Professional Documents
Culture Documents
UZDROWIENIA
CHRYSTUSA
UZDROWIENIA
CHRYSTUSA
W T A JE M N IC ZE N IA
O B O W IĄ Z E K D U C H O W Y
O PR A W D ZIW EJ RELIGJI
D R O G A P R AW D ZIW A D O B O G A P R A W D Z IW E G O
SIŁY M IST Y C Z N E I S P R A W O W A N IE Ż Y C IO W E
W Y K Ł A D Y . E W A N G E L JI T O M I
T O M II
TRZY OD CZYTY
K IL K U P R Z Y JA C IÓ Ł B O G A
E N E R G JA A SC E T Y C ZN A
S IE D E M O G R O D Ó W M IST Y C Z N Y C H
K S IĘ G A C Z U W A N IA
PR ZYJA ŹN I D U C H O W E
E W A N G E L J A I P R O B L E M A T W IE D ZY
K S Z T A Ł C E N IE W OLI
'V Łr AQ 11
blioteka Uniwersytecka KUL f —
1001034539
l%hb/óZ»M:
Drukarnia „POLSKA" w Częstochowie, ul. Herbska N-r 10. —
W STĘP.
2
koncertu rozd zierającego skargi pow szechnej; jed yn ie o d p o
w iedzi religji usypiają niektórych cierpiących; jed yn ie nie
które dusze nadludzkie pokonały bojaźń cierpienia i zna
lazły, przez to zw ycięstw o, szczęście trwałe już tu na ziemi.
M yśliciele, p o strzeg a jący w N aturze tylko ogrom ną
bitwę sił rozbieżnych i spraw, uw ażają, że rozw iązanie tego
zagadnienia otrzym uje się jed yn ie przez poznanie bardziej
pogłębione praw etnicznych, sp ołeczn ych , naukow ych, i
przez m ędrsze uzgodnienie stosunków , łączą cych jednostkę
ze zbiorow ością. P o zy ty w iści przypu szczają, że rozw ój na
turalny z konieczn ości sprow adzi te w yniki, po upływ ie dłu
giego szeregu stuleci.
D eiści, którzy przyjm ują hipotezę Istoty n ajw yższej,
dzielą się na dw a o b o zy . Jedni w idzą w e W szechśw iecie
tylko wyprom ieniow anie coraz bardziej m aterjalne tej
pierwszej pobudki; za b ieg jej w funkcjach praw k o s
m icznych je st w ięc n iem ożliw y, gd y ż one stanow ią jeg o
własną b io logję. W tym w ypad ku , w szystk o jest rządzone
ze spraw iedliw ością m atem atyczną; hipoteza m nogości istnień
staje się m ożliw ą do przyjęcia, i tw ory są jed yn ym i spraw ca
mi odpow iedzialnym i sw ych cierpień, które cechują się nie
jako kary, lecz napraw y poprzednich w ykroczeń, których się
dopuszczono, stając w poprzek n ieubłaganym prawom Ż ycia.
Inni, spirytualiści przypu szczają, że P rzyczyn a pier
w sza jest n iezależna od sw eg o dzieła, którego m ogłaby
nie dokonyw ać. N ie w ierzą oni w w yprom ieniow anie, lecz
w stw orzenie świata, albow iem , g d y b y B ó g nie b y ł w olny,
nie b yłb y B ogiem . S ystem at ten, k tóry w form ie najdo
skonalszej jest w yrażon y w pierw szych zdaniach E w an gelji
Jana i rozw inięty w teologji katolickiej, pou cza, że B ó g za
wiera nietylko to w szystk o, co m ożem y sobie w yobrazić,
ale i w iele je szc ze innych rzeczy, będ ących poza granicam i
naszej inteligencji i n aszego czucia; B ó g ten m ógłb y b y ł
stw orzyć św iat całkiem inny, niż ten, jakim jest, albo stw arzać
inne św iaty do nieskończoności; i nic nie w ykazu je, że nie
istnieją w szech św iaty różne od n aszego.
3
W następstwie, w szelki twór. jakib ąd źb y b ył, po-
żostaje zaw sze i całkow icie oddany w oli bożej. W niosek
ten, acz jest nie do dow iedzenia, okazuje się, jako jed yn y,
zachow ujący istotom m ożliw ość rozw ojów n ieskończonych,
oszczęd za jący im rozpaczy, czyn iący ich zdolnym i do prze
kroczenia sam ych siebie. D laczego bow iem B óg, któremu
nie jestem potrzebny, pow ziął trud tworzenia m ojej osoby,
jeżeli nie dla mej korzyści, a ted y przez dobroć? G d y je st
O n dobry, je st dobry nieskończenie. Znajdę w Nim ted y
w szystkie pom oce, w szystkie w ładze i w szystk ie poznania.
Trudy *więc "i zaw ady, jakie spotykam na mej drodze, c z y
są one słuszneini następstwam i m ych poprzednich w ybryków ,
c zy niesłusznem i skutkami złości otoczenia, w inny o k a zy
wać mi się zasadniczo, jako prace, przygotow ane dla m ego
osobistego pożytku przez pieczę M istrza najm ędrszego,
który mię kocha. B óg, nieskończenie dobry, nie gniew a się
na nas, nie karze nas, nie mści się: pozw ala nam tylko
p od legać reakcjom bolesnym naszych nieposłuszeństw , za
każdym razem gd y nie chcieliśm y G o słuchać.
' C ? y uczeń" zna zam iary, jakie profesor je g o w a ży
c ó do jeg o przysżłogci? C z y żołnierz jest pow iadom iony o
planach generała? ,
W obw odzie pow szechnym , gd zie rządzą czas,
przestrzeń, przyczynbw óść, w szelki ruch w yw ołu je swe
przeciw ieństw o; na całym rozłogu tego pola bitw y ogrom nej,
tw ory w w alce rozw ijają sw e energje dla sw ego wzrostu
osobistego, tak jak pilny m łodzieniec, m ający n adzieję
otrzym ać dyplom . A le rzeczyw istym w ynikiem je g o starań
będzie w yszkolenie umysłu jasn ego, b o ga tego i giętk iego ,—
u żyteczn iejsze, niż w szystkie św iadectw a. T a k sam o, w szkole
świata, tw ory budują bezw iednie te cudow ne w ładze, jakie
autorzy religijni dają nam przeczuw ać, g d y m ów ią o cno
tach, i przez ćw iczenie których Natura i Społeczeństw o
przeobrażają się powoli w kierunku trw ałej harm onji i
pow szechnego pokoju.
A następnie, c z y ż cierpienia, jakie się uw aża zp
4
niesłuszne, nie zdają się b y ć takiem i z tego pow odu, że się
jest w niem ożności określenia ich pierwotnej przyczyn y?
P rzypuszczając nawet, że jedna tylko ziem ia jest zam ieszka
ła. gd zież znajdę um ysł d ostatecznie przenikliw y, b y w y
śledzić łańcuch przyczyn , określających n ieszczęście, ch oćby
tylko dla trzydziestego c z y czterd ziestego ogniwa? A jeżeli
zgodnie z ogrom ną rzeszą ty ch zpośród ludzi, którzy w ie
rzyli i w ierzą w św iat n iew idzialny, spróbuję w yszu kiw ać
w tym ukrytym św iecie sił tajem niczych, w yw ołu jących tę
czy inną klęskę m aterjalną, c z y nie będę m usiał praw ie na
tychm iast przyznać się do m ojej nieudolności?
' A zresztą, gd yb ym znał tajem nice, gd yb ym w iedział,
na co się narażam, stając się nieposłusznym Prawu, czyn iąc
Zło, nie b y ła żb y ma m ądrość tylko sam olubnym rachun
kiem? M o głażb y mię zaprow adzić tak daleko i tak w ysoko,
dokąd chcę iść, i czuję, że pójdę? P oniew aż B ó g mnie
stw orzył, od N iego tedy przych od zę, do N iego ted y wra
cam, i ta sam a siła, która mnie sprow adziła aż tu na pa
dół, musi mnie zaprow adzić do N iego. W iem, że siła ta jest
M iłością, a nie Poznaniem , M iłością, a nie M ocą, M iłością, ro
dzic w szelkiej w ied zy i w szelkiej w ład zy. Jeżeli w ięc dąże ca
łą energją mej istoty do T e g o , który mię w ysłał, w stępuję ku
Niemu, i chm ury rozpraszają się, w miarę jaką się w znoszę.
Tak w ięc, B ó g jest Panem ; siły naw et moich buntów
— i te mam od N iego. A le jeżeli ranię się, przełażąc przez
płot dla kradzieży, m ogę mieć pretensję tylko do ' siebie.
Sw. Bernard z C lairvaux, w ielki ten znaw ca i poruszacz
ludzi, rzekł: „N iech w ola w łasna ustanie, a nie będzie pie- ń
k ła “ . Słow a tak proste, że n ależy 'j e d łu go rozw ażać, b y
poznać ich głębie. T a k jest; to m y sami sp raw iam y sobie
cierpienie; jesteśm y w łasnym i naszym i katami; żadna bo
wiem istota nie ma w ład zy ani prawa szkod zić nam,
jeżeliśm y sami nie dostarczyli jej środków do tego. Tw arde
stwierdzenie, niewątpliwie; a le niekiedy p ożytecznem jest
pow ied zieć sobie rzeczy twarde.
W yraz „g rzech ” oznacza dokładnie przekroczenie, V
5
naruszenie prawa. Praw o moralne jest tożsam e z prawem
boskiem , a dośw iadczenie w ykazu je, że to ostatnie nie jest
niczem innem, jak zespołem praw pow szech nych życia.
O tó ż, w grzechu jest nieposłuszeństw o i pogw ałcenie, p rze
w rotność moralna i uchyba materjalna. T a ostatnia napra
wia się przez cierpienia m aterjalne, choroby lub n ieszczęścia;
lecz zgładzenie pierw szego w ym aga czynnika m oralnego,
który zw ie się skruchą.
P rzyzw yczajen ie do słyszen ia tego w yrazu od d z ie
ciństw a uczyniło go dla nas nic nie zn aczącym , w rze c zy
w istości wyraża on dramat najbardziej patetyczn y. Skrucha p o
czyn a się przez w yrzuty sumienia, utwierdza się przez żal za
grzechy i osiąga najw yższe swe natężenie przez pokutę.
Skrucha znaczy rozbicie; tw ardy oto kam ień ja n asze
go pęka pod natężeniem żalu, i zżera go go rycz odkupiająca
łez. Jak krzemień, ja to ukrywa w środku ogień tajem ny,
dzisiaj niepostrzegalny, lecz jutro zd olny zapalić św iat i
pochłonąć siły najrozleglejsze. Jest to iskra Słow a, nasienie
życia w iecznego, nasza dusza. Żal za grzechy, to pierw szy
jej w ybuch; i im serce bardziej zatw ardziałe, tem kruszy
się gw ałtowniej; im się bardziej pogrąża w w yrzutach, tem
bardziej w ylatuje ku przyszłym naprawom. W ten sp osób
dusza przedstawia ludzkiemu Ja brzydotę zła, i jeżeli Ja
to uzna, serce żałujące w stępuje do Boga; skrucha praw dzi
wa chroni nas od rozpaczy i pobudza nas do życia, do
działalności najtęższej. W ielcy tw órcy, podejm ujący rzeczy
niem ożliwe, byli prawie zaw sze raczej dawnym i pokutnika
mi, niż ludźmi zw ykłej ambicji.
W żalu za grzechy jest niepojęte w zruszenie zara
żające. W idzi się niekiedy matkę, która, rozczulona płaczem
sw ego dziecka, przebacza mu, zdw aja sw ą czu łość i obdarza
je nowem i skarbami oddania. P rzeczytajcie parabolę o synu
marnotrawnym. Niebo czyni snadnie w ięcej i okazuje się
bardziej nierozumnem od najbardziej . kochającej z m atek.
