Professional Documents
Culture Documents
Dla C.M.
Przedmowa.
Teologia pod stołem
PIERWOTNA NEGATYWNOŚĆ
_______________
1
Blake mówił o unorganized sensitivity jako surowej materii doznań,
z której rodzi się poezja; na tej samej zasadzie my mówimy o unorganized
negativity jako egzystencjalnej matrycy, z której powstaje religia.
12 Przedmowa. Teologia pod stołem
_______________
2
Za tym, że filozofia romantyczna z jej inwestycją w twórczą wyobraźnię
(najlepszym przykładem jest tu William Blake) jest raczej innym sposobem na
transcendencję niż rezygnacją z niej na rzecz pogańskiego sacrum, przemawia
wiele prac powstałych w ramach specyficznej paradyscypliny, którą Harold Bloom,
jeden z największych współczesnych czempionów kryptoteologii, nazywa „reli-
gijnym krytycyzmem”, uprawianym przez niego samego, a przedtem przez jego
nauczycieli: M.H. Abramsa i Northrope‟a Frye‟a. W Naturalnym supernaturali-
zmie, książce poświęconej nienormatywnej religijności romantyków, Abrams
pisze: „Faktem jest, że wiele charakterystycznych i powtarzających się elemen-
tów tak w myśli jak w literaturze epoki romantycznej miało swe źródła w teolo-
gicznych pojęciach, obrazach i fabułach, które zostały przełożone, jak to ujmuje
Worsdsworth, na użytek ludzi as natural beings in the strength of nature, żyją-
cych in the world/ Of all of us, the place in which, in the end,/ We find our happi-
ness, or not at all (Prelude, III, 194; X, 726nn.). Daleka od prostego powrotu do
pogańskiej celebracji naturalnego świata cyklicznego, większość kategorii ro-
mantycznej filozofii i literatury przybiera postać przesuniętej bądź zrekonstru-
owanej teologii, w której dochodzi do głosu częściowo zsekularyzowane do-
świadczenie religijne” (Abrams 1973, 65). Wątek ten stanowił główny temat
mojej poprzedniej książki Duch powierzchni. Rewizja romantyczna i filozofia,
gdzie, powołując się przede wszystkim na Blooma i Abramsa, usiłowałam „odpo-
ganizować” myśl romantyczną. W sprawie skomplikowanych losów religijności
romantyków patrz także znakomity i instruktywny esej Michała Warchali „Reli-
gia romantyczna. Kilka głównych wątków”.
Przedmowa. Teologia pod stołem 13
_______________
wody, jeśli tak można powiedzieć, nigdy jednak, jak nam się wydaje, nie zle-
wając się w jedno” (1999, 50).
Przedmowa. Teologia pod stołem 17
godzi się tym samym na stan, jaki W.B. Yeats, a za nim Derrida,
.określa jako death-in-life i life-in death, czyli „życio-śmiercią”,
w którym wygasa napięcie opozycji.
Teza, zgodnie z którą najistotniejszą kwestią teologiczną jest
wybór między życiem a śmiercią, nie jest wcale oczywista
i wymaga pewnego wyjaśnienia. Wydawałoby się, że podstawo-
wym problemem teologii jest pytanie o istnienie bądź nieistnie-
nie Boga, a w dalszej kolejności – pytanie o metafizyczne uza-
sadnienie opozycji dobra i zła. Ten topos wiążący ściśle wiarę
w Boga z „religią moralności” zawdzięczamy Nietzschemu, a po
części także Dostojewskiemu i jego słynnej formule: „Jeżeli
Boga nie ma, to wszystko jest dozwolone”. My tymczasem usi-
łujemy sięgnąć głębiej i dotrzeć do rozróżnień bardziej funda-
mentalnych, które organizują „pierwotną negatywność”, a tym
samym wstępnie wyznaczają pierwsze strategie radzenia sobie
z typowo ludzkim „byciem out of joint”. Przywilej nadany pyta-
niu o życie i śmierć nie jest bynajmniej neutralny; już wiąże się
z pewną opcją, którą tu kojarzyć będziemy bardziej z Jerozolimą
niż Atenami. Pytanie o życie i śmierć angażuje bowiem zupełnie
inny zestaw kategorii niż pytanie o byt i niebyt, które wydaje się
najbardziej podstawowe najpierw dla mitycznej, a potem dla
filozoficznej „frakcji greckiej”.
Filozofia także ma swoją kryptoteologię, którą Heidegger
słusznie zdefiniował jako ontoteologię, czyli metafizykę zorgani-
zowaną wokół kryterium najmocniejszego istnienia: hierarchiczny
świat bytów, ułożonych wedle stopnia „bytowości” (Seiendheit)
na zasadzie „wielkiego łańcucha”, którego jeden kraniec dotyka
absolutnego trwania materia prima, drugi zaś odsyła do bytu naj-
wyższego, jest rysem wspólnym kryptoteologii greckiej, od Plato-
na i Arystotelesa, przez neoplatoników, po św. Tomasza i Geor-
ge‟a Santayanę. Pytanie o to, co jest i czego nie ma; pytanie
o prawdę jako adekwatne rozpoznanie bytu i fałsz jako non-
adequatio; pytanie o to, co istnieje naprawdę i pewnie, a co istnie-
je tylko przygodnie i warunkowo, determinuje wizję rzeczywisto-
ści, w której liczy się tylko to, co trwa wiecznie i niezmiennie.
Logos filozofii stanowi więc swojego rodzaju kontynua-
cję mythos, ponieważ podejmuje podstawowy wątek mitolo-
18 Przedmowa. Teologia pod stołem
Kamień, skała wcale nie jawią się tu jako ubogie formy istnie-
nia; przeciwnie, fakt, że nie zawierają w sobie życia, które po-
wstaje i przemija, czyni je silniejszymi z czysto ontologicznego
punktu widzenia; ich byt jest „wzbogacony o wiecznotrwałość”.
Kamienność okazuje się tu uprzywilejowanym, najbliżej sacrum
umiejscowionym modus essendi, które najdokładniej odpowiada
„koncepcji bytu i rzeczywistości”, jaką zdaniem Eliadego zawiera
„archaiczna ontologia” (Eliade 1998, 11). Ontologia ta ma tylko
jedną „obsesję”: odkrycie tego, co naprawdę jest, co istnieje na
sposób nieposzkodowany, inegralny, wieczny i nienaruszalny –
Życie stawia opór, to znaczy przeciwstawia się śmierci (…) Już tutaj
widać, co życie dodaje do zwyczajnego istnienia. Podpiera ona stwórczą
słabość tak bogatego w sobie, tak wszechobejmującego istnienia przez
trwałą, niezmienną, ukształtowaną w sobie istotę. W stosunku do „zja-
wisk” istnienia żywe istoty rzeczywiście są „istotami” (Rosenzweig
1998, 361-2).
_______________
6
Choć samo rozróżnienie pochodzi, oczywiście, od Lwa Szestowa. U Ro-
senzweiga nie pojawia się równie poręczne hasło; nie o to mu zresztą chodzi,
by na powrót wywołać spór Żydów z Grekami, który chciało zażegnać paw-
łowe chrześcijaństwo, lecz o to, by wydobyć kontrast między dwiema forma-
cjami myślowymi: z jednej strony filozofią greckiego pochodzenia, rozciąga-
jącą swe dominium „od Jonii po Jenę”, czyli od presokratyków do Hegla –
z drugiej zaś formacją myśli religijnej, inspirowaną głównie przez żydowskie
objawienie, które miało miejsce na Synaju. U Rosenzweiga mapa intelektualnej
geografii Zachodu orientuje się wokół tych trzech punktów: Jonii (początek
filozofii), Jeny (spełnienie filozofii) oraz Synaju (trwałej i subwersywnej obec-
ności objawienia).
7
Czyli dla Rosenzweiga nade wszystko judaizm, a także do pewnego
stopnia chrześcijaństwo, uważane przezeń za uprawnioną gałąź rozwojową sy-
najskiego objawienia – ale już nie islam, który w ujęciu Rosenzweiga jawi się
jako parodia religii, twór sztuczny i wymyślony przez Mahometa.
Przedmowa. Teologia pod stołem 25
OBIETNICA ŻYCIA
jednakże nie rozważał tych kwestii w terminach dobra i zła, lecz jedynie w
terminach życia i śmierci; tego, co owocne i tego, co jałowe (Frye 1969,
80; podkreślenie moje ABR).
Od chwili upadku Adama światem nie rządzi już Drzewo Życia, jak to miało
miejsce na początku, lecz Drzewo Wiadomości. Drzewo Życia przedstawia
czystą, niczym nienaruszoną moc tego, co święte, które przenika tchnieniem
boskiego życia wszystkie światy, dzięki czemu wszystko, co żywe komuni-
kuje się ze sobą nawzajem i ze swym boskim źródłem. Nie ma tu jeszcze
żadnej domieszki zła, nie ma „skorup” dławiących życie; nie ma śmierci ani
zakazu. Od upadku Adama jednak, kiedy to zjadł on zakazany owoc
z Drzewa Wiadomości, światem rządzi tajemnica tego drugiego drzewa,
które czyni miejsce tak dla dobra jak zła. Dlatego też pod rządami tego
Drzewa świat zaczyna dzielić się na różne sfery: świętości i profaniczności,
czystości i nieczystości, tego, co dozwolone i tego, co zakazane, życia
i śmierci, boskości i demoniczności (…) Nasze rozumienie objawienia jest
teraz związane z Drzewem Wiadomości i przedstawia się jako pozytywne
prawo Tory, jako halacha. Jego znaczenie odsłania się nam w tym, co naka-
zane i w tym, co zakazane, i we wszystkim, co wynika z tej dystynkcji
(Scholem 1995, 23).
_______________
8
W proponowanej tu przez nas wykładni judaizmu moralność rodzi się
z ducha witalności. W tym też sensie judaizm wykracza poza nieszczęsną opo-
zycję, która określiła rozwój myśli nowoczesnej – opozycję antywitalnego do-
bra, którego rzecznikiem jest Lévinas, i antymoralnej witalności, której adwo-
katem stał się Nietzsche. Podczas bowiem gdy Lévinas optuje za dobrem, które
wiedzie nas wprost ku „substytucji”, czyli oddania swego życia za innego,
Nietzsche optuje za życiem, które toczy się „poza dobrem i złem”. Lévinas
i Nietzsche doskonale się zatem dopełniają – my tymczasem spróbujemy poka-
zać, że relacja życia i dobra nie jest wcale grą o sumie zerowej, gdzie jeden
przeciwnik triumfuje tylko absolutnym kosztem drugiego.
Przedmowa. Teologia pod stołem 33
zeń wiązać, i które samo w końcu staje się dla siebie prawem.
Życia, którego hybris i anarchia nie zostaną ukarane przez los,
ale przeciwnie, doczekają się nagrody w świecie wolnym od
ślepego podporządkowania. Życia nieznającego represji, oczysz-
czonego z mroków wewnętrznej dialektyki grzechu i przykaza-
nia, dobra i zła. Życia triumfującego, które zwycięsko przeszło
przez próbę śmierci. Nie chodzi tu więc o powszechnie znaną
opozycję instytucji i mistyki, lecz raczej o opozycję rytuału
i mesjanizmu, gdzie ten pierwszy daje poczucie spełnienia tu
i teraz, ten drugi zaś wzbudza za każdym razem na nowo niepo-
kojącą wibrację obietnicy, ukrytą za z pozoru dokonaną formą
rytualną.
_______________
10
Ta pleromatyczna wizja życia nieskończonego i niepodzielnego jako ży-
cia per se pojawia się także u Lacana, dla którego – podobnie jak dla Spinozy
czy młodego Hegla – życie skończone to sprzeczność w pojęciu, albo, innymi
słowy, eufemistyczny kryptonim śmierci. Lacan wprowadza tajemniczy termin
lamella, który odpowiada wyobrażeniu gnostyckiej pleromy czystego, nieś-
miertelnego życia: lamella to „płaski, niewyróżnicowany, amebowaty twór,
który przeżywa każdy podział, każdą różnicującą interwencję”. Lamella sym-
bolizuje zatem „libido jako czysty popęd życia, czyli życie nieśmiertelne i nie-
pokonane, życie, które nie potrzebuje żadnych organów; życie uproszczone
i niezniszczalne” (Lacan 1979, 197-98). W systemie Lacana to właśnie owa
lamella stanie się synonimem „utraconego obiektu”, który legnie u podstaw na-
czelnej fantazji, jaką stanowi „obiekt a”: bezskutecznie poszukiwany obiekt
seksualnego spełnienia.
38 Przedmowa. Teologia pod stołem
RELIGIA ŚMIERCI
_______________
12
W tym sensie „Kamyk” Herberta jest bardzo dobrą ilustracją nowoczes-
nej epifanii negatywnej w rozumieniu, jaki temu pojęciu nadał Charles Taylor
w swoich Źródłach podmiotowości, w rozdziale mówiącym o „subtelniejszych
językach” modernistycznej wrażliwości parareligijnej.
42 Przedmowa. Teologia pod stołem
_______________
14
Istnieje pokusa, by tę ponowoczesną „religię śmierci” potraktować jako
zjawisko bardzo archaiczne, starsze nawet niż mit, odwołujące się do premi-
tycznych kultów chtonicznych, w których szczególną czcią otaczano naturę jako
zarazem życiodajną i śmiercionośną, nieuchronnie ambiwalentną „pramatkę”.
Dekonstrukcja, której założycielskim gestem jest heideggerowski Abbau, obna-
żający ontologiczną słabość bytów, jawiłaby się wówczas jako remisja wypartej
chtoniczności – i to, jak w przypadku każdego powrotu tego, co wyparte, remisja
mściwa, biorąca szczególnie okrutny odwet na bycie, który formacja logomi-
tyczna umocniła w istnieniu, z kolei zaś tradycja judeochrześcijańska potwier-
dziła w jego roszczeniu do nieśmiertelności, promując wizję życia jednostko-
wego, oderwanego od ruchu krążącego w łonie „prajedni”. Mściwa chtoniczność,
ten nietzscheański „rozwścieczony Dionizos”, charakteryzowałaby się więc
pewnym zaburzeniem archaicznej równowagi między życiem a śmiercią na ko-
rzyść tej drugiej: wolałaby raczej uśmiercać niż dawać życie. Bez wątpienia jest
coś na rzeczy w tej diagnozie, zwłaszcza jeśli przyjrzeć się elementom „rewolucji
chtonicznej” w pismach Bataille‟a czy Derridy – zarazem jednak, zwłaszcza
w przypadku tego drugiego, rewolucja ta zachodzi w łonie filozofii, czyli forma-
cji logomitycznej, gdzie może co najwyżej nadwerężyć jej kategorialną konstruk-
cję, nigdy zaś narzucić swoją własną. Dlatego też przedmiotem dekonstrukcji nie
jest „dionizyjskie życie”, lecz „parmenidejskie bycie”, a chtoniczna zemsta może
się ujawnić tylko w parafrazie zasad zachodniej metafizyki – czyli w tezach typu
„raczej nic niż coś”, albo w przywilejach nadawanych bytom martwym („u pod-
staw życia tkwi ekonomia śmierci”).
44 Przedmowa. Teologia pod stołem
Życie rodzi się w grzechu – mówi Lacan, czyniąc aluzję do św. Pawła –
w tym sensie, że grzech to śmierć, a wszelkie życie prowadzi do śmierci.
„Grzech‟ obecny w akcie seksualnym nie jest więc grzechem miłości, lecz
grzechem ojcostwa, które utrzymuje życie w czasie.
DEWIACJE ŻYCIA
The accent of deviation in the living thing/ That is its life pre-
served, the effort to be born/ Surviving to be born, the event of life.
Wallace Stevens, The Poems of Our Climate
Jeżeli zwariowałem, nie mam nic przeciwko temu, pomyślał
Moses Herzog.
Saul Bellow, Herzog
Ale jaka jest filozofia tego pokolenia? – pyta z wyrzutem pod adresem
współczesnych mu myślicieli. – Nie „Bóg umarł”, ten punkt widzenia
został przekroczony już dawno. Może należałoby stwierdzić: „Śmierć jest
Bogiem”. To pokolenie sądzi – a jest to jego myśl nad myślami – że nic, co
jest wierne, wrażliwe, kruche, nie może być trwałe czy obdarzone praw-
dziwą mocą. Śmierć czeka na takie rzeczy, jak betonowa podłoga czeka na
spadającą żarówkę. Łamliwa szklana łupina traci swoją maleńką próżnię
z hukiem – to wszystko (Bellow 2007, 387).
niż być” – albo w ogóle nie istnieje jako życie. Tak zatem jak
Hiob walczy z Bogiem o rehabilitację swojej prawości w imię
przymierza, jakie dobry Bóg zawarł ze sprawiedliwymi, Herzog
walczy o rehabilitację swojej witalności w imię przymierza,
jakie żydowski Bóg, zasada życia, zawarł ze wszystkim, co na-
leży do „krainy żyjących”. Herzog idealnie wciela tę zasadę ży-
cia – subtelny akcent dewiacji – wyrażoną przez Wallace Ste-
vensa w Wierszach naszego klimatu:
Akcent dewiacji w tym, co żywe/ Oto życie utrwalone, wola, by się naro-
dzić/ By przeżyć i się narodzić, samo wydarzenie życia.
***
POTĘGA NEGATYWNOŚCI
byt dla siebie, i drugą, niesamoistną, której istotą jest życie, czyli
byt dla kogoś innego. Pierwsza jest panem, druga – niewol-
nikiem” (tamże, 221).
Odtąd, od tego momentu założycielskiego dziejów, ludzkość
przechodzi kolejne stadia dialektyki, która powoli zmierza ku
zaskakującemu odwróceniu ról: zalękniony Niewolnik zostaje
zmuszony do pracy, Arbeit, w której odbija się wielkość Pana –
jednakże Pan, raz zaznawszy triumfu, staje się coraz to bardziej
zbędnym trutniem dziejowym i jak to ładnie a dosadnie mawia
Hegel, „w swej próżności głupieje”, verblödet. Skoro każda
rzecz jest dla niego niczym, a jego własne życie nie budzi w nim
żadnego innego doznania oprócz pogardy, utrzymuje się on
w kondycji czystej negatywności, która wprawdzie patrzy
śmierci mężnie prosto w oczy, ale z męstwa tego nic nie wynika;
świadomość Pana jest niejako porażona przez nicość, spa-
raliżowana doświadczeniem śmierci, które wchłonęła w siebie
bez lęku. W rezultacie zatem to Niewolnik, ze swym lękiem
i pracą, staje się pełnym człowiekiem, pełnym podmiotem
dziejowej emancypacji – Pan natomiast, ze swą nieznającą lęku
odwagą i narcystycznym lenistwem, odchodzi do lamusa. Pan
doświadczył śmierci, wchłaniając ją w siebie mężnie i bez
oporów: osiągnął więc w jednej chwili, niczym wystrzał
z pistoletu, stan radykalnej odmienności, która raz na zawsze
wytrąciła go z kręgu jego naturalnego pożądania, jednocześnie
jednak nie pozostawiając mu nic do zrobienia. Wie, czym jest
śmierć i odtąd żyje w jej cieniu. Niewolnik natomiast doświadcza
śmierci jako jedynie możliwości, która nad nim zawisła i która
ciąży na nim niczym odwleczony wyrok: wie, że może umrzeć
i chociaż kocha życie, to za sprawą antycypacji własnej śmierci
traci przywiązanie do wszelkiej konkretnej formy życia, w zamian
uzyskując intuicję życia samego. Wkraczając na drogę historycz-
nego rozwoju, jest gotów porzucić każdą poszczególną „postać
świata” – nie dla śmierci jednak, nie dla próżności i obojętnej
rozkoszy Pana, lecz dla życia, którego utopijna, ogólna idea staje
się zarazem ideą regulatywną dziejów:
_______________
1
Przekład lekko zmodyfikowany: zamiast „strach” proponuję „lęk”, co uła-
twi przyszłe zestawienie Hegla z Freudem i Heideggerem.
