You are on page 1of 114

1 James Luceno Maska kłamstw 2

MASKA KŁAMSTW

JAMES LUCENO

Przekład
KATARZYNA LASZKIEWICZ

Janko5 Janko5
3 James Luceno Maska kłamstw 4
Tytuł oryginału
CLOAK OF DECEPTION

Redaktor serii
ZBIGNIEW FONIAK

Redakcja stylistyczna
MAGDALENA STACHOWICZ

Redakcja techniczna
ANDRZEJ WITKOWSKI

Korekta
BARBARA CYWIŃSKA
MAGDALENA KWIATKOWSKA

Ilustracja na okładce
STEVEN D. ANDERSON

Skład
WYDAWNICTWO AMBER

Copyright © 2001 by Lucasfilm, Ltd. & TM.


All rights reserved. Dla Karen-Ann,
jednej z niewielu osób,
które naprawdę wpłynęły na losy świata
For the Polish edition - przynajmniej mojego.
Copyright © 2002 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

ISBN 83-7245-919-3

Janko5 Janko5
5 James Luceno Maska kłamstw 6

Dawno, dawno temu, w dalekiej galaktyce...


Po tysiącach pokoleń żyjących w pokoju galaktyczna Republika zaczyna się kru-
szyć. Na Coruscant, w centrum cywilizowanego świata, chciwość i korupcja zżerają
galaktyczny senat, czemu nie są w stanie zapobiec nawet talenty najwyższego kanclerza
Valoruma. Na peryferiach Republiki zaś statki Federacji Handlowej opanowują hiper- DORVALLA
przestrzenne szlaki.
Teraz jednak Federacja Handlowa staje się obiektem ataków ze wszystkich sekto-
rów, narażona na napaści piratów i terrorystów, domagających się położenia kresu jej
tyrańskim praktykom.
Nadszedł czas próby dla wszystkich tych, którzy nie szczędzą wysiłków, by
utrzymać jedność Republiki - przede wszystkim rycerzy Jedi, którzy od niepamiętnych
czasów strzegą pokoju i sprawiedliwości...

Janko5 Janko5
7 James Luceno Maska kłamstw 8
- Status - syknęła postać w długiej szacie.
Neimoidiański nawigator „Strumienia Przychodów" odpowiedział z ogromnego
ROZDZIAŁ jak tron fotela stojącego poniżej poziomu rampy spacerowej mostka:
- Ostatnia z kapsuł towarowych wpływa na pokład, komandorze Dofine. - Ryt-

1
miczny język Neimoidian akcentował pierwsze sylaby przeciąganych śpiewnie słów.
- Doskonale - odparł Dofine. - W takim razie wezwij z powrotem myśliwce.
Nawigator odwrócił się w swoim fotelu twarzą do rampy spacerowej.
- Już teraz, komandorze?
Dofine przerwał niespokojny marsz, by rzucić pełne wątpliwości spojrzenie na
członka swojej załogi. Miesiące spędzone w głębokiej przestrzeni tak pogłębiły wro-
dzoną nieufność komandora, że nie był już pewien zamiarów nawigatora. Czy tamten
kwestionował jego rozkazy w nadziei podniesienia swojej pozycji, czy też może istniał
rozsądny powód, by opóźnić powrót myśliwców? Problem ten naprawdę trapił Dofine-
Skąpany w blasku niezliczonych gwiazd frachtowiec Federacji Handlowej „Stru- 'a; ryzykował utratę twarzy, gdyby okazało się, że nie miał racji, podając w wątpliwość
mień Przychodów" unosił się leniwie nad alabastrowym płaszczem atmosfery Dorvalli. intencje podwładnego. Postanowił zaryzykować, udając, że pytanie wynikało z auten-
Identyczny jak miriady swoich braci, przypominał talerz, któremu wycięto środek, tycznej troski i nie miało groźnych podtekstów.
pozostawiając dwa masywne ramiona hangarów. W leżącej pomiędzy nimi centrosferze - Chcę, by odwołano te myśliwce. Im prędzej opuścimy orbitę Dorvalli, tym lepiej.
znajdowały się potężne hiperprzestrzenne reaktory. Wygięte ramiona nie stykały się z Nawigator skinął głową.
przodu, jakby projektant zapomniał zamknąć ich krąg. W rzeczywistości jednak ta prze- - Jak pan sobie życzy, komandorze.
rwa była zamierzona, bo na końcu każdego z ramion mieściły się olbrzymie szczęki Dofine, dowodzący nieliczną żywą załogą „Strumienia Przychodów", miał dwoje
doków i wyloty hangarów. zaczerwienionych owalnych oczu z przodu głowy, wydatny pysk i opadające rybie usta.
Statek Federacji pożerał olbrzymie ilości ładunku, niczym żarłoczna bestia; od Żyły i tętnice pulsowały tuż pod powierzchnią pomarszczonej, upstrzonej plamami
trzech dni jego żerowiskiem była orbita Dorvalli. bladozielonkawej skóry. Niewysoki jak na swoją rasę - najsłabszy z miotu, jak mawia-
Głównym towarem eksportowym tej peryferyjnej planety były rudy lommitu, jed- no za jego plecami - ukrywał chude członki pod fałdzistą niebieską szatą i płaszczem o
nego z najważniejszych składników transpastalowych szyb i kabin gwiezdnych my- wywatowanych ramionach, bardziej odpowiednim dla duchownego niż dowódcy stat-
śliwców. Niezgrabne transportowce wynosiły rudę na wysoką orbitę, gdzie towar prze- ku. Nawet jego tiara - wysoki stożek z czarnej tkaniny - sugerowała bogactwo i wysoki
noszono na samobieżne barki, transportery i kapsuły towarowe, niektóre wielkie jak urząd.
promy orbitalne, każdy ze znakiem Federacji Handlowej - Płomienistą Kulą. Nawigator ubrany był podobnie, w długą szatę i tiarę, ale jego długi do ziemi
Setki bezzałogowych statków płynęły strumieniem między dorvallańskimi trans- płaszcz był jednolicie czarny i prostszy w kroju. Odczytywał dane z urządzeń nawiga-
portowcami a pierścieniem frachtowca, przyciągane potężnymi promieniami ściągają- cyjnych otaczających jego muszlowaty fotel przy użyciu gogli, a jego usta zasłaniał
cymi w kierunku przerwy pomiędzy ramionami. Tam urządzenia cumownicze doków płaski, okrągły komunikator.
wciągały statki przez pole magnetyczne do prostokątnych otworów prowadzących do Pokładowym łącznościowcem „Strumienia Przychodów" był wyłupiastooki Sullu-
ładowni. stanin o obwisłych szczękach. Operator centralnego komputera pokładowego był Gra-
Przed atakami piratów lub innych napastników chroniły frachtowiec patrole czte- ninem - trójokim osobnikiem o koźlej twarzy. Zielonoskóry Ishi Tib z wydatnym dzio-
rosilnikowych gwiezdnych myśliwców o tępych nosach, pozbawione tarcz, ale za to bem pełnił funkcję wicekwestora statku.
wyposażone w szybkostrzelne działa laserowe. Pilotującymi myśliwce robotami stero- Dofine nienawidził obcych jako członków załogi, ale musiał ich znosić ze względu
wał centralny komputer umieszczony w sferycznym centrum dowodzenia frachtowca. na pomniejsze koncerny żeglugowe, stowarzyszone z Federacją Handlową: niewielkie
Na rufowym wybrzuszeniu centralnej sfery wznosiła się wieża dowodzenia i kon- spółki w rodzaju Viraxo Shipping albo potężne stocznie, jak TaggeCo i Hoersch-
troli. Na jej mostku postać w długiej szacie przechadzała się nerwowo od jednego Kessel.
wklęsłego iluminatora do drugiego. Tafle iluminatorów ukazywały widok odległych Wszystkie inne zadania na mostku wykonywał człekokształtny robot.
końcówek ramion hangarów i pozornie nieprzerwany strumień kapsuł, połyskujących w Komandor ponownie zaczął przemierzać mostek w tę i z powrotem, gdy nagle
świetle centralnej gwiazdy systemu. Za ramionami frachtowca i strumieniem rudobrą- znów odezwał się Sullustanin.
zowych kapsuł lśniła białym blaskiem Dorvalla.
Janko5 Janko5
9 James Luceno Maska kłamstw 10
- Komandorze, Zakłady Wydobywcze Dorvalli informują, że ich należność została na dwadzieścia pięter strefy, których granice wyznaczały rozsuwane wrota. Zazwyczaj
zaniżona o sto tysięcy republikańskich kredytów. najpierw ładowano strefę trzecią, najbliższą punktu centralnego. Jednak kapsuły zawie-
Dofine machnął lekceważąco długimi palcami. rające towary kierowane do portu przeznaczenia innego niż Coruscant lub pozostałe
- Powiedz im, żeby sprawdzili swoje rachunki. planety Jądra były kierowane do ładowni w strefie pierwszej lub drugiej niezależnie od
Sullustanin przekazał słowa Dofine'a i czekał teraz na odpowiedź. tego, w którym momencie zostały wniesione na pokład.
- Mówią, że to samo powiedział pan ostatnim razem, kiedy tu byliśmy. Po całym hangarze kręciły się automaty strażnicze ze zmodyfikowanymi karabi-
Dofine westchnął teatralnie i wskazał na wielki okrągły ekran w tylnej części nami bojowymi firmy BlasTech, z których część miała końcówki dezintegrujące. Pod-
mostka. czas gdy roboty wykonawcze przypominały puste w środku pniaki z licznymi gałęziami
- Wyświetl ją. ramion, jednostki PK o giętkich szyjach, pudełkowate GNK lub płaskostope binarne
Powiększony wizerunek rudowłosej, piegowatej kobiety rasy ludzkiej ukazał się podnośniki, wygląd robotów strażniczych zainspirowały najwyraźniej struktury kostne
na ekranie w tym samym momencie, gdy pojawił się przed nim Dofine. któregoś z licznych dwunożnych gatunków zamieszkujących galaktykę. Pozbawione
- Nic mi nie wiadomo, by kwota zapłaty była niepełna - powiedział bez żadnych zaokrąglonej głowy i metalowej muskulatury swoich bliskich kuzynów - robotów pro-
wstępów. tokolarnych - roboty strażnicze miały wąskie czaszki w kształcie przepołowionego
Oczy kobiety błysnęły. walca, zakończone z przodu procesorem mowy, a od tyłu nasadzone ukośnie na sztyw-
- Nie kłam, Dofine. Najpierw dwadzieścia tysięcy, potem pięćdziesiąt, a teraz sto. ną, cofniętą szyję. Tym, co odróżniało je od reszty, był jednak plecak z dopalaczem
Ile będziemy musieli stracić przy następnej okazji, gdy Federacja Handlowa zaszczyci sygnalizatorów i sterczącą z niego ruchomą anteną.
Dorvallę wizytą? Większość robotów ochraniających „Strumień Przychodów" była po prostu koń-
Dofine rzucił porozumiewawcze spojrzenie na Ishi Tiba, który uśmiechnął się sła- cówkami centralnego komputera frachtowca; niektóre z nich jednak zostały obdarzone
bo w odpowiedzi. szczątkową inteligencją. Czoła i piersi tych dowódców zdobiły żółte odznaki podobne
- Wasza planeta leży na uboczu normalnych szlaków przestrzennych - powiedział do wojskowych, nie tyle ze względu na same roboty, co raczej na użytek istot z krwi i
spokojnie w stronę ekranu. - Równie daleko od Rimmiańskiego szlaku handlowego, jak kości, przed którymi odpowiadały.
i od Trasy na Korelię. Ta sytuacja rodzi dodatkowe wydatki. Oczywiście, jeśli jesteście OLR-4 był jednym z robotów-dowódców.
niezadowoleni, zawsze możecie prowadzić interesy z jakimś innym koncernem. Ściskając karabin blasterowy w obu dłoniach, zgięty pod kątem w poprzek klatki
Kobieta prychnęła. piersiowej, robot stał w strefie drugiej hangaru, dokładnie w połowie odległości pomię-
- Z innym koncernem? Przecież nikogo tu nie dopuszczacie! Dofine rozłożył dłu- dzy wielkimi grodziami wyznaczającymi granice pomieszczenia. OLR-4 rejestrował
gie ręce. oznaki ożywionej działalności, jaka toczyła się wokół niego - strumienie kapsuł towa-
- Cóż więc znaczy sto tysięcy kredytów więcej czy mniej? rowych sunących do strefy trzeciej, hałas innych kapsuł osiadających na pokładzie,
- To wyzysk! nieprzerwane trzaski i zgrzyty pracujących maszyn - ale robił to tylko częścią świado-
Kwaśna mina, jaką przybrał teraz Dofine, wyjątkowo dobrze pasowała do jego mości. Zadaniem OLR-4, powierzonym mu przez centralny komputer pokładowy, było
obwisłej twarzy. wypatrywanie wszelkich odstępstw od normalności: zjawisk nie mieszczących się w
- Proponuję, żeby złożyła pani skargę w Komisji Handlowej na Coruscant. przedziale parametrów zdefiniowanych przez komputer.
Kobieta prychnęła i zaczerwieniła się ze złości. Ogłuszający zgrzyt, który towarzyszył unoszeniu się kapsuły towarowej, biorąc
- To jeszcze nie wszystko, Dofine. pod uwagę rozmiary statku, mieścił się całkowicie w tym przedziale. Tak samo dźwięki
Dofine spróbował się uśmiechnąć. dobywające się z wnętrza kapsuły, które można było przypisać przesuwającym się we-
- Ach, znowu się pani myli. - Przerwał transmisję, odwracając się twarzą do Ne- wnątrz towarom. Nie dało się jednak powiedzieć tego samego o syku powietrza uwal-
imoidianina. nianego przez zawory bezpieczeństwa ani o metalicznych stukach i zgrzytach, które
- Daj mi znać, gdy zakończymy załadunek. poprzedziły powolne unoszenie się nietypowo dużej, okrągłej klapy przedniego włazu.
Długa głowa OLR-4 okręciła się wokół osi, a jego wypukłe sensory optyczne za-
W głębiach hangarów roboty nadzorowały wyładunek kapsuł towarowych ze stacji trzymały się na kapsule. Powiększony i wyostrzony obraz transmitowany był do cen-
przeładunkowych wysoko nad pokładem. Garbate kapsuły z bulwiastymi nosami, które tralnego komputera, który nieustannie porównywał go z bazą podobnych wizerunków.
nadawały im zadziorny wygląd, wpływały do hangaru unosząc się na repulsorach, a Wszelkie odstępstwa od normy były rejestrowane.
następnie były rozsyłane w zależności od ładunku i przeznaczenia, wymalowanego W tym samym momencie, gdy fotoreceptory OLR-4 przyglądały się badawczo
zakodowanymi znakami na kadłubach. Każdy hangar był podzielony na trzy wysokie unoszonej klapie włazu, dodatkowe roboty strażnicze pospieszyły, by zająć pozycje po
Janko5 Janko5
11 James Luceno Maska kłamstw 12
obu stronach podejrzanej kapsuły. OLR-4 wysunął podobną do buta stopę, przyjmując się na pręcie spustowym blastera, ale jedyną odpowiedzią przeciążonej broni był żało-
postawę bojową, i wycelował w kapsułę swój karabin. sny syk, po którym blaster odmówił dalszej pracy.
Otwarta klapa powinna była ukazać wnętrze kapsuły, zamiast tego jednak ujawniła - O-och -jęknął OLR-4.
kolejną, szczelnie zamkniętą. OLR-4 zdołał określić skład chemiczny wewnętrznej Długowłosy mężczyzna spojrzał na niego, odwrócił się i wypalił.
klapy, ale jego słabiutki procesor nie potrafił powiązać wyników w żadną logiczną Czujniki ciepła OLR-4 przekroczyły przewidzianą dla nich skalę, a przeciążone
całość. Było to domeną centralnego komputera, który szybko rozwiązał tę zagadkę - systemy zawyły. Zanim stopiły się wszystkie obwody, robot przekazał ostatni obraz do
jednak nie dość szybko. centralnego komputera, po czym przestał istnieć.
Zanim OLR-4 zdołał się poruszyć, wewnętrzna klapa wystrzeliła z kapsuły jak ta- Uspokajający szum urządzeń na mostku „Strumienia Przychodów" przerwał
ran, z dostateczną siłą, by posłać dwa roboty strażnicze i trzy robocze na sam środek zgrzytliwy ton dobiegający z matrycy skanera. Sunąc wzdłuż rampy dowodzenia, Daul-
hangaru. OLR-4 i trzy pozostałe roboty natychmiast otworzyły ogień w stronę odstrze- tay Dofine zapytał o powód hałasu robota stojącego przy skanerze.
lonej klapy i samej kapsuły, ale blasterowe pociski odbijały się od nich rykoszetem po - Monitory dalekiego zasięgu donoszą o pojawieniu się grupy niewielkich statków
całej ładowni. zbliżających się w naszym kierunku z maksymalną prędkością- odpowiedział robot
Dwa roboty wskoczyły na szeroki kadłub kapsuły, chcąc zaatakować urządzenia monotonnym, metalicznym głosem.
od tyłu, ale ich wysiłki na nic się nie zdały. Blasterowe strzały trafiły je wcześniej, - Co? Co powiedziałeś?
rozrywając na cztery części jednego i prawie całkowicie rozsadzając drugiego. Dopiero Dalszych wyjaśnień udzielił Sullustanin.
wtedy OLR-4 uświadomił sobie, mimo swojego skromnego procesora, że nieprzyjaciel - Identyfikatory rozpoznały statki typu CloakShape i jedną kanonierkę klasy Tem-
znajdował się z tyłu tarana. A sądząc po precyzji strzałów, intruzi byli istotami z krwi i pest.
kości. Dofine'owi szczęka opadła ze zdumienia.
Z kapsułą sunącą powoli nad głową, wśród setek robotów wykonujących przydzie- - To atak?
lone im zadania i nieświadomych wymiany strzałów, OLR-4 rzucił się w bok, ostrzeli- - Komandorze - odezwał się znów robot - statki nadal się zbliżają.
wując się równą serią, by znaleźć się na korzystniejszej pozycji. Blasterowe strzały Dofine machnął gwałtownie w stronę wielkich monitorów.
świszczały nad jego głową i ramionami, przelatywały między nogami. - Chcę je zobaczyć! - Ruszył w stronę ekranu, gdy nagle usłyszał inny niepokojący
Tuż przed nim dwa z robotów straciły głowy, strącone celnymi strzałami. Trzeci dźwięk, tym razem dochodzący ze stanowiska operatora systemów statku, również
pozostał nietknięty, ale i tak upadł na pokład, oszołomiony nieustannym, zimnym ulokowanego poniżej rampy.
ogniem wyładowań elektrycznych. - Centralny komputer informuje o zakłóceniach w strefie pierwszej hangaru, w
Wewnętrzne monitory OLR-4 podpowiedziały mu, że jego blaster jest przegrzany prawym ramieniu statku.
i bliski wyczerpania. Choć niewątpliwie świadom sytuacji, centralny komputer nie Dofine spojrzał na Granina.
odwołał rozkazów, więc OLR-4 nie przerwał ognia, próbując skryć się za taranem. - Jaki rodzaj zakłóceń?
Po jego prawej stronie kolejny robot, zestrzelony, spadł z dachu kapsuły, a jego - Roboty ostrzeliwują jedną z kapsuł towarowych.
rozszarpany tors wirował niezgrabnie, opadając na pokład, gdzie zmiażdżyła go osiada- - Bezmyślne maszyny! Jeśli zniszczą ładunek...
jąca kapsuła. Inny robot, pozbawiony nogi, podskakiwał nie przerywając ognia, dopóki - Komandorze, ekran pokazuje już myśliwce - zameldował Sullustanin.
nie odstrzelono mu drugiej. Wtedy upadł, tocząc się bezwładnie po pokładzie wśród - Może to tylko spięcie - zasugerował Granin.
iskier strzelających z jego syntezatora mowy. Dofine popatrywał czerwonymi oczami to na jednego członka załogi, to na dru-
OLR-4 uskakiwał to w prawo, to w lewo, unikając blasterowych strzałów. Prawie giego, czując rosnący niepokój.
dotarł już do kapsuły, gdy został trafiony w prawe ramię, a siła wystrzału okręciła go - Gwiezdne myśliwce zmieniają kurs. Formacja rozpada się na dwa oddziały. -
wokół własnej osi. Zatoczył się, ale zdołał utrzymać się w pionie, dopóki nie trafiono Sullustanin odwrócił się w stronę Dofine'a. - Lecą w szyku charakterystycznym dla
go w lewe ramię. Wirując, wylądował na plecach, z nogami zaklinowanymi pod kapsu- Frontu Mgławicy.
łą. Patrząc do góry, zarejestrował kątem oka zbrojny oddział, który wtargnął na pokład - Front Mgławicy! - Dofine pospieszył w stronę ekranu i wskazał palcem czarny
frachtowca: kilkanaście dwunożnych istot żywych, ubranych w mimetyczne kombine- kształt kanonierki. - Ten statek to...
zony i czarne zbroje, z twarzami ukrytymi za aparatami do recyrkulacji powietrza, za- - „Jastrzębionietoperz" - powiedział szybko Sullustanin. - Statek kapitana Cohla.
opatrzonych w urządzenia do odzyskiwania tlenu, przypominających długie kły. - To niemożliwe! - prychnął Dofine. - Nie dalej jak wczoraj widziano go na Mala-
Fotoreceptory OLR-4 skupiły się na istocie rasy ludzkiej, której długie czarne wło- starze.
sy opadały w lokach na szerokie ramiona. Serwomotory prawej dłoni robota zacisnęły Żuchwy Sullustanina drżały lekko, gdy wpatrywał się w ekran.
Janko5 Janko5
13 James Luceno Maska kłamstw 14
- Ale to jego statek. A tam, gdzie pojawia się „Jastrzębionietoperz", musi być i
sam Cohl.
- Myśliwce przegrupowują się do ataku - zameldował robot. Dofine zwrócił się w ROZDZIAŁ
stronę nawigatora.

2
- Uruchomić systemy obrony!
- Centralny komputer melduje, że w prawym hangarze nadal trwa strzelanina.
Osiem robotów strażniczych zostało zniszczonych.
- Zniszczonych?
- Systemy obrony mają na celu gwiezdne myśliwce Frontu Mgławicy. Tarcze
ochronne podniesione.
- Myśliwce strzelają!
W prostokątnych iluminatorach eksplodowało nagle jasne światło, a mostek za-
drżał od wstrząsu dość silnego, by przewrócić robota.
- Turbolasery odpowiadają ogniem! Zamaskowana grupa, która wtargnęła na pokład „Strumienia Przychodów", była
Dofine odwrócił się w stronę iluminatorów w samą porę, by zobaczyć kreski pul- prawdziwą zbieraniną, równie zróżnicowaną, jak załogi gwiezdnych myśliwców, które
sującego czerwonego światła z centralnie zamontowanych baterii laserowych. zapewniały im wsparcie: ludzie i istoty innych ras, płci męskiej lub żeńskiej, krępi i
- Gdzie są najbliższe posiłki? szczupli. Ubrani w maskujące kombinezony i matowe, czarne zbroje, w butach bojo-
- W najbliższym systemie słonecznym - powiedział nawigator. -To „Akwizytor". wych z przyssawkami i goglach, wypadli zza tarana, który pozwolił im zaatakować z
Jest lepiej uzbrojony niż „Strumień Przychodów". zaskoczenia, ostrzeliwując się z najnowocześniejszej broni zaczepnej i zawieszonych
- Wyślij prośbę o wsparcie! na ramionach zakłócaczy pola.
- Czy to rozsądne, komandorze? Garstka robotów, które trzymały się jeszcze na nogach, padła na pokład, oderwane
Dofine rozumiał jego zastrzeżenia. Prośba o ratunek zawsze była poniżająca. Ale kończyny pryskały na wszystkie strony.
Dofine był pewien, że zrekompensuje upokorzenie, jeśli zdoła ocalić ładunek „Stru- Mężczyzna, w którego nie trafił OLR-4, odważnie wyszedł na środek hangaru,
mienia Przychodów". sprawdził odczyt na komunikatorze noszonym na nadgarstku, po czym zdjął aparat do
- Rób, co powiedziałem - polecił nawigatorowi. recyrkulacji powietrza i gogle.
- Myśliwce przegrupowują się do ponownego ataku - zameldował Sullustanin. W powietrzu pozostał przenikliwy zapach walki - ozonu i stopionego metalu.
- Gdzie są nasze myśliwce? Dlaczego nie ruszają do kontrataku? - Atmosfera zdatna do oddychania - oznajmił pozostałym członkom grupy. - Ale
- Odwołał je pan, komandorze - przypomniał nawigator. Dofine machnął gwał- poziom tlenu niski, jak na czterech tysiącach metrów. Zdejmijcie maski, ale miejcie je
townie ręką. pod ręką... zwłaszcza wszyscy uzależnieni od t'bac.
- No to wypuść je, ale już! Przy wtórze stłumionych śmiechów oddział wykonał polecenie.
- Centralny komputer prosi o zgodę na odcięcie strefy drugiej prawego hangaru. Po zdjęciu aparatu twarz mężczyzny nadal przypominała maskę -ciemna skóra, gę-
- Potwierdzam! - zawołał Dofine. - Odetnij ją, szybko! sta broda i sztywne czarne włosy, a na czole, od skroni do skroni, wytatuowany rząd
małych rombów. Fiołkowe oczy beznamiętnie analizowały uszkodzenia.
W zasięgu wzroku nie było ani jednego robota strażniczego, ale szczątki tych, któ-
re unicestwili, zaśmiecały pokład. Roboty wykonawcze kontynuowały swoje zadania,
niezmordowanie kierując kilka kapsuł do ich miejsc przeznaczenia.
Jeden z ludzi kopnął na bok uszkodzone ramię robota strażniczego.
- Te urządzenia mogą stać się niebezpieczne, jeśli kiedyś nauczą się myśleć jak na-
leży.
- I strzelać jak należy - dodał brodacz.
- Niech pan to powie Rasperowi, kapitanie Cohl - powiedział Boiny, Rodianin. -
To robot go wykończył. - Boiny, zielonoskóry samiec o okrągłych oczach, podrapał się
po gęstych, giętkich, żółtych kolcach porastających ryjek.
Janko5 Janko5
15 James Luceno Maska kłamstw 16
- Miał robot szczęście, i tyle - zauważyła Rodianka. dział jonowych kanonierki nadwerężał tarcze ochronne „Strumienia Przychodów".
- To nie znaczy, że macie traktować to tutaj jako ćwiczenia -ostrzegł Cohl, przy- Gwałtowne rozbłyski światła rozlewały się po iluminatorach mostka.
glądając się każdemu po kolei. - Komputer centralny przyśle tu niedługo dodatkowe Jedyne, co mógł zrobić Dofine, to twardo stać na mostku, przeklinając pod nosem
jednostki, a mamy do przejścia prawie kilometr, zanim dotrzemy do mostka. terrorystów.
Intruzi rozejrzeli się po zaokrąglonym hangarze, którego sklepienie ginęło gdzieś W zamian za przywilej wyłączności na handel z peryferyjnymi systemami
wysoko. Ponad głowami mieli masywne dźwigary i belki, wyciągarki, tunele napraw- gwiezdnymi, Federacja Handlowa zobowiązała się wobec galaktycznego senatu na
cze i wyciągi - plątanina przewodów w rzadkiej atmosferze. Coruscant, że zadowoli się potęgą handlową nie próbując budować militarnej, opartej
Kobieta rasy ludzkiej - jedyna w tym gronie - gwizdnęła cicho. na sile marynarki wojennej. Jednak im dalej od Jądra zapuszczały się frachtowce Fede-
- Na krańce gwiazd, można by tu pomieścić całą armię inwazyjną. Miała skórę racji, tym częściej padały ofiarą piratów i terrorystów w rodzaju bojowników z Frontu
równie ciemną jak Cohl i krótkie brązowe włosy, okalające szczupłą, trójkątną twarz. Mgławicy, której wielu członków miało porachunki nie tylko z Federacją Handlową ale
- To by oznaczało, że muszą wydać cząstkę swoich zysków, Rei la i samym rządem na Coruscant.
- powiedział mężczyzna. - A Neimoidianie robią to tylko wtedy, gdy chcą sobie W rezultacie senat zgodził się, by frachtowce wyposażono w broń obronną w
kupić nowe szaty. obawie przed atakami w niepatrolowanych systemach rozrzuconych pomiędzy więk-
Boiny wybuchnął piskliwym śmiechem. szymi szlakami handlowymi i hiperprzestrzennymi. To jednak zmusiło tylko napastni-
- Wyhodujesz sobie niedożywioną neimoidiańską larwę, i tyle! Cohl wskazał bro- ków do modernizacji uzbrojenia, która z kolei wymagała okresowej wymiany sprzętu
dą na dwóch innych członków załogi. obronnego na frachtowcach Federacji Handlowej.
- Zostańcie przy kapsule. Odezwiemy się, jak opanujemy mostek. Niepokoje na Środkowych i Odległych Rubieżach - w tak zwanych strefach wol-
- Odwrócił się w stronę pozostałych. - Zespół pierwszy, weźcie zewnętrzny kory- nego handlu - stały się od tego czasu chlebem powszednim. A Coruscant była daleko,
tarz. Reszta idzie ze mną. nawet przy prędkościach nad-świetlnych, i nie zawsze łatwo było ustalić, kto zawinił i
„Strumień Przychodów" zatrząsł się lekko. W oddali słychać było stłumione eks- kto wystrzelił pierwszy. Zanim sprawa trafiała do sądu, jedynymi dowodami były już
plozje. Cohl nadstawił ucha. tylko oświadczenia stron i rozstrzygnięcie stawało się niemożliwe.
- To pewnie nasze statki. Sprawy Federacji Handlowej mogły się potoczyć inaczej, gdyby nie Neimoidianie,
W hangarze rozdzwoniły się syreny alarmowe. Pracujące roboty przerwały wyko- którzy słynęli ze skąpstwa. Kiedy przyszło im uzbrajać swoje olbrzymie frachtowce,
nywane czynności, gdy basowy łoskot przetoczył się pod ich stopami. szukali najtańszych dostawców i uparcie twierdzili, że ich największą troskaj jest
Rella spojrzała na przeciwległą grodź. ochrona ładunku.
- Odcinają hangar. Wbrew wszelkiemu rozsądkowi Neimoidianie zarządzili, by poczwórne baterie la-
Cohl dał znak zespołowi pierwszemu. serów zamontować na zewnętrznych ścianach ramion hangarów. Choć umieszczenie
- Ruszajcie. Spotkamy się przy turbowindach na sterburcie. Nastawcie kombine- baterii w płaszczyźnie równikowej sprawdzało się przy bocznych atakach, okazało się
zony na pulsowanie, to powinno zmylić roboty... i nie szafujcie pociskami ogłuszają- całkowicie nieskuteczne w przypadku napaści z góry lub z dołu, gdzie mieściły się
cymi. I pamiętajcie, żeby kontrolować poziom tlenu. prawie wszystkie najważniejsze systemy statków: generatory promienia ściągającego i
Zrobił parę kroków, ale zatrzymał się. tarcz ochronnych, reaktory hipernapędu i centralny komputer pokładowy.
- Jeszcze jedno: jak was trafi robot, koszty leczenia w zbiorniku bactą potrącę z Federacja Handlowa była więc zmuszona inwestować w silniejsze i lepsze genera-
waszej wypłaty. tory tarcz, grubsze pancerze, a w końcu i w oddziały gwiezdnych myśliwców. Przydzia-
ły myśliwców podlegały jednak regulacjom senatu i frachtowce w rodzaju „Strumienia
Daultay Dofine stał sztywno na rampie mostka, patrząc, jak bezlitosne statki Fron- Przychodów" często okazywały się bezbronne wobec ataków okrętów pilotowanych
tu Mgławicy atakują jego okręt. przez doświadczonych napastników.
Zbieranina gwiezdnych myśliwców runęła na „Strumień Przychodów" pełną mocą Świadom tych ograniczeń, Daultay Dofine bezsilnie patrzył, jak statek z ładun-
rzucając się na potężne ramiona frachtowca i trójsilnikową rufę jak drapieżne ptaki na kiem rudy lommitu wymyka mu się z rąk.
ofiarę. Wiele z pilotowanych przez roboty statków zostało anihilowanych, gdy tylko - Tarcze pracują na połowie mocy - zameldował Granin z drugiego końca mostka.
wyłoniły się zza pola ochronnego „Strumienia Przychodów". - Ale jesteśmy w niebezpieczeństwie. Jeszcze kilka ataków i tarcze padną.
Rozochocone łatwym zwycięstwem, statki wroga przedarły się przez krąg zakrzy- - Gdzie jest „Akwizytor"? - jęknął Dofine. - Powinni już tu być!
wionych ramion, ostrzeliwując z bliska wieże dowodzenia w centralnej kuli. Ogień Seria z kanonierki Frontu Mgławicy - osobistej jednostki kapitana Cohla - targnęła
mostkiem. Jak Dofine przekonał się podczas wcześniejszych potyczek, sam rozmiar
Janko5 Janko5
17 James Luceno Maska kłamstw 18
statku nie gwarantował ochrony, nie mówiąc już o zwycięstwie, a trzykilometrowa Dofine spacerował nerwowo po rampie, gdy nagle klapa włazu na mostek eksplo-
średnica frachtowca sprawiała jedynie, że był celem, w który trudno nie trafić. dowała i wpadła do środka, wyzwalając falę paraliżującego gorąca, która przewróciła
- Moc tarcz spadła do czterdziestu procent. go na pokład.
- Baterie laserów od pierwszej do szóstej nie odpowiadają - dodał Sullustanin. - Szóstka członków drużyny Cohla wpadła do środka w kłębach dymu; mimetyczne
Myśliwce koncentrują ostrzał na generatorze tarcz i reaktorach napędu. kombinezony pozwalały im zlać się praktycznie nawet z wypolerowanymi ścianami
Dofine gniewnie zacisnął usta. mostka. Szybko i sprawnie rozbroili Granina i wstrzelili ograniczniki w piersi robotów.
- Wydaj rozkaz głównemu komputerowi, by uaktywnił wszystkie roboty, wszyst- Cohl przywołał gestem jednego ze swoich ludzi do stanowiska łączności.
kie systemy obronne statku i przygotował się do odparcia napastników! - ryknął. - Ka- - Połącz się z „Jastrzębionietoperzem". Powiedz im, że opanowaliśmy mostek.
pitan Cohl nie postawi nogi na tym mostku. Po moim trupie! Niech myśliwce ustawią się w szyku obronnym i przygotują do osłaniania naszego
odwrotu.
W prawym ramieniu hangarów zespół kapitana Cohla przedarł się z trudem przez Innego ze swoich żołnierzy skierował do stanowiska Granina.
zamykające się grodzie. Wszystkie urządzenia w strefie trzeciej sprzysięgły się, by nie - Rozkaż centralnemu komputerowi, żeby się uspokoił. Niech otworzy wszystkie
pozwolić im posunąć się choćby o metr w stronę szybu kompensacji przyspieszenia, grodzie w hangarach.
łączącego centrosferę z bocznymi ramionami. Mężczyzna kiwnął głową i zeskoczył z rampy.
Dźwigi nad ich głowami spuszczały na nich ciężkie haki; wieże wiertnicze prze- Wstukał kod do komunikatora na nadgarstku i uniósł go do ust.
wracały się, zastępując im drogę; podnośniki binarne prześladowały ich jak senny - Zespół bazowy, mamy mostek. Przenieście kapsułę do strefy trzeciej i posadźcie
koszmar, a poziom tlenu skakał w górę i w dół. Nawet roboty wykonawcze przyłączyły jak najbliżej portalu w wewnętrznej ścianie hangaru.
się do walki, ciskając w nich przecinakami łączy i kalibratorami mocy, jakby to były Cohl wyłączył komunikator. Omiótł wzrokiem zakładników, zatrzymał wzrok na
miotacze ognia i wibroostrza. Dofine’ie i wyjął blaster.
- Centralny komputer zwrócił cały statek przeciwko nam! - krzyknął Cohl. Dofine, z rękami uniesionymi w geście poddania, cofnął się o dwa kroki, widząc,
Rella wystrzeliła do ścigającej ich grupy robotów PK uzbrojonych w hydroklucze. że Cohl podchodzi do niego.
- A czego się spodziewałeś, Cohl? Że podejmą nas jak królów? - Zastrzeliłby pan nieuzbrojoną istotę, kapitanie Cohl?
Cohl skierował gestem Boiny'ego, Rellę i resztę zespołu w stronę ostatniej grodzi, Cohl przycisnął lufę blastera do klatki piersiowej komandora.
która oddzielała ich od turbowind prowadzących do centralnej kuli. Rozrzedzone po- - Zastrzeliłbym nieuzbrojonego Neimoidianina i nadal mógłbym spać spokojnie.
wietrze wypełniało wycie syren alarmowych. Krzyżujące się promienie blastera, odbi- Przyglądał się Dofine'owi przez dłuższą chwilę, po czym schował broń do kabury i
jane rykoszetem od ścian, tworzyły pirotechniczne widowisko godne parady w Dniu zwrócił się w stronę Rodianina.
Republiki na Coruscant. - Boiny, bierz się do roboty. Tylko szybko.
Cohl strzelił w biegu; stracił już rachubę, ile robotów wyeliminował i ile ładunków Odwrócił się z powrotem.
gazu do blastera zużył. Dwóch członków jego zespołu postrzeliły roboty, ale ani on, ani - Gdzie jest reszta pańskiej załogi, komandorze?
reszta nie mogli wiele zrobić, żeby pomóc rannym. Jeśli dopisze szczęście, uda im się Donnę musiał przełknąć ślinę, zanim był w stanie wydać z siebie głos.
dotrzeć do punktu zbornego, nawet jeśli będą musieli się tam doczołgać. - Wracają promem z Dorvalli. Cohl kiwnął głową.
Ścigana przez trzy binarne podnośniki drużyna przebiegła przez ostatnią gródź i - Świetnie, to uprości sprawę.
zaczęła się przebijać do najbliższego rzędu turbowind. Dźgając Dofine'a palcem wskazującym w klatkę piersiową, szedł za nim wzdłuż
Klapa włazu prowadzącego do tuneli transferowych była zamknięta. rampy spacerowej, aż doszli do fotela nawigatora. Tam dźgnął go po raz ostatni, strąca-
- Boiny! – krzyknął Cohl. jąc z kładki prosto w fotel, a sam zeskoczył zanim.
Rodianin schował blaster do kabury i ruszył do przodu. Obejrzał sobie klapę od - Musimy porozmawiać o pańskim ładunku, komandorze.
góry do dołu, po czym podszedł do panelu sterującego wbudowanego w ścianę obok. - O ładunku? - zająknął się Dofine. - Lommit, dostawa na Sluis Van.
Przygotowując się do złamania kodu, potarł dłonie i strzelił długimi placami zakończo- - Do diabla z rudą- warknął Cohl. - Miałem na myśli aurodium. Dofine starał się
nymi przyssawkami. Zanim zdążył dotknąć klawiszy na panelu, Cohl walnął go pięścią nie wybałuszać zanadto swoich czerwonych oczu, ale kiepsko mu to wychodziło. Jego
w tył głowy. membrany powiekowe zadrżały, a potem podniosły się i opadły kilkakrotnie.
- Co to za popisy? - zapytał groźnie. - Po prostu rozwal panel! - Aurodium?
Cohl nachylił się w jego stronę.
- Masz na pokładzie dwa miliardy w sztabach aurodium.
Janko5 Janko5
19 James Luceno Maska kłamstw 20
Komandor zesztywniał pod wpływem wzroku Cohla. - Może nie jesteś tak tępomózgi, na jakiego wyglądasz. - Wskoczył na rampę spa-
- Pan... pan się myli, kapitanie. „Strumień Przychodów" przewozi rudę. cerową, by wyjrzeć przez iluminatory. Dołączyła do niego Rella. - Zmiana planów -
Cohl wyprostował się na całą imponującą wysokość. oznajmił. - „Akwizytor" wypuści na nas gwiezdne myśliwce, gdy tylko znajdziemy się
- Powtórzę to tylko raz: przewozisz sztaby aurodium... łapówki zebrane od świa- w ich zasięgu. Przekaż rozkaz na „Jastrzębionietoperza", żeby wciągnęli je w obręb
tów Odległych Rubieży, żeby zagwarantować im błogosławieństwo Federacji Handlo- ramion frachtowca.
wej. Dofine pozwolił sobie na uśmiech zadowolenia.
Choć przerażony, Dofine nie mógł się powstrzymać od sarkazmu: - Być może będzie pan musiał się obyć bez swego skarbu, kapitanie.
- A więc chodzi wam tylko o pieniądze. A ja słyszałem, że osławiony kapitan Cohl Cohl spojrzał na niego spode łba.
to idealista. Teraz widzę, że to zwykły złodziej. - Nie ruszę się stąd bez niego, komandorze. Pan też nie. - Złapał Dofine'a za nad-
Cohl niemal się uśmiechnął. garstek, żeby spojrzeć na timer. - Pięćdziesiąt pięć minut.
- Nie każdy może być złodziejem licencjonowanym, jak ty i twoja banda. - Cohl!- powiedziała Rella znacząco. Popatrzył na nią z ukosa.
- Federacja Handlowa nie posługuje się przemocą i mordem, kapitanie. - Nie ma aurodium, nie ma zapłaty, kochanie. Zagryzła idealnie wykrojoną dolną
Cohl złapał Dofine'a za ozdobną szatę i uniósł nad fotel. wargę.
- Akurat! - pchnął Dofine'a z powrotem. - Ale tym zajmiemy się kiedy indziej. Te- - To prawda, ale powinniśmy być żywi, żeby móc ją wydać. Potrząsnął głową.
raz liczy się tylko aurodium. - Nie mam w kartach śmierci... przynajmniej nie w tym rozdaniu.
- A gdybym odmówił wydania sztab? W pobliżu mostka myśliwiec Frontu Mgławicy, ścigany promieniami zabójczej
Nie spuszczając wzroku z Dofine'a, Cohl wskazał ruchem głowy na swojego ro- energii, rozpadł się w chmurze szczątków i rozgrzanego do białości gazu.
diańskiego towarzysza. - „Akwizytor" zaczął ostrzał - zameldował jeden z najemników.
- Ten tam, Boiny, montuje właśnie detonator termiczny w systemie kontroli prze- Na twarzy Relli pojawił się niepokój.
pływu paliwa „Strumienia Przychodów'.'. Jak rozumiem, urządzenie zainicjuje eksplo- Cohl zignorował spojrzenie, które rzuciła w jego stronę. Wyrwał szarpnięciem
zję dostatecznie silną, by zdmuchnąć twój statek za... Boiny? Dofine'a z fotela, wciągnął go na rampę i pchnął w kierunku wyważonej klapy włazu na
- Za sześćdziesiąt minut, kapitanie! - odkrzyknął Boiny, unosząc do góry metalo- mostek.
wą kulę wielkości śmierdzimelona. - Mamy mało czasu, komandorze. Nasze okno wylotowe właśnie zaczęło się za-
Cohl wyciągnął z kieszeni na nogawce kamuflującego kombinezonu przedmiot, mykać.
który przylepił do wnętrza lewej dłoni Dofine'a. Ten spojrzał w dół i zobaczył, że to
timer, który zaczął już odliczać czas. Uniósł wzrok, napotykając twarde spojrzenie
Cohla.
- To co z tymi sztabami? – spytał Cohl. Dofine skinął głową.
- Dobrze, w porządku... jeśli obiecasz, że oszczędzisz statek. Cohl roześmiał się.
- „Strumień Przychodów" to już przeszłość. Ale masz moje słowo, że oszczędzę
twoje życie, jeśli będziesz robił, co ci każę.
Dofine spojrzał zezem.
- W takim razie dożyję twojej egzekucji.
Cohl wzruszył ramionami.
- Nigdy nic nie wiadomo, komandorze. - Wyprostował się i uśmiechnął do Relli.
- A nie mówiłem? Poszło jak z pła...
- Kapitanie! - przerwał człowiek Cohla ze stanowiska łączności. - Z nadprzestrzeni
wyskoczył właśnie statek. Skanery tożsamości pokazują, że to „Akwizytor", frachto-
wiec Federacji.
Rella cmoknęła.
- Co pan mówił, kapitanie?
Spojrzenie, jakim Cohl obrzucił Dofine'a, wyrażało autentyczne zaskoczenie.

Janko5 Janko5
21 James Luceno Maska kłamstw 22
Zakon ten znany był pod nazwą rycerzy Jedi.
- Mistrzu, czy widzisz jakiś znak na ich statku? - zapytał przez ramię Obi-Wan.
ROZDZIAŁ Qui-Gon odwrócił się, by wskazać otwartą kapsułę na lewym dolnym ekranie
umieszczonym ponad głową Obi-Wana.

3
- To ten. Planują widać wystrzelenie go z portalu w wewnętrznej ścianie pierście-
nia hangaru. Posadź naszą kapsułę w pobliżu, ustawioną włazem w przeciwną stronę.
Tylko zrób to ostrożnie, żeby nie zwracać na nas uwagi. Cohl na pewno wystawi wartę.
- Czy życzysz sobie przejąć stery, mistrzu? - zapytał urażony Obi-Wan.
Qui-Gon uśmiechnął się do siebie.
- Tylko jeśli jesteś zmęczony, padawanie.
Obi-Wan zacisnął usta.
- Oczywiście, że nie jestem zmęczony, mistrzu. - Przez chwilę patrzył na ekran. -
Chyba mam dla nas odpowiednie miejsce.
W chaosie i mroku panującym w prawym ramieniu hangarów ostatnia z kapsuł su- Jakby kierowana przez roboty nadzorujące ruch w hangarze, kapsuła osiadła na
nących na repulsorach w stronę doku w strefie trzeciej nie przyciągnęła niczyjej uwagi. czterech okrągłych wysięgnikach ładowniczych. Obaj Jedi w milczeniu przyglądali się
Kształtem przypominająca nieco bulwę, była większa od innych kapsuł w strefie trze- obrazom transmitowanym przez kamery. Minęła długa chwila, zanim z kapsuły Cohla
ciej, choć nie tak duża jak ta, którą przechwycił Front Mgławicy, i dużo mniejsza od wyszli dwaj mężczyźni w maskach tlenowych i z karabinami rozpraszaczy pola w rę-
niektórych barek przewożących rudę. Co więcej, nic w jej wyglądzie nie sugerowało, że kach.
podobnie jak statek terrorystów, ma na pokładzie żywe istoty. - Miałeś rację, mistrzu -powiedział pojednawczo Obi-Wan. - Cohl staje się coraz
Przypięci pasami do ustawionych plecami do siebie foteli siedzieli dwaj mężczyź- bardziej przewidywalny.
ni, których ubiór był całkowitym przeciwieństwem stroju Daultaya Dofine'a. Ich jasne - Miejmy nadzieję, Obi-Wanie.
tuniki i spodnie były luźne i pozbawione ozdób, długie do kolan buty zrobiono ze skóry Jeden z wartowników okrążył kapsułę i wrócił do włazu, przy którym czekał dru-
nerfa, nie mieli też żadnej biżuterii, tiar ani diademów. gi.
Skromne stroje tylko podkreślały otaczającą ich aurę tajemniczości. - Teraz mamy szansę - powiedział Qui-Gon. - Wiesz, że...
Fałszywa kapsuła towarowa nie miała żadnych iluminatorów, ale kamery ukryte w - Wiem, co mam robić, mistrzu. Nie rozumiem tylko, dlaczego. Moglibyśmy
poszyciu kadłuba przekazywały do wnętrza obrazy z wnętrza hangaru. wziąć Cohla z zaskoczenia, tu i teraz.
Obserwując bałagan, jaki pozostawiła po sobie drużyna kapitana Cohla, młody - Dużo ważniejsze jest zlokalizowanie bazy Frontu Mgławicy, padawanie. Wtedy
człowiek na przednim siedzeniu zauważył nosowym głosem: przyjdzie czas na rozprawienie się z Cohlem.
- Kapitan Cohl pozostawił nam łatwy ślad, mistrzu. Qui-Gon włożył do ust niewielki aparat oddechowy i dotknął przełącznika, który
- Rzeczywiście, padawanie. Ale ślad, który prowadzi cię do lasu, może nie być otwierał okrągłą klapę włazu. Obaj Jedi wyszli do hangaru, skąpanego w czerwonym
tym, po którym chciałbyś ten las opuścić. Rozciągnij swoje zmysły, Obi-Wanie. świetle lamp alarmowych.
Dosłownie wciśnięty w tylne siedzenie starszy mężczyzna górował nad młodszym Żaden przedmiot nie ucieleśniał wyobrażenia o rycerzach Jedi bardziej niż wypo-
również wzrostem. Szeroką twarz okalała gęsta broda, a bujne, siwiejące włosy, zebra- lerowane metalowe cylindry, które Qui-Gon i Obi-Wan nosili przypięte u pasa pod
ne do tyłu, odsłaniały szlachetne, łagodnie zarysowane brwi. Miał przenikliwe niebie- płaszczami. Pas zawierał przegródki mieszczące mnóstwo przydatnego ekwipunku,
skie oczy i wydatny nos, spłaszczony na końcu, jakby złamał go kiedyś tak pechowo, więc można by łatwo uznać te trzydziestocentymetrowej długości cylindry za swego
że nawet kuracja w płynie bacta nie mogła mu pomóc. rodzaju narzędzia- i rzeczywiście za takie uważali je Jedi. W rzeczywistości była to
Nazywał się Qui-Gon Jinn. jednak broń światła, zarówno w sensie faktycznym, jak i przenośnym, używana przez
Jego towarzysz siedzący za sterami kapsuły, Obi-Wan Kenobi, miał młodzieńczą, Jedi od tysięcy pokoleń w podjętej przez nich dobrowolnie służbie na rzecz Republiki
gładko ogoloną twarz, rozszczepiony na czubku podbródek i wysokie, proste czoło. w roli strażników pokoju i sprawiedliwości.
Ciemne włosy nosił krótko przycięte, z wyjątkiem pojedynczego, cienkiego warkoczy- Skupiający światło kryształ stanowiący serce miecza świetlnego nie był jednak
ka, opadającego zza prawego ucha na ramię - symbolu statusu padawana. Słowo to, prawdziwym źródłem potęgi Jedi; tę czerpali z wszechobecnego pola energetycznego,
używane w zakonie, do którego należeli Qui-Gon i Obi-Wan, oznaczało ucznia lub generowanego przez wszelkie formy życia i spajającego galaktykę, które nazywali Mo-
protegowanego. cą.
Janko5 Janko5
23 James Luceno Maska kłamstw 24
Zakon poświęcił dziesiątki tysięcy lat na studiowanie i kontemplację Mocy, a pro- Boiny'ego za ramiona i skierował go w stronę panelu sterującego.
duktami ubocznymi tych studiów stały się umiejętności wykraczające poza wszystko, - Połącz się z centralnym komputerem i poleć mu skontrolowanie systemu dopro-
do czego zdolne były zwykłe istoty: zdolność poruszania obiektów na odległość siłą wadzania paliwa. Kiedy komputer odkryje detonator termiczny, wyda polecenie opusz-
woli, wpływania na myśli słabszych umysłowo jednostek, wgląd w przyszłe wydarze- czenia statku.
nia. Przede wszystkim jednak posiedli umiejętność zespolenia swojego umysłu z Boiny pokiwał głową ze zrozumieniem.
wszelkimi formami życia, a przez to zjednoczenia się z samą Mocą. - Upewnij się, że wystrzeli za burtę wszystkie kapsuły i barki towarowe - dodał
Poruszając się nadnaturalnie cicho i szybko, Qui-Gon zbliżył się do kapsuły Cohla. Cohl.
Rękojeść miecza świetlnego ściskał w prawej dłoni i przy każdej nadarzającej się okazji Dofine spojrzał na niego oczami rozszerzonymi nagłym zrozumieniem.
krył się za innymi kapsułami. Przy panującym w hangarze hałasie wiedział, że nie bę- - A więc lommit też się liczy.
dzie łatwo odwrócić uwagę wartowników. Musiał jednak zyskać choć kilka chwil dla Cohl odwrócił się w jego stronę.
Obi-Wana. - Bierzesz mnie za kogoś, kogo obchodzi stan stosunków między Federacją Han-
Na wypukłym nosie jednej z kapsuł leżały szczątki górnej części korpusu i wydłu- dlową a Frontem Mgławicy.
żonej głowy robota bojowego. Zerkając w stronę wartowników Cohla, Qui-Gon włą- Dofine wyglądał na zmieszanego.
czył przycisk aktywatora świetlnego miecza, umieszczony ponad jego żłobkowaną - Dlaczego więc ratujesz ładunek?
rękojeścią. - Ratuję? - Cohl zakrył usta dłonią i roześmiał się, wyraźnie rozbawiony. - Ja po
Z rękojeści wystrzelił z sykiem promień zielonej energii, który w zetknięciu z po- prostu dbam o to, żeby „Akwizytor" miał do czego strzelać.
wietrzem zaczął cicho buczeć. Jednym zręcznym gestem Qui-Gon odciął głowę robota
od cienkiej szyi. Jednocześnie wyciągnął lewą rękę dłonią na zewnątrz i pchnięciem Z tą samą niezwykłą zwinnością, z którą dotarł do kapsuły terrorystów, Obi-Wan
Mocy posłał uszkodzoną głowę w powietrze na drugi koniec hangaru, gdzie z głośnym powrócił do statku Jedi.
brzękiem upadła na pokład, nie dalej niż pięć metrów od miejsca, gdzie stali terroryści. - Wszystko na miejscu, mistrzu - powiedział na tyle głośno, by jego głos przebił
Obaj wartownicy odwrócili się w stronę, z której dobiegł dźwięk, z bronią gotową się przez wyjące syreny alarmowe.
do strzału. Qui-Gon polecił mu gestem, by wszedł do kapsuły. Ale zanim Obi-Wan zrobił
W tej samej chwili Obi-Wan ruszył w stronę kapsuły Cohla tak szybko, że zarys pierwszy krok, wszystkie kapsuły w hangarze zaczęły unosić się i lewitować w kierun-
jego sylwetki zamazał się jak we mgle. ku osadzonych w ścianach hangaru portali.
- Co się dzieje?
Na środkowym poziomie centrosfery frachtowca Cohl, Rella, Boiny i pozostali Qui-Gon rozejrzał się dookoła, lekko zdziwiony.
członkowie drużyny Cohla patrzyli z wytrzeszczonymi oczami i otwartymi ustami na - Wyrzucają ładunek za burtę.
kasetkę ze sztabkami aurodium, wyciągniętą ze skarbca „Strumienia Przychodów" i - To dość dziwne postępowanie jak na terrorystów, mistrzu.
złożoną troskliwie na repulsorowym wózku. Hipnotyzując swoim pięknem, sztabki Qui-Gon zmarszczył brwi w zamyśleniu.
pulsowały zmieniającym się bezustannie wewnętrznym światłem, rozszczepianym na - Centralny komputer pokładowy nie pozwoliłby na to, o ile statek nie znalazłby
wszystkie kolory tęczy. się w poważnym niebezpieczeństwie.
Nawet Dofine i jego czterej oficerowie z trudem mogli oderwać oczy od klejno- - Może tak właśnie jest, mistrzu.
tów. Qui-Gon przyznał mu rację.
- A niech mnie kule biją! - powiedział Boiny. - Teraz mogę powiedzieć, że widzia- - Tak czy owak, padawanie, lepiej też się stąd wynośmy. Jeśli Cohl zrealizował
łem już wszystko. swoją misję, zaraz tu będzie.
Jego słowa wyrwały Cohla z zamyślenia; obrócił się w stronę Dofine'a, skutego
kajdankami ogłuszającymi. Ledwie dotrzymując kroku wózkowi repulsorowemu, na którym leżały sztabki,
- Zasłużył pan na moją wdzięczność, komandorze. Większość Neimoidian nie by- drużyna Cohla biegła szerokim korytarzem prawego ramienia hangaru w stronę punktu
łaby tak uczynna. zbornego. Załoga mostka „Strumienia Przychodów" z trudem za nimi nadążała, mimo
- Posuwa się pan za daleko, kapitanie - naburmuszył się Dofine. Cohl wzruszył masek do recyrkulacji powietrza i sporadycznych kuksańców pod żebro lufami Maste-
lekceważąco ramionami. rów. Wszędzie wokół nich kapsuły i barki transportowe płynęły w stronę portali w
- Powiedz to pan członkom Dyrektoriatu Federacji Handlowej. Ruchem głowy po- wewnętrznej i zewnętrznej ścianie hangaru.
lecił Relli, by wyprowadziła wózek, po czym ujął
Janko5 Janko5
25 James Luceno Maska kłamstw 26
Nawet Cohl ciężko sapał, gdy w końcu dotarli do strefy trzeciej i do oczekującej
na nich kapsuły. Tylko jednemu z członków drugiej drużyny -jasnowłosemu Bothani-
nowi - udało się przeżyć i dołączyć do nich, ale Cohl postanowił nie przejmować się w ROZDZIAŁ
tej chwili losem pozostałych. Każdy członek załogi wybrany do tej operacji został do-

4
kładnie poinformowany, na jakie niebezpieczeństwa się naraża.
- Załaduj aurodium! - krzyknął do Boiny'ego przez komunikator maski aparatu do
recyrkulacji powietrza. - Rella, przelicz wszystkich i zagoń na pokład.
Daultay Dofine spojrzał zaniepokojony na timer odliczający czas, nadal przylepio-
ny do wierzchu jego dłoni.
- A co będzie z nami? - zawołał.
Jeden z członków bandy Cohla wskazał zamaszystym gestem dużą kapsułę w po-
bliżu, która jeszcze nie odpłynęła wraz z innymi.
- Wyładujcie towar i upchnijcie się w środku. Dofine zamrugał w przypływie pa-
niki. Obi-Wan zaczekał, aż kapsuła terrorystów uniesie się do góry, zanim włączył na-
- Umrzemy tam! pęd repulsorowy. Oprócz ogromnych portali na końcach ramion hangaru, w każdej
Mężczyzna roześmiał się szyderczo. strefie otwarły się chronione polem magnetycznym portale w wewnętrznych ścianach.
- No właśnie. Sznury kapsuł i barek towarowych podpływały do otworów, ale szybko zaczęły się
Dofine spojrzał na Cohla. tworzyć zatory, mimo wysiłków sterującego ruchem centralnego komputera.
- Dałeś mi słowo... Obi-Wan zdawał sobie sprawę, że jeśli zbyt późno dotrą do portali, będą musieli
Cohl przekrzywił głowę, by spojrzeć na wyświetlacz timera, a potem wbił wzrok razem z Qui-Gonem wymyślić inny sposób wydostania się z frachtowca. Młody Jedi
w komandora. był jednak wyjątkowo metodyczny. Przez dłuższą chwilę studiował ruch kapsuł, prze-
- Jeśli się pospieszycie, zdążycie jeszcze do kapsuł ratunkowych. widując, gdzie mogą utworzyć się korki, zanim zdecydował się na określony kurs.
Skierowali się ku górze, pod samo sklepienie hangaru, pełne dźwigów i podnośni-
ków, by potem popłynąć w dół pod ostrym kątem ku portalowi strefy trzeciej. Otarłszy
się lekko o trzy kapsuły, Obi-Wan zręcznie uniknął kolizji z dużą barką która szybko
sunęła w stronę wylotu portalu.
Cohl opuścił ramię hangaru dosłownie kilka minut wcześniej, ale sygnalizator,
który umieścił na jego kapsule Obi-Wan, gwarantował, że Jedi będą w stanie rozpoznać
jego kapsułę wśród licznej grupy innych statków.
- Mamy ich, mistrzu - powiedział do Qui-Gona, który obserwował tylne ekrany. -
Lecą prosto ku centralnej kopule. Nie jestem pewien, czy chcą się przemknąć nad nią
czy pod nią, ale zdecydowanie nabierają prędkości.
- Leć za nimi, Obi-Wanie. Ale utrzymuj stałą odległość. Za wcześnie jeszcze, by
się ujawniać.
Z widoczną w oddali białą centrosferą, otoczoną szerokim łukiem ramion hangaru,
wewnętrzna przestrzeń frachtowca przedstawiała sobą niezwykły widok, zwłaszcza
teraz, gdy z portali hangarów wylewały się strumienie statków wszelkich rozmiarów i
kształtów. Niestety, chaotyczne ruchy kapsuł i barek towarowych nie pozostawiały
Obi-Wanowi wiele czasu na podziwianie widoków. Dzielił uwagę pomiędzy jasną pla-
mę kapsuły Cohla na wyświetlaczu ponad głową a ekrany kamer przekazujących do
wnętrza obraz otoczenia kapsuły.

Janko5 Janko5
27 James Luceno Maska kłamstw 28
Większość kapsuł leciała w stronę dolnej części centrosfery, więc nawet niewiel- Sporo powyżej łysej korony centrosfery i pudełkowatych skanerów wieńczących
kie kolizje powodowały efekt domina. Wiele kapsuł wirowało bezładnie, inne, odbiw- wieże dowodzenia frachtowca kapsuła Cohla nabierała prędkości. W serii śmiałych
szy się od nich, leciały kursem kolizyjnym na ramiona hangarów. manewrów wyłaniała się właśnie z chmury innych jednostek, wśród których kryła się
Wszystko to zaczęło przypominać Obi-Wanowi jedno z ćwiczeń, jakie wykonywał do tej pory. Groziło im, że pozostaną zbytnio w tyle, więc Obi-Wan zwiększył moc
w dzieciństwie w ramach nauki w Świątyni Jedi na Coruscant, gdzie zadaniem ucznia silników.
było niewzruszenie skoncentrować się na jednej czynności, podczas gdy aż pięciu na- W chwili, gdy przelatywali nad zakrzywioną górną powierzchnią centrosfery, Obi-
uczycieli usiłowało odwrócić jego uwagę. Wan zdołał nadrobić dystans pomiędzy kapsułami. Przygotowywał się właśnie, by
- Uważaj na naszą rufę, padawanie - ostrzegł go Qui-Gon. podążyć za Cohlem w otwartą przestrzeń, gdy inny myśliwiec - tym razem zmodyfiko-
Od dołu leciała ku nim kapsuła, celując prosto w rufę. W obawie, że zostaną wy- wany Łowca Głów Z-95 -przeciął ich ekrany i eksplodował.
wróceni do góry nogami, Obi-Wan zwiększył moc doprowadzaną do przednich silni- - Bitwa nadal trwa-stwierdził Qui-Gon.
ków manewrowych w samą porę, by ustabilizować ich lot. Fala uderzeniowa zdmuch- Wyleciawszy ponad ramiona hangarów, dwaj Jedi dostrzegli źródło ognia. Nad
nęła ich jednak z poprzedniego kursu i nagle zorientowali się, że pędzą w stronę grube- nocną stroną Dorvalli unosił się jak pierścień drugi frachtowiec, ostrzeliwany przez
go dźwigara, łączącego gigantyczną cetrosferę z ramionami hangarów. statki Frontu Mgławicy.
Obi-Wan spojrzał na górny ekran, nie zobaczył na nim jednak pulsującej białej - Posiłki Federacji Handlowej - doszedł do wniosku Obi-Wan.
plamy. - Ten frachtowiec może utrudnić sprawę - stwierdził Qui-Gon.
- Mistrzu, zgubiłem ich. - Ale uda nam się dopaść Cohla tym razem.
- Skoncentruj się na tym, dokąd chcesz lecieć, Obi-Wanie - powiedział spokojnym - Cohl jest bardzo przebiegły, Obi-Wanie. Na pewno to przewidział. Nie zrobi nic,
głosem Qui-Gon. - Zapomnij o ekranie i pozwól, by poprowadziła cię Moc. jeśli nie ma w zanadrzu planu awaryjnego.
Obi-Wan na chwilę zamknął oczy i zdając się na instynkt, skorygował kurs. Zerk- - Ależ mistrzu, bez wsparcia swoich statków...
nął na ekran i zobaczył kapsułę Cohla daleko przed nimi na sterburcie. - Nie nastawiaj się na nic konkretnego - przerwał mu Qui-Gon. -Po prostu utrzy-
- Widzę ich, mistrzu. Kierują się ku górnej części centrosfery. muj nas na kursie.
- Kapitan Cohl to indywidualista. Zawsze trzyma się z boku. Obi-Wan odpalił sil- -
niczki manewrowe, korygując kurs, i wkrótce zobaczył na ekranie mrugającą uspokaja- Wewnątrz równie ciasnego pomieszczenia w kapsule terrorystów ośmioosobowa
jąco plamkę. załoga Cohla sprawnie wykonywała przydzielone wcześniej zadania.
Centrosferą wypełniała coraz większą część ekranu przekazującego obraz z kame- - Wewnętrzna i zewnętrzna klapa włazu zahermetyzowana, kapitanie - zameldo-
ry umieszczonej na dziobie kapsuły, pokazując piętro za piętrem kwater, mieszczących wał Boiny, siedzący w ciasnym kącie przed wygiętą konsolą instrumentów pokłado-
niegdyś sale konferencyjne i lokale mieszkalne, zanim Federacja Handlowa zdecydo- wych. - Wszystkie systemy w gotowości.
wała się korzystać z automatów jako siły roboczej. Dotarli już niemal do ostatniego - Przygotuj się na przełączenie napędu z repulsorów na silniki fuzyjne - polecił
poziomu centrosfery, gdy pojedynczy myśliwiec gwiezdny przeciął jeden z ekranów, Cohl, zapinając pasy.
strzelając z podwójnego działka laserowego do niewidocznego dla nich celu. - Napęd gotowy do przełączenia - zameldowała Rella.
- To myśliwiec typu CloakShape, należący do Frontu Mgławicy - powiedział Qui- - Mamy łączność - odezwał się inny z członków załogi. - Przełączam się na często-
Gon. W jego głosie słychać było lekkie zaskoczenie. tliwość priorytetową.
Krępy, niezbyt efektowny myśliwiec z wygiętymi w dół skrzydłami - CloakShape - Przestrzeń czystą kapitanie. Minęliśmy granicę tysiąca metrów od centrosfery.
- został zaprojektowany do walk w atmosferze. Terroryści jednak zmodyfikowali jego - Łatwo poszło - powiedział Cohl, wyczuwając pewne napięcie w powietrzu. -
wyposażenie, montując z tyłu śmigła i napęd hiperprzestrzenny. Przyczaimy się do dziesięciu tysięcy, a potem spadamy.
- Ale do czego strzelają? - zapytał Obi-Wan. - Piloci Cohla musieli już zlikwido- Rella spojrzała na niego z aprobatą.
wać wszystkie myśliwce „Strumienia Przychodów". - Po pierwsze: precyzyjne planowanie. Po drugie: bezbłędne wykonanie...
- Podejrzewam, że wkrótce się tego dowiemy, padawanie. Na razie skup się na na- - I po trzecie: unikaj wykrycia przed, w trakcie i po - zakończył Boiny.
szym bezpośrednim otoczeniu. - Kurs jeden-jeden-siedem - powiedział Cohl. - Przyspieszyć do zero pół. Przygo-
Obi-Wan nastroszył się lekko, słysząc tę łagodną reprymendę, szybko jednak tować napęd fuzyjny.
przekonał się, że jest zasłużona. Miał zwyczaj wybiegania myślą w przód, zamiast kon- Odchylił się w fotelu i włączył ekran na sterburcie. „Jastrzębio-nietoperz" i pozo-
centrować się na bieżącej chwili, co preferował Qui-Gon; rycerze Jedi nazywali to kon- stałe jednostki wsparcia nadal trzymały „Akwizytora" na dystans. Pomiędzy nimi jed-
taktem z żywą Mocą. nak dwoiły się i troiły myśliwce Federacji, nękane przez pilotów Frontu Mgławicy i
Janko5 Janko5
29 James Luceno Maska kłamstw 30
zmuszone lawirować pomiędzy statkami towarowymi wypluwanymi z hangarów Boiny spojrzał w jego stronę.
„Strumienia Przychodów". Musieli po prostu dotrzeć do „Jastrzębionietoperza" i poko- - Nie spotkałem nigdy szczura, który potrafiłby pilotować kapsułę, i to w taki spo-
nać parę parseków, które dzieliły kanonierkę od „Akwizytora". sób.
Rella pochyliła się w jego kierunku i szepnęła: Cohl kłapnął dłonią w podłokietniki na znak, że podjął ostateczną decyzję.
- Cohl, jeśli to przeżyjemy, wybaczę ci, że w ogóle zgodziłeś się na tę operację. - Nie ma co tracić więcej czasu. Włącz napęd fuzyjny.
Cohl już otwierał usta, żeby jej odpowiedzieć, gdy Boiny wszedł mu w słowo. - Takim cię lubię - powiedziała Rella, wykonując polecenie.
- Kapitanie, mam tu coś dziwnego. Może to przypadek, ale jedna z kapsuł towa- Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, Boiny zerwał się z fotela, machając gwałtownie
rowych leci równo za nami na szóstej. rękami w stronę jednego z czujników na konsoli, niezdolny wykrztusić słowa.
- Pokaż - powiedział Cohl, zwracając fiołkowe oczy w stronę ekranu. - Boiny! - krzyknął Cohl, jakby chciał złamać czar, pod którego wpływem znaj-
- To ta plamka w środku. Ta z wydłużonym nosem. Cohl przez chwilę milczał, po dował się Rodianin. - Skończ z tym!
czym powiedział: Boiny odwrócił się w jego stronę; oczy miał okrągłe z niedowierzania.
- Zmień kurs na jeden-jeden-dziewięć. Rella wykonała polecenie. - Kapitanie! Mamy detonator termiczny przylepiony do rdzenia reaktora!
Boiny zaśmiał się nerwowo. Cohl spojrzał na niego z identycznym niedowierzaniem.
- Kapsuła zmienia kurs na jeden-jeden-dziewięć. - Ile mamy czasu do wybuchu?
- Jakiś zryw grawitacyjny? - zapytał inny z członków załogi, mężczyzna o imieniu - Pięć minut! Odliczanie już się zaczęło!
Jalan.
- Zryw grawitacyjny ? - powtórzyła Rella z wyraźną kpiną w głosie. - A co to ta-
kiego, na księżyce Bodgen, ten zryw grawitacyjny?
- To, co sprowadza myśli Jalana z prostego kursu - mruknął Boiny.
- Zamknijcie się wszyscy - powiedział Cohl, drapiąc w zamyśleniu zarośnięty
podbródek. - Czy da się przeskanować tę kapsułę?
- Możemy spróbować.
Cohl wziął głęboki oddech i skrzyżował ramiona na piersi.
- Rozegrajmy to bezpiecznie. Zawracajcie w sam kocioł.

- Mistrzu, skanują nas - zameldował Obi-Wan. - I zmieniają kurs.


- Chcą się ukryć w tej chmarze kapsuł towarowych - powiedział Qui-Gon bardziej
do siebie niż do swego ucznia. - Czas, żeby zaczęli się martwić czym innym, Obi-
Wanie. Uruchom detonator termiczny, gdy tylko oddalą się trochę od frachtowca.

