You are on page 1of 148

Uniwersytet Ślq*kl

K a to w ice 1 9 6 7

ZNAK
TEKST
FIKCJA
ZN A K - TEKST - FIKCJA
Z zagadnień semiotyki
łeksłu literackiego
PRACE NAUKOW E
UNIWERSYTETU ŚLĄSKIEG O
W KATO W ICACH
NR 833
ZNAK - TEKST - FIKCJA
Z zagadnień semiotyki
tekstu literackiego

pod red ak c ją
WOJCIECHA KALAG1
TADEUSZA SŁAWKA

Uniiuersjjtet Śląski

Katoimce 1987
Redaktor serii: Językoznawstwo Neofilologiczne
KAZIMIERZ POLAŃSKI

Recenzent
ALEKSANDER SZULC

P ro je k t okładki
H A LIN A LERM AN

R e d ak to r
M AŁGORZATA POGŁÓDEK

R e d ak to r techniczny
JO A C H IM PECH AN

K o rek to r
BARBARA KUŻN IA RO W SKA

C opyright © 1987
by U niw ersy tet Ś ląski
W szelkie p ra w a zastrzeżone

W ydaw ca
U niwersytet Śląski
ul. Bankowa 14, 40-007 Katowice
W y d a n i e I . N a k ł a d : 450 + 38 e g z . + 25 n a d b .
A r k . d r u k . 9,0. A r k . w y d . 12.0. O d d a n o d o
d r u k a r n i w k w i e t n i u 1986 r . S k ł a d r o z p o c z ę ­
to w k w ie tn iu 1987 r . P o d p i s a n o do d ru k u ISSN 0208-6336
i d ru k ukończono w lip c u 1987 r . P a p ie r
ISBN 83-226-0090-9
k l . I I I 70X 100 80 g .
Z a m . 154/87 C e n a z ł 360.—-

D ru k a rn ia U niw ersytetu Śląskiego


ul. 3 M aja 12, 40-096 K atow ice
Spis treści

W s t ę p ............................................................................................ 7

Em anuel Prower
P ro b lem przedm iotu znaku w sem iotyce C.S. P eirce’a 9

Wojciech Kalaga
P rzedm iot i re fe re n t w św ietle triadycznej teo rii znak u 45

Wojciech Kalaga
A nteten sja i f i k c j o n a l n o ś ć ..................................................62

Bogusław Bierwiaczonek
Możliwe św iaty i presupozycja w fik cji literack iej . . 76

Tadeusz Rachwał
Jacq u es D errida A u to r ty ch p o d r ó ż y ............................ 89
Tadeusz Sław ek
F ik cja i t r o s k a ....................................................................... 105
Wstęp
Z n a k — te k st — fik c ja je st d rugim — po Z n a k u i sem iozie — tom em
przyg otow anym przez sem inarium E rrG O . Podobnie ja k w zbiorze poprzednim ,
sp o ty k a ją się tu ta j dw ie tendencje m etodologiczne: triad y czn a te o ria znaku
z je d n e j stro n y oraz d ekonstrukcjonistyczna analiza te k stu i zjaw isk lite ra c ­
kich z d rugiej. Mimo różnic w retoryce, w ap aracie term inologicznym , w po­
w inow actw ach źródłow ych, u podstaw tych dw u ten d en cji leży w spólna k o n ­
cep cja k u ltu ry , jako system u system ów znakow ych i w spólne p rzekonanie
o p erm an en tn y m ch a rak te rz e nieskończonej semiozy, o ciągłej „ucieczce”
znaku w znak, o zam azaniu ram i g ran ic te k stu kulturow ego.
A rtykuły zebrane w tym tom ie — obok w spólnych podstaw ow ych zało­
żeń — łączy także tem atyka. W ce n tru m uw agi znalazło się zagadnienie fi-
kcjonalności, które, ja k m am y nadzieję, zostało tu p o trak to w an e w sposób
poszerzający dotychczasow ą p erspektyw ę n a spraw ę re la c ji te k stu literackiego
do te k stu „rzeczow ego” i te k stu do rzeczyw istości. Chociaż u w aga nasza sk ie­
ro w an a je st głów nie n a te k sty literack ie, w iele spostrzeżeń i w niosków p rzed ­
staw ionych tu ta j odnosi się do szerszej sfery zjaw isk, ta k ich ja k np. k re a c y j­
ność tekstów , propaganda, tabu językow e, poznanie przez język i przez znaki
itp. Z agadnienia te om aw iam y dokładniej w kolejnym , przygotow anym obec­
nie, tom ie artykułów .

W O JCIECH K A L A G A
EMANUEL PROWER

Problem przedmiotu znaku


w semiotyce C. S. Peirce’a
i

Przedmiot znaku zajm uje poczesne miejsce w semiotyce C.S.


P eirce’a jako jeden z członów ńieredukowalnej triady znakowej.
Wokół struktury triady znakowej Peirce’a ciągle narastają kontro­
w ersje w rosnącej coraz szybciej, bogatej już literaturze, poświę­
conej niemal nie znanemu do niedawna filozofowi amerykańskiemu.
Jednym z otw artych problemów w tej kontrow ersji pozostaje za­
gadnienie istnienia lub nieistnienia oraz statusu przedm iotu znaku.
Celem obecnej pracy jest zwrócenie uwagi na niektóre z rozlicz­
nych im plikacji badawczych dla semiotyki i hum anistyki w ogóle,
jakie pociąga za sobą zachowanie Peirce’owskiej zasady niereduko-
walności triady znakowej i, co za tym idzie, utrzym anie przedmio­
tu znaku. W pierwszej części przedstawiony zostanie krótki zarys
semiotyki Peirce’a, w którym wyszczególnione będzie zagadnienie
przedmiotu znaku. W drugiej części zostaną zasygnalizowane po­
glądy tych autorów, którzy explicite zaatakowali Peirce’owskie po­
jęcie przedmiotu znaku. Pełna z nimi polemika wymagałaby wcho­
dzenia w zawiłe kontrow ersje wokół podstaw filozofii Peirce:a. co
wykracza poza zamierzone ram y obecnej pracy. Konieczne m ini­
mum polemiki zostało ograniczone do zagadnienia statusu przed­
miotu znaku, wokół którego narosło wiele nieporozumień. Pozostałe
części poświęcone są argum entacji na rzecz przedmiotu znaku po­
przez wskazanie na ogromną potencjalną użyteczność tego pojęcia.
K ontrow ersje wokół triady znakowej Peirce’a, a w szczególnoś­
ci wokół pojęcia przedmiotu znaku, rozgorzały od mom entu poja­
wienia się On a N ew List oj Categories (CP: 1. 545-—567)1 w 1867
1 W szystkie cy taty z pism C. S. P eirce’a podane są w tłum aczeniu a u ­
tora. Pochodzą one z n astęp u jący ch źródeł: C ollected Papers o f Charles San-
roku, czyli od pierwszego dojrzałego sformułowania przez Peirce’a
jego triadycznej teorii znaku. Wówczas to Peirce, który nazywał
siebie filozoficznym realistą, jednem u z krytyków , wśród nielicz­
nego grona osób zaznajomionych z jego filozofią, odpowiedział na­
stępująco:
P ra w d a je st tak a, że profesor Royce nie w idzi fa k tu [...], że m ianow icie istotą
poglądu rea listy je st to, że co innego je st być, a co innego być przedstawio­
nym; a przyczyna ow ej ślepoty je st ta k a, że p rofeso r je st całkow icie pochło­
n ięty przez sw ój ab solutny idealizm , którego isto tą je st zaprzeczanie tem u
rozróżnieniu (CP: 8. 129).

Dla Peirce’a przedstawienie rzeczywistości w umyśle ma cha­


rakter znakowy, co znaczy, że przedstawienie rzeczywistości nie
może być tożsame z rzeczywistością jako taką. Z kolei ze znako­
wego charakteru przedstawienia wynika, że uczestniczą w nim
trzy elementy składające się na triadę znakową. U jm uje to Peirce
następująco:
[...] w p rzedstaw ieniu z konieczności uczestniczy rzeczyw ista triad a. A to d la­
tego, że uczestniczy w nim znak lu b rep rez en ta m en jakiegoś ro d zaju [...]
pośredniczący m iędzy przedm iotem i in te rp re tu ją c ą m yślą (CP: 1. 480).

Nieredukowalność triady znakowej wywodzi się z centralnych


dla filozofii Peirce’a kategorii fenomenologicznych Pierwszego, D ru­
giego i Trzeciego. Kategoria Pierwszego jest kategorią jakości lub
możliwości. Jest ona monadą, „bez odniesienia do swoich części
czy składników i bez odniesienia do czegokolwiek innego” (CP: 1.
424). Pierwszym jest również dla Peirce’a coś, co nazywa on czystą
świadomością,
[...]to znaczy tyle św iadom ości, ile może być danej bezpośrednio, lecz nie m a
w niej św iadom ości, poniew aż je st ona u lotna [...], a jakość nie je st św iadom a,
iest tylko możliw ością (CP: 1. 310).

Kategoria Drugiego jest kategorią faktów lub rzeczywistości.


Jest ona diadą
[...] dom inującą w pojęciach przyczynow ości i staty sty czn ej ten d en cji. P o n ie­
w aż przyczyna i sk u te k to dw a elem enty, a staty sty czn e ten d en cje zawsze
m ają m iejsce m iędzy p ara m i (CP: 1. 325).

Drugim jest również dla Peirce'a coś, co nazywa on podwójną


świadomością,

ders Peirce (CP), N e w E lem ents of M athem atics. Vol. 4. (NEM), С h. S.


P e i r c e : Selected W ritings (SW). O dnośniki do Collected Papers zgodnie
z p rzy jęty m w lite ra tu rz e przedm iotu zw yczajem w sk azu ją tom oraz p a ra ­
graf, w tym przy p ad k u (CP: 1. 545—567). O dnośniki do pozostałych pism
P eirce'a podają inicjały oraz stronę, a odnośniki do innych źródeł zaw ierają
nazw isko, rok i stronę.
[...] św iadom ością zaburzenia w polu św iadom ości, poczuciem oporu zew nętrz­
nego fak tu , czegoś innego (CP: 1. 377).

Wreszcie kategoria Trzeciego jest kategorią praw a lub ko­


nieczności. Jest ona dla Peirce’a triadą, relacją niewyrażalną w re­
lacjach diadycznych, ponieważ zawiera ona znaczenie (CP: 1. 378).
Nie może według Peirce’a być ona świadomością czystą czy świa­
domością podwójną, lecz czymś, co nazywa on świadomością syn­
tetyczną, świadomością procesu, świadomością pośredniczenia lub
myślą (CP: 1. 378, 1. 382).
K ategorie fenomenologiczne Pierwszego, czyli możliwości, Dru­
giego, czyli faktu, oraz Trzeciego, czyli prawa, znajdują swoje od­
zwierciedlenie w triadzie znakowej Peirce’a w następujący sposób:
R ep rezentam en je st P ierw szym korelatem re la c ji triad y czn ej, D ru g i k o rela t
został nazw an y je j P rzedm iotem , a T rzeci m ożliw y k o re la t został nazw any
jej In te rp re ta n te m (CP: 2. 242).

W Peirce’owskiej koncepcji znaku istotne również jest to, że


każdy z trzech korelatów relacji znakowej podlega kategorialnej
analizie fenomenologicznej. Analiza kategorialna reprezentam enu,
przedm iotu i interpretanta daje w następstwie trzy trychotomie
znaków:
[...] po pierw sze, ze w zględu n a to, czy sam znak [rep rezen tam en — E. P.]
je st jedynie jakością, istn iejącą rzeczą czy ogólnym praw em ;
po drugie, ze w zględu n a to, czy re la c ja znaku do jego p rzed m io tu polega na
cechach sam ego znaku, n a jego egzystencjalnym zw iązku z przedm iotem , czy
n a jego re la c ji do in te rp re ta n ta ;
po trzecie, ze w zględu n a to, czy in te rp re ta n t znak u p rzed staw ia go jak o znak
możliwości, znak fa k tu czy znak p ra w a (CP: 2. 243).

Poddanie reprezentam enu, czyli Pierwszego w relacji znako­


wej, analizie kategorialnej daje w następstwie trzy rodzaje repre-
zentamenów: reprezentam en, który jest jakością, czyli qualisignum,
a zatem przynależy do kategorii Pierwszego (CP: 2. 244); reprezen­
tamen, który jest istniejącą rzeczą, czyli sensisignum, a zatem przy­
należy do kategorii Drugiego (CP: 2. 245); reprezentam en, który
jest prawem, czyli legisignum, a zatem przynależy do kategorii
Trzeciego (CP: 2. 246). Do tych ostatnich należą znaki konwencjo­
nalne, a zatem i znaki językowe. Lecz, jak podkreśla Peirce, legi­
signum jest typem ogólnym i „znaczy poprzez swoje pojedyncze
zastosowanie, które można nazwać jego repliką (CP: 2. 246). Repli­
ka z kolei, jako jednostkowe pojawienie się znaku, jest sensisignum,
a zatem Drugim, lecz należy je odróżnić od naturalnych jednost­
kowych wydarzeń, które odczytywane są jako znaki (CP: 2. 246).
Poddanie analizie kategorialnej w znaku Drugiego, którym jest
relecja reprezentam en — przedmiot, daje w następstwie trzy ro­
dzaje znaków. Analiza ta odbywa się przez odniesienie do czegoś,
co Peirce nazywa podstawą znaku (por. К a 1 a g a Przedmiot i re­
ferent... w tym tomie). Peirce mówi:
Z n ak coś p rzed staw ia — sw ój przedm iot. N ie p rzed staw ia on sw ego p rzed ­
m io tu pod każdym w zglądem , lecz w odniesieniu do p ew n ej idei, k tó rą cza­
sem nazyw am podstaw ą rep rez en ta m en u (CP: 2. 228).

Odniesienie do podstawy reprezentam enu daje podział znaków


na znaki ikoniczne, indeksykalne i symboliczne. Znak ikoniczny to
znak,
[...] k tó ry odnosi się do przedm iotu, k tó ry denotuje, jed y n ie ze w zględu n a
cechy, k tó re posiada niezależnie od tego, czy jakik o lw iek ta k i przedm iot ist­
nieje czy nie (CP: 2. 247).

Podstawą, na której reprezentam en znaku ikonicznego denotuje


przedmiot, jest ich korelacja w następstwie aktu wnioskowania
0 podobieństwie reprezentam enu i przedmiotu (CP: 5. 307). Znak
indeksykalny to taki zaiak,
[...] k tó ry odnosi się do przedm iotu, k tó ry denotuje, ze w zględu n a to, że
p rzed m iot n a niego rzeczyw iście w pływ a (CP: 2. 248).

Podstawą, na której reprezentam en znaku indeksykalnego de­


notuje przedmiot, jest zatem ich korelacja w następstwie aktu wnio­
skowania o tym , co Peirce nazywa ich bliskością lub przyleganiem
(CP: 5. 307). Znak symboliczny to znak,
[...] k tó ry odnosi się do przedm iotu, k tó ry denotuje, ze w zględu n a p raw o [...],
k tó re spraw ia, że sym bol je st in te rp re to w an y jak o odnoszący się do tego
przed m iotu (CP: 2. 249).

Podstawą, na której reprezentam en znaku symbolicznego deno­


tuje przedmiot, jest zatem ich korelacja w w yniku aktu wniosko­
wania o tym, co Peirce nazywa konw encjonalnym przypisaniem
(CP: 5. 307). Istnieją zatem trzy rodzaje podstawy reprezentam enu
1 w następstw ie trzy rodzaje znaków — przynależące odpowiednio
do kategorii Pierwszego, Drugiego i Trzeciego. Spośród trzech pod­
staw znaku jedynie trzecia, dająca konwencjonalne przypisanie re ­
prezentam enu i przedmiotu, ma charakter czysto semiotyczny. Na­
tom iast pozostałe dwie, powstałe w w yniku wnioskowania o podo­
bieństwie korelatów oraz ich w zajem nym oddziaływaniu, takiego
charakteru nie mają. Odniesienie do podstawy znaku pozwala roz­
różnić jednostkowe pojawienia się znaków naturalnych i konwen­
cjonalnych, choć w obu przypadkach mam y do czynienia ze zja­
wiskami przynależącymi do kategorii Drugiego.
Poddanie analizie kategorialnej Trzeciego w znaku, czyli re ­
lacji znaku do jego interpretanta, daje ostatnią z trzech trychdto-
mii. Analiza ta odbywa się przez odniesienie do tego, jak znak
przedstawia swój przedm iot interpretantow i. Odniesienie to daje
podział na znaki rhematyczne, dicentyezne i argumentowe.
Pierwszy z nich, rhema
[...] je st znakiem , k tó ry d la sw ojego in te rp re ta n ta je st znakiem jakościow ej
m ożliwości [...] je st znakiem , o k tó ry m rozum ie się, że p rzed staw ia swój
p rzedm iot jed y n ie pod w zględem jego cech (CP: 2. 250).

Drugi z nich, dicent


[...] je st znakiem , k tó ry dla sw ojego in te rp re ta n ta je st znakiem rzeczyw istego
istn ien ia [...] je st znakiem , o k tó ry m rozum ie się, że p rzed staw ia swój p rze d ­
miot jak o rzeczyw iście istniejący (CP: 2. 251).

Trzeci z nich, argument


[...] je st znakiem , k tó ry dla sw ojego in te rp re ta n ta je st znakiem p ra w a [...]
jest znakiem , o którym rozum ie się. że przed staw ia sw ój p rzedm iot jak o znak
(CP: 2. 252).

Analiza kategorialna trzech momentów relacji znakowej, mo­


nady, którą jest reprezentam en, diady, którą jest relacja re-
prezentam en — przedmiot, oraz triady reprezentam en — przed­
miot — in terp retan t daje zatem pełny triadyczno-trychotomicz-
ny podział znaków. Ponieważ każdy rodzaj znaku ma budowę
triadyczną reprezentam en — przedm iot — interpretant, które
są odpowiednio Pierwszym, Drugim i Trzecim tego znaku, otrzy­
m ujem y triadyczno-trychotomiczne relacje znakowe, w których
można mówić o Pierwszym Pierwszego, Drugim Pierwszego i Trze­
cim Pierwszego w przypadku znaków ikonicznych, o Pierw szym
Drugiego, Drugim Drugiego i Trzecim Drugiego w przypad­
ku znaków indeksykalnych oraz o Pierw szym Trzeciego, Drugim
Trzeciego i Trzecim Trzeciego w przypadku znaików symbolicznych.
Analiza kategorialna ze względu na rodzaj reprezentam enu, rodzaj
podstawy znaku oraz ze względu na to, jak znak przedstawia swój
przedmiot, czyli pełny triadyczjno-trychotomiczny podział znaków,
daje w efekcie dziesięć podstawowych klas znaków (CP: 2. 254—
256; B e n s e 1980: 70).
Przedmiot znaku w semiotyce Peirce’a, by wrócić do central­
nego problem u tej pracy, przynależy zatem do kategorii Drugiego.
W zależności od rodzaju jego przedstawienia w znaku, będzie on
przedm iotem możliwym, rzeczywistym lub koniecznym, czyli bę­
dzie Drugim Pierwszego w znaku rhematycznym , Drugim Drugie­
go w znaku dicentycznym lub Drugim Trzeciego w znaku argu­
mentowym. Lecz tu należy zwrócić uwagę na inny zasadniczy as­
pekt semiotyki Peirce’a. Pojęcia „możliwy”, „rzeczywisty” i „koniecz­
ny” odnoszą się do modalności pojawienia się przedm iotu w znaku,
a nie do możliwych, rzeczywistych i koniecznych przedmiotów
w świecie empirycznym. Rozróżnienie to wywodzi się z przytoczo­
nej wcześniej zasady Peirce’a, że „co innego jest być, a co innego
być przedstawionym ”. Przedm iot empiryczny jest według Peirce’a
[...] idealn y m P ierw szym , które je st całkiem proste i poza św iadom ością. Id eal­
nym P ierw szym je st rzecz sam a w sobie. Ja k o ta k a ona nie istn ieje. To zn a­
czy, nie m a rzeczy, k tó ra je st sam a w sobie w sensie n ieistn ien ia w re la c ji
do um ysłu, choć bez w ątp ien ia rzeczy, któ re istn ieją w re la c ji do um ysłu,
istn ieją i poza nią (CP: 5. 311).

Przedmiot może zatem zaistnieć jedynie w relacji do umysłu


i właśnie w relacji do umysłu może on być przedmiotem możliwym,
rzeczywistym lub koniecznym. W relacji do umysłu, z kolei, może
przedmiot zaistnieć jedynie jako Drugie triadycznej relacji znako­
wej. Z zasady Peirce’a, że „co innego jest być, a co innego jest być
przedstawionym ”, w ynika dla jego semiotyki zasada dwoistości po­
jęcia przedmiotu — przedmiotu istniejącego poza relacją do um y­
słu, owego idealnego Pierwszego, „które jest całkiem proste i poza
świadomością”, oraz przedm iotu istniejącego w relacji do umysłu,
a zatem Drugiego triadycznej relacji znakowej. To zasadnicze dla
semiotyki Peirce’a rozróżnienie ujm uje on następująco:
M usim y rozróżnić m iędzy przedm iotem w ew nętrznym , to znaczy przedm iotem
takim , ja k i przedstaw iony je st w znaku, oraz przedm iotem rzeczyw istym (le­
piej nazw ę go inaczej, poniew aż przedm iot te n może być całkow icie fikcyjny)
lu b raczej przedm iotem zew nętrznym , którego z n a tu ry rzeczy znak n ie może
w yrazić, a może jed y n ie w skazać (CP: 8. 314)2.

Przedm iot w ew nętrzny jest zatem takim bytem, jakim zostaje


on przedstawiony przez znak. Jego byt jest określony przez znak
i może on mieć trzy modalności: modalność możliwości istnienia,
modalność rzeczywistego istnienia oraz modalność koniecznego ist­
nienia. Zależność bytu przedm iotu wewnętrznego od znaku oraz
jego stosunek do przedmiotu zewnętrznego Peirce określa nastę­
pująco:
[...] p rzedm iot w ew nętrzny [...] je st ta k im przedm iotem , ja k i sam znak p rzed ­
staw ia (czyniąc jego) b y t [...] zależnym od jego przed staw ien ia w zn ak u [...];
przedm iot zew nętrzny [...] je st rzeczyw istością, k tó ra w ja k iś sposób pow odu­
je przypisanie znak u jego przed staw ien iu (CP: 4. 536).

Byt przedm iotu wewnętrznego jest zatem zależny od- istnienia


w znaku i, jako taki, musi on być tw orem semiotycznym. Jako tw ór

2 W tłum aczeniu użyte zostały te rm in y w e w n ę trzn y i ze w n ę trzn y w m iej­


sce oryginalnych im m ed ia te (bezpośredni) i dynam ical (dynam iczny), zgodnie
z term inologią p rz y ję tą ju ż w polskiej lite ra tu rz e przedm iotu, p a trz H. В u -
c z у ń s к a-G a r e w i с z: Słow o w stępne. W: M. B e n s e: Ś w ia t przez
p ry zm a t zn a ku . W arszaw a 1980, s. 29.
semiotyczny przynależący do kategorii Drugiego jest on relacją
diadyezną, wspomnianą świadomością podwójną, „świadomością za­
burzenia w polu świadomości, poczuciem oporu zewnętrznego fak­
tu, czegoś innego”. Natom iast stosunek przedmiotu zewnętrznego
do przedm iotu wewnętrznego, stosunek ujm owany przez Peirce’a
w kategoriach przyczynowo-skutkowych, wiąże się ściśle z zagad­
nieniem pow staw ania znaków, czyli z Peirce’owska epistemologią
(por. К a l a g a Przedmiot i referent...). Wszelkie sądy na ten te­
m at mogą mieć charakter jedynie hipotetyczny, jako że zagadnie­
nie to również pozostaje jednym z centrów kontrow ersji wokół fi­
lozofii Peirce’a. Najogólniej, przedmiot zewnętrzny, owo „idealne
Pierw sze”, i sprawca procesu znakowego przestaje być idealnym
Pierw szym w momencie, gdy staje się postrzeżeniem, które ma
charakter ikoniczny i jest Pierwszym w procesie poznania, czyli
powstawania znaku3. Jest to przedpercepcyjny etap poznania, jako
że postrzeżenie nie ma charakteru sądu ( S u l l i v a n 1976: 188—
192). Skutkiem zaistnienia postrzeżenia jest sąd postrzeżeniowy, sąd
co do cech postrzeganego przedmiotu. Ma on charakter indeksy-
kalny, ponieważ pozostaje w diadycznej relacji do przedmiotu, któ­
ry przedstawia (CP: 5. 156— 157). Sąd postrzeżeniowy jest zatem
Drugim w procesie powstawania znaku i pow staje on przez odnie­
sienie do podstawy znaku, czyli przez określenie jej charakteru,
a zatem może być, jak wcześniej wspomniano, trojakiego rodzaju.
Sposób, w jaki rzeczywistość, czyli przedm iot zewnętrzny, „po­
woduje przypisanie znaku jego przedstaw ieniu”, jest następujący:
rzeczywistość poprzez postrzeżenie określa sąd postrzeżeniowy, czy­
li Drugie triadycznej relacji znakowej. Sąd postrzeżeniowy przed­
staw ia swój przedm iot, to znaczy postrzeżenie, jako przedm iot moż­
liwy, rzeczywisty lub konieczny, a zatem jako ikon, indeks lub
symbol. Określa on więc postrzeżenie z punktu widzenia jego stru k ­
tu ry logicznej jako monadę, diadę lub triadę. Sąd postrzeżeniowy
jako sąd, choć pozostaje określony przez postrzeżenie i pozostaje
w stosunku przyczynowo-skutkowym do niego, już ma charakter
semiotyczny. O tak rozumianym sądzie postrzeżeniowym, czyli D ru­
gim triadycznej relacji znakowej (przy założeniu, że powyższe ro­
zumowanie jest ogólnie poprawne), pisze Peirce:

3 „Idealne P ierw sze”, ow a rzecz-sam a-w -sobie, je st sp raw cą procesu zna­


kow ego w sy tu acji autentycznie now ego poznania, kiedy rodzą się now e re la ­
cje znakow e (CP: 5. 311). N atom iast w zw ykłym postrzeganiu, np. postrzeg a­
niu mow y, zaw sze m am y n a jp ie rw do czynienia z postrzeżeniem , czyli jak o ś­
cią, k tó ra je st P ierw szym , zanim zostaną określone D rugie i T rzecie danych
re la c ji znakow ych przekazyw anych w znakach językow ych. Pisze P eirce: „[...]
wszędzie tam , gdzie je st zjaw isko, je st jakość” (CP: 1. 418). P or. przypis 4.
D rugim je st m yśl sp ełn iająca rolę D rugiego lu b w ydarzenia. O znacza to, że
m a ona c h a ra k te r ogólny doświadczenia lu b informacji (CP: 1. 537).

Drugim, czyli przedm iotem w ew nętrznym znaku, jest zatem myśl,


ów sąd postrzeżeniowy, spełniający funkcję rzeczywistego Drugie­
go, czyli rzeczywistości, która poza świadomością jest jedynie Pierw ­
szym. Różnica między być i być przedstawionym oznacza zatem, że
być przedm iot może jedynie poza relacją znakową jako idealne P ier­
wsze, natom iast być przedstawionym może jedynie jako sąd postrze­
żeniowy, myśl spełniająca funkcję przedmiotu w triadycznej relacji
znakowej.
Fakt, że Drugie, czyli przedm iot w ew nętrzny znaku, ma cha­
rak te r ogólny doświadczenia lub informacji, ma istotne implikacje
w powstawaniu znaków i ich interpretowalności. Przedm iot wew­
nętrzny skoro jest sądem, jest tworem procesu poznania mającego
charakter wnioskowania. O tym procesie pisze Peirce:
W każdej chw ili jesteśm y w posiadaniu pew nej in fo rm acji, to znaczy doko­
n an y ch a k tó w poznania, któ re logicznie zostały w yprow adzone przez in d u k cję
i hipotezę z poprzednich aktów naszego poznania, k tó re są m niej ogólne,
m niej w yraziste i św iadom ość których jest m niej żywa... i ta k d alej, aż do
idealnego Pierw szego... (CP: 5. 311).

C harakter ogólny czy myślowy przedm iotu wewnętrznego jest


zatem gw arantem ciągłości procesu semiozy. Od sądu postrzeżenio-
wego, kiedy rzeczywistość, czyli przedmiot zewnętrzny, po raz pierw ­
szy spowodowała „przypisanie znaku jego przedstaw ieniu”, przed­
miot wew nętrzny staje się stałym i koniecznym elementem proce­
su znakowego jako „dokonany akt poznania” uczestniczący w n a ­
stępujących po nim aktach poznania. Jako taki jest on również w a­
runkiem koniecznym interpretow alności znaków. U jm uje to Peirce
następująco:
Z nak może jedynie przedstaw ić przedm iot... oto, co je st ro zum iane przez p rzed ­
m iot znaku: to, czego p ew ną znajom ość zakłada się, ab y p rzekazać dalszą in ­
form ację o ty m (CP: 2. 231).

Gdzie indziej przedm iot w ew nętrzny znaku Peirce nazywa „po­


przednim zaznajomieniem się z tym, co znak denotuje” (CP: 8. 179).
Reasumując, przedmiot w ew nętrzny znaku, to, co znak przedsta­
wia, jest z jednej strony sądem postrzeżeniowym, pozostającym
w związku przyczynowo-skutkowym z rzeczywistością, określającą
poprzez postrzeżenie jego charakter, k tó ry może być trojakiego ro ­
dzaju. Jako taki jest on siłą sprawczą powstawania znaku. Z d ru ­
giej strony, jako dokonany ak t poznania, jest on w arunkiem ko­
niecznym dla interpretow alności tego znaku i ze względu na swój
charakter ogólny doświadczenia lub inform acji jest on również wa­
runkiem koniecznym ciągłości procesu semiozy, a zatem i poznania4.
O zagadnieniach tych będzie jeszcze mowa w dalszych częściach
obecnej pracy.
Pojaw ienie się przedm iotu znaku w umyśle w semiotyce P eir­
ce’a nie jest jeszcze znakiem, ponieważ ma diadyczną stru k tu rę lo­
giczną. Ukonstytuowanie się znaku, czyli znaczenia, zachodzi do­
piero, kiedy pojawi się Trzecie triad y znakowej, interpretant, czy­
li świadomość pośredniczenia. Znak zatem jest stru k tu rą analogicz­
ną do stru k tu ry bytu w analizie kategorialnej. Eto kategorii Pierw ­
szego przynależy reprezentam en, czyli nośnik znaczenia, przedmiot
przynależący do świata empirycznego, jak kamień, dym, ślad czy
drukow any tekst. Jest nim również myśl, owa „czysta świadomość”.
Poza relacją znakową są one jedynie monadami „bez odniesienia
do czegokolwiek innego”. Natomiast w procesie powstawania zna­
ku są one postrzeżeniami, Pierwszym triadycznej relacji znakowej.
Do kategorii Drugiego przynależy diada reprezentam en — przedmiot,
mająca charakter wydarzenia jednostkowego, nie obdarzonego jesz­
cze znaczeniem. W procesie powstawania znaku jest to związek
przyczynowo-skutkowy postrzeżenie — sąd postrzeżeniowy. Do ka­
tegorii Trzeciego wreszcie przynależy pełna triada znakowa, w któ­
rej relacja reprezentam en — przedm iot podlega interpretacji. P i­
sze Peirce:
Z n ak je st znakiem in actu jedynie dzięki tem u, że o trzym uje on in te rp re tac ję,
to znaczy dzięki tem u, że określa on n astęp n y znak tego sam ego p rzedm iotu
(CP: 5. 569).

Gdzie indziej stosunek ten Peirce ujm uje następująco:


Z n ak lub rep rezen tam en [...] zw raca się do kogoś, to znaczy tw orzy w um yś­
le tej osoby znak rów now ażny, a być może znak bard ziej rozw inięty. T en znak,
k tó ry rep rez en ta m en tw orzy, ja nazyw am in te rp re ta n te m pierw szego znaku.
Z n ak coś przed staw ia — sw ój przedm iot (CP: 2. 228)5.

4 M am y tu do czynienia z dw om a rodzajam i determ in acji: zew nętrzną


wobec procesu semiozy, gdzie rzeczyw istość określa przedm iot w ew n ętrzn y
znaku, oraz w ew nętrzną, gdzie w procesie sem iozy czy k o m u n ik acji p rzed ­
m iot w ew nętrzny znaku, jako dokonany ak t poznania znany uczestnikom k o ­
m unikacji, określa interp reto w aln o ść znaku. Por. przypis 8.
5 Pojęcia um ysłu, znaku, przedm iotu i in te rp re ta n ta rozum ie P eirce po­
nad jednostkow o i niepsychologicznie. W innym m iejscu (SW: 404) d efiniuje
on in te rp re ta n ta jako „efekt u osoby”, po czym dodaje, że ta k ie sform ułow anie
je st ceną, ja k ą płaci, by zostać zrozum ianym . D la P eirce’a „psychologiczna
teo ria w zasadzie kończy się tam , gdzie zaczyna się św iadom ie k o n tro lo w an a
m yśl” (CP: 2. 63; por. CP: 5. 28, 5. 110). P oniew aż d la P eirce’a k ażd a m yśl
jest znakiem (CP: 5. 314), tam , gdzie zaczyna się św iadom a myśl, w eszliśm y
n a teren sem iotyki, k tó rą P eirce określa jako quasi-konieczną lub fo rm aln ą
d o k try nę znaków (CP: 2. 227).

2 Z n a k -te k s t-fik c ja
Interpretantem znaku, jego Trzecim, jest zatem w ujęciu P eir­
ce’a interpretacja relacji reprezentam en — przedmiot, która jest
„następnym znakiem tego samego przedm iotu” lub „znakiem rów­
noważnym, a być może znakiem bardziej rozw iniętym ”. O zagad­
nieniu tym będzie jeszcze mowa w częściach II i III. Natomiast
tu taj istotne jest zwrócenie uwagi na fakt, że w semiotyce Peirce’a
pojęcie interpretanta nie odnosi się jedynie do jednostkowych ak­
tów interpretacji czyli, jak je nazywa Peirce, interpretantów dy­
namicznych (SW: 414). Odnosi się ono natomiast do zasady semio-
tycznej, zgodnie z którą interpretowalność znaku konstytuuje go
jako znak niezależnie od tego, czy w danym momencie podlega on
interpretacji czy nie. Zasadę interpretow alności znaku wyraża P eir­
ce w pojęciu interpretanta bezpośredniego,
[...] który je st im plikow any w fakcie, że każdy znak m usi posiadać sw oją
szczególną interpretow alność, zanim in te rp re ta to r go z in te rp re tu je (SW: 414).

Z ogólnego zarysu semiotyki Peirce’a wyłania się zrąb podsta­


wowych pojęć, na których oparta jest jego semiotyka, a zarazem
cała jego filozofia. Do owych podstawowych pojęć należą pojęcia
fenomenologiczne Pierwszego, Drugiego i Trzeciego, które w ka­
tegoriach logicznych znajdują swoje odpowiedniki w pojęciach mo­
nady, diady i triady. W kategoriach ontologicznych ich odpowied­
nikami są pojęcia jakości lub możliwości, faktu lub rzeczywistości
oraz praw a lub konieczności. Wreszcie wszystkie one znajdują swo­
je odpowiedniki w kategoriach semiotycznych w pojęciach znaku
lub reprezentam enu, przedmiotu i interpretanta oraz w trzech try -
chotomiach qualisignum — sensisignum — legisignum, ikon •— in­
deks — symbol i rhema — dicent — argument. Należy podkreślić,
że triada znakowa w ujęciu Peirce’a nie jest relacją reprezentam e­
nu, empirycznego przedm iotu i interpretanta. Jest ona natomiast
relacją semiotyczną, w której przedmiot taki, jakim go znak przed­
stawia, jest elementem tejże triady znakowej i, jako taki, jest two­
rem semiotycznym (por. К a 1 a g a Antetensja...). Problem stosunku
przedmiotu wewnętrznego do przedmiotu zewnętrznego staje się
w tej sytuacji problemem stosunku znaków do świata empiryczne­
go. Relacje w ew nątrz znaku, a w szczególności jego triadyczna
struktura, oraz stosunek znaków do rzeczywistości empirycznej by­
ły i pozostają centrum kontrow ersji wokół semiotyki Peirce’a. Na
czoło tej kontrow ersji wysuwa się zagadnienie drugiego elementu
triady znakowej — przedm iotu znaku.
II
Kontrow ersje wokół triady znakowej Peirce’a, a przede wszyst­
kim wokół przedm iotu znaku, zdają się motywowane trojako. Po
pierwsze, są podyktowane niezrozumieniem założeń filozofii P eir­
ce’a, a w konsekwencji niezrozumieniem jego semiotyki. Część wi­
ny za ten stan rzeczy ponosi sam Peirce, ponieważ nigdy nie przed­
stawił swojej filozofii w sposób zwarty. Po drugie, kontrow ersje te
motywowane są „w iarą” filozoficzną, jak w przypadku Royce’a.
Po trzecie, motywowane są próbami reinterpretacji semiotyki P eir­
ce’a w celu jej unowocześnienia czy ulepszenia. Owe trzy motywa­
cje mogą oczywiście wystąpić równocześnie w różnych proporcjach
u różnych autorów. W tym artykule zostaną zasygnalizowane po­
glądy przedstawicieli tych trzech stanowisk. Co w ydaje się tych
autorów łączyć, to przeoczenie lub niezrozumienie bądź też odrzu­
cenie podstawowego w semiotyce Peirce’a pojęcia dwoistości przed­
m iotu znaku oraz utożsamienie przedmiotu znaku z odniesieniem
do przedm iotu empirycznego.
Przedstawicielem pierwszej z wymienionych grup jest D. G re­
enlee, który w książce Peirce’s Concept of Sign (Peirce’a koncepcja
znaku) argum entuje na rzecz eliminacji przedmiotu znaku w dwo­
jaki sposób. Po pierwsze, dzieli znaki na takie, które m ają odniesie­
nia, i takie, które odniesień nie m ają ( G r e e n l e e , 1973: 55). Do
pierw szych zalicza rzeczowniki, a do drugich łączniki ( G r e e n l e e ,
1973: 59), by pozostać przy znakach językowych. Jeżeli znak nie ma
odniesienia, nie może być przedmiotu takiego znaku, argum entuje
D. Greenlee (1973: 57). Podkreślenia wymaga tu fakt, że odniesie­
nie dla niego oznacza wyłącznie odniesienie do przedmiotu empi­
rycznego (1973: 59) i z tego punktu widzenia omawia Greenlee k ry ­
tycznie semiotyczną teorię Peirce’a. Po drugie, zastanawia się G reen­
lee, jak rozwiązać problem przedstawienia semiotycznego Peirce’a
(1973: 59) i dochodzi do wniosku, że rozgraniczenie na zewnętrzny
i w ew nętrzny przedmiot wprowadza chaos (1973: 68). Skoro wiele
znaków w ogóle nie posiada przedmiotów, co w poglądach Green-
lee’ego oznacza odniesienia do przedmiotów empirycznych, stw ier­
dza on, że takie „mnożenie przedmiotów znaku jest w najlepszym
wypadku naciągane i bezsensowne” (1973: 69). W artykule odpie­
rającym zarzuty recenzentów pod adresem swej książki Greenlee
.rekapituluje swoje stanowisko i ponownie z naciskiem stwierdza:
problemem obszernie omówionym w mojej książce jest fakt, że
wiele znaków nie ma funkcji przedstawieniowej” ( G r e e n l e e , 1976:
143). Pomija tu Greenlee całkowicie wielokrotnie przez Peirce’a
podkreślany podział na znaki, które on nazywa podmiotami sądu,
znaki, które mogą, ale nie muszą przedstawiać przedm ioty empi­
ryczne, stany rzeczy i relacje empiryczne, oraz znaki, które przed­
staw iają relacje zachodzące między podmiotami sądu ( P e i r c e ,
CP: 8. 352; SW: 394— 397). „Podmioty” w tym rozumieniu Peirce’a,
rzecz jasna, nie oznaczają tylko podmiotów w sensie gramatycznym.
Wszystkie znaki Peirce’a przedstaw iają swoje przedmioty, ale nie
są to wyłącznie przedm ioty empiryczne w rozumieniu G reenlee’ego,
skoro na przykład łączniki czy przyim ki u Peirce’a przedstawiają
relacje między „podmiotami” sądu i te właśnie relacje są ic"n przed­
miotami. Manowce interpretacyjne, na które zszedł Greenlee
w książce poświęconej koncepcji znaku Peirce’a, m ają swoje źródło
w podstawowym nieporozumieniu co do znaczenia przedstawienia
semiotycznego u Peirce’a. Nieporozumienie to bierze się stąd, jak
zauważa J. Ranedell, iż G reenlee „nie rozumie, że semiotyczny
przedmiot nie jest czymś logicznie zewnętrznym w stosunku do sa­
mego procesu semiozy” (R a n s d e 11, 1980: 185, przyp. 23).
A rgum enty drugiej grupy krytyków Peirce’a są znacznie tru d ­
niejsze do odparcia, ponieważ w ynikają logicznie z explicite sform u­
łowanych założeń światopoglądowych. Przykładowo zostaną tu taj
przytoczone argum enty A. Ayera z jego skądinąd świetnego k ry ­
tycznego omówienia teorii znalków Peirce’a. By zasygnalizować,
w którym kierunku idą owe argum enty, znowu wypada przyto­
czyć słowa Peirce’a. Pisze on:
Ż ad n a m yśl w sobie [...] nie zaw iera żadnych innych myśli, lecz je st abso­
lu tn ie p ro sta i nie podlega analizie [...] ta k w ięc znaczenie m yśli je st czymś
całkow icie w irtu aln y m [...] W żadnym m om encie m ojego sta n u u m y słu nie
zachodzi poznanie czy przedstaw ienie, a zachodzą one jed y n ie w re la c ji
moich stanów um ysłu w różnych m om entach (CP: 5- 289).

Przytoczone słowa są innym sformułowaniem podstawowej za­


sady Peirce’a, że poznanie, a więc przedstawienie semiotyczne
w umyśle, jest nieredukow alną relacją znakową. K rytykując tę w y­
powiedź, Ayer stwierdza:
[...] tru d n o je st dociec, ja k jak ak o lw iek relacja, k tó ra zachodzi tylko po­
m iędzy m oim i stan am i psychicznym i, m ogłaby w efekcie dać odniesienie do
przedm iotu, k tó ry je st zew nętrzny w stosunku do nich ( A y e r , 1968: 134).

W wypowiedzi Ayera uderzają dwie rzeczy. Po pierwsze, Ayer


utrzym uje zgodnie ze swoją „w iarą” filozoficzną, że przedm iot zna­
ku musi być zewnętrzny w stosunku do relacji znakowej. Stw ier­
dzenie to jest oczywiście nie do pogodzenia z rozróżnieniem P eir­
ce’a na przedmiot zew nętrzny i w ew nętrzny znaku i wynikającą
stąd względną autonomię przedstawień semiotycznych wobec rze­
czywistości empirycznej. W przeciwieństwie do G reenlee’ego nie ma
mowy tutaj o nieporozumieniu, gdyż z omówienia Ayera wynika,
że doskonale rozumie on Peirce’a, lecz jego poglądy odrzuca. Po
drugie, Ayer wprowadza znaczące zmiany terminologiczne w k ry ­
tyce wypowiedzi Peirce’a: jego „stan um ysłu” (state of mind) za­
mienia na „stan psychiczny” (mental state). Taka psydhologizująca
interpretacja również jest nie do pogodzenia z antypsychologistycz-
ną filozofią umysłu Peirce’a, dla którego „zawartość świadomości,
całe niezwykłe zjawisko umysłu, jest znakiem” (CP: 5.313; por.
przyp. 5).
Główny zarzut Ayera pod adresem Peirce’a zaw arty jest
w przytoczonych już słowach, które sprowadzają się do stw ierdze­
nia, że triada znakowa nie daje odniesienia do przedm iotu zewnę­
trznego w stosunku do niej. O niezależności przedmiotu, oczywiście
przedm iotu wewnętrznego, w stosunku do znaku Peirce pisze:
K ażdy zn ak zastępuje (stands }or) p rzedm iot niezależny od niego. Może on
je d n ak być znakiem owego przedm iotu pod w aru n k iem , że p rzedm iot ów
sam m a n a tu rę znaku lu b m yśli. D zieje się ta k dlatego, że to nie zn ak od­
d ziału je n a przedm iot, lecz przedm iot oddziałuje n a znak. T ak więc p rze d ­
m iot m usi być w stanie przekazyw ać m yśl, co znaczy, że sam m usi m ieć
n a tu rę m yśli lub znaku. K ażda m yśl je st znakiem (CP: 1. »38).

Ze słów Peirce’a wynika, że przedmiot znaku jest niezależny


w stosunku do znaku, a zarazem sam musi być znakiem lub myślą,
czyli tworem semiotycznym. Zasady o niezależności przedm iotu we­
w nętrznego oraz o jego oddziaływaniu na znak w ydają się sprzecz­
ne z przytoczoną już zasadą, że przedm iot w ew nętrzny jako tw ór
semiotyczny jesrt zależny od jego przedstawienia w znaku. Sprzecz­
ność ta może znaleźć swoje rozwiązanie w w yjaśnieniu procesu
powstawania znaku, gdzie rzeczywistość, a zatem przedmiot zew­
nętrzny, jest ową pierwszą przyczyną powstania znaku i poprzez
postrzeżenie i następujący po nim ciąg sądów „w jakiś sposób po­
woduje przypisanie znaku [...] jego przedstaw ieniu”. Jednakże po­
gląd Peirce’a, że przedm iot w ew nętrzny znaku, choć pozostaje
w związku przyczynowym z przedmiotem empirycznym z jednej
strony oraz jest siłą sprawczą wobec znaku z drugiej strony, nie
zadowala Ayera.
Techniczną stroną sporu Ayera z P eirce’m jest, podobnie jak
w przypadku G reenleeego, utożsamienie przez tego pierwszego
przedm iotu znaku z odniesieniem, rygorystycznie pojętym jako od­
niesienie do przedm iotu empirycznego. Pogląd Peirce’a, że jest ono
odniesieniem do przedm iotu w ewnętrznego znaku, ponieważ przed­
miotu zewnętrznego „z n atu ry rzeczy znak nie może wyrazić, a mo­
że go jedynie wskazać” poprzez przedm iot wewnętrzny, jest dla
Ayera nie do przyjęcia. Tam, gdzie Peirce mówi o przedstawieniu
semiotycznym rzeczywistości empirycznej w umyśle i warunkach
jego zaistnienia oraz prawdziwości, Ayer mówi o bezpośrednim od­
niesieniu znaków do tejże rzeczywistości. Pogląd Peirce’a według
Ayera wymaga przyjęcia istnienia „wątpliwych bytów ” czy „mie­
szaniny możliwych bytów ” (А у e r , 1968: 171, 172). Przez owe
„wątpliwe byty” rozumie on oczywiście tw ory semiotyczne, jakimi
są przedm ioty wew nętrzne znaków. W przeciwieństwie do G reen-
lee’ego jednakże, Ayer wiernie przedstaw ia stanowisko Peirce’a, by
wreszcie stwierdzić, że „[...] pogląd tego rodzaju da się utrzym ać, lecz
ja wolałbym nie być zmuszony do jego przyjęcia” ( A y e r , 1968: 172).
Według niego trudności w semiotyce Peirce’a mogą być pokonane
przez eliminację „przedmiotu jako elementu w analizie znaczenia
znaku” ( A y e r , 1968: 172). Proponuje on w zamian przyjęcie be­
haw ioralnej teorii, w której znaczenia znaków określone zostają
przez reakcje osób na znaki.
Z ostatniej grupy w ybrane zostały poglądy U. Eco, ponieważ
jego poglądy jako tw órcy teorii semiotycznej są pomocne w rozu­
mieniu samego Peirce’a. Przedstaw iają one również reinterpretację
triadycznej teorii Peirce’a w zmodyfikowanych kategoriach semio­
tyki diadycznej wywodzącej się od F. de Saussure’a. W swojej teo­
rii kodów semiotycznydh postuluje Eco eliminację pojęcia odniesie­
nia rozumianego jako ekstensja w celu wyeliminowania zagadnień
związanych z w arunkam i prawdziwości w kodach semiotycznych
(por. omówienie tych i poniższych zagadnień, К a 1 a g a Przedmiot
i referent...). W ten sposób ma zostać zapewniona ich autonomia,
co pozwoli na badanie w arunków w ytw arzania znaków ( Eco, 1976a:
58—59). Eliminacja odniesienia następuje w teorii kodów Eco po­
przez wprowadzenie pojęcia funkcji znakowej, która jest
[...] k o rela cją w yrażenia i treści o p artą na konw en cjo n aln ie u stalo n y m ko­
dzie (system ie reg u ł korelujących), k tó ry to kod d ostarcza reguł, k tó re g e­
n e ru ją fu n k cje znakow e (E с o, 1976a: 191).

Znak w teorii Eco jest zatem:


[...] jednostką sk ła d ającą się z form y treściow ej i form y w yrażeniow ej,
a utw orzoną przez solidarność, k tó rą nazw aliśm y fu n k cją znakow ą (E с o,
1976a: 49).
Forma treściowa jest dla Eco tym, co znak denotuje, z tym
że term in „denotacja” proponuje Eco uwolnić od „jego historycznego
kompromisu z odniesieniem” (E co, 1976a: 67). Forma treściowa, czyli
to, co znak denotuje, jest zdefiniowana przez Eco jako jednostka
kulturowa, która jest „uspołecznioną kodyfikacją percepcyjnego do­
świadczenia” ( Eco, 1976a: 167). Jest ona wytw orem kulturow ym
niezależnym od stanu rzeczy w świecie empirycznym, co wyjaśnia,
dlaczego jednorożec jest tak samo znakiem jak pies (E с o, 1976a:
66—68, 1976b: 1459). Funkcja znakowa natom iast określa pozycję
znaku w systemie semantycznym kodu. Jest więc tym, co znak
konotuje i co jest podstawą do konstytuowania innych jednostek
kulturow ych (E с o, 1976a: 85). Ciągłość procesu w ytw arzania zna­
ków jest zatem u Eco określona jako stała przemienność denotacji
i konotacji, gdzie pierwsza, przez określenie jej miejsca w systemie
poprzez konotację, staje się podstawą następnej denotacji (E с o,
1976a: 84—86).
Eco posługuje się teorią kodów, pokrótce i w uproszczeniu tu
ujętą, w celu zreinterpretow ania Peirce’a koncepcji znaku. Reinter-
pretacja Eco idzie w dwóch kierunkach. Po pierwsze, postuluje on
eliminację przedm iotu znaku, stwierdzając, zgodnie z założoną tezą
o autonomii kodu semiotycznego, że jego
metodologiczna perspektywa wyklucza m ożliwe przedmioty (lub odniesienia)
jako param etry znaczenia znaku (E с o, 1976b: 1458).

Gdzie indziej Eco twierdzi, że triada Peirce’a


p o stu lu je obecność odniesienia jako w yróżniającego p ara m etru , a więc sy­
tu ację, n a k tó rą nie zezw ala te o ria kodów (E c o , 1976a: 178).

Utożsamia Eco, jak widać, przedmiot znaku Peirce’a z odnie­


sieniem rozumianym jako ekstensja. R einterpretacja ta pomija P eir­
ce’a dwoistość pojęcia przedm iotu znaku, która takie utożsamienie
czyni nieuprawnionym. Znak w ujęciu Peirce’a, co wcześniej zosita-
ło zacytowane, z natu ry rzeczy przedm iotu zewnętrznego, czyli eks-
tensji, „nie może wyrazić, a może jedynie wskazać” . Gdzie indziej
pisze Peirce o odniesieniu:
Z n ak może jedynie przedstaw ić przedm iot [...] oto, co je st ro zum iane przez
p rzedm iot znaku: to, czego pew ną znajom ość zak ład a się, aby przekazać
dalszą in fo rm ację o tym (CP: 2. 231).

Odniesienie u Peirce’a nie może być potraktow ane jako eksten­


sja, jak tego chce Eco. Peirce’a znak denotuje, by użyć term inu Eco,
„to, czego pewną znajomość zakłada się”. To, co Peirce’a znak de­
notuje, jest przedmiotem wewnętrznym, bytem „zależnym od jego
przedstawienia w znaku”, czyli tworem semiotycznym.
W drugiej reinterpretacji triady znakowej Peirce’a postuluje
Eco eliminację przedmiotu znaku, twierdząc, że przedmiot znaku jest
tożsamy z interpretantem , że zostaje on przez interpretant niejako
wchłonięty ( Eco, 1976b: 1459). Twierdzi Eco, że interp retan t jest
znakiem pośredniczącym, przez który jedynie możemy poznać przed­
miot, do którego odnosi się reprezentam en ( Eco, 1976b: 1464, 1468).-
Sformułowanie to jest zgodne z teorią Peirce’a, Eco natomiast wy­
ciąga z niego następujący wniosek:
T ak więc przedm iot w ew nętrzny je st niczym bez in te rp re ta n ta , k tó ry d efi­
n iu je go jak o biegun czystej ab stra k c y jn e j re la c ji sem iotycznej. P rzedm iot
zatem je s f jedynie m ożliw ym D rugim proponow anym przez in te rp re ta n t,
k tó ry jako k o n sty tu ty w n y elem ent fun k cji znakow ej je st T rzecim (E с o,
1976b: 1464).

