You are on page 1of 6

100-105 Klekot.

ps - 8/31/2006 9:42 AM

E WA K L E K O T Jacek Olędzki był człowiekiem, który miał niesamowi­


tą wrażliwość estetyczną i ciągle robił coś, żeby sam ją
TOMASZ SZERSZEŃ rozwijać. Właśnie Olędzki jest może trochę takim
punktem w antropologii polskiej, gdzie jest to zaczepie­
nie o spojrzenie na sztukę, które jest spojrzeniem świa­

„Antropologia nie domym - przede wszystkim mam na myśli jego teksty


afrykańskie i badania na Kurpiach. Moim zdaniem jed­
wystarczy, żeby nak, antropologia nie daje raczej przygotowania (mimo
iż istnieje intensywnie się rozwijająca „antropologia wi­
zrozumieć, co się dzieje zualna”, która daje przygotowanie do posługiwania się
filmem i fotografią jako podstawowym narzędziem for­
z człowiekiem mułowania wypowiedzi antropologicznej), nie daje na­
rzędzia do obcowania z tym, co widzimy, nie mówiąc
w obliczu piękna...” już o tym, co słyszymy, czy co odbieramy innymi zmy­
słami - z tym, co nas porywa swoim pięknem.

zapis rozmowy T .S .: W Potędze wizerunków przemieszane są przy­


kłady ze sztuki ludowej, popularnej z przykładami,
o Potędze Wizerunków którymi na codzień zajmuje się „historia sztuki” - te
Davida Freedberga pierwsze, oczywiście, zdecydowanie dominują. Dla
mnie jednak najpiękniejsze fragmenty Freedberga do­
tyczą nie „sztuki drugorzędnej” , ale „dzieł sztuki”...

E .K .: Tak, i to jest chyba podstawowy problem


„antropologii sztuki”, sztuki z perspektywy antropolo­
Tom asz Szerszeń: W 1989 pojawia się Potęga wi­ gii. Wrażliwe zobaczenie dzieła sztuki z perspektywy
zerunków, w 1990 Bild und Kult Beltinga - choć we wykształcenia antropologicznego jest niemal niemożli­
wstępie Freedberg pisze o różnicach dzielących obu we. W ogóle przygotowanie naukowe wrażliwego na­
autorów, możemy w pewnym sensie mówić o pojawie­ wet antropologa nie daje możliwości konceptualizacji
niu się nowego paradygmatu w pisaniu o sztuce. Oczy­ tego, co się widzi, czyli de facto nie daje możliwości
wiście antropologiczne podejście zauważyć można dobrego zobaczenia. Jeżeli uświadomimy sobie, że zoba­
u wielu wcześniejszych autorów - choćby u Gombri- czenia i rozumienia nie da się oddzielić, to zdamy sobie
cha. Czy tym razem jednak możemy powiedzieć, że sprawę, że antropolog nie dostaje narzędzi, żeby zrozu­
wytworzyła się nowa subdyscyplina? Kim są ci autorzy? mieć to, co widzi i co się z nim dzieje w obliczu czegoś,
Czy to raczej antropolodzy, których uwaga zwróciła się co jest porywająco piękne. My nie potrafimy o tym
na pole sztuki, czy historycy sztuki używający narzędzi mówić, i to właśnie mi od początku przeszkadza; dla­
nie swojej dyscypliny? tego nigdy nie potrafiłam się do końca zdecydować,
czy jestem historykiem sztuki czy antropologiem, my­
Ewa Klekot: Oczywiście istnieje taka subdyscypli­ ślę o sobie bardziej jako o antropologu - antropologia
na, która nazywa się „antropologia sztuki” - w anglo­ daje o wiele szerszą perspektywę, ale antropologia nie
saskiej tradycji nie jest ona taka nowa. W Wielkiej wystarczy, żeby zrozumieć, co się dzieje z człowiekiem
Brytanii jej przedstawicielem jest Layton, i to są rzeczy w obliczu piękna.
dotyczące głównie interpretacji sztuki plemiennej. Istnieje natomiast rozwiązanie na określenie tej po­
Natomiast ja rozumiem antropologię sztuki zupełnie stawy, którą reprezentuje Freedberg i wielu innych
inaczej, tzn. antropologią sztuki jest zajmowanie się współczesnych humanistów otwartych na materialną
również, a może nawet przede wszystkim, sztuką na­ rzeczywistość (bo tu jest też ważne, że mamy zaczepie­
szego własnego obszaru cywilizacyjnego, ale z perspek­ nie w materialnej rzeczywistości, że to nie jest po pro­
tywy nauk społecznych (oczywiście subdyscyplina „so­ stu mówienie o abstrakcyjnym tekście) i odwołanie się
cjologii” sztuki ma tutaj ogromne tradycje, tyle tylko do zmysłów, do czegoś, co postrzegamy zmysłowo.
że znowu: socjologia to nie antropologia). I tutaj spo­ Można ich nazwać po prostu interpretatorami. Im bar­
tyka się Belting i Freedberg z tradycją antropologicz­ dziej ktoś sobie uświadamia, że jest interpretatorem, któ­
ną, może nawet bardziej z Jamesem Cliffordem niż ry tworzy interpretacje, tym bardziej myśli „antropolo­
z tymi antropologami, którzy jeździli w teren. gicznie” , ale tym bardziej myśli po prostu współcześnie.
Ja bym jednak powiedziała, że Freedberg jest po­
trzebny i antropologom, i historykom sztuki, i humani­ T .S.: Podobnie jak w Potędze wizerunków jest u antro-
stom, w ogóle. Wracając na nasze polskie podwórko: pologizującego momentami Georges’a Didi-Hubermana:

100
100-105 Klekot.ps - 8/31/2006 9:42 AM

Ewa Klekot, Tomasz Szerszeń • ZAPIS ROZMOWY O POTĘDZE WIZERUNKÓW FREEDBERGA

jego żywiołem jest Fra Angelico, renesans... Istnieje jednak, że mówiąc o tym spojrzeniu, operujemy nie
tęsknota antropologów za sztuką Wielkich Mistrzów, za definicjami, tylko metaforami, jakąś wspólnotą sym­
odległymi w czasie epokami - starożytnością, renesansem. boliczną antropologów...
W 1992 Freedberg pisze książkę o Josephie Kossuci Natomiast Potęga wizerunków jest antropologiczna
The Play of Unmentionable. Zastanawiam się, co tak w tym sensie, że Freedberg stara się spojrzeć na siebie
nastawiony badacz, patrzący z totalizującej, antropolo­ samego z zewnątrz. To jest właśnie to, co robi antro­
gicznej perspektywy, może powiedzieć o sztuce współ­ polog: czuje się obcy wobec oczywistości swojej wła­
czesnej? Freedberg postrzega przecież sztukę jako szu­ snej kultury, stara się zobaczyć, jak one są skonstru­
kanie podobieństw (o czym zresztą pisze), dla mnie owane. Z drugiej strony nie do końca używa warsztatu
tymczasem sztuka współczesna jest bardziej zerwa­ antropologa - to warsztat humanisty, filozofa, obcią­
niem, różnicą - to wyznacza jej charakter. Uderzyło żony jeszcze postmodernizmem.
mnie takie zdanie: „W większości, nasze zawiłe dywa­
gacje o sztuce to po prostu unik”. To poniekąd wyraz T .S .: Książka Freedberga jest imponująca w sferze
bezradności antropologów wobec sztuki najnowszej - przykładów, ikonografii, analizy, natomiast jeśli prze­
bezradności, która neguje i redukuje dyskurs, który czyta się ją „od kuchni”, od strony metodologicznej,
nakręca przecież sztukę ostatniego półwiecza. Ta nie­ zaskakuje pewna dysproporcja. I to jest pewien aspekt
moc wydaje mi się ciekawa. Jest rzeczywiście tak, że tej książki, który mnie osobiście drażni. Są tu pewne
tym polem (sztuką współczesną) zajmuje się dziś (przy­ mocne tezy, ilustracje których ciągną się niemalże set­
najmniej w Polsce) ktoś zupełnie inny... kami stron... Jest tu dysproporcja między pojedynczy­
mi tezami, często celnymi, a olbrzymim materiałem
E .K .: W dyskusji na temat sztuki współczesnej an­ fakto- i ikonograficznym. Potęga wizerunków opiera się na
tropolodzy jako antropolodzy bardzo rzadko się wypo­ paru konceptach, paru nazwiskach. Jest więc u Freed-
wiadają... Pamiętajmy jednak, że tak naprawdę jest on berga Gombrich, jest Freud i jego Totem i tabu. Waż­
jednak historykiem sztuki. ny jest Gadamer ze swoją „ontologią obrazu” i stwier­
dzeniem, że „każdy obraz istnieje na sposób obrazu re­
T .S .: Mniej chodzi mi o jego wykształcenie, bar­ ligijnego”. Co jeszcze pozostaje, gdyby Potęgę wizerun­
dziej o perspektywę, jaką prezentuje w Potędze wize­ ków pozbawić imponujących przykładów?
runków. Zaciekawiło mnie również, co powiedziała
prof. Poprzęcka w dyskusji w „Tygodniku Powszech­ E.K .: Rzeczywiście, ona jest tak skonstruowana, że