Cohl chwycił się podłokietników ciasnego fotela, gdy statek zawrócił ciasną pętlą
omijając swych sąsiadów, i skierował się w rój kapsuł zapełniających przestrzeń po-
między dwoma frachtowcami Federacji Handlowej.
- Nie możemy tak lecieć za daleko - ostrzegł Boiny, zaciskając przyssawki na koń-
cach palców wokół instrumentów pokładowych.
- Cohl - odezwała się ostro Rella. - Jeśli się stąd zaraz nie wyniesiemy, skończymy
w samym środku walczących myśliwców.
Cohl nie odrywał wzroku od ekranów nad głową.
- Co robi kapsuła?
- Powtarza dokładnie każdy nasz manewr. Jeden z mężczyzn zaklął pod nosem.
- Co tam siedzi w środku?
- Albo kto? - dorzucił drugi.
- Coś jest nie tak - powiedział Cohl, kręcąc głową. - Coś tu śmierdzi jak szczur.
Janko5 Janko5
31 James Luceno Maska kłamstw 32
- Wygląda na to, że ich przegoniliśmy - zauważył jeden z podwładnych Lagarda
po neimoidiańsku.
ROZDZIAŁ Lagard potwierdził niezobowiązującym chrząknięciem.
- Kapitan Cohl musiał nakazać opuszczenie statku - ciągnął zastępca. - Front

5
Mgławicy wolał widać wyrzucić nasz lommit za burtę, niż dopuścić, by trafił do od-
biorców na Sluis Van.
Lagard znowu chrząknął.
- Myślą pewnie, że to prawdziwy cios dla Federacji Handlowej. Ale zastanowią się
jeszcze raz, kiedy Dorvalla będzie musiała zapłacić nam odszkodowanie.
Zastępca przytaknął.
- Sądy staną po naszej stronie.
Lagard odwrócił się na chwilę od ekranów.
- Tak. Ale nie możemy pozwolić, by podobne akty terroryzmu znowu się powtó-
Sterylne powierzchnie, zagłębione stanowiska kontroli i wypukłe ekrany plazmo- rzyły.
we, lśniące jak akwaria, na mostku „Akwizytora" były identyczne jak na siostrzanym - Komandorze - wtrącił oficer łącznościowy - otrzymaliśmy zakodowaną transmi-
statku, z jednym wyjątkiem: stanowiska obsadzone były w komplecie ośmioma ofice- sję od komandora Dofine'a.
rami pokładowymi, z których wszyscy byli Neimoidianami. - Ze „Strumienia Przychodów"?
Komandor Nap Lagard spojrzał na przednie iluminatory, ukazujące w oddali - Z kapsuły ratunkowej, komandorze.
„Strumień Przychodów". Z tej odległości tęponose kapsuły i barki wypływające z han- - Puść wiadomość przez megafony i przygotuj promień ściągający do przechwy-
garów wyglądały jak plamki lśniące w promieniach słońca systemu, ale zbliżenia uka- cenia kapsuły.
zywały setki wybuchających -na skutek zderzenia lub trafienia laserowym ogniem - Głośniki na mostku ożyły z trzaskiem.
kapsuł, których zawartość, cenna ruda lommitu, zaśmiecała przestrzeń. Przykry widok, - Wzywam „Akwizytora". Tu komandor Dofine.
choć Lagard już wcześniej postanowił, że odzyskają tyle ładunku, ile tylko się da - pod Lagard pospieszył na środek rampy.
warunkiem, że uda się im przegonić terrorystów. - Dofine, tu komandor Lagard. Ściągniemy was bezpiecznie na pokład, najszybciej
Ślady działalności Frontu Mgławicy widniały jak pieczęć na całej powierzchni jak się da.
„Strumienia Przychodów": pęcherze na durastali, dziury w poszyciu, kawałki poskręca- - Lagard, słuchaj uważnie - odezwał się Dofine. - Skontaktuj się pilnie z wicekró-
nych dźwigarów. Niedawno wzmocniona, podwójna tarcza ochronna uniemożliwiła lem Gunrayem. Muszę z nim natychmiast porozmawiać.
terrorystom zadanie podobnych ran „Akwizytorowi". Ponadto na pokładzie „Akwizyto- - Z wicekrólem? Co jest aż tak pilne?
ra" stacjonowało dwa razy więcej pilotowanych przez roboty myśliwców. - Ta wiadomość jest przeznaczona wyłącznie dla uszu wicekróla - syknął Dofine.
Gdy tylko frachtowiec wyłonił się z nadprzestrzeni, pomknęły ku niemu statki Świadom, że stracił twarz, Lagard przystąpił do kontrataku.
Frontu Mgławicy. Z pomocą poczwórnego działa laserowego myśliwcom udało się - A co z kapitanem Cohlem, komandorze Dofine? Czy przejął twój statek?
odeprzeć atak i zmusić terrorystów do powrotu w stronę „Strumienia Przychodów", Krótkie milczenie Dofine'a upewniło Lagarda, że strzał był celny.
gdzie nadal wrzał konflikt. Całe mnóstwo pilotowanych przez roboty myśliwców zni- - Kapitan Cohl umknął ze statku na pokładzie fałszywej kapsuły towarowej.
kło w ogniu eksplozji, ale straty nie ominęły i terrorystów, którzy stracili dwa statki Lagard odwrócił się w stronę iluminatorów.
typu CloakShape i jednego Łowcę Głów Z-95. - Czy możesz ją zidentyfikować?
Tylko „Jastrzębionietoperz" - lekka kanonierka wielkości frachtowca, należąca do - Zidentyfikować? - prychnął Dofine. - Kapsuła jak każda inna!
najemnika, znanego jako kapitan Cohl - nadal stanowiła zagrożenie dla „Akwizytora", - A „Strumień Przychodów"?
wystawiając na próbę wytrzymałość nowych tarcz frachtowca pod naporem kolejnych - „Strumień Przychodów" za chwilę eksploduje.
ataków.
Teraz jednak nawet „Jastrzębionietoperz" musiał się wycofać, mknąc w kierunku W kapsule terrorystów Boiny patrzył z rozpaczą na konsolę instrumentów pokła-
pokrytego czapą lodową bieguna Dorvalli; z mostka „Akwizytora" nadal widać było dowych.
błękitny kilwater ogni z dysz wylotowych kanonierki. - Trzydzieści sekund do detonacji.
- Cohl! - krzyknęła Rella, gdy kapitan nie zareagował. - Zrób coś!
Janko5 Janko5
33 James Luceno Maska kłamstw 34
Cohl spojrzał na nią, zaciskając usta. W głosie Rodianina wyczuwało się jednak wyraźną niepewność i nagle Cohl
- Dobra, odrzucić skorupę. uświadomił sobie, że wszyscy na niego patrzą.
Terroryści co do jednego odetchnęli z ulgą, podczas gdy Boiny pospiesznie wy- - Nikt, Cohl? - powiedziała powoli Rella. Zmarszczył brwi.
stukiwał rozkazy na klawiaturze konsoli. - Nikt spoza Frontu Mgławicy.
- Ładunki aktywowane - zameldował Rodianin. - Odrzucenie skorupy za dziesięć - Może Moc im podpowiedziała- mruknął Boiny. Rella spojrzała na ekrany.
sekund. - Mimo wszystko nadal jeszcze możemy zdążyć na „Jastrzębionietoperza".
Cohl prychnął. Cohl pochylił się ku panoramicznym iluminatorom.
- W takich chwilach chciałoby się zobaczyć wyraz twarzy swoich przeciwników. - Gdzie jest kanonierka?
- Wisi w punkcie zbornym nad biegunem Dorvalli - wyjaśniła Rella Kiedy Cohl
Qui-Gon i Obi-Wan obserwowali kapsułę Cola na swoich ekranach. Nagle seria długo nie odpowiadał, dodała: - Polatam trochę w kółko, zanim się namyślisz.
niewielkich eksplozji przecięła wzdłuż równika kadłub garbatej kapsuły, która pękła na Cohl spojrzał na Boiny'ego.
dwoje, ukazując pod spodem smukłą sylwetkę wahadłowca. - Omieć skanem zewnętrzne poszycie wahadłowca.
Wahadłowiec uruchomił silniki fuzyjne i skoczył do przodu, pozostawiając z tyłu - Zewnętrzne poszycie? - powtórzył Rodianin z powątpiewaniem.
skorupy, z których dolna po chwili eksplodowała. - Rób, co mówię - powiedział sucho Cohl.
- To pewnie nasz detonator termiczny - powiedział Qui-Gon. - A co z sygnalizato- Boiny pochylił się nad konsolą, a po chwili wyprostował się w fotelu.
rem? - Przylepili nam sygnalizator! Cohl zmrużył oczy.
- Przylepiony do poszycia wahadłowca i nadal sprawny, mistrzu -zameldował Obi- - Chcą nas namierzyć.
Wan, przyglądając się płomieniom eksplodującej skorupy. - Znów udało ci się przewi- - Poprawka, Cohl - powiedziała Rella. - Właśnie nas namierzają. Cohl zignorował
dzieć, co zrobi kapitan Cohl. jej uwagę i zwrócił się ponownie do Boiny'ego:
- Nie bez twojej pomocy, padawanie. Wiesz, co robić. - Ile mamy czasu do eksplozji „Strumienia Przychodów"?
Obi-Wan uśmiechnął się, sięgając do instrumentów pokładowych. - Siedem minut.
- Szkoda, że nie mogę zobaczyć twarzy kapitana Cohla. - Możesz obliczyć topologię eksplozji frachtowca? Boiny i Rella wymienili zanie-
pokojone spojrzenia.
Kapitan Cohl otworzył usta ze zdziwienia, gdy ścigająca ich kapsuła rozpadła się - Do pewnego stopnia- powiedział niepewnie Rodianin.
wzdłuż środkowej linii. Wewnątrz ukazał się bezskrzydłowy koreliański Lancet, poma- - Więc zrób to. Potem podaj mi najlepsze przybliżenie promienia eksplozji i zasięg
lowany jaskrawą czerwienią od czubka wydłużonego dziobu po smukły ogon. chmury szczątków.
- To barwy Coruscant! - powiedział zaskoczony Boiny. - Departament Sprawie- Boiny przełknął ślinę.
dliwości! - Nawet największe przybliżenie będzie miało dokładność do kilkuset kilometrów,
- Powtarza każdy nasz manewr - zameldowała Rella, prowadząc statek zygzakami kapitanie.
pomiędzy chmarą kapsuł towarowych i chmur rudy lommitu. Cohl zastanawiał się przez chwilę w milczeniu, po czym spojrzał na Rellę.
- Dogania nas - uściślił Boiny. - Zawracaj statek. Ostro. Spojrzała na niego.
Rella nie mogła się z tym pogodzić. - Jedno jest pewne: zwariowałeś.
- Od kiedy to piloci wymiaru sprawiedliwości postępują w ten sposób? - Słyszałaś, co powiedziałem - warknął Cohl. - Zawracaj w stronę frachtowca.
- A kto inny może być za sterami? - zapytał jeden z mężczyzn. -Na pewno nie Ne-
imoidianie. Gdy tylko kapsuła ratunkowa, przechwycona promieniem ściągającym, znalazła
Cohl wbił wzrok w twarz Relli. się wewnątrz hangaru „Akwizytora", Daultay Dofine wygramolił się niezgrabnie z
- Jedi? - zapytali jednocześnie. baryłkowatego pojazdu.
Cohl zastanowił się, po czym pokręcił głową. Nawigator i pozostali członkowie załogi poszli w jego ślady.
- Co mieliby tu robić Jedi? To nie jest przestrzeń Republiki. Zresztą nikt, napraw- Komandor Lagard był w pobliżu, by ich powitać.
dę nikt nie wiedział o tej operacji. - To dla mnie zaszczyt uratować tak wybitną osobę - powiedział.
Boiny i reszta zgodzili się z nim ochoczo. Dofine wygładził szaty i wyprostował przekrzywioną tiarę.
- Kapitan ma rację. Nikt nie wiedział o operacji. - Tak, niewątpliwie - odpowiedział. - Czy skontaktował się pan z wicekrólem
Gunrayem, jak prosiłem?
Janko5 Janko5
35 James Luceno Maska kłamstw 36
Lagard wskazał na neimoidiański mechanofotel, którym prawdopodobnie sam do- - Na szali było życie twojej załogi.
tarł tu z mostka. - Właśnie, ekscelencjo.
- Wicekról chętnie wysłucha, co ma mu pan do zameldowania. Podobnie jak ja, - W takim razie wyprostuj się, komandorze - powiedział Gunray. - Bo to, co się
komandorze. dziś wydarzyło, może się okazać dobrodziejstwem dla Federacji Handlowej i błogosła-
Dofine przepchnął się obok Lagarda i podszedł do fotela, który natychmiast ruszył wieństwem dla wszystkich Neimoidian.
w stronę centrosfery - niewątpliwie zdalnie sterowany przez Lagarda. - Dobrodziejstwem, wicekrólu?
Wyprodukowany przez Dom Rzemiosł Affodies z samej Neimoidii, dziwaczny i Gunray przytaknął.
niezwykle kosztowny fotel miał dwie tylne nogi sierpowato wygięte, zakończone poje- - Rozkazuję ci przejąć dowodzenie „Akwizytora". Odwołaj myśliwce i wycofaj
dynczą, uzbrojoną w pazury stopą, i parę drążków sterowniczych również wyposażo- frachtowiec z walki.
nych w pazury. Wytrawione laserem wizerunki stylizowanego neimoidiańskiego żuka
królewskiego pokrywały jego metalową powierzchnię. Wyposażone w żyroskopy - dla - Cohl zawraca w stronę frachtowca - doniósł Obi-Wan znad instrumentów pokła-
utrzymania równowagi - urządzenie o wysokim oparciu było bardziej symbolem statusu dowych myśliwca Departamentu Sprawiedliwości. - Czyżby udało mu się wyprowadzić
niż praktycznym środkiem transportu, ale Dofine zorientował się, że wcale nie miało w pole komputer frachtowca, tak by wyrzucił ładunek, chociaż statek nie był w niebez-
być przeznaczone dla niego. pieczeństwie?
Na siedzeniu widniała okrągła tarcza hologramu, który wyświetlał miniaturową - Wątpię - powiedział Qui-Gon. Przysunął twarz jak najbliżej transpastalowej ko-
sylwetkę samego wicekróla Nate'a Gunraya, przywódcy Wewnętrznego Kręgu Neimo- puły. - Wszystkie statki wspomagające Cohla, nawet korweta, oddalają się od „Stru-
idii i członka siedmioosobowego Dyrektoriatu Federacji Handlowej. Międzygwiezdne mienia Przychodów".
zakłócenia powodowały, że obraz przecinały ukośne, świetliste linie szumów transmi- - To prawda, mistrzu. Nawet „Akwizytor" odlatuje.
syjnych. - A zatem możemy bezpiecznie przyjąć, że frachtowiec czeka zagłada. A jednak
- Wicekrólu... - Dofine zgiął się w uniżonym ukłonie, zanim pospieszył za szybko kapitan Cohl pędzi w jego stronę.
oddalającym się fotelem. - Podobnie jak my, mistrzu - uznał za stosowne dodać Obi-Wan.
Gunray miał wysuniętą dolną szczękę, a jego gruba dolna warga opadała nisko na - Co on planuje? - zapytał sam siebie Qui-Gon. - Nie jest to ktoś, kto by podejmo-
podbródek. Głęboka bruzda dzieliła jego wypukłe czoło na dwa wyraźne płaty. Miał wał desperackie działania, Obi-Wanie, a już na pewno nie jest samobójcą.
zdrowy, szaroniebieski odcień skóry; bardzo o nią dbał, poddając się częstym masażom - Prom nie zwalnia ani nie zmienia kursu. Cohl mknie prosto w kierunku prawego
i stosując dietę z najdelikatniejszych grzybów. ramienia hangaru.
Czerwonopomarańczowe, doskonale uszyte szaty wraz z długą do kolan brązową - Tam, gdzie wszystko się zaczęło.
kapą spływały z jego wąskich ramion. Na szyi miał pektorał w kształcie łzy, wykonany Zaniepokojony Obi-Wan zmarszczył brwi.
z cennego elektrum, a na głowie – trójgraniastą królewską tiarę zakończoną parą zwie- - Mistrzu, jesteśmy okropnie blisko. Jeśli frachtowiec naprawdę czeka zagłada...
szających się ogonów. - Jestem tego świadom, padawanie. Może kapitan Cohl po prostu chce nas wyba-
- Cóż to za pilna wiadomość, komandorze Dofine? - zapytał Gunray. dać.
- Wicekrólu, przypadł mi w udziale smutny obowiązek poinformowania cię, że Obi-Wan milczał przez chwilę, zanim się odezwał, nie kryjąc niepokoju.
„Strumień Przychodów" został zaatakowany i zajęty przez członków Frontu Mgławicy. - Mistrzu?
Ładunek rudy lommitu dryfuje wyrzucony za burtę, a rodzaj... eee... bomby odlicza Qui-Gon patrzył, jak prom kieruje się ostro w dół ku środkowi koła, które opasy-
czas do zniszczenia statku. wał ramionami „Strumień Przychodów". Rozpostarł zmysły i nie spodobało mu się to,
Uświadamiając sobie, że zapomniał odlepić timer z wierzchu dłoni, Dofine scho- co wyczuł.
wał rękę głębiej w luźny rękaw szaty. - Przerwij pościg, Obi-Wanie - powiedział nagle. - Szybko!
- A więc kapitan Cohl znów zaatakował - stwierdził Gunray. Obi-Wan dał pełną moc silnikom Lanceta i mocno szarpnął ku sobie drążek ste-
- Tak, wicekrólu. Ale przynoszę znacznie gorsze wieści. - Dofine rozejrzał się do- rowniczy. Na pełnej prędkości statek zatoczył długą pętlę, oddalając się od frachtowca.
okoła w nadziei, że Lagard znajdzie się poza zasięgiem jego głosu, ale ten oczywiście Nagle „Strumień Przychodów" eksplodował. W kabinie Lanceta wyglądało to,
stał tuż obok. - Kasetka ze sztabkami aurodium - wykrztusił w końcu. - Cohl dowie- jakby ktoś nagle rozsunął nad kopułą oślepiającą, białą zasłonę. Niewielki statek został
dział się o niej jakimś cudem. Nie miałem innego wyjścia, jak tylko mu ją oddać. pchnięty do przodu falą uderzeniową eksplozji, która porwała go, rzucając myśliwcem
Spodziewając się reprymendy albo czegoś jeszcze gorszego, Dofine zwiesił wsty- na wszystkie strony. Zewsząd leciały na nich wielkie kawały stopionej durastali. Lancet
dliwie głowę, podążając za fotelem. Ale wicekról zaskoczył go.
Janko5 Janko5
37 James Luceno Maska kłamstw 38
zatrząsł się tak mocno, że wszystkie systemy po kolei zaczęły wysiadać, tryskając sno-
pami iskier, ekrany zaś przekazywały wyłącznie szumy, zanim i one nie zgasły.
Oglądając się przez ramię, Obi-Wan widział, jak „Strumień Przychodów" rozpada
się na kawałki, jak potężne ramiona hangarów zderzają się ze sobą i odskakują na boki
niczym zerwane z uwięzi półksiężyce. Centrosfera i mostek oderwały się od zniszczo-
nego ramienia kompensatora przyspieszenia i pozostałości po dyszach wylotowych
frachtowca.
W pewnej odległości od nich „Akwizytor" oddalał się w bezpieczny cień nocnej
strony Dorvalli. Korweta Cohla i dwa wspomagające ją gwiezdne myśliwce pomknęły
w przeciwną stronę i skoczyły w nadprzestrzeń.
- Dorvalla albo zyska nowy księżyc, albo padnie ofiarą olbrzymiego meteorytu -
powiedział Obi-Wan, gdy można już było usłyszeć własny głos.
- Obawiam się tej drugiej ewentualności - powiedział Qui-Gon. -Skontaktuj się z
Coruscant. Zawiadom Radę Pojednania, że Dorvalla potrzebuje natychmiastowej po-
mocy.
- Spróbuję, mistrzu. - Obi-Wan zaczął testować przełączniki na konsoli, mając na-
dzieję, że przynajmniej niektóre z systemów łączności przetrwały burzę elektroniczną,
która towarzyszyła eksplozji.
- Czy widać jakieś ślady wahadłowca Cohla? Obi-Wan spojrzał na ekrany. CORUSCANT
- Sygnalizator nie daje znaku życia. Qui-Gon nie odpowiedział.
- Mistrzu, wiem, że Cohl nienawidził Federacji Handlowej. Czy to jednak możli-
we, by tak mało dbał o własne życie?
Qui-Gon odpowiedział dopiero po dłuższej chwili.
- Jaka jest szósta i siódma Zasada Postępowania, padawanie? Obi-Wan spróbował
sobie przypomnieć.
- Szósta to: „Rozpoznaj światło i mrok w każdej rzeczy".
- To jest piąta zasada. Obi-Wan zastanowił się ponownie.
- „Zachowaj ostrożność, nawet w najzwyklejszych sprawach".
- Ta jest ósma.
- „Ucz się widzieć wyraźnie".
- Dobrze - powiedział Qui-Gon. - A siódma? Obi-Wan pokręcił głową.
- Przepraszam, mistrzu, ale nie pamiętam.
- „Otwórz oczy na to, co nie jest oczywiste". Obi-Wan zastanawiał się przez chwi-
lę.
- To jeszcze nie koniec.
- Na pewno nie, młody padawanie. Wyczuwam w tym wszystkim raczej jakiś
groźny początek.

Janko5 Janko5
39 James Luceno Maska kłamstw 40
- Obawiam się, panie kanclerzu, że stoimy w obliczu ogromnego wyzwania - do-
szedł z cienia głos senatora Palpatine'a. - Szarpana na swoich dalekich obrzeżach i tra-
ROZDZIAŁ wiona korupcją w samym sercu Republika stoi wobec groźby rozpadu. Potrzeba nam
porządku, środków, które przywrócą równowagę. Nie należy wykluczać nawet najsu-

6
rowszych kroków zaradczych.
Choć podobne poglądy stawały się coraz bardziej rozpowszechnione, słowa Pal-
patine'a przeszyły kanclerza jak miecz. Fakt, że zdawał sobie sprawę ze słuszności po-
dobnych racji, sprawiał jedynie, że tym ciężej było mu ich słuchać. Odwrócił się ple-
cami do okien, wrócił do biurka i usiadł ciężko w miękkim krześle.
Podeszły wiek tylko przydawał kanclerzowi dystynkcji; miał krótko ostrzyżone
siwe włosy, worki pod przenikliwymi niebieskimi oczami i ciemne krzaczaste brwi.
Jego poważne rysy i głęboki głos kryły współczującego ducha i błyskotliwy intelekt.
Cztery ściany gabinetu Finisa Valoruma, na szczycie najbardziej majestatycznego, Jednak jako ostatni potomek dynastii politycznej datującej się o tysiąclecia wstecz -
jeśli nie najwyższego, budynku rządowego dzielnicy, wykonane były z płyt transpasta- dynastii, która zdaniem wielu osłabła wskutek swej niezwykłej długowieczności - nig-
lowych, osadzonych pomiędzy kolumnami nośnymi budynku w równe pasy trójkątów. dy nie zdołał pokonać do końca wrodzonego poczucia wyższości.
Planeta-miasto Coruscant - „Błyskotliwa Tarcza", „Klejnot Światów Środka", roj- - Gdzie popełniliśmy błąd? - zapytał pewnym, choć smutnym głosem. - Jak mogli-
ne serce Republiki Galaktycznej - ciągnęło się we wszystkie strony, oszałamiając bo- śmy przegapić wszystkie zwiastuny dzisiejszych kłopotów?
gactwem lśniących kopuł, ostrych jak noże iglic i schodzących w dół tarasami budowli, Palpatine spojrzał na niego ze zrozumieniem.
sięgających nieba. Wyższe budynki przypominały przerośnięte rakiety, które nigdy nie - Wina nie leży po naszej stronie, Najwyższy Kanclerzu. Leży w systemach pery-
zdołały się oderwać od lądowiska, albo wysmagane wiatrem stożki dawno wygasłych feryjnych, a zrodziła ją niegodziwość tamtejszych władz, na którą ludność odpowie-
wulkanów. Niektóre z kopuł wyglądały jak spłaszczone półkule nasadzone na walcowa- działa oporem. - Starannie modulował głos, pozornie odporny na wszelkie oznaki
te podstawy, inne przypominały płytkie, ręcznie wyrabiane ceramiczne misy z nierów- gniewu czy zaniepokojenia, choć często pełny znużenia. - Weźmy na przykład ostatnie
nymi brzegami. wypadki na orbicie Dorvalli.
Szerokie aleje sterowanego magnetycznie ruchu powietrznego sunęły gładko po- Valorum przytaknął.
nad miastem - strumienie pojazdów transportowych, aerobusów, taksówek i limuzyn - Departament Sprawiedliwości poprosił mnie o spotkanie dziś po południu; chcą
kursowały pomiędzy wysokimi iglicami i ponad powietrznymi przepaściami jak ławice mi opowiedzieć o ostatnich wydarzeniach w tym systemie.
egzotycznych rybek. Zamiast jednak żerować, to one karmiły miasto, rozwożąc skarby - Chyba mogę zaoszczędzić panu kłopotu, kanclerzu. Przynajmniej jeśli chodzi o
galaktyki do tryliona chciwych istot, dla których Coruscant była domem. to, co usłyszałem na ten temat w senacie.
Niezależnie od tego, jak często Valorum podziwiał ten widok - to znaczy niemal - Pogłoski czy fakty?
codziennie od siedmiu lat, od kiedy pełnił funkcję Najwyższego Kanclerza Republiki - - Po trosze i jedno, i drugie, jak sądzę. Senat jest pełny istot skłonnych interpreto-
nadal nie potrafił przyglądać się obojętnie splendorowi Coruscant. Spośród niezliczo- wać sprawy według własnego uznania, niezależnie od faktów. - Palpatine przerwał,
nych planet ta nie była ani największa, ani najpiękniejsza, ale wyrosła na jedyne w jakby zbierał myśli.
swoim rodzaju królestwo pionowych kształtów, bardziej typowe dla głębi oceanu niż W jego dobrotliwej, choć nieco ciastowatej twarzy zwracały uwagę wodniste nie-
dla życia w atmosferze. bieskie oczy o ciężkich powiekach i wydatny nos. Rude niegdyś, a obecnie przyprószo-
Główne biuro kanclerza Valoruma mieściło się na niższych piętrach kopuły senatu ne siwizną włosy, gęste i sięgające za uszy, nosił zaczesane od czoła, zgodnie z prowin-
galaktyki, tam jednak był zwykle do tego stopnia zasypywany prośbami, wnioskami i cjonalną modą peryferyjnych systemów galaktyki. W stroju również przejawiał gust
sprawami, że dla specjalnych gości rezerwował tę podniebną kwaterę. swego rodzimego świata: ubierał się w haftowane tuniki z podwójnymi trójkątnymi
Stojąc ze złączonymi na plecach białymi dłońmi, patrzył na wschód, choć świt mi- kołnierzami i staroświeckie pikowane płaszcze.
nął wiele godzin temu. Miał na sobie fioletową portfelowo zakładaną tunikę z wysokim Jako senator reprezentujący peryferyjną planetę Naboo wraz z trzydziestoma sze-
kołnierzem i dopasowane kolorystycznie spodnie, przepasane szeroką szarfą. Połu- ścioma innymi zamieszkanymi światami, Palpatine zaskarbił sobie szacunek uczciwo-
dniowe słońce, spolaryzowane przez tafle transpastali, zalewało pokój, ale jedyny gość ścią i otwartością miłą sercom wielu z jego kolegów-senatorów. Na licznych spotka-
kanclerza zajął miejsce daleko poza zasięgiem światła. niach z kanclerzem, zarówno oficjalnych, jak i prywatnych, niejednokrotnie dawał wy-

Janko5 Janko5
41 James Luceno Maska kłamstw 42
raz przekonaniu, że bardziej go interesuje przeprowadzenie tego, co niezbędne, niż Valorum prychnął.
ślepe przestrzeganie zasad i przepisów, paraliżujących prace senatu. - Pobłażanie swoim zachciankom jest dziś na porządku dziennym.
- Jak niewątpliwie powie panu Departament Sprawiedliwości - zaczął w końcu - - Niewątpliwie, panie kanclerzu - powiedział pojednawczo Palpatine. - Ale samo
najemnicy, którzy napadli i unicestwili statek Federacji Handlowej „Strumień Przycho- w sobie nie jest to powodem, by pozwalać na podobne praktyki.
dów", zostali zaangażowani przez terrorystyczny Front Mgławicy. Wydaje się prawdo- - Oczywiście, że nie - zgodził się z nim Valorum. - Od dwóch kadencji staram się
podobne, że udało im się przedostać na pokład przy współudziale robotników w dokach wyplenić korupcję w senacie i rozplatać sieć regulaminów i przepisów, która nas krępu-
na Dorvalli. W jaki sposób Front Mgławicy dowiedział się, że frachtowiec przewozi je. Uchwalamy przepisy, by zaraz się przekonać, że nie jesteśmy w stanie wprowadzić
fortunę w postaci sztabek aurodium, pozostaje jeszcze do ustalenia. Ale jest jasne, że ich w życie. Komisje senackie pienią się jak wirusy, pozbawione jakiegokolwiek przy-
planowali wykorzystać aurodium dla sfinansowania kolejnych aktów terroru wymie- wództwa. Potrzeba ze dwudziestu komisji, żeby uzgodnić wystrój senackich korytarzy!
rzonych przeciwko Federacji Handlowej, a może nawet przeciw koloniom Republiki na Federacja Handlowa rozwinęła się, wykorzystując zawiłości biurokracji, które sami
Odległych Rubieżach. stworzyliśmy. Zażalenia na praktyki Federacji zalegają w sądach, podczas gdy komisje
- Planowali? deliberują nad każdym szczegółem. Nic dziwnego, że Dorvalla i wiele innych światów
- Wszystko wskazuje na to, że kapitan Cohl i jego drużyna stracili życie podczas wzdłuż Rimmiańskiego szlaku handlowego wspiera terrorystów w rodzaju Frontu
eksplozji, która zniszczyła „Strumień Przychodów". Incydent ten będzie miał jednak Mgławicy. Ale podatki nic tu nie zmienią. Wręcz przeciwnie, takie posunięcie mogłoby
mimo wszystko dalekosiężne skutki. skłonić Federację Handlową do całkowitego porzucenia peryferyjnych systemów na
- Doskonale zdaję sobie sprawę przynajmniej z części z nich - powiedział Valorum rzecz bardziej lukratywnych rynków bliżej Jądra.
z niesmakiem. - Wskutek ciągłych ataków i niepokojów Federacja Handlowa zamierza - Co pozbawiłoby Coruscant i jej sąsiadów ważnych surowców i artykułów luksu-
domagać się interwencji Republiki, a w razie gdyby im się to nie udało, zgody senatu sowych eksportowanych przez te systemy - wtrącił Palpatine tonem, który wskazywał,
na rozbudowę ich kontyngentu robotów bojowych. że jest to znany wszystkim banał. -Niewątpliwie Neimoidianie uznają opodatkowanie
Palpatine zacisnął usta i pokiwał głową. za zdradę, choćby dlatego, że to właśnie Federacja przetarła większość tras hiperprze-
- Muszę przyznać, panie kanclerzu, że moją pierwszą reakcją było, żeby z miejsca strzennych łączących Jądro z peryferiami. Niezależnie od tego jednak może to stanowić
odrzucić podobne żądania. Federacja Handlowa już teraz jest zbyt potężna-zarówno szansę, na jaką wielu z nas czekało... szansę na ustanowienie kontroli senatu nad tymi
pod względem ekonomicznym, jak i militarnym. Ostatnio jednak zmieniłem stanowi- szlakami handlowymi.
sko. Kanclerz zastanawiał się przez chwilę w milczeniu.
Valorum przyjrzał mu się z zainteresowaniem. - To może być polityczne samobójstwo.
- Chętnie wysłucham pańskiej opinii. - Och, doskonale zdaję sobie z tego sprawę, panie kanclerzu. Ci, którzy zapropo-
- W takim razie zacznijmy od tego, że Federacja Handlowa to przedsiębiorcy, nie nują opodatkowanie, wystawią się na bezlitosne ataki ze strony Gildii Komercyjnej,
wojownicy. Zwłaszcza Neimoidianie są tchórzliwi na każdej arenie innej niż handel. Unii Technologicznej i pozostałych przewoźników, którzy otrzymali licencje na handel
Dlatego też udzielenie im zgody na powiększenie liczby robotów obronnych... niewiel- w wolnych strefach. Ale to właściwy krok.
kie powiększenie... niespecjalnie mnie martwi. Co więcej, może nam to przynieść pew- Valorum wolno pokręcił głową, wstał i podszedł do okien.
ne korzyści. - Nic nie ucieszyłoby mnie bardziej niż przystopowanie Federacji Handlowej.
Valorum splótł palce i pochylił się do przodu. - W takim razie czas działać - powiedział Palpatine. Valorum wpatrywał się w od-
- O jakich korzyściach pan mówi? ległe wieże.
Palpatine wziął głęboki oddech. - Czy mogę liczyć na pańskie wsparcie? Palpatine wstał i dołączył do niego.
- W zamian za przychylenie się do ich prośby o interwencję i zwiększenie sił - Pozwoli pan, że będę w tym względzie szczery. Moja pozycja jako przedstawi-
obronnych senat mógłby zażądać, by wszelki handel z systemami peryferyjnymi został ciela peryferyjnego sektora stawia mnie w niezręcznej sytuacji. Niech to pana nie zmy-
obłożony podatkiem na rzecz Republiki. li, panie kanclerzu, stoję po pańskiej stronie, jeśli chodzi o scentralizowanie kontroli i
Valorum odchylił się w swoim fotelu, wyraźnie rozczarowany. podatki. Ale Naboo i inne systemy zewnętrzne będą zmuszone niewątpliwie wziąć na
- Już to przerabialiśmy, senatorze. Obaj wiemy, że senacka większość nie interesu- siebie ciężar opodatkowania, płacąc więcej niż dotychczas za usługi Federacji Handlo-
je się zbytnio tym, co dzieje się w zewnętrznych systemach, a jeszcze mniej - w stre- wej.
fach wolnego handlu. Obchodzi ich jednak dobro Federacji Handlowej. - Przerwał na chwilę. - Będę musiał działać z najwyższą ostrożnością.
- Tak, bo do kieszeni wielu lśniących jedwabiem senatorskich szat wpadają ła- Valorum tylko pokiwał głową.
pówki Neimoidian.
Janko5 Janko5
43 James Luceno Maska kłamstw 44
- Jednak - dodał szybko Palpatine - może pan być pewny, że zrobię wszystko co w
mojej mocy, by zdobyć poparcie senatu dla kwestii opodatkowania.
Valorum odwrócił się w stronę Palpatine'a i uśmiechnął lekko. ROZDZIAŁ
- Jak zawsze, jestem panu wdzięczny za radę, senatorze. Zwłaszcza teraz, gdy pro-

7
blemy trapią pana rodzimy system.
Palpatine westchnął ostentacyjnie.
- Na nieszczęście król Veruna wplątał się w skandal. Choć nigdy nie rozmawiałem
z nim w cztery oczy na temat ekspansji wpływów Naboo w Republice, martwię się o
niego, bo jego trudna sytuacja kładzie się cieniem nie tylko na naszą planetę, ale i na
sąsiednie światy.
Kanclerz złączył dłonie za plecami i przeszedł na środek przestronnego pokoju.
Kiedy zwrócił twarz w stronę Palpatine'a, widać było jasno, że wrócił myślami do
spraw o szerszym znaczeniu.
- Czy Federacja Handlowa byłaby skłonna zaakceptować opodatkowanie w za- Pokryta od bieguna do bieguna durabetonem, plastalą i tysiącem innych nieznisz-
mian za poluzowanie ograniczeń obronnych, które na nich nałożyliśmy? czalnych materiałów, Coruscant wydawała się całkowicie odporna na kaprysy czasu
Palpatine złączył długie palce i podparł nimi podbródek. czy rozmaite ataki przyszłych agentów entropii.
- Towar, jakikolwiek by nie był, ma zawsze dużą wartość dla Neimoidian. Ciągłe Mówiono, że na Coruscant można przeżyć całe życie nie wychodząc z budynku,
napady piratów i terrorystów sprawiły, że są w desperacji. Będą protestować przeciwko który uważa się za swój dom, i że nawet jeśli ktoś poświęciłby całe życie na eksplorację
opodatkowaniu, ale w końcu się zgodzą. Alternatywą jest podjęcie bezpośredniej akcji Coruscant, nie zdołałby objąć nią więcej niż kilka kilometrów kwadratowych -już prę-
przeciwko grupom, które ich napastują a wiem, że sprzeciwiłby się pan podobnym dzej zdołałby odwiedzić wszystkie najodleglejsze planety Republiki. Pierwotna po-
działaniom. wierzchnia planety zatarła się w pamięci tak dawno temu, a odwiedzana była tak rzad-
Valorum zdecydowanie przytaknął. ko, że stała się tajemnym, mitycznym światem; jego mieszkańcy chełpili się tym, że ich
- Republika od pokoleń nie miała sił zbrojnych, a ja na pewno nie będę tą osobą królestwo nie oglądało światła słonecznego od dwudziestu pięciu tysięcy standardo-
która je przywróci. Coruscant musi pozostać miejscem, gdzie najrozmaitsze grupy mo- wych lat.
gą się spotkać, by znaleźć pokojowe rozwiązanie ich konfliktów. Bliżej nieba, gdzie powietrze nie przestawało krążyć, a olbrzymie lustra rozświe-
Odetchnął głęboko. tlały dno płytszych kanionów, rządziło bogactwo i przywileje. Tu, całe kilometry ponad
- Lepszym rozwiązaniem będzie zezwolenie Federacji Handlowej na podjęcie nie- bezświetlną głębią, zamieszkiwali ci, którzy preferowali własną, rozrzedzoną atmosfe-
zbędnych kroków, by mogli sami bronić się przed terrorystami. W końcu Departament rę; poruszali się prywatnymi powietrznymi limuzynami; obserwowali, jak płonące
Sprawiedliwości nie może sugerować, by Jedi zajęli się rozwiązaniem problemów Ne- czerwienią słońce chowa się za krzywizną planety; zapuszczali się poniżej poziomu
imoidian. dwóch kilometrów tylko po to, by przeprowadzić co bardziej podejrzane transakcje
- Na pewno nie - powiedział Palpatine. - I Departament, i rycerze Jedi mają waż- albo odwiedzić gęste od pomników place przed charakterystycznymi gigantycznymi
niejsze sprawy niż pilnowanie bezpieczeństwa szlaków handlowych. budowlami, których nie była w stanie najechać, pokonać ani powalić przeciętność.
- Coś przynajmniej pozostaje niezmienne - zauważył Valorum. -Pomyśleć tylko, Jedną z takich budowli była Świątynia Jedi.
gdzie byśmy się znaleźli, gdyby nie Jedi. Wysoka na kilometr, ścięta piramida, otoczona piątką wysmukłych wież górowała
- Trudno to sobie wyobrazić. nad otoczeniem, celowo odizolowana od hałasu nakładających się na siebie pól magne-
Kanclerz przeszedł kilka kroków i położył dłonie na ramionach Palpatine'a. tycznych i nie poddająca się żadnym nowym modom. Pod nią rozciągała się przestrzeń
- Dobry z pana przyjaciel, senatorze. Palpatine odwzajemnił gest. pełna dachów, napowietrznych mostów i skrzyżowań, tworząc oszałamiającą geome-
- Moje interesy to interesy Republiki, panie kanclerzu. tryczną mozaikę - kolosalne spirale i koła, krzyże i trójkąty, kwadraty i romby - wielkie
mandale wycelowane w gwiazdy, jakby tymczasowe uzupełnienie tamtejszych konste-
lacji.
Świątynia od pierwszego rzutu oka miała w sobie coś kojącego i wyniosłego zara-
zem. Bo choć stanowiła nieustanne przypomnienie starszego, mniej skomplikowanego

Janko5 Janko5
45 James Luceno Maska kłamstw 46
świata, było w niej coś surowego i niedostępnego, nieosiągalnego dla turystów czy - Mam informatora we Froncie Mgławicy - odparł Qui-Gon. Yoda zatrzymał się,
kogokolwiek innego, kto chciałby ją zwiedzić powodowany czystą ciekawością. by spojrzeć na niego.
Kształt Świątyni miał ponoć symbolizować drogę młodego padawana ku oświece- - Informatora, powiadasz?
niu - ku zjednoczeniu z Mocą, osiągniętemu dzięki wierności Kodeksom Jedi. Kształt - To Bithanin - wyjaśnił Qui-Gon. - Skontaktował się ze mną na Malastarze, a
ten jednak zręcznie ukrywał inny, bardziej praktyczny cel, bo pięć wież- po jednej z później poinformował mnie, że Cohl planuje zaatakowanie „Strumienia Przychodów"
każdej strony świata i jedna w środku - stanowiło maszty dla licznych anten i przekaź- nad Dorvallą.
ników, dzięki którym Jedi dowiadywali się o sytuacji i kryzysach w galaktyce, której Yoda potrząsnął głową w udawanym zaskoczeniu.
służyli. - Sensacyjna wiadomość jest to. Jedna z wielu niespodzianek Qui-Gona.
W ten sposób równoważyły się kontemplacja i służba społeczna. Długowieczny drobniutki Yoda - ktoś w rodzaju patriarchy - miał niemal ludzką
Nigdzie w całej świątyni te połączone cele nie były widoczne bardziej niż w twarz, z wielkimi, rozumnymi oczami, małym nosem i ustami o wąskich wargach. Na
szczytowej sali Rady Pojednawczej. tym jednak kończyły się podobieństwa, skórę miał bowiem zieloną od trójpalczastych
Podobnie jak sala Wysokiej Rady na szczycie wieży obok, również i ta była okrą- stóp po czubek głowy, a uszy długie i spiczaste, sterczące po bokach pomarszczonej
gła, miała łukowaty sufit i okna dookoła. Jednak, jako pomieszczenie mniej oficjalne, głowy jak skrzydła.
była pozbawiona kręgu dwunastu krzeseł zajmowanych przez członków Wysokiej Ra- Był członkiem Wysokiej Rady i trochę efekciarzem - wolał uczyć, używając zaga-
dy, decydującej o sprawach, które w danej chwili zaprzątały jej uwagę. dek i myślowych łamigłówek niż wykładów i odpytywania. Yoda i Qui-Gon znali się
Qui-Gon był na Coruscant od trzech standardowych dni, zanim Rada Pojednawcza od dawna; to Yoda był tym, który niekiedy czynił Qui-Gonowi wymówki, że koncen-
wezwała go, by stawił się przed jej obliczem. Przez ten czas zajmował się głównie me- truje się bardziej na żyjącej Mocy kosztem Mocy jednoczącej. Qui-Gon wyjaśniał mu
dytacją, badaniem starożytnych tekstów, przechadzaniem się w półmroku świątynnych wtedy, że po prostu taki już jest. Nawet podczas szkoleń w posługiwaniu się mieczem
korytarzy lub sesjami treningowymi z użyciem miecza świetlnego z innymi rycerzami świetlnym rzadko kiedy przystępował do pojedynku z jakąś gotową strategią. Improwi-
Jedi i padawanami. zował raczej, modyfikując swoją technikę w zależności od potrzeby chwili - nawet
Od swoich znajomych w galaktycznym senacie dowiedział się, że Federacja Han- wtedy, gdy ujrzenie spraw w dłuższej perspektywie mogłoby mu pomóc.
dlowa poprosiła Republikę o interwencję lub położenie kresu aktom terroru, a także o - Qui-Gonie - odezwała się Adi Gallia. - Dano nam do zrozumienia, że to Front
zgodę na powiększenie liczby robotów obronnych w obliczu ciągłych niepokojów. Mgławicy zatrudnił kapitana Cohla. W jakim celu twój informator sabotował operację,
Choć petycje te nie były niczym nowym, Qui-Gon był zdziwiony, dowiedziawszy się o którą sam Front Mgławicy usankcjonował?
zarzutach Federacji Handlowej pod adresem kapitana Cohla, który nie tylko unicestwił Była młodą i przystojną kobietą z Korelii, o egzotycznych oczach, długiej, smukłej
„Strumień Przychodów", ale i jakoby odebrał Federacji kasetkę ze sztabami aurodium, szyi i pełnych wargach. Wysoka i ciemnoskóra, nosiła na głowie obcisłą czapeczkę,
wartymi miliardy kredytów. spod której zwisało osiem warkoczyków przypominających strączki.
Idąc na spotkanie z członkami Rady Pojednawczej, nadal rozmyślał o tej sensacyj- Qui-Gon zwrócił się do niej:
nej wiadomości, nieświadom, że oni także chcieli omówić wypadki na Dorvalli. - Ta operacja nie była usankcjonowana. Dlatego udałem się tam z moim padawa-
Wiele osób podzielało opinię, że Qui-Gon sam zasiadałby w radzie, gdyby nie je- nem.
go skłonność do naginania reguł i podążania za głosem własnego instynktu - nawet Yoda uniósł laskę i wycelował ją w Qui-Gona.
wówczas, gdy podpowiadał on co innego niż kolektywna mądrość rady. Nie przyspa- - Wyjaśnić to musisz.
rzało mu to popularności u co bardziej wyniosłych kolegów. W rezultacie traktowali go Qui-Gon skrzyżował muskularne ramiona na piersi.
nieco protekcjonalnie, uznając jego niechęć do podporządkowania się i przyjęcia miej- - Front Mgławicy przemawia w imieniu wielu światów Środkowych i Odległych
sca w radzie jako jeszcze jedną oznakę niepoprawności. Rubieży, które nie godzą się na monopolistyczne praktyki i siłową taktykę Federacji
Rada Pojednawcza składała się z pięciu członków - choć rzadko była to ta sama Handlowej. Część z tych planet została skolonizowana przez gatunki, które uciekły ze
piątka. Dziś obecnych było tylko czworo: mistrzowie Jedi Pio Koon, Oppo Rancisis, światów Jądra przed represjami cywilizacji. Bardzo cenią sobie swą niezależność, a
Adi Gallia i Yoda. tymczasem muszą wchodzić w interesy z konsorcjami w rodzaju Federacji. Światy,
Qui-Gon odpowiadał na pytania ze środka pokoju, gdzie pozwolono mu usiąść, ale które próbowały wysyłać swoje towary przez inne przedsiębiorstwa, padły ofiarą cał-
wolał stać. kowitej blokady handlowej.
- Skąd wiedziałeś, Qui-Gonie, o planach kapitana Cohla co do „Strumienia Przy- - Front Mgławicy może mieć szczytne cele, ale ich metody są bezlitosne - zauwa-
chodów", hę? - zadał pytanie Yoda. Spacerował po wypolerowanych kamiennych pły- żył Oppo Rancisis, przerywając krótką ciszę.
tach podłogi, podpierając się laską.
Janko5 Janko5
47 James Luceno Maska kłamstw 48
Był potomkiem rodziny królewskiej z Thisspias; miał zaczerwienione oczy i drob- - To kwestia bez poważniejszych konsekwencji - powiedziała Gallia. - Wykorzy-
ne usta w dużej głowie, której cała reszta pokryta była gęstymi, białymi włosami, spię- stanie najemników w rodzaju kapitana Cohla świadczy o rozpoczęciu skoordynowa-
trzonymi wysoko na czubku czaszki i opadającymi długą brodą z cofniętego podbród- nych działań w celu przeciwstawienia się siłą oddziałom obronnych robotów Federacji
ka. Handlowej, a w konsekwencji wyeliminowania ich wpływów w systemach peryferyj-
- Kontynuuj, Qui-Gonie - polecił Pio Koon spod maski, którą zmuszony był nosić nych.
w środowisku tlenowym. Podobnie jak Rancisis, Koon miał umysł skłonny do analizo- - Na szczęście kapitan Cohl nie stanowi już problemu-zauważył Pio Koon.
wania strategii militarnych. Yoda otworzył szerzej oczy.
Qui-Gon skłonił głowę i ciągnął dalej: - Dla Qui-Gona stanowi.
- Nie będę próbował usprawiedliwiać czynów Frontu Mgławicy, powiem tylko, że Qui-Gon poczuł na sobie badawcze spojrzenia rady.
próbowali przekonać Federację Handlową do swoich racji, zanim wstąpili na drogę - Nie wierzę, że zginął w eksplozji frachtowca - powiedział w końcu.
terroryzmu. Mogli bez trudu sfinansować swoje operacje, przemycając przyprawę dla - Przecież sam tam byłeś! - zauważył Rancisis.
Huttów, ale odmówili wchodzenia w układy z jakimkolwiek gatunkiem, który akceptu- - Na własne oczy widziałeś - powiedział Yoda, mrugając szybko. Qui-Gon zaci-
je niewolnictwo. Nawet gdy w końcu weszli na ścieżkę przemocy, ograniczają swoje snął usta.
działania do zakłócania transportów Federacji Handlowej albo opóźniania ich statków - Cohl miał zawsze plany na każdą ewentualność. Nie poleciałby prosto w ogień
na wszelkie możliwe sposoby. eksplozji tylko po to, by uniknąć pogoni.
- Unicestwienie frachtowca jest niewątpliwie sposobem na opóźnienie go - powie- - W takim razie dlaczego nie schwytałeś go, tak jak planowałeś? -zapytał Rancisis.
dział Rancisis. Qui-Gon w zamyśleniu dotknął palcami ust.
Qui-Gon spojrzał na niego. - Jak powiedziała mistrzyni Gallia, Cohl to dopiero początek. Razem z moim pa-
- Akcja Cohla to coś nowego. dawanem przymocowaliśmy sygnalizator do statku Cohla, w nadziei, że zaprowadzi
- Co w takim razie doprowadziło Front Mgławicy do takiej eskalacji przemocy? - nas do aktualnej bazy Frontu Mgławicy, która może się znajdować na jednym z rim-
zapytała Gallia. miańskich światów, które popierają terrorystów. Po eksplozji sygnalizator przestał dzia-
Qui-Gon wyczuł, że pytanie zostało zadane w równym stopniu w imieniu Rady, łać.
jak i w imieniu Najwyższego Kanclerza Valoruma, z którym Gallię łączyły bliskie Gallia przyglądała mu się przez chwilę.
związki. - Szukałeś Cohla, Qui-Gonie?
- Mój informator twierdzi, że w łonie Frontu Mgławicy uformowało się radykalne - Nie znaleźliśmy z Obi-Wanem żadnego śladu wahadłowca. O ile wiemy, fala
skrzydło, i to ci bojownicy wynajęli kapitana Cohla. Bithanin i wielu innych sprzeci- uderzeniowa eksplozji porwała go i wciągnęła w studnię grawitacyjną Dorvalli.
wiało się zatrudnianiu najemników, ale to radykałowie przejęli władzę w organizacji. - Czy poinformowałeś Departament Sprawiedliwości o swoich podejrzeniach? -
Yoda w zamyśleniu potarł podbródek. zapytał Rancisis.
- Sztabki aurodium, o to chodziło im? - Najlepiej znane kryjówki Cohla są pod obserwacją- odpowiedziała za Qui-Gona
Qui-Gon pokręcił głową. Gallia.
- Szczerze mówiąc, mistrzu, nie jestem pewien, czy mam uwierzyć w zarzuty Fe- Koon wstał z krzesła i stanął obok Qui-Gona.
deracji. - Kapitan Cohl był może najlepszy w swojej klasie, ale takich jak on jest wielu,
- Czy masz powody, by w nie wątpić? równie bezlitosnych, równie drapieżnych. Front Mgławicy nie będzie miał trudności z
- To kwestia metod. Federacja Handlowa utrzymuje, że jej troską jest zabezpie- odbudowaniem swoich szeregów.
czenie przewożonych ładunków. Dlaczego więc mieliby transportować aurodium na Rancisis z powagą pokiwał głową.
pokładzie słabo bronionego frachtowca w rodzaju „Strumienia Przychodów", gdy - Musimy uważnie przyglądać się tej sprawie.
znacznie ciężej uzbrojony „Akwizytor" był zaledwie o jeden system słoneczny stam- Yoda przeszedł przez pokój, potrząsając brodą w przód i w tył.
tąd? - Unikać konfliktu z Frontem Mgławicy musimy. Głosem wielu przemawiają. Na
- Rację ma-przyznał Yoda. szwank narażają naszą bezstronność.
- Dla mnie powód jest oczywisty - nie zgodził się z nimi Rancisis. - Federacja - Zgadzam się - powiedział Rancisis. - Nie możemy opowiadać się po tej czy innej
Handlowa niesłusznie założyła, że nikt nie będzie podejrzewał, by „Strumień Przycho- stronie.
dów" przewoził takie bogactwo.

Janko5 Janko5
49 James Luceno Maska kłamstw 50
- Ależ musimy! - zaprotestował Qui-Gon. - Nie jestem sojusznikiem Federacji
Handlowej, ale akty terroryzmu Frontu Mgławicy nie ograniczą się do frachtowców.
Niewinne istoty znajdą się w niebezpieczeństwie. ROZDZIAŁ
Wszyscy zamilkli, z wyjątkiem Yody.

8
- Prawdziwym rycerzem Qui-Gon jest - powiedział tonem łagodnej wymówki. -
Zawsze podąża własną drogą.

Neimoidia- mała wilgotna planeta, nędznie oświetlana przez prastare słońce - była
miejscem unikanym nawet przez Neimoidian. Jej położenie - stosunkowo niedaleko od
samowystarczalnej Korelii i wysoko uprzemysłowionego systemu Kuat - przyniosło jej
więcej szkód niż korzyści, bo raz za razem bractwo światów Jądra pomijało ten mało
interesujący świat na korzyść jego bardziej atrakcyjnych sąsiadów. Społeczeństwo Ne-
imoidian uformowało się więc w poczuciu izolacji.
Wzgardliwe traktowanie ze strony innych światów wyrobiło w tym gatunku prze-
konanie, że postęp jest udziałem tych, którzy sanie tylko zdolni, ale i drapieżni. Dotar-
cie na szczyt łańcucha pokarmowego wymagało wspinania się po ciałach słabszych.
Utrzymanie się na szczycie wymagało wyrwania innym wszelkich zasobów, jakimi
dysponowali, i uniemożliwienia odebrania ich sobie.
Reguły te przywoływano zwykle, by wytłumaczyć, jak i dlaczego Neimoidianie
tak szybko wysunęli się na czoło Federacji Handlowej, której znakiem rozpoznawczym
była bezwzględność.
Najzdolniejsi synowie Neimoidii opuszczali planetę w młodym wieku, preferując
życie wędrownych handlarzy na pokładach statków floty handlowej Federacji. Wskutek
tego Neimoidia była rzadko zaludniona; pozostawali na niej najsłabsi przedstawiciele
gatunku, którzy zajmowali się doglądaniem hodowli świerzbu, upraw grzybni i farm
żuków.
Wicekról Nutę Gunray podzielał swoisty niesmak, jaki jego współbracia, podobni
mu dobrowolni wygnańcy, odczuwali dla swego ojczystego świata. Okoliczności wy-
magały jednak, by spotkał się z członkami Wewnętrznego Kręgu w miejscu, które gwa-
rantowało ochronę przed wścibskimi oczami Coruscant. A pod tym względem Neimo-
idia była najlepszym z możliwych rozwiązań.
Powrót do domu wiązał się i z tym nieodłącznym problemem, że nie sposób było
uciec od wspomnień - tkwiących zwykle gdzieś pod powierzchnią świadomości, na
poziomie komórkowym - z okresu pierwszych siedmiu lat życia, kiedy było się wątłą,
bladą, wijącą się larwą, walczącą z każdą inną podobną larwą o przetrwanie i możli-
wość przepoczwarzenia się w czerwonookiego, beznosego, rybioustego i zdecydowanie
nieufnego dorosłego osobnika.
Janko5 Janko5
51 James Luceno Maska kłamstw 52
Takiego jak Gunray, który okrywał ciało strojami z najdelikatniejszych tkanin, ja- - Kto byłby na tyle wymóżdżony, żeby wysuwać podobne twierdzenia, nie mogąc
kie można kupić za kredyty, i który rzadko -jeśli w ogóle - oglądał się za siebie. ich udowodnić?
Wicekról oddawał się tym refleksjom, podczas gdy jego mechanofotel sunął na Wziął przenośny holoprojektor i ustawił na stole.
miejsce spotkania przestronnymi korytarzami wyciętymi w skale w taki sposób, by Kiedy Ciemny Lord po raz pierwszy nawiązał z nim kontakt, wydawał się wie-
przypominały tunele lęgowe. Po drodze mijał rzędy robotów protokolarnych czekają- dzieć wszystko na temat Nute'a Gunraya i jego wspinaczki na najwyższe szczeble wła-
cych na baczność po obu stronach. dzy. Na przykład to, jak Gunray zeznawał przed Dyrektoriatem Federacji Handlowej
Dotarł w końcu do ciemnej, zatęchłej groty, stanowiącej całkowite przeciwieństwo przeciwko Pulsar Supertanker -wówczas niezależnej spółce wchodzącej w skład kon-
lśniących mostków na frachtowcach Federacji Handlowej. Widać w niej było liczne glomeratu-oskarżając ich o „złośliwy brak troski o zyski" i „bezproduktywne darowi-
przykłady egzotycznej flory, walczącej ze wszystkich sił o odzyskanie wilgoci z dusz- zny na cele dobroczynne".
nego powietrza. Sklepione łukowato ściany zdobiły dwa godła pobożności i władzy: W gruncie rzeczy wyglądało na to, że właśnie to zeznanie i podobne deklaracje
Krąg Ognia i garhai, pancerna ryba symbolizująca posłuszeństwo i oddanie okazywane gorliwości zwróciły uwagę Dartha Sidiousa.
oświeconym przywódcom. A jednak Nutę Gunray pozostał wówczas równie sceptyczny, jak obecnie jego do-
Dwaj najważniejsi doradcy Gunraya - namiestnik wicekróla Hath Monchar i radca radcy, demonstrowanych przez Dartha Sidiousa szerokich wpływów i możliwości. Si-
prawny Runę Haako -już czekali. Każdy miał na sobie czarną tiarę, stosownie do swej dious potajemnie nakłonił kilka ważnych planet eksportujących surowce, by przyłączy-
pozycji: Monchara była trójgraniasta, podobna nieco do tej, którą nosił Gunray, ale ły się do Federacji Handlowej, zrzekając się jednocześnie prawa do własnej reprezenta-
mniejsza; Haako nosił rodzaj skomplikowanego kaptura z dwoma rogami na przedzie i cji w galaktycznym senacie w zamian za lukratywne oferty handlowe i - o ile to możli-
zaokrąglonym, wysokim tyłem. we - rozwiązanie problemu przemytu i piratów. Za każdym razem Sidious tak aranżo-
Dwaj doradcy wykonali pełne szacunku gesty w kierunku Gunraya, gdy ten zszedł wał sprawy, że zasługi za te nabytki przypadały Gunrayowi, tym samym wspierając
z mechanofotela. jego autorytet i gwarantując wybór na członka dyrektoriatu.
- Witaj, wicekrólu - powiedział, podchodząc do niego, Haako, zgarbiony i kulawy, Kwestii, czy Sidious naprawdę zawdzięczał swoje wpływy mocom Sithów, Gun-
z podkurczonym z boku lewym ramieniem. - Mamy nadzieję, że trudziłeś się nie na ray nie był w stanie rozstrzygnąć, ale też nie za bardzo go to obchodziło, biorąc pod
darmo. - Przypominał nieco pająka, z tymi zapadniętymi policzkami, pooraną głęboki- uwagę, co wiedział o Sitach - starożytnym, może nawet legendarnym zakonie czarnych
mi zmarszczkami twarzą, zapuchniętymi oczami i pomarszczonymi fałdami skóry na magów, niewidzianych w galaktyce od tysiąca lat.
podbródku i grubej szyi. Niektórzy mówili, że Sithowie to ciemna strona Jedi; inni twierdzili, że to Jedi po-
Gunray protekcjonalnie machnął ręką. łożyli kres panowaniu Sithów w wojnie, w której stanęły naprzeciw siebie siły światła i
- Powiedział, że się pojawi. Mnie to wystarczy. ciemności. Jeszcze inni z kolei utrzymywali, że chciwi władzy Sithowie sami się po-
- Tobie może wystarczy - mruknął pod nosem Monchar. Gunray spojrzał na swego wybijali. Gunray nie wiedział, która z tych wersji jest prawdziwa i miał nadzieję, że tak
namiestnika. pozostanie.
- Wszystko potoczyło się, tak jak obiecał. Najemnicy Cohla zaatakowali, a „Stru- Spojrzał na projektor; zbliżała się godzina umówionego spotkania.
mień Przychodów" został zniszczony. Nie zdążył skończyć poprzedniej myśli, gdy nad urządzeniem pojawił się wizeru-
- I to ma być powód do świętowania? - zapytał Haako, poruszając fałdami aparatu nek zakapturzonej głowy i ramion oraz twarzy ukrytej głęboko w cieniu kaptura, spod
głosowego. - Twój plan kosztował Federację Handlową frachtowiec klasy pierwszej i którego widać było jedynie pobrużdżony podbródek i wydatne szczęki starego człowie-
miliardy kredytów w aurodium. ka. Płaszcz spinała pod szyją ozdobna brosza.
Pulsujące membrany Gunraya pozwalały się domyślać, że jego opanowanie było Kiedy postać przemówiła, jej głos przypominał przeciągły zgrzyt.
jedynie pozą. Zamrugał kilkakrotnie, ale zaraz odzyskał pewność siebie. - Widzę, wicekrólu, że zebrałeś swoich podwładnych, jak prosiłem - zaczął Darth
- Jeden statek i szkatułka klejnotów. Jeśli nasz dobroczyńca rzeczywiście jest tym, Sidious.
za kogo się podaje, taka strata jest bez znaczenia. Gunray wiedział, że słowo „podwładni" nie znajdzie uznania u Monchara i Haako.
Haako uniósł bezwładną dłoń. Choć rozumiał, że niewiele jest w stanie zdziałać, uznał, że warto przynajmniej spró-
- Jeśli nim jest, byłby to powód do obaw, a nie zadowolenia. Zresztą skąd mamy bować wyprostować sprawę.
wiedzieć, czy mówi prawdę? Jakie dowody przedstawił, wicekrólu? Kontaktuje się z - Moich doradców, lordzie Sidiousie.
tobą niematerialnie, przez hologram. Może być kimkolwiek. Twarz Sidiousa nic nie zdradzała.
Gunray poruszył wydatną szczęką.

Janko5 Janko5
53 James Luceno Maska kłamstw 54
- Doradców... ależ oczywiście. - Przerwał na chwilę, jakby sondował niezmierzoną - W takim razie będziemy po prostu musieli znaleźć sposób, by ich przekonać.
odległość, jaka ich dzieliła. - Wyczuwam atmosferę obaw, wicekrólu. Czyżby rezultaty - On nie chciał okazać ci niewdzięczności, lordzie Sidiousie -przeprosił Gunray za
naszych planów nie przypadły ci do gustu? swego podwładnego. - Po prostu... po prostu nie wiemy, kim jesteś i ile dasz radę zała-
- Ależ skąd, w żadnym razie, lordzie Sidiousie - zająknął się Gunray. - Chodzi je- twić. Możesz być na przykład potężnym Jedi, który chce nas wciągnąć w pułapkę.
dynie o to, że utrata frachtowca i sztabek aurodium martwi co poniektórych. - Spojrzał - Jedi? - powiedział Sidious. - Nie kpij ze mnie. Przekonacie się jednak, że jestem
znacząco na swoich doradców. pobłażliwym panem. Jeśli chodzi o wasze obawy co do mojej tożsamości... mojego
- Co poniektórzy pozbawieni są twojej zdolności widzenia spraw w szerszej per- dziedzictwa, powiedzmy... przemawiać za mnie będą moje czyny.
spektywie, wicekrólu - powiedział Sidious tonem, w którym pobrzmiewała pogarda. - Neimoidianie wymienili zakłopotane spojrzenia.
Być może powinniśmy ponownie zapoznać ich z naszymi zamiarami przysporzenia - A co z Jedi? - zapytał Haako. - Nie będą stali z boku.
Federacji Handlowej sympatii w senacie. To dlatego poinformowałem Front Mgławicy - Jedi zrobią tylko to, na co pozwoli im senat - powiedział Sidious. - Jesteście w
o transporcie aurodium. Utrata sztabek wesprze naszą sprawę. Wkrótce politycy i biu- grubym błędzie, jeśli myślicie, że poświęcą swoje posiadłości na Coruscant, występując
rokraci będą jeść ci z ręki, a wtedy Federacja Handlowa będzie mogła stworzyć armię przeciw Federacji Handlowej bez aprobaty senatu.
robotów, której tak potrzebuje. Firmy takie jak Baktoid, Zakłady Konstrukcyjne Haor Gunray spojrzał znacząco na swoich doradców, zanim odpowiedział:
Chall czy Colicoids będą się prześcigać, by zrealizować wasze zamówienia. Gunray - Oddajemy się w twoje ręce, lordzie Sidiousie.
poczuł niepokój. Sidious niemal się uśmiechnął.
- Armię, lordzie Sidiousie? - Tak sądziłem, wicekrólu, że dasz się przekonać. Wiem, że nie zawiedziesz mnie
- Bogactwa Odległych Rubieży czekają na tych, którzy mają dość odwagi, by po w przyszłości.
nie sięgnąć. Obraz zniknął równie nagle, jak się wcześniej pojawił, pozostawiając trzech Ne-
Gunray przełknął ślinę. imoidian łamiących sobie głowy nad charakterem mrocznego przymierza, które właśnie
- Ależ lordzie Sidiousie, być może nie czas na podejmowanie takich działań... zawarli.
- Nie czas? To wasze przeznaczenie. Jeśli będziecie mieć wsparcie armii, kto od-
waży się zakwestionować władzę Neimoidii nad szlakami handlowymi?
- Z chęcią powitamy możliwość obrony przed piratami i wywrotowcami - odważył
się odezwać Runę Haako. - Nie chcemy jednak łamać warunków naszego traktatu han-
dlowego z Republiką. Nie wtedy, gdy ceną za armię robotów jest opodatkowanie stref
wolnego handlu.
- A więc słyszałeś o zamiarach kanclerza Valoruma - stwierdził Sidious.
- Tylko tyle, że zamierza starannie rozważyć tę propozycję - powiedział Gunray.
Sidious pokiwał głową.
- Bądź spokojny, wicekrólu. Najwyższy Kanclerz jest naszym najsilniejszym
sprzymierzeńcem w senacie.
- A więc lord Sidious ma wpływy w senacie? - zaryzykował pytanie Haako.
Ale Sidious był zbyt sprytny, by złapać przynętę.
- Dowiesz się, że wielu jest takich, którzy wykonują moje rozkazy - powiedział. -
Rozumieją, podobnie jak wy zrozumiecie, że najlepiej służą sobie, oddając się w służbę
mnie.
Haako i Monchar wymienili ukradkowe spojrzenia.
- Rządzący członkowie Dyrektoriatu Federacji Handlowej raczej nie zaaprobują
wydawania z takim trudem wypracowanych zysków na roboty - powiedział Monchar. -
I tak uważają, że my, Neimoidianie, jesteśmy przesadnie podejrzliwi.
- Jestem świadom opinii waszych partnerów - powiedział chrapliwie Sidious. -
Przyjmij moją radę: głupi przyjaciele sanie lepsi od wrogów.
- Jednak sprzeciwią się takim planom.
Janko5 Janko5
55 James Luceno Maska kłamstw 56
Biorąc pod uwagę, że to rodzice Finisa Valoruma sponsorowali powstanie Krót-
kiego panowania, trudno się było dziwić, że sam najwyższy kanclerz zaszczycił swą
ROZDZIAŁ obecnością przedstawienie po długo oczekiwanym powrocie trupy na Coruscant. Sam
fakt, że będzie na nim obecny, wywindował ceny biletów do niemożliwości, a mimo to

9
kupić je było równie trudno, jak adegańskie kryształy. W efekcie budynek był tak wy-
pełniony po brzegi luminarzami, jak od dawna się to nie zdarzyło.
Jak zawsze, Valorum przyszedł późno, by mieć pewność, że zajmie miejsce jako
ostatni. Publiczność powstała, wyciągając głowy, by go zobaczyć; oklaski brzmiały bez
przerwy, gdy wkraczał do zabytkowej loży, zarezerwowanej dla członków jego rodziny
od z górą pięciuset lat.
Wyrzekłszy się na tę okazję swojej zwyczajowej eskorty - ubranych w niebieskie
płaszcze i hełmy członków Senackiej Straży - Valorum przybył w towarzystwie asy-
stentki administracyjnej, Sei Tarii, drobnej kobietki o połowę młodszej od niego, o
Noc na Coruscant była pojęciem abstrakcyjnym. Słońce zachodziło jak zawsze, ale migdałowych oczach i skórze koloru zboża, w twarzowych ciemnoczerwonych septoje-
światła były tak wszechobecne w lesie miejskich wieżowców, że prawdziwa ciemność dwabiach.
zalegała jedynie w najgłębszych kanionach lub przybywała na wezwanie tych miesz- Jak zwykle na Coruscant, publiczność rozplotkowała się, zanim jeszcze Valorum
kańców, którzy mogli sobie pozwolić na zaciemnienie transpastalowych szyb. Widzia- zdążył usiąść. Ale Najwyższy Kanclerz był uodporniony na plotki, po części ze wzglę-
na z orbity ciemna strona planety jarzyła się jak ozdobny ornament wysadzany biolu- du na swoje arystokratyczne wychowanie, ale także i dlatego, że niemal każdy z senato-
minescencyjnymi formami życia, jakie można było znaleźć w gablotach kolekcjonerów rów, niezależnie od stanu cywilnego, zwykł był pojawiać się publicznie w towarzystwie
sztuki albo w muzeach sztuki ludowej. atrakcyjnych samic.
Na niebie nigdy nie było widać gwiazd, z wyjątkiem szczytowych pięter najwyż- Valorum dostojnie skinął ręką i skłonił głowę w geście cierpliwej łaskawości. Za-
szych budynków. Inne gwiazdy rozświetlały jednak coruscańską noc w słynnych kom- nim usiadł, ukłonił się powtórnie w stronę prywatnej loży dokładnie po przeciwnej
pleksach rozrywkowych - piosenkarze, aktorzy, artyści i politycy. Ci ostatni podlegali stronie amfiteatru.
najbardziej ulotnym modom, a ostatnimi czasy lubili pojawiać się w operze za przykła- Kilkunastu zamożnie wyglądających widzów w loży, którą Valorum wyróżnił
dem Najwyższego Kanclerza Valoruma, którego znakomita rodzina słynęła również od swoim ukłonem, odpowiedziało podobnym gestem i pozostało na nogach, dopóki Sei
niepamiętnych pokoleń z mecenatu nad sztuką. Taria nie zajęła miejsca - niemały wyczyn dla właściciela loży, senatora Orna Free Taa,
W galaktyce, liczącej miliony rozumnych gatunków i tysiąc razy więcej światów, który w czasie swojej kadencji na Coruscant przytył tak bardzo, że zajmował aż trzy
kultura była zawsze towarem wyjątkowo popularnym. W każdej chwili gdzieś na Co- siedzenia.
ruscant odbywała się taka czy inna premiera. Niewiele zespołów i trup cieszyło się Błękitnoskóry Taa, o wydatnych czerwonych wargach i powiekach, miał dużą
jednak przywilejem występowania na deskach Opery Coruscant. owalną twarz i podwójny podbródek rozmiarów worka pokarmowego bantha. Był Twi'-
Budynek był cudem baroku sprzed czasów Republiki: cały w stiukach i ornamen- lekianinem pochodzącym z Rutii; jego grube warkocze główne lekku spoczywały na
tach, ze staroświecką sceną, wznoszącymi się rzędami foteli i prywatnymi lożami o otłuszczonej piersi jak śpiące węże. Krzykliwa szata wystarczyłaby na namiot. Wyraź-
zabytkowych zdobieniach. W ramach gestu w stronę obywateli Coruscant zbudowano nie afiszował się ze swoją konkubiną, Twi'lekianką z Letha, młodzieńczą istotą o wy-
nawet labirynt dolnych galerii, gdzie zwykli ludzie mogli oglądać przedstawienie na sokich kościach policzkowych i czerwonym ciele spowitym w zwoje połyskliwego
hologramowych ekranach i udawać, że mogą zadawać się z osobistościami, które zasia- jedwabiu.
dają nad ich głowami. Jako członek Komitetu Asygnacyjnego, Taa był w opozycji do kanclerza Valoru-
W programie była opera pod tytułem Krótkie panowanie demonów przyszłości, ma od czasów, gdy jego ojczysta planeta Ryloth, słynąca jako producent przyprawy, nie
dzieło napisane pierwotnie na Korelii, wystawiane jednak przez trupę Bithan, którzy zdołała uzyskać statusu planety uprzywilejowanej.
objeżdżali z nią kolejne planety od dwudziestu standardowych lat. Gośćmi Taa byli senatorowie Toonbuck Toora, Passel Argente, Edcel Bar Gane i
Bithanie - dwunożny gatunek o okrągłych czaszkach, czarnych oczach pozbawio- Palpatine, który przybył w towarzystwie dwóch osobistych sekretarzy, Kinmana Doria-
nych powiek i workowatych fałdach skórnych poniżej szczęki - pochodzili z peryferyj- na i Sate'a Pestage'a.
nej planety Clack'dor VII i znani byli z tego, że odbierają dźwięki w taki sposób, jak
ludzie kolory.
Janko5 Janko5
57 James Luceno Maska kłamstw 58
- Wiecie, dlaczego Valorum tak kocha operę? - zapytał Taa we wspólnym, ledwo - Myślę, że jeszcze bardziej spolaryzuje senat - powiedział świszczącym głosem
otwierając tłuste wargi. - Bo to jedyne miejsce na Coruscant, gdzie cała publiczność mu Edcel Bar Gane. Reprezentant planety Roona miał pękatą głowę i wąskie, uniesione w
przyklaskuje. zewnętrznych kącikach oczy.
- A przecież robi tu niewiele więcej niż w senacie - zauważyła senator Toora. - Po Toora słuchała ich uwag, nie komentując. Ponownie spojrzała na Palpatine'a.
prostu przestrzega zasad i udaje zainteresowanie. - Zaciekawił mnie pan, senatorze. Co dokładnie powiedział pan kanclerzowi w
Bajecznie bogata, była dwunożną włochatą istotą o szerokich ustach, trzech pod- kwestii wpływu opodatkowania na systemy peryferyjne?
bródkach i oczach jak paciorki; na czubku grzebienia sterczącego ze spłaszczonej gło- - Włączcie kurtynę akustyczną, a może będę skłonny wam się zwierzyć - powie-
wy tkwił mały nos. dział Palpatine.
- Valorum stracił zęby - zapiał Passel Argente. Ten mężczyzna o ziemistej cerze - Och, zrób to, Taa! - zapaliła się Toora. - Uwielbiam intrygować.
był przedstawicielem Sprzymierzenia Przedsiębiorców; nosił czarny turban i fular, Taa przestawił przełącznik w barierce loży, uruchamiając pole, które skutecznie
który odsłaniał tylko twarz i zakręcony róg sterczący z czoła. - W momencie gdy po- izolowało pomieszczenie od wszelkich prób podsłuchu. Ale Palpatine odezwał się do-
trzeba nam energii, wizji, jedności, Valorum proponuje wypróbowane, rutynowe roz- piero wtedy, gdy Sate Pestage - szczupły mężczyzna o ostrych rysach i przerzedzonych
wiązania. Rozwiązania, które gwarantują zachowanie status quo. czarnych włosach -sprawdził, że pole działa.
- Ku naszej wielkiej radości - mruknęła pod nosem Toora. Działania Pestage'a zrobiły wrażenie na senatorze Argente.
- Ale ten ukłon... - powiedział Taa, kierując się w stronę fotela wykonanego na - Czy wszyscy na Naboo są równie ostrożni jak pan, senatorze?
specjalne zamówienie, by mógł w nim pomieścić spasione cielsko. - Czemu zawdzię- Palpatine wzruszył ramionami.
czamy ten zaszczyt? - Proszę to uznać za wadę osobniczą. Argente pokiwał głową.
Toora lekceważąco machnęła ręką. - Zapamiętam to sobie.
- Według mnie, idiotycznemu zamieszaniu związanemu z wnioskiem Federacji - Proszę więc nam wszystko powiedzieć - odezwała się Toora. -Czy Najwyższy
Handlowej. Valorum potrzebuje wszelkiego poparcia, jakie zdoła zdobyć, by przekonać Kanclerz obiera niebezpieczny kurs, przeciwstawiając się Federacji Handlowej?
nas do uchwalenia opodatkowania stref wolnego handlu. - Niebezpieczeństwo polega na tym, że dostrzega tylko część problemu - zaczął
- W takim razie to jeszcze dziwniejsze, że się nam kłania - zauważył Taa. Zama- Palpatine. - Choć pierwszy by temu zaprzeczył, w głębi serca Valorum jest biurokratą,
szystym gestem wskazał na inne loże. - O, tam... senator Antilles, Horox Ryyder, Ten- podobnie jak jego przodkowie. Przedkłada przepisy i zasady nad bezpośrednie działa-
dau Bendon... wszyscy oni przyklaskują każdemu słowu kanclerza. Każdy z nich bar- nie. Brakuje mu zdolności właściwej oceny sytuacji. To dynastia Valorum była w dużej
dziej jest wart ukłonu niż my. mierze odpowiedzialna za danie wolnej ręki Federacji Handlowej dziesięciolecia temu.
Taa uniósł tłustą dłoń w geście pozdrowienia, gdy nagle towarzystwo zdało sobie A jak, waszym zdaniem, udało im się zgromadzić tak wielkie dobra? Na pewno nie
sprawę, że są obserwowani. faworyzując peryferyjne systemy, tylko wchodząc w lukratywne układy z Klanem Ban-
- W takim razie ukłon musiał być przeznaczony wyłącznie dla senatora Palpatine'a ków Intergalaktycznych i firmami w rodzaju TaggerCo. Szczególnie ironiczny wy-
- zauważyła Toora znacząco.—Z tego co słyszałam, Najwyższy Kanclerz chętnie słu- dźwięk ma fakt, że ten najnowszy kryzys kręci się wokół Frontu Mgławicy. Ojciec
cha rad naszego delegata z Naboo. obecnego kanclerza miał okazję zlikwidować to ugrupowanie, ale nie zrobił tego, upo-
Taa odwrócił się w stronę Palpatine'a. minając ich jedynie, zamiast wyeliminować.
- Czy to prawda, senatorze? - Zaskakuje mnie pan, senatorze - powiedziała Toora. - Ale na plus, jak sądzę.
Palpatine uśmiechnął się lekko. Proszę mówić dalej.
- To nie jest tak, jak sobie wyobrażacie, zapewniam was. Najwyższy Kanclerz spo- Palpatine założył nogę na nogę i wyprostował się w fotelu.
tkał się ze mną, by poznać moją opinię na temat tego, jak systemy peryferyjne przyjmą - Najwyższy Kanclerz nie jest w stanie zrozumieć, że przyszłość Republiki zależy
kwestię opodatkowania. Nie rozmawialiśmy o niczym innym. Zresztą Valorum raczej w znacznej mierze od tego, co dzieje się na Środkowych i Odległych Rubieżach. Choć
nie potrzebuje mojej pomocy, by przepchnąć tę propozycję. Nie jest aż tak nieskutecz- na Coruscant panoszy się korupcja, prawdziwa korozja zawsze zaczyna się od brzegów,
ny, jak się niektórym wydaje. postępuje od zewnątrz do środka i w końcu pożre i centrum.
- Nonsens - powiedział Taa. - Dojdzie do przepychanki między frakcjami Baila Jeśli Valorum nie zrobi czegoś, by powstrzymać tę falę, Coruscant stanie się pew-
Antillesa a tymi, którzy pozwalają, by w ich imieniu przemawiał Ainlee Teem. Jak nego dnia niewolnicą tych systemów, niezdolną uchwalić żadnych przepisów bez ich
zawsze, światy Jądra staną po stronie Valoruma, a najbliższe kolonie - przeciw. zgody. Jeśli nie załagodzimy sprawy dziś, możemy być zmuszeni podporządkować się
ich władzy centralnej jutro. To one są kluczem do przetrwania Republiki.
Taa wy sapał:
Janko5 Janko5
59 James Luceno Maska kłamstw 60
- Jeśli dobrze rozumiem, chce pan powiedzieć, że Federacja Handlowa jest ogni- rękach, wchodził w durabeton jak w masło lub powoli przepalał durastalowe grodzie
wem łączącym nas z tymi systemami... ambasadorami Coruscant, że tak powiem... i że gwiezdnych statków.
w związku z tym nie możemy sobie pozwolić na izolowanie Neimoidian i reszty. Na kolejny sygnał mistrza drugi rząd studentów przyjął postawę atakującą, prze-
- Źle pan zrozumiał -. powiedział twardo Palpatine. - Federacji Handlowej należy kręcając ramiona o ćwierć obrotu, obniżając środek ciężkości przez lekkie ugięcie ko-
utrzeć trochę nosa. Valorum ma rację, forsując opodatkowanie, bo Federacja Handlowa lan i unosząc miecz trzymany oburącz, jakby chcieli nim odbić piłkę.
i tak ma już za wiele wpływów w systemach peryferyjnych. Setki systemów zewnętrz- Na ostatni znak instruktora drugi rząd energicznie zaatakował. Studenci w pierw-
nych, desperacko dążących do utrzymania wymiany handlowej z systemami Jądra, szym rzędzie unieśli miecze do obrony i cofali się z taneczną precyzją, pozwalając
przyłączyło się do Federacji, zrzekając się praw do własnego przedstawiciela w senacie. przeciwnikom uderzać raz za razem w uniesione ostrza. Gdy broniący cofnęli się do
Na razie Neimoidianie i ich partnerzy nie mają dość głosów, by zablokować opodatko- połowy sali, mistrz nakazał wstrzymać ćwiczenie i zmienić postawę.
wanie. Ale za rok, dwa zdobędą wystarczające poparcie, by blokować senat przy każdej Teraz ci, co się przed chwilą bronili, zaatakowali. Świetlne ostrza cięły powietrze,
okazji. bucząc cicho; zgrzytały przy zetknięciu z mieczem przeciwnika i wypełniały salę tre-
- A więc poprze pan kanclerza - wywnioskowała Toora. - Zagłosuje pan za opo- ningową oślepiającymi błyskami światła. Qui-Gon i Obi-Wan obserwowali ćwiczenia z
datkowaniem. galerii widokowej nad wyściełaną materacami podłogą sali, położonej na jednym z
- Na razie nie - powiedział ostrożnie Palpatine. - Z jego perspektywy opodatkowa- niższych poziomów piramidy Świątyni Jedi. Ćwiczenia trwały od samego rana, ale
nie to sposób na ograniczenie wpływów Federacji, a zarazem na wzbogacenie Co- tylko na kilku twarzach widać było oznaki zmęczenia.
ruscant. Takie podejście doprowadzi do izolacji nie tylko członków Federacji, ale i - Pamiętam wszystko, jakby to było wczoraj - powiedział Obi-Wan. Qui-Gon
systemów peryferyjnych. Zanim oddam głos w imieniu Naboo, chcę wiedzieć, jak roz- uśmiechnął się.
kładają się głosy. W tej chwili ci, którzy stoją pośrodku, zyskają najwięcej. Ci, którzy - Dla mnie minęło wiele takich wczoraj, padawanie.
jasno widzą wszystkie strony problemu, są najlepiej przygotowani, by przeprowadzić Choć dzieliło ich wiele lat, obaj spędzili młodość w Świątyni, podobnie jak wielu
Republikę przez ten krytyczny okres przejściowy. Jeśli Valorum zdoła zgromadzić innych Jedi - czy to studentów, czy padawanów, czy mistrzów. Moc objawiała się we
odpowiednie poparcie bez głosu mojego sektora, tym lepiej. Nie uchylę się jednak wczesnym dzieciństwie i większość przyszłych rycerzy przenosiła się do Świątyni,
przed obowiązkiem zrobienia tego, co w ostatecznym rozrachunku jest najlepsze dla zanim ukończyła sześć lat - gdy tylko ich zdolności zostały odkryte na Coruscant lub
wspólnego dobra. bardziej odległym świecie przez pełnoprawnego rycerza Jedi, albo gdy przywieźli ich
- Tak mówi przyszły lider senackiej frakcji - powiedział Taa, wybuchając śmie- do Świątyni członkowie rodziny. Choć często stosowano testy, by potwierdzić, czy
chem. kandydat ma zdolności do władania Mocą, nie przesądzały one o dalszych jego losach -
Toora przyglądała się Palpatine'owi badawczo. nie było wiadomo, czy on albo ona, człowiek albo obcy, ujmie w dłoń miecz świetlny
- Jeszcze parę pytań, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu. w obronie pokoju i sprawiedliwości, czy spędzi życie w służbie Korpusu Rolniczego,
Palpatine wskazał na scenę. pomagając wyżywić biednych i upośledzonych galaktyki.
- Z przyjemnością podyskutuję o tej sprawie bardziej szczegółowo, ale przedsta- - Zawsze martwiłem się podczas ćwiczeń, że nie mam zadatków na padawana, a
wienie zaraz się zacznie. co dopiero na rycerza Jedi - dodał Obi-Wan. - Starałem się bardziej niż inni, by ukryć
swoje wątpliwości.
Ubrani w bezbarwne tuniki i miękkie buty, studenci Jedi stali naprzeciw siebie w Qui-Gon spojrzał na niego z ukosa.
dwóch rzędach, unosząc w dłoniach dwa tuziny włączonych mieczy świetlnych. - Gdybyś starał się jeszcze bardziej, padawanie, na pewno pozostałbyś w Korpusie
Na znak mistrza miecza dwunastu studentów tworzących pierwszy rząd cofnęło Rolnictwa. Dopiero gdy przestałeś się starać tak mocno, odnalazłeś swoją ścieżkę.
się jednocześnie o trzy kroki i przyjęło postawę obronną - szeroko rozstawione stopy i - Nie potrafiłem się skoncentrować na chwili obecnej.
miecze poziomo przed sobą na wysokości pasa. - I nadal nie potrafisz.
Każdy z mieczy był zbudowany własnoręcznie przez studenta, który go trzymał, w Dwanaście lat temu Obi-Wan został przydzielony do Korpusu Rolnictwa na plane-
taki sposób, by pasował do jego górnej kończyny. Nie znalazłoby się dwóch identycz- cie Bandomeer i tam właśnie spotkał Qui-Gona, którego poprzedni padawan przeszedł
nych, choć wszystkie miały pewne wspólne cechy: porty ładowania, płytki projekcji na ciemną stronę Mocy i porzucił Zakon Jedi. Jednak mimo więzów, które połączyły go
ostrza, aktywatory, ogniwa energetyczne z diatum oraz rzadkie i cenne kryształy ade- z Qui-Gonem, bywały chwile, gdy nadal zastanawiał się, czy ma predyspozycje, by stać
gańskie, które emitowały ostrze. Niewiele znano w galaktyce materiałów, których się rycerzem Jedi.
miecz świetlny nie byłby w stanie przeciąć. W pełni naładowany i w odpowiednich

Janko5 Janko5
61 James Luceno Maska kłamstw 62
- Skąd mam wiedzieć, czy Korpus Rolnictwa nie był mi pisany, mistrzu? Być mo- - Nie, nie rozumiecie. Musicie nauczyć się trzymać miecz, rozluźniając uścisk na
że nasze spotkanie na Bandomeer było tym rozwidleniem drogi, którym nie powinie- jego rękojeści. Musicie nauczyć się poruszać tak rytmicznie, aż zaczniecie tworzyć
nem był podążyć. bezcielesne rytmy. Rozumiecie?
Qui-Gon odwrócił się w końcu w jego stronę. - Tak, mistrzu - odpowiedzieli.
- Jest wiele ścieżek, które można wybrać, Obi-Wanie. Nie każdy z nas ma dość - Nie, nie rozumiecie. - Skrzywił się i usiadł na końcu rzędów. -Opowiem wam hi-
szczęścia, by odnaleźć własną w swoim sercu... tę, którą postawiła przed nami Moc. Co storię. Pewien człowiek, niesłusznie oskarżony o popełnienie zbrodni, był przewożony
czujesz, gdy badasz swoje uczucia względem wyborów, których dokonałeś? pojazdem repulsorowym przez pustynne bezdroża odległej planety do więzienia, poło-
- Czuję, że wybrałem właściwą ścieżkę, mistrzu. żonego w samym sercu pustyni. Nagle, bez ostrzeżenia, pojazd zepsuł się tuż nad ol-
- Zgadzam się. - Qui-Gon klepnął Obi-Wana po ramieniu, uśmiechnął się i odwró- brzymim lejem w ziemi, który był tak naprawdę wielką i żarłoczną gębą stworzenia
cił z powrotem, by popatrzeć na studentów. -Mimo to uważam, że świetny byłby z cie- zamieszkującego te pustkowia. Nagła awaria wyrzuciła strażników tego człowieka
bie rolnik. prosto w pokrytą śluzem paszczę tej istoty. Mężczyznę również wyrzuciło z pojazdu,
Studenci klęczeli teraz w dwóch rzędach, przysiadłszy na piętach. W pokoju pa- ale w ostatniej chwili zdołał chwycić się płozy. Nie rękami, bo te miał skute kajdanka-
nowała cisza i słychać było jedynie odgłos bosych stóp mistrza szermierki, który prze- mi na plecach, ale własnymi zębami. Wkrótce w tej samej okolicy pojawiła się karawa-
chadzał się pomiędzy rzędami uczniów, przyglądając się uważnie każdemu. Mistrz był na podróżników. Zagubieni i głodni, zapytali mężczyznę, czy wie, gdzie znajduje się
Twi'lekianinem o smukłych warkoczach głównych i muskularnym torsie. Nazywał się najbliższa osada, w której mogliby odnowić wyczerpane zapasy. Mężczyzna był w
Anoon Bondara, a jego umiejętności szermiercze nie miały sobie równych. Qui-Gon rozterce. Wiedział, że nie odpowiadając, skazywał najprawdopodobniej wędrowców na
stawał z nim do pojedynków, gdy tylko nadarzyła się okazja, bo potyczka z mistrzem pewną śmierć wśród piasków pustyni. Ale otwierając usta, by wypowiedzieć choćby
Bondara, choćby najkrótsza, uczyła więcej niż dwadzieścia pojedynków z mniej utalen- słowo, sam siebie skazywał na pewną śmierć w przewodzie trawiennym piaskowego
towanymi przeciwnikami. potwora.
Mistrz miecza zatrzymał się przed studentką o imieniu Darsha Assant, która była Bondara przerwał.
zarazem jego padawanką. Bondara przykucnął, by ich oczy znalazły się na tym samym - Co w tych okolicznościach powinien zrobić ten człowiek?
poziomie. Studenci wiedzieli z góry, że nie usłyszą odpowiedzi od Anoona Bondary.
- Co myślałaś, gdy atakowałaś? Wstając, mistrz miecza powiedział:
- Co myślałam, mistrzu? - Wysłucham waszych odpowiedzi jutro.
- Co miałaś w głowie? Jakie były twoje zamiary? Studenci zgięli się wpół i nie odrywali czoła od maty, póki mistrz Bondara nie
- Po prostu chciałam być tak silna, jak to tylko możliwe. opuścił sali. Dopiero wtedy wstali. Nie mogli się doczekać, by zacząć wymieniać opinie
- Chciałaś wygrać. o sesji treningowej, żaden jednak nie wspomniał o ewentualnym rozwiązaniu zagadki
- Nie, mistrzu. Chciałam uderzyć w nienaganny sposób. Bondara skrzywił się. opowiedzianej przez nauczyciela.
- Wyłącz myślenie. Nie oczekuj zwycięstwa, nie oczekuj porażki. Nie oczekuj ni- Qui-Gon poklepał Obi-Wana po ramieniu.
czego. - Chodź, padawanie, jest tu ktoś, z kim chcę porozmawiać.
Obi-Wan spojrzał na Qui-Gona. Obi-Wan zszedł za swoim mistrzem po schodach na miękką podłogę. Kilku in-
- Gdzie ja to już słyszałem? nych mistrzów Jedi rozmawiało tam ze swoimi padawana-mi. Obi-Wan znał przelotnie
Qui-Gon uciszył go, nie spuszczając wzroku z mistrza Bondary, który znów zaczął paru z nich, ale osoby, do której prowadził ich Qui-Gon, nie spotkał nigdy.
przechadzać się po sali. Była chyba najbardziej egzotyczną kobietą, jaką kiedykolwiek widział. Miała sko-
- Miecz świetlny nie jest bronią, którą powalacie wrogów albo rywali - wyjaśniał śne, szeroko rozstawione oczy o dużych błękitnych tęczówkach, których kolor podkre-
Bondara. - To broń, którą wykorzeniacie własną chciwość, gniew, szaleństwo. Ten, kto ślała kreska na górnych powiekach. Nos miała szeroki i płaski, a skórę koloru drewna
stworzył miecz i dzierży go w dłoni, musi żyć tak, by samym sobą ucieleśniać zagładę owocowego.
wszystkiego, co stoi na drodze pokoju i sprawiedliwości. -Zatrzymał się i popatrzył po - Obi-Wanie, chciałbym, żebyś poznał mistrzynię Luminarę Unduli.
kolei na każdego. - Mistrzu Jinn - powiedziała kobieta zaskoczona i skłoniła głowę w pełnym sza-
- Rozumiecie? cunku ukłonie.
- Tak, mistrzu - odpowiedzieli jednym głosem. Qui-Gon również się ukłonił.
Bondara głośno klasnął w dłonie. - Luminaro, to jest Obi-Wan Kenobi, mój padawan.