2
Alternatywne doświadczenie śmierci, jakie posiada Niewolnik, jest inną
formą traumy zgodnie z klasyfikacją, jaką wprowadza Cathy Caruth w książce
Unclaimed Experience. Trauma w wydaniu Pana skupia się na samym momen-
cie doświadczenia jako destrukcyjnego ciosu, który rozbija całość psychiczną;
z kolei trauma w wydaniu Niewolnika koncentruje się na efekcie wtórnym do-
świadczenia, jakim jest przeżycie (w sensie przetrwania) traumatycznego ude-
rzenia: „Teoria traumy – pisze Caruth – dzieli się na dwa podstawowe nurty:
jeden zajmuje się głównie uderzeniowym charakterem doświadczenia, który
dezintegruje psyche, drugi zaś interesuje się przede wszystkim funkcją prze-
Wprowadzenie. Śmierć, Pan Absolutny: od Hegla do Derridy 59
Tak zatem jak dla ziemskiego Pana jego bogiem, panem ab-
solutnym, staje się – by sparafrazować termin Derridy – „Bóg,
który daje umrzeć”3, tak dla Niewolnika jego panem absolutnym
staje się „Bóg, który daje przeżyć”. I tak jak Pan, jeśli w ogóle
zechce mu się myśleć, staje sę naturalnym, jakby to ujął Heideg-
ger, Todesdenker, „myślicielem śmierci”, ponieważ śmierć od-
słoniła mu się w swej czystej, najogólniejszej, wszystko obej-
mującej postaci – tak Niewolnik, któremu w analogiczny sposób
odsłoniła się idea czystego życia, równie naturalnie staje się
intelektualnym rzecznikiem witalizmu.
POPRAWKA KOJÈVE‟A
_______________
Der Arbeiter, robotnika, który jednocześnie staje się żołnierzem: gotowym oddać
swą fizyczną sprawność na rzecz „totalnej mobilizacji” technologicznej, ogar-
niającej nowoczesne narody, i oddać swe życie w „stalowych burzach” wojen,
toczonych przez narody umacniające się w swej osobności. Skrajnie antylibe-
ralny, szydzący z demokracji Jünger podpisałby się obiema rękami pod takim
choćby stwierdzeniem Kojève‟a: „Istotą indywidualnej wolności jest Negatyw-
ność, która przejawia się w stanie czystym albo absolutnym jako śmierć (…) wol-
ność ta musi z konieczności manifestować się jako gwałtowna masowa śmierć,
czyli jako Terror (…) W trakcie i za sprawą trwania Terroru wolność upo-
wszechnia się w społeczeństwie, a nie można jej osiągnąć w jakimś państwie
„tolerancyjnym‟, które nie bierze swych obywateli wystarczająco serio, żeby im
zapewnić polityczne prawo do śmierci” (Kojève 1999, 577-78; e.m.). Jedyna
różnica między Kojève„m a Jüngerem polega na tym, że ten pierwszy jest uni-
wersalistą i prekursorem globalizmu, ten drugi zaś zatwardziałym niemieckim
nacjonalistą.
Wprowadzenie. Śmierć, Pan Absolutny: od Hegla do Derridy 63
Czymś nieco innym zatem (ale w tym nieco zawierają się ca-
łe dzieje różnicy) jest wojownicza konfrontacja ze śmiercią,
która wyrywa człowieka z masywu natury, czyniąc go anomal-
nym, nadpobudliwym zwierzęciem – a czym innym pogodzenie
się ze śmiercią, które, dokładnie na odwrót, umieszcza uspoko-
jonego człowieka na powrót w świecie natury, tyle że już oswo-
jonej i „udomowionej” przez zabiegi cywilizacji. To pierwsze
doświadczenie śmierci stworzyło człowieka jako istotę „niespo-
kojną”, emanującą nadmiarem negatywności – to drugie zaś
położy kres człowieczeństwu w sensie historycznym, stwarzając
istotę „uspokojoną”, której szczęście polegać będzie na wiecz-
nym odpoczynku od jej dawnej postaci. Istota ta także będzie
miała rysy syntetyczne: w jej mądrej akceptacji śmierci powróci
historycznie przetworzone echo pradawnej „pańskości”, z kolei
w jej zamiłowaniu do doczesnego szczęścia zachowa się element
„niewolniczy”. O ile więc rewolucyjna forma syntezy Pana
i Niewolnika wyznacza graniczną fazę Historii – doprowadzając
Historię do kresu, jednocześnie podtrzymuje historyczne napię-
cie – o tyle ta ewolucyjna forma syntezy rzeczywiście wykracza
poza Historię, obiecując znużonej ludzkości egzystencję praw-
dziwie posthistoryczną5.
_______________
5
Synteza ta jest także oczywistą wariacją na temat „ostatniego człowieka”,
który pojawia się w słynnej mowie Zaratustry jako „coś najgodniejszego pogar-
dy”, czyli zezwierzęcona istota żyjąca w „trzodzie”: „Ziemia się skurczyła, a po
niej skacze ostatni człowiek, który wszystko zdrabnia. Rodzaj jego jest nie do
wytępienia, jako pchła ziemna; ostatni człowiek żyje najdłużej. „Myśmy szczę-
ście wynaleźli‟ – mowią ostatni ludzie i mrużą niedbale oczy. Opuścili okolice,
gdzie życie było twarde: gdyż ciepła potrzeba (…) Nieco trucizny kiedy niekiedy:
to darzy słodkimi snami. A w końcu – dużo trucizny, aby mile zemrzeć” (Nie-
tzsche 1993a, 13). Niezainteresowana Historią – tęsknotą, tworzeniem, wielko-
ścią – a jedynie przedłużaniem własnej biologicznej egzystencji, rasa ostatnich
64 I. Triumf Tanatosa
_______________
ludzi porzuciła także „antropogenną” dialektykę Pana i Niewolnika: „Któżby
jeszcze chciał panować? Któż podlegać? To zbyt uciążliwe” (tamże). Zaś jej
mądrość sprowadza się do dezawuowania dawnych nostalgii człowieka jako
zwykłego szaleństwa: „„Dawniej cały świat był obłędny‟ – mówią najsubtelniejsi
i mrużą mądrze oczy” (tamże). Dla Kojève‟a, zwłaszcza w późniejszej, powojen-
nej fazie jego refleksji, kiedy otrząsa się z fascynacji Rosją sowiecką, opis ten nie
brzmi jednoznacznie pejoratywnie. W istocie obraz animalnej mądrości ostat-
niego człowieka, który wszystko, co heroiczne uważa za obłęd i inwestuje tylko
w swoje doczesne szczęście, jawi mu się jako wcale udany finał Historii, jaką
w jego rozumieniu rządzi nieprzekraczalna alternatywa: albo ludzkość podtrzy-
muje napięcie negatywności, a wówczas Historia staje się jednym ciągiem wojen
i rewolucji – albo ludzkość wygasza napięcie negatywności, a wówczas Historia
dobiega kresu, a człowiek, już pogodzony ze swą śmiertelnością, wchodzi w etap
łagodnej renaturalizacji.
Wprowadzenie. Śmierć, Pan Absolutny: od Hegla do Derridy 65
_______________
7
Można by spekulować, co by się stało, gdyby Hegel uwzględnił poprawkę
Kojève‟a i próbował jakoś umieścić „archetyp Pana” wśród swych postaci
historycznych. Wydaje się, że jedyną rolą, jaką miałby mu do zaproponowania,
byłaby rola „użytecznego idioty”, który ze swą permanentną „gotowością na
śmierć” daje się zaprząc do fanatycznego działania na rzecz ważnych z per-
spektywy „chytrego rozumu” spraw. Tylko w ten sposób z „bezużytecznego
idioty”, jakim go Hegel pozostawia na wczesnym etapie Fenomenologii ducha,
Pan mógłby się stać jakkolwiek potrzebny; inaczej bowiem, czyli „puszczony
wolno” stałby się zbyt niebezpieczny, bo na zasadzie radosnego potlatchu rujno-
wałby wszystko to, co zbudowała praca Niewolnika. Chytrość historycznego
rozumu polegałaby wówczas na tym, by Pan dawał się z rozkoszą zabijać za ideę
lepszego życia, którą wypracował dlań Niewolnik. Tę chytrą zasadę użytkowania
„pańskiej” głupoty (Verblödung) jako dziejowego nawozu – w myśl hasła: „jak
fajnie jest umierać za Sprawę!” – doskonale oddaje następujący cytat z Žižka,
który, w tym akurat względzie, idzie w swojej interpretacji Hegla całkowicie za
kojève‟owską poprawką: „Tym, co sprawia, że życie jest „warte przeżycia‟ –
pisze Žižek w Kukle i karle – jest sam eksces życia: świadomość tego, że jest coś,
dla czego gotowi jesteśmy nasze życie zaryzykować (nadmiar ten możemy na-
70 I. Triumf Tanatosa
_______________
zwać „wolnością‟, „honorem‟, „godnością‟, „autonomią‟ etc.). Tylko gdy jesteśmy
zdecydowani podjąć to ryzyko, naprawdę żyjemy” (Žižek 2006, 130; e.m.).
Wprowadzenie. Śmierć, Pan Absolutny: od Hegla do Derridy 71
_______________
9
Esej Agambena, L‟aperto: l‟uomo e l‟animale, wydany w roku 2002, opo-
wiada o skomplikowanej relacji między człowiekiem a zwierzęciem w nim,
która, przekładając się na tryby tak zwanej „maszyny antropologicznej”, pro-
dukuje człowieka jako istotę ponadbiologiczną, „odseparowaną od życia”, a wraz
z nim także Historię. „W Kojève‟owskiej interpretacji Hegla – pisze Agamben –
człowiek nie jest gatunkiem zdeterminowanym biologicznie, nie jest także raz na
zawsze określoną substancją; jest raczej polem napięć dialektycznych zawsze już
naznaczonych wewnętrzną cezurą, która oddziela – przynajmniej wirtualnie –
„antropoforyczną‟ zwierzęcość od tego, co ludzkie i co przybiera w niej formę
cielesną” (2004, 12). Dialektyka Pana i Niewolnika puszcza w ruch „maszynę
antropologiczną”, gdzie część pańską przejmuje duch jako „choroba zwierzęcia”,
część animalną natomiast reprezentuje „ciało niewolnika” (tamże). W chwili
kiedy Historia wygasa, człowiek – argumentuje Agamben – nie staje się po prostu
tylko zwierzęciem, lecz postczłowiekiem, który zniósł działanie separującej
„maszyny antropologicznej”, a tym samym wkracza na drogę pojednania ze
swym naturalnym nośnikiem. Zainspirowany pewną tajemniczą miniaturą, którą
odnalazł w Biblii Hebrajskiej z XIII wieku, przedstawiającą zgromadzenie
zbawionych z głowami zwierząt, Agamben sugeruje, że zbawienie ludzkości być
może leży w ustaleniu „nowej formy relacji między zwierzętami i ludźmi,
w której człowiek pojedna się ze swą zwierzęcą naturą” (tamże, 3). Do tej ty-
powo agambenowskiej idei „posthistorycznego zbawienia”, która nakłada ży-
dowską wizję mesjańską na heideggerowską formułę „odprężenia” – jak już
sugerowaliśmy, zabieg ten jest dla nas zupełnie niedopuszczalny – wrócimy
w części trzeciej tej książki.
78 I. Triumf Tanatosa
i zabawa”, podobnie jak śmiech, ekstaza i przepych (…) tracą aurę tego, co
nadludzkie, negatywne i święte, stając się na powrót częścią praktyk ani-
malnych. Dla tej małej grupki czterdziestoletnich adeptów – którzy nie bali
się śmieszności uprawiając swą „radość w obliczu śmierci” w podparyskich
laskach, i którzy, już później, w pełnym rozkwicie europejskiego kryzysu,
zabawiali się w „uczniów czarnoksiężnika”, prorokując powrót ludów Euro-
py do „starego domu mitu” – acefaliczny sposób bycia, jaki niekiedy na
moment udało im się osiągnąć w ich eksperymentach, nie był może ani ludz-
ki, ani boski, ale na pewno nie był zwierzęcy (2004, 6–7).
_______________
10
Zarzut ten dobrze streszcza komentarz Krzysztofa Matuszewskiego: „He-
glizm – pisze we wstępie do Doświadczenia wewnętrznego – w którym wartość
śmiertelnej ofiary jednostek uzasadniana jest korzyścią gatunku, realizującego
z kolei poprzez własny rozwój nadrzędne cele Rozumu, stanowi jeden z bardziej
spektakularnych przykładów trywializacji śmierci. To, co oznacza faktycznie ani-
hilację wszelkiego istnienia, uznał Hegel za przezwyciężone w wiedzy absolut-
nej. Niepodlegający mediatyzacji, pozbawiony alternatywy kres wchłonięty
został przez system jako jeden z jego elementów i – na mocy dialektycznej ekwi-
librystyki – pełnić miał funkcję instancji potwierdzającej niezwyciężalność uoso-
bionego w historycznym Rozumie życia” (Matuszewski 1998, 19; e.m.). O wątku
śmierci jako raczej paraliżującym niż uruchamiającym dialektykę dobrze pisze
także Małgorzata Kowalska w książce Dialektyka poza dialektyką. Od Bataille‟a
do Derridy.
82 I. Triumf Tanatosa
wieniu śmierci, które nic nie objawia – dłużej niż tylko przez
jedną paradoksalną chwilę; jest bowiem nieuchronnie skazany na
to, by, zanurzając się w immanencji bytu, stać się po prostu tylko
zwierzęciem, które kontempluje nieuchronność swej śmierci
„apatycznym spojrzeniem”, wolne od troski o pozostawienie
jakiegokolwiek świadectwa. Także Bataille zatem jest niekonse-
kwentny; wbrew swoim deklaracjom, nie wysnuwa wszystkich
następstw z „filozofii śmierci”. Następny krok, jak się za mo-
ment okaże, należy tu do Maurice Blanchota, który jako pierw-
szy podejmie wyzwanie nie tylko życia, ale także pisania pod
auspicjami śmierci – pisania, które nie wznosi dzieła, lecz, zacie-
rając po sobie ślady, dokonuje nieustannej autodekonstrukcji.
Zamiast tworzyć „mikroskopijną zagrodę” ego, które postano-
wiło przeżyć we własnym dziele, otwiera się na „wolny prze-
stwór” neutrum, „pośmiertną przestrzeń” języka wyzutego
z narcystycznych śladów autorskiej obecności.
W ten sposób filozofia Hegla zatacza pełne koło: rozpoczy-
nając od niewyróżnicowanego „kręgu bytu”, z którego pragnęła
wyzwolić człowieka mocą „roz-sądku” czerpiącą z doświadcze-
nia śmierci, powraca do tegoż kręgu, zwanego teraz „ciągłością”
albo „przestworem”, w którym ludzkie zwierzę, w końcu wy-
zbyte złudzeń, kontempluje dementi wszelkich „roz-sądzają-
cych” wysiłków, nieustannie składane mu przez jego śmiertel-
ność. Myśl heglowska jako pierwsza wyzwala „potęgę negatyw-
ności”, która w końcu roznosi w pył jego judeochrześcijańską
konstrukcję i wymusza własną formę kryptoteologii, niemającą
już z tamtą nic wspólnego. Interpretacja Kojève‟a, gdzie po raz
pierwszy pada termin „filozofia śmierci”, rzuca odtąd wyzwanie
kolejnym adeptom, którzy prześcigają się w wyciąganiu wszyst-
kich możliwych konsekwencji tego faktu, ustanawiając wręcz
nowy rodzaj konkurencji. Blanchot, Derrida, Lacan, de Man
i Agamben – by wymienić tylko kilku najważniejszych – nie-
ustannie rywalizują ze sobą o to, który z nich najgłębiej uwe-
wnętrznił pionierską ideę Kojève‟a, zgodnie z którą „Człowiek
w swojej ludzkiej egzystencji jest tylko śmiercią: bardziej lub
mniej odroczoną i świadomą samej siebie” (1999, 565).
86 I. Triumf Tanatosa
Das Tier stirbt. Der Tod des Tieres ist das Werden des Bewusst-
seins.
G.W.F. Hegel, Wykłady jenajskie 1805/06
Już nie zwierzęca, ale jeszcze nie ludzka, już nie będąca pragnieniem, ale
jeszcze nie pracą, „czysta negatywność” pańskiej rozkoszy okazuje się
punktem, w którym odsłania się, tylko na małą chwilę, źródłowa charakte-
rystyka owej „zdolności do śmierci” (Fähigkeit des Todes), właściwa wy-
łącznie ludzkiej świadomości (1999, 92).
Jeśli już dla Hegla – pisze Agamben, powracając do swej tezy wyjściowej
– język nie jest po prostu głosem człowieka, lecz jego artykulacją w „gło-
sie świadomości” za pośrednictwem Głosu śmierci, to dla Heideggera
między żyjącym (i jego głosem) a człowiekiem (i jego językiem) otwiera
się przepaść: język nie jest głosem istoty żyjącej (tamże, 102).
Głos ludzki nie istnieje. Nie ma głosu, który byłby nasz, którego ślad mo-
glibyśmy wyśledzić w języku, by uchwycić – i przypomnieć sobie – mo-
ment, w jakim głos stał się imieniem, inskrypcją w słowach. Mówimy
głosem, którym nie jesteśmy, który nigdy nie wszedł w obszar pisma.
Język jest zawsze tylko „martwą literą‟ (…) Logika wykazuje, że język nie
jest moim głosem. Logika mówi nam, że głos kiedyś istniał, ale już go nie
ma i nigdy go nie będzie. Język ma swoje miejsce w bez-miejscu głosu
(tamże, 193-194).
***
APORIA
_______________
5
Por. ostatnie dwa rozdziały Alegorii czytania, zatytułowane właśnie:
„Obietnice” i, odpowiednio, „Wymówki”.
102 I. Triumf Tanatosa
Aporia zatem, jak każe nam wierzyć Derrida, nie kładzie kre-
su ruchowi, zarazem jednak jest ostateczna i nieprzekraczalna,
co oznacza, że każdy „krok”, pas, powzięty w ramach jej
zawrotnej oscylacji, będzie jednocześnie „nie”, pas partykuły
zaprzecznej: owym ulubionym przez Derridę blanchotowskim
krokiem, który kroczy naprzód, wymazując sam siebie w akcie
kroczenia6. Nadejście i samowymazanie, obietnica i wymówka,
kroczenie i wycofywanie się – wszystko to dzieje się naraz
w jednym ruchu Schweben, który nie może zostać zniesiony
przez żaden inny ruch. Aporia jest tym, czym jest, na sposób
absolutnie fundamentalny, i wszelkie inne imiona jedynie odcią-
gają nas od jej zrozumienia. Choć słowo „zrozumienie” nie jest
tu najbardziej adekwatne: efekt aporii – czyli, zgodnie z etymo-
logią, blokady drogi, która okazuje się „nie-drożna” – polega na
nagłym zdumieniu: myśl, przyzwyczajona do kroczenia wprzód,
odkrywa przeszkodę, która jej na to nie pozwala, zmuszając ją
do odkrycia własnych granic. Aporia to rozpoznanie ograniczeń,
dzięki któremu język zdobywa samowiedzę. Aporia jest więc jak
znak drogowy – najmniej obiecujący z heideggerowskich Weg-
marken – który sygnalizuje ślepą uliczkę. „Dalej nie pójdziesz!”,
mówi językowi i każe mu się zatrzymać.
Jeśli trzymać się analogii ze znakami drogowymi, dojdziemy
do wniosku, że aporia powinna pozostać figurą rzadką i elitarną:
w sytuacji, w której na każdym rogu napotykalibyśmy cul de
sac, jazda stałaby się w ogóle niemożliwa. Tymczasem wydaje
się, że zwłaszcza późne pisma Derridy – w przeciwieństwie do
świetnie skonstruowanych tekstów z lat sześćdziesiątych –
zaczynają wprost sypać aporiami, które funkcjonują w roli
aporetycznych wytrychów, czyli kluczy uniwersalnego nie-
_______________
6
Blanchotowskie pas, które pojawiło się w jego Pas au dela, to jedna
z najczęściej stosowanych aporetycznych figur Derridy, najlepiej jego zdaniem
wyrażająca istotę podwójnego uwikłania, czyli double bind, ponieważ jest to
paradoksalny „krok niekroczący”, pas sans pas. Derrida odnajduje także pas
jako hypogram wpleciony nie tylko w te tytuły dzieł Blanchota, gdzie słowo
pas pojawia się explicite, ale także w te, gdzie ujawnia się tylko jego „foniczny
ślad”, jak w Part de feu albo L‟espace littéraire. Więcej o tym „kroku nie-
kroczącym” piszemy w następnym rozdziale.
