Professional Documents
Culture Documents
- Turambar i Toaloke
Autor: J. R. R. Tolkien
Tytul: Turambar i Foalóke
Z "NF" 9-10/96
- Wszyscy zebrali się tu tłumnie, by posłuchać
historii Turambara i Foalóke - powiedział Eltas - ulubionej
legendy ludzi, mówiącej o dawnych dniach, jeszcze sprzed
Bitwy o Tasarinan, kiedy to ludzie po raz pierwszy
wkroczyli w ciemne kotliny Hisilóme.
Do dziś ludzie opowiadają sobie wiele podobnych
historii, a jeszcze częściej czynili to w przeszłości,
szczególnie w tych królestwach Północy, które niegdyś
poznałem. Być moŜe wspomnę tu o innych wojownikach i o
takich sprawach, które nie naleŜą do tej pradawnej
legendy, ale to, co wam opowiem, jest prawdziwą i smutną
historią, jaką usłyszałem na długo przedtem, zanim
przemierzyłem Olóre Malle przed upadkiem Gondolinu.
W owych czasach mój lud zamieszkiwał w jednej z
kotlin Hisilóme. Ziemię tę ludzie nazywali w swoich
językach Aryadorem, choć oni sami osiedlili się z dala od
wybrzeŜy Asgon. Ich siedziby mieściły się nie opodal
szczytów Gór śelaznych i olbrzymich, pełnych wyniosłych
drzew lasów. Mój ojciec powiadał, Ŝe wielu spośród naszych
przodków na własne oczy widziało złe poczwary Melka, a
niektórzy ugięli się nawet przed ich potęgą. PoniewaŜ zaś
nasze plemię całym sercem nienawidziło owych stworzeń złego
Valara, często powtarzaliśmy sobie opowieść o Turambarze i
Foalóke, tyle Ŝe uŜywając raczej imion gnomijskich: Turumart
i Fuithlug.
Wiedzcie więc, Ŝe przed Bitwą Rozpaczy oraz klęską
Noldolian Ŝył tam władca ludzi imieniem Úrin, który na
wezwanie gnomów, u boku Ilkorindów, wyruszył wraz ze swym
ludem przeciwko Melkowi. śony i dzieci jego wojowników
pozostały wszelako w leśnej krainie, wśród nich zaś była
Mavwin, Ŝona Úrina. Razem z nią pozostał teŜ syn wodza,
zbyt mały, by brać udział w walce. Imię tego chłopca we
wszystkich językach brzmiało Turin, choć jego matkę
Eldarowie zwali Mavoine.
Úrin i jego druŜyna nie uciekli z pola bitwy, tak jak
uczyniła to większość ludzi, i wielu z nich zginęło,
walcząc do ostatka. Sam Úrin dostał się do niewoli.
Spośród Noldolian, którzy takŜe brali udział w bitwie,
wszyscy zostali zabici, wzięci do niewoli lub teŜ uciekli
- z jednym wszakŜe wyjątkiem, bowiem Turondo (Turgon),
wraz ze swym oddziałem, zdołał wyrwać się z okrąŜenia.
Jego ucieczka oznaczała, Ŝe Melk nie odniósł
całkowitego zwycięstwa, pragnął więc odkryć, dokąd
podąŜyli uciekinierzy. Nie udało mu się to jednak - jego
szpiedzy wrócili z niczym. śadne teŜ tortury zadane
schwytanym Noldolianom nie zdołały skłonić ich do zdrady.
Wiedząc przeto, Ŝe elfy z Kôru niewiele dbają o
ludzi, traktując z obawą i podejrzliwością ich
nieporadność i niezdarność, postanowił zmusić Úrina, by
jako szpieg udał się na poszukiwania Turonda. Jednak ani
groźby, ani tortury czy teŜ obietnice nagrody nie
przekonały jeńca.
- Rób ze mną, co chcesz, ale nie namówisz mnie, bym
spełnił twą niegodną prośbę, wrogu bogów i ludzi.
- Z pewnością nie zlecę ci juŜ Ŝadnej pracy do
wykonania - odparł ze złością Melko - ani do niczego nie
będę cię zmuszał. Siedź tutaj i patrz na moje uczynki,
choć wiem, Ŝe nie będą ci się one podobały. Nie zdołasz
jednak nic zrobić, by mnie powstrzymać.
By pogrąŜyć w rozpaczy Úrina Nieugiętego, wymyślił
następującą torturę: zaprowadziwszy go wysoko w góry,
stanął obok i rzucił na niego samego oraz na jego lud
przeraŜające zaklęcia Valarów, które miały sprowadzić na
Strona 1
Tolkien J.R.R.- Turambar i Toaloke
nich niedolę i śmierć z Ŝalu. Úrin musiał bezradnie
patrzeć, jaki los spotyka jego Ŝonę i dzieci, nie mogąc
przyjść im z pomocą, gdyŜ czary trzymały go w górach.
