You are on page 1of 3

TOM I

ROZDZIAŁ I

Pokusa

Każdy, kto interesuje się sytuacją polityczną w kraju, z pewnością doskonale zapamięta okoliczności
elekcji generalnej z 1818 roku. Przed tym, miały miejsce różne zmiany na stanowisku premiera w
rządzie - nieco nagłe, bardzo ekscytujące, a w zasadzie i oddające rzeczywiste opinie obywateli w
sprawie rozmaitych kwestii interesu publicznego. Premierem Anglii został Gresham z Partii Liberalnej.
Gdy wśród jego zwolenników doszło do podziału w budzącej wielkie kontrowersje kwestii balotażu,
pałeczkę przejął Daubeny, który przez dwanaście miesięcy nadawał wszelkie korzyści płynące ze
strony samej Królowej innym konserwatystom z rządu. Skrzydło prawicowe zwijało się z głodu i,
niczym pisklęta, czekało z otwartymi dziobami na przydział tytułów honorowych oraz honorariów,
których już od paru dobrych lat nie było im dane otrzymać. Tak rządzącemu sobie panu Daubeny, w
ogromnym przerażeniu, przyglądali się liberałowie. Każdy z nich przekonany był, że to jego partia, z
racji liczebnej przewagi, winna sprawować władzę w rządzie.

Wszyscy, bez względu na swoje poglądy polityczne, zakładając, że nie stawiają dobra partii nad dobro
własnej ojczyzny, będą zdania, że podział dobrobytu powinien być dokonany nieco bardziej
sprawiedliwe. Bo czy znajduje się choć jeden stary wig, który odważy się chociażby pomarzyć o tym,
by każdy gubernator był również zwolennikiem umiarkowanego liberalizmu? Albo jakim sposobem,
fakt, że Prokuratorzy Generalni, a co za tym idzie, wszyscy Przewodniczący Sądu Najwyższego oraz
Sędziowie Sądu Apelacyjnego wybierani są wyłącznie spośród liberałów, ma korzystnie wpłynąć na
przestrzeganie prawa? Czemu żaden konserwatysta zasiadający w Izbie Lordów ma nigdy nie pełnić
funkcji przedstawiciela jej wysokości w Indiach, Kanadzie lub Petersburgu? Tak więc, przedstawiciele
umiarkowanego liberalizmu z zadowoleniem dali teraz szansę panu Daubeny i jego radosnym
ludziom, którzy zadbali, by należycie ją wykorzystać. Podczas gdy los w pełni im sprzyjał, oni kuli
żelazo póki gorące z nieznaną nikomu wcześniej energią, przytrzymując koło fortuny tak, że ich
prawdziwi oponenci zaczęli już się niecierpliwić. Wszystko to, jak dotąd, trwało już rok i ich wrogowie
powszedni, którzy z początku przychylnie spoglądali na zmianę miejsc, zaczęli odczuwać niepokój
podczas tego czasu grabieży. Bowiem, konserwatyści, którzy kroili między sobą tort kształtu
królewskiego Whitehall, w oczach liberałów stali się rabusiami, gdy okazało się, że przywilej ten
znacznie przerasta ich oczekiwania. To oni przecież byli prawdziwymi przedstawicielami głosu ludu i,
dlatego też, to im tak naprawdę należał się cały frykas. Mimo, że po części go sobie odpuścili z
powodu własnego nieróbstwa, nieprawidłowego zarządzania i ciągłych sprzeczek, to w zasadzie
skromne cięcie po przeciwnej stronie ciastka mogłoby wyjść im na dobre. Ale wielkie nieba, żeby w
ten sposób haratać tort? Tak więc, spierający się mężczyźni zdecydowali się pogodzić, skończyć z
obijaniem się oraz złym zarządzaniem. Ustalili także, że należało położyć kres tej odrażającej scenie
silnych grających rolę słabeuszy i nie przyznawać zwycięstwa tym mięczakom w pokazie sił. Potem
nastąpiła wielka walka i po ostatnich jej podrygach, nareszcie udało się po rycersku pokroić tort. Cały
świat wiedział jak potoczy się ta bitwa. Jednak w międzyczasie wybrano już nowych gubernatorów,
wiekowych sędziów oddelegowano na emeryturę, a w trakcie ostatniego już dogorywania
zwyciężonych odesłano i królewskich wice gubernatorów. Kilkanaście mężów zajęło najlepsze posady,
a te gorsze dostało nieco ponad dwudziestu. Tu i ówdzie ustanowiono stanowiska sekretarzy
osobistych. Żelazo kuto nawet po tym jak przestało być gorące.
W następstwie tego wszystkiego, okoliczności elekcji z 1818 były szczególne. Daubeny rozwiązał
parlament, zapewne nie z myślą, by w ów sposób odzyskać swoje bogactwa, ale w przekonaniu, że
jest to ostatnia prawidłowa pozycja jaką może przyjąć, tocząc walkę konstytucyjną w należyty sposób.
Jego oponenci byli bardziej niż kiedykolwiek przedtem zdeterminowani, by go usunąć podczas elekcji
generalnej, zarządzonej przez niego samego. Daubeny haniebnie przegrał wiele różnych wyborów w
Izbie Gmin. Ostatnie głosowanie dotyczyło dziesiętnego systemu monetarnego, zaproponowanego na
wniosek Pallisera, byłego liberalnego Kanclerza Skarbu. Po jego zakończeniu Daubeny przeszedł do
swojego lobby z mniejszością liczącą 37 głosów. Żaden polityk, nawet sam Palliser, nie spodziewał się,
że ustawa Daubenego przyjęta zostanie na bieżącym posiedzeniu. Akt ten pełnić miał funkcję
sprawdzianu sił i dlatego temat dziesiętnego systemu monetarnego sprawdzał się tu jak każdy inny.
Jako, że Palliser lubował się w tej kwestii, z wdzięcznością wykorzystał kolejną okazję, by dać upust
swoim emocjom. Kiedy Daubeny był przy władzy, zaproponowane przez niego inicjatywy nie zostały
przyjęte. Wielce zdziwiony, ostatecznie całkowicie poległ pod ciężarem ciągłych trudności
napotykanych przy ustalaniu szczegółów dotyczących zasugerowanych inicjatyw. Jednak to wciąż
zaprzątało jego myśli, a za zgodą całej partii, która miała wówczas na uwadze własne cele, ustalono,
że propozycje Daubenyego mają zostać przyjęte nie gorzej niż każde inne. Rząd konserwatystów
pokonany został po raz trzeci czy czwarty, a Daubeny rozwiązał parlament.