Ze słów tych widać, że Eco uznaje dwoistość pojęcia przedmio­


tu znaku, co jest niekonsekwentne w świetle jego wcześniejszego
utożsamienia przedm iotu z eksitensją, natom iast pozfbawia wewnę­
trzny przedm iot znaku jakiegokolwiek bytu, utożsamiając go z in ­
terpretantem . Peirce natom iast relację między przedmiotem a inter-
pretantem , czyli znaczeniem, określa następująco:
P rzed m iot znak u to je d n a rzecz, a jego znaczenie to in n a rzecz. Jego p rzed ­
m iot to rzecz lub okoliczność, choćby nieokreślona, do k tó rej on się stosuje.
Jego znaczenie to idea, k tó rą znak łączy z ty m przedm iotem (CP: 5. 6).

W sformułowaniu tym zaw arta jest zasada, całkowicie pomi­


nięta przez Eco, że znak w istocie swej ma strukturę sądu i relacja
między przedmiotem i interpretantem ma naturę predykacji, czyli
relacji między podmiotem i predykatem . Tożsamość stru k tu ry sądu
i znaku u Peirce’a unaoczniają te oto dwa sformułowania:
Sąd zaw sze posiada, oprócz określenia dla w yrażen ia treści, d rugie o k reśle­
nie d la w yrażenia jakości tej treśc i (CP: 1. 551)

oraz
[...] do in te rp re ta n ta przynależy wszystko, co opisuje jakość lu b cechy fak tu ,
do p rzedm iotu przynależy w szystko, co nie opisując go, w yróżnia te n fa k t
od innych m u podobnych (CP: 5. 473).

Utożsamienie przedmiotu znaku z interpretantem , jak tego chce


Eco, pomija zatem predykatyw ny charakter znaku, co łączy się z jed­
nej strony z podstawowymi przesłankam i filozofii Peirce’a odnośnie
do n atury przedstawień semiotycznych. Z drugiej strony, z predy-
katyw nym charakterem znaku łączy się z kolei zasada przetłum a-
czalności znaku, która u Eco sprowadza się do zasady redukcji
przedmiotów znaków do ich interpretantów . O obu zagadnieniach
będzie jeszcze mowa.
W swojej reinterpretacji teorii Peirce’a Eco zastrzega się, że po­
sługuje się nią, „nieuchronnie pomijając pewne teksty, które mogły­
by zaprzeczyć mojemu przedstaw ieniu” ( Eco, 1976b: 1458). Wyda­
je się jednak, że chodzi tu o coś więcej niż tylko zwykłą reinterpre-
tację, która pozostaje w niezgodzie z pewnymi poglądami Peirce’a.
Peirce’owska teoria znaków oparta jest na pewnych epistemolo-
gicznych i ontologicznych przesłankach, co czyni z niej integralną
część rozwiniętego systemu filozoficznego tego filozofa. Triadyczna
koncepcja znaku Peirce’a jest zatem w sposób zasadniczy niezgodna
z diadyczną koncepcją znaku Eco, wywodzącą się z diady znakowej
F. de Saussure’a i jej rozwinięcia przez L. Hjelmsleva. Stąd również
bierze się nieprzystawalność obu reinterpretacji Eco do semiotyki
Peirce’a i ich wew nętrzna niespójność. Nie oznacza to jednak ne­
gacji niezależnej w artości teorii kodów zbudowanej na diadycznej
koncepcji znaku, lecz jedynie podkreślenie całkowitej odmienności obu
teorii i bezowocności prób dw ustronnych reinterpretacjd. Natomiast
nie można wykluczyć, że przy zachowaniu autonomii obie teorie
mogą się nawzajem wzbogacać.
Z zaprezentowanego krótkiego zarysu poglądów autorów k ry ­
tycznych wobec semiotycznej teorii Peirce’a wynika, że w centrum
kontrow ersji pozostaje przedstawienie semiotyczne, owo rozróżnie­
nie między być i być przedstawionym i, co za tym idzie, dwoistość
pojęcia przedm iotu znaku. Greenlee odrzuca dwoistość przedmiotu
znaku na podstawie całkowicie błędnego rozumienia przedstaw ie­
nia semiotycznego jako odniesienia do przedm iotu empirycznego.
Ayer odrzuca ową dwoistość, ponieważ wymaga ona przyjęcie ist­
nienia w ątpliw ych bytów. Eco natom iast odrzuca w ogóle pojęcie
przedm iotu znaku, ponieważ jest ono dla niego tożsame z odnie­
sieniem, które chce on wyeliminować z teorii kodów semiotycznych
w obronie ich autonomii. Wszyscy trzej autorzy z różnych przy­
czyn odrzucają lub pom ijają czy wreszcie nie rozum ieją poglądu
Peirce’a, że po pierwsze, znak jako tw ór semiotyczny nie może w y­
razić przedm iotu empirycznego, który istnieje niezależnie od znaku.
Po drugie, przedmiot wewnętrzny, czyli przedm iot taki, jaki jest
przedstawiony w znaku, jest również tworem semiotycznym, two­
rem, który jest logicznie zew nętrzny w stosunku do relacji znako­
wej, lecz nie jest on od niej niezależny, bo przez nią właśnie jest
konstytuow any jako drugi człon triady znakowej. Pom ijają rów ­
nież wszyscy trzej autorzy pogląd Peirce’a, że proces poznania,
a zatem proces powstawania znaków, ma charakter wnioskowania
i sam znak ma charakter sądu, czyli ma logiczną stru k tu rę predy-
kacji. Pom ijają również ci autorzy pogląd Peirce’a, że istnieją trzy
modalności przedstawienia przedm iotu w znaku, modalność możli­
wości istnienia przedm iotu w przypadku znaków rhematycznych,
modalność rzeczywistego istnienia przedm iotu w przypadku znaków
dicentycznych oraz modalność koniecznego istnienia przedmiotu
w przypadku znaków argumentowych.

III
Zachowanie zasady nieredukowalności triady znakowej P eirce’a,
a co za tym idzie — utrzym anie przedm iotu znaku, pociąga za sobą
rozliczne implikacje badawcze. Na wiele z nich zwrócił już uwagę
sam Peirce. W pozostałych częściach pracy zostaną przedstawione
trzy rodzaje takich implikacji, z tym że są one pomyślane zarówno
jako dalsze argum enty na rzecz pojęcia przedm iotu znaku, jak i m a­
ją one zademonstrować użyteczność P eirce’owskiej triady znakowej.
Pierwszym następstwem nieredukowalności triady znakowej, które
tu będzie omówione, jest zasada przetłumaczalności znaków, a co za
tym idzie — ciągłości procesu interpretacji czy też semiozy. Dla P eir­
ce’a pełnym znakiem jest „przetłumaczenie znaku na inny system
znaków” (CP: 4. 127). Jest to inne sformułowanie zasady, że pełny
znak to taki znak, który został zinterpretow any poprzez inny znak
lub znaki. Tym innym znakiem jest, co zostało wcześniej przyto­
czone, ,,znak równoważny, a być może znak bardziej rozw inięty”,
czyli interpretant znaku, Trzecie triadycznej relacji znakowej.
Zasadę, że każdy znak musi określić swojego interpretanta,
czyli musi zostać przełożony n a inny znak lub znaki, w yjaśnia P eir­
ce następująco:
Z n ak lu b reprezentam en je st P ierw szym , k tó re je s t w ta k ie j rzeczyw istej
triad y cznej re la c ji do D rugiego, zw anego jego przedmiotem, aby móc o k reś­
lić Trzecie, zw ane jego interprctantem , k tó ry będzie m iał ta k ą sam ą tr ia -
dyczną rela cją do sw ojego przedm iotu, w ja k iej sam je st do przedm iotu zna­
ku. R elacja triadyczn a je st rzeczywista, to znaczy, jej trzy elem enty są zw ią­
zane w te n sposób, że nie w ystęp u ją w niej żadne rela cje diadyczne [...] T rze­
cie [...] m usi m ieć d rugą rela cję triadyczną, w k tó rej rep rezen tam en , lu b r a ­
czej jego re la c ja do przedm iotu, będzie przedm iotem Trzeciego i m usi być
w stan ie określić T rzecie te j relacji. W szystko to m usi być p raw d ą o T rz e­
cim T rzeciego i ta k dalej w nieskończoność (CP: 2. 274).

Istotne jest zwrócenie uwagi na dwie rzeczy w tej definicji. Po


pierwsze, Trzecie jest w niej zdefiniowane jako triadyczna relacja
znakowa. Po drugie, przedmiotem w tej nowej relacji znakowej,
czyli Drugim tego znaku, jest relacja reprezentam en — przedmiot
pierwszego znaku. W kolejnym interpretującym znaku przedmio­
tem będzie już relacja pierwszego znaku intepretującego do relacji
reprezentam en — przedmiot pierwszego znaku itd. Jeżeli przyjm ie­
my następujące symbole: reprezentam en (R), przedmiot (O), in ter­
pretant (I) oraz Pierwsze (P), Drugie (D) i Trzecie (T), to możemy
uzyskać graficzne przedstawienie procesu interpretacji znaków, a za­
tem procesu semiozy6.
W części pierwszej tej pracy relacja reprezentam en — przed­
miot (P—D), relacja, która staje się przedmiotem znaku interp retu ­
jącego, a potem wchodzi w skład przedmiotów kolejnych znaków
interpretujących, została określona jako sąd postrzeżeniowy. Jest
on sądem co do jej charakteru i może być sądem trojakiego rodza­
ju. W drugiej części pracy relacja między przedmiotem i interpre-
tantem została z kolei określona jako relacja predykacji, czyli re-
6 Je st to zm odyfikow ana w ersja przed staw ien ia graficznego podanego
przez S h erifia ( S h e r i f f , 1981: 54).
(*)

Schemat 1: S chem at procesu


semiozy
lacja między podmiotem i predykatem . Została ona zatem również
określona jako sąd. Jak wynika z przytoczonej rozszerzonej defini­
cji znaku oraz jej graficznego przedstawienia, sąd ten z kolei staje
się przedm iotem następnego interpretującego znaku. Proces in ter­
pretacji zaczyna zatem jawić się jako hierarchiczna struktura, w któ­
rej sądy niższego rzędu stają się składnikami sądów wyższego rzędu.
Te abstrakcyjne relacje wewnątrz procesu semiozy Peirce określa
następująco:
[...] żaden znak [...] nie może pojaw ić się inaczej ja k tylko w sądzie; ró w ­
nież żadna logiczna op eracja na sądzie nie może w w y n ik u dać nic innego
ja k tylko sąd; znaki nie posiadające ch a ra k te ru sąd u m ogą zatem istnieć
jed y nie jak o skład n ik i sądów (CP: 4. 583).

Ze stwierdzenia tego wynika, że interpretant, skoro jest ope­


racją logiczną na poprzedzającym ją sądzie postrzeżeniowym, sam
musi mieć charakter sądu. N astępujący po nim interpretujący znak
również m usi mieć charakter sądu, którego składnikami są poprzed­
nie sądy. Proces interpretacji znaku o charakterze sądu, rozumiany
jako jego transform acja w składnik następnego sądu, by ten stał
się składnikiem następnego sądu itd., Peirce określa następująco:
Sąd składa się z przedm iotu (lub zbioru podm iotów) i p red y k atu . P odm iot
je st znakiem ; p re d y k a t je st znakiem ; rów nież sąd je st znakiem , że p red y k a t
je st znakiem tego, czego znakiem je st podm iot (CP: 5. 553).

Relacja reprezentam en — przedm iot (P — D) pierwszego znaku,


określona tutaj jako sąd postrzeżeniowy, Drugie relacji znakowej,
jest przedm iotem tego, „czego znakiem jest podmiot” pierwszego
sądu, wedle przytoczonych słów Peirce’a. Jak widać z graficznego
przedstawienia procesu semiozy, staje się ta relacja stałym elemen­
tem tego procesu. Jeżeli za jego początek przyjąć powstanie znaku,
przedmiot pierwszego znaku jest owym „idealnym Pierwszym, które
iest całkiem proste i poza świadomością” i które poprzez postrze­
żenie określiło sąd postrzeżeniowy, pierwszy akt poznania, by zai­
stnieć jako Drugie triadycznej relacji znakowej. Od tego mom entu
uczestniczy ono w nieprzerwanym procesie semiozy jako to, „czego
pewną znajomość zakłada się”, a co znak może jedynie przedstawić.
Lecz by znak mógł swój przedm iot przedstawić, musi on w znaku
zostać zinterpretowany, a to oznacza przekład na inny znak czy,
jak zostało wcześniej powiedziane, znak jako sąd musi stać się skład­
nikiem następnego sądu, by ten z kolei stał się składnikiem następ­
nego sądu. Innym sformułowaniem zasady przekładu znaku na inne
znaki oraz zasady zachowania ciągłości w tym procesie są słowa
P eirce’a:
P rzedm iotem przed staw ien ia może być tylko przedstaw ienie, k tórego p ie rw ­
szym przedstaw ieniem je st in te rp re ta n t [...] Z naczeniem p rzed staw ien ia może
być tylko przedstaw ienie [...] Zachodzi tu zatem nieskończony reg res. W resz­
cie in te rp re ta n t je st niczym innym , ja k następ n y m p rzedstaw ieniem , k tó re ­
m u p rzek azan a je st pochodnia praw dy; jak o przed staw ien ie m a on z kolei
sw ojego in te rp re ta n ta . I oto n astęp n y nieskończony ciąg (CP: 1. 339).

Wreszcie zasadę ciągłości procesu semiozy ujął Peirce w ten


sposób;
Nie m a w ięc w y ją tk u od zasady, że każda m yśl-znak je st in te rp re to w an a
lub tłum aczona na n astęp u jącą po niej m yśl, chyba że w szelką m yśl spotka
nagły i ostateczny koniec w śm ierci (CP: 5. 284).

Zasada przetłumaczalności znaków i wynikające z niej zjawi­


sko ciągłości procesu semiozy w yjaśniają fakt, że te same przed­
m ioty znaków mogą być przekazywane w różnych kodach semio-
tycznych. Zjawisko to tak określił Peirce;
Je d n a i ta sam a m yśl może być przenoszona za po śred n ictw em angielskiego,
niem ieckiego, greckiego lu b gaelickiego, w d iagram ach , ró w n an iach czy g ra ­
fach: w szystkie one są jed y n ie różnym i sk ó rk am i cebuli, je j n ieisto tn y m i
p rzy p adkam i. Gdyż to, aby m yśl m ogła znaleźć ja k ą ś fo rm ę w y ra zu d la ja ­
kiegoś potencjalnego in te rp re ta to ra , je st sam ą jej isto tą (CP: 4. 7).

Zwracając uwagę na doniosłość tej zasady, R. Jakobson stw ier­


dza, że pozwala ona wyróżnić trzy typy tłumaczenia znaków na zna­
ki; tłumaczenie w ew nątrz językowe, czyli tłumaczenie znaków dane­
go języka na inne znaki tego samego języka; tłumaczenie między-
językowe, czyli tłumaczenie znaków jednego języka na znaki inne­
go języka; tłumaczenie międzysemiotyczne, czyli tłumaczenie zna­
ków w erbalnych na znaki należące do niew erbalnych systemów zna­
kowych ( J a k o b s o n , 1971, vol. 2: 261). Jakobson zwraca również
uwagę na implikacje ciągłości procesu semiozy w przekładzie zna­
ków jednego systemu znakowego na znaki innego systemu dla języ­
koznawstwa. W języku procesy semiozy są, według niego, dwukie­
runkowe. Pierw szym jest wspomniane tłumaczenie znaków języka
na inne znaki tego samego języka, znaki innego języka lub znaki
innego systemu znaków. Drugim jest tłumaczenie nieznaczących
jednostek na jednostki znaczące, jak w przypadku przechodzenia
z poziomu f ono logicznego na poziom morfologiczny w języku. J a ­
kobson pisze:
J e d n ą z n ajb ard zie j szczególnych i istotnych dialektycznych an ty n o m ii ję ­
zyka je st to, że te n dosłow nie n ajb ard zie j znaczący z w szystkich system ów
znakow ych je st zbudow any z pustych, negatyw n y ch jed n o stek podstaw o­
w ych ( J a k o b s o n , 1971, vol. 1: 18).

W kontekście faktu, że język jest stru k tu rą wielopoziomową,


w której znaczenie „wyłania się” z poziomów niższych ku wyższym,
wielorakie implikacje dla językoznawstwa może mieć przytoczony
wcześniej pogląd Peirce’a, że „żaden znak nie może pojawić się ina­
czej, jak tylko w sądzie” oraz że „znaki nie posiadające charakteru
sądu, mogą zatem istnieć jedynie jako składniki sądów”.

IV

Drugim następstwem nieredukowalności triady znakowej jest


otwartość kodu semiotycznego. Otwartość ta oznacza, że universum
bytów, które podlegają przedstawieniu semiotycznemu, czyli są
przyczyną powstawania znaków, jest również otwarte. K ategorialna
analiza fenomenologiczna Peirce’a daje, jak już mówiono, trzy ro­
dzaje bytów: Pierwsze, czyli byty możliwe, Drugie, czyli byty rze­
czywiste, oraz Trzecie, czyli byty konieczne. Wszystkie one mogą
poprzez postrzeżenie określić znak, którego przedm iot będzie, jako
tw ór semiotyczny, je przedstawiał. Pisze Peirce, że przedmiot znaku
może być pojedynczą rzeczą, o k tó rej się wie, że istnieje, lub rzeczą,
w k tó rej m inione istnienie się w ierzy lub oczekuje się, że będzie istnieć;
może on rów nież być zbiorem tak ich rzeczy lub zn an ą jakością, rela cją czy
faktem , którego pojedynczy przedm iot może być zbiorem lub całością części;
może on rów nież m ieć inny rodzaj bytu, ja k n a p rzy k ład jak iś dozw olony
czyn. którego byt nie spraw ia, by jego negacja rów nież nie b y ła dozwolona,
może n im być coś n a tu ry ogólnej a pożądanego lu b potrzebnego lu b coś,
co zaw sze istnieje w pew nych ogólnych okolicznościach (CP: 2. 232).

Innym i słowy, przedmiotami znaków mogą być, używając ka-


tegorialnej analizy P eirce’a, wszelkie byty możliwe, rzeczywiste
i konieczne. Spośród tych trzech rodzajów bytów byty możliwe od­
znaczają się tą własnością, że ich jedyną formą istnienia jest ich
pojawienie się w znaku. Są zatem niejako stworzone przez znak.
Ta właściwość przynależna kategorii Pierwszego, czyli kategorii
możliwości lub jakości, znajduje swoją najciekawszą egzemplifika-
cję w zjawisku semiozy fikcjonalnej (por. omówienie tych i poniż­
szych zagadnień, К a 1 a g a Antetensja...)'1.
Paradoksalność sytuacji, w której byt możliwy, by zaistnieć,
musi określić znak, który z kolei jest jednym nośnikiem jego „rze­
czywistości” Peirce określa następująco:
[...] fik cy jn y m je st to, czego cechy uzależnione są od tego, ja k ie cechy ktoś
tem u przypisze; [...] kiedy (poeta) w yobrazi sobie S zeherezadą i uczyni ją
m łodą, piękną i p osiadającą d a r snucia opow ieści, sta je się fa k te m rzeczyw i­
stym , że ta k w łaśnie sobie ją w yobraził. F a k tu tego n ie może on zniszczyć
przez udaw an ie lu b m yślenie, że w yobraził ją sobie inaczej (CP: 5. 152).

Innym i słowy, semioza fikcjonalna zachodzi, gdy Pierwsze, czyli


7 Pojęcie fik cjo n aln y użyte je st tu ta j celowo d la p rzeciw staw ien ia go po­
jęciu fikcyjny, poniew aż chodzi o rzeczyw isty proces semiozy, choć b yty pod­
legające w n im przed staw ien iu są by tam i m ożliw ym i, a w ięc fikcyjnym i.
czysta myśl, a raczej potencjalność myśli, określi swoją relację zna­
kową, w której Drugie pozostaje w związku przyczynowym z ową
potencjalnością i wskazuje na nią8. Powstaje zatem znak, w któ­
rym owa potencjalność myśli znajduje swoje rzeczywiste jednostko­
we przedstawienie. Może on oczywiście być przedstawiony za po­
średnictwem zewnętrznych znaków, jak pismo, niemniej jednak je­
dynym rodzajem bytu, jakim pozostaje Szeherezada, jest jej byt
w znaku jako jego przedm iot i ma ona takie tylko cechy, jakie
ma ów przedmiot. Jako taki, byt Szeherezady jest zatem wy­
łącznie bytem semiotycznym i retrosemioza do owego „idealnego
Pierwszego” jesit powrotem ku wyobraźni poety, w której owo
Pierwsze określiło swoją pierwszą relację znakową.
Zjawisko znaku fikcjonalnego zmusza do ponownego spojrze­
nia na zagadnienie dwoistości przedmiotu znaku. Czymże ,jest
w przypadku znaku fikcjonalnego jego przedm iot zewnętrzny? Je ­
żeli znak przedstawia swój przedmiot jako rzeczywisty, można się
spodziewać, że istnieją postrzeżenia, których cechy odpowiadają
cechom przedmiotu przedstawionego przez znak, czyli przedmiotu
wewnętrznego. Sądy postrzeżeniowe do nich się odnoszące są zatem
kryterium fałszywości lub prawdziwości tego znaku, a nade wszy­
stko, jako doświadczenie tego, co znak denotuje lub inform acja o tym,
są warunkiem jego interpretowalności. Jeżeli znak przedstawia swój
przedmiot jako konieczny, można spodziewać się, że zawsze i wszę­
dzie przedm iot zewnętrzny tego znaku, jako prawo, będzie obowią­
zywać poprzez swoje repliki, jak w przypadku znaków konwencjo­
nalnych i innych zjawisk, którym i rządzą pewne prawidłowości.
Natomiast jeżeli znak przedstawia swój przedmiot jako możliwy,
jedyną formą istnienia jego przedmiotu zewnętrznego jest jego ist­
nienie w znaku. Czy wynika z tego, że przedmiot w ew nętrzny i zewr-
nętrzny znaku fikcjonalnego są tożsame? Pisze Peirce:
[...] chociaż feniksy n ap ra w d ę nie istn ieją, rzeczyw iste opisy fen ik sa są do­
brze znane m ów cy i jego słuchaczow i i w ten sposób denotow any przedm iot
rzeczyw iście oddziałuje na to słowo (CP: 2. 261).

Z wypowiedzi Peirce’a wjmika, że istnieje zewnętrzny przed­


miot znaku fikcjonalnego. Może nim być „idealne Pierw sze”, wyo­
braźnia poety, która była bezpośrednią siłą sprawczą znaku i w pew­
nym sensie jest to rzeczywisty przedm iot zewnętrzny znaku. P ro ­
blemem staje się jednak interpretowalność takiego znaku, której
8 Z ew nętrzna w obec procesu sem iozy d eterm in a cja re la c ji zn ak o w y ch '
może rów nież być dw ojakiego rodzajui. M ów i P eirce: „Ż yjem y w dw óch
św iatach, w św iecie fa k tu i w świecie w yobraźni... W ty m d ru g im jesteśm y
p anam i” (CP: 1. 321). W tym drugim św iecie może pojaw ić się „ens uzależ­
niona od pry w atn y ch w ew nętrznych u w aru n k o w ań ” (CP: 5. 311; por. 5. 487).
Por. przypis 4.
w arunkiem jest, jak wcześniej zacytowano, „poprzednie zaznajomie­
nie się z tym, co znak denotuje”, ponieważ wyobraźnia poety jest
niedostępna dla doświadczenia. Mogą również zewnętrznym przed­
miotem feniksa być jego „rzeczywiste opisy”. Przyjęcie tej in terp re­
tacji oznacza, że zewnętrznymi przedm iotami znaków fikcjonalnych
są przedm ioty sądów lub zbiorów sądów, które się składają na owe
„rzeczywiste opisy”. W ten sposób zostaje spełniony wymóg inter-
pretowalności: sądy czy zbiory sądów są dostępne doświadczeniu
przez znaki zewnętrzne — mowę lub pismo — a wraz z nim dostęp­
ne są ich przedmioty, które te sądy lub zbiory sądów przedstawiana
jako możliwe byty. Jedyną zatem formą istnienia feniksa, Hamleta
czy jednorożca są przedm ioty sądów lub zbiorów sądów, przedmioty,
których formą istnienia jako bytów możliwych jest ich przedstaw ie­
nie jako przedmiotów owych sądów lub zbiorów sądów.
Skoro jedyną form ą istnienia tworów fikcyjnych jest ich istnie­
nie jako przedmiotów sądów lub zbiorów" sądów, zachodzi pytanie,
jaki jest w przypadku znaków fikcjonalnych stosunek ich przedmio­
tów w ew nętrznych do zewnętrznych. Czy jest on taki sam czy inny
niż w przypadku znaków denotujących przedm ioty rzeczywiste i ko­
nieczne? Jak wiadomo, znak w teorii Peirce’a przedstawia swój
przedmiot aspektowo, w odniesieniu do podstawy znaku, która jest
sądem o takim aspekcie przedmiotu, jak to, czy reprezentam en de­
notuje go na mocy jego podobieństwa do reprezentam enu w przy­
padku znaków ikonicznych, jego rzeczywistego oddziaływania na re ­
prezentam en w przypadku znaków indeksykalnych oraz jego kon­
wencjonalnego przypisania do reprezentam enu w przypadku znaków
symbolicznych. Ten konstytutyw ny dla procesu semiozy aspekt
przedm iotu w żaden sposób nie ujm uje wszystkich cech samego
przedm iotu zewnętrznego, „którego z natury rzeczy znak nie może
w yrazić” (por. К a 1 a g a Przedmiot i referent...). Według Peirce’a
stan pełnego przedstawienia przedm iotu zewnętrznego w znaku to
sytuacja, w której proces semiozy dobiegł swego końca i przyjął for­
mę ostatecznego in terpretanta (NEM: 240). W tej sytuacji „Wszech­
świat jako fakt będzie Wszechświatem w swoim aspekcie jako znak,
»prawda« bytu” (NEM: 240). A zatem rozróżnienie być i być przed­
stawionym pozostaje do końca nieprzezwyciężone. Natomiast w przy­
padku znaków denotujących przedmioty możliwe, w tym znaków
fikcjonalnych, czymże byłoby przedstawienie całego zbioru sądów,
którego przedmiotem jest dany byt możliwy, na przykład pegaz?
W ydaje się w tym przypadku, że skoro ten zbiór sądów jest jedy­
ną formą istnienia pegaza, przedm iot zew nętrzny i w ew nętrzny są
tożsame. Jeżeli tak jest, staje się zatem teoretycznie możliwe, by
w przypadku znaków fikcjonalnych przedmiot zewnętrzny, owo być,
oraz przedm iot w ew nętrzny, owo być przedstawionym, dążyły ku
tożsamości. Stwierdzenie to może objąć nie tylko fikcyjne indywi­
dua, lecz również „św iaty przedstawione” w dyskursach literackich.
W tym przypadku tożsamość przedm iotu wewnętrznego i zewnętrz­
nego zachodziłaby w sytuacji pełnej rekonstrukcji „świata przed­
stawionego” w procesie interpretacji dyskursu literackiego.
P rzy wzmiankowaniu o dyskursie literackim niepodobna pomi­
nąć zagadnienia języka literackiego. Bez wchodzenia w zawiłości
problemu należy zwrócić uwagę na to, jakie wnioski sam Peirce
wyciągnął ze swej teorii odnośnie do tego zagadnienia. W przyto­
czonej w części I pracy wypowiedzi Peirce’a na tem at konieczności
rozróżnienia przedmiotu wewnętrznego i zewnętrznego znaku za­
strzega się on, że używa term inu „zewnętrzny”, a nie term inu „rze­
czywisty”, ponieważ „przedmiot ten może być całkiem fikcyjny”.
W ielokrotnie również zostało tu taj podkreślone, że przedmiot wew­
nętrzny jest tworem semiotycznym, jesrt; sądem lub zbiorem sądów,
jest tym, czego „pewną znajomość zakłada się” i jest on czynni­
kiem w arunkującym interpretow alność znaku. Dotyczy to w szyst­
kich bez w yjątku znaków, jeżeli m ają być interpretow alne, i to nie­
zależnie od tego, czy ich przedm ioty są rzeczywiste czy fikcyjne.
Konsekwencją .rozróżnienia przedm iotu zewnętrznego i w ew nętrz­
nego jest zatem względna neutralność epistemologiczsna kodów se-
miotycznych, w tym kodu werbalnego, wobec rzeczywistości empi­
rycznej. Peirce stwierdza, że „świat rzeczywisty nie może być od­
różniony od świata wyobraźni w żaden sposób” (CP: 3. 363). W se­
miotyce Peirce’a znika zatem opozycja rzeczywisty — fikcyjny w tra ­
dycyjnym znaczeniu w raz z wszystkimi komplikacjami, jakie ta opo­
zycja z sobą niesie, jak choćby problem prawdziwości czy fałszywoś-
ci sądów w języku literackim. Znika również problem języka literac­
kiego określonego w opozycji do języka potocznego. Pojawia się na­
tomiast problem, jak odróżnić świat wyobraźni od świata rzeczywi­
stego, skoro sam kod jest epistemologicznie neutralny. Gdzie indziej
stwierdza Peirce:
R zeczyw isty św iat nie może być odróżniony od św iata fikcyjnego w żaden
sposób [...] To u ja w n ia konieczność w skazyw ania, że m a się n a m yśli rzeczy­
w isty św iat [...] Rzeczyw istość je st całkow icie dynam iczna, a nie jakościow a
[...] Jed y n ie dynam iczny znak może odróżnić ją od fik cji [...] a te n św iat, ta k
jak św iat fikcyjny, w ym aga indeksu, by go odróżnić (CP: 2. 337).

Każdy znak zatem denotuje to, czego ..pewną znajomość zakła­


da się”. Jest to w arunkiem jego interpretowalności. To, co znak de­
notuje — jego przedmiot w ew nętrzny — jest tworem semiotycz­
nym, neutralnym w stosunku do rzeczywistości empirycznej. Zacho­
dzi zatem potrzeba wskazywania, czynności zewnętrznej w stosunku

3 Z n a k -te k s t-fik c ja
do samego procesu semiozy. Funkcję tę w semiotyce Peirce’a spełnia
znak dynamiczny, znak, który przedstawia swój przedmiot jako rze­
czywisty, a zatem przedstawia relację reprezentam en — przedm iot
jako relację indeksykalną i jest on, jak wspomniano w części I pracy,
znakiem dicentycznym. O takim znaku pisze Peirce:
D icent nie je st tw ierdzeniem , lecz je st znakiem , k tó ry może zostać użyty jak o
tw ierdzenie. N atom iast tw ierdzenie je st dicentem [...] a k t tw ie rd z en ia n ie je st
czystym a k te m sygnifikacji. J e st on przy k ład em fa k tu , że człow iek pod d aje się
karze, k tó rej podlega kłam ca, jeżeli sąd użyty jako tw ierd zen ie n ie je st p ra w ­
dziw y (CP: 8. 337).

To, co odróżnia świat rzeczywisty od świata fikcji, jest w ujęciu


Peirce’a aktem wskazywania lub twierdzenia, jest użyciem znaku
w celu stwierdzenia czegoś. Ów akt nie jest dla Peirce’a czystym
aktem sygnifikacji, ponieważ im plikuje on dynamiczną relację z kon­
tekstem wypowiedzi, a relacje dynamiczne są dla niego relacjam i
diadycznymi. W akcie wskazywania relacja znakowa zostaje przed­
stawiona nie jako pełna triada znakowa, lecz jako relacja diadyczna.
Dowolny znak czy dyskurs może zatem być użyty jako twierdzenie
odnoszące się do rzeczywistości lub jako wypowiedź fikcjonalna.
Spraw ą ustalonych społecznie norm i konwencji pozostaje, czy dany
dyskurs uznany zostanie za wypowiedź odnoszącą się do rzeczywi­
stości, wypowiedź kłamliwą czy wypowiedź odnoszącą się do świata
wyobraźni.

V
Trzecim i ostatnim następstwem nieregulam ości triady znako­
wej, które zostanie tu pokrótce omówione, jest zjawisko degeneracji
znaków. Wielokrotnie z naciskiem Peirce przeciwstawia znaki rzer
czywiste, czyli znaki charakteryzujące się pełną relacją triadyczną,
znakom zdegenerowanym, czyli znakom, w których między ich trze­
ma konstytutyw nym i elementami pojawiają się relacje diadyczne,
które te znaki degenerują. Rzeczywista triada znakowa, czyli repre­
zentamen, przedm iot w ew nętrzny oraz interpretant, to taka triada,
w której każdy z jej konstytutyw nych elementów posiada swoją
własną relację triadyczną wewnątrz znaku. Relacje te są podstawą
do podziału znaków na trzy trychotomie omówione w części I pracy.
Taka rzeczywista triada, w której nie w ystępują żadne relacje dia­
dyczne, jest warunkiem koniecznym, by mogło zaistnieć przedsta­
wienie semiotyczne. Natomiast degeneracja triady znakowej jest
z punktu widzenia semiotyki Peirce’a degeneracją przedstawienia
semiotycznego. Jest więc ona zjawiskiem, które poprzez deformację
procesu semiozy pogwałca cel i istotę znaków, ponieważ „celem zna­
ków, który jest celem myśli, jest wyrażanie praw dy” (CP: 2. 444,
przyp. 1).
Przy omawianiu opozycji znak rzeczywisty — znak zdegenero-
wany istotne jest, by nie mylić jej z dwoma innym i zagadnieniami.
Po pierwsze, nie należy jej mylić z możliwymi, rzeczywistymi i ko­
niecznymi przedm iotami znaku, ponieważ ta trychotomia odnosi się
do modalności przedstawienia przedm iotu w znaku. Przykładowo,
znak przedstawiający swój przedm iot jako możliwy, rzeczywisty czy
konieczny może równocześnie być lub nie być znakiem rzeczywi­
stym czy zdegenerowanym. Nie ma zatem sprzeczności w mówieniu
o znakaęh rzeczywistych, których przedm ioty są fikcyjne. Po drugie,
nie należy mylić opozycji znak rzeczywisty — znak zdegenerowany
z opozycją typ znaku — replika znaku. Typy znaków w semiotyce
Peirce’a rządzą jednostkowymi pojawieniami się znaków, czyli ich
replikami. Repliki znaków jako ich jednostkowe pojawienia się z ko­
nieczności przynależą do kategorii Drugiego, a zatem podlegają de­
generacji, lub raczej retrosemiozie, o jeden stopień w stosunku do
typu, który zawsze przynależy do kategorii Trzeciego. Jednakże de­
generacja znaków, o której tu taj mowa, jest poza opozycją typ —
replika (CP: 2. 274, 2. 246, 2. 292— 293). Jest tak, ponieważ źródło
tego zjawiska stanowi korelacja reprezentam enu i przedm iotu oparta
na błędnym procesie wnioskowania co do charakteru podstawy zna­
ku.
W części I była mowa o tym , że podstawa znaku może być tro ­
jakiego rodzaju i że jedynie znak symboliczny ma podstawę, która
w swej istocie jest tworem semiotycznym. Natom iast podstawy zna­
ków ikonicznych i indeksykalnych są wynikiem wnioskowania umy­
słu ludzkiego co do relacji zachodzących między zjawiskami w rze­
czywistości empirycznej od umysłu ludzkiego niezależnej. Wedle
Peirce’a rzeczywiste znaki ikoniczne, czyli znaki przynależące do ka­
tegorii Pierwszego, nie podlegają degeneracji (CP: 5. 68). Rzeczywi­
ste znaki indeksykalne, czyli znaki przynależące do kategorii D ru­
giego, podlegają jednej formie degeneracji, lecz stwierdza o niej
Peirce, że „nie istnieje ona jako taka, lecz jest w ten sposób postrze­
gana” (CP: 1. 365). Natomiast rzeczywiste znaki symboliczne, czyli
znaki przynależące do kategorii Trzeciego, podlegają dwóm stopniom
degeneracji, degeneracji indeksykalnej oraz ikonicznej (CP: 1. 366—
367, 1. 516—517, 1. 537—538, 2. 274, 2 . 292, 5. 66—83). Rzeczywiste
znaki symboliczne, a przede wszystkim znaki językowe, będą tutaj
przedmiotem rozważań o degeneracji.
O relacjach w rzeczywistym znaku symbolicznym, czyli w Trze­
cim, mówi Peirce:
W rzeczyw istym T rzecim , P ierw sze, D rugie i T rzecie m a ją c h a ra k te r T rze­
ciego lu b m yśli, podczas gdy w stosu n k u do siebie są P ierw szym , D rugim
i T rzeciem (CP: 1. 537).

Rzeczywiste Trzecie jest zatem relacją idealną, relacją trzech


czystych bytów semiotycznych, a podstawą tej relacji znakowej
jest wyłącznie konwencjonalne przypisanie. Źródłem degeneracji
będzie tu taj błędne wnioskowanie co do charakteru stosunku P ierw ­
szego, Drugiego i Trzeciego w tej relacji znakowej na skutek przy­
pisania jej podstaw y niesemiotycznej, czy to indeksykalnej, czy iko-
nicznej. Ze względu na to, że wszystkie elementy triady symbolicz­
nej m ają charakter Trzeciego oraz ze względu n a trojaką relację
reprezentam enu do podstawy znaku, jego przedm iotu oraz in ter­
pretanta można mówić o trzech formach degeneracji znaku. Po
pierwsze, można błędnie wnioskować o naturze samego reprezenta­
menu. Po drugie, można błędnie wnioskować o naturze relacji re­
prezentam enu do przedmiotu. Po trzecie, można błędnie wniosko­
wać o relacji reprezentam enu do interpretanta, czyli o sposobie re­
prezentow ania przedm iotu przez znak9. Należy jednak podkreślić,
że chociaż degeneracja indeksykalna i ikoniczna może przyjąć
w przypadku znaków symbolicznych trzy różne formy, źródło jej
pozostaje niezmienne. Jest nim błędne wnioskowanie co do charak­
teru podstawy znaku.
W pierwszej formie degeneracji w ystępuje proces retrosem iozy
reprezentam enu. Na skutek przekształcenia podstawy zndku z se-
miotycznej na kolejno indeksykalną i ikoniczną, reprezentam en, k tó ­
rym jest legisignum, czyli Trzecim, zostaje przekształcony z symbo­
licznego Pierwszego w Trzecim poprzez indeksykalne Pierwsze
w Drugim w ikoniczne Pierwsze w Pierwszym. W percepcji in ter­
pretującego umysłu zatraca zatem reprezentam en zdolność przed­
stawiania swojego przedm iotu jako tw oru semiotycznego. W m iej­
sce konwencjonalnego przypisania przedm iotu reprezentamenowi,
a zatem przedm iotu koniecznego, pojawia się kolejno przedmiot rze­
czywisty i możliwy. W pierwszym przypadku reprezentam en za­
czyna jawić się jako naturalne sensisignum pozostające w rzeczywi­
stym związku indeksykalnym ze swoim przedmiotem (CP: 1. 383).
W drugim przypadku reprezentam en zaczyna jawić się jako n atu ­
ralne qualisignum, którego przedmiotem może być jedynie jakość
(CP: 1. 383). W procesie ty m legisignum ulega degeneracji od triady
poprzez diadę po monadyczny znak-przedmiot. Proces, w którym
legisignum zatraca zdolność przedstawiania przedm iotu jako koniecz­
nego bytu semiotycznego, logicznie zewnętrznego w stosunku do
’ P a trz rów nież H. В u с z у ń s к a-G a r e w i с z: O p ojęciu zn a k u z d e -
generow anego. „S tudia S em iotyczne” 1981, T. 11.
legisignum, nazywa Bense utożsamieniem „realności” ze „środkiem
przekazu’- ( B e n s e , 1980: 112). Egzemplifikacją tego zjawiska
w znakach językowych są cliche i slogan, gdzie słowa przekształcają
się w bodźce i jakości interpretow ane jedynie przez reakcje i od­
czucia. Niewłaściwe wnioskowanie co do charakteru podstawy zna­
ku i, co za ty m idzie, do relacji w ew nątrz znaku powoduje pogwał­
cenie autonomii procesu semiozy i naruszenie reguł powstawania
rzeczywistych przedstawień semiotycznydh, co znaczy przedstawień
prawdziwych. Źródłem tej formy degeneracji w ydaje się postępu­
jąca zmiana stosunku do języka, wywołana rozwojem cywilizacji
przemysłowej. W w yniku pojawienia się środków masowego prze­
kazu i zjawisk takich, jak propaganda polityczna i reklam a, język
uległ instrum entalizacji, w następstwie czego znaczenia słów zaczęły
być utożsamiane z ich użyciami. Nasuwa się w tym kontekście
uwaga, że w behawioralnych teoriach, w tym również w przedsta­
wionych w części II poglądach Ayera, przyjm uje się za model po­
rozumiewania taką zdegenerowaną postać języka.
W drugim rodzaju degeneracji w miejsce semiotycznej podsta­
wy znaku również pojaw iają się kolejno podstawa indeksykalna
i ikoniczna, z tym że nie tyle dotyczą one reprezentam enu, ile sposo­
bu oddziaływania przedm iotu na reprezentam en. W konsekwencji
relacja reprezentam en — przedm iot podlega procesowi retrosemiozy
od Drugiego w Trzecim poprzez Drugie w Drugim po Drugie w P ier­
wszym. W percepcji interperetującego um ysłu w miejsce przedmio­
tu, który jest tworem semiotycznym, pojawia się kolejno jednostko­
wy przedm iot rzeczywisty (CP: 2. 293), pozostający w naturalnej re­
lacji indeksykalnej z reprezentam enem , a następnie jedynie jakość
(CP: 2. 293). Degeneracji podlega również reprezentam en jako kore­
lat relacji podlegającej degeneracji. Proces, w którym relacja rep re­
zentamen — przedm iot z relacji semiotycznej ulega w percepcji
umysłu przekształceniu w znajdujące się poza umysłem naturalne
relacje indeksykalne i ikoniczne, nazywa Bense utożsamieniem „real­
ności” z „przedmiotem” ( B e n s e , 1980: 112). Oznacza to, że tw ór
semiotyczny, jakim jest przedm iot w ew nętrzny znaku, zostaje utoż­
samiony z przedmiotem zewnętrznym i zanika granica m iędzy być
i być przedstawionym. Egzemplifikacją tego zjawiska jest magia
słów, zjawisko tabu językowego i zjawiska pochodne, jak eufemizm
i dysfemizm. Źródłem tego rodzaju degeneracji zdaje się stosunek
do języka, motywowany wierzeniami religijnym i, systemami w ar­
tości i obyczajowością danej społeczności. W „oświeconej” w ersji ta
forma degeneracji k ry je się za modelem porozumiewania się w po­
zytywistycznych teoriach, które nie dopuszczają do swojej ontolo-
gii takich metafizycznych bytów, jak tw ory semiotyczne. Utożsa­
miają więc one relację reprezentam en — przedm iot z odniesieniem
do przedmiotu zewnętrznego znaku. W ikłają się tym samym w nie­
skończoną ilość paradoksów językowych. Teoria deskrypcji B. Rus-
sela jest przykładem próby rozwiązania problemów, które niesie
z sobą taki pogląd.
W trzeciej formie degeneracji znaku, podobnie jak w poprzed­
nich, w miejsce semiotycznej podstawy znaku pojawiają się kolejno
podstawa indeksykalna i ikoniczna. Jednakże w pierwszej formie
degeneracji zapoczątkowana ona zostaje przez niewłaściwe wniosko­
wanie co do natury reprezentam enu poprzez przypisanie mu właś­
ciwości naturalnego sensisignum czy qualisignum. W drugiej formie
degeneracji zapoczątkowana zostaje ona przez niewłaściwe wnio­
skowanie co do n atu ry przedmiotu wewnętrznego i pośrednio do­
piero reprezentam enu jako jego korelatu. Natomiast trzecia forma
degeneracji zachodzi na poziomie interpretanta, a zatem degenera­
cji podlega sposób, w jaki znak przedstawia swój przedmiot. W y­
nikiem tego procesu może być fundam entalne odwrócenie relacji
w znaku, gdzie nie przedmiot oddziałuje na znak, lecz znak oddzia­
łuje na przedmiot (CP: 1. 538). Analogicznie do poprzednich przy­
padków, na skutek pojawienia się indeksykalnej podstawy znaku,
przedm iot znaku zostaje przekształcony w jednostkowy przed­
miot rzeczywisty. Na skutek pojawienia się podstawy ikonicznej
przedm iot znaku staje się jedynie jakością lub „nie wyodrębnionym
wyobrażeniem, nie przypominającym sądu w najm niejszy sposób”
(CP: 1. 538). Proces, w którym Trzecie Trzeciego przekształca rela­
cje symboliczne w relacje indeksykalne i ikoniczne, Bense nazywa
utożsamieniem „realności” z „kontekstam i świadomości” ( B e n s e ,
1980: 112). Oznacza to, że w przeciwieństwie do prawidłowego pro­
cesu semiozy, w którym przedmiot Wewnętrzny jest logicznie nie­
zależny od reprezentam enu i poprzez oddziaływania na reprezenta­
men określa interpretanta tego znaku, w tej formie degeneracji in­
terp retan t określa przedmiot w ew nętrzny znaku jako jednostkowy
przedmiot rzeczywisty lub przedmiot możliwy. Nieuchronnie musi
również uiec degeneracji reprezentam en jako korelat relacji pod­
legającej degeneracji. Jest to więc najbardziej wszechstronna forma
degeneracji, która prowadzi do odwrócenia relacji w znaku. Współ-
w ystępują zatem w tej formie degeneracji, oprócz kreowania przed­
miotu przez znak, poprzednie form y degeneracji, jak instrum enta­
lizacja języka i pomieszanie przedstawień semiotycznych z rzeczy­
wistością przedstawianą. Egzemplifikacją tego zjawiska jest „pranie
mózgów”, czarna propaganda wojenna i wszelkie odmiany propa­
gandy totalizującej. Źródłem takiej formy degeneracji zdaje się
uzurpacja przez umysł ludzki praw a do arbitralnego kształtowania
procesu semiozy. W ynikiem tej uzurpacji staje się zniszczenie tria ­
dycznej stru k tu ry znaku, a zatem, z punktu widzenia semiotyki
Peirce’a, w arunku nieodzownego do zaistnienia rzeczywistych, czyli
prawdziwych przedstaw ień semiotycznych. Przytoczony w części II
postulat U. Eco, odnoszący się do wchłonięcia przedm iotu w ew nętrz­
nego przez interpretanta, może być rozpatryw any jako przyjęcie
przez niego „łagodnej” w ersji tej formy degeneracji języka za mo­
del porozumiewania się. Pogląd Eco w tym w ypadku staje się re­
prezentatyw ny dla „wieku sofistycznego, gdzie dyskuirs publiczny
niewiele ma wspólnego z rzeczywistością [i — E. P.] może ńam nie
przyjść na myśl to, że ludzki język zazwyczaj jest środkiem do
ujawniania rzeczywistości (R a n s d e 11, 1976: 103).
Trzecia forma degeneracji ma ważkie implikacje dla wcześniej
omawianej semiozy fikcjonalnej. Czy semiotyka Peirce’a może do­
starczyć kryteriów rozróżnienia między dyskursem totalitarnej pro­
pagandy a dyskursem literackim? W pierwszym przypadku in ter­
pretant, miast być określonym przez znak, sam określa relacje
w znaku i kreuje przedm iot wewnętrzny, przypisując mu dowolne
cechy. Można założyć, że jedyną formą istnienia przedmiotów ta ­
kich znaków jest ich istnienie jako przedmiotów w ew nętrznych tych­
że znaków. Również w drugim przypadku jedyną formą istnienia
przedmiotów dyskursu literackiego jest ich istnienie jako przed­
miotów wewnętrznych, „świata przedstawionego” tegoż dyskursu.
Wśród wielu wypowiedzi Peirce’a o indeksykalności, o w arunkach
prawdziwości przedstawień semiotycznych, zagadnieniu o central­
nym znaczeniu w jego filozofii jest i takie stwierdzenie:
P ra c a poety czy powieścdopisarza m e je st całkow icie ró żn a od p racy n a u ­
kowca. A rty sta p rzed staw ia fikcję, lecz nie je st to fik cja arb itra ln a . W yka­
zuje ona pokrew ieństw a, k tó re um ysł akceptuje, ok reślając je jak o piękne,
co, je śli nie je st dokładnie ty m sam ym , ja k m ów ienie, że ta k a synteza jest
praw dziw a, je st czymś o ta k im sam ym ogólnym ch arak terze (CP: 1. 383).

Jednym z kryteriów, niejasnym i wymagającym dalszych ana­


liz, pozostaje zatem pogląd Peirce’a o sprawczej roli rzeczywistości
empirycznej wobec znaku, zasada, że „przedmiot zew nętrzny [...]
jest rzeczywistością, która w jakiś sposób powoduje przypisanie
znaku jego przedstaw ieniu”. Rzeczywistością, owym przedmiotem
zewnętrznym, może być również wyobraźnia artysty, owa poten-
cjalność myśli, która określa swoją pierwszą relacją znakową i daje
początek procesowi semiozy. Jeżeli w procesie tym uczestniczą rze­
czywiste znaki, czyli takie znaki, których przedm ioty wewnętrzne
pozostają w związku przyczynowym z wyobraźnią artysty, fikcja ta­
ka nie jest arbitralna. Natom iast jeżeli zasada sprawczej roli rzeczy­
wistości wobec procesu semiozy zostaje odwrócona i znak zaczyna
oddziaływać n a przedmiot, zapoczątkowany zostaje proces degenera­
cji znaku. Taka w ydaje się jedna z dróg, na której semiotyka P eir­
ce’a może dostarczać kryteriów rozróżnienia między fałszywą litera­
tu rą dydaktyczną a literatu rą w ierną ludzkiemu doświadczeniu,
między ideologicznymi rojeniam i a choćby najfantastyczniejszym i
tworam i wyobraźni ludzkiej, które paradoksalnie ujaw niają prawdę
0 rzeczywistości.
Zjawisko degeneracji znaku w istocie swej jest naruszeniem
zasad rządzących procesem semiozy. W semiotyce P eirce’a trzy
z nich zasługują na szczególne podkreślenie. Pierwszą z nich jest
wielokrotnie już przytaczana zasada nieredukowalności triady zna­
kowej, która jest w arunkiem zaistnienia rzeczywistego przedsta­
wienia semiotycznego. Drugą z nich jest zasada, że „nie znak oddzia­
łuje n a przedmiot, lecz przedm iot oddziałuje na znak” oraz że
„przedmiot zew nętrzny [...] jest rzeczywistością, która w jakiś spo­
sób powoduje przypisanie znaku jego przedstaw ieniu”. Trzecią
z nich jest zasada, że przedstawienie przedm iotu zewnętrznego
w znaku, czyli przedmiot w ew nętrzny znaku jest niezależny lo­
gicznie od znaku, lecz zarazem ma on „charakter znaku lub m yśli”,
a zatem jest tworem semiotycznym. Ta zasada sprowadza się do
stwierdzenia, że co innego jest być, a co innego być przedstawio­
nym. O relacji między być rozumianym jako wszystko, co może
być przedmiotem percepcji, czyli siłą sprawczą przedstawień se­
miotycznych w umyśle ludzkim, a być przedstawionym, czyli owymi
przedstawieniam i semiotycznymi, pisze Peirce:
E ntelechia b y tu leży w ty m w łaśnie, że podlega on p rzed staw ien iu [...] S ym ­
bol je st em brionaln ą rzeczyw istością posiadającą moc, b y w ra sta ć w sam ą
p raw dę, k tó ra w łaśnie je st entelechią rzeczyw istości (NEM: 262).

Z punktu widzenia semiotyki P eirce’a zjawisko degeneracji


przedstawień semiotycznych jest uniemożliwieniem spełnienia istoty
1 celu bytu, którą jest podleganie prawdziwemu przedstawieniu
w umyśle ludzkim. Istotę i cel bytu, w ujęciu Peirce’a, spełnić zatem
mogą jedynie znaki rzeczywiste, a więc znaki, które są wytw oram i
wnioskowania zgodnego z zasadami rządzącymi procesem semiozy.

