You are on page 1of 166

Konrad Lorenz, twórca

nowoczesnej etologii, czyli nauki Konrad LORENZ


0 zachowaniu się zwierząt, żył w latach
1903-1989. Urodził się w Wiedniu, Tak zwane zło
tam ukończył studia medyczne
1 filozoficzne, uzyskując doktoraty
w latach 1928 i 1933.
Był jednym z założycieli Instytutu
Etologii Porównawczej w Altenbergu,
którym przez długie lata kierował. Był
również dyrektorem Instytutu
Fizjologii Zachowania się im. Maxa
Plancka w Seewiesen oraz Zakładu
Socjologii Zwierząt w Instytucie
Etologii Porównawczej w Austriackiej
Akademii Nauk.
W 1973 r. otrzymał Nagrodę Nobla
w dziedzinie medycyny i fizjologii.
Oprócz wielkiej liczby prac
naukowych (m.in. Über tierisches und
menschliches Verhalten) pisał książki
eseistyczne, które zyskały wielki
rozgłos i stały się bestsellerami tego
gatunku. Są to Opowiadania
o zwierzętach, I tak człowiek trafił na
psa, Odwrotna strona zwierciadła,
Regres człowieczeństwa, Die acht
Todsünden der zivilisierten Menschheit
oraz przedstawiana tu książka Tak
zwane zło, która do czasu pierwszego
wydania polskiego osiągnęła w wersji
oryginalnej dwadzieścia dziewięć
wydań.
SŁOWO WSTĘPNE

Mamy wszelkie powody po temu, aby w obecnej


sytuacji rozwojowej historii kultury i techniki ludz­
kiej uważać agresję w obrębie gatunku za najgroź­
niejsze z wszystkich niebezpieczeństw, Nie poprawi­
my szansy na stawianie czoła tej groźbie przez
traktowanie agresji jako zjawiska metafizycznego
i nieuniknionego. Może natomiast sprostamy temu
zadaniu przez zbadanie łańcucha przyczyn, które ją
wyzwalają.
(Konrad Lorenz, Tak zwane zło, rozdz. III.)

Zanim czytelnik przystąpi do lektury książki, należy mu się, jak sądzę,


krótka odpowiedź na pytanie, dlaczego autor określa agresję we-
wnątrzgatunkową jako zło tylko „tak zwane", a nie najoczywiściej
prawdziwe? Dlatego że choć agresja w swej prymitywnej, nieokieł­
znanej formie krwawych walk jest zgubna nie tylko dla poszczegól­
nych osobników, ale w ogóle dla gatunku, to jednak gdy ujawnia się
w postaci zrytualizowanej, bywa wprawdzie czasem przykra dla
pokonanej jednostki, ale stanowi motor postępu ewolucyjnego i kul­
turowego, przyczyniając się do wyselekcjonowania osobników naj­
wartościowszych, najstosowniejszych do osiągania wysokich rang
w społeczności.
Odpowiednio przeniesiona (nowo ukierunkowana) i zrytualizowana
agresja przyczynia się juz nie tylko do zachowania gatunku, ale można
by ogólnie rzec, ułatwia i uprzyjemnia życie jednostkom. Prowadzi do
doskonalenia siebie i innych, do obrony słabszego, do dobrej roboty,
dostarcza energii do pokonywania trudów i przeciwności dnia powsze­
dniego... Niejednokrotnie też przydaje życiu rumieńców, pobudzając
do zabawy i śmiechu, krzesząc temperament i pasję twórczą czy też
badawczą. W wysublimowanej postaci, skierowana przeciwko swemu
podmiotowi, pozwala niepowodzenia życiowe oceniać w aspekcie
własnych błędów, naiwności czy lenistwa, a nie, jak to bywa
w większości wypadków, w aspekcie krzywdy doznanej z winy
bliźnich. A wreszcie ktoś zakochany marzy przecież o owych
zrytualizowanych formach agresji ze strony swego ideału, bez któ­
rych nie ma między partnerami pełnego szczęścia. Słowem, przy

5
wyeliminowaniu (przede wszystkim przez odpowiednie wychowywa­ ale również do samego siebie... Miałoby to niewątpliwie dodatni
nie ludzi) szkodliwych jej form, agresja może w społeczeństwie wpływ wychowawczy, jako że na gruncie skromnego już, ale popar­
przekształcić się w czynnik zdecydowanie pozytywny. tego rzeczywistymi wartościami duchowymi szacunku dla samego
siebie — niemiło byłoby usłyszeć choćby tylko w myśli, na przykład:
* „Uczciwie mówiąc, zachowujesz się jak kaczka...", „zachowujesz się
* * jak szczur..."!
Najważniejszym praktycznym aspektem badań etologicznych jest Wszystko to może nie zorientowanemu jeszcze czytelnikowi wydać
więc dociekanie, które wzorce zachowania się człowieka są mu się dość zaskakujące, ale tok rozważań autora z pewnością wyjaśni te
wrodzone (uwarunkowane dziedzicznie), a które nabyte z rozwojem pozorne paradoksy.
kultury. Psychologia, która wyrosła z filozofii, wciąż cierpi na *
„zawieszenie w powietrzu" — rozpatrywanie właściwości i zjawisk * *
duchowych człowieka w oderwaniu od ich rodowodu filogenetycznego
i homologicznych, a nawet choćby tylko analogicznych podobieństw Osobowość i pozycja Konrada Lorenza w świecie nauki jest
w zachowaniu się zwierząt. Ten sam zarzut postawić można socjologii w Polsce znana jeszcze ciągle zbyt szczupłej grupie zainteresowanych.
i pedagogice. Jednak gdy w odniesieniu do medycyny byłoby wręcz Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, jako że dotychczas nie wydano
truizmem zapewnianie kogoś, że nie na wiele zda się objawowe u nas wszystkich książek, które napisał, a fragmentaryczne informacje
leczenie dolegliwości, skoro nie zna się źródła i przyczyn jej powstania o jego badaniach i poglądach, otrzymywane z drugiej czy nawet
— to w zastosowaniu do wymienionych dyscyplin ta oczywistość trzeciej ręki, łatwo wiodą do rozkwitnięcia wyobrażeń dość odległych
bywa z reguły nie doceniana, jeśli w ogóle jest dostrzegana. Niemałą od rzeczywistości. Z tym większym uznaniem należy więc powitać
rolę odgrywają tu niestety silnie zakorzenione opory przed od- decyzję wydawnictwa o kolejnym wznowieniu tego dzieła.
brązowianiem duszy ludzkiej. K o n r a d Z a c h a r i a s L o r e n z był wykładowcą Uniwersytetu
Niemniej jednak, podobnie jak subiektywne, choć mocne przekona­ Wiedeńskiego, honorowym profesorem uniwersytetu w Monachium
nia musiały skapitulować przed obiektywnością układu heliocentrycz- 1 w Münster, doktorem filozofii honoris causa w Leeds (Anglia),
nego i rodowodu człowieka od zwierząt — tak samo wiele wskazuje na doktorem medycyny h.c. uniwersytetu w Bazylei, doktorem nauk h.c.
to, że ludzka psychika umieszczona zostanie wśród innych psychik uniwersytetów w Yale i w Oksfordzie, profesorem wizytującym
dokładnie na takim stanowisku systematycznym, do jakiego ją predys­ Fakultetu Nauk w Uniwersytecie Colorado w Denver i doktorem nauk
ponują rzeczywiste cechy i genetyczne powiązania. Im szybciej to h.c. Uniwersytetu im. Loyoli w Chicago.
nastąpi, tym lepiej dla samego człowieka. Oprócz wielkiej liczby prac z dziedziny zachowania się zwierząt,
W odniesieniu do popędu agresji konieczność poznania jej historii zwłaszcza wielu gatunków ryb i ptaków, Lorenz ogłaszał również
naturalnej, czynników wyzwalających i form występowania — jest publikacje o ogólniejszej tematyce, dotyczące np. konfliktu pokoleń,
szczególnie paląca ze względu na społeczną dolegliwość wielu jej naruszonej przez człowieka równowagi w przyrodzie, jego biologii,
przejawów. Psycholog, pedagog, socjolog czy prawnik po dokładnym „grzechów śmiertelnych", które ludzkość popełnia wobec samej
(podkreślam to z przyczyn, do których jeszcze powrócę) przeczytaniu siebie, ewolucyjnych i kulturowych procesów rytualizacji itd. Spo­
książki Lorenza niewątpliwie znacznie wnikliwiej spojrzy na ludzi, śród jego książek o charakterze naukowym wymienić trzeba Über
z którymi ma do czynienia na gruncie zawodowym, będzie umiał tierisches und menschliches Verhalten („O zwierzęcym i ludzkim
skuteczniej zawczasu wygaszać i przestawiać na inne tory owo zachowaniu się") i ogłoszone wspólnie z Paulem Leyhausenem
p r a w d z i w e z ł o , jakim jest prymitywna, nie zrytualizowaną Antribe tierischen und menschlichen Verhaltens („Siły napędowe
agresja. zwierzęcego i ludzkiego zachowania się"). Wśród szerokich kręgów
Możliwości takie uzyska zresztą w pewnym stopniu na prywatny czytelników nazwisko jego rozsławiły książki popularnonaukowe:
użytek każdy uważny czytelnik, który, nie zaślepiony samouwiel­ Opowiadania o zwierzętach, I tak człowiek trafił na psa, Odwrotna
bieniem, odnajdzie w opisywanych sposobach zachowania się uderza­ strona zwierciadła, Regres człowieczeństwa i — jako pierwsza
jące analogie nie tylko do swych mniej lub bardziej lubianych bliźnich, — książka, którą czytelnik ma w tej chwili przed sobą. Do czasu

6 7
pierwszego wydania polskiego osiągnęła ona w wersji oryginalnej Etologia zmierza do filogenetycznego (rodowodowego w sensie
dwadzieścia dziewięć wydań. ewolucyjnym) i fizjologicznego wyjaśnienia funkcjonalnych współ­
Konrad Lorenz jest twórcą nowoczesnej e t o l o g i i . O nauce tej zależności istniejących pomiędzy wszystkimi czynnikami zachowania
mówi się i pisze coraz częściej, a liczba etologów na świecie wzrasta się. Najrozmaitsze wzorce zachowania porównuje się też u różnych
nieomal lawinowo: jeszcze przed niespełna czterdziestu laty między­ gatunków, zwłaszcza blisko z sobą spokrewnionych ( e t o l o g i a
narodowe sympozja i zjazdy ściągały nie więcej niż dwadzieścia osób, p o r ó w n a w c z a ) , przy czym zwierzęta obserwuje się w ich
natomiast począwszy od lat siedemdziesiątych gromadziły już kilkuset naturalnym środowisku bądź też takim otoczeniu, które środowisko to
do ponad tysiąca uczestników. Wobec tak potężnego rozwoju tej w możliwie znacznym stopniu przypomina; często niezbędne przy tym
dziedziny badań, a zarazem słabego stopnia spopularyzowania jej bywają dodatkowe dane z hodowli w niewoli. Dla badań etologicznych
w Polsce, będzie chyba celowe wstępne zorientowanie czytelnika w jej bardzo ważne jest odróżnienie umiejętności wrodzonych od wyuczo­
podstawowej terminologii i problematyce, zwłaszcza tej, o której nych, a więc nabytych w toku doświadczeń życiowych. Zanim bowiem
mowa w książce. przystąpi się do badania zmian dokonywanych przez uczenie, trzeba
Wyraz etologia pochodzący od greckiego ethos (obyczaj), istniał znać podstawowe, predeterminowane odpowiedzi organizmu na bodź­
już w roku 1762 we Francji i oznaczał badanie zachowania się zwie­ ce. Metodą do tego wiodącą jest izolowana hodowla zwierząt od­
rząt. W literaturze anglosaskiej określano nim jednak „naukę o charak­ łączonych od matki i rodzeństwa zaraz po przyjściu na świat.
terach". Chociaż pionierskie obserwacje jeszcze dziewiętnastowiecz­ Najogólniej można powiedzieć, że większość wzorców zachowania się
nych uczonych, m.in. Karola Darwina, a w drugim dziesięcioleciu na­ bywa w przypadku większości zwierząt doraźnie adaptowana do
szego wieku O. Heinrotha i W. Craiga wzbudziły zainteresowanie aktualnej sytuacji. Jednakże choć znane są umiejętności, w których
naukowców zagadnieniami zachowania się zwierząt, jednakże samo­ uczenie się nie odgrywa żadnej roli, to nie sposób wyobrazić sobie
dzielna egzystencja etologii jako działu zoologii datuje się mniej wię­ w pełni wyuczonego elementu zachowania się, który nie byłby oparty
cej od roku 1910. Obecnie etologia jest porównawczą nauką o zacho­ na pewnych zdeterminowanych dziedzicznie, a zarazem ograniczo­
waniu się różnych gatunków zwierząt i różnych grup ludzkich (hu- nych wydolnościach. Fakt, że wrodzone wzorce zachowania się są
manetologia). Zgodnie z tendencją do unikania stanowczych wypowie­ stałe i powtarzają się u przedstawicieli różnych gatunków, nadaje im
dzi na temat niedostępnych dzisiejszym metodom badawczym sfer znaczenie taksonomiczne, które dostrzegł już Karol Darwin: badanie
psychiki, termin „psychologia zwierząt" („zoopsychologia") zacho­ ich u różnych form zwierzęcych pozwala uzyskać dodatkowe informa­
wał znaczenie nieco inne. Etologia natomiast zajmuje się zarówno cje o stopniu filogenetycznego pokrewieństwa owych form. Specyficz­
zachowaniem organizmów jednokomórkowych, jak i poszczególnych ność zaś nadawania określonych sygnałów (np. głosowych, zapacho­
komórek wchodzących w skład ciała tkankowców, a ponadto zacho­ wych itd.) i wrażliwość na nie przedstawicieli tego samego gatunku
waniem się bardziej złożonych struktur zwierzęcych, jak poszczególne zapobiega w wielu wypadkach powstawaniu krzyżówek między gatun­
osobniki, różne ich grupy i zespoły zwane koloniami (społeczności kowych. Sygnały wewnątrzgatunkowe pod presją doboru naturalnego
tego ostatniego typu tworzą np. mrówki, pszczoły czy termity). stają się coraz bardziej zauważalne i wzmocnione cechami fizycznymi,
Z a c h o w a n i e s i ę zwierzęcia jest jednoznacznie uzależnione np. ubarwieniem czy kształtami. Wsparte tymi właściwościami często
od zmian wywoływanych przez jego e f e k t o r y (jednostki wykona­ powtarzane sposoby zachowania się niejednokrotnie uzyskują pewną
wcze, w odróżnieniu od r e c e p t o r ó w , czyli jednostek odbierają­ autonomię motywacyjną. Te i inne zmiany w sygnalizacyjnych
cych bodźce). Zmiany te przejawiają się ruchem, wydawaniem wzorcach zachowania określa się jako r y t u a l i z a c j ę . Mówiąc
dźwięków, zapachów, modyfikacjami ubarwienia itd. Ponieważ jed­ prościej, rytualizacja polega na przyjęciu przez jakiś sposób za­
nak są to zjawiska przejściowe, badaniom naukowym dostępne bywają chowania się nowej, samodzielnej roli symbolu, sygnału służącego
wtedy, gdy są powtarzalne. Określa się je wówczas nazwą u t r w a ­ porozumiewaniu się. Zjawisko to odkrył w początku lat trzydziestych
l o n y c h w z o r c ó w c z y n n o ś c i o w y c h . J e d n o s t k ą eto- naszego stulecia Julian Huxley.
logiczną jest natomiast najmniejsza możliwa do zidentyfikowania Pewne sposoby zachowania się wywoływane są przez specyficz­
część efektora występująca pojedynczo bądź w układzie z innymi ne bodźce sygnałowe, wchodzące w skład mechanizmów w y z w a ­
komponentami. l a j ą c y c h . Niekiedy takie bodźce (np. postać, ruch czy zapach)

8 9
muszą występować jednocześnie, aby wyzwolić określony sposób którzy rozważania swoje ograniczają do mniej lub bardziej skom­
zachowania się. plikowanych implikacji bodźców i reakcji na nie. Behawioryzm został
Gotowość do reakcji na coś, do jakiegoś sposobu zachowania się jednak przez naukę odrzucony: wprawdzie rzeczywiście nie sposób
nazwano m o t y w a c j ą . Rośnie ona w miarę upływu czasu od dowieść istnienia takich czy innych subiektywnych przeżyć zwierząt,
ostatniego tego samego rodzaju zachowania — w wypadkach krań­ łatwo jednak też pogląd ten sprowadzić do groźnego absurdu i nie
cowych można doprowadzić do realizowania go „w próżni". Sposób wzruszać się krzykami cierpienia zwierząt — ale konsekwentnie także
zachowania się zmierzający do wywołania sytuacji, która dostarczyła­ i ludzi, których mowa nie jest nam znana i którzy w dodatku wyglądają
by pożądanego bodźca ( s y t u a c j i b o d ź c o w e j ) , określa się jako trochę inaczej niż my sami. Idąc dalej, nawet relacje innych ludzi o ich
zachowanie a p e t y t y w n e (apetacyjne). Bywa ono raczej plastycz­ wewnętrznych doznaniach, wypowiadane zrozumiałym dla nas języ­
ne i różnorodne w odróżnieniu od zachowania k o n s u m a c y j n e g o kiem, nie miałyby siły dowodu: mówić można nawet w nieświadomo­
(spełniającego), zmierzającego już do wygaszania motywacji (za­ ści i niepoczytalności, a świadomość jest stanem, który każdy zna na
spokojenia dążenia), zachowania, które jest raczej ustalone stereo­ podstawie wyłącznie własnego subiektywnego odczucia. Tak więc
typowo. przesadne „obiektywizowanie" może niekiedy w konsekwencji do­
Aby nie zatrzymywać się dłużej nad już stosunkowo powszechnie prowadzić do skrajnego subiektywizmu — nieomal solipsyzmu.
znanymi zjawiskami hierarchicznej organizacji grup i terytorialności, Zasadniczym przedmiotem badań Konrada Lorenza były z początku
czyli tendencji do posiadania własnego obszaru mieszkalnego, należy wrodzone sposoby zachowania się, ich rozwój ewolucyjny i osobniczy.
wspomnieć jeszcze, że w zakres dociekań etologicznych wchodzą Badacz ten wykrył spontaniczność ruchów, instynktowych i kluczowe
również badania nad rolą przyzwyczajenia i wpajania, a ponadto bodźce wyzwalające różne sposoby zachowania się. W tresurowych
oczywiście nad neurofizjologicznymi podstawami zachowania się. doświadczeniach nad instynktami odkrył sposoby współdziałania
Przez pojęcie imprintingu, wdrukowania, w p a j a n i a rozumie się elementów wrodzonych z nabytymi, a w zjawisku wpajania dostrzegł
specyficzną reakcję osobnika, reakcję dotąd nie uruchamianą, która szczególnej wagi predyspozycję do uczenia się.
zostaje związana z jakimś obiektem odgrywającym później rolę Lorenz wielokrotnie podkreślał znaczenie tych badań dla wiedzy
bodźca wyzwalającego. Następuje to w pewnym określonym, za­ o człowieku. Natomiast twórcą nauki o zachowaniu się ludzi — h u -
zwyczaj młodocianym wieku. Tak na przykład jeśli osobnik jakiegoś m a n e t o l o g i i — jest najwybitniejszy naukowiec z jego szkoły,
gatunku wychowuje się wśród przedstawicieli innego gatunku, wów­ Irenaus Eibl-Eibesfeldt. Jest on autorem między innymi najnowszego
czas gdy dorośnie, będzie w doborze partnera preferował przed­ podręcznika etologii. Po polsku wydane zostały jego książki: Galapa­
stawiciela owego obcego gatunku, mimo że w jego otoczeniu znajdą gos oraz Miłość i nienawiść — publikacja stanowiąca w pewnym
się i jego właśni współplemieńcy. sensie przeciwwagę pracy Lorenza, którą czytelnik ma przed sobą.
Jak z tego widać, etologia jest powiązana licznymi nićmi z jednej Eibl-Eibesfeldt wykazuje w niej, że człowiek przynosi ze sobą na świat
strony z ekologią, a z drugiej — z fizjologią, co znalazło wyraz nie tylko agresywność, a więc „zło", ale również instynkty prowadzą­
w nazwie Insytutu Fizjologii Zachowania się, o którym będzie mowa ce do powstawania więzi międzyosobniczych, a więc i „dobro".
nieco dalej. *
W badaniach nad zachowaniem zwierząt zarysowały się z dawna * *
dwa różne nastawienia: witalistyczne, przy którym nie próbowano
doszukiwać się przyczyn obserwowanych zjawisk w zachowaniu, W Instytucie Fizjologii Zachowania się w Seewiesen, który Konrad
uważanych za nieomylnie celowe (np. instynkty) — i mechanistyczne, Lorenz zakładał w 1952 roku wspólnie z neurofizjologiem Erichem
doceniające wprawdzie bardzo dokładne przyczynowe tło zachowania von Holstem, pracuje wielu poważnych naukowców różnych specjal­
się, ale na zasadzie niejako „psychologii bez duszy". Skrajni mechani­ ności. Nieomal z całego świata ściągają tu bezustannie ludzie nauki,
cy ści trzymają się bowiem rygorystycznie twierdzenia, że nie można pragnący przynajmniej zwiedzić tę słynną placówkę.
nic pewnego powiedzieć o przeżyciach subiektywnych innych istot, Zainteresowanie działalnością Konrada Lorenza rozszerzało się
wobec czego nie stosują do zwierząt takich określeń, jak np. uwaga, również na oficjalne czynniki kierujące niegdyś nauką byłych krajów
spostrzegawczość itd. Do tej grupy należą amerykańscy behawioryści, socjalistycznych. Seewiesen nie jest zresztą miejscowością i nazwy tej

10 11
próżno by szukać na mapie. Są to tylko, zgodnie z nazwą, łąki nad kiju, plastykowe wiadro z niewielką ilością wody i schodzi z piętra,
jeziorem, a ściśle mówiąc zarośla i łączki, na których wzniesiono kilka kierując się w stronę betonowego basenu, z którego następnie odławia
budynków, mieszczących pracownie, bibliotekę i salę, gdzie odbywają hodowane tam dafnie. Wróciwszy do pokoju akwariowego, przekłada
się seminaria, wykłady i inne zebrania. W części budynków znajdują małą siateczką dafnie z wiadra do pojemników z rybami. W morskiej
się też mieszkania pracowników. Dojazd — wyłącznie samochodem. wodzie te drobne skorupiaki giną po upływie pięciu minut, ale zanim
Obiekt ten leży o kilkanaście kilometrów na południowy zachód od opadną na dno, znikną w paszczach bajecznie kolorowych ryb.
Starnbergu, małego miasta położonego 30 km na południe od Mona­ W swoim gabinecie, mrocznym od zielonego gąszczu za oknem
chium, na linii kolejowej biegnącej do Garmisch-Partenkirchen i In- Balkonowym, Konrad Lorenz prowadzi rozmowę siedząc w fotelu,
nsbrucku. Niewielkie jezioro niegdyś zawierało wodę czystą i nadającą zwrócony twarzą w stronę wielkiej szyby wbudowanego w ścianę
się do kąpieli, zostało wszakże dość gruntownie zanieczyszczone przez akwarium, którego oświetlone wnętrze jest w tej części pokoju
wprowadzone tu doświadczalne ptaki wodne: około dwustu gęsi najsilniejszym źródłem jasności. Nieustannie obserwując, co się dzieje
i około trzystu kaczek różnych gatunków. Chociaż nie pozbawiano ich za szklaną taflą, i co chwila dzieląc się spostrzeżeniami, ani na moment
zdolności latania, z małymi wyjątkami zimują one na miejscu. Tu nie traci wątku rozmowy. Tymczasem do pokoju flegmatycznie
również odbywały się lęgi; znane są też przypadki, że któraś z samic wkracza pies rasy chow-chow. Z frasobliwą miną podchodzi do nie
odlatywała na odległe o kilka kilometrów sąsiednie jezioro, tam znanej mu osoby, zawiera z nią znajomość, po czym się oddala.
gniazdowała, po czym przyprowadzała piechotą przez las odchowane — Wstaję zwykle bardzo rano, o czwartej-piątej, i pracuję, bo
już młode nad jezioro instytutowe. wtedy jest spokojnie i nic mi nie przeszkadza... Piszę teraz książkę
W końcu lat sześćdziesiątych praca wyglądała następująco: każdy z dziedziny filozofii nauki... Widzi pani tego ptaka, który właśnie
ptak był odpowiednio zaobrączkowany, tak że pracownicy go rozpo­ wleciał przez balkonowe drzwi? To drozd trójbarwny; parka ich
znawali indywidualnie. Co dzień protokołowano dokładnie całe jego założyła gniazdo na drzewie nad jeziorem, a tu, do swojej klatki
zachowanie i dane te gromadzono w kartotece. Dla uproszczenia przylatuje po jedzenie... Chciałaby pani zobaczyć ich gniazdo i pisk­
zamiast pisać, nagrywano relacje na taśmę magnetofonową i od­ lęta? No to chodźmy!
powiednie jej odcinki wklejano w kartotekę. Każdy z ptaków zasied­ *
lających wybrzeże jeziora ma więc z naukowego punktu widzenia * *
niezwykle wysoką wartość jako przedmiot doświadczeń czy obser­
wacji, o którym już tak wiele wiadomo. Ujawnianie prawidłowości dotyczących miejsca człowieka jako
Część ptaków doświadczalnych, np. drobne egzotyczne gatunki gatunku w przyrodzie działa na ludzi szokująco tym silniej, im mocniej
wdówek czy wikłaczy, przebywała w pomieszczeniach zamkniętych. utrwalone jest ich mniemanie o własnej wyjątkowości. Trudno było
Prowadzono nad nimi badania pasożytnictwa gniazdowego. Hodowa­ pogodzić się z faktem, że Ziemia, siedlisko istot stworzonych wszak na
ne w wolierach gołębie służyły jako obiekty prac nad pokrewieńst­ podobieństwo Boga, nie jest ani centralnym, ani najważniejszym
wami filogenetycznymi, wykrywanymi na podstawie różnic i podo­ elementem wszechświata. Wyprowadzenie rodowodu gatunku Homo
bieństw w ich sposobach zachowania się. sapiens ze świata zwierząt i stwierdzenie, że należy on faktycznie do
Wewnątrz głównego budynku umieszczono liczne akwaria. Obiekty tego świata, było kolejnym despektem dla jego boskości. A wreszcie
swych badań — różnorodne gatunki ryb koralowych, przebywających zaczyna drżeć w posadach ostatni chyba bastion nadziemskości
w sztucznie sporządzonej wodzie morskiej — Konrad Lorenz karmił i narcyzmu — dusza ludzka — w której zaczęto ujawniać coraz nowe
osobiście o ustalonych porach. Oto z tamtego czasu migawkowa właściwości wskazujące, że postępowaniem człowieka rządzą nie
relacja naocznego świadka: zawsze uświadamiane, wrodzone popędy i instynkty, stawiające pod
Profesor wyjmuje z chłodni zamrożone filety z dorsza, część z nich wielkim znakiem zapytania jego wolną wolę. Czyżby zatem powiedze­
kraje drobno i wrzuca po trochu do kolejnych akwariów, przyglądając nie Kartezjusza: Animal non agit, agitur, miało się w równej mierze
się za każdym razem przez chwilę, jak ryby podpływają do opadają­ odnosić do istoty ludzkiej? W dodatku owe wrodzone popędy
cych z wolna białych kawałeczków i je połykają. Kiedy już zgarnął do i instynktowne działania okazują się bynajmniej nie specyficznie
ostatniego akwarium resztę dorszowego mięsa, bierze gęstą siatkę na ludzkie, ale pochodzą w prostej linii od zwierzęcych antenatów, wobec

12 13
czego są w wielu wypadkach homologiczne, czyli genetycznie podobnie jak Lorenz jest Austriakiem) nad społeczeństwem Busz-
równoznaczne z popędami i instynktami wielu współcześnie żyjących menów ujawniają, że ludzie ci w wieku dziecięcym wykazują znaczną
zwierząt. agresywność, która wskutek wychowania ulega tak daleko idącemu
Dziś, kiedy w rzeczowych dyskusjach argumentowanie cytatami zredukowaniu, że w wieku dojrzałym odznaczają się oni wyjątkową
z Pisma Świętego wyszło już raczej z użycia, ten sam ludzki narcyzm wprost łagodnością.
kryje się w częściowo tylko prawdziwym twierdzeniu, że psychikę Czytelnik zyska niewątpliwie wiele, jeśli po przeczytaniu książki
człowieka ukształtowało życie społeczne. Bałamuctwo polega również Lorenza powróci jeszcze do pierwszych jej rozdziałów, które wobec
i tu na pomieszaniu czynnika pierwotnego z wtórnym. Niewątpliwie wielkiej mnogości przytoczonego później materiału mogły się w pa­
cała złożoność i wysoki poziom rozwoju psychiki ludzkiej i ludzkiego mięci nieco zatrzeć, a są jednak niezbędne dla pełnej percepcji treści.
życia społecznego rozwinęły się na podłożu anatomiczno-fizjologicz- Podkreślam to dlatego, że istnieją odbiorcy, którzy wypowiadają
nych wrodzonych właściwości i wydolności ośrodkowego układu o autorze i jego poglądach sądy nacechowane daleko idącą pewnością
nerwowego człowieka, na które dopiero wtórnie, w drodze nie­ siebie, choć wynika z nich niezbicie, że czytali oni — a i to pobieżnie
zliczonych sprzężeń zwrotnych, życie społeczne może działać modyfi­ — tylko ostatnie rozdziały.
kująco, ale za każdym razem tylko w zastosowaniu do konkretnych Czytelnik obeznany z biologiczną literaturą popularnonaukową
indywiduów, fenotypów, a nie do podłoża dziedzicznego, charakterys­ wciąż napotykał zapewnienia, że tylko naiwni prostaczkowie, nie­
tycznego dla człowieka jako gatunku. świadomi, co to nauka, stosują do zwierząt pojęcia określające
Opozycjoniści z założenia nastawieni na „nie" zarzucają tego subiektywne stany ludzi. Czytelnikom tym z pewnością nieobce było
rodzaju dociekaniom i wnioskom tendencje redukcjonistyczne, pole­ nazwisko autora tej książki i jego światowa sława znawcy zachowania
gające na sprowadzaniu ludzkiej psychiki do układu wyłącznie się zwierząt. I oto okazuje się, że „sam Konrad Lorenz", odcinając się
zwierzęcych popędów, taksji, tropizmów, instynktów itd. W za­ ostro od behawioryzmu, mówi spokojnie i bez cudzysłowu o miłości,
stosowaniu do Lorenza byłoby to jednak imputowaniem mu poglądów, zakochaniu i żałobie u gęsi, o stanie furii u ryby, o uprzejmym
których wcale nie głosi, i wskazywałoby na wysoce nieuważną lekturę uśmiechu psa i kurtuazyjnych grzecznościach wilków. Czyni to
jego tekstu. Wspomniany układ stanowi tylko ów „zwierzęcy trzon" oczywiście z pełną świadomością i w toku rozważań uzasadnia swoje
psychiki człowieka, na którym dopiero, właśnie dzięki możliwościom powody. Pragnę zapewnić czytelnika, że we wszystkich tych wypad­
jego mózgu, rozwinęły się cechy już specyficznie ludzkie, takie jak kach przekład polski bardzo dokładnie oddaje treściową zawartość
pojęciowe — a więc abstrakcyjne — myślenie, samokontrola i w ogóle pojęć użytych w oryginalnym tekście zgodnie z intencją autora.
cała zawikłana nadbudowa kultury z najwyższymi wzlotami sztuki Cechą tekstu, która jak się zdaje, powinna budzić większy niepokój,
i z etyką. jest maniera personifikowania i, można by rzec, teleologizowania
Takie czy inne, ale z reguły aprioryczne założenia skłaniają mechanizmów ewolucji: selekcja coś „wyhodowała", taka czy inna
niektórych dyskutantów do negowania istnienia wrodzonej agresyw­ cecha spełni zadania itd. Można tu jednak mieć zastrzeżenia wyłącznie
ności i terytorialności człowieka. Niemniej jednak mieszkania zbioro­ do formy, niewątpliwie zwodniczej dla kogoś, kto nie zna mechanizmu
we bądź w ogóle bezdomność są, jak wiadomo, skutkiem krytycznej działania doboru naturalnego. Jednakże Lorenz tak gruntownie i wielo­
sytuacji ekonomicznej, a nie wrodzonych skłonności i gustów przecięt­ krotnie zastrzega się, aby słów jego nie pojmować w sensie finalistycz-
nego człowieka. nym i że przyrodę należy badać w kategoriach przyczynowości — że
Niestety, choć może wielu z nas wolałoby zaliczyć się do wcielo­ nie ma podstaw do sprzeciwu natury zasadniczej.
nych aniołów, którym tylko krzywda społeczna „paczy" charakter Poglądy społeczne Konrada Lorenza dość wiernie odzwierciedlają
— burzliwie rozwijające się na świecie (w tym również i w Polsce) patriarchalne stosunki panujące dziś jeszcze w krajach należących do
badania nad agresywnością ludzi wykazują wciąż na nowo wrodzony tzw. strefy języka niemieckiego, gdzie kobiety o ambicjach wy­
jej charakter. Echa tych doświadczeń i obserwacji docierają niejedno­ kraczających poza wzorowe prowadzenie domu i wychowywanie
krotnie nawet do prasy; wskazują one na pierwszorzędną wagę sprawy dzieci mają ograniczone pole do popisu. W rozważaniach swych
tak u nas zaniedbanej jak odpowiednie wychowywanie zarówno pomija fakt, że u bardzo wielu gatunków zwierzęcych rola samców
młodzieży, jak dorosłych. Wyniki badań I. Eibl-Eibesfeldta (który bywa zredukowana tylko do funkcji partnerów seksualnych, niekiedy