nym” (nr 9/2006). Jej głos idzie jednak wbrew stwier­ przykłady zdecydowanie dominują. To nie jest książka
dzeniu, że antropolog jest bezradny wobec sztuki naj­ teoretyczna, która by prezentowała jakąś nową teorię
nowszej - widoczne jest to zwłaszcza, gdy pisze ona interpretacyjną. To jest książka, w której materiał pre­
o jej obrazoburstwie: „Sztuka przez lata postrzegana zentuje pewne tezy autora.
jako neutralna (bo kogo interesowały obrazy abstrak­ Co pozostaje? N a pewno to, co Freeedberg napisał,
cyjne), weszła dziś w samą materię życia” . Oczywiście że „cała nasza historia sztuki jest unikiem”. To jest
słowa te odnoszą się zapewne przede wszystkim do główna teza tej książki, a możliwa jest ona do pokaza­
„sztuki krytycznej”, ale rzeczywiście otwiera się tu nia, ponieważ Freedberg wychodzi poza tradycyjnie ro­
chyba nowe pole dla interpretacji... zumianą „sztukę”. Sam pomysł jest nieskomplikowany,
jest jednak nie najłatwiejszy do przeprowadzenia i pew­
E .K .: To prawda. Ale można spojrzeć na to, nie nie najbardziej popularny w środowisku historyków
o czym Pan mówi, z innej perspektywy. Przecież cała sztuki: chodzi o zajmowanie się badziewiem.
humanistyka „antropologizuje się”. Joanna Tokarska- Ważna jest również teza, że wypieramy naszą na­
-Bakir pisała i mówiła wiele razy, że antropologia jest turalną reakcję na wizerunek i mamy skonstruowany
współczesnym odpowiednikiem filozofii i że daje dziś cały mechanizm, który nam ułatwia podchodzenie do
wytłumaczenie świata, które najbardziej pasuje do wizerunków jak do sztuki. Z drugiej strony: nie do
naszej, współczesnej, rzeczywistości, ponieważ pierw­ wszystkich wizerunków podchodzimy jak do sztuki.
szą rzeczą, którą dziś postrzegamy, jest różnica, ob­ To jest maszynka, za pomocą której można interpre­
cość, czyli to, czym z definicji zajmuje się antropolog. tować zarówno pornografię, jak i coś, co jest nazywa­
To, że humaniści „antropologizują”, jest więc dziś ne kiczem.
czymś naturalnym. Pamiętajmy jednak, że antropolo­ Freedberg pisze o dwóch postawach, które uła­
gia, oprócz postawy, to również bardzo konkretna na­ twiają nam zdystansowanie się do wizerunku: to na
uka, i warsztat prof. Poprzęckiej nie jest warsztatem pewno jest interesujące, jeśli pracuje się na materiale
antropologa, tylko historyka sztuki. I Freedberg też wizualnym należącym do naszego kręgu kulturowego,
nie do końca jest antropologiem, natomiast spojrze­ ale o bardzo różnej jakości artystycznej. Ja pracuję nad
nie pewnie jest bardziej antropologiczne niż w przy­ takim, który generalnie jest uważany za materiał dość
padku wielu innych historyków sztuki. Pamiętajmy wątpliwej jakości.

101
100-105 Klekot.ps - 8/31/2006 9:42 AM

Ewa Klekot, Tomasz Szerszeń • ZAPIS ROZMOWY O POTĘDZE WIZERUNKÓW FREEDBERGA

Podsumowując: Freedberg jest narzędziem do my­ T .S .: Freedberg pisze, że książka ta wychodzi od


