekoci gnit kadun przeciwnika, depta jelita,
a zmiadyw-
szy mu ebra, zanurzy we krwi a po pier swe
potworne nogi.
Straszliwe jki konania umilky w oskocie walki:
rozpocz si
bj wielkich samcw. Siedem ubrw i cztery
Mamuty runy na
siebie, zalepione wciekoci, jaka ogarniaa
podczas popochu,
kiedy zwierz zupenie zatraca wszelka nad sob
wadz. Zawrot-
ny sza opanowa stada. Gbokie poryki ubrw
zderzay si z
ostrymi dwikami gosu Mamutw. Nienawi
podniecaa te
dugie fale cielsk, te potoki bw, rogw, kw i trb.

Przewodnicy samce a dyszay walka. Ich potne


cielska
obracay si jakby w olbrzymim mrowisku, podobne
do wielkiej
miazgi misa, penej blu i wciekoci. Przy
pierwszym zderzeniu
przewaga okazaa si po stronie ubrw, ktre
liczba przewysza-
y Mamuty. Jeden z nich zosta powalony przez trzy
byki, drugi
unieruchomiony koniecznoci obrony. Ale dwa
inne odniosy
szybkie zwycistwo. Runwszy murem na
przeciwnikw zakuy
ich, zadusiy i porozryway, wicej czasu tracc na
tratowanie
ofiar ni na sama walk. Spostrzegszy
niebezpieczestwo, groce
towarzyszom, natary. Trzy ubry, ktre zaciekle
napastoway
powalonego olbrzyma, zostay napadnite znienacka.
Wywrciy
si, jak raone piorunem; dwa z nich roztratowano,
trzeci umkn.
Jego ucieczka pocigna te byki, ktre jeszcze
walczyy, i ubry
poznay, co znaczy potga nagego strachu. Z
pocztku niepokj
jak przed burza, jaka cisza, jaka dziwna
bezwadno ogarna
cae stado. Nastpnie drganie bdnych oczu, jaki
tupot, podobny
do chlupotu padajcego deszczu i odwrt rwcy jak
potok. Uciecz-
ka zmienia si w bj w wskim przejciu; kade
zwierz prze-
tworzyo si w uciekajca moc ywiou, w pocisk
popochu. Silni
przewracali sabych, szybcy gnali na grzbietach
drugich, podczas
gdy koci trzeszczay, jak drzewa wywracane przez
huragan.

Mamuty nie mylay o pogoni. Raz jeszcze day


dowd swej
potgi, raz jeszcze poczuy w sobie wadcw ziemi. I
zastp ol-
brzymw koloru gliny, o dugich szorstkich wosach,
o twardych
grzywach ustawi si na brzegu wodopoju i zaczy
pi tak gwa-

28
townie, e woda opadaa w kotlinach, jakie
wydrya u brzegu.

Na skonie wzgrz fala mniejszych zwierzt, ktre


nie ocho-
ny jeszcze od widoku walki, patrzya jak Mamuty
gasiy prag-
nienie. Rwnie Ulhamrowie patrzyli w osupieniu
na jedno z
wikszych wydarze przyrody. A Naoh, porwnujc
wadcze
zwierzta z Namem i Gawem, ich drobne ramiona,
cienkie nogi i
wskie torsy z tymi nogami twardymi jak dby, z
tymi cielskami
wyniosymi jak opoki, zdawa sobie spraw ze
znikomoci i kru-
choci czowieka, tego ndznego ycia, tuajcego si
po powierz-
chni sawanny. Duma te o Lwach tych, o Lwach
Olbrzy-
mich, o Tygrysach, z ktrymi si spotka w pobliskim
lesie, a pod
ktrych pazurem czowiek lub o s tak samo
bezsilni, jak grzy-
wacz w szponach ora.

29
W jaskini

Miao si ku trzeciej zmianie nocnego czuwania.


Ksiyc, bia-
y jak kwiat powoju, znaczy drog wzdu obokw.
Fale jego
wiata spyway na rzek i milczce skay,
roztapiajc jedne za
drugimi cienie majaczce u wodopoju. Mamuty
odeszy. Od cza-
su do czasu mona byo dostrzec pezajce zwierz
lub jaka sow
na skrzydach milczenia. A Gaw, na ktrego
przypada kolej czu-
wania, pilnowa wejcia do jaskini. By znuony.
Jego leniwa i
przelotna myl budziy jedynie to raptowne haasy,
to wzmagajce
si lub rozchodzce nowe zapachy, to znowu
ucichanie lub podry-
wy wiatru. y w jakim odrtwieniu, gdzie wszystko
byo znie-

30

czulone prcz uczucia niebezpieczestwa i musu.


Nagle pomkna
antylopa; podnis gow. Po drugiej stronie rzeki,
na citym
wierzchoku wzgrza ujrza jakie grube zarysy
stworzenia, ktre
kroczyo koyszc si. Czonki cikie, a jednak
zwinne, eb pot-
ny, zwony u paszczy, jaka niesamowita zjawa
czowieka
wskazyway Niedwiedzia. Gaw zna Niedwiedzia
Jaskiniowego,
olbrzyma o czole wypukym, ktry y spokojnie w
swych schro-
nieniach i na pastwiskach, rolinoerc, ktrego
jedynie gd ska-
nia do karmienia si misem. Ten, co si zblia, nie
zdawa si
by podobnym do tego gatunku. Gaw upewni si o
tym, ujrza-
wszy jego zarys w wietle ksiyca: ze swa
spaszczona czaszka, z
szarawym poszyciem, caym swym wygldem, jak to
spostrzeg
Ulhamr, okazywa pewno siebie, groz i
okruciestwo drapie-
nych zwierzt. By to Szary Niedwied,
wspzawodnik Wiel-
kich Kotw.

Gaw przypomnia sobie legendy, opowiadane przez


tych, co
bywali na wyynach. Szary Niedwied powala
ubra lub Tura i
unosi ich z wiksza atwoci ni Lampart antylop.
Jego pazury
mog od jednego uderzenia rozpata pier lub
brzuch czowieka.
Dusi konia w swych apach. Nie obawia si Tygrysa i
Lwa Po-
wego. Stary Goun przypuszcza, e ustpuje jedynie
przed Lwem
Olbrzymim, Mamutem albo Nosorocem.

Syn Saigi nie uczu tej nagej trwogi, jakiej by dozna


wobec
Tygrysa. Przypuszcza, e Niedwied ten jest rwnie
niewrali-
wy i dobroduszny, jak spotykany przez niego
Niedwied Jaski-
niowy. Na razie to wspomnienie uspokoio go, lecz
ruchy drapie-
nika w miar, jak jego zarys stawa si wyraniejszy,
wydaway
si bardziej podejrzane tak dalece, e Gaw
postanowi zwrci si
do wodza. Wystarczyo dotknicie jego rki; z cienia
wyonia si
wysoka posta.

Czego chce Gaw? rzek Naoh pojawiajc si u


wyjcia
jaskini.

Mody koczownik wskaza rka w kierunku


wierzchoka
wzgrza. Oblicze wodza zaspio si:

Szary Niedwied!

31

Naoh wzrokiem poczu bada jaskini. Zdy


uprzednio na-
gromadzi kamienie i gazie, prcz tego kilka
pobliskich gazw
mogo utrudni dostp. On jednake zamyla
ucieczk, a odwrt
by moliwy tylko od strony wodopoju. Gdyby
zwierz szybki,
niezmordowany i zawzity postanowi ich ciga,
dogoniby pra-
wie na pewno. Pozostawa jedyny ratunek: wspi si
na drzewo.
Szary Niedwied nie wdrapywa si. Natomiast by
zdolny cze-
ka nieskoczenie dugo, a w pobliu wida byo
tylko drzewa o'
cienkich gaziach.

Czy srogi zwierz widzia Gawa, skurczonego,


upodobnionego
do otaczajcych gazw, baczcego aby nie zrobi
jednego zbytecz-
nego ruchu? Czy to by mieszkaniec jaskini,
powracajcy do niej
po dugiej wyprawie? Gdy Naoh rozwaa te pytania,
zwierz po-
cz schodzi ze stromej pochyoci. Dotarszy do
gruntu mniej
niewygodnego, podnis eb, pocz wietrzy wilgotne
powietrze
i ruszy kusem. Przez chwil dwaj wojownicy
sadzili, e si odda-
la. Ale on zatrzyma si na wprost miejsca, gdzie
krawd skay
bya dostpna. Wszelki odwrt stawa si
niemoliwy. W grze
krawd koczya si ostra skaa. Chcc spuci si
w d, trzeba
byo ucieka przed oczyma zwierza; mgby bowiem
wwczas
przeprawi si przez wska rzek i zagrodzi im
drog. Nie po-
zostawao nic innego, jak czeka, by zwierz odszed
lub przyj
jego natarcie w jaskini.

Naoh obudzi Nama i wszyscy trzej zabrali si do


staczania
pod jaskini gazw.
Po chwilowym wahaniu Niedwied postanowi
przeprawi
si przez rzek. Wyadowa z powaga i wygramoli
si na kra-
wd. W miar jak si zblia lepiej byo wida jego
potne mi-
nie. Czasami w wietle ksiyca bysny jego ky.
Nam i Gaw
dreli. Mio ycia rozsadzaa im serca. Poczucie
bezsilnoci za-
pierao dech. Moda krew ttnia, jak lk ttni w
trwoliwej piersi
ptakw. Sam Naoh nie by spokojny. Zna
przeciwnika, wiedzia,
e nie trzeba mu byo wiele czasu, by zada mier
trzem ludziom.
A jego gruba skra i koci z granitu byy prawie
niedostpne dla
ran, jakie mogy zada wcznia, topr lub oszczep.

32

Tymczasem koczownicy koczyli ukada w stos


gazy.
Wkrtce pozosta z prawej strony na wysokoci
czowieka jeden
tylko otwr. Gdy Niedwied zbliy si, potrzsn
grzmicym
bem i spojrza z zakopotaniem. Bo chocia
zwietrzy ludzi i sy-
sza haas ich pracy, nie oczekiwa, i znajdzie
zaparty dostp do
legowiska, gdzie spdzi tyle lat. W czaszce jego
zaczo si koja-
rzy jakie niejasne zestawienie pomidzy zawalona
jaskinia, a
tymi, co ja zajmowali. Poza tym, poznawszy wyziewy
stworze
sabych, ktrych misem spodziewa si uraczy, nie
wykazywa
adnej przezornoci, by tylko zdziwiony.
Przecign si w wiet-
le ksiyca, wystawia pier srebrzysta i koysa
stokowata pasz-
cza czu si dobrze w swoim futrze. Potem
rozzoci si bez
powodu, bo by natury zgryliwej i brutalnej, ktrej
obca bya ra-
do i pocz wydawa chrapliwe pomruki. Wreszcie,
zniecierpli-
wiony, wyprostowa si na tylnych apach, podobny
do wochate-
go wielkoluda o nogach zbyt krtkich, a
nadmiernym tuowiu i
pochyli si nad pozostawionym otworem.

W pmroku Nam i Gaw trzymali w pogotowiu


topory, syn
Lamparta podnis maczug. Oczekiwano, e zwierz
wsunie naj-
pierw apy, co pozwolioby ci po nich. Lecz w
otworze pokaza
si jego ogromny eb pokryty gstymi kudami, z
wargami ocie-
kajcymi lin, z zbami spiczastymi jak ostrza
wczni. Topory
spady, maczuga zawirowaa lecz wobec wystpw
znajdujcych
si koo otworu bya nie do uycia. Niedwied
rykn i cofn
si. Nie by raniony. Ani jeden lad krwi nie
czerwieni si na jego
paszczy. Ruch szczk, rozarzone renice wiadczyy
o wzburze-
niu obraonej siy.

W kadym razie nie zlekceway nauczki, zmieni


sposb po-
stpowania. Zwierz ryjcy, obdarzony wyostrzonym
poczuciem
przeszkd, wiedzia, e lepiej jest niekiedy je
rozwala, ni wdzie-
ra si wprost w niebezpieczne przejcia. Obmaca
zapor, po-
pchn j, ruszya si pod naciskiem.

Potwr wzmaga swj wysiek, pracujc apami,


barami, czasz-
k. To rzuca si na przeszkod, to pociga j
lnicymi pazura-
mi. Napocz j i, znalazszy sabe miejsce, zachwia
ni. Odtd

3 Walka..

33

caa jego zacieko skupia si na tym sabym


miejscu. Okazao
si ono dla niego tym bardziej korzystne, e rce
ludzi byy za
krtkie, by mogy go dosign. Naoh i Gaw, nie
tracc czasu na
prny trud, podparli na wprost Niedwiedzia
chwiejca si cia-
n i udao si im powstrzyma ja, podczas gdy Nam,
wychylajc
si przez otwr, pilnowa jego lepia, w ktre
zamierza puci
strza.

Wkrtce oblegajcy spostrzeg, e owo sabe miejsce


przesta-
o poddawa si jego wysikom. Ta niepojta zmiana,
przeczca
jego wieloletniemu dowiadczeniu, wprawia go w
zdumienie i
rozjtrzya. Zatrzyma si, siedzc na zadzie,
przyglda si zapo-
rze, obwchiwa j i potrzsa bem z
niedowierzaniem. Wreszcie,
jakby podejrzewajc, e uleg zudzeniu, powrci do
niej. Pchn
ap, barami, a przekonawszy si, e opr trwa,
poniecha wszel-
kiej ostronoci i podda si wadzy swej
bezwzgldnej natury.
Pozostawiony otwr przykuwa jego uwag, wydawa
si jedyn
dostpn drog. Rzuci si ku niemu z zaciekoci.
wisn grot i
ugodzi go blisko powieki. Nie osabio to jednak
natarcia, ktre
byo druzgocce. Cay ten splot nerww i mini, ta
brya misa
tryskajca krwi, skupia si w jedn moc
wybuchow ciana
runa.

Naoh i Gaw odskoczyli w gb jaskini. Nam znalaz


si w u-
cisku potwornych ap. Nie myla zgoa o obronie,
by jak anty-
lopa schwytana przez Wielk Panter, jak ko,
powalony przez
Lwa. Z wycignitymi ramionami i rozwartymi
ustami oczekiwa
mierci w zupenym odrtwieniu. Lecz Naoh, zrazu
zaskoczony,
odzyska natychmiast zapa bojowy jaki stwarza
wodzw i zacho-
wuje gatunek. Jak Nam zapamita si w biernoci,
tak on zapa-
mita si w walce. Odrzuci topr, ktry uwaa za
zbdny i po-
rwa oburcz dbow skat maczug. Zwierz poczu
jego blis-
ko. Zaniecha na razie zgadzenia bezsilnej
zdobyczy, drgajcej
pod nim, zwrci ca sw si na przeciwnika. apy i
ky uderzy-
y jak grom. W tej samej chwili Ulhamr opuci
maczug. Bro
spada pierwsza. Potoczya si po paszczce
Niedwiedzia, jeden z
jej skw uderzy w chrapy. Cios wymierzony
skonie by mao

34

skuteczny, ale tak bolesny, e zwierz ugi si pod


nim. Powtrne
uderzenie koczownika odskoczyo od niezniszczalnej
czaszki. Po-
twr w jednej chwili wrci do przytomnoci i natar
zajadle, lecz
Ulhamr skry si w cie za skalistym zrbem: w
stosownym mo-
mencie uskoczy a Niedwied grzmotn cielskiem o
ska. Po-
twr zatoczy si. Naoh rzuci si na skos i wydajc
okrzyk wo-
jenny uderzy maczuga w dugie krgi. Zatrzeszczay
koci. Dra-
pienik, osabiony uderzeniem o zrb skay, zachwia
si na a-
pach, a Naoh upojony swa moc miady kolejno
chrapy, apy i
paszczk, podczas gdy Nam i Gaw toporami
rozpltywali ka-
dun.

Kiedy nareszcie cielsko przestao dysze, koczownicy


spojrze-
li po sobie. Bya to chwila przedziwna. Naoh okaza
si najgro-
niejszym z Ulhamrw, a nawet ze wszystkich ludzi,
poniewa
ani Fauhm, ani Hoo, syn Tygrysa, ani aden z
tajemniczych wo-
jownikw, o ktrych Goun Sucha Ko wspomina,
nie pokonali
Szarego Niedwiedzia maczuga. I legenda wrya si
w czaszki
modziecw, aeby przechodzi z pokolenia na
pokolenie i krze-
pi ich nadzieje, o ile Nam, Gaw i Naoh nie zgina w
wyprawie po
Ogie.

36

Lew Olbrzymi i Tygrysica

Upyn jeden ksiyc. Naoh, idc wci naprzd,


dawno
przeby sawann. Przechodzi teraz przez puszcz.
Poprzerzynana
wyspami trawy i kamieni, jeziorami, bagnami i
wgbieniami,
wydawaa si bez koca. To zniaa si agodnie, to
raptownie
wznosia, dziki, czemu rodzia wszystkie gatunki
rolin i wszelkie
odmiany zwierzt. Mona byo spotka w niej
Tygrysa, Lwa -
tego, Lamparta, Czowieka Drzew, co y samotnie w
otoczeniu
kilku samic, a przewysza sia czowieka zwykego,
hien, dzika,
wilka, daniela, jelenia, sarn, muflona i Nosoroca,
wlokcego
swj ciki pancerz. Moe znalazby si w niej i Lew
Olbrzymi,

37

chocia sta si on nader rzadki, gdy gatunek jego


wymiera od
caych setek stuleci.

Zdarza si i Mamut pustoszcy lasy, kruszcy


gazie, wyry-
wajcy drzewa, ktrego pochd czyni wicej
zniszczenia ni po-
wd albo huragan.

Na tym trwog budzcym obszarze koczownicy


znaleli obfi-
ty pokarm. Wiedzieli, e dla poeraczy misa oni
sami s zdoby-
cz. Szli ostronie, jeden z przodu, a dwu w tyle
na rwnej li-
nii, aby mc obj okiem jak najwiksza przestrze.
Wyczulone
zmysy mogy ich ustrzec w cigu dnia przed
zasadzkami. Zreszt
ich najgroniejsi wrogowie polowali jedynie w
ciemnociach. We
dnie nie posiadali wzroku tak ostrego jak ludzie, a
powonienie ich
nie mogo si rwna z powonieniem wilkw. Przed
tymi ostatni-
mi trudniej byoby skry lady, lecz w dobrze
zaopatrzonej pusz-
czy nie mylay one tropi zwierzt tak
niebezpiecznych jak Ul-
hamrowie. Spomidzy Niedwiedzi najpotniejszy.
Olbrzym Jas-
kiniowy, nie polowa, chyba e byby przyparty
godem. Jako
trawoerca, znajdowa na powierzchni to, czym mg
bez walki
zaspokoi sw aroczno. A Szary Niedwied,
ktry tylko wy-
jtkowo wasa si poza okolicami o chodniejszym
klimacie, da-
wa zna o sobie ju z daleka.

Wszelako dni byway pene trwogi, a noce


przeraajce. Ul-
hamrowie starannie szukali dla siebie schronisk.
Zatrzymywali si
na dugo przed zmierzchem. Czsto ukrywali si w
jakiej dziupli,
innym razem czyli gazy lub zaszywali si w guchy
gszcz, sie-
jc przeszkody na przejciach. Niekiedy wieczorami
wspinali si
na blisko siebie rosnce drzewa.
Najbardziej cierpieli z braku Ognia. Podczas
bezksiyco-
wych nocy zdawao im si, e pograj si na
zawsze w ciemno-
ciach. Przygniatay ich one, pochaniay ich. Co
wieczr wpatry-
wali si w puszcz, jakby mieli ujrze klatk z
arzcym si po-
mieniem, rosncym w miar, jak poera suche
gazie. Nie rozr-
niali nic poza rozrzuconymi iskrami gwiazd lub
lepiami jakiego
zwierza. Dawia ich wasna bezsilno i przeraajcy
bezmiar. Za-
pewne mniej by cierpieli pord hordy, wrd
ttnicego yciem

38

tumu. W nieskoczonej samotnoci piersi ich, zda


si, byy przy-
gniecione.

ciany lasu rozwary si. Podczas gdy caa zachodnia


okolica
bya pokryta lasami, na wschodzie rozcigaa si
rwnina, czcio-
wo pokryta trawa, czciowo gszczem krzakw
kolczastych, z
nielicznymi kpami drzew. Trawa bronia swego
obszaru przed
zachannoci wielkich rolin, wspomagana przez
Tury, ubry,
jelenie, antylopy, muy i konie , ktre ogryzay mode
pdy. Rze-
ka, otoczona czarnymi topolami, popielatymi
wierzbami, osina-
mi, olszyn, ozin i trzcin, pyna na wschd.
Kilka kamieni,
zabkanych tu w epoce lodowcw, tworzyo jak
rdzaw mas
o wydatnych wypukociach; pomimo jasnego
jeszcze dnia dugie
cienie groway nad promieniami soca.
Koczownicy przygl-
dali si miejscowoci nieufnie. Zapewne, gdy noc
zapada, prze-
chodzi tdy duo zwierzt. Pospieszyli wic
zaspokoi pragnienie,
po czym zbadali okolic. Wikszo owych kamieni,
stojcych sa-
motnie, nie moga si przyda. Niektre tworzc
grupy, wyma-
gayby duo zachodu, aby je uy do obrony.
Ogarniao ich znie-
chcenie, ju gotowi byli powrci do lasu gdy Nam
spostrzeg
ogromne gazy stojce obok siebie. Dwa z nich
stykay si wierz-
chokami, tworzc rodzaj sklepionej kryjwki
majcej cztery
otwory; z tych trzy mogyby stanowi wejcie do
wntrza dla
mniejszych od czowieka zwierzt: dla wilkw, psw.
Panter.
Czwarty by do obszerny, by przepuci
wojownika silnej bu-
dowy, o ile by ten czoga si po ziemi. Wejcie to
powinno by
niedostpne zarwno dla duego Niedwiedzia, jak i
Lwa lub Ty-
grysa.

Na znak towarzysza Naoh i Gaw przybiegli.


Obawiali si
zrazu, e wdz nie zdoa wlizgn si do kryjwki.
Lecz Naoh,
rozcignwszy si na trawie i obrciwszy gow,
wczoga si bez
wysiku, wylaz tak samo. Wobec tego znaleli si w
posiadaniu
schronienia pewniejszego ni wszystkie dotychczas
napotykane.
Gazy bowiem byy tak cikie i tak mocno osiady w
ziemi, e
stado Mamutw nie mogoby poruszy ich z miejsca.
Pomieszcze-
nie byo obszerne. Dziesiciu ludzi mogo swobodnie
si w nim
39

obraca. Nadzieja spdzenia bezpiecznie nocy


uradowaa koczow-
nikw. Pierwszy raz od chwili wyruszenia mogli
drwi z wszel-
kich drapiecw. Poywili si surowym misem
jelenia i orzecha-
mi zerwanymi w lesie, po czym jli rozglda si
dokoa. To je-
le, to sarna mkny ku wodzie, kruki unosiy si z
okrzykiem
wojennym, orze zawis na wysokoci obokw. Dalej
ry w pod-
skokach goni cyrank. Lampart chykiem
przelizgn si midzy
wierzbami.

Cienie wyduay si coraz bardziej. Wkrtce


pokryy sawan-
n. Soce zapado za drzewa, niby olbrzymi kolisty
stos gorejcy,
i zblia si czas, kiedy ycie drapiene zawadnie
cisza. Na razie
nic go nie zapowiadao.

Sycha byo niewinny pogwar ptakw wdrownych,


samot-
nych lub gromadnych. Posyay one socu sw pie
spieszna,
pie aoci i trwogi, pie wielkiej, zowrogiej
nocy...

Z lasu wysun si Tur. Skd przybywa? Jaka


przygoda od-
bia go od stada? Czy zapni si? Lub moe
przeciwnie, idc za
szybko, zosta zaskoczony przez wroga lub przez
jaki przypadek
niezwyky? Pdzi na olep.

Koczownicy nie zadawali sobie tych pyta. Ogarna


ich -
dza zdobyczy. O ile myliwi z ich plemienia nie
napadali na stada
wielkich trawoernych, to czatowali jednak na
pojedyncze osobni-
ki sabe lub ranione. Waleczno i zawzito Turw
nie ustpo-
waa w poszczeglnych odmianach dzisiejszym
bykom, lecz Tur
by zmylniejszy. Gatunek ten by w penym
rozkwicie. Zwinne,
o mocnym oddechu, potrafice przewidzie
niebezpieczestwa, z
rozwinita przebiegoci, potne te stworzenia
wspaniale kry-
y po ziemi. Naoh powsta z gronym pomrukiem. Po
zwyci-
stwie nad drapienikiem czekaa go wielka chwaa
ubicie wiel-
kiego trawoercy.

W sercu Ulhamra rozbudzio si to uczucie, dziki


ktremu
trwa wszystko, co jest niezbdne dla rozwoju
czowieka. Jego za-
pa wzmaga si w miar zbliania si szerokiej piersi
i poyskli-
wych rogw. Ale poddawa si on jeszcze innemu
uczuciu nie
niszczy daremnie misa-ywiciela. A na razie by
dostatecznie za-

40

opatrzony, zdobyczy byo duo. Nadto,


przypominajc sobie
zwycistwo nad Niedwiedziem, Naoh nie poczytywa
ubicia
Tura za czyn dosy godny. Opuci wic wczni i
zaniecha o-
ww, w ktrych mg uszkodzi swa bro. A Tur,
postpujc
powoli, skierowa si ku rzece.
Nagle trzej ludzie podnieli gowy. Zmysy ich
napryy si
w poczuciu niebezpieczestwa. Wahanie byo
krtkie. Na znak
wodza Nam i Gaw wlizgnli si pod gazy. A gdy on
sam po-
szed za ich przykadem, z lasu wyskoczy Jele
Olbrzymi. Zwie-
rz byo ogarnite szaem ucieczki. eb miao
uzbrojony rogami
jak konary, ktre zarzucio w ty, chrapy ociekay
piana, zabar-
wion szkaratem, nogi podryway jak huragan
gazie. Jakie
trzydzieci skokw za nim ukaza si nieprzyjaciel.
By to Tygrys
o krpych czonkach, o krgach sprystych, sadzcy
olbrzymimi
susami. Zdawao si, e pynie w powietrzu. Za
kadym razem,
gdy dotyka gruntu, nastpowaa krtka przerwa
skupienie si
siy rzutu.

Bieg Jelenia by mniej wycignity, lecz nie ulega


przerwom.
Kady krok by przypieszonym nastpstwem
poprzedniego sko-
ku. W okresie pogoni traci on na rnicy odlegoci.
Dla Tygrysa
bieg dopiero si zacz podczas gdy Jele przybywa
z daleka.

Tygrys dojdzie Wielkiego Jelenia! rzek Nam


gosem
drcym.

Naoh, przygldajc si z przejciem tym owom,


odpowie-
dzia:

Wielki Jele jest niezmordowany!

W pobliu rzeki odlego pomidzy zwierztami


zmniejszya
si o poow. W ostatnim wysiku Jele przyspieszy
biegu. Oba
ciaa rzucay si naprzd z rwn szybkoci, przy
czym susy Ty-
grysa stay si krtsze. Poniechaby zapewne pogoni,
gdyby nie
blisko rzeki. Liczy na sw przewag w pywaniu,
w czym mia-
o mu dopomc jego dugie, gitkie ciao. Gdy
przybliy si do
brzegu, Jele by oddalony od niego o dwa kroki.
Tygrys spyn
fal z nadzwyczajn bystroci lecz z nie mniejsz
par Jele na-
przd. Bya to chwila mierci lub ycia. Jako e
rzeka nie bya sze-

41

roka Jele powinien by dopywajc do brzegu,


wyprzedzi Tygrysa.
Jedna chwila wahania, a bdzie pojmany. Wiedzia o
tym. Nie ba-
czc na niebezpieczestwo zakrci pkole, by
wybra miejsce l-
dowania. By to may wirowaty przyldek o
agodnym spadku.
Pomimo, e Jele trafnie obliczy, gdzie naley
przybi, zawaha
si jednak na chwil, podczas ktrej Tygrys zbliy
si. Trawoer-
ca wyskoczy na brzeg. Oddalony by o jeden dugi
skok Tygry-
sa, kiedy z kolei Tygrys dosign staego ldu i da
pierwszego
susa. Skok ten by zbyt popieszny, drapienik
zaplta swe apy,
potkn si i run. Zwyciy Jele. Nie byo celu
goni Jelenia.
Tygrys poj to i przypomniawszy sobie zarysy
wysokiej postaci,
dostrzeonej podczas gonitwy,. popiesznie
przeprawi si z po-
wrotem przez rzek. Tur by jeszcze widoczny...
Podczas pogoni cofn si ku puszczy. Nastpnie
okazywa
niepokj, wzrastajcy w miar, jak wielki drapienik
oddala si,
a zwaszcza gdy znikn w trzcinach. Ostatecznie
Tur postanowi
zawrci, gdy chrapy jego uderzya zowroga wo.
Wycign
szyj, a upewniwszy si, skd grozi
niebezpieczestwo, wytkn
sobie kierunek ucieczki. Przyby w ten sposb do
owych gazw,
gdzie spoczywali Ulhamrowie. Wyziewy ludzkie
przypomniay
mu potyczk, kiedy to mody jeszcze i saby, zosta
raniony strza-
. Zboczy przeto ponownie. Bieg teraz kusem i ju
mia znik-
n w gstwinie, gdy naraz stan jak wryty. Tygrys
zblia si
wielkimi susami. Nie obawia si, by Tur wymkn
si mu jak Je-
le Olbrzymi, a wczeniejsze niepowodzenie
zniecierpliwio go
jeszcze.

Na widok drapienika wahanie Tura mino. Stan


oko w
oko z niebezpieczestwem, wiedzc, e nie moe
liczy na swoj
szybko. Z bem opuszczonym, ryjc racicami
ziemi, z szerok,
rud piersi, ze lepiami jarzcymi si ogniem
fioletowym, przed-
stawia wspaniay okaz wojownika puszczy i stepu.
lepa wciek-
o wymiota wszelki lk. Krew ttnica w jego
sercu bya krwi
walki, zmys samozachowawczy przemieni si w
odwag.

Tygrys odgad warto przeciwnika. Nie napad go


raptow-
nie, podchodzi koujc, pezajc jak gad,
wyczekiwa jakiego ru-

42

chu, zbyt popiesznego lub nieopatrznego, ktry by


pozwoli mu
okraczy grzbiet Tura, przegry krgi lub gardo.
Lecz Tur, ba-
czc na obroty napastnika, nadstawia cigle swj
zwarty eb i
ostre rogi...

Nagle drapieca zamar w bezruchu. Na


wypronych apach
wielkimi tymi lepiami z wyrazem niemal
szalestwa patrzy na
zbliajcego si potwora. By on podobny do
Tygrysa, postaw
mia wysz i bardziej zwart. Sw grzyw, gbok
piersi i po-
wanym ruchem przypomina Lwa. Pomimo, e bieg
bez zatrzy-
mywania si, z poczuciem wyszoci, okazywa
jednak wahanie
zwierza, ktry jest na obcym obszarze owieckim.
Tygrys za by
u siebie! Przez dziesi pr oww wada t ziemi, a
inni miso-
ercy, Lampart, Pantera, hiena, yy tu w jego
cieniu. Wszelka zdo-
bycz, skoro j sobie obra, naleaa do niego. adna
istota nie sta-
waa mu na drodze, gdy w przypadkowych
spotkaniach zagryza
osia, daniela. Jelenia Olbrzymiego, Tura, ubra lub
antylop.
Moe Szary Niedwied przechodzi podczas pory
chodw przez
jego ziemie, lecz Tygrysy trzymay si na pnocy, a
Lwy okolicy
rzeki; ani jedno z nich nie wayo si uchybi jego
potdze. Unika
jedynie spotkania z Nosorocem, tym, ktrego ky i
pazury nie
imay si, lub z Mamutem o potnych nogach,
uwaajc walk z
nimi za prb zbyt gron. Nie zna wic dziwnej
postaci, ktra
przed nim wyrosa, wstrzsajc wszystkimi jego
zmysami.

Byo to zwierz bardzo rzadkie, zwierz czasw


minionych,
ktrego gatunek wymiera od tysicleci. Tygrys
caym swym jes-
testwem wyczuwa, e byo ono silniejsze od niego,
lepiej uzbro-
jone, rwnie szybkie, lecz przyzwyczajenie i pami
zwycistw
tkwiy w nim tak gboko, e buntowa si przeciw
trwodze. W
ruchu jego wyraaa si ta dwoisto popdw. W
miar, jak
wrg podchodzi, nie cofa si przed nim, a raczej
usuwa; posta-
wa jego pozostawaa grona. Gdy odlego
dostatecznie si ju
zmniejszya. LewTygrys wyd sw szerok pier,
po czym
przypad do ziemi, wykona swj pierwszy skok
natarcia, skok
dwudziestopiciometrowy. Tygrys cofn si. Przy
drugim skoku
olbrzyma zawrci z zamiarem odwrotu. Ten ruch
by ledwie za-

43

znaczony. Natychmiast wcieko zawrcia go, jego


te oczy
pozieleniay: przyjmowa walk. Nie by ju sam.
Wrd traw
ukazaa si Tygrysica. Biega poyskujca,
gwatowna, wspaniaa
na pomoc swojemu samcowi.

Z kolei zawaha si Lew Olbrzymi, zwtpiwszy o


swojej
mocy. Moe byby si w tej chwili cofn, ustpujc
pola Tygry-
som, gdyby przeciwnik, podniecony miauczeniem
zbliajcej si
Tygrysicy, nie wykona ruchu jak do napaci.
Ogromny Kot
mg zgodzi si na porzucenie placu, ale jego
straszne minie,
wspomnienia tego misa, ktre w yciu rozszarpa, i
pomiado-
nych koci, zniewoliy go do ukarania zaczepki.
Dzielia go od
Tygrysa przestrze jednego skoku. Przeby ja,
chybiwszy celu,
gdy tamten odskoczy, prbujc napa z boku.
Lew zatrzyma
si i przyj natarcie. Pazury i paszcze sploty si ze
sob. Sycha
byo kapanie szarpicych kw i charczce oddechy.
Tygrys, jako
niszy, usiowa zapa wroga za gardziel. By ju
bliski osigni-
cia tego, gdy odrzucony nieomylnym ciosem zosta
powalony i
znalaz si pod wadn ap potwora, ktry j mu
pru wntrzno-
ci. Wyskoczyy jelita, niby bkitne liany, szkaratna
krew polaa
si wrd traw i straszny ryk wstrzsn sawann.
Lew pocz
miady koci, gdy nadbiega Tygrysica. Stropiona,
wszya go-
rce miso, porak swego samca. Wydaa
miauknicie na znak
wyzwania.

Na ten gos Tygrys powsta. Przemona fala odruchu


bojo-
wego przemkna przez jego czaszk, lecz przy
pierwszych kro-
kach wlokce si wntrznoci zatrzymay go.
Znieruchomia z
czonkami omdlewajcymi, oczami penymi jeszcze
ycia. Tygry-
sica wyczua, ile mocy yciowej pozostao w tym,
ktry tylokrot-
nie dzieli si z ni zdobyczami ttnicymi yciem,
czuwa nad po-
koleniami, broni gatunku przed niezliczonymi
zasadzkami. Ponu-
ra tkliwo wstrzsna jej grubymi zmysami,
odczuwaa wspl-
no ich walk, radoci, cierpie. A mimo tego prawo
natury j
zmogo. Poznaa, e sia bardziej grona, ni sia jej
Tygrysa sta-
na przed ni i drca od potrzeby ycia, z guch
skarg, rzucajc
dugie spojrzenie poza siebie, ucieka w br.

44

Lew Olbrzymi nie poszed za ni. Nasyca si


przewaga
swych mini, wdycha zapachy wieczorne, zapachy
przygd, mi-
oci i zdobyczy. Tygrys nie niepokoi go wicej. Lew
Olbrzymi
ledzi go jednake, waha si dobi go, mia on dusz
ostrona i
zostawszy zwycizc obawia si niepotrzebnych
ran...

Nastaa czerwona godzina, pyna przez gbie


lasw, powol-
na, zmienna i zwodnicza. Zwierzta dzienne
zamilky. Byo sy-
cha od czasu do czasu wycie wilkw, szczekanie
psw, zoliwy
miech hieny, powist drapienego ptaka, rechotanie
ab lub
zgrzyt zapnionego pasikonika. Podczas gdy soce
gaso za mo-
rzem wierzchokw, od wschodu wznosia si
ogromna tarcza
ksiyca.

Nie byo wida innych zwierzt, prcz dwch


drapienikw.
Tur znikn podczas walki. W mrokach nocy tysice
wyczulonych
nozdrzy wiedziao ju o gronym ssiedztwie. Lew
Olbrzymi jesz-
cze raz przekona si o nikoci swej mocy. Mnstwo
zdobyczy
ttnio yciem w gbi gszczw i na polanach,
tymczasem on
musia codziennie lka si godu. Albowiem
towarzyszyo mu
powietrze, przesycone jego wyziewami, ktre
wczeniej stwier-
dzao jego obecno, ni jego chd, trzeszczenie
ziemi, traw, lici
i gazi. Rozchodzio si ono ostre, krwioercze,
wyczuwao sieje
w ciemnociach i a do powierzchni wd byo
zarazem postra-
chem i obron sabych. Wtedy wszystko uciekao,
kryo si, zni-
kao. Ziemia pustoszaa z wolna. Nie byo ju na niej
ycia, nie
byo zdobyczy. Wielki Kot zdawa si by sam na
wiecie.

Ot, gdy noc zapada, olbrzym by godny. Wygnay


go z
jego ziemi wybuchy rozszalaej przyrody, przeby
strumienie i
rzek, wczc si po nieznanych przestrzeniach. A
teraz, gdy po-
kona Tygrysa, zdobywszy now siedzib, nastawia
chrapy, szu-
ka w powiewie wiatru zapachw rozproszonej
zwierzyny. Wszel-
ka zdobycz wydawaa si mu odlega. Postrzega z
trudem koysa-
nie si traw, wywoane przez drobn zwierzyn,
kilka gniazd
wdrownych ptakw, dwie czaple siedzce na
rozwidlonej czar-
nej topoli, ktrych czujno nie daaby si zwie,
nawet gdyby
Kot ten mg wspi si na drzewo. Ale gdy Lew
osign swj

46

peny wzrost, azi jedynie po niskich pniach i


pomidzy grubymi
konarami.

Gd pchn go ponownie do tej ciepej cieczy, ktra


pyna
z jelitami pokonanego. Podszed i pocz j
obwchiwa. Wstrtna
mu bya jak jad. Zniecierpliwiony, skoczy na
Tygrysa i zmia-
dy mu krgi, po czym oddali si szukajc eru.

Pocigay go zarysy prastarych gazw. Jako e


wznosiy si
teraz pod wiatr, a wch jego nie dorwnywa
wchowi wilkw,
nie wyczu od razu obecnoci ludzi. Zbliywszy si,
zwietrzy tam
zdobycz i nadzieja przypieszya mu oddech.
Ulhamrowie przygldali si z trwog wysokiej
postaci po-
wego zwierza. Od ucieczki Jelenia Olbrzymiego caa
ponura le-
genda, to wszystko, co kae yjcym dre ze
strachu, przesuno
si przed ich renicami. Na tle czerwieni zachodu
widzieli potwo-
ra krcego koo schroniska. Paszcz prbowa ry
pomidzy
szczelinami kamieni. lepia jego rzucay byski
zielonych gwiazd.
Caa jego istota dyszaa popiechem godu.

Gdy podszed do otworu, ktrym wlizgnli si


ludzie, po-
chyli si, usiujc wsun eb i opatki. Ulhamrowie
zwtpili, czy
gazy ustoj w miejscu. Przy kadym ruchu tego
falujcego cielska
Nam z Gawem kurczyli si z westchnieniem
rozpaczy. Nienawi
nurtowaa Naoha, nienawi podanego ciaa,
nienawi przeja-
ww rodzcego si rozumu do swego odwiecznego
instynktu i do
przemonej potgi. Wzmocnia si ona, gdy zwierz
pocz ry zie-
mi. Acz Lew Olbrzymi nie nalea do zwierzt
ryjcych, umia
wszake rozszerza przejcia lub obala przeszkody.
Jego usiowa-
nia tak wielce napeniy trwog ludzi, e Naoh
przysiad i pchn
oszczepem. Drapienik uderzony w eb rykn
wciekle i zaprze-
sta kopania. lepia jego, ciskajce byski wietlne,
baday mrok.
Jako nocny zwierz rozrnia wyranie trzy ludzkie
postacie, ktre
tym bardziej go draniy, e znajdoway si tak
blisko.

Pocz obchodzi gazy przygldajc si przejciom,


cigle jed-
nak powraca do otworu, ktrym wsunli si ludzie.
W kocu
wzi si do rycia; nowe uderzenie oszczepem
przerwao jego ro-
bot i zmusio do cofnicia, lecz mniej by zdziwiony,
ni za

47

pierwszym razem. Jego nieporadna gowa


zrozumiaa, e dostp
do schronienia przez ten otwr jest dla
niemoliwoci, lecz nie
wyrzeka si zdobyczy. Mia nadziej, e bdc tu
obok i tak mu
nie ujdzie. Pocignwszy raz jeszcze powietrze i
rzuciwszy ostat-
nie spojrzenie, skierowa si ku puszczy, jakby
zapomnia o obec-
noci ludzi.

W koczownikw wstpia otucha. Schronisko wydao


si im
bardziej pewne. Wdychali upajajce powiewy nocy.
Bya to jedna
z tych chwil, kiedy nerwy staja si wraliwsze, a
minie posiadaj
wicej mocy yciowej, niezliczone uczucia,
podniecajc ich
chwiejna dusz, wydobyway pierwotne pikno.
Kochali w tej
chwili ycie i wszystko, co je otacza, rozkoszowali si
czym, co
powstao z tego wszystkiego, szczciem, stworzonym
poza czy-
nem doranym i ponad nim. A poniewa nie byli
zdolni podzieli
si ze sob takimi wraeniami, ani pomyle nawet o
udzieleniu
ich sobie wzajemnie, zwracali si ku sobie ze
miechem, ta zarali-
wa wesooci, ktra rozjania jedynie twarze
ludzkie. Oczywicie
spodziewali si ujrze Lwa Olbrzymiego, gdy bdzie
powraca,
lecz nie majc dokadnej wiadomoci czasu
byaby ona dla
nich zowrog uywali teraniejszoci w caej
peni. Trwanie
czasu, ktre dzieli zmierzch od poranka, zdawao si
niewyczerpa-
nym.

Wedug zwyczaju Naoh podj si pierwszego


czuwania. Nie
by picy. Podniecony walk Tygrysa z Lwem
Olbrzymim, gdy
ju Nam z Gawem legli, poczu, i przebudziy si w
nim pewne
pojcia, ktre podania pokole i przeyte
dowiadczenia nagroma-
dziy w jego czaszce. Splatay si one niewyranie ze
sob, two-
rzyy legend wiata. A wiat by ju obszerny w
kiekujcych
przejawach rozumu Ulhamrw. Znali pochw soca
i ksiyca,
okresy ciemnoci nastpujce po wietle, i wiata
nastpujcego
po ciemnociach. Znali przemiany pory zimna i pory
gorcej,
drogi rzek i strumieni, narodziny, staro i mier
ludzi, ksztat,
zwyczaje i si mnogich zwierzt, rozrastanie si
drzew i traw,
sztuk obrabiania oszczepw, toporw, maczug,
rylcw, i harpu-
nw oraz sztuk posugiwania si nimi. Umieli
dostrzec kierunek

48

wiatru i obokw, zmienno deszczu i okruciestwo


gromu.
Wreszcie znali Ogie, najstraszniejsz i najsodsz z
rzeczy yj-
cych, do siln, by zniszczy ca sawann i puszcz
z jej Mamu-
tami, Nosorocami, Lwami, Tygrysami,
Niedwiedziami, ubra-
mi i Turami.

Naoha ycie Ognia pocigao zawsze nieprzeparcie...


Tak
samo, jak zwierzta, Ogie potrzebuje zdobyczy.
ywi si ga-
ziami, suchymi trawami, tuszczem; ronie. Kady
Ogie rodzi
inne Ognie. Kady Ogie moe skona. Lecz wzrost
Ognia jest
nieograniczony, daje si jednak kraja bez koca,
kada czstka
moe y sama. Zamiera, gdy pozbawi go pokarmu.
Staje si
may jak pszczoa, jak mucha, a jednak moe
odrodzi si wzdu
dba trawy i sta si ponownie rozlegy jak
moczary. Jest on
zwierzciem i zarazem nie jest. Nie posiada ap, ani
ciaa pezajce-
go, a wyprzedza antylopy, bez skrzyde, a lata w
obokach, bez
paszczy, a dmie, grzmi i ryczy, bez rk i pazurw, a
zagarnia
przestworza... Naoh kocha, nienawidzi i obawia si
Ognia. B-
dc jeszcze dzieckiem, dowiadcza niekiedy jego
uksze. Wie-
dzia, e nikogo nie wyrnia, gotw pore nawet
tych, co go
podtrzymuj; bardziej skryty od hieny, bardziej
okrutny od Pan-
tery. Lecz jego obecno jest rozkosz, rozprasza
srogo zimnych
nocy, daje wypoczynek po trudach, nawet sabych
ludzi obdarza
moc!

W mroku kamieni bazaltowych widzia Naoh swym


cichym
pragnieniem Ogie obozowiska i blaski muskajce
twarz Gamli.
Wschodzcy ksiyc przypomina mu pomie. Z
jakiego zaktka
ziemi wypywa ksiyc i czemu tak jak i soce, nigdy
nie ganie?
Zmniejsza si, bywaj wieczory, e nie jest wikszy
od ndznego
Ognia, co tli si u dba trawy, to znowu oywa. Na
pewno Lu-
dzie Ukryci troszcz si o niego i ywi go stosownie
do pory...
Tego wieczora jest on w peni si. Z pocztku tak
samo wysoki
jak drzewa, w miar, jak wyej podnosi si na niebie
staje si
mniejszy lecz wieci bardziej. Ludzie Ukryci musieli
mu podda
obficie drzewa.

Podczas gdy syn Lamparta tak duma o tych


rzeczach, nocne

4 Walka..

49

zwierzta zaczy swe pene przygd ycie. Jakie


ksztaty przesu-
way si ukradkiem w trawie. Rozrnia susy,
skoczki, winki
morskie, lekkie kuny, asice o ruchach jaszczurki.
Potem w wiet-
le ksiyca ukaza si jele-dziesitak i przelecia
strzaa zataczajc
pkola. Naoh przyglda si jego postaci koloru
ziemi i dbu,
jego konarom, pochylonym na szyj. Znik. Wilki
pokazay swe
by okrge, pyski wskie, apy suche i bystre, kadun
jasny, boki
i grzbiet rudawe z czarna prga, ktra uwydatniaa
krgosup, o
grubym karku ze splotami silnych mini miay w
swym ca-
ym zachowaniu co skrytego i przebiegego, co
uwydatniay bar-
dziej jeszcze spojrzenia pene podejrzliwoci.