14 15
pasożytujących na samicach... Sam Lorenz zresztą stwierdza, że
przyroda jest tak bogata, że czerpanymi z niej przykładami poprzeć
można nieomal każdą tezę!
Zakończenie ostatniego rozdziału książki zdaje się nieco dyshar-
monizować z rzeczowym i spokojnym tokiem całej jej treści. Po­
wtarzanie wyznania „Wierzę że....", które znamy aż nazbyt dobrze
z ponad miarę patetycznych przemówień, budzić musi w czytelniku
bądź słuchaczu dość uzasadnioną pretensję do narratora. Poglądy
osobiste sławnego uczonego mogą nam wprawdzie nie być obojętne,
jednak bardziej nas interesuje, jak ów narrator — wszak specjalista PRZEDMOWA
w danej dziedzinie — trzeźwo ocenia stopień prawdopodobieństwa
zrealizowania się sytuacji i wydarzeń, których miraże roztacza.
Przyjaciel mój, który wziął na siebie prawdziwie koleżeński
Zuzanna Stromenger obowiązek przeczytania rękopisu tej książki, gdy wgłębił się
w jej treść, napisał do mnie: „Przeczytałem już dwa rozdziały
z gorącym zainteresowaniem, ale jednocześnie i ze wzras­
tającym uczuciem niepewności. Dlaczego? Bo nie mogę
uchwycić ich związku z całością. Musisz mi to jakoś ułatwić."
Krytyka ta jest niewątpliwie w pełni uzasadniona. Przedmowę
tę piszę więc po to, aby od razu czytelnikowi wyjaśnić, o co
chodzi w całej książce i jakie są powiązania poszczególnych
rozdziałów z jej ostatecznym celem.
W książce będzie mowa o a g r e s j i , to znaczy o popędzie
do walki tkwiącym w zwierzęciu i człowieku, a skierowanym
n a c z ł o n k ó w w ł a s n e g o g a t u n k u . Decyzja napisa­
nia tej pracy powstała wskutek przypadkowego zbiegu dwóch
okoliczności. Przebywałem w Stanach Zjednoczonych, aby tam
— po pierwsze — przed audytorium złożonym z psychiatrów,
psychoanalityków i psychologów wygłosić odczyty z dziedziny
studiów porównawczych nad zachowaniem się i porównawczej
fizjologii zachowania się, a po drugie, aby na rafach koralowych
Florydy sprawdzić w naturalnym środowisku pewną hipo­
tezę , którą wysunąłem w wyniku obserwacji w akwariach.
1

Dotyczy ona sposobów walki u niektórych ryb i funkcji, jaką dla


zachowania gatunku spełnia ich ubarwienie. W klinikach, które

Zob. początek rozdz. II.

17
odwiedzałem, spotkałem się po raz pierwszy z psychoanalityka­ w utrzymaniu gatunku jest zupełnie oczywista, nabrałem
mi traktującymi nauki Freuda niejako nienaruszalne dogmaty, ochoty do napisania tej książki. Nauka o sposobach zachowania
ale jak przystało na naukowców — jako hipotezy robocze. się w każdym razie wie już tyle o historii naturalnej agresji, że
Wobec takiego założenia zrozumiałem w teorii Zygmunta może się wypowiedzieć o przyczynach wadliwości niektórych
Freuda wiele spraw, które dotąd budziły sprzeciw zbyt daleko jej funkcji u człowieka. Wgląd w przyczyny choroby nie jest
idącą śmiałością. Dyskusje nad jego teorią o popędach ujawniły jeszcze wprawdzie odkryciem skutecznej metody leczenia, ale
niespodziewanie zgodność między wynikami psychoanalizy stanowi przynajmniej pierwszy krok.
a fizjologią zachowania się, co ma szczególną wymowę wobec Czuję wszakże, że zadanie, które sobie postawiłem, przerasta
zasadniczych różnic między obu naukami w sposobach stawia­ moje zdolności pisarskie. Jest bowiem nieomal niepodobieńst­
nia problemu, w metodach, a przede wszystkim w podłożu wem, odzwierciedlić słowami działanie systemu, w którym
działania. pomiędzy poszczególnymi członami istnieją związki i zależno­
Oczekiwałem różnicy zdań nie do pogodzenia na tle poję­ ści przyczynowe. Nawet gdy trzeba komuś objaśnić działanie
cia popędu śmierci, który — według jednej z teorii Freuda silnika spalinowego, nie bardzo wiadomo, od czego zacząć; ten,
— jako zasada niszczenia znajduje się na biegunie przeciw­ którego pragniemy oświecić, może przecież zrozumieć rolę
stawnym do wszystkich instynktów zachowania życia. Hipo­ wału korbowego dopiero wtedy, gdy zrozumiał również działa­
teza ta, obca biologii, w oczach badaczy sposobów zachowa­ nie korbowodów, tłoków, wału rozrządowego, zaworów itd.,
nia się jest nie tylko niepotrzebna, ale wręcz fałszywa. Agre­ itd. Poszczególne fragmenty całego systemu można pojąć albo
sja, której skutki często są przyrównywane do skutków po­ w ich złożonym całokształcie bądź wcale. Im bardziej skom­
pędu śmierci, jest takim samym instynktem jak każdy inny plikowana jest budowa układu, tym większe są trudności, które
i — w warunkach naturalnych — przyczynia się, tak jak pokonywać musi praca badacza i wiedza. A przecież najbar­
inne, do zachowania życia i gatunku. Popęd agresji u człowie­ dziej skomplikowanym systemem, jaki na tej ziemi znamy, jest
ka, który przez własną działalność zbyt szybko dokonał zmia­ dynamiczny zespół sposobów zachowania się, wywodzących
ny swoich warunków życiowych, wywołuje często zgubne się z popędów wrodzonych, a poza tym nabytych w trakcie
zjawiska, ale to samo dzieje się niejednokrotnie i z innymi rozwoju kultury społeczności ludzkiej. Czy chcę, czy nie
instynktami, choć może nie w tak dramatyczny sposób. Gdy — muszę daleko sięgnąć, aby wytłumaczyć te nieliczne związki
wystąpiłem z tym moim poglądem na teorię popędu śmierci przyczynowe, które — jak mi się zdaje, mogę prześledzić
przed gronem zaprzyjaźnionych psychoanalityków, okazało w gąszczu wzajemnych oddziaływań.
się, że wyważam otwarte drzwi. Udowodnili mi na podsta­ Na szczęście obserwowane fakty są same w sobie wszystkie
wie wielu fragmentów z dzieł Freuda, że on sam nie miał interesujące. Liczę na to, że czytelnika, jeszcze zanim dojrzeje
pełnego przekonania do tej swojej dualistycznej hipotezy, która do zrozumienia głębszych powiązań, zafascynują już same
musiała mu być zasadniczo obca, a nawet wręcz niemiła, jako walki ryb koralowych o swoje rewiry, popędy i zahamowania
prawemu moniście i mechanistycznie myślącemu przyrod­ — podobne do postępowania moralnego — zwierząt żyjących
nikowi. społecznie, pozbawione miłości życie małżeńskie i socjalne
Gdy wkrótce potem badałem w ciepłym morzu obyczaje ślepowronów, krwawe masowe walki szczurów wędrownych
żyjących na swobodzie ryb koralowych, u których rola agresji i wiele innych sposobów zachowania się zwierząt.

18 19
Do ostatecznego celu — a jest nim zrozumienie głębo­ wykazuję na konkretnych przykładach, jakie mechanizmy
kich powiązań — pragnę czytelnika poprowadzić możliwie „wynalazła" zmienność gatunkowa, aby skierować agresyw­
tą samą drogą, którą sam przebyłem, a to z przyczyn zupełnie ność na tory nieszkodliwe, jaką rolę odgrywa w tym zadaniu
zasadniczych. Indukcyjne nauki przyrodnicze rozpoczynają rytuał i jak powstające dzięki temu sposoby zachowania się
zawsze od obiektywnych jednostkowych obserwacji, a do­ zbliżone są do tych, które u człowieka dyktuje świadome
piero następnie przechodzą do wyprowadzania ogólnych poczucie moralności. Treść tych rozdziałów stwarza podstawę
praw, którym przypadki te są podporządkowane. Większość ułatwiającą zrozumienie działania czterech bardzo różnych
podręczników dla skrócenia i ułatwienia poznania proble­ rodzajów porządku społecznego. Pierwszym jest stado anoni­
1

mu wybiera metodę odwrotną, w której „część ogólna" mowe, wolne od wszelkiej agresywności, ale też pozbawione
poprzedza „część szczegółową". Tekst zyskuje przez to na osobistych znajomości i spójności pomiędzy poszczególnymi
przejrzystości, ale traci swoją siłę przekonywającą. Bardzo osobnikami. Drugi to rodzinne i społeczne współżycie ślepo-
łatwo jest najpierw rozwinąć teorię, a potem podbudować ją wronów i innych kolonijnie gnieżdżących się ptaków, istniejące
przykładami, przyroda bowiem jest tak bogata w formy, że jeśli tylko dla obrony terenowego podziału swojego rewiru. Trzeci
starannie się poszpera, można znaleźć pozornie oczywiste rodzaj reprezentują osobliwe wielkie rodziny szczurów, któ­
przykłady także dla zupełnie bezsensownych hipotez. Książka rych członkowie nie znają się osobiście, a rozpoznają się tylko
moja byłaby prawdziwie przekonywająca, gdyby czytelnik na po rodzinnym zapachu, zachowując się wobec siebie pod
podstawie faktów, które przedstawię, mógł dojść sam do względem społecznym wzorowo; walczą natomiast z dziką
identycznych wniosków co ja. Ponieważ jednak nie mogę zaciekłością przeciwko każdemu członkowi własnego gatunku
wymagać od niego przebycia takiej krzyżowej drogi, podam należącemu do innej rodziny. Wreszcie czwarty układ społecz­
tutaj krótkie streszczenie poszczególnych rozdziałów jako ny to taki, w którym więzi osobistej miłości i przyjaźni nie
rodzaj drogowskazu. dopuszczają do walki i wyrządzania krzywdy w obrębie własnej
Rozpoczynam w pierwszych dwóch rozdziałach od opisu społeczności. Tę formę życia społecznego, która wykazuje
prostych obserwacji typowych form agresywnego zachowania wiele analogii ze społeczeństwem ludzkim, opiszemy dokład­
się. W III rozdziale omawiam rolę agresji w zachowaniu nie na przykładzie gęsi gęgawej.
gatunku, a w IV wypowiadam się na temat fizjologii instynk­ Po tym, co przedstawię w tych jedenastu rozdziałach, sądzę,
townych ruchów w ogólności, a szczególnie popędu agresji, ale że będę mógł wytłumaczyć przyczyny wadliwości niektórych
tylko w takim zakresie, aby wyjaśnić zjawisko wciąż rytmicznie funkcji agresywności ludzkiej. Rozdział XII — „Kazanie o po­
powtarzających się spontanicznych wybuchów tego popędu. korze" — ma przyczynić się do tego, aby usunąć pewne
W rozdziale V tłumaczę przebieg rywalizacji i usamodziel­ wewnętrzne opory, które wielu ludziom nie pozwalają spojrzeć
nianie się wytworzonych przez nią instynktownych sił napędo­ na siebie jako na część wszechświata i uznać, że ich własne
wych, po to by umożliwić późniejsze zrozumienie działania zachowanie się również podlega prawom natury. Opory te
rytualizacji jako hamulca agresji. Temu samemu celowi służy
rozdział VI, w którym usiłuję dać ogólny przegląd układów 1
Każdemu z tych czterech porządków społecznych poświęcony jest jeden
działania instynktownych sił napędowych. W VII rozdziale rozdział (przyp. red.).

20 21
wypływają, po pierwsze, z niechęci do zasady przyczynowoś- Rozdział pierwszy
ci, która zdaje się sprzeczna z istnieniem wolnej woli, a po PROLOG W MORSKIEJ TONI
drugie, z wewnętrznej pychy człowieka. Rozdział XIII za­
wierać będzie obiektywny opis obecnej sytuacji ludzkości, tak
Zaczynać musisz na otwartym morzu!
jak na przykład widziałby ją biolog z dystansu Marsa.
Na małym wpierw poprzestań. Ceń
W XIV rozdziale pozwalam sobie sugerować pewne środki Ten drobiazg, co ci w przełyk wsiąknie,
zaradcze przeciwko wadliwym funkcjom agresji, których przy­ Bo rośnie się tak z dnia na dzień,
Do wyższych wciąż kształtując się osiągnięć,
czyny — śmiem twierdzić — są mi znane. (Goethe, Faust, cz. II,
przełożył Feliks Konopka.)

Urzeczywistniło mi się odwieczne marzenie ludzkości o skrzy­


dłach: w stanie nieważkości unoszę się w przejrzystej toni i bez
wysiłku płynę przez rozsłonecznione obszary. Poruszam się
przy tym nie z brzuchem wypiętym do przodu i głową sterczącą
w górę, jak wypada człowiekowi dbałemu o swą drobnomiesz-
czańską godność; posuwam się w pozycji uświęconej pradawną
tradycją kręgowców, plecy mam odwrócone ku niebu, głowę
wysuniętą naprzód. Dopiero gdy chcę spojrzeć przed siebie,
wysiłek wygięcia karku przypomina mi, że jestem mieszkań­
cem innego świata. Ale właściwie wcale tego nie chcę; wzrok
mój, jak przystało na ziemskiego badacza, kieruję w dół, na
sprawy dziejące się pode mną.
„Lecz kto z was duszę chce zatrzymać w ciele, niechaj
morskiego ten unika dna i niech nie sięga w ową głąb zuchwale,
którą Bóg zasnuł w wieczny mrok i fale." Jeżeli jednak Bóg
1

tego n i e uczynił, jeżeli, przeciwnie, pozwolił, aby radosne


promienie południowego słońca użyczyły barw swego widma
zwierzętom i roślinom, niechaj człowiek sięgnie w te głębie
— radzę to każdemu — i koniecznie je spróbuje przeniknąć
chociażby jeden raz w ciągu życia, zanim będzie na to za stary.
Potrzeba mu do tego tak niewiele, zaledwie maseczki do
nurkowania, rurki oddechowej i jeżeli chce być bardzo rozrzut­
ny, pary gumowych płetw na nogi, a wreszcie — pieniędzy na

1
F. Schiller, ballada Nurek, przełożył St. Maykowski.

23
przejazd nad Morze Śródziemne czy Adriatyk, chyba że więcej niż metr wody, widzę przed sobą długą, ciemną,
pomyślne wiatry zapędzą go gdzieś dalej na południe. nieregularną ścianę poprzeczną, rozciągającą się w prawo
Z dostojną powolnością, poruszając płetwami, sunę po i w lewo na całe moje pole widzenia i wypełniającą bez reszty
krainie baśni. Nie jest to krajobraz prawdziwych raf koralowych przestrzeń między oświetlonym dnem morza a jego powierzch­
z dzikimi spękanymi górami i dolinami żyjącymi własnym nią. Jest to owa osobliwa granica między lądem a morzem;
życiem — jest mniej heroiczny, ale nie mniej ożywiony, leży zbliżam się oto do wybrzeża Vitae Key, Wyspy Drzewa Życia.
bezpośrednio przy brzegu jednej z wielu wysepek z koralow- Liczba napotykanych ryb stopniowo wzrasta. Wyskakują
copochodnego wapienia, tak zwanych Keys, ciągnących się spode mnie całymi tuzinami. Znowu przypominają mi się
długim sznurem aż do południowego krańca półwyspu Florydy. zdjęcia lotnicze w Afryce, w czasie których można obserwować
Wszędzie na podłożu ze starego koralowego rumowiska tkwią stada dzikich zwierząt pierzchających na wszystkie strony
rozrzucone przedziwne półkule koralowców-mózgowników, przed cieniem samolotu. Gdzie indziej znowu na gęstych łąkach
szeroko rozgałęzione pojedyncze krzaki akropory, zwiewne trawy morskiej zabawne grube kolcobrzuchy żywo przypomi­
kępy korali rogowych, takich jak przeróżne gatunki gorgon, nają kuropatwy podrywające się z pola zboża, aby znów w nie
a pomiędzy nimi różnorodne kępki brązowych, czerwonych zapaść po krótszym lub dłuższym locie. Inne znów ryby, nieraz
i złocistych morszczynów, nie spotykanych w prawdziwych wprost niewiarygodnie ubarwione (ale przy całej jaskrawości
rafach koralowych na dalszych obszarach oceanu. Grube na kolory ich są zawsze zharmonizowane), zachowują się wręcz
szerokość człowieka, a wielkie na wysokość stołu gąbki odwrotnie: na mój widok zapadają w trawę morską, tam gdzie
loggerhead (gąbka głowiasta) stoją w dużych od siebie od­ się akurat znajdują. Gruby „jeżozwierz" — chilomykter
stępach, nieładne w kształcie, ale tak regularne, że zdają się — z cudownymi diabelskimi rogami nad błękitnymi oczami
dziełem rąk ludzkich. Nigdzie nie widać wolnej powierzchni leży całkiem spokojnie, jakby szczerząc zęby w uśmiechu; nie
martwych kamieni: wszystkie miejsca między wymienionymi wyrządziłem mu jeszcze żadnej krzywdy, a już jeden z człon­
organizmami wypełniają mszywioły, polipy dzwonkopławów ków jego rodziny dokuczył mi boleśnie. Gdy bowiem kilka dni
i gąbki, pokrywające gęstą liliową i pomarańczową runią duże temu nieostrożnie chwyciłem taką rybę, zwaną przez Ameryka­
powierzchnie. Wobec tylu kolorowych gruzłowatych powłok nów spiny boxfish, wygryzła mi spory kawał skóry prawego
na kamienistym podłożu nie zawsze nawet wiem, czy należą wskazującego palca swym niezwykle ostrym, niby papuzim
one do świata zwierzęcego czy roślinnego. dziobem, utworzonym z dwóch przeciwstawnych zębów. Obec­
Moja bez trudu przebywana droga prowadzi z wolna na coraz nie nurkuję do tego dostrzeżonego okazu, chwytam jegomościa
płytsze wody, gdzie liczebność koralowców zmniejsza się, ostrożnie i wynurzam się z nim na powierzchnię wody.
roślin natomiast przybywa. Pode mną rozpościerają się rozległe Nurkując stosuję dla oszczędzenia sił wypróbowaną technikę
lasy uroczego glonu, zupełnie podobnego w formie i propor­ kaczki, przegrzebującej dziobem dno na płyciznach; mianowice
cjach do afrykańskich parasolowatych drzew akacjowych. wystawiam tylną część ciała ponad powierzchnię. „Jeżo­
Stwarza to złudzenie, że znajduję się nie tuż nad atlantyckim zwierz" po kilku daremnych próbach ukąszenia mnie zaczyna
dnem koralowym, ale stokrotnie wyżej, nad etiopskim laso- odnosić się poważnie do swojej nowej sytuacji życiowej i się
stepem. Przesuwają się pode mną szerokie łany talasji i łąki nadyma. Moja obejmująca go ręka czuje wyraźnie „uderzenie
mniejszej od niej zostery. Gdy mam już pod sobą niewiele tłoka" małej pompy utworzonej z mięśni gardzieli ryby. Gdy

24 25
osiągnął już granicę rozciągliwości swej skóry i leży na mojej oddycham spokojnie i cicho, ryby zbliżają się znowu, a gdy tak
dłoni niby wypchana, naprężona do ostateczności kolczasta kołyszą się ze mną idealnie miarowo w dół i w górę, zgodnie
kula — puszczam go na wolność i bawię się komicznym z łagodnymi uderzeniami fal, sięgam pamięcią do mojego
pośpiechem, z jakim wytryskuje z siebie wtłoczoną wodę klasycznego wykształcenia i cytuję: „Znów przychodzicie,
i znika w trawie morskiej. rozwiewne postacie, które ogarniał ongiś mglisty wzrok. Czy
Następnie zwracam się w kierunku ściany dzielącej tu morze mi tym razem zatrzymać się dacie? Czy serce jeszcze złud tych
od lądu. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest utworzona ujmie tok?" I właśnie na przykładzie ryb dostrzegłem, zaiste
2

z tufu, gdyż powierzchnia jej jest fantastycznie poszarpana bardzo jeszcze mglistym wzrokiem, pewne ogólne prawidła
i pełno jest w niej jam ziejących jak ciemne przepastne zachowania się zwierząt, nie rozumiejąc ich podówczas wcale.
oczodoły czaszek. Tymczasem skała jest starym szkieletem Jednakże serce moje nadal rwie się ku tej złudzie, aby cel
koralowców, pozostałością przedlodowcowych raf koralo­ jeszcze w ciągu mego życia osiągnąć! Pojąć te formy w całej ich
wych, które w glacjale sangammońskim znalazły się na suchym pełni jest nigdy nie gasnącą tęsknotą zarówno zoologa, jak
lądzie i obumarły. W skale widoczne są wszędzie konstrukcje i artysty.
tego samego koralowca, jaki żyje jeszcze dziś, a pomiędzy nimi Chmara postaci, które na mnie napierają, wydaje mi się
wciśnięte skorupy małży i ślimaków, których żyjący współ- w pierwszej chwili przytłaczająca; niektóre są tak blisko, że nie
plemieńcy jeszcze teraz zasiedlają te wody. Znajdujemy się tu jestem zdolny dojrzeć ich wyraźnie moim nieco już osłabionym
więc na d w ó c h rafach koralowych, jednej starej, zamarłej wzrokiem. Ale po pewnym czasie zaczynam się po trochu
przed dziesiątkami tysięcy lat, i nowej, wyrastającej na trupie oswajać z ich zarysami, a zdolność postrzegania postaci, ten
tamtej, tak jak normalnie koralowce i kultury wyrastają na najwspanialszy instrument ludzkiego poznania, pozwala mi na
szczątkach swoich przodków. opanowanie tej wielorakości zjawisk. Wtedy okazuje się nagle,
Podpływam pod poszarpane wybrzeże i sunę wzdłuż, dopóki że nie ma tu aż tylu gatunków, jak mi się początkowo
nie natrafiam na odpowiedni niezbyt ostry występ, który mogę wydawało, choć jest ich jednak sporo. Wśród ryb można
uchwycić prawą ręką, aby się przy nim zakotwiczyć. W niebiań­ wyraźnie rozróżnić dwie odrębne kategorie, mianowicie takie,
skiej nieważkości, cudownie ochłodzony, ale nie zziębnięty, które przypływają gromadnie od strony otwartego morza czy
daleki od wszelkich ziemskich trosk, intruz w tym świecie baśni też wzdłuż skalistej ściany, i takie, które po uspokojeniu się
— poddaję się łagodnemu kołysaniu fal, zapominam o sobie paniki wywołanej moim zjawieniem się wychodzą powoli
i zamieniam się cały we wzrok — uduchowiony i radosny i ostrożnie z grot i innych kryjówek, zawsze p o j e d y n c z o !
balonik na uwięzi!... Wiem o nich już także i to, że można odnaleźć to samo zwierzę
Ryby widzę wokoło siebie wszędzie, ale wobec płytkości zawsze w tej samej siedzibie, nawet po kilku dniach i tygo­
wody są to prawie wyłącznie drobne gatunki. Przybywają dniach. W czasie całego mojego pobytu w Key Largo od­
z daleka bądź opuszczają teraz swoje kryjówki, do których wiedzałem przepiękną pawiooką rybę-motyla regularnie co
schroniły się przede mną, i podpływają z ciekawości. Zaraz kilka dni w jej mieszkaniu pod obalonym przez huragan Donna
jednak gwałtownie, choć na krótko, odskakują ode mnie, gdy pomostem i zawsze zastawałem ją w domu.
przeczyszczam rurkę oddechową silnie wydmuchując wodę,
która się do niej dostała bądź też w niej skropliła. Jeśli tylko 2
Goethe, Faust, cz. I, przełożył W. Kościelski.

