Professional Documents
Culture Documents
Andrzej Zwoliński
Objawienie biblijne potwierdza możliwość pojawiania się dusz (lub duchów) zmarłych
– żywym.
Za www.katolik.pl
Chrystus w przypowieści o bogaczu i Łazarzu mówi o bezskuteczności ingerencji
świata umarłych w świat żywych. "Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono
Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany". Bogacz, "pogrążony w mękach,
podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie". Gdy prośba o
ulżenie mu w jego osobistych mękach okazała się bezskuteczna, bogacz zwrócił się
do Abrahama z prośbą dotyczącą żywych: "Proszę cię więc, ojcze, poślij go (Łazarza)
do domu mego ojca! Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie
przyszli na to miejsce męki". Odpowiedź Abrahama była jednoznaczna: "Mają
Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają!" Bogacz jednak nadal nalegał: "Nie, ojcze
Abrahamie(...), lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą". Prośba o
ukazanie się umarłego żyjącym, nawet w celu ich nawrócenia, została odrzucona,
gdyż "jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie
uwierzą" (zob. Łk 16,19-31).
Pouczając naród wybrany, na temat potępionych kultów, Biblia uczy: "Nie znajdzie
się pośród ciebie nikt, kto by (...) pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych.
Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni" (Pwt 18,10-12). Przewidziano
także surowe kary dla łamiących ów zakaz: "Jeżeli jaki mężczyzna albo jaka kobieta
będą wywoływać duchy albo wróżyć, będą ukarani śmiercią. Kamieniami zabijecie
ich. Sami ściągnęli śmierć na siebie" (Kpł 20,27).
Za www.katolik.pl
Podobne wyjaśnienie "widzenia" umarłych przedstawiła mistyczka Stefania Horak.
Opisuje ona wizje świętych, którzy się jej objawiali w sposób zmysłowy. Jedną z nich,
św. Magdalenę Zofię Barat (1779-1865), zapytała, jak się to dzieje, że będąc istotą
duchową, objawia się jej tak realnie. Otrzymała odpowied?: "Mogłaś była tylko
słyszeć mój głos. Mogłam była przychodzić do ciebie we śnie, jak to nieraz czynię,
albo mogłam ci była tylko dyktować zlecenie. Pan Jezus jednak pozwolił mi
przychodzić do ciebie tak, jak mnie widzisz. Abyś mnie mogła rozeznać zmysłami.
Chwytam w powietrzu atomy materii, potrzebne do utworzenia mego kształtu, a
potem – gdy odchodzę – rozpraszam je na powrót. Mogłabym ci się pokazać małym
dzieckiem, młodą dziewczynką, dorosłą lub staruszką. Nam wszystko z woli Boga
możliwe. Ani czas, ani przestrzeń dla nas nie istnieją" (S. Horak, Święta Pani,
Warszawa 1939, s. 96).
Od połowy XIX wieku Kościół potępił "spirytyzm nowożytny", gdyż – jak to wyjaśniał
Katechizm Piusa X – jest on "zabobonem", a "często nie jest wolny od interwencji
diabelskiej". Ze zmarłymi może być tylko łączność modlitewna – "wzajemne
udzielanie sobie dóbr duchowych", przypomina także II Sobór Watykański. Ponadto
komisja doktrynalna Soboru wyraźnie zabroniła "prowokowania za pomocą ludzkich
środków doświadczalnego kontaktu z duchami lub duszami ludzi zmarłych w celu
otrzymania od nich informacji" (LG,49).
Za www.katolik.pl
ks. Andrzej Zwoliński
Templariusze
W wiekach XVI, XVII i XVIII nastąpiła prawdziwa epidemia opętań, czyli zawładnięć
ciałem człowieka przez szatana.
Określono nawet objawy opętania u człowieka:
1. Zdolność czytania myśli innych ludzi;
2. Rozumienie obcych języków;
3. Mówienie tymi językami;
4. Wiedza o zdarzeniach przyszłych;
5. Wiedza, co się dzieje w oddali;
6. Występowanie wyższych sił fizycznych;
7. Unoszenie się w powietrzu przez określony czas.
Czerwony krzyż na lewym ramieniu nadał im dopiero papież Eugeniusz III po 1145 r.
Zakon bardzo szybko rozwijał się i bogacił. Z początkiem XIV w. w samej tylko
Francji templariusze posiadali około dwóch milionów hektarów gruntów wolnych od
Za www.katolik.pl
wszelkich zobowiązań podatkowych czy dziesięciny. 14 września 1307 r. król Francji
Filip IV Piękny, z dynastii Kapetyngów, wydał rozkaz aresztowania wszystkich
templariuszy „na podstawie poprzednio starannie przeprowadzonego śledztwa w
związku z publicznymi pogłoskami”. Śledztwo prowadził „drogi nam w Chrystusie brat
Wilhelm z Paryża, inkwizytor przewrotności heretyckiej” – głosił rozkaz królewski. 12
maja 1310 r. spalono, jako odszczepieńców, 54 templariuszy. Po procesie trwającym
siedem lat, 18 marca 1314 r. Wielki Mistrz, Jakub de Molay został publicznie spalony,
jako heretyk i odstępca, na stosie wzniesionym na cyplu wyspy Cité, obok katedry
Notre Dame. Wraz z nim spalono jego najbliższych i zaufanych rycerzy.
Naoczny świadek śmierci Jakuba de Molay, Godfryd z Paryża, zapisał: „Kiedy Wielki
Mistrz zobaczył przygotowany stos, rozebrał się bez wahania. Przytaczam to, co
widziałem. Został w samej koszuli, rozbierał się powoli, był spokojny, ani nie zadrżał,
chociaż ciągnięto go i silnie popychano. Przywiązano go do słupa, związano mu ręce
sznurem, a on powiedział do katów: «Pozwólcie, abym przynajmniej trochę mógł
złożyć ręce i pomodlić się do Boga, bo to naprawdę odpowiednia chwila, wkrótce
umrę. Bóg wie, że niesłusznie. Wnet nieszczęście spadnie na tych, co nas
niesprawiedliwie karzą. Bóg pomści naszą śmierć; z tym przekonaniem umieram.
Proszę Cię, Panie, odwróć moją twarz do Najświętszej Maryi, Matki Jezusa
Chrystusa». Zezwolono mu na to, o co prosił, śmierć zabrała go łagodnie w
modlitewnej postawie, aż się wszyscy zdziwili”.
Papież Klemens V bullą „Vox clamantis” z 1312 r. wydał własną ocenę templariuszy:
„Zważywszy złą reputację templariuszy, podejrzenia i oskarżenia, jakich są
przedmiotem; zważywszy tajemniczą metodę i sposób, w jaki przyjmuje się do
zakonu, złe i niechrześcijańskie zachowanie wielu jego członków; zważywszy
zwłaszcza przysięgę, jakiej się wymaga od każdego z nich, aby nie ujawniali żadnego
szczegółu przyjmowania i nigdy nie występowali z zakonu; zważywszy, że nie można
naprawić zgorszenia, jak długo zakon będzie istniał; zważywszy ponadto
niebezpieczeństwo, jakie grozi Wierze i duszom oraz potworne zbrodnie większości
członków zakonu; zważywszy wreszcie, że z mniejszych powodów Kościół rzymski
znosił inne sławne zakony – znosimy bez goryczy i cierpienia, nie na mocy wyroku,
lecz postanowieniem i wyrokiem apostolskim, mieniony Zakon Templariuszy i
wszelkie jego instytucje”. Bulla „Ad providam” z 2 maja tegoż roku jednoznacznie
stwierdzała: „Od tej chwili zabraniamy komukolwiek wstępować do tego zakonu,
wkładać jego strój i zachowywać się jak templariusz, bo gdyby to zrobił to ipse facto
narażałby się na ekskomunikę”.
Za www.katolik.pl
więziony Ludwik XVI, a jego skazanie na śmierć i ścięcie wielu tłumaczyło jako
zemstę za spalenie żywcem Jakuba de Molay. Tymi mścicielami mieli być w tym
przypadku masoni, a głównie ich Wielki Mistrz, wówczas książę orleański.
Za www.katolik.pl
Według podania masońskiego statua z wizerunkiem Baphometa została dana
templariuszom przez samego „Wielkiego Budowniczego Świata”. Od templariuszy
miała ona przejść do socynianów, a potem do masonów. W Europie, w czasach
duchowego zamętu, który doprowadził do rewolucji francuskiej, „modne” stało się
odwoływanie do sił demonicznych. Dużą popularność zdobyła wówczas wróżka La
Voision, udzielająca wyroczni i porad ówczesnej arystokracji. W drugiej połowie XVII
wieku odprawiono pierwsze tzw. czarne msze. Chcąc sobie zapewnić dobry los,
spełnić ukrywane bluźnierstwa i zrealizować żądze seksualne, szlachta Ludwika XIV,
głównie kobiety, najęła około 50-60 kapłanów – odstępców, by ci przewodzili
„specjalnym” mszom opartym na magicznych wezwaniach i gestach. Związane one
były niekiedy ze składaniem szatanowi ofiar z ludzi – najczęściej małych,
ochrzczonych chłopców – z różnego rodzaju praktykami seksualnymi,
bezczeszczeniem Najświętszego Sakramentu i zaklęciami. W połowie XVIII wieku, w
Anglii, powstało jedno z pierwszych stowarzyszeń satanistycznych: Hellfire Club (Klub
Piekielnego Ognia). Założył je sir Francis Dashwood (1708-1780) i prawdopodobnie
było ono lożą czcicieli diabła, choć niektórzy twierdzą, że Dashwood i jego
towarzysze składali ofiary Bachusowi i Wenus, a nie Lucyferowi. W 1839 r. Eugéne
Vintras, po szeregu wizji, założył grupę religijną „Dzieło Miłosierdzia”, która
obwieszczała szybkie nadejście „trzeciej ery” – ery Ducha Świętego. Zyskał on nawet
dla swej działalności przychylność dwóch duchownych, którzy celebrowali dla grupy
„specjalne msze”. Vintras nosił szaty z odwróconym wizerunkiem krzyża, a wiele
elementów „jego” mszy przypominało „msze czarne”. W 1848 r. papież formalnie
ekskomunikował Vintrasa i jego „kapłanów ciemności”.
Za www.katolik.pl
Ojciec Pio i kapłanka wudu o. Błażej Strzechmiński OFMCap.
Magia zawiera w sobie taką wizję świata, w której wierzy się w istnienie mających
wpływ na życie ludzkie tajemnych sił, a uprawiający ją człowiek uważa, że za pomocą
odpowiednich praktyk rytualnych może wpływać na rzeczywistość i ją kontrolować.
Tak pojęta magia, a wraz z nią wszelkie praktyki okultystyczne stoją w opozycji do
pierwszego przykazania Bożego: „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną”.
Ojciec Pio, mając świadomość, jak wielkie spustoszenie duchowe czyni okultyzm
odrywający człowieka od Boga, próbował się mu przeciwstawić.
Pewnej kobiecie z Treviso, która latami zajmowała się wywoływaniem duchów, Ojciec
Pio kilkakrotnie odmówił rozgrzeszenia, by ją uwolnić od upodobania w tego rodzaju
praktykach. Natomiast jednemu z przyjaciół, adwokatowi z Palermo, który
fascynował się rytuałami magicznymi, nakazał: „Skończ ze spirytyzmem! To szatan
we własnej osobie”. Tak, spirytyzm i magia mają charakter demoniczny, co więcej,
Za www.katolik.pl
biorący w nich udział wyrządzają sobie ogromną szkodę, otwierając się na
interwencje demoniczne, począwszy od różnych form zniewolenia szatańskiego, na
opętaniu skończywszy.
Gdy pewnego dnia Anna Di Leonardo wyznała podczas spowiedzi, że była u kobiety
wróżącej z kart, Ojciec Pio zapytał: – Po co tam poszłaś? – Ojcze, byłam przybita i
przygnębiona tym, że nic mi nie wychodzi. Miałam nadzieję, że otrzymam jakąś
dobrą wiadomość – wyszeptała przygnębiona kobieta. – Nie idź tam więcej, bo jeśli
jeszcze raz pójdziesz i wrócisz do mnie, to spuszczę Ci baty – usłyszała w odpowiedzi
surowe upomnienie.
Warto przywołać jeszcze jedno interesujące świadectwo. Dotyczy ono wudu, czyli
kultu przodków opartego na rytualnych obrzędach magicznych, które mają na celu
przebłaganie bóstw animistycznych. Historia ta przydarzyła się włoskiemu konsulowi
Agostino De Rienzo, który w 1975 roku wyjechał do Santo Domingo w Republice
Za www.katolik.pl
Dominikany z ważną misją rządową. Miał w imieniu Paktu Atlantyckiego czuwać nad
wprowadzaniem demokratycznych rządów w młodej republice po obaleniu dyktatury
Trujillo. Jednak nie było to na rękę rozmaitym ugrupowaniom, a także szczepom,
które popierały politykę byłego dyktatora. Któregoś dnia młoda kapłanka wudu
dostarczyła włoskiemu dyplomacie niepokojącą informację o tym, że ktoś z Santo
Domingo bardzo wysoko postawiony w hierarchii ezoterycznej wudu rzucił na niego
urok, który ma go doprowadzić do śmierci.
Wkrótce Agostino De Rienzo rzeczywiście poczuł się źle. Zaczął odczuwać dziwne
dolegliwości, nieustanne zawroty głowy, nawet pełniona przez niego misja
dyplomatyczna napotykała na szereg rozmaitych, niczym nieusprawiedliwionych
przeciwności. Zwrócił się wreszcie o pomoc medyczną, ale bezskutecznie. Nie
rozpoznano bowiem żadnej choroby. Wtedy przypomniał sobie, jak jego matka
oddała go pod opiekę Najświętszego Zbawiciela w sanktuarium w Montella i Matki
Bożej Łaskawej w sanktuarium w San Giovanni Rotondo, której czcicielem był sam
Ojciec Pio. Pełen ufności, tym razem sam poprosił o wstawiennictwo świętego
Stygmatyka. Wkrótce dolegliwości ustąpiły i rozwiązało się wiele trudnych spraw.
Mógł już wracać do Włoch.
Agostino De Rienzo tak wspomina tamte chwile: „Odkryłem przy pomocy kapłanki
wudu, że przeciwko mnie został rzucony urok, mający przyprawić mnie o śmierć,
zamówiony przez zbuntowany szczep, którego interesy były sprzeczne z
działalnością, którą tam wykonywałem. Kobieta ta poinformowała mnie ponadto, że
uratuję się dzięki człowiekowi, „istocie nadprzyrodzonej”, żyjącemu na szczycie
wzgórza, który już od dawna jest moim protektorem. Był on tak potężny, że mógł
unicestwić piekielne siły czarowników wudu. Tym człowiekiem, który zdołał ochronić
mnie z tak daleka, był Ojciec Pio”. Istotnie, urok zadany przez czarownika wudu
został zwyciężony mocą modlitwy skierowanej do Boga. Dokonało się to za
wstawiennictwem charyzmatycznego Zakonnika, który nie tylko walczył z siłami zła,
ale dzięki łasce Bożej je pokonywał.
Ojciec Pio, obdarzony przez Boga wieloma łaskami nadprzyrodzonymi, stał się celem
zainteresowań różnych środowisk nie tylko katolickich czy chrześcijańskich, ale także
bioenergoterapeutycznych i spirytystycznych. Proces ten szczególnie uwidocznił się
po śmierci Stygmatyka. Wraz z rozwojem autentycznego kultu rosło niezdrowe
zainteresowanie rzekomymi „cudownymi mocami”, jakich miał udzielać osobom
trudniącym się leczeniem energią lub białą magią czy wywoływaniem duchów.
Za www.katolik.pl
Rotondo. Natomiast trzecia historia dotyczy pewnej Polki, która podawała się za
medium Ojca Pio. Podczas seansu spirytystycznego zapadała ona w swoisty trans,
tracąc świadomość, a w jej ciało miał „wstępować” duch charyzmatycznego
Kapucyna, który przez nią przemawiał. Osoby biorące udział w takim seansie mogły
zadawać pytania, a duch Ojca Pio miał na nie z zaświatów odpowiadać. Wokół
medium utworzyło się okultystyczne środowisko, którego – co może niektórych
zdziwić – jednym z celów było szerzenie kultu Świętego.
Za www.katolik.pl
Pułapki, zasadzki, sidła Aleksandra Polewska
Najkrócej rzecz ujmując – jeśli moc nie pochodzi od Boga, pochodzi od złego ducha,
jakkolwiek byśmy ją nazywali – wyjaśnia ks. Edmund Szaniawski, marianin z
Lichenia, pełniący posługę egzorcysty. – Bóg uwalnia, uzdrawia, daje pokój i światło.
Działanie demona jest niszczące – nawet wówczas, kiedy daje pozory dobra. Ale
najważniejsze jest to, by pamiętać, że człowiek, który dał się oszukać złemu, może
znaleźć pomoc w Kościele przez posługę księdza egzorcysty. Jest wielu tzw.
egzorcystów świeckich, którzy nie wyrzucają z człowieka złych duchów, ale – jak
twierdzą – odprowadzają dusze zmarłych (za pieniądze!). Jest to oszustwem i
sprowadzaniem nowych nieszczęść.
Za www.katolik.pl
O szczególnej posłudze Księdza można by z pewnością rozmawiać bardzo długo. W
ubiegłym roku miał Ksiądz ponad 1300 wizyt osób potrzebujących pomocy. W Piśmie
Świętym jest zdanie, które mówi, że nasz nieprzyjaciel jak lew ryczący krąży kogo
pożreć. Nieprzyjaciel czyli diabeł. Wygląda na to, że przez tysiąclecia nie straciło ono
na aktualności. Jakie dziś, w 2006 r., nieprzyjaciel, zastawia na nas pułapki? Na jakie
zagrożenia musimy zwracać uwagę?
Co do astrologii, mój znajomy, który jest związany z New Age, przekonywał mnie
kiedyś, że skoro Bóg stworzył gwiazdy, to również przez nie chce objawiać
człowiekowi swoją wolę.
– To manipulacja! Bóg objawił swoją wolę w Piśmie Świętym, dał nam się poznać
przez swojego Syna. Wracając jednak do tematu, zagrożeniem jest również
zadawanie pytań poprzez wahadełka, różdżki; np. czy mogę wyjść za tego
mężczyznę, czy nie? Także wróżenie z kart, fusów, z ręki, z butów, lanie wosku...
Nawet w andrzejki?
Za www.katolik.pl
– Tak, nawet w andrzejki; człowiek traktuje wróżby jako zabawę, a zły duch
wykorzystuje to, by wkraść się w jego życie. Korzystanie z usług
bioenergoterapeutów i wszelkich innych uzdrowicieli odwołujących się do
nieokreślonych energii. Efekty działań tych osób są takie, że mogą one wyleczyć z
jakiejś określonej dolegliwości, natomiast ujawnią się inne choroby, a na dodatek
zamęt w życiu duchowym. Przestrzegam szczególnie przed uzdrowicielami, którzy
posługują się metodą reiki!
– Choć wszystkie te zagrożenia mają różny charakter, różną specyfikę, mają to samo
źródło: stoi za nimi moc, która nie pochodzi od Boga. W przypadku feng shui
wchodzimy w pewną zabobonną mentalność. Nie możemy przestawić tapczanu, bo
ściągniemy na siebie nieszczęście, nie możemy przesunąć biurka w firmie, bo
zbankrutujemy – zasady feng shui nas ograniczają, zniewalają. A przecież nasze życie
nie zależy od tego, czy stół będzie stał pod oknem, czy pod ścianą.
Niebezpieczeństwem są też wszelkiego rodzaju amulety. W tym bardzo ostatnio
popularny pierścień Atlantów. Ma on rzekomo chronić przed wszelkimi
niepowodzeniami, a tymczasem zwyczajnie je przyciąga. Spotkałem się z osobami,
które nosząc ten pierścień, doświadczyły pasma niepowodzeń: wypadków, chorób,
rozbicia małżeństwa. Mówiąc o amuletach, mam również na myśli pentagramy,
figurki Buddy, słoniki z podniesioną lub opuszczoną trąbą czy modne ostatnio figurki
żab.
– Wspomniane już przeze mnie rzeczy dotyczą i młodych, i dorosłych. Ale szczególną
uwagę należy zwrócić na Internet, który jest źródłem wielu treści okultystycznych,
np. Biblia Szatana. Także na czasopisma, gry komputerowe czy muzykę
heavymetalową.
Wielu młodych ludzi bardzo irytuje, kiedy mówi się, że słuchanie tej muzyki może im
szkodzić.
Za www.katolik.pl
metalowego, dewastują co napotykają po drodze. Spotkałem się z chłopakiem, który
słuchał metalu i nie wiadomo skąd pojawiły się w nim nagle myśli samobójcze. Poza
tym wiele utworów heavymetalowych ma treści satanistyczne.
Nie tak dawno zarówno Benedykt XVI, jak i znany egzorcysta ks. Gabriele Amorth
wyrazili się bardzo krytycznie o Harrym Potterze. Papież stwierdził, że lektura ta
może zniszczyć w dziecku wiarę, która jeszcze nie zdążyła się rozwinąć.
– Harry’ego Pottera przedstawia się jako miłego, młodego czarodzieja. Kolejne tomy
jego przygód traktowane są jak piękne baśnie, ale gdy książki pani Rowling obedrze
się z ich baśniowości, zobaczymy przedszkole magii w całej okazałości. A od tego już
prosta droga do okultyzmu i wielu nieszczęść. Kto zaś trwa w wierności Bogu,
otrzymuje pokój i dobro, bo „Bóg jest miłością”.
Aleksandra Polewska
Niejasne energie
Terminami takimi, jak holizm czy uniwersalna energia, posługują się przedstawiciele
różnych technik proponowanych przez ruch New Age. Ale nie tylko – energiami
posługują się bioenergoterapeuci (w tym instruktorzy reiki) akupunkturzyści,
różdżkarze, propagatorzy feng shui i sztuk walki, a także, niestety, nauczyciele,
pedagodzy i terapeuci, którzy przekraczając swoje zawodowe i naukowe
Za www.katolik.pl
kompetencje, odwołują się do pojęć religii, zakamuflowanych w języku swoistej
nowomowy.
New Age pojęciem „energia” posługuje się od dawna. Jednak dziś stosuje się je nie
tylko odnośnie do umysłu, ale i do ciała – w myśl holistycznych ideologii, które
bezzasadnie zamazują różnicę pomiędzy duchem a materią, duszą a ciałem. Prowadzi
to do błędu, który polega na tym, że zajmując się – na poziomie deklaracji – ciałem,
chce się uzdrowić ducha. W ten sposób uzdrowienie staje się swoistym zbawieniem,
w którego procesie nie mówi się jednak wcale o grzechu. To kolejny fatalny błąd, a
nawet kłamstwo. Mamy tu do czynienia z ukrytą religią, która sprzeciwia się
chrześcijańskiej koncepcji zbawienia, będącej zawsze wyzwoleniem z grzechu.
Energie, o których mowa, wyraźnie wykraczają poza ramy fizyki (nauka nie ma
dowodów na ich istnienie), stąd niektórzy wolą mówić o energiach niefizycznych czy
eterycznych lub dodają przymiotniki: kosmiczna, psychotroniczna czy tajemna. Owe
niefizyczne energie opisywane były już w starożytności przez różne systemy religijno-
kulturowe. W Chinach nazywane były ki (ch’i), w Egipcie ka lub gallama, w Indiach
prana i kundalini, w Tybecie – tumo, w Polinezji – mana. Czasem do tej listy dodaje
się także osobę Ducha Świętego stawianego na równi z tymi bezosobowymi formami
energii. Jest to nie tylko teologicznym błędem synkretyzmu, ale profanacją. W XIX w.
na określenie tych energii używano terminów: magnetyzm zwierzęcy (mesmeryzm),
od, elan vital. Wiele z tych orientalnych pojęć zostało zaadoptowanych do własnych
celów przez ruchy okultystyczne, które przedefiniowały ich pierwotne znaczenie.
Obecnie używa się też określeń: siła życia, bioenergia, bioplazma, biopole, łącząc
nowe pseudonaukowe pojęcia z terminami pochodzącymi z tradycji religijnych i
okultystycznych. W ten sposób to, co jest w istocie religijną inicjacją, stara się
przybrać pozory naukowości. W duchu scjentyzmu (przekonania, że nauka zna lub
znajdzie rozwiązanie wszystkich ludzkich pytań i problemów) traktuje się owe energie
jako bezosobowe i patrzy się na nie wyłącznie optymistycznie, sądząc, że przy
odpowiedniej wprawie można nad nimi zapanować i pokierować.
Za www.katolik.pl
określenie daje podstawy, aby mówić już nie tylko o ideologii, ale wręcz o wierze w
bezosobowego boga zwanego Energią.
Jest wiele osób poszkodowanych przez praktyki kundalini, które organizując się na
stronach internetowych, bezskutecznie poszukują pomocy. Wyselekcjonowano wiele
cech, które powtarzają się u różnych ludzi, z rozmaitych krajów i kultur. Są to: utrata
przytomności (stwierdzane medycznie przeciążenia systemu nerwowego); krótki lub
długi termin dezorientacji życiowej; dysfunkcje seksualne; zaburzenia gastryczne;
stany lękowe; powtarzające się w nocy wrażenie dotyku obcych istot; spadek
zdolności intelektualnych i trudności w pamięci oraz koncentracji; utrata poczucia
tożsamości; „zaludnianie” świadomości (możliwe nawiedzenia spirytystyczne); dziwne
sensacje w ciele – płonące cieplne lub lodowato zimne prądy poruszające się w górę
kręgosłupa, uczucie baniek powietrza lub ruchu węża przez ciało w kierunku głowy;
bóle przy zmienianiu położenia ciała; napięcie lub sztywność w szyi i bóle głowy;
wibracje, niepokój lub skurcze w nogach i innych częściach ciała; wrażliwość
(medialna) na bliskość innych ludzi (zapach, ciepło); „całkowite kosmiczne orgazmy”;
doświadczenia mistyczne, „kosmiczne przelotne spojrzenia”; zdolności paranormalne,
zjawiska w ciele lub na zewnątrz niego; problemy ze znajdowaniem równowagi
Za www.katolik.pl
między silnymi seksualnymi pragnieniami a chęcią życia w czystości; uporczywy
niepokój z powodu braku rozumienia tego, co się dzieje; bezsenność, maniakalne
uniesienie lub głęboka depresja; całkowita izolacja z powodu niemożliwości
wypowiedzenia się o naturze czy jakości owego wewnętrznego doświadczenia.
Za www.katolik.pl
Chrześcijanin w "cywilizacji guzika"
Masz ci los! Nie tak dawno Mika Brzezinski, prezenterka jednego z dzienników
ważnej stacji amerykańskiej telewizji odmówiła podania jako informacji dnia, że Paris
Hilton wychodzi z więzienia. Zrobił się z tego prawdziwy news i szereg ważnych
dzienników podało go w serwisie dnia. Rozumiem prezenterkę, dla której kolejny
etap przygód łóżkowo-rozrywkowo-jakichś tam jeszcze nie jest faktem do odtrąbienia
po całej kuli ziemskiej. Z drugiej jednak strony wspomniana aktorka oraz inne
piosenkarki czy sportowcy tworzą współczesny olimp. Gwiazdy, gwiazdeczki, kometki
i meteoryty show-biznesowe kreują dzięki massmediom mitologię współczesnego
świata, stają się wzorami do nieraz zupełnie bezkrytycznego naśladowania, miarą
szczęścia i sukcesu życiowego.
Bardzo często wobec zalewu tego typu zainteresowań i informacji chrześcijanin czuje
dziś bezradność. Jak ma się przebić z prawdą Ewangelii? Może jest ona niemedialna?
I często taka konfrontacja powoduje albo całkowitą bierność połączoną z
ukrywaniem swych religijnych poglądów, albo prowadzi do mentalności gettowej –
obwarowania w tym, co wydaje się jedynie chrześcijańskie, katolickie, kościelne.
Często ta druga postawa łączy się z szukaniem wrogów ukrytych we własnych
szeregach. Chrześcijanin staje się zmęczonym rycerzem, a przecież nie tylko miecz i
tarczę ma dzierżyć. Pilota od różnych urządzeń też.
Za www.katolik.pl
głoszone w trakcie niedzielnych liturgii, nie tylko nakazuje właściwe postępowanie,
ale jeszcze domaga się, aby słuchać rzeczy niemiłych. A my, guziko-władcy, nawet
jeślibyśmy chcieli Go posłuchać, często nie wiemy, jak to zrobić.
W poszukiwaniu bliskości
Jednak to nie tylko inni mają być "odlotowi" dla mnie, również oni stawiają mi
podobne wymagania. Konieczność bycia stale atrakcyjnym w kontaktach z innymi
zmusza do nieustannego sprawdzania się, ciągłego porównywania się z nimi. Muszę
się rozwijać jak inni, ba, nawet bardziej i intensywniej. W ten sposób zaczyna
dominować model "człowieka kuli", który winien się rozwijać we wszystkich
kierunkach. Uwidacznia się to już w kształceniu dzieci: mają one biegle mówić po
angielsku i francusku, jeździć konno, pojąć sztukę fechtunku, tańczyć, znać biologię i
świat teatru... Kultura bardzo często stawia dzisiaj człowieka w centrum. To on ma
być tym, który o wszystkim decyduje. I bardzo często w takiej pozycji ustawia się też
wobec Pana Boga, który ma tylko pomóc w odniesieniu sukcesu. Relacja z Nim ma
stanowić zaledwie jedną z osi rozwoju, i to tylko wspomagającą.
Za www.katolik.pl
Rozwijający się człowiek, prawdziwy guziko-władca, choć wyposażony w różne
instrumenty elektronicznego kontaktu, w znajomość języków obcych, możliwość
przemieszczania się po całym świecie, przymioty niezbędne do bycia królem
towarzystwa, bardzo często czuje się samotny i wyobcowany. Coraz częściej
słyszymy o tragicznych wypadkach w gimnazjach, gdzie obok sprawców dojmującego
zła byli także niemi świadkowie, całkowicie bierni, jakby osoba cierpiąca była dla nich
zupełnie obojętna. A zatem mamy samotność ofiary i obcość ludzi, którzy są
świadkami wydarzającego się zła. Tu nie wystarczy przyciśnięcie guzika odpowiedniej
maszyny, urządzenia. Odpowiedni przycisk trzeba znaleźć we własnym wnętrzu.
Sytuacje takie wskazują na pogłębiające się doświadczenie osamotnienia człowieka
wobec zła, które czyha w różnych przestrzeniach życia społecznego i osobistego.
Wysiłek wiary
Niektórzy ludzie chcą bowiem przyjmować wymagania chrześcijaństwa, tak jak się
bierze samochód w leasing: "Dobrze, proszę ojca, spróbuję, może będzie mi to
odpowiadać". Ja mówię na to: Powoli! Ewangelia to nie samochód. Nie można wziąć
jej w leasing i za pół roku czy dwa lata odstawić, bo nie pasuje, i rozpatrzyć inną
możliwość. Trzeba wybrać i zdecydować się na bycie z Chrystusem!
Bywa też tak, że od religii oczekuje się efektu terapeutycznego: "Ale świetna
spowiedź, czuję się o wiele lepiej". Nie można jednak doświadczenia religijnego
mierzyć jedynie skalą własnych uczuć, bo dobre samopoczucie może być
uwarunkowane przez wiele różnorodnych czynników – wypicie wspaniałej kawy albo
wysokie ciśnienie baryczne – i niekoniecznie mieć jakikolwiek związek z rzeczywistym
doświadczeniem bliskości Boga.
Za www.katolik.pl
się zdarza: "Proszę ojca, nie czuję, że Bóg tu jest, więc pójdę poza kościół, na górkę,
tam czuję Boga". A jeśli będzie padać i tam też nie poczuje się Jego obecności, to
gdzie należy pójść? Tu pojawia się kolejny wymiar dzisiejszej kultury –
wszechdominacja subiektywnego poczucia.
A przecież Chrystus, kiedy wisiał na krzyżu, nie miał dobrych uczuć, a właśnie wtedy
był najściślej zjednoczony z Ojcem. Również Ojciec Pio, który przeżywał tyle cierpień,
nie był bez przerwy radosny i pełen sympatycznych uczuć, ale codziennie
podejmował wysiłek wiary. Nie można bowiem wiary utożsamiać jedynie z uczuciem
ani z wrażeniem danym właśnie w tej chwili.
W drodze przez codzienność, w pielgrzymce ku Bogu chrześcijanin nie jest i nie może
być odizolowany od współczesnej kultury. Ma jednak dobrze rozpoznać w niej ślady
Bożej obecności, a więc powinien być uważny i odważny. Nade wszystko jednak
winien pielęgnować przyjaźnie i tworzyć wspólnoty. Potrzebny jest ten charyzmat
spotkania, by móc się spotykać w grupie przyjaciół Boga, którzy w różnych
zawirowaniach wypływających z naszej kultury wzajemnie się wspierają: modlitwą,
obecnością, towarzyszeniem, dobrym słowem. Dobrze, jeśli uczą się wzajemnie
odkrywać to, co wartościowe we współczesnej pop-kulturze.