Wietrzyy jelenia, lecz on wyczu w wilgoci mroku


ich zblia-
nie si. Wyprzedza ich znacznie. Wraliwe chrapy
wyczuy, e
sia wyzieww sabnie: ju wiedza, e trawoerny
oddala si.
Przebiegy wszake sawann a do krzakw. Pogo
okazaa si jed-
nak bezcelow. Zawrciy wszystkie wolnym
krokiem, zawie-
dzione, niektre z nich wyjc i skowyczc. Po czym
nozdrza zno-
wu poczy bada powietrze. Nie zdradzao ono nic
pobliskiego,
prcz cierwa Tygrysa i ludzi, ukrywajcych si
pomidzy gaza-
mi. Ludzie zdobycz zanadto niebezpieczna i
miso, ktre wilki
pomimo swego akomstwa uwaaj za wstrtne.
Podeszy do jed-
nak po okreniu legowiska ludzi.

Z pocztku wilki chodziy koo padliny z t


nadzwyczajna
ostronoci, ktra nigdy nie dowierza przypadkowi.
W kocu
niecierpliwsze z nich omieliy si podej. Zbliyy
swe pyski do
ba Tygrysa, do jego wielkiej rozwartej paszczy,
ktra dopiero co
wydychaa zjadliwe i grone ycie, badajc cielsko,
lizny czer-
wone rany. Jednake aden z nich nie odway si
dotkn zbem
tego cierpkiego, trujcego misa, na ktre jedynie
odki spw
i hien byy do odporne.

Gony krzyk wzmg ich wahanie jakie skargi,


wycia,
miechy szydercze. W wietle ksiyca pojawio si
sze hien.
Przybliay si niesamowitym krokiem. Przedni
cz ciaa miay
silnie rozwinit, tuw znia si i zwa, aby
zakoczy si cien-
k, ndzn par ng, skrzywionych ku wewntrz. O
krtkiej, ale

50

tak potnej paszczy, e mogy miady ni lwie


koci; o reni-
cach, zwajcych si ku doowi, o uszach
spiczastych i szorstkiej
grzywie. Obracay si wkoo, podchodziy bokiem
lub podskaki-
way jak pasikoniki. Wilki czuy coraz silniej
rozchodzc si
wstrtn wo, jak wydzielay ich gruczoy.

Byy to wczgi wzrostu duego, ktre dziki


ogromnej sile
swych szczk, byy zdolne stawi opr Tygrysom.
Lecz nie sta-
way oko w oko z nieprzyjacielem, chyba, e byy do
tego zmu-
szone, co zreszt nigdy si nie zdarzao, aden
bowiem drapienik
nie poda ich cuchncego misa, a inni poeracze
padliny byli
sabsi. Aczkolwiek wiedziay one o swojej przewadze
nad wilkami
wahay si, krciy w blasku nocnym, to zbliajc si,
to oddala-
jc, i wydaway urywane, wzmagajce si krzyki.
Wreszcie rzuci-
y si gromad na padlin.

Wilki nie prboway stawi oporu, a e byy pewne


swej
wikszej zrcznoci, pozostaway przeto w pobliu.
Poaoway
tej pogardzonej zdobyczy, skoro im si zacza
wymyka. Kryy
koo hien, wyy, udaway napa, podchodzc
ruchami podstp-
nymi zadowolone, e niepokoj wroga.

Hieny za, ponure i gronie warczce, zabray si do


Tygrysa.
Wolayby go zgniego, rojcego si od robactwa, lecz
ich ostat-
nie posiki byy skromne, a obecno wilkw
podniecaa ich ar-
oczno! Smakoway najpierw wntrznoci,
zmiadywszy ebra
swymi potnymi kami wyrway serce, puca,
wtrob, i jzyk
chropowaty, wypchnity z gardzieli przez
przedmiertne skurcze.
Bya to bd co bd rozkosz pokrzepia yjce
miso martwym
misem, bogie uczucie nasyci si, miast bdzi z
pustym
brzuchem i skoatan gow. Dobrze to zrozumiay
wilki, one,
ktre na prno od zmierzchu uganiay si za
wyziewami powie-
trza i ziemi.

W przystpie szau wywoanego zawodem, niektre


rzuciy
si w stron gazw kryjwki i poczy je
obwchiwa. Jeden z
nich wsun eb przez otwr. Naoh z pogard
uderzy we oszcze-
pem. Dosignity w opatk zwierz, podskakujc na
trzech a-
pach, aonie zaskowycza. Wwczas wszystkie
zawyy gromko' i

51

zowrogo, w tym jednak okrzyku groba bya tylko


udana. Ich
rude cielska koysay si w wietle ksiyca, oczy
byszczay zapa-
em ycia, a zarazem lkiem przed nim, ky lniy
piana, podczas
gdy ich smuke apy skrobay z cichym szelestem
ziemi lub pr-
yy si w oczekiwaniu. dza eru stawaa si nie do
zniesienia.
Lecz wiedzc, e za ciana bazaltow obray
legowisko stworzenia
podstpne i odporne, ktre mona by zwyciy
jedynie napada-
jc znienacka, przerway swe zabiegi. Zgromadzone
na rad o-
wiecka, wymieniay midzy sob jakie skomlenia i
ruchy, niekt-
re siedziay na zadzie z wyczekujcym pyskiem, inne,
podniecone,
ocieray si grzbietami. Stare nawoyway do uwagi,
gwnie za
jeden duy wilk o wypowiaym poszyciu, o kach
pokych.
Suchano go, patrzono na niego i obwchiwano z
szacunkiem.

Naoh nie wtpi, e posiaday one swoja wasna


mow. Poro-
zumieway si, by urzdza zasadzki, otacza
koliskiem zdobycz,
zmienia si podczas pogoni, dzieli up.
Przypatrywa si im z
ciekawoci, jakby przypatrywa si ludziom,
usiujc odgadn
ich zamiary.
Jedna gromada przeprawia si przez rzek wpaw,
inne roz-
biegy si po zarolach. Sycha byo tylko hieny
poerajce
szcztki Tygrysa.

Ksiyc, zmniejszony lecz bardziej wietlany,


zamiewa
gwiazdy. Bledsze pozostaway niewidoczne,
janiejsze zdaway si
by le zapalone i jakby przysonite mg. Puszcza i
sawanna
byy ogarnite jakim niesamowitym odrtwieniem.
Czasem
sowa znaczya bruzd w bkitnym przestworzu,
niezwykle mil-
czca na swych skrzydach puchowych, czasem
zielone abki re-
chotay gromad, spoczywajc na liciach biaych
nenufarw lub
siedzc na badylach. my zrywajce si do
chwiejnego lotu potr-
cay napotkanego nietoperza, ktry stara si przebi
mrok nocy.

Wreszcie rozlegy si wycia. Odpowiedziay sobie


wzdu
rzeki i w gbiach gstwin. Naoh wiedzia, e to wilki
otoczyy
zdobycz. Nie czeka dugo, aby si upewni. Jakie
zwierz wy-
skoczyo na rwnin. Mona byo pomyle, e to
ko o wskiej
piersi, czarna prga krelia jego grzbiet. Rzucio si
z chyoci

52

jelenia, gonione przez trzy wilki, ktre, mniej bystre


od niego,
mogy liczy jedynie na sw wytrzymao lub na
jaki wypadek,
aby go dopa. Zreszt nie dobyway z siebie caej
swej szybkoci,
odpowiaday tylko w dalszym cigu na wycie
zaczajonych towa-
rzyszy. Niezadugo tamte ukazay si... Duy stepowy
osio by
okrony. Zatrzyma si na drcych przegubach
badajc hory-
zont nim postanowi jaki obra kierunek. Wszystkie
wyjcia byy
zagrodzone z wyjtkiem pnocy, gdzie widnia
jedynie stary,
wypowiay wilk. Osaczone zwierz wybrao t drog.
Stary
wilk, stojc nieruchomo, pozwoli mu biec. Gdy
zwierz byo ju
blisko i miao wymkn si na ukos zawy
zowrogo. Wtedy
pojawiy si na pagrku trzy inne wilki.

Stepowie zatrzyma si i zara przecigle. Poczu


dokoa
mier i bl. Przestrze, na ktrej jego chytro
potrafia zniwe-
czy tyle poda, zostaa zamknita. Jego
przebiego, jego
zwinne nogi, jego sia omdleway jednoczenie.
Zwrci parokrot-
nie eb w stron tych istot, ktre nie ywiy si ani
traw, ani li-
mi, lecz ywym misem, z bezwiednym baganiem.
One za, wy-
mieniajc okrzyki, zacieniay koo. Ich oczy ziony
trzydziesto-
ma ogniskami mordu, doprowadzay sw ofiar do
szau, bay si
jednak jej twardych rogowych kopyt. Te, ktre
znajdoway si z
przodu, udaway ch natarcia, aby odwrci uwag
osa od bo-
kw... Najblisze byy o par metrw. Wwczas
osaczone zwie-
rz, uciekajc si raz jeszcze do ng-oswobodzicieli
skoczyo na
olep, by zama i przeby t yw obrcz.
Przewrcio pierwsze-
go wilka, potrcio drugiego, upajajca dal rozwara
si przed
nim. Jednak nowy drapienik podchodzc
niespodzianie skoczy
ku jego bokom, inne wbiy we swe ostre ky.
Zwierz wierzgao
rozpaczliwie. Jaki wilk z przetrcon paszczk
potoczy si
wrd traw lecz gardziel ofiary zostaa rozpatana,
jej boki pokry-
y si purpur, dwa przeguby trzasny w zetkniciu
si z kami.
Stepowie pad pod nawa paszcz, ktre poeray go
ywcem.

Jaki czas Naoh przypatrywa si temu ciau, z


ktrego wy-
dobyway si jeszcze westchnienia, skargi, bunt
przeciwko mier-
ci. Z radosnym skowytem wilki rway ciepe miso i
piy gorc

53

krew. ycie wchodzio bez przerwy w nienasycone


kaduny. Cza-
sem ktry ze starych wilkw odwraca si,
zaniepokojony, ku
gromadzie hien, wolayby one bardziej mikk i
mniej jadowit
zdobycz. Wiedziay jednak, e nawet tchrzliwe
zwierzta nabie-
raj odwagi, by stan w obronie tego, co zdobyy
wasnym wy-
sikiem, wiedziay o pogoni i zwycistwie wilkw.
Pozostay wic
przy twardym szkielecie Tygrysa.

Ksiyc by wanie w poowie drogi do zenitu. Naoh


zdrzem-
n si, Gaw wzi na siebie obowizek czuwania. W
oddali wid-
niaa niewyranie rzeka pynca w gbokiej ciszy.
Nagle powsta
zamt; bory napeniy si rykiem, krzaki
zatrzeszczay, wilki i hie-
ny podniosy wszystkie razem zakrwawione paszcze,
a Gaw wy-
sunwszy gow w cieniu kamieni wyty such,
wzrok i powo-
nienie. Jaki krzyk skonu, jaki urywany pomruk, po
czym ga-
zie rozwary si. Trzymajc w paszczy daniela Lew
Olbrzymi wy-
oni si z lasu. Obok niego pokorna jeszcze,
aczkolwiek ju po-
ufaa, ruchem ogromnej jaszczurki suna Tygrysica.
Oboje pode-
szli do schroniska ludzi.
Przejty trwog Gaw dotkn ramienia Naoha.
Koczownicy
dugo ledzili obu drapienikw: Lew rozdziera
zdobycz ruchem
jednostajnym i szerokim. Tygrysica miaa chwile
niepewnoci,
nagego lku. Rzucaa nieufne spojrzenia w stron
tego, ktry po-
wali jej samca. A Naoh poczu, e wielki strach
zyma mu pier i
zapiera dech.

54

Pod gazami bazaltowymi

Poranek rozjani ju ziemi, a Lew Olbrzymi i


Tygrysica
wci jeszcze pozostawali na tym samym miejscu. W
promieniach
bladego soca drzemay koo szkieletu daniela. A
trzej ludzie
spod kamiennego schroniska nie mogli odwrci
oczu od strasz-
nych ssiadw. Jaka pogodna wesoo spywaa na
puszcz, sa-
wann i rzek. Czaple prowadziy swe mode na
pow. Byska-
wica perowa poprzedzaa perkozy dwuczubne. Na
wszystkich
kpach traw i gazi erowao ptactwo. Munita z
naga fala za-
iskrzya si zwiastowao to zimorodka, sjka
chwalia si swa
suknia bkitna, srebrzystordzawa, to znw
rubaszna sroka, skrze-

56

czac na widowatej gazi koysaa ogonem rzucajc


nim na prze-
mian to cie, to wiato. Tymczasem kawki i
wrony krakay na
kocach osa i Tygrysa. Zawiedzione ogooconymi z
misa ko-
mi poleciay skonym lotem ku resztkom daniela.
Tam dwa ci-
kie popielate spy zagradzay drog. Stworzenia te o
goych szy-
jach, oczach mtnowodnistych nie omielay si
dotkn zdoby-
czy Kotw. Wycigay swe dzioby o cuchncych
nozdrzach, to
cofay je, obchodziy, zbliay si bokiem bezmylnie
przestpujac
z nogi na nog lub raptownie podlatujc. To znowu
nieruchome
zdaway si pogra we nie, ktry przerywao
nage podrzucenie
gow. Poza ruchliw wiewirk, natychmiast tonc
w listowiu,
nie byo wida innych sscych. Zapach Wielkich
Kotw trzyma
je w mroku lub w gbi bezpiecznych kryjwek.

Naoh przypuszcza, e wspomnienie o uderzeniach


oszcze-
pem pobudzio Lwa Olbrzymiego do powrotu,
aowa tego nie-
potrzebnego czynu. Bo Ulhamr nie wtpi, e
drapiecy potrafi
si porozumie, eby kolejno czuwa przy
schronisku. Przez
mzg jego przesuway si opowiadania, w ktrych
bya mowa o
zawzitoci zwierzt skrzywdzonych przez
czowieka. Czasem
wcieko rozsadzaa mu pier, wstawa potrzsajc
gronie ma-
czug lub toporem. Ten gniew przechodzi prdko.
Pomimo swe-
go zwycistwa nad Szarym Niedwiedziem uwaa
czowieka za
zbyt sabego by przeciwstawi si wielkim
drapienikom. Wy-
bieg, jaki uda si w mroku jaskini, nie udaby si
wobec Lwa
Olbrzymiego i Tygrysicy. Jednak nie widzia innego
wyjcia ni
walka. Trzeba bdzie zgin z godu pod kamieniem
lub skorzys-
ta z chwili, kiedy Tygrysica zostanie sama. Czy
mg cakowicie
liczy na Nama i Gawa?

Wzdrygn si jakby z zimna, ujrza oczy swych


towarzyszy
zwrcone na siebie. Poczu, e trzeba im doda
otuchy:

Nam z Gawem uniknli kw Niedwiedzia,


unikn rw-
nie pazurw Lwa Olbrzymiego!

Modzi Ulhamrowie zwrcili oblicza ku picej


gronej pa-
rze.

Naoh odgadujc ich myl odpowiedzia:

57
Lew Olbrzymi i Tygrysica nie bd^ cigle razem.
Gd
rozczy ich. Gdy Lew pjdzie do lasu zaczniemy
walk, lecz
Nam i Gaw bd musieli podda si moim rozkazom!

Sowa wodza napeniy nadzieja modziecw.


mier nawet, o
ile walczy bd^ razem z Naohem, wydawaa si im
mniej strasz-
na.

Syn Topoli, bardziej skory do mwienia, krzykn:

Nam bdzie posuszny a do mierci!


Drugi podnis ramiona:

Gaw niczego si nie obawia, gdy jest z Naohem!

Wdz spoglda na nich agodnie. Z tego spojrzenia


jakby
zstpowaa do ich piersi moc wiata wzniecajc
niezliczne uczucia,
z ktrych ani jedno nie znajdowao odpowiednich
sw. Wydajc
okrzyk wojenny Nam z Gawem potrzsali toporami.

Na czyniony haas Koty podskoczyy. Koczownicy na


znak
wyzwania goniej zawyli, drapiecy wydali grony
pomruk...
Zapada znowu cisza. wiato objo puszcz. Sen
Kotw dodawa
pewnoci szybkonogim zwierztom przechodzcym
wzdu rzeki.
Spy co pewien czas chwytay ochapy misa.
Kielichy kwiecia
podnosiy si ku socu. ycie rozlewao si tak
uporczywe i buj-
ne, jakby miao zawadn przestworem niebieskim.

Trzej ludzie wyczekiwali z rwna cierpliwoci jak


zwierzta.
Nam i Gaw w przerwach zasypiali. Naoh powraca
do swych
przelotnych zamiarw, tak samo jednostajnych, jak
zamiary Ma-
mutw, wilkw lub psw. Misa mieli jeszcze na
jeden posiek,
lecz pragnienie poczo im dokucza. Dopiero jednak
za kilka dni
stanie si nie do zniesienia.

Zblia si zmierzch, gdy Lew Olbrzymi powsta.


Rzucajc
grone spojrzenie na gazy, upewni si o obecnoci
swych wro-
gw. Niewtpliwie nie pamita ju dokadnie
zaszych wypad-
kw, lecz uczucie zemsty rozpalao si i
podtrzymywao wskutek
wyzieww Ulhamrw. Parskn gniewnie i obszed
szczeliny
schroniska. Przypomniawszy sobie wreszcie, e te
umocnione ka-
mienie byy niedostpne i raziy pazurami, przesta
kry i za-
trzyma si koo szkieletu daniela, z ktrego mao co
porway

58

spy. Tygrysica ju tam bya. Nie stracili duo czasu


na poarcie
resztek, po czym Lew zwrci ku Tygrysicy swe
czerwonawe
czoo. Z dzikiego zwierzcia promieniowao co
tkliwego. Tygry-
ska toczc swe dugie ciao po trawie odpowiedziaa
miaucze-
niem. Lew pocierajc swa paszcza grzbiet
towarzyszki liza ja
szorstkim a gitkim ozorem. Poddawaa si tej
pieszczocie z ocza-
mi na wp przymknitymi, penymi zielonkawych
blaskw, po
czym daa susa w bok i przybraa postaw niemale
grona. Sa-
miec rykn gosem przytumionym i askawym w
zmierzchu
igraa Tygrysica. W pomaraczowym owietleniu
wydawaa si
plsajcym pomieniem. Rozpaszczya si na ziemi
jak ogromna
jaszczurka, czogaa si i chowaa w trawie, by za
chwil uskoczy
olbrzymim susem.

Towarzysz jej, z pocztku nieruchomy, na


wypronych czar-
niawych apach, z oczami czerwieniejcymi od
soca, rzuci si
ku niej. Ucieka, wlizgna si pomidzy rozoyste
jesiony, do-
kd on pody za ni.

A gdy skryy si, Nam powiedzia:

Odeszy trzeba przej przez rzek.

Czy Nam nie ma ju uszu i wchu? zapyta


Naoh
lub moe przypuszcza, e potrafi czyni dusze
skoki od Lwa
Olbrzymiego?

Nam opuci gow. Jaki zaduch jaskiniowy szed od


jesio-
nw, co dodawao znaczenia sowom wodza.
Wojownik przyzna,
e niebezpieczestwo byo rwnie bliskie jak wtedy,
gdy drapie-
cy spali pod gazami bazaltowymi.

Niemniej w sercach Ulhamrw powsta promyk


nadziei.
Lew Olbrzymi i Tygrysica przez sam ju swj
zwizek zaczn sil-
niej odczuwa potrzeb jakiego schronienia,
poniewa wielkie
drapieniki rzadko urzdzay swe legowiska na goej
ziemi, zwa-
szcza w porze deszczw.

Kiedy trzej ludzie ujrzeli soneczne ognisko,


staczajce si w
ciemnoci, doznali tej samej tajemniczej udrki, jaka
w rozlegej
krainie drzew i traw przejmuje trawoercw.
Zwikszya si ona,
gdy spostrzegli jak ich nieprzyjaciele powracaj.
Lew kroczy z

59

powag niemal ociaa, Tygrysica z wesooci


pen grozy kr-
ya koo niego w podskokach. W chwili, gdy
zapadaa czerwona
soneczna kula, gdy niezmierne echo odgosw
wygodzonych
zwierzt przejmowao dreszczem rwnin, powrcili
wszy na-
dal obecno ludzi. Potworne paszcze przewijay si
tam i z po-
wrotem przed Ulhamrami, zielono-pomienne lepia
plsay jak
bdne ognie. Wreszcie Lew przysiad, a jego
towarzyszka zwin-
nym ruchem skrya si w trawach, by tropi w
zarolach rzeki.

W toni niebios zawieciy wielkie gwiazdy. Po czym


prze-
stworza zamigotay maymi nieruchomymi
wiatekami i gsto
rozsiane wysepki drogi mlecznej wyranie
zarysoway swe zatoki
i cieniny byszczce.

Gaw i Nam nie przygldali si wcale gwiazdom, lecz


Naoh
by na nie wraliwy. Jego dusza czerpaa z nich
jakie doskonalsze
zrozumienie nocy, ciemnoci i przestrzeni. Wierzy,
e wikszo
z nich pojawiaa si tylko jako rozarzony py
gorejcego stosu,
zmieniajc si co noc; wierzy te, e niektre
powracay stale.
Bezczynno, w jakiej trwa od chwili, gdy stan na
czatach,
przywracaa mu cz utraconego wysiku mini.
Naoh marzy
wpatrujc si w t czarn zason, jak tworzya
rolinno i w te
nike wiateka, rozsiane tam w grze. A w sercu jego
rozniecao
si nieokrelone uczucie, ktre cilej zespalao go z
ziemi.

Ksiyc pyn pomidzy gaziami. Owietla Lwa


Olbrzy-
miego, ktry przysiad wrd wysokich traw i
Tygrysic erujc
na sawannie a pod puszcz, w nadziei napdzenia
jakiej zwierzy-
ny. Usiowania te zaniepokoiy wodza.

Tymczasem Tygrysica podesza tak blisko lasu, e


mona by-
oby wyda walk jej towarzyszowi. Gdyby sia
Nama i Gawa
bya rwna jego sile, to Naoh, nie baczc na
niebezpieczestwo,
sprbowaby moe przygody. Dokuczao mu
pragnienie. Nam
cierpia bardziej i chocia nie bya to jego kolej
czuwania, nie
mg zasn. Mody Ulhamr otwiera w mroku
zgorczkowane
oczy. Nawet sam Naoh by smutny. Nigdy dotd nie
odczuwa
aby odlego, jaka dzielia t ma wysepk ludzi od
hordy bya
tak znaczna, a poza ni gubi si w okrutnym
bezmiarze. Ksztat

60

kobiecy unosi si wok niego jako sia bardziej


agodna, bardziej
pewna i bardziej trwaa ni sia mska.

Dumajc zasn czujnym snem, ktry przerywa


najlejszy
szmer. Gwiezdna noc upywaa. Naoh przebudzi si,
gdy powra-
caa Tygrysica. Nie przyniosa zdobyczy, wydawaa
si znuona.
Lew Olbrzymi powstawszy, j obwchiwa j dugo
i on z kolei
ruszy na owy. Szed rwnie wzdu rzeki,
przesun si przez
krzaki, dalej pobieg puszcz. Naoh ledzi go
niespokojnie. Ju
chcia budzi towarzyszy (Nama zmg sen), lecz
jakie nieomylne
czucie uprzedzio go, e potwr nie by jeszcze zbyt
daleko. W
kocu namyli si, dotkn plecw swych przyjaci,
a gdy po-
wstali wyszepta:

Czy Nam i Gaw gotowi s walczy?


Odpowiedzieli:

Syn Saigi pjdzie z Naohem!

Nam bdzie walczy oszczepem i wczni!


Modziecy przypatrywali si Tygrysicy. Zwierz,
cho wci
lea w pewnym oddaleniu, zwrcony grzbietem do
bazaltowych
gazw nie spa jednak, czuwa. Naoh podczas swej
nocnej zmia-
ny oczyci po cichu wyjcie. Przekonawszy si, e
bro bya w
porzdku, Naoh wypchn na zewntrz najpierw sw
wczni i
maczug, po czym z nieustajc ostronoci
wysun si sam.
Szczcie mu sprzyjao. Wycia wilkw i krzyk sowy
przyguszyy
szmer tarcia ciaa o ziemi. Ledwie Naoh znalaz si
na ce, ju
gowa Gawa ukazaa si w otworze. Mody wojownik
wyszed
nagym ruchem. Tygrysica obrcia si i wlepia w
nich wzrok.
Zaskoczona, nie natara od razu, tak e z kolei mg
wydoby si
Nam. Wwczas Tygrysica daa susa miauknwszy
jakby z wez-
waniem, nastpnie ja zblia si do ludzi, nie
pieszc si, pewna
e si jej nie wymkn. Oni tymczasem podnieli
wcznie. Naj-
pierw Nam mia cisn swoj, potem Gaw, a obaj
mieli mierzy
w apy. Syn Topoli wyzyska odpowiedni chwil.
Bro wisn-
a. Uderzy cokolwiek za wysoko, koo opatki. Czy
odlego
bya zbyt wielka, czy te ostrze zelizgno si
ukonie. Tygrysica
zdao si, nie odczua adnego blu, rykna tylko i
przypieszya

61

biegu. Z kolei Gaw wyrzuci pocisk. Ale chybi, bo


zwierz odsko-
czy w bok. Teraz przysza kolej Naoha. Silniejszy od
swych to-
warzyszy, mg zada gboka ran. Cisn wcznia,
gdy Tygry-
sica znajdowaa si w odlegoci dwudziestu krokw,
ugodzi ja w
kark. I ta rana nie zatrzymaa zwierza, wzmoga
jedynie jego pd.

Spada na trzech ludzi, jak brya granitu. Gaw run


ugodzo-
ny pazurem w pier. Lecz cika maczuga Naoha
uderzya, Ty-
grysica miaa przetrcona ap. Rykna, gdy syn
Topoli natar
wcznia. Wygia si z nadzwyczajna szybkoci,
rozpaszczya
Nama na ziemi i podniosa si na tylnych apach, by
chwyci Na-
oha. Potworna paszcza, zwrcona na, ziona
gorcym, cuchn-
cym oddechem, jaki pazur dar go... Maczuga
opada znowu,
drapienik oszoomiony zawy z blu. Koczownikowi
dao to
sposobno aby usun si i przetrci Tygrysicy
drug ap. Ty-
gryska zakrcia si w miejscu szukajc rwnowagi,
apami chwy-
taa prni, a maczuga Naoha nie przestawaa wali
po jej czon-
kach. Zwierz pad i Naoh mgby go dobi, lecz
spieszno mu
byo do rannych towarzyszy. Zasta Gawa stojcego
z tuowiem
czerwonym od krwi tryskajcej z piersi: trzy
podune rany zna-
czyy prgami ciao. Nam lea oguszony. Rany jego
wydaway
si lekkie, lecz gboki bl dawi jego pier i krzy,
nie mia siy
powsta. Na pytania Naoha odpowiada jak czowiek
na p u-
piony.

Wtedy wdz zapyta:

Czy Gaw moe doj do rzeki?

Gaw dojdzie do rzeki wyszepta modzieniec.


Naoh przypad do ziemi i przyoy ucho, po czym
dugo wdy-
cha powietrze. Nic nie wskazywao, by Lew
Olbrzymi przybli-
a si, a jak zwykle po gorczce walki, pragnienie
stawao si nie
do zniesienia. Wdz wzi Nama na ramiona i zanis
go na brzeg
wody. Tam pomg Gawowi ugasi pragnienie, napi
si sam
i napoi Nama, wlewajc mu wod doni pomidzy
wargi. Na-
stpnie z przycinitym do piersi Namem,
podtrzymujc chwie-
jcego si Gawa, skierowa si z powrotem ku
bazaltowym ga-

zom.

62

Ulhamrowie wcale nie umieli pielgnowa ran.


Przykrywali
je kilkoma limi. Ich intuicja, bardziej zwierzca
ni ludzkie do-
wiadczenie, nakazywaa im wybiera zioa co silniej
pachnce.
Naoh wyszed narwa lici wierzby i mity a
zrobiwszy z nich
miazg, przyoy ja Gawowi do piersi. Krew
broczya sabiej, nic
nie zapowiadao, by rany miay by miertelne.
Odrtwienie Nama przechodzio, chocia jego
czonki, zwa-
szcza nogi, pozostaway bezwadne. I tu Naoh nie
zapomnia sw
stosownych.

Nam i Gaw walczyli dzielnie... Synowie Ulhamrw


bd
gosi ich odwag...

Policzki modziecw oywiy si radoci, e byo


im dane
raz jeszcze oglda ich zwyciskiego wodza.

Naoh pobi Tygrysic wyszepta niskim gosem


syn
Saigi tak jak powali Szarego Niedwiedzia!

Nie masz wojownika rwnie silnego, jak Naoh!


wyj-

cza Nam.

Wtedy syn Lamparta powtrzy sowa nadziei z taka


moc, e
ranni przeczuwali ju boga przyszo.

My przyprowadzimy Ogie!
I doda:
Lew Olbrzymi jest jeszcze daleko... Naoh pjdzie
poszu-
ka zdobyczy!

Naoh biega i zawraca po rwninie, szczeglnie koo


rzeki.
Niekiedy zatrzymywa si przed Tygrysica. ya. Z
okrwawione-
go ciaa patrzyy byszczce nienaruszone lepia.
ledzia uwijaj-
cego si wielkiego koczownika. Rany bokw i
grzbietu byy lek-
kie, lecz apy bd mogy wyzdrowie dopiero po
upywie du-
szego czasu.

Naoh zatrzyma si nad zwyciona, a e przypisywa


jej
wraenia podobne ludzkim, krzykn:

Naoh poama apy Tygrysicy... Uczyni ja sabsza


od

wilczycy.

Gdy wojownik podchodzi, unosia si, parskajc ze


zoci i
strachu. Podnis maczug:

64
Naoh moe zabi Tygrysic, a ona nie moe
podnie na
Naoha nawet jednego pazura!

Naraz da si sysze jaki niewyrany szmer. Naoh


poczoga
si w wysokiej trawie. Pokazay si sarny, uciekajce
przed niewi-
docznymi jeszcze psami, ktrych szczekanie byo ju
.sycha.
Skoro poczuy zapach Tygrysicy i czowieka,
skoczyy do wody,
lecz grot oszczepu Naoha przeci powietrze. Jedna z
saren ugo-
dzona w bok upada. Naoh szybkimi rzutami
podpyn do niej.
Dobiwszy ja uderzeniem maczugi, woy na plecy i
wycigni-
tym kusem ponis do schroniska, w pobliu bowiem
poczu nie-
bezpieczestwo. Gdy wsuwa si pomidzy gazy,
Lew Olbrzymi
wyszed z lasu.

5 Walka...

65
Ucieczka wrd nocy

Sze dni upyno od walki koczownikw z


Tygryska. Rany
Gawa goiy si, lecz wojownik nie odzyska jeszcze
siy jaka usza
wraz z krwi. Nam za, ktry ju przesta cierpie,
mia jedna
nog jeszcze ocia. Naoh usycha z niecierpliwoci
i niepokoju.
Kadej nocy nieobecno Lwa Olbrzymiego
przecigaa si bar-
dziej, albowiem inne zwierzta znay coraz lepiej
jego legowisko,
ktrego wyziewy przesycay ciemnoci puszczy i
odstraszay od
brzegw rzeki. A e by aroczny i nie przestawa
ywi Tygrysi-
cy, zadanie jego stawao si coraz cisze. Czsto
oboje cierpieli

66

gd, ycie ich byo ndzniejsze i bardziej kopotliwe,


ni ycie
wilkw.
Tygrysica powracaa do zdrowia. Wloka si po
sawannie po-
woli i z tak niezrcznoci poruszaa apami, e
Naoh, ilekro
Lew oddala si, nigdy nie mg powstrzyma
zwyciskiego
okrzyku. Nie chcia jej zabi, poniewa zabiegi,
zwizane z dostar-
czaniem dla niej poywienia, mczyy jej towarzysza
i przedua-
y jego nieobecno. Pomidzy czowiekiem a
okaleczonym zwie-
rzem nawizyway si pewne stosunki. Z pocztku
obrazy walki,
rozarzajc si na nowo, napeniay pier Tygrysicy
zoci i l-
kiem. Suchaa z nienawici wyranego gosu
czowieka, tego
gosu nierwnego i zmiennego, a tak rnego od
gosw, ktre
mrucz, wyj lub rycz. Podnosia zwarty eb i
pokazywaa sw
bro straszliw, ktra zdobia jej potne szczki.

Czowiek, obracajc maczug lub podnoszc topr,


powta-
rza:

Co warte s teraz pazury Tygrysicy? Naoh moe


poama
jej zby maczug, rozpata brzuch oszczepem.
Tygrysica jest
sabsza wobec Naoha, ni daniel lub antylopa!

Przyzwyczajaa si do jego przemwie, do obrotw,


wyko-
nywanych broni, wlepiaa ju rozwarte, zielone,
byszczce oczy
w t niesamowit prostopad posta. A chocia
pamitaa strasz-
ne ciosy maczugi, nie baa si powtrnych, bo natura
istot pole-
ga na wierze w trwao powtarzajcych si wci
obrazw. Ponie-
wa Naoh za kadym razem podnosi maczug i nie
uderza ni,
spodziewaa si, e wicej nie uderzy. A z drugiej
strony, przekona-
wszy si, e czowiek by gronym przeciwnikiem, nie
uwaaa go
ju wicej za zdobycz. Wytwarzaa si po prostu
pewna zayo
pomidzy nimi, a zayo taka u wszystkich
zwierzt jest pewnego
rodzaju wzajemnym porozumieniem. Naoh
ostatecznie znajdowa
przyjemno w tym, e Kocica yje. Zwycistwo jego
nabierao
dziki temu wikszej cigoci i byo okazalsze. Sam
rwnie od-
czuwa w stosunku do niej jakie nieokrelone
przywizanie.

Nastpiy dni, gdy podczas nieobecnoci Lwa


Olbrzymiego
Naoh nie szed ju sam ku rzece. Gaw wlk si za
nim. A ugasi-

67

wszy pragnienie, przynosili Namwi wod we


wklsej korze.
Zdarzyo si, e pitego wieczora Tygrysica
doczogaa si do
wody, posikujc si bardziej ciaem ni apami i pia
z trudem,
poniewa brzeg by pochyy. Naoh z Gawem poczli
si mia.
Syn Lamparta mwi:

Hiena jest teraz silniejsza, ni Tygrysica. Nawet


wilki by
j zagryzy!

I napeniwszy wkls kor wod, takie zuchwalstwo


podo-
bao mu si, postawi j przed Tygrysica.
Zamruczaa cicho i wy-
pia. Rozbawio to tak dalece koczownikw, e Naoh
powtrzy
to raz jeszcze, po czym artobliwie krzykn:

Tygrysica nie umie ju pi z rzeki!

I spodobaa mu si jego moc.

smego dnia Nam i Gaw poczuli si na siach


przeby roz-
taczajc si przed nimi rwnin, a Naoh
przygotowywa wszy-
stko do ucieczki na noc nastpn. Noc zapadaa
wilgotna i ci-
ka. Gliniasto-czerwony zmierzch dugo snu si w
gbi niebios;

trawy i drzewa uginay si pod drobnym, gstym


deszczem, li-
cie spaday, czynic szelest, podobny do szelestu
nikych skrzy-
de lub do brzczenia owadw. Gromkie skargi
wznosiy si
z gbin lenych i z koyszcych si zaroli, bo
drapieniki byy
smutne, a te, ktre gd zaspokoiy, kryy si w
swych lego-
wiskach.

Cae popoudnie Lew Olbrzymi czu si nieswojo.


Budzi si
z dreszczem, wspomina dawne schronisko dobrze
zabezpieczone,
jakby jaskini, w ktrej pdzi ycie przed wielkim
przewrotem
ywiow. Teraz wybra na sawannie zagbienie,
urzdzi je cz-
ciowo dla siebie, czciowo dla Tygrysicy lecz nie
czu si w nim
swobodnie. Naoh sdzi, e prawdopodobnie tej nocy
Lew, uda-
jc si na owy, zacznie jednoczenie szuka jakiego
legowiska i
dugo bdzie nieobecny. Ulhamrowie mieliby dosy
czasu na
przeprawienie si przez rzek. Deszcz sprzyja ich
odwrotowi,
rozmikcza ziemi, zaciera zapach i lady, zreszt
Lew Olbrzymi
nie potrafi zrcznie tropi.

Ledwo zmierzch zapad, Lew pocz erowa. Z


pocztku

68

zbada otoczenie, przekona si, e w pobliu nie byo


zdobyczy,
nastpnie jak i innych wieczorw uda si do
lasu. Naoh
wyczekiwa w niepewnoci, bo przez siln wo
wilgotnych rolin
nieatwo przenika zapach drapienikw. Szmer
listowia i padaj-
cych kropel wody rozprasza such. Wreszcie da
znak i stan na
czele wyprawy, podczas gdy Nam z Gawem
postpowali za nim,
jeden z prawej, drugi z lewej strony. Ten porzdek
pozwala lepiej
ustrzec si przed spotkaniem i uatwia zachowanie
ostronoci.
Trzeba byo przede wszystkim przeby rzek. Naoh
podczas
swych wycieczek znalaz pewne niegbokie miejsce,
ktrym mo-
na byo dosta si na rodek rzeki. Nastpnie
naleao pyn do
skay, u ktrej zaczyna si brd. Zanim przystpili
do przeprawy,
wojownicy zatarli za sob lady: kryli jaki czas w
pobliu rzeki,
krzyujc poprzednie i znaczc nowe cieki,
zatrzymywali si i
deptali w taki sposb, aby uwidoczni drog, jak
pozornie obra-
li. Ostrono nakazywaa wystrzega si i nie i
wprost do bro-
du: dostali si do niego wpaw. Na drugim brzegu
znowu zaczli
krzyowa kroki, opisujc wielkie ptle i dziwaczne
krzywizny, w
kocu wyszli z tych zakrtw na kup trawy,
wyrwanej z sawan-
ny. Kadli te narcza zielska jedne przed drugimi,
usuwajc je stop-
niowo: by to podstp, ktrym czowiek przewysza
najbardziej
czujnego jelenia i najbardziej przenikliwego wilka.
Gdy tak prze-
szli trzysta do czterystu metrw sdzc, e dosy
uczynili, by
zniechci do pogoni, rozpoczli wdrwk na nowo,
ruszajc ju
prosto przed siebie.

Postpowali jaki czas w milczeniu. Nam z Gawem


zagadali
do siebie, tymczasem Naoh nastawi uszu. W dali
rozleg si ryk,
powtrzy si trzy razy, po nim nastpio przecige
miauczenie.

Nam powiedzia:

To Lew Olbrzymi!

Idmy prdzej! szepn Naoh.


Zrobili sto krokw w ciszy ciemnoci, niczym nie
zamco-
nej. W nastpnej chwili gos zagrzmia bliej.

Lew Olbrzymi jest nad brzegiem rzeki!

Przyspieszyli jeszcze kroku. Teraz poryki


nastpoway po so-

69

bie, urywane, ostre, pene gniewu i zniecierpliwienia.


Koczowni-
cy poznali, e potwr biegnie poprzez ich
skrzyowane tropy.
Serca ich omotay w piersi, jak dzicio omocze w
kor drzew,
czuli si nadzy i sabi wobec ogromu
przytaczajcych ich mro-
kw. Z drugiej jednak strony ten cie dodawa im
pewnoci,
ochrania nawet przed wzrokiem dzikich zwierzt.
Lew mg i
jedynie ich ladami, gdyby za przeprawi si przez
rzek, musia-
by podj walk z przebiegoci ludzka nie
wiedziaby, ktr-
dy oni przeszli.

Grony ryk rozdar przestrze. Nam z Gawem


przybliyli si
do Naoha:
Wielki Lew przeby wod! szepn Gaw.

Idcie naprzd! rozkaza wdz, podczas gdy


sam poo-
y si, by lepiej sysze drganie ziemi. Raz za razem
wybuchay
dalsze ryki.

Wielki Lew jest jeszcze na tamtym brzegu!

Grzmicy gos cich. Potwr zaniecha pogoni i cofa


si ku
pnocy. Byo nieprawdopodobne, by inny Wielki
Kot poway
si wej mu w drog. Za Szary Niedwied rzadko
ju pojawia
si na ziemiach, gdzie Naoh go zwalczy, a tym
bardziej byo wt-
pliwe spotkanie go tak daleko i tak bardzo na
poudnie. Zreszt
we trzech nie obawiali si ani Lamparta, ani
Wielkiej Pantery.

Szli bardzo dugo. Deszcz usta, lecz otaczay ich


gbokie ciem-
noci. Gruba ciana chmur zasaniaa gwiazdy. Byy
jedynie wi-
doczne te sabe wietlane promienie, jakie dobywaj
si z rolin
lub ukadaj na wodzie. Jakie zwierz to parskao w
ciszy, to sze-
lecio apami. Jaki pomruk toczy si po mokrych
trawach, eru-
jce drapieniki wyy, skowyczay, szczekay.

Ulhamrowie zatrzymali si, by uchwyci odgosy i


zapachy,
ktre s jakby odbiciem w powietrzu tropw
zwierzcych. W
kocu Nam i Gaw poczli ustawa. Nam czu
osabienie mini,
rany Gawa rozpaliy si. Trzeba byo wyszuka
jakie schronienie.
Przeszli jednake jeszcze cztery tysice krokw.
Powietrze stao
si wilgotniejsze, przestrze oddychaa szerzej.
Domylili si, e
dua woda bya w pobliu. Wkrtce przekonali si o
tym.

70

Zdawao si, e wokoo panuje zupeny spokj.


Ledwie jakie
przemijajce szelesty wiadczyy o ucieczce drobnej
zwierzyny, ja-
kie ksztaty ukazyway si i znikay raptownymi
susami. Naoh
wybra miejsce noclegu przy ogromnej czarnej
topoli. Drzewo nie
mogo da adnej obrony od napaci drapienikw,
lecz jake zna-
le w ciemnociach jakiekolwiek schronienie, ktre
by jeszcze me
byo zajte? Mech by mokry i powietrze chodne.
Niewiele to
obchodzio Ulhamrw, ciaa ich byy rwnie odporne
na zmiany
powietrza, jak ciao Niedwiedzi i dzikw. Nam z
Gawem roz-
cignli si na ziemi i natychmiast zapadli w gboki
sen. Naoh
czuwa. Nie by zmczony, zay dugiego
odpoczynku pod bazal-
towymi gazami, a bdc doskonale zaprawionym do
pochodw,
pracy i walk, postanowi przeduy sw kolej
czatw, aby Nam
i Gaw nabrali si.

CZ DRUGA

lady ogniska
Dugi czas pozostawali koczownicy w tej
bezgwiezdnej ciem-
noci, ktra opniaa ich ucieczk. Wreszcie na
wschodzie zaczo
sczy si wiato. Rozchodzio si agodnie wrd
obokw za-
nim spado na ziemi, jak wodospad z pere. Naoh
ujrza jezioro
zagradzajce drog na poudnie. Oko jego nie mogo
dostrzec
koca wody. Powierzchnia jeziora lekko marszczya
si. Koczow-
nik zastanawia si, czy naleaoby okry je
kierujc si ku
wschodowi, gdzie widzia rzd wzgrz, czy te ku
zachodowi,
ktry przedstawia si pasko i bezbarwnie,
poronity tu i wdzie
drzewami.

73

wiato byo jeszcze sabe, wiey powiew pyn


mikko od
ziemi ku falom jeziora. Wysoko, na wyynach,
zerwa si silny
wiatr pdzc i dziurawic oboki. Ksiyc w ostatniej
kwadrze za-
rysowa si ju wrd strzpiastych mgie. Wkrtce
na wielkie
bkitne sklepienie wypyn jego ukowaty ksztat.
Dla wnikliwej
renicy Naoha okolica bya dostpna a po sam
widnokrg. Na
wschodzie wdz rozrnia stoki wzgrz, pasma
drzew cignce
si pksiycem, ktrego rogi zacieray si
stopniowo w dali, jak-
by wskazujc drog. Ku poudniowi jezioro toczyo
swe wody
bez koca.

Zapanowaa cisza, ktra zdaa si rozlewa od


gadkiej toni
wd a po srebrzysty miesic. Powiew wiatru tak
osab, i zaled-
wie od czasu do czasu dochodziy uszu lekkie
poszmery rolinno-
ci.

Znuony bezczynnoci, dny wrae Naoh wyszed


z cie-
nia topoli i bdzi wzdu brzegu. Okolica ta
rozpocieraa si sze-
roko, to zwaa, granice wschodnie jeziora widniay
dokadniej,
liczne lady wskazyway, e przechodziy tdy stada
oraz powe
zwierzta.

Nagle koczownikiem wstrzsn dreszcz. Stan.


Oczy i
nozdrza jego rozszerzyy si, serce poczo silniej bi
z niepokoju,
a zarazem z niesamowitego zachwytu. Wspomnienia
toczyy si
z tak zawrotn si, e zdao mu si, i ujrza pomie
obozowiska
Ulhamrw i gibki ksztat Gamli. W onie zielonej
trawy widniaa
halizna z na wp zwglonymi gowniami i gaziami,
wiatr nie
rozrzuci jeszcze biaawego prochu popiou. Naoh
wyobrazi sobie
bogi spokj postoju, zapach pieczonego misa, mie
gorco i rude
podskoki pomienia, lecz jednoczenie widzia i
wroga.

Peen lku, jednoczenie przezorny, uklk, by lepiej


zbada
lady nieznanych wczgw. Wkrtce ju wiedzia,
e byo ich
co najmniej trzy razy tyle, ile palcw u jego obu rk,
nie byo za
kobiet, ani starcw i dzieci. Prawdopodobnie bya to
jedna z tych
wypraw, jakie wysyaj czasami hordy na dalsz
odlego. Stan,
w jakim znalaz koci ogryzione i kawaki y,
wskazywa na
suszno jego pierwotnych przypuszcze.

74

Dla Naoha wane byo dowiedzie si skd przybyli


myliwi
i ktrdy przeszli. Obawia si, eby nie naleeli do
plemienia Po-
eraczy Ludzi, ktrzy od czasu modoci Gouna
zajmowali obsza-
ry poudniowe po obu stronach Wielkiej Rzeki.

Plemi to przewyszao wzrostem nie tylko


Ulhamrw, ale i
wszystkie inne plemiona, jakie spotykali wodzowie i
starcy. Oni
jedyni ywili si misem podobnych sobie istot, nie
przedkadajc
go jednak nad miso jeleni, dzikw, danieli, saren,
koni i osw.
Liczebno owego plemienia nie zdawaa si by
wielka. Nie sy-
szano by istniao ich wicej ni trzy hordy, podczas
gdy Mag, syn
Rysia, najwikszy wdrowiec wrd Ulhamrw,
spotyka wycz-
nie hordy, ktre nie jady ludzkiego misa.

