You are on page 1of 88

Annette Kast-Zahn

Hartmut Morgenroth

Każde dziecko
może nauczyć się spać
Jak uniknąć problemów z zasypianiem
i przesypianiem nocy u dzieci
Książka o zasypianiu i przesypianiu nocy

Czy spodziewacie się dziecka? A może właśnie się urodziło? Wówczas chcielibyście na
pewno, aby od samego początku zasypiało i przesypiało całą noc bez problemów.

• W rozdziale 3. Jak z waszego dziecka zrobić dobrego śpiocha dowiecie się, jak od
początku przyzwyczaić dziecko do regularnych pór spania i jak je nauczyć zasypiać i
przesypiać całą noc.

***

Czy wasze dziecko w wieku ponad sześciu miesięcy ma trudności z zasypianiem i


przesypianiem nocy? Jeśli tak, to chcecie z pewnością znaleźć jakiś sposób, aby dziecku
pomóc, a jednocześnie zapewnić całej rodzinie zasłużony spoczynek nocny.

• W rozdziale 4. Jak z „nocnych marków" zrobić „dobrych śpiochów" dowiecie się, jak
dziecko odzwyczaić stopniowo od niekorzystnych przyzwyczajeń przy zasypianiu i jak je
w konsekwentny sposób nauczyć przesypiać spokojnie noc. Postępujcie przy tym zgodnie
z planem terapii.

• Wskazówki zawarte w rozdziałach 3. i 4. stanowią konkretną, praktyczną i łatwą do


zastosowania pomoc, skuteczną już po kilku dniach.

• W pozostałych rozdziałach udzielimy wielu rad na temat dziecięcego snu, zaburzeń snu
i zachowania się w czasie snu. Znajdziecie tam liczne wskazówki jak postępować przy
wystąpieniu szczególnych problemów. Książka o spaniu i przesypianiu nocy jest nie
tylko cennym poradnikiem, ale też miłą i pasjonującą lekturą.

• Po zapoznaniu się z licznymi poglądowymi przykładami i praktycznymi wskazówkami


dojdziecie szybko do przekonania, że każde dziecko może nauczyć się spać.
1
Moje dziecko nie chce spać
W tym rozdziale opowiemy:

• o naszych doświadczeniach uzyskanych w gabinecie pediatrycznym i z własnymi


dziećmi, mającymi kłopoty ze spaniem

• o tym, jak często występują problemy z zasypianiem w różnym wieku

Doświadczenia w gabinecie pediatrycznym

Kiedy świeżo upieczeni rodzice po kilku tygodniach czy też miesiącach dumnie
pokazują swoje latorośle znajomym i przyjaciołom, na ogół pada wówczas pytanie: „A czy
już przesypia noc?" I wszystkie matki i ojcowie doskonale wiedzą w czym rzecz!
To bowiem, czy pierwsze miesiące życia waszego dziecka będą stanowiły radosny
okres, czy też wypełnione będą codziennym zmaganiem się ze stresem, wyczerpaniem i
chronicznym zmęczeniem, wiąże się w dużej mierze z odpowiedzią na to właśnie pytanie.
Także pediatrzy znają ten temat na wylot. W gabinetach pediatrycznych codziennie
pojawiają się rodzice opowiadający dumnie i z radością o postępach w rozwoju swego
dziecka, aby pod koniec westchnąć: „Ba, gdyby tylko chciało lepiej spać!” albo: „Kiedy
wreszcie przestanie wyciągać mnie co noc z łóżka! Ja już nie mogę!”
Dr Morgenroth, współautor tej książki, bardzo nad tym ubolewał, że jako pediatra nie
był właściwie w stanie udzielać skutecznych rad.

Szczególnie poruszył go przypadek bliźniaków, Piotra i Anniki. Z braku miejsca


rodzina musiała na początku spać w jednym pokoju. Dzieci domagały się co godzinę
do dwóch buteleczek, a to oznaczało przygotowywanie każdego wieczoru 17
butelek, w tym jednej stale podgrzanej. Rodzice zmieniali się co prawda podczas
karmienia, ale byli coraz bardziej znużeni, jeśli nie wręcz załamani, bezowocnym
czekaniem, że wszystko jakoś się unormuje. Bo sytuacja się nie polepszyła nawet
wówczas, kiedy pediatra - wbrew swoim przekonaniom - przepisał środki
uspokajające. Źle było nawet po przeprowadzce do większego mieszkania, gdzie
dzieci mogły spać osobno. W wieku dwóch i pół lat dzieci same korzystały nocą z
przygotowanych butelek, a rodzice musieli wstawać tylko trzy do czterech razy.
Dopiero w wieku czterech lat, na urlopie, odzwyczajono bliźniaki od butelki i od
tego czasu zaczęły przesypiać całe noce.

Wiemy, że można było rodzicom zaoszczędzić tego trudu, stałego braku snu i stresów
między partnerami, wynikających ze skrajnego poświęcania się. Albowiem niemowlęta i
małe dzieci, które wieczorami nie chcą zasypiać bądź też budzą się nocami po kilka razy, nie
są prawie nigdy „dziećmi z problemami”, u których coś nie jest w porządku. Wręcz
przeciwnie - są małymi, pojętnymi osobami. Reagują zupełnie normalnie i konsekwentnie.
Również rodzice nie muszą się obawiać, że są winni zaistniałej sytuacji. Udzielając
porad, poznaliśmy wielu szczególnie miłych i zaangażowanych rodziców gotowych zrobić
wszystko dla swojego dziecka. Sumując ich doświadczenia wiemy obecnie, że wszystkie
zdrowe niemowlęta w wieku co najmniej sześciu miesięcy są w stanie przesypiać całą noc.
Jeśli tak nie jest, mogą się tego nauczyć. I to szybko.

Doświadczenia z własnymi dziećmi

Także i ja byłam przekonana o tym, że jestem kochającą i zaangażowaną matką.


Moja pierwsza dwójka dzieci była kłopotliwa. Zmuszała mnie do kilkakrotnego wstawania
prawie każdej nocy w ciągu pięciu lat.
Kiedy miałam to wreszcie za sobą, urodziło się trzecie dziecko. Pomyślałam sobie, że
u tak doświadczonej matki jak ja przykrych niespodzianek nie będzie. I rzeczywiście -
pierwsze tygodnie minęły dość harmonijnie. Lecz im Andrea stawała się starsza, tym
częściej domagała się nocą piersi. No i tak się złożyło, że przestała sypiać w swoim
łóżeczku, a - dla wygody - zaczęła spać w łóżku rodzicielskim. Sfrustrowany małżonek
przeniósł się do pokoju na poddaszu, aby móc się jako tako wyspać.
W wieku siedmiu miesięcy karmiłam Andreę nocą około siedmiu razy, od czwartej
rano już nie spała prawidłowo, zrywała się co 15 - 30 minut i domagała się ssania piersi.
Także w ciągu dnia nie było mowy o spaniu w łóżeczku. Tylko jadąc w aucie albo w swoim
wózeczku, decydowała się od czasu do czasu na półgodzinną drzemkę o najrozmaitszych
porach. W sumie przesypiała najwyżej dziewięć godzin.
Dla mnie oczywiście pozostawało o wiele mniej snu - i to rozłożonego na okresy po
30 minut, do najwyżej dwóch godzin. Na nic się zdały własne doświadczenia matki i
psychologa. A liczne poradniki dla rodziców? Nic z tego. Można się było z nich najwyżej
dowiedzieć, że rodzice powinni się zmieniać podczas nocnego dyżurowania. Albo też, że
większość trzymiesięcznych dzieci przesypia całą noc. A jeśli tak nie jest, to dlaczego? I co
robić? Ani słowa na ten temat, żadnej rady. Nie pozostawało mi więc nic innego, jak
przebrnąć jakoś przez ten trudny czas, będąc na skraju wyczerpania.
Dwoje starszych dzieci - sześcioletni syn Christoph i czteroletnia córka Katharina
wymagało w tym właśnie okresie szczególnej troski. Christoph zaczął chodzić do szkoły, a
Katharina poszła do przedszkola. Dla obojga brakowało mi czasu. Nasze życie małżeńskie
także ucierpiało. Był to dla nas wszystkich trudny okres. Los zdawał się być szczególnie
niesprawiedliwy, karząc matkę jeszcze jednym maleństwem mającym prawdopodobnie
trudności z spaniem.
Podczas profilaktycznej kontroli dziecka w wieku siedmiu miesięcy napomknęłam,
raczej mimochodem, doktorowi Morgenroth, pediatrze i współautorowi tej książki, o moich
kłopotach - bez specjalnej nadziei na uzyskanie jakiejś pomocnej rady, gdyż w wypadku
moich starszych dzieci nie miał mi wiele do zaoferowania, poza wyrażeniem bezradnego
współczucia. Ale tym razem spotkałam się z zaskakującym pytaniem: „Chciałaby pani to
zmienić?” W dłuższej rozmowie opowiedział mi o swojej podróży po Stanach
Zjednoczonych w celach szkoleniowych, w tym także o wizycie w renomowanej klinice
pediatrycznej w Bostonie, gdzie poznał profesora Richarda Ferbera, szefa Centrum Badań
Snu Dziecka. Opracował on już przed paroma laty metodę, pozwalającą rodzicom w krótkim
czasie nauczyć niemowlęta i małe dzieci zarówno zasypiać, jak i przesypiać noc. Książkę na
ten temat (patrz bibliografia 1) wraz z kilkoma innymi publikacjami w języku angielskim
doktor Morgenroth przywiózł ze sobą, a teraz prezentował to wszystko wyczerpanej acz
zaskoczonej matce.
Poczułam się, jakby mi spadły łuski z oczu. Pojęłam w lot, dlaczego moje dzieci tak
źle spały i jak będę mogła temu zaradzić w przyszłości. Wszystko zdawało się być tak jasne
i przekonujące, że pozostawało tylko jeszcze jedno pytanie: „Dlaczego sama dawno na to
nie wpadłaś?” (Jeśli jesteście sami ciekawi, zajrzyjcie do rozdziałów 3. i 4., w których tę
metodę dokładnie opisujemy).
Od tego czasu zaczęła się dla nas obojga, przyszłych autorów tej książki bardzo
owocna współpraca. Andrea, moja własna córka, stała się pierwszą pacjentką. W przeciągu
dwóch tygodni nauczyła się spać podczas dnia o stałych porach, dwa razy po półtorej
godziny, a noc przesypiać bez przerwy od 20.00 do 7.00. A więc łącznie co najmniej trzy
godziny snu więcej niż poprzednio! Cała rodzina odetchnęła. Matka odczuła tę zmianę jako
raptowne polepszenie się warunków życia. Tak mało zachodu, a tak pozytywna zmiana!
Wniosek z tego jeden: tę metodę wraz z konieczną wiedzą o śnie dziecka należy
rozpowszechnić wśród wszystkich matek i ojców.
O kłopotach ze snem dzieci pediatrzy słyszą niemal codziennie. W ostatnich czterech
latach przeprowadziliśmy więc kilkaset rozmów z zainteresowanymi matkami i ojcami.
Efekt był imponujący. Prawie wszystkie problemy związane ze spaniem można było
rozwiązać po jednej rozmowie w gabinecie lekarskim. Także podczas naszych licznych
wykładów na ten temat zainteresowanie było bardzo duże. Nie ma więc wątpliwości co do
tego, że dla wielu młodych rodziców jest to palący problem.

Sen dziecka a stres rodziców. Na czym polega ta zależność?

Jeśli mówimy o „nieprawidłowym śnie u dziecka”, wówczas najczęściej rozumie się


przez to trudności z zasypianiem lub kilkakrotne budzenie się w ciągu nocy, albo też jedno i
drugie. Nie znaczy to, że dziecko cierpi na jakieś zaburzenia, najwyżej grymasi. Na
zaburzenia skarżą się natomiast budzeni rodzice. Często nie mogą ani ponownie zasnąć, ani
straconego snu nadrobić.
Chcieliśmy wiedzieć dokładniej, ile badanych dzieci, w różnych grupach wiekowych,
przesypia noc, i do jakiego stopnia wyczerpane czują się matki.
Badając dzieci w wieku od 6 - 8 tygodni do 4 lat, spytaliśmy około 500 matek o to,
jak dzieci śpią2. Wyniku nie można z pewnością odnieść do wszystkich naszych małych
pacjentów. Widoczne są jednak tendencje, potwierdzone również innymi badaniami3.

Z diagramu 1. wynika, że mniej niż połowa dzieci przesypiała noc bez zakłóceń. Odnosi się
to szczególnie często do jednolatków (52%), natomiast bardzo rzadko do niemowląt poniżej
6 tygodni (6%).
Większość rodziców godzi się z faktem jednorazowego budzenia w ciągu nocy. Kiedy dzieci
budzą swoich rodziców wielokrotnie, zaczynają się poważne problemy.

Z diagramu 2. wynika, że wśród niemowląt sześciotygodniowych prawie połowa budziła


się kilkakrotnie. Wśród dzieci czteromiesięcznych czyniła to jedna trzecia, a wśród
dwulatków nadal prawie jedna czwarta. Dopiero w wieku czterech lat zdarzało się znacznie
rzadziej (poniżej 10%), aby dzieci kilkakrotnie budziły rodziców w czasie nocy.
Z naszych rozmów w poradni wynikało, że problemy ze spaniem rzadko rozwiązują się
same. Jeśli półroczne dziecko nie przesypia jeszcze nocy, wówczas prawdopodobnie i w rok
później rodzice będą musieli z tego powodu nie dosypiać.
Diagram 1: Ile dzieci przesypia noc?

Diagram 2: Ile dzieci budzi się nocą dwa razy lub częściej?
Jeszcze jedna rzecz zdarza się nader często. Dzieci, które już od tygodni albo
miesięcy świetnie spały, zmieniają nagle swoje przyzwyczajenia, np. po chorobie bądź po
urlopie, i tak kończy się niezakłócona cisza nocna.
Jest zrozumiałe, że nieprzespana noc wywołuje u rodziców stres. Szczególnie matki,
zmuszone do kilkakrotnego wstawania, odczuwają znaczne, a nawet skrajne wyczerpanie.
Tylko nieliczne matki „nocnych Marków” uważały, że są spokojne i zrównoważone. I
odwrotnie - tylko niektóre matki „dobrych śpiochów” były zdania, że mimo to są
niespokojne i wyczerpane.
Wydaje się, że najspokojniejszym okresem dla matek jest wiek dziecka około
czterech miesięcy: wówczas to odnotowuje się niższe „poziomy stresowe” niż we
wszystkich pozostałych grupach wiekowych.
Cóż może być piękniejszego niż maluch, który już w pełni nawiązał kontakt ze swym
otoczeniem, który się uśmiecha, a nawet śmieje, przysłuchuje się rozmaitym dźwiękom,
chwyta różne przedmioty - i wszystko to czyni w odprężonej pozycji na wznak! Minął okres
„kolek”. Dziecko już mniej płacze. Jeszcze nie potrafi „poraczkować w dal”, czyniąc
spustoszenia. Ponadto śpi przeciętnie 15 godzin dziennie. Nawet jeśli ze spaniem nie jest tak
idealnie - większość rodziców wszystko jeszcze tym rozkosznym stworzeniom wybacza.
Oddanie się, a nawet całkowite poświęcenie się własnemu dziecku jest czymś
pięknym i uszczęśliwiającym. Z naszych doświadczeń wynika, że większość matek i ojców
jest gotowych dać z siebie wszystko. Ale przecież z czasem i własne życie zaczyna się
domagać swoich praw, co wychodzi na dobre nie tylko samej matce, ale też pozostałym
członkom rodziny.

Rozdział 1: To co najważniejsze

• Problemy ze spaniem są u małych dzieci bardzo rozpowszechnione. „Nasze dziecko


nie przesypia nocy - co mamy robić?" Dla wielu młodych rodziców jest to palący
problem.

• Nieprawidłowy sen dziecka powoduje stres u rodziców. Matki „wielkich śpiochów” są


zwykle spokojne i zrównoważone, natomiast matki „nocnych Marków” zdeprymowane i
wyczerpane.

• „Nocne Marki” nie są „dziećmi z problemami”. Dzieci są małymi pojętnymi osóbkami.


Wszystkie zdrowe niemowlęta, ukończywszy sześć miesięcy, są w stanie przesypiać noce.
Jeśli tak nie jest, to mogą się tego nauczyć, i to szybko.
2
Co wiemy o śnie dziecka
W tym rozdziale powiemy wam:

• jak długo dzieci przeciętnie śpią

• jaki jest dokładnie przebieg snu

• dlaczego wiele dzieci budzi się w nocy i płacze

Jak długo dzieci śpią i jak przebiega sen

Któż nie zna pełnych dumy opowieści niektórych matek o ich bezproblemowym
dziecięciu, które od chwili urodzenia trzeba było do posiłków budzić i które w wieku
zaledwie kilku tygodni przesypiało noc? Takie dzieci, „dobre śpiochy” z natury, istnieją
rzeczywiście. Nic nie może wytrącić ich z równowagi. Można je w nosidełku wszędzie ze
sobą zabrać. Ich potrzeby snu zdają się nie zakłócać ani obce otoczenie, ani hałas, ani
cokolwiek innego.
Rodzice wiecznie czujnych i nader żywych wiercipięt nie są w stanie uwierzyć w
takie historie. Ich dziecko już w szpitalu tuż po urodzeniu myliło noc z dniem, było stale w
ruchu, reagowało na każdy szmer, na każdą zmianę otoczenia i na każde podniecające
odwiedziny. Po prostu nie chciało spać, jakby bało się cokolwiek przegapić.
Również i takie pociechy istnieją. Nie ma to jednak wiele wspólnego z
wychowaniem, a raczej z oddziedziczonymi skłonnościami. Często jedno z obojga rodziców
rozpoznaje siebie samego, obserwując styl spania swojego dziecka. No cóż - podczas gdy
rodzicom owych urodzonych susłów wiedzie się lepiej, ci pozostali, mniej rozpieszczam
przez los, nie muszą popadać w rozpacz. Również ich dziecko może się nauczyć zasypiać
wieczorem o przyzwoitej porze i spać spokojnie aż do następnego ranka. Dziecko potrafi
sobie z tym poradzić, nie zakłócając nocnego spokoju rodziców.
Większość dzieci śpiących niezwykle krótko - np. półroczne dziecko śpiące łącznie
dziewięć godzin - można też przyuczyć do dłuższego snu. Tylko bardzo, bardzo rzadko
występuje jakaś wrodzona wada powodująca zakłócenia snu i prowadząca do tego, że
dziecko leży nocą godzinami rozbudzone. Takim dzieciom nawet terapia niewiele pomoże.
Najprawdopodobniej jednak wasze dziecko nie ma żadnej wrodzonej wady
neurologicznej, jest zdrowe i potrafi nauczyć się prawidłowo spać.

Diagram 3. przedstawia przeciętny czas snu - od noworodka aż do dziecka w wieku


dziesięciu lat.
Diagram 3: Przeciętny czas snu dzieci w różnym wieku (wg Ferbera)
Ustalenia czasowe przejęliśmy od Ferbera, lecz pokrywają się one z naszymi
doświadczeniami. Widać tu też podział snu na porę dzienną i nocną. U noworodków tych
16,5 przespanych godzin rozdziela się mniej więcej równomiernie na porę dzienną i nocną.
Różnicę między dniem a nocą niemowlęta poznają dopiero stopniowo. Sen nocny wydłuża
się, natomiast ilość i czas trwania drzemek dziennych ulega skróceniu.
Najpóźniej po sześciu miesiącach następuje stabilizacja: około 11 - godzinny
spoczynek nocny (bez posiłków!), do tego jedna drzemka przedpołudniowa i jedna
popołudniowa są w tym wieku czymś normalnym, a także czymś, czego się można nauczyć.
Z tych 11 godzin snu nocnego wasze dziecko powinno korzystać mniej więcej przez pięć lat.
Ewentualne braki uzupełni sobie w czasie dnia. Począwszy od drugiego roku życia
większość dzieci śpi za dnia tylko raz, w południe, ale między drugim a czwartym rokiem
odzwyczaja się także od tego. Od piątego roku sen staje się coraz krótszy - mniej więcej co
rok o kwadrans.
Przy porównywaniu czasów z tabeli z czasami snu waszego dziecka należy zdawać
sobie sprawę z tego, że odchylenie o godzinę w górę lub w dół od średniej jest rzeczą
całkowicie normalną. Jeśli jednak dziecko śpi o kilka godzin mniej od czasu podanego w
tabeli, wówczas z jego rytmem spania prawdopodobnie coś nie jest w porządku - po zmianie
tej nieprawidłowości mogłoby ono spać znacznie dłużej.
U niektórych dzieci zmęczenie daje się łatwo zauważyć. Trą oczy, grymaszą i nie
chcą się niczym zająć. Inne znowu wydają się być w ciągu dnia całkiem spokojne, mają
dobry humor i same się sobą zajmują. Dopiero po terapii matki zauważają, że i ich dziecko
jest bardziej zrównoważone i pogodniejsze, gdy śpi kilka godzin dłużej.
Może też się zdarzyć, że wasze dziecko śpi o wiele dłużej, niż podano w tabeli. W
zasadzie nie ma tu powodu do niepokoju - prawdopodobnie jest śpiochem.
Istnieje jednak poważne schorzenie charakteryzujące się między innymi wzmożonym
zapotrzebowaniem na sen. Choroba ta nazywa się narkolepsją. Pojawia się jednak
najwcześniej w wieku szkolnym i występuje tak niezwykle rzadko, że nie będziemy się nią
tu bliżej zajmowali. Jeśli mielibyście wrażenie, że czas spania waszego dziecka jest nazbyt
wydłużony, zwróćcie się z tą sprawą do pediatry.
Porównanie z tabelą może być interesujące wówczas, gdy stwierdzicie, że dziecko śpi
co prawda wystarczająco długo, a nawet dłużej niż przeciętnie, ale wieczorem nie chce iść
do łóżeczka albo też budzi się nagle w nocy i chce się bawić.

Takim przykładem była 12-miesięczna Mira. Co drugą noc budziła się około
1.00 i przez następną godzinę do dwóch, była zupełnie rozbudzona. Ani jej było w
głowie ponownie zasnąć - żądała rozrywek. Matka z kolei o pierwszej w nocy nie
miała specjalnej ochoty na budowanie z córką domków z klocków. Próbowała
zastosować środek zaradczy w postaci buteleczki, brała Mirę do siebie do łóżka -
wszystko na nic. Zupełnie skołowacona kładła małą ponownie do łóżeczka. Mira
krzyczała jeszcze ponad godzinę, aż wreszcie w tym płaczu zasypiała. Powtarzało
się to co drugą noc.
Z naszej rozmowy wynikło, że sednem sprawy był jej czas spania: w ciągu
„dobrych” dni spała od 19.00 do 7.00, do tego dochodziły trzy godziny snu w
południe, co dawało w sumie 15 godzin. Za dużo! Właśnie dlatego Mira była w nocy
rozbudzona - z braku zmęczenia. „Terapia” była bardzo prosta: Mirę trzeba było
po półtoragodzinnej drzemce południowej budzić, dzięki czemu po drugiej nocy
spała normalnie. Matka była zupełnie zaskoczona - po prostu przeceniła
zapotrzebowanie dziewczynki na sen.
Zdarza się to nie tak rzadko. Pobożne życzenie rodziców, żeby dziecko było uprzejme
spać od 18.00 wieczór do 9.00 rano, pozostanie więc tylko pobożnym życzeniem, które z
rzeczywistością nie ma nic wspólnego.
Wciąż spotykamy się z tym, że rodzeństwo - mimo różnicy wieku kilku lat - kładzie
się do łóżka jednocześnie.
Póki wszyscy są z tego zadowoleni, nie ma przeciwwskazań - zwłaszcza że u dzieci
poniżej pięciu lat różnice w zapotrzebowaniu na sen wyrównują się przez spanie w południe.
Zalecamy jednak, aby z dziećmi powyżej pięciu lat postępować inaczej. Dlaczego
starsze nie ma sobie jeszcze pół godzinki dłużej poczytać czy też posłuchać kaset w swoim
pokoju (albo w sypialni rodziców, gdy pokój dziecięcy jest wspólny), niż jego o trzy lata
młodszy braciszek albo siostrzyczka? Młodsze dziecko z pewnością nie będzie miało z tego
powodu pretensji.

Z historii 10-letniego Udo wynika, że problemy związane ze zbyt wczesnym


chodzeniem spać mogą powstać także u starszych dzieci. Matka kładła go
codziennie między 19.00 a 19.30 i gasiła światło. Jednak z wymarzonego
spokojnego wieczoru dla samotnych i pracujących matek nic nie wychodziło. Od
niepamiętnych czasów Udo wstawał i przychodził do salonu - chciało mu się pić,
chciało mu się jeść albo też chciał podyskutować. Tak więc zasypiał dopiero między
21.30 a 22.00. W soboty i tak wolno mu było dłużej posiedzieć. Potem szedł do łóżka
bez żadnych komedii. W soboty i niedziele wstawał o 7.00 - podobnie jak w dni
powszednie, kiedy szedł do szkoły. Sprawa była więc jasna: Udo miał dość snu,
gdyż w przeciwnym razie nadrabiałby to sobie w czasie weekendu. 9,5 godzin
odpowiada mniej więcej średniej dla jego wieku. Mimo tego trudno było wymagać
od matki, aby prawie do 22.00 dzieliła salon ze swoim synem.

Znaleźliśmy następujące wyjście: do 19.00 Udo musiał się przygotować do nocnego


odpoczynku. Jeśli potem jeszcze nie spał, matka wstępowała do jego pokoju na pogawędkę
albo na ulubioną zabawę, co jednak musiało się skończyć o godz 20.00. Następnie
opuszczała pokój, podczas gdy chłopiec mógł się jeszcze do 21.15 zajmować sam sobą - pod
warunkiem jednak, że w tym czasie da matce spokój. Udo zgodził się natychmiast na ten
plan. I dla niego było to korzystne rozwiązanie.

Co się właściwie dzieje w czasie snu?

Głęboki sen a płytki sen urojeniowy

Przed około 40 laty odkryto (Aserynsky & Kleitman4 w Chicago), że sen nie jest
równomiernym stanem zamroczenia. W każdym ośrodku badania snu można obecnie
dokładnie określić przy pomocy EEG (elektroencefalograf, przyrząd do rejestracji bodźców
elektrycznych w mózgu), jak w ciągu nocy zmienia się aktywność mózgu. Można wyraźnie
rozróżnić między dwoma różnymi rodzajami snu. W języku fachowym nazywają się one
„snem bez REM” i „snem z REM” (REM: rapid eye movements = szybkie ruchy oczyma).
W języku potocznym mówimy o śnie głębokim i płytkim.
W chwili zasypiania zapadamy najpierw w spokojny głęboki sen. Przemierzamy po
kolei wszystkie jego cztery fazy tak, jak gdybyśmy schodzili powoli ze schodów, popadając
na każdym stopniu w jeszcze głębszy sen. W fazach 3. i 4. oddech staje się bardzo spokojny,
serce bije równomiernie, mózg „odpoczywa". W EEG widać to w postaci dużych powolnych
fal, „fal delta”. Ponieważ mózg przesyła do mięśni tylko niewiele impulsów, nie poruszamy
się zbytnio. Może się jednak zdarzyć, że zaczniemy chrapać - akurat podczas tego
spokojnego, głębokiego snu!
Podczas faz 3. i 4. trudno nam się zbudzić, np. na odgłos telefonu. W pierwszym
momencie jesteśmy całkiem zdezorientowani i trudno nam przyjść do siebie. To zjawisko
ma coś wspólnego z zakłóceniem snu w wieku dziecięcym (strach nocny i lunatyzm), czym
zajmiemy się jeszcze dokładniej w dalszej części książki.
Dwie do trzech godzin później następuje przechodzenie ze snu głębokiego w płytki
sen urojeniowy. Owo fachowe wyrażenie REM (rapid eye movements = szybkie ruchy
oczyma) wyjaśnia, o co chodzi. Podczas tej fazy snu oczy poruszają się pod powiekami dość
szybko. Jednocześnie bicie serca i oddech stają się gwałtowniejsze i nierównomierne. Ciało
zużywa więcej tlenu. Mózg staje się raptownie bardziej aktywny. Śnimy! Gdyby nas w tej
fazie zbudzić, moglibyśmy prawdopodobnie opowiedzieć nasz ostatni sen.
Do dziś nie wiadomo dokładnie, dlaczego właściwie śnimy. Jedno jest jednak pewne:
gdy śnimy, nie możemy chodzić ani wykonywać gwałtownych ruchów. Prawie wszystkie
mięśnie w czasie płytkiego snu urojeniowego znajdują się w stanie spoczynku. Mózg wysyła
wprawdzie liczne impulsy do mięśni, one tam jednak nie docierają, lecz zatrzymują się w
rdzeniu kręgowym.
I tak jest dobrze, bo tylko dzięki temu przeżywamy tyle rzeczy we śnie urojeniowym,
leżąc pomimo tego prawie nieruchomo w łóżku. Jedynie ręce i twarz mogą nieznacznie
drgać, co pozostaje w jakimś związku z naszymi snami.

Od dziecka w łonie matki aż do wieku dorosłego: Jak zmienia


się sen

Fazy płytkiego snu urojeniowego i snu głębokiego zmieniają się w ciągu nocy
parokrotnie. Tak jest u niemowląt, tak jest i u dorosłych, aczkolwiek z pewnymi różnicami.
U wcześniaków sen urojeniowy z REM stanowi jeszcze 80 procent czasu spania, zaś u
dziecka donoszonego już tylko 50 procent, u dziecka trzyletniego - jedną trzecią, a u
dorosłego jedynie jedną czwartą.
Specjaliści badający sen zastanawiali się nad tym, dlaczego u dziecka jeszcze nie
narodzonego i u nowonarodzonego sen z REM odgrywa taką dominującą rolę. Niektórzy z
nich - najpierw dr Roffwarg ze swoimi kolegami5 - doszli do wniosku, że w ten sposób
dzieci czynią w pewnym sensie coś korzystnego dla rozwoju swego mózgu. Impulsy
przebiegają tymi samymi drogami (tzn. tymi samymi szlakami nerwowymi) co w
późniejszym okresie podczas słyszenia czy też patrzenia. Może korzyść z tych wielu godzin,
jakie dziecko spędza w łonie matki, a następnie podczas pierwszych tygodni życia w
aktywnym śnie z REM, polega na tym, że w czasie snu mózg zostaje przygotowywany do
doznań. Dziecko „uczy się” podczas snu.
Czy sen z REM noworodka przypomina sny, jakie mają dorośli? Trudno to
udowodnić, aczkolwiek już dwulatki opowiadały o swoich snach, gdy się je budziło ze snu z
REM.
Jest jeszcze coś, co odróżnia noworodka od starszego dziecka i od dorosłego.
Noworodek zapada po zaśnięciu najpierw w sen z REM. Od trzeciego miesiąca życia
pojawia się jednak zawsze najpierw sen głęboki. Poza tym w pierwszych tygodniach sen nie
jest jeszcze całkowicie ustabilizowany. Dopiero w wieku sześciu miesięcy można wyraźnie
rozróżnić owe fazy snu głębokiego. Sen malucha bardzo już wtedy przypomina sen
dorosłego z tym, że płytki sen urojeniowy i sen głęboki zmieniają się u niemowlęcia i u
małego dziecka szybciej niż u dorosłego. Mózg 6-miesięcznego niemowlęcia jest już na tyle
rozwinięty, a schemat spania na tyle ustabilizowany, iż wreszcie nadszedł ów moment, że
niemowlę może spać 11 do 12 godzin, i to bez przerwy! Dlaczego się to jednak nie zawsze
udaje, dowiecie się na następnych stronach.