- Historia Turina, twego syna, będzie wyciskała łzy z
oczu wszystkim elfom i ludziom, ilekroć zbiorą się, by
opowiadać sobie legendy - powiedział Melko.
- Przynajmniej jednak - odparł Úrin - nikt nie będzie
litował się nad nim, Ŝe ma ojca tchórza.
Po bitwie Mavwin udała się we łzach do Hithlum, czy
teŜ Dor Lómin, gdzie z rozkazu Melka musieli teraz
zamieszkać wszyscy ludzie, wyjąwszy kilku, którzy wciąŜ
błąkali się wolni z dala od tych miejsc. Tam właśnie,
kiedy jej mąŜ wciąŜ pozostawał w niewoli u Melka, a Turin
był jeszcze małym chłopcem, wydała na świat Nienóri.
Zrozpaczona Mavwin nie wiedziała, jak wykarmi dwójkę
dzieci, bowiem rycerze Úrina zginęli w walce, a
mieszkający w pobliŜu obcy ludzie nie wiedzieli, Ŝe jest
ona wielką władczynią i nie kwapili się do pomocy. Kraina,
do której ich wygnano, była przy tym ciemna i niegościnna.
Legenda głosi, Ŝe Úrin był przyjacielem elfów, czym
róŜnił się od wielu przedstawicieli swego rodu. Szczególną
sympatią darzył Egnora, elfa z zielonych lasów,
gnomijskiego myśliwego. Znał teŜ jego syna, Berena
Ermabweda, któremu przez wzgląd na swego potomka, Damroda,
wyświadczył kiedyś przysługę. Pamięć o tym, co Beren
Jednoręki uczynił w zamku Tinwelinta, wciąŜ była w Dor
Lómin Ŝywa. Kiedy Mavwin usłyszała o tym, nie wiedząc, co
innego mogłaby zrobić, postanowiła wysłać Turina na dwór
Tinwelinta, błagając, by przez wzgląd na pamięć Úrina i
Berena, syna Egnora wychował osieroconego chłopca.
Gorzkie było to rozstanie i Turin długo płakał, nie
chcąc zostawiać matki. Była to pierwsza z wielu złych
chwil, jakie czekały go w Ŝyciu. W końcu jął niechętnie
szykować się do podróŜy, w której towarzyszyć miało mu
dwóch starców ze świty jego ojca, Úrina.
Po smutnym poŜegnaniu cała trójka skierowała się ku
ciemnym wzgórzom, pozostawiając za sobą skryty wśród drzew
mały domek Mavwin, tak Ŝe wkrótce przesłonięte łzami oczy
Turina nie mogły go juŜ dojrzeć.
- O matko moja! - zawołał, kiedy Mavwin mogła jeszcze
usłyszeć go z oddali. - Czy kiedyś do ciebie powrócę?
Wiedział jednak, Ŝe rozdziela ich przekleństwo Melka.
Długa, nuŜąca i nader niepewna była droga wiodąca
przez ciemne wzgórza Hithlum ku wielkim lasom Odległej
Krainy, gdzie w tym czasie miał swą siedzibę król
Tinwelint. Turin, syn Úrina, był pierwszym, który
przemierzył ten szlak, po nim zaś niewielu miało jeszcze
odwagę nań wstąpić. Choć znajdowali się z dala od
Angabandi, Turinowi i jego towarzyszom groziło wielkie
niebezpieczeństwo ze strony wilków i włóczących się tu
orków, bowiem władza Melka sięgała aŜ po królestwa
Północy. Prześladowani złymi czarami, często gubili drogę
i bezradnie błąkali się przez wiele dni. W końcu jednak,
dzięki opiece Valarów, zdołali pokonać ów szlak, choć
niewykluczone, Ŝe pomógł im sam Melko, gdyŜ
później Turin nieraz Ŝałował, Ŝe nie zgubił się jako
dziecko w tych ciemnych lasach.
Za górami zabłądzili zupełnie, aŜ w końcu,
pozbawionych poŜywienia i bliskich śmierci głodowej,
znalazł ich wędrujący przez las myśliwy z plemienia
leśnych elfów. Łowcę tego, ze względu na jego ogromną
posturę, zwano Belegiem. Przez ciemną, bezludną knieję
krętymi ścieŜkami przyprowadził on przybyszów nad brzeg
ocienionego strumienia, gdzie znajdowała się brama do grot
zamku Tinwelinta. Przez wzgląd na pamięć Úrina Nieugiętego
król przyjął ich dobrze, kiedy zaś usłyszał o przyjaźni
Úrina z Berenem Jednorękim oraz o cięŜkim połoŜeniu
Mavwin, serce ścisnął mu Ŝal i postanowił spełnić jej
Strona 2
Tolkien J.R.R.- Turambar i Toaloke
Ŝyczenie.