Naoh, przebiegajc myl te wspomnienia, nie


zaniedbywa
badania ladw pozostawionych na ziemi i wrd
rolinnoci. Za-
danie byo atwe, albowiem ci co si tdy wasali,
ufni w sw li-
czebno, nie dbali o to, by ukrywa sw drog.
Postpowali
wzdu jeziora ku wschodowi i starali si
prawdopodobnie dotrze

do brzegu Wielkiej Rzeki.

Dwa pomysy rwnoczenie przyszy do gowy


koczowniko-
wi. Dogoni wypraw, zanim dojdzie ona do swych
obszarw o-
wieckich i podstpem wyrwa Ogie lub wyprzedzi
j, a zbliy-
wszy si do hordy, pozbawionej swych najlepszych
wojownikw,

wyczekiwa sprzyjajcej chwili.


A zatem, aby nie obra niewaciwej drogi, naleao
najpierw

postpowa pozostawionym ladem. I pierwotna


wyobrania nie
przestawaa widzie wczgw, unoszcych ze sob
poprzez
wody, gry i stepy najwiksz moc, jaka bya w
posiadaniu czo-
wieka. Dumania Naoha posiaday dokadno
rzeczywistoci,
byy one pene czynu, pene siy rzutu, pene
stanowczych ru-
chw. Dugo czatownik poddawa si im...
tymczasem podmuch
wiatru cicha, opada, zanika od listka do listka, od
dba do

dba...

76

W obliczu wraego Ognia

Ulhamrowie od trzech dni podali ladem


Poeraczy Ludzi.
Z pocztku szli wzdu jeziora a do pasma
pagrkw, po czym
wstpili w krain pokryt na przemian traw i
drzewami. Zadanie
mieli atwe, poniewa wczdzy postpowali
opieszale i roznieca-
li wielkie ogniska, by upiec zdobycz lub chroni si
przed cho-
dem mglistych nocy.

Naoh za odwrotnie wci ucieka si do rnych


podst-
pw, aby zwie tych, co mogliby i za nim.
Wybiera twardy
grunt, spryste trawy, na ktrych lad nie
pozostawa, korzysta
z koryt strumieni, przechodzi brodem lub wpaw
niektre zakr-

77

ty jeziora, a niekiedy wika swe tropy. Pomimo tych


ostronoci
zblia si. W kocu trzeciego dnia znajdowa si ju
tak blisko
Poeraczy Ludzi, e uwaa za moliwe doj ich w
cigu jednego

nocnego pochodu.
Niech Nam i Gaw przygotuj sw bro i odwag
po-
wiedzia dzi wieczr ujrz znowu Ogie!

Modym wojownikom, czy to gdy rozmylali o


radoci uj-
rzenia skaczcych pomieni, czy te gdy myleli o sile
nieprzyja-
ci, dech to si wzmaga, to znw im w piersi
zamiera.

Odpoczniemy najpierw! mwi dalej syn


Lamparta
zbliywszy si do Poeraczy Ludzi podczas ich snu
a potem

stojcych na czatach postaramy si podej.

Nam z Gawem pojli, e s w pobliu


niebezpieczestwa

groniejszego od wszystkich dotychczasowych.


Legenda o Poe-
raczach Ludzi bya przeraajca. Si, miaoci i
okruciestwem
przewyszali wszystkie znane hordy. Kilka razy
Ulhamrowie na-
padali znienacka i wytpili mniejsze oddziay.
Najczciej jednak
Ulhamrowie padali pod razami ich ostrych toporw i
maczug d-
bowych. Zdaniem starego Gouna pochodzili oni od
Szarego Nied-
wiedzia. Rce mieli dusze ni inni ludzie, ciaa ich
byy pokryte
wosem tak samo, jak ciao Aghoo i jego braci. A
poniewa zjada-
li trupy swych wrogw, przejmowali trwog hordy
bojaliwe.

Gdy syn Lamparta przesta mwi, Nam i Gaw,


drc caym
ciaem, pochylili gowy, po czy legli, by zay
spoczynku.

Wstali nim miesic pobieli gbi nieba. Naoh ju


uprzednio
rozpozna szlak, nie tracc wic czasu poszli w
ciemnociach. Gdy
ksiyc wypyn na niebo zauwayli, e zboczyli z
waciwej dro-
gi, lecz wkrtce odnaleli j. Stopniowo przedzierali
si przez
kolczaste krzaki, przeszli wzdu moczarw i
przeprawili si przez

rzek.
Wreszcie z wierzchoka jakiego pagrka, ukryci
wrd gs-
tych traw, przejci ogromnym wzruszeniem ujrzeli
Ogie.

Nam z Gawem zadreli. Naoh sta nieruchomo, nogi


mia
zmczone, oddech w nim gra. Po tylu nocach
spdzonych w zim-
nie, na deszczu i w ciemnociach, po tylu walkach
gd, prag-

78

nienie. Niedwied, Tygrysica i Lew Olbrzymi


zjawia si na-
reszcie ten olniewajcy Znak Potgi Ludzi.

Na rwninie poronitej drzewami terpentynowymi i


jawo-
rami, niedaleko od bagniska arzyo si pkoliste
ognisko, ktre-
go pomienie tliy si wzdu gowni. Rzucao ono
blask, ktry
przenika, pogra a zarazem oywia wszystkie
ksztaty.

Szaracze czerwone, wietliczki z rubinw, z


karbunkuu lub
topazw zamieray w powiewie cichego wiatru.
Szkaratne skrzyd-
a pkay rozszerzajc si, kby dymu wzbiy si
nagle wyko-
wato i rozpaszczyy w wietle ksiyca, niektre
pomyki podno-
siy si niby mije , drgay jak fale, strzpiy jak
oboki.

Ludzie spali okryci skrami jeleni, wilkw,


muflonw sier-
ci do wewntrz. Topory, maczugi i dzidy leay
rozrzucone na
sawannie. Dwch wojownikw czuwao. Jeden z
nich, siedzc na
stosie suchego drzewa, z zarzucon na ramiona
skr koza trzy-
ma rk na oszczepie. Na twarzy jego zaronitej po
oczy wo-
sem, podobnym do sierci lisa, wiecia miedziana
prga. Skra
jego, pokryta kudami, przypominaa runo
muflonw. Pod spasz-
czonym nosem o okrgych nozdrzach wydatne
wargi tworzyy
ogromn ssawk. Dwoje dugich rk jak u Ludzi
Drzew zwisao
po bokach, nogi krtkie, grube i ukowate byy
podgite.
Drugi wojownik obchodzi leniwie ognisko.
Zatrzymywa
si co jaki czas, nadstawia uszu, bada nozdrzami
wilgotne po-
wietrze opadajce na ziemi w miar, jak wznosiy
si nagrzane
opary. Postaw dorwnywa Ulhamrowi, czaszk
mia ogromn
o uszach wilka, spiczastych i ruchomych; gste wosy
i zarost po-
przedzielane byy kpami skry koloru szafranu;
oczy to byszcza-
y w mroku, to krwawiy si odblaskiem pomienia;
piersi mia
strome, brzuch paski; udo, szerokie u nasady,
zwao si ku
przegubowi, gole mia jak ostrze topora, a stopy
byy mae, gdy-
by nie dugo wielkich palcw. Caa posta, cika,
przypomina-
jca budow bizona, wskazywaa na niezmiern si,
ale te na
mniejsz ni u Ulhamrw zdolno do biegu.

Czatownik stan. Wycign gow w kierunku


pagrka.
Prawdopodobnie zaniepokoia go jaka niewyrana
wo, w ktrej

79
nie poznawa zapachu ni zwierzt, ni ludzi ze swej
hordy, towa-
rzysz za jego nie obdarzony tak czuym
powonieniem drzema.

Znajdujemy si za blisko Poeraczy Ludzi!


cicho zau-
way Gaw. Wiatr niesie ku nim nasz lad.

Naoh skin gowa, bardziej bowiem lka si ich


powonienia

ni wzroku lub suchu.

Trzeba stan pod wiatr! rzuci z cicha Nam.

Wiatr idzie drog Poeraczy Ludzi!


odpowiedzia
Naoh. Jeeli go obejdziemy, to oni bd szli za
nami.

Nie mia potrzeby tumaczy swej myli. Nam z


Gawem
wiedzieli rwnie dobrze, jak powe zwierzta, e
zdobyczy nie na-
ley wyprzedza, a postpowa za ni, chyba e si
przygotowuje

zasadzk.
Czatownik tymczasem przemwi do swego
towarzysza, lecz

ten zrobi ruch przeczcy. Zdawao si, e tamten


rwnie sidzie,
ale widocznie rozmyli si, bo poszed w kierunku
pagrka.

Trzeba si cofn szepn Naoh.

Szuka wzrokiem jakiej kryjwki, ktra mogaby


osabi ich
wyziewy. Gsty krzak rs koo szczytu. Ulhamrowie
zaszyli si
we, a e wiatr by agodny, przeto zaamywa si i
unosi wo
zbyt sab, by zdoaa podrani ludzkie powonienie.
Wkrtce
czatownik przystan, pocignwszy par razy
mocno powietrze,

zawrci do obozowiska.

Ulhamrowie pozostawali duszy czas nieruchomo.


Syn
Lamparta z oczami zwrconymi na sabnce wiato
ogniska prze-

myliwa wybiegi.
Sili si jednak na prno. Bo jeeli najmniejsza
przeszkoda
zwodzi przenikliwy wzrok, jeeli mona i po stepie
do cicho,
by oszuka antylop lub osa, to wyziewy
rozchodzce si podczas
pochodu, jedynie odlego i wiatr przeciwny mog
skry.

Dao si sysze skamlenie szakala. Wielki koczownik


pod-
nis gow. Sucha z pocztku w milczeniu, po czym
zamia si

z cicha:

Oto jestemy w krainie szakali rzek. Nam z


Ga-
wem sprbuj zabi jednego z nich.

80

Towarzysze zwrcili ku niemu zdziwione twarze.


iMwi da-
lej: [

Naoh bdzie czuwa w tym oto krzaku. Szakaijest


rwnie
przebiegy jak wilk. Nigdy czowiek nie zdoaby
zbliy si do
niego. Lecz jest on wiecznie godny. Nam i Gaw
poo kawa
misa i bd czeka w pobliu. Szakal podejdzie i
oddali si. Na-
stpnie znw zbliy si i zawrci; po czym zacznie
kry wokoo
was i misa. Jeeli nie poruszycie si, jeeli wasza
gowa i rce za-
mieni si w kamie, upynie jeszcze duga chwila,
zanim rzuci si
na miso. Przyskoczy i ju go nie bdzie. Wasza
wcznia win-
na by szybsza od niego.

Nam z Gawem udali si na poszukiwanie szakali.


Tropienie ich
nie przedstawiao trudnoci, albowiem zdradza je
gos, wiedz,
i adne zwierz nie poszukuje ich jako zdobyczy.
Dwaj Ulham-
rowie spotkali si z nimi koo grupy drzew
terpentynowych.
Cztery szakale coraz doskakiway do kupy koci, z
ktrych wy-
ary ju wszystkie wkna. Nie ucieky przed
ludmi, utkwiy w
nich swe ruchliwe renice, zaskomlay cicho gotowe
do odwrotu
z chwil, gdy osdz, e przybysze nadto si zbliyli.

Nam z Gawem postpili wedug wskazwek Naoha.


Pooyli
na ziemi wiartk sarniny i oddaliwszy si
znieruchomieli na po-
dobiestwo pni drzew terpentynowych. Szakale
poczy kry
drobnymi krokami po trawie. Obawa ich ustawaa
wobec zapa-
chu misa. Pomimo, e si im czsto zdarzao spotka
pionowe
zwierz, ani jedno z nich nie dowiadczyo jego
przebiegoci.
Wszelako uwaajc, e jest ono silniejsze od nich,
szy za nimi w
przyzwoitej odlegoci. A poniewa ich zmysy byy
wyczulone i
wiedziay, e niebezpieczestwo ani w wietle, ani w
ciemno-
ciach nie ustaje, zachowyway si nieufnie. Wic
dugo obchodziy
Ulhamrw, dugo kooway, czaiy si za drzewami
terpentyno-
wymi, to wypaday, czsto okrajc nieruchome
postacie. Ksi-
yc ju poczerwienia na wschodzie, zanim
wtpliwoci ich i cier-
pliwo wyczerpay si. Poczy na koniec mielej
podchodzi.
Zbliay si na dwadziecia krokw do przynty.
Dugo zatrzy-
myway si' mruczc, wreszcie ich podliwo
przebraa miar;

Walka..

81

postanowiy rzuci si wszystkie razem, aby adne z


nich nie zys-
kao przewagi nad innymi. Byo to wykonane z t
sam szyb-
koci, o ktrej mwi Naoh. Lecz wcznie byy
jeszcze szybsze
przebiy boki dwch szakali, podczas gdy reszta
unosia zdo-
bycz; po czym topory dokoczyy tego, co byo
jeszcze ywe w

ranionych zwierztach.

Gdy Nam i Gaw przynieli sw zdobycz, Naoh


zamia si:

Teraz bdziemy mogli oszuka Poeraczy Ludzi,


bo wo

szakali jest silniejsza od naszej.


Ogie, nakarmiony konarami i gaziami, przebudzi
si. Na

rwninie wznosiy si jego aroczne i dymne


pomnienie. Byo
wida teraz wyraniej rozcignitych, picych
wojownikw,
bro i zapasy. Dwaj nowi czatownicy zastpili
poprzednich, sie-
dzieli z opuszczonymi gowami, nie podejrzewajc
niebezpiecze-
stwa.

Tych rzek Naoh, przypatrzywszy si im z


uwag -

bdzie atwiej zaskoczy... Nam z Gawem polowali


na szakale, te-
raz z kolei syn Lamparta zapoluje.

Zszed z pagrka, unoszc ze sob skr jednego z


szakali, i

znik w zarolach, rosncych ku zachodowi. Z


pocztku oddala
si od Poeraczy Ludzi, eby go przed czasem nie
odkryli. Przeby
gszcz, przeczoga si przez wysokie trawy,
przeszed wzdu
ocienionego sitowiem i ozin ogniska, skrci
pomidzy lipami i
znalaz si w kocu w krzaku o czterysta krokw od
ogniska.

Czatownicy nie poruszyli si. By moe ktry z nich


zw-
szy szakala, co jednak nie mogo zbudzi adnych
podejrze.
I Naoh napeni swe oczy wszystkimi szczegami
obozowiska.
Zda sobie najpierw spraw z liczby i budowy
wojownikw.
Wszyscy prawie wykazywali budzce podziw
minie: potne
piersi, dugie rce i krtkie nogi. Ulhamr pomyla,
e aden
z nich nie wyprzedziby go w biegu. Nastpnie zbada
uksztato-
wanie terenu. Pusta przestrze, gdzie ziemia bya
naga, oddzielaa
go na prawo od niewielkiego kopca, poza nim roso
kilka drzew,
dalej pasmo wysokich traw zbaczajce w lewo.
Trawa ta, niby
przyldek, cigna si a po samo ognisko.

82
Naoh nie waha si dugo. Poniewa czatownicy
obrceni
byli do niego prawie e tyem, podczoga si
najpierw do kopca.
Nie mg przypiesza. Przy kadym ruchu
czatownikw zatrzy-
mywa si rozpaszczony jak paz. Mia wraenie
jakby muskay
go jakie mikkie rce podwjne wiato: ogniska
i ksiyca.
Wreszcie dotar pod oson, a przemknwszy poza
drzewami,
przeby pasmo trawy i "stan w pobliu Ognia.

picy wojownicy otaczali go prawie koliskiem.


Wikszo z
nich bya nie dalej, jak na rzut wczni. Gdyby
czatownicy przy
jego niezrcznym ruchu wydali okrzyk trwogi,
zostaby pojmany.
Tymczasem mia on jedn sprzyjajc okoliczno
wiatr d w
jego kierunku, unoszc i pograjc jednoczenie
wo jego i skry
szakala. Nadto czuwajcy jakby drzemali, zaledwie
od czasu do
czasu podnosili gowy...

Naoh ukaza si w penym wietle, da lamparciego


susa, wy-
cign rk i chwyci gowni. Ju nawraca ku
pasmu trawy, gdy
rozlego si wycie. Natenczas jeden z czatownikw
rzuci si ku
niemu, drugi za cisn wczni. Prawie
rwnoczenie zerwao
si z dziesi postaci.

Zanim ktrykolwiek z Poeraczy Ludzi puci si w


pogo,
Naoh przeby ju lini, po ktrej mona byo
przeci mu od-
wrt. Wydajc okrzyk wojenny, bieg wprost ku
pagrkom,
gdzie oczekiwali go Nam i Gaw.

Kzamowie rozproszeni nastpowali warkoczc jak


dziki. Po-
mimo swych krtkich ng biegli szybko, nie na tyle
jednak, by
docign Ulhamra, ktry potrzsajc gowni
wyprzedzi ich sa-
dzc jak Jele Olbrzymi. Dosign! pagrka,
pozostawiajc ich o
piset krokw poza sob, zasta Nama i Gawa,
stojcych w po-
gotowiu.

Uciekajcie przed siebie! krzykn.


Ich smuke postacie puciy si ze wzgrza z
chyoci dorw-
nujc chyoci wodza. Naoh radowa si, e
przedoy tych gib-
kich modziecw nad bardziej dojrzaych i rosych
wojownikw.
Wyprzedzajc bowiem Kzamw, nadrabiali przy
kadych dziesi-
ciu skokach po dwa kroki. Syn Lamparta bieg za
nimi bez wysi-

83

ku zatrzymujc si niekiedy, by zbada gowni.


Jego wzruszenie
rozdwajao si pomidzy niepokojem przed pogoni,
a pragnie-
niem, by nie uroni swej arzcej si zdobyczy, dla
ktrej prze-
trwa tyle cierpie. Pomie zgas. Pozostao jedynie
czerwone
wiateko, co z ledwoci wgryzao si w wilgotne
wntrze drze-
wa. Jednake byo ono na tyle ywotne, e Naoh ufa,
i na
pierwszym postoju zdoa je roznieci i nasyci.

Gdy miesic przeby trzecia cz swej drogi,


Ulhamrowie
znaleli si przed sieci bagnisk. Ta okoliczno bya
dla nich
sprzyjajca. Poznawali raz ju przebyta drog, ktra
wskazaa im
obecno Kzamw, wska, wijca si, lecz pewna na
podkadzie z
porfiru. Weszli na ni bez wahania i zatrzymali si.

Z trudnoci mogoby na niej stan dwch ludzi


obok sie-
bie, zwaszcza do walki; Kzamowie musieliby bd to
narazi si
na wielkie niebezpieczestwo, bd te obej t
placwk; w ka-
dym razie Ulhamrom byoby atwo ich wyprzedzi.
Naoh, roz-
waajc te moliwoci swoimi poudniowymi
zmysami zwierz-
cia i czowieka wiedzia, e mia dosy czasu, by
roznieci Ogie.
arzca si cz gowni jeszcze bardziej si
skurczya, ciemniaa i
tracia blask.

Koczownicy szukali trawy i suchego drzewa.


Powide trzci-
ny, poke sitowia, uschnite gazie wierzby leay
tu w obfito-
ci, lecz caa rolinno bya wilgotna. Otarli kilka
gazek o cien-
kich kocach, troch lici i dbe trawy.

Zamierajcy acz arzcy si jeszcze wgielek ledwie


oywia
si pod tchnieniem wodza. Parokrotnie koce traw
rozjaniy si
sabym wiatekiem, ktre na chwil zwikszao si,
zatrzymywa-
o si i konao zwalczane przez par wodna. Wtedy
przysza myl
Naohowi, by uy sierci szakala. Wyrwa jej kilka
garci i prbo-
wa j^ zatli. Nieco wosia poczerwieniao. Rado i
lk przyta-
czay Ulhamrw, za kadym razem, pomimo
nieskoczonych
ostronoci, wziutkie, nierwne drgania pomyka
ustaway i ga-
sy. Nie byo ju nadziei! Spopielaa gownia rzucaa
zaledwie ni-
ky blask, zamieraa ju ostatnia szkaratna
czsteczka, z pocztku
wielkoci, osy, potem muchy, wreszcie jak te
drobniutkie owady,
co si unosz na powierzchni bot. W kocu wszystko
zgaso.
Bezgraniczny smutek zmrozi dusz Ulhamrw
obnay ja.

To sabe wiateko byo jednak wspaniaa


rzeczywistoci
wiata. Miao ono rosn, miao ono posi potg i
trwao, mia-
o ywi ogniska postojw, przeraa Lwa
Olbrzymiego, Tyg-
rysa, Niedwiedzia Szarego, zwalcza ciemnoci i
wytwarza w
ciaach rozkoszn bogo. Byliby przyprowadzili
owo olniewa-
jce wiato do hordy, a horda uznaaby ich moc...
Ot, ledwo
zdobyte, ju skonao, a Ulhamrw po zasadzkach
ziemi, wd i
zwierzt czekay jeszcze zasadzki ludzi.

Na brzegach Wielkiej Rzeki

Naoh ucieka przed Kzamami. Dziesi dni trwaa


ju pogo.
Bya zacieka, uporczywa, pena podstpw.
Poeracze Ludzi, czy
to przez trosk o przyszo Ulhamrowie mogli
by wywiadow-
cami jakiej hordy czy te z potrzeby niszczenia
lub nienawi-
ci do obcych jak szaleni naprali swe siy.
Wytrzymao ucieka-
jcych nie ustpowaa ich szybkoci. Mogliby
codziennie wyprze-
dza swych przeladowcw o pi do szeciu tysicy
krokw.
Lecz Naoh zawzi si zdoby Ogie! Co noc,
upewniwszy si, e
Nam i Gaw oddalili si dostatecznie, kry wokoo
nieprzyjaciel-
skiego obozowiska. Sen jego by krtki acz gboki.
Jako e prze-

87

bieg tej pogoni wymaga licznych odchyle od


waciwej drogi,
syn Lamparta by zmuszony zbacza znacznie ku
wschodowi i to
tak dalece, e smego dnia spostrzeg Wielka Rzek.
Byo to na
szczycie stokowatego pagrka utworzonego z
porfiru, w ktrym
powodzie, ulewy, rozwijajca si rolinno
poszarpay kraw-
dzie, wyobiy szczeliny, poobryway gazy, lecz
ktry przez
mnogie jeszcze tysiclecia zdoa si oprze
podstpnej cierpliwoci
i nieubaganym ciosom ywiow przyrody.

Szeroka rzeka toczya swe spienione fale. Poprzez


tysice kra-
in kamieni, traw i drzew wypijaa rda, poykaa
strumienie, po-
eraa dopywy. Dla niej gromadziy si lodowce w
ponurych
wgbieniach gr, dla niej rda przeciekay do
pieczar, potoki
obiy granity, piaskowce i wapienie, dla niej
chmury wyciskay
swe olbrzymie, lekkie ggbki, wodospady za w swych
gliniastych
obowiskach rway w popiechu. wiea, spieniona i
bystra, kt-
ra tylko poskramiay brzegi, rozlewaa si jeziorami
na paszczyz-
nach lub sczya si przez bagniska. Otaczaa wyspy,
grzmiaa
wodospadami lub kaa, rwa po kamieniach. Pena
ycia, uy-
niaa ycie nieustajce. Od stref ciepych do
chodnych, od poka-
dw przedpotopowych do gleb ubogich pojawiay si
na jej brze-
gach niezliczone rodzaje drzew. Hordy drzew
figowych, oliw-
nych, sosnowych, terpentynowych, wizoodw,
pokolenia ja-
worw, platanw, kasztanw, klonw, bukw i
dbw, stada
leszczyny, jode, jesionw, brzz, rzdy topoli
biaych, czerwo-
nych, szarych, srebrzystych, osik i rody olch, wierzb
biaych,
purpurowych, zielonych i paczcych.

W jej gbiach porusza si niemy tum miczakw,


ukrytych
w swych schroniskach wapiennych i w konchach
perowych, sko-
rupiakw o czonkach opancerzonych, ryb
bystropetwych, ktre
jednym zgiciem ciskay si poprzez wartkie wody z
rwna szyb-
koci, jak mknie ptak w obokach, ryb paskich, co
leniwie plus-
kaj si na dnie botnistym, gadw gitkich jak
trzcina lub nie-
mrawych, szorstkich i grubych.

Zalenie od pory, od okolicznoci wywoanych burza,


siami
przyrody lub walka, opaday na rzek klucze urawi,
gromady
88

spasionych gsi, stada kaczek zielonopirych,


cyranek, czarnych
kaczek, siewek i czapli, tumy jaskek i mew, dropie,
bociany,
abdzie, flandryjczyki, kuliki, derkacze, zimorodki,
niewyczerpa-
ny zlot wdrownych ptakw. Spy, kruki, wrony
rozkoszoway
si obfita padlina. Ory czuway na kracach
obokw, sokoy
szyboway na swych migych skrzydach, jastrzbie
lub pustuki
przelatyway nad wysokimi szczytami, kanie
zjawiay si przelot-
nie nieoczekiwane i tchrzliwe a wielki puchacz,
puszczyk i sowa
pruy ciemnoci na swych skrzydach milczenia.

Niekiedy dostrzegao si jakiego hipopotama,


koyszcego
si jak pie klonowy, kuny przemykajce wrd
oziny, szczury
wodne o czaszkach krlikw, nadbiegajce lkliwe
gromady jele-
ni, danieli, saren, Jeleni Olbrzymich, lekkie stada
antylop, osw
stepowych i koni, gste zastpy Mamutw, Turw i
ubrw.
Nosoroec pogry w zatoce swj ciemny pancerz,
dzik znca
si nad starymi wierzbami, Niedwied Jaskiniowy
pokojowo u-
sposobiony, ogromny, toczy swe niemrawe cielsko.
Ry, Pante-
ra, Lampart, Szary Niedwied, Tygrys, Lew ty i
Lew Czarny
czaiy si w zasadzkach lub rway drgajca jeszcze
zdobycz. Cuch-
nca wo zdradzaa lisa, szakala i hien. Tuszcza
wilkw i psw
wytaa przeciw sabym, rannym lub znuonym
zwierztom cay
swj upr i ostrona przebiego. Wszdy roi si
drobny tum
zajcy, krlikw, duych myszy polnych, susw,
asic i kosza-
tek..., ropuch, ab, jaszczurek, mij i wy...,
robakw, poczwarek
i gsienic..., szaraczy, mrwek i szczypawek...,
wokw, panien i
krwek..., trutni, os, pszcz, trzmieli! much...,
rusaek, sfinksw,
bielinek , ciem, wierszczy, wietliczek, pajkw,
karaluchw...
Rzeka unosia ze sob zgnie drzewa, piaski, gliny,
szkielety,
licie, odygi, korzenie. '
I Naoh kocha te grone wody.

Przyglda si, jak spyway w gorczce jesiennej


w jakim
nieustajcym wylewie. Potrcay o wyspy i uderzay
o brzegi sza-
lone wodospady z piany, to dugie, paskie jak jeziora
po-
wierzchnie, to leje szyfrowe lub malachitowe, to fale
perowe, to
znw wiry dymne, to grzbiety o biaych grzywach...
przeciga

89

wrzawa modoci, gwatownego rzutu i podniecenia.

Woda tak samo, jak Ogie wydawaa si Ulhamrowi


istot
wieloraka. Tak jak Ogie zamiera ona, zwiksza si,
wyania z
niewidzialnej czeluci, rzuca si w dal przed siebie,
poera zwie-
rzta i ludzi, spada z nieba i napenia ziemi;
niezmordowanie nisz-
czy skay, porywa kamienie, piach i glin. Ani jedno
stworzenie
i rolina nie moe y bez niej. wiszcz, krzyczy,
ryczy, piewa,
mieje si, ka, przenika tam gdzie nie przeniknby
najmniejszy
owad, sycha ] pod ziemia. Zupenie nika w
rdle, ronie w
strumieniach, dopywy rzek s silniejsze od
Mamutw, a ona roz-
lega jest jak las. Woda pi w moczarach, wypoczywa
w jeziorze,
poda wielkimi krokami w rzece, rzuca si w
potoku, daje skoki
Tygrysa lub muflona, gdy napotyka w swym biegu
oporne ka-
mienie.

Tak czu Naoh stojc nad toczcymi si wodami, co


zdaway
si niewyczerpane. Tymczasem jednak naleao si
ukry. Wyspy
daway schronienie przed napaci zwierzt, lecz nie
przed napa-
ci ludzi, poza tym krpowayby ruchy, czyniyby
prawie niemo-
liwym zdobycie Ognia i naraayby na wszelkie
zasadzki. Naoh
wybra wybrzee. Umieci si na skale szyfrowej,
ktra czcio-
wo panowaa nad okolica. Zbocza jej byy strome,
grna cz
tworzya paszczyzn, gdzie mogo rozoy si
dziesiciu ludzi.

Przygotowania do obozowiska ukoczono przed


zmierz-
chem. Odlego pomidzy Ulhamrami a pogonie
bya na tyle
znaczna, e mogli si nie obawia przynajmniej do
pnocy.

Powietrze byo chodne. Na szkaratnym zachodzie


pezay
nieliczne oboki. Wojownicy posilajc si surowym
misem, orze-
chami i grzybami, wpatrywali si nieustannie w
czerniejc zie-
mi. Byo do widno, by rozrni, jeeli ju nie
przeciwny
brzeg, to wyspy przynajmniej. Przeszy muy, stado
koni zbiego
do rzeki. Byy to krpe zwierzta, z powodu
rozwichrzonych
grzyw ich by wydaway si due. Ruchy ich nie byy
pozbawione
wdziku, oczy wypuke i szalone rzucay bkitne
byski. Niepo-
kj ama i przypiesza ich pd, schylone nad -wod
stay dr-
ce, wszc, pene niedowierzania. Napoiy si szybko
i pognay.
90

A noc rozpostara swe ciemne skrzyda nad ziemia,


pokrywaa ju
wschd, podczas gdy na zachodzie staa si agodna
purpura. Jaki
ryk zagrzmia w oddali.

Lew! wyszepta Gaw.

Brzeg jest przepeniony zdobycze odpowiedzia


Naoh.

Lew jest rozumny, napadnie chtniej antylop lub


jelenia, ni
ludzi!

Ryk oddali si. Zaskomlay szakale i wida byo


zarysy ich lek-
kich postaci. Ulhamrowie spali na zmian do witu.
Po czym jli
chodzi po brzegu Wielkiej Rzeki. Zatrzymay ich
Mamuty. Stado
zajo teren szerokoci tysica krokw, a dugoci
trzy razy wik-
szej. Mamuty pasy si, wyryway soczyste roliny,
wykopyway
korzenie i bytowanie ich wydao si trzem ludziom
szczliwe,
bezpieczne i wspaniae. Niekiedy, radujc si w swej
mocy, goni-
y si po mikkim gruncie lub lekko uderzay
wzajemnie pokryty-
mi wosem trbami. Pod ich ogromnymi noyskami
Lew Ol-
brzymi byby bry4 gliny- Ich ky wyryway z
korzeniami dby,
ich granitowe by amay je. A przypatrujc si
zrcznoci z jak^
poruszay trbami Naoh nie mg powstrzyma si
od uwagi:

Mamut jest wadca wszystkiego, co yje na ziemi!


Nie ba si ich wcale, wiedzia, i nie napadaj ani
jednego
stworzenia, o ile nie wejdzie im w drog. I powiedzia
jeszcze:

Aoum, syn Kruka, zawar przymierze z


Mamutami.

Czemu nie mielibymy uczyni tak, jak Aoum?


spyta
Gaw.

Aoum rozumia Mamuty rzek Naoh my ich


nie ro-
zumiemy.
Jednake zastanowio go to pytanie. Wraca wci do
niego,
krc w oddaleniu dookoa olbrzymiego stada. A e
myl jego
wypowiadaa si gono, mwi dalej:

Mamuty nie posiadaj takiej mowy, jak ludzie.


Rozumiej
si wzajemnie, znaj^ gos swych wodzw. Goun
mwi, e na roz-
kaz swego wodza Mamuty zajmuje miejsce, jakie im
jest wskaza-
ne i e obraduje przed kad now wyprawa. Jeeli
odgadniemy
ich znaki porozumiewawcze, to zawrzemy z nimi
przymierze. '

91

Gdy przechodzili, ujrzeli olbrzymiego Mamuta


patrzcego na
nich. Samotny, stojc na pochyym brzegu rzeki
wrd modych
topoli, pas si soczystymi pdami. Naoh nigdy nie
napotka
zwierzcia rwnie wielkiego. Wzrost jego dosiga
dwunastu met-
rw; grzywa, gsta jak u Lww, pokrywaa jego
kark. Trba, po-
ronita wosem, zdawaa si by oddzielna istota,
podobna zara-
zem do drzewa i do wa.

Widok trzech ludzi zdawa si go zaciekawia, nie


mona
byo bowiem przypuszcza, by go niepokoi. I Naoh
zawoa:

Mamuty s silne! Wielki Mamut jest silniejszy od


wszyst-
kich. Zgnitby Tygrysa i Lwa jak robaka,
przewrciby dziesi
ubrw jednym uderzeniem piersi... Naoh, Nam i
Gaw s przy-
jacimi Wielkiego Mamuta!

Mamut nastawi swych szerokich boniastych uszu.


Sucha
dwikw wydawanych przez pionowe zwierz,
poruszy trba i

zatrbi.

Mamut zrozumia! wykrzykn Naoh z


radoci on

wie, e Ulhamrowie uznaj jego potg.


I cign dalej:
Jeeli synowie Lamparta, Saigi i Topoli odnajd
Ogie,
upiek kasztanw i odzi, by je zoy w darze
Wielkiemu Ma-
mutowi!

Gdy to mwi wzrok jego natrafi na kau, gdzie


rosy

wschodnie nenufary. Naoh wiedzia o tym e Mamut


lubi ich pod-
ziemne odygi. Da znak towarzyszom: poczli
wyrywa dugie
rdzawe roliny. Gdy nazbierali du wizk, opukali
j starannie
i ponieli ku olbrzymiemu zwierzciu. Podszedszy
do na pi-
dziesit krokw, Naoh przemwi:

Oto narwalimy tych rolin, by mg si nimi


poywi.
W ten sposb poznasz, e Ulhamrowie s
przyjacimi Mamuta.

I odszed.

Zaciekawiony olbrzym zbliy si do korzeni. Zna je


dobrze
i lubi je bardzo. Gdy je spoywa, nie pieszc si,
robic dugie
przerwy, przyglda si trzem ludziom. Niekiedy
podnosi trb,
wszc, po czym koysa ni pokojowo.

Wtedy Naoh j przyblia si nieznacznymi


ruchami. Znalaz
si u olbrzymich ng pod ta trb, ktra wyrywaa
drzewa, pod
kami, dugimi jak ciao Tura. By niby mysz polna
przed Panter.
Jednym ruchem mg go potwr skruszy. Lecz
wdz, przejty
cay dreszczem wiary, dra nadziej i
natchnieniem... Trba mus-
na go, przesuna si wszc wzdu jego ciaa.
Naoh z zapar-
tym oddechem dotkn wochatej trby. Po czym
narwa traw
i modych pdw, ktre poda na znak przymierza.
Rozumia, e

czyni co doniosego i niebywaego i serce wezbrao


mu unie-
sieniem.

Przymierze czowieka
z Mamutem
Ot Nam i Gaw widzc Mamuta zbliajcego si do
wodza
pojli lepiej mao czowieka. Gdy za ogromna
trba spocza na
Naohu, szepnli:

Oto Naoh bdzie zgnieciony. Nam i Gaw zostan


sami
wobec Kzamw, zwierzt i wd.

Ujrzeli potem, jak rka Naoha dotkna lekko


zwierzcia i
dusza ich wezbraa radoci i duma.

Naoh zawar przymierze z Mamutami! szepn


Nam.
Naoh jest najpotniejszym z ludzi.
Tymczasem syn Lamparta woa:

Niech Nam i Gaw przyblia si kolejno tak jak


przyblia

94

si Naoh, a narwawszy trawy i modych pdw, niech


ponios je
w darze Mamutowi.
Suchali go z piersi pomienna, peni wiary.
Podchodzili po-
wolnym krokiem, zrywajc po drodze za
przykadem wodza to
mikkie trawy, to mode korzenie. Gdy byli blisko,
podali zebra-
ne roliny, a e jednoczenie podawa Naoh, Mamut
podszed,
aby je spoy.

Tak zawarte zostao przymierze Ulhamrw z


Mamutami.
Nowy ksiyc urs. Zbliaa si pora tych nocy, gdy
zacznie
wschodzi tak wielki, jak soce. Ot jednego z tych
wieczorw
Kzamowie i Ulhamrowie obozowali w odlegoci
dwudziestu ty-
sicy krokw jedni od drugich. Byo to jeszcze nad
brzegami rze-
ki. Kzamowie zajmowali suchy pas ziemi, grzali si
przy hucz-
cym Ogniu, pochaniali cikie wiartki misa, bo
owy byy ob-
fite, podczas gdy Ulhamrowie w wilgotnym i
chodnym cieniu,
milczc, dzielili si kilkoma korzeniami i misem
grzywacza.
W oddaleniu dziesiciu tysicy krokw od brzegu,
spay
wrd jaworw Mamuty. Za dnia znosiy one
obecno wojowni-
kw, noc jednak usposobienie ich byo bardziej
draliwe, moe
dlatego, e znay przebiego ludzi, a moe obecno
innych
istot, nie z ich gatunku, przeszkadzaa im w
zaywaniu spoczyn-
ku. Co wieczr wic Ulhamrowie oddalali si za lini,
spoza kt-
rej ju nie docieray niemie Mamutom wyziewy.

Ot tym razem Naoh zapyta swych towarzyszy:

Czy Nam i Gaw gotowi s do dalszych trudw?


Czy ich
czonki s znowu gitkie, a pier ich pena oddechu?
Syn Topoli odpowiedzia:

Nam spa za dnia, dlaczegby nie mia by


gotowy do
walki?

Gaw za rzek:

Syn Saigi moe pdem przebiec odlego dzielca


go od
Kzamw!
Dobrze zatem, Naoh i jego wojownicy pjd w
kierunku
Kzamw. Bd^ walczy ca noc dla zdobycia Ognia!

Nam z Gawem zerwali si i poszli za swym wodzem.


Aby

95

zaj znienacka nieprzyjaciela, nie mona byo liczy


na ciemnoci.
Ksiyc prawie w peni wschodzi na przeciwnym
brzegu Wielkiej
Rzeki. Ukazywa si to czerwonawy, gdy styka si na
horyzoncie
z wyspami, to jakby pokrajany lini wierzchokw
wysokich to-
poli, poprzez ktre dzieli si na mae pksiyce,
gdzie indziej
znw pogra si w czarne fale, a jego drgajce
odbicie czasami
przypominao byszczcy wrd lata obok, to peza
jak pyton
miedziany, to znw wydua si jak abd. Kaskada
szylkretu i
miki sza ladem jego drogi, rozszerzajc si ukonie
od jednego
brzegu do drugiego.
Na razie Ulhamrowie popieszali, wybierajc miejsca
o nis-
kiej rolinnoci. W miar, jak zbliali si do
obozowiska Kzamw
zwalniali kroku, szli rwnolegle do siebie w
znacznym oddaleniu,
aeby mie mono pilnowania jak najwikszej
przestrzeni, jak
rwnie, by nie zosta otoczonymi. Nagle na zakrcie
zalniy da-
lekie jeszcze pomienie, wyglday blado przy wietle
ksiyca.

Kzamowie spali. Trzech czatownikw


podtrzymywao
ogie, wsuchujc si w noc. Koczownicy ukryci
wrd krzakw
ledzili obozowisko z zawzit podliwoci . Och,
eby tak mo-
gli porwa cho jedn iskierk! Trzymali w
pogotowiu suche pa-
tyki i zaostrzone gazki. Teraz Ogie nie skona ju
w ich rkach,
zd go uwizi w klatce z kory, wyoonej
wewntrz paskimi
kamieniami. Lecz jak tu zbliy si do pomienia?
Jak odwrci
uwag Kzamw, majcych si na bacznoci od owej
nocy, gdy
syn Lamparta pojawi si u ich ogniska?
Naoh odezwa si: '

Ot, podczas gdy Naoh bdzie szed w gr


Wielkiej
Rzeki, Nam z Gawem niech kr po rwninie
wokoo obozowi-
ska Poeraczy Ludzi. Bd si chowa, bd te
pokazywa. Gdy
wrogowie pod ich ladem zaczn ucieka, lecz nie
z ca szyb-
koci, bo Kzamowie musz mie nadziej ich
pojmania. Chodzi
o to, aby gonili ich dugo. Nam i Gaw zdobd si na
odwag nie
biec za szybko. Pocign za sob Kzamw a do
Czerwonego
Gazu. Jeeli Naoha tam nie bdzie, to przebiegn
pomidzy Ma-
mutami a Wielk Rzek. Naoh odszuka ich szlak.

96

Modzi wojownicy zadreli. Ciko im byo rozczy


si z
Naohem, gdy mieli przed sob strasznych Kzamw.
Posusznie
jednak przelizgnli si przez niskie zarola, a syn
Lamparta skie-
rowa si ku brzegowi. Upyn pewien czas. Wtem
ukaza si
Nam i znikn. Po czym posta Gawa zarysowaa si
przelotnie na
stepie... Czatownicy krzyknli ostrzegawczo.
Kzamowie porwali
si w nieadzie i wyjc przecigle, skupili si koo
swego wodza.
By to wojownik redniego wzrostu, krpy jak
Niedwied Jaski-
niowy. Podnis do gry dwa razy maczug, wyda
kilka chrapli-
wych dwikw, wreszcie da znak do pogoni.

Kzamowie utworzyli sze band, rozrzuconych w


pkole.
Naoh, peen zwtpienia i niepokoju patrzy na nich,
jak znikali.
Po czym wyty ca uwag, by zdoby Ogie.

Pilnowao go czterech ludzi, wybranych spord


najrolejszych.
Szczeglnie jeden z nich wydawa si grony. By
rwnie barczy-
sty jak ich wdz, ale wyszy wzrostem. Ju sam
rozmiar maczugi
wiadczy o jego sile. Sta w penym wietle. Naoh
odrni jego
ogromne szczki, oczy, przysonite krzaczastymi
brwiami, krt-
kie grube nogi, szerokie u nasady, zwajce si ku
przegubom.
Trzej inni, mniej cicy, posiadali szerokie klatki
piersiowe i du-
gie rce o stwardniaych miniach.

Placwka obrana przez Naoha bya dogodna. Stay


agodny
wiatr d w jego stron unoszc wo z dala od
czatownikw. Po
sawannie eroway szakale wydajc przenikliwy
zapach. Naoh za-
trzyma w dodatku jedn ze zdobytych skr. Te
okolicznoci day
mu mono zblienia si na szedziesit krokw od
Ognia. Za-
trzyma si na dusz chwil. Ksiyc by ju ponad
topolami,
gdy on porwa si z miejsca i wyda swj okrzyk
wojenny.

Kzamowie, zaskoczeni jego nagym pojawieniem,


wpatrywa-
li si we. Osupienie ich nie trwao jednak dugo.
Wszyscy naraz,
wyjc, chwycili za topory kamienne, maczugi i
wcznie.

Naoh zawoa:
Syn Lamparta przyby przez sawanny, lasy, gry i
rzeki,
albowiem jego plemi jest bez Ognia... Jeli
Kzamowie dadz mu
wzi kilka gowni z ich ogniska, oddali si bez
wydania walki.

Walka...

97

Nie mogli zrozumie tych sw, wyrzeczonych w


mowie tak
obcej, jak obce jest wycie wilkw. Widzc, e jest
sam, myleli je-
dynie o tym, aby go zmiady. Naoh cofn si w
nadziei, e po-
goni za nim w rozsypce i e uda mu si odcign
ich daleko od
Ognia. Rzucili si ca gromad.

Najwyszy z nich, skoro zbliy si na odlego rzutu


wcz-
ni, cisn pocisk o krzemiennym kocu. Cisn
silnie i zrcznie.
Bro, musnwszy rami Naoha, spada na wilgotn
ziemi. Ul-
hamr wola oszczdza sw bro, podnis zatem
rzucon i cisn
ni z kolei. Wcznia ze wistem opisaa uk i
przeszya gardo jed-
nemu z Kzamw, ktry zachwia si i pad.
Towarzysze jego,
skowyczc jak psy, wyrzucili jednoczenie pociski.
Naoh ledwie
zdy pa na ziemi, by unikn ostrych grotw, a
Poeracze
Ludzi sdzc, e zosta trafiony, podbiegli dobi go.
Ale on ju
podskoczy i natar. Jeden z Kzamw, ugodzony w
brzuch, za-
przesta walki, podczas gdy dwaj inni cisnli jeden za
drugim swe
wcznie. Z biodra Naoha trysna krew, lecz on
czujc, i rana
nie bya gboka, j kry wok nieprzyjaci. Ju
nie lka si
by osaczony. To oddala si, to nawraca tak
zrcznie, i znalaz
si pomidzy Ogniem a swymi wrogami.

Naoh jest bystrzejszy od Kzamw! zawoa.


Zabie-
rze Ogie, a Kzamowie ju utracili dwch
wojownikw.

Da jeszcze par susw, podbieg do pomienia i


wycign
rce, by chwyci gowni, gdy spostrzeg z
przeraeniem, i pra-
wie wszystkie one zamieniy si w arzce wgle.
Okry ognis-
ko w nadziei znalezienia gorejcej gazi, ktr
mgby uj. Po-
szukiwania jego byy jednak daremne.

A Kzamowie nadbiegali.

Chcia ucieka, uderzy si o jaki pie i potkn si.


Dziki
temu jego przeciwnikom udao si zagrodzi mu
drog i przy-
prze do Ognia. Chocia ognisko zajmowao znaczn
przestrze,
mgby przez nie przeskoczy i uciec. Straszna
rozpacz napenia
jego pier, myl o powrocie bez Ognia, w mrokach
nocy bya
dla nie do zniesienia. Potrzsajc wic jednoczenie
toporem i
maczug, przyj walk.

98
Dla Ognia

Dwaj Kzamowie nie przestawali przyblia si,


mimo e
zwolnili kroku. Ten z nich, ktry by silniejszy,
wywija wcznia
i cisn ni, gdy by ju zupenie blisko. Naoh odbi
rzut odwrotna
strona topora, lekki pocisk znik w pomieniach. W
tej samej
chwili zawiroway trzy maczugi.

Maczuga Naoha spotkaa si jednoczenie z dwiema


innymi.
Zderzenie to zaamao pd przeciwnikw. Mniej
silny z Kzamw
zachwia si. Spostrzeg to Naoh, skoczy ku niemu i
gwatow-
nym ciosem zama mu kark. Lecz on sam rwnie
zosta ugodzo-

100

ny. Sk maczugi rozdar mu gboko lew rk;


ledwie e unikn
uderzenia w sam czaszk. Ciko dyszc odstpi w
ty, by wr-
ci na pocztkowe stanowisko, po czym wznisszy
bro czeka.