Wzorzec snu: Zasypianie, budzenie się i dalszy sen

Naszym zdaniem związek między przebiegiem snu a rozpowszechnionymi


zakłóceniami snu dziecka przedstawił najbardziej poglądowo prof. Ferber. Diagram 4.
opracowano zgodnie z jego rozważaniami naukowymi.
Przedstawia on przybliżony przebieg snu u dziecka co najmniej sześciomiesięcznego
o ukształtowanym już schemacie snu.
Na przedstawionym przykładzie noc trwa od godz. 20.00 do około 7.00, przy czym
czas zasypiania nie odgrywa tu żadnej roli. Jeśli wasze dziecko idzie spać wcześniej czy też
później, wówczas ten schemat przesunie się do przodu lub do tyłu, ale się nie zmieni. Można
tu też rozróżnić między omówionymi już rodzajami snu z REM (płytki sen urojeniowy) i bez
REM (sen głęboki). Sen głęboki nieco uprościliśmy, nie przedstawiając go w czterech, a
jedynie w dwóch fazach: lekka i głęboka forma tego snu.
Sen głęboki następuje w ciągu jednej do trzech godzin po zaśnięciu i jeszcze raz
krótkotrwale we wczesnych godzinach porannych. W pozostałej części nocy sen głęboki (z
REM) i lekki sen głęboki (bez REM) następują po sobie kilkakrotnie. Między nimi widzicie
zawsze strzałki. Oznaczają one krótkotrwałe budzenie się. Pierwsze dwie strzałki o 21.30 i o
22.30 oznaczają niepełne budzenie się ze snu głębokiego. Za pomocą tego diagramu
przedstawimy wyczerpująco przebieg nocy. Może się on wam przydać w trakcie dalszej
lektury.
W naszym przykładzie kładziecie więc dziecko około 20.00 i stwierdzacie, że po
kilku minutach głęboko śpi. W tej fazie snu głębokiego małe dzieci trudno jest obudzić.
Rodzice mogą włączyć odkurzacz, zapalić światło, przenieść małe z samochodu do
łóżeczka, a nawet przewinąć - będzie dalej spokojnie spało.
W tym miejscu z reguły rozbrzmiewa protest rodziców: „Ale nasze dziecko nie
zasypia szybko! Potrafi marudzić ponad godzinę, tak jakby się broniło przed zaśnięciem.”
Możemy sobie mniej więcej wyobrazić, jak wygląda takie kładzenie spać. Rodzice ci
przyzwyczaili się pomagać swoim dzieciom w zasypianiu przez stosowanie mniej lub
bardziej kłopotliwych metod.

Kładzenie do łóżka może wyglądać podobnie, jak u jednorocznego Kiliana, którego


przed spaniem noszono na rękach. Budził się zawsze w momencie, kiedy mama
chciała go włożyć do łóżeczka.

Albo też przykład 9-miesięcznej Mariki. Matka pozostawała z nią w pokoju dwie do
trzech (!) godzin, zawsze w polu widzenia, trzymając ją za rączkę lub nosząc od
czasu do czasu.
Jest też wielu rodziców, którzy „muszą” się położyć razem z dzieckiem do łóżka, aż
ono twardo zaśnie. Biada, gdy odważą się wymknąć cichaczem zbyt wcześnie! Wówczas
córeczka albo syn są w pełni rozbudzeni i usypianie zaczyna się od nowa.
Wszystkie te przykłady - w trzecim rozdziale będzie ich więcej - mają ze sobą coś
wspólnego: niemowlęta i małe dzieci, broniące się przed zaśnięciem, nie są w stanie wtulić
się w łóżeczko rozprężone i gotowe do snu. Mają się cały czas na baczności, gdyż w chwili
zasypiania coś może się wydarzyć. Odczuwają wówczas w jakiś sposób brak
zainteresowania ich osobą.
Podobnie poczulibyście się i wy, rodzice, gdybyście się kładli do łóżka, oczekując, że
w chwili, gdy zaczniecie zasypiać, ktoś z was ściągnie kołdrę! Prawdopodobnie
czuwalibyście długo, aby temu zapobiec. W podobny sposób „myśli” niemowlę: „Jeśli
zasnę, zostanę pozostawione samo sobie albo mnie gdzieś przeniosą. A więc nie wolno mi
zasnąć!” Naszym zdaniem - to mądre dziecko.
Na szczęście nie wszystkie tak reagują. U wielu dzieci potrzeba snu jest silniejsza niż
czujność i przejście w głęboki sen następuje dość szybko. W trzecim rozdziale dowiecie się,
jak możecie w tym rzeczywiście pomóc.
Powróćmy do naszego diagramu 4. A więc w pewnym momencie każde dziecko
zasypia, zapadając w najbardziej intensywny sen głęboki. Dla większości rodziców oznacza
to około trzech godzin spokoju. Owe liczne strzałki, oznaczające każdorazowe „krótkie
budzenie się”, pojawiają się dopiero po 23.00, a mianowicie wówczas, gdy wyczerpani
rodzice sami zapadli w najtwardszy sen.
Niektóre dzieci jednak zapłaczą po raz pierwszy krótko po zaśnięciu. Może to
oznaczać, że tak naprawdę jeszcze nie zasnęły, a jest tak na pewno, gdy dają o sobie znać po
upływie zaledwie 20 czy 30 minut.
Po upływie jednej do półtorej godziny częściowe budzenie się z głębokiego snu jest
jednak całkiem normalne. Rodzice zwykle tego w ogóle nie zauważają. Dziecko odwróci się
może na drugą stronę, poruszy buzią, mlaśnie raz i drugi, przetrze sobie oczy albo też
mruknie coś niezrozumiałego. Może nawet na chwilkę siądzie, rozglądając się szklistym
wzrokiem, po czym natychmiast znowu zaśnie. To „połowiczne” budzenie się jest
wywoływane zmianą fal elektrycznych w mózgu. Na EEG widać, że nagle mieszają się ze
sobą wszystkie wzorce spania. Stan ten pokazują wyraźnie dwie pierwsze strzałki na
diagramie 4. (21.30 i 22.30). Dziecko zdaje się jednocześnie spać i czuwać.
Niektóre dzieci nie reagują na to tak normalnie, jak wyżej opisano, lecz raczej w
sposób dość niezwykły: wstają i wędrują po pokoju albo po mieszkaniu. Wędrują w czasie
snu. Inne z kolei zaczynają histerycznie krzyczeć i rzucać się, co może trwać do 20 minut.
Do niepełnego przebudzenia się może dojść po raz drugi - w naszym przykładzie o
22.30. Także i tu będzie ono miało u większości dzieci przebieg niezauważalny. Jednak u
niektórych (poniżej 10%) może znowu dojść do opisanych wyżej nietypowych reakcji.
Więcej na ten temat dowiecie się z rozdziału 5.
O wiele częściej jednak (w ponad 90%) zakłócenia snu wiążą się z
przyzwyczajeniami związanymi ze spaniem. Decydujące jest przy tym pytanie: Co się dzieje
po 23.00, albo gdy dzieci spały już trzy godziny? W naszym przykładzie pierwsza faza z
REM (płytki sen urojeniowy) występuje około 23.00, po czym następuje sześć kolejnych.
Wczesnym rankiem okresy urojeń sennych stają się szczególnie długie i częste. Po każdym
czarnym słupku, czyli po każdym śnie z REM, pojawia się strzałka, co oznacza, że każde
dziecko budzi się krótkotrwale, zanim powtórnie zapadnie w sen głęboki, jednak już nie aż
tak twardy. To budzenie się z drzemki i ze snu urojeniowego zdarza się więc około siedmiu
razy w czasie nocy, a szczególnie często począwszy od 3.00 rano.
Wielu rodziców stwierdzi, że fazy powyżej opisane odpowiadają rytmowi
regularnego meldowania się ich dziecka. Żadne dziecko nie przesypia w rzeczywistości
całej nocy! Wszystkie dzieci - podobnie zresztą jak i dorośli - budzą się nocą
kilkakrotnie. Różnica polega tylko na tym, że niektóre z nich ponownie szybko
zasypiają, czego ich rodzice w ogóle nie zauważają, zaś wiele innych nie zasypia tak
szybko, rozbudzają się i wybuchają płaczem.
Mama albo tato zrywają się z łóżka, aby swego malucha znowu uśpić. Jeśli mają
szczęście, dziecko zapłacze tylko raz lub dwa w ciągu nocy. Może się jednak zdarzyć, iż
melduje się po każdym okresie marzeń sennych, a więc łącznie siedem razy lub nawet
częściej i nie ma to nic wspólnego z jakimiś złymi snami.

Budzenie się i płakanie - dlaczego właśnie moje dziecko?

Może zadajecie sobie pytanie, jaki właściwie sens ma budzenie się po każdej fazie z
REM i dlaczego tak wiele dzieci ponownie zasypia, podczas gdy nasze zaczyna za każdym
razem krzyczeć?
Co do pierwszego pytania:
Łatwo sobie wyobrazić, że w zamierzchłych czasach ludzie nie byli tak chronieni jak
dziś. Nie spali w solidnych budynkach, lecz na wolnym powietrzu - otoczeni wrogami.
Spędzenie całej nocy w głębokim śnie byłoby zbyt niebezpieczne. Z płytkiego snu natomiast
mogli się łatwo obudzić, reagując błyskawicznie na każdy podejrzany odgłos. Tak więc
model snu z „systemem ostrzegania przed niebezpieczeństwem” był biologicznie sensowny i
ważny dla przeżycia.
Także i my możemy się nocą natychmiast zbudzić z płytkiego snu urojeniowego,
słysząc jakieś podejrzane odgłosy albo czując swąd. Po każdym takim obudzeniu się
sprawdzamy, czy wszystko jest w porządku. I dokładnie to samo robią niemowlęta i małe
dzieci.
Tym samym mamy odpowiedź na drugie pytanie. Po nocnym zbudzeniu się dzieci
sprawdzają, czy prawidłowo leżą, czy mają dość powietrza, czy jest może za gorąco albo za
zimno, a może je coś boli. W ten więc sposób kontrolują funkcje własnego ciała, co jest
bardzo ważną rzeczą. Upewniają się poza tym, czy wszystko jest tak, jak było przed
zaśnięciem, czy wszystko jest „jak należy”.

Wyobraźcie sobie niemowlę, np. 6-miesięczną Vanessę, którą wieczorem


kładzie się do łóżeczka. Jeszcze nie śpi. Mama daje jej na dobranoc buzi i wychodzi
z pokoju. Vanessa przybiera wygodną pozycję do spania, w rączce trzyma ukochaną
szmatkę, w którą się wtula, może jeszcze włoży kciuk do buzi i zasypia,
prawdopodobnie dość szybko. Po trzech godzinach budzi się po raz pierwszy.
Sprawdza, czy wszystko jest tak jak należy: otoczenie, ulubiona szmatka, kciuk.
Wszystko zdaje się zgadzać. „Systemu ostrzegawczego” nie trzeba aktywować.
Dziewczynka śpi dalej, nie zbudziwszy się tak naprawdę. Potrafi sama zasnąć - i to
nie tylko w południe i wieczorem, ale i nocą.

A teraz wyobraźcie sobie inne niemowlę, może Tima - także w wieku 6


miesięcy. Jest on, podobnie jak Vanessa, karmiony wyłącznie piersią. Podczas gdy
Vanessę od trzeciego miesiąca kładziono do łóżeczka jeszcze przed zaśnięciem, Tim
od urodzenia zasypiał zawsze przy piersi - w ciągu dnia i wieczorem. Mama
siedziała przy tym zwykle na fotelu na biegunach, kołysząc małego do snu. Tim
grzecznie zasypiał i po 10 - 15 minutach można go było ostrożnie położyć do
łóżeczka.
Podobnie jak Vanessa budził się po raz pierwszy po trzech godzinach. Fizycznie
czuł się dobrze, ale mimo to coś było nie tak. Gdzie się podziało matczyne ciepło i
jej zapach? Co z kołysaniem? A przede wszystkim - gdzie jest pierś? Przecież
dopiero co tak przyjemnie ją się ssało! Tim sprawdza, podobnie jak Vanessa, czy
wszystko jest w porządku. Ale w jego systemie ostrzegawczym dzwonią już wszystkie
dzwonki alarmowe. Nic nie jest w porządku! Znajduje się w otoczeniu całkiem
innym niż w chwili zasypiania. Tim natychmiast całkowicie się budzi i zaczyna
krzyczeć z całych sił. Po krótkim czasie mama wyjmuje go z łóżeczka, siada z nim na
fotelu na biegunach i przystawia do piersi. No tak, myśli sobie Tim, tak powinno być
przy zasypianiu. Teraz wszystko jest w porządku. Łagodnie ukołysany, zapada w
trakcie ssania w przyjemny sen, choć nie ssie z głodu. Przedstawienie to powtarza
się o 1.00 w nocy, o 2.30, 3.30, 4.30, 5.00 i o 5.30.
Tim jest zdrowym, rozgarniętym, miłym niemowlęciem. Rodzice są dumni i
szczęśliwi, gdyż jak na swój wiek niebywale dużo rzeczy już się nauczył. Jedyne
czego jeszcze nie umie, to zasypiać samemu. Zapamiętał sobie natomiast, że gdy
zbudzi się nocą, to wszystko jest inaczej niż w trakcie zasypiania: „Najpierw muszę
się rozkrzyczeć, aby przyszła mama i zrobiła wszystko tak, jak być powinno. Jeśli
nie zjawi się natychmiast, muszę nieraz pokrzyczeć dłużej i głośniej. Ale wówczas
zostaną spełnione wszystkie te warunki, do jakich jestem przyzwyczajony. A przecież
dobre może być tylko to, co znam. To przecież jasne”. Tak sobie myśli Tim. Istotnie
- jak na swój wiek nauczył się wiele.
A więc mama pomaga mu zasnąć każdej nocy kilkakrotnie. W karmieniu piersią nikt
jej nie zastąpi. Zatem obowiązek ciąży wyłącznie na niej. Całe jej oddanie,
prowadzące często na skraj wyczerpania, nie łagodzi sytuacji, a wręcz przeciwnie -
uniemożliwia zmianę na lepsze. Tim nie ma więc szansy, aby zrozumieć, że można
zasnąć i bez pomocy. Gdyby się tego nauczył, mógłby i on przesypiać całą noc.

Jest wiele dzieci, które podobnie jak Tim są uzależnione od pomocy rodziców
podczas wieczornego i nocnego zasypiania. Dopiero w wieku około czterech lat są one w
stanie zadbać o wszystko, czego im brakuje. Dlatego też zakłócenia snu u dzieci powyżej
czterech lat występują znacznie rzadziej, natomiast u maluchów do dwóch lat - szczególnie
często. Większość z nich zasypia w warunkach, których nie potrafią sobie stworzyć nocą
samodzielnie.

Robert (6 miesięcy) pozostawał co prawda sam w swoim łóżeczku, ale


potrzebował do zaśnięcia smoczka. Matka musiała do dziesięciu razy w nocy
wstawać, aby mu go włożyć do buzi. Sam nie mógł go znaleźć.

Również Till (10 miesięcy) spał w łóżku sam, ale z buteleczką. Z tej jednej
butelki zrobiło się z czasem dziewięć.

U Giny (15 miesięcy) proces zasypiania z butelką rozrósł się do regularnego


nocnego pochłaniania całego litra (!) papki.

Kiliana (12 miesięcy) trzeba było przed zaśnięciem nosić co noc do 20 minut
na rękach.
Lena (11 miesięcy) jeszcze nigdy w życiu nie zasnęła sama: zawsze przy
piersi w matczynym łóżku, noc w noc do sześciu razy.

Florian (12 miesięcy) musiał się zawsze dodatkowo bawić włosami mamy.

Dla osób postronnych takie przykłady wydają się prawie komiczne. Jednak dają one
obraz fantazji zrozpaczonych rodziców, którzy próbują wszystkiego, aby tylko doprowadzić
do zaśnięcia swych pociech.

Matka Stefanii wciskała się na przykład regularnie do łóżeczka swej


córeczki.

Niektórzy rodzice kładą się obok łóżeczka w charakterze „dywanika”, inni


podejmują nocne wyprawy samochodowe albo pchają wózeczek po mieszkaniu. Inni
włączają odkurzacz, telewizor, a nawet program wirowania pralki, kładąc na nią
niemowlę, by zasnęło!!!

Wszystkie te „środki zaradcze” dają efekt przeciwny od zamierzonego.


Uniemożliwiają one nauczenia dziecka, jak przespać całą noc. Skutek jest zawsze
krótkotrwały. A przecież zasypianie należy z natury rzeczy do zupełnie normalnych,
przyrodzonych cech, które każde niemowlę opanuje, jeśli mu się to umożliwi.

Mała Vanessa z naszego przykładu radzi sobie nocą sama. Sama znajduje
swoją szmatkę i kciuk. Ponieważ już od pierwszych tygodni po urodzeniu kładziono
ją do łóżeczka jeszcze rozbudzoną, uważa, że wszystko jest w porządku i czuje się
dobrze.

Jakaś szmatka albo miś - to zawsze dobra pomoc przy zasypianiu i da się łatwo
znaleźć nawet nocą. Jeśli brakuje smoczka dziecko prawdopodobnie odkryje własny kciuk.
Niezależnie od różnych negatywnych opinii na temat ssania kciuka trzeba powiedzieć, że
takie dzieci mają rzadko problemy z zasypianiem.

Szczególnym przypadkiem jest Anna-Lena. Ma roczek. Co prawda od


urodzenia zasypia pokazowo sama i szybko, ale przyzwyczaiła się do wypijania
każdej nocy dużej buteleczki herbaty i mleka. Jest to dziewczynka szczególnie mądra
w chwili obudzenia się wymaga stanu identycznego ze stanem z poprzedniej nocy,
ale nie z poprzedniego wieczora. Nauczyła się rozróżniać: wieczorem może
zasypiać sama, ale w nocy jest to możliwe tylko z butelką.

Dla dzieci podobnych do Anny-Leny przestawienie się będzie szczególnie łatwe. To,
czego inne muszą się uczyć od początku, dzieci takie jak Anna-Lena mają już opanowane,
czyli samodzielnie zasypiają.
W rozdziale 4. opowiemy wam wyczerpująco, jak zmienić nawyki zasypiania
waszego dziecka.
Na zakończenie tego rozdziału chciałabym jeszcze przytoczyć historyjkę, którą
opowiedziała mi ostatnio jedna z matek:

Laura była właściwie zawsze spokojnym i nieskomplikowanym dzieckiem. Od


urodzenia aż do czwartego roku życia spała w łóżku rodziców. Ponieważ spała
bardzo spokojnie, rodzicom taki stan rzeczy nie przeszkadzał i niczego w tej mierze
nie zmieniali. W wieku czterech lat Laura oświadczyła pewnego dnia z poważną
miną: „Już jestem duża. Chciałabym teraz spać sama we własnym łóżeczku”. I tak
się też stało - ku wielkiemu niezadowoleniu ojca. Miała ona zwyczaj przytulania się
do ojcowskich pleców. Do uczucia bliskości dziecka ojciec przyzwyczaił się do tego
stopnia, że po swoich fazach budzenia się nie mógł już ponownie zasnąć. Jego
system ostrzegawczy sygnalizował „coś nie w porządku”. I cóż zrobił? Ponownie
wziął córkę do siebie. Dopiero gdy po kilku próbach córka nadal gwałtownie
protestowała, że jest już przecież duża, dał spokój i - chcąc nie chcąc - musiał się
znowu nauczyć spać bez dziecka przy plecach.

Rozdział 2: To co najważniejsze

• Po sześciu miesiącach niemowlęta mogą odróżniać dzień od nocy. W wieku sześciu


miesięcy niemowlęta potrafią tego dokonać. Ich wzorzec spania jest na tyle rozwinięty, że
odpowiada mniej więcej wzorcowi dorosłego. Mogą one więc spać około 11 godzin bez
przerwy, czyli w nocy nie muszą już pić.

• Nocne budzenie się jest czymś normalnym. Sen nie jest stanem równomiernym. W
nocy następują po sobie kilkakrotnie fazy snu głębokiego i płytkiego snu urojonego. Po
każdej fazie snu urojonego dziecko na krótko się budzi. Jest to czymś całkowicie
normalnym.

• Specyficzne przyzwyczajenia przy zasypianiu mogą prowadzić do trudności przy


przesypianiu całej nocy. Wiele dzieci po obudzeniu się nie może ponownie zasnąć i
płacząc szuka rodziców. Takie dzieci nie wykazują zaburzeń, lecz są szczególnie pojętne.
Nauczyły się bowiem, że z zasypianiem wiążą się określone przyzwyczajenia - nie tylko
za dnia i wieczorem, ale i nocą. Poza tym nauczyły się egzekwować te przyzwyczajenia
od rodziców.

• Kto potrafi sam zasnąć, ten potrafi przespać całą noc. Dzieci, które w swoim łóżeczku
regularnie same zasypiają, mają rzadko problemy ze spaniem. Owszem - i one budzą się
kilkakrotnie nocą, ale zasypiają same bez pomocy rodziców.
3
Jak zrobić z waszego dziecka dobrego śpiocha

W tym rozdziale dowiecie się:

• co możecie zrobić w pierwszych sześciu miesiącach, aby wasze dziecko stało się dobrym
śpiochem

• jak dla 6-miesięcznego dziecka ustalić sensowne terminy i harmonijny wieczorny rytuał

• o naszej opinii na temat spania w łóżku rodzicielskim

Pierwszych sześć miesięcy

Może wasze maleństwo jest jeszcze bardzo małe, a może nie przyszło jeszcze na
świat. Wówczas możecie w porę podjąć środki zapobiegawcze i wprowadzić od początku
korzystne przyzwyczajenia przy zasypianiu6.
Jeśli niemowlę jest już nieco starsze, możecie je przyzwyczaić do innych warunków.
Prawdopodobnie nie obędzie się na początku bez protestów.
O tym, jak przeforsować możliwie korzystne warunki, uwzględniając jednocześnie
potrzeby dziecka, dowiecie się w rozdziale 4.
Teraz zajmiemy się tym, gdzie, jak i kiedy wasze dziecko najlepiej śpi. Zawsze
obowiązuje zasada: lepiej zapobiegać niż leczyć.

Gdzie dziecko ma spać?

Pierwszych kilka tygodni życia stanowi podniecający okres szczególnie wówczas,


gdy jest to pierwsze dziecko. Wielu rodziców jest pod wielkim wrażeniem tego, co
całkowicie zmieniło ich życie. Najchętniej zachwycaliby się dzieckiem bez przerwy,
przebywając przy nim dzień i noc. Zarazem liczni młodzi rodzice czują się jednak
wyczerpani, a nawet od czasu do czasu bezradni - szczególnie wówczas, gdy ich pociecha
dużo płacze. W pierwszych tygodniach trudno byłoby wskazywać ogólne reguły, gdzie
najkorzystniej byłoby układać dziecko do snu.

• Najrozsądniej jest wypróbować, w jakich warunkach rodzice i dziecko czują się najlepiej.
Ponieważ noworodki trzeba nocą kilkakrotnie karmić piersią albo buteleczką, przy czym
bardzo często ponownie zasypiają, wiele matek bierze dziecko po prostu do siebie do
łóżka. W pierwszych tygodniach nie ma w tym nic złego.

• Równie prawidłowe jest kładzenie maleństwa zawsze do własnej kołyski albo łóżeczka,
które może stać w sypialni rodzicielskiej czy w pokoju dziecięcym. Ważne jest tylko to,
aby rodzice przez nie domknięte drzwi usłyszeli ewentualne niezwykłe odgłosy.

• Jeśli czujecie się najlepiej bezpośrednio przy dziecku, weźcie je do siebie. Gdy
boicie się, że moglibyście je w nocy przygnieść, albo też sami nie zmrużycie oka, budząc
się nerwowo przy każdym jego głośniejszym oddechu, wówczas będzie lepiej postawić
kołyskę w innym pokoju, przy czym nie musicie mieć wyrzutów sumienia. Jasne, że
dziecko potrzebuje waszej miłości i ciepła. Ale możecie mu to wszystko dać, kiedy nie
śpi. Okazujcie mu uczucie w sposób dostosowany do waszych własnych potrzeb.

Pory spania i przyzwyczajenia przy zasypianiu

Wiecie już, że noworodek jeszcze nie odróżnia dnia od nocy. Budzi się kiedy jest
głodny, a zasypia kiedy jest syty. Głód odczuwa jeszcze dość często, czasami co dwie
godziny. Trzeba czterech do pięciu miesięcy, by ukształtował się jego „wewnętrzny zegar”.
Ten zaś powoduje obniżenie się wewnętrznej temperatury ciała, a wówczas cały organizm
przestawia się na „sen”. Ten wbudowany zegar biologiczny nie odpowiada jednak dokładnie
rytmowi dobowemu. Bez czynników zewnętrznych - takich jak regularne posiłki, czasy
wstawania i zasypiania - nasz wewnętrzny zegar zasygnalizowałby następny dzień dopiero
po około 25 godzinach. Mamy więc w pewnym sensie zawsze jedną godzinę „w zapasie”.
Na urlopie chyba każdy zauważył, że co wieczór chodzi się później spać, i że nawet
małe dzieci pod koniec wakacji rano niezwykle długo śpią. Ważniejszy jest jednak inny
wniosek. Dzieciom, nawet niemowlętom, potrzebna jest pewna regularność, aby
wewnętrzny zegar mógł się przestawić na normalny przebieg dnia. Już w pierwszych
tygodniach życia możecie noworodkowi pomóc w odróżnianiu dnia od nocy.

• Nocą powinniście go przewijać tylko wówczas, jeśli jest rzeczywiście mokry. Palcie jak
najmniej światła i kładźcie dziecko po karmieniu piersią albo butelką natychmiast
ponownie do łóżka. Przewijanie i inne rutynowe czynności w ciągu dnia możecie
przedłużać, aby z maluchem się pobawić lub popieścić. Kołysanie, noszenie albo wożenie
w wózku podoba się większości dzieci szczególnie wówczas, kiedy zostały właśnie
nakarmione i są zadowolone. Poświęcajcie swemu dziecku przede wszystkim dużo
uwagi, gdy się właśnie zbudziło i jest wyspane.

• Jeśli po nocnym karmieniu dziecko nie chce od razu ponownie zasnąć, dajcie mu trochę
pogrymasić. Dopiero kiedy się naprawdę rozkrzyczy, nie mogąc się uspokoić, spróbujcie
je pocieszyć. Możecie je głaskać, coś mu zaśpiewać albo trochę ponosić. Nie ma
natomiast sensu przystawiać go nocą stale do piersi czy też dawać butelkę, kiedy jest już
syte. Możecie to robić tylko w szczególnych przypadkach. W przeciwnym bowiem razie
będzie bardzo trudno stopniowo wydłużać czasy między posiłkami - także nocą. Cóż
bowiem z tego, że dziecko nocą nie jest głodne, ale dla uspokojenia chce co godzinę
ssać? Jeśli uda się wam uspokoić je w inny sposób, to nauczy się zasypiać także bez
piersi. Wówczas będzie się budziło nocą prawdopodobnie tylko wtedy, kiedy będzie
naprawdę głodne.

• Także w ciągu dnia cogodzinne karmienie ma sens tylko u bardzo wrażliwych


noworodków albo gdy ilość pokarmu nie jest wystarczająca. Jeśli dziecko jest zdrowe i
przybiera na wadze, można mu już w wieku około czterech tygodni robić trzygodzinną
przerwę między posiłkami. Nocą takie przerwy mogą być jeszcze dłuższe.

Joanne Cuthbertson i Susie Schevill polecają w swym poradniku dla rodziców7


(dotychczas niestety wydanym jedynie w języku angielskim) metodę, która pomogła już
wielu dzieciom w przesypianiu całej nocy od najwcześniejszej młodości. Możecie ją
wypraktykować, począwszy od trzeciego dnia życia, ale naturalnie i później, w wieku kilku
tygodni.

• Jeśli nawet karmicie zwykle w zależności od potrzeby dziecka, ustalcie konkretny termin
ostatniego posiłku wieczornego: najlepiej między 22.00 a 24.00, zanim sami położycie się
spać. A więc każdego dnia budzicie dziecko o tej samej porze, karmiąc je piersią albo
buteleczką - niezależnie od tego, jak długo dotąd spało i kiedy ostatni raz piło. Zwróćcie
uwagę na to, aby ta późna kolacja była rzeczywiście pożywna. Jeśli dziecko w czasie
picia zrobi się za szybko senne, przewińcie je równocześnie.

Taki regularny posiłek pomoże mu w przestawieniu wewnętrznego zegara na rytm


„dzień-noc”. Po kilku dniach przyzwyczai się do tego, aby o ustalonej porze być głodnym i
mieć pragnienie. Wiele niemowląt śpi po tych późnych kolacjach stopniowo coraz dłużej, aż
budzi się z głodu. Jeśli w wypadku waszego dziecka tak nie jest, możecie mu w tym pomóc.
Powinno ono mieć 5-7 tygodni i ważyć co najmniej 5 kg. Wówczas możecie podjąć
następujące kroki:

• Zacznijcie od regularnego kładzenia rozbudzonego dziecka do łóżka. Może się ono już
wówczas nauczyć samodzielnie zasypiać.

• Nie stwarzajcie sztucznej ciszy. Dziecko nie potrzebuje absolutnego spokoju.

• Budźcie je, gdy za długo śpi za dnia. W szczególności późnym popołudniem może bez
kłopotu nieco dłużej nie spać. Pobawcie się z nim!

• Po późnej kolacji (po 22.00) nigdy nie budźcie maleństwa. Jeśli zacznie płakać,
przeczekajcie. Dajcie mu szansę uspokojenia się samemu.

• Okres od późnej kolacji do pierwszego porannego posiłku można stopniowo wydłużać.


Dziecko obędzie się bez karmienia prawdopodobnie do 5.00 albo 6.00 rano.

Oto kilka rad, w jaki sposób możecie mu w tym pomóc. Mogą minąć 3-4 dni, ale
sukces będzie widoczny.

• Najlepiej gdyby w tych dniach nie matka, lecz ojciec przejął „nocny dyżur", gdyż czuć
bliskość matczynej piersi a nic nie dostać - na to większość niemowląt się nie zgodzi.

• Jeśli dziecko się obudzi, nie należy go natychmiast karmić. Spróbujcie przetrzymać je co
najmniej przez godzinę. Wszystko jest przy tym dozwolone: głaskanie, mówienie, danie
smoczka, obnoszenie, przewijanie, a nawet oglądanie telewizji. Jeśli dziecko zaśnie -
serdeczne gratulacje! Jeśli nie - może dostać herbaty lub wody. Dopiero na końcu,
przynajmniej godzinę później niż zwykle, dostanie maminą pierś albo mleko z buteleczki.
Opóźniajcie nieco ten posiłek z dnia na dzień. Dziecko będzie wówczas wieczorem
szczególnie dużo piło i nie obudzi się tak wcześnie wygłodzone.

• Nocne noszenie na rękach, buteleczki z herbatą i inne „pomoce” mają dziecku ułatwić
okres przejściowy, ale naturalnie nie może się to stać stałym przyzwyczajeniem. Jeśli śpi
ono od 23.00 do 5.00 albo 6.00 - a właśnie tego może się tą metodą nauczyć - wówczas
wyjdzie to obu stronom tylko na dobre.