Cały świat był zdania, że mógł on równie dobrze od razu podać się do dymisji. Był już koniec lipca, a w
jesiennej sesji parlamentarnej obradować muszą nowi posłowie. Wiedziano wówczas także, że
potrzeba było wyłącznie cudu, aby Daubeny znalazł poparcie wśród większości. Jak twierdziła sama
opozycja, pozostawili oni tort w jego rękach na dwanaście miesięcy, cały ten czas pobłażliwie go
traktując. Ostatnie wybory parlamentarne odbyły się ledwo 2 lata temu, a Daubeny nie miał w
zanadrzu żadnych frazesów przygotowanych pod publikę; rozwiązanie rządu uznane by było za coś
nieuczciwego, niezgodnego z konstytucją i podżegałoby do buntu - mówili liberałowie. Okazało się
również, że konserwatyści w głębi duszy byli tak samo źli jak ich przeciwnicy. Co można było zyskać
poza marnymi trzema miesiącami? Byli i tacy bystrzejsi, którzy sugerowali, jakoby Daubeny miał w
głowie ukryty plan - pewnego rodzaju chwyt z serii innych politycznych magicznych sztuczek, czy
iluzjonistyczny trik typu "hokus pokus", "abrakadabra", dzięki któremu mógłby odzyskać władzę,
zakładając, że wybory pójdą jak planowano. Lecz, nawet jeśli rzeczywiście tak było, z pewnością
trzymał on ów plan w tajemnicy przed członkami własnej partii.