Janko5 Janko5
63 James Luceno Maska kłamstw 64
Skłoniła głowę przed Obi-Wanem. Dół jej trójkątnej twarzy zdobiły tatuaże w Qui-Gon znowu nie odpowiedział od razu.
kształcie małych rombów, tworzących pionowy pasek od sinawej, pełnej dolnej wargi - Jedyne, czego jestem pewien, to że los Cohla jest w rękach innych niż moje.
do czubka okrągłego podbródka. Podobne tatuaże miała na wierzchu dłoni, na każdej
kostce.
Twarz Qui-Gona spoważniała.
- Luminaro, Obi-Wan i ja spotkaliśmy niedawno kogoś, kto ma podobny tatuaż jak
twój.
- Arwen Cohl - wpadła mu w słowo Luminara, zanim Qui-Gon zdążył powiedzieć
coś więcej. Uśmiechnęła się smutno. - Gdybym dorastała na mojej ojczystej planecie, a
nie w Świątyni, na pewno wysłuchałabym w młodości wielu opowieści o Arwenie
Cohlu.
Spojrzała prosto w zaciekawione oczy Qui-Gona.
- Walczył o wolność, był bohaterem naszego ludu w czasach zmagań z sąsiednią
planetą. To wielki wojownik, pełen poświęcenia. Jednak gdy mój lud wywalczył sobie
wolność, został wkrótce oskarżony o spiskowanie przez tych samych ludzi, u których
boku walczył. To miał być sposób gwarantujący, że Cohl nie zostanie wyniesiony na
najwyższe szczeble władzy, którą chcieli obdarzyć go ludzie. Spędził wiele lat w wię-
zieniu, okrutnie traktowany, w surowych warunkach, ale to zahartowało tylko bardziej
tego mężczyznę, i tak już zahartowanego w walce. Kiedy uciekł z tego okropnego miej-
sca z pomocą swych dawnych towarzyszy, zemścił się na swoich krzywdzicielach i
poprzysiągł, że nic już więcej nie zrobi dla świata, o którego wyzwolenie walczył tak
zażarcie. Został najemnikiem i przechwalał się otwarcie, że nie popełni więcej podob-
nego błędu. Twierdził, że w końcu zrozumiał naturę wszechświata i że zawsze będzie o
krok przed tymi, którzy chcą go pokonać, schwytać albo zagrozić mu w inny sposób.
Qui-Gon wziął głęboki oddech.
- Czy miał jakieś szczególne urazy do Federacji Handlowej?
Luminara pokręciła głową.
- Nie większe niż ktokolwiek inny w moim ojczystym systemie. Federacja Han-
dlowa wprowadziła nas do Republiki, choć stało się to kosztem zasobów naturalnych
mojej planety. Na początku Arwen Cohl przyjmował zlecenia tylko od tych, których
sprawa była jego zdaniem słuszna. Ale z czasem, niewątpliwie z powodu krwi, którą
przelał, stał się niczym więcej jak tylko piratem i zawodowym zabójcą. Choć mówi się
też, że nigdy nie zdradził przyjaciela ani sojusznika.
Przerwała na chwilę, by dodać:
- Żałuję, że historia zapamięta Cohla raczej jako przestępcę niż jako bohatera. By-
ło mi smutno, gdy usłyszałam, że zginął nad Dorvallą.
Gdy Qui-Gon nie odpowiadał, Luminara zapytała:
- Bo zginął, czyż nie?
Qui-Gon wyglądał na zmartwionego.
- Na razie mogę tylko stwierdzić, że zniknął nad Dorvallą.
Luminara przytaknęła niepewnie.
- Niezależnie od tego, czy Cohl jest żywy, czy martwy, sprawa jest teraz w gestii
Departamentu Sprawiedliwości, tak?
Janko5 Janko5
65 James Luceno Maska kłamstw 66
Innym rozwiązaniem byłoby skierowanie się ku powierzchni Dorvalli, do miejsca,
w którym mieli bazę przed rozpoczęciem operacji. Cohl podejrzewał jednak, że mogła
ROZDZIAŁ zostać odkryta i teraz jest pod obserwacją. Kiedy Rella i reszta zaproponowali, by za-
miast tego udać się na pobliską Dorvallę IV, Cohl przypomniał im, że w drodze na

10
Dorvallę były statki ratownicze, a pojedynczy wahadłowiec pełznący przez przestrzeń
na pewno przyciągnąłby ich uwagę.
W rzeczywistości statki ratowników pojawiły się w parę godzin po wybuchu. Od
tego czasu Zakłady Wydobywcze Dorvalli własnymi promami zbierały po drodze do
domu kapsuły towarowe, choć większość lommitu wyleciała w przestrzeń. Oderwaną
centrosferę i drugie ramię hangaru odholowano z przeznaczeniem na złomowanie. Za-
jęcie się ratowników drugim ramieniem było tylko kwestią czasu.
Dla Cohla te długie dni były szczególnie nużące; zwłaszcza w porównaniu z lata-
mi odosobnienia, jakie znosił osadzony w więzieniu pod fałszywymi zarzutami, wysu-
Zwęglone i poszarpane w wybuchu, który rozerwał frachtowiec, prawe ramię han- niętymi przez ludzi, którzy walczyli u jego boku i których zaliczał do przyjaciół. A
garu „Strumienia Przychodów" wisiało łukiem nad mizerną czapą polarną Dorvalli, tuż ponieważ reszta załogi ufała mu bez zastrzeżeń, oni również znosili długie godziny
poza zasięgiem cienia planety. Wielka krzywizna durastali wydawała się tkwić tam od monotonii bez słowa skargi. Większość z nich i tak miała stoickie podejście do życia, a
zawsze. Wieczne słońce wlewało się do wnętrza przez główny portal hangaru - tam, i niewygody nie były im obce. Nikt, kto nie miał tych cech, nie zostałby wybrany do tej
gdzie prawdziwe ramię miałoby dłoń - oświetlając porozrzucane resztki kapsuł i barek operacji.
towarowych. Tylko Rella nie miała ochoty milczeć. Ale łączyło ją z Cohlem szczególne poro-
Przyczepiony do wewnętrznego poszycia hangaru niczym muszla, tkwił samotny, zumienie.
poturbowany wahadłowiec, w jego wnętrzu zaś ośmioro członków jeszcze bardziej - Co tam słychać w kanale komunikacyjnym? - zapytał Cohl Boiny'ego.
zmaltretowanej załogi. - Nic, kapitanie. Ani szumów, ani trzasków.
- Nadal czekam na to obiecane przebaczenie - powiedział Cohl do Relli. Rella prychnęła.
Spojrzała na niego spod oka. - A kogo się spodziewałeś usłyszeć, Cohl? „Jastrzębionietoperz" dawno odleciał.
- Wtedy i tylko wtedy, gdy nas stąd wyciągniesz. Nie wcześniej. Cohl spojrzał ponad jej ramieniem na Rodianina.
Siedzieli w swoich fotelach, podobnie jak pozostali - niektórzy spali, opierając się - Jak systemy?
na złożonych ramionach albo z głową odrzuconą w tył i otwartymi ustami. Oświetlenie - W gotowości.
było słabe, panował mróz, a recyrkulowane powietrze miało wyraźnie metaliczny po- - Wiecie co, - warknęła Rella niecierpliwie - mogę tu siedzieć równie długo jak
smak. Nadużywana toaleta cuchnęła. Siedzieli wewnątrz ramienia hangaru od prawie wy, ale ta litania doprowadza mnie do kosmicznego obłędu. -Naśladując głos Cohla,
czterech standardowych dni, żywiąc się tabletkami pokarmowymi i zabijając nudę wy- powiedziała: - „Jak systemy?" - a potem Boiny'ego: - „W gotowości". - Potrząsnęła
padami do wnętrza hangaru w kosmicznych skafandrach. Podczas gdy w wahadłowcu głową. - Nie moglibyście chociaż raz powiedzieć tego inaczej?
działała sztuczna grawitacja, wędrówka po hangarze przypominała eksplorację zatopio- - Mam tu coś, co cię podniesie na duchu, Rella - powiedział Jalan poirytowanym
nego wraku. Większość kapsuł towarowych leżała wzdłuż zewnętrznej ściany hangaru, głosem. - Orbita ramienia pogarsza się.
ale chmury rudy lommitu i splątane kawałki robotów dryfowały wokół jak szczątki Wytrzeszczyła oczy w udawanym zdumieniu.
rozbitego wraku na falach. Boiny odkrył nawet ciało jednego Twi'lekianina, który nie - Jeśli chcesz powiedzieć, że grozi nam, że spadniemy z nieba, to masz rację: je-
zdążył do punktu zbornego, spalone ogniem laserów do tego stopnia, że z trudem moż- stem zachwycona!
na je było rozpoznać. Jalan spojrzał na Cohla.
Nie planowali pozostania w ramieniu hangaru po eksplozji. Kiedy jednak ustalili, - Nie ma natychmiastowego niebezpieczeństwa, kapitanie, ale powinniśmy chyba
że unosi się ono tuż ponad strefą grawitacji Dorvalli, Cohl uznał, że hangar będzie naj- zacząć myśleć o odlocie.
lepszym miejscem na przeczekanie. „Jastrzębionietoperz" i statki wspomagające Frontu Cohl pokiwał głową.
Mgławicy odleciały, i nawet „Akwizytor" zniknął - co kapitan Cohl uznał za interesują- - Masz rację. Czas się pożegnać z tym miejscem. Dobrze nam się przysłużyło.
ce, bo porzucanie towarów, nawet wyrzuconych za burtę, nie leżało w naturze Neimo- Rella spojrzała w sufit.
idian. - Dzięki gwiazdom!
Janko5 Janko5
67 James Luceno Maska kłamstw 68
- A dokąd lecimy, kapitanie? - zapytał Boiny. sywne, pionowe ściany skał, porośnięte bujną roślinnością wyrastały tu i ówdzie jak
- Na dół. wyspy z poszycia lasu. Z ich szczytów spadały w dół oślepiające bielą wodospady,
- Kapitanie, mam nadzieję, że nie myśli pan o lądowaniu tym pudłem na Dorvalli - tworząc u podnóży skał bulgocące turkusowe jeziora.
zaniepokoił się Jalan. - Ekipy ratownicze... Mimo pierwotnego krajobrazu, nie było to miejsce dziewicze. Zakłady Wydobyw-
Cohl potrząsnął głową przecząco. cze Dorvalli wycięły szerokie drogi prowadzące do co większych skalnych wypiętrzeń
- Wracamy do bazy. oraz dwa okrągłe lądowiska, dostatecznie duże, by przyjąć orbitalne promy. Skały były
Załoga wymieniła niespokojne spojrzenia. w środku wydrążone i poprzecinane kopalnianymi szybami jak plaster miodu, a gruba
- Przepraszam, że pytam, kapitanie - odezwał się Jalan - ale czy nie powiedział warstwa lommitu pokrywała okoliczną roślinność. Niewątpliwie sztucznego pochodze-
pan, że baza jest najprawdopodobniej obserwowana? nia były też głębokie kratery wypełnione zanieczyszczonymi wodami kopalnianymi,
- Jestem pewien, że jest obserwowana. które odbijały słońce i niebo jak zamglone lustra.
Rella przyglądała mu się przez chwilę. To stąd, z pomocą kilku pracowników Zakładów Wydobywczych Dorvalli, nieza-
- Pokopało cię, Cohl? Oglądamy przelatujące obok statki Departamentu Sprawie- dowolonych z faktu, że ich planeta jest pozbawiona reprezentacji w senacie, Cohl wy-
dliwości od czterech dni, że już nie wspomnę o korwetach Korpusu Kosmicznego ruszył z misją opanowania „Strumienia Przychodów". Ale nie wszyscy na Dorvalli
Dorvalli. Jeśli chciałeś, żeby nas złapali, po co kazałeś nam siedzieć tyle czasu tutaj? - nienawidzili Federacji Handlowej, a bardzo niewielu kochało najemników. Na pewno
Zamaszystym gestem ogarnęła wnętrze kabiny. nie ci, którzy w Federacji Handlowej -jedynym łączniku z planetami Jądra- widzieli
Pozostali przyznali jej rację. ocalenie Dorvalli.
- Nawet jeśli uda nam się dotrzeć do bazy w jednym kawałku - ciągnęła Rella - co Wahadłowiec wychodził właśnie z szaleńczego lotu pionowego w dół, który po-
potem? Bez statku nadającego się do lotu w przestrzeni utkwimy na mieliźnie. rządnie wytrząsł im kości, gdy tępodzioby statek minął ich z bakburty tak ostentacyjnie,
- Może warto jednak pokusić się o lot na Dorvallę IV, kapitanie - wtrącił Jalan. - by nie mogli go nie zauważyć.
Jeśli nam się uda... No bo przecież we Froncie Mgławicy myślą że zginęliśmy, ale ma- - Kto to był? - zapytała Rella, odruchowo robiąc unik, gdy ryk silników przelatują-
my tu ze sobą całe to aurodium... cego statku targnął wahadłowcem.
Rella rzuciła kosę spojrzenie na Cohla. - Korpus Orbitalny Dorvalli - zameldował Boiny, wpatrując się czarnymi okrą-
- Czy ty w ogóle słuchasz? głymi oczami w identyfikator tożsamości. - Nadlatują z powrotem.
Cohl zacisnął usta. Cohl odwrócił się w fotelu w stronę iluminatora, by obejrzeć sobie błyskawicznie
- A kiedy już Front Mgławicy dowie się, że żyjemy? Nie sądzisz, że poruszą pla- zbliżającą się jednostkę. Był to prosty statek wojskowy o nieruchomych skrzydłach,
nety, żeby nas znaleźć? jednoosobowy, ale za to wyposażony w podwójne działko laserowe.
- Może to bez znaczenia, kapitanie - powiedział ostrożnie Boiny. - Za taką ilość - Odbieram transmisję, kapitanie - zameldował Boiny. - Każą nam lądować.
aurodium możemy sobie kupić nowe życie w Sektorze Korporacyjnym albo gdzie in- - Czy poprosili o identyfikację?
dziej. - Nie. Chcą tylko, żebyśmy lądowali. Cohl zmarszczył brwi.
Oczy Cohla ściemniały. - W takim razie już wiedzą, kim jesteśmy.
- Nic z tego. Wzięliśmy to zlecenie i dokończymy wszystko jak należy. A potem - Ten Lancet Departamentu Sprawiedliwości... - powiedziała Rella, odwracając się
odbierzemy wypłatę. - Odwrócił się gniewnie w stronę Relli. - Zacznij procedury w stronę Cohla. - Ktokolwiek nim leciał, pewnie zarejestrował naszą charakterystykę
przedstartowe. A reszta niech się przygotuje do lotu. napędu.
Statek zaryczał nad ich głowami, tym razem jeszcze bliżej.
Stateczek przecinał rozświetloną słońcem powłokę chmur Dorvalli rozjarzonym - Jeszcze raz tak nad nami przelecą, a spuszczą nas na ziemię, kapitanie - ostrzegł
do czerwoności dziobem, gubiąc kawałki poszycia w rozrzedzonej atmosferze. Człon- Jalan.
kowie załogi zacisnęli mocniej pasy i w skupieniu zajmowali się swoimi zadaniami, nie - Trzymaj kurs na bazę - polecił Cohl.
zwracając uwagi na przedmioty odrywające się od tablicy sterowniczej i krążące po Wojskowy statek zrobił ciasną beczkę i naleciał na nich jeszcze raz, tym razem
ciasnej kabinie jak pociski. ostrzeliwując ich z dziobowych dział laserowych. Wokół zaokrąglonego nosa waha-
Rella starała się sprowadzić rozdygotany wahadłowiec w szeroką dolinę w rejonie dłowca zaświstały czerwone promienie laserowych wystrzałów.
równika, zamkniętą dwoma pionowymi urwiskami. Tam, gdzie kiedyś rządziło morze, - Ci faceci nie żartują, kapitanie! - powiedział Boiny. Cohl odwrócił się w stronę
a ruchy płyt tektonicznych całkowicie przemodelowały pierwotną rzeźbę terenu, teraz Relli.
cały obszar porośnięty był pierwotną puszczą pełną olbrzymich drzew i paproci. Ma-
Janko5 Janko5
69 James Luceno Maska kłamstw 70
- Rozglądaj się za jakimś miejscem do rozbicia wahadłowca. Spojrzała na niego z dardowego przyciągania, czuł się, jakby ważył dwukrotnie więcej. Każdy ruch wyma-
niedowierzaniem. gał wysiłku.
- Masz na myśli lądowanie, tak? - Co z Jalanem? - zapytała słabym głosem Rella. Mężczyzna odpowiedział za sie-
- Mam na myśli to, co powiedziałem - sprostował z naciskiem Cohl. - A do tego bie:
czasu pełny gaz! Doprowadź nas tak blisko bazy, jak się da. - Prawie koniec.
Zagryzła wargi. Cohl wczołgał się do środka. Jalan tkwił przygnieciony konsolą instrumentów po-
- Spodziewam się co najmniej pierścionka z aurodium na zakończenie tej ekscytu- kładowych. Kapitan położył rękę na jego ramieniu.
jącej przejażdżki, Cohl. - Nie możemy cię zabrać ze sobą- powiedział cicho. Jalan kiwnął głową.
- Znowu strzelają! - W takim razie pozwólcie mi zabrać ze sobą paru z tamtych. Rella doczołgała się
- Zrób unik - polecił Cohl. do Jalana.
- Nic z tego, kapitanie. Jest bardziej zwrotny od nas. - Nie musisz tego robić... - zaczęła.
Lasery atakującego ich statku przeszyły poszarpaną linią ogon wahadłowca. Rów- - Jestem poszukiwany w trzech systemach - przerwał jej. - Jeśli znajdą mnie ży-
nomierny ryk silników zamienił się nagle w przerywane wycie. Poszycie rufy zaczęły wego, postarają się, żebym mocno pożałował, że nie umarłem.
lizać płomienie, a kabinę wypełniły kłęby gęstego dymu. Boiny spojrzał na Cohla, który pokiwał głową.
- Już po nas! - krzyknęła Rella. Ręka Cohla opadła ciężko na jej ramię. - Podaj mu kod autodestrukcji. Rella, podziel sztabki na cztery równe części. Dwie
- Wyrównaj lot! Odpalić repulsory i przygotować się na uderzenie! Ciągnąc za so- włóż do mojego plecaka, jedną do swojego, a jedną daj Boiny'emu. - Spojrzał na Ro-
bą czarną smugę dymu, wahadłowiec minął jedno z wypiętrzeń skalnych i skosił czubki dianina. - Bierzemy tylko broń i aurodium. Żadnego prowiantu i wody, bo jeśli nie
drzew, odzierając je z najwyższych gałęzi. Rella zdołała utrzymać statek poziomo jesz- dotrzemy do bazy, służby więzienne Dorvalli zatroszczą się o nasz wikt. Jeśli to was
cze tylko przez chwilę, potem zaczęli pikować w dół. Statek uderzył w pień masywne- nie dość motywuje, już nie wiem, co wam powiedzieć.
go drzewa i przechylił się na sterburtę, wirując i tnąc jak piła tarczowa górne piętra Po kilku chwilach opuścili wahadłowiec.
lasu. Cohl zarzucił na ramiona ciężki plecak, spojrzał na kompas i ruszył szybkim kro-
Ptaki wyleciały ponad korony drzew, śmigając na wszystkie strony. Pasy bezpie- kiem w stronę najbliższego wypiętrzenia. Rella i Boiny starali się jak mogli dotrzymać
czeństwa pękły; dwoje członków załogi poleciało jak lalki do przodu i uderzyło o po- mu kroku, wspinając się wśród gęstego poszycia przez pierwszy kwadrans, podczas gdy
szycie kadłuba. Przewrócony na plecy wahadłowiec runął w kierunku ziemi. Iluminato- statek wojskowy przelatywał nad nimi raz po raz, wypatrując śladów wahadłowca. U
ry zatrzeszczały, pokryły się siatką pęknięć i eksplodowały do środka kabiny. stóp wypiętrzenia, patrząc w dół spod skały lommitu, zauważyli, jak statek zawisa nad
Lądowanie było twardsze, niż się spodziewali. Stabilizator na ster-burcie przeorał czubkami drzew.
pokrytą liśćmi ziemię pod ostrym kątem, powodując, że wahadłowiec podskoczył do Rella skrzywiła się.
góry jak rzucona moneta, a oprzyrządowanie oderwało się od poszycia. Wydawało im - Znalazł wahadłowiec.
się, że turlają się w nieskończoność, odmierzaną ogłuszającymi trzaskami kolejnych - Ma facet pecha - odparł Cohl.
kolizji. Kadłub zapadł się, obwody eksplodowały, uwalniając szkodliwe płyny i gazy. W tym samym momencie podstawą drzew pod statkiem targnęła potężna eksplo-
Nagle było po wszystkim. zja, której pilot statku wojskowego najwyraźniej zupełnie się nie spodziewał. Próbował
Powietrze wypełniły nowe dźwięki: trzaski stygnącego metalu, syk podziurawio- umknąć wirującej kuli ognia, ale było za późno. Silniki wybuchły, a myśliwiec jak
nych przewodów, ogłuszający jazgot przerażonych ptaków, stukot spadających gałęzi, kamień runął na ziemię.
owoców i co tam jeszcze uderzało o poszycie. Kaszel, jęki i sieknięcia... Drugi myśliwiec przeleciał z hukiem nad ich głowami w tym samym momencie,
Grawitacja pozwoliła Cohlowi zorientować się, że statek nadal leży do góry no- gdy pierwszy eksplodował. Za nim leciał następny, pikując ostro ku podstawie wypię-
gami. Odpiął pasy bezpieczeństwa i zwalił się na sufit wahadłowca. Rella i Boiny już trzenia, gdzie skrył się Cohl i jego towarzysze.
tam byli, posiniaczeni i pokrwawieni, ale odzyskali przytomność, zanim jeszcze Cohl Myśliwiec ostrzelał wypiętrzenie, odrywając od skały lommitu olbrzymie głazy.
się do nich doczołgał. Otoczył Rellę ramieniem i szybko rozejrzał się dookoła. Cohl obserwował, jak statek zawraca i tym samym kursem rusza do kolejnego ataku.
Pozostali członkowie załogi albo już byli martwi, albo właśnie umierali. Zadowo- Jednocześnie w parnym powietrzu usłyszeli inny, groźniejszy dźwięk. Bez ostrzeżenia
lony, że Rella ma się stosunkowo dobrze, Cohl otworzył właz na bakburcie. Do wnętrza spod podstawy chmur wystrzeliły czerwone promienie energii, trafiając w locie skrzy-
wdarło się parne powietrze, ale i ożywczy tlen. Cohl wychylił się na zewnątrz i na- dła myśliwca, który - pozbawiony możliwości manewru - wbił się nosem w skałę i
tychmiast spojrzał na wyświetlacz kompasu w komunikatorze. Odzwyczajony od stan- rozpadł na kawałki.

Janko5 Janko5
71 James Luceno Maska kłamstw 72
- Tym też już nie musimy się przejmować! - zawołał Cohl dostatecznie głośno, by
przekrzyczeć ryk na niebie.
Rella uniosła głowę w samą porę, by dostrzec wielki kształt statku sunącego nad ROZDZIAŁ
ich głowami.

11
- „Jastrzębionietoperz"! - Spojrzała zaskoczona na Cohla. - Wiedziałeś! Wiedzia-
łeś, że tu będzie!
Potrząsnął głową.
- Plan awaryjny przewidywał, że tu przyleci. Ale nie mogłem mieć pewności.
Niemal się uśmiechnęła.
- Może jeszcze ci wybaczę.
- Poczekaj, aż będziemy bezpieczni na pokładzie.
Zerwali się na nogi i pospiesznie ruszyli przez skalne osypisko wokół wypiętrze-
nia. Niedaleko „Jastrzębionietoperz", nadal strzelając na wszystkie strony, opadł powoli
w sam środek błotnistej i brudnej niecki niedaleko nich. Tysiące rozumnych gatunków miało na Coruscant swój dom, nawet jeśli był to
tylko wysoki na kilometr, nijaki blok mieszkalny. I niemal każdy z tych gatunków miał
tu swój głos, nawet jeśli był to tylko głos osobnika od dawna skorumpowanego liczny-
mi przyjemnościami, jakie mogła zaoferować Coruscant.
Te wszystkie głosy mogły się wypowiedzieć w galaktycznym senacie, którego bu-
dynek wyrastał jak spłaszczony grzyb w samym sercu dzielnicy rządowej. Otoczony
mniejszymi kopułami i przyporami innych budynków, których szczyty nikły gdzieś
wysoko na niebie, senat stał na skraju obszernego placu dla pieszych. Sam plac zaś,
rozpięty ponad czubkami iglic drapaczy chmur, był ozdobiony trzydziestometrowej
wysokości posągami, wyobrażającymi założycieli Światów Jądra. Stożkowate figury,
aluzyjnie przypominające bezpłciowe postaci ludzkie o wydłużonych członkach, stały
na wysokich durabetonowych cokołach, dzierżąc wąskie ceremonialne berła.
Motyw ten powtarzał się wewnątrz budynku senatu, gdzie publiczne korytarze
otaczające okrągłe westybule zdobiły podobne wrzecionowate obeliski.
Przemierzając zdecydowanym krokiem te korytarze, senator Palpatine nie prze-
stawał się dziwić, że senat nie zamówił jeszcze rzeźb wyobrażających gatunki niehu-
manoidalne. Podczas gdy niektórzy delegaci byli skłonni przypisać brak niehumano-
idalnych przedstawień zwykłemu przeoczeniu, inni traktowali ten fakt jako świadomą
zniewagę. Jeszcze inni uważali, że są sprawy istotniejsze niż wystrój senackich koryta-
rzy. Biorąc jednak pod uwagę rosnącą dominację nieczłekokształtnych gatunków ze
Środkowych i Odległych Rubieży, których delegacje w szybkim tempie zdobywały
przewagę w senacie - ku ukrywanemu niezadowoleniu wielu ludzkich delegatów ze
Światów Jądra - niewątpliwie zanosiło się na zmiany.
Wielopoziomowe przejścia, korytarze, pionowe i poziome turbowindy budynku
tworzyły labirynt nie mniej skomplikowany niż wewnętrzna siatka senackich sojuszy,
sprzymierzeń, grup interesów i koterii. Zwołanie przez Najwyższego Kanclerza Valo-
ruma specjalnej sesji spowodowało, że korytarze były jeszcze bardziej zatłoczone niż
zwykle, ale Palpatine czuł się podniesiony na duchu faktem, że tylu delegatów nadal
potrafiło odłożyć na bok swoje prywatne sprawy, by zająć się kwestiami szerszej wagi.

Janko5 Janko5
73 James Luceno Maska kłamstw 74
Eskortowany przez dwójkę swoich asystentów - Doriana i Pestage'a - uśmiechał Gdy brawa i okrzyki powitalne zaczęły się stopniowo uspokajać, Valorum uniósł
się uprzejmie i przeciskał przez tłum w stronę sali posiedzeń, mijając senackich strażni- ręce, prosząc gestem o ciszę. Jego pierwsze słowa wywołały uśmiech na twarzy Palpa-
ków w niebieskich mundurach po obu stronach drzwi, aż wszedł do loży Naboo w ol- tine'a.
brzymim amfiteatrze. Loża -jedna z tysiąca dwudziestu czterech identycznych po- - Delegaci galaktycznego senatu! Stoimy w obliczu wielu naglących wyzwań. Nę-
mieszczeń wznoszących się rzędami wzdłuż ścian sali posiedzeń - była okrągłą rucho- kana na swoich odległych obrzeżach morderczymi zamieszkami i przeżarta w samym
mą platformą zdolną pomieścić około pół tuzina osób. Taka loża była w istocie wierz- sercu przez korupcję, Republika stoi przed groźbą upadku. Niedawne wydarzenia na
chołkiem klinowatego wyrostka, które sterczały ze ścian budynku od kopuły po najdal- Środkowych i Odległych Rubieżach wymagają, byśmy postawili tamę konfliktom,
sze krawędzie półkuli sali posiedzeń, każda zajęta przez osobną delegację. W lożach przywracając spokój i równowagę. Nasza sytuacja jest tak trudna, że nie powinniśmy
załatwiano większość przyziemnych i nie zawsze legalnych interesów kwitnących w wykluczać nawet najbardziej drastycznych środków zaradczych.
senacie. Valorum przerwał na chwilę, pozwalając, by jego słowa dobrze zapadły w umysły
Poprawiając fałdy płaszcza, Palpatine wstąpił na podium przy zewnętrznej krawę- delegatów.
dzi platformy. Ze względu na wysokie położenie loży Naboo w sali posiedzeń, widok z - Strefy wolnego handlu stworzono początkowo, by stymulować wymianę han-
niej mógł przyprawić o zawrót głowy. Sala obrad była celowo odcięta od światła sło- dlową pomiędzy światami Jądra a peryferyjnymi systemami Środkowych i Odległych
necznego i wątpliwej atmosfery Coruscant, by ograniczyć wpływ, jaki mógłby mieć na Rubieży. Uważano wówczas, że wolny i nieskrępowany handel przyniesie korzyści
delegatów wieczorny zmierzch - innymi słowy, zachęcić ich, by koncentrowali się na wszystkim zainteresowanym. Strefy te stały się jednak rajem nie tylko dla przemytni-
omawianych sprawach nawet wówczas, gdy sesja przeciągała się do późnej nocy. Coraz ków i piratów, ale także dla karteli handlowych i transportowych, które wykorzystały
więcej obywateli uważało jednak nienaturalne warunki panujące w sali obrad za symbol wolność, jaką im zapewniliśmy, by zdobyć również potęgę polityczną i militarną.
izolacji senatu i jego oderwania od rzeczywistości. Senat postrzegany był jako miejsce, Szmery poparcia i sprzeciwu podgrzały i tak już gorącą atmosferę sali.
które istnieje samo dla siebie, miejsce, gdzie debatuje się nad sprawami bez znaczenia, - Federacja Handlowa staje przed nami z wnioskiem, abyśmy zrobili coś, by za-
chyba że chodzi o kwestie dotyczące możliwości nielegalnego wzbogacenia się senac- gwarantować bezpieczeństwo handlu w sektorach peryferyjnych. Mają prawo się tego
kich reprezentantów. domagać, a my jesteśmy zobligowani statutem, by zareagować na ich prośbę. W istocie
A jednak Palpatine wyczuł w powietrzu wzmożone zainteresowanie. Krążące po jednak to wątpliwe praktyki samej Federacji Handlowej doprowadziły do tego, że stała
senacie pogłoski sprawiły, że wiedziano, o czym chce dyskutować Valorum, wielu się celem ataków złodziei i terrorystów.
jednak chciało to usłyszeć na własne uszy i szykowało się do odpowiedzi. Valorum podniósł głos, by przebić się przez gwar setek rozmów prowadzonych w
Aby wyrobić sobie zdanie o opiniach senatorów na kwestię opodatkowania szla- licznych językach.
ków handlowych prowadzących do systemów peryferyjnych, Palpatine poświęcił ostat- - Jednocześnie jednak musimy wziąć na siebie część winy za zaistniałą sytuację,
nich kilka dni na spotkania z jak największą liczbą senatorów. Delikatnie starał się ponieważ właśnie to ciało zapewniło Federacji Handlowej taką swobodę, i właśnie to
wpłynąć na niezdecydowanych, by poparli propozycję kanclerza, tak by Valorum mógł ciało pozostawało długo głuche na to, co dzieje się w systemach peryferyjnych. Nie
przeforsować swój pomysł bez wsparcia Naboo i sąsiednich światów. Jednocześnie możemy pozwolić, by podobne praktyki trwały dalej. Federacja Handlowa stała się
Palpatine opracował kilka alternatywnych scenariuszy, by przygotować się na różny opasłym krwiopijcą, wchłaniającym mniejsze koncerny i odmawiającym prowadzenia
rozwój wypadków. interesów ze światami, które wysyłają towary za pośrednictwem ich zdziesiątkowanych
Zaskoczyło go, jak bardzo sam jest podekscytowany - ożywienie w sali plenarnej konkurentów. Nie będzie przesadą, gdy powiem, że wolne strefy handlowe od dawna
było zaraźliwe. Jednak, podobnie jak w operze, Valorum zwlekał z przybyciem. Kiedy już nie są wolne. A mimo to Federacja Handlowa staje przed nami, by prosić o pomoc
w końcu się pojawił, atmosfera była gorąca. w położeniu kresu nieporządkom, które sama wywołała. Federacja prosi nas o ochronę
Mównica kanclerza Valoruma była wysoką na trzydzieści metrów platformą wyra- - tak jakby ta organizacja mogła sama beztrosko rozlokować siły wojskowe przeciwko
stającą ze środka podłogi jak kwiat na łodydze. Wyniesiony na szczyt łodygi turbowin- piratom i terrorystom, którzy polują na frachtowce Federacji. Jakby mogła dostarczyć
dą, Valorum stał samotnie, w otoczeniu strażnika, urzędnika kancelarii, dziennikarza i myśliwce i pancerniki, zamieniając tym samym strefy wolnego handlu w pole bitwy.
oficjalnego sprawozdawcy, którzy siedzieli poniżej okrągłego dysku loży. Naśladując Istnieje jednak rozwiązanie tego problemu. Jeśli Federacja Handlowa chce, żebyśmy to
dominującą kolorystykę senackich wnętrz, kanclerz miał na sobie płaszcz z brokatu w my zagwarantowali bezpieczeństwo handlu w systemach peryferyjnych - które to zada-
kolorze jasnego fioletu, z szerokimi rękawami i ozdobnym pasem. nie wymagać będzie działania tak od tej organizacji, jak i od wielu systemów, które
Palpatine'owi przyszło do głowy, gdy oklaskiwał przybycie kanclerza, że umiej- leżą w obrębie stref wolnego handlu - to te systemy planetarne muszą stać się członka-
scowienie loży Valoruma czyniło z niego w równym stopniu centrum uwagi, co i do- mi Republiki. Światy, które obecnie reprezentuje w senacie Federacja Handlowa, mu-
skonały cel.
Janko5 Janko5
75 James Luceno Maska kłamstw 76
szą zrzec się członkostwa w Federacji i przemówić w tej sali własnym głosem, znów jemy się, że oczekuje się od nas, żebyśmy sami bronili się przed najemnikami i pirata-
jako autonomiczne systemy. mi, którzy strojąc się w piórka bojowników o wolność, chcą się po prostu wzbogacić
Valorum pozwolił, by hałaśliwe reakcje trwały przez dłuższą chwilę, po czym po- naszym kosztem. Stajemy przed wami prosząc o pomoc, a zamiast tego stajemy się
nownie poprosił gestem o ciszę. ofiarami pośrednich ataków.
- Apelujemy, by światy stref wolnego handlu podjęły szybkie i zdecydowane dzia- Głośne okrzyki zachęty doszły od lóż przedstawicieli Gildii Komercyjnej i Unii
łania. Organizacje terrorystyczne w rodzaju Frontu Mgławicy są głośnym wyrazicielem Technologicznej.
cichego niezadowolenia tych planet. Współpracując zgodnie ze sobą, ochotnicze siły - Jeśli senat nie chce angażować się w walkę z Frontem Mgławicy... bo w gruncie
wojskowe i korpusy orbitalne systemów dotkniętych plagą terroryzmu będą w stanie rzeczy nie jest do tego zdolny - ciągnął Dod. - Musi przynajmniej dać nam to, czego
zdławić zamieszki, zanim przerodzą się one w powszechną rewoltę. Bezpośrednim potrzebujemy, by bronić się sami. W obecnym stanie rzeczy jesteśmy bezbronni w
skutkiem tych działań będzie zlikwidowanie stref wolnego handlu jako takich. Szlaki obliczu znacznie lepszych myśliwców.
handlowe do tych systemów peryferyjnych, które przyłączą się do Republiki, będą pod- Podczas gdy jedni przyklaskiwali, a inni tupali w proteście, Valorum jedynie ski-
legały opodatkowaniu tak samo jak szlaki handlowe systemów Jądra, Kolonii czy We- nął głową.
wnętrznych Rubieży. Apeluję, byście wzięli pod uwagę, że takie działania powinny - Możemy wyznaczyć komisję, by rozpatrzyła, czy w obecnej sytuacji zwiększenie
mieć miejsce już dawno temu. Bo strefa wolnego handlu przestaje nią być, gdy cały waszego potencjału obronnego będzie właściwe - powiedział z powagą.
handel kontrolowany jest przez jeden kartel. Kolejna loża oderwała się od zaokrąglonej ściany.
Hałaśliwe okrzyki poparcia i sprzeciwu wypełniły salę, ale reakcje nie były aż tak - Udzielam głosu Ainlee Teemowi, delegatowi z Malastaru - powiedział Valorum.
mieszane, jak się obawiał Palpatine. Mimo to był rozczarowany. Valorum przedstawił Teem, Granin, miał troje oczu na grubych, blisko osadzonych szypułkach.
sprawę opodatkowania, nie wspominając o możliwych konsekwencjach ani o kompro- - Skoro Federacja Handlowa chce się bronić na własny koszt, nie ma uzasadnienia
misach, na jakie trzeba będzie pójść. dla opodatkowania szlaków handlowych. - Głos Teema był głęboki i dudniący. - Mamy
Zanim wniosek zostanie przegłosowany, specjalne grupy interesów - opłacane z precedens w postaci Sojuszu Przedsiębiorców. W przeciwnym wypadku będzie wyglą-
kieszeni Federacji Handlowej lub innego podobnego koncernu - zgłoszą na pewno swój dało na to, że Republika nie jest zainteresowana niczym więcej, jak tylko odzieraniem z
protest. Następnie wniosek przejdzie do komisji, gdzie dalej osłabi się jego wymowę. zysków tych, którzy mieli odwagę przetrzeć trasy hiperprzestrzenne, z których wszyscy
Obrośnie tam przepisami pomocniczymi, których celem będzie uspokojenie protestów obecnie korzystają.
grup interesów i nacisków protestujących. W końcu dojdzie do niekończącej się debaty, Połowa amfiteatru zaczęła bić brawo. W tym samym momencie jednak na środek
przeciąganej w nadziei na odroczenie głosowania. sali podpłynęła kolejna platforma.
Były jednak sposoby, by przeciąć węzeł biurokratycznych zabiegów. Doprowa- - Udzielam głosu Bailowi Antillesowi z Alderaanu.
dzony do ostateczności Palpatine rozejrzał się po amfiteatrze, zastanawiając się, kto - Najwyższy Kanclerzu - powiedział mężczyzna głosem, w którym wyczuwało się
wykona pierwszy ruch - dosłownie i w przenośni. Zrobili to Neimoidianie. Odłączyli silne emocje. - senat w żadnym wypadku nie powinien pozwolić Federacji Handlowej
swoją lożę od wspornika, na którym spoczywała, i skierowali ją na środek sali obrad. na zwiększenie liczebności ich armii robotów. Jeśli Frontowi Mgławicy udało się za-
Odłączone loże przypominały skromniejsze wersje taksówek powietrznych, wypełnia- grozić bezpieczeństwu pewnych sektorów, Federacja Handlowa powinna unikać tych
jących coruscańskie niebo. Krążyły pogłoski, że niektóre loże poruszają się szybciej niż miejsc, dopóki zainteresowane sektory nie uporają się z problemem terroryzmu. Udzie-
inne - nawet na autopilocie - co było kwestią kluczową, bo delegaci często prześcigali lając zgody na zwiększenie sił obronnych Federacji Handlowej, naruszymy równowagę
się, chcąc uzyskać prawo głosu od kanclerza Valoruma. sił na Odległych Rubieżach.
- Udzielam głosu delegatowi Lottowi Dodowi - oznajmił Valorum - reprezentują- - A co się stanie z planetami w tych zagrożonych sektorach? - zapytał senator Orn
cemu Federację Handlową. Free Taa z Ryloth. Jego błękitne warkocze główne spoczywały na klapach ekstrawa-
Lott Dod nosił bogate szaty i wysoką, czarną tiarę. Unosząca się w powietrzu ho- ganckiego płaszcza. - Jak mamy handlować z planetami Jądra? Kto przewiezie nasze
lokamera ruszyła w jego stronę, by przekazać podobiznę płaskiej twarzy Doda na ekra- towary?
ny wbudowane w konsole innych lóż. Wściekłe i szybkie riposty zaczęły padać ze wszystkich stron sali
- Twierdzimy, że senat nie ma prawa nakładać podatków na peryferyjne strefy - od delegacji Wookiech, Sullustan, Bimmów i Bothan. Valorum próbował uciszyć
handlu. To nic innego, tylko spisek, mający na celu złamanie naszego konsorcjum. To zebranych, cytując postanowienia regulaminu, ale wielu senatorów miało już dość regu-
Federacja Handlowa otworzyła trasy hiperprzestrzenne do systemów peryferyjnych, laminów i zwyczajnie go zakrzyczano.
ryzykując życie swoich doświadczonych kapitanów, by wprowadzić te prymitywne - Federacja Handlowa zrekompensuje sobie koszty opodatkowania, podnosząc
niegdyś planety do Republiki i dostarczyć nowe zasoby światom Jądra. Teraz dowiadu- stawki za swoje usługi - argumentował delegat Bothan.
Janko5 Janko5
77 James Luceno Maska kłamstw 78
- Systemy peryferyjne będą natomiast musiały wziąć na siebie ciężar podatków. - Spotkam się ze wszystkimi zainteresowanymi stronami, by ustalić datę szczytu -
Palpatine zauważył, na co się zanosi, i szybko wysłał ubranego w czerń Sate'a Pe- zapowiedział, gdy ucichł gwar. - Jeśli chodzi o opodatkowanie szlaków handlowych do
stage'a z odręcznie napisaną notatką do strażnika kanclerskiego, który z kolei przekazał systemów peryferyjnych, odraczam przegłosowanie tej kwestii do czasu odbycia szczy-
notatkę Najwyższemu Kanclerzowi. Valorum odebrał wiadomość w tym samym mo- tu i wyrażenia opinii przez zainteresowanych. Ponadto, aby podkreślić zaangażowanie
mencie, gdy bothański delegat zażądał odpowiedzi napytanie, jak zostaną spożytkowa- senatu sprawą krzewienia pokoju i stabilności, osobiście wezmę udział w tym szczycie.
ne wpływy z nowych podatków. Wielu obecnych w sali posiedzeń wstało i oklaskami wyraziło swoje poparcie.
Unosząc wzrok znad notatki, kanclerz spojrzał na lożę Naboo, zanim odpowie- Valorum odnalazł wzrokiem Palpatine'a i zatrzymał się na nim przez chwilę. Pal-
dział: patine uśmiechnął się i konspiracyjnie pokiwał głową.
- Proponuję, by pewien odsetek wpływów podatkowych został przeznaczony na
ulgi i rozwój systemów peryferyjnych.
Głośny aplauz dobiegł z najwyższych lóż, gdzie wielu senatorów wstało, by dobit-
niej wyrazić swoje poparcie dla zgłoszonej propozycji. Z poziomów bliższych podłogi
przyklasnął jej senator Wookiech, Yarua, Tendau Bendn z Ithoru i Horox Ryyder, re-
prezentujący tysiące planet w sektorze Raioballo.
Palpatine odnotował w myśli nazwiska tych, którzy zaprotestowali - w tym Toon-
bucka Toora, Po Nuda, Wata Tambora i innych. Następnie odłączył lożę od ściany i
skierował ją na środek sali, ścigany przez dwie kamery.
- Udzielam głosu senatorowi z królestwa Naboo - powiedział Valorum.
- Najwyższy Kanclerzu - zaczął Palpatine - niech mi będzie wolno stwierdzić, że
choć zasygnalizowano tu wiele istotnych kwestii, problem jest daleki od rozwiązania, i
być może powinien zostać przeanalizowany głębiej na innym forum, kiedy już każdy
będzie miał okazję przemyśleć to, co zostało dziś powiedziane.
Valorum przez chwilę wyglądał na zmieszanego.
- Na jakim forum, senatorze Palpatine?
- Zanim wniosek przejdzie do komisji, proponuję zwołanie szczytu, na którym de-
legaci Federacji Handlowej i stowarzyszonych z nią światów będą mogli spotkać się
otwarcie i zaproponować rozwiązanie tych...„naglących wyzwań", jak je pan nazwał.
Ci sami senatorowie, którzy wcześniej przyklasnęli kanclerzowi, teraz wyrażali
poparcie dla Palpatine'a.
Niepewność i może także złe przeczucia sprawiły, że z twarzy Valoruma odpłynę-
ła krew.
- Czy ma pan propozycję konkretnego miejsca, gdzie mógłby odbyć się taki
szczyt, senatorze? - zapytał.
Palpatine zastanowił się.
- Może... na Eriadu?
Do loży Palpatine'a na środku sali dołączyła inna platforma. Członkowie zasiada-
jącej w niej delegacji-ciemnoskórzy ludzie—nosili luźne szaty i turbany.
- Najwyższy Kanclerzu - odezwał się ich rzecznik. - Eriadu byłaby zaszczycona,
mogąc się stać gospodarzem takiego szczytu.
Senator Troora poparł wniosek i zaproponował przegłosowanie moratorium na
propozycję opodatkowania.
Valorum nie miał innego wyjścia, jak się zgodzić.

Janko5 Janko5
79 James Luceno Maska kłamstw 80
- Pamiętasz Cindara?
Cohl ponownie skinął głową. Ani on sam, ani skanery „Jastrzębionietoperza" nie
ROZDZIAŁ odnotowały śladów broni u dwójki gości.
- Rella - powiedział, przedstawiając gestem swoją towarzyszkę. Havac uśmiechnął

12
się i kurtuazyjnie podał jej dłoń.
- Jak mógłbym zapomnieć?
- Chodźmy do przodu. Tam możemy porozmawiać - zaproponował Cohl.
Oceniał w myśli idących przed nim gości. Havac nie nazywał się tak naprawdę,
był to raczej jego pseudonim bojowy. Pracował kiedyś jako holodokumentalista, ale w
czasie konfliktu „Naga Hiperprzestrzeń" działał na rzecz praw gatunków nieludzi, a
ostatnich kilka lat poświęcił na dokumentowanie nadużyć, jakich dopuszczała się Fede-
racja Handlowa. Nie był dość twardy, by posługiwać się przemocą, ale bystry i zdra-
dziecki.
Prezentując poszarpane rany, których nie miał, kiedy po raz pierwszy pojawił się Havac i Cindar nie byli typowymi przedstawicielami tysięcy członków Frontu
nad Dorvallą, ani później, gdy lądował na niej, by zabrać Cohla i resztki jego załogi, Mgławicy, czy to rasy ludzkiej, czy obcej. Stanowili jednak dobrą reprezentację rozra-
„Jastrzębionietoperz" unosił się w przestrzeni, przycumowany kotwicą grawitacyjną na stającej się frakcji wojskowej. W tej chwili sztab frontu mieścił się na jałowej planecie
orbicie szarej planety pokrytej jałowymi łańcuchami górskimi i lodowato niebieskimi pod nim; jego członkowie rekrutowali się ze wszystkich światów wzdłuż Rimmiańskie-
morzami. Statek eskortowało pięć myśliwców typu CloakShape, szósty zaś przycumo- go szlaku handlowego, od Sullustapo Sluis Van, ale tylko starożytne rody rządzące
wany był do śluzy powietrznej na sterburcie kanonierki. W oddali widniały orbitalne sektorem Seneksa pozwoliły, by założył bazę na ich terenie.
kopalnie, przypominające grupę asteroid. - Gdzie reszta twojej załogi, kapitanie? - zapytał Havac, oglądając się przez ramię.
Wewnątrz śluzy „Jastrzębionietoperza" Cohl czekał czujnie na przybycie swych Pytanie uderzyło Cohla jak dopiero co przypomniany zły sen. To samo pytanie za-
gości. Jego nagie ramiona pokrywały blizny po ostrych jak żyletki paprociach, przez dał dowódcy „Strumienia Przychodów" parę dni wcześniej, kiedy jego własna załoga
które musiał się przedzierać na Dorvalli, a ciemnoskóra twarz pokryta maską tatuaży liczyła dwunastu członków.
była cała posiniaczona. Kręcone włosy otaczały jego twarz jak stado wściekłych węży, - Można powiedzieć, że wielu z nich nigdy nie opuści przestrzeni Dorvalli - po-
dodając surowości rysom, które wielu i tak już uważało za dzikie. wiedział w końcu.
Lampka wskaźnika obok śluzy zamigotała. Potrwało to chwilę, zanim Havac pojął, co Cohl ma na myśli i współczująco
- Chcesz, żebym zniknęła? - zapytała Rella, która stała za jego plecami. zmarszczył czoło.
Wyglądała jeszcze gorzej niż Cohl. Jej lewe oko zakrywał opatrunek bacta, a lewe - Przykro mi to słyszeć, kapitanie. Ale myśleliśmy, że straciliśmy i ciebie.
ramię miała w gipsie. Boiny nadal siedział w zbiorniku bacta. Cohl potrząsnął głową.
Cohl pokręcił głową, nie spuszczając wzroku ze śluzy. - W żadnym wypadku.
- Zostań tu, gdzie jesteś. I trzymaj blaster w pogotowiu. - Połowa Rubieży opowiada o tym, co się wydarzyło nad Dorvallą. Naprawdę nie
Rella dobyła broń z kabury na prawym biodrze i sprawdziła, czy jest naładowana. oczekiwaliśmy, że całkowicie unicestwi pan „Strumień Przychodów".
Śluza otworzyła się z sykiem i do korytarza weszły dwie osoby - szczupły męż- - Nie lubię tracić czasu, zwłaszcza jak mam do czynienia z Neimoidianami - wyja-
czyzna i gadopodobny humanoid- ubrane bardzo podobnie w kaftany, spodnie z szorst- śnił Cohl. - Prędzej poświęcą samych siebie niż swój ładunek. Na szczęście dowódca
kiej tkaniny i buty z cholewami do kolan. Humanoid miał szorstką, pofałdowaną skórę, „Strumienia Przychodów" był bardziej tchórzliwy niż większość z nich. A jeśli chodzi
która w słońcu mieniła się wszystkimi kolorami tęczy, i dłonie wielkości bokserskich o zniszczenie frachtowca, niech pan to uzna za prezent ode mnie.
rękawic. W płaskiej twarzy widniały liczne otwory nosowe, a z czoła sterczały cztery Cała czwórka weszła do głównej kabiny na dziobie statku i usiadła wokół okrągłe-
niewielkie rogi. W lewej dłoni niósł spory neseser. go stolika. Cindar położył neseser na środku stołu.
- Witamy na Asmeru, kapitanie Cohl - powiedział człowiek we wspólnym. - Cie- - Mam to przekazać panu, kapitanie - powiedział Havac. - Napędził pan Neimo-
szę się, widząc pana żywego i w stosunkowo dobrym stanie. idianom niezłego stracha. Poprosili nawet o pomoc Coruscant.
Cohl na powitanie tylko skinął głową. Cohl wzruszył ramionami.
- Witaj, Havac. - Nie zaszkodzi spróbować.
Havac wskazał na swego olbrzymiego partnera. Havac pochylił się do przodu trochę niecierpliwie.
Janko5 Janko5
81 James Luceno Maska kłamstw 82
- Macie aurodium? - Mam dla ciebie kolejny prezent, Havac - powiedział Cohl. - Mieliśmy na Dorval-
Cohl spojrzał na Rellę, która odpięła od paska pilota i wstukała krótki kod. Nie- li pewien nieoczekiwany kłopot. Ktoś przedostał się na pokład „Strumienia Przycho-
wielkie sanie repulsorowe, na których stała zamknięta kasetka, uniosły się znad pokładu dów" w ten sam sposób co my. Ukryli statek w kapsule towarowej, zupełnie tak jak my.
i podpłynęły w stronę stolika. Rella wprowadziła kolejny kod i pokrywa kasetki odsko- Namierzali nas, kiedy opuściliśmy frachtowiec i mało brakowało, a pokrzyżowaliby
czyła, a sztaby aurodium zalały tęczowym blaskiem kabinę. nasz plan, który uważałem za całkowicie bezpieczny. Ich statek okazał się Lancetem
Havac i Cindar patrzyli na klejnoty z otwartymi ustami. Departamentu Sprawiedliwości.
- Nie jestem w stanie wyrazić, ile to dla nas znaczy - powiedział Havac. Havac i Cindar wymienili zaskoczone spojrzenia.
Ale w oczach jego partnera pojawił się cień podejrzenia. - Departament Sprawiedliwości? - powiedział Havac. - Na Dorvalli, na litość
- Czy wszystkie są tutaj? - zapytał Cindar. gwiazd?
W obojętnym dotąd wzroku Cohla pojawiły się groźne błyski. Cohl obserwował ich uważnie.
- Co sugerujesz? - Szczerze mówiąc, moim zdaniem to byli Jedi.
Humanoid wzruszył ramionami. Havac spojrzał na niego z jeszcze większym niedowierzaniem.
- Zastanawiam się tylko, czy aby któraś ze sztabek nie zapodziała się po drodze. - Skąd ci to przyszło do głowy?
Cohl gwałtownie sięgnął ręką przez stół i złapał Cindara za kaftan, przyciągając - Przeczucie. Chodzi jednak o to, że nikt nie miał wiedzieć o tej operacji.
jego twarz do swojej. Zaniepokojony Havac odchylił się na oparcie fotela.
- Na tych klejnotach jest krew. Porządni ludzie oddali życie, żebyś mógł je dostać. - Tym razem moja kolej, żeby zapytać: co pan sugeruje, kapitanie?
- Puścił kaftan Cindara i odepchnął go. - Lepiej dobrzeje spożytkujcie. - Kto jeszcze we Froncie Mgławicy wiedział o tej operacji?
- Proszę, przestańcie - powiedział Havac. Cohl zaczerwienił się. Cindar prychnął pogardliwie.
- Nie lubisz przemocy, chyba że na twoje rozkazy, co? - Zastanów się, Cohl. Po co ktoś z nas miałby sabotować naszą własną operację?
Havac przez chwilę wpatrywał się we własne dłonie, po czym uniósł wzrok. - O to właśnie pytam - powiedział Cohl. - Być może nie wszyscy tam na dole po-
- Niech pan będzie spokojny, kapitanie, dobrze spożytkujemy to aurodium. pierają wasze metody... na przykład wynajęcie nas. Ktoś mógł próbować zaszkodzić
Cindar wygładził przód kaftana, ale poza tym pozostał niewzruszony napaścią wam, a nie mnie.
Cohla. Przesunął neseser w jego stronę. Cohl zdjął go ze stołu i postawił obok nogi. Havac kiwnął głową.
Cindar przyglądał mu się przez chwilę, zanim zapytał: - Dziękuję, kapitanie. Będę o tym pamiętał. - Przerwał na chwilę i dodał: - Jakie
- Nie interesuje cię, czy są wszystkie? macie dalsze plany?
Cohl spojrzał na niego. - Myśleliśmy o tym, żeby się wycofać z tego całego bałaganu -powiedziała Rella,
- Wytłumaczę ci to w ten sposób: za każdy kredyt, którego będzie brakowało, wy- biorąc jednocześnie za rękę Cohla. - Może kupimy sobie farmę wilgoci?
kroję z ciebie kilo mięsa. Havac uśmiechnął się.
- Czyli byłbym głupi, gdyby brakowało - powiedział Cindar, szczerząc zęby w - Już was widzę. Wy dwoje na Tatooine, pomiędzy banthami i dewbackami. To
uśmiechu. zupełnie w waszym stylu.
Cohl przytaknął. - A skąd ta ciekawość? - zapytał Cohl.
- Byłbyś głupi. Havac przestał się uśmiechać.
Rella wręczyła pilota Havacowi, a Cindar zamknął pokrywę kasetki. - Szykujemy większą akcję. Coś w sam raz dla was. - Spojrzał na Rellę, a potem
- Co zrobicie z aurodium? - zapytał łagodnie Cohl. na Cohla. - Zarobilibyście tyle, że moglibyście przejść na emeryturę.
Havac wyglądał na zdziwionego. Rella spojrzała na Cohla ostrzegawczo.
- Ależ kapitanie, czyja pana pytałem, na co wyda pan swoją zapłatę? - Nie słuchaj go, Cohl. Dajmy zarobić komu innemu. - Przeniosła wzrok na Hava-
Cohl uśmiechnął się. ca. - Zresztą nie zamierzamy oszczędzać na emeryturze.
- Jasne. Zrozumiałem. - Chcecie być bogatymi emerytami? - zapytał Cindar. - Kupcie Neimoidianina za
Rella zwróciła się do Cohla: tyle, ile jest wart, i sprzedajcie za tyle, ile uważa, że jest wart.
- Pewnie podaruje aurodium swojej ulubionej fundacji dobroczynnej. - Zadanie, które mam na myśli, zapewniłoby wam bardzo dostatnią emeryturę -
Havac roześmiał się. kusił Havac.
- Niewiele się pani pomyliła. - Cohl... - mruknęła Rella. - Powiesz tym facetom, żeby się zabierali na swój sta-
tek, czyja mam to zrobić?
Janko5 Janko5
83 James Luceno Maska kłamstw 84
Cohl puścił jej rękę i podrapał się po brodzie. Gunray przeniósł wzrok na ładownik w samą porę, by zobaczyć tuzin kotwic po-
- Nie zaszkodzi posłuchać, co mają do powiedzenia. wietrznych startujących ku sklepieniu hangaru. Te cienkie jak brzytwa pojazdy z po-
- Owszem, zaszkodzi, Cohl. Owszem, zaszkodzi. dwójną podpórką dla stóp i działkiem blasterowym również były pilotowane przez
Spojrzał na nią i roześmiał się. roboty, których odchylone w tył korpusy sprawiały wrażenie, jakby ich właściciele
- Rella ma rację - powiedział do Havaca. - Nie jesteśmy zainteresowani. trzymali się kurczowo poprzecznej kierownicy, walcząc o życie.
Havac wstał i wyciągnął dłoń do Cohla. Gunray nie był w stanie wypowiedzieć słowa.
- Daj nam znać, jeśli zmienisz zdanie. Choć nigdy nie widział niczego podobnego, w każdym z prototypów rozpoznał
elementy tych samych maszyn, których Federacja Handlowa od stuleci używała do
***
transportowania surowców i towarów. W kadłubie dwuskrzydłowego ładownika rozpo-
Znacznie bliżej Jądra „Akwizytor" powrócił do domu. Posępna Neimoidia wiro- znał na przykład wąską barkę Federacji do transportu rudy. Ale Haor Chall ustawił
wała powoli pod frachtowcem w kształcie pierścienia. Podobnie jak w odległym sekto- kadłub na szerokiej podstawie i przypiął mu dwoje olbrzymich skrzydeł, chronionych
rze Seneksa, także i tu trwało spotkanie, na którym omawiano złowrogie plany. Dysku- zapewne przed opadnięciem za pomocą potężnych pól tensorowych.
sja koncentrowała się na kwestiach broni i strategii, zniszczenia i śmierci. Tyle tylko, że Mimo animistycznego wyglądu, jaki Baktoid nadał transportowcom, Gunray roz-
statki, które dostarczyły do „Akwizytora" gości, nie potrzebowały cumować do śluz poznał w nich repulsorowe kapsuły towarowe Federacji, tyle że w znacznie większej
powietrznych. Nie wtedy, gdy ramiona hangarów miały rozmiary pozwalające na ukry- skali. Jeśli chodzi o składane roboty bojowe i jednoosobowe latające platformy po-
cie w nich armii inwazyjnej. wietrzne, były to po prostu odmiany robotów strażniczych produkowanych dotychczas
W strefie drugiej lewego hangaru, balansując na mechanofotelu kroczącym na przez Baktoid i kotwice powietrzne produkcji Longspur & Alloi, stosowane na Be-
czterech zakończonych pazurami łapach, siedział wicekról Nutę Gunray w purpuro- spinie.
wych szatach i trójgraniastej tiarze. Na prawo od Gunraya stał jego doradca prawny Jedno było całkowicie jasne - wszystko, co mu pokazano, służyło nie tyle obronie
Runę Haako i namiestnik Hath Monchar; na lewo - nowy dowódca „Akwizytora", nie- w przestrzeni, ile naziemnemu atakowi. Uświadomienie sobie tego faktu poraziło Gun-
wysoki Daultay Dofine, mianowany tuż po klęsce „Strumienie Przychodów" i nadal raya; to było więcej, niż był w stanie pojąć; więcej, niż chciał pojąć.
zaskoczony swoim niespodziewanym awansem. - Jak zapewne zauważyłeś, wicekrólu - powiedział przedstawiciel Haor Chall - Fe-
W środku hangaru stał olbrzymi, dwuskrzydłowy behemot, przypominający nieco deracja Handlowa posiada już większość komponentów potrzebnych do stworzenia tej
rodzimy gatunek neimoidiańskich owadów o skrzydłach zupełnie jak z gazy. Dostojnie armii. - Wskazał na przedstawiciela Baktoida. - W kooperacji z Baktoidem możemy
wypływając przez szeroko rozwarte szczęki rampy wjazdowej potwora, wyłaniały się z przekształcić wasze roboty pracownicze i strażnicze w modele bojowe, wasze barki i
jego brzucha zastępy opancerzonych szarożółtych pojazdów, które wyglądały trochę kapsuły towarowe zaś w ładowniki.
jak atakujące banthy - gniewnie wygięte plecy, ciężki wydech gazów wylotowych, - Im więcej jednostek, tym niższe koszty - dodał przedstawiciel Baktoida.
działa laserowe sterczące jak kły. Za nimi zaś zaczęły wyjeżdżać kierowane przez robo- - Zwłaszcza że komponenty statków mogą być składowane w różnych miejscach...
ty repulsorowe czołgi z tępo ściętymi dziobami i wieżyczkami artyleryjskimi na szczy- skrzydła, cokoły i kadłuby... można je złożyć w każdej chwili. Możecie umieścić jeden
cie. ładownik w każdym ze stu frachtowców albo sto ładowników w jednym frachtowcu, na
Te prototypowe machiny wojenne - gargantuiczny ładownik, monstrualny trans- wypadek specjalnych okoliczności. Tak czy owak, nikt, kto znajdzie się na pokładzie
portowiec i smukłe czołgi - zostały zaprojektowane i zbudowane przez Zakłady Me- frachtowca z zamiarem inspekcji, nie pojmie, co właśnie ogląda. Jak mówi nasz wspól-
chaniczne Haor Chall i Przedsiębiorstwo Zbrojeniowe Baktoid, których przedstawiciele ny przyjaciel, możecie mieć armię, której nikt nie zauważy.
stali wokół Gunraya, promieniejąc dumą. - Nasz wspólny przyjaciel - mruknął Runę Haako na tyle cicho, że usłyszał go tyl-
Zwłaszcza w Haor Chall doskonałość projektu traktowana była niemal jak religij- ko Gunray. - Co nakaże Darth Sidious, staje się faktem.
ny dogmat. - Lubimy prowadzić interesy z Neimoidianami - powiedział przedstawiciel Bakto-
- Spójrz, wicekrólu! - powiedział owadopodobny przedstawiciel Haor Chall, ida, występując o krok do przodu - ze względu na entuzjazm i podziw, jakie okazujecie
wskazując wszystkimi czterema ramionami na najbliższy transportowiec, którego okrą- na widok naszych dzieł. Chcemy więc zaproponować wam jeszcze jeden produkt: my-
gła klapa włazu, przytwierdzona u góry na zawiasach, właśnie się unosiła. śliwce, których nie będą już musiały pilotować roboty, bo sterować nimi będzie cen-
Gunray patrzył zdumiony, jak spod klapy wysuwają się teleskopowe stojaki z za- tralny komputer pokładowy frachtowca. Być może warto również, byście skontaktowali
wieszonymi na nich setkami robotów, które na jego oczach zaczęły rozkładać się do się z firmą Colicoids z Colli IV. Opracowano tam podobno robota, który porusza się,
pozycji bojowej. tocząc się wokół własnej osi. - Insektoid wskazał zamaszystym gestem na wnętrze han-
- I jeszcze to, wicekrólu - dodał skrzydlaty przedstawiciel Baktoida.
Janko5 Janko5
85 James Luceno Maska kłamstw 86
garu. - Idealny do pokonywania rozległych przestrzeni wewnątrz waszych frachtow-
ców, no i do obrony przed abordażem.
Gunray usłyszał, jak Dofine głośno przełyka ślinę, ale i tym razem odezwał się ROZDZIAŁ
tylko Haako.

13
- To szaleństwo - powiedział, zniżając głos i kuśtykając bliżej mechanofotela. -
Czy jesteśmy kupcami, czy najeźdźcami?
- Słyszałeś, co mówił Darth Sidious - syknął Gunray. - Ta broń zapewni, że bę-
dziemy mogli pozostać kupcami. Zagwarantuje, że terroryści w rodzaju Frontu Mgła-
wicy albo najemnicy, jak kapitan Cohl, nigdy więcej nie odważą się nas zaatakować.
Zapytaj komandora Dofine^. Sam ci powie.
- Darth Sidious zrobił z nas bojaźliwe sługi - powiedział Haako, mrugając raz za
razem.
- A mamy inne wyjście? Zamiast udzielić nam zgody na zwiększenie sił obron-
nych, senat straszy nas podatkami. Musimy wziąć sprawy we własne ręce, jeśli mamy Ze swymi niezliczonymi mrocznymi kanionami, tętniącymi pośpiechem ulicami,
chronić nasze towary. A może wolisz, byśmy nadal tracili statek za statkiem wskutek ukrytymi zakamarkami i wystającymi parapetami-wielością miejsc, gdzie można się
ataków terrorystów, tak jak stracimy zyski wskutek opodatkowania? było schować, pozostając na widoku -Coruscant sprzyjała korupcji. Sama geografia
- Ale czy pozostali członkowie dyrektoriatu... planety zachęcała do sekretów.
- Na razie nie powinni nic o tym wiedzieć. Wprowadzimy ich w sprawę stopnio- Palpatine był na Coruscant od paru lat, a miał wrażenie, że poznał miasto lepiej niż
wo. którykolwiek z jego rdzennych mieszkańców. Znał je tak, jak drapieżnik w dżungli zna
- I tylko wówczas, gdy okaże się to konieczne. swoje terytorium. Instynktownie rozumiał jego zmienne nastroje, instynktownie wy-
- Tak - powiedział Gunray. - Tylko wówczas, gdy okaże się to konieczne. czuwał ośrodki władzy i strefy niebezpieczeństwa. Czuł się niemal tak, jakby mógł
dojrzeć wrzącą czerń panującą w senacie i promienne światło emanujące z iglic Świą-
tyni Jedi.
Było to wspaniałe miejsce dla kogoś, kto przez długi czas był uczonym, history-
kiem, wielbicielem sztuki i kolekcjonerem rzadkich przedmiotów; dla kogoś, kto pasjo-
nował się badaniem życia we wszelkich jego przejawach.
Często zrzucał swój wykwintny płaszcz, by przywdziać prosty strój kupca lub sa-
motnika. Zarzucał wtedy kaptur na głowę i wędrował wśród bezświetlnych przepaści,
mrocznych ścieżek i zapomnianych placów, tuneli i wąwozów zapuszczonego pół-
światka. Nierozpoznany podróżował na równik, na biegun i w inne odległe miejsca.
Mimo ambicji - co do pozycji własnej, Naboo czy całej Republiki - nie było w nim
ostentacji, i ta pozorna skromność pozwalała mu przejść niezauważonym, wtopić się w
tłum tak, jak potrafi to tylko prawdziwy samotnik - ktoś, kto przez całe lata sam sobie
dotrzymywał towarzystwa.
A jednak inni szukali jego towarzystwa. Może właśnie dlatego, że tak niewiele o
sobie zdradzał. Początkowo zakładał, że wszyscy uważają jego upodobanie do samot-
ności za intrygujące, tak jakby prowadził jakieś tajemnicze drugie życie. Szybko jednak
dowiedział się, że tak naprawdę chcą po prostu mówić o sobie; że szukają nie doradcy,
lecz słuchacza, ufając, że zachowa dla siebie sekrety ich życia tak samo, jak strzegł
własnych.
Tym właśnie kierował się Valorum, który nawiązał bliskie stosunki z Palpatine'em
na początku swojej drugiej czteroletniej kadencji na stanowisku Najwyższego Kancle-
rza.
Janko5 Janko5
87 James Luceno Maska kłamstw 88
Tam, gdzie nie starczało mu charyzmy, nadrabiał szczerością, i to właśnie ta bez- Odległych Rubieżach... nie gdzie indziej, tylko na Eriadu... nie zaprosiwszy do udziału
pośredniość przyczyniła się do jego popularności w senacie. Oto Palpatine, zawsze z Frontu Mgławicy.
gotowym uśmiechem, stojący ponad korupcją, ponad oszustwem czy dwulicowością, - W przeciwieństwie do Federacji Handlowej - powiedział Palpatine - Front
rodzaj spowiednika, który chętnie wysłucha najbardziej banalnych wyznań czy relacji z Mgławicy nie ma reprezentacji w senacie.
niewłaściwych postępków, nie potępiając - przynajmniej nie na głos. Bo w sercu osą- - Tak, ale Front ma wielu przyjaciół na Eriadu, senatorze.
dzał wszechświat wedle własnych kryteriów, jasno rozróżniających dobro od zła. - W takim razie tym lepiej dla was, jak sądzę.
Nie szukał rady u nikogo poza samym sobą. Havac przyszedł sam, podobnie jak Palpatine, choć i Sate Pestage, i Kinman Do-
Ceniony był zwłaszcza przez delegatów reprezentujących planety systemów pery- riana siedzieli w pobliżu. Palpatine od razu założył, że „Havac" to pseudonim, co
feryjnych, głównie dlatego, że niewielka Naboo też do nich należała, leżąc na samym wkrótce potwierdził Pestage. Pestage dowiedział się również, że Havac pochodził wła-
skraju Środkowych Rubieży, za jedynego ważniejszego sąsiada mając Malastar, za- śnie z Eriadu, gdzie jego pełne pasji holoreportaże sprawiły, że uchodził wśród garstki
mieszkiwany przez Granów i Dugów. Podobnie jak wiele sąsiednich planet, Naboo ludzi za wroga Federacji Handlowej, bojownika o prawa dla nieludzi, malkontenta i
była rządzona przez obieralnego monarchę - w dodatku całkowicie nieoświeconego, idealistę. Z całego serca chciał zmienić galaktykę, ale jego filmy obrazujące niespra-
jeśli o to chodzi - ale była światem pokoju, niezepsutym, obfitującym w klasyczne za- wiedliwość nie znalazły wielu widzów.
bytki, zamieszkanym nie tylko przez ludzi, ale i miejscową rasę, Gunganów. Był dość nowy we Froncie Mgławicy, ale frakcja militarna Frontu wyznaczyła go
Podczas gdy większość jego kolegów opuszczała służbę publiczną w powszechnie do specjalnych zadań. Zrozpaczeni obojętnością senatu i powtarzającymi się nieustan-
przyjętym wieku dwudziestu lat, Palpatine postanowił zostać politykiem, a jego pobyt nie przypadkami gwałcenia przez
na Coruscant dał mu wyjątkowy wgląd w nieszczęścia, które dotykały systemy peryfe- Federację umów handlowych, bojownicy postanowili przejść od utrudniania inte-
ryjne. resów Federacji Handlowej do otwartego terroryzmu. Havac i nowi radykałowie we
Po raz pierwszy usłyszał o Froncie Mgławicy, kiedy zaprzyjaźnił się z grupą Bi- Froncie postanowili uderzyć Federację Handlową tam, gdzie zaboli ją najbardziej -po
thów, i to właśnie Bith przedstawił go niektórym z dowódców organizacji. Palpatine wypchanych kieszeniach.
zasadniczo nie powinien mieć nic wspólnego z terrorystami, ale założyciele Frontu Palpatine zachęcał Havaca do działania, nie popierając jednak użycia przemocy.
Mgławicy nie byli ani fanatykami, ani anarchistami. Wiele zarzutów stawianych Fede- Utrzymywał natomiast, że najpewniejszym sposobem wprowadzenia trwałych zmian
racji Handlowej i rządowi na Coruscant było w pełni uzasadnionych. Ważniejsze jed- będzie przeforsowanie ich w senacie.
nak wydawało się to, że tam, gdzie w grę w chodziła Federacja Handlowa, trudno było - Mamy dość Valoruma - powiedział Havac. - Kiedy sprawa zaczyna dotyczyć Fe-
zachować bezstronność. deracji Handlowej, robi się potulny jak baranek. Jego groźba opodatkowania szlaków
Gdyby Palpatine był jednym z wielu senatorów przyjmujących łapówki od Fede- handlowych to czysta retoryka. Czas, żeby ktoś przekonał go, że Front Mgławicy może
racji, łatwo byłoby mu patrzeć w inną stronę, czy -jak mawiał Valorum - pozostawać być wrogiem groźniejszym niż Federacja Handlowa.
głuchym na to, co działo się w systemach peryferyjnych. Jednak jako reprezentant jed- Palpatine machnął ręką jakby bagatelizował sprawę.
nego ze światów, który był całkowicie uzależniony od importu żywności i innych towa- - To prawda, że Najwyższy Kanclerz ma niewiele zrozumienia dla celów Frontu
rów przewożonych przez Federację, nie mógł zbagatelizować tego, co widział i słyszał. Mgławicy, ale to nie on jest waszą główną przeszkodą.
W końcu Bith przedstawił go najnowszemu przywódcy Frontu, Havacowi. Havac wytrzymał spojrzenie Palpatine'a, rzucone spod ciężkich powiek.
Na wcześniejsze spotkania z Havakiem Palpatine wybierał ustronne miejsca na - Potrzebujemy silniejszego kanclerza. Kogoś, kto nie był od dziecka bogaczem.
dolnych poziomach Coruscant, gdzie nie docierało prawo i porządek. Obecny kryzys w Palpatine ponownie machnął ręką.
senacie wymagał jednak podjęcia bardziej wyrafinowanych środków ostrożności. Pal- - Gdzie indziej szukaj wrogów. Spójrz na członków Dyrektoriatu Federacji Han-
patine zdecydował się więc na przeznaczony tylko dla ludzi klub na średnich pozio- dlowej.
mach Coruscant - miejsce, gdzie patrycjusze spotykali się na t’backa, brandy, żeby Havac zastanawiał się przez chwilę nad jego słowami.
pograć w dejarika albo poczytać, i gdzie w związku z tym było się mniej narażonym na - Może masz rację. Może musimy spojrzeć w inną stronę. -Uśmiechnął się i ściszył
wścibskie oczy niż na dolnych poziomach. Dodatkowym środkiem ostrożności było głos, by dodać: - Zdobyliśmy nowego sojusznika. .. potężnego sojusznika, który zapro-
podanie Havacowi miejsca spotkania dopiero w ostatniej chwili. Choć był niezłym ponował nam parę możliwych działań.
taktykiem, Havac nie dałby rady wmanewrować Palpatine'a w sytuację, w której sena- - Doprawdy?
tor byłby bezbronny. - To on udostępnił nam dane, których potrzebowaliśmy, by zniszczyć frachtowiec
- Valorum jest zuchwały - powiedział gniewnie Havac, gdy tylko usiedli przy sto- Federacji nad Dorvallą.
liku w wykładanym drewnem salonie jadalnym klubu. -Ma czelność ogłaszać szczyt na
Janko5 Janko5
89 James Luceno Maska kłamstw 90
- Federacja ma tysiące frachtowców - przypomniał Palpatine. -Jeśli uważasz się za
zwycięzcę zniszczywszy jeden z nich, to oszukujesz sam siebie. Musisz dotrzeć do
szefów. Tak jak ja robię w senacie. ROZDZIAŁ
- Masz tam w ogóle jakichś przyjaciół?