Mimo e pozosta jeden tylko wrg,


niebezpieczestwo byo
grone. Naoh z trudem porusza lew rk, podczas
gdy Kzam
sta przed nim podwjnie uzbrojony, w peni si. By
to wojow-
nik duego wzrostu, z wypuk klatk piersiow,
objt ebrami
podobnymi bardziej do eber ubra ni czowieka, z
rkami du-
szymi o jedn trzeci od rk Naoha. Jego krzywe
nogi, do biegu
za krtkie, zapewniay mu potn rwnowag.

Przed ostatecznym natarciem bada spode ba


rosego Ulham-
ra. Sdzc, e bdzie mia wiksz przewag bijc
oburcz, zatrzy-
ma jedynie maczug, po czym uderzy.

Bro ich, prawie rwna wag, wyciosana z twardego


dbu,
stara si ze sob. Cios Kzama by mocniejszy od
ciosu Naoha, bo
nie mg on uy lewej rki. Lecz syn Lamparta
odbi ukonym
uchem. Gdy Kzam ponowi uderzenie, napotka
prni. Naoh
uskoczy. Teraz on natar. Przy trzecim spotkaniu
maczuga jego
spada jak skaa. Byaby rozupaa czaszk
przeciwnika, gdyby nie
jego dugie ylaste rce, ktre podniosy si w
odpowiedniej
chwili. Znowu dbowe ski spotkay si i Kzam z
kolei by w
opaach. Lecz odpowiedzia natychmiast
gwatownym ciosem,
omal nie wytrci Naohowi maczugi z rk. Zanim
Naoh zdoa-
przybra postaw obronn, rce Poeracza Ludzi
podniosy si i
opuciy. Ulhamr mg osabi uderzenie, lecz nie
mg odbi go.
Zosta ugodzony w sam czaszk. Kolana ugiy si
pod nim, za-
krya mu przed oczami ziemia, drzewa i Ogie. W
tym mgnie-
niu jednak, gdy mier go musna, zmysy nie
opuciy go. W
najwyszym skupieniu swych si, wydobytych z gbi
istoty, nim
przeciwnik zdoa si opamita, grzmotn na odlew
maczug.
Zatrzeszczay koci i Kzam zwali si na ziemi.
Krzyk jego za-
styg w mierci.

Rado Naoha zaszumiaa jak potok; spoglda,


miejc si
chrapliwie, na ognisko, gdzie plsay pomienie.

Majc nad sob w gbi gwiazdy, sam w poszumie


rzeki, w

cichym poszepcie wiatru, przerywanym kaszlem


szakala i rykiem
Lwa zabkanego na przeciwnym brzegu, zdawa
sobie na razie z
trudnoci spraw ze swego zwycistwa.
I woa gosem zadyszanym:

Naoh jest wadca Ognia!

Zdawao mu si, i jest potga ycia wiata.


Obchodzi z wol-
na czerwone zwierz, wyciga do rk i nadstawia
swa pier
pod t pieszczot, tak dawno utracona. I znw w
zachwycie i za-
dziwieniu wyszepta:
Naoh jest wadca Ognia!

Z wolna uspokajao si jego gorczkowe uniesienie.


J oba-
wia si powrotu Kzamw. Naleao czym prdzej
unie zdo-
bycz. Rozwizawszy paskie kamienie, ktre nosi
przy sobie do
chwili opuszczenia Wielkiego Moczaru, przystpi do
czenia ich
patykami, kor i trzcina. Szukajc po obozowisku,
dozna nowej
radoci: w jednym z wgbie gruntu spostrzeg
klatk, w ktrej
Poeracze Ludzi przechowywali Ogie.

Miaa jakby ksztat gniazda z kory, wyoonego


paskimi
kamieniami, starannie i trwale. arzy si jeszcze w
niej po-
myk. Pomimo e Naoh umia lepiej od niejednego z
hordy
sporzdza klatki do Ognia, trudno by mu byo
zbudowa tak
doskonaa. Wymagaoby to wicej czasu, wikszej
uwagi przy
dobieraniu kamieni i duo pracy. Klatka Kzamw
skadaa si
z potrjnej warstwy upku, oboonego dookoa kor
zielonego
dbu. Kora bya powizana cienkimi, gitkimi
gazkami. Po-
zostawiono jedynie szpar dla utrzymania w niej
lekkiego
cigu.

Klatki te wymagay bezustannej opieki. Naleao


ochrania
pomie od deszczu i wiatru, czuwa, by nie
zmniejszy si zbyt-
nio, a zarazem, by nie przekroczy pewnej granicy,
oznaczonej
przez tysicletnie dowiadczenie, trzeba te byo
czsto zmienia
kor.

Naohowi nie by obcy ani jeden z tych obrzdkw


przekazy-
wanych przez pokolenia. Podsyci z lekka Ogie,
zwily po-
wierzchni wod, zaczerpnit z kauy, zbada
szpar i stan upku.

W3

Zanim uciek, zebra rozrzucone topory i wcznie,


ogarn ostat-
ni raz wzrokiem obozowisko i rwnin.
Dwch z jego przeciwnikw zwracao zastyge
twarze ku
gwiazdom, dwaj inni pomimo cierpie leeli
nieruchomo, udajc
martwych. Ostrono oraz prawo ludzi pierwotnych
nakazyway
ich dobi.

Naoh zbliy si do tego, ktry by raniony w udo i


ju nasta-
wi wczni: lecz serce jego przenikno niesamowite
obrzydze-
nie, caa jego nienawi rozpyna si w uczuciu
radoci... nie
mg si zdoby na zgaszenie ich ostatniego tchu.

Przede wszystkim musia popieszy z zagaszeniem


ogniska.
Jedn^ z maczug, pozostawionych przez pokonanych
wrogw,
rozrzuci arzce gownie, rozbi je na czci zbyt
mae, aby mogy
dotrwa do powrotu wojownikw, po czym,
skrpowawszy ran-
nych trzcinami i gaziami, zawoa:

Kzamowie nie chcieli da jednej gowni synowi


Lamparta,
to Kzamowie nie bd^ wicej mieli Ognia. Bd^
bdzili w po-
mrokach nocy i w chodzie, dopki nie poczy si ze
swoj^ horda!
Tak wic Ulhamrowie s mocniejsi od Kzamw!

Naoh sta sam u podna pagrka, gdzie mia si


spotka z
Namem i Gawem. Nie by tym wcale zdziwiony.
Modzi wojow-
nicy musieli daleko odbiec, by uj pogoni.

Opatrzywszy ran limi wierzby, siad przed


sabym pomy-
kiem, w ktrym tlio si jego przeznaczenie.

Czas pyn z wodami Wielkiej Rzeki i z


promieniami wscho-
dzcego miesica. Gdy ksiyc osign zenit, Naoh
podnis go-
w, w tysicu rozproszonych szmerw rozpozna
osobliwy od-
gos, ktry mg by wywoany jedynie przez
czowieka. By to
szybki krok, lecz mniej zoony ni krok
czworononych. Z po-
cztku prawie nieuchwytny, stawa si coraz
wyraniej szy, a gdy
wzmoony podmuch wiatru przynis
niespodziewanie zapach,
Ulhamr powiedzia do siebie:

Oto syn Topoli zmyli pocig nieprzyjaci.


Albowiem na rwninie nie byo adnych oznak
pogoni.
"Wkrtce pomidzy jaworami zamajaczya jaka
gibka posta.

104

Naoh nie omyli si, by to Nam, ktry zblia si w


srebrzystej
kaskadzie ksiycowego wiata i niezadugo stan u
podna pa-
grka.

Wdz zapyta:

Czy Kzamowie stracili lad Nama?

Nam wyprowadzi ich daleko na pnoc, po czym


znacz-
nie ich wyprzedzi i dugo szed korytem rzeki.
Potem zatrzyma
si, wicej ju nie widzia, nie sysza i nie wyczuwa
Poeraczy

Ludzi.
To dobrze! odpowiedzia Naoh kadc rk na
jego
karku. Nam by zrczny i przebiegy, lecz co si
stao z Ga-
wem?

Syn Saigi by cigany przez inny oddzia Kzamw.


Nam

nie napotka jego tropu.

Bdziemy czeka na Gawa! A teraz niech Nam


patrzy.
Naoh pocign towarzysza. Za rogiem pagrka we
wgbie-
niu Nam ujrza iskrzcy si may, chwiejny, gorcy
pomie.

Oto rzek z prostota wdz Naoh zdoby


Ogie!
Modzieniec wyda gony okrzyk radoci. Oczy
rozszerzyy
si mu z zachwytu, pokoni si do ziemi przed synem
Lamparta i

rzek:

Naoh jest tak przebiegy, jak caa horda ludzi!


Bdzie on
wielkim wodzem Ulhamrw i aden wrg nie ostoi
si przed

nim.

Usiedli przed sabym Ogniem i byo tak, jak gdyby


nocne
ognisko wzio ich pod opiek swej mocy na skraju
rodzinnych
jaski pod chodnymi gwiazdami i wobec bdnych
ognikw
Wielkiego Moczaru. Myl o dugiej powrotnej
drodze nie bya im
ju udrka. Gdy opuszcza okolice Wielkiej Rzeki,
Kzamowie nie
bd^ ich dalej ciga; bd^ przebywa tam, gdzie
jedynie zwierzta
eruje w ostpach.

Dugo obaj dumali, na nich spoczywaa przyszo, a


przed
nimi sta otworem cay wiat peen obietnic. Lecz gdy
ksiyc na
zachodnim nieboskonie pocz przybiera wiksze
rozmiary, nie-
pokj napeni ich piersi.

105
Gdzie pozosta Gaw? wyszepta wdz.
Czyby nie
potrafi ukry swych ladw przed Kzamami? Czy
te zosta za-
trzymany przez jakie bagno lub wpad w puapk?

Rwnina bya milczca. Zwierzta uciszyy si.


Nawet wiatr
uspokoi si na rzece i zgina wrd wierzb. Nie byo
nic sycha
prcz przytumionego szumu rzeki. Czy naleao
czeka do rana,
czy te niezwocznie rozpocz poszukiwania? Naoh
dziwnie nie
mia ochoty zostawia Ognia pod opiek Nama. Z
drugiej za
strony myl o modym wojowniku ciganym przez
Poeraczy Lu-
dzi podniecaa go. Mg ze wzgldu na konieczno
utrzymania
Ognia pozostawi Gawa wasnemu przeznaczeniu, a
nawet powi-
nien by tak uczyni. Lecz wsplny los jaki poczy
go z towarzy-
szami wyzwoli w nim nieznane dotd uczucie
opiekuczej tkli-
woci. Stanowili jakby czstk jego istoty. Niepokoiy
go groce
im niebezpieczestwa niczym jego wasne, nawet
bardziej, albo-
wiem wiedzia, e byli oni bardziej wystawieni na
zasadzki, bar-
dziej zagroeni przez ywioy i stworzenia.

Naoh uda si na poszukiwanie Gawa! rzek w


kocu.
Pozostawi syna Topoli na czatach przy Ogniu.
Nam nie bdzie
mia chwili spokoju. Bdzie zwila kor, gdy si
zanadto nagrze-
je, nigdy nie oddali si na duej ni to potrzebne,
jedynie by doj
do rzeki i wrci.

Nam bdzie pilnowa Ognia jak wasnego ycia!


odpo-
wiedzia z sia mody wojownik.
I dorzuci z duma:

Nam umie podtrzymywa pomie! Tego uczya


go mat-
ka, gdy by tak may jak wilcze szczeni.

To dobrze! Jeli Naoh nie powrci do czasu, kiedy


soce
stanie na wysokoci topoli. Nam schroni si w
pobliu Mamu-
tw... a jeeli Naoh nie zjawi si przed schykiem
dnia, to Nam
bdzie ucieka sam w kierunku obszarw owieckich
Ulhamrw.

Oddali si. Przejty troska, drc caym ciaem,


odwraca si
parokrotnie ku znikajcej postaci Nama, ku maej
klatce z Og-
niem i wydao mu si, e widzi wci jeszcze sabe
wiateko, gdy
ono zlao si ju ze wiatem ksiyca.

106

Poszukiwanie Gawa

By odnale lad Gawa musia najpierw zawrci ku


obozo-
wisku Poeraczy Ludzi. Szed wolniej. Rami pod
limi wierzby,
ktrymi przyoy sobie ran palio go, w gowie
huczao, w miej-
scu, gdzie ugodzia go maczuga dokucza bl.
Doznawa wielkie-
go zniechcenia, albowiem mimo e zdoby Ogie,
zadanie jego
pozostawao nadal trudne i niepewne. Tak
rozmylajc doszed do
zakrtu ocienionego jesionami, skd obserwowa
przedtem wraz
ze swymi towarzyszami obozowisko Kzamw. Wtedy
jednak go-
rejce tam czerwone ognisko przymiewao wiato
wschodzcego
miesica. Teraz obozowisko byo ponure, wszystkie
gownie roz-

W7

rzucone przez Naoha pogasy, srebrzysty poysk


nocy kad si na
nieruchome postacie ludzi i przedmioty. Sycha byo
jedynie jk
ktrego z ranionych.

Naoh natywszy zmysy, upewni si, e pogo nie


powr-
cia. Poszed ku obozowisku, jki rannego ustay.
Zdawa by si
mogo, e nie byo tam nikogo prcz trupw. Naoh
nie zatrzy-
mywa si tam wcale, zwrci si w kierunku skd
zacz ucieka
i odnalaz lad. Z pocztku utrzymanie tropu nie
przedstawiao
adnej trudnoci, tym bardziej, e tu obok widniay
liczne lady
Kzamw. Prowadzi on prawie po prostej linii,
potem zbacza,
okra pagrki, zawraca, przechodzi przez
kolczaste krzaki. Ja-
kie bagno przecio raptownie lad, Naoh odnalaz
go dopiero za
zakrtem brzegu. Teraz lad by wilgotny, jakby
Gaw i inni byli
zamoczeni.

Przed jaworowym gajem Kzamowie rozdzielili si


widocznie
na kilka oddziaw. Naoh zdoa jednake rozpozna
waciwy
kierunek. Przeszed jeszcze jakie trzy do czterech
tysicy krokw.
Wtedy dopiero musia si zatrzyma. Cikie
chmury pochaniay
ksiyc, jutrznia jeszcze si nie pokazaa. Syn
Lamparta siad pod
jaworem rosncym ju od dziesiciu ludzkich
pokole. Drapieni-
ki skoczyy swe owy, a dzienne zwierzta, ukryte w
zagbie-
niach ziemi, w gszczach, w dziuplach lub w
rozgazieniach
drzew, nie wyruszyy jeszcze.

Naoh wypoczywa. Par tchnie wiecznoci zapado


przez
ten czas w mknce ycie lene. Pniej chodna biel
ja rozcho-
dzi si od wierzchoka do wierzchoka, od szczytu
do szczytu.

Jesienny poranek, ociay i martwy, muska lekkim


wietrzy-
kiem, ktry zdawa si by oddechem jaworw. Naoh
stojc
w bladym jak biay popi ogniska wietle posili si
kawakiem
suszonego misa, pochyli si ku ziemi i poszed
ladem. Prowa-
dzi on go na przestrzeni tysica krokw. lad,
wybiegszy z gaju,
przecina piaszczyst rwnin, gdzie trawa bya
rzadka a drzewa
karowate, wi si wrd bajor o czerwonych,
sprchniaych trzci-
nach, wznosi si na wzgrze, szed pomidzy
pagrkami i zatrzy-
ma si wreszcie nad brzegiem rzeczki, ktr Gaw
musia na pew-

108

no przeby. Naoh przeprawi si przez ni i po


dugich poszuki-
waniach odkry, e s dwa szlaki Kzamw, dce do
jednego
punktu. Gaw by ju moe osaczony.

Wtedy Naoh znw pomyla, e naleaoby


pozostawi ucie-
kajcego wasnemu przeznaczeniu, aby nie
wystawia na niebez-
pieczestwo swego ycia, Nama i Ognia dla
uratowania jednego
istnienia. Lecz pogo jtrzya go, jaka gorczka bia
mu w skro-
niach, pomimo wszystko tkwia w nim uporczywa
nadzieja. Ule-
ga rwnie prostemu pocigowi, jaki czuje si do
rzeczy raz roz-
pocztej .

Prcz dwch oddziaw Kzamw, ktrych


przebiego po-
zna wanie Naoh, naleao si obawia jeszcze tej
bandy, ktra
gonia Nama, a ktra po tylu obchodach i obrotach
miaa dosy
czasu, aby zaj dogodne stanowisko, nawet gdyby
nie podzielia
si na oddziay okrajce. Ufny w sw rczo i
chytro syn
Lamparta pody bez wahania ladem Gawa,
ledwie zatrzymujc
si dla zbadania okolicy.
Ziemia stawaa si twarda. Przez ubog warstw
gleby prze-
bija bkitny kolor granitu, potem ukazao si
strome wzgrze,
na ktre Naoh postanowi si wspi, albowiem tropy
byy teraz
do wiee i spodziewa si, e ujrzy Gawa lub cz
pogoni. Ko-
czownik przelizgn si wrd krzakw i dotar na
sam szczyt pa-
grka. Wyda cichy okrzyk. Gaw ukaza si na
pamie czerwonej
ziemi, na ziemi z minii, ktra wygldaa, jakby j
polano krwi
niezliczonych stad.

O tysic krokw poza nim ludzie o wielkich


tuowiach i
krtkich nogach zbliali si w rozsypce. Od pnocy
wyania si
drugi oddzia. W kadym razie, mimo e pocig
trwa ju dugo,
syn Saigi nie okazywa zmczenia. Kzamowie
zdradzali znuenie,
rwne co najmniej znueniu Gawa. W cigu dugiej
jesiennej nocy
Gaw jedynie dla umknicia zasadzek lub te w celu
niepokojenia
wrogw ucieka si do ostrego biegu. Na nieszczcie
manewry
Kzamw zmyliy go. Bieg nie orientujc si ju czy
by na za-
chd, czy na poudnie od skay, gdzie si mia
spotka z wodzem.

Naoh mia mono ledzenia pogoni. Gaw


popiesza w kie-

109

runku lasu iglastego na pnoco-wschd. Pierwszy


odddzia po-
stpowa za nim linia amana, odcinajca mu odwrt
na przestrze-
ni tysica krokw. Drugi oddzia, ktry wyania si
od pnocy
j zbacza, aby dotrze do lasu jednoczenie z
gonionym. Lecz
gdyby Gaw dopad go z poudniowo-zachodniej
strony, oni po-
winni byli wej do ze strony wschodniej. To
pooenie nie byo
wcale rozpaczliwe, ani nawet zbyt niekorzystne, o ile
zbieg skrci
ku pnoco-zachodowi z chwila, gdy znajdzie si w
lesie. Szybko-
nogiemu atwo bdzie wyprzedzi ich znacznie, a
jeeli Naoh
przyczyby si do niego, wtedy mogliby obra
kierunek ku
Wielkiej Rzece.

Jednym rzutem oka pozna wdz waciwa drog.


Bya to prze-
strze zaronita krzakami, gdzie nie byby
widoczny, a ktra za-
prowadziaby go na zachodni skraj lasu. Ju
zamierza spuci si
ze wzgrza, gdy nowe wydarzenie, o wiele
groniejsze, wstrzs-
no nim. Trzeci oddzia ukaza si z pnoco-
zachodu. Gaw mg
unikn osaczenia przez Kzamw jedynie uciekajc
z najwiksza
szybkoci na zachd. Widocznie nie zdawa sobie
sprawy z gro-
cego mu niebezpieczestwa, gdy bieg prosto
przed siebie.

Jeszcze raz zawaha si pomidzy chci obrony


Ognia, siebie
i Nama, a pokus okazania pomocy Gawowi i jeszcze
raz ustpi
przed tajemnicz si, ktra skaniaa czowieka i
zwierzta, by do-
prowadzi do koca rozpoczte dzieo. Syn
Lamparta, rzuciwszy
przecige spojrzenie na okolic, ktrej wszystkie
szczegy
utrwaliy si na jego siatkwce, spuci si ze
wzgrza.

Przebieg wzdu zaroli trzymajc si ich


wschodniego skra-
ju, po czym skrci przez wysokie, bkitne i rudawe
trawy, a e
szybkoci znacznie przewysza Kzamw i Gawa,
ktry oszcz-
dza si, przyby na lini lasu zanim goniony ukry si
w nim.

Teraz naleao da zna o swej obecnoci. Uda bek


jelenia,
powtarzajc go trzy razy. By to umwiony znak
wrd Ulham-
rw. Lecz odlego bya zbyt znaczna. Moe w
zwykych oko-
licznociach Gaw byby go usysza, woanie to uszo
jednak uwa-
gi zmczonego, zajtego jedynie myl o pocigu.

Wtedy Naoh postanowi ukaza si. Wyskoczy z


wysokoci

traw, stan przed nieprzyjacimi i wyda swj


okrzyk wojenny.

Przecige wycie, powtarzane przez oddzia Kzamw


nad-
biegajcych z zachodniej i wschodniej strony lasu,
odbio si w
przestrzeni. Gaw zatrzyma si, drcy z radoci i
zdziwienia, po
czym rzuciwszy si z najwiksz szybkoci
przybieg do syna
Lamparta. Gdy Naoh upewni si, e Gaw za nim
poda, po-
mkn w jedynym moliwym kierunku, lecz trzeci
oddzia Kza-
mw zorientowany krzykiem rwnie zmieni drog i
pieszy, by
odci im odwrt. Tymczasem pierwsza banda
ruszya penym
biegiem po linii prawie rwnolegej do uciekajcych.
Te manewry
uday si. Droga na zachd zostaa zagrodzona przez
Kzamw
i przez grup ska prawie niedostpnych, niemoliwe
za byo
zboczy ku poudnio-zachodowi, gdzie wojownicy
tworzyli p-
kole.

Poniewa Naoh wid Gawa wprost na skay,


Kzamowie za-
ciskali pkole wydajc zwyciskie okrzyki. Wielu z
nich zbliyo
si na prawie pidziesit krokw do Ulhamrw i
rzucao wcz-
nie. Lecz Naoh, przedzierajc si przez zason z
krzakw, pocig-
n swego towarzysza wwozem, ktry dostrzeg
jeszcze ze szczy-
tu wzgrza.

Kzamowie wyli z wciekoci. Niektrzy z nich


dotarli a do
wwozu, inni starali si obej przeszkod.

Tymczasem Naoh i Gaw uciekali co si. Byliby


znacznie wy-
przedzili nieprzyjaci, gdyby nie droga twarda,
nierwna i usu-
wajca si spod ng. Gdy wyszli z przeciwnego
kraca ska,
trzech Kzamw ju biego od pnocnej strony
zamykajc od-
wrt. Naoh mg unikn starcia skrcajc na
poudnie, lecz sy-
sza zwikszajcy si haas pogoni. Wiedzia, e z
tamtej strony
bieg jego rwnie zostanie wstrzymany. Wszelkie
wahanie grozio
mierci.

Rzuci si wprost na zbliajcych si z maczug w


jednej,
a z toporem w drugiej rce, Gaw za chwyci za
wczni.
W obawie, aby Ulhamrowie im nie umknli, trzej
Kzamowie
oddzielili si. Naoh skoczy ku temu, ktry znajdowa
si z jego
lewej strony. By to bardzo mody wojownik, zwinny
i gibki, pod-

nis on topr, by odbi natarcie. Cios maczuga


wyrwa mu bro,
drugie uderzenie rozcigno go na ziemi.

Dwaj inni Poeracze Ludzi napadli Gawa sadza, e


go powa-
la do szybko, by poczy swe siy przeciwko
Naohowi. Mody
Ulhamr cisn wcznia i zrani, lecz lekko, jednego z
napastni-
kw. Nim zdy uy oszczepu zosta uderzony w
pier. Szybkie
cofnicie si oraz ukony skok day mu mono
stan w posta-
wie obronnej. Podczas gdy jeden z Kzamw naciera
zawzicie z
przodu, drugi stara si uderzy na z tyu. Gaw ju
mia ulec,
gdy nadbieg Naoh. Ogromna maczuga spada z
oskotem walce-
go si drzewa. Jeden z Kzamw pad, drugi uskoczy
ku oddziao-
wi wojownikw, ktry wyania si z pnocy i
nadbiega pdem.
Byo ju jednak za pno.

Ulhamrowie wydobywali si z ucisku, uciekali w


stron za-
chodu wzdu linii, na ktrej ani jeden wrg nie
zagradza im
przejcia. Za kadym skokiem zwikszali dzielca
ich od Kzamw
odlego.

Biegli dugo to po twardej ziemi, to po bocie, to


przez u-
schnite trawy, to znowu przez krzaki lub
torfowiska, wspinali si
na wzgrza lub spuszczali si w d z zawrotna
szybkoci.

Dua jeszcze drog miao soce przed sob, aby


dosign
rodka przestworzy niebieskich, a oni ju oddalili si
na ponad
sze tysicy krokw. Myleli, e wrg zaprzestanie
pogoni, lecz
skoro wydostali si na jaki szczyt, stale widzieli za
sob zawzita
zgraj Poeraczy Ludzi.

I oto Gaw pocz sabn. Rana jego nie przestawaa


broczy.
Niekiedy bya to prawie niewidoczna nitka krwi,
pomimo szalo-
nego biegu rana zdawaa si zamknita, po czym
nagle z powodu
wysiku lub po jakim faszywym kroku wrd
rozpadlin, czer-
wony pyn poczyna gwatowniej wycieka.
Napotkali mode to-
pole. Naoh zrobi okad z ich lici, lecz rana
krwawia nadal. Z
wolna szybko Gawa stawaa si rwna, a nastpnie
mniejsza od
szybkoci Kzamw. Teraz za kadym razem, gdy si
obejrzeli,
oddzia czoowy Kzamw zblia si stopniowo. I syn
Lamparta
ze wzmagajca si wciekoci myla, e o ile Gaw
nie nabierze

8 Walka... '113

si zostan napadnici zanim zda dotrze do stada


Mamutw.
Lecz Gaw si nie nabiera. Znaleli si przed
wzgrzem, na ktre
wspi si z trudem. Stanwszy drcymi nogami na
wierzchoku,
z twarze barwy popiou, z sercem wyczerpanym,
zachwia si. A
Naoh zwrcony do dzikiej zgrai, co ju wdzieraa si
na pochy-
o, widzia, jak dzielca ich odlego znowu si
zmniejszya.

Jeeli Gaw nie moe nadal biec rzek gosem


bezdwicz-
nym Poeracze Ludzi dogoni nas, nim ujrzymy
rzek.

Gawowi mi si w oczach, uszy brzcz jak


wierszcze
wyjka wojownik niech syn Lamparta sam dalej
poda, Gaw
umrze za Ogie i wodza.

Gaw nie umrze!

I obrciwszy si ku Kzamom, Naoh wyda wcieky


okrzyk
wojenny, po czym zarzuciwszy Gawa na plecy,
popdzi znowu.
Z pocztku dziki ogromnej sile i potnym
miniom mg
utrzyma t sama odlego. Na pochyej drodze
dawa susy party
ciarem. cigna jego ng gitkie, jak gazie
jesionu, wytrzy-
myway ten ogromny wysiek. U podna pagrka
oddech jego
przypieszy si, nogi ociay. Gdyby nie rana, ktra
dotkliwie
go pieka, gdyby nie uderzenie maczuga w gow,
ktre jeszcze
sprawiao mu szum w uszach, mgby nawet z
Gawem na plecach
wyprzedzi Poeraczy Ludzi na krtkich nogach,
znuonych du-
gim biegiem. Lecz on naduy swych si, ani jedno
zwierz na ste-
pie, ani w gstwinie lasu nie byoby w stanie sprosta
tak dugo-
trwaemu i uciliwemu biegowi. Teraz odlego
dzielca go od
Kzamw bezustannie malaa. Sysza tupanie ich
ng, ich pod-
skoki, czu, e z kada chwila zbliaj si. Byli o
piset krokw,
potem o czterysta, wreszcie o dwiecie. Wtedy syn
Lamparta po-
oy Gawa na ziemi, oczy jego gorzay gorczka. W
ostatecznej
chwili zawaha si.
Gawie, synu Saigi rzek w kocu Naoh ju
nie moe
duej unosi ci przed Poeraczami Ludzi!
Gaw podnis si i powiedzia:

Naoh powinien pozostawi Gawa i ratowa


Ogie!
Odrtwiay ze snu, gdy pomimo wszystko spa
jednak na

114

plecach wodza, otrzsn si, wycign rce.


Tymczasem Kzamo-
wie, podszedszy na szedziesit krokw, podnieli
wcznie, aby
rozpocz walk. Naoh, postanowiwszy tylko w
ostatecznoci
ucieka samemu, obrci si do nich twarz.
Zabrzczay pierwsze
pociski. Rzucone ze zbyt wielkiej odlegoci, spady
nie dosig-
nawszy Ulhamrw, jeden tylko trafi Gawa w nog,
drasnwszy
go jakby ukuciem kolca dzikiej ry. W odpowiedzi
Naoh ugo-
dzi najbliszego z Poeraczy Ludzi, potem przebi
brzuch innemu
z wojownikw biegncemu wielkimi susami. Ten
podwjny, cel-
ny cios wywoa zamieszanie wrd napastujcych z
czoowego
oddziau. Wydali straszny krzyk, lecz zatrzymali si
w oczekiwa-
niu posikw.

Ta przerwa bya nader korzystna dla Ulhamrw.


Ukucie
jakby rozbudzio Gawa. Osabiona jeszcze rk^
chwyci wczni,
by n4 cisn w odpowiedniej chwili. Naoh widzc ten
ruch rzek:

Gaw zatem nabra si, niech ucieka! Naoh opni


po-
go!... Mody wojownik zawaha si, lecz wdz
krtko po-
wtrzy:

Id!

Gaw pobieg krokiem ociaym wprawdzie i


chwiejnym,
lecz coraz szybszym. Naoh cofn si ruchem
powolnym, lecz
gronym, trzymajc w kadej rce po wczni.
Kzamowie przy-
stanwszy namylali si, co pocz. W kocu ich
wdz nakaza
natarcie. Groty zaszumiay, ludzie rzucili si
naprzd. Naoh za-
trzyma w biegu jeszcze dwch wojownikw i
rozpocz odwrt.

I na bezmiernym obszarze rozpocz si pocig. Gaw


od czasu
do czasu odzyskiwa siy, to znw zwalnia bieg,
minie jego sab-
y, oddech znowu stawa si ciszy. Naoh wid go
za rk. Kza-
mowie ponownie zbliyli si do uciekajcych.
Podali oni rw-
nym kusem, nie pieszc si zbytnio, ufni w swa
wytrzymao.
Naoh nic mgby ju unie swego towarzysza.
Wielkie znuenie
i gorczka staway si coraz bardziej dokuczliwe, w
gowie mu
huczao, na domiar zego uderzy nog^ o gaz.

Gaw musi umrze! nie przestawa powtarza


mody
wojownik Naoh powie, e dobrze walczy!

115

Wdz chmurny nic nie odpowiedzia. Nasuchiwa


biegu nie-
przyjaci. Znowu byli o dwiecie krokw za nimi,
potem o sto,
podczas gdy uciekajcy wspinali si na pochyo.
Wwczas syn
Lamparta, zebrawszy ca4 moc ukryta w gbi swej
istoty zdoa
utrzyma t odlego a do wierzchoka wzgrza! I
tam, rzucajc
przecige spojrzenie ku zachodowi, z piersi
falujca jednoczenie
znueniem i nadzieja, krzykn:

Wielka Rzeka!... Mamuty!

Przed nimi rozlewaa si szeroko woda, byszczca


wrd to-
poli, olch, jesionw i olszyny. Byo tam rwnie o
prawie cztery
tysice krokw stado pasce si korzeniami i moda
drzewina.
Naoh rzuci si naprzd cignc Gawa z chyocia,
ktra pozwoli-
a im nadrobi wicej ni sto krokw by to
ostatni wysiek!
Wkrtce poczli traci krok za krokiem t saba,
chwilowo zyska-
na przewag. Kzamowie podnieli okrzyk wojenny...

Gdy Naoha i Gawa dzielio jeszcze od wierzchoka


wzgrza ja-
kie dwa tysice krokw, Kzamowie biegli za nimi na
rzut wcz-
nia. Zachowywali swj rwny i krtki krok, tym
bardziej pewni
dosignicia Ulhamrw, e przypierali ich do stada
Mamutw.
Wiedzieli, e pomimo swej obojtnej i pokojowej
natury nie zno-
siy niczyjej obecnoci a zatem odrzuca
uciekajcych.

Ci co gonili nie przestawali zblia si, sycha byo


teraz ju
ich oddechy, a naleao przeby jeszcze koo tysica
krokw!...

Wwczas Naoh wyda przecigy, aosny krzyk i


ujrzano,
jak jaki czowiek wychyli si z gaju jaworowego, po
czym jakie
olbrzymie zwierz podnioso trb i wydao
przeraliwy ryk. Pu-
cio si ono wraz z trzema podobnymi sobie
zwierztami wprost
ku synowi Lamparta. Kzamowie stropieni acz radzi,
zatrzymali
si. Nie pozostawao im nic innego, jak czeka, by
Ulhamrowie
cofnli si, a nastpnie okry ich i zabi!
Tymczasem Naoh nie przestawa biec jeszcze ze sto
krokw,
po czym, zwracajc do Kzamw sw twarz zapada
od znuenia,
z oczyma byszczcymi zwycistwem zawoa:

Ulhamrowie zawarli przymierze z Mamutami,


Naoh
mieje si z Poeraczy Ludzi.

116

Gdy to mwi, Mamuty podeszy. Najwikszy z nich


ku bez-
granicznemu osupieniu Kzamw pooy trb na
ramieniu Ul-
hamra. A Naoh dalej woa:

Naoh wzi Ogie. Zabi czterech wojownikw w


obozo-
wisku, powali czterech innych podczas pogoni...

Odpowiedziao mu wcieke wycie Kzamw.


Poniewa jed-
nak Mamuty coraz bardziej si zbliay cofnli si
popiesznie, al-
bowiem dalecy byli od myli, by czowiek mg
zwalcza te hor-
dy olbrzymw.
ycie wrd Mamutw

Nam dobrze pilnowa Ognia, ktry pali si jasno i


czysto w
swej klatce, gdy go Naoh znw ujrza. Aczkolwiek
nadzwyczaj
znuony rana bowiem ara mu ciao jak wilk, a w
gowie hu-
czaa gorczka syn Lamparta przey chwil
szczcia. W jego
szerokiej piersi bia wszelka nadzieja ludzka, tym
wspanialsza, e
znajc groz mierci nie myla o niej. Modo
pulsowaa w nim,
dla jego za ograniczonego umysu bya to wieczno.
Widzia
moczary podczas wiosny, gdy trzciny wypuszczaj
naraz swe pul-
chne strzay, gdy topole, olchy i wierzby odziewaj
swe zielone i

biae futra, gdy rozlega si gwar cyranek, czapli,


grzywaczy i si-
kor, gdy deszcz pada tak oywczy, e zdaje si
jakoby samo ycie
spywao na ziemi. I wobec wd, i na trawach, i
wrd drzew
oblicze przyszych pokole miao oblicze Gamli. Caa
rozkosz m-
ska bya w gibkim ciele, w ksztatnych ramionach i w
pontnym
onie crki Fauhma.

Naoh skoczywszy duma przed Ogniem narwa


korzeni i
soczystych rolin, by zoy je w daninie wodzowi
Mamutw,
pojmowa bowiem, i wszelkie przymierze, aby byo
trwae, win-
no by codziennie wznawiane. I dopiero, gdy Nam
stan na cza-
tach, poszed wyszuka sobie schronienia wrd
stada Mamutw,
gdzie uoy si do spoczynku.

Jeeli Mamuty opuszcza pastwisko rzek Nam


obu-
dz syna Lamparta.

Pastwisko jest obfite odpowiedzia Naoh


Mamuty
bd eroway do wieczora.

Zapad w sen gboki jak mier.

Gdy si obudzi, soce chylio si nad sawanna.


Chmury o
barwie upku gromadziy si i z wolna zasaniay
ta tarcz po-
dobna do kwiatu nenufaru. Naoh czu si cay
rozbity, gorczka
przenikaa jego czaszk i krzy, lecz szum w uszach
usta i bl w
jego ramieniu ustpowa.

Wsta, spojrza najpierw na Ogie, po czym spyta


czatowni-
ka:

Czy Kzamowie powrcili?

Nie oddalili si jeszcze... czekaj na brzegu rzeki


przed
wyspa o wysokich topolach.

To dobrze rzek syn Lamparta. Nie bd


mieli Og-
nia podczas wilgotnych nocy, strac odwag i wrc
do swej hor-
dy. Niech Nam teraz wypocznie.

Gdy Nam wyciga si na liciach i mchu, Naoh


bada Gawa,
ktry rzuca si we nie. Modzieniec by osabiony,
ciao mia
rozpalone, oddech ciki, lecz krew przestaa
broczy z piersi.
Wdz pomyla, e dla Gawa nie nadszed jeszcze
czas ywi sob
korzenie gbokiej ziemi i nachyli si nad Ogniem z
silnym ycze-

niem ujrzenia go, gdy pocznie rosn na stosie


suchych gazi.

Lecz odoy to yczenie na nastpne dni. Albowiem


trzeba
byo najpierw otrzyma dla Ulhamrw od wodza
Mamutw po-
zwolenie spdzenia nocy w ich obozowisku. Naoh
poszuka go
wzrokiem. Spostrzeg go. Sta, jak zwykle samotny,
by lepiej czu-
wa nad stadem i przenika przestrze. Pas si
modziutka drze-
win, wystajca zaledwie z ziemi. Syn Lamparta
narwa korzeni i
paproci jadalnej, znalaz rwnie bober botny, po
czym skierowa
si ku wielkiemu zwierzciu. Mamut przy jego
zblieniu si prze-
sta gry soczysta drzewin, poruszy agodnie trba
poronita
wosem, postpi nawet par krokw ku Naohowi.
Widzc go
obadowanym ywnoci, wyrazi zadowolenie i j
okazywa mu
pewna yczliwo. Koczownik poda pasz, ktr
trzyma przy
piersi i szepn:

Wodzu Mamutw! Kzamowie nie opucili jeszcze


brze-
gw rzeki. Ulhamrowie s silniejsi od Kzamw, lecz
jest ich tylko
trzech, podczas gdy tamtych jest wicej ni trzy razy
po dwie
rce. Zabij nas jeeli oddalimy si od Mamutw.

Mamut nasycony caodziennym erem jad powoli


korzenie i
bober. Gdy skoczy, spojrza na zachodzce soce,
po czym po-
oy si na ziemi, a trba jego na wp owina si
dokoa tuowia
ludzkiego. Naoh zmiarkowa, e przymierze stao si
zupene, e
bdzie mg czeka wraz z Gawem na polu,
zajmowanym przez
Mamuty dopki obaj nie przyjd do zdrowia,
bezpieczni od Kza-
mw, Lwa, Tygrysa i Szarego Niedwiedzia. A moe
nawet do-
zwolone mu bdzie roznieci Ogie grzejcy i zazna
rozkoszy
pieczonych korzeni, kasztanw i misa.
Soce zakrwawio si na obszernym zachodzie, po
czym za-
gorzay wspaniale oboki. By to wieczr czerwony
jak kwiat pi-
wonii, ty jak step jaskrw, liliowy jak nadbrzene
ogniska je-
sienne, a pomienie jego dryy gbie rzeki. By to
jeden z pik-
niejszych wieczorw na ziemi. Nie obi on krain
bezmiernych
jak zmierzchy letnie, lecz znaczy jeziora, wyspy,
jaskinie, nape-
nione wiatem magnolii, mieczykw i dzikich r,
ktrych blask
podnieca pierwotn dusz Naoha. Zapytywa siebie,
kto te zapa-

120

la te niezliczone obszary, jacy ludzie i jakie


stworzenia yy za
gr Nieba.

Od trzech dni Naoh, Gaw i Nam przebywali w


obozowisku
Mamutw. Kzamowie paajc zemst nie przestawali
kry nad
brzegiem Wielkiej Rzeki w nadziei schwytania i
poarcia ludzi,
ktrzy ubiegli ich chytroci, zlekcewayli ich si i
zabrali Ogie.

Naoh, ktrego przymierze z Mamutami byo jak


najlepsze, nie
obawia si ju Kzamw. Z kadym dniem nabiera
si. W czaszce
nie odczuwa blu, pytka rana ramienia zrastaa si
szybko, go-
rczka przesza zupenie. Gaw rwnie powraca do
zdrowia. Cz-
sto trzej Ulhamrowie stojc na wzgrzu dranili
nieprzyjaciela.

Naoh woa:

Czemu wczycie si okoo Mamutw i


Ulhamrw? Jes-
tecie wobec Mamutw, jak szakale wobec Wielkiego
Niedwie-
dzia. Ani maczuga, ani topr adnego Kzama nie
mog oprze si
maczudze i toporowi Naoha! Jeeli nie pjdziecie
precz ku wa-
szym obszarom owieckim, bdziemy zastawiali na
was zasadzki i
zabijali was!

Nam z Gawem wydawali przy tym okrzyki wojenne,


potrz-
sajc wczniami. Lecz Kzamowie wczyli si nadal
w krzakach,
trzcinach, po sawannie lub pod klonami, jaworami,
jesionami i
topolami. Nagle ukazyway si to pier obronita, to
gowa o
dugich kudach lub przesuway si w mroku
niewyrane postacie.
Aczkolwiek Ulhamrowie nie obawiali si, jednake
wstrtna im
bya ta zowroga obecno. Przeszkadzaa im
oddala si dla za-
znajomienia si z okolic, bya ona grona na
przyszo, ponie-
wa nagli czas powrotu na pnoc. Syn Lamparta
przemyliwa o
sposobach oddalenia Kzamw od swego szlaku.

Nie przestawa skada daniny wodzowi Mamutw.


Trzy
razy dziennie zbiera mu soczyst pasz i siedzc
przy nim spdza
dugie chwile usiujc zrozumie jego mow i da mu
poj swoj.
Mamut chtnie sucha sw czowieka, potrzsa
bem i wydawa
si zamylony, czasami jakie osobliwe wiateko
bysno w jego
brunatnym oku lub marszczy powiek jakby si
mia. Wtedy
Naoh myla:

121

Wielki Mamut rozumie Naoha, lecz Naoh nie


rozumie go
jeszcze.

Tymczasem wymieniali ruchy, ktrych znaczenie nie


ulegao
wtpliwoci, a ktre dotyczyy pokarmu. Gdy
koczownik zawoa:

Oto jest!

Mamut zblia si natychmiast, nawet jeeli Naoh by


ukryty,
albowiem wiedzia on, e byy tam korzenie, wiee
odygi lub
owoce. Z wolna nauczyli si przywoywa nawet bez
powodu.
Mamut wydawa agodny dwik trba. Naoh
wymawia jedn^
lub dwie sylaby. Byli zadowoleni, e s obok siebie.
Czowiek
siada na ziemi, Mamut erowa wokoo niego, a
czasem dla zaba-
wy podnosi go owijajc lekko trba.
Dla osignicia celu Naoh nakaza swym
wojownikom ska-
da danin dwu innym Mamutom, ktre byy
wodzami przy bo-
ku tego olbrzyma. A e teraz spoufaliy si ju z
koczownikami,
darzyy wic ich uczuciem jakiego od nich dano.
Nastpnie
Naoh nauczy modziecw, jak naley
przyzwyczaja olbrzymy
do swego gosu i to z takim powodzeniem, i na pity
dzie Ma-
muty przychodziy na krzyk Nama lub Gawa.

Ulhamrowie doznali wielkiego szczcia. Pewnego


wieczora
przed samym zachodem Naoh nagromadziwszy
gazi i suchych
traw omieli si podoy pod nie Ogie. Powietrze
byo wiee,
dosy suche, wiatr saby. I pomie rs, z pocztku
czarny od
dymu, potem czysty, huczcy, koloru jutrzni.

Mamuty zbiegy si ze wszystkich stron. Wida byo


ich
wielkie by zbliajce si oraz byszczce
zaniepokojeniem oczy.
Bardziej wraliwe zatrbiy. Bo znay one Ogie!
Spotykay go na
sawannie i w lesie. Gdy spada piorun, goni je ze
strasznym trzas-
kiem. Jego oddech przypieka im ciao, zby jego
przebijay skr,
niedostpna dla ran. Stare Mamuty przypominay
sobie towarzy-
szy zaskoczonych przez t straszna klsk,
towarzyszy, ktrzy ju
nie powrcili. Dlatego te spoglday z bojani^ i
grob na te
pomienie, koo ktrych stay mae pionowe
stworzenia.

Naoh, wyczuwajc ich niech podszed do


Wielkiego Ma-
muta i przemwi do:

122

Ogie Ulhamrw nie moe uciec, nie moe


rozszerza si
poprzez rolinno, nie moe rzuci si na Mamuty.
Naoh uwizi
go w ziemi, gdzie nie znajdzie dla siebie adnego
poywienia.

Olbrzym, przyprowadzony na dziesi krokw do


pomie-
nia, przypatrywa si mu bardziej ciekawy ni jego
towarzysze i
przejty nieokrelona ufnoci widzc swych sabych
przyjaci
tak pewnych siebie, uspokoi si... A e jego
wzburzenie lub spo-
kj stanowiy od duszego czasu o wzburzeniu lub
spokoju stada,
wszystkie powoli straciy lk przed
unieruchomionym Ogniem
Ulhamrw, jakiego doznaway przed strasznym
Ogniem pdz-
cym po stepie.

Tak wic Naoh mg ywi pomie i odpycha


otaczajce
ciemnoci. Tego wieczoru jad miso, korzenie i
grzyby pieczone
i rozkoszowa si nimi.

Na szsty dzie obecno Kzamw staa si jeszcze


bardziej
nieznona. Naoh wrci teraz zupenie do si,
bezczynno ciya
mu, przestrze pocigaa go na pnoc. Ujrzawszy
wiksza ilo
kudatych postaci wrd platanw wpad w gniew i
zawoa:

Kzamowie nie bd^ si karmili misem Naoha,


Gawa i
Nama!
Po czym zebra swych towarzyszy i rzek im:

Zawoajcie Mamuty, z ktrymi zawarlicie


przymierze, ja
za pjd z wielkim wodzem. W ten sposb bdziemy
mogli zwal-
czy Poeraczy Ludzi.