Permanentna żałoba: Derrida i aporia podmiotowości 103
Dusza jest wyższa ponad swoją wiedzę, mądrzejsza niż jej dzie-
ła. Wielki poeta sprawia, że czujemy nasze własne wewnętrzne
bogactwo, dzięki czemu mniej zastanawiamy się nad jego
dokonaniami. Jeśli tylko pojmiemy jego najgłębszy przekaz,
zaczynamy pogardzać tym, co stworzył.
Ralp Waldo Emerson
_______________
7
Pojęcie pięknej duszy, które na grunt niemiecki przeniósł z mistyki hisz-
pańskiej Wieland w artykule z roku 1774, „Was ist eine schöne Seele?”, ma
bardzo ciekawą historię recepcji, nie bez znaczenia tak dla Hegla, jak Derridy.
Początkowo ma ono w romantyzmie niemieckim wydźwięk jednoznacznie
pozytywny: Wieland wychwala mistyczne wzloty pięknej duszy, Schiller zaś
utożsamia piękną duszę z ideałem kalokagatii, czyli doskonałego połączenia
piękna i dobra. Już jednak u Goethego, który w jednym z rozdziałów Wilhelma
Meistra pt. „Bekenntnisse einer schönen Seele” („Wyznania pięknej duszy”)
opisuje postać zaprzyjaźnionej mistyczki Susanne von Klettenberg, pojawia się
pewna nuta podejrzliwości: nadwrażliwość pięknej duszy idzie bowiem w pa-
rze z kwietyzmem, wycofaniem się z życia i niechęcią do działania w świecie.
Idąc tym tropem, ostateczny cios idei pięknej duszy zada Hegel w Fenomeno-
logii ducha, twierdząc, że podmiot, który pojmuje się w ten sposób, nie uczest-
niczy w rzeczywistości, a tym samym właściwie nie istnieje. Na temat historii
„pięknej duszy” patrz znakomity przypis autorstwa Jana Garewicza w Świecie
jako woli i przedstawieniu (Schopenhauer 1994, 581).
106 I. Triumf Tanatosa
Ja jest tym oto Ja – pisze Hegel w rozdziale pt. „Mowa jako rzeczywistość
wyobcowania” – ale także Ja ogólnym. Jego wystąpienie jest zarazem
bezpośrednią eksterioryzacją i zniknięciem tego oto Ja, a przez to jego
dalszym trwaniem jako Ja ogólnego. Ja, które sę wypowiada, jest słyszane;
ulega skażeniu, bezpośrednio łącząc się w jedno z tymi, dla których
istnieje, i staje się ogólną samowiedzą. W tym, że zostaje usłyszane,
przebrzmiewa bezpośrednio jego istnienie (...) Jego istnienie jako samo-
wiednego Teraz polega właśnie na tym, aby, skoro istnieje, nie istnieć
i dzięki temu zanikaniu – zaistnieć. Jego zanikanie jest więc bezpośrednio
jego dalszym trwaniem (Hegel 1965, 89; przekład lekko zmodyfikowany).
momentów tak zwana piękna dusza dogasa w sobie i zanika niby jakaś
rozpływająca się w powietrzu bezpostaciowa mgła (tamże, 262-62).
For how can you tell the dancer from the dance?
W.B. Yeats, Among the Schoolchildren
Nie mówiłem wcale – broni się w odpowiedzi – że nie ma czegoś takiego jak
centrum, albo że moglibyśmy się bez niego obejść. Sądzę tylko, że centrum
to funkcja, a nie byt – rzeczywistość, ale tylko funkcjonalna. Podmiot jest
absolutnie konieczny. Ja nie niszczę podmiotu: Ja go tylko sytuuję (...)To
kwestia wiedzy, skąd się bierze i jaka jest jego rola (tamże, 271).
Pismo jest czymś radykalnie innym od podmiotu, bez względu na to, jak
będziemy ów podmiot pojmować. Pisma nie sposób pomyśleć za pomocą
kategorii podmiotowych. Bez względu na to, jak zmodyfikujemy pojęcie
podmiotu, wyposażając go w świadomość i nieświadomość, zawsze będzie
się ono odnosiło do substancjalnej obecności niezakłóconej przez akcy-
densy i do tożsamości tego, co własne w akcie doskonałego samo-
odniesienia (Derrida 1976, 68-69).
APORIA I AGON
_______________
10
„Wpismowstąpienie” to kapitalny termin Tadeusza Komendanta, który ukuł
go na określenie praktyki pisarskiej Michela Foucault, we Władzach dyskursu.
116 I. Triumf Tanatosa
Nie negocjuje się rzeczy, które można wynegocjować – mówi Derrida, za-
czynając jak zwykle od paradoksu (choć tym razem niekoniecznie aporii). –
Raczej, negocjuje się, wciągając do negocjacji to, co nienegocjowalne (...)To
znaczy: nie ma tezy, stanowiska, tematu, substancji, stabilności; jest
permanentne zawieszenie, napięcie bez wytchnienia (…) Suspens negocjacji,
o jakim tu mówię (…) jest rodzajem napięcia, którego nie można opisać
teoretycznie; tu nie jest możliwa żadna teoria, żaden teoretyzm (…) Wolę
słowo „negocjacja” ponieważ nie przykrywa ona niepokoju i lęku żadnym
fałszywym pozorem dostojeństwa. W konsekwencji wydaje się ona czymś
przyziemnym; przywodzi na myśl grę sił, kompromisy, coś nie do końca
czystego. Tak, negocjacja jest nieczysta (Derrida 2002, 13-14; e.m.).
_______________
15
Ten inny Derrida, którego istnienie tu tylko sygnalizujemy, ujawnia się
zwłaszcza w tekstach poświęconych tematyce biblijnej, jak choćby „Des Tours
de Babel” z Acts of Religion.
Permanentna żałoba: Derrida i aporia podmiotowości 123
PRZEMYŚLEĆ NARCYZM!
ODPUSZCZENIE
Darum antwortete ich Ihnen auch auf die Frage, was ich bei un-
serer Besinnung auf das Wesen des Denkens eigentlich wolle,
dies: ich will das Nicht-Wollen.
Martin Heidegger, Gelassenheit
_______________
światu stworzonemu, zachowując się i przeżywając w stworzeniu – czasem nato-
miast „dar” wyzwala na sposób Gelassenheit, czyli zgody na śmierć i wyrzecze-
nie wobec tego, co inne. Różnica ta jest subtelna, ale ważna – wrócimy do niej
jeszcze w rozważaniach części trzeciej.
2. Faux pas, albo błąd życia:
Blanchot między Heideggerem a Freudem
NIEMOŻLIWE MOŻLIWOŚCI
_______________
2
W istocie jako pierwszy o śmierci heideggerowskiej jako „niemożliwości
możliwości” mówił już Jean Wahl, wydaje się jednak, że to dopiero Blanchot
nadał tej inwersji charakter w pełni świadomy, podczas gdy Wahl, jak to
wyraźnie sugeruje Lévinas w eseju Czas i to, co inne, po prostu tylko mylnie
Heideggera odczytał: „Śmierć u Heideggera – pisze Lévinas – nie jest, jak to
mówi pan Wahl, „niemożliwością możliwości‟, ale „możliwością niemożliwości‟.
Rozróżnienie to, choć z pozoru zatrącające o bizantynizm, ma jednak fundamen-
talne znaczenie” (1999, 70).
Faux pas, albo błąd życia: Blanchot między Heideggerem a Freudem 139
Survivre, życie dalej – pisze Blanchot w Le pas au-dela. – Nie tyle życie,
czy podtrzymywanie siebie, na wpół martwego w stanie czystego
uzupełnienia, ruchu uzupełniającego życie – ile raczej zatrzymanie (arrê-
ter), umieranie, zatrzymywanie, które go nie zatrzymuje, lecz przeciwnie,
sprawia, że się ciągnie dalej, że trwa (…) Zupełnie jakby umieranie
stawało się obecne w samodogasaniu: jak gdyby noc, która zaczęła się za
wcześnie, w pierwszej godzinie dnia, zwątpiła, że kiedyś stanie się
naprawdę nocą (cyt. za Derrida 1979, 107).
CZTERY ŚMIERCI
_______________
czący – podobnie jak wspomniane już teksty Derridy – o kluczowym wpływie
Blanchota na teorię dekonstrukcji. O wpływie tym wyczerpująco pisze także
Donald G. Marshall w eseju „History, Theory, and Influence: Yale Critics as
Readers of Blanchot” w tomie The Yale Critics: Deconstruction in America.
Faux pas, albo błąd życia: Blanchot między Heideggerem a Freudem 143
Pojęcie popędu śmierci – pisze Lacan w Funkcji i polu mowy oraz języka
w psychoanalizie – wskazuje na granicę historycznego funkcjonowania pod-
miotu. Granicą tą jest śmierć – nie jako przypadkowe dotarcie-do-kresu
poszczególnego indywiduum, ani jako empiryczna pewność podmiotu, lecz,
jak to ujmuje Heidegger, jako „najbardziej własnej, bezwzględnej, nieprze-
ścignionej, pewnej, a zarazem nieokreślonej możliwości” dla podmiotu poj-
mowanego w swej skończonej egzystencji dziejowej (Lacan 1989, 103).
Faux pas, albo błąd życia: Blanchot między Heideggerem a Freudem 151
Przez długi czas substancja żywa mogła być za każdym razem stwarzana
od nowa i łatwo ginąć, aż wreszcie decydujące wpływy zewnętrzne zmie-
niły ją do tego stopnia, że zmusiły substancję żywą do obierania coraz
bardziej skomplikowanych dróg okrężnych, prowadzących do osiągnięcia
celu, jakim była śmierć (tamże, e.m.).
_______________
8
Blanchot tymczasem w swej interpretacji Kafki uparcie trzyma się śmier-
cionośnego aspektu „olśnienia” i powtarza w duchu hölderlinowsko-heidegge-
rowskim: „Kto zobaczy Boga, umiera” (1996, 32).
160 I. Triumf Tanatosa
_______________
10
John Milton, Paradise Lost, Book XII, 665. W tłumaczeniu Macieja Słom-
czyńskiego: Gdy odwrócili się, ujrzeli całą/ Wschodnią granicę Raju, tak nie-
dawno/ Ich najszczęśliwszą siedzibę, nad którą/ Miecz płomienisty powiewał,
a w bramie/ Stłoczone lica straszliwe i oręż/ Ognisty. Kilka prostych łez wylali,/
Lecz je otarli. Gdyż oto przed nimi/ Świat cały leżał i mogli wybierać/ Miejsce
spoczynku. Opatrzność ich wiodła./ A więc dłoń w dłoni i krokiem niepewnym/
Z wolna przez Eden ruszyli samotnie (Raj utracony, Księga Dwunasta, 810-820).
11
Blanchot twierdził wręcz, że intelektualnie nawrócił się na judaizm, który
fascynował go od zawsze (trzeba przyznać, że nawet w okresie najsilniejszego
zaangażowania po stronie francuskich nacjonalistów Blanchot nie podzielał ich
skłonności do antysemityzmu i zachował głęboką przyjaźń dla Lévinasa, z któ-
rym wspólnie studiował w Strasburgu). Fascynacji tej dowodzą eseje na temat
Kafki, a także liczne późne teksty, jak choćby „N‟oubliez pas” z roku 1988:
164 I. Triumf Tanatosa
brzmią tyleż pięknie co nieszczerze: „błąd życia” nigdy nie staje się
tu nową zasadą, naprawdę słusznym ruchem, jest wciąż tylko
zaprzeczeniem wyższej prawdy-nieprawdy, czymś ostatecznie
redukowalnym do uniwersalnej racji śmierci.
Prawidłowość ta staje się szczególnie widoczna w komentarzu
Lévinasa, całkowicie zresztą wbrew intencjom samego autora, któ-
ry, zupełnie nieskutecznie, usiłuje zdystansować Blanchota wobec
Heideggera i przeciągnąć go na stronę pustynnych nomadów.
W „Spojrzeniu poety”, eseju poświęconym Blanchotowi, Lévinas
usilnie stara się utożsamić jakubowy „błąd bycia” z heideg-
gerowsko-blanchotowską ideą „nie-prawdy jako formy ostateczno-
ści” (2000, 148–149). Zrównując pojęcie życiowego błędu jako
nowej zasady z ideą Bycia jako „wyższej prawdy nie-prawdy”,
doprowadza tym samym do kompletnej konfuzji: ignoruje bowiem
odwrotne wektory obu ruchów – odważnie konstytutywnego z
jednej strony i rezygnacyjnie dekonstrukcyjnego z drugiej. Podczas
bowiem gdy jakubowy, a także freudowski „błąd życia” wykonuje
mimo wszystko swój chwiejny, kulejący krok naprzód – heideg-
gerowska „nie-prawda” służy wyłącznie regresji, wycofywaniu
wszelkich kroków z powrotem ku macierzy Seyn, czyli zasady
nieustannego krążenia bytów, gdzie wszystko powstaje tylko po to,
by natychmiast zginąć. W jednym z wyjątkowo mętnych fragmen-
tów, w którym wyraźnie interferują dwie nieuzgadnialne ze sobą
wizje, dwie przeciwstawne kryptoteologie, Lévinas pisze:
U Blanchota dzieło odkrywa, lecz jego odkrycie nie jest prawdą, ale ciem-
nością (…) Jak na pustyni, gdzie nie sposób znaleźć domostwa. Z głębi osia-
dłej egzystencji dobywa się wspomnienie nomady. Nomadyzm wiele dzieli
od stanu osiadłego. To szczególny związek z ziemią: bytność nieumiejsco-
wiona. W obliczu ciemności, do której nawołuje sztuka – tak jak w obliczu
śmierci – „ja”, ostoja wszelkich władz, rozpuszcza się w anonimowe „się” na
ziemi, przez którą przeciągają nieustanne wędrówki. Ja wiecznego Noma-
_______________
„W pewnym sensie – pisze – judaizm jest mi tak bliski, że nie czuję się godzien
o nim mówić inaczej, jak tylko tłumacząc się z przyczyn tej bliskości (ale czy
potrafię to wyrazić?)” (1995, 244). No właśnie: czy Blanchot potrafi to wy-
razić? Czy raczej nie oddala się od judaizmu, ilekroć usiłuje się doń zbliżyć?
Ilekroć krąży „wokół Kafki”, de Kafka à Kafka, nie mogąc, jak to ujmował sam
autor Procesu, „ścisnąć go za gardło”?
Faux pas, albo błąd życia: Blanchot między Heideggerem a Freudem 165
być może, nie jest ona tylko błędem, ale także szansą. Bycie
Żydem, mówi złośliwie Kafka, nie tylko zatem nie jest
niezniszczalne: w każdej chwili ta subtelna gra z Tanatosem,
która stworzyła własną logikę błądzenia, może ulec destrukcji,
zapomnieniu, wymazaniu na korzyść tego, co naturalne, a tym
samym łatwiejsze. To absolutnie zniszczalne – być Żydem, si
destructible – être juif.
Ta subtelna różnica w relacji ze śmiercią łatwo bowiem ulega
zniesieniu ze względu na opozycję, która wydaje się i większa,
i znaczniejsza, i bardziej naturalna: opozycję między literalnym
dążeniem do nieśmiertelności a akceptacją egzystencji skoń-
czonej. Blanchot rozumuje wedle tej większej opozycji, przeciw-
stawiając się tradycyjnym dążeniom Ja literackiego do unie-
śmiertelnienia się w dziełach na sposób całkiem dosłowny, czyli
taki, który pozwoliłby autorowi na wystawienie w nich sobie
pomnika-portretu, czyli na wyrażenie i utrwalenie – „zmonu-
mentalizowanie” – jego życia, w pełni i bez uszczerbku (na za-
sadzie flaubertowskiej projekcji: „Madame Bovary” – c‟est
moi). Angażując się w spór z Sartre‟em, a wraz z nim
z szacowną tradycją humanistyczną, która zarzuca mu – i całej
„nihilizującej” literaturze współczesnej – zbyt łatwe pogodzenie
się z klęską tych właśnie projektów „automonumentalizacji”,
przyjmuje klęskę jako swój żywioł, nie dostrzegając, że klęskę
ponosić można na wiele sposobów. Dlatego też zaniedbuje ową
maleńką różnicę między dwiema odmiennymi antycypacjami
śmierci, które najwyraźniej tworzą dwie odmienne „przestrzenie
literackie”. „Gdzie [zatem] jest ta śmierć, która jest nadzieją
_______________
się zjawia), zostaje zredukowane do zerowego poziomu swojej treści, lecz
mimo to nie znika” (Scholem 2006, 292). Dzieło Kafki, które powstaje pod
egidą „nicości objawienia”, gdzie objawienie zachowuje Geltung ohne Bedeu-
tung, jawi się wówczas jako „graniczna postać religii” (tamże): bohaterowie
Kafki wciąż uczestniczą w świecie określonym przez żydowskie objawienie,
choć jednocześnie zgubili klucz do ksiąg, w których objawienie to uzyskuje
sens. Innymi słowy: objawienie nadal wytrąca ich z naturalnej równowagi, nie
obrasta jednak w nowy porządek znaczenia, który by ich stabilizował w no-
wych warunkach życia. Absolutna ignorancja Grakchusa, który to, co mu się
przydarzyło może określić tylko jednym bezradnym słowem – „nieszczęście” –
jest tego doskonałym przykładem.
Faux pas, albo błąd życia: Blanchot między Heideggerem a Freudem 169
INNA ŚMIERĆ
Każdy poeta, jeśli już musi umrzeć, to przynajmniej chce umrzeć jako
poeta, tylko na swój własny sposób. Człowiek, jako człowiek, jest zdolny do
tego, by życzyć sobie śmierci – z definicji jednak żaden poeta, jako poeta, nie
może pragnąć umrzeć, ponieważ pragnienie to negowałoby jego poetyckość.
Jeśli śmierć przedstawia wcześniejszy stan rzeczy, to zarazem reprezentuje
także wcześniejszy stan znaczenia, czyli czystą uprzedniość (pure
anteriority), a to znaczy: powtórzenie tego, co dosłowne, znaczenia dosłow-
nego. Śmierć jest zatem rodzajem znaczenia literalnego, i na odwrót, dla
każdego poety znaczenie literalne jest rodzajem śmierci. Dlatego można
powiedzieć, że mechanizmy obronne stosują figury uniku wobec śmierci
w dokładnie taki sam sposób, w jaki tropy literackie bronią przed powrotem
znaczenia dosłownego (Bloom 1975, 91; e.m.).
_______________
15
W tym kontekście warto porównać blanchotowską analizę Rzutu kości
Mallarmégo, gdzie – charakterystycznie – rzut ten właśnie nie następuje, po-
nieważ zostaje uznany za absolutnie paradoksalny.
Faux pas, albo błąd życia: Blanchot między Heideggerem a Freudem 173
może jednak stać się własną wariacją na temat końca. Jak mawia
Freud, strażnicy życia to jednocześnie strażnicy śmierci, tyle że
po trosze wywiedzeni w pole – albo, jak kto woli, na pustynię.
Śmierć freudowska – jak śmierć Mojżesza u Kafki – odbiera
wprawdzie nadzieję na wejście do Kanaan, nie czyni jednak
drogi, jaką Mojżesz przebył, całkowicie daremną.
której świadomie bądź nie pragnie każdy pisarz i która wielu z nich zmusza
do milczenia (1995, 147-148; e.m.)16.