14
- Bardzo niewielu. Tymczasem Federacja Handlowa ma poparcie wielu wpływo-
wych delegatów: Toonbucka Toora, Tesseka, Passela, Argente'a... Wzbogacili się na tej
lojalności.
Oburzony Havac potrząsnął głową. .
- To żałosne, że Front musi kupować poparcie w senacie. Równie haniebne jak to,
że zmuszeni jesteśmy zatrudniać najemników.
- Nie ma innego sposobu - powiedział Palpatine z udawanym westchnieniem. -
Sądy są bezużyteczne i uprzedzone. Ale korupcja ma swoje zalety: możesz po prostu
kupić głosy pozbawionych skrupułów delegatów, zamiast przekonywać ich, jak słuszna
jest twoja sprawa. Stojąc tuż za wschodnią bramą Świątyni Jedi, Qui-Gon zastanawiał się, w którą
Havac oparł łokcie na stole i pochylił się do przodu. stronę się udać. Dzień był ciepły i bezchmurny, tylko na północy burze krążyły nad
- Mamy fundusze, o które prosiłeś. Palpatine uniósł brwi. szczytami najwyższych budynków, a Qui-Gon nie miał nic do roboty.
- Tak szybko? Ruszył w stronę słońca, a wspomnienia z młodości wypływały i znikały w jego
- Nasz dobroczyńca powiedział nam, że „Strumień Przychodów"... umyśle jak zmienne figury w talii sabaka. Widział w nich siebie w Świątyni, jak medy-
- Lepiej, żebym nie wiedział, skąd je wzięliście - przerwał mu Palpatine. tuje, uczy się, trenuje, zyskuje przyjaciół lub ich traci. Przypomniał sobie dzień, kiedy
Havac pokiwał głową ze zrozumieniem. zakradł się do jednej z iglic i po raz pierwszy zobaczył fantastyczny krajobraz Co-
- Jest tylko jeden problem. Mamy je w sztabkach aurodium. ruscant, i jak od tamtej chwili marzył, by móc wałęsać się po mieście, przejść je od
- Aurodium? - Palpatine odchylił się w tył, złączywszy palce. -Tak... to nastręcza góry do dołu. Wyprawa ta bardzo długo pozostała niespełnionym marzeniem aż do
pewną trudność. Nie bardzo mogę wręczać sztabki aurodium tym senatorom, na któ- czasu, kiedy miał kilkanaście lat, a i dziś w dużym stopniu daleka była od realizacji.
rych chcemy zrobić wrażenie... W tych rzadkich przypadkach, gdy studentom pozwalano wyjść ze Świątyni, poru-
- Zbyt łatwo je wytropić- dodał Havac. szali się po mieście jak wycieczki turystów i zawsze w towarzystwie takiego czy innego
- Właśnie. Musimy wymienić sztabki aurodium na republikańskie datarie, nawet opiekuna. Wizyty w galaktycznym senacie, sądach, budynkach Rady Miejskiej... Te
gdyby to zajęło trochę czasu. - Palpatine milczał chwilę, a w końcu powiedział: pierwsze wycieczki pozwoliły Qui-Gonowi zrozumieć, że Coruscant nie była bajko-
- Proponuję, żeby jeden z moich asystentów pomógł wam otworzyć specjalne kon- wym miejscem, jakim je sobie początkowo wyobrażał. Klimat planety był w miarę
to w banku na jednej z planet peryferyjnych, który nie będzie pytał o pochodzenie szta- uregulowany, pierwotna rzeźba terenu została przekształcona i zrównana już dawno
bek. Kiedy złożycie tam aurodium w depozycie, będziecie mogli przelać środki przez temu, a naturalna roślinność istniała tylko wewnątrz pomieszczeń, gdzie łatwiej było ją
Bank Intergalaktyczny i podjąć je ponownie w formie republikańskich kredytów. pielęgnować i utrzymywać.
Pomysł wyraźnie przypadł do gustu Havacowi. Moc, która istniała we wszystkich formach życia, na Coruscant była w pewien
- Wiem, że spożytkuje pan te fundusze w najlepszy możliwy sposób. sposób skoncentrowana. Wyczuwało się ją tutaj jednak w inny sposób niż na planetach,
- Zrobię, co w mojej mocy. Havac uśmiechnął się z podziwem. które zachowały swój naturalny stan, gdzie wzajemne powiązania i związki wszystkich
- Jest pan głosem zewnętrznych systemów, senatorze. form życia tworzyły subtelne pływy i rytmy. Podczas gdy na wielu światach Moc sły-
- Nie jestem głosem zewnętrznych systemów - zaprzeczył Palpatine. -Jeśli nale- szało się jak delikatny szept, na Coruscant było to wycie - biały zgiełk milionów umy-
gasz, by przyznać mi jakiś honorowy tytuł, nazwij mnie głosem Republiki. Pamiętaj o słów.
tym, bo jeśli zaczniesz myśleć kategoriami „ systemy zewnętrzne a wewnętrzne", „sek- Qui-Gon nie miał do roboty nic poza spacerowaniem. Olbrzymia holomapa w sali
tory gwiezdne a rubieże", rozbijemy jedność Republiki. Zamiast równości dla wszyst- Najwyższej Rady pokazywała setki odległych miejsc, gdzie wystąpiły kłopoty lub kata-
kich, doprowadzimy do anarchii i secesji. strofy, ale Rada Pojednawcza nie przydzieliła jemu ani Obi-Wanowi żadnej z tych
spraw. Zastanawiał się, czy Yoda i pozostali nie są przypadkiem oburzeni jego wi-
doczną obsesją na punkcie kapitana Cohla.

Janko5 Janko5
91 James Luceno Maska kłamstw 92
W opinii Qui-Gona członkowie Rady zbyt chętnie bagatelizowali osobę Cohla ja- - Znam te tereny.
ko zaledwie jeden z przejawów trudnych czasów, podczas gdy problem był znacznie - Niewiele pozostało na miejscu katastrofy do zbadania, ale szczątki trzech osób
głębszy. Z drugiej strony jednak Rada miała skłonność do koncentrowania się na kon- znalezionych we wraku zostały zidentyfikowane jako towarzysze Cohla. Najciekawsze
sekwencjach dzisiejszych wydarzeń, na przyszłości, a nie na tym, co działo się w chwili jest jednak to, że wahadłowiec ewidentnie próbował dotrzeć na spotkanie z osobistym
obecnej. Zwłaszcza Yoda lubił powtarzać, że przyszłość jest w ciągłym ruchu, a mimo statkiem Cohla.
to i on, i Mace Windu postępowali czasem tak, jakby nie mieli o tym pojęcia. - „Jastrzębionietoperzem".
Czyżby wiedzieli o jakimś wielkim wydarzeniu, nadciągającym zza horyzontu - „Jastrzębionietoperz" wylądował w pobliżu miejsca katastrofy, a potem wystar-
czasu? - zastanawiał się Qui-Gon. Czyżby on sam miał pozostać na nie ślepy tak długo, tował z Dorvalli, ostrzeliwując się ciężko. Zestrzelił po drodze kilka miejscowych my-
dopóki się nie potknie o nie i nie przewróci? Uznał, że powinien przynajmniej wziąć śliwców.
pod uwagę możliwość, że mistrzowie Wielkiej Rady wiedzą o czymś, o czym on nie - Cohl dotarł na statek - powiedział Qui-Gon.
wie. - Jesteś pewien?
Jedno, z czym zgadzał się bez zastrzeżeń, to że Moc jest siłą znacznie bardziej ta- - Tak.
jemniczą niż się to wydawało któremukolwiek z Jedi. Adi skinęła głową.
Nie uszedł nawet kilometra gdy zaskoczyło go nagłe pojawienie się obok Adi Gal- - Jeden z pilotów myśliwców zameldował, że dwoje lub troje ludzi Cohla mogło
lii. dostać się na pokład „Jastrzębionietoperza".
- Podążasz w konkretnym celu, Qui-Gonie, czy tylko przechadzasz się w nadziei, - Czy od tego czasu widziano gdzieś statek ponownie?
że wpadniesz na coś wartego zainteresowania? - Wskoczył w nadprzestrzeń, gdy tylko oderwał się od Dorvalli. Podwojono jednak
Uśmiechnął się. obserwatorów przy wszystkich znanych kryjówkach Cohla. Zakładając, że żyje, prędzej
- Właśnie wpadłem... na ciebie. czy później natrafiana niego, a przy odrobinie szczęścia schwytają.
Roześmiała się, mimo karcącego spojrzenia. - Adi, czy jest jakaś szansa, żebym razem z Obi-Wanem...
Paznokcie Adi były wypolerowane, a ten sam błękitny kosmetyk, którym podkre- - Cohl nie jest już naszym zmartwieniem - przerwała mu. - Najwyższy Kanclerz
ślała kształt oczu, zdobił siecią żyłek wierzch jej dłoni. Była stałym członkiem Wyso- Valorum próbuje zachęcić systemy położone wzdłuż Rimmiańskiego szlaku handlowe-
kiej Rady od ponad dekady, a mistrzem Jedi od znacznie dłuższego czasu. Jej rodzice go, by wzięły na siebie odpowiedzialność za powstrzymanie ataków terrorystycznych w
byli dyplomatami z Korelii, ale podobnie jak Qui-Gon wychowywała się w Świątyni. swych sektorach. Interwencja z naszej strony mogłaby być postrzegana jako pośrednie
Adi zawsze była po uszy zaangażowana w sprawy Coruscant i wiedziała pewnie więcej poparcie Federacji Handlowej.
o planecie niż ktokolwiek inny. W ciągu wielu lat nawiązała bliską przyjaźń z Najwyż- Qui-Gon zmarszczył brwi.
szym Kanclerzem Valorumem i kilkoma delegatami ze światów Jądra. - To krótkowzroczny pomysł. Większość tych planet wspiera Front Mgławicy w
- Gdzie jest twój młody uczeń? - zapytała Adi. mniejszym lub większym stopniu. Rekruci, finansowanie, wywiad. .. Rimmiańskie
- Wyostrza swój umysł. światy dostarczają im to wszystko, a nawet więcej.
- A zatem dałeś mu chwilę wytchnienia od swojej kurateli? - zażartowała. Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę.
- Sam też potrzebowałem wytchnienia - wyjaśnił Qui-Gon. - Qui-Gonie, przypuśćmy, że mogłabym zorganizować ci spotkanie z kanclerzem
Roześmiała się, ale za chwilę spoważniała. Valorumem, tak byś mógł osobiście zapoznać go ze swoją opinią...
- Mam nowiny, które chyba cię zainteresują. Wygląda na to, że miałeś rację, są- Qui-Gon kiwnął głową.
dząc, że Cohl przeżył eksplozję tamtego frachtowca Federacji Handlowej. - Zgoda.
Qui-Gon stanął w samym środku mostu powietrznego, którym właśnie przechodzi- - W takim razie postanowione. Idę właśnie na spotkanie z nim, a nie będzie lepszej
li. Roboty i piesi stłoczyli się za jego plecami. pory niż teraz.
- Widziano go gdzieś? - Nie ująłbym tego lepiej.
Adi wychyliła się przez barierkę mostu i spojrzała do tyłu w stronę Świątyni.
- Korpus Orbitalny Dorvalli ścigał wahadłowiec, którego opis i charakterystyka W swoich komnatach pod okrągłą salą plenarną Valorum odchylił się na oparcie
napędu odpowiadały tym, jakie przekazaliście z Obi-Wanem. Wahadłowiec rozbił się i fotela, wzdychając ciężko, i przeciągnął się z rękami nad głową. Zakończył poranne
eksplodował na powierzchni planety, podobno niedaleko od miejsca, w którym Cohl zajęcia, a teraz musiał stanąć twarzą w twarz z tymi delegatami, którym nie udało się
miał swoją tymczasową bazę. umówić spotkania i którzy niewątpliwie czekali przed biurem w nadziei na choćby
Qui-Gon przytaknął. chwilę jego czasu.
Janko5 Janko5
93 James Luceno Maska kłamstw 94
- Co mam w planach na popołudnie? - zapytał Sei Tarię, gdy weszła do gabinetu - Panie kanclerzu, obiecał pan odpowiedzieć na oskarżenia o korupcję wniesione
przez wysokie, bogato zdobione drzwi. przeciwko senatorowi Maximowi...
Młoda kobieta spojrzała na ekran komunikatora, który nosiła na nadgarstku. Valorum rozpoznawał niektóre z głosów i wiele twarzy. Przyciśnięty do lewej
- Ma pan spotkanie z Adi Gallią, potem kolejne spotkanie z Bailem Antillesem i ściany stał delegat z Nowego Bornaleksu. Za nim senator Grebleips i jego trio wielko-
Horoksem Ryyderem. Następnie spotkanie z przedstawicielami Sojuszu Przedsiębior- okich, miękkostopych delegatów z Brodo Asogi. Na prawo przeciskał się przez tłum,
ców i delegacją handlową z Ord Mantell. Potem... by zdążyć dotrzeć na czoło tłumu, zanim minie go Valorum, delegat z Malastaru, Aks
- Wystarczy - przerwał jej Valorum, złączył dłonie i zamknął oczy. Wskazał na Moe.
korytarz za drzwiami. W miarę jak podchodził coraz bliżej wyjścia na plac, gwar senatorów cichł w po-
- Jak źle wyglądają sprawy na zewnątrz? równaniu z hałasem okrzyków i haseł skandowanych przez tłum demonstrantów zgro-
- Równie tłoczno jak zawsze, proszę pana - powiedziała. - Ale obawiam się, że to madzonych w Alei Założycieli, pod olbrzymimi posągami i zadeptanymi ławkami.
nie wszystko. Straż Senacka zwarła szyki, niemal unosząc Valoruma do góry i transportując go
Valorum wstał i sięgnął po płaszcz. na własnych ramionach.
- W takim razie powiedz mi, co jeszcze. Dowódca straży odwrócił się w stronę kanclerza:
- Plac jest pełen demonstrantów. Niektórzy nawołują do zerwania stosunków z Fe- - Skierujemy się prosto ku północnej platformie ładowniczej, proszę pana. Czeka
deracją Handlową, inni protestują przeciwko pana stanowisku w kwestii opodatkowa- tam już pana osobisty wahadłowiec. Nie będziemy się zatrzymywać, by odpowiedzieć
nia. Ochrona zaleca, by skorzystał pan z lądowiska na dachu. reporterom czy demonstrantom. W przypadku jakichkolwiek nieprzyjaznych działań
- Nie - powiedział stanowczo Valorum. - Można było się tego spodziewać. Nie odda się pan nam w opiekę i zrobi to, o co poprosimy. Czy ma pan jakieś pytania?
czas, żebym unikał krytyki. - Nie mam żadnych - odpowiedział Valorum. - Ale spróbujmy przynajmniej wy-
Sei uśmiechnęła się z aprobatą. glądać na przyjaźnie usposobionych, kapitanie.
- Powiedziałam ochronie, że na pewno tak właśnie pan zareaguje. Powiedzieli, że
***
jeśli nalega pan na wyjście przez plac, potroją straże.
- Bardzo dobrze. - Valorum wzruszył ramionami. - Jesteś gotowa? - Nie wspominałaś, że zapraszasz mnie na mityng polityczny - powiedział Qui-
Sei podeszła do drzwi. Gon, kiedy razem z Adi Gallią przybyli na rozległy plac przed budynkiem senatu.
- Proszę przodem.. - Nie wiedziałam - odpowiedziała Adi, zaskoczona widokiem.
Gdy tylko Valorum wszedł do przedpokoju, dwóch wysokich członków Straży Se- Tłum istot wszelkich gatunków i ras wypełniał plac od podstawy samego budynku
nackiej zajęło miejsca po jego bokach. Mieli na sobie długie ciemnoniebieskie szaty i senatu aż po wylot Alei Założycieli. Z balkonów wychodzących na Aleję widać było
rękawice, a także hełmy z podwójną przyłbicą, spod której widać było tylko oczy i usta. uwieńczone iglicami budynki, których szczyty wystawały ponad powierzchnię placu.
Na prawym ramieniu każdy ze strażników nosił długi, nieporęczny karabin, bardziej dla - Gdzie masz się z nim spotkać? - zapytał Qui-Gon, przekrzykując gwar skando-
ozdoby niż do praktycznego użytku. Zanim Valorum przeszedł do przednich biur, ko- wanych haseł i ogólny hałas panujący na placu.
lejni strażnicy dołączyli do niego, ochraniając go z przodu i z tyłu. Niedaleko publicz- - Przed północnym wejściem - szepnęła mu do ucha.
nych korytarzy dołączyła kolejna dwójka, i jeszcze dwaj w chwili, gdy Valorum poja- Dostatecznie wysoki, by patrzeć ponad głowami tłumu, Qui-Gon spojrzał w kie-
wił się w korytarzu. runku kopuły senatu.
Przejście, choć szerokie, wypełniał tłum istot, które musiały stać tuż obok siebie - Nie dostaniemy się do niego, o ile znam Straż Senacką.
wzdłuż ścian za naprędce wzniesionymi barierkami. - Przynajmniej spróbujmy - powiedziała Adi. - Jeśli się nie uda, znajdziemy go w
Strażnicy na przedzie uformowali klin i przeciskali się przez las wyciągniętych prywatnym biurze w Wieży Prezydenckiej.
rąk. Niektórym udało się jednak wcisnąć do kieszeni płaszcza kanclerza jakąś wiado- Qui-Gon wziął Adi za rękę i zaczęli przeciskać się przez tłum. W tej odległości od
mość, która najczęściej jednak lądowała zadeptana na podłodze z wypolerowanych budynku trudno było rozróżnić wśród protestujących, kto był zwolennikiem, a kto
kamiennych płyt. przeciwnikiem kanclerza.
W korytarzu aż huczało od głosów, z których każdy starał się zainteresować kanc- Qui-Gon skoncentrował się na uczuciach rezonujących w Mocy.
lerza własną sprawą: Pod powierzchnią gniewu i niezgody wyczuł coś jeszcze. Zwykłe wycie Coruscant
- Panie kanclerzu, w kwestii negocjacji warunków pokoju... przybrało groźny ton. Wyczuwał niebezpieczeństwo -nie ogólne zagrożenie, jakie mo-
- Panie kanclerzu, jeśli chodzi o niedawną dewaluację bothańskiego kredytu... gło emanować z tego rodzaju zgromadzenia, ale konkretne i zogniskowane. Zamknął na
chwilę oczy i pozwolił, by prowadziła go Moc.
Janko5 Janko5
95 James Luceno Maska kłamstw 96
Gdy otworzył oczy, zobaczył Bitha stojącego na skraju tłumu. Moc skłoniła Qui- nych zamachowców biegło naprzód z niewielkimi Masterami w dłoniach. Kolejny
Gona, by następnie spojrzał w lewo, na dwóch Rodian kryjących się za wysokim coko- strażnik upadł; jeden z zamachowców wystrzelił, widząc wyłom w kordonie ciał chro-
łem jednego z posągów. Bliżej północnej bramy senatu stało dwóch Twi'lekian i niącym kanclerza. Adi odbiła dwa wystrzały, ale trzeci trafił do celu.
Bothanin. Valorum skrzywił się z bólu i zatoczył.
Qui-Gon uniósł wzrok, by spojrzeć na nieprzerwany sznur pojazdów przemiesz- Strażnik ruszył do przodu i strzelił z długiego karabinu, trafiając obu zamachow-
czających się ponad północnym krańcem placu. Jego uwagę przyciągnęła zielona tak- ców.
sówka powietrzna - w kształcie dysku i bez dachu, nie różniła się niczym od innych Qui-Gon usłyszał, że taksówka szybko schodzi w dół, i zauważył, że zwisają z niej
taksówek wypełniających niebo Coruscant. Jednak fakt, że przemieszczała się poza trzy liny. Twi’lekianin i dwaj Rodianie pobiegli w tamtą stronę i chwycili za liny.
wyznaczonymi korytarzami powietrznej nawigacji, powiedział Qui-Gonowi, że jej Qui-Gon wyjął wyrzutnię liny z kieszonki w pasie i wystrzelił ją w biegu. Hak
kierowca - kolejny Rodianin - znał powietrzne szlaki na tyle dobrze, by otrzymać wolne wbił się mocno w podwozie taksówki, a lina z monowłókna zaczęła się rozwijać. Qui-
prawo jazdy. Gon przypiął się do liny, włączył mechanizm zwijarki i wystrzelił w niebo z mieczem
W pobliżu taksówki, nieco poniżej, tuż nad krawędzią placu, unosiła się repulso- świetlnym w wyciągniętej prawej dłoni.
rowa platforma, na której spoczywał osobisty wahadłowiec kanclerza Valoruma. Mijając dwóch Rodian, odciął ich mieczem od lin; spadli, uderzając o kamienne
Qui-Gon odwrócił się w stronę Adi. płyty placu. Twi’lekianin jednak nadal był ponad nim i Qui-Gon zorientował się, że nie
- Wyczuwam jakieś zakłócenia w Mocy. Przytaknęła. zdąży go dogonić. Taksówka powietrzna zbliżała się już do północnej krawędzi placu,
- Ja również, Qui-Gonie. kiwając się na boki, wyraźnie w nadziei strącenia Qui-Gona.
Spojrzał w górę na taksówkę powietrzną, a potem przeniósł wzrok na Rodian za Na wysokości najwyższego z posągów Założycieli Qui-Gon puścił linę i zeskoczy-
cokołem pomnika. ł, lądując na ramionach pomnika; stamtąd zszedł na cokół i w końcu na sam dół.
- Najwyższy Kanclerz jest w niebezpieczeństwie. Musimy się spieszyć. Wycofując się i ostrzeliwując bez ustanku, Rodianin wpadł prosto na dwóch se-
Odpiąwszy miecze świetlne od pasków, zaczęli przeciskać się przez tłum, a brą- nackich strażników, którzy rzucili go brutalnie na kamienny bruk. Ze względu na zła-
zowe płaszcze falowały za ich plecami. Dotarli do północnego wyjścia w samą porę, by maną nogę Rodianin nie był w stanie uciec.
zobaczyć, jak formacja strażników wychodzi na plac. Za nimi szedł Valorum i jego Qui-Gon obrócił się na pięcie i pospieszył w stronę kanclerza. Pozostali strażnicy
młoda asystentka, w otoczeniu sześciu strażników, którzy prowadzili parę w stronę uformowali wokół niego zwarty pierścień i stali z bronią gotową do strzału, wycelowa-
platformy cumowniczej. ną na zewnątrz ochronnego kręgu. Adi zauważyła nadchodzącego Qui-Gona i poleciła
Qui-Gon spojrzał w górę. Taksówka powietrzna zmieniła kierunek i zawisła nad strażnikom, by go przepuścili.
placem. W tej samej chwili dwaj Twi’lekianie ruszyli pospiesznie w stronę Valoruma z Na prawym boku kanclerza widniała spora plama krwi.
rękami schowanymi w rękawach szerokich szat. - Musimy go zanieść do ośrodka medycznego - powiedziała pospiesznie Adi.
Skandujący krzyczeli coraz głośniej. Qui-Gon wsunął prawą rękę pod lewe ramię kanclerza Valoruma i uniósł go na
Nagle z tłumu wystrzeliły laserowe promienie, trafiając dwóch z przednich straż- nogi. Adi podtrzymała rannego z drugiej strony. Nie wyłączając mieczy, zaczęli pro-
ników, którzy upadli na kamienny bruk. Rozległy się krzyki, a ogarnięty paniką tłum wadzić Najwyższego Kanclerza z powrotem w stronę budynku senatu, podczas gdy
rozpierzchł się na wszystkie strony. strażnicy osłaniali ich odwrót.
Qui-Gon włączył miecz świetlny i ruszył w stronę Twi'lekian, którzy dobyli broni
i wypalili, ale zielone ostrze miecza Qui-Gona odbiło ich strzały. Kolejne pociski ener-
gii wystrzelił Rodianin, ale Qui-Gon poruszał się szybko i odbił również jego pociski.
Zawirował, unosząc broń, by odparować strzały, starannie kierując je ponad głowami
uciekających demonstrantów.
Moc podpowiedziała mu, że Adi, z włączonym niebieskim ostrzem kierowała się
w stronę kanclerza, nakrytego ciałem jednego ze strażników.
W pobliżu rozległ się stłumiony huk eksplozji, po nim zaś plac wypełniły kłęby
gryzącego białego dymu, który jeszcze bardziej podsycił przerażenie uciekających de-
monstrantów.
Qui-Gon od razu zrozumiał, że eksplozja miała za zadanie tylko odwrócić uwagę.
Prawdziwe niebezpieczeństwo groziło z przeciwnej strony placu, gdzie dwóch kolej-
Janko5 Janko5
97 James Luceno Maska kłamstw 98
- Dobra - prychnął Taa. - Prawda jest taka, że Valorum blokował moje prośby o
obniżenie cła na ryli eksportowany z Ryloth. Jeśli moja wizyta w ośrodku medycznym
ROZDZIAŁ może pomóc, to niech tam!
- Robimy to, co musimy - powiedział łagodnie Palpatine.

15
Taa przyglądał mu się przez chwilę.
- Czy mam uwierzyć, że pańska wizyta podyktowana jest autentyczną troską?
- Najwyższy Kanclerz jest głosem Republiki, prawda?
- Chwilowo - powiedział złośliwie Taa.
Gwardziści Straży Senackiej rozstawieni w poczekalni wylegitymowali Palpatine'a
co najmniej sześć razy, zanim wprowadzili go do przedsionka dla gości kanclerza.
Przywitał się tam z delegatem Alderaanu w senacie, Bailem Antillesem - wysokim,
przystojnym mężczyzną o ciemnych włosach- i z równie dystyngowanym senatorem z
Korelii, Comem Fordoksem.
Byli tacy, co twierdzili - zawsze znajdą się osoby skłonne do snucia podobnych - Słyszeliście, kto jest winien tego zamachu? - zapytał Fordox, gdy Palpatine
rozważań - że skacząc ze szczytu kopuły senatu, trafiało się prosto do senackiego usiadł na kanapie naprzeciw niego.
ośrodka medycznego, w którym delegaci cieszyli się specjalnymi przywilejami... oczy- - Tylko tyle, że w sprawę zamieszany jest podobno Front Mgławicy.
wiście przy założeniu, że wiatry wiejące ponad przepaściami Coruscant zepchną skocz- - Mamy dowody potwierdzające ich udział - powiedział Antilles. Na twarzy For-
ka we właściwym kierunku i że uda mu się uniknąć zderzenia z pojazdami mijającymi doksa odmalował się gniew i zmieszanie.
budynek senatu na kolejnych poziomach ruchu powietrznego. - Nie mogę tego zrozumieć.
Bezpieczniejszym i bardziej pewnym sposobem dotarcia w nienaruszonym stanie - Ten akt terroru musi zostać ukarany - zgodził się Antilles.
do ośrodka medycznego galaktycznego senatu była przejażdżka turbowindą spod sali W geście solidarności z ich uczuciami Palpatine zacisnął usta i potrząsnął głową.
plenarnej albo podjechanie tam aerowozem - i z tej ostatniej metody skorzystał senator - Okropny znak czasów - powiedział.
Palpatine. Większość przypadłości, przez które senatorowie trafiali do ośrodka medycznego,
Ośrodek medyczny zajmował pięć najwyższych pięter zwykłego budynku, który wynikała z nadmiernego folgowania sobie w jedzeniu i piciu, obrażeń odniesionych w
wznosił się stromo na środkowych poziomach Coruscant. Liczne prowadzące do niego grach sportowych, w kolizji taksówki powietrznej albo na skutek pojedynku. Rzadko
wejścia były oznaczone kolorami lub w inny sposób, tak aby przedstawiciele gatunków, kiedy przyjmowano tu delegatów z powodu choroby, a co dopiero - zamachu terrory-
z których niektóre wymagały specjalnej atmosfery i grawitacji, mogli trafić do odpo- stycznego. Palpatine poczuwał się do odpowiedzialności. Powinien był dostrzec, co się
wiedniej sekcji ośrodka. Podobne rozwiązanie zastosowano w lożach sali plenarnej szykuje, podczas spotkania z Havakiem. Młody bojownik nieraz podkreślał, że Valo-
senatu. rum musi zrozumieć, jak niebezpiecznym przeciwnikiem jest Front Mgławicy. Palpati-
Sate Pestage pilotował aerowóz. Właśnie wprowadzał pojazd na wolne miejsce na ne uważał jednak, że Havac nie ma w sobie dość determinacji, by posunąć się do zama-
platformie ładowniczej zakotwiczonej przy wejściu przeznaczonym dla ludzi i gatun- chu.
ków blisko z nimi spokrewnionych. Wejście prowadziło do zdecydowanie najbardziej Głupota Havaca czyniła z niego osobnika wyjątkowo groźnego. Czyżby naprawdę
luksusowo urządzonej poczekalni. sądził, że Front Mgławicy zyska na zastąpieniu kanclerza Valoruma kimś innym?
- Nie trać czasu - polecił Palpatine z tylnego siedzenia. - Ale bądź dyskretny. Czyżby nie zdawał sobie sprawy, że Valorum był jedyną nadzieją Frontu na powstrzy-
Pestage przytaknął. manie zapędów Federacji Handlowej poprzez opodatkowanie jej i inne posunięcia?
- Załatwione. Usiłując zamordować kanclerza, Havac nie tylko dawał Federacji Handlowej argument
Palpatine wyszedł z okrągłego aerowozu, obciągnął przód haftowanego płaszcza i na poparcie głoszonej przez nich tezy, że Front Mgławicy stanowi publiczne zagroże-
zniknął w drzwiach. W poczekalni spotkał senatora Orna Free Taa. nie, ale i przydawał wagi żądaniom Neimoidian, by pozwolono im zwiększyć własne
- Słyszałem, że pana tu znajdę - powiedział Palpatine. siły obronne.
Korpulentny Twi’lekianin potrząsnął masywną głową z wystudiowanym smut- Trzeba przypomnieć Havacowi, kto jest jego prawdziwym wrogiem.
kiem. Chyba że Havac świadomie pozował na głupszego, niż był w istocie, rozmyślał
- Tragiczne wydarzenie. Naprawdę straszne. Palpatine. Nie można przecież wykluczyć, że jego miła, ale niepozorna twarz jest ma-
Palpatine uniósł brew. ską skrywającą przebiegły intelekt.
Janko5 Janko5
99 James Luceno Maska kłamstw 100
Palpatine zastanawiał się nad tym podczas odwiedzin Fordoksa i Antillesa u kanc- Valorum pokręcił głową.
lerza. Nadal myślał o tym, gdy po pewnym czasie do przedpokoju weszła Sei Taria. - To coś więcej. - Przerwał na chwilę. - Tak czy owak, chcę panu podziękować za
Palpatine wstał i ukłonił się. notatkę, którą pański asystent przekazał mi na mównicę. Ale dlaczego nie poinformo-
- Miło panią widzieć, Sei. Jak się pani czuje? Zmusiła się do uśmiechu. wał mnie pan wcześniej, że planuje zwołanie szczytu?
- Teraz już dobrze, senatorze. Ale to było straszne. Palpatine zrobił poważną minę. Palpatine rozłożył bezradnie ręce.
- Uczynimy wszystko, co w naszej mocy, by chronić Najwyższego Kanclerza. - To była decyzja chwili. Należało coś zrobić, by propozycja opodatkowania nie
- Wiem, że pan to zrobi. ugrzęzła w komisji, gdzie przepadłaby z kretesem.
- Jak się czuje kanclerz? Spojrzała na drzwi. - Błyskotliwe posunięcie. - Valorum zamilkł na chwilę. - Departament Sprawie-
- Oczekuje pana. dliwości poinformował mnie, że ci zamachowcy należeli do Frontu Mgławicy.
- Też o tym słyszałem. Valorum westchnął.
Uzbrojeni strażnicy stali po obu stronach drzwi do pokoju kanclerza- pozbawione- - Teraz wiem, z czym zmaga się Federacja Handlowa. Palpatine nie odpowiedział.
go okien pomieszczenia wypełnionego urządzeniami diagnostycznymi i nadzorowane- - Ale czym kierował się Front Mgławicy, atakując mnie? Robię co mogę, by zna-
go przez dwunożnego robota medycznego wyposażonego w serwoszczypce i wokabula- leźć pokojowe rozwiązanie ich problemów.
tor przypominający aparat do recyrkulacji powietrza. - Pańskie wysiłki najwyraźniej im nie wystarczają- powiedział Palpatine.
Valorum był blady i posępny, ale siedział w łóżku prosto, z prawą ręką od nad- - Czy są aż tak przekonani, że Antilles albo Teem działaliby inaczej?
garstka po bark w miękkim rękawie wypełnionym płynem bacta. Ta przezroczysta, Palpatine starannie rozważył, jak sformułować swoją odpowiedź.
galaretowata ciecz wytwarzana przez pewien gatunek owadów stymulowała regenera- - Senator Antilles myśli tylko o Światach Jądra. Niewątpliwie forsowałby politykę
cję tkanek i zasklepiała rany, zwykle nie powodując blizn. Palpatine często dochodził nieinterwencji. Jeśli zaś chodzi o senatora Teema, najprawdopodobniej przystałby na
do wniosku, że ta cudowna substancja była równie ważna dla przetrwania Republiki, wszelkie żądania Federacji Handlowej dotyczące dodatkowego uzbrojenia czy licencji
jak rycerze Jedi. handlowych.
- Najwyższy Kanclerzu - powiedział, podchodząc do łóżka. - Przyszedłem, gdy Valorum zastanowił się.
tylko się dowiedziałem, co się stało. - Być może popełniłem błąd, zakładając, że Front Mgławicy nie powinien brać
Valorum machnął ręką bagatelizujące udziału w szczycie na Eriadu. Obawiałem się, żeby nie robiło to wrażenia, iż Republika
- Niepotrzebnie się pan fatygował. Jeszcze dziś mnie wypuszczają. - Wskazał Pal- uznaje ich roszczenia. Co więcej, nie bardzo sobie wyobrażałem, by zasiedli przy jed-
patine'owi krzesło. -Czy wie pan, co zrobili strażnicy, kiedy mnie tu przywieziono? nym stole z Neimoidianami. - W jego oczach pojawiło się zmieszanie. - Ale co spo-
Wyrzucili wszystkich pacjentów z poczekalni, a potem opróżnili całe piętro, nie trosz- dziewali się osiągnąć, zabijając mnie?
cząc się zupełnie o stan chorych. Palpatine przypomniał sobie Havaca, rozwścieczonego, że nie zaproszono go na
- To w trosce o pańskie bezpieczeństwo - zapewnił Palpatine. -Wiedząc, że zosta- szczyt. „Potrzebujemy silniejszego kanclerza", powiedział wtedy.
nie pan tu przywieziony, jeśli im się nie uda, zamachowcy mogli umieścić drugi zespół - Zadawałem sobie to samo pytanie - odparł. - Ale miał pan rację, nie zapraszając
w recepcji szpitala. ich do udziału w szczycie. Są niebezpieczni... i nierealistyczni.
- Być może - mruknął Valorum. - Wątpię jednak, by działania tych, którzy mnie Valorum przytaknął.
chronią przysporzyły mi nowych zwolenników. - Zmarszczył czoło. -Co więcej, muszę - Nie możemy ryzykować, że narobią zamieszania na Eriadu. Zbyt wiele od tego
znosić udawaną troskę delegatów w rodzaju Orna Free Taa. zależy. Systemy peryferyjne muszą mieć okazję do zabrania głosu we własnym imie-
- Nawet senator Taa rozumie, że Republika pana potrzebuje - powiedział Palpati- niu, nie obawiając się niechęci ze strony Federacji Handlowej ani odwetu ze strony
ne. Frontu Mgławicy.
- Nonsens. Jest wielu, którzy mogliby zająć moje miejsce. Bail Antilles, Ainlee
Teem... czy choćby pan, senatorze. Palpatine złączył dłonie w zamyśleniu, przywołując wspomnienia niedawnego
Palpatine udał zdziwienie. spotkania z Havakiem; przepowiadał w myśli każde słowo, które wówczas padło z jego
- Raczej nie, panie kanclerzu. ust.
Valorum uśmiechnął się. - Być może nadszedł czas, by poprosić Jedi o pomoc - powiedział w końcu.
- Nie mogłem nie zauważyć, jak delegaci zareagowali na pańskie wystąpienie Valorum przyglądał mu się przez chwilę.
podczas sesji nadzwyczajnej. - Tak, niewykluczone, że Jedi będą skłonni interweniować. - Rozchmurzył się nie-
- Odległe Rubieże domagają się głosu. Jestem tylko jednym z wielu. co. - Dwoje z nich pomogło pojmać moich niedoszłych zabójców.
Janko5 Janko5
101 James Luceno Maska kłamstw 102
- Doprawdy? Nie był to jednak widok, który by go zainteresował. Patrzył wyłącznie prosto
- Senat musi zatwierdzić interwencję Jedi. Czy byłby pan skłonny zgłosić taki przed siebie, na przeciwległą stronę miejskiego kanionu, gdzie w równie wysokim wie-
wniosek? żowcu znajdował się podobny apartament.
Palpatine uśmiechnął się. Pestage postawił bagaże na podłodze i otworzył je. Neseser zawierał komputer z
- Uznam to za wielki zaszczyt, panie kanclerzu. wbudowaną klawiaturą i ekranem. W drugim znajdował się robot podsłuchowy, czarny
i okrągły, z trzema antenami sterczącymi z okrągłego korpusu. Pestage ustawił robota
Zostawiając za plecami platformę ładowniczą szpitala, Sate Pestage przyspieszył i dokładnie naprzeciw komputera.
włączył się do ruchu powietrznego na średnich poziomach, a potem na kolejnych pio- Oba urządzenia komunikowały się przez chwilę, wymieniając serię pisków i
nowych skrzyżowaniach zaczął wznosić się coraz wyżej, aż dotarł do rzadko uczęsz- świergotów. Następnie robot podsłuchowy uniósł się i poszybował w stronę przeciwle-
czanych szlaków zarezerwowanych dla limuzyn i luksusowych aerowozów. Tutaj rzad- głego budynku.
ko kiedy można było trafić na taksówkę, jeszcze rzadziej na pojazd dostawczy, bo ci, Pestage ustawił komputer w taki sposób, by móc monitorować lot robota podsłu-
którzy zamieszkiwali najwyższe rejony miasta, mieli własne pojazdy, a towary dostar- chowego, wystukując jednocześnie polecenia na klawiaturze.
czano im na niższe piętra budynków, skąd wynosiły je w górę turbowindy. Czarna kula dotarła w tym czasie na drugą stronę kanionu i zawisła na wprost jed-
Pestage wznosił się do momentu, gdy znalazł się na najwyższej alei powietrznej. nego z oświetlonych okien apartamentu, transmitując kolorowe obrazy prosto na ekran
W tej części Coruscant aleja zarezerwowana była dla aerowozów, które lotne skanery komputera, na którym Pestage zobaczył pięć Twi’lekianek wylegujących się na wygod-
ruchu mogły zweryfikować jako należące do korpusu dyplomatycznego; pojazd senato- nych kanapach. Jedną z nich była czerwonoskóra lethańska konkubina senatora Orna
ra Palpatine'a cieszył się takim przywilejem. Free Taa. Inne mogły być również jego faworytami albo po prostu przyjaciółkami Let-
Podleciał do platformy ładowniczej luksusowego, wysokiego na kilometr drapacza hanki. Oddawały się plotkom i sączyły drinki pod nieobecność opasłego senatora, który
chmur i zacumował. Z przedziału bagażowego pojazdu wyjął dwa kosztownie wygląda- odwiedzał właśnie kanclerza Valoruma w ośrodku medycznym.
jące bagaże. Większy był kwadratowym neseserem, drugi, kulisty, miał rozmiary melo- Pestage był zadowolony. Kobiety wydawały się tak zatopione w rozrywkach, że
na i pasował do specjalnie zaprojektowanego naramiennego nosidełka. raczej nie powinny przeszkadzać mu w jego sprawach.
Pestage wniósł oba bagaże do recepcji na najwyższym piętrze budynku, gdzie Polecił robotowi podsłuchowemu, by przesunął się w stronę nieoświetlonego okna
przeskanowano go od stóp do głów, zanim został wpuszczony do turbowindy prowa- trzy pokoje dalej i przeszedł na podczerwień. W chwilę później Pestage zobaczył na
dzącej do szczytowych apartamentów. Nazwisko jego pracodawcy znów otworzyło ekranie zbliżenie komputerowego terminalu senatora Taa, który - choć wyposażony w
wiele drzwi, które inaczej pozostałyby zamknięte. Kilku mieszkańców było na miejscu, urządzenia do komunikacji z odległymi systemami - nie mógł być obsługiwany zdalnie.
ale nie poświęcili mu uwagi, zakładając, że ktoś, kto dostał się w te rejony budynku, Pestage wstukał kolejne polecenie.
bez wątpienia ma prawo w nich przebywać. Przysuwając się do szyby, robot uruchomił laser i przepalił małą dziurkę w dźwię-
Podszedł do prywatnej turbowindy apartamentu, którego właścicielem był jeden z koszczelnej i kuloodpornej tafli - wystarczająco dużą, by dało się przecisnąć przez nią
kolegów Palpatine'a w senacie, w tej chwili nieobecny, bo właśnie wczoraj odleciał na teleskopową końcówkę do obsługi komputera, która wysunęła się z jego korpusu. Na
swoją rodzinną planetę. samym jej końcu znajdował się zamek magnetyczny, który robot wsunął w port dostę-
Przed drzwiami apartamentu Pestage postawił bagaże i wstukał kod na tabliczce w powy terminalu.
ścianie. Kiedy skaner poprosił o potwierdzenie obrazu tęczówki, wstukał kolejny kod, Komputer włączył się i poprosił o kod wejściowy, który Pestage posłusznie wstu-
który polecił skanerowi pominąć zwyczajową rutynę i po prostu otworzyć drzwi. kał. Nowicjusz mógłby zapytać senatora Palpatine'a, jak zdobył kod wejściowy, ale
Kod obejścia zadziałał i drzwi wsunęły się w ścianę. Pestage nie byłby prawdziwym profesjonalistą, gdyby nie wiedział, kiedy nie zadawać
Miękkie światło włączyło się samo, gdy Pestage wszedł do eleganckiego salonu. pytań.
Wszędzie dookoła widać było meble i dzieła sztuki, dobrze świadczące o smaku wła- Komputer Taa zaprosił go do środka.
ściciela. Pestage podszedł prosto do drzwi na taras i wyszedł na zewnątrz. Teraz chodziło jedynie o włamanie się do odpowiednich plików i wprowadzenie
Z dołu dochodził do niego cichy pomruk sznurów pojazdów, z góry - światła jesz- do nich zakodowanych danych dostarczonych przez Palpatine'a. Nie była to jednak
cze wyższych budynków. Powietrze było o dziesięć stopni chłodniejsze niż na środko- rutynowa infiltracja. Po pierwsze, dane nie mogły pozostawić śladów, a po drugie, mu-
wych poziomach i znacznie czystsze. Za sięgającą mu do piersi ścianką zamykającą siały zostać wprowadzone w taki sposób, by komputer był przekonany, że to on sam je
taras widział Świątynię Jedi z jednej strony i budynek senatu z drugiej. odkrył. Następnie należało poinstruować system, by ujawnił dane dopiero w odpowie-
dzi na określone pytania zadawane przez Taa.

Janko5 Janko5
103 James Luceno Maska kłamstw 104
Najważniejsze jednak było to, by Taa sam był przekonany, iż odkrył dane o tak
wielkiej wadze, że powinien wykrzyczeć je z dachu wieżowca.
ROZDZIAŁ

16
W samym środku iglicy Świątyni Jedi, w której mieściła się sala Wysokiej Rady,
znajdowała się olbrzymia holograficzna mapa galaktyki, z wyświetlonymi rejonami
konfliktów i obszarami, w których działali Jedi. Sferyczny wizerunek zmieniał się, w
miarę jak wielościeżkowy zestaw transmisyjny przekazywał nowe dane ze szczytu
wieży, a dysk czytnika umieszczony pod projektorem skupiał i emitował holopromie-
nie, podtrzymując obraz mimo fluktuacji napięcia.
Qui-Gon i Obi-Wan stali na okrągłym chodniku okalającym holomapę, czekając
na wezwanie członków Wysokiej Rady. W pobliżu kilku innych Jedi studiowało mapę
albo wychodziło na jeden z trzech zewnętrznych balkonów medytacyjnych, z których
rozciągał się szeroki widok na panoramę miasta u stóp Świątyni. To z jednego z tych
balkonów, wychodzącego na wschód, Qui-Gon po raz pierwszy oglądał Coruscant.
- Pierwszy raz widzę Coruscant podświetloną- zauważył Obi-Wan, patrząc na sfe-
ryczną mapę, wsparty łokciami o reling wokół chodnika.
Qui-Gon spojrzał na błyskający punkt oznaczający Coruscant, a potem jego wzrok
powędrował w bok do połowy szerokości kuli, gdzie błyszczał drugi punkt.
Dorvalla, pomyślał.
- Coruscant powinna być podświetlona przez cały czas... - zaczął, gdy nagle rozja-
rzył się kolejny punkt, jeszcze bardziej oddalony od środka kuli.
- Eriadu - oznajmił Obi-Wan, odczytując podpis pod punktem. Spojrzał pytająco
na Qui-Gona.
- Miejsce zbliżającego się szczytu handlowego.
- Czyj to był pomysł, mistrzu? - zapytał Obi-Wan.
- Senatora Palpatine'a - odpowiedział głęboki baryton za ich plecami.
Odwrócili się i zobaczyli Jorusa Cbaotha, który się im przyglądał. Cbaoth, jeden
ze starszych mistrzów Jedi rasy ludzkiej, miał twarz o ostrych rysach, siwe włosy rów-
nie długie jak Qui-Gon i trzy razy dłuższą brodę.
- Palpatine reprezentuje Naboo - dodał Cbaoth.
- Planeta w sam raz dla Qui-Gona - dodał kolejny głos z dalszej części chodnika.
Cbaoth przytaknął.

Janko5 Janko5
105 James Luceno Maska kłamstw 106
- Więcej rdzennych gatunków na kilometr, niż normalnie znalazłoby się na stu - Naprawdę, Qui-Gonie? - zapytał Ki-Adi-Mundi.
światach. - Uśmiechnął się. - Łatwo mi sobie wyobrazić Qui-Gona, który zapomina tam Qui-Gon przytaknął.
o całym wszechświecie. - Front Mgławicy otrzymuje większość funduszy właśnie z tych światów.
Zanim Qui-Gon i Obi-Wan zdążyli odpowiedzieć, do pomieszczenia weszła Adi - Wiele Qui-Gon o sytuacji wie - powiedział Yoda nieco sarkastycznie. - Rację
Gallia. miał, że kapitan Cohl eksplozję nad Dorvallą przeżył. - Przerwał. - Czy to Cohl za nie-
- Jesteśmy gotowi cię przyjąć, Qui-Gonie - oznajmiła. udaną próbą zamachu stoi?
Qui-Gon i Obi-Wan skrzyżowali ręce na piersiach, chowając dłonie w fałdach rę- - Nie, mistrzu - zapewnił Qui-Gon. - Cohl ucieka przed pogonią. Co więcej, nie je-
kawów, i weszli za Gallią do turbowindy prowadzącej do sali na szczycie wieży. stem przekonany, że to Front Mgławicy faktycznie chciał skrzywdzić Najwyższego
- Nie odzywaj się, padawanie - powiedział cicho Qui-Gon, gdy dotarli do okrągłej Kanclerza.
sali. - Po prostu słuchaj i ucz się. Rysy Yody stwardniały.
Obi-Wan kiwnął głową. - Strzelali do niego. Do ich tajnej bazy w sektorze Seneksa ślady w dokumentach
- Dobrze, mistrzu. prowadzą.
Łukowate okna z transpastali pozwalały bez przeszkód widzieć panoramę miasta - To zbyt proste, mistrzu - powiedział Qui-Gon z uporem. - Ślady były o wiele za-
we wszystkich kierunkach. Sufit również był łukowato sklepiony, a lśniącą podłogę nadto oczywiste.
pokrywały wzory koncentrycznych kół, ozdobione motywami kwiatowymi. - Terrorystami są, nie żołnierzami.
Zostawiwszy Obi-Wana przy turbowindzie, Qui-Gon wyszedł na środek sali z Windu spojrzał najpierw na Yodę, a potem na Qui-Gona.
dłońmi złączonymi przed sobą. - Niewątpliwie przemyślałeś tę kwestię. Kontynuuj.
Na prawo od windy siedziała Depa Billaba, szczupła humanoidalna kobieta z Cha- - Zamachowcy celowali w strażników Najwyższego Kanclerza. Uważam, że strzał,
lacta, ze znakiem między oczami. Miejsce obok niej zajmował Eeth Koth o twarzy który trafił kanclerza, nie w niego był wycelowany. Ucieczka również wypadła nie-
przypominającej układankę linii i łysej głowie, z której sterczały żółtawe rogi nierów- przekonująco. A ponieważ musieli z góry wiedzieć, że mają niewielkie szanse ucieczki,
nej długości. Następny był długoszyi Quermianin, Yarael Poof, dalej Adi, Oppo Ranci- po co zabierali ze sobą dokumentację?
sis i Even Pieli, lannikański wojownik z twarzą przeciętą nabrzmiałą blizną. Na lewo od - Niepodobne do kapitana Cohla, co, Qui-Gonie? Qui-Gon przytaknął.
Piella siedziała Yaddle, żeńska przedstawicielka gatunku Yody; dalej Saesee Tiin z - Nie byłby tak nieuważny.
dwurożnej rasy Iktotchi; za nim Ki-Adi-Mundi, uderzająco wysoki humanoid z Cerei, Yoda położył palec wskazujący na ustach.
potem Mace Windu, potężnie zbudowany czarnoskóry mężczyzna z wygoloną czaszką. - Zaplanował to z oddali. Nawiązać kontakt z twoim znajomym Bithem z Frontu
Na lewo od Windu, niemal naprzeciwko wejścia do turbowindy, zasiadał Pio Koon. Mgławicy musisz.
Mace Windu pochylił się, splótł place i odezwał się do Qui-Gona: Qui-Gon zwrócił się w jego stronę.
- Spotkaliśmy się właśnie z członkami Departamentu Sprawiedliwości w sprawie - Zrobię to, mistrzu. Jednak po co Front miałby nastawać na życie kanclerza, który
nieudanego zamachu na życie kanclerza Valoruma. Uważamy, że możesz rzucić dodat- ostatecznie zajął stanowisko przeciwko Federacji Handlowej?
kowe światło na wydarzenia, które rozegrały się w senacie galaktycznym. - Sam odpowiedz na to pytanie - powiedział Windu.
Qui-Gon przytaknął. Qui-Gon nabrał powietrza i potrząsnął głową.
- Ja również tak sądzę. - Nie jestem pewien. Obawiam się jednak, że Front Mgławicy może planować coś
Yoda spojrzał na Windu, a następnie przeniósł wzrok na Qui-Gona. jeszcze bardziej zdradzieckiego.
- Jak to się stało, Qui-Gonie, że w budynku senatu znalazłeś się? Zaalarmowany
przez informatora we Froncie Mgławicy, czy tak? „Jastrzębionietoperz" leciał wśród wściekłych rozbłysków czerwonej energii nad
- Ja odpowiem - odezwała się Adi Gallia. - Poprosiłam Qui-Gona, by towarzyszył powierzchnią zielonej planety, odznaczającej się parą niewielkich, blisko siebie osa-
mi w drodze do senatu. Chciał porozmawiać osobiście z Najwyższym Kanclerzem. dzonych księżyców pooranych kraterami. Ścigały go trzy smukłe statki, od dziobu do
Windu spojrzał na nią, marszcząc brwi. steru w płomiennej coruscańskiej czerwieni, o tępo ściętych dziobach i trzech bębnowa-
- W jakim celu? tych silnikach podświetlnych, uzbrojone w sprzężone baterie laserów.
Adi spojrzała przelotnie na Qui-Gona. Na ciasnym mostku „Jastrzębionietoperza" Boiny wpatrywał się w konsolę identy-
- Qui-Gon ma powody wierzyć, że Najwyższy Kanclerz jest w błędzie wierząc, że fikatorów tożsamości.
planety położone wzdłuż Rimmiańskiego szlaku handlowego rozprawią się z terrory- - To koreliańskie krążowniki orbitalne, kapitanie! Szybko skracają dystans. Sza-
stami działającymi w tym sektorze. cunkowy czas, po którym nas wyprzedzą...
Janko5 Janko5
107 James Luceno Maska kłamstw 108
- Nie chcę wiedzieć - powiedział Cohl z kapitańskiego fotela, gdy eksplozja prze- - Nie odejdziesz. Wiesz, że zatęsknisz za mną i zaczniesz mnie szukać.
chyliła statek na bakburtę. - Przeklęty Departament Sprawiedliwości! Czy naprawdę nie Rella spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
mają nic lepszego do roboty? - Nadal myślisz o dawnej mnie, Cohl. Spojrzał na Boiny'ego.
- Najwyraźniej w świecie nie, kapitanie - zareplikował Boiny. - Mam rację czy nie, że będzie mnie szukać? Rodianin uchylił się jak przed cio-
Cohl obrócił się tyłem do przednich iluminatorów, żeby spojrzeć na Rellę siedzącą sem.
za sterami. - Nie mieszaj mnie do tego. Ja jestem od wykonywania rozkazów. Cohl kiwnął
- Jak szybko będziemy mogli skoczyć w nadprzestrzeń? Spojrzała na niego gniew- głową wskazując na Rellę.
nie. - To nasza pierwsza kłótnia.
- Komputer nawigacyjny nie pali się do współpracy. - Mylisz się, Cohl. Ostatnia. - Sięgnęła po drążek. - Skaczemy! Wśród kąsających
Cohl spojrzał na Boiny'ego. go nadal promieni lasera „Jastrzębionietoperz" skoczył do przodu. Gwiazdy rozciągnęły
- Zachęć go trochę. się w linie i kanonierka znikła.
Rodianin, zataczając się, przeszedł przez sterownię i walnął ręką w komputer.
- Podziałało - powiedziała Rella z ulgą. Kolejny strzał zatrząsł statkiem.
- Skieruj całą moc na tylne tarcze - polecił Cohl.
- Już się robi, kapitanie - powiedział Boiny, przypinając się z powrotem do fotela.
Rella odwróciła się lekko w stronę Cohla.
- Wiesz co, nie każdego bawi unikanie śmierci o włos.
Roześmiał się teatralnie.
- I to mówi ktoś, kto uważał, że nie warto uciekać, jeśli ucieczka jest zbyt łatwa?
- To dawna ja. Nowa ja ma zupełnie inne poczucie humoru.
- Więc lepiej zadekuj gdzieś nową siebie, zanim nie skoczymy w nadprzestrzeń.
Ukąszony w ogon „Jastrzębionietoperz" przechylił się na bok.
- Gdzie te współrzędne skoku? - warknął Cohl.
- Już wychodzą - uspokoiła go Rella. - Najwyższy czas spadać z tego sektora,
Cohl. Wszystkie nasze kryjówki są pod obserwacją.
- A gdzie niby mamy się udać?
- Nie dbam o to, nawet gdybyśmy mieli mieszkać u Hurtów. Wiem tyle, że tutaj
zrobiło się trochę za gorąco.
Cohl skrzywił się.
- Nie mów mi, że pracowałabyś dla tych opasłych robali.
- A kto mówi o pracy?
- A co z przejściem na sutą emeryturę?
- Na dziś zadowolę się zwykłym przejściem na emeryturę.
Cohl pokręcił głową.
- Nie tak to sobie zaplanowałem. Zresztą nie podoba mi się pomysł, że ktoś prze-
gania mnie z moich własnych terenów łownych.
- Nawet wtedy, gdy stało się jasne, że to na ciebie polują?
Cohl przyglądał się Relli przez chwilę.
- Ty mówisz poważnie? Naprawdę chcesz się wypisać z tej wycieczki?
Zagryzła wargi i przytaknęła.
- Jeżeli nie odzyskasz rozsądku, Cohl. Jesteśmy na to za starzy. Obiecaliśmy sobie
parę rzeczy i chcę się nimi nacieszyć, póki nie jest za późno.
Zastanowił się, a potem roześmiał.
Janko5 Janko5
109 James Luceno Maska kłamstw 110
dały w głosowaniu, i ta pozorna słabość sprawiała, że nawet ci, którzy powinni wie-
dzieć lepiej, uważali go za nieskutecznego.
ROZDZIAŁ Nieudolność była oczywiście cichym celem samych łapowników. Gdyby słaby
przywódca szybko został wymieniony, a silny zagroził ich interesom, najlepszym roz-

17
wiązaniem wydawało się popieranie takiego, który po prostu zrezygnował z walki.
Ta smutna pozycja była domeną Valoruma od zbyt wielu lat, aż do niedawna, gdy
senatorowie tacy jak Bail Antilles, Horox Ryyder, Palpatine i kilku innych zaoferowali
swoje wsparcie w zwalczaniu korupcji, a przynajmniej w jej ograniczeniu. Wielu sądzi-
ło, że obecny kryzys związany z Federacją Handlową był polem doświadczalnym dla
tego, co czekało ich w przyszłości. Valorum miał jedynie nadzieję, że ostatnie lata swej
kadencji poświęci pracy na rzecz dobra ogółu, prawdziwej służbie pokoju i sprawiedli-
wości.
Dlatego właśnie należało powstrzymać Front Mgławicy.
W pokoju recepcyjnym swojego biura w galaktycznym senacie Valorum włożył Zazwyczaj nie proszono rycerzy Jedi o interwencję w sporach handlowych, ale
szatę z vedańskiej tkaniny i przyjrzał się swemu odbiciu w lustrze o misternie zdobionej zamach na życie kanclerza mniej miał wspólnego z handlem, a więcej - z zachowaniem
ramie. Prawa ręka była już prawie zdrową a zamiast niewygodnego rękawa z płynem prawa i porządku. Ponieważ Jedi odpowiadali przez Najwyższym Kanclerzem i Depar-
bacta okrywał ją miękki gips, ukryty pod szerokim rękawem wierzchniego płaszcza. tamentem Sprawiedliwości, całkiem na miejscu było teraz zwrócić się do nich po po-
Po obu stronach drzwi stali gwardziści Senackiej Straży, patrząc przed siebie, ale moc, i w tym sensie próba zamachu okazała się niespodziewanym darem od losu.
Valorum nie zwracał na nich uwagi. Przygotowywał się na przybycie mistrzów Jedi, Valorum nie pamiętał, by kiedykolwiek odmówili pomocy. Czasami jednak kon-
Mace'a Windu i Yody. takty z zakonem pozostawiały kanclerzowi wrażenie, że ma do czynienia z potęgą
Dynastia Valorum od dawna miała nadzieję, że któryś z jej potomków okaże się większą niż władza, którą cieszyły się najrozmaitsze konsorcja handlowe czy sama
wrażliwy na Moc, ale jak na razie wyglądało na to, że ród Valorum po prostu nie ma Republika.
Mocy we krwi. Ten godny pożałowania brak nie przeszkadzał jednak Finisowi Valo- Licząc dziesięć tysięcy członków, zakon Jedi dysponował taką siłą, że mógłby
rumowi podziwiać Jedi. Jak każdy dobrze urodzony młodzieniec z Coruscant czy Świa- rządzić galaktyką, gdyby tego chciał - gdyby poświęcenie Jedi dla sprawy pokoju było
tów Jądra, spędził niezliczone godziny na wertowaniu rodzinnych kronik, pochłaniając choć odrobinę mniej żarliwe. Choć to rząd Republiki finansował zakon, czasami Valo-
relacje na temat kontaktów jego przodków z członkami zakonu -nierzadko z rycerzami i rum miał wrażenie, że ich pomoc będzie wymagać dodatkowych kosztów- że pewnego
mistrzami, którzy przeszli do legendy. Opowieści te tylko wzmocniły przekonanie, dnia zażądają, by za usługi odpłacono im po dziesięciokroć. Nie potrafił jednak wy-
które żywił od najmłodszych lat, że nawet jeśli nie zostanie Jedi, może przynajmniej obrazić sobie, czego mogliby zażądać od Republiki albo od niego samego. Chociaż Jedi
obrać sobie ich za wzór i zachowywać się tak, jakby Moc była jego sojusznikiem, po- działali w rzeczywistym świecie, jednocześnie byli poza nim, żyjąc w Mocy, jakby to
święcając się podtrzymywaniu pokoju i sprawiedliwości. była odrębna rzeczywistość.
Ale Republiką którą odziedziczył Valorum, nie dawała mu wielu okazji do krze- Czasami Valorum sądził, że Jedi zachowują się tak, jakby Moc rządziła realnym
wienia pokoju czy sprawiedliwości. Przeżarty chciwością i korupcją senat stał się na- światem, a rolą Jedi było takie postępowanie, by na zawsze zachować równowagę po-
rzędziem pogłębiania przepaści między bogatymi a biednymi i zaspokajania ambicji między dobrem a złem, światłem a ciemnością- by szala nie przechyliła się w żadną
uprzywilejowanych i wpływowych. stronę. Nie pozwalali, by otwarły się drzwi, przez które wleje się mrok, ale też by świa-
Mimo starań, by pozostać wiernym młodzieńczym ideałom, Valorum otoczony był tło oślepiło wszystkich blaskiem jakiejś większej prawdy.
senatorami bogacącymi się dzięki łapówkom i zniewolonymi egoizmem. Po co służyć Dwa tysiące lat wcześniej Jedi stanęli wobec zagrożenia, jakim dla powszechnego
wspólnemu dobru, jeśli bardziej opłaca się służyć Gildii Komercyjnej, Unii Technolo- pokoju stali się lordowie Sithów i ich armie zwolenników ciemnej strony. Utworzony
gicznej, Sojuszowi Przedsiębiorców czy Federacji Handlowej? przez upadłego Jedi, zakon Sithów wierzył, że władza odrzucona to władza roztrwonio-
Czy to z powodów osobistych, czy też w zamian za przywileje handlowe dla swo- na. W miejsce sprawiedliwości dla wszystkich chcieli zaprowadzić jednomyślność
ich rodzinnych planet, ponad połowa senackich delegatów spowiadała się potężnym autokracji. Uważali, że zamieszanie i konflikty są ważniejsze dla procesu transformacji
korporacjom, które w zamian żądały jedynie poparcia pewnych wniosków, a utrącenia niż stopniowe zrozumienie.
innych. Niejeden raz Valorum postrzegany był jako słaby, gdy jego propozycje przepa- Na szczęście ciemną stronę trudno było okiełznać i w końcu Sithowie doprowadzi-
li do własnego upadku.
Janko5 Janko5
111 James Luceno Maska kłamstw 112
Valorum usłyszał, jak strażnicy strzelają obcasami na baczność. Drzwi do pokoju - Do czasu - wtrącił Windu.
recepcyjnego otworzyły się i stanęła w nich Sei Taria, a za nią dwóch mistrzów Jedi. Valorum przytaknął.
Promieniejący godnością Mace Windu, w płaszczu z kapturem, nieskazitelnie białej - Zgodzili się pomóc nam w próbie zatrzymania Frontu Mgławic na Asmeru do
tunice i wysokich do kolan brązowych butach wydawał się wypełniać swoją obecnością czasu zakończenia szczytu handlowego na Eriadu.
cały pokój. Ale to drobny i tajemniczy Yoda, w znoszonych i mniej starannie uszytych Yoda zmarszczył czoło.
szatach, zajął całą przestrzeń. - Hodowcami niewolników są! Nie lepsi niż ci we Froncie Mgławicy.
- Mistrzowie Yoda i Windu - powiedział ciepło Valorum. - Dziękuję wam za Valorum przyznał mu rację, wzdychając smutno.
przybycie. - To prawda. To właśnie tolerowanie niewolnictwa nie pozwala sektorowi Seneksa
Yoda przyglądał mu się przez chwilę, zanim się odezwał: na nawiązanie otwartych stosunków handlowych z Republiką. Możliwość nawiązania
- Uzdrowiony jesteś. takich stosunków skłoniła ich do udzielenia nam pomocy.
Valorum dotknął prawego przedramienia pod płaszczem. Windu uniósł brwi.
- Już prawie wyzdrowiałem. Gdyby zamachowiec był lepszym strzelcem... - Jaką pomoc proponują?
Windu i Yoda wymienili znaczące spojrzenia. - Wsparcie logistyczne. Ze względu na pobliskie studnie grawitacyjne i kopalnie
- W czym Jedi mogą ci służyć, Najwyższy Kanclerzu? - zapytał Windu. orbitalne założone przez Front Mgławicy, podejście do Asmeru jest wyjątkowo trudne.
Valorum wskazał na krzesła. Ród Vandron zaproponował, że przeprowadzi nas na orbitę.
- Usiądźcie, proszę. Windu zastanowił się.
Windu usiadł, wysoki i wyprostowany, ze stopami płasko opartymi o podłogę. - A więc chce pan, byśmy towarzyszyli krążownikom Departamentu Sprawiedli-
Yoda zastanawiał się, czy usiąść, ale w końcu zdecydował wyjść na środek pokoju, wości.
postukując laską. - Tak - powiedział krótko Valorum. - Jeśli się zgodzicie, zgłoszę w senacie wnio-
- Lepiej myśli mi się, kiedy w ruchu jestem. sek o zatwierdzenie waszego udziału w operacji. Pozwólcie, że to wyjaśnię. Ta operacja
Valorum odesłał Sei Tarię i dwóch strażników i usiadł naprzeciwko Windu, skąd nie ma być pokazem siły ani próbą odwetu za to, co wydarzyło się tutaj. Proponuję
mógł również widzieć Yodę. wyekspediowanie dwóch krążowników z trzydziestoma osobami na pokładzie, plus tylu
- Wiecie, jak sądzę, że zamachowcy zostali zidentyfikowani jako członkowie Jedi, ilu uznacie za stosowne wysłać. Z tego, co wiemy, osoby odpowiedzialne za za-
Frontu Mgławicy. - Valorum zaczekał na potakujące kiwnięcie głową Windu, zanim mach na moje życie należą do frakcji radykalnej. Pozostali mogli w ogóle nie wiedzieć
dodał: - Ustaliliśmy, że tych kilku, którzy uciekli, przyleciało z Asmeru, planety na o spisku. Jednak nie życzę sobie, żeby zakłócili przebieg szczytu na Eriadu. Pragnął-
skraju sektora Seneksa. bym się również dowiedzieć, co chcieli osiągnąć, usiłując mnie zabić. Jeśli ich działa-
Pochylając się nad stołem, który oddzielał go od mistrza Windu, Valorum włączył nia są odpowiedzią na brak zaproszenia do udziału w szczycie, powinni się dowiedzieć,
holoprojektor. W stożku przezroczystego błękitnego światła ukazała się gwiezdna ma- że pragnę spotkać się z nimi, muszą jednak najpierw zaprzestać ataków na statki Fede-
pa. Valorum wskazał na gromadę systemów gwiezdnych. racji Handlowej. Jeśli nie są skłonni zawrzeć rozejmu, Federacja Handlowa uzyska
- Senex to sektor autonomiczny, rządzony przez ród zdecydowanie autokratycz- zapewne zgodę na zwiększenie swojego i tak już niemałego arsenału.
nych monarchów. Republika respektuje niezależność światów Seneksa i nie ma interesu Windu spojrzał na Yodę, zanim odpowiedział:
w mieszaniu się w sprawy tych planet, zwłaszcza w świetle zgłoszonego niedawno - A jeśli nasze próby przekazania tych informacji ich dowódcom zostaną odtrąco-
przeze mnie wniosku, by światy leżące wzdłuż Rimmiańskiego szlaku handlowego ne?
położyły kres terroryzmowi w tym sektorze. Skoro jednak sprawy tych systemów mają Valorum zmarszczył brwi.
swoje konsekwencje aż na Coruscant, nie możemy bezczynnie stać z boku. - Wówczas prosiłbym, by Jedi zadbali o to, żeby nikt powiązany z Frontem Mgła-
Valorum wyłączył holoprojektor. wicy nie opuścił Asmeru. Mają tam pozostać, zanim nie podejmiemy dalszych decyzji.
- Skontaktowałem się z władcami rodów Vandron i Elegin, rządzącymi Asmeru i Windu potarł podbródek.
innymi układami w tej części sektora Seneksa. Zaprzeczają, jakoby udzielili schronie- - Może się okazać, że wysyła pan swoich funkcjonariuszy w pułapkę.
nia bojownikom Frontu Mgławicy. Utrzymują natomiast, że terroryści odebrali władzę - Musimy podjąć to ryzyko - powiedział twardo Valorum, ale dodał łagodniejszym
na Asmeru nielicznej rdzennej populacji, by mieć na planecie bazę operacyjną do ata- głosem: - Musimy przynajmniej spróbować negocjacji, zanim zdecydujemy się na de-
ków na statki kursujące między Rimmiańskim szlakiem handlowym a Trasą na Korelię. sperackie środki. - Spojrzał najpierw na Windu, potem na Yodę, a wreszcie jeszcze raz
Chcąc uniknąć ataków ze strony Frontu Mgławicy, rody Vandron i Elegin postanowiły na jednego i drugiego.
zignorować wydarzenia na Asmeru. Yoda zatrzymał się, by zerknąć niezbyt przychylnie na kanclerza.
Janko5 Janko5
113 James Luceno Maska kłamstw 114
- Rozwiązania konfliktu chcemy. Havac kiwnął głową.
Windu splótł palce i pochylił się do przodu. - Być może nie słyszałeś, że Najwyższy Kanclerz zamierza naciskać na wprowa-
- Federacja Handlowa nie powinna dostać zgody na zwiększenie uzbrojenia. dzenie opodatkowania stref wolnego handlu. Jeśli jego propozycja zostanie zatwierdzo-
Obronna czy zaczepna, broń nie jest sposobem rozwiązywania takich sporów. Takie na przez senat, Federacja Handlowa szybko się zorientuje, że spora część jej zysków
działania doprowadzą tylko do eskalacji konfliktu. ląduje na Coruscant. I wszystko byłoby dobrze, gdyby Neimoidianie się z tym pogodzi-
- Zgadzam się - przyznał ze smutkiem Valorum. - Chciałbym, żeby sprawa była li, ale nie zrobią tego. Będą próbowali zrekompensować sobie utracone zyski, podno-
tak prosta. Ale Federacja Handlowa ma silne powiązania z politykami Republiki. sząc taryfy przewozowe. Przy braku innych przewoźników, systemy peryferyjne będą
- Walkę w tobie wyczuwam - zauważył Yoda. - W tobie samym tkwi konflikt. zmuszone płacić, ile zażąda federacja. Planety, które nie zechcą grać według nowych
Rozgoryczony jego uwagą, Valorum pokręcił głową. reguł, nie będą obsługiwane, a ich rynki się załamią.
- Te kwestie wymagają wielkiej delikatności i zawierania układów, które budzą we - Koniec z konkurencją- dodał Cindar. - Zaszkodzi to zwłaszcza planetom, którym
mnie wstręt. desperacko zależy na handlu z Jądrem. Będzie tam mnóstwo kredytów dla każdego, kto
Windu zacisnął usta w wąską kreskę. zechce wykorzystać tę sytuację.
- Rozważymy, jakiej pomocy możemy udzielić na Asmeru. Cohl patrzył na obu mężczyzn, uśmiechając się z wyższością.
Valorum był rozczarowany. - A co to wszystko ma wspólnego ze mną? Niewiele mnie obchodzi, co stanie się z
- Dziękuję, mistrzu Windu. Prosiłbym również, abyście rozważyli możliwość za- jedną czy drugą stroną.
pewnienia ochrony szczytowi na Eriadu. Obawiam się, że nikt nie jest bezpieczny. Havac zmrużył oczy.
Windu skinął głową, wstał i podszedł do drzwi. Yoda przed wyjściem odwrócił się - I właśnie twojego braku zainteresowania wymaga to zadanie, bo naszym celem
w stronę Valoruma. jest zmiana zasad gry.
- Sprawę omówimy i poinformujemy cię o naszej decyzji. Cohl czekał.
- Chcemy, żebyś zebrał zespół tropicieli, czujek i specjalistów od broni - powie-
***
dział Havac. - Muszą być wysoko wykwalifikowani i równie bezstronni, jak ty. Nie
„Jastrzębionietoperz" i zmodyfikowany CloakShape, połączone pierścieniem cu- chcę jednak korzystać z zawodowców. Nie zamierzam ryzykować, że mogą być obser-
mowniczym ze sztywnym rękawem komunikacyjnym, orbitowały zgodnie ponad ponu- wowani albo że staną się pierwszymi podejrzanymi po fakcie.
rą Asmeru. - Szukasz zamachowców - domyślił się Cohl.
- Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że wrócisz - mówił Havac do kapitana - Nie oczekujemy twojego udziału w samym akcie - powiedział Cindar. - Tylko
Cohla w kajucie dziobowej kanonierki. zebrania zespołu. Jeśli to ukoi twoje sumienie, pomyśl o zespole jako o dostawie broni.
Cohl prychnął. Cohl wydął wargi.
- Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że wrócę. Partner Havaca, Cindar, - Dam ci znać, jeśli moje sumienie będzie potrzebować ukojenia. Kto jest celem?
ostentacyjnie rozejrzał się po kabinie. - Najwyższy Kanclerz Valorum - powiedział spokojnie Havac.
- Gdzie twój pierwszy oficer, kapitanie? - Chcemy uderzyć podczas szczytu na Eriadu - dodał Cindar. Cohl patrzył na nich
- Odeszła-powiedział Cohl. Havac przyglądał mu się przez chwilę. z niedowierzaniem.
- A ty nie odszedłeś razem z nią? Dlaczego? - I to jest ta duża robota, którą obiecywaliście? Cindar rozłożył potężne dłonie.
- Nie twój interes - warknął Cohl. - To ci zapewni emeryturę, kapitanie. Havac pokręcił głową i roześmiał się.
Cindar nie mógł powstrzymać domyślnego uśmieszku. - Kto podsunął ci ten błyskotliwy pomysł, Havac? Havac zesztywniał.
- Wróciłeś, bo nie umiałeś się oprzeć kredytom, a ona umiała. - Udziela nam pomocy potężna, niezależna osoba, która sympatyzuje z naszą
Cohl pokręcił przecząco głową. sprawą.
- To nie kredyty mnie tu sprowadziły. To życie. - Roześmiał się gorzko. - Jak ktoś - Ta sama, która powiedziała wam o transporcie aurodium?
taki jak ja przechodzi na emeryturę? Co ja wiem o prowadzeniu farmy? - Klepnął bla- - Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie - ostrzegł Cindar. Cohl znów tylko się roze-
ster przypięty do kabury na biodrze. - Na tym się znam. Taki już jestem. śmiał.
Havac wymienił zadowolone spojrzenia z Cindarem. - To poufne, tak?
- W takim razie tym bardziej się cieszymy, mając cię na pokładzie, kapitanie. Havac zmarszczył czoło, wyraźnie zmartwiony.
Cohl oparł łokcie na stole. - Uważasz, że to się nie uda? Cohl wzruszył ramionami.
- Lepiej dla was, żeby ta podróż mi się opłaciła. - Każdego można zabić.
Janko5 Janko5
115 James Luceno Maska kłamstw 116
- W takim razie dlaczego się wahasz? Cohl prychnął z pogardą.
- Musicie mnie mieć za szmaciarza. Tylko dlatego, że ścigano mnie wzdłuż i
wszerz Rimmy i całego tego sektora, miałbym się nie dowiedzieć, co piszczy w trawie?
Próbowaliście zabić Valoruma na Coruscant, ale skopaliście sprawę. Teraz zwracacie
się do mnie, zamiast zrobić to od razu na samym początku.
Na twarz Cindara powrócił szyderczy uśmieszek.
- Nie byłeś zainteresowany, pamiętasz? Chodziło ci, zdaje się, po głowie, żeby zo-
stać farmerem wilgoci na Tatooine.
- Poza tym niczego nie skopaliśmy - powiedział Havac. - Myśleliśmy, że jak za-
straszymy Valoruma, to zaprosi Front Mgławicy do udziału w szczycie. Nie pojął alu-
zji, więc zamierzamy dokończyć sprawę na Eriadu.
Cindar uśmiechnął się złowieszczo.
- Zamierzamy sprawić, żeby nikt szybko nie zapomniał tego szczytu.
Cohl podrapał się w brodę.
- Ale po co? Żeby Valorum nie opodatkował stref wolnego handlu? W jaki sposób
to miałoby pomóc Frontowi Mgławicy albo systemom peryferyjnym?
- Myślałem, że nie interesujesz się polityką- przyciął mu Havac.
- Pytam z czystej ciekawości.
- W porządku - zgodził się Havac. - Jeśli nie wprowadzą opodatkowania, planety SYSTEMY PERYFERYJNE
peryferyjne nie będą się musiały martwić wyższymi kosztami. A jeśli chodzi o Federa-
cję Handlową, nadal będziemy się nimi zajmować tak, jak dotąd.
Cohl nie wyglądał na przekonanego.
- Narobicie sobie tylko dodatkowych wrogów, Havac... rycerzy Jedi, o ile się znam
na czymkolwiek. Ale, jak sądzę, nie płacicie mi za myślenie.
- Właśnie - stwierdził Cindar. - Pozwól, że my zajmiemy się konsekwencjami.
- Nie ma sprawy - powiedział Cohl. - Porozmawiajmy jednak o Eriadu. Ze wzglę-
du na to, co wyczynialiście na Coruscant, ochrona będzie wyjątkowo szczelna. Nieza-
leżnie od tego, jakie cele wam przyświecały, tylko sobie zaszkodziliście.
- Tym bardziej zależy nam na tym, żeby zgromadzić doskonale wykwalifikowany
zespół - zgodził się Havac.
Cohl położył ręce na stole.
- Będę potrzebował nowego statku. „Jastrzębionietoperz" jest zbyt dobrze znany.
- Zrobione - obiecał Cindar. - Co jeszcze?
Cohl zastanawiał się przez chwilę.
- Przypuszczam, że nie uda wam się trzymać Jedi z dala od mojego kursu?
Havac uśmiechnął się.
- Jeśli o to chodzi, kapitanie, to mogę zagwarantować, że Jedi będą zajęci zupełnie
gdzie indziej.