- Zamieszkaj, synu Úrina - powiedział do Turina - w
moim skrytym wśród lasu zamku, nie jako dworzanin, lecz
jako me drugie dziecko, ja zaś postaram się, byś posiadł
całą wiedzę, zarówno moją, jak i Gwendheling.
Kiedy towarzysze Turina odpoczęli naleŜycie po
podróŜy, młodszy z nich udał się w drogę powrotną, pragnął
bowiem do śmierci słuŜyć Ŝonie Úrina. Tym razem jednak
eskortowały go elfy, które nie szczędziły wysiłków, by
podróŜował wygodnie. Miał przekazać Mavwin od Tinwelinta
następujące słowa:
- Wiedz, Ŝono Úrina Nieugiętego, iŜ to nie miłość do
Melka ani strach przed nim, ale mądrość mego serca i los
zesłany przez Valarów sprawiły, Ŝe nie wziąłem z mym ludem
udziału w Bitwie Nieprzeliczonych Łez. Mogłem więc
udzielić bezpiecznego schronienia wszystkim, którzy,
lękając się zła, zdołali odnaleźć wiodące do mojego zamku
tajemne szlaki. Nie istnieje chyba inny bastion opierający
się bucie śelaznego Valara, bo choć ludzie powiadają, Ŝe
Turgon nie został zabity, nie wiadomo, czy to prawda i czy
uda mu się uciec z niewoli. Wychowam zatem Turina jakby
był moim własnym dzieckiem aŜ osiągnie wiek, w którym
będzie mógł zostać twoim następcą. Wówczas, jeśli taka
będzie jego wola, odejdzie.
Poprosił takŜe Mavwin, aby - jeŜeli tylko zdoła
znieść trudy podróŜy - takŜe przybyła na jego dwór i Ŝyła
na nim w pokoju. Władczyni nie przyjęła wszakŜe tego
zaproszenia, zarówno dlatego, Ŝe nie chciała rozstawać się
z maleńką córeczką, Nienóri, jak równieŜ dlatego, Ŝe
wolała biedować wśród ludzi, niŜ Ŝyć wygodnie jako ubogi
krewny na dworze leśnych elfów. MoŜliwe teŜ, Ŝe
przywiązała się do tego miejsca, gdzie Úrin pozostawił ją,
wyruszając na wielką wojnę. WciąŜ bowiem Ŝywiła nadzieję
na jego powrót, jako Ŝe Ŝadni wysłannicy, przynoszący
smutne wieści z pola bitwy, nie twierdzili z całą
pewnością, Ŝe jej mąŜ nie Ŝyje. Powiadali tylko, Ŝe nikt
nie wie, co się z nim stało. Łudziła się tą nadzieją, mimo
iŜ upłynęły juŜ lata, odkąd zadano w tej walce ostatni
cios. Często jednak tęskniła później za Turinem i być
moŜe, kiedy Nienóri podrosła na tyle, aby wytrzymać
podróŜ, odłoŜyłaby na bok swą dumę i powędrowała przez
wzgórza, gdyby nie to, Ŝe potęga i magia Melka uczyniły je
nie do przebycia. Zły Ainur uwięził bowiem wszystkich
ludzi w Hithlum i zabijał tych, którzy ośmielali się wyjść
poza jej granice.
Wróćmy jednak do Turina i tego, co działo się z nim w
siedzibie Tinwelinta. Razem z nim zamieszkał tam Gumlin,
starzec eskortujący go podczas podróŜy z Hithlum, który
nie miał ani sił, ani chęci, aby wracać do swojej
władczyni. Wiele radości zaznał syn Úrina w gościnie u
leśnych elfów, choć nigdy nie ukoił tęsknoty za Mavwin.
Jego silne ciało oraz bohaterskie czyny przysporzyły mu
chwały w całym królestwie Tinwelinta, pomimo Ŝe był
milczącym, ponurym chłopcem, który z trudem zaskarbiał
sobie sympatię i któremu rzadko sprzyjało szczęście:
osiągnął tylko nieliczne z rzeczy, jakich pragnął, i
wielokrotnie jego starania nie bywały uwieńczone sukcesem.
Nic nie napawało go jednakŜe takim Ŝalem jak to, Ŝe odkąd
droga przez góry stała się niemoŜliwa do przebycia,
przestali doń docierać wysłannicy matki. Siedem lat miał
Turin, kiedy przybył do leśnych elfów. Przez następne
siedem stale otrzymywał wieści od matki: wiedział, Ŝe jego
siostra wyrosła na wiotką, śliczną dziewczynę i Ŝe Mavwin
Ŝyje spokojnie w Hithlum. A potem nowiny przestały
nadchodzić. Lata płynęły, a do zamku króla elfów nie
zawitał Ŝaden posłaniec od Ŝony Úrina.