ślenia o sztuce naszego kręgu cywilizacyjnego. Nato­ badania na ikonoklazmie: to mi się wydaje charakte­
miast nie ma tam w ogóle wątku społecznego. rystyczne. On podaje przykłady z całej historii wize­
T .S .: Ta książka ma swoich przeciwników: swoimi runków, zaczyna gdzieś w antyku, daje mnóstwo przy­
kategorycznymi tezami Freedberg zamyka dyskusję... kładów z różnych kultur, ale to, o czym pisze tak na­
E .K .: Jest ona polemiczna, rzeczywiście. Można prawdę, dotyczy naszego kręgu kulturowego i tego je­
dyskutować z jego założeniami, jeżeli natomiast je go „szaleństwa”, jakim jest tworzenie i oglądanie obra­
przyjmiemy, to ta książka jest bardzo spójna. Można zów. Istnieją w książce bardzo konkretne przykłady
dyskutować chociażby z wielką narracją stłumienia, odnoszące się do reakcji na wizerunki: Bizancjum, Re­
można zakwestionować to szerokie podejście do wize­ formacja, jest cały motyw dziewiętnastowiecznych re­
runku jako takiego bez wyodrębniania „sztuki”, bo to akcji na fotografie i potem mocny wątek ikonoklazmu
jest przecież podstawa całego pomysłu na historię politycznego - palenie wizerunków przywódców itd.
sztuki - jeżeli historia sztuki przestaje zajmować się Freedberg zresztą napisał we Wstępie, że gdyby pisał tę
sztuką, to czym się zajmuje? Istnieje więc parę pozycji, książkę później, uwzględniłby również wydarzenia
z których można by zakwestionować, podważyć jego 1989 roku. Charakterystyczne, że tak naprawdę to jest
pozycje, dyskutować z jego założeniami, natomiast po­ książka, ja ją przynajmniej tak czytam, właśnie o na­
tem jest to dość konsekwentnie przeprowadzone i jest szym kręgu kulturowym, i przykłady z innych kultur są
to zaleta tej książki. jedynie rodzajem uzupełnienia.
Pamiętajmy, że w Potędze wizerunków Freedberg
używa stosunkowo niewielu źródeł pierwotnych, to zna­ E .K .: Jak najbardziej. Dlatego ja nie do końca
czy, że jest tam bardzo bogata bibliografia źródeł wtór­ chcę ją nazywać antropologią: tu jest raczej kompara-
nych. Poszczególne zagadnienia, np. ikonoklazm bizan­ tystyka, ale taka komparatystyka tak naprawdę nieda­
tyjski, to dziedzina, na której Freedberg bezpośrednio leko odbiegająca od Frazera.
się nie zna i na której chyba nigdy nie pracował. On pi­ To jest dobieranie elementów, przykładów, które
sał o ikonoklazmie protestanckim w Niderlandach (to pasują do koncepcji, natomiast nie ma tego antropo­
bardzo mocna strona książki) i w Anglii. To był w ogó­ logicznego podejścia do rzeczywistości sztuki, które
le jego doktorat i to jest coś, co jest pierwotne i przeży­ powodowałoby, że jesteśmy zanurzeni w zupełnie in­
te. Natomiast dużo jest o ikonoklazmie w ogóle, ta nym świecie i te kategorie są zupełnie inne, one zupeł­
książka wychodzi od tych badań... Pewna część mate­ nie inaczej działają...
riału pochodzi jednak ze źródeł wtórnych, ale to jest Freedberg w ogóle nie stawia sobie tego pytania -
zrozumiałe, bo nie można znać się na wszystkim. on w ogóle nie jest antropologiem w sensie zawodo­
Również obficie cytowany i przywoływany Frazer wym, więc nie ma powodu, by tak głęboko wnikać
może nie jest moim ulubionym źródłem (jak chyba w rzeczywistość badanej kultury. On uprawia przede
większości antropologów), ale m.in. właśnie dlatego wszystkim komparatystykę. Nie ma tu na pewno tej
antropologii jako antropologii jest tutaj niewiele. O ile postawy, którą widzimy choćby u Geertza: zrozumie­
sobie przypominam, tu nie ma nawet Clifforda Geer- nie, że sztuka bądź wizerunki działają w każdym syste­
tza (a pamiętajmy, że Potęga wizerunków pojawiła się mie kultury inaczej. Trudno jest, analizując zjawisko
w 1989 roku, czyli w momencie gdy prace np. właśnie charakterystyczne dla dużego kręgu kulturowego, tak
Geertza były dyskutowane, i to nie tylko wśród antro­ po prostu przykładać do niego zjawiska z innych krę­
pologów). Antropolodzy i historycy sztuki: akademic­ gów kulturowych, chociaż na chwałę Freedberga trze­
ko to są dwa światy, które są dość daleko od siebie - ba powiedzieć, że większość przykładów pochodzi jed­
są niby coraz bliżej, ale wciąż daleko. Jeżeli więc sztu­ nak z naszego, szeroko rozumianego kręgu kulturowe­
ka nie jest rozumiana jako system kultury i w sytuacji, go, z tego, co jest nazywane kulturą judeochrześcijań-
gdy antropologia sprowadza się tak naprawdę do Fra- ską, dołączając do tego islam. Tutaj jest w sumie bar­
zera, to właśnie dlatego to nie jest antropologia w peł­ dzo mało przykładów z jakichś zupełnie innych,
nym tego słowa znaczeniu. To raczej taka humanisty­ „nieeuroatlantyckich” kontekstów, chociaż jest ich
ka o antropologicznym podejściu do rzeczywistości, jednak trochę, może nie tyle po to, żeby „ukrasić”, ale
czyli otwartości na różne interpretacje. Natomiast je­ żeby potwierdzić pewną generalną zasadę, która może
żeli ja bym miała krytykować tę książkę (ja bym jej właśnie dla antropologa niekoniecznie powinna być
zbytnio nie krytykowała, oczywiście), to nie za to, że generalna. Zasada, którą wyłuskuje Freedberg, na pew­
został tam skrzyżowany Freud i Gadamer: widzę tu bo­ no jest jednak generalna w naszym kręgu kulturowym.
wiem właśnie ową nierównowagę źródeł. To znaczy
jest wspaniały materiał niderlandzki i angielski, który T .S .: Jest u Freedberga silny wątek religijny: iko-
jest bardzo świeży i przeżyty, jest jednak również sporo noklazm w Bizancjum, Reformacja... W większej czę­
materiału, który co prawda też jest bardzo ciekawy, ale ści książki pisze tak naprawdę o „sztuce religijnej”,
wzięty już od kogoś. choć, no właśnie, Freedberg podąża tu za Gadame-