O d czytajcie opow ieść o pasterzu, szukającym ow cy za gu
bionej, i o Marji M agdalenie. O jciec m iłuje nas, pow iadam
wam; nie jest O n Bogiem pyszn ym i dalekim;
6 =
m iłuje O n nas z całą czułością, z całym niepokojem roz-
kochanem , z całem ' uroczem pom niejszeniem siebie, jakie
tyi-ko m oże w yobrazić sobie m iłość n ajdoskonalsza.
ÿ Ą:
7
tylko rozwiązanie. C z y dusza ma jedno tylko w cielenie na
ziem i, czy wiele, czy wędrowania uprzednie i następne na
innych planetach — h ipotezy, jakich zresztą K o śció ł n igd y
nie potępił — , czy cierpi się tylko za siebie, c z y w ofierze
za w iny niektórych naszych braci, czy jest to naprawą na
szych win osobistych, lub czy O patrzność poddaje nas tym
próbom w celu rozwinięcia w nas nieznanych w ładz, czy
los osobisty jest funkcją przeznaczenia zbiorow ego fasy lub
o jczyzn y, treść zagadnienia jest ta sama; a poniew aż p o le
ga ono na faktach niedostępnych, trzeba się p o go d zić z
zupełną naszą niewiedzą, zanim nie osiągniem y szczytu
m istycznego, skąd postrzega się cały świat.
N iespraw iedliw ości, które nas oburzają, m ogą b yć
tylko pozorne; nikt nie powinien pochlebiać sobie, że ujm u
je w szystkie p rzyczyn y najprostszego faktu. K to m oże,
stw ierdzić, że źli, którym się w szystko udaje, nie są szczęśliw i
na m ocy jakiegoś układu n iepodejrzew anego ich ducha
z bogam i doczesności, i że później nie będą m usieli dać
gardła? A pozór szczęścia — jakież często ukryw a nędze!
K to pow ie, czy dobrzy, tak często n ieszczęśliw i, nie są
nimi, b y rozw ijały się przez to ich cierpliw ość, ich p o d
danie, ich wiara w ideał; lub c z y nie cierpią oni zam iast
kogo innego, zb yt ślepego, aby m ógł w yciągn ąć naukę z
próby, lub czy nie cieszą się przyw ilejem n atych m iasto
w ego odkupienia sw ych win, lub spłacania sw ych d łu gów
duchow ych w najkrótszym przeciągu czasu?
Ja bowiem nasze nieśm iertelne, zanim poznało B o
ga i Chrystusa, długo w ybierało najm niejszy w ysiłek i
opóźniło się. Od chwili, jak ujrzało Św iatło, pow staje w
niem pragnienie władne, b y od zysk ać czas stracony; zna
ono je g o cenę; ' dojrzało ono przelotem sław etne horyzanty
swej p rzyszłości duchowej; m oże b yć w ów czas, że go d zi
się ono, że prosi o okres pracy w ytężonej. Ja' ziem skie nie
wie o tych dramatach; i niew iedza jeg o , która nam się zd a
je okrutną, dostarcza mu przeciw nie, n ajw spanialszych w yn i
ków , gd y ż zm usza je do w yjścia z siebie, do przekroczenia
siebie, do ucieczki do tego w oln ego św iata D ucha, gdzie
panuje wiara, gd zie w szelka n iepew n ość umiera, gd zie od
dycha się niezm iennym pokojem i niepokonalną energją.
N ajw ięk szy optyfnista — to m istyk; najsilniejszy
człow iek w oli — to m istyk; n ajp o tężn iejszy czło w iek c z y
nu — to m istyk praw dziw y, g d y ż ż y je on w w ieczności,
a tam oto tylko ukazuje się znaczenie w szystkich za gad ek i
w artość b ezw zględn a w szystk ich przeszkód.
Jakąbądź przyjm uje się teorję, n ależy go d zić się
na cierpienie. Żaden dłużnik nie spłaca sw ych d ługów , z a
przeczając je. A im pobudki i sp rężyn y n aszych w ysiłków
są mniej osobiste, tem są c z y s tsz e , zacn iejsze i płodn iej
sze. O b aczcie C hrystusa.
P o có ż zacieśniać n asze pojęcia? C z y ż praw dziw i u-
czen i nie przypisują w yobraźni roli n ajw ydatn iejszej w
odkrywaniu tych hipotez, które ośw iecają jednym rzu
tem m nóstwo faktów i p o zw alają je szeregow ać? W y
obraźnia jest niczem innerr, jak zw ierciadłem , zb yt często
skażonem , w którem od bijają się krajobrazy niew idzialne.
P o có ż tedy ograniczać ż y cie na tym maleńkim globie?
D laczeg o żb y i inne św iaty nie m iały b y ć zam ieszkałe? P o
znawać cośkolw iek z ich b iologji m ożem y jed y n ie, w y cią g a
jąc w nioski z ziem skich od kryć fizyki i chem ji. Nie
w iem y nic o m iędzyplanetarnem środow isku; nie w iem y, jak
się zachow ują term o-dynam izm y i foto-dyn am izm y w prze
strzeni zodjakalnej. A stronom ja opiera się te d y na h ipote
zie, że w szystk o zachod zi w ę w szech św iecie tak sam o, jak
na ziem i — hipotezie, m ało praw dopodobnej dla filozofa.
1 każda inna hipoteza jest dozw olona.
C z y przyjąć c zy odrzucić teorję m nogich istnień,
czy przyjąć c zy odrzucić zam ieszkalność innych planet
przez tw ory podobne lub różne od ziem skich, trzeba u z
nać, że k a ż d y 'z nas otrzym uje w najdrobn iejszych s z c z e
gółach sw ego życia, ze w szystk ich punktów w szechśw iata,
miljardy m iljardów w p ływ ó w fizyczn ych i psych iczn ych , z
których słaba tylko część w ynurza się na pow ierzchnię na
9
szej świadom ości. C ó ż m ożem y pojąć z tej gry n ieskoń czo
nej? Jakież m ożem y przew idzieć ze skutków m ożli
w ych jed n ego tylko z naszych gestów , który elastyczn ość
środow isk niew ażkich odbija poprzez przestszenie i który
pow róci fatalnie do nas, poprzez wieki? A św iat um ysłow y,
św iat m oralny są jeszcze znacznie w rażliw sze, znacznie
czulsze od świata m aterjalnego. Ileż tedy potrzeba czasu,
b y naprawić nieład? Jakże w szystkie te złożon ości nie mają
czyn ić trudniejszą i dłuższą naprawę szkody? Jak żeżbyśm y
sobie uprościli naszą przyszłość, naw et najbliższą, g d y b yśm y
żyli z rzetelniejszą troską moralną.
*
ÿ $
U sunięcie bólu lub uniknięcie go nie zdaje się b yć
m ożliwem , chyba na bardzo krótko; posłuchajm y opow iadań
m orfinistów, którzy chcieli się w y le c zy ć od tego zatrucia;
spójrzm y na pustkę wewnętrzną egoistów , których serce
skam ieniało. W iększość ludzi godzi się na znoszenie cier
pień, niektórzy starają mu się wym knąć, niektórzy poszukują
go. R ozw ażm y naprzód mądrość przeciętną.
Z początku ludzie nieszczęśliw i buntują się; potem
się uczą, jak znosić los przez stoicyzm , przez godność du
chową; później dostrzegają perspektyw y religijne i ogrom ne
korzyści pokut dobrowolnie przyjętych; w reszcie, szaleństw o
K rzyża poryw a ich aż do niebios m istycznych d ob row ol
nych poświęceń.
A toli, b y tchnąć tak w ysoko, długa praktyka staje
się konieczną; zużytkow ujm y z początku lekcje postępow e,
jakie nam zadaje każdy dzień, naw et n ajłatw iejsze; w szystk ie
zaw ierają światło.
„Miłość wszechmocna daje lekcję rzewną
Nieszczęściu tworów; to wiedzie do żalu
Drogą powolną i szczytną, lecz pewną".
(Verlaine)
W szelako niech zapaleńcy strzegą się przesady;
jeżeli się jest chorym, trzeba pielęgn ow ać ciało, trzeba
starać się p rzezw yciężać zg ryzoty; a jeżeli zdrow ie nie wraca,
jeżeli łzy płyną m im owolnie, próba przyniesie ow oce d ucho
we, albow iem Jezus, w sp ółczu jąc już naprzód naszym sła
bościom , zechciał m ów ić ja k g d y b y rów nież b y ł słaby, nie
lękając się zgorszenia dum y stoickiej; m ów ił O n O jcu: „ J e
żeli to m ożliw e, uczyń, b y kielich ten uchylił się odem nie“ .
W rzeczyw istości, potrzeba w ięcej odw agi, a b y u lży ć n asze
mu ciału i o su szyć nasze płacze, ja k g d y b y m ogło się li
czyć tylko na siebie, oddając się c ałk o w icie i usilnie
w ręce B oga, niż aby w ystaw ić siebie bez oporu na razy
w yroczne próby.
Spirytualiści są skłonni do mniemania, że czułostko-
w ość luźna i ogólna w ystarcza do ich obow iązków ; m ylą się
oni. Z w łaszcza na szlakach m istycznych energja, od w a
ga, potężna w ola są nieodzow ne.
G d y spotka nas p r z y k r o ś ć ,. nie trzeba pragnąć jej
końca; trzeba się uśm iechać na ból, stosu jąc środki rozum
ne do u śm ierzen ia, go. W iem yż, c z y inni nie cierpią ty leż i
więcej jeszcze od nas? A M istrz nasz, c z y ż nie cierpiał,
nie cierpi li je szc zè , nie będzie li cierpiał aż do końca św ia
ta nieskończenie w ięcej?
Im lepiej sp o ży tk o w yw a się teraźniejszość, tem
piękniejszą go tu je się przyszłość. I jeżeli się d ojd zie do
zgodności d oskon ałej, do cierpliw ości pogod n ej i radosnej,
otrzym uje się w zam ian pokój n iezak łócon y m ilczącego, p o
łączenia z M istrzem B ólu i B ło gości.
E goizm zresztą zapuścił w nas tak głębokie korze
nie, aż do rdzenia n aszych kości, aż do n ajw y ższy ch s z c z y
tów n aszego ducha, że, aby je w yrw ać, potrzeba cierpli
w ości prawie nieskończonej.
N auczm y się naprzód nie skarżyć. J ęczeć to osłabiać
się; nie niecierpliw ić się, nie szaleć, nie żebrać p o
ciech, nie opow iadać długo o sw ych przykrościach. J eżeli
chcecie urastać, jeżeli chcecie, b y działały m ocne środki,
nie szukajcie pom ocy u żad n ego tworu; uciekajcie się ty l
ko do Lekarza nadprzyrodzonego; g d y O n stara się was
— 11
uzdrow ić, to dlatego, że was kocha. N ikt na św iecie nie
kocha w as tak, jak On; płacze On, patrząc na w asze cier
pienie. .
G d y ból staje się nie do zniesienia, zam knijcie się
i w sam otności płaczcie, jęczcie, m ódlcie się, god ziny, dnie,
jeżeli potrzeba; ale przed ludźm i, braćmi w aszym i, jaw cie
się tylko ze spokojnem obliczem . W ysiłek taki zdaje wam
się niem ożliw y? O , nie, wielu już w ytrzym ało go. Zdaje
się wam b ezużyteczn y? Nie, żaden w ysiłek nie je st b ez
u żyteczn y; a ten szczególnie, gd y ż pasuje on całkow icie do
godności w aszej duszy, do cen y w aszych łez.
Zaprawdę, łzy nasze należą tylko do B oga. N a le
żą one do O jca, gd yż są one żyw e; należą one do Słow a,
g d y ż zbaw iają nas; należą one do Ducha, gd y ż pow ołują
pokój; należą one do N ajśw iętszej Panny, gd y ż są źró
dłem pokory. Ma się je w ylew ać tylko w pieczarze n aj
skrytszej serca i w n ocy woli, g d y ż gw iazd y tryskają
z nich, i leją one nadzieję na niepodejrzew ane rozpacze.