Aby ukoić swój Ŝal i przepełniający serce gniew, a
takŜe pamiętając o klęsce Úrina i jego druŜyny w bitwie z
Strona 3
Tolkien J.R.R.- Turambar i Toaloke
Melkiem, Turin przestawał zawsze z najbardziej walecznymi
wojownikami Tinwelinta i jeszcze na długo, zanim osiągnął
wiek męski, odnosił rany w potyczkach z orkami,
bezustannie grasującymi na granicy królestwa elfów, stale
zagraŜając ich bezpieczeństwu. Zaprawdę tylko dzięki jego
męstwu plemię to w ciągu tych lat uniknęło wielu krzywd ze
strony Melka. Kiedy zabrakło tego obrońcy, zły Valar,
srodze nękający leśne elfy, uczyniłby z nich zapewne swych
niewolników, gdyby nie wielkie i przeraŜające wydarzenia,
które sprawiły, iŜ zapomniał o narodzie Tinwelinta.
Na zamku króla Ŝył pewien elf zwany Orgofem, będący -
podobnie jak wielu innych dworzan - Ilkorindem, w którego
Ŝyłach płynęła krew gnomów. Poprzez matkę był spokrewniony
z samym władcą. Cieszył się teŜ jego łaską, poniewaŜ był
znakomitym myśliwym i odwaŜnym wojownikiem. śyczliwość,
jaką okazywał mu król, sprawiała jednak, Ŝe zachowywał się
zarozumiale i nie liczył się ze słowami. Do niczego nie
przykładał teŜ tak wielkiej wagi, jak do pięknych strojów,
klejnotów oraz złotych i srebrnych ozdób - zawsze ubierał
się wyjątkowo wytwornie. Ciągle przemierzający odległe
lasy i pustkowia Turin zupełnie nie dbał o strój ani
wygląd, dlatego teŜ Orgof, ilekroć zdarzyło im się
zasiadać razem w królewskiej radzie, drwił zeń
bezlitośnie. Turin nigdy nie odpowiadał ani słowem na te
docinki. W gruncie rzeczy rzadko zwracał uwagę na to, co
doń mówiono. Jego skryte w cieniu krzaczastych brwi oczy
zawsze patrzyły w dal, jakby dostrzegał jakieś odległe
rzeczy i słyszał dobiegające z lasów, nieuchwytne dla
innych, dźwięki.
Niekiedy Turin zasiadał z królem do stołu - zdarzyło
się to równieŜ w dwunastą rocznicę dnia, kiedy poprzez łzy
po raz ostatni spoglądał na stojącą w drzwiach chaty,
zapłakaną Mavwin, która patrzyła za swym odchodzącym
synem, póki całkiem nie zniknął jej z oczu wśród drzew.
Syn Úrina był tego dnia smutny i z rzadka tylko udzielał
grzecznych odpowiedzi siedzącym obok niego biesiadnikim, w
tym równieŜ Orgofowi.
Ów głupiec nie dawał mu jednak spokoju, śmiejąc się z
jego postrzępionego stroju oraz potarganych włosów. W
końcu wyciągnął złoty grzebień i próbował ofiarować go
Turinowi, który w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Wtedy
Orgof, dobrze juŜ pijany, rzekł:
- Zapewne nie wiesz nawet, jak uŜywa się grzebienia!
Powinieneś wrócić do matki, Ŝeby cię tego nauczyła. Chyba
Ŝe kobiety z Hithlum są równie brzydkie jak ich synowie i
równie mało dbają o swój wygląd.
Słowa obraŜające Mavwin ugodziły zbolałe serce
Turina, który zapłonął nagłym gniewem. Chwycił stojący na
stole złoty puchar i rzucił nim z całej siły w twarz
Orgofa.
- Powściągnij swój język, głupcze, i nie odzywaj się
więcej - warknął.
CięŜkie naczynie zmiaŜdŜyło twarz elfa, który runął
na ziemię, uderzając głową w kamienną posadzkę i
pociągając za sobą cały zastawiony stół. Zaiste, tak jak
Ŝyczył sobie tego Turin, Orgof nie miał się juŜ więcej
odezwać: był martwy.
Wszyscy w milczeniu podnieśli się ze swoich miejsc
zaś syn Úrina, popatrzywszy w przeraŜeniu na ciało Orgofa
oraz na własne, splamione winem dłonie, obrócił się i
wyszedł w mrok nocy. Krewni Orgofa sięgnęli po broń i
wysunęli ją do połowy z pochew. Szybko schowali ją jednak
z powrotem, bowiem król, utkwiwszy kamienne spojrzenie w
martwym elfie, nie dał przyzwolenia na walkę. Na
jego obliczu malowało się bezbrzeŜne zdumienie.