_______________
16
Zdaniem wielu znawców twórczości Blanchota powieść L‟attente, l‟oubli
jest raczej nietypowa, ponieważ ze wszystkich dzieł autora Tomasza mrocznego
pozostaje najbardziej nasycona filozoficznym dyskursem. Nam jednak wydaje
się, że wręcz przeciwnie; jej otwarcie wyrażone zadłużenie w filozofii Heideg-
gera doskonale ujawnia tropy rządzące praktyką pisarską Blanchota, która –
naszym skromnym zdaniem – unieważnia samą siebie jako praktykę właśnie. Co,
oczywiście, z perspektywy literackiego eksperymentu dążącego do „zniknięcia
literatury”, wcale nie musi być zarzutem. Zarzutem staje się jednak wtedy, kiedy
filozofię wykorzystuje się do tego, by owo zniknięcie zadekretować w postaci
werystycznego argumentu, czyli odebrać pisarzowi szansę na bycie pisarzem.
17
Na temat czytania, które zabija – patrz następny rozdział poświęcony właś-
nie de Manowi.
Faux pas, albo błąd życia: Blanchot między Heideggerem a Freudem 179
***
_______________
5
Minae Mizumura, japońska uczennica de Mana z Yale, w artykule „Re-
nunciation”, czyni z idei ascezy centralne pojęcie, wokół którego, jak sądzi,
ewoluuje cała myśl de Mana. Wskazuje na napięcie między pokusą a rezygna-
cją, zarysowane już we wczesnym tekście o Michelu Montaigne, w którym ta
pierwsza ulega bezpośrednim afektom, ta druga zaś patos przezwycięża, dążąc
do wzniosłej apatii. „Rezygnację opisuje de Man nie tylko jako „trudną‟, ale
także jako „bolesną‟, jako akt, któremu towarzyszy „wprost nieskończony ból‟
– z drugiej strony jednak oddanie się pokusie ilustruje de Man za pośrednic-
twem tak niepochlebnych obrazów jak „letarg‟ i „dogmatyczna drzemka‟, wy-
wołujących skojarzenie z lenistwem i tępotą” (Mizumura 1985, 87).
Śmiercionośny Apollo: Auto da fe i jego nagrody 187
ASCETYCZNA DEKONSTRUKCJA
„Rzecz sama sobie” (to byłaby właśnie czysta prawda bez żad-
nych konsekwencji) również dla słowotwórcy jest zupełnie nie-
pojęta i całkowicie niewarta wysiłku. Oznacza ona tylko relacje
rzeczy do ludzi i aby je wyrazić, korzysta z najśmielszych meta-
for (…) Mówiąc o drzewach, barwach, śniegu i kwiatach wie-
rzymy, że wiemy coś o rzeczach samych, tymczasem zaś nie
mamy nic prócz metafor rzeczy, metafor, które pierwotnym
istotnościom zupełnie nie odpowiadają.
Fryderyk Nietzsche, O prawdzie i kłamstwie w pozamoralnym sensie
_______________
9
O „dialektyce podmiotowości” pisał de Man jeszcze w jednym z swoich
wcześniejszych tekstów z Blindness and Insight, czyli w „Retoryce czasowości”,
by następnie explicite odżegnać się od tej subiektywistycznej perspektywy w póź-
nym, zamieszczonym w Ideologii estetycznej wykładzie „O pojęciu ironii”.
10
Appearance of history Artur Przybysławski postanowił niestety przełożyć
jako „postać historii”, co, jak sądzę, nie do końca oddaje intencje de Mana, który
chciał pokazać, że aporia między tropem a perswazją „zarówno generuje, jak
i paraliżuje retorykę, nadając jej w ten sposób pozór historii” (2004, 159).
192 I. Triumf Tanatosa
KARTEZJAŃSKI REWERS
Należało wreszcie na wszystko spojrzeć martwymi oczami, stać
się Bogiem, inaczej nie wiedzielibyśmy, co znaczy pogrążać się
w otchłani, nie wiedzieć już nic.
Georges Bataille, Doświadczenie wewnętrzne
_______________
12
The wild card, o której mówi Gasché, należałoby przetłumaczyć jako „as
z rękawa”, czyli jako kartę, która zawsze wygrywa, choć nikt się jej w grze nie
spodziewał. Choć więc de Man oficjalnie deklaruje, że każdy pisarz i każdy
czytelnik, kiedy przystępuje do gry z językiem, skazany jest na nieuchronną
przegraną, to sam – chyłkiem przybierając pozycję Nadczytelnika – staje się kimś
w rodzaju „czarnego Piotrusia” albo, jeszcze lepiej, „jokera”, który w świecie kart
odgrywa rolę błazna z szekspirowskiego Króla Leara: właśnie dlatego, iż wie, że
jest niczym, góruje nad tymi, którym się wydaje, że coś sobą stanowią. „Joker”
bowiem nie przedstawia nic, żadnego nominału – jeśli już, jest reprezentacją
nieprzewidywalności samej gry jako takiej – i dlatego może pobić każdą inną,
nawet najcenniejszą kartę, która pretenduje do posiadania określonego desygnatu.
196 I. Triumf Tanatosa
_______________
13
O tym, że ideał prawdy pozostaje dla de Mana niezwykle ważny, pisze tak-
że inna z jego uczennic, Barbara Johnson, podkreślając, że mistrz wyraźnie prze-
strzegał przed „poczuciem nadmiernej wygody w językowej otchłani (...) Zdanie
„wszystkie odczytania to odczytania fałszywe‟ wcale nie neguje pojęcia prawdy.
Prawda zostaje tu zachowana w postaci śladowej, jaką jest samo pojęcie błędu (...)
dlatego roli prawdy nie sposób tak po prostu wyeliminować” (Johnson 1987, 15).
Śmiercionośny Apollo: Auto da fe i jego nagrody 197
_______________
14
Juliet Flower MacCannell wyznanie to opatruje komentarzem: „Nie miał
nic przeciwko umieraniu (…) Nawet tu okazał typową dla siebie intelektualną
ciekawość, apetyt na to ostateczne doświadczenie inności, którym była dla
niego śmierć” (1985, 67).
Śmiercionośny Apollo: Auto da fe i jego nagrody 199
PARALIŻ I TANIEC
Ty! – pisze Lacan – ten wykrzyknik może pojawić się na naszych ustach
w chwili całkowitej bezradności, niepokoju albo zdziwienia w obecności
czegoś, czego nie nazwałbym może wprost śmiercią – co jednak jest dla nas
tym uprzywilejowanym innym – tym, wokół którego krążą nasze elementar-
ne troski i który nieustannie wytrąca nas z równowagi (Lacan 1999, 56).
TRAUMA OSWOJONA
_______________
5
Na tę religijną paralelę wskazuje uczeń Lacana, Jean Laplanche w kapi-
talnym eseju pt. „Uwiedzenie, prześladowanie, objawienie” w tomie Essays on
Otherness.
224 I. Triumf Tanatosa
_______________
6
W cytowanym przez Derridę liście do Wilhelma Fliessa z 6 grudnia 1986
roku (Freud 1965, 235).
Zew dalekiego Boga: Lacan i symboliczne samobójstwo 225
MOWA PRYMARNA
Tam, gdzie było to przez jedną małą chwilę, gdzie zaistniało nietrwale
między swym wytępieniem (extinction), wciąż zachowującym jego blask,
a swymi opóźnionymi narodzinami w mowie, Ja mogę wstąpić w istnienie
i zniknąć z tego, co mówię (tamże, 300; e.m.).
WIERNY FREUDOWI?
_______________
8
Na tym też, być może, polegałaby tajemnica udanego poetyckiego idio-
mu, który w ten sposób odróżniałby się od „narracji autodekonstrukcyjnej”,
markującej moment traumy za pomocą arsenału czysto retorycznych środków;
nastając na „etyczny” moment trwania w traumie, Lacan i Bloom broniliby tym
samym pewnego momentu autentyczności – tak w mowie kozetkowej, jak
w mowie poetyckiej – a więc tego je ne sais quoi, którego nie sposób podrobić
ani na sposób „mentacki”, ani „tekstualny”.
232 I. Triumf Tanatosa
_______________
9
W ten też sposób tłumaczy się na angielski termin Freuda „Entstellung”
z Interpretacji marzeń sennych, czyli jako „przesunięcie”.
234 I. Triumf Tanatosa
_______________
10
Utożsamienie ego z heglowskim Niewolnikiem wymaga jednak pewnych
wyjaśnień, ponieważ nie zawsze pokrywa się ono z literą samego Freuda, który
zwykł nazywać ego, zwłaszcza we wcześniejszej fazie swej twórczości, der
finstere Despot, „ponurym despotą”. Istnieje cała kolekcja freudowskich metafor
„Ja”, które iroicznie podkreślają jego wolę panowania: „Jego Wysokość Ego” czy
„władca absolutny, który nie może znieść oporu w swoim własnym domu”.
Z drugiej strony jednak, od momentu, w którym Freud pisze „Narcyzm: Wpro-
wadzenie”, jego stosunek do ego zaczyna ulegać widomej zmianie na lepsze.
Freud dostrzega bowiem, że ego, dotąd rozumiane przezeń wyłącznie jako suro-
wy reprezentant zasady rzeczywistości, pilnujący porządku w psyche i przeciw-
stawiony energii libidinalnej, samo jest konstruktem miłości – a więc nie tylko nie
jest wrogiem, ale wręcz najcenniejszym obiektem libido. W chwili kiedy w roku
1920 pisze Ego i id, transformacja, dzięki której ego z ponurego despoty staje się
wręcz niewolnikiem miłości, dopełnia się, dając w rezultacie słynną definicję
„Ja” jako tej instancji, która „pragnie żyć i być kochana”. Proces tej przemiany
świetnie opisuje Mikkel Borch-Jakobsen w rozdziale „Ecce Ego” książki Pod-
miot freudowski, choć musimy od razu zastrzec, że jego typowo lacanowskie
uprzedzenie wobec ego jest dokładnie odwrotne do naszych intencji (1988, 53-
126; cytaty z Freuda pochodzą z przypisu na s. 260).
236 I. Triumf Tanatosa
SKANDAL ISTNIENIA
pragnienie, ulegając zniszczeniu, samo dla siebie staje się obiektem, (…)
Fort! Da! Przepadaj i wracaj! W samotności tej zabawy pragnienie małego
dziecka staje się pragnieniem innego, pragnieniem alter ego, które je zdo-
minowało (…) (1989, 103-4).
_______________
gdy manicheizm wietrzy w stworzeniu podstęp złego Arymana, księcia materii,
subtelniejsza gnoza syryjsko-egipska opisuje zgodnie ze „schematem boskiej
winy i błędu”, czyli tzw. kosmicznej katastrofy. „To, czy świat jest uważany za
ekspresję jakiejś niższej zasady, czy też jest on widziany jako byt całkowicie
diabelski, bynajmniej nie jest obojętne z religijnego punktu widzenia – pisze. –
(…) (W przypadku gnozy platonizującej) nie mamy już do czynienia z zasadą
całkowicie złą, a raczej z zasadą, która jako przyczyna i istota stworzenia jest
niższa i zdegenerowana” (1994, 146-47). Demiurgowie, którzy stworzyli ten
świat, nie są więc uosobieniem autonomicznej potęgi zła, lecz raczej „partacza-
mi”, którzy dopuścili się „bezprawnego naśladownictwa boskiej kreatywności”
(tamże, 148). Ten wątek imitacji powróci za chwilę w lacanowskiej definicji
popędu, jako czysto materialnego ruchu naśladującego dynamikę pragnienia.
Zew dalekiego Boga: Lacan i symboliczne samobójstwo 253
samym biblijnym oddechu, pyta Eliot: What are the roots that
clutch, what branches grow out of this stony rubbish?
Tymczasem, jak twierdzą uczniowie Lacana, nauka destytucji
jest dokładnie odwrotna: to nie ziemia została stworzona dla
Abrahama, lecz Abraham dla ziemi, co oznacza, że po całym
zamieszaniu z błądzeniem i pragnieniem, Abraham powinien
stać się Edypem w Kolonos i upodobnić do tej „kupy kamieni”,
jaką ziemia, odarta z czarów wizji, staje się dla ślepca. Tajemni-
cza śmierć Edypa, którego ciało na oczach widzów wtapia się
w skałę na rogatkach Aten – graniczny kamień, wyznaczający
kres panowania ludzkiego porządku symbolicznego – to mitycz-
ne spełnienie tego, jakby powiedział Roger Caillois, aktu „mine-
ralnej mimikry”. Aktu, który także zdesperowanemu Eliotowi
wydaje się jedynym wyjściem dla egzystencji „na pustyni”:
Tylko cień jest tam jeszcze pod czerwoną skałą (skryj się w tym
cieniu pod czerwoną skałą).
***
_______________
17
Ideę tę rozwija Bloom w eseju „Do Freuda i dalej” – my zaś powiemy
o niej szczegółowo w drugiej części tej książki.
Zew dalekiego Boga: Lacan i symboliczne samobójstwo 263
_______________
18
W swych zwłaszcza późnych pracach (by wymienić tylko kilka z nich: The
Fragile Absolute, or Why Is Christian Legacy Still Worth Fighting For, Kukła
i karzeł oraz Rewolucja u bram) Žižek wychwala święty niszczący zapał trzech
wielkich rewolucjonistów: Jezusa, Pawła i Lenina. Zresztą i to skojarzenie za-
czerpnął Žižek od Kojève‟a, który w swoim Wprowadzeniu tworzy osobliwą,
znów bardzo nieheglowską z ducha analogię między Jezusem a Napoleonem
w fazie rewolucyjnej: „To właśnie – mówi – jest urzeczywistnienie ideału obja-
wionego przez mit o Jezusie-Chrystusie, Człowieku-Bogu” (Kojève 1999, 215).
II
Nierówna walka
Wprowadzenie. Patrząc na śmierć z ukosa
Czułem się tak, jakbym był zrobiony z kamienia, jakbym sam był
swoim własnym nagrobkiem, jakby nie było już miejsca ani na
wiarę ani na zwątpienie, ani na miłość ani na obrzydzenie, ani na
odwagę ani na lęk, czy to w ogóle, czy w szczególe; jakby żyła
we mnie tylko odrobina nadziei, ale nie większej niż ta, jaką da
się wyczytać w nagrobnych inskrypcjach.
Franz Kafka, Dzienniki
POZNANIE APOTROPAICZNE
_______________
a jej tłem, dochodzi do psychotycznego autyzmu. Rothko portretuje te
zmagania jako napięcie między szarym tłem a położoną pośrodku czarną
plamą, która groźnie się rozszerza z obrazu na obraz (…)” (Žižek 2003, 36).
272 II. Nierówna walka
ASCETYCZNE UWIEDZENIE
którzy, tak jak de Man, wybrali prawdę bez zwłoki, byleby tylko
wyzwolić się od „niepokoju niewiedzy”.
W Końcowym nienaukowym posłowiu do „Okruchów filozo-
ficznych‟ Søren Kierkegaard w ten oto sposób opisuje istotę tej
opozycji:
_______________
4
Zabawne, że ten sam rodzaj oporu odnajdujemy u innego wybitnego wita-
listy naszych czasów, Witolda Gombrowicza, który mniej więcej w tym samym
okresie – czyli w pierwszej dekadzie lat sześćdziesiątych – buntuje się przeciw
„skamieniałej kulturze paryskiej”, reprezentowanej dlań przez krąg nowych
gwiazd poststrukturalistycznych i notuje w swoim dzienniku: „Zalatują uniwer-
sytetem – prycha, sam po dwudziestu trzech latach argentyńskiej banicji, kiedy
to, jak twierdzi z przewrotną dumą, ani razu nie przekroczył progu żadnej
akademii. – Ta ich świadoma i zawzięta pedanteria. Ich profesorskość. Zgryź-
liwość, zaciętość w nudzie, nietowarzyskość, intelektualna duma, surowość (...)
Ale to nie wszystko. Istnieje głębsza racja tej między nami obrazy. Gdy ja chcę
być rozluźnieniem, oni są kurczowi, napięci, sztywni i zacietrzewieni (...) i gdy
ja dążę „ku sobie”, oni wciąż – od dawna już – dyszą żądzą samounicestwienia,
chcą wyjść z siebie, opuścić siebie. Obiekt. Obiektywizm. Jakaś asceza, prawie
średniowieczna. Ta jakaś „czystość‟, która ich pociąga w odczłowieczeniu. Ale
ten ich obiektywizm nie jest chłodny (choć chciałby być lodowaty), czai się w
nim żądło intencji agresywnej, coś prowokującego, tak, to prowokacja (...) Co
tak mi wygląda, jak gdyby śmierć odżywała (...)” (Gombrowicz 1988, 233).
1. Kłótnia wśród gnostyków
Czy stają się one przez to mniej nieprawdą? – pyta Bloom w swojej „gno-
styckiej” interpretacji Wallace Stevensa – Na pewno nie. Ale prawda jest
letalna, prawda nas zabija – jeśli więc pragniemy życia, to pragniemy
również kłamstwa życia i życia w kłamstwie (1982a, 250).
_______________
3
Ten motyw generalizującego zebrania w jedno pojęcie wszystkich rozpro-
szonych przejawów negatywności wskazuje na wyraźną analogię z Heglem.
Analogia ta nie umknęła uwadze Kojève‟a, który – jak pisze Elisabeth Rudinesco
– razem z Lacanem planował napisanie eseju „Hegel i Freud”. Esej ten, jak już
wspominaliśmy w części pierwszej, nie wyszedł niestety poza stadium notatek,
już jednak z samych planów wynika wyraźnie, że jego głównym tematem miał
być właśnie motyw śmierci, skupiającej swe rozmaite manifestacje w jedną
„potęgę negatywności”.
286 II. Nierówna walka
Eros staje się wówczas nie tyle drugą „siłą kosmiczną”, ile raczej
podrzędnym archontem: błędem wyemanowanym z naczelnej
zasady śmierci.
To wspaniałe czytanie Poza zasadą przyjemności, jakiego do-
starcza Laplanche, ma tylko jedną wadę, całkiem analogiczną do
lektury derridiańskiej: jest zbyt filozoficzne. Implicite przyjmuje
monizm zamiast dualizmu, jedną zasadę nadrzędną wobec drugiej,
zawsze tylko podrzędnej. Tymczasem wydaje się, że spe-
kulatywna, niekoniecznie „filozoficzna”, oryginalność Freuda
polega właśnie na uporze, z jakim usiłuje on utrzymać dualizm sił.
Dualizm bowiem wprowadza permanentne napięcie – a wraz
z nim konflikt, agon, niewiedzę i niepokój – które nie pozwala na
wydanie jednoznacznego werdyktu: dwie odmienne zasady zna-
czą dwie odmienne prawdy, które – ze ściśle filozoficznego punk-
tu widzenia – znoszą siebie wówczas jako prawdy. Na przekór
zatem ewidentnej wszechmocy Tanatosa, wbrew logice, która
podpowiada, że „nie sposób wyobrazić sobie niczego, co mogłoby
ograniczyć uniwersalność śmierci” (tamże, 107), Freud mimo
wszystko postuluje istnienie drugiej siły – popędu życia, a wraz
z nim istnienie równie prymarnego konfliktu. Laplanche lekcewa-
ży ten postulat, delegując go do płytszych teoretycznie rejonów
„optymistycznej ideologii postępu” (tamże, 108), jaką wyznawał
Freud. Nam jednak wydaje się, że powody dla jego przyjęcia są
u Freuda znacznie głębszej – kryptoteologicznej – natury.
Nawet bowiem jeśli Eros nie ma dostatecznie wiele mocy, by
mógł być uznany za równie pierwotną, równorzędną zasadę –
jego konserwatywno-repetytywna natura istotnie wskazuje na
zależność od popędu śmierci – to nie znaczy to jeszcze, że mu-
simy od razu popaść w „tanatyczny monizm”. Skoro bowiem
arche śmierci jest czystą negatywnością, to błąd autoreprodukcji
musi być z góry wpisany w jego „niestabilną” istotę: wolnego
przepływu niczego w nic nie wiąże żaden zakaz, dlatego też
równie dobrze może nagle stać się czymś. W chwili, w której
źródło okazuje się „wyższą prawdą nie-prawdy”, nie sposób
zagwarantować, że „nie-prawda” ta nie pobłądzi i nie stworzy
wiązek energii, odtąd już czyniących wysiłek, by utrzymać się
w istnieniu. Ujawnia się tu zatem pewien paradoks, który umyka
288 II. Nierówna walka
BARWY OCHRONNE
Przez długi czas – pisze – substancja żywa mogła być za każdym razem
stwarzana od nowa i łatwo ginąć, aż wreszcie decydujące wpływy
zewnętrzne zmieniły je do tego stopnia, że zmusiły substancję żywą do
obierania coraz bardziej skomplikowanych dróg okrężnych, prowadzących
do osiągnięcia celu, jakim była śmierć (35; e.m.).