P rzyzw yczajan ie się do cierpienia dostarcza siły,
g d y ż okazuje nam naszą słabość; warunkiem do stania się
się m ocnym — to w iedzieć, że jest się słabym . P rzeo bra
ża ono na siłę nadprzyrodzoną naturalną naszą w ątłość i
na wiarę stw órczą — wampira zwątpienia. Zw ątpienie jest ja
dem śm iertelnym energji, hydrą złą woli.
Zbudujm y sobie raczej wiarę; jakabądź wiara będzie lepsza
od eklektyzm u, od dyletantyzm u, od scep tycyzm u ; ale w y
bierzm y n ajw yższą pobudkę działania; posłuszeń stw o przez
m iłość. Zbrojni tą siłą,, staniem y się ostatecznie z w y
cięzcam i. P rzy rówiTj m bólu, ateusz cierpi najw ięcej; u
tego n ieszczęśliw ca męki zachow ują w szystk ie w łasności
rozprzęgające; i oschłość psychiczna, jaka go ogarnia, w y su
sza najcenniejsze energje; nicość objekty wna pociąga pustkę su-
bjektyw ną niedowiarstwa; podczas gd y m ęczennik idei, naw et
n iezbyt w zniosłej, jest podtrzym yw any przez radość tajem ną,
a ofiara je g o użyźnia zaw sze jakiś ugór św iata m oralnego.
Cierpienie, znoszone z miłości, zradza w y lew du chow y, przed
12
którym otw ierają się na oścież bram y szczęśliw ości. Tu
poczyn a się trud apostolski.
B ąd źm y również pokorni, g d y ż n iczego nie m o
żem y dokonać, nie będąc w ciąż w spom agani tajem nie.
O d rzućm y następnie niepokoje, albo patrzm y na ich prze
bieg, jak na w idow isko. W reszcie nie trzym ajm y się upor
czyw ie n aszych upodobań i n aszych zam iarów. Jeżeli zło
żym y je „w ręce O jc a ” , S yn znajdzie tysiące sposobów ,
aby dobro, jakie one m ogą zaw ierać, nie pozostało bezpłodne.
R óbm y w szystk o , co można; w ięzy m ożliw ości są elastyczne;
i jeżeli w szystk o nas op u szcza, sp u śćm y w szystk o na B oga.
Z drugiej strony, strzeżm y t>ię nadmiaru gorliw ości;
szukać cierpienia dla przyjem ności zw ycięztw a n ależy do
pychy; C h rystu s nie rzekł nigdy: „C ierp cie, b yście mnie
byli m ili” , ale przeciwnie: „C h o d źcie do mnie, w y w szy scy,
którzy jesteście zm ęczeni i obciążen i, a ja w as p o krzep ię” ;
....bierzcie na się jarzm o m oje, i uczcie się odem nie, żem
ja jest cich y i pokornego serca; a znajdziecie spokój dusz
w aszych, albow iem „jarzm o m oje jest łatw e i brzem ię m oje
lek k ie” . I jeszcze: „kto chce zb aw ić sw ą duszę, traci j ą ” .
1 ta przypow ieść dla niecierpliw ych: „Jakiż król, idąc, b y
uczynić w ojnę innem u królow i, nie oblicza naprzód i nie
bada, c zy m oże z dziesięciom a tysiącam i iść na spotkanie
tego, który idzie przeciw niemu z dw udziestom a tysiącam i?” .
Nie chodzi te d y o cierpienie, -lecz o przezw yciężen ie cier
pienia.
«Î;
$ ÿ
UZDROWIENIA MISTYCZNE
%
* *
*
* *
UZDROWIENIA MISTYCZNE
PRZEZORNOŚCI KONIECZNE.
POCHODZENIE CHOROBY.
CHOROBY.
FAŁSZYWE UZDROWIENIA.
Są sposoby walki z cierpieniem , jakich użycia nie
chce Niebo? W ym aga tedy N iebo, b yśm y cierpieli? O d p o
wiem: tak, na pierw sze pytanie, i: nie, na drugie. O jciec,
C hrystus, M arja Panna, w szy scy m ieszkańcy N ieba cierpią
na w idok n aszego cierpienia, cierpią na w idok cierpienia
najdrobniejszego ze stw orzeń. T o też dają nam środki,
byśm y nie cierpieli, środki skuteczne i niezdradliwe; a je ż e
li niektóre leki niem aterjalne są nam w zbronione, to — iż
leki te sp row ad ziłyby, po uldze czasow ej, zło pow ażniejsze
i bardziej oporne.
S p o so b y życia, w iecie to, są liczne w e w szechśw ie-
cie; jesteśm y św iadom i tylko niektórych: fizyczn eg o, m yślo
w ego, czu ciow ego , a istnieją jeszcze inne cielesności, inne
um ysłow ości, inne sp osob y kochania, niż te, które znam y.
O tó ż św iadom ość, posiadana przez człow ieka, jed n ego z tych
trybów życia og óln ego, jest znakiem , że dozw olonem mu
jest posługiw ać się nim; jest to ogród, do którego on w chodzi
w pewnej określonej chwili sw eg o rozwoju; ma go on upra
wiać, i ma prawo u żyw ać roślin, o w oców , kw iatów , których
d ogląd ał w zrostu. A le nie ma on prawa chytrze lub gw ał
tem wdzierać się do innego ogrodu, b y zryw ać tam ow oce;
m ogą mu one b yś szkodliw e, a stróże obiją złodzieja.
U żyw ać te d y do leczenia n aszego ciała w szystk ie
go, co dają nam trzy państwa: mineralne, roślinne i zw ie
rzęce, je st to nasze prawo, jest to nasz obow iązek. Ale
brać ducha rośliny c z y zw ierzęcia do przeszczepiania go
na w zór Paracelsa; przyw iązyw ać choroby do kam ienia czy
drzewa, jak to czyn ią znachorzy; w yp ęd zać chorobę za p o
m ocą duchów elem entarnych, jak tego u czy magja; rozka
zyw ać chorobie w e w łasnem swem imieniu, jak na to p o zw a
lają sobie sugestjon erzy, są to praktyki potępione przez
Niebo: ob ciążają one pew nem złem istotę niewinną tego
zła, god zą one na w oln ość tworu, psują to, co urządziła
O patrzność, czyn ią z człow ieka bożka p ych y, podczas gd y
on winien b yć pokornym sługą w szystkich; w reszcie uzdra
w iają one tylko na pew ien czas; jak w przypow ieści ew an
geliczn ej, zło w ypęd zone pow raca z siedm iom a innymi to
w arzyszam i, i stan chorego pogarsza się.
Szczęśliw y jest uzdraw iacz zuchw ały, który płaci
natychm iast za sw ą nieostrożność, w tym życiu, nie zaś
w drugim.
A le m etody dozw olone, m edycyna zw ykła, m agne
tyzm , w stawiennictwo św iętych, nie uzdrawiają całkowicie;
usuwają one zło fizyczn e na pew ien okres czasu mniej lub
w ięcej długi, ale nie sięgają one p rzyczyn y duchow ej. Nie
umoralnia się złodzieja c z y pijaka, zam ykając go w więzie*
niu; skoro się tylko otw orzy w ięzienie, skoro tylko butelka
stanie się dostępna, jeden i drugi pow rócą do daw nego ż y
cia ; kara nie odmienia zgoła serc. T ak sam o zabieg lekars
ki d o ty czy tylko ciała, zabieg m agn etyczny d o ty czy tylko
pow łoki m agnetycznej; św ięty, którego się w zyw a, nie m oże
odmienić duszy, albowiem wierny nie powiada: „W ielki
Ś w ięty, poproś B oga, żeb y mnie uzdrow ił” , ale powiada mu.
„W ielki Ś w ięty, uzdrów m nie” .
O tóż, przyczyn ą n ajczęstszą w iększości chorób jest
grzech; serce duchow e zostało zatrute, zepsucie je g o zawła-
da coraz bliżej różnemi subtelnem i ciałami człow ieka i d o
sięga je g o fizyczn ego ciała. A ż e b y nastąpiło uzdrow ienie
zupełne, potrzeba, bądź by chory zniósł próbę aż od
końca, bez skargi, z żalem , z radością, bądź też b y, w ysła
niec B o ży odkrył winę początkow ą i obm ył ducha chorego
jak to czyn ił Chrystus; lub też ma b y ć uczyniona m odlitwa
przez chorego lub przez k ogo innego dość pokornego, by
dosięgła M iłosierdzia b ożego, i w ów czas B ó g sam uzdra
wia, p o syłając anioła.
Zechcijcie rzucić okiem na ostatnią hipotezę, która
nas jed ynie zajm uje ze w zględu na nasze od w ied zin y ch o
rych.
B y uzdrawiać, b y zam ieniać siłę chorobliw ą na siłę
zdrow otną, trzeba wejrzenia, które przenika aż do głębi serc,
trzeba rąk czystych , godnych w ylania na plam y sumienia
w o d y w ieczystych w ytrysków .
Jedna tylko m iłość bliźniego daje ten przyw ilej;
albo raczej nie, nie zd ob yw a go nam ona; czyn i nas ona
jed yn ie zdolnym i do otrzym ania go; a i na to trzeba je
szcze, by to była miłość wolna od w szelk iego egoizm u, by
nasze miłosierne uczynki b y ły napraw dę uczynkam i miło-
siernemi, t. j. łaskam i za darmo. O to biedak, któremu
św iadczę w szelką u żyteczn ą pom oc, poruszony uczuciem
samorzutnem w spółczucia; m oże się zd arzyć, że mój u c z y
nek jest tylko spłatą długu duch ow ego, zaciągn iętego n ie
gd yś przezem niè u tego biedaka; w oczach spraw iedliw ego
Sędziego, m iłosierny mój u czyn ek b ęd zie tylko aktem spra
w iedliw ości, uregulow aniem rachunków , i nie m oże on sp eł
nić na duchu tego n ieszczęśnika odpuszczenia jeg o grze
chów. P o d cza s gd y , jeżeli jestem w oln y w ob ec tego c z ło
wieka, jeżeli mój los nie jest nic w inien je g o losow i, m o
je m iłosierdzie w zględem niego je st darm owe; będzie jeszcze
lepiej, jeśli on je st m ym dłużnikiem ; w tym razie, ofiara,
jaką czyn ię dla niego, daje moc mej m odlitwie, i N iebo
m oże zezw olić na rzeczyw iste uzdrow ienie je g o cierpień.
B ardzo rzadko daje się zau w ażyć to m iłosierdzie, o-
trzym ane z łaski i prawie zaw sze w w ypadku, g d y Żołnierz
N iebieski zstępuje tu, by spełnić posłannictw o. R ozszerzcie
ten przykład w nieskończoność, a d ostrzeżecie tego C h ry
stusa, który nauczał, jako w ładzę m ający, i który ro zk azy
w ał n ajgorszym dem onom , nie pod nosząc głosu.
DEMON i CHOROBA.
P O K O R A
N ależy uw ażać niektóre zagadnienia higjeny zb io
row ej, jako szczepienia chorób; n ależy stosow ać się do praw
cyw iln ych czy w ojskow ych , uznając przytem , że, jeżeli ta-
kiem jest nasze przeznaczenie, żadna surow ica nas nie u-
strzeże od tyfusu czy ospy; i że, jeżeli B ó g tego zechce,
m ożem y bez szwanku p rzeżyć epidem ję lub zarazę, nawet
bez szczepień. Ma się rozum ieć, trw ajm y w pokorze; czyń
my, co do nas należy; kto się uchyla od przykrego za strzy
ku, dla siebie c zy dla sw eg o dziecka, w ierząc, że N iebo
ustrzeże go napewno, ten się myli; kto obcuje z chorym i
na cholerę, nie p od daw szy się ochronnem u szczepieniu, nie
powinien przypuszczać, że go N iebo koniecznie zabezpieczy;
jeżeli N iebo uzna za słuszne, b y umarł, pełniąc sw ój obo
w iązek, będzie to piękna śmierć, przeszłość jak i przyszłość
jeg o m ogą na tem zyskać; jeżeli go N iebo zachow a w ca
łości, będzie to jeszcze łaską, poniew aż jesteśm y zaw sze
tylko sługam i nieużytecznem i.