102
100-105 Klekot.ps - 8/31/2006 9:42 AM

Ewa Klekot, Tomasz Szerszeń • ZAPIS ROZMOWY O POTĘDZE WIZERUNKÓW FREEDBERGA

rem: każdy obraz istnieje na sposób religijny, ciężko jest tak, że po polsku jest to książka nowa, jeszcze nie
oddzielić sztukę od religii... przyswojona, gruba. Ona powinna zaistnieć jako lek­
tura: nie tylko dla antropologów, ale w szerokim nur­
E .K .: Więc właśnie. Bardzo trudno oddzielić sztu­ cie badań kultury. Myślę, że pod tym względem to
kę od religii poza obszarem euroatlantyckim. Natural­ szkoda, ponieważ jest ona na tyle szeroka i ma takie
ne jest, że Freedberg sięga po Gadamera i jego kon­ ambicje, że byłaby bardzo użyteczna np. dla kulturo-
cept, według którego pierwotny wizerunek to jest wi­ znawstwa, ponieważ najwartościowszy materiał w Po­
zerunek religijny - taka jest w ogóle intuicja antropo­ tędze wizerunków to materiał dotyczący naszego wła­
logów i filozofów. Ta książka jest szeroką humani­ snego kręgu kulturowego.
styczną panoramą i ma to zacięcie współczesnej hu­ Ja lokuję islam w naszym własnym, szeroko rozu­
manistyki: „antropologizuje”. Ale to nie jest książka mianym, kręgu kulturowym. To znaczy sposób myśle­
napisana przez antropologa, zwłaszcza tak, jak byśmy nia jest niby zupełnie odległy, ale, z drugiej strony, je­
rozumieli antropologa społecznego (jest oczywiście żeli uświadomimy sobie, jak bardzo odległy jest od nas
antropologia filozoficzna itd. - im bardziej antropolo­ sposób myślenia Aborygenów australijskich lub spo­
gia się rozrasta jako koncepcja wymagająca interpre­ łeczności afrykańskich, które zbliżają się do nas w bar­
towania świata, tym bardziej się ją fragmentaryzuje, dzo paradoksalny sposób dopiero na tym poziomie po-
nazywa). Ale antropolog społeczny napisałby zupełnie nowoczesnej sytuacji, kiedy „czyste gatunki szaleją”
inną książkę. i tak naprawdę nie ma czystych produktów. Te rzeczy
o kulturze islamu są tu trochę przyczepione i nie są zu­
T .S .: W kolejnych wstępach Freedberg aktualizu­ pełnie pogłębione z perspektywy całej specyfiki isla­
je swą książkę. Jedna z głównych tez Potęgi wizerunków mu, ale z drugiej strony, są one o wiele nam bliższe niż
jest taka, że podobne sytuacje, w których wizerunki jakikolwiek przykład wzięty chociażby z Australii czy
wyzwalają tak duże emocje, będą się powtarzać w na­ Czarnej Afryki. To jest Orientalizm Saida, czyli obcy,
szym kręgu kulturowym bez końca. W tym sensie Freed­ który jest nam bliski. To nie jest ten zupełny obcy. To
berg jest wiecznie aktualny. Patrząc z innej strony, Po­ jest obcy, którego my chcemy widzieć obcym.
tęga wizerunków zyskuje dziś, tu i teraz, zaskakującą
aktualność. Chodzi, rzecz jasna, o karykatury Maho­ T .S .: Interesuje mnie stosunek Freedberga do fo­
meta. Gdy myślimy o tym, co się dzieje na świecie, tografii. We wstępie do wydania polskiego polemizuje