Turin tymczasem umył ręce w płynącym przed bramą
strumieniu i zapłakał:
- Oto jakie przekleństwo na mnie ciąŜy! Wszystko, co
Strona 4
Tolkien J.R.R.- Turambar i Toaloke
uczynię, jest złe, a teraz na dodatek muszę uciekać z domu
mego przybranego ojca! Stanę się banitą, gdyŜ moje ręce
splamione są krwią. Nigdy więcej nie zobaczę juŜ tych,
których kocham.
Nie ośmielił się wrócić do Hithlum, z obawy, Ŝe jego
nieszczęsny postępek napełni smutkiem matkę, lękał się
teŜ, Ŝe w ten sposób ściągnąłby na swój lud gniew elfów.
Odszedł więc w dal, a kiedy dworzanie króla jęli go
szukać, okazało się, Ŝe nigdzie nie mogą go znaleźć.
Nie zamierzali jednak zrobić mu krzywdy, choć on sam
o tym nie wiedział, poniewaŜ Tinwelint i większość jego
poddanych, pomimo Ŝalu wybaczyli mu ów zły postępek.
Wszyscy widzieli, jak długo Turin znosił spokojnie
zaczepki Orgofa, odpowiadając uprzejmością na jego
niewybredne Ŝarty. A przecieŜ wielokrotnie czuł się nimi
upokorzony, gdyŜ poŜerany zazdrością elf nie przebierał w
słowach, pragnąc mu dokuczyć. NajbliŜszych krewnych Orgofa
od szukania zemsty powstrzymywał zaś strach przed
Tinwelintem oraz liczne dary ofiarowane im przez króla.
Turin wszelako sądził, Ŝe wszyscy zwrócili się
przeciwko niemu, a Tinwelint stał się jego wrogiem,
dlatego teŜ odszedł aŜ ku najodleglejszym krańcom leśnego
królestwa. Jadł to, co sam upolował, znakomicie strzelał
bowiem z łuku, choć nie mógł się pod tym względem równać z
elfami. PrzewyŜszał ich za to w umiejętności walki na
miecze. Z czasem dołączyło doń kilka dzikich duchów,
pośród nich znajdował się Beleg, myśliwy, który
później miał ocalić Ŝycie Gumlinowi i Turinowi. Wiele
przygód przeŜyli wspólnie elf Beleg i Turin - człowiek.
Dziś nie opowiada się juŜ o tych wydarzeniach, ani nawet
się ich nie pamięta, ale niegdyś śpiewano o nich wiele
pieśni. Wraz z goblinami i dzikimi zwierzętami zapuszczali
się niekiedy obaj w odległe, nieznane elfom regiony, a ich
wyprawy i polowania szybko stały się sławne wśród orków i
elfów. Tinwelint zapewne dowiedziałby się więc szybko,
dokąd odszedł Turin, gdyby nie pewna rozpaczliwa potyczka,
jaką oddział Turina stoczył z trzykrotnie liczebniejszą
gromadą orków. Wszyscy towarzysze Turina, wyjąwszy Belega,
zginęli. Beleg, choć ranny, zdołał wyrwać się z okrąŜenia,
natomiast Turin został pojmany i związany, Melko rozkazał
bowiem, aby sprowadzono go doń Ŝywego. Mieszkając w zamku
Linwego, gdzie królowa wróŜka Gwendheling rozsnuła tak
potęŜne czary, Ŝe pochodzić mogły one tylko z Valinoru
(gdzie rzeczywiście dawno temu nauczyła się ich), Turin
zniknął złemu Ainurowi z oczu, sprawiając, Ŝe Ŝył on w
lęku przed wypełnieniem się dawnej przepowiedni. Melko
zamierzał na oczach Úrina poddać Turina okrutnym torturom.
Úrin jednak wezwał z Zachodu na pomoc Valarów, bowiem
Eldarowie z Kôru - owe napotkane po drodze gnomy -
nauczyli go, jak moŜna się z nimi porozumieć. Jego modły
dotarły więc, choć nikt nie wie jak, do Manwego S(lima, na
szczyt Taniquetilu, Góry Świata. Mimo to Turin odbył
straszliwą, długą podróŜ pod straŜą bezlitosnych orków.