26 27
Do gatunków pływających gromadnie, spotykanych raz tu, tylko podpływałem. Dopiero później zorientowałem się, że
raz tam, należą milionowe armie małych srebrnych ateryn, towarzyszyły mi stale te s a m e ryby, a było ich, lekko licząc,
różne małe żyjące w pobliżu brzegów rodzaje ryb śledziokształ- kilka tysięcy! Gdy płynąłem równolegle do brzegu w kierunku
tnych jak również ich groźni łowcy, szybkie jak strzała belony, do następnego mola oddalonego o około 700 m, ławica ciągnęła
dalej szarozielone okoniopodobne postacie lucjanusów (Lutia- za mną mniej więcej do połowy drogi, po czym nagle odwracała
nus), przebywające w tysiącach pod pomostami, ścianami się i w zawrotnym tempie mknęła z powrotem do swego
nabrzeży i stromym wybrzeżem. Były tam wreszcie — oprócz siedliska. Ryby mieszkające pod drugim pomostem spostrzega­
wielu innych — urocze żółto i niebiesko prążkowane hemulo- ły moje nadejście. Z ciemności zalegającej nad nim wyłaniał się
ny, zwane przez Amerykanów grunts — chrząkacze, bo wyjęte ku mnie przerażający potwór, na kilka metrów szeroki, prawie
z wody wydają z siebie dźwięki podobne do chrząkania. Często równie wysoki i wielokrotnie dłuższy, rzucający czarny ponury
widuje się okazy szczególnie pięknego, niebieskopręgiego, cień na osłonecznione dno. Po zbliżeniu potwór zamienia się
białego i żółtopręgiego hemulona. Nazwy te nie są właściwe, w mrowie sympatycznych hemulonów. Gdy zdarzyło mi się to
gdyż wszystkie trzy gatunki mają wzory w kolorach niebieskim po raz pierwszy, przeraziłem się śmiertelnie! Później właśnie
i żółtym, choć desenie te różnią się między sobą. Według moich obecność tych rybek wywoływała we mnie wręcz przeciwne
obserwacji wszystkie trzy rodzaje pływają często w mieszanych uczucie: dopóki płynęły ze mną, miałem tę nadzwyczaj krzepią­
ławicach. Niemiecka nazwa tych ryb: „purpurowe paszcze" cą świadomość, że nie zagraża mi w najbliższym otoczeniu
(Purpurmauler), wywodzi się z osobliwie jaskrawoczerwonego żadna wielka barrakuda!
ubarwienia błony śluzowej pyska, co jest widoczne tylko wtedy, Zupełne odmienne są belony, te małe zuchwałe rozbójniki,
gdy ryba grozi szeroko otwartą paszczą swojemu współ- pędzące w eskadrach po pięć lub sześć tuż pod powierzchnią
plemieńcowi, na co ten odpowiada tym samym. Jednakże nigdy wody, smukłe jak strzały. Z mojej obecnej perspektywy były
nie widziałem ani na swobodzie, ani w akwarium, aby to prawie niewidoczne, ponieważ ich srebrzyste boki odbijają
wzajemne przeraźliwe grożenie doprowadziło do prawdziwej światło zupełnie w taki sam sposób jak dolna płaszczyzna
walki. obszaru powietrznego, znana nam o tyle lepiej od drugiej strony
Przemiła jest zuchwała ciekawość, z jaką towarzyszą płet­ swego janusowego oblicza jako zwierciadło wody. Widziane
wonurkowi te i inne równie kolorowe hemulony, a także natomast z góry, ryby te mienią się kolorem błękitnozielonym
niektóre snappers — lucjanusy, trzymające się często razem zupełnie jak lustro wody i stąd nieomal jeszcze trudniej je
z nimi. Prawdopodobnie tak samo eskortują one nieszkodliwe dojrzeć niż od dołu. Przemierzają one najwyższe warstwy toni
duże ryby i niestety dziś już prawie wytępione manaty, w szeroko rozprzestrzenionych tyralierach i polują na małe
legendarne krowy morskie, czyniąc to w nadziei upolowania ateryny, silversides, które milionami i miliardami wypełniają
rybek lub innych małych istot wypłoszonych przez to duże wody gęsto jak płatki śniegu w czasie zamieci, a błyszczą jak
zwierzę. Gdy po raz pierwszy odpłynąłem ze swego macierzys­ „sreberko" choinkowe. Karzełki te nie boją się mnie wcale;
tego portu, z mola motelu Key Haven w Tavernier na Key ryby ich rozmiaru nie są interesującą zdobyczą dla ryb mojej
Largo, zdumiałem się nieprawdopodobną liczbą grunts i snap­ wielkości, mogą więc pływać swobodnie pośród ich roju. Nie
pers, które otoczyły mnie tak gęstą ławicą, że zasłoniły mi ustępują mi tak dalece, że mimo woli wstrzymuję oddech, aby
widoczność, i które zdawały się równie liczne wszędzie, gdzie nie dostały mi się do tchawicy, co się tak często zdarza

28 29
z komarami latającymi w równie gęstym roju. Odruchu tego nie wszystkie te baśniowe stwory są oczywiście także poczciwymi
hamuje fakt, że dzięki rurce oddycham przecież w innym rybami, i to nawet nie tak bardzo dalekimi krewnymi moich
środowisku. Ale gdy tylko zbliży się choćby najmniejsza starych przyjaciół i towarzyszy pracy — pielęgnicowatych.
belona, srebrne rybki rozpryskują się błyskawicznie na wszyst­ „Gwiezdne niebo", jewel-fish (ryba-klejnot), i rybka z niebies­
kie strony, do góry, w dół, skaczą nawet nad powierzchnię ką głową i grzbietem, a żółtym brzuszkiem i ogonem — beau
wody, pozostawiając w ciągu kilku sekund wielkie przestrzenie Gregory, są nawet ich bliskimi krewnymi. Pomarańczowy
wodne wolne od ich sreberka. Wypełniają się one potem „trzmiel" jest niemowlęciem ryby zwanej trafnie przez tubyl­
powoli, ale dopiero gdy drapieżniki odpływają. ców rock beauty (skalna piękność), a czarno-żółta tarcza to
Pomimo że wielkogłowe, okoniopodobne postacie grunts młoda czarna „anielska ryba". Ale co za kolory i co za
i snappers różnią się znacznie od igłowate wyciągniętych niewiarygodny zestaw tych kolorów: wydaje się nieomal, że
opływowych kształtów belon, są one wszakże pod jednym chodzi specjalnie o wywołanie z daleka piorunującego wrażenia
względem do siebie podobne: oba gatunki wyglądem nie — jak sztandar albo raczej jak plakat reklamowy!
odbiegają tak znacznie od ogólnie przyjętego wyobrażenia Nad sobą mam falujący ogrom, „gwiezdne niebo" — chociaż
związanego zwykle z nazwą „ryby". Nie można tego samego małe — pod sobą, unoszę się w stanie nieważkości w prze­
powiedzieć o miejscowych mieszkańcach jaskiń. Cudowna zroczystym przestworze, otoczony anielskimi istotami, po­
„anielska ryba", niebieska z żółtymi poprzecznymi pasami grążony w poznawaniu, w modlitewnym podziwie świata i jego
zdobiącymi jej młodzieńczą szatę, jeszcze może uchodzić za piękna. Mimo to — dzięki niechaj za to będą Stwórcy
„normalną" rybę. Ale czy w ogóle można nazwać rybą to, co się — potrafię jeszcze obserwować istotne szczegóły. Zauważam
właśnie wysuwa powiewnym wahadłowym ruchem ze szczeli­ więc rzecz następującą: ryby matowo ubarwione lub, jak
ny między dwiema skałami koralowymi, tę aksamitnie czarną hemulony, o kolorach pastelowych widzę przed sobą stale
tarczę otoczoną jaskrawożółtą szarfą z lśniąco błękitnym w dużej liczbie, a przynajmniej kilka ich przedstawicielek
rąbkiem dolnej krawędzi? Albo na przykład te dwa gnające jak płynących r ó w n o c z e ś n i e , często w zwartych ławicach.
oszalałe małe stworzonka wielkości trzmiela i jak on kuliste, na Natomiast spośród kolorowych gatunków znajdują się w moim
których jaskrawopomarańczowoczerwonych ciałkach połysku­ polu widzenia po j e d n e j błękitnej i j e d n e j czarnej
je okrągłe czarne oko w jasnoniebieskiej obwódce, umiesz­ „anielskiej rybie", j e d e n beau Gregory i j e d n o „gwiezdne
czone notabene na jednej trzeciej długości tułowia, licząc o d niebo", a spośród dwojga dzieci rock beauty, przemykających
t y ł u ? Albo znów ten klejnocik lśniący tam, w tej jaskini, się koło mnie, jedno z dziką pasją goniło drugie.
którego ciało rozgraniczone jest linią biegnącą od przodu i dołu Oddaję się nadal obserwacji, chociaż pomimo wysokiej
ku tyłowi i w górę na dwa pola, z których jedno połyskuje temperatury wody zaczynam powoli marznąć w tej mojej
niebieskofioletowo, a drugie cytrynowożółto? Czy też ten egzystencji balonika na uwięzi. I właśnie w tej chwili do­
jedyny w swoim rodzaju wycinek ciemnoniebieskiego gwiaź­ strzegam z bardzo daleka, a oznacza to nawet przy kryształowo
dzistego nieba, usianego jasnoniebieskimi światełkami, który przejrzystej wodzie tylko 10-12 metrów — drugiego beau
spod skały koralowej wyłazi właśnie p o d e mną, stwarzając Gregory, który zbliża się najwyraźniej w poszukiwaniu pokar­
pozory odwrócenia wszystkich kierunków obowiązujących mu. Osiadły obok mnie beau zauważa intruza o wiele później
w przestrzeni na lądzie? Przy bliższej obserwacji okazuje się, że niż ja z mojego punktu obserwacyjnego, bo dopiero gdy ten

30 31
zbliżył się na odległość około czterech metrów. Ale wówczas Rozdział drugi

miejscowy podrywa się i rzuca ku obcemu z bezprzykładną CIĄG DALSZY W LABORATORIUM


wściekłością, tak że tamten, choć nieco większy od napastnika,
natychmiast zawraca i wytężonymi uderzeniami w bezładnym
C z e g o się nie dotkniecie, dalekie wam się zdaje,
zygzaku umyka przed śmiertelnymi ciosami gospodarza, z któ­ Czego nie pojmujecie, już brak wam całkowicie,
rych każdy, gdyby go dosięgnął, mógłby go ciężko zranić. Co A za nieprawdę macie to, czego nie zliczycie.
najmniej jeden go dosięga, widzę bowiem migocącą łuskę Czegoście nie zważyli, lekkim wam zwać najprościej,
Co się spieniężyć nie da, jest dla was bez wartości.
opadającą powoli na dno, jak zwiędły liść z drzewa. Gdy intruz (Goethe, Faust, cz. II,
znika w mglistej błękitnozielonej dali, zwycięzca wraca szybko przełożył Feliks Konopka.)
do swojej pieczary. Wężowym ruchem prześlizguje się pogod­
nie poprzez gęsto stłoczoną gromadę młodych hemulonów W poprzednim rozdziale posłużyłem się w pewnej mierze
szukających pokarmu tuż przed jaskinią, omijając je z całkowitą licencją poetycką. Przemilczałem bowiem, że z obserwacji
obojętnością, jakby były martwymi kamieniami bądź inną w akwariach wiedziałem już o tym, jak zażarcie kolorowe ry­
niegodną uwagi nieżywą przeszkodą. Najmniejszej chęci ataku by koralowe walczą ze swymi współplemieńcami, i że utworzy­
nie wzbudza w nim nawet mała błękitna „anielska ryba", dość łem sobie już prowizoryczny pogląd na biologiczny sens tych
do niego podobna, i to zarówno kształtem, jak i ubarwieniem. walk. Jechałem na Florydę, aby tylko sprawdzić te hipotezy.
Zaraz potem obserwuję zupełnie analogiczną do wyżej Byłem całkowicie na to przygotowany, aby jeśli się okaże, że
opisanej rozprawę pomiędzy dwiema czarnymi, ledwie na palec fakty im przeczą, wyrzucić je całkowicie za burtę, a raczej
długimi „anielskimi rybami", tym razem jednak nastrój jest — mówiąc ściśle — wypluć przez rurkę oddechową do morza;
może nieco bardziej dramatyczny. Rozgoryczenie rywali wyda­ trudno jest bowiem cokolwiek wyrzucić za burtę, gdy się płynie
je się jeszcze głębsze, paniczny strach uciekającego intruza pod wodą. A w ogóle nie ma dla badacza lepszej porannej
jeszcze bardziej oczywisty, może dlatego, że powolne moje oko gimnastyki jak codziennie przed śniadaniem zniweczyć jedną
lepiej może śledzić ruchy „anielskich ryb", o tyle leniwsze od ze swych umiłowanych hipotez — pozwala to na utrzymanie
beau Gregory, których gra jest wręcz błyskawiczna. młodzieńczej formy.
Spostrzegam z czasem, że zrobiło mi się wręcz zimno; Gdy przed paru laty zacząłem prowadzić badania nad
wydrapuję się więc po koralowej ścianie na ciepłe powietrze niezwykle barwnymi rybami rafowymi w akwarium, kierowa­
i złote słońce Florydy, a następnie usiłuję sformułować krótko łem się swoim „nosem" do interesujących biologicznych
to, co widziałem: jaskrawo ubarwione, „plakatowe" ryby są problemów, oczywiście poza czysto estetyczną radością z osza­
wszystkie osiadłe. Tylko u nich obserwowałem obronę włas­ łamiającego piękna tych zwierząt. Pierwsze pytanie, które mi
nego rewiru. Ich dzika żądza ataku skierowana jest wyłącznie się nasunęło, brzmiało: po co — na Boga! — ryby te są tak
na współplemieńców; nigdy nie widziałem, aby ryby dwóch kolorowe?
odmiennych gatunków atakowały jedna drugą, nawet gdy obie Gdy biolog stawia sobie pytanie „po co", nie oznacza to, że
są w najbardziej agresywnym nastroju. chce przeniknąć najgłębszy sens świata w ogólności, a okreś­
lony fenomen w szczególności. Przeciwnie, pragnie przez
zupełnie skromne postawienie zagadnienia dotrzeć do czegoś

33
zgoła prostego i w zasadzie dającego się zawsze sprawdzić. Od znaczne z pytaniem o to, jakie znaczenie dla zachowania
kiedy dowiedzieliśmy się od Karola Darwina o historii po­ gatunku ma taki czy inny szczegół bądź funkcja. Gdy pytamy:
wstania świata organicznego, a ponadto jeszcze coś niecoś „Po co kot ma spiczaste zakrzywione pazury?" — i od­
o przyczynach jego powstania — pytanie „po co" jest dla nas powiadamy po prostu: „Po to, aby łowić myszy" — nie ozna­
czymś ściśle określonym. Wiemy bowiem, że w y d o l n o ś c i cza to wyznania wiary w jakąś metafizyczną teleologię, ale
różnych narządów zmieniają się, przy czym lepsze jest wszę­ oznacza po prostu, że łowienie myszy jest specyficzną wy­
dzie wrogiem dobrego. Gdy przez małą, samą w sobie przypad­ dolnością o takim znaczeniu dla zachowania gatunku, że
kową przemianę dziedziczną (mutację) jakiś organ staje się wyhodowała u wszystkich kotów właśnie taką formę pazu­
trochę lepszy i bardziej wydolny, z tą chwilą nosiciele tej cechy rów. Na nasze pytanie nie będzie sensownej odpowiedzi
1

wraz ze swym potomstwem stają się dla wszystkich mniej tylko wówczas, gdy dziedziczna zmiana zdziałała jedynie
uzdolnionych współplemieńców konkurentami, którym ci nie coś czysto przypadkowego. Tak więc na przykład nie ma sen­
mogą sprostać. Prędzej czy później znikają oni z powierzchni su pytać, po co u kur i innych zwierząt domowych występują
ziemi. Ten nieustanny proces nazywa się doborem, czyli wszystkie możliwe pstrokacizny upierzenia, skoro człowiek
selekcją naturalną. Selekcja ta jest jednym z dwóch „wielkich zwierzęta te strzeże i pozbawia naturalnej możliwości wyse­
konstruktorów" zmienności gatunków; drugim, który jej do­ lekcjonowania barw ochronnych. Gdy natomiast napotyka­
starcza tworzywa, są zmiany w podłożu dziedzicznym, czyli my zdecydowanie zróżnicowane, prawidłowe twory, uderzają­
mutacje. Darwin, w czasie kiedy obecność ich jeszcze nie była ce nas ogólnym nieprawdopodobieństwem właśnie wskutek
udowodniona, w swym genialnym wizjonerstwie wydedukował swej prawidłowości, jak np. skomplikowana budowa pióra
ich istnienie jako niezbędną konieczność. ptasiego albo sposoby instynktownego zachowania się — mo­
Nieprzebrana liczba złożonych, tak celowo i planowo zbudo­ żemy wykluczyć, że powstawały one przypadkowo. Wtedy
wanych organizmów zwierzęcych i roślinnych zawdzięcza należy spytać tylko, jaki nacisk selekcji je wyeksponował,
swoje istnienie benedyktyńskiej robocie dokonywanej od milio­ a więc jeśli kto woli, po co istnieją. Pytanie to stawiamy
nów lat przez mutację i selekcję. O tym jesteśmy mocniej w uzasadnionej nadziei otrzymania zrozumiałej odpowiedzi,
przekonani niż sam Darwin i jak niebawem zobaczymy, podobnej do tych, które uzyskiwaliśmy już bardzo często,
mocniejsze mamy po temu dzisiaj podstawy. Może kogoś to a właściwie — przy odpowiedniej wytrwałości pytającego
rozczaruje, że bogactwo form tego, co żyje, form, których — prawie zawsze. Nie zmienia tu postaci rzeczy kilka wyjąt­
harmonijna prawidłowość przejmuje nas głębokim podziwem kowych przypadków, w których badania nie dały odpowiedzi,
i których piękno wzrusza nasz zmysł estetyczny — powstało a raczej jeszcze na razie jej nie dały, na to najważniejsze
w sposób tak prozaiczny i przyczynowo zdeterminowany. z wszystkich biologicznych pytań. Po co, na przykład, mięczak
Jednakże badacza przyrody wciąż na nowo ogarnia podziw, że ma skorupę o tak cudownym kształcie i kolorze, skoro słaby
natura, tworząc wszystkie swoje wielkie dzieła, nie przekracza wzrok jego współplemieńców i tak nie pozwalałby go dojrzeć,
przy tym nigdy swoich własnych praw. nawet gdyby nie był prawie zawsze okryty skórnym fałdem
Rzeczową odpowiedź na nasze pytanie „po co" otrzymamy
tylko tam, gdzie o b a j wymienieni „wielcy konstruktorzy" 1
Tak pojmowany „cel" zwykło się określać jako sens biologiczny. (Przyp.
dokonywali wyżej opisanego dzieła. Pytanie to jest jedno- red. naukowej.)

34 35
płaszcza, a ponadto jeszcze mrokiem głębokiego dna mors­ ka z terenu zwycięzcy, który nie nęka go dalej pogonią.
kiego? Natomaist w akwarium, skąd nie ma wyjścia, często zwycięzca
Jaskrawe barwy ryb koralowych wymagają pilnie wyjaś­ po prostu zabija rywala, a co najmniej zajmuje cały pojemnik na
nienia. Jaki sens biologiczny przyczyniający się do zachowania swój rewir i tak zadręcza bezdomnych współtowarzyszy bez­
gatunku je wyhodował? ustannymi atakami, że rozwijają się one o wiele wolniej od
Kupiłem sobie najbardziej kolorowe ryby, jakie mogłem niego; jego przewaga staje się coraz większa aż do tragicznego
dostać, a także pewną liczbę okazów z mniej kolorowych finału.
rodzajów o barwach ochronnych. Wtedy zrobiłem zupełnie Dla obserwacji normalnego wzajemnego zachowania się
nieoczekiwane odkrycie: spośród większości prawdziwie posiadaczy rewirów trzeba zainstalować basen dostatecznie
„sztandarowo" i „plakatowo" kolorowych ryb koralowych duży na pomieszczenie terytoriów co najmniej dwóch osob­
absolutnie nie można trzymać w małym awarium więcej niż ników badanego gatunku. Zbudowaliśmy więc akwarium o dłu­
jednego osobnika każdego gatunku. Gdy wpuszczałem do gości 2,5 m, o pojemności ponad 2 t wody, w którym było
pojemnika więcej ryb tego samego gatunku, w krótkim czasie miejsce na kilka rewirów niewielkich przybrzeżnych rybek.
po zażartej walce pozostawała przy życiu tylko najsilniejsza. Młode „plakatowo" kolorowych gatunków są prawie zawsze
Później na Florydzie zrobiło na mnie ogromne wrażenie, gdy bardziej kolorowe, silniej przywiązane do swojej siedziby
w otwartym morzu natknąłem się na te same krwawe awantury, i bardziej złośliwe niż osobniki dorosłe. Na tych miniaturkach
które odbywały się w moim akwarium: zgodnie współżyją ze ryb można więc doskonale badane procesy obserwować na
sobą zawsze tylko j e d n a ryba jednego gatunku z równie stosunkowo niewielkim obszarze.
żywo, ale odmiennie ubarwioną rybą każdego innego gatunku, W tego rodzaju pojemnikach umieściliśmy następujące rybki
również pojedynczą. Przy małym pomoście niedaleko mojej o długości 2 - 4 cm: siedem gatunków ryb-motyli, dwa gatunki
kwatery żyły sobie w najlepszej komitywie j e d e n beau „anielskich ryb", osiem gatunków demoiselles tej samej grupy,
Gregory, j e d n a mała czarna „anielska ryba" i j e d n a do której należy „gwiezdne niebo" i beau Gregory, dwa gatunki
ryba-motyl pawiooka. Pokojowe współistnienie dwóch osob­ rogatnic, trzy gatunki wargaczy, jeden gatunek chirurgów, kilka
ników „plakatowo" kolorowego gatunku zdarza się zarówno innych „nieplakatowych" i nieagresywnych gatunków, jak:
w akwarium, jak i w otwartym morzu tylko wśród takich ryb, kostery, kolcobrzuchy i wiele innych. Miałem więc w jednym
które — tak jak pewne gatunki ptaków — żyją w t r w a ł y m akwarium około dwudziestu pięciu gatunków „plakatowo"
z w i ą z k u m a ł ż e ń s k i m . Takie pary małżeńskie widzia­ kolorowych ryb, średnio po cztery sztuki każdego gatunku,
łem na swobodzie wśród błękitnych „anielskich ryb" i wśród niektórych więcej, innych nawet tylko po jednym, ale w sumie
beaux Gregories, a w akwarium wśród brązowych i biało- ponad sto osobników. Ryby prosperowały doskonale, prawie
-żółtych ryb-rnotyli. Małżonkowie w takich parach są nierozłą­ bez strat, oswoiły się z otoczeniem, ożywiły się i — zgodnie
czni, a co ciekawe, w stosunku do swoich współplemieńców są z przewidzianym programem — zaczęły się tłuc.
jeszcze bardziej zaczepni niż samotne ryby tego samego Teraz nadarzyła się cudowna okazja, aby coś p o l i c z y ć .
gatunku. Dlaczego tak jest, wyjaśnimy później dokładnie. Gdy ścisły badacz przyrody może coś policzyć albo zmierzyć,
W otwartym morzu zasada „swój do swego n i e lgnie" ogarnia go zawsze radość, często niezrozumiała dla niewtajem­
znajduje bezkrwawe potwierdzenie, zwyciężony bowiem ucie- niczonych. „Czyż natura tylko dlatego jest wielka, że zmusza

36 37
was do liczenia?" — zapytuje Fryderyk Schiller naukowców w basenie przedstawicieli tamtych obu gatunków. Nie zauwa­
nastawionych tylko na pomiary, uznających tylko „szkiełko żyliśmy, aby ukąsiła jakąkolwiek rybę trzeciego gatunku.
i oko". Muszę poecie o tyle przyznać rację, że gdybym nie Jeszcze ciekawiej zachowywała się nasza niebieska rogatnica,
liczył, wiedziałbym niewiele mniej o istocie agresji między po łacinie Odonus niger, „czarny zębacz", gatunek także
gatunkami, ale wypowiedź swoją o tym, co wiem, formułował­ reprezentowany tylko pojedynczo. Notabene zoolog, który tak
bym z o wiele mniejszym przekonaniem, głosząc tylko w krót­ ją ochrzcił, widział ją widocznie tylko jako odbarwionego trupa
kich słowach: kolorowe ryby koralowe kąsają p r a w i e w formalinie, gdyż żywa ryba wcale nie jest czarna, lecz lśniąco
wyłącznie członków własnego gatunku. Ustaliliśmy mianowi­ błękitna, a ponadto — szczególnie przy krawędzi płetw
cie liczbę u k ą s z e ń z następującym wynikiem: dla każdej — pokryta delikatnym fioletem z jasnoróżowym odcieniem.
z ryb znajdujących się w basenie z trzema współplemieńcami Gdy do firmy Andreas Werner nadszedł transport tych ryb,
pośród dziewięćdziesięciu sześciu innych rybek prawdopodo­ kupiłem od razu tylko jedną sztukę, gdyż po walkach, które
bieństwo p r z y p a d k o w e g o spotkania się z jednym zwierzęta te staczały w basenie u sprzedawcy, zorientowałem
z trzech braci jest jak 3 do 96. Natomiast liczba ukąszeń się, że moje akwarium będzie o wiele za małe dla dwóch takich
zaaplikowanych współplemieńcom w zestawieniu z ukąszenia­ sześciocentymetrowych awanturników. Z braku krewnych mo­
mi ryb obcego gatunku wyraża się stosunkiem około 85 do 15. ja niebieska rogatnica zachowywała się z początku przez jakiś
A nawet ta ostatnia mała liczba była myląca w stosunku do czas dość spokojnie, a rzadkie ukąszenia rozdzielała — w spo­
faktycznego stanu, bo policzone ataki niemal wszystkie doty­ sób wielce wymowny — pomiędzy d w a zupełnie różne
czyły rybek demoiselles. Te zaś siedzą prawie stale w swoich gatunki: po pierwsze prześladowała tak zwane „błękitne diab­
jamach, niewidoczne z zewnątrz, i atakują wściekle każdą rybę ły", bliskich krewnych beau Gregory o takim samym jak ona
wdzierającą się do ich kryjówki bez względu na jej gatunek. niebieskim kolorze, a w drugiej kolejności —jedynie dwie ryby
Gdy więc wyeliminowaliśmy tę grupę z opisanego doświad­ innego gatunku rogatnic, tzw. ryby Picassa. Zwierzęta te, jak
czenia, ostateczny wynik nabrał jeszcze o wiele większej wskazuje nadana im przez amatorów nazwa, są nadzwyczaj
wymowy. kolorowe i dziwacznie deseniowane, a choć mają zupełnie inne
Ataków skierowanych przeciwko rybom obcego gatunku barwy, podobne są kształtem do niebieskiej rogatnicy. Gdy po
dopuszczały się ponadto te nieliczne osobniki, które nie miały kilku miesiącach silniejszy z dwóch „picassów" wyprawił
w całym basenie współplemieńców i musiały swoją zdrową słabszego w rybie zaświaty, to znaczy do formaliny, rozwinęła
złość wyładować z konieczności na innych obiektach. A wybór się silna rywalizacja między tym, który przeżył, a niebieską
tych obiektów stał się potwierdzeniem mojego założenia rogatnica. Do jej agresywności niewątpliwie przyczynił się fakt,
w takim samym stopniu jak ścisłe liczby. Była tam na przykład że w tym czasie błękitne diabły zmieniły barwę z młodzień­
pojedyncza śliczna ryba nie znanego nam gatunku z rodziny czego jaskrawego błękitu na przyćmioną gołębią niebieskość
ryb-motyli, będąca z kształtu i rysunku czymś pomiędzy ryb dorosłych, a co za tym idzie, działały mniej pobudzająco do
gatunkiem biało-żółtym a czarno-białym. Nazywaliśmy ją walki. Wreszcie niebieska rogatnica zgładziła rybę Picassa.
krótko biało-żółto-czarną. Widocznie była ona całkiem naszego Wiele mógłbym jeszcze przytoczyć przypadków, jak spośród
zdania co do swojej pozycji w systematyce, gdyż ataki swoje ryb użytych do opisywanego doświadczenia pozostawała tylko
dzieliła w prawie idealnie równych częściach między obecnych jedna, na przykład ryba królewska. Tam, gdzie dwa osobniki

38 39
połączyły się w parę, pozostawały oba. Tak było np. w przypad­ i tęczowe różanki, zamieszkujące nasze rodzime wody, a także
ku brązowych i biało-żółtych ryb-motyli. Znane są niezliczone niezliczone inne gatunki znane z domowych akwariów
przypadki, gdy zwierzęta (bynajmniej nie tylko ryby!), które — wszystkie one mienią się barwami tylko wtedy, gdy rozżarza
z braku współplemieńców muszą swoją agresywność wyłado­ je miłość bądź zapał do walki. Ubarwienie wielu z nich można
wać na innych obiektach, wybierają w tym celu gatunki zawsze uważać za miernik ich nastroju i wnioskować z niego,
najbliżej spokrewnione lub barwą podobne do siebie. w jakim stopniu ogarnięte są one agresywnością, podnieceniem
Opisane powyżej obserwacje w akwarium i ocena ich seksualnym czy też chęcią ucieczki. Jak niknie tęcza, gdy
wyników potwierdzają bezspornie regułę, udowodnioną także chmura przesłoni słońce, tak gaśnie cała ich wspaniałość, gdy
przez badania w otwartym morzu, że ryby są bez porównania mija podniecenie, które ją wywołało, albo gdy w miejsce
bardziej agresywne w stosunku do członków własnego gatunku podniecenia zjawia się na przykład strach, który natychmiast
aniżeli wobec innych. powleka rybę niepozorną barwą ochronną. Innymi słowy,
Jak wynika jednak z tego, co mówiłem w rozdziale pierw­ barwy u wszystkich tych ryb są w y r a z e m pewnych stanów
szym o zachowaniu się ryb na swobodzie, istnieją gatunki i zjawiają się tylko wówczas, gdy są potrzebne. W związku
o wiele mniej agresywne od ryb koralowych, które badałem. z tym ich młode, a często i samiczki bywają ubarwione bardzo
A gdy przyjrzymy się teraz tym niezgodnym, a równocześnie skromnie.
tym mniej lub bardziej zgodnym — dostrzegamy wyraźny Zupełnie inaczej sprawa się przedstawia u agresywnych ryb
związek między ubarwieniem, agresywnością i przywiązaniem koralowych. Ich wspaniałe szaty są tak trwałe, jak gdyby były
do siedziby. Skrajna napastliwość skoncentrowana na współ- namalowane farbą kryjącą. Nie oznacza to, że ryby te nie mogą
plemieńcach i idąca w parze z życiem osiadłym występuje zmieniać kolorów; przeciwnie, na noc przeoblekają się jakby
pośród ryb obserwowanych na wolności wyłącznie u tych w koszulki nocne, które zadziwiająco różnią się od tego, w co
osobników, których jaskrawe barwy, rozmieszczone wielkimi przyodziane były w dzień. Ale w ciągu dnia, dopóki czuwają i są
plakatowymi płaszczyznami, głoszą już z dużej odległości czynne, zatrzymują zawsze swoje krzyczące barwy bez wzglę­
o przynależności ich nosiciela do określonego gatunku. Prze­ du na to, czy pędzą jako zwycięzcy prześladowcy za swoimi
cież — jak już wspomniałem — właśnie to ich niezwykle współplemieńcami, czy jako zwyciężeni usiłują czmychać
charakterystyczne ubarwienie wzbudziło moją ciekawość i na­ dzikimi zygzakami. Nie opuszczają flagi ogłaszającej ich
prowadziło mnie na to, że istnieje tu jakiś problem godny gatunek, niczym angielski okręt wojenny z powieści morskiej
zbadania. Zdarzają się równie piękne i kolorowe ryby słodko­ Forrestera. Bogactwo barw prezentują w niezmiennej wspania­
wodne, niektóre z nich mogą nawet w tej dziedzinie kon­ łości nawet w pojemniku transportowym, gdzie na pewno nie
kurować z rybami morskimi; różnica nie polega tu jednak na czują się dobrze, a także gdy są ciężko chore; nawet po śmierci
urodzie, ale na czymś zupełnie innym. barwy ich zanikają bardzo wolno.
Wielki urok bajecznego ubarwienia większości ryb słodko­ U plakatowo kolorowych ryb nie tylko samce i samiczki są
wodnych bywa jednak przemijający. Pielęgnice, których nie­ równie barwne, ale nawet ich zupełnie młode potomstwo pyszni
miecka nazwa Buntbarsche związana jest nawet z przepychem się jaskrawymi kolorami, a co dziwniejsze — często zgoła
ich barw, ryby labiryntowe, przewyższające nieraz tamte innymi i jeszcze o wiele jaskrawszymi niż barwy ryb dorosłych.
rozmaitością kolorów, czerwono-zielono-niebieskie cierniki A najdziwniejsze jest, że u niektórych osobników t y l k o