• Jeśli po czwartej nocy ciągle nie widać postępu, przestańcie wydłużać terminy porannych
posiłków. Wasze dziecko potrzebuje jeszcze trochę czasu. Spróbujcie powtórzyć ten sam
schemat po 4 tygodniach.

U niemowląt poniżej 6 miesięcy biologiczne dojrzewanie i rozwój nie są


ustabilizowane. Dlatego niektórym z nich nie można narzucić stałego schematu czasowego.
Jakkolwiek było, z powyższych wskazówek możecie śmiało skorzystać. Ponadto
powinniście stopniowo przyzwyczaić niemowlę od 3 - 4 miesięcy do regularnych posiłków,
a wieczorem kłaść je zawsze o jednakowej porze do łóżeczka.
W niektórych poradnikach dla rodziców można przeczytać, że jeśli będziecie dziecko
karmić zawsze w zależności od jego potrzeb i gdy pozwolicie mu decydować, kiedy zechce
spać, to wówczas wszystko ułoży się samo. Niewątpliwie, niejednokrotnie tak się właśnie
dzieje. Jeśli macie akurat bezproblemowe, nieskomplikowane niemowlę, to może w ogóle
nie musicie interweniować. Ale nie zawsze sprawa jest tak prosta, czego uczy nas historia
małego Fabiana.

Fabian miał dopiero dziesięć tygodni, a jego rodzice byli już na skraju
wyczerpania. Chłopczyk nocą nie spał prawie wcale. Gdy nie płakał, matka
siedziała z nim w łóżku, kołysząc go na rękach. Jeśli płakał, nosiła go po
mieszkaniu. Zasypiał wówczas od czasu do czasu na krótko. Między 4.00 a 6.00.noc
się kończyła. Chłopczyk dostawał butelkę, był przewijany, a na koniec kąpany.
Kąpielą był zachwycony. Po tym wszystkim przesypiał często 5 godzin - od 8.00 do
13.00 „Jednym ciągiem”! Po południu miał jeszcze jedną trzygodzinną fazę snu.
Ale noce były wciąż katastrofą. Trzeba było coś przedsięwziąć mimo młodego wieku
Fabiana.
Najpierw rodzice przynieśli z piwnicy łóżeczko dziecięce, aby dziecko nie
spało już więcej u mamy na kanapie, a w swoim własnym łóżeczku.
Ponieważ Fabian po kąpieli czuł się odprężony, a potem spał jak suseł,
przesunięto codzienną kąpiel z przedpołudnia na wieczór.
Poza tym matka musiała uczynić coś, na co się dotychczas nigdy nie
odważyła: budzić niemowlę i nie dać mu zasnąć, przyzwyczajając je w ten sposób
do normalnego rytmu „dzień-noc”. Tak więc za dnia trzeba było chłopca budzić
regularnie po dwóch godzinach snu. Przed swoim ostatnim posiłkiem -
przewidzianym na 22.00 - Fabian miał w miarę możności nie spać trzy godziny.
Zaskoczeniem był fakt, że Fabian już pierwszą noc przespał od 22.00 do
6.00. Dostał buteleczkę i spał dalej do 8.00. Rytm ustabilizował się w przeciągu
kilku dni. Choć Fabian w ciągu dnia wciąż jeszcze bardzo często płakał, rodzina
odetchnęła z ulgą.

Nie wszystkie dzieci czują się znużone po kąpieli i pluskaniu. Niektóre są wówczas
szczególnie aktywne i żądne czynów. Jeśli jednak uważacie, że i wasz maluch po kąpieli
dobrze śpi, to niech ta kąpiel wieczorna pozostanie codziennym rytuałem zasypiania.
Pomocą dla wszystkich niemowląt jest stały i nie zmieniający się przebieg ostatniej
godziny przed pójściem spać. Zadbajcie w szczególności o to, aby ostatnie minuty przed
położeniem dziecka do łóżka były dla niego prawdziwym odprężeniem. Kąpiel kąpielą, ale
rytuał zasypiania nie wyklucza wzajemnych pieszczot, śpiewania albo kołysania na fotelu na
biegunach - ale wszystko po kolei.
Mniej korzystne jest ssanie matczynej piersi albo butelki. To powinno się zakończyć
co najmniej pół godziny przed położeniem spać. Wiemy już bowiem, dlaczego nasze
dziecko w miarę możności ma zasypiać samo w swoim łóżeczku.

„Trzymiesięczne kolki”

Czy wiecie, że niektóre niemowlęta w wieku do trzech miesięcy płaczą w ciągu dnia
poniżej jednej godziny, podczas gdy inne powyżej czterech godzin?
Krzyk jest dla każdego niemowlęcia czymś normalnym, o tym wiedzą wszyscy
rodzice. Jednak krzyk wywołuje też u wszystkich rodziców jednakowy odruch, a mianowicie
silną chęć położenia mu kresu. Rodzicom dzieci „łatwych w obsłudze” udaje się to dość
szybko. Karmienie i trochę noszenia na rękach wystarczy, aby zaspokoić potrzeby takich
małych krzykaczy. Są wówczas zadowolone i przestają krzyczeć. Rodzice mają
świadomość, że są „dobrymi rodzicami” - i słusznie! Deprymującą jest natomiast
świadomość niemożności uspokojenia płaczącego dziecka - ani karmieniem, przewijaniem,
noszeniem na rękach, a nawet wożeniem w wózeczku po mieszkaniu! Jak zachować obraz
szczęśliwej młodej matki, jeśli w wózku tylko rzadko można podziwiać spokojnie śpiące
niemowlę, a prawie zawsze rozkrzyczane małe stworzenie; a w dodatku jest się
konfrontowanym z życzliwymi pytaniami w rodzaju: „Co mu jest?” i z radami: „Niech mu
pani nie da tak krzyczeć!”
W domu sprawa nie wygląda lepiej. Nawet poirytowany tato albo babcia nie szczędzą
wyrzutów pod adresem karmiącej matki: Co ty znowu zjadłaś, że dziecko ma takie
wzdęcia?” Rodzi się zwątpienie. Gdy dziecko krzyczy, mamie ściska się serce. Boi się, że
nie uda jej się maleństwa uspokoić. Próby uspokajania stają się coraz gwałtowniejsze i
rozpoczynają się coraz wcześniej. W końcu trudno sobie wyobrazić, aby niemowlę mogło
się w ogóle samo uspokoić.
Wiemy, o czym mówimy. Obydwoje uciekaliśmy się do dość niezwykłych metod
uspokajania swych krzyczących dzieci. I tak dr Morgenroth nosił swego synka Claasa na
rękach - ale zawsze krokiem przyspieszonym! Ja sama wędrowałam po domu z córeczką
Kathariną przy piersi (!), aż mi prawie krzyż pękał. Dzisiaj wiemy, że byliśmy dobrymi
rodzicami, mimo że nasze dzieci tyle krzyczały. Ale prawdopodobnie dawaliśmy z siebie za
dużo.
Zróżnicowane czasy płaczu u noworodków wynikają z predyspozycji, aczkolwiek w
pierwszych miesiącach trudno jest powiedzieć, jak dziecko będzie reagowało później.
Krzykacz może się niedługo okazać miłym, roześmianym promyczkiem, natomiast
zadowolone niemowlę może mieć w okresie wczesnego dzieciństwa dość trudne fazy
rozwoju. Oto kilka informacji, jak się śmielej obchodzić z płaczącym maluchem.

• Dolegliwości żołądkowo-jelitowe - według nowszych badań naukowych8 - nie są


przyczyną częstego, długotrwałego płaczu. Także sposób odżywiania się karmiącej matki
nie odgrywa większej roli. Widocznie krzyk jako taki wywołuje wzdęcia, np. wskutek
zassanego podczas płaczu powietrza.
• Dziecko może krzyczeć dlatego, że musi poradzić sobie z ogromem bodźców i
informacji. Zbyt dużo tego się nazbierało i odprężenie następuje w ten właśnie sposób.
Najdłuższe okresy krzyczenia występują więc zwykle późnym popołudniem i we
wczesnych godzinach wieczornych.

• Nie uspokajajcie malucha za wszelką cenę. Ciągłe dokarmianie, wożenie w wózku, stałe
zmienianie zabawek - wszystko to powoduje nadmiar podniet i wrażeń. Jeśli jest
nakarmiony i suchy, spróbujcie go głaskać, łagodnie kołysać i spokojnie do niego mówić.

• Jeśli dziecko nie uspokoi się w przeciągu 5-10 minut oznacza to, że chce, aby je zostawić
w spokoju! A więc połóżcie je na następnych 5-15 minut i odczekajcie. Następnie
zaproponujcie mu znowu ostrożnie: „Czy mogę ci pomóc?” Dziecko da wam do
zrozumienia, czy zechce skorzystać z waszej pomocy. Dajcie mu szansę nauczenia się; że
potrafi się samo uspokoić.

• Dla waszego dziecka jest bardzo ważne, aby zrozumiało, że nie zajmujecie się nim tylko
wtedy, gdy płacze. Wówczas doszłoby do takiego wniosku: „Jeśli chcę, żeby mama się
mną zajęła, muszę krzyczeć. Dobrowolnie nie bawi się ze mną. A więc krzyczę!”

• Dla dziecka przebieg dnia będzie bardziej jasny i zrozumiały, gdy czasy spania i zabaw,
spacery i posiłki będą się odbywały regularnie. To, co u mniej wrażliwych dzieci nie jest
konieczne, szczególnie wrażliwemu niemowlęciu pomoże pogodzić się łatwiej z
otoczeniem.

U dzieci z „trzymiesięcznymi kolkami” bardzo często występują zaburzenia w


spaniu. Rodzice uśpili je kołysaniem, noszeniem na rękach, karmieniem itd. Ale łatwo przy
tym przeoczyć moment, w którym niemowlęciu do szczęścia już nic nie brakuje. Taka
chwila nadchodzi w wieku trzech, a najpóźniej czterech miesięcy. Odtąd dzieci o wiele
łatwiej uspokoić. Pomimo tego domagają się nadal „specjalnego traktowania”, nie chcą
zrezygnować z tak miłych przyzwyczajeń. Także i one mogą się nauczyć zasypiać same i
obywać się nocą wiele godzin bez posiłku.

Od szóstego miesiąca do wieku szkolnego - pora na stałe pory!

Jeśli wasze dziecko nie przyzwyczaiło się jeszcze do regularnych okresów spania i
czuwania, to wcale nie musicie czekać, aż to nastąpi. Możecie być pewni, że biologiczne
dojrzewanie także u niego jest tak zaawansowane, że nocą nie musi już pić i może
przesypiać bez przerwy 11 godzin. Ewentualne braki snu uzupełni sobie regularnymi
drzemkami w czasie dnia9.
Stałe pory są najlepszą pomocą przy zasypianiu. Dziecko, które za dnia i wieczorami
stale chodzi spać o jednakowej porze, będzie po kilku tygodniach o tej właśnie porze senne.
Jego wewnętrzny zegar przystosuje się do tego.
Posiłki podawane o regularnych porach są również ważne. Wewnętrzny zegar nie
może się tak łatwo przestawić na „ciszę nocną", gdy jest ona kilkakrotnie przerywana
posiłkami. Temperatura ciała, poziom hormonów, fizyczna aktywność - te regularne zmiany
różnych funkcji ciała mają wpływ na nasz wewnętrzny zegar. Przebieg dnia musi być do
niego dostosowany, gdyż inaczej zegar się rozreguluje. Robotnicy zmianowi znają ten
problem. Nie odczuwają oni ani zmęczenia, ani głodu w porach, w których mogliby spać i
jeść. Dlatego wielu z nich ma problemy zdrowotne.
U niemowląt i małych dzieci dochodzi nieraz do zaburzeń podczas spania, gdy
rodzice nie narzucą im określonego rytmu. Zamiast tego pozwalają dziecku samemu
decydować, kiedy chce pić i spać.
Oczywiście są dzieci, u których wszystko układa się bezproblemowo. Jednak może
się zdarzyć i tak, jak to miało miejsce u sześciomiesięcznego Jana:

Jan byt karmiony od początku w zależności od potrzeby. W wieku sześciu


miesięcy dostawał 6 do 9 razy pierś, z czego 3 do 5 razy nocą. Wieczorem szedł do
łóżeczka między 18.00 a 24.00. Rano, między 6.30 a 10.00, był wyspany. Za dnia
pozwalał sobie od jednej do trzech drzemek, trwających łącznie od jednej do sześciu
(!) godzin.
Nocą, w trakcie karmienia, często nie mógł szybko ponownie zasnąć. Nic dziwnego.
Skąd bowiem miał o 2.00 w nocy wiedzieć, że jest noc, a nie że na przykład akurat
zakończył trzygodzinne spanie w południe?
Matka zdała sobie z tego chaosu dopiero wówczas sprawę, gdy wszystkie czasy
spania, karmienia i płakania odnotowała w 10-dniowym protokole dobowym.
(Diagram 5).

Nawet jeśli u waszego dziecka rytm dobowy nie jest jeszcze regularny, powinniście
przez kilka dni nanosić czasy do protokołu snu aby docelowo uzyskać regularny wzór.
Jan miał jednocześnie kilka problemów. Zasypiał przy piersi i dostawał nocą kilka
posiłków. To należało zmienić (patrz rozdział 4). Przede wszystkim jednak pilnie
potrzebował regularnego rytmu.
W wieku od 6 do 12 miesięcy drzemki dzienne są dla prawie wszystkich niemowląt
rzeczą sensowną. Zdaniem matki Jana najlepiej było kłaść go wieczorem około 20.00.
Tolerancja nie miała przy tym przekraczać 30 minut, przynajmniej podczas pierwszych
tygodni. Z tego wynikły następujące pory spania:

• cisza nocna: 20.00 do 7.00


• drzemka przedpołudniowa: 10.00 do ok. 11.30
• drzemka popołudniowa: 14.30 do ok. 15.30.

Jako rodzice możecie sami określić, jaka pora zasypiania najlepiej odpowiada całej
waszej rodzinie. Jeśli dziecko ma iść spać już o 19.00, wówczas wszystkie terminy
przesuwają się o godzinę do przodu. Jeżeli chcecie je położyć dopiero o 21.00, to i drzemki
dzienne przesuną się o godzinę do przodu. Potrwa to kilka dni, zanim dziecko zaakceptuje
stałe terminy. Możecie mu przy tym pomóc, przestrzegając poniższych wskazówek:

• Większość dzieci śpi nocą ok. 11 godzin. Jeśli wasze dziecko zaśnie o 19.00, będzie o
6.00 rano wyspane.

• Przed każdą drzemką dziecko powinno co najmniej 3 godziny nie spać. Najdłuższą fazę
czuwania - przynajmniej 4 godziny - powinno mieć wieczorem.

• Wasze dziecko najłatwiej przyzwyczai się do stałego rytmu spania, jeśli będziecie je
kładli zawsze w stanie rozbudzonym.
• Budzenie działa cuda! Nie wahajcie się budzić śpiącego malucha, gdy czas spania minął.
Pomagacie mu w ten sposób przystosować się do nowego rytmu.

• Także posiłki powinny mieć ustalone miejsce w programie dziennym. Możecie sami
zadecydować o tym, kiedy dziecko karmić, np. przed dzienną drzemką czy też potem.
Ważne jest tylko, żeby się trzymać raz obranej kolejności.

Niektóre matki czują się ograniczone tak ustalonymi ramami czasowymi. Często pada
pytanie: „A jeśli będę musiała iść z moim dzieckiem po zakupy albo na spacer? Przecież po
drodze mi zaśnie i wówczas cały rytm bierze w łeb.”
W rzeczy samej - przez co najmniej kilka tygodni należy się dostosować do rytmu
dziecka. Spacery, zakupy i inne czynności powinno się planować na porę, kiedy jest ono
akurat wyspane.
Z pewnością możliwości jakichś spontanicznych działań są tak długo ograniczone,
jak długo musicie uwzględniać dwie pory spania dziecka. Z drugiej jednak strony możecie
już po kilku dniach być pewni, że będzie ono w swoim łóżeczku rzeczywiście spało
spokojnie godzinę do dwóch. Ten czas możecie wykorzystać dla siebie. Matki,
przyzwyczajone od miesięcy do dziecka śpiącego jedynie 20 minut i to wyłącznie w
samochodzie albo wózeczku” i nie mające dotychczas czasu na chwilę oddechu, odczują ten
na nowo odzyskany czas jako cenny podarunek. Właśnie dzięki tym regularnym dziennym
drzemkom większość niemowląt, mających dotychczas zbyt mało snu, nadrabia zaległości.
Niektóre śpią dwie do trzech godzin dłużej niż dotychczas.
Jeśli „wyskoczy” wam jakiś ważny powód, możecie naturalnie ów ustalony rytm raz
przerwać. Jeśli wszystko toczyć się będzie już utartym torem - a więc po dwóch lub trzech
tygodniach - możecie bez obaw od czasu do czasu zrobić wyjątek. Także wypady
weekendowe czy też krótki urlop nie będą stanowić już problemu. W przeciągu paru dni
dziecko ponownie przyzwyczai się do swych „starych czasów”.
Szczególnie matki z drugim, starszym dzieckiem, śpiącym tylko raz w południe,
uskarżają się jednak, że czy to przed południem, czy w południe, czy też po południu -
zawsze jedno z nich śpi, a ona sama do niczego nie może się zabrać. Zrozumiała rzecz -
marzą one o jak najszybszym wspólnym śnie południowym obojga dzieci. W takim wypadku
można spróbować kłaść je spać tylko raz za dnia.
Zwykle maluchy między 10 a 18 miesiącem życia przestawiają się z dwóch drzemek
dziennych na jedną w południe. O ustalonej porze przed południem nie są już tak naprawdę
zmęczone. Nie zasypiają równie szybko jak dotychczas, a raczej bawią się i gaworzą w
łóżeczku. Niektóre protestują i nie chcą w ogóle spać.
Wówczas nadszedł czas na przestawienie systemu na jedną tylko drzemkę
południową.

• Możecie dziecko przed południem położyć do łóżka po prostu o jedną do półtorej godziny
później, dochodząc w ten sposób do pory południowej. Tym samym skreślacie drzemkę
popołudniową. Można też to przejście ukształtować nieco łagodniej, np. pozwalając przez
dwa tygodnie na jedną i dwie drzemki na zmianę.

• Im dziecko starsze, tym łatwiej potrafi się dostosować do narzuconego mu przez was
rytmu. Czy sen południowy ma być przed czy też po obiedzie - o 12.00, 13.00 czy 14.00 -
może się ono do tego przyzwyczaić. Możecie sami zdecydować, jakie pory będą
najstosowniejsze dla potrzeb waszych dzieci i dla całej rodziny. Tylko jedno jest ważne:
przed pójściem spać dziecko powinno być przynajmniej 4 do 5 godzin bez snu.
• W wieku od dwóch do pięciu lat prawie wszystkie dzieci odzwyczajają się od
regularnego spania w południe - większość w trzecim lub czwartym roku życia. Niektóre
z nich chętnie by sobie jeszcze w południe pospały, ale byłyby za to aż do godziny 22.00
całkowicie rozbudzone. Tak więc wielu rodziców woli skreślić drzemkę południową na
korzyść przedłużonej spokojnej nocy.

Zaburzenia rytmu snu

Z naszej praktyki wiemy, jak często dość niezwykłe pory spania stają się
przyzwyczajeniem i jak uciążliwe staje się to dla rodziców.

Oto przykład 17-miesięcznej Blanki. Sypiała ona w swoim wózeczku


codziennie godzinę do dwóch o różnych porach. Wieczorem rodzice czekali, aż
Bianka wykaże oznaki zmęczenia. Między 22.00 a 23.00 zasypiała przy piersi.
Również nocą trzeba było ją do pięciu razy karmić. Rano o 7.30 noc się kończyła. W
sumie dawało to tylko 11 godzin snu.
10 dni po rozmowie z nami dziewczynka spała już przeciętnie 13 godzin. Tak
jak ustaliliśmy, rodzice kładli ją do łóżeczka rozbudzoną - w południe zawsze o
jednakowej porze, zaś wieczorem codziennie o około 10 minut wcześniej, aż do
osiągnięcia mniej więcej godziny 20.30. Bianka zaakceptowała to prawie bez
protestu. Spała po prostu dłużej.
Po upływie roku dowiedzieliśmy się, że Bianka śpi pokazowa od 20.00 do
8.00 rano. Rodzice napisali nam: „Sukcesem Waszej terapii jest to, że mamy już
drugą córeczkę.”

Także sześciomiesięczna Barbara zasypiała zawsze dopiero między 22.00 a


24.00. Matka karmiła ją regularnie, pozwalając jednak dziewczynce decydować
samej o porach snu. No i dziewczynka zdecydowała, że nocą będzie trzy godziny
czuwała, a za dnia trzy razy drzemała, z czego raz po 18.00, a wieczorem
najchętniej w ogóle nie pójdzie spać. Ponadto przed zaśnięciem chciała być
noszona.
Po konsultacji matka wprowadziła określone pory spania. Basia szła
rozbudzona spać o następujących porach: od 22.00 do 8.30, od 11.30 do 13.00 i od
16.00 do 17.00. Codziennie
skracano wszystkie terminy o 10 minut aż do osiągnięcia godziny 21.00, co matce
odpowiadało. Począwszy od drugiej nocy dziewczynka przesypiała ją bez przerwy.

Zbyt późna drzemka dzienna prowadzi, podobnie jak u Basi, prawie zawsze do
problemów przy wieczornym zasypianiu i przesypianiu nocy.

Szczególnie ciekawym przypadkiem była dla nas 2,5-letnia Nadine. W wieku


3-6 miesięcy przesypiała całą noc, ale potem pojawiło się u niej zaburzenie
doprowadzające jej rodziców do rozpaczy. Konsultowali się z kilkoma pediatrami.
Także lekarstwa nie dały pożądanego efektu. Oto na czym polegał kłopot. Nadine
dawała się bez problemu położyć około 20.00. Szybko zasypiała, ale budziła się o
21.00 i chciała już wstawać. I rzeczywiście wstawała, gdy zawodziły wszystkie
próby rodziców skłonienia jej do ponownego zaśnięcia.
Tak więc Nadine przychodziła do pokoju, aby się pobawić czy też zjeść kilka
orzeszków. Zajmowała się sobą zwykle spokojnie, podczas gdy ojciec lub matka,
oboje zmordowani, czuwali nad nią, na zmianę oglądając telewizję. Nadine bowiem
była bardzo wytrzymała. Wreszcie koło 0.30 zasypiała na tapczanie. Potem można
ją było przenieść do jej łóżka, w którym spała bez przerwy do 8.00 - 9.00. Od czasu
do czasu pozwalała sobie jeszcze na jednogodzinne spanie około 12.00 w południe.
W przypadku Nadine istotne było postawienie prawidłowej diagnozy.
Prawdopodobnie celebrowała od 20.00 do 21.00 swoją „drzemkę południową".
Naturalnie nie mogła potem natychmiast zasnąć. Jej wewnętrzny zegar
zaprogramowany był na następne 3,5 godziny „czuwania". Jasna sprawa - po
prostu przyzwyczaiła się do tego rytmu. Podjadanie orzeszków czy chipsów
przyczyniało się dodatkowo do ożywienia jej systemu krążenia.
Terapia polegała więc na tym, żeby ten „sen południowy" rzeczywiście
potraktować jako taki, przesuwając go jednocześnie stopniowo wraz z czasem
zasypiania. Dodatkowo budzono Nadine o 8.00.
Już po czterech dniach rodzice przesunęli czas jej zasypiania na 21.30. Ową
„drzemkę południową” przełożyli z własnej inicjatywy bezpośrednio na porę
południową. Nie było protestu. Dziewczynka spała bez przerwy z tym, że godzinę do
dwóch dłużej niż poprzednio. Po siedmiu miesiącach podczas dodatkowego badania
okazało się, że Nadine śpi już od 18.30 wieczorem do 7.30 rano - a więc jeszcze o
godzinę dłużej.

Dla rozwiązania tego problemu rodzice zastosowali tylko dwa proste środki:
przesunięcie czasów spania i budzenie. Budzenie prowadzi do sukcesu zawsze wówczas,
gdy dziecko w południe albo rano regularnie „odsypia” nocne pory czuwania.

Tak było u prawie dwuletniej Jenny. Przyszła ona na świat trzy miesiące za
wcześnie i na początku cierpiała z powodu „trzymiesięcznych kolek”. Nocą długo
nie mogła zasnąć.
Co prawda od 20.00 do 9.00 leżała w łóżeczku, jednak prawie każdej nocy
budziła się na kilka godzin. Najpierw przez godzinę bawiła się i gaworzyła sobie
spokojnie, po czym zaczynała krzyczeć, dostawała herbaty i była przez chwilę brana
na ręce. Następnie wszystko zaczynało się od początku, czyli dwie do trzy godzin bez
spania. Natomiast w południe spała zwykle trzy godziny bez problemów.
Jenny miała wystarczającą ilość snu, ale jego podział stanowił dla rodziców
znaczne obciążenie. Była na to tylko jedna rada: budzić córkę. A więc rano
najpierw o 8.00, następnie każdego dnia nieco wcześniej, wreszcie o 7.00. Małą
budzono dodatkowo po dwóch godzinach snu południowego.
Po paru dniach Jenny przesypiała całą noc. Ponieważ braku snu nie mogła
już nadrobić ani rano, ani w południe, szybko pojęła, że to właśnie noc służy do
spania!

Wielu rodzicom nie jest łatwo zrywać rano ze snu dziecko, które tak słodko śpi i
które w nocy niewiele spało. Dochodzi do tego własne znużenie i jakże zrozumiała chęć
wyspania się wreszcie, zwłaszcza w weekend. Jeśli jednak rytm spania jest rozregulowany,
tak jak u Jenny, wówczas nie ma lepszego środka jak budzenie. Po kilku tygodniach nowy
rytm się ustabilizował, dalsze budzenie nie było potrzebne.
Innym bardzo powszechnym problemem jest przedwczesne budzenie się niemowląt i
małych dzieci. Podobnie jak dorośli, także niektóre małe dzieci wykazują tendencję do
wczesnego budzenia się albo do zasypiania dopiero późną nocą. Jeśli młoda latorośl chce
regularnie wstawać o 5,00 rano, to nie znaczy to, byśmy się z tym musieli pogodzić.

A o to właśnie chodziło 10-miesięcznemu Sebastianowi. Budził się żwawy o


5.00, najpóźniej zaś o 5.30. Między 8.00 a 9.00 ponownie zasypiał i spał do około
10.00. O 12.00 ucinał sobie drzemkę południową. Wieczorem szedł do łóżka około
19.00. Dla Sebastiana znamienne było to, że jego pierwsza drzemka odbywała się
bardzo wcześnie, a krótko po niej następowało spanie południowe. Sebastian budził
się tak wcześnie, jakby oczekując na dłuższe spanie przed południem.
Ponieważ matce bardzo zależało na tym, aby Sebastian wraz ze starszym
bratem nadal spał o 12.00, nie pozostało jej nic innego, jak pozwolić mu spać
dopiero w południe.
W pierszych dniach Sebastian był bardzo rozkapryszony i przemęczony. Po
dwóch tygodniach zaczął jednak rano regularnie dłużej spać.

Wczesne budzenie się jest u wielu dzieci szczególnie uporczywe. Rodzice potrzebują
co najmniej dwóch tygodni cierpliwości. Dopiero wówczas mogą ocenić, czy ich wysiłki nie
poszły na marne.

I jeszcze kilka wskazówek dla rodziców „rannych ptaszków”:

• Czy wasze dziecko idzie spać raczej przed 19.00? Jeśli tak, to prawdopodobnie o 5.00
albo o 6.00 jest już wyspane. Przełóżcie czas usypiania na późniejszą porę.

• Czy około 5.00 dostaje natychmiast pić? Możliwe, że odzywa się wówczas „przyuczony
głód”. Opóźnijcie nieco ten pierwszy posiłek.

• Czy dziecko celebruje pierwszą drzemkę przed 9.30? Przełóżcie ją na nieco później.

• Czy ktoś z rodziny musi bardzo wcześnie wstawać? We wczesnych godzinach porannych
występują kilkakrotnie normalne fazy czuwania (patrz rozdział 2). Dziecko reaguje
wówczas na hałasy znacznie wrażliwiej niż przed ciszą nocną. Jest już prawie wyspane i
trudniej mu usnąć. Wiele się tu nie da zrobić - najlepiej unikać hałasów.

Wieczorne rytuały

Któregoś dnia zgłosiła się do nas matka z następującą uwagą: „Ja rozumiem, że moje
dziecko nie powinno zasypiać przy piersi albo z buteleczką, także nie na ręku i w miarę
możności nie ze mną w łóżku. Ale czy to nie oznacza, że mu to zasypianie obrzydzam?”
Oczywiście nie. Wręcz przeciwnie. U starszego niemowlęcia i u małego dziecka jest
szczególnie ważne, aby ostatnie minuty przed zaśnięciem były spokojne i przyjemne.
Ustalony rytuał pomoże wam i dziecku przewidzieć z góry przebieg każdego wieczora.

• Wspólna kolacja, rozbieranie się, mycie, czyszczenie zębów (jeśli zęby już są) - wszystkie
te czynności rutynowe zawsze powinny się odbywać w jednakowej kolejności i każdego
wieczora mniej więcej o tej samej porze.
• Jeśli wszystko zostało załatwione, kolej na „przyjemną część”. Znajdźcie kilka minut na
zakończenie dnia wspólnie z dzieckiem - i to w sposób, który wam obojgu sprawi
przyjemność. Możecie je popieścić, pośpiewać, pomodlić się, pobawić, opowiedzieć
jakąś bajkę albo też pooglądać książeczkę z obrazkami.

Jeśli wasze dziecko jest już starsze, może sobie samo wybrać jakąś książkę albo
nawet samo zdecydować, co by najchętniej chciało robić wspólnie z mamą i tatą. Ważne jest
tylko to, abyście to wy ustalali ramy tych zajęć, a nie wasza pociecha.
Dziecko wyczuje natychmiast waszą niepewność. Zacznie zaraz walczyć o drugie i
trzecie opowiadanie, aby wieczorny rytuał przedłużyć. Do dyskusji i walki o władzę w ogóle
nie dojdzie, jeśli przebieg tego rytuału będzie zawsze taki sam. Wówczas dzieciom jest
najłatwiej zaakceptować ramy czasowe bądź ograniczenie typu „zawsze tylko jedno
opowiadanie”.
Intensywnie spędzony z wami czas ułatwia mu wykonanie ostatniego kroku, czyli
zasypianie, samemu i bez waszej pomocy. Ta bliskość w ciągu tych ostatnich minut przed
pójściem spać wzmacnia u dziecka poczucie bezpieczeństwa, pewności i miłości. To
uczucie jest ważnym warunkiem budowania własnej osobowości w połączeniu z zaufaniem
do własnych możliwości.
„Moi rodzice mnie kochają i są zawsze do mojej dyspozycji” - z takim wewnętrznym
nastawieniem jest dziecku łatwiej ułożyć się spokojnie w łóżeczku. Nie potrzebuje ono
waszej stałej bezpośredniej bliskości, aby mogło być pewne waszego uczucia. Aby się czuć
pewnie i bezpiecznie, potrzebuje jednak owego zrozumienia, że - nawet podczas
wieczornych rytuałów - to właśnie wy ustalacie określone granice, nie dając się wodzić za
nos.