Za www.katolik.pl
Magia znaków czy język miłości? Cezary Sękalski
Słowo liturgia pochodzi z języka greckiego i oznacza ludowy czyn (leitos – ludowy,
ergon – czyn, dzieło, działanie). W kulturze greckiej termin ten nie miał zabarwienia
religijnego, lecz społeczno-polityczne. Określano nim wszelkie świadczenia publiczne
Za www.katolik.pl
podejmowane dla dobra wspólnego, takie jak podatki czy inne zobowiązania
społeczne.
To jednak tylko jedna strona medalu. Gdybyśmy chcieli ograniczyć liturgię wyłącznie
do niego, moglibyśmy niepostrzeżenie przesunąć ją na teren magii. Myślenie
magiczne charakteryzuje się bowiem przyznaniem mocy sprawczej pewnym
rytuałom. Uwidacznia się to szczególnie w różnych zabobonnych praktykach:
splunięcie przez lewe ramię na widok czarnego kota ma uchronić nas przez
zwiastowanym nieszczęściem, a dotknięcie guzika na widok kominiarza – zapewnić
następstwo szczęśliwych wydarzeń. Przy czym w magii i zabobonach żadne inne
okoliczności typu: roztropność w życiowych decyzjach czy pracowitość w ogóle nie
mają żadnego znaczenia.
Za www.katolik.pl
skuteczność znaków liturgicznych. Teologowie mówią, że sakramenty działają ex
opere operantis, czyli mocą dokonującego dzieła.
Za www.katolik.pl
uroczystych celebracji, ale także w całej naszej codzienności, we wszystkich sferach
naszego życia.
Cezary Sękalski
Świadectwo
Już jakieś trzy lata po Pierwszej Komunii Świętej moja relacja z Bogiem zaczęła się
rozluźniać. O wierze w ogóle nie myślałem, bierzmowanie było już dla mnie zwykłym
„papierkiem”. Uważałem Kościół za martwy, sądziłem, że nie ma w nim Boga, a
jedynie nudna, smętna tradycja. O Bogu przypominałem sobie tylko wtedy, gdy było
mi naprawdę źle, bo miałem wtedy do Niego o to pretensje.
Gdy miałem 17 lat, kolega zaczął mnie wprowadzać w tajniki czarnej magii. Czytał na
ten temat różne książki – ocierało się to o satanizm i czary. Bardzo się na tym
sparzyłem. Zrobiłem też wtedy coś bardzo złego, więc w moim życiu zaczęły się dziać
straszne rzeczy. Później wyparłem to wydarzenie z pamięci i postanowiłem, że będę
lepszym człowiekiem. Chciałem to jakoś naprawić, ale o własnych siłach. Nosiłem
wprawdzie krzyżyk na szyi, jednak nie chodziłem do kościoła – podświadomie bałem
się Pana Boga z powodu tego, co zrobiłem w przeszłości...
Kiedy więc po jakimś czasie znów spotkałem tego kolegę, a on zaczął mi mówić o
bioenergoterapii, pomyślałem: „O nie! Już raz mnie w coś wciągnął”. Wytłumaczył mi
jednak, że tym razem to jest dobra, tzw. „biała magia”. Zetknął się z dwoma
uzdrowicielami, którzy mu pomogli, gdy leżał z bólem w krzyżu, a lekarze byli
bezradni. Nie wiem dlaczego, ale to mnie przekonało. Chciałem spróbować,
zwłaszcza gdy powiedział, że ludzie od tego zdrowieją. To było bardzo zachęcające,
bo odpowiadało mojemu pragnieniu pomagania innym.
MISJA: BIOENERGOTERAPIA
Za www.katolik.pl
Gdy więc kolega opowiedział mi o możliwości uzdrawiania, uznałem, że to musi
pochodzić od Boga. Miałem nadzieję, że w ten sposób będę mógł zrobić coś dobrego
– spełniać jakąś misję, robić coś fantastycznego. Nauczyłem się więc przyzywania
energii i posługiwania się wahadełkiem. Kupowałem też „krople duchowe”, które
miały mnie prowadzić do wyższego poziomu rozwoju duchowego. Człowiek, który
robił te krople, odprawiał nad nimi jakieś modły i dzięki temu za parę złotych
miesięcznie oferował innym bezwysiłkowy rozwój duchowy.
Stopniowo rodziło się we mnie poczucie, że skoro mogę pomagać, to jestem „kimś”.
Najpierw myślałem, że to Pan Bóg uzdrawia, posługując sie mną. A potem... że ja
uzdrawiam przy pomocy Pana Boga. Prosiłem o spłynięcie energii na rzeczy lub
osoby, przepuszczałem te energie przez tzw. czakramy człowieka, którego miałem
uzdrowić. Przykładałem do nich ręce i prosiłem, żeby ta energia spłynęła od Pana
Boga do mnie, a przeze mnie do chorej osoby. Prosiłem też Go o bezpośrednie
uzdrowienie tych osób lub odjęcie im bólu. Praktykowałem to głównie wśród
znajomych. Zająłem się również radiestezją, ale w moim przypadku nie były to
różdżki, tylko wahadełka. Traktowałem to wszystko jako kontakt z Bogiem. Zacząłem
też nosić coś w rodzaju talizmanu, ale przez pierwszy tydzień czułem się strasznie
zmęczony, wręcz wyzuty z sił. Wytłumaczono mi wtedy, że to talizman wyciąga ze
mnie „złe energie” i dlatego źle się czuję.
Za www.katolik.pl
Pewnego dnia „człowiek od kropelek” powiedział mi, że te energie są dla ludzi, aby
się transformowali i przechodzili na wyższe poziomy rozwoju. A gdy zstąpi taka
ogromna energia, to ci, którzy się nie zmieniają (np. nie transformują się przez
branie kropelek) – po prostu jej nie wytrzymają. I dodał, że energie w kroplach i
odpromiennikach, które wytwarzał, schodzą z „centrum światłości” utworzonego
przez statki kosmiczne. Trafiło mnie! Przecież ja przez cały czas sądziłem, że to
wszystko pochodzi od Pana Boga! Nawet już wciągnąłem w „kropelki” swoją
dziewczynę i tatę. Tak się przejąłem, że przez dzień czy dwa leżałem z wysoką
gorączką. Potem okazało się, że mój kolega również wiedział o tym „centrum
kosmicznym”. Pomimo informacji o kosmitach ja nadal obstawałem przy swoim
zdaniu, że bioenergoterapia pochodzi od Boga. Nie brałem już jednak kropelek,
ponieważ byłem zaniepokojony, że coś z tym wszystkim jest nie tak.
Kolega, który mnie w to wciągnął, widząc moje załamanie, dał mi książkę o ojcu Pio i
Jezus żyje o. Emilieno Tardifa. Zacząłem czytać historię o. Pio i potrząsnęło mną.
Wielki charyzmatyk Kościoła, który nie używa wahadełka i nie prosi o zsyłanie energii
– po prostu modli się i dzieją się cuda! Bóg uzdrawia. Czytając to, po prostu
płakałem... Czułem ogromne miłosierdzie Pana Boga, przemawiającego do mnie
przez tę książkę. Byłem wstrząśnięty, bo okazało się, że to, co robię – nie ma nic
wspólnego z tym, co robił o. Pio. Także Kościół chrześcijański przestawał być w
moich oczach Kościołem martwym, bo w książce Tardifa czytałem, że teraz, w tym
czasie, kiedy ja żyję – Bóg również uzdrawia i jest Bogiem żywym w Kościele. Ojciec
Tardif też zresztą nie używał wahadełek ani energii, żadnych kamieni uzdrawiających
– nic. Na okładce książki Jezus żyje wydrukowany był adres Ośrodka Odnowy w
Duchu Świętym w Łodzi. Pomyślałem, że muszę iść do ludzi, którzy wydali tę książkę.
Wyobrażałem sobie, że usiądziemy – oni po jednej stronie, my po drugiej,
porozmawiamy i zobaczymy, kto ma rację. Powiedziałem koledze, że pod wpływem
tych książek coś się we mnie dzieje i chcę pójść do wydawnictwa. Zaprotestował –
nie po to dał mi te książki, żebym tam poszedł, ale żebym się lepiej poczuł.
WAHADEŁKO DO KOSZA
Zacząłem chodzić na Msze o uzdrowienie. Na jednej z nich Bóg uzdrowił mnie z bólu
obojczyka, który doskwierał mi po grze w piłkę. Dalej chodziłem na Msze i
jednocześnie stosowałem bioenergoterapię. Zacząłem też przychodzić na spotkania
grupy „Mocni w Duchu”. Chciałem się dowiedzieć, co to jest za ruch ta Odnowa w
Duchu Świętym i kim są ci ludzie. Cały czas byłem nieufny. Poszedłem nawet na
spotkanie animatorów, żeby sprawdzić „od głowy”, o co tak naprawdę tam chodzi.
Ale wtedy powiedziano mi, że jeśli ktoś chce posługiwać, to musi najpierw przejść
Seminarium Odnowy Życia w Duchu Świętym. Zaczynało się za miesiąc. Wcześniej
więc poszedłem do spowiedzi do o. Józefa Kozłowskiego. Pochwaliłem się tą
bioenergoterapią, że to taka dobra rzecz, którą robię dla innych. Okazało się, że to
wszystko nie tak! Ojciec też mnie zachęcił, abym przeżył Seminarium. Ale gdy od
niego wyszedłem – nagle poczułem na sobie wielki ciężar. Wpadłem w panikę!
Poszedłem do kolegi, który mnie wciągnął w bioenergoterapię – powiedział, że ten
Za www.katolik.pl
ksiądz zrobił mi coś złego. Zamknął mi czakramy i dlatego jestem jak zabity... Kolega
zrobił mi „zabieg” i ponownie pootwierał czakramy.
REKONWALESCENCJA
w pewnym momencie musi ujawnić swoją obecność. Bóg go do tego zmusza, żeby
człowiek przekonał się, co robi. Poszedłem więc do kolegi z pytaniem: „Mówiłeś, że w
czasie sesji bioenergoterapeutycznej prowadzi cię jakiś duch. Czy ten duch wyznaje
Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego jako swojego Pana?” Okazało się, że ten
duch bluźnił na dźwięk imienia Jezusa Chrystusa. Kolega jednak mimo wszystko
Za www.katolik.pl
akceptował ten stan rzeczy – poznanie tej prawdy było dla mnie zaskakujące, ale
jednocześnie wyjaśniało, co kryje się za bioenergoterapią...
Miałem też ogromny problem, aby traktować Pana Boga osobowo – wcześniej był dla
mnie tylko jakąś „rozmytą energią”. Nawet po Seminarium nie miałem raczej
szczególnie bliskiego kontaktu z Nim, ale kiedy się modliłem – czułem miłość. To było
zupełnie inne odczucie niż w kontakcie z bioenergoterapią. Momentem przełomowym
były dla mnie Ćwiczenia Duchowne w Wolborzu – I tydzień, który przeżywałem po
raz drugi. Mój kierownik duchowy powiedział, żebym po prostu mówił do Pana Boga
jak do osoby. Gdy tak zrobiłem – zacząłem czuć miłość i więź z Nim.
Obecnie ta więź jest jeszcze ciągle „w budowie”. Pan Bóg dotyka teraz pewnych
zranień z mojego dzieciństwa, utrudniających mi kontakt z Nim i z ludźmi. Jestem Mu
bardzo wdzięczny, że mnie uzdrowił, że mnie prowadzi i porządkuje coraz głębsze
pokłady mojego złowieczeństwa. On wyciągnął mnie z tego całego duchowego
zagmatwania i daje mi nadzieję na wolność i spełnienie moich najgłębszych pragnień.
Kiedyś myślałem, że ze swoim życiem muszę poradzić sobie sam. Teraz jest inaczej –
mam potężnego Sojusznika, Jezusa Chrystusa, który zawsze mi pomoże i wyciągnie
do mnie rękę.
Jerzy
Moda na hipnozę
Hipnoza jest obecnie stosowana nie tylko przez różnej maści uzdrowicieli, ale i przez
lekarzy, głównie psychiatrów, do leczenia lęków, nałogów oraz chorób somatycznych
o podłożu psychicznym. W Stanach Zjednoczonych znane są przypadki, kiedy
pracodawcy przed zatrudnieniem w firmie danej osoby prosili ją, aby poddała się
seansowi hipnotycznemu. Badanie miało na celu kontrolę podświadomych motywacji
i określenie przydatności na danym stanowisku pracy.
Wciąż jednak nie wiadomo, czym naprawdę jest hipnoza. Istnieją poważne
rozbieżności w ocenie tego specyficznego zjawiska. Najczęściej interpretuje się
hipnozę jako sztucznie wywołany, podobny do czuwania i snu przejściowy stan
zmienionej świadomości.
Za www.katolik.pl
Hipnozę znano i wykorzystywano już w starożytności głównie w celu znieczulenia, ale
także jako element wiedzy magicznej, która dostępna była tylko dla
wtajemniczonych. Za ojca współczesnej hipnozy uważa się francuskiego lekarza
Mesmera (1734-1815), masona, który zajmował się praktykami magicznymi, m.in.
jasnowidzeniem i telepatią. Twierdził, że jego ręce emanują magnetyczną mocą,
przez co może wpływać na myśli i postępowanie pacjentów. Dlatego przy "leczeniu"
chorych posługiwał się magnesami. Moc tę Mesmer nazwał zwierzęcym
magnetyzmem. Potem nazywano ją mesmeryzmem, a w końcu przyjęła nazwę
hipnozy, od Hipnosa, greckiego bożka snu.
Hipnoza i magia
Za www.katolik.pl
hipnotycznych transów, otrzymywał zaskakujące wizje, np. o wędrówce Jezusa na
Daleki Wschód, o zajmowaniu się magią przez Pana Jezusa oraz o rzekomej
prawdziwości reinkarnacji.
W stan płytkiego transu hipnotycznego udaje się wprowadzić około 80% ludzi.
Hipnoterapeuta rozpoczyna seans, prosząc pacjenta, aby liczył wstecz od jakiejś
liczby ze wzrokiem utkwionym w jednym punkcie. Efektem tego jest koncentracja
umysłu pacjenta, odprężenie oraz podatność na sugestie. Wtedy hipnotyzer próbuje
uzyskać informacje o wewnętrznych prolemach pacjenta, często wprowadzając go w
stan regresji, tj. cofnięcia się w dzieciństwo, w łono matki, a nawet w "poprzednie
wcielenia". Jednak wbrew powszechnemu mniemaniu hipnoza wcale nie musi
poprawiać wspomnień przeszłych wydarzeń, lecz często je osłabia lub zniekształca.
Badania dowiodły, że w czasie hipnozy ludzie potrafią kłamać i fantazjować.
Doświadczenia poprzednich wcieleń mogą być formą nie tylko zmyślenia, ale i
opętania. Znajomość prawdziwych faktów z życia ludzi, którymi się rzekomo było w
poprzednich wcielaniach, dowodzi ingerencji diabelskich w czasie hipnozy. Pacjent
mimowolnie staje się medium. Konsekwencje mogą być zatem bardzo groźne.
Poza tym, działając w najlepszej wierze, najbardziej etyczny hipnotyzer nie wie,
czego potrzebuje jego pacjent i jak daleko można ingerować w jego umysł.
Niewłaściwa sugestia może spowodować niepokoje, bezsenność i wiele innych
problemów. Wielu hipnoterapeutów i lekarzy wie jedynie, jak wywołać i wykorzystać
hipnozę. Natomiast nie mogą przewidzieć, co może się wydarzyć w psychice i umyśle
pacjenta. Także i pacjent nie wie, komu powierza swoją psychikę.
Za www.katolik.pl
innych fal niż w czasie snu czy głębokiej medytacji. Nieprzypadkowo też Ernst Hilgard
w rezultacie swoich 25-letnich badań opisanych w Psychology Today stwierdził, że
ludzie szczególnie podatni na hipnozę są zaangażowani w parapsychologię.
Odmienne stany świadomości mają korzenie w okultyzmie i są praktykowane od
wieków przez zwolenników spirytyzmu. Stany hipnotyczne w przeszłości obdarzano
mianem rzucania czarów bądź zaklinania. Trans hipnotyczny otwiera drogę na
doświadczenia okultystyczne, a nawet na opętania demoniczne. Pismo Święte mówi
jednoznacznie o praktykach spirytystycznych: Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto
by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła,
przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał
się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni (Pwt
18,10-12).
Agnieszka Woś
Za www.katolik.pl
AC/DC, po całonocnej pijatyce utopił się w swoich wymiotach. Sid Vicious, basista
Sex Pistols, umarł, przedawkowawszy heroinę; wcześniej zamordował swoją
przyjaciółkę. Keith Moon, twórca przebojów The Who, oszalał, a w końcu zmarł po
przedawkowaniu leków. John Bonham z Led Zeppelin udusił się wymiotami po
zatruciu wódką. Freddy Mercury, lider Queen, umarł na AIDS. Kurt Cobain, gitarzysta
i wokalista Nirvany, popełnił samobójstwo pod wpływem heroiny, strzelając sobie w
usta z rewolweru.
Wielkie święto
Rock Szatana
„Rock'n roll opanuje cię i zniszczy. Pozwala wniknąć najniższym elementom i cieniom.
Rock był zawsze muzyką Szatana" — twierdzi David Bowie.
Związki muzyków rockowych z satanizmem mają bogatą tradycję. Aleister Crowley
(1875-1947), jeden z twórców XX-wiecznego satanizmu, osobiście podkreślał
podobieństwo definicji współczesnej subkultury młodzieżowej — sex, drugs and
rock'n roll — do mechanizmu wywoływania satanistycznego transu, którego stałymi
elementami są: powtarzanie tego samego rytmu, narkotyki i magia seksualna.
Zdeklarowanym uczniem autora Księgi Prawa jest — obok Davida Bowie — Jimmy
Page, lider Led Zeppelin i właściciel księgarni okultystycznej oraz domu, który
wcześniej należał do Crowleya. Postać Crowleya cieszy się wśród muzyków
szczególną estymą, występuje min. na okładce płyty Sergeant Pepper's Lonely Hearts
Club Beatlesów.
Za www.katolik.pl
1966 roku ogłosił się założycielem Kościoła Szatana [o książce La Veya zob. Michał C.
Kacprzak, Nic, co zwierzęce..., Fronda nr 13/14 — przyp. red.]. La Vey zainspirował
wiele tytułów piosenek zespołu, min. Satanic Majesty's Request czy wspomniane już
Symphaty for the Devil, nieoficjalny hymn satanistów. Między innymi dlatego
Newsweek nazwał Micka Jaggera „lucyferem rocka" i pisał o jego „demonicznej sile
manipulowania ludźmi". Gitarzysta grupy, Keith Richard, wyznał, że piosenki
Stonesów powstawały spontanicznie, jakby w transie wywołanym inicjacją
spirytystyczną. Tłumaczył, że „melodie przychodzą w całości" i wypływają z wnętrza
muzyków, gdyż są oni „chętnym i otwartym medium". Takie wyznania pojawiają się
w środowiskach twórców rockowych znacznie częściej. Ted Nugent przy okazji
piosenki Violent Love (Brutalna miłość), która — ze względu na obsceniczny tekst —
nie była rozpowszechniana przez telewizję i stacje radiowe, powiedział: „Ludzie, piszę
te piosenki tak szybko, że to wprost nie do uwierzenia. Pomysły wypadają po prostu
z mojego wnętrza".
Także Little Richard wyznał: „Kierowała mną i rozkazywała mi inna siła. Siła
ciemności, [...] w której istnienie wielu ludzi nie wierzy". Zresztą bez względu na
uświadomione związki z Szatanem, muzycy rockowi z reguły chętnie podkreślają
swoją duchową otwartość na nowe doświadczenia. W wywiadzie dla Circus Magazine
kompozytor piosenek zespołu Me-at Loaf, Jim Steinemann, powiedział: „Zawsze
byliśmy zafascynowani wszystkim, co nadnaturalne, a rock wydawał się nam
doskonałym środkiem wyrażenia tego". Z kolei Jim Morrison, legendarny lider The
Doors, określany jest przez swych biografów jako „nawiedzony uczeń ciemności",
„odkrywca badający granice rzeczywistości po to, by sprawdzić, co się stanie".
W grudniu 1971 roku, dwa lata po Woodstock, Circus Magazine informował, że Bill
Ward, jeden z członków grupy Black Sabbath, „ma uczucie, że Szatan jest Bogiem".
Nie ma w tym nic dziwnego, zważywszy, że przed koncertami zespół odprawiał
czarne msze, a na okładkach swoich płyt zamieszczał znane elementy satanistycznej
symboliki. Na jednym z takich albumów znajdują się słowa: „A ty, biedny głupcze,
który trzymasz w ręku ten longplay, wiedz, że wraz z nim sprzedałeś swoją duszę, bo
zostanie ona wnet uwięziona w tym piekielnym rytmie, w piekielnej mocy tej muzyki.
Za www.katolik.pl
A to muzyczne ukąszenie tarantuli zmusi cię do tańca, bez końca, bez przerwy".
Członkowie Black Sabbath należą do obozu zdeklarowanych wyznawców Szatana.
Tekst jednej ze swoich kompozycji zatytułowali podobnie jak Georg Friedrih Haendel
250 lat temu, Lord of the world. Różnica polega na tym, że Heandel sławił Boga.
Tymczasem wokalista zespołu, Ozzy Osbourne, stwierdził wprost: „Nasze audytorium
jest pod wpływem potęgi piekielnej i to właśnie tłumaczy nasze powodzenie".
Podczas koncertów muzycy Black Sabbath proponują fanom współuczestnictwo w
ceremoniach okultystycznych. W trakcie koncertu w Met Center publiczność ustawiła
transparent z napisem: „Zaprzedaliśmy nasze dusze rock'n rollowi". Hasło to stało się
tytułem następnej płyty Black Sabbath.
Równie bliski kontakt z widzami stara się wytworzyć w czasie swych występów grupa
The Rolling Stones. Jak pamiętamy, najbardziej efektowną stroną koncertów
promujących ostatnią płytę zespołu Bridges to Babylon, była scenografia — most
łączący scenę z publicznością i zapraszający do biblijnej „matki rozpusty". W trakcie
innych koncertów odgrywano m.in. misterium voo-doo.
Black Sbbath, Led Zeppelin, The Rolling Stones, Kiss, Slayer czy — ostatnio — Marilin
Manson to wykonawcy natychmiast kojarzeni z satanizmem. Wszyscy oni mogliby
podpisać się pod „wyznaniem wiary", które przed kilku laty w wywiadzie dla jednego
z polskich czasopism złożył Glen Benton, lider amerykańskiej grupy Deicide
(Bogobójstwo): „Cokolwiek robię w życiu, czynię dla Szatana, a nie by sprawić
przyjemność jakimś dupkom. Moje teksty powstają w mej duszy, ja pozwalam jej
tylko przemówić, ona jest czystym złem, jest w całości poświęcona dla Szatana".
John Lennon w wywiadzie dla londyńskiej gazety Evening Standard w marcu 1966
roku powiedział o przyszłości Beatlesów i świata: „Chrześcijaństwo przeminie.
Jesteśmy bardziej popularni od Jezusa". Wielokrotnie twierdził też, że podpisał pakt z
diabłem. W The Playboy Interviews with John Lennon & Yoko Ono opowiedział o
swoich okultystycznych doznaniach z młodości, a proces tworzenia swoich piosenek
określił słowami: „To tak jak opętanie, jak jakieś medium". „Wyobraź sobie, że nie
ma raju./ To łatwe, tylko spróbuj" — tak zaczął swoją „ewangelię ateistów", słynny
przebój Imagine. „Oni są kompletnie antychrześcijańscy. Naturalnie ja też jestem
antychrze-ścijański, ale oni są tak bardzo antychrześcijańscy, że aż mnie zdumiewają,
a to nie jest łatwe" — mówił o Beatlesach Derek Taylor, ich agent prasowy.
Za www.katolik.pl
W wywiadzie dla Rolling Stone Magazine Elton John oświadczył: „Nie ma w tym nic
złego, jeśli pójdziesz do łóżka z kimś twojej płci. Uważam, że ludzie powinni
traktować seks w sposób wolny. Granicą są może kozy..."
Elton John jest wśród muzyków rockowych nieomal purytaninem. Większość z nich
nie wyznacza sobie żadnych granic, w myśl utworu grupy DR. HOOK Sloppy Seconds:
„Każdy potrzebuje czegoś,/ ale, na Boga, ja potrzebuję wszystkiego, żeby/ porządnie
się wyżyć./ Czasem marzę o młodych siksach, które dadzą/ mi nie kończące się
zadowolenie./ Czasem marzę o zwierzętach,/ czasem marzę o chłopcach"...
Alice Cooper, autor pochwalającej nekrofilię piosenki Cold Ethyl, mówi w jednym z
wywiadów: „Moja publiczność chce, żebym ją wziął tak, jak gwałciciel bierze swoją
ofiarę. [...] Mój związek z publicznością jest w najwyższym stopniu seksualny. Takie
panowanie nad ludźmi to wspaniałe, zaspokajające doświadczenie". Wykonując
podczas koncertów swój nekrofilski przebój, Cooper rąbał na kawałki naturalnej
wielkości lalkę, symulował uprawianie seksu z wężem i wieszanie się na szubienicy.
Ponadto często występował jako walczący homoseksualista. W piosence Never been
sold before śpiewał: „Ledwie mogę pojąć, że mnie sprzedałeś. Wcześniej przecież
tego nie robiłeś. Nie mogę być twoją brudną dziwką".
Za www.katolik.pl
konkretny środek: z kleju na LSD itd. Heroina, która zazwyczaj kończy żywot
muzyków, jest modna zawsze.
Kierunek: transcendencja
Autostrada do piekła
Za www.katolik.pl
Być może młodzi ludzie naprawdę — jak chce Steve Turner — „odchodzą w rocka",
by znaleźć tam sens i ład, którego nie dostrzegają w „szarej codzienności".
Nieoczekiwanie potwierdza to esej Allana Blooma, znakomitego filozofa politycznego,
a jednocześnie nieprzejednanego krytyka muzyki rockowej: „Nic bardziej nie
wyróżnia tego pokolenia aniżeli nałóg słuchania muzyki. Żyjemy w epoce muzyki i
stanów duszy, które jej towarzyszą. Aby znaleźć tej miary entuzjazm, trzeba by się
cofnąć przynajmniej o sto lat do Niemiec, trawionych pasją do oper Wagnera.
Istniało wówczas religijne niemal poczucie, że Wagner stwarza sens życia, a
publiczność nie tylko słucha jego dzieł, lecz one jej tego sensu użyczają. Dzisiaj
bardzo duży odsetek ludzi w wieku od dziesięciu do dwudziestu lat żyje dla muzyki.
Muzyka jest ich namiętnością; nic ich tak bardzo nie przejmuje jak muzyka; nie
potrafią traktować poważnie niczego, co jest muzyce obce. Kiedy są w szkole lub z
rodziną, tęsknią za tym, by powrócić do swej muzyki. Wszystko, co ich otacza —
szkoła, rodzina, kościół — pozostaje poza ich muzycznym uniwersum. To zwyczajne
życie w najlepszym razie jest neutralne, lecz z reguły stanowi przeszkodę, coś
pozbawionego istotnych treści, a nawet rzecz, przeciw której należy się zbuntować".
W wywiadzie dla Rolling Stone Magazine David Crosby deklarował: „Jedno, co mogę
sobie wyobrazić, to porwanie waszych dzieci. To jedyne, co można zrobić. Oczywiście
nie mam tu na myśli prawdziwego porwania. Nie. Chodzi mi raczej o zmianę ich
systemu wartości, o to, by oddaliły się od swoich rodziców".
Alice Cooper jest jeszcze bardziej precyzyjny: „Podstawą sukcesu naszej grupy jest
bunt. Niektóre dzieci oglądające nasze koncerty są zaszokowane, ale słuchają naszej
muzyki, bo ich rodzice nas nienawidzą".
Wielka maskarada, pieniądze, straszenie piekłem? Tak. Ale czy mieliśmy prawo
spodziewać się czegoś innego? Czy czekaliśmy na jakieś zaskakujące, apokaliptyczne
objawienie? Metafizyczne zło nie lubi nas zaskakiwać. Wystarczy mu miejsce w starej
Za www.katolik.pl
garderobie Micka Jaggera, pośród odpryskującej farby i gazet pełnych relacji z
niegdysiejszych koncertów.
A więc naprawdę wierzycie, że istnieję? I że okultyzm prowadzi do duchowej śmierci?
No nie, nie bądźcie śmieszni. To żadna czarna magia. To tylko magia Woodstock. It's
only rock'n roll!
Albin Drewniak
Za www.katolik.pl
Zrozumieć New Age o. Aleksander Posacki SJ
Nauka, którą głosi New Age, wydaje się być bardzo podobna do chrześcijaństwa,
wiele mówi o duchu, miłości i mistyce, gdy w rzeczywistości nie ma z nimi nic
wspólnego.
New Age generalnie jest kontynuacją tradycji gnostyckich (*1), wiele czerpie również
z religii orientalnych, ze współczesnych nauk szczegółowych i pseudonaukowych
hipotez (z pogranicza nauki). Rozwija się już od ok. 30 lat. Bezpośrednim jednak
źródłem tej ideologii jest XIX-wieczna teozofia (2) i antropozofia (3). New Age
wykorzystuje też wiele koncepcji filozoficznych i religijnych, odpowiednio
przedefiniowując je dla własnych celów. Nowością tu jest wykorzystanie nauki i
techniki lub powoływanie się na nie.
Istotnym elementem New Age jest również spirytyzm. Różni się jednak od spirytyzmu
XIX-wiecznego, kameralnego i elitarnego, który dotyczył osób zmarłych z rodziny,
Za www.katolik.pl
przyjaciół czy nawet postaci wielkich wieszczów. Dzisiejszy spirytyzm kieruje się ku
tzw. "bytom bezcielesnym", które w procesie reinkarnacji osiągnęły jakąś
domniemaną doskonałość boską, stały się mistrzami-mędrcami dzięki kolejnym
wcieleniom. New Age z góry zakłada tutaj optymizm, podczas gdy w tradycyjnej
religii hinduistycznej czy w buddyzmie istnieje jakaś forma tego, co my nazywamy
grzechem - jakiś cień winy i odpowiedzialności. Karma (6) i reinkarnacja są
nieubłagane, są czymś w rodzaju żelaznej sprawiedliwości. New Age zmienia akcent,
zakłada bowiem, że przez reinkarnację realizuje się kosmiczna ewolucja, a ponieważ
jednorazowe wcielenie nie wystarcza do doskonałości, dlatego człowiek musi wcielać
się wielokrotnie. Osoby, które wcielały się niezliczoną ilość razy, stają się bytami
bezcielesnymi, z którymi kontaktują się media za pomocą tak zwanego kanałowania
(7).
[...]
Ideolodzy New Age często doświadczenie mediumiczne, czyli wyjście duszy poza
ciało, nazywają doświadczeniem mistycznym, tymczasem nie ma ono z mistyką nic
wspólnego. Doświadczenie mistyczne w rozumieniu chrześcijańskim dotyczy tylko
Boga Osobowego i Transcendentnego (8) [...]
W chrześcijaństwie mistyka zawsze odnosi się do Objawienia, które jest obiektywną
rzeczywistością. Ono staje się lustrem dla doświadczeń mistycznych, subiektywnych
ze swej natury. Człowiek musi odnosić do Objawienia siebie i swoje życie, musi
rozróżniać duchy, aby mógł zobaczyć czy idzie dobrą, czy złą drogą. Dobra Nowina o
Jezusie jest dla niego najważniejszym punktem odniesienia. New Age też mówi o
Objawieniu i uznaje różne święte księgi, między innymi Biblię, ale przeformułowuje
zawarte w nich prawdy w zależności od interpretacji danego guru czy jakiegoś ducha
niematerialnego. I często twierdzi, że podaje wykładnię na nowe czasy, bo stara jest
prymitywna i nieaktualna.
Ludzie nieznający dobrze teologii chrześcijańskiej lub orędzia wiary, słysząc imię
Chrystusa w koncepcjach New Age, dają się zwieść i myślą, że jest to ta sama
Osoba, o której mówi chrześcijaństwo. Tymczasem New Age nie interesuje Bóg.
Jezus z Nazaretu jest dla nich tylko człowiekiem, być może wielkim mistrzem, w
którego wcieliła się osobowość kosmiczna, kimś takim jak Budda, Zaratustra czy
Konfucjusz. Jest to typowy przykład synkretyzmu religijnego, który dowolnie i w
sposób nieuprawniony czerpie różne elementy z wielu religijnych tradycji i znajduje
im wygodny dla siebie wspólny mianownik. Często ta wykładnia mija się z prawdą i
tradycją chrześcijańską.