Ukrywszy Ogie w bezpiecznym miejscu


Ulhamrowie udali
si w drog. W miar, jak oddalali si od obozowiska
podawali
pasz Mamutom, a Naoh od czasu do czasu
przemawia agod-
nym gosem. Jednak w pewnej chwili olbrzymy
zawahay si. Po-
czucie ich odpowiedzialnoci przed stadem
zwikszao si z ka-
dym krokiem. Zatrzymyway si, zwracay by ku
zachodowi,
wreszcie stany. Gdy Naoh wyda zwyky okrzyk
znamionujcy
wezwanie, wdz Mamutw odpowiedzia mu z kolei
wezwa-
niem. Syn Lamparta zawrci, pooy rk na trbie
sprzymie-
rzeca i rzek:
Kzamowie ukryli si wrd drzew! Jeeli Mamuty
pomo-

ga nam ich pobi, nie odwaa si oni ju wczy


dokoa obozo-
wiska! ,

Wdz Mamutw pozosta niewzruszony. Nie


przestawa pa-
trze poza siebie na oddalone stado, nad ktrego
bezpieczestwem
mia czuwa. Naoh wiedzc, e Kzamowie byli
zaczajeni o kilka
rzutw wcznia, nie chcia wyrzec si walki.
Przesun si przez,
zarola, za nim postpowali Gaw z Namem.
Wcznie wisny;

niektrzy z Kzamw stanli na krzakach, by lepiej


celowa, a
Naoh przecigym krzykiem wezwa pomocy.

Wtedy wdz Mamutw zrozumia. Zatrbi


przeraliwie, jak
wtedy, gdy zbiera stado i pogna w kierunku
Poeraczy Ludzi, a
za nim dwa inne samce. Naoh wywijajc maczuga,
Nam i Gaw z
toporami oraz wczniami, rzucili si naprzd z
krzykiem. Kza-
mowie przeraeni rozbiegli si wrd zaroli. Lecz
sza ogarn
Mamuty, natary na uciekajcych, jakby nacieray
na Nosoroce.
Od brzegw Wielkiej Rzeki pospieszao stado niby
bryy powe,
miadc wszystko po drodze. Sposzone zwierzta:
wilki, szaka-
le, sarny, jelenie, osie, konie, antylopy, dziki
podnosiy si z le-
gowisk na caym obszarze a po widnokrg i
uciekay w panicznej
trwodze, jak przed wylewem rzeki.

Wielki Mamut dopad pierwszy jakiego Kzama.


Ten rzuci
si na ziemi wyjc ze strachu, lecz trba o silnych
miniach zgi-
a si do chwytu i wyrzucia czowieka prostopadle w
gr na
dziesi metrw, a gdy pad-na ziemi, jedna z
szerokich ng Ma-
muta zgniota go jak robaka. Potem inny z
Poeraczy Ludzi wy-
zion ducha pod kami drugiego samca. Wida byo
jeszcze jakie-
go modziutkiego wojownika wijcego si wrd
wycia i paczu
w miertelnym ucisku.
Stado nadbiego. Fal^ zalao zarola. Wa misa
pokry rwni-
n. Ziemia pulsowaa jak pier. Wszyscy Kzamowie,
ktrzy znale-
li si na drodze olbrzymw, poczwszy od Wielkiej
Rzeki, a po
wzgrza i gaj jesionowy, zostali zamienieni w
krwawe boto.
Wtedy dopiero min sza Mamutw. Wdz, ktry
zatrzyma si
u podna pagrka zatrbi na znak, e walka
skoczona. Wszy-
stkie stany z oczami byszczcymi, ciko dyszc.

124

Ci z Kzamw, ktrzy ocaleli z pogromu uciekali w


panicz-
nym strachu na poudnie. Nie trzeba ju byo
obawia si ich zasa-
dzek. Wyrzekli si na zawsze cigania i poerania
Ulhamrw, nie-
li swej hordzie zadziwiajca wie o przymierzu
ludzi z pnocy
z Mamutami, o czym podanie miao przechowa si
poprzez nie-
zliczone przysze pokolenia.
Przez dziesi dni Mamuty, idc wzdu brzegu
rzeki, scho-
dziy ku nizinom. ycie ich byo pikne. Tym
zwierztom dosko-
nale przystosowanym do swych pastwisk moc
wypeniaa potne
boki. Obfite poywienie czekao na nich przy
kadym skrcie rze-
ki, w botnym ile, w pogbieniu rwnin i wrd
starych, powa-
nych borw.

adne zwierz nie stawao im na drodze. Wadcy


przestrzeni
byli zaleni jedynie od siebie, wdrujc lub
wypoczywajc wedug
upodobania. Przodkowie przygotowali ich
zwycistwo, wydos-
konalili zmysy, zmikczyli ich obyczaje spoeczne,
ustanowili ich
pochody, sposb zachowania si, obozowania,
porzdek starsze-
stwa, przygotowali ich do obrony sabszych, a
porozumiewania
si z mocniejszymi. Ich mzgi wyrniay si
wraliwoci, a
zmysy byy wyczulone, spojrzenie posiaday bystre,
a nie bdne
jak konie lub Tury, powonienie czue, dotyk pewny,
such ostry.

Ogromne lecz gitkie, cikie lecz zwinne,


przeszukiway
wod i ziemi, baday przeszkody, wszyy, zryway,
wyryway,
gnioty wszystko trba pokryta siatka nerww, ktra
wia si jak
wa, ciskaa jak Niedwied, pracowaa jak rka
ludzka. Ich ky
ryy ziemi, jednym uderzeniem olbrzymich ng
miadyy Lwa.

Nic nie ograniczao zwycistwa ich gatunku. Czas i


prze-
strze naleay do nich. Kt mgby zakci ich
spokj? Kto
przeszkodziby im w rozmnaaniu si w pokolenia
tak liczne, jak
te, od ktrych same pochodziy?

Tak myla Naoh towarzyszc tumowi olbrzymw.


Przysu-
chiwa si z radoci, jak ziemia trzeszczaa podczas
ich pochodu,
przyglda si z duma ich dugim rzdom dcym
pokojowo,
grupujcym si przed rzeka lub pod pokymi
konarami. Wszys-
tkie zwierzta zbaczay przy ich zblianiu si, a
ptaki, aby je uj-

126

re, spuszczay si z obokw lub wzlatyway


spord trzcin.
Byy to dni tak spokojne i obfite, e Naoh, gdyby nie
wspomnie-
nie Gamli, pragn by trway bez koca. Gdy teraz
poznawszy
Mamuty, uwaa je za mniej szorstkie, mniej
chwiejne, a bardziej
rozsdne od ludzi. Wdz ich nie by na podobiestwo
Fauhma
straszny nawet dla swych przyjaci, prowadzi stado
bez grb i
bez przewrotnoci. Nie byo ani jednego Mamuta,
ktry by mia
drapiene usposobienie Aghoo lub jego braci.

O wicie, gdy rzeka zaczynaa szarze na wschodzie.


Mamuty
wstaway z wilgotnej ziemi. Ogie trzeszcza
podsycany sosn lub
jaworem, topol lub lip, a w gbi lenej, na brzegu
spowitym w
mgy, zwierzta pojmoway, e soce ycie wiata
poczyna
si. Rozszerzao si ono w obokach, znaczyo na nich
goda tego
wszystkiego, co pod jego wpywem wyaniao si z
nicoci mro-
kw; co bez niego jak porfiry, kwarce, piaskowce,
pokady miki,
mineray, rzadkie kamienie, marmury, drzemao
bezbarwne i zim-
ne; godo tego, co ono tworzyo ksztatnego i
barwnego, porusza-
jc wzburzonym morzem i dajc mu mono
ulatniania si w
przestworza, by tka roliny i urabia ciao zwierzt.

Gdy jasno wypenia ociae jesienne niebo,


Mamuty trbi-
y i uyway tej modoci, ktra jest w poranku, a
ktra kae za-
pomina o wieczorze. Goniy si po zakrtach zatok
a do cypli
przyldkw, zbieray si w gromady zadowolone t
myl prost,
a zarazem gbok, e maj wszystkie te same
ksztaty, te same
upodobania, te same ruchy. Po czym nie pieszc si,
bez wysiku
wykopyway korzenie, wyryway odygi, pasy si
traw, gryzy
kasztany i odzie, smakoway pieczarki, gski,
kurki, smardze i
trufle. Lubiy chodzi razem do wodopoju. Wtedy
stado ich zda-
wao si liczniejsze, ich tum wiksze wywiera
wraenie.

Naoh wspina si na jakikolwiek pagrek lub


wdrapywa si
na ska, by patrze, jak posuway si ku brzegowi.

Grzbiety ich toczyy si jak fale wezbranej rzeki, ich


szerokie
nogi dziurawiy glin, ich uszy ksztatu olbrzymich
nietoperzy po-
ruszay si jakby gotowe w kadej chwili do lotu.
Wywijay trba-
mi podobnymi do pni krzakw pokrytych
zaboconym mchem, a

127

setki kw wysuway swe gadkie oszczepy


poyskujce i zakrzy-
wione.

Powraca wieczr. Oboki znowu nabieray


wspaniaoci
wszechrzeczy, zapadaa noc drapienikw jak mga
fioletowa, a
Ogie zaczyna rosn. Ulhamrowie dawali mu duo
poywienia!
Poera akomie drzewa sosnowe i trawy suche,
dysza gryzc
wierzb, oddech jego przesycony odygami i
wilgotnymi limi
stawa si cierpki. W miar jak rs, jego posta
rozjaniaa si,
gos jego si wzmaga, osusza chodna ziemi i
odpycha ciemno-
ci na tysic krokw. Gdy miso, kasztany i korzenie
poczynay
wydawa przenikajcy zapach. Wielki Mamut
zblia si, by pa-
trze na ognisko. Przyzwyczai si do, doznawa
przyjemnego
uczucia pod jego pieszczota i kierowa na swe
mylce oczy
przygldajc si ruchom Naoha, Nama i Gawa, gdy
rzucali kona-
ry, gazie lub zielska w jego szkaratna paszcz. By
moe, i po-
myla przelotnie, e plemi Mamutw byoby
jeszcze silniejsze,
gdyby mogo posugiwa si Ogniem.

Jednego wieczoru podszed bliej ni zwykle,


wysuwajc tr-
b wszy tchnienia, co unosiy si z tego stworzenia o
zmiennych
ksztatach i stan tak nieruchomo, e wydawa si
skaa szyfrowa.
Po czym schwyciwszy dua ga, trzyma ja chwil
zawieszona w
powietrzu i cisn w rodek pomieni. Trysna
tysicem iskier,
zaszumiaa, zahuczaa, zadymia, wreszcie zagorzaa.
Wtedy zado-
wolony, potrzsajc bem, pooy trb na ramieniu
Naoha, kt-
ry sta nieruchomo osupiay ze zdumienia. Myla,
e Mamuty
potrafi tak jak i ludzie podtrzymywa Ogie i
zapytywa siebie,
czemu spdzay noce w chodzie i wilgoci.

Od tego wieczora Wielki Mamut jeszcze bardziej


zbliy si z
koczownikami. Pomaga zbiera zapasy drzewa,
podsyca Ogie
roztropnie i ostronie, pogra si w zadumie to w
miedzianym,
to purpurowym wietle, zalenie od stopnia
natenia pomieni.
Nowe pojcia wytwarzajce niejako zwizek
mylowy pomidzy
nim a Ulhamrami rozwijay si w jego ogromnej
czaszce. Rozu-
mia wiele sw i duo ruchw. Sam potrafi da si
zrozumie. W
owych czasach sowa jakie zamieniali midzy sob
ludzie nie prze-
128

kraczay czynw bezporednich i szybko po sobie


nastpujcych.
Przezorno Mamutw i ich znajomo otoczenia
dosigy szczy-
tu. A wic ich wdz ukada z gry porzdek
wdrwki stada, a
z chwila, gdy wkraczay na ziemie podejrzane lub
wtpliwe, wy-
sya naprzd wywiadowcw. Jego dowiadczenie
kierowane
trwaa pamici podsycona rozmylaniem byo
wielostronne i pe-
ne rozmachu. Chocia mniej dokadnie, ni Naoha,
posiada jednak
pewne pogldy na wod, roliny i zwierzta,
przewidywa kolejne
nastpstwa ponurych i yznych pr roku, rozrnia
z grubsza bieg
soca i nie miesza go z biegiem ksiyca. Gdyby
mwi jzykiem
ludzi nie okazaby si bardziej pozbawiony rozumu
ni Aghoo z
brami, a nawet umiaby wyrazi pewne rzeczy o
jakich sam
Goun nie mia pojcia.
Bo aczkolwiek ludzie od tysicy wiekw powikszali i
dos-
konalili swoje wiadomoci przez to wszystko, czego
na co dzie
dowiadczali i co obrabiali rkami, to jednak
Mamuty przy pomo-
cy swej cudownej trby rozwijay takie pojcia,
ktre pozostaway
obce ludziom. Lecz mowa Mamutw, ograniczona do
kilku
dwikw i niektrych znakw, nie bya w stanie
wyrazi tego
wszystkiego, co byo im wiadome. Mzg tych, ktre
posiaday
najbardziej wyczulone zmysy by osamotniony, ani
jedna zoona
myl nie bya zdolna poczy si z inna lub
rozprzestrzeni si za
pomoc tego potoku poda ustnych, ktre wrd
ludzi poryway,
gromadziy, urozmaicay nieustannie dowiadczenie,
pomyso-
wo i wyobrani. Niemniej ta rnica midzy
Mamutami a lud-
mi nie bya nie do przebycia. Bo jeeli zwyczaje
dziedziczne Ma-
mutw ograniczay si do naladowania czynw i
ruchw powta-
rzajcych si przez cae tysiclecia, do
przekazywania wybiegw,
sposobw postpowania, do prostego rozwoju poj
o uytecz-
noci przedmiotw lub obowizkw wzgldem
gromady, czy
te wzgldem jednostki, miay w zamian przewag w
zmyle spo-
ecznym. Posiady go o wiele dawniej ni ludzie, a
dugie ycie
sprzyjao pogbianiu si tego dowiadczenia.
Albowiem czowiek
nie by tak zbudowany, aby mg y tyle pr, co
Mamut i o wie-
le atwiej podlega wypadkom powodujcym mier;
nie mg h-

Walka..

129

czy na skuteczna opiek nienawi podobnych


mu istot grozia
nie tylko na zewntrz, ale i w onie samej hordy. Byo
zatem wi-
cej Mamutw, ktre otrzymay od ycia nauk, w
rwnej mierze
trwaa jak bogata, ni takiche ludzi. Ot Naoh u
swego olbrzy-
miego towarzysza, ktrego dugie bytowanie nie
naruszyo jego
mocy, zwinnoci i pamici, ktrego oko, such i
powonienie za-
choway swa modo, dostrzeg cechy i ujrza je za
wysze od
cech starego Gouna, ktrego wspomnienia byy
mnogie, lecz sta-
wy sztywniay, ruchy staway si powolne i niepewne,
such tpy
a wzrok mtny...

Tymczasem Mamuty nie przestaway postpowa w


d
Wielkiej Rzeki, ich droga oddalaa si od szlaku,
ktry powinien
doprowadzi Ulhamrw do ich hordy. Poniewa
rzeka pynca z
pocztku na pnoc skrcaa ku wschodowi, by
znowu poda na
poudnie, Naoha naszed niepokj. O ile bowiem
stado nie zechce
porzuci brzegw rzeki, bdzie zmuszony opuci je.
A ycie po-
rd ogromnych i yczliwych towarzyszy stao si im
mie. Po
okresie zupenego bezpieczestwa by skazanym na
samotno
wydao si strasznym. Tam podczas ddystej,
jesiennej pory,
wrd drapienikw na bezmiernym widncym
stepie, bd w
dzie i w nocy ledzeni, naraeni na zasadzki, na
gwatowno y-
wiow i przewrotno powych Kotw.

Pewnego rana Naoh stan przed wodzem Mamutw


i prze-
mwi do:

Syn Lamparta zawar przymierze z horda


Mamutw. Ser-
ce jego raduje si. Szedby za nimi przez niezliczone
zmiany pr,
lecz musi zobaczy znw Gamie u brzegw
Wielkiego Moczaru.
Droga jego prowadzi na pnoc i ku zachodowi.
Dlaczego Mamu-
ty nie miayby opuci brzegw rzeki?

Opar si o jeden z kw Mamuta; zwierz


wyczuwajc jego
zmieszanie i wag jego zamiarw, suchao
nieruchome. Po czym
zakoysao swa wielka gowa i podyo dalej
naprzd, by wska-
zywa drog stadu, ktre nie przestawao
postpowa brzegiem
rzeki. Naoh pomyla, e bya to odpowied
olbrzyma.

I powiedzia sobie:
130

Mamutom potrzebna jest woda... Ulhamrowie


rwnie
woleliby i brzegiem rzeki...

Konieczno stana przed nim. Wyda gbokie


westchnienie
i zawoa swych towarzyszy. A ujrzawszy znikajcy
koniec stada
wszed na pagrek. Spoglda w dal za wodzem,
ktry da mu go-
cin i uratowa przed Kzamami. Pier mu wzbieraa
boleci i l-
kiem, a kierujc swj wzrok na pnoco-zachd, na
step i chasz-
cze, ktre jesie znaczya, poczu swa czowiecza
bezsi, a serce
jego wznosio si pene tkliwoci ku Mamutom i ich
pomocy.

CZ TRZECIA

Czerwone Kary
Przeszy ulewne deszcze. Naoh, Nam i Gaw brodzili
przez
zalane ziemie, bdzili pod sprchniaymi konarami,
przebyli
szczyty i odpoczywali pod ochron gazi, w
szczelinach ska i w
norach. Bya to pora grzybw. Wszyscy trzej,
wiedzc, e s one
zdradzieckie i mog zabi czowieka rwnie dobrze,
jak jad wy,
jedli jedynie te, o ktrych ksztacie i gatunku byli
pouczeni przez
starcw. Odrniali je take po zapachu. Gdy
brakowao im mi-
sa szli zalenie od miejsca i pooenia na
poszukiwania to borowi-
kw, to kurek, to smardzw, to pieczarek lub
podpiekw. Szli

132

po nie w cie puszczy wilgotnej, pomidzy ociekajce


dby, wi-
zy toczone przez mchy, jawory pordzewiae lub w
ciche doliny,
pod urwiska ska z upku, piaskowca i porfiru.
Teraz, gdy zdobyli Ogie, mogli je piec nanizane na
prty
lub uoone na kamieniach, a nawet na glinie. Piekli
rwnie o-
dzie oraz korzenie, niekiedy kasztany, gryli
bukowie, orzechy,
wyciskali sodkie soki z klonw.

Ogie by ich radoci a zarazem obiektem troski.


Podczas
burz i ulewnych deszczw ochraniali go z
przebiegoci i upo-
rem. Czasami, gdy woda laa strumieniem zbyt
ulewnym i nadto
uporczywie, niezbdne stawao si dla nich
jakiekolwiek schronis-
ko, o ile nie daway go ani skay, ani drzewa, ani
ziemia, musieli
je ry lub budowa. W taki sposb tracili duo dni.
Tracili je rw-
nie na omijaniu przeszkd. Idc na przeaj,
przeduyli by moe
sobie drog. Tego nie wiedzieli, dyli bowiem ku
krainie Ul-
hamrw zdajc si na swe zmysy i kierujc socem,
ktre bez-
ustannie, cho coraz mniej wyranie, wskazywao im
drog.
Doszli na skraj ziemi piaskw, poprzecinanej yami
granitu i
bazaltu. Starcza, ndzna, a zarazem grona rwnina
jakby zagra-
dzaa cay pnoco-wschd. Gdzieniegdzie rosa na
niej szorstka
trawa, kilka sosen zaledwie wegetowao na tym
morzu piasku,
mchy wgryzay si w kamie zwieszajc si
spowiaym runem; to
zajc cherlawy, to antylopa skarowaciaa
przebiegay zbocza
wzgrz lub wwozy wrd pagrkw. Deszcz
ustawa, nike
chmury mkny wraz z urawiami, gmi i bekasami.

Naoh waha si zapuci w t opakan okolic.


Dzie mia
si ku schykowi, ziemiste wiato suno po
przestworzach, wiatr
hucza gucho i zowrogo.

Na widok tej pustyni wszystkich trzech zwrconych


twarz
ku piaskom i skaom przeszed zimny dreszcz. Lecz
e misa mieli
pod dostatkiem, pomie za jasno wieci w
klatkach, ruszyli na-
przd ku swemu przeznaczeniu.
Pi dni ju upyno, a nie widzieli jeszcze koca
goej, piasz-
czystej rwniny. Byli godni. Lekkie i chye
zwierzta wymyka-
y si przed ich zasadzkami. Czuli pragnienie,
albowiem deszcz

133

usta a piasek wypija wod. Niejednokrotnie Ogie


grozi zamar-
ciem. Szstego dnia trawa staa si mniej rzadka,
mniej szorstka i
sosny ustpiy miejsca jaworom, platanom i topolom.
Kaue
mnoyy si, ziemia poczerniaa, niebo jakby zniyo
si pene gs-
tych chmur, ktre rozwieray si w nieskoczono.
Ulhamrowie
spdzili noc pod osika zapaliwszy kup porowatego
drzewa i lici,
ktre jczc pod ulew wydaway duszce tchnienia.

Z pocztku czuwa Naoh, po czym przysza kolej na


Nama.
Mody Ulhamr chodzi przy ognisku. Dokada
stara, aby nie
wygaso, oywiajc pomie zaostrzon gazi i
suszy przygoto-
wane drzewo, nim odda je pomieniom na poarcie.
Ociae
wiato wloko si poprzez par i dym, wyduao si
na gliniastej
ziemi, przesuwao wrd drzewiny zaledwie
rumienic listowie.
Naokoo niego pegay ciemnoci, te przenikay
wszystko. Stru-
mienie wody upodabniay si do niezmiernej smolnej
cieczy. Nam
nachylony osusza swe rce i ramiona, po czym j
nasuchiwa.
Niebezpieczestwo czaio si w czarnej otchani.
Mogo ono roz-
szarpa pazurem lub paszcz, zmiady nogami
stada, "zada
przez wa zimn mier, poama koci toporem lub
przebi
piersi wczni.

Nagle wojownik zadra. Jego czujno i zmysy


napiy si.
Pozna, e co yjcego kryo wokoo Ognia i z
lekka trci wo-
dza. ..

Naoh jednym susem stan na nogach i z kolei pocz


bada
otaczajc ich noc. Wiedzia ju, e Nam nie omyli
si. Przecho-
dziy jakie istoty, ktrych wyziewy dziki wilgotnym
rolinom
oraz dymowi zatracay sw osobliw wo. Syn
Lamparta wy-
wnioskowa jednak, e byli to ludzie. Uderzy trzy
razy silnie w
najbardziej rozgorza cz ogniska: wybuchy
pomienie, mie-
nic si szkaratem i siark, w oddaleniu skryy si
jakie postacie.

Naoh obudzi trzeciego towarzysza.

Przyszli ludzie! wyszepta.

Stojc rami przy ramieniu dugo prbowali


przenikn ciem-
noci, jednak nic si ju nie ukazao. Ani jeden
niesamowity od-
gos nie zamci jednostajnego chlupotu deszczu. Ani
jeden zapach

134

przypominajcy co sob nie unosi si w


podmuchach wiatru.
Gdzie si wic kryo niebezpieczestwo? Czy bya to
horda, czy
te kilku ludzi, ktrzy chtnie bdzili w samotnoci?
Jakiej trzy-
ma si drogi w razie ucieczki lub walki?

Strzecie Ognia! rzek wreszcie wdz.

Towarzysze ujrzeli, jak posta jego pocza


zmniejsza si,
przybiera mgliste ksztaty, po czym pogrya si w
niewiadome.
Z pocztku j kry, nastpnie skierowa si ku
krzakom, gdzie
skryli si ludzie. Ogie suy mu za przewodnika.
Pomimo, e
sam by niewidoczny mg jednake rozrnia
rowaw po-
wiat mroku. Naoh zatrzymywa si nieustannie.
Dziery ma-
czug i topr w garciach a niekiedy przykada ucho
do ziemi.
Nie zaniedbywa przy tym i po linii krtej, a nie
prostej. Dziki
mikkiej ziemi oraz przezornoci z jak posuwa si
naprzd naj-
wraliwsze ucho wilka nie zdoaoby uchwyci
odgosu jego kro-
kw. Zanim dotar do krzakw, zatrzyma si.
Upyn czas pe-
wien, nie sysza i nie spostrzega nic prcz
padajcych kropel, po-
szumu rolinnoci i ucieczki jakiego zwierzcia.

Wwczas obra inny kierunek, przeszed poza krzaki


i nawr-
ci, nie wykry adnego ladu.

Wcale go to nie zadziwio, by ju zawczasu


zorientowany o
wszystkim przez swe zmysy i oddali si w stron
pagrka, ktry
zauway o zmierzchu. Dosign! go bdzc
cokolwiek i wspi
si na. Tam w dali, w zaamaniu rozpocierajcej
si przed nim
rwniny, poprzez opary, widniao jakie wiato.
Naoh rozpozna
w nim Ogie rozniecony przez ludzi. Odlego bya
tak znaczna,
a powietrze tak mgliste, e z trudem odrni kilka
niewyranych
postaci. Nie mia jednak najmniejszej wtpliwoci co
do ich natu-
ry. Dreszcz, jaki go przej na brzegu jeziora,
powtrzy si. A
niebezpieczestwo tym razem byo groniejsze,
albowiem obcy
ludzie ju wiedzieli o obecnoci Ulhamrw, zanim
sami zostali
odkryci.
Naoh zawrci do swych towarzyszy, z pocztku
szed wol-
no, a skoro Ogie sta si wyraniejszy, przyspieszy
kroku.

Tam s ludzie! wymwi z cicha.

135

Wycign rk ku wschodowi, pewny, e si nie


myli.

Trzeba oywi Ogie w klatkach dorzuci po


chwili. Po-
wierzy t czynno Namwi i Gawowi, podczas, gdy
sam roz-
rzuci gazie wokoo ogniska, aby stworzy z nich
co w rodzaju
ogrodzenia; ci, ktrzy by si zbliyli, mogliby atwo
odrni
wiato pomienia, lecz nie zdoaliby dojrze, czy go
kto pilnuje.
Gdy oporzdzono ju klatki a zapasy rozdzielono,
Naoh nakaza
zebra si w drog.

Deszcz stawa si drobniejszy, wiatr ucich. Jeeli


nieprzyja-
ciele nie zagrodz drogi lub nie dostrzeg
natychmiast ich uciecz-
ki, to otocz ognisko, ktre palio si samotnie, a
przypuszczajc,
e jest strzeone, nie natr, zanim nie zastosuj
przernych pod-
stpw. Wobec tego Naoh bdzie mg ich znacznie
wyprzedzi.

Ze witem deszcz usta. Smtne wiato wznioso si z


otcha-
ni, jutrzenka ndznie pegaa poza obokami. Od
pewnego ju cza-
su Ulhamrowie wchodzili na agodn pochyo, gdy
osignli
wierzchoek nie widzieli z pocztku nic prcz
sawanny, zaroli
oraz lasw koloru upku i ochry z bkitnymi
wyspami i rudymi
polanami.

Ludzie stracili nasz lad wyszepta Nam.


Lecz Naoh odpowiedzia:

Ludzie goni nas!

Istotnie dwie postacie wyszy u wide rzeki, tu za


nimi po-
dao koo trzydziestu innych. Pomimo odlegoci
Naoh osdzi,
e byy one niezwykle niskiego wzrostu. Nie mona
jeszcze byo
rozpozna rodzaju ich broni. Napastnicy nie widzieli
ukrywaj-
cych si za drzewami Ulhamrw, od czasu do czasu
zatrzymywali
si, sprawdzajc tropy. Liczba ich powikszya si.
Syn Lamparta
przypuszcza, e byo ich przeszo pidziesiciu.
Zreszt nie wy-
dawao si, by posiadali t sam chyo co
uciekajcy.

O ile by Ulhamrowie nie zawrcili, to byliby


zmuszeni
przej przez pas ziemi prawie nagiej lub zaronitej
nisk traw.
Najlepiej zatem byo i wprost przed siebie liczc na
znuenie
wroga. Poniewa koczownicy spuszczali si z
pochyoci, przebyli
kawa drogi bez zmczenia. A gdy obejrzeli si,
ujrzeli napastni-

i36

kw na szczycie wzgrza rozprawiajcych z


oywieniem. Odleg-
o midzy nimi znacznie si zwikszya. .

Z wolna okolica stawaa si mniej jednostajna. Staa


si jaka
rwninna, nawarstwiona zoami kredy,
gdzieniegdzie bya pokur-
czona i wzdta. Dalej szo pustkowie zaronite
twardym ziel-
skiem, pene zasadzek, bagien ukrytych, ktrych
zrazu nie byo
wida, a ktre naleao obchodzi.

Gdy ominli ju jedno, pojawiy si inne tak, e


koczownicy
wcale nie posuwali si naprzd. Nareszcie pokonali
te przeszkody.
Wtedy ukazaa si przed nimi ziemia czerwona, co
rodzia kilka
wyndzniaych sosen, bardzo strzelistych i bardzo
smukych. Bya
otoczona torfowiskami. Dalej ujrzeli znowu
sawann. Naoh ura-
dowa si jej widokiem. Wtem z lewej strony pojawi
si jaki za-
stp ludzi, ktrych ksztaty rozpozna.

Byli to ci sami co z rana? Wida obeznani z okolic


udali si
krtsz drog ni oni? A moe bya to inna gromada
tego same-
go pokolenia? Znajdowali si do blisko, mona
byo dokadnie
widzie mae ich postacie, najwyszy z nich z
ledwoci dosign-f
by czoem do piersi Naoha. Gowy mieli due,
cikie, twarze o
wskim czole i szerokich szczkach, barwa skry
przypominaa
czerwie ochry. Chocia byli wtli, jednak ruchy ich
i blask oczu
znamionoway plemi ywotne. Na widok Ulhamrw
wydali
krzyk podobny do krakania krukw, potrzsali
oszczepami i wcz-

niami.

Syn Lamparta spoglda na nich ze zdumieniem.


Gdyby nie
rzadkie kpy wosw na policzkach, starczy wygld
niektrych
oraz bro, ktr dwigali, wziby ich za dzieci,
mimo szerokich
piersi.

Zrazu nie wyobraa sobie, by omielili si


sprbowa walki.
Wahali si. I skoro Ulhamrowie podnieli maczugi i
wcznie, a
na rwninie rozleg si gos Naoha, ktry zaguszy
ich krzyk, jak
ryk Lwa zagusza krakanie wron, usunli si. Musieli
jednak by
usposobienia wojowniczego, wszyscy razem
powtrzyli swj pe-
en groby okrzyk. Po czym rozsypali si pkolem.
Naoh wie-
dzia, e chc go okry. Obawiajc si ich
przebiegoci bardziej

137

ni siy nakaza odwrt. Roli koczownicy w


pierwszym zapale
bez trudnoci wyprzedzili cigajcych, jeszcze mniej
szybkich od
Poeraczy Ludzi. Jeeli uciekajcy nie napotkaj
przeszkd, to po-
mimo obcienia klatkami nie powinni si da
dogoni.

Lecz Naoh nie chcia naraa si na zasadzki ludzi i


ziemi, na-
kaza swym wojownikom biec dalej, a postawiwszy
Ogie, j
podpatrywa wroga.

W swym zapale biegli w nieadzie. Trzech czy


czterech bar-
dziej szybkich znacznie wyprzedzio swj oddzia.
Syn Lamparta
nie traci czasu. Spostrzeg kilka kamieni, ktre
doczy do swej
broni i popdzi ku Czerwonym Karom. Ten zwrot
wprawi ich
w osupienie. Obawiali si raczej podstpu. Jeden z
nich, co zda-
wa si wodzem, krzykn przenikliwie, zatrzymali
si. Tymcza-
sem Naoh dobiega do tego, w ktrego chcia ugodzi
i zawoa:

Naoh, syn Lamparta, nie yczy za ludziom, nie


uderzy,
jeeli zaprzestana pocigu!

Wszyscy suchali z twarzami nieruchomymi. Widzc,


e Ul-
hamr przesta si zblia, zaczli go okra. Wtedy
Naoh
wznisszy kamie krzykn:

Syn Lamparta bdzie bi Czerwonych Karw!


Wobec ruchu, w ktrym bya groba, migny trzy
czy czte-
ry wcznie, lecz sia ich rzutu bya mniejsza od siy
na jaka mg
si zdoby koczownik. Rzuci kamieniem. Ten, w
ktrego celo-
wa, zraniony upad. W teje chwili cisn drugim
kamieniem,
lecz chybi, po czym trzecim, ktry gucho uderzy w
pier jedne-
go z wojownikw. Wtedy szyderczym ruchem
pokazujc na
czwarty kamie, nastawi gronie wczni. Ot
Czerwone Kar-
y lepiej pojmoway znaki, ni Ulhamrowie i
Poeracze Ludzi, al-
bowiem mniej posikowali si mowa skadana.
Wiedzieli, e wcz-
nia bdzie niebezpieczniej sza od kamienia. Ci co
wysunli si bar-
dziej naprzd cofnli si ku gromadzie, a syn
Lamparta pocz
ustpowa wolnym krokiem. Szli za nim w niejakiej
odlegoci.
Za kadym razem, gdy ktry z nich wyprzedza
towarzyszy,
Naoh wydawa grone warczenie i potrzsa broni.
W ten sposb
pojli, e byo dla nich niebezpieczniej goni go w
rozsypce, ni

pozostawa w kupie, a Naoh osignwszy swj cel


znowu rozpo-
cz bieg.

Ulhamrowie uciekali przez wiksza cz dnia. Gdy


zatrzy-
mali si, ju od duszego czasu nie byo wida
Czerwonych Kar-
w. Chmury przerway si i soce pyno bkitna
szczelina nad
pustkowiem. Ziemia, z pocztku zwarta i twarda,
znowu staa si
mniej dogodna. Ukrywaa trzsawiska, co chwytay
nogi i wci-
gay w otcha. Due jaszczury pezay po
przyldkach, we wod-
ne o skrze sinawej i rudej lniy midzy wodami,
aby podskaki-
way rechoczc, dugonogie ptaki przebiegay
chykiem lub prze-
cinay powietrze lotem drcym jak licie osiki.

Wojownicy poywili si popiesznie. Obawiajc si


zasadzek
tej ponurej okolicy, usiowali znale wyjcie.
Chwilami zdawao
si, e osignli ju cel. Ziemia stawaa si bardziej
zwarta. Buki,
jawory, paprocie nastpoway po wierzbach,
topolach i trawach
botnych. Wkrtce rozpoczy si zdradzieckie wody,
zguba czy-
haa na nich na kadym kroku wszelkie wysiki
okazay si da-
remne.
Nadchodzia noc. Soce przybrao barw wieej
krwi, zapa-
dao na zachodzie zatopionym w torfowiskach,
grzzo w bag-
nach. ..

Ulhamrowie wiedzieli, e mogli liczy tylko na sw


odwag
i czujno. Posuwali si jeszcze tak dugo, pki w
gbi przestwo-
rzy byo widoczne jakie wiato. Po czym zatrzymali
si majc
przed sob pustkowie, a poza sob powierzchni
chaotyczn,
gdzie spostrzegali kolejno to niewyran jasno, to
otworzeliska
mrokw. Naamali gazi, przytoczyli kilka duych
kamieni i po-
czywszy to wszystko lianami i ozin byli na razie
zabezpieczeni
od niespodzianych napadw. Wystrzegali si jednak
wzniecenia
ogniska; podsycali jedynie mae Ognie na p ukryte
w ziemi.
Czekali na to co niewiadome, co nieraz zagraa
yciu ludzkiemu,
a nieraz je ratuje.

140
Cypel granitowy

Upyna noc. W migotliwym wietle gwiazd ani


Nam, ani
Gaw, ani wdz nie widzieli adnej ludzkiej postaci.
Syszeli i czuli
jedynie wilgotne podmuchy wiatru, botne zwierzta
i drapiene
ptactwo o mikkich skrzydach. Gdy poranek
rozsnu si srebrzys-
t mg, ukazao si pospne pustkowie, a za nim
bezbrzene
wody urozmaicone botnymi wyspami.

Jeeli nie oddal si od brzegw, spotkaj


niewtpliwie Czer-
wonych Karw. W poszukiwaniu jakiego wyjcia
trzeba byo i
granic pomidzy pustkowiem i bagniskami, a e nic
nie wskazy-

141

wao na agodniejszy kierunek, obrali ten, ktry


pozornie naj-
mniej grozi zasadzkami. Z pocztku droga okazaa
si dobra. Zie-
mia do twarda, gdzieniegdzie tylko poprzecinana
kauami, ro-
dzia poza pasem nadbrzenym nisk rolinno.
Przeszli tak p
dnia krzaki i drzewina rosy obficie, naleao
wci bada zw-
ajcy si widnokrg. Jednakowo Naoh nie sadzi,
aby Czerwone
Kary byy w pobliu. Jeli nie zaniechali pogoni, to
szli ladami
Ulhamrw, powinni znacznie zosta w tyle.

Zapas misa wyczerpa si. Koczownicy zbliyli si


do wy-
brzea, gdzie zwierzyny byo pod dostatkiem.
Chybili dropia,
ktry si skry na jednej z wysp. Nastpnie u ujcia
strumienia
Gaw zowi maego leszcza. Naoh przebi wcznia
wodnego der-
kacza, po czym Nam zapa kilkanacie wgorzy.
Rozniecili Ogie
z suchych traw i gazi uradowani, e mog wciga
zapach pie-
czonego pokarmu. ycie znowu byo dobre, sia
napenia ich
modo. Myleli, e Czerwone Kary poniechay ju
pogoni.
Dogryzali koci derkacza, wtem z krzakw
wyskoczyy zwierz-
ta. Naoh rozpozna, i uciekay one przed licznym
nieprzyjacie-
lem. Podnis si i zauway pomidzy krzakami
jaka skradajca
si posta.

Czerwone Kary powrciy! rzek.

Niebezpieczestwo byo groniejsze ni poprzednio.


Albo-
wiem Czerwone Kary mogy teraz postpowa za
Ulhamrami
pod przykryciem i przeci im drog urzdziwszy
zasadzk.

Pomidzy moczarami a krzewin cigno si prawie


nagie
pasmo ziemi dogodne do ucieczki. Ulhamrowie
popiesznie ze-
brali klatki, bro i pozostae zapasy. Nic nie stano
na przeszko-
dzie ich odejciu. Gdyby nieprzyjaciel ciga ich
przez krzaki mu-
siaby znacznie za nimi pozosta w tyle, a trzymajc
si kupy, by
mniej chyy i rolinno utrudniaaby mu posuwanie
si naprzd.
Z pocztku rozszerzaa si jaowa pustynia,
nastpnie zwaa si
wrd drzew, krzakw i wysokich traw. Niemniej
ziemia pozo-
stawaa twarda i Naoh by pewien, e wyprzedzi
Czerwonych
Karw. Dopki jaka przeszkoda nie stanie im na
drodze, zacho-
waj przewag.

142

Jednake owe przeszkody pojawiy si. Moczary


wycigay
na rwninie swe macki: gbokie zalewy, bagna,
rowy przepenio-
ne lepkimi rolinami. Uciekajcy spostrzegli, i
droga stawaa si
coraz trudniejsza do przebycia. Musieli okra,
zbacza, a nawet
wraca do tego samego miejsca, skd wyruszyli. W
kocu stanli
oparci o granitowe pasmo, ktre z prawej strony
dotykao bez-
miernych wd, a z lewej ziemi zatopionej
jesiennym wyle-
wem. Kociec granitowy znia si i gin pod woda.
Ulhamrowie
byli otoczeni z trzech stron, powinni teraz zawrci,
albo zda si
na los szczcia.
Bya to chwila straszna. Jeeli Czerwone Kary
znajdoway
si ju u wejcia na cypel, wszelki odwrt stawa si
niemoliwy.

Naoh, uchyliwszy czoa przed wrogim wiatem,


gorzko ao-
wa, i opuci Mamuty. Jego moc duchowa ugia
si, pozna co
to jest zniechcenie i rozpacz. Po czym owadna
nim potrzeba
natychmiastowego i bezwzgldnego czynu. al min
jak bicie
serca, mia teraz jedno jedyne poczucie tej wanie
przeywanej
chwili. Wymagaa ona napicia caej jego istoty i
bezustannej czuj-
noci zmysw.

Wdrowcy szybko zbadali wyjcia. W dali wznosia


si jaka
rudawa brya, ktra rwnie dobrze moga by
wyspa, jak i prze-
dueniem cypla lub zdradzieckich grzzawisk i bot.

Wtedy pozostaa im jedna tylko moliwo ratunku


za-
wrci. Namylili si szybko i wykonali to
popiesznie. Przebiegli
okoo dwch tysicy krokw i stanli poza moczarem
u skraju gs-
tej rolinnoci z rzadka poronitej kpami i nisk
trawa. Nam,
ktry ich wyprzedzi, przystan i rzek:

Tam s Czerwone Kary!

Naoh by tego pewien. Dla stwierdzenia nabra


kamieni i rzu-
ci nimi nagle w gstwin, na ktr wskaza Nam.
Lekki szelest
jakby ucieczki mwi o niezawodnej obecnoci
nieprzyjaciela.

Odwrt stawa si niemoliwy. Naleao przygotowa


si do
walki. Ot miejsce, gdzie znajdowali si
Ulhamrowie nie zapew-
niao im przewagi i pozwalao Czerwonym Karom
osaczy ich.
Lepiej byoby usadowi si na jednej czci cypla,
majc wiato

143

ogniska, mogliby tam zabezpieczy si od


niespodziewanego na-
padu. ,
Naoh, Nam i Gaw wydali okrzyk wojenny; a podczas
gdy

wygraali broni, Naoh woa:

Czerwone Kary le czyni cigajc Ulhamrw,


ktrzy s
silni jak Niedwied, szybcy jak antylopa. Jeeli
Czerwone Kary
uderza, to sami strac wielu wojownikw. Sam Naoh
rozoy ich z
dziesiciu... Nam i Gaw te wielu umierca. Czy
Czerwone Kary
chc dla zabicia trzech Ulhamrw powici
pitnastu swoich?

Ze wszystkich stron krzakw i wysokiej trawy


rozlegy si
wrzaski. Syn Lamparta zrozumia, e Czerwone
Kary pragn
walki na mier. Nie dziwi si temu. Czy
Ulhamrowie po wszys-
tkie czasy nie mordowali obcych ludzi, gdy
zaskoczyli ich w po-
bliu swej hordy? Stary Goun mawia: lepiej
pozostawi przy y-
ciu wilki lub Lamparta ni czowieka, bo czowiek,
ktrego nie
zabijesz dzi, przyjdzie pniej z innymi ludmi, by
ci umier-
ci". Naoh, jeeliby pozostawili mu drog otwarta,
nie powrci-
by, aby nie mier Czerwonym Karom lecz
doskonale rozu-
mia, i ci wanie obawiali si tego.

Poza tym wiedzia rwnie, i ludzie nalecy do


dwch r-
nych hord bardziej si nienawidzili, ni Nosoroec
nienawidzi
Mamuta.

Jego szeroka pier wezbraa gniewem. Z gronym


pomru-
kiem podszed zaczepnie do krzakw. Zawistay
cienkie wcz-
nie, z ktrych ani jedna go nie dosiga. I zamia si
dziko:

Ramiona Czerwonych Karw s sabe!;.. To s


ramiona
dzieci!... Za kadym razem Naoh czy to maczuga, czy
toporem
powali jednego z nich!...

Wrd splatanych winoroli pokazaa si jaka


gowa, zlewaa
si ona z barw^ sczerwieniaych jesieni lici. Lecz
Naoh spo-
strzeg bysk oczu. Jeszcze raz zapragn pokaza
swa si bez uy-
cia wczni. Rzucony przeze kamie poruszy
listowie, rozleg
si przejmujcy krzyk.

Oto sia Naoha... Ostra wcznia byby on powali


Czer-
wonego Kara!

144

Wwczas dopiero wrd wrzaskw nieprzyjaciela


rozpocz
si odwrt. Wola pj na sam skraj cypla. Byo tam
dosy miej-
sca dla wikszej iloci ludzi, a Czerwone Kary
byyby zmuszone
naciera wskim, cienionym zastpem. Od strony
wody wsku-
tek zdradzieckich rolin adna tratwa nie mogaby
przybi, ani je-
den czowiek nie miaby wpaw si puci. Rwnie
nie mona
byo przedrze si do urwistego ostrowia, ktry
wznosi si o
szedziesit okci do podwya granitowego.

Uzbierali do wieczornego ogniska uschnitej trzciny,


i teraz
nie pozostawao im nic wicej jak czeka. To
wyczekiwanie byo
jednym z najstraszniejszych. Gdy wypatrywali
Szarego Niedwie-
dzia spodziewali si, e dziki kilku trafnym ciosom
zabija potwo-
ra. Gdy byli uwizieni wrd bazaltowych gazw,
wiedzieli, e
Lew i Tygrys musz oddali si, by szuka zdobyczy.
Przez Poe-
raczy Ludzi nigdy nie byli osaczeni...

Teraz horda co ich oblega jest przebiega i liczna


nie spo-
sb jej wytpi. Dni bd^ upyway za dniami, a ona
nie zaprze-
stanie czuwa przy moczarach, a jeeli odway si
napa, to jake
trzech ludzi bdzie mogo jej stawi czoa?

Ot Naoh popad w moc podobnych sobie cho


sabszych
istot. Ani jedna z nich nie zdoaaby udusi wilka,
nigdy ich lekkie
wcznie nie przebiyby serca Lwa, jak to czyni
strzay Ulham-
rw, oszczepy napastnikw byy bezsilne wobec
ubrw, mogy
jednak ugodzi czowieka w serce...
Syn Lamparta nienawidzi potgi swego gatunku.
Odczuwa,
e jest ona bardziej nieubagana, bardziej zoliwa,
bardziej mci-
wa, ni potga drapienych Kotw, wy i wilkw. A
na wspom-
nienie dobroci Mamutw pier jego wznosia si,
gbokie
westchnienie wydzierao si z niej, zwracao si ku
olbrzymom z
uwielbieniem, ktre kiekuje w gbi jego duszy. I
chocia byo
ono rwnie silne, jak cze dla Ognia, byo jednak
bardziej tkliwe
i agodne...

Tymczasem soce i woda czyy swe wietne


bytowania.
Ogromna jest woda, nie wida jej koca, a soce nie
jest niczym
innym, jak jedynie Ogniem tak duym jak li lilii
wodnej. Lecz

10 Walka..

145

wiato soca jest wiksze ni sama woda,


rozpociera si nad
moczarem, wypenia cae niebo, ktre przewysza
obszar ziemi.
Naoh, nie przestajc myle o Czerwonych Karach,
o walkach,
zasadzkach i sposobie wydostania si, podziwia to
rozlewne
wiato, ktre powstao z maego Ognia. Straszny
ciar przy-
gniata jego barki, serce jego skacze jak Pantera,
syszy, jak mu o-
moce o ebra...