Czy poeci mogą przestać kłamać, zwłaszcza przeciw wyrokowi czasu, jego
„to było”? W jaki sposób popęd może odwracać czas? Freud dał nam osta-
_______________
4
Ta‟anit, 24.
298 II. Nierówna walka
tecznie dwa popędy – popęd śmierci oraz popęd seksualny – u podstaw ich
jednak umieścił tylko jedną energię, libido. Popęd poetycki nie jest ani
zamaskowanym popędem śmierci, ani przesublimowanym popędem seksu-
alnym, ale mimo wszystko nie umieściłbym go w tej samej lidze, co Erosa
i Tanatosa. Raczej sugerowałbym, że sama idea twórczej woli albo popędu
poetyckiego stawia pod znakiem zapytania konstrukcję freudowskich po-
pędów, pokazując, że popędy te same są obronami, albo też są tak silnie
skażone obronnością, że nie odróżniają się od oporu, jaki rzekomo prowo-
kują (tamże, 3-4).
Dla poetów – pisze Bloom – popęd jest tym samym, co pragnienie nie-
śmiertelności. Stanowi najpotężniejszy z poetyckich tropów, ponieważ
nawet ze śmierci – naszej śmierci dosłowej – czyni bardziej figurę niż
realność (tamże, 6).
_______________
7
„Rzeczy miałyby się inaczej – pisze Derrida w La carte postale – gdyby
zwrócić uwagę na obecność pisma w Głosie” (1987, 465).
Kłótnia wśród gnostyków 303
_______________
8
Por. przypis nr… w poprzedniej części.
304 II. Nierówna walka
_______________
9
Destrudo to termin, który Freud wymyślił jako przeciwstawny libido
w pierwszej próbnej wersji Poza zasadą przyjemności, po czym porzucił na
korzyść Tanatosa.
Kłótnia wśród gnostyków 305
Faustowi, że jest „tej siły cząstką drobną, która zawsze zła pra-
gnąc, zawsze czyni dobro”. To antynomiczne dobro, odwracające
„drabinę pragnienia” od bytów z powrotem do nicości, chce tylko
jednego: uwolnienia całej związanej energii kosmicznej z powro-
tem w swobodny strumień; zażegnania całego tego nieporozu-
mienia zwanego życiem i powrotu do momentu katastrofy, która
tym razem nie ugrzęźnie w zgniłym kompromisie, lecz dokończy
ciche dzieło zniszczenia.
Ta apologia popędu śmierci nie odbiega więc znacznie od te-
go, co mówi Lacan w swojej interpretacji Poza zasadą przy-
jemności. Na czym zatem polega różnica między Derridą a La-
canem? Różnica nie leży w „obronie obrony”, czyli linii propo-
nowanej przez Blooma, lecz w odmiennym ujęciu relacji Tana-
tos–Eros. Lacan ma w głębokiej pogardzie „stadne zgrupowania
Erosa” (1989, 105), w których popęd życia zbija się w kupę ni-
czym „zalęknione owce” (tamże) i podejmuje „niewolniczą pra-
cę” – podczas gdy Derrida zrywa z tą prostą heglowską opozycją
pańskiej wolności i niewolniczej pracy, próbując przefor-
mułować działania Erosa tak, by już nie przypominały lękliwych
praktyk Durcharbeitung. Wyobrażenie Erosa, że „pracuje” –
dokonując figuracji, suplementów, reprezentacji i restytucji –
jest jego „złą wiarą”, ponieważ cała ta praca ma się w istocie
nijak do podłoża i materii, którą rzekomo przepracowuje. Eros
niczego nie przedstawia, niczego nie przepracowuje, ponieważ to
X, którym jest pierwotna, wolna energia tanatyczna a priori
uniemożliwia wszelkie tego rodzaju zabiegi. Eros, sądząc, że
wiąże, a tym samym reprezentuje owo X w formie przedstawie-
nia, tak naprawdę odrywa się od swego podłoża, inaugurując
„proces wtórny” w pustce, która jest jednocześnie jego szansą na
wolność. Zaślepiony imperatywem obrony i pracy, który nie-
ustannie odsyła go do nieprzedstawialnej traumy, Eros nie widzi,
że jego produkcja symboliczna ma w istocie charakter arbitralny
– nie jest żadną pracą, lecz grą; nie tyle obroną, ile zabawą,
której nic nie ogranicza. Więcej jeszcze, właśnie w chwili, kiedy
rzeczywiście staje się grą-zabawą, paradoksalnie bardziej zbliża
się do owego X, które wcześniej bezskutecznie chciało uwięzić
w przedstawieniu. Otwierając się na wolną grę znaczącego, po-
306 II. Nierówna walka
Jeśli siła śmierci jest tak wewnętrzna i tak ogólna – zastanawia się Derrida
– to po co cały ten objazd? Po co wysyłać się na tę drogę, Weg jako
Umweg? Na co to kluczenie w labiryncie, ten nie-krok śmierci (pas de
mort)? Czemu śmierć sama plącze sobie szyki w tym nie-kroku (pas)? (…)
W odwlekaniu kroku, w kroczącym odwlekaniu organizm trzyma się z dala
od innego, który mógłby wykraść mu jego własną śmierć (…) Popęd tego,
co własne okazuje się silniejszy niż życie i śmierć (tamże, 355-56).
żem”, ani, tym bardziej, unoszącym się nad ziemią lotem. Jest
ciężką pracą posuwania się naprzód wbrew bezładnemu ciążeniu
w dół i wstecz; jest upartym kreowaniem możliwości prolepsis
przeciw łatwiejszemu i bardziej „naturalnemu” regresowi. I jak się
za chwilę okaże, Jakub jest dla Blooma także wcieleniem ideału
antytetycznego: postawy witalistycznej, w której życie nie ma już
w sobie nic naturalnego i spontanicznego, lecz wzmaga się w
antytezie wobec swych naturalnych tendencji.
Jakub jest również cichym bohaterem Poza zasadą przyjem-
ności. Tam, dokąd nie można dolecieć, trzeba dojść choćby ku-
lejąc… Pismo powiada, że kuleć nie jest grzechem. Tym pasa-
żem z Makam Haririego pióra Rückerta Freud kończy swój esej,
przepraszając czytelników – w imieniu siebie i życia – za liczne
meandry i dygresje, które skomplikowały jego tok rozumowania,
unikający jasnej finalnej konkluzji. Hinken, kulenie, dalekie jest
od doskonałości, ale, jak mówi Pismo, nie jest też grzechem. Tak
bowiem chodzi się „po Upadku”: upada się, próbuje podnieść,
w końcu – kulejąc – idzie naprzód11.
W wykładni Blooma historia Jakuba-zapaśnika oznacza, że je-
dynym lekarstwem na katastrofę życia nie jest powrót, regres,
próba „odczynienia” tego, co się wydarzyło, lecz – dokładnie
odwrotnie – podniesienie kataklizmu do drugiej potęgi, wzmoże-
nie go do kondycji „permanentnej katastrofy”: kryzysu „leczą-
cego” poprzedni kryzys, obrony walczącej z obroną wcześniejszą.
Jedynym sposobem na zażegnanie skandalu życia jest więc zwy-
_______________
11
Dziwne, że tak skądinąd bardzo czytelna aluzja do wątku Jakubowego
(choć sama w sobie osobliwie „okrężna” i zapośredniczona najpierw przez Al-
Haririego, a potem przez Rückerta) pozostaje niezauważona przez obu żydow-
skich czytelników freudowskiego eseju: i Derridę, i Blooma (który postać Jakuba
wprowadza dopiero przy lekturze Trzech esejów z teorii seksualności w Breaking
of the Vessels). W interpretacji Derridy „aluzja do kulenia w pewnym sensie
podsumowuje ostatni rozdział eseju w całej jego bezużyteczności, upodobniając
go tym samym do czegoś w rodzaju uschniętej kończyny” (1987, 387). Ejże – i to
wszystko? A może kiedy Freud prosi publiczność, by ta wybaczyła „powolny
postęp naszego naukowego poznania” (Freud 1994, 58), to w ten zawoalowany
sposób formułuje również „cichą prośbę”, by wybaczyć „powolny postęp” życiu
i nie rzucać na niego łatwych klątw?
312 II. Nierówna walka
„CZŁOWIEK ANTYTETYCZNY”
_______________
1
Yeats oczywiście zapożycza termin „antytezy” od Nietzschego, który
w Genealogii moralności przeciwstawia ideał antytetyczny ideałowi ascetycz-
nemu. W Woli mocy Nietzsche określa ów ideał antytetyczny jako zdolność „do
beztroskiego życia w antytezie, pełnego tej giętkiej siły, która chroni przed prze-
konaniami i doktrynami, przeciwstawiając je sobie nawzajem, a tym samym
zachowując dla siebie wolność” (nr 884). W Per Amica Silentia Lunae Yeats
podejmuje ten wątek, mówiąc, że „Inne ja, anty-ja albo ja antytetyczne, jakkol-
wiek je nazwiemy, przychodzi do tych, którzy już nie mogą siebie dalej oszuki-
wać i których namiętnością staje się realność” (Yeats 1998, 331). Dla Yeatsa
zdolność do przyjęcia realności oznacza jednocześnie zdolność do życia w anty-
tezie jako silnym konflikcie wewnętrznym: „Ze sporów z innymi czynimy reto-
rykę – ale ze sporów z samymi sobą, poezję” (tamże).
Droga Jakuba, albo witalizm antytetyczny 315
Natura nie wystarcza, lecz poza nią nie otwiera się żadna go-
towa przestrzeń „nadnaturalna”, w której dusza poety mogłaby
znaleźć spełnienie. Antyteza okazuje się więc formułą tych
„wolnych duchów”, które – jak pisze Yeats w Per Amica Silentia
Lunae – „nie są już w stanie siebie oszukiwać” (czyli wierzyć
w istnienie metafizycznych zaświatów) i „których namiętnością
jest realność” (czyli tylko ten oto, doczesny świat) (1998, 331).
Przejmując to nietzscheańsko-yeatsowskie pojęcie antytezy,
Bloom poddaje je dodatkowej obróbce psychoanalitycznej
w eseju napisanym w roku 1968 pt. Internalizacja motywu po-
szukiwania (The Internalization of Quest Romance). Od razu
jednak wprowadza znaczną korektę wobec Freuda. Podczas bo-
wiem gdy dla ojca założyciela psychoanalizy libido stanowi
pewną skończoną formę energii, silni poeci Wysokiego Roman-
tyzmu Brytyjskiego – a w tym nade wszystko William Blake –
wierzą, że ludzkie pragnienie jest nieskończone: „Psychologicz-
nie rzecz biorąc – pisze Bloom – ich wizje wywodzą się z infan-
tylnej percepcji świata tytanicznego” (1971, 15), czyli świata
wypełnionego potężnymi energiami w ciągłym ruchu. Pragnienie
jest tu siłą rozrywającą porządek finite revolutions, czyli zamk-
niętych w sobie, inercyjnych cykli, których demoniczny obraz
przywołuje Blake w poemacie Europa. Nieskończoność pra-
gnienia sprawia, że nie można go „uwięzić” we freudowskim
schemacie samoznoszącego się konfliktu wewnętrznego, sym-
bolizowanego przez Blake‟owskiego węża-Uroburosa, który
pożera własny ogon; konflikt musi dać się rozerwać przez
„poszukiwanie” (quest), którego dialektycznego postępu nie
powstrzyma żadna przeszkoda. Internalizacja motywu poszu-
kiwania, o jakiej pisze Bloom, to właśnie moment, w którym
pragnienie odsłania romantykom swe właściwe, nieskończone
oblicze: przedtem ich quests poruszały się w świecie natury
i ludzkiej wspólnoty, poszukując ich szansy na zbawienie –
teraz jednak wycofują się w siebie, swym celem czyniąc wy-
łącznie „wolność wyobraźni” (tamże, 16).
316 II. Nierówna walka
_______________
2
A przypomnijmy, że Lacan także wprowadza tu moment ascezy jako ru-
chu „po odwróconej drabinie pragnienia”.
Droga Jakuba, albo witalizm antytetyczny 317
Blake (…) nie tolerował wizji powrotu, inaczej niż Yeats czy Nietzsche.
To, co prawdziwie ludzkie umyka wszelkiej cykliczności, wymyka się
ironii, nie może zostać ujęte dyskursywnie. Ale Blake to nie D.H. Lawren-
ce, nawet tam, gdzie się ze sobą stykają. Anioł naucza światła bez ciepła,
witalista zaś – czyli Diabeł – naucza ciepła bez światła. Blake tymczasem
chce i światła i ciepła – stąd zaślubiny przeciwieństw (the marriage of
contraries) (…). Dialektyczna postawa Blake‟a – apoteoza tego, co fizycz-
ne przy jednoczesnym odrzuceniu tego, co tylko naturalne – zwykle umyka
jego interpretatorom (1971, 59; 61; e.m.).
Droga Jakuba, albo witalizm antytetyczny 321
_______________
4
O tym, że ten szczególny, dotąd nienazwany, nieswojo się czujący ze sło-
wem „witalizm”, a mimo to jawnie witalistyczny pogląd na życie jest charakte-
rystycznym elementem myśli żydowskiej, w której Bloom także partycypuje, za-
świadcza komentarz Derridy z eseju „Siła prawa” do pojęcia życia u Waltera
Benjamina. Benjamin, do którego jeszcze wrócimy w następnej części, operuje
pojęciem życia, które wzrasta dzięki antytezie wobec „życia samego”, blosees
Leben: „Ta krytyka witalizmu, czy raczej biologizmu – pisze Derrida – wyrasta
wprost z tradycji judaistycznej. Krytyka ta odbywa się w imię życia, w imię tego,
co najbardziej żywe w życiu (du plus vivant de la vie), w imię wartości życia
wartego więcej niż samo życie (czyste i proste, jeśli takie w ogóle istnieje, a które
można nazwać naturalnym albo biologicznym). Życie to jest więcej warte niż
życie samo, ponieważ jest życiem, które wybiera siebie jako życie. Jest niejako
poza życiem, życiem przeciwko życiu, ale zawsze życiem: w życiu i dla życia”
(Derrida 2002, 289).
322 II. Nierówna walka
Strzeżmy się nisko myśleć o całym tym zjawisku (czyli chorobie – ABR)
jedynie dlatego, że od początku jest szpetne i bolesne (…) To potajemne
zadawanie sobie gwałtu, to okrucieństwo właściwe artystom, ta chęć, by
sobie samemu jako ciężkiemu, opornemu, cierpiącemu tworzywu nadać
formę, by wypalić sobie znamię woli, krytyki, sprzeczności, pogardy,
negacji (czyli broni stanowiących właściwy arsenał antytezy – ABR), ta
Droga Jakuba, albo witalizm antytetyczny 327
WIĘCEJ ŻYCIA!
Tej nocy Jakub czekał sam. Jakiś człowiek walczył z nim – aż do świtu.
Kiedy już było jasne, że nie może pokonać Jakuba, rozerwał mu ścięgno
przy biodrze. „Pozwól mi odejść, bo świt nadchodzi”, powiedział. „Nie
pozwolę ci odejść”, odparł Jakub, „dopóki nie dasz mi błogosławieństwa”.
Ten zaś zapytał: „Jak ci na imię?” – „Jakub”, odpowiedział. „Nie jesteś już
Jakub, trzymający-za-piętę, teraz imieniem twym będzie Izrael, walczący-
z-Bogiem, ponieważ walczyłeś z bezimiennym Bogiem i przetrwałeś”. Na
co Jakub zapytał: „Proszę, objaw mi swoje imię”. „Dlaczego chcesz je
znać?”, rzekł tamten i zamiast odpowiedzieć, pobłogosławił Jakuba. Miej-
scu temu Jakub nadał nazwę Penuel: albowiem widziałem Boga twarzą
Droga Jakuba, albo witalizm antytetyczny 333
_______________
9
Motyw Jakuba ładnie komentuje Adam Lipszyc w książce Międzyludzie:
„Jakub jest dla Blooma postacią paradygmatyczną o tyle, że nieustannie musi
walczyć o błogosławieństwo, ponieważ pojawił się na świecie za późno, urodził
się mianowicie zaraz po swoim bracie Ezawie, symbolizującym dla Blooma
porządek naturalny, gnuśnego człowieka nie wyrwanego z kręgu przyrody. Na-
trafiamy tu na tę samą ideę, co u Blumenberga: wypadnięcie z ładu naturalnego
czyni z człowieka istotę upośledzoną, a defensywna retoryka ma być kompen-
sacją tego upośledzenia. Walka z Aniołem jest emblematem całego życia Jakuba,
ponieważ w jej wyniku uzyskuje on błogosławieństwo i nowe imię (Izrael), które
nie zostanie rozproszone, ponieważ będzie imieniem całego narodu. Niemniej
błogosławieństwo okupuje Jakub teraźniejszym szczęściem, nigdy nie zanurza się
w szczęśliwej chwili obecnej, a jego sukces – tak jak sukces zapóźnionego poety
– jest jednoznacznym sukcesem jedynie z perspektywy przyszłych pokoleń”
(Lipszyc 2004, 122-3).
334 II. Nierówna walka
wego powrotu tego samego. Rozdział ten pojawia się z całą jas-
nością u Freuda w jego Trzech esejach z teorii seksualności,
gdzie naprzeciw siebie staje „porządek życiowy”, wyznaczony
przez system instynktów samozachowawczych – i libido, popęd
seksualny, który w stosunku do tamtych wydaje się „wybrako-
wany”, ponieważ nie ma swego „naturalnego celu”. Ludzkie
libido jest „naturalnie” chaotyczne, nieokreślone i niezdetermi-
nowane ze względu na swoje cele, co z pozoru stawia go w nie-
korzystnej pozycji wobec dobrze określonych instynktów prze-
życia, których celem jest utrzymanie fizjologicznych funkcji
organizmu. Jednocześnie jednak jego nieokreśloność koniec
końców okazuje się siłą, która anarchizuje i wywraca na nice ten
czysto funkcjonalny, samopowtarzalny Lebensordnung.
W pierwszym stadium rozwoju libido nie ma innego wyjścia,
jak tylko „oprzeć się” na funkcjach życiowych, by korzystać
z jego obiektów dla swych autoerotycznych celów; Anlehnung
albo anaclisis pozwala podczepić się seksualności pod procesy
fizjologiczne, które w ten sposób zyskują wartość dodatkową
w postaci erotycznej rozkoszy. Ssanie piersi, która karmi, a jed-
nocześnie daje przyjemność; wydalanie, które oczyszcza orga-
nizm, a zarazem wytwarza analną sferę erotogenną – to czynności,
które seksualność podstępnie przejmuje dla swych celów, kradnąc
obiekty (pierś, stolec), jakich sam nie posiada. Wkrótce jednak ta
„anaklityczna” koegzystencja przybiera formę bardziej antagoni-
styczną: „opieranie się na” zamienia się w zapasy, anaclisis staje
się agonem. W jednym ze swych najlepszych fragmentów, w roz-
dziale „Wrestling Sigmund” z The Breaking of the Vessels, Bloom
śmiało zestawia ze sobą obraz mocującego się Jakuba z obrazem
niemowlęcia ssącego pierś, w obu postrzegając metaforę narodzin
ludzkiej seksualności. Libido staje się prawdziwie ludzkie dopiero
w chwili, kiedy, opierając się na życiowych funkcjach, zaczyna
opierać się ich czystej funkcjonalności:
_______________
1
Problem ten należy do najczęściej przez Blooma poruszanych. Pojawia się
on explicite w ostatnim rozdziale Agonu, „The Cultural Prospects of American
Jewry”, gdzie kryterium żydowskości w sensie nowoczesnym okazuje się dlań
„obsesja tekstualności”: „Jeśli jest coś nieprzemijającego w żydowskim zaintere-
sowaniu dla tekstu, to być może powinniśmy dostrzec w nim pewną zbawczą,
elitarną pozostałość, która w osobliwie mesjańskim sensie uczyni „żydami‟ tych
wszystkich – i pogan i Żydów – którzy oddają się namiętnym studiom” (1982a,
329; 322). Z kolei rozdział ze Strong Light of the Canonical poświęcony Schole-
mowi, „Scholem: Unhistorical or Jewish Gnosticism”, kończy się dramatycznie
zgłoszonym désinteressement wobec żydowskiej ortodoksji: „To, co podsuwa się
nam jako judaizm normatywny nie przemawia ani do moich studentów, ani do
mnie. Kafka, Freud i Scholem, ta nieprawdopodobna, a jednak nieunikniona
trójca, przemawiają tak do moich studentów, jak i do mnie. Żydowska kultura
wysoka jest obecnie, intelektualnie rzecz biorąc, amalgamatem złożonym z lite-
ratury, psychoanalizy oraz pewnej wersji kabały. Jest ciekawą kwestią pytanie,
jak żydowska kultura wysoka może przetrwać bez judaizmu, jeśli jednak judaizm
rozwinie się na tyle, by się z tą kwestią skonfrontować, nie wydaje się prawdopo-
dobne, by tego typu duchowość zachowała wiele ciągłości z tradycją norma-
W drodze do Wyjścia, albo żydowska negatywność 341
_______________
tywną. Już bardziej prawdopodobne jest, że uformuje się ona na podstawie
pism Kafki, Freuda i Scholema” (1987, 220; e.m.).