Jak wobec tego powinien zachować się chrześcijanin, który żyje normalnie w świecie,
korzysta ze środków społecznego przekazu i z wielu stron otoczony jest informacją
propagującą New Age?
Za www.katolik.pl
próbują nami manipulować na różnych poziomach, na co wskazują badania
przeprowadzane w ostatnich latach. Taka manipulacja będzie jednak mniejsza, jeśli
człowiek uświadomi sobie pewne rzeczy. Jeżeli ktoś wybiera się na inicjację reiki (9),
to nie musi szukać ratunku dopiero wtedy, kiedy coś niedobrego zacznie się dziać z
jego życiem, np. zacznie chorować psychicznie, fizycznie lub też kiedy zostanie
opętany. Taki człowiek nie wystawi się na niebezpieczeństwo, jeśli będzie wiedzieć,
na czym opiera się koncepcja reiki czy też metoda Silvy (10), tak modna i popularna
ostatnio. A opierają się one właśnie na gnostycznej koncepcji boskiej jaźni, o której
mówiliśmy wyżej.
Jak wobec tego zachować się wobec różnego rodzaju propozycji, które mają nam
pomóc w pozbyciu się nadmiaru stresu, zdrowszym odżywianiu, twórczym działaniu...
Nikt nie mówi o jakiejkolwiek magii, propagując np. "zdrową żywność". Czy
powinniśmy przyjąć postawę totalnej nieufności wobec wszystkiego, co nowe?
Zawsze w takich sytuacjach mówię, że mamy rozum i serce. Można czegoś nie
wiedzieć rozumem, ale serce i Duch Święty ostrzega cię - jeśli nie posłuchasz Go,
będziesz ponosić winę. Człowiek nie może wytłumaczyć się, że nie wiedział, bo w
Za www.katolik.pl
jego duszy, psychice działa Duch Święty, który będzie się sprzeciwiał złu, fałszywej
mistyce, apostazji (14).
Jeżeli ktoś ochrzczony (inicjacja chrześcijańska) przychodzi na inicjacyjną ceremonię
Medytacji Transcendentalnej (15), zanim otrzyma mantrę, która jest imieniem
jakiegoś boga czy ducha hinduskiego, a którą będzie praktykować, musi pokłonić się
bogom hinduskim i guru, którzy tworzyli tę tradycję (ich zdjęcia lub portrety często
znajdują się między kwiatami). Co to znaczy oddać pokłon człowiekowi czy innym
bogom w świetle doktryny judeochrześcijańskiej? Oznacza to akt idolatrii, czyli akt
inicjacyjny, który coś w człowieku zamyka lub coś otwiera. Może to być jakaś zła
duchowość lub jakieś zdemonizowanie, a wiemy dobrze, że przyczyną opętań i
zdemonizowania w każdym przypadku jest akt idolatrii, okultyzm, pakty z Szatanem.
Naruszenie pierwszego przykazania prowadzi w sercu do zdrady Boga i otwiera na
zdemonizowanie bardziej niż przekroczenie innych przykazań.
Jest jeszcze inne następstwo tego faktu. Po akcie idolatrycznym następują techniki,
które są formą ukrytych rytuałów, o czym mówią sami wyznawcy New Age. Rytuał
dopełnia akt mojej idolatrii i mojego zniewolenia. Rytuałem we wróżbiarstwie jest
słuchanie wróżki. Ona bardzo często jest medium, ma horoskop lub jakiś przedmiot,
w który się wpatruje. Jej umysł jest w kontakcie z duchami (16). W Medytacji
Transcendentalnej rytuałem będzie mantra, w bioenergoterapii nakładanie rąk i
przekazywanie energii (17). Nawet jeśli nikt nie nazywa tego po imieniu, w istocie
jest to klasyczny rytuał inicjacyjny. Nie można bezkarnie brać w nich udziału. One
zawsze niosą ze sobą jakieś następstwa.
Jeszcze nie jest, ale już otwiera i przygotowuje grunt. Tu możemy być bardziej
ostrożni w sądach. Jeżeli wg horoskopu ktoś zaczyna układać sobie pewne rzeczy,
np. "w miesiącu wrześniu spotkam mężczyznę mojego życia", to wtedy w tym
miesiącu, mniej lub bardziej świadomie będzie szukał wokół siebie "tego" mężczyzny.
I zły duch może to wszystko wykorzystać, może posłużyć się tymi oczekiwaniami, by
zdobyć władzę nad duszą tej osoby, która słucha różnych podszeptów nie
zastanawiając się, kto jest ich autorem. I tu rodzi się fałszywa mistyka, która jest
Za www.katolik.pl
bardzo niebezpieczna dla duszy, gdyż wsącza się w serce i do umysłu, inicjuje
człowieka w zupełnie inną religię czy kult obcy Bogu. Wtedy może się zdarzyć
wszystko. Objawienie znika z pola widzenia, liczy się tylko moje irracjonalne
doświadczenie.
Wiele jednak osób praktykuje np. jogę czy medytację lub też ćwiczy walki Wschodu
po to, by jak mówią, odreagować codzienne napięcia i stresy...
Stres jest jednym z wielu pojęć psychologicznych, które musimy przefiltrować pod
kątem tego, co ono znaczy. Jest to bowiem termin, za pomocą którego również
manipuluje się ludźmi. W antropologii chrześcijańskiej człowiek nie jest istotą
psychosomatyczną, ale osobą duchowo-psychofizyczną. Poza układem
psychofizycznym istnieje jeszcze dusza, która jest rzeczywistością nadprzyrodzoną,
miejscem stworzonym przez Boga, swego rodzaju ambasadą Bożą, gdzie Bóg Żywy,
Osobowy, Transcendentny, kontaktuje się z człowiekiem, pozostaje z nim w relacji.
Ojcowie Kościoła zawsze mówili, iż pełne zdrowie człowieka układa się w
następującej hierarchii: Bóg, dusza i dopiero potem układ psychofizyczny (18).
Tymczasem dzisiaj zaczyna się "od dołu". Od różnego rodzaju zabiegów, które mają
przywrócić piękno i zdrowie ciału, a zupełnie pomija się przyczyny natury często
duchowej. Poza tym musimy zrozumieć, czym jest stres. Jeżeli Bóg jest moim Panem,
mam udział w krzyżu Chrystusa, On wprowadza mnie w Misterium Zbawienia, w swój
Krzyż; więc czy ten Krzyż nie będzie się przekładał na mój stres? A zatem o moim
Krzyżu mam rozmawiać przede wszystkim z Bogiem. A może zgrzeszyłem i to
napięcie w moim organizmie jest skutkiem tego grzechu? Choroby często są skutkami
grzechu. New Age panicznie ucieka od cierpienia, odbiera mu sens i być może jest to
jedna z największych krzywd, jakie wyrządza współczesnemu człowiekowi.
Przypisy
1 - Gnoza - ogólnie pewna forma wiedzy, która nie jest intelektualna, ale wizjonerska
lub mistyczna i, jak się uważa, została objawiona. Może ona rzekomo połączyć
człowieka z boską tajemnicą. Bardzo rozpowszechniona w pierwszych wiekach
chrześcijaństwa, zwalczana przez Ojców Kościoła jako nauka niemożliwa do
pogodzenia z Objawieniem. Pojęcie to, jak też inne ważne dla New Age, będą
cytowane z dokumentu watykańskiego nt. New Age z 2003 r. Jezus Chrystus dawcą
wody żywej, Wydawnictwo M, Kraków 2003, s. 107.
Za www.katolik.pl
2 - Teozofia - rodzaj mistycyzmu rozpropagowany zwłaszcza w XIX wieku przez
Towarzystwo Teozoficzne H. Bławackiej. Podkreśla niezbędną jedność duchowych i
materialnych składników wszechświata. Poszukuje ukrytych sił, które sprawiają, że
materia i duch oddziałują na siebie w taki sposób, że umysły ludzkie i boskie w końcu
się spotykają. Wtedy następuje moment oświecenia. Por. Jezus Chrystus..., op. cit.,
s. 116.
4 - Byt - gr. on (stąd "ontologia" - nauka o bycie), to, co rzeczywiście istnieje, ale w
sensie podstawy rzeczywistości. Filozofia odkrywa, że istnieje byt materialny i byt
duchowy. Istnieją spory, który z rodzajów bytów jest pierwotniejszy, a nawet jedyny.
Jeśli uznaje się tylko jeden rodzaj bytu, mamy tu do czynienia z monizmem, którego
odpowiednikiem w religii jest panteizm. Jeśli uznaje się dwa różne rodzaje bytu, jest
to dualizm ontologiczny; jeśli więcej - pluralizm ontologiczny. Na temat monizmu i
panteizmu por. Jezus Chrystus..., op. cit., s. 110, 112.
Za www.katolik.pl
chrześcijańskiego (mimo propagowania synkretyzmu przez tę ideologię, np.
odwoływanie się do cudów Chrystusa). Na całym świecie, w ośrodkach zajmujących
się sektami Reiki traktowana jest jako niebezpieczna duchowość, a przez wielu nawet
jako sekta.
10 - Metoda Silvy - podobnie jak w przypadku Reiki, nie chodzi tylko o metodę
doskonalenia umysłu (Silva Mind Control), ale o całościowy system światopoglądowo-
kultyczny, zakładający idolatrycznie boskość człowieka (podobnie jak w Reiki: "bóg
wewnętrzny") i jego rzekomo nieograniczonych, umysłowo-mózgowych możliwości.
Na ten temat por. A. Posacki SJ, Dlaczego nie Metoda Silvy, Wyd. LIST-owa
Biblioteka, Kraków 1998.
Za www.katolik.pl
Przykazania miłości Boga ks. Bernard Witek SDS
Pierwsze przykazanie: Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie (Wj 20,3),
nakazywało Izraelitom zerwanie z wierzeniami oraz praktykami religijnymi Egiptu.
Przejście przez Morze Czerwone miało być wyzwoleniem zarówno pod względem
polityczno-społecznym, jak i religijnym. Przykazanie nie tylko wzywa do zerwaniem z
niewolniczą przeszłością, ale także zabezpiecza, aby naród wybrany nie popadł w
nową niewolę, tzn. aby powstała w ten sposób próżnia religijna nie została
zapełniona innymi bożkami ani też jakimkolwiek przedstawieniem Boga: Nie będziesz
czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego co jest na niebie wysoko, ani tego co
jest na ziemi nisko, ani tego co jest w wodach pod ziemią! W ujęciu biblijnym
człowiek stworzony na obraz Boga Stworzyciela oraz Wybawiciela nie będąc wolny,
nie może być wyrazicielem prawdy o Bogu Wybawicielu. W praktyce jednak
Izraelitom trudno było zerwać z przeszłością, o czym świadczy zdarzenie na Synaju –
Za www.katolik.pl
podczas gdy Mojżesz przebywając na górze otrzymał przykazania, naród oddawał
hołd złotemu cielcowi, którego czczono w Egipcie (Wj 32).
Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy (Wj 20,7). Obawa
przed przekroczeniem tego nakazu doprowadziła do zupełnego zakazu wymawiania
imienia, które Bóg objawił Mojżeszowi (Wj 3,14); Izraelici pozostają temu wierni aż
do dnia dzisiejszego. Zastępują je innymi imionami, takimi jak: Pan, Wszechmocny,
Najwyższy, itp. Człowiek Starego Testamentu w świecie, w którym magia była na
porządku dziennym, był przekonany o potędze słowa i jego wpływie na ludzi i
zdarzenia. Przykazanie w głównej mierze miało więc na uwadze użycie imienia Boga
w praktykach magicznych, które zresztą były zakazane przez Boga, jak czytamy: Nie
znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub
córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia,
pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych (Pwt 18,10-11).
Za www.katolik.pl
Jedyna Droga, Prawda i Życie O. Joseph-Marie Verlinde
Wielkie tradycje religijne są owocami wysiłku człowieka, który szuka Boga, ale nie
może osiągnąć swojego celu ze względu na grzech, który go zaślepia. Zachwycony
pięknem natury człowiek zaczyna mylić Boga ze stworzeniem i oddaje boską część
naturze. Stąd rodzą się wszelkie rodzaje pogaństwa, a także różne bardziej
rozwinięte formy naturalizmu, z których najbardziej znanymi są tradycje hinduizmu,
buddyzmu i taoizmu.
Człowiek nie szukałby Boga, gdyby On sam nie złożył w nim tego pragnienia. W
pewien sposób Bóg zawsze wychodzi na spotkanie człowieka, który naprawdę Go
poszukuje, a więc w tych tradycjach nie wszystko jest fałszywe. Są elementy prawdy
- Ojcowie Kościoła mówili, że są tam ziarna prawdy nawiązujące do Chrystusa, które
Za www.katolik.pl
ku Niemu kierują, a w Jezusie odnajdują swoją pełnię. Ale obok tych prawd jest wiele
błędów i, jak już zauważyliśmy, nieprzyjaciel chce zagarnąć te tradycje dla siebie.
Jednak Hindus, który z przekonania pozostaje w religii, w której się urodził, będzie
zbawiony dzięki tym ziarnom prawdy, tym słowom prawdy, które są obecne w jego
religii mimo błędów, które także się w niej znajdują. Bóg widzi zawsze dobrą intencję
swoich dzieci. Hindus idąc za swoją tradycją, podąża za tym, co uważa za
najprawdziwsze i nie wiedząc o tym, kieruje się ku Chrystusowi, nawet jeśli Go nie
zna. Odkryje Go dopiero, kiedy stanie przed Nim twarzą w twarz.
Inna jest jednak sytuacja chrześcijanina, który poznawszy już pełnię prawdy, zwraca
się do prawd częściowych, zwraca się do religii przedchrześcijańskich. Dla takiego
człowieka opuszczenie chrześcijaństwa dla innej tradycji jest apostazją, tzn.
zaparciem się wiary. Wówczas cześć oddawana tym częściowym prawdom staje się
bałwochwalstwem. Bożek nigdy nie jest kłamstwem. Bożek jest częściową prawdą,
która jest uznana za absolut, której oddaje się boską cześć. A więc jeśli Hindus może
być zbawiony dzięki niektórym prawdom swojej religii, to sytuacja jest zupełnie inna
dla chrześcijanina, który cofa się do tamtych tradycji. Stąd wynikają problemy, które
przeżywają ludzie Zachodu zwracający się ku tradycjom wschodnim.
Dlatego wszystkim osobom, które przeszły tego typu inicjację, radzę wyspowiadać się
z grzechu apostazji i - jeśli jakieś problemy będą się pojawiać dalej - poprosić o
modlitwę o uwolnienie. Sprawa jest poważna. Doświadczenie egzorcystów dowodzi
bowiem, iż inicjacje powodują bardzo silne związania. Ale Pan Jezus jest zwycięski
we wszystkim i gdy prosimy, by uwolnił nas z więzów, którymi związaliśmy się przez
swoją nieświadomość czy przez nieuwagę, także głosimy Jego zwycięstwo.
Joga
Za www.katolik.pl
bardzo, ale to nie przeszkodzi jej, by dokonała swego". Co jest dla nas szkodliwe?
Jaki jest skutek jogi?
Jest to ćwiczenie cielesne, które ma za zadanie uwolnienie ziemskiej energii, z którą
jesteśmy w kontakcie przez stawianie stóp na ziemi czy też przez podstawę
kręgosłupa - jeśli siedzimy na ziemi, i poprowadzenie jej aż do czubka czaszki. Tam
powinna się ona spotkać z energią niebieską. W momencie spotkania zaniknie iluzja
osobowego "ja".
Nie można przygotowywać się do modlitwy, ćwicząc jogę czy zen. Modlitwa
chrześcijańska jest historią miłości. W mistyce naturalistycznej miłość nie ma
najmniejszego sensu. By kochać trzeba być we dwoje. Natomiast w mistyce
naturalnej wszystko ogranicza się do nieosobowego, boskiego "ja". Jedyną definicję
Boga w Biblii znajdujemy u św. Jana: Bóg jest miłością (1 J), a buddyzm mówi o
miłości jako o niebezpiecznej iluzji. Trzeba więc dokonać radykalnego wyboru.
Zobaczcie, w jaki sposób umarł Budda - odszedł w pozycji lotosu. Wszystkie energie
są wtedy skoncentrowane na pępku i w ten sposób on wycofał się w głąb siebie, do
wnętrza. Tymczasem Jezus jest całkowicie rozciągnięty na krzyżu w geście
ukazującym pragnienie przyciągnięcia wszystkich do siebie. Jezus to człowiek
całkowicie oddany, który błaga Ojca, by przebaczył Jego oprawcom, daje Ducha
Świętego przed odejściem do Ojca. Z jednej strony Budda, skoncentrowany na
Za www.katolik.pl
samym sobie, z drugiej strony Chrystus, który pokazuje nam drogę daru z siebie.
Musimy wybrać.
Kiedy poprzez praktykę jogi energia podnosi się w górę wzdłuż kręgosłupa, otwiera
pewne centra energetyczne, które nazywamy czakramami. Czakramy otwierają nas
na moce okultystyczne. Te energie ziemskie i niebieskie nazywamy energiami
okultystycznymi, czyli nieznanymi, tajemnymi*, a więc takimi, o których nauka nie
jest w stanie nic powiedzieć. Nie można ich zmierzyć ani ich opisać, objawiają się
jedynie przez skutek. Każdy z czakramów otwiera nas na kolejny poziom energii
okultystycznej. W systemach naturalistycznych bóg jest energią, istnieje więc
szerokie spektrum energii okultystycznych, poczynając od najwyższego poziomu
duchowego aż po materię, a czakramy otwierają nas na różne poziomy tych energii.
Okultyzm
Teraz chcę wam pokazać, jaki jest związek między praktykami wschodnimi a
okultyzmem. Praktyki jogi otwierają czakramy i powodują fuzję z energiami. Jeżeli
macie dostęp do technik, umożliwiających współpracę z tymi energiami, to
wchodzicie w okultyzm. Magia jest używaniem energii okultystycznych, ale
duchowość wschodnia zabrania posługiwania się tymi energiami.
Ważny autor wschodni, Patandżali, który zebrał wszystkie teksty dotyczące jogi,
bardzo surowo przestrzega przed używaniem tych energii, które są do dyspozycji
człowieka w miarę otwierania się konkretnych czakramów. Mówi tak: "żeby używać
tych energii, musicie współpracować z duchami, które zarządzają danymi poziomami
tych energii". Tutaj pojawiają się duchy.
Za www.katolik.pl
komentuje pierwsze z przykazań: będziesz oddawał cześć tylko twojemu Bogu.
Znajdziecie tam potępienie wszystkich praktyk okultystycznych. Czarnej magii
oczywiście, bo to jest magia czyniąca zło, ale również magii białej, nawet jeśli jej
celem jest czynienie pozornego dobra. To dobrze, że chcesz czynić dobro, ale nie
wszystkie środki są dozwolone. Nie możemy wzywać złego ducha po to, by czynić
dobro, ponieważ on będzie umiał subtelnie poprowadzić was tam, gdzie wcale nie
chcecie pójść. Już św. Ignacy z Loyoli mówił, że - aby nas odciągnąć od Chrystusa -
szatan nigdy nie przedstawia nam zła jako zło, ale jako rodzaj, pozór dobra, żebyśmy
za nim poszli. W ten sposób stopniowo odciąga nas od Boga i zostaniemy
pochwyceni w jego sidła. Wtedy trzeba krzyczeć do Jezusa: "Panie Jezu, ulituj się
nade mną grzesznikiem". Pan Jezus wyzwolił nas od śmierci grzechu przez swoją
śmierć na krzyżu. Takie jest zwycięstwo, które Jezus chce objawiać w naszym życiu,
ale do tego potrzebna jest pokora wyznania tego, że odeszliśmy i złożenie wszystkich
złych mocy u stóp krzyża Jezusa, a także wyrzeczenie się tego wszystkiego, by
pozostać wyłącznie pokornym sługą Jedynego Pana.
Nieznane moce
Św. Augustyn twierdził tak: trzeba zauważyć, czy otrzymany skutek jest
proporcjonalny do przyczyny. Żeby np. przesunąć jakiś przedmiot, muszę go
popchnąć. Doświadczam kontaktu dotyku i pewnej siły użytej w stosunku do tego
przedmiotu. Przesunięcie się przedmiotu jest proporcjonalne do przyczyny, a więc do
siły mojej ręki, która go przesuwa. Ale, jeśli koncentrując się tylko, mówię do tego
przedmiotu: "przesuń się" i obiekt się przesuwa, to należałoby postawić sobie
pytanie, jak się to dzieje. Samo moje słowo nie ma takiej władzy, żeby przesuwać
przedmioty. Przyczyna nie jest proporcjonalna do skutku. W takich przypadkach,
mówi św. Augustyn, a później św. Tomasz, musi koniecznie zaistnieć jakaś przyczyna
pośrednia, która w sposób niewidzialny spełnia to, co ja powiedziałem. Te moce
pośrednie, niewidzialne, to złe duchy. Dlaczego są one złe? Ponieważ anioł, duch
dobry, jak mówi to jego nazwa, jest posłańcem Bożym, który ogłasza nam drogę
zbawienia w Jezusie Chrystusie.
Anioł, który mówi mi o czym innym niż o zbawieniu w Jezusie Chrystusie, nie jest
posłany przez Boga. Bóg nie posyła swoich aniołów po to, byśmy pracowali na niwie
okultyzmu. Bóg nie chce, żebyśmy byli wielkimi czarnoksiężnikami tajemnego świata.
On chce, byśmy byli prorokami, królami i kapłanami łaski z nieba. Nie jesteśmy
magami niskich sił, ale jesteśmy sługami łaski z "wysoka". Aniołowie pomagają nam
przyjąć tę łaskę, tak jak anioł Gabriel, który przychodzi ogłosić Maryi tajemnicę
wcielenia. On przychodzi, by pomagać nam budować nadchodzące Królestwo Boże,
które nigdy nie przeminie, a nie po to, by dać nam władzę nad przemijającym
światem. Demony chcą nas fascynować, byśmy skoncentrowali się na tym, co niskie i
byśmy zapomnieli, że nasze życie jest ukryte w Bogu. Jak to mówi św. Paweł:
...szukajcie tego, co w górze,[...] ponieważ wasze życie jest ukryte z Chrystusem w
Bogu (Kol 3,1-3). Dlatego jest tak ważne, żebyśmy byli ludźmi rozeznawania i
odwracali nasz wzrok od wszelkich fascynacji okultystycznych, tajemnych, które są
Za www.katolik.pl
pułapką dla naszej duszy. Tak samo jak wszelkie wieści, otrzymywane za
pośrednictwem zmarłych.
Spirytyzm
Nasi zmarli mają na szczęście coś dużo ciekawszego do roboty niż rozmowy z
żywymi. Kontemplują oni Oblicze Boga lub też kończą swoją drogę oczyszczenia i
zagłębiają się w uszczęśliwiającej miłości. Św. Katarzyna z Genui w swoich uznanych
przez Kościół objawieniach o czyśćcu, mówi te pocieszające słowa, że za nic w
świecie dusza czyśćcowa nie zechciałaby wrócić na ziemię, bo już spotkała Boga. A
jej cierpienie powoduje to, że nie może bardziej zbliżyć się do Niego. Oczyszczanie
się dusz w czyśćcu, to ogień miłości spalający to, co w tej duszy nie jest jeszcze
miłością, ale przywiązaniem do ziemi. Dusza czyśćcowa chciałaby rzucić się w
ramiona Boga, ale przywiązania ziemskie jej to uniemożliwiają i to jest jej
cierpieniem. Czy myślicie, że taka dusza będzie chciała przyjść, żeby rozmawiać przy
stoliku z talerzykiem, który się kręci? Tymczasem są duchy, które podszywają się pod
naszych zmarłych, żeby nas zniewolić. Warto wiedzieć, że jeżeli na tego typu
seansach ktoś zacznie się modlić, to - jakby przypadkiem - zmarły nie jest w stanie
przyjść. Czy to nie dziwne? Współcześni psychologowie odradzają praktykowanie
spirytyzmu i okultyzmu, bo statystyki pokazują, że wielu pacjentów szpitali
psychiatrycznych, to właśnie adepci tego typu praktyk.
Reiki
Chcę jeszcze powiedzieć kilka zdań na temat reiki. Reiki jest bardzo niebezpieczne.
Przez dłuższy czas przyglądałem się temu, ponieważ początkowe rezultaty wydają się
bardzo pozytywne. Byłem bardzo zdziwiony. Jednak bardzo szybko, bo po sześciu
miesiącach praktyki, zmieniłem zdanie... Jak zawsze w innych tego typu praktykach
okultystycznych, negatywne skutki pojawiają się później, by osoba nie podejrzewała
reiki o złe oddziaływanie. Negatywne skutki mogą pojawić się na poziomie fizycznym,
Za www.katolik.pl
psychicznym lub duchowym. Mógłbym podać mnóstwo przykładów, dotyczących
każdego z tych poziomów. Na ogół problemy zaczynają się w parę tygodni po
rozpoczęciu praktyki reiki.
Reiki jest drogą inicjacji okultystycznej. Pierwszy poziom wtajemniczenia dotyczy
panowania nad energiami okultystycznymi, by móc przekazywać je na miejscu.
Później można je już przekazywać na odległość i stopniowo posiadana moc potęguje
się. Jeśli zastosujecie tu kryterium rozeznania św. Augustyna, to zastanówcie się, jak
można przez telefon uzdrowić kogoś, kto jest oddalony o 100 km? Albo to się nie uda
- i wówczas nie ma się czym przejmować, albo się uda - i wtedy trzeba zapytać, jaką
mocą to się dokonało. Praktyka reiki jest niebezpieczna i by się z niej wyzwolić
potrzeba bardzo silnej modlitwy o uwolnienie.
Fragm. konferencji wygłoszonej w czasie Strumieni Wody Żywej 2002 pt. "Ja jestem
Drogą, Prawdą i Życiem"
tłum. Maria Pieńkowska
*Od łac. occulo - ukrywać, trzymać w tajemnicy; occultus - schowany, ukryty,
tajemny.
Inicjacje satanistyczne
Za www.katolik.pl
które traktują szatana w sposób religijny: całkiem na poważnie, tak jak inni traktują
Boga i Jego prawa. Dla zwolenników szatana jest on symbolem wolności i mocy. I z
tej racji jest "wyzwolicielem" z rzekomego fałszu tradycyjnych religii, represji
kulturowych czy osobistych kompleksów.
Powstaje pytanie: Dlaczego młodzi sataniści traktują szatana jako swego wyzwoliciela
czy też kogoś w rodzaju substytutu ojca? Czy są to problemy dotyczące jedynie
przeżyć traumatycznych w rodzinie i swoistej reakcji na represję ze strony własnego
środowiska: rodziny, szkoły, otoczenia? Czy jest to też sprawa pewnej mody i
naśladownictwa? Nie wykluczając owych czynników psychologiczno-socjologicznych
(np. "obrazów" Boga; zob. Obrazy Boga w: PSJ 7/2001), rodzi się też pytanie z
innego - duchowego - obszaru: Dlaczego młody człowiek (mający już czynne władze
duchowe: rozum i wolę) przemienia się w perwersyjnego egoistę, który hołduje
właśnie motywom zimnego egoizmu, bezwzględnej agresji czy okrutnej zemsty? Czy
jest to naturalne i czy może być wyjaśnione czynnikami psychospołecznymi?
Za www.katolik.pl
"potrzebie inicjacji" u współczesnego człowieka, niewiele w tym przypadku wnoszą,
gdyż badacze ci nie są w stanie nic powiedzieć o kierunku owej inicjacji. Nie są w
stanie ocenić i zdiagnozować, komu i czemu oddaje się człowiek w rytuale
inicjacyjnym, którego ma akurat potrzebę; czy jest to dobre czy złe. Tego rodzaju
pytania i odpowiedzi wymykają się ich metodologii. Nagłaśniane są natomiast ich
optymistyczne (i częściowo zresztą słuszne) obserwacje, dotyczące owej
antropologicznie uzasadnionej "potrzeby inicjacji", która w dzisiejszych czasach
została zaniedbana na skutek powierzchownego racjonalizmu upraszczającego i
redukującego wszystko co głębokie w człowieku, a co wyraża się np. w symbolach,
rytuałach czy mitach.
Za www.katolik.pl
1. dobrowolne pakty zawierane z szatanem, niekiedy przypieczętowane tatuażem lub
innymi znakami, włącznie z samookaleczeniami (por. KKK, 2113);
Musimy więc brać pod uwagę wszystkie wymiary w strukturze człowieka. Idąc tym
śladem, widzimy, że inicjacje, które są dokonywane w sektach satanistycznych, mogą
mieć różne formy; od form łagodnych do najbardziej zbrodniczych, polegających na
zabijaniu ludzi. Wszystkie one mają na celu inicjacyjne pieczętowanie przynależności
kultycznej, idolatrycznej. Trzeba to widzieć w funkcji związku z grzechem idolatrii.
Oczywiście kryminolodzy, humaniści, etycy będą to widzieć zawsze jako wykroczenie
przeciwko człowiekowi, etyce czy prawu.
Za www.katolik.pl
urynkowić wszystkie ludzkie wartości i czerpać zyski zarówno z handlu pornografią,
jak i z satanistycznych publikacji, głoszących pogardę i nienawiść do bliźnich (Gazeta
Wyborcza 9 II 2000).
Podobna zasada jest w samym okultyzmie. Ponieważ jest tu także popełniany akt
grzechu przeciwko I przykazaniu, łatwo dotyka obszaru satanizmu. Widzimy tutaj
istotne duchowe pokrewieństwo. Od okultyzmu przechodzi się łatwo do satanizmu.
La Vey interesował się hipnozą i okultyzmem zanim założył Kościół Szatana. Satanizm
jest po prostu rozwinięciem tej woli mocy, która jest ukryta w myśleniu magicznym
czy okultystycznym. Poza tym, okultyzm daje całościowy światopogląd, tworząc
szeroką, intelektualną bazę także dla satanizmu, który sam w sobie korzysta z
tradycji gnostyckiej. Okultyzm może być łagodną (w sensie nie-brutalności), lecz
poważną formą satanizmu i przejściem do pełnego satanizmu.
Za www.katolik.pl
Cuda Eucharystyczne
Św. Cyprian opisuje historię kobiety, która przechowywała u siebie Ciało Pańskie (co
było wtedy dozwolonym zwyczajem), lecz przeszła na stronę herezji. Gdy po pewnym
czasie otworzyła skrzynię, w której przechowywana była Eucharystia, z wnętrza
buchnęły nagle płomienie ognia, co napełniło kobietę nie tylko strachem, ale żalem i
skruchą. W słynnym cudzie w Santarem, w Portugalii (1266 r.) pewna kobieta wyjęła
Komunię św. z ust i owinęła w welon, by zanieść Ją wróżce jako zapłatę za obiecany
ratunek. Wówczas Hostia zaczęła krwawić.
Duchowość to nie manifestacja jakiejś energii (będącej formą materii). Tak chcą
postrzegać duchowość niektórzy okultyści czy parapsychologowie, widzący w
Eucharystii jeszcze jedno promieniujące źródło życiodajnej energii obok tzw.
"czakramu wawelskiego". Tymczasem duchowość nie da się znaturalizować, ani
zmaterializować w takim sensie, że wyeliminuje się specyfikę duchowości, choćby
poprzez poszukiwanie jej wymierności czy wymierzalności. Taka postawa to błąd
"duchowego materializmu", który szerzy się bez umiaru w ideologii New Age, chociaż
już wcześniej spirytyzm zmaterializował świat ducha (V. Frankl).
Za www.katolik.pl
Duchowość może się natomiast wcielać w materię, a to już jest zupełnie co innego.
W przypadku Eucharystii trzeba by rzec jeszcze inaczej - to wolny Duch Osobowy,
Duch Boży, Jezus Chrystus wciela się w materię, bo tego chce, a nie dlatego, że
musi. Tajemnica Wcielenia określa tajemnicę Eucharystii. Jezus jest realnie obecny
we Mszy św. nie dlatego, że takie są prawa konieczności, wynikające z zasad
wspomnianej materializacji duchowości. Jest to tajemnica wolności i miłości Boga.
Należy w to wierzyć, należy zaufać Bogu, który sam nam objawił taki rodzaj swojej
obecności (por. 1Kor 11,24n).