40 41
młode są kolorowe, jak na przykład u opisanego na s. 31 ści. Tymczasem k a ż d e pytanie, na które można udzielić
„gwiezdnego nieba" i wymienionego na s. 39 „błękitnego rozsądnej odpowiedzi, jest uzasadnione, a piękno i wartość
diabła". Po osiągnięciu dojrzałości płciowej obie te rybki zjawiska przyrody nie maleje przez to, że badamy, d 1 a c z e -
zmieniają barwę tułowia na gołębią popielatość, a płetw na g o ono jest właśnie takie, a nie inne. Tęcza nie stała się mniej
bladą żółtość. urzekająco piękna, od kiedy poznaliśmy prawa załamywania się
Wyzywająco jaskrawy — jakby plakatowy — układ barw, światła, którym zawdzięcza swoje istnienie, a zachwyt nasz dla
występujących w stosunkowo dużych kontrastujących ze sobą urody i regularności rysunku, barwy i ruchów naszych ryb
płaszczyznach, różni się od sposobu ubarwienia nie tylko jedynie wzrasta przez to, że wiemy, że cechy te mają istotne
większości ryb słodkowodnych, ale w ogóle większości mniej znaczenie dla utrzymania się tych żywych postaci, które zdobią.
agresywnych i w mniejszym stopniu osiadłych gatunków. Wiemy już prawie na pewno, jaki szczególny sens biologiczny
U nich zachwyca nas za to delikatność rozłożenia barw, pełne mają cudowne, bojowe kolory ryb koralowych. Wywołują one
artystycznego smaku stonowanie łagodnych pastelowych kolo­ mianowicie u członków własnego gatunku — i t y l k o u nich
rów i wręcz wypieszczone wykończenie szczegółów. Gdy — dziką pasję w obronie swego rewiru u osobnika przebywają­
nadpływa z daleka jeden z ulubionych moich hemulonów, cego w nim, a zwiastują mu groźną gotowość innego osobnika
widać tylko zielonosrebrzystą, zupełnie niepozorną rybkę; do boju, gdy sam wdziera się na cudze terytorium. Pod
dopiero gdy ogląda sieją całkiem z bliska, co w przypadku tych względem obu tych funkcji barwy są nieomal bliźniaczo
niestrachliwych i ciekawskich zwierzątek jest zupełnie łatwe, podobne do innego zachwycającego fenomenu natury, miano­
dostrzega się złote i jasnoniebieskie hieroglify, które w meand­ wicie do śpiewu ptaków, choćby do owej pieśni słowika, której
rach otaczają cały tułów, jak szata z artystycznego brokatu. piękno „wtargnęło do wierszy poetów" — jak trafnie powie­
Niewątpliwie wzory te są także znakiem rozpoznawczym dla dział Ringelnatz. Zarówno ubarwienie ryb koralowych, jak
członków własnego gatunku, ale odgrywają swą rolę w rozpo­ pieśń słowika szeroko głoszą współplemieńcom — bo tylko ich
znawaniu z bliska — przez współplemieńca płynącego tuż to dotyczy — że w tym rewirze znajduje się mocno zasiedziały
obok. Natomiast równie niewątpliwe jest, że plakatowe kolory i gotowy do walki posiadacz.
agresywnych osiadłych ryb koralowych istnieją „po to", aby Teoria ta potwierdza się całkowicie, gdy sprawdzimy j ą przez
być widoczne i rozpoznawalne z daleka. A wiemy już dobrze, że porównanie bojowego zachowania się „plakatowych" i „nie-
rozpoznanie własnego gatunku wyzwala u tych zwierząt dziką plakatowych" ryb spokrewnionych gatunków, przebywających
agresję. w tym samym obszarze mieszkalnym, szczególnie gdy ryba
Wielu ludzi, a wśród nich nawet i tacy, co mają zrozumienie plakatowo kolorowa i ryba inaczej ubarwiona należą do tego
dla przyrody, uważa, że my, biolodzy, w sposób dziwny samego rodzaju. Tak więc na przykład ryba należąca do
i niepotrzebny przy każdej zaobserwowanej na zwierzęciu demoiselles (rodzina Pomacentridae), skromnie poprzecznie
barwnej plamie od razu pytamy o rolę, jaką ta plama odgrywa paskowana, zwana przez Amerykanów „starszy sierżant"
w zachowaniu gatunku, i o dobór naturalny, który doprowadził — sergeant major — jest pokojowo usposobioną istotą żyjącą
do jej wyselekcjonowania. Wiem z doświadczenia, że niektórzy gromadnie. Natomiast jej krewniaczka z tegoż rodzaju —Abu-
nawet uważają to za dowód naszego „godnego potępienia" defduf — cudownie aksamitnie czarna z jasnoniebieskimi
materializmu, jakoby przesłaniającego nam prawdziwe warto- prążkami na głowie i na przedniej części ciała, a siarkowożół-

42 43
tym poprzecznym pasem na środku tułowia, jest chyba najbar­
dziej złośliwym posiadaczem rewiru, z jakim miałem do
czynienia w czasie moich studiów nad rybami koralowymi. Rozdział trzeci
Nasze wielkie akwarium okazało się za małe dla dwóch NA CO ZŁO BYWA DOBRE
malutkich młodych rybek tego gatunku o długości dochodzącej
do niespełna 2,5 cm. Jedna z nich rościła sobie pretensje do
całego basenu, druga wiodła krótką wegetację ukrywając się Tej siły cząstką drobną,
Co zawsze złego chce i zawsze sprawia dobro
przed wzrokiem wrogiej siostrzycy w górnym lewym przednim (Goethe, Faust, cz. I,
rogu, za przesłoną pęcherzyków przewietrzacza. Drugiego przełożył Feliks Konopka.)
znakomitego przykładu dostarcza porównanie ryb-motyli. Je­
dyny wśród nich nieswarliwy gatunek, jaki znam, to taki, Po co żywe istoty w ogóle prowadzą między sobą walki?
którego charakterystyczny deseń — też jedyny w swoim Postawienie tego darwinowskiego pytania jest na pewno na­
rodzaju — tak się rozpływa w drobnych szczegółach, że szym obowiązkiem, walka bowiem jest zjawiskiem nieodłącz­
rozpoznać go można dopiero z najbliższej odległości. nym od przyrody, podobnie jak sposoby zachowania się w toku
Najciekawsze jest przy tym to, że ten sam związek zachodzi walki i wszelaka broń zaczepna i odporna. Walki te przybierają
pomiędzy rodzajem ubarwienia a agresywnością u takich ryb formy wysoko rozwinięte, a powstały bezspornie pod wpływem
koralowych, które w młodości są plakatowo kolorowe, a jako presji selekcyjnej, wywieranej na każdorazową ich funkcję
płciowo dojrzałe osobniki przybierają skromne barwy: jako ważną dla zachowania gatunku.
młode są dzikimi obrońcami swego rewiru, a jako dorosłe stają Laik, wprowadzony w błąd przez żądną sensacji prasę i film,
się nieporównywalnie zgodniejsze. Co do niektórych odnosi się wyobraża sobie stosunki pomiędzy „dzikimi bestiami zielonego
wręcz wrażenie, że muszą one rezygnować ze swego ubar­ piekła dżungli" jako krwawą walkę wszystkich przeciwko
wienia wywołującego napastliwość, aby było w ogóle możliwe wszystkim. Niedawno jeszcze wyświetlano filmy, w których
pokojowe zbliżenie się płciowe. Na pewno tak jest u koloro­ pokazywano na przykład tygrysa bengalskiego walczącego
wych rybek jednego z gatunków demoiselles, zdobnego w wy­ z pytonem, a zaraz potem w okrutnym pojedynku z krokodylem.
razisty czarno-biały wzór, które obserwowałem kilkakrotnie Z czystym sumieniem mogę zapewnić, że w warunkach
w akwarium w czasie tarła. Ryby w tym okresie odkładały naturalnych taka rzecz w ogóle się nie zdarza. Jakąż korzyść
swoje kontrastowe szaty i przybierały przyćmione szare barwy, miałoby każde z tych zwierząt z niszczenia drugiego? Przecież
aby po zakończeniu składania ikry natychmiast znów rozwinąć żadne z nich nie narusza życiowych interesów tamtego!
swój sztandar bojowy. Wiadomo także, że ludzie niekompetentni, używając dar­
winowskiego terminu: walka o byt, który stał się często błędnie
stosowanym sloganem, sądzą mylnie, że chodzi o walkę
pomiędzy różnymi gatunkami. Tymczasem naprawdę „walka",
którą miał na myśli Darwin i która przyczynia się do postępu
ewolucji, jest związana przede wszystkim z k o n k u r e n c j ą
między bliskimi krewnymi. To, że jakiś gatunek w dzisiejszej

45
swojej formie zanika lub zmienia swą postać, bywa spowodo­ szego biegu. Doskonały przykład takiego wyścigu ewolucyj­
wane korzystnym „wynalazkiem", którym przypadek obdarzył nego pomiędzy środkami ataku a środkami obrony stanowi
jednego lub kilku członków gatunku, pozwalając im wygrać los — znakomicie udowodniony przez paleontologię — rozwój
na odwiecznej loterii dziedzicznej zmienności mutacyjnej. uzębienia roślinożernych ssaków, które staje się coraz twardsze
Potomkowie takiego wybrańca zyskują niebawem przewagę i bardziej przydatne do żucia, oraz równolegle przebiegający
nad wszystkimi innymi — jak już mówiliśmy na s. 34 — aż rozwój ich roślin pokarmowych, które przez odkładanie krze­
w końcu dany gatunek składa się już tylko z osobników mionki i inne środki zaradcze „starają się" uchronić w miarę
wykazujących ową innowację. możności przed zniszczeniem. Tego rodzaju „walka" między
Oczywiście również i pomiędzy różnymi gatunkami i s t ­ pożeraczem a pożeranym nie prowadzi jednak n i g d y do
n i e j ą wzajemne stosunki przypominające walkę. Puchacz wytrzebienia zdobyczy przez drapieżnika; z a w s z e powstaje
napada i zjada w nocy nawet dobrze uzbrojone ptaki drapieżne stan równowagi, który dla obu stron, czyli dla obu gatunków,
pomimo ich niewątpliwie bardzo energicznej obrony. Te same jest zupełnie znośny. Ostatnie lwy wyginęłyby z głodu na długo
gatunki zaś, gdy w dzień napotykają tę wielką sowę, atakują ją przedtem, zanim zdołałyby upolować ostatnią zdolną do roz­
z dziką nienawiścią. Każde prawie jako tako zdolne do obrony rodu parę antylop czy zebr, czyli mówiąc językiem handlowym,
zwierzę, począwszy od małego gryzonia, walczy zaciekle, gdy poławiacze wielorybów zbankrutowaliby na długo przedtem,
nie może znaleźć wyjścia z sytuacji przez ucieczkę. Oprócz tych zanim udałoby im się wyniszczyć ostatnie ich egzemplarze.
trzech szczególnych form walki między gatunkami istnieją Istnieniu jakiegoś gatunku zwierząt nie zagraża nigdy „wróg
jeszcze i inne mniej typowe przypadki. Dwa ptaki różnych pożeracz", lecz — jak już wspominaliśmy — zawsze tylko
gatunków, oba wysiadujące jaja w dziuplach, mogą bić się konkurent. Gdy w zamierzchłej przeszłości człowiek sprowa­
o taką jamę na gniazdo, inne zwierzęta o równych siłach dził do Australii pierwotnego psa domowego dingo, który tam
— o pokarm itp. W tym miejscu należy coś więcej powiedzieć zdziczał, pies ten nie wytrzebił żadnego gatunku spośród
o trzech przykładowo wyżej podanych przypadkach walki zwierząt, którymi się żywił, natomiast spowodował zagładę
pomiędzy różnymi gatunkami zwierząt, aby wykazać ich wielkich drapieżnych torbaczy, które polowały na te same co on
odrębne cechy charakterystyczne i odróżnić je od agresji zwierzęta. Miejscowe wielkie drapieżne torbacze, jak wilk
wewnątrzgatunkowej, która jest przedmiotem tej książki. workowaty i diabeł workowaty, przewyższały go bezwzględnie
Funkcja zachowania gatunku jest o wiele lepiej widoczna we siłą bojową, ale sposób prowadzenia łowów przez te staroświec­
wszystkich starciach między gatunkami aniżeli w zwadach kie, stosunkowo nieinteligentne i powolne stworzenia nawet
wewnątrzgatunkowych. Obustronny wzajemny wpływ ewolu­ w przybliżeniu nie dorównywał metodom „nowoczesnego"
cji drapieżnika i jego ofiary stanowi wręcz klasyczny przykład ssaka łożyskowego. Dingo zmniejszył gęstość zasiedlenia
tego, w jaki sposób nacisk selekcji powoduje przystosowanie zwierząt łownych w takim stopniu, że metody konkurentów
się pod względem jakiejś określonej wydolności. Rączość przestały „opłacać się". Obecnie żyją one już tylko w Tasmanii,
ściganych zwierząt kopytnych wyselekcjonowała u ścigających dokąd dingo jeszcze nie dotarł.
je wielkich kotów potężną siłę skoku i straszliwie uzbrojone Jest jeszcze jeden wzgląd, dla którego rozprawy pomiędzy
łapy, które z kolei zmuszają zwierzęta stanowiące ich łup do drapieżnikiem, a jego ofiarą nie mają charakteru walki w ścis­
rozwijania coraz bardziej wyostrzonych zmysłów i coraz szyb- łym tego słowa znaczeniu. Wprawdzie cios łapą, którym lew

46 47
powala swój lup, przypomina ruch, jakim uderza swego rywala, wyrządzać mu może dotkliwą szkodę. Wszystkie zwierzęta
ale przecież flinta myśliwska też zewnętrznie jest podobna do polujące w pojedynkę mają widoki na powodzenie tylko wtedy,
karabinu wojskowego. Natomiast wewnętrzny motyw działania gdy działanie ich jest dla ofiary zaskoczeniem. Lis, którego
myśliwego, wynikający z fizjologii zachowania się, jest zasad­ śladem przez las leci sójka z głośnym wrzaskiem, krogulec, za
niczo różny od pobudek, którymi kieruje się żołnierz. Bawół którym posuwa się stado świergocących, ostrzegawczo krzy­
pokonany przez lwa równie mało działał na jego popęd agresji czących pliszek — mają na dziś gruntownie zepsutą przyjem­
jak na mnie wspaniały indyk wiszący w spiżarni, którego w tej ność z polowania. Rój ptaków nękających sowy odkryte za dnia
chwili z wielką przyjemnością odkryłem. Różnica wewnętrz­ dąży do wypędzenia nocnego łowcy możliwie jak najdalej, aby
nych podniet jest wyraźnie czytelna za pośrednictwem ruchów, ten następnego wieczoru przeniósł swoje polowanie na inne
które je wyrażają. Pies rzucający się z pełną pasją myśliwską na tereny. Funkcja nękania jest szczególnie interesująca u nie­
zająca ma taką samą radośnie napiętą minę jak przy powitaniu których ptaków żyjących w ścisłych zespołach, jak kawki czy
ze swoim panem bądź kiedy oczekuje na inne upragnione liczne gatunki gęsi. U pierwszych najważniejsza funkcja
wydarzenie. Także na obliczu lwa w dramatycznej chwili przed nękania dla zachowania gatunku polega na pouczaniu niedo­
skokiem — jak to widać na wielu znakomitych fotografiach świadczonego potomstwa, jak też wygląda ten niebezpieczny
— nie ma śladu złości; warczenie, tulenie uszu i inne cechy pożeracz, gdyż młode same tego nie wiedzą. Jest to u ptaków
zachowania się, obserwowane normalnie w trakcie walki, jedyny w swoim rodzaju przypadek tradycyjnego przekazywa­
występują u polujących drapieżników tylko wówczas, gdy się nia wiedzy!
zdecydowanie boją swojej zdolnej do obrony zdobyczy, choć Wprawdzie gęsi „wiedzą" — na podstawie wrodzonych
nawet i wtedy odruchy te bywają tylko lekko zaznaczone. dostatecznie selektywnych mechanizmów wyzwalających
Bardziej zbliżone do agresji niż atak łowcy na ofiarę jest — że to coś pokrytego futrem, czerwonobrązowego, wy­
nadzwyczaj interesujące działanie odwrotne, a mianowicie dłużonego i skradającego się jest czymś bardzo niebezpiecz­
przeciwnatarcie ściganego zwierzęcia na swego pożeracza. nym, ale i u nich ważne dla zachowania gatunku nękanie,
Szczególnie zwierzęta żyjące gromadnie atakują zbiorowo z całym swoim ogromnym podnieceniem i zlotem wielu, wielu
zagrażającego im drapieżnika wszędzie, gdzie tylko go dopad­ gęsi ze wszystkich stron, ma przede wszystkim charakter
ną. Po angielsku działanie to nazywa się mobbing. Język dydaktyczny. Kto jeszcze nie wie, ten niechaj się teraz dowie:
niemiecki [ani polski — Z. St.] nie ma na to specjalnego tu pojawiają się lisy! Gdy przy naszym jeziorze zabez­
terminu, toteż będziemy się tu posługiwać określeniem, że np. pieczyliśmy przed drapieżnikami tylko część wybrzeża kratą
wrony bądź też inne ptaki „nękają" (hassen auf) puchacza, kota ochronną przeciwko lisom, gęsi, które na odległość piętnastu
lub innego nocnego łowcę, gdy ujrzą go w świetle dziennym. i więcej metrów unikały wszystkich zarośli, gdzie mógłby się
Jednakże, choć może się to wydać zabawne, musimy również ukryć lis, na ogrodzonym terenie wchodziły śmiało w gęste
konsekwentnie stwierdzić, że stado bydła może także nękać krzaki młodych świerków. Oprócz znaczenia dydaktycznego
jamnika. Zaraz bowiem wykażemy, że jest to zjawisko absolut­ nękanie drapieżnych ssaków przez kawki i gęsi ma oczywiście
nie porównywalne. także i swój pierwotny sens obrzydzenia życia nieprzyjacielo­
Znaczenie, które dla zachowania gatunku ma atak na wroga wi. Kawki wyraźnie atakują go czynnie, gęsi natomiast straszą
pożeracza jest oczywiste. Nawet mały i bezbronny napastnik go swoim krzykiem, dużą liczbą i odważnym wystąpieniem.

48 49
Ciężkie gęsi kanadyjskie napierają na lisa nawet na lądzie, systematycznych wykazały przy „wyborze" tych sygnałów
uszeregowane w zwartą falangę, i nigdy nie widziałem, aby lis ostrzegawczych zadziwiająco częste „upodobanie" do zesta­
w tej sytuacji próbował złapać jedną z nich. Ze stulonymi wów barw: czerwieni, bieli i czerni. A co najdziwniejsze, dwie
uszami i zdecydowanie pełną obrzydzenia miną, spoglądając istoty, nie mające poza swoją piekielną napastliwością nic
przez ramię na trąbiącą za nim gęsią gromadę, usuwa się powoli wspólnego ani ze sobą, ani ze wspomnianymi zwierzętami
ze sceny, usiłując tylko „zachować twarz". o,właściwościach trujących, poszły jednak zupełnie tą samą
Nękanie jest oczywiście szczególnie efektywne u większych drogą. Są to: ohar i brzanka sumatrzańska. O oharze wiadomo
i zdolnych do obrony zwierząt roślinożernych, które — gdy jest już dawno, że intensywnie nęka drapieżniki, a lisowi tak potrafi
ich dużo — ważą się nawet atakować wielkie drapieżniki. obrzydzić widok swego kolorowego upierzenia, że może sobie
Według wiarygodnych opisów zebry nękają nawet lamparta, pozwalać na bezkarne wysiadywanie jaj w zamieszkanych
gdy zaskoczą go na nie osłoniętym stepie. Nasze domowe bydło lisich norach. Brzanki sumatrzańskie kupiłem, chcąc dociec,
i nierogacizną mają jeszcze we krwi bardzo silną tendencję do dlaczego rybki te mają wygląd tak zjadliwie barwny. Na pytanie
wspólnego nękania wilka. Może to grozić poważnym niebez­ to dały mi natychmiast odpowiedź, gdy umieszczone we
pieczeństwem człowiekowi znajdującemu się na pastwisku wspólnym akwarium, tak zaczęły nękać dwie duże pielęgnice,
w towarzystwie lękliwego młodego psa, który zamiast „od- że musiałem natychmiast wziąć w obronę te drapieżne olb­
szczekać się" atakującemu go stadu albo samodzielnie uciec, rzymy przed pozornie tylko niewinnymi karzełkami.
szuka schronienia między nogami swego pana. Kiedyś razem Znaczenie, jakie dla zachowania gatunku ma trzeci rodzaj
z moją suczką Stasi musieliśmy wskoczyć do jeziora i tam napastliwego zachowania się, który nazwiemy za H. Hedige-
wpław szukać ratunku, gdy stado młodego bydła otoczyło nas rem r e a k c j ą k r y t y c z n ą (kritische Reaktiori), jest równie
półkolem, groźnie na nas następując. Brat mój w czasie łatwe do wyjaśnienia jak atak drapieżnika na swoją zdobycz
pierwszej wojny, będąc na Węgrzech, spędził kiedyś przemiłe i nękanie swych pożeraczy przez słabsze zwierzęta. Jak
popołudnie na głowiastej wierzbie, na którą wlazł ze swoim wiadomo, stosowane w języku angielskim określenie fighting
szkockim terierem pod pachą, gdyż stado żerujących swobod­ like a cornered rat (walczący jak szczur zapędzony w kąt)
nie w lesie półdzikich tamtejszych świń otoczyło ich obu oznacza rozpaczliwą walkę, w której walczący stawia wszystko
i stopniowo zacieśniało krąg, odsłaniając szable w zupełnie na jedną kartę, nie mogąc ani uciec, ani spodziewać się
niedwuznacznych zamiarach. jakiejkolwiek łaski. Ta najgwałtowniejsza forma bojowego
Wiele jeszcze można by powiedzieć o owych atakach na zachowania się jest motywowana s t r a c h e m , intensywnym
prawdziwego bądź też domniemanego nieprzyjaciela, prowa­ pragnieniem ucieczki, która jest niemożliwa przez n a d ­
dzonych ze znakomitym skutkiem. U pewnych ptaków i ryb ten m i e r n ą b l i s k o ś ć niebezpieczeństwa. Zwierzę w takiej
właśnie sposób przyczynił się do wyselekcjonowania jask­ sytuacji nie odważa się już na odwrócenie tyłem i atakuje
rawych odstraszających („aposematycznych") bądź ostrzegaw­ z przysłowiową „rozpaczliwą odwagą". Zupełnie to samo
czych barw, które drapieżnik dobrze sobie zapamiętuje i koja­ dzieje się, gdy — jak u zapędzonego w kąt szczura — nie ma
rzy z niemiłym doświadczeniem, jakiego doznał podczas możności ratowania się ucieczką z powodu ciasnoty miejsca,
spotkania z tymi zwierzętami. Jadowite, niesmaczne czy też a także gdy przyczyną jest konieczność obrony potomstwa lub
w inny sposób zabezpieczone zwierzęta najrozmaitszych grup rodziny. Atak kwoki czy gąsiora na wszystko, co się zanadto

50 51
zbliżyło do piskląt, należy też uważać za taką reakcję krytyczną. się na śmietniku kogutów poprzez gryzące się psy, chłopców
Wiele zwierząt atakuje wroga, którego się boi, gdy ten zjawia okładających się razami i korporantów tłukących się po
się niespodziewanie w pewnej odległości krytycznej; gdyby go głowach kuflami do piwa, dalej do bijatyk w karczmach, o nieco
natomiast były zawczasu ujrzały, gdy się zbliżał, niewątpliwie już politycznym zabarwieniu, a wreszcie do wojen i bomb
byłyby się rzuciły do ucieczki z dalszej odległości. Poskromi- atomowych.
ciele w cyrku tresują dzikie zwierzęta z dowolnego miejsca na Mamy wszelkie powody po temu, aby w obecnej sytuacji
maneżu, prowadząc swoją niebezpieczną grę między progiem rozwojowej historii kultury i techniki ludzkiej uważać agresję
dystansu ucieczki a odległości krytycznej; opisał to bardzo w obrębie gatunku za najgroźniejsze ze wszystkich niebez­
plastycznie Hediger. Jak wiemy z tysiąca opowiadań myśliw­ pieczeństw. Nie poprawimy szansy na stawienie czoła tej
skich, wielkie drapieżniki są najbardziej niebezpieczne w osło­ groźbie przez traktowanie agresji jako zjawiska metafizycz­
nie gęstwiny. Dzieje się to dlatego, że dystans ucieczki nego i nieuniknionego. Może natomiast sprostamy temu zada­
wówczas znacznie maleje, zwierzę czuje się bezpieczne i liczy niu przez zbadanie łańcucha przyczyn, które ją wyzwalają.
na to, że przeprawiający się przez gąszcz człowiek nie zauważy Odzie tylko człowiek osiągnął władzę świadomego kierowania
go, nawet gdy będzie przechodził całkiem blisko niego. zjawiskami przyrody, zawdzięcza to zawsze dotarciu do związ­
W chwili gdy krytyczna odległość danego zwierzęcia zostaje ków przyczyn wywołujących to zjawisko. Nauka o normalnych
przekroczona, następuje błyskawicznie tak zwany później procesach życiowych istotnych dla zachowania gatunku, czyli
tragiczny wypadek w czasie polowania. fizjologia, stanowi nieodłączną podstawę nauki o ich za­
Wszystkie wyżej omówione poszczególne przypadki, kiedy kłóceniach, czyli patologii. Zapomnijmy więc na chwilę, że
to zwierzęta różnych gatunków walczą ze sobą, mają tę wspólną popęd agresji w warunkach życia cywilizowanego dokumentnie
cechę, że oczywista jest korzyść, jaką każda z walczących stron "wykoleił się", i zajmijmy się swobodnie zbadaniem jego
osiąga dzięki swojemu zachowaniu się bądź też jaką co naturalnych przyczyn. Jako szczerzy darwiniści, opierający się
najmniej „powinna" osiągnąć w interesie gatunku. Również na już znanych nam słusznych zasadach, zastanówmy się
i agresja wewnątrz gatunku, a więc agresja we właściwym przede wszystkim nad funkcją, którą dla zachowania gatunku
i ścisłym tego słowa znaczeniu, odgrywa swoją rolę w utrzyma­ ma walka z członkami własnego gatunku w warunkach natural­
niu gatunku. Także i w stosunku do tego rodzaju agresji można nych, a raczej w warunkach przedkulturowych; funkcja ta
i należy stawiać darwinowskie pytanie „po co". Nie każdy od wywołuje nacisk selekcji, nadający tej walce tak znaczny
poziom rozwoju u tylu wyższych zwierząt. Przecież nie tylko
razu przyjmie tę tezę, a przywykłemu do klasycznego psycho­
ryby zwalczają w sposób wyżej opisany swoich współplemień-
analitycznego myślenia zda się ona może bluźnierczą próbą
ców; większość kręgowców zachowuje się zupełnie tak samo.
usprawiedliwienia prawa do niszczenia życia, czyli po prostu
prawa do czynienia zła. Normalny, żyjący w warunkach Pytanie o znaczenie walki dla zachowania gatunku stawiał
cywilizacji człowiek spotyka się zwykle z prawdziwą agresją sobie, jak wiadomo, już sam Darwin; on też sformułował
tylko wtedy, gdy dwaj jego współobywatele bądź też dwoje przekonywającą odpowiedź: korzyść dla gatunku, dla jego
jego zwierząt domowych idzie ze sobą na udry, widzi więc przyszłego rozwoju tkwi w tym, aby rewir lub pożądaną
oczywiście tylko złe skutki takich zwad. Do tego trzeba dodać samiczkę zdobył silniejszy z dwóch rywali. Jak często bywa, ta
prawdziwie przerażający ciąg stopniowania od dwóch bijących prawda dnia wczorajszego prawdą być nie przestała, ale dla

52 53
dnia dzisiejszego dotyczy tylko szczególnego przypadku, Dotyczy to milionów i miliardów nieosiadłych larw wszystkich
a współcześni ekolodzy odkryli niedawno o wiele bardziej organizmów zamieszkujących rafy.
istotne dla zachowania gatunku znaczenie agresji. Wyraz Inny znów gatunek ryb może się wyspecjalizować w zdoby­
ekologia pochodzi od greckiego wyrazu oikos — dom, i ozna­ waniu zwierzątek żyjących na samej rafie; ponieważ zwierzątka
cza naukę o różnorodnych wzajemnych powiązaniach organiz­ te wyposażone są jednak zawsze w jakieś środki obronne,
mu z jego naturalną przestrzenią życiową, jego „domem", do muszą więc dysponować sposobami na ich unieszkodliwienie.
którego należą również wszystkie inne w nim żyjące zwierzęta Same koralowce dostarczają pokarmu wielu gatunkom ryb, i to
i rośliny. Z przyczyn oczywistych najkorzystniej jest pojedyn­ w najrozmaitszy sposób. Ryby-motyle o spiczastych pyszcz­
cze osobniki jakiegoś gatunku zwierząt rozmieścić możliwie kach albo ryby szczeciozębe są pasożytami pokramowymi
równomiernie na wykorzystywanym terenie, chyba że szcze­ koralowców i innych parzydełkowców. Obszukują one stale
gólny interes jakiejś społecznej organizacji wymaga ścisłego kolonie korali w pogoni za małą żywą zdobyczą, która uwikłała
współżycia. Wyrażając to samo przez porównanie z ludzkim się w zbrojne w parzydełka czułki polipów. Gdy tylko spo­
życiem zawodowym: gdy większa liczba lekarzy, kupców czy strzegą taką ofiarę, wachlując płetwami piersiowymi wytwarza­
mechaników samochodowych ma znaleźć środki do życia ją prąd wody tak celnie, że we właściwym miejscu powstaje
w określonym rejonie na wsi, dobrze jest, gdy przedstawiciele „łysinka": polipy wraz ze swymi parzącymi ramionami chwyt-
każdego z tych zawodów osiedlą się możliwie daleko od siebie. nymi zostają rozgarnięte i odepchnięte, a ryba wybiera sobie
Obawa, że w jednej części biotopu zbyt gęste osiedlenie się zdobycz prawie bez oparzenia nosa. Niemniej jednak widocznie
osobników jakiegoś gatunku zwierząt wyczerpie wszystkie musi się trochę przy tym parzyć, bo można dostrzec, jak
zasoby pokarmu i spowoduje głód, podczas gdy inna jego część „kicha" i jakby wstrząsa nosem, ale wydaje się, że sprawia jej to
jest nie wykorzystana, zostaje zażegnana w sposób najprostszy pewną przyjemność — niby coś w rodzaju ostrej przyprawy.
przez to, że osobniki tego samego gatunku wzajemnie się W każdym razie takie ryby jak moje piękne żółte i brązowe
o d p y c h a j ą . Jest to, krótko mówiąc, najważniejsza funkcja, „motyle" wolą jako pokarm na przykład kawałek ryby przy­
jaką agresja w obrębie gatunku spełnia dla jego zachowania. klejonej do czułka parzydełkowca niż swobodnie pływający
I teraz możemy sobie już wydedukować, dlaczego właśnie w wodzie. Inne ich krewniaczki uzyskały całkowitą odporność
osiadłe ryby koralowe mają takie wariackie kolory. Mało jest na na jad zawarty w parzydełkach i pożerają zdobycz wraz
kuli ziemskiej biotopów, w których zasoby pożywienia są tak z koralowcem, który ją złapał. Inne znów absolutnie nic sobie
obfite, a przede wszystkim tak u r o z m a i c o n e jak na rafach nie robią z parzydełek jamochłonów i wsuwają koralowce,
koralowych. Każdy gatunek ryb może tu „wykonywać najróż­ polipy dzwonkopławów, a nawet duże i mocno piekące anemo­
niejsze zawody" w sensie filogenetycznym. Może więc jako nie tak jak krowa trawę. Ryby papuzie oprócz odporności na jad
„pracownik niewykwalifikowany" utrzymywać się z tego, co mają również potężne cęgowate szczęki-łamacze i pożerają
potrafi każda przeciętna ryba: polować na małe, niedrapieżne, kolonie koralowe „ze skórą i kośćmi". Gdy się nurkuje
nie opancerzone, niekolczaste i w ogóle bezbronne istoty w pobliżu żerującego stada tych cudownie kolorowych ryb,
przybywające masowo z pełnego morza na rafy, częściowo jako słyszy się łoskoty i trzaski, które przypominają pracę kruszarki
biernie przez wiatr i fale naniesiony plankton, częściowo do przygotowywania tłucznia, co zresztą wcale nie jest takie
przypływające czynnie z „zamiarem" osiedlenia się na rafie. dalekie od prawdy. Przy wypróżnianiu bowiem ryba ta wyrzuca