• Możecie dziecku osłodzić nocną rozłąkę, oferując mu jakiś „środek nasenny”, jakiś
przedmiot, który wiąże się z wieczornym rytuałem. Może to być apaszka, pieluszka
tetrowa, Jasiek, miś czy też owcze futerko. Może to też być smoczek, jeśli dziecko potrafi
go samo znaleźć. W każdym razie coś „swojskiego”, co w każdej chwili może wziąć do
ręki - także w podróży, w innym łóżeczku. Niektóre dzieci same wybierają sobie taką
„maskotkę”, inne natomiast zdają się tym mniej interesować. Jednak rodzice mogą
spróbować włączyć jakąś lalkę czy też misia do wieczornej zabawy albo do opowiadania,
przyzwyczajając stopniowo dziecko do tych przedmiotów.

• Jest wiele możliwości zorganizowania harmonijnego rytuału wieczornego. O tym, jakie


zabawy, opowiadania, piosenki itp. mają się znaleźć w programie, zadecydujecie
najlepiej wraz z dzieckiem w zależności od waszych skłonności i zainteresowań. W
rachubę wchodzi wszystko, co ma właściwości uspokajające i co jest dostosowane do
wieku dziecka i co wam obojgu sprawi przyjemność. Istnieje też specjalna literatura,
która może wam ułatwić decyzję10. Jakieś groźne opowiadania albo kasety czy też
szaleńcze zabawy na dywanie nie wprowadzają dziecka ze zrozumiałych względów w
oczekiwany stan senności.

• O wiele jednak ważniejszą rzeczą od wyboru właściwego opowiadania jest regularne i


intensywne zajęcie się dzieckiem każdego wieczora. Także dla ojców (czy matek)
wracających późno do domu jest to doskonała okazja pogłębienia kontaktu z własnym
dzieckiem.

• „Najpierw wspólna zabawa, potem osobne spanie” - tę regułę może już pojąć niemowlę
siedmio- czy ośmiomiesięczne. „Zabawa” oznacza w tym wieku z pewnością jeszcze
raczej pieszczoty, przytulanie się albo śpiewanie. Poza tym nie musi ona trwać
długo. Natomiast kąpiel i przewijanie stanowią z pewnością ciągle ważną część
wieczornego rytuału. Podobnie jak u niemowlęcia możecie przewidziany na to czas
nieco przedłużyć, bawiąc i pieszcząc się z dzieckiem, okazując mu całą waszą miłość.

• Mniej więcej kończąc pierwszy rok życia, wiele dzieci zaczyna interesować się
ilustrowanymi książeczkami, grami palców albo opowiadaniami. Dla dwu albo trzylatków
czytanie im książeczek jest z pewnością najmilszym rytuałem. Takimi wieczornymi
historyjkami dzieci zachwycają się często aż do wieku szkolnego, a dla wielu z nich
będzie to zachętą do zajęcia się później książkami na serio, do wykształcenia w sobie
nawyku czytania.

• Dzieci w wieku szkolnym mogą 30 do 60 minut przed pójściem do łóżka zająć się sobą w
swoim pokoju. Jednak rodzice powinni dokładnie ustalić, kiedy muszą być gotowe do
spania i kiedy należy zgasić światło - no i dyspozycje te egzekwować. Zgoda na
opowiadanie albo jakieś inne zajęcie będzie możliwa tylko wówczas, gdy dziecko jest w
porę umyte i gotowe do nocnego spoczynku.

Najpierw wspólna zabawa, potem osobne spanie - nie ma z tym naturalnie wówczas
kłopotów, gdy dziecko jest do tego przyzwyczajone od początku. Jeżeli dotychczas
potrzebowało do zaśnięcia waszej obecności albo butelki, a wy chcecie zmienić te
przyzwyczajenia, to coś mu zabieracie. Nie spodoba mu się to, ale dzięki pomocy
harmonijnego rytuału wieczornego możecie mu - jak i sobie - tę zmianę ułatwić.
Ważne jest, abyście tę wspólną ceremonię wieczorną kończyli bez dodatkowych
targów. Możecie na przykład po przeczytaniu opowiadania demonstracyjnie zamknąć
książkę, zanieść dziecko do łóżka, przykryć je, zgasić światło i po całusach na dobranoc
natychmiast wyjść z pokoju. Dziecko będzie wówczas dokładnie wiedziało, że taktyką
przeciągania niczego nie wskóra. Jeśli natomiast matka stanie niezdecydowana w pokoju,
pytając jeszcze na dodatek „Czy teraz mogę już iść?” wówczas maluch w mig wyczuje jej
wahanie, a swoją przewagę. Wie bowiem, że to on ustala reguły i że wystarczy tylko
zapłakać, a mama zrobi wszystko, czego zażąda.
Czasem zaczyna się to całkiem niewinnie. Marek, 15 miesięcy, do zasypiania
potrzebował obecności matki lub ojca w swoim pokoju. Mieli po prostu być i stać
obok łóżeczka. Rodzice się na to zgadzali, bo chłopczyk zasypiał w ciągu kilku
minut. Jednak odkąd skończył roczek, zasypianie przeciągało się coraz bardziej. W
ostatnich tygodniach tato czy też mama spędzali każdego wieczora co najmniej
godzinę przy łóżku małego. Ten zaś miał się na baczności: „Nie wolno mi zasnąć,
bo zaraz się wymkną!”
Dla rodziców taki wieczorny program stał się zmorą. Codzienne czuwanie
przy dziecku nie sprawiało im już żadnej przyjemności, budziło raczej uczucie
irytacji. W takich chwilach nie mogło być też mowy o jakimś intensywnym
pozytywnym kontakcie z Markiem. Rodzice marzyli z utęsknieniem o chwili, kiedy
będą mogli wyjść z pokoju. Marek z pewnością wyczuwał to negatywne nastawienie.
Miał dodatkowy powód, aby walczyć o zwrócenie na siebie uwagi rodziców, a więc
tym bardziej nie zasnąć.
Po konsultacji wieczorny rytuał zmieniono. Ojciec albo matka brali Marka
na kolana, oglądali z nim jakąś książeczkę albo bawili się - nie dłużej niż 10 minut.
Następnie kładli go do łóżeczka i wychodzili z pokoju. O ile cenniejsze były dla
Marka te wspólnie spędzone minuty niż uprzednie godzinne potyczki!
Trwało pięć dni, nim nauczył się bez kłopotów samemu zasypiać. Cena owej
odzyskanej harmonii rodzinnej - Marek przepłakał łącznie 15 minut.

Marek nie jest odosobnionym przypadkiem. U dziewięciomiesięcznej Mony


mijały nawet regularnie 2,5 godziny, zanim zasnęła. Matka była z nią cały czas w
pokoju, ciągle w polu widzenia. W tym czasie trzymała rączkę córeczki, nosiła ją,
kładła ponownie do łóżeczka. Proceder ten powtarzał się kilkakrotnie. Za dnia
mama Mony pracowała, więc te 2,5 godziny były dla niej prawdziwą przyjemnością,
a moment rozstania się z córką wieczorem nie był łatwy. Babcia, która za dnia
opiekowała się Moną, była tą osobą, która „zaciągnęła” córkę na konsultację.
Po tej rozmowie matka niemal wbrew swojej woli zdecydowała się opuszczać
pokój Mony po „buzi na dobranoc”. Stawała przy drzwiach, przez szparę
obserwując córkę aż do chwili zaśnięcia. Ku jej zdumieniu nie rozbrzmiewał
oczekiwany krzyk protestu. Najpierw trwało prawie godzinę, aż mała zasnęła, po
pięciu dniach natomiast -- już tylko kilka minut. Wyglądało, jakby tak naprawdę
czekała na to, aby ją wreszcie zostawić w spokoju.

Nie wszystkie dzieci akceptują tak po prostu zmianę programu wieczornego. Z


następnego rozdziału dowiecie się, co czynić, gdy wasza pociecha gwałtownie protestuje.

• Jeszcze uwaga końcowa. Rozłąkę po „buzi na dobranoc” wiele dzieci znosi łatwiej, jeśli
pozostawicie drzwi lekko uchylone. Światło sączące się przez nie domknięte drzwi i
swojskie odgłosy budzą w dziecku uczucie bliskości i powiązania z rodzicami. Jeśli jest
to tylko możliwe, zostawcie mu tę przyjemność. Także moja trzyletnia córka domagała
się każdego wieczora, abym otwierała drzwi na oścież, i to tak, żeby stuknęły o ścianę!

Spanie w łóżku rodziców?

Znajoma wychowawczyni spytała ostatnio w przedszkolu dzieci w wieku od trzech


do sześciu lat, które z nich śpi już samo we własnym łóżeczku. Z 25 dzieci zgłosiło się tylko
jedno. Tak więc wszystkie pozostałe spędzały przynajmniej część nocy w łóżku
rodzicielskim.
Jeśli nawet ta relacja nie jest całkiem typowa, to do sześciu lat spanie z rodzicami jest
bardzo rozpowszechnione. Zgodnie z pewną szwedzką analizą11 razem z rodzicami śpi nocą
ponad 50 procent trzylatków, i - w rezultacie - prawie jedna trzecia dziewięciolatków.
Można by sądzić, że jeśli coś jest tak rozpowszechnione, to nie może być złe. Co jednak
ciekawe - dzieci w łóżku rodziców nie śpią lepiej niż te, które spędzają noc we własnym.
Jest wręcz przeciwnie.
Dzieci śpią w łóżku rodziców często niespokojnie i częściej się budzą12. Dotyczy to
jednak tylko naszego kręgu kulturowego. W innych kulturach bowiem „łoże rodzinne” jest
rzeczą samo przez się zrozumiałą. Rzadko słyszy się tam o zaburzeniach snu u takich dzieci.
Spanie w łóżku rodzicielskim - czy to dobrze czy źle? Na to pytanie nie ma łatwej
odpowiedzi. Oczywiście, rodzice mają uzasadnione powody, aby dziecko wziąć od czasu do
czasu do siebie. Oto kilka przykładów:

• Dziecko ma wysoką gorączkę, oddycha płytko, puls jest bardzo szybki. Chodzi wam o to,
żeby zauważyć każdą zmianę jego stanu.

• Dziecko bardzo silnie kaszle, chwilami brak mu powietrza. Chcecie być pewni, że w
wypadku pogorszenia będziecie mogli zapewnić mu natychmiastową pomoc.

Jasna sprawa, ciężko chore dziecko potrzebuje bliskości rodziców. Najprostszym i


sensownym rozwiązaniem jest wzięcie go do siebie do łóżka.
To samo dotyczy dziecka, które nocą boi się panicznie i płacze ze strachu. Może mu
się przyśniło coś złego albo trudno mu poradzić sobie z problemami minionego dnia.
Fizyczna bliskość rodziców może mu być pomocna. Jeżeli jednak zdarza się to często,
należy koniecznie za dnia poszukać przyczyn i odpowiednio zareagować (bliżej na ten temat
w rozdziale 5).
Dla wielu dzieci spanie w łóżku rodziców nie jest jednak wyjątkiem lecz regułą. Czy
to jest z korzyścią dla dzieci, rodziców i ich wzajemnych stosunków?
Poniższe pytania mogą wam pomóc spojrzeć na to zagadnienie nieco dokładniej.

• Czy przeszkadza ci obecność dziecka między tobą a partnerem?

• Czy wskutek tego gorzej śpicie?

• Czy wpływa to niekorzystnie na wasze życie seksualne?

• Czy dziecko źle zasypia albo nocą kilkakrotnie się budzi?

• Czy w nocy potrzebna jest ci fizyczna bliskość dziecka, gdyż inaczej czujesz się np.
samotny (samotna)?

• Czy twój partner ma inne zdanie na temat obecności dziecka w łóżku rodzicielskim?

• Czy jedno z was chce w tej sytuacji coś zmienić?

Czy odpowiedzieliście na wszystkie pytania negatywnie?


W takim razie prawdopodobnie nie ma problemu. Zdecydowaliście się świadomie
wziąć dziecko do wspólnego łóżka i uważacie to za słuszne. Nie byłoby rzeczą rozsądną
zmieniać cokolwiek wbrew waszemu przekonaniu.
Czy odpowiedzieliście na jedno bądź na kilka pytań pozytywnie? Wówczas sprawa
wygląda inaczej.
Wielu rodziców dzieli łóżko wbrew własnemu przekonaniu z jednym, a nawet z
kilkoma dziećmi. Nie podjęli tej decyzji świadomie, a raczej dlatego, bo „tak się to jakoś
złożyło”. Być może dziecko po przebytej chorobie nie chciało wrócić do własnego łóżeczka
i wyjątek ten stał się przyzwyczajeniem i regułą. W niektórych rodzinach następuje z tego
powodu regularna „przeplatanka”: dziecko przychodzi wieczorem do rodzicielskiego łóżka.
Robi się zbyt ciasno. Ojciec się wyprowadza do pokoju dziecka, zaś matka leży na brzegu
łóżka. Pociecha natomiast spoczywa w poprzek, zajmując prawie całą szerokość łoża.
Obrazek ten charakteryzuje bardzo dobrze zaistniałą sytuację. Małe dziecko zepchnęło
dorosłych rodziców na sam skraj ich łóżka, demonstrując w ten sposób, kto w rodzinie gra
pierwsze skrzypce.

• Uleganie „dla świętego spokoju” i wbrew własnemu przekonaniu prowadzi na dłuższą


metę jedynie do eskalacji walki o władzę. Pamiętajcie o waszej odpowiedzialności i
wyznaczcie swojej latorośli granice. To wy sami musicie zdecydować, co dla waszej
rodziny będzie najlepszym rozwiązaniem.

Opisana powyżej sytuacja jest również dla dziecka dużym stresem. Czuje ono, że
posiada władzę, kiedy nocą kładzie się między rodzicami i w ten sposób ich rozdziela. Ale
możliwe są negatywne konsekwencje tego stanu rzeczy: w wypadku sprzeczki albo rozstania
się rodziców dziecko może dopatrzyć się związku z własnym postępowaniem, wytwarzając
w sobie silne poczucia winy.
Czasami matki albo ojcowie biorą dziecko do małżeńskiego łóżka, gdyż odpowiada
to ich potrzebom. Niejedna żona (i niejeden mąż) są może radzi, gdy obecność dziecka
zapobiega regularnym kontaktom seksualnym. Nieraz dorosły - czy to wychowujący dziecko
samotnie, czy też z powodu częstych nieobecności partnera - nie chce spać sam i dlatego
bierze dziecko do siebie jako namiastkę partnera.

• Spróbujcie zgłębić wasze osobiste powody. Nie jest fair wykorzystywać dziecko do
własnych celów.

Rozdział 3: To co najważniejsze

U niemowląt do sześciu miesięcy pamiętajmy:

• Już podczas pierwszych tygodni życia dziecko może dostawać późny posiłek wieczorny.
Budźcie je regularnie przed pójściem samemu spać i dajcie mu obficie pić. Czas do
następnego posiłku możecie stopniowo wydłużać.

• Jeśli dziecko za dnia bardzo dużo krzyczy, wówczas wymaga szczególnie wyważonego
rozkładu dnia. Należy zrezygnować ze zbyt gwałtownych prób uspokajania. Dajcie mu od
czasu do czasu kilka minut na uspokojenie się samemu.

Reguły od szóstego miesiąca:

• Ustalone pory są najlepszą pomocą przy usypianiu waszego dziecka. Przyzwyczai się do
nich najłatwiej wówczas, jeśli będziecie zawsze kładli je rozbudzone.

• Do końca pierwszego roku życia dzieci potrzebują jeszcze drzemki przedpołudniowej i


popołudniowej. Najdłuższa przerwa w spaniu powinna być zawsze przed nocnym
spoczynkiem.

Reguły obowiązujące w każdym wieku:

• Najpierw wspólna zabawa, potem samodzielne zasypianie. Harmonijny rytuał wieczorny,


dostosowany do wieku dziecka, ułatwia zasypianie i wpływa korzystnie na wzajemne
stosunki między rodzicami a dzieckiem.

• Spanie dziecka w łóżku rodziców ma sens tylko w określonych warunkach.


4
Jak zrobić z „nocnego marka”
dobrego śpiocha

W tym rozdziale dowiecie się:

• jakie przyzwyczajenia przy zasypianiu są szczególnie niekorzystne i prowadzą do


zaburzeń snu

• jak dziecko może się samo nauczyć zasypiać i przesypiać spokojnie całą noc

• jak odzwyczaić dziecko od nocnego karmienia

• co robić, gdy dziecko nie chce zostać w swoim łóżeczku

Niekorzystne przyzwyczajenia przy zasypianiu

Wiecie już, jak przebiega sen dziecka. Jedno jest pewne: wasze dziecko powinno w
miarę możliwości zasypiać w łóżeczku samo i o regularnych porach - wówczas i w nocy
będzie potrafiło samo zasnąć. Ta zależność jest jasna.
Jeśli dziecko ma ponad sześć miesięcy i gdy istnieją jakieś nieprawidłowości w
spaniu, wówczas może wam się wydawać, że coś robicie nie tak jak trzeba. Zadajecie sobie
pytanie, jak można by to jeszcze zmienić. Czy dziecko położyć rozbudzone i zostawić samo
w łóżeczku? Nie czekać aż się znuży, lecz ustalić we własnym zakresie czasy spania? Ale
przecież ono się z tym nie pogodzi! Co począć, gdy zacznie krzyczeć?
Nasza rada: Zaniechajcie popularnej zasady „pokrzyczy i przestanie”. Nie czekajcie,
aż problem rozwiąże się sam, gdyż może to potrwać długo. Wymagana jest raczej wasza
aktywność i postanowienie uczynienia czegoś, co dziecku niezbyt się spodoba. Inaczej
mówiąc, przestańcie robić tylko to, czego chce dziecko. Dla niektórych maluchów - a także
dla ich rodziców! - może się to okazać całkiem nowym przeżyciem.
Na początku prawie wszystkie dzieci zaprotestują, aczkolwiek prawie wszystkie są w
stanie zmienić swoje przyzwyczajenia w przeciągu od dwóch dni do dwóch tygodni, a więc
przesypiać noc, o ile rodzice je w tym systematycznie i konsekwentnie wesprą.
W rozdziale 2. powiedzieliśmy, że jeżeli dzieciom podczas zasypiania pomagają
rodzice, mogą się wyłonić dwa problemy.
Albo dziecko będzie się miało na baczności i zasypianie się przeciągnie, albo też
będzie się budziło nocą z uczuciem, że czegoś mu brak, nie mogąc ponownie zasnąć. Będzie
przy tym płakało tak długo, aż rodzice powrócą do dotychczasowych sposobów usypiania.
Może się to powtarzać kilkakrotnie; dziecko nigdy albo tylko rzadko prześpi spokojnie całą
noc.
Te problemy nie są jednak regułą. Jeżeli dziecko zasypia wieczorem wprawdzie tylko
przy waszej pomocy, jednak daje się bez oporów ułożyć w łóżeczku i śpi spokojnie do
następnego rana, wówczas naturalnie nie ma powodu, aby cokolwiek zmieniać. Jeśli jednak
nocą kilkakrotnie się budzi i zasypia wyłącznie przy waszej pomocy, to wtedy należy wyjść
z założenia, że ta wieczorna „pomoc” powoduje w rzeczywistości zaburzenia snu.

Ze smoczkiem

Kiedy odwiedziła nas matka Roberta, była prawie zrozpaczona. W naszym


„kwestionariuszu o stresie” zakreśliła maksymalną liczbę punktów: „zupełnie
wyczerpana, nerwowo rozkojarzona, wykończona”.
Robert miał wówczas sześć miesięcy i za dnia byt chłopakiem na pokaz. Spał
łącznie 15 godzin, a więc dłużej niż przeciętnie. Zasypiał nawet sam w swoim
łóżeczku. Pomimo tego nie był to sen spokojny. Aby zasnąć, potrzebował smoczka.
Wieczorem nie stanowiło to dla matki problemu, ale nocą Robert budził się od
sześciu do dziesięciu razy i płakał, począwszy od godziny 0.30. Matka musiała za
każdym razem wstawać, iść do jego pokoju ze smoczkiem, po czym chłopiec
ponownie szybko zasypiał. Jego mama natomiast długo jeszcze leżała rozbudzona.
To oczekiwanie „Jeszcze chwila, a zacznie krzyczeć” wywoływało u niej stres nie
pozwalający zasnąć.
Pomimo że Robert zasypiał sam, wymagał nocą systematycznej pomocy
matki, gdyż jeszcze nie potrafił sobie samodzielnie wsadzić smoczka do buzi. Tak
więc Robertowi wiodło się dobrze, podczas gdy dla jego wyczerpanej matki dzień
stawał się zmorą. W tym wypadku smoczek był jedynym niekorzystnym warunkiem
zaśnięcia; konieczną zmianą było zabranie smoczka.

Dzieciom jest łatwiej zrezygnować z ssania smoczka, niż nam się wydaje.
Niezależnie od tego, jak dalece dziecko jest od smoczka uzależnione, po trzech dniach nie
pozostanie po nim nawet wspomnienie. Także Robert przesypiał całą noc po tych trzech
dniach, a w najgorszym wypadku uspokajał się szybko po krótkim płaczu. Jako namiastkę
dostał od mamy futerko do łóżeczka.
Są dzieci, które po zabraniu im smoczka odkrywają swój kciuk, co stanowi raczej
wyjątek niż regułę.
Najczęściej smoczek nie jest jedyną przyczyną nieprawidłowego snu, a raczej
stanowi jedną spośród wielu „pomocy”. Z chwilą, gdy dzieci w wieku od około jednego
roku potrafią go znaleźć samodzielnie w łóżeczku, nie może on już ani im, ani wam zakłócić
snu, najwyżej wówczas, gdy wypadnie z łóżeczka. Najlepszym środkiem zaradczym jest
więc włożenie do łóżeczka kilku smoczków.

Noszenie na rękach

Feliks miał 13 miesięcy, gdy jego rodzice przyszli po poradę. Od piątego do


ósmego miesiąca życia przesypiał noc prawidłowo, ale później zachorował. W tym
czasie jego rodzice przyzwyczaili się do noszenia go na rękach aż do chwili
zaśnięcia. Po wyzdrowieniu Feliks nie chciał jednak z tego przywileju zrezygnować.
Wieczorem noszenie trwało 10 - 15 minut, a w południe nawet pół godziny.
Dodatkowym kłopotem dla rodziców było to, że Feliks domagał się tego pięć do
sześciu razy nocą. Przed każdym przejściem z fazy półsnu do głębokiego snu budził
się i płakał. Na rękach ponownie zasypiał, ale w żadnym wypadku nie można go
było kłaść do łóżeczka zbyt wcześnie.
Widocznie „miał się na baczności”. W rezultacie to noszenie przeciągało się
do dwóch godzin. Rodzice zmieniali się nocą. Ich cierpliwość i ofiarność były godne
podziwu, ale ich siły na wyczerpaniu. Tak więc musieli przekonać chłopca, żeby się
obył bez owej „pomocy” w postaci brania na ręce. Feliks miał tu więcej do
stracenia niż Robert - dla niego to przestawienie się było trudniejsze.

W łóżku razem z rodzicami

Bardzo rozpowszechniona jest inna „pomoc w usypianiu”: Matka albo ojciec kładą
się do łóżka dziecka, aż ono zaśnie, bądź też biorą je do łóżka rodzicielskiego. Inni z kolei
leżą obok łóżeczka, trzymając dziecko za rączkę. Mogłoby się zdawać, że dla wszystkich
tych dzieci bliskość i dotyk rodziców są konieczne.
Ta metoda nie jest dla rodziców tak uciążliwa jak noszenie na rękach. Niektóre dzieci
mają jednak „specjalne życzenia”. A to chcą się bawić włosami mamy, a to być głaskane po
plecach, albo - jak czteroletnia Lina - chcą same głaskać paluszkiem nos mamy lub brodę
taty. Jeśli te dzieci zbudzą się w nocy, wchodzą zwykle same do rodzicielskiego łóżka lub
też są przez rodziców do niego wkładane, o ile nie spędzają tam i tak całej nocy.

Nieco inny przebieg miało to u Larysy. Larysa spała zawsze dobrze, ale w
wieku zaledwie dwóch lat odczula nagle jakąś awersję do swego łóżeczka i
zaczynała krzyczeć, gdy tylko znalazła się w jego pobliżu.
Matka nie była w stanie pojąć tej zmiany. Podejrzewała, że dziecko się boi i
położyła w pokoju dziecięcym dodatkowy materac. Larysa zasypiała na nim obok
swej mamy. Po 20 minutach matka wychodziła z pokoju. Nocą dziewczynka
wzywała mamę z reguły dwa razy. Mama przychodziła, kładła się obok niej na
materacu, czekając, aż Larysa zapadnie ponownie w głęboki sen.
Trwało to kilka tygodni. Matka była w zaawansowanej ciąży i chciała
koniecznie znaleźć wyjście z uciążliwej sytuacji. Ponieważ od pewnego czasu
Larysa już nie odczuwała lęku, a tym samym nie potrzebowała obecności matki,
zmiana tego przyzwyczajenia nie napotkała na większe trudności.

Jak bardzo uporczywe może być jednak takie przyzwyczajenie, niech


świadczy przykład Matthiasa, który miał już osiem lat. Matka co wieczór kładła się
do jego łóżka, aż zasnął. W rezultacie, gdy się przebudził, przychodził regularnie
nocą do rodziców. Jeśli miał szczęście, rodzice tego nie zauważali i wówczas spał
dalej w ich łóżku. Kiedy jednak matka się zbudziła, jego obecność jej przeszkadzała,
wobec czego przenosiła (!) go do jego łóżeczka.
Zmiana wieczornego przyzwyczajenia była prosta. Mama oświadczyła
synowi zdecydowanie, że nie będzie się już kładła do jego łóżka. Chłopczyk
zaakceptował to i od tego czasu już nocą rodziców nie odwiedzał.
Przy piersi lub z butelką

Często dzieciom nie wystarcza sama obecność rodziców. Domagają się dodatkowo
piersi albo butelki. Możliwe są dwa warianty: albo wasze dziecko wypija nocą kilka
buteleczek herbaty bądź mleka, albo też ssie kilka razy w nocy pierś. Przyzwyczaiło się
bowiem być nocą głodne lub spragnione. W takim wypadku należy je stopniowo
odzwyczajać od nocnych posiłków. Taki szczególny przypadek omawiamy w podrozdziale
Odzwyczajanie od nocnych posiłków.
Inny wariant. Wasze dziecko pociąga za sutkę tylko od niechcenia, zamiast
energicznie ssać, bądź też pije z buteleczki tylko kilka łyków. Tu sama czynność ssania jest
ową „pomocą w zasypianiu”. Głód czy pragnienie nie odgrywają praktycznie żadnej roli.

Taki zwyczaj miała sześciomiesięczna Sonia. Zasypiała wieczorem przy


piersi mamy, budziła się nocą dwa razy i była ponownie przykładana do piersi.
Dziewczynka nie piła dużo - raczej sama czynność ssania usypiała ją ponownie.
Sonia musiała się nauczyć zasypiać wieczorem i nocą bez ssania.

Skomplikowane przyzwyczajenia przy zasypianiu

Często dzieci domagają się - poza piersią i butelką - dodatkowych pomocy w


usypianiu.

Na przykład siedmiomiesięcznego Rona matka nocą karmiła piersią trzy do


czterech razy, co mu jednak nie wystarczało. Mama musiała go następnie brać na
ręce i śpiewać.
W śpiewie taty raczej nie gustował. Za to tato musiał swego syna nocą nosić na
rękach.

Wera, 10 miesięcy, przyzwyczaiła się do całego łańcucha „pomocy” w


zasypianiu. Rytuał ten powtarzał się co wieczór i każdej nocy. Najpierw wypijała
wieczorem buteleczkę w łóżku, po czym dostawała od mamy smoczek; jednocześnie
matka dłonią przykrywała jej oczy aż do zaśnięcia. Nocą ta procedura powtarzała
się siedem do dziewięciu razy, przy czym Wera za każdym razem popijała troszkę z
buteleczki. Około 1.00 rodzice brali ją do swego łóżka, gdyż bez tego mata nie dała
się uspokoić

Możliwe są wszystkie powyżej opisane kombinacje przyzwyczajeń przy zasypianiu.


Stanowią one niekorzystne warunki usypiania i wszystkie je można w podobny sposób
zmienić.
Zmiana przyzwyczajeń przy zasypianiu

„Pokrzyczy i przestanie...”?

Najczęstszą radą, jaką rodzice słyszą od znajomych i życzliwych babć, jest „po prostu
pokrzyczy i przestanie”.
Również wielu lekarzy podziela tę opinię (w języku fachowym mowa jest o
„metodzie ekstynkcji”), uzasadniając ją w ten sposób: Jeśli rodzice nocą spełniają żądanie
dziecka wyrażone krzykiem (buteleczka, noszenie itp.), wówczas ten płacz jakoby mu
wynagradzają. Dziecko uczy się: „Jak zakrzyczę, dopnę swego”. Jeśli natomiast nie otrzyma
tego, czego zwykle żąda, płacz nie zostaje nagrodzony. Dziecko dochodzi do wniosku, że
krzykiem nie osiągnie celu i przestaje krzyczeć.
Nasi przodkowie stosowali ten sposób powszechnie. I rzeczywiście - przed 30 - 40
laty nie słyszało się właściwie o nieprawidłowym śnie u małych dzieci. Także z nowszych
badań wynika, że metoda „pokrzyczy i przestanie” jest skuteczna.
A jednak mamy powody, dla których tego sposobu nie zalecany. Może on być tylko
wtedy skuteczny, gdy zastosujemy go konsekwentnie przez kilka dni. Oznacza to, że dziecko
płacze za każdym razem tak długo, aż zaśnie. Tak więc zdarza się, że małe płacze
godzinami, leżąc samotnie w swoim łóżeczku i zupełnie nie rozumiejąc, co się dzieje.
Dotychczas było przecież przyzwyczajone, że przy każdym zapłakaniu ktoś się nim szybko
zajął, a tu ni stąd ni zowąd zostawia się je samo, kiedy płacze. Nie można wykluczyć, że
czuje się opuszczone i przeżywa lęk rozstania Na takie przeżycie nie należy go narażać.
Pomimo tego wielu rodziców w swej bezradności zastosowało to „pozwolenie
dziecku na krzyczenie”, szybko jednak z tego zrezygnowało, gdyż nie dało to pożądanego
skutku.
Jest oczywistą rzeczą, że większość rodziców nie jest w stanie przysłuchiwać się
bezczynnie przez dłuższy czas płaczącemu maluchowi. Po 10, 20, 30 albo nawet po 60
minutach - w którym to czasie często dochodzi między matką a ojcem do sprzeczki na temat
skuteczności tej metody - rodzice pasują. Jedno z nich idzie do dziecka, bierze je na ręce i
udziela mu akurat tej pomocy przy zasypianiu, od której postanowili je odzwyczaić:
smoczek, buteleczka itp.
W każdym razie przy takim postępowaniu dziecko nie nauczy się usypiać samo. Wie
natomiast, że należy wytrwale krzyczeć, aby przeforsować swoją wolę. Jeśli ten proceder
rodzice zastosują wielokrotnie, przedłużając przy tym czas oczekiwania na uśniecie,
wówczas płacz może się w skrajnych przypadkach przeciągnąć nawet do dwóch, trzech
godzin. Rodzice i dziecko nie wychodzą na tym najlepiej - sytuacja staje się jeszcze gorsza.