Od czasu do czasu wstawa i unosi maczug. dza


walki
przenikaa cae jego jestestwo, rce niecierpliwiy si,
e nie bija
tych, co urgaj jego mocy. Lecz rozwaga i
przebiego powraca-
y, albowiem bez nich aden czowiek nie
przetrwaby jednej
zmiany ksiyca. mier jego byaby nadto piknym
zwycis-
twem dla wroga, jeliby sam poszed jej szuka.
Trzeba, aby znu-
y Czerwonych Karw, aby napeni ich trwoga i
wielu z nich
zabi. Zreszt nie chce umiera, on pragnie ujrze
znowu Gamie.
A chocia nie wie jeszcze jak zwiedzie czujno
hordy, jego silne
ycie zachowuje nadziej, e nie moe zgasn.

Z pocztku Czerwone Kary nie ukazyway si w


obawie za-
sadzki, bd w oczekiwaniu jakiego nierozwanego
kroku ze
strony Ulhamrw. Gdy dzie mia si ku schykowi
pojawili si.
Ujrzano ich wyskakujcych ze swych kryjwek.
Zbliali si a do
samego wejcia na granitowy cypel dziwacznymi
ruchami ni to
posuwistymi, ni to w podskokach, po czym
stanwszy jli przy-
glda si moczarom. Niektrzy z nich krzyczeli, lecz
wodzowie
baczc pilnie zachowywali milczenie. O zmierzchu
zaroio si od
ich czerwonych cia rzekby, i s to w owym
szarawym
wietle niesamowite szakale, stojce jakby na tylnych
apach. Za-
pada noc. Ogie Ulhamrw rozpociera na
powierzchni wd
krwawa jasno. Ogniska oblegajcych kady za
krzakami na ota-
czajcy mrok miedziana barw. Zarysowyway si
postacie cza-
townikw i znikay. Pomimo pozornego usiowania
natarcia na-
pastnicy trzymali si poza linia rzutu broni.

Nastpny dzie duy si nieznonie. Teraz


Czerwone Kary
bezustannie przechadzay si to maymi oddziaami,
to gromada.
Ich szerokie szczki wyraay niepokonany upr.
Wyczuwao si,

146

e czyhay bez przerwy na ycie przybyszw.


Poddaway si ins-
tynktowi, ktry rozwija si u nich od setek pokole,
bez ktrego
byyby ulegy przed plemieniem ludzi silniejszych,
aczkolwiek
mniej pojmujcych potrzeb gromadnego
jednoczenia si.

W cigu nocy, ktra nastaa, nie zdradzay zamiaru


natarcia.
Zachoway gbokie milczenie, wcale si nie
ukazujc. Nawet ich
Ognie pozostaway niewidoczne. Miao si ku
witowi, gdy roz-
leg si nagle jaki oskot. Zdawao si, i krzaki
posuway si na-
przd niby ywe istoty. Gdy dzienne wiato przebio
si Naoh
ujrza stosy gazi zagradzajce dostp do
granitowego cypla.
Czerwone Kary wydaway wojenne okrzyki. I
koczownik poj,
i bd one pcha przed sob t oson.
Umoliwioby to im mio-
tanie wczni z ukrycia lub nage wykonanie
rozstrzygajcego
wiksza gromada natarcia.

Pooenie Ulhamrw stawao si samo przez si


grone. Wy-
czerpawszy swe zapasy, musieli zabra si do
owienia ryb w wo-
dach moczarw. Miejsce ich obozowiska mao
nadawao si do
tego. Z trudnoci zapali kilka wgorzy i par
leszczy lecz pomi-
mo, i doczyli do poowu troch ab, due ich ciaa
i modo
cierpiay z braku dostatecznego poywienia. Nam z
Gawem, osig-
nwszy zaledwie wiek mski, byli jeszcze w okresie
rozrastania
si, byli wic wyczerpani godem. Na trzeci wieczr
ogarn Nao-
ha, siedzcego przy ognisku, wielki niepokj.
Wprawdzie umoc-
ni schronisko, wiedzia jednak, i wkrtce, jeeli
poywienie ich
bdzie tak szczupe, towarzysze jego stan si sabsi
od Czerwo-
nych Karw, a on sam czy potrafi wwczas dobrze
cisn wcz-
ni? A jego maczuga czy bdzie zdolna zada
miertelny cios?

Roztropno radzia ucieczk pod oson ciemnoci.


Naleao
jednak zaj znienacka Czerwonych Karw i
przedrze si przez
zasieki, a to byo chyba niemoliwe.

Spojrza ku zachodowi. Pksiyc nabra jasnoci i


rogi jego
zacieray si, zachodzi obok duej bkitnej gwiazdy
migoccej w
wilgotnym powietrzu. aby nawoyway si
starczymi, smtnymi
gosami, nietoperz uwija si wrd ciem, puchacz
przelecia na
swych bezbarwnych skrzydach, zalniy nagle uski
jakiego

147

gada. By to jeden z tych wieczorw, znanych


hordzie, gdy obo-
zowaa w pobliu wd, pod jasnym niebem. Dawne
wydarzenia
huczay w gowie Naoha. Osobliwie nad jednym z
nich roztkliwi
si jak dziecko...

Horda Ulhamrw obozowaa u swych Ogni. Stary


Goun
snu swe wspomnienia, ktre uczyy mczyzn;
zapach pieczone-
go misa unosi si w powietrzu, za gszczem trzcin,
w wietle
ksiyca, widniaa duga poyskujca smuga
moczaru. Spord
siedzcych kobiet powstay trzy dziewczyny, bdziy
wkoo Og-
nia, wyadowyway nadmiar ycia, ktrego jeden
dzie trudw
nie mg wyczerpa. Przeszy przed Naohem z
chichotem niesa-
mowitym w szale modoci. W przelotnym
podmuchu wiatru ja-
ki promie wosw, uderzy modego Ulhamra po
twarzy
byy to wosy Gamli... przytumione zmysy jego
doznay wstrz-

su.

To wspomnienie przy tak wielkim oddaleniu od


plemienia,
pord zasadzek ludzi i srogoci wiata byo dla w
tej chwili g-
bia ycia, przykuwao go do wybrzea i wydobywao
z jego piersi
chrapliwe westchnienie... Zataro si. Potrzsn
gow i pocz
duma o rodkach ocalenia. Ogarna go gorczka.
Powsta i po-
prawi Ogie. Poszed w kierunku Czerwonych
Karw. Za-
zgrzyta zbami, ocienie z gazi jeszcze bardziej si
zbliyy, mo-
liwe, i na przysz noc wrg bdzie mg rozpocz
natarcie.

Nagle przeraliwy krzyk przeszy powietrze. Jaka


posta, z
pocztku niewyrana, wyonia si z wody. Potem
Naoh rozpoz-
na w niej czowieka. Wlk si. Krew broczya z uda.
Dziwnej
by budowy, nie posiada prawie ramion, a gow
mia bardzo
wsk. W pierwszej chwili zdawao si, i Czerwone
Kary nie
spostrzegy go. Wtem podnis si wrzask, zawistay
wcznie.
Wwczas wraliwa natura Naoha doznaa wstrzsu
owadno
nim wzruszenie. Zapomnia, e ten czowiek moe
by wrogiem,
czu jedynie gwatown nienawi do Czerwonych
Karw i po-
bieg ku ranionemu, jakby to uczyni wobec Nama i
Gawa. Jaka
wcznia ugodzia go w rami, lecz to nie
powstrzymao go. Wy-
da okrzyk wojenny, podskoczy do rannego,
podnis go jednym

148

ruchem i pogna z powrotem. Kamie uderzy go w


czaszk, dru-
ga wcznia skaleczya w opatk... ju by poza lini,
za ktr nie
mogy dosign go pociski i Czerwone Kary nie
odwayy si
jeszcze tego wieczoru rozpocz wielkiego boju.

Noc wrd moczarw

Syn Lamparta zoy czowieka na suchych trawach i


popra-
wiwszy Ogie spoglda na z zadziwieniem i
nieufnoci. Bya
to istota nadzwyczajnie rnica si od Ulhamrw,
Kzamw i
Czerwonych Karw. Czaszk miaa niezmiernie
dug^ i nader
wska, pokryta rzadkim, sabym wosem, oczy
raczej wydu-
one ni szerokie, przymione, smutne, zdaway si
nie mie spoj-
rzenia; zapade policzki okryway szerokie szczki, z
ktrych dol-
na bya cofnita do tyu, jak szczka gryzoni. Lecz co
najbardziej
wprawiao wodza w podziw, to byo jego ciao,
okrge jak pie

150

drzewa, na ktrym nie zna byo ladu ramion.


Zdawao si, i
rce wyrastaj na podobiestwo ap Krokodyla.
Skra bya sucha
i szorstka, niby pokryta uska i zwieszaa si w
duych fadach.
Synowi Lamparta przyszed na myl zarwno wa
jak i jaszczur-
ka.

Od chwili, gdy Naoh pooy go na suchych trawach,


czo-
wiek lea nieruchomo. Niekiedy powieki jego
podnosiy si z
wolna, zwraca zamglony wzrok na koczownikw.
Oddycha
gono wydajc charkot, ktry mg by wzity za
jk. Budzi w
Namie i Gawie wielki wstrt. Wrzuciliby go chtnie
do wody.
Naoha zainteresowa on bardziej, albowiem Naoh
uratowa go od
nieprzyjaci, a bdc dociekliwszy od swych
towarzyszy chcia
wiedzie, skd on przybywa, jak znalaz si na
moczarach, jak
otrzyma ran, czy by to czowiek, czy te
mieszanina czowieka
ze zwierztami co pezaj.

Prbowa mwi do znakami, wytumaczy mu, i


go by-
najmniej nie zamierza zabija. Po czym wskaza na
zaczajonych
Czerwonych Karw dajc do zrozumienia, e to od
nich nadej-
dzie mier.

Czowiek zwracajc sw^ twarz ku wodzowi wyda


guchy,
silny gardowy okrzyk, Naoh przypuszcza wic, i
zosta zrozu-
miany.

Pksiyc zbliy si do skraju nieboskonu. Dua


bkitna
gwiazda znika. Czowiek na wp stojc przykada
na sw^ ran
trawy, daway si niekiedy widzie w jego
zamglonym wzroku
jakie sabe byski.

Gdy miesic zaszed, odbicie migotliwych gwiazd


wyduyo
si w toni wd i sycha byo jak Czerwone Kary
pracoway.
Caa noc spdziy przy robocie. Jedne znoszc
gazie, inne przy-
bliajc zasieki. Naoh wielokrotnie podnosi si, by
wszcz bj.
Lecz postrzega liczb nieprzyjaci, ich czujno i
ich zasadzki,
pojmowa, i kady ruch Ulhamrw zostanie
odkryty. Odstpi
od swego zamiaru liczc na nieprzewidziane
wypadki jakie mogy
si wydarzy podczas walki.

Upyna nowa noc. Z rana Czerwone Kary


miotny par
wczni, ktre pady w pobliu zagrodzenia. Zawyy,
przejte ra-
doci i powodzeniem. ,

Byo to ostatniego dnia. Wieczorem Kary


zakoczyy prac
nad przyblieniem swych oson, natarcie odbdzie si
przed za-
chodem ksiyca. A Ulhamrowie ze zoci i
rozpacza w sercu
przenikali wzrokiem zielonaw wod, podczas gdy
gd szarpa
ich wntrznoci.

W wietle poranka ranny wydawa si bardziej


dziwaczny.
Oczy jego byy podobne do jaspisu, dugie, okrge
ciao skrcao
si z tak sam atwoci, jak ciao glisty, a jego
sucha, mikka
rka bya dziwnie wygita ku tyowi.

Nagle chwyci wczni i miotna ni w li nenufaru.


Woda
zakotowaa si ujrzano jaki ksztat koloru
miedzi i czowiek
cofajc szybko bro wycign olbrzymiego karpia.
Nam z Ga-
wem wydali radosny okrzyk. Zowiona ryba moga
wystarczy
na poywienie wikszej iloci ludzi. Przestali
aowa, i wdz
uratowa ycie tej niepokojcej istocie.

Jeszcze mniej aowali, gdy naapa innych ryb,


posiada on
bowiem nadzwyczajny zmys rybowstwa. Sia
czynu odya w
piersiach koczownikw. Przekonawszy si raz
jeszcze, e postpek
wodza okaza si dla nich korzystny w skutkach,
Nam z Gawem
nabrali otuchy. Poniewa ciepo kryo w ich ciele,
uwierzyli, e
ju nie umr. Naoh potrafi zastawi na Czerwonych
Karw sida,
wytpi ich du liczb i przerazi ich.

Syn Lamparta nie podziela tej nadziei. Nie


znajdowa adnego
sposobu, by wymkn si przed okruciestwem
wroga. Im bar-
dziej rozmyla, tym bardziej przekonywa si o
bezuytecznoci
wybiegw. Wskutek bezustannego waenia ich w
swej wyobrani
traciy one poniekd na swej wartoci. W kocu nie
liczy ju na
nic wicej, jak na twardo swej pici i na to
szczcie, w jakim
pokadaj sw ufno ludzie i zwierzta, ktrych nie
mogy dosig-
n wielkie niebezpieczestwa.

Soce byo prawie u nieboskonu, gdy zachd


zacign si
jakim drcym oboczkiem, raz po raz rozrywanym
na strzpy, a
w ktrym Ulhamrowie rozpoznali jak niezwyka
wdrwk

152

ptactwa. Z szumem wiatru kraczca gromada


krukw wyprzedza-
a urawie o zwisy ch ogonach, kaczki, wysuwajce
swe zielono-
barwne ebki, gsi o wakich jak sakwy brzuchach,
szpaki przeci-
najce powietrze jak czarne kamienie. Nadlatyway
zmieszane po-
midzy sob kwiczoy, sroki, sikorki, drozdy, dropie,
czaple,
siewki i bekasy.

Nie ulegao wtpliwoci, i hen, poza widnokrgiem


jakie
grone zaburzenie przerazio je i gnao w nowe
strony.
Ze zmierzchem przybyy stworzenia okryte sierci.
osie ga-
lopoway zawrotnie wraz z oszalaymi komi, z
beczcymi Ol-
brzymimi Jeleniami, z cienkonogimi antylopami.
Gromady wil-
kw i psw przeszy jak orkan; duy ty Lew z
Lwic suny
pitnastookciowymi susami na przedzie stada
szakali. Wiele
z nich zatrzymawszy si na moczarach poczo gasi
pragnienie.

Teraz na nowo rozgorzaa wojna wiekuista, ktr na


razie
popoch zawiesi. Lampart wskoczy koniowi na
grzbiet i j mu
przegryza gardziel. Wilki rzuciy si na stado
antylop. Orze
unis czapl w oboki. Lew, porykujc przecigle,
ledzi ucieka-
jc zdobycz. Ujrzano wyaniajce si jakie zwierz
na krtkich
apach, prawie tak ogromne jak Mamut, pokryte
skr podobn
do grubej i pomarszczonej kory starych dbw. By
moe Lew
go nie zna, albowiem powtrnie zarycza, groc
strasznym
bem, kami z granitu i najeon grzyw. Nosoroec,
bo on to
by, rozjuszony grzmicym gosem, unis pysk
uzbrojony ro-
giem i puci si cwaem na Powego Kota. Nie bya
to nawet po-
tyczka. Wielkie rude cielsko wywrcio Kota, ktry
potoczy si
na miejscu, podczas gdy pokryta szorstkimi fadami
brya gnaa
dalej na olep, prawie nie zdajc sobie sprawy ze
swego zwycis-
twa. Gboka skarga blu i wciekoci wydobywaa
si z potrzas-
kanej piersi Lwa. Jego oszoomion czaszk
przytoczyo osupie-
nie, gdy czu, e moc jego bya tak nika jak moc
szakala.

Naoh, podniecony, nabra nadziei, e nadejcie


zwierzt od-
pdzi Czerwonych Karw. Oczekiwania te zawiody
go. Wd-
rwka musna zaledwie skrzydo obozowiska
oblegajcych, a
skoro noc odepchna popioy zmierzchu Ognie
znowu zapony

153
na rwninie i rozlegy si dzikie chichoty. Po czym w
okolicy za-
pado milczenie. Zaledwie jaki kulik zaniepokojony
zatrzepota
skrzydami, jaki szpak zaszeleci w ozinie lub paz
pync zako-
ysa liliami wodnymi.

Wtem jakie dziwne stworzenia ukazay si nad


poziomem
wody kierujc si ku kpie lecej w pobliu
granitowego cypla.
Rozpoznawao si ich przejcie po ruchu wody i po
wyaniajcych
si z niej okrgych gowach okrytych sitowiem...
Byo ich pi
czy sze. Naoh i Czowiek Bez Ramion przygldali
si im po-
dejrzliwie. Wreszcie przybiy one do kpy, wstpiy
na wystajca
skalista krawd, po czym rozlegy si ich dzikie
drwice krzyki.
Naoh ze zdumieniem rozpozna ludzi gdyby mia
co do tego
wtpliwoci, wrzawa rozlegajca si wzdu
wybrzea rozproszy-
aby je. Czu, szarpany wciekoci, e Czerwone
Kary korzysta-
jc z nadejcia zwierzt pokonay jego czujno.
Lecz jak potrafiy
utorowa sobie przejcie?

Gdy srodze rozsierdzony duma o tym ujrza


Czowieka Bez
Ramion krelcego rk uporczywie kierunek idcy
od brzegu do
kpy. Po czym wskaza granitowy cypel. Syn
Lamparta odgad, i
musia si tam znajdowa drugi cypel, biegncy pod
sam prawie
powierzchni moczarw. Teraz mia zdradzieckiego
wroga rw-
nie i z boku. Naleao ukry si za wystpami, aby
unikn jego
kamieni i wczni!

Cisza znowu zalega na moczarach. Naoh pod


niebem, usia-
nym migotliwymi gwiazdami, czuwa dalej. Krzak
Czerwonych
Karw posuwa si z wolna naprzd, zanim
przejdzie poowa
nocy dotknie on prawie ogniska koczownikw i
rozpocznie si
natarcie. Bdzie ono nieatwe. Czerwone Kary bd
musiay
przedrze si przez pomienie, ktre zajmuj ca
szeroko cypla
i cign si na przestrzeni kilku okci.
Podczas gdy Naoh z napitymi zmysami zastanawia
si nad
tym, kamie rzucony z kpy potoczy si na ognisko.

Ogie zasycza, podniosa si nika para, a ju drugi


pocisk le-
cia i upad. Naoh ze skurczem serca zrozumia
podstp nieprzyja-
ciela. Za pomoc kamieni owinitych w mokr traw
bdzie on

154

stara si zagasi Ogie lub przytumi go


dostatecznie, aby
w kocu uatwi oblegajcym dostp. Co czyni? By
dosign
tych, co zajmowali kp, trzeba byo nie tylko
zaczeka a Kar-
y si odsoni, lecz i samemu wystawi si
niechybnie na ich
ciosy.

Podczas gdy syn Lamparta i jego towarzysze bacznie


wszy-
stko obserwowali, kamienie paday jedne za drugimi,
nieustajca
smuga pary snua si wrd pomieni. Krzak
Czerwonych Karw
zblia si bez przerwy. Gorczkowy dreszcz
tropionych zwierzt
przejmowa koczownikw i Czowieka Bez Ramion.

Wkrtce caa cz ogniska zacza gasn.

Czy Nam i Gaw s w pogotowiu? zapyta wdz.

I nie czekajc ich odpowiedzi wyda okrzyk wojenny.


By to
krzyk wciekoci i rozpaczy, w ktrego brzmieniu
modziecy
nie odnajdywali niezomnej ufnoci wodza we wasne
siy. Przy-
gotowani na wszystko oczekiwali na ostateczne haso.
Lecz w
ostatniej chwili Naoh jakby zawaha si. Oczy mu
zamigotay,
przeraliwy miech wyrwa si z jego piersi i
nadzieja rozjania
twarz jego, zamrucza:

Oto cztery dni, jak drwa Czerwonych Karw


osusza so-
ce!

Rzuciwszy si na ziemi podpezn do ogniska,


schwyci
gowni i cisn ni z caych si na krzak.
Jednoczenie Czowiek
Bez Ramion, Nam i Gaw byli ju przy nim i wszyscy
czterej jli
miota gorejce pociski.

Zaskoczony tym osobliwym zwrotem wrg puci na


chybi
trafi kilka wczni. Gdy w kocu zrozumia, o co
chodzi suche
licie i wici paliy si setkami. Ogromny pomie
hucza wokoo
krzaka i pocz przenika go na wskro. Po raz drugi
wyda Naoh
okrzyk wojenny, okrzyk mordu i nadziei, ktry
tchn otuch w
serca jego towarzyszy.

Ulhamrowie zwyciyli Poeraczy Ludzi! Jakeby


nie po-
konali maych czerwonych szakali?

Ogie nie przestawa pochania krzaka. Duga


szkaratna
una rozpostara si nad moczarami wabic ryby,
pazy i owady,

155

w trzcinach zaopotay skrzyda ptactwa, a wycie


wilkw zlao si
ze miechem hien.
Naraz Czowiek Bez Ramion wyprostowa si
mruczc. Jego
paskie oczy bysny wycignita rka
wskazywaa na zachd.

I Naoh, obrciwszy si ujrza na oddalonych


wzgrzach
Ogie podobny do wschodzcego ksiyca.

Walka pod wierzbami

Rankiem Czerwone Kary jy si ukazywa raz po


raz. Nie-
nawi poruszaa ich szczki i pona w ich
zwonych u gry
oczach. Z oddalenia ukazyway swe wcznie i
oszczepy ruchami
majcymi oznacza przebijanie wroga, walenie go o
ziemi, druz-
gotanie czaszki, rozpltywanie brzucha. Uoywszy
nowy krzak,
oblewajc go co jaki czas woda, poczli posuwa si
ku granito-
wemu cyplowi.
Soce ju byo zaledwie u szczytu nieba, gdy
Czowiek Bez
Ramion wyda ostry krzyk. Podnis si, potrzsn
rkoma. Po-
dobny krzyk rozdar przestrze i jakby sun w
podskokach po

157

moczarach. Wtedy na wybrzeu w oddali


koczownicy ujrzeli czo-
wieka cakiem podobnego do tego, ktrego
przygarnli. Widnia
na skraju przestrzeni zaronitej trzcina i
wymachiwa nieznana
broni. Czerwone Kary rwnie go ujrzay. Wnet
jaki oddzia
puci si w pogo za nim. Czowiek znikn za
trzcina. Naoh,
wstrznity silnymi, spltanymi i gwatownymi
wraeniami nie
przestawa bada przestrzeni. Jaki czas widziano na
rwninie bieg-
nce Czerwone Kary, po czym spokj i cisza znw
zapady. Po
duszej chwili ponownie ukazali si dwaj cigajcy,
wkrtce inna
gromada Czerwonych Karw ruszya w drog.
Naoh przeczuwa
jakie niezwyke zdarzenie. Ranny rwnie je
przeczuwa, lecz bar-
dziej wiadomie. Pomimo rany uda by na nogach, a
jego mtne
oczy rozjaniay si plsajcymi byskami, od czasu
do czasu wy-
dawa chrapliwe okrzyki zwierzt wodnych.

Mnoyy si tajemnicze wydarzenia. Cztery razy


jeszcze
Czerwone Kary przebiegy wzdu moczarw i
zniky. Wreszcie
midzy wierzbami i platanami ujrzano ze trzydziestu
mczyzn i
kobiety o gowach wyduonych, tuowiach
okrgych i dziwnie
wskich. Z trzech stron wychyliy si Czerwone
Kary.

Zawrza bj.

Ludzie Bez Ramion, okreni miotali wczniami nie


bezpo-
rednio, lecz przy pomocy jakiego przedmiotu
niewidzianego do-
td przez Ulhamrw i o ktrym nie mieli nawet
pojcia. Bya to
krtka, gruba paka z drzewa czy te koci
zakoczona haczyko-
wato, proca ta nadawaa pociskom donioso rzutu i
si o wiele
wiksz ni rzucanym rk.

W pierwszej chwili Czerwone Kary nie miay


przewagi, kil-
ku z nich pado na ziemi. Lecz posiki nadchodziy
bezustannie.
Czerwone oblicza o szerokich szczkach pojawiay
si zewszd,
rwnie z ukrycia przeciwlegego Naohowi i jego
towarzyszom.
Ogarnia je gorczkowy sza. Biegy z przecigym
wyciem
wprost na miejsce potyczki. Caa rozwaga, jak
wykazay wobec
Ulhamrw, znika. Moliwe, e przyczyn tego byli
Ludzie Bez
Ramion, ktrych znay i z ktrymi nie obawiay si
walczy w
rcznym boju, a moe podniecaa je dawna
nienawi.

158

Naoh nie przeszkadza wrogowi w opuszczaniu


zasiekw.
Od pocztku starcia powzi on pewne
postanowienie. Nie mia
si nadal nad czym zastanawia. Kierowaa nim
podwiadomo,
utajona w gbi jego istoty zawzito, wstrt do
bezczynnoci,
ktra trwaa tak dugo, a gwnie wraenie, e
zwycistwo
Czerwonych Karw bdzie zarazem jego wasn
zgub.

Mia tylko jedn wtpliwo: czy mona na razie


porzuci
Ogie? Klatki przeszkadzay w walce, zostayby
zapewne poama-
ne. Zreszt po zwycistwie nie bdzie zbywao na
Ogniach, a w
razie poraki oczekiwa ich bdzie niechybna
mier.

Gdy osdzi, e odpowiednia chwila nastaa, Naoh


wyda
krtkie rozkazy i Ulhamrowie rzucili si cwaem ze
swego schro-
niska wyjc wojowniczo. Kilka wczni musno ich,
ale ju prze-
dostali si przez ocienie przeciwnikw. Byo to
wykonane szyb-
ko i gwatownie. Na ich drodze stano dwunastu
walczcych,
stali zwartym szeregiem z nadstawionymi
wczniami. Naoh cis-
n wczni i grotem, po czym skoczy wywijajc
maczug. Trzy
Czerwone Kary polegy w tej samej chwili, gdy Nam
z Gawem
dopadli do miejsca starcia. Oszczepy szybko
migny, kady z
Ulhamrw otrzyma lekk ran, ale uderzenia byy
sabo zadane i
ze zbyt dalekiej odlegoci. Trzy maczugi
odpowiedziay jedno-
czenie i widzc napadajcych nowych wojownikw,
widzc
wkraczajcego do walki czowieka, ktrego Naoh
uratowa. Kary
pierzchy.

Naoh powali jeszcze dwch, inne zdoay umkn w


trzciny.
Nie traci czasu na poszukiwania, pieszy poczy
si z Ludmi
Bez Ramion. Wrd wierzb zawrza rczny bj.
Jedynie kilku wo-
jownikw uzbrojonych w proce zdoao schroni si
w bagniska
skd niepokoili Czerwone Kary. Kary jednak
przewaay liczb i
zawzitoci. Ich zwycistwo zdawao si by pewne
jedynie
piorunujce natarcie Ulhamrw mogo im to
zwycistwo wy-
drze. Nam i Gaw zdawali sobie z tego spraw na
rwni z wo-
dzem. Pobiegli przeto wskok. Gdy byli ju blisko,
dwunastu
Czerwonych Karw oraz dziesiciu mczyzn i
kobiet Bez Ra-
mion leao na ziemi.

159

Gos Naoha rozleg si jak ryk Lwa. Run jak brya


z kamie-
nia pomidzy przeciwnikw. Cae jego ciao byo
jednym szaem.
Ogromna maczuga potoczya si po czaszkach, po
krgach i po
ebrach. Czerwone Kary obawiay si siy tego
olbrzyma, nie
wyobraay sobie jednak, e bdzie tak straszliwa.
Zanim zdoay
opamita si ju Nam z Gawem rzucili si w wir
walki, a Ludzie
Bez Ramion wyswobodziwszy si jli miota
wcznie.

Powsta zamt. Popoch wyrwa kilku Czerwonych


Karw z
pola bitwy, lecz na skutek nawoywa wodza
wszystkie skupiy
si w jedn zbit gromad najeona oszczepami. I
nastpio co w
rodzaju rozejmu.

Jaki nakaz, odmienny od zmysu Karw,


rozproszy Ludzi
Bez Ramion. Jako e uywali najchtniej broni
miotanej, woleli
usun si. Kryli w pewnej odlegoci powolnym i
smtnym
krokiem.

Wcznie znowu zawistay. Ci co nie mieli wicej


zapasw
broni podnosili wskie kamienie i przystosowywali je
do swych
proc. Naoh, pochwalajc ich sposb walki cisn swa
wczni i
grot, ktre podnis po pierwszym natarciu i z kolei
sam j po-
sugiwa si kamieniami. Czerwone Kary
spostrzegy, e o ile nie
powrc do rcznych zapasw poraka ich jest
nieunikniona.
Przypieszyy natarcie. Napotkao ono prni.
Ludzie Bez Ra-
mion usunli si na boki, podczas gdy Naoh, Nam i
Gaw, bar-
dziej szybcy dobiegali opnionych lub rannych i
miadyli ich.
Gdyby sprzymierzecy Ulhamrw posiadali rwn
im chy-
o nie doszoby do starcia lecz dugie ich kroki
byy niepew-
ne i powolne. Stad Czerwone Kary postanowiy
ciga ich w po-
jedynk i przewaga przechylia si na ich stron.
Powia podmuch
klski. Ze wszystkich stron oszczepy poczy
pogra si we
wntrznociach Ludzi Bez Ramion. Wtedy Naoh
obrzuci poty-
kajcych si przecigym spojrzeniem. Ujrza tego,
ktrego gos
kierowa Czerwonymi Karami. By to ma z wosem
przypr-
szonym siwizna o ogromnych zbiskach. Naleao
dosta si do
niego, osaniao go z pitnacie piersi. Odwaga,
silniejsza od
mierci, pobudzia rosa posta koczownika. Z
pomrukiem ubra

160
rzuci si ku niemu. Wszystko wywracao si pod
Jego maczuga.
Lecz wokoo starego wodza jeyy si oszczepy,
zamykay dostp
i uderzay w boki olbrzyma. Zdoa pokruszy je.
Nadbiegy inne
Kary. Wwczas, zawoawszy na swych towarzyszy,
ostatnim
wysikiem wywrci zagrod z piersi i broni i
rozupa niby orzech
gruba czaszk wodza.

Nam i Gaw podskoczyli z pomoc.

Powsta zamt. Czerwone Kary poznay, e jaka


moc zo-
wroga szalaa nad nimi walczyy do ostatka pod
wpywem go-
su wodza, teraz gdy gosu tego nie stao, poczuy si
opuszczone.
Jedne przez drugich uciekay nie ogldajc si poza
siebie ku ro-
dzinnym ziemiom, ku swoim jeziorom i rzekom
ku hordom,
skd czerpay odwag, by nabra jej na nowo.

Ludzie, ktrzy wymieraj


Trzydziestu mczyzn i dziesi kobiet leao na
ziemi. Wik-
szo z nich nie bya martwa. Krew spywaa szeroka
fala, czonki
ich byy pogruchotane, czaszki potrzaskane, z
brzuchw wyziera-
y wntrznoci. Paru rannych skona przed noc,
paru innych b-
dzie y kilka dni, wielu ujdzie mierci. Lecz do
Czerwonych Kar-
w winno by zastosowane prawo ludzi. Sam Naoh,
ktry je
czsto ama, uzna je za konieczne wobec tych
zaciekych wro-
gw.

Pozwoli swym towarzyszom i Ludziom Bez Ramion


przebi-
ja serca, miady lub odrbywa gowy. Pogrom
odby si

163

szybko. Nam z Gawem pieszyli si, inni dziaali


prawie bez okru-
ciestwa wedug zwyczajw przyjtych od tysicleci.

Po czym nastaa przerwa pena odrtwienia i ciszy.


Ludzie
Bez Ramion opatrywali swych rannych. Czynili to
dokadniej i
pewniej ni Ulhamrowie. Naoh odnis wraenie, e
niejedna
rzecz bya im lepiej znana ni jego plemieniu lecz
widzia zarazem,
i ycie ich byo bardziej wte. Ich ruchy byy
gitkie, acz po-
wolne. Trzeba byo ich dwch lub trzech, aby
podnie rannego.
Czasami ogarnici jakim niesamowitym
bezwadem, pozostawali
z oczami nieruchomymi, z rkami zwisajcymi jak
martwe ga-

zie.

Kobiety ich byy mniej powolne. Wydaway si przy


tym
bardziej zrczne i wykazyway wiksze
dowiadczenie. Po nieja-
kim czasie Naoh spostrzeg, e jedna z nich
dowodzia plemie-
niem. Wszystkie posiaday jednak te same mtne
oczy, t sama
smutna twarz, co i samcy, a wosy ich byy rzadkie,
rosnce kos-
mykami i z kpami uskowatej skry.
Syn Lamparta zaduma si nad bujnymi wosami
kobiet swe-
go plemienia, nad wspaniaymi wosami
poyskujcymi na gowie
Gamli... Kilka kobiet z plemienia Ludzi Bez Ramion
wraz z dwo-
ma mczyznami przybliyo si aby obejrze rany
Ulhamrw.
agodna sodycz promieniowaa z ich ruchw.
Oczyciy rany z
krwi pachncymi limi i naoyy na nie miazg z
trawy umoco-
wawszy j ykiem z sitowia.

Ten opatrunek by dowodem, i przymierze zostao


ostatecz-
nie zawarte. Naoh pomyla, e Ludzie Bez Ramion
byli mniej
szorstcy ni jego pobratymcy, ni Poeracze Ludzi
lub Czerwone
Kary. I zmysy jego zdaway sobie z tego spraw,
jak i z ich fi-
zycznej saboci.

Przodkowie ich obrabiali kamie i drzewo wczeniej


od in-
nych ludzi. Przez tysiclecia Wahowie, gdy tak
zwao si to ple-
mi, zaludniali mnogie rwniny i lasy. Byli wwczas
najsilniejsi
ze wszystkich. Bro ich zadawaa gbokie rany.
Znana im bya
tajemnica Ognia i przy starciach ze sabymi,
koczujcymi hordami
lub z rodami yjcymi w samotnoci, z atwoci
osigali przewa-

164

g. W owym czasie byli potnego wzrostu, minie


mieli twarde
i wytrzymae, posugiwali si mow bardziej
doskonal ni im po-
dobni. A pokolenia ich rozmnaay si jak adne
inne na powierz-
chni ziemi. Pomimo jednak, e nie podlegali bardziej
przewrotom
ywiow ni inni ludzie, rozwj ich uleg
wstrzymaniu. Nie do-
strzegali tego, podobnie jak swego zwyrodnienia.

rodowisko, ktre z pocztku korzystnie wpywao


na ich
rozwj, spowodowao pniej zanik tego rozwoju.
Ksztaty ich
zwyy si, ruchy stay si powolniejsze. Przestajc
si wzboga-
ca, ich ciaa poczy uboe, przestali wada z
dawn si i zrcz-
noci broni, ktra bya gorzej ju sporzdzona.
Najbardziej wi-
docznym znakiem ich upadku by fakt, e myl ich i
ruchy stawa-
y si coraz powolniejsze. Rycho ogarniao ich
znuenie, jedli
mao a spali duo, zdawao si, e w zimie zapadali w
sen jak
Niedwiedzie.

Od pokolenia do pokolenia zatracali zdolno


rozmnaania
si. Kobiety rodziy z trudem jedno lub dwoje dzieci,
ktre rosy
powoli. Niejedna z nich pozostawaa bezpodna.
Jednake wyka-
zyway wysz ywotno od mczyzn a rwnie
wiksz wy-
trzymao, a ich minie ulegay w mniejszym
stopniu osabie-
niu. Z wolna czyny ich upodobniy si do czynw
wojownikw.
Poloway, owiy, obrabiay bro i narzdzia,
walczyy za rodzin
lub hord. Z biegiem czasu rnica rodzaju prawie
zanika.

Cay ich gatunek przez wspzawodnikw bardziej


srogich,
przedsibiorczych, podnych zosta powoli
odrzucony ku poud-
nio-zachodowi. Czerwone Kary wytpiy ich liczne
hordy. Poe-
racze Ludzi urzdzali nieustannie ich pogromy.
Poruszali si jak
we nie. Posiadali pewne umiejtnoci bardziej
udoskonalone ni
ich wspzawodnicy oraz resztki bardziej rozwinitej
roztropno-
ci. Przystosowali si do okolic obfitujcych w rzeki,
gdzie byy
nagromadzone torfowiska i bagna, rwnie pord
wielkich je-
zior, zamieszkali te w kilku podziemnych krainach.

W obszernych pieczarach, wyobionych przez wody,


po-
czonych wijcymi si przesmykami, doskonale
odnajdywali drog
i potrafili ry w nich wyjcia. Pomimo, e nie mieli
dokadnego

165

pojcia o swym upadku, mieli jednak wiadomo, e


s powolni,
sabi, ulegajcy atwo znueniu i chtnie uywali
wybiegw aby
unikn walki. Ukrywali si ze zrcznoci, ktra
wprowadziaby
w zakopotanie wch psw i wilkw, a tym bardziej
prosty wch
ludzki. Ani jedno zwierz nie umiao lepiej zaciera
swych la-
dw.

Te ciche istoty wykazyway czsto brak rozwagi i


upr, nie-
rzadko za wayy si na wszystko, aby uwolni
ktregokolwiek
ze swoich wzitego do niewoli, otoczonego lub
pochwyconego w
sida. To poczucie jednoci, ktre jak u pewnych
gatunkw dzi-
kw, ongi niezmiernie wzmagao ich potg,
doprowadzao ich
niekiedy do zgubnych w skutkach przygd. Ono te
byo przy-
czyna, e popieszyli na pomoc czowiekowi, ktrego
Naoh wy-
ratowa. A, e Kary czuway, Wahowie zostali
odkryci, a nawet
zaskoczeni. Bez wmieszania si Naoha ulegliby w
walce, zarazem
jednak ich obecno uratowaa trzech Ulhamrw.

Tymczasem syn Lamparta powrci po opatrunku


na cypel
granitowy, aby zabra klatki z Ogniem. Znalaz je
nie naruszone.
Ich mae pomyki czerwieniy si jeszcze. Gdy je
ujrza, zwycist-
wo wydao mu si bardziej cakowite i bardziej
radosne. Nie to,
eby obawia si nie zasta Ognia, lecz kierowa nim
jaki niejasny
przesad chodzio mu o te mae pomyki
wiadczce o zwycis-
twie, przyszo wydawaaby si grona, o ile by
wszystkie trzy
skonay.

Z postawa zwycizcy przenis je do Wahw.

Patrzyli na z ciekawoci, a jedna z kobiet, co


prowadzia
hord, pokrcia gowa. Rosy koczownik pokaza
znakami, e
jego lud utraci Ogie, a on potrafi go zdoby!
Zdawao si, e
nikt go nie zrozumia. Naoh zapytywa siebie, czy nie
nale oni
do tych ndznych plemion, ktre nie umiej grza si
podczas zim-
nych dni, oddala noc i piec poywienie. Stary Goun
mwi, e
bytoway takie hordy niej stojce od wilkw,
przewyszay one
jednak czowieka ostroci suchu i wydoskonalonym
powonie-
niem. Naoh, ogarnity wspczuciem, ju mia im
pokaza, jak
naley zwiksza pomie, gdy ujrza wrd wierzb
jedna z kobiet

U6

uderzajca jeden kamie o drugi. Iskry


wytryskiway prawie bez-
ustannie, po czym may czerwony pomyk zaplasa
wzdu ws-
kiego i suchego listka trawy; inne dba rozgorzay
podtrzymy-
wane lekkim oddechem kobiety: Ogie j
pochania licie i wici.

Syn Lamparta sta nieruchomo ogarnity podziwem


i po-
myla:

Ludzie Bez Ramion ukrywaj Ogie w


kamieniach.
Zbliywszy si do kobiety usiowa zbada to
zjawisko. W pierw-
szej chwili jej zmys samozachowawczy nakaza
nieufno lecz
przypomniawszy sobie, e ten czowiek uratowa ich
od zguby,
podaa mu kamienie. Zbada je chciwie, gdy jednak
nie spostrzeg
ani jednej szczeliny wpad w jeszcze wiksze
zdumienie. Wtenczas
dotkn ich: byy zimne. Zapytywa siebie
zaniepokojony:

Jak Ogie dosta si pomidzy te kamienie... i jak


mg
ich nie nagrza?

Zwrci je z tym lkiem i z ta nieufnoci, jaka


wzbudzaj w
ludziach rzeczy tajemnicze.

Poprzez krain wd

Plemi Wahw i trzej Ulhamrowie przeprawili si


przez kra-
in wd. Rozleway si one w drzemice kaue pene
alg, lilii
wodnych, nenufarw, strzaek, bazacw, soczewicy,
sitowia i
trzcin. Tworzyy niepokojce i straszne torfowiska.
Cigny si
jeziorami, rzekami, sieci strumieni poprzerzynan
kamieniami,
piaskiem lub glin. Wytryskiway z ziemi lub rwc
potokiem skar-
yy si na stokach gr, a niekiedy, wchaniane przez
szczeliny
giny w czeluciach podziemnych krain. Wahowie
wiedzieli ju,
e Naoh pragnie poda szlakiem, ktry cign
si'pomidzy
pnoc a zachodem. Prowadzili go wic krtsz
drog chcc to-

168

warzy szy mu a do koca tych wilgotnych ziem.


Sposoby ich
zdaway si niewyczerpane. To wynajdywali
przejcia, jakich ist-
nienia ani jeden gatunek ludzi nie mgby
przewidzie, to znw
budowali tratwy, przerzucali nad przepaci pie
drzewa, to -
czyli oba brzegi za pomoc lian. Pywali powolnie
lecz zrcznie,
unikali przy tym pewnych traw, przed ktrymi mieli
jaki zabo-
bonny strach. Wszystkie ich poczynania zdradzay
brak pewnoci
siebie. Czsto dziaali jak istoty, ktre walcz z
ogarniajcym ich
snem, lub ktre nagle zostay przebudzone, ruchy ich
jednak byy
niemal zawsze nieomylne.

ywnoci mieli pod dostatkiem. Wahowie znali duo


odmian
jadalnych korzeni, nade wszystko celowali w
owieniu ryb.
Umieli trafia je oci*, chwyta rk, oplata je
gitkimi trawa-
mi, wabi w nocy pochodniami i kierowa ich awice
w ktowis-
ka zatok. Wieczorem, gdy Ogie roztacza swe blaski
na przyld-
ku, na wyspie lub na wybrzeu, zaywali cichego i
agodnego
szczcia. Lubili siada gromad przycinici jeden
do drugiego,
jakby ich zanikajca osobowo w ten sposb
nabywaa mocy w
poczuciu jednoci gatunku. Tymczasem Ulhamrowie
rozpraszali
si, zwaszcza Naoh, ktry wykorzystywa dugie
przystanki od-
dajc si z upodobaniem samotnoci. Czsto wrd
Wahw dawa-
a si sysze jaka nadzwyczaj jednostajna pie,
ktr powtarzali
bez koca, wychwalajca dawne czyny jakich aden
z nich nie pa-
mita. Musiay si one odnosi do pokole, ktre ju
z dawien
dawna wymary. Nic z tego wszystkiego nie
interesowao syna
Lamparta. Sprawiao mu to przykro a nawet
budzio w nim
wstrt. Natomiast przyglda si z nadzwyczajn
ciekawoci ich
poczynaniom przy polowaniu, owieniu ryb,
odnajdywaniu kie-
runku oraz innym zajciom, a szczeglnie sposobom
posugiwania
si proc i dobywania Ognia z kamieni.

Pozna wkrtce jak naley obchodzi si z proc.


Uczucie ycz-
liwoci okazywane byo Naohowi na kadym kroku.
Wahowie nie

* o prymitywne narzdzie w postaci ostrych


wideek osadzonych na
drewnianym trzonku, suce do poowu ryb.

169

ukrywali przed nim swych tajemnic. Mg dowolnie


posugiwa
si ich broni i narzdziami, uczy si ich
naprawiania a gdy ulega
zniszczeniu proca, widzia, jak przygotowywali inne.
Zreszt Ko-
bieta-Wdz podarowaa mu jedna, ktra pocz
posikowa si z
taka sama zrcznoci, lecz z wiksza sia ni Ludzie
Bez Ramion.

Wicej czasu straci, by poj tajemnic Ognia.


Obawia si
go bowiem nadal. Przyglda si z daleka, jak
tryskay iskry. Py-
tania, jakie sobie zadawa, pozostaway dla niejasne
i pene sprzecz-
noci. Jednake za kadym razem coraz bardziej
uspokaja si.
Pniej mowa skadana i odpowiednie ruchy rak
przyszy mu z
pomoc. Albowiem zaczyna lepiej rozumie Wahw.
Nauczy si
znaczenia dziesiciu czy dwunastu sw oraz blisko
trzydziestu
swoistych znakw plemienia. Z pocztku
przypuszcza, i Waho-
wie nie zamykali Ognia w kamieniach, lecz e
przebywa tam sam
przez si. Wytryskiwa przy uderzeniu i rzuca si na
dba suchej
trawy, a e by wtedy bardzo saby, nie chwyta od
razu swej zdo-
byczy. Naoh jeszcze bardziej uspokoi si, gdy
zobaczy, jak wy-
dobywano iskry z kamykw lecych na ziemi. Z
chwila, gdy
upewni si, e tajemnica bya bardziej zalena od
rzeczy martwej
ni od wadzy Wahw ostatnie jego obawy rozwiay
si. Wiedzia.
ju, e potrzebne byy dwa rnego gatunku
kamienie: krzemie
oraz czarny kamie. A gdy raz udao si mu
wydoby mae po-
myki prbowa roznieci Ogie. Sia i szybko jego
rak zastpiy
mu brak dowiadczenia, wytwarza duo Ognia.
Lecz podczas
wielu postojw nie zdoa podpali najmniejszego
listka trawy.

Pewnego dnia horda zatrzymaa si przed


zmierzchem. Byo
to na skraju jeziora o zielonych wodach, na
piaszczystej wydmie,
podczas nadzwyczajnie suchej pogody. Na
nieboskonie da si
widzie klucz urawi, cyranki podlatyway wrd
trzcin, w dali
sycha byo porykiwanie Lwa. Wahowie rozpalili
dwa due Og-
nie. Naoh, zapatrzony w bardzo cienkie, prawie
zwglone trawki,
uderza kamieniem o kamie. Pracowa zawzicie.
Po czym ogar-
no go podejrzenie, e Wahowie ukrywali jeszcze
jaka tajemnic.
Gotw by ju zaprzesta, gdy po kilku strasznie
mocnych uderze-
niach kamie rozbi si w kawaki. Pier mu
wezbraa, rce ze-

170

sztywniay: na jednym z listkw trawy trwao


wiateko. Ww-
czas dmuchajc ostronie j powiksza pomie,
ktry pochon
swa drobna zdobycz i pochwyci inne trawy...

A Naoh nieruchomy, cay dyszcy, ze strasznymi


byskami w
oczach, pozna rado silniejsza jeszcze ni wtedy,
gdy pokona
Tygrysic, zabra Ogie Kzamom, zawar
przymierze z Wielkim
Mamutem, gdy powali wodza Czerwonych Karw.
Uczu bo-
wiem, i zdoby potg nad rzeczami, jakiej nie
posiada ani jeden
z jego przodkw, i e nikt nie bdzie ju mg zabi
Ognia u ludzi
jego plemienia.