VI
Z dokonanego przeglądu semiotyki Peirce’a, stanowisk wobec
niej krytycznych oraz z niektórych jej im plikacji wynika, że przed­
miot znaku, a ściśle przedm iot w ew nętrzny znaku, jest jednym z cen­
tralnych pojęć tej semiotyki. Jego obecność w znaku w ynika za­
równo z kategorialnej analizy znaku jako bytu o stru k tu rze tria-
dycznej, ja k i fundam entalnego rozróżnienia na być i być przed­
stawionym. Z tego drugiego w ynika konieczność dwoistości przed­
m iotu znaku, przedm iotu empirycznego jako takiego oraz przed­
miotu przedstawionego w znaku. Dla autorów krytycznych wobec
semiotyki P eirce’a takie ujęcie pociąga za sobą postulat wzbogace­
nia ontologii bytam i, które z punktu widzenia neopozytywistycz-
nego czy behawiorystycznego są nie do przyjęcia. Postulat ten bo­
wiem oznacza przyjęcie kategorii bytów, które dla neopozytywisty
są m etafizycznym i abstrakcjam i nie podlegającymi żadnej w eryfi­
kacji, a dla behaw iorysty są one równie nie podlegającymi żadnej
w eryfikacji zjawiskami psychicznymi. Dla jednych i drugich jedy­
nym wyjściem staje się zatem postulat eliminacji przedm iotu wew­
nętrznego znaku i utożsamienie odniesienia czy denotacji z empi­
rycznym i indywiduami lub ich zbiorami, z wszystkimi kom plikacja­
mi, jakie taki stosunek do języka naturalnego za sobą pociąga.
W śród nie kończącej się liczby paradoksów językowych jest i ta za­
sadnicza komplikacja, że wypowiedzi, którym nie można przypo­
rządkować przedmiotów empirycznych lub wręcz wiadomo, że takie
przedmioty nie istnieją, pozostają wypowiedziami znaczącymi.
Peirce natomiast, by nie wchodzić w długą i zawiłą historię pro­
blemu we współczesnej filozofii, podchodzi do niego z odwrotnej
strony, niejako od środka a nie z zewnątrz. Nie zaczyna od pytania
o byty, do których odnoszą się znaki, lecz o to, czym są znaki i ja ­
kie praw a powodują zachodzenie przedstawień semiotycznych
w umyśle. Wychodzi przy tym z założenia, że wszystko, co jest dane
umysłowi w poznaniu, ma charakter znakowy i bez mediacji zna­
ków poznanie nie może zaistnieć. Stąd jego stwierdzenie, że „nie
m a rzeczy, która jest sama w sobie w sensie nieistnienia w relacji do
um ysłu”. Stąd też znak, jego stru k tu ra oraz praw a rządzące proce­
sem semiozy są w filozofii Peirce’a zagadnieniem centralnym , gdyż
tylko przez określenie w arunków prawdziwości przedstawień semio­
tycznych można dojść do poznania bytów, do których odnoszą się
znaki. Stąd też wreszcie postulat przedm iotu wewnętrznego znaku,
produktu procesu poznania i w arunku koniecznego interpretow al-
ności znaków. Jako produkt procesu poznania m a on, co wielokrot­
nie zostało przytoczone, charakter doświadczenia lub inform acji, i to
charakter ogólny. Przedm iot w ew nętrzny zatem przedstawia uogól­
nienie jednostkowego aktu poznania. Jest on, by użyć, nie bez za­
strzeżeń, analogii z teorii kodów U. Eco, czymś podobnym do jed­
nostki kulturow ej, czyli „uspołecznionej kodyfikacji percepcyjnego
doświadczenia” (por. К a 1 a g a, Przedmiot i referent...). Z drugiej
strony jest on w arunkiem interpretow alności znaku, który go deno­
tuje, czy to na mocy cech, które znak posiada, czy to na mocy rze-
/

czywistego oddziaływania przedm iotu na znak, czy wreszcie na mo­


cy konwencjonalnego przypisania. Jako taki jest on również w a­
runkiem ciągłości procesu semiozy, a tym samym ciągłości poznania.
Postulat, że przedmiot w ew nętrzny znaku jako produkt pozna­
nia i w arunek interpretow alności znaku jest obecny we wszelkich
kodach semiotycznych, ma szczególnie ciekawe implikacje dla ję­
zyka naturalnego, na który przede wszystkim były nakierowane
rozważania tej pracy. Przytoczone tu taj zostały trzy rodzaje takich
implikacji: zjawisko ciągłości procesu semiozy, zjawisko semiozy
fikcjonalnej oraz zjawisko degeneracji procesu semiozy. W każdym
z tych zjawisk przedmiot w ew nętrzny znaku jest w arunkiem ko­
niecznym zaistnienia zjawiska, przynajm niej w semiotyce Peirce’a.
W przypadku zjawiska ciągłości procesu semiozy przedmiot wew­
nętrzny znaku jest w arunkiem koniecznym dla zaistnienia owej cią­
głości rozumianej zarówno jako interpretacja znaków wewnątrz
tego samego kodu, jak i przekład z jednego kodu na inny oraz in­
terpretacja niższych poziomów kodu przez wyższe, jak to ma m iej­
sce w języku naturalnym . W przypadku zjawiska semiozy fikcjo­
nalnej przedmiot wew nętrzny jest w arunkiem koniecznym in ter­
pretowalności znaków i dyskursów nie posiadających rzeczywistych
przedmiotów zewnętrznych. To stwierdzenie można Uogólnić i po­
wiedzieć, że przedmiot wew nętrzny znaku jest w arunkiem in ter­
pretowalności znaków i dyskursów w ogóle, a dyskursy artystycz­
ne są jednym w ariantem wśród wielu innych dyskursów, jak dy­
skursy naukowe, religijne, polityczne czy różne w arianty dyskur­
sów potocznych w rodzinie, szkole itd. Wreszcie w przypadku zja­
wiska degeneracji procesu semiozy przedmiot w ew nętrzny znaku
jest osią, wokół której zachodzą zjawiska degeneracji i być może te
właśnie zjawiska, obok semiozy fikcjonalnej, dostarczają najwięcej
m ateriału empirycznego na rzecz postulowania takiego bytu se­
miotycznego, jakim jest przedmiot w ew nętrzny znaku. W zależności
bowiem od wnioskowania co do natury podstawy znaku, znak ję­
zykowy będzie poprawnie przedstawiał swój przedmiot jako byt se-
miotyczny lub w dwóch stopniach degeneracji będzie go kolejno
przedstawiał jako przedmiot rzeczywisty lub przedmiot możliwy,
a tym samym uniemożliwione zostanie prawdziwe przedstawienie
semiotyczne bytu, do którego odnosi się znak, gdyż pogwałcone zo­
staną praw a rządzące procesem semiozy. „Entelechia bytu leży
w tym właśnie, że podlega on przedstawieniu.” „Znaczeniem przed­
stawienia może być tylko przedstawienie.”
Bibliografia
A y e r A., 1968: T he O rigins of P ragm atism . S tud ies in th e P hilosophy of
C. S. Peirce and W. Jam es. London: M acm illan.
B e n s e M., 1980: S w ia t рггег p ry zm a t znaku. W arszaw a: P aństw ow y In ­
s ty tu t W ydaw niczy.
B u c z y ń s k a - G a r e w ł e z H., 1980: Słow o w stępn e. W: M. B e n s e : Sw ia t
p rzez p ry zm a t znaku. W arszaw a: P aństw ow y In sty tu t W ydaw niczy.
B u c z y ń s k a - G a r e w i c z H., 1981: O pojęciu zn a k u zdegenerow anego.
„S tu d ia S em iotyczne” n r 11, s. 121— 140.
E c o U., 1976a: A T heory of Sem iotics. B loom ington: In d ian a U n iv ersity
P ress.
E c o U., 1976b: Peirce’s N otion o f Interpretant. „M odern L anguage N otes”
91.
G r e e n l e e D., 1973: Peirce’s C oncept of Sign. T he H ague: M outon.
G r e e n l e e D., 1976: P eirce’s C oncept o f Sign: F u rth er R eflections. „T ran sac­
tions of the C harles S. P eirce S ociety” vol. 12, n r 2, s. 135— 147.
J a k o b s o n H., 1971: Selected W ritings. T he H ague: M outon.
P e i r c e C. S., 1931—1935, 1958: Collected P apers o f Charles Sanders
Peirce. Eds. 1—6: C. H a r t s h o r n e , P. W e i s s . Ed. 7—8: A. W. B u r k s .
C am bridge, M assachusetts: H arv ard U niversity P ress.
P e i r c e C. S., 1958: Charles S. Peirce: Selected W ritings. Ed. P. P. W i e n e r .
N ew Y ork: D over Publications.
R a n s d e l l J., 1976: A n o th e r Interpretation of Peirce’s Sem iotic. „T ran sac­
tions of th e C harles S. P eirce Society” vol. 12, n r 2, s. 97— 110.
R a n s d e l l J., 1980: Sem iotics and L inguistics. In : T h e S ig n ifyin g A nim al.
T he G ram m ar o f Language and E xperience. Eds. I. R a u c h , G. F. C a r r .
B loom ington: In d ian a U niversity P ress.
S h e r i f f J. K., 1981: Charles S. Peirce and the Sem iotics o f L itera tu re. In:
S em io tic Them es. Ed. R. T. D e G e o r g e . L aw rence: U n iv ersity of K a ­
n sas P ublications.
S u l l i v a n D. F., 1976: P eirce’s Notion of P re-perceptual Cognition: A R ein ­
terpretation. „T ransactions of th e C harles S. P eirce S ociety” vol. 12,
n r 2, s. 182—198.

М ануэль П ровер

П РО БЛ ЕМ А П РЕДМ ЕТА ЗН А К А В СЕМ И О ТИ КЕ


К. С. П И РСА

Резюме

Работа состоит и з ш ести частей. В I части представлен а в общих


чертах традиционная теори я зн а к а П ирса, в которой зн ак определяется
к а к нередуцируем ая р ел я ц и я репрезентам ена, предм ета и и нтерпретанта.
В о II части представлено крити ческое мнение Д. Гринле, А. А йера и У.
Эко о теории зн а к а П ирса, особенно о его принципе двойственности пред­
мета знака, т. е. разделен и и на внеш ний и внутренний предмет зн ака,
п рисходящ его и з основного р азд ел ен и я на бы ть и бы ть представленны м.
В III части внутренний предм ет зн а к а представлен к а к условие неп ре­
ры вности процесса семиоза и интерпретируем ости знаков. В IV части
п редставлена пригодность этого понятия д л я ф у н кц и о н ал ьн о го семиоза.
В V части представлено явл ен и е дегенерации язы к о в ы х знаков, экзем п ли -
ф ицированное клиш е, язы ковы м табу и авторитарной деф орм ацией
дискурса. О бращ ено вним ание на подобия и р азл и ч и я м еж ду ф у н к ц и о ­
нальны м и дегенерированньш семиозом. В VI части обращ ается вн и ­
мание на ф а к т , что источником споров о традической теории П ирса
я в л я е тс я то, что был упущ ен его принцип, гласящ и й : все, что дано
разум у в познании, имеет х ар а к тер знаков. Отсюда Пирс начинает не от
исследования быта, к которому относятся зн аки, а от исследования стр у к ­
туры зн а к а и законов, расп ространяю щ и хся на процессы семиоза.

E m anuel P ro w er

ON THE O BJEC T OF SIG N IN C. S. PEIR C E ’S SEM IOTIC

Summary

The p rese n t p ap e r contains six p a rts. In p a rt I an outline is p resen ted


of P eirce’s tria d ic sign th eo ry in w hich th e sign is defined as an irred u cib le
rela tio n of a rep resen tam en , an object, and an in te rp re ta n t. P a r t II rep o rts
th e view s of D. G reenlee, A. A yer, an d U. Eco w hich are critical of P eirce’s
sign theory, p a rtic u la rly of th e dual n a tu re of th e o bject of th e sign, th a t
is th e distin ctio n into th e dynam ical and th e im m ediate object, w hich d istin c­
tio n d erives fro m a fu n d am e n tal distinction betwleen to be an d to be re p re ­
sented. In p a r t III th e im m ediate object is p resen ted as a p reco n d itio n for
th e continuity of th e process of sem iosis an d for th e in te rp re ta b ility of
signs. In p a r t IV th e usefulness of th e concept fo r fictiv e sem iosis is discus­
sed. In p a r t V th e degen eratio n of ling u istic signs, ex em p lified by th e cliche,
linguistic taboo, a n d a u th o rita ria n d isto rtio n of discourse, is p resen ted . S i-
m ilarties an d differences betw een fictive an d d eg en erate sem iosis a re dis­
cussed. In p a r t VI it is pointed out th a t th e source of controversies aro u n d
P eirce’s tria d ic sign th eo ry is an oversig h t of P e irc e ’s p rin cip le th a t all th e
m ind can know has th e n a tu re of signs. H ence P eirce begins his in q u iry
not by investig atin g th e en tities to w hich signs re fe r b u t by in v estig atin g
th e stru c tu re of th e sign and the law s w hich g o v ern processes of semiosis.
WOJCIECH KALAGA

Przedmiot i referent w świetle


triadycznej teorii znaku
Zajmiemy się w tym artykule rozróżnieniem między przedmio­
tem znaku a przedm iotem jego odniesienia, czyli referentem 1. Włącze­
nie tej dychotomii do aparatu pojęciowego badań nad tekstem daje
w perspektyw ie możliwość spójnego uzasadnienia tzw. kreacyjności
tekstu (nie tylko literackiego), a w konsekwencji stw arza podstawę
do rozważań nad fikcjonalnością, światam i możliwymi wyznaczany­
mi przez tekst, modelami propagandy, światem nowomowy itp.
Fundam entem , na którym opieram y dyskusję, jest triadyczna teoria
znaku Charlesa S. Peirce’a. Podstawowe założenia tej teorii oraz
omówienie jej kontrow ersyjnych punktów znajdzie Czytelnik
w pierwszych dwóch częściach artykułu Em anuela Prowera, za­
mieszczonego w tym tomie; zbędne byłoby więc tu taj ponowne ich
przytaczanie. Odsyłamy też Czytelnika do zamieszczonego artykułu
pt. A ntetensja i fikcjonalność, w którym postulowane tu ogólne
rozwiązania stosujem y w odniesieniu do świata przedstawionego
tekstu oraz problemu fikcji literackiej.

I
Przedm iot obecny w strukturze triady jest elementem w spo­
sób decydujący różniącym ją od znaku diadycznego, pojmowanego
w tradycji de Saussure’a. Przyjęcie triadycznej koncepcji znaku
1 P olskie te rm in y stosow ane w celu oznaczenia istn iejąceg o o b iek ty w ­
n ie p rzedm iotu, do którego odnosi się znak, są różn o rak ie, np.: referent lu b
rzecz n azw ana ( L u c a s , 1979); przedm iot odniesienia, czyli rzecz nazw an a
( G u i r a u d , 1976); 're fe re n t’ lu b rzecz ( H e i n z , 1978). W celu u n ik n ięcia
nieporozum ień lu b w ieloznaczności decydujem y się tu n a w spółbrzm iący z a n ­
gielskim oryginałem te rm in referen t.
O ile nie zaznaczono inaczej, w szystkie cy taty obce w p rzekładzie au to ra. лс
oznacza zatem, iż możemy mówić o przedmiotach przedstawionych
przez tekst bez uprzedniej wiedzy o tym, czy zdania tego tekstu
odnoszą się (refer) do empirycznej rzeczywistości czy też nie; in­
nymi słowy, możemy mówić o przedmiotach nie wiedząc, czy ma­
my do czynienia z tekstem fikcyjnym czy.niefikcyjnym .
Stanowisko to jest sprzeczne zarówno z niesłusznym w naszej
opinii utożsamianiem znaczenia z przedmiotem, do którego wypowiedź
się odnosi ( R u s s e l l , 1956), jak i z przekonaniem, że nie można
myśleć, mówić czy też odnosić się do rzeczy nie istniejących, a więc
z przekonaniem, że zdania fikcyjne są w istocie, o czymś innym niż
fikcja. U podstaw tego przekonania leży założenie (R у 1 e, 1933,
1955; M o o r e , 1955), że zdania fikcyjne „w części znaczą lub
stwierdzają, iż to, do czego się odnoszą, [...] istnieje” ( K h a t c h a-
d o u r i a n , 1978: 106). Rozumowanie takie prowadzi do wniosku,
że zdania fikcyjne są z n atury fałszywe.
Pogląd ten nie wyjaśnia oczywiście różnicy między wartością
logiczną zdań „Pegaz jest skrzydlatym koniem ” i „Pegaz jest skrzy­
dlatą krow ą” (por. N i k l a s , 1979: 212) czy też „Sherlock Holmes
był Anglikiem” i „Sherlock Holmes był Chińczykiem”. W konfron­
tacji ze zjawiskami kulturow ym i i literackim i „krzepkie poczucie
rzeczywistości” prowadzi do niepożądanych uproszczeń. Jak zaob­
serwowano (np. C h i s h o l m , 1973; G r o s s m a n n , 1974: 73; N i ­
k l a s , 1979: 210— 112; S t r a w s o n , 1970), zastosowanie teorii de-
skrypcji do języka naturalnego ma zasięg ograniczony, szczególnie
w odniesieniu do języków nie posiadających przedimków i rodzaj-
ników ( M a r c i s z e w s k i , 1973: 93). Rozwiązania tego rodzaju
— pomimo ich wartości w badaniach logicznych — nie wyczerpują
pytań stawianych przez teorię literatu ry i kultury, a zatem w częś­
ci i przez semiotykę.
Wobec koncepcji głoszących fałszywość zdań fikcyjnych rację
ma Umberto Eco, twierdząc, iż „pojęcie referenta ma nader nie­
fortunne skutki w ram ach teorii kodów” (1976a: 58). W kategoriach
rozróżnienia między w arunkam i sygnifikacji i w arunkam i praw dzi­
wości ( Eco, 1976a: 8) referent, tj. byt zew nętrzny wobec znaku, wi­
nien zostać wykluczony jako „niepożądana i ryzykowna obecność
narażająca na szwank teoretyczną czystość teorii” (1976a: 61).
Słuszny ten pogląd prowadzi jednak jego autora do wniosków
domagających się polemiki: w ujęciu Eco bowiem Hjelmslevowska
korelacja wyrażenia i treści łączy się z Peirce’owską koncepcją in­
terpretanta, w rezultacie czego wyeliminowany zostaje wspomniany
na wstępie wyróżniający elem ent triady: jej przedmiot. W porów­
naniu z triadycznym i relacjam i typu: symbol — odniesienie (refe­
rence) — referent ( O g d e n i R i c h a r d s ) , reprezentam en — in-
terpretant — przedm iot ( P e i r c e ) , Zeichen — Sinn — Bedeutung
( F r ege) , model diadycznej funkcji znakowej (signifiant — signifie)
odpowiada tylko dwóm pierwszym elementom każdej z tych triad,
chociaż, jak tw ierdzi Eco, może mieć związek z pełnym trójkątem
Fregego „w tedy i tylko wtedy, gdy pojęcie Bedeutung nie jest
pojmowane jako ściśle ekstensjonalne” ( Eco, 1976a; 59—-60):
[...] o ty le o ile B ed eu tu n g uw aża się za „klasę” ak tu aln y c h i m ożliw ych
przedm iotów — nie za pojedynczy egzem plarz p rzedm iotu [token], a za
p rzed m iot ro zu m ian y jako ty p [type] — o tyle sta je się ono p o k rew n e treści
[content] [...] Z tego intensjonalnego p u n k tu w idzenia B ed eu tu n g sta je się
czymś, co pow inno podlegać badaniom te o rii in te rp re ta n tó w ( Ec o , 1976a: 60).

Z takiego stanowiska, Bedeutung, w sensie nie-ekstensjonal-


nym, jest denotowaną treścią, Sinn zaś konkretnym sposobem u j­
mowania tej treści: „Tak więc uchw ytujem y Bedeutung poprzez
serię jego Sinn i [...] właśnie Bedeutung określane jest przez Sinn,
a nie odw rotnie” ( Eco, 1976a: 61). W tym miejscu koncepcja Eco
w ydaje się jeszcze w większym stopniu triadyczna niż diadyczna,
a Bedeutung przypomina w ew nętrzny przedm iot znaku2 bardziej
ńiż jego znaczenie. Jednak w ogólnym ujęciu Eco, w efekcie jego
dążenia do pozbycia się za wszelką cenę jakichkolwiek śladów re ­
ferenta, przedm iot znaku zostaje wchłonięty przez interpretanta
( Eco, 1976b). Obydwa pojęcia zostają stopione w jedno, zwane
czasem denotacją, czasem jednostką kulturow ą (cultural unit), treś­
cią, znaczeniem lub interpretantem ( Eco, 1976a: 48—72). U pod­
staw tej redukcji leży założenie, iż „relacja między signifiant i si-
gnifiü (lub między nośnikiem znaku [sign-vehicle] i sygnifikacją
fsignification], lub między znakiem i znaczeniem [meaning]) jest
sama w sobie autonomiczna i nie wymaga obecności przedmiotu
odniesienia [referred object] jako elem entu swej definicji” ( Eco,
1979: 179). Powtórzmy, iż jest to założenie jak najbardziej słuszne,
jeśli traktow ać przedm iot odniesienia (referent) jako przedmiot ze­
w nętrzny wobec znaku. Jednak w kategoriach triadycznej teorii
znaku term iny referent i przedm iot nie mogą zostać uznane za sy-
nonimiczne. Należy dokonać rozróżnienia, śladem Peirce’a, mię­
dzy wew nętrznym (czyli bezpośrednim, Immediate) a zewnętrz­
nym (dynamicznym, Dynamie) przedmiotem znaku. Relacja mię­
dzy znakiem i przedmiotem zewnętrznym jest kwestią odniesienia
(referring): stawia ona sprawę wartości logicznej i leży poza sferą
sygnifikacji. Znajdujem y tu analogię do fregeańskiego Bedeutung
w „wąskim”, ekstensjonalnym sensie. Inaczej ma się rzecz z przed­
2 T erm inów przedm iot w ew n ętrzn y i p rzedm iot zew n ętrzn y używ am y
ek w iw alentnie z P eirce’ow skim Im m e d ia te O bject i D ynam ical O bject. Por.
w y jaśnienie w dalszej części arty k u łu oraz E. P r o w e r , P roblem p rzed m io tu
znaku..., w tym że tom ie; rów nież H. В u с z у ń s к a-G a r e w i с z, 1980.
miotem w ewnętrznym znaku: nie wolno utożsamiać go z ekstensjo-
nalnym pojęciem referenta, jest on bowiem czysto semiotycznym
bytem niezależnym ontycznie od jakiegokolwiek empirycznie ist­
niejącego, wskazywanego przedmiotu i posiada swój locus w sferze
sygnifikacji. Przedm iot w ew nętrzny to „przedm iot taki, jakim sam
znak go przedstawia, a jego Istnienie jest w ten sposób zależne od
jego przedstawienia w znaku” (CP: 4.536; jak to jest przyjęte, w od­
syłaczach do Collected Papers (C P ) P eirce’a pierwsza cyfra ozna­
cza tom, a druga odpowiedni paragraf).
Z poglądami Eco można zatem zgodzić się jedynie połowicznie.
Faktem jest, iż pojęcie interpretanta „ratuje kategorię treści [...]
przed statusem nieuchwytnej platońskiej abstrakcji lub n iew ykry-
walnego faktu mentalnego” ( E c o , 1979: 197), nie znaczy to jednak,
iż pojęcie interpretanta unicestwia przedmiot wewnętrzny. Eco ma
rację, twierdząc, że „przedm iot wew nętrzny jest niczym bez inter­
pretanta określającego go jako biegun w czysto abstrakcyjnej rela­
cji sem iotycznej” (1976b: 1464), nie jest to jednak wystarczający
powód, by eliminować sam przedmiot w ewnętrzny lub redukować
go, utożsamiając właśnie z interpretantem (por. P r o w e r , Problem
przedmiotu znaku..., w tym tomie).
Z punktu widzenia przed-referencjalnej analizy tekstu3, szcze­
gólnie, jeśli okaże się, iż jest to fik cyjn y tekst literacki, utożsa­
mianie przedmiotu i znaczenia pozbawiłoby wykreowaną rzeczy­
wistość je j indywidualnego charakteru. Jako „jednostka kulturo­
w a” znaczenie, według Eco, stanowi to, co nazywa on „treścią-ty-
pem” (content-type ): samo będąc natury ogólnej, może zostać eks-
tensjonalnie odniesione do konkretnych obiektów jedynie w proce­
sie referencyjnym . W przypadku dyskursu fikcyjn ego ekstensja
oczywiście nie wchodzi w rachubę. Niem niej, w sposób równie
oczywisty, mamy w dziele literackim do czynienia w znacznej m ie­
rze z bytam i indywidualnym i lub zindywidualizowanymi, a nie tyl­
ko z typami. W powieści, w której „D oktor przeszedł na drugą
stronę ulicy” , ani ów doktor, ani ulica nie są znaczeniami o cha­
rakterze typów, choć zarówno doktor, jak i ulica dostępne są dzięki
kulturowym konwencjom semantycznym natury ogólnej. Gdy ten
sam doktor „dostrzegł m ałpę” , nie znaczy to, iż ujrzał małpę-typ,
ale wprost przeciwnie: dostrzegł konkretną, choć może bliżej nie
określoną istotę człekokształtną. Może to rozumowanie wyglądać
nieco zbyt „zdroworozsądkowo” , na pewno jednak uchroni nas ono
przed stosowaniem b rzytw y Ockhama z przesadną brutalnością.
W literaturze znaczenia ogólne, które wyznaczają indywidualne

3 Terminem analiza przed-referencjalna określamy analizę tekstu, o któ­


rym nie wiemy, czy odnosi się czy nie do jakiejś rzeczywistości empirycznej
albo też jeżeli wiemy, to nie bierzemy tej wiedzy pod uwagę.
byty, nie powinny być z nimi utożsamiane; podobnie same te byty
nie mogą być utożsamiane z ekstensjonalnymi referentami.
Pozbawienie znaku przedmiotu wewnętrznego mogłoby rów ­
nież oznaczać pow rót do najbardziej uproszczonej w ersji dychoto­
m ii Form y i Treści, a w konsekwencji do zubożenia estetycżnego po­
tencjału znaku. U. Eco (1976a), w ydaje się, rozumie pojęcie funkcji
znakowej (sign-junction) w etym ologicznym sensie słowa fnnkcja
(np.: przedmiot, rzecz spełnia funkcję znaku) raczej niż w sensie
m atematyczno-logicznym (np.: semiotyczna siła znaku jest funkcją
jego funktywów, tzn. jest wynikiem korelacji tych funktywów ; por.
Hjelmslev, 1963). P ierw szy z wym ienionych dwu sposobów
rozumienia funkcji utożsamia treść (signifie) ze znaczeniem, p rzy­
pisując wyrażeniu (signijiant) jedynie rolę nośnika, podczas gdy,
jak trafnie ujm uje to Mitchell, „oczywiste jest, iż choć m ożem y
m ówić o treści znaku, o znaczonym znaku, pełne znaczenie znaku
obejm uje zarówno treść, jak i wyrażenie, tak, że każdy przypadek
funkcji znakowej w świecie ludzkiej działalności znaczy zarówno
przez konwencjonalną treść, jak i przez swą materialną postać”
(1977: 393). Stwierdzenie to dotyczy szczególnie sztuk semantycz­
nych: gdyby znaczenie było jedynie treścią niesioną przez w yraże­
nie, brak byłoby miejsca na jakości estetyczne powstałe w wyniku
k o r e l a c j i wyrażenia i treści, tj. w wyniku relacji m iędzy tym,
co przedstawione i sposobem przedstawienia. Ograniczenie znacze­
nia wiersza O szyby deszcz dzwoni... jedynie do jego aspektu treś­
ciowego oznaczałoby pozbawienie go części jego wartości. Jedynie
znaczenie rozumiane jako funkcja znaku (reprezentamenu) i przed­
miotu wewnętrznego pozwala na umiejscowienie wartości estetycz­
nej4.

II
Obecność przedmiotu wewnętrznego znaku w semiotycznym
uniwersum jest niezależna od istnienia lub nieistnienia przedmiotu,
do którego znak może zostać odniesiony lub jest zw yczajow o odno­
szony. W kategoriach sygnifikacji istnienie referenta jest nieistotne
i nie stanowi warunku opisania cech przedmiotu wewnętrznego.
Z semiotycznego punktu widzenia ontologiczna kwestia istnienia
przedmiotu wiąże się z kwestią poznania (słowa istnienie używam y
tu w najszerszym sensie, nie ograniczając jego znaczenia do istnie­
nia empirycznego, fizycznego; gdy zajdzie potrzeba takiego ograni­

4 Chcąc dalej omawiać ten problem, musielibyśmy wkroczyć w sferę in-


terpretanta, leżącą poza głównym tematem tego artykułu. Kwestią syntezy
jakości estetycznych w interpretancie poruszaliśmy (К a 1a g a, 1986).

4 Z n a k -te k s t-fik c ja
czenia, opatrzym y to słowo odpowiednim przymiotnikiem, o ile kon­
tekst nie będzie w yraźnie wskazywał na sposób jego użycia). Jak
stwierdza Fairbanks: „[...] istnienie i poznanie są synonimiczne [...]
a wszelkie poznanie dokonuje się przez znaki. Rzeczywistość zatem
równa się wiedzy, równa się wyrażeniu” (1977: 238). Stwierdzenie
Fairbanksa albo idzie zbyt daleko, albo wym aga zastrzeżeń:'to ist­
nienie semiotyczne i poznanie (w sensie Peirce’owskim, w ykraczają­
cym poza jednostkowe poznanie mentalne) są synonimiczne. Innymi
słowy, to co poznawalne, posiada istnienie: „poznawalność [cogni-
zability ] (w najszerszym sensie) i istnienie nie tylko m etafizycznie
oznaczają to samo, ale są terminami synonimicznymi” (CP: 5. 257).
Znajdujemy tu analogię do tego, co Meinong nazywa daniem (gi­
venness) przedmiotu:

Jeżeli założymy [istnienie?] inteligencji o nieograniczonych możliwościach, to


nic nie jest niepoznawalne; a co jest poznawalne, jest. Ponieważ jednak uprzy­
wilejowanym zastosowaniem wyrażenia „[to] jest” [es g ibt] jest zastosowanie
go w odniesieniu do rzeczy, które posiadają byt [being], a szczególnie do
rzeczy istniejących [realnie], byłoby może jaśniej powiedzieć: wszystko, co
poznawalne, jest dane — dane mianowicie poznaniu. Danie, jako najbar­
dziej ogólną własność, można przypisać wszystkim Przedmiotom bez w yjąt­
ku, bez względu na to, czy są one, czy też ich nie ma ( M e i n o n g , 1960: 92)5.

Wejściu w świat semiozy musi towarzyszyć świadomość, iż


„ogół tego, co istnieje [empirycznie], wraz z tym, co istniało i ist­
nieć będzie, jest nieskończenie mały w porównaniu z ogółem P rzed ­
miotów w ied zy” ( M e i n o n g , 1960: 79); nauka o literaturze i k r y ­
tyka mitologiczna dostarczają dość materiału, by potwierdzić ten
pogląd.
Jest rzeczą znamienną, iż to samo zasadnicze rozróżnienie leży
u podstaw fenom enologii Peirce’a oraz Brentana i Meinonga: roz­
różnienie między mentalnym aktem a przedm iotem tego aktu lub,
w kategoriach Peirce’owskich, między myślą a przedmiotem myśli.
Dla Brentana zarówno akt, jak i jego przedmiot b yły jeszcze natu­
ry psychicznej; u Meinonga pojęcie przedmiotu zostało uwolnione
od psychologistycznego balastu: „wiedza jest, by tak powiedzieć,
faktem podwójnym [ Doppeltatsache ], w którym to, co poznane
w konfrontacji z aktem poznania, jest czymś relatywnie niezależ­
nym ” ( M e i n o n g 1960: 78). Przedm iot poznania (wiedzy), o któ­
rym m ówi Meinong, jest przedmiotem myśli lub, w kategoriach
semiotycznych, przedmiotem znaku, ponieważ „wszelka m yśl w spo-

5 Fakt, iż powołujemy się na Meinonga, nie oznacza, że przyjmujemy


jego ontologię, szczegółowa polemika zaś byłaby tu nie na miejscu. Przyto­
czony argument ma jednak dla nas wartość heurystyczną (por. też Sosein
przedmiotu), mimo że świadomie pomijamy tu istotne rozróżnienia (np. Sein,
Nichtsein, Bestand, Existenz).
sób konieczny musi być ujęta w znaki” [A ll thought must necessa- _
rily be in signs; CP: 5. 251]. M yśl pojmowana jest tutaj w sensie
niementalistycznym (lub raczej w sensie nie tylko mentalistycz-
nym). M yśl wykracza poza jednostkowy umysł — jest wobec niego
transcendentna — jest semiozą: „[...] powiedzieć, że przedmiot jest
w umyśle, jest tylko m etaforycznym określeniem faktu, iż pozosta­
je on wobec intelektu w relacji tego, co znane, do tego, kto zna
[of known to know er}” (CP: 8. 18; por. też CP: 4. 551). Oznacza to
też, że możemy traktować przedm iot w znaku jako ontologiczne
Trzecie6, nie stawiając pytania o istnienie w empirycznej rzeczyw i­
stości rzeczy, do której myśl czy znak się odnosi: możemy mówić
o przed-istnieniu przedmiotu znaku względem potencjalnego refe­
renta, o jego obecności i daniu w w iedzy i poznaniu przez znaki.
Idea semiotycznego dania przedmiotu pozwala mówić o dowol­
nym, najdziw niejszym nawet i najbardziej nieprawdopodobnym
rodzaju kreacji literackiej bez powątpiewania, czy m ów im y w ogóle
o przedmiocie, a nie o jakimś „zwodniczym wyrażeniu” ( misleading
expression). Różnica między przedmiotem m yśli a przedmiotem ist­
niejącym empirycznie lub poza znakiem jest różnicą m iędzy w ew ­
nętrznym i zewnętrznym przedmiotem znaku. Podkreślenia wym aga
ontyczna niezależność7 przedmiotu znaku (przedmiotu tekstu jako
znaku) od zewnętrznej wobec niego rzeczywistości i posiadanie prze­
zeń własności, nawet jeżeli są to własności sprzeczne. Przyjm ując
takie stanowisko, możemy ze spokojem ontologicznego sumienia
wydawać sądy o świecie Wiosny w Pekinie Borisa Viana, Finnegans
Wake Joyce’a, Doktora Dolittle Loftinga czy Alicji w krainie cza­
rów Lewisa Carrołła.
Z perspektywy dotychczasowych rozważań jasny staje się fakt,
iż tzw. kreacyjność jako cecha odróżniająca tekst literacki (fik c y j­
ny) od tekstu nieliterackiego (niefikcyjnego) jest kryterium błęd­
nym. Semioza tekstowa z natury jest procesem kreacyjnym : znak
kreuje nie tylko swojego interpretanta8, ale i swój przedmiot w ew ­
nętrzny. Działanie znaku wobec jego przedmiotu jest więc opera­
cją dwojaką: znak kreuje swój przedmiot i jednocześnie „odnosi
się” do niego. W celu podkreślenia różnicy m iędzy relacją znak —
6 Odwołujemy się tutaj do kategorii Pierwszego, Drugiego i Trzeciego,
stanowiących fundament semiotyki i filozofii Peirce’a. Brak tu miejsca na
ich przybliżenie; omawia te pojęcia w swoim artykule P r o w e r .
7 Między przedmiotem wewnętrznym a zewnętrznym (podobnie jak mię­
dzy myślą a przedmiotem empirycznym, na który jest skierowana) istnieją
oczywiście zależności innego rodzaju; zjawisko to stanowi odrębny problem.
Pośrednio i fragmentarycznie dotykamy go w IV części artykułu; por. też ar­
tykuł P r o w e r a.
8 Peirce używa różnych terminów, aby opisać tę relację: determines, pro­
duces, creates, gives rise to.
przedmiot wewnętrzny i znak — przedmiot zewnętrzny używać
będziemy terminu wyznaczać, aby opisać pierwszą z tych relacji,
zachowując odnosić się do dla drugiej9.
N ie możemy zatem, w świetle poczynionych uwag, zaakcepto­
wać rozpowszechnionego i nadużywanego sloganu, mówiącego, że
„znaki literackie [...] kreują to, co oznaczają” ( M e i d n e r , 1978:
78; por. także R ó ż a n o w s k i , 1976) z naciskiem na literackie,
ponieważ kreacja świata nie jest wyłączną cechą znaków literac­
kich. N ie m ożem y zgodzić się z poglądem, że:
[...] wyjątkowość reprezentacji w tekstach fikcyjnych polega na tym, że to,
co reprezentowane (w sensie [...] darstellen ), jest jednocześnie konstytuowane
[...] Cechą charakterystyczną reprezentacji fikcjonalnej jest to, że [sama ona]
przyjmuje i warunkuje [assumes and stipulates] swe przedmioty (G e 11 e y,
1979: 418).

Odrzucamy takie stwierdzenie, przedstawia ono bowiem zaledwie


prawdę połowiczną. Z semiotycznego punktu widzenia każdy tekst
jest kreacyjny. To jedynie brak referencyjności do rzeczywistości
empirycznej w przypadku dzieł literackich (fikcyjnych) wysuwa
na czołow y plan sferę przedm iotów wewnętrznych i, pozwalając
nam ją dostrzec z pełną wyrazistością, stwarza iluzję, jakoby krea­
cyjność była wyróżniającą cechą tekstów fikcyjn ych 10.

III
W arunkiem kreatywności tekstów i tworzenia przez nie spe­
cyficznych światów m ożliwych jest intersubiektywny i ogólnie p rzy ­
jęty repertuar znaków i przedm iotów wewnętrznych, które te znaki
wyznaczają. P od pojęciem p r z e d m i o t rozum iem y tutaj nie ty l­
ko przedmiot posiadający formalną strukturę „rzeczy” , ale przed­
m iot wew nętrzny jakiegokolwiek kategorematycznego lub synka-
tegorematycznego prostego znaku, czy to o charakterze typu, czy
tokenu. K onfiguracje takich przedmiotów, zm odyfikowanych pod
w pływem kontekstu, konstytuują tzw. świat przedstawiony dzieła.

9 W języku angielskim różnicę tę dobrze mogą oddawać odpowiednio


terminy pertain i refer.
10 Potwierdzenie takiego stanowiska na gruncie fenomenologii znajduje­
my u R. I n g a r d e n a (1960). W komentarzu do Ingardena podobnie też uj­
muje rzecz Dąbrowski: „Życiowe nastawienie na praktyczność i realność ce­
lów porozumienia uniemożliwia nam powszednie uświadomienie sobie, że
wszelkie znaczenie tworu językowego jest w pewnym sensie twórcze, gdyż
wytwarza (intencjonalnie) przedmiot do pewnego stopnia fikcyjny, tj. przed­
miot intencjonalny znaczenia, który — w praktycznych, praktyczno-realnych
użyciach słów — staje się niedostrzegalny, przejrzysty, znikający z pola naszej
uwagi z powodu ścisłej przynależności do przedmiotu realnego” ( D ą b r o w ­
s ki , 1977: 123).
Pojęciem najodpowiedniejszym dla roli indywidualnego skład­
nika repertuaru kultury jest pojęcie j e d n o s t k i k u l t u r o ­
w e j . Term in ten został przyswojony semiotyce przez Umberto
Eco, który zapożyczył go od D. Schneidera (1968). Jednak sposób,
w jaki Eco przeprowadził tę adaptację, budzi wątpliwości i w ym a­
ga pewnej korekty, przynajm niej w triadycznej teorii znaku.
Eco utożsamia jednostkę kulturową ze znaczeniem. Fakt ist­
nienia jednostek kulturowych pozwala, według niego — i jest to
pogląd słuszny — rozumieć język jako zjawisko społeczne i stano­
w i argument przeciw tzw. referential fallacy:

Jeżeli oznajmię, iż „istnieją dwie natury w Chrystusie, ludzka i boska, w jed­


nej osobie”, logik lub przedstawiciel nauk ścisłych mogliby stwierdzić, że
ten ciąg znaków [sign-vehicles ] nie posiada ani ekstensji, ani referenta —
i że można by zdefiniować go jako nie posiadający znaczenia, a więc jako
pseudotwierdzenie. Nigdy jednak nie uda się im wyjaśnić, dlaczego całe
zbiorowiska ludzi walczyły przez wieki o słuszność tego rodzaju twierdzeń
lub ich odrzucenie. Najwidoczniej miało to miejsce, ponieważ wyrażenie
przekazywało konkretną treść, która istniała jako jednostki kulturowe w ob­
rębie cywilizacji (E с o, 1976a: 68 ).

W ydaje się jednak nie mniej oczywiste, że ogół ludzi nie spie­
rał się o znaczenia tych słów, ale o jakościową charakterystykę
przedmiotu należącego do ideologii. Eco nie przestrzega dychotomii
przedm iot w ew nętrzny — przedm iot w ew nętrzny i w efekcie nie
rozróżnia m iędzy jakościowym uposażeniem przedmiotu (określo­
nym przez jego znaczenie) i jego istnieniem (obecnością, daniem,
subsystencją). To właśnie skłania go do utożsamienia jednostki kul­
turowej z interpretantem11. W ramach triadycznej teorii znaku —
zamiast mnożyć etykietki dla pozornie tego samego zjawiska (treść,
znaczenie, interpretant, denotacja, jednostka kulturowa) — należy
raczej ograniczyć zakres pojęcia jednostki kulturowej do określe­
nia przedmiotu wyznaczonego przez indywidualny znak, a okreś­
lanego w swym uposażeniu przez interpretanta tego znaku.
Pod pojęciem jednostki kulturowej nie będziemy zatem rozu­
mieć ani reprezentamenu (znaku; patrz przypis 14), ani jego zna­
czenia (interpretanta), ale wew nętrzny przedm iot znaku, niezależ­
n y bytowo od empirycznego istnienia referenta. Tak więc, na
przykład, zarówno przedm iot wew nętrzny znaku jednorożec, jak
i przedmiot w ew nętrzny znaku Mississippi są jednostkami kulturo­
wym i, bez względu na to, czy posiadają korelaty w świecie empi­
rycznym. Mississippi jako jednostkę kulturową należy odróżnić od
fizycznego, geograficznie określonego miejsca. Jako jednostka kul­

11 Oczywiście, w procesie nieskończonej semiozy (w rozumieniu Peirce’a)


interpretant jest jednostką kulturową, gdy patrzymy nań jako na przedmiot
innego znaku; to już jednak stanowi odmienną od omawianej relację.
turowa wyznaczana ona jest bowiem nie tylko przez proste znacze­
nie „rzeka w Am eryce Północnej” , ale także przez całą spuściznę
kulturową (m. in. powieści Twaina, Faulknera). Podobnie, przed­
miot w ew nętrzny jednorożca jest jednostką równie realną w kultu­
rze jak Mississippi, chociaż nie posiada on empirycznego referenta.
Sięgnijm y jeszcze raz do kręgu Meinonga. Formułą, która
tłumaczy jakościowe uposażenie jednostki kulturowej, jest zasada
niezależności Sosein od Sein. Sosein przedmiotu polega na posiada­
niu przezeń cech i własności. Sformułowana przez M ally’ego. zasa­
da ta mówi, że:

[...) to, co nie jest w żaden sposób zewnętrzne wobec przedmiotu, a stanowi
jego właściwą istotę, subsystuuje w jego Sosein, charakteryzującym Przed­
miot niezależnie od tego, czy istnieje on czy też nie [...] w samym Sosein
każdego Przedmiotu wiedza znajduje pole dostępne bez względu na to, czy
uprzednio dana została odpowiedź na pytanie dotyczące istnienia [...] ( M e i -
n o n g , 1960: 86).

W yróżnienie Sosein przedmiotu pozwala nam uniknąć trakto­


wania postaci lub przedm iotów literackich jako „zespołów” (sets)
cech ( C a r t e r , 1980) lub też odmawiania im w ogóle prawa do po­
siadania własności (I n w a g e n, 1977; por. C a r t e r , 1980) tylko
dlatego, że są abstrakcyjnym i bytami. Tak więc otyłość pani Gamp
z powieści Dickensa Martin Chuzzlewit należy do Sosein tej posta­
ci i nie należy utożsamiać je j z fizyczną, materialną otyłością. To
samo dotyczy „jednorożcości” jednorożca. Zastrzeżenie, że nie­
materialny byt nie może być otyły jest bezzasadne, zarówno bowiem
jakość (jako element Sosein przedmiotu), jak i przedmiot ontolo-
gicznie są natury Trzeciego albo — używając term inologii fenome­
nologicznej — subsystuują intencjonalnie.
W konsekwencji — rzecz istotna w fik cji literackiej — tzw.
niem ożliwe przedm ioty (tj. wewnętrznie sprzeczne) nie muszą zo­
stać wykluczone z semiotycznego uniwersum dzieła literackiego.
Zarówno przedm ioty możliwe, jak i niem ożliwe posiadają swoje
Soseins, z tym że Sosein przedm iotów możliwych jest niesprzeczne,
natomiast przedm iotów niemożliwych sprzeczne ( C h i s h o l m , 1973:
247). N iektórzy autorzy wykazują jednak dalej idącą ostrożność
w tym względzie. Marciszewski, na przykład utrzymuje, iż:

[...] takie sformułowanie kryterium istnienia intencjonalnego, które nie po­


ciąga konsekwencji, że przedmioty intencjonalne bywają wewnętrznie sprzecz­
ne, zdaje się [...] zgodne z powszechną intuicją [...] nieprawdopodobieństwo
nie powinno [...] dochodzić do swej górnej granicy, jaką jest niemożliwość
logiczna (1973: 198).

W tym miejscu jednak rozchodzą się drogi logika i semiotyka


literatury. Norm atywne stwierdzenie tego pierwszego nie może
przysłonić faktu, że przekroczenie górnej granicy niemożliwości lo­
gicznej nie tylko jest możliwe, ale często ma miejsce. W ystarczy
przejrzeć eksperymentalną powieść X X wieku od Becketta do ame­
rykańskiej N e w Fiction, by przekonać się, iż — odmiennie niż su­
geruje to cytowany autor — może okazać się, że „W ilk zjadł Babcię,
a za chwilę, że W ilk nie zjadł Babci” ( M a r c i s z e w s k i , 1973:
8 )».
Sosein każdej jednostki kulturowej zdefiniowane jest w ramach
systemu kultury. D efinicję taką można przedstawić jako otwartą
encyklopedię w form ie synchromczno-diachronicznego spektrum
kom pozycyjnego ( compositional spectrum, E c o , 1976a: 91— 120,
279— 281), „które wyodrębnia ścieżki odczytań złożone z różnych
w ęzłów reprezentujących wyznaczniki semantyczne” ( E c o , 1976a:
121). Musimy jednak być świadomi różnicy m iędzy semantyczną
reprezentacją Sosein przedmiotu a samym przedmiotem. Co więcej,
jakikolw iek składnik Sosein zaznaczony w spektrum kom pozycyj­
nym również posiada Sosein, które samo z kolei podlega analizie
kom pozycyjnej. Ta potencjalna ciągłość semantycznej reprezentacji
odzwierciedla Peirce’owską ideę nieskończonej semiozy: „[...] każda
jednostka semantyczna użyta w analizie sememu sama jest kolejnym
sememem, który można zanalizować” (E c o , 1976a: 121); inaczej
mówiąc, realizuje się tu formuła Peirce’a, według której interpre­
tant każdego znaku sam jest znakiem posiadającym swojego inter­
pretanta. Jedną z głównych zalet kom pozycyjnego modelu propo­
nowanego przez Eco jest to, że „antycypuje on definicję każdego
znaku dzięki połączeniu z uniwersum wszystkich innych znaków,
które funkcjonują jako interpretanty, a każdy z nich jest w stanie
gotowości, by stać się znakiem interpretowanym przez wszystkie
inne” (E c o , 1976a: 122).
Typow ym znakiem wyznaczającym jednostkę kulturową jest
znak rhematyczny — podstawowy składnik „słownika” kultury
(można też wyobrazić sobie złożone jednostki kulturowe, np. uciecz­
ka Napoleona z Elby, jako przedm ioty znaków dicentycznych lub
argumentów)13. Jeżeli rhema nie jest imieniem własnym (indyw i-
duowym), jednostkę kulturową, którą wyznacza, można scharakte­
ryzować jako typ raczej niż indywiduum. Z chwilą jednak gdy
rhematyczne znaki staną się składnikami znaku dicentycznego lub

12 Marciszewski nie odmawia kategorycznie esse intentionale przedmio­


tom sprzecznym, zauważa jednakże, że jeżeli przyjmiemy ich istnienie, to in-
tencjonalność ich będzie odmienna od intencjonalności przedmiotów niesprzecz-
nych. Jest to spostrzeżenie warte rozwinięcia.
13 Pojęcia: znak rhematyczny, znak dicentyczny, argument odnoszą się
do odpowiedniej trychotomii Peirce’a. Por. P r o w e r , P roblem przedmiotu
znaku...
argumentu, jednostki kulturowe, które są ich korelatami, podlegają
indeksykalnej indywidualizacji (por. artykuł Antetensja i fikcjonal-
ność w tym tomie). Procesowi temu towarzyszy wyeksponowanie
relewantnych jakości z pełnego Sosein przedmiotu. Innym i słowy,
przedmiot zostaje ukazany w odniesieniu do podstawy (ground).