książka ta przypomina się, daje do myślenia. on z tezą, że wielka „nadprodukcja obrazów”, która za­
Uderzyło mnie również coś jeszcze. Freedberg czę­ chodzi w naszym kręgu kulturowym, ich wszechobec-
sto przywołuje Freuda: tymczasem Zachód jest już ność, osłabia nasze reakcje, naszą spontaniczność od­
„po” gruntownej psychoanalizie, jest w „punkcie ze­ bioru wizerunków. Freedberg przywołuje książkę Su­
ro”, podczas gdy islam jest „przed”. Oczywiście nie po san Sontag Regarding the Pain of Others. Sontag pole­
to jest ta książka, ale użycie Potęgi wizerunków, użycie mizuje w niej z samą sobą, z własną klasyczną książką
Freuda przy interpretacji reakcji wielu wyznawców is­ O fotografii, w której podąża raczej za rozpoznaniami
lamu na opublikowanie karykatur Mahometa to ku­ Waltera Benjamina, za jego tezą o osłabieniu aury,
sząca perspektywa, której nikt jeszcze nie wykorzystał, o coraz słabszym oddziaływaniu wizerunków. Tymcza­
choć książka Freedberga wyszła w Polsce niemal sem dla Freedberga obraz, wizerunek zawsze działa tak
w tym samym czasie co przywoływane wydarzenia. samo, zawsze jest „mocny”. Z drugiej strony, przyznaje
W tym duchu wypowiada się jedynie prof. Poprzęcka on, że nowe media, fotografia cyfrowa, sposoby elek­
w dyskusji w „Tygodniku Powszechnym”. Pisze tak: tronicznego przetwarzania zmniejszają nasze zaufanie
„czym innym jest wolność słowa, czym innym wolność do obrazu. Czy wciąż potrafimy reagować spontanicz­
obrazu. Łatwiej nam znieść to, co wyrażone w sło­ nie na wizerunki fotograficzne?
wach, niż to, co wyrażone w obrazie”.
E.K .: Freedberg pisze, że jednak ciągle reagujemy
E .K .: To, co się dzieje w naszym własnym kręgu spontanicznie na wizerunki - pomimo iż wiemy, że są
kulturowym, jest tutaj bardzo dobrze opisane. Kolejne one manipulowane. Może odpowiedzi, dlaczego tak
wstępy aktualizują tę książkę: w 1989 roku to byłoby się dzieje, należy szukać w samej jego książce, gdy pi­
niszczenie pomników, dwa lata temu problematyka fo­ sze on o wizerunkach dewocyjnych, o takim wielkim
tografii cyfrowej i Abu Ghraib. Teraz są karykatury, albumie wizerunków maryjnych, gdzie te ryciny ni­
ale za parę lat będzie coś innego. czym się tak naprawdę od siebie nie różnią, poza bar­
Natomiast, wracając do rozmowy w „Tygodniku dzo drobnymi szczegółami. Dla nas tutaj tkwi jakaś ta­
Powszechnym” - może prof. Poprzęcka mówi nie jemnica. Niby takie samo, a nie takie samo. Dla wier­
w duchu Freedbergowskim, lecz oboje mówią po pro­ nych, czyli dla ludzi, na których ten wizerunek działa
stu w tym samym duchu? Myślę, że z Freedbergiem w taki sposób, że potrafi ich pobudzić do ofiarowania pie­
i jego obecnością (nieobecnością) na polskiej scenie niędzy, wykonania konkretnych czynności fizycznych,