Jezus wciela się w Eucharystię, bo tego chce i trwa w niej, bo nam to obiecał jakby w
miłosnym wyznaniu. Jeśli ludzie tracą wiarę, jeśli sprzeniewierzają się tej Bożej
miłości wyrażonej w Tajemnicy daru Eucharystii, to wówczas Bóg, by ich otrzeźwić
czy obudzić, ukazuje Niewidzialne w widzialnym. Z całym ryzykiem takiego aktu,
który może wcale nie jest jakiś wzorcowy, ale jedynie dopuszczony przez Boga z racji
słabości ludzkiej. Jest to akt Bożego miłosierdzia. Potwierdza to wspomniany
kontekst tzw. "cudów eucharystycznych". Kontekst wątpienia, lekceważenia, zdrady
czy profanacji. Dla tych głównie powodów zechciał Zbawiciel (choć może jeszcze dla
innych, tylko Jemu znanych) w różnych okresach i okolicznościach ukazać ludziom
swą obecność poprzez cuda eucharystyczne. Ale to do nich jednak być może odnosi
się Jego wypowiedź skierowana pierwotnie do Tomasza Apostoła: Uwierzyłeś
dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli (J
20,29).
Za www.katolik.pl
ten sposób z teologii Eucharystii, gdy chodzi o jej błędne poglądy na temat
rzekomego znaczenia wielkości Hostii.
Istnieją też cuda, które objawiają nie tylko znaczenie i godność Eucharystii, ale także
jej moc w świecie widzialnym, tj. władzę Boga nad stworzoną przez Niego materią.
Można by do tej kategorii zaliczyć np. cud Eucharystycznego Postu, czyli pożywiania
się wyłącznie Komunią św. u św. Józefa z Cupertino (powszechnie znanego z
niezliczonych lewitacji), św. Anieli z Foligno, św. Róży z Limy czy współcześnie u
Marty Robin.
Można by odwrócić ten pewnik wiary, zadając pytanie: co dzieje się z tym, kto nie
spożywa Ciała i nie pije Krwi, bo utracił wiarę w Realną Obecność? Bo głównie o
wiarę tu właśnie chodzi.
Cud Eucharystii wymaga zawsze wiary, czystej wiary, bezinteresownej wiary. Wierzę,
więc uznaję widzialne za Niewidzialne. Wierzę obietnicom Boga, bo zawierzyłem Jego
Miłości. Dlatego cud Eucharystii jest dla mnie owocny. Czy cuda eucharystyczne dają
dowód na tę mistyczną przemianę, o której mówi sam Jezus, gdy stwierdza, iż to
"jest" Ciało Moje (por. Łk 22, 19; 1Kor 11,24)? Nie, bo sam cud - z teologicznego
punktu widzenia - nigdy nie jest dowodem, ale tylko znakiem. Taka jest logika
tajemnicy Wcielenia. Cuda eucharystyczne są po prostu znakiem skierowanym do
wierzących ludzi, w którym jest tylko odrobinę więcej widzialności niż zwykle. Bóg to
dopuszcza, byśmy w naszej słabości nie stracili wiary w Niewidzialne, byśmy uwierzyli
w Niewidzialne, a nie po to, by udowodnić przedmiot naszej wiary. To dlatego Jan
Paweł II, jeszcze jako arcybiskup Krakowa, nawiedzając Lanciano we Włoszech
(3.11.1974 r.), miejsce słynnego cudu eucharystycznego (ok. 750 r.), napisał: Spraw,
abyśmy w Ciebie bardziej wierzyli, pokładali nadzieję i miłowali.
Wiara ma bowiem zawsze swoje próby, coraz to nowe, często niezliczone. Będziemy
zawsze wystawiani na kolejną próbę, nawet jeśli w danym przypadku uda nam się
Za www.katolik.pl
zwyciężyć. Im mniej pewności w sercu, tym więcej trzeba zewnętrznych dowodów
(S. Kierkegaard, Pojęcie lęku). Zresztą kontekst konkretnych cudów
eucharystycznych odnosił się zawsze do konkretnych osób, które utraciły właśnie
wewnętrzną pewność. Były to najczęściej osoby, które wątpiły, czy nawet błądziły lub
upadały. Ludzie ci, widząc znak, doświadczali wewnętrznego widzenia Miłości Boga.
Tak też było właśnie w Lanciano, gdzie wątpiący zakonnik doświadczył widzenia
cudu, a następnie wewnętrznej, duchowej przemiany.
Za www.katolik.pl
Oszustka wróżąca z kart | Żyzny teren - Zabobon rzeczowy i sytuacyjny | Do
wszystkich, którzy interesują się magią, wróżbami, jasnowidztwem, astrologią i
czarami | Magia jest bałwochwalstwem |
Propozycje Pastoralne
Za www.katolik.pl
Jeden z największych teologów, św. Tomasz z Akwinu, oświadczył w Summie
Teologicznej:
"Święci Ojcowie piszą, że demony mają władzę nad ciałami i nad wyobraźnią ludzką,
według pozwolenia Boga. Dlatego też magowie mogą rzucać uroki z ich pomocą. W
Piśmie Świętym apostoł Paweł ustawia "bałwochwalstwo i wróżbiarstwo" wśród
działań ludzi, którzy "nie mogą odziedziczyć królestwa Bożego" (por. Gal 5,20), i
apostoł Jan przypomina, że dla "bałwochwalców i wróżbitów" przeznaczony jest
"udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką"" (Ap 21,8).
Ktoś mógłby powiedzieć: "Stało mi się to, ponieważ ktoś rzucił na mnie urok".
Później, gdy wchodzimy w głąb życia danej osoby, widzimy, że np. nie ma w nim
sakramentu pokuty lub gdy nawet jest spowiedź, to zdarza się bardzo rzadko, źle
odbywana i z ciężkimi grzechami, z których nigdy się nie spowiada. Nie ma w życiu
takiej osoby np. niedzielnej mszy świętej, a jeśli jest, to tylko kilka razy w roku. Nie
przyjmuje komunii świętej, nie modli się, żyje w moralnym nieładzie, być może w
Za www.katolik.pl
nienawiści do kogoś, egoizmie, pysze, niesprawiedliwości. Dlatego też, jeżeli uznamy
urok, (który w klasycznej definicji jest "sztuką szkodzenia komuś posługując się
interwencją demona"), za realny i w pewnych warunkach również skuteczny, musimy
wywnioskować, że ta interwencja demona jest skuteczna tylko tam, gdzie Zły z
powodu grzechu znajduje otwarte drzwi, dla swojego nadzwyczajnego działania. Z
tego też powodu musimy przypominać naszym wiernym, że: "wszystko to, co chroni
nas przed grzechem, chroni nas od Złego" (Paweł VI).
Naszym największym wrogiem nie jest więc wróżbita, rzucanie uroków czy też same
ewentualne czary. Naszym największym wrogiem nie jest nawet demon, lecz jest nim
grzech.
Naszym podstawowym zadaniem duszpasterskim jest prowadzić naszych braci tak,
aby stawali się prawdziwymi uczniami Jezusa Chrystusa, napełnionymi Duchem
Świętym i zdolnymi kochać Boga i bliźniego. To jest prawdziwe wyzwolenie człowieka
spod władz ciemności. Osoba jest wolna wtedy, gdy odrzuciwszy swój grzech, może
otworzyć się na Boga i żyć w komunii i miłości z Nim i braćmi. Dlatego powinno leżeć
nam na sercu przypominanie wiernym, że prawdziwą szkodą dla człowieka jest bycie
i życie w oddaleniu od Boga (pomimo, że - jak wielu mówi - wierzą w Niego), jakby
On nie istniał.
Aby unikać sytuacji wzbudzania w wiernych lęku przed urokiem, jak również aby
sprzyjać rodzeniu się ufności do Boga, który nas strzeże, wydaje mi się bardzo
słusznym przypomnieć to co powiedział ks. Gabriele Amorth w swej książce Pewien
egzorcysta opowiada: "Dokładne przeanalizowanie faktów często wskazuje, że
podstawą trudności, na które się narzeka, są powody psychiczne, sugestie, fałszywe
lęki. Dodam jeszcze, że często urok nie osiąga swego celu z różnych powodów:
ponieważ Bóg na to nie zezwala, ponieważ osoba, na którą został rzucony urok, jest
dobrze zabezpieczona żyjąc w modlitwie i jedności z Bogiem, ponieważ wielu
czarowników nie jest zdolnych do tego, aby je rzucać, a są raczej zwykłymi
oszustami. Sam demon "oszust od samego początku", jak go napiętnuje Ewangelia,
oszukuje swoich naśladowców. Byłoby wielkim błędem życie w lęku przed urokiem.
Biblia nigdy nam nie mówi, aby bać się demona. Mówi nam, aby się mu
przeciwstawiać, by być pewnym, że to on od nas ucieknie (por. Jk 4,7), gdy
będziemy mocni w wierze" (por. 1 P 5,9).
Za www.katolik.pl
rozdział: Oszustka wróżąca z kart
Pewna pani przez prawie rok chodziła do kobiety, która podawała się za
"bioenergoterapeutkę". Prowadziła do niej również swoją córkę, która miała
problemy psychiczne. Ona sama leczyła się u niej na bóle nóg. Na pierwszym
spotkaniu kobieta odczytywała córce karty tarotowe. Potem na kartce papieru
narysowała krzyż, a pod nim przykleiła obrazek Jezusa i Maryi i przebiła je szpilką.
Pod świętymi obrazkami przebitymi szpilką przykleiła zdjęcie córki, o które wcześniej
poprosiła. Następnie zapaliła świece. To samo uczyniła ze zdjęciem mojej znajomej.
Podczas gdy czytała z kart, powiedziała, że niektóre osoby z rodziny mojej znajomej
ściągały zło na jej rodzinę, a w szczególności na jej córkę, z którą przyszła. Moja
znajoma uwierzyła w to, co zostało jej powiedziane i czuła żal do członków swojej
rodziny. Cała sesja zakończyła się masażem nóg. Cała ta bioenergoterapia
ograniczała się tylko do tych rzeczy!
Za www.katolik.pl
zapalane w domu, aż do ich wypalenia. Pewnego razu dała jej pozłacany medalik i
srebrną kotwicę, wszystko za cenę 200 tysięcy lirów. Na medaliku znajdowały się
jakieś niezrozumiałe znaki. Medalik miał służyć, jak powiedziała
"bioenergoterapeutka", do oddalania od córki podłości czarownic, natomiast kotwica
miała służyć do uwodzenia mężczyzn.
Innego dnia moja znajoma i jej córka zobaczyły na biurku wróżki talerzyk, a na nim
wątrobę jakiegoś zwierzęcia. Wątroba znajdowała się w stanie totalnego rozkładu. W
biurze wróżki były też koty, którym brakowało jednego oka lub ogona a nawet jednej
łapy. Ponadto na jednej ścianie zawieszone były zdjęcia jej klientów. Często podczas
konsultacji "bioenergoterapeutka" otrzymywała telefony. Niekiedy, powiedziała mi
moja znajoma, wróżka krzyczała i ganiła na telefonicznego rozmówcę przeklinając
imię Boga, Maryi i świętych. Zachowywała się tak wtedy, gdy ten ktoś nie stosował
się do jej rad. Moja znajoma, która chodziła ze swoją córką do wróżki 2 lub 3 razy w
tygodniu, musiała płacić na ostatnim spotkaniu w tygodniu 200 tysięcy lub 300
tysięcy lirów. Tymczasem tak problemy córki, jak bóle nóg mojej znajomej nie tylko
nie znikały, ale się nasilały. Wtedy postanowiła zaprzestać konsultacji u wróżki, która
i tak już ją drogo kosztowała. Zaczęła wraz z córką pilnie uczestniczyć we Mszach
świętych, na których do tej pory bywała rzadko.
Wróżka, poinformowana o tym, próbowała odwieść ją od tej decyzji, ale to się jej nie
udało i wkrótce straciła dwie klientki. Wszystkie przedmioty, które moja znajoma i jej
córka otrzymały od wróżki, zostały przekazane księdzu z Fiesole, który je zniszczył.
Dziewczyna rozpoczęła regularną drogę modlitwy i uczestniczenia w sakramentach,
co bardzo jej pomogło. Dzisiaj jest bardziej pogodna, również dzięki pomocy, jaką
otrzymała od animatorów grupy parafialnej i proboszcza.
Za www.katolik.pl
rozdział: Żyzny teren - Zabobon rzeczowy i sytuacyjny
Żyzny teren
a) zabobon sensu stricto, kiedy rzeczy, które się wykonuje, mają jakiś związek z
praktykami religijnymi takimi jak np. modlitwa, gesty, błogosławieństwa;
b) zabobon rzeczowy i sytuacyjny, kiedy te same rzeczy lub podobne wykonuje się
bez łączenia ich z modlitwami lub praktykami religijnymi.
Kilka przykładów zabobonów sensu stricto.
Mogę zrobić krótki spis, oparty na osobistym zbiorze danych, najbardziej spotykanych
form tego typu zabobonów np.:
- powtarzanie jakiejś modlitwy określoną ilość razy, gdyż w przeciwnym wypadku
grozi jakieś nieszczęście;
- traktowanie recytacji modlitw w określonej liczbie, w określone dni roku, czy
tygodnia, jako niezawodny środek na uwolnienie takiej samej ilości dusz z czyśćca;
- recytowanie modlitw z życzeniem, aby temu, komu życzymy źle, stało się coś złego;
Za www.katolik.pl
- pogląd, że woda święcona zebrana potajemnie z jakiejś liczby kościołów (np.
siedmiu) jest skuteczna;
- odmawianie modlitw na skrzyżowaniach dróg w określonych godzinach dnia lub
nocy;
- odmawianie samemu lub przez inne osoby różnych dziwnych modlitw w domach lub
dokonywanie błogosławieństw z litaniami, przy użyciu świec, krucyfiksów w różnych
kolorach, z zastosowaniem różnych substancji i kolorowych tasiemek.
W tej szczególnej formie zabobonów sensu stricto należy zwrócić uwagę na rytuały,
znaki religijne i akty kultu. Rzeczywiście, sam Kościół zaprasza nas do ich
wykonywania. Mają one bowiem, odmawiane z wiarą i ufnością, zbliżać nas do Boga i
do łączności z Nim. Natomiast wykonywane w błędnym nastawieniu wewnętrznym
mogą stać się zabobonem. I to właśnie (przypominają nam biskupi z Toscanii w
dokumencie zatytułowanym "Co dotyczy magii i demonologii") zdarza się wtedy,
kiedy "wierzący jest świadom, że stosuje gesty chrześcijańskie, poprzez które wie, że
działa Bóg i Jego łaska, lecz na płaszczyźnie emocjonalnej działa w nim pewna
postawa magiczna, związana jedynie z pragnieniem osiągnięcia czegoś lub ucieczką
od jakiejś nieosobowej siły, której się boi".
Z tym rodzajem zabobonu spotykamy się wtedy, gdy ktoś przypisuje pewnym
rzeczom moc, bazując na ich naturze. Moc, którą rzekomo te rzeczy powinny
posiadać, jest niezależna od tego, jakie są działania człowieka. Ten zaś
konsekwentnie uzależnia od niej swoje zachowanie. Kto praktykuje takie zabobony,
myśli, że nawet poprzez kontakt z określonymi rzeczami przywołuje szczęście lub też
nieszczęście. Jego działanie ogranicza się do prób wejścia w kontakt z tym, co
przynosi szczęście (np. jakiś amulet) i unikania tego, co przynosi nieszczęście (np. nie
podróżuje w określone dni, nie wynajmuje w hotelu pokoju o numerze 13 lub 17,
unika spotkania z określonymi zwierzętami). Oto spis takich zabobonów:
Za www.katolik.pl
- rozbić lusterko;
- założyć ręce jedna na drugą, kiedy ktoś się z nami wita;
- rozłożyć parasol w domu;
- położyć kapelusz na łóżku;
- otrzymać w podarunku chusteczki;
- trzymać nogi skrzyżowane, jeśli kobieta jest w ciąży lub też przyszywać guzik do
ubrania w momencie, gdy ma się je na sobie;
- kupić wózek dla dziecka jeszcze przed jego narodzeniem;
- rozpocząć podróż lub podejmować decyzje w pewnych dniach tygodnia lub miesiąca
(np. we wtorek, w piątek, a szczególnie w piątek 13 lub 17. Znane jest to sławne
zdanie "Ani we wtorek, ani w piątek nie zawiera się małżeństwa ani nie podróżuje".).
- mieć do czynienia z liczbami 13 i 17 (w odniesieniu do tego typu zabobonu, warto
zwrócić uwagę, że jest on bardzo rozpowszechniony w Stanach Zjednoczonych jak
również w innych krajach. Rzeczywiście można tam spotkać przypadki, że piętro 13
czy 17 jakiegoś bloku, nie jest oznaczone odpowiednio tymi numerami, lecz 13
nazywane jest 12 bis, a 17 oznaczone jest jako 16 bis. Tak samo jeśli chodzi o
miejscówki w samolotach. Nie ma miejsca 13 czy 17, a znajdziemy miejsce 12 bis i
16 bis).
Za www.katolik.pl
- zakładać w noc sylwestrową bieliznę koloru czerwonego.
Drogi Przyjacielu
Jeśli jesteś jednym z tych, którzy zwracają się do wróżących z kart czy z dłoni,
astrologów, magów czy jasnowidzów, to te słowa kieruję przede wszystkim do
Ciebie. We Włoszech około 12 milionów osób co najmniej raz w życiu skorzystało z
usług jednego ze 170 tysięcy wróżbitów, którzy łudząc swoich klientów zarabiają na
nich wiele miliardów lirów rocznie.
Jeśli masz zaufanie do tych właśnie osób, to znaczy, że nie wiesz wielu rzeczy, o
których Ci opowiem. Konieczne jest jednak, abym pomógł Ci zrozumieć różnicę
między postawą autentycznie religijną i postawą magiczno-zabobonną. Reszta będzie
dla Ciebie jasna.
Za www.katolik.pl
Postawa religijna a postawa magiczno-zabobonna
Postawa religijna to postawa człowieka, który wierzy w Boga, adoruje Go, chwali Go i
wielbi, Jemu dziękuje, prosi o wybaczenie grzechów, które Mu wyznaje, Jemu się
powierza oddając Mu swoje życie całkowicie i bezwarunkowo oraz z pełnym
zaufaniem oddaje się Boskiej Opatrzności. Kiedy zwraca się do Niego, gdy się modli,
nie myśli nigdy, aby zmusić Boga swą modlitwą, by On spełnił jego ludzką wolę, ale
próbuje otrzymać od Niego łaskę dostosowania się do tego, czego On chce, gdyż
wie, że dobrem dla niego jest pełnić wolę Boga (święci mówią: "moje niebo to wola
Boga").
Istnieje również tzw. postawa magiczno-zabobonna. Odnosi się ona do osoby, która
za pomocą określonych formuł, rytuałów, gestów, filtrów, amuletów lub talizmanów,
chce obronić się przed jakimś nieszczęściem czy niepowodzeniem lub chce
przyciągnąć szczęście albo też zdobyć władzę i nadprzyrodzone panowanie nad
rzeczywistością, która go otacza. Chce to osiągnąć podporządkowując sobie
nieuchwytne siły okultystyczne, aby kierować biegiem wydarzeń tak, by móc czerpać
z tego korzyści dla siebie lub dla osoby, która do niej się zwraca.
Tak więc różnica tkwi w tym, że człowiek religijny zwraca się pokornie do Boga
mówiąc Mu: "Niech się stanie według Twojej woli", podczas gdy człowiek o postawie
magiczno-zabobonnej wszystko koncentruje na sobie mówiąc: "Niech się stanie
według mojej woli".
Postarajmy się teraz lepiej poznać postać wróżbity - maga. Kim w rzeczywistości jest
wróżbita posługujący się kartami czy też mag? Czy jest to naprawdę osoba, która
może pomóc ci w dobrym lub złym? Z pewnością nie! Mag wróżący z kart czy też
czarownik jest to zawsze ktoś, kto zręcznie wykorzystuje potrzeby jakiejś osoby,
okłamując ją dla własnych korzyści. Wiedząc, że obiecuje fałszywie, przedstawia się
Za www.katolik.pl
jako dobrodziej, twój prawdziwy przyjaciel, jedyna osoba będąca w stanie rozwiązać
wszystkie twoje problemy.
Nędzna istota ludzka, stworzona jak wszyscy inni z prochu i popiołu, nie jest w stanie
uniknąć nawet banalnego przeziębienia, a obiecuje to, czego nawet Bóg nie obiecuje.
W ten sposób stawia siebie ponad Bogiem. Cóż za pycha! Cóż za oszustwo! Cóż za
kłamstwo!
- wróżbita (lub wróżka) daje Ci talizman i mówi, że aby działanie jego było ciągłe,
należy go co jakiś czas doładowywać. Tak znajduje powód, abyś był zmuszony
ponownie wrócić, może po dwóch tygodniach, bądź wcześniej i wydał kolejne
pieniądze;
- wróżbita (lub wróżka) da Ci kolorową świecę, która kosztuje kilka tysięcy lirów,
powie Ci, że jest poświęcona szczególnymi rytuałami, by przyciągała dobro i
szczęście dla Ciebie. Będziesz musiał zapalać ją o pewnej godzinie przez jakiś czas, a
kiedy cała się wypali, będziesz musiał wrócić, aby dostać nową za kolejne 50 lub 100
tysięcy lirów;
- wróżbita (lub wróżka) daje Ci za każdym razem coś innego, raz amulet, innym
razem proszki, które należy używać w określony sposób, innym razem jakieś suszone
zioła, to znowu jakieś formuły magiczne spisane na kartce, którą będziesz musiał
nosić przy sobie. Możesz też otrzymać kadzidło lub sól, jakiś uszyty woreczek,
którego pod żadnym pozorem nie będziesz mógł otworzyć, a w środku będzie piasek
np. z cmentarza, a czasami prochy zmarłych skradzione z cmentarzy lub też
wysuszona krew menstruacyjna, kawałki ubrania czy szat liturgicznych, włosy z
części intymnych, kosmyk włosów wraz z częścią twojego zdjęcia lub zdjęcia innej
osoby, które przyniesiesz na jego polecenie. Za każdym razem dowiesz się, że te
rzeczy służą do czegoś bardzo szczególnego, np. w celu przywołania szczęścia lub
zdrowia czy też miłości lub jakiegoś dobrego interesu a może w celu ochrony Ciebie
od zazdrości czy też niepowodzeń, aż w końcu w celach oczyszczenia środowiska itd.;
- niektórzy z nich otaczają się krzyżami, figurkami świętych czy Madonny, różańcami,
obrazkami świętych, malowidłami przedstawiającymi ojca Pio czy Papieża. Wszystko
Za www.katolik.pl
to po to, by uspokoić klienta bazując na uczuciach religijnych. Niemała liczba
wróżbitów, używa nawet imienia Boga i świętych w swoich dywagacjach, rytuałach,
tylko po to, by Cię uspokoić i dobrze oszukać.
Wróżbici zdumiewają Cię, mówiąc rzeczy, których nie mogli o Tobie wiedzieć. Prawie
zawsze jednak posługują się prywatnymi detektywami, którzy zbierają informacje o
Tobie.
"Nie jest to jednak jedyny sposób. Nawet w stosunku do kogoś, kto przychodzi do
wróżbity bez wcześniejszego zamówienia wizyty, szachrajstwo funkcjonuje. Wróżbita
gra na zwłokę, aby mieć czas na znalezienie rozwiązania lub na przygotowanie
jakiegoś stosownego amuletu. W przerwie między pierwszym i kolejnym spotkaniem,
detektyw realizuje swoje zadanie".
"Zdarza się jeszcze gorzej. Często niektóre osoby zwracają się do mnie, bo chcą
dowodów na to, co powiedział im jasnowidz. Na przykład: pewna kobieta zupełnie
niedawno zleciła mi śledzenie swojego męża, ponieważ podejrzewała, że zdradza ją z
inną kobietą. Po wykonaniu detektywistycznego dochodzenia, powiedziałem kobiecie,
że nie znalazłem żadnego dowodu potwierdzającego jej podejrzenia. W odpowiedzi
powiedziała, że to niemożliwe, jako że wróżbita powiedział jej coś zupełnie innego.
Była to insynuacja klientowi zdrady, by potem za bardzo wysoką cenę rozwiązać
problem. Teraz można zrozumieć, dlaczego nigdy nie akceptowałem współpracy z
wróżbitami. Mam 60 lat i wydaje mi się czymś okrutnym wykorzystywanie ludzi,
którzy cierpią i dorabianie się na nich. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że
niektórzy z moich kolegów pracują dla nich, a jest to bardzo dochodowe zajęcie.
Wystarczy przymknąć jedno oko lub zamknąć oba na zasady deontologii zawodowej".
Wróżbici posługują się nie tylko prywatnymi detektywami, lecz mają również swoich
wspólników, którzy wykonują dla nich pracę detektywów.
Starszy już dzisiaj rzymski egzorcysta, ksiądz Proia w swej książce Ludzie, szatani,
egzorcyzmy napisał: "Jeśli chodzi o współpracowników wróżbitów, wierni muszą być
Za www.katolik.pl
bardzo ostrożni i trzymać się od nich z daleka. Są to osoby, które w przypadku
cierpienia lub przygnębienia zbliżają się mówiąc: "Znam pewną osobę, która pomoże
ci rozwiązać twój problem. Jest to osoba bardzo dobra i pragnie czynić dobro. Jeśli
chcesz, dam ci jej adres albo cię do niej zaprowadzę". Są to osoby, które kierują
nieostrożnych ludzi do tego czy innego wróżbity i otrzymują za to znaczną część
zarobku. Współpracownik dostarcza następnie wróżbicie informacji dotyczących
danej ofiary: wzrost, budowę ciała, wygląd twarzy, kolor włosów, sytuację rodzinną i
ewentualne problemy etc. Kiedy pechowiec spotyka się z wróżbitą spostrzega, że jest
osobą dobrze znaną wróżbicie. Słucha więc informacji, które są mu przekazywane
jako owoce. cudownego jasnowidzenia, lub czegoś podobnego. Należy być bardzo
ostrożnym".
Zdarzają się również rzeczy jeszcze gorsze, którym nie ma końca. Kiedy w rozmowie
wróżbita orientuje się, że klient posiada stosowne warunki psychologiczne, by go
uwieść, proponuje mu stosunki seksualne najbardziej perwersyjne, tłumacząc i
usprawiedliwiając je jako konieczne w celu osiągnięcia pozytywnych i skutecznych
wyników rytuałów magicznych. Świadectwa wielu pechowych osób ujawniły tę
degradującą, poniżającą stronę działalności wróżbitów.
W stosunku do osób, które rezygnują z ich "protekcji" nie chcą dalej zasilać ich
kieszeni, oszuści uruchamiają mechanizm prawdziwego szantażu. Grożą swoim
klientom, że spotka ich śmierć lub też insynuują, że znajdą się w niebezpieczeństwie,
jeśli nie poddadzą się ich "opiece". Wiem, że są takie osoby, które wystraszone tymi
groźbami, ulegają szantażom i płacą okresowo wróżbicie jakąś kwotę.
Podsumowując należy jeszcze dodać, że związek, jaki tworzy się pomiędzy klientem a
wróżbitą, jest czasami tak silny, że człowiek nie jest w stanie już sam decydować o
czymkolwiek bez konsultowania się z wróżbitą, nawet w sprawach najbardziej
banalnych. Są ludzie, którzy nie wyruszają w podróż, nie prowadzą swoich
działalności gospodarczych, nie podejmują żadnych decyzji rodzinnych, czy też
zawodowych, bez wcześniejszej konsultacji z wróżbitą.
Pewien jubiler opowiadał mi, że wielu z jego klientów, przedsiębiorców, podczas gdy
są w jego sklepie, między jednym a drugim poruszanym tematem, zwierza mu się, iż
przed podpisaniem jakiegoś kontraktu finansowego spotykają się z wróżbitami.
Mówią to oczywiście ściszonym głosem dodając: "Zwierzam się panu, bo jest pan
przyjacielem .."
Ksiądz Raul Salvucci jest egzorcystą od 1975r. Na pytanie dotyczące tych tematów,
zadane mu przez dziennikarza z "Avvenire" odpowiedział: "Wszyscy wiedzą, że
pewien wielki przedsiębiorca lecąc swoim prywatnym samolotem, na pokład zabiera
zawsze swoją wróżkę, którą zatrudnia na pełnym etacie. W świecie filmu i spektaklu
jest tak samo. Kiedy podczas pewnych transmisji telewizyjnych określony wróżbita
Za www.katolik.pl
pojawia się zbyt często, można przypuszczać, iż prowadzący dany program korzysta z
konsultacji i pomocy spirytystycznej tegoż wróżbity, oczywiście w celu
zagwarantowania sukcesu".
Posługując się terminem "zabobon" odnoszę się, tak jak jest to w Biblii, do magii,
wróżenia, czarów, uroków, spirytyzmu, astrologii.
Za www.katolik.pl
jak i w Nowym Testamencie, mówi nam często o tego typu praktykach, aby nas
przed nimi ostrzec. Zabobon rzeczywiście osłabia wiarę, zakłóca autentyczną relację
człowieka z Bogiem, zastępując ją innymi formami, które nie prowadzą człowieka do
spotkania ze swoim Stwórcą.
"Tak jest również z dzisiejszym chrześcijaninem. Będzie się z tym zmagał również
chrześcijanin jutra, wybawiony przez Boga z niewoli szatana przez chrzest. Człowiek,
depozytariusz planów Boga co do życia i co do swego przeznaczenia, które dobrze
powinien znać, pozostaje jednak ciągle kuszony myślą i drogami tego świata i
pozostaje w niebezpieczeństwie zgubienia się po drodze".
"Znane jest twarde stanowisko Starego Testamentu przeciwko tym, którzy praktykują
magię. Powodem tak surowego potępienia jest fakt, że magia jest odrzuceniem
jedynego, prawdziwego Boga. "Nie będziecie się zwracać do wywołujących duchy ani
Za www.katolik.pl
do wróżbitów. Nie będziecie zasięgać ich rady (.) Ja jestem Pan, Bóg wasz!" (Kpł
19,31). "Także przeciwko każdemu, kto się zwróci do wywołujących duchy albo do
wróżbitów, aby uprawiać z nimi nierząd, zwrócę oblicze i wyłączę go spośród jego
ludu. Uświęćcie się więc i bądźcie świętymi, bo Ja jestem Święty. Ja, Pan, Bóg
wasz!"" (Kpł 20, 6-7).
Oddawanie się magii jest równe oddawaniu się prostytucji. "Lud mój zasięga rady u
swojego drewna, a jego laska daje mu wyrocznię; ... duch nierządu oznajmił -
opuścili Boga swojego, aby cudzołożyć" (Oz 4, 12, por. Iz 2,6 i 3, 2-3).
Za www.katolik.pl
Pochylone życie - cz.I | Pochylone życie - cz.II | Pochylone życie - cz.III | Pochylone
życie - cz.IV | Pochylone życie - cz.V | Pochylone życie - cz.VI | Pochylone życie -
cz.VII | Pochylone życie - cz.VIII |
Za www.katolik.pl
rozdział: Pochylone życie - cz.I
Kiedy ktoś stoi pochylony, to właściwie nie chce patrzeć innym w oczy. Może nie
dlatego, że do innych czuje pogardę, ale że to inni patrzą na niego z pogardą. Może
boi się, że inni mogą dostrzec coś, czego on sam nie chce zobaczyć w sobie.
Spotkałem kogoś, kto tak był głęboko “posiniaczony” przez przekleństwa rodziców,
że wstydził się być fotografowany! Jedno przekleństwo rzucone na dziecko może być
pamiętane przez wiele lat i warunkować życie w sposób bardzo niekorzystny, a co tu
dopiero mówić o wielokrotnym wyzywaniu! To idealna przestrzeń dla złych duchów,
które potrafią nawet wejść w słowa, które nie brzmią wulgarnie, ale za to posiadają
siłę rażenia gorszą niż najgorsze bluźnierstwo: “Żałuję, że cię urodziłam!” To wielki
grzech powiedzieć takie słowa dziecku, ponieważ przynoszą mu gorszy los, niż
uderzenie pięści lub złamanie nogi!
Zdarza się, że ktoś tak źle o sobie myśli i jest głęboko przekonany, że inni patrzą na
niego z pogardą... Uważa, że tylko to mu się należy: pogarda – ponieważ nikt się nie
ucieszył w życiu z jego narodzin! Gdy coś takiego się dzieje z ludzką duszą, jakże
blisko snują się cienie demonów gotowe gnębić dalej serce ludzkie pętami lęku i
złości! Podam przykłady, które potwierdzą to, co mówię.
Pewna dziewczyna była atakowana przez swego ojca krzykiem, może nawet lepiej
będzie, jeśli powiem: wrzaskiem. Słowa potrafią w nas złamać naszą wewnętrzną
konstrukcje osobowościową, potrafią uderzyć jak żelazny drąg, potrafią złamać
wewnętrznie człowieka. Szczególnie słowa rodziców, którzy mówią ze złością,
przeklinają, rzucają złorzeczenia. Uderzenie rózgi wywołuje sińce, uderzenie języka
łamie kości.(Syr 28,17).