IV

W edług koncepcji Peirce’a znaki zastępują przedm ioty (stand


for) „nie pod każdym względem, a w odniesieniu do pewnego ro­
dzaju idei” (CP: 2. 228). W kategoriach ontologii literatury oznacza
to, iż przedm ioty pojawiają się w dziele w pewnych wyeksponowa­
nych aspektach raczej niż w pełnym jakościowym uposażeniu. Zo­
stało to już zaobserwowane i opisane na gruncie fenomenologicz­
nym przez Romana Ingardena (1973), którego analizy jednak odno­
szą się przede wszystkim do estetycznego charakteru utrzym ywa­
nych przez dzieło „ w pogotowiu” wyglądów. Teoretycznym proble­
mem, który się tutaj pojawia, jest pytanie, czy pojęcie podstawy
(ground) stosuje się wobec przedm iotów przedstawionych w dziele.
Mówiąc nieco inaczej, musimy postawić pytanie, czy i jeśli tak,
to jak to jest możliwe, że przedm ioty zostają wykreowane przez
znaki i jednocześnie pokazane tylko w odniesieniu do pewnej idei
lub w pewnym aspekcie. Czy nie jest raczej tak, że są kreowane
już w „ułom nej” , fragm entarycznej postaci? Odpowiedź na to p y ­
tanie ma nie tylko znaczenie teoretyczne, ale może w konsekwen­
cji mieć w p ły w na analizy technicznych, strukturalnych lub este­
tycznych aspektów konkretnych utworów.
Ze stwierdzeń samego Peirce’ a na temat podstawy znaku nie
wynika w sposób jasny, czy pojęcie to dotyczy relacji m iędzy zna­
kiem 14 a przedmiotem zewnętrznym (Dynamical O bject), czy m ię­
dzy znakiem a przedmiotem wewnętrznym (Immediate Object), czy
też obydwu tych relacji. Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić,
że mamy do czynienia z pierwszą z wymienionych relacji — tak też
ujmuje rzecz U. Eco (1979). Jeżeli pominiemy wspomniane już błęd­
ne utożsamianie przedmiotu z interpretantem czy nawet podstawy
z interpretantem, jego rozumienie podstawy jako „jednego z moż­
liw ych predykatów przedmiotu” (1979: 182) jest trafne i pozostaje
w zgodzie z myślą Peirce’a. W edle tej interpretacji podstawa jest

14 Termin znak używamy w tym miejscu na oznaczenie pierwszego)


elementu triady znakowej (reprezentamenu). Na dwojakie rozumienie i użycie
terminu zwróciła uwagę H. B u c z y ń s k a - G a r e w i c z (1981): w szerszym
sensie znak odnosi się do całej triadycznej relacji, w węższym — tylko do
elementu znaczącego (Pierwszego w triadzie).
„atrybutem przedmiotu o tyle, o ile został on .potraktowany selek­
tyw n ie i tylko niektóre z jego atrybutów stały się istotne [perti­
nent], konstytuując w ten sposób Bezpośredni [tj. w ewnętrzny]
Przedm iot znaku” (E c o , 1979: 182). Pojęcie podstawy służy zatem
rozróżnieniu m iędzy Przedm iotem Dynamicznym (zewnętrznym )
a Przedm iotem Bezpośrednim (wewnętrznym ): „Przedm iot Bezpo­
średni jest sposobem przedstawienia [ześrodkowania, focusing]
Przedm iotu Dynamicznego [...] Przedm iot Dynamiczny m otywuje
znak, ale znak swą podstawą ustanawia Przedm iot Bezpośredni,
który jest »w ew n ętrzn y « (CP: 8. 354)” (E c o , 1979: 183). W tym sen­
sie podstawa dotyczy jedynie ekstensjonalnego użycia znaku i jest
umiejscowiona na osi antetensja — ekstensja (por. Antetensja...).
Tego rodzaju interpretacja jednak ani nie w yczerpuje proble­
mu, ani nie jest sprzeczna z zastosowaniem pojęcia podstawy do
relacji znak — przedmiot wewnętrzny. W istocie bowiem możemy
mówić o podstawie w odniesieniu do świata przedm iotów dzieła li­
terackiego, wobec którego działa przecież efektyw nie „zasada fik-
cjonalności” . Znaki rhematyczne dają „zaledw ie ogólną charakte­
rystykę [description]” (CP: 1. 372) i określają „przypisane [impu­
ted] jakości” (CP: 1. 559) swych przedmiotów; nie są niczym więcej,
jak „sumami cech [m arks]” (CP: 1. 559). Rhema ukazuje swój przed­
miot w pełnym, ale „zw in iętym ” uposażeniu, nie eksponując — prócz
jednej — żadnej z cech; tą jedyną eksponowaną cechą jest właśnie
owa niezróżnicowana pełnia uposażenia. Podstawą znaku rhema­
tycznego jest więc ogólność; jego przedmiotem jest jednostka kul­
turowa w swym pełnym Sosein. O ile znak taki nie zostanie opa­
trzony dodatkową wartością indeksykalną w konkretnym użyciu,
nie posiada on przedmiotu zewnętrznego (z w yjątkiem może nazw
jednostkowych, np. Słońce); jego jedynym przedmiotem jest przed­
miot wewnętrzny, określony w swym uposażeniu przez „sumę cech” ,
którą znak przypisuje mu w ogólnym kontekście systemu semio-
tycznego. Semantyczne spektrum kom pozycyjne znaku rhematycz-
nego określa potencjalność jego użycia w obrębie kultury; innymi
słowy, określa potencjalność pojawienia się przedmiotu w m ożli­
wych stanach rzeczy. Patrząc z odmiennej perspektywy, można
powiedzieć, że w przedmiocie znaku rhematycznego zawarte są
możliwości stanów rzeczy, w których może się on pojawić15 lub,
jeszcze inaczej, że „semem sam w sobie jest zarodkowym [inchoa­
tive] tekstem” (E с o, 1979: 175).
Każdemu z potencjalnych stanów rzeczy „zarodkowo” za­
wartych w przedmiocie znaku rhematycznego odpowiada w tym
przedmiocie własność lub własności (jedna lub w ięcej jego „cech” ),

15 Por. L. W i t t g e n s t e i n , 1970: 7. 57
które w sposób szczególny będą zaangażowane i wyeksponowane,
jeżeli przedmiot pojawi się w tym stanie rzeczy (nie jest to oczy­
wiście relacja jeden do jeden: ta sama cecha może zostać wyekspo­
nowana w wielości stanów rzeczy). G dy więc przedmiot znaku rhe-
matycznego pojawia się jako składnik przedmiotu znaku dicentycz-
nego/argumentu (por. CP: 2. 328) — czyli jako składnik stanu rze­
czy — jedna lub więcej przypisanych mu cech wysunie się na
czoło. Przedm iot będzie teraz pokazany ,,w odniesieniu do jakości
lub konkretnego atrybutu” (CP: 1. 551) lub po prostu w; odniesie­
niu do podstawy.
Ponieważ dicent/argument składa się ze znaków rhematycz-
nych, zawiera on zarówno potencjalność, jak i wyeksponowane ja­
kości (podstawy) ich przedmiotów. Podstawą przedmiotu znaku di-
centycznego/argumentu jest zatem z jednej strony suma podstaw
składowych przedmiotów znaków rhematycznych. Z drugiej strony
znak dicentyczny/argument sam podlega zależności wobec większe­
go fragmentu tekstu (złożonego znaku) i kwestia podstawy przed­
stawia się tu analogicznie do relacji rhema — znak dicentyczny/ar­
gument. Ponieważ relacje m iędzy przedmiotami znaków w obrębie
przedm iotów wyższego rzędu (bardziej rozbudowanych stanów rze­
czy) mogą stanowić źródło dodatkowego wyeksponowania jakości,
podstawa każdego znaku w tekście winna być rozpatrywana na tle
całego tekstu dzieła.
Podsumowując, możemy stwierdzić, że dla tekstów/znaków uży­
tych referencyjnie proces abstrahowania podstawy jest procesem
dwustopniowym. Angażuje on relację przedm iot zewnętrzny —
przedmiot w ewnętrzny (focusing, E c o , 1979), poprzedzoną jednak
operacją selekcjonującą z jednostek kulturowych — a dalej ze zło­
żonych przedm iotów — relewantne cechy spośród ogółu cech p rzy­
pisanych danemu przedmiotowi. W przypadku działania zasady fik -
cjonalności (por. Ante tens ja...) zachodzi jedynie pierwsza faza pro­
cesu, relacja przedmiot w ewnętrzny — przedmiot zewnętrzny zaś
zostaje zablokowana (por. Antetensja...). Odwołując się tu do poję­
cia, które wprowadzamy w drugim artykule zamieszczonym w tym
tomie, możemy wyróżnić podstawę antetensjonalną ( antetensional
ground), czyli odniesienie do jednostki kulturowej lub kompleksu
takich jednostek, oraz podstawę ekstensjonalną ( eoctensional gro­
und), czyli odniesienie do przedmiotu zewnętrznego.
Dla pełnego obrazu należy wspomnieć — choć nie zamierzamy
tu rozw ijać tego punktu szczegółowo — iż kwestia podstawy nie
ogranicza się jedynie do przedmiotu znaku. Jak zauważa Fitzgerald
(1966), podstawa stanowi fundamentum relationis m iędzy znakiem
i przedmiotem, tj. abstrahowanie dotyczy w równej mierze p ierw ­
szego elementu triady — samego znaku w węższym sensie (por.
przypis 14): „B y t indywidualny w całości, jako byt, nie jest i nie
może być znakiem” ( F i t z g e r a l d , 1966: 42, podkr. — W . K.).
Stwierdzenie to jest rozwinięciem m yśli Peirce’a, iż „nie jesteśmy
w stanie pojąć zgodności dwóch rzeczy inaczej niż jako zgodności
pod jakimś względem ” (CP: 1.551, podkr. — W. K.). Abstrahowanie
musi zatem dotyczyć obydwu tych rzeczy. Pojęcie podstawy jako
jundamentum relationis stanowi w tym sensie warunek syntezy re-
lewantnych jakości znaku i przedmiotu w interpretancie — jest
więc także warunkiem syntezy jakości estetycznych (Kalaga, 1986).

Bibliografia

B u c z y ń s k a - G a r e w i c z H., 1980: Słow o wstępne: semiotyka i filozofia


znaku. W: M. B e n s e : Świat przez pryzmat znaku. Warszawa: PIW ,
s. 5— 38.
В u с z у ń s к a-G a r e w i с z H., 1981: The Interpretant and a System of
Signs. „Ars Semeiotika” , vol. 4, s. 187— 200.
C a r t e r W. R., 1980: Do Creatures of Fiction Exist?. „Philosophical R eview ” ,
vol. 38, s. 205— 215.
C h i s h o l m R. M., 1973: B eyond Being and Nonbeing. „Philosophical Stu­
dies” , vol. 24, s. 245— 257.
D ą b r o w s k i S., 1977: Literatura i Uterackość. Kraków: Wydawnictwo L i­
terackie.
E c o U.. 1976a: A Theory of Semiotics. Bloomington, London: Indiana Uni­
versity Press.
E c o U., 1976b: Peirce’s Notion of Interpretant. „Modern Language Notes”,
vol. 91, 1457— 1472.
E c o U., 1979: The Role of the Reader. Explorations in the Semiotics of Texts.
Bloomington, London: Indiana University Press.
F a i r b a n k s M., 1977: Reality as Language in the Peircean Semiotic. ,,Se-
miotica” , vol. 19, s. 233—239.
G e 11 e у A., 1979: The Represented W orld: Toward a Phenom enological T h eo­
ry of Description in the N ovel. „The Journal of Aesthetics and A rt Cri­
ticism” , vol. 37, s. 415—422.
G r o s s m a n n R., 1974: M einong’s Doctrine of the Aussersein of the Pure
O bject. „Nous’’, vol. 8 , s. 67—82.
G u i r a u d P., 1976: Semantyka. Warszawa: Wiedza Powszechna.
H e i n z A., 1978: D zieje językoznawstwa w zarysie. Warszawa: PW N.
H j e l m s l e v L., 1963 (1943): Prolegom ena to a Theory of Language. Madi­
son: The University of Wisconsin Press.
I n g a r d e n R., 1960: O dziele literackim. Warszawa: PWN.
I n w a g e n P. van, 1977: Creatures of Fiction. „American Philosophical Quar­
terly” , vol. 14, s. 299— 308.
K a l a g a W.f 1986: The Concept of Interpretant in Literary Semiotics.
„Transactions of the Charles S. Peirce Society” , vol. 22, s. 43—59.
K h a t s c h a d o u r i a n H., 1978: Fictional Sentences. „Ratio” , vol. 20, s. 103—
122.
L u c a s Y., 1979: K o d y i maszyny. Warszawa: PW N.
M a r c i s z e w s k i W., 1973: P roblem istnienia przedm iotów intencjonalnych.
..Studia Semiotyczne” , T. 4, s. 189—206.
M e i n o n g A., I960 (1904): The Theory of Objects. In: Realism and the
Background of Phenom enology. Ed. R. M. C h i s h o l m . Illinois: The
Free Press of Glencoe, s. 76— 117.
M e i d n e r O., 1978: Semantics and Literature. „Journal of Literary Seman­
tics” , vol. 7, s. 78— 89.
M i t c h e l l S., 1977: Semiotics, Codes, and Meanings. „ P T L ” , vol. 2, s. 385—
396.
M o o r e G. E., 1933: Część Sym posium : Im aginary Objects. „Proceedings of
the Aristotelian Society” supplement, vol. 12, s. 55— 70.
N i k l a s U., 1979: O języku z pustym i nazwami indywiduowym i. „Studia Se­
miotyczne” , T. 9, s. 105— 133.
P e i г с e Ch. S., 1931— 1958: Collected Papers of Charles Sanders Peirce.
Ed. C. H a r t s h o r n e, P. W e i s s , (vols 1 — 6). W. B u r k s (vols 7— 8).
Cambridge: Harvard University Press.
R ó ż a n o w s k i R., 1976: Narracja jako kreacja rzeczywistości przedstawionej
w dziele literackim. „Litteraria” , vol. 8 , s. 41— 57.
R u s s e l В., 1956 (1905): O n Denoting. In: Logic and Knowledge. Ed. R. C.
M a r s h . London: Allen and Unwin, s. 41—56.
R y l e G., 1933: Im aginary Objects. „Proceedings of the Aristotelian Society”
supplement, vol. 12, s. 18— 43.
R y l e G., 1955: Systematically Misleading Expressions. In: Logic and Langua­
ge. Ed. A. F l e w . Oxford: Basil Blackwell, s. 11— 36.
S c h n e i d e r D., 1968: A m erican Kinship: A Cultural Account. New York:
Prentice— Hall.
S t r a w s o n P. F., 1970 (1950): O n Referring. In: Philosophy and Ordinary
Language. Ed. Ch. A. С a t o n. Urbana, Chicago, London: University of
Illinois Press, s. 162— 193.
W i t t g e n s t e i n L., 1970 (1921): Tractatus Logico-Philosophicus. Warszawa:
PW N.

Войцех Каляга

ПРЕДМЕТ И РЕФ ЕРЕН Т В СВЕТЕ ТРИ А Д И ЧЕ С КО Й ТЕОРИИ З Н А К А

Резюме

В статье обсуждаются разницы между внутренним предметом знака


и его так наз. предметом отнесения или референтом в контексте главных
принципов триадической теории знака К. С. Пирса. Установленное раз­
личие позволяет теоретически обосновать креативность текстов и одно­
временно отбросить явление креативности как критерия литературности
или фиктивности. Выделяются также два типа так наз. основы знака
(его аспектности, селективности) в зависимости от референтивности текста
или его отсутствия.
Wojciech Kalaga

OBJECT A N D REFERENT FROM TH E P O IN T OF V IEW


OF THE T R IA D IE SIG N TH EO RY

Summary

The paper is concerned with the differentiation between the internal


object of the sign and its referent as seen against the background of C.
S. Peirce’s triadic theory of signs. The differentiation accounts theoretically
fo r the creativity of texts, and at the same time leads to the rejection o f crea­
tivity as the criterion for „literariness” or fictionality. A differentiation is
also made between two types of the ground of the sign, the occurrence of
which depends on the sign’s referentiality or its lack.
WOJCIECH KALAGA

Antetensja i fikcjonalność
W świetle triadycznej semiotyki — jak staraliśmy się to w y ­
kazać w innym miejscu1 — przedmiot wew nętrzny znaku dany jest
niezależnie od faktu, czy odnosimy znak do rzeczywistości empi­
rycznej i niezależnie od istnienia samego referenta; ogólniej, przed­
m iot wew nętrzny dany jest niezależnie od referencyjności znaku.
Ekstensja znaku nie jest zatem warunkiem „percepcji”, jego przed­
miotu, przedmiot w ew nętrzny znajduje się poza sferą ekstensji
lub, dokładniej, przed sferą ekstensji. Z drugiej strony, przedm iot
wew nętrzny nie jest tożsamy z intensją (której odpowiada w tria­
dzie je j Trzeci element, czyli interpretant; por. P r o w e r w tym
tomie), choć intensja określa jego charakter2.
Konstrukcja przedmiotu w ujęciu Peirce’a nie przyznaje prze­
wagi temu, co oznaczane lub — by użyć pojęcia głębiej osadzonego
w tradycji zachodniej filozofii od Arystotelesa do Hegla — temu,
co reprezentowane, jako temu, co w ostatecznym rozrachunku de­
terminuje część oznaczającą (por. W e b e r , 1976: 919), ale dzięki
rozróżnieniu na przedmiot zewnętrzny i przedmiot w ewnętrzny od­
daje sprawiedliwość zarówno rzeczowości przedmiotu, jak i jego
semiotyczności. Ujm ując przedmiot w dwu jego aspektach, lub

1 Przedm iot i referent w świetle triadycznej teorii znaku, w tym tomie.


2 Terminami intensja i ekstensja posługujemy się tu w znaczeniu w ja­
kim używa ich R. Carnap (1955). Intensja odnosi się do elementu znaczenio­
wego znaku, ekstensja zaś do przedmiotu lub stanu rzeczy w rzeczywistości
wobec niego zewnętrznej. W podanym niżej zestawieniu, cytowanym z nie­
wielkimi zmianami za R. Scholesem (1980: 5), intensja odpowiada, ogólnie
mówiąc, trzeciej kolumnie, ekstensja zaś czwartej:
CARNAP Expression Intension Extension
FREGE Ausdruck Sinn Bedeutung
OGDEN Sym bol Thought Referent
RICHARDS
SAUSSURE Signifiant Signifie —
02 Cytaty obce, o ile nie zaznaczono inaczej, w przekładzie autora.
z dwu przeciwnych perspektyw, w idzim y go zarówno jako nieod­
łączną część znaku, jak i jako coś, co ontologicznie od znaku jest
niezależne, co ma swój b yt poza semiozą. Co więcej, wiem y, że ów
byt pozaznakowy nie jest nawet niezbędny dla obecności przedmio­
tu wewnętrznego w znaku (por. Przedmiot i referent... oraz komen­
tarz do diagramu w tym artykule).
Obecność przedmiotu poza intensją a przed ekstensją powodu­
je, że dychotomia intensja — ekstensją staje się niewystarczająca.
Świadczyć też o tym mogą pewne wycieczki terminologiczne, czy­
nione jednak mimochodem, bez próby ich uzasadnienia: np. P.
F. Strawson (1970) mówi o secondary referring do przedmiotów
fikcyjnych, A. Bókay zaś (1983) wspomina o zastąpieniu w dziele
literackim ekstensjonalności przez quasi-ekstensjonalność. W kon­
sekwencji wcześniejszych rozważań (Przedmiot i referent...) postu­
lujem y zatem dla modelu tekstu trzecią sferę, pośredniczącą m ię­
dzy intensją i ekstensją, którą nazwiemy — ze względu na jej
przed-ekstensjonalny charakter — antetensją. Jest to sfera przed­
m iotów wewnętrznych znaku/tekstu. W pierwszej części artykułu
zajm iem y się wstępnym i ogólnym je j omówieniem — rysem pro­
blematyki raczej niż szczegółową dyskusją — w drugiej zaś zna­
czeniem tego pojęcia dla zjawiska fikcjonalności.

Antetensja znaku może mieć charakter pojedynczego przedmiotu


(jako korelatu znalku rhematycznego) lub też stanu rzeczy o różnej
skali złożoności i skomplikowania: począwszy od korelatu jednego
zdania, poprzez korelaty większych partii tekstu, do całego tekstu.
Antetensję dzieła literackiego konstytuuje specyficzny świat moż­
liw y lub kompleks m ożliwych światów wyznaczonych przez pełny
tekst dzieła. Pojęcie antetensji jest więc szersze od pojęcia świata
możliwego, obejmować bowiem może wielość współwystępujących
światów.
Można by w tym miejscu wysunąć zastrzeżenie, że zdania na­
stępujące po zdaniu, w którym przedm iot pojaw ił się po raz p ierw ­
szy, w istocie odnoszą się do tego przedmiotu jako do referenta.
K rytyka taka jednak mogłaby mieć źródło jedynie w izolacjoni-
stycznym punkcie widzenia, według którego każde zdanie tekstu
stanowi odrębną jednostkę, a nie część nadrzędnej struktury. W re­
prezentowanym tu podejściu dzieło literackie uważane jest za je ­
den złożony znak składający się z całego kompleksu uhierarchizo-
wanych znaków niższego rzędu. Antetensje tych składowych zna­
ków wchodzą w zakres antetensji tekstu jako całości i stanowią
je j elementy. Dla każdego znaku w dziele literackim istotne są za­
tem dwa rodzaje antetensji: jego własna antetensja, tożsama z jego
przedmiotem wewnętrznym, oraz antetensja całego tekstu, w któ­
rym znak się pojawia, a którą nazwiem y polem antetensjonalnym
znaku.
Pojęcie antetensji — poprzedzające ewentualną ekstensję —
umożliwia dokładniejsze sprecyzowanie wprowadzonego wcześniej
( Przedmiot i referent...) rozróżnienia między dwoma typam i relacji
znaku do przedmiotu, tj. między wyznaczaniem i odniesieniem.
Pierw szy typ — wyznaczanie — jest w istocie operacją dwojaką:
jest jednocześnie kreacją przedmiotu wewnętrznego przez znak
i utrzym ywaniem go („odnoszeniem się” do niego) wewnątrz triady.
Wyznaczanie przedmiotu przez znak jest rezultatem interakcji m ię­
dzy znakiem a systemem semiotycznym zachodzącej w sferze sygni­
fikacji i nie wym aga aktualnego udziału użytkownika znaku*.
Przedm iot wewnętrzny, choć autonomiczny względem konkretnego
umysłu, jest jednak heteronomiczny względem triady, stanowi bo­
wiem je j nieodłączny element; inaczej mówiąc, zawdzięcza swój byt
znakowi. Można więc w sposób dosłowny powiedzieć, iż tutaj sam
znak wyznacza swój przedmiot.
Inaczej rzecz się ma z odniesieniem. Jak słusznie zauważają
P. F. Strawson (1970) i L. Linsky (1970), gdy mówimy, że w yraże­
nie (zdanie etc.) odnosi się ( refers ) do jakiegoś przedmiotu, term i­
nu odnosić się (refer) używam y w tym kontkście jedynie
w sensie pochodnym. Same wyrażenia nie odnoszą się; odnoszą
je do przedmiotów (referentów ) ich użytkownicy: „odniesienie [r e ­
ferring to] do czegoś jest właściwością użycia wyrażenia” ( S t r a w ­
s o n , 1970: 170), nie jest natomiast własnością samego wyrażenia.
Jednak, choć rację ma Linsky twierdząc, iż „błędem jest są­
dzić, że samo »odnoszące się w yrażen ie« [referring expression ] jest
w stanie zapewnić i zagwarantować [...] jednostkowość [uniqueness]”
Linsky, 1970: 76, należy oddać sprawiedliwość roli własności sa­
mego znaku, dzięki którym referencyjne użycie w ogóle jest m ożli­
we. Zdolność użytkownika do referencyjnego posługiwania się zna­
kiem jest bowiem w znacznym stopniu determinowana i ograniczana

3 Odwołujemy się tu do rozróżnienia między sygnifikacją a komunikacją.


Relacje w sferze sygnifikacji są niezależne od konkretnego aktu komunikacyj­
nego: obecność użytkownika nie jest dla ich zaistnienia potrzebna. Wystarczy,
że system semiotyczny przewiduje relacje między znakiem i jego korelatem.
W tym sensie sygnifikacja jest warunkiem komunikacji (E c o , 1976: 8— 9).
W obrębie sygnifikacji mamy zatem do czynienia z semiozą o charakterze
potencjalnym (por. K a l a g a , 1985).
przez potencjalność samego znaku (w obrębie, w relacji do systemu
semiotycznego) lub, dokładniej, przez zakres jego indeksykalności.
Zakres indeksykalności znaku w yjętego z kontekstu jest skie­
rowany na zewnątrz i jest z natury zjawiskiem potencjalnym. Gdy
mówimy, że znak posiada zakres indeksykalności pewnego rodzaju,
nie oznacza tö, iż wskazuje on na konkretny przedmiot zewnętrzny
(poza wyjątkam i); oznacza to raczej, iż znak może zostać użyty —
w granicach narzuconych przez konwencje i reguły systemu semio­
tycznego kultury — w celu wskazania na pewien zakres przedm io­
tów. Można oczywiście zastosować znak w brew jego potencjalnemu
zakresowi indeksykalności i w brew regułom systemu. Tego rodzaju
„ndegramatyczność” może stać się, w pewnych warunkach, źród­
łem jakości estetycznych w dziele literackim; może mieć charakter
operacji kodotwórczej ( code-making operation, jak w E c o , 1975:
16), może też po prostu być błędnym użyciem znaku. N aw et bez
szczegółowej i systematycznej analizy możemy stwierdzić, że za­
kres indeksykalności wyrażeń będzie wahać się między zero-inde-
ksykalnością (jak w pozbawionych niemal znaczenia neologizmach,
np. „zapert” , czy w pustych nazwach indywiduowyćh — patrz jed­
nak uwagi na temat ideksykalności antetensjonalnej, niżej) a nie­
zw ykle szerokim zasięgiem (jak w przypadku zaimków osobowych).
Można by też m ówić o innych typologiach i klasyfikacjach; nie to
jednak stanowa, treść naszych rozważań. Istotny dla nas w tym
miejscu jest fakt, iż to nie znak sam odnosi się do przedmiotu,
ale odnosi go użytkownik, choć to właśnie jakości znaku (w świetle
systemu semiotycznego) określają w znacznym stopniu zakres i spo­
sób tego odniesienia.
Oprócz wspomnianego zakresu indeksykalności, który nazy­
wam y ekstensjonalnym zakresem indeksykalności, znak występu­
jący w zamkniętym (kon)tekście semiotycznym uzyskuje bardziej
specyficzny i ograniczony zakres indeksykalności w obrębie pola
ante tens jonalnego tekstu: nazywam y go antetensjonalnym zakre­
sem indeksykalności. W tym przypadku indeksykalne właściwości
znaku umożliwiają identyfikację przedm iotów w złożonej rzeczy­
wistości, którą wyznacza tekst. U żyjm y tu przykładów H. ffiża
(1969), który rozpatruje analogiczny problem w kategoriach tzw.
referentials:
(1) Jan zna dwie drogi.
(2) To on je dobrze zna.

(3) Woda zagotowała się.


(4) Zrobiłem herbatę.
W przykładach tych indeksykalność zaim ków i rzeczowników
(Jan — on, dwie drogi — je; woda — herbata [z tej w o d y]) oraz

5 Z n ak-tekst-fikeja
indeksykalność całych zdań (jako znaków) umożliwia proces indy­
widualizacji przedm iotów i stanów rzeczy w polu antetensjonalnym
(np. także doktora i małpy z przykładu użytego w Przedmiot i re­
ferent...).
Ogólnie mówiąc, ekstensjonalny zakres indeksykalności stano­
w i o referencyjnym potencjale znaku, antetensjonalny zakres inde­
ksykalności zaś stanowi o przedm iotowej koherencji światów moż­
liw ych wyznaczanych przez tekst i o indywidualizacji przedmio­
tów znaków-komponentów.
To ostatnie zjawisko dotyczy szczególnie jednostek kulturowych
tworzących antetensję tekstu literackiego. Pew ne rodzaje jednostek
kulturowych — a najw yraźniej te, które odpowiadają wyrażeniom
nominalnym — podlegają kontekstualnemu zawężeniu. Na p rzy­
kład jednostka kulturowa „sokół” rozpatrywana w izolacji jest jed ­
nostką o charakterze typu; jednak gdy pojawia się w wierszu Hop­
kinsa The Windhover, staje się indywidualnym przedmiotem, za­
chowując swoje ogólne uposażenie jakościowe4 (por. jednak omó­
wienie podstawy w poprzednim artykule). Antetensjonalny zakres
indeksykalności znaków-komponentów jest w znacznej mierze de­
terminowany przez kontekst znaku globalnego: antetensja poje­
dynczego znaku wchodzi tu we współzależność z całym polem an­
tetensjonalnym. W ten sposób przedmiot w ewnętrzny znaku-kom-
ponentu otrzym uje właściwą mu lokalizację w tym polu.
Patrząc z perspektywy recepcji tekstu, możemy powiedzieć,
iż proces kognityw ny skierowany na tekst obejm uje dwa różne
poziomy przedmiotowe: poziom antetensji, gdzie poznanie nie w y ­
kracza poza granicę oddzielającą rzeczywistość tekstową od poza-
-tekstowej i dla którego rzeczywistość poza-tekstowa jest w zasa­
dzie nieistotna5, oraz poziom ekstensji, na którym zachodzi fak­
tyczne odniesienie znaku skierowane na przedm ioty zewnętrzne
wobec tekstu. Poznanie antetensjonalne jest autonomiczne w ta­
kim sensie, że nie wym aga istnienia korelatyw nej rzeczywistości
poza-tekstowej; poznanie ekstensjonalne wym aga pośrednictwa
antetensji.
Rozumując w kategoriach modelu znaku, zauważamy, iż w isto­
cie ekstensją nie polega na bezpośrednim odniesieniu znaczenia (in-

4 W antetensji mamy do czynienia ze współwystępowaniem ogólności (np.


przedmioty abstrakcyjnych znaków nominalnych lub czasowników) i jednost-
kowości (przedmioty znaków nominalnych indywiduowych lub zindywiduali­
zowanych). Wydaje się jednak, że przedmioty znaków ogólnych podlegają tak­
że szczególnego rodzaju indywidualizacji. Zagadnienie to sygnalizujemy tutaj;
wymaga ono odrębnego zbadania na gruncie triadycznej semiotyki.
5 Nie myślimy tu o rzeczywistości kulturowej „skondensowanej” w re­
pertuarze i regułach systemu symiotycznego.
tensji) do przedmiotu zewnętrznego, ale na „konfrontacji” przed­
miotu wewnętrznego z przedmiotem zewnętrznym — jednym z tych,
które dopuszcza ekstensjonalny zakres indeksykalności — do któ­
rego znak jest odnoszony. Przedstawiam y to schematycznie na sche­
macie 1.

P rrec/ m / ot u e b / n ę trjrn y /-’rzectmiot rek/nęfrzny


( E K S T E / V S J A ')
( A л / г в г е /vSJA)

S c h e m a t 1: Znak i jego sfery przedmiotowe

W yróżnienie dwóch przedm iotów znaku nie powoduje „kwa-


dryczności” triadycznej semiotyki, podobnie jak nie powoduje za­
kłóceń triady obecność kilku typów interpretanta wyróżnionych
przez Peirce’a. Jak wynika z naszego omówienia podstawy znaku,
w przypadku korelacji przedmiotu zewnętrznego z wewnętrznym,
ten pierw szy w yw iera w p ływ na ten drugi (por. P r o w e r , Problem
przedmiotu znaku...); jest to zderzenie treści kulturowej z faktem
empirycznym. Można powiedzieć, że przedmiot wew nętrzny i zew ­
nętrzny — w przypadku referencyjności znaku i odpowiedniego
„utrafienia” — stanowią jak gdyby dwa aspekty jednego zjawiska
(por. focusing E c o , 1976, wspomniane w Przedmiot i referent...).
Jeżeli referencyjności brak, ginie zewnętrzny, poza-znakowy aspekt
przedmiotu.
W tym też sensie przedmiot wew nętrzny znaku jest — jak już
m ówiliśm y — niezależny ontycznie od jakiegokolwiek obiektywnie
istniejącego stanu rzeczy. Mając do czynienia z jakimś tekstem
w fazie przed-referencjalnej — tj. gdy w ogóle nie wchodzi w grę
kwestia odniesienia znaku (por. przypis 3 do Przedmiot i referent...)
— „postrzegam y” jednak stan rzeczy wyznaczany przez ten tekst
(choć nie w iem y na przykład, czy nadawca odnosił ów tekst do
jakiegoś stanu rzeczy w rzeczywistości). Jeżeli jednak wiemy, iż
tekst jest w sposób w yraźny odnoszony do rzeczywistości, znajdu­
jem y korelację m iędzy wytw orzonym i (wyznaczonymi) przezeń sta­
nami rzeczy a stanami rzeczy obiektyw nie istniejącymi ( I n g a r -
d e n, 1960). Choć wyznaczone przez tekst stany rzeczy nie mogą
ze swej natury być identyczne z autonomicznymi bytowo, kreacyj­
ność znaku/tekstu przejawiająca sdę w sferze antetensji zostaje „na­
rzucona” rzeczywistości zewnętrznej.
Porów najm y dwa raczej banalne przykłady zdań, które mo­
głyb y się znaleźć wśród doniesień jakiejś gazety codziennej, tj.
środka przekazu z naturalną tendencją ku referencyjności:
(1) W rezultacie śmiałego ataku oddziału patriotów panaran-
dańskich zginęło 22 hatańskich bandytów.
(2) W zdradzieckiej zasadce zgotowanej przez panarandańskich
bandytów zginęło 22 bojow ników hatańskich.
Obydwa te zdania wyznaczają dwa odmienne stany rzeczy na
poziomie antetensji. Można by to łatwo wykazać przez analizę ja­
kościowego uposażenia tych stanów rzeczy za pomocą spektrum
kom pozycyjnego ( E c o , 1976) na poziomie intensjd. Jednocześnie
jest rzeczą oczywistą, iż obydwa zdania mogą zostać referencyjnie
odniesione do tego samego obiektyw nie zaszłego stanu rzeczy,
o którym w ted y można powiedzieć, iż jest reprezentowany przez
znak (zdanie jako znak), bez względu na to, czy jest to znak (1)
czy (2). Na skutek częściowego zaktualizowania ekstensjonalnego
zakresu indeksykalności znaku antetensja tego znaku podlega kon­
frontacji z jego ekstensją i — jeżeli zachodzi m iędzy nimi korela­
cja — własności tej pierwszej sfery zostają w sensie kognitywnym
przeniesione na sferę drugą. W tym też sensie język „m odeluje”
rzeczywistość lub, dokładniej, modeluje naszą percepcję rzeczyw i­
stości. Zjawisko takie ma też np. miejsce, gdy zamiast „środek prze­
kazu” pow iem y „przekazior” .
N ie m ówim y tutaj w zasadzie nic nowego, ponieważ zjawisko
modelowania rzeczywistości przez strukturę języka zaobserwowane
zostało już przez Humboldta, a sto lat później pogłębione przez
jego następców w Europie oraz Sapira i W horfa w Am eryce. Świado­
mość w pływ u języka na rzeczywistość leży też u podstaw rozróż­
nienia m iędzy formą i substancją u Hjelmsleva, a znany jego p rzy­
kład (tree, skor, Baum, Holz etc.) ilustruje, jak różne język i „kształ­
tują” rzeczywistość na poziomie pojedynczych słów. Poruszamy tu­
taj tę kwestię — i naświetlamy ją z nowego punktu widzenia —
chcemy bowiem podkreślić podstawową rolę przedmiotu w ew nętrz­
nego w modelowaniu percepcji rzeczywistości (w kategoriach teorii
komunikacji) lub w modelowaniu reprezentacji rzeczywistości (w ka­
tegoriach teorii sygnifikacji). Rozróżnienie m iędzy antetensją i eks­
tensją znaku otw iera dalsze perspektyw y w badaniu nowomowy, ję ­
zyka propagandy, a także — i na tym zagadnieniu skoncentrujemy
się w dalszej części artykułu — zjawiska fikcjonalności.

II
Ponieważ kwestia prawdziwości zdań sprowadza się — w świet­
le przedstawionych tu propozycji teoretycznych — do konfrontacji
rzeczywistości antetensjonalnej z odpowiednim fragm entem rzeczy­
wistości empirycznej, pytanie o wartość logiczną jest adekwatne
jedynie wobec poznania ekstensjonalnego i nie dotyczy poznania
ograniczonego do poziomu antetensji. Błędem jest więc twierdzić,
że zdania tekstu fikcyjnego są prawdziwe względem tego tekstu
(lub rzeczywistości wyznaczanej przez ten tekst). Klasyczne teorie
Ingardena i Fregego, według których zdania tekstu literackiego nie
mają wartości logicznej, w ydają się tutaj bardziej słuszne: The Poet
he nothing affirmeth..., jak powiada cytowany bez skrupułów
w najbardziej mepoetyckich tekstach poeta.
Inaczej rzecz się ma ze zdaniami o antetensjonalnym świecie
dzieła fik c ji literackiej — zdania te odnoszą się (refer) do antetensji
dzieła jako do swego przedmiotu zewnętrznego i mają wartość lo­
giczną. P. E.Devine (1974) nazywa dyskurs tego rodzaju dyskursem
fikcjonalnym (fictional discourse), natomiast oryginalny tekst fik cji
dyskursem fikcyjn ym (fictive discourse). Ponieważ jednak p rzy­
m iotniki te używane są w sposób różnorodny i często wymiennie,
lepiej jest przyjąć w tym miejscu pojęcie ersatz-sentences ( P a v e l ,
1976; D o l e ż e 1, 1980), tj. zdań, które stanowią parafrazy o ry g i­
nalnych zdań tekstu literackiego lub — poszerzymy to pojęcie —
mówią o świecie wyznaczonym przez ten tekst:
Fikcjonalne ersatz-sentence jest prawdziwe, jeżeli wyraża (opisuje) stan rze­
czy zachodzący w fikcyjnym świecie tekstu; jest natomiast fałszywe, jeśli taki
stan nie zachodzi w fikcyjnym świecie tekstu (D o 1e ź e 1, 1980).

Interpretacja wartości logicznej zdań odnoszących się do świata


fikcyjn ego podana przez Doleżela jest słuszna przy założeniu, iż
pojęcie „stan rzeczy zachodzący [dosłownie: istniejący, existing]
w świecie fik cyjn ym ” rozumiane jest na ty le szeroko by objąć tak­
że stany rzeczy nie wyznaczone expressis verbis przez zdania tek­
stu, a jednak obecne w nim dzięki potencjalnym relacjom inferen-
cyjnym . Na przykład stwierdzenie „Anna Karenina nie kochała
swego męża” należy uznać za praw dziw e wobec świata tekstu, cho­
ciaż żadne zdanie w dziele Anna Karenina nie wyznacza dosłownie
tego stanu rzeczy. Z drugiej strony jednak, wartość logiczna zdań
(ersatz-sentences) o takich implikowanych stanach rzeczy może
pozostać w znacznym stopniu niedookreślona, zależnie od rodzaju
i prawdopodobieństwa samej relacji inferencyjnej.
Należy postawić pytanie o czynnik decydujący o braku w ar­
tości logicznej zdań w tekście fikcyjnym . Jak wykazaliśm y w po­
przednim artykule ( Przedmiot i referent...), czynnik ten nie jest
w sposób decydujący zawarty w samym tekście ani też nie stano­
w i jego inherentnej właściwości: kreacyjność tekstu nie jest k ry ­
terium fikcjonalności lub literackości. Pogląd taki został potw ier­
dzony również w teorii aktów mowy:
Podstawowym naszym twierdzeniem jest więc to, że istnieją dwa szerokie
rodzaje dyskursu — nie-fikcyjny i fikcyjny — i że [...] obydwa [te] rodzaje
konstytuowane są przez te same reguły: reguły gramatyczne (lub aktu wypo­
wiedzi), reguły aktu propozycjonalnego i reguły aktu illokucyjnego. Czytelnik
interpretuje obydwa rodzaje dyskursu w ten sam sposób, jednak czytając
dyskurs fikcyjny świadom jest braku łączności między słowem a światem
rzeczywistym [...] A by wytłumaczyć zjawisko dyskursu fikcyjnego, nie musimy
więc postulować odrębnego, choć ekwiwalentnego [sep arat-but-equa l] zespołu
reguł językowych; winniśmy postulować jedną regułę, a mianowicie regułę
„pozornego sprawozdania \pretence-of-reporting ru lej]” . Znajomość reguł nie­
zbędna do tworzenia lub interpretowania dyskursu fikcyjnego jest identycz­
n a — wyjąwszy tę jedną regułę — ze znajomością reguł niezbędną dla dyskursu
nie-fikcyjnego. Nazwijm y tę regułę regułą rodzajową [genre rule], by odróżnić
ją od reguł gramatycznych, reguł aktu propozycjonalnego i reguł aktu illoku­
cyjnego ( B r o w n-S t e i n m a n n , 1978: 152).

Podstawowa różnica m iędzy tekstem fikcyjn ym a nie-fikcyj-


nym zawiera się w ięc w wyelim inowaniu referencyjności znaku
w tym pierwszym przypadku lub, by użyć określenia Donnellana,
polega na „bloku” : „Fakt, iż opowieść o Św iętym Mikołaju, prze­
kazywana dzieciom jako prawdziwa, jest z historycznego punktu
widzenia zmyślona, stanowi blok nawet, jeśli opowiadanie zawiera­
łoby opisy dokładnie odpowiadające jakiejś osobie” ( D o n n e l l a n ,
1974: 25). Innym i słowy, blokada zachodzi, gdy wykluczone zostaje
zidentyfikowanie referenta ( D o n n e l l a n , 1974; por. I h w e, 1975).
Nasze ustalenia przeprowadzone w pierwszej części tego artykułu
pozwalają dokładniej umiejscowić ową blokadę: posługując się za­
mieszczonym wcześniej schematem możemy stwierdzić, że zachodzi
ona na osi antetensja — ekstensja.
Pow iedzieliśm y już — pośrednio — że blokada nie jest włas­
nością tekstu; jest natomiast zjawiskiem charakteryzującym u ż y ­
c i e tekstu, użycie wewnątrz kultury rozumianej jako system norm.
Fikcjonalność jest więc, jak tw ierd zi S. Schmidt {1976) — i global­
nie należy zgodzić się z tym stwierdzeniem — sprawą należącą do
sfery pragmatyki, jest w ynikiem działania zasady fikcjonalności
[fictionality principle] — konwencji6 regulującej komunikację lite­
racką poprzez zablokowanie odniesienia ( reference ) do świata ze­
wnętrznego:
Pojęcie „fikcjonalność” odnosi się do regulującej zasady dominującej wszyst­
kie operacje, resp. ewaluacje, semantyczne w społecznie i historycznie zinsty­
tucjonalizowanym systemie literackiej komunikacji. Dla twórcy, który chce
stworzyć tekst jako potencjalny przedmiot komunikacji literackiej, reguła ta
oznacza, iż może on oczekiwać, że światy, które czytelnicy mogą przyporząd­
kować jego tekstowi w procesie odbioru, będą oceniane jako światy fikcyjne.
Dla odbiorców zasada ta oznacza, że powinni traktować (przyjmować/oceniać)

6 Por. J. W i r r e r : Learning to F ollow the Fiction Convention. „Poetics”


1982, vol. 11.
jako fikcyjne te światy, które mogą przypisać tekstowi (jeżeli ten jawi się
jako tekst literacki) ( S c h m i d t , 1976: 172— 173).

D efinicja fikcjonalności jako „n azw y specjalnego systemu pra­


gmatycznych reguł, które określają, jak czytelnicy powinni trak­
tować m ożliwe relacje [świata fikcyjnego] W ] do [świata em pirycz­
nego] E W w procesie odbioru dzieł literackich, aby traktować je
adekwatnie wobec historycznie ukształtowanych norm w systemie
literackiej kom unikacji” ( S c h m i d t , 1976: 175) określa fikcjonalność
jako zjawisko pragmatyczne7. N ależy jednak zwrócić uwagę — szcze­
gólnie z punktu widzenia teorii sygnifikacji — na w pływ , jaki kon­
wencja ta ma na semantyczny aspekt tekstu. Jako część „systemu
norm” lub, inaczej, jako reguła operująca w systemie kulturowym,
zasada fikcjonalności jest nie tylko „pragmatyczną konwencją re­
gulującą semantyczną ewaluację” ( S c h m i d t , 1976: 171), ale tak­
że nadaje tekstowi pewne — choć nie ujawnione w powierzchniowej
struktury — cechy semantyczne (por. przypis 7).
Podstawowym efektem działania zasady fikcjonalności jest za­
wieszenie ekstensjonalnej indeksykalności znaku, co oznacza, iż znak
zostaje pozbawiony możliwości posiadania przedmiotu zewnętrznego.
Jego jedynym przedmiotem jest przedmiot w ewnętrzny — teraz już
fik cyjn y — i na nim to, wobec braku referenta, skupia się uwaga
czytelnika. Mechanizm blokady, o której m ówi Donnellan, polega
więc właśnie na zawieszeniu indeksykalności zewnętrznej (eksten­
sjonalnej).
Pośrednią semantyczną konsekwencją działania reguły fik cjo­
nalności — a bezpośrednią konsekwencją zawieszenia indeksykal­
ności ekstensjonalnej — jest czysto antetensjonalny charakter przed­
miotu znaku literackiego, zarówno w wym iarze całego tekstu, jak
i jego części składowych. Innym i słowy, zawieszenie możliwości od­
niesienia ekstensjonalnego powoduje, że antetensja staje się jedy­
nym polem kognitywnym oferowanym prawomocnie przez tekst.
N ie istnieje zatem możliwość konfrontacji na osi antetensja — eks­
tensja, kwestia wartości logicznej zdań tekstu przestaje istnieć.
Pow yższe zagadnienie wiąże się z dość zasadniczą sprawą uj­
mowania dzieła literackiego jako znaku globalnego, a więc i z dzia­
7 Powiedzieliśmy, że globalnie należy się z takim ujęciem zgodzić: tekst
w swojej esencjalnej charakterystyce nie zawiera wskaźników fikcyjności, co
nie oznacza, że niektóre teksty nie mogą takich wskaźników zawierać. Ścisłe
rozgraniczenie zjawisk pragmatycznych i semantycznych nie zawsze jest zresz­
tą możliwe, jak by to sugerował sztywny podział Morrisa. Integrację seman­
tyki i pragmatyki w badaniach nad fikcją postuluje np. G. Sasse (1980); de­
terminanty pragmatyczne fikcji omawia szczegółowo Landvehr (1983), zob. tak­
że W. Hoops (1983). Przegląd nowszych stanowisk podaje R. Howell (1979);
należy też odnotować „Poetics” 8 i 11 oraz jeden z ostatnich numerów „Poe­
tics Today” , a w Polsce serię przekładów’ w „Pamiętniku Literackim” .
łaniem zasady fikcjonalności wobec całego znaku, a nie tylko w o­
bec jego wybranych fragm entów. Pojęcie antetensji pozwala nam
tutaj uniknąć zbędnych rozróżnień m iędzy językiem odnoszącym
się do tw orów kreowanych przez dzieło a językiem empirycznym,
odnoszącym się do przedm iotów zewnętrznych (jak w N i k l a s ,
1979). Język jest jeden — to tylko jego indeksykalność może być
zawieszona (por. cytowani Brown i Steinmann na temat identycznoś­
ci reguł dla dwóch typów dyskursu). Dalej, możemy także uniknąć
dość dziwnego, choć nierzadko spotykanego poglądu, wedle którego
zwiewne i ulotne tw ory fikcyjn e koegzystują w symbiozie z przed­
miotami rzeczyw istym i8 lub same przechodzą nagłą metamorfozę,
stając się takimi przedmiotami (np. u P e l c a (1971: 143) Napoleon
w jednym zdaniu pojawia się jako byt fikcyjny, w innym zaś jako
realny). Stanowisko takie zw ięźle przedstawia Pelc:
Model języka literackiego (JL), tj. artystycznego języka literatury, nie jest,
jak się często utrzymuje, fikcyjnym modelem ( M f ) składającym się wyłącznie
z przedmiotów fikcyjnych ( P f i , P f 2, P f 3, etc.). Obejmuje on zarówno przed­
mioty realne, jak i fikcyjne [...] W tym sensie jest HETEROGENICZNY. P rzyj­
mujemy tu dlań termin MODEL L IT E R A C K I (ML). W modelu tym możemy
wskazać różnorakie relacje. Niektóre zachodzą między przedmiotami fik cyj­
nymi; inne między przedmiotami realnymi; ale są też relacje, które kojarzą
podmiot fikcyjny z realnym [...] Tak więc model ML godzi [accomodates]
realne istnienie z fikcyjną subsystencją ( P e l c , 1971: 137— 138).

Podstawową wadą izolacjonistycznego stanowiska jest próba po­


zbawienia tekstu-znaku literackiego jego nadrzędnej, globalnej za­
sady strukturalnej, dominującej i spajającej poszczególne elemen­
ty w całość.
Spójrzm y jeszcze na nieco łagodniejszą wersję tego rodzaju
ontologicznej heterogeniczności: na tzw. immigrant objects (P a r-
s o n s , 1980: 51— 60, 182— 185), tj. rzeczywiste przedm ioty w ystę­
pujące w fik cji (np. Londyn jest takim przedmiotem w opowiada­
niach o Sherlocku Holmesie). Gdybyśm y p rzyjęli to stanowisko,
wszystkie zdania „odnoszące się” jednocześnie do Holmesa i Lon­
dynu m iałyby wartość logiczną: b yłyb y zdaniami fałszywym i, po­
nieważ wiem y, że nie było tej konkretnej osoby o nazwisku H ol­
mes, która rzeczywiście mieszkałaby w Londynie. Podobnie jak
nakreślone przez Pelca, tak i to stanowisko w ydaje się niesłuszne.
Przedm iot Londyn i inne immigrant objects w dziele literackim na­
leżą do jego antetensji. Działanie zasady fikcjonalności powoduje
zawieszenie ekstensjonalnej indeksykalności, a zatem i zablokowa-

s Nie twierdzimy, że w ogóle nie mogą istnieć zdania odnoszące się do


fikcji i empirii jednocześnie (będzie to szczególna odmiana ersatz-sentence).
Twierdzimy natomiast, że zawieszenie ekstensji dotyczy tekstu literackiego
w całości. 1
nie ekstensjonalnego odniesienia do przedm iotów rzeczywistych (np.
rzeczywistego Londynu). Encyklopedyczna wartość (w , sensie jak
u E c o , 1976) znaku Londyn i jemu podobnych określa ich przed­
mioty wewnętrzne; są one jednostkami kulturowym i bez ekstensjo­
nalnego referenta (por. Przedmiot i referent...). Ontologiczny status
Holmesa i Londynu w, powiedzmy, Studium w szkarłacie jest więc
identyczny.
Jak wynika z dotychczasowych uwag, rysują się dwa stanowi­
ska postulujące dwa odmienne rozwiązania kwestii rzekomej zdol­
ności referencyjnej poszczególnych zdań wyizolowanych z tekstu
literackiego (fikcyjnego). Z jednej strony można założyć, że zasada
fikcjonalności znajduje zastosowanie jedynie wobec niektórych zdań
tekstu, a nie działa w odniesieniu do innych; trzeba p rzy tym za­
łożyć obecność wskaźników, które ujawniałyby miejsca, gdzie dzia­
łanie zasady fikcjonalności zostaje wstrzymane. Takie podejście bu­
rzy jednak integralność dzieła literackiego. W ątpliw e jest też usta­
lenie reguł (a winny to być reguły semantyczne) wstrzymania za­
sady fikcjonalności, a także precyzja określenia takich reguł9.
Drugim rozwiązaniem jest przyjęcie integralności tekstu jako
znaku oraz działania reguły fikcjonalności względem całego tekstu,
przy jednoczesnym założeniu, że fikcyjne zdania w tym tekście mo­
gą mieć identyczne odpowiedniki, które użyte poza kontekstem
dzieła m iałyby wartość logiczną. K ryteriu m w tym przypadku by­
łoby kontekstualne występowanie znaku, a w konsekwencji zawie­
szenie (lub nie) jego ekstensjonalnej indeksykalności. Mając na
uwadze teleologiczną strukturę i integralność dzieła literackiego
oraz wprowadzone tu rozróżnienie m iędzy antetensją i ekstensją,
opowiadamy się za tą właśnie koncepcją.
9 J. Pelc (1971) np. uważa, iż pojawiające się w powieści Żerom­
skiego zdanie (tutaj sparafrazowane i uproszczone): „Cesarz mieszkał
w zamku Marrac” odnosi się do rzeczywistego Napoleona i jest zdaniem
prawdziwym. Gdybyśmy jednak napotkali w tej powieści analogiczne, acz
przeczące zdanie: „Cesarz nie zamieszkał w zamku Marrac” , wcale nie jestem
przekonany, czy uznalibyśmy je za zdanie fałszywe (i zarzucili Żeromskiemu
kłamliwość wobec historii), czy po prostu za zdani* fikcyjne z fikcyjnym
Napoleonem (rozumianym jako jednostka kulturowa).
Bibliografia
B ó k a y A., 1983: Possible W orld Theory and Literary Interpretation. In: Se­
miotic Unfolding. V o 1. 2. Ed. Т. В o r b e. Berlin, N ew York, Amsterdam:
Mouton, s. 768— 773.
B r o w n R. L., S t e i n m a n n M., Jr., 1978: N ative Readers of Fiction:
A S p eech -A ct and G e n re-R u le Approach to Defining Literature. In:
What Is Literature? Ed. P. H e r n a d i. Bloomington, London: Indiana
University Press, s. 141— 160.
C a r n a p R., 1955: M eaning and Synonym y in Natural Languages. „Philosop­
hical Studies”, vol. 6 , s. 33— 47.
D e v i n e P. E., 1974; The Logic of Fiction. „Philosophical Studies” , vol. 26,
s. 389—399.
D o l e ż e l L., 1980: Truth and Authenticity in Narrative. „Poetics Today” ,
vol. 1, s. 7—25.
D o n n e l l a n K., 1974: Speaking of Nothing. „The Philosophical Review ” ,
vol. 83, s. 3— 31.
E c o U., 1975: Looking for a Logic of Culture. In: The T ell-T a le Sign. Ed.
Th. A. S e b e o k . Lisse: The Peter de Ridder Press, s. 9— 17.
E c o U., 1976: A Theory of Semiotics. Bloomington, London: Indiana Univer­
sity Press.
H i ż H., 1969: Referentials. „Semiotica” , vol. 1, s. 136— 166.
H o o p s W., 1983: Fikcjonalność jako kategoria pragmatyczna. „Pamiętnik L i­
teracki” , nr 74, s. 327— 362.
H o w e l l R., 1979: Fictional O bjects: H o w They A re and H ow They A re n ’t.
„Poetics” , vol. 8 , s. 129— 177.
I h w e J., 1979 (197,3): Linguistics and the Theory of Literature. In: Linguistics
and Neighboring Disciplines. Ed. R. B a r t s c h , Th. V e n n e m a n n .
Amsterdam, Oxford: North-Holland, s. 131— 144.
I n g a r d e n R., 1960: O dziele literackim. Warszawa: PW N.
K a l a g a W., 1985: Semioza literacka: ślad i głos. W: Znak i semioza. Red.
W. K a l a g a , T. S ł a w e k . Katowice: Uniwersytet Śląski, s. 9— 26.
L a n d w e h r J., 1983 (1975): Fikcyjność i fikcjonalność. „Pamiętnik Literacki” ,
nr 74, s. 279— 326.
L i n s k y L., 1970 (1959): Reference and Referents. In: Philosophy and Ordi­
nary Language. Ed. Ch. E. С a t o n. Urbana, Chicago, London: Uni­
versity of Illinois Press, s. 74— 89.
P a r s o n s Т., 1980: Nonexistent Objects. N ew Haven: Yale University Press.
P a v e l T h. G., 1975: „Possible W orlds’’ in Literary Semantics. „The Journal
of Aesthetics and A rt Criticism” , vol. 34, s. 165— 176.
P e l c J., 1971: Nom inal Expressions in Literary Fiction. In: Studies in Fu n c­
tional Semiotics of Natural Languages. The Hague, Paris: Mouton, s. 119—
141.
S a s s e G., 1980: Literatur sprach в. In: L exicon der Germanistischen Linguistik.
Ed. H. P. A l t h a u s et al. Tübingen: Niemeyer, s. 698—706.
S c h m i d t S., 1976: Towards a Pragmatic Interpretation of Fictionality. In:
Pragmatics of Language and Literature. Ed. T. A. v a n D i j k. Amster­
dam, Oxford: North-Holland; New York: American Elsevier, s. 161— 178.
S c h o l e s R., 1980: Afterthoughts on Narrative. Language, Narrative, and
A n ti-N a rra tive. „Critical Inquiry” , vol. 7, s. 204—212.
Strawson P. F., 1970 (1950): O n Referring. In: Philosophy and Ordinary
Language. Ed. Ch. A. С a t o n. Urbana, Chicago, London: University of
Illinois Press, s. 162— 193.
W e b e r S., 1976: Saussure and the Apparition of Language. „Modern Lan­
guage Notes” , vol. 91, s. 913—938.
W i r r e r J., 1982: Learning to Follow the Fiction Convention. „Poetics” , vol.
11, s. 371— 391.