103
100-105 Klekot.ps - 8/31/2006 9:42 AM

Ewa Klekot, Tomasz Szerszeń • ZAPIS ROZMOWY O POTĘDZE WIZERUNKÓW FREEDBERGA

jak pielgrzymka, padanie na kolana itd., i, mało tego, samoistną. Wywodząca się od niego lub bliska mu tra­
okazuje się jeszcze skuteczny (leczy, przywraca władzę dycja humanistyki - Cassirer, Panofsky - jest w Polsce
w członkach itd.), więc dla tych ludzi, te wizerunki są znana od dawna. Nie mówi się jednak teraz zbyt wiele
jednak zupełnie innymi wizerunkami. Czyli działa tu 0 nich. Tymczasem Warburg pozostaje, w pewnym
jakiś mechanizm, który nam umknął w momencie, sensie, wielką niewiadomą. Oczywiście nie ma książek
kiedy zaczęliśmy patrzeć na wizerunek jako na dzieło - on nie pisał wiele, co być może podsyca jeszcze bar­
sztuki i analizować jego formę w taki sposób, jaki jest dziej zainteresowanie tą postacią: współczesna huma­
właściwy naszej kulturze. Te „okulary kulturowe” nistyka „lubi” niedopowiedzenia, „postaci-widma”,
sprawiają, że jesteśmy ślepi na tego rodzaju różnice, które oddziałują z ukrycia. Podobnie oddziaływał Mar­
które dostrzegali tamci wierni. Przekładając to w dru­ cel Mauss w latach 20. i 30. we Francji.
gą stronę: myślę, że fotografia jest takim medium,
gdzie mimo że kryterium prawdziwości, manipulacji E .K .: Faktem jest, że Warburg oddziaływał przede
zastosowane z zewnątrz nakazywałoby nam powątpie­ wszystkim swoją obecnością, swoimi pomysłami orga­
wać o jej oddziaływaniu, jesteśmy w takiej sytuacji nizacyjnymi, swoimi wykładami, niesamowitą osobo­
kulturowej, że fotografia działa i będzie działała na nas wością intelektualną. To, że nie mówi się np. o Cas-
tak, jak tamte wizerunki na wiernych. sirerze i Panofsky’m (przełożonych przecież na język
polski), jest trochę konsekwencją odejścia od kultu­
T .S .: Dochodzi jednak jeszcze cały wątek swoisto­ ralnego humanizmu erudycyjnego na rzecz zabiegów,
ści fotografii. Idąc np. za Barthesem, fotografia, przez nazwijmy je, postmodernistycznych, czyli abstrakcyj­
swoje realistyczne odniesienie, zawsze jest rodzajem nych gier w głowie: wszystko jest tekstem. Dla mnie
„pornografii”. podstawową zaletą tych wszystkich ludzi, którzy byli
wielkimi humanistami-erudytami, było to, że oni ca­
E .K .: Wracamy do Freedberga: wizerunek jest ły czas odwoływali się do materialnie istniejącej rze­
0 podobieństwie i podobieństwo bierzemy za prawdę. czywistości (rzeczywistości postrzeganej zmysłowo)
W fotografii następuje utożsamienie prawdy i podo­ 1 wierzyli w jej istnienie. Warto przywołać w tym
bieństwa. I te wizerunki Matek Boskich prawdopo­ kontekście cały wielki wątek zmysłów, który jest ab­
dobnie działają na tej samej zasadzie, one są podob­ solutnie podstawowy w rozmowie o Freedbergu. Ta
ne w sposób, którego my nie widzimy. Dlatego są książka jest m.in. o tym, że postrzegamy coś zmysło­
prawdziwe. wo i nie potrafimy się od tego uwolnić, że nie ma
możliwości, byśmy przestali widzieć czy słyszeć. Ist­
T .S .: Przygoda Freedberga z fotografią zaczyna się nieje wielki oddzielny nurt w antropologii - nurt ba­
obiecująco, bardzo celnym, dla mnie, rozpoznaniem, dań nad postrzeganiem zmysłowym i tym, jak to się
że „historia fotografii zaczyna się od fetyszyzującego ma do uwarunkowań kulturowych, na ile jest to kon­
spojrzenia”. To interesująca myśl. Potem jednak foto­ struowane społecznie i kulturowo, a na ile są jakieś
grafia schodzi jakby na dalszy plan: jest jeden rozdział rzeczy niezmienne. Wzrok jest „poddawany” tego ro­
1 tyle. Oczywiście Freedberg tworzy swego rodzaju dzaju pomysłom przez historyków sztuki, historyków
„wielką narrację”... kultury, antropologów. Wiele się pisało o patrzeniu,
które jest kulturowo konstruowane. W racając do
E .K .: Poza tym dla niego medium jest drugorzęd­ tych wybitnych humanistów, o których się teraz ma­
ne. W tej książce jest o wszystkich mediach i fotogra­ ło mówi: w ich wypadku jest bardzo ważne, żeby pa­
fia jest tylko jednym z nich. miętać o tym, że oni zajmują się rzeczywistością, któ­
ra jest poza nimi i która jest postrzegalna zmysłowo.
T .S.: Freedberg pisze: „pożądanie jest implicite za­ Dla nich podstawą do rozważań jest świat zewnętrz­
warte w spojrzeniu”. Czyżby każda przyjemność estetycz­ ny, coś, co jest postrzegane.
na była dla nas równocześnie przyjemnością erotyczną?
T .S .: Didi Huberman w Devant l’image poddaje kryty­
E .K .: To jest Freud i sublimacja pożądania - wątek ce Panofsky’ego, choć z drugiej strony jego książki są
bardzo ważny dla Freedberga. apologią postrzegania objawiania się - istnieje to, co
się objawia.
T .S .: Mamy już przetłumaczoną Potęgę wizerun­
ków. W tej subdyscyplinie pozostają jednak poważne E .K .: Mówię o rozróżnieniu na ludzi, którzy piszą
braki do nadrobienia: Anthropologie du Bild i Bild und i pracują na czymś, co jest zewnętrzne wobec nich,
Kult Beltinga... i na ludzi, którzy w to nie wierzą. To są dwie postawy,
W tym kontekście chciałbym również przywołać i ta druga nie wymaga wobec tego obycia ze światem
postać Aby Warburga, który jest bardzo ważny dla sty­ zewnętrznym w formie tradycyjnej erudycji, a wyma­
ku antropologii i historii sztuki. Jest on postacią jakby ga bardzo wyczulonych mechanizmów myślenia abs-