Po jakimś czasie on już jej nawet nie bił, tylko krzyczał, wyzywając ją. Doprowadziło
to do tego, że wycofała się do swojego wnętrza, zamknęła w sobie, zamknęła na
innych, była taka pochylona i skulona. Gdy wszedłem do pomieszczenia, w którym
pracowała, dla żartu krzyknąłem. Nie zawsze zachowujemy się racjonalnie albo
poważnie – mnie też się to zdarza. Kiedy usłyszała mój okrzyk, tak się wystraszyła,
że uciekła. Jeszcze tego samego dnia chciała ze mną rozmawiać. O wszystkim mi
opowiedziała: mój krzyk wywołał z jej pamięci wszystkie krzyki ojca, cały strach i lęk,
jaki w sobie skumulowała przez lata. Byłem zdziwiony, że nawet moje niepoważne
zachowanie Jezus wykorzystuje dla czyjegoś uwolnienia! Wieczorem modliliśmy się
wspólnie. Przez całe życie chciała wymazać, zapomnieć to wszystko, co zostało jej
wykrzyczane, ale jednocześnie ta historia ją krępowała, nie pozwalała jej być sobą,
nie pozwalała jej się śmiać, mówić głośno, być pewną siebie. Miała na tym tle uraz,
Za www.katolik.pl
była związana, chodziła cicho i zwykle mało mówiła, a jeśli już się odzywała, to
przyciszonym, drżącym głosem. W czasie modlitwy poprosiłem ją o to, żeby napisała
listę żalów do swojego ojca, żeby wypisała wszystko to, co nosiła od dawna w swoim
sercu. Po dwóch godzinach przyszła do mnie z tą listą zażaleń. Powiedziałem jej:
“Przeczytaj mi to, co napisałaś, bo może coś jeszcze ustalimy. Chciałbym lepiej
zrozumieć to, co Cię tak posiniaczyło w duchu.” Zaczęła odczytywać ten indeks:
“Przepraszam cię, tato, za to, że na mnie krzyczałeś; przepraszam cię za to, że mnie
biłeś, przepraszam cię za to i za to...”. Lista była długa, a zanosiło się na to, że za
wszystko chciała przeprosić ona. Czuła się winna, ponieważ była niszczona; czuła się
zła, ponieważ źle ją traktowano. Przerwałem jej: “Ja też cię przepraszam, nie czytaj
już pozostałych słów! Czy naprawdę to jest twoją winą, że on na ciebie krzyczał?”
Pierwszy raz w życiu zobaczyła, że czuła się winna za to, że on był z niej niesłusznie
niezadowolony. Powtarzające się ataki wściekłości i złości, niezadowolenia i
odtrącenia, doprowadziły ja do przekonania, że musi być bardzo winna, skoro jest
nieustannie karana niechęcią ojca.
Nie zawsze jednak jesteśmy winni zła, które na nas spada. Zwykle cierpienie
odbieramy jako karę za to, co uczyniliśmy, za to, jakimi jesteśmy, za to, że nie
czyniliśmy tego, co trzeba. Kara kojarzy nam się z winą. Znam osoby zgwałcone,
które siebie obwiniały o to, że przytrafiła im się ta krzywda. Spotkałem też ludzi
fizycznie pobitych, którzy obwiniali się o to, że dali się złamać. A przecież to nie jest
winą! To nie było jej grzechem, że ojciec był ciągle niezadowolony.
Przeredagowaliśmy te zarzuty. Zaczęliśmy się jeszcze raz modlić i ta modlitwa była
jak odwijanie całunu turyńskiego… przyglądaliśmy się każdej nici, każdemu wątkowi,
każdemu fragmentowi jej obolałych wspomnień aż rozwinęła się ta szata jej losu
utkana wewnętrznie. Z tej tkaniny pamięci spoglądał na nią Jezus, na którego
krzyczano, na którego wrzeszczano, którego wyzywano, wyśmiewano, na którego
zrzucono winę za wszystkie grzechy... Zobaczyła, że jest podobna do Jezusa i
doświadczyła zerwania przez Niego tych więzów lęku i obwiniania się. Nawet była
wdzięczna za mój krzyk. Pamiętam, że dwa, trzy dni później, była zupełnie inną
osobą.
Takiego uwolnienia, żaden człowiek nie potrafi dać drugiemu człowiekowi. Może to
zrobić tylko Jezus, dlatego że On cierpiał to wszystko, co nas zniewala. Cierpienia,
które On zniósł – te wszystkie wrzaski i krzyki, oskarżenia i całe niezadowolenie
swojego narodu są zasługą, są również skarbem dla nas wszystkich. Człowiek
doświadczając tej łaski, widząc jak Jezus dla niego cierpiał, widząc, że cierpiał to
samo co On – może doznać łaski uwolnienia. Odnalezienie podobieństwa do Jezusa
jest odnalezieniem mostu dla łaski, która jaka wkracza do ludzkiej duszy, by ją
uwolnić od więzów, które nałożył nam zły duch w chwili doznawania krzywdy.
Modlitwa z kimś, kto został tak potraktowany w życiu jak Jezus w Ostatnim Tygodniu,
przypomina mi rozwijanie całunu turyńskiego. Przyglądanie się rdzawym plamkom
bólu na niciach losu; delikatne rozwijanie załamań tkaniny, które są jak załamania
psychiczne, doły, rozpacz, wyszukiwanie nasionek Słowa Bożego w miejscach tak
strasznie przeoranych pługiem bólu, odkrywanie w pozornie bezkształtnych plamach
naszych przeżyć – kształtu Jego Ciała!
Za www.katolik.pl
Ty bowiem utworzyłeś moje nerki, Ty utkałeś mnie w łonie mej matki. Dziękuję Ci, że
mnie stworzyłeś tak cudownie, godne podziwu są Twoje dzieła. I dobrze znasz moją
duszę, nie tajna Ci moja istota, kiedy w ukryciu powstawałem, utkany w głębi ziemi (
Ps.139,13-15).
Utkany we wnętrzu ziemi… Jak można tkać tkaninę we wnętrzu ziemi? Chyba, że w
grobie. W grobie Jezusa? Albo pod ziemią, czyli pod stopami ludzkimi, w zdeptaniu?
Mojry, córki Ananke, greckiej bogini przeznaczenia, tkały los z nici czasu. Każda
chwila w życiu jest czasem bezcennie ważnym, jak nić w tkaninie. Kiedy wyciągasz
jedna nitkę z tkaniny, naruszasz całość, wszystko może się wtedy rozstąpić. Każda
nić jest istotna, nawet ta najbardziej skręcona z bólu. Ta najmniej kolorowa, albo ta
o krzykliwym kolorze. Krzykliwy kolor może być nawet modnym kolorem, gorzej z
krzykliwymi wspomnieniami, choć może nigdy nie pomyślałeś, że te krzykliwe
wspomnienia mogą mieć taki wydźwięk w twoim sercu, jak krzykliwe kolory – mogą
dodać piękna poprzez przebaczenie, jakie ofiaruje się wspaniałomyślnie
krzywdzicielowi.
Znam alkoholików, którzy nigdy nie wybaczyli sobie tego, że w dzieciństwie byli bici
przez ojców alkoholików czy też obwiniani przez matki alkoholiczki – rodziców, którzy
uciekali w alkohol przed wspomnieniami z wczesnej młodości, kiedy sami byli
gwałceni lub upokarzani i za wszelką cenę pragnęli uciec w cokolwiek przed tamtymi
wydarzeniami.
Za www.katolik.pl
przeżyciem przykrego uczucia skruchy i pełnego przyjęcia odpowiedzialności serca za
własne winy. Najłatwiej uciec przed tym obwiniając innych, a samemu pogrążając się
w jakimś grzesznym uzależnieniu. Chcemy zapomnieć o tym, na co nas było stać,
wmawiając innym, że byli odpowiedzialni za nasze klęski sumienia. Natomiast ci,
których obwiniano, obciążono, czują konflikt – czują się winni za czyjeś grzechy, bo
tak im to “wkodowano”, a z drugiej strony wiedzą, że to nieprawda.
Jeśli więc masz sobie coś przypomnieć, to nie po to, żeby to rozdrapać, ale tylko po
to, by dostrzec w tym Jezusa, albo Go w to doświadczenie zaprosić.
Za www.katolik.pl
rozdział: Pochylone życie - cz.II
Za www.katolik.pl
cierpieć, że będzie tak jak za dni Lota w Sodomie. I dlatego Jezus obronił ciebie,
przyjmując na Siebie to, co ci uczyniono!” Wzięła z tego skarbca pełną garścią wiary i
przyszło uzdrowienie. Oczywiście w takie przeżycia mogą ingerować złe duchy:
atakując te same miejsca naszej osoby tym samym przeżyciem i paraliżując wspólne
życie małżonków. Ten duch atakował ją wiele razy tak samo! Wszystko to
doprowadziło do tego, że nawet normalne, pełne miłości zachowanie, jakim jest akt
małżeński stał się nienormalnym i paraliżującym przeżyciem. Podobnie jak ta
dziewczyna, która mając 18-20 lat słyszała w domu tylko krzyk... – nawet radosne
okrzyki wywoływały u niej strach i panikę. Właśnie takie obszary uczuciowe naszej
osoby są napastowane i wiązane przez złe duchy.
Ostatnimi czasy tak wiele się mówi o bulimii albo anoreksji. Rzeczywiście to bardzo
niepokojące zjawiska. Nie znam zapewne gruntownie istoty tych chorób, ale
zauważyłem, że najczęściej osoby, które trafiały do mnie z tym problemem, miały
bardzo uzależniających rodziców, wręcz nadopiekuńczych, nadtroskliwych,
kontrolujących. Właściwie byli oni “bogami” kształtującymi dzieci na “swój” obraz.
Wcale nierzadko rodzice anorektyków to ludzie z wyższym wykształceniem albo
przynajmniej z wyższymi aspiracjami, ambicjami, tradycją, kulturą; ludzie, którzy
sobie nie wyobrażają, że ich dziecko może ponieść porażkę, albo być gorsze od nich.
Musi być zawsze lepsze! Rodzice, o których teraz powiem kilka słów, mocno działali
we wspólnocie modlitewnej. Obydwoje byli ludźmi ogólnie szanowanymi, przez jakiś
czas przewodniczyli całej grupie. W tym niestety kryła się zasadzka. Dobra opinia
może zanadto zobowiązywać, aby jej nigdy nie stracić, można zbyt dużo wymagać od
siebie i od innych. Poza tym religia dla wielu ludzi jest eskapizmem – ucieczką przed
zbyt nędzną prawdą w świat ułudy, w świat idealnych wyobrażeń.. Dlatego, żeby
obudzić kogoś z idealnych projekcji, dochodzi w takich rodzinach do “przebudzenia”
realnych faktów o człowieku i jego nędzy – dzieci stają się manifestacją ukrytych
prawd rodziców, którzy unieśli się ponad ziemię i zaczęli oszukiwać się wymarzonymi
o sobie mniemaniami – dodajmy – również religijnymi ułudami. Dzieci szaleją w
demonicznych albo niemoralnych i bagnistych sferach życia, ponieważ rodzice
“szaleją” w mistycyzujących i wypuryfikowanych z grzesznej prawdy obszarach
ducha. Poza tym ludzie boja się, że zawiodą księdza, przyjaciół, rodziców, wspólnotę
i wreszcie swoje ideały i wszystko przestaje być miłością, jest tylko lękiem; przestaje
być religią, jest tylko nerwicą. Najwięcej zasadzek złego ducha w drodze do Boga
ukrywa się tam, gdzie człowiek najmniej się ich spodziewa. Ojciec tej dziewczyny
zajmował wysokie stanowisko w pewnej instytucji artystycznej, natomiast matka była
pracownikiem naukowym w pewnej polskiej uczelni. Od pewnego czasu ich córka
chorowała na bulimię, nie chciała się modlić, zamykała się w pokoju ze słuchawkami
na uszach, zdarzyło się jej wziąć “trawkę”, a nawet ukradkiem upijała się wiele razy.
Za www.katolik.pl
miłości do dziecka z dnia na dzień przymuszali je do zachowań i postaw, które im się
jedynie podobały – rozpoczęli dzieło “puryfikacji” z grzesznej prawdy. Owszem,
również we wczesnym dzieciństwie, zabrakło zwykłych gestów czułości, przytuleń,
bajek i całusów na dobranoc, było zaś sprawdzanie higieny, codzienna nauka
układania we właściwym miejscu rzeczy i ubrań, szybkie nauczanie czytania, żeby już
w przedszkolu wyprzedzić inne dzieci, które tylko koślawo kreśliły kółka i krzyżyki,
gdy córka już układała własne wiersze. Sumienie zostało ukształtowane tylko w
jednym kierunku – w relacji do człowieka, do rodzica; grzechem było to, co nie
podobało się rodzicom. Czwarte przykazanie stało się pierwszym, pierwsze…
czwartym. Lęk przed niezadowoleniem, a jednocześnie pragnienie uwolnienia się z
ich pęt tak kolidowały ze sobą, że dla dziecka życie stało się nie do wytrzymania. Nie
mogło bowiem zgodzić się na obraz “idealnego” dziecka proponowany przez
rodziców, a z drugiej strony, bycie “sobą”, czyli bycie nieudolnym i niedojrzałym,
skazywało je na ogromne wyrzuty sumienia, na poczucie krzywdzenia rodziców,
zawiedzenia ich. Te dwie siły rozrywały serce dziewczyny aż do pokus samobójczych.
Jedynym zachowaniem, które dawało jej poczucie wolności, było odmawianie sobie
jedzenia – w tym miejscu rodzice byli w szachu. W tej strefie rodzice czuli lęk i czuli
się winni. To “niejedzenie” pozwalało dziecku mieć skrawek wolności i szantażując
triumfować nad “boskimi” rodzicami. Niejedzenie to rodzaj podkreślenia
niezależności, próba odzyskania kontroli nad własnym życiem. Próby samobójcze
również miały ten sam cel – udowodnić rodzicom, że jedynie ona decyduje o swoim
życiu! Cóż mieli zrobić? W ich odbiorze dziecko było zbuntowane i najlepiej było
pogrozić Bogiem i karami, jak wyprostowanym palcem albo pasem.
Niektórym rodzicom myli się “szczucie” psem z napędzaniem Boga na swe dzieci!
Posługiwanie się Bogiem tylko po to, by dziecko było takie jak chcemy, jest aktem
przeciwnym pierwszemu i drugiemu przykazaniu. Bo cóż to jest “Nie wzywaj Pana
Boga na darmo”? Czy nie oznacza to, że jeśli ktoś posługuje się Imieniem Boga dla
osiągnięcia swych osobistych celów albo żeby wymusić na drugim człowieku
określone postawy, straszy Bogiem swoje dziecko, to łamie to przykazanie? Ależ
oczywiście, stąd właśnie w tych przykazaniach jest zawarte przekleństwo (zob. Pwt
28 – Wj 20, 1-8), które dosłownie sprawdza się na oczach rodziców widzących swoje
dzieci, które odbierają sobie życie, biorą narkotyki, upijają się, chodzą opętane, mają
upodobania satanistyczne lub marzą o śmierci. Za rączkę są prowadzane przez mamę
i tatę po psychologach i psychiatrach, jednocześnie są w dalszym ciągu straszone,
sprawdzane, penetrowane, zmuszane, obciążone poczuciem winy, są “częściami”
życia rodziców, ale nie żyją swoim życiem. Nigdy nie są sobą, bo ciągle muszą
udawać przed rodzicami kogoś, kto na kilka godzin uspokoi ich podejrzliwość, którą
nazywają “miłością”. Kara za przekroczenie pierwszego i drugiego przykazania jest
wtedy straszna – dzieci zamierają na oczach rodziców, którzy modlą się do Boga,
jednocześnie tym samym Bogiem manipulując, aby ich dziecko było “idealnym”
robotem żyjącym tylko po to, by przynosić codzienną satysfakcje rodzicom.
Jest w Dziejach Apostolskich taka historia o chłopaku, który miał na imię Eutyches.
Jego imię znaczy “Dobry Los”. Zdarza się coraz częściej, że rodzice czynią wszystko,
co tylko mogą, żeby ich dziecko miało los najlepszy, żeby było najszczęśliwsze,
Za www.katolik.pl
pozbawione problemów, kłopotów, cierpień, porażek, chorób…Wymuszają, zmuszają,
szantażują, śledzą, podejrzewają, rozkazują, błagają, aby doprowadzić dziecko do
tego, by było spełnieniem ich najwyższych aspiracji i marzeń. Kiedy Paweł przybył do
Troady był tak pełen najlepszych chęci, że całą noc głosił Ewangelię – wszyscy go
słuchali, ale prawdę mówiąc, przypominało to “karmienie gęsi” – chciał im wszystko
na raz opowiedzieć. Od razu chciał uczynić z nich dojrzałych chrześcijan. Gdzieś koło
północy, z okna, z trzeciego piętra spadł chłopiec – Eutyches, ponieważ zasnął w
czasie głoszenia. Paweł szybko podbiegł do ciała leżącego na kamiennej posadzce i
przytulił je. Eutyches ożył. Ale ten przypadek jest dla mnie symbolem stawiania
komuś zbyt wysokich, perfekcyjnych wymagań – trzecie piętro! Niektórzy rodzice,
przełożeni, wychowawcy, nawet przedszkolanki chodzące z miną profesorek,
chcieliby, żeby ich dzieci od razu zajęli najwyższe lokaty – od razu na “trzecie piętro”,
omijając oczywiście pierwsze i drugie albo nawet parter. A to takie zdrowe, kiedy
czasem się kogoś sprowadzi “do parteru”! Dlatego ich dzieci muszą być najlepsze,
najinteligentniejsze, muszą mieć najlepsze oceny, najładniej być ubrane,
najzgrabniejsze, wszechstronne, błyskotliwe, idealne, bez skazy, niepokalanie
poczęte, bezgrzeszne, nieomylne… Właśnie to jest takie “trzecie piętro” – dzień w
dzień ciągle powracają przykazania rodzicielskie jak sfora erynii, które wciskają się w
uszy i powodują narastające poczucie winy i pragnienie uwolnienia! Wcale nierzadko
w domu zamiast ciepła rodzinnego są tylko uwagi, wymagania i konflikty między
rodzicami. A “trzecie piętro” to po prostu nierealne cele – dziecko czuje, że nie jest w
stanie sprostać żądaniom rodziców, czuje się bezwartościowe w ich oczach i
jednocześnie czuje bunt na żądania, które są nierealne!
Za www.katolik.pl
rozdział: Pochylone życie - cz.III
Każdy wie, że anorektycy i ci, którzy cierpią na bulimię pochodzą ze środowisk, gdzie
są stawiane zbyt duże wymagania – wręcz wymagania “boskości”. Dotyczy to
również kultury, która tylko szczupłym paniom i panom daje prawo do
reklamowanego uśmiechu. Wtedy przychodzi noc i upadek. Dziecko nie wytrzymuje
“windowania” go w górę i spada, łamiąc sobie kark. Trzeba je wtedy przytulić. Nie
pamiętam, żeby Paweł po tym, co wydarzyło się w Troadzie, odważył się tak długo
mówić... Może gdzieś coś przeoczyłem, ale wydaje mi się, że był ostrożniejszy. To
nieustanne “nadawanie”, nieustanne wyrażanie wymagań i ciągłego niezadowolenia z
dziecka… myślę, że to może jedna ze współprzyczyn bulimicznych zachowań,
ponieważ wielu rodziców myli stawianie wymagań z troską i miłością. Eutyches został
wskrzeszony dopiero w objęciach Pawła, a spadł, gdy Paweł przez kilka godzin tylko
mówił i mówił. Jezus wiele razy uzdrawiał bardziej przez delikatny gest miłości, niż
przez głoszenie “kazań” złożonych z nakazów i zakazów. Zresztą wiemy dobrze, co
myślał o 613 przykazaniach Tory i ich faryzejskiej interpretacji, która doprowadziła do
nierozpoznania Syna Bożego przez naród, który Go oczekiwał. To nieustanne
wracanie do tych samych sformułowań wcale nie musi być miłe Bogu, choć może być
wypowiadane z powołaniem się na Jego kary albo na Jego dobroć, albo już sam nie
wiem, na co! “Musisz być …, bo naprawdę Bóg cię ukarze”, “Nie możesz nam tego
uczynić, bo nas to doprowadzi do bólu, a Bóg nie będzie na to obojętny i na pewno
pożałujesz”, “Nie możesz tego nam zrobić i nie zdać tego egzaminu…”, “Musisz być
najlepsza”, “Musisz pokazać, że jesteś najlepszy”. Czasem wystarczy to, że wszyscy
w rodzinie są “kimś”, wtedy dziecko nie ma prawa bytu, będąc “nikim”!
Kilka razy spotkałem się z tym, że rodzic, najczęściej ojciec, nakazywał dziecku
wypisywać po 100 lub 200 razy pewne karcące formuły w zeszycie, jakby to były
przykazania. Na przykład poznałem kobietę, która mając już prawie 50 lat jeszcze
przetrzymywała u siebie w domu zeszyt z nakazami ojca, który trzymając cuchnący
tytoniem palec przy nosie przerażonej dziewczynki surowym, majestatycznym tonem
zwracał się do niej po jakimś przewinieniu (najczęściej złej ocenie w szkole): “Pisz sto
razy smarkaczu: «Słowa ojca są święte, nie mogę ich nigdy przekroczyć, nie mogę
Za www.katolik.pl
być powodem smutku ojca!»”. Może nie pamiętam dokładnie tej formuły, ale to było
coś w tym stylu. Rzeczywiście po kilkudziesięciu takich “objawieniach” zeszytowych,
dziecko nauczyło się, że musi wszystkich zadawalać i nie wolno mu nikogo smucić i
zawieść. Takie założenie życiowe doprowadziło do poważnej nerwicy, schorzeń
kręgosłupowych, lęków i poważnych grzechów przeciwko szóstemu przykazaniu, no,
bo przecież nie odmawia się komuś, komu sprawiłoby się przykrość… szczególnie
mężczyźnie. Opowiadała mi z płaczem, że jeden z jej kochanków, kazał się jej modlić
do jego genitaliów i to się naprawdę stało. Była zakodowana do posłuszeństwa
mężczyźnie – zeszyt z przykazaniami, wypisanymi jak na tablicach kamiennych
Mojżesza, leżał w szufladzie razem z albumami fotografii rodzinnych. Po tym
wydarzeniu jednak odczuła tak duży niepokój, że powróciła do Boga!
Inny przykład: mężczyzna w ciągu kilku zaledwie lat próbował nawiązać jakieś bliższe
relacje z kobietami – po prostu szukał żony. Ale za każdym razem dochodziło do tego
samego schematu. Pierwsza kandydatka po trzech miesiącach poznała innego
mężczyznę i ukrywała to przed nim przez jakieś pół roku. Spotykała się z nim przed
kościołem. W końcu ktoś doniósł temu mężczyźnie, w jaki sposób traktuje go
narzeczona i gdzie się spotyka z rywalem. Poszedł pod kościół w dniu, w którym
zadzwoniła do niego mówiąc, że nie może przyjść na spotkanie, bo ma coś ważnego
do załatwienia. Zobaczył ją z tym mężczyzną przy kościele. Doszło do rozerwania
związku. Kiedy następna jego sympatia pewnego dnia oświadczyła, że do kościoła,
na msze, chodzi z kolegą ze szkoły, zrobił jej taką awanturę pełną zazdrosnych
wyrzutów i podejrzeń, że przyjaźń się skończyła. Nie pamiętam, jakie okoliczności
powodowały, że następne relacje rozrywały się w jego życiu, ale zawsze miało to
związek z kościołem. W końcu przestał sam chodzić do kościoła. Zamknął się w sobie
i zwątpił w to, że w ogóle może sobie ułożyć życie. Podobny schemat działania złego
ducha jest uwidoczniony na kartach Biblii, w księdze Tobiasza, tam, gdzie jest mowa
o demonie Asmodeuszu, który zniszczył kolejnych siedem relacji Sary. Wszyscy
mężczyźni w tych samych okolicznościach umierali. Sara więc była przekonana, że
nigdy już nie będzie miała szczęśliwego życia i próbowała je sobie odebrać.
Powtarzające się nieszczęścia mogą nas bardzo “pochylić” życiowo i możemy
dopatrywać się w nich ofensywy złego ducha, któremu zależy na wmówieniu nam, że
nie jest możliwe wyjście z zaklętego kręgu i jedynym rozwiązaniem jest “skończyć ze
sobą”. Ale może być i tak, że zło wprost atakuje nas najpierw pokusą, później
grzechem, wreszcie wmawia nam, że przecież nic się nie stało i powtarzamy grzech,
w końcu już jest to pewien modus vivendi, oswajamy się z nim, pomniejszamy jego
wagę tak, że grzech, który stał się nałogiem traktujemy jak konieczność fizjologiczną,
bez której mielibyśmy problemy z pęcherzem czy sercem albo jeszcze z innymi
organami ciała. Zawsze jednak główny atak jest w tym samym miejscu, w tej samej
strefie, gdzie już mu się raz… i nie raz udało.
Najczęściej, kiedy mówmy o nałogu, domyślamy się, że chodzi o samogwałt, ale tym
razem powiem o człowieku, którego zło niszczyło w zupełnie innym miejscu. Był
kimś, kto nie potrafił się powstrzymać przed upokarzaniem i niszczeniem tych, którzy
byli dumni i pewni siebie. Gdy tylko spotkał kogoś, kto był zbyt pewny siebie,
zadowolony, dumny, wykształcony, wybitny, podziwiany, angażował wszystkie siły,
Za www.katolik.pl
żeby doprowadzić kogoś takiego do ruiny, smutku, załamania, upokorzenia. We
wszystkich innych sferach jego życia wszystko funkcjonowało normalnie, ale jak tylko
spotkał pyszałka, miażdżył go podstępnie przez zawiłe spiski i obmowy, oszczerstwa,
oskarżenia. Po jakimś czasie zorientował się, że jest to dla niego jakąś obsesyjną
koniecznością, nie tylko związaną z przeżytymi upokorzeniami z dzieciństwa, kiedy to
jego ojciec wyśmiewał się z jego słabej konstrukcji fizycznej, słabych wyników w
nauce, słabości charakteru. W skutek nieustannych poniżeń, jakie spotykały go od
ojca, wyzwisk i wyśmiewania, zrodził się w jego sercu bunt i pragnienie
udowodnienia sobie i światu, że potrafi być “górą”, że wszyscy inni są od niego słabsi
i nędzniejsi. Przy tym nie miał duchowej pewności co do swej wartości, gdzieś w
duszy bowiem wierzył w słowa ojca i bał się odkryć, że może to wszystko co ojciec o
nim mówił, było prawdą. Sądzę też, że w tych wszystkich mężczyznach, których
karierę zniszczył, mścił się po prostu w zastępczy sposób na ojcu. W jego bunt i złość
na siebie i na ojca wdarł się jakiś duch, który zmuszał go do nieustannego
triumfowania nad tymi, którzy wydawali się idealnymi “egzemplarzami” marzeń ojca
o synu. Niszczył wrednie i podstępnie wszystkich, u których dopatrzył się cech
pożądanych tak bardzo przez jego ojca.
Jakiś czas temu przyszła do mnie młoda kobieta, która powiedziała o sobie, że jest
opętana. Nie każdy, kto tak mówi, rzeczywiście jest opętany. Dlatego rozmawiałem z
nią i już po kilkunastu minutach powiedziałem jej, żeby wyspowiadała się z całego
życia, bo widocznie jest dręczona przez zło, ale na pewno nie jest opętana. Kiedy już
Za www.katolik.pl
zbierała się do wyjścia, poprosiłem ją, żeby się ze mną pomodliła. Rozpocząłem od
słów: “Święty Michale Archaniele, broń nas w walce…” i już więcej słów nie potrafiła
spokojnie słuchać. Chwyciła stół, który był w rozmownicy i cisnęła nim w sufit, jakby
był nie z ciężkiego drzewa tylko z papieru, wśród ogromnego krzyku, jaki wydobywał
się z jej ust, padła zemdlona na podłogę i jej ciało ciężko oddychało, jakby potrącone
niewidzialną siłą. Skończyłem modlitwę i wtedy sam zobaczyłem, że jej życie zostało
zagrożone przez demona. Okazało się, że w przeszłości ukryła przy spowiedzi pewien
grzech. Celowe niewyznawanie grzechów jest świętokradztwem i naraża człowieka na
wielkie niebezpieczeństwa duchowe. Za każdym razem, kiedy ta osoba przychodziła
do spowiedzi, mogła wyznać wszystkie grzechy, tylko nie ten, który zataiła. Gdy już
dochodziła do wyznawania przez wiele lat wcześniej ukrywanego grzechu,
wydobywał się z niej przeraźliwy krzyk, a ciało było wstrząsane konwulsjami. Ten
rodzaj złego ducha był dla niej ogromna pokutą, gdyż bardzo pragnęła się
wyspowiadać z tego grzechu i nie mogła. Sytuacja się odwróciła, gdyż wcześniej,
mogła się wyspowiadać, ale ukrywała grzech. Świętokradztwo, ukryte cudzołóstwo,
magia, wizyty u bioenergoterapeuty, wróżenie, wywoływanie duchów, aborcja,
pornografia i jeszcze wiele innych rzeczywistości może człowieka otworzyć na
działanie złych mocy w bardzo niebezpieczny sposób. Zło atakuje nie tylko przez nasz
osobisty grzech, ale również przez grzech innych osób. Jest więc i taka możliwość, że
ktoś bez własnej winy, np. w dzieciństwie albo w młodości został zaatakowany przez
zło, przez grzech innej osoby i siły ciemności to wykorzystały aby zamknąć go w
sobie, związać, pochylić życiowo. Taki atak złych mocy doprowadza do negatywnego,
nieprawidłowego myślenia, nieprawidłowej oceny sytuacji lub do przekonania, że już
nic dobrego człowieka w życiu nie może spotkać. Wreszcie – co może najważniejsze
– nasza urażona duma nie może się zgodzić i przebaczyć tego, co się wydarzyło. Na
skutek przeżytych przykrości, zranień, człowiek zamyka się w sobie. Może dojść do
takich zniewoleń i do osaczenia, bo mamy również świat duchów. Oczywiście te
objawy nie muszą być od razu dowodami na atak złych duchów, nie jest im tak łatwo
dotrzeć do człowieka.
Człowiek może być atakowany nie tylko przez pokusy, którymi dochodzi do grzechu i
w konsekwencji do więzów nałogu, ale także przez zranienie, przez czyjś grzech i to
też wiąże człowieka podobnymi pętami ciemności. Taka ofensywa mrocznych potęg
może narzucić człowiekowi pochylenie, zniewolenie czy związanie. Czyjś grzech może
tak silnie oddziaływać na człowieka, że pewne sfery życia: uczucia, pamięć,
wyobraźnię, nasze władze psychiczne lub duchowe może zupełnie osaczyć, zniewolić,
pochylić, skrzywić, sparaliżować..., tak jak we fragmencie o tej kobiecie. Człowiek w
odruchu obronnym po kilku takich samych raniących atakach może dać się związać
więzami lękowymi, boi się takich tematów, unika wszystkiego, co kojarzy się z tym,
co go boleśnie skrzywiło. Kiedy zranienie nie uległo zabliźnieniu, uzdrowieniu czy
przebaczeniu, jego skutki mogą powodować, że w uczucia lęku może przedostać się
zły duch i jeszcze bardziej człowieka szantażuje, dręczy, nastraja do złości i żeruje na
jego uczuciach jak pasożyt. Tratuje osobowość człowieka, wgniatając w
przygnębienie, zniewala ją i może doprowadzić do daleko posuniętego zamknięcia się
w sobie.
Za www.katolik.pl
Nie zawsze jest tak, że bolesne skaleczenia losu otwierają przystęp złym duchom, ale
na pewno potrzebna jest w tym wypadku modlitwa o uzdrowienie. Ale bywa tak, że
przez szczelinę zranienia przedostają się złe moce, tak jak te hieny, które idą za
zranionym dzikim osłem pustynnym, by go wreszcie dopaść i pożreć. I taki “osiołek”
zraniony może się konwulsyjnie i panicznie zachowywać. Wyraźnie odstaje od
środowiska, bo się broni. Takie osoby mogą mieć niekontrolowane napady agresji,
konwulsyjne gesty, narzucające się obsesyjne wyobrażenia nawet bluźniercze. Kto
wtedy może pomóc? Wtedy mamy Jezusa... Wtedy jest łaska, jest dar rozeznania,
jest modlitwa o przebaczenie albo o uzdrowienie, nawet o uwolnienie i przede
wszystkim powrót do rąk Jezusa i do wspólnoty.