Ludzie o Bkitnej Sierci

Doliny say si coraz niej. Wdrowano przez


krain, gdzie
jesie bya prawie tak ciepa, jak lato. Po czym
ukazaa si grona
i gboka puszcza. Dostp do niej zamykaa ciana z
lian, kolcw,
drzewiny, w ktrej Wahowie obili przejcia za
pomoc noy z
krzemienia i agatu. Kobieta-Wdz daa do
zrozumienia Naohowi,
i jej plemi bdzie towarzyszy Ulhamrom tak
dugo, pki nie
ukarze si wolna przestrze, albowiem dalej ziemia
bya im nie
znana. Wiedzieli jedynie, e bya tam rwnina, a za
ni gra prze-
cita na dwoje szerokim wwozem. Kobieta-Wdz
sadzia, e ani
na rwninie, ani na grze nie byo ludzi. Puszcza
natomiast ywia
f72

kilka hord. Byy to stworzenia o silnie rozwinitej


piersi i ramio-
nach, prawdopodobnie nie rozniecay Ognia, nie
uyway mowy
skadanej, nie toczyy wojen i nie uprawiay oww.
Byy strasz-
ne, gdy napadano na nie, gdy zagradzano im drog,
lub gdy po-
dejrzeway jakie wrogie zamiary.

Po ranku penym trudw puszcza okazaa si mniej


dzika.
Pazury i zby rolin byy mniej grone, szlaki
wydeptane przez
zwierzta wrd tysicletnich drzew stay otworem.
Zielony p-
mrok rozjani si. Wielobarwny tum ptactwa
wypeni krain
drzew, dostrzegano obecno powych drapienikw,
gadw,
owadw niewyczerpane ttno ycia, bezmiar
skrytej walki, w
ktrej misz rolin i miso zwierzt nie przestaway
gin i odra-
dza si.

Pewnego dnia Kobieta-Wdz z zagadkowa twarz


wskazaa
na gstwin, cignca si u pni drzewnych. Pomidzy
limi figo-
wca pojawio si bkitnawe ciao, w ktrym Naoh
rozpozna
czowieka. Wspomniawszy Czerwone Kary, zadra
z nienawici
i niepokoju. Ciao to zniko. Nastaa gboka cisza.
Wahowie,
ostrzeeni, przerwali pochd i jli si bardziej
zblia jedni do dru-
gich.

Wwczas najstarszy z hordy przemwi.

Opowiada o sile Ludzi o Bkitnej Sierci i o ich


straszliwym
gniewie, zapewnia, e przede wszystkim naley si
wystrzega
postpowania ta sama co oni droga i przechodzenia
w poprzek ich
obozowiska. Doda, e nie znosili wrzaskw i ruchw
rak:

Ojcowie naszych ojcw zakoczy yli w ich


s-
siedztwie bez wojny. Ustpowali im z drogi w lesie,
natomiast
Ludzie o Bkitnej Sierci odwracali si od Wahw
na rwninie i
wrd wd.
Kobieta-Wdz poprzestajc na tej przemowie
wzniosa kos-
tur, ktry by oznaka jej wadzy. Horda, obrawszy
nowy kieru-
nek, podya przez br jaworw i wysza na du
polan. Bya
ona dzieem pioruna, mona byo jeszcze dostrzec'na
niej zgliszcza
konarw i pni drzewnych. Zaledwie Wahowie i
Ulhamrowie
wstpili na ni^, Naoh znowu ujrza z prawej strony
bkitnawe

173

cielsko podobne do spostrzeonego poprzednio


wrd lici figow-
ca. Dwie inne postacie, jedna za druga, pojawiy si
w sinawym
mroku. Zaszeleciy gazie, wyszo stworzenie
zwinne i potne.
Nikt nie zdoaby powiedzie, czy nadeszo ono na
czterech a-
pach, jak zwierzta pokryte sierci lub pazy, czy
te na dwch
jak ptaki i ludzie. Wydawao si, e przysiado
trzymajc tylne
koczyny do poowy wycignite na ziemi, przednie
za, skurczo-
ne opieray si na grubym korzeniu. Twarz miao
ogromna o pa-
szczce hieny, oczy okrge, bystre i pomienne,
czaszk duga i
spaszczona, pier gboka jak u Lwa, lecz szersza.
Cztery koczy-
ny byy to cztery rce. Sier ciemna z powymi i
bkitnymi od-
byskami pokrywaa cae ciao. Po piersi jedynie i po
ramionach
pozna Naoh, e mia przed sob czowieka,
albowiem cztery jego
rce czyniy ze osobliwe stworzenie,
przypominajce Niedwie-
dzia lub psa. Rzuciwszy wok podejrzliwym i
gniewnym wzro-
kiem Czowiek o Bkitnej Sierci stan prostujc
swa posta i
wyda niski gboki pomruk.

Wwczas jedne przed drugimi podobne mu istoty


jy wy-
skakiwa z gszczu. Byy tam trzy samce, ze
dwanacie samic i
kilkoro maych, ktre na wp kryy si wrd
korzeni i traw. Je-
den z samcw by olbrzymi, z rkami skatymi jak
platany, z
piersi dwakro szersza ni pier Naoha, mg
przewrci ubra
i zadusi Tygrysa. Nie mia adnej broni, dwch czy
trzech jego
towarzyszy trzymao nieogoocone jeszcze z lici
gazie, ktrymi
skrobali ziemi.

Olbrzym zbliy si do Wahw i Ulhamrw, podczas


gdy
reszta gronie pomrukiwaa. Uderza si pici w
pier, pomi-
dzy obwisymi, drcymi wargami lniy biae ky.

Wahowie na znak Kobiety-Wodza cofnli si. Czynili


to bez
popiechu. Posuszni dawnemu podaniu,
wstrzymywali si od ja-
kichkolwiek ruchw i sw. Naoh ufny ich
dowiadczeniu nala-
dowa ich. Lecz Nam z Gawem, wyprzedziwszy nieco
hord, za-
trzymali si nie wiedzc, co pocz. Gdy chcieli pj
za przyka-
dem wodza, ujrzeli, e odwrt mieli odcity. Ludzie o
Bkitniej
Sierci rozsypali si po polanie. Wwczas Gaw rzuci
si w gszcz,

174
podczas gdy Nam usiowa przej woln jeszcze
stron. Przesu-
wa si chykiem i tak lekko, e niewiele brakowao,
by mu si to
udao. Lecz jednym susem jaka samica stana
przed nim. Zbo-
czy. Nadbiegy dwa samce. I nim tych jeszcze
omin, potkn
si.

Ogromne ramiona chwyciy Nama. Znakz si w


rku ol-
brzyma.

Nie mia czasu podnie swej broni. Ucisk, ktremu


oprze
si byo niepodobiestwem, obezwadni jego
ramiona, czu si
rwnie bezsilny jak antylopa pod ciarem Tygrysa.
Wwczas,
zdajc sobie spraw z odlegoci dzielcej go od
Naoha, zesztyw-
nia. Minie mia zdrtwiae, renice nabiege krwi,
modo
jego ugia si przed pewnoci utraty ycia.

Naoh nie mg cierpie widoku mierci swego


towarzysza,
postpi naprzd, dzierc wczni i maczug, gdy
Kobieta-
Wdz zatrzymaa go:

Nie uderzaj! rzeka.

Daa mu do zrozumienia, e za pierwszym ciosem


Nam zgi-
nie. Dra na caym ciele rwc si do walki, a
rwnoczenie prze-
nikaa go obawa, e syn Topoli zostanie zmiadony.
Wyda wic
chrapliwe westchnienie i patrzy. Czowiek o
Bkitnej Sierci
nis koczownika, zgrzyta zbami koyszc go gotw
zgruchota
o pie drzewa. Nagle zatrzyma si. Popatrzy na
bezwadne ciao,
potem na twarz Nama. Gdy nie dostrzeg adnego
sprzeciwu,
okrutne jego szczki opuciy si w d, w jego
powych renicach
przemkn jaki niewyrany przebysk agodnoci,
zoy Nama
na ziemi.

Jeeliby modzieniec uczyni ruch obrony, a nawet


przerae-
nia, straszna rka chwyciaby go znowu. Odczuwa
to, pozosta
nieruchomy...
Caa horda, samce, samice i mae skupiy si razem.
Wszyscy
rozpoznawali w Namie podobn sobie budow. Dla
Czerwonych
Karw lub Ulhamrw byby to jeden powd wicej
do zabjst-
wa. Oni jednak nie stykali si z innymi ludmi, nie
znali wojen,
nie jadali misa, yli bez mowy. Przeciw powym
drapienikom,

175

ktre poryway ich mae lub poeray rannych zmys


samoobro-
ny podnieca ich do walki, lecz bez koniecznoci nie
zabijali zwie-
rzt.

Stali nad koczownikiem peni niepewnoci. Jego


bezwad i
nagy przejaw agodnoci wielkiego samca uspokoiy
ich. Albo-
wiem by on tym, ktremu inne samce ju od wielu
pr przestay
si sprzeciwia, ktry prowadzi ich poprzez puszcz
wybierajc
drogi lub postoje, ktry Lwy zmusza do odwrotu.
Wszystkie one byy tym mniej skonne do ksania i
bicia, e
nie uczyniy tego od razu. Wkrtce, dziki zacieraniu
si w ich
mzgach obrazu walki, ycie Nama zostao
uratowane. Nie b-
dzie ju mu nic wicej zagraao, chyba, e sam
uczyni ruch natar-
cia lub obrony. Mgby teraz i z tymi ludmi bez
obawy zanie-
pokojenia ich, a moe nawet mgby y z nimi.

I jak przedtem poczu powiew mierci, tak teraz


poczu, e
niebezpieczestwo mino. Podnis si z wolna do
postawy sie-
dzcej i czeka. Jeszcze przez chwil przygldali mu
si z ustpuj-
cym niedowierzaniem, po czym jedna z samic,
skuszona soczys-
tym pdem roliny, mylaa ju jedynie o jej
spoyciu. Jeden z
samcw zabra si do wykopywania korzeni, powoli
wszyscy
poddali si przemonemu nakazowi zaspokajania
godu, a e czer-
pali ca sw moc z rolin, wybr dla nich by
bardziej ograniczo-
ny ni dla jeleni lub ubrw, zadanie mieli dugie,
mudne, rzek-
by nie koczce si nigdy...

Mody koczownik by wolny. Poczy si z Naohem,


ktry
wyszed ju na polan i obaj patrzyli na znikajcych,
to znw uka-
zujcych si Ludzi o Bkitnej Sierci.

Nam, drcy jeszcze cay po przygodzie, wolaby


widzie ich
(W nieywymi. Lecz Naoh nie mg nienawidzi
tych niesamowitych
ludzi, podziwia ich si podobn do siy Niedwiedzi
i wyobraa
sobie, e gdyby chcieli mogliby wytpi Wahw,
Czerwonych
Karw, Poeraczy Ludzi i Ulhamrw.

12 Walka..
177

Niedwied Olbrzymi
w wywozie

Duo czasu upyno od chwili, kiedy Naoh opuci


Wahw
i przeprawi si przez puszcz Ludzi o Bkitnej
Sierci. Idc prze-
czami gr dotar do paskowyu. Jesie bya tu
chodniejsza,
chmury toczyy si bezustannie. Wiatr wy po caych
dniach, tra-
wa i licie gniy na ndznej ziemi, a zimno czynio
spustoszenie
wrd licznych owadw pod kor drzew, pomidzy
chwiejcymi
si badylami, schncymi korzeniami, owocami, w
szczelinach ka-
mieni i pord rozpadlin gliny.

Gdy obok przerywa si, gwiazdy jakby zamarzy w


ciemno-
ci. Noc wilki wyy prawie bez odpoczynku, psy
skowyczay

178

nieznonie, dawa si sysze przedzgonny bek


jelenia, antylopy
lub renie konia, miauczenie Tygrysa lub ryk Lwa.
Ulhamrowie
widzieli zwinne cielska i pomienne oczy, ktre nagle
ukazyway
si w kolisku cienia otaczajcego ognisko.
ycie stawao si coraz straszniejsze. Wobec
zbliajcej si
zimy coraz trudniej byo zdoby pokarm rolinny.
Trawoerne
szukay go beznadziejnie na powierzchni ziemi, ryy
a do korze-
ni, obryway pdy i kor. Owocoerne bdziy wrd
konarw,
gryzonie wzmacniay swe jamy. Misoerne
czatoway niezmor-
dowanie w ostpach, czaiy si przy wodopojach,
baday pomroki
gstwin i kryy si w skalnych obowiskach.

Prcz zwierzt, ktre zimoway lub tych, ktre


skaday za-
pasy w swych kryjwkach, wszystkie stworzenia
twardo praco-
way potrzeby ich wzmagay si, zasoby za
staway si coraz
szczuplejsze.

Naoh, Nam i Gaw niezbyt dotkliwie odczuwali gd.


Wd-
rwka i przygody wyczuliy ich zmysy, zrczno i
roztropno.
Ju z daleka odgadywali obecno zdobyczy lub
nieprzyjaciela,
przeczuwali wichur, deszcz i powd. Kady ich
ruch by znako-
micie dostosowany do osignicia celu i zaoszczdza
wysiku. Od
jednego spojrzenia rozpoznawali najdogodniejsza
drog odwrotu,
bezpieczne schronisko, dobre miejsce do walki.
Odnajdywali wa-
ciwy kierunek z pewnoci prawie rwna pewnoci
ptakw wd-
rownych. Pomimo gr, jezior, bajor, lasw, zlewisk,
powodzi,
ktre zmieniay wygld okolicy, kady dzie zblia
ich do krainy
Ulhamrw. Tu ju mieli cakowita pewno, e
zanim upynie p
ksiyca, dotr do hordy.

Pewnego dnia przybyli do miejsca pooonego na


wysokich
wzgrzach. Pod niskim tym niebem chmury
wypeniay prze-
strze, toczyy si jedne na drugie, o barwie ochry,
gliny lub
zwidych lici, z bielejcymi przepaciami, ktre
zaznaczay ich
bezmiar. Sprawiay wraenie olbrzymiego ptaka,
wysiadujcego
jajo ziemi.

Naoh spomidzy licznych drg wybra dugi wwz,


ktry
pozna, jako e bdc w wieku Gawa, przebiega go z
gromada

n9

myliwych. Tu i wdzie -wwz, obi si wrd ska


wapien-
nych, to znw otwiera parowem, koczy si
stromym, nakry-
tym przejciem, w ktrym nieraz trzeba byo
wspina si po zwa-
ach kamieni.

Koczownicy przeszli bez przygody prawie dwie


trzecie jego
dugoci. W poowie dnia spoczli aby posili si.
Skalne ciany
pokryte szczelinami, poobione pieczarami otaczay
ich pko-
lem. Byo sycha oskot podziemnego potoku i jego
spad w ot-
cha. Dwa ciemne otwory widniay w skale, nosiy
lady tych
olbrzymich przewrotw jakim ulegaa ziemia w
czasach, gdy na
niej nie byo adnych jeszcze stworze.

Posiliwszy si Naoh skierowa swe kroki ku jednej z


jaski i
dugo si jej przyglda. Przypomnia sobie, e
Fauhm pokazywa
swym wojownikom wyjcie z niej na drog, ktra
mona byo
szybciej doj do rwniny. Lecz pochyo usiana
usuwajcymi si
kamieniami nie nadawaa si dla wikszego oddziau,
moga jed-
nak by atwiejsza do przebycia dla trzech lekkich
ludzi. Naoh po-
stanowi obra wanie t drog.

Poszed w gb jaskini, rozpozna szczelin i szed


ni, pki
sabe wiato go nie ostrzego, i wyjcie znajduje si
w pobliu.
Wracajc napotka Nama, ktry rzek:

Niedwied Olbrzymi jest w wwozie!

Przerwao mu gardowe woanie. Naoh podbiegszy


ku wyj-
ciu jaskini spostrzeg Gawa, ktry, ukryty pomidzy
gazami, sta
niby wojownik na czatach. Wodzem wstrzsn silny
dreszcz.

W kadym z dwch wyj kotliny ukazay si


potworne
zwierzta. Nadzwyczaj gsta sier o barwie dbu
chronia je oby-
dwa od nadchodzcej zimy, od ostrych zrbw
skalnych, od kol-
cw rolin. Jeden z nich mia cielsko rozmiarw
ubra z apami
krtszymi, gitkimi, o bardziej rozwinitych
miniach i czoo
nabrzmiae, jak kamie poronity mchem. Jego
szeroka paszcza
mogaby chwyci gow czowieka i zmiady ja
jednym porusze-
niem szczk. By to samiec. Samica miaa czoo
paskie, paszcz krt-
sza, sza jakby bokiem. Ruchami i klatka piersiowa
Niedwiedzie
wykazyway niejakie podobiestwo do Ludzi o
Bkitnej Sierci.

180

Tak wyszepta Naoh to s Niedwiedzie


Olbrzymie.
Nie bay si adnego stworzenia. Lecz nie byy
niebezpieczne,
o ile nie wpady w gniew, lub gdy nie zniewala ich
srogi gd, al-
bowiem rzadko ywiy si misem. Te jednak gucho
porykiway.
Samiec wznis paszczk i koysa gwatownie bem.
Jest raniony! zauway Naoh.

Krew broczya po piersi. Koczownicy zaniepokoili


si czy
rana nie zostaa zadana ludzka broni. W tym
wypadku Nied-
wied szukaby zemsty. Z chwila, gdy olbrzymie
zwierzta roz-
poczyby natarcie, nie zaniechayby go, ani jedno
stworzenie nie
byo bardziej zawzite. Dziki swym gstym kudom
i twardej
skrze lekcewayy wczni, topr i maczug.
Jednym uderze-
niem apy mogy rozpata czowieka, zadusi go
jednym ucis-
kiem, zmiady szczkami.

Jak one tu przeszy? zapyta Naoh.

Pomidzy tymi drzewami odpowiedzia Gaw


wskazu-
jc na kilka wierkw rosncych na opoce. Samiec
spuci si w
d z prawej, a samica z lewej strony kotliny.

Wypadek czy te jaki podwiadomy odruch


owiecki zrz-
dzi, i zagrodziy jednoczenie oba wyjcia wwozu.
Natarcie
wic wydawao si nieuniknione. Wida to byo po
bardziej
ostrym gosie samca i po ponurej, zebranej w sobie
postawie sa-
micy. Jeeli wahay si jeszcze, to powodem tego bya
ich powol-
no mylenia, a zmysy ich day pewnoci.
Wietrzyy wic,
wcigajc dugo, gboko powietrze, by lepiej
wymiarkowa
odlego dzielc je od wroga ukrytego wrd
gazw.

Naoh wyda szybkie rozkazy. Gdy Niedwiedzie


ruszyy,
Ulhamrowie byli ju w gbi jaskini. Syn Lamparta
nakaza mo-
dziecom aby go wyprzedzili. Wszyscy trzej
popieszali, na ile
dozwalaa najeona kamieniami powierzchnia i
skrty przejcia.

Gdy Niedwiedzie zastay jaskini oprnion,


szukanie tro-
pu wrd dawnych ladw Ulhamrw zajo im nieco
czasu. Po-
dejrzliwe potwory czsto przystaway, bo aczkolwiek
nie obawia-
y si siy innych stworze, posiaday jednak duo
wrodzonej
ostronoci i czuy obaw przed niewiadomym.
Znay niespo-

181

dzianki ska, jaski i przepaci. Ich uporczywa


pami zachowy-
waa widzenie gazw, ktre rozupyway si i waliy
z gry, zie-
mi w ktrej tworz si szczeliny, otchani o mrocznej
czeluci la-
win, wd, co znosz twarde zapory. Podczas ich
dugiego ju y-
wota ani Mamut, ani Lew, ani Tygrys nigdy im nie
groziy. Lecz
nieznane moce czsto przeciw nim powstaway.
Nosiy na sobie
ostre lady kamienia, bywao, e prawie zapaday
pod niegami,
widziay si unoszone przez powd wiosenna i
wizione pod
zwaami ziemnymi.

Ot rano tego dnia po raz pierwszy zostay


napadnite przez
jakie yjce istoty. Miao to miejsce u szczytu
prostej skay, na
jaka jedynie jaszczurki i owady mogyby si dosta.
Trzy pionowe
stworzenia stay na wierzchoku. Na widok
Niedwiedzi Olbrzy-
mich wyday okrzyk i miotny wczniami. Jedna z
nich zrania
samca. Wwczas, przejty blem i olepiony
wciekoci, zatraci
wszelkie jasne poczucie ostronoci i pokusi si
dosign szczytu
wspinajc si na gr. Prdko tego zaniecha i j
szuka dostp-
niejszej drogi. W lad za nim sza jego towarzyszka.

Po drodze wyrwa wczni, obwchaj. Zapamita


zapach.
Nieczsto spotyka ludzi, ich wygld nie bardziej go
dziwi, ni
wygld wilkw lub hien. A e zawsze zbaczali z jego
szlaku i nie
zazna skutku ich przebiegoci, ani zasadzek, nie
niepokoi si
nimi wcale. Przygoda tym bardziej wic bya
nieoczekiwana i istot-
nie moga go zmiesza. Wprowadzaa niead do
ustalonego porzd-
ku rzeczy, ujawniaa grob przeciwna zwyczajom. I
Niedwied
Olbrzymi j bdzi w przejciach, obmacywa
pochye ciany,
wdycha uwanie rozproszon wo. W kocu
zmczy si. Gdyby
nie otrzyma rany, byby zachowa jedynie to lune
wspomnienie,
ktre drzemie w gbi istoty i nie przebudza si do
chwili porusze-
nia okolicznociami wywoujcymi inne reakcje.
Lecz napady
blu odzyway si od czasu do czasu, odyway
wspomnienia
trzech istot stojcych na szczycie i wspomnienie
ostrej wczni.
Wwczas gniewnie mrucza lic ran. Wreszcie
samo cierpienie
przestao by wspomnieniem. Niedwied Olbrzymi
j myle
ju tylko o uciliwych poszukiwaniach pokarmu,
gdy wtem zno-

182

wu zwietrzy zapach czowieka. Pier wezbraa mu


gniewem.
Ostrzeg samic, ktra postpowaa inn drog,
albowiem nie
mogy one bytowa, szczeglnie podczas zimy, na
przestrzeniach
zbyt blisko siebie pooonych. A gdy upewni si co
do stanowis-
ka i oddalenia wrogw, przypieszyli natarcie.
W ciemnej szczelinie Naoh odnis z pocztku
wraenie, i
nie byo tam nikogo, prcz jego towarzyszy. Po czym
day si
sysze cikie stpania potworw i ich
przypieszony potny od-
dech. Niedwiedzie doganiay ludzi. Posiaday one
przewag w
szybkoci dziki czterem apom wczepiajcym si w
niepewn na-
wierzchni, wyczulone nozdrza nie gubiy tropw...
Co chwila
ktry z koczownikw uderza o wystajcy kamie,
potyka si w
wyobieniach, potrca o wystpy cian, albowiem
naleao
dwiga bro, zapasy, klatki z Ogniem, ktrych
Naoh nie chcia
porzuci. A e wte pomienie migay jedynie na
dnie klatek, nie
mogy wic owietla drogi. Ich sabe czerwone
wiateko zaniko
ku grze i ledwie wskazywao zarysy cian. W
zamian, chocia nie-
wyranie, pozwalao ono jednak dostrzega
uciekajce postacie...

Prdzej! Prdzej! woa wdz.


Nam z Gawem nie mogli biec swobodnie. A
olbrzymie zwie-
rzta zbliay si. Za kadym krokiem syszao si
wyraniej ich
oddech. Poniewa w miar, jak wyczuway swych
wrogw bliej,
ich sza wzmaga si, to jedno, to drugie wydawao
zowrogie po-
ryki. Ich gromkie gosy huczc odbijay si od
kamieni. Tym le-
piej Naoh pojmowa ogrom ich postaci, ich straszny
ucisk, mia-
dc moc ich szczk... Wkrtce Niedwiedzie byy
ju o par
krokw. Ziemia drgna pod Naohem, niezmierny
ciar mia ju
przytoczy mu krgi...

Zawrci i stan oko w oko ze mierci. Pochylajc


nagle
klatk, skierowa wte wiato na koyszce si
cielsko. Potwr
stan jak wryty. Wszelkie niespodziewane
wydarzenia budziy
jego ostrono. Przyjrza si pomykowi, przestpi
z apy na ap
i zawezwa mruczc gucho samic. Po czym
unisszy si szaem
run na czowieka... Naoh uskoczy w bok i cisn z
caych si
klatk. Niedwied ugodzony w chrapy, z opalon
powiek, wy-

183

da ryk blu i podczas gdy si obmacywa,


koczownik pocz
szybko oddala si.

Szarawe wiato sczyo si do podziemi.


Ulhamrowie spo-
strzegli teraz kamienista drog. Nie potykali si ju,
popdzili
cwaem... Lecz pocig wznowi si. Grone zwierzta
te zdwoiy
szybko i podczas gdy wiato wzmagao si, syn
Lamparta po-
myla, i na wolnym powietrzu niebezpieczestwo
stanie si
groniejsze.

Znowu Niedwied zbliy si. Doskwierajcy bl


podsyca
jego wcieko, opucio go poczucie wszelkiej
ostronoci, gdy
krew zalewaa mu eb, nic ju nie mogo wstrzyma
jego rozpta-
nia. Naoh odgadywa to po jego gbszym oddechu,
po urywa-
nych i chrapliwych pomrukach. Mia ju odwrci
si, aby sto-
czy bj, gdy Nam zawoa na. Wdz ujrza
wyniosy wystp, za
ktrym przejcie stawao si wsze. Nam ju by po
jego drugiej
stronie, Gaw skrca w lad za nim. Paszcza
Niedwiedzia char-
czaa ju o trzy kroki, kiedy z kolei Naoh
cignwszy ramiona
przelizgn si przez wask^ szczelin. Uniesiony
zapdem zwierz
uderzy si o zapor z kamiennych cian i jedynie
jego potworna
paszcza przesza przez otwr. Rozdziawi j^
pokazujc arna i piy
zbisk i rykn straszliwie, zowrogo. Lecz Naoh nie
czu ju lku,
znalaz si nagle w miejscu niedostpnym dla wroga.
Kamie po-
tniejszy od stu Mamutw, trwajcy duej ni
ywot tysica po-
kole, zatrzyma Niedwiedzia tak pewnie jak
mier.

Koczownik zachichota szyderczo:

Naoh jest teraz silniejszy od Wielkiego


Niedwiedzia, bo
posiada maczug, topr i wczni. Moe uderzy
Niedwiedzia,
a Niedwied nie moe mu odda ani jednego z jego
ciosw.

Wznis maczug. Niedwied znw poznawa


podstpy
ska, przeciw ktrym walczy od najmodszych lat.
Cofn eb za-
nim ugodzi we czowiek, usun si za wystp.
Gniew nie
opuszcza go, rozsadza mu boki, wali jak motem w
jego skro-
nie, pcha go do gwatu. Nie podda mu si jednak.
Albowiem
prowadzi go zmys przewidujcy nastpstwa, a nie
zapomina
wczeniejszych wydarze. Od samego rana pozna
ju dwukrot-

184

nie, e czowiek potrafi zadawa bl dziwnymi


razami. Zaczyna
godzi si z pooeniem, odbywaa si w nim smutna
praca narz-
dw mylowych, ktre miay pniej pionowa istot
zaliczy w
poczet niebezpiecznych. Bdzie on ja uporczywie
nienawidzi, za-
ciekle tpi, ale rwnoczenie rozwinie przeciw niej
swa si i roz-
tropno, wicej nawet, bo zacznie ja wypatrywa,
czatowa na
ni i napada znienacka.

Niedwiedzica, ktr to wydarzenie mniej nauczyo,


ni jej
samca, albowiem ani jedna rana nie uczynia jej
mdrzejsza, gu-
cho porykiwaa. A e gos samca zaleca jej
ostrono, przestaa
zblia si do szczeliny podejrzewajc, i kamie
zgotowa jak
zasadzk. Nie wyobraaa sobie bowiem, aby
niebezpieczestwo
mogo powsta z przyczyny tych nikych stworze,
ktre skryy
si za skrtem ciany.

Skaa
Naoha przez jaki czas ogarniaa ch zadania ciosu
Nied-
wiedziowi. Opanowaa go zawzito. Wzrokiem
badajc ciem-
noci, trzyma wczni w pogotowiu. Wreszcie,
skoro grony
zwierz wci pozostawa niewidoczny, a samica
odesza, uspokoi
si. J rozmyla, i dzie ma si ku schykowi,
trzeba jeszcze do-
trze do rwniny. Poszed zatem w kierunku wiata.
Roso ono z
kadym krokiem. Przejcie rozszerzyo si i
koczownicy ujrzeli
poprzez wielkie jesienne chmury toczce si w gbi
przestworzy
najeon strom pochyo pen przeszkd, a w dole
ziemi cig-
nc si bez koca. Wydali radosny okrzyk.

187

Albowiem caa okolica bya im dobrze znana.


Przebiegali od
lat dziecicych te lasy, sawanny i wzgrza.
Przechodzili przez te
bagna, obozowali u brzegu tej rzeki lub pod
urwiskami ska. Jesz-
cze dwa dni pochodu, a osign wielkie moczary,
dokd cigali
Ulhamrowie po swych wojennych i owieckich
wyprawach, a
ktre wedug podania byy ich kolebka.

Nam mia si jak dziecko, Gaw wyciga rce w


radosnym
zachwycie, a Naoh stojc nieruchomo poczu, e
odya w nim
taka obfito wspomnie, jakby by naraz kilkoma
istotami.

Zobaczymy znw hord! zawoa.

Ju wszyscy trzej oczami wyobrani widzieli jej


obecno.
Zdaa si czepia jesiennych gazi, odbijaa w
wodach i przeobra-
aa oboki. Obraz tych okolic by dziwnie rny od
miejsc, ktre
leay po tamtej stronie skalistych wzgrz, za nimi,
na niezmie-
rzonym poudnio-wschodzie. Nie pamitali ju nic
wicej prcz
dni radosnych. Nam z Gawem, ktrzy czsto musieli
znosi suro-
wo starszych, pici Fauhma szybkie i okrutne,
czuli tu bezgra-
niczne bezpieczestwo. Spogldali z dum na mae
pomienie, ja-
kie wrd tylu walk, trudw i cierpie zachowali
przy yciu.
Naoh aowa, i musia powici sw klatk, jaki
niewyrany
przesd tli si w gbi jego mzgu: czy jednak nie
przynosi ka-
mieni, co zawieray Ogie, wraz z tajemnic jak go
wykrzesa?
C z tego! Byby wola tak, jak jego towarzysze
zachowa co z
ywej istoty, ktr zdoby na Kzamach.

Schroni si byo trudno. Z nadejciem jesieni


namnoyo si
zwaw i rozpadlin. Pomagali sobie toporem i
zakrzywion oci.
Gdy doszli nareszcie do rwniny, ostatnia
przeszkoda bya prze-
byta. Pozostawao im jedynie postpowa naprzd
szlakiem pros-
tym i dobrze znanym. Peni otuchy mniej zwracali
uwagi na licz-
ne niebezpieczestwa, ktre groziy im i czyhay na
nich.

Szli a do zmierzchu. Naoh szuka miejsca, gdzie


rzeka zata-
czaa uk, chcc tam rozoy obozowisko. Dzie
ociale kona
wrd gbi obokw. Powlk si czerwony blask,
zowrogi i po-
nury, towarzyszyy mu wycia wilkw i przecigy
skowyt psw,
ktre chykiem cigny gromad, czaiy si na
skraju krzakw

188

i lasw, mnogo ich zadziwia koczownikw. Pewnie


jaka wd-
rwka trawoernych wygnaa je z pobliskich okolic i
zgromadzia
na tej ziemi obfitujcej w zdobycz. Wrzaski ich
obwieszczay nie-
dostatek, ich ruchy gorczkow dziaalno.
Wiedzc, e naley
si ich wystrzega, gdy s w duej liczbie, Naoh
przypieszy kro-
ku.

Po jakim czasie utworzyy si dwa stada. Psy byy z


prawej,
a wilki z lewej strony. A e biegy po tym samym
tropie, zatrzy-
myway si czasami, by grozi sobie wzajemnie.
Wilki byy ro-
lejsze, karki miay nabrzmiae i muskularne, psy za
miay prze-
wag liczebn. W miar jak ciemnoci pochaniay
zmierzch, oczy
ich rzucay janiejsze byski. Nam, Gaw i Naoh
spostrzegali
mnstwo zielonawych ognikw, ktre zmieniay
miejsca jak
wietliki. Czsto koczownicy odpowiadali na wycia
przecigym
okrzykiem wojennym, a wtedy widziano jak
wszystkie te bysz-
czce wiateka odpyway w ty.

Z pocztku zwierzta trzymay si w odlegoci paru


rzutw
oci, gdy mrok stawa si gbszy, podchodziy
bliej i sycha
byo wyraniej mikkie stpania ich ap. Psy okazay
si mielsze,
kilka z nich wyprzedzio ludzi. Zatrzymyway si
nagle, rzucay w
podskokach z przeraliwym wyciem lub skraday
czogajc si.
Wilki w obawie, e zostan w tyle nadbiegay
gromadnie nape-
niajc ciemnoci rozdzierajcym wrzaskiem. Walka
stawaa si
nieunikniona. Psy, przywarte jedne do drugich,
podniecone tym,
i wysuny si ,na czoo, stawiy nagle opr. Szalone
zniecierpli-
wienie skrcio wntrznoci wilkw. I w konajcym
popiele
zmierzchu chwiay si dwa stada: fale drgajcego
misa i fale prze-
cigego oskotu wrzaskw.

Do starcia jednak nie doszo. Kilka sztuk mniej


wojowniczych
zaniechao oww, wic ich przykad wzi gr.
Dwie rwnolege
linie biegncych psw i wilkw groziy sobie
nawzajem w ten
wieczr godu. Uporczywy pocig zacz po niejakim
czasie nie-
pokoi ludzi. Majc przed sob prawie czarny
zachd, pord tylu
zowrogich cia, czuli mier.

Jaka zgraja psw wyprzedzia Gawa, ktry posuwa


si z le-

189

wej strony i jeden z nich, rosy jak wilk, stan,


wyszczerzy poy-
skujce zby i skoczy. Modzieniec cisn
odruchowo oci. Wbi-
a si w bok zwierzcia, ktre z przecigym
skowytem poczo
krci si wkoo, Gaw dobi je uderzeniem maczugi.
Na krzyk mierci awa nadbiegy psy. czyo je
poczucie jed-
noci gatunku silniej rozwinite ni u wilkw. I gdy
tylko jeden
z nich by w niebezpieczestwie, to zdarzao si
nawet, i stawiay
czoa duym drapienikom. Naoh obawia si
natarcia caej gro-
mady. Przywoa Nama i Gawa w celu wsplnego
przeciwstawie-
nia si zwierztom. Przywarci jeden do drugiego,
koczownicy sta-
nowili jakby jedna bry. Zadziwione psy ujaday
wok nich.
Niechby jeden z nich odway si rzuci, wszystkie
poszyby za
nim i koci ludzi bielayby na rwninie...

Wtem Naoh miotna wcznia. Jeden z psw pad z


przebita
piersi. Wdz, chwyciwszy go za tylne apy, cisn
nim w stado
wilkw, ktre nadbiegy z prawej strony. Raniony
znikn wrd
nich, a podniecone zapachem krwi i atwoci
zdobyczy jy poe-
ra to ywe miso. Wwczas psy zapomniawszy o
ludziach runy
gromada na wilki.
Podczas gdy rozpoczynaa si utarczka, koczownicy
pocwao-
wali naprzd. Opary zwiastoway blisko rzeki i
Naoh rozrnia
od czasu do czasu jakie migotanie. Dwa czy trzy
razy zatrzymy-
wa si dla sprawdzenia kierunku, w kocu,
wskazujc na jak
szaraw bry, wznoszc si nad wybrzeem, rzek:

Naoh, Nam i Gaw mog drwi z psw? i wilkw.


By to duy, skalny, prawie szecienny gaz. Siga
wysokoci
pi razy takiej, jak czowiek. By dostpny tylko z
jednej strony.
Naoh wspi si na szybko, gdy zna go od wielu
lat. Gdy Nam
z Gawem poszli za jego przykadem, znaleli si na
paskiej po-
wierzchni zaronitej krzakami. Rosa tam nawet
jedna joda.
Byo tu do miejsca na zaoenie obozowiska dla
prawie trzydzie-
stu ludzi.

Tam, na szarawej rwninie, zajadle walczyy wilki z


psami.
Okrutne wrzaski, przecige skargi przeszyway
wilgotne powie-
trze. Koczownicy tymczasem zaywali bezpiecznego
spokoju.

19Q

Drzewo zatrzeszczao. Ogie wypuci swe czerwone


jzyki i po-
we dymy, szeroka una roztoczya si na wodach. Od
samotnie
stojcej skay odcinay si dwa skrawki jaowych
brzegw; trzci-
ny, wierzby i topole rosy w pewnym oddaleniu;
mona byo od-
rni wszystkie przedmioty na dwadziecia rzutw
oci...

Tymczasem zwierzta to uciekay od wiata i kryy


si, to
znw przybiegay olnione. Dwie sowy z ponurym
krzykiem
wzleciay na osik, zawirowaa chmara dugouchych
nietoperzy,
stado przeraonych szpakw ucieko na przeciwny
brzeg, zaniepo-
kojone kaczki opuciy sitowia i popieszyy skry si
w cieniu,
podugowate ryby niby mgy srebrzyste, pociski z
konchy pero-
wej, wiry miedziane wypyny z gbin. Rudawe
wiato pozwo-
lio ujrze krpego dzika, co zatrzyma si kwiczc i
duego jelenia
o drcym grzbiecie i wiecach w ty zarzuconych.
eb zowrogi
rysia o uszach zwonych ku grze, lepiach
miedzianych i okrut-
nych ukaza si pomidzy dwiema gaziami jesionu.

Ludzie znali jego si. Jedli w milczeniu pieczone


miso, ra-
dzi, e mog y grzejc si przy Ogniu. Horda jest
w pobliu!
Zanim nastpi drugi wieczr, rozpoznaj wody
Wielkich Mocza-
rw. Nam i Gaw bd przyjci jako wojownicy.
Ulhamrowic do-
wiedz si o ich odwadze, przebiegoci, wytrwaoci
i bd si
ich bali. Naoh otrzyma Gamie i bdzie dowodzi po
Fauhmie...
Krew im kipi nadziej. Wszystko jest rozlege,
wszystko jest
nowe. Nie odczuwaj, e ycie ich moe si skoczy,
mier jest
raczej przeraajc bajk ni rzeczywistoci. Boj
si jej z naga,
w chwilach strasznych, po czym oddala si ona,
zaciera, roztapia
w gbiach ich yciowej mocy. Jeeli przeznaczenie
bywa okrutne
i spada na ludzi bezustannie wraz ze zwierzem,
godem, zimnem,
z klskami ywiow, to z chwil gdy wszystko ju
minie, nie
myl o grobie mierci. Byle tylko mie schronisko i
poywie-
nie, a ycie popynie wartko jak rzeka.

Wtem ryk przebi ciemnoci. Dzik oddali si, jele,


drcy z
napicia pocwaowa w skok zarzuciwszy gbiej na
kark swe ko-
nary, sto cia wraz zadygotao. Z pocztku ukaza si
w pobliu
osiki jaki mglisty ksztat, potem chwiejne zarysy
zwierzcia, kt-

192

rego moc ujawnia kady ruch. Raz jeszcze Naoh


zobaczy Lwa
Olbrzymiego. Wszystko pierzcho. Samotno staa
si bezmier-
na. Olbrzymi potwr zbliy si okazujc niepokj.
Zna szyb-
ko, czujno, wyostrzone powonienie, ostrono
tych, na kt-
rych mia napa. Ta ziemia, na ktrej jego gatunek
prawie zanik
staa si mniej ciepa i bardziej uboga. Chcc y na
niej, wyczer-
pywa swe siy. Zawsze gd szarpa mu wntrznoci.
Wtpliwe,
czy jeszcze spdza cho jedn por roku ze sw
samic, okolice,
w ktrych wystarczyoby zdobyczy dla pary, trafiay
si coraz
rzadziej, nawet tam, w krainie soca lub w
wygrzanych dolinach.
Ten wic, ktry bdzi po obszarach Wielkich
Moczarw, yjc
dalej, nie zostawi po sobie potomstwa.

Pomimo, e skaa bya wysoka i stroma, Naohem


wstrzsn
dreszcz lku. Upewniwszy si, e Ogie broni
wskiego dostpu,
chwyci maczug i o. Nam z Gawem byli rwnie
gotowi do wal-
ki. Wszyscy trzej, przytuleni do skay, pozostawali
niewidoczni.

Lew Olbrzymi zatrzyma si. Przypadszy na swych


potnych
apach, przyglda si temu blaskowi, ktry mci z
gry ciem-
noci. Nie pozna w nim wiata dziennego, ktre
przeszkadzao
mu czatowa na zdobycz. Mtnie przypomina sobie
pomie po-
erajcy sawann; pamita drzewo opalone od
pioruna oraz Og-
nie nalece do czowieka, o ktrego kiedy ociera
si na zie-
miach, skd wyganiay go powoli: gd, powd lub
posucha,
uniemoliwiajce jego bytowanie. Waha si, rycza
uderzajc z
wciekoci ogonem o boki, po czym przybliy si
wszc wy-
ziewy. Byy one sabe, albowiem unosiy si i
rozpraszay zanim
zdyy opa, lekki wietrzyk znosi je ku rzece.

Z trudnoci zwietrzy dym, prawie nie dotara wo


pieczo-
nego misa, a ju wcale nie poczu zapachu ludzi. Nic
nie widzia
prcz tego plsajcego wiata, ktrego czerwone i
te byskawi-
ce to rosy wybuchajc stokowato, to pyny
kaskad lub zwie-
ray si z nagym cieniem dymu. Nie czyo si z
nimi ani jedno
wspomnienie jakiejkolwiek zwierzyny lub ruchu
wykonywanego
podczas walki, i potwr ogarnity rozpaczliwym
lkiem, rozwar
ogromn paszcz, jaskini mierci, skd wydar si
zdawiony ryk.

13 Walka..

Naoh ujrza, jak Lew Olbrzymi oddala si w mroki


nocy, gdzie
bdzie mg czatowa na zdobycz.

Ani jeden zwierz nie moe nas zwalczy!


wykrzykn
wdz z wyzywajcym miechem.

W pewnej chwili Nam zadra. Zwrcony plecami do


Ognia
ciga co wzrokiem na przeciwlegym brzegu, co, co
odbijao si
nagymi rzutami na powierzchni wody, uwijao si
pomidzy
wierzbami i jesionami. Wyszepta wskazujc rka:

Synu Lamparta, jacy ludzie przyszli!


Pier wodza przytoczy ciar, wszyscy trzej natyli
swe
zmysy. Lecz brzegi byy puste, nie syszeli nic prcz
chlupania
wody, nie odrniali nic prcz zwierzt, trawy i
drzew.

Czyby Nam si omyli? zapyta Naoh.


Lecz modzieniec pewny swego odpowiedzia:

Nam nie omyli si... on spostrzeg postacie


ludzkie po-
midzy gaziami wierzb... dwie postacie.

Wdz nie wtpi ju, serce jego zymao si z obawy i


na-
dziei. Wyrzek zupenie cicho:

Tu jest kraina Ulhamrw. Ci, ktrych widziae,


to za-
pewne myliwi lub wywiadowcy wysani przez
Fauhma.

Powsta, wyprostowa sw^ ros4 posta, albowiem


ukrywa-
nie nie zdaoby si na nic, przyjacioom czy wrogom
dobrze byo
znane znaczenie Ognia.

Rozleg si jego gos:


Jestem Naoh, syn Lamparta, com zdoby Ogie
dla Ul-
hamrw. Niech wysacy Fauhma uka^ si!

Pustka pozostaa nieprzenikniona. Nawet podmuch


wiatru i
odgosy drapienikw zamary, tylko trzask
pomienia i wiey
poszum rzeki zdaway si wzmaga.

Niech wysacy Fauhma uka^ si! powtrzy


wdz.
Jeeli spojrz, to poznaje Naoha, Nama i Gawa.
Wiedza prze-
cie, i oni bd im radzi.

Wszyscy trzej, stojc przed czerwonym Ogniem,


ukazali swe
postacie, rwnie dobrze widoczne jak za dnia i
wykrzykiwali za-
woanie Ulhamrw.

194

Oczekiwanie poerajce serca towarzyszy byo pene


grozy.
Naoh wzburzy si:

To s wrogowie!
Caa rado opucia ich. Niebezpieczestwo byo
tym bar-
dziej okropne, e spado na nich tej samej nocy, gdy
powrt ich
zdawa si ju tak bliski. Byo tym bardziej
dziwaczne, e pocho-
dzio od ludzi. Na tej ziemi, stykajcej si z Wielkimi
Moczarami,
nie spodziewali si innego spotkania, jak z wasna
horda. Cyby
zwycizcy Fauhma znw go napadli? A moe
Ulhamrowie znik-
nli ze wiata?

Naoh wyobrazi sobie Gamie porwana, a moe ju


martwa.
Zgrzytn zbami i pogrozi maczuga w stron
przeciwlegego
brzegu, po czym, przygnbiony przykucn przy
ognisku, roz-
myla i czuwa.

Niebo rozwaro si na wschodzie, ksiyc w ostatniej


kwa-
drze ukaza si w gbi sawanny. By barwy
czerwonej, zamglony
i ogromny, jego blask jeszcze saby przenika ju
pomroki okoli-
cy. Ucieczka, ktr^ zamyla wdz bdzie prawie
niemoliwa je-
eli ukrywajcy si ludzie przewyszaj ich liczba i
zgotowali za-
sadzk.

Podczas gdy tak rozmyla, wstrzsn nim silny


dreszcz. W
dole rzeki spostrzeg krpa posta. Mimo szybkoci,
z jaka znika
w trzcinach, pewno przeszya go jak grot wczni.
Ci co si
skrywaj byli bez wtpienia Ulhamrami. Lecz Naoh
wolaby Po-
eraczy Ludzi lub Czerwonych Karw, albowiem
rozpozna
Wochatego Aghoo.

195

Aghoo Wochaty

W cigu kilku uderze serca przey wspomnienie


tej chwili,
gdy Aghoo z brami stanli przed Fauhmem
obiecujc zdobycie
Ognia. Groba pona w ich okrgych oczach, sia i
okrucie-
stwo towarzyszyy ich poruszeniom. Horda
przysuchiwaa si z
dreniem ich sowom. Kady z nich trzech mgby
dotrzyma
placu Fauhmowi. Przy ich kudatych szerokich
piersiach, jak u
Szarego Niedwiedzia, potwornych ramionach i
rkach twardych
jak gazie dbu, przy ich przebiegoci, zrcznoci i
odwadze, jed-
noci nienaruszalnej, zwyczaju wsplnej walki,
znaczyli tyle co

196

dziesiciu wojownikw. Na wspomnienie tych


wszystkich, kt-
rych oni zabili lub ktrym pogruchotali czonki,
dreszcz bezgra-
nicznej nienawici wstrzsn Naohem.