342 II. Nierówna walka
Naprawdę „nie sposób”? Czy aby ironia Blooma nie kusi nas
wizją banalnie witalistyczną po to tylko, by za chwilę ją odrzucić?
W kategoriach negacji żydowskiej dzieła Kafki, Freuda i Scho-
344 II. Nierówna walka
DWIE NEGACJE
Nie każda negacja jest natury hebrajskiej. Gdyby tak było, mog-
libyśmy poprzestać na mądrości Hegla: dla niego również nowo-
czesność to nic innego, jak tylko praca negatywności, która nisz-
czy tradycyjną formę życia religijnego, by w końcu ustanowić
własną, przepartą przez negację, wyższą postać prawdziwie no-
woczesnej duchowości. Die Wunde schliesst nur der Speer, der sie
schlug, powiada Hegel za mitycznym Parsifalem, wierząc, że
w jego systemie nowoczesna via negativa przełamuje się w nową
odporną formułę pozytywności krytycznej. Totalna negacja, owa
rozpasana, „puszczona wolno” moc ducha subiektywnego, która
rozpuściła już wszelki pozytywny byt świata faktów, zwraca się
przeciw samej sobie, by na powrót ustanowić – tym razem już
w pełni racjonalne i samowiedne – istnienie. Sama zamyka ranę,
jaką wcześniej rozdarła: rozumną rzeczywistość ducha absolut-
nego ustanawia na ruinach uprzednio zdestruowanej rzeczywisto-
ści empirycznej i irracjonalnej. Kolejne wielkie kroki ducha
w dziejach możliwe są więc tylko dzięki temu, że każdy z nich ma
charakter totalny, a więc całkowicie znosi swe przeciwieństwo:
ostateczna synteza dochodzi do skutku tylko dlatego, że wcześniej
duch zdołał całkowicie unieważnić byt faktyczny. Gdyby prze-
W drodze do Wyjścia, albo żydowska negatywność 345
_______________
3
Ten sam argument pojawił się już w kontekście dyskusji nad motywem
creatio ex nihilo w pierwszym rozdziale tej części, który przedstawiliśmy tu jako
typowy zabieg negacji żydowskiej, odbierającej autorytet temu, co pierwsze
w porządku ontologicznym – czyli pierwotnej Nicości, Otchłani i Chaosowi
(tehom).
348 II. Nierówna walka
SKRAJNA WEWNĘTRZNOŚĆ:
MONSTRA Z ID I IL Y A
Trudno jest nie dostrzec w kreacji Odradka rozmyślnej parodii, kiedy czy-
tamy, że „można go ustawić niejako na dwóch nóżkach”, a zwłaszcza gdy
pojawia się sugestia, że Odradek, podobnie jak Adam, posiadał „strukturę,
która w swoim czasie musiała być przystosowana do jakichś funkcji, tyle
że teraz jest popsuta” (Bloom 2003a, 262).
Oto hipopotama – jak ciebie go stworzyłem – jak wół on trawą się żywi,
siłę swoją ma w biodrach, a moc swą ma w mięśniach brzucha. Ogonem
zawija jak cedrem, ścięgna bioder ma silnie związane, jego kości jak rury
miedziane, jego nogi jak sztaby żelazne. Wyborne to dzieło Boże, Stwórca
dał mu twardy miecz (Hiob 40, 15-19).
_______________
4
Księga Hioba: 38, 4.
352 II. Nierówna walka
obrazów cześć oddawana Bogu stawiała także pod znakiem zapytania na-
oczny charakter, jaki zdawał się przysługiwać wszystkiemu, co stworzone.
Żadna z rzeczy stworzonych nie była godna reprezentowania tego, czego
oglądać nie sposób. W idei tej krył się też potencjalnie inny wniosek, który
wykraczał daleko poza biblijne czy średniowieczne pojmowanie świata. Czy
naoczny wymiar świata nie jest pozorem czy przybliżeniem, który nigdy nie
jest w stanie wyrazić Stworzenia? Czy i Stworzenie na swój sposób tak samo
nie wymyka się naoczności, co Stwórca? (Scholem 2006, 354; e.m.)
_______________
5
Tej nie-partycypacji dodatkowo sprzyja psychoanalityczna, zwłaszcza
kleinowska wykładnia Zakazu Przedstawienia, który działa wówczas przede
wszystkim jako zakaz projekcji i substytucji: nie będziesz przedstawiał sobie
traumy objawienia w łatwej postaci zewnętrznej, nie będziesz miał demonów
i duchów opiekuńczych; stworzysz w sobie sferę wewnętrzności, gdzie musisz
ów przekaz przepracować całkiem sam, w głębokiej pozycji depresyjnej. To nie
przypadek, że terminy Melanie Klein pasują tu tak doskonale: w istocie bowiem
przejście od pozycji schizoidalno-paranoidalnej, otaczającej się zewnętrznymi
reprezentacjami obiektów dobrych i złych, do pozycji depresyjnej, wycofującej
owe przedstawienia do wewnątrz, wyznacza ten kluczowy moment w życiu
psyche, w którym właśnie po raz pierwszy ingeruje zakaz.
356 II. Nierówna walka
Człowiekowi, który za życia nie upora się z życiem – pisze Kafka w Dzien-
nikach w notce z 19 października 1921 roku – trzeba jednej ręki do choćby
częściowego odpędzenia rozpaczy nad własną dolą – udaje się to bardzo
niedoskonale – drugą ręką może zapisywać to, co dostrzeże pod gruzami,
widzi bowiem inaczej i więcej niż inni, jest przecież trupem za życia oraz
tym, kto właściwie pozostaje przy życiu (Kafka 1961, 418-419; e.m.).
_______________
10
Diagnoza ta jest swojego rodzaju standardem we współczesnej filozofii ży-
dowskiej, która w ten sposób krytycznie parafrazuje motyw fałszywego Wyjścia.
Weźmy choćby ten fragment z „Ideologii i idealizmu” Lévinasa: „Nic bowiem
nie jest absolutnie inne w bycie ujmowanym przez naukę, gdzie wszelka różno-
rodność zmienia się w monotonię (...) Świat współczesny, naukowy, techniczny
i konsumpcyjny nie widzi dla siebie wyjścia – to znaczy Boga – nie dlatego, że
wszystko jest w nim dozwolone i, dzięki technice, możliwe, ale ponieważ wszyst-
ko jest w nim jednakowe. Nieznane szybko staje się znajome, a nowe zmienia się
w zwyczajne. Nic nowego pod słońcem. Istotą kryzysu, opisywanego przez
Eklezjastę, nie jest grzech, lecz nuda. Wszystko zostaje pochłonięte, wessane,
zamurowane przez To Samo” (1994, 59-60). Albo fragment z cytowanych tu już
wielokrotnie Rozważań Scholema: „Jeśli ów „technologiczny‟ świat jest domk-
nięty i nie pozostawia miejsca na inne perspektywy, między nim a judaizmem
372 II. Nierówna walka
_______________
12
Figura nadmiaru, który przepełnia ludzką psyche, jest także ulubionym
motywem Lévinasa, differentia specifica jego definicji psychiczności w stosunku
do typowej wizji podmiotowości zachodniej jako zwartej w sobie, w pełni dla
siebie obecnej immanencji. Idea nieskończoności, „wrażona” w ludzki umysł,
uruchamia jej dynamikę negatywną, sprawiając, że nieustannie „myśli on więcej,
niż może pomyśleć”. „Wrażenie” to jest traumą założycielską – „wstrząsem, nad
którym nie sposób zapanować, ponieważ ugodziło nas in Nieskończoności, roz-
bijającej obecność i budzącej podmiotowość na bliskość Innego. Bezmiar, który
nie może się w niczym zawrzeć, rozsadza zbiornik, czyli formy świadomości, i w
ten sposób transcenduje (...) immanencję” (Lévinas 1994, 133).
378 II. Nierówna walka
Objawienie – pisze Santner – jest koniec końców niczym innym, jak tylko
aktem oczyszczającym nas z fantazmatów, które wiążą naszą energię
w egzystencji protokosmicznej, mającej zasadniczo obronny charakter; to
oczyszczenie nas z naszych rozmaitych form „Egiptomanii”. Fantazmaty te
oddalają nas od uczestnictwa w naszym codziennym życiu, sprawiając że –
by użyć tu sformułowania Jonathana Leara – jesteśmy odcięci od możliwo-
ści nowych możliwości, które życie to nieustannie nam podsuwa (tamże,
100-101).
380 II. Nierówna walka
_______________
Rosenzweigowi równie lekko udaje się wyprojektować na islam całą tradycję
mesjańskiego nihilizmu, który chciałby usunąć ze swego „dobrze uporządko-
wanego domu judaizmu”. Tak zatem jak dla chrześcijanina Hegla łatwym
chłopcem do bicia staje się religia żydowska, tak dla Żyda Rosenzweiga dalszą
w kolejności ofiarą projekcji okazuje się islam.
W drodze do Wyjścia, albo żydowska negatywność 385
SYSTEM ODGROMNIKÓW
Jeśli więc judaizm przywiązuje się do tej ziemi, nie znaczy to, że
brak mu wyobraźni, by pojąć porządek nadprzyrodzony, ani że
materia posiada dlań nie wiedzieć jaki urok absolutu; dzieje się
tak dlatego, że pierwszy przebłysk świadomości rozpala się dla
niego na drodze prowadzącej od człowieka do bliźniego (…)
Emmanuel Lévinas, Miejsce i utopia
niechętnie, zaś nad jej uniknięciem mozoliły się całe zastępy pisarzy – nie
mógł oczywiście ujść uwadze myśliciela tej rangi, co Rosenzweig. Podjął
więc przynajmniej próbę rozładowania tej siły, włączając ją w obręb wyższe-
go porządku prawdy. Błyskawica zbawienia kieruje całym światem judaizmu,
lecz w jego dziele życie Żydów działa jak odgromnik, który ma odebrać jej
niszczycielską moc (Scholem 2006, 203-4; e.m.).
znajome jest ostatecznie obce i że nawet ja jestem obcy sam sobie (tamże, 5-
6; e.m.).
_______________
16
Podobne przejście dokonuje się u Lévinasa, na co zwraca uwagę Josh
Cohen w swej znakomitej książce pt. Interrupting Auschwitz: przejście to
widać najwyraźniej na przykładzie pism estetycznych francuskiego filozofa.
We wczesnym eseju z roku 1948, zatytułowanym „Rzeczywistość i jej cień”,
Lévinas przeprowadza niemal gnostycko-ikonoklastyczną krytykę sztuki jako
„fałszywej podobizny”, która wychwala „zbędną nieskończoność il y a”: „Do-
świadczenie estetyczne – komentuje Cohen – jest tu wzorcową formą tego, co
Lévinas, za antropologiem Lévy-Bruhlem, nazywa partycypacją, a więc pasyw-
nym zlaniem się jaźni z mitycznym, pogańskim sacrum żywiołów” (2003, 73).
Później jednak, zwłaszcza pod wpływem Maurice Blanchota, Lévinas zmienia
zdanie: il y a nie jest już mityczną pełnią rzeczywistości, która opresjonuje naszą
intuicję czegoś innego niż bycie, lecz nocą bytu naznaczoną wewnętrznym bra-
kiem. W eseju z roku 1956, „Wizja poety”, Lévinas pisze, że „Blanchot przypo-
mina nam, iż totalność świata wcale nie jest totalna”, Cohen zaś zauważa: „Pod-
czas gdy w Całości i nieskończoności nieludzkość tego, co neutralne pojawia się
w ścisłej opozycji do wysokości, na jakiej objawia się Inny, Blanchot wydaje się
wskazywać na inną relację zachodzącą między tymi członami: tutaj doświad-
czenie il y a stanowi otwarcie dla doświadczenia Innego” (tamże, 78).
W drodze do Wyjścia, albo żydowska negatywność 389
Ideał niczego – ciągnie – blednie wobec błysku oka, a nawet lekkich poru-
szeń ogona psa, któremu daliśmy dobry kąsek i który natychmiast o tym
zapomniał (tamże, 535).
Przyjmować coś tak, jak się ono narzuca, rezygnując z refleksji, potencjal-
nie znaczy już: akceptować je, jakim jest; natomiast każda myśl nakłania
wirtualnie do ruchu negatywnego (tamże, 57–58).
***
OCALONA NOC
Agamben komentuje:
ŻARGON GELASSENHEIT
Kiedy cała linia synowska odejdzie w górne rejony – pisze Bazylides – stwo-
rzeniu zostanie w końcu udzielona łaska. Teraz bowiem stworzenie szlocha
i jęczy w oczekiwaniu na objawienie synów Boga, dzięki któremu wszyscy
ludzie z linii synowskiej będą mogli je opuścić. A kiedy to się wydarzy, Bóg
sprowadzi na cały świat wielką niewiedzę (megale agnoia), która sprawi, że
każde stworzenie pozostanie w swej kondycji naturalnej (kata physin) i nie
będzie pragnęło niczego przeciwnego swej naturze (…) W tych dolnych
rejonach nie będzie już żadnej wiedzy o wyższej rzeczywistości; żadna z
dusz przebywających na dole nie zazna już bólu pragnienia rzeczy niemożli-
wych, na wzór ryby, która pragnęłaby paść się z owcami na łąkach. Dusze
uwolnią się od pragnienia, które dotąd oznaczało ich destrukcję (cyt. za
Agamben 2004, 90; e.m.).
SPADAJĄCA GWIAZDA
Śmierć Otylii – pisze Benjamin – podobnie jak jej dziewictwo, jest tylko
ostatnim wyjściem duszy, która ucieka przed ruiną. Przez jej popęd śmierci
przemawia pragnienie spokoju (…) Pozorność, która określa piękno Otylii,
podważa także substancjalność zbawienia, jakie w swych zmaganiach
wywalczyła para przyjaciół z noweli. Skoro bowiem piękno jest tylko
pozorem, pozorem jest również pojednanie, jakie piękno mitycznie obie-
cuje w życiu i śmierci. Piękno rozkwita i ofiarowuje samo siebie na próż-
no, dając nam zaledwie pozór pojednania. Tak naprawdę, rzeczywiste
pojednanie możliwe jest tylko w obliczu Boga (tamże, 112; 119; e.m.).
Dlaczego muszę wyraźnie mówić o tym, moi ukochani, co jest samo przez
się zrozumiałe? Zboczyłam z mojej drogi i teraz nie mogę na nią powrócić.
Jakiś wrogi demon, który zdobył nade mną moc, zdaje się mnie od ze-
wnątrz powstrzymywać, bo inaczej odnalazłabym przecież siebie na po-
wrót (Goethe 1978, 294).
Ten „wrogi demon” pojawi się ponad wiek później jako głów-
ny bohater Poza zasadą przyjemności, w którym Freud nada mu
imię Tanatosa, popędu śmierci. W istocie Otylia nie tyle zbacza
z własnej drogi, ile zbacza z meandrującego szlaku życia, który
sam jest już dewiacją, zboczeniem: ucieczką od przerażającej
prostoty pragnienia śmierci. Moc, która owładnęła Otylią, nie
powstrzymuje jej od zewnątrz, jak w swej naiwności chciałaby
sądzić, lecz działa od wewnątrz, na sposób milczący, niemy
i „samozrozumiały”. Umierając – jakby powiedział Freud, aus den
inneren Gründen, a więc z przyczyn wyłącznie wewnętrznych,
416 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
PASTISZ AGAMBENA
I taka też jest ta „ostatnia figura”, która już nie chce być fi-
gurą: kamienne spojrzenie – ów chłodny i trzeźwy wzrok post-
erotycznej pary kochanków – które apatycznie omiata odczaro-
waną rzeczywistość, swą byłą oblubienicę, teraz wyzutą
z wszelkich sekretów; spojrzenie spokojnie zanurzające się
w monotonnym, mechanicznym rytmie przemijania. Tam, gdzie
wszędzie króluje śmierć, w głęboko przewrotnym, jakby powie-
dział Benjamin: „demonicznie zniekształconym”, sensie spraw-
dza się proroctwo św. Pawła, że śmierci już nie będzie. Agamben
chce, byśmy podążyli za Otylią, tym bladym i gasnącym „sła-
bym bytem”, i umarli razem z nią, ale nie na zasadzie biernego
pogodzenia z popędem, lecz decyzji, by już więcej nie chcieć,
nie walczyć, przebić się przez dialektykę rozpaczy i nadziei,
i spokojnie osiąść na twardym dnie zobojętnienia. Zjednoczyć
się z nagim rytmem Tanatosa, który – jak w wizji Deleuze‟a –
jest czystym pulsowaniem bytu. O ile zatem u Benjamina decy-
zja zawsze łączy się z walką, tą silną witalistyczną antytezą,
o jakiej opowiada nowelka; gotowością nie do śmierci, lecz do
todmutiger Sprung, skoku ważącego się na śmierć ku większe-
mu, pobłogosławionemu życiu – o tyle tutaj decyzja przybiera
postać Gelassenheit, czyli aktu odpuszczającego, które dokonuje
skoku w samą śmierć, by w ten sposób, poddając się jej bez resz-
ty, pozbawić ją jej „ościenia”.
***
logie nie jest całkiem fair. W końcu przecież toczy się pod sto-
łem, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. Opisany powyżej
zabieg Agambena, śmiało sobie poczynającego z tezami Benja-
mina, jest tego doskonałym przykładem: cały bowiem opiera się
na parodystycznym tricku, który – z pozoru zgodny z intencjami
Benjamina – wywraca jego witalistyczny mesjanizm na nice,
przynosząc ewangelię (czy raczej kakangelię) antymesjańskiego
ocalenia, zaadresowaną do „ślimaczych” mieszkańców „nocy
bez słońca”, tej grząsko-wodnistej Otchłani, o której tak suge-
stywnie mówią Psalmy.
Rozdziały składające się na tę część podążają podobnie de-
maskacyjnym tropem kryptoteologicznej dekonstrukcji; starają
się przywrócić wyrazistą różnicę wszędzie tam, gdzie zapano-
wało „demoniczne” pomieszanie języków. Dezawuują pozory
nadziei tam, gdzie nie ma i nie może być żadnej nadziei. Uka-
zują nicość projektów, które nie są i nie mogą być żadnymi pro-
jektami. Szydzą sobie z namiastek życia, które nie jest i nie mo-
że być życiem, a jedynie marnie zamaskowaną śmiercią. Raz
jeszcze powtórzmy naszą krytyczną mantrę: Ocalenie nie jest
zbawieniem; Gelassenheit nie jest decyzją i projektem; niedziela
życia nie jest sabatem; Otchłań nie jest miejscem do życia,
a jedynie miejscem umierania (…) Wszystko to są białe kłam-
stwa Errosa, który zwrócił się przeciw sobie, usiłując – bezsku-
tecznie – zawrócić z drogi Błędu.