Zobacz, jak Jezus uzdrowił tę kobietę. Szedł, zauważył ją, wyciągnął ją na środek,
położył rękę na jej głowie (czyli przejął jej życie w swoje ręce), ona wyprostowała się
i teraz “Chwaliła Boga! Ale gdzie? Pośród wspólnoty. Nie wyciągnął jej poza
synagogę, ale w tej synagodze ją uzdrowił. Ta konieczność wspólnoty, komunii z
innymi jest tutaj bardzo podkreślona. O tej komunii z innymi jako warunku przyjęcia
odpustu i uzdrowienia mówi również Papież: “Modlić się o uzyskanie odpustu znaczy
włączyć się w tę duchową komunię, a tym samym otworzyć się całkowicie na innych.
Także bowiem w sferze duchowej nikt nie żyje tylko dla siebie. Chwalebna troska o
zbawienie własnej duszy zostaje oczyszczona z bojaźni i egoizmu dopiero wówczas,
gdy staje się również troską o zbawienie innych. Jest to rzeczywistość świętych
obcowania, tajemnica «rzeczywistości zastępstwa» (vicarietas), modlitwy jako drogi
do jedności z Chrystusem i z Jego Świętymi. On przyjmuje nas do siebie, abyśmy
razem z Nim tkali białą szatę nowej ludzkości, szatę z lśniącego bisioru, w którą
odziana jest Oblubienica Chrystusa. (Incarnationis Misterium, s. 9-10)
Zajmijmy się jeszcze przez chwilę tym rodzajem ataku, kiedy jesteśmy atakowani w
zwykły sposób: pokusa, grzech, nałóg. To też może doprowadzić do pewnych
“pochyleń” w naszym życiu i na pewno oddalić nas od Boga i innych. Grzech jest nie
tylko utratą przyjaźni z Bogiem, ale też z resztą świata, nie mówiąc już o tym, że sam
dla siebie człowiek staje się wrogiem. Mówiłem już, że jest charakterystyczne dla
złego ducha, że lubi nas atakować tymi samymi pokusami albo w ten sam sposób,
tymi samymi zranieniami. Dlaczego? Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze:
on chce wytresować człowieka, doprowadzić do mechanicznych zachowań, osłabić
jego wolę; tak, żeby człowiek miał łatwość grzeszenia albo łatwość zniewalania się
Za www.katolik.pl
czymś. Możemy powiedzieć, że to rodzaj pewnej “tresury”, czyli wdrożenie w pewien
sposób zachowania. Odczuwa się wtedy nawet potrzebę powrotu do pewnych
zachowań grzesznych choćby po wielu latach – bo jest to tresura. Człowiek ma wtedy
nieodpartą potrzebę doznawania znów jakiegoś bólu i jednocześnie przyjemności.
Kiedy jest ciągle atakowany tymi samymi grzechami dochodzi u niego właśnie do
takich skutków: wyobraża sobie, że już bez tego grzechu nie może żyć, ma potrzebę
doznawania przyjemności w tym grzechu i powrotu do niego, dlatego ma łatwość
grzeszenia. Następuje osłabienie woli. A z drugiej strony, złe duchy atakują nas tymi
samymi pokusami, ponieważ chcą odwrócić naszą uwagę od innych grzechów i
innych zagrożeń, a także oddalić nas od Boga i wspólnoty z ludźmi.
W sumie doprowadzają nas do tego, że my czcimy grzech, bo grzech staje się dla
nas najważniejszy, staje w centrum naszego życia, staje się bogiem – wszystko inne
już się wtedy nie liczy i nikt się już nie liczy! Przeklinamy go, ale czcimy, bo to jest
najważniejsze, to jest jedyne... Właśnie dlatego demony ponawiają ataki w tym
samym, osłabionym miejscu naszego życia duchowego. Następuje wtedy zaślepienie
umysłu, caecitas mentis. Człowiek zupełnie traci orientację w życiu. Tylko to jedno
się liczy: lęk przed tym grzechem i potrzeba jego spełnienia – w jego perspektywie
życiowej wszystko inne traci sens i zamazuje się kształt wszystkich innych
rzeczywistości! Zaniedbuje zupełnie rozwój w innych dziedzinach życia. Pojawiają się
więc więzy. Spowiedź jest wyzwoleniem z takiego grzechu, odpuszczeniem go,
darowaniem winy, ale czy koniecznie uwalnia od więzów grzechu, od kary, od
konsekwencji grzechu? Czy alkoholik, który raz w życiu poszedł do spowiedzi, po
spowiedzi jest wolny od nałogu picia alkoholu? Czy jest wolny od nałogu? On tylko
ma odpuszczony grzech, natomiast uwolnienie może przyjść przez to, że on pragnie
nawrócenia – konsekwencji odpustu. I to się musi dokonać w jakiejś wspólnocie w
Kościele, który jest wspólnotą, a nie rodzajem teatru, w którym są widzowie i aktor
konsekrowany, który tylko odczytuje modlitwy, ale myślami jest już przed
telewizorem. Ktoś spętany alkoholem będzie wolny od jakiejkolwiek skłonności do
alkoholu, jeśli zacznie się w nim proces nawrócenia. Musi rozpocząć proces
wychodzenia z tego.
Za www.katolik.pl
konieczny. Spowiedź tylko rozpoczyna takie dzieło, ale nigdy nie możemy poprzestać
na przekonaniu, że wystarczy raz się z grzechów wyspowiadać. Nie wystarczy
wykąpać się raz na rok, bo za kilka dni trzeba zabieg higieniczny powtórzyć.
Wyobrażam sobie naszego Anioła, który po miesiącu od spowiedzi zbliża się do nas,
trzymając dwoma palcami nos, by nie ulec wstrząsowi, jaki można przeżyć z powodu
zaduchu i nieświeżości naszej duszy.
Opowiem jeszcze taką historię, która będzie alegorią, przypowieścią do tego, o czym
mówiliśmy. Wyobraź sobie cyrk. Cyrkowy treser miał 10 osłów. Wiele lat przyuczał je
do pewnych sztuczek – do 10 różnych sztuczek. Wśród nich była i taka, że na okrzyk
“hossa!” osiołki stawały na przednich nogach, podnosiły zadki do góry, kopytkami
rzucały w powietrzu, rżały, strzygły uszami..., były posłuszne na ten okrzyk i
wyczyniały różne przedziwne ruchy całym ciałem. Żeby tresura dała efekt, treser
oczywiście karcił te osły, bił i ranił. A one, bojąc się bólu, zachowywały się dokładnie
tak, jak chciał treser. Treser krzyknął “hossa!” i osiołki w napięciu tańczyły. Ich ruchy
były już mechaniczne, rżały nerwowo i na koniec wszystkie kręciły się wokół siebie. O
to chodziło treserowi. Osły bardzo lubiły tę ostatnią zabawę, bo ona zwiastowała, że
już niedługo będzie koniec numeru i one wszystkie zejdą wtedy z areny. Osły lubią
kręcić się wokół siebie w ogóle, z natury. Ale treser nauczył je czynić to w taki
sposób, że wyglądało to na bardzo piękny balet, wywoływało gromki aplauz
publiczności wyrażony oczywiście oklaskami i treser przed każdym przedstawieniem
ćwiczył to z osłami wielokrotnie, żeby żaden się nie pomylił. A jeśli się opierały,
mocno je kaleczył. Bojąc się kolejnych zranień, osły zawsze posłusznie zachowywały
się na arenie cyrkowej. Po przedstawieniu, pochylone, wracały do stajni i tam wiązało
się je przy żłobie. Pewnego dnia jeden z osłów został wykupiony, no, może inaczej –
odkupiony – z cyrku przez jakiegoś księdza, który zamierzał go wykorzystać na
procesji w Niedzielę Palmową. Kiedy już zorganizowano procesję, osiołek dźwigał na
sobie przebranego za Jezusa miejscowego organistę (bo jako jedyny w tej parafii
nosił brodę) i był bardzo zadowolony, strzygł uszami i spokojnie sobie stąpał z
kopytka na kopytko. Dzieci były zadowolone, kobiety, mężczyźni, wszyscy klaskali i w
końcu z tej radości – i księdza proboszcza i wszystkich, ludzie zaczęli wołać
“Hosanna!”. Osioł nagle stanął jak wryty, rzucił nogami w górę, zaczął rżeć...
Organista wystrzelił przez jego głowę i wylądował niestety gdzieś tam na bruku z
wielkim śliwkowym guzem, takim, że własnymi oczami go widział. Wszyscy byli
przerażeni tym co się stało?! Jak taki pobożny osiołek, na wskutek jednego okrzyku
mógł dokonać takiego wywrotu? Jeden bodziec i nastąpił powrót do starych
mechanizmów... Właśnie! Na szczęście ksiądz proboszcz nie zbił osiołka, tylko
postanowił oduczyć go tych odruchów, ale musiał zdecydować się na jeszcze jedną
kilkuletnią tresurę.
Tresurę zmienia się tresurą, czymś innym się nie da. Nie wystarczy jedynie wykupić
osiołka, musi być jeszcze jedna tresura – jakiś rodzaj karcenia, który wyprostuje
ludzkiego ducha, a nawet i ciało. Dopiero wtedy osiołek może się zmienić naprawdę.
No i tak się stało, Ksiądz oddał osiołka do innego tresera, który też miał dziwnym
trafem 9 osiołków, więc była taka ośla wspólnota i te osiołki przeżywały sobie jeszcze
jedną tresurę. Tym razem treser stosował inne metody. Osiołek po pewnym czasie
Za www.katolik.pl
na słowo “Hosanna!” szedł majestatycznym, dumnym krokiem, bardzo spokojnie,
tak, że nie tylko organista, ale i ksiądz proboszcz mógłby na nim spokojnie zasiąść i
bez problemu wjechać do kościoła jak do Jerozolimy... I tak się stało. Coś takiego
dzieje się z człowiekiem, który był tresowany przez zło, tak jak ta kobieta w
Ewangelii. Przez 18 lat była “na tresurze” u szatana, była pochylona przez lęki, przez
jakieś zaniepokojenia, przez stany depresyjne, przez załamanie, może przez jakiś
grzeszny nałóg. Czy może się w jeden dzień tak wszystko zmienić? W jeden dzień
może się rozpocząć, ale potem, żeby nauczyć się chodzić wyprostowanym, może
trzeba znowu 18 lat. Szatan ma swój “cyrk” i ten cyrk nazywa się “pokusa”. Tutaj
wielu trafia w różne zniewolenia. Ale nawet, jeśli uda się wykupić jakiegoś “osiołka”,
przez jakiegoś bożego człowieka, to taki “osiołek” potrafi wrócić do utartych
mechanizmów nawet w najpobożniejszym momencie, w najświętszej chwili swego
losu, w jednej chwili, na głos jednego szeptu pokusy, z powodu której odezwą się
stare przyzwyczajenia. O tym mówi Jezus w 8 rozdziale Ewangelii św. Jana, w 34 i 36
wierszu mówiąc o grzechu: Odpowiedział im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę powiadam
wam: każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu, a niewolnik nie
przebywa w domu na zawsze, lecz Syn przebywa na zawsze. Jeżeli więc Syn was
wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni.» Tylko Jezus uwalnia! Jeśli Jezus
Chrystus obdarza wolnością, to jest ona prawdziwa. Jemu potrzeba powiedzieć całym
sobą, całym sercem: “Jezu Chryste, wierzę, że tylko Ty dajesz odkupienie, tylko Ty
jesteś moją jedyną, prawdziwą szansą, wyciągam moją dłoń do Ciebie i wiem, że
moja prośba jest wyznaniem wiary w Ciebie, jako Boga!”. W takich słowach dokonuje
się akt spełnienia pierwszego przykazania. “Panie, proszę Ciebie, uwolnij mnie – tylko
Ty możesz tego dokonać, jestem zniewolony lękiem, złością, milczeniem,
wycofaniem, żyję jak umarły, jak mechanizm, zupełnie nie panuję nad tym, co
czynię. Każdy podszept pokusy wprowadza mnie w grzech, każdy uraz zamyka mnie
na życie z innymi ludźmi, sam siebie nie rozumiem!”..
Za www.katolik.pl
zrośnięte, krnąbrne i zatwardziałe w złości i lęku. Takie złamanie nie jest jednak
nieszczęściem, choć jest jakimś bólem. Karcenie Jezusa jest zawsze pełne duchowej
radości wypływającej z przeżycia uwolnienia od siebie samego, a właściwie od swego
skrzywienia duchowego. Rózga się nie złamie, ale pod nią musi się złamać ludzka
pycha. Karcenie jest wcale nierzadkim tematem biblijnym i najczęściej – chyba nie
przypadkowo – jest o nim mowa w księgach mądrościowych (zob. Hb 5, 17; Prz 3,
12; Prz 13, 1; Prz 15, 10; Koh 7, 5). Grzeszymy raz i od razu wpadamy w łapy
tresera, czyli złego ducha. On sprawia, że grzechy się powtarzają raz, drugi,
dziesiąty, jeszcze przy dwudziestym razie człowiekowi wydaje się, że to sporadyczne
potknięcie, z którym niebawem sobie da radę. Ale gdy już jest ten “jubileuszowy”,
setny upadek, to opór wobec grzechu słabnie, mamy też ograniczoną wizję
rzeczywistości, może nawet już jesteśmy na progu piekła jest to już consuetudo
peccandi et defensio peccatorum. Tak tworzą się więzy nałogu. Sami w ten cyrk
wchodzimy, sami go tworzymy i czując bicz tresera, lękając się jego uderzeń,
wykonujemy mechanicznie to, co nam zaproponuje. Tak zaczyna się nałóg
alkoholowy, nałóg narkotykowy, nikotynowy, masturbacji, dewiacji seksualnych,
nałóg obmawiania, zniewolenia pracą, nałóg chciwości, zazdrości, lenistwa,
obżarstwa, bulimia, anoreksja, kłótliwość, choroba komputerowa, telewizyjna... Nie
można później od tego się uwolnić, tak jak osioł nie może oderwać od żłobu swego
pyska. Nie potrafisz z tymi rzeczywistościami zerwać i nie wyobrażasz sobie bez nich
życia! To już jest zniewolenie. Życie wydaje się nie do zniesienia bez tych rzeczy, a z
powodu tych rzeczy nie możesz znieść życia! I pierwsze, co wtedy robimy –
biegniemy do spowiedzi. Czynisz tak, bo myślisz, że spowiedź wszystko załatwi, ale
jedna spowiedź niczego nie skończy, choć wszystko może rozpocząć. Teraz trzeba
mieć “nałóg” spowiedzi – odważmy się powiedzieć więcej, “tresurę” częstych
spowiedzi, bo tresurę grzechu trzeba wygonić tresurą spowiedzi.
Za www.katolik.pl
Człowiek ten został uzdrowiony, a nie tylko oczyszczony. Wrócił chwaląc Boga
donośnym głosem. On naprawdę sobie krzyknął – to było głośne, odważne wyznanie
wiary Boga w Jezusie i jednocześnie uwolnienie od więzów wstydu, lęku,
zahamowań, wycofania. Zwróćmy uwagę, że ten fragment ukazuje trędowatych w
ukryciu wsi, dopiero gdy Jezus wchodził do wsi, oni wyszli… Chciałoby się
powiedzieć, ujawnili się. Aż do tej pory byli gdzieś ukryci, niewidoczni, zamknięci na
uboczu wspólnoty! Ale tylko ten Samarytanin na cały głos oddal chwałę Bogu. Inni
szli do kapłanów, ale nie byli tak otwarci, tak głośni, tak uwolnieni jak on!
Tymczasem Samarytanin upadł na twarz, do Jego nóg i dziękował Mu. Być może
mówił: “Panie, jestem uzdrowiony, ja Ci dziękuję, chwalę w Tobie Boga!”.
Za www.katolik.pl
pewną dyscyplinę duchową – powiedzmy mają stałego spowiednika albo korzystają z
rozeznawania we wspólnocie, tak naprawdę nie chcą wrócić do Boga, do Jezusa, lecz
tylko pragną pozbyć się problemu i pokazać innym, że są szczęśliwi. Co za
egocentryczna płycizna! Ale tacy jesteśmy w większości na początku życia
chrześcijańskiego. Skoro wielu ludziom nie zależy na powrocie do Jezusa, tylko na
ukazaniu się od czystej strony duchowej, czyli na pokazaniu się ludziom, to kto jest
dla nich Bogiem? Zresztą, cóż im to dało? Zostali oczyszczeni, ale nie zostali
uzdrowieni. Nie została uzdrowiona ich opcja serca, która nie skłaniała się do Jezusa,
tylko do ludzi. Wspólnota bez Jezusa, wspólnota, w której ludzie są ważniejsi niż Bóg,
może dać tymczasowe oczyszczenie, ale nie integralne uzdrowienie. Pełne
uzdrowienie, to w pierwszym rzędzie powrót do Jezusa, a dopiero później do
wspólnoty – taki porządek uwolnienia jest wejściem w pierwsze przykazanie. Oddanie
chwały Bogu zawsze w pełni uzdrawia.
To, co napisałem powyżej, jest pewnym tłem. Na nim wyraźniej możemy zobaczyć,
co przywraca zdrowie – chwała oddawana Bogu! Ale nie dlatego chwalę Boga, żeby
uzyskać zdrowie, ale jeśli chwalę Boga, mam zdrowie rozumiane jako pełnię radości z
życia. Oczyszczenie, które otrzymali się ci ludzie, możemy uzyskać w sakramencie
pojednania. Kiedy zostaje mi darowany grzech, czuję się czysty, zadowolony, lekki,
ale to przeżycie jest jedynie moim, jest dla mnie. Uzdrowienie jest czymś więcej, jest
radością z odzyskania przyjaźni z Bogiem. Moja uwaga w tym wypadku nie skupia się
na osobistym komforcie duchowym, lecz na pragnieniu uczynienia Boga szczęśliwym
z tego powodu, że odzyskał swoje dziecko! W takim ujęciu nie ma już mowy o karze
lub więzach. Tu dopiero Jezus jest Bogiem. Dziewięciu pokazało się kapłanom.
Samarytanin został zobaczony przez Boga, on wrócił do Boga, by sprawić Mu wielką
radość.
Tylko jeden wrócił do Jezusa, w pełni zrozumiał, na czym polega nawrócenie; że nie
chodzi tylko o usatysfakcjonowanie duchowe samego siebie, lecz o uszczęśliwienie
Boga własną obecnością!
Bóg nie jest “załatwiaczem” naszych problemów, to Ojciec, który potrzebuje być
szczęśliwym z naszego szczęścia.
Dlaczego trąd? Trąd jest nie tylko chorobą, ale też obrazem chorego życia, chorej
duszy, która żyje w ohydzie i bólu, w zamknięciu, w pochyleniu, w izolacji, w dużym
dystansie do innych. Niekoniecznie trzeba mieć wrzody, żeby być trędowatym. Pewna
kobieta, około 40 lat cierpiała na pewien rodzaj zmian skórnych, które wyglądały na
jakiś rodzaj zapalenia czy wyprysków alergicznych. Interwencje medyczne ciągle nie
przynosiły skutków. Wstydziła się tego i kosmetycznie maskowała zaczerwienione
miejsca na skórze. To zamaskowanie dało mi wiele do myślenia. Wydawało mi się, że
Za www.katolik.pl
jest w niej zupełnie coś innego zamaskowane. Pragnęła wyleczenia, ale żaden lekarz
nie mógł jej pomóc. W czasie rozmowy wyszło na jaw, że żyła w konflikcie
uczuciowym: czuła ogromną złość do matki, graniczącą z nienawiścią i jednocześnie
karciła się za to uczucie, definiując je jako grzech. Matka przez całe życie traktowała
ją z dużą niesprawiedliwością, właściwie były to krzywdzące nakazy, okazywanie
niezadowolenia, krytyka, niechęć do córki, nieustanne poprawianie. Matek, które
mają swoje córki “na pilota” jest bardzo dużo na tym świecie. Również w
Ewangeliach odnotowane są przypadki chorych córek, których jednak Jezus
bezpośrednio nie uzdrawiał, tylko prowadził korekcyjne rozmowy z ich władczymi
matkami. Dziecko czuło ogromny bunt na krzywdzące “dekalogi” matki, ale nie mogło
sobie pozwolić na wyrażenie złości i oburzenia na nieustanne ataki, gdyż normy
moralne zabraniały wyrażania złości do matki. We wnętrzu jej serca powstał konflikt:
z jednej strony czuła pragnienie wybuchnięcia i wygarnięcia matce całej
niesprawiedliwości, jakiej od niej doznawała, z drugiej tłumiła swoją złość definiując
ją jako grzech. Konflikt uczuć eksplodował do wnętrza – nastąpiła implozja –
kosmetycznie i moralnie tłumiony wybuch wewnętrznej agresji. Jej skóra wyglądała
tak, jakby pod nią nastąpiły wybuchy jakiejś potężnej siły. Dodatkowo, nie mając
żadnej satysfakcji uczuciowej z życia, szukała spełnienia w powtarzających się
uzależnieniach od mężczyzn, które przeżywała gwałtownie i namiętnie.
Po każdej z takich historii, czuła się skalana, trędowata, splamiona. Pragnęła miłości i
nienawidziła się za nią. Nie mam pojęcia, czy jej chorobowe objawy skóry miały jakiś
związek z jej sprzecznymi uczuciami, które nieustannie wewnątrz niej się ścierały, ale
doskonale ilustrowały jej przeżycia. Po pewnym czasie kobieta ta brała udział w
seminarium charyzmatycznym i przerażona powiedziała mi, że już w pierwszych
dniach tego zmagania rekolekcyjnego, zaczęła pierwszy raz w życiu wybuchać
ogromną złością do matki. Doszło do kłótni, w czasie której usłyszała, że jest
opętana. Ale to nie było opętanie, tylko uwolnienie z zależności i uzewnętrznienie
dawno zaległych negatywnych uczuć. O wiele większym grzechem niż złość wobec
matki, którą zaczęła wyrażać, było udawanie uległości i ukryty bunt. Jezus
powiedział, że kto nie ma w nienawiści ojca i matki, nie jest godzien za Nim iść. Kto
nie uzewnętrzni nienawiści, która w nim wewnętrznie eksploduje, kto nie potrafi żyć
w prawdzie uczuciowej, nie może podążać za Jezusem. Nie jest miłością do rodziców
udawanie miłości, natomiast może prowadzić do miłości autentycznej wyrażona,
przezwyciężona i wypowiedziana złość. To, że nie zgadzamy się z matką, nie znaczy,
że jej nienawidzimy, podobnie jak stłumiony bunt nie jest miłością do rodzica. Przy
takich napięciach uczuciowych nietrudno o jakiekolwiek schorzenia, również takie,
które uzewnętrzniają się na skórze. Nie brzmią mile słowa, które Jezus wypowiedział
do Maryi, gdy przyszła z rodziną, by Go wywołać z grupy słuchających ludzi: Moją
matką są ci, którzy słuchają Słowa Bożego, co wcale nie znaczyło, ze przestał Ją
kochać, był po prostu prawdziwy w swoich uczuciach. Nie podobało się Mu, że
rodzina próbowała narzucić swoją wolę, przeszkadzając w ten sposób w głoszeniu
Królestwa (zob. Mt 12, 48). Pokorna Maryja zrozumiała swojego Syna i Ewangeliści
nie odnotowali ani jednego słowa oburzenia, czy pretensji ze strony Matki Zbawiciela
– nie mówiąc już o szantażowaniu czy manipulowaniu uczuciami!
Za www.katolik.pl
Wracając do sprawy kobiety cierpiącej na schorzenia skórne: Czy jest to możliwa
interpretacja starożytnych zapisów z Księgi Kapłańskiej o trądzie? Czy jest to jedna z
tysięcy możliwości interpretacyjnych tej natchnionej Księgi? Pozostawiam to
egzegetom. Można się czuć trędowatym w środowisku, można się czuć jak
“Trędowata” z powieści Heleny Mniszkówny... Jakiś rodzaj odtrącenia można
przeżywać tak, jakby się było trędowatym i takie przekonanie o sobie, że jest się
kimś gorszym niż inni, staje się po jakimś czasie zniewalającym pochyleniem
istnienia. Musi się wtedy dokonać spotkanie z Bogiem w Jezusie – oddanie Mu
chwały, żeby odeszło to, co sprawia, że jesteśmy wyizolowani od reszty świata i
czujemy wstręt do siebie. W Biblii oddawanie chwały Bogu to nie tylko modlitwa
wielbiąca, czyli uznająca w Bogu… Boga! Ale też wyznanie grzechów Biblia nazywa
“oddaniem chwały Bogu”. Na przykład, kiedy Akan zgrzeszył świętokradztwem, Jozue
chcąc doprowadzić go do wyznania grzechów, zwraca się do Niego słowami: Oddaj
chwałę Bogu!
Rzekł, więc Jozue do Akana: «Synu mój, daj chwałę Panu, Bogu Izraela, złóż przed
Nim wyznanie. Powiedz mi: Coś uczynił? Nic nie ukrywaj przede mną!» (Joz 7, 19).
Księgi Starego Testamentu (tu mam na myśli szczególnie Księgę Kapłańską) może
niektórych bardzo dziwią, dlatego, że jest tam bardzo dużo zapisów z pozoru
niezrozumiałych. Ale nie jest prawdą, że Stary Testament nie ma dla nas takiego
znaczenia jak Nowy. Wszystko, co jest zapisane w Starym Testamencie, ma ogromne
znaczenie dla naszej rzeczywistości – potrzeba tylko daru odczytania tego, co Bóg
mówi przez doświadczenie starożytnych. Owszem, trzeba przeniknąć to Słowo,
zobaczyć to, co jest miedzy literami, usłyszeć, co jest w oddechu miedzy Słowami
wyczytywanymi z tych Pism.
Jeśli chodzi o trąd, to zapis dotyczący tej choroby zawarty w Księdze Kapłańskiej
świetnie przedstawia sytuację człowieka, który jest odrzucony przez społeczeństwo –
co może się z nim dziać, jak bardzo to odrzucenie może spowodować, że ktoś taki
rzeczywiście uwierzy w nie jak w przykazanie i w końcu załamie się samym sobą.
Cały 13 rozdział Księgi Kapłańskiej dotyczy trądu. Dzisiaj, w naszej szerokości
geograficznej nie ma trędowatych, ale są trędowaci w innym znaczeniu – duchowym.
Po prostu ktoś czuje się jak trędowaty w swojej rodzinie, jak trędowaty w swoim
środowisku, jak trędowaty w swoim zakonie, w pracy i Biblia o tym mówi. Pokazuje
również jak z tego wybrnąć. Tylko Jezus daje człowiekowi łaskę uwolnienia z
najgorszego zamknięcia i pochylenia życiowego. Spróbujmy zobaczyć, co jest tam
napisane o trądzie, i czy czasem nie przedstawia to sytuacji ludzi, którzy czują się
wyizolowani: Dalej powiedział Pan do Mojżesza i Aarona: «Jeżeli u kogoś na skórze
ciała pojawi się nabrzmienie, lub wysypka, albo biała plama, która na skórze jego
ciała jest oznaką trądu, to przyprowadzą go do kapłana Aarona albo do jednego z
jego synów kapłanów. Kapłan obejrzy jego chore miejsce na skórze ciała.» Są tu
wymienione trzy cechy: nabrzmienie, wysypka lub biała plama. Trzy cechy trądu.
Wiersz 45 i 46 wskazuje kolejnych pięć cech kogoś chorego na trąd: Trędowaty,
który podlega tej chorobie będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę
zasłoniętą i będzie wołać: “Nieczysty, nieczysty”. Przez cały czas trwania tej choroby
będzie mieszkał w odosobnieniu...
Za www.katolik.pl
Mieszkać w odosobnieniu to być w izolacji, nie móc złapać kontaktu ze
społeczeństwem – możemy odwrócić porządek tych słów, nie zmieniając ich
istotnego znaczenia: każdy, kto się izoluje od wspólnoty, od społeczeństwa, kto czuje
się gorszy, żyje w lęku i dlatego zamyka się na innych, staje się jak trędowaty. Co to
znaczy, że trędowaty ma nabrzmiałe ciało? Nabrzmienie, napuchnięcie, może nawet
nadęcie to sugestia, którą można odczytać również jako obraz dumy. A duma nazbyt
często ukrywa za nabrzmiałymi policzkami brak pogodzenia lub nieprzebaczenie. Co
to znaczy, że ma wysypkę? Jak się zachowuje człowiek z wysypką? Drapie się i cały
czas rozdrapuje swoje rany. Taki człowiek cały czas musi te swoje problemy boleśnie
rozważać! To one są w centrum uwagi, a nie Jezus! Dlatego człowiek taki nigdy nie
wyjdzie z problemów, bo ciągle go “swędzi” rozdrapywanie ran, więc ma bolesną
przyjemność, która nie prowadzi do zagojenia, tylko do jeszcze większych
samouszkodzeń. Leje się krew, odpada ciało kawałkami, a on dalej je rozdrapuje,
dalej wraca do tego, co go boli i ciągle nie może sobie czegoś wydarować albo
komuś przebaczyć, ciągle ma kompulsywną potrzebę odświeżania w sobie urazów i
bolesnych wspomnień, ale bynajmniej nie po to, by wreszcie coś sobie lub komuś
przebaczyć, lecz po to, by jeszcze bardziej się “nakręcić” na użalanie się nad sobą i
powiększanie nienawiści do kogoś lub siebie. I tak drapie te problemy całe życie i
cały jest rozdrapany. Ciągle w obiektywie jego skupienia jest tylko jego ból, jego
konflikty, jego problemy, jego załamanie, to, że stale siebie nienawidzi, to, że mu się
nic nie udaje, to, że ktoś go upokorzył i wyrzuca sobie jak mógł do tego dopuścić. To
wszystko staje się powoli bóstwem, bo bogiem jest dla nas to, czemu poświęcamy
najwięcej uwagi i serca! Egocentryczna przyjemność, odczuwana z tego
rozdrapywania starych ran, dałaby się ująć w słowach: “Ach, jak mi dobrze, gdy mi
źle! Jak ja lubię się tak udręczyć, jak ja lubię rozpaczać!”.
I wtedy rzeczywiście Jezus nie jest w środku, On nie może dotrzeć do tego człowieka
– do centrum jego uwagi. Ten rodzaj użalania się nad sobą nie jest oczywiście
skruchą albo miłosierdziem, lecz samoudręczeniem, użalaniem i demonicznym
egoizmem.
Za www.katolik.pl
głowie jest policzony i ma na myśli to, że nawet to, co najmniejsze, co wydawać by
się mogło dla nas bez znaczenia, dla Niego… ma znaczenie! Podejrzewam, że nie
nadużyję tekstu, jeśli zinterpretuję ten nieład włosów jako życiowy bałagan, brak
harmonii, brak porządku, nieład, rozsypanie. Poza tym, włosy w Biblii – także na
brodzie – to wyraz godności i czci. Ktoś o zwichrzonym zaroście nie budził szacunku.
Zgolenie brody lub włosów na głowie było przejawem żałoby, bólu, rozpaczy. Widok
człowieka z rozwichrzonymi włosami oznaczał, że ma się przed sobą kogoś bardzo
cierpiącego i pozbawionego godności. Są ludzie, którzy bardzo cierpią z tego powodu,
bo ktoś im wmówił, że są “niczym” albo sami zadręczają się myślą, że nie są tacy jak
inni, z którymi się chorobliwie porównują. Taki sposób myślenia nazwałbym
“trędowatym"! “Rozdarte szaty”, czyli stan wewnętrznego rozdwojenia, rozdarcia,
ciągłego konfliktu i sprzecznych pragnień. On ciągle coś tam rozdziera w sobie, ciągle
walczy ze sobą.
Co jest istotą każdego grzechu? Czy to, że Bóg nie jest Kimś najważniejszym? To
bardzo chore podejście do życia, kiedy nasze nieszczęścia, nasze cierpiętnictwo,
nasze niespełnione ambicje, urażone uczucia, urazy, bóle, ten cały wstręt, jaki
otrzymaliśmy w życiu i jaki w sobie pieścimy, staje się…, bożkiem ważniejszym niż
Bóg!
Za www.katolik.pl
Tymczasem Bóg zadbał najlepiej o to, żeby nawet nasze zranienia, były oznaką
przymierza z Nim, żeby nawet poniżenie nas wywyższało i nawet krzywda mogła być
elewacją serca. Bo trzeba to jasno powiedzieć: każda krzywda jest tak naprawdę
szansą na świętość. Krzywdę wymyślił szatan! Nie dało się jej usunąć ze świata, więc
Bóg z krzywdy uczynił przymierze, z męczeństwa świętość, z pokory chwałę, z
odrzucenia wybranie, a z ostatnich miejsc – pierwsze stołki w Niebie!
My też mamy obrzezanie. Jest ono duchowe, doskonalsze. Tyle jest w tobie dobra, ile
potrafisz znieść zła. Jeśli byle jaka złośliwość wyprowadza cię z równowagi, to nie
myśl, że jesteś dobry. Niewiele było w tobie ognia, skoro mały podmuch złości go
zdmuchnął.