54 55
z siebie deszczyk białego piasku, a wówczas obserwator specjalizację, wobec niezmiernej obfitości pożywienia na ra­
uświadamia sobie nagle, że ten czysty jak śnieg proszek, który tach koralowych, aby wyżyć, potrzebuje zaledwie niewielu
w lesie koralowym pokrywa wszystkie polany, najwyraźniej metrów kwadratowych powierzchni dna. W związku z tym na
przeszedł przez brzuch ryby papuziej. swoim małym areale może i „chce" współżyć ze sobą tyle ryb,
Inne znów ryby — zrosłoszczękie, do których należą zabaw­ ile tylko jest tam nisz ekologicznych, a o tym, że jest ich bardzo
ne kolcobrzuchy, kosterowate i diodonowate, wyspecjalizowa­ wiele, wie każdy, kto obserwował zdumiony kłębiącą się na
ne są w rozgryzaniu twardych pancerzy mięczaków, skorupia­ rafie ciżbę. Przy tym każda z ryb jest w najwyższym stopniu
ków i jeżowców, a jeszcze inne, mianowicie imperatory, zainteresowana w tym, aby w jej małym rewirze nie osiedlił się
zrywają piękne pióropusze, które pewne osiadłe wieloszczety żaden inny osobnik tego samego gatunku. Specjaliści w innych
wystawiają ze swoich twardych wapiennych rurek mieszkal­ „zawodach" nie naruszają jej interesów wcale, tak jak w poda­
nych. Wrodzona zdolność do błyskawicznego wciągania tej nym przez nas przykładzie obecność lekarza w tej samej wsi nie
korony chroni je przed uchwytem innych mniej szybkich umniejsza w niczym życiowych szans mechanika samochodo­
drapieżników. Imperatory natomiast stosują wypróbowany wego.
sposób przyczajania się z boku i łapania robaka za głowę W mniej gęsto zasiedlonych biotopach, w których ta sama
nagłym bocznym kłapnięciem pyska, któremu nie jest w stanie przestrzeń umożliwia wyżycie tylko trzem czy czterem gatun­
sprostać szybkość reakcji ofiary. Imperatory zresztą zawsze kom, zamieszkująca go ryba czy ptak mogą „pozwolić sobie"
stosują ten sposób, nawet gdy polują w akwarium na inną na niedopuszczenie do rewiru także wszystkich przedstawicieli
zdobycz, nie mającą zdolności szybkiego cofania się. innych gatunków, nawet nie zagrażających ich interesom
Rafy stwarzają jeszcze wiele innych możliwości „spec­ życiowym. Gdyby jednak ryba koralowa chciała robić to samo,
jalizacji zawodowej". Istnieją na przykład ryby, które, uwal­ musiałaby całkowicie opaść z sił, a mimo to nie zdołałaby
niają inne ryby od pasożytów. Drapieżne gatunki nie czynią im uwolnić własnego terenu od chmary niekonkurentów różnych
nic złego, nawet gdy tamte wdzierają się do ich jamy ustnej „zawodów". Ekologiczny interes w s z y s t k i c h gatunków
i między skrzela, aby tam pełnić swą szczytną misję. Są tam osiadłych polega na dokonaniu podziału terytorialnego między
także jeszcze osobliwsze ryby, które pasożytują na dużych osobniki własnego gatunku, bez uwzględnienia gatunków
rybach wydziobując im kawałki naskórka. Wśród nich—co jest obcych. Opisane w rozdziale pierwszym „plakatowe" barwy
już nąjprzedziwniejsze — są takie gatunki, które barwą, i selektywnie przez nie wyzwalane reakcje walki powodują, że
kształtem i ruchami łudząco przypominają wspomniane uprzed­ każda ryba każdego gatunku utrzymuje odpowiednią odległość
nio ryby „czyścicielki" i dzięki temu mają ułatwiony dostęp do od swego współplemieńca, a więc konkurenta w zakresie
swojej ofiary. Któż zresztą zliczy te tłumy, któż zdoła wymienić zdobywania pokarmu. Oto i nader prosta odpowiedź na tak
wszystkie nazwy? często w dyskusjach podejmowane pytanie o biologiczną
Istotne znaczenie dla naszych rozważań ma jednak fakt, że funkcję ryb koralowych.
pola do realizowania wszystkich czy też prawie wszystkich Jak wiadomo, głos ptaków śpiewających, tak charakterys­
specjalności, określone mianem „nisz ekologicznych", za­ tyczny dla każdego gatunku, ma ogromne znaczenie dla jego
mknięte są w jednym i tym samym metrze sześciennym wody zachowania, podobne jak optyczne sygnały opisywanych ryb.
oceanicznej. Każdy poszczególny osobnik, bez względu na swą Inne osobniki, nie posiadające jeszcze własnego rewiru, rozpo-

56 57
znają po tym śpiewie bezbłędnie, że jakiś ptasi samczyk rości przestrzeni kotów domowych, że wiele osobników może
sobie pretensje do tutejszego terytorium, a także, jaki jest jego wykorzystywać ten sam rejon myśliwski bez żadnych między
herb i zawołanie. Może oprócz tego ważne jest i to, że u wielu sobą nieporozumień. Dzielą one mianowicie użytkowanie
gatunków ze śpiewu wyraźnie daje się odczytać, jaka jest siła terenu według ścisłego podziału godzin, zupełnie tak samo jak
danego ptaka, może także, jaki jest jego wiek, słowem, jak panie domu naszego instytutu w Seewiesen wspólną pralnię.
dalece jest on groźny dla słyszącego go natręta. Charakterys­ Dodatkowym zabezpieczeniem przeciwko niepożądanym spot­
tyczna jest wielka rozmaitość indywidualnych dźwięków wyda­ kaniom są owe znaki zapachowe, które zwierzęta te — oczywiś­
wanych przez ptaki określające swój rewir metodą akustyczną. cie koty, nie gospodynie — pozostawiają w równomiernych
Niektórzy badacze twierdzą, że odgrywają one u tych gatunków odstępach wszędzie tam, gdzie tylko się znajdują. Znaki te
rolę wręcz osobistych wizytówek. Heinroth tłumaczy pianie działają zupełnie jak sygnał blokujący na kolei i zupełnie tak
koguta słowami: „Tutaj jest kogut!", a Baumer, najznakomit­ samo mają na celu uniknięcie zderzenia dwóch pociągów. Kot
szy ze znawców kur, słyszy informację o wiele ściślejszą, bo: na swojej drodze łowieckiej natrafia na sygnał drugiego kota,
„Tutaj jest kogut Baltazar!" ocenia czas złożenia znaku, waha się albo kieruje swoje kroki
U ssaków, które „myślą nosem", decydującą rolę odgrywa gdzie indziej — gdy znak jest świeży; spokojnie go przekracza,
oczywiście z a p a c h o w e znakowanie własnego terenu. Wy­ gdy znak pochodzi sprzed paru godzin.
tworzyły się w tym zakresie najróżniejsze sposoby, rozwinęły Ale nawet u zwierząt, których terytorium nie jest w ten
przeróżne gruczoły produkujące wonną wydzielinę, wykształ­ sposób dzielone w czasie, lecz tylko po prostu przestrzennie, nie
ciły najdziwniejsze ceremoniały przy oddawaniu moczu i kału; należy sobie takiego rewiru wyobrażać jako wyznaczonej ściśle
spośród nich każdemu dobrze znane jest podnoszenie nogi geograficznymi granicami posiadłości, jak gdyby wpisanej do
przez psa domowego. Wielu znawców zwyczajów ssaków ksiąg hipotecznych. Okolicznością określającą rewir jest to, że
reprezentuje pogląd, że te znaki zapachowe nie mają nic gotowość do walki danego zwierzęcia jest najwyższa właśnie
wspólnego z obejmowaniem w posiadanie rewiru, występują w tym najlepiej mu znanym miejscu, w centrum rewiru. Innymi
bowiem zarówno u zwierząt żyjących społecznie, nie bronią­ słowy, wartości progowe bodźców wyzwalających popęd walki
cych terytorium każdego osobnika, jak i u koczowników. Zarzut są najniższe tam, gdzie zwierzę „czuje się najbezpieczniej", to
ten jest jednak tylko częściowo słuszny. Po pierwsze, jest znaczy gdzie agresywność jego jest najmniej tłumiona przez
udowodnione, że psy — także i inne zwierzęta żyjące w małych chęć ucieczki. W miarę oddalania się od tej „kwatery głównej",
zespołach — poznają się i n d y w i d u a l n i e po zapachu gotowość do walki spada w tym samym stopniu, w jakim
pozostawionych przez siebie znaków, a zatem członkowie otoczenie staje mu się obce i wywołuje w nim strach. W związ­
zespołu natychmiast zauważą, gdy obcy odważy się podnieść ku z tym krzywa tego spadku nie jest taka sama we wszystkich
nogę na ich obszarze łowieckim. Po drugie, istnieje także kierunkach; u ryb, których centrum rewiru leży prawie zawsze
bardzo interesujące rozwiązanie innego rodzaju, udowodnione przy dnie, spadek chęci do walki jest najsilniejszy w kierunku
przez Leyhausena i Wolffa, że terytorialne rozmieszczenie pionowym, prawdopodobnie dlatego, że największe niebez­
zwierząt tego samego gatunku w określonym biotopie zależy pieczeństwa grożą im zawsze od góry.
nie tylko od planu przestrzennego, ale również c z a s o w e g o . A zatem terytorium, które zwierzę pozornie posiada, jest
Stwierdzili oni na przykładzie swobodnie żyjących na otwartej tylko funkcją związanego z miejscem nasilenia jego chęci do

58 59
walki, uzależnionej od różnych właściwych temu miejscu pręgich. Spośród czterech rybek tego gatunku umieszczonych
czynników, które chęć tę hamują. W miarę zbliżania się do w dużym akwarium najsilniejszy samczyk A zajął natychmiast
centrum rewiru jego popęd agresji wzrasta w stosunku geomet­ lewy dolny tylny róg i bezlitośnie pędzał pozostałe trzy ryby po
rycznym do kurczenia się odległości. Wzrost ten jest tak całym pojemniku. Słowem, objął całe akwarium we władanie
znaczny, że wyrównuje wszystkie dysproporcje wielkości i siły jako „swój" rewir. Po kilku dniach samczyk B zajął maleńki
pomiędzy dorosłymi, płciowo dojrzałymi zwierzętami jednego kącik tuż pod powierzchnią wody w naprzeciwległym, a więc
gatunku. Jeżeli się zna centralne punkty rewirów zajętych przez prawym przednim górnym rogu i z tego miejsca dzielnie
dwie sąsiadujące ze sobą istoty, które właśnie rozpoczynają odpierał ataki pierwszego samca. Umieszczenie swego terenu
między sobą zwadę, na przykład pleszki przed domem albo blisko powierzchni jest ze strony ryby w pewnym sensie aktem
cierniki w akwarium — można według miejsca ich natknięcia rozpaczy, na który decyduje się w ostateczności, narażając
się na siebie przewidzieć z całą pewnością, która z nich siebie na poważne niebezpieczeństwo. Tylko tu jednak może
zwycięży. Będzie to mianowicie ceteris paribus ta, która ona oprzeć się silniejszemu współplemieńcowi, ów bowiem
w danej chwili jest bliżej swego „domu". — z przyczyn, o których już mówiliśmy — będzie w tym
Gdy jednak zwyciężony ucieka, bezwładność reakcji obu rejonie atakował z mniejszym impetem. Posiadacz takiego
zwierząt doprowadza do zjawiska przypominającego ruch zagrożonego rewiru znajduje więc sprzymierzeńca w samej
wahadłowy, które występuje zawsze, ilekroć samoregulujący obawie, jaką złego sąsiada przejmuje powierzchnia wody.
się proces przebiega z opóźnieniem. Odwaga uciekiniera rośnie W ciągu następnych dni samiec B coraz bardziej powiększał
mianowicie w miarę zbliżania się do jego głównej kwatery, przestrzeń, której bronił, i rozszerzał ją coraz bardziej ku
a z kolei prześladowca traci na odwadze, im głębiej zapuszcza dołowi, aż wreszcie przeniósł swoją siedzibę w prawy dolny
się w dziedzinę nieprzyjaciela. W końcu ten, który jeszcze przedni kąt akwarium. Tym samym wywalczył sobie pełnowar­
przed chwilą umykał, nagle odwraca się i przechodzi do tościową kwaterę główną i dopiero teraz uzyskał szansę
energicznego, a niespodziewanego ataku na swego dotych­ w stosunku do A, którego też szybko „zacieśnił" tak dalece, że
czasowego pogromcę, bije go na głowę i przegania. Cała ta w końcu obie ryby dzieliły między sobą akwarium mniej więcej
scena powtarza się jeszcze kilkakrotnie, aż wreszie obie strony, po połowie. Piękny był to widok, gdy oba te samce, patrolując
wyczerpane tą huśtawką, zatrzymują się w określonym miejscu granicę, przystawały groźnie naprzeciwko siebie. Aż pewnego
naprzeciw siebie, tym razem już w równowadze, grożąc sobie ranka scena ta rozegrała się znów zdecydowanie po prawej
wzajem, ale się nie atakując. stronie pojemnika, a więc na przestrzeni zajmowanej dotych­
czas przez samca B, który teraz znów stał się właścicielem już
Tak więc „granica" rewiru nie jest w jakikolwiek sposób
tylko kilku decymetrów kwadratowych powierzchni dna! Od
zarysowana na ziemi, ale wyznacza ją wyłącznie równowaga
razu wiedziałem, co się stało: A pozyskał partnerkę, ponieważ
sił. Gdy zmieni się ona nawet w najmniejszym stopniu, choćby
zaś u wszystkich dużych ryb pielęgnicowatych małżonkowie
już przez to, że jedna z ryb będzie właśnie najedzona, a więc
lojalnie dzielą między siebie obowiązek obrony rewiru, więc B
leniwa, granica ta może ulec przesunięciu w kierunku kwatery
musiał stawiać opór zdwojonemu naciskowi, który odpowied­
głównej osłabionego chwilowo zwierzęcia. Dla zobrazowania
nio zacieśnił jego rewir. Ale już następnego dnia ryby stanęły
tej chwiejności granicy rewiru przytoczymy stary protokół
znów w grożącej pozycji czołowej, pośrodku akwarium. Tym
z obserwacji zachowania się dwóch par pielęgnic czarno-

60 61
razem jednak było ich cztery, gdyż B zdobył sobie również mi samotnikami (oczywiście z wyjątkiem okresów rozmnaża­
małżonkę, przywracając w ten sposób równowagę w stosunku nia się) i rozsiedlają się bardzo równomiernie w swojej
do rodziny A. W tydzień później zastałem granicę przesuniętą przestrzeni życiowej. Dzieje się to dlatego, że jak niedawno
daleko na lewo, w głąb terytorium A. Przyczyną tego było, że odkryli badacze amerykańscy — każdy osobnik ucieka przed
stadło A złożyło ikrę, wobec czego jedno z rodziców było rechotaniem swoich krewniaków. Jednakże stwierdzenie to nie
zajęte czuwaniem nad jajeczkami i pielęgnowaniem ich, a obro­ wyjaśnia jeszcze, jak rozmieszczają się w terenie samiczki,
nie granicy mogło poświęcać się tylko pozostałe. Gdy tylko które u większości żab są nieme.
para B również złożyła ikrę, powrócił natychmiast uprzedni Możemy więc przyjąć jako pewnik, że równomierne roz­
równy podział terytorium. Julian Huxley kiedyś bardzo ładnie przestrzenienie się zwierząt tego samego gatunku w terenie jest
przedstawił ten proces zachowania się na przykładzie z dziedzi­ najważniejszą korzyścią płynącą z agresywności wewnątrz-
ny fizyki; przyrównał rewiry do baloników, które w za­ gatunkowej. Ale na pewno nie jest to korzyść jedyna. Już Karol
mkniętym ze wszystkich stron pojemniku nawzajem się spałsz- Darwin słusznie zauważył, że naturalna selekcja płciowa,
czają, a powiększają się lub maleją w zależności od wewnętrz­ a więc dopuszczenie do rozrodu najlepszych i najsilniejszych
nego ciśnienia w każdym z nich. osobników odbywa się przez walkę rywalizujących ze sobą
Ten dość prosty pod względem fizjologii zachowania się zwierząt, szczególnie samców. Siła ojca przedstawia bezpo­
mechanizm walki terytorialnej idealnie rozwiązuje problem średnią korzyść dla potomstwa oczywiście u takich gatunków,
„sprawiedliwego" (to znaczy najkorzystniejszego dla o g ó ł u w których bierze on czynny udział w opiece nad młodymi,
danego gatunku) rozmieszczenia zwierząt tego samego gatunku przede wszystkim w ich obronie. Ścisły związek pomiędzy
na dostępnym obszarze. W tych warunkach także i słabszy męską troską o dzieci a walkami rywalizacyjnymi występuje
może się utrzymać i rozmnażać, aczkolwiek w skromniejszej szczególnie wyraźnie u zwierząt, które nie mają rozwiniętego
przestrzeni życiowej. Nabiera to szczególnego znaczenia dla terytorializmu w wyżej opisanym znaczeniu, ale pędzą żywot
takich zwierząt jak pewne ryby i gady, które bardzo wcześnie, mniej lub bardziej koczowniczy, jak na przykład duże zwierzęta
bo jeszcze przed osiągnięciem ostatecznych rozmiarów, doj­ kopytne, naziemne małpy i wiele innych. Agresja wewnątrz-
rzewają płciowo, choć nadal rosną. Jakże pokojowy jest wynik gatunkowa nie odgrywa u nich istotnej roli przy rozdziale
tej „złej zasady"! terenu, w rozmieszczeniu (spacing out) danego gatunku. Mamy
Niektóre zwierzęta uzyskują tę samą korzyść bez agresyw­ tu na myśli na przykład bizony, antylopy, konie itp., tworzące
nego zachowania się. Teoretycznie wystarcza, że zwierzęta duże zespoły, którym odgraniczanie rewirów i zawiść o teren są
tego samego gatunku „nie znoszą się" i w związku z tym całkowicie obce wobec obfitości dostępnego im pożywienia.
omijają się wzajemnie. Częściowo zjawisko to występuje Pomimo to samce tych form prowadzą między sobą zażarte
w przypadku znaków zapachowych, pozostawionych przez i dramatyczne walki. Nie ulega wątpliwości, że selekcja
koty (s. 59), chociaż w tych działaniach kryje się jednak groźba przebiegająca za pośrednictwem takiego bojowego zachowania
czynnej agresji. Istnieją wszakże inne kręgowce, które cał­ się wiedzie do wyhodowania szczególnie dużych i bitnych
kowicie są wolne od agresywności w stosunku do własnego obrońców rodziny i stada, natomiast wiadomo, że znaczenie,
gatunku, a pomimo to starannie unikają swoich współplemień- jakie ma obrona stada dla zachowania gatunku, powoduje dobór
ców. Niektóre żaby, szczególnie nadrzewne, są zdecydowany- wiodący do rozwinięcia się ostrych walk rywalizacyjnych. Ta

62 63
sytuacja doprowadziła do powstania takich potężnych bojow­ kształty itp. i sądzimy, że mamy prawo podejrzewać, iż męscy
ników, jak na przykład byki bizonów czy samce wielkich członkowie tego gatunku już nie walczą, a ostatnie słowo
gatunków pawianów, które przy każdym zagrożeniu swoich w wyborze partnera mają samice, samcom zaś nie przysługują już
społeczności tworzą pierścień mężnej obrony wokół słabszych żadne „środki prawne" przeciwko ich decyzjom. Przykładów
członków stada. takiego zachowania się dostarczają rajskie ptaki, rybki-bojow-
W związku z walkami rywalizacyjnymi należy tu jeszcze niki chrobre, kaczki mandarynki i argusy. Kura argusa reaguje
omówić pewne zjawisko, które jak uczy doświadczenie, dla na wielkie zdobne w przepiękne „oka" lotki ramieniowe, które
niebiologa wydaje się zaskakujące, nawet paradoksalne, a ma kogut w okresie godów rozczapierza przed oczami swojej
ogromne znaczenie dla wszystkiego, o czym jeszcze będzie bogdanki. Lotki te są tak olbrzymie, że kogut prawie nie może
mowa w tej książce: czysto w e w n ą t r zgatunkowy dobór latać, a im są większe, tym silniej podniecają samicę. Liczba
może doprowadzić do wytworzenia form i sposobów za­ potomstwa, którą kogut argusa płodzi w określonej jednostce
chowania się nie tylko nie mających żadnej wartości przy­ czasu, jest wprost proporcjonalna do długości jego lotek. Nawet
stosowawczej, ale wręcz szkodliwych dla zachowania gatunku. jeżeli go ta ich wybujała forma upośledza pod innymi względa­
Dlatego tak wyraźnie podkreśliłem w poprzednim ustępie, że mi, na przykład jeżeli z ich winy zostanie o wiele wcześniej
obrona rodziny, a więc pewna forma konfliktu z p o z agatun- pożarty przez drapieżnika niż jego rywal, wyposażony w nieco
kowym otoczeniem, wyhodowała walkę rywalizacyjną, a do­ mniej cudacznie i przesadnie rozwinięty „narząd tokowy", to
piero z kolei ta walka wytworzyła bitne samce. W przypadkach jednak pozostawia on tyle samo, a nawet więcej potomstwa niż
gdy wyłącznie rywalizacja płciowa nadaje doborowi kierunek tamten. W ten sposób tendencja do posiadania potężnych lotek
nie związany funkcjonalnie z jakimś celowym ulepszeniem na utrzymuje się, choć jest całkowicie sprzeczna z korzyścią dla
rzecz zachowania gatunku, w pewnych okolicznościach mogą zachowania gatunku. Można sobie doskonale wyobrazić, że
powstać dziwaczne twory, które dla samego gatunku są cał­ kura argusa reagowałaby na małą czerwoną plamkę na lotkach
kowicie nieprzydatne. Tak na przykład poroża jeleni rozwinęły samca, która znikałaby przy składaniu skrzydeł, nie umniejszając
się najwyraźniej tylko w służbie walk rywalizacyjnych, jako że ani jego zdolności do lotu, ani ochronnej roli jego barw. Cóż,
pozbawiony poroża samiec nie ma najmniejszych nawet wido­ kiedy ewolucja argusa zabrnęła w ślepą uliczkę, co polega na
ków na spłodzenie potomstwa. Poza tym — jak wiadomo tym, że samce współzawodniczą ze sobą właśnie w wielkości
— poroże nie jest mu do niczego potrzebne. Samce jeleni, lotek ramieniowych, innymi słowy, sprawa ta już nigdy nie
podobnie jak łanie, bronią się przed drapieżnikami tylko znajdzie rozwiązania zgodnego ze zdrowym rozsądkiem i tak
przednimi kopytami, a nigdy wieńcami. Mniemanie, że roz­ nonsens będzie nadal niejako „legalizowany".
szerzone odnogi oczne renifera służą mu do odgarniania śniegu, Natrafiamy w tym miejscu po raz pierwszy na zjawisko
okazało się wierutną bajką. Chronią one raczej oczy przy ściśle filogenetyczne, które wydaje nam się niezrozumiałe, a po
określonych zrytualizowanych ruchach, polegających na tym, głębszym namyśle wręcz niesamowite, mimo że jesteśmy
że renifer bije gwałtownie porożem po niskich krzakach. oswojeni z myślą, że metoda prób i błędów stosowana przez
Dobór płciowy przebiegający wśród samic ma często wielkich konstruktorów musi czasem doprowadzać do projek­
zupełnie taki sam skutek jak walka rywalizacyjną. Ileż to razy tów nie najbardziej adekwatnych. Oczywiście że w świecie
widzimy u samców wybujałe kolorowe pióra, dziwaczne zwierzęcym i roślinnym obok zjawisk o dużym sensie bio-

64 65
logicznym znajdujemy także i takie, które nie są aż tak suaders („Ukryci nakłaniacze") Vance Packard w sugestywny
sprzeczne z wszelką celowością, żeby selekcja musiała je sposób przedstawia prawie beznadziejne położenie, w które
wytępić jako szkodliwe. Tu jednak mamy przed sobą coś wprowadzić się może konkurencja w życiu handlowym. Czytając
jeszcze zupełnie innego. Surowy strażnik „celowości", a więc go, można uwierzyć, że współzawodnictwo wewnątrz gatunku
sensu biologicznego, nie tylko „przymyka oczy" i „przepusz­ jest „źródłem wszelkiego zła", zła w sensie o wiele bardziej bez­
cza" konstrukcję pośledniejszego rodzaju, nie, tu sama selekcja pośrednim, aniżeli mogłaby nim kiedykolwiek zostać agresja!
zapędza się w ślepy zaułek, w którym czyha zguba. A d z i e j e Przyczyna, dla której w tym rozdziale poświęconym zna­
się tak zawsze, gdy siłą n a p ę d o w ą d o b o r u czeniu agresji dla zachowania gatunku tak obszernie rozwodzę
jest jedynie współzawodnictwo między się nad niebezpieczeństwem wewnątrzgatunkowej selekcji, jest
współplemieńcami niezależnie od środo­ następująca: właśnie agresywne zachowanie się bardziej niż
wiska pozagatunkowego. jakakolwiek inna właściwość czy funkcja może przez swe
Mistrz mój Oskar Heinroth mawiał żartem: „Poza lotkami zgubne oddziaływanie ulec przerostowi aż do groteski lub
ramieniowymi argusa tylko jeszcze tempo pracy człowieka bezcelowego nonsensu. W dalszych rozdziałach zobaczymy,
zachodniej cywilizacji stanowi najgłupszy produkt selekcji jakie skutki powoduje to u niektórych zwierząt, takich jak gęś
wewnątrzgatunkowej." Istotnie, pośpiech, w który wpędziła się nilowa i szczur wędrowny. Ponadto wielce jest prawdopodob­
zindustrializowana i skomercjalizowana ludzkość, jest znako­ ne, że niszczycielska dawka popędu agresji tkwiąca dziś jeszcze
mitym przykładem bezcelowości rozwoju wywołanego wyłącz­ w człowieku, a będąca jego niedobrą spuścizną po zwierzęcych
nie przez konkurencje między członkami tego samego gatunku. przodkach, wywołana została wewnątrzgatunkową selekcją
Człowiek dzisiejszy nabawia się „choroby menedżerskiej", oddziaływającą na naszych praojców przez wiele dziesiątków
wysokiego tętniczego ciśnienia krwi, marskości nerek, wrzo­ tysięcy lat, a mianowicie przez cały starszy okres epoki
dów żołądka i męczącej nerwicy, cofa się do stanu barbarzyńst­ kamienia. Gdy ludzkość osiągnęła taki etap rozwoju, w którym
wa wskutek braku czasu na zainteresowania kulturalne, a wszy­ dzięki uzbrojeniu, odzieży i organizacji społecznej mogła
stko to zupełnie niepotrzebnie. Właściwie ludzie mogliby się w dostatecznym stopniu zapanować nad zagrażającym jej
umówić, że odtąd będą pracować nieco wolniej; mogliby niebezpieczeństwem głodu, zimna i śmierci w szponach wiel­
oczywiście tylko teoretycznie, praktycznie nie są do tego kich drapieżników, aby groźby te przestały być podstawowymi
zdolni, tak samo jak koguty argusa nie mogą postanowić, że czynnikami selekcyjnymi, musiała widocznie wystąpić nieko­
lotki ich będą krótsze. rzystna selekcja wewnątrz gatunku. Czynnikiem, który wów­
Człowiek jest szczególnie narażony na złe skutki wewnątrz­ czas zaczął decydować o doborze, stała się wojna, jaką
gatunkowej selekcji. Przyczyny tego są zrozumiałe: opanował prowadziły ze sobą sąsiadujące hordy ludzkie. Wojna praw­
on—jak żadne inne stworzenie przed nim — wszystkie wrogie dopodobnie w silnym stopniu wyhodowała wszystkie tak zwane
siły otaczające jego gatunek. Wytrzebił niedźwiedzia i wilka cnoty wojenne, które niestety wciąż jeszcze wielu ludzi uważa
i jest rzeczywiście, jak mówi łacińskie przysłowie, wrogiem za szczyt ideału; nawiążemy do tego zresztą jeszcze w ostatnich
samego siebie, homo homini lupus. Współcześni socjologowie rozdziałach tej książki.
amerykańscy wyraźnie rozpoznali ten problem we własnym Powracamy do tematu roli walk rywalizacyjnych w za­
środowisku, które badają. W swej książce The Hidden Per- chowaniu gatunku, obecnie już z przeświadczeniem, że walka ta