T ak sam o, w ych od ząc od zakażon ego, winienem
zd ezyn fekow ać me ręce i me ubranie; że się osobiście nie
obawiam zarazy, to moja rzecz, ale nie powinienem narażać
innych na n iebezpieczeństw o, przenosząc na sobie chorobo
tw órcze zarod y. T ak samo jeszcze, jeśli jestem dotknięty
zakaźną chorobę, nie mam prawa zezw alać na zakażen ie się
tych, którzy się do mnie zbliżają; o ile siły m oje p ozw olą,
będę czuw ał nad zabrudzoną bielizną, spluw aczkam i, n a c z y
niami, jakiem i się posługuję; odpow iedzialn y jestem za w y
padki, spow odow ane mojem niedbalstw em . Jeśli rzucę skórkę
od pom arańczy c zy płonącą zapałkę, to staję się o d p ow ie
dzialnym za zw ichnięcie nogi c z y za pożar, jakie one m ogą
sp ow od ow ać.
N aogół, każd y ma znosić w szystk ie form y cierpie
nia, serce bow iem nasze jest tak twarde, że nie rozum iem y
n igd y cierpień naszych braci, i naw et nie w sp ó łczu jem y im
nigdy, ch yba żeśm y ich sami dośw iadczali. G d y m am y te
d y do wyboru: narażać się na n iebezpieczeństw o, c z y go
uniknąć, pierw sze stanow isko jest bardziej czyste. Najpierw ,
pociąga ono mocną ufność w B oga; następnie, poniew aż
winniśm y kochać bliźniego jak siebie sam ego, m am y m y
śleć, że, jeżeli przyjm iem y ten lub inny w ypadek, to nie
zwali się on na któregoś z braci; w ten sp osób p rzyzw y
czaja się czło w iek do m iłości B ożej, cierpiąc zam iast k o go ś
innego. Wiem, że ciężko słuchać tych rzeczy pow szedniej
mądrości; bierzcie to tylko za w skazów kę ku w iększej d o
skonałości, dobrą dla tych, którzy pośw ięcili się całkow icie
służbie N ieba, z pokorą głęboką i odw agą, którą próby
podniecają zam iast obalać.
Zaburzenia w stosunkach człow ieka duchow ego, czło
wieka flu id yczn ego i człow ieka cielesn ego m ogą zradzać
ciężkie zaburzenia patologiczne, jak apopleksja, epilepsja i
w iększość chorób um ysłow ych. W ob ec tego nie zm uszajcie
dziecka, które się obaw ia ciem ności, do spania bez nocnej
lampki: dziecko m oże czu ć albo w id zieć istoty, jakich m y,
dorośli, nie postrzegam y już; są k ształty półm aterjalne, k tó
re św iatło w ypłasza; przestrachy nocne m ogą sp ow odow ać
u dziecka k ry zy sy nerw ow e, a naw et obrzm ienia. N ie
budźcie rów nież gw ałtow n ie śp iącego spokojnie ani somnam-
bulika. N ie n ależy naw et sprow adzać raptownie do rze
czyw istości człow ieka głębok o poch łon iętęgo w sw ych roz
m yślaniach. W ypadki nagłej śm ierci są i tak d o sy ć liczne,
poco pom nażać je nierozstropnem i postępkam i. A n ew ryzm y
są w yw ołan e przyczyn am i fizjologicznym i, które są znane
lekarzom , lecz rów nież i p rzyczyn am i ponadfizycznem i, że
tak powiem ; g d y duch człow ieka, błąkając się po przestrze
niach w ew n ętrznych, zostaje przyw ołan y do sw eg o ciała w
sp osób n azb yt brutalny, w zm aga się przyp ływ krwi do ser
ca, do m óżdżku lub do m ózgu, i gw ałtow nem u temu ciś
nieniu m uszą się opierać naczynia krw ionośne, b y nie nastą
piła śm ierć.
Nie n ależy p o sy ła ć m yśli w dal w celu podboju
m yśli k o g o ś inn ego, naw et w zam iarach u czciw ych , m yśl
bow iem moja, błąkając się w przestrzeni w poszukiw aniu
drugiej m yśli, m oże ulec napaściom w rogich istot, albo
przejąć się chorobliw em i zarodam i, przebiegając sam opas
krainy n iezdrow e, albo zm ylić drogę, albo w yw ołać prze
strach u osoby, którą nawiedza; n iech cący nawet, m oże ona
udzielić jej chorobę, lub, wracając zarazić nią sWe własne
ciało; m oże ona w yprow adzić ducha z tejże osoby, która
dostaje w ted y obłędu; albo też pew ne tw ory, korzystając
z oddalenia, m ogą ow ładnąć m oją osobę, a w tedy ja sam
staję się warjatem; początek różnych rodzajów pom ieszania
zm ysłów tkwi prawie zaw sze w kryzysie podśw iadom ości.
Duch ludzki, w y szed łszy ze sw ego ciała, m oże w ejść, za ze
zw oleniem lub gw ałtem , w inne ciało; ale Spraw iedliw ość ska
że, b yć m oże, ducha, który chciał podbić innego ducha, na
to, że stanie się zkolei niewolnikiem jakiegoś niew idzialne
go tyrana; duch ludzki, szu k ający uparcie jakiejś tajem nicy
zakazanej, traci nad sobą panowanie i rozstraja sw ój mózg:
stąd tyle przyczyn chorób um ysłow ych, których się nie
m ogą dopatrzeć psychjatrzy. W iele jeszcze złych uczynków
pow oduje sk azy w naszych narządach, których nie odkryje
żadna zręczność lekarza: m iejscow y paraliż, obrzm ienie, znie
kształcenie członków , reum atyzm m ogą b yć niekiedy znakami
fizjologicznem i częściow ego opętania.
Zakończę krótkie te wskazania, przypom inając wam raz
jeszcze, że daję je tylko, jako drobne przykłady złożon ości
zjaw isk życio w ych i w ażności naszych czynów ; w szystk o to
nieznane, a które odkryw am y na każdym kroku, winno zra-
dzać w naszych sercach pokorne uczucie n aszego nieuctwa
i ży w e pojęcie naszych odpow iedzialności. L ecz nie posłu
gujm y się n igdy światłam i, jakie N iebo nam pozw ala d o
strzec, do poszukiw ań pierw szych przyczyn chorób, ani do
sądzenia naszych braci; używ ajm y ich tylko do zm niejsze
nia naszych własnych egoizm ów , n aszych pych i naszych
gnuśności; w zględem innych n ależy b yć w yrozum iałym ;
w zględem siebie bądźm y zaw sze surowi.
Dla tego więc, kto oddaje się m odlitwie za chorych,
pokora, surow ość dla siebie, pobłażliw ość dla drugich są
nieodzow ne. A również i roztropność.
B y uzdrawiać m istycznie, niepotrzeba innej w ied zy,
jak zrozum ienie własnej swej nicości, innej energji, ja k siła
przeciw ienia się swem u ja. T rzeba ciąg łego czuw ania nad
tą w olą własną, tak żyw otn ą, tak upartą, tak giętką, która
się w ślizguje do n ajczystszych naszych pragnień. Jest ona
prawdziwie hydrą stugłow ą; uwiąż ją tutaj, pow stanie obok;
usunięta czyn em m ocnego w yrzeczenia, oto w kilka chwil
lub w kilka tygod n i znow u się ukazuje., Zapew ne, wielkie
dzieło moralne jest zam ierzeniem przerastającem w szystkie;
w iedzm y jednak, że im się bardziej naprzód posuw ać, im
w ięcej urasta trudności, tem w ięcej przybyw a pom ocy; i p o
trójny ten w zrost harm onijny w ciąż się w zm aga, aż do zro
dzenia się człow ieka w oln ego, isto ty doskonałej, którą po-
b ud ow yw a Duch Ś w ięty, łącząc naszą osobę, naszych kusi
cieli n aw róconych i n aszych w spółpracow ników w szelkiego
rodzaju tchnieniem sw ym odrodczem .
P okora jest tak nieodzow na dla stosunków mis
tyczn ych N ieba z człow iekiem , że B ó g niekiedy ukrywa
Sw ym sługom te c zy inne fakty, których poznanie m ogło
by w nich zb ud zić uczucie chw ały, zb y t trudne do usunię
cia. T ak się miało z A postołam i, którzy przez cały ciąg
sw ego ziem skiego życia, nie znali dostojeństw a sw eg o p o
chodzenia d uchow ego. W d zisiejszych czasach, w kołach ilu-
minatów, sp otyka się grom adnie w cielenia sław nych oso bis
tości: Joanny d ’Arc, Marji M agdalen y, M atki B oskiej, N ap o
leona, K arola W ielkiego. Nie trzeba się śm iać z takiej naiw noś
ci; w szystk o d o ty czące sprężyn tajem nych podśw iadom ości jest
nam ukryte, a i w sam ej rzeczy, bardzo niewielu z nas jest
w oln ych od próżności mniej lub w ięcej śm iesznych. N aj
w a żn ie jsza — uszanow ać dobrą wiarę szukającego: żaden w y
słaniec B o ży nie zna sw ej w łasnej tożsam ości duchow ej; od
chwili tedy, jak się ktoś podaje za w cielenie naprzykład
apostoła, zn aczy to, że jest on albo szalbierzem albo uro-
jeń cem Starajm y się w ięc trwać w pokorze ze w szystkich
n aszych sił; pam iętajm y, że Judasz przodow ał w śród apo
sto łó w i że upadł przez pychę.
M o żem y tutaj postrzec, d laczego op ow ieść ew an ge
liczna gło si zaraz po m ow ie o uzdrow ieniach Jezusa, jak
Żyd zi dobrze m yślący dziwili się, w idząc Jezusa z ludźm i
bez znaczenia, jak uczniow ie Jego m usieli ż y ć w radości i
jakie ma znaczenie, w łaśnie w tem m iejscu opow ieści, para
bola o łacie i o winie now em .
Istnieją inne choroby, niż niełady fizjologiczn e. N ie
uctw o jest chorobą, cham stw o jest chorobą, przesądy są
chorobam i, tak samo ciężkiem i, jak rak lub gruźlica; i, jak
zw ykła obecność Jezusa koiła zaburzenia cielesne, sp ojrze
nie Jego i Jego głos rozpraszały rów nież w ad y umysłu i o-
b yczajó w . W idzim y codziennie, jak S łońce i przestw ór na
pełnia nasze członki rzeźkością fizyczną; Słońce to doskona
łe , jakiem jest Chrystus, uszczęśliw ia nieskończenie w ięcej
całkow itą naszą istotę. Praw o Jego, to nie surow ość ani
pokuta, lecz w yzw olen ie i słod ycz; żenie O n w szystkie chm u
ry, kruszy w szystkie w ięzy, zdejm uje w szystkie trudy. M y,
co pragniem y upodobnić się do uczniów, winniśm y się trzy
mać w ew nętrznie tak blisko M istrza, by kąpać się w Jego
promieniowaniu ukojnem , b y w szechw ładna J ego radość o-
św ietlała nasze tw arze i prom ieniowała na n aszych braci
szczęściem pew ności w ieczystych .
A le now a łata rozrywa sukno zu żyte i wino now e
rozsadza starą łagiew . T o właśnie robią niechrześcijańscy
m istrzowie ży cia duchow ego. N ie m ogą oni odnow ić w c a
łości o so b y sw ych uczniów; w edług sw ej m ocy, zszyw a ją
tu i ow dzie, sztukają, leją zb yt m ocny napój do um ysło-
w ości skostniałej, do zu żytej w rażliw ości. Jeden Jezus ty l
ko, który nas zna do gruntu, m oże nas odrodzić do gruntu.