Janko5 Janko5
117 James Luceno Maska kłamstw 118
bojowe na przeciwległym krańcu pola kopalnianego. Jesteśmy prawie pewni, że zdają
sobie sprawę z naszej obecności.
ROZDZIAŁ Qui-Gon dotknął ramienia Obi-Wana.
- Czas, byśmy dołączyli do pozostałych w kapsule salonowej.

18
Wyszli z ciasnej sterowni i skierowali się ku rufie wąskim korytarzem, przecho-
dzącym prosto przez stanowisko nawigacji, łączności i mesę dla załogi. Korytarz koń-
czył się u wejścia do turbowindy, którą zjechali na dolny pokład. Tam weszli przez
przedsionek do obszernej kapsuły salonowej.
Stożkowate kapsuły, wciśnięte pod ścięty dziób krążownika i moduł przednich
sensorów, były wymienne i umożliwiały utrzymanie innej atmosfery w każdym stożku.
W sytuacji kryzysowej można je było po prostu wystrzelić z pokładu jako kapsuły ra-
tunkowe. Ta, w której się znaleźli, miała iluminatory na sterburcie i bakburcie oraz
Wypływając z cienia małego księżyca w słoneczne światło, dwa krążowniki dy- duży okrągły stół z holoprojektorem na środku.
plomatyczne zbliżały się do ciemnobrązowej tarczy Asmeru. Z przodu i po bokach - Dotarliśmy do kopalni - powiedział Qui-Gon.
karmazynowego koreliańskiego statku leciała eskorta ciemnych myśliwców Tikiar, - Rzeczywiście - zgodził się rycerz Jedi Ki-Adi-Mundi, wyjrzawszy przez ilumina-
przypominających drapieżne ptaki z zakrzywionymi dziobami i pazurami. Nieco z tyłu, tor na sterburcie. Miał gęstą siwą brodę i sumiaste wąsy, pasujące do krzaczastych
nadal w cieniu księżyca, trzymały się dwa olbrzymie pancerniki z dziobami w kształcie brwi.
kłów i eleganckimi płetwami steru, najeżone bronią i oznaczone królewskim godłem - Niepokoi się twój padawan, Qui-Gonie - zauważyła Yaddle siedząca za stołem. -
rodu Vandron. Kopalnie to, czy inna troska?
Odległa o lata świetlne, wyhaftowana na usianym gwiazdami tle widniała olbrzy- Qui-Gon niemal się uśmiechnął.
mia spirala światła, blaknącego w kierunku środka najczarniejszej czerni. - Zawsze tak wygląda. Zwykle ma złe przeczucia. Gdyby naprawdę był zaniepoko-
Qui-Gon obserwował zwariowane niebo ze sterowni sunącego krążownika. Obok jony, para buchałaby mu uszami.
niego stał Obi-Wan, wychylając się pomiędzy przednimi siedzeniami, by mieć lepszy - Tak - potwierdziła Yaddle. - Jak go szkolisz, obserwowałam. Parę widziałam.
widok. Pilotka i pierwszy oficer mieli na sobie dopasowane niebieskie mundury Depar- - Nie niepokoję się, mistrzu - powiedział łagodnie Obi-Wan. -Staram się jednak
tamentu Sprawiedliwości. wybiegać myślą do przodu. - Zaczekał, by Qui-Gon pouczył go, że powinien koncen-
- Wchodzimy na pole kopalniane - odezwała się kobieta, jednocześnie korygując trować się na żywej Mocy, ale przynajmniej raz mistrz oszczędził mu nauki.
ustawienia instrumentów pokładowych. - Słusznie czynisz, próbując przewidzieć wypadki - odezwała się Yaddle. - Lekko
Porozrzucane w przestrzeni błyszczące cylindry przyciągnęły wzrok Qui-Gona. traktuj sprawy dużej wagi, a zdecydowanie -te o nieistotnych konsekwencjach. Trudno
- Mógłbym je wziąć za asteroidy - powiedział pierwszy oficer. Obi-Wan pochylił jest stanąć wobec kryzysu i rozwiązać go łagodnie, jeśli nie masz w sobie zdecydowa-
się nad nim. nia, bo niepewność podważy twe starania. Kiedy nadchodzi czas, wybieganie myślą w
- Nie wszystko jest tym, czym się wydaje. Qui-Gon spojrzał na niego z dezaproba- przód pozwala ci traktować sprawy lekko.
tą. Przeniosła wzrok na Qui-Gona.
- Pamiętaj o tym, kiedy znajdziemy się na powierzchni, padawanie - przypomniał - Zgadzasz się ze mną, Qui-Gonie? Skłonił głowę.
cicho. - Jak powiedziałaś, mistrzyni.
Obi-Wan przełknął ripostę, która cisnęła mu się na usta, i przytaknął. Saesee Tiin, siedzący naprzeciwko Yaddle, uniósł wzrok i uśmiechnął się, jakby
- Dobrze, mistrzu. odczytywał myśli Qui-Gona. Obok niego siedziała równie niewielka wzrostem jak
Pierwszy oficer wywołał powiększony obraz kopalni. Yaddle, Vergere z rasy Fosh i dawny uczeń Tracji, Cho Leem, który opuścił zakon Jedi
- Są zaminowane - powiedział przez ramię do Qui-Gona. - Detonację mogą praw- kilka lat wcześniej. Szczupły tułów Vergere pokrywały krótkie różnokolorowe pióra.
dopodobnie wywołać statki strażnicze terrorystów albo ktoś na dole. Jej lekko wklęsła twarz miała dwoje skośnych oczu, szerokie usta, delikatne bokobro-
Podczas gdy Qui-Gon rozważał to, co usłyszał, z głośników sterowni rozległ się dy, oklapłe długie uszy i dwa czułki. Poruszała się na dwóch przegubowych nogach o
kobiecy głos: płaskich stopach.
- „Wybitny", tu „Ekliptyka". Nasza eskorta radzi, byśmy unieśli tarcze i jak naj- Obok Vergere stała Depa Billaba w ciemnym kapturze na głowie.
szybciej lecieli wyznaczonym kursem. Skanery dalekiego zasięgu pokazują trzy statki W głośnikach kapsuły zatrzeszczał głos pilotki „Wybitnego":
Janko5 Janko5
119 James Luceno Maska kłamstw 120
- Mistrzu Tiin, otrzymałam transmisję od naszej eskorty. - To prawda - odpowiedział Tiin spokojnie. - Ale nakłoniliśmy władców tego sek-
Qui-Gon podszedł bliżej do stołu. Wkrótce ponad holoprojektorem ukazała się tora, by byli naszymi przewodnikami do Asmeru, chcemy bowiem rozpocząć negocja-
sylwetka mężczyzny o arystokratycznych rysach i postawie. cje z Frontem Mgławicy.
- Szacowni członkowie zakonu Jedi! - zaczął mężczyzna. - W imieniu lorda Cru- Humanoid wyszczerzył zęby.
eya i lady Theala z rodu Vandron mam zaszczyt powitać was w sektorze Seneksa. - Zarzuty Frontu Mgławicy dotyczą Federacji Handlowej, a nie Coruscant. Roz-
Przepraszamy za krętą trasę, jaką musieliście podążać, i za wszelkie inne środki ostroż- wiążemy tę sprawę własnymi sposobami. Poza tym dokładnie wiemy, jak wygląda-
ności, do zastosowania których zmusiły nas okoliczności. Siły przypływów i broń orbi- ją„negocjacje" z Jedi.
talna to niezwykle niebezpieczna mieszanka. Tiin pochylił się w stronę holokamery, mrużąc i tak już wąskie oczy.
Uśmiechnął się. - W takim razie pozwól, że wyjaśnię ci przyczynę naszego zaangażowania w tę
- Mimo wszystko wierzymy, że nie będziecie oceniać sektora Seneksa po tym, co sprawę. Coruscant zarzuca Frontowi Mgławicy próbę zamachu na życie jednego z dy-
zobaczycie na Asmeru. Na planecie tej wyrosły kiedyś wielkie miasta i piękne pałace, gnitarzy Republiki.
które jednak padły ofiarą zmian klimatycznych. Obecna populacja planety składa się z Humanoid zamrugał w ostentacyjnym zaskoczeniu.
niewolników Ossanu, stworzonych na vandrońskiej planecie Karfedion, ale zesłanych - Nie rozumiem cię, Jedi. Czyje życie było zagrożone?
tutaj ze względu na taki czy inny defekt. Wyhodowani do prac rolniczych, niewolnicy - Życie Najwyższego Kanclerza Valoruma.
ci zdołali ułożyć sobie tutaj życie, ale nie sądzimy, by powitali was szczególnie ciepło. Na grubokościstej twarzy humanoida pojawił się wyraz troski.
Podobne powitanie zgotowaliby zapewne członkom Frontu Mgławicy, gdyby tamci nie - Twoi przewodnicy cię oszukali. Jak mówiłem, nie działamy przeciw Republice.
dysponowali najnowocześniejszą bronią. - Siady kilku zamachowców prowadzą na Asmeru - powiedział Tiin.
- Po prostu urocze - powiedział Depa na tyle cicho, by usłyszeli go tylko jego to- - Być może, ale my nic nie wiemy o ich działaniach. Tiin wyłożył swoją prośbę:
warzysze. - Proponuję, by ktoś z dowództwa odwiedził nas na pokładzie. Humanoid prych-
- Żałujemy, że tym razem nie możemy wam bardziej pomóc - dodał mężczyzna. - nął.
Może gdy obecny kryzys zostanie rozwiązany, rody sektora Seneksa i Republika będą - Chyba ci próżnia przewróciła w głowie.
mogły się spotkać, by omówić interesujące nas sprawy ku obopólnej korzyści. - W takim razie czy pozwolisz, byśmy wylądowali i porozmawiali z wami na po-
Miniaturowa postać znikła, pozostawiając siedmioro Jedi pełnych obaw i złych wierzchni?
przeczuć. - A mamy jakiś wybór?
- A nie dotarliśmy nawet do połowy pola kopalnianego - odezwała się Yaddle. - Nie, raczej nie.
Głośniki zatrzeszczały ponownie. - Tak właśnie myślałem - powiedział humanoid. - Ilu was tam jest, Jedi?
- Mamy transmisję z dołu, z Asmeru - oznajmiła pilotka. - Statki strażnicze Frontu - Siedmioro.
Mgławicy nie stanowią bezpośredniego zagrożenia, ale myśliwce rodu Vendron się - A ilu macie funkcjonariuszy Departamentu Sprawiedliwości?
rozproszyły, by znaleźć się z dala od ewentualnej akcji. - Około dwudziestu.
Przez lewy iluminator Qui-Gon zobaczył, jak smukłe myśliwce Tikiar z gracją od- Humanoid odwrócił się, by porozmawiać z kimś, kogo nie było widać w stożku
dalają się od „Wybitnego". Kiedy znów spojrzał na stół, w stożku światła emitowanym holoprojektora.
przez holoprojektor stał humanoid o grubej szarawej skórze i wykrzywionych nieprzy- - W geście dobrej woli zostawcie jeden z krążowników na orbicie, a wraz z nim
jemnie ustach. Miał zapadniętą, wielką twarz i ogoloną czaszkę, z której czubka opadał większość sił Departamentu - odpowiedział w końcu. -Dwa z naszych CloakShape'ów
na ramiona cienki warkoczyk. Qui-Gon sądził, że oto ma okazję po raz pierwszy ujrzeć sprowadzą krążownik na powierzchnię.
jednego z wygnanych na Asmeru niewolników, ale przekonał się, że się myli, gdy hu- Tiin spojrzał na Yaddle, potem na Billabę. Obie skinęły głowami. Odwrócił się z
manoid przemówił: powrotem w stronę holokamery.
- Wzywam krążowniki Republiki! Podajcie swoją tożsamość albo zostaniecie - Przyślijcie eskortę.
ostrzelani! - Czy ktokolwiek tutaj czuje się zadowolony z takiego rozwiązania? - zapytała
Saesee Tiin usiadł naprzeciwko holokamery i odpowiedział w imieniu Jedi, odrzu- Vergere, podczas gdy krążownik schodził w dół przez cienką warstwę chmur, przez
cając kaptur, by można było zobaczyć jego drobną, świetlistą twarz i skierowane ku które widać było pomarszczoną powierzchnię Asmeru. Gdy nikt nie odpowiedział na
dołowi rogi. pytanie delikatnej, upierzonej Jedi, pokręciła z dezaprobatą swą nieproporcjonalnie
- Jesteśmy członkami misji dyplomatycznej przysłanej przez Coruscant. dużą głową. - Tego się właśnie obawiałam.
- To nie jest przestrzeń Republiki, Jedi. Nie macie tu żadnej władzy.
Janko5 Janko5
121 James Luceno Maska kłamstw 122
Qui-Gon spojrzał znacząco na Obi-Wana. Obaj wyszli z kapsuły i wrócili do ste- Razem z pierwszym oficerem zaczęli zmagania z instrumentami pokładowymi.
rowni, skąd widać już było rzeźbę terenu: skute lodem wierzchołki łańcuchów górskich, Qui-Gon przycisnął twarz do chłodnej transpastali iluminatora. W nachylonej płasz-
jałowe wyżyny, strome i schodzące nierównymi tarasami wzgórza, bladozielone upra- czyźnie jednej z piramid pojawił się prostokątny otwór, a w nim wiele mówiąca instala-
wy, wspinające się znad brzegów rwących czarnych rzek. cja generatora promienia ściągającego.
- Co powinniśmy zrobić, jeśli pojawią się kłopoty, mistrzu? - zapytał cicho Obi- - To generator komercyjny - powiedział Qui-Gon. - Damy radę się wyrwać?
Wan. - Możemy spróbować - zgodziła się pilotka.
Qui-Gon odpowiedział, nie odwracając wzroku od iluminatorów: - Możemy też przy okazji spalić napęd podświetlny - uznał za stosowne dodać
- Gdy złapie cię burza, próbujesz pozostać suchy, biegnąc pod dach. Ale i tak Obi-Wan.
przemokniesz. Pierwszy oficer włączył kanał stacji łączności.
- Lepiej od początku liczyć się z możliwością, że się zmoknie -stwierdził Obi- - Wyślijcie impuls alarmowy na Coruscant, informujący o naszej sytuacji.
Wan. Pod nimi płaski dach rozległego budynku rozsuwał się jak zasłona. W otworze zo-
Qui-Gon przytaknął. baczyli lufę artyleryjską.
Na horyzoncie pojawiły się ruiny starożytnego miasta - monolityczne pomniki, - Działo jonowe - powiedziała kapitan przez zaciśnięte zęby. Qui-Gon nachylił się
prostokątne place i schodkowe piramidy, odcinające się na tle nieba niczym łańcuch nad nią.
wzgórz. Tuż pod sobą widzieli geometryczne kształty i animistyczne symbole wycięte - Najwyraźniej oczekiwali naszej wizyty, pani kapitan.
w wiecznie spragnionej wilgoci ziemi. Miasto otaczał niewysoki mur cyklopowych Pilotka gwałtownie obróciła się w fotelu w stronę tablicy kontrolnej kapsuł ratun-
głazów, spiętrzonych zygzakowato. kowych.
Ruiny otaczał labirynt prymitywnych zabudowań, wzniesionych z błota i suszonej - Mistrzu, proszę powiedzieć swoim towarzyszom, by wyszli z kapsuły salonowej.
w słońcu gliny. Widzieli poruszające się po brudnych drogach sylwetki, niektóre na Być może jest sposób na uniknięcie tej sytuacji.
kołowych wózkach, inne poganiające stada jucznych zwierząt o długiej sierści, równie Qui-Gon wyjrzał przez iluminator. Jeden z myśliwców typu CloakShape zmienił
wielkich jak banthy. Na północy wielkie jezioro, upstrzone skalistymi wysepkami, roz- kurs, kierując się przed dziób krążownika. Lądowisko czekało dokładnie na wprost
ciągało się aż po horyzont, jak kropla płynnego agatu. nich, odległe zaledwie o kilka kilometrów.
- Widzę lądowisko - zameldowała pilotka. - Zawsze są sposoby, pani kapitan. Ale nie takie, o jakich pani myśli.
Wskazała Qui-Gonowi duży plac pomiędzy ruinami, szeroki jak ramię hangaru - Proszę zrobić, co mówiłam - warknęła.
frachtowca Federacji Handlowej, ale dwukrotnie dłuższy. Otoczony ze wszystkich czte- Qui-Gon zawahał się, ale pochylił się nad mikrofonem interkomu.
rech stron niskimi piramidami, plac był tak wielki, że pomieściłby całą flotyllę krążow- - Mistrzu Tiin, natychmiast opuśćcie kapsułę.
ników. - Dlaczego, Qui-Gonie?
- „Wybitny", tu „Ekliptyka". - Ten sam kobiecy głos rozległ się ponownie w gło- - Nie ma czasu na wyjaśnienia. Spieszcie się.
śnikach sterowni; słychać w nim było zdenerwowanie. - Nasze skanery wykryły pięć Pilotka poczekała na potwierdzenie, że kapsuła jest pusta. Wówczas odpaliła ła-
niezidentyfikowanych statków wyłaniających się zza ciemnej strony Asmeru. Tikiary i dunki oddzielaczy. Dziób krążownika otworzył się, gdy klamry magnetyczne pod ste-
pancerniki rodu Vandron opuszczają orbitę. rownią puściły, a kapsuła wystrzeliła z kadłuba krążownika.
Qui-Gon spojrzał ostro na pilotkę. Niemal zupełnie odporna na promień ściągający ze względu na niewielkie rozmia-
- To pułapką pani kapitan. Proszę nakazać „Ekliptyce" ucieczkę. ry, kapsuła wystrzeliła przed dziób lecącego coraz wolniej krążownika, napędzana wła-
- Wzywam „Ekliptykę"... - zaczęła pilotką gdy nagle z głośników sterowni rozległ snymi silnikami, sterowanymi jednak przez pilotkę z pokładu „Wybitnego".
się szum zakłóceń. Po nim ponownie usłyszeli kobiecy głos, mocno zaniepokojony. Pilot myśliwca typu CloakShape nie mógł wiedzieć, co go trafiło.
- Wzywam „Wybitnego'"! Odpalają miny! Nie możemy manewrować! Zbliżają się Silnie uderzony w ogon przez kapsułę, myśliwiec skoczył do przodu, po czym
niezidentyfikowane statki... cztery myśliwce i kanonierka klasy Tempest! przechylił się gwałtownie na jeden bok. Pilot próbował wyprostować lot, ale silnik
Obi-Wan spojrzał zaskoczony na Qui-Gona. repulsorowy odmówił posłuszeństwa i pilot stracił kontrolę nad statkiem. Strzelając
- „Jastrzębionietoperz"? kłębami białego dymu i strumieniami lepkiej cieczy, myśliwiec stanął dęba na prawym
- Wkrótce się przekonamy. stabilizatorze, wpadł w korkociąg i runął w dół na centralny plac miasta.
Z głośników przez dłuższą chwilę dochodziło tylko niezrozumiałe skrzeczenie. W Pilotka pochyliła się ku szybom, by śledzić upadek myśliwca. Zacisnęła prawą
tym samym momencie „Wybitny" zaczął się gwałtownie trząść. dłoń w pięść.
- Przyciągają nas - stwierdziła zdumiona pilotka. - Trzymaj cel... - szeptała błagalnie w stronę myśliwca. - Trzymaj cel...
Janko5 Janko5
123 James Luceno Maska kłamstw 124
CloakShape uderzył dziobem w nachyloną ścianę piramidy, w której mieścił się
generator promienia ściągającego, i rozpadł się na kawałki. Trafiony bokiem generator
przez chwilę się trzymał, ale zaraz po wewnętrznej powierzchni tarczy ochronnej za- ROZDZIAŁ
częły przebiegać iskry.

19
- Tego było nam potrzeba! - powiedziała pani kapitan.
Włączyła potrójne silniki na pełną moc i krążownik zaczął szybko się wznosić, ale
nagle zatrzymał się, tylko po to, by po chwili wrócić na swój poprzedni, bezwładny
kurs.
- Uszkodziła pani generator, pani kapitan - powiedział Qui-Gon. - Ale nie znisz-
czyła.
Pilotka nie przerwała prób wyrwania się z uścisku promienia ściągającego, ale
udało jej się jedynie wprowadzić statek w dygot. Nadal trzymany promieniem ściągają-
cym, „Wybitny" przechylił się gwałtownie na sterburtę, przelatując nad placem w stro-
nę północnej piramidy. Qui-Gon był pewien, że uderzą dziobem w budowlę, ale w „Wybitny" musnął powierzchnię jeziora, zanurzył się w nim brzuchem i zaczął
ostatniej chwili krążownik poderwał się do góry. Ogon statku zawadził jednak o stożek płynąć w stronę środka. Na wprost krążownika rosła w oczach jedna ze skalistych wy-
piramidy, pozbawiając się środkowego i prawego silnika. sepek, dopóki statek nie wytracił pędu i nie zatrzymał się w kipieli. Przechylił się na
W tym samym momencie działo jonowe otworzyło ogień. uszkodzony bok i zaczął powoli tonąć.
Ładunki energii z samopowtarzalnych luf wyszukiwały kolejne wrażliwe miejsca Siedmioro Jedi i kilku funkcjonariuszy Departamentu Sprawiedliwości zebrało się
na brzuchu statku. Trafienia odbijały się od tarcz, rozgałęziając się jak błyskawice i obok śluzy przy pierścieniu cumowniczym na ster-burcie. Otworzyli klapę włazu, we-
spowijając statek pajęczyną pulsującego błękitnego światła. pchnęli ją do zimnej wody i zaczęli płynąć ku najbliższej wyspie, która wznosiła się
Wszystkie systemy pokładowe padły. bezładną zbieraniną wysmaganych wiatrem i wypłukanych przez wodę głazów na wy-
Przez chwilę na pokładzie zapanowała cisza, zanim część systemów obudziła się sokość ponad stu metrów.
do życia. Krążownik zaczął schodzić lotem ślizgowym w dół, utrzymywany w powie- Qui-Gon dotarł do brzegu pierwszy i wydźwignął się z wody na suchy ląd, zapie-
trzu przez jedyny ocalały silnik. rając się stopami o wąski pasek kamienistej plaży. Fale wywołane zatonięciem krążow-
Pod nimi, odbijając słoneczne światło, rozciągała się czarna tafla jeziora. nika rozbijały się wokół jego kostek. Wycisnął wodę z długich włosów i brody, a po-
- A ja myślałem, że to była przenośnia, kiedy mówiłeś o zmoknięciu, mistrzu - tem, zdjąwszy buty i przemoczoną tunikę, włożył płaszcz, który płynąc, trzymał nad
powiedział Obi-Wan, rozglądając się za czymś, czego mógłby się przytrzymać. głową. Odpiął miecz świetlny, włączył go i kilkakrotnie ciął powietrze przed sobą.
Zadowolony, że broń nie została uszkodzona, wyłączył ją i przypiął z powrotem do
szerokiego, skórzanego pasa.
Wziął głęboki oddech, ale nie zdołał napełnić płuc tlenem. Znajdowali się na
znacznej wysokości i powietrze było rozrzedzone; niebo, niczym odwrócona misa naj-
czystszego błękitu, wspierało się na białym lodzie szczytów górskich na horyzoncie.
Olbrzymia czerwona tarcza słońca Asmeru wisiała nisko na zachodzie. Temperatura
szybko spadała i na pewno należało oczekiwać mrozu po zapadnięciu zmroku.
Na południu niebo przecinały plamki statków schodzących w dół w studni grawi-
tacyjnej planety. Kierowały się niewątpliwie ku lądowisku. Qui-Gon zastanawiał się
przez krótką chwilę, który z nich to „Jastrzębionietoperz".
Odwrócił się plecami do jeziora i pozwolił wzrokowi wędrować po martwej skale.
Bardziej przypominała wytwór raje niż natury, niczym piramida z ruinami starożytnych
budowli na szczycie.
Na prawo i lewo od Qui-Gona kolejne osoby wydostawały się na brzeg, przygięte
pod ciężarem przemoczonych szat i butów. Za przykładem Qui-Gona Obi-Wan wysko-
czył z wody, lądując na szczycie mniejszych głazów. Vergere unosiła się na po-
Janko5 Janko5
125 James Luceno Maska kłamstw 126
wierzchni jak wodny ptak i dopiero kiedy dotarła na skraj kamienistej plaży, odbiła się stanie i wiele innych ras - i ubrane w ciężkie zbroje, rękawice i hełmy okrywające usta i
mocno od dna nogami i wyskoczyła na brzeg. Saesee Tiin rozcinał wodę szerokimi nos.
dłońmi jak płetwami. Yaddle płynęła na potężnych ramionach Ki-Adi-Mundi, obejmu- Stojący na dziobie najbliższej z barek wysoki mężczyzna odwinął kolorową szarfę,
jąc krótkimi nóżkami jego wydłużoną głowę z kokiem złotobrązowych włosów przyle- która zasłaniała dolną część jego twarzy, i przyłożył złożone dłonie do ust.
pionych do zielonej czaszki. Niedaleko od nich Depa Billaba wydostała się na brzeg z - Nie wiem, na ile was to obchodzi, Jedi, ale planowaliśmy zgotować wam znacz-
gracją, jakby wychodziła z ciepłej kąpieli. Trzysta metrów od brzegu nadal było widać nie cieplejsze i niewątpliwie nie tak mokre przyjęcie.
ponad linią wody kadłub „Wybitnego", wokół którego kipiały, pękając głośno, wielkie Saesee Tiin, Ki-Adi-Mundi i Qui-Gon pokazali się przeciwnikom.
bąble powietrza. - Równie ciepłe jak to, którym powitaliście drugi krążownik? -krzyknął Tiin. Męż-
Wszyscy byli nieco oszołomieni. Pilotka krążownika odniosła największe obraże- czyzna podprowadził barkę na wprost Tiina.
nia: miała złamane ramię. Wyraźnie cierpiąc, doczołgała się do Qui-Gona; wysiłek - Próbując uciekać, wasz krążownik zawadził o urządzenia kopalni i uległ znisz-
wyczerpał ją tak, że ledwo mogła złapać oddech. czeniu. Nie mieliśmy zamiaru do niego strzelać.
- Myślałam, że uda nam się wyrwać - powiedziała przepraszającym głosem. - A jakie zamiary macie wobec nas? - zapytał Ki-Adi-Mundi.
- Nie potępiaj na razie swych działań - odparł Qui-Gon. - Nic nie dzieje się przy- - Po pierwsze, chcemy wyrazić nasze rozczarowanie faktem, że Jedi przeciwsta-
padkiem. wiają się wolnemu handlowi w systemach peryferyjnych, opowiadając się po stronie
Pilotka pokiwała głową i spojrzała na Saesee Tiina. Federacji Handlowej.
- Czy to ród Vandron nas zdradził? - Nie opowiadamy się po niczyjej stronie - powiedział szorstko Tiin. - Naszym je-
Itkotchianin skrzyżował ręce na szerokiej piersi. dynym celem jest rozwiązanie tego kryzysu, zanim przerodzi się w otwartą wojnę. Taki
- To bez znaczenia dla naszej obecnej sytuacji. - Spojrzał na Yaddle. - Pytanie również był cel Najwyższego Kanclerza Valoruma, który absolutnie nie jest waszym
brzmi: co teraz? wrogiem w tej sprawie.
- Niezwłocznej odpowiedzi pytanie to wymaga - powiedziała maleńka Jedi - bo - Nie mieliśmy nic wspólnego z próbą zamachu na jego życie! - krzyknął ktoś z
wkrótce towarzystwo mieć będziemy. innej łódki.
Qui-Gon spojrzał w stronę, w którą patrzyła. Od południowego brzegu leciało ku Rzecznik terrorystów obrócił się gniewnie w stronę, z której doszły te słowa, ale
nim kilka statków. szybko odzyskał opanowanie.
Obi-Wan sięgnął ręką do pasa, by odpiąć miecz świetlny, ale Qui-Gon powstrzy- - Skoro Valorum nie jest naszym wrogiem, dlaczego Front Mgławicy został wy-
mał go jednym spojrzeniem. kluczony z udziału w szczycie na Eriadu?
- Na to zawsze będzie czas. Na razie musimy ocenić, na czym stoimy. - Jeśli zgodzicie się spotkać z Najwyższym Kanclerzem, sam wyjaśni wam powo-
Obi-Wan rozejrzał się dookoła. dy.
- Na wyspie, w środku jeziora, otoczeni przez wrogów, mistrzu. Mężczyzna potrząsnął głową.
- Czy to nie ty powiedziałeś, że nie wszystko jest tym, na co wygląda? - To nie wystarczy. Konferencja pozwoli zjednoczyć się Federacji Handlowej i
Obi-Wan zmarszczył czoło. Gildii Komercyjnej przeciwko nam. Żądamy, by Valorum odwołał szczyt.
- Uważam się za upomnianego. - Więc o to w tym wszystkim chodzi? - zapytał Qui-Gon, zataczając ręką szeroki
Qui-Gon dotknął łagodnie jego ramienia i wskazał podbródkiem na pozostałych. krąg. - Zamierzacie zatrzymać nas jako zakładników, by przedstawić swoje żądania?
- Nie ma sensu stać na widoku, gdzie jesteśmy łatwym celem. Mężczyzna rozłożył ręce w ciężkich rękawicach.
Sięgnąwszy po Moc, rycerze, podtrzymując w środku funkcjonariuszy Departa- - Jeśli tego nie zrobimy, jakie mamy szanse, że Valorum nas wysłucha, Jedi?
mentu Sprawiedliwości, odbili się od gruntu i unieśli na wyższe głazy. Z góry mogli Odpowiedział mu Tiin.
lepiej zobaczyć zbliżające się barki. Napędzane repulsorowymi silnikami, statki miały - A gdyby Najwyższy Kanclerz odmówił spełnienia waszych żądań?
tak samo makabrycznie wymyślne kształty, jak jednostki rodu Vandron. Niektóre miały - Wówczas krew tych z was, którzy tu zginą, splami ręce kanclerza - powiedział
zwierzęce dzioby i ożebrowanie jak walenie, inne misternie uniesione rufy z wyżłobio- mężczyzna po dłuższej chwili. I dodał, zanim którykolwiek z Jedi zdążył mu odpowie-
nymi na nich wykrzywionymi pyskami. Wszystkie były uzbrojone w sprzężone baterie dzieć: - Wszyscy zdajemy sobie sprawę z waszych umiejętności. Nie jesteśmy jeszcze
dział laserowych. aż tak zdesperowani, by próbować wziąć was siłą. Wiemy, że jesteście w stanie przeżyć
Flotylla przypominających bestie barek zawisła w pobliżu wyspy, celując z broni na tej gołej skale tak długo, jak zechcecie, nawet bez wody i żywności. Potrafimy się z
w brzeg. Załogi ich były mieszane - ludzie, Weequayowie, Rodianie, Bithowie, Sullu- tym pogodzić. W tej chwili liczy się tylko fakt, że tu utknęliście. Mamy jednak nadzie-

Janko5 Janko5
127 James Luceno Maska kłamstw 128
ję, że odzyskacie rozsądek i zgodzicie się, byśmy was uwięzili w warunkach bardziej by stworzone do przenoszenia ciężkich ładunków. Oczy, niewątpliwie przystosowane
podobnych do tych, do których jesteście przyzwyczajeni. do widzenia w ciemności, stanowiły jedyny wyraźny rys w pozbawionej uszu i nosa
twarzy, z ustami ledwie przystosowanymi do mowy.
Noc mijała powoli. Rozgrzewając się ciepłem Mocy, Jedi stłoczyli się na kamien- Unieruchomiona w mocnym uścisku Jedi, istota zaczęła mamrotać coś nerwowo w
nej podłodze zrujnowanej świątyni na szczycie wyspy, wziąwszy między siebie funk- nieznanym języku.
cjonariuszy Departamentu Sprawiedliwości. Świecili sobie prętami jarzeniowymi, gdy Depa wstała.
zaszła taka potrzeba, a tabletki odżywcze musiały wystarczyć za posiłek. Nie mieli - Mówi narzeczem kupców stosowanym w sektorze Seneksa - powiedziała.
jednak wody - nie mogli pić wody z jeziora ze względu na jej wysokie zasolenie. Yaddle pokiwała głową.
Vergere podkurczyła pod siebie nogi i siedziała jak na grzędzie. Yaddle otuliła się - Jeden z tych rzekomo nieudanych bioinżynieryjnych niewolników musi to być.
delikatną szatą i bez trudu zapadła w trans. Qui-Gon, Obi-Wan, Depa Billaba, Ki-Adi- Niewolnik nie przestawał mówić z wzrokiem wbitym w twarz Depy. Słuchała, a
Mundi i Saesee Tiin na zmianę obejmowali wartę. kiedy zamilkł, uśmiechnęła się i dotknęła łagodnie jego ramienia.
Choć wyspa była pozbawiona życia, emanowała silną Mocą płynącą z ulotnej - Wygląda na to, że pojawiła się alternatywa, której nie braliśmy pod uwagę - po-
obecności istot, które niegdyś ją stworzyły. wiedziała całej reszcie. - Ta istota proponuje nam pomoc w ucieczce.
Poprzez trapezowate okna w ścianach świątyni świt rzucił długie czerwone cienie Qui-Gon zapytał, patrząc na niewolnika:
na podłogę sali. Gdy wszyscy się obudzili, Yaddle i Depa Billaba przeszły do rzeczy. - Którędy?
- Do tej pory Coruscant musiała dowiedzieć się o naszym położeniu - powiedziała Depa przetłumaczyła odpowiedź.
Billaba. - Jestem pewna, że Najwyższy Kanclerz Valorum nie będzie odwlekał szczytu - Tą samą drogą, którą on tu dotarł.
na Eriadu. Może jednak wyśle dodatkowe siły Departamentu Sprawiedliwości na Niewolnik wskazał na sąsiednie pomieszczenie. Qui-Gon i Obi-Wan włączyli dwa
Asmeru. pręty jarzeniowe i schyleni weszli do sali. W przeciwległej ścianie zobaczyli kamienne
- Konflikt wówczas murowany - powiedziała Yaddle. - „Ekliptyka" już stracona, drzwi, na wpół uchylone.
najpewniej z całą załogą. Na dalsze ofiary zanosi się. Jest lepszy sposób rozwiązania tej - Zbadałeś miejsce to nocą, tak? - zapytała Yaddle.
sytuacji. - Tak, mistrzyni - odpowiedział Obi-Wan. Potrząsnęła głową z dezaprobatą.
Nie był to pierwszy raz w ciągu czterystu siedemdziesięciu sześciu lat życia ma- - Niedbały jesteś.
leńkiej Jedi, gdy została uwięziona. Według legendy, została mistrzynią po spędzeniu Niewolnik powiedział coś do Depy.
ponad stu lat w podziemnym więzieniu na Koba. - Mówi, że świątynia i miasto są połączone podziemnymi tunelami. Niektóre pro-
- Front Mgławicy nie może liczyć na uzyskanie czegokolwiek, przetrzymując nas wadzą do budowli otaczających główny plac, czyli obecne lądowisko. Wygląda na to,
tutaj - powiedział podejrzliwie Qui-Gon. - Przecież muszą wiedzieć, że zdołaliśmy się że plac jest słabo chroniony i niewolnik uważa, że powinniśmy bez trudu porwać za-
skontaktować z Coruscant, zanim statek się rozbił. parkowane tam myśliwce.
- Może nie myślą w ten sposób - zasugerował Ki-Adi-Mundi. -Może taka strategia Yaddle zmrużyła oczy.
nie przyszła im do głowy. - Zapewne to właśnie uczynić mamy - powiedziała. - Mniej pewne jest, czy szanse
Qui-Gon spojrzał na niego. mamy odlecieć z Asmeru.
- Ależ tak. Widziałem, jak ją stosują. Tiin kiwnął głową zdecydowanie.
- Wyjaśni ci to kapitan Cohl, jeśli w końcu staniesz z nim twarzą w twarz - powie- - Odłożymy decyzję do czasu, gdy ta możliwość znajdzie się w naszym zasięgu.
działa Yaddle. - Tymczasem zdecydować musimy, czy walczyć, czy ustąpić.
Vergere zastrzygła oklapłymi uszami. Spojrzała znacząco na Qui-Gona i przenio- Ruszyli gęsiego przez ukryte drzwi do ciemnego i wilgotnego korytarza. U pod-
sła wzrok na pozbawione drzwi wejście do sąsiedniej sali świątyni. Qui-Gon nasłuchi- stawy stromych schodów, którymi zeszli, czekało jeszcze dwóch niewolników, iden-
wał przez chwilę, po czym razem z Ki-Adi-Mundi wstali i cicho przemknęli się w stro- tycznych jak pierwszy. Pochodnie, które mieli w ręku, kopciły czarnym gryzącym dy-
nę przejścia, stając po obu stronach otworu. mem.
Yaddle, Depa i Vergere zaczęły rozmawiać, jak gdyby nigdy nic. Nagle Qui-Gon i Szeroki tunel u stóp schodów zbudowany był z kamiennych bloków, wyciętych
Ki-Adi-Mundi sięgnęli za próg i wyszarpnęli stamtąd humanoidalną istotę, która wy- tak precyzyjnie, że nie potrzebowały zaprawy; niektóre wykuto w idealne łuki, by two-
glądała - albo wyglądał -jakby wyrosła z samej ziemi. Gruba skóra istoty, której płci nie rzyły sklepienie. Ruchy terenu uszkodziły starożytne dzieło - woda z jeziora przesącza-
dało się zidentyfikować, była wyraźnie odporna na wiatr, śnieg czy wysokoenergetycz- ła się przez niegdyś nieprzepuszczalne połączenia i zbierała w kałużach na podłodze. W
ne promieniowanie. Czworo dłoni i nagie stopy przypominały łopaty, a plecy były jak- niektórych miejscach ściany były całkowicie pokryte skrystalizowaną solą.
Janko5 Janko5
129 James Luceno Maska kłamstw 130
Depa nie przestawała rozmawiać z niewolnikiem, schodząc po schodach poniżej Depa spojrzała w kierunku wejścia do piramidy. Dwóch uzbrojonych terrorystów
poziomu jeziora. wypchnęło na plac trzęsących się ze strachu trzech niewolników.
- Kiedy Front Mgławicy po raz pierwszy przybył na Asmeru, poprosili niewolni- - Tylko przez to, że łatwo było przewidzieć nasz ruch - powiedziała.
ków o schronienie i niczego od nich nie żądali - wyjaśniła pozostałym. - Ale ci, którzy - Mistrzu, kto tu jest naszym wrogiem? - zapytał cicho Obi-Wan.
pojawili się potem... nazwał ich „żołnierzami"... zmusili niewolników, by oddali im Qui-Gon potrząsnął głową.
swoje domy i dostarczali żywności. Żołnierze są równie okrutni, jak lordowie Seneksa i - Zadaję sobie to pytanie od czasu wypadków nad Dorvallą, padawanie. Jest w tym
często ścierają się z mniej skłonnymi do przemocy założycielami Frontu o to, jak prze- wszystkim coś, o czym nie wiemy.
prowadzić różne sprawy. Na szczęście w tej chwili zostało niewielu żołnierzy. Rzecznik terrorystów wyszedł z pałacu na plac, gdzie dołączył do niego drugi - Bi-
- Niewielu? - powtórzył Qui-Gon, zwracając się do Obi-Wana. -To dziwne. thanin.
- Dlaczego, mistrzu? Obi-Wan spojrzał szybko na Qui-Gona.
- Gdzie są, gdy my jesteśmy tutaj? - Mistrzu, czy to nie jest...
Tunel zaczął wspinać się pod górę, a ze ścian przestała kapać woda, wskazując, że - Cicho, padawanie - przerwał mu Qui-Gon.
dotarli do stałego lądu. Mniejsze tunele odchodziły od głównego we wszystkich kie- Mężczyzna i Bithanin zatrzymali się w pewnej odległości od groźnego kręgu
runkach; najwyraźniej w czasach starożytnych korytarzy tych regularnie używano do uformowanego przez Jedi.
przemieszczania się po mieście. Do ścian przymocowane były prymitywne lampy, a - Mamy dwie możliwości - zaczął. - Możemy oczywiście walczyć. W końcu wy-
kamienne krawędzie ścian na skrzyżowaniach aż lśniły, wypolerowane dotykiem nie- szlibyście pewnie z walki zwycięsko. Ale kilku z was mogłoby tego nie dożyć, a ci,
zliczonych dłoni. którzy by przeżyli, musieliby wcześniej zabić nas wszystkich. Albo... - przerwał na
- Zbliżamy się do lądowiska - oznajmiła cicho Depa. chwilę -.. .możemy wszyscy opuścić broń.
Centralny tunel przeszedł w prostokątną grotę, z prowadzącymi w górę schodami Qui-Gon spojrzał na Yaddle i Tiina, którzy zdecydowanie kiwnęli głowami i wy-
pośrodku każdej ze ścian. Depa wskazała Najbliższe z nich. łączyli miecze. Na znak rzecznika terroryści zaczęli chować miotacze do kabury. Qui-
- Te zaprowadzą nas do północnej piramidy. Myśliwce są zaparkowane w pobliżu Gon i pozostali Jedi poszli w ich ślady, wyłączając miecze, ale trzymali na nich ręce w
budowli, w której znajduje się generator promienia ściągającego. gotowości.
- To spory kawałek drogi - zauważył Qui-Gon. - Jestem zachwycony, że tak szybko doszliśmy do porozumienia - powiedział
Depa przytaknęła. mężczyzna tonem, w którym dało się słyszeć autentyczną ulgę.
- Większość strażników znajduje się w piramidzie z generatorem. Na pewno napo- Qui-Gon zlustrował stojących przednim terrorystów.
tkamy opór. - Gdzie jest kapitan Cohl? - zapytał po chwili. Pytanie zaskoczyło mężczyznę.
Niewolnik poprowadził ich w górę schodów przez szereg niewielkich pomieszczeń - Ach, oczywiście - zgadł. - Rozpoznał pan jego statek.
aż do masywnego portalu, wychodzącego na plac. Zobaczyli kilka myśliwców CloakS- - Gdzie on jest? - powtórzył pytanie Qui-Gon. Mężczyzna pokręcił głową.
hape, a obok nich „Jastrzębionietoperza", stojącego na trzech przyporach ładowniczych. - Z przykrością muszę pana poinformować, że kapitana Cohla nie ma już z nami.
Niedaleko od miejsca, w którym się znajdowali, kilku strażników gawędziło we Słyszałem, że przeszedł na emeryturę. Ale wracając do rzeczy... czy mogę uznać, że
wspólnym. zawarliśmy rozejm?
Qui-Gon i Obi-Wan wyprowadzili wszystkich z wyjątkiem niewolników na plac, - Chwilowo tak - zgodził się ostrożnie Tiin.
prawie cały ukryty w głębokim porannym cieniu. Nie pokonali nawet połowy drogi do - Na początek mam jeszcze coś do załatwienia - powiedział terrorysta, odwracając
myśliwców, gdy usłyszeli głos: się w stronę żołnierzy pilnujących trójki niewolników.
- Cieszę się, że w końcu postanowiliście do nas dołączyć. Bez ostrzeżenia rozległy się strzały z miotacza i niewolnicy padli na ziemię. Depa
Siedem mieczy świetlnych rozjarzyło się w jednej chwili, gdy Jedi utworzyli wyłamała się z kręgu i podbiegła do nich. Uklękła obok niewolnika, który wyprowadził
ochronny krąg, przyjmując pozycję obronną. W środku kręgu przykucnęli funkcjona- ich z piramidy. Dotknąwszy jego szyi, spojrzała na Yaddle i pokręciła głową ze smut-
riusze Departamentu Sprawiedliwości z gotowymi do strzału miotaczami. kiem.
Mężczyzna, który przemówił do nich z pokładu poduszkowca, wyszedł na balkon - Oto, co dzieje się ze zdrajcami! - krzyknął mężczyzna w stronę niewolników ze-
pałacowej budowli zamykającej plac z krótszego boku. W tej samej chwili wokół placu branych wokół placu.
pojawili się żołnierze Frontu Mgławicy, uzbrojeni w najróżniejsze rodzaje broni. Za Qui-Gon wymienił szybkie spojrzenia z Yaddle i Tiinem. Siedem mieczy świetl-
terrorystami zebrała się widownia zaciekawionych, ale czujnych niewolników. nych zapłonęło ponownie.
- Znów zostaliśmy zdradzeni - powiedział Ki-Adi-Mundi. - Zrywamy rozejm-oznajmił Tiin.
Janko5 Janko5
131 James Luceno Maska kłamstw 132
- Jeszcze nie. Ale chyba możemy się domyślać, czego zażądają: rozwiązania Fede-
racji Handlowej albo gwarancji, że Republika obniży taryfy dla systemów peryferyj-
ROZDZIAŁ nych. Nie zgodzę się na takie żądania, ale nawet jeśli nie podejmiemy innych kroków,
uważam, że należy odłożyć szczyt do czasu rozwiązania kryzysu.

20
- Z całym szacunkiem, pozwolę sobie się z panem nie zgodzić -powiedział Palpa-
tine. -Jestem pewien, że Front Mgławicy właśnie tego od nas oczekuje.
Valorum zmarszczył czoło.
- Mogą przetrzymywać tych, którzy przeżyli, jako zakładników, senatorze. A ja
odpowiadam za wysłanie ich tam.
- To kolejny powód, by przyjąć twarde stanowisko. - Palpatine rozejrzał się po po-
koju. -Najwyższy Kanclerzu, jeśli mogę tak powiedzieć, nadszedł czas, by pokazać, jak
daleko sięga władza Republiki, zapewniając tym samym aprobatę senatu dla opodatko-
wania szlaków handlowych. Co więcej, jeśli wyeliminujemy Front Mgławicy, Federa-
Hologram ukazywał dyplomatyczny krążownik, który próbował manewrować cja Handlowa będzie bardziej skłonna zaakceptować nowe podatki.
przez pole przypominających asteroidy kopalni. Zahaczał to o jedną, to o drugą, rozpa- Valorum spojrzał na niego zasępiony.
dając się przy każdym zderzeniu aż wreszcie zniknął w nagłym rozbłysku ognistej eks- - Czy muszę panu przypominać, senatorze, że sektor Seneksa nie znajduje się w
plozji. obrębie przestrzeni Republiki? Wysłanie dodatkowych sił na Asmeru stanowiłoby na-
- To była „Ekliptyka" - wyjaśnił Valorum senatorom Bailowi Antillesowi, Horok- ruszenie niezależności Seneksa. Senat nigdy nie zatwierdzi takiej akcji.
sowi Ryyderowi i Palpatine'owi. Znajdowali się w jego biurze w budynku rządu Repu- Palpatine pozostał spokojny.
bliki. - Obrazy zostały przekazane na Coruscant z „Famulusa", jednego ze statków rodu - Ponownie muszę się z panem nie zgodzić. Senat zaakceptuje akcję, bo w grę
Vandron, który powiódł misję do sektora Seneksa. Przypuszczamy, że zginęło wszyst- wchodzą interesy Republiki. - Popatrzył na Antillesa i Ryydera. - Jeśli założymy na
kich dwudziestu funkcjonariuszy Departamentu Sprawiedliwości, którzy byli na pokła- chwilę, że Jedi zawiedli w swej misji dyplomatycznej, Front Mgławicy ma wolną rękę,
dzie „Ekliptyki". by zakłócić przebieg szczytu na Eriadu, rozszerzając tym samym zasięg obecnego kon-
Valorum wyłączył holoprojektor i usiadł na miękkim krześle. fliktu nie tylko na Federację Handlową, ale także na Gildię Komercyjną i Sojusz Przed-
- Czy mamy dalsze wiadomości z „Wybitnego"? siębiorców. Panie kanclerzu, sam pan powiedział, że bezpieczeństwo szczytu jest spra-
Valorum pokręcił głową. wą najważniejszą. To był główny powód, dla którego wysłał pan Jedi na Asmeru.
- Wiemy tylko tyle, że osoby, które znajdowały się na jego pokładzie.. . siedmioro - Tak - przyznał Valorum. - Ma pan rację.
Jedi i pięciu naszych funkcjonariuszy... przeżyły katastrofę. W tej chwili pewnie zostali - A co z rodami Seneksa? - zapytał Ryyder Palpatine'a.
już pojmani. - Poprą każdą naszą akcję w zamian za odwołanie restrykcji, jakie nałożyliśmy na
- Czy mamy jakieś dowody sugerujące, że ród Vandron był w to zamieszany? - ich handel z Republiką.
zapytał senator Ryyder. Valorum zastanawiał się przez chwilę nad słowami Palpatine'a, ale pokręcił głową.
Był wyjątkowo wysoki, nawet jak na Anksa, a jego długa kudłata głowa wyrastała - Nawet jeśli zdołamy przekonać senat, by zaakceptował proponowane przez pana
jak górski szczyt z wygiętej szyi. Jego skórę pokrywały nieregularne żółtozielone pla- działania, pokaz siły na Asmeru może skłonić Front Mgławicy do zabicia zakładników.
my, a palce przypominały wydłużone wrzeciona. Lubował się w jaskrawoczerwonych Palpatine uśmiechnął się wyrozumiale.
szatach z wysokim okrągłym kołnierzem. - Panie kanclerzu, zakładnikami są Jedi.
- Żadnych dowodów - powiedział Valorum. - Lord Crueya utrzymuje, że dowódcy - Nawet Jedi można zabić - wtrącił Antilles.
ich statków już wcześniej otrzymali rozkaz, by nie dać się wciągnąć w potyczkę, nieza- - W takim razie może powinniśmy pozostawić decyzję co do dalszych kroków
leżnie od tego, co by się działo. Wysokiej Radzie Jedi.
- Nie przyjmuję takiego wyjaśnienia, przynajmniej na razie - powiedział Antilles. Valorum potarł opuchnięte powieki.
Valorum westchnął. - Zgadzam się. Przedstawię im tę sprawę osobiście.
- Ja też nie jestem pewien, co o tym myśleć. Mistrz Yoda nie mylił się co do wład-
ców Seneksa. Nie są lepsi niż terroryści Frontu Mgławicy. ***
- Czy Front wystosował jakieś żądania? - zapytał łagodnie Palpatine.
Janko5 Janko5
133 James Luceno Maska kłamstw 134
Rozrzedzone powietrze nad wyżyną świszczało od laserowych strzałów i buczało Barki zawróciły, by ponownie zaatakować, ostrzeliwując się wściekle.
od mieczy świetlnych, rozcinane energią sztucznego światła. Chwilowa przewaga wroga zmusiła trójkę Jedi do odwrotu. Qui-Gon zobaczył, że
Qui-Gon, Obi-Wan i Ki-Adi-Mundi stali oparci o siebie plecami, parując miecza- zespoły Vergere i Tiina również zostały zepchnięte w dół schodów i dalej na plac. Ver-
mi laserowe strzały, którymi terroryści zasypywali plac. Klingi ich mieczy - zielona, gere. która pierwsza dotarła na plac, gestem nakazała funkcjonariuszom Departamentu
niebieska i fioletowa - poruszały się szybciej, niż oko było w stanie dostrzec, rozbły- Sprawiedliwości natychmiast szukać schronienia pod ścianami północnej piramidy, ale
skując jak nowe za każdym razem, gdy posyłali kolejny strzał, by odbił się rykoszetem tylko jednemu z mężczyzn udało się tam dotrzeć. Drugi został zastrzelony z pobliskiej
od starożytnych kamiennych murów lub nachylonych ścian piramidy. wieży.
W innym miejscu placu Vergere, stojąca wysoko na teleskopowych nogach, kie- Dwaj funkcjonariusze walczący u boku Tiina byli ranni. Iktotchi chwycił jednego
rowała atakiem na schody sąsiedniej budowli, ze szmaragdowym ostrzem uniesionym pod pachę lewą ręką, nie przestając odbijać strzałów mieczem świetlnym zaciśniętym w
nad pierzastą głową. Za nią długimi krokami biegło dwóch funkcjonariuszy Departa- prawej dłoni. Drugi funkcjonariusz czmychnął do tyłu, osłaniając ich odwrót pod
mentu Sprawiedliwości, ostrzeliwując się z miotaczy. ogniem z kanonierki.
Niedaleko od nich Saesee Tiin prowadził drugą parę funkcjonariuszy do ataku na Poruszając się jak cienie, Qui-Gon i Obi-Wan podbiegli na pomoc Tiinowi; wiro-
pół tuzina terrorystów wciśniętych w wąską alejkę pomiędzy dwiema piramidami; jego wali i podskakiwali, by uniknąć strzałów.
miecz poruszał się tak szybko, że przypominał kobaltową mgłę, gdy Jedi odbijał blaste- Kanonierki zdążyły już zawrócić i nadlatywały, by po raz kolejny ostrzelać plac.
rowe strzały i wytrącał miotacze z rąk przeciwników. Na znak Qui-Gona, razem z Obi-Wanem wyskoczyli na dziesięć metrów w górę z unie-
Yaddle i Depa zostały przy rannej pilotce krążownika w pobliżu wejścia do pół- sionymi mieczami, odcinając repulsorowy silnik pierwszego ze statków.
nocnej piramidy. Ostrzeliwane burzą ognia ze szczytu bunkra, w którym znajdowało się Deszcz iskier posypał się na nich z góry, gdy lądowali na ziemi i przeturlali się,
działo jonowe, wirowały, kręcąc młynki mieczami i odbijając strzały, jakby brały szukając osłony. Nad ich głowami pozbawiony kontroli statek wbił się w najwyższe
udział w zwariowanym turnieju sportowym. piętro pałacu i eksplodował na tysiące rozgrzanych do białości strzępów, strącając na
Większość niewolników rozpierzchła się, gdy rozległy się pierwsze strzały, po plac lawinę kamieni.
brutalnej egzekucji swoich towarzyszy, którzy pomogli Jedi w ucieczce. Kilku z nich Tiin i funkcjonariusze Departamentu Sprawiedliwości zdołali skryć się w wejściu
terroryści wykorzystali jednak jako żywe tarcze. do piramidy, zanim runęła kamienna lawina. Qui-Gon i Obi-Wan poszli w ich ślady,
Qui-Gon, Obi-Wan i Ki-Adi-Mundi zaczęli przebijać się w głąb placu, kierując się uciekając przed ogniem powtarzalnych laserów z drugiej kanonierki, ostrzeliwującej
w stronę myśliwców, by odciąć terrorystom drogę i do nich, i do kanonierki. ozdobione reliefami kolumny i kamienne nadproże portalu.
Qui-Gon ruszył z determinacją, na wpół świadom buczenia swego miecza i cha- Yaddle i pozostali rycerze Jedi tłoczyli się w głębi korytarza.
otycznego ostrzału z miotaczy. Jego umysł reagował na każde poruszenie przeciwni- Rozpłaszczony o ścianę Qui-Gon wyjrzał na plac.
ków; wirował w prawo, w lewo i w każdą inną stronę, z której nadlatywały strzały. Nie - Musimy dotrzeć do tych myśliwców.
pozostawał ani na moment w jednym miejscu, koncentrując się tylko na tym, co miał - Jeśli musimy, to dotrzemy - zdecydował Tiin.
przed sobą, a chwila za chwilą odpływały w przeszłość jak kilwater płynącego statku. Obi-Wan spojrzał na Qui-Gona i skinął głową, włączając swój miecz. Z uniesio-
Trwał skupiony i niezauważalny, niewidoczny w swej obojętności, nie zatrzymu- nymi mieczami świetlnymi wypadli z powrotem na plac.
jąc się arii na chwilę, by obserwować sytuację, nie poświęcając ani jednej myśli temu,
co innego mógłby zrobić. Komnata Wysokiej Rady wydawała się pusta bez trójki mistrzów, którzy wraz z
Zranieni odbitymi pociskami terroryści padali na ziemię wzdłuż jego szlaku, choć Vergere, Qui-Gonem i jego padawanem polecieli na Asmeru. Teraz to Yoda stał na
z żadnym nie starł się jeszcze bezpośrednio; nie wyglądało zresztą, by miało to kiedy- środku wykładanej mozaiką podłogi, chodząc w tę i z powrotem, podczas gdy Mace
kolwiek nastąpić. Terroryści zaczęli już bowiem odwrót w kierunku myśliwców. Windu i pozostali członkowie Rady zastanawiali się, co należy zrobić.
- Jeśli wystartują, będziemy mieć ręce pełne roboty - stwierdził Obi-Wan podczas - Mimo braku wiadomości z „Wybitnego" nie możemy zakładać, że starek uległ
chwilowej przerwy w ostrzale. zniszczeniu, a ci. którzy znajdowali się na jego pokładzie, zginęli - powiedział Windu. -
I wtedy nowy dźwięk poruszył zimnym powietrzem. Zza ostrej krawędzi połu- Wszystko, co mogę wyczuć w tej sprawie, podpowiada mi, że Yaddle i pozostali żyją.
dniowej piramidy wypłynęły dwie repulsorowe barki, które wcześniej Jedi spotkali nad - Ona żyje - powiedział Yoda. - Reszta też. Ale wielkie niebezpieczeństwo im gro-
jeziorem. zi.
Strzały z ich baterii laserowych omiotły plac, zwęglając trafione kamienie. Qui- - To by potwierdzało, że Front Mgławicy faktycznie ma w ręku dwunastu zakład-
Gon i Obi-Wan jednocześnie odskoczyli, szukając osłony, podczas gdy Ki-Adi-Mundi ników - powiedziała Adi Gallia. - Żądają odwołania szczytu na Eriadu.
odparował strumień ognia, który obrócił nim dookoła. - Valorum nie może zgodzić się na ich żądania - ostrzegł Oppo Rancisis.
Janko5 Janko5
135 James Luceno Maska kłamstw 136
- I nie ma takiego zamiaru - zapewnił wszystkich Windu. - Zdaje sobie sprawę, że
w ten sposób zmniejszyłby szanse przeforsowania propozycji opodatkowania.
- Front Mgławicy nie jest tu problemem - powiedział Yarael Poof. - W tym mo- ROZDZIAŁ
mencie chodzi o Federację Handlową.

21
Yoda odwrócił się w stronę mistrza.
- Tylko wygląda na mniej ważny Front Mgławicy. Kierują tym jednak. Oni kierują
tym wszystkim. - Przeszedł jeszcze parę kroków i powiedział: - Jak figurami na planszy
hologry sterują nami.
- W takim razie musimy zakończyć tę grę - powiedział z przekonaniem Even Pieli.
Windu przytaknął.
- Zapewniłem Najwyższego Kanclerza, że nie ma potrzeby, by osobiście przepra-
szać za to, co się stało. Zgodziliśmy się interweniować w tej sprawie. W związku z tym
jest to tak samo nasz obowiązek, jak i jego.
- Zbyt płytko rozważyliśmy tę sprawę - powiedział zamyślony Yoda. - Ukryte siły Qui-Gon, Obi-Wan, Tiin i Ki-Adi-Mundi wypadli z wejścia do piramidy, atakując
tu działają. - Spojrzał na Windu. - Niejasna to sprawa. Mącą ją motywy, które trudno terrorystów, którzy zepchnęli ich wcześniej w głąb budowli. Pokonawszy jedną czwartą
dostrzec. drogi od przeciwległej strony placu, Jedi uformowali klin. Klingi ich pracowitych mie-
Windu splótł dłonie i oparł łokcie na kolanach. czy odbijały strzały laserowe nadlatujące znad ich głów i ze wszystkich innych stron.
- Senat obiecał Najwyższemu Kanclerzowi wszelkie uprawnienia, jakich będzie Za barierą energii tworzoną przez miecze świetlne szły Yaddle i Depa. Vergere i dwóch
potrzebował, by rozwiązać ten kryzys. Nie możemy jednak pozostawić decyzji jemu. funkcjonariuszy bronili tyłów formacji.
Yoda pokiwał głową. Na samym czubku klina Qui-Gon posuwał się powoli w głąb pola walki, wirując i
- Na szczycie koncentruje się jego uwaga. przykucając. Jego zielony miecz buczał, odbijając kolejne strzały. Ranni terroryści
- Departament Sprawiedliwości także uzyskał rozszerzone kompetencje - ciągnął spadali ze schodów, balkonów i dachów, żaden z nich jednak nie uciekł.
Windu. - Są za wysłaniem dodatkowych sił z Eriadu, odległej o skok od Asmeru i sek- „Będziecie musieli zabić nas wszystkich", powiedział przywódca terrorystów.
tora Seneksa. Niespodziewanie ogień laserowy zaczął słabnąć. Qui-Gon wykorzystał tę chwilę,
- Ale przecież Departament ma ochraniać kanclerza Valoruma i delegatów - po- by rozejrzeć się dookoła i zdał sobie nagle sprawę, że terroryści zaczęli strzelać w stro-
wiedziała Gallia. nę barykad otaczających plac.
- Są przekonani, że mają dość personelu, by poradzić sobie w obu miejscach. Z przeciągłym, przeraźliwym okrzykiem wojennym setki niewolników zaatakowa-
- Czy mamy jakiekolwiek gwarancje, że rody sektora Seneksa będą się trzymały z ły plac z uliczek pomiędzy piramidami. Nie mieli nic, czego mogliby użyć jako tarcz, a
dala od tej sprawy? - zapytał Poof. za broń służyły im kamienne topory i noże, dzidy zrobione z drewnianych rączek na-
- Możemy im zaproponować układ - powiedział Pieli. - Od dawna chcieli nawią- rzędzi i wszelkich innych przedmiotów, które udało im się naostrzyć i nasadzić na
zać stosunki handlowe z Republiką ale byli izolowani ze względu na ciągłe pogwałce- sztorc.
nia Praw Istot Rozumnych. Jeśli zgodzimy się być arbitrami w kwestii ich porozumie- Strzały blasterowe powalały wielu, ale mimo to posuwali się naprzód, zdecydowa-
nia z Republiką, jestem pewien, że zgodzą się przeoczyć naruszenie ich przestrzeni w ni pozbyć się pozaziemców, którzy pozbawili ich tej odrobiny wolności i godności, jaką
związku z sytuacją na Asmeru. się cieszyli.
Yoda patrzył w podłogę, kręcąc głową. Qui-Gon zrozumiał, że powstanie musiało być przygotowywane od dłuższego cza-
- Coraz głębsza, mroczniejsza i bardziej zagmatwana ta sprawa się staje. - Spojrzał su. Determinacja mogła jednak nie wystarczyć w starciu z blasterami.
na Windu. - Ilu Jedi na Eriadu jest? Razem z Obi-Wanem ponowili natarcie z Vergere u boku; podskoczyli wysoko i
- Dwudziestu. wylądowali, tnąc mieczami świetlnymi. Uwięzieni pomiędzy zbuntowanymi niewolni-
- Wyślijmy dziesięciu na Asmeru z funkcjonariuszami Departamentu Sprawiedli- kami a Jedi, terroryści uformowali dwa szeregi, po jednym na każdy front.
wości, by pomogli mistrzowi Tiinowi i pozostałym -powiedział Yoda zatroskanym Kolejna niespodzianka kazała Qui-Gonowi przystanąć. Niektórzy z terrorystów
głosem. - Jedi spłacają długi, gdy przychodzi termin płatności. padali trafieni ogniem z miotacza, a przecież wydało mu się nieprawdopodobne, by
Windu pokiwał głową z powagą. niewolnicy zdołali tak przebudować blastery, że pasowały do ich pozbawionych palców
- Niech Moc będzie z nimi - powiedziała Gallia w imieniu wszystkich. dłoni.
Janko5 Janko5
137 James Luceno Maska kłamstw 138
Wtem zobaczył, skąd pochodzi ogień. przez dwa Lancety. Czwarty CloakShape z warkotem obudził się do życia i wznosząc
Nadbiegając długimi skokami, pojawił się drugi oddział terrorystów, prowadzo- się ostro do góry, zdołał zestrzelić nadlatującego Lanceta.
nych do walki przez Bithanina, który był informatorem Qui-Gona. Na lewo od Qui-Gona nie przestawało strzelać działo jonowe. Trafiony bezpo-
Wydarzenia dnia doprowadziły do rozłamu Frontu Mgławicy na dwie frakcje: bo- średnim strzałem, kolejny Lancet przewrócił się na plecy i zaczął cicho spadać na spa-
jowników odpowiedzialnych za atak na kanclerza Valorum i umiarkowanych, którzy loną ziemię. Niedługo potem zza południowej piramidy zobaczyli strzelające w górę
ograniczali się do pokojowych form protestu przeciwko działaniom Federacji Handlo- płomienie eksplozji.
wej. Działo kontynuowało ostrzał nieba, ale sprzymierzeni niewolnicy i umiarkowani
Bojownicy najwyraźniej nie spodziewali się powstania ze strony własnych towa- przypuścili właśnie atak na budowlę, w której było zamontowane. Dwunastu wojowni-
rzyszy. W jednej chwili walka o to, kto dotrze pierwszy do myśliwców, stała się jeszcze ków padło, ale reszta trzymała się dalej, ciskając detonatorami termicznymi zza głazów,
bardziej desperacka. za którymi się schronili.
Jeden z myśliwców już unosił się na repulsorach. Uświadomiwszy sobie, co się W chwilę później budowla stanęła w płomieniach i zapadła się w głąb.
dzieje na dole, pilot wyprowadził statek z hangaru półobrotem i uruchomił dziobowe Z powodu zamieszania na placu krążownik nie mógł wylądować. Zawisł więc na
działo. Każdy rozbłysk surowej energii dziesiątkował przeciwników. Kamienne bryły poziomie szczytów piramid i otworzył spodnie klapy, z których około dwudziestu po-
odrywały się od otaczających plac budynków, a ściany błyskawic, świszcząc jak szrap- staci zaczęło zsuwać się w dół na linach z monowłókna. Połowa uzbrojona była w mio-
nele, powalały każdego, kto nie zdołał uciec promieniom śmiercionośnej energii. tacze, a reszta w miecze świetlne.
Qui-Gon zrozumiał, że ten jeden myśliwiec może zadecydować o losach bitwy - Zaciekła bitwa trwała jeszcze kilka minut. W końcu jednak otoczeni terroryści za-
nie tylko przeciwko sprzymierzeniu niewolników i umiarkowanych, ale również prze- częli rzucać broń na ziemię i padać na kolana. Inni, schwytani przez niewolników,
ciwko Jedi. wchodzili właśnie na plac z rękami uniesionymi do góry.
W tej samej chwili myśliwiec zaczął krążyć nad tą stroną placu, na której znajdo- Tiin, Depa Billaba i kilku Jedi, którzy przylecieli krążownikiem, wędrowali po po-
wali się Jedi. W zasięgu ich wzroku pojawiły się lasery zamontowane na końcówkach lu bitwy, zbierając broń i doglądając rannych. Qui-Gon zobaczył Yaddle; stała u wej-
skrzydeł, gotowe do strzału, gdy nagle, bez ostrzeżenia, statek eksplodował. Odłamki ścia do północnej piramidy i kręciła głową ze smutkiem.
jego trójkątnych skrzydeł uderzyły o generator promienia ściągającego, a kadłub my- Razem z Obi-Wanem zaczęli szukać Bithanina. Wkrótce Qui-Gon zobaczył, że
śliwca stanął w płomieniach i runął na plac. Obi-Wan przywołuje go gestem z południowego rogu placu.
Qui-Gon spojrzał w górę z miejsca, gdzie wcześniej przywarł całym ciałem do Qui-Gon przypiął miecz do pasa i ruszył biegiem. Zanim jeszcze dotarł do celu,
ziemi. Na lądowisko spadał deszcz rozgrzanych do białości odłamków, z których kilka wiedział, że stało się coś złego.
mniejszych wypaliło mu dziury w płaszczu. Bithanin leżał zwinięty w kłębek na boku, przyciskając długie palce do sczerniałe-
Szukał wzrokiem śladów broni, która zestrzeliła myśliwiec, i dopiero po chwili go otworu w środkowej części tułowia. Qui-Gon przyklęknął obok niego.
zdał sobie sprawę, że decydujący strzał nie mógł paść z żadnego miejsca na powierzch- - Próbowałem skontaktować się z tobą na Coruscant- zaczął mówić czarnooki ob-
ni planety. cy słabym głosem. - Ale po tym, co stało się na Dorvalli, Havac i inni zaczęli podej-
Musiał zostać oddany z nieba. rzewać, że jest wśród nich informator.
Karmazynowo-biały statek przeleciał nad jego głową tak nisko, że Qui-Gonowi - Havac? - powtórzył Qui-Gon. - Czy to ten, który zamordował niewolników?
zaszczekały zęby. Bithanin pokręcił wielką głową.
- To Lancet Departamentu Sprawiedliwości - powiedział Obi-Wan, gdy prze- - On jest zaledwie porucznikiem. Havac to dowódca, ale nie ma go tutaj. Wielu
brzmiał grzmot przelatującego myśliwca. bojowników odleciało. - Przerwał, by nabrać w płuca powietrza. -Zniweczyli wszystko,
Widząc białe żyłki na błękicie nieba, Qui-Gon zrozumiał, że następne statki scho- co próbowaliśmy osiągnąć. Zrobili z tego wojnę z Federacją Handlową, a teraz i z Re-
dzą w dół studni grawitacyjnej planety. Odwrócił się i zobaczył Depę i dwóch funkcjo- publiką.
nariuszy, z których jeden mówił coś do komunikatora na nadgarstku. Wyczuwając na - To już koniec - powiedział Qui-Gon. - Pokonaliście ich. Oszczędzaj siły, przyja-
sobie wzrok Qui-Gona, funkcjonariusz spojrzał w górę i uniósł lewą dłoń w geście cielu.
triumfu. Bithanin zacisnął dłoń na ramieniu Qui-Gona.
Qui-Gon spojrzał w niebo. Od południa zbliżał się koreliański krążownik. - To jeszcze nie koniec. Planują coś straszliwego.
Widok nadlatujących myśliwców nie powstrzymał jednak terrorystów od próby - Gdzie? – zapytał Obi-Wan. - Kiedy?
dotarcia do CloakShape'ów. Trzy kolejne myśliwce uniosły się nad placem. Zamiast Bithanin odwrócił się lekko w jego stronę.
jednak tracić czas na ostrzeliwanie niewolników, statki pomknęły na wschód, ścigane
Janko5 Janko5
139 James Luceno Maska kłamstw 140
- Nie wiem. Plan był trzymany w tajemnicy. Ale wiem, że bierze w tym udział ka- Qui-Gon nie dał się wciągnąć w dyskusję.
pitan Cohl... - Odpowiadam przed Mocą mistrzowie. Yaddle przyglądała mu się przez chwilę.
Nie dokończył. Qui-Gon poczuł na sobie wzrok Obi-Wana. Światło w oczach Bi- - Ale jaki jest cel tego wszystkiego? Jaki jest cel?
thanina zgasło.
- Nie żyje, mistrzu - powiedział Obi-Wan. Holotransparent połyskujący wśród kłębów dymu t'baca głosił: „Pijany Mynock
- Jedi - odezwał się ktoś za plecami Qui-Gona. Był to humanoid rasy Nikto, o pła- wita Łupaczy Czaszek z Karfedionu". Łupacze Czaszek, słynna karfediońska drużyna
skiej, rogatej twarzy. -Nie chcę przeszkadzać, ale twój przyjaciel był i moim przyjacie- graczy w łup-piłkę, była znana w całym Se-neksie z bezczelnego lekceważenia reguł
lem. gry i pogardy dla życia przeciwników. Wrzaskliwa dwunastka lokalnych bohaterów
Qui-Gon wstał. zebrała się w kącie „Pijanego Mynocka", przepijając z butelek sfermentowanego napo-
- Co wiesz o tej akcji, szykowanej przez człowieka o imieniu Havac i kapitana ju do siebie i każdego, kto im się napatoczył po drodze. Z każdą minutą bardziej pijani,
Cohla? wyraźnie szukali okazji do bijatyki.
- Wiem, że ma coś wspólnego z planetą Karfedion. O kilka stolików dalej Cohl i Boiny siedzieli w towarzystwie potężnego mężczy-
- Karfedion? - powtórzył Obi-Wan, patrząc z najwyższą dezaprobatą na Niktiani- zny, który sam mógłby należeć do Łupaczy Czaszek -gdyby był o kilka centymetrów
na. niższy i wyglądał o połowę mniej groźnie.
- To rodzinna planeta rodu Vandron - powiedział Qui-Gon. - W samym sercu sek- Niebrzydka kobieta wyhodowana na jednej z karfediońskich farm niewolników
tora Seneksa. - Odwrócił się w stronę humanoida. - Jak się nazywasz? postawiła wysoką szklankę jasnożółtej cieczy przed gościem Cohla; mężczyzna wychy-
- Cindar. lił znany ze swojej mocy trunek jednym haustem.
- Wiesz, jak wygląda ten Havac? - Dzięki, kapitanie - powiedział z wdzięcznością w głosie, ocierając usta wierz-
- Wiem. chem dłoni. - Nieczęsto mam okazję popróbować autentycznego trunku.
Qui-Gon zastanawiał się przez chwilę, a potem powiedział: Cohl zlustrował Lope'a, jak przedstawił się im mężczyzna, z przeciwległej strony
- Pójdziesz z nami. stołu, za którym siedzieli. Ten typ bez wątpienia wyszedłby cało z każdej bijatyki; jed-
Zaprowadził go do Tiina, Yaddle i pozostałych Jedi, zgromadzonych na placu. nak operacja na Eriadu wymagała nie tyle brutalnej siły, co kombinacji specyficznych
- Nie ma czasu na uporanie się z tym wszystkim - powiedział Tiin, pokazując za- umiejętności i inteligencji. Oczywiście nawet w najlepiej przygotowanych akcjach
maszystym gestem zniszczenia wokół. - Wysoka Rada i Departament Sprawiedliwości zdarzały się sytuacje nieprzewidziane, gdy o wyniku decydowała w ostatecznym rozra-
poleciły nam opuścić sektor Seneksa jak najszybciej. chunku siła mięśni, ale Cohl nadal nie był przekonany, że Lope poradziłby sobie choć-
- Musimy się zatrzymać po drodze - przerwał mu Qui-Gon. - Na Karfedionie. by i z taką ewentualnością.
Tiin spojrzał na niego, czekając na wyjaśnienia. - Co jest twoją specjalnością? - zapytał po chwili.
- Cohl organizuje kolejną akcję. - Qui-Gon wskazał na Cindara. - On nam pomoże Lope oparł łokcie na stole.
odnaleźć jego ślad. - Wibroostrze, pałka ogłuszająca, pika nerwowa. Ale umiem też posługiwać się
Tiin i Yaddle wymienili spojrzenia. miotaczem. Pracowałem z Blastechem, Mer-Sonnem, Czerkasem...
- Cohl nie pracuje już dla Frontu Mgławicy - powiedział Tiin. - Ale wolisz pracę na bliski dystans?
- Ta akcja była trzymana w ścisłej tajemnicy. Stoi za tym ktoś o imieniu Havac. Lope wzruszył ramionami.
Musimy udać się na Karfedion. - Jeśli już do tego dojdzie, to chyba tak. A dlaczego pan pyta? Co to za robota, ka-
- To niemożliwe, Qui-Gonie - powiedziała Yaddle, kręcąc głową. - Opuścić Senex pitanie?
musimy. Cohl pokręcił głową.
Qui-Gon wzruszył ramionami. - Nie mogę ci powiedzieć, zanim nie zdecyduję, że wchodzisz do drużyny.
- W takim razie udam się tam sam z moim padawanem. Lope kiwnął głową.
Obi-Wan ze zdumienia otworzył usta. - Rozumiem. I zapewniam pana, kapitanie, że chętnie się do pana zaciągnę. Nie
- Nie na żadnym z naszych statków - powiedział Tiin z nutką wyzwania w głosie. ma lepszych od pana.
Qui-Gon rozejrzał się dookoła. Cohl zignorował pochlebstwo.
- W takim razie wezmę „Jastrzębionietoperza". - Gdzie do tej pory pracowałeś?
- Sprawę osobistą z tego robisz - powiedziała Yaddle. - Bezpośrednim poleceniom
Wysokiej Rady się sprzeciwiasz.
Janko5 Janko5
141 James Luceno Maska kłamstw 142
- Na ogół wzdłuż handlowej Trasy na Korelię. Miałem swój udział w Konflikcie Zobaczył tylko zamazany obraz prawej ręki Lope'a, usłyszał huk kilku wystrzałów
Starkiańskim. Nada! siedziałbym w Jądrze, gdyby nie to, że wyznaczyli tam cenę za i w jednej chwili Pezzle i jego trio leżeli, dymiąc, na podłodze.
moją głowę za kawałek mokrej roboty, który odwaliłem na Sakorii. Nie opuszczając miotacza, Lope spojrzał wyczekująco na Cohla.
- Jeszcze gdzieś jesteś poszukiwany? - Nadasz się - powiedział Cohl, kiwając głową.
- Tylko tam, kapitanie.
Cohl uznał, że referencje faceta brzmią dość zachęcająco. Lope był typowym wy- Kosmoport Karfedionu stanowił zlepek doków cumowniczych, warsztatów na-
rzutkiem, latającym od systemu do systemu, ale nie zawodowcem. prawczych i kantyn jeszcze bardziej podejrzanych niż „Pijany Mynock". Powitawszy
- Masz coś przeciwko pracy z przedstawicielami obcych ras, Lope? skinieniem głowy kilku członków zespołu technicznego doku cumowniczego numer
Lope spojrzał przelotnie na Boiny'ego. 331, Cohl, Boiny i Lope zaczęli podchodzić do sfatygowanego frachtowca, dostarczo-
- Nie mam nic przeciwko Rodianom. A co, są jeszcze jacyś w drużynie? nego im przez Front Mgławicy.
- Jeden Gotal. - Co się stało z „ Jastrzębionietoperzem", kapitanie? - zapytał Lope, patrząc nie-
Lope potarł wystającą szczękę. pewnie na statek.
- Gotal? Hmm.. .Nie mam nic przeciwko Gotalom. - Był zbyt dobrze znany tam, gdzie się udajemy - odparł Cohl.
Przy wejściu do kantyny wybuchło nagłe zamieszanie i czterech wysokich męż- Przedstawił Lope'a dwóm mężczyznom, stojącym u stóp trapu frachtowca.
czyzn o złowrogim wyglądzie wkroczyło do baru. Cohl myślał, że to pewnie członko- - Kapitanie - powiedział jeden chrapliwym głosem - w przedziale dziobowym cze-
wie Łupaczy Czaszek albo jednej z drużyn ich rywali, dopóki najpotężniejszy z męż- ka na pana jakaś dama.
czyzn nie wspiął się na kontuar i nie strzelił w sufit. - Kto to taki? - zapytał Cohl.
- Lope, wiem, że gdzieś tu jesteś! - krzyknął, otrzepując się z płatów tynku i kurzu, - Nie chciała powiedzieć.
które zaczęły spadać wokół niego. Jednocześnie rozglądał się po stolikach. - Gdzie Cohl i Boiny wymienili spojrzenia.
jesteś, ty zdradziecki śmieciu? - Może to ta łowczyni nagród, która nas szuka - zasugerował Rodianin.
Cohl przeniósł wzrok z mężczyzny w barze na Lope'a. - Mam inny pomysł - powiedział Cohl, nie rozwodząc się dalej nad tematem.
- Znajomy? - Nie myślisz chyba...
- Już niedługo - powiedział Lope, wstał i zamachał ręką. - Jestem tutaj, Pezzle. - A kto inny? Nie wiem tylko, jak mnie tu znalazła.
Pezzle spojrzał spod zmrużonych powiek w stronę Lope'a, zeskoczył z baru i za- - Może przylepiła ci lokalizator do jakiejś części ciała? - zapytał Boiny.
czął przepychać się przez tłum z blasterem w ręku. Jego oddział ruszył w ślady szefa. Zostawili Lope'a, by zapoznał się z resztą drużyny, i weszli na trap.
- Jesteś nikczemnym oszustem - powiedział, gdy dotarł do ich stolika. - Myślałeś, - A nie mówiłem, że za mną zatęskni? - rzucił przez ramię Cohl, wchodząc do ka-
że uda ci się odejść, nie płacąc nam za robotę? biny na dziobie.
Cohl obserwował, jak Lope jednym rzutem oka ocenia wszystko naraz: uniesioną Rella siedziała w fotelu Cohla, skrzyżowawszy długie nogi.
broń Pezzle'a, pozycję pozostałych trzech mężczyzn i odległość ich dłoni od kolb mio- - Miałeś rację. Cohl - powiedziała. - Nie mogłam cię zostawić... ale nie z tych po-
taczy. wodów, o które mnie podejrzewasz. -Jej strój, składający się z tuniki, spodni i pelerynki
- Nie zarobiliście na swoją działkę - powiedział w końcu beznamiętnie. - Zajęliście z kapturem, był wykonany ze srebrzystej, metalicznej tkaniny, która połyskiwała przy
się tylko jednym z nich, a ja musiałem po was sprzątać. każdym ruchu.
Cohl i Boiny zaczęli wstawać, ale Lope położył dłoń na ramieniu Cohla. - Sądząc po twoim wyglądzie, powiedziałbym, że zbytnio nadszarpnęłaś swój fun-
- Niech pan zostanie, kapitanie. To potrwa tylko chwilę. Niech pan to uzna za test dusz emerytalny i potrzebujesz kredytów.
kwalifikacyjny. Spojrzała na niego spod oka.
- W porządku - powiedział Cohl, siadając z powrotem. - Czy możemy tu bezpiecznie rozmawiać?
Goście przy sąsiednich stolikach nie mieli w sobie tyle wiary co Cohl. Przewraca- Cohl dał znak Boiny'emu, który uruchomił system bezpieczeństwa kabiny.
jąc krzesła i każdą inną przeszkodę jaka stanęła im na drodze, starali się zejść z linii - Słyszałam pogłoski, że kompletujesz nową drużynę - powiedziała Rella, kiedy
ognia. Cohl usiadł.
Pocąc się obficie, Pezzle przełknął ślinę i odzyskał głos. Wzruszył ramionami.
- Zapłacisz nam teraz - powiedział i splunął, wykrzywiając grube wargi. - A co innego miałem robić, kiedy mnie rzuciłaś?
Cohl nie zauważył, w którym momencie Lope sięgnął po blaster. Nawet się nie uśmiechnęła.