66 67
powoduje korzystny dobór jedynie wtedy, gdy wytwarza kadrę miennym oddziaływaniu sił napędowych (Antriebe) wewnątrz
bojowników przydatnych nie tylko do wewnątrzgatunkowego całego organizmu.
regulaminowego pojedynku, ale także do rozprawienia się Już w tym miejscu możemy natomiast opisać rolę przypada­
z wrogiem obcego gatunku. Najważniejsza funkcja tej selekcji jącą agresywności w nadrzędnym, a jednak łatwiejszym do
to dobór bitnego obrońcy rodziny, co z góry przesądza o dalszej pojęcia w swym całokształcie systemie, a mianowicie w obrębie
funkcji agresji wewnątrzgatunkowej — obrony potomstwa. społeczeństwa socjalnie żyjących zwierząt, złożonego z wielu
Obrona ta jest tak naturalna, że chyba nic więcej o niej dodawać indywiduów. Podstawową zasadą ładu i porządku, bez którego
nie trzeba. Tych, co mieliby tu wątpliwości, przekona fakt, że zorganizowana społeczność zwierząt wyższych najwyraźniej
w przypadku wielu zwierząt, których tylko przedstawiciele nie może się rozwijać, jest tak zwana h i e r a r c h i c z n o ś ć .
j e d n e j płci zajmują się młodymi, jedynie oni są agresywni Hierarchia polega po prostu na tym, że każdy indywidualny
w stosunku do współplemieńców, a co najmniej nieporów­ osobnik żyjący w pewnej społeczności dobrze wie, kto jest od
nywalnie bardziej agresywni. U ciernika jest nim samiec, niego silniejszy, a kto słabszy, wobec czego przed silniejszym
u pewnych karłowatych pielęgnic — samica. Także wśród może się wycofać bez walki, a od słabszego może oczekiwać, że
kuraków i blaszkodziobych, u których tylko samiczki zajmują ten również, nie walcząc, będzie mu ustępował wszędzie, gdzie
się potomstwem, właśnie one są znacznie bardziej awanturnicze tylko jeden drugiemu wejdzie w drogę. Schjelderup-Ebbe
od samców, oczywiście nie licząc walk rywalizacyjnych. pierwszy zbadał zjawisko hierarchii u kur domowych i użył
U człowieka sprawa ma się chyba podobnie. określenia „kolejność dziobania" (po angielsku pecking order);
Mylne byłoby mniemanie, że omówione w tym rozdziale pojęcie to utrzymało się do dzisiejszego dnia, głównie w angiel­
trzy funkcje agresywnego zachowania się, a mianowicie: skiej literaturze fachowej. Mnie wydaje się zawsze nie po­
równomierne rozmieszczenie istot tego samego gatunku na zbawione śmieszności, gdy się mówi o „kolejności dziobania"
dostępnej przestrzeni życiowej, selekcja przez walki rywali- u wielkich ssaków, które przecież nie dziobią, ale gryzą lub
zacyjne i obrona potomstwa — są jedynymi, które mają istot­ bodą rogami. Szerokie rozpowszechnienie hierarchicznej struk­
ne znaczenie dla zachowania gatunku. Pomówimy jeszcze tury zespołów, jak już wspomnieliśmy, ma ogromne znaczenie
w dalszym ciągu o tym, jak nieodzowną rolę odgrywa agre­ dla sprawy zachowania gatunku, musimy się więc zastanowić
sja w wielkim koncercie popędów i jaki stanowi motor nad tym, na czym właściwie znaczenie to polega.
napędowy i motywację dla takich typów zachowania się, któ­ Najprostsza odpowiedź, to oczywiście, że hierarchia pozwala
re pozornie nic nie mają wspólnego z agresywnością, a nawet unikać walki pomiędzy członkami określonej społeczności, ale
wydają się jej przeciwieństwem. Nie wiadomo, czy fakt, że wtedy nasuwa nam się natychmiast następne pytanie, dlaczego
właśnie w najintymniejszych osobistych związkach, jakie nie powstały po prostu odpowiednie hamulce dla międzyosob-
w góle mogą istnieć wśród stworzeń, tkwi przymieszka agre­ niczej agresywności. Na to pytanie z kolei istnieje wiele
sji — uważać za paradoks czy też za truizm. Tymczasem jed­ odpowiedzi. Po pierwsze, jak to omówimy jeszcze później
nak musimy jeszcze bardzo wiele powiedzieć, zanim dojdzie­ bardzo obszernie (w rozdziale X — „Więź"), może się zdarzyć,
my do tych głównych problemów naturalnej historii agresji. że jakiemuś zespołowi, na przykład stadu wilków czy groma­
Niełatwo jest zrozumieć, a jeszcze trudniej przedstawić ważną dzie małp, niezbędna jest agresywność w stosunku do innych
rolę, jaką odgrywa agresywność w demokratycznie naprze- społeczności tego samego gatunku, tak że unikać walki musi

68 69
wyłącznie w o b r ę b i e własnego stada. A po drugie: napięcia Wraz z poziomem rozwoju gatunku zwierząt w zasadzie
wywoływane w społeczności przez popęd agresji i jego skutek wzrasta znaczenie indywidualnego doświadczenia i wiedzy,
w postaci hierarchicznego porządku są dla owej społeczności podczas gdy wrodzone zachowanie się, nie tracąc na ważności,
pod wieloma względami błogosławieństwem, przyczyniają się sprowadza się do spraw bardziej elementarnych. W związku
do jej konstrukcyjnej spoistości i mocy. U kawek, a także z takim ogólnym postępem ewolucji stare, doświadczone
u wielu innych zespołowo żyjących ptaków, hierarchia prowa­ zwierzę nabiera coraz większego znaczenia, można nawet
dzi bezpośrednio do obrony słabszego. Ponieważ każdy po­ wręcz powiedzieć, że społeczne współżycie najmądrzejszych
szczególny osobnik dąży do poprawienia swojej pozycji w hie­ ssaków stwarza nowy, pozytywny dla zachowania gatunku
rarchii, pomiędzy osobnikami bezpośrednio nadrzędnymi czynnik właśnie przez umożliwienie przekazywania nabytych
i podporządkowanymi istnieje stale szczególnie silne napięcie, indywidualnie wiadomości w drodze tradycji. Stwierdzenie
a nawet wrogość; odwrotnie zaś, uczucia te słabną, im dalsze od odwrotne będzie naturalnie zawierało taki sam ładunek prawdy.
siebie są rangi dwojga zwierząt. Ponieważ kawki stojące Niewątpliwie bowiem społeczne współżycie wywołuje presję
u szczytu hierarchii, a przede wszystkim samce, muszą się selekcji w kierunku lepszego rozwoju zdolności przyswajania
koniecznie mieszać w każdy spór między podwładnymi, gra­ sobie wiedzy, gdyż zdolności te u zwierząt żyjących socjalnie
dient społecznego napięcia powoduje pożądany skutek, polega­ przynoszą korzyść nie tylko pojedynczemu osobnikowi, ale
jący na tym, że wyższa rangą kawka interweniuje w walce i całej społeczności. Tym samym długowieczność, sięgająca
zawsze na korzyść pobitego, jakby według rycerskiej zasady: daleko poza okres zdolności rozmnażania się, nabiera wartości
„Tam, gdzie są silniejsi, stoję po stronie słabszego!" dla zachowania gatunku. Jak wiemy od Frasera Darlinga
Nawet u kawek wywalczona przez agresję pozycja w hierar­ i Margaret Altmann, u wielu jeleniowatych stado prowadzi
chii nadaje poszczególnemu zwierzęciu inną formę „auto­ prastara dama, którą obowiązki macierzyństwa już dawno
rytetu": ruchy ekspresyjne stojącego wysoko w hierarchii przestały odrywać od zadań społecznych.
osobnika, szczególnie starego samca, zwracają o wiele bardziej Istnieje bezwzględna zasada, której podporządkowane są
uwagę i wywołują większy szacunek niż w przypadku niżej wszystkie inne, a mianowicie że wiek zwierzęcia jest wprost
zaszeregowanego młodego zwierzęcia. Gdy na przykład młody proporcjonalny do stanowiska, które zajmuje w hierarchii
ptak przestraszy się jakiejś drobnostki, pozostałe ptaki, a zwła­ swojej społeczności. Stąd nie jest pozbawione słuszności, że na
szcza starsze, prawie nie zwracają uwagi na te oznaki popłochu. tej zasadzie oparty jest schemat zachowania się i że członkowie
Gdy natomiast w taki alarm uderzy któryś ze starych samców, społeczności, którzy przecież nie mogą odczytać wieku swoich
wszystkie kawki, które go usłyszą, zrywają się do gwałtownej doświadczonych przywódców z metryki urodzenia, mierzą
ucieczki. Ponieważ — dziwnym sposobem — u kawki roze­ stopień zaufania współtowarzyszy do nich według ich rangi
znanie wrogich drapieżników nie jest wrodzone, ale nabywane w hierarchii. Współpracownicy Yerkesa dawno już dokonali
przez każdego ptaka przez podpatrywanie zachowania się interesującego, wręcz rewelacyjnego odkrycia, że szympansy,
doświadczonych starszych — opisany powyżej szczególny które jak wiadomo, odznaczają się znakomitą zdolnością
szacunek okazywany „opinii" starych, doświadczonych i stoją­ uczenia się przez naśladownictwo, „małpują" z zasady tylko
cych wysoko w hierarchii ptaków może mieć bardzo duże swoich współplemieńców wyższej rangi. Odizolowano więc od
znaczenie. stada osobnika niższego stopnia i jego samego nauczono dość

70 71
skomplikowanej czynności wybierania bananów ze specjalnie pożyteczna dla zachowania określonego gatunku zwierząt.
do tego doświadczenia skonstruowanego pojemnika. Gdy na­ A zatem: przestrzeń życiowa bywa rozdzielana między współ-
stępnie włączono na powrót małpę wraz z aparatem banano­ plemieńców w taki sposób, że każdy w miarę możności
wym do gromady, osobniki wyższej rangi wprawdzie próbowa­ znajduje warunki do życia. Następuje dobór najlepszego ojca
ły jej odbierać banany, na które sobie zapracowała, ale żaden i najlepszej matki dla dobra potomstwa. Dzieci są chronione.
z nich nie wpadł na pomysł, aby się temu wzgardzonemu Wspólnota zostaje tak zorganizowana, że kilku mądrych mę­
przyjrzeć przy robocie i czegoś się od niego nauczyć. Następnie żów tworzących senat cieszy się autorytetem, który jest
przyuczono do obsługi aparatu w taki sam sposób najwyższą niezbędny, aby nie tylko podejmować, ale także realizować
w hierarchii małpę, a gdy wpuszczono ją z powrotem do swoich, decyzje dla dobra społeczności. Nigdy nie spotkaliśmy się
pozostali członkowie stada obserwowali ją z największym z tym, aby celem agresji było zniszczenie współplemieńców,
zainteresowaniem i w mig podchwycili nabytą przez nią chociaż przez nieszczęśliwy wypadek w czasie walki o rewir
umiejętność. czy też walki rywalizacyjnej może się zdarzyć, że czyjś róg trafi
S. L. Washburn i Irven de Vore zaobserwowali, że gromadą w oko lub ząb, zrani tętnicę szyjną. Także i w warunkach
żyjących na swobodzie pawianów kieruje nie pojedynczy nienaturalnych, nie „przewidzianych" w rozwoju gatunków, na
osobnik, ale grono złożone z kilku sędziwych samców, które przykład w niewoli, agresywne zachowanie się może spowodo­
utrzymują swoją władzę nad młodszymi i znacznie od siebie wać zgubne skutki.
silniejszymi członkami hordy dzięki temu, że są wręcz nieroz­ A teraz skierujmy uwagę na nasze własne wnętrze i bez
łączne i tak solidarne, że razem pokonują każdego pojedyn­ żadnych uprzedzeń, nie wpadając w zbytni zachwyt nad sobą,
czego młodszego od siebie samca. W pewnym szczegółowo ale jednocześnie nie uważając się z góry za karygodnych
obserwowanym przypadku jednym z trzech senatorów był grzeszników, spróbujmy uświadomić sobie, co pragnęlibyśmy
nieomal bezzębny starzec, a dwaj pozostali także już od dawna w stanie najwyższego agresywnego podniecenia wyrządzić
nie byli w kwiecie wieku. Gdy kiedyś w bezleśnym terenie naszemu bliźniemu, który takie uczucie w nas wywołał. Nie
hordzie groziło wpadnięcie wprost w ramiona — a raczej będę chyba posądzony o chęć wybielania się, jeżeli stwierdzę,
w paszczę — lwa, zwierzęta zatrzymały się w pochodzie że działaniem, do którego w takim nastroju dążę i które ma
i młode silne samce utworzyły pierścień obronny wokół zaspokoić mój popęd, n i e jest zabicie mojego wroga. Przeży­
słabszych. Starzec natomiast poszedł naprzód z u p e ł n i e cie, jakie mogłoby mnie uszczęśliwić, to raczej wymierzenie
s a m i z wielką ostrożnością rozwiązał trudne zadanie zbadania głośnych policzków, ewentualnie cicho trzaskających ciosów
bez ujawnienia się miejsca pobytu lwa, powrócił do stada w podbródek, w żadnym razie rozprucie brzucha czy za­
i przeprowadził je, omijając drapieżnika, daleką okrężną drogą strzelenie. Ostateczne rozwiązanie sytuacji, jakiego pragnę, nie
aż do bezpiecznych drzew „sypialnianych". Wszyscy szli za polega na tym, aby przeciwnik mój leżał martwy u moich stóp,
nim w ślepym posłuszeństwie, nikt nie ośmielił się podważyć nie, chciałbym tylko, aby był p o r z ą d n i e z b i t y i pokornie
jego autorytetu. uznał moją przewagę fizyczną, a jeżeli jest pawianem, także
Podsumujmy teraz wszystko, czego na podstawie obiektyw­ i moją duchową wyższość. A że z zasady mam ochotę sprać
nych obserwacji zwierząt dowiedzieliśmy się w tym rozdziale, tylko takie typy, jakim ten rodzaj klęski zaszkodzić nie może,
a więc w jaki sposób wewnątrzgatunkowa agresja staje się nie potępiam nawet tak bardzo swoich instynktów w tej

72 73
sytuacji. Naturalnie trzeba sobie zdać sprawę, że takie pobicie
może się łatwo zakończyć zabójstwem, jeżeli ma się na
przykład broń w ręku. Rozdział czwarty
Gdy teraz spojrzymy na to wszystko w sposób syntetyczny,
SPONTANICZNOŚĆ AGRESJI
agresja wewnątrzgatunkowa nie wyda nam się już tak diabel­
ska, nie będzie już dla nas ową bezwzględnie niszczycielską
siłą, nie jest już nawet „tej siły cząstką drobną, co zawsze złego Przy tego trunku płomiennej podniecie,
Helenę ujrzysz wnet w każdej kobiecie.
chce i zawsze sprawia dobro". Ukazuje się nam ona zupełnie
(Goethe, Faust, cz. I,
jednoznacznie jako niezbędny do utrzymania życia i systemu przełożył Władysław Kościełski.)
element organizacji wszystkich istot, którego funkcja wpraw­
dzie, jak wszystko na tej ziemi, może ulec wypaczeniu i który W poprzednim rozdziale wykazałem chyba dość wyraźnie, że
może prowadzić do niszczenia życia, ale pomimo to działa dla agresywność skierowana u wielu zwierząt przeciwko członkom
dobra wielkiej sprawy życia. A przy tym jeszcze nie wzięliśmy własnego gatunku nie jest dla tego gatunku szkodliwa, a prze­
pod uwagę tego, czego dowiemy się dopiero z XI rozdziału, że ciwnie — jest instynktem niezbędnie potrzebnym dla jego
dwaj „wielcy konstruktorzy" — mutacja i selekcja, dzięki zachowania. Niechaj nas to jednak nie napawa optymizmem
którym wyrastają wszystkie drzewa genealogiczne, wybrali w odniesieniu do obecnej sytuacji ludzkości, wręcz przeciwnie!
właśnie, kostropatą gałąź agresji wewnątrzgatunkowej, aby na Wrodzone sposoby zachowania się mogą całkowicie zatracić
niej wyhodować pędy najpiękniejszych kwiatów osobistej swoją równowagę przy już nieznacznej zmianie warunków
przyjaźni i miłości. otoczenia. Trudności szybkiego przystosowania się do tych
zmian są tak wielkie, że w nie sprzyjających okolicznościach
mogą doprowadzić nawet do zagłady gatunku. A zmiany,
których człowiek dokonał w swoim otoczeniu, są zaiste
niemałe. Gdybyśmy teraz spojrzeli okiem nieuprzedzonego
obserwatora na człowieka, takiego jakim jest dzisiaj, z bombą
wodorową, tworem jego umysłu, w ręku, z odziedziczonym po
człekopodobnych przodkach popędem agresji w sercu, popę­
dem, którego nie jest zdolny opanować rozumem, doprawdy,
nie moglibyśmy mu rokować długiego żywota! A jeżeli
sytuację tę rozpatrujemy ponadto jako współuczestniczący
w niej członkowie rodu ludzkiego — zda się nam ona obłędnym
koszmarem i trudno nam nie wierzyć, że agresja jest patologicz­
nym symptomem dzisiejszego upadku kultury.
A przy tym — należałoby sobie tylko życzyć, aby tak było
rzeczywiście! Właśnie przekonanie, że popęd agresji jest
prawdziwie pierwotnym instynktem, działającym na korzyść

75
zachowania gatunku, pozwala nam w pełni docenić tkwiące mnie o możność przedłużenia swego pobytu o dalsze trzy
w nim niebezpieczeństwo, to mianowicie że tak bardzo groź­ tygodnie. Jako powód podał względy bynajmniej nie naukowe,
nym czyni ten instynkt jego spontaniczność. Gdyby był tylko ale przyznał się bez ogródek i komentarzy, że u żony jego bawi
r e a k c j ą na określone zewnętrzne warunki, jak sądziło wielu właśnie z wizytą jej siostra, której trzej synowie są non-
socjologów i psychologów, egzystencja ludzkości nie byłaby aż frustration children.
tak zagrożona, jak jest w istocie. Wówczas można by bowiem Całkowicie błędny i trudny do wytrzebienia pogląd w peda­
gruntownie zbadać czynniki wyzwalające tę reakcję i wyłączyć gogice, że zachowanie się zwierząt i ludzi jest głównie
je. Zasługę pierwszego rozpoznania agresji jako odrębnego wynikiem r e akcji na otoczenie, a jeżeli nawet zawiera w ogóle
instynktu przypisać należy Freudowi; on też wskazał na to, że jakieś elementy wrodzone, to takie, które dają się całkowicie
brak kontaktów społecznych, a przede wszystkim ich utrata zmienić odpowiednim wychowaniem — wywodzi się z nie­
(utrata miłości) jest czynnikiem najbardziej sprzyjającym roz­ zrozumienia pewnych słusznych skądinąd demokratycznych
wojowi tego popędu. Wielu amerykańskich pedagogów wy­ zasad. Nie sposób bowiem jakoś z nimi pogodzić faktu, że
snuło błędny wniosek z tego słusznego w zasadzie poglądu: ludzie nie są jednak od urodzenia tak całkowicie sobie równi i że
uznali oni, że dzieci, którym od najwcześniejszych lat oszczędzi jednak nie wszyscy mają sprawiedliwie „równy przydział"
się wszelkich rozczarowań (frustration) i którym będzie się na szans na to, aby stać się idealnymi obywatelami. Do tego
każdym kroku we wszystkim ustępować, mniej będą nękane dochodzi jeszcze i to, że przez wiele dziesiątków lat reakcja na
nerwicami, lepiej będą dostosowane do otoczenia, a przede otoczenie — „odruch" — stanowiła jedyny element zachowa­
wszystkim wyrosną na ludzi mniej agresywnych. Tymczasem nia się, którym zajmowali się poważni psychologowie, podczas
amerykańskie metody wychowawcze, które powstały pod gdy wszelka zwierzęca „spontaniczność" zachowania się była
wpływem tego poglądu, wykazały tylko, że popęd agresji, jak domeną przyrodników o nastawieniu witalistycznym, to znaczy
wiele innych instynktów, wypływa również „spontanicznie" zawsze nieco mistycznym.
z wnętrza psychiki człowieka. Wyrosło bowiem w rezultacie Głównie Wallace Craig był tym, który w dziedzinie studiów
mnóstwo zupełnie nieznośnie bezczelnych dzieci, o których nad zachowaniem się w ścisłym tego słowa znaczeniu zajął się
można by powiedzieć wszystko, tylko nie to, że nie są naukowym badaniem spontaniczności. Jeszcze przed nim Wil­
agresywne. Tragiczna strona tej tragikomicznej sprawy ujaw­ liam McDougall przeciwstawił hasłu Kartezjusza, które amery­
niła się jednak dopiero, gdy dzieci te wyrastały, wychodziły kańska szkoła psychologów zwanych behawiorystami wypisała
spod opieki rodziny i stawały nagle już nie wobec uległych na swojej tarczy: Animal non agit, agitur — swój znacznie
1

rodziców, ale wobec bezlitosnej opinii publicznej, na przykład słuszniejszy okrzyk bojowy: The healthy animal is up and doing
przy wstępowaniu do college'u. Jak zapewniali mnie amery­ — zdrowe zwierzę jest aktywne i działa. On jednakże właśnie
kańscy psychoanalitycy, w ten sposób wychowana młodzież w tej spontaniczności dopatrywał się skutków owej mistycznej
pod naciskiem nabywanej z wielkim trudem dyscypliny społe­ siły witalnej, o której nikt nie wie, na czym właściwie polega.
cznej rzeczywiście zapadała na choroby nerwicowe. Opisana tu Ale także nie wpadł na pomysł, aby dokładnie obserwować
metoda wychowawcza chyba jeszcze nie całkiem wygasła, rytmiczne powtarzanie się spontanicznych sposobów zachowa-
skoro w ubiegłym roku wielce szanowny mój amerykański
kolega, który pracował jako gość w naszym instytucie, poprosił 1
Zwierzę nie działa, jest wprawiane w działanie ( ł a c ) .

76 77
ma się i aby na bieżąco mierzyć wartości progowe bodźców cie posążku z brązu w jadalni wiedeńskiego mieszkania moich
wyzwalających. Uczynił to dopiero później jego uczeń Craig. rodziców, przy czym zachowywał się zupełnie dziwacznie.
Przeprowadził on mianowicie na samcach synogarlicy Z przechyloną w bok głową zdawał się badać biały sufit nad sobą,
szereg doświadczeń, w czasie których izolował je od samiczek a ruchy jego oczu i łebka wskazywały bezspornie, że śledzi
na coraz dłuższe okresy i badał doświadczalnie, jakie obiekty uważnie jakiś ruchomy obiekt. Wreszcie sfrunął i podleciał do
były jeszcze zdolne pobudzić je do tokowania. W kilka dni po sufitu, schwytał coś, co dla mnie było niewidoczne, wrócił na
zniknięciu samicy własnego gatunku samiec synogarlicy był już swoje poprzednie stanowisko, wykonał wszystkie ruchy zabija­
gotów tokować do białej gołębicy domowej, którą przedtem nia zdobyczy charakterystyczne dla ptaków karmiących się
całkowicie ignorował. Znów w kilka dni później „zniżył się" do owadami i zakończył gestem przełykania. Następnie otrząsnął
adresowania swego gruchania i ukłonów do gołębia wypchane­ się, jak to czyni wiele ptaków, gdy się wewnętrznie odpręża
go, jeszcze później — do zmiętej chustki. W końcu po i usadowił się do spoczynku. Dziesiątki razy wchodziłem na
tygodniach odosobnienia w „areszcie" kierował zaloty do krzesło, nawet przywlokłem drabinę do jadalni — wiedeńskie
pustego kąta klatki, gdzie zbieg prostych krawędzi dawał mu mieszkania miały w tych czasach bardzo wysokie pokoje — aby
przynajmniej optyczny punkt zaczepienia. Obserwacje te prze­ znaleźć zdobyczne zwierzę, które mój szpak łapał: nie było tam
tłumaczone na język fizjologii dowodzą, że wobec długo­ absolutnie żadnego, nawet najmniejszego owada!
trwałego braku uaktywniania instynktownego sposobu zacho­ „Spiętrzenie" instynktownych ruchów, powstające wskutek
wania się, w tym przypadku tokowania, w a r t o ś ć p r o g o ­ długotrwałego pozbawienia bodźca wyzwalającego, pociąga za
wa bodźców wyzwalających to zachowanie sobą nie tylko wyżej opisane wzmożenie zdolności do reakcji,
s p a d a . Jest to zjawisko tak prawidłowe i ogólnie znane, że ale wywołuje skutki sięgające znacznie głębiej, które wprawiają
mądrość ludowa dawno je rozszyfrowała i ujęła w proste we współnamiętność cały organizm. Każdy prawdziwy ruch
przysłowie: „Na bezrybiu i rak ryba." Goethe tę samą zasadę instynktowny, pozbawiony jak wyżej możliwości odpowiedze­
włożył w usta Mefistofelesa: „Przy tego trunku płomiennej nia na bodziec, z zasady charakteryzuje się tym, że w p r o w a ­
podniecie, Helenę ujrzysz wnet w każdej kobiecie"... a jeżeli dza całe z w i e r z ę w stan niepokoju i każe
jesteś samcem synogarlicy, to nawet w starej chustce lub nawet m u s z u k a ć b o d ź c ó w w y z w a l a j ą c y c h . T o po­
w pustym rogu twej więziennej celi! szukiwanie, które w najprostszym przypadku polega na nie
Obniżanie się progu bodźców wyzwalających w poszczegól­ skoordynowanym bieganiu, lataniu czy pływaniu tu i tam,
nych przypadkach może doprowadzić nawet do jego prawie a w bardziej skomplikowanej formie może zawierać w sobie
granicznej wartości zerowej, gdyż w pewnych okolicznościach wszystkie sposoby zachowania się związane z uczeniem się
jakieś instynktowne zachowanie się „startuje" b e z widocznej i pojmowaniem, zostało określone przez Wallace Craiga jako
zewnętrznej podniety. Młody szpak, którego wyhodowałem zachowanie się apetytywne („pożądliwe"). Faust także nie
przed wielu laty i trzymałem w domu, nigdy w swoim życiu nie siedzi spokojnie w oczekiwaniu, aż kobiety same zjawią się
łapał much, nie widział też nigdy innego ptaka przy tej w jego polu widzenia, ale jak wiadomo, odważa się na dość
czynności. Wszelki pokarm otrzymywał przez całe swe życie ryzykowną wyprawę do Matek, aby zdobyć Helenę!
tylko w stojącej w klatce miseczce, którą mu codziennie Musimy sobie uświadomić, że niestety obniżanie się progu
napełniałem. Pewnego dnia ujrzałem go, jak siedział na szczy- i apetytywne zachowanie się w żadnym z instynktownych

78 79
sposobów zachowania się nie występuje tak wyraźnie jak zwracamy uwagę na pojemnik i jego żywą zawartość. W kilka
właśnie w agresji wewnątrzgatunkowej. Przykłady zjawiska dni później widzimy jednak ze zdziwieniem i przerażeniem, że
obniżenia się progu poznaliśmy już w pierwszym rozdziale, samiczka z naszej parki, cała w strzępach, unosi się martwa na
proszę więc sobie przypomnieć rybę-motyla, która z braku wodzie, a po ikrze czy potomstwie zaginął wszelki ślad.
współpłemieńców jako obiekty zastępcze wybierała" najbliżej Smutna to historia, która powtarza się z nieodmienną
spokrewnione gatunki. Także i błękitna rogatnica w tej samej regularnością, szczególnie w odniesieniu do indyjskiej żółtej
sytuacji atakowała nie tylko spokrewnione z nią rogatnicowate, pielęgnicy i brazylijskiego geofaga; tymczasem możemy jej
ale nawet ryby zupełnie innych gatunków, które z jej rodem uniknąć w bardzo prosty sposób, bądź pozostawiając w pojem­
miały tylko błękitną barwę jako wspólną cechę o charakterze niku jednego „kozła ofiarnego", to znaczy jedną rybę tego
bodźca wyzwalającego. U ryb z rodziny pielęgnicowatych samego gatunku, bądź też stosując metodę bardziej humanitar­
hodowanych w niewoli (ich wprost niebywale interesującym ną i wybierając z góry pojemnik dostatecznie duży, aby
życiem rodzinnym będziemy się jeszcze musieli zająć bardziej pomieścił dwie pary, dzieląc go szklaną przegrodą i zasiedlając
szczegółowo) „spiętrzenie" agresywności, które w warunkach każdą część jedną parą. Wówczas każda z ryb wyładowuje swą
naturalnych wyładowałoby się na wrogim posiadaczu sąsied­ zdrową złość na sąsiedzie tej samej płci; prawie stale widuje się,
niego rewiru, prowadzi bardzo często do zamordowania współ­ jak szarżują na siebie (przez szybę) dwie samiczki lub dwa
małżonka. Nieomal każdy właściciel akwarium, który za­ samczyki — i żadnemu z małżonków nawet do głowy nie
jmował się hodowlą tych jedynych w swoim rodzaju rybek, przyjdzie, aby skierować złość na własnego „ślubnego" part­
popełniał pewien prawie nieunikniony błąd. W dużym ak­ nera. Brzmi to jak dowcip, ale dzięki takiej wypróbowanej
warium umieszcza się mianowicie pewną liczbę młodych rybek metodzie hodowli pielęgnic moment, w którym jeden z samców
tego samego gatunku, aby umożliwić im swobodne dobieranie zaczyna się zachowywać grubiańsko w stosunku do swojej
się w pary. Ów upragniony skutek rzeczywiście następuje i oto współmałżonki, mogliśmy uważać za sygnał do oczyszczania
w pojemniku (a ten i tak jest już za mały dla tak wielu ryb, które zarosłej glonami przegrody i przywrócenia jej pierwotnej
tymczasem dorosły) znajduje się promienne stadło, lśniące przejrzystości. Gdy tylko ściana oddzielająca przyległe „miesz­
najwspanialszymi barwami szaty godowej i w idealnej zgodzie kanie" była znów czysta, wybuchała natychmiast dzika, ale
usiłujące przegnać ze swego rewiru wszystkich krewniaków. z konieczności kończąca się niewinnie, awantura z sąsiadami,
Ponieważ jednak ci nieszczęśnicy nie mogą się daleko wynieść, a napięta atmosfera wewnątrz obu rewirów powracała do
więc tkwią strwożeni z poszarpanymi płetwami po kątach, pod równowagi.
powierzchnią wody bądź też, wypłaszani ze swoich kryjówek, Analogiczne zjawisko obserwujemy u ludzi. W dawnych
mkną w dzikiej ucieczce przez akwarium. Jako humanitarni dobrych czasach, gdy istniała jeszcze monarchia naddunaj-
hodowcy odczuwamy litość zarówno dla przepędzanych, jak ska i bywały jeszcze w domach służące, zaobserwowałem
i dla pary, która może już tymczasem złożyła ikrę i męczy się u mojej owdowiałej ciotki pewne zachowanie się niezwykle
niepokojem o swoje potomstwo. Wyławiamy więc czym regularnie występujące i zawsze dające się z góry przewidzieć.
prędzej nadliczbowe ryby, zapewniając parce wyłączne posia­ W jej domu żadna służąca nie przebywała dłużej niż osiem do
danie akwarium. Jesteśmy spokojni, że uczyniliśmy wszystko, dziesięciu miesięcy, każdą nowo zatrudnioną pomocą domo­
co należy, i może dlatego w następnych dniach rzadziej wą była zawsze w najwyższym stopniu zachwycona, wy-