T oteż, g d y dusze zwracają się do was, bądźcie roztropni;
pom agajcie im raczej w aszym przykładem , niż rozprawami,
raczej ofiarami w aszem i ukrytemi, niż morałami, raczej m o
dlitwami w aszem i, niż naukami. Jeden tylko C hrystus m oże
dać nam prastare wino mądrości w ieczystej; m ądrość d o
czesna daje nam tylko wino nowe.
Przenośnia ta odnosi się również do nadużycia w ła
dzy, którego winnym i stają się niektórzy wtajem niczeni, w
poszukiw aniu ziem skiej nieśm iertelności. C z y u żyją d te
go alchem ji c zy inagji c z y woli, sp o so b y ich sprow adzają się
zaw sze do w ypędzenia ducha człow ieka, zam ieszkującego
ciało m łode i rzeźkie, b y sam ym u lokow ać się w tem cie
le. Jakkolw iek bądź w zn io słąb y b yła pozorną ich po bu d
ka, stają się oni ted y winni p o d lejszego zabójstw a, niż za
bójstw o po spolitego zbrodniarza. A le, na szczęście, pozna
nie tych w ypad ków sum ienia w ych od zi poza nasz zakres.
ROZDZIAŁ DRUGI
ODPOWIEDNIKI D U CH O W E
* *
NASZA PEŁNIA.
sf: s/t
*
M O W A .
RODZINY DUCHOWE.
DUCH NIECZYSTY.
PRZYJĘCIE ŁASKI
* *
*
* *
SETNIK
S I Ł Y ŻYWE.
POSŁANNICTWA.
SPO SO B N O ŚĆ UPADKU.
GŁOSZENIE SŁOW A.
Tak w ięc, od esław szy do ich mistrza uczniów Jana
C hrzciciela, którzy przyszli od księcia Skruchy, Jezus, zwra
cając się do tłumu, słusznie zaw ołał: „B ło g o sła w io n y , kto
się nie zg o rszy ze mnie !”
W ielu uczonych ośw iadcza, iż uznają, że życie jest
w szędy; jest to uznanie Słow a tylko w kręgu zm ysłow ego
postrzegania. W ielu artystów i poetów opiew a lub m aluje
piękności pow szechnej harmonji; jest to uznaw anie Słow a
tylko w sferze w zruszeń d u szy. W ielu filozofów odkryw a
ustrój ż y w y w grze abstrakcyjnych praw; jest to uznanie
Słow a tylko w mroźnem niebie m etafizyki. R eakcje fizy k o
chem iczne, falow ania i drgania energij kosm icznych, emana-
cje i pojęcia, subjektyw izm y i panteizm y, w szystk o to ty l
ko cienie, rzucane na różne ekrany przez b oską Istotę,
w ędrującą poprzez świat.
C i, którzy uznają Jezusa C hrystusa, jako jed yn ego
Syna B o żeg o , który p rzyszed ł w ciele i zm artw ychw stał,
w ych o d zą z C ienia i w chod zą do R zeczyw isto ści.
Jednakże, w ielu chrześcijan w yzn aje taką wiarę ty l
ko słow am i, z naw yku, z posłuszeństw a; drudzy, sum ien
niejsi, doszli do pew n ego system atu m oralnych d ow od ów
i logiczn ych przesłanek na dobro tej praw dy; inni w reszcie,
czując, że prawda iest tylko w ted y prawdą, gd y się w y ra
ża przez sam o _życie,_ starają się dać ży cie tej n ieo
dzow nej praw dzie, w prow adzając ją do sw oich m yśli, uczuć,
słów , a zw łaszcza do sw oich czyn ów . C i są uczniam i, słu
gami, przyjaciółm i Jezusa.
G d y m ówię: ci, co nie przyjm ują tej praw dy, należą
do Antychrysta, nie wyklinam ich; k lasyfiku ję ich jedynie.
Są oni raczej godni pożałow ania, niż potępienia; n ależy ich
ośw iecać, nie zaś od nich stronić.
R eligja je st rzeczą żyw ą; n igdzie na św iecie ży cie
tak m ocno nie tętni, jak w niej. C z y n jest tu w ażniejszy,
niż m yśl, żarliw ość w ażniejsza od prawidła. C z y ż nie rzekł
św. A ugustyn : „M iłuj — i rób co c h ce sz ” ? A le trzeba mi
łow ać uczynkiem , a nie tylko zam iarem .
W ielcy przew odn icy lu d zkości posłu gu ją się różne-
mi m etodam i, b y pod bić tłum. Jedni d och od zą do celu,
narzucając układ prawideł i ścisłe w yszkolenie; drudzy opa-
now yw u ją opinję za pom ocą zręcznej p u b licystyk i. Inni
w reszcie, i ci są praw dziw ym i apostołam i, poryw ają i na
wracają ży w ym pociągiem przykładu. Jeżeli jesteście eru-
dytam i, krasom ów cam i, zręcznym i djalektykam i, niew ierzący,
których naw rócicie, uwierzą przez um ysł i u m ysłow o. B y
się stali praw dziw ym i uczniam i, będą m usieli, w cześniej
c zy później, zrobić w ysiłek w yjścia z dziedzin u m ysło
w ych, b y w ejść do królestw a serca. G d y narzucacie z góry
sw ą wiarę, w yniki otrzym ane będą je sz c z e bardziej pow ierz
chow ne i w ątłe.
A le m iejcie w sercu w aszem prześw iadczenie gorące,
że jesteście niczem , że nic nie posiadacie, że nic nie m o
żecie, że Jezus jest w szystkiem i w szystko m oże, — i żyjcie
zw yczajn ie śród ludzi w aszej w arstw y sp ołecznej, będąc u-
służnym i dla w szystkich , pobłażliw ym i, uprzedzając prośby
w styd liw ych nędzarzy, dając naw et nieco w ięcej, niż to, oco
proszą. N iew ątpliw ie, znajdą się w śród obdarow anych lu
dzie, którzy w as będą w yzyskiw ali i w yśm iew ali; tych to,
gd y złość ich będzie ju ż dla w as zupełnie obojętną, b ęd zie
cie m ogli w ięcej nie przyjm ow ać; lecz drudzy, których
nie próbow aliście przekonyw ać kazaniam i, zapytają się, dla
czeg o tak postępujecie; zapytają w as sam ych o to; i w asza
odpow iedź w ów czas będzie w nich kiełkow ać. Z aszczep i
cie w ów czas dziczkę na Pniu w ieczności. O św iecicie braci
w aszych w poznaniu Słow a.
N ie zdołam y n igd y n azb yt pow tarzać, że pełnienie
E w an gelji daje w szystko: zdrow ie, pow odzenie, pieniądze,
poznanie, w ym ow ę, jeżeli te ziem skie rzeczy są potrzebne
dla któregobądź z n aszych braci, albo naw et gd y
są one konieczne dla nas. M a się rozum ieć, w ostatnim
tym w ypadku, pod warunkiem , że się nie przybiera postaw y
ucznia w nadziei nagrody. P ierw szym warunkiem, aby N ie
bo m ogło nas w ysłuchać, to — bezinteresow ność.
C zęsto niedow iarkow ie, najbardziej w ykształcen i,
najzręczniejsi, byw ali zbijani z tropu przez prostaczka, nie
uka, lecz praw dziw ego ucznia, ośw iecon ego przez sw ego
M istrza. C o w ięcej, w przew idyw aniu n iezliczon ych na
paści, jakim Prawda C hrystu sow a ma u legać w dw udziestym
stuleciu, N iebo chciało, b y to pom ieszanie ludzkiej w ied zy
m nożyło się przez m istyczną prostotę. C h od zi tu o za sto
sow anie słyn n ego pow iedzenia: „ G d y pociągani będziecie
przed sąd y, nie troszczcie się — co m acie m ów ić” .
O bietnica ta jest dla nas. M y to m am y stać się
zdolnym i do przyjm ow ania D u ch a Św iętego; w szystk o nam
jest danem, p o zostaje nam tylko pośw ięcić całkow icie na
sze siły do przygotow ania w naszych sercach przybytku
m ożliw ie jaknajm niej n iegodn ego dla tych n ad przyrodzo
nych darów.
N ieroztropnością jest m ów ić bez um iarkowania o
C hrystusie, Synu B ożym . M ożna w yw ołać drwinę; m ożna
spow odow ać zło, ja k g d y b y się dało niem ow lęciu z b y t m o
cny pokarm; m ożna zg o rszy ć, jeżeli się nie daje słuchaczom
przykładu, zupełnie god n ego, Ideału, jaki się stw ierdza. N ie
należy też b y ć b ojaźliw ym . P raw dziw em głoszen iem wiary,
jest nasze życie; jeżeli nasze c z y n y w yw ołu ją pytania, od
pow iadajcie ze spokojem , z miarą, bez zgorzknienia, bez
w yniosłości.
R adość, jaką Jezus daje tym , którzy G o poznali,
nie jest tylko przyszłą; jest rów nież i obecną. T a k sam o,
jak m ałe n ęd ze życia nie m ącą zg o ła za ch w y tó w artysty,
pogody filozofa, siły działacza, p o św ięcających się jak ie
muś wielkiem u celow i, tak sam o i nasze obcow anie z J e
zusem kładzie na w łaściw e niepoczesne m iejsce w szystkie
te niedogodności, uchybienia, ukłócia, jakie tylu w sp ó łcze
snych nam ludzi w yprow adza całkiem z rów now agi. A p o
kój ten głęboki i ż y w y nie je st p od obn y do obojętn ości,
do bierności stoika.
ZWIASTUN.
P O KUTA.
Zwiastun, anioł skruchy i pokuty, jest bohaterem
tych tajem nych tragedyj, tych w ew nętrznych kataklizm ów ,
które w naw róconej istocie w szy stk o pustoszą, w szystk o
unoszą, pozostaw iając nagą skałę egoizm u, p ych y, m iłości
własnej; i skałę tę je sz c z e kruszą w y b u ch y w yrzutów , i d o
skonałego żalu za grzechy.
Są dw a rodzaje poku ty, którym pod legam y. P o
kuta, jaką nakładam y na siebie sami w ed łu g w yrzutów , za
palonych w naszem sercu przez subtelny prom ień zm iłow a
nia b o żeg o , i pokuta cięższa, jaką niebo na nas nakłada,
b y o czyścić n ajtajniejsze zakątki naszej o so b y m oralnej.
Jan ted y k azał pokutę tłum om , zachow ując co do siebie
praktykę surow ości bez m iłosierdzia.
Dla naszej natury w y d aje się rzeczą bardzo trudną
i odrażającą zdawanie sobie spraw y ze zła, jakie się czyni;
n ieczułość łą c zy się tu z zaślepieniem , i pycha ze słabością.
Św iadom ość osw aja się ze złem; jest w złem siła
zepsucia, czyn iąca, w miarę ociągania się, pow rót do du
chow ego zdrow ia coraz trudniejszym . Rzadko bardzo chce
się b yć złym świadom ie, ale często bardzo nie chce się być
le p szy m- Nie w yobrażam y sobie, czem jest odkupienie,
czem b yło zstąpienie Słow a, ani czem jest pow szechność,
ani czem jest po jed yń czość je g o skutków .
W yobraźm y . sobie, m y, którzy mamy w stręt do
w y zb y cia się najdrobniejszej w y g o d y , czem b y ły nieskończo
ne w yzucia, niezliczone um niejszania się, jakie Słow o na
ło ży ło na Się w ciągu sw ej ogrom nej podróży, aż tu na zie
mię; jakiż genjusz w szechobejm u jący m ógłb y pojąć taki ciąg
ofiar? I, p rzy szed łszy na Ziem ię, Jezus C hrystus pracuje i
cierpi nie tylko dla zbłąkanego ogółu S w ych spółcześników ,
c z y dla tłum u p rzyszłych pokoleń; cierpi O n je sz c z e za
każd ego zosobna, za tego, za innego, za mnie osobiście;
k ażd y z nas jest celem jednej z boleści chrystusow ych; Je
zus w idział każd ą z n aszych złości i uczyn ił coś, b y z niej
w ynikło dobro. I każde z n aszych uczuć, czy czynów ,
każda z n aszych m yśli c zy postanow ień woli, m oże stać się,
zależnie od n aszego w yboru, now em zadaniem M u rany,
c z y też w spółpracą z Jego dziełem pow szechnem .