Brakowało mu sloganu, którym mógłby się zwrócić do narodu, ale wprawdzie powiedziawszy, liderzy
opozycji także nie mieli przygotowanego żadnego hasła. Cięcia budżetowe, reforma armii, znakomita
marynarka wojenna, dziesiętny system monetarny Pallisera i ogólnie rzecz biorąc dobre rządy
zrodziły wiele tematów do poruszenia przez starych wigów o umiarkowanie liberalnych poglądach w
ich przemowach kierowanych do przyszłego elektoratu. Bardziej postępowi liberałowie obiecywali
wprowadzenie balotażu oraz proponowali dokonać rozdziału między Kościołem a państwem.
Ówczesny rząd miał jednak zostać odwołany z powodu ogólnej niekompetencji. Ministrowie mieli być
zmuszeni do podania się do dymisji, gdyż nie zdobyli większości mandatów. Jednakże parlament nie
powinien zostać rozwiązany. Przeciwnicy Daubenyego, jak i zresztą jego zwolennicy, spoglądali na
niego z niemalże dziką wrogością. Miejsce w parlamencie, bądź to przez pięć, czy sześć lat, jest
błogosławieństwem; ale łaska ta poddana zostaje wątpliwościom, gdy okazuje się, że trzeba o nie
walczyć od nowa na co drugiej sesji parlamentarnej.
Dla rozważnych, pracowitych i pełnych zapału liberałów jedna rzecz była oczywista, mianowicie, że
muszą oni nie tylko zdobyć większość w przyszłym parlamencie, ale także zadbać o to, by ta
większość złożona była z dobrych mężów - dobrych jak i szlachetnych. Należało skończyć ze złym
zarządzaniem, sprzeczkami i bezczynnością. Bo czy godzi się na to by tort w dalszym ciągu krojony był
przyjętą ostatnio metodą przez rzekomo konserwatywnego premiera, który pozbawiony jest
wszelkich zasad? Kawalerowie Orderu Podwiązki jakby z premedytacją zaczęli kłaść własne życia na
szali, a najstarsi z biskupów mówili nawet o dymisji. Wskutek czego wszystkiego wielkie poruszenie
zapanowało wśród liberalnych klubowiczów politycznych, a każdy dobry i szlachetny mąż wezwany
został do walki. Spośród młodych i liberalnych żołnierzy nieznano wówczas człowieka lepszego i
szlachetniejszego niż pochodzący z Irlandii Pan Finn. Dwa lata temu, gdy sprawował urząd, ze służby
Irlandczyka zadowolony był każdy z jego przyjaciół. Finn raz jednak znalazł się w pozycji, w której
zmuszony był poprzeć pewną inicjatywę. Następnie, kiedy przejęta ona została przez innych posłów,
poprzysiągł sobie nie mieć z nimi nic wspólnego i ustąpił ze stanowiska. Najstarsi przyjaciele Finna
zawsze mieli wrażenie, że był on wykorzystywany lub, jeśli to za dużo powiedziane, to jedno jest
pewne, okoliczności nigdy mu nie sprzyjały. Bycie zawsze o krok przed innym działaczami z partii
ostatecznie sprowadziło go na manowce. Po tym jak już sporządzono listę z imionami tych
najlepszych i najszlachetniejszych, poselekcjonowano i zważono ich zasługi, przedyskutowano oraz
przeegzaminowano ów zestawienie nazwisk przez wybranych aktywnych członków Partii Liberalnej za
zamkniętymi drzwiami jednego z kameralnych pokoików, niedaleko oddalonego od wspaniałej,
jedynej naszej siedziby parlamentarnych batalii. Następnie, w czasie, gdy ów działacze wymieniali
między sobą wszelkie ich własne korzyści, interesy i potrzeby, nazwisko Finna padło nie raz.

You might also like