80 81
chwalała ją pod niebiosa jako tak zwaną perłę i zapewniała, że efektownym hałasem. To nieco pomaga. W języku fizjologii
wreszcie natrafiła na właściwą osobę. W następnych miesią­ zachowania się nosi to miano ruchu przekierunkowanego bądź
cach zachwyt jej powoli gasł, najpierw dostrzegała małe braki, nowo ukierunkowanego (umorientierte oder neuorientierte
potem poważniejsze niedociągnięcia, a pod koniec wyżej Bewegung), według Tinbergena — redirected activity. Zoba­
wymienionego okresu biedne dziewczę miało już tylko zdecy­ czymy jeszcze, że w przyrodzie takie wyjście z sytuacji zdarza
dowanie obrzydliwe cechy charakteru i z wielką awanturą było się często, co umożliwia zapobieżenie szkodliwym skutkom
z dnia na dzień zwalniane z pracy. Po takim wyładowaniu się agresywności. Ale człowiek nieświadomy rzeczy zabija swego
starsza pani była znów gotowa ujrzeć w następnej służącej przyjaciela — a zdarza się to często!
prawdziwego anioła.
Daleki jestem od tego, aby się niecnie naśmiewać z dawno
już nieżyjącej, a poza tym bardzo kochanej ciotki. Jako jeniec
wojenny zaobserwowałem, a właściwie zmuszony byłem zaob­
serwować zupełnie takie samo zachowanie się u poważnych
i zdolnych do jak największego opanowania mężczyzn i oczy­
wiście u siebie samego. Tak zwana choroba polarna albo inaczej
„furia ekspedycyjna" występuje też nagminnie w małych
grupach mężczyzn, zdanych całkowicie na siebie ,w sytuacjach,
w których nie mają oni możności ścierania się z osobami
postronnymi, nie należącymi do koła przyjaciół. Jak z tego
widać, spiętrzenie agresywności jest tym bardziej niebezpiecz­
ne, im bardziej członkowie danej grupy się znają, rozumieją
i lubią. Z własnego doświadczenia mogę zapewnić, że w takich
warunkach następuje bardzo duży spadek wartości progowych
wszystkich bodźców wyzwalających agresję i walki wewnątrz
gatunku. Subiektywnie wyraża się to w tym, że na najmniejszy
gest ekspresyjny, a więc wyrażający coś, najlepszego naszego
przyjaciela, na sposób, w który chrząka lub wyciera sobie nos,
reagujemy tak, jakby pijany drab uderzył nas po twarzy.
Świadomość fizjologicznej prawidłowości tego bardzo dręczą­
cego zjawiska powstrzymuje nas wprawdzie od zamordowania
przyjaciela, nie pomaga jednak absolutnie w ukojeniu męki.
Wyjście, które w takiej chwili znajduje człowiek rozsądny, to
ciche usunięcie się z terenu baraku (czy na przykład igloo lub
namiotu ekspedycji) i „rozwalenie" jakiegoś przedmiotu nie­
zbyt cennego, rozpryskującego się w kawałki z możliwie

82
właściwą pierwotną funkcję, zamieniając się w czysto „sym­
boliczny" ceremoniał. Zjawisko to określił mianem r y t u a -
l i z a c j i.
Rozdział piąty Terminu tego używał zupełnie bez cudzysłowu, gdyż po­
NAWYKI, CEREMONIAŁY I CZARY stawił znak równości między rozwojem historyczno-kulturo-
wym, który doprowadza do powstania ludzkich rytuałów,
a tymi procesami filogenetycznymi, które u zwierząt wykształ­
C z y ż mąż i męskie słowo zali ci nie znane? cają owe osobliwe ceremoniały. Zrównanie to jest na pewno
(Goethe, Faust, cz. I,
przełożył Władysław Kościelski.) uzasadnione z funkcjonalnego punktu widzenia pomimo pełnej
świadomości różnic pomiędzy procesami historycznymi a filo­
Przekierunkowanie i nowe ukierunkowanie ataku to chyba genetycznymi. Mnie pozostało tylko zadanie przeprowadzenia
najgenialniejsze wyjście, jakie „wynalazła" specjacja (po­ analogii między rytuałem powstałym na dwóch odrębnych
wstawanie gatunków), aby agresywność zwekslować na nie­ drogach, filogenezy i historii kultury, a następnie — wykazania,
szkodliwe tory. Nie jest to jednak droga jedyna, „wielcy jak należy wyjaśnić identyczność ich funkcji.
konstruktorzy" bowiem przemiany gatunków — zmiany dzie­ Studia nad pewnym ceremoniałem u samic kaczek, tj. nad tak
dziczne i dobór naturalny — rzadko ograniczają się do zwanym p o d ż e g a n i e m (Hetzen), dostarczają pięknych
j e d n e g o tylko rozwiązania. Już w samej istocie ich losowo- przykładów na to, jak rytuał powstaje w drodze filogenezy, jak
-eksperymentalnej gry tkwi możliwość „wynajdywania" nabiera określonego znaczenia i jak się w trakcie dalszego
w i ę k s z e j l i c z b y — dwóch bądź trzech — możliwych rozwoju zmienia. Samiczki kaczek są wprawdzie mniejsze, ale
sposobów ominięcia tych samych trudności. Dotyczy to nie mniej agresywne od samców, co można obserwować u wielu
w szczególności rozmaitych mechanizmów fizjologii zachowa­ ptaków o podobnym typie życia rodzinnego. Podczas zwad
nia się, których funkcją jest zapobieganie wyniszczaniu i zabija­ między dwiema parami zdarza się więc często, że kaczka,
niu członków własnego gatunku. Aby to wyjaśnić, muszę w tym porwana gniewem, szarżuje za daleko w kierunku wrogiej pary,
miejscu problem ten nieco rozszerzyć. Przede wszystkim po czym ogarniają „strach przed własnym męstwem", odwraca
spróbuję opisać pewne ciągle jeszcze bardzo zagadkowe zjawi­ się więc i biegnie z powrotem do silnego, opiekuńczego
sko z dziedziny historii rodowej (filogenezy), które stwarza małżonka. Gdy się przy nim schroniła, czuje nowy przypływ
prawa wręcz niezachwiane. Społeczne zachowanie się wielu odwagi i od nowa zaczyna wygrażać nieprzyjacielskim sąsia­
zwierząt wyższych jest tym prawom tak samo posłuszne, jak dom, ale tym razem już nie oddala się od swego kaczora na
czyny człowieka cywilizowanego podporządkowane są jego niebezpieczną odległość.
uświęconym obyczajom i obrzędom. W pierwotnej swojej formie ten cykl sposobów zachowania
Gdy przyjaciel mój i mistrz sir Julian Huxley krótko przed się jest różny w zależności od zmiennej gry przeciwstawnych
pierwszą wojną światową prowadził swoje w pełnym tego popędów powodujących kaczką. Następujące po sobie w czasie
słowa znaczeniu pionierskie studia nad zachowaniem się i kolejno górujące uczucia chęci zaczepki, strachu, potrzeby
perkoza dwuczubego, odkrył nadzwyczaj dziwny fakt, że opieki i powracającej fali napastliwości można łatwo odczytać
pewne sposoby zachowania się w toku filogenezy tracą swoją z wyraźnie odzwierciedlających je ruchów ekspresyjnych,

84 85
a przede wszystkim z różnego ustawienia się kaczki w stosunku
do otoczenia. U naszego europejskiego ohara — na przykład
— cały ten proces nie zawiera żadnych szczególnych, usank­
cjonowanych rytualizacją form z wyjątkiem jednego okreś­
lonego ruchu głowy połączonego z wydaniem specjalnego
głosu. Kaczka biegnie ku przeciwnikowi z szyją daleko i nisko
wysuniętą, tak jak każdy inny ptak tego gatunku w czasie ataku,
a zaraz potem wraca do swego małżonka z głową podniesioną.
Podczas ucieczki kaczka często biegnie za kaczora i obiega go
półkolem od tyłu, tak że potem — gdy znów zaczyna grozić U blisko spokrewnionej wschodnioeuropejsko-azjatyckiej
— zatrzymuje się obok niego z głową wprost naprzeciwko kazarki podżeganie jest o jeden mały stopień bardziej zrytuali-
wrogiej pary. Gdy natomiast strach powodujący ucieczkę nie zowane. Samiczka tego gatunku, gdy stojąc obok swego
był zbyt wielki, wówczas często ogranicza się tylko do małżonka, „jeszcze" grozi ku przodowi albo gdy obiegając go,
podbiegnięcia do kaczora, po czym staje przed nim z piersią wyznacza wszystkie możliwe kąty pomiędzy osią długą swego
zwróconą ku niemu; gdy więc teraz z tej pozycji chce zagrozić ciała a kierunkiem grożenia, w czasie podżegania w większości
wrogom, musi wyciągnąć głowę i szyję do tyłu ponad bark. przypadków zwrócona jest piersią do kaczora i grozi przez bark
A gdy — co się czasami również zdarza — stoi właśnie ukośnie do tyłu. Obserwowałem kiedyś kaczkę z izolowanej pary tego
przed albo za swym kaczorem, wyciąga szyję pod kątem gatunku: wykonywała ruchy podżegania „w próżnię", tzn. bez
prostym do osi długiej swego ciała. Krótko mówiąc: kąt obiektu wyzwalającego, a groziła przez bark wstecz zupełnie
pomiędzy jej osią długą a kierunkiem wyciągniętej szyi zależy tak, jakby tam właśnie był w rzeczywistości nie istniejący wróg.
wyłącznie od tego, gdzie się sama znajduje, gdzie stoi jej U kaczek właściwych (pływających), do których należy
kaczor, a gdzie wróg, któremu chce grozić. Nie istnieje tu żadne także nasza krzyżówka, forma macierzysta zwykłej kaczki
szczególnie uprzywilejowane położenie czy sposób poruszania domowej, podżeganie wstecz przez bark stało się jedyną
się (zob. ilustr. poniżej). obowiązującą koordynacją ruchową. Kaczka zanim rozpocznie
podżeganie, ustawia się zawsze piersią możliwie najbliżej
kaczora albo, gdy ten jest w ruchu, biegnie czy płynie tuż przy
nim. Ciekawe, że ruch głowy do tyłu przez bark zawiera w sobie
także jeszcze pierwotne reakcje kierunkowe, które u gatunków
z rodzaju Tadorna [a do tego należy i ohar — Z. St]
uzewnętrzniają się w fenotypowym, to znaczy podobnym
w swoim zewnętrznym obrazie, ale zmiennym sposobie poru­
szania się. Widać to najlepiej, gdy kaczka zaczyna podżegać
będąc sama w stanie bardzo słabego podniecenia i dopiero
stopniowo „rozwściecza się". Może się bowiem wówczas
zdarzyć, że najpierw, gdy wróg stoi wprost przed nią, ona

86 87
również wygraża ku niemu prosto ku przodowi, ale w miarę gdy zależnie od zmiennego natężenia wyzwalających je, a od siebie
się coraz bardziej podnieca, jakaś przemożna siła zdaje się niezależnych bodźców; nowo powstająca sztywna koordynacja
ciągnąć jej głowę przez bark do tyłu. A równocześnie dosłownie ruchowa stanowi tylko często powtarzającą się p r z e c i ę t n ą.
widzi się po jej oczach, że trwa w niej ciągle jeszcze reakcja Przeciętna ta podlega więc „schematyzacji", która wyraźnie
kierunkowa, która ją skłania do skierowania ruchów grożących przypomina powstawanie symboli w historii ludzkiej kultury.
w stronę nieprzyjaciela. Oczy jej pozostają mianowicie nie­ U kaczki krzyżówki pierwotna zmienność kierunków, w któ­
zmiennie utkwione w przedmiocie jej złości. Gdyby kaczka rych mogą znajdować się jej małżonek i jej wróg, w wyniku
mogła przemówić, na pewno powiedziałaby: „Chciałabym schematyzacji sprowadza się do tego, jakby pierwszy znaj­
pogrozić temu znienawidzonemu obcemu kaczorowi, ale c o ś dował się przed nią, a drugi za nią. Z podyktowanego chęcią
mi ciągnie głowę w innym kierunku." Istnienia dwóch sprzecz­ ucieczki tu — ku małżonkowi — i aresywnego wstecz — ku
nych ze sobą tendencji ruchowych można dowieść i można je wrogowi — zachowuje się sztywny ceremoniał zespolonego
obliczyć. Gdy mianowicie obcy ptak, któremu kaczka grozi, i nadzwyczaj regularnego tu i wstecz, który może już sam
stoi przed nią, odchylenie głowy przez bark do tyłu jest dostatecznie potęgować siłę wyrazu tego ruchu. Nowo wy­
najmniejsze, ale wzrasta dokładnie proporcjonalnie do roz­ tworzony instynktowny ruch nie od razu panuje wyłącznie,
wierania się kąta pomiędzy osią długą ciała kaczki a kierun­ występuje on początkowo stale o b o k swego nie zrytualizowa-
kiem, w którym znajduje się wróg. Gdy ten stoi dokładnie za nego prototypu, na który nakłada się zrazu bardzo jeszcze słabo.
nią, tzn. gdy kąt ów wynosi dokładnie 180°, kaczka przy Na przykład u kazarki (zob. ilustr. na s. 86) dopiero wtedy
podżeganiu dziobem nieomal że dotyka własnego ogona (ilustr. obserwuje się podczas podżegania koordnację ruchową polega­
na s. 87). jącą na skręcaniu głowy do tyłu przez bark, kiedy ceremoniał
Istnieje jedna tylko możliwa interpretacja tego konflik­ odbywa się „w próżni", tzn. w nieobecności wroga, do którego
towego zachowania się samic kaczek właściwych w trakcie ruchy grożące byłyby adresowane przez dominujące pierwotne
podżegania, choć w pierwszej chwili wydać się może dziwna. mechanizmy kierunkowe.
A mianowicie w miarę filogenetycznego rozwoju do oczywis­ To, co przed chwilą wyjaśniliśmy na przykładzie kaczki
tych i łatwych do odczytania czynników, które pierwotnie krzyżówki, jest typowe dla wszelkiej rytualizacji filogenetycz­
wywoływały opisane wyżej ruchy, dołącza się n o w y e l e ­ nej. Polega ona bowiem zawsze na tym, że z j a w i a s i ę
m e n t . Jak już mówiliśmy, praktykowana przez samicę ohara j a k i ś nowy i n t y n k t o w n y ruch, k t ó r e g o for­
ucieczka od kaczora i atak na wroga jeszcze pozwala całkowicie ma naśladuje zmienny sposób zachowania
zrozumieć to zachowanie się. Ale już u kaczki krzyżówki, się w y w o ł a n y w i e l o m a p o p ę d a m i .
u której niewątpliwie działają także te bodźce, na stymulowane Dla tych, których interesuje nauka o dziedziczności i filoge­
przez nie sposoby poruszania się nakładają się inne, nowe i od nezie, dodajmy jeszcze, że opisany powyżej proces stanowi
nich niezależne. Analizę całości zjawiska utrudnia i gmatwa to, dokładne przeciwstawienie tak zwanej fenokopii. Zjawisko to
że nowo powstały przez „rytualizację" instynktowny ruch jest występuje wówczas, gdy przez zewnętrzne indywidualnie
dziedzicznie zdeterminowaną k o p i ą sposobu poruszania się, oddziaływające wpływy powstaje „fenotyp", w innych przypa­
wywołanego pierwotnie przez inne siły napędowe. Ruchy te dkach określany przez czynniki dziedziczne, a więc niejako go
wypadają oczywiście w każdym przypadku bardzo różnie, „kopiujące". Podczas rytualizacji — w sposób niezrozumiały

88 89
— nowo powstający zawiązek dziedziczny kopiuje formy gatunków kaczek i gęsi, w chwilach gdy zaprzyjaźniony
zachowania się wywoływane uprzednio fenotypowo wskutek osobnik atakuje obcego. Gniew bliskiego znajomego udziela się
zbiegu wielu różnych wpływów otoczenia. Można by to nazwać mianowicie i pobudza również do ataku na obcego. To
genokopią; w naszym często żartobliwym żargonie instytuto­ pierwotnie tylko łagodnie pobudzające działanie podżegania
wym, dla którego nawet fachowa terminologia nie jest święta, jest wielokrotnie mocniejsze u silniejszych i bardziej napast­
używamy często określenia „fopokenia". liwych kazarek, a jeszcze bardziej u gęsi nilowych. U ptaków
Niechaj przykład podżegania nadal nam służy do zob­ tych podżeganie w pełni uzasadnia swoją nazwę, samce
razowania specyfiki tworzenia rytuałów. U kaczek nurkujących bowiem reagują tu jak ostre psy, czekające tylko na słowo
rytualizacja podżegania jest nieco inna i bardziej skomplikowa­ swego pana, aby na ten wytęskniony znak wreszcie pofolgować
na. W przypadku kaczki hełmiastej, na przykład, nie tylko ruch swej wściekłości. U omawianych gatunków funkcja podżegania
grożenia w kierunku wroga, lecz także zwrócenie się ku jest najściślej związana z funkcją obrony rewiru. Heinroth
małżonkowi w poszukiwaniu jego opieki jest zrytualizowane, stwierdził, że samce ohara bardzo zgodnie ze sobą współżyją
to znaczy stanowi ad hoc powstały ruch instynktowny. Kaczka we wspólnej zagrodzie, gdy usunie się z niej wszystkie
hełmiasta na przemian rytmicznie to ściąga głowę przez bark do samiczki.
tyłu, to znów zdecydowanym ruchem zwraca ją ku kaczorowi, U kaczek właściwych (pływających) i kaczek nurkujących
przy czym za każdym razem kiwa głową w górę i w dół rozwój znaczenia, jakiego nabiera podżeganie, poszedł w zupeł­
z zadartym dziobem, co odpowiada przesadnemu mimicznemu nie przeciwnym kierunku. U pierwszych zdarza się stosunkowo
markowaniu ucieczki. Natomiast samica podgorzałki przy bardzo rzadko, aby kaczor wskutek podżegania swojej samiczki
podżeganiu podpływa grożąc w kierunku wroga, po czym czynnie zaatakował wskazanego przez nią „wroga", którego
powraca do kaczora unosząc raz po raz dziób, a ruch ten nie w tym przypadku rzeczywiście słusznie umieszczamy w cudzy­
różni się w niczym lub różni się niewiele od ruchu wykonywa­ słowie. A na przykład u jeszcze nie skojarzonej pary kaczek
nego przy podlatywaniu. krzyżówek podżeganie oznacza po prostu oświadczyny miłos­
Wreszcie u kaczek z rodzaju gągołów podżeganie uniezależ­ ne; podkreślamy wyraźnie — n i e zachęcanie do kopulacji,
niło się prawie zupełnie od obecności współplemieńca re­ które ma zupełnie inną formę. Podżeganie jest propozycją
prezentującego „wroga". Samica płynie za swoim kaczorem zawarcia stałego związku. Gdy kaczor jest skłonny propozycję
i z rytmiczną regularnością wykonuje daleko sięgające ruchy przyjąć — podnosi dziób i odwracając głowę nieco od kaczki,
głowy i szyi, na przemian do tyłu w prawo i do tyłu w lewo; mówi bardzo prędko: „rebreb, rebreb!", albo też — co zdarza
ruchów tych nie odczytalibyśmy wcale jako pogróżek, gdybyś­ się zwłaszcza w wodzie — odpowiada ściśle określonym,
my nie wiedzieli o ich filogenetycznych stopniach pośrednich. również zrytualizowanym ceremoniałem „przypijania i pozor­
Nie tylko forma tych sposobów poruszania się, ale i ich nego czyszczenia upierzenia" (Antrinken und Scheinputzeń).
znaczenie oddalają się w miarę postępującej rywalizacji od I jedno, i drugie oznacza, że kaczor krzyżówki przyjmuje zaloty
formy i znaczenia ich nie zrytualizowanego pierwowzoru. starającej się o niego samiczki; odgłos „rebreb" zawiera jeszcze
Podżeganie ohara „jeszcze" jest całkowicie podobne do jego w sobie cień agresywności, odwracanie się z uniesionym
zwykłego grożenia, a także oddziaływanie tegoż na kaczora nie podbródkiem natomiast jest typowym gestem pojednania (Be-
różni się w zasadzie od oddziaływania u nie podżegających friedungsgeste). W przypadku bardzo silnego podniecenia

90 91
może się zdarzyć, że ptak przypuści mały pozorny atak na chowania się, zaczerpniętą ze świata owadów. Ilustrują one
innego kaczora stojącego przypadkowo w pobliżu. Nie zdarza bowiem omal że jeszcze lepiej niż poprzednie przykła­
się to nigdy przy drugim ceremoniale, mianowicie przy „przy- dy zbieżności między rozwojem filogenetycznym takich cere­
pijaniu i niby-czyszczeniu". Podżeganie — z jednej strony, moniałów a historyczno-kulturowym procesem powstawania
oraz te czynności — z drugiej, nawzajem się wyzwalają, stąd symbolów. Ale nie tylko to: ponadto w tym jednym szczegól­
para może bardzo długo powtarzać te gesty. Aczkolwiek nym przypadku „symbol" nie polega tylko na sposobie za­
„przypijanie i niby-czyszczenie" wywodzi się z gestu za­ chowania się, ale przybiera formy cielesne i staje się idolem
kłopotania, w którego powstaniu pierwotnie uczestniczyła sam w sobie.
agresja, to jednak w owym zrytualizowanym ruchu, który U niektórych gatunków much z rodziny wujkowatych,
obserwujemy u kaczek właściwych, już agresji nie ma. Ceremo­ zbliżonych do łowikowatych i wierzchołówek, istnieje równie
niał ten u nich odgrywa rolę gestu wyłącznie pojednawczego. ładny jak celowy rytuał, że samczyk przed skojarzeniem się ze
A już u hełmiastych i innych nurkujących kaczek nie widziałem swoją wybraną składa jej w darze zdobytego owada odpowied­
nigdy, aby podżeganie kaczki pobudzało podżeganego kaczora niej wielkości. Podczas gdy ona jest zajęta spożywaniem tego
do poważniejszego ataku. prezentu, on może ją zapłodnić bez obawy, że zostanie sam
Tak więc podżeganie u kazarki i gęsi nilowej ujęte w słowa przez nią pożarty; jest to bowiem niebezpieczeństwo grożące
oznaczałoby: „Wyrzuć tego drania, zabij go, bierz go! Precz samcom muchożernych much, zwłaszcza że samce te są
z nim!" — natomiast u kaczek nurkujących oznacza ono mniejsze od samic. Niewątpliwie właśnie ta okoliczność wywo­
właściwie już tylko: „Kocham cię!" Jako stopień przejściowy łała nacisk selekcji, który „wyhodował" tak osobliwe za­
u niektórych gatunków znajdujących się jak gdyby pomiędzy chowanie się. Ale ceremoniał ten utrzymuje się także u innego
tymi dwiema skrajnościami, jak na przykład u kaczki krakwy gatunku, a mianowicie u wujka północnego, którego samiczki
i kaczki świstuna, miałoby ono taki mniej więcej sens: „Ty już nie zjadają much, oczywiście poza wspomnianą ucztą
jesteś moim bożyszczem, tobie jednemu ufam!'' Oczywiście, że weselną. U pewnego północnoamerykańskiego gatunku samiec
komunikatywna funkcja tych symboli waha się w zależności od snuje piękny biały oprzęd, który przez działanie optyczne
sytuacji także i w obrębie tego samego gatunku, ale stopniowa zwraca uwagę samicy. Ten pakiecik zawiera kilka małych
przemiana tego symbolu przebiegała niewątpliwie w kierunku owadów, które zjada ona podczas kopulacji. Podobnie sprawa
wyżej opisanym. przedstawia się u tanecznicy mauretańskiej. Jej samce przędą
Można by podać jeszcze niezliczoną liczbę przykładów małe weloniki, w których czasem, ale nie zawsze, znajduje się
analogicznych zjawisk: np. u ryb pielęgnicowatych zwykły coś jadalnego. U napotykanego w strefie alpejskiej gatunku
ruch pływania zamienił się w znak przywoływania młodych, hilary tnącej, bardziej od wszystkich swoich krewnych za­
a nawet w pewnym szczególnym przypadku w znak ostrzegaw­ sługującego na nazwę „tanecznicy", samce nie łowią już
czy dla nich; u kur odgłos wydawany podczas jedzenia stał się w ogóle owadów, natomiast przędą prześliczne małe welony,
wabiącym głosem koguta, a poza tym głosem o seksualnym, które noszą rozpięte pomiędzy środkowymi a tylnymi nogami
wyraźnie określonym znaczeniu itd., itp. i na których widok samice reagują. „Gdy setki takich małych
Chciałbym jednak dokładniej omówić jeszcze tylko jedną nosicieli welonów mknie w powietrzu w wirującym korowo­
serię kolejnych zróżnicowań zrytualizowanych sposobów za- dzie, ich małe dwumilimetrowe opalizujące w słońcu weloniki

92 93
tworzą cudowny widok" — tak Heymons opisuje w „nowym (s. 91) za „wyraz" miłości bądź przynależności samicy do jej
Brehmie" gromadne gody tych much. wybranego małżonka. Usamodzielniony ruch instynktowny
Mówiąc o podżeganiu u samic kaczek próbowałem wykazać, n i e j e s t p r o d u k t e m u b o c z n y m , nie jest „epifenome-
że powstanie nowej koordynacji dziedzicznej ma ogromny nem" więzi łączącej oba osobniki, j e s t bowiem więzią samą.
udział w tworzeniu nowego rytuału i że na tej drodze powstaje Stałe powtarzanie takich ceremoniałów zespalających parę
autonomiczny i w dużym stopniu utrwalony w swojej formie stanowi dobry miernik dla siły autonomicznego popędu, co je
ciąg ruchów, a więc właśnie nowy instynktowny ruch. Przykład uruchamia. Jeżeli jeden z ptaków straci swego partnera, traci
wujkowatych, których taneczne ruchy chwilowo jeszcze nie tym samym i jedyny obiekt, w stosunku do którego popęd ten
doczekały się analizy, nadaje się może do tego, aby nam ukazać może wyrazić się w reakcji, a sposób, w jaki zwierzę s z u k a
tę drugą, równie ważną stronę rytualizacji. Chodzi mianowicie utraconego partnera, zawiera wszystkie cechy z a c h o w a ­
o nowo powstającą reakcję, za której pośrednictwem współ- n i a s i ę a p e t y t y w n e g o ( s . 79), to znaczy przemożnego
plemieniec, adresat tego symbolicznego zawiadomienia, na nie dążenia do stworzenia takiej sytuacji wyzwalającej, w której
odpowiada. Samiczki tych gatunków wujkowatych, otrzymują­ spiętrzony instynkt mógłby się rozładować.
ce obecnie już czysto symboliczny woal czy pakiecik, po­ Chcieliśmy tu wskazać na niezmiernie ważny fakt, że dzięki
zbawiony wszelkiej jadalnej treści, reagują na ten idol równie zjawisku filogenetycznej rytualizacji powstaje każdorazowo
dobrze albo wręcz silniej niż ich prababki na całkowicie realny n o w y i w p e ł n i a u t o n o m i c z n y i n s t y n k t , z za­
dar w postaci jadalnej zdobyczy. Powstaje tu więc nie tylko nie łożenia równie samodzielny jak którykolwiek z tak zwanych
istniejący poprzednio ruch instynktowny o określonej funkcji „wielkich" popędów, np. do odżywiania się, kopulacji, ucie­
informacyjnej — akcja — u jednego członka gatunku, ale czki czy agresji. Podobnie jak każdy z nich, tak samo i nowy
również i wrodzone pojmowanie tego ruchu — reakcja—u dru­ popęd ma swoje miejsce i swój głos w wielkim parlamencie
giego osobnika. To, co przy powierzchownej obserwacji wyda­ instynktów. A to z kolei jest dlatego tak ważne dla naszego
je nam się zwykłym „ceremoniałem", składa się często z całej tematu, że właśnie popędom powstałym przez rytualizację
serii wyzwalających się wzajemnie elementów zachowania się. bardzo często przypada w tym parlamencie rola o p o n e n t a
Nowo powstała motoryka zrytualizowanego zachowania się p r z e c i w k o a g r e s j i , kierowania jej na nieszkodliwe tory
ma zdecydowanie charakter samodzielnego ruchu instynktow­ i hamowania jej skutków, które mogłyby zagrażać istnieniu
nego. Także i sytuacja wyzwalająca, którą określa w takich gatunku. W rozdziale mówiącym o osobistych powiązaniach
przypadkach w znacznym stopniu reakcja współplemieńca, zobaczymy, jak tę doniosłą funkcję spełniają głównie rytuały
przybiera wszystkie właściwości sytuacji końcowej, zaspokaja­ powstałe z nowo ukierunkowanych ruchów atakowania.
jącej popęd i będącej celem bezpośredniego dążenia. Innymi Tymczasem rytuały, które powstają w ciągu historii ludzkiej
słowy, łańcuch czynności, służących pierwotnie innym obiek­ cywilizacji, nie są zakodowane w substancji dziedzicznej, lecz
tywnym i subiektywnym celom, s t a j e s i ę c e l e m s a ­ są przekazywane przez tradycję i każdy osobnik musi się ich
mym w s o b i e , a p o n a d t o stał się już a u t o ­ uczyć na nowo. Pomimo tych różnic zbieżności sięgają tak
nomicznym rytuałem. głęboko, że pozwalają — tak jak czynił to Huxley — na
Błędem byłoby uważać zrytualizowane ruchy podżegania opuszczanie wszelkich cudzysłowów. Równocześnie jednak
u kaczki krzyżówki (s. 87) czy nawet u kaczki nurkującej właśnie te funkcjonalne analogie wykazują, jak całkowicie

94 95
różnymi mechanizmami przyczynowymi posługują się „wielcy nia: gdy liczyła już sobie około tygodnia i sama mogła
konstruktorzy" dla osiągania nieomal identycznych wyników. doskonale wchodzić po schodach, zrobiłem próbę skłonienia jej
U zwierząt nie istnieją symbole przekazywane przez tradycję do przyjścia wieczorem do mojej sypialni „na piechotę",
z pokolenia na pokolenie. Gdyby ktoś zechciał szukać różnicy zamiast wnosić ją na ręku, jak czyniłem dotąd co wieczór. Gęsi
pomiędzy „zwierzęciem" a człowiekiem, w tym właśnie gęgawe bardzo nie lubią wszelkiego dotykania, wpadają przy
znalazłby to rozgraniczenie. Co prawda i u zwierząt zdarza się, tym w popłoch i należy im tego możliwie oszczędzać. W holu
że nabyte indywidualnie doświadczenie starszych przechodzi naszego domu w Altenbergu na prawo od środkowych drzwi
na młode osobniki za pośrednictwem nauczania i uczenia się. prowadzą szerokie schody na wyższe piętro. Naprzeciwko
Taka rzeczywista tradycja występuje tylko u zwierząt, których drzwi jest bardzo duże okno. Gdy więc Martyna, posłusznie
duże zdolności uczenia się łączą się z wysokim stopniem krocząc za mną, weszła do tego pomieszczenia, przestraszyła
rozwoju życia społecznego. Procesy takie stwierdzono u kawek, się niezwykłej sytuacji i jak czynią wszystkie lękliwe ptaki,
gęsi gęgawych i szczurów. Ale przekazywane w ten sposób usiłowała podążyć ku światłu, słowem — podbiegła od drzwi
umiejętności ograniczają się tylko do spraw bardzo prostych, prosto ku oknu, mijając mnie, gdy stałem już na pierwszym
jak odnajdywanie właściwej drogi, poznanie pewnych rodzajów stopniu schodów. Stała przy oknie kilka chwil, aż się uspokoiła,
pożywienia czy rozpoznanie niebezpiecznych wrogów, po czym przyszła znów grzecznie do mnie na schody i powęd­
a u szczurów — znajomość szkodliwości trucizny. rowała za mną w górę na piętro. Ten cały ciąg wydarzeń
Te proste zwierzęce tradycje mają jeden nieodzowny czynnik powtórzył się następnego wieczora, choć tym razem droga pod
wspólny z najwyżej stojącymi sposobami przekazywania kul­ okno była nieco skrócona, a czas potrzebny na uspokojenie się
tury ludzkiej. Jest nim p r z y z w y c z a j e n i e , nawyk. Powo­ nawet znacznie krótszy. W następnych dniach sprawa rozwijała
dując uporczywe trwanie przy tym, co raz zostało nabyte, się dalej w tym samym kierunku; aż wreszcie przystawanie pod
przyzwyczajenie odgrywa rolę podobną do roli podłoża dzie­ oknem zanikło i Martyna już zupełnie nie sprawiała wrażenia
dzicznego w filogenetycznym powstawaniu rytuałów. przestraszonej. Przebieganie okólnej drogi prowadzącej pod
Pragnę tu opowiedzieć o pewnym własnym przeżyciu, okno nabierało z czasem coraz bardziej cech nawyku; wy­
którego nigdy nie zapomnę i które mi ongiś uświadomiło, jak glądało to bardzo zabawnie, gdy gąska dreptała zdecydowanym
dalece podstawowa rola przyzwyczajenia w zwykłej tresurze krokiem ku oknu, tam natychmiast zawracała i równie zdecydo­
odnajdywania drogi przez ptaka może być podobna w skutkach wanym krokiem podążała do schodów, aby się po nich wspiąć.
do kompleksowego tworzenia rytuałów kulturowych człowie­ Zwyczajowy bieg do okna stawał się coraz krótszy, z obrotu
ka. Moim głównym zajęciem zawodowym w tym czasie były 180° zrobił się kąt ostry, a po roku z całego tego nawykowego
studia nad młodą gęsią gęgawą, którą wyhodowałem od „objazdu" pozostał już tylko kąt nieomal prosty, Martyna
wykłucia się z jaja i która całe swoje zachowanie się, kierowane bowiem, wszedłszy przez drzwi, zamiast wskoczyć na najniż­
w warunkach normalnych do rodziców, skierowała na moją szy stopień schodów od razu po prawej stronie — szła wzdłuż
osobę. O dziwnym tym zjawisku zwanym wpojeniem (wdruko­ stopnia do lewego krańca i w tym miejscu, ostro skręciwszy
waniem: Pragung — imprinting) jak i o samej gąsce Martynie w prawo, wstępowała na schody.
pisałem obszerniej w innej książce. Martyna od najwcześniej­ W tym czasie właśnie zdarzyło się, że pewnego wieczora
szego dzieciństwa nabrała pewnego żelaznego przyzwyczaje- zapomniałem wpuścić Martynę do domu o zwykłej porze