Janko5 Janko5
143 James Luceno Maska kłamstw 144
- Z tego co słyszałam, szukasz tropicieli i drugorzędnych likwidatorów, takich jak Pokręcił głową.
ten osiłek, którego przyprowadziłeś. - Dałem słowo. Muszę doprowadzić to do końca.
- Trudna praca wymaga trudnego personelu. Przyglądała mu się przez chwilę, wreszcie westchnęła ciężko.
Rella spojrzała mu głęboko w oczy. - Tym bardziej nie mogę cię teraz zostawić. Jeśli sam nie potrafisz się o siebie za-
- W co ty się wpakowałeś, Cohl? Bądź ze mną szczery... ze względu na dawne troszczyć, muszę to zrobić za ciebie.
czasy.
Cohl namyślił się i odpowiedział:
- Chodzi o likwidację.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Kto jest celem?
- Valorum, na Eriadu.
Rella skurczyła się w sobie, jakby właśnie spełniły się jej najgorsze obawy.
- Nie dasz rady, Cohl. Roześmiał się krótko.
- Zobaczymy.
- Posłuchaj... - zaczęła.
- Co, masz jakieś skrupuły? Nowy nabytek, jak te fatałaszki? Nowa ty?
- Skrupuły? Nie obrażaj mnie, Cohl.
- Więc o co ci chodzi? Czym Valorum różni się od innych?
Pokręciła głową.
- Nie chodzi o to, że to Valorum. Chodzi mi o ciebie, o twoją reputację. Nawet nie
starając się zbytnio, dowiedziałam się, że byłeś na Belsavis, Malastarze, Clak'dori
Yetoom. Myślisz, że innym będzie trudniej cię namierzyć? I nie chodzi mi o oprysz-
ków, którzy chcą się do ciebie zaciągnąć. Mówię o Departamencie Sprawiedliwości
albo nawet o Jedi.
- Doceniam ostrzeżenie, Rella, ale to teraz i tak nie ma znaczenia. Mam już
wszystkich, których potrzebuję. Chyba że i ty chcesz się zaciągnąć.
Wytrzymała jego wzrok.
- Chcę. Zamrugał zaskoczony.
- Nie, nie żartuję, Cohl - powiedziała.
W jednej chwili Cohl spoważniał, pochylił się i wziął ją za rękę.
- Słuchaj, mała, doceniam to, że mnie odszukałaś, ale lepiej, żebyś się nie angażo-
wała w tę operację.
Spojrzała na niego spod zmrużonych powiek.
- Teraz to ja nie rozumiem. Przed chwilą zachowywałeś się tak, jakbyś miał w no-
sie całą galaktykę.
- Przechwałki, Rella, nic ponadto.
- Czyli żałujesz, że przyjąłeś to zlecenie?
- Może po prostu mój wiek daje mi się we znaki, ale chyba powinienem był się
wycofać, gdy miałem taką okazję. W końcu chyba nie tak trudno jest prowadzić farmę
wilgoci, co? To nawet może być zabawne...
Rella uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście, że będzie zabawnie, Cohl. Po prostu daj sobie spokój z tą sprawą.
Możesz się wycofać w każdej chwili.
Janko5 Janko5
145 James Luceno Maska kłamstw 146
wować przejazd z wąskich chodników, ale każdy, kogo przyłapano by na wyglądaniu z
okien budynków na wyższych piętrach, ryzykował, że zostanie postrzelony przez snaj-
ROZDZIAŁ perów z Departamentu Sprawiedliwości, którzy zajęli pozycje na dachach budynków i
eskortowali śmigaczami kawalkadę pojazdów delegacji coruscańskiej.

22
Valorum dowiedział się, że wcześniej z kosmoportu wysłano kilka podobnych fał-
szywych konwojów, a trasa jego przejazdu została zmieniona w ostatniej chwili, by
uniknąć ewentualnych ataków.
Ochraniający go funkcjonariusze Departamentu Sprawiedliwości, Straży Senackiej
i roboty strażnicze używały, określając jego osobę, hasła „towar". Po tym, jak połowę
wspierających sił rycerzy Jedi wysłano na Asmeru, szefowie ochrony zażądali, by Va-
lorum zgodził się na czasowe wszczepienie lokalizatora, tak by w każdej chwili wie-
dzieli, gdzie się znajduje.
Na ironię zakrawał fakt, że to on znalazł się w centrum uwagi, podczas gdy w sa-
Eriadu - szara jak łupek planeta poszarpanych lądów i nielicznych mórz - od daw- mej idei zorganizowania szczytu chodziło o to, by skoncentrować siana bolączkach
na pretendowała do miana Coruscant Odległych Rubieży. Do roli tej predestynowało światów Odległych Rubieży. Mimo wszystko jednak był zadowolony, że dał się prze-
Eriadu korzystne położenie w samym sercu sektora Seswenna, na skrzyżowaniu Rim- konać senatorowi Palpatine'owi, by nie odwoływać szczytu, niezależnie od tego, co
miańskiego szlaku handlowego i Hydiańskiej drogi. Jednak gdy na Coruscant fabryki i działo się w sektorze Seneksa.
odlewnie lokowano tylko na wyznaczonych obszarach, na Eriadu przemysł wziął we Ironią było również i to, że rodzina Valorum również miała swój udział w zanie-
władanie całą powierzchnię, zanieczyszczając powietrze, grunty i wody nieprzerwanym czyszczeniu atmosfery Eriadu, którą czasami wręcz doprowadzali do wrzenia, gdy ol-
strumieniem toksycznych odpadów i produktów ubocznych. Co gorsza, choć w porów- brzymie kule płomieni buchały z wysokich kominów ich fabryk na przedmieściach
naniu z sąsiadami planeta była zamożna, jej władze bardziej interesowały się zapew- miasta.
nieniem nieskrępowanego wzrostu gospodarczego niż inwestycjami w recylkulatory Na rodzinny interes składał się koncern zajmujący się budową statków kosmicz-
powietrza, oczyszczalnie ścieków i utylizację odpadów, dzięki którym na Coruscant nych i przewozami, zlokalizowany na orbicie i w kilku naziemnych fabrykach. Pod
dawało się żyć. względem wielkości produkcji nie mógł się równać z potentatami w rodzaju TaggeCo i
Główne miasto planety leżało na południowej półkuli. Tętniący życiem kosmoport podobnych potężnych korporacji, a ich działalność transportowa nie dorównywała na-
rozrósł się wokół ujścia dużej rzeki i rozciągał niemal sto kilometrów na zachód, w głąb wet Duro Shipping, nie wspominając nawet o Federacji Handlowej. Jednak spółka co
lądu, wzdłuż zatoki w kształcie palca, stopniowo pokrywając wzgórza, porośnięte nie- roku przynosiła zyski, po części zapewne dzięki temu, że kojarzono ją z jego nazwi-
gdyś lasami, które wyrastały nad brzegami rzeki. skiem.
Z tylnego siedzenia chronionej polem siłowym repulsorowej limuzyny, która z Krewni kanclerza zaproponowali, by zatrzymał się w jednej z ich dostojnych rezy-
wielką prędkością mijała demonstrujące tłumy zgromadzone na obrzeżach eriaduań- dencji, ale i tym razem poszedł za radą senatora Palpatine'a, który zasugerował, by
skiego kosmoportu, Valorum doszedł do wniosku, że miasto musiało być kiedyś nie- zamieszkał w domu jego znajomego, namiestnika gubernatora sektora.
zwykle malownicze. Namiestnik gubernatora nazywał się Wilhuff Tarkin, a jego rezydencja wychodziła
Dziś był to posępny labirynt zdobionych kafelkami kopuł, wąskich uliczek, wy- podobno na sztucznie zabarwione na niebiesko wody zatoki.
niosłych łuków i wież oraz targowisk pod gołym niebem, pełnych handlarzy w turba-
nach, skrywających twarze kobiet, brodatych mężczyzn ćmiących fajki wodne i sze- Tarkin miał opinię mężczyzny ambitnego, oddanego wielkim ideom i ambitnym
ścionogich zwierząt jucznych obładowanych towarami, które z trudem znajdowały zamierzeniom, i pod tym względem jego rezydencja nie rozczarowywała.
drogę pomiędzy rdzewiejącymi śmigaczami i przestarzałymi saniami repulsorowymi. Równie wielka jak posiadłość zamożnych eriaduańskich kuzynów Valoruma. re-
Valorum nie mógł się oprzeć wrażeniu, że Eriadu wygląda jak zapuszczone i pod- zydencja została wzniesiona w mieszaninie stylów, z przewagą coruscańskiej klasyki i
upadłe przedmieście Theed, stolicy Naboo. średniorubieżańskiego dekoratyku, który przejawiał się w wielkich, nakrytych kopuła-
Zgiełk głosów i pojazdów był tak intensywny, że niemal przebijał się przez przy- mi pomieszczeniach, spiralnych kolumnach i kamiennych podłogach wypolerowanych
dymione, dźwiękoszczelne szyby limuzyny, chociaż wiele ulic zamknięto dla ruchu z tak, że przypominały lustro wody. Było jednak coś bezosobowego w tych wielkich,
okazji jego przejazdu. Ruch skierowano objazdami, a roboty strażnicze i agenci ochro- wysokich pokojach i dostojnych kolumnadach. Tak jakby kosztowne umeblowanie i
ny byli rozstawieni niemal na każdym skrzyżowaniu. Mieszkańcom pozwolono obser- oprawne w ramy dzieła sztuki prezentowano tylko na pokaz, podczas gdy znacznie
Janko5 Janko5
147 James Luceno Maska kłamstw 148
bliższe sercu właściciela byłyby antyseptyczne, surowe wnętrza kosmicznego frach- - Podróż była krótka i przyjemna.
towca. - Tak, ale opuszczenie Coruscant i przyjazd tutaj... To dla pana chyba coś zupełnie
Valorum został wprowadzony do rezydencji przez eskortujący go krąg Straży Se- niezwykłego.
nackiej. Podobna eskorta towarzyszyła Sei Tarii i kilkunastu pozostałym członkom - To coś zupełnie koniecznego - sprostował Valorum.
delegacji Coruscant. Pochód zamykała Adi Gallia i troje innych Jedi, którzy przystali Tarkin uniósł brew i zwrócił się lekko w jego stronę.
na prośbę Valoruma, by jak najmniej rzucać się w oczy. - Koniecznego? Być może, ale i bezprecedensowego. I moim zdaniem wiele mó-
Wewnątrz strażnicy pozwolili Valorumowi na odrobinę oddechu, ale tylko dzięki wiącego o pańskiej determinacji, by uczynić to, co najlepsze i najsłuszniejsze dla sys-
temu, że wcześniej każdy gość i każdy z robotów pełniących rolę służących został do- temów peryferyjnych. - Zniżył głos, by dodać: - Mam nadzieję, że nie był pan niepoko-
kładnie przeskanowany. Cały dom, od podłogi po dach, został przetrząśnięty przez siły jony przez zamieszki.
ochrony, która zajęła część posiadłości, by urządzić w niej sztab dowództwa taktyczne- Valorum zmarszczył czoło.
go i kontroli. Snajperzy usadowili się wśród gałęzi drzew i na parapetach na zewnątrz - Nie widziałem żadnych zamieszek. Była oczywiście grupa demonstrantów w po-
okien, a kanonierki patrolowały przybrzeżne wody. bliżu kosmoportu, ale...
Seswenna Hall, gdzie miał się odbyć szczyt, swoją efektowną sylwetką i bogatą - Ach, tak, oczywiście. Nie mógł pan widzieć zamieszek, bo pański konwój w
dekoracją dawał świadectwo priorytetom, którymi kierowali się przywódcy Eriadu. ostatniej chwili puszczono inną trasą.
Pokryta mozaiką olbrzymia kopuła wieńczyła czubek najwyższego wzgórza w mieście, Valorum nie był pewien, jak na to odpowiedzieć.
strzelając w górę na ponad dwieście metrów. - Niech mi będzie wolno wyznać, panie kanclerzu, jak bardzo zaniepokoiła nas
Valorum spodziewał się ceremonialnego powitania, ale nie był przygotowany na wiadomość o niedawnej próbie zamachu na pańskie życie. No cóż, wszyscy mamy
tak liczne zgromadzenie. Zapowiedziano go i z Sei Tarią u boku wprowadzono do sali swoje lokalne problemy, jak sądzę. Ryloth ma swoich przemytników, król Veruna z
balowej wypełnionej dygnitarzami, reprezentującymi światy Środkowych i Odległych Naboo swoich krytyków, a Eriadu- Federację Handlową i perspektywę opodatkowania
Rubieży. Przybyli z Sullusta, Malastaru, Ryloth i Bespinu; mało który darzył Valoruma szlaków handlowych.
wielkim afektem, ale nie mogli się doczekać, by usłyszeć, co ma im do powiedzenia w Valorum zauważył niezbyt przychylne spojrzenia, jakimi powitali go niektórzy z
kwestii opodatkowania stref wolnego handlu. gości Tarkina.
- Najwyższy Kanclerzu - powiedział mężczyzna, dzięki któremu szczyt stał się - Wygląda na to, że wiadomość o zamachu nie przysporzyła mi sympatii wśród
rzeczywistością. - To prawdziwy zaszczyt powitać pana na Eriadu. zgromadzonych tu gości.
Namiestnik gubernatora Tarkin był żylastym mężczyzną o intensywnie niebieskich Tarkin lekceważąco machnął ręką.
oczach i pozbawionej wyrazu twarzy. Miał wysokie, kościste czoło, a naciągnięta skóra - Nasze obawy w kwestii opodatkowania dotyczą możliwości wzrostu korupcji, co
ukazywała kształt najmniejszej kosteczki jego twarzy. Krótko obcięte czarne włosy, zawsze grozi, gdy powstaje kolejna warstwa biurokracji między rządzącymi a rządzo-
przerzedzone już na skroniach, zaczesywał do góry. Stał wyprostowany jak oficer, nymi. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy separatystami albo że zachęcamy do otwartej
emanując aurą arystokratycznego chłodu. rebelii. Podobnie jak na innych światach Rimmy, na Eriadu również trafiają się po-
Valorum przypomniał sobie, że słyszał, iż Tarkin faktycznie był wojskowym, za plecznicy Frontu Mgławicy, aleja do nich nie należę, jak również nikt z administracji
czasów gdy Eriadu wchodziła w skład tak zwanego wówczas Regionu Pozaświatów. gubernatora. Na niebezpieczeństwo powstania należy odpowiedzieć silną, scentralizo-
- Czy senator Palpatine przybył z panem? - zapytał Tarkin. waną władzą. Trzeba wyczuć właściwy moment i wtedy uderzyć.
- Zatrzymały go na Coruscant jakieś interesy, które wymagały jego obecności - Tarkin okrasił swoją przemowę ironicznym śmiechem.
odpowiedział Valorum. - Jestem jednak pewien, że delegacja Naboo dotrze na otwarcie - Proszę wybaczyć skromnemu namiestnikowi gubernatora jego gadaninę, Naj-
szczytu. wyższy Kanclerzu. Zdaję sobie sprawę, że odpowiadanie przemocą na przemoc nie leży
Tarkin zlustrował kanclerza wzrokiem od stóp do głów, wcale się z tym nie kryjąc, w zwyczaju Republiki.
jeszcze zanim weszli do sali balowej. Tłum delegatów rozstąpił się przed nimi. - Do niedawna i ja bym tak myślała - odezwał się w pobliżu lekko prowokacyjny i
- Rzadko się zdarza, by ktoś zaangażowany w politykę całej Republiki opuścił Co- protekcjonalny zarazem, subtelny, kobiecy głos. Jego właścicielka była damą w każ-
ruscant - ciągnął Tarkin. - To trochę jak więzienie, nie sądzi pan? Jeśli obowiązki kie- dym calu, od końca trenu bezcennej szaty po oszałamiający klejnotami diadem.
dykolwiek będą wymagały ode mnie zamknięcia się w jednym miejscu, mam nadzieję, Tarkin uśmiechnął się lekko i podał ramię krępej kobiecie, którą przedstawił kanc-
że będzie to przynajmniej miejsce dostatecznie przestronne. - Rozłożył ręce, zataczając lerzowi:
nimi szeroki krąg. - Najwyższy Kanclerzu, mam przyjemność przedstawić panu lady Thealę Vandron
Valorum zmusił się do uśmiechu. z sektora Seneksa.
Janko5 Janko5
149 James Luceno Maska kłamstw 150
Zaskoczony Valorum zaczerwienił się i skłonił głowę w kurtuazyjnym powitaniu. wodniczący Komitetu Etyki Senackiej, będzie najwłaściwszą osobą, by zapoznać się z
- Witam, lady Vandron - powiedział beznamiętnym głosem. tą sprawą.
- Być może zainteresuje pana wiadomość, że problem zakładników na Asmeru zo- Antilles miał ochotę zaprotestować, ale tylko westchnął z rezygnacją.
stał, jeśli można tak to określić, rozwiązany. - Proszę mówić, senatorze.
- Asmeru? - powtórzył Tarkin. - A co to takiego? Grube warkocze główne Taa zatrzęsły się z podniecenia.
Valorum szybko odzyskał opanowanie. - Jak pan wie, zostałem niedawno oddelegowany do Komisji Przydziałów. Zają-
- Republika wysłała misję pokojową składającą się z Jedi i funkcjonariuszy Depar- łem się tam szukaniem precedensów i innych aspektów prawnych dotyczących zapro-
tamentu Sprawiedliwości, by opanować sytuację, jaka wynikła tam w związku z obec- ponowanego przez Najwyższego Kanclerza opodatkowania stref wolnego handlu. Jest
nością bojowników Frontu Mgławicy. oczywiste, że wszystkich skutków i konsekwencji opodatkowania nie jesteśmy w stanie
Tarkin spojrzał na niego z ukosa. przewidzieć, ale mamy nadzieję, że uda nam się nie dopuścić do korupcji, jeśli rozwa-
- Opanować sytuację czy bojowników? żymy różne prawdopodobne scenariusze rozwoju sytuacji po przegłosowaniu opodat-
- Cokolwiek okaże się konieczne. kowania przez senat.
Twarz Tarkina rozjaśniło nagłe zrozumienie. - W to nie wątpię - mruknął Antilles.
- To dlatego kilku funkcjonariuszy i Jedi odwołano z Eriadu. No cóż, wygląda na Taa nie przejął się jego sarkazmem.
to, panie kanclerzu, że nasze poglądy nie są tak bardzo przeciwstawne, jakby się wy- - Najwyższy Kanclerz wyraził życzenie, by pewien odsetek dochodów zebranych
dawało. dzięki opodatkowaniu szlaków handlowych... które w zamierzeniu ma ograniczyć
- Próba zamachu skłoniła Najwyższego Kanclerza do podjęcia bezpośredniej akcji wpływy Federacji Handlowej... został przeznaczony na programy pomocowe dla świa-
w przestrzeni nie należącej do Republiki - powiedziała lady Vandron, zerkając na Tar- tów Środkowych i Odległych Rubieży, które mogą ucierpieć na skutek wprowadzenia
kina. - Zasłużył na pochwałę, że jest skłonny wyprawić się tak daleko od domu w tych opodatkowania. Tu jednak pojawia się pewien dylemat. Jeśli wniosek zostanie przegło-
trudnych czasach. sowany i Federacja Handlowa będzie zmuszona zrezygnować z wyłącznej obsługi
Valorum przyjął dwuznaczny komplement z wrodzoną rezerwą. pewnych tras handlowych, zyska na tym wiele mniejszych koncernów przewozowych,
- Szanowna pani, i pan, panie namiestniku Tarkin... zapewniam was, możecie być nie tylko dzięki temu, że rynek stanie się bardziej konkurencyjny, ale również dzięki
całkowicie spokojni, że Coruscant jest w dobrych rękach. funduszom przeznaczonym na rozwój systemów peryferyjnych.
Antilles spojrzał na senatora, wyraźnie nie rozumiejąc, do czego on zmierza.
Choć Valorum nie cieszył się powszechnym poparciem na Coruscant, jego nie- - Nie bardzo rozumiem, gdzie tu pan widzi jakikolwiek dylemat.
obecność dało się odczuć, zwłaszcza w dzielnicy rządowej, gdzie intrygi wisiały w - W takim razie proszę pozwolić, że zilustruję mój wywód przykładem. Komitet
powietrzu. Przydziałów przeszukał bazy danych pod kątem tych korporacji Odległych Rubieży,
Członkowie galaktycznego senatu hojnie udzielili sobie urlopu na czas trwania które mogą zyskać na wprowadzeniu opodatkowania, a następnie porównał wyniki z
szczytu handlowego. Tylko kilku wyjątkowo pracowitych pojawiło się w budynku se- danymi Komisji Własnościowej, której również jestem członkiem. Skompilowana w
natu, żeby korzystając z okazji, nadrobić zaległości w pracy. ten sposób lista tysięcy przedsiębiorstw zawiera jeden ciekawy przypadek: koncern
Jednym z nich był Bail Antilles. przewozowy z Eriadu, który otrzymał niedawno dość niespodziewany i, powiedział-
Poranek upłynął mu na opracowywaniu propozycji, która pomogłaby rozładować bym, bardzo znaczny zastrzyk kapitału.
napięcie między jego rodzinną planetą Alderaan a sąsiadującym z nią światem Delaya. - To mnie nie dziwi - oznajmił Antilles. - Inwestorzy, którzy zwęszyli, co się świę-
Kiedy wychodził na lunch, planował jedynie wychylenie wysokiej szklanki gizerskiego ci, robią to samo co wasza komisja, tyle że oni szukają korzystnych możliwości finan-
piwa w swojej ulubionej restauracji w pobliżu Sądów Galaktycznych. Doścignęła go sowych.
jednak polityka w osobie senatora Orna Free Taa, który wpadł na niego w jednym z - Właśnie - powiedział Taa. - Inwestorzy spekulują. W tym wypadku jednak nasz
publicznych korytarzy senatu. dylemat polega na tym, że właścicielami tego koncernu są krewni Najwyższego Kanc-
Korpulentny, błękitnoskóry Twi'lekianin poruszał się na poduszkowych saniach. lerza Valoruma z Eriadu.
- Czy mogę do pana na chwilę dołączyć, senatorze Antilles? - zapytał. Antilles zatrzymał się gwałtownie, odwracając twarz w stronę sani Twi'lekianina.
Antilles zaprosił go gestem. Taa uniósł dłonie w obronnym geście.
- O co chodzi? - zapytał, wyraźnie poirytowany. - Proszę pozwolić mi wyjaśnić sprawę do końca. Absolutnie nie zamierzam suge-
- Przejdę od razu do rzeczy: natrafiłem na pewne niezwykle interesujące dane. rować, że w zachowaniu Najwyższego Kanclerza było coś niewłaściwego. Jestem prze-
Chciałem przekazać je senatorowi Palpatine'owi, ale zasugerował, że to pan, jako prze- konany, że zdaje sobie sprawę, iż na mocy artykułu 435 punkt 1759 ustawy o kodeksie
Janko5 Janko5
151 James Luceno Maska kłamstw 152
etyki senackiej osoby mające dostęp do nowych projektów legislacyjnych i kontraktów
budowlanych nie mogą czerpać zysków z uzyskanej w ten sposób wiedzy, czy to po-
przez inwestycje, czy w jakikolwiek inny sposób. ROZDZIAŁ
Antilles zmrużył oczy.

23
- Ale jednak coś pan sugeruje przez sam fakt, że nie zamierza pan nic sugerować.
Taa pokręcił głową.
- Po prostu zastanawia mnie fakt, że Najwyższy Kanclerz nie poinformował senatu
o tym potencjalnym konflikcie interesów. Jestem pewien, że dylemat zniknie, gdy uda
nam się wyjaśnić pochodzenie zainwestowanego kapitału i upewnimy się, że inwestor
nie jest w żaden sposób powiązany z Najwyższym Kanclerzem.
- Ustalił pan już coś w tej kwestii? - zapytał Antilles.
- I tu mamy kolejną ciekawostkę - powiedział Taa. - Im głębiej się wgryzam w tę
sprawę, tym więcej śladów się urywa. Wygląda to niemal tak, jakby ktoś świadomie
starał się uniemożliwić ustalenie, skąd i od kogo pochodziły zainwestowane środki. Zarekwirowany „Jastrzębionietoperz" mknął w kierunku Karfedionu - pokrytego
Moje niepowodzenia może wyjaśnić fakt, że nie mam uprawnień, by zapoznać się z zielonymi plamami półkola, widocznego w przednich iluminatorach kanonierki. W
odpowiednimi plikami zawierającymi dane finansowe. Dostęp do tych danych mogłaby ciasnej sterowni Qui-Gon siedział za sterami. Ubrany w poncho, szalik i buty pożyczo-
mieć jedynie osoba wysoko postawiona. Na przykład ktoś taki jak pan. ne na Asmeru, wyglądał w każdym calu jak członek Frontu Mgławicy.
Antilles spojrzał na senatora. Obi-Wan stał za fotelem pierwszego oficera i właśnie zdejmował swój brązowy
- Domyślam się, że zgromadził pan wspomniane dane, senatorze. Taa powstrzymał płaszcz.
uśmiech. - Połóż swoje ubranie tutaj - powiedział Qui-Gon, wskazując na pusty fotel nawi-
- Tak się składa, że mam ze sobą kopię. Wręczył Antillesowi holocron z danymi. gatora. - Razem z mieczem świetlnym.
Antilles wziął holocron. Obi-Wan zamarł.
- Zobaczę, czego zdołam się dowiedzieć. - Moim mieczem?
- Chcemy być pewni, że po wylądowaniu wezmą nas za tych, za których się poda-
jemy.
Obi-Wan ociągał się przez chwilę, ale w końcu niepewnie kiwnął głową i odpiął
od pasa cylinder miecza. Odłożył broń i usiadł z powrotem w fotelu pierwszego oficera.
- Mistrzu, czy na Asmeru postąpiliśmy właściwie? - zapytał, przerywając przedłu-
żającą się ciszę. - Czy można było uniknąć przemocy, tak jak chciała mistrzyni Yaddle?
- Czy można uniknąć tego, czego cel określa Moc? Obi-Wan zamilkł na następną
dłuższą chwilę.
- Czy rozmyślanie o ciemnej stronie jest niebezpieczne?
- Ja staram się patrzeć w stronę światła, padawanie. Ale odpowiadając na twoje
pytanie: myśl a działanie to dwie różne rzeczy.
- Ale skąd możemy wiedzieć, czy nasze myśli nie zabarwiają tego, co robimy?
Ścieżka jest czasem taka wąska.
Qui-Gon przełączył „Jastrzębionietoperza" na autopilota i odwrócił się w stronę
ucznia.
- Powiedzieć ci, jak wytłumaczył mi to Yoda, kiedy byłem nawet młodszy niż ty
teraz?
- Tak, mistrzu.
Qui-Gon spojrzał na iluminator i zaczął:

Janko5 Janko5
153 James Luceno Maska kłamstw 154
- Na odległej planecie Generis rośnie wyjątkowo ciemny, gęsty i niemal całkowi- - A kto pyta?
cie nieprzenikniony las drzew sallap. Od wielu pokoleń trzeba było nadkładać drogi, - Bez obrazy, kapitanie - powiedział drugi, unosząc poplamione smarami ręce w
omijając las, by dotrzeć do przepięknego, głębokiego jeziora po drugiej stronie. Pewien uspokajającym geście. - Chcieliśmy tylko panu powiedzieć, że się pan spóźnił.
lord Sithów postanowił przeciąć szlak prosto przez las, by skrócić drogę do jeziora. Jak Obi-Wan chciał coś powiedzieć, ale się zreflektował.
sobie zapewne wyobrażasz, niewielu z tych, którzy postanowili wypróbować obie trasy, - Spóźniliśmy się?
przeżyło, by o tym opowiedzieć. Wszyscy jednak zgadzali się, że choć droga przez las - Odleciał parę godzin temu - odpowiedział wysoki - z całą załogą na pokładzie,
jest krótsza, w rzeczywistości nie prowadzi do jeziora. Natomiast droga wzdłuż lasu, zdezelowanym koreliańskim frachtowcem.
choć długa i trudną nie tylko dociera do celu, jakim jest jezioro, ale jest celem samym - A, tamtym - bąknął Qui-Gon.
w sobie. Niższy technik spojrzał na niego konspiracyjnie.
Nie patrząc na Obi-Wana, Qui-Gon zapytał: - Wy też bierzecie udział w tej aferze na Eriadu?
- Czy na Asmeru zapuściłeś się w ten ciemny las, czy pozostałeś na drodze świa- - A jak myślisz? - zapytał Qui-Gon retorycznie.
tła, z Mocą jako towarzyszem i sojusznikiem? Technicy wymienili znaczące spojrzenia.
- Nie myślałem o tym, dokąd zmierzam; starałem się tylko podążać tam, gdzie - A nie potrzebuje pan przypadkiem dodatkowych dwóch par rąk, kapitanie? - za-
prowadziła mnie Moc. pytał wyższy.
- W takim razie masz odpowiedź. Obi-Wan zwrócił twarz w stronę gwiazd. Qui-Gon zlustrował ich od stóp do głów.
- Sithowie byli przed Yodą, prawda, mistrzu? Na twarzy Qui-Gona pojawił się - Nie potrzebujemy techników. Na czym jeszcze się znacie?
cień uśmiechu. - Na tym samym, co tamci, którzy odlecieli z Cohlem, kapitanie -odparł wyższy,
- Nic nie było przed Yodą, padawanie. nabierając pewności siebie. - Broń ciężka i lekka, walka wręcz, materiały wybuchowe...
Obi-Wan odwrócił się i rozejrzał po dziobowym przedziale kanonierki. niech pan tylko wymieni, co pana interesuje.
- Mistrzu, jeśli chodzi o tego Cindara... - Małe wojny i rewolucje - dodał drugi. Qui-Gon kiwnął głową.
- Cóż, ja też mu nie ufam. - Szepnę słówko kapitanowi Cohlowi.
- W takim razie po co lecimy na Karfedion? Wyższy technik szturchnął towarzysza, wyraźnie zadowolony.
- Skądś musimy zacząć, padawanie. W swoim czasie nawet kłamstwa Cindara - Bardzo dziękujemy, kapitanie.
zdradzą jego prawdziwe intencje. - Może nam pan powiedzieć, co się kroi? - zapytał drugi. - Żebyśmy wiedzieli, jak
- Ale zdążymy przeszkodzić kapitanowi Cohlowi w tym, co zlecił mu Havac? się przygotować?
- Tego nie jestem w stanie przewidzieć, padawanie. Qui-Gon zdecydowanie pokręcił głową. Wyższy mężczyzna zmarszczył czoło.
W tej samej chwili wszedł do sterowni Cindar i zauważył złożone na fotelu szaty i - Rozumiemy. Po prostu słyszeliśmy, że chodzi o likwidację.
miecze świetlne Jedi. Qui-Gon nie odpowiedział; jego twarz pozostała niewzruszona.
- Nie będziecie się bez nich czuli jak nadzy? - No to będzie pan wiedział, gdzie nas znaleźć, kapitanie - powiedział niższy.
Obi-Wan odwrócił się od tablicy kontrolnej, by na niego spojrzeć. Qui-Gon pozwolił, by odeszli parę kroków i zawołał za nimi:
- Chcemy być pewni, że wezmą nas za tych, za których się podajemy. - A między nami mówiąc, był z nim Havac?
- Nieźle to sobie zaplanowaliście - powiedział Niktianin. - Tym bardziej że ja sam Pytanie wyraźnie ich zaskoczyło.
nigdy nie byłem na Karfedionie i nie mam pojęcia, skąd zacząć szukać Cohla czy - Nie znam nikogo takiego, panie kapitanie - powiedział niższy. - Był tylko Cohl,
Havaca. jego rodiański pomagier i ci, których tu zatrudnił.
Qui-Gon spojrzał na niego. Drugi mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Nie martw się o to. Początek już mamy za sobą, jak sądzę. - No i ta kobieta. Qui-Gon uniósł brew.
- Ach, więc ona też była.
Kiedy kanonierka przycumowała w doku, Qui-Gon, Obi-Wan i Cindar zeszli po Wyższy technik roześmiał się krótko.
rampie i ruszyli zasięgnąć języka w co bardziej zakazanych spelunkach otaczających - Gdyby wzrok mógł zabijać... ech! kapitanie...
kosmoport. Nie uszli nawet dwudziestu metrów, gdy dwóch techników zastąpiło im Qui-Gon nawet nie spojrzał na Obi-Wana, zanim para techników nie wyszła z do-
drogę tuż przy wyjściu na ulicę. ku. Tym razem jednak kolejny ruch należał do Cindara.
- To „Jastrzębionietoperz", zgadza się? - zapytał wyższy Qui-Gona. Qui-Gon spoj- - Szczęściarz z ciebie - powiedział humanoid, trzymając miotacz w taki sposób, że
rzał mężczyźnie prosto w oczy. miał ich obu w polu rażenia.
Janko5 Janko5
155 James Luceno Maska kłamstw 156
- Nie powiedziałbym - odparł Qui-Gon. Cindar celował w Jedi, ale poruszali się zbyt szybko, żeby mógł ich trafić. Jego
- Nie miałeś tego usłyszeć - ciągnął Cindar. -Nie wiedziałem, że Cohl rzeczywi- kolejne strzały odbiły się od podbrzusza „Jastrzębionietoperza" i wbiły w podłogę.
ście był na Karfedionie. I nagle ogień ustał.
- A zatem chodziło tylko o to, żeby nas zatrzymać z dala od Eriadu. Cindar stał na wprost Qui-Gona i Obi-Wana z rozbieganym wzrokiem i wyrazem
Cindar skrzywił się pogardliwie. zaskoczenia na twarzy. Kiedy padł na twarz, zobaczyli osmaloną dziurę po laserowym
- I wygląda na to, że to koniec waszej podróży, Jedi. Co za pech, że zostawiliście strzale, który odbił się od podłogi i trafił go prosto w plecy.
miecze świetlne na pokładzie. Qui-Gon podszedł do ciała i sprawdził, czy Cindar daje znaki życia.
Qui-Gon rozłożył ręce. - Powiedział nam już wszystko, co mógł.
- Chcieliśmy, żebyś poczuł się na tyle pewnie, by dobyć blaster i zdekonspirować Obi-Wan podniósł się z podłogi, pomagając sobie zdrową nogą.
się. - Dokąd teraz, mistrzu? - zapytał.
- Co takiego? Qui-Gon wskazał głową na „Jastrzębionietoperza".
Obi-Wan pstryknął dyskretnie palcami w kierunku statku, gdzie rozległ się głośny - Za kapitanem Cohlem. Na Eriadu.
brzęk. Cindar złapał przynętę i odwrócił się gwałtownie w tamtą stronę. Kiedy spojrzał
z powrotem na Jedi, już ich nie było tam, gdzie wcześniej stali. - Karfedion? - zapytał zaskoczony Yoda. - Kolejna wyprawa, tak?
Zauważywszy Obi-Wana o dziesięć metrów na prawo, Cindar wcisnął spust, ale Saesee Tiin spojrzał na Yaddle, zanim odpowiedział:
Qui-Gon przywołał Moc, by pchnąć trzymającą miotacz rękę i strzał poszedł w niebo. - To ta sama wyprawa, która absorbowała go przez ostatnich kilka miesięcy.
W tym samym momencie Obi-Wan przeskoczył nad głową Cindara i wylądował tuż za Yoda dotknął warg palcem wskazującym, zamknął oczy i potrząsnął głową z nie-
nim. zadowoleniem.
Cindar obrócił się na pięcie, gotów do strzału. - Znowu ten kapitan Cohl.
Obi-Wan zamaszystym kopniakiem wytrącił mu broń z ręki. Przykucnął, zakręcił Jedenastu z dwunastu członków Rady Jedi zebrało się w swojej wysokiej wieży,
się w kółko i wyprowadził kolejnego kopniaka, trafiając w kolano Cindara. gdzie za oknami słońce zachodziło za horyzont w feerii złocistych barw. Krzesło Adi
Krępy humanoid przewrócił się na bok, ale szybko zerwał się na nogi i skoczył do Gallii było puste.
przodu, atakując serią ciosów i kopniaków, które Obi-Wan blokował uniesionym przed- - To nie w stylu Qui-Gona, przeciwstawiać się wyraźnym poleceniom Rady i Naj-
ramieniem i kolanem. wyższego Kanclerza - powiedział Pio Koon.
Zdenerwowany Cindar zarzucił ramiona na szyję Obi-Wana, stojąc twarzą do nie- Yoda otworzył oczy i uniósł laskę.
go, ale po chwili obejmował tylko powietrze, bo szczupły Jedi wyśliznął się z uścisku. - Nieprawda. Właśnie w jego stylu to jest. Zawsze do przodu, tam gdzie prowadzi
Straciwszy równowagę, Cindar potknął się i wpadł na jedną z przypór cumowniczych go Żywa Moc. Przyszłość nagnie się do działań Qui-Gona... tak on myśli. - Znów po-
„Jastrzębionietoperza". kręcił głową.
Obi-Wan podskoczył i wylądował. - Jedyne realne niebezpieczeństwo polega na tym, że może pogłębić rozziew mię-
Cindar zaatakował. Miał w zanadrzu pewien plan. dzy Republiką a sektorem Seneksa- powiedział Oppo Rancisis. - Obawiam się, że wy-
Przewidując, że Obi-Wan znów skoczy, zastopował nagle i zamachnął się nogą. darzenia na Asmeru i tak już postawiły Najwyższego Kanclerza w niezręcznej sytuacji.
Trafiony w klatkę piersiową Obi-Wan poleciał w tył. przewracając się na bok i lądując - To decydujący moment - dodał Even Peill. - Vandron i inne rody arystokratyczne
prosto na obu stopach, twarzą do Cindara. Humanoid natarł ponownie. Obi-Wan wyko- sektora Senex mogą podać Asmeru jako przykład lekceważenia samorządnych sekto-
nał szybkie salto do tyłu, trafiając Cindara nogami prosto w szczękę. rów przez Republikę. Cel, jaki postawił sobie Valorum... zwiększenie zaufania do Re-
Cindar zatoczył się do tylu i wpadł na tę samą przyporę cumowniczą. Unikając publiki wśród światów peryferyjnych... może zostać zaprzepaszczony.
ciosów Jedi serią zwodów i skrętów, przykucnął, by nagle złapać Obi-Wana za prawą Mace Windu już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy drzwi do turbowindy roz-
kostkę, nie zdążył jednak, bo ten kolejnym saltem odskoczył do tyłu. sunęły się i stanął w nich Ki-Adi-Mundi.
Chwila przerwy w walce wystarczyła Cindarowi - z kabury na kostce wyciągnął - Przepraszam, że przeszkadzam, mistrzu Windu - powiedział Cereańczyk - ale
zapasowy miotacz. otrzymałem pilną wiadomość od Qui-Gon Jinna.
Pierwszy strzał trafił Obi-Wana w prawą nogę. Młody Jedi upadł na kolano. Qui- - Jaka to wiadomość? - zapytał Windu.
Gon pojawił się nagle nie wiadomo skąd i odciągnął go z toru następnego trafienia. - Razem z Obi-Wanem udają się na Eriadu na pokładzie „Jastrzębionietoperza".
Pakiety skoncentrowanej energii rozszalały się po doku, tańcząc na ścianach i suficie. Yoda wytrzeszczył oczy w udawanym zdumieniu.
- W kapitana Cohla Qui-Gon zamienił się!
Janko5 Janko5
157 James Luceno Maska kłamstw 158
Z rufy dobiegło ich nagle głośne warczenie.
Celniczka obejrzała się przez ramię.
ROZDZIAŁ - Wasz niuchacz musiał zwęszyć nasz kambuz - powiedział wesoło Boiny.
Poważna twarz naczelniczki nie zmieniła wyrazu.

24
- Nie rozumiem tego - powiedziała po chwili, stukając w ekran końcem palca.
Spojrzała podejrzliwie na Rellę. - Co dokładnie pani przywozi, pani kapitan?
Rella wycelowała w nią miotacz.
- Kłopoty.
Oczy kobiety rozszerzyły się ze zdumienia. Hałas za plecami zmusił ją, by się
obejrzała. Na widok jej zaskoczonej twarzy dwóch potężnie zbudowanych ludzi i jeden
Gotal wyszczerzyło zęby w uśmiechu.
- Tamci dwaj są na rufie - powiedział Lope. -Zwierzak nie żyje.
- Dobra robota - pochwaliła Rella, zręcznie rozbrajając celniczkę.
Jako port handlowy, Eriadu przywykła do tego, że jej zanieczyszczone niebo prze- Przyciskając broń do jej żeber, poprowadziła ją ku konsoli łączności.
cinały setki statków. Szczyt handlowy sprawił jednak, że ruch powietrzny, zarówno na - Chcę, żebyś wywołała swój statek - wytłumaczyła po drodze. - Powiedz temu,
orbicie, jak i w atmosferze planety, pobił wszelkie rekordy. kto tam teraz dowodzi, że odkryłaś kontrabandę i chcesz, żeby przysłali tu jak najszyb-
Wśród tysięcy statków czekających na kotwicy nad dzienną stroną planety był ciej całą załogę inspekcyjną.
zdezelowany koreliański frachtowiec, który w tej chwili stał się obiektem zaintereso- Kobieta próbowała się odwrócić twarzą do Relli, ale ta tylko zacisnęła uchwyt i
wania uzbrojonego po zęby statku oznaczonego emblematem władz celnych i imigra- pchnęła ją na fotel przy stanowisku łączności.
cyjnych Eriadu. Między statkiem celników a frachtowcem poruszała się jednoskrzy- - Do roboty - warknęła.
dłowa jednostka, dwukrotnie większa niż standardowy gwiezdny myśliwiec. Po chwili wahania zrezygnowana kobieta zgodziła się i wywołała swój statek.
Rella i Boiny patrzyli, jak stateczek mija jeden z iluminatorów frachtowca na ster- - Całą załogę? - zapytał jej rozmówca z niedowierzaniem. - Aż tak źle?
burcie. Ubrani w wysokie do kolan buty, spodnie, bluzy, kamizelki i miękkie czapki z - Aż tak źle - potwierdziła celniczka, nachylając się nad mikrofonem.
wąskim daszkiem wyglądali jak weterani przestrzeni. Rella przerwała połączenie i cofnęła się o krok, przyglądając się kobiecie.
- Załatwimy to po kolei - powiedziała Rella. - To nie tylko kwestia szkolenia, że - Potrzebny mi twój mundur. Celniczka spojrzała na nią.
celnicy są nieprzyjemni. Oni się tacy rodzą. - Spojrzała na Boiny'ego. - Mam jeszcze - Mój mundur?
coś powtórzyć? Rella poklepała ją po ramieniu.
- Nie. Pójdę za tobą. - Grzeczna dziewczynka. - Odwróciła się w stronę Boiny'ego i pozostałych. - Zaj-
Przeszli do śluzy na sterburcie, czekając, aż się otworzy. W chwilę później na po- mijcie pozycję przy śluzie i bądźcie gotowi powitać gości.
kład weszło troje ludzi w jaskrawych mundurach i niesympatyczny dziki gad na czte- Najemnicy odbezpieczyli miotacze i wybiegli ze sterowni.
rech łapach, w elektronicznej obroży na szyi. Zwierzę strzeliło rozdwojonym językiem,
liżąc powietrze. Niecały kwadrans później przebrana w mundur służby celnej Rella weszła na mo-
Szefem celników okazała się białoskóra kobieta, szczupła i niemal równie wysoka stek jednostki celnej i omiotła wzrokiem instrumenty pokładowe. Podopieczna Bo-
jak Rella. Jasne włosy miała ściągnięte do tyłu i splecione w długi warkocz. iny'ego - celniczka - weszła za nią w kajdankach ogłuszających i ubraniu Relli.
- Weźcie Czaka na rufę i stamtąd idźcie do przodu - poleciła swym towarzyszom. - Boiny popchnął kobietę na fotel pierwszego oficera i przycisnął zakończony przy-
Nie popędzajcie go. Oznaczcie każdy przedmiot, który zwróci jego uwagę. Zbadamy je ssawką palec do miniodbiornika, który miał w prawym uchu.
później. - Lope pyta, co ma zrobić z inspektorami - powiedział do Relli.
Dwaj celnicy i niuchacz skierowali się na tył statku. Zwierzchniczka patrzyła, jak - Powiedz, żeby ich zamknął w ładowni rufowej frachtowca - odpowiedziała, nie
wychodzą a następnie przeszła za Rellą i Boinym do sterowni frachtowca. odrywając wzroku od przyrządów.
- Proszę pokazać manifest przewozowy - poleciła, wyciągając prawą rękę w stronę Usiadła w fotelu pilota i dopasowała go do swojego wzrostu. Brudna tarcza Eriadu
Relli. wypełniała przedni iluminator. Rella włączyła stację łączności i odwróciła się do cel-
Rella wyjęła datakartę z kieszonki na piersi i położyła na dłoni kobiety. Celniczka niczki.
włożyła kartę do przenośnego czytnika i zaczęła studiować niewielki ekran urządzenia.
Janko5 Janko5
159 James Luceno Maska kłamstw 160
- Nadaj wiadomość, że wysyłasz ładunek skonfiskowanych dóbr w dół studni. Po- Spojrzała na niego koso.
wiedz, że chcesz, żeby ładunek został natychmiast przetransportowany do budynku - Daruj sobie, Cohl. Chcę tylko wydostać nas stąd całych i zdrowych. Wszedł do
odprawy celnej i poddany inspekcji... i żeby podstawili dla ciebie sanie repulsorowe. pojemnika.
Celniczka prychnęła. - Naprawdę, nie zasługuję na ciebie.
- To wbrew procedurze. Nie zrobią tego. - Pierwszy raz nie kłamiesz. Ale taka już jestem. - Sięgnęła do tuby, by poprawić
Rella uśmiechnęła się. kołnierz skafandra Cohla. - Lepiej, żebyś się nie przeziębił.
- Dzięki za ostrzeżenie. Tym razem jednak zrobią co trzeba, bo ci na dole to też Cohl wyszczerzył zęby w uśmiechu.
członkowie mojego zespołu. - Dała kobiecie chwilę na przetrawienie tej informacji. - Zaplombowała tubę załadowczą i spojrzała na Boiny'ego.
Przyglądaj mi się spode łba, ile chcesz, ale w końcu i tak zrobisz, co ci każę. - Przygotuj statek do opuszczenia orbity.
Celniczka pochyliła się nad mikrofonem, najwyraźniej mając nadzieję, że Rella się
myli. Jednak po wysłuchaniu jej wiadomości głos po drugiej stronie odpowiedział: Zgodnie z obietnicą sześć par sani repulsorowych czekało na jednostkę celną gdy
- Sanie będą na panią czekać. wylądowali w kosmoporcie Eriadu.
Celniczka spojrzała wzburzona na Rellę. Spętana tylko kajdankami ogłuszającymi celniczka pierwsza wysiadła ze statku.
- Myślisz, że nikt nie wie, że weszliśmy na pokład waszego statku? Rzuciła okiem na humanoida i obcego, którzy obsługiwali sanie, i zachłysnęła się wła-
- Zdaję sobie z tego sprawę, że wiedzą- odparła Rella. - Ale nie będziemy czekać snym oddechem.
do wieczora, żeby zrobić to, po co tu przylecieliśmy. - Kim jesteście? – zapytała z mieszaniną zaskoczenia i niesmaku.
Zapięła pasy bezpieczeństwa kobiety w taki sposób, że ta prawie nie była w stanie - Lepiej, żebyś tego nie wiedziała - mruknęła Rella, która znalazła się tuż za nią.
się poruszyć. Następnie wzięła od Boiny'ego kawałek taśmy samoprzylepnej, którą Kiwnęła na Boiny'ego, który przyłożył małą strzykawkę do karku celniczki i
zalepiła celniczce usta. wstrzyknął jej niewielką porcję przezroczystego płynu. Kobieta w jednej chwili opadła
- Przez chwilę musisz siedzieć cicho - powiedziała, pochylając się, by jej oczy bezwładnie, podtrzymywana przez Boiny'ego.
znalazły się na poziomie wzroku celniczki. - To nie potrwa długo. - Schowaj ją w jednym z pustych cylindrów ładunkowych-poleciła Rella. - Dla
Razem z Boinym przeszła do niewielkiej kabiny na rufie jednostki. Cohl i jego na- pewności zabierzemy ją ze sobą.
jemnicy już tam byli, wciśnięci pomiędzy pół tuzina dwumetrowych cylindrów zała- Wskoczyła na jedne z sań repulsorowych.
dunkowych, które przenieśli z frachtowca. Wszyscy nosili maski recyrkulacyjne i kom- - Musimy się spieszyć - ostrzegła terrorystów z naziemnego kontyngentu Havaca.
binezony kosmiczne z kuloodpornymi kamizelkami pod spodem. -Nie trzeba będzie długo czekać, by znaleźli i przeszukali frachtowiec.
- Czy to konieczne? - spytał Cohla jeden z mężczyzn, wskazując na stojące pio- Podjechała saniami do włazu na rufie jednostki celnej, którą ktoś już wcześniej
nowo rury. otworzył. Wskoczyła więc do ładowni i zastukała o matową powierzchnię kontenera, w
- Pewnie wolałbyś przedrzeć się przez celników pod osłoną ognia? którym schowany był Cohl.
- Nie, kapitanie - odparł mężczyzna ponuro. - Po prostu nie lubię ciasnych prze- - Już niedługo-powiedziała cicho.
strzeni. Kiedy wyładowali przypominające trumny pojemniki, flotylla sań repulsorowych
Cohl roześmiał się niewesoło. ruszyła przez durabeton lądowiska ku magazynowi celnemu, gdzie kolejna grupa terro-
- Radzę ci się przyzwyczaić. Zaczynają się schody. rystów Havaca pilnowała rozsuwanych drzwi.
Mężczyzna niechętnie otworzył wąską klapę tuby i wcisnął się do środka. Wszędzie dookoła startowały i lądowały statki. Bliżej terminali kosmoportu pasa-
- Jak w trumnie! żerowie wysiadali z wahadłowców, które przeniosły ich z transportowców zakotwiczo-
- W takim razie ciesz się, że jesteś żywy - skwitował Cohl, zamykając klapę od nych na orbicie. Wszędzie pełno było robotów protokolarnych i transportowych, a także
zewnątrz. agentów ochrony, oczekujących na dyplomatów i dygnitarzy przechodzących przez
Pozostali zaczęli włazić do rur równie niechętnie. odprawę. Stłoczone przy barierze ogłuszającej wokół kosmoportu grupy demonstran-
- Ty też, Cohl - powiedziała Rella. tów głośno wyrażały swoje niezadowolenie, machając transparentami i skandując hasła.
- Żałuję, że nie mogę do pana dołączyć, kapitanie - uśmiechnął się Boiny. Sanie repulsorowe wpłynęły rzędem do magazynu, a brama natychmiast zasunęła
Cohl skrzywił się. się za nimi. Operatorzy sań zaczęli odplombowywać cylindry, które otwierały się z
- Masz szczęście, że wśród inspektorów był Rodianin, inaczej wcisnąłbym cię ra- głośnym sykiem wyrównywanego ciśnienia.
zem z Lopem. - Odwrócił się w stronę Relli. - Naprawdę nie wiem, jak byśmy sobie z
tym poradzili bez ciebie.
Janko5 Janko5
161 James Luceno Maska kłamstw 162
Cohl wygramolił się ze swojego cylindra, zerwał maskę recyrkulatora i zeskoczył
na pokrytą kurzem podłogę, rozglądając się wokół wyczekująco. W magazynie śmier-
działo gazami wylotowymi statków kosmicznych i węglowodorami. ROZDZIAŁ
- Punktualnie jak zawsze, kapitanie - powitał go Havac, który wyłonił się wraz ze

25
swym oddziałem zza palisady poustawianych jeden na drugim kontenerów. Ubrany w
kolorowy turban i szal, zza których widać było tylko oczy, przywódca Frontu Mgławi-
cy ruszył w kierunku nieruchomych teraz sań repulsorowych. Stanął jak wryty, gdy
zobaczył Rellę.
- Myślałem, że się wycofałaś.
- Miałam zanik pamięci - powiedziała. - Ale szybko dochodzę do siebie.
Havac obejrzał zgromadzonych najemników i odwrócił się do Cohla.
- Będą wykonywać rozkazy?
- Jeśli będziesz ich regularnie karmił - zapewnił Cohl.
- Co mamy zrobić z tą lalą? - zapytał Lope, wskazując na nadal nieprzytomną cel- W zastrzeżonej strefie kosmoportu Adi Gallia wyszła na spotkanie Qui-Gona i
niczkę. Obi-Wana, gdy wysiadali z ostronosego wahadłowca, którym dostali się na powierzch-
- Zostaw ją tutaj - odpowiedział mu Havac. - Zajmiemy się nią -Odwrócił się z nię planety.
powrotem w stronę Cohla. - Kapitanie, proszę za mną. Omówimy pański udział w tej - Ulubiony Jedi Wysokiej Rady - powiedziała Adi, gdy Qui-Gon podszedł bliżej, z
operacji. brodą i płaszczem rozwichrzonymi przez wiatr. - Spodziewałam się podświadomie, że
- W porządku-odparł Cohl. razem ze swoim wiernym padawanem wylądujecie, ostrzeliwując się, kanonierką kapi-
Havac spojrzał na Lope'a i pozostałych najemników. tana Cohla.
- Reszta z was niech tu zaczeka. Jak wrócę, zrobimy odprawę. - Zostawiliśmy „Jastrzębionietoperza" na orbicie - odparł Qui-Gon bez śladu we-
sołości w głosie. - Jak wygląda sytuacja tutaj?
- Mistrz Tiin, Ki-Adi-Mundi, Vergere i paru innych są w drodze z Coruscant.
Qui-Gon oparł ręce na biodrach.
- Poprosiłaś ochronę o przeszukanie koreliańskich frachtowców?
Adi spojrzała na niego nieszczęśliwym wzrokiem.
- Wiesz, ile koreliańskich frachtowców krąży w tej chwili po orbicie? Jeśli nie po-
dasz im numerów rejestracyjnych albo charakterystyki napędu, małe mamy szanse, że
uda im się coś znaleźć. W obecnej sytuacji przeszukanie każdego z tych statków zaję-
łoby celnikom i ochroniarzom tydzień.
- A co z kapitanem Cohlem?
Adi pokręciła głową tak gwałtownie, że woal umocowany do ciasnego czepka za-
krył na chwilę jej urodziwe rysy.
- Nikt, kto odpowiadałby opisowi Cohla, nie przechodził przez odprawę po wylą-
dowaniu na Eriadu.
- Może przylecieliśmy pierwsi, mistrzu? - zasugerował Obi-Wan. - „Jastrzębionie-
toperz" to chyba najszybszy statek, jakim leciałem.
Adi czekała na odpowiedź Qui-Gona, który pokręcił przecząco głową.
- Cohl gdzieś tu jest. Wyczuwam jego obecność.
Troje Jedi rozejrzało się dookoła, rozciągając swoje czucie w Mocy.
- Wyczuwam tyle zakłóceń, że nie mogę się na niczym skoncentrować - powie-
działa Adi po dłuższej chwili.
W spojrzeniu Qui-Gona pojawiła się determinacja.
Janko5 Janko5
163 James Luceno Maska kłamstw 164
- Musimy przekonać Najwyższego Kanclerza, by pozwolił nam zająć miejsce Cohl zatrzymał się gwałtownie i zaczął powoli odwracać w jego stronę. Boiny był
Straży Senackiej u jego boku. To nasza jedyna nadzieja. w mniej więcej tej samej odległości od Havaca co on, ale żaden z nich nie zaryzykował
ruchu.
Havac prowadził ich długim korytarzem. Pod jedną ścianą leżało kilkunastu zwią- - Nie masz dość ikry do takiej roboty, Havac - powiedział Cohl spokojnym gło-
zanych i zakneblowanych celników, z oczami przesłoniętymi opaskami, którzy mimo sem. - Odłóż blaster i puść ją.
knebli próbowali wydawać z siebie stłumione jęki gniewu, gdy Cohl, Rella i Boiny Havac tylko zacisnął uścisk na szyi Relli. Chwyciła obiema rękami jego przedra-
przechodzili obok nich. Havac doprowadził ich w końcu do pomieszczenia, w którym mię.
mieściła się niewielka siłownia magazynu. - Sam powiedziałeś, kapitanie... każdego można zabić. Zrobię to, jeśli spróbujesz
Otworzył drzwi i gestem zaprosił wszystkich do środka. Migające nad głową urzą- wyjść. Przysięgam, że to zrobię.
dzenia oświetlały hałaśliwy generator i rzędy nierozpakowanych skrzyń. W pomiesz- Cohl spojrzał na Boiny'ego, zanim odpowiedział:
czeniu cuchnęło smarami i płynnym paliwem. - Havac, zastanów się. Nie jesteś głupi, zgadza się? To nas wynająłeś do mokrej
Zachowanie Havaca zmieniło się w jednej chwili, gdy tylko zamknął za sobą roboty.
drzwi. Odwinął pas tkaniny, który zakrywał mu twarz, i rzucił go na podłogę. Twarz Havaca była czerwona od gniewu i paniki; trząsł się cały.
Cohl przyglądał mu się z ciekawością. - Nie doceniasz mnie. Nigdy mnie nie doceniałeś.
- Coś się zrobił taki nerwowy, Havac? - Dobra - zgodził się Cohl. - Może masz rację. Ale to nie oznacza...
- To przez ciebie - odparł rozzłoszczony Havac. - Omal nie zepsułeś wszystkiego. - Przykro mi, że tak musi być - przerwał mu Havac. - Ale jeśli chodzi o zabezpie-
Cohl wymienił szybkie spojrzenia ze swoimi towarzyszami i zapytał: czenie interesów Odległych Rubieży, ludzie tacy jak ty czy Rella przestają się dla mnie
- Co ty pleciesz? liczyć. Zresztą nasz doradca woli, żebyśmy pozostawili jak najmniej śladów.
Havac z trudem się opanował. Drzwi się otworzyły i dwóch towarzyszy Havaca wpadło do środka z miotaczami
- Jedi dowiedzieli się, że kompletujesz grupę zamachowców i że planujesz coś na gotowymi do strzału.
Eriadu. Gdzie nie popatrzysz w HoloNecie, tam widać twoje zdjęcie! Cohl dostrzegł gorycz w pięknych ciemnych oczach Relli.
- Znowu Jedi. - Cohl zmrużył oczy, patrząc na Havaca. - Myślałem, że ty i Cindar - Och, Cohll - powiedziała smutnym, cichym głosem.
odciągniecie ich uwagę. Nagle Havac odwrócił blaster i strzelił.
- I zrobiliśmy, co do nas należało. Zwabiliśmy Jedi na Asmeru, udało nam się na- Strzał minął Rellę i trafił w pierś Cohla. Drugi strzał poszedł w ścianę za jego ple-
wet ściągnąć tam część tych, którzy przylecieli na Eriadu. Ale ty! Ty zostawiłeś za sobą cami i odbił się rykoszetem w głąb pomieszczenia. Skręcając całe ciało, Cohl rzucił się
taki ślad, że nawet amator by cię wytropił, a teraz przez ciebie Cindar zginął. na dwóch mężczyzn przy drzwiach, powalając obydwu naraz.
- Wybacz, że się nie rozpłaczę - powiedział beznamiętnie Cohl. W tej samej chwili Rella zgięła prawą nogę, trafiając Havaca w krocze. Zatoczył
Havac zignorował jego uwagę i zaczął chodzić w tę i z powrotem. się do tyłu, z trudem łapiąc oddech, ale nie puścił miotacza. Boiny rzucił się w stronę
- Musiałem zmodyfikować cały plan. Gdyby nie pomoc naszego doradcy... Relli, by ją pchnąć na podłogę, ale Havac zaczął strzelać wściekle, trafiając Rellę w
- Wyluzuj się, Havac - przerwał mu Cohl. - Bo dostaniesz zawału. szyję, a Boiny'ego w skroń.
Havac stanął za plecami Relli i wycelował palec w Cohla. Walcząc z mężczyznami, których przewrócił, Cohl usłyszał strzały i zobaczył, jak
- Będę musiał wykorzystać tych, których dostarczyłeś, dla odciągnięcia uwagi. Rella pada bezwładnie na ziemię. Wściekłość dodała mu sił. Wyrywał blaster z dłoni
Cohl skrzywił się zjadliwie. jednego z mężczyzn i zabił go strzałem prosto w twarz. Drugi mężczyzna przeturlał się
- Nie mogę na to pozwolić, Havac. Nie po to ich tu przywiozłem, żeby się dali i wstał; przykucnięty, posłał serię w stronę Cohla. Cohl poczuł nagle piekący ból w
powystrzelać jak kaczki. Ufają mi. udzie, brzuchu i na czole. Poleciał plecami na ścianę i powoli osunął się na podłogę,
- Pociesz się, że umrą bogaci, Cohl. Zresztą nie obchodzi mnie, na co możesz po- wypuszczając z ręki blaster.
zwolić, a na co nie. Nie będziesz mi się tu wtrącał. W drugim końcu pomieszczenia Boiny jęknął i przewrócił na plecy. Z rany w
Cohl roześmiał się. głowie zaczęła się sączyć krew.
- A jak zamierzasz mnie powstrzymać? - Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Spod półprzymkniętych powiek Cohl patrzył na Rellę. Pojedyncza łza zakręciła się
- Ani kroku dalej! w kąciku jej oka i spłynęła po policzku. Cohl wyciągnął rękę w jej stronę, ale nie zdołał
Havac chwycił nagle miotacz Relli. Spróbowała się odwrócić, ale nie zdążyła. utrzymać jej pionowo; opadła na bok jak martwy kloc.
Havac chwycił ją lewą ręką za szyję i przycisnął blaster do jej skroni. - Havac - powiedział Cohl słabym głosem, zanim głowa opadła mu na pierś.

Janko5 Janko5
165 James Luceno Maska kłamstw 166
Roztrzęsiony Havac puścił blaster Relli, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że lić, co planuje Front Mgławicy? Istnieje możliwość, że zamachowcy zdołali spenetro-
go trzymał. Spojrzał rozszerzonymi oczami na swojego towarzysza. wać tutejsze środki bezpieczeństwa.
- Czy... czy ona nie żyje? Valorum potrząsnął głową.
Trzymając broń w pogotowiu, mężczyzna podszedł najpierw do Relli, potem do - Nawet nie chcę o tym słyszeć. Na tym etapie wszelkie odejście od ustalonego po-
Boiny'ego i na końcu do Cohla. rządku zostałoby poczytane za słabość albo wahanie. - Spojrzał na trójkę Jedi. - Przykro
- Tak, a tych dwóch wkrótce do niej dołączy. Co mamy z nimi zrobić? mi. Zdaję sobie sprawę, że działacie w moim najlepszym interesie, ale dla dobra Repu-
Havac głośno przełknął ślinę. bliki nie mogę pozwolić, byście mieszali się w tę sprawę.
- Władze poszukują kapitana Cohla - wyjąkał. - Może powinniśmy im pozwolić, Adi skłoniła głowę.
by go znaleźli. - Uszanujemy pańskie życzenie, Najwyższy Kanclerzu.
- A reszta? Ci, których Cohl przywiózł ze sobą? Jedi odwrócili się i wyszli z sali.
Havac zastanawiał się krótko. Podniósł szarfę, którą upuścił na podłogę, i zaczął Gdy tylko drzwi zamknęły się za nimi, Qui-Gon powiedział:
okręcać ją wokół dolnej części twarzy. - Musimy natychmiast udać się do budynku, w którym ma się odbyć szczyt i zoba-
- Wiedzą o mnie tylko tyle, że nazywam się Havac - powiedział, ruszając w stronę czyć, czy nie zdołamy tam się czegoś dowiedzieć.
drzwi.

Umundurowany oddział eriaduańskiej straży eskortował Qui-Gona, Obi-Wana i


Adi Gallię do silnie strzeżonych drzwi tymczasowej kwatery Najwyższego Kanclerza
Valoruma w majestatycznym domu namiestnika gubernatora, Tarkina.
Sei Taria wprowadziła ich dalej.
- Nie miałem okazji osobiście podziękować wam za akcję pod budynkiem senatu -
powiedział Valorum do Qui-Gona. - Gdyby nie wy i mistrzyni Gallia, pewnie nie stał-
bym tu dzisiaj.
Qui-Gon skłonił głowę w geście podziękowania i szacunku.
- Moc była z panem tego dnia, panie kanclerzu. Nie jesteśmy jednak przekonani,
czy zagrożenie zostało wyeliminowane. Mamy powody wierzyć, że atak na placu został
pomyślany po to, by zwabić siły policyjne Republiki do sektora Seneksa, odciągając
tym samym naszą uwagę od podobnego planu, który Front Mgławicy ma nadzieję zre-
alizować na Eriadu.
Valorum zmarszczył krzaczaste brwi,
- Atak na mnie w tym miejscu podkopałby wątłe poparcie, jakim cieszy się dziś
Front na Odległych Rubieżach.
- Front Mgławicy nie więcej wiary pokłada w Republice niż w koalicji światów
peryferyjnych - odpowiedział Qui-Gon spokojnie, ale zdecydowanie. - Atakując pana
tutaj, Front może liczyć na to, że Republika straci wszelkie zainteresowanie strefami
wolnego handlu, kładąc tym samym podwaliny dla ruchów separatystycznych na Odle-
głych Rubieżach. -Zacisnął usta. - Wiem, że to wbrew wszelkiemu rozsądkowi, panie
kanclerzu, ale wygląda na to, że Front Mgławicy przestał kierować się rozsądkiem.
Valorum odszedł parę kroków od Qui-Gona, a potem odwrócił się raptownie.
- W takim razie do mnie należy przekonanie delegatów z sektorów peryferyjnych,
by poluzowali jarzmo, które nałożyły na nie Federacja Handlowa i Front Mgławicy.
- Najwyższy Kanclerzu - wtrąciła Adi - czy zgodzi się pan przynajmniej rozważyć
możliwość przełożenia pańskiej mowy otwierającej szczyt do czasu, gdy zdołamy usta-

Janko5 Janko5
167 James Luceno Maska kłamstw 168
stycyjnego, a także części artykułów spożywczych, zależy od Federacji Handlowej.
Naboo ryzykuje równie wiele, jeśli nie więcej, niż inne światy peryferyjne, przeciwsta-
ROZDZIAŁ wiając się Federacji. Musiałem długo przekonywać króla, że moja obecność na szczycie
jest niezwykle ważna.

26
- Jest pan ogromnie rozważny, senatorze - powiedział Gracus głosem, w którym
łagodne zniecierpliwienie walczyło o lepsze z podziwem. - Odpowiada pan na moje
pytanie, nie odpowiadając na nie. Popiera pan Valoruma, a jednak go pan nie popiera. -
Kiedy stało się oczywiste, że Palpatine nie zamierza odpowiedzieć, Gracus dodał: - Jak
rozumiem, rozmawiał pan z Najwyższym Kanclerzem w kwestii wysłania zbrojnego
oddziału na Asmeru.
- Delegacji dyplomatycznej - poprawił go Palpatine.
- Jak byśmy tego nie nazwali, nie może pan zmienić wszystkiego, co tam zaszło. I
nie może pan zaprzeczyć, że wygląda to raczej na misję siłową niż pokojową.
- Jeśli zamach na Valoruma nie sprawił, że uwaga całego szczytu skupiła się na Palpatine machnął lekceważąco ręką.
kanclerzu, to sprawa Asmeru na pewno tak - powiedział do Palpatine'a senator Bor - Informacje na temat tego, co tam zaszło, są w najlepszym wypadku skąpe. Co
Gracus ze Sluis Van. Posuwali się powoli w tłumie pozostałych delegatów w kierunku więcej, zapomina pan, że próbując zabić Najwyższego Kanclerza, Front Mgławicy
skanerów służb granicznych kosmoportu Eriadu. zadarł z samą Republiką.
Delegaci rasy ludzkiej i obcych ras stali w kolejce, ubrani w stroje i nakrycia gło- - Tak przynajmniej twierdzi Valorum - mruknął Gracus.
wy z najprzedniejszych tkanin - nie wyłączając Palpatine'a i jego tymczasowego towa- - Delegacja została zaatakowana i zareagowała w sposób stosowny do sytuacji -
rzysza, noszących podobne bogato zdobione płaszcze o szerokich rękawach i wysokich wyjaśnił Palpatine.
podwójnych kołnierzach. Gracus prychnął pogardliwie.
Sate Pestage i Kinman Doriana, też w czarnych płaszczach, trzymali się tuż za ple- - Też mi usprawiedliwienie! Valorum wykorzystał ten incydent, by uprzedzić atak.
cami Palpatine'a. Uniemożliwiając Frontowi Mgławicy zakłócenie szczytu, nakłania jednocześnie Fede-
- Słyszałem pewne plotki... wielu delegatów ze światów Jądra i Wewnętrznych rację Handlową do zaakceptowania opodatkowania. Podejrzewam też, że miał i inne
Rubieży uważa, że działania Najwyższego Kanclerza na Asmeru były zuchwałą próbą powody. Wszyscy spodziewali się, że rody Seneksa zaprotestują przeciwko pogwałce-
przypodobania się Federacji Handlowej. niu ich terytorium, ale jak dotąd siedzą cicho. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało,
Gracus był tęgim mężczyzną o wyłupiastych oczach i kartoflowa-tym nosie. Dumą że Valorum dogadał się z rodem Vandron. W zamian za brak protestów w sprawie
jego ojczystego świata była niewielka, ale kwitnąca stocznia. Podobnie jak inne planety Asmeru senat - a przynajmniej Valorum - mógłby przymknąć oko na powtarzające się
na Rimmiańskim szlaku handlowym i w jego pobliżu, Sluis Van uważała, że sprawa przypadki naruszania Praw Istot Rozumnych przez ród Vandron i uchylić ograniczenia
przyszłego importu jest rozstrzygnięta. uniemożliwiające Seneksowi handel ze światami Republiki.
- Plotki są wtedy cenne, gdy są trafne - odpowiedział po chwili Palpatine. - Naj- - Czy chodzi o niewolnictwo, czy o przemyt przyprawy. Światy Jądra niezbyt się
wyższy Kanclerz Valorum nie popiera nieuczciwych praktyk handlowych. interesują niesprawiedliwościami na Odległych Rubieżach - powiedział Palpatine zmę-
- Nieuczciwych, tak? Nie słyszałem, żeby pan wiwatował, gdy Valorum wygłosił czonym głosem. - Niezależnie od pogwałceń, planety Republiki chętnie handlowałyby
swoją mowę, wychwalając korzyści, jakie przyniesie opodatkowanie stref wolnego z Seneksem, gdyby Senex miał coś wartościowego do zaproponowania. Gdyby tak nie
handlu. było, Federacja Handlowa rozpadłaby się dawno temu. Jednak w rzeczywistości Ne-
- To nie oznacza, że tak nie uważam - powiedział Palpatine opanowanym głosem. imoidianie i reszta stali się niezastąpieni jako dostawcy dla światów Jądra.
- Jednak, podobnie jak pana, moja pozycja zmusza mnie do wygłaszania opinii tych, Gracus wygląda! na podenerwowanego.
których reprezentuję, a Naboo jest na razie niezdecydowana. - Cóż - prychnął - na światach Odległych Rubieży jednak wrze. Nawet ci, którzy
Gracus spojrzał na niego spod oka. nie popierają otwarcie Frontu Mgławicy, potępiają samowolną interwencję Republiki
- Chciał pan powiedzieć, że król Veruna jest niezdecydowany. na Asmeru.
- Jego kłopoty dopiero się zaczęły, co do tego nie mam wątpliwości. Nasz regent Palpatine uśmiechnął się dwuznacznie.
jest zbyt mocno zamieszany w skandal, by zastanawiać się nad sprawami o znaczeniu - Jestem pewien, że Najwyższy Kanclerz rozwieje wszystkie obawy w swojej
wykraczającym poza problemy Naboo. Zapomina, że większość naszego importu inwe- przemowie do delegatów.
Janko5 Janko5
169 James Luceno Maska kłamstw 170
- Nie możemy się doczekać, co ma nam do powiedzenia- powiedział z przekąsem bezpieczeństwa. Ponadto Dyrektoriat Federacji Handlowej nalegał na zainstalowanie
Gracus. - Wiadomo, że kiedy jedną ręką chce ukarać Federację Handlową opodatkowa- małego generatora tarczy w przydzielonej im części sali, w której miał odbywać się
niem, drugą głaszcze ją, eliminując jej najpoważniejszego przeciwnika. szczyt.
Palpatine nie tracił dobrego humoru. Jeden rzut oka na demonstrantów oblepiających mur wokół kosmoportu przekonał
- Czasem trzeba reagować natychmiast. Najbardziej drobiazgowe plany nie po- Gunraya, że członkowie dyrektoriatu wykazali się godną pochwały przezornością, mi-
zwalają przewidzieć wszystkiego. - Patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem. - Świat mo śmieszności, na jaką narazili się w opinii kolegów z galaktycznego senatu.
wokół nas nieustannie się zmienia, senatorze. W jednej chwili jesteśmy po stronie świa- Pozostała szóstka członków dyrektoriatu, eskortowana przez eriaduańskich agen-
tła, by za chwilę znaleźć się w mroku. Sami musimy szukać dróg wyjścia. Gdyby moż- tów ochrony, prowadziła orszak Federacji Handlowej w stronę terminalu. Na samym
na naprawdę przewidzieć przyszłość... gdyby ktoś został obdarzony tak niezwykłą mo- przedzie szli czterej dyrektorzy rasy ludzkiej - dwaj z Kuat, jeden z Balmorry i jeden z
cą... wówczas, być może, można by nagiąć przyszłość w tę czy inną stronę. Na razie Filve. Za nimi podążali dyrektorzy z Granu i Sullusta, ubrani w kosztowne tuniki i na-
jednak idziemy przed siebie, potykając się, po omacku, jak ślepcy szukając prawdy. krycia głowy, znacznie jednak mniej ekstrawaganckie niż stroje Gunraya i Doda.
Gracus prychnął. - Czy możemy uznać aferę na Asmeru za znak, że Valorum potajemnie nam sprzy-
- Może powinien pan rozważyć swoją kandydaturę na stanowisko kanclerza, sena- ja? - zapytał Sullustanin Granina.
torze. - Nie, o ile Valorum nie zaskoczy nas wszystkich, wycofując się z propozycji opo-
Palpatine pokręcił głową. datkowania - odparł Granin.
- Zadowala mnie odgrywanie mojej własnej roli za kulisami. - Moi doradcy prawni zapewniają mnie, że Republika nie ma prawa nakładać po-
- Do czasu, jak przypuszczam - mruknął Gracus, gdy Palpatine wyprzedził go w datków na strefy wolnego handlu - odezwał się Gunray we wspólnym ze swego dostoj-
kolejce. nie kroczącego postumentu.
Jeden z Kuatian obejrzał się przez ramię na Neimoidianina i roześmiał się głośno.
Czerwone oczy Nate'a Gunraya wędrowały po rzędach delegatów oczekujących w - Republika zrobi, co będzie chciała, wicekrólu. Jesteś głupcem, jeśli wierzysz, że
kolejce do prymitywnych eriaduańskich urządzeń skanujących. Jego wzrok spoczął na jest inaczej. Valorum nie przestał być naszym przeciwnikiem.
dwóch senatorach rasy ludzkiej -jeden był okrągły i plebejski, drugi wyprostowany i Gunray przełknął w milczeniu poniżenie. Ciekawe, pomyślał, co Kuatianin powie-
wyrafinowany - zatopionych w ożywionej wymianie zdań. Spojrzał w dół ze swego działby na zapewnienie ze strony Dartha Sidiousa, że Valorum jest najsilniejszym
mechanofotela na senatora Lotta Doda. sprzymierzeńcem Federacji Handlowej w senacie? Czy wówczas też byłby taki szybki,
- Kim jest ten człowiek w granatowym płaszczu... tam, co rozmawia z tym drugim, by szydzić i drwić?
tęgim? Gunray mocno w to wątpił.
Dod podążył wzrokiem za palcem wskazującym wicekróla. Arogancki Kuatianin i pozostali nie mieli pojęcia o sekretnym przymierzu, które
- To senator Palpatine z Naboo. Gunray zawarł z lordem Sithów. Traktowali kolejne zakupy coraz nowocześniej szych
- Nasz przyjaciel? robotów bojowych przez Neimoidian jako stratę pieniędzy, świadczącą o ich coraz
Dod pokręcił głową z powątpiewaniem. silniejszej manii prześladowczej. Rzadko kiedy jednak sprzeciwiali się tym wydatkom,
- Robi wrażenie zwolennika umiarkowanego kursu, wicekrólu. Słyszałem jednak, bo broń pozwalała zwiększyć bezpieczeństwo transportów. Nie wiedzieli również o
że namawiał kanclerza Valoruma do wysłania sił policyjnych do sektora Seneksa. planie Sidiousa, by zwiększyć zasięg Federacji Handlowej poza systemy peryferyjne,
- A zatem potencjalny przyjaciel - powiedział Gunray. aż na zewnętrzny pierścień Odległych Rubieży galaktyki.
- Wkrótce przekonamy się, kto zajmuje jaką pozycję. A mimo to Gunray był niespokojny.
Za nimi, przykucnięty na durabetonie, stał wahadłowiec, którym przylecieli na Lord Sithów skontaktował się z nim tylko raz od czasu zaaranżowanego przezeń
powierzchnię - statek o organicznym wyglądzie, na czterech wielostawowych, uzbrojo- spotkania z handlarzami broni z koncernów Baktoid i HaorChall. Kontakt był krótki i
nych w pazury łapach ładowniczych, z dwoma przypominającymi oczy otworami wen- jednostronny, a Sidious podkreślał w nim wagę uczestnictwa Gunraya w szczycie han-
tylacyjnymi i generatorem tarczy, który wyrastał z tylnej części płaskiego kadłuba jak dlowym i zapewniał, jak zwykle, że wszystko toczy się zgodnie z planem.
uniesiony ogon. - Sposobem na pokonanie kanclerza Valoruma- powiedział drugi Kuatianin -jest
Gunray i Dod mieli na sobie ceremonialne szaty, płaszcze i tiary -karmazynowy przekonanie naszych członków, że nic nie zyskują, występując z Federacji i wystawia-
kaszmir dla wicekróla, głęboki fiolet dla senatora. Z przodu, z tyłu i po obu bokach jąc własną reprezentację w senacie.
maszerowały roboty strażnicze z karabinami blasterowymi przewieszonymi przez ra- - Nawet jeśli oznaczałoby to przyznanie im lukratywnych przywilejów handlo-
mię. Roboty były odpowiedzią Neimoidian na zaoferowane im przez Eriadu środki wych - dodał Sullustanin.
Janko5 Janko5
171 James Luceno Maska kłamstw 172
- Ale nasze zyski!... - wpadł mu w słowo Gunray, który mimo najszczerszych chę-
ci nie zdołał się opanować.
- To systemy peryferyjne muszą przejąć ciężar podatków nałożonych przez Repu- ROZDZIAŁ
blikę - powiedział członek dyrektoriatu z Balmorry. -To jedyne rozwiązanie.