Życie, póki życiem pozostaje, nie może przestać walczyć, nie
może całkiem wyzbyć się wpisanej weń antytezy. Może to robić
tak niemrawo jak Otylia, która wyraża swój bierny protest
w gotowości do śmierci – albo tak ogniście jak dziewczyna
z nowelki, która protestuje wojowniczo i otwarcie. Może też, jak
szekspirowski Falstaff, paść na ziemię i udawać martwego, żeby
lepiej przeżyć w skrajnie niesprzyjających okolicznościach. Albo
nawet, jak twierdzi Kenneth Burke, popełnić samobójstwo, po to
tylko, by stworzyć siebie na nowo4. De Man ma zatem rację: błęd-
_______________
4
W swojej Filozofii formy literackiej, dziele, które wywarło ogromny wpływ
na koncepcję retoryki Harolda Blooma, Burke rozpatruje rozmaite symboliczne
i realne akty samounicestwienia jako w gruncie rzeczy witalne, a nie tanatyczne
przejawy poetyckiej woli do autokreacji albo autofiguracji: „Motyw porzucenia
422 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
_______________
starego Ja oraz próby stworzenia siebie na nowo – pisze w Filozofii formy
literackiej – może występować pod wieloma artystycznymi przykrywkami: sym-
bolicznego samobójstwa albo ojcobójstwa. Psychologowie, zwłaszcza Otto Rank,
określają ten motyw jako wyraz „pragnienia śmierci‟. Wydaje mi się jednak, że
interpretacja ta nie jest dostatecznie dialektyczna. Przyjrzyjcie się bliżej różnym
rzekomym manifestacjom „pragnienia śmierci‟, a okaże się, że to symboliczne za-
bicie starego Ja zwykle wiąże się z wyłonieniem się nowego (...) Nawet coś
takiego jak samobójstwo w zwykłym życiu może uchodzić za akt odrodzenia
sprowadzony do swej najprostszej i najbardziej ograniczonej postaci (czy też
najmniej złożonego idiomu). W większości dokonań literatury współczesnej,
która zachwiała równowagę między estetyką dezintegracji a estetyką reintegracji,
docieramy do sytuacji, która rzeczywiście przypomina „czyste‟ samobójstwo.
Albo raczej należałoby powiedzieć, że docieramy do jego pobliża częściej, niż
to się zdarzało dawniej. Nadal jednak pozostaje tu wyraźny margines różnicy,
wpisany w sam akt literackiej kompozycji. W samej konstrukcji utworu tkwi
asercja tożsamości, która wyklucza proste samounicestwienie” (Burke 1957,
33-4; e.m.).
1. Niesamowite, fetysz, alegoria:
Śmierć duszy u Freuda, Lacana i Benjamina
_______________
właściwe (proprius jako „własne” i jednocześnie „właściwe”), zaburzenie samej
idei tego, co stanowi osobistą i prywatną własność, włączając w to własność
imion własnych, własnego imienia, ale także nazw własnych innych ludzi,
miejsc, instytucji i zdarzeń. To potężny kryzys tego, co naturalne. Dotyka on
wszystkiego, o czym moglibyśmy pomyśleć, że stanowi „część natury‟: naszą
własną naturę, ludzką naturę, naturę otaczającej nas rzeczywistości. Niesamowite
nie jest jednak tylko prostym doświadczeniem dziwności czy alienacji. Jest bar-
dziej specyficzne, ponieważ oznacza sferę pomieszania tego, co znajome z tym,
co tajemnicze” (Royle 2003, 1; e.m.). W swoim eseju Freud wymienia szereg
przykładów tego rodzaju nagłej „demonizacji” naszego życia codziennego, które
wiąże jeden wątek: w ten czy inny sposób, wszystkie te małe demony przypomi-
nają nam o kruchej hipotetyczności naszej egzystencji, która w naszych fanta-
zjach przybiera pewną i oswojoną postać nienaruszalnego życia, tu zaś okazuje
się czymś nad wyraz wątpliwym, „niewłaściwym”, z trudem odróżniającym się
od śmierci. Mówi więc o magii numerów (w jego przypadku: liczba 62), które
sugerują datę naszej śmierci; o niepokojącym widoku mechanicznych lalek (jak
Kopelia), których istnienie zamazuje wyrazistą granicę międy życiem a śmiercią;
i o zaburzeniach autopercepcji, kiedy to nasze ciało nagle wydaje nam się mar-
twym ciałem obcym. We wszystkich tych doświadczeniach życie wydaje się tra-
cić swoje prawa na rzecz śmierci: śmierć, dotąd wypierana, odizolowana i obca,
staje się samym centrum egzystencji, czymś – jak by powiedział Heidegger – jej
„najbardziej własnym”.
Niesamowite, fetysz, alegoria... 431
udane spotkanie z das Ding tak, by mogło się ono całkiem urze-
czywistnić, przedmiot niesamowity staje się jednocześnie naj-
bardziej pożądanym obiektem pragnienia: psychika kieruje się
nań nieomylnie wiedziona swym nieświadomym kompasem,
rozpoznając coś nieokreślenie bliskiego w jego dziwności i coś
mgliście niepokojącego w jego pozornie familiarnej postaci.
Niesamowite staje się wówczas czymś najbardziej swojskim
i czymś najbardziej obcym; na określenie tej zasadniczej ambi-
walencji Lacan ukuwa termin extimité i extime, oznaczający
zewnętrzną intymność. Odnosi się on do tej części psyche, która
stanowi jej centrum, a zarazem, właśnie przez swój urzeczo-
wiony charakter, lokuje się na zewnątrz jej życia – a więc wśród
przedmiotów niesamowitych, „obiektów małe a”. Patrząc w oczy
niesamowitemu obiektowi, który także patrzy, psyche budzi się
ze swego snu do życia, które – paradoksalnie – jest zarazem
momentem jej śmierci. Tylko umierając, przez tę jedną chwilę
naprawdę żyła – i każde spotkanie z das Unheimliche stanowi
memento tego założycielskiego kontaktu z Rzeczą.
Zupełnie inaczej natomiast sprawa ma się z fetyszem: od-
wrotnie niż ekstymny „obiekt małe a”, który budzi nieświadome
z jego kamiennego snu, fetysz jedynie potwierdza urzeczowienie
tkwiące w samym centrum psyche. Fetysz to przedmiot, na któ-
rym fiksuje się – zatrzymuje i na trwałe zaczepia – pragnienie,
poszukując w nim swego ostatecznego spełnienia. Fetysz zatem
to obiekt pragnienia, które w wyniku traumy zafiksowało się na
kondycji urzeczowienia, jednocześnie wymazując całe mgliste
tło samego aktu traumatyzacji, całą tę dramatyczną grę spojrzeń,
za sprawą której nieświadome stało się „niczym tarcza Meduzy”,
spojrzeniem skamieniałym. Fetyszyzując pewne wybrane
przedmioty, psyche rezygnuje z życia i wybiera martwotę, odtąd
realizując swoje pragnienie w mechanicznej sferze sadomasochi-
zmu. Staje się maszyną detalicznie kalkulującą doznania przy-
jemności i bólu zamknięte w sztywnych, ściśle powtarzalnych
rytuałach, w których główną rolę odgrywają pozbawione życia,
przewidywalne, określone w swych funkcjach przedmioty. Me-
chaniczne rytuały fetyszyzmu odbierają życie nawet najdzik-
szym nieświadomym fantazjom, obnażając tkwiącą u ich pod-
432 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
_______________
ściami z freudowskiej koncepcji fantazji i marzenia sennego. Kiedy zatem
André Breton postuluje, by pisarze zanurzyli się w żywiole pisma automatycz-
nego, twierdzi, że „jednym susem potrafi ono znieść nieprzekraczalną granicę,
która oddziela marzenie od czynu. Dziw nad dziwy, automat ten ma moc wy-
zwalania się w każdym człowieku: wystarczy człowiekowi pomóc – idąc za
przykładem Rimbauda – odzyskać poczucie własnej niewinności i absolutnej
mocy” (Breton 2007, 8-9).
434 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
_______________
5
W Ursprung des deutschen Trauerspiels alegoria pojawia się po raz
pierwszy jako znak alternatywny wobec romantycznego symbolu. Zdaniem
Benjamina, niemieccy pisarze barokowi posługują się alegorią, by wyrazić
swój skrajnie materialistyczny światopogląd, w którym mimo to tli się nostal-
gia za „światem wypełnionym bogami”. Alegoria jest więc znakiem materii,
ale jednocześnie materii pękniętej, wyrażającej pełną patosu niezgodę na swój
upadły stan. W tym kontekście warto także wspomnieć o wierszu Baudelaire‟a
pt. „Alegoria” z cyklu Kwiaty zła, gdzie „pani alegoria” przedstawiona jest jako
postać będąca w głębokiej komitywie ze śmiercią. Por. także ustęp z Pasaży:
„Alegoria postrzega istnienie, podobnie jak sztukę, jako stojące pod znakiem
rozbicia i ruin” (Benjamin 2005, 365; J 56 a, 6).
Niesamowite, fetysz, alegoria... 439
W SIDŁACH URZECZOWIENIA
_______________
7
W odsyłaczach przyjęłam zasadę wewnętrznej klasyfikacji Pasaży, po-
dzielonych na sekcje od A do Z. Zwykła paginacja odnosi się do dwóch exposé
umieszczonych na początku.
442 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
_______________
8
Na tę osobliwą właściwość kultury towarowej, którą Benjamin określa ja-
ko fetyszystyczną degradację fantazji, wskazuje już Simmel: „Pieniądz – pisze
– wdziera się między człowieka a człowieka, między człowieka a towar jako
instancja pośrednicząca, jako wspólny mianownik, do którego sprowadzić trze-
ba każdą wartość, by następnie móc ją przełożyć na inną wartość (…) homo
oeconomicus ma przed oczyma nie własne znaczenie przedmiotów, ale ich
wartość mierzoną według swej wartości pośredniczącej (…) w czym tkwi
bolesna sprzeczność, ponieważ tylko one mogą dać ostateczne zaspokojenie,
a przecież uzyskują wartość i budzą zainteresowanie dopiero wtedy, gdy zosta-
ją oszacowane wedle tej miary nijakiej i bez charakteru” (Simmel 2006, 51).
Niesamowite, fetysz, alegoria... 443
GĄSZCZ ALEGORII
bytu całkowicie mu umyka. Istnieją więc one bez racji, tak jak
cała materia, która – zgodnie z gnostycką wizją stworzenia jako
kosmicznego kataklizmu – jest tylko rezultatem permanentnie
się odbywającej katastrofy, a więc czegoś, co właśnie z definicji
racji jest pozbawione; istotą materii bowiem jest nic innego, jak
tylko ciągłe odpadanie od źródła sensu.
Kultura, którą zdominował fetysz towarowy – ta bryłka me-
chanicznie przetworzonej materii, pozbawiona innego znaczenia
oprócz swej możliwej wartości w oczach nabywcy – to jeden
z ostatnich kręgów pogłębiającego się upadku. Benjaminowi nie
chodzi jednak o to, by potępić ten stan rzeczy, ale o to, by zary-
sować plan zbawienia. Jednakże tego świata, który upadł w ma-
terię, nie uratuje się, pozwalając mu przetrwać w jego obecnej
postaci, a jedynie dokonując jej radykalnego zniszczenia: „Ocala
się go, pokazując jego wewnętrze pęknięcie – pisze Benjamin. –
Istnieje tradycja będąca katastrofą” (N 9, 4), i dalej: „Nie jest
ona czymś, co nam zagraża, lecz tym, co jest akurat dane” (N 9
a, 1). Zbawienie jest więc kwestią podwójnej negacji: katastrofy,
która spotka samą tę katastrofę, która już nas dotknęła10.
Błądząc po mapie, jaką podsuwa nam Benjamin, osuwamy
się powoli w stan, który autor wywołuje celowo: stan pośredni
między snem a jawą. Biorąc bowiem za motto słynną tezę Mi-
cheleta, że „każda epoka śni następną”, Benjamin jest przeko-
nany, że tylko zanurzając się w sen śniony przez wiek XIX mo-
żemy pojąć naszą teraźniejszość: tylko pogrążając się w onirycz-
nej warstwie epoki, w której narodziła się nowoczesność, mo-
żemy zrozumieć to, co stanowi prawdziwy napęd dziejów – nie
postęp, nie historyczną konieczność, ale jej najgłębsze marzenie.
Wydobycie owego marzenia, jego destylacja w stanie możliwie
_______________
10
Destrukcja ta, przetłumaczona na język świecki, oznacza, że jedyną dro-
gą do zbawienia jest rewolucyjna przemoc. Pytanie tylko, czy tłumaczenie to
ma sens i czy – podobnie jak to miało miejsce z translacją onirycznego języka
obrazów na język pojęciowej jednoznaczności – nie wytraca się tu zbyt wiele
w samym akcie przekładu. Pytanie to, dotyczące wprost związku między teolo-
gią a marksizmem (bądź kryptoteologii samego marksizmu), nie znajduje w
pismach Benjamina przekonującej odpowiedzi – i niewykluczone, że to wła-
śnie jej brak sprawił, iż Pasaże nigdy nie zostały przezeń ukończone.
448 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
_______________
12
Motyw kolekcjonerstwa jako strategii zawiązywania intymnej i duchowej
więzi z rzeczami pojawia się także w Ulicy jednokierunkowej (1928) w kapital-
nych reminiscencjach Benjamina z dzieciństwa. We fragmencie „Dziecko nie-
porządne” czytamy: „Każdy kamień, który znajduje, każdy zerwany kwiat
i każdy schwytany motyl jest dla niego już początkiem zbioru, a wszystko, co
tylko posiada, stanowi dlań jeden wielki zbiór. Ta pasja odsłania w nim swoje
prawdziwe oblicze, surowe indiańskie spojrzenie, które potem, zmącone już
i maniakalne, tli się dalej u antykwariuszy, badaczy, moli książkowych. Ledwie
wkroczy w życie, już jest łowcą. Łowi duchy, których ślad wietrzy w rzeczach;
pośród duchów i rzeczy mijają mu lata – w tym okresie jego pole widzenia jest
stale wolne od ludzi” (Benjamin 1997, 38). Uwyraźnia się tu znajomy wzorzec:
dziecięcy, czysty odruch kolekcjonowania jako „łowienia duchów” później przy-
biera postać „zmąconą i maniakalną”, w którą wkrada się materialna chciwość
antykwariusza i poznawcza interesowność badacza. Idealny kolekcjoner zatem to
Niesamowite, fetysz, alegoria... 451
_______________
taki zbieracz, który ożywi w sobie ducha dziecięcego nieporządku, czyli zarazem
ducha kafkowskiego łowcy-Indianina.
452 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
WIELKI SEN
_______________
16
O nieogranicznej mimikrze, która upodobnia człowieka do minerału, Cail-
lois mówił wielokrotnie na spotkaniach Collège de Sociologie, na które Benjamin
uczęszczał jako anonimowy uczestnik podczas swego pobytu w Paryżu.
17
Tu znów warto przywołać Simmla i jego analizę wielkomiejskiego splee-
nu: „Przedmioty ukazują się osobie zblazowanej jako podobnie bezbarwne
i pozbawione blasku, tak iż żaden nie zasługuje, by go przedkładać nad inne”
(2006, 121).
Niesamowite, fetysz, alegoria... 461
DIALEKTYKA KICZU
W idei szczęścia pulsuje (…) również idea zbawienia (…) Au-
tentyczna koncepcja czasu historycznego opiera się bez reszty
na obrazie zbawienia (…) Prawdziwe pojęcie historii po-
wszechnej jest mesjaniczne.
Walter Benjamin, Pasaże
rządku‟, czy to sztuki czy też życia (…), który sprawia, że wydają
się one znośne. Oto progresywna tendencja alegorii” (J 57, 3).
Tendencja ta ma odsłonić sprzeczność XIX-wiecznego mate-
rializmu, tym razem jednak nie jako obezwładniającą aporię, lecz
jako ożywcze napięcie obrazu dialektycznego tworzącego uprag-
nioną konstelację rozpoznania (czy, jak mówi Benjamin, „po-
znawalności”). Chodzi bowiem o to, by zatrzymać się na granicy
ostatecznego upadku w materię i jednocześnie odczuć ów upadek
jako absolutną zniewagę. Tym zatem, co przykuwa uwagę Benja-
mina, jest człowiek na granicy skrajnego urzeczowienia, już nie-
mal człowiek-maszyna, człowiek w stanie dialektycznego napię-
cia, które jednocześnie ujawnia jego niezgodę na ten stan rzeczy:
jednostką wzorcową jest tu Baudelaire, który, słowami Desjar-
dinsa, „łączył w sobie wrażliwość markiza de Sade z doktrynami
Janseniusza” (J 43, 1), a tym samym staje się bohaterem tragicz-
nym, uwalniającym w chwili skrajnego urzeczowienia rozpacz-
liwą, antytetyczną iskrę nadziei. Nadziei uwikłanej w nieskoń-
czoną ironię, w absolutny komizm – ale jednak, mimo wszystko,
nadziei, której zupełnie zabraknie chwilę później, kiedy człowiek
istotnie stanie się już tylko, jak u Huxleya, maszyną do życia;
dom, jak u Corbusiera, maszyną do mieszkania; miasto zaś, jak
u Marinettiego, maszyną do przerobu ludzkiej masy. Dlatego też
to nie Kryształowy Pałac fascynuje Benjamina – bo widzi w nim
tylko zapowiedź owego dalszego kroku, Huxleyowskiej cieplar-
nianej pseudoutopii – a pasaże i secesyjne wnętrza, gdzie czło-
wiek, przytłoczony i otoczony przedmiotami, marzy mimo to
o życiu wolnym od opresji martwej materii.
Zainteresowanie kiczem pozwala też Benjaminowi odkryć
największą bodaj sprzeczność XIX-wiecznej belle epoque: iście
kantowską antynomię między postępem a szczęściem. W idei
postępu zawiera się „płaski racjonalizm”, wierzący w „możli-
wość nieskończonego doskonalenia moralnego” ludzkości (D 10
a, 5), którego ideałem nie jest szczęście, lecz tylko zadowolenie:
maksymalna satysfakcja jak największej ludzkiej masy. Benja-
min przytacza jako kluczowy cytat z „Le Figaro” z roku 1889:
„Podczas gdy sztuka poszukuje intymności (…), przemysł idzie
do przodu” (I 1a, 6). I komentuje: „Przed wyposażeniem ze szkła
Niesamowite, fetysz, alegoria... 467
***
_______________
2
Na temat podobieństw i różnic między benjaminowską a heideggerowską
koncepcją języka patrz także bardzo przejrzysty i kompetentny tekst Adama
Lipszyca: „Późny Heidegger i wczesny Benjamin: neopogaństwo i gnostycyzm
w filozofii języka”.
Człowiek, dawca imion: O powinowactwach nie z wyboru między… 473
_______________
Welt, kwestią „czytelności świata”, stawiającą sobie następujące pytania: na ile
świat natury jest przejrzysty w ujawnianiu wpisanej weń intencji Stwórcy? Czy
da się zeń odczytać wprost treść ludzkiego powołania? Czy księga natury mówi
wyraźnie, co decyduje o jej istnieniu i jaka jest rola człowieka? O ile świat
pozostaje w tym sensie „czytelny”, o tyle człowiek potrafi zająć w nim miejsce,
a wraz z nim swe powołanie. Zanik czytelności natomiast sprawia, że podmiot
ludzki odpada od świata, nie mogąc nawiązać z nim żadnej łączności; popada
wówczas w melancholię, stan żałobnego opłakiwania utraconej więzi – o czym
w całości traktuje nieudana habilitacja Benjamina, O źródle niemieckiego
dramatu barokowego.
5
Por. Goethe: „Wär nicht das Auge sonnenhaft,/ Die Sonne könnt es nie er-
blicken;/ Läg nicht in uns des Gottes eigne Kraft,/ Wie könnt uns Gottliches
entzücken?”