Войцех Каляга

АНТЕТЕН ЗИ Я И Ф И К Ц И О Н А Л ЬН О С ТЬ

Резюме

В статье рассматривается внутренний предмет триадического знака,


для которого автор постулирует отдельную от интензии и экстензии сфе­
ру антетензии. В связи с этим выделяется двоякая индексиальность зна­
ков: антензиональная и экстензиональная. Антетензиональность как поле
креативности текста имеет теоретическое значение для явления фик-
циональности. В момент, когда действует прагматический ,,принцип
фикциональности” , экстензиональная индексикальность блокируется. Тогда
единственным когнитивным полем остается антетензия произведения.

Wojciech Kalaga

ANTE TENSIO N AND F IK T IO N A L IT Y

Summary

The paper deals with the internal object (of the triadic sign) for which
a domain of antetension is postulated, (as different from intension and exten­
sion). Consequently, two types of indexicality are differentiated: antetensional
and extensional indexicality. Antetension constitutes the creative objectual
realm of the text. As such, it is involved in the question of fictionality. When
the „fictionality principle” operates the extensional indexicality of the sign/
/text is suspended (or „blocked’’). Antetension then remains the only cognitive
fieid.
BOGUSŁAW BIERWIACZONEK

Możliwe światy i presupozycja


w fikcji literackiej

1.1. O modalności i je j związku z m ożliw ym i światami Jaakka


Hintikka pisze:
To understand a certain modal notion is to understand a certain relation —
we may call it an alternativeness relation — on a set of possible worlds.
( H i n t i k k a , 1975: 160).

Potem zaś dodaje:


[...] the alternativeness to W ( = świat rzeczywisty) involved in an explication
of what a person a believes — we may call them doxastic alternatives to
W — are the possible worlds compatible with what a believes łn W. (Hin­
tikka, 1975: 160).

W yd aje się, że istnieją powody, aby twierdzić, że świat fikcji


literackiej jest taką właśnie doksastyczną alternatywą dla świata
rzeczywistego, a zatem relacją łączącą te dwa światy jest postawa
propozycjonalna ( = prepositional attitude) wiary. Dodajmy, wierzą­
cym jest narrator, chociaż nie chodzi tu o rzeczywistą wiarę rozu­
mianą jako pewna realność psychiczna, ale raczej o zachowanie się
(głównie językowe), jak gdyby ta wiara była rzeczywista1. Tak
więc, gdy np. Kafka zaczyna Przemianą od słów „G d y Gregor Sam-
sa obudził się pewnego ranka z niespokojnych snów, stwierdził, że
zm ienił się w łóżku w potwornego robaka” , zachowuje się on tak,
1 Z propozycją, by dzieło literackie traktować w kategoriach propo
nalnej postawy wiary, wystąpił Bókey (1983). Choć jego ujęcie problemu różni
się od mojego, warto przypomnieć jego opinię na temat świata fikcji literack-
kiej: „[...] it is removed from the actual world, from all the other incompatible
and indifferent states of affairs. On the other hand, however, it forms an
independent, self contained unit connected by an attitude, here the belief”
70 ( B ó k e y , 1983, s. 769).
jak gdyby naprawdę wierzył, że Gregor Samsa istniał, że się obu­
dził, że jego sny b yły niespokojne i że coś stwierdził. Zauważmy,
że modalność predykatu stwierdził (przenosząca nas w zbiór świa­
tów współm ożliwych z treścią stwierdzenia) uwalnia narratora od
w ia ry w jego treść, tak że jeszcze nie wiem y, czy naprawdę w ierzy
on w samą przemianę czy nie. Nieprzypadkowo więc w następnym
paragrafie oświadcza on: „T o nie był sen” , tzn. zachowuje się ję ­
zykowo tak, jak gdyby wierzył, że to nie był sen, tzn. tak, jak gd y­
by w ierzył, że Gregor Samsa rzeczywiście zmienił się w robaka.
Odtąd świat fik cji literackiej i świat (w iary) narratora będzie­
m y rozum ieli synonimicznie.
1.2. W cytowanym fragmencie Przemiany kolejne zdania opo­
wiadania dodają coś do opisu m ożliwego świata w iary narratora.
Można w ięc powiedzieć, że zdania te odnoszą się do tego świata,
a zatem świat ten nazwiemy światem ekstensjonalnym, samo zaś
opowiadanie ( — zbiór zdań) — światem intensjonalnym, funkcjo­
nującym podobnie do modelu w semantyce teorio-m odelowej: bę­
dzie on decydował o prawdziwości sądów2. Ontologiczną iddosyn-
krazją świata ekstensjonalnego opowiadania jest, podobnie jak się
to ma w przypadku świata fizyk i cząstek elementarnych, jego nie-
widzialność, percepcyjna niesprawdzalność. N ie mamy więc z nim
do czynienia bezpośrednio, tak jak ze światem rzeczywistym, lecz je­
dynie. pośrednio, przez zbiór zdań stanowiących dane opowiada­
nie. W ynika stąd, że jest on w porównaniu ze światem rzeczyw i­
stym znacznie bardziej niedookreślony i że sądy odnoszące się do
świata narratora można testować wyłącznie na zdaniach opowiada­
nia. Rozróżnim y trzy rodzaje takich sądów: sądy prawdziwe, sądy
fałszyw e i sądy nieokreślone co do prawdziwości, tzn. przypadki
truth-value gaps. Dla ilustracji posłużymy się przykładem zaczerp­
niętym z Fodor, 1979. Kubuś Puchatek jest w książce A. A. M ilne
określony co do tego, że jest dość pulchny, układa wiersze i lubi
miód; nie ma natomiast w całej książce wzm ianki o tym, że Kubuś
lubi poniedziałki ani też o tym, że ich nie lubi. Tak więc w odnie­
sieniu do świata narratora Chatki Puchatka prawdziwość sądów 1— 3:
(1) Kubuś Puchatek lubi miód.
(2) Kubuś Puchatek nie lubi miodu.
(3) Kubuś Puchatek lubi poniedziałki,
ok reślm y w sposób następujący: (1) — prawdziwy, (2) — fałszy­
wy, (3) — ani .prawdziwy, ani fałszyw y3.

2 Krótkie i przejrzyste omówienie użytych przeze mnie terminów znajdzie


czytelnik w Semantyce Lyonsa (1984: 168— 175).
3 Oczywiście, wszystkie trzy sądy trzeba jakoś oznaczyć, tak aby było
jasne, że odnoszą się one do świata Chatki Puchatkar bo w odniesieniu do
świata rzeczywistego są one prawdziwościowo nie-do-określenia (przynajmniej
II

2.1. Zajm iem y się teraz sposobami, dzięki którym uzyskujemy


dane na temat świata fik c ji literackiej, które z kolei umożliwiają
nam określenie prawdziwości sądów w odniesieniu do tego świata.
Pow iedzieliśm y już, że podstawą takiego wartościowania jest tekst,
rozumiany jako zbiór zdań opisujących ten świat (lub ściślej: zbiór
zdań opisujących albo wyznaczających zbiór światów współmożli-
wych z doksastycznym światem narratora). Spróbujm y teraz p rzyj­
rzeć się samym zdaniom i znaleźć w ich obrębie te elementy zna­
czenia, które decydują o naszej w iedzy o świecie opowiadania. Je­
żeli znaczenie zdania przedstawim y w form ie innych zdań wyraża­
jących wszystkie implikowane przez to zdanie konsekwencje ^zob.
B e l l e r t, 1973a, 1973b), to oczywiście najbogatsza w inform acje
będzie konsekwencja asertywna. N ie ona jednak stanowi treść na­
szych rozważań. Zajm iem y się innym rodzajem konsekwencji i je j
udziałem w budowaniu świata fik cji literackiej. Chodzi o presupo-
zycję.
M imo że m iędzy filozofam i i językoznawcami nie ma jedno­
myślności co do definicji czy nawet charakteru presupozycji4, w ięk ­
szość z nich jest zgodna, że spośród innych konsekwencji wyróżnia
ją stałość w przeczeniach, pytaniach i formach imperatywnych. Po­
nadto niektórzy zwracają uwagę na pragm atyczny aspekt pireeupo-
zy c ji i wiążą ją z postawą propozycjonalną w iary. I tak, Bellert
(1973a) definiuje presupozycję w następujący sposób:
[...] we can say that a consequence of a sentence S is a presupposition only
if:
1. it contains the propositional attitude BELIEVES,
2. it is a consequence of an affirm ative sentence S, as well as a consequence

według tradycji fregowsko-strawsonowskiej). Taki zabieg oznaczania świata,


da którego odnosi się dany sąd, byłby odwrotnością procedury zaproponowa­
nej przez Pavela (1975), dzięki której, w celu sprawdzenia prawdopodobień­
stwa prawdziwości (possibility value) danego sądu w świecie rzeczywistym,
abstrahuje się go od świata fik cji literackiej i traktuje jako sąd o świecie
rzeczywistym. Drugą sprawą jest niejednakowy status zdań opowiadania w fo r­
mułowaniu sądów o świecie narracyjnym. Zakładam za Doleżelem (1979), że
różnice te można wyrazić za pomocą tzw. authentication junction, Doleżel
ujmuje ją następująco: „The procedure of authentication is based on the fact
that the »objective« Er-form narrative has the highest, absolute authentica­
tion authority; on the other end of the scale, »subjectiv« speech-acts of
narrative agents show the lowest degree of authentication authority (s. 206)” .
4 Niektórzy językoznawcy zupełnie negują istnienie presupozycji, np
Wilson (1975).
of the negation of S, of the corresponding question, order, etc. (B e 11 e r t,
1973a: 89—90)5.

Definicja ta jest dla nas ważna, gdyż postawa propozycjonalna


w iary była również centralnym pojęciem w określonej przez nas
na początku relacji Alternatywności między światem rzeczywistym
a m ożliw ym światem fik cji literackiej. Czy owo podwójne wystą­
pienie tej samej postawy propozycjonalnej jest jedynie zbiegiem
okoliczności, czy też ujawnia jakieś głębsze związki m iędzy kon­
cepcją m ożliw ych światów a presupozycją? Robert Stalnaker widzi
to tak:
[...] whatever the details of the definition, it is clear that presupposition is
a propositional attitude. More specifically, it is an attitude of accepting so­
mething to be true. Hence it is reasonable to require, as at least a rational
ideal, that the set of all presuppositions made at any given moment be con­
sistent and deductively closed. I f the set of all presuppositions in force at
a given moment meets these conditions, then we can characterize it in terms
of a set o f possible states of affairs or courses of events — possible worlds if
you like. Given the presuppositions, this set of possible worlds is defined as
containing just those in which all the presuppositions are true. Given the set
of possible worlds, the set of presuppositions is defined as containing just
those which are true in all the possible worlds in the set ( S t a l n a k e r ,
1975: 34).

W naszym przypadku dane są oczywiście tylko presupozycje;


jeśli więc Stalnaker ma rację, to zbiór światów współmożliwych z do-
ksastycznym światem narratora, a również sam ten świat, będzie de­
finiow any przez presupozycje obowiązujące w jego opisie. Innymi
słowy, jeżeli świat intensjonalny A ’ ( — tekst) będzie zawierał pre­
supozycje p1 ... pn, to p' ... pn będą faktam i w świecie ekstensjonal-
nym A. Interpretację semantyczną presupozycji można zatem ująć
w kategoriach funkcji intensjonalnej, przyporządkowującej sądy
świata intensjonalnego tekstu faktom świata ekstensjonalnego w ia­
ry narratora (zob. D o l e ż e l , 1979). Zanim spróbujemy prześle­
dzić działanie tej funkcji na tekstach literackich, p rzyjrzym y się
jej w odniesieniu do dyskursu niefikcjonalnego.
2.2. Mówiąc o dyskursie niefikcjonalnym, chciałbym powołać
się na mocno krytykowaną (zob. np. B o g u s ł a w s k i , 1978), ale

5 Bogusławski (1977) występuje przeciwko traktowaniu presupozycji ja­


ko propozycjonalnej postawy wiary, twierdząc, że asercja także łączy się
z wiarą. Sądzę, że krytyka ta jest nieuzasadniona, ponieważ istotą propozycji
Bellert — duże litery nie pozostawiają co do tego żadnych wątpliwości —
jest traktowanie „BELIEVE” jako metalingwistycznego terminu interpretacji
semantycznej, znaczącego w przybliżeniu „w ierzy i traktuje jako wiadome
adresatowi” . Asercja natomiast musi być definiowana w kategoriach infor­
mowania, bo to jest jej funkcja prymarna. Poniżej zobaczymy, że tę pod-
i stawową funkcję asercji może również spełniać presupozycją.
chyba przydatną do naszych celów tezę o wspólnej w iedzy (shared
knowledge). K ied y mówię do kolegi:
(4) Prezydent Francji przyjeżdża do Polski,
przez deskrypcję „prezydent Francji” odnoszę się do sfery pokry­
wania się m ojej i kolegi w iedzy o świecie. N ie muszę osobno stw ier­
dzać istnienia prezydenta Francji, bo sąd orzekający jego istnienie
należy zarówno do zbioru zdań, w których wyraża się całość m ojej
wiedzy, jak i do zbioru zdań,w których w yraża się całość w iedzy
kolegi, i ja o tym wiem. Dalsza więc część rozm ow y będzie praw­
dopodobnie dotyczyła asertywnej konsekwencji (4), tzn. samego
przyjazdu: jego charakteru, czasu, celu itp. Jeżeli jednak w mojej
w ypow iedzi odniosę się do kogoś, kogo istnienie nie jest wspólnym
elementem wiedzy m ojej i mojego adresata, w tedy bardzo możli­
we, że mój adresat w sw ojej w ypow iedzi skupi się właśnie na tym
elemencie, aby ustalić wspólną podstawę rozmowy. Jeżeli powiem
np.:
(5) Syn mojego kolegi ma dopiero dziesięć lat i ma już 180 cm
wzrostu,
to nawet jeżeli mój adresat nie zna mojego kolegi ani nie w ie o tym,
że ten ostatni ma syna, nie będzie zdziwiony, bo w jego świecie,
tak samo jak w moim, lludzie mają przyjaciół (w przeciwieństwie
do np. słoni czy łodzi podwodnych) i ci przyjaciele często mają
dzieci. Tak więc w odpowiedzi na (5) skoncentruje się on prawdo­
podobnie na elementach asertywnych, tzn. na wieku i wzroście
chłopca. N ie sądzę natomiast, aby normalne było w świecie mojego
adresata, że ludzie mają siedemnaścioro dzieci; jeśli w ięc powiem:
(6) Siedemnasty syn mojego kolegi ma dopiero dziesięć lat
i ma już 180 cm wTzrostu,
bez uprzedniego poinformowania mojego adresata, że mój kolega
ma, powiedzmy, dziewiętnaścioro dzieci, jest bardzo prawdopodob­
ne, że usłyszę coś takiego:
(7) Chwileczkę! To ten tw ój kolega ma siedemnaścioro dzie­
ci?
co można .potraktować jako prośbę o zmianę presupozycji w asercję
explicite.
W poprzednim paragrafie użyłem słowa explicite. N ie było to
przypadkowe, zobaczymy bowiam, że poza omówioną już funkcją
odnoszenia do wspólnej wiedzy, presupozycja byw a czasem w yko­
rzystana w celu informowania, z tym jednak, że inform owanie to,
w przeciwieństwie do asercji, ma charakter implicite (zob. przyp. 5).
Ilustracji może nam dostarczyć zazdrosna żona, która widząc swe­
go męża gawędzącego wesoło z nie znaną a atrakcyjną kobietą, po
jego odejściu podchodzi do niej i mówi:
(8) M ój mąż to uroczy chłopak, nieprawdaż?
lub:
(9) Jako jego żona muszę stwierdzić, że ma świetny gust.
Prostym, choć może denerwującym powodem, dla którego za­
zdrosna żona wypowiada (8) lub (9), jest poinformowanie rywalki,
że obiekt je j zabiegów jest już zajęty. Oczywiście nieładnie, choć
może grice’owsko, byłoby powiedzieć to wprost, dlatego informacja
ta przekazania jest w form ie ukrytej, tzn. przez presupozycję.
Ściśle mówiąc, presuponowana część (8) i (9) może mieć dwo­
jaką funkcję. Jedną jest, jak już powiedzieliśmy, funkcja inform u­
jąca, która polega na wprowadzaniu nowej inform acji do świado­
mości adresata. Drugą funkcję można nazwać „przypominającą” .
Tak więc (8) i (9), poza sytuacją już omówioną, m ogłyby być użyte
także w przypadku, gdyby nasze dwie panie znały się już przed­
tem i żona męskiego elementu tego trójkąta chciała jedynie p rzy­
pomnieć rywalce, że to ona jest jego zalegalizowaną właścicielką.
Z przypominającą funkcją presupozycji wiążą się bezpośrednio pew ­
ne obserwacje poczynione przez Prince w je j studium, dotyczącym
angielskich zdań typu w h-cleft i it-cleft ( P r i n c e , 1978)6. Otóż
zauważa ona, że to, co jeat semantycznie presuponowane w niektó­
rych zdaniach typu it-cleft, tzn. sądy wyrażane przez zdanie pod­
rzędne z that, jest nową informacją na poziomie dyskursu (new
information on the discourse level) i w związku z tym nazywa ten
typ zdań informative-presupposition it-cleft. Ilustruje go następu­
jąco:
(10) It was just about 50 years ago that Henry Ford gave us
the weekend.
(11) It was also during these centuries that a vast internal
migration from the south northwards took place, a pro­
cess no less momentous than the Amhara expansion
southwards during the last part o f the nineteenth cen­
tury.
Zdania te prowadzą Prince do wniosku, że funkcją wspomnia­
nego typu zdań it-cleft jest „to mark a piece o f information as
fact, known to some people although not yet known to the intended
hearer” ( P r i n c e , 1978: 899). Można polemizować z Prince, czy
rzeczywiście informacja ta jest nie znana słuchaczowi — po prostu
zależy to od słuchacza i nie sądzę, żeby mówca czy piszący nadał
swemu zdaniu inną formę, gdyby założył, że jego intended hea-

6 W h -cleft:
What I saw there was an entirely new Datsun.
It-cleft:
It was an entirely new Datsun that I saw there.
Powszechnie przyjmuje się. że części podkreślone wyrażają presupono­
wane elementy znaczenia.

6 Z n a k -te k s t-fik c ja
rer już kiedyś, np. w szkole, zetknął się z presuponowaną infor­
macją; ważne natomiast jest, żę informacja, ta jest ogólnie znana
i dlatego presupozycję można określić jako akt je j przypomnienia.
Funkcję przypominającą presupozycji da się również wyróżnić
w narracji historycznej (por. (11)), a także w tzw. literaturze rea­
listycznej. W powieści realistycznej narrator może za pośrednic­
twem presupozycji wskazać, że świat jego opowieści dzieli pewne
cechy z ogólnie znanym światem jakiegoś okresu historycznego lub
(również ogólnie znanym) współczesnym, rzeczywistym światem
czytelnika. Można więc wyobrazić sobie powieść zaczynającą się
od zdań:
(12) Jest rok 1654. K ró l Francji jest już łysy.
Rok wym ieniony w pierwszym zdaniu odnosi nas do pewnego
świata. Czytelnik oczywiście w ie coś o tym świecie (np. to, że w ięk­
szość krajów Europy rządzona jest przez królów), ale nie przypo­
mina sobie wszystkiego od razu. Jest tak, jak gdyby stał on w tym
świecie w ciemności i rolą kolejnych zdań opowieści jest rzucanie
światła na ten świat. Oczywiście, oświetlone w ten sposób są tylko
te elementy świata roku 1654, które mają znaczenie dla samej opo­
wieści. Tak jest w przypadku istnienia króla Francji presuponowa-
nego w drugim zdaniu (12). Skoro jednak presupozycją ta odnosi
się do ogólnie znanego faktu historycznego i je j funkcją jest je d y ­
nie. odświeżenie obecności tego faktu w świadomości czytelnika, to
chyba zasadne jest określenie jej jako przypominającej.
Ciekawym przypadkiem granicznym między funkcją przypo­
minającą a informującą presupozycji jest stematyzowana fraza no­
minalna w (13a). W (13) przytaczam niezbędny dla je j zrozumienia
kontekst.
(13) For Brigitta then — for what I would now prefer to
dismiss as a „longish and misguided youth” — a sur­
ging sense o f lascivious kinsh ip... and for Claire, for
the truly passionate rescuer of mine? Anger; disappoint­
ment; disgust — contempt for all she does so marve­
lously, resentment over that little thing she w ill not
deign to do. I see how very easily I could have no use
for her. The snapshots. The lists. The mouth that w ill
not drink m y come. The curriculum-review committee.
Everything.
(13a) TH E IM PU L S E TO F L Y U P FR O M TH E T A B L E A N D
TE LE PH O N E DR. K L IN G E R I SU PPR E SS [podkr. —
B. B.]7. _________
7 Phillip Roth, Profesor of Desire. Ponieważ zrozumienie tego fragmentu
jest ważne, przytaczam własne, niemal głosowe jego tłumaczenie:
Dla Brigitty więc — dla tego. co wolałbym teraz odsunąć jako „przy­
(13a) presuponuje właściwość świata opowiadania, która nie zo­
stała ani bezpośrednio stwierdzona w poprziedzającym je kontekś­
cie, ani też nie jest wspólna dla świata opowiadania i świata rze­
czywistego. W ydawać by się więc mogło, że presupozycja w (13a)
pełni funkcję par excellence informacyjną. Tak jednak nie jest. W y ­
daje się, że wyraża ona stan, który jest naturalną, choć nie w ypo­
wiedzianą konsekwencję rozważań z poprzedniego fragmentu. Jest
więc to informacja znana o tyle, o ile można ją dedukcyjnie w y ­
prowadzić z ogólnych zasad ludzkiego zachowania, lecz jest także
nowa o tyle, o ile inne rodzaje reakcji również są do pomyślenia.
Przykładem wprowadzania całkowicie nowych treści za pośred­
nictwem presupozycji są pytania szczegółowe, tzn. pytania zaczy­
nające się od zaimka pytającego (kiedy, kto, jak itp) w sytua­
cji, kiedy sam fakt zaistnienia wyrażonego przez presupozycję fak­
tu nie został jeszcze stwierdzony. Ilustruje to fragm ent wiersza
America Allena Ginsberga8:
(14) Am erica when w ill you be angelic?
When w ill you take o ff your clothes?
When w ill you look at yourself through the grave?
When w ill you be worthy of your m illion Trotskyites?
Am erica w hy are your libraries fu ll of tears?
Am erica when w ill you send your eggs to India?
Z presupozycji zawartych w cytowanym fragmencie wyłania
się obraz A m eryki widzianej przez poetę i chyba nie ma w ątpli­
wości, że to właśnie przedstawienie tego obrazu, nie zaś faktyczna
próba uzyskania odpowiedzi na zadane pytania jest treścią frag­
mentu. K olejn e presupozycje odsłaniają ten obraz:
(14a) Am eryka nie jest anielska.
N ie zdjęła jeszcze ubrań.

długą i źle prowadzącą się młodość” — wzbierające poczucie wyłuzda-


nego pokrewieństwa... a dla Claire, tej mojej prawdziwie namiętnej
zbawczyni? Złość; rozczarowanie; wstręt — pogarda za wszystko, co robi
tak cudownie, niechęć za tę jedną rzecz, której nie raczy zrobić. Widzę,
jak łatwo mogłaby stać się dla mnie bezużyteczna. Zdjęcia. Listy. Usta,
które nie chcą pić mojej spermy. Komitet do spraw programowych.
Wszystko.
IM PULS, A B Y UCIEC OD STOŁU I ZAD ZW O N IĆ DO DRA
K L IN G E R A tłumię.
8 Ameryko, kiedy będziesz anielska?
Kiedy zdejmiesz z siebie ubrania?
Kiedy popatrzysz na siebie przez grób?
Kiedy będziesz warta swojego miliona trockistów,
Ameryko, czemu twoje biblioteki pełne są łez?
Ameryko, kiedy wyślesz swoje jajka do Indii,
[to i pozostałe tłumaczenia w przypisach 9 i 10 — В. B.]

*•
N ie patrzy na siebie przez grób.
N ie jest warta swojego miliona trockistów.
Jej biblioteki są pełne łez.
N ie w ysyła swoich jajek do Indii.
Podobnie rzecz się ma w przypadku cytowanego innego frag­
mentu wiersza Ginsberga W przechowalni bagażu linii Greyhound,
w którym negacja pewnych presuponowanych faktów jako aktual­
nej treści m yśli narratora jednoznacznie wskazuje na ich istnienie
w jego świecie.
(15) patrząc przez okulary zrozumiałem z drżeniem, że te
m yśli nie dotyczyły wieczności ani nędzy naszego życia,
nerwowych urzędników w przechowalni,
ani m ilionów spłakanych krewnych oblegających auto­
busy i machających ręką na pożegnanie,
ani milionów biedaków śpieszących z miasta do miasta,
by zobaczyć swoich ukochanych,
ani Indianina umierającego ze strachu w rozmowie
z potężnym gliną przy automacie z coca-colą, etc.
(przeł. T. T r u s z k o w s k a )
W arto zauważyć, że klasa m ożliwych światów wyznaczona
przez poezję Ginsberga (jak również całą whitmanowską tradycję
w poezji amerykańskiej na wielu poziomach łączy się ze światem
rzeczywistym : zarówno je j dziedzina, czyli „bohaterowie” (auten­
tyczni, nazwani swoim — często powszechnie znanym — nazwi­
skiem, np. Jack Kerouac, W illiam Boroughs), jak i własności oraz w y ­
darzenia są współmożliwe z dziedziną, własnościami i wydarzenia­
mi świata jego amerykańskiego czy zachodnioeuropejskiego czytel­
nika. Perspektywa ontologiczna poety pokrywa się tu z perspekty­
wą ontologiczną czytelnika i to, co dzieje się w świecie poety, jest
de re m ożliwe w jego świeoie (por. P a v e l , 1975).
Lecz zdarza się także, że presupozycją definiuje światy, któ­
rych związek ze światem rzeczyw istym właściwie zupełnie ograni­
cza się do postawy propozycjonalnej narratora. Tak jest np. w p rzy­
padku wielu wierszy-tekstów piosenek Boba Dylana. W jednym
z nich znajdujem y następujący fragm ent9:
(16) Shakespeare, he’s in the alley
W ith his pointed shoes and his bells
Speaking to some French girl
Who says she knows him w ell
(Mem phis Blues Again)

8 Szekspir, on jest w alei


Ze swymi butami w szpic i dzwonkami,
Gada do jakieś francuskiej dziewczyny,
Która mówi, że dobrze go zna.
Tutaj dziedzina świata wiersza obejmuje, poza francuską dziew­
czyną, także Szekspira, a więc jest dość radykalnie inna niż dzie­
dzina świata rzeczywistego końca lat sześćdziesiątych, które okreś­
lają czas wiersza. Tematyzacja frazy nominalnej „Shakespeare” do­
datkowo podkreśla oczywistość Szekspira jako elementu świata tek­
stu. Podobnie oczywiste wydaje się posiadanie przez niego dwóch
presuponowanych atrybutów: butów w szpic i dzwonków — oczy­
wiste, a przecież oznaczające odejście od „historycznego” Szekspira,
który błaznem nie był. Pow tórzm y jeszcze raz: wszystkie te ce­
chy świata tekstu (tzn. istnienie w nim Szekspira i posiadanie przez
niego butów w szpic i dzwonków) poznajemy nie poprzez szereg
asercji, a jakby mimochodem — przez presupozycje. Stąd właśnie
wrażenie oczywistości.
Kończąc tę część naszych rozważań związanych w wyrażeniem
pewnych elementów sensu poprzez presupozycję, chciałbym zw ró­
cić uwagę na fakt, że ten sposób przekazywania inform acji o właś­
ciwościach świata można potraktować jako argument na rzecz pier-
wotności m ożliwych światów wobec sądów je wyrażających. Chodzi
tu o ryw alizujące z sobą teorię opowiadania świata ( world-story
theory ) i analizę m ożliwych światów ( possible world analysis). W e­
dług pierwszej, możliwe światy należy zredukować do zbioru nie-
sprzecznych sądów; według drugiej, sądy są wtórne i dlatego po­
w inny być analizowane w kategoriach możliwych światów (zob.
S t a l n a k e r , 1976). G dyby wszystkie sądy m iały charakter aser­
tyw ny, dylemat b yłb y prawdopodobnie nierozstrzygalny, skoro jed ­
nak część z nich jest wyrażona presupozycjonalnie, musimy p rzy­
znać wyższość analizie m ożliwych światów: aby jakiś sąd wyrazić
presupozycjonalnie, musimy najpierw uwierzyć w prawdziwość sta­
nu rzeczy, do którego ten sąd się odnosi. Jest to stanowisko zgodne
ze stanowiskiem Stalnakera, który w yraża je w następujących sło­
wach:
Anyone who believes that there are objects of propositional attitudes, and
who accepts the assumptions about the formal properties of the set of these
objects, must accept that there are things which have all the properties that
the possible world theory attributes to possible worlds, and that propositions
can be reduced to these things. ( S t a l n a k e r , 1976: 75).

Ill

3.1. Na koniec chciałbym poświęcić parę słów stosunkowi nar­


ratora do stworzonego przez siebie świata. Pominę przy tym p rzy­
padki dialogu narratora z czytelnikiem, dość typowego dla powieści
osiemnasto- i dziewiętnastowiecznej (Fielding, Thackeray itp.) —
tam chodzi o mniejszy lub większy, ale zawsze stosunkowo duży
stopień współmożliwości świata narratora ze światem rzeczywistym.
Zajm iem y się więc stosunkiem narratora do czysto doksastycznych
alternatyw wobec świata rzeczywistego. Ponieważ nie jest moim
zamiarem w yczerpyw anie listy wszystkich tego rodzaju postaw, sku­
pię się jedynie na trzech, być może najbardziej ekstremalnych sta­
nowiskach. Oto one:
Stanowisko pierwsze, które można nazwać „świadomie autono­
m icznym ” , jest doskonale zilustrowane w powieści Becketta Watt,
gdzie wspomina się o młodej kobiecie, która cierpi na hemofilię.
W przypisie autor wyjaśnia: „ L ’hemophilie est a 1’egale de la pro-
statite, une affection seulement masculine. Mais pas dxms cet ouvra-
ge”. Narrator zachowuje się więc tak, jak gdyby wierzył, jest świa­
dom tego zachowania i otwarcie wyjaśnia czytelnikow i autonomicz­
ny charakter świata sw ojej narracji wobec jego świata.
Drugi rodzaj postawy wobec świata fik cji można nazwać „iden­
tyfiku jącym ” . Taką postawę reprezentuje cytowany już K afka: jego
narrator w pełni identyfikuje swój świat ze światem narracyjnym,
będąc jakby nieświadomym świata rzeczywistego. Podobnie jest
w przypadku opowieści Lewisa Carolla. Poszukiwanie swojego dość
niewyobrażalnego Snarka kończy on następującą zwrotką10:
(17) In the midst o f the word he was trying to say,
In the midst o f his laughter and glee,
He had softly and suddenly vanished away,
For the Snark was a Boojum, you see.
Przycisk na was można tutaj traktować jako kontrastywne
skupienie na Boojumie, jak również, zwłaszcza z finałow ym you
see, jako ostateczne wyznanie w iary w realność sytuacji i samego
Boojuma.
Trzecie stanowisko wobec świata narracyjnego proponuję naz­
wać „sceptycznym ” : narrator uzinaje ontologiczną wyższość świata
rzeczywistego i otwarcie w yzn aje sceptycyzm wobec swojego włas­
nego tworu. Charakterystyczne, że ów sceptycyzm dotyczy samych
podstaw istnienia fikcyjnego świata; kwestionowane więc będzie to,
co dla bytu tego świata najbardziej oczywiste, a więc to, co w yra­
żają presupozycje. Tak właśnie jest w znanym wszystkim dzieciom
i rodzicom wierszyku Brzechwy:
(18) Na wyspach Bergamutach
Podobno jest kot w butach
W idziano także osła
10 W środku słowa, które próbował powiedzieć,
W środku śmiechu i radości,
Delikatnie i nagle zaniknął,
Bo ten Snark to był Boojum, rozumiecie.
K tórego mrówka niosła
Jest kura samograjka
Znosząca złote jajka
i tak dalej aż do ostatniego dwuwiersza:
Jest słoń z trąbami dwiema
I tylko... wysp tych nie ma.

Bibliografia

B e 11 e r t I., 1973a: The Interpretative Com ponent of a Grammar. 1ц: G en e­


rative Gram m ar in Europe. Eds. F. K i e f e r , N. R u w e t . Dordrecht-
-Holland: D. Reidel Publishing Company, s. 48— 69.
В e 11 e r t I., 1973b: O n Various Solutions of the P roblem of Presuppositions.
In: Studies in T ext Grammar. Eds. J. P e t ö f i, H. R i e s e r. Dordrecht-
-Holland: D. Reidel Publishing Company, s. 79— 96.
B o g u s ł a w s k i A., 1977: P roblem s of the Them atic-Rhem atic Structure of
Sentences. Warszawa: PW N.
B ó k e y A., 1983: Possible W orld Theory and Literary Interpretation. In: Se­
miotics Unfolding. Vol. 2. Ed. Т. В о r b e. Berlin: Mouton.
D о 1e ż e 1 L., 1979: Extensional and Intensional Narrative Worlds. ..Poetics” ,
nr 8 , s. 193— 211.
F o d o r J., 1979: In Defence of the Truth Value Gaps. „Syntax and Seman­
tics” , nr 11, s. 199—224.
H i n t i k k a J., 1975: The Intentions of Intentionality and Other N e w Models
f o r Modalities. Dordrecht — Holland: D. Reidel Publishing Company.
L y o n s J.» 1984: Semantyka. T. 1. Warszawa: PW N.
P a v e l Т., 1975: „ Possible W orlds" in Literary Semantics. „The Journal of
Aesthetics and A rt Criticism” , nr 34, s. 165— 176.
P r i n c e E., 1978: A comparison of W H -c lefts and it-clefts in discourse. „Lan­
guage” , nr 54, s. 883—907.
S t a l n a k e r R., 1975: Presuppositions. In: Contem porary Research in Philo­
sophical Logic and Linguistic Semantics. Ed. D. H о с к n e у et. al Dor­
drecht — Holland: D. Reidel Publishing Company, s. 31—43.
S t a l n a k e r R., 1976: Possible Worlds. „Noüs” , nr 10, s. 65— 75.
W i l s o n D., 1975: Presuppositions and N on -T ru th -C on d ition a l Semantics. Lon­
don: Academic Press.
Богуслав Бервячонэк

ВОЗМОЖ НЫЕ М И РЫ И ПРЕДПОЛОЖ ЕНИЕ В Л И ТЕ РА Т У РН О Й


ФИКЦИИ

Резюме

Статья делится на три части. В первой литературная фикция пред­


ставлена как доксастическая альтернатива по отношению к действитель­
ному миру. Возможные миры, согласующиеся с миром веры повествова­
теля, рассматриваются как экстенсии, а сам текст как интенсия. Текст
решает об истинности или фальши мнения о мире повествователя. Вторая
часть ; освящена предположению и его роли в создании мира фикции.
Многочисленные примеры доказывают, что кроме референциальной фик­
ции предположение может также напоминать или же информировать
читателя о мире повествователя. В третьей части обсуждаютя три вида
отношения повествователя к миру фикции. Выделяются и иллюстрируются
такие виды отношений, как „сознательно автономное” , „идентифицирую­
щее” и ..скептическое” .

Bogusław Bierwiaczonek

POSSIBLE W ORLDS AND PRESU PPOSITIO N IN L IT E R A R Y FICTIO N

Summary

The paper falls into three sections. In the first section the literary fiction
is discussed in terms of a doxastdc alternative to the real world. The possible
worlds compatible with the narrator’s beliefs are treated as extensions whe­
reas the text itself is regarded as intension. The text is crucial in exstabli-
shing the truth conditions of propositions about the narrator’s world. In the
second section the role of presupposition in the building up of the narrator’s
world is considered. It is evidenced that presupposition, beside its referring
function may also serve to remind or inform the reader of the properties of
the narrator’s world. The third section is a brief presentation of three views
on the fictional world as they are expressed by various narrators. The ^cons­
ciously autonomous” , „identifying” and „sceptical” attitudes are distinguished
and illustrated.
TADEUSZ RACHWAŁ

Autor tych podróży


D rukarz tw ój, jak zn ajduję, był tak nieuważny,
że powikłał bieg czasu, m yląc daty rozpoczęcia
niektórych m ych podróży i pow rotu z nich,
wpisując niewłaściwe lata, miesiące lub dni. Jak
słyszę, m ój oryginalny rękopis został całkowicie
zniszczony po wydrukowaniu książki. N ie pozo­
stała m i ju ż także ani jedna kopia; posyłam ci,
m im o to, nieco poprawek, które możesz w p ro­
wadzić, jeśli kiedykolwiek nastąpi drugie w y ­
danie; nie m ogę jednak obstawać przy nich,
lecz pozostawię tę sprawę rozważanym i nie-
uprzedzonym Czytelnikom, by poprawili, co zech­
cą.

List kapitana Gullivera do jego kuzyna Symp-


sona ( S w i f t , 1979: 8).

W zakończeniu eseju poświęconego dwoistości świata, Tadeusz


Komendant mówi: „D opóki istnieć będzie świat o dwóch różnych
ośrodkach, świadectwem istnienia trzeciego świata będzie niew ytłu­
maczalny absurd, luka w systemie. Zawsze już pęknięte lustro po­
znania: w idom y dowód istnienia diabła, pośredni dowód istnienia
Boga” ( K o m e n d a n t , 1982: 390). O we dwa ośrodki to Buberow-
skie TO i JA, obszar uczuć i obszar instytucji, to także przedmiot
i podmiot, realność i nierealność, signifie i sigrüfiant, mowa i pis­
mo, tekst i interpretacja. O pozycje takie można mnożyć w nieskoń­
czoność, a miejsce m iędzy nimi pozostanie puste, „intruza, który
się tam wdarł, nasze myślenie w oli nie zauważać” ( K o m e n d a n t ,
1982: 389).
Uzbrojona w logikę m etafizyka obecności, niosąca z sobą ko­
nieczność uprzedmiatawiania, wkracza tu w postaci Nietzscheańskie-
go człowieka teoretyka, który „rozkoszuje się i zadowala odrzuconą
osłoną i znajduje najw yższy cel rozkoszy w przebiegu zawsze szezę-
śliwego, dzięki własnej mocy udającego się, odsłonięcia” ( N i e t z ­
s c h e , 1907: 103). Odsłaniany jest zawsze przedmiot, zawsze coś,
jakieś ja, to. Pytając, „Dlaczego jest raczej byt niźli nic?” (H e i-
d e g g e r , 1977: 47), H eidegger odsłania nic.
Odsłaniając przedmiotowość świata, człowiek teoretyk pragnie
wiedzieć, co to jest, zakładając z góry, że JEST TO C Z Y M Ś — że
TO JEST, nie ulega dla niego wątpliwości, i stara się ów człowiek
teoretyk odsłonić coś, choć bez tego czegoś ani to, ani jest nie mają
w jego własnej logice sensu. Człowiek teoretyk poszukuje obec­
ności.
Jednym z „intru zów ” wdzierających się w lukę między obec­
nością i nieobecnością, intruzem podającym w wątpliwość wszelkie
kategorie metafizyczne jest pismo ( ecriture ) Jacquesa Derridy, któ­
rego zadaniem ma być zastąpienie tradycyjnej sem iotyki — poprzez
systematyczne przekreślanie archś (początku, przedmiotu, m ożli­
wości pełnego znaczenia) — i krytyka, wewnątrz semiotyki, w szy­
stkiego tego (łącznie z je j podstawowym pojęciem znaku), w czym
zachowało się jakiekolwiek dążenie metafizyczne niezgodne z nieu­
niknionym ruchem differance (zob. D e r r i d a , 1973: 116)1.
Pismo Derridy nie może więc być pismem o czymś, nie może
być pismem odsłaniającym poprzedzające je znaczenie, nie może
ono być pismem tradycyjnym, ilustratorem praw dy m ow y i samo
zawsze podporządkowane być musi ruchowi difjerance, ruchowi sło­
wa, które jest zarazem różnicą (difference), lecz w którym niesły­
szalna zamiana e na a zaznacza nierozerwalne z tą różnicą opóźnie­
nie, odłożenie na później zauważalne w czasowniku differ er (zob.
D e r r i d a , 1972: 7— 8). Ruch diffirance, tak jak ruch pisma D er­
ridy, jest ruchem ustanawiającym ruch języka, lecz jest równocześ­
nie ruchem bez początku, bez órche (lub też raczej ruchem, którego
początek jest zawsze już (deja) opóźniony), a więc ruchem unie­
m ożliw iającym pojawienie się, odsłonięcie, uobecnienie znaczenia
jakiegokolwiek znaku. Ruch differance czyni z pisma arche-pismo,
a wiąc pismo, któremu początek daje także pismo, lecz w którym
ów początek jest stale poddawany w wątpliwość. M owa i każde inne
użycie języka także podlegają prawu differance i zawsze już stano­
wią arche-pismo. „Jeszcze nim pismo połączy się z nacięciem, rysun­
kiem, ryciną czy literą [...] samo pojęcie graphie zakłada istnienie
ustanowionego śladu jako wspólnej możliwości wszelkich systemów
sygnifikacyjnych” { D e r r i d a , 1967: 66).
Ó w ślad wpisany w każdy znak kwestionuje możliwość istnie­
nia transcendentalnego signifie i począwszy od chwili, w której
„rozpoznajemy, iż każdy signifie funkcjonuje także w roli signifiant,

1 Tu i dalej, jeśli nie zaznaczono inaczej, tłumaczenie własne T. R.


rozróżnienie m iędzy signifie i signifiant, sam znak, stają się proble­
matyczne w swej istocie’ ’ ( D e r r i d a , 1982a: 20).
Narodziny znaku, którego signifiü jest zawsze już znakiem,
a więc znaku, są narodzinami pozbawionymi ostatecznego imienia.
Pismo jako początek przekreślający możliwość początku, pismo ja ­
ko nigdy nie mogący w pełni uobecnić się fundament zarówno gło­
su, jak i litery, tak pojęte pismo nie może być jedynie notacją, za­
pisem, prostym przeciwieństwem głosu i mowy. „Pism o en generał
[...] jest wspólnym korzeniem (la radne commune) pisma i m ow y”
( D e r r i d a , 1972: 16).
W m yśl tradycyjnej semiotyki nazwanie czegoś jest wskaza­
niem czegoś uprzedniego (przedmiotu, konceptu, idei) do aktu naz­
wania i do samej nazwy. „Znaki reprezentują to, co obecne, gdy
jest to nieobecne; zajmują miejsce tego, co obecne [...] Gdy to, co
obecne, nie uobecnia się ( doesn’t present itself), wtedy oznaczamy,
obchodzimy' przy pomocy znaków (w e go through the detour of
signs)" ( D e r r i d a , 1973:138).
Traktując język jedynie jako dodatek do esencji, do logos, do
tego, co naprawdę chcemy wyrazić, nie jesteśmy w stanie zauwa­
żyć, że język nie jest tylko przedstawieniem (przed-stawieniem,
re-prezentacją), lecz, paradoksalnie, końcem czy też stałym opóź­
nieniem reprezentacji i początkiem tego, co Derrida nazywa pis­
mem. Pism o bowiem, w brew swej tradycyjnej roli ilustratora mo­
w y, będąc materializacją użycia języka (mowa bowiem jest także
pismem), będąc celem samym w sobie (język bowiem jest także
pismem), umożliwia pewne otwarcie iluzoryczności metafizycznie
„obecnych” bytów, takich jak logos, arche czy też de Saussure’owski
signifie. Wszelkie użycie języka uwikłane jest w tworzoną przez sie­
bie sprzeczność ( double bind), polegającą na usiłowaniu wymazania
swego własnego zawsze opóźnionego, zawsze różnego (od siebie) za­
pisu za pomocą swego własnego, zawsze opóźnionego i różnego za­
pisu. Zauważenie/zauważanie tej sprzeczności jest zadaniem pew­
nej strategii pisania/czytania nazwanej dekonstrukcją, której zde­
finiować, tak samo jak i innych „kategorii” Derridy, nie można, nie
wpadając w nurt m etafizyki obecności (zob. D o n a t o , 1977: 12).
Choć język jest jednym z głównych wątków pism(a) Derridy,
nie można jednak umieścić ich w dziedzinie filo zo fii języka. Filozo­
fia języka, najogólniej rzecz biorąc, zajmuje się stosunkiem słowa
do świata, języka do przedmiotu, a Derrida, zajmując się w zasadzie
tym samym, usiłuje wykazać, że filozofia języka nie powinna i nie
może istnieć (zob. R o r t y , 1982: 144). Jest ona iluzją z tego sa­
mego powodu, z którego iluzją jest wszelka filozofia metafizyczna
pretendująca do miana czegoś w ięcej niż tylko pisma.
M etafizyka traktuje pismo jako nieuniknioną przeszkodę na
swej drodze do prawdy. Jej celem jest przedstawienie, ujawnienie
świata takim, jakim jest. Słowa, którym i badacz opisuje świat, po­
winny być jak najbardziej przezroczyste. M etafizyk dąży do osten-
sywności, a pismo, którego używa, dąży do swego własnego końca,
do tego, by okazać się zbędnym i wtórnym wobec świata.
Dla D erridy celem pisma jest pismo — przepisywanie pisma,
które, tak jak historia, nie dąży do ostatecznego kresu, do absolut­
nej wiedzy, lecz zawsze jest pre-tekstem, wstępem do dalszego pi­
sania (zob. R o r t y , 1982: 145).
„F ilo zo fię” D erridy ujm ujem y w cudzysłów, gdyż to, co „pro­
ponuje” , nie jest ani filozofią, ani propozycją. N ie interesuje go po­
prawa filozofii, nie próbuje Derrida niczego wyjaśniać ani też nie
w ytyka błędów poszczególnych szkół filozoficznych. Derrida od-
brązawia m etafizykę jako taką. Differance, dekonstrukcja czy gra-
matologia nie są propozycjami pozytywnym i. Derrida nie proponuje
modelu, a słowa, których używa, które wprowadza, nie są katego­
riami. N ie są one także słowami, lecz raczej przekreśleniami słów,
negacją możliwości trwałego odniesienia. Wprowadzając termin d if­
ferance, stwarzając pozór jego kategorialności, Derrida za chwilę
dopisuje:

[...] 'differance’ nie jest, nie istnieje i nie jest żadnym rodzajem bycia obec­
nym [...] nie należy do żadnej kategorii bytu ( D e r r i d a , 1973: 147).

1 o znaku:

Znak tą źle nazwaną 'х гя -ж с, jedyną, która wymyka się instytucjonalizu-


jącemu pytaniu filozofii: „czym jest../’ ( D e r r i d a , 1974: 19).

Pismo Derridy jest pismem sous rature, pismem wymazującym


i przekreślającym możliwość swego własnego znaczenia niezależnie
od tego, czy Derrida używa zapożyczonej od Heideggera techniki
przekreślania słów, czy też nie. Nazwa nie może nigdy w yartyku­
łować swego znaczenia w pełni i zawsze jest swoistego rodzaju
przezwiskiem (zob. D e r r i d a , 1974: 93). Przekreśleniu i niemoż­
ności artykulacji podlegają także tzw. imiona własne. W idniejący
w tytule niniejszego eseju podpis Jacquesa D erridy jest podpisem
pod Signature Event Context ( D e r r i d a , 1977 i 1982), lecz jest to
równocześnie podpis sfałszowany, podrobiony, o czym dowiadujemy
się ze zdania napisanego na marginesie, tuż obok podpisu (zob.
D e r r i d a , 1977: 196, 1982: 330). Podpis ten nie może być podpi­
sem autentycznym, gdyż autentyczność podpisu oznacza istnienie,
obecność podpisującego. Podpis „im itu je się” ( eile s’imite) z koniecz­
ności, a dwuznaczność elle s’imite nie jest przypadkowa, lecz sta­
now i ona inherentną cechę użycia jakiejkolw iek nazwy. Podpis, napis,
słowo zawsze są już swą własną imitacją, w której zawsze tkw i moż­
liwość imitacji. Dostęp do oryginału jest niem ożliwy właśnie ze
względu na niemożliwość uniknięcia im itacji zawsze już wpisanej
w pojawienie się znaku. Owa niemożliwość artykulacji własnego
imienia staje się głównym m otywem monumentalnego Glas (D e r-
r i d a , 1981), książki, która kończy się słowami „le debris de..."
( D e r r i d a , 1981: 365), a w której ruiny słów na d rozsiane są
wszędzie:
Derrida opisuje (decrit), pisze d (d e -e c rit) i krzyczy d (d e -c r it) (S p i v a k,
1977: 25).

Przekreślenie arche, uwikłanie wszelkich początków i stałych


kategorii w grę differance oznacza także przekreślenie idei tekstu,
książki jako całości, jako totalności signifiant, ponieważ samo po­
jęcie pełni signifiant z konieczności poprzedzać musi idea totalnego
signifii (zob. D e r r i d a , 1974: 18), a w ięc kategorii metafizycznej
obecności. Derrida nie pisze więc książek, choć liczba jego publika­
c ji jest ogromna. Przestrzeń pisma nie jest przestrzenią ograniczoną
bielą ram y marginesu, tytułem, okładką książki. W „filo z o fii” Der­
ridy kategorie wnętrza i zewnętrza zawsze stapiają się z sobą,
uzależniają się od siebie. Tekst, wstęp, suplement, margines czy
przypis zawsze wykraczają poza siebie i stwierdzając, iż nie ma
nic poza tekstem (il n’y a pas de hors-texte) ( D e r r i d a , 1974:
158), gdzie poza należy rozumieć jako „na zewnątrz” i „prócz” , a także
jako „n ie ma zewnątrz tekstu” , Derrida stwierdza równocześnie, że
nie ma nic poza pismem, że miejscem, sceną pisma jest pismo (nie
książka, biała kartka papieru), początek pisma bowiem ( icriture )
pozbawionego arche jest końcem książki, końcem pewnej idei.
Pierw szy rozdział De la grammatologie nosi właśnie tytuł La fin du
livre et le commncement de 1’ecriture ( Koniec książki i początek pis­
ma). N ie oznacza to jednak, że pismo D erridy może się gdziekolwiek
rozpocząć. Byłoby to zaprzeczeniem ruchu differance; zaprzeczeniem
przekreślonego (zawsze już) arche i powrotem do filo zo fii obecności.
Pismo jako możliwość pisma, pismo pisma jako otchłań w y ­
mazujących się początków i końców nie może się po prostu zacząć.
Pierwsze zdanie Dissemination ( D e r r i d a , 1981а) „T o (więc) nie
byłaby książka” (w oryginale w czasie przyszłym dokonanym) jest
równocześnie wskazaniem (to), antycypacją (-b y ), negacją (nie), re-
kapitulacją (była ) i konkluzją (więc). (Zob. D e r r i d a , 1981a: 32,
Wstęp В. J o h n s o n ) . Zdanie to poprzedza strona z nadrukiem
Hors livre (zewnątrz tekstu), ogłaszając swą do tekstu przynależ­
ność (jest bowiem tytułem tekstu, którego pierwsze zdanie cytowa­
liśmy, a który jest jakby wstępem do „książki” , w którym Derrida
pisze m iędzy innymi o Wstępie Hegla do Fenomenologii ducha,
w którym H egel pisze o niemożliwości i jednocześnie konieczności
pisania wstępu), lecz zarazem, będąc na zewnątrz tekstu, odgradza­
jąc się od niego. Po stronie Hors livre i po tekście Hors livre znaj­
dujemy tekst o Platonie, poprzedzony krótkim wstępem, w którym
Derrida pisze:
Skoro powiedzieliśmy już wszystko [...] Jeśli więc napiszemy jeszcze trochę:
o Platonie, który powiedział już w Faj drosie, że pismo może jedynie powta­
rzać (się), że 'zawsze oznacza (sem ainei) to samo i że zawsze jest grą (paidia)
( D e r r i d a , 1981a: 65). ,

„Pow iedziaw szy już wszystko” Derrida zaczyna od nowa. W na­


stępnym zdaniu czytam y: „Zacznijm y jeszcze raz” . Derrida rozpo­
czyna swe teksty nieskończoną ilość razy, nigdy nie mogąc umiejs­
cowić swego pisma ani stwierdzić, co pisze:
Czymże jest rozprawa, która zdaje się tutaj zaczynać, Gdzie tutaj? Tutaj?
( D e r r i d a , 1977a: 163).