27
- A jeśli podatki okażą się zbyt wygórowane, by systemy peryferyjne były w stanie
się z nich wywiązać? - zapytał Granin. - Stracimy nasz udział w rynku. To nam może
poważnie zaszkodzić.
Tym razem Gunray zdołał się opanować.
„To jedna wielka szarada - powiedział mu Sidious. - Opodatkowanie jest tylko
drobną przeszkodą na naszej drodze do większej chwały. Pozwól swoim kolegom z
dyrektoriatu mówić i robić, co uznają za stosowne. Powstrzymaj się jednak od wtrąca-
nia własnych odpowiedzi -zwłaszcza w czasie szczytu".
Nasza droga, pomyślał Gunray.
Ale czy Darth Sidious okaże się prawdziwym partnerem? Czy Neimoidianie nie Havac i jego oddział wrócili do głównego pomieszczenia magazynu celnego, gdzie
skończą jako jego poddani? Jak długo lord Sithów zadowoli się jedynie potęgą ekono- było słychać odległy ryk startujących statków. Piątka najemników zebranych przez
miczną? I co stanie się z wicekrólem Natem Gunrayem, gdy Darth Sidious znajdzie Cohla siedziała na płozach sań repulsorowych, którymi przyjechali do magazynu.
sobie cel znacznie bardziej godny jego mrocznej wiedzy? Widząc chwiejny krok Havaca, Lope zorientował się, że stało się coś nieoczeki-
Już teraz namiestnik wicekróla Hath Monchar i głównodowodzący Dofine, każdy wanego. Zeskoczył z płozy i spojrzał w głąb korytarza prowadzącego na tyły budynku.
z osobna, dali wyraz swemu niezadowoleniu z faktu zawarcia przymierza, nie zdając - Gdzie kapitan Cohl? - zapytał.
sobie sprawy, że zostało ono Gunrayowi nie tyle zaoferowane, co narzucone. Havac zmrużył oczy widoczne ponad szarfą zakrywającą mu twarz i odwrócił się
Lord Sithów obiecał Gunrayowi skontaktować się z nim jeszcze raz przed rozpo- w jego stronę.
częciem szczytu. Być może, pomyślał z nadzieją wicekról, wtedy dowie się wszystkie- - Cohl wyszedł tylnym wejściem. Przesyła wam pozdrowienia. -Zanim ktokolwiek
go. inny zdążył zadać dalsze pytania, zwrócił się do Lope^:
- Jaki rodzaj broni preferujesz?
Lope spojrzał jeszcze raz w głąb korytarza i wrócił do sań.
- Noże. Dowolnej długości.
Havac zwrócił się do drugiego mężczyzny.
- A ty? - zapytał pewniejszym tonem.
- Karabin snajperski. Przeniósł wzrok na Gotala.
- Nie jestem strzelcem. Jestem zwiadowcą.
Havac przyglądał się przez chwilę pozostałej dwójce - mężczyźnie wyglądającemu
na brutala i równie twardej kobiecie.
- Nie mam żadnych preferencji - mruknął mężczyzna.
- Ani ja - dodała kobieta. Havac wyjął przenośny holoprojektor z kieszeni i ustawił
go na szczycie metalowej skrzyni towarowej. Wszyscy zebrali się wokół widocznego w
stożku holoświatła wizerunku budynku z epoki klasycznej, o dachu w kształcie kopuły.
- Tutaj odbędzie się szczyt - powiedział Havac, a obraz zaczął się ; obracać, ukazując
wysokie, smukłe wieże na każdym z rogów i cztery główne wejścia. - Główna sala jest
okrągła, zaprojektowana podobnie jak galaktyczny senat, ale w znacznie mniejszej skali
i bez ruchomych I lóż.
Havac wywołał panoramiczny obraz wnętrza.
- Zgodnie z przesadnym przekonaniem o własnej wartości, delegacja Eriadu wy-
brała dla siebie miejsce w samym środku sali. Delegacja Coruscant zajmie rzędy sie-
Janko5 Janko5
173 James Luceno Maska kłamstw 174
dzeń po wschodniej stronie... o, tutaj... a członkowie Dyrektoriatu Federacji Handlowej Snajper spojrzał na Lope'a.
po zachodniej. Delegacje reprezentujące Światy Jądra, Wewnętrzne Rubieże i systemy - Nie powiedziałem, że tego nie zrobię. Pytam tylko, jak niby mam się dostać na te
peryferyjne zajmą resztę sali. W przypadku zagrożenia Federacja Handlowa może uru- kładki.
chomić pole siłowe. Delegacja Valoruma zrezygnowała jednak z tarcz w geście dobrej Havac dał znak jednemu z obcych ze swojej drużyny. Niktianin umieścił sporą wa-
woli. lizkę na tej samej skrzyni, na której stał holoprojektor. Kiedy ją otworzył, Havac wyjął
Snajper przyglądał się obrazowi przez chwilę. z walizki kamizelkę i podał ją snajperowi.
- Valorum będzie trudnym celem... nawet z najwyższych rzędów " sali. - Dzięki tej kamizelce uznają cię za jednego z ochroniarzy - wyjaśnił. -Niezbędne
- Będziesz ponad nimi - wyjaśnił Havac. - Górna część sali to prawdziwy labirynt dokumenty dostaniesz później. Chodzi o to, że znajdziesz się w sali, zanim pojawi się
kładek i przypór dla techników i konserwatorów, tam którykolwiek z delegatów. Kiedy się dowiemy, którym wejściem przybędzie Valo-
I a także loże dla prasy i mediów. rum, będziesz mógł zająć taką pozycję, jaką uznasz za najlepszą.
- Mielibyśmy większą szansę trafienia VaIoruma, zanim wejdzie do budynku - Snajper zwinął kamizelkę i wsunął pod pachę.
odezwał się Lope. - Kiedy mam strzelić?
- Być może - zgodził się Havac. - Ale nasz plan zasadza się na założeniu, że prze- - Cały szczyt zacznie się trzema długimi fanfarami odegranymi na trąbkach - cią-
nikniemy do środka i tam załatwimy robotę. gnął Havac. - Zaplanuj wszystko tak, by strzelić na początku trzeciej.
- Cztery wejścia - powiedział snajper. - Którym wejdzie Valorum? - Valorum będzie już wtedy na swoim miejscu?
Havac pokręcił głową. Havac przytaknął i wywołał z powrotem obraz wnętrza sali.
- Tego nie wiemy. Trasa jego przejazdu będzie trzymana w tajemnicy do ostatniej - Tak. Ale pierwszy strzał ma trafić tutaj.
chwili, a nie mamy nikogo w jego pobliżu, by udostępnił nam te dane. Dlatego potrze- Snajper spojrzał na wskazywany przez Havaca punkt na podłodze i przeniósł zdu-
bujemy na zewnątrz tropiciela. miony wzrok na terrorystę.
Havac wyświetlił kolejny obraz, pokazujący starsze dzielnice miasta, gdzie szczy- - Nie chwytam. Kto tam będzie?
ty niezliczonych budynków mieszały się z okrągłymi kopułami i eleganckimi wieżow- - Nikt.
cami. - Nikt - powtórzył snajper i zaczął kręcić głową. - Nie wiem, o co w tym wszyst-
- Ochrona Eriadu stara się zagwarantować, że dachy będą puste, ale mają za mało kim chodzi, aleja muszę dbać o swoją reputację. Kiedy najmuję się do strzelania, nie
repulsorowych pojazdów, by zapewnić stały nadzór, zwłaszcza na obszarach takich jak pudłuję.
ten, gdzie dachy łączą się ze sobą. Zamiast tego regularnie omiatają miasto z powietrza, Havac warknął spod szarfy:
koncentrując się na budynkach przylegających do gmachu, w którym odbędzie się - Dobra, w takim razie wybierz sobie jakiś cel. Zrań kogoś. Lope wystąpił do
szczyt. Havac wskazał na jedną z kopuł. przodu.
- Stąd jest niezły widok na cztery bulwary prowadzące do osobnych wejść do bu- - Myślałem, że naszym celem jest Valorum.
dynku. Tropiciele - wskazał na Lope'a, Gotala i kobietę – będą mieć dość czasu pomię- Havac potwierdził skinieniem głowy i spojrzał wszystkim w twarze.
dzy policyjnymi nalotami, by zająć tam pozycje. Dostęp do dachu mamy z naszej tutej- - Ale nie chcę, żebyście to wy go zastrzelili.
szej kryjówki. Tam się również spotkamy po wszystkim albo na wypadek wystąpienia Podczas gdy Lope wymieniał zdziwione spojrzenia z pozostałymi, Havac wyłączył
nieprzewidzianych okoliczności. Kawalkadę poduszkowców wiozącą Valoruma łatwo holoprojektor i odstawił go na bok. Jednocześnie dwóch Bithan zaczęło otwierać meta-
będzie zauważyć. Gdy tylko ustalimy trasę ich przejazdu, przekażę tę informację pozo- lową skrzynię, na której przedtem stało urządzenie. Wyciągnęli z niej plątaninę meta-
stałym. lowych członków z długą, cylindryczną głową.
- A ty gdzie będziesz? - zapytał Lope. Havac odwrócił się do niego. - Poznajcie najważniejszego członka naszego zespołu - powiedział Havac. - Skon-
- Strzelcy będą już wówczas w środku, na kładkach ponad salą. struowany specjalnie dla nas przez tę samą firmę, która dostarcza Federacji Handlowej
- To pierwsze miejsce, które przeczesze ochrona - warknął snajper. - Chcę mieć z ich roboty strażnicze.
tego coś ekstra, jeśli mam się tak wystawiać. Wyjmując z kieszeni niewielkiego pilota, wpisał kod, a robot bojowy rozłożył się i
Havac potrząsnął głową. stanął na baczność, z rękami wzdłuż boków i karabinem blasterowym na plecach. Nik-
- Dostaniesz tyle samo co inni. Wszyscy mamy ważne zadania. tianin oderwał sworzeń ogranicznika od pokrywy tułowia niemal dwumetrowego robo-
- Havac ma rację - powiedział Lope. - Jeśli nie podoba cisie rola strzelca, zajmę ta i odszedł na bok. Ogranicznik uderzył o podłogę i poturlał się pod najbliższe repulso-
twoje miejsce, a ty weź się za obserwację na dachu. I tak nie lubię pracy na wysoko- rowe sanie.
ściach. Havac wstukał inny kod.
Janko5 Janko5
175 James Luceno Maska kłamstw 176
W jednej chwili robot sięgnął przez ramię po karabin blasterowy. Równie szybko Lope spojrzał na snajpera, na Gotala, a potem na ludzi i obcych z drużyny Havaca
zareagowali najemnicy, przyjmując pozycje obronne i dobywając własnej broni. i z powrotem na snajpera.
- Spokój! - polecił Havac głośno, pomagając sobie gestem. - Wszystko jasne? - zapytał Havac, przerywając długą chwilę ciszy.
Znów wstukał sekwencję znaków na pilocie. Kiedy robot odwiesił broń na plecy, Lope przytaknął.
Havac zaczął obchodzić go dookoła. - Jeszcze tylko jedno pytanie, Havac. Gdzie ty będziesz w tym czasie?
- Jest zupełnie nieszkodliwy - zapewnił wszystkich - chyba że polecę mu co inne- - Tam, gdzie będę miał was wszystkich na oku - powiedział, i na tym stanęło.
go.
Gotal był jedynym, który nie schował broni. Znad wykładanej mozaiką podłogi sali, w której odbywał się szczyt, Qui-Gon
- Nie będę pracował z robotem - powiedział gniewnie. - Ich pole energetyczne spojrzał w górę na rzędy foteli, na ozdobne wykusze łukowatych okien, na loże dla
przeciąża moje zmysły. prasy i mediów, na kładki techniczne. Jego wzrok zatoczył pełen krąg, rejestrując grupy
- Nie będziesz musiał z nim pracować - zapewnił Havac. - On też będzie wewnątrz robotów badających kilka setek monitorów wizyjnych umieszczonych na sali, zespoły
sali. Departamentu Sprawiedliwości i miejscowej ochrony, przesuwające się wzdłuż rzędów
Lope i strzelec wymienili zaniepokojone spojrzenia. z wielkimi zwierzętami trzymanymi na smyczach. Niuchacze wąchały, smakowały i
- A kto go wprowadzi? - zapytał Lope. badały stęchłe powietrze.
- Federacja Handlowa. W części sali przeznaczonej dla delegacji Coruscant mistrzowie Tiin i Ki-Adi-
Snajper z trudem usiłował domknąć szczękę. Mundi przemykali się pomiędzy fotelami, szukając miejsc o najmniejszych zakłóce-
- Chcesz powiedzieć, że to ten robot odwali zadanie strzelca? Havac przytaknął. niach Mocy. W innej części sali to samo robiły Adi Gallia i Vergere; zmysłami wy-
- W takim razie po co ja mam strzelać w podłogę? ostrzonymi Mocą próbowały odkryć choćby najdrobniejszą wskazówkę na temat tego,
- Bo twój strzał uruchomi łańcuch zdarzeń, który pozwoli naszemu koledze wyko- co zaplanowali Havac i zamachowcy Cohla.
nać otrzymane rozkazy. - Havac popatrzył na robota. - Ten robot nie musi być sterowa- Ze swoimi czterema wejściami i licznymi oknami, sala była prawdziwym koszma-
ny przez centralny komputer. Ale musi postrzegać zagrożenie, zanim przejdzie w tryb rem dla ochroniarza. Co gorsza, władze Eriadu ogłosiły, że szczyt będzie otwarty nie
działania. tylko dla delegatów, ale i dla reporterów HoloNetu, najrozmaitszych dygnitarzy i grup
zasłużonych, muzyków, przedstawicieli przedsiębiorstw i niemal każdej innej osoby
Lope zaczął kręcić głową. dysponującej najmniejszą choćby cząstką władzy i wpływów. Oczekiwano przybycia
- Chcesz, żeby wyglądało, jakby to Federacja Handlowa zabiła Valoruma? tylu różnych ras - każda w orszaku asystentów, tłumaczy i ochroniarzy - że prawie nie-
Pozostali najemnicy wpatrywali się w Havaca. możliwe było ustalenie, kto jest upoważniony do przebywania w sali, a kto nie.
- Co ci w tym nie pasuje? Qui-Gon zaczął drugie okrążenie. Delegacja Eriadu przyznała sobie miejsce w
- Kapitan Cohl powiedział nam, że to będzie prosta robota - zaprotestował snajper. środku sali, na najniższym poziomie; kanclerza Valoruma ulokowała po swojej lewej
-Nie mówił nic o Federacji Handlowej. stronie, Dyrektoriat Federacji Handlowej zaś - po prawej. Gildia Komercyjna i Unia
- Kapitan Cohl nie wiedział o wszystkich szczegółach planu - odpowiedział chłod- Technologiczna miały zająć miejsca pomiędzy nimi, rozdzielone przez delegacje Jądra i
no Havac. -Nie mogliśmy ryzykować przecieku. systemów peryferyjnych.
Lope roześmiał się krótko. Wzrok Qui-Gona przyciągnęły ponownie napowietrzne kładki i pomosty; na wielu
- Myślę, że możemy to zrozumieć, Havac. Ale jeśli wyda się, że pomogliśmy wro- z nich zainstalowano urządzenia dźwiękowe i oświetlenie.
bić Federację Handlową... Snajperzy mogą tam zająć dowolną wybraną pozycję, pomyślał. Zamachowcy
- Mają dłuższe ręce niż Republika, Havac - podjął snajper. - Napuszczana nas każ- gardzący własnym życiem mogliby spowodować niewyobrażalne szkody.
dego łowcę nagród od Coruscant po Tatooine. I nie wiem jak inni, aleja nie mam za- - Wyczuwasz coś, mistrzu? - zapytał Obi-Wan zza jego pleców.
miaru spędzić reszty życia zadekowany w jakiejś dziurze. - Tylko tyle, że walczymy z niewidzialnym, Obi-Wanie. Za każdym razem, gdy
Havac rzucił im kamienne spojrzenie. jesteśmy blisko zidentyfikowania przeciwnika, okazuje się kimś innym i znika.
- Wyjaśnijmy sobie jedno. Żeby zrealizować ten plan, musimy przechytrzyć - A więc to nie kapitan Cohl?
ochronę Eriadu, chłopców z Departamentu Sprawiedliwości i rycerzy Jedi. Jasne, nie- Qui-Gon pokręcił głową.
wykluczone, że będziecie się musieli wykupić u paru łowców nagród, kiedy skończy- - Wyczuwam w tym rękę innego organizatora, kogoś, kto manipuluje Cohlem
my. Ale sądząc po waszej reputacji, jesteście w stanie to zrobić. Jeśli któryś z was uwa- równie łatwo jak nami.
ża, że nie da rady, to lepiej, żeby powiedział nam o tym teraz. - Ale nie ten Havac.
Janko5 Janko5
177 James Luceno Maska kłamstw 178
Qui-Gon rozważył tę możliwość.
- Ten ktoś nosi imię, którego nie znam, padawanie. Być może tajemnica tkwi je-
dynie w tym, że nie jestem w stanie widzieć dalej niż obecną chwilę. A co ty czujesz? ROZDZIAŁ
Obi-Wan spoważniał.

28
- Czuję, że rozwiązanie jest bliskie, mistrzu. Qui-Gon klepnął go po ramieniu.
- To pokrzepiające, Obi-Wanie.
Adi Gallia i Vergere zeszły niżej spomiędzy rzędów foteli, by z nimi porozma-
wiać.
- Ochrona zapewniła nas, że skanery przy wejściach są w stanie wykryć materiały
wybuchowe i broń, niezależnie od ich rodzaju-powiedziała Adi. - Strażnicy staną na
najniższym poziomie sali i będą patrolować przejścia między rzędami. Jednostki ochro-
ny i roboty zajmą się nieustanną obserwacją dachów.
- To może powstrzymać Cohla przed zaatakowaniem tutaj - zauważył Qui-Gon. -
Ale jeśli postanowi zacząć jeszcze na zewnątrz? Cohl zamrugał i otworzył oczy. Zobaczył nad sobą rozmazany obraz zakrwawio-
- Trasa przejazdu Najwyższego Kanclerza zostanie ustalona przez komputer w nej twarzy Boiny'ego. Było mu niedobrze. Wiedział, że powinien czuć ból, ale nie był
ostatniej chwili. w pełni świadom własnego ciała. Pewnie Boiny nafaszerował go środkami przeciwbó-
- Wolałbym, żeby wylądował aerowozem na dachu. lowymi. Cohl poczuł w ustach smak krwi i coś jeszcze - kwaśny posmak płynu bacta.
Adi pokręciła przecząco głową. Obraz twarzy Boiny'ego zaczął nabierać ostrości. Strzał z miotacza wypalił głębo-
- Niestety, Qui-Gonie. Nalegał, że przyjedzie pojazdem naziemnym. Musimy za- ką bruzdę na lewym boku zielonoskórej czaszki Rodianina. Na powierzchni rany lśnił
ufać tym samym środkom bezpieczeństwa, które podjęto podczas jego przejazdu z ko- świeży opatrunek bacta, ale Cohl wątpił, by cudowna substancja mogła tym razem na-
smoportu do rezydencji gubernatora Tarkina. prawdę pomóc.
- Qui-Gonie! - zawołał nagle mistrz Tiin. Nagle przypomniał sobie, co się stało. Spróbował wstać.
Qui-Gon odwrócił się i zobaczył, że Tiin razem z Ki-Adi-Mundi idą w jego stronę. - Chwileczkę, kapitanie - powiedział Boiny, słabym i schrypniętym głosem. - Po-
- Znaleziono frachtowiec kapitana Cohla- powiedział Tiin. - Koreliański frachto- trzebuje pan chwili odpoczynku.
wiec. W kabinie byli związani celnicy. Cohl zignorował go. Poderwał się do pionu tylko po to, by upaść twarzą w dół na
Qui-Gon i Obi-Wan wymienili szybkie spojrzenia. twardą podłogę. Poczuł, że pęka mu chrząstka w nosie, a krew zaczyna spływać stru-
- Skąd wiedzą, że to ten sam, którym przyleciał tu Cohl? myczkiem po wąsach i górnej wardze.
- Dane z komputera nawigacyjnego wskazują, że przybył na Eriadu z przestrzeni Zaczął się czołgać w stronę nieruchomego ciała Relli - nieruchomego i zimnego
Karfedionu - wyjaśnił Ki-Adi-Mundi. pod dotykiem jego palców, gdy pogładził japo twarzy wyciągniętą ręką.
- Cohl musiał więc wylądować na powierzchni statkiem służb celnych - stwierdził Boiny znalazł się nagle tuż obok niego.
Qui-Gon. - Ona nie żyje, kapitanie - powiedział z bólem. - Kiedy się ocknąłem, było już za
Tiin przytaknął, zatrzymując się przed Qui-Gonem. późno.
- Jednostkę służb celnych znaleziono w kosmoporcie. Cohl podczołgał się ostatni metr, który dzielił go od Relli. Otoczył ramieniem jej
- Powinniśmy sami ją obejrzeć - powiedział Obi-Wan, ruszając z miejsca. Nagle ciało, przycisnął do piersi i zapłakał.
zatrzymał się. - I po co wracałaś? - powiedział cicho, nie powstrzymując łez.
- Ale co ich skłoniło do przeszukania frachtowca? W końcu przeturlał się na plecy i spojrzał na Boiny'ego.
Tiin wyglądał, jakby się spodziewał tego pytania; na twarzy Qui-Gona pojawił się - Trzeba było pozwolić mi umrzeć.
ten sam wyraz czujnego zaniepokojenia. Boiny najwyraźniej przewidział jego reakcję.
- Przeciek od anonimowego informatora. - Gdyby rzeczywiście był pan umierający, może bym to zrobił. - Złapał za bok po-
szarpanej koszuli Cohla, spod której ukazała się gruba kamizelka kuloodporna. - Kami-
zelka pochłonęła większość strzałów, ale ma pan obrażenia wewnętrzne. - Spojrzał na
podziurawione lewe udo Cohla, po czym pochylił się, by zbadać jego czoło. - Opatrzy-
łem jak się dało pozostałe rany.
Janko5 Janko5
179 James Luceno Maska kłamstw 180
Cohl dotknął głowy. Wystrzał z miotacza Relli spalił wszystkie włosy po prawej W pomieszczeniu na przedzie budynku słychać było odgłosy lądowań i startów,
stronie czaszki, pozostawiając ranę równie głęboką i poszarpaną jak rana Boiny'ego. chociaż rozsuwane drzwi były zamknięte. Sanie repulsorowe nadal unosiły się metr
- Gdzie znalazłeś... ponad zakurzoną podłogą, a wszystko inne wyglądało mniej więcej tak samo, jak to
- W szafie koło drzwi był awaryjny pakiet medyczny. Plastry bacta są już parę sobie zapamiętał Cohl.
miesięcy po terminie ważności, ale może wystarczą nam na pewien czas. Boiny rozglądał się chwilę po magazynie, a potem przeszedł na środek pomiesz-
Cohl otarł nos wierzchem dłoni i nabrał powietrza w płuca. czenia i zatrzymał się dwa metry od pierwszych sań.
- A twoja głowa... - Była tu skrzynia towarowa.
- Kości są pęknięte, a skóra spalona. Zaserwowałem sobie solidną porcję tych Cohl przyglądał się śladom na zakurzonej podłodze.
środków przeciwbólowych, które podałem i panu. Prawie przedawkowałem, ale przy- - Zbyt duża na skrzynię z bronią.
najmniej widzę teraz tylko jednego kapitana Cohla Rozglądając się dookoła, jednocześnie zauważyli przenośny holo-projektor. Spo-
Cohl zdołał podźwignąć się do pozycji siedzącej. Rozejrzał się po pomieszczeniu i czywał na wysuniętej przyporze cumowniczej jednych z sań. Boiny dotarł do urządze-
zobaczył mężczyznę, którego zabił, leżącego twarzą do góry dokładnie w tym samym nia pierwszy, ustawił na saniach i włączył. Cohl pokuśtykał w jego stronę, podczas gdy
miejscu, gdzie trafiła go kula. Poza tym było pusto. Przeniósł wzrok na Boiny'ego. holoprojektor zaczął wyświetlać obrazy zapisane w pamięci.
- Dlaczego nas nie wykończyli? - To sala, w której ma się odbyć szczyt - powiedział, widząc trójwymiarowy wize-
- Nie spodziewali się takiego rozwoju sytuacji. Havac pewnie spanikował. runek majestatycznego budynku nakrytego kopułą na szczycie wzgórza.
Cohl zastanawiał się przez chwilę. Boiny pozwolił, by hologram ponownie odtworzył sekwencję obrazów, zatrzymu-
- Nie. Wiedział, że tropią nas Jedi. Chciał, żeby nas znaleziono. - Przerwał na jąc urządzenie na obrazie pokrytego lasem wzgórza i czterech szerokich alei prowadzą-
chwilę, zanim dodał: - Ale chyba nie jest aż tak głupi, żeby wierzyć, że nic nie powiem cych do budynku.
o tej jego operacji, powodowany jakimś chorym poczuciem honoru. - To widok z dachów, który oglądaliśmy wcześniej - stwierdził, puszczając odtwa-
- Może liczył na to, że nie zdradzi pan Lope'a i pozostałych. rzanie do tyłu. - Havac chce pewnie zaatakować kanclerza, zanim ten wejdzie do bu-
Cohl powoli pokiwał głową. dynku.
- I tu mnie wyczuł. Ale i tak pożałuje, że mnie nie zabił, kiedy miał okazję. - Z wi- Cohl podrapał nędzne resztki swojej brody i przez chwilę się namyślał. Wskazał
docznym wysiłkiem uniósł się, przyklękając na zdrowym kolanie. - Czy któryś z nich na urządzenie.
jest jeszcze w budynku? - Nie sądzę, żeby zapomniał holoprojektora. Chciał, żeby ktoś go znalazł... tak jak
- Tylko celnicy w korytarzu. Magazyn jest pusty. chciał, żeby nas znaleźli.
Cohl wyciągnął rękę do Rodianina. Wtem Boiny nachylił się i sięgnął pod jedne z sań.
- Pomóż mi wstać. - Mam tu coś, czego chyba nie mieliśmy znaleźć - powiedział, prostując się.
Skrzywił się, gdy Boiny podźwignął go do pionu. Ostrożnie postawił lewą nogę i Cohl zmrużył oczy, wpatrując się w gruby metalowy cylinder, który pokazał mu
poczuł się okropnie słabo. Boiny.
- Będę potrzebował kuli. - Sworzeń ogranicznika?
- Coś się znajdzie - powiedział Boiny. - Bardzo nietypowy. - Boiny uniósł sworzeń tak, by znalazł się na poziomie ich
Cohl balansował na zdrowej nodze. Pomyślał, że serce mu pęknie, jeśli spojrzy oczu. - Podobny do tych, które wstrzeliliśmy robotom strażniczym na „Strumieniu
jeszcze raz na Rellę, ale mimo to zmusił się, by popatrzeć w dół. Przychodów", tylko nieco zmodyfikowany dla nowszej jednostki. Może robota bojo-
- Niektórzy rodzą się po to, by ich zdradzono - szepnął. - Nie wynagrodzę ci tego, wego?
Rella. Ale wykorzystam wszystko, co mi pozostało, by cię pomścić. - A więc Havac ma robota- powiedział Cohl bardziej do siebie niż do Rodianina. -
Czy to robot był w tej skrzyni? Znalazłeś inne bolce?
Opierając się na kuli, którą Boiny zmajstrował z metalowej rurki i okręconego Boiny przyglądał mu się sceptycznie.
szmatą uchwytu z plastali, Cohl wyszedł za Rodianinem na korytarz. Związani celnicy, - Front Mgławicy miałby zatrudniać roboty? To niemożliwe. - Obejrzał jeszcze raz
z opaskami na oczach, pewnie się nawet nie zorientowali, gdy minęli ich chyłkiem, idąc sworzeń. - Jedno jest pewne, kapitanie. To zostało wydłubane z robota. Widzę ślady
w stronę wejścia do magazynu. Celniczka, której Rella zabrała mundur, leżała nieprzy- jakiegoś narzędzia.
tomna, nadal ogłuszona po zastrzyku, który wpakował w nią Boiny jeszcze na pokła- Cohl wziął od niego sworzeń i zacisnął w dłoni.
dzie statku. - Ostrzegłem Havaca, że ktoś we Froncie musiał poinformować Departament
Sprawiedliwości o naszych planach ataku na frachtowiec. Tym razem podjął dodatkowe
Janko5 Janko5
181 James Luceno Maska kłamstw 182
środki ostrożności. - Cohl spojrzał na Boiny'ego. - Havac powiedział, że Front zwabił Adi Gallia i Saesee Tiin, bez charakterystycznych płaszczy Jedi, wysiedli i pode-
Jedi na Asmeru. To by mogło oznaczać, że zamach na Valoruma na Coruscant mógł szli prosto do kanclerza. Pierwszy odezwał się Tiin.
być tylko przykrywką, która miała odciągnąć uwagę od Eriadu. - Najwyższy Kanclerzu, pojawił się pewien problem. Otrzymaliśmy potwierdzoną
- Słusznie - powiedział Boiny niepewnie. wiadomość, że zamachowcy zdołali pokonać środki ostrożności podjęte przez straż
Cohl spojrzał na holoprojektor. Eriadu. Qui-Gon Jinn i kilku innych Jedi udało się do kosmoportu w nadziei, że uda im
- Havac zostawia nas i holoprojektor, żeby władze mogły nas odnaleźć.. . - się ich pojmać.
Uśmiechnął się złowrogo. - Nie wiem, jak Havac zamierza to zrobić, Boiny, ale chyba - Zagrożenie jest realne, Najwyższy Kanclerzu-dodała żarliwie Adi.
wiem, co zamierza zrobić. Valorum zmarszczył czoło.
- To znaczy? - zapytał zdezorientowany Boiny. - Chcę, by ich znaleziono - powiedział w końcu. - Nie pozwolę, żeby szczyt został
Cohl schował sworzeń ogranicznika w kieszeni na piersi i zaczął kuśtykać w stro- przerwany.
nę korytarza. Tiin i Adi przytaknęli.
Boiny ruszył za nim, pokazując na holoprojektor. - Czy zgodzi się pan teraz, byśmy towarzyszyli panu na trasie przejazdu? - zapytał
- Czy nie powinniśmy przynajmniej wykasować tych obrazów? Tiin.
Cohl pokręcił głową. - Nie - powiedział krótko Valorum. - Musimy zachować pozory.
- Zostaw go na widoku, dokładnie tak, jak zrobił to Havac. Jedynym sposobem, by Adi spojrzała na niego twardo.
go dopaść, jest spowodowanie, że cała reszta będzie ścigać własny ogon. - Czy w takim razie zgodzi się pan przynajmniej na włączenie pola siłowego pań-
Przed wejściem do pałacowej rezydencji namiestnika gubernatora Valoruma, Sei skiego pojazdu?
Taria i pozostali członkowie delegacji Eriadu czekali na przybycie kawalkady repulso- - Zdecydowanie nalegam - wtrącił się Tarkin. - Władze Eriadu mają obowiązek
rowych pojazdów. Modne tuniki i brokatowe płaszcze znów były w powszechnym zapewnienia panu bezpieczeństwa.
użyciu; jedynie ochroniarze, niemal równie liczni jak dyplomaci, ubrani byli inaczej. Z widoczną niechęcią Valorum kiwnął głową.
- Mam nadzieję, że pański pobyt tutaj był przyjemny - powiedział Tarkin do kanc- - Ale tylko do momentu, gdy dotrzemy do budynku.
lerza. Z twarzą zaczerwienioną w nagłym przypływie gniewu Tarkin odwrócił się w
- Bardzo przyjemny - zapewnił Valorum. - Proszę pozwolić mi odwdzięczyć się stronę grupy eriaduańskiej straży, stojącej za jego plecami.
panu podobną grzecznością, gdyby kiedykolwiek odwiedził pan Coruscant. - Dopilnować, żeby ulice były przejezdne! Aresztować każdego, kogo uznacie za
Tarkin uśmiechnął się samymi ustami. podejrzanego! Nie przejmować się formalnościami! Podejmijcie wszelkie kroki, jakie
- Mam nadzieję, panie kanclerzu, że Coruscant stanie się kiedyś moim drugim uznacie za stosowne.
domem. A właściwie całe Jądro, od Coruscant po Alderaan.
- Jestem pewien, że tak się stanie. Agenci sił bezpieczeństwa Eriadu byli już na miejscu, gdy Qui-Gon, Obi-Wan,
Kapitan Gwardii Senackiej podszedł do nich z arkuszem duraplastu w dłoni. Za- Vergere i Ki-Adi-Mundi dotarli do magazynu celnego.
miast zwykłego ceremonialnego karabinu przez plecy miał przewieszoną najnowocze- Jeden z agentów stał ze skanerem wycelowanym w kilka par sań repulsorowych
śniejszą rusznicę blasterową. zaparkowanych tuż przy wejściu. Na saniach leżało kilkanaście długich i wąskich cy-
- Mamy już trasę przejazdu, panie kanclerzu. lindrów towarowych. Przez ich otwarte klapy widać było, że są puste. W głębi magazy-
- Czy mogę spojrzeć? - zapytał Tarkin. Gwardzista spojrzał na Valoruma pytająco. nu przesłuchiwano kilkoro wyraźnie rozwścieczonych celników.
- Pokaż mu arkusz. Umundurowany dowódca agentów służby bezpieczeństwa wyszedł ze słabo
Tarkin przez chwilę przyglądał się trasie. oświetlonego korytarza. Za jego plecami szły dwie dwunożne, owadopodobne istoty o
- Trochę kręta... chyba niepotrzebnie. Ale nie powinniśmy mieć problemu z punk- zielonych łuskach i chitynowych pancerzach, dużych czarnych oczach, krótkich, ścię-
tualnym dotarciem na szczyt. - Spojrzał w dół na długi podjazd prowadzący do rezy- tych pyskach i bezzębnych otworach gębowych.
dencji. - Gubernator powinien się zjawić za moment. Wtedy ruszymy. Qui-Gon zauważył, że na ich widok Obi-Wanowi aż opadła szczęka.
Miał dodać coś jeszcze, gdy w zasięgu ich wzroku pojawił się śmigacz i zbliżał się - To Verpini - wyjaśnił. - Organy wewnętrzne pozwalają im porozumiewać się za
szybko w stronę miejsca, gdzie stał Valorum. pomocą fal radiowych. Verpini potrafią jednak też mówić wspólnym, posługując się
- A to kto znowu? - zapytał Tarkin, gdy dwuosobowy pojazd zatrzymał się przed urządzeniem tłumaczącym. Mają niezwykle wyczulone zmysły, dzięki czemu doskona-
rezydencją. le się sprawdzają przy zabezpieczaniu miejsca przestępstwa.
- Verpini - powtórzył Obi-Wan, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Janko5 Janko5
183 James Luceno Maska kłamstw 184
Na widok czworga Jedi dowódca podszedł do nich, podczas gdy para obcych za- - Bójka? - zapytał dowódca.
częła badać zasnutą kurzem podłogę. - To możliwe, proszę pana. Gotale mają tendencję do gubienia sierści, gdy coś je
Qui-Gon przedstawił siebie i towarzyszy. zaskoczy lub zaatakuje.
- Mamy dwa ludzkie trupy w pomieszczeniu na tyłach magazynu - powiedział do- - Co mogło go przestraszyć?
wódca, zerkając na Vergere takim samym wzrokiem, jakim Obi-Wan patrzył na verpiń- - Trudno powiedzieć. Dowódca uniósł wzrok znad notesu.
skich tropicieli. - Mężczyzna i kobieta; oboje zginęli od postrzału z miotacza z niewiel- - Coś jeszcze?
kiej odległości, jednak z dwóch różnych egzemplarzy broni. Zwęglenia na podłodze i - Ślady prowadzące w dół korytarza i z powrotem. Jedne niewątpliwie należą do
ścianach wskazują na to, że walka była prowadzona na pełny ogień. Ślady krwi świad- Rodianina. Krew w pomieszczeniu na tyłach tłumaczy, dlaczego poruszał się tak nie-
czą, że przynajmniej jeden z walczących był Rodianinem. Z pakietu medycznego zginę- pewnie, wracając. Osobnik, który mu towarzyszył, też nie był w najlepszym stanie,
ły plastry bacta, skóra syntetyczna i kto wie co jeszcze. Czekamy na wyniki analizy sądząc z faktu, że lewą cześć ciała podpierał kulą zaimprowizowaną z kawałka rury.
odcisków palców i dłoni. Ślady stóp tych rannych wskazują, że chodzili po całym pomieszczeniu. Rodianin pod-
- Partner kapitana Cohla jest Rodianinem - powiedział Qui-Gon. niósł coś spod jednych z sań, ale nie jesteśmy pewni, co to było... chyba że holoprojek-
Dowódca zanotował informację w notesie elektronicznym i wskazał na grupę cel- tor. Dowody wskazują, że tych dwoje wyszło przez tylne wrota, podobnie jak reszta, ale
ników. szli pieszo aż do budki transportu miejskiego za rogiem.
- Zostali ujęci z zaskoczenia przez co najmniej ośmiu doskonale uzbrojonych na- Dowódca skończył robić notatki i spojrzał na Qui-Gona.
pastników, w większości ludzi, ale byli wśród nich co najmniej czterej Niktianie i para - Czy to wszystko coś panu mówi?
Bithan. Natychmiast ich skrępowano, zawiązano oczy i położono w korytarzu, w - Kapitan Cohl, Rodianin i ta kobieta musieli zostać zaatakowani w tylnym po-
związku z czym nie mogą udzielić zbyt wielu dodatkowych informacji. Kobieta dowo- mieszczeniu.
dziła statkiem służb celnych porwanym przez terrorystów. Zidentyfikowała zwłoki w - Zaatakowani? Przez Havaca? Qui-Gon przytaknął.
tylnym pomieszczeniu jako kapitana koreliańskiego frachtowca, na którego pokład - Więc Havac myślał, że wszyscy troje nie żyją?
weszła, by dokonać kontroli. Jest nadal trochę oszołomiona od zastrzyku usypiającego, - Nie, spodziewał się, że znajdziemy kapitana Cohla i Rodianina żywych.
ale mówi, że widziała również Rodianina i wydaje jej się, że przypomina sobie także - Po co miałby tak ryzykować? - zapytał dowódca. Qui-Gon spojrzał na niego.
Gotala i kilku mężczyzn rasy ludzkiej. Wygląda na to, że wszyscy opuścili magazyn - Bo chciał, żebyśmy zgubili właściwy trop. Zamyślony strażnik podrapał się po
przez tylne wrota, które wychodzą na drogę dla obsługi kosmoportu. Zakładamy, że głowie. Obi-Wan przesunął holoprojektor w jego stronę.
poruszają się śmigaczami lub aerowozami. - Zobaczmy, co tu mamy.
Dowódca przeszedł na środek magazynu i zatoczył ręką szerokie koło.
- Wszystko wygląda tu tak, jak zastaliśmy, z wyjątkiem tego małego urządzenia,
które znaleźliśmy pod jednymi z sań.
Qui-Gon i pozostali Jedi spojrzeli w kierunku, który wskazywał palec dowódcy, i
zobaczyli przenośny holoprojektor umieszczony na skrzyni towarowej.
- Cokolwiek by nie powiedzieć o Cohlu, na pewno nie jest niedbały - powiedział
Qui-Gon.
- My też sądzimy, że zostawili to wszystko celowo. Z drugiej strony, nawet zawo-
dowcy popełniają błędy.
Dowódca podszedł do holoprojektora. Miał już uruchomić urządzenie, gdy pod-
szedł do niego jeden z asystentów.
- Dowódco, Verpin mówi, że znajduje tu ślady co najmniej kilkunastu osób, z któ-
rych część przybyła w tych cylindrach towarowych.
W pewnym momencie większość z nich zebrała się wokół czegoś, najprawdopo-
dobniej skrzyni towarowej... o, tutaj... może po to, żeby obejrzeć zdjęcia z holoprojek-
tora. Był wśród nich Gotal, który również przybył tu w jednym z cylindrów. Znaleźli
jego sierść wewnątrz przedostatniego z cylindrów, a także na podłodze i to w dużych
ilościach.
Janko5 Janko5
185 James Luceno Maska kłamstw 186
Długa połać równego dachu ciągnęła się aż po ostatnią kopułę, gdzie schodziły się
dwie ulice, by utworzyć szeroki bulwar prowadzący do budynku, w którym miał się
ROZDZIAŁ odbyć szczyt.
Byli w połowie drogi, gdy z dołu dobiegły do nich odgłosy zamieszania. Pokonu-

29
jąc lęk wysokości, Lope podczołgał się do krawędzi dachu i spojrzał w dół zza niewy-
sokiego murku biegnącego wokół. Oddziały do rozpędzania zamieszek zmieniały wła-
śnie organizację ruchu i rozganiały gapiów, którzy zebrali się, by zobaczyć najwyższe-
go dygnitarza galaktyki.
W budynku po drugiej stronie ulicy mieszkańcy zaciągnęli zasłony lub pozamykali
okiennice. Z wolno krążących po ulicy śmigaczy w kilku językach powtarzano komu-
nikat grożący najsurowszymi konsekwencjami każdemu, kto zostanie złapany na dachu
lub w strefie zastrzeżonej w pobliżu wejść do budynku.
Lope zobaczył, że od południa zbliża się kawalkada pojazdów poduszkowych, i
Lope wyjrzał przez wąskie drzwi prowadzące na dach kryjówki Frontu Mgławicy zamachał na ludzi Havaca, by dołączyli do niego przy murku. Konwój dziesięciu repul-
w południowej części miasta. Niewielka jednostka sił bezpieczeństwa przeleciała nad sorowych limuzyn eskortowało tyle samo policjantów na grawimotorach pościgowych.
dachem z południa na północ, kierując się w stronę miejsca, gdzie miał odbyć się Jeden z ludzi Havaca wpatrywał się przez elektrolornetkę w piąty z kolei pojazd
szczyt. konwoju.
- Jak w zegarku - powiedział do piątki terrorystów, ludzi i obcych, przykucniętych - Valorum - powiedział ściszonym głosem. - Gubernator Eriadu i jego namiestnik
na schodach poniżej. - Mamy dziesięć minut. jadą z nim.
Gotal przecisnął się obok niego i wyskoczył na dach, poruszając wygiętymi roga- Lope poprosił go o elektrolornetkę.
mi, którymi badał zamglone powietrze. - Twój szef powinien był pójść po rozum do głowy i pozwolić nam zastrzelić go
Pięć metrów od drzwi machnął ręką na Lope'a i zniknął za pierwszą z licznych ko- tutaj. - Poklepał się po rakietnicy przymocowanej do nadgarstka. - Jeden strzał z tej
puł, które musieli minąć, by dotrzeć na miejsce, skąd będą mieli dobry widok na budy- zabawki i byłoby po wszystkim.
nek, w którym odbywał się szczyt. Towarzysz Havaca odebrał mu lornetkę.
Lope i pozostali wyszli za nim i obeszli tę samą kopułę, za którą zniknął Gotal. - W tej chwili Havac jest i twoim szefem. Zresztą pojazd Valoruma jest chroniony
Lope miał na biodrze wibroostrze schowane w pochwie, a na nadgarstku miniaturową polem energetycznym. A teraz łap się za komunikator i daj znać naszym ludziom w
rakietnicę. Pozostali uzbrojeni byli zarówno w broń do walki wręcz, jak i miotacze. budynku, że cel będzie wchodził południową bramą,
Za pierwszą kopułą rozciągała się przed nimi płaszczyzna połączonych ze sobą Lope odczołgał się do miejsca, gdzie czekali pozostali, i wyjął z kieszeni mały
dachów, urozmaiconych okrągłymi pagórkami kopuł i stromymi szczytami kalenic, komunikator.
przeciętą wąwozami i uskokami. Ośmiokątne wieże, wąskie iglice i anteny wyrastały - Valorum przejeżdża tuż pod nami - wyjaśnił.
ponad powierzchnią dachów jak pojedyncze drzewa. Włączył komunikator i wstukał numer, który dał mu Havac, ale w odpowiedzi
Kopuły miały najprzeróżniejsze kształty. Niektóre przypominały pokrywki od usłyszał tylko szum zakłóceń.
garnków, inne miały kształt półokrągłych krypt, jeszcze inne, butelkowate, pokrywały - Musisz stanąć nad tymi antenami - powiedział Gotal. - Spróbuj się wspiąć na
ceramiczne płytki. Niekiedy kopuła była małym domkiem o miniaturowych oknach. szczyt tej wysokiej kopuły.
Gotal prowadził; szybko złapali równy rytm, czy to przeciskając się krętymi me- Lope przytaknął. Podbiegł skulony do kopuły i zaczął się wspinać. Był tuż pod
andrami, czy to pokonując niebezpieczne występy, czy przeskakując z dachu na dach. ozdobnym wierzchołkiem, gdy usłyszał za sobą odgłos silnika.
Skafandry mimetyczne pozwalały im wtopić się w tło - szare dachówki, czerwonawe Zsunął się po ścianie kopuły i dołączył do pozostałych.
cegły i pokryte czarnymi zaciekami kwaśnych deszczów kopuły. - Poduszkowiec patrolowy zbliża się w naszą stronę.
Wspięli się na stromy dach i zeskoczywszy do niecki, którą utworzyły cztery Kobieta, którą zatrudnił Cohl, spojrzała na czasomierz na nadgarstku.
schodzące się w tym miejscu kopuły, wychylili się zza krawędzi masywnej półkuli, - Za szybko na kolejną rundę.
skąd jak na dłoni mogli zobaczyć interesujący ich budynek. Na wschód od niego roz- Przygięło ich do ziemi, gdy trójka poduszkowców przeleciała tuż nad ich głowami.
ciągały się wysokie wzgórza, spowite gęstym smogiem. Daleko na północy szeroka Odleciały niedaleko, by zaraz zawrócić w kolejnym podejściu.
rzeka rozlewała się w wąską zatokę w miejscu, gdzie uchodziła do morza. - Zauważyli nas - powiedział Gotal. Lope uzbroił rakietnicę.
Janko5 Janko5
187 James Luceno Maska kłamstw 188
- Mamy na to radę. Qui-Gon zauważył kątem oka niewielki pocisk i w tej samej chwili uświadomił
Unosząc prawe ramię, wbił wzrok w pojazd lecący na przedzie. sobie, że musiał zostać wystrzelony spod wieży, dokładnie z tego samego miejsca, w
którym chwilę wcześniej zauważył ruch.
Z tylnego siedzenia śmigacza cała stolica Eriadu wyglądała jednakowo. Tak przy- Pilot zanurkował gwałtownie śmigaczem, gotów do następnego manewru, gdyby
najmniej wydawało się Qui-Gonowi po ponad godzinie krążenia nad miastem w poszu- pocisk nadal leciał w ich kierunku; miniaturowa rakieta podążała jednak nadal pierwot-
kiwaniu miejsca skąd wykonano zdjęcia zarejestrowane w holoprojektorze. nym kursem. Mijając o włos rufę pojazdu, wybuchła wysoko nad ich głowami, obrzu-
Przecięte na pół powolną mulistą rzeką miasto stanowiło bezładną mieszaninę ko- cając deszczem odłamków śmigacz, który zawrócił, szukając źródła ognia.
puł, wewnętrznych dziedzińców i strzelistych wież. Pocięte było wąskimi ulicami i - Rejestruję ruch pod nami - zameldował pilot, spoglądając w kierunku jednego ze
zaledwie kilkoma szerszymi bulwarami. Budynki wznoszono jeden nad drugim w naj- skanerów. - Naliczyłem sześć postaci.
dziwaczniejszy sposób - tu wyrastała przybudówka, tam dodatkowe piętro - na całej Obi-Wan uniósł się w fotelu.
przestrzeni od zatoki, aż po zbocza gór po drugiej stronie miasta. - Nikogo nie widzę!
Trudno się było dziwić, że nikomu z oficerów służby bezpieczeństwa nie udało się - Kombinezony mimetyczne - powiedział Qui-Gon. Odwrócił się w stronę pilota. -
jak dotąd odnaleźć tych dachów, które zobaczyli w holoprojektorze Havaca. Krótki Znajdź jakieś miejsce do lądowania.
przegląd dwuwymiarowych map tylko utrudnił sprawę, więc kopie obrazów zareje- Qui-Gon pozwolił oczom błądzić po kopułowatych dachach. Zauważył, jak zza
strowanych w holoprojektorze skopiowano do komputerów nawigacyjnych trzech śmi- wąskiego przesmyku między dwiema kopułami wyłaniają się na chwilę trzy ludzkie
gaczy, w nadziei że po kilku przelotach ponad dachami komputer zdoła dopasować sylwetki, by za moment wtopić się w tło pokrytego kafelkami dachu.
obraz do rzeczywistego ukształtowania terenu. Jak dotąd jednak przeloty w okolicach Pilot podprowadził śmigacz ku szczytowi baryłkowatego dachu i posadził pojazd.
wschodniego i północnego wejścia do budynku szczytu nie przyniosły rezultatów. Laserowe strzały zaczęły tańczyć wokół kadłuba i bezładnie odbijać się rykoszetem od
Qui-Gon nadal był przekonany, że Havac chciał, żeby holoprojektor został odnale- sklepienia. Z włączonymi mieczami świetlnymi Qui-Gon i Obi-Wan wyskoczyli za
ziony, ale nie wykluczał całkowicie możliwości, że terrorysta zostawił urządzenie w burtę. Wylądowawszy na dachu, odbili się saltem i zeskoczyli na płaski dach poniżej.
magazynie celnym przez zwykłe przeoczenie. Niedaleko nich Ki-Adi-Mundi, Vergere i dwaj republikańscy funkcjonariusze również
Trójka śmigaczy znajdowała się w tej chwili o jakieś dwa kilometry na południe zeskoczyli i zaczęli biec w ich kierunku.
od budynku szczytu. Qui-Gon i Obi-Wan jechali jako pasażerowie w pierwszym pojeź- Poruszając się tak szybko, że ledwie widać było ich sylwetki, Qui-Gon i Obi-Wan
dzie, Ki-Adi-Mundi i Vergere - w drugim, a dwaj funkcjonariusze Departamentu Spra- pobiegli ku krańcowi płaskiej powierzchni, skręcili pomiędzy kopułami i przeskoczyli
wiedliwości - w trzecim. na drugi brzeg szerokiej rozpadliny bez chwili wahania. Potem przesadzili przestrzeń
Spoglądając w dół przez prawą burtę śmigacza Qui-Gon zauważył jakiś ruch na ponad wewnętrznym dziedzińcem, nie zważając na blasterowy ostrzał, i kontynuowali
dachu pod nimi. Kiedy jednak osłonił oczy dłonią i spojrzał ponownie, zauważył tylko pogoń, nie wypadłszy z rytmu.
coś, co wyglądało jak drganie rozgrzanego powietrza u podstawy wąskiej ceglanej wie- Terroryści wciągali ich coraz głębiej pomiędzy sinusoidalne kształty kopuł. Qui-
ży. Gon ścigał widoczną w ruchu parę, okrążając ich łukiem, aż wysforował się naprzód. Z
Rozciągnął zmysły poprzez Moc. uniesionym mieczem świetlnym przystanął, czekając, aż wybiegną wprost na niego.
W tej samej chwili komputer pokładowy śledzący rzeźbę terenu zaczął świergotać, Zielone ostrze jego miecza syczało i buczało, tnąc powietrze i odbijając kilkana-
wskazując tym samym, że dopasował okolicę do zadanego wizerunku. Na ekranie ście laserowych strzałów - a w końcu także ciśnięty w jego stronę miotacz. Wyczuwa-
komputera wyświetlił się obraz z holo-projektora nałożony na widok rozciągający się z jąc, że para terrorystów zmienia trasę ucieczki, Qui-Gon przewrócił ich jednym silnym
dachu pod nimi. Obróciwszy się w fotelu, Qui-Gon zobaczył, że Ki-Adi-Mundi daje im pchnięciem Mocy. Dwaj funkcjonariusze Departamentu Sprawiedliwości nadbiegli w
ręką znak, potwierdzając, że komputer drugiego śmigacza również zidentyfikował samą porę, by przygwoździć terrorystów, zanim ich kombinezony mimetyczne miały
miejsce. czas, by ponownie się naenergetyzować.
Oficer eriaduańskiej straży przechylił śmigacz na bok i zaczął zataczać nim koło, Wyczuwając za sobą ruch, Qui-Gon odwrócił się, nie dość szybko jednak. Metro-
by wrócić pętlą w to samo miejsce, gdy nagle włączył się wykrywacz zagrożeń, dodając we wibroostrze zaciśnięte w dłoni napastnika, którego niemal nie sposób było dostrzec,
swój sygnał do nieprzerwanego ćwierkania komputera pokładowego. przecięło prawy bok płaszcza Qui-Gona, mijając o włos żebra. Jedi obrócił się wokół
- Ktoś wycelował w nas pocisk samonaprowadzający! - zawołał zaskoczony pilot. osi, tnąc mieczem na ukos i rozcinając wibroostrze na pół.
Obi-Wan wychylił się za burtę i pokazał palcem na dach. Terrorysta czmychnął na środek dachu, gdzie ceglana ściana niewielkiej przybu-
- Tam, mistrzu! dówki pozwalała mu lepiej się zakamuflować, i dobył blaster. Jedi rzucił się do przodu,
unikając laserowych promieni, by wziąć się za bary z mężczyzną podobnej postury.
Janko5 Janko5
189 James Luceno Maska kłamstw 190
Strzały z miotacza ze świstem minęły prawe ucho Qui-Gona, który rzucił swoim - No cóż, z jednej strony podróżnicy, nawet jeśli zgubili drogę, powinni wiedzieć,
przeciwnikiem o dach. Dwa kolejne strzały osmaliły mu włosy. Skoczył w prawo i że nie na wiele się zda pytanie o drogę człowieka, który wisi nad paszczą potwora,
przeturlał się pod osłonę. Sięgając po Moc, poruszył obluzowaną płytkę na szczycie trzymając się czegoś zębami. Ale najważniejsze jest to, że podróżnicy tylko odwracają
dachu przybudówki. Uchwyt puścił i płytka spadła, wirując w powietrzu. Trafiła terro- jego uwagę, więc powinien ich zignorować, jeśli ma pozostać na ścieżce Mocy.
rystę w skroń, powalając go w jednej chwili. - Tylko odwracaj ą uwagę - mruknął Qui-Gon.
Qui-Gon skoczył do przodu, chwytając w garść fałdy mimetycznego kombinezonu Wrócił myślami do próby zamachu na życie kanclerza i dowodów, które odkryli w
i odrywając je od bezwładnego ciała mężczyzny. Obwody kombinezonu pękły, tkanina magazynie celnym. Klepnął Obi-Wana po ramieniu.
puściła, i w końcu napastnik stał się widoczny. - Pomogłeś mi uchwycić sens czegoś, co od dawna mi umykało. -Spojrzał na
Jedi uznał, że mężczyzna pozostanie nieprzytomny dostatecznie długo, by zajęli szóstkę terrorystów. - Nie na wiele tu się przydamy. Pospiesz się, padawanie. Plan
się nim funkcjonariusze Departamentu Sprawiedliwości. Na lewo zauważył Vergere, Havaca jest nadal aktualny.
przeskakującą z kopuły na kopułę z taką wprawą jakby miała na plecach silniczki rakie- - Dokąd idziemy?
towe. Biegnąc za nią, zauważył, że Vergere i Ki-Adi-Mundi doganiają Gotala, którego - Tam, gdzie od początku mieliśmy dotrzeć.
mimetyczny kombinezon nie był w stanie ukryć śladów gubionej sierści.
Qui-Gon rozejrzał się dookoła szukając wzrokiem Obi-Wana. Dostrzegł go pod
wysoką kopułą, na murku zamykającym wewnętrzny dziedziniec. Skierował się w jego
stronę, gdy nagle zauważył zamazany kształt zsuwający się po stromej krzywiźnie ko-
puły. Kształt wpadł na Obi-Wana, który stracił równowagę i spadł z murku poza kra-
wędź przybudówki. Qui-Gon rzucił się do przodu z mieczem na poziomie biodra, by w
ostatniej chwili wycelować ostrze w miejsce, gdzie, jak sądził, wyląduje terrorysta.
Rozległ się pełen bólu krzyk, prawa ręka, nagle widoczna, poszybowała ponad da-
chem i spadła w dół na ulicę. Uszkodzony kombinezon mimetyczny wyłączył się, uka-
zując krzyczącą kobietę, która upadła na kolana, ściskając lewą dłonią kikut odciętego
ramienia.
Qui-Gon podbiegł do murku; miał nadzieję, że Obi-Wan zdołał miękko wylądo-
wać. Zobaczył jednak śmigacz unoszący się znad dziedzińca, z Obi-Wanem ściskają-
cym jedną ręką tylny stabilizator pojazdu.

Śmigacz delikatnie opuścił Obi-Wana na dach obok Qui-Gona. Niedaleko od nich


Ki-Adi-Mundi, Vergere, dwóch funkcjonariuszy Departamentu Sprawiedliwości i paru
eriaduańskich strażników krępowało sześciu terrorystów, których zdołali schwytać. Nie
było wśród nich ani Havaca, ani kapitana Cohla.
- Niezły z ciebie kaskader, padawanie - powiedział Qui-Gon.
- Chyba wolałbyś, mistrzu, żebym trzymał się burty zębami. Qui-Gon spojrzał na
niego zaskoczony.
- To ta zagadka, którą mistrz Bondara zadał swoim studentom w dniu, w którym
rozmawialiśmy z Luminarą- wyjaśnił Obi-Wan. -O mężczyźnie trzymającym się zęba-
mi pojazdu nad zdradziecką paszczą.
- Teraz sobie przypominam - powiedział Qui-Gon w nagłym przypływie zaintere-
sowania.
Obi-Wan odetchnął głęboko.
- Po długich rozmyślaniach uznałem, że pojazd oznacza Moc, a paszcza wyobraża
niebezpieczeństwa, które czekają na tego, kto zejdzie z jej ścieżki.
- A ci zagubieni wędrowcy, którzy proszą o pomoc?
Janko5 Janko5
191 James Luceno Maska kłamstw 192
Kawałek dalej około setki osób trzymało dumnie kolorowy transparent, z którego
wynikało, że są weteranami Starkiańskiego Konfliktu Hiperprzestrzennego. Krótki, lecz
ROZDZIAŁ niezwykle krwawy konflikt zakłócił spokój dwanaście lat temu, a toczył się głównie na
światach, gdzie płyn bacta był rzadko stosowany lub bardzo kosztowny. Wielu wetera-

30
nów, zarówno ludzi, jak i istot innych ras, z dumą prezentowało więc paskudne blizny,
okropnie zniekształcone fałdy pomarszczonej skóry albo kikuty kończyn i ogonów.
Niektórzy, częściowo sparaliżowani w wyniku ognia z rozpraszacza lub detonacji elek-
tromagnetycznych, poruszali się na repulsorowych wózkach lub noszach.
To właśnie ta grupa przyciągnęła uwagę Cohla.
- Chyba mamy sposób, by dostać się do środka - odezwał się do Boiny'ego.
***
W samym środku fragmentu amfiteatru, oddzielającego delegację Coruscant od
Przy południowym wejściu do budynku, w którym odbywał się szczyt, panował Dyrektoriatu Federacji Handlowej, w sekcji przeznaczonej dla delegatów systemu Na-
chaos i zamieszanie, trwały przepychanki tłumu gapiów i służby bezpieczeństwa. Re- boo, siedział senator Palpatine w towarzystwie Sate'a Pestage'a, Kinmana Doriana i
porterzy medialni przeciskali się przez ciżbę, by znaleźć dogodne miejsce dla swoich paru innych osób.
holokamer i nagrywarek. Kordon zbrojnych policjantów starał się powstrzymać napie- Palpatine patrzył w lewo, gdzie siedmiu członków dyrektoriatu zajmowało właśnie
rający tłum, by pozostawić miejsce dla przejeżdżających pojazdów - od najprymityw- miejsca. W środku zasiadła czwórka ludzi, po bokach mając Sullustanina, Granina i
niejszych po najbardziej luksusowe limuzyny - przywożących delegatów pod ganek Neimoidianina; otaczał ich oddział robotów strażniczych uzbrojonych w karabiny bla-
skrywający wejście do budynku. Funkcjonariusze Departamentu Sprawiedliwości krą- sterowe przewieszone przez pudełkowate plecy.
żyli w tłumie, starając się nie przyciągać uwagi, co było trudne, zważywszy na fakt, że Palpatine był tak zatopiony w myślach, że nie zauważył, jak zbliża się do niego
w uszach mieli najnowocześniejsze słuchawkofony, a na nadgarstkach - skomplikowa- senator Orn Free Taa, chociaż rutiański Twi’lekianin podjechał na repulsorowym fote-
ne komunikatory. Rycerze Jedi, w charakterystycznych brunatnych płaszczach i z przy- lu, eskortowany przez licznych asystentów i pomocników.
piętymi do pasa mieczami świetlnymi, nawet nie próbowali przejść niezauważeni. - Imponujący pokaz - odezwał się Taa do Palpatine'a, rozglądając się po sali, a je-
- Nie wiem, jak nam się uda wejść do środka - powiedział Boiny do Cohla; stali w go fotel opadł na podłogę. - Delegaci z Sullusta, Clak'dor, z sektora Seneksa, Malastaru,
pierwszym rzędzie gapiów. - Nawet jeśli zdołamy dostać się do drzwi, nie damy rady Falleen, Bothawui... widzę tu nawet przedstawiciela Huttów! - Taa przerwał, podążając
pokonać bramek ze skanerami na broń. za wzrokiem Palpatine'a, który patrzył na delegację Federacji Handlowej. -Ach... a oto i
Mieli na sobie luźne szaty, sandały i turbany, pod którymi ukryli rany na głowach. obiekty powszechnej fascynacji.
Cohl znalazł nawet prawdziwą kulę z lekkiego stopu aluminium, ale był znacznie bar- - Niewątpliwie - odparł Palpatine nieobecnym głosem.
dziej osłabiony niż wtedy, gdy pospiesznie opuszczali magazyn celny. Przy życiu trzy- - Jakież to typowe dla dyrektoriatu, zabrać ze sobą roboty! Chociaż przypuszczam,
mały ich plastry bacta i regularne zastrzyki środków uśmierzających ból. że to niewielka różnica, czy wybierze się rycerzy Jedi, czy roboty. Słyszałem jednak, że
Cohl spojrzał w górę na budynek. Oprócz strażników przy wejściu, na wieżach dyrektoriat nalegał też na zamontowanie projektora tarczy.
wieńczących każdy z rogów umieszczono snajperów z ostrą bronią. - Tak, również o tym słyszałem.
- Przyjrzyjmy się innym wejściom - powiedział cichym, urywanym głosem. Za- Taa przyglądał się Palpatine'owi przez dłuższą chwilę.
częli przeciskać się zygzakiem przez tłum. Zachodnie i północne wejścia były równie - Senatorze, pozwolę sobie zauważyć, że wygląda pan na zaniepokojonego.
oblegane, przy wschodnim jednak tłoczyło się znacznie mniej gapiów, a i ochrona była Palpatine odwrócił się w końcu w swoim fotelu w stronę Taa.
tam mniej liczna. - Tak, istotnie... otrzymałem właśnie pewne dość niepokojące informacje z mojej
Przy wejściu czekała na wpuszczenie do środka cała rzesza asystentów admini- rodzinnej planety. Wygląda na to, że król Veruna abdykował.
stracyjnych i tłumaczy, robotów protokolarnych, zespół trębaczy i doboszy w wysokich Grube warkocze główne senatora Taa zadrgały.
hełmach i krzykliwych mundurach, a także mieszana grupa istot różnych gatunków, - To... to... sam nie wiem, senatorze, czy to dobra wiadomość, czy zła, czy mam
reprezentująca między innymi Ligę Praw Istot Rozumnych i Stowarzyszenie Światów panu gratulować, czy współczuć. Ale czy to zmienia w jakikolwiek sposób pańską po-
Wolnego Handlu. zycję? Czy istnieje groźba, że zostanie pan odwołany?

Janko5 Janko5
193 James Luceno Maska kłamstw 194
- To się dopiero okaże - powiedział Palpatine. - Do czasu elekcji na Naboo będzie lesa, który ma dostęp do takich rodzajów informacji, których mnie samemu odmówio-
rządzić regent. no.
- Kto kandyduje do tronu? - Czy senator Antilles zdołał coś ustalić?
- To również nie jest jeszcze jasne. Taa zniżył głos jeszcze bardziej.
- Czy mogę zapytać, na kogo pan liczy? - To, co mam panu do powiedzenia, nie może się wprawdzie równać z wiadomo-
Palpatine wzruszył ramionami. ścią o abdykacji króla Veruny, ale udało mi się dowiedzieć, że Antilles zdołał dotrzeć
- Na kogoś, kto zechce otworzyć Naboo na resztę galaktyki. Na kogoś, że tak po- do źródła tych kapitałów. Początkowo sądził, że będzie to jakiś fundusz wysokiego
wiem, mniej konserwatywnego niż król Veruna. ryzyka, ale okazało się, że środki pochodzą z wysoce podejrzanego konta bankowego,
Oczy Taa zabłysły. założonego najprawdopodobniej w celu transferowania nielegalnie pozyskanych fundu-
- A może... na kogoś, kogo łatwiej będzie przekonać do swoich racji? szy do obszarów szczególnego zainteresowania.
Zanim Palpatine zdążył odpowiedzieć, w sali dało się wyczuć poruszenie. Głowy - Mówiąc o „obszarach szczególnego zainteresowania" ma pan na myśli, jak są-
wszystkich obecnych obracały się w kierunku południowego wejścia. Wkrótce w dzę, tych senatorów, którzy otrzymują wsparcie finansowe od rozmaitych organizacji,
drzwiach pojawił się Najwyższy Kanclerz Valorum i reszta delegacji coruscańskiej. legalnych i nie tylko.
Rozległy się kurtuazyjne raczej niż prawdziwie entuzjastyczne oklaski. - Właśnie.
- Przybył - powiedział Taa, gdy Valorum podchodził do swoje miejsca. - A kto to - Ale nie dowiedział się pan jeszcze, skąd pochodziły te fundusze?
jest ten mężczyzna obok? Poznaję gubernatora Eriadu, ale kim jest chudy człowiek - Wydaje nam się, że jesteśmy już na tropie, ale im bliżej wyjaśnienia się znajdu-
obok niego, który wygląda, jakby był zagłodzony? jemy, tym bardziej kłopotliwe stają się potencjalne konsekwencje tej sprawy dla kanc-
- To namiestnik gubernatora, Tarkin - odpowiedział Palpatine, nie przestając kla- lerza Valoruma.
skać na powitanie delegacji. - Byłbym wdzięczny, gdyby zechciał pan dokładnie mnie informować.
- Aha... Tarkin. Trochę staroświecki gość, jak słyszałem. Bardzo bojowy i autory- Taa uśmiechnął się.
tarny. - Niczego nie ogłosimy, nie zasięgnąwszy wcześniej pańskiej opinii.
- Władza może zmienić najsłabszego biurokratę w dzikiego kota manka. Palpatine i Taa odwrócili się, by popatrzeć, jak Valorum pozdrawia zgromadzo-
- Właśnie, właśnie! To mi przypomina, senatorze... - dodał konspiracyjnym tonem. nych, którzy zareagowali kolejną rundą oklasków.
-Czy pamięta pan informacje, którą przekazałem jakiś czas temu, na temat udziałów - Na tę chwilę Najwyższy Kanclerz czekał tak długo - powiedział Palpatine. -Nie
rodziny Valorum w tutejszej spółce? psujmy jej plotkami.
- Jak przez mgłę. To jakaś firma przewozowa, tak? Taa wyglądał na rozgoryczonego.
Taa przytaknął. - Proszę przyjąć moje przeprosiny, senatorze. Nie miałem zamiaru zakłócać tej
- Jak pan wie, wiele mniejszych koncernów tylko czeka, by przejść do pierwszej doniosłej chwili. - Spojrzał w lewo. - Pozostawiam to Federacji Handlowej.
ligi, jeśli propozycja Valoruma w sprawie opodatkowania zostanie przeforsowana. In-
westorzy ze światów Jądra, w rodzaju Ralltiir czy Kuat, aż się palą, by je dokapitalizo- Wicekról Nate Gunray czuł się, jakby oczy wszystkich skierowane były na niego,
wać. niezależnie od faktu, że to Valorum skupiał na sobie nie-podzielną uwagę zebranych.
- A co to ma wspólnego z firmą rodziny Valorum? - zapytał łagodnie Palpatine. Gunray patrzył natomiast wyłącznie na robota bojowego, którego mu dostarczono tuż
- Otóż okazuje się, że rzeczona firma przewozowa otrzymała niedawno poważny przedtem, jak członkowie dyrektoriatu opuścili swe tymczasowe kwatery, by udać się
zastrzyk kapitału, a Najwyższy Kanclerz nie poinformował o tym odpowiednich orga- na szczyt.
nów w senacie. Oczywiście zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle wiedział o tym, że Nie do odróżnienia od innych robotów stanowiących ochronę dyrektoriatu - z wy-
ktoś tak poważnie zainwestował w jego rodzinną firmę, i kim jest ten inwestor. jątkiem kilku żółtych oznaczeń - nowy nabytek stał na prawo od Gunraya, na samym
- To niepodobne do kanclerza Valoruma, by ukrywać tego rodzaju informacje. skraju mównicy Federacji Handlowej. Gunray ledwie miał czas rozgościć się w swojej
- Początkowo też tak uważałem. Zakładałem, że jeśli uda się ustalić, że te środki kwaterze na Eriadu, gdy Lord Sithów, wierny swemu słowu, pojawił się przed nim w
pochodziły od kapitału spekulacyjnego, niepowiązanego bezpośrednio z samym Valo- postaci holograficznego obrazu z projektora, który sam przekazał wicekrólowi kilka
rumem, wówczas, mimo wszelkich pozorów, można będzie uznać, że nie doszło do miesięcy temu. Tym razem jednak wizerunek był tak wyraźny, pozbawiony jakichkol-
naruszenia regulaminu czy zasad etyki senackiej. Próbując jednak ustalić, kim jest ten wiek zakłóceń czy szumów, że Gunray zaczął się zastanawiać, czy Sidious nie znajdo-
tajemniczy inwestor, natrafiałem na same przeszkody, martwe tropy i dwuznaczne śla- wał się aby na Eriadu albo na jednej z sąsiednich planet, zamiast ukrywać się w tajem-
dy. Jak sam pan zasugerował, postanowiłem zwrócić się z tą sprawą do senatora Antil- niczej kryjówce, skąd roztaczał swą mroczną magię.
Janko5 Janko5
195 James Luceno Maska kłamstw 196
„Złożą ci wizytę nieznajomi, którzy przekażą w twoje ręce robota -poinformował
go Sidious. - Robota bojowego. Nie pytaj ich o nic, ani o ich tożsamość, ani o robota.
Polecisz robotowi po prostu dołączyć do pozostałych, które sprowadziłeś na Eriadu. ROZDZIAŁ
Robot będzie reagował na twoje rozkazy".