Plan terapii.
Juk wasze dziecko może nauczyć się samo zasypiać i przesypiać spokojnie noc

Nasz plan postępowania polega na metodzie opracowanej przez prof. Richarda


Ferbera w jego Centrum Badań Snu Dziecka w Bostonie (USA). Także przy tej metodzie
dzieci tylko rzadko zmieniają swoje przyzwyczajenia bez protestu. Ich krzyk utrzymuje się
jednak w określonych granicach, gdyż wspierają je regularnie rodzice. Nie dostają jednak
wszystkiego tego, czego chciałyby uzyskać płaczem. Dlatego też dość szybko się uspokajają.
Większości rodziców udaje się konsekwentnie zrealizować ów program. Wówczas - i
tylko wówczas - istnieje duże prawdopodobieństwo, że już po kilku dniach dziecko będzie
przesypiało całą noc.

Oto jak wygląda dokładny plan terapii:

• Najpierw ustalcie dziecku realne terminy jedzenia i spania (patrz rozdział 3). W tych
ustalonych terminach kładźcie je za dnia i na noc do łóżeczka, bowiem ustalone godziny
są sensowną i skuteczną pomocą przy usypianiu.

• Należy zrezygnować ze wszystkich innych „pomocy”, z których dziecko dotychczas


korzystało bezpośrednio przed zaśnięciem.

• Oznacza to, że należy co najmniej pół godziny wcześniej zakończyć noszenie na rękach,
dokarmianie, podawanie buteleczki i inne rzeczy dotychczas wymagane przez dziecko
przed zaśnięciem.

• Poświęćcie dziecku ostatnich kilka minut przed zaśnięciem, utrzymując z nim intensywny
kontakt w postaci harmonijnego rytuału wieczornego (patrz rozdział 3). Bezpośrednio po
tym połóżcie je jeszcze rozbudzone do łóżeczka, żegnając się z nim (np. buzi na
dobranoc) i wyjdźcie z pokoju.

• Samo leżenie w łóżku w stanie rozbudzonym jest dla dziecka doznaniem całkiem
niezwykłym. Dlatego też zacznie ono prawdopodobnie płakać, oczekując, iż za chwilę
nastąpi tradycyjny proceder usypiania.

• Tym razem tak jednak nie będzie. Zamiast tego postępujcie według uprzednio
ustalonego harmonogramu, odczekując kilka minut przed ponownym zajrzeniem do
dziecka (diagram 6). Z naszych doświadczeń wynika, że rodzice mogą dziecko
„obciążyć” trzyminutową fazą płaczu. Dlatego proponowany plan rozpoczyna się od
trzyminutowej fazy czekania.

• Spójrzcie na zegarek. Może się wam wydawać, że te minuty wydłużają się w


nieskończoność. Drzwi do pokoju dziecka mogą być w tym czasie zamknięte.

• Jeśli dziecko wciąż jeszcze płacze, wejdźcie do niego po upływie tego czasu, pozostając
przy nim przez minutę lub dwie. Możecie wówczas spokojnym głosem z nim
porozmawiać, pocieszyć je i pogłaskać. Jeśli dziecko wstało, należy je ponownie położyć,
jednak nie kilka razy z rzędu. Nie należy dziecka w żadnym wypadku brać na ręce ani też
nie dawać żadnych innych „pomocy”, jak smoczka czy buteleczki. Nie powinno ono też
zasypiać w waszej obecności. Sens waszego pojawienia się jest taki, żeby zrozumiało, iż
„wszystko jest w porządku. Jestem przy tobie, ale teraz musisz się nauczyć zasnąć samo”.
Kilkakrotne powtarzanie tych słów może być pomocne. Z samej intonacji wyczuwa ono
pewność i zdecydowanie, jak również ciepło i uczucie - nawet wówczas, gdy jeszcze nie
rozumie sensu samych słów.

• Niektóre dzieci reagują na obecność rodziców jeszcze intensywniejszym krzykiem. W


takim wypadku pozostańcie przy nim tylko przez chwilę. Słuszna okazała się następująca
reguła: im bardziej dziecko rozkrzyczane, tym krótsza wizyta. Niemniej należy zawsze do
niego zaglądnąć, aby się nie poczuło osamotnione.

• Niezależnie od tego czy dziecko się uspokoiło, czy też nie, wyjdźcie z pokoju najpóźniej
po dwóch minutach, spoglądając na zegarek. Tym razem poczekacie nieco dłużej -
według harmonogramu pięć minut - po czym zaglądniecie ponownie, aby się przekonać,
czy wszystko jest w porządku. Następnie postępujcie tak jak opisano wyżej. Wyjdźcie z
pokoju po jednej do dwóch minut, przedłużając tym razem czas czekania do siedmiu
minut.

• Jeśli dziecko jeszcze nie śpi, zaglądajcie do niego co siedem minut, pocieszając je i dając
mu do zrozumienia, że jesteście na miejscu - aż wreszcie rzeczywiście samo zaśnie w
swoim łóżeczku.

• Zarówno przy dziennej drzemce, jak i przy wieczornym zasypianiu i nocnym budzeniu się
zacznijcie pierwszego dnia od trzyminutowego czasu czekania, wydłużając ten okres do
siedmiu minut.

• Następnego dnia rozpocznijcie od pięciominutowego czasu czekania, przedłużając go do


9 minut. Czasu tego należy przestrzegać do chwili, aż dziecko zaśnie. Trzeciego dnia
zacznijcie od siedmiu minut, dochodząc stopniowo do 10 minut. Jeszcze dłuższych
czasów czekania należy jednak zaoszczędzić tak dziecku, jak i sobie.

• Wchodźcie do pokoju dziecka tylko wówczas, gdy rzeczywiście płacze. Przy lekkim
popłakiwaniu czy też marudzeniu odczekajcie, aż uspokoi się samo.

Przy tej metodzie dziecko jak gdyby oducza się krzyczenia. Zamiast oczekiwanej
pomocy przy zasypianiu osiąga bowiem tylko tyle, że matka lub ojciec na krótko do niego
zaglądają, aby je pocieszyć. Jednocześnie jest zmęczone, gdyż kładzie się spać o ustalonych
i rozsądnych porach. Dlatego też szybko dochodzi do następującego wniosku: „Zadaję sobie
sporo trudu i krzyczę, a co z tego mam? Dla tej odrobiny korzyści cały mój wysiłek się nie
opłaca. To już lepiej sobie zasnę”. Potrzeba snu jest na dłuższą metę silniejsza niż
przyzwyczajenie, o którego zachowanie dziecko na początku walczy. Stopniowe wydłużanie
czasu czekania prowadzi do tego, że dziecko pojmuje, iż dłuższy płacz do niczego nie
prowadzi, „moi rodzice i tak nie robią tego, co ja chcę.” Dodatkowo następuje kolejny
proces uczenia się. Za każdym razem, kiedy dziecko samo zaśnie, zbliża się ono nieco do
najważniejszego celu: godzi się z tym, że zasypia w łóżeczku samo. Z czasem uczucie to
przechodzi w przyzwyczajenie, które z kolei zastępuje dotychczasowe mało przydatne
pomoce w zasypianiu. Co prawda dziecko będzie się budziło nadal nocą, ale jest ono już w
stanie zasnąć bez waszej pomocy, ponieważ ów stan „jestem samo w moim łóżeczku” został
uznany za normalny, nie wywołujący już alarmu.

• Jeśli dziecko za dnia nie zasnęło po upływie godziny, należy je z łóżeczka wyjąć i
spróbować przetrzymać aż do następnej przewidzianej pory spania. Może wówczas
zacząć grymasić, nawet zasnąć podczas zabawy. W takim przypadku można je przykryć i
pozwolić na pół godziny snu. Jakkolwiek by było, usnęło bez waszej pomocy.

• Ważne jest budzenie dziecka za dnia i rano o ustalonych porach, nawet wówczas, gdy
dłuższy czas nie spało, ponieważ „nadrabianie” straconych okresów spania może
doprowadzić do bardzo niekorzystnego rytmu snu (rozdział 3).

Pierwsze dwa dni względnie dwie noce mogą być dla rodziców i dla dziecka trudne.
Niektóre dzieci jeszcze nigdy nie zasypiały same w swoim łóżku. Od ich temperamentu i
dotychczasowych doświadczeń zależy, jak zareagują i jak energicznie będą się broniły przed
tym przestawieniem.
Są dzieci, które nie płaczą dłużej niż 15 minut i które już po dwóch, trzech dniach
zmieniają swoje przyzwyczajenia. U innych do chwili zaśnięcia może minąć godzina lub
dwie, niekiedy trwa to dłużej. W tym czasie matka lub ojciec zaglądają do nich 10 razy albo
i częściej, aby je pocieszyć i dać im do zrozumienia, że nie są same i że wszystko jest jak
należy.
Jeżeli rodzice będą postępowali bardzo konsekwentnie według tego planu, to już
po trzech dniach będzie można zauważyć znaczną poprawę, a nawet okaże się, że
problem został rozwiązany.
Rzadko się zdarza, aby ten proces przestawiania trwał dłużej niż tydzień, w żadnym
jednak wypadku dłużej niż dwa tygodnie. Tyle czasu wystarcza, aby dzieci przyzwyczaiły
się do samodzielnego zasypiana i przesypiania całej nocy.

Odchylenia od planu terapii

Okresy czekania przedstawione na diagramie 6. zdały w praktyce egzamin.


Większość rodziców nie ma z tym kłopotów. Niezależnie od tego można opracować inny
harmonogram.

• Jeśli czasy czekania wydają się wam zbyt długie, wówczas podane okresy możecie
skrócić o 2 minuty. Doszedłszy do 5 minut, nie musicie tego czasu dodatkowo
przedłużać. Nawet jeśli nie pozostawiacie dziecka nigdy samego dłużej niż 5 do 6 minut,
terapia będzie na dłuższe metę skuteczna.

• Inni rodzice okresy czekania nieco wydłużali, gdyż ich obecność nie uspokajała dziecka,
lecz coraz bardziej irytowała. Także prof. Ferber, który tę metodę opracował, zaleca
znacznie dłuższe okresy czekania.

• O sukcesie nie decyduje to, jakie ustaliliście okresy. Ważniejsze jest ustalenie takiego
harmonogramu, którego zaakceptujecie i który będziecie mogli do końca zrealizować. W
czasie terapii nie należy go już zmieniać. Nawet jeśli po pewnym czasie przyjęty
harmonogram wyda się wam zbyt dowolnie ułożony, ważne byście wiedzieli wcześniej,
jaki będzie wasz następny krok. Daje to pewność działania w sposób kontrolowany i
prowadzący do celu. Tę pewność dziecko wyczuje i znacznie szybciej zrezygnuje z
walki o stare przyzwyczajenia (która przecież jest częściowo walką o władzę), niż
wówczas, gdy widzi u was bezradność i niepewność.

• Z reguły zalecamy od początku postępować według tego planu za dnia i w nocy: podczas
każdej drzemki dziennej, wieczorem i po każdym nocnym przebudzeniu. Wynik tej
metody jest bardzo dobry, gdyż w rezultacie dzieci za każdym razem same zasypiają,
przyzwyczajając się szczególnie szybko do nowej sytuacji, jaką jest leżenie samemu w
łóżku.

Z różnych względów wielu rodziców nie może i nie chce zbyt nagle wprowadzać
tego programu przestawiania snu dziecka kilka razy za dnia i w dodatku jeszcze w nocy.
Wówczas sensowna może okazać się kolejna zmiana planu terapii, i to w dwóch etapach:

• W pierwszym etapie dziecko uczy się najpierw według planu terapii zasypiać samo za
dnia i wieczorem. Jeśli zbudzi się nocą, otrzyma normalną pomoc w zasypianiu, i to
natychmiast, bez żadnego okresu czekania. W ten sposób noce stają się spokojniejsze.

• Często dzieci budzą się nadal regularnie nocą, pomimo że potrafią już bez kłopotów
zasypiać same za dnia i w nocy. W takim wypadku zastosujecie plan terapii także nocą.
Przy tej metodzie potrwa naturalnie dłużej, aż dziecko zacznie przesypiać całą noc.

Kontrola efektu terapii. Protokół snu

W rozdziale 3, w którym była mowa o stałych porach snu, przedstawiliśmy protokół


snu. Jeśli zechcecie nauczyć dziecko nowych reguł zasypiania według opisanej wyżej
metody, protokół ten może się okazać bardzo pomocny. Prosimy o nanoszenie okresów
spania, ale i czasów płaczu, na plan dobowy (s. 145), co umożliwi wam dokładną kontrolę
przebiegu terapii.

Protokół snu Very przedstawiony na następnej stronie ma dość typowy


przebieg. Przed terapią usypianie dziewczynki było bardzo skomplikowane:
buteleczka, ssanie piersi, smoczek, kładzenie ręki na oczy i branie do łóżka
małżeńskiego. Zabiegi te powtarzały się nocą 7 do 9 razy. Vera zasypiała
wieczorem dopiero po dwóch godzinach, czuwając nocą dodatkowo jedną godzinę.
Brakowało jej co najmniej trzech godzin snu.
Vera miała dużo do stracenia. Rodzice wiedzieli, że ma bardzo silną wolę,
zatem zdawali sobie sprawę z tego, że nie zrezygnuje ze swoich przyzwyczajeń bez
protestu. Dlatego też czekali, aż ojciec Very będzie miał dzienną zmianę i będzie
mógł wesprzeć żonę przy realizacji programu. Poza tym rodzice zdecydowali się w
ciągu następnych dni spać w salonie, jako że łóżeczko Very stało z braku miejsca w
sypialni rodziców. Od tej chwili córeczka nie dostawała przy zasypianiu ani butelki,
ani smoczka. Rodzice nie pozostawali już przy niej aż do zaśnięcia i nie brali jej do
swego łóżka.
Jak można się było spodziewać, pierwszy dzień był bardzo trudny. Spanie w
południe wypadło całkowicie, gdyż Vera broniła się prawie godzinę przed
zaśnięciem, po czym wyjmowano ją z łóżka. Reszta dnia też była wyczerpująca, bo
dziecko bardzo marudziło i było zmęczone. Jednak wieczorem, znużona, zasypiała
bez protestu w swoim łóżeczku.
Po normalnej fazie głębokiego snu nastąpiło niemiłe przebudzenie. Vera
stała w łóżku i rozpaczliwie krzyczała. Na wejście ojca i jego próby pocieszania
reagowała jeszcze donioślejszym wrzaskiem. Początkowo po położeniu jej
natychmiast ponownie wstawała. Mimo to ojciec wciąż podchodził do niej, aby jej
powiedzieć, że wszyscy są na miejscu i że wszystko jest w porządku. Łącznie był u
niej 8. razy, aż wreszcie usnęła. W końcowej fazie leżała spokojnie w łóżeczku, a
przerwy między płaczem były coraz dłuższe. Gdy Vera tylko cicho kwiliła albo
milczała, ojciec nie wchodził do niej.
Matka dziecka leżała w tym czasie na tapczanie, słuchając przez słuchawki
muzyki, co uprzednio uzgodniła z mężem, bowiem nie była pewna, czy byłaby w
stanie stawić czoło tej trudnej sytuacji.
Następnych 5 godzin dziecko przespało bez zakłóceń. Było to jak na nią,
która dotychczas od 23.00 co godzinę się budziła, czymś bardzo niezwykłym.
Zbudziła się jeszcze o 4.00, a następnie ponownie o 6.00, ale wystarczyło, że ojciec
raz tylko do niej zajrzał.
Jak widać z protokołu snu (diagram 7), już od drugiego dnia nie było
protestów przy drzemce południowej. Większość dzieci - także Vera - akceptuje
zmiany łatwiej za dnia niż nocą. Trzeciego dnia nastąpiła jeszcze jedna typowa
zmiana: dziewczynka zbudziła się w nocy dokładnie o tej samej porze co w
przeszłości, ale tylko krótko zapłakała i ponownie zasnęła bez potrzeby odwiedzania
jej.
Począwszy od piątego dnia dziewczynka przesypiała całą noc, abstrahując
od sporadycznego, bardzo krótkiego płaczu. Jej czas spania przedłużył się średnio z
10 do 14 godzin. Po ośmiu miesiącach podczas badania kontrolnego okazało się, że
terapia przyniosła trwałą poprawę. Vera zasypiała teraz bez kłopotów po 5-10
minutach. Jedynym „wsparciem” był Jasiek, do którego się przytulała. Nocą
przesypiała 11,5 godzin, a w porze południowej spała dodatkowo 2,5 godziny.

Jakie problemy mogą sią pojawić

Nie wszystkie dzieci mają tyle kłopotów z przestawieniem się, co Vera. Na początku
rozdziału mówiliśmy o Robercie, który zawsze wymagał smoczka, i o Laryssie, której matka
musiała się kłaść obok niej na materacu. Tak jedno jak i drugie nie płakało nigdy dłużej niż
15 minut i każde z nich już po trzech dniach przesypiało całą noc. Jeżeli owo przestawienie
się przebiega tak bezproblemowo, wówczas rodzice pytają: „I to wszystko?”. Nie mogą
bowiem pojąć, że tak małym nakładem można uzyskać tak duży efekt. Niestety nie zawsze
wszystko przebiega tak gładko. Niektóre dzieci walczą bardziej zawzięcie i krzyczą dłużej.
U małego Rona, którego trzeba było odzwyczaić od ssania piersi, noszenia na rękach
i śpiewania, zdecydowana zmiana na lepsze nastąpiła dopiero ósmego dnia. 11-miesięczna
Janina wprawdzie przesypiała noc po stosunkowo krótkim czasie odzwyczajania, jednak
przez trzy tygodnie popłakiwała jeszcze kilka minut przed zaśnięciem.
Niektóre dzieci łatwo wymiotują, wystarczy np., że zaniosą się gwałtownym
krzykiem. Zwykle nie jest to spowodowane jakimiś zaburzeniami, choć, co jest zrozumiałe,
rodzice będą przestraszeni. U takich dzieci do wymiotów może także dojść podczas
realizowania programu przestawiania. Rodzice powinni wówczas natychmiast zająć się
dzieckiem, wszystko oczyścić, po czym jednak kontynuować terapię bez „nagradzania” tego
incydentu. Pomożecie dziecku bardziej, gdy podejdziecie do tej sprawy rzeczowo i
spokojnie.

Tak to było w wypadku Feliksa, którego rodzice chcieli odzwyczaić od


nocnego noszenia na rękach, Po pięciominutowym płaczu chłopczyk zwymiotował, a
po następnych pięciu - ponownie. Tak jak postanowiono, matka przebrała synka bez
komentarza i na nowo posłała łóżeczko. Następnie postępowała zgodnie z
harmonogramem, czyli na zmianą czekała i wchodziła do pokoju dziecka. Wymioty
ustały. Po kilku dniach Feliks przesypiał cala noc.

12-miesięczny Pascal był bardziej uparty. Doszedł już bowiem do wniosku,


że jeśli niczego nie osiągnie krzykiem, to wymiotowanie na pewno pomoże. Wymioty
wywoływał świadomie, wkładając palec do gardła. W ten sposób mógł w każdej
chwili przeforsować swoją wolę. Pascala należało odzwyczaić od obecności matki
przy łóżku. Pierwszego wieczora był tak wściekły, że wkładał sobie pięć razy pod
rząd palec do gardła i wymiotował. To samo zrobił podczas drzemki południowej, i
dopiero trzeciego dnia, kiedy zarówno matka, jak i psycholog już prawie zwątpiły w
skuteczność swoich działań, nastąpiła zmiana. Od piątego dnia chłopczyk spał
normalnie.

Najwidoczniej stosował wymiotowanie jako środek do przeprowadzenia swojej woli.


Gdyby mu się to udało, nie mógłby się prawdopodobnie w przyszłości oprzeć pokusie
dalszego stosowania tej metody. Zamiast tego doszedł do wniosku, że jeśli zwymiotuje, to
matka przyjdzie tylko po to, żeby go oczyścić, ale nie położy się obok niego do łóżka. W
rezultacie zdecydował się wreszcie samemu zasypiać, pojąwszy po paru dniach, że jest to
całkowicie normalne i przyjemne. Jego matka zaś mogła po raz pierwszy od roku zająć się
wieczorem czymś pożytecznym - bez konieczności leżenia obok małego. Pascal pozwalał
również, aby do łóżeczka kładli go także tata albo babcia.
Pascal jest przypadkiem skrajnym. Dla niego i dla matki to przestawienie się było
bardzo trudne. Z drugiej strony matka znajdowała się przedtem w stałym napięciu, co
odbijało się na stosunku do dziecka i z czego zdawała sobie doskonale sprawę. A więc
należało bezwzględnie coś zmienić. Tylko dlatego udało jej się pozostać konsekwentną
przez kilka dni - pomimo dużych kłopotów.
Najczęściej terapia nie przebiega tak dramatycznie. Mimo to rodzice powinni się
liczyć z tym, że pierwsze dwa, trzy dni mogą być trudne dla wszystkich członków rodziny.
Oto jeszcze kilka wskazówek mogących ułatwić pokonywanie ewentualnych
trudności:

• Wybierzcie korzystny termin rozpoczęcia wdrażania zmian, na przykład co najmniej dwa


tygodnie przed wyjazdem na urlop, kiedy to nowe przyzwyczajenia jeszcze się nie
ustabilizowały i wskutek zmiany otoczenia spodziewany sukces może stanąć pod znakiem
zapytania. Natomiast zmiana miejsca snu w dniu rozpoczęcia terapii, np. ze sypialni do
pokoju dziecięcego, może się okazać pomocna.

• Ojciec może się zmieniać z matką przy realizacji tego planu, jednak nie nocą. Jest bardzo
ważną rzeczą, aby oboje dążyli wspólnie do osiągnięcia celu. Zdecydujcie, które z
was będzie bardziej konsekwentne, i wówczas ta osoba powinna przejąć obowiązki w
czasie pierwszych dwóch dni. Nie dajcie się sprowokować życzeniami pociechy w
rodzaju: „A ja chcę mamę!”, lecz podejmijcie decyzję sami.

• Jeśli z braku miejsca łóżeczko stoi w waszej sypialni, wówczas możliwych jest kilka
wariantów. Wielu rodziców postanawia spać kilka dni w innym pokoju. Do sypialni
wprowadzają się ponownie wówczas, kiedy dziecko przesypia już całą noc. Inni znowu
na pewien czas przekwaterowują je w przenośnym łóżku do innego pokoju. Także i to
daje dobry skutek, mimo że dziecko musi się pogodzić ze zmianą otoczenia. Można też
postawić łóżeczko w innym miejscu sypialni albo założyć zasłonę tak, aby nie było
kontaktu wzrokowego. Realizacja tego planu jest nawet wówczas możliwa, gdy łóżeczko
stoi w sypialni rodzicielskiej. Wówczas jednak rodzice potrzebują szczególnie silnej woli
do przetrwania okresu przejściowego. Obecność rodzeństwa w tym samym
pomieszczeniu także utrudnia terapię. Może siostrę czy brata da się na kilka dni
przekwaterować. Jeśli nie to płacz jednego dziecka będzie naturalnie budził drugie. Mimo
to możecie postępować dokładnie według przyjętego planu. Z naszych doświadczeń z
bliźniakami wiemy, że metoda ta funkcjonuje, nawet jeśli jej wprowadzanie w życie
będzie przebiegało nieco trudniej.

• Zdecydujcie w każdym razie, zanim podejmiecie stosowne kroki, jak chcecie wydłużać
czasy czekania - np. z jednej minuty do maksymalnie sześciu, czy też z trzech do
dziesięciu. Uzgodnijcie też przedtem, czy zamierzoną terapię będziecie rozpoczynali
najpierw tylko za dnia i wieczorem, czy też za dnia i nocą jednocześnie.

• Jeśli dziecko w trakcie terapii zachoruje, na przykład będzie miało wysoką gorączkę albo
silne bóle, program należy natychmiast przerwać. U chorego dziecka przyzwyczajenia nie
mają zasadniczego znaczenia. Jeśli się źle czuje, będzie wymagało waszego całkowitego
poświęcenia. Po wyzdrowieniu można zaryzykować ponowne rozpoczęcie terapii;
również wówczas, gdy dziecko już przez pewien czas dobrze spało, lecz wskutek choroby
nastąpił powrót do stanu pierwotnego. Może się zdarzyć, iż będziecie musieli ten plan
„przerabiać” kilkakrotnie, z tym jednak, że za każdym razem efekt uczenia się będzie
szybciej dostrzegalny.

Im bardziej skomplikowane są zewnętrzne warunki, tym więcej potrzeba wyobraźni.


Na przykład pewna matka odczekała, aż mąż wyjedzie w podróż służbową. Dzięki temu
mogła zastosować tę metodę z całym spokojem. Po powrocie mąż zastał dziecko śpiące bez
żadnych problemów.
Inny ojciec miał całkowicie niecodzienny pomysł. Obowiązek kładzenie dziecka do
łóżeczka wziął na siebie, zamykając każdorazowo żonę - za jej zgodą - w innym
pomieszczeniu aż do zaśnięcia maleństwa. Chodziło o to, aby nie mogła bezpośrednio
ingerować w ustalony tryb postępowania.

Nocne nawyki picia. Odzwyczajanie od nocnych posiłków


Bardzo rozpowszechniony jest zwyczaj usypiania dziecka przez podawanie piersi lub
buteleczki. U noworodków wynika to tak jakoś samo z siebie. Stąd pokusa kontynuowania
tego zwyczaju.
Poza tym cóż to za cudowne uczucie, gdy maleństwo się stopniowo podczas picia
odpręża i słodko zasypia. O ile przesypia ono regularnie aż do następnego rana, nie ma
naturalnie powodu do zmiany. Jeśli jednak nocą budzi się kilka razy i jeśli potrafi ponownie
zasnąć tylko przy piersi albo z buteleczką, wówczas picie jest niekorzystnym warunkiem
zasypiania, powoduje zaburzenia snu i utrudnia dziecku przyswojenie sobie nawyku
przesypiania nocy. Tak więc karmienie piersią i butelką za dnia i wieczorem należy
oddzielić od zasypiania - tzn. należy karmić zawsze co najmniej pół godziny wcześniej.
Nocne picie wpływa niekorzystnie na dziecięcy sen także pod innym względem.
Nadmiar płynów oznacza mokre pieluszki. Jeśli wasze dziecko dostaje nie tylko herbatę lub
wodę, lecz także mleko, a nawet papkę, oznacza to dla żołądka i jelit wytężoną pracę w
nocy. Organizm nie może więc całkowicie przestawić się na spanie.

• Nocą niemowlę w wieku 5-6 miesięcy nie potrzebuje właściwie żadnego posiłku. Jeżeli
zawsze pije mało (np. wypija tylko małą buteleczkę albo ssie pierś niezbyt intensywnie),
możecie z dnia na dzień skreślić nocne posiłki, postępując dokładnie według wyżej
opisanego planu terapii. Podobnie, jeśli ma więcej niż dwa lata. Nawet wówczas, kiedy
pije nocą kilka buteleczek, możecie je natychmiast odstawić. Owszem, dziecko może
jeszcze odczuwać „przyuczone” pragnienie lub głód, ale w ciągu 1-3 dni przestawi swoje
przyzwyczajenia, pijąc za dnia odpowiednio więcej, jeśli nocą niczego nie dostanie.

• U młodszych dzieci, pijących nocą bardzo dużo albo jedzących bardzo treściwe posiłki,
jak np. papkę, stopniowe odzwyczajanie jest jeszcze bardziej sensowne. W przeciągu
tygodnia możecie stopniowo zredukować te ilości płynów do zera.

• Należy przy tym postępować następująco: Jeśli dziecko karmicie piersią, to oddzielcie
wieczorne karmienie od procesu zasypiania. Patrzcie nocą podczas karmienia na zegarek i
przystawiajcie dziecko do piersi za każdym razem o minutę krócej. Jednocześnie
wydłużajcie czas między posiłkami. Ustalcie w przeddzień, kiedy dziecko dostanie
najwcześniej następny posiłek. Jeśli chciałoby jeść wcześniej albo też miałoby płakać po
karmieniu, postępujcie według planu terapii. Zbyt krótkie czasy karmienia, np. poniżej 3
minut, raczej irytują i powinno się z nich zrezygnować.

• Jeżeli wasze dziecko pije nocą z butelki, postępujcie podobnie. Zamiast skracać czas
karmienia, wlewajcie za każdym razem do buteleczki 10 - 20 ml mniej płynu. Doszedłszy
do małej ilości, w ogóle odstawcie butelkę. Jednocześnie czas między podawaniem
butelki należy codziennie wydłużać.

• Niektóre matki w dalszym ciągu karmią jeszcze rano między 5.00 a 6.00, gdyż dzieci
potem szczególnie dobrze śpią. O ile to wszystkim wychodzi na dobre - w porządku.
Jednak na dłuższą metę dzieci śpią bez tego wczesnego śniadania równie dobrze.

Nocne przyzwyczajenia do picia mogą się wkradać powoli.

U 10-miesięcznego Tilla zaczęto się wszystko całkiem niewinnie od jednej


buteleczki. Jednak po kilku tygodniach doszedł do dziewięciu butelek każdej nocy.
Było to ponad litr. Wszystkie wypijał do dna. Trzeba go było nocą parokrotnie
przewijać.

Andrzej miał prawie dwa lata. Do dnia konsultacji zasypiał zawsze przy
matczynej piersi. Także nocą trzeba go było karmić 3. do 5. razy. Matka nie robiła
tego ani chętnie, ani dobrowolnie, lecz z uczuciem bezsilnej złości. Każda próba
przestawienia tych zwyczajów kończyła się wrzaskiem albo wymiotami. Mama czuła
się szantażowana i wykorzystywana. Karmienie piersią nie było już żadną sielanką.
Określała to: „Wpycham mu pierś do gardła”. Dalszych dzieci nie chciała mieć, a
gdyby nawet pojawiło się jeszcze jedno, to nie miała zamiaru karmić go piersią. Nie
mogła już sobie w ogóle wyobrazić, że jej syn mógłby sam zasnąć w łóżeczku.
W tym wypadku stosunek między matką a dzieckiem był w pewnym stopnia
zakłócony. Należało zastosować nieco łagodniejszy sposób postępowania. W ciągu
trzech dni matka osiągnęła tyle, że Andrzej tolerował bez protestu jej obecność przy
łóżeczku, pozwalał się trzymać za rączkę i zasypiał bez piersi. Oznaczało to dla niej
wielki postęp.

Inny skrajny przypadek stanowiła 15-miesięczna Sabrina. Źle jadła. Co


prawda przybierała na wadze, ale niewystarczająco. Rodzice stwierdzili kiedyś, że
dziewczynka najchętniej wypija butelkę w półśnie. A więc na butelkę założyli
smoczek z większą dziurką i napełniali ją papką. Sabrina wypijała co noc do
jednego litra papki w postaci 4-5 buteleczek. Budziła się jednak nocą do dziesięciu
razy. Pełny żołądek stanowił poważne zaburzenie jej rytmu snu. Za dnia prawie nic
nie jadła. Opinia o „źle jedzącym dziecku” zdawała się potwierdzać.
Rodziców Sabriny nie można było przekonać, że także ich córka może się
nocą obyć bez posiłków, a po kilku dniach przyzwyczaić się do zjadania ich w dzień.
Byli pewni, że mała musi jeść właśnie tak, a nie inaczej. Po konsultacji ograniczyli
stopniowo ilość picia do jednej buteleczki 200 ml w nocy, gdy się zbudziła. To
można było już zaakceptować.