Jak ich ubi? On, syn Lamparta, czu si po tych


zwycis-
twach rwny Aghoo. Ufa w swe siy. Lecz Nam i
Gaw bd^ jak
Lamparty wobec Lww!
Pomimo i zosta zaskoczony i e tyle wrae
zakotowao w
jego gowie, nie opnio to jednak postanowienia
Naoha. Byo
ono rwnie szybkie, jak skok koza zaskoczonego w
legowisku.

Najpierw wyruszy Nam rozkaza nastpnie


Gaw.
Zabior ze sob wcznie i oci, a gdy bd^ u
podna skay, rzu-
c im maczugi. Ja sam ponios Ogie.

Albowiem, chocia posiada tajemnicze kamienie


Wahw, nie
mg pogodzi si z myl porzucenia zdobytego
pomienia.

Nam z Gawem zrozumieli, i naleao ubiec w


szybkoci Ag-
hoo i jego braci nie tylko tej nocy lecz tak dugo,
dopki nie po-
cz si z horda.

Chwycili popiesznie swa bro. Nam schodzi ju ze


stromej
skay. Gaw postpowa za nim o dwie wysokoci
czowieka. Za-
danie ich byo teraz cisze, ni przy wchodzeniu, a
to wskutek
zwodniczego wiata, nagych cieni oraz tego, i
naleao szuka w
prni, po omacku niewidocznych wystpw i
szczelnie przywie-
ra do ciany.

Skoro Nam ju dosign! celu, od brzegu rozleg si


krzyk
puszczyka; odpowiedziao mu jakie beczenie, a
nastpnie zare-
chota bak wodny. Naoh, wychyliwszy si ze skraju
paszczyzny,
ujrza Aghoo wyskakujcego spord sitowia.
Nadbieg jak pio-
run. W chwil pniej ukazali si jego bracia: jeden
od poudnia,
drugi od wschodu.

Nam wanie zeskoczy na rwnin.

Wwczas Naoh poczu, jak serce jego napenia si


niepoko-
jem. Nie wiedzia, czy rzuci Namwi maczug, czy
te przywo-
a go do siebie z powrotem. Modzieniec by szybszy
ni synowie
ubra, lecz e ci kierowali si ku skale, musiaby
przebiec obok
nich w odlegoci jednego rzutu wcznia lub oci...
197

Wahanie wodza byo krtkie, po czym krzykn:

Nie rzuc maczugi Namwi, obciyaby ona jego


bieg!
Niech ucieka ... Niech zawiadomi Ulhamrw, i
oczekujemy ich
tutaj z Ogniem.

Nam usucha, cay drcy, albowiem wiedzia, i by


bezsil-
ny wobec strasznych braci, ktrzy wykorzystali jego
krtkie za-
trzymanie si, zbliajc si znacznie. Da kilka
susw, lecz potkn
si, by wic zmuszony nadrobi szybkoci. Wtedy
Naoh, wi-
dzc zwikszajce si niebezpieczestwo, zawoa
na, aby nawr-
ci.

Wochaci byli tu. Naj bystrzejszy z nich cisn


wcznia.
Przebia ona rami modziecowi w chwili, gdy ten
wspina si na
ska. Drugi wydajc okrzyk mierci, run na
Nama, by go zmia-
dy. Naoh czuwa. Ze straszna sia rzucony kamie
zakreli w
mroku uk i zgruchota gole napastnikowi, ktry
zwali si. Za-
nim syn Lamparta wybra drugi pocisk, ranny ze
skowytem
wciekoci znik za krzakiem.

Po czym zapado przewleke milczenie.

Aghoo podbieg do swego brata, bada jego ran.


Gaw po-
maga Namwi wspi si na ska. Naoh stojc w
podwjnym
wietle ogniska i ksiyca, podnisszy oburcz bry
granitu, go-
towa si do obrony; odezwa si:

Czy synowie ubra nie s z tej samej hordy, co


Naoh,
Nam i Gaw? Czemu napadaj nas jak wrogowie?

Aghoo Wochaty powsta z kolei i wydawszy okrzyk


wojen-
ny odpowiedzia:

Aghoo bdzie obchodzi si z wami jak z


przyjacimi, o
ile zechcecie da mu jego cz Ognia a jak z
jeleniami, o ile
odmwicie!
Straszny, szyderczy miech rozwar mu szczki.
Pier jego
bya tak szeroka, i mona byo zoy na niej
Panter.

Syn Lamparta zawoa:

Naoh zdoby Ogie na Poeraczach Ludzi.


Podzieli si
Ogniem, gdy poczy si z hord.

My chcemy Ognia teraz... Aghoo otrzyma Gamie,


a

Naoh podwjny dzia przypadajcy z oww i ze


zdobyczy.
Sza gniewu wstrzsn synem Lamparta.

Dlaczeg Aghoo miaby dosta Gamie? Nie


potrafi zdo-
by Ognia! Horda ze zadrwiaby sobie!...

Aghoo jest silniejszy od Naoha. Otworzy on wasze


brzu-
chy oci i poamie wasze koci maczug.

Naoh ubi Szarego Niedwiedzia i Tygrysic.


Pokona
dziesiciu Poeraczy Ludzi i dwudziestu Czerwonych
Karw. To
Naoh zabije Aghoo!

Niech Naoh zejdzie na rwnin!

Jeliby Aghoo przyby sam, Naoh poszedby


walczy z
nim.

miech Aghoo buchn potny jak ryk:

Ani jeden z was nie ujrzy wicej Wielkich


Moczarw!

Obydwaj zamilkli. Naoh z dreniem porwnywa


wskie
piersi Nama i Gawa z potworn budow synyy
ubra. Jednak
czy on nie otrzyma pierwszy przewagi? Bo jeeli
Nam by ra-
niony, to przecie jeden z trzech braci by niezdolny
do pocigu
wroga.

Krew broczya z ramienia Nama. Wdz przyoy na


nie po-
pi z ogniska i przykry je trawami. Po czym,
podczas gdy oczy
jego czuway, zastanawia si, jak walczy. Nie
naleao spodzie-
wa si, by mg zmyli czujno Aghoo i jego braci.
Zmysy
mieli doskonae, ciaa niezmordowane. Posiadali si,
przebieg-
o, zrczno i szybko. Mniej moe szybcy od
Nama i Gawa,
mieli nad nimi przewag w wytrzymaoci. Jeden
tylko syn Lam-
parta by rwnie wytrway jak oni. Wdz zdawa
sobie spraw z
grozy pooenia, way wszystkie szczegy, a zmysy
tworzyy z
nich cao. Tak wic Naoh widzia przebieg ucieczki
i walki, sie-
dzc skurczony przy miedzianym blasku ogniska by
jakby waci-
wie cay ju w ruchu.

Powsta nareszcie. Oczy jego zamigotay


przebiegoci i po-
ry ziemi nog, jak byk racic. Najpierw naleao
zagasi ognis-
ko, eby w razie zwycistwa synw ubra, nie
otrzymali oni
Ganili ani obiecanego okupu. Naoh rzuci do rzeki
najwiksz

199
gowni. Wspomagany przez towarzyszy, zagasi
Ogie, zasypujc
go ziemia i kamieniami. Zachowa jedynie may
pomyk w jednej
z klatek; po czym wykona ponowna prb zejcia ze
skay. Tym
razem Gaw mia rozpocz pochd: zatrzymaby si
on na wyso-
koci dwu ludzi, na wystpie dosy szerokim, aby
utrzyma rw-
nowag i miota wczniami.

Mody Ulhamr zrcznie wykona rozkaz.

Gdy dotar do oznaczonego miejsca, wyda lekki


krzyk za-
wiadamiajc wodza.

Synowie ubra ustawili si w szyku bojowym. Aghoo


z
wczni gotow do rzutu stan twarz do skay,
ranny, oparszy
si o jakie drzewo, trzyma sw bro w pogotowiu,
trzeci z bra-
ci, Ruk, o czerwonych rkach, koowa w pobliu,
tam i z powro-
tem. Naoh stojc na wystpie skay, to pochyla si
nad rwnin,
to potrzsa wczni. Wykorzysta chwil, gdy Ruk
zbliy si
bardziej i rzuci pocisk. Przestrze, ktr on przeby,
zadziwia
syna ubra, lecz brakowao jakie pi dugoci
czowieka, aby go
pocisk mg dosign. Kamie, ktrym cisn
pniej Naoh pad
znacznie bliej celu. Ruk zawoa szyderczo:

Syn Lamparta jest lepy i gupi!

Peen pogardy wznis prawic uzbrojon w


maczug. Naoh
chwyci chykiem za bro przygotowan zawczasu:
bya to jedna
z tych proc, jakimi nauczy si posugiwa w hordzie
Wahw.
Nada jej szybki, wirujcy ruch. Ruk, przekonany,
e byo to je-
dynie oznak groby, nie przestawa kry miejc
si szyderczo.
A e nie przyglda si baczniej skale i wiato byo
sabe, nie spo-
strzeg wic nadlatujcego pocisku. Gdy go ujrza,
byo ju za
pno. Do jego w miejscu, gdzie duy palec czy
si z innymi,
zostaa przebita na wylot, z krzykiem wciekoci
upuci maczu-
g...

Wwczas wielkie osupienie ogarno Aghoo i jego


braci.

Odlego rzutu jak osign Naoh o wiele


przewyszaa ich
przewidywania. I czujc sw moc zmniejszon przez
jaki tajemni-
czy wybieg, wszyscy trzej cofnli si. Ruk mg
jedynie uj ma-
czug lew rk.

200

Przez ten czas Naoh korzystajc z zamieszania, jakie


wywo-
a, dopomg zej Namwi. Na rwninie znalazo
si szeciu lu-
dzi czujnych i dyszcych nienawici. Natychmiast
syn Lamparta
pobieg ukosem w prawo, gdzie przejcie byo
bardziej szerokie i
pewniejsze. Tam Aghoo zagradza drog. Jego
okrge oczy le-
dziy kady ruch Naoha. Umia doskonale unika
wczni i oci.
Zblia si w nadziei, e jego przeciwnicy wyczerpi
na prno
swe pociski, podczas gdy Ruk bieg mu na pomoc.
Lecz Naoh
cofn si, skrci nagle i j zagraa trzeciemu z
braci, ktry cze-
ka wsparty na oci. Ten zwrot zmusi Ruka i Aghoo
do zwrce-
nia si na zachd. W tym momencie szersza
przestrze stana
przed nimi otworem: Nam, Gaw i Naoh rzucili si ku
niej, mogli
teraz ucieka bez obawy osaczenia.

Synowie ubra nie dostan Ognia! zawoa


wdz grom-
kim gosem i Naoh zabierze Gamie!

Wszyscy trzej uciekali przez woln od wrogw


rwnin i
zdoaliby moe dotrze do plemienia bez walki, lecz
Naoh pojmo-
wa, i naleao tej samej nocy rozpocz bj bez
wzgldu na jego
wynik, bj na mier i ycie. Dwch z wochatych
byo ranio-
nych, uchyla si od walki znaczyo to da im
mono wylecze-
nia si, a wwczas niebezpieczestwo stawao si
bardziej grone.
W tym pierwszym przebiegu gonitwy nawet Nam
pomimo
rany mia przewag. Trzej towarzysze wyprzedzili
wrogw wi-
cej ni tysic krokw, po czym Naoh wstrzyma bieg,
wrczy
Ogie Gawowi i rzek:

Bdziecie biegli bez zatrzymywania ku


zachodowi... tak
dugo, pki was nie dogoni.

Usuchali rozkazu utrzymujc sw szybko, podczas


gdy
wdz j wolniej poda za nimi. Wkrtce zwrci
si przeciwko
wochatym groc im proc. Gdy osdzi, i znajduj
si dosta-
tecznie blisko, skierowa si ukonie ku pnocy,
wyprzedzi ich z
prawej strony i popdzi ku rzece...

Aghoo zrozumia. Zarycza jak Lew i rzuci si z


Rukiem na
pomoc rannemu. Przejty trwog osign;! szybko
rwn szyb-
koci Naoha.

201
Lecz ten pd przekracza jego siy. Syn Lamparta
lepiej zbu-
dowany do biegu osign przewag. Dobieg do
skay wyprze-
dzajc ich o trzysta krokw i stan oko w oko z
trzecim spord
braci.

Ten oczekiwa go, straszny. Cisn wcznia, lecz


stojc nie-
pewnie na nogach chybi, a Naohju napad na niego.
Sia i zrcz-
no wochatego byy tak ogromne, i pomimo
zdrtwiaej nogi
zdoaby zmiady Nama lub Gawa. Aby zwalczy
Naoha, uy
caego swego wysiku. Cios jego maczugi by tak
straszliwy, i
aby utrzyma rwnowag potrzebne mu byy obie
nogi i podczas
gdy zachwia si, bro jego przeciwnika spada mu
na kark i po-
walia go. Drugie uderzenie zgruchotao mu krgi.

Aghoo by ju nie dalej ni na sto krokw; Ruk


osabiony
upywem krwi broczcej mu z rki i mniej zwinny
by o jakie sto
krokw za nim w tyle. Obydwaj pdzili do celu jak
Nosoroce,
zapominajc o wszelkiej ostronoci.

Syn Lamparta stojc jedna noga na pokonanym, z


maczuga
gotowa do ciosu czeka. Aghoo by ju o trzy kroki.
Skoczy dla
natarcia... Naoh usun si i pobieg do Ruka z
szybkoci jelenia.
Ostatnim wysikiem oburcz odtrci maczuga bro,
ktra Ruk
podnis niezdarnie lewa rk^ i ciosem w czaszk
rozcign na
ziemi drugiego przeciwnika...

Po czym znw usuwajc si przed Aghoo zawoa:

Gdzie s twoi bracia, synu ubra? Czy nie


ubiem ich,
jak ubiem Szarego Niedwiedzia, Tygrysic i
Poeraczy Ludzi? A
jestem przecie rwnie swobodny jak wiatr! Nogi
moje s bys-
trzejsze od twoich, oddech mj jest rwnie
wytrzymay jak od-
dech Wielkiego Jelenia!

Gdy znowu zyska na odlegoci, przystan,


przygldajc si
nadbiegajcemu Aghoo i rzek:
Naoh nie chce ju ucieka. Tej nocy albo zabierze
twe y-
cie, albo odda swoje...

Mierzy w syna ubra. Lecz ten odzyska swa


przebiego.
Zwolni biegu baczc uwanie. Wcznia przeszya
powietrze, Ag-
hoo pochyli si, bro wisna ponad jego czaszka.

202

To Naoh zginie! zawoa.

Nie spieszy si ju. Wiedzia, e przeciwnik zalenie


od swej
woli moe przyj lub odrzuci walk. Podchodzi
chykiem, a
gronie. Kady ruch jego ujawnia zwierz
stworzone do walki,
nis mier czy to oci, czy te maczuga. Pomimo
e bracia jego
leeli pomiadeni nie lka si rosego zwinnego
wojownika o
zrcznych i szybkich rkach, o twardych ramionach.
Albowiem
by on silniejszy od braci i nie zna, co to poraka.
Ani jeden czo-
wiek, ani jedno zwierz nie ostao si przed jego
maczuga.
Gdy by ju na odlego rzutu, cisn oci. Nie
zdziwi si
nawet gdy zobaczy, i Naoh unikn rogowego
grotu. On sam
rwnie unikn pocisku przeciwnika.

Nie pozostaa im inna bro, tylko maczugi. Wzniosy


si ra-
zem; obydwie byy z drzewa dbowego. Maczuga
Aghoo posia-
daa trzy ski; wskutek uywania wygadzia si i
poyskiwaa w
wietle ksiyca. Naoha bya okraglejsza, mniej
zuyta i bledsza.

Aghoo uderzy pierwszy. Cios nie by wymierzony z


caej
siy, nie w ten bowiem sposb chcia zaskoczy syna
Lamparta.
Naoh usun si bez wysiku i machn na odlew.
Napotka ma-
czug tamtego, drzewa zderzyy si z przecigym
trzaskiem. Ww-
czas Aghoo uskoczy na prawo i natar z boku na
rosego wojow-
nika, grzmotn... Cios by straszny, cios, co
miady czaszki
ludzi i zwierzt. Napotka jednak prni, a
jednoczenie maczuga
Naoha spada na jego wasna bro. Uderzenie byo
tak silne, e
nawet sam Fauhm byby si zachwia. Nogi Aghoo
trzymay si
ziemi jak korzenie, zdoa uskoczy w ty.

Tak wic znaleli si obaj oko w oko bez adnej


rany, jakby
wcale jeszcze nie walczyli. Lecz w nich samych
wszystko wrzao!
Wiedzieli, e jeli ktry z nich osabnie choby na
taka chwil ja-
kiej trzeba do wykonania najmniejszego ruchu, to
wkroczy w kra-
in mierci i to mierci bardziej upokarzajcej ni
zadanej przez
Tygrysa, Niedwiedzia lub Lwa. Albowiem walczyli,
nie zdajc
sobie z tego sprawy, dla zapewnienia poprzez
niezliczone czasy
zwycistwa gatunkowi, ktry narodzi si z Gamli.

Aghoo rozpocz na nowo bj wydajc chrapliwe


dwiki,

203

caa jego moc skupia si w jego przedramieniu.


Grzmotn ma-
czuga bez wybiegu, postanowiwszy zmiady kady
sprzeciw.
Naoh, cofajc si, nadstawi swa bro. Jeeli udao
mu si odbi
uderzenie, to jednak nie mg przeszkodzi, by jeden
z skw nie
rozpata mu szerokiej bruzdy na ramieniu. Krew
bryzna, za-
czerwienia rami wojownika. Aghoo, pewien, e tym
razem
zgadzi jeszcze jedno ycie, ktremu przyrzek
mier, wznis
ponownie maczug opada straszliwie.

Przeciwnik nie czeka, a go ugodzi, a rozmach jej


zniewoli
syna Lamparta do pochylenia si. Naoh ze
zowrogim krzykiem
na cios odpowiedzia ciosem. Czaszka Aghoo
zadudnia jak kloc
dbowy, wochate cielsko zachwiao si, drugie
uderzenie rozcig-
no go na ziemi.

Nie bdziesz mia Gamli! zarycza zwycizca.


Nie
ujrzysz wicej hordy i moczarw, nigdy ju nie
ogrzejesz swego
ciaa przy Ogniu!
Aghoo podnis si. Jego twarda czaszka bya
czerwona, jego
prawe rami zwisao jak zamana ga, nogi nie
miay wicej
mocy. Lecz uporczywy zmys samozachowawczy
rozgorza w
jego oczach. Chwyci maczug Jewa rka i
potrzsn ni po raz
ostatni. Zanim zdya uderzy, Naoh wytraci ja,
pada o jakie
dziesi krokw. c

A Aghoo czeka mierci. Bya ju w nim. Nie


rozumia ina-
czej poraki, wspomnia z duma o wszystkich
stworzeniach, ktre
umierci, zanim nadesza jego kolej.

Aghoo miady gowy i serca wrogw!


wyszepta.
Nigdy nie pozostawia przy yciu tych, co spierali si
z nim o up
lub zdobycz. Wszyscy Ulhamrowie dreli przed nim.

By to gos jego zamionego sumienia i gdyby mg


radowa
si ze swej poraki, byby si radowa. Przynajmniej
odczuwa
swa wyszo, i nigdy nic nikomu nie puci pazem,
e zawsze
niszczy za sob sida jakie zastawia nienawi
pokonanego. Przeto
ycie jego wydao mu si bez skazy... Gdy pierwsze
uderzenie,
zwiastujce mier gruchno go w czaszk nie wyda
ani jednej
skargi, wyda ja dopiero, gdy opucia go myl, e nie
pozostao z

204

niego nic wicej prcz ciepego misa, w ktrym


maczuga Naoha
tumia ostatnie drgania.

Zwycizca poszed dobi dwch pozostaych braci.


I zdao si, i wstpia we potga synw ubra.
Obrci si
ku rzece, wsuchany w omot wasnego serca. Czas
nalea do me-
go! Nie widzia ju jego kresu.

W pomrokach wiekw
Co dnia przed samym zachodem Ulhamrowie z
trwoga ocze-
kiwali chwili, kiedy zajdzie soce. Gdy na niebie
janiay samotne
gwiazdy lub ksiyc chowa si poza chmurami, czuli
si dziwnie
sabi i ndzni. Zbici w kup, w cieniu jaskini lub pod
urwiskiem
skay, wobec zimna i mroku dumali o Ogniu, ktry
ich ywi
swym gorcem i odpdza grone zwierzta.
Czatownicy nie prze-
stawali trzyma broni w pogotowiu, czuwanie i lk
nuyy im
gowy i czonki. Wiedzieli, e mogli by pojmani
niespodzianie,
zanim by zdyli uderzy. Niedwied poar
wojownika i dwie
kobiety, wilki i Lamparty poryway dzieci, wielu
mczyzn nosio
lady nocnych walk.

Nastawaa zima. Wiatr pnocny miota swe


wcznie, mrz
gryz ostrymi zbami. A jednej nocy Fauhm, wdz, w
walce

207
z Lwem straci wadz w prawej rce. Uczynio go to
za sabym,
aby mg narzuca swe rozkazy. Do hordy wkrad
si brak posu-
chu. Hum przesta spenia rozkazy. Muh
utrzymywa, i jest
pierwszy wrd Ulhamrw. Obydwaj mieli
zwolennikw, pod-
czas gdy nieznaczna liczba pozostaa wierna
Fauhmowi.

Nie doszo jednak do walki ornej, wszyscy bowiem


byli
wyczerpani. Stary Goun mwi im o ich bezsilnoci i
o niebezpie-
czestwie, jakie im zagraa, gdyby jli mordowa si
nawzajem.
Rozumieli to. Z nastaniem ciemnoci gorzko aowali
wojowni-
kw, ktrzy poginli. Po tylu ksiycach nic mieli ju
najmniej-
szej nadziei ujrze Naoha, Nama i Gawa lub synw
ubra. Paro-
krotnie wysyano wywiadowcw, powracali nie
odnajdujc ad-
nych ladw. Wwczas przygnioto ich
rozgoryczenie. Szeciu
wojownikw pado pod pazurem drapienych
zwierzt, pod topo-
rem ludzi lub zgino z godu. Czyby Ulhamrowie
nie mieli uj-
rze ju zbawczego Ognia?

Jedynie kobiety pomimo dotkliwszych cierpie ni


cierpienia
mczyzn zachoway jaka nieokrelona ufno.
Cierpliwa odpor-
no, ktra utrzymuje gatunki, trwaa w nich. Gamla
bya jedn z
odporniejszych. Ani gd, ani zimno nie niszczyy jej
modoci. Z
nastaniem zimy wosy jej rosy bujniej, otaczay jej
ramiona jak
grzywa Lwa. Siostrzenica Fauhma posiadaa gboka
znajomo
rolin. Czy to na stepie lub w gszczu krzakw, czy
to w borze
lub pord trzcin umiaa rozrnia korzenie, owoce
i grzyby ja-
dalne. Bez niej ogromny Fauhm byby zgina
podczas tygodnia,
kiedy rana zmusia go, wyczerpanego upywem krwi,
do leenia
w gbi jaskini. Ogie nie wydawa si jej tak
niezbdny jak in-
nym. Pragna go jednak chciwie i z pocztku
dugich nocy zapy-
tywaa siebie, czy go Aghoo, czy te Naoh przyniesie.
Bya goto-
wa podda si, albowiem powaanie dla bardziej
silnego tkwio w
gbi jej ciaa. Nie pojmowaa nawet, jak mogaby
nie zosta ko-
biet zwycizcy, wiedziaa jednak, e poycie z
Aghoo byoby
bardziej cikie.

Ot nasta jeden wieczr, ktry zapowiada si


gronie.
Wiatr rozpdzi chmury. D ponad zeschymi
trawami i czarnymi

208

drzewami z przecigym wyciem. Czerwone soce,


szerokie jak
pagrek, ktry wznosi si na zachodzie, owietlao
jeszcze okoli-
c. A w zmierzchu, majcym znikn w otchani
czasu, zbieraa
si horda przejta wielk trwog. Bya saba, bya
pospna. Kie-
dy powrc dni, gdy pomie huczc poera bdzie
gownie?
Kiedy zapach pieczonego misa bdzie rozchodzi si
w mroku,
rado gorca wstpi w czonki, a wilki bd kryy
aonie?
Nawet Niedwied, Lew i Lampart oddalay si od
tego byszcz-
cego ycia.

Soce zaszo. Na ogooconym zachodzie wiato


skonao bez
zorzy wieczornej. A zwierzta, ktre bytoway w
ciemnociach,
poczy erowa. Stary Goun, ktremu ndza
przysporzya lat,

zajcza ponuro:

Goun widzia swych synw i synw swych synw.


Nig-
dy Ogie nie by nieobecny wrd Ulhamrw. I oto
nie ma ju
Ognia... Goun umrze nie ujrzawszy go znowu.

Skalne obisko, gdzie schronio si plemi, byo


niemal jaski-
ni. Podczas letniej pory byoby to dobre
schronienie, lecz teraz
podmuchy wiatru biczoway piersi.

Goun powiedzia jeszcze:

Wilki i psy staj si co wieczr mielsze.


Wskazywa na przemykajce si chykiem ksztaty,
gdy mrok
zapada. Wycia byy teraz bardziej przecige i
groniejsze. Noc
bezustannie wyrzucaa z siebie te zgodniae
zwierzta. Jedynie
ostatnie blaski zmierzchu trzymay je jeszcze w
oddaleniu. Cza-
townicy, zaniepokojeni, czuwali w tym ostrym
powietrzu, pod

zimnymi gwiazdami.

Nagle jeden z nich przystan i wysun gow. Dwaj


inni

uczynili to samo.

Po czym pierwszy oznajmi:

Na rwninie s jacy ludzie!

Dreszcz przebieg hord. Jednych ogarn lk, innym


nadzieja
rozsadzaa piersi. Fauhm, pamitajc, e by jeszcze
wodzem,
powsta z wgbienia, gdzie spoczywa:

Niech wszyscy wojownicy przygotuj bro


rozkaza.
14 Walka..

209

W tej chwili niepewnoci Ulhamrowie usuchali go w


milcze-
niu. Wdz dorzuci:

Niech Hum wemie trzech modych ludzi i pjdzie


ledzi
tych, co przybywaj.

Hum zawaha si, niezadowolony, e otrzyma


rozkaz od
czowieka, ktry straci si ramienia. Lecz tu stary
Goun wmie-
sza si:

Hum ma oczy Lamparta, such wilka, a wch psa.


Bdzie
wiedzia, czy ci co zbliaj si s nieprzyjacimi, czy
te Ulham-
rami.

Hum i trzej modziecy udali si w drog.

W miar jak posuwali si naprzd, powy zwierz


gromadzi
si na ich tropie. Znikli. Dugo wyczekiwaa horda w
poczuciu
swej niedoli. Nareszcie przecigy okrzyk przedar
ciemnoci.

Fauhm, wybiegajc na rwnin, zawoa:

Ulhamrowie nadchodz!

Straszne wzruszenie przeszo serca, nawet mae


dzieci po-
wstay. Goun wypowiedzia zarwno swoja myl jak i
innych:

Byby to Aghoo z brami... Czy te Naoh, Nam i


Gaw?
Nowe okrzyki potoczyy si pod gwiazdami.

To syn Lamparta zamrucza z gucha radoci


Fauhm.

Albowiem lka si okruciestwa Aghoo.

Wikszo jednak mylaa jedynie o Ogniu. Jeli


Naoh przy-
prowadza go, to gotowi uchyli si przed nim, jeli
go za nie
przyprowadza, to nienawi i wzgarda wznieca si
przeciw jego
niedostwu.
Tymczasem gromada wilkw gonia w stron hordy.
Zmierzch skona. Ostatni szkaratny snop zagas,
gwiazdy poys-
kiway w lodowatym przestworzu. Och, ujrze jak
ronie to go-
rce zwierz czerwone, czu je drgajce na piersi i
czonkach!

Nareszcie ukaza si Naoh. Na tle szarej rwniny


wydawa
si cay czarny, a Fauhm wy:

Ogie! Naoh przynosi Ogie!

Wszystkich ogarno nage, silne wzruszenie. Wielu z


nich
stano, niby raeni toporem. Inni podskoczyli,
skowyczac, jakby

210

ich sza opta a Ogie ju by tu, na miejscu.

Syn Lamparta podawa go w klatce z kamienia. Byo


to mae
wiato czerwone, ycie ndzne, ktre dziecko
mogoby zgnie
uderzeniem kamienia. Jednak wszystkim bya znana
niezmierna
moc, jaka miaa wytrysn z tej sabej istoty. Ciko
dyszc, nie
wydajc gosu, przejci trwoga, i moe ona znikn,
nasycali swe

renice jej widokiem...

Po czym powstaa tak haaliwa wrzawa, e wilki i


psy prze-
raziy si.

Caa horda skupia si koo Naoha, w ich ruchach


przebijaa
si pokora, zachwyt i rado szalona.

Nie zabijajcie Ognia woa stary Goun, gdy si


krzyki

uciszyy.

Wszyscy odstpili na stron. Naoh, Fauhm, Gamla,


Nam,
Gaw i stary Goun, tworzc jdro tego tumu ruszyli
ku skale.
Horda gromadzia suche trawy, wici i gazie. Gdy
stos by go-
tw, syn Lamparta przybliy do wte wiateko.
Chwycio ono
najpierw kilka dbe, ze wistem jo ksa wici, po
czym huczc
poczo pochania gazie, a tymczasem na skraju
odpartych
ciemnoci cofay si wilki i psy przejte tajemniczym
lkiem.

Wwczas Naoh zwracajc si do Fauhma zapyta:

Czy syn Lamparta nie speni swej obietnicy? A


teraz
wdz Ulhamrw czy dotrzyma swojej?

Wskaza na Gamie stojc w szkaratnym wietle.


Wstrzsna
swymi obfitymi wosami. Duma rozsadzaa jej pier,
nie czua ju
obawy. Owadn ni ten zachwyt, jakiemu poddaa
si caa horda.

Gamla bdzie twoj kobiet, jak byo powiedziane

rzek prawie z pokor Fauhm.

I Naoh bdzie rozkazywa hordzie! owiadczy


miao

stary Goun.

Mwi tak nie dlatego, aby okaza wzgard duemu


Fauhmo-
wi, lecz aby stumi wspzawodnictwo, ktre uwaa
za niebez-
pieczne. W tej chwili, gdy ody Ogie, nikt nie
omieli si prze-
czy mu.

W zgodnym podnieceniu zafaloway rce i twarze.


Lecz Naoh

211

widzia jedynie Gamie, jej dugie wosy, oywione


oczy. Zarazem
gbokie wspczucie obudzio si w jego sercu dla
tego czowie-
ka, ktry mia mu ja odda. Rozumia jednak, i
wdz o sabym
ramieniu nie mg sam rozkazywa Ulhamrom,
zawoa wic:

Naoh i Fauhm bd przewodzili hordzie!

Wszyscy zamilkli zadziwieni, a Fauhm o okrutnym


sercu po-
czu, e ogarnia go po raz pierwszy tkliwo dla
czowieka, ktry
nie pochodzi z jego rodu.

Tymczasem stary Goun, najbardziej ciekawy


spomidzy Ul-
hamrw, zapragn pozna przygody trzech
wojownikw. Byy
one w mzgu Naoha rwnie wiee, jakby je przey
wczoraj.

W owych czasach sw byo mao, zwizek pomidzy


nimi
saby, ich sia wywoywania wrae szybka,
naga, ywa.
Rosy wojownik mwi o Szarym Niedwiedziu, o
Lwie Olbrzy-
mim, o Tygrysicy, o Poeraczach Ludzi, Mamutach,
Czerwonych
Karach, Ludziach Bez Ramion, Ludziach o
Bkitnej Sierci i
Niedwiedziu Jaskiniowym. Opuci jednak przez
nieufno i
przebiego wyjawienie tajemnicy kamieni
ognistych, ktrej nau-
czyli go Wahowie.

Huczcy pomie zgodnie mu wtrowa. Nam z


Gawem
ostrymi ruchami rak podkrelali kady szczeg.

A e byo to opowiadanie zwycizcy, przenikao


gbiej, znie-
walao piersi do szybkiego oddechu.

I Goun zawoa:
Nie byo wojownika wrd ojcw naszych, ktry
mgby
rwna si z Naohem... i nie bdzie takiego ani wrd
naszych
dzieci, ani wrd synw ich synw!

Wreszcie Naoh wymwi imi Aghoo. Zadray ciaa


jak
drzewa podczas burzy, wszyscy bowiem bali si
synw ubra.

Kiedy syn Lamparta znowu ujrza Aghoo?


przerwa
Fauhm, rzucajc nieufnym wzrokiem ku
ciemnociom.

Jedna noc i jeszcze jedna miny odpowiedzia


wojow-
nik. Synowie ubra przeprawili si przez rzek.
Ukazali si u
skay, gdzie si zatrzyma Naoh, Nam i Gaw. Naoh
walczy z
nimi!

212
Wwczas zapada cisza, w ktrej tumiy si nawet
oddechy.
Nic nie byo sycha prcz trzaskajcego Ognia,
podmuchu wia-
tru i oddalonego krzyku drapienika.

I Naoh powali ich! owiadczy dumnie


koczownik.
Mczyni i kobiety spojrzeli po sobie. Zachwyt i
niedowie-
rzanie cieray si w gbi ich serc. Muh zadajc
pytanie wypowie-
dzia wtpliwo nurtujca te istoty:

Czy Naoh zabi wszystkich trzech?

Syn Lamparta nic nie odrzek. Zagbi rk w fad


skry
niedwiedziej, ktra si okrywa i rzuci na ziemi
trzy zakrwa-
wione prawice.

Oto rce Aghoo i jego braci!

Goun, Muh i Fauhm zbadali je. Nie mona ich byo


pozna.
Ogromne, grube, z palcami poszytymi rudym
wosem przypomi-
nay nieodparcie straszliwe ksztaty wochatych.
Wszyscy pami-
tali, e dreli przed nimi. Wspzawodnictwo zostao
stumione w
sercach silnych, sabi nie pojmowali, by mogli y
nadal bez Nao-
ha. Kobiety poczuy bezpieczne trwanie gatunku. A
Goun Sucha
Ko obwieci:

Ulhamrowie nie bd ju bali si nieprzyjaci!


Fauhm chwyciwszy Gamie za wosy rzuci ja
gwatownie do
ng zwycizcy.
I rzek:

Oto bdzie ona twoja kobieta. Moja opieka


przestaje ja
osania. Ugnie si przed swoim wadca, pjdzie
szuka zdoby-
czy, ktra ubijesz i nie ja bdzie na ramieniu.
Jeeli bdzie ci nie-
posuszna, moesz zada jej mier.

Naoh, pooywszy swa do na Gamli, podnis ja


bez suro-
woci. I niezliczone dni stay przed nimi.

KONIEC

Dzieje syna Naoha s opisane w ksice pod tytuem


Kot
Olbrzymi".

214

SPIS TRECI

Cz pierwsza

mier Ognia .................... 5

Mamuty i ubry ................... 14

W jaskini ..................... 30

Lew Olbrzymi i Tygrysica ................ 37

Pod gazami bazaltowymi ................ 56

Ucieczka wrd nocy ................. 66

Cz druga

lady ogniska .................... 73

W obliczu wraego Ognia ................ 77

Na brzegach Wielkiej Rzeki ............... 87

Przymierze czowieka z Mamutem ............. 94


Dla Ognia ..;.................. 100

Poszukiwanie Gawa .................. 107

ycie wrd Mamutw ................. 118

Cz trzecia

Czerwone Kary ................... 132

Cypel granitowy ................... 141

Noc wrd moczarw ................. 150

Walka pod wierzbami ................. 157

Ludzie, ktrzy wymieraj ................ 163

Poprzez krain wd .................. 168

Ludzie o Bkitnej Sierci ................ 172

Niedwied Olbrzymi w wwozie ............. 178

Skaa ....................... 187

Aghoo Wochaty ................... 196

W pomrokach wiekw ................. 207


Aun, syn Tura, miowa podwodn krain. owi tam
lepe ryby lub raki zielonawe. Czyni to zwykle w
towarzy-
stwie Zura, syna Ziemi, ostatniego z Ludzi Bez
Ramion,
ktremu udao si wymkn z pogromu swej rasy,
sprawio-
nego przez Czerwonych Karw.

Aun z urem caymi dniami brodzili nad brzegami


wd
pyncych w podziemnych jaskiniach. Nieraz trzeba
byo
peza przez wskie korytarze z porfiru, gnejsu lub
bazaltu.
ur zapala uczywa z drzewa terpentynowego.
Purpurowe
wiato odbijao si od krysztaowych sklepie i wd
niewy-
czerpanych. Oni za nachylali si, aby patrze na
pywaj-
ce, sinawe zwierzta, szukali uporczywie przej lub
wd-
rowali dalej a pod skalist cian, skd wypywaa
rzeka.
Zatrzymywali si dugo przed ni. Pragnli przeby
t taje-
mnicz zapor, z ktr Ulhamrowie od siedmiu
wiosen i
szeciu pr gorcych nie mogli si upora.
Aun pochodzi od Naoha, syna Lamparta, lecz
zgodnie
ze zwyczajem nalea do brata matki. Wola jednak
Naoha,
do ktrego by podobny z budowy ciaa i wraliwoci
zmys-
w. Wosy mia gste i zmierzwione jak grzywa
rebca,

216

oczy koloru gliny. By niebezpieczny dziki swej sile,


lecz
bardziej jeszcze od Naoha by litociwy dla wroga,
gdy wi-
dzia go zwycionego, rozcignitego na ziemi.
Ulhamro-
wie podziw dla niego czyli ze strachem przed nim.
Polo-
wa przewanie z urem, ktrego bezsilno,
pomimo i by
zrczny w odnajdywaniu kamieni do krzesania ognia
iw
przygotowywaniu hubki, czynia bezradnym
wobec
przeciwnika.

ur mia ksztaty szczupe, wyduone jak


jaszczurka,
ramiona jego spaday tak stromo, e zdawao si,
jakoby r-
ce wyrastay wprost z kaduba. Taka bowiem bya
budowa
Ludzi Bez Ramion od powstania rasy a do czasu,
kiedy zo-
stali wytpieni przez Czerwonych Karw. Pojmowa
wol-
niej, lecz wnikliwiej od Ulhamrw. Jednak ta gbia
jego
rozumu miaa ulec zanikowi wraz z nim i ody
dopiero po
upywie tysicleci w innych ludziach.

Bardziej od Auna kocha podwodn krain. Jego


przod-
kowie przebywali w okolicach penych wd, ktrych
cz
gina pod wyniosociami gruntu lub przepadaa w
grach.

Pewnego poranka znaleli si znowu na brzegu rzeki,


gdzie zasta ich wschodzcy, szkaratny snop
soneczny.
ur zdawa sobie spraw z przyjemnoci, jak mu
sprawia
widok toczcych si wd, natomiast dla Auna
uczucie to
nie byo jasne. Powdrowali w stron jaski.
Zatrzymali si
przed pasmem wysokich i niedostpnych gr,
ktrych
wierzchoki tworzyy dug, skalist cian. Cigna
si
ona z pnocy na poudnie, gdzie gina w przestrzeni
i
wznosia zapor nie do przebycia. Auna z urem
pochania-
a dza przedostania si przez ni, pragnli tego
rwnie
wszyscy Ulhamrowie. Przybywali oni z pnoco-
zachodu,
dyli ju od lat ku wschodowi i na poudnie.
Przyczyn tej
wdrwki byy kataklizmy nawiedzajce ich
dotychczasowe
koczowiska. Przekonali si ponadto, i w miar
pochodu
ziemia stawaa si coraz yniejsza i bardziej obfita
w zdo-
bycz, przyzwyczaili si wic do tej wczgi. Teraz
pasmo

217

gr, ktre stano na ich drodze zaczo niecierpliwi


Ul-
hamrw.

Aun i ur uoyli si do odpoczynku w trzcinach pod


czarnymi lipami. Na przeciwlegym brzegu przeszy
trzy
ogromne, dobroduszne Mamuty. Pomkny
antylopy, Noso-
roec potoczy si w pobliu przyldka. Jakie
nieznane do-
td odruchy wewntrzne poczy niepokoi Auna.
Jego du-
sza, bardziej skonna do wdrwek od duszy
bocianw,
pragna zwyciy przestrze. I gdy powsta,
zwrci swe
kroki w gr rzeki a do gronej gardzieli, z ktrej
wypy-
way jej nurty. Lot nietoperza przecina pmrok
jaskini; ja-
kie przelotne upojenie owadno modziecem,
odezwa
si do Zura:

Za grami s inne ziemie.

ur odpowiedzia:

Rzeka pynie z ziemi soca.

Jego mtne oczy, podobne do oczu gadw,


zatrzymay
si na byszczcych oczach Auna. ur nadawa
pewien
konkretny cel pragnieniom Ulhamra. Teraz rwnie,
umys-
em obdarzonym przenikliw wyobrani, swoist
Ludziom
Bez Ramion, ur przeczuwa, i rzeki i strumienie
maj
swj pocztek.

Niebieskawy mrok poczernia. ur zapali jedn z


ga-
zi, zabranych ze sob. Mogliby kry bez wiata,
tak dob-
rze znali okolic. Dugi czas szli naprzd,
przechodzili przez
korytarze, przebywali rozpadliny, a po zapadniciu
zmroku
upiekli raki, posilili si i pooyli spa.

Obudzi ich jaki wstrzs. Sycha byo staczanie si


gazw, po czym znowu zalega cisza. Niepokj ich
min
rwnie szybko, jak powsta, znowu zasnli. A kiedy
ran-
kiem ruszyli dalej, znaleli drog zawalon
nieznanymi im
odamkami ska.

Wwczas Zura natchna fala wspomnie zapadych


niegdy gboko w pami.
Byo trzsienie ziemi powiedzia.

218

Aun nie zrozumia o co chodzi, i nawet nie stara si

to. Myl jego bya ywa, miaa, przelotna,


cakowicie po-
chonita przez trudnoci pojawiajce si nagle.
Ogarno
go zniecierpliwienie przyspieszajce jego marsz tak,
e ku
kocowi drugiego dnia dotarli do ciany, na ktrej
koczya
si podziemna kraina.

Aby lepiej widzie, ur zapali nowe uczywo.


Terpen-
tynowe wiato unoszc si po cianie z gnejsu czyo
ycie
pomienia z tajemniczm yciem minerau.

Towarzysze, spostrzegszy szerok szczelin, ktra


utworzya si w cianie, wydali radosny okrzyk:

Nowa ziemia!

Tak rozpoczyna si dwutomowa powie J.H. Ros-


ny'ego, pod tytuem KOT OLBRZYMI, w ktrej
opisane s
losy nastpnego pokolenia wodza Ulhamrw, Naoha.

Pierwsze powojenne wydanie ksiki pt. KOT OL-


BRZYMI ukae si nakadem Oddziau Krajowej
Agencji
Wydawniczej w Biaymstoku w 1989 roku.

NAKADEM ODDZIAU KRAJOWEJ AGENCJI


WYDAWNICZEJ

W BIAYMSTOKU
WKRTCE UKA SI:

Andrzej Bartosz, Wiesaw Janicki TEATR


NATURALNY

Scenariusze radiowych suchowisk, emitowanych od


10 lat w Powtr-
ce z rozrywki" na antenie III programu PR.

Nakad: 10.000 egz., objto: 10 ark. wyd., wydanie


pierwsze.

Jack London PRZYGODA

Wznowienie po 42 latach klasycznej powieci


awanturniczo-przygodo-

wej.
Nakad: 50.000 egz., objto: 14 ark. wyd., 'wydanie
drugie.

Andrzej Polakowski PRZEDSIONEK'PECHA

Reportae o tych, ktrzy chc co osign i


nonsensach stanowicych

barier w ich deniach, seria ,,Z KROPK".


Nakad: 5.000 egz., objto: 6 ark. wyd., wydanie
pierwsze.

Wiesaw Rozbicki URAWIEJKA

Powie wspczesna ukazujca realia ycia maego


miasteczka i wsi

na wschodnich kresach Polski.


Nakad: 10.000 egz., objto: 8 ark. wyd., wydanie
pierwsze.

Jzef Stompor NARKOMANKA

Wznowienie popularnej powieci.


Nakad: 80.000 egz., objto: 20 ark. wyd., wydanie
drugie.

Jzef Stompor POWSTACZE EPIZODY


Ksika dla modziey, zawierajca opowiadania
nawizujce do okre-
su Powstania Warszawskiego.

Nakad: 40.000 egz., objto: 8 ark. wyd., wydanie


pierwsze.

Zdzisaw Umiski W RUINACH WARSZAWY

Powie dla modziey, okresu Powstania


Warszawskiego.
Nakad: 40.000 egz., objto: 8 ark. wyd., wydanie
pierwsze.

Lech Wilczek OPOWIE O KRUKU

Fascynujcy album fotograficzny prezentujcy


przygody oswojonego

ptaka.
Nakad: 30.000 egz., objto: 48 ark. wyd., wydanie
pierwsze.

Jozepf H. Rosny znakomity powieciopisarz


francuski, uro-
dzony w 1856 roku w Brukseli. By czonkiem
Akademii
Goncourtw. Autor interesujcych powieci
obyczajowych
i filozoficzno-psychologicznych. Ponadto napisa
Rosny cykl
romansw z czasw prehistorycznych. Cykl ten
rozpoczyna
Walka o ogie".

Zasadniczym motywem powieci jest mio midzy


dwoj-
giem modych ludzi pierwotnych, Gaml i Naohem.
Ona to
popycha Naoha do bohaterskich czynw
zmierzajcych do
zdobycia utraconego przez plemi Ulhamrw ognia.
Akcja powieci toczy si na tle dzikiej i bujnej
przyrody. W
olbrzymich gajach i na rozlegych sawannach yj
gromadki
pierwotnych ludzi, ktrym w kadej chwili,
zwaszcza w po-
rze nocnej, zagraaj rne niebezpieczestwa,
szczeglnie
ze strony potnych, dzikich zwierzt: mamutw,
tygrysw,
lww, niedwiedzi jaskiniowych.

Rosny, dziki niezwykle bogatej wyobrani i


gbokiej in-
tuicji, uwiadamia wspczesnym ogromne znaczenie
ognia
dla ludzkoci.
Na podstawie ksiki nakrcony zosta wspaniay
film, wy-
wietlany rwnie w Polsce pod tym samym tytuem.

Cena z 450,
ISBN 83-03-02314-4

You might also like