478 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
Wiedza, ku której uwodzi wąż, wiedza dobra i zła – pisze Benjamin – jest
bezimienna. Jest ona próżna w najgłębszym sensie tego słowa; wiedza ta to
jedyne zło, jakie występuje w stanie rajskim. Wiedza dobrego i złego po-
rzuca imię, jest poznaniem z zewnątrz, jest niestworzoną imitacją twórcze-
go słowa. W wiedzy tej imię wychodzi poza samo siebie: w ten sposób
Upadek wyznacza moment narodzin ludzkiego słowa (tamże, 327)8.
_______________
8
Motyw destrukcyjnej rywalizacji między człowiekiem a Bogiem, której
duch wciela goetheański Mefisto, pojawia się w jednym z bardziej znanych
esejów Georga Simmla, z pewnością czytanego przez Benjamina: „Zu einer
Theorie des Pessimismus”.
Człowiek, dawca imion: O powinowactwach nie z wyboru między… 481
Kto pyta, ten błądzi. Kto pyta, domaga się praw, które wypros-
tują jego ścieżki, usuną błądzące wątpliwości prostotą nakazów
i zakazów. Kto pyta, sam sobie na głowę ściąga karzący miecz
prawa, powołanego do bytu przez pierwsze pytanie, pierwszą
wątpliwość i niepewność. Pierwsze dziecięce – choć już wcale nie
niewinne, bo nomogenne – „dlaczego?” na zawsze usuwa nas
z raju.
482 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
_______________
9
Albo też raczej należałoby powiedzieć, że to goetheańskie przepracowa-
nie motywu Fausta, poddawanego nieustannym modyfikacjom od średniowie-
cza po barok, silnie wpłynęło na Benjamina, który ślady w ten sposób zinter-
pretowanej tragedii faustycznej dostrzegł w niemieckiej Trauerspiel.
484 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
Każda wola, która staje się sobością i sama dla siebie poszukuje
podstawy swej formy życiowej, odpada od tajemnicy bytu
i wkracza w obszar kaprysu.
Jakob Boehme
_______________
11
Kłopotom z ocalającą krytyką mitu u Benjamina poświęcona jest wspo-
mniana już, bardzo dyplomatyczna książka Winnfrieda Menninghausa Schwel-
490 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
_______________
12
Dlatego Derrida, w eseju „Des Tours de Babel”, który także komentuje
„Zadanie tłumacza” Benjamina, uzupełniając „morderczą” interpretację de Mana
opowieścią o „życiu po życiu” języka, kładzie akcent na aspekt Nachreife, czyli
prze-żywania, czy wręcz od-żywania rozproszonych języków w procesie
wzajemnego przekładu. Zadanie tłumacza miałoby tu polegać na umożliwianiu
„świętego wzrostu języków” w iście kabalistycznym akcie ponownego zlepiania
naczynia (Derrida nazywa tę figurę „ammetaforą”), które miałoby odtworzyć
utraconą jedność języków: reine Sprache, czysty język będący samą istotą –
językowością – języka. Przekład ergänzt – uzupełnia, czyni całym, czyni częścią
całości coś, co pierwotnie istniało tylko w separacji, w oddzielonym języku, bez
świadomości pokrewieństwa z innymi, równie oddzielonymi „fragmentami
większej mowy” (Bruchstücke einer grosseren Sprache). „Oryginał – pisze
Derrida – znajduje się w stanie upadku, na wygnaniu. Tłumacz musi go zatem
zbawić (erlösen) i odkupić, tym samym odkupując swój własny dług, który
w istocie polega na tym samym”. Słowami samego Benjamina: „Zbawić we
własnym języku czysty język oryginału wygnanego w obcy język; wyzwolić go
z więzienia tekstu – oto zadanie tłumacza” (1974, 60). Skoro już rozpatrujemy tu
zadłużenie Benjamina (i Heideggera) w niemieckim romantyzmie, formuła tego
zadania to bez wątpienia czytelna aluzja do herderowskiego wątku „zgody
języków” jako akordu słyszalnego tylko dla Boga. Z tą jednak różnicą, że Bóg
zsyłający swe imię w objawieniu na Babel (dla Derridy, a może także dla
Benjamina, to mroczna i kto wie, czy nie ważniejsza strona objawienia synaj-
skiego), sam tego akordu nie słyszy i obarcza tym mesjańskim posłaniem ludz-
kiego tłumacza: „Zgoda ta (accord) pozwala czystemu językowi, samej języko-
wości języka, dźwięczeć na sposób, który bardziej go obwieszcza niż przedstawia
(…) Tylko przekład pozwala zabrzmieć temu akordowi. Zabrzmieć, a nade
wszystko urosnąć (…) Można zatem powiedzieć, że każdy język, jeśli pozostaje
492 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
ŚPIEW I KRZYK
W mowie sensualnej każdy duch rozmawia z innym i nie potrze-
buje żadnej innej mowy, ponieważ jest to mowa samej natury.
_______________
14
Jak dalece neoplatoński mit języka nieskończonego kłóci się z luriańską
ideą separacji świata stworzonego, widać wyraźnie na przykładzie Jakoba Boeh-
me, którego mistyka jedności, wyrażającej się w tak zwanej mowie naturalnej, die
sensualische Sprache, wpłynęła na całą generację niemieckich romantyków: od
Schellinga i Hegla, przez Schlegla, po Heideggera. „Każda wola, która staje się
sobością i sama dla siebie – pisze Boehme – poszukuje podstawy swej formy
życiowej, odpada od tajemnicy bytu i wkracza w obszar kaprysu (…) Kłamie, tym
samym negując swe zjednoczenie z Wolą Boga i w jej miejsce wstawiając swą
sobość (…) Gdyby wiedziała, że istnienie swe zawdzięcza wszystkim rzeczom i że
wszystkie rzeczy są jej matkami; gdyby nie kłamała, że jej macierzysta substancja
należy tylko do niej, wówczas zachłanność, zawiść, kłótnia i przeciwstawność
nigdy nie miałyby miejsca” (cyt. za Brinton 1930, 214-15).
494 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
_______________
17
Na zasadniczą różnicę między Adorno a Heideggerem w interpretacji
wierszy Hölderlina precyzyjnie wskazuje wielokrotnie już tu przywoływany
Adam Lipszyc w eseju „Aleksandria nad Menem, czyli o dekonstrukcji me-
sjańskiej” (2007b). O nieufności Heideggera do mowy artykułowanej, postrze-
gającej rzeczy osobno, świadczy choćby ten fragment: „(…) trzeba się wy-
strzegać utrzymywania artykulacji, a także wyrażania za miarodajny element
ludzkiego mówienia” (2000, 24).
Człowiek, dawca imion: O powinowactwach nie z wyboru między… 497
_______________
22
O tym dialektycznym splocie śmierci, milczenia, krzyku i żądania sensu
pisze także Sergio Quinzio w Hebrajskich korzeniach nowożytności: „Dominu-
jącym tonem żydowskiego milczenia jest pustka, ciemność, noc, śmierć
z powodu braku Słowa. W tym braku może wszak zamieszkiwać mimo
wszystko potrzeba pełni, światła, dnia, życia, może być ono przepełnione nie-
wyrażalnym krzykiem, który przyzywa i domaga się sprawiedliwości (…)
Duma, milczenie, jest jednym z imion anioła śmierci, którego w literaturze
hebrajskiej często się spotyka; słowo to oznacza także grób” (2005, 237).
502 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
Przekleństwem nie jest dwoistość jako taka, lecz niezgoda – pisze. Ze wzbu-
rzenia ślepej dzikości, przekleństwo prowadzi ród do poróżnienia i w ten
sposób wpędza w wyzwolone ujednostkowienie. Poróżnione tedy i rozbite
„upadłe pokolenie” nie może już z siebie odnaleźć właściwego bodźca.
A właściwy bodziec posiada tylko takie pokolenie, którego dwoistość wywę-
drowuje z niezgody w łagodność prostej podwójności (…) (2000, 39).
_______________
25
Szczegółowej analizy heideggerowskiej interpretacji wiersza Trakla Der
Abgeschiedene dokonuje Karsten Harries w ciekawym artykule „Language and
Silence: Heidegger‟s Dialogue with Georg Trakl”. Z interpretacji Harriesa wy-
nika, że Heidegger prześlizguje się nad wszystkim, co w tej poezji głęboko dyso-
nansowe, uparcie zmierzając do swej z góry założonej „harmonijnej prostoty”.
26
Analogiczny, choć tym razem całkowicie świadomy, manewr uniku wobec
Heideggera dokonuje się w „środkowych”, czyli już powojennych pismach Em-
manuela Lévinasa, który usiłował oderwać się od cyrkularności nieprzerwanego
przepływu między Byciem a bytami, zwanego przezeń „amfibologią”. Lévi-
nasowskie pojęcie „hipostazy”, ukute przezeń w książce Od istnienia do istnieją-
cego zgodnie z żydowską logiką separacji, przeciwstawia się „amfibologii Bycia
i bytów”, sprowadzającej świat do monotonnej matrycy il y a, jako jej „błąd”,
czyli nieuzasadnione zerwanie ciągłości ruchu. Hipostaza jest więc lapsusem,
Człowiek, dawca imion: O powinowactwach nie z wyboru między… 507
***
_______________
1
Motto do kody zawdzięczam Andrzejowi Sosnowskiemu, który uznał ten
fragment ze Szkoły uczuć Flauberta za tak potężny, że wokół niego zorganizował
swój ostatni cykl poetycki Po tęczy. Fragment ten otwiera cykl, pojawia się jesz-
cze raz jako zwornik w samym środku, a jego ostatnie zdanie zostaje poddane
wariacji w wierszu przedostatnim, gdzie przebiega dodatkowo jako mezostych.
„Małe liliowe kwiatuszki, przytulone jedne do drugich” rysują „plamę nierównej
wielkości”, albo – włożone w wiersz – tworzą nieregularną, meandryczną linię,
która na tle „połyskujących miką piasków” kreśli niepewną, wiecznie zagrożoną
linię życia. Rozpoznanie, że oto „kamieniołomy stają się coraz liczniejsze”, An-
drzej Sosnowski przenosi w sferę języka, który wydaje się podobnie skamieniały:
„sformatowany i skompresowany” (2007, 29), usztywniony w mechanicznych,
powtarzalnych frazach, sypiący się jak piasek, monotonnie szeleszczący jak
pustynne, wyzute ze znaczenia lévinasowskie il y a. To skaliste tło, czerwona
510 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
_______________
skała „ziemi niczyjej”, gdzie z trudem jeszcze wypatrzeć można życie, ten rzadki
kwiatek (także w sensie retorycznym) – który defensywnie i niepewnie negocjuje
swój kręty szlak wśród zwałów piasku.
Kada. Kamień i kwiat – raz jeszcze 511
jeszcze nie ma, czyli innymi słowy – chce błędu. Błąd nie jest
więc, jak by chciał Kojève, wytworem ludzkiej myśli, narzucają-
cej światu projekcje ludzkiego pragnienia, lecz jest fundamen-
talną zasadą bytu stworzonego: bez błędu, czyli bez przerwania
samopowielającej się tautologii, nie powstałoby nic nowego, nie
zaistniałoby stworzenie. Podobnie więc jak wola boska nie chce
li tylko samej siebie i mocą błędu stwarza różnicę, czyli byt, tak
samo wola ludzka nie chce li tylko tego, co zastane, i mocą błędu
wytwarza myśl, której rezultatem nie jest bierna kontemplacja
bytu, lecz jego transformacja, czynnie kontynuująca dzieło stwo-
rzenia. Wbrew temu zatem, co sugeruje Heidegger mówiąc
o „woli chcącej samej siebie”, wola nie stwarza na zasadzie od-
twarzania jakiegokolwiek zastanego wzorca – nawet jeśli tym
wzorcem miałaby być ona sama. Wola jest wolna od paradygma-
tu, a tym samym jest an-archiczna: fraza creatio ex nihilo, nad
którą głowiła się cała filozofia tak żydowska jak chrześcijańska,
nie wyraża w istocie nic ponad tę „nie-zasadność” i „bez-
przykładność” stwórczej woli, która niczego nie naśladuje, nie
kopiuje, nie imituje i nie odtwarza i której w związku z tym nie
wiąże i nie obowiązuje żadna nadrzędna Prawda.
W tradycji hebrajskiej zatem myślenie o woli bez principium
individuationis – ta szczególna idée fixe najpierw Schellinga,
który utożsamił wolę z prabyciem; następnie Schopenhauera,
który oddelegował jednostkowość w rejony zjawiskowego po-
zoru; później Nietzschego, który biorąc za wzór doświadczenie
dionizyjskie stworzył koncepcję wiecznie siebie pragnącej i w
sobie powracającej nadjednostkowej woli mocy; a w końcu Hei-
deggera, który w nauce wiecznego powrotu tego samego do-
strzegł zręby swej koncepcji Bycia – jest po prostu absurdem.
Nie ma czegoś takiego jak ogólny, wszystko obejmujący pod-
miot zbiorowej woli, która pragnie tylko powielania samej sie-
bie. Wola sama ze swojej istoty jest zasadą jednostkowienia. To
ona właśnie czyni żydowskiego Boga ehad, czyli „jedynym” –
nie jednym, jak fałszywie tłumaczy Hegel, dopatrując się
w atrybucie ehad znaku ontologicznej zaborczości, lecz, w pew-
nym sensie dokładnie odwrotnie, jedynym jako osobliwym i uni-
518 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
HEBRAJSKI WITALIZM
_______________
7
Jak heglowskie słowo beschädigt tłumaczy Małgorzata Łukasiewicz
w swoim przekładzie Minima Moralia. Reflexionen aus dem beschädigten
Leben Theodora Adorno.
524 III. Bóg i Bycie: nieustająca alternatywa
KRYPTOTEOLOGICZNA BABEL
Przeto zstąpmy tam i pomieszajmy ich język, aby nikt nie rozu-
miał języka drugiego!
Księga Rodzaju, 11; 7
_______________
9
Wbrew powszechnej opinii, postrzegającej nowoczesny sekularyzm jako
formację otwarcie antyreligijną, Taylor twierdzi, że atmosfera świeckości
sprzyja autentycznym poszukiwaniom religijnym, odwołującym się do do-
świadczenia, które dopiero wtórnie poddawane są próbom artykulacji. Taylor
tworzy konstrukcję na wzór dialektycznej triady: „doświadczenie pełni” ma
charakter prywatny, choć jednocześnie inspirowany (lecz nie determinowany)
przez „dogmatyczne milieu”, w jakim jednostka wyrasta; jego artykulacja zaś
wykracza poza prostą deklarację wiary, usiłuje bowiem przybrać typowo no-
woczesną postać świadomego wyboru i argumentu. „Doświadczenia te – pisze
– pozwalają nam wskazać owo miejsce pełni, wobec którego orientujemy się
tak moralnie, jak duchowo. Ten zmysł orientacji zawdzięczamy temu, czego
w nich doświadczamy: obecności Boga, głosu natury, albo siły, która płynie
przez wszystko – obok doświadczenia bowiem zawsze pojawia się w nas pra-
gnienie, by nadać mu wyrazistą formę. Jednocześnie jednak doświadczenia te
mogą być głęboko niepokojące i enigmatyczne. Możemy mieć zaledwie niejas-
ne i bardzo wewnętrznie pomieszane przeczucie źródła, z jakiego pochodzą.
Kada. Kamień i kwiat – raz jeszcze 527
Harold Bloom (1989), Ruin the Sacred Truths! Poetry and Belief from the
Bible to the Present, Cambridge Mass. & London: Harvard University
Press
Harold Bloom (1990), The Book of J, New York: Harper Publishers
Harold Bloom (1992), The American Religion. The Emergence of the Post-
Christian Nation, New York: Simon & Schuster
Harold Bloom (1997), The Anxiety of Influence. A Theory of Poetry (With
a New Preface on Shakespeare), New Haven & London: Yale Univer-
sity Press
Harold Bloom (2003), Lęk przed wpływem, przeł. Agata Bielik-Robson
i Marcin Szuster, Kraków: Universitas
Harold Bloom (2003a), „Do Freuda i dalej”, przeł. Agata Bielik-Robson,
Literatura na Świecie nr 9-10/2003
Harold Bloom (2003b), „Poetyckie przejścia”, przeł. Adam Lipszyc, Lite-
ratura na Świecie nr 9-10/2003
Hans Blumenberg (1997), „O aktualności retoryki w wymiarze antropolo-
gicznym”, w: Rzeczywistości, w których żyjemy. Rozprawy i jedno prze-
mówienie, przeł. W. Lipnik, Warszawa: Terminus 12, Oficyna Naukowa
Hans Blumenberg (2003), Die Lesbarkeit der Welt, Frankfurt am Main:
Suhrkamp
Thorleif Boman (1970), Hebrew Thought Compared with Greek, New
York and London: W.W. Norton & Company
Mikkel Borch-Jacobsen (1988), The Freudian Subject, trans. Catherine
Porter, Stanford: Stanford University Press
André Breton (2007), „Raymond Roussel”, przeł. Ewa Wieleżyńska, Lite-
ratura na Świecie nr 9-10/2007
Howard Haines Brinton (1930), Mystic Will. Based on a Study of the Phi-
losophy of Jacob Boehme, New York: The Macmillan Company
Max Brod (1982), Franz Kafka. Opowieść biograficzna, przeł. Tadeusz
Zabłudowski, Warszawa: Czytelnik
Kenneth Burke (1957), The Philosophy of Literary Form. Studies in Sym-
bolic Action, New York: Vintage Books
Sean Burke (1992), The Death and Return of the Author. Criticism and
Subjectivity in Barthes, Foucault and Derrida, Edinburgh: Edinburgh
University Press
540 Bibliografia
Werner Hamacher, Neil Hertz & Tom Keenan (1989), Responses: On Paul
de Man‟s Wartime Journalism, University of Nebraska Press
Werner Hamacher (1996), Premises. Philosophy of Literature from Kant to
Celan, trans. Peter Fenves, Stanford: Stanford University Press
Johann Georg Hamann (1968), Sokratische Denkwürdigkeiten/Aesthetica
in nuce, ed. Sven-Aage Jorgenson, Stuttgart: Philip Reclam Verlag
Susan A. Handelman (1982), The Slayers of Moses. The Emergence of
Rabbinic Interpretation in Modern Literary Theory, Albany: SUNY
Press
Geoffrey Galt Harpham (1987), The Ascetic Imperative in Culture and
Criticism, Chicago & London: The University of Chicago Press
Karsten Harries (1991), „Language and Silence: Heidegger‟s Dialogue
with Georg Trakl”, boundary 2 nr 2/1991
Geoffrey Hartman (1979), „Preface” w: Deconstruction and Criticism, ed.
Harold Bloom, New York: Continuum
Geoffrey H. Hartman (1981), Saving the Text. Literature, Derrida, Phi-
losophy, Baltimore & London: Johns Hopkins Unversity Press
G.W.F. Hegel (1963), Fenomenologia ducha, t. I, przeł. A. Landman,
Warszawa: PWN
G.W.F. Hegel (1965), Fenomenologia ducha, t. II, przeł. A. Landman,
Warszawa: PWN
G.W.F. Hegel (1964), Wykłady o estetyce, przeł. J. Grabowski i A. Land-
man, Warszawa: PWN
G.W.F. Hegel (1999), Pisma wczesne z filozofii religii, przeł. Grzegorz
Sowiński, Kraków: Wydawnictwo Znak
G.W.F. Hegel (2003), Vorlesungen über die Geschichte der Philosophie I,
Werke in 20 Bänden mit Registerbund, Band 18, hrsg. Eva Moldenhau-
er, Frankfurt am Main: Suhrkamp
G.W.F. Hegel (2007), Wykłady z filozofii religii, tom II, przeł. Światosław
Florian Nowicki, Warszawa: PWN
Martin Heidegger (1957), „Onto–theo–logische Verfassung der Metaphy-
sik”, w: Identität und Differenz, Pfullingen: Verlag Günther Neske
Martin Heidegger (1959), Gelassenheit, Pfullingen: Verlag Günther Neske
Bibliografia 545