Na przykładzie 11-miesięcznej Leny można prześledzić proces odzwyczajania


od co najmniej pięciu nocnych karmień piersią. Przed konsultacją matka wpisywała
przebieg ostatnich 12 dni do protokolu snu (diagram 8). Do karmienia zawsze brała
córkę do łóżka, gdzie Lena pozostawała całą noc. Także za dnia i wieczorami trzeba
było się z nią położyć, bo dziewczynka zasypiała tylko przy piersi. Na diagramie
czasy karmienia są zaznaczone jako szare punkty.
W dniu konsultacji Lenę położono po raz pierwszy samą do łóżeczka. Od tej
chwili nanoszono dalszy przebieg zasypiania w drugim protokole snu (diagram 9).
Trwało prawie godzinę, aż mała zasnęła. Po godzinie się obudziła, kiedy mama
zajrzała ukradkiem do jej pokoju. Tym razem Lena płakała tylko kilka minut, po
czym nastąpiła 5-godzinna faza snu - najdłuższego w jej życiu.
O 4.00, natychmiast po przebudzeniu, Lena dostała pierś. Tak samo było
także drugiego i trzeciego dnia. Co prawda przez pewien czas płakała wieczorami
jeszcze przez parę minut przed zaśnięciem, ale w zasadzie od tego czasu przesypiała
noce bez posiłków.
Nasze dziecko nie chce zostać w łóżeczku

Już w trzecim rozdziale mówiliśmy o tym, czy dziecko ma spać w łóżku rodziców,
czy też nie. Jeśli dziecko potrafi już wyjść samo ze swego łóżeczka, wówczas może przejść
do łóżka rodzajów, aby tam dalej spać. Może się z tego wytworzyć przyzwyczajenie do
zasypiania razem z nimi. Jeśli to nikomu nie przeszkadza, nie ma powodu do zmiany. Jeżeli
jednak taki układ wam nie odpowiada, a wręcz przeszkadza, to i dziecko to odczuje.
Powinniście więc zdecydować, czy chcecie dokonać zmiany, która w rezultacie może się
okazać korzystna dla wszystkich.

Z powrotem do własnego łóżka

Kiedy matka Caroli przyszła na rozmowę, dziewczynka miała cztery lata. Do


trzeciego roku życia nie było kłopotów ze spaniem. Carola należała do grupy
śpiochów, spała raczej dużo, szła chętnie do własnego łóżeczka i zwykle przesypiała
całą noc.
Przed półtora rokiem była z ojcem 10 dni na urlopie, gdzie spała u niego w
łóżku. Po powrocie było podobnie. Co prawda dawała się wieczorem bez problemu
położyć do własnego łóżka, ale po pierwszej fazie głębokiego snu - czyli między
22.00 a 23.00 - budziła się i wdrapywała do małżeńskiego łóżka, gdzie lądowała u
boku taty. Stanowiło to jednak poważne utrudnienie dla obojga rodziców. Ciasnota
w łóżku i niespokojne ruchy córki zakłócały ich sen, a matka cierpiała, że nigdy nie
może być z mężem sama.
Dlatego też próbowała od kilku tygodni ekspediować córkę z powrotem do
jej łóżeczka, i to od 6. do 10. razy w ciągu jednej nocy. Carola za każdym razem
wracała. Po wielu nieudanych próbach matka dała za wygraną - przecież małej i
tak zawsze udawało się zdobyć miejsce obok ojca.
Matka była sfrustrowana porażką i rozczarowana, że nie znalazła wsparcia u
męża. Zachwiało to jej wiarą we własne siły i kładło się cieniem na pożyciu
małżeńskim. Pomimo że znajdowała się już w stanie dużego napięcia nerwowego, to
jednak po konsultacji udało jej się zainicjować pewną zmianę.
Najpierw przeprowadziła bardzo poważną rozmowę z mężem. Dała mu do
zrozumienia, jakim obciążeniem dla niej samej i dla ich wzajemnego stosunku jest
zaistniała sytuacja. Mąż zgodził się, by rozwiązać wspólnie ten problem. Przejął
zadanie odnoszenia Caroli do jej łóżeczka, co na małej zrobiło wielkie wrażenie.
Zrozumiała bowiem, że nie ma już szans na skłócanie ze sobą rodziców.
Mimo to pierwsze dwie noce były frustrujące. 20. do 30. razy ojciec przenosił
córkę spokojnie ale zdecydowanie do łóżeczka, po czym sama zasypiała. Trzeciego
dnia przyszła już tylko sześć razy. Po 14 dniach miała już za sobą kilka przespanych
nocy. Co drugą noc wołała raz albo dwa, szukając misia, ale potrafiła sama zasnąć.
Każdego rana była bardzo dumna, że jej się to udaje. Po każdej przespanej nocy
wolno jej było wyszukać sobie naklejkę i nalepić na specjalny arkusz papieru. Za
pierwszych pięć naklejek dostała małą nagrodę. W rezultacie matka Caroli
stwierdziła, że córka stała się bardziej wypoczęta i zrównoważona, no a ona sama
była z tej nowej sytuacji bardzo zadowolona.
Metoda „z powrotem do własnego łóżka” nie jest co prawda łatwa w realizacji,
prowadzi jednak prawie zawsze do sukcesu. Rodzice muszą być jednak pewni tego, że
dziecko przychodzi do nich z przyzwyczajenia, nie zaś ze strachu czy w stanie paniki. Tym
tematem zajmiemy się bliżej w rozdziale 5.

Z historii Caroli wynika kilka ważnych warunków dla skutecznej zmiany


przyzwyczajeń spania:

• Oboje rodzice muszą być pewni, że istniejący stan rzeczy chcą zmienić. Dziecko powinno
czuć, że rodzice są co do tego zgodni i że od realizacji planu nie odstąpią.

• „Przeprowadzka” do własnego łóżka nie może być zrozumiana jako kara, a jako
polepszenie dotychczasowej sytuacji. Oto, jak można by to dziecku wyjaśnić: „Tato i ja
pomyśleliśmy sobie, że musimy coś zmienić. Bardzo cię kochamy i lubimy, kiedy się do
nas przytulasz. Ale łóżko jest dla nas trojga po prostu za małe, a ty się w nocy
przewracasz na wszystkie strony. Ja już od kilku tygodni źle śpię i jestem wciąż
zmęczona. Czasem mam z tego powodu zły humor i ty na tym cierpisz. Dlatego
zdecydowaliśmy, że od dziś będziesz spała w swoim łóżku. Jeśli w nocy do nas
przyjdziesz, zaniesiemy cię z powrotem. Nie potrwa długo, a będziesz się w nim czuła
równie dobrze i wszyscy będziemy zadowoleni.”

• Większość dzieci jest dumna, jeśli uda im się przez to przebrnąć. Odczuwają to jako
część uzyskanej samodzielności, kiedy już poczują się bezpiecznie i swojsko w swoim
łóżeczku. Czują się wówczas prawie dorosłe. Oczywiście cieszą się dodatkowo, gdy się je
pochwali. Pomocny może być też jakiś dowód uznania, np. naklejka za każdą noc
spędzoną w swoim łóżeczku. Określoną ilość naklejek można później - jak w przypadku
Caroli - wymienić na małą nagrodę. Ale bądźcie powściągliwi z nagrodami, których rola
polega jedynie na dodatkowym wsparciu w dążeniu do celu. Przyrzeczenie nawet bardzo
atrakcyjnej nagrody nie skłoniło chyba jeszcze żadnego dziecka do przeniesienia się do
własnego łóżka na stałe.

Oto jeszcze jedna krótka historia. Matka 3,5-letniego Tobiasza chciała skłonić go
do spania we własnym łóżku. Obiecała mu, że jeśli trzy noce z rzędu zostanie u
siebie, dostanie fantastyczne auto. Udało się. Tobiasz rzeczywiście został w swoim
łóżku, no i dostał obiecane auto. Jednak czwartej nocy wczołgał się do matczynego
łóżka ze słowami: „Mamusiu, auto już dostałem. Teraz chcę znowu spać z tobą”.

Wyznaczać granice. Czas na „przerwę”

Niektórzy rodzice nie mogą sobie poradzić z metodą „Z powrotem do własnego


łóżka”. Twierdzą, że ich dziecko nie chce w ogóle pozostać w swoim łóżku, ponieważ
natychmiast ponownie wstaje i wraca do rodziców, co przypomina zabawę w kotka i
myszkę. Innym z kolei po prostu brak siły i cierpliwości do ciągłego odnoszenia pociechy.
Również i takie rodziny potrzebują skutecznej rady. Jeśli inne próby zawiodły, a
spokój w rodzinie został poważnie zakłócony, zalecamy zastosowanie przygotowanego
wcześniej planu działania. Jest on zbliżony do metody opisanej w planie terapii. Decydującą
rolę odgrywają w nim drzwi od pokoju dziecięcego. O tym, czy będą one otwarte, czy też na
krótko zamknięte (nie na klucz!) zdecydują swoim zachowaniem dzieci. Prawie wszystkie
oczywiście wolałyby, aby drzwi pozostały otwarte. Będzie to jednak możliwe, jeżeli
pozostaną w łóżeczku. Natomiast jeżeli będą wychodziły z łóżka i biegały po pokoju,
wówczas drzwi pozostaną na krótko zamknięte.
Metoda ta znana jest pod fachową nazwą „time out”, czyli „czas powiedzieć nie”, a
więc sposobem, który już może zastosowaliście jako rodzice z dobrym skutkiem, np. w
następujących sytuacjach:
Dziecko domaga się czegoś usilnie i staje się agresywne Krzyczy, rzuca się, trudno
się z nim porozumieć. Albo też kopie drapie, gryzie kogoś z młodszego rodzeństwa lub
rzuca jedzeniem na wszystkie strony. Prawie wszyscy rodzice są zgodni co do tego, że nie
mogą tolerować takiego zachowania nawet u dziecka dwu lub czteroletniego. Muszą mu dać
do zrozumienia, że nie tędy droga, że przekroczyło dopuszczalne granice. Wyjaśnienia i
dyskusje w takich sytuacjach do niczego nie prowadzą. Jeśli rodzice w swojej bezsilnej
złości krzyczą na dzieci albo je nawet biją, wówczas zwykle wiedzą sami, że co prawda
rozładowali swoje wewnętrzne napięcie, ale bardzo na tym ucierpiał ich stosunek do
dziecka, a poza tym to i tak nic nie pomogło.
Ignorowanie dziecka w takich wypadkach też nie stanowi rozwiązania, gdyż to jemu
pozostawiacie odpowiedzialność i decyzję, jaką taktykę ma zastosować. Z taką sytuacją
dziecko nie mogłoby sobie poradzić, a poza tym mogłoby zrozumieć, że jest wam ono
obojętne. W efekcie będzie jeszcze usilniej zmuszać was do zwrócenia na siebie uwagi. A
kiedy tak się stanie, wyciągnie wniosek, iż musi się w jakiś szczególny sposób zachować,
aby się nim ktoś zainteresował.

• W takiej sytuacji pozostaje właściwie tylko jeden środek wychowawczy godny


zaakceptowania: „przerwa”. Oznacza to krótkotrwałą rozłąkę między matką a dzieckiem.
Matka sadza dziecko na krześle w innym kącie pokoju albo - jeśli jest jeszcze bardzo
małe - wkłada do kojca ze słowami: „Tak nie można, musisz zostać przez chwilę sam.”
Jeśli to nie odniesie skutku, trzeba dziecko zaprowadzić do innego pokoju. Może to być
pokój sąsiedni albo dziecięcy. Należy przy tym z reguły zamknąć drzwi i w najgorszym
wypadku nawet je przytrzymać.

• Istotne jest przy tym, aby czas izolacji był bardzo krótki. Po upływie około minuty
otwórzcie drzwi i spytajcie ugodowo, czy już jest wszystko w porządku. Jeśli zachowanie
dziecka będzie w dalszym ciągu nie do zaakceptowania, zamknijcie drzwi na dalszą
minutę do dwóch.

• Wiele dzieci uspokaja się bardzo szybko. Inne zupełnie tracą opanowanie, tłuką pięściami
albo rzucają przedmiotami o drzwi. Czas czekania, po upływie którego możecie
ponownie wejść do dziecka, można przedłużyć do kilku minut. Nie może on być jednak
dłuższy niż liczba lat dziecka: 2 lata = najwyżej 2 minuty, 4 lata = najwyżej 4 minuty.

• Nie chodzi tu o karę, lecz o wyznaczenie granicy przez rozłąkę. Taki stan nie jest co
prawda dla waszego dziecka przyjemny, nie wywoła jednak żadnych szkód psychicznych.
Z chwilą, kiedy będzie starało się uspokoić same, pochwalcie je, pomagając mu w ten
sposób. Dziecko ma do wyboru: albo dzięki prawidłowemu zachowaniu może ponownie
szybko nawiązać z wami pozytywny kontakt, albo też wskutek niewłaściwego
zachowania spowoduje dłuższą rozłąkę.

Metodę „przerwy” omówiliśmy tak obszernie dlatego, że także podczas pójścia spać
często wybuchają walki o władzę między rodzicami a dziećmi. Również zachowanie się
dziecka wieczorem albo nocą może być nie do zaakceptowania, a nawet prowokacyjne.
Dziecko tylko dlatego przeciąga w nieskończoność wieczorne rytuały i tylko dlatego ląduje
regularnie w łóżku rodzicielskim, gdyż w potyczce o władzę zostało zwycięzcą, a rodzice
zrezygnowali z wyznaczenia dopuszczalnych granic. W takich wypadkach i tylko wówczas,
zalecamy zastosowanie poniższego planu.
Na wstępie jednak ważna uwaga. Jeśli wasze dziecko ma stany lękowe, męczą je złe
sny albo ma bóle, wówczas postępowanie według tego schematu pogorszyłoby tylko
sytuację. Wtedy bowiem potrzebuje ono waszego pełnego oddania, a może nawet miejsca
obok was w łóżku. Jeśli nie wiecie na pewno, gdzie szukać przyczyn tych stanów,
porozmawiajcie z pediatrą albo z kimś kompetentnym, do kogo macie zaufanie.

Metoda zamykania i otwierania drzwi

Poniższą metodę opracował również prof. Ferber. Zmieniliśmy ją jednak w jednym


bardzo ważnym punkcie. W naszej metodzie (diagram 10) drzwi pozostają zamknięte nie
dłużej niż przez 3 minuty, podczas gdy Ferber zaleca do 30 minut (!).

Diagram 10
Liczba minut, w ciągu których drzwi pozostają zamknięte, a dziecko nie leży w łóżku

Szczegółowy sposób postępowania:

• Powiedzcie najpierw dziecku, że od dzisiaj będzie spało w swoim łóżku. Uzasadnijcie też
krótko, dlaczego uważacie to za konieczne, możliwe bowiem, że przedstawionych
powodów nie będzie jeszcze w stanie zrozumieć. Nie może ono jednak w żadnym
wypadku mieć uczucia, że zostało ukarane czy też odsunięte. Musi być zawsze pewne
waszego oddania i gotowości niesienia pomocy. Po sposobie rozmowy wyczuje wyraźnie,
czy mówicie serio, czy też opłaci się walka o to, kto będzie górą.

• Po ustalonym rytuale wieczornym kładziecie dziecko do łóżka. Możecie pozostawić


drzwi otwarte ze słowami: „Zostań proszę w łóżeczku, wówczas drzwi pozostaną
otwarte”.

• Gdyby dziecko wyszło z łóżka natychmiast, włóżcie je z powrotem. Tym razem


zamknijcie drzwi, pozostając przy nich i czekając 1-2 minuty. Przestrzegajcie tego czasu
nawet wtedy, gdy dziecko położy się już wcześniej samo. Możecie jednak rozmawiać z
nim przez zamknięte drzwi informując, kiedy je ponownie otworzycie.

• Jeśli dojdziecie do 3 minut, starajcie się nie przekraczać tej granicy czasowej tak długo,
aż dziecko nie będzie już próbowało wstawać.

• Jeśli zgodnie z planem czasowym otworzycie drzwi, a pociecha będzie leżała w swym
łóżku, porozmawiajcie z nią krótko, chwaląc i pieszcząc. Tym razem wychodząc
zostawcie drzwi otwarte. Jeżeli jednak dziecko nie jest w łóżku, zanieście je tam (ale nie
przemocą!), zamknijcie drzwi, stańcie przy nich i odczekajcie, aż upłynie podany w
planie czas. Tym razem zakomunikujcie: „Jeśli pozostaniesz w łóżku, drzwi będą
otwarte”. O ile dziecko daje się zaprowadzić do łóżeczka bez trudności, a sami jesteście
pewni, że z niego nie wyjdzie, możecie pozostawić od razu drzwi otwarte. Gdyby się to
jednak miało nie udać, to lepiej nie powtórzyć tego błędu.

• Zamiast zamkniętych drzwi możecie też zastosować barierkę, przez którą dziecko nie
będzie mogło przejść. Jednak w tym wypadku miejcie je przez cały czas na oku.

• Unikajcie pogróżek i krzyków. Dziecko ma mieć uczucie, że chcecie mu pomóc w


przezwyciężeniu trudnego etapu. To, czego mu potrzeba, to wsparcie, a nie kara.

• U dzieci starszych, począwszy od około trzech lat, motywację tę można jeszcze


wzmconić nagradzaniem. Możecie na przykład córeczce albo synkowi za każde
pozostanie w łóżku dać jakąś małą nagrodę. Inna możliwość: Dziecko zbiera punkty (np.
wymalowane gwiazdki albo naklejki), które później może wymienić na jakąś większą
nagrodę.

• Streszczenie: Dziecko swoim zachowaniem samo wpływa na to, co może nastąpić. Jeśli
zostanie w łóżku, drzwi pozostaną otwarte, jeżeli wstanie, drzwi pozostaną przez pewien
czas zamknięte. Jeśli będziecie konsekwentni, dziecko prawdopodobnie po upływie kilku
dni przestanie wychodzić z łóżeczka.

Na przykładzie trzyletniej Liny widać, jak realizacja powyższej metody wygląda w


praktyce.

Ojciec Liny musiał kłaść się do jej łóżka, czekając 30 -60 minut, aż zaśnie.
Nocą wchodziła do łóżka rodzicielskiego i pozostawała tam 3 do 8 godzin. Spała
jednak bardzo niespokojnie i w sumie do półtorej godziny czuwała. Przy usypianiu
bawiła się ustami mamy albo brodą taty, co obojgu się raczej nie podobało. Oboje
byli rodzicami szczególnie serdecznymi i zaangażowanymi. Z czasem jednak zaczęli
się czuć poirytowani i bezbronni, jako że nie byli w stanie opanować sytuacji.
Matka Liny była pewna, że mała nie ma stanów lękowych i że może zawsze liczyć na
miłość i troskliwość rodziców. A jednak w czasie rytuału wieczornego zasypiania i
nocami Lina zawsze przeforsowała swoją wolę. Z jej punktu widzenia nie było
powodu zmieniać owych przyzwyczajeń.
Matka Liny zdecydowała się na metodę „otwierania i zamykania drzwi” i
omówiła ją bardzo szczegółowo z babcią. Lina stała obok, przysłuchując się. Tak
więc usłyszała zarówno komentarz babci: „Jesteś pewna, że mała poradzi sobie z
tym?”, jak i odpowiedź matki: „Owszem, gdyż tak jak teraz nie może być dłużej.
Muszę coś przedsięwziąć, a lepszego rozwiązania nie widzę”.
Od pierwszego dnia Lina pogodziła się z tym, że ma w łóżku zasypiać sama.
Przespała nawet całą pierwszą noc. W czasie następnych nocy przenoszono ją do
własnego łóżeczka, zawsze tylko jeden raz. Drzwi nie musiały nigdy pozostać
zamknięte dłużej niż łącznie 5 minut. Po dwóch tygodniach dziewczynka
przychodziła jeszcze od czasu do czasu - zwykle niezauważenie - do rodzicielskiego
łóżka.
Jednak przeważnie pozostawała we własnym łóżeczku i była z tego bardzo
dumna. Zdecydowanie matki - i poparcie babci - zrobiło na niej widocznie duże
wrażenie. Owa stanowczość spowodowała, że nie doszło do oczekiwanej z obawą
walki o władzę.

Własne rozwiązania

Metoda „otwierania i zamykania drzwi” może jednak nie odpowiadać wszystkim


rodzicom i dzieciom. Nie stosujcie jej nigdy wbrew własnemu przekonaniu! Istnieją jeszcze
inne drogi prowadzące do sukcesu. Wymagają one trochę więcej sił i wytrwałości, a postępy
będą widoczne nieco później.
Może należycie do tych rodziców, którzy dysponują jeszcze mocnymi nerwami i dużą
cierpliwością. Jednocześnie obawiacie się, że wasze dziecko może przeżywać pewne lęki
albo inne problemy. Być może przebyło właśnie ciężką chorobę. Doszliście jednak do
przekonania, że dla całej rodziny będzie lepiej, jeśli będzie spędzało noce u siebie. W takim
wypadku znajdziecie może jakieś własne, pomysłowe rozwiązania.

Sześcioletni Christian przez dwa lata był ciężko chory. W tym czasie po
części przebywał w szpitalu, po części zaś w domu. Wymagał obserwacji przez całą
dobę, a leki trzeba było podawać mu także nocą. Podczas pobytu w domu możliwe
było tylko jedno rozwiązanie: spanie u rodziców. Ci zaś godzili się z nieprzespanymi
nocami wiedząc, że ich syn potrzebuje ich bliskości i że w ten sposób mogą mu
pomóc.
Christian wyzdrowiał. Nie potrzebował już lekarstw i można go było posłać
do szkoły. Rodzice chcieli stopniowo przyzwyczaić go do normalnego życia,
uważając, iż powinien stać się bardziej samodzielny i nabrać wiary w siebie.
Wiązało się to również, ich zdaniem, ze spaniem we własnym łóżku. Chłopiec chciał
tego również, ale nie miał do siebie wystarczającego zaufania.
Wraz z Christianem i jego matką znaleźliśmy następujące rozwiązanie.
Wieczorem zaprowadzano go do jego łóżka. Po dłuższej bajce na dobranoc matka
zostawała przy nim aż do zaśnięcia. Jeśli się nocą budził, próbował najpierw zasnąć
sam. Gdy mu się to nie udawało, budził matkę. Ta zaprowadzała go z powrotem do
łóżka i siedziała przy nim bez słowa, aż ponownie zaśnie. Zdarzało się to dwa do
trzech razy w nocy i trwało do 45 minut, gdyż Christian wiedział, że jak zaśnie, to
mama wyjdzie. Matka o tym też wiedziała, jednak ważniejszą dla niej rzeczą było
pokazanie mu, że pozostanie z nim tak długo, jak długo będzie jej potrzebował.
Każdego dnia odsuwała swoje krzesła nieco dalej od łóżka. Gdyby Christian w tym
czasie wstał, zaczął grymasić albo dyskutować, matka miała na chwilę wyjść. Do
tego jednak nie doszło. Po tygodniu Christian po raz pierwszy zakomunikował
mamie, że może już wyjść.
Po prawie czterech tygodniach rodzice uporali się z tym problemem.
Chłopiec zasypiał sam i zwykle pozostawał do rana w swym łóżku. Jeśli się bał albo
miał jakiś męczący sen, mógł iść do łóżka rodziców, co się jednak zdarzało dość
rzadko.
Przez kilka tygodni Christian dostawał małą nagrodę za każdą noc spędzoną
we własnym łóżku. Cieszył się z tego, a poza tym zwiększało to jego motywację. Był
z siebie bardzo dumny. Matka zaś, która w ciągu tych kilku tygodni poświęciła wiele
sił i cierpliwości, wiedziała, że wyjdzie to dziecku na dobre. Sukces wzmocnił
również jej wiarę w samą siebie.

Może i w waszej rodzinie jest dziecko ze specyficznymi problemami, których tu nie


poruszyliśmy. Wyczerpująca rozmowa z pediatrą albo z psychologiem dziecięcym może
wam pomóc w znalezieniu własnego rozwiązania.

Zastrzeżenia i wątpliwości

Gdy naszą metodę terapii przedstawialiśmy na różnych spotkaniach czy też podczas
rozmów indywidualnych, spotykaliśmy się z reguły z trzema różnymi reakcjami.
Zdecydowana większość rodziców cieszyła się, że otrzymała konkretne i wiele
obiecujące porady. Przekonał ich opisany związek między przyzwyczajeniami dziecka a
zaburzeniami snu. Godzili się też na podejmowanie przez pewien czas dodatkowych
wysiłków, aby w przyszłości osiągnąć poprawę sytuacji.
Była też inna grupa rodziców, na szczęście dość nieliczna. Chodziło tu najczęściej o
matki, borykające się bezpośrednio z tego rodzaju kłopotami. Wskutek braku snu przez
wiele miesięcy, bardzo częstego zrywania się nocą, przygotowywania buteleczek, dawania
piersi itp., a także wskutek znoszenia długotrwałego płaczu niemowlęcia czuły się bardzo
wyczerpane i znerwicowane. To od nich głównie słyszymy wołania o pomoc: „Proszę mi
powiedzieć, co mam robić? Gorzej już być nie może!” W stanie, w którym się znajdują,
przyjęłyby prawdopodobnie prawie każdą radę. Szybka i skuteczna pomoc jest dla nich
bezcenna.
Trzecia grupa rodziców wyraża poważne wątpliwości: „Czy możemy z naszym
dziecka postępować wbrew jego woli? Czy nie odniesie przez to szkód psychicznych? Czy
możemy być pewni, że nie odbije się to ujemnie na stosunkach między nami a dzieckiem?
Czy to instynktowne zaufanie nie zostanie zniszczone, gdy nie będziemy naszego dziecka za
każdym razem natychmiast uspokajali?”
Takie obawy i wątpliwości są zupełnie zrozumiałe. Odpowiadamy pytaniem na to
pytanie: A co się stanie, jeśli wszystko pozostanie tak jak jest? Jeżeli przyzwyczajenia
dziecka się nie zmienią? Jeśli przy każdym zapłakaniu ulegniecie - nawet pięć razy każdej
nocy?
Jaki wpływ mają bezsenne noce na wasz stosunek do maleństwa? Jesteście pewni, że
ten stosunek na tym nie ucierpi? Czy wasze małżeństwo w takiej sytuacji nie jest poddane
ciężkiej próbie? Co by się mogło zmienić, gdyby dziecko przesypiało całą noc? Czy by to
wyszło na dobre tylko wam - czy też waszemu dziecku?
Są matki, które nie odczuwają stresu, pomimo że dziecko budzi je miesiącami co noc
po kilka razy. Dlaczego mają w tej sytuacji cokolwiek zmieniać, jeśli czują się dobrze, są
zrównoważone i mogą się w każdej chwili z radością poświęcić dziecku? Jeśli tego typu
zastrzeżenia rodziców przeważą, odradzalibyśmy zastosowanie terapii.
Często się jednak okazuje, że u matek i ojców istnieje pewne napięcie. Bezradność i
przemęczenie wywołują określone uczucia w stosunku do dziecka. Czasami są to nawet
uczucia agresywne.
Nie jest łatwo przyznać się wobec siebie samego do takich stanów. Niektórym
rodzicom przynoszą ulgę „żartobliwe” uwagi w rodzaju: „Najchętniej oddałabym go do
adopcji!” albo „Mógłbym ją rozszarpać!” Niektórzy rodzice mają poczucie winy i
odczuwają wyrzuty sumienia, bo swoim niemowlęciem albo małym dzieckiem w chwili
własnej bezsilności kiedyś solidnie potrząsnęli, a nawet je zbili.
Takie reakcje są pożałowania godne, ale jakże ludzkie. Przede wszystkim jednak są
prawdziwe. Takim rodzicom nic nie pomogą porady wygłaszane z podniesionym palcem,
jak np. „Nie wolno ci nigdy...”, rady pozbawione konkretnej wskazówki, jak problem
rozwiązać. Takie „rady” mogą wywołać uczucie winy i przyczynić się do tego, że rodzice
będą się czuli jeszcze bardziej zagubieni w swoich problemach. Bądźcie szczególnie
ostrożni, gdy tego typu wskazania słyszycie od „fachowców”, którzy na dodatek nie mają
żadnych własnych doświadczeń.
Najprostszym rozwiązaniem jest najpierw natychmiast ulec dziecku.
Oto przykład klasycznego konfliktu. Matka jest z dzieckiem w supermarkecie.
Dziecko żąda czekolady. Matka nie uważa tego za stosowne i odmawia, na co dziecko
zaczyna krzyczeć. Może nawet rzuci się na ziemię. No i teraz matka ma dwie możliwości.
Pierwszą jest kupienie czekolady. Dziecko natychmiast się uspokaja. Konflikt został
zażegnany. Jednak tylko do następnych zakupów, bo następnym razem dziecko znowu
będzie krzyczało. I ten krzyk zostanie także nagrodzony czekoladą. W pewnym sensie
byłoby głupotą zrezygnować z krzyku.
Inna możliwość - matka konsekwentnie odmawia spełnienia żądania dziecka. Skutek:
dziecko krzyczy jeszcze głośniej. Sytuacja staje się coraz bardziej nieprzyjemna i stresująca.
Twarze stojących obok ludzi wyrażają dezaprobatę: „Ach, wrzeszczące dziecko, a więc
matka nieudolna”. Ta zaś, zlana potem, przechodzi przez tę Golgotę na pozór spokojna.
Podczas następnych zakupów dziecko już jednak płakać nie będzie, albowiem pojęło, że
krzykiem nic nie wskóra. Mama wie, czego chce i krzyki tu nic nie pomogą.
Matka musi pogodzić się z krótkotrwałym stresem, aby na dłuższą metę osiągnąć
rozwiązanie problemu. Nikt nie mógłby takiej matce zarzucić, że złamała wolę dziecka.
Wiele przyzwyczajeń przy zasypianiu jest podobnych do sytuacji z czekoladą. Nie
jest rozsądne na stałe pozostawiać dzieciom decyzję co do tego, ile i kiedy będą z tych
przyzwyczajeń korzystały.
Zaufanie rodziców do siebie samych i zdecydowanie - oto ważne przesłanki rozwoju
dzieci. Większość rodziców jest w stanie radzić sobie w odpowiedzialny sposób z
potrzebami swej pociechy. Czują, kiedy ich dziecko naprawdę czegoś potrzebuje i wiedzą,
jak wyznaczyć granice tych potrzeb.
Lękliwe i chore dzieci wymagają jednak specjalnej troski, o czym będziemy mówili
w kolejnych dwóch rozdziałach.

Rozdział 4: To co najważniejsze
• Niekorzystne przyzwyczajenia przy zasypianiu mogą spowodować problemy ze
spaniem. Wiele dzieci zasypia regularnie ze smoczkiem, w ramionach rodziców, w ich
łóżku, przy piersi albo z buteleczką. Wszystkie te przyzwyczajenia prowadzą do
problemów ze spaniem, ponieważ utrudniają dziecku nauczenie się samodzielnego
zasypiania.

• Uczyć się zasypiać samemu według planu. Według naszego planu dziecko uczy się przy
waszej pomocy zasypiać samo. Kładziecie dziecko rozbudzone do łóżeczka i
wychodzicie. Jeśli płacze, wchodzicie do jego pokoju zgodnie z ustalonym
harmonogramem, aby się nie bało, nie dając mu jednak wszystkiego, czego zażąda.
Dochodzi ono do wniosku, że krzyk nie opłaca się i szybko przestaje płakać. Zasypianie
samemu staje się przyzwyczajeniem, co jest szczególnie ważne nocą. Dziecko nie musi
już was budzić.