„Zacznijmy jeszcze raz“

Obecność, znaczenie zawsze są pozorne. Są interpretacją znacze­


nia i obecności. Obecność podmiotu mówiącego nie jest niezależ­
nym bytem ani w stosunku do siebie, ani wobec innych. Tłumacząc
na język angielski zdanie Hegla Ich kann nicht sagen was ich nur
meine, dekonstruktywista amerykański Paul de Man dochodzi do
wniosku, że w zdaniu tym zawiera się niemożliwość rzeczywistego
wyrażenia żadnej myśli, a tym samym niemożliwość wyrażenia sa­
mego siebie, i tłumaczy je jako I cannot say I (de M a n . 1982: 768).
Podm iot zapośredniczony jest w nim samym. Powstanie znaku jest
równocześnie stratą znaku, a zarówno kontekst powstania znaku,
jak i sam znak powstają jako skutek odczytania/interpretacji czy
też raczej są odczytaniem. M etafizyk zapyta tu: Odczytaniem czego?
Derrida odpowiedziałby: Odczytaniem siebie, odczytaniem swego
odczytania. „Znak posiada właściwość bycia czytelnym, choć mo­
ment powstania znaku jest nieodwołalnie stracony” ( D e r r i d a ,
1977: 182).
Każda interpretacja jest w ięc różna od siebie samej. „N ie-
-powtarzalność (non-iteration) nie jest m ożliwa” , stwierdza Derri­
da w Signature Event Context ( D e r r i d a , 1977: 192). Pow tarzal­
ność nie oznacza tutaj powtórzenia czegoś, co kiedyś było orygina­
łem, lecz jest ogólnym warunkiem, koniecznością każdego w yda­
rzenia. Samo wydarzenie jest z konieczności powtórzeniem, po-
-wydarzeniem. W wydarzeniu językow ym konieczność powtarza­
nia oznacza „śm ierć” autora, brak intencji będącej początkiem w y ­
powiedzi/tekstu.
W ydarzenie zawsze jest już (deja). W ydarzenie jest zawsze już
(d ej a)podzwonnym (glas) wydarzenia. Słowo deja jest jednym
z niezliczonych kluczy do pisma Derridy, także do wspomnianego
już Glas. Glas jest podzwonnym Imienia zawsze już ukrytego za
zasłoną ( derriere les rideaux) swego własnego kryptonimu, zam­
kniętego w krypcie rodzinnego grobowca. Słowa derriere les rideaux
przypominają Derridzie o ojcu zm arłym w trakcie pisania „książ­
ki” , lecz zarazem zawierają także de kryptonimu D erridy zaw­
sze już (deja) uwięzionego w deja. Deja jest kryptą D, w któ­
rej D pogrzebano żywcem (nieprzypadkowo Antygona jest jednym
z wątków Glas). Glas także jest kryptą, której przestrzeń wyzna­
czają dwie równolegle biegnące kolumny tekstu, a więc rów ­
nocześnie jakby dwa marginesy, z których jeden poświęcony
jest Genetowi, a drugi H eglowi. Owa krypta D e-rridy jest także
kryptą Hegla i Geneta. N ie mogąc w pełni wypowiedzieć nawet D
swego imienia (uwięzionego w deja), Derrida pisze Glas w imieniu
(trzeba to rozumieć także dosłownie) Hegla i Geneta, lecz także
w imieniu cesarskiego orła (Hegla — aigle) i kwiatu janowca (G e­
net — genet) oraz w swym własnym imieniu, które odczytuje w ję­
zyku kw iatów Geneta: „Dionysos Erigone Eripetale Reseda” (zob.
D e r r i d a , 1981: 129b, zob. też S p i v a k, 1977: 25). Genet i He­
gel także zamieszkują kryptę deja. Francuz i Niemiec, francuskie
de i niemieckie ja, czyli de — tak!, a więc afirmacja de, niech żyje
de, lecz aby żyć, musiałoby ono uwolnić się od zawsze już (d€ja)
wiążącego je do ja deja. De więc żyć nie może i zawsze już pozo­
stanie uwiązane, przyklejone do swego ja (polskie ja otw iera tu
możliwość dalszej nieskończonej gry znaku), wraz z którym „zaw ­
sze już znaczy ju ż” ( always already means already, S p i v a k , 1977:
24). Glas to podzwonne (glas) de, które zawsze zlepia się ze swą
afirmacją ja (glas to w e francuskim także odgłos plwociny w gardle,
odnosi się do wszelkich lepkich substancji wytwarzanych przez cia­
ło, gl słychać w słowie aglutynacja, lecz glas to także szkło), zawsze
już wpada w „pułapkę ( glu ) znaczenia” ( S p i v a k , 1977: 29) i prze­
kreśla się, rozm ywa w grze pisma. Owo nie mogące wyartykułować
się de, lecz zarazem de spajające, zlepiające wnętrze i zewnętrze,
uniemożliwiające ich pełne wyłonienie się, de należące tak do au­
tora (zewnętrze), jak i do tekstu (wnętrze) powoduje, że autor
i tekst zawsze są deja, są sierotami, których ojcem jest de, które
zawsze już nieuniknienie samo jest osierocone...
Ojciec obecny, konstrukcja bez de, intencja autora jako drehe
tekstu, jako siła sprawcza są nie do pomyślenia.
Jonathan Culler stwierdza w Structuralist Poetics, że „niektóre
teksty są bardziej osierocone niż inne” ( C u l l e r , 1975: 133). Osie­
rocone ( orphaned) oznacza tu właśnie nieobecność intencji nadaw­
cy. W yrażenie „bardziej niż...” skłania Stanleys Fisha do próby
klasyfikacji tekstów, począwszy od „najm niej do najbardziej osie­
roconych” ( F i s h , 1982: 697). Tak więc tekstem najmniej osiero­
conym w ydaje się bezpośrednia rozmowa między dwojgiem ludzi.
Najbardziej osierocona jest oczywiście literatura, w której ryzyko
błędnej rekonstrukcji intencji autora jest największe.
Przeświadczenie, że nieobecność autora jako nadawcy komuni­
katu stanowi jeden z wyznaczników literatury, jest dość popularne.
Rozważm y kilka przykładów:

Słowa wiersza nie odnoszą się do zewnętrznego kontekstu, lecz zmuszają nas
do tworzenia fikcyjnego kontekstu wypowiedzi (Jonathan C u l l e r , Structu­
ralist Poetics, 1975, zob. F i s h , 1982: 695).

W zwyczajnym dyskursie zakładamy istnienie rzeczywistego świata i osądza­


my prawdziwość aktów mowy [...] w dyskursie fikcjonalnym zakładamy praw­
dziwość aktów mowy i tworzymy świat (Richard Ohman, Speech Acts and the
Piesponse to Literature, 1976, zob. F i s h , 1982: 696).

Teksty fikcyjne tworzą swe własne przedmioty i nie kopiują niczego, co już
istnieje [...] codzienny pragmatyczny język zakłada odniesienie do danego
przedmiotu i w ten sposób zawęża liczbę możliwych znaczeń (W. I s e r, The
A ct of Reading, 1978, zob. F i s h , 1982: 696).

W e wszystkich tych ujęciach fikcjonalność, czy też osierocenie


tekstu (według Fisha fikcjonalność i osierocenie są synonimami,
zob. F i s h , 1982: 700), stanowi pewne odchylenie od pełnej obec­
ności w konteikście rozm owy bezpośredniej. W konsekwencji ma­
my do czynienia ze wzrostem „wysiłku interpretacyjnego” czytel­
nika czy też słuchacza. Inaczej mówiąc, czym w ięcej interpretacji,
czym w ięcej możliwości popełnienia błędu, tym w ięcej literatury.
Fikcjonalność przestaje mieć cokolwiek wspólnego z naśladowaniem
rzeczywistości, a je j wyznacznikiem (u Fisha) staje się stopień moż­
liw ej błędnej interpretacji oryginalnego komunikatu.
Dla D erridy jednakże sytuacja czytelnika jest taka sama jak
sytuacja autora. Śmierć autora jest równocześnie śmiercią czytelni­
ka. Pismo, które nie jest czytelne (powtarzalne) w przypadku nie­
obecności odbiorcy, nie jest pismem. Zarówno pisarz/podpisywacz,
jak i czytelnik w zupełności należą do pisma ( D e r r i d a , 1977:
181). Niezależnie od tego, z jakiego rodzaju tekstem mamy do czy­
nienia, niezależnie od tego, czy jest to mowa czy też pismo/zapis,
możliwości „fa łszyw e j” interpretacji wykluczyć nie można, a w za­
sadzie trzeba stwierdzić, że każda Interpretacja jest fałszywa, jej
bowiem przedmiot, jej początek i koniec nie mają żadnych trwa­
łych czy też metafizycznych podstaw.
Pismo nie może odsłaniać prawdy. Paradoks ukryty jest już
w samym pojęciu mimesis. Mneme i mimesis są według Derridy
nierozerwalnie związane. Pamięć jest formą reprezentacji. Pojmu­
jąc prawdę jako aletheia, jako odsłonięcie, uobecnienie tego, co
ukryte, z konieczności wprowadzić musimy jakąś formę naśladow­
nictwa (mimesis) po to właśnie, by prawda owa mogła się uobecnić.
Prawda zawsze już jest rozdwojona. Widać to wyraźnie już u Pla­
tona, który odrzucając mimesis, wyganiając sztukę mimetyczną
z miasta-państwa, równocześnie zakłada jej nieodzowność. W File-
bie pamięć (mneme) opisywana jest właśnie jako mimesis, jako
„obrazy malowane w duszy”. Pomimo jednak odrzucenia sztuki mi-
metycznej Platon „nigdy nie oddziela odsłonięcia prawdy, aletheia,
od... anamnezy (nawrót pamięci). Tu właśnie wyłania się podział
wewnątrz mimesis” ( D e r r i d a , 1981a: 191, zo!b. też C u l l e r ,
1983: 187).
Tak więc naśladowanie prawdy jest niejako wpisane w nią
samą jako anamneza, nawrót pamięci, w który z kolei zawsze wpi­
sana jest (jak w Filebusie) mimesis. Odsłanianie prawdy jest jej
równoczesnym zasłanianiem, anamneza to zarazem anamimesis.
W retoryce Derridy ów nieunikniony powrót mimesis byłby powro­
tem pisma wpisanym w możliwość pisma, niejako pismem pisma,
które nie odsłania żadnej innej prawdy prócz tej, że nie ma nic
prócz pisma. Prawda ta jest oczywiście tylko pozorna, prawda pis­
ma bowiem podlega tej samej grze nieuniknionego powrotu pisma
(imamy więc już pismo pisma pisma) i zmusza Derridę do napisania
jeszcze jednego paradoksu:
[...] pismo, jeśli jest coś takiego, być może komunikuje, lecz z pewnością nie
istnieje ( D e r r i d a , 1977: 196).

Pismo — a język, jak już widzieliśmy, jest w pewnym sensie naj­


pierw pismem — nie reprezentuje więc obecności i nie jest obecnoś­
cią. W cytacie Derrida nie mówi, co pismo komunikuje, i równo­
cześnie twierdzi, że źródło komunikatu nie istnieje. „Komunikuje”
zostaje w ten sposób pozbawione zarówno podmiotu, jak i dopeł­
nienia.
Owa niemożliwość komunikatu zawarta jest i równocześnie za­
negowana także przez de Saussure’a. De Saussure, kładąc nacisk na
nierozerwalność diady signifie/signifiant, zrobił krok w kierunku
krytyki metafizyki obecności, „od której swą koncepcję znaku po­
życzył” ( D e r r i d a , 1982a: 18). Jednakże utożsamiając tradycyjne
signatum z „konceptem”, rozerwał on jedność znaku, otwierając
możliwość zaistnienia jednej z jego części niezależnie od drugiej.

7 Z n ak-tekst-fikcja
Postulując signifie bez signifiant, a postulat taki zawarty jest już
w samej propozycji rozróżnienia, de Saussure przekreśla swą włas­
ną krytykę metafizyki (zob. D e r r i d a , 1982a: 18—24).
Dalszym skutkiem diadycznego podejścia do znaku jest prze­
kreślenie możliwości istnienia kodu w sposób niezależny od sub­
stancji (np. fonicznej) i tym samym -wspomniane już uprzywilejo­
wanie właśnie substancji fonicznej i sprowadzenie pisma do roli
wtórnego, suplementarnego wyraziciela prawdy mowy (zob. D e r ­
r i d a , 1982a: 21). Z chwilą gdy postawimy istnienie transcenden­
talnego signijić w wątpliwość i zaproponujemy, za Derridą, że każ­
dy signifie jest równocześnie signifiant, rozróżnienie tych dwóch
kategorii stanie się w zasadzie niemożliwe ( D e r r i d a , 1982a: 20),
tak samo jak rozróżnienie między fikcją literacką a pretendującym
do miana prawdziwego dyskursem filozoficznym czy też naukowym.
Ruch ten bowiem (przyjęcie „propozycji”) nie tylko skazuje pla­
tońskiego poetę na wygnanie z idealnego miasta-państwa, lecz także
przekreśla samo miasto-państwo.
Ruch ten nie oznacza jednak sprowadzenia wszystkiego, co ję­
zyk wy-powiada/wy-pisuje do świata fikcji. Z takiego właśnie za­
łożenia wychodzi Gerald Graff, krytykując wszelki dekonstrukty-
wizm jako destruktywizm. Na podstawie dosyć jednostronnej ana­
lizy pism Paula de Mana i J. Hillisa Millera stwierdza on, iż skoro
fikcja literacka (według dekonstruktywistów) jest fikcją o fikcji
(wnioskuje, że rzeczywistość w dekonstrukcji jest fikcją), to jest ona
mimo wszystko mimetyczna, odzwierciedla bowiem nierzeczywistą
rzeczywistość (G r a f f, 1979: 176—178). Innymi słowy, Graff przed­
stawia jedynie logocentryczną interpretację dekonstrukcji, sprowa­
dzając signifii do swej pierwotnej roli, a więc do signifie z nalep­
ką „fikcyjny”.
Podobne stanowisko reprezentuje R. Scholes, stwierdzając, że:
Ponieważ rzeczywistości nie można utrwalić, realizm jest martwy. Wszystko,
co napisano, co skomponowano, jest konstrukcją. Nie imitujemy świata, two­
rzymy jego wersje. Nie ma mimesis, jest poesis. Nie zapis, lecz konstrukcja
( S c h o l e s , 1975: 7)2.
„Nierzeczywista rzeczywistość” Graffa i „konstrukcja” Scho-
lesa są w gruncie rzeczy jednym i tym samym pomimo afirmacji
mimesis przez jednego i jej negacji przez drugiego. „Nierzeczy­
wista rzeczywistość” jest fikcyjna, ponieważ jakaś rzeczywista rze­
czywistość nie jest językowi dostępna. „Konstrukcja” jest fikcyjna,
rzeczywista rzeczywistość bowiem nie poddaje się opisowi. Obydwaj
autorzy rezygnują więc- z owej „rzeczywistej rzeczywistości” pozo­
stawiając ją samej sobie. U Graffa wskazuje na to już sam fakt uży-
2 Przekład A. Z g o r z e l s k i e g o w Fantastyka. Utopia. Science fiction.
Ze studiów nad rozwojem gatunków. Warszawa 1980, s. 19.
cia słowa „fikcyjny” presuponujący rzeczywistość niefikcyjną. U Sho-
lesa, z kolei, uśmiercenie realizmu pozornie uśmierca rzeczywistość,
która pozostaje jednak nietknięta. Śmierć realizmu zamyka jedynie
dostęp, drogę powrotu do rzeczywistości, która, choć niedostępna,
jest.
Śmierć realizmu nie jest zupełna dlatego, że nie pozostaje po
nim ślad3. Mówiąc „Bóg jest martwy”, szaleniec Nietzschego powra­
ca jednak na jego grób, by móc tę śmierć powtarzać. Martwy rea­
lizm Scholesa nie ma nawet grobu4. Rzeczywistość pozostaje daleko
po drugiej stronie i nie można jej już uśmiercić. Jest ona tylko
obecna. Jest obecnością. Między nią a słowem powstała luka...
Derrida, nie negując ani nie afirmując rzeczywistości, stawia
ją w nawias, przekreśla, tak jak przekreśla wszystkie inne katego­
rie filozofii wraz z „kategoriami” swej własnej „filozofii”. Strategia
Derridy nie jest poszukiwaniem znaczenia pisma/tekstu poza tek­
stem lub też wewnątrz niego, lecz ciągłym nieskończonym nano­
szeniem poprawek do tekstu, którego oryginał ani kopia oryginału
nie istnieją5; do tekstu, który niczego nie-naśladując, nie jest ani
fikcją, ani nie-fikcją.
:| Obecność-nieobecność śladu, której nie powinno się nawet nazywać
wieloznaczną („bowiem słowo »wieloznaczność« wymaga logiki obecności na­
wet wtedy, gdy zaczyna się tej logice sprzeciwiać), ukrywa w sobie zagadnie­
nia litery i ducha, ciała i duszy [...] Wszelkie dualizmy, wszelkie teorie nie­
śmiertelności duszy czy też ducha, tak samo, jak wszelkie monizmy, mate-
rialistyczne czy idealistyczne, dialektyczne czy też nie, są unikalnym wątkiem
pewnej metafizyki, której historia z konieczności dążyć musiała do redukcji
śladu” ( D e r r i d a , 1974: 71).
Czy może ślady zawsze będą wiodły jedynie do śladów? Czy może sens zaw­
sze będzie skrywał w sobie coś, co umyka, i swoją ruchliwością kreśli jego
pojawiające się na powierzchni linie? Jako że sens jest jednym z najbardziej
ezoterycznych słów, pojawiającym się we wszystkich seriach wypowiedzi, prze­
biegającym mowę po wszystkich jej płaszczyznach, skrywając swe znaczenie.
Czy nie pozostawi nas na zawsze ze swoją tajemnicą „i nie będzie nazwy jed­
nej, nawet gdyby miała to być nazwa bycia? Trzeba myśleć o tym bez żalu,
porzucić mit prawdziwie ojczystego lub prawdziwie macierzystego języka, utra­
conej ojczyzny, macierzy myśli. Przeciwnie, trzeba to afirmować — w tym
sensie, jaki nadał temu Nietzsche, z uśmiechem posuwając się tanecznym
krokiem” ( G ł o w a c k i , 1984: 26, cytat z D e r r i d a , 1978: 110).
4 Ruchem pisma Derridy rządzi ekonomia śmierci. Pismo jest zarazem
grobem i domem własności (le propre), przy czym le propre, tak chyba,
jak i własność, trzeba rozumieć zarówno jako posiadanie, jak i jako właści­
wość, odpowiedniość. Greckie oikesis (grobowiec) bliskie jest oikos (dom, schro­
nienie), z którego z kolei wywieść można słowo ekonomia (oikos i nemein)
(zob. D e r r i d a , 1982 : 4).
5 We wstępie do anglojęzycznej wersji De la grammatologie Derridy
Gayatri Spivak cytuje następującą parafrazę wypowiedzi ze W stępu Hegla
do Fenomenologii ducha Hegla:
„Nie traktujcie mnie poważnie we wstępie. Prawdziwym dziełem filozoficz-
nym jest to, co właśnie napisałem, Fenomenologia ducha. A jeśli mówię do
was spoza tego, co napisałem, owe marginalne uwagi nie mogą mieć wartości
samego dzieła” ( D e r r i d a , 1974: X).
W wypowiedzi tej mamy do czynienia ze swoistym kłamstwem. „Każdy
wstęp jest schronieniem kłamstwa” ( D e r r i d a , 1974: X). Tym, co Hegel właś­
nie napisał, jest z pewnością wstęp, który, jak każdy inny wstęp, jedynie udaje
swą uprzedniość wobec tekstu „prawdziwego”, wobec Dzieła, które jest jego
faktycznym wstępem, pre-tekstem, przed-tekstem. Jednocześnie Hegel prze­
kreśla swój wstęp, „mówiąc” do czytelnika spoza tego, co napisał „naprawdę”.
Dla Hegla znaczenie (Bedeutung) jest pewną idealnością, pozbawioną mate-
rialności intuicją czegoś, co w idealny sposób uobecnia się. Owa idealność
widoczna jest w nadaniu Bedeutung rangi duszy (Seele). Ciało owej duszy,
materialność, a więc w jakimś sensie signifiant, wchłaniane jest i wynoszone
(Aufgehoben) przez signifie. Znak jako jedność oznaczającego ciała i oznacza­
jącej jedności duszy stanowi swoistą inkamację. Ciało (Körper), gdy zamiesz­
kuje w nim duch (Geist), staje się właściwym ciałem (Leib). Wstęp dzieła
jest wobec jego prawdy tak samo wtórny, suplementarny, jak signifiant wo­
bec signifie, jest czymś, jak powiada Hegel, „nieodpowiednim i sprzecznym
z celem”. Pisanie wstępu „nie może być uważane za właściwy sposób przed­
stawienia prawdy filozoficznej.” Wstęp pisany przez Hegla poza tym, co chce
powiedzieć (na zewnątrz i prócz), jest zewnętrzem, cielesnością dzieła, tak
samo jak jest nią sigifiant samego dzieła. Pisanie» wstępu i pisanie dzie­
ła to jedna i ta sama konieczność, i jedno i drugie bowiem dokonują się na
zewnątrz „prawdy” dzieła, poza dziełem. Tekst dzieła zawsze już jest do nie-
до wstępem, a pisanie wstępu jest nieuniknioną koniecznością, choć sam
wstęp, zewnętrzność tekstu, niemożliwy jest do zlokalizowania. „Wstęp, który
Hegel musi napisać, by zdemaskować wstęp, równocześnie niemożliwy i nie­
unikniony, zlokalizowany być musi w dwóch miejscach” (zob. D e r r i d a ,
1981a: 11). W cytowanym na wstępie tego eseju fragmencie Podróży do
■wielu odległych narodów świata Jonathana Swifta(?) Lemufcl Gulliver w liś­
cie do kuzyna Sympsona stwierdza, że książka nie jest wierną kopią orygi­
nału, którego nie ma. („Został całkowicie zniszczony.” W oryginale(?) angiel­
skim (is all destroyed) można dopatrzyć się także i innej interpretacji, z któ­
rej wynika, że nigdy nie był on niezniszczony). Książka istnieje(?) bez orygi­
nału i bez kopii oryginału („Nie pozostała mi już także ani jedna kopia.”),
a jednak Gulliver wysyła także nieco „poprawek”, przy których nie może
„obstawać”, pozostawiając tę sprawę czytelnikowi. Owa książka bez oryginału,
kopia, do której Gulliver pragnie (wraz z czytelnikiem) wnieść poprawki, to
pierwsze wydanie Travels in to ' Several Remote Nations of the World ... by
Lemuel Gulliver..., które ukazało się w roku 1726. Nie zawierało ono listu
Gullivera. Drugie wydanie z 1727 roku także listu nie zawiera, choć jest nieco
zmienione. List ukazuje się dopiero w trzecim wydaniu książki (1735), róż­
nym do dwóch poprzednich. W bibliotece publicznej w Armagh (płn. Irlan­
dia) znajduje się kopia pierwszego wydania (1726) dzieła z odręcznymi popraw­
kami Jonathana Swifta. Poprawki te uwzględniono w druku dopiero w w y­
daniu z 1976 roku. Obraz staje się jeszcze bardziej zawiły, gdy dowiadujemy
się, że adresat listu, Richard Sympson, to w jakimś sensie Jonathan Swift, który
pod tym właśnie nazwiskiem w 1726 roku zaoferował wydawcy swą książkę.
(Na stronie tytułowej pierwszego wydania nie figuruje ani nazwisko Swift, ani
nazwisko Sympson). Zacznijmy więc jeszcze raz. Owa książka bez oryginału,
kopia nie istniejącego oryginału staje się na powrót ,,oryginałem” dzięki po-
100 prawkom Swifta (ta z Armagh). Jednak nie ma w niej listu. Wraz z listem
Owe poprawki nie mają na oelu ulepszenia tekstu, zbliżenia go
do jakiejś prawdy. Są one koniecznością wynikającą z retoryczności
języka, nieuniknionej retoryczności, będącej jego główną i jedyną
siłą (zob. D o n a t o , 1977: 11), a której język filozofii „woli nie
zauważać”. Nie mamy tu jednak do czynienia z uprzywilejowaniem
dyskursu literackiego, którego ,,retoryczność teksty literackie rozu­
mieją” ( C u l l e r , 1983: 183). Mówiąc, że Essai sur Vorigine des
langues Rousseau „stwierdza to, co chce powiedzieć”, lecz „opisuje
to, czego powiedzieć nie chce”, Derrida nie czyta tekstu filozoficz­
nego jak tekst literacki, choć nie czyta go także jak tekst filozo­
ficzny. Paul de Man wypowiadając się o tym samym tekście Rous­
seau, stwierdza, że „Rousseau unika logocentryzmu w takim samym
stopniu, w jakim jego język jest literacki”, nazywając językiem li­
terackim każde użycie języka w jakimkolwiek dyskursie (filozo­
ficznym, literackim, historycznym etc.), lecz równocześnie „świado­
me”, mające wgląd (insight) do swego własnego niezrozumienia i ko­
nieczności błędu (de Ma n , 1971: 138). Pisząc/czytając o Derri-
dzie/Derridę należy niezwykle uważnie śledzić pułapki zastawiane
przez nieuniknione dążenie do obecności, przez metafizykę obecnoś­
ci, by uniknąć takich stwierdzeń, jak np. Derrida traktuje filozofię
jako gatunek literacki ( C u l l e r , 1983: 183), gdyż stwierdzenia ta­
kie, niezwykle trudne do uniknięcia, stwarzają pozór modelu ope­
rującego takimi kategoriami, jak gatunek literacki czy literatura.
Użycie (prze-czy tanie, prze-pisanie) takich stwierdzeń pociąga za
sobą konieczność ich prze-kreślenia (zgodnie z prawem differance)

ukazuje się w 1976 r. z nazwiskiem Swifta na stronie tytułowej. Z listu do­


wiadujemy się, że książka jest pełna błędów. Błędy zostały jednak popra­
wione, więc jedynym błędem okazuje się list, przedmowa do błędnej ko­
pii, której jest posłowiem. Czy wydanie poprawionej przez Swifta wersji
książki bez listu byłoby wydaniem oryginału? Wtedy oryginał okazałby się
pisaniem przedmowy na marginesie błędnej kopii nie istniejącego oryginału.
Któż jest więc autorem tej (lecz cóż zaimek ten wskazuje) książki? Czy jest
(to) jeszcze książka? W liście Swift/Gulliver pozostawia poprawienie błędów
czytelnikowi. Swift/Gulliver jest więc także czytelnikiem. Z innego fragmen­
tu listu dowiadujemy się, że prócz drukarzy także Sympson jest autorem
niektórych błędów w książce. Swift/Sympson jest więc autorem nieudolnej,
pełnej błędów kopii, którą potem poprawia, dopisując na jej marginesie (jak
Hegel) wstęp/po-słowie z tą właśnie kopią jako pre-tekstem, której pre-tekstem,
z kolei, jest zniszczony oryginał. W Nocie W ydawcy do Czytelnika umiesz­
czonej po liście Gullivera czytamy:- „Autor tych podróży, Pan Lemuel Gulli­
ver...”. Nota kończy się słowami: „Gdy mowa o innych danych, odnoszących
się do Autora, pierwsze karty książki zadowolą Czytelnika w tej mierze.” Tu
podpis: „Richard Sympson” ( S w i f t , 1979: 12). Lecz książka jest pełna błę­
dów i „dane” także mogą okazać się błędne. Być może, jednym z pierwszych
błędów zawartych w tej książce (?) jest pierwsze słowo cytowanego wyżej
zdania: „Autor tych podróży..."
w tym czy innym tekście, zdaniu czy słowie. I z tego właśnie wzglę­
du niezwykle łatwo jest krytykować dekonstrukcję (Graff), nie zau­
ważając, iż jej obrazoburczość jest pozorna, a jej styl koniecznością.
Dekonstrukcja nie jest destrukcją. Nie negując znaczenia, za­
przecza jedynie dominacji jakiegoś sposobu oznaczania nad innym.
Nie pyta, co to zdanie znaczy, lecz raczej w jaki sposób to, co zna­
czy, związane jest z tym, czego nie znaczy (Zob. Y o u n g , 1981:
14). Dekonstrukcja nie jest także dekonstrukcją, nie jest w stanie
zdefiniować się, zaświadczyć o swym istnieniu, o swej obecności.
Nie jest, nie może być, i nie chce być samą sobą. Jak powiada Mi­
chel Foucault:
Być może, celem dziś nie jest odkrywanie, lecz odrzucanie tego, czym jesteśmy
[...] Musimy krzewić nowe formy podmiotowości, odrzucając te formy indy­
widualności, na które skazani jesteśmy od kilku stuleci ( F o u c a u l t , 1982:
216).

Bibliografia
C u l l e r J., 1975: Structuralist Poetics; Structuralism , Linguistics, and the
S tu d y of Literature. Ithaca: Cornell University Press, and London: Rout-
ledge and Kegan Paul.
C u l l e r J., 1983: On Deconstruction: Theory and Criticism after Structura­
lism London, Melbourne and Henely: Routledge and Kegan Paul.
D e r r i d a J., 1967: De la grammatologie. Paris: Minuit.
D e r r i d a J., 1972: Positions. Paris: Minuit.
D e r r i d a J., 1973: Speech and Phenomena. Evanston: Northwestern Univer­
sity Press.
D e r r i d a J., 1974: Of Grammatology. Baltimore and London: The Johns
Hopkins University Press.
D e r r i d a J., 1977: Signature Event Context. „Glyph”, nr 1.
D e r r i d a J., 1977a: Lim ited INC... ,,Glyph”, nr 2.
D e r r i d a J., 1978: Różnią. Drogi współczesnej filozofii. Warszawa.
D e r r i d a J., 1981: Glas. Paris: Donoel/Gonthier.
D e r r i d a J., 1981a: Dissemination. Chicago: The University of Chicago Press.
D e r r i d a J., 1982: Margins of Philosophy. Chicago: The University of Chi­
cago Press.
D e r r i d a J., 1982a: Positions. Chicago: The University of Chicago Press.
D o n a t o E., 1977: The Idioms of the Text: Notes on the Language of Phi­
losophy and the Fictions of Literature. „Glyph”, nr 2.
F i s h S., 1982: W ith the Compliments of the Author: Reflections on Austin
and Derrida. „Critical Inquiry”, nr 4.
F o u c a u l t M., 1982: The Subject of Power. In: H. D r e y f u s , P. R a b i ­
n ó w : Michel Foucault: Beyond Structuralism and Hermeneutics.
G ł o w a c k i M., 1984: B y t i sens: k rytyka transcendentalna jako samowie-
dza kryzysu. „Studia Filozoficzne”, nr 4.
G r a f f G., 1979: Literature Against itself. Chicago: The University of Chi­
cago Press.
H e i d e g g e r M., 1977: Budować, mieszkać, myśleć. Warszawa.
K o m e n d a n t Т., 1982: Pęknięte zwierciadło. „Literatura na Świecie”, nr 12.
M a n P. d e , 1971: Blindness and Insight: Essays in the Rhetoric of Contem­
porary Criticism. New York: Oxford University Press.
M a n P. d e , 1982: Sign and Symbol i Hegel’s Aesthetics. „Critical Inquiry”,
nr 4, vol. 8.
N i e t z s c h e F., 1907: Narodziny tragedyi. Warszawa: Jakób Mortkowicz.
R o r t y R., 1982: Philosophy as a K ind of W riting. „New Literary History”,
vol. 10.
S с h o 1 e s R., 1975: Structural Fabulation: A n Essay on Fiction of the Future.
Notre Dame and London.
S p i v a к G., 1977: Glas-Piece: A compte rendu. „Diacritics”, September.
S w i f t J., 1979: Podróże do w ielu odległych narodów świata. Przekł. M. S ł o m ­
c z y ń s k i . Kraków: Wydawnictwo Literackie.
Y o u n g R., 1981: Post-Structuralism : A n Introduction. In: Untying the Text.
Ed. R. Y o u n g . Boston, London and Henely: Routledge and Kegan Paul.
Z g o r z e l . s k i A., 1980: Fantastyka. Utopia. Science Fiction: Ze studiów nad
rozwojem gatunków. Warszawa: PWN.

Тадеуш Pa хвал

Ж А К ДЕРРИДА А В Т О Р Э Т И Х П У Т Е Ш Е С Т В И Й

Р е з юме

Настоящее эссе является попыткой отнесения некоторых содержаний


пост-структуралистической мысли (главным образом, на основе журналов
Ж ака Дерриды) к проблеме функциональности вообще с особым учетом
фикциональности как определителя литературы. Здесь рассмотрена пост-
-структуралистическая критика диадической концепции языкового знака
(ее представитель Фердинанд де Соссюр) как концепции, прздполагаю-
щей вторичность письма по отношению к языку, а в результате рас-
смативающей язык как такое использование языка, в котором наиболее
полно присутствует намерение отправителя информаци. Эта критика
является одновременно представлением взгляда Дерриды на знак и зна­
чение. а собственно, на их невозможность, что приводит нас к дискуссии
об обоснованности термина ,,фикциональность” как продукта определен­
ной ..метафизики присутствия”, являющейся одним из главных мотивов
произведений Де'рриды.
Tadeusz Rachwał

JACQUES DERRIDA, THE AUTHOR OF THESE T R A V E LS

S u mma r y

The present essay is an attempt at matching some themes underlying


what is now called „post-structuralism” (mainly on the basis of Jacques
Derrida’s writings) against the problem of fictionality in literary studies. We
present here a post-structural critique of traditional (de Saussurean) semiotics
along with its diadic idea of the linguistic sign, whose main consequence is
the secondary (supplementary) status of writing as opposed to speech, in order
to simultaneously introduce Derrida’s suggestions concerning s i g n and m e a ­
n i n g (actually their impossibility). This will lead us to the discussion and
the critique of the term „fictionality” as a „by-product” of a certain metaphy­
sics which Derrida calls the „metaphysics of presence”.
TADEUSZ SŁAW EK

Fikcja i troska
Je renonce. Decouragement. Je n'en
viendrai jamais d bout...
Jacques D e r r i d a : La Verite en
Peinture

Chciałbym w tym szkicu scharakteryzować tekst jako sytuację


graniczną. Tekst, by zaistnieć, musi zostać odłączony od świata,
choć przecież niezmiennie doń przylega. W momencie otwarcia
książki i przeczytania kilku chociażby słów zostaję oddzielony od
świata (czego krańcowym przykładem jest powiedzenie o kimś, iż
jest całkowicie pochłonięty lekturą), choć wiem, że za plecami mam
prawdziwie istniejący świat. Nawet jeżeli materiał, który czytam,
należy do kategorii zwanej przez krytyków tekstami rzeczowymi,
nawet wówczas granica owa formuje się, choć istnieje w sposób,
by tak rzec, bardziej przenikalny, tj. moja świadomość świata ze­
wnętrznego jest ostrzsejsza, co polega na tym, iż rezerwuję sobie
prawo każdorazowego odniesienia przeczytanej informacji do stanu
rzeczywistego świata. Tekst rzeczowy posiada w swej sytuacji gra­
nicznej wyraźnie wyczuwalny ciężar świata.
Dzieje się tak dlatego, że nie tylko dane dostarczane przez ga­
zetę czy artykuł naukowy są weryfikowalne, lecz dlatego, że jestem
wyposażony w drugi, wyjątkowo czuły, aparat kontrolny, jakim
jest owa niezwykła umiejętność, o której mówi Schleiermacher
w swych notatkach do wykładów z roku 1819, a którą nazy­
wa „wyczuciem współczesności języka, wyczuciem analogii, różnicy”
( S c h l e i e r m a c h e r , 1978: 2). Innymi słowy, jest to zdolność do
poddawania się językowi, ale zarazem i jego krytycznego ocenia­
nia. Z jednej strony wiem, że świat nie jest taki, jak mówi o nim
język, ale równocześnie mam świadomość, iż jest właśnie taki,
jaki chce język. Dostrzegam różnicę między stanem świata a sta- jgg
nem języka, ale zarazem wiem, że często świat jest takim, jakim
kształtuje go język, pomimo że istnieją potencjalnie wszelkie dane,
by takim nie był. Klasycznym i skraj nym przykładem jest tu język
propagandy Trzeciej Rzeszy, która zbudowała świat niechybnie
i tragicznie rzeczywisty (tj. niefikcyjny), choć wzniosła go w atmo­
sferze powszechnego zdumienia i niewiary („to niemożliwe, by
Niemcy, naród wielkiej kultury, były twórcami świata grozy”),
świat ten był rzeczywisty, oddziaływał w sposób fizycznie nama­
calny, nie był więc fikcyjny, a jednak powstał za pośrednictwem
umiejętnie preparowanej retoryki, poprzez język i w języku. Nie
był fikcyjny, lecz z pewnością fikcjonalny.
Istotą fikcjonalności jest to, iż bierzemy za rzeczywiste to,
o czym wiemy, iż jest pozorne, zakotwiczone jedynie w języku, lecz
czemu przyznajemy status kształtującego nas bytu. Po przykład
sięgnijmy do Klemperera:
Mój kolega Spamer, etnolog, doskonale zorientowany w procesach powstawa­
nia i rozwoju legend, powiedział. [...] Gdyby było możliwe (uważał to jesz­
cze wtedy za nierealne zdanie warunkowe) nastrojenie prasy, wszystkich pu­
blikacji i systemu nauczania na jeden ton i gdyby się potem wszędzie uczyło, że
pomiędzy rokiem 1914 a 1918 nie było żadnej wojny światowej, to po trzech
latach cały świat uwierzyłby, że jej rzeczywiście nie było ( K l e m p e r e r ,
1983: 129).

Formuła fikcjonalności powiada więc, że widzimy świat rze­


czywisty i świat przedstawiony, stan świata i stan języka odróż­
niają się od siebie, jednak dzięki fikcjonalności może nastąpić ujed­
nolicenie tych dwóch obrazów, czy to w akcie dobrej, czy złej świa­
domości (wtedy, gdy zdajemy sobie sprawę, jak bardzo ulegamy
stereotypom retoryki, jak bardzo świat jest stworzony przez język,
z którym się nie utożsamiamy). Krótko mówiąc, fikcjonalność to
napięcie istniejące między stanem świata a stanem języka. Jeszcze
krócej, fikcjonalność to stopień wyczulenia świadomości językowej.
Tekst, w którym język będzie mocno nasuwał się na obraz
świata, w którym szczególnie wyraziście struktura świata jest two­
rzona przez elementy języka, będzie silniej fikcjonalny niż tekst,
w którym język jest „przezroczysty”, neutralny, odtwórczy raczej
niż twórczy. Im bardziej jestem świadomy świata języka, tym
większa dla mnie fikcjonalność tekstu.
Kiedy czytam tekst, mam do czynienia z pewnym układem,
konstelacją punktów fikcjonalności, tj. znaków lub zbiorów zna­
ków, w których napięcie pomiędzy stanem języka a stanem świata
jest szczególnie duże. Tekst jest granicą, na której stykają się te
dwa terytoria — świat i język. Oznacza to, iż im mniejsza odle­
głość je dzieli, tym silniej odczuwam fikcjonalność tekstu. Tekst
jest minimalną i nieusuwalną różnicą (difference ), dzięki której nie
utożsamiam języka ze światem, jest cienką, lecz zawsze widoczną
i konieczną przestrzenią graniczną pomiędzy nimi. Gdy ona znika,
moim udziałem jest los Don Kichota, który zamieszkał w retory­
ce. Jak powiedzieliśmy, artykuł w gazecie może być bardzo silnie
fikcjonalny, tak silnie, że W krańcowych przejawach język staje się
bez reszty światem, choć równocześnie wiemy, iż kryje on obraz
świata rzeczywistego (język propagandy), stąd pomimo pozornego
ujednolicenia możemy wciąż mówić o dystansie między stanem
świata a stanem języka mierzonym stanem naszej świadomości.
Tekst literacki jest fikcjonalny dlatego, iż od samego początku
świat w nim przedstawiony wypełnia sobą horyzont świata rzeczy­
wistego; tekst literacki żyje w przestrzeni mojej egzystencji, gdy
tekst rzeczowy istnieje w przestrzeni świata. Możemy, rzecz jasna,
odnieść do siebie te dwa światy, możemy zestawić ze sobą świat
powieści Balzaca i obraz Paryża XIX wieku, Lalkę i Warszawę
Prusa nanieść na mapę rzeczywistej przestrzeni, ale czynność ta
zwiększa jedynie fikcjonalność tekstu: czynimy tak zazwyczaj w te­
dy, kiedy tekst „wciągnął” nas do tego stopnia, iż chcemy niejako
przedłużyć jego istnienie, anektując fragment rzeczywistego świata,
ale jeżeli tak jest, wówczas oznacza to, iż dystans między stanem ję­
zyka skrócił się na tyle niebezpiecznie, że zintensyfikował zgodnie
z naszą formułą fikcjonalność tekstu.
Między tekstem tzw. rzeczowym a tzw. literackim istniałaby
różnica spowodowana nie tyle tym, że pierwszy nie uznaje fikcjo­
nalności, gdy drugi opiera się na niej, lecz tym, że do tekstu (bę­
dącego w obu przypadkach granicą) zbliżamy się jakby z dwóch
kierunków. W tekście rzeczowym podchodzimy do tej granicy od
strony świata (nawet w skrajnym przypadku propagandy), w tekś­
cie literackim — od strony języka. Wniosek ten jest po badaniach
strukturalistów i formalistów banalny, ale co czyni go dla nas war­
tościowym, to fakt, iż pozwala on sformułować dwa rodzaje onto-
]ogii dla dwóch rodzajów tekstu, w których fikcjonalność spełnia
funkcję impulsu interpretacyjnego.
Tekst rzeczowy wspiera się na unaocznieniu nam związku mię­
dzy językiem (tym, co napisane) a światem (tym, co nie zostało po­
wołane do istnienia po to, by zwracać się do naszego ucha). Onto-
logiczna formuła takiego tekstu jest Parmenidejska: „Istnieje tylko
to, co widzimy.”' Lektura tekstu rzeczowego wspiera się na odnie­
sieniu go do stanu świata rzeczywistego: w gazecie traktuję go jako
źródło informacji o świecie, w eseju filozoficznym dociekam tego,
co jest esencją istnienia, w tekście reprezentującym naukę ścisłą
dociekania służą ujawnieniu tego, co dotychczas zakryte w struk­
turze rzeczywistości. Rozumienie jest tu utożsamione ze spojrze­
niem. Jak pisze Heidegger:
Bycie jest tym, co ujawnia się w czystej percepcji, która należy do sfery
postrzegania i tylko poprzez takie spojrzenie Bycie może zostać odkryte
( H e i d e g g e r , 1957: 171).

36 sekcja Sein und. Zeit poświęcona jest w znacznej części wy­


liczeniu przykładów, w których czasownik „widzieć” zastępuje cza­
sownik „rozumieć”, który to fakt Heidegger nazywa ,,podstawą za­
chodniej filozofii od czasów Parmenidesa” ( H e i d e g g e r , 1957:
171). Fikcjonalizm tekstu rzeczowego polega na tym, że powstaje
on z zamiarem ujawnienia świata, zobaczenia świata takim, jak
on w istocie wygląda, gdy natomiast informacja ta podana zostaje
w języku, zatem w medium sprzeciwiającym się natychmiastowej
bezpośredniości spojrzenia. Fikcjonalizm takiego tekstu oznacza więc
jego swoistą dwutorowość, z jednej strony bowiem związany jest
on logiką wewnętrzną (przebieg argumentacji i wywodu), ale rów­
nież zobowiązaniem lojalności wobec rzeczywistości zewnętrznej.
Pytanie o fikcjonalność w tekście rzeczowym jest więc w istocie
pytaniem o stosunek języka do rzeczywistości, stosunek, którym
rządzi ironia.
Ironia ta polega na tym, iż język mający odsłonić świat zosta­
je obnażony jako ciąg następujących po sobie zasłon, a co więcej,
dalsza penetracja tychże jest jedynie powstawaniem kolejnych zja­
wisk iluzorycznych. Tekst taki zamknięty jest więc w paradoksie,
wedle którego to, co ma doprowadzić do odsłonięcia rzeczywistości,
jest jej zaciemnieniem, próby usunięcia zaś owych ciemnych miejsc
są dalszą intensyfikacją mroku. To, co ma służyć spojrzeniu, zaraz
na samym początku stawia przed spojrzeniem nieprzeniknioną ścia­
nę. Filozofia jako nauka o świetle jest królestwem ciemności, ale
ta ciemność jest również walorem światła.
Im jaśniej się wyobrazi swój stosunek do tego czegoś — tern bliżej się jest
szaleństwa (W i t k i e w i c z , 1906: 127).

Mamy więc do czynienia z paradoksem: im bardziej tekst rze­


czowy stara się przeniknąć zasłony języka, tym bardziej się w nie
wikła, im bardziej powszechną zmienność i niejasność świata usi­
łuje zamknąć w anonimowej retoryce gwarantującej rzeczowość,
tym nieuchronniej zwiększa się w nas świadomość gry językowej,
a zatem i stopień fikcjonalności tekstu. Ironia nie jest więc jakby
tylko figurą retoryczną, lecz sposobem istnienia tekstu rzeczowego.
[...] to, co poszczególne wyrażenia ironiczne usiłują osiągnąć fragmentarycznie
— odkrywając przy pomocy prostej afirmacji tezy przeciwnej — systemy
filozoficzne czynią jako całość, gdyż powierzchniowa warstwa doświadczenia
służy filozofowi jako zasłona dla głębszego zrozumienia. Oznacza to tyle, że
rozróżnienie między Pozorem a Rzeczywistością jest równie niezbędne dla fi­
lozofii, jak i dla ironii, iż tak, jak ironia niezwykle silnie utrwala pewien stan
rzeczy, by wydobyć sprzeczną z nim prawdę, tak i filozofia skupia się na po­
wierzchni „danych” po to, by w efekcie odkryć mniej oczywiste prawdy
( La ng , 1983: 77).

Do granicy, jaką stanowi tekst literacki, zbliżamy się od strony


języka. O fikcjonalności możemy tu mówić nie w takim sensie,
w jakim posługuje się nią tekst rzeczowy: fikcjonalność tekstu li­
terackiego nie powstaje wokół miejsc, w których materia tekstu
pęka, łącząc ściegiem ironii szczelinę między stanem języka a sta­
nem świata. Fikcjonalność w tekście literackim wynika nie tyle
z widocznej trudności w nawiązaniu łączności ze światem zewnętrz­
nym, ile z braku komunikacji tekstu z samym sobą. Gdy tekst
rzeczowy stara się, by w swym języku zatrzeć lub ograniczyć zna­
miona poetyckiego tropu, tekst literacki rozpoczyna od poetyckiego
tropu, by poprzez jego powtarzanie ustanowić świat, w którym
trop pozornie nie odgrywałby właściwej mu roli.
Fikcjonalność tekstu rzeczowego powstaje w momencie uzyska­
nia świadomości jego retoryki jako tropu; fikcjonalność tekstu li­
terackiego ujawnia się w miejscach, w których zapominając o tro­
pie, padając ofiarą powtarzalności tropu, przyjmujemy świat przed­
stawiony w tekście za obowiązujący świat rzeczywisty. Paradok­
salnie możemy zatem powiedzieć, iż tekst rzeczowy to tekst, który
ujawnia trop (rozziew między światem a retoryką), gdy tekst literac­
ki charakteryzowałby się tendencją do zacierania tropu. Z tego punk-
ktu widzenia retoryka nabiera szczególnego znaczenia i jak u Schleier-
machera „retoryka i hermeneutyka muszą zawsze stać razem”
( S c h l e i e r m a c h e r, 1978; 4). Oznacza to, iż hermeneutyka jest
sztuką (Schleiermacher sądzi, iż hermeneutyka „wymaga talentu”)
odkrywania tropu, który w obu przypadkach jest zatarty: w tekś­
cie rzeczowym przez to, że będąc z pozoru „przezroczysty”, jest
w istocie „matowy, w tekście literackim przez to, że stwarzając po­
zór „matowości”, jest w zasadzie akceptowany jako chwyt literacki,
poetycki, a powszedniejąc staje się powtórzeniem i ewoluuje w stro­
nę statusu, jaki mają przedmioty świata zewnętrznego. Z tych dwóch
powodów sytuacja fikcjonalności jest analogiczna do sytuacji poezji
w myśli Heideggera:
Poezja jako taka nie jest nigdy jakimś wyższym stylem języka codziennego.
Raczej odwrotnie: to język codzienny jest zapomnianym i zużytym wierszem,
z którego wezwanie Bytu ledwie nas dochodzi ( H e i d e g g e r , 1971: 208).

4 Gdy fikcjonalność tekstu rzeczowego to pulsowanie między


tropem a światem, fikcjonalność tekstu literackiego to ciągła ten­
dencja do zmniejszenia odległości między tropem a językiem co­
dziennym. Tekst literacki buduje własny świat, którego struktura
różni się od tego, co Camap nazwałby „logiczną budową świata”
rzeczywistego. Prawda ta tyczy się tyleż prozy, co poezji, gdyż zgod­
nie z uwagą Heideggera:
Przeciwieństwem tego, co wypowiedziane w sposób czysty, przeciwieństwem
wiersza, nie jest proza. Czysta proza nie jest nigdy „prozaiczna”. Jest tak
poetycka, a więc i tak samo rzadka, jak poezja ( H e i d e g g e r , 1971: 208).

Sytuacja przedstawia się zatem następująco: język tekstu literac­


kiego odsłania „zużyty” wiersz, „zapomniany” trop drzemiący w po­
wierzchniowej warstwie języka, ale równocześnie po to, by móc
stworzyć świat zrozumiały, taki jaki może stać się przedmiotem ko­
munikacji, musi nieustannie odnawiać funkcjonalność owego „za­
pomnienia”, gdyż bez niego nie mogłoby dojść do ukonstytuowania
się świata. Jak chce Heidegger, pierwotny krzyk, wołanie Bytu jest
nieodzownie i etymologicznie powiązane z po-wołaniem do istnie­
nia przedmiotów, z ich wy-łonieniem się na świat. Język krzepnąc,
zapominając o pierwotnym wołaniu, utrwala wywołane przedmioty:
W procesie nazywania rzeczy nazwane są przywołane do swej rzeczywistości.
Poprzez swą rzeczowość rozpościerają świat, w którym przedmioty zamiesz­
kują... Urzeczawiając się, rzeczy realizują świat. Nasz stary język nazywa taki
rodzaj realizacji bern, baren — starogórnoniemieckie beran — rodzić; stąd
gebären nosić, dojrzewać, rodzić i Gebärde noszenie się, gestykulacja ( He i ­
d e g g e r , 1971: 200).