W inniśm y tedy w zn iecać w sobie żal za nasze wi-
ę y , nie z racji przykrych następstw , jakie z nich m ogą dla
nas w yniknąć, ale d latego że krzyw d zą drugich i że zadają
cierpienia naszem u Z b aw cy i P rzyjacielow i, J ego duchow e
mu ciału, J ego sercu, które nas m iłuje nieskończenie.
W inniśm y się w reszcie kajać i gło w ą i sercem , z
pobudek rozum u i z pobudek uczucia.
T ak w ięc, co do pierw szych, w szelka wina jest nie
posłuszeństw em ; b yć nieposłusznym , zn aczy, że się człow iek
uw aża za m ądrzejszego od B o ga , albo że się nie umie o-
panow ać. T o zn aczy, że się sam ow olnie przeszkadza za
miarom B oga; ogranicza się je; staw ia się siebie poza ich
w pływ em . N adto, um niejsza się sam ego siebie, człow iek
się osłabia w szelkiem i sposobam i, w cześniej c z y później,
g d y ż tem samem w prow adza do sw eg o w nętrza ziarno z e
psucia; i prom ieniow anie n asze na innych zostaje zaćm iohó.
Za żalem idzie zadośćuczyn ienie; bądź takie, jakie
sami na siebie nakładam y, zn ach od ząc środki napraw y zła,
w yrząd zon e bliźniem u, lub też pod dając się surow ej
d yscyp lin ie, b y pokonać nasze w ady, bądź, jakie B ó g na
nas nakłada, przez przykrości i p rób y m aterjalne, przez
choroby, przeciw ieństw a losu, prześladow ania lub przez pró
b y w ew nętrzne: sm utki, oschłości, n oce i pokusy.
O to teraz, co m ożna teoretyczn ie w ied zieć o w e
wnętrznym rządzie pokuty; bardziej su bteln y, niż pierw szy,
w ym aga on nasam przód żarliw ości. U czeń ma b yć pożerany
pragnieniem B oga; ma on płonąć; za p a ł je g o m iłości je d y
nie uczyn i go praw dziw ym uczniem ; staje się on zdolnym
przez liczb ę i m oc cierpień przebiec w kilka lat drogę,
która zabiera letnim stulecia. P ow iadam : stulecia, albow iem
czy p rzyjąć teorję w ielokrotnych narodzin, c z y trzym ać się
teorji czyśćca , chociaż czas nie je st taki sam na innych g lo
bach, jak na naszej ziem i, o czy szcz en ie serca jest pracą nie
skończenie złożon ą.
A b y dośw iadczenia m aterjalne przyniosły n ajbu j
n iejszy plon, w ystarcza je zn osić, ale z poddaniem , ze sp o
kojem , i, jeżeli m ożna, z radością. „Ż ołn ierze C h rystu so w i”
są uczniam i wybranym i, którzy, nie żad aw alając się zn o sze
niem tego, co na nich przypada, proszą o w ięcej prób, by
p rzekroczyć sw e siły cierpienia, b y p rzek roczyć m ożliw e;
to ci, którzy, nie zad aw alając się cierpieniem w łasnem , pra
gną cierpieć zam iast te go c z y innego ze sw ych braci, k tó
remu C hrystus zech ce u lży ć. Serce tych i s t o t - - t o w ybuch
płom ienia, pełnego żaru. Pragnijm y usilnie do nich się
upodobnić.
P ró b y w ew nętrzne przych od zą na nas, jak i p o
przednie, n iezależnie od naszej woli; B ó g je nam zsyła;
p o lega ją one na różnych niesm akach i przeszkodach łą c z e
nia się z B ogiem przez m odlitw ę c z y pracę moralną. T ak
w ięc, n iew olne roztargnienia, skrupuły, pozorna niem oc k o
chania B oga,czynien ia dobra bliźnim, sm utek, zniechęcenie
na w idok zła, jakie w nas tkwi, go rycz z pofzucia osam o
tnienia, zw ątpienie, bądź co do zjaw isk n aszego życia w e
w nętrznego, bądź co do naszego zbawienia, bądź naw et co
do n aczelnych prawd, jak istnienie B oga lub jeg o dobroci;
pew ność potępienia; bolesne pragnienie B oga; niew olna od
raza do B oga. P o za tem, różnorodne pokusy, jakiem i B ó g
pozw ala P rzeciw nikow i nas naw iedzać.
T e cierpienia stanow ią sław etny udział gw ałtow ni-
ków . Jeżeli się będę posuw ał pom aleńku, pow iadając so
bie, że mam przed sobą całą przyszłość, że boża cierpli
w ość jakoś w szystko urządzi, że, czego nie zrobię teraz,
zrobię później, albo m oże kto inny mnie zastąpi, że m oje
czyn y są tak mało znaczące, że-m zm ęczon y, że inni pracu
ją jeszcze mniej odem nie: w szystk o to jest letniość; w s zy
stko to jest gnuśność. B yć gw ałtow nikiem — to zn aczy ro
zum ieć, że tylko chwila obecna n ależy do nas, że od niej
za leży cała nasza przyszłość, że czas stracony nie w etuje
się nigdy; że jest podłością pozostaw iać sw ą pracę' innym;
że najdrobniejszym naszym czynom , jeżeli w kładam y w nie
troskę o B oga, B ó g nadaje n ajw yższą cenę; że jedynie
natura i ciało są leniwe, ale w ola, polot m iłości czystej
n igd y nie czują zm ęczenia; że nikt inny nie m oże dokładnie
spełnić pracy, która na mnie przypada; że w ob ec najdro
bniejszej sposobności zm niejszenia bólu świata i trudu Je
zusa w szelkie rozw ażanie winno ustąpić. B y ć gw ałtow ni
kiem to iścić całą tę w iedzę.
P okusa odparta, jakkolw iekbądź niska, nie bruka ser
ca, brukanie poczyn a się z przyjęciem pokusy. B ó g zresztą
pozw ala D jabłu m ęczyć nas tylko w tedy, gd y jesteśm y
dość silni, aby się bronić.
C o do tych strasznych stanów d u szy, w yliczon ych
nieco w y żej, spójrzm y na nie z punktu w idzenia Nieba.
U jrzym y w ów czas jasno cech y praw dziw ego ucznia. Tak
sam o z jak w ielkie um ysły są skrom ne, tak samo, jak b o
haterom m iłosierdzia zd aje się, że czyn ią dla bliźniego ty l
ko drobnostki, -M m iłość C hrystusa i inne cnoty są tak g łę
boko w cielone w osobę moralną praw dziw ego ucznia, że
zdaje mu się, iż jest ich prawie pozbaw ion y. I tu jeszcze
krańce stykają się, i św ięty nie zna sw ej piękności, jak
urodzony zbrodniarz nie zna sw ej b rżyd o ty. G d y mroźne
m gły m istycznej n o cy spadną na w as, w ied zcie tedy, że
kocha się B o ga sam em pragnieniem kochania G o, trzeba
tylko ,, b y ta chęć b yła stw ierdzona uczynkam i; i trw oga
przed brakiem miłości B oga, jest najpraw dziw szą m iłością.
M iejm y się za bardzo szczęśliw ych , jeżeli w idok
n aszych w ad sprawia nam takąż przykrość, jak dawniej w i
dok. w ad bliźniego. B ąd źm y szczęśliw i, g d y radości p rzy
jaźni są nam w zbronione, g d y n ieprzezw yciężon e p rzeszko
d y niw eczą nasze zam iary, g d y drepczem y na m iejscu; gd y
całe ziem skie ży cie , cała nauka, i cała sztuka, którąśm y u-
m iłowali, stają się dla nas czcze. Zbierzm y cały nasz sp o
kój, g d y przych od zi .zw ątpienie, zniechęcenie, rozpacz, gd y
um ysł nasz staje się niezdolnym do uw agi i do ciągłości
m yśli. B ó g oto w ym aga od nas zupełnej po ko ry, całk ow i
te go oddania się M u, w oczekiw aniu li tylko od N iego radości
głębok iej i kojącej, nauki, siły i ufności.
Jeżeli w as osaczą skrupuły, stańcie się całkiem ma
łym i, zrozum cie, że B ó g je st dobry, bardziej je sz c z e niż
spraw iedliw y, i że, jjeżeli się m ylim y w dobrej w ierze, nie
po liczy O n nam n aszego błędu. G d y w szystk o straci sw ój u-
rok, naw et czyn ien ie dobra, n aw et m odlitwa, n aw et w asze ofia
ry, stańcie się je szc ze m aluczkim i, i w dalszym ciągu c zyń
cie dobro, w yrzeczenia, m ódlcie się, ch o ćb yście b yli zu peł
nie pew ni, że się to na nic nie zda.
C o do d jabelskich napaści i opętania, nie są to
próby cięższe od innych, przeciw nie; zd ają się one cięższe-
mi, a le tak nie jest zgoła; i są one za w sze przeplatane p o
m ocam i najrzadszem i i najsilniejszem i.
Streśćm y, jeżeli chcecie, te spostrzeżenia, o których
napisano setki tom ów . D aję wam tylko rzeczy zasadnicze,
ale i tak byłem m oże za rozw lekły.
W eźm y np. jakiegokolw iek ucznia. Zaprawia się on
do praktycznego m iłosierdzia, do m odlitw y, do w alki ze
swem i wadami; znajduje się on w stanie takim, jaki teolo
go w ie zw ą życiem oczyszczającem . B ó g zsyła mu od c za
su do czasu pom oce, w ysłuchuje niektórych jeg o próśb; jest
ón przeciętnym chrześcijaninem .
Jeżeli ów uczeń n atężv w ysiłek, oto zaraz do
zw ykłego pragnienia, które go pociąga do B oga, wdziera
się w rażenie oschłości, g o ry czy, przelotnych roztargnień, ale
w szystk o to jest przeniknięte owem trwożnem pragnieniem
obecności Boga; czuje on jednocześnie, że upodobania,
które go w iod ły do tej c z y innej pracy ciała lub ducha, u-
roki, jakie m iały dla niego ludzkie cele istnienia, w ietrzeją
i rozw iew ają się. Św. Jan od K rzyża zw ie ten okres pier
w szą nocą. Trzeba utrzym ać spokój i czekać, nie zaniedbu
jąc żad nego obowiązku.
G d y się ta noc k oń czy, uczeń, bez żad nego w tym
w zględzie udziału, - zostaje obdarow any w yraźnem uczuciem
obecności B oga, różnorodnem w trwaniu i napięciu. Za
leżnie od w ew nętrznego zachow ania się ucznia, ta łączność
zatrzym uje się na tym stopniu albo się pogłębia. W tym
ostatnim razie uczeń przechodzi przez w ew nętrzne oczyszr
czenia, o których m ów iliśm y w yżej, a które stanow ią wtó-
rą noc św. Jana od K rzyża; łączn ość z B ogiem rozwija się
i m oże d ojść do ekstazy; obcow anie ze św iatem zm ysło
w ym ulega m niejszym lub w iększym przerwom .
P rzed ekstazą, jednakże, inne zjaw iska m ają m iej
sce, zjaw iska, znane w term inologji katolickiej pod mianem
zw iązań (ligatura) m ocy, ran, stygm atów , poryw ań, za ch w y
tów, w izyj, objaw ień, cudotw órstw a i t. d. Jakkolw iek się zja
w isko ujawnia, sprow adza się to zaw sze do w zięcia przez
promień B o ży w posiadanie o so b y m istyka. T o porwanie
przejm uje wskroś pobudliw ość, jeden lub kilka zm ysłów ,
jedną lub kilka władz um ysłow ych lub psychicznych, m niej
sza z tem, — zasadniczo pozostają niezm ienne cechy na
stępujące:
niem ożność ucznia wprawienia się dow olnie w ten
stan, w ięk sza lub m niejsza niezrozum iałość zjaw iska,
przyćm ienie w yobraźni i w ładz um ysłow ych, a w ięc i pracy
^ dowolnej; serce ogranicza się do utrzym ania zw iązku z B o
giem; w w ynikach w reszcie, -r--,zawsze w zrost m iłości B oga
i bliźniego oraz pragnienie doskonałości.