Długa była ta droga, wędrowali bowiem szlakiem, który
wśród ciemnych wzgórz wiódł ku ziemiom, gdzie wzniesienia
stawały się jeszcze wyŜsze i bardziej ponure, a ich
szczyty skrywały czarne mgły. Nazywano je Angorodin lub
Górami śelaznymi i znajdowały się one w pobliŜu
najbardziej wysuniętych na północ umocnień twierdzy
śelaznych Wzgórz. Była to najstraszliwsza ze wszystkich
siedzib i tam właśnie zdąŜali orkowie z więźniem i łupami
zdobytymi podczas walki.
Wiedzcie wszelako, Ŝe w owych czasach Hithlum i
Krainy Zewnętrzne pełne były dzikich elfów i wolnych
Noldolian, którzy ocaleli po bitwie i znuŜeni błąkali się
po tych ziemiach, kryjąc się w jaskiniach i leśnych
ostępach. Melko ścigał ich jednak niestrudzenie, ilekroć
zaś udawało mu się któregoś z nich pojmać, czynił zeń
Strona 5
Tolkien J.R.R.- Turambar i Toaloke
swojego niewolnika. Orkowie, smoki i złe wróŜki wciąŜ
tropili ich po lasach, tak więc Ŝycie elfów pełne było
lęku i znoju. Wkrótce ci, którzy nie zawędrowali w końcu
do królestwa Tinwelinta lub do tajemnej twierdzy w
kamiennym mieście Gondolinie zostali wymordowani lub
wzięci do niewoli.
Noldolianie takŜe ulegli działaniu złej magii Melka i
błąkali się jak w strasznym śnie, wypełniając jego
straszliwe rozkazy, znajdowali się bowiem w mocy czaru
bezdennego lęku i czuli, Ŝe cały czas z daleka spoczywa na
nich wzrok złego Ainura. Często jednak elfy - zarówno te
wolne jak i zniewolone - słyszały w strumieniach głos
Ulma. Dobiegał ich on takŜe znad brzegu morza, gdzie wody
Sirionu mieszały się z falami oceanu. Działo się tak
dlatego, Ŝe spośród wszystkich Valarów to właśnie Ulmo
wciąŜ darzył ich największą miłością i zamierzał przy ich
pomocy pokonać zło Melka. Wspominając błogosławieństwo
Valinoru, potrafili oni na chwilę uwolnić się od strachu i
spełniać dobre uczynki, pomagając elfom i ludziom w walce
z Władcą śelaza.
Beleg, elfijski myśliwy, gdy tylko zagoiły się jego
rany - co nie trwało długo, szybko bowiem przychodził do
zdrowia - wyruszył na poszukiwania Turina. Pognał w ślad
za orkami i dzięki swym umiejętnościom odnalazł szlak,
którym podąŜyli - mimo Ŝe gobliny potrafiły stąpać po
ziemi niezwykle ostroŜnie i lekko. Wkrótce pozostawił za
sobą znane mu ziemie, gdyŜ z miłości do Turina gotów był
okazać większą odwagę niŜ inni członkowie jego leśnego
ludu, choć dziś nikt nie potrafi juŜ powiedzieć, jak
głęboki był w owych dniach strach zasiany przez Melka w
sercach ludzi i elfów. Beleg zgubił się jednak w
ciemności, bowiem olbrzymie sosny rosły tak gęsto, Ŝe nikt
prócz goblinów nie umiał znaleźć wśród nich drogi. I choć
oczy orków potrafiły przenikać najgłębszy mrok, nawet im
zdarzało się pobłądzić w tej krainie, zwanej przez
Noldolian Taurfuinem, Lasem Nocy. Spostrzegłszy, Ŝe zgubił
drogę, Beleg oparł się o potęŜne drzewo i słuchał
szumiącego wśród wierzchołków drzew wiatru. Szmer nocnego
powietrza i skrzypienie gałęzi brzmiały tak Ŝałośnie i
złowróŜbnie, Ŝe serce elfa ogarnął lęk.
Nagle zauwaŜył w oddali słabe światło, jakby gdzieś
na gałęzi zabłysnął maleńki robaczek świętojański.
Pomyślawszy, Ŝe w miejscu takim jak to nie spotyka się
jednak robaczków, ruszył ku światełku. Wiedzcie zaś, Ŝe
Noldolianie, którzy w Valinorze posiedli sztukę wytapiania
metali i wytwarzania klejnotów, byli dla Melka
najcenniejszymi niewolnikami, dlatego teŜ nigdy nie
pozwalał on im oddalać się zbyt daleko od swojej siedziby.
Elfy te miały małe, dziwne, zrobione ze srebra lub
kryształu latareczki, wewnątrz których płonęły wieczne,
błękitne ogniki. To, jak się je wytwarzało, stanowiło
sekret twórców klejnotów i tajemnicy tej nie zdradzili oni
nawet Melkowi, choć Ainur zmusił ich do tego, by zrobili
dlań wiele klejnotów i magicznych światełek.