Pozostajemy tu więc w sferze ruchu trop — język codzienny


(a nie tak, jak w tekście rzeczowym w obrębie dychotomii język —
świat), jesteśmy w tym ruchu nieuchronnie zamknięci, gdyż tekst
literacki może wznieść swój świat tylko poprzez odwołanie się do
pierwotnego wołania Bytu (Ruff ), ale by to uczynić, musi zapomnieć
o owym wołaniu, konstytuując przedmioty językowe, dzięki któ­
rym może do nas dotrzeć echo oryginalnego wołania. Rację
ma Searle, gdy stwierdza, że wypowiedzi fikcyjne (pretended illo-
cutions) „rozbijają związek między słowami a światem” ( S e a r l e ,
1974—1975: 326). Jesteśmy więc zamknięci w tekście i podstawa
ontologiczna jest tu nie tyle Parmenidejska (zobaczyć to, co na
zewnątrz), lecz Heraklitejska: odsłonić strukturę wnętrza danego
bytu. Moglibyśmy zatem mówić, zważywszy na trudności w ścisłym
rozgraniczeniu między tekstem rzeczowym a literackim, o fikcjo­
nalności momentu rzeczowego i fikcjonalności momentu literackiego
w tekście. Fikcjonalność momentu rzeczowego polega na tym, iż
tekst jest zawsze nieobecny w sobie (uchwycony w drodze do świa­
ta rzeczywistego); fikcjonalność momentu literackiego opiera się na
220 obecności tekstu zawsze tylko w sobie.
„Rozumne brednie”
Don Kichote jest królestwem fikcjonalnośoi. Wymyślony pro-
tagonista żyje wymyślonym życiem, a ci, którzy chcą z powodze­
niem interweniować w jego życie (jak proboszcz i cyrulik), muszą
udawać, iż przyjmują nierzeczywistość jako prawdziwy świat. Wy­
myślony „szaleniec” kreuje szalony świat nie na sępo, a równie
wymyśleni ludzie „trzeźwi” uczestniczą w tym świecie, przez co
szaleństwo podciągają do rangi zasady rzeczywistości. Co więcej,
jeszcze zanim rozpocznie się opowieść, już toczy się gra. Oto autor
oznajmia, iż chciałby „jedynie dać opowieść prostą, zwięzłą, nie oz­
dobioną przedmową, bez niezliczonej [...] listy sonetów, epigramów
i wierszy pochwalnych, jakie się zwykło umieszczać na początku
książek” ( C e r v a n t e s , 1955,1:14).
To, co następuje po tej enuncjacji, to opowieść pogwałcająca
wszystkie dane obietnice: Don Kichote to rzecz tak .rozległa prze­
strzennie i skomplikowana rozmaitymi historiami, iż zdumiewa nas
nie tyle ilość przygód opowiedzianych, ile przemilczanych. „Chcia­
łem je [moje dzieje — T. S.] opowiedzieć jak najzwięźlej, choć oba­
wa, aby was nie znużyć, kazała mi wiele wypadków przemilczeć”
(429 — powiada braniec na końcu swej 40-stronicowej opowieści.
Tekst poprzedza aż 10 wierszy okolicznościowych, a zamysł napi­
sania powieści bez przedmowy zostaje wyjawiony właśnie w przed­
mowie.
Tekst Cervantesa jest tak głęboko autoreferencjalny, że wikła
się w sobie, jeszcze zanim się rozpocznie: jakby „na zapas” wiemy,
że będziemy mieli do czynienia z dziełem komentującym samo
siebie. Oto chwila szczególnego nasilenia fikcjonalności momentu
literackiego. Mógł ją Cervantes osiągnąć, nadając tekstowi podtytuł
..powieść”, ale jego dzieło zanurza się głębiej, nie tylko sygnalizuje
fait accompli, ale obnaża mechanizmy. W przytoczonym przez nas
fragmencie obietnicy (czy każdy tekst nie jest obietnicą, jak obiet­
nicą jest każdy akt komunikacyjny zakładający gotowość i chęć
podtrzymania kontaktu) opuściliśmy dwa ważne słowa: piszący
obiecuje pisać tak a nie inaczej, w pełni świadomości, iż nie jest
to „wedle zwyczaju”. To, co następuje, gdy kończy się przedmowa,
która sama w sobie jest już ustępstwem na rzecz konwenansu, to
zbiór opowieści zwyczaj respektujących.
Oto druga cecha fikcjonalności momentu literackiego: pojawia
się on wtedy, gdy „zwyczajowość”, familiamość świata zostaje ob­
nażona i niejako skompromitowana, ale jednocześnie akt narracji
musi respektować wszelkie jej zasady. Fikcjonalność momentu li­
terackiego układa się wokół tajemniczej obietnicy, której spełnienie
sprzeciwia się pozornie jej przedmiotowi: wszystko ma być od­
mienne, a jednak będzie takie samo. Fikcjonalność to owa niereduko-
walna różnica, gwarantująca, iż obietnica dana przez pismo będzie do­
trzymana, choć wszelkie pozory kierują nas w stronę poglądu, iż
jest to niemożliwe. Fikcjonalność momentu literackiego wplątana
jest więc w grę oryginalności: obietnica, jaką składa czytelnikowi,
tyczy się odmiennej nowości (pisać nie „wedle zwyczaju”), choć
istotą owej oryginalności jest powtórzenie, repetitio. Fikcjonalność
momentu literackiego opiera się na próbie ustanowienia początku
(choć tekst Don Kichota zaczyna się, zanim wypowiedziano
pierwsze słowo, gdyż przedmowa zawiera cały model tekstu głów­
nego); fikcjonalność momentu rzeczowego z góry zakłada chaotycz­
ny przebieg rzeczywistości, godzi się z nim i usiłuje oddać go sło­
wami. Fikcjonalność momentu literackiego tworzy fikcję początku,
fikcjonalność momentu rzeczowego ustanawia fikcję porządku (w mo­
mencie literackim ważny jest początek, oryginalność, w momencie
rzeczowym istotną rolę odgrywa to, by tekst sprawiał wrażenie
uporządkowanego, doskonale zatem pasującego do świata).
W Przedmowie kryją się także dwie dalsze uwagi o fikcjonal­
ności. Otóż w pierwszym zdaniu tekstu książka przedstawiona jest
jako „dziecię umysłu”, gdy nieco dalej mówi się o tym, że musi
ona w efekcie sprostać konwencji, trafiając w gusta tłumu, winna
spełniać wymogi określonej estetyki. Innymi słowy, tekst wynurza
się nie tylko z decyzji jednostkowej, ale i społecznej. Niepokój pi­
szącego jest jasno sprecyzowany:
Jakżeż bowiem chcecie, abym nie był strapiony? Cóż powie odwieczny pra­
wodawca zwany tłumem, gdy po tylu latach, w czasie których spałem jakby
w ciszy zapomnienia, wystąpię dzisiaj z ciężarem wszystkich lat na barkach,
z opowieścią suchą jak łoza, bez żadnej inwencji, pełną stylistycznych błędów,
ubogą w koncepty (I: 14).

Moment literacki uczestniczy zatem w grze indywidualnej wyo­


braźni i społeczno-ekonomicznej konieczności (gdy moment rzeczo­
wości oblicza swój efekt wyłącznie na jak najradykalniejsze pom­
niejszenie wyobraźni jednostki postawionej w obliczu przyległości
świata i języka, jakim się go opisuje). Fikcjonalność momentu li­
terackiego jest obietnicą złożoną indywidualnej wyobraźni z wnę­
trza obowiązujących konwencji grupowych (społecznych czy este­
tycznych). Mówimy o indywidualnej wyobraźni, a nie bezpośrednio
o wyobraźni autora, gdyż tekst pierwszego zdania przedmowy jest
enigmatyczny. Sądzić by można, iż dzieło jest „dzieckiem” autora,
lecz zdanie to stanowi apostrofę do czytelnika; co prawda, dalej mówi
się o „mym dziecięciu”, lecz zarazem owa sfera relacji pokre­
wieństw i związków krwi podlega znamiennej interpretacji. Tekst
okazuje się jedynie pozornie związany z autorem. Ojciec/autor su­
geruje po pierwsze oryginalną rolę stwórczą, kreatywną, powoły­
wanie luib raczej wy-woływanie do bycia z ciemności niebytu, po
drugie — opiekuńcze zadania wobec tekstu/dziecka. Autor przed­
mowy (kimkolwiek by nie był) odcina się od takich ustaleń, lecz
skoro tak, musi konsekwentnie wyjść poza ramy struktury ról wą­
skiej rodziny:
Ale ja, choć wydaję się ojcem, jestem ojczymem Don Kichota (I: 14).

„Choć wydaje się ojcem...” oznacza znów niebezpieczną pozor-


ność: z jednej strony, z punktu widzenia tych, którzy patrzą/czytają,
spełniam funkcję ojca tekstu, z drugiej strony to, że jestem „ojczy­
mem” zostaje ujawnione przez moje własne wyznanie. Gdy więc
w opinii konwencji czytelniczej jestem „ojcem” teksu, w istocie,
we własnym przekonaniu, spełniam funkcje ojczyma. Relacja mię­
dzy „ojcem” a „ojczymem” odpowiada relacji między perceipcją
bezpośrednią a zapośredniczoną. Gdy „ojciec” jest poprzez krew
bezpośrednio związany ze swym dzieckiem, „ojczym” pozostaje
z nim w związkach regulowanych i ustalonych jedynie pośrednio,
tzn. nie przez organizm, lecz przez prawo i legislatuirę. Na pyta­
nie o bliższe określenie owego prawa możną by odpowiedzieć, iż
jest to prawo fikcjonalności, wedle którego do momentu pozornego
początku, pozornej oryginalności dołącza się moment pozornego
ojcostwa. Fikcjonalność momentu literackiego utrzymuje, że w świe­
cie tekstu nie istnieją „ojcowie”, lecz jedynie „ojczymowie”, co
jest jeszcze inną formą wprowadzenia różnicy, dystansu i zapośred-
niczenia do naszych rozważań. Między ojczymem a dzieckiem w y­
suwa się na pierwszy plan cała złożona siatka norm społeczno-praw-
nych, która w związkach między ojcem a synem odgrywa co naj­
wyżej rolę odległego tła. „Dziecię” ojczyma zostaje mu przypisane
przez prawo i tym sposobem jest dzieckiem wszystkich, „dziecię­
ciem” społeczeństwa, „dziecięciem umysłu”, a nie organizmu.
Stąd „dziecię umysłu”, o którym pisze pierwsze zdanie przed­
mowy, jest w świetle dialektyki ojciec/ojczym „dziecięciem umy­
słu” tyleż piszącego, ile czytającego. Fikcjonalność momentu literac­
kiego jest możliwa dlatego, że powaga i bezpośredniość sprawczego
działania „ojca” tworzącego oryginalne dzieło, dającego początek,
zostają zastąpione przez grę prawa i konwencji, przez dystans i róż­
nicę. Ten rodzaj fikcjonalności nie powstaje w momencie skrajnego
zaangażowania, całkowitego oddania się tekstowi, lecz poprzez gra­
dację odległości. Piszący jest „ojczymem” przypisanym dziełu,
czytający nie pozostaje nawet w takiej relacji do tekstu:
ponieważ nie jesteś ani jego krewniakiem, ani przyjacielem, [...] to wszy­
stko cię wyswobadza i uwalnia od wszelkich względów i zobowiązań, możesz
więc o tej powieści mówić, co ci się żywnie podoba (I: 14).
Owa niejasność, o czyim umyśle mówi przedmowa, jest zasad­
niczym elementem w arunkującym fikcjonalność mom entu literac­
kiego, która jest właśnie grą między realizacją autorską a interp re­
tacją czytelniczą.
Sam Don K ichote jest książką o tej właśnie niejasności. Tytuło­
wy bohater jest uw ikłany w grę z fikcjonalnością na kilku planach.
Otóż przedmowa przedstawia książkę jako „dziecię um ysłu”, a zatem
zbiór zdań odnoszących się do sytuacji i postaci wymyślonych, jed­
nak już finał przedmowy mówi o Don Kichocie jako o postaci real­
nej, a książka jest
[...] szczerą i bez powikłań historią słynnego Don Kichota z Manczy, który
pośród wszystkich m ieszkańców powiatu Montiel cieszył się sław ą najczyst­
szego kochanka i najdzielniejszego rycerza, jakiego od lat w ielu nie widziano
w tych stronach (I, 20).

Historia zapowiedziana jest jako prawdziwa („szczera”), przy


czym kryterium praw dy zastosowane tu taj pozwala traktować ją ja ­
ko zgodność sądu ze stanem faktycznym. O tym typie praw dy
Heidegger mówi jako o homoiosis. W zgodności z nią pozostaje n a­
wiązanie do wzroku jako w eryfikatora prawdy. Jednak już wkrótce
przekonujemy się, że opiewana postać pozostaje, w mniejszym związ­
ku z „rzeczywistym” pierwowzorem, jest natomiast całkowicie uza­
leżniona od kolejnych w ersji opisów jego przygód. Miast odbijać
„realną” postać, Don Kichot jest zbiorem danych archiwalnych,
co podważa jego status zarówno jako bohatera „rzeczywistego”, jak
i wyłącznego tw oru „um ysłu” autora. Pierwszy rozdział powieści
otw iera następujący passus:
i ,
W pewnej m iejscowości Manczy. której nazwy nie mam ochoty sobie przy­
pominać, żył niedawno tem u pew ien szlachcic, z tych, co to mają kopię
w tulei, starodawną tarczę, chudą szkapę i gończego charta. Garnek bigosu,
w którym więcej było chabliny niż barana, sałatka m ięsna prawie co w ie­
czora, w sobotę „żałosne szczątki”, soczewica w piątek, a w niedzielę gołąbek
jakiś na dodatek — pochłaniały trzy czwarte jego im ienia [...] Szlachcic nasz
zbliżał się do pięćdziesiątki; silnie zbudowany, suchy, chudego oblicza, lubił
wstawać i był w ielkim miłośnikiem łowów. Mówią, że miał przydomek Quijada
czy Quesada (co do tego nie ma zgody autorów, którzy o tym pisali), ale na
podstawie pewnych prawdopodobnych poszlak przypuszczać można, że nazy­
w ał się Quejana (I, 35—36).

Fragm ent ten jest antologią dokumentów przeciwko koncepcji


praw dy jako homoiosis, którą posługiwał się autor przedmowy.
1. Retoryczna konstrukcja sposobu przedstawiania protagonisty
jest taka, iż rozmywa jego istnienie jako jednostki w istnieniu pew­
nej grupy społecznej („szlachcic z tych, co mają kopię w tulei”).
Zamiast zatem wierności zasadzie prezentacji jako „oświetlenia
punktowego”, wyraźnego unaocznienia jednostki będącej przedmio-
Fikcja i' troska

tem prezentacji, mamy do czynienia ze swoistym „półcieniem epi-


stemologicznym”, tzn-. przedmiot sądu jest przedstawiony tak, iż
pozostawia czytelnikowi większą wiedzę o klasie przedmiotów, do
których należy, niż o sobie samym jako o przedmiocie indywidual­
nym.
2. Podobna zasada obowiązuje w kręgu geograficznej lokaliza­
cji' oraz czasowego określenia protagonisty. W obu przypadkach
mamy do czynienia z „półcieniem epistemologicznym”. Tym razem
jest on efektem gry zapomnienia i pamięci. Don Kichot jest, jak
powiada tekst, bliski nam czasowo („żył niedawno”), a jednak choć
bliskość czasowa powinna wspierać pamięć, miejsce jego działania
jest osnute niepamięcią. Jest to zarazem jakby niepamięć sterowa­
na, poddana mechanizmom ludzkich pragnień („nazwy nie mam
ochoty sobie przypominać”). Widzimy więc, iż „półcień epistemolo-
giezny” wywodzi się nie tylko z dialefctyki pamięci i zapomnienia,
ale także z pragmatyki ludzkich nastrojów jako „fundamentalnych
faktów ludzkiej egzystencji” ( H e i d e g g e r , 1957: 134).
3. Obszar niepewności zakłócającej społegliwość prawdy jako
odpowiedniości obejmuje również rzecz pierwszorzędnej wagi ■ —
imię. Brak pewności w tym względzie panujący w Don Kichocie
jest tak znaczący, że dorównuje mu tylko podstawowy traktat o nie-
precyzowałności ludzkiego „ja”, jakim jest Alicja w krainie czarów.
Cervantes wymienia dwa imiona będące już uprzednio przedmio­
tem kontrowersji, decydując się na trzecie jako na „przypuszcze­
nie”, zapominając, że imię, na które przystaje, odbiega od imienia
będącego tytułem książki i pojawiającego się również w tytule roz­
działu.
4. „Półcień epistemologiczny”, który w stposób zasadniczy prze­
ciwstawia się prawdzie jako światłu ukazującemu odpowiedniość
między przedmiotem a jego przedstawieniem, jest w cytowanym
fragmencie nie zagrożeniem prawdy, lecz przeciwnie — jej pod­
stawą. We wszystkich podstawowych parametrach, służących za­
zwyczaj do określenia prawdziwości (miejsce, czas, tożsamość),
panuje zupełnie niezdecydowanie, co dla narratora wydaje się fak­
tem pozbawionym znaczenia:
Nie ma to jednak znaczenia dla naszej opowieści; chodzi o to, by opowiada­
nie nie odbiegało na jotę od prawdy (I: 36).

Ze zdania tego wynika jednoznacznie, iż tzw. prawda histo­


ryczna, prawda wydarzeń historycznych i rzeczywistych „nie ma
znaczenia” dla dyskursu narracyjnego, którego prawda ma dwa ob­
licza. Najpierw jest nim niepewność i niezdecydowanie względem
tzw. prawdy wydarzeń rzeczywistych: tekst nigdy nie mówi: „tak
nie było”, lecz jego głos zawsze podaje w wątpliwość: „tak mogło
być”. Imię tekstu jest echem kilku prawdopodobnych imion. Po
drugie, prawda opowieści jest prawdą opowiadania, co oznacza, że
wszelkie odnoszenie jej do faktów spoza sfery opowiadania jest bez­
celowe, iż miernikiem jej jest wierność tego, co następuje w opo­
wiadaniu, temu, co poprzedziło dany moment narracyjny. Opowia­
danie nie odbiega na jotę od prawdy, gdy przyjąć, że relacjonowa­
ne fakty są wypowiadaniem się, opowieści, a nie wypowiedzeniami
o opowieści.
Prawda tekstu rozpościera się więc nie między słowem a zda­
rzeniem (przedmiotem a reprezentacją), lecz jpomiędzy słowem a sło­
wem (reprezentacją a reprezentacją). Prawda historyczna zostaje
zastąpiona prawdą stylu, ta zaś jest kwestią takiego nakładania się
na siebie znaków wchodzących w skład pewnej serii, iż tworzą one
dystans, odległość między prawdą historyczną a stylistyczną. Don
Kichot świadomy jest tej dialektyki prawd; w rozmowie z bakała­
rzem Carasco, gdy Sancho twierdzi, iż prawda historyczna domaga
się licznych opisów razów, jakie spadają na Rycerza Smętnego Ob­
licza, ten kontrargumentuje:
Mogli byli równie dobrze je przemilczeć [...] bowiem zdarzeń, które nie zmie­
niają ani nie fałszują prawdy historycznej, nie należy zapisywać, tym bar­
dziej jeśli przynoszą ujmę bohaterowi historii (II: 32).

Don Kichot uznaje podstawową ekonomię stylistyczną: tekst


ma utrwalać nie historię, lecz to, co historii się sprzeniewierza. Rze­
czywistość i jej prawda nie wymagają tekstu, gdyż ich naoczność,
bezpośredniość oglądu, w jakim się nam udostępniają, nie wymaga­
ją reprezentacji. Rzeczywistość i prawda historyczna obywają się
bez pisma. Pismo (literatura, tekst) okazują się niezbędne wtedy,
kiedy statystyczna prawda historyczna zostaje wprawiona w ruch,
„zmieniona” lub „sfałszowana”.
Tak można by przedstawić rozumowanie Don Kichota, gdyby
nie istotny paradoks: oto mówi się o „zdarzeniach” zmieniających
lub fałszujących prawdę historyczną, o fragmentach rzeczywistości,
które zdarzając się w niej, muszą być elementem rzeczywistości,
a zatem i prawdy historycznej, ale równocześnie zmieniają tę praw­
dę, a więc ją rozłamują lub wręcz jej przeczą. O zdarzeniach, któ­
re są i nie są w świecie — o wydarzeniach granicznych. Tylko ta­
kie zdarzenia, które są i nie są w świecie, są i nie są prawdą histo­
r y c z n ą , mogą być przedmiotem zapisu, lecz, jak powiedzieliśmy
właśnie, zdania typu „tak mogło być” (możliwe, iż było, lecz rów­
nie prawdopodobne, że nie było) stanowią o fikcjonalności momentu
literackiego. Innymi słowy, formuła Don Kichota, iż należy zapisy­
wać tylko zdarzenia, które zmieniają lub fałszują prawdę histo-
116 ГУС2П3> daje się przełożyć na zdanie „należy zapisywać to, co już
zostało zapisane”. Fikcjonalność zatem polega na uświadomieniu so­
lne, iż nie ma wyjścia poza sferę literatury. Dzieje rzeczywistości
to również tworzenie serii interpretacji, ciągu fikcji: zdarzenie, któ­
re fałszuje prawdę historyczną, zamienia ją zatem w kłamstwo,
również należy do prawdy historycznej. Autorzy kłamliwych ze­
znań w sądzie tworzą prawdę losu oskarżonego obciążonego ich
kłamstwami.
Nawet tak rygorystyczny wobec fikcji św. Augustyn przyznaje
im rolę współtworzenia prawdy. Fikcja wtedy traci swą ujemną
kwalifikację, kiedy odkrywamy jej udział w jedności prawdy. Jak
aktor tylko wtedy dobrze stworzy (a nie od-tworzy) fikcyjną postać,
kiedy jest prawdziwy w swych uczuciach, tak czytelnik wtedy
•urzeczywistni fikcję zdań tekstu, kiedy zaczną one uczestniczyć w sy­
stemie znaczeń, jaki konstytuuje jego życie. Prawdziwa lektura mu­
si mieć ciężar ciała czytającego, jak prawdziwość sceniczna musi
posiadać wymiar ciała aktora. W Soliloktmach św. Augustyn tak
prezentuje ten punkt widzenia:
Na scenie [aktor] Roscius był fałszywą Hekubą z wyboru, a prawdziwym
człowiekiem z natury; i z tego też wyboru był także prawdziwym tragikiem,
gdyż wypełniał swój cel, a mimo to fałszywym Priamem, gdyż naśladował Pria-
ma, którym nie był. Z tego też wynika coś zdumiewającego, o czym wszelako
nikt nie wątpi [...], iż wszystkie te rzeczy są prawdopodobne w pewnym
względzie [...] i tylko to, iż są w pewnym sensie fałszywie, pomaga im w osią­
gnięciu prawdy. Zatem gdyby unikały fałszu, nigdy nie znalazłyby się tam,
gdzie się znaleźć powinny [...] Zatem skoro fakt, iż są one pod pewnymi
względami fałszywe, pomaga im być prawdziwymi pod innymi względami,
dlaczego tak bardzo lękamy się nieprawdy i poszukujemy prawdy jako tak
wielkiego dobra? [...] Czyż nie przyznamy, iż rzeczy te składają się na praw­
dę, że prawda jest — by tak rzec — złożona z ich fragmentów [rzeczy nie­
prawdziwych — T. S.] ( E l l i o t t , 1982: 80).

Prawda tekstu jest więc prawdą stylu, zamknięcia w kole re­


prezentacji, znaku, zapośredniczenia. Historia (w sensie następstw
rzeczywistych wydarzeń) staje się „historią” (opowiadaniem). Don
Kichot rozumie tę prawdę, mówiąc w rozmowie z bakałarzem Ca-
rasco:
Historia jest jakby świętość; powinna bowiem być prawdziwa; a gdzie jest
prawda, jest i Bóg, który jest samą prawdą (II: 36).

To „jakby” i „powinna” obnażają nostalgię za oryginalną peł­


nią rzeczywistości, prawdy historycznej i transcendencji zawartych
w takich pojęciach, jak „świętość”, „Bóg”, „sama prawda”. W efek­
cie mamy do czynienia jedynie z tekstem, który jest granicą mię­
dzy „jest” i „nie jest”, „prawdą” i „kłamstwem”. To, co mówi się
w tekście Cervantesa, jest „stekiem prawdy i zmyśleń” (I: 494),
czymś, co „zbliża się do pozoru prawdy” (I: 495) lub co jest „rozumr
ną brednią” (I: 499).
Fikcjonalność momentu literackiego polega na uświadomieniu
sobie prawdy stylu, której żywiołem jest okrężność, dookolność
wszelkiej wypowiedzi. Styl jest nieodzownie przesadą, gdyż prze­
sadą jest samo pismo, które tworząc, równocześnie zabija. Surowy
osąd kanonika jest w istocie oceną każdego stylu:
Styl mają ciężki [księgi rycerskie — T. S.], nieprawdopodobne w opisie czy­
nów bohaterskich, lubieżne w miłości, nieprzystojne w dwornośći, przydługie
w opisie bitew; głupie w rozmowach, niedorzeczne w opisach podróży (I: 479).

Don Kichot włada ostrym mieczem, lecz — równie niefortun­


nie — piórem i rylcem („pędził czas, przechadzając się po łączce,
pisząc i wyrzynając na korze drzew i na drobnym piasku liczne
wiersze”, I: 241), a jak dowodzi Derrida w swej książce o Nietzschem,
sztylet i pióro są w istocie jednym przedmiotem:
W kwestii stylu zawsze pojawia się ciężar pewnego wydłużonego przedmiotu.
Niekiedy przedmiotem tym może być tylko gęsie pióro czy rylec. Lecz równie
dobrze może to być sztylet czy rapier. Przedmiotami tymi można się posłużyć
zarówno dla morderczego ataku na to, co filozofia przywołuje pod nazwą ma­
terii, macierzy czy macicy (de matiere ou de matrice), ataku, którego impet
nie może nie pozostawić śladu [...] Lecz można ich również użyć jako zasłony
przed takim atakiem, by utrzymać odległość, odepchnąć cios ( D e r r i d a , 1979:
37)'.
Można o krytyku, który próbuje opisać zagadnienie prawdy
i fikcji w literaturze, powiedzieć to samo, co o Cervantesie. Mówi
Cesare Segre:
Cervantes wpadł w pułapkę własnej przenikliwości. Postawił sobie ża cel
wyszydzenie romansów rycerskich i ich fantazmatów, a skończył na koncepcji
odrzucającej samo pojęcie rzeczywistości [•••] Zmierzał do osiągnięcia klasycz­
nego poczucia proporcji, lecz skończył zanurzeniem się w świat groteski i asy­
metrii i tam właśnie odnalazł normy, choć tylko zmienne, oraz decorum, choć
nadzwyczaj kruche ( S e g r e , 1979: 193).
W centrum Don Kichota leży zagadnienie prawdy i iluzji, które
nie daje się sprowadzić jedynie do przeciwstawienia sobie aserto-
ryczności sądów logicznych i measertoryczności zdań literatury.
Protagondsta powieści jest efektem powszechnej „cytowalnoścd” pa­
nującej w świecie dyskursu Cervantesa, ale jego zadaniem jest właś­
nie usunięcie przedziału między literaturą a życiem, cytatem a ory­
ginałem. Don Kichot wie, że wszystko jest tylko literaturą, a jed­
nak równocześnie zdania literatury opasują fakty rzeczywistości
i próba wskazania, iż to jedynie, szaleństwo Rycerza Smętnego Ob­
licza, musi chybić.
Chcieć bowiem przekonać kogoś, że Amadis nie istniał na ziemi [...] to chcieć
wmówić, że słońce nie oświeca, lód nie mrozi ani ziemia nas nie nosi (I: 493).
Dobór analogii jest tu szczególnie wymowny: słońce oświeca
i lód mrozi i nieobecność słońca w grudniowy poranek, a lodu
w lipcowy dzień nie podważa prawdziwości tych stwierdzeń. Jak
czas realizacji zdania „słońce oświeca” nie musi być momentem
teraźniejszym, tak i zdania literatury funkcjonują w stanie „za­
wieszonej” teraźniejszości. „Zawieszenie” to oznacza, iż zdania tek­
stu nie uobecniają się przed nami, nie tworzą zdarzeń, obok któ-
ryjch żyjemy, tak jak żyjemy obok setek przedmiotów, których
istnienie ledwo zauważamy w życiu codziennym (również fakt, iż
„ziemia nas nosi” uchodzi naszej codziennej uwagi). Heidegger uży­
wa na określenie tego sposobu życia jako „trwania obok” terminu
das Dahinleben i opisuje go jako pozwalanie wszystkiemu zaistnieć
takim, jakim jest, a opiera się na zapomnieniu i poddaniu się sta­
nowi bycia, wrzuconym w świat (patrz Sein und Zeit, sekcja 68b).
Zdania tekstu realizują się nie na naszych oczach, nie przed
nami, lecz poprzez nas, tzn. czytanie nie konstytuuje zdarzeń, które
zachodzą w danym momencie i odchodzą w przeszłość, lecz jedynie
ukierunkowuje zdarzenia tak, iż mogą one odezwać się w przyszłoś­
ci (dalszej lub bliższej) poprzez moją reakcję w sytuacji, którą
mogę przewidzieć w bardzo różnym stopniu. Don Kichot np., dzia­
łający według scenariusza, potrafi z dużym prawdopodobieństwem
prognozować, iż wcześniej czy później natknie się np. na olbrzyma
czy czarownika, ale Don Kichot realizuje plan literacki, będący
jakąś zamkniętą całością, gdy plan egzystencji jest nie ograniczony
w możliwości kombinacji elementów, a zatem jest w swej istocie
fragmentaryczny. Można więc rzec, że w zdaniach tekstu nie dzieje
się w danej chwili nic, lecz zarazem otwiera się w nich możliwość
wszelkiego dziania się w przyszłości. Heidegger nazywa taki stan
zawieszenia „momentem wizji” (Augenblick) i tak kontrastuje dwa
rodzaje teraźniejszości.
„Teraz” jest zjawiskiem czasowym, należącym do czasu jako zachodzenie-w-
-czasie; to „teraz”, w którym coś powstaje, mija lub trwa jako pewna obec­
ność (vorhanden). W „momencie wizji” nic się nie zdarza; lecz jako prawdzi­
wa Teraźniejszość lub Czekanie (Gegen-wart) moment wizji pozwala nam
spotkać po raz pierwszy to, co „w czasie” może ukazać się albo jako pewna
podręczność (Zuhandenheit) lub obecność (vorhanden) ( H e i d e g g e r , 1957:
338).

Zdarzenia w tekście nie stwarzają więc ramy czasowej, praw­


da tekstu nie jest unaocznieniem, niecierpliwym „co dalej?”, lecz
przyzwalającym — „wszystko zdarzyć się może”. Zdarzenia tekstowe
realizują się wtedy, kiedy przechowane w pamięci aktywizują się
nagle w innym momencie historycznym, kiedy jako ich (były) czy­
telnik znajduję się w sytuacji, w której niegdyś przeczytane zdania
zostają wybite z ich miejsca w naturalnym przebiegu czasu i stają
się elementem mojego bycia w świecie. Może to nastąpić jako fakt
uświadomiony (wtedy wiemy, co na nas oddziałało, jakiemu wpły­
wowi ulegliśmy, kogo cytujemy) lub nieuświadomiony (wówczas
zdania tekstu realizują swoją prawdę poprzez i mimo nas).
Nasuwa się tu ^ilka analogii, które mogą pomóc w uchwyce­
niu istoty zawieszenia teraźniejszości tekstu i jego realizacji praw­
dy nie przed nami, lecz poprzez nas. W XIV Tezie o filozofii historii
Walter Benjamin posługuje się terminem Jetztzeit na oznaczenie
właśnie owego połączenia historycznośei przebiegu czasu z ahisto-
rycznością „momentu wizji”, w którym przeszłość (przeszłe lektury)
i przyszłość (przyszłe sensy) łączą się w jednej realizacji.
Historia jest strukturą, w której mieści się nie homogeniczny, pusty czas, lecz
czas wypełniony obecnością chwili obecnej (Jetztzeit) [...] Dla Rebespierre’a
starożytny Rzym był przeszłością nasyconą czasem obecnej chwili, którą z si­
łą wybuchu wyrwał z kontinuum historii ( B e n j a m i n , 1982: 263).

Prawda literatury realizuje się więc zawsze poza przydzielo­


nym jej czasem, tzn. wtedy, kiedy zdarzenia tekstu pojawią się po­
śród poglądów, zachowań, interpretacji, jakie reprezentuję jako
czytelnik. Prawda zdań literatury nie jest „na niby” (cóż mogę
traktować bardziej na serio niż samego siebie), lecz jest z koniecz­
ności przesłonięta i opóźniona przez inne zdarzenia.
Zagadnienie prawdy literatury zaitem jest bardziej złożone, niż
przedstawiały je dotychczasowe główne szkoły badawcze. Z jednej
strony jawiła się ona jako zestaw zdań weryfikowalnych, jeżeli
nie metodami ściśle logicznymi, to ogólnie filozoficznymi. I tak, Sid­
ney w swym słynnym stwierdzeniu, iż „poeta niczego nie konsta­
tuje” (the poet affirmeth nothing), odwołuje się nie do nieograniczo­
nej swobody wyobraźni poetyckiej, eo — przeciwnie — umieszcza
sądy poety w ramach obowiązującej wówczas poetyki neoplatoń-
skdej, która poprzez teorię idei czyniła poetę odpowiedzialnym za
swe sądy przed „powszechnym rozumem rzeczy” ( G r a f f , 1980:
182). Z drugiej strony, kierowano się w stronę autorefleksyjności
tekstu lub statusu tekstu jako doświadczenia, a nie twierdzenia czy
odpowiedzi na pytanie:
Sztuka nie jest o czymś; jest czymś [...] wiedza, którą uzyskujemy przez
sztukę, jest doświadczeniem formy czy stylu pewnej wiedzy raczej niż poszu­
kiwaniem wiedzy o czymś (S o n t a g, 1967: 21).

Podobnie stwierdza Brooks w 20 lat wcześniejszym tekście:


Wiersz, o ile jest prawdziwym wierszem, jest pozorem rzeczywistości [...], sta­
nowiąc sam w sobie doświadczenie raczej niż stwierdzenie czegoś o jakimś
doświadczeniu ( B r o o k s , 1947: 194).
Problem zdaje się polegać na tym, iż zarówno Brooks, jak
i Sontag ustanawiają doświadczenie jako naczelną kategorię este­
tyczną, zakładając tym samym natychmiastową i bezpośrednią
obecność jako niezbędne kryterium prawdy.
„Doświadczenie” zawsze oznaczało związek z obecnością, niezależnie od tego,
czy związek ów był uświadomiony czy nie ( D e r r i d a , 1976: 60).

Opóźnienie, dystans, powtórzenie, jakie wprowadziliśmy do na­


szych rozważań o prawdzie, pozwalają nam założyć, iż tekst jest
zarówno o czymś, jak i czymś. Jest o czymś, bo stanowi pewną
zamkniętą całość, w której mam obowiązek jak w porozrzucanych
kamieniach wytropić zarysy sensu; jest czymś, gdyż poprzez mnie
i moje zachowanie, interpretację, wchodzi w obszar fragmenta­
rycznego, chaotycznego świata. Taką nomenklaturą posługuje się
też Novalis w ważnym fragmencie swych Anegdot, w którym pisze:
Świat książek to faktycznie jedynie karykatura świata rzeczywistego. [...] Tam­
ten świat pojawia się tylko fragmentarycznie, ten — cały. Dlatego tamten
jest bardziej poetycki, mądrzejszy, bardziej interesujący, bardziej malarski,
ale też mniej prawdziwy, mniej filozoficzny, nie tak moralny. Większość lu­
dzi, włącznie z uczonymi, ma też jedynie poglądy książkowe — fragmenta­
ryczne poglądy na rzeczywisty świat — i wtedy cierpi na te same przywary
[...] co świat książek ( N o v a l i s , 1984: 245).

Prawda literatury oscyluje więc pomiędzy doświadczeniem este­


tycznym a tematycznym, ontycznym a ontologicznym, fragmenta­
rycznym i holistycznym. Paradoks Novalisa, iż świat rzeczywisty
jest bardziej poetycki, lecz mniej prawdziwy od świata literackie­
go, jest wypowiedziany językiem romantycznej teorii, lecz w isto­
cie nie różni się od takich sformułowań współczesnych pisarzy, jak
np. Trumana Capote nazywającego swe dzieło Z zimną krwią non-
-fiction-novel, czy Grunthera Walhaffa, który lapidarnie stwierdza:
Dokładnie zaobserwowana i zarejestrowana rzeczywistość jest zawsze bardziej
fantastyczna i ma w sobie więcej napięcia niż najśmielsze fantazje pisarza
( Ho o p s , 1983: 360).

Pozwala nam to zaproponować, co następuje:


1. Prawda tekstu literackiego polega na tym, że czytając rozu­
miem zdania i wiem do czego się odnoszą i o czym jest całość tek­
stu. Przechodzę od zdania do zdania i w ten sposób tworzy się nie­
wątpliwa prawdziwość tekstu jako kontinuum historycznego; two­
rzy się świat literacki, książka strzeże bowiem swej odrębności wo­
bec świata, jawi się jako „sucha” narracja, w swym oddzieleniu od
świata przewidywalna, uboższa, złudna, powstała dzięki ochronie
dwóch okładek. Świat literacki ma początek i koniec, ale ceną, jaką
za to płacimy, jest powiedzenie: „to przecież tylko książka” (fikcja,
pozór, „jak gdyby”), choć równocześnie przyznajemy jej oryginal­
ność.
2. Ale prawda tekstu polega również na tym, co Benjamin na­
zywa „głaskaniem historii pod włos” ( B e n j a m i n , 1982: 259),
tzn. na przejściu tekstu ze świata literackiego do świata rzeczywi­
stego. Oznacza to, iż moje doświadczenie dzieła nie jest już, jak w 1.,
jedynie satysfakcją, płynącą z tego, iż wiem, jak było „na praw­
dę” (pamiętam nazwiska bohaterów, rozwój akcji, to o czym był
tekst), lecz nagłym rozbłyśnięciem tekstu, który powraca, by wejść
(świadomie lub nie) w skład mojej reakcji (słownej lub ge-
stowej) na to, co obdarzam w danej chwili troską (jak powiedziałby
Heidegger) lub co pojawia się jako pomocne w chwili niebezpieczeń­
stwa (jak określał to Benjamin). Zarówno Derrida, jak i Heidegger
posługują się terminem „powtórzenie” (repetition, Wiederholung).
Dla naszych potrzeb wykorzystujemy obydwa pojęcia, które choć
podobne, jednak różnią się od siebie. Dla Derridy „powtórzenie”
jest immanentną cechą pisma jako „systemu słowa, świadomości,
sensu, obecności, prawdy” ( D e r r i d a , 1972: 392); w naszym aktual­
nym kontekście bliżsi jesteśmy Heideggerowskiemu „powtórzeniu”
jako odnowieniu możliwości zaistnienia czegoś, co zostało nam już
przekazane („Die Wiederholung ist die außerdrückliche Überliefe­
rung... der Rückgang in Möglichkeiten des dagewesenen Daseins.”
H e i d e g g e r , 1957: 385).
W chwili „powtórzenia” prawda tekstu staje się elementem
świata rzeczywistego: gdy Derrida czyta Hegla przez Geneta, wów­
czas tekst Hegla staje się elementem jego reakcji, interpretacji, in­
telektualnego zachowania, którego namacalnym rezultatem jest
książka. Cervantes pisze II część Don Kichota jako reakcję na pa­
stisz Avellanedy, a sam Don Kichot rozpoczyna swą trzecią wypra­
wę omówieniem książki Sida Hameta o nim samym. Protagonista
realizuje prawdę literatury swym zachowaniem w realnych sytua­
cjach, jest stworzony z książki i na modłę książki, lecz sam stwa­
rza już model dla następców. Życie jest przejściem z książki w książ­
kę.
Widzimy więc, że autotelizm i autorefleksyjność zdań tekstu są
dopiero otwarciem zagadnienia prawdy w dziele literackim. Pozwa­
lają one ustalić sposób funkcjonowania dzieła, natomiast w dalszym
ciągu rozważań należy przedłużyć jego działanie tak, by zdania
tekstu mogły współtworzyć poprzez naszą egzystencję świat rzeczy­
wisty. Przedmowa Don Kichota jest tak przejrzyście literacka, iż
jej autor ze szczególną siłą podkreśla jej „sztuczny” charakter: gdy
tekst zasadniczy przychodzi niemal naturalnie, jako rzeczowa reje­
stracja faktów, przedmowa — odwrotnie — musi zostać ze świata
naturalnych wydarzeń całkowicie wyodrębniona. Książkę piszemy
lekko, przedmowę z trudem; tekst główny, który jest domeną wy­
myślonych wydarzeń, jest pisany z rzeczową łatwością, przedmowę,
mającą być rzeczową konstatacją, pisze się z poetyckim trudem.
Oto właśnie, co Novalis ma na myśli, mówiąc o świecie rzeczywi­
stym jako bardziej poetyckim od świata literatury. Tak jest u Cer-
vantesa:
[...] choć napisanie tego dzieła nieco pracy mnie kosztowało, największym tru­
dem jednak była dla mnie ta przedmowa [...] Wielokroć chwytałem za pióro,
aby ją napisać, i wielokroć je odkładałem nie wiedząc co mam napisać (I: 14).

Novalis powtórzy w dialogach tę samą myśl:


[...] dobrą przedmowę trudniej napisać niż samą książkę. Albowiem, jak po­
wiada młody, rewolucyjnie nastawiony Lessing, przedmowa jest zarazem pier­
wiastkiem i książką do kwadratu, a ja dodam, że tym samym jej prawdziwą
recenzją ( N o v a l i s, 1984: 317).

„Książka do kwadratu”, „recenzja” —■ te określenia przedmo­


wy zmierzają do scharakteryzowania jej jako nałożenia się, redu-
plikacji znaku, który powiela, zgina się i marszczy, składa po wielo­
kroć. Gdy Cervantes „nie wie, co ma napisać”, przybysz radzi mu,
by skorzystał „z naśladownictwa dzieł napisanych” (I; 19). Nie ma
wyjścia poza literaturę, której prawda realizuje się w moim-byciu-
-w-świecie, które zarazem jest także wcieloną literaturą, tekstem
wytatuowanym na skórze. „Skoro tylko pojawia się znak, rozpo­
czyna od powtórzenia się. Bez tego nie byłby znakiem” ( D e r r i d a ,
1978: 297), powie Derrida, a Novalis autentyczność życia uwarun­
kuje istnieniem tekstu:
Większość ludzi sama nie wie, jak w rzeczywistości jest ciekawa [...] Praw­
dziwa prezentacja ich samych, zapis i ocena tego, co ludzie ci mówią, wpro­
wadziłyby ich w najwyższe zdumienie i pomogły im odkryć w sobie całko­
wicie nowy świat ( N o v a l i s , 1984: 245).

Aby poznać życie i siebie, należałoby ciągle pisać powieść o życiu i sobie
( N o v a l i s , 1984: 200).

Można by więc, jak czyni to Derrida, sformułować prawo pow­


szechnej cytowalności:
Każdy znak, językowy czy nie, mówiony czy pisany [...] może być cytowany
(peut etre cite), wzięty w cudzysłów; dzięki temu może zerwać z wszelkim
danym kontekstem, ustanawiać nieskończoność nowych kontekstów w spo­
sób zgoła nieograniczony. Nie oznacza to tego, że znak liczy się jedynie poza
kontekstem, lecz przeciwnie — iż nie istnieje nic prócz kontekstów bez żad­
nego ośrodka absolutnego zakotwiczenia (centre d’ancrage absolu). Ta cyto-
walność (citationnalite), ta zdolność do, powielania (duplication) czy dupliko­
wania (dupplicite), ta powtarzalność znaku (iterabilite de la marque) nie jest
przypadkiem czy anomalią, bez niej znak nie mógłby funkcjonować w sposób
normalny ( D e r r i d a , 1972: 381).

By sformułować to jeszcze inaczej: zdania tekstu. realizują się


zawsze poza swoim kontekstem. Widać to już w 1., gdzie zdanie,
które odczytuję, nie ujawnia swego pierwotnego kontekstu, lecz
szczególnie dobitnie w 2., gdzie kontekst jest już wyłącznie kontek­
stem mojej egzystencji w świecie. Przyjąwszy ustalenia Barbary
Herrnstein-Smith, trzeba by słusznie powiedzieć, iż skoro „wypo­
wiedzi naturalnej nigdy nie można wyodrębnić [...] jako wydarzenia
poza kontekstem, w którym wystąpiła”, zdania tekstu reali­
zują się jako prawda w momencie przejścia ze stanu literackiej
wypowiedzi fikcjonalnej w stan wypowiedzi naturalnej, która „po­
zostaje zawsze w nieprzerwanej ciągłości z całym zachowaniem się
mówiącego, a także z całym światem wydarzeń naturalnych”
( S m i t h , 1983:325).
Można powiedzieć, że zdania tekstu mogą się „powtarzać”,
„dublować”, nakładać na siebie, prawda ich zatem będzie zawsze
jedynie prawdą cytatu. Pragmatyka cytatu jest taka, iż posługuję
się nim, by udowodnić swoją słuszność za pomocą cudzego zdania.
Cytacja ratuje mnie z jednej strony przed samotnością subiekty­
wizmu (oto jestem ja i moja wiara), lecz także chroni mnie przed
samotnością świata zewnętrznego (oto cudze zdanie, które obojętnie
mija moje intencje). Prawda literatury to prawda cytatu, czyli de-
kontekstualizacji i rekontekstualizacji, nie skupiania znaczenia
w momencie lektury, lecz jego rozsiewania (dissemination Derridy)
w moim byciu-w-świecie. Prawda zdań tekstu jest prawdą koniecz­
nej i powszechnej polisemii. Dopiero alienacja znaku, jego de- i re-
kontekstualizacja umożliwiają aktualizację jego znaczenia. Oznacza to
sceptycyzm wobec tzw. bezpośrednio dostępnej rzeczywistości, gdyż
— jak wynika jasno z teorii Derridy — centralny punkt gwarantu­
jący sensowność i jednoznaczność świata musi zostać zakwestionowa­
ny: wszystko, co nam dano — to pismo (ecriture), reprezentacja, nie­
obecność przedmiotu zastępowanego zawsze przez znak.
Choć na ogół niechętna dekonstrukcji Hernstein-Smith trafia
w sedno Derridiańśkiej post-hermeneutyki, pisząc:
Wiersz [■■•] jest zawsze re-cytowany, gdyż bez względu na to, jaki go łączy
związek ze słowami, które poeta rzeczywiście mógł wypowiedzieć, jako wiersz
nie ma on żadnej pierwszej historycznej realizacji ( S m i t h , 1983 : 337).

Fikcja, rzeczywistość, troska


Fikcjonalność obraca się w sferze frustracji. Moment fikcjonal­
ności rzeczowej polega na odkryciu stopnia, do jakiego język jest
jedynie falowaniem zasłon, fikcjonalność momentu literackiego obja­
wia nam, iż tzw. świat rzeczywisty jest w równym stopniu przesu-
124 waniem się zasłon co język, a mimo to nie traci nic ze swej rzeczy-
Fikcja i troska

wistości. Zdajemy sobie sprawę, iż wobec powszechnej „cytowalnoś-


ci” nasza wdzięczność wobec Autora znika, gdyż również on sam
staje się cytatem, przytoczeniem. Nie potrafię czytać tak, by ocalić
to, co czytam, od tego, co mam sam napisać. Tym samym sam staję
się cytatem. Nie mam nikomu nic do zawdzięczenia, nawet sobie.
Jedynie możliwość jednostkowej lektury wykazuje, że to, co jest napisane,
wywodzi się z siły słowa pisanego, siły opartej na czymś, co wykracza poza
jednostkę. Wszechświat będzie wyrażał siebie tak długo, że wreszcie ktoś po­
wie: „Ja czytam, zatem coś pisze” ( C a l v i n o , 1984: 146).

Fikcjonalność jest tą właśnie „siłą słowa pisanego”, wykracza­


jącą poza jednostkę, a formuła „ja czytam, zatem coś pisze” jest
zwięzłą diagnozą stanu, w jakim znajduje się czytający, i przedłuża
się automatycznie w zdanie „ja żyję, zatem coś pisze”.
Momentem, w którym koncepcja ta wywołuje nasz sprzeciw,
jest uświadomienie sobie gwałtu, jaki popełnia ona na poczuciu nie­
zbitego istnienia rzeczywistości zewnętrznej. Tymczasem okazuje się,
że w istocie rzeczywistość nie poprzedza fikcji, świat zewnętrzny nie
biegnie o krok przed wyobraźnią, lecz iż sfery te są wzajemnie prze-
nikałne. Byt literatury, status jej bytów jako istnień fikcjonalnych,
polega na nieustannej kradzieży terytoriów do tej pory uznanych za
własność świata zewnętrznego.
Vaihinger mówi o fikcji jako o „gwałcie”, Heidegger mianuje ją
„grabieżą”. By uchwycić istotę zagadnienia, wystarczy zwrócić uwa­
gę na słownictwo obydwu filozofów.„Pr,zemoc” i „grabież” to pojęcia
nacechowane ujemnie etycznie, lecz używając ich ani Vaihinger, ani
Heidegger nie proponują odrzucenia fikcji jako szkodliwych. Ujemna
kwalifikacja etyczna gwarantowana sankcją transcendencji przestaje
obowiązywać na terenie myśli mającej zrewaloryzować podstawy
wiedzy Zachodu (Vaihinger) i jego metafizyki (Heidegger). Fikcja
jest tu elementem koniecznym i niewątpliwie pozostaje w związku
ze zreinterpretowanym przez Heideggera w duchu presokratycznym
pojęciem prawdy jako dialektyki jasności i ciemności, odsłaniania
i przesłaniania. Fikcja i prawda jako aletheia pozostają zgodnymi
pojęciami.
Nie mogły nimi pozostawać dla systemu myśli, utożsamiającego
prawdę z przewagą świata wartości wewnętrznych nad obszarem
zewnętrza, który stanowił grę pozoru i złudy. Prawda była tu zgod­
nością z tym, co wewnętrze, fikcja zaś jako domena zewnętrza po­
siadała kwalifikację jednoznacznie negatywną. Gdy Vaihinger czy
Heidegger posługują się takimi terminami, jak „przemoc” i „gra­
bież”, czynią to w świecie, który zakwestionował dychotomię wnę­
trza i zewnętrza; gdy natomiast św. Augustyn przywołuje pojęcie
fikcji, czyni to w kontekście negatywnym. W Wyznaniach fikcja
jest postacią choroby. Dolegliwość ta definiowana jest przede wszy­
stkim w kategoriach braku.
Szukałem przedmiotu miłości, chcąc kochać i znienawidziłem spokojną i wolną
od zasadzek drogę, bo duszę moją trawił głód: potrzebny mi był pokarm we­
wnętrzny, Ty sam, Boże mój,- ale nie tego łaknąłem pokarmu; ńie trapił mnie
głód niezniszczalnego pokarmu i nie dlatego mnie nie trapił, żebym nim był
nasycony, lecz im bardziej byłem czczy, tym większy do niego odczuwałem
wstręt (św. A u g u s t y n , 1954a: 36).

Mowa tu o braku pojętym jako „głód”, którego zaspokojenie ma


nastąpić zarówno na płaszczyźnie boskiej, wewnętrznej („pokarm we­
wnętrzny, Ty sam, Boże mój”), jak i ludzkiej, zewnętrznej („szuka­
łem przedmiotu miłości”). Niestrudzone dążenie do usunięcia braku
na płaszczyźnie ludzkiej powoduje zwiększenie jego poczucia na
planie boskim dlatego, iż brak, niepełność, niedoskonałość są częś­
cią świata ludzkiego, uniemożliwiającą nasze uczestniczenie w ory­
ginalnej Pełni określonej jako spokojna realizacja wszelkich moż­
liwości („stpokojna i wolna od zasadzek droga”). Stąd zwrot na zew­
nątrz traktowany jest jako objaw choroby: „Nie była więc zdrowa
^dusza moja [...] i rzucała się na zewnątrz (św. A u g u s t у n, 1954a:
36).
Terminologia, jaką posługuje się biskup Hippony („rzucać się
na zewnątrz”, „czczość”, „głód”), jest pokrewna językowi Heidegger
ra, który w 36 sekcji Sein und, Zeit poświęconej ciekawości (Neu­
gier) charakteryzuje ją właśnie jako niespokojne poszukiwanie poz­
bawione możliwości spełnienia.
Uwolniona ciekawość [...] stara się widzieć nie po to, by zrozumieć to, co
widzi (tzn. by wejść, w Bycie ku temu, ku czemu kieruje się spojrzenie),
lecz po to, by po prostu zobaczyć. Poszukuje wciąż nowości, by rzucić się ku
następnej nowości [...] Dlatego też ciekawość charakteryzuje szczególny spo­
sób niewspółprzebywania (verw eilen) z tym, co najbliższe ( H e i d e g g e r , 1957:
172).

W piśmie O wierze praw dziw ej św. Augustyn łączy w istocie


wszystkie trzy pojęcia (głód jako ciekawość, fikcja jako fałszywy
pokarm): .
Porzućmy więc i pozostawmy teatralne i poetyckie bałamuctwa i ducha wy­
cieńczonego i palonego głodem i pragnieniem czczej ciekawości, a na próżno
pragnącego się nasycić i pokrzepić złudnymi wyobrażeniami, jakby malowa­
nymi potrawami, (św. A u g u s t y n , 1954b, IV: 151).