• Otwieranie i zamykanie drzwi: Dziecko uczy się poprzez własne zachowanie. Jeżeli
przed zaśnięciem dziecko nie pozostaje w łóżku, a wstaje i wychodzi z pokoju,
zastosujcie metodę „otwierania i zamykania drzwi”. Dziecko wpływa swoim
zachowaniem na to, co ma nastąpić. Jeśli nie wyjdzie z łóżka, drzwi pozostaną otwarte.
Jeśli wstanie, drzwi zostaną na krótki czas zamknięte.
5
Zaburzenia snu nie związane z
przyzwyczajeniami przy zasypianiu

W tym rozdziale wyjaśnimy:

• jak rozpoznacie u waszego dziecka lunatyzm i lęk nocny oraz jak należy na to
zareagować

• jak postępować, gdy dziecko ma złe sny

• jak odróżnić koszmar od lęku nocnego

W większości przypadków dziecięce zaburzenia snu są związane z


przyzwyczajeniami przy zasypianiu. Zarówno przyczyny tego stanu rzeczy, jak i możliwości
terapii omówiliśmy obszernie w poprzednich rozdziałach. Znacznie rzadziej zaburzenia snu
wynikają z innych przyczyn. Wymagają one wówczas odmiennych reakcji rodziców.

Lunatyzm i lęk nocny. Częściowe budzenie się z głębokiego


snu

W rozdziale 2 (diagram 4) opisaliśmy przybliżony przebieg snu dziecka w wieku


około sześciu miesięcy. W ciągu pierwszych trzech godzin po zaśnięciu dochodzi u
wszystkich dzieci do dwóch razy do częściowego budzenia się z głębokiego snu. Na
diagramie (w naszym przykładzie o 21.30 i 22.30) stan ten zaznaczono strzałkami. U
większości dzieci przebiega to w sposób całkowicie niezauważalny. Przewrócą się na drugi
bok, otworzą na moment oczy, mrukną coś i natychmiast ponownie zasypiają. Powrót do
stanu głębokiego snu udaje im się bez problemu. Jeśli zarejestrować fale elektryczne w
mózgu w postaci elektroencefalogramu, można wyraźnie zauważyć natychmiastową zmianę
w chwili zakończenia głębokiego snu. Stan czuwania, płytki sen urojeniowy i sen głęboki -
wszystkie te postaci snów są przez krótki czas ze sobą wymieszane. Po owym stanie między
snem a jawą pojawi się znowu głęboki sen.
Mniej więcej u 10 procent dzieci poniżej 10 lat przejście to nie odbywa się tak
gładko. Zamiast szybko zapaść ponownie w głęboki sen, pozostają jeszcze przez pewien
czas jednocześnie w stanie czuwania i snu. Zrozumiałe, że w tym stanie zachowują się dość
dziwnie. Możliwa jest cała gama takich niecodziennych zachowań - począwszy od
mówienia przez sen aż do tzw. lęku nocnego. Mówienie przez sen nie jest wynikiem tego, że
dziecko śni, lecz tego, że następuje częściowe przebudzenie z głębokiego snu. Jest to
zjawisko raczej nieszkodliwe. Jednak lunatyzm i lęk nocny mogą rodziców poważnie
zaniepokoić. Im częstsze i intensywniejsze są takie zachowania, tym większy jest ich
niepokój.
Wszystkie rodzaje zachowania opisane na następnych stronach mają ze sobą coś
wspólnego. U dzieci poniżej 6 lat nie wynikają z zasady z przyczyn psychologicznych. Z
reguły ani się nie boją, ani nie mają innych poważniejszych problemów. Przyczyną takich
zachowań jest to, że proces dojrzewania mózgu jeszcze się nie zakończył. Stąd też ten
niekompletny przebieg: „głęboki sen - niepełne przebudzenie - głęboki sen”. Jeżeli proces
dojrzewania zakończył się u nich później niż u innych dzieci, to wynika to głównie z cech
dziedzicznych. O ile wasze dziecko cierpi na lunatyzm albo na lęk nocny, to
prawdopodobnie znajdziecie w rodzinie krewnych, którzy jako dzieci mieli podobne
problemy.

Lunatyzm

W przypadku „spokojnego lunatyzmu” dziecko błądzi po pokoju czy też mieszkaniu.


Przykładem tego może być zupełnie nieświadomy spacer do toalety w stanie głębokiego snu.

Nasz syn Christoph, kiedy miał 6 lat, pomylił kiedyś drzwi od łazienki z
drzwiami od sypialni. W sypialni stał na taborecie magnetofon. Chłopiec otworzył
go we śnie, wypróżnił tam pęcherz i wrócił do łóżka. Następnego dnia nie mógł
sobie niczego przypomnieć i wszystkiemu zaprzeczał.

A propos: Także moczenie nocne podczas snu, o ile zdarza się w przeciągu pierwszej
do trzeciej godziny po zaśnięciu, jest ściśle związane z niepełnym przebudzeniem z
głębokiego snu.

Inny przykład: Pewnego poranka Christopha nie było w łóżku. Przeraziliśmy


się, bo akurat tej nocy drzwi wejściowe nie były zamknięte. Na szczęście znaleźliśmy
go w pokoju na poddaszu - klęczał oparty o kanapę i mocno spał.

Może się zdarzyć, że dzieci podczas spokojnego lunatyzmu otwierają drzwi i okna, a
nawet przechodzą przez balkon. Mniemanie, że lunatyk porusza się bezpiecznie, jest niestety
błędne. Takie dzieci znajdują się w dużym niebezpieczeństwie. Wykonują co prawda
pozornie sensowne i celowe ruchy, ale nie wiedzą, co czynią, gdyż jednocześnie śpią.

• Jeśli wasze dziecko wędruje w czasie snu, powinniście przede wszystkim zabezpieczyć
okna i drzwi tak, żeby nie narazić go na żadne niebezpieczeństwo i aby nie mogło się
skaleczyć. Niektóre z tych dzieci reagują na głos i można je bez oporów zaprowadzić z
powrotem do łóżka.

Lęk nocny

Z lunatyzmem blisko spokrewniony, jednak wywołujący więcej obaw, jest lęk nocny,
w języku fachowym znany jako pavor nocturnus. Godzinę do czterech po zaśnięciu dziecko
zaczyna nagle przeraźliwie krzyczeć, a nawet, co gorzej, rzucać się na wszystkie strony.
Zwykle nie daje się przy tym dotknąć, nie mówiąc o możliwości uspokojenia go. Jego wzrok
jest skierowany nieruchomo przed siebie i zdaje się was nie poznawać. Może się też zrywać,
biegając dookoła, jak gdyby chciało przed czymś uciec. Może się też pocić i mieć silne bicie
serca.
Taki atak może być bardzo krótki, ale również może trwać 20 do 30 minut. Mija on
tak nagle, jak nagle się pojawił. Dziecko po chwili się odpręża, daje się ułożyć w łóżku i
spokojnie zasypia. Podobnie jak w przypadku spokojnego lunatyzmu następnego dnia nie
może sobie niczego przypomnieć.
Także u małych dzieci mogą występować ataki nocnego lęku.

Marc miał 15 miesięcy. Rodzice byli z jego rozwoju bardzo zadowoleni.


Wieczorem, po kołysance, zasypiał w swoim łóżeczku o 20.00 i budził się dopiero o
7.30. Cieszyli się, że mają takie pogodne dziecko. Istniało jednak coś, co ich
niepokoiło. Dwa do trzech razy w tygodniu, około 22.00, słyszeli przeraźliwe krzyki
rozlegające się z pokoju dziecięcego. Po wejściu do pokoju dziecka zastawali je
stojące w łóżeczku. Synek krzyczał za każdym razem w takiej panice, że brali go
natychmiast na ręce i uspokajali. Mimo to krzyczał nadal. Nie przytulał się do nich,
a raczej się bronił. Jego wzrok był błędny, rodziców zdawał się nie dostrzegać. Ci
zaś próbowali go zbudzić, potrząsali nim i wołali. Marc uspakajał się po 10 - 15
minutach, czasem trwało to dłużej. Gdy się już zbudził, patrzał na nich
zdezorientowany i zmieszany. Zasypiał ponownie dopiero po dłuższym czasie.
Rodzice próbowali wyjaśnić sobie te lęki, uznając określone przeżycia synka
za przyczyny jego nocnych ataków.
Wyjaśniliśmy im, że stany te nie mają wiele wspólnego z jakimiś
szczególnymi wydarzeniami w życiu chłopca. Marc należał do tych dzieci, które
czasami pozostają nieco dłużej w stanie między snem a jawą, zanim ponownie
zapadną w głęboki sen. Chłopczyk zachowywał się dziwnie. Nie odczuwał
prawdziwego lęku i nie potrzebował pocieszania. Gdyby się bał, to ów stan lękowy
nie znikałby tak szybko. Gdyby potrzebował pociechy, przytuliłby się do rodziców,
zamiast się bronić.
Mogliśmy rodziców Marca zapewnić, że ich synek - mimo tych bojaźliwych
krzyków - nie znajdował się ani w stanie lęku, ani paniki. Po prostu jeszcze się nie
obudził. Jedyną rzeczą, którą mogliby dla zrobić, byłaby obserwacja zachowania
syna podczas ataku. I tak też zrobili. Jeśli pierwsza ostrożna próba uspokojenia go
spełzała na niczym, rodzice wychodzili z pokoju, obserwując dziecko przez
przymknięte drzwi. Ku ich zdumieniu Marc uspokajał się znacznie szybciej bez ich
pomocy. A więc nie budzili go już, a jedynie układali wygodniej, przykrywając go,
gdy się już sam uspokoił. Z upływem czasu ataki krzyków u chłopca stawały się
coraz krótsze i coraz rzadsze. W wieku trzech lat pojawiały się już tylko
sporadycznie. Rodzice reagowali na to spokojniej wiedząc, że dziecku nic
poważnego nie zagraża i że to niezwykle zachowanie z czasem minie.

Drugi przykład: Oliver miał trzy lata. Prawie co drugą noc około 22.00
zrywał się z głośnym krzykiem. Czasami biegał po pokoju, mrucząc coś pod nosem.
Rodzice mogli zrozumieć tylko pojedyncze słowa: „Idą!” albo „Jest, tam!”.
Niepokoiło ich szczególnie to, że ich nie poznawał i robił wrażenie nienormalnego.
Również i oni próbowali go obudzić, co było jednak bardzo trudne. Kiedy
następnego dnia rano pytali go, czego w nocy tak się bał, nie mógł sobie niczego
przypomnieć, w ogóle nie rozumiał, o co go pytają.
Poradziliśmy rodzicom, aby następnego ranka nie wspominali o tych
nocnych krzykach, gdyż wskutek pełnego troski wypytywania dzieci mogą stać się
lękliwe. Rodzi się w nich uczucie, że „coś ze mną jest nie tak”. Nie wiedzą bowiem,
o czym rodzice mówią, gdyż nie mogą sobie niczego przypomnieć. Takie uczucie
niepewności może dziecku raczej zaszkodzić, niż pomóc w przesypianiu nocy.
Rodzice Oliuera dostali jeszcze jedną radę. Ponieważ łączny czas spania
chłopca wynosił tylko 10 godzin, mieli zacząć go w południe ponownie regularnie
kłaść do łóżka. Miał się znowu przyzwyczaić do południowej drzemki.

Wystarczająca porcja snu i regularny rytm dobowy ze stałymi terminami jest dla
takich dzieci, jak Marc i Oliver rzeczą szczególnie ważną. Przemęczone dzieci zdają się
spać bardzo głęboko. Przejście do stanu półsnu i ponownie do stanu głębokiego snu jest z
tego powodu szczególnie trudne. Lunatyzm i lęk nocny (pavor nocturnus) mogą wówczas
wystąpić jako reakcja na „zastopowanie” stanu półsnu. Odnosi się to jednak tylko do dzieci
o określonych predyspozycjach.
Oto jeszcze raz zestawienie najważniejszych informacji na temat zaburzenia
zwanego lękiem nocnym:

• Jeśli wasze dziecko nie ma jeszcze 6 lat i często cierpi na ataki lęku nocnego, nie musicie
się tym przejmować. Prawdopodobnie nie ma ono ani poważniejszych problemów, ani
zaburzeń psychicznych. Przyczyna leży raczej w nieukształtowanym jeszcze przebiegu
snu. Skorzystajcie jednak z fachowej porady, jeśli dziecko jest również za dnia bardzo
lękliwe i spięte. Także gdy skończyło już 7 lat, a ataki lęku nocnego pojawiają się jeszcze
dość często, skonsultujcie się z pediatrą.

• Dzieciom poniżej 6 lat pomożecie najlepiej, zachowują całkowity spokój. Jeśli dziecko
nie daje się uspokoić, odczekajcie chwilę. Dla pewności możecie je w czasie ataku
obserwować.

• Nie budźcie dziecka. Nie wypytujcie go następnego dnia o nocne zachowanie.

• Zapewnijcie mu bardzo regularny rytm spania w wystarczającej ilości. Można nawet


powrócić do drzemki południowej .

• Lęku nocnego nie da się „wykurować”. Podane wyżej rady doprowadzą z pewnością do
złagodzenia sytuacji, jednak w pewnej mierze musicie się pogodzić z tym przypadkiem u
waszej pociechy, wiedząc, że z upływem czasu problem sam się rozwiąże.

• Z reguły ataki nocnego lęku występują w kilku pierwszych godzinach nocy, a więc od
pierwszej do najpóźniej czwartej godziny po zaśnięciu. Z koszmarem sennym nie ma to
jednak nic wspólnego. Jak rozróżniać koszmar od lęku nocnego, dowiecie się pod koniec
tego rozdziału.

Lęki nocne i koszmary


Wszystkie dzieci odczuwają od czasu do czasu wieczorem albo w nocy lęk, leżąc w
łóżku. Wszystkim dzieciom śnią się czasami koszmary. Lęki i koszmary są wynikiem
przeżyć i zdarzeń, jakie niekiedy w gwałtowny sposób przyniósł dzień.

Lęk przed pójściem spać

Wasze dziecko może za dnia robić wrażenie pogodnego i zrównoważonego, a mimo


to czuć się czasem wieczorem bezbronne i przestraszone. Jest ciemno i cicho. Dziecko leży
samo w łóżeczku. Nie ma możliwości zaprzątnięcia uwagi zabawkami czy też towarzyszami
zabaw. Jest pozostawione samo sobie ze swymi odczuciami i fantazjami i musi się uporać z
wieloma przeżyciami: nowe wrażenia, konflikty z rodzeństwem, krótkotrwała rozłąka z
matką itp. Nawet zwyczajne codzienne sytuacje mogą być czasem nadmiernym obciążeniem
dla malucha albo dla dziecka w wieku przedszkolnym, tym bardziej, jeśli wystąpią jakieś
wydarzenia nadzwyczajne - przeprowadzka, narodziny siostrzyczki albo braciszka, pierwszy
dzień w przedszkolu, choroba albo sprzeczka rodzinna. Za dnia dziecko łatwiej sobie z tym
radzi. Ale wasza „duża” sześcioletnia córeczka, sama w łóżku, zamieni się może ponownie
w „maleństwo” żądne wsparcia i przytulenia, jak gdyby znowu miała dwa lub trzy lata.
Może znajdzie wymówki i zastosuje jakieś manewry celem odwrócenia uwagi od pójścia do
łóżka. Może zechce, abyście nie zostawili jej samej w pokoju.
Przeżycia, powodujące powstanie uczucia lęku i niepewności, są różnorakie. Często
dzieci nie potrafią zdefiniować własnych uczuć, nie są w stanie powiedzieć, co je
rzeczywiście niepokoi. Może też boją się upiorów i duchów. Upiory mogą w pewnym sensie
symbolizować przeżycia, które się dzieciom za dnia wydawały groźne i nie do pokonania.
Upiory i duchy mogą naturalnie pojawić się jako wynik dłuższego oglądania jakiegoś
popołudniowego programu telewizyjnego. Nie wszystkie dzieci potrafią bez trudności
„przetrawić” te - jakże często obrzydliwe - postacie z licznych audycji pomimo, że potrafią
się już może posługiwać pilotem.
Jak więc możecie jako rodzice zareagować na te zrozumiałe lęki dzieci? Właściwie
każde dziecko wymaga indywidualnej reakcji w zależności od jego potrzeby. Pomimo to
podamy w tym miejscu kilka wskazówek ogólnych:

• Od drugiego roku życia wiele dzieci boi się ciemności. Zupełnie ciemne otoczenie
uskrzydla fantazję, a zarazem utrudnia natychmiastowe zorientowanie się w swojskim
otoczeniu podczas nocnego przebudzenia. Zapalcie więc jakąś małą lampkę nocną albo
zostawcie przymknięte drzwi do oświetlonego pokoju tak, aby dziecko mogło w każdej
chwili wiedzieć, gdzie jest, widząc kontury znanych przedmiotów.

• Bądźcie tolerancyjni, kiedy nie zachowuje się wieczorem tak spokojnie i rozsądnie jak za
dnia. Uwagi w rodzaju: „Nie rób komedii” albo „Nie jesteś już maluchem” dziecku nie
pomogą.

• Z drugiej strony nie ma wielkiego sensu obszerne omawianie problemów dziecka akurat
wieczorem albo nocą. Jeśli wydaje się wam lękliwe i zacznie mówić o duchach,
rozbójnikach albo niebezpiecznych zwierzętach, wówczas możecie nieco przedłużyć
wieczorny rytuał. Ale nie traćcie czasu na wyczerpujące wyjaśnienia, dlaczego i od kiedy
nie ma duchów czy czarownic. Nie próbujcie też przestawiać mebli, aby udowodnić, że
nic takiego nie istnieje.
• Znacznie skuteczniejsze jest ogólne zapewnianie, że mama i tata są przy nim, że je
kochają i chronią i że może na nich polegać. Możecie je przy tym wziąć w ramiona.
Wzmocni to wiarę dziecka w siebie znacznie skuteczniej niż długie dyskusje na temat
jego obaw. Lękliwość waszej latorośli może być nieraz sygnałem, oznaczającym: „Mamo,
chroń mnie, proszę!” Czuje się ono w takiej chwili małe, bezbronne i potrzebuje poczucia
bezpieczeństwa. To doznanie możecie mu zapewnić, zachowując się samemu spokojnie i
w sposób opanowany.

• Jeśli dziecko jest bojaźliwe tylko od czasu do czasu i wymaga wówczas szczególnej
uwagi, możecie wyjątkowo zmienić rytuał wieczorny. Połóżcie się razem z nim w jego
łóżku albo weźcie je do siebie. Jest to uzasadnione zwłaszcza wtedy, gdy np. na dworze
szaleje burza, gdy dziecko nie potrafi sobie poradzić z jakimś trudniejszym przeżyciem
albo gdy jest ciężko chore.

Może się jednak zdarzyć, że z tych sytuacji wyjątkowych wyklują się nowe
przyzwyczajenia przy zasypianiu. Owe „lęki” będą wówczas służyły dziecku jako instrument
określania i przedłużania wieczornego rytuału, albowiem widzi ono następującą zależność:
„Jeśli zacznę opowiadać o zjawach i duchach, mama pozostanie przy moim łóżku tak długo,
aż zasnę”. Czasem trudno się zorientować, czy dziecko naprawdę jeszcze się boi, czy też
upiera się przy swoich obawach przed upiorami ze względów taktycznych. Jedynie mimika i
jego zachowanie pozwolą wam wyciągnąć właściwe wnioski.

• Zwróćcie dodatkowo uwagę na to, czy dziecko interesuje się także za dnia tematem
swoich wieczornych czy nocnych stanów lękowych. Jeśli tak jest, ma prawdopodobnie
rzeczywiście jakiś problem. Spróbujcie dojść do sedna sprawy jeszcze za dnia.

• Wieczorny rytuał - abstrahując od wyjątków - powinien z zasady przebiegać utartym


torem. Dziecku pomożecie najskuteczniej, wysłuchując go uważnie, podchodząc ze
zrozumieniem do jego trosk i obaw i zapewniając je o swojej miłości i oddaniu, jednakże
nie ulegając mu.

Dotychczas była mowa o „normalnej" lękliwości: Dzieci czasem są rzeczywiście


zaniepokojone, a nawet mogą płakać, ale z panicznym lękiem nie ma to nic wspólnego.
Dziecko, które ogarnia paniczny lęk, trzyma się kurczowo matki, krzyczy
histerycznie i gotowe jest zrobić wszystko, aby tylko nie pozostać samo. Bardzo lękliwe
dziecko wymaga stałego - niekiedy nawet fizycznego - ingerowania rodziców. Potrzebuje
pomocy i wsparcia przy wyjaśnieniu przyczyny i usunięciu problemu. Jeśli zadanie to
wydaje się przerastać wasze siły, zwróćcie się do specjalisty.

Koszmary

Obawy prowadzące do koszmarów są bardzo zbliżone do lęku przed pójściem spać.


Przyczyną tych stanów są konflikty i zdarzenia w ciągu dnia. Szczególnie często wydają się
one występować u dzieci między trzecim a szóstym rokiem życia. Zaczynają one rozmyślać
o własnych uczuciach, takich jak złość, strach, poczucie winy, nie potrafią jednak ich
racjonalnie rozładować.
We śnie wszystkie te odczucia pojawiają się czasem w sposób osobliwy. Złe sny są
dla małych dzieci szczególnie groźne, gdyż nie potrafią one odizolować ich od
rzeczywistości. Gdy zbudzą się po koszmarze sennym, czują się wciąż jeszcze zagrożone
„złem” ze świata ich snów. Są zastraszone i potrzebują otuchy.

• Małe dzieci poniżej trzech lat można najłatwiej pocieszyć, biorąc je w ramiona i
zapewniając, że nie są same i że wszystko jest w porządku. U starszych dzieci wskazane
jest zwrócenie im uwagi na to, że to tylko sen, a także okazanie zainteresowania owym
snem. Nie zmuszajcie jednak nigdy dziecka do opowiadania snu, gdy tego nie chce.

• Nocna lampka może dziecku pomóc w łatwiejszym zorientowaniu się w otoczeniu po


przebudzeniu. Pomocne może się też okazać zabranie go do łóżka rodzicielskiego, gdzie
poczuje się bezpieczne i uspokoi.

• Każdemu dziecku śnią się od czasu do czasu koszmary. Jeśli występują jednak przez
dłuższy czas co noc albo prawie każdej nocy, wówczas ma ono prawdopodobnie jakiś
problem. Zamiast nocą dyskutować na ten temat, lepiej zastanowić się nad przyczynami
za dnia, a w wypadku szczególnie uporczywych i silnych lęków poszukać fachowej
pomocy.

Czteroletniego Ralfa od dobrych dwóch tygodni co noc męczyły koszmary.


Za pierwszym razem chłopiec zbudził się około 2.00 w nocy. Krzyczał w panice,
pokazywał na szafę, twierdząc, że widzi tam rybę. Za żadne skarby nie chciał
pozostać w swoim pokoju. Przywarł z podkurczonymi nogami do matki, chciał iść z
nią do salonu i cały czas płakał przestraszony. Tej nocy już nie zasnął.
Podczas następnych dwóch tygodni matka musiała wieczorem kłaść się obok
niego i razem z nim spać. Jasna lampa sufitowa pozostawała zapalona i Ralf
zasypiał bardzo późno. Budził się każdej nocy między 2.00 a 3.00, płakał i mówił
coś o rybie. Był całkowicie rozbudzony przez kilka godzin. Chciał pić i słuchać
kaset.
Matka nie wiedziała zupełnie, jak ma się zachować. Przez pierwszych kilka
nocy była przekonana, że jej syn rzeczywiście ulega panice. Później naszły ją
wątpliwości. Jej reakcje wahały się między: „Tu nie ma żadnej ryby” i „Powiedz,
jak ta ryba dokładnie wygląda”, a jej uczucia oscylowały między współczuciem a
irytacją, gdyż jej poświęcenie, nader wyczerpujące, nie prowadziło do poprawy
sytuacji.
Ralf był i za dnia dzieckiem raczej lękliwym. Zwłaszcza komary, pająki i inne
owady mogły u niego wywołać panikę.
Nie udawało nam się jednak wyjaśnić, dlaczego akurat ryba odgrywała
główną rolę w snach Ralfa. Wymyśliliśmy razem „bajkę terapeutyczną”, w której
chłopiec, bardzo podobny do małego Ralfa i mający podobne problemy,
zaprzyjaźnia się z niezwykle sympatyczną i kolorową rybką. Temat koszmaru - a
więc ryba - nabrał dzięki tej bajce innego znaczenia, nie związanego już ze
strachem. Matka chłopca opowiadała mu odtąd tę bajkę regularnie każdego dnia.
Po pewnym czasie trudno się było zorientować, czy długie okresy czuwania
wiązały się u Ralfa rzeczywiście z lękiem, czy też przerodziły się w zabawę z mamą,
podczas której to on mógłby określać reguły gry. W każdym razie niezależnie od
tego, czy chodziło tu o rzeczywiste lęki, czy też o walkę o władzę - dla Ralfa
najkorzystniejszą rzeczą było, że matka wykazała zdecydowanie i działała według
stałych reguł postępowania.
Postanowiła więc chwilowo pozwolić na to, aby Ralf spal dalej w jej łóżku.
Zainstalowano nocną lampkę i wyłączono oświetlenie sufitowe. Gdy chłopiec budził
się nocą, matka nie wdawała się już w debaty na temat ryby, lecz powtarzała
spokojnym i ciepłym głosem:
- „Światło zostanie zgaszone”.
- „Jestem przy tobie, wszystko jest w porządku”.
- „Zostań grzecznie w łóżku”.
- „Czuwam nad tobą, śpij spokojnie”.
Ani matka, ani syn nie opuszczali już pokoju. Skreślono także z programu
takie zachcianki, jak picie czy słuchanie kaset. Rano chłopca budzono, aby snu
straconego w nocy nie mógł nadrobić przed południem.
Już na drugi wieczór Ralf zasnął dość szybko, a i w nocy sytuacja polepszyła
się znacznie. Pierwszej nocy chłopiec płakał jeszcze przez dwie godziny. Począwszy
od drugiej nocy przez dłuższy czas rozbudzony był do około 2.00, opowiadając swój
sen o rybie. Jednak zasypiał ponownie po 10 - 30 minutach - bez paniki i płaczu.

Jak odróżnić koszmar od lęku nocnego?

Koszmary pojawiają się w czasie snu z REM (diagram 4). Dzieci zaczynają płakać
nie w czasie, kiedy sną, lecz potem. Są one wówczas całkiem rozbudzone. W sen z REM
dziecko zapada po raz pierwszy mniej więcej trzy godziny po zaśnięciu. W drugiej połowie
nocy odcinki REM stają się częstsze i intensywniejsze. Dlatego też koszmary występują
najczęściej w drugiej połowie nocy.
Ataki lęków nocnych występują natomiast w godzinę do czterech po zaśnięciu, a
więc w pierwszej fazie snu. Po śnie głębokim następuje niezupełne przebudzenie. Powrót do
głębokiego snu nie udaje się natychmiast; dziecko znajduje się dłuższy czas w stanie między
snem a jawą. W tej fazie też zaczyna krzyczeć i się rzucać. W tabeli (diagram 11)
zestawiono najważniejsze cechy charakterystyczne dla koszmaru i lęku nocnego,
opracowane przez prof. Ferbera.

Rozdział 5: To co najważniejsze

• Niektóre dzieci zachowują się we śnie dziwnie. W czasie pierwszej do czterech godzin
po zaśnięciu dziecko budzi się częściowo raz albo dwa razy z głębokiego snu. Niektóre
dzieci pozostają w tym stanie dłuższy czas. Charakteryzuje się on dziwacznym
zachowaniem: mówieniem przez sen, spokojnym lunatyzmem i atakami lęku nocnego w
połączeniu z głośnym krzykiem i rzucaniem się.

• Niezwykłe zachowanie się we śnie najczęściej nie jest powodem do obaw. U dzieci
poniżej 6 lat takie zachowanie z reguły nie oznacza jakiegoś psychicznego zaburzenia, a
raczej jest dziedzicznym problemem okresu dojrzewania. Nie budźcie dziecka,
obserwujcie je tylko. Zostawcie je w spokoju, jeśli nie szuka waszej bliskości. Nie
wypytujcie o nic następnego dnia. Zadbajcie o uregulowany tryb dnia i o wystarczającą
ilość snu. Bądźcie przekonani, że problem rozwiąże się z czasem sam.
• Przy koszmarze dziecko potrzebuje od was otuchy. Koszmary dają się wyraźnie
odróżnić od lęków nocnych. Po jakimś złym śnie (w odróżnieniu od lęku nocnego)
dziecko potrzebuje otuchy i pewności, że jesteście zawsze przy nim i że może czuć się
bezpieczne. Unikajcie nocnych rozmów o obawach i snach, starajcie się raczej znaleźć
ich przyczyny za dnia.
6
Problemy szczególne

W tym rozdziale dowiecie się:

• co powinniście wiedzieć, gdy wasze dziecko


✔ uderza głową i się kołysze
✔ cierpi na bezdech
✔ ma bóle
✔ jest niepełnosprawne umysłowo

• co sądzimy o stosowaniu lekarstw przy leczeniu zaburzeń snu

Niektórym rodzicom dotychczasowe informacje mogą nie wystarczyć. Ich dziecko


ma całkiem specyficzne problemy związane ze snem, o których dotychczas nie mówiliśmy.
W tym rozdziale zebraliśmy najważniejsze takie przypadki.

Uderzanie głową i kołysanie się

Nieraz rodzice donoszą o obserwacjach, które wydają się im niezwykłe.

Na przykład 18-miesięczny Tomasz za dnia, wieczorem i kilkakrotnie w nocy


przed zaśnięciem uderzał głową o kratę łóżeczka. Co prawda nigdy się przy tym
poważnie nie skaleczył, ale na głowie zostawały ślady. Rodzice próbowali łóżeczko
wyłożyć czymś miękkim, ale synek zrywał to zabezpieczenie, znajdując zawsze jakieś
twarde miejsce. Kółka od nóg łóżka zdjęto, aby łóżko nie mogło jeździć po pokoju
wskutek rytmicznego uderzania głową.
Rodzice martwili się tym stanem rzeczy, gdyż słyszeli, że na taką dolegliwość
cierpią głównie dzieci w wysokim stopniu niepełnosprawne i zaniedbane. Czyżby
więc i ich syn był w jakiejś mierze opóźniony w rozwoju?