Dzięki tym lampkom Noldolianie mogli wędrować nocami
i rzadko gubili drogę, jeśli tylko choć raz wcześniej ją
przemierzyli. Podkradłszy się bliŜej, Beleg ujrzał jednego
z gnomów, śpiącego na leśnym poszyciu pod wielką sosną.
Nad głową elfa wciąŜ jarzyła się błękitna latarenka. Gdy
myśliwy obudził go, przestraszony elf wyznał, iŜ jest
pochodzącym z pradawnego rodu gnomów zbiegiem z kopalni
Melka i zwie się Flinding bo-Dhuilin. Spotkanie z wolnym
Noldolianinem ogromnie go uradowało i opowiedział mu o
przygodach, jakie przeŜył po ucieczce z niewoli u Melka.
- Kiedy sądziłem, Ŝe jestem juŜ wolny, okazało się,
Ŝe nieświadomie wkroczyłem nocą w sam środek obozowiska
orków, którzy na szczęście spali. Mieli mnóstwo łupów i
prowadzili ze sobą wiele pojmanych elfów. Jeden z jeńców,
Strona 6
Tolkien J.R.R.- Turambar i Toaloke
mocniej niŜ inni związany, przez cały czas miotał
przekleństwa pod adresem Melka, wzywając przy tym imienia
Úrina i Mavwin. Uciekłem stamtąd czym prędzej, zdumiony,
bowiem któŜ spośród niewolników Ainura nie słyszał o
Úrinie Nieugiętym, który jako jedyny z ludzi przeciwstawił
się Melkowi i teraz, skuty łańcuchami, cierpi męki?
- AleŜ to Turin, przybrany syn Tinwelinta! -
wykrzyknął Beleg. - Jest synem Úrina i to właśnie jego
szukam juŜ od tak dawna! Zaprowadź mnie do tego obozu, synu
Duilina, a wnet go uwolnię.
- Mów ciszej, Belegu - odrzekł przestraszony
Flinding. - Orkowie mają uszy jak koty. Choć od obozu tego
dzieli nas zaledwie dzień drogi, niewykluczone teŜ, Ŝe
został on juŜ zwinięty, a sługi Melka wyruszyły w dalszą
wędrówkę.
Usłyszawszy wszelako od Belega historię Turina, mimo
strachu zgodził się zaprowadzić do niego elfa i na długo
przedtem, zanim blade światło wschodzącego słońca
przedarło się przez gęste korony drzew, obaj byli juŜ w
drodze, odnajdując szlak dzięki migotliwemu światełku
latarenki Flindinga. Okazało się teŜ, Ŝe choć orkowie
podjęli juŜ na nowo swój marsz, obrali teraz inny
kierunek, obawiając się bowiem ucieczki swego więźnia,
skierowali się ku innemu miejscu, gdzie drzewa nie rosły
tak gęsto i wędrówka była o wiele łatwiejsza. Wieczorem,
zanim jeszcze Beleg i jego towarzysz dotarli do miejsca
dawnego obozowiska, usłyszeli z daleka wrzaski i rubaszne
śpiewy. Rozbrzmiewały one coraz bliŜej i ledwie elfy
zdąŜyły się ukryć, przemaszerowała obok nich gromada
orków. Ich dowódcy jechali na małych konikach. Do jednego
z nich przywiązano powrozem Turina. Jeniec musiał iść
szybko, gdyŜ inaczej zwierzę wlokłoby go za sobą. Beleg i
Flinding podąŜyli bezszelestnie za orkami, kryjąc się
wśród drzew, aŜ zapadł zmierzch i słudzy Melka rozbili
obóz. Kiedy ucichły wszystkie odgłosy, prócz jęków
pojmanych więźniów, Flinding zakrył światełko swej lampy i
obaj z Belegiem podkradli się bliŜej. Gobliny spały
twardo, nie miały bowiem we zwyczaju podsycać przez noc
ognia ani trzymać wart. UwaŜali, Ŝe rolę straŜników
świetnie pełnią potęŜne wilki, których hordy towarzyszyły
zawsze ich wyprawom, tak jak ludziom towarzyszyły psy.
Bestie te nigdy nie sypiały w nocy, ich oczy lśniły wśród
drzew jak czerwone ogniki. Flinding był przeraŜony, ale
Beleg nakazał mu iść za sobą. Tak długo krąŜyli między
wilkami, aŜ w końcu znaleźli nie strzeŜoną przez nie
ścieŜkę. Szczęśliwie łaska Valarów sprawiła, Ŝe Turin
leŜał w pobliŜu tego miejsca, z dala od innych jeńców, tak
Ŝe Beleg mógł przekraść się ku niemu nie zauwaŜony. JuŜ
zamierzał przeciąć krępujące przyjaciela więzy, kiedy
zorientował się, Ŝe zgubił nóŜ, który zawsze nosił u boku.