P o okresie ekstaz, m oże zajść w reszcie trzecia noc,
zwana jeszcze zw iązkiem przeobrażającym , siódm em m ieszka
niem, albo zaślubinam i duchow em i. Jest to ostatni etap; je
żeli się dochodzi do n iego, to tylko przez tysiące przeobrażeń
nieznacznych, i daje on zdum iew ające p rzyw ileje. Św iadom y
zw iązek z B ogiem trwa w ó w czas naw et w ciągu zw ykłej pracy,
jak g d yb y uczeń b y ł rozdw ojony; stąd w ynika pew ne zbóst-
wienie je g o istoty um ysłow ej i p sychicznej, po ch o d zącej z tej
rozmowy albo raczej z tego ciąg łego obcow ania z B ogiem .
W szelako, B o g a się nie w idzi, ale w ie się, czu je się, ma się
pewność J ego ob ecn o ści, i pojm uje się, co O n m ówi, bez
żadnego słyszen ia. U czeń nie jest zatracony w B ogu , niby
kropla w od y, w racająca do oceanu, jak to utrzym ują Jogow ie.
Jest on zaszczep ion y na w ieczystej Latorośli winnej; dziczka
żyje życiem Latorośli, ale nie jest nią.
Tu się zatrzym am . W rzeczyw istości, etap y m istycz
nego związku nie są płaszczyznam i, na które m ożna się dostać
skokiem; w szy stk o tu zach o d zi stopniam i, których c ią g i na
tura zm ieniają się z każdym uczniem , bo każdy, uczeń to
oddzielny świat. D roga ta je st n ad zw yczaj trudna i subtelna,
pełna niebezpieczeństw i zasadzek; w ym aga ona klasztornej
samotności. T o też O jciec nam li, ludziom św ieckim , którym
nie sposób w ybrać sobie naw et odpow iedniej d jetetyki, daje
inne drogi, w iod ące do te g o ż celu, a m oże je sz c z e w yżej.
P ojm ijm y to dobrze: B ó g p rzezn aczył dla pewnej
części ludzkości pew ien zesp ół poznań i religijnych praktyk,
stanow iących przedziw ny organizm K ościoła: teologja, liturgja,
. asceza, m istyka, oto w ielkości, zw iązane społem i zależne
jedne od drugich. A le tak sam o, jak m oże istnieć teologja
równie praw dziw a, jak tom izm , ale różna, m ogą też istnieć
liturgja, asceza, m istyka inne, niż katolickie, i również dobre.
E w an gelja zaw iera jedne i drugie.
ROZW ÓJ MISTYKI.
CZUJNOŚĆ.
EW ANGELJA i ROZUM.
143
NASI W SPÓŁCZEŚNI.
= 145
10
tami i pozbaw ieniam i się złagodzić zło, jakie popełnił, ludzie
dow odzą, że jest on warjatem , że religja jest smutna, że
-fanatyznje, że nie trzeba się trzym ać B oga m ściw ego i su
row ego. D zisiaj, jak i dw adzieścia w ieków temu, gdy
.człow iek , cały przejęty Duchem , gło si B oga miłosierdzia
i m iłości, ży je w pogod zie niew inności i roztacza dokoła
siebie cuda przebaczenia i zbaw ienia, ci sami lu
dzie utrzym ują, że człow iek ten jest obłudnikiem i żyje
sobie w ygod n ie pod płaszczykiem religji.
T e obm ow y, te potw arze nie pow inny wzruszać
szczerego ucznia; jeżeli m iłość braterska jest mu natchnie
niem, będąc dalekim od ganienia otwarcie sw ych współ-
cześników-, zabroni on naw et sobie sądzić ich w swem
sumieniu, iżb y nie czyn ić ich odpow iedzialnym i za zgorsze
nie, jakie m ogą w yw ołać ich krytyki, oraz nie podsycać
n iezgody, jaką oni w ytw orzyli. „Ludzie, pom yśli sobie ów
uczeń, są tem, czem m ogą być, i rozum ieją, co m ogą rozu
mieć; posłannictw em mem nie jest prostow anie ich sądów,
lecz nadążanie im z pom ocą, gd y tego potrzebują. G d yb y
napastow ali m oje ciało, obow iązkiem m ym b yło b y bronić
tego sługę, bez napastowania z mej strony. A le oni napa
stują m oją moralną istotę, m oje Ja: tego nie potrzebuję
bronić. Lepiej, b y złość skrupiła się raczej na mnie, niż
na którym z m ych braci. A zresztą, jeżeli m ają mnie za
fanatyka, czy ż to nie m oja przesadna gorliw ość razi ich?
Jeżeli uważają, że ży ję zb yt w ygod n ie, c z y ż jestem pew ny,
żem nigdy nie w yciągał żadnej korzyści z w ygód , jakie
mi daje N iebo, z łask, jakich mi Ono u jy c z a ?
T ym sposobem , uczeń ów uważa* że, oddając się B o
gu całkow icie, w szystko, co zachodzi, jest dobre, w szystko
ma mu b yć radością, w szystk o jest pobudką do w yzbycia
się pych y i do dziękczynienia. O to droga Pokoju: tak
się zapow iadają okoliczności, że ju ż od tej chwili winniśm y
się p o czytyw a ć za bardzo szczęśliw ych, żeśm y otrzym ali
siłę do stawiania w tym kierunku pierw szych kroków.
A le uczyńm y się maluczkimi, od wewnątrz, i żyjm y
w pokoju.
Spójrzcie na Przesłańca, pokutne je g o ży cie go rszy
ło ludzi; patrzcie na Jezusa, zw y k łe ży cie J ego gorszyło
również; obaj mieli zupełną słuszność; to ci, co k rytyk o
wali, byli w błędzie; ale te sprzeczne zgorszenia zdradzały,
przez reakcję, je szc ze trw alsze zapały.
M y, ludzie zw ykli, nie m am y posłannictw a pu blicz
nego, nie m ożem y ted y w yw o ływ a ć tych zb aw czych zgorszeń.
Otóż, nasze niezadow olenia z siebie sam ych, nasze kłopoty,
nasze w ewnętrzne niem oce, jedna z przyczyn , jakie m ogą
je w yw oływ ać, są to całkiem małe zgorszenia, jakie czynim y
bezwiednie w m ałych kręgach naszych stosunków bądź
widzialnych, bądź niew idzialnych. Jesteśm y jeszcze nazbyt
zewnętrzni, n azb yt ważni, n azb yt z tego św iata w naszym
duchowym życiu.
Zrozum ieliśm y dobrze, że m am y pełnić w szelkie
obow iązki i zach o w yw ać o b ycza je n aszego zew nętrznego
życia, rodziny, zaw odu, św iatow ych stosunków w sposób
gruntowny i m ożliwie najlepiej. Szukam y, niepraw da-ż ?,
ducha, w ed łu g którego m am y to w szystk o przeżyw ać,
i którego m am y sobie przysw oić. N aprzód, i w yb aczcie mi,
że wam to tak często pow tarzam , czyń cie w szystk o tylko
dla Chrystusa, b y Mu b y ć posłusznym , by Mu pom agać,
b y On widział, że g o kochacie choć trochę.
N astępnie, prócz dla tych, w zględem których macie
pewną odpow iedzialność: dzieci, sług, podw ładnych, zrozum
cie dobrze, że przykład jest najlepszą z rad. N iew ątpli
wie, serdeczne w ezw anie ma sw oje znaczenie; ale z chwilą
jak kogoś ch oćb y najlżej m oralizujem y, tem samem
w ynosim y się i bliźniego sąd zim y Stąd płyną przykre re
akcje i długi zaciągane przez krytykę.
W reszcie, i to streszcza w szystko, bądźcie mali; jeżeli
nie zdołacie sami podeptać pych y, d aw ajcie się potrącać,
daw ajcie się deptać innym. R ozw ażcie, jak doskonale je
steśm y niczem; jak nic z tego, co jest nami, nie jest naszem ,
jak nic z tego, co czynim y, nie jest naszą zasługą. Tak
jest, czyń cie się maluczkim i wew nątrz siebie; pozbaw iajcie
w asze j a ziem skich je g o pokarm ów, każcie mu pościć,
karm cie go tem, czego nie lubi; zm uszajcie je do przykrych
prac.-
A le niechaj nikt nie postrzega tych surow ych
umartwień. Skoro jakiś w ysiłek staje się tak ciężki, że
m ożna go w y czy ta ć z w yrazu w aszej tw arzy, idźcie wraz
i zam knijcie się u siebie, i tam, przez nikogo niewidziani,
pracujcie nad sobą, przekładajcie w aszem u ja , rozw ażajcie,
m ódlcie się, aż póki uczucie pew ności i pokoju znów nie
w ypełni w aszego rozpogod zon ego serca. .
SYN SETNIKA.
$
V *f*
KU N A D P R Z Y R O D Z I E .
K R Ó LE STW O NIEBIESKIE
$
iji $
%
Hf
H
W Y RZUTKI.
MIŁOŚĆ BOŻA.
DZIAŁANIE WIARY.
*
* *
JASNOWIDZENIE BOŻE.
209
14
każdej z m ych w ładz m yślow ych, m ych w ładz w łaściw ych
p o szczegó ln ym naukom, p oszczególn ej sztuce, p o szczegó l
nym ziszczeniom m aterjalnym i duchow ym , w szystkie wresz
cie drobne w olności każd ego narządu ciała, każdej części
tych narządów, aż do najbardziej m ikroskopijnych.
O to d laczego żar n aszych pragnień nie daje nam
natychm iast w idzenia B oga. N ie jesteśm y tylko duszami;
jesteśm y w ielom a duszam i, wielom a ducham i, w ielom a cia
łami, i k ażd y z tych trzech n aszych ośrodków składa się
jeszcze z setek części; jesteśm y światem całym ; i g d y nasze ja
chce to, aby m óc osiągnąć przedm iot pragnień, trzeba jeszcze
b y znaczna w iększość w szystkich tych energij, przez które
ono działa, chciała w tym że, co i ono, kierunku. Na to, by
dokonać podboju, król, naw et najbardziej autokratyczny, musi
dbać, b y w iększa część jeg o ludu chciała tego wraz z nim.
Tym sposobem , nasze uduchow ienie w ym aga czasu.
Jaw nogrzesznica przyszła na św iat z sercem spragnionem
absolutu; jej um ysł pragnął rów nież doskonałej piękności,
tak jak dusza i ciało pragnęły doskonałego szczęścia. C zyż
p rzyszły jej M istrz pozw ał ją w e w czesnej m łodości, by
rzucić ją bezpośrednio do N ieb a? N ie. P ozw olił jej w y
chylić czarę zaw od ów . Inteligencja tej niew iasty musiała
zakosztow ać próżni „system atów , podobnie jak dusza jej mu
siała um rzeć dla ziem skich uciech; i głębia jej upadków sta
nie się konieczną odskocznią, stanow iącą o w yso k o ści jej
p rzyszłych uniesień.
P rzyp o w ieść o M agdalenie u F aryzeu sza m oże zna
leźć w ielką liczb ę zastosow ań. O to jedno z nich, d o tyczą
ce kultury um ysłow ej.
D usza zasadnicza w szelkiej isto ty, osobnika, rasy,
narodu, planety, nauki, sztuki je st trybem S łow aj,d u ch oso
bisty każd ego z tych tw orów posiada w ow ym trybie Słowa
sw oją prawą m ałżonkę; ale jest rów nież k u szon y usta
w icznie przez kurtyzanę, ow ym piekielnym fermentem chci
w ego egoizm u, który pociąga tw ór do sam ouw ielbienia lub
ku fizyczn ym uciechom . Tym sposobem , grecka kultura tak
w ytw ornie piękna, tak b ogata i tak pogodna, jest nałożnicą
rasy białej, której prawą m ałżonką jest doktryna ew angeliczna.