104
100-105 Klekot.ps - 8/31/2006 9:42 AM

Ewa Klekot, Tomasz Szerszeń • ZAPIS ROZMOWY O POTĘDZE WIZERUNKÓW FREEDBERGA

temperowaniem zmysłów i jest ograniczaniem reakcji


zmysłowej. Jest u Freedberga ten wątek: ciekawy głos
w dyskusji o kulturowym konstruowaniu percepcji.
Już nie sposobów odbioru w stosunku do dzieł sztuki,
tylko wątku percepcji zmysłowej i jej kulturowego
konstruowania.

T .S .: Doświadczenie Warburga w Meksyku było


dla niego decydujące...

E.K .: Było ważne. Pamiętajmy, że on wyrósł z tra­


dycji mocno jeszcze dziewiętnastowiecznej i z analizy
renesansu widzianego tak, jak widziano go z perspek­
tywy starożytności Winkelmannowskiej - przez jej
pryzmat patrzono również na Renesans. Warburg to
zmienia i pokazuje w swoich pracach o Renesansie, że
starożytność renesansowa jest czymś zupełnie innym
niż starożytność Winkelmanna: jest ruchem, życiem,
zaskoczeniem, a nie klasyczną zimną pięknością. Nie
chodzi o piękno w rozumieniu Winkelmannowskim,
tylko o coś innego. Trafia to do niego, poniekąd przez
kontakt z maskami Cachinas w czasie jego podróży do
Meksyku, bo właśnie wtedy pojawia się to spostrzeże­
nie, że w sztuce chodzi może o tajemnicę, o coś, co
szokuje, co zaskakuje. O ruch, a nie o coś, co jest sta­
tycznym, dopełnionym pięknem. Ten kontakt z obco­
ścią estetyczną jest tutaj ważny. Renesans Warburga
trakcyjnego i tworzenia piętrowych konstrukcji. okazuje się estetycznie zupełnie obcy starożytności
Mnie, z powodów charakterologicznych, ta pierwsza Winkelmannowskiej.
jest o wiele bliższa: postrzeganie tego, co na zewnątrz,
i analiza samego postrzegania. Zmysły są tutaj zupeł­
nie prymarne - wychodzenie od własnego doświad­
czenia zewnętrzności. Tutaj nie chodzi o to, czy to David Freedberg, Potęga wizerunków.
doświadczenie daje się zobiektywizować. Ono jest. Studia z historii i teorii oddziaływania.
Freedberg nie mówi tego wprost, ponieważ on nie Przekład: Ewa Klekot,
ma takiego podejścia społecznego, ale z tego, co mó­ Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego,
wi, wynika, że takie spojrzenie, jakim darzymy dzieła Seria Cultura, Kraków 2005
sztuki my, wykształceni „euroatlantyczcycy”, jest

105

You might also like