Innych rodziców dręczą podobne obawy, kiedy np. ich dzieci przed zaśnięciem trwają
w bezruchu na czworakach albo kołyszą się do przodu i do tyłu, bądź też leżąc, rzucają
główką rytmicznie w prawo i w lewo.
Obawa, gdy dzieci uderzają głową o jakiś twardy przedmiot, poruszają nią w obie
strony czy też kołyszą się, jest zwykle nieuzasadniona. Zwłaszcza u niemowląt i małych
dzieci jest to normalny i często spotykany sposób zachowania się. Przy normalnym rozwoju
zdrowego dziecka nie jest to oznaką jakiegoś zaburzenia.
Wiele takich dzieci ma także za dnia upodobanie do rytmicznego poruszania się.
Kiedy słyszą muzykę, zaczynają się do taktu kołysać - poruszając albo głową, albo całym
ciałem. Niektóre z nich przyzwyczaiły się do kołysania na czworakach, do kręcenia albo
uderzania głową - szczególnie w porze spania. Robią to przed zaśnięciem, czasem też rano
bądź nocą, aby po zbudzeniu się móc ponownie zasnąć. Chodzi tu najczęściej o
przyzwyczajenie przy zasypianiu, które można porównać ze ssaniem kciuka czy też z
„ukołysaniem do snu” w wózeczku.
Rytmiczne uderzanie głową (występuje u około 5 procent wszystkich przypadków),
zwane w języku fachowym „jaktacje”, rodzice traktują najczęściej jako trudny problem albo
„zaburzenie”. Martwią się, że dziecko może się poważnie skaleczyć. Z ich bowiem punktu
widzenia takie uderzanie głową o jakiś twardy przedmiot musi być przecież bolesne. Ale
najwidoczniej tak nie jest. Uspakajający efekt tego miarowego ruchu, swoista przyjemność,
zdają się być oczywiste.
Uderzanie głową albo kołysanie się będące rezultatem przyzwyczajenia przy
zasypianiu pojawia się zwykle w pierwszym roku życia. Może ono szybko minąć, ale też
może utrzymywać się przez dłuższy czas. Zwykle zanika samoistnie w rok do półtora po
pierwszym pojawieniu się, a więc najpóźniej w trzecim, czwartym roku życia.
Uderzanie głową występuje u chłopców znacznie częściej niż u dziewcząt. Jest
prawdą, że u dzieci z poważną chorobą neurologiczną albo z zaburzeniem psychicznym
bardzo często występuje objaw uderzania glosą, ale uderzanie głową jako jedyna dziwna
cecha u dziecka, które jest poza tym zdrowe i normalnie się rozwija, nie stanowi powodu do
niepokoju. Najlepiej, gdy rodzice się z tym pogodzą i pozwolą się przekonać, że wszystko
jest w porządku.
Oto kilka dodatkowych wskazówek:

• Dajcie dziecku za dnia dużo możliwości rytmicznego poruszania się.

• Warto spróbować postawić obok łóżeczka głośno tykający zegar albo taktomierz, aby
wyjść naprzeciw wyczuciu rytmu dziecka.

• Wyścielcie starannie łóżeczko albo połóżcie na środku pokoju materac. Im trudniej


będzie znaleźć twardy przedmiot do uderzania głową, tym szybciej dziecko da temu
spokój.

• Pamiętajcie o tym, abyście na takie uderzanie głową nie zwracali specjalnej uwagi ani też
tego nie „nagradzali”. Tomasz na przykład, o którym była mowa na początku tego
odcinka, dostawał wieczorem i nocą regularnie buteleczkę, kiedy zaczynał uderzać głową
w bok łóżka. A więc w pewnym sensie czynność ta była dla niego niezawodnym
sposobem wyegzekwowania butelki. Kiedy jednak matka - zgodnie z metodą opisaną w 4.
rozdziale - odzwyczaiła go od buteleczki, wówczas i to przyzwyczajenie zmniejszyło się
w widoczny sposób.

W rzadkich wypadkach uderzanie głową albo kołysanie się stanowi oznakę


poważniejszego zaburzenia. Porozmawiajcie z pediatrą, gdy zauważycie następujące
symptomy:

• Uderzanie głową albo kołysanie się wystąpiło po raz pierwszy, gdy dziecko było już
starsze niż półtora roku.

• Uderzanie głową albo kołysanie się łączy się z jakimś wydarzeniem, obciążającym bądź
niepokojącym dziecko.

• Rytmiczne ruchy nie mijają w wieku trzech czy czterech lat.


• Dziecko nie rozwija się zgodnie ze swoim wiekiem.

Bezdech (apnoe) podczas snu

Julia, 5 lat, zaczęła pół roku temu chrapać. Te nocne odgłosy budziły często
rodziców, bo mieszkanie było dość akustyczne. Przed 6 tygodniami zauważyli oni,
że to chrapanie jest przerywane fazami absolutnej ciszy. Od tego czasu bacznie
śledzili to zjawisko, stwierdzając, że pojawia się ono coraz częściej. Jednocześnie
było widać, że Julia jest w ciągu dnia zmęczona i niezrównoważona.

Jest to typowa historia dziecka cierpiącego na bezdech (apnoe). Apnoe znaczy po


prostu „nieoddychanie”. Strumień powietrza przepływający przez nos i usta zostaje
przerwany na czas powyżej 10 sekund. U noworodków na przykład może to nastąpić
wskutek nie rozwiniętego w mózgu nadajnika impulsów oddychania. Natomiast podczas snu
dziecka może nastąpić przerwa w oddychaniu, gdy strumień powietrza przechodzący przez
nos i usta urywa się w drodze do tchawicy. Przerwa ta powstaje przede wszystkim w obrębie
nasady języka. Jak wiemy, szczególnie w czasie płytkiego snu urojeniowego mięśnie
wiotczeją do tego stopnia, że język może opaść do tyłu, blokując dostęp powietrza do
tchawicy.
Dla większości dzieci strumień powietrza jest wystarczający. U Julii jednak tak nie
było, bo miała powiększone polipy i migdałki, co wraz z językiem stanowiło przeszkodę dla
swobodnego przepływu powietrza. Prowadziło to do tego, że często budziła się, aby móc
ruszyć językiem. W ten sposób umożliwiała ponowny dopływ powietrza do płuc. W
skrajnym przypadku może upłynąć cała noc na zmaganiu się z brakiem powietrza. Ma to też
niekorzystny wpływ na głęboki sen. Nic więc dziwnego, że za dnia dziewczynka była
znużona, rozkojarzona i grymasiła.
Kiedy rodzice powinni zwrócić uwagę na tę dolegliwość?

Oto najważniejsze cechy charakterystyczne:

• Nadmierna senność za dnia w połączeniu z licznymi pośrednimi i bezpośrednimi


oznakami: zachowanie niedostosowane do sytuacji, wzmożona aktywność, nagłe zmiany
nastroju, a u starszych dzieci problemy ze szkołą.

• Głośne chrapanie w nocy, także bez oznak infekcji dróg oddechowych, wciąganie klatki
piersiowej przy wdychaniu. Przyczyna: strumień powietrza wchodzący do płuc jest za
mały, co prowadzi do częściowego przebudzenia z przejściowym polepszeniem się
procesu oddychania.

Przyczynami prowadzącymi do bezdechu są przede wszystkim powiększone migdałki


i polipy, a także nadwaga i wadliwe ukształtowanie szczęk. Przy podejrzeniu zakłóceń w
oddychaniu dziecko powinien zbadać pediatra albo laryngolog. W większości przypadków
pomoże tu usunięcie polipów i migdałków.
Bóle

Jeśli dziecko płacze z bólu, wówczas niełatwo mu zasnąć. Nie pomagają już zwykłe
czynności przed zaśnięciem. Rodzice na ogół dość trafnie rozróżniają między żałosnym
płaczem czy krzykiem dziecka wynikającym z silnych bólów a krzykami protestu lub złości.
Najczęściej mówi się o bólu zębów. Ze słowem „ząbkowanie” wiąże się wiele różnorakich
przekonań. Łączy się je z gorączką, biegunką, kapryszeniem i brakiem apetytu, aczkolwiek
mało jest na ten temat ugruntowanych wiadomości.
Co rozumiemy pod nazwą „ząbkowanie”? W mowie potocznej oznacza to, że
wyrastają zęby. Jeśli nie są one jeszcze widoczne, wówczas „ruszają”. Jeżeli już wychodzą z
dziąseł - „wyrzynąją się”. Ponieważ zęby rosną równomiernie z całym naszym organizmem,
w rzeczywistości nie ma nagłego „ruszania” zębów mogącego wywoływać dolegliwości.
Tak więc słowo „ząbkowanie” można jedynie skojarzyć z dolegliwościami w tym czasie,
kiedy ząbki stają się widoczne, wyrastając z dziąseł.
Kiedy ząbkowanie powoduje bóle? Na pewno wtedy, kiedy jest widoczny stan
zapalny, a więc zaczerwienienie i opuchlizna dziąseł. Takie przypadki nie zdarzają się
jednak często. Z reguły po kilku dniach stan zapalny mija, a więc nie możemy uznać
„ząbkowania” za przyczynę zaburzeń snu i chorób. Kiedy rodzice przynoszą do lekarza
niemowlę, które z bólu całą noc krzyczało, pytają często, czy to nie wynik ząbkowania.
W zasadzie zaglądamy najpierw do uszu. Najczęstszą przyczyną bólów bywa ostre
zapalenie ucha środkowego. Od czasu do czasu pojawia się też obrzęk ucha środkowego,
powodujący bóle przede wszystkim w pozycji leżącej. Jeśli do tego dojdzie jeszcze
gorączka, niemowlę może mieć też bóle głowy i kości. Choroby związane z gorączką mogą
u niemowląt - podobnie jak u dorosłych - wywoływać bóle głowy i kości.
U niemowląt, które bardzo gwałtownie krzyczą, obmacujemy zawsze brzuch i
pachwiny, aby wykluczyć źródło bólu w tych okolicach. Istnieje wielorakość innych
możliwych przyczyn bólów, ale zęby rzadko odgrywają tu jakąś rolę. Dokładne wypytanie
rodziców i zbadanie dziecka zwykle wykaże przyczynę, a co najmniej wykluczy
poważniejsze choroby.
Jeżeli rodzice mają uzasadnione podejrzenie, że ich dziecko nie może spać z bólu, a
jednocześnie jego wygląd nie wskazuje na konieczność pójścia do lekarza, zalecamy
podanie dziecku czopka przeciw gorączce, gdyż łagodzi on jednocześnie bóle.

Dzieci niepełnosprawne umysłowo

Daniel i Moritz urodzili się w 36. tygodniu ciąży. Z powodu ciężkich


duszności znaleźli się obaj na oddziale intensywnej terapii, gdzie pozostali przez
cztery tygodnie, jako że ich życiu zagrażały różne dodatkowe komplikacje. Wkrótce
po wypisaniu ich ze szpitala okazało się, że są opóźnieni w rozwoju. W wieku 5 lat
stwierdzono u nich zachowanie autystyczne.
Od samego początku matka, która ich wychowywała sama, uskarżała się, że
ma zarwane noce. Pojawiły się bowiem poważniejsze kłopoty. Chłopcy zasypiali
między 21.00 a 22.00 w swych łóżeczkach. Około północy jeden z nich zwykle się
budził, wychodził z łóżka i stukał jakąś zabawką o szyby okienne tak długo, aż
braciszek też się zbudził i wziął udział w zabawie. Zasypiali dopiero po godzinie. O
3.00 domagali się herbaty. Potem się trochę bawili i zasypiali ponownie około 5.30.
Tym pukaniem w szybę budzili nie tylko własną matkę, lecz także kilka rodzin
w siedmiopiętrowym budynku. W skrzynce na listy zaczęła się pojawiać
nieprzyjemna korespondencja. Matka z trudem dawała sobie z tym wszystkim radę.
Czy i w odniesieniu do upośledzonych i autystycznych dzieci moglibyśmy
zastosować nasz program spania?
Nie widzieliśmy żadnej przeszkody. Mimo początkowych trudności i po
dokładnym uzgodnieniu planu, udało nam się osiągnąć znacznie dłuższy i
nieprzerwany sen u tych dzieci. Nauczyły się one nie pić w nocy, spać mniej za dnia
a więcej nocą, nie wychodzić z łóżek.
Ten ostatni nawyk okazał się najtrudniejszy, już prawie zrezygnowaliśmy z
realizowanego programu, albowiem dzieci pokonywały wszystkie techniczne środki,
utrudniające wyjście z łóżka. Matka była jednak konsekwentna i zaskoczyła nas po
kilku tygodniach dobrą wiadomością, że obaj chłopcy mimo wszystko nauczyli się
przesypiać całą noc.

Także dzieci niepełnosprawne potrafią się uczyć. Uczą się nie tyle przez pojmowanie,
a przez ustalone warunki i konsekwencje. Jeśli zaburzenie snu stanowi część ich choroby
zasadniczej, wówczas nie można osiągnąć tak szybkiego i pełnego sukcesu jak u dzieci
zdrowych. W rzadkich przypadkach jest dodatkowo wymagana terapia lekami.
Według naszych doświadczeń także u niepełnosprawnych umysłowo dzieci z
poważnymi zaburzeniami snu jest możliwe i celowe opracowanie indywidualnego
wieczornego i nocnego programu zachowania oraz wdrażanie go konsekwentnie przez
pewien czas.

Leki

Czy podczas leczenia zaburzeń snu stosować środki nasenne i uspakajające?


Według analizy Instytutu Statystyki Medycznej13 w Republice Federalnej w 1990
roku 7 do 10 procent wszystkich dzieci poniżej 12 lat przepisano co najmniej jeden raz
środek nasenny albo uspokajający. Najczęściej chodzi tu o preparaty
psychofarmakologiczne, takie jak Atosil i środki uspakajające z grupy Valium.
Szczególnie niepokoi to, że według publikacji w „Deutsches Ärzteblatt” (1989)14
częstotliwość przepisywania takich preparatów niemowlętom jest szczególnie wysoka. Na
sto niemowląt przynajmniej dwudziestu przepisano jeden raz środki
psychofarmakologiczne! W tym stanie rzeczy należy się obawiać, że wiele dzieci z
zaburzeniami snu leczonych jest właśnie środkami psychofarmakologicznymi.
Stwierdziliśmy jednak, że przede wszystkim pediatrzy nie przepisują lekkomyślnie
środków nasennych do dłuższego stosowania. Ponadto rodzice odstawiają je często już po
kilku dniach.
Zanim wdrożyliśmy nasz program terapii, zapisywaliśmy w wyjątkowych
przypadkach u szczególnie bezradnych rodzin także środki nasenne bądź uspokajające.
Dzięki temu dzieci usypiały co prawda nieco szybciej, ale nic się nie zmieniło w ich
przebiegu snu: nocne noszenie na rękach, podawanie smoczka itp. Kluczowy okazywał się
problemu pomocy rodzicielskiej przy zasypianiu. Po odstawieniu lekarstw powracał
poprzedni zakłócony schemat spania.
Istnieją wyniki badań15, które potwierdzają nasze doświadczenia. Lekarstwa działały
tylko wówczas, gdy jednocześnie przeprowadzano program terapii.
Ponieważ powodzenie terapii opartej na naszym programie jest niezwykle duże,
zrezygnowaliśmy u zdrowych dzieci całkowicie z podawania leków. Lekarstwa mogą -
niezależnie od niepożądanych skutków ubocznych - prowadzić do powstania dodatkowych
problemów. Niektóre dzieci po ich zażyciu jeszcze bardziej ożywają, zamiast odczuwać
senność. Zjawisko to nosi nazwę „reakcji paradoksalnej”.
Z tych to powodów nasz wniosek jest następujący: U zdrowych dzieci nie stosuje się
lekarstw przy terapii zaburzeń snu. Nie są one ani potrzebne, ani na dłuższą metę skuteczne i
należy z nich zrezygnować jeszcze przed rozpoczęciem programu terapii.

Rozdział 6: To co najważniejsze

• Uderzanie głową i kołysanie się. Uderzanie głową i kołysanie się są co prawda


zjawiskami niecodziennymi, lecz zwykle nie chorobliwymi. Należy się uzbroić w
cierpliwość, aż zanikną one w sposób samoistny.

• Znużenie za dnia i nocne chrapanie w nocy. Nadmierne znużenie w czasie dnia i


regularne chrapanie w nocy, przerywane dłuższymi przerwami w oddychaniu, mogą być
oznakami bezdechu. Pomocą dla większości tych dzieci będzie operacyjne usunięcie
polipów i migdałków.

• Bóle. Bóle często uniemożliwiają dziecku przesypianie całej nocy. Należy najpierw
znaleźć źródło dolegliwości. Ząbkowanie zwykle nie jest wystarczającą przyczyną.

• Dzieci niepełnosprawne umysłowo. Dzieci niepełnosprawne cierpią często na


zaburzenia snu. Jeśli nie są one spowodowane bezpośrednio samą chorobą, warto
zastosować opisany program snu, uwzględniając przy tym indywidualne cechy dziecka.

• Leki. Przy leczeniu zaburzeń snu u zdrowych dzieci lekarstwa są zbyteczne.


7 Pytania i odpowiedzi

W tym rozdziale zebraliśmy najczęstsze pytania rodziców na temat nauki spania wraz
z odpowiedziami

Czy dziecko jest jeszcze za małe na zastosowanie planu


terapii?

Pytanie:
Moja córka ma zaledwie trzy miesiące. Każdej nocy domaga się co najmniej cztery razy
piersi. Czy nie mogę jej już teraz nauczyć przesypiania całej nocy?

Odpowiedź:
Prawdopodobnie nie! Większość dzieci w wieku trzech miesięcy nie ma jeszcze całkowicie
rozwiniętego rytmu spania. Nie potrafią odróżniać dokładnie dnia od nocy. W tym wieku
potrzebują przeważnie dodatkowego posiłku nocą. Tak więc nie może pani jeszcze
wymagać od swojej córki prawidłowego przesypiania całej nocy. Może ją pani jednak
przyzwyczajać do ustalonych czasów drzemek dziennych i do punktualnego kładzenia się na
spoczynek nocny.

Pytanie:
Moja córka ma trzy miesiące i potrafi zasnąć tylko przy piersi. Kiedy kładę ją rozbudzoną
do łóżeczka, zaczyna natychmiast płakać. Jak przyzwyczaić ją, by zasypiała sama? Do
zastosowania planu terapii jest przecież jeszcze za mała!

Odpowiedź:
Ma pani rację. U tak małego niemowlęcia nie można postępować dokładnie według planu. Z
pewnością córeczka zaśnie jeszcze od czasu do czasu podczas karmienia piersią, ale może
pani zacząć odzwyczajać ją od tego stopniowo. Proszę kłaść ją coraz częściej do łóżeczka,
kiedy jeszcze nie śpi - nawet gdyby miała protestować. Po pewnej chwili należy do niej
podejść i ją pocieszyć. Jeżeli sama obecność pani nie wystarczy, można ją wziąć na chwilę
na ręce, uspokajając ją w ten sposób. Ale proszę pamiętać o tym, aby ponownie włożyć ją do
łóżeczka w odpowiedniej chwili przed zaśnięciem, bowiem właśnie tam powinna ona jak
najczęściej zasypiać - sama i bez pani pomocy.

Po chorobie terapia od początku?

Pytanie:
U naszego 18-miesięcznego synka postępowaliśmy dokładnie według opisanego planu
terapii. Pomimo że przedtem pił co noc kilka buteleczek, sytuacja polepszyła się w przeciągu
paru dni - przez dwa miesiące spał bez zarzutu. Niestety, ostatnio poważnie zachorował. Od
tego czasu dostaje w nocy znowu dwie buteleczki. Czy mamy teraz rozpocząć terapię od
początku?

Odpowiedź:
U każdego dziecka może się zdarzyć, że wskutek choroby albo wyjazdu na urlop wróci stan
pierwotny. Czasami wystarcza jedna noc, a dziecko chciałoby najchętniej z tego wyjątku
uczynić natychmiast regułę. Chce naturalnie zachować dawne przywileje, nawet gdy
choroba minęła albo gdy urlop się już dawno skończył. W takim wypadku możecie państwo
oczywiście przystąpić do ponownej terapii. Zwykle udaje się to szybciej niż poprzednio.
Prawdopodobnie dziecko jeszcze nie zapomniało państwa konsekwentnego postępowania.
Choroby i sytuacje wyjątkowe mogą wystąpić zawsze. Dlatego nie będzie w tym nic
dziwnego, jeśli zdarzy się państwu powrócić do tej metody jeszcze nie raz i nie dwa.

Moje dziecko nie daje się uspokoić

Pytanie:
Mój syn ma dziewięć miesięcy i zasypia tylko w moich ramionach. Znając go, nie da się na
pewno w żaden sposób uspokoić, kiedy będę do niego wchodzić. Będzie krzyczał jeszcze
głośniej, gdy mnie zobaczy, a ja nie wezmę go na ręce. Czy nie będzie lepiej, jeśli nie będę
do niego zaglądała, dając mu się wykrzyczeć?

Odpowiedź:
Być może odniosłaby pani sukces, stosując metodę „dać się wykrzyczeć”. Prawdopodobnie
po kilku dniach pani syn przestałby istotnie krzyczeć wiedząc, że to się nie opłaca. Nam
jednak nie chodzi tylko o sukces, lecz jednocześnie zawsze o dobro dziecka. Może się
bowiem bać, płacząc godzinami w samotności - a więc obawiać się, że zostało opuszczone
albo że nie jest już kochane. To ryzyko może pani wykluczyć, wchodząc do niego w
krótkich odstępach czasu i dając mu w ten sposób do zrozumienia, że jest pani w pobliżu i
że wszystko jest w najlepszym porządku. „Wizyty” w pokoju syna mogą być bardzo krótkie,
jeśli będzie on reagował jeszcze głośniejszym krzykiem. Niemniej proszę nie rezygnować z
ciągłego pocieszania i okazywania mu miłości.

Nocne posiłki dla niejadków?

Pytanie:
Mój syn ma prawie dwa lata, a waży dopiero 13 kg. Jest wybitnym niejadkiem. Dlatego
jesteśmy zadowoleni, jeśli nocą wypije chociaż dwie butelki mleka. Niestety, wiąże się to z
dość częstym budzeniem się. Czy możemy z czystym sumieniem odzwyczaić go od tych
nocnych posiłków ? Przecież wówczas będzie jadł w sumie jeszcze mniej!

Odpowiedź:
Nigdy nie jest właściwym rozwiązaniem podawanie nocą na poły śpiącemu niejadkowi
pokarmu, którym wzgardził za dnia. Dopóki pani syn pije w nocy prawie pół litra mleka, nie
widzi powodu, aby za dnia pić więcej. Przyzwyczaił się do nocnego głodu. Proszę zacząć od
podawania mu jedzenia i picia w dzień o regularnych, ustalonych porach. Jeśli tych nocnych
posiłków zabraknie, będzie pani mogła być pewna, że w przeciągu paru dni chłopiec
uzupełni to, czego mu brakuje.

Po 14 dniach brak postępu

Pytanie:
Mój syn ma 25 miesięcy. Wydaje mi się, że potrzebuje jeszcze południowej drzemki. Od
dwóch tygodni kładę go konsekwentnie w południe na godzinę do łóżka. Co prawda ostatnio
już nie płacze, ale i nie śpi. Czy dalsze próby mają sens?

Odpowiedź:
Jeżeli po dwóch tygodniach konsekwentnego postępowania nie zauważyła pani u syna
zmiany, wówczas może być pani pewna, że nie potrzebuje już tego snu. Dalsze próby będą
bezcelowe.
Niektórzy rodzica jednak donoszą o pozytywnych skutkach takich południowych
odpoczynków. Dziecko przyzwyczaja się do zajmowania się sobą przez godzinę w swoim
łóżku albo w pokoju. Może u pani syna taka możliwość też wchodziłaby w rachubę.

Dziecko wchodzi ukradkiem do łóżka rodziców

Pytanie:
Nasza czteroletnia córeczka przychodzi do naszego łóżka prawie każdej nocy. W zasadzie
jesteśmy temu przeciwni, ale często tego nie zauważamy. Co robić?

Odpowiedź:
Jeżeli jesteście państwo tylko „w zasadzie” temu przeciwni, to pozostańcie lepiej przy tym
stanie rzeczy. Jeśli będziecie chcieli przyzwyczaić dziewczynkę do pozostawania nocą w jej
łóżeczku, to będzie państwu potrzebna cała siła woli, a także zgoda na nieosiągnięcie
pełnego zadowolenia, w przeciwnym razie nic z tego nie wyjdzie. Nawet jeśli nie zdajecie
sobie państwo z tego sprawy, to nie macie szansy za każdym razem konsekwentnie
reagować na te nocne wizyty. A tylko to mogłoby zapewnić wam sukces.

Warunki zastosowania planu terapii

Pytanie:
Czy ten plan terapii można zastosować u każdego dziecka?

Odpowiedź:
Nie! Należy przestrzegać kilku zasad. Przede wszystkim dziecko musi mieć co najmniej
sześć miesięcy i być zdrowe. Rodzice muszą odczuwać niezadowolenie i być bardzo
zdecydowani na zmianę istniejącej sytuacji. Szczególnie ważne jest, aby między rodzicami a
dzieckiem panowały dobre stosunki. Nieraz rodzice są po prostu przeciążeni i nie są w
stanie zająć się odpowiednio dzieckiem. Niemowlęta są bardzo wrażliwe na odmowę i
rezerwę. Może się zdarzyć, że będą nocą krzyczeć, aby sobie w ten sposób wywalczyć u
rodziców należną opiekę. Nie możemy więc naszego programu polecić bez zastrzeżeń. W
takiej sytuacji ważne jest uprzednie wsparcie rodziców, aby znów mogli zwracać się do
dziecka z większą czułością.

Obawa przed psychicznym przeciążeniem

Pytanie:
Moje dziecko ma 10 miesięcy. Dotychczas pocieszałam je za każdym razem, kiedy zapłakało.
Jednak teraz jestem tak wyczerpana, że raczej tylko myślę o spokojniejszych nocach. Czy
mogę zastosować opisany plan terapii bez obawy o jakiejś psychiczne konsekwencje u
dziecka?

Odpowiedź:
Jedno jest pewne, pani wyczerpanie na skutek stale zarywanych nocy prowadzi do coraz
większego obciążenia. Prędzej czy później ten stres przeniesie się na dziecko.
Prawie wszyscy rodzice, którzy się z nami konsultowali, byli ze swoimi dziećmi bardzo
związani. Czy i pani dziecko czuje się w pani obecności bezpieczne? Czy może ono być
pewne pani miłości i oddania? Serdeczny i pełen zaufania stosunek między rodzicami a
dzieckiem jest podstawą wszystkiego. Jeśli tak jest, można się pogodzić z krótkotrwałym
niewielkim stresem. Z pewnością uczenie się nowych przyzwyczajeń nie jest dla pani
pociechy przyjemne, jednak nie może to zagrozić utrwalonej harmonii między wami, bo
przecież i w czasie zmiany przyzwyczajeń zajmuje się nim pani z oddaniem. Tak więc może
być pani pewna, że nie poczuje się ono opuszczone. A co najważniejsze - z chwilą, kiedy
dziecko już się przestawi na nowe przyzwyczajenia, będzie się zarówno pani, jak i dziecku
wiodło lepiej.

Uwagi końcowe

„Leoni miała od 12 miesięcy problemy ze spaniem. Budziła się co dwie, trzy


godziny i chciała pić. Trudno uwierzyć, że obecnie przesypia od 19.00 do 6.00!”

„Chcielibyśmy Wam bardzo serdecznie podziękować za spokojne noce, z których


korzystamy pełną piersią po raz pierwszy od 14 miesięcy - i to już od dwóch i pół
tygodni”.

Moglibyśmy cytować wiele takich reakcji na nasze wykłady i konsultacje.


Dla nas samych niezwykły sukces porad dotyczących spania był niespodzianką. Dr
Morgenroth, pediatra, dziwił się, że on, specjalista od chorób infekcyjnych, miał takie
powodzenie w tej zupełnie dla niego nowej dziedzinie terapii.
Także dla mnie, psychologa, było czymś niezwykłym, że jedna jedyna rozmowa
wystarczała prawie zawsze do osiągnięcia pełnego sukcesu po zastosowaniu terapii.
Nie zapominajmy jednak, że to nie kto inny jak właśnie rodzice wprowadzali nasz
plan terapii w życie. My mogliśmy ich tylko do tego zachęcać i udzielać porad.
Także na stronach tej książki możemy jedynie radzić i zachęcać. To Wy, drogie
Czytelniczki i mili Czytelnicy, będziecie je wdrażać.
Życzymy Warn powodzenia!
8
Mój protokół snu

Na następnych dwóch stronach znajdzie dwa protokoły snu, w których możecie


odnotować przyzwyczajenia waszego dziecka przy zasypianiu.

• W pierwszym protokole odnotujcie, jakie aktualne przyzwyczajenia ma ma wasze dziecko


przy zasypianiu i piciu. W ten sposób zorientujecie się jak wyglądają dokładnie jego
problemy ze spaniem.

• Nastanie rozpocznijcie wasz osobisty plan terapii i odnotujcie w drugim protokole, jak
się zmieniają przyzwyczajenia dziecka przy zasypianiu - aż do czasu, kiedy będzie
przesypiało całą noc.

Uwaga!
Możecie też natychmiast przystąpić do terapii. W tym wypadku będzie wam potrzebny tylko
drugi protokół.
Przypisy

1
R. Ferber, Solve your childs sleep problems. New York 1985, Simon & Schuster.
2
A. Kast-Zahn und H. Morgenroth, Erfahrungen und praktische Hinweise für den Umgang
mit Schlafproblemen im Säuglings- und Kindesalter. „der kinderarzt” 26, 1995, nr l, s. 46 -
52 i nr 2, s. 204 - 212.
3
D. Wolke i in., Häufigkeit und Persistenz von Ein- und Durchschlafproblemen im
Vorschulalter: Ergebnisse einer prospektiven Untersuchung an einer repräsentativen
Stichprobe in Bayern „Prax. Kinderpsychol. Kinderpsychiat”, 1994, 43, 339 - 344.
4
E. Aserinsky & N. Kleitman, Regularly occuringperiods of eye motility and concomitant
phenomena during sleep, „Science” 1953, 118, s. 273 - 274.
5
H.P. Roffwarg i in., Ontogenetic development of the human sleep-dream cycle., „Science”,
1966, 152, s. 273 - 274.
6
A. Kast-Zahn, Wie wird mein Baby ein guter Schläfer? „Hipp-Penaten, Baby-Club, Club-
Magazin” 1995, l, s. 18 - 19.
7
J. Cuthbertson & S. Schevill, Helping your child sleep through the night. New York, 1986,
Doubleday.
8
D. Wolke, Die Entwicklung und Behandlung von Schlafproblemen und exzessivem
Schreien im Vorschulalter, [w:] Petersmann (wydawca): Verhaltenstherapie mit Kindern,
München 1994, Gerhard-Röttger-Verlag l54 - 208.
9
A. Kast-Zahn, Wenn Ihr Kind die Nacht zum Tage macht. „Hipp-Penaten, Baby-Club,
Club-Magazin”, 1995, 3.
10
S. Friedrich & V. Friebel, Einschlafen, Durchschlafen, Ausschlafen. Hamburg 1993,
rororo.
11
G. Klackenberg, Incidence of parasomnias in children in a general population, [w:] Ch.
Guilleminault, (wydawca), Sleep and its disorders in children. New York 1987, Raven
Press. s. 99- 113
12
B. Lozoff i in., Cosleeping in urban families with young children in the United States.
„Pediatrics”, 1984, 74, s. 171 - 182.
13
G. Glaeske, Arzneimittel. Aus dem Jahrbuch Sucht 94, Neuland Verlagsgesellschaft, 1994,
s.160-175.
14
E. Meiner i in., Verschreibung von Psychopharmaka im Kindesalter. „Deutsches
Ärzteblatt”, 1989, 86 (28/29), B-1469 - B-1471.
15
N. Richman, A double-blind drug trial of treatment in young children with waking
problems, „J. Child Psychol. Psychiat.” 1985, 26, s. 591-598.

You might also like