O tó ż, dla jaw n ogrzeszn icy p rzych od zi zaw sze chw i
la żalu. R zuca ona w te d y do stóp sw eg o M istrza ow oc
sw ych nierządów, skarb y które, racjonaliści, jak Judasz, opła
kują, w idząc ich trwonienie. A le strata ta jest tylko pozorna;
cała ta cenna piękność, porzucona u stóp Słow a, przeo
braża się, w tejże chw ili, w Św iatło czyste, w ieczy ste i ż y
we. O to jed en z n ajpo tężn iejszych cudów , jakie spełnia um i
łow any Lekarz.
T a k w ięc, istnienie ucznia to nieustanny ciąg śm ier
ci i odrodzeń; tak w ięc, k ażd y z je g o p otężn ych w ysiłków
rozw iązuje się tarzaniem u n ó g U m iłow an ego, K tóry go do
serca garnie; i przez ten uścisk, ścisły i m istyczny, uczeń
postrzega w spojrzeniu P rzyjaciela, w rysach Jego tw arzy,
w fałdzie J eg o sza ty św iatło tyle poszukiw ane, odsłaniające
mu tajem nicę w ład zy, nauki, sztuki, posiadanie której roz
płom ieniało g o od tak dawna.
Odm iana te d y serca jest zg o ła czem ś innem,
niż to, co się uw idacznia nazewnątrz; walki, ponow ne u-
padki, p rzek on yw ające słow a, w szy stk o to tylko pom niej
szone obrazy w ielk iego w ew n ętrznego dramatu, gd zie w cho
dzą w grę setki figur. Z w y k ły człow iek staje się tam sta
tystą. W ysłannik, którem u p olecon o to naw rócenie, kieruje
w szystkiem , je st w szęd y , kładzie na w szy stk o rękę, ale ta
ki człow iek m usiał poprzednio przyjąć D ucha. O d tąd nie
masz dlań niem ożliw ości; równie dobrze odradza on duszę,
jak skałę c zy planetę. M ów ię wam o tem, b yście w ied zie
li, że nie jesteśm y n ig d y sam i, i że pom oc B o ga p rzy ch o
dzi zaw sze w chwili, g d y sta jem y' się bezsilni.
Zatrzym ałem w as dłużej, niż zw ykle, na tym epi
zodzie z M agdaleną, by wam w skazać na przykładzie, choć
pobieżnie, z jaką głęb o k ą uw agą trzeba czytać E w an gelję,
z jaką m iłością n ależy ją rozw ażać, jak ścisłym uściskiem
trzeba się zespolić z jej duchem , b y d ostrzec, w prostocie
jej w ersetów , poruszające się sw obodnie przeogrom ne św iaty.
W nikaijcie w m nogie oddźw ięki, jakie m ają czyn y
w ysłańca Absolutu w czasie i przestrzeni. P om ijając pom sto
wania fem inistek dzisiejszych na niew olnictw o, do jak ie
go b yła dawniej doprow adzona kobieta, spójrzcie w tajem
nicę tej przypow ieści.
W dniu tym, Jezus przygarnia w istocie w szystkie
żale przyszłych grzesznic, których b łądzące klisze zostały
w yw ołan e przez zespół- głosów żalu i m iłości i tło c z y ły się
tłumnie, w tej godzinie, w astralnej atm osferze sali faryze-
uszow skich przyjęć.
Robotnik działa na m aterję tylko siłą mięśni; in ży
nier, bardziej ośw iecon y, używ a m aszyny, spełniającej tę
sam ą pracę za nakazem korby. W św iecie N iew idzialnym
dzieje się podobnie; z w y k ły człow iek działa tylko za pom o
cą obrządków , zabiegów , formuł; a w yniki, jakie w ten spo
sób otrzym uje są zaw sze pow ierzchow ne i niepew ne. Ale
komu O jciec udzielił T ajem nicy, ten m oże bez zw łoki i bez
w ysiłku czyn ić cuda jeszcze cudow niejsze, niż odrodzenie
serca.
ZNACZENIE PRZENOŚNI.
220
P o w sta jem y z prochu, w racam y d o prochu, i to
odnosi się nietylko do n aszego ciała. C z y będzie to o b y
watel, c zy robotnik, m yśliciel, artysta c z y mnich, w szy scy
poczyn ają od borykania się w prochu; k a żd y musi zrobić
w ybór. A le sam a jak ość tego w yboru ma ogrom ne zn acze
nie. C z y poddanie się temu c z y innemu prawidłu orzekło
o moim w y b o rze? C z y pycha głoszenia się w olnym sp o
w odow ała ów w y b ó r? O d odpow iedzi tej za le ży za cią g
nięcie się do w ojska A n tychrysta c z y do falangi Chrystusa.
A le nie d osyć się zaciągnąć; trzeba spraw ow ać to rzem iosło
żołnierza, trzeba stać się zdatnym i do pracy na tyłach, i do
boju. Trzeba się n auczyć b y ć posłusznym w sposób w olny.
W ciąż synteza sprzeczności; S łow o, „primum mobile”, jest
jednotylko doskonałe. Sam o się w siew a w ziem ię, w bezw ład.
K atolicyzm je st rów nież podw ójn y; je st on chrześ
cijaństwem w ew nętrznem k ażd ego w ierzącego, jest on K o ś
ciołem zew nętrznym , gm achem z kam ienia n iezniszczalne
go w ustroju sp ołecznym i um ysłow ym . S pójrzcie na Izra
ela, naród n iegd yś religijnie i polityczn ie najm ocniej zorga
nizow any. O d kąd został rozproszon y i prześlad ow an y, stał
się n ajczyn niejszym z ferm entów rew olu cyjn ych, m ikrobem,
być m oże, zw ycięzkim europejskich sp ołeczeń stw . N iew ąt
pliwie, biorę rzeczy ogólnie —, lub zgruba — pom ijając Od
cienie i przejścia, które w y m ag ały b y tom ów; zaznaczam tu
tylko punkty w y jścia dla rozplanow ania w aszych studjów ;
w szystko bow iem jest nieskończenie złożon e, i, jakabądź
by b yła okolica, którą się bada, w skazu jące słu py są u ży
teczne, ch ociażb y naw et nie w sk azyw a ły od leg ło ści ściśle
co do metra.
W e w szelkim w ysiłku, nie m ającym B o g a na celu,
strzeżm y się krańcow ości. N ie ufajm y w ięc n ig d y całkow i
cie ani naszem u um ysłow i, ani naszej woli; ufajm y naszem u
sercu, w miarę ja k uzdraw iam y je g o p o ryw y przez n ieu gię
tą d yscyp lin ę w stosunku do je g o egoizm ów i n aszych
gnuśności. Sobór T ryd encki ustanow ił, że żal za grzechy,
t. j. kajanie się, pow stałe z ob aw y piekła, nie je st zgoła
dostateczne, b y zapew nić nasze zbawienie; ale że trzeba
jeszcze żalu, żeśm y obrazili B oga, t. j. skruchy. P ogląd ten
jest poglądem zdrow ego rozsądku.
P rzenosząc te uw agi na p łaszczyzn ę zbiorow ą spo
łeczeń stw , zrozum iem y, że w szystkie sp osob y bytow ania są
użyteczn e dla życia rasy. Ona również w ym aga dyscyp li
ny, jak d yscyp lin a R zym u, w olności, jak w olność Reformy,
i naw et w pew nych chw ilach skrajnego indywidualizm u, jak
ten, w który w padają dzisiejsi Żydzi. A le, n adew szystko, po
trzebuje ona M iłości, M iłości tej m ilczącej, której pył, ka
m ienie i ciernie odm aw iają Ż yciu , ale którą dobra ziemia
orna daje mu w ciszy. O ddaje się ona cała pod zasiew;
tam te się zastrzegają; przyznają tylko siebie.
Tak w ięc człow iek sam ow olny, nieuległy, bierny
ch ybią jednako; jed yn ie ten człow iek c z y naród zatriumfu
je, który będzie um iał przyjm ow ać, a następnie urządzać,
który będzie umiał b yć najprzód biernym , potem czynnym;
spartańczykiem potem ateńczykiem ; zapaleńcem i człow ie
kiem woli; tyranem dla sw ego egoizm u i bratem dla ego-
izm ów lub raczej cierpień bliźniego; tw ardym w reszcie dla
siebie i czułym dla drugich.
*
* *
*
* *
*
sj: ÿ
225 z
15
kow ać każdą wolną sekundę, by poruczać się B ogu , bez
namysłu, bez natężenia, spokojnie, cicho, bez uniesień, ale
zaw sze niezłom nie.
N ależałob y naprzód i przedew szystkiem nie rozłą
czać się n igdy z Bogiem . N ależałob y następnie, b y próby
nie odw racały nas od N iego; nasze serce — to kam ień p o
kryty cienką warstwą ziemi; b y ten kam ień ro zło żyć, roz-
kruszyć, zam ienić pow oli na ziem ię zasiew ną, potrzeba śnie
gu, deszczu, słońca, ognia burzy, a rów nież i pługa pew nych
O raczów , chcę rzec — cierpień różnych, jakie przyjm ujem y
tak źle, ubóstw a, oszczerstw , żałoby, zaw odów . N ależałoby
jeszcze tłumić w sobie żąd ze ziem skiego szczęścia, które,
w idziane w Św ietle, są tylko cierniami. N ależałob y wreszcie
jak to mówi w yraźnie Jezus, b y serce nasze stało się cał
kiem uczciwem: nie czyniło zła żadnem u tworowi, i całkiem
dobrem: czyniło dobro w szelkiem u tw orow i.
W idzicie tu, że stany psychiczn e i um ysłow e są
w rzeczyw istości żyjącem i istotam i. W ady, b łęd y, cnoty,
d ążności istnieją w nas przed i po ich objaw ieniu się pod
postaciam i roślinnemi, zw ierzęcem i, pseudoludzkiem i. Tak
w ięc parabole są allegorjam i dla m oralistów i filozofów , ale
dokładnem i opisam i dla tych, którym Duch otw orzył oczy.
D ołóżm y w szelkich starań, b y się opierać w pływom
doczesnym . P rzyjm ujm y tylko w p ływ y w ieczyste; trzym aj
my się naprzód Chrystusa.
P A R A B O L A O ZIARNIE.
PARABO LE KOŃCOW E.
Strony
W S T Ę P ........................................................................ 1.
R o z d z ia ł dru g i r O D P O W IE D N IK I D U C H O W E . 58.
N A S Z A P E Ł N IA . . . . . . 6 2 .
P O W O Ł A N IE D W U N A S T U A P O S T O Ł Ó W . 63.
O P O S T Ę P O W A N IU P O S Ł A N N IK Ó W . . 70.
O P IN JA I R Z E C Z Y B O S K IE . . . . 7 4 .
MOW A . . . ......................................... 78.
R O D ZIN Y D U C H O W E . . . . . &0.
K T O M O J A M A T K A I K T O MOI BRA C IA ?... 83.
D U C H N I E C Z Y S T Y ......................................... 88.
R o z d z ia łc z w a r ty — K R Ó L E S T W O N IE B IE SK IE 163.
O N A Ś L A D O W A N IU JE Z U SA 169.
M A R JA M A G D A L E N A 174.
W YRZUTKI . 182.
&
M IŁO ŚĆ B O Ż A . 187.
W IA RA Z B A W IA J Ą C A 190.
D ZIA ŁA N IE W IARY 197.
JA SN O W ID ZE N IE B O Ż E 208.
Z N A C Z E N IE P R Z E N O Ś N I 212.
P R Z Y P O W IE Ś Ć O S IE W C Y 217.
P A R A B O L A O ZIARN IE 226.
PARABOLE KOŃCOW E 228.