Nie miał takŜe ze sobą miecza, zostawił go bowiem z dala
od obozu, by nie przeszkadzał mu w bezszelestnym skradaniu
się. Nie mając odwagi wracać po nóŜ, Beleg i Flinding obaj
bardzo silni, dźwignęli śpiącego człowieka i wynieśli go z
obozu. Uznano to później za wielki wyczyn, bowiem tylko
nielicznym udawało się zmylić wilcze straŜe goblinów i
wtargnąć do ich obozowiska.
PoniewaŜ jednak Turin był człowiekiem potęŜnej
budowy, elfy nie mogły dźwigać go zbyt daleko. ZłoŜyły
tedy śpiącego wśród drzew, nie opodal obozu, Beleg zaś,
odnalazłszy miecz, przeciął pęta przyjaciela. Najpierw
uwolnił jego ręce, kiedy zaś pochylił się, by przeciąć
powróz krępujący mu nogi, potknął się w ciemnościach,
nieopatrznie nastąpił na stopy śpiącego i obudził go.
PrzeraŜony Turin, widząc w mroku pochyloną nad sobą postać
z mieczem, pewien był, Ŝe to któryś z orków pragnie go
zabić lub poddać torturom. Gobliny czyniły to często -
kłując więźnia noŜami lub raniąc dzidami. Turin, czując,
Strona 7
Tolkien J.R.R.- Turambar i Toaloke
Ŝe ma wolne ręce, runął całym cięŜarem ciała na Belega,
który ogłuszony, nie mogąc dobyć głosu, przewrócił się na
ziemię. Zanim Flinding spostrzegł, co się dzieje, Turin
pochwycił miecz i poderŜnął nim gardło elfa, miotając przy
tym głośne przekleństwa pod adresem goblinów i krzycząc,
Ŝe jeśli spróbują go zabić, posmakują najpierw ciosów jego
miecza. Turin był bowiem pewien, Ŝe wciąŜ znajduje się
wśród wrogów, nie myślał o ucieczce i chciał tylko drogo
sprzedać swoje Ŝycie. Rzucił się tedy na Flindinga, lecz
gnom zdołał odskoczyć, upuszczając przy tym swą latarenkę,
z której w tym momencie spadła zasłona i blade światło
rozproszyło mrok. PrzeraŜony elf w języku gnomijskim
zaczął błagać Turina, aŜeby powściągnął swój gniew i nie
zabijał przyjaciół. JednakŜe Ŝadne słowa nie były juŜ w
tym momencie potrzebne, w świetle latarenki Turin
dostrzegł bowiem twarz leŜącego u jego stóp Belega i przez
chwilę stał jak skamieniały. Jego twarz przybrała taki
wyraz, Ŝe Flinding nie śmiał się odezwać. Zresztą nie
pragnął nic mówić: on takŜe wstrząśnięty był tym, jaki los
spotkał Belega. W obozie zapanowało poruszenie, gdyŜ krzyk
Turina obudził gobliny.
- Orkowie ruszą zaraz w pościg za nami - zawołał elf,
ale zdjęty rozpaczą człowiek nie odpowiedział mu. Dopiero
gdy Flinding potrząsnął jego ramieniem, nakazując, by
uciekał, bo inaczej zginie, Turin zrobił to, co mu
polecono, choć poruszał się jakby we śnie. Nim odeszli,
pochylił się jeszcze nad ciałem Belega i ucałował
przyjaciela w usta.
Turin kroczył posłusznie za Flindingiem aŜ wreszcie
zgubili pogoń i mogli zatrzymać się na odpoczynek. Dopiero
wtedy Flinding opowiedział Turinowi o swym spotkaniu z
Belegiem. Wiele łez wylał człowiek z Ŝalu za swym
towarzyszem. Było to juŜ trzecie nieszczęście, jakie nań
spadło, zaś ślady cierpienia, jakiego doznawał, na zawsze
miały juŜ pozostać w jego sercu. Długo wędrował u boku
Flindinga, nie dbając, dokąd zmierza, i gdyby nie pomoc
gnoma, nie raz dostałby się do niewoli lub zabłądził, ani
na chwilę bowiem nie mógł oderwać myśli od martwej twarzy
Belega, który zginął z jego ręki, przecinając więzy
krępujące przyjaciela.
W tym czasie, mimo Ŝe Turin był jeszcze bardzo młody,
jego włosy całkowicie posiwiały. Długo trwała ta wędrówka
człowieka i Noldolianina. Mając magiczną lampę, mogli
podróŜować nocą, w dzień zaszywając się w bezpiecznych
kryjówkach, dzięki czemu przedarli się przez wzgórza i
orkowie nie wpadli na ich trop.
Strona 33