31
Gunray aż się palił do pytań, powstrzymał się jednak, gdy do jego kwatery przyby-
li nieznajomi z wielką skrzynią, w której schowany był robot. Nie poinformował Lotta
Doda o otrzymanych instrukcjach nawet wtedy, gdy senator -jako jedyny z całej dele-
gacji - przypadkiem zauważył, że mógłby przysiąc, iż przywieźli na Eriadu tylko dwa-
naście robotów.
List przewozowy pozwoliłby szybko wyjaśnić tę kwestię, rzecz jasna, ale ponie-
waż statek Federacji Handlowej miał status dyplomatyczny, istniało niewielkie praw-
dopodobieństwo, że służby celne zaprotestują, gdy delegacja powróci do kosmoportu z
jednym robotem więcej.
Drugie z poleceń lorda Sithów nie przestawało dręczyć Gunraya i to ono było Z wyściełanego fotela wózka repulsorowego, który Boiny pomógł mu zarekwiro-
przyczyną jego obecnego niepokoju. Myślał o nim nawet teraz, gdy zespół muzyczny wać jednemu z weteranów Starkiańskiego Konfliktu Hiperprzestrzennego, Cohl spoj-
zaczął przygotowywać się na scenie do odegrania fanfar inaugurujących szczyt. rzał na drugi koniec sali, gdzie zasiadła delegacja Federacji Handlowej, a naprzeciwko -
Za kilka minut sprawa się rozstrzygnie. kanclerz Valorum i jego coruscańska świta. Wzrok miał zamglony, pole widzenia-
Gunray zanotował w pamięci, gdzie siedzi Lott Dod. ograniczone do wąskiego tunelu, a całe ciało obolałe, mimo zastrzyków, które coraz
Dyskretnie otarł z twarzy pot i spróbował się uspokoić. Nie przestawał jednak w częściej aplikował mu Boiny.
milczeniu odliczać minut. Rodianin stał za nim jako pielęgniarz, nie odrywając od oczu małej elektrolornetki,
przez którą przyglądał się trzynastu robotom Federacji Handlowej.
- Tylko jednemu brakuje ogranicznika- powiedział prosto do ucha Cohla. - To ten
z żółtymi oznaczeniami na głowie i korpusie. Na prawo od Neimoidianina, na samym
skraju mównicy.
Cohl przyłożył do oczu elektrolornetkę.
- Widzę go - powiedział słabym głosem. Potem zaczął badać olbrzymią salę przez
lornetkę. - Gdzieś tu musi być Havac, z pilotem w dłoni.
Boiny rozejrzał się dookoła.
- Możliwe, że robot został zaprogramowany w taki sposób, by zareagować na
określone wydarzenie albo w określonym momencie. Ale nawet jeśli Havac ma pilota,
niewykluczone, że nie musi mieć robota w zasięgu wzroku. Może być gdziekolwiek,
nawet na zewnątrz sali.
Cohl pokręcił głową.
- Havac jest typem, który musi widzieć, co się dzieje. On to zaplanował. To jego
pokaz.
Wzrok Boiny'ego wędrował wzdłuż rzędów krzeseł.
- Na pewno nie ma go w sekcji dla delegatów, f wątpię, żeby grał na trąbce...
Cohl odwrócił się gwałtownie w stronę Rodianina.
- Kim był Havac, zanim nawrócił się na terroryzm, Boiny? Zanim przyłączył się
do Frontu Mgławicy?
Boiny zaczął się zastanawiać.
- Robił holofilmy, zdaje się?
- Właśnie. Dokumentalne. Był reporterem.
Janko5 Janko5
197 James Luceno Maska kłamstw 198
Jednocześnie unieśli głowy, spoglądając w stronę lóż dla prasy i mediów. Obi-Wan, który przysłuchiwał się tylko rozmowie, zauważył w oczach Qui-Gona
znajomy błysk. Wyglądał tak, jakby wpatrywał się w jakąś niewidzialną osobę, której
Zakończywszy pościg po dachach, Qui-Gon i Obi-Wan dołączyli do Saesee Tiina i obecność wyczuł poprzez żywą Moc.
Adi Gallii w sali szczytu, tuż przy północnym wejściu. Valorum siedział na prawo od - O co chodzi, mistrzu? - zapytał cicho.
nich i nieco powyżej, Dyrektoriat Federacji Handlowej - na lewo. Na wprost nich zaj- - Wyczułem go, padawanie.
mowali właśnie miejsca członkowie delegacji Eriadu, na podeście wzniesionym w sa- - Havaca?
mym środku sali. Poniżej zespół trębaczy i doboszy stroił instrumenty. - Cohla.
W powietrzu wyczuwało się podniecenie.
- Ta szóstka, którą złapaliśmy, utrzymuje, że nigdy nie słyszała o Cohlu ani o Ciasna, zapuszczona loża medialna przydzielona reporterom niezależnego eriadu-
Havacu - powiedział Qui-Gon do pozostałych Jedi. - I że nic nie wiedzą o planowanym ańskiego dziennika HoloDaily mieściła kilka prostych krzeseł, konsolę kontrolną pod
zamachu. kilkoma zakurzonymi, płaskimi ekranami i holotablicami i duże jednoszybowe okno
- Co w takim razie robili na dachu, uzbrojeni i niebezpieczni, ostrzeliwując się z wychodzące na salę, w której odbywał się szczyt.
rakietnicy? Havac stał obok okna i spoglądał na sadowiący się tłum, montując jednocześnie na
- Twierdzą że należą do złodziejskiej szajki, która chciała wykorzystać zamiesza- stojaku holokamerę. Za plecami miał dwóch swoich towarzyszy, uzbrojonych w blaste-
nie spowodowane szczytem, by obrabować bank sektora Seswenna. ry, przemycone do budynku kilka tygodni wcześniej. Jeden z nich miał na nadgarstku
- Czy powiedziałeś im o zdjęciu z dachu, które znalazłeś w holo-projektorze? komunikator.
- Nie było po co. Może i liczyli na to, że uda im się zaatakować konwój Wielkiego Skierowawszy holokamerę na sekcję foteli zajmowanych przez Federację Han-
Kanclerza z dachu, ale moim zdaniem mieli tylko odwrócić naszą uwagę. To właśnie dlową Havac przymocował do niej skaner. Następnie wycelował urządzenie przypomi-
Havac i Cohl robią od samego początku, począwszy od incydentu w galaktycznym nające mikrofon kierunkowy w stronę trębaczy pośrodku sali.
senacie. Nawet jeśli choć jeden z nich przyzna się, że został wynajęty przez Cohla, - Czy tropiciele się odezwali? - zapytał przez ramię.
mogą nadal utrzymywać, że planowali jedynie napad. Nie mieli przy sobie żadnych - Nie - odparł mężczyzna z komunikatorem. - A Valorum jest tu od ponad dziesię-
dokumentów, więc nawet nie wiemy, kim są i skąd pochodzą. Eriaduańska straż po- ciu minut. Jak myślisz, co się stało?
równuje ich podobizny i zdjęcia siatkówki, ale zakładając, że Cohl pozbierał ich z odle- - Najprawdopodobniej zostali odkryci.
głych planet, mogą minąć tygodnie, zanim kogoś zidentyfikują. - Skąd ten pomysł?
- W takim razie nie pozostał nam już żaden trop - powiedziała Adi. Havac odwrócił się w stronę mężczyzn.
- Reszta zamachowców Havaca musi być gdzieś w budynku. - Bo zawiadomiłem władze o frachtowcu Cohla i zostawiłem holoprojektor, który
- Przy wejściu nic się nie wydarzyło - zauważył Tiin. - Nikogo nie aresztowano. na pewno znaleźli. - Czekał, aż się uśmiechną ze zrozumieniem, ale nie doczekawszy
- To nic nie znaczy - powiedział Qui-Gon. - Dla zawodowców takich jak Havac się, dodał: - To był jedyny sposób, by zająć czymś władze, podczas gdy my zajmiemy
czy Cohl, ten budynek jest równie nieszczelny jak bramka na finały wyścigów ściga- się naszym zadaniem.
czy. Bez trudu dostali się do środka. - W takim razie musieli również znaleźć Cohla, a przynajmniej jego zwłoki - po-
Tiin zacisnął usta. wiedział mężczyzna z komunikatorem.
- Jedyne, co możemy zrobić, to przygotować się do obrony Najwyższego Kancle- Drugi przyglądał się im z powątpiewaniem.
rza. - Przypuśćmy, że, jak twierdzisz, tropiciele zostali pojmani i postanowili pójść na
Qui-Gon spojrzał w stronę kanclerza Valoruma. ugodę, wyjawiając wszystko, co wiedzą... za kredyty albo za samo uwolnienie.
- A pozwoli nam podejść bliżej? Havac wzruszył ramionami demonstracyjnie.
- Nie - powiedziała Adi. - Wydał wyraźne rozkazy, że nie chce, by cokolwiek za- - Znają mnie jako Havaca, a żaden Havac nie dostał przepustki od służb bezpie-
kłóciło przebieg szczytu. I nie życzy sobie nas u swego boku. Chce, żeby Jedi byli po- czeństwa na wejście do tego budynku. Przelewów kredytów dla ludzi Cohla też nie
strzegani jako bezstronni w tym sporze. będzie można powiązać z nami. Nasza kryjówka zostanie opróżniona, zanim doprowa-
- Cóż, nie możemy stać tutaj, czekając, aż ktoś go zaatakuje - warknął Tiin. - Po- dzą tam władze. Odlecimy z Eriadu, zanim ktokolwiek zdoła zebrać do kupy wszystkie
winniśmy rozdzielić się i rozejrzeć po sali; musimy znaleźć źródło kłopotów, zanim kawałki tej układanki.
kłopoty znajdą Valoruma. Jeśli Havac spodziewał się, że uspokoi towarzyszy, to srodze się zawiódł. Przyglą-
dali mu się jeszcze bardziej sceptycznie niż przedtem.
- Czy snajper jest na miejscu?- zapytał Havac niecierpliwie.
Janko5 Janko5
199 James Luceno Maska kłamstw 200
- Jest na pomoście; czeka, aż zaczną grać. Cohl spojrzał na padawana.
- Co mamy z nim zrobić po wszystkim? - zapytał mężczyzna z komunikatorem. - Lepiej postarajcie się zniszczyć robota, którego Havac wprowadził na salę.
Havac zastanowił się przez chwilę. - Robota? - zapytali jednym głosem Jedi.
- To wyrzutek społeczeństwa z fałszywą przepustką i blasterem, z którego właśnie - Bojowego - wyjaśnił Cohl. - Jest tam, z resztą robotów dyrektoriatu. Domyślamy
wystrzelił w stronę delegatów. Zostaniesz bohaterem, jeśli go zastrzelisz... a przynajm- się, że Havac planuje posłużyć się robotem, by zabić kanclerza Valoruma.
niej postaraj się, żeby spadł z pomostu. - To niemożliwe - powiedział Qui-Gon. - Roboty bojowe nie mogą działać samo-
- Żadnych tropów? dzielnie, niekontrolowane przez centralny komputer.
- Jak najmniej. - Robot Havaca to jeden z nowych, ulepszonych modeli firmy Baktoid - powie-
dział Boiny. - Dowódca Wolnomyśliciel. Trzeba tylko zlecić mu zadanie, komendą
Cohl znów podpierał się na aluminiowej kuli, ale teraz do przodu szaty miał też głosową albo zdalnym sygnałem, a będzie gotów porwać za sobą wszystkie roboty
przyczepioną niewielką flagę, która pozwalała domyślać się w nim weterana konfliktu dookoła.
starkiańskiego. Kuśtykając, wyszedł z turbowindy, która wyniosła go razem z Boinym Obi-Wan przyglądał mu się z niedowierzaniem.
na główny poziom pieszy budynku. Mogli stąd dostać się do korytarza prowadzącego - Chcesz powiedzieć, że zamiast jednego zamachowca mamy ich dwanaście?
do lóż medialnych i pomieszczeń straży na wyższych poziomach. - Trzynaście, jeśli chodzi o ścisłość - odparł Boiny.
Szli właśnie w stronę wind, gdy za plecami usłyszeli głos. - Mimo wszystko robot nie jest w stanie sam zainicjować takiej akcji - upierał się
- Kapitanie Cohl! Qui-Gon.
Cohl nie zatrzymał się, dopóki nieznajomy nie powtórzył jego nazwiska. Dopiero - I tu właśnie zaczyna się rola Havaca. Ma pilota. Qui-Gon podszedł bliżej do
wtedy odwrócił się z rezygnacją. Dziesięć metrów za nim stał wysoki, długowłosy i Cohla.
brodaty Jedi z włączonym zielonym mieczem świetlnym. - Gdzie on jest?
- To chyba nie nasz dzień - mruknął Boiny. - Mam pewien pomysł.
Cohl usłyszał charakterystyczny trzask i szum drugiego miecza i obejrzał się przez - Powiedz mi, co wiesz, a ja zajmę się dalej tą sprawą. Obi-Wan odprowadzi ciebie
ramię. Drugi Jedi był gładko ogolonym, młodym mężczyzną z cienkim warkoczykiem i twojego partnera do szpitala. I dobrze was przypilnuje.
padawana. Cohl pokręcił głową.
- Nie mogliśmy się doczekać spotkania z panem od czasów Dorvalli - powiedział - Jeśli chcesz dostać Havaca, Jedi, idziemy razem albo wcale. - Wskazał głową na
starszy z Jedi. Boiny'ego. - Zresztą tylko my możemy go zidentyfikować.
Cohl i Boiny wymienili zaskoczone spojrzenia. Qui-Gon nie zastanawiał się ani chwili. Spojrzał na Obi-Wana.
- To wy byliście w tym Lancecie - odgadł Cohl. - Padawanie, odszukaj mistrza Tiina i pozostałych. Szybko.
- Nieźle nas pan przegonił, kapitanie. Cohl prychnął i pokręcił głową. - Ale, mistrzu...
- No cóż, w końcu nas znaleźliście. I możecie odłożyć na bok te jarzeniówki. Nie - Idź, padawanie. Natychmiast.
jesteśmy uzbrojeni. Obi-Wan zacisnął usta, ale skinął głową i obrócił się na pięcie. Qui-Gon patrzył,
Qui-Gon skierował czubek miecza w stronę podłogi i podszedł do Cohla i Boin- jak jego uczeń biegnie w kierunku sali; wyłączył miecz i objął ramieniem drżące ciało
y'ego. Cohla.
- Gratuluję panu przeżycia eksplozji „Strumienia Przychodów". - Niech się pan o mnie oprze, kapitanie.
Cohl oparł się mocniej na kuli.
- Niewiele mi z tego przyszło, Jedi. Mój partner i ja jesteśmy podziurawieni kula-
mi jak sito.
Qui-Gon i Obi-Wan zbadali ich poprzez Moc. Zorientowali się, że mężczyzna nie
kłamie. I on, i Rodianin byli poważnie ranni.
- A tak na marginesie, skąd wiedzieliście o operacji nad Dorvallą?
- Od członka Frontu Mgławicy - odparł Qui-Gon. - Nie żyje.
- A zatem rzeczywiście mieli donosiciela. W takim razie Havac miał rację, że tę
misję trzymał w takiej tajemnicy.
- Chętnie poznamy również i Havaca - powiedział Obi-Wan.
Janko5 Janko5
201 James Luceno Maska kłamstw 202
Puszczając Cohla, by stanął o własnych siłach, Qui-Gon przycisnął plecy do ścia-
ny korytarza.
ROZDZIAŁ - Ilu ich tam jest? - zapytał Rodianina.
- Havac i może jeszcze dwóch ludzi; siedzą na prawo od wejścia. Qui-Gon wska-

32
zał mu głową dźwignię otwierającą drzwi.
- Spróbuj otworzyć.
Boiny ostrożnie położył dłoń na dźwigni.
- Zamknięte. - Spojrzał na klawiaturę w ścianie. - Mógłbym pewnie obejść kod...
- Znam szybszy sposób - przerwał mu Qui-Gon.
Włączywszy miecz świetlny, wbił rozpaloną klingę w mechanizm zamka. Metal
rozjarzył się do czerwoności i zaczął się topić, napełniając powietrze gryzącym smro-
dem. Drzwi, skrzypiąc, rozsunęły się i schowały w ścianie.
Havac i jego dwaj towarzysze zdążyli już poderwać się na nogi i dobyć broni.
Podczas gdy dziesięciu doboszy podawało rytm, dwa razy tyle rogów uniosło się Deszcz laserowych strzałów odbił się od klingi Qui-Gona, który trzymał miecz uniesio-
w górę i zaczęło odgrywać pierwszą z trzech długich fanfar. W tym samym momencie ny do góry i precyzyjnymi ruchami parował kolejne strzały. Odbite rykoszetem ładunki
Obi-Wan dotarł do Tiina i pozostałych Jedi. wypełniły całe pomieszczenie, trafiając dwóch ludzi Havaca, którzy upadli na podłogę.
- To roboty! - zaczął zadyszany. Osłupiały i przerażony Havac wypuścił broń z ręki. Qui-Gon przywołał ją Mocą,
Tiin kazał mu zwolnić i powtórzyć jeszcze raz wszystko, czego wraz z Qui-Gonem złapał i wsadził za szeroki pas, który nosił pod płaszczem.
dowiedzieli się od Cohla. Dopiero wtedy zwrócił się do Adi, Ki-Adi-Mundi, Vergere i Havac opadł na krzesło przy tablicy kontrolnej, unosząc drżące ze strachu ręce nad
pozostałych. głowę.
- Zajmijcie pozycje jak najbliżej kanclerza Valoruma - polecił Adi i Vergere. - Boiny i Cohl weszli za Qui-Gonem do pomieszczenia.
Obi-Wan i Ki niech się ustawią w pobliżu mównicy Federacji Handlowej. Bądźcie Cohl rozejrzał się dookoła i spojrzał na Qui-Gona.
rozluźnieni, ale czujni. - Cieszę się, że nigdy nie musiałem z wami walczyć.
- Mistrzu Tiin, czy myślisz, że Federacja Handlowa podejrzewa, kogo mają w - Cohl! - wykrztusił Havac z bezbrzeżnym zdumieniem. Cohl zmrużył oczy.
swoich szeregach? - Następnym razem będziesz wiedział, czego się po mnie spodziewać. Amator z
- Nie sądzę. Są agresywni tylko jeśli chodzi o handel. Jeśli jednak ten Havac zdo- ciebie.
łał wprowadzić robota pomiędzy inne, musiał to zrobić tak, by członkowie dyrektoriatu - Gdzie jest pilot do zdalnego sterowania robotem bojowym? - zapytał Qui-Gon
nie dowiedzieli się o tym. Havaca.
- Czy powinniśmy rozkazać ich delegacji, by wyprowadzili roboty, mistrzu? Havac spojrzał na niego z miną niewiniątka.
Odpowiedział mu Ki-Adi-Mundi: - Jaki pilot? Nie wiem, o czym mówisz.
- Ktokolwiek obserwuje sytuację, pewnie od razu uaktywniłby roboty. Jeśli tak się Qui-Gon pochylił się nad nim.
stanie, mogłoby to sprawiać wrażenie, że stanowimy zagrożenie i skłoniłoby roboty do - Wprowadziłeś swojego robota między te, które towarzyszą członkom Dyrekto-
zareagowania ogniem. Gdybyśmy mieli czas, moglibyśmy spróbować wysłać kogoś do riatu Federacji Handlowej. - Złapał Havaca za ubranie i podniósł z krzesła, przyciskając
frachtowca Federacji Handlowej, by wyłączył centralny komputer kontrolujący roboty. do szyby loży prasowej. - Gdzie jest pilot?
- Czy walczyłeś już kiedyś z takimi robotami, mistrzu Tiin? Havac bezskutecznie próbował odciągnąć rękę Qui-Gona.
- Słyszałem tylko, że nie są zbyt precyzyjne, padawanie. - Dosyć! Puść mnie, to ci powiem! Qui-Gon opuścił go z powrotem na krzesło.
Obi-Wan zmarszczył czoło. - Nasz strzelec go ma - wypluł z siebie Havac.
- Jeśli wszystkich trzynaście zacznie strzelać, brak precyzji może nie mieć znacze- - Wiem, kogo ma na myśli - powiedział Cohl. – Mają tu snajpera. Qui-Gon spoj-
nia. rzał ponownie na Havaca.
- Gdzie on jest?
Nie przebiegli nawet jednej czwartej korytarza prowadzącego do stanowisk dla - Na kładkach pod sufitem - wymamrotał Havac, odwracając wzrok. Qui-Gon
mediów, gdy Boiny wyśledził Havaca przez małe okienko z transpastali osadzone wy- spojrzał na Cohla, podejmując decyzję.
soko w drzwiach.
Janko5 Janko5
203 James Luceno Maska kłamstw 204
- Czy czujesz się wystarczająco dobrze, żeby popilnować tych trzech, podczas gdy
ja z twoim partnerem odszukamy strzelca?
Cohl usiadł na jednym z krzeseł. ROZDZIAŁ
- Dam sobie radę.

33
Qui-Gon wręczył mu miotacz Havaca. Chciał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie i
wskazał na dwóch rannych mężczyzn.
- Przyślę tu robota medycznego.
- Nie ma pośpiechu - zapewnił.
Gdy Qui-Gon i Boiny zniknęli za drzwiami, Cohl spojrzał złowrogo na Havaca.
Trębacze przerwali na chwilę, po czym zaczęli drugą fanfarę.
Muzycy kończyli właśnie ostatnią zwrotkę, gdy do mównicy Federacji Handlowej
podszedł posłaniec i zapytał o wicekróla Gunraya. Szef delegacji, Kuatianin, skierował
posłańca w dalszy koniec wygiętego stołu, za którym siedzieli członkowie dyrektoriatu.
Gunray przyglądał się podchodzącemu posłańcowi z widoczną obawą Sto metrów nad podłogą sali, w której odbywał się szczyt, Qui-Gon i Boiny biegli
- Przepraszam, że przeszkadzam, wicekrólu - powiedział posłaniec we wspólnym, plątaniną kładek, portali i łączników rozciągających się pod sklepieniem budynku od
dostatecznie głośno, by Gunray mógł go usłyszeć mimo fanfar trębaczy - ale wygląda jednej ściany do drugiej. Marszowe dźwięki trąbek odbijały się od wypukłych ścian,
na to, że pojawił się problem z pańskim wahadłowcem. Kontrola Portu Kosmicznego nakładając się i wygasając. Przez olbrzymi witrażowy świetlik w kopule wlewało się
Eriadu musi z panem natychmiast porozmawiać. kolorowe światło słońca.
Twarz Gunraya wydłużyła się, gdy wysunął do przodu wydatną szczękę. Podwieszone do sufitu lub wsparte na wysięgnikach sterczących ze ścian kładki
- Czy to nie może poczekać do zamknięcia szczytu? miały ażurową podłogę i cylindryczne poręcze; były dość wąskie, najwyżej na szero-
Posłaniec pokręcił głową. kość człowieka przeciętnych rozmiarów. W regularnych odstępach, a zwłaszcza w
- Bardzo mi przykro, wicekrólu, ale chodzi o bezpieczeństwo. Zapewniam, że cała miejscach skrzyżowania dwóch kładek, znajdowały się balkony umożliwiające konser-
sprawa zajmie panu tylko chwilę. wację głośników i oświetlenia.
Przewodniczący delegacji, który obserwował wymianę zdań między Gunrayem i Liczba miejsc, w których mógł się ukryć samotny strzelec, uzbrojony w pilota lub
posłańcem, zwrócił się do wicekróla: miotacz, była praktycznie nieograniczona.
- Proszę iść załatwić tę sprawę. Może będzie pan miał szczęście i nie będzie mu- Qui-Gon i Boiny nie zaszli daleko, gdy spotkali pierwszego z agentów ochrony.
siał wysłuchiwać wystąpienia Najwyższego Kanclerza. Ochroniarz uniósł broń, gdy zobaczył, że nadchodzą i zapytał, kim są i po co tu przy-
Lott Dod wstał, gdy Gunray zaczął się zbierać do wyjścia. szli. Qui-Gon wyjaśnił mu to zwięźle, jednocześnie badając agenta za pośrednictwem
- Czy mam pozostać tutaj pod pańską nieobecność, wicekrólu? Mocy, by sprawdzić, czy rzeczywiście ma podstawy, by zachowywać się władczo.
Gunray zastanowił się i pokręcił głową. Zaniepokojony rewelacjami Qui-Gona agent włączył komunikator i poinformował
- Chodź ze mną. Lepiej się znasz na procedurach i zawiłościach prawnych niż ja. znajdujących się w pobliżu towarzyszy, by powtórnie sprawdzili dokumenty każdej
Pospieszmy się jednak, senatorze... nie chcę opuścić ani chwili więcej niż to absolutnie osoby, którą spotkają na kładkach, upewniając się, czy mają identyfikatory techników
niezbędne. lub agentów. Jednocześnie nakazał odcięcie wszystkich wyjść na zewnętrzny korytarz,
prowadzący do lóż dla mediów.
W ciągu kilku chwil do Qui-Gona, Boiny'ego i agenta dołączyli dodatkowi pra-
cownicy ochrony. Podzieliwszy się na trzy grupy, ruszyli przeczesywać kładki.
Qui-Gon i Boiny skierowali się od zewnętrznego korytarza w stronę środka sali.
Tuż pod nimi stały dwa szeregi trębaczy i doboszy.
Dotarli do skrzyżowania i rozdzielili się.
Rozciągając czucie, Qui-Gon ruszył ostrożnie w stronę następnego balkonu.
Zobaczył agenta ochrony z karabinem blasterowym w rękach.
- Dostałem wiadomość przez komunikator - powiedział. - Na następnym balkonie
jest dwóch techników. Proponuję zacząć od nich.
Janko5 Janko5
205 James Luceno Maska kłamstw 206
Agent cofnął się, by przepuścić Qui-Gona. Jedi pobiegł do przodu, poczuł jednak, W labiryncie kładek pod świetlikiem kopuły ze świstem krzyżowały się promienie
że Moc każe mu zawrócić. Zaczął się odwracać. Ktoś krzyknął: laserowych wystrzałów. W kolorowym blasku odcinało się zielone ostrze miecza
- Jedi! świetlnego. Deszcz iskier opadał na muzyków jak konfetti.
Qui-Gon obrócił się i zobaczył Boiny'ego, jak biegnie pędem w jego stronę. Agent Sei krzyknęła.
ochrony znalazł się pomiędzy nimi, nadal trzymając na ukos przez pierś karabin blaste- Mistrzowie Jedi Adi Gallia i Vergere skoczyły do przodu z włączonymi mieczami
rowy. świetlnymi.
Boiny wskazał na agenta. W tej samej chwili od jednej z kładek oderwała się postać i runęła w dół.
- To właśnie jest... Agent spojrzał na Qui-Gona.
- On jest ze mną- zaczął mówić Qui-Gon. Z mównicy Federacji Handlowej po drugiej stronie sali przewodniczący dyrekto-
Agent przykucnął i wystrzelił, trafiając Boiny'ego prosto w pierś. Rodianin prze- riatu patrzył osłupiały na strzelaninę wśród kładek i dźwigarów podwieszonych pod
wrócił się do tyłu na kładkę. Dopiero wtedy agent odwrócił się w stronę Qui-Gona, nie sklepieniem. Jednocześnie na dole zobaczył kilku Jedi i funkcjonariuszy Departamentu
przerywając ognia. Sprawiedliwości, jak szybko, choć ukradkiem, ruszają w stronę mównicy dyrektoriatu.
Qui-Gon włączył miecz świetlny. Laserowe strzały nadlatywały jednak z taką Kuatianin spoglądał to w sufit, to na podłogę sali. Czy szczyt został zorganizowa-
prędkością i precyzją że trudno mu było odbić wszystkie. Dwa przedarły się przez jego ny tylko po to, by wciągnąć dyrektoriat w pułapkę?- pytał sam siebie. Czy Republika
obronę, trafiając w lewe ramię i prawą nogę. odważy się zaatakować ich w miejscu publicznym?
Qui-Gon się zatoczył. Roboty bojowe momentalnie przeszły z postawy na baczność do pozycji bojowej,
Przyciągnięci odgłosem strzałów trzej agenci nadbiegli z tej samej strony, z której uginając dolne kończyny w stawach kolanowych, z jedną nogą w wykroku i zakrzy-
przyszedł Boiny. Strzelec Havaca wyciągnął drugi, krótki miotacz z kabury pod pachą i wionymi ramionami. Były zaprogramowane w taki sposób, by reagować na polecenia
wystrzelił do agentów, raniąc dwóch. każdego z członków dyrektoriatu - a w każdym razie przekazywać ich polecenia do
Qui-Gon zmienił kąt nachylenia miecza, by móc odbijać strzały na boki, a nie z centralnego komputera kontrolnego na pokładzie statku Federacji Handlowej - ale naj-
powrotem w stronę strzelca, bo bał się, że mógłby trafić w agentów, którzy zdążyli lepiej radzili sobie z nimi Neimoidianie.
odpowiedzieć ogniem, nie przejmując się zbytnio trudnym położeniem, w jakim znalazł Przewodniczący rozejrzał się, szukając wzrokiem Nute'a Gunraya i uświadomił
się Qui-Gon. sobie, że wicekról jeszcze nie wrócił. Nie wiedząc, co robić w tej sytuacji, odwrócił się
Strzelec był oszałamiająco szybki; uchylał się przed strzałami od jednej strony do jednego z asystentów.
kładki do drugiej, a ukryta zbroja pochłaniała te nieliczne strzały, które zdołały go tra- - Włączyć pole siłowe! - rozkazał.
fić.
Qui-Gon skoczył do przodu. Tnąc poziomo mieczem, odciął dwa pionowe wspor- Dźwięki wystrzałów i okrzyki strachu z dolnej części sali dochodziły również do
niki podtrzymujące kładkę. loży prasowej, którą załatwił sobie Havac. Siedząc na krześle z bronią wycelowaną w
Następnie skierował miecz w dół, by odrąbać dolne przypory platformy. Havaca, Cohl usłyszał, jak holokamera włącza się z cichym trzaskiem, i zauważył, że
Obie części rozciętej kładki przechyliły się gwałtownie, a Qui-Gon i strzelec Havac zerka w jej stronę.
Havaca zaczęli spadać w stronę coraz szerszej przerwy pomiędzy zwisającymi końcami - Czy mam rację, zakładając, że zamierzasz mnie zabić? - zapytał Havac. - W koń-
platformy. cu w tym jesteś najlepszy, co?
Z gardła strzelca wyrwał się przeraźliwy krzyk. Mężczyzna zsuwał się po kratow- - Nieźle sobie radzisz jak na żółtodzioba, Havac. Havac prychnął pogardliwie.
nicy kładki, strzelając z obu miotaczy do Qui-Gona. - Jestem gotów oddać życie za sprawę, kapitanie.
- Może i jesteś - odparł Cohl. - Ale nie dam ci tej satysfakcji. Zginiesz wyłącznie
***
za to, że zabiłeś Rellę. A twoja sprawa i tak jest przegrana.
Chwilę krótkiej ciszy pomiędzy drugą a trzecią i ostatnią powitalną fanfarą zakłó- Havac ponownie zerknął na holokamerę.
cił gwar podniesionych, spanikowanych głosów. - Tak sądzisz?
Valorum siedzący sztywno w samym środku mównicy delegacji Coruscant nie był Cohl wskazał na transpastalowe okno.
pewien, skąd dochodzą krzyki, zanim Sei Taria nie zakryła dłonią ust, palcem drugiej - Słyszysz te blastery? Jedi znaleźli twojego strzelca, tego, który kontroluje robota.
wskazując na sufit. Valorum jest bezpieczny. Nigdy zresztą nie miałem zbyt wysokiego mniemania o tej
akcji, widząc, że podobnie jak wy, Valorum dąży do rozwiązania Federacji Handlowej.
Havac roześmiał się.
Janko5 Janko5
207 James Luceno Maska kłamstw 208
- Nic nie zrozumiałeś, Cohl. Rzeczywiście jesteś już za stary do tej zabawy. Dla- Widać było, że członkowie dyrektoriatu mówią coś do robotów, coraz bardziej
czego myślisz, że naszym celem jest Valorum? nerwowo, aż w końcu zaczynają wycofywać się od wygiętego stołu.
Uśmiech na twarzy Cohla nagle stężał. Roboty wystrzeliły.
Krzywiąc się z bólu, wstał z krzesła i dokuśtykał do okna. Strzelanina spowodo- Rycerze Jedi i republikańscy funkcjonariusze patrzyli bezradnie, jak strzały roz-
wała, że w sali zapanował kompletny chaos. Członkowie Dyrektoriatu Federacji Han- rywają na kawałki stół i krzesła, trafiając w końcu w ciała członków dyrektoriatu,
dlowej stali za wygiętym łukowato stołem w otoczeniu swych robotów bojowych, bez- wstrząsając nimi i ciskając na boki mównicy.
piecznie odgrodzeni tarczą pola siłowego. Po jednej stronie sali grupa Jedi i funkcjona- Ostrzał zakończył się równie gwałtownie, jak się rozpoczął.
riuszy Departamentu Sprawiedliwości zbliżała się do mównicy Federacji Handlowej. Przez chwilę roboty czekały, aż rusznice wystygną, a następnie zawiesiły je z po-
Cohl odwrócił się w stronę Havaca z płonącymi oczami. wrotem na plecach i odwróciły się twarzami w stronę sali.
- Chodzi wam o federację! Oszołomiony tym, co zobaczył, Qui-Gon wspiął się na chybotliwą kładkę i usiadł
Havac nie mógł powstrzymać triumfalnego uśmiechu. ciężko, patrząc przed siebie w przestrzeń.
- Potrzebowaliśmy tylko, żeby uruchomili pole siłowe. - Wskazał na urządzenia
wycelowane ku dołowi sali. - Skaner odebrał sygnał o aktywacji. Holokamera zajmie
się resztą.
- To holokamera jest pilotem - powiedział Cohl jak w transie.
Rzucił się w stronę kamery, w pół drogi trafiając na Havaca. Wpadli na siebie i
upadli na podłogę, nie puszczając jeden drugiego. Przeturlali się, walcząc o przewagę i
próbując wyrwać sobie nawzajem miotacz.
Cohl zamachnął się i wbił łokieć w twarz Havaca. Mężczyzna przeturlał się na
bok, a Cohl wykorzystał siłę rozpędu przeciwnika, by wtoczyć się na niego i przy-
gwoździć kolanami do podłogi.
Havac zaczął się wiercić, ale nie puścił blastera; wcisnął spust, posyłając kulę w
brzuch Cohla. Cohl poczuł, że siła wystrzału odrzuca go do tyłu, ale skoczył ponownie
na Havaca, całym swoim ciężarem napierając na broń i kierując lufę w stronę piersi
przeciwnika.
Zebrał resztki sił, wcisnął spust i wystrzelił ostatni nabój.

Wisząc na jednym ręku pod kołyszącą się kładką, Qui-Gon spojrzał w dół na salę.
Trębacze przerwali fanfarę w pół nuty, porzucili trąbki i rozpierzchli się, szukając
ochrony. Delegaci zerwali się z krzeseł i zaczęli uciekać, dosłownie depcząc innym po
głowach, byle tylko znaleźć się z dala od strzelaniny.
Valorum stał, szczelnie otoczony kręgiem utworzonym przez Gwardię Senacką i
rycerzy Jedi.
Saesee Tiin, Ki-Adi-Mundi i Obi-Wan zajęli pozycje na wprost mównicy Federa-
cji Handlowej; unieśli miecze świetlne, gotowe do odparcia strzałów robotów bojo-
wych.
Członkowie dyrektoriatu uruchomili jednak ochronne pole siłowe, co oznaczało,
że ze strony ich mównicy w głąb sali nie przedrze się żaden strzał.
Trzynaście robotów sięgnęło prawymi kończynami po laserowe rusznice, które
miało na plecach.
Funkcjonariusze Departamentu Sprawiedliwości zaczęli strzelać w stronę pola si-
łowego, które po prostu wchłonęło ich strzały.
I wtedy roboty, wszystkie naraz, wykonały półobrót.
Janko5 Janko5
209 James Luceno Maska kłamstw 210

ROZDZIAŁ

34
Front Mgławicy został właściwie rozwiązany - wyjaśniła Qui-Gonowi funkcjona-
riuszka Departamentu Sprawiedliwości. - Tych kilku, których udało nam się wytropić,
zaprzecza, jakoby wiedzieli cokolwiek o akcji Havaca na Eriadu. Niektórzy wręcz nig-
dy go nie spotkali i twierdzą, że tego nazwiska używali rutynowo wszyscy członkowie
radykalnej frakcji Frontu. Zresztą operacja na Eriadu została zaplanowana w najgłęb-
szej tajemnicy, jako że bojownicy byli przekonani, że mają w swych szeregach infor-
WEWNĘTRZNY KRĄG matora.
- Informatorem był jeden z umiarkowanych - uzupełnił Qui-Gon. - To dzięki nie-
mu dowiedziałem się o planach napadu Cohla na frachtowiec Federacji Handlowej w
pobliżu Dorvalli, a na Asmeru - o tajnej operacji zleconej Cohlowi przez Havaca.
Funkcjonariuszka - szczupła, ciemnowłosa kobieta o eleganckich manierach - za-
notowała uwagi Qui-Gona w notesie komputerowym. Byli tylko we dwoje w małym
kubiku na olbrzymiej sali w centrali Departamentu Sprawiedliwości na Coruscant. Od
zamachu upłynął prawie cały standardowy miesiąc.
Deaktywacja tarczy ochronnej, którą członkowie Dyrektoriatu Federacji Handlo-
wej opuścili - nieświadomie stając się sprawcami własnej zguby - wymagała pracy
całego zespołu techników, uzbrojonych w rozpraszacze pola. Dwaj Neimoidianie, któ-
rzy przeżyli masakrę-wicekról Nutę Gunray i senator Lott Dod - nie protestowali, gdy
te same rozpraszacze zostały użyte w celu podporządkowania i wymuszenia posłuszeń-
stwa na trzynastu robotach. Przywileje dyplomatyczne umożliwiły Neimoidianom odlot
z Eriadu bez konieczności składania jakichkolwiek wyjaśnień.
Najwyższy Kanclerz Valorum nakazał Departamentowi Sprawiedliwości natych-
miastowe rozpoczęcie śledztwa, ale wkrótce okazało się, że Tarkin, namiestnik guber-
natora, pokrzyżował im szyki. Tarkin przekonywał, że skoro Eriadu nie zdołała zapew-
nić bezpieczeństwa szczytu, sprawa powinna być prowadzona przez miejscowych de-
tektywów. Zachodziła obawa, że Tarkin, obawiając się odwetu Federacji Handlowej,
będzie próbował zrzucić winę na inne osoby. Zamiast tego jednak po prostu uniemoż-
liwił śledztwo, pozwalając, by dowody i naoczni świadkowie zniknęli. Całkowicie
zlekceważeni funkcjonariusze, których Valorum poprosił o pozostanie na Eriadu, w
końcu zwinęli manatki i wrócili na Coruscant.

Janko5 Janko5
211 James Luceno Maska kłamstw 212
Qui-Gon starał się śledzić na bieżąco rozwój wypadków, ale naczelnik wydziału A zatem trzynasty, robot-morderca, musiał trafić w ich ręce już na powierzchni planety.
dochodzeniowego, który miał być łącznikiem z ekipą na Eriadu, dopiero co powrócił na Gunray, nowy wicekról zarządzający całej Federacji Handlowej, utrzymuje, oczywiście
Coruscant. poprzez swoich prawników, że któryś z członków dyrektoriatu musiał otrzymać albo
- Havac okazał się z pochodzenia Eriaduaninem - ciągnęła funkcjonariuszka. - wprowadzić do sali robota. Senator Lott Dod twierdzi, że kiedy zwrócił uwagę wice-
Naprawdę nazywał się Eru Matalis i był korespondentem medialnym i holoreporterem, króla na trzynastego robota, ten wydawał się równie zaskoczony, jak sam Dod.
a do Federacji Handlowej miał zadawnione urazy. W pewnym momencie został przy- - A co z wiadomością, którą Gunray i Dod otrzymali w sali tuż przed rozpoczę-
wódcą komórki Frontu Mgławicy na Eriadu i awansował dalej, aż wysunął się na czoło ciem szczytu?
organizacji. Rewizja w kryjówce Frontu w stolicy Eriadu ujawniła, że Front miał kon- - Była prawdziwa... na tyle, na ile udało nam się to ustalić. W jednym z silników
takty we wszystkich instytucjach rządowych i w policji, i jego członkowie najprawdo- neimoidiańskiego wahadłowca miał miejsce wyciek plazmy. Wyciek został wykryty
podobniej wiedzieli wszystko o środkach ochrony podjętych z okazji szczytu. Havac, to przez skanery kosmoportu i ktoś z tamtejszej obsługi skontaktował się z ochroną szczy-
znaczy Matalis, ewidentnie wykorzystał swoje kontakty, by uzyskać przepustki, identy- tu. Problem polega na tym, że nie udało nam się ustalić tożsamości tej osoby. Wicekról
fikatory, mundury ochroniarzy i inne dokumenty dla zamachowców wynajętych przez Gunray utrzymuje, że komunikator, który wręczył mu posłaniec, był wyłączony, gdy go
Cohla, a może nawet zdołał ukryć broń w sali balowej jeszcze przez rozpoczęciem otrzymał. Posłaniec to potwierdza. W chwili, gdy Gunray i Dod wracali na swoje miej-
szczytu. sca, zamach był w toku i ochrona zatrzymała ich przez wejściem do sali.
- Operacja musiała zostać zaplanowana tuż po ogłoszeniu, że szczyt się odbędzie - Funkcjonariuszka pokręciła głową z niezadowoleniem.
powiedział Qui-Gon. - Albo wkrótce po ataku na Najwyższego Kanclerza, tu na Co- - Wszystkie tropy kończą się na osobie Havaca.
ruscant. Nie sądzę, byśmy kiedykolwiek zdołali się dowiedzieć, czy tamten zamach był Qui-Gon skrzyżował ręce na piersiach i kiwnął głową, choć niezbyt przekonująco.
prawdziwy, czy tylko miał odwrócić naszą uwagę od przygotowań do operacji na Eria- - Na to wygląda.
du.
- Chyba że Cohl albo Havac przemówią do nas zza grobu - powiedziała funkcjona- - Cieszę się, że znów pana widzę, senatorze Palpatine - powiedziała prześliczna
riuszka. postać widoczna w polu holoprojektora. -Z niecierpliwością czekam na dzień, w którym
- A co z tymi zamachowcami, których udało się złapać? spotkamy się znów osobiście.
- Wszyscy przetrzymywani twierdzą, że celem był Valorum... nawet ci dwaj, któ- - Ja również, wasza wysokość - powiedział Palpatine, kłaniając się z szacunkiem.
rych odkrył pan z Havakiem w loży prasowej. Według ich historyjki, Havac chciał Postać siedziała na tronie z okrągłym oparciem, na tle wysokiego, łukowatego
zorganizować atak w taki sposób, by wyglądało, że roboty Federacji Handlowej zabiły okna i z potężnymi kolumnami z surowego kamienia po obu stronach. Jej niski głos był
kanclerza Valoruma na rozkaz dyrektoriatu. Miało to doprowadzić do rozwiązania Fe- równie opanowany jak postawa; słowa dobiegały z umalowanych ust niemal bez into-
deracji Handlowej, co było jednym z głównych celów Frontu. Rozważaliśmy możli- nacji. Szczupła, o ślicznej, kobiecej twarzy, wyglądała wyjątkowo dostojnie jak na tak
wość, że roboty miały awarię oprogramowania i że atak na członków dyrektoriatu był młodą osobę. Widać było, że traktuje swe obowiązki z najwyższą powagą.
pomyłką. Ale Baktoid dostarczył nam solidnych dowodów, że coś takiego nie mogło Urodziła się jako Padme Neberrie, odtąd jednak miała być znana jako królowa
mieć miejsca. Amidala, nowa elekcyjna władczyni planety Naboo.
- Czy Baktoid mógł pomagać Havacowi? Palpatine odbierał transmisję w swoim apartamencie, w przypominającym górską
- Stanowczo zaprzeczają, by mieli w tym jakikolwiek udział. Ich inżynierowie grań wieżowcu na ulicy Republiki 500, w jednej z najstarszych i najbardziej reprezen-
pomogli nam nawet zbadać tego robota bojowego, tak zwanego dowódcę, co pozwoliło tacyjnych dzielnic miasta. Ściany i podłoga pokoju były czerwone jak tron Amidali, a
stwierdzić, że zawierał mechanizm, dzięki któremu mógł być sterowany niezależnie od cenne dzieła sztuki zajmowały każdą wnękę i każdy kąt.
centralnego komputera, ale tylko przez krótki okres. Holokamera Havaca zainicjowała Wyobraził sobie własną podobiznę unoszącą się nad kompozytowym holoprojek-
działania robota, a dwanaście pozostałych robotów po prostu wykonywało rozkazy torem w komnacie rady w pałacu w Theed na Naboo.
dowódcy. Gdy tylko centralny komputer zorientował się, co się dzieje w sali, w której - Senatorze, pragnę poinformować pana o czymś, co dopiero teraz zostało mi
odbywał się szczyt, wyłączył je wszystkie. ujawnione. Król Veruna nie żyje.
Qui-Gon zastanawiał się przez chwilę. - Nie żyje, Wasza Wysokość? - Palpatine zmarszczył czoło, udając zaniepokoje-
- Ktoś musiał pomóc Havacowi dostarczyć robota Federacji Handlowej. nie. - Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie pokazywał się publicznie od czasu abdyka-
- Jak najbardziej - przytaknęła funkcjonariuszka. - Jednak przywileje dyploma- cji. Z tego, co wiedziałem, był w dobrym zdrowiu.
tyczne nie pozwoliły nam dowiedzieć się wszystkiego, co chcieliśmy. Na przykład z akt
kosmoportu Eriadu wynika, że dyrektoriat przywiózł ze sobą tylko dwanaście robotów.
Janko5 Janko5
213 James Luceno Maska kłamstw 214
- Był w dobrym zdrowiu, senatorze - powiedziała Amidala swoim monotonnym - Odpowiadam przez ludem Naboo. Życzyłabym sobie bardzo nawiązać dobre sto-
głosem. - Jego śmierć uznano za „przypadkową", ale jej okoliczności są bardzo tajem- sunki z kanclerzem Valorumem, ale Naboo nie może dać się wciągnąć w spory pomię-
nicze. dzy Federacją Handlową a Republiką. Zaakceptuję pańską decyzję w tej sprawie, sena-
Choć zaledwie czternastoletnia, nie była najmłodszą monarchinią wybraną na tron, torze.
jednak niewątpliwie jedną z najbardziej konwencjonalnych, zarówno w stroju, jak i Palpatine skłonił głowę.
zachowaniu. - W takim razie rozważę tę sprawę starannie i zagłosuję zgodnie z tym, co w osta-
Od stóp do głów okrywała ją czerwona szata, szeroka w ramionach, z mankietami tecznym rozrachunku będzie najlepsze dla Naboo i dla Republiki.
obszytymi futrem potolli. Wąski gors sukni haftowany był bezcenną nicią. Jej twarz,
pomalowana na biało, wychylała się z szerokiego kołnierza, który nie tylko okalał jej Valorum stał przy wysokich oknach, spoglądając na panoramę miasta.
delikatne rysy, ale przechodził w skomplikowane, wysadzane klejnotami nakrycie gło- - Ostatnim razem, kiedy się tu spotkaliśmy, rozmawialiśmy o prośbie Federacji
wy o fałdach spływających na plecy królowej. Paznokcie również miała pomalowane Handlowej o ochronę przed terrorystami - powiedział. - I przez tych kilka miesięcy
na biało, a na każdym policzku widniała stylizowana kropka. Tradycyjna „blizna pa- sytuacja tylko się zaogniła. Kiedy zastanawiam się nad rozwojem wypadków, które
mięci" dzieliła na pół jej dolną wargę, pomalowaną również na biało, w przeciwień- doprowadziły nas w to mroczne miejsce, czuję się zagubiony. Gdyby ktoś kilka miesię-
stwie do górnej. Wokół królowej stało pięć dworek w purpurowych szatach z kaptura- cy temu próbował mnie przekonać, że zmierzamy w takim kierunku, zlekceważyłbym
mi. ostrzeżenie, uważając taki scenariusz za całkowicie niemożliwy.
- Pragnę zapoznać pana z naszym nowym dowódcą gwardii, senatorze - powie- Senator Palpatine nie odpowiedział. Czekał, aż Valorum odwróci się w jego stro-
działa Amidala, wskazując na kogoś, kto znajdował się poza polem widzenia. - Kapitan nę.
Panaka. - Ze względu na to, co stało się w czasie szczytu, odroczyłem wniesienie na forum
Gładko wygolony mężczyzna o jasnobrązowej skórze wszedł w obręb holopola. senatu sprawy opodatkowania. Jednak zarówno ci, którzy popierają propozycję, jak i jej
Wyglądał na pozbawionego poczucia humoru. Miał na sobie skórzaną kurtkę i pasującą przeciwnicy naciskają na mnie, by rozwiązać tę sprawę raz na zawsze.
do niej czapkę, odpowiednią dla swej szarży. Panaka objął dowództwo gwardii niedaw- Valorum odwrócił się twarzą do Palpatine'a.
no, ale nie był nowy na dworze, służył bowiem przez pewien czas pod rozkazami swe- - Pan, chyba bardziej niż ktokolwiek inny, wyczuwa nastroje senatu. Czy zamach
go poprzednika, kapitana Magnety. przysporzył Federacji Handlowej tylu sympatyków, że nie zdołamy zebrać odpowied-
- Ze względu na podejrzane okoliczności śmierci króla Veruna - powiedziała Ami- niego poparcia dla opodatkowania?
dala - kapitan Panaka uważa, że należy wzmocnić środki bezpieczeństwa w stosunku do - Wręcz przeciwnie - odpowiedział Palpatine. - To, co stało się na Eriadu, tylko
nas wszystkich, nie wyłączając pana, senatorze. umocniło powszechne przekonanie, że wkraczamy w czasy przemocy, a konflikt mię-
Palpatine wyglądał na zaskoczonego, a nawet lekko rozbawionego tym pomysłem. dzy Federacją Handlową a Frontem Mgławicy może być zwiastunem dalszych tragedii.
- Na Coruscant to raczej zbyteczne, wasza wysokość. Jedyne niebezpieczeństwo, Co więcej, zważywszy na fakt, że u steru Federacji stoją teraz zorientowani wyłącznie
jakie mi tu grozi, to konieczność spoufalania się z innymi senatorami i uodpornienia się na zyski Neimoidianie, można się spodziewać narastania napięcia w systemach peryfe-
na chciwość, która trawi galaktyczny senat. ryjnych. Pański plan skierowania części przychodów podatkowych do światów Odle-
Królowa ponownie pojawiła siew holopolu. głych Rubieży jest godzien pochwały i powinien być jak najszybciej wdrożony. Wiele
- A niedawny zatarg pomiędzy Federacją Handlową a terrorystami Frontu Mgła- planet i walczących o przetrwanie koncernów zyska na tym posunięciu. Konkurencja
wicy, senatorze? rynkowa ograniczy w końcu zapędy Federacji Handlowej w sposób samoistny, bez
Palpatine pokręcił głową z dezaprobatą. potrzeby interwencji ze strony Republiki innej niż opodatkowanie.
- Ten przykry incydent pokazał jedynie, jak nieskuteczna stała się Republika jako Valorum pokiwał głową.
mediator w tego typu konfliktach. Zbyt wielu w senacie stawia swe własne potrzeby - A co z wnioskiem Federacji Handlowej o zwiększenie ich kontyngentu obronne-
ponad potrzebami Republiki. go? Niezależnie od wyeliminowania zagrożenia ze strony Frontu Mgławicy Neimoidia-
- Jakie losy czekają zgłoszoną przez kanclerza Valoruma propozycję opodatkowa- nie będą chcieli uzyskać nasze pozwolenie na zwiększenie liczebności ich sił obron-
nia stref wolnego handlu? nych.
- Jestem przekonany, że Najwyższy Kanclerz będzie forsował tę propozycję. - To prawda - powiedział powoli Palpatine. - W geście dobrej woli powinniśmy
- Jak pan zagłosuje, senatorze, jeśli dojdzie do głosowania? przynajmniej rozważyć możliwość udzielenia Federacji zgody na podjęcie wszelkich
- Jak Wasza Wysokość życzy sobie, bym głosował? kroków, jakie uważają za stosowne dla ochrony swej floty. Rozpad Frontu Mgławicy
Amidala zastanawiała się przez chwilę.
Janko5 Janko5
215 James Luceno Maska kłamstw 216
nie wyklucza możliwości wystąpienia dalszych aktów terroru ze strony grup, które
powstaną w ich miejsce.
Valorum spojrzał Palpatine'owi prosto w oczy. ROZDZIAŁ
- Czy będziemy mieć głos Naboo?

35
Palpatine westchnął.
- Niestety, królowa Amidala nie jest gotowa udzielić poparcia kwestii opodatko-
wania, ponieważ Naboo jest w dużym stopniu uzależniona od Federacji Handlowej,
jeśli chodzi o import wielu podstawowych dóbr. Jest młoda i nie ma doświadczenia w
podobnych sprawach, ale chętnie się uczy. - Wbił wzrok w twarz kanclerza. - Ja jednak
będę nadal robił wszystko, co w mojej mocy, by zakulisowo wspierać tę inicjatywę.
Jestem przekonany, że uda nam się zebrać dość głosów.
Valorum uśmiechnął się z wdzięcznością.
- W zamian za wsparcie, jaki mi okazałeś, przyjacielu, przyjmij w zamian zapew-
nienie, że gdyby kiedykolwiek zaszła taka potrzeba, udzielę Naboo wszelkiej możliwej Publiczne korytarze galaktycznego senatu zapełniał tłum korespondentów Holo-
pomocy. Netu, sympatyków i co bardziej obywatelsko nastawionych mieszkańców Coruscant.
- Dziękuję, panie kanclerzu. Trzymam pana za słowo. Odmłodniały Valorum szedł powoli głównym korytarzem, eskortowany przez
Gwardię Senacką, wymieniając dystyngowane ukłony z senatorami i ignorując pytania
zadawane przez reporterów.
- Najwyższy Kanclerzu, czy kiedykolwiek choć przez moment wątpił pan, że pro-
pozycja opodatkowania zostanie ratyfikowana? - zapytał twi'lekiański korespondent.
Sei Taria odpowiedziała za niego.
- Inicjatywa od początku wzbudzała kontrowersje. Ale wszyscy zaangażowani
wierzyli, że propozycja przejdzie, jeśli wszystkie strony będą miały okazję się wypo-
wiedzieć.
Atrakcyjna kobieta przepchnęła się do pierwszego rzędu reporterów.
- Biorąc pod uwagę to, co stało się podczas szczytu handlowego, czy nadal uważa
pan, że wszystkie strony miały okazję się wypowiedzieć?
I znów interweniowała Sei Taria.
- Choć ta tragedia zmusiła nas do skrócenia szczytu, wiele osiągnęliśmy na Eriadu.
Ci, którzy nie mieli okazji wypowiedzieć się podczas szczytu, mogli wielokrotnie wy-
razić swoje opinie tutaj, podczas dyskusji w senacie.
- Dyskusji czy sporów, panie kanclerzu?
Valorum bagatelizująco machnął ręką.
- Czy nie uważa pan, że opodatkowanie to cios dla praw systemów peryferyjnych?
- Systemy peryferyjne z pewnością skorzystają na tej sytuacji -odpowiedziała Ta-
ria. - Ale wszystkie światy odniosą korzyści dzięki tej historycznej decyzji. W przeci-
wieństwie do tego, co głoszą różni ambitni politykierzy, przegłosowanie tej ustawy
jasno dowodzi, że senat nie jest aż tak niesprawny i apatyczny, by nie mógł podjąć
działań dla wspólnego dobra.
Kolejny korespondent przepchnął się do przodu.
- Czy ten moment jest dla pana ukoronowaniem kariery?
Taria uniosła ręce.

Janko5 Janko5
217 James Luceno Maska kłamstw 218
- Jeszcze dzisiaj biuro Najwyższego Kanclerza wyda oświadczenie w tej sprawie.
Do tego momentu nie będziemy odpowiadać na dalsze pytania.
Reporterzy zaszemrali, ale w końcu umilkli i rozstąpili się, przepuszczając kancle- ROZDZIAŁ
rza oraz otaczających go doradców i gwardzistów w stronę turbowindy prowadzącej do

36
jego prywatnych apartamentów.
Znalazłszy się tam, zdjął płaszcz, usiadł ciężko w fotelu i głośno odetchnął.
- Dziękuję za interwencję - powiedział do Sei Tarii, gdy zostali sami w gabinecie.
Uśmiechnęła się i usiadła naprzeciwko.
- Powinniśmy jak najszybciej wydać oświadczenie. Czy zechce pan napisać coś te-
raz?
Valorum zmarszczył brwi, wstał i przeszedł na środek pokoju, złączywszy dłonie
za plecami. Taria uruchomiła funkcję nagrywania w komunikatorze na nadgarstku.
- Od zbyt dawna senat grzązł w bagnie procedur i regulaminów - zaczął dyktować
Valorum. - Dziś jednak udało nam się przezwyciężyć biurokratyczny bezwład, odkłada- Valorum - w otoczeniu nie Gwardii Senackiej, lecz prawników -stawił się w Są-
jąc na bok małostkowe sprzeczki i własne interesy, by połączyć swe siły i uderzyć w dzie Najwyższym niemal dwa tygodnie później. W tym czasie jego prawnicy zdołali
imieniu całej Republiki. W tej sposób potwierdziliśmy nasz mandat i odnaleźliśmy ustalić, że podstawą stawianych mu zarzutów jest inwestycja dokonana w firmie Valo-
właściwą drogę. Poczytuję sobie za zaszczyt możliwość przedstawienia tej historycznej rum Shipping na Eriadu.
propozycji. Zwycięstwo byłoby jednak niemożliwe bez niezmordowanych wysiłków Poza tym Valorum nie wiedział nic.
kilku dobrych i uczciwych delegatów. Powstrzymam się od wchodzenia w szczegóły Sąd Najwyższy zebrał się na zamkniętym posiedzeniu w budynku Sądów Galak-
techniczne dotyczące przebiegu głosowania. Pragnę jednak powiedzieć, że wiele za- tycznych - olbrzymiej budowli ozdobionej ostrymi łukami, wysokimi iglicami i kolek-
wdzięczamy senatorom takim jak... cją wyrafinowanych rzeźb, mieszczącej się na tak zwanej Równinie Coruscant, nieda-
Valorum przerwał, słysząc dzwonek do drzwi do gabinetu. Kiedy Sei Taria otwo- leko od Świątyni Jedi.
rzyła, dwóch senackich gwardzistów wprowadziło do pokoju senatora z Alderaanu, Valorum i jego adwokaci usiedli przy długim stole naprzeciw dwunastu członków
Baila Antillesa. W prawej dłoni przewodniczący Komisji Etyki Senackiej trzymał dura- rady sędziowskiej w długich szatach. Bail Antilles i inni członkowie Komisji Etyki
kartkę sprawiającą wrażenie dokumentu prawniczego. Senackiej siedzieli prostopadle do nich.
- Najwyższy Kanclerzu, jest mi niezmiernie przykro, że przynoszę złe wieści w Sędzia główny zwrócił się do Valoruma.
dniu, w którym powinniśmy świętować - powiedział Antilles, wręczając dokument - Panie kanclerzu, jesteśmy wdzięczni, że zdecydował się pan stawić przed nami,
kanclerzowi. - Ten dokument to oficjalne wezwanie do stawienia się w Sądzie Najwyż- choć nie otrzymał pan oficjalnego wezwania.
szym w celu ustosunkowania się do zarzutów korupcji i nielegalnego wzbogacenia. - Dano nam do zrozumienia, że dzisiejsze przesłuchanie ma charakter nieoficjalny
Valorum zamrugał osłupiały. Po prostu nie mógł pojąć tego, co właśnie usłyszał. - powiedział w imieniu Valoruma jeden z adwokatów.
To musiała być jakaś pomyłka albo żart w bardzo złym stylu. Serce zaczęło mu walić w - Słusznie pan zakłada.
piersi i nagle zaczęło mu brakować powietrza. Spojrzał na durakartkę, którą mu wrę- Sędzia spojrzał na Antillesa, który wstał i przemówił ze swego miejsca za stołem
czono, a potem na Antillesa. komisji.
- Domagam się wyjaśnienia, o co w tym wszystkim chodzi. - Wysoki Sądzie, Najwyższy Kanclerzu - zaczął. - Zaledwie dwa tygodnie temu
Antilles zacisnął usta. senat zebrał się na specjalnym posiedzeniu, by przegłosować wniosek zgłoszony przez
- Jeszcze raz przepraszam, panie kanclerzu. Niestety, w tej chwili nie wolno mi Najwyższego Kanclerza obłożenia podatkiem wszystkich dostaw towarów i innej dzia-
powiedzieć nic więcej o tej sprawie. łalności handlowej na obszarach zwanych wcześniej jako strefy wolnego handlu syste-
mów peryferyjnych. Poprawka do pierwotnej propozycji przewidywała, że pewien od-
setek przychodów podatkowych osiągniętych w ten sposób przez Republikę zostanie
przeznaczony na rozwój opieki społecznej i postępu technologicznego w systemach
peryferyjnych. Wiele przedsiębiorstw działających w tych systemach zaczęło już teraz
zbierać owoce tej poprawki w postaci inwestycji kapitałowych ze strony inwestorów
pochodzących z planet Jądra. Jednym z takich przedsiębiorstw jest spółka Valorum
Janko5 Janko5
219 James Luceno Maska kłamstw 220
Shipping and Transport z Eriadu, która otrzymała niedawno zastrzyk kapitału, wyjąt- wartości aurodium, którego kradzież zgłosiła Federacja Handlowa po ataku na ich sta-
kowo duży jak na spółkę, która przez ostatnich kilka standardowych lat wykazała mi- tek „Strumień Przychodów", który miał miejsce nad Dorvallą kilka miesięcy temu.
nimalne zyski. Adwokat Valoruma przerwał przemowę. Stłumione rozmowy rozbrzmiały w całej sali, podczas gdy Antilles wyszedł zza
stołu i zbliżył się do ławy sędziowskiej.
- Z całym szacunkiem, senatorze Antilles, do zeszłego tygodnia kanclerz Valorum - Wysoki Sądzie, nie jest moją intencją formułowanie oskarżeń. Komisja pragnie
nic nie wiedział o zwiększeniu kapitału Valorum Shipping. Niezależnie od tego pra- jedynie upewnić się, czy Najwyższy Kanclerz nie miał żadnego ukrytego celu w forso-
gniemy podkreślić, że chociaż firma ma w nazwie nazwisko Valorum, a sam kanclerz waniu opodatkowania, na przykład wzbogacenia przedsiębiorstwa, którego jest współ-
zasiada w jej radzie nadzorczej, to nie bierze on udziału w bieżącej działalność przed- właścicielem. Komisja pragnie również upewnić się, czy sztabki aurodium, o których
siębiorstwa ani nie jest zaangażowany w każdą pojedynczą operację gospodarczą tej mówiliśmy, rzeczywiście zniknęły z pokładu „Strumienia Przychodów", a nie po prostu
firmy. Przede wszystkim jednak, Wysoki Sądzie, od kiedy to fakt, że spółka generuje zostały przeniesione do kasy Valorum Shipping, by przypieczętować potajemny układ
zyski, stanowi pogwałcenie prawa? W przypadku Valorum Shipping uważam, że chęć pomiędzy Najwyższym Kanclerzem a Federacją Handlową.
inwestowania w przedsiębiorstwa, których udziałowcami są prominentne osoby pu-
bliczne, świadczy tylko o zdrowym rozsądku inwestorów. Nie jest przecież tak, że Senator Palpatine był jednym z co najmniej setki senatorów zaproszonych do luk-
Najwyższy Kanclerz sam starał się znaleźć inwestorów dla tej spółki. Co więcej, zgod- susowego apartamentu Orna Free Taa na przyjęcie składające się z wykwintnych prze-
nie z przepisami Najwyższy Kanclerz ujawnił informacje na temat całego swego mająt- kąsek i ekstrawaganckich napojów. Mimo pozorów spotkania czysto towarzyskiego,
ku, a jego deklaracje podatkowe są bez zarzutu. obecni na nim goście wyczuwali, że ma ono raczej charakter tajnego spotkania konspi-
Dwunastu sędziów spojrzało na Antillesa, który nadal stał ze zmarszczonym czo- ratorów, i podczas gdy osoby postronne sądziły, że świętowano tu zwycięstwo Valoru-
łem, czekając, aż adwokat skończy. ma w senacie, faktycznym powodem radości dla zgromadzonych była niedawna nieko-
- Jeśli wolno mi kontynuować... Komisja Etyki Senackiej nie zgłasza żadnych rzystna odmiana losu, jaka go spotkała.
uwag do oświadczeń złożonych przez adwokata Najwyższego Kanclerza. W rzeczywi- Na największym z licznych tarasów apartamentu błękitnoskóry twi’lekiański go-
stości, gdy po raz pierwszy poinformowano mnie o tej sprawie, działaliśmy, wychodząc spodarz stał przed audytorium zgromadzonych wokół niego senatorów, którzy chłonęli
z założenia, że nie miało miejsca żadne naruszenie regulaminu. Jednak... każde jego słowo.
Antilles pozwolił, by słowo to wisiało w powietrzu przez dłuższą chwilę, zanim - Oczywiście wiedzieliśmy o zarzucanych mu nieprawidłowościach. Trzeba było
zaczął mówić dalej. jednak opóźnić wybuch skandalu do czasu ratyfikacji opodatkowania, do którego nie
- Późniejsze dochodzenie wykazało, że środki zainwestowane w spółkę Valorum doszłoby, gdyby pozycja Valoruma została przedwcześnie osłabiona.
Shipping nie pochodziły od żadnego z inwestorów instytucjonalnych, czy to konsor- Taa potrząsnął głową i grubymi lekku.
cjum, czy funduszu inwestycyjnego. Środki te zostały natomiast podjęte z anonimowe- - Natomiast czekając z ogłoszeniem zarzutów i wspierając Valoruma, doprowadzi-
go konta i przeniesione na Eriadu przez coruscański bank o wątpliwej reputacji. Z pre- liśmy do tego, że sytuacja, która w normalnych okolicznościach zostałaby uznana za
medytacją użyłem tu słowa „przeniesione", Wysoki Sądzie, ponieważ środki te zostały zwykłą korupcję, urosła nagle do rozmiarów przestępczego spisku zagrażającego sta-
wniesione w formie aktywów trwałych. bilności Republiki.
Adwokaci Valoruma spojrzeli na siebie zaskoczeni. - Ale czy w tych zarzutach jest choć cień prawdy? - zapytał quarreński senator
- Jakiego rodzaju? Tikkes, poruszając czułkami w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Sztabek aurodium. Taa wzruszył tłustymi ramionami.
Krew odpłynęła z twarzy kanclerza, a w pokoju zawrzało. Valorum naradzał się - Jest aurodium, i są pozory spisku. Co jeszcze się liczy?
przez chwilę ze swoimi prawnikami. Po chwili jego rzecznik odpowiedział: - Jeśli to prawda, to Valorum jest zagrożeniem dla dobra ogółu -zauważył Mot Not
- Wysoki Sądzie, przyznajemy, że ta inwestycja zaczyna wyglądać, że tak powiem, Rab.
cokolwiek podejrzanie. Jednak senator Antilles nie wskazał jeszcze, w jaki sposób ta Tikkes potwierdził entuzjastycznie.
sprawa w ogóle łączy się z osobą Najwyższego Kanclerza. - Lepiej pozbądźmy się go, zanim nastaną gorsze dni.
Sądząc po wyrazie twarzy Antillesa, senator na to właśnie czekał. Spojrzał na Pozostali pokiwali potakująco głowami, komentując propozycję między sobą.
kanclerza, by zadać mu ostateczny cios. - Cierpliwości, cierpliwości - apelował łagodnym głosem Taa. - Słuszne czy nie,
- Tym, co najbardziej zainteresowało... i zaniepokoiło... Komisję Etyki Senackiej, zarzuty bardzo podkopały pozycję Valoruma. Musimy tylko pozbyć się tych senatorów,
jest fakt, że wartość aurodium, a nawet liczba sztabek, dokładnie odpowiadają ilości i którzy w przeszłości podtrzymywali go na duchu, umożliwiając mu utrzymywanie się

Janko5 Janko5
221 James Luceno Maska kłamstw 222
na powierzchni mimo podejmowanych przez nas prób zatopienia go. Zresztą niewyklu- - I tu dochodzimy do sedna - powiedział Taa. - Nie będziemy musieli, bo on myśli
czone, że utrzymanie go na stanowisku może okazać się korzystne. tak jak my.
- W jaki sposób? - zapytał senator z Rodii.
- Jeśli jego wpływy jeszcze się skurczą, a Departament Sprawiedliwości utraci
część swoich uprawnień, trzeba będzie wyznaczyć komisje senackie, by wydawały
opinie i decyzje, które normalnie podejmowałby kanclerz. Wzrośnie znaczenie sądów,
ale procesy będą ciągnęły się dłużej niż kiedykolwiek. I za to wszystko będziemy mogli
winić kanclerza Valoruma.
- Chyba że dojdzie do wyboru silnego wicekanclerza - uznał za stosowne dodać
Rodianin.
- Nie możemy do tego dopuścić - powiedział zdecydowanie Taa. - W roli wice-
kanclerza potrzebujemy doświadczonego biurokraty. -Pochylił się w stronę kręgu kon-
spiratorów. - Senator Palpatine zasugerował, że najlepiej zrobimy, wybierając na to
stanowisko Chagrianina, Masa Ameddę.
- Ale Amedda jest podobno przychylny Federacji Handlowej! -zaprotestował z
niedowierzaniem Tikkes.
- Tym lepiej, tym lepiej - rozpromienił się Taa. - Najważniejsze jest jednak to, że
im bardziej fanatycznie będzie się trzymał regulaminu, tym bardziej utrudni kanclerzo-
wi podjęcie jakichkolwiek działań.
- Ale do jakiego końca mają doprowadzić te działania? - zapytał Mot Not Rab.
- Jak to? Do końca Valoruma - odparł Taa. - A kiedy nadejdzie pora, wybierzemy
przywódcę, który ma w żyłach ogień.
- Bail Antilles już zaczął kampanię - poinformował Rodianin.
- Podobnie jak Ainlee Teem z Malastaru - dodał Tikkes.
Taa zauważył Palpatine'a stojącego w drzwiach na taras, zatopionego w rozmowie
z senatorami z Fondoru i Eriadu.
- Proponuję, żebyśmy rozważyli kandydaturę Palpatine'a - powiedział, dyskretnie
wskazując w jego stronę.
Tikkes i pozostali spojrzeli na wysokiego senatora z Naboo.
- Palpatine nigdy nie zgodzi się kandydować - powiedział Quarreńczyk. - Uważa,
że jego miejsce jest za kulisami, a nie w świetle reflektorów.
Taa zmrużył oczy.
- W takim razie musimy go przekonać. Pomyślcie, ile by to oznaczało dla syste-
mów peryferyjnych, gdyby Najwyższym Kanclerzem został ktoś spoza Światów Jądra.
W końcu mielibyśmy równość dla wszystkich ras. Jeśli ktokolwiek jest w stanie przy-
wrócić porządek, to tylko on. Ma w sobie odpowiednią kombinację altruizmu i nie na-
rzucającej się siły. I nie dajcie się zwieść... w tych szerokich rękawach kryje się silna
dłoń. Zależy mu na jedności Republiki i zrobi wszystko, by doprowadzić do przestrze-
gania prawa.
Tikkes nie krył wątpliwości.
- W takim razie nie będziemy w stanie sterować nim, tak jak to robiliśmy w przy-
padku Valoruma.

Janko5 Janko5
223 James Luceno Maska kłamstw 224
- Moi krytycy i na to mają gotową odpowiedź. Dla zrekompensowania podatków,
przychody, które powinny otrzymać systemy peryferyjne, trafią ostatecznie do głębo-
ROZDZIAŁ kich kieszeni Neimoidian.
- To tylko poszlaki - powiedziała Adi. - Zostaną oddalone.

37
Valorum prawie jej nie słuchał.
- Nie obchodzi mnie, co mówią o mnie osobiście. W tej chwili jednak wszystko,
co udało mi się osiągnąć w senacie, stoi pod znakiem zapytania. Mam odpowiadać
przed Masem Ameddą, który jest takim fanatykiem regulaminu, że uniemożliwi prze-
głosowanie jakiegokolwiek projektu. Pojawi się za to coraz więcej komisji i komitetów,
a wraz nimi coraz więcej okazji do prywaty i przekupstwa.
Valorum zamilkł na dłuższą chwilę, kręcąc głową.
- Mord na Eriadu, a teraz ten skandal, będą mieć daleko idące konsekwencje. Już
teraz dano mi do zrozumienia, że Jedi mają się nie mieszać w dysputy handlowe, chyba
Odkąd się poznali, Adi Galia nigdy nie widziała kanclerza Valoruma tak przygnę- że za wyraźną zgodą senatu. Najgorsze jest jednak to, że źle przysłużyłem się Republi-
bionego. Czasami miewał humory, niekiedy wymagał od siebie zbyt wiele, ale oskarże- ce. Obywatele bez trudu odczytują sygnały, jakie wysyła im szef państwa, nawet jeśli
nia o korupcję wtrąciły go w otchłań depresji, z której nie mógł się wydobyć. W ciągu jest to tylko nieskuteczny figurant. Zastanawiałem się nad powodami, dla których ko-
miesiąca, jaki upłynął od ich ostatniego spotkania, postarzał się tak, jakby minął cały rupcja tak się rozpleniła, i zauważyłem, że sam nie jestem bez winy. Czy dla wygody
rok. nie zapomniałem o wszystkich tych układach, które zawarłem z istotami niegodnymi?
- Aurodium było ostatnim ciosem, jaki Front Mgławicy wymierzył mi w plecy - Czy dla wygody nie zapomniałem, że ja też jestem skorumpowany?
mówił do niej. - Terroryści byli zdecydowani zlikwidować mnie tak samo jak członków Oparł łokcie o stół i przycisnął palce do skroni, wbijając wzrok w blat.
Dyrektoriatu Federacji Handlowej. To jedyne wytłumaczenie. A wiesz, dlaczego moi - Miałem wczoraj w nocy okropny sen, który wydał mi się zarówno trafnym odbi-
krewni na Eriadu nie powiedzieli mi nic o aurodium? Bo poczuli się urażeni, że wola- ciem mojej obecnej sytuacji, jak i wizją przyszłości. W tym śnie otaczały mnie jakieś
łem skorzystać z gościnności namiestnika gubernatora Tarkina, z którym, jak się okazu- mgliste siły, jakieś nieznane upiory. Coś szukało mnie, wyciągając rękę z ciemności, by
je, nie byli w najlepszych stosunkach. A ja po prostu chciałem zrobić grzeczność sena- złapać mnie i zgnieść.
torowi Palpatine'owi, który teraz czuje się winny, że wyświadczył mi w ten sposób - Straszne, ale to tylko sen - pocieszyła go Adi. - To nie była wizja przyszłości.
niedźwiedzią przysługę. Spoglądając na Adi, Valorum zdobył się jeszcze raz na słaby uśmiech.
Adi chciała odpowiedzieć, ale Valorum nie dał jej szansy. - Gdybym tylko miał więcej popleczników, takich jak ty czy senator Palpatine.
- Chociaż nie przestaję zadawać sobie pytania, czy niektórzy senatorzy nie byli - Lepiej mieć kilku wiernych popleczników niż wielu fałszywych przyjaciół - za-
rzeczywiście zamieszani w tę paskudną awanturę. Ci, którzy pragną pozbawić mnie nie pewniła Adi. - Może to cię pocieszy.
tylko władzy, ale i honoru.
Adi przyszła odwiedzić go w jego biurze w senacie, który stał się siedliskiem plo- W wieży Wysokiej Rady w Świątyni Jedi jedenastu mistrzów wysłuchało relacji
tek i insynuacji. Nastrój w senacie uległ radykalnej zmianie i Valorum winił za to sie- Adi ze spotkania z Valorumem. Jak zwykle, Yoda nie mógł usiedzieć na miejscu i
bie. przechadzał się w tę i z powrotem ze swoją nieodłączną laską. Ze względu na udział w
- To tylko kwestia czasu, by został pan oczyszczony z zarzutów - próbowała go omawianych wydarzeniach, Qui-Gon i Obi-Wan również byli obecni na naradzie.
pocieszyć Adi. - Najwyższy Kanclerz w jednym ma rację - powiedział Mace Windu. - Aurodium
Pokręcił głową. mogło pochodzić tylko od Havaca. Cohl dostarczył mu skradzione sztabki, a ten założył
- Niewielu jest zainteresowanych oczyszczeniem mnie z zarzutów. A najmniej anonimowe konto i zadbał o to, by aurodium zostało zainwestowane w spółce Valorum
media. A ponieważ ten terrorysta Havac nie żyje, nikt nie może potwierdzić z całą Shipping.
pewnością, że Federacja Handlowa nie próbowała kupić mojej przychylności. - Ale po co? - zapytał Yarael Poof.
- Gdyby tak było, po co miałby pan forsować propozycję opodatkowania szlaków - Sugerując zmowę, Havac chciał zaszkodzić i Najwyższemu Kanclerzowi, i Fede-
handlowych? Samo opodatkowanie dowodzi pańskiej uczciwości. racji Handlowej.
Słaby uśmiech kanclerza zadawał kłam jego poczuciu, że sytuacja jest beznadziej- - Ale udało mu się to tylko w przypadku Valoruma - powiedziała Depa Billaba. -
na. Neimoidianie opłacają się większości senatorów i skandal nawet nie dotknął Federacji.
Janko5 Janko5
225 James Luceno Maska kłamstw 226
- Rzeczywiście - zgodził się Oppo Rancisis.
- Zbyt mało uwagi sprawie tej poświęciliśmy - powiedział Yoda. - Wszyscy.
Yaddle zwróciła twarz w stronę Qui-Gona i Obi-Wana, którzy stali na zewnątrz ROZDZIAŁ
kręgu mistrzów.

38
- Wy dwaj... lecicie to tu, to tam; ścigacie ślady... Gdybyście zatrzymali się choćby
na chwilę, by wsłuchać się w jednoczącą Moc, może zobaczylibyście, co ma nastąpić.
- Zrobiłem to, co musiałem, mistrzowie - powiedział Qui-Gon bez śladu skruchy w
głosie.
Yoda westchnął głośno.
- Nie winimy cię, Qui-Gonie. Ale do rozpaczy doprowadzasz nas czasem.
Qui-Gon skłonił głowę w głębokim ukłonie.
- Ten skandal to robota nie tylko Frontu Mgławicy - powiedziała Adi. - Najwyższy
Kanclerz ma też innych wrogów, ukrytych wrogów, którzy nie przestają przeciw niemu
spiskować. Stale próbują wmanewrować go w sytuację, w której popełni poważny błąd, Darth Sidious odwiedził Nute'a Gunraya i jego doradców za pośrednictwem holo-
by móc odwołać go ze stanowiska lub zmusić do rezygnacji. graficznej transmisji na pokładzie „Saak'ak'a", frachtowca Federacji, zwanego we
- I zastąpić kimś w rodzaju Baila Antillesa albo Ainlee Teema - mruknął Saesee wspólnym „Paskarzem".
Tiin. - Gratuluję awansu, wicekrólu - powiedział ochrypłym głosem Darth Sidious, w
Windu pokiwał głową. taki sposób, że pogarda zabrzmiała jak komplement.
- Kanclerz był zbyt ufny. - Dziękuję ci, mój panie - odpowiedział pospiesznie Gunray. -Nie mieliśmy poję-
- Zbyt naiwny - dodał szorstko Even Pieli. cia, kiedy mówiłeś o przekonywaniu naszych konkurentów w dyrektoriacie, że posu-
Yoda, który dotąd spacerował po sali, nagle przystanął. niesz się do...
- Pomóc mu musimy. W tajemnicy, jeśli trzeba. - Że posunę się do czego, wicekrólu? Wyobrażaliście sobie może, że zadziałam z
- Musimy odczytać wolę Mocy w tej sprawie - powiedział Windu. - Musimy otwo- większą subtelnością, tak? Ale teraz nikt ci nie stanie na drodze, by wystawić własną
rzyć się na sposoby powstrzymania zdradzieckiego wiru wydarzeń, w który wciągana armię i skierować przyszłość Federacji Handlowej na nowe tory.
jest Republika. Może uda nam się pomóc kanclerzowi wyczuć, co w trawie piszczy, Hath Monchar, Runę Haako i komandor Daultay Dofine spojrzeli na Gunraya z
zanim jego wrogowie wykorzystają to przeciw niemu. obawą.
- Moc podpowiada, że nadchodzą niebezpieczne czasy - powiedziała Adi. - Jakby - Nie chciałem cię obrazić, panie - zająknął się.
obudziła się jakaś mroczna siła, by pochłonąć całą galaktykę. Sidious milczał przez chwilę. Gdyby tylko zdołali spojrzeć mu w oczy, może do-
Yaddle przerwała długie milczenie. wiedzieliby się, o czym rozmyślał.
- Równowaga się chwieje. - Wkrótce podejmę kroki w celu wyeliminowania innych waszych konkurentów -
Yoda zwrócił wzrok w jej stronę. podjął po chwili. - Ale to was nie dotyczy. Powinniście raczej poświęcić całą swoją
- Chwieje się, tak. Ale czy to równowaga między czasem niepokoju a spokoju, czy uwagę rozpoznaniu możliwości waszych nowych zabawek: robotów bojowych,
między czasem złym a jeszcze gorszym? gwiezdnych myśliwców i ładowników. Czy Baktoid i Haor Chall realizują zamówienia
Windu złączył palce na poziomie twarzy. terminowo?
- I czyja nieznana ręka popycha szale wagi? - Tak, mój panie - powiedział Gunray. - Choć kazali sobie za to słono zapłacić.
- Nie wystawiaj na próbę mojej cierpliwości gadaniną o kredytach, wicekrólu -
ostrzegł go Sidious. - Gra toczy się o coś więcej niż wasz rachunek zysków i strat.
Gunray z trudem opanował drżenie.
- Czego od nas żądasz, panie?
- Przetestujemy twoją nową armię.
Gunray i Hath Monchar wymienili zaniepokojone spojrzenia.
- Przetestujemy?
Sidious wpatrywał się w niego przez nieprzyjemnie długą chwilę.
Janko5 Janko5
227 James Luceno Maska kłamstw 228
- Jak przypuszczam, nie jesteście specjalnie zadowoleni z faktu, że senat opodat-
kował szlaki handlowe - powiedział w końcu.
Gunray przytaknął. O AUTORZE
- Senat nie miał prawa tego zrobić.
- Oczywiście, że nie. A czy jest lepszy sposób, by zademonstrować niezadowole- James Luceno zajmował się stolarką, podróżowaniem i pisaniem scenariuszy, ale
nie, niż wprowadzając blokadę handlową? najlepiej znany jest jako współautor serii Rohotech, którą napisał wspólnie z przyjacie-
- Na przykład Eriadu - podpowiedział szybko Gunray - ze względu na to, co się lem, Brianem Daleyem, a także z adaptacji do formy powieściowej filmów The Shadow
tam wydarzyło... i Maska Zorro. Mieszka w Annapolis, w stanie Maryland, ale często można go spotkać
- Eriadu odpowiedziałaby zbrojnie, wicekrólu. Nie chcemy wojny. Chodzi nam je- w gorących, wilgotnych miejscach za południową granicą Stanów Zjednoczonych.
dynie o embargo.
- W takim razie jaką planetę mamy wybrać? - zapytał Monchar.
- Proponuję uderzyć w rodzinną planetę tego senatora, który najbardziej przyczynił
się do uchwalenia opodatkowania: Naboo.
- Naboo? - powtórzył Haako, kompletnie zaskoczony.
Sidious przytaknął.
- Senator Palpatine jest mistrzem w ukrywaniu swego prawdziwego oblicza. Na-
wet nie domyślacie się, jak wiele szkód wam wyrządził.
- Ale czy taka blokada będzie legalna? - zapytał Gunray. - Valorum nie będzie na
to patrzył spokojnie.
- Mam w zanadrzu niespodziankę dla naszego słabowitego kanclerza - zapewnił
ich Sidious. - Co więcej, skandal, w jaki wplątał się Najwyższy Kanclerz, kazał wielu
senatorom przemyśleć ich stanowisko w kwestii opodatkowania. Niewielu sprzeciwi się
blokadzie handlowej planety tak odległej od Jądra.
Monchar wystąpił naprzód.
- A rycerze Jedi?
- Ich możliwości mieszania się w tę sprawę zostały już mocno ograniczone.
- Ale jeśli to zrobią, panie? - indagował Gunray.
- Odpowiemy, nie bawiąc się w subtelności.
Gunray ukłonił się głęboko.
- Po raz kolejny oddajemy się w twe ręce, panie.
Sidious uśmiechnął się blado.
- Już raz ci mówiłem, wicekrólu: najlepiej przysłużysz się sobie, oddając się w
służbę mnie.

Janko5 Janko5

You might also like