Dlaczego Bóg uczynił z bólu największy znak przymierza? Dlaczego największy ból
Bóg potrafi uczynić największą łaską? Bo jest sprawiedliwy. Im bardziej wzmaga się
gdzieś krzywda, tym bardziej On ujmuje się za skrzywdzonym i wynagradza swoją
najsłodszą bliskością, jak matka, która obdarza najczulszymi pocałunkami dziecko,
które ma największą gorączkę. Gdyby nie było chore, nie przytulałby tak ciepło!
Za www.katolik.pl
Gdyby nie cierpiało, nie byłaby tak bliska! Im bardziej ktoś jest skrzywdzony, tym
bardziej On staje po stronie skrzywdzonego – taki jest Bóg. Czyli im bardziej ktoś jest
obrzezywany przez cierpienie, tym bardziej Bóg mówi: “Będę twoim przyjacielem”.
On się sprzeciwia krzywdom i dlatego staje po stronie skrzywdzonych, czyniąc ich
swoimi przyjaciółmi, błogosławiąc ich, czyniąc ten ich ból źródłem błogosławieństw i
największych łask. Sądzę, że Bóg, poprzez ten znak przymierza obrzezania, pragnie
nam wszystkim z całym przekonaniem powiedzieć, że On będzie zawsze najbliżej
odrzuconych. A im boleśniejsze okoliczności odcinają nas, jak niepotrzebny napletek
od organizmu społeczeństwa, (bo społeczeństwo to przecież taki ogromny organizm),
tym bardziej On nas błogosławi i czyni przyjaciółmi. Czy nie taki jest sens
Błogosławieństw Jezusa? Życie jest trudne tylko dla ludzi trudnych! Niektórzy
narzekają, że znoszą zbyt duże ciężary…, ale czy podnoszenie ciężarów nie czyni
kogoś atletą? Przyjaźń z Bogiem jest poprzedzona często nieprzyjaźnią ze światem.
Księga Powtórzonego Prawa, rozdział 10, 12-18 mówi tak o tym znaku (ten fragment
nosi tytuł: “obrzezanie serca” i jest to kapitalny komentarz w Starym Testamencie do
tego, jak zrozumieć obrzezanie): A teraz, Izraelu, czego żąda od ciebie Pan, Bóg
twój? Tylko tego, byś się bał Pana, Boga swojego, chodził wszystkimi Jego drogami,
miłował Go, służył Panu, Bogu twemu, z całego serca swego i z całej swej duszy,
strzegł poleceń Pana i Jego praw, które Ja ci podaję dzisiaj dla twego dobra. Do
Pana, Boga twojego należą niebiosa, niebiosa najwyższe, ziemia i wszystko, co jest
na niej. Tylko do twoich przodków skłonił się Pan miłując ich; po nich spośród
wszystkich narodów wybrał ich potomstwo, czyli was, jak jest dzisiaj... Dlaczego? Bo
był to naród najbardziej odrzucony. Dokonajcie, więc obrzezania waszego serca. Czyli
sam Bóg nadał duchowe rozumienie tego znaku. Tu nie chodzi tylko o zewnętrzny
znak, że to dziecko będzie krzyczało przez kilka dni i będzie miało gorączkę. Bóg
zdaje się tu mówić: “Tylko to sobie weźcie do głowy, że w największych bólach Ja
będę dla was przyjacielem, o to Mi chodzi, i dlatego daję wam ten znak, żebyście
całe życie o tym pamiętali”. I to jest porównywalne z chrztem, o którym kiedyś
napisałem, że jest to jakby takie zejście na dno, w otchłań i wydobywanie w Imię
Trójcy – bo tym bardziej w życiu chrześcijanina ujawnia się miłość Trójcy, im z
większego dna człowieka wydobywa. I dalej Pan Bóg mówi – zwróć uwagę, komu
dedykuje to obrzezanie serca, to jest bardzo ważne: Dokonajcie, więc obrzezania
waszego serca, nie bądźcie nadal ludem o twardym karku, albowiem Pan, Bóg wasz
jest Bogiem nad bogami i Panem nad panami, Bogiem wielkim, potężnym i
straszliwym, który nie ma względu na osoby i nie przyjmuje podarków. On wymierza
sprawiedliwość sierotom i wdowom, miłuje cudzoziemca, boście sami byli
cudzoziemcami w ziemi egipskiej.
Kto to jest sierota? Ktoś, kto ma macochę, ojczyma lub kto nie ma nikogo, człowiek
bez oparcia w człowieku, człowiek porzucony, odrzucony, który nie ma oparcia w
nikim. Czasem się mówi “sierota życiowa”, czyli ktoś nieprzystosowany, ktoś, kto nie
umie sobie poradzić z życiem. A Bóg takim sierotom daje największe przymierze. To
brzmi zupełnie absurdalnie – powiedziałby ktoś! Tak, to wygląda na absurd, że Bóg
tym więcej może pomóc tym, którzy już nawet sami dla siebie – nie mówiąc o innych
– nie mogą nic uczynić! A może to logiczne, a nie absurdalne? Znam wielu ludzi,
Za www.katolik.pl
którzy sobie świetnie radzą z życiem, nie są “sierotami życiowymi” i nie ma w ich
modlitwie takiej gorliwości i pokory, jak u tych, którzy są biedni, słabi, bezsilni,
osamotnieni i nie mogą już na nic liczyć oprócz Boga! Kto to jest wdowa? Człowiek,
który miał człowieka, opierał na nim swoje życie, ale stracił go. Ma bolesne poczucie
utraty, załamał się. A Bóg mówi: “właśnie w tym załamaniu będę dla ciebie
największym przyjacielem, bo przyjaciół nie opuszcza się w biedzie”. I trzecia pozycja
– cudzoziemiec. Jak się czuje cudzoziemiec w obcej ziemi? Wyalienowany,
wyobcowany, nie u siebie. Czuje się nieswojo. Możesz być w Polsce Polakiem i też się
czuć nieswojo w sensie takim, że czujesz się nieprzystosowany, nie wiesz, gdzie, do
kogo należysz, nikt cię nie chce, “piąte koło u wozu”, i czujesz się jak cudzoziemiec.
To się zdarza nawet w domu rodzinnym, że nie masz do kogo otworzyć ust.
Poznałem kiedyś taką osobę, która mówiła krócej niż Lakończycy, ponieważ nikt w
domu do niej się nie odzywał – czuła się jak pochylona i trędowata cudzoziemka.
Wystarczy się do kogoś nie odzywać i można tym milczeniem doprowadzić do
zupełnego pochylenia w życiu!
Czyż nie jest to jeden z najpiękniejszych dowodów miłości Boga, który przekonuje
nas, iż najbliżsi są Mu ci, którzy są wydalani przez innych; ci, których ludzie traktują
ze wstrętem, a ostatni w środowisku, czyż nie będą pierwszymi u Niego? I teraz
Za www.katolik.pl
pomyśl, jak ty się czujesz? Czy myślisz o tym, że dobrze by było być przyjacielem
Boga? Nieszczęścia nie zawsze spadają na nas z tego powodu, że świat jest zły i Bóg
nawet przez nie pogłębia z nami miłość, ale dlatego, że sami też jesteśmy grzeszni i
czynimy zło, które w chrześcijaństwie nazywamy grzechem. Nieszczęścia Bóg
pozostawił tylko dlatego na świecie, aby przypominały nam o tym, że poza Bogiem
nie ma szczęścia.
Nie wiem doprawdy, dlaczego ta pochylona kobieta miała tak nieszczęśliwe życie –
czy dlatego, że spotkało ja zło ze strony innych ludzi? Czy dlatego, że sama popełniła
takie grzechy, że jej życie stało się przeklęte? Jezus jednak ją uzdrowił i uwolnił z
mocy szatana. W Biblii hebrajskiej słowo “uzdrowienie” jest często synonimem
przebaczenia grzechów.
Dobrze jest jeszcze przyjrzeć się wszystkim tym tekstom, gdzie występuje słowo
RAFA, które w pierwszym znaczeniu tłumaczy się jako “uzdrowić”, choć w poniższych
tekstach ma znaczenie synonimiczne przebaczenia – czyli autor natchniony używa
wprost słowa “uleczyć” – RAFA, jako określenie stanu, w którym Bóg darował winę
(sic!): Dlaczego krzyczysz z powodu twej rany, że ból twój nie da się uśmierzyć?
Przez wielką twoją nieprawość i liczne twoje grzechy to ci uczyniłem. Wszyscy
jednak, co cię chcieli pochłonąć, sami ulegną pożarciu. Wszyscy, co ciebie uciskali,
pójdą w niewolę. Ci, co grabili ciebie, zostaną ograbieni. Wszystkich tych, co łupili
ciebie, wydam na łup. Albowiem przywrócę ci zdrowie i z ran ciebie uleczę –
wyrocznia Pana – gdyż nazywają cię Odrzuconą, Syjonie, o którą się nikt nie troszczy.
(Jer 30,15-17) Podobnie w Jer 17,14, słowo “uzdrów mnie” ma znaczenie poprawy
położenia względem prześladowców, wobec których Jeremiasz ma dużo negatywnych
uczuć, których nie umie zataić przed Bogiem. Są to uczucia wręcz złorzeczące. Czy to
z powodu tych uczuć Jeremiasz zachorował? Czy dlatego mówi o uzdrowieniu, bo ma
na myśli “chorą” sytuację albo położenie, które mogą doprowadzić do choroby?
Trzeba pamiętać, że to Stary Testament, gdzie ludzie nie znali zasady przyjmowania
zła – nadstawienia policzka na cios. Jeremiasz doznał wielkiej krzywdy i najwyraźniej
nie radzi sobie z burzą żalu i złości, bezsilności… Czy z tego powodu wpadł w jakąś
chorobę, skoro wołał: “uzdrów mnie!”? Uzdrów mnie, Panie, bym się stał zdrowym;
ratuj mnie, bym doznał ratunku. Ty bowiem jesteś moją chlubą. Oto oni, którzy mi
Za www.katolik.pl
mówią: Gdzie jest słowo Boże? Niechże się wypełni! Ale ja nie nalegałem na Ciebie o
nieszczęście, ani nie pragnąłem dnia zagłady. Ty wiesz: to, co wyszło z moich ust,
jest zupełnie jawne przed Tobą. Nie bądź dla mnie postrachem, Ty, moja ucieczko w
dniu nieszczęścia! Moi prześladowcy niech zostaną zawstydzeni, lecz mnie niech nie
spotka hańba! Niech ich lęk ogarnie, lecz nie mnie! Ześlij na nich dzień nieszczęsny,
zgładź ich, zgładź po dwakroć! (Jer 17,14).
Podobnie w Jer 33,6; użyto słowa RAFA jako określenia przebaczenia, choć wprost
jest mowa u uzdrowieniu! Powtórnie skierował Pan słowo do Jeremiasza, gdy ten był
jeszcze uwięziony w wartowni. To mówi Pan, który stworzył ziemię i ukształtował ją,
nadając jej trwałość – wyrocznia Pana. Wołaj do Mnie, a odpowiem ci, oznajmię ci
rzeczy wielkie i niezgłębione, jakich nie znasz. To bowiem mówi Pan, Bóg Izraela, o
domach tego miasta, o domach królów judzkich, które zostaną zniszczone, o wałach i
mieczach: idą walczyć z Chaldejczykami, by napełnić miasto zwłokami ludzi, których
zabiję w przystępie swego gniewu. Zakryłem, bowiem swe oblicze przed tym
miastem na skutek całej ich nieprawości. Oto podniosę je odnowione, uleczę i
uzdrowię (u MaRppa u RFaaTcim) ich oraz objawię im obfity pokój i bezpieczeństwo.
I odmienię los Judy i los Izraela, odbudowując ich jak przedtem. Oczyszczę ich ze
wszystkich grzechów, jakimi wykroczyli przeciw Mnie i odpuszczę wszystkie ich
występki, którymi zgrzeszyli przeciw Mnie i wypowiedzieli Mi posłuszeństwo (Jer
33,6-8). Ten ostatni wiersz wyraźnie już mówi o uzdrowieniu jako przebaczeniu
grzechów!
Tak więc w tych i innych tekstach, słowo “uzdrowić” oznacza po prostu przebaczenie,
choć nie jest użyte wprost! Przebaczenie więc jest biblijnie skojarzone z
uzdrowieniem. Skoro ta kobieta została uzdrowienia, to być może jej pochylenie
miało to związek z jej grzechami. Nasz grzech na pewno zostaje oczyszczony w
sakramencie pojednania, ale skutki tego grzechu, konsekwencje, cierpienie,
nieszczęścia, powikłania potrzebują innej interwencji. Tu potrzeba skruchy, odpustu,
powrotu do wspólnoty, otworzenia się na innych, a nie odstawanie w zaciętym
milczeniu, w anonimowym tłumie, z pochyloną głową, jakby się miało żelazny kark,
dystansowanie się i ucieczka przed każdym człowiekiem...
Kiedy w 2000 roku Papież wydał dokument o odpustach, pisał bardzo wyraźnie, że
odpust, czyli darowanie konsekwencji grzechowych, jest uwarunkowane powrotem
do wspólnoty, z otwarciem się na innych, ze zwróceniem się do Jezusa, odzyskaniem
Go jako Boga ze skruchą – najodpowiedniejszą dyspozycją, jaką można było
zobaczyć u łotra, który zwrócił się na krzyżu do Jezusa, mając zgodę na swój krzyż.
Jezus przyrzekł mu raj jeszcze tego samego dnia!
Za www.katolik.pl
konsekwencją przebaczenia, udzielonego bezinteresownie przez Boga, winna być
rzeczywista przemiana życia, stopniowe usuwanie zła wewnętrznego, odnowa
własnej egzystencji. Akt sakramentalny musi się łączyć z aktem egzystencjalnym, z
rzeczywistym zmazaniem winy, które nazywamy właśnie pokutą. Przebaczenie nie
oznacza, że ten proces egzystencjalny staje się zbędny, ale przeciwnie – że zyskuje
sens, zostaje zaakceptowany i przyjęty. Jak bowiem wiadomo, mimo pojednania
człowieka z Bogiem, grzech może pozostawić pewne trwałe skutki, z których należy
się oczyścić. Właśnie w tym kontekście nabiera znaczenia odpust dający «możliwość
przystępu (...) do całkowitego daru miłosierdzia Bożego. (Incarnationis Misterium 9).
W tym miejscu przypomnijmy oczyszczenie i uzdrowienie trędowatych. Możemy
bowiem jeszcze czegoś innego doczytać się w tym akcie miłosierdzia Jezusa. Jest tam
wyraźnie oddzielone uzdrowienie samarytanina od oczyszczenia reszty, którzy w
drodze, w pewnym procesie zostali oczyszczeni. Oni bowiem musieli zaakceptować
drogę, powolne dochodzenie do pełnego oczyszczenia, i to jest pokuta, skrucha i
powrót do wspólnoty, natomiast ten Samarytanin zwrócił się do Jezusa. Mamy w tym
obraz odzyskania jedności z Jezusem, z Bogiem. Nie wystarczy samo pojednanie z
Bogiem i nie wystarczy powrót do wspólnoty, musi być jedno i drugie. Potrzeba też
pokuty, skruszonego dochodzenia “do siebie”, do normalnych relacji ze wspólnotą
Kościoła i z Wszechmogącym. Czasem jest to bolesne. Dlaczego? Z doświadczenia
wiem, że Bóg “organizuje” wtedy drogę podobnych przeżyć, jakie wcześniej były
powodem grzechów, aby teraz przeżyć je we właściwy sposób, w taki, żeby nie były
powodem grzechu lub załamania, ale triumfem nad złymi skłonnościami, triumfem
wiary w Boga nad egocentryzmem. Przeczytajmy dalsze słowa z tej bulli: Grzech
bowiem, będąc obrazą świętości i sprawiedliwości Bożej oraz odrzuceniem osobistej
przyjaźni, jaką Bóg okazuje człowiekowi, wywołuje dwojaki skutek.
Za www.katolik.pl
rozdział: Pochylone życie - cz.VII
Kara doczesna nie jest przejawem mściwości Pana Boga, jakoby Pan Bóg mówił: “A
wy dranie, tak zgrzeszyliście, to teraz zemszczę się na was!”. To nie jest tak! Kara
doczesna jest konsekwencją grzechu, mojego grzechu, ale po nawróceniu,
oczyszczenie, rodzaj czyśćca przydarza się nam po to, by całkowicie wyeliminować
skutki grzechu. W duchowości Izraela dowodem prawdziwej skruchy było właściwe
przeżycia jeszcze raz pokusy, która wcześniej doprowadzała do grzechu: Skruchę
można uznać za autentyczną, jeżeli grzesznik oprze się tej samej pokusie w
podobnych okolicznościach… Inaczej mówiąc powtarzają się sytuacje w naszym
życiu, które wcześniej doprowadziły nas do zła, po to, by teraz – po odpuszczaniu
grzechu – były dowodem zwycięstwa łaski i rodzajem pokuty, bo zapewne takie
same okoliczności albo podobne, które wcześniej doprowadziły nas do zła, będą
trochę bolały.
Za www.katolik.pl
Przede wszystkim weźmy pod uwagę grzechy, które wprowadziły nas w nałóg, czyli
w stały, mechaniczny prawie sposób popadania w zło. Powtarzający się grzech
“pochyla” człowieka do jakiegoś rodzaju zła, mamy wtedy skłonność do ciągłego
wchodzenia w to samo! Gdyby to było widoczne gołym okiem, to ludzkie ciało byłoby
skrzywione w jakąś stronę tak, jak ciało tej kobiety, która od 18 lat była spętana
jakimiś nieznanymi dla nas więzami demonicznymi.
Przypomina mi się w tym miejscu mężczyzna, który był spętany alkoholem. Mimo
prób wydobycia się z tych więzów, powracał do nałogu i nie mógł sobie poradzić z
uwolnieniem. Jego pijaństwo było jednak swoista pokutą, ponieważ ukrył przed sobą
i Bogiem zupełnie inny problem, nigdy się na niego nie otworzył i nie zdobył na
głębszą refleksję nad sobą – nie mówiąc już o autentycznej skrusze. Demon na
powierzchni jego egzystencji “walił" go w alkohol, a przy tym był zmuszony ciągle
przeżywać ogromne upokorzenie z powodu swych upadków. Dlaczego pił? Czy
dlatego, że chemicznie jego organizm był uzależniony od pewnej substancji? Czy
dlatego, że nie zgadzał się zupełnie z czymś innym, niż własnym alkoholizmem? Czy
wyspowiadał się ze wszystkich grzechów z przeszłości? Czy niczego nie ukrył przed
Bogiem? Czy jego spowiedź była skruchą”? Czy zapłakał nas swoimi winami? Wielu
ludzi oddaje Bogu grzech, ale nie wydobywa żalu ze swego serca – nie daje upustu
uczuciom, które są spętane wewnątrz, dlatego musi je dosłownie “topić". Tam
gnieżdżą się demony – w tych dennych, głębokich otchłaniach naszego ducha, w
którym “wyłączyliśmy światło” (por. Judy 0,6).
Brak efektów w wydobyciu się ze zniewolenia jest wcale nierzadko związane też z
niepogodzeniem lub nieprzebaczeniem: Ewangelia wg św. Mateusza 5,21-26
wyraźnie sugeruje trwałe zniewolenia: dozorca (demon), sędzia (poczucie winy,
wewnętrzne samopotępienia w zastępstwie wyrzutów sumienia), więzienie
(zniewolenie) aż do ostatniego grosza (niektórzy alkoholicy piją aż do dosłownego
ostatniego grosza, sprzedają rzeczy z domu, jakby mieli dług do spłacenia, przy czym
nie czują się winni, choć powinni się czuć; ma to związek z winą, którą wyparli z
powodu jakiegoś innego grzechu, którego nie uznali w sobie). Kto amputuje winę i
ukrywa grzech, może pokutować na innym poziomie własnej egzystencji: per quae
quis peccat, per haec et torquetur! Przez co, kto zgrzeszył, przez to samo musi
odpokutować!
Izrael wyszedł z Egiptu dokładnie tego samego dnia, którego wszedł po 430 latach
zniewolenia! (zob. Wj 12, 40-41). Mojżesz wyprowadził Izrael z niewoli w tym
miejscu, w którym sam został porzucony przez matkę – przez sitowie! (zob. Wj 2,3).
Może to być pokuta, jaką on sam sobie wymierza poza polem świadomości – gatunek
autoagresji za jakiś rodzaj nieprzebaczenia sobie lub nieprzebaczenia innym: na
przykład rodzicom za odrzucenie w dzieciństwie, za to, że kochali inne dziecko
bardziej, a jego pomijali w miłości lub wprost odrzucali, obwiniali. Nie może im tego
przebaczyć i jednocześnie uwierzył w to, że ich odrzucenie było słuszne, bo jest kimś
nędznym... Jednocześnie nie może przebaczyć i sobie, że był kimś tak żałosnym,
kogo nie mogli kochać. Albo gardzi sobą za to, że nie jest takim człowiekiem, jakim
chciałby być, że nie jest tak doskonały, idealny, wyjątkowy, zwycięski... I skoro nie
Za www.katolik.pl
może być kimś wspaniałym, więc “rzuca" się na dno... (pycha). Może to być wyparte
ze świadomości. Skoro jednak nic nie skutkuje, to znaczy, że przyczyna jest głębiej
niż ktokolwiek myśli, w samym sumieniu. Nerki i wątroba to organy zwykle
atakowane przez alkohol. W języku hebrajskim nerki to sumienie, a wątroba ma
związek z chwałą (to samo słowo: KAWOD!), czyli nieodpartą potrzebą doznawania
chwały, podziwu, uznania, pochwały. Chora potrzeba chwały u niektórych ludzi jest
tak ogromna, że ich nędzna rzeczywistość musi być “zalana" jakimś rodzajem
odurzenia.
Zarówno osobisty grzech jak i krzywda, czyli czyjś grzech, który doprowadził do
jakiejś wykrzywionej postawy, budzą nie tylko smutek w duszy, ale też mogą
doprowadzić do pochylenia postawy duchowej. Powiedzmy, że nie jest to bez
związku z depresją, bowiem człowiek może być skłonny do interpretowania
wszystkiego w sposób bardzo negatywny. Nie dostrzega dobra, jest ciągle
Za www.katolik.pl
niezadowolony, ma czarne przewidywania, uważa się za “zero”. Życie ze swoimi
wydarzeniami nie musi być ani zupełnie złe, ani jedynie dobre, ale na wszystko
można tak spoglądać na wskutek jakiegoś nieprzebaczenia – sobie lub komuś!
Dodajmy, że za taki stan psychiczny coraz większej liczby ludzi, trzeba także obwinić
naszą kulturę, która pokazuje jedynie pięknych, zgrabnych, inteligentnych, silnych,
bezbłędnych, muskularnych, szczupłych, posiadających pełne uzębienie, nie
cierpiących klęski bohaterów filmów, reklam, programów telewizyjnych. W tym
momencie dokonuje się ubóstwienie “gwiazd” filmowych, idoli muzyki rozrywkowej,
autorytetów życia publicznego. Szary człowiek porównując się z takimi wzorcami ma
tylko jedno wyjście – załamać się swoją rzeczywistością.
Gdy sumienie staje się oskarżycielem, gdy stajemy się wrogami samych siebie, to
jakim cudem możemy być przyjaciółmi Boga lub innych ludzi? Wtedy wzrasta w nas
skłonność do spodziewania się tylko zła i tylko przegranych. Czujemy, że nie
zasługujemy na dobro, nie wierzymy w to, żeby nam coś w życiu wyszło, wszędzie
węszymy spisek, podejrzewamy innych, bo sami nie jesteśmy do końca ze sobą
uczciwi. Jesteśmy totalnie niezadowoleni i to nas jeszcze bardziej pochyla do ziemi.
Po drugie, możemy rzeczywiście ciągle doznawać samych nieszczęść, przekleństw na
drodze naszego losu. O tym właśnie mówi Księga Powtórzonego Prawa, rozdział 28.
Ten tekst wyraźnie wskazuje, że źródłem wszystkich nieszczęść jest brak
posłuszeństwa Słowu Bożemu, czyli również brak Jego znajomości. Odcięci od Biblii
nie potrafimy na obrzezanie krzywdami spojrzeć ewangelicznie, nie wiemy, że
błogosławieni są ci, którzy są ubodzy i że szczęśliwi są ci, którzy płaczą i nie wiemy,
że prześladowanie jest początkiem uszczęśliwienia w Królestwie.
Cóż wtedy pozostaje, gdy spotka nas któreś z błogosławieństw, które zwykle w swej
początkowej fazie zadaje nam cięcie nożem nieszczęścia, obrzezując nasze serce?
Pozostaje nam wtedy zbuntować się i pogrążyć się w niepogodzeniu, w złości, nawet
w nienawiści. Podobnie jest, gdy sami popełniamy grzech – nie znając Słowa Bożego,
nie wiemy nawet, jaka jest prawdziwa waga grzechu, a z wielu nie zdajemy sobie
Za www.katolik.pl
sprawy. Kiedy ktoś do mnie przychodzi do spowiedzi i mówi, że “nie był w niedzielę w
kościołku i nie zmówił paciorka, czasem przeklinał i jest nerwowy”, to już wiem, że
ten człowiek zupełnie nie wie, o co chodzi. Nie tylko nie wie gdzie jest grzech, ale też
nie będzie wiedział, co to jest łaska! Ponieważ wielu ludzi czyni Bogu łaskę, gdy się
modli, dlatego życie jest dla nich niełaskawe.
Za www.katolik.pl
życiu w depresję, która była dla mnie łaską, bo mi “wyświetliła”, że wcale nie jestem
taki wspaniały, jak sobie wyobrażałem czy żądałem od siebie.
Czytając te słowa, nie możemy ich oczywiście rozumieć jako planowaną zemstę
zimnokrwistego Boga, lecz jako ostrzeżenie dobrego Ojca, który nie chce, aby
człowiek był zniewolony i nieszczęśliwy na ziemi. On chce pomóc człowiekowi, ale
Bóg ma swoją boską wizję na naszą sytuację, a my mamy swoją ludzką. Która z nich
jest prawdziwsza?
Za www.katolik.pl
rozdział: Pochylone życie - cz.VIII
Celowo wybrałem te dwa wiersze, bo i tam jest osioł, a tyle wcześniej o nim pisałem.
Pochylona kobieta była porównana do osła uwiązanego u żłobu. Człowiek będzie cały
dzień przeklinał wszystko, wszystko będzie jakby przeciwko niemu. Wszystko będzie
przeklęte. Pan dotknie cię wycieńczeniem, febrą, zapaleniem, oparzeniem, śmiercią
od miecza, zwarzeniem zbóż od gorąca i śniecią; będą cię one prześladować aż
zginiesz. Niebiosa, które masz nad głową będą z brązu – czyli będziesz się modlił, ale
nie będziesz czuł modlitwy. Choroby będą się sypać całymi stadami i ciągle będziesz
się z nich leczył u lekarzy, którzy będą wynajdywać jeszcze inne i odsyłać do apteki,
gdzie będziesz tracił fortunę, a gdy już zaaplikujesz sobie lekarstwa, okaże się, że są
one rakotwórcze albo spowodują u ciebie torsje lub jakieś inne schorzenia. Czarna
seria! Ziemia pod tobą z żelaza – czyli wszystko będzie trudne dla ciebie i grunt
będzie twardy, nieprzyjazny. Pan ześle na twoją ziemię zamiast deszczu – pył i
piasek, będzie na ciebie padał z nieba, aż cię wyniszczy. Pan dotknie cię wrzodem
egipskim, hemoroidami, świerzbem i parchami, których nie zdołasz wyleczyć. Boże
kochany! Aż strach czytać! Ale wszystko człowiek będzie źle odbierał, bo nie ma
Słowa Bożego, czyli Bóg nie jest dla niego kimś, kto daje słowo uwalniające, bo Bóg
jest po prostu nikim! Owszem wujek coś tam powiedział, babcia coś powiedziała,
sąsiad coś powiedział, w telewizji mówili, w gazecie wyczytałem – to jest ważne,
trzeba nawet zapisać w pamiętniku. I wtedy człowiek jest skazany na to, że może źle
interpretować rzeczywistość. Może dochodzić do tego, że nawet dobre rzeczy może
przeżywać jako coś strasznego. Łatwo wtedy o załamanie, a nawet o depresję. Karą
doczesną za grzech przeciwko pierwszemu przykazaniu mogą być również więzy,
zniewolone życie, życie pełne nieszczęść lub skłonność do patrzenia na wszystko w
taki sposób, że wszędzie się będzie dopatrywało zła! To jest pochylenie, zdołowanie
– bardzo depresyjne? Prawda? Co nie znaczy, że każda depresja jest karą za grzechy
– nie mam prawa tak twierdzić!
Wystarczy jednak, że Bóg nie był dla kogoś Bogiem – całe życie jest wtedy kolekcją
chorób i nieszczęść.
Za www.katolik.pl
I dlatego w tej chwili łatwiej ci będzie zrozumieć Ewangelię św. Łukasza i ten tekst,
który sobie wybraliśmy na początku, 13 rozdział: Nauczał raz w szabat w jednej z
synagog. A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była
pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować – czyli nic nie mogła zrobić
dla siebie... Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: «Niewiasto, jesteś
wolna od swej niemocy». Włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się – i
pierwszą rzeczą, która zrobiła, gdy się wyprostowała – chwaliła Boga. Czyli od razu
Pan Bóg był dla niej numer jeden! Od razu wypełniła pierwsze przykazanie... Lecz
przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus w szabat uzdrowił, rzekł do ludu: «Jest
sześć dni, w których należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w
dzień szabatu!» Pan mu odpowiedział: «Obłudnicy – inaczej mówiąc “hipokryci!” –
czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go
napoić? – czyli od tego zniewolenia żłobem odwiązuje osła lub wołu, a my to znamy z
Księgi Powtórzonego Prawa, z 28 rozdziału – A tej córki Abrahama, którą szatan
osiemnaście lat trzymał na uwięzi nie należało uwolnić od tych więzów w dzień
szabatu?» Na te słowa wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników, a lud cały
cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów dokonywanych przez Niego.
Wróćmy na koniec do tej kobiety, która od 18 lat była tak schylona przed wszystkimi
i dopiero teraz wyprostowała się przed Bogiem. Czyż nie jest to już jasne, że jej
wykrzywienie mogło być spowodowane tym, że inni byli dla niej bóstwami, a Bóg
był… nikim? Zresztą, ów przełożony synagogi wydaje się tu być pewny w swoim
autorytecie, stojąc przed Jezusem, jakby był kimś ważniejszym niż Jezus! Spotkałem
bardzo wielu ludzi pogrążonych właśnie w takim pochyleniu, zniewolonych
rozpaczliwą niechęcią do życia, do siebie, ponieważ nauczono ich, że trzeba z ludźmi
się liczyć prawie tak, jak z Bogiem! I przeliczyli się! Syrach mówi: Ani synowi, ani
żonie, ani bratu, ani przyjacielowi nie dawaj władzy nad sobą za życia. (Syr 33,20)
Spotkałem też takie osoby, które były poddawane różnym opiniom, ocenom,
wyrokowaniom i te słowa ludzkie miały dla nich taką wielką wartość, jaką powinno
się obdarzyć Słowo Boże, czyli przykazania. Ludzkie słowa – nawet te najlepsze –
mogą wprowadzić człowieka w depresję. Pewna samotna matka wychowywała swoją
córkę w najlepszych, jak się jej wydawało, warunkach. Otaczała ją ochronnym
murem, eliminując wszystkie możliwości doznania porażki, zabezpieczyła ją od złego
towarzystwa, zawsze miała dla niej miłe słowa, nigdy nie krzyczała, wmawiała córce,
że jest piękna, inteligentna, cudowna i okazało się po jakimś czasie, że dziecko jest
niezdolne podjąć trud życia, że boi się wyjść z domu, lęka się przejść przez ulicę,
ucieka przed ludźmi. Przed egzaminem na studia uciekła, bo bała się, że może nie
zdać, choć wszystko umiała bardzo dobrze. Matka zupełnie nie rozumiała, co się
dzieje; zaczęła radzić się psychologów, co u córki z kolei wywołało lęki, że jest z nią
widocznie bardzo źle. Sprawa była beznadziejna. Albo gdy ktoś interpretował przykre
doświadczenia swojego życia w sposób nie ewangeliczny: licząc się jedynie z tym, co
ludzie o nim myślą. Dawanie wiary różnym opiniom ludzkim może doprowadzić do
tego, że człowiek w końcu nie wie, co się z nim dzieje, bo każdy mówi mu zupełnie
Za www.katolik.pl
coś innego. Prowadzi to do dezorientacji i zagubienia, bo świat nadaje na zupełnie
innej fali niż Ewangelia.
Za www.katolik.pl
jestem za niski, jestem głupszy od innych… Wskutek takiego myślenia o sobie, moje
emocje będą również dość dołujące. Wszystko musi być źle! Negatywne określenia,
negatywny system przekonań, który został wkodowany przez człowieka w
dzieciństwie, to znak, że zabrakło słów Dobrej Nowiny Jezusa, że to była ciągle zła
nowina z ust najbliższych. Kiedy wiecznie komuś mówiono, że życie jest bezsensem i
jest beznadziejne, to co będzie myślał po kilku latach takiej katechezy? Coś innego?