Równocześnie ruch na zewnątrz jest próbą usunięcia dystansu


wobec świata, dystansu, który okazuje się niezbędny dla zdrowia.
Dusza „rzucała się na zewnątrz [...], pragnąc namiętnie otrzeć się
o rzeczy zmysłowe i do nich przywrzeć” (św. A u g u s t y n , 195'4a:
126 •>0'trzeć się”, „przywrzeć” — te dwa czasowniki wymazują od-
ległość, ale nie przynoszą ukojenia pełnej jedności. Nerwowy ruch
na zewnątrz ma na celu usunięcie przedziału między światem (zew­
nętrze) a sensem (wnętrze) poprzez przeniesienie mojego pragnienia
na zewnątrz. Pokarm ziemski ma s,tać się „pokarmem niezniszczal­
nym”.
Widzimy więc, iż choroba, na którą cierpi św. Augustyn, to
próba urzeczywistnienia tego, co istnieje fikcjonalnie jedynie jako
moje pragnienie czy interpretacja. Zarazem III księga W yznań idzie
dalej w diagnozie i opisie tej choroby duszy, mówiąc o niej nie ja­
ko o chorobie „głębinowej”, ukrytej i pozwalającej łudzić pozorami
zdrowia, lecz jako o chorobie powierzchni, rzucającej się w oczy
i traktowanej ze szczególną odrazą. „Widowiska teatralne”, „zmy­
ślone nieszczęścia”, „fikcje teatralne” są formami choroby nerwo­
wej („znienawidziłem spokojną drogę”) i choroby skóry:
Nie była więc zdrowa moja dusza i pokryta wrzodami rzucała się na zew­
nątrz (św. A u g u s t y n , 1954a: 36);
[...] biedna owca, oddaliwszy się od Twej trzody i wyrwawszy się spod Twej
opieki, pokryła się strupami i wstrętną wysypką (św. A u g u s t y n , 1954a:
38).

Choroba skóry, mimo swego powierzchniowego charakteru, do­


tyka samej istoty człowieka. Skóra jest tym obszarem, który łączy
mnie ze światem i dlatego jej choroba jest zakłóceniem mojego by-
cia-w-świecie. „Skóra za skórę”, mówi Szatan w 2 rozdziale Księgi
Joba, zanim obsypie pobożnego męża „złośliwymi wrzodami od stóp
do głów”. Skóra stanowi również barierę, ochronę, powłokę obron­
ną i choroba nieproporcjonalnie wzmacnia tę właśnie funkcję tak,
iż sikóra staje się nieprzenikliwa. Skóra obłożona chorobą nie jest
sferą wzajemności ciała i świata, lecz obszarem egocentrycznego za­
dowolenia. Już poprzednie fragmenty św. Augustyna nie były wol­
ne od erotyki („otrzeć się, przywrzeć”); teraz biskup Hiptpony kon­
sekwentnie podtrzyma tę retorykę, z której wynika, iż oto mamy
do czynienia z erotyką, w której wzajemność obecności została za­
stąpiona przez nieobecność, substytut, wyobrażenie. „Fikcje teatral­
ne”, dzieła sztuki jako fikcjonalne, jako choroba skóry mają w y­
raźnie masturbacyjny charakter; za ich pośrednictwem nie przeży­
wam Innego, lecz jedynie postrzegam lub wyobrażani sobie to, czym
mógłby on dla mnie być. „Nie przeżywam tego, na co patrzę” — ta
augustiańska formuła dobrze określa substytutywny charakter fikcji.
Gra aktora odtwarzającego cudze cierpienia, zmyślone nieszczęścia, fikcje tea­
tralne podobała mi się bardziej i więcej mnie pociągała, jeżeli wyciskała mi
Izy [...]. I tak powstało moje lubowanie się w cierpieniach, nie żebym się miał
nimi przejmować do głębi — nie chciałem przecież przeżywać takich cierpień,
na jakie patrzeć chciałem — lecz kiedy o nich słuchałem lub je sobie wyo- j2 7
brażałem, doznawałem jakiegoś jak gdyby łaskotania i podrażnienia naskórka
(św. A u g u s t y n , 1954a: 38).

Podrażnienie skóry jest pierwszym objawem choroby. Dowia­


dujemy się, że wrzody i wysypka były nie tyle, jak w przypadku
Hioba, efektem Bożego przyzwolenia, a więc foirmy obecności naj­
wyższej, lecz stanowią rezultat nieobecności, braku, głodu, czczości.
Choroba skóry to wynik ludzkiego działania w oderwaniu od Boga
(„owca, oddaliwszy się od Twej trzody”), prowadzącego od nerwo­
wego ruchu w stronę świata zewnętrznego, przy czym w jetgo ra­
mach mieszczą się również przedmioty świata artystycznej fikcjo­
nalności. Zagadnienie fikcjonalności jest więc nie tylko kwestią
etyczną czy estetyczną, lecz przede wszystkim ontologiczną i egzy­
stencjalną: fikcją nie jest wyłącznie to, co posiada pewien status,
lecz głównie to, co wprowadza między mną a światem szczególne
więzy.
Więzy te określono w przypadku funkcji jako substytutywne,
masturbacyjne1 (ja sam pośredniczę między sobą a światem z po­
minięciem Innego), a retoryka św. Augustyna przebiega niepostrze­
żenie między erotyką („łaskotanie”, „podrażnienie naskórka”) a pa­
tologią:
Potem jednak [...], gdy paznokciami się rozdrapuje skórę, wywiązało się zao­
gnienie i obrzmiałość, przyszło zakażenie i pojawiała się wstrętna ropa (św.
A u g u s t y n , 1954a: 38).

Musimy jednak stale pamiętać, iż również przedmioty świata


zewnętrznego traktowane są jako fikcje, tj. jako sposoby interpre­
tacji świata w sytuacji braku („głodu”) zakorzenienia interpretują­
cego w obszarze Transcendencji (w Bogu). Fikcja jest fikcją, gdyż
powstaje tam, gdzie pojawia się nieświadomość lub nieutentyczność
ontologiczną. Oznacza to tyle, że zjawiska zachodzące w rzeczywi-
1 Derrida komentując zapis w W yznaniach Rousseau, w którym Jan Ja­
kub surowo ocenia swoje zwyczaje masturbacyjne jako „oszukiwanie Natury”,
pisze:
Doświadczenie autoerotyzmu przeżywane jest więc w lęku. Masturba­
cja daje poczucie zadowolenia tylko poprzez poczucie winy tradycyjnie
związane z tymi praktykami: narzuca dzieciom świadomość uchybienia
tak, iż interioryzują one towarzyszącą jej groźbę kastracji. Uczucie
przyjemności jest zatem przeżywane jako niepowetowana strata życio­
wej energii, jako narażenie się na szaleństwo i śmierć [...] Wszystko
w istocie zdaje się polegać na tym, co sobie wyobrażamy. Suplement,
ów dodatek „oszukujący” naturę, funkcjonuje jak pismo i jako pismo,
stanowi zagrożenie dla życia. Niebezpieczeństwem tym jest wyobraże­
nie. Tak jak pismo inicjuje kryzys żywej mowy za pośrednictwem jej
wyobrażenia, jej malarskiego czy jakiegokolwiek innego przedstawienia,
tak onanizm zapowiada wyniszczenie sił witalnych mierzone w kate­
goriach wyobrażonych pokus ( D e r r i d a , 1976: 151).
stości („kiedy o nich słuchałem lub je sobie wyobrażałem”), kitórych
nie zdołam przesycić czy objąć troską, muszą stać się fikcjami, tzn.
bytami istniejącymi faktycznie, naocznie („Zdarzenia na scenie są
dziwne, lecz prawdziwe, a prawdziwe dlatego, iż przecież zachodzą
na naszych oczach” J o s i p o v i c i , 1982: 61), lecz pozbawione są
tego, co Heidegger nazywa „pewnością Istnienia”, Seinsbestimmtheit
(Heidegger 1957: 56). Można by rzec, iż, tak jak ujmuje to św. Au­
gustyn, fikcja jest sposobem istnienia faktycznego, ale istnienia nie
na pewno. Oznacza to swoistą reinterpretację Ingardenowskiej teo­
rii qt«m-sądów; zdaniom tekstów literackich przysługiwałby — po­
dobnie jak przedmiotom świata zewnętrznego — status fikcji wte­
dy, gdy ich istnienie pojawiało się całkowicie „na zewnątrz” mnie,
gdy realizowałyby się niezależnie od spotkania ze mną. Gdy Ingarden
widzi specyfikę zdań literatury w tym, że tworzą one własną rze­
czywistość dostępną mi jedynie wówczas, gdy pozbawię je odnie­
sienia do rzeczywistości zewnętrznej (z pewnym uproszczeniem mo­
żemy powiedzieć, iż tekst internalizuje, anektuje mnie jako czytelnika,
który musi mu się powierzyć), istnienie zdań tekstu jako istnienie
nie na pewno oznacza, iż zdania te mogą uzyskać walor prawdy
wtedy, gdy je anektuję, gdy wchodzą w obszar mojego egzysten­
cjalnego układu odniesienia.
Istnienie nie na pewno, tylko potencjalnie może być istnieniem
„na niby” {jak twierdzi Ingarden) lub „nie na serio” (jak utrzymu­
je John Searle). „Potencjalnie”, gdyż stanie się tak wtedy, kiedy
tekst nie odegra roli w moim egzystencjalnym układzie odniesienia,
gdy zaspokoję się układem odniesienia tekstu. Przyjmuję tu termi­
nologię Johannesa Anderegga, gdyż, jak rzekliśmy, choć moment
fikcjonalności literackiej polega głównie na kontakcie słowa ze sło­
wem, to jednak istnieje możliwość „odezwania się”, rezonansu tek­
stu literackiego w moim egzystencjalnym układzie odniesienia w mo­
mencie, który Benjamin nazywał Jetztzeit, to zaś sugerowałoby, że
teza Anderegga o całkowitym oddzieleniu tekstu od rzeczywistości
wymagałaby modyfikacji ( A n d e r e g g , 1973). Bardzo konkretny
przykład obawy przed takim „rozbłyśnięciem” czy ..rezonansem”
tekstu podaje Hoops, pisząc, iż cenzura stosowana wobec tekstów
fikcjonalnych ma nie tylko ograniczać abstrakcyjnie swobodę myśle­
nia, lecz „również eliminować niepożądany bezpośredni pragma­
tyczny wpływ na czytelnika” ( H o o p s , 1983: 361).
Fikcyjność zatem nie oznacza „na niby” lub „nie na serio” —
obydwa te określenia zawierają w sobie ukryte podejrzenie o ogra­
niczany lub wręcz żaden wkład w konstytuowanie się podmiotu,
lecz przeciwnie — może odegrać fundamentalną rolę w tworzeniu
się „ja” czytelnika:

в Z n a k - t e k s t - fik c ja
„Fikcyjny” nie oznacza tyle, co „wyobrażony”, lecz wskazuje na stanowisko,
rolę strukturalnie niezbędną w wytworzeniu się teoretycznej prawdy podmio­
tu (theoretical truth of the subject) ( N a n c y , 1977: 30).

Powróćmy do Heideggerowskiej „pewności Istnienia”. Termin


ten pojawia się w Sein und Zeit przy okazji rozróżnienia między
„faktowością” (Tatsächlichkeit) a „faktycznością” (Faktizität) istnie­
nia:
Dasein pojmuje swoje najgłębsze istnienie jako pewną faktowość Bycia pod
ręką (vorhanden) [...] Gdziekolwiek Dasein jest, pojawia się jako Fakt i fak­
towość (Tatsächlichkeit) takiego faktu będziemy nazywać „faktycznością” Da­
sein [...] Pojęcie faktyczności (Faktizität) zakłada, że byt istniejący w obrębie
świata posiada swe istnienie-w-świeeie (In der-W elt-sein) w ten sposób, iż mo­
że zrozumieć samego siebie i swe „przeznaczenie” jako uwikłane w istnienie
tych bytów, z którymi spotyka się w obrębie swego świata ( H e i d e g g e r ,
1957: 56).

W świetle filozofii Heideggera istnienie nie na pewno jest także


istnieniem obok, a nie istnieniem z („Nie istnieje nic takiego, jak
stanie obok [nebeneinander ] bytu zwanego Dasein w obliczu innego
bytu zwanego światem”, H e i d e g g e r , 1957: 55) i jest równo­
znaczne z udaremnieniem możliwości kontaktu, przekreśleniem wza­
jemności, gdyż o wzajemności, dotyku (berühren) może być mowa
jedynie w przypadku dwóch bytów, które odnajdą swe zakorzenie­
nie w obszarze Bytu (In-Sein), odkryją swój świat jako wynurzanie
się z pierwotnego Bytu (Sein).
Kiedy dwa byty są dane, obecne w świecie (vorhanden) i, co więcej, są sa­
me w sobie świata pozbawione (weltlos), nigdy nie mogą się dotknąć (H e i-
d e g g e r, 1957; 56).

Widzimy, jak podobną diagnozę stawia św. Augustyn, dla któ­


rego oddanie się fikcji jest procesem pragnienia i zarazem doświad­
czeniem klęski dotyku (od „pragnąc otrzeć się o rzeczy zmysłowe
i do nich przywrzeć” do „kalałem uczucia przyjaźni brudną pożą­
dliwością”). Dotyk jest tu jedynie piekielną parodią dotyku, rodzi
się bowiem z poczucia braku .pełni. „Fikcja teatralna” jest właśnie
fikcją, gdyż nie wchodzi w obręb mojego życia:, pozostaje obserwo­
wana, lecz nie przeżyta.
Takie przygotowanie pozwala nam dopełnić charakterystyki
fikcji jako istnienia nie na pewno dwoma innymi cechami: złago-
godzeniem stanu troski i zawieszeniem znaczenia życia.
Św. Augustyn kwestionuje „fikcje teatralne” nie dlatego, że
dostrzega w nich odejście, zdradę faktycznej rzeczywistości. Prze­
ciwnie, przedmiotem przedstawienia może być zarówno historia, jak
i wyobraźnia:
13Q [...] nieszczęścia, które naprawdę spotkały ludzi w dawnych czasach lub fetó-
re są tylko zmyślone przedstawia się w teatrze (św. A u g u s t y n , 1954a:
37).

Fikcja staje się przedmiotem krytyki, gdy dąży do złagodzenia


troski, a co za tym idzie — do przedłużenia swego własnego istnienia.
Psychologia odbioru fikcji przedstawia się w III księdze W yznań
następująco: celem dzieła jest wywołanie bólu i cierpienia, jednak
cierpienie to jest z kolei źródłem rozkoszy („Widz chce odczuwać
ból i ból ten staje się dla niego rozkoszą”, św. A u g u s t y n , 1954a:
37). Cierpienie jest efektem współczucia, jakim odbierający darzy
postaci biorące udział w przedstawieniu. Tu jednak św. Augustyn
wprowadza bardzo istotne rozróżnienie: współczucie nie jest współ­
czuciem prawdziwym i w związku z tym musi pozostać fikcją:
I obecnie nie jestem [...] pozbawiony hczuć miłosierdzia, lecz wówczas cieszy­
łem się w teatrze z zakochanymi, gdy się oddawali grzesznym uciechom [...],
a smuciłem się, jak gdyby [pokr. — TS] współczując z nimi, kiedy ich los
rozdzielał (św. A u g u s t y n , 1954a: 37—38).

„Jak gdyby” oznacza tu domenę fikcji, jednak nie dlatego, iż


wydarzenia są iluzoryczne, lecz dlatego, że choć stanowią nieza­
przeczalny, unaoczniony fakt, „ja” jako czytelnik pozostaje, jak by
powiedział Heidegger, obok nich. Fikcja istnieje nie na pewno, bo
moje współczucie obwarowane jest warunkiem „jak gdyby”.
„Jak gdyby” oznacza, iż moje Bycie-w-świecie nie jest Byciem-ku-
-światu, lecz tylko Byciem-ku-sobie, jak pisze św. Augustyn —
„rozdrapywaniem własnej skóry”. Cieszenie się, smucenie, Izy,
o których mówi filozof, są tym właśnie nieautentycznym przeja­
wem troski, którą rozważa Heidegger:
Bycie, Dasein ujawnia się jako troska (Sorge) [...] Nie ma ona nic wspólnego
z „cierpieniem”, „melancholią” czy „troskami życiowymi”, choć na płaszczyź­
nie ontycznej spotykamy je w każdym Dasein. Są one — podobnie jak ich
przeciwieństwa „radość”, „beztroska” — możliwe ontycznie dlatego tylko, gdyż
Dasein pojęte ontologicznie jest troską. Ponieważ Bycie-w-świecie esencjonal-
nie należy do Dasein, przeto jego [Dasein — T. S.] (Bycie ku światu Sein
zur Welt) jest zasadniczo troską ( H e i d e g g e r , 1957: 57).

Można by zatem powiedzieć, iż zdania tekstu literackiego pozo­


stają fikcją, póki nie zostanie odsłonięta ich ontologiczna struktura
jako troski, dopóki zatem nie zostaną częścią mojego Bycia-w-świe-
cie. Fikcja nie może stać się prawdą jako literatura, lecz tylko jako
życie:
W problematyce ontologicznej Bycie i Prawda od niepamiętnych czasów stoją
blisko siebie lub są wręcz synonimami ( H e i d e g g e r , 1957: 184).

Św. Augustyn dostrzegał wyraźnie, iż oznacza to wyłom w este­


tyce i kanonach piękna przyznających sztuce nieśmiertelność. Sytua­
cja fikcji estetycznej św. Augustyna jest taka, iż skupia ona uwagę
na samej sobie, a poprzez przyjemność nieustannie odnawia, pow­
tarza swoje istnienie:
Teraz bardziej lituję się nad tym, kto cieszy się występkiem, niż nad tym,
kto sobie wyobraża, że jest pogrążony w strasznym miejscu [...] Jest to na
pewno prawdziwsze miłosierdzie, ale płynące stąd cierpienie nie sprawia przy­
jemności. Ten, kto boleje z nieszczęśliwym, spełnia obowiązek miłości bliź­
niego, wolałby jednak z pewnością, jeżeli jest szczerze miłosierny, żeby nie
było w ogóle powodu, dla którego by bolał (sw. A u g u s t y n , 1954a: 38).

„Jakby” współczucie bierze się zatem z zasady autotematycz-


ności sztuki, której funkcją jest przedłużanie własnego trwania po­
przez powoływanie fikcji, bytów o istnieniu nie na pewno. Odbior­
ca fikcji nie może, jak twierdzi na własnym przykładzie św. Augu­
styn, oprzeć się przyjemności oglądu („porywały mnie widowiska
teatralne”), lecz ta uniemożliwia mu przeżycie fikcji — jej urze­
czywistnienie. Przeżycie to zakłada bowiem internalizację fikcji,
przekroczenie granicy między wnętrzem a zewnętrzem, poszerzenie
własnego „ja” o niebezpieczny obszar, w którym nie czuję się u sie­
bie. Z tej perspektywy istota „jakby” polegałaby na przyjęciu, iż
istnienie fikcji jest niejako autotematyczne, a jej interpretacja przyj­
muje pewne stałe, „twarde” kontury przedmiotów, w przeciwień­
stwie do wiecznie płynnego stawania się. „Drapanie skóry” jest
u św. Augustyna metaforą odnoszącą się właśnie do egocentrycznoś-
ci fikcji: pozwalając fikcjom pozostać fikcjami, to jest wyłączając
je spod działania troski, dokonuję aktu autocentrycznego. „Bawiło
mnie i jedno, i drugie” — powie filozof o łzach i uczuciu przyjem­
ności, towarzyszących jego reakcji na „fikcje teatralne”.
Takie stanowisko wyłącza czasowo jednostkę z procesu ogól­
nego Bycia-w-świecie, zaciera w niej poczucie „połączeń między-
znaczeniowych”, jakby określił to Tillich ( T i l l i c h , 1969: 57).
„Wyłącza czasowo” i „zaciera”, lecz nie „unicestwia”, nawet bo­
wiem ontyezmy narcyzm jest osadzony, choć bezwiednie, w ontolo-
gicznej trosce:
[...] troska nie oznacza głównie jakiejś wyizolowanej postawy „ja” wobec sa­
mego siebie [...], bowiem Jaźń określono jako Bycie-poprzedzające-siebie, co
oznacza, iż łączą się w nim dwa aspekty struktury troski: Bycie-już-w (Schon-
-sein-in) i Bycie-wraz (Sein bei) ( H e i d e g g e r , 1957: 193).

Prowadzi to do trzeciej wzmiankowanej cechy fikcji: zawiesze­


nia procesu życia. Odbiorca tekstu, pozostający na płaszczyźnie fik­
cji jako istnienia, nie na pewno może to uczynić jedynie przez wyi­
zolowanie się z sytuacji, w której „zakłada się milcząco sensowność
całości, jedność wszystkich możliwych znaczeń, czyli wiarę w zna­
czenie samego życia” ( T i l l i c h , 1936: 221). Posługując się termi­
nologią Heideggera, moglibyśmy powiedzieć, że istnienie podmiotu
wobec fikcji jest wówczas „faktualne” (tatsächlich), lecz nie „fak­
tyczne” (faktisch), co oznacza, iż podmiot nie jest w stanie zrozu­
mieć własnego istnienia jako powiązanego z istnieniem przedmio­
tów, jakie napotyka ( H e i d e g g e r , 1957: 56— 60). Taki stan
ignoruje podstawowe rozpoznanie filozoficzne, jakie niesie z sobą
pojęcie „różnicy”. Tillich wiąże je z zagadnieniem alienacji, uzna­
jąc różnicę za podstawowy rzeczywistość ludzką: „stworzenie i wy­
obcowana egzystencja to jedno i to samo” ( T i l l i c h , 1957, IV: 50).
Czytelnik tekstu odbieranego wyłącznie jako tekst fikcyjny usu­
wa zatem rozpoznanie tej podstawowej różnicy, a w konsekwencji
traci świadomość swgo powołania jako interpretatora procesu sta­
wania się. Powołania, które Jaspers określał jako właśnie wyczu­
loną świadomość różnicy:
[...] zadaniem interpretatora jest być zawsze niezaspokojonym, dopóki nie od­
najdzie on sprzeczności, jego powołaniem jest szukać sprzeczności we wszel­
kich ich formach po to, by — o ile to możliwe ■— bezpośrednio doświadczyć
ich konieczności. Nie tylko momentami możemy ulegać impulsowi sprzecz­
ności, lecz zawsze winniśmy ścigać sprzeczności aż do samego ich źródła
( J a s p e r s , 1966: 10).

Podsumowując swój okres fascynacji „fikcjami teatralnymi”,


Augustyn napisze: „Takie moje życie, czyż życiem było Boże
mój?” (św. A u g u s t y n , 1954: 38). Odkrycie nieautentycznośei ży­
cia jest, jak widzimy, powrotem do różnicy, dystansu, jaki dzieli
zdanie od „milczącego sensu całości”, odległości między człowiekiem
a Bogiem. W sferze semiotyki dystans ten realizuje się jako roz­
bieżność między ufnością a nieufnością, jaką odbiorca darzy znak.
W VI księdze W yznań św. Augustyn opisuje rozterki związane z wy­
borem małżonki, tak relacjonuje zachowanie swojej matki:
Codziennie głośnym wołaniem swego serca błagała Cię, abyś we śnie dał jej
jakiś znak dotyczący przyszłego naszego małżeństwa [...] Jawiły się jej jakieś
mgliste i fantastyczne obrazy, w których się wyładowywał niepokój i napię­
cie przesyconego tą sprawą umysłu. Mówiła mi o nich, ale nie z ufnością, jak
zawsze wtedy, gdy opowiadała o Twoich wskazaniach, lecz raczej z lekcewa­
żeniem. Twierdziła, że po jakimś swoistym jak gdyby smaku, którego nie
umiała bliżej określić, rozróżnia Twoje objawienia i widzenia, jakie we śnie
stwarzała jej własna dusza (św. A u g u s t y n , 1954a: 118).

Najpierw „wołanie”, które jest niczym innym, jak bardziej


dramatycznym sposobem nawiązania kontaktu, wy-woływaniem
partnera. Wołanie, o którym mowa, jest jednak co najmniej z dwóch
względów odmienne: jest głosem wycofującym się do środka („wo­
łanie serca”) oraz, z tej samej przyczyny, jest głosem niemym, mo­
wą wewnętrzną. Ta właśnie mowa wewnętrzna, będąca w ciszy
głośnym nawoływaniem, ma wy-wołać reakcję tego, co nieskończe­
nie przerasta jednostkę — Boga. Ciche wołanie, bezgłośny krzyk
są przeżywaniem różnicy między człowiekiem a Transcendencją
i przywołują świadomość wyobcowania egzystencji jednostki z krę­
gu Bycia i pełni znaczenia. Jest to wszakże również objawienie
istnienia tego kręgu i moich z nim związków. Augustiańskie „woła­
nie serca” jest pokrewne Heideggerowskiemu „rozdzwonieniu się
ciszy”, o którym pisze w eseju o języku:
Język przemawia jako rozdzwonienie się ciszy. Cisza ucisza przez urzeczy­
wistnienie, podtrzymywanie świata i rzeczy w obecności [...] Język, rozdzwo­
nienie się ciszy, istnieje o tyle, o ile istnieje różnica ( H e i d e g g e r , 1971:
207).

Wołanie to jest nieskuteczne, nie jest wy-woływaniem, o tyle,


o ile odpowiedzią na nie są fikcje, „mgliste i fantastyczne obrazy",
te zaś pojawiają się wtedy, gdy mamy do czynienia z jednostkową,
wyizolowaną mową. Znaki „przesyconego sprawą umysłu” nie są
oczekiwanymi znakami Boga. Nie darmo mówi św. Augustyn o „wy­
ładowaniu niepokoju”: „wy-ładowujemy” na zewnątrz, ,,wy-wołu-
jemy” zawsze z wnętrza. Oznacza to także, iż nieufność, jaką darzy­
my znaki fikcji, bierze się stąd, że poprzez nie przemawia umysł,
a więc element sprawujący władzę nad znakiem i językiem, pod­
czas gdy w porządku Boga oczekujemy tego, iż przemówi sam ję­
zyk. Ta Heideggerowsika uwaga wiedzie nas wprost do ostatniego
zdania cytowanego fragmentu, gdzie kryterium rozróżnienia między
znakiem Bożym a ludzkim jest pozaracjonalne (smak) i o charak­
terze doświadczenia, przeżycia, a nie refleksji. Wniosek ten prze-
formułowuje jedynie to, co poprzednio stwierdziliśmy o fikcji jako
o naocznym istnieniu nie na pewno, dostępnym oglądowo, lecz po­
zostającym fikcją dopóty, dopóki poprzez troskę nie zastanie przeze
mnie przeżyte (a nie tylko zracjonalizowane czy poddane refleksji),
stając się prawdą egzystencjalną, tj. prawdą wyobcowania doświad­
czoną w obliczu pierwotnej jedności znaczeń.

„Jak gdyby“

Świat fikcji nie może obyć się bez „jak gdyby”. Te dwa słowa
mogą odnosić się bezpośrednio do różnych zagadnień: stosunku ję­
zyka do rzeczywistości, jak u Searle’a:
[...] domagać się uznania, że jest się czymś lub coś się robi, znaczy podjąć
działanie językowe — performację — które jest takie, jak gdyby się to coś
robiło lub tym czymś było bez wszelkiej intenęji oszukiwania ( S e a r l e ,
1974—1975: 324);

lub stosunku dzieła do gatunku literackiego, jak u Mailera, który


pisze swój tekst The Executioner’s Song, „jak gdyby był powieścią”
(as if it were a nowel). Może też wyrażać dezaprobatę wobec nie-
autentyczności doświadczenia, jak u św. Augustyna, który, ogląda­
jąc sztukę teatralną, „smucił się, jak gdyby współczując” z boha­
terami.
Co oznacza „jak gdyby”? Kryje się w nim z pewnością porów­
nanie: coś jest, jak coś innego. Jednak porównanie to zawieszone
jest przez cząstkę „gdyby”, która zatrzymuje nas w pół drogi do
celu. Coś jest, jak coś innego tylko potencjalnie, zaledwie nosi rys
podobieństwa, choć brak tu pełnej odpowiedniości. Konsekwencją
takiego stanu rzeczy jest ograniczenie gnozeologiczne, swoisty „pół­
cień epistemologiczny”, o którym pisaliśmy wcześniej. Jeżeli posze­
rzamy wiedzę, mówiąc o nieznanym przez porównanie ze znanym,
wówczas „gdyby” opatruje naszą wiedzę znakiem zapytania, kreując
sytuację, w której jednocześnie wiem i nie wiem. Świat „jak gdy­
by” jest hybrydyczny. Kiedy Mailer mówi, iż jego tekst jest jak
gdyby powieścią, oznacza to, iż dzieło to jest powieścią, gdyż ter­
min ten pojawia się w sądzie pisarza w sensie nie zanegowanym
(i oczywiście to wśród powieści The Executioner’s Song został wy­
różniony nagrodą Pulitzera w 1980 roku), i nią nie jest (sam Mailer
mówi, iż pisał tekst jako „sprawozdanie reportażowe”, a factual
account).
„Jak gdyby” otwiera strefę pozoru i uprawdopodobnionej fik­
cji. Ktoś, kto zachowuje się „jak gdyby” był gospodarzem, musi
istotnie okazywać wszelkie pozory pełnienia honorów domu, choć
równocześnie poprzez pewne pęknięcia i szczeliny dostrzegam praw­
dziwy kontekst nadmiernie pewnego siebie gościa. „Jak gdyby”
stwarza kontekst, który obnaża i kompromituje poprzednie kon­
teksty, a więc strefa „jak gdyby” jest obszarem nieciągłości kon­
tekstów. Jest to także inna forma przynależnej światu fikcji „cy-
towalności”, o której była tu już mowa. Świat „jak gdyby” jest
przywołaniem innego świata, wciągnięciem go w swój obszar, a jed­
nak delikatnym, choć zdecydowanym jego zdemaskowaniem. Jak
pisze Wolfgang Iser repertuar tekstów fikcjonalnych,
f...] w mniejszej lub większej mierze wciąga do tekstu także literaturę epok
wcześniejszych, a często w cytatowych skrótach przywołuje całe tradycje
(Iser, 1983: 409).

Owa nieciągłość cytowalności jest widoczna również w kon­


strukcji czasowej zdań zawierających „jak gdyby”. Odnoszą się
one do teraźniejszości, przeszłości lub przyszłości, jednak grama­
tyczny czas przeszły, następujący po pierwszym członie wypowie­
dzi („zachowuje się, jak gdyby był gospodarzem”), uwidacznia nie-
rzeczywistość owej przeszłości, będącej tylko zanegowaniem teraź­
niejszości: „jak gdyby był, chociaż nie jest”. Przeszłość ta sygnali-
żuje moją przyszłą reakcję:. „jak gdyby był, ale nie jest, więc nie
będę go uważał za takiego”. Potwierdzenie naszych rozważań od­
najdziemy w słowach Isera:
[...] tekst fikcjonalny zajmuje położenie między przeszłym a przyszłym. Jego
„teraźniejszość” ma o tyle charakter stopniowego rozwoju wydarzeń, że tego,
co znane, nie ma się już na myśli, a to, co stanowi intencję, nie jest sformu­
łowane (I s e r, 1983: 397).

Widzimy więc, iż „jak gdyby” łączy przedmioty i równocześ­


nie je oddziela, wskazuje na nie i jednocześnie zaciemnia, wyjawia
i powtarza nieskończoną ilość razy. Posługując się zatem „jak gdy­
by” jako sposobem skrótowego opisu fikcjonalności, nie ustalamy jej
zamkniętego świata, lecz przeciwnie, mówimy o niej jako o znaj­
dującej się w nieustannym dialogu ze światem zewnętrznym.
Taką teorię „jak” (Ais) formułuje Heidegger, który w 33 sek­
cji Sein und Zeit mówi o „jak” apofan tycznym, pozwalającym do­
strzec damy byt z jego wnętrza, a także określić jego kształt i miej­
sce we wspólnocie znaczeń ludzkiej percepcji. Stwierdzając „ten
młotek jest zbyt ciężki” — odkrywam dla wzroku nie tyle „zna­
czenie” wypowiedzi, ile sam przedmiot gotowy, bym wziął go do
ręki; uzyskuję względem niego niezbędny dystans, który jest w y­
nikiem polaryzacji „oto ja spoglądam na młotek” ; moje spostrze­
ganie zatem nie jest ograniczone do mnie samego, lecz uświadamiam
sobie, iż dzielę moje Bycie-ku-przedmiotowi z innymi. Tyle autor
Sein und Zeit. Jeżeli zdanie to wypowiada w mojej obecności rze­
mieślnik naprawiający szafę, wówczas moja reakcja może być roz­
maita: mogę mu podać inny młotek, pomóc mu w pracy, przemil­
czeć sprawę. Dokonuję zatem interpretacji, która, jak pisze Hei­
degger, „dokonuje się pierwotnie i najgłębiej nie w teoretycznych
stwierdzeniach, lecz w czynnościach wynikłych z przemyślanej tro­
ski” ( H e i d e g g e r , 1957; 157).
Kiedy zdanie takie czytam w tekście, jestem od niego oddalony
nieobecnością mówcy i sprzętu (nie ma młotka ani tego, dla któ­
rego jest on zbyt ciężki); nieobecność ta sprawia, że zaczynam za­
stanawiać się nad „znaczeniem” wypowiedzi, która, jak zawsze
w tekście, pozbawiona jest ciężaru i gęstości ciała. Interpretacja ży­
wej sytuacji naturalnej zostaje zastąpiona żywą interpretacją mart­
wej sytuacji fikcjonalnej. Ale właśnie ta „żywość” interpretacji
wprowadza do niej element rzeczywisty, jakim jestem ja sam, świa­
domy aktu czytania. To, co w innym miejscu tego eseju określiliś­
my jako realizowanie się fikcji jako prawdy, polega na tym, iż czy­
tam fikcjonalne zdanie i poprzez akt lektury nadaję mu niezaprze­
czalny walor rzeczywisty. Sytuacja czytającego jest analogiczna do
136 sy tuacji podmiotu kartezjańskiego:
Objawiam się sobie w tym, iż jestem postrzegany — a jestem postrzegany
w łaśnie w trakcie postrzegania ( N a n c y , 1977: 20).

Stwarzam w ten sposób sytuację egzystencjalno-hermeneutycz-


ną, tj. taką, w której muszę brać >pod uwagę siebie jako czytelnika,
a więc wiem, że głosy tekstu brzmią tylko względem mnie i mojego
egzystencjalnego układu odniesienia. Wracając do naszego przy­
kładu z młotkiem, moglibyśmy wskazać na jeszcze inny aspekt pod­
kreślający właśnie egzystencjalne uwikłania fikcji. W rzeczywistoś­
ci zdanie „ten młotek jest zbyt ciężki” nie musi być skierowane do
mnie, choć mogę je doskonale słyszeć. W tekście wszystkie wypo­
wiedzi adresowane są do mnie i muszę się w nie angażować, rea­
gować, darzyć troską, nie mogę im się wymknąć czy udać, że ich
nie słyszę. W świecie fikcjonalności każdy z nas ma słuch abso­
lutny.
Rozróżnieniu fikcjonalnego i hipotetycznego charakteru ,,jak
gdyby” poświęcone jest fundamentalne dzieło Vaihingera z 1911
roku Die Philosophie der Als Ob. Przyjmując, iż formuła „jak gdy­
by” jest zatrzymanym porównaniem, Vaihinger nadaje jej status sfe­
ry pośredniczącej między retoryką estetyki a retoryką nauki ścisłej:
„jak gdyby” jest więcej niż tropem, lecz mniej niż faktyczną ana­
logią. Ten właśnie sposób istnienia, a zarazem rozipoznawalny spo­
sób mówienia modus dicendi nazywa Vaihinger fikcją ( V a i h i n ­
g e r , 1952; 92). Ujmując rzecz najkrócej, ów modus dicendi odróż­
nia się od analogii i hipotezy swą świadomością tego, iż nie jest
tak jak one sposobem najkrótszej drogi dotarcia do celu procesu
myślowego, lecz przeciwnie — jest „sztucznym obejściem i osiąga
cel myśli dookolnymi drogami i objazdami” ( V a i h i n g e r , 1952:
XLXII).
Stąd fikcjonalności przysługuje świadomość prowizorycznego
charakteru teraźniejszości, która musi objąć sobą wszelkie przyszłe
transformacje danej fikcji. Teraźniejszość hipotezy domaga się po­
twierdzenia lub obalenia; teraźniejszość fikcji domaga się nieustan­
nego demontowania:
[...] istotna różnica m iędzy hipotezą a fikcją polega na tym, iż fikcja jest
jedynie konstrukcją pomocniczą, drogą okrężną, rusztowaniem, które później
zostanie zdjęte, podczas gdy hipoteza oczekuje definityw nego rozstrzygnięcia
( V a i h i n g e r , 1952: 88).

Odkładając na inną okazję omówienie pokrewieństw między


dekonstrukcją Derridy a fikcjonalizmem Vaihingera, nie sposób
jednak nie zwrócić uwagi na retorykę cytowanego fragmentu, za­
powiadającą w pełni ukształtowaną terminologię gramatologiczną:
„okrężne drogi” Vaihingera to Derridiańskie „objazdy” (detours),
a „demontaż” stoi blisko „dekonstrukcji”. Zbieżności te nie są przy­
padkowe, gdyż obaj myśliciele — mimo wszelkich różnic — dzielą
z sobą tezę, w której myśl poznanie ma charakter nie tyle her-
meneutyczny (poznanie jako zrozumienie, odsłonięcie tego, co za­
kryte), ile iluzoryczny (mogę poznać pewne elementy, nigdy nie po­
znam całości). Stąd Derrida w swej filozofii „braku punktu cen­
tralnego”, nieobecności miejsca gwarantującego i sankcjonującego
hierarchiczne zależności między signifiant a signifiś, będzie pod­
kreślał „opóźnienie” znaku względem przedmiotu, przystając w osta­
teczności nie tylko na wyłącznie znakowy charakter rzeczywistości,
lecz nawet zubożając znak wyłącznie do signifiant.
Owo pragnienie ujawnienia struktury poznania jako oddanego
bez reszty „różnicy” (difference ) i „opóźnieniu” (differer) wywoła­
nych znakowym charakterem istnienia, pragnienie, które Derrida
zamyka w pojęciu differance łączącym opóźnianie z różnicowaniem,
jest również zmamierme dla filozofii Vaihingera, wedle której:
Pragnienie zrozumienia świata jest nie tylko niemożliwe do spełnienia,
lecz również jest to bardzo głupie pragnienie [...]. Filozofia może dojść jedy­
nie do wiedzy o świecie, nie zaś do jego zrozumienia [...], będzie to wiedza
o świecie po zniszczeniu wszelkich subiektywnych form interpretacji, wiedza,
w której fikcje są rozpoznawane jako fikcje ( V a i h i n g e r , 1952: 171).

Formuła Vaihingera, oddalająca pragnienie „zrozumienia świa­


ta jaiko całości”, jako „głupie”, jest innym sposobem odjęcia zna­
kom aspektu signifiś i interpretacji, semiozy jako strumienia signi-
fiants. Obu filozofów doprowadza to do reinterpretacji pojęcia
„prawdy” i przedstawienia go jako napięcia między poszczególny­
mi etapami generowania wciąż nowych signifiants w okrężnej i nie
kończącej się drodze do nieobecnego signifiś (to właśnie stanowi
istotę Derridiańskiej differance) lub oscylowania między produk­
tywnością a jałowością (u Vaihingera i Nietzschego). Stąd:
Fikcja jest [...] jedynie bardziej świadomym, bardziej praktycznym i bardziej
owocnym rodzajem błędu ( V a i h i n g e r , 1952:94).
Nie posiadamy kategorii, według których moglibyśmy oddzielić świat pozorny
od prawdziwego [...] Jeślibyśmy przypuścili istnienie świata prawdziwego,
mółby to być zawsze świat mniejszej jeszcze wartości dla nas ( N i e t z s c h e ,
1910: 332).
Heidegger w swej interpretacji Nietzschego rozciąga tę kon­
cepcję prawdy na cały obszar metafizyki, uznając, iż wszelka zna­
kowa reprezentacja prowadzi niechybnie do sankcjonowania fik-
cjonalności jako sposobu istnienia:
Jeżeli, wedle Nietzschego, prawda jest rodzajem błędu, jej istota zatem po­
lega na pewnym sposobie myślenia, który nieodzownie i koniecznie wieść
musi do tworzenia zwodniczej rzeczywistości, każde bowiem przedstawienie
powoduje jakby zatrzymanie się nie ujawnionego dotychczas momentu „sta­
wania się” i ustanawia coś, co nie odpowiada temu, co zostało w ten sposób
wywołane [...], a zatem ustanawia coś błędnego jako domniemaną rzeczywi­
stość ( H e i d e g g e r , 1962: 267).

Nie bez powodu Vaihinger poświęca ostatnią część swej pracy


pismom Nietzschego, od którego rozpoczyna się nowe spojrzenie na
fikcję i złudzenie jako pojęcia nie przeciwstawne prawdzie, lecz
ogólniejszej od niej natury:
Wola pozoru, iluzji, złudzenia jest głębsza, „bardziej metafizyczna” niż wola
prawdy [...]. a zwodnicza perspektywa przynależy do samej egzystencji
Wszystko, co można pomyśleć, jest fikcją ( V a i h i n g e r , 1952: 360).

Takie rozumowanie wiedzie do „urzeczywistnienia” fikcji, lecz


także do „ufikcyjnienia” rzeczywistości. Vaihinger niestrudzenie
podkreśla wtómość refleksji intelektualnej wobec fizjologiczności
istnienia:
Walki i napięcia, które najprawdopodobniej istnieją w najbardziej elemen­
tarnych procesach fizycznych, w tworach organicznych, rozwijają się w im­
pulsy. U człowieka [...] impulsy te przeszły w wolę i działanie wyrażające się
w ruchach, a spowodowane bodźcami [...] Myśl jest więc w istocie jedynie
środkiem w walce o życie i w tym samym stopniu jest tylko funkcją biolo­
giczną ( V a i h i n g e r , 1952: XLVI);

Nie wolno nam [...] zawsze zakładać, iż celem logicznego myślenia jest wie­
dza. Jej główny cel jest praktyczny, funkcja logiczna bowiem jest instru­
mentem instynktu samozachowawczego ( V a i h i n g e r , 1952: 170).

Rzeczywistość biologiczna jest twórcą fikcji, które z kolei pod­


trzymują istnienie samej rzeczywistości. Fikcjonalność w ujęciu
Vaihingera jest zakodowana w systemie genetycznym tak, jak w fi­
lozofii Derridy ukryta jest w zasadzie mechaniki autogenerowania
tekstów, których zadaniem nie jest wykrycie znaczeń innych tek­
stów (jak choćby u Frye’a czy Bachelarda) lub ich struktury (jak
u formalistów i części strukturalistów), lecz próba wyznaczenia
granic tego, co w ogóle można napisać, a co Barthes nazywa scrip-
table. Podobnie wiedza jest jedynie dyspozycją dla tego, co może
być poznawalne, dyspozycją zakorzenioną w fikcji niezmienności
i trwałości rzeczywistości. Nietzsche dostrzega to wyraźnie w Wolt
mocy:
Charakter świata stającego się nie daje się sformułować, jest „fałszywy”,
„sprzeczny ze sobą”. Poznanie i stawanie się wyłączają się. Przeto poznanie
musi być czymś innym: poprzedzać je musi wola czynienia poznawalnym,
pewien rodzaj samego stawania się musi stworzyć złudzenie bytowania
( N i e t z s c h e , 1910: 307).

Zarówno u Vaihingera, jak i u Derridy rozbrzmiewa pytanie


z VI rozdziału Alicji го krainie czarów : to, co chcemy powiedzieć
(mean), jest zawsze czymś odmiennym od tego, co mówimy (say),
lecz właściwie jest również odmienne od tego, co chcemy na praw­
dę powiedzieć2. Także świadomość tego stanu rzeczy jest kolejną
zasłoną fikcji. Heidegger zatrzyma się w swej analizie na „ja” jako
na ostatecznym i radykalnym zakończeniu procesu poznania:
Cały nasz sposób reprezentacji i dokonywania intuicji sprowadza się do tego,
iż poprzez niego chcemy coś powiedzieć, wyrazić jakiś byt. W każdym takim
akcie znaczeniotwórczym (M einung) nieuchronnie czynię to, co chcę wyrazić
(das Gemeinte) swoją własnością (zum Meinigen). Zatem znaczenie (Meinen),
które pozornie zdaje się odnosić tylko do przedmiotu, staje się zawłaszczeniem
tego, co chcę powiedzieć przez ludzkie ego ( H e i d e g g e r , 1961: I: 358).

„Jak gdyby” jest właśnie próbą uświadomienia sobie, jak to


czyni Derrida, fikcjonalności nawet struktury własnego „ja”, co jest
równoznaczne z zamknięciem wszystkiego w kole literatury.
Świadomość jest czymś zasadniczo fałszującym ( V a i h i n g e r , 1952 : 358).

Ten niemal ostatni z cytowanych przez Vaihingera fragmentów


pism Nietzschego może zamknąć nasze rozważania o fikcjonalności
podważeniem ostatniej ostoi twardej rzeczywistości, jakim jest
świadomość i ludzkie „ja”. Pozostaje zatem nieustannie odradzająca
się pustka, puste miejsce, fikcja fikcji. Śmierć. Znaki, które upa­
miętniają tych, którzy odeszli; ale grobowiec, jakim jest literatura
(choć to tylko najbardziej wyszukany, wystylizowany, ozdobny gro­
bowiec), jest zawsze pusty. Nawet śmierć jest odejściem tych, któ­
rzy odeszli już wcześniej. Fikcja fikcji. Śmierć. Literatura.
[...] muszę sobie przywłaszczyć tę serię pamiątkowych nagrobków (cenotaphes)
[...] Grobowiec jako pamiątka jest grobowcem pustym [...] wzniesionym jako
miejsce, w którym zniknąć ma ten, który już zniknął lub został wykradziony
przez jakiegoś wprawnego kieszonkowca. Ten, który zniknął (disparu), staje
się tematem ( D e r r i d a , 1978b: 219).
2 Również Derrida w swej filozofii „suplementu”, dodatku, przylegiości
i ornamentu (parergon w La Verite en peinture) zaznacza wyraźnie, iż to, co
mówimy, rozmija się z intencjami nie ze względów psychologicznych, lecz
semiotyczny ch:
[...] domniemany podmiot zdania może zawsze, za pomocą „suplementu”,
powiedzieć więcej, mniej lub coś zgoła innego, niż zamierzał (voudrait
dire) ( D e r r i d a , 1967: 158).
Bibliografia
A n d e r e g g J., 1973: Fiktion und Kom m unikation. Ein Beitrag zur Theorie
der Prosa. Göttingen.
św. A u g u s t y n , 1954a: Wyznania. Przekł. J. C z u j . Warszawa: Pax.
św. A u g u s t y n , l954b: Dialogi i pisma filozoficzne. Przekł. J. P t a s z y ń s k i .
Warszawa: Pax.
B e n j a m i n W., 1982: Illuminations. Przekł. ang. H. Z o h n. London: Fonta­
na & Collins.
B r o o k s C., 1947: Well Wrought Urn. New York: Harcourt & Brace.
C a l v i n o I., 1984: Jeśli pewnej zim ow ej nocy podróżny. Przekł. A. W a s i ­
l e w s k a . „Literatura na świecie”, nr 6.
C e r v a n t e s M., 1955: Przem yślny szlachcic Don Kichote z Manczy. Przekł.
А. С z e r n y, Z. С z e rn y. Warszawa: PIW.
D e r r i d a J., 1972: Marges de la philosophie. Paris: Editions de Minuit.
D e r r i d a J., 1976: O f Grammatology. Przekł. ang. G. S p i v a k . Baltimore:
The John Hopkins University Press.
D e r r i d a J., 1978a: W ritting and Difference. Przekł. ang. A. B a s s . Chicago:
The Chicago University Press.
D e r r i d a J., i978b: La Verite en peinture. Paris: Flammarion.
D e r r i d a J., 1979: Eperons: Les styles du Nietzsche/Spurs: Nietzsche’s Styles.
Przekł. ang. B. H a r l o w . Chicago: The University of Chicago Press.
E l l i o t t R., 1982: The Literary Persona. Chicago: The University of Chicago
Press.
G r a f f G., 1980: Poetic Statem ent and Critical Dogma. Chicago: The Uni­
versity of Chicago Press.
H e i d e g g e r M., 1957: Sein und Zeit. Tübingen: M. Niemeyer Verlag.
H e i d e g g e r M., 1961: Nietzsche. Pfullingen: G. Neske.
H e i d e g g e r M., 1962: Plato’s Doctrine of Truth. Przekł. ang. J. B a r l o w .
W: Philosophy in the Tw entieth Century. Ed. W. B a r r e t t , H. A i k e n .
New York: Random House.
H e i d e g g e r M., 1971: Poetry, Language, Thought. Przekł. ang. A. H o f -
s t a d t e r. New York: Harper & Row.
H e r r n s t e i n-S m i t h B., 1983: Poezja jako fikcja. Przekł. В. K o w a l i k .
„Pamiętnik Literacki”, nr 3.
H o o p s W.: Fikcjonalność jako kategoria pragmatyczna. Przekł. M. L u k a ­
s i e w i c z . „Pamiętnik Literacki”, nr 4.
I s e r W., 1983: Rzeczywistość fikcji. Przekł. R. H a n d k e . „Pamiętnik Lite­
racki”, nr 3.
J a s p e r s K., 1966: Nietzsche. An Introduction to the Understanding of His
Philosophical A ctivity. Przekł. ang. Ch. W a l l r a f f , F. S c h m i t z .
Tucson: The University of Arizona Press.
J o s i p о v i с i G., 1982: W riting and the Body. Princeton.
K l e m p e r e r V. , 1983: LTI. N otatnik filologa. Przekł. J. Z y c h o w i c z . Kra­
ków: Wydawnictwo Literackie.
N a n c y J. L., 1977: Larvatus prodeo. „Glyph”, nr 2.
N i e t z s c h e F., 1910:-Wola mocy. Przekł. S. F r y c z , K. D r z e w i e c k i .
Warszawa: J. Mortkowicz.
N o v a l i s , 1984: Uczniowie z Sais. Proza filozoficzna — studia — fragm enty.
Przekł. J. P г о к o p iu k. Warszawa: Czytelnik.
S c h l e i e r m a c h e r F. D. E., 1978: The Hermeneutics: Outline of the 1819
Lectures. Przekł. ang. J. W ó j c i k . R. H a a s . „New Literary History”,
Autumn.
S e a r l e J., 1974—1975: The Logical Status of Fictional Discourse. „New Li­
terary History”, nr 6.
S e g r e C., 1979: Structures and Time. Narration, Poetry, Models. Przekł. ang.
J. M e d d e m m e n . Chicago: The University of Chicago Press.
S o n t a g S., 1967: Against Interpretation. New York: Delta Books.
T i l l i c h P., 1936: The Interpretation of History. Przekł. ang. J. R a s e t z k y ,
E. T a l n e y . New York: Harper & Row.
T i l l i c h P., 1969: W hat Is Religion? Przekł. ang. J. A d a m s . New York:
Harper & Row.
W i t k i e w i c z S., 1906: Na przełęczy. Wrażenia i obrazy z Tatr. Lwów.
V a i h i n g e r H., 1952: The Philosophy of „As I f”. A System of the Theore­
tical, Practical and Religious Fictions of M ankind. Przekł. ang. C. O g­
d e n . London: Routledge.

Тадеуш Славэк

ФИКЦИЯ И ЗАБОТА

Р е з юм е

В статье обсуждаются вопросы фикциональности на основе ф ило­


соф ских тезисов Хейдеггера и Дерриды. Определяя текст как граничную
ситуацию, автор пытается провести различие м еж ду фикциональными
моментами в предметных и литературных текстах. Затем на примерах
из произведений св. Августа и Сервантеса указана разница м еж ду отрица­
тельной эстетической и этической квалификацией дикции с точки зрения
триадической метафизики внутренней и внеш ней частей (св. Август)
и допущением фикции к сосозданию действительного мира (Сервантес).
В последней части статьи рассматриваются главные тезисы философии
функционализма Вайхингера с обращением к указанным ранее характер­
ным чертам фикции, как напр, неясная познавательная ситуация (назван­
ная в работе „эпистемологической полутенью”), степень охвата фикции
Хейдеггеровской экзистенциональной заботой, Ницшеанская концепция
ошибки как творческого элемента.

Tadeusz Sławek

FICTION AND SOLICITUDE

Summary

The essay deals with the question of fictionality from the Heideggerian-
-Derridian point of view. A text is looked upon as the border situation and
the distinction is drawn between moments of fictionality in literary and non-
demonstrate two approaches towards fiction: one qualifying it as morally and
-literary texts. Then, writings of St. Augustine and Cervantes were used to
metaphysically suspect, the other as constitutive of the external reality.
Vaihinger’s philosophy of „As of” is discussed in the last section of the essay
which determines fictionality as the sphere of cognitive twilight („epistemolo-
gical chiaroscuro”), belief in error as a vital form of production and the
area exposed with varied intensity to the activity of what Heidegger calls
„solicitude” (Sorge).
nr inw.: BGN - 286

BG N 286/833

ISSN 0208-6336
ISBN 83-226-0090-9

You might also like