Poznałem kilka lat temu kobietę, która wychowywała się jedynie pośród braci – nie
miała siostry. Od małego dziecka bracia wyśmiewali się z niej, pogardzali, lekceważyli
ją, pomiatali, dodatkowo jeszcze była najmłodsza. I ona już z samego faktu, że była
dziewczyną, miała poczucie winy, bo nikt jej w domu – jako dziewczyny – nie
akceptował. Kiedy poszła do szkoły, bała się, że będzie tak samo potraktowana jak w
domu, więc zamknęła się w takiej “izolatce” i z nikim prawie nie rozmawiała. Dzieci to
wyczuły i od razu nastąpił frontalny atak. Seria dokuczliwych przezwisk była na
porządku dziennym. 8 lat szkoły podstawowej – 8 lat negatywnej edukacji. Później
poszła do liceum, uszczelniając zamknięcie w sobie, co jeszcze bardziej prowokowało
środowisko. I tak działo się przez wiele lat, może nawet więcej niż 18... W końcu, w
miejscu pracy – którą podjęła z wielkim trudem i boleścią – również wszyscy ją
poniżali. Zupełnie się załamała, bo nie była nawet podobna do nikogo
wartościowego, nie mówiąc już o tym, żeby w sobie znalazła jakąkolwiek wartość.
Nie spodziewała się już niczego dobrego w swym życiu. W czasie modlitwy,
prosiliśmy Jezusa, żeby to spodziewanie się zła – albo spodziewanie się najgorszego,
zmieniło się w spodziewanie radości. Przy pierwszych słowach o radości, jaką Bóg ma
z niej... po prostu uciekła. Trzasnęła drzwiami i “zwiała”, bo nie wytrzymała tego
napięcia prawdy. Dopiero za dwa tygodnie modliliśmy się drugi raz, kiedy oswoiła się
z tą prawdą, którą sobie uświadomiła. Nie jest łatwo człowiekowi uznać tak od razu,
że właśnie miał taką historię, a wcale nie jest mu lżej usłyszeć, że jest kimś, kto
budzi w kimś radość, na przykład w Bogu. Trudno w to uwierzyć... Zwykle takie
zniechęcone przekonania człowiek spycha do worka swojej podświadomości. Nie
chce o nich myśleć. A często te “śmieci” mają wielkie znaczenia dla nas. Kiedy się ma
w środku śmieci, można czuć się śmietnikiem! Na szczęście Jezus też był odrzucany –
i przez to odrzucenie przychodzi uzdrowienie. I kiedy następnym razem modliłem się
z tą kobietą, i ona zobaczyła Jezusa, jako odrzucony kamień węgielny (został
przecież odrzucony przez swój naród, przez swoją rodzinę, wyśmiany, opluty),
dotarło do niej, że jest podobna do Jezusa. Wtedy zaczęła się po raz pierwszy
uśmiechać! Wreszcie była do kogoś podobna i to do Boga! Zmienił się jej sposób
mówienia, co było dowodem zmiany myślenia. Jezus obecny w tej modlitwie – sam
widziałem – zdejmował z niej te więzy smutku i złości na siebie. Nagle jej twarz
przestała być napięta, jakby puściły jakieś więzy, które uczyniły z niej osła
uwiązanego do żłobu głupoty i smutku. Nagle odkryła, że jest komuś potrzebna –
Za www.katolik.pl
samemu Jezusowi – choć wydawało się, że nikomu do niczego nie jest potrzebne jej
istnienie.
Bez względu na to, czy to twój grzech cię skrzywił, czy też czyjś grzech odcisnął się
na tobie bolesną pieczęcią, i tak tylko Jezus jest bramą do pogodzenia się nie tylko z
samym sobą, ale i z Nim, i z resztą ludzi. Nie wystarczy tylko podać rękę czy rzucić
się w ramiona na minutę, lecz trzeba rzucić się w otchłań Jego Serca na zawsze!
Powrót do Jezusa, to jednocześnie detronizacja ubóstwianych autorytetów –
zerwanie zależności, jakie wytworzyły się między tobą a nimi, bo one są więzami
krępującymi i pochylającymi twoje istnienie. Powrót do wspólnoty, to zerwanie z
izolacją i nadmiernym wycofaniem, odtworzenie relacji, w których drugi człowiek
będzie tylko człowiekiem... i aż człowiekiem. Dlatego nie będziesz na niego spoglądał
jak na trwożące cię bóstwo czy równie niebezpieczna bestię. Powrót do siebie, to
spojrzenie na siebie z miłością i wyrozumiałością, która nie jest kłamliwym
usprawiedliwianiem siebie ani potępianiem. Potrzeba w tym miejscu wyznać grzechy
począwszy od korzenia, czyli dostrzec związek swoich win z łamaniem pierwszego
przykazania. Wreszcie wróć do Biblii jako pierwszego Słowa – źródła najważniejszych
opinii o tobie samym! Ewangelia św. Jana rozpoczyna się od słów: Na początku było
Słowo… Niech więc na początku wszystkiego w twoim życiu będzie Jego Słowo!
rozdział: Przedmowa
Przedmowa
Za www.katolik.pl
chce pozostać obojętny na to zjawisko, powinien znaleźć odpowiedź na pytanie
zawarte w tytule mojej książki.
Ja już teraz udzielę na nie odpowiedzi – Harry Potter jest zły. Skutki będą
katastrofalne. I stoję oszołomiona przed rozmiarem zaślepienia. Jeśli Państwo i
wasze dzieci zachwyciliście się Harrym Potterem i nie chcecie psuć sobie
przyjemności, odłóżcie moją książkę.
Myślicie: tak wielu ludzi nie może się przecież mylić! Naprawdę nie?...
Czy Harry Potter ma być historycznym precedensem, aby interesy zyskania miliardów
zmotywowały miliony miłośników Pottera do czynienia dobra? Proszę, Szanowny
Czytelniku, załóż się przed przeczytaniem tej analizy, że masowy ruch Harry’ego
Pottera skieruje społeczeństwo ku dobru. Czy naprawdę chodzi o nieszkodliwą,
obojętną rozrywkę? Jeśli pomimo sympatii, którą odczuwacie Państwo dla Harry’ego
Pottera, jesteście gotowi postawić pytanie o dobro i zło oraz poświęcić trochę czasu,
aby posłuchać „głosu wołającego na pustyni”, chciałabym wyrazić swoje uznanie.
Niewielu ludzi chce sprawdzić słuszność pozycji, z którą zgadza się zdecydowana
większość. Pojawia się bowiem ryzyko odrzucenia, a niemal niczego bardziej nie
obawia się człowiek, jak izolacji we własnej grupie.
Proszę nie robić sobie żadnych wyrzutów, jeżeli podacie Państwo w wątpliwość
przyjemność czytania Pottera. Kryje się za tym wielka, podstępna inteligencja. Jeśli
nie jesteście pewni, jak oceniać ten fenomen, proszę kontynuować lekturę. Być może
odczuwacie niechęć do bycia biernym i manipulowanym uczestnikiem. Wtedy
wskazane byłoby poznanie nowego spojrzenia, które kłóci się z totalnym, „jedynym
słusznym” przekonaniem. Jeżeli wyrobicie sobie Państwo swój własny osąd,
przysłużycie się pluralizmowi, który uważa się za podstawę demokracji. Jeśli budzi w
Was odrazę i oburza magiczny świat Harry’ego Pottera, świat ideologii rasistowskiej i
ofiary krwi, przemocy i grozy, wstrętu i terroru, ciągłego zagrożenia i opętania, to
znajdziecie tu analizę, która pomoże Państwu popłynąć pod prąd i chronić Wasze
dzieci. Nie jest to łatwe.
Za www.katolik.pl
J. K. Rowling jest – to przynajmniej można stwierdzić z całkowitą pewnością –
ateistką. Posiada ona nieograniczoną fantazję, dzięki której tworzy świat, w jakim
rządzi zło.
Czy chcieliby Państwo tego? Chcieliby Państwo, aby następna generacja stanowiła
podatny na to grunt? Także Państwa dzieci? Także Państwa uczniowie? Także
Państwa wspólnota parafialna? Nawet jeśli wiara chrześcijańska (już) nic dla Państwa
nie znaczy, pozostaje nadal postawione na początku pytanie, na które dobrze byłoby
znaleźć odpowiedź. Potok bowiem przybiera na sile. Jeżeli chcecie Państwo wyrobić
sobie zdanie na temat tego, co znajduje się w piątym tomie Harry’ego Pottera,
proszę przeczytać streszczenie z komentarzem. Pomoże ono Państwu podjąć
świadomą decyzję, czy chcecie Państwo kupić kolejny tom serii J. K. Rowling, czy też
nie.
Gabriele Kuby
wrzesień 2003
Do tej pory świat ludzi, ich życie uważano za dobre, a świat czarownic i czarodziejów
za zły. Jednak J. K. Rowling udało się odwrócić bieguny. Po 0 stronach książki, a w
filmie po 10 minutach, świat ludzi ukazuje się czytelnikowi/widzowi jako zły, a świat
czarownic i czarodziejów może nie jako dobry – takiego pytania się nie stawia – ale
jako taki, do którego warto dążyć. Harry ryzykuje własne życie, aby pozostać w tym
świecie – byle tylko nie musiał wracać do świata ludzi!
Za www.katolik.pl
Jego rówieśnik, kuzyn Dudley, otrzymuje wszystko, Harry nic. Dudley jest gruby,
brzydki, tyranizuje Harry’ego, także w obecności rodziców, za co jest przez nich
nagradzany. Dudley jest gruby – „przypominał prosiaka” (II, 10) – zachowuje się jak
świnia i jest za to przez rodziców pieszczony. Czarodziej Hagrid wyczarowuje
kuzynowi świński ogonek. „Chciałem go zamienić w prosiaka, ale chyba jest już taką
świnią, że bardziej się nie dało” (I, 66).
Nie tylko kuzyn, także wujek i ciotka przedstawieni są w żałosny i poniżający sposób.
Ciotka jest histerycznym czupiradłem, twarz wujka jest „wielka i rozlazła” – Harry
kiedyś nastąpił na nią przez nieuwagę (I, 44). Fakt, że wujek i ciotka przyjęli do
siebie dziecko i je wychowali, jest przemilczany. Niesprawiedliwość, nieczułość,
brzydota, przywiązanie do tego, co zewnętrzne, puste normy: normalne życie zostało
przedstawione jako obrzydliwe, znienawidzone. Właśnie tak, jak przeżywa to wiele
dzieci, a w szczególności miliony, których rodzice się rozwiedli: mało bezpieczeństwa
i miłości, strach przed tym, co powiedzą sąsiedzi, bezradni rodzice, którzy
dopuszczają do tego, że dzieci ich terroryzują i nie szanują, mobbing wśród kolegów
w szkole. Normalni ludzie określani są pogardliwie „mugole”, co podkreśla odrazę,
jaką budzą. W Harrym Potterze nie ma pozytywnego świata ludzi. Wujek i ciotka nie
chcą mieć nic do czynienia ze światem czarodziejów i czarownic, nie chcą, by Harry
poszedł do ich szkoły. Ponieważ lekceważenie dla świata ludzi już zostało mocno
nakreślone, opór wujostwa wydaje się być kołtuński i małoduszny (I, 63 i następne).
Za www.katolik.pl
idzie do szkoły magii i czarodziejstwa, chociaż tam często budzi się zlany potem z
powodu koszmarów. Żyje on w nieobliczalnym świecie złych nauczycieli, groźnych,
wielkich potworów, umazanych krwią duchów, wywołujących grozę zaklęć i czarów,
przy czym nie ma w tym świecie żadnego źródła miłości.
Jeden jedyny raz odczuwa się coś takiego jak miłość. Ale w jakim kontekście? Harry
widzi przez chwilkę w magicznym lustrze, stojącym na dwóch szponiastych stopach,
swoich zmarłych rodziców, którzy się do niego czule uśmiechają. Mama czarownica i
tata czarodziej. (Często osoby i sytuacje, które moglibyśmy uznać za pozytywne, są
wyposażane przez autorkę w satanistyczne symbole – tu szponiaste stopy lustra). W
filmie Harry szuka ręki mamy, ale trafia na pustkę...
Przyjaźń między Harrym, Ronem a Hermioną to cienki płaszcz, jaki musi istnieć, aby
przykryć świat zła. Jest to koło ratunkowe, dzięki któremu Harry porusza się w morzu
potworów. Ma to odbicie w realnych problemach dzieci chociażby z rozbitych rodzin:
rozłąka z rodzicami i ucieczka w przyjaźń z tak samo zagubionymi rówieśnikami.
Powszechne jest mniemanie, że Harry Potter jest historią o walce dobra ze złem,
gdzie Harry jest dobry, a Voldemort zły.
Jeśli rzeczywiście walka dobra i zła ma miejsce, dobro musi chcieć dobra. Nie może
być owładnięte złem, a tym bardziej opętane. Nie można używać złych środków do
walki ze złem, bo wtedy dobro staje się złem i w efekcie zło zwycięża. Dobro musi
chcieć zwyciężyć zło i może wygrać, używając wyłącznie dobrych środków. Fakt, że
Za www.katolik.pl
krwawe konfrontacje Harry’ego z Voldemortem są punktem kulminacyjnym każdego
tomu, uważany jest przez większość komentatorów za wystarczający dowód na
twierdzenie, iż Harry Potter jest „nowoczesnym mitem”, „eposem” o walce między
dobrem a złem. Z tym że żadne z wymienionych wyżej kryteriów nie jest
wypełnione...
Harry nie jest dobry. Jego głównymi motywami pójścia do Hogwartu są chęć zemsty
na kuzynie Dudleyu i pragnienie uczenia się czarów i magii, ponieważ jest
czarodziejem. Harry jest zależny od Voldemorta. Dla każdego jest to widoczne ze
względu na posiadaną przez niego bliznę po zaklęciu, która łączy Harry’ego
bezpośrednio z Voldemortem. Boli go ona, gdy Voldemort jest w pobliżu. Jego
czarodziejska różdżka jest „bratem” różdżki Voldemorta, ponieważ w obu znajduje się
pióro z ogona feniksa.
Siły magiczne złego Voldemorta i dobrego Harry’ego mają więc to samo źródło. Harry
czuje się w niewytłumaczalny sposób spokrewniony z Tomem Riddle’em, który
później okazuje się być Voldemortem. „Harry [...] choć był pewny, że nigdy przedtem
nie słyszał nazwiska T.M. Riddle, miał niejasne poczucie, że ono coś dla niego
znaczy, jakby ten Riddle był jego przyjacielem, kiedy Harry był bardzo mały i prawie
go nie pamiętał” (II, 246). W czasie rytuału krwi w tomie czwartym czarodziejskie
różdżki Harry’ego i Voldemorta łączą się przez „ciemnozłoty promień światła” (IV,
688) i tworzy się „złota sieć o kształcie kopuły”, „klatka ze złotych promieni”. W
tomie piątym Harry zostaje opętany przez Voldemorta. Czuje, myśli i robi to, co
czuje, myśli i robi Voldemort. Dochodzi do fizycznego zjednoczenia z Voldemortem.
Harry nie zwalcza zła dlatego, że jest złe. Harry boi się przede wszystkim tego, że
zostanie wyrzucony ze szkoły. Ten strach stanowi motyw walki z Voldemortem.
Pragnienie pozostania w szkole magii i czarodziejstwa było najsilniejszym motywem
działań każdego z trójki przyjaciół. Kiedy w tomie czwartym Voldemort wypił krew
Harry’ego, Harry oddał mu pokłon. Oczywiście – został do tego zmuszony. Ale zrobił
to, co oznacza, że uznał władzę Voldemorta.
Za www.katolik.pl
wrażenie, jakby był złamany w przynajmniej dwu miejscach” (I, 13). Czy reżyser
teatralny ubrałby starego mędrca w buty na wysokim obcasie, dałby mu nos, który
wygląda, jakby został dwukrotnie złamany i na dodatek wyposażył w kołatkę do
biura w kształcie sępa?
Za www.katolik.pl
Dumbledore raz ratuje Harry’ego z niebezpiecznych sytuacji, kiedy indziej zaś wydaje
go na działanie Voldemorta. W piątym tomie okazuje się jawnym cynikiem. Dla
szczęścia Harry’ego w teraźniejszości gotów jest zabić bezimiennych ludzi w
przyszłości (V, 915). Dumbledore nie jest dobrą siłą w złej grze. Takiej siły w tej grze
w ogóle nie ma.
W Hogwarcie nieprzerwanie czaruje się na szkodę innych. Dokładnie tego uczą się
dzieci na zajęciach. Przy tym ciągle zwraca się im uwagę, że zaawansowani uczniowie
lub absolwenci Hogwartu uprawiają czarną magię. Młodsi uczniowie oczywiście
pragną uczyć się tych zaawansowanych metod. Harry tęskni za kimś, kto miałby
doświadczenie z użyciem czarnej magii. „Naprawdę pragnął kogoś (choć z trudem się
do tego przyznawał nawet przed samym sobą), kto by był jak... jak ojciec: dorosły
czarodziej, którego mógłby zapytać o radę [...], ktoś, kto by się nim zaopiekował,
ktoś mający doświadczenie w walce z czarną magią...” (IV, 29).
Dobry Dumbledore jest więc za tym, aby uczniowie uczyli się „zakazanych czarnych
zaklęć” i to wcześniej, niż to było w planie nauczania... Szalonooki Moody
demonstruje swoje zaklęcia na czarnych pająkach:
„– Imperio! [...]
– Mam nad nim całkowitą kontrolę. [...] Mogę sprawić, że wyskoczy przez okno,
utopi się, wpadnie któremuś z was do gardła... [...]
Za www.katolik.pl
– Crucio!
Pająk natychmiast skrzyżował nóżki [...] na brzuchu, przetoczył się na grzbiet i zaczął
dygotać, miotając się z boku na bok. Nie wydawał [...] żadnych odgłosów, ale Harry
był pewny, że gdyby miał głos, to piszczałby z bólu.
Moody wciąż celował w niego różdżką, i po chwili pająk zaczął dygotać i miotać się
jeszcze gwałtowniej...” (IV, 228-229).
Neville Longbottom uczepił się rękami blatu stołu, tak że kostki stały się białe, a jego
szeroko otwarte oczy wypełniało przerażenie. Jak reagują czytelnicy?...
„– Ból – rzekł cicho Moody – Nie musicie używać imadeł lub noży, by zadać komuś
ból, jeśli potraficie rzucić zaklęcie Cruciatus” (IV, 230).
Natomiast jeśli chodzi o zaklęcie uśmiercające, nauczyciel wyjaśnia: „skoro nie ma na
nie przeciwzaklęcia, to po co wam pokazałem, jak ono działa? Ponieważ musicie
wiedzieć. Musicie być przygotowani na najgorsze [podkr. aut.])” (IV, 232). Zdaje się,
że jest to motto autorki. Bardzo odpowiednie w książce dla dzieci...
Skąd ta fascynacja?
Za www.katolik.pl
Jak to możliwe, że globalna zachodnia kultura, składająca się z pojedynczych osób, z
których większość pragnie dobra dla swoich dzieci, wychowuje następne pokolenie z
Harrym Potterem?
Żyjemy w czasach globalnej niemocy. W którą stronę by nie spojrzeć, ludzkie drogi
prowadzą do sytuacji bez wyjścia. Z marzenia, aby zapanować nad naturą za pomocą
techniki, a świat zmienić w eldorado wolnego czasu, gdzie przez naciśnięcie guzika
natychmiast będzie dostarczona do domu rozrywka, wyrywa nas rzeczywistość:
bezrobocie, niekorzystne reformy systemów ubezpieczeń, zwrot demograficzny,
zmiany klimatyczne. Co robić, gdy nie widać nigdzie rozwiązania?
I wtedy pojawia się magia jako radosna nowina. Czego nie dokona technika, obiecuje
magia. Opanować niewidzialne siły, móc poruszać się ponad granicami czasu i
przestrzeni, aby zaspokoić swoje życzenia i żądze – ta tęsknota drzemie w każdym
człowieku. Grunt dla takich ofert jest tym bardziej podatny, im bardziej człowiek
cierpi na bezsilność. Jakie usposobienie mają dzieci i młodzież, które wzrastają w
takiej globalnej bezsilności? Jakie są duchowe warunki, w których kształtuje się
dzisiejsze młode pokolenie? Miliony dzieci są rozbite wewnętrznie przez rozwód
swoich rodziców.
Wiele z nich pozostawionych jest samym sobie, ponieważ tylko jedno z rodziców
roztacza nad nimi opiekę i brak mu czasu bądź dlatego że oboje rodzice pracują
(muszą pracować) i też nie mają czasu. Co siódme dziecko w Niemczech korzysta z
pomocy społecznej. Na skutek reform systemu ubezpieczeń coraz więcej dzieci
popada w nędzę. Wolny czas dzieci i młodzież spędzają przed ekranem lub
monitorem. Tam uczą się, że w życiu chodzi o to, aby mieć przyjemność, a
przyjemność ma się wtedy, gdy się konsumuje. Coraz mniej młodych posiada
możliwość realizacji przyjemności jako treści życia. Przeżywają to jako upokorzenie.
Magiczne praktyki najszybciej wypełniają pustkę w sercach ludzi, którzy nic o Bogu
nie słyszeli, którzy nigdy nie uczyli się modlitwy i nie wiedzą, czego pamiątkę
obchodzimy na Boże Narodzenie. Poprzez zanurzanie się w zły świat szkoły magii i
czarowania dusze dzieci są przytępiane, a ich serca stają się niewrażliwe na piękno,
Za www.katolik.pl
prawdę, dobro. Jeśli te słowa brzmią tak, jak gdyby pochodziły z pożółkłego
pamiętnika, oznacza to jedno: ta kultura jest chora.
Za www.katolik.pl
rozdział: Jak rodzice mogą ochronić swoje dzieci?
„Pociąg Pottera” jedzie dookoła świata, a podróżują nim miliony. Czy to możliwe, że
tak wielu ludzi wokół nas: krewni, przyjaciele, nauczyciele, księża, ludzie po studiach
i niewykształceni, wsiadło do niewłaściwego pociągu i niczego nie zauważyło? Czy
wszyscy wierzą w to, że zło ma ogon i rogi, jest rozpoznawalne na pierwszy rzut oka,
i naprawdę nie zdają sobie sprawy, że posiada ono – ze swoją długotrwałą strategią
– genialną umiejętność wtapiania się we współczesne prądy oraz wykorzystywania
bolączek dzisiejszego świata?
Rodzicom potrzeba odwagi, aby się sprzeciwić potteromanii. Muszą liczyć się z tym,
że zostaną wyśmiani, uznani za fundamentalistów i że usunie się ich na margines.
Zbyt wiele ryzykują ci, którzy siedzą w pociągu. Jeszcze więcej ich dzieci. Rodzice,
którzy rozpoznali duchowe i psychiczne niebezpieczeństwo oraz chcą chronić swoje
dzieci, muszą walczyć na dwa fronty: przeciw masowemu naciskowi i o serca
własnych dzieci. Przy tym konieczne jest, aby wyrobić sobie własny osąd.
Być może uznacie Państwo, że przesadzam. Nie pozostaje Wam zatem nic innego,
jak tylko samemu przeczytać Pottera. Proszę spróbować rozmawiać z innymi
rodzicami i nauczycielami, proszę wyjaśnić im kulisy, także wtedy, gdy na początku
będziecie mieć wielu przeciw sobie. Ludzie dają się porwać globalnemu prądowi.
Nigdy nie ćwiczyli pływania pod prąd. Proszę spróbować otworzyć im oczy w
delikatny sposób. Na końcu książki są zebrane argumenty przeciw Harry’emu
Potterowi. Możecie Państwo te strony powielić i rozdać. Tak długo, jak można, należy
kierować się dewizą: trzymaj dzieci z dala! Można dzieciom opowiedzieć, o co chodzi
w Potterze i – w zależności od wieku – poprzeć to fragmentami powieści, wzbudzić w
nich wstręt, zanim jeszcze nie wpadły w magiczny wir opowiadania.
Jeśli jednak dzieci właśnie pochłaniają te książki, wtedy pozostaje jedna możliwość –
uświadomienie im, co Harry Potter reprezentuje, i zaproponowanie innych książek,
które również trzymają w napięciu i, przede wszystkim, ubogacają, na przykład
Władcę pierścieni. Może to być okazja do głębszej rozmowy z dziećmi na istotne
tematy. Joanne K. Rowling powiedziała w wywiadzie udzielonym dla telewizji BBC z 2
września 2000 roku: „Sądzę, że materiał częściowo nie nadaje się dla sześciolatka.
Za www.katolik.pl
Ale nie powinno się mu zakazywać czytania. Gdy byłam mała, czytałam rzeczy, które
burzyły moją duchową równowagę, ale nie sądzę, że było to złe. Moi rodzice nigdy
nie cenzurowali tego, co czytałam. Dlatego nie powiedziałabym sześciolatkowi: «nie
czytaj tego», lecz: «uważaj, niektóre rzeczy mogą być nieprzyjemne»”.
Wierzący, modlący się ojciec opowiadał mi, jak jego dziesięcioletni syn gorzko płakał,
bo był wyśmiewany w klasie z powodu wiary. Dorośli tak rzadko mają odwagę
przeciwstawić się większości, dla dzieci stanowi to już czyn heroiczny. Dlatego tak
ważne jest stworzenie więzi społecznych, które będą oparte na stałych wartościach i
sprawią, że stanie się widoczna radość, jaka rodzi się wtedy, gdy ludzie żyją zgodnie
z tymi wartościami.
Za www.katolik.pl
rozdział: Poniżanie świata ludzi, gloryfikowanie świata czarownic
i czarodziejów
Do tej pory świat ludzi, ich życie uważano za dobre, a świat czarownic i czarodziejów
za zły. Jednak J. K. Rowling udało się odwrócić bieguny. Po 0 stronach książki, a w
filmie po 10 minutach, świat ludzi ukazuje się czytelnikowi/widzowi jako zły, a świat
czarownic i czarodziejów może nie jako dobry – takiego pytania się nie stawia – ale
jako taki, do którego warto dążyć. Harry ryzykuje własne życie, aby pozostać w tym
świecie – byle tylko nie musiał wracać do świata ludzi!
Nie tylko kuzyn, także wujek i ciotka przedstawieni są w żałosny i poniżający sposób.
Ciotka jest histerycznym czupiradłem, twarz wujka jest „wielka i rozlazła” – Harry
kiedyś nastąpił na nią przez nieuwagę (I, 44). Fakt, że wujek i ciotka przyjęli do
siebie dziecko i je wychowali, jest przemilczany. Niesprawiedliwość, nieczułość,
brzydota, przywiązanie do tego, co zewnętrzne, puste normy: normalne życie zostało
przedstawione jako obrzydliwe, znienawidzone. Właśnie tak, jak przeżywa to wiele
dzieci, a w szczególności miliony, których rodzice się rozwiedli: mało bezpieczeństwa
i miłości, strach przed tym, co powiedzą sąsiedzi, bezradni rodzice, którzy
Za www.katolik.pl
dopuszczają do tego, że dzieci ich terroryzują i nie szanują, mobbing wśród kolegów
w szkole. Normalni ludzie określani są pogardliwie „mugole”, co podkreśla odrazę,
jaką budzą. W Harrym Potterze nie ma pozytywnego świata ludzi. Wujek i ciotka nie
chcą mieć nic do czynienia ze światem czarodziejów i czarownic, nie chcą, by Harry
poszedł do ich szkoły. Ponieważ lekceważenie dla świata ludzi już zostało mocno
nakreślone, opór wujostwa wydaje się być kołtuński i małoduszny (I, 63 i następne).
Jeden jedyny raz odczuwa się coś takiego jak miłość. Ale w jakim kontekście? Harry
widzi przez chwilkę w magicznym lustrze, stojącym na dwóch szponiastych stopach,
swoich zmarłych rodziców, którzy się do niego czule uśmiechają. Mama czarownica i
tata czarodziej. (Często osoby i sytuacje, które moglibyśmy uznać za pozytywne, są
wyposażane przez autorkę w satanistyczne symbole – tu szponiaste stopy lustra). W
filmie Harry szuka ręki mamy, ale trafia na pustkę...
Przyjaźń między Harrym, Ronem a Hermioną to cienki płaszcz, jaki musi istnieć, aby
przykryć świat zła. Jest to koło ratunkowe, dzięki któremu Harry porusza się w morzu
potworów. Ma to odbicie w realnych problemach dzieci chociażby z rozbitych rodzin:
rozłąka z rodzicami i ucieczka w przyjaźń z tak samo zagubionymi rówieśnikami.
Za www.katolik.pl
Wraz z wejściem do szkoły magii i czarodziejstwa został uczyniony krok w kierunku
świata zła. Pozorna walka między dobrem a złem odbywa się wewnątrz zła. Czytelnik
zanurza się w świat zła, a z czasem postrzega zło jako coś normalnego i
pociągającego.
Ciemność ze Wschodu
Aikido
Japońska sztuka walki propagowana jako pozbawiona agresji, stosująca tylko chwyty
obronne. Przy jej promocji nie wspomina się jednak, że korzenie aikido są religijne.
Twórca tej sztuki walki Morichei Ueshiba został członkiem grupy religijnej Omoto-kyo,
której guru obdarzony był „świętą siłą”. Wkrótce i Ueshiba został obdarzony „darami”
paranormalnymi, między innymi telepatią. Swą inicjację opisuje we wspomnieniach w
sposób następujący: „posiadł mnie złoty deszcz”. Wszystkie fakty opisywane przez
Ueshibę pozwalają na prostą diagnozę: opętanie. Twórca aikido od czasu inicjacji nie
Za www.katolik.pl
przegrał ani jednej walki, mimo że walczył nawet z kilkoma młodymi przeciwnikami
jednocześnie. Każdy adept aikido przy każdym treningu oddaje cześć portretowi
Ueshiby, który jest umieszczony w miejscu wyróżnionym i dominującym symbolicznie
nad salą ćwiczeń
Tai chi
Joga
Za www.katolik.pl
Dlaczego praktyki medytacyjne są niebezpieczne dla ludzi Zachodu? Dlaczego joga,
która dla hinduisty żyjącego w Indiach, który nigdy nie słyszał o Jezusie, może być
drogą zbawienia, w Europie i Stanach Zjednoczonych jest dla wielu osób źródłem
wielu cierpień psychicznych i duchowych? Jest kilkanaście powodów. Ćwiczenia
medytacyjne na Zachodzie najczęściej praktykowane są bez opieki kompetentnego
guru. Można zostać instruktorem jogi po miesięcznym korespondencyjnym kursie.
Prawdziwy, hinduski guru jest świadom zagrożeń jakie niesie za sobą intensywne
ćwiczenie psycho-duchowe jakim jest joga, czy medytacja w ogóle. Wie, w którym
momencie pojawią się traumatyczne objawy, przygotowuje do nich adepta, radzi jak
sobie z nimi poradzić. Pozbawiony takiej opieki człowiek, tracąc kontakt z
rzeczywistością, doświadczając urojeń typu paranoidalnego, bólów głowy i omdleń,
wpada w panikę... W USA już kilkanaście lat temu powstała nowa jednostka
chorobowa: rozpad osobowości w wyniku ćwiczeń medytatywnych praktykowanych w
odosobnieniu. To po prostu nie są żarty.
Oprócz zagrożeń psychicznych mamy w jodze kontekst religijny. Joga była przed
tysiącami lat, i do dziś jest, praktyką religijną. Służy do osiągania celów religijnych,
czyli duchowych, i je osiąga. Pytani o rolę jogi w zwalczaniu stresu wschodni guru,
śmieją się z tego, że komuś przychodzi do głowy w tym celu wykorzystywać „świętą
technikę”, i konstatują, że niezależnie od subiektywnego nastawienia osoby
praktykującej jogę, technika ta osiąga swój obiektywny efekt. Duchowy efekt.
Niebezpieczeństwo medytacji
***
I na koniec pozostaje pytanie o to w jaki sposób rozróżniać. Czy każdy sport walki
jest duchowo groźny? Nie. Jedynie te sztuki walki, które poza ćwiczeniami fizycznymi
Za www.katolik.pl
proponują filozofię, ćwiczenia medytacyjne lub oddawanie czci symbolom czy
osobom. Sytuację komplikuje jednak fakt, że karate może być nazwą zarówno sportu
walki, ale może też być przez trenera wzbogacone o elementy filozoficzne i duchowe.
Potrzebna jest rozwaga i ostrożność. Jednego możemy być jednak pewni. Wschodnia
medytacja jest techniką duchową i niesie duchowe skutki. Czasami bardzo kaleczące.
Robert Tekieli
Za www.katolik.pl