96 97
i wprowadzić ją do swego pokoju; gdy sobie o niej przypo­ poczyniła niezwykle interesujące obserwacje nad swoimi dwo­
mniałem, było już zupełnie ciemno. Pośpieszyłem do drzwi ma nieparzystokopytnymi współpracownikami. Jeśli tylko w ja­
wejściowych i gdy je tylko otworzyłem, gąska wcisnęła się kimś określonym miejscu obozowała choćby parę razy, prze­
szybko i bojaźliwie przez szparę, przemknęła się między moimi prowadzenie zwierząt przez to miejsce bez odegrania z nimi
nogami do środka domu i — wbrew dotychczasowym swoim przynajmniej czysto „symbolicznego" postoju, z imitowaniem
przyzwyczajeniom — pobiegła przede mną wprost do schodów. rozpakowywania i ponownego ładowania juków, a także
I wówczas zrobiła coś, co było już zupełnie sprzeczne z jej rozbijania i zwijania obozu, okazywało się zupełnie niemoż­
dotychczasowym zwyczajem: nie poszła zwykłą swoją drogą, liwe. Istnieje stara tragikomiczna opowieść o kaznodziei
lecz wybrała n a j k r ó t s z ą , skracając swój normalny kąt w małym zachodnioamerykańskim miasteczku, który nieświa­
prosty, wstąpiła na najniższy stopień po prawej stronie i „ścina­ domie kupił konia należącego uprzednio do notorycznego
jąc" łuk schodów zaczęła iść do góry. Niebawem jednak pijaka. Zacna owa Rosynanta zmuszała świątobliwego męża do
nastąpiło coś prawdziwie wstrząsającego: gdy doszła do piątego postoju przed każdą karczmą i chociażby krótkiego tam pobytu.
stopnia, zatrzymała się gwałtownie, wyciągnęła daleko szyję Stracił on przez to dobre imię w gminie i wreszcie z rozpaczy
jak w chwilach największego strachu i — gotowa do ucieczki sam popadł w alkoholizm. Co do zachowania się konia, to
— wysunęła skrzydła z kieszonek, które tworzą pióra pod­ anegdota ta może być absolutnie zgodna z prawdą!
trzymujące. Jednocześnie wydała o k r z y k o s t r z e g a w ­ Opisane powyżej sposoby zachowania się zwierząt wyższych
c z y i o mały włos nie podfrunęła. Następnie odczekała chwilę, na pewno wydadzą się dziwnie znajome każdemu wychowawcy
odwróciła się, zeszła szybko z pięciu stopni i przebiegła dzieci, każdemu psychologowi, etnologowi i psychiatrze. Kto
przyśpieszonym krokiem swoją pierwotną okrężną drogę pro­ sam miał potomka albo był kiedykolwiek jako tako użytecznym
wadzącą daleko pod okno jak ktoś, kto spełnia nadzwyczaj wujkiem, dobrze wie z własnego doświadczenia, z jakim
ważny obowiązek, po czym ponownie wstąpiła na schody, tym uporem małe dzieci trzymają się każdej drobnostki, do której są
razem już przepisowo daleko po lewej stronie, i zaczęła iść do przyzwyczajone, jak na przykład wpadają w prawdziwą roz­
góry. Gdy znów doszła do piątego stopnia, przystanęła, obej­ pacz, gdy się przy opowiadaniu bajek odbiega w najmniejszym
rzała się, wstrząsnęła i odegrała przywitanie. I jedno, i drugie są szczególe od raz ustalonego tekstu. A jeśli ktoś ma umiejętność
to objawy występujące stale u gęsi gęgawych, gdy po prze­ obserwowania samego siebie, przyzna, że również i nad nami,
strachu następuje uspokojenie. Nie wierzyłem wprost własnym dorosłymi ludźmi cywilizowanymi, przyzwyczajenie, gdy już
oczom! Nie mam żadnych wątpliwości co do interpretacji się raz utrwaliło, ma większą władzę, niż to sobie na ogół
całego tego zdarzenia: nawyk stał się obyczajem, którego gęś uświadamiamy. Kiedyś zdałem sobie nagle sprawę, że jadąc
nie mogła naruszyć bez uczucia strachu. samochodem do określonego miejsca w Wiedniu, a później
Opisana wyżej historia i jej interpretacja mogą się komuś z powrotem, używam systematycznie dwóch różnych dróg,
wydać śmieszne, ale spieszę zapewnić, że znawcom zwierząt a było to w czasie, gdy nie obowiązywał jeszcze ruch jedno­
wyższych wydarzenia tego typu wcale nie są obce. Margaret kierunkowy, który by mnie do tego zmuszał. Postanowiłem
Altmann, która w trakcie swoich studiów nad jeleniami wapiti więc, chcąc zwalczyć w sobie taki zwierzęcy nawyk, pojechać
i łosiami wędrowała przez rezerwat łowiecki śladem tych do celu drogą, którą zwykle wracałem — i odwrotnie. Ale
zwierząt w towarzystwie starego konia i jeszcze starszego muła, zadziwiającym wynikiem tego doświadczenia było silne uczu-

98 99
cie niepokoju i lęku, tak nieprzyjemne, że już wracając i zdaje sobie rozumowo sprawę z tego, że przełamanie go nie
wybrałem tę zwykle używaną drogę. ściągnie na niego żadnego niebezpieczeństwa, nawet i wówczas
Etnolog przy tych moich opowiastkach przypomni sobie tak — jak wykazałem na przykładzie mojej trasy samochodowej
zwane „myślenie magiczne" ludów pierwotnych, które jest — jakiś wyraźny nerwowy lęk skłania go do trzymania się
wszak jeszcze bardzo żywe i w cywilizowanym środowisku swego nawyku, a tak ukształtowane zachowanie się staje się
i zmusza nas do różnych czarów poniżej naszej godności, jak powoli „ukochanym" zwyczajem. Do tego miejsca wszystko
„puk, puk w nie malowane drewno" Jako remedium na złe skutki jest u człowieka i zwierzęcia nadzwyczaj podobne. Nowy
„zapeszenia" i „zauroczenia", stary obyczaj rzucania trzech i znamienny rys zaczyna się pojawiać wtedy, gdy człowiek nie
ziarenek rozsypanej soli przez lewe ramię i wiele, wiele innych. nabył sam przyzwyczajenia, ale gdy zostało mu ono przekazane
A wreszcie psychiatra i psychoanalityk znają podobieństwa przez jego rodziców czy kulturę. Po pierwsze, nie wie on już
między opisanym zachowaniem się zwierząt a objawem natręt­ wtedy,.jakie przyczyny wpłynęły na powstanie odpowiedniego
nego powtarzania, który spotyka się w pewnych formach nakazu zachowania się. Pobożny żyd czy muzułmanin odwraca
nerwicy, właśnie w nerwicy natręctwa, i który w łagodnej się ze wstrętem od wieprzowiny, nieświadom tego, że do tego
postaci występuje często u dzieci. Pamiętam dokładnie, że surowego zakazu zmusiła jego ustawodawcę wiedza o niebez­
będąc dzieckiem wmówiłem sobie, że stanie się coś strasz­ pieczeństwie trychinozy. A po drugie — wywyższona przez
liwego, gdy na dużych płytach bruku przed wiedeńskim dystans mityczny i czasowy ojcowska postać ustawodawcy
ratuszem postawię nogę nie na samej płycie, lecz na fudze staje się przedmiotem apoteozy, która każe wszystkie od niego
pomiędzy dwiema płytami. A. A. Milne w jednym ze swoich pochodzące przepisy uważać za boskie, a ich łamanie — za
wierszy opisał znakomicie to dziecięce fantazjowanie. grzech.
Wszystkie te zjawiska są dlatego ściśle z sobą powiązane, że Kultura Indian północnoamerykańskich wytworzyła piękny
mają wspólne źródło w określonym mechanizmie zachowania ceremoniał pojednawczy, który podniecał moją wyobraźnię
się, którego sens dla utrzymania gatunku jest zupełnie oczywis­ w czasie, gdy sam jeszcze bawiłem się w Indian: palenie fajki
ty: istota nie mająca wglądu {Einsicht — insigth) w związki pokoju, kalumetu przyjaźni. Później, gdy już wiedziałem
przyczynowe osiąga ogromny pożytek z tego, że może ściśle znacznie więcej o filogenetycznym powstawaniu wrodzonych
trzymać się pewnego zachowania, co raz kiedyś, a potem już rytuałów, o ich działaniu hamującym agresję, a przede wszyst­
wielokrotnie okazało się celowe i bezpieczne. Gdy się nie wie, kim o zadziwiających analogiach między filogenetycznym
która z poszczególnych czynności jakiegoś ciągu była istotna i kulturowym źródłem powstawania symbolów, nagle pewnego
dla osiągnięcia sukcesu i bezpieczeństwa, dobrze jest trzymać dnia z przemożną siłą przekonywającą stanęła mi przed oczami
się z niewolniczą dokładnością ich w s z y s t k i c h. Zasada, że wyobraźni scena, która m u s i a ł a się niewątpliwie rozegrać,
„nigdy nie wiadomo, co poza tym może się zdarzyć", znajduje gdy po raz pierwszy dwaj Indianie z wrogów stali się przyja­
swój wyraz we wspomnianych powyżej przesądach, a gdy ciółmi przez to, że wspólnie wypalili fajkę.
zaniecha się stosowania owych magicznych praktyk, odczuwa Plamisty Wilk i Srokaty Orzeł, wodzowie dwóch sąsiadują­
się po prostu strach. cych ze sobą plemion Siuksów, obaj starzy i doświadczeni
Nawet gdy człowiek uświadamia sobie całkowitą przypad­ wojownicy, ale obaj już nieco zmęczeni morderczym rzemios­
kowość powstania jakiegoś swego ulubionego przyzwyczajenia łem, dochodzą jednocześnie do przekonania, że należy podjąć

100 101
nie stosowany dotąd eksperyment: chcą spróbować wyjaśnić Tak więc Plamisty Wilk, a może też był to Srokaty Orzeł,
w bezpośrednich rozmowach — a nie przez odkopanie toporów zapalił fajkę, która wówczas jeszcze nie była fajką pokoju,
wojennych — zagadnienie prawa do łowów na terenie pewnej a drugi Indianin uczynił to samo. Któż nie zna boskiej
wyspy na bobrowej rzeczce; rzeczka ta stanowi granicę pomię­ odprężającej katharsis, jaką przynosi palenie. Obaj wodzowie
dzy terenami łowieckimi obu plemion. Całe to przedsięwzięcie uspokajają się, nabierają pewności siebie, a ich odprężenie
już w samym zarodku jest nieco kłopotliwe, istnieje bowiem pozwala osiągnąć pełne powodzenie w prowadzonych pertrak­
obawa, że gotowość do pertraktacji może przez każdą ze stron tacjach. Możliwe, że już przy następnym spotkaniu obu Indian
być mylnie rozumiana jako tchórzostwo. Stąd obaj mężowie, jeden z nich od r a z u zapala fajkę, może przy jakiejś kolejnej
gdy spotykają się po odprawieniu swojej świty i złożeniu broni, naradzie jeden z nich nie ma przy sobie przyborów do palenia,
są w najwyższym stopniu z a ż e n o w a n i , a że żaden z nich a drugi, już nieco życzliwiej do niego nastawiony, pożycza mu
nie może się do tego przyznać ani przed sobą samym, ani tym swoich i pozwala mu ze sobą popalić. Możliwe też, że
bardziej przed tamtym, występują szczególnie hardo, wręcz konieczne było powtórzenie tego toku czynności niezliczoną
wyzywająco, spoglądając na siebie srogo, po czym obaj ilość razy, aby powoli do świadomości ogółu przeniknęło
z wielką godnością siadają. A potem przez długi czas nie dzieje przekonanie, że palący Indianin jest wyraźnie bardziej skory do
się nic, zupełnie nic. Kto kiedykolwiek zawierał umowę kupna porozumienia niż taki, co nie pali. Może nawet wieki minęły,
bądź wymiany terenu albo też robił jakikolwiek inny interes zanim symbolika wspólnego palenia jednoznacznie i w sposób
z austriackim czy bawarskim chłopem, wie, że ten, kto pierwszy zobowiązujący zaczęła oznaczać pokój. Pewne jest natomiast,
zaczyna mówić o temacie spotkania, jest już z góry przegrany. że w ciągu wielu pokoleń to, co pierwotnie było tylko gestem
U Indian jest na pewno podobnie i — Bóg jeden wie, jak długo zakłopotania, utrwaliło się jako rytuał, który nabrał siły wiążą­
ci dwaj siedzą milcząc naprzeciwko siebie. cego prawa dla każdego Indianina. Wroga napaść po wypaleniu
Gdy się tak siedzi i nie można sobie pozwolić na zdradzenie fajki stała się całkowicie niemożliwa z powodu takich samych
swego wewnętrznego podniecenia nawet drgnięciem mięśnia w gruncie rzeczy zahamowań, jakie zmuszały konie Margaret
twarzy, gdy tak bardzo chciałoby się coś robić, nawet wiele Altmann do zatrzymywania się w miejscu zwykle zakładanego
zrobić, a istnieją ważne przyczyny, które do tego nie dopusz­ obozowiska, a gąskę Martynę do odbywania swojej drogi
czają, krótko mówiąc, gdy jest się w takiej konfliktowej okrężnej wiodącej pod okno.
sytuacji, ogromną ulgę przynosi wykonanie czegoś obojętnego, Byłoby jednak wysoce jednostronne, co więcej, zgrzeszyli­
co niczym się nie wiąże z żadnym z dwóch sprzecznych z sobą byśmy pominięciem sprawy najistotniejszej, gdybyśmy na plan
motywów i co prócz tego może jeszcze posłużyć do wykazania pierwszy wysuwali tylko nakazy i zakazy rytuału powstałego
obojętności wobec danej sprawy. Badacz nazywa to ruchem w biegu historii kultury. Rytuał jest narzucony i uświęcony
przerzutowym (Ubersprungsbewegung), potocznie mówi się przez ponadosobnicze związane z tradycją i kulturą superego.
o geście zakłopotania. Wszyscy palacze, jakich znam, w sytua­ Ale zachowuje jednak niezmiennie charakter „ulubionego"
cji wewnętrznego konfliktu zachowują się podobnie, wszyscy przyzwyczajenia, a nawet niemożność obycia się bez niego
sięgają do kieszeni i zapalają papierosa, bądź fajkę. Jakże i przywiązanie do niego są silniejsze niż wobec jakiegokolwiek
mogło być inaczej w przypadku narodu, który wynalazł palenie innego nawyku powstałego w ciągu jednego indywidualnego
tytoniu i od którego przejęliśmy ten obyczaj? żywota. Na tym właśnie polega sens tych ciągów wykonywa-

102 103
nych ruchów i zewnętrznej wspaniałości ceremoniałów kultury. dalszy, a nawet zanika zupełnie. Jest to wówczas zjawisko
Obrazoburca myli się, gdy sądzi, że przepych rytuału jest typowej zamiany funkcji. Z porozumiewania się mogą z kolei
sprawą czysto zewnętrzną, nie tylko nieistotną, ale nawet wyniknąć dwie równie ważne funkcje, z których obie jeszcze
szkodliwą dla wewnętrznego przeżywania tego, co ma sym­ w pewnej mierze działają jako informacje. Pierwszą jest
bolizować. Jedną z ważniejszych, a może i najważniejszą kierowanie agresji na nieszkodliwe tory, drugą — tworzenie
z wszystkich cech wspólnych zarówno rytuałom powstałym silnej więzi łączącej dwóch lub więcej członków tego samego
w toku filogenezy, jak i wytworzonym w drodze rozwoju gatunku. W obu przypadkach analogiczne zmiany formy
kultury jest to, że oba działają jako samodzielne, aktywne pierwotnego nie zrytualizowanego sposobu zachowania się
s i ł y n a p ę d o w e społecznego zachowania się. Jeżeli od­ „wyhodował" nacisk selekcji. Połączenie zmiennych różno­
czuwamy świadomie radość z wszystkich efektownych obrząd­ rakich możliwych sposobów działania w jeden jedyny sztywny
ków związanych z jakimś starym obyczajem, na przykład ciąg działań niewątpliwie zmniejsza niebezpieczeńswo dwu­
strojenia choinki i zapalenia świeczek na Boże Narodzenie, znaczności przy porozumiewaniu się. Ten sam efekt daje ścisłe
dzieje się to dlatego, że jesteśmy p r z y w i ą z a n i do tradycji. ustalenie częstotliwości i amplitudy serii ruchów. Na zjawisko
Od nasilenia ciepła tego uczucia zależy wierność, którą po­ to zwrócił uwagę Desmond Morris i nazwał je w odniesieniu do
trafimy dochować temu symbolowi i wszystkiemu, co on ruchów działających jako sygnał ich „intensywnością typową".
reprezentuje. Ciepło tego uczucia jest właśnie tym, co każe nam Gesty tokowania i grożenia u zwierząt, a także wytworzone
spoglądać na dobra wytworzone przez naszą kulturę jako na przez ludzką kulturę ceremoniały dostarczają najróżniejszych
pozytywne wartości. Samoistne życie tej kultury, tworzenie przykładów tego zjawiska. Rektor i dziekani wkraczają do auli
społeczności ponadosobniczej i trwającej poza życie jednostki, „dostojnym krokiem"; śpiew księży katolickich w trakcie
słowem wszystko, co się składa na prawdziwe człowieczeńst­ nabożeństwa jest dokładnie przepisami określony pod wzglę­
wo, polega właśnie na tym usamodzielnianiu się rytuału, które dem tonacji, rytmu i nasilenia głosu. Jednoznaczność informacji
czyni z niego samoistny motyw ludzkiego działania. wzmacnia ponadto także i powtarzanie czegoś w skupieniu.
W zaraniu kultury ludzkości rytuały na pewno rozwinęły się Rytmiczne powtarzanie określonego ruchu jest charakterys­
w drodze tradycji, podobnie jak na znacznie niższym szczeblu tyczne dla wielu rytuałów, zarówno tych instynktownych, jak
— przy prapoczątkach społecznego współżycia zwierząt wyż­ wywodzących się z kultury. W obu przypadkach wartość
szych — rozpoczął się filogenetyczny rozwój rytuałów. Analo­ informacyjna ruchów rytualnych rośnie jeszcze na skutek
gie między nimi, które teraz podsumowując wykażemy, narzu­ przesadnego eksponowania tych elementów, które już w nie
ciła zbieżność wymagań, jakie obu tym rodzajom rytuałów zrytualizowanej formie pierwotnej przekazywały odbiorcy syg­
stawia wspólna ich funkcja w życiu zespołowym. nały optyczne bądź akustyczne, podczas gdy elementy działają­
W obu przypadkach sposób zachowania się, za którego ce pierwotnie w inny mechaniczny sposób maleją, a nawet
pośrednictwem w jednym przypadku gatunek, a w drugim zupełnie zanikają.
kulturowa społeczność rozprawia się z otoczeniem, uzyskuje Ta „mimiczna przesada" może rozwinąć się w ceremoniał
całkowicie nową funkcję, a mianowicie funkcję porozumienia, rzeczywiście bardzo zbliżony do symbolu: wywołuje on ten
komunikowania się. Znaczenie pierwotne może zachować się iście teatralny efekt, który przede wszystkim zwrócił uwagę sir
jeszcze, często bywa jednak coraz bardziej spychane na plan Juliana Huxleya podczas jego obserwacji nad perkozem dwu-

104 105
czubym. Bogactwo form i kolorów, jakie rozwinęły się w służ­ moniału. Dzięki takim właśnie możliwościom badania porów­
bie tej specjalnej funkcji, występuje w rytuałach zarówno nawcze są tak pasjonujące.
pochodzenia filogenetycznego, jak kulturowego. Przepyszne Nowo powstałe wzory zachowania się osiągają szczególny
kształty i barwy płetw syjamskiego bojownika wspaniałego, rodzaj samodzielności w dziedzinie rytualizacji zarówno filo­
upierzenie rajskiego ptaka, dziwaczne ubarwienia przedniej genetycznej, jak kulturowej. I instynktowne, i kulturowe rytua­
i tylnej części ciała mandryla — wszystko to powstało, aby ły nabierają charakteru autonomicznych motywacji zachowania
wzmocnić działanie określonego zrytualizowanego ruchu. Nie przez to, że same przekształcają się w nowe, ostateczne
ma chyba wątpliwości, że sztuka u ludzi powstała pierwotnie czynności i cele, których osiągnięcie staje się pobudzającą do
w służbie rytuału i że usamodzielnienie się sztuki, „sztuka dla działania potrzebą organizmów. Z samej istoty rytuałów jako
sztuki", jest zjawiskiem późniejszego etapu w procesie rozwoju nosicieli czynników samodzielnie dopingujących wynika to, że
kultury. wykraczają one poza swą pierwotną funkcję porozumiewaw­
Bezpośrednia przyczyna wszystkich przemian, dzięki któ­ czą, a tym samym nabierają zdolności spełniania dwóch
rym rytuały pochodzenia filogenetycznego i kulturowego stają dalszych równie ważnych zadań, a mianowicie kontroli nad
się do siebie podobne, tkwi niewątpliwie w nacisku selekcji, agresją i tworzenia więzi pomiędzy osobnikami jednego gatun­
jaki wywiera ograniczenie reaktywności odbiorcy na rozwój ku. Na s. 91-92 dowiedzieliśmy się, w jaki sposób ceremoniał
nadajnika bodźców; jeżeli system ma działać prawidłowo, może stać się mocną więzią łączącą określone osobniki,
odbiorca musi selektywnie reagować na sygnały nadawcy. Im a w rozdziale XI wyjaśnię szczegółowo, jak ceremoniał
prostszy, a przy tym im bardziej jednoznaczny jest sygnał, tym hamujący agresję może nabrać znaczenia czynnika decydujące­
łatwiej jest skonstruować odbiornik odpowiadający nań selek­ go o całym społecznym zachowaniu się, czynnika, który
tywnie. Oczywiście nadawca i odbiorca wywierają wzajemnie w skutkach można przyrównać do ludzkiej miłości i przyjaźni.
na siebie nacisk selekcyjny rzutujący na ich rozwój, przez co Te dwa stopnie rozwojowe, które w rytualizacji kulturowej
obaj — dostosowując się do siebie — mogą osiągnąć bardzo prowadzą od porozumienia do kontroli agresji, a stąd do
znaczne zróżnicowanie. Wiele rytuałów instynktownych, wiele powstawania więzi, są na pewno analogiczne do stopni roz­
kulturowych ceremoniałów, a nawet słowa we wszystkich wojowych występujących w ewolucji rytuałów instynktow­
ludzkich językach zawdzięczają swoją obecną formę temu nych, co wykażemy w rozdziale XI na przykładzie triumfalnego
zjawisku porozumienia pomiędzy nadawcą a odbiorcą; obaj są krzyku gęsi. Potrójna funkcja zapobiegania walce między
partnerami systemu porozumiewawczego, który rozwija się członkami zbiorowości, ich solidarności w obrębie zamkniętej
z biegiem historii. W takich przypadkach często prześledzenie jednostki i odgraniczenie tej jednostki od innych podobnych
drogi wstecz do nie zrytualizowanego wzoru, do źródła rytuału zbiorowisk w kulturowo powstałych rytuałach odbywa się w tak
nie jest możliwe, gdyż forma jego zmieniła się nie do zadziwiająco podobny sposób, że bezwzględnie zmusza do
rozpoznania. Tam jednakże, gdzie pośrednie stopnie drabiny głębszego zastanowienia się nad tym zjawiskiem.
rozwoju przetrwały u innych żyjących gatunków albo w innych Istnienie każdej zbiorowości ludzkiej, liczniejszej niż liczba
jeszcze żywych środowiskach kultury, może się udać metodą członków, których może łączyć osobista miłość i przyjaźń,
badań porównawczych odnaleźć drogę, na której rozwinęła się opiera się na tych trzech funkcjach kulturowo zrytualizowanego
obecna forma jakiegoś dziwacznego i skomplikowanego cere- sposobu zachowania się. Kulturowa rytualizacja tak dalece

106 107
przesyca społeczne zachowanie się ludzi, że przez swoją do ścisłego przestrzegania owych norm społecznego zachowa­
wszechobecność nie dociera zwykle w ogóle do naszej świado­ nia się. Nonkonformista doznaje gorszego traktowania i uważa­
mości. Gdybyśmy chcieli przytoczyć przykłady ludzkiego ny jest za outsidera, a w grupach nieskomplikowanych, których
zachowania się, które na pewno nie jest zrytualizowane, dobrym przykładem są klasa szkolna czy mała jednostka
musielibyśmy sięgnąć do takich czynności, jakich nie wykonuje wojskowa, zostaje po prostu bezlitośnie wykluczony ze społe­
się publicznie, np. do niepohamowanego ziewania i przeciąga­ czności. Każdy wykładowca uniwersytecki, który ma dzieci
nia się, dłubania w nosie czy drapania się w różne części ciała. i wykonywał swój zawód w różnych częściach kraju, miał
Wszystko, co nazywa się manierami, jest oczywiście ściśle sposobność zaobserwować, z jak niebywałą szybkością
wyznaczone przez kulturową rytualizację. „Dobre" maniery są dziecko uczy się mówić lokalnym narzeczem używanym
to — per definitionem — takie, które charakteryzują własną w okolicy, w której chodzi do szkoły. Musi się ono tego
zbiorowość i których wymaganiami kierujemy się stale tak narzecza nauczyć, aby nie być wykluczonym ze zbiorowości
dalece, że stają się naszą drugą naturą. A przy tym na co dzień swoich kolegów w szkole. W domu natomiast nadal używa
nie zdajemy sobie sprawy, że funkcja ich polega na hamowaniu gwary ojczystej. Charakterystyczne jest, że bardzo trudno
agresji i tworzeniu więzi społecznej. Tymczasem właśnie te nakłonić takie dziecko do przemówienia w gronie rodzinnym
maniery stanowią o „kohezji społecznej", jak mówią socjo­ obcym dialektem, którego nauczyło się w szkole, na przykład
logowie. do wygłoszenia jakiegoś wiersza. Przypuszczam, że małe
Funkcja manier jako stałego czynnika łagodzącego pomiędzy dziecko uważa za zdradę swą ukrywaną przynależność do innej
członkami grupy staje się zupełnie oczywista, gdy widzimy grupy niż rodzina.
skutki występujące w przypadku ich braku. Nie mam przy tym Normy i rytuały społeczne pochodzenia kulturowego są
na myśli skutków jakichś większych wykroczeń przeciwko równie charakterystyczne dla mniejszych i większych grup
utartym zwyczajom, tylko po prostu brak tych wszystkich ludzkich jak filogenetycznie uzyskane cechy — dla podgatun-
drobnych grzecznościowych spojrzeń i gestów, którymi czło­ ków, gatunków, rodzajów i większych jednostek taksonomicz­
wiek, na przykład wchodząc do jakiegoś pomieszczenia, przyj­ nych. Metodą badań porównawczych można zrekonstruować
muje do wiadomości, że znajduje się w nim jeszcze jakaś osoba. historię ich rozwoju. Różnice powstałe pomiędzy nimi w toku
Gdy ktoś czuje się obrażony przez członków swojej zbiorowo­ rozwoju historycznego wznoszą bariery pomiędzy jednostkami
ści, i wkraczając do pokoju, w którym się oni znajdują, nie kulturowymi w sposób podobny, jak czyni to rozbieżny rozwój
przestrzega tych drobnych rytuałów uprzejmościowych, lecz pomiędzy gatunkami. Słusznie więc Erik Erikson nazwał to
zachowuje się tak, jakby ów pokój był pusty — wywołuje tym zjawisko pseudospeciation — rzekomym powstawaniem ga­
gniew i wrogość identyczne jak przy postawie otwarcie agresy­ tunków.
wnej. I słusznie, tego bowiem rodzaju umyślne pomijanie Pomimo że owa rzekoma specjacja przebiega nieporów­
normalnych ceremoniałów „pojednawczych" jest równoznacz­ nywalnie szybciej od filogenetycznej, ona również wymaga
ne z jawną agresywnością. odpowiedniego czasu. Nikłe jej początki, jak powstawanie
Ponieważ każde odstępstwo od charakterystycznych dla nawyków grupowych i dyskryminacja niewtajemniczonych
danej grupy form towarzyskich wywołuje agresywność outsiderów, występują już w każdej zbiorowości dziecięcej, ale
— wszyscy członkowie danej zbiorowości są przez to zmuszeni wydaje się, że na to, aby normy i rytuały społeczne nadały

108 109
grupie trwałość i wytrzymałość, muszą one oddziaływać stale W tych kołach kulturowych za dowód uprzejmości i dobrego
przez co najmniej kilka pokoleń. Stąd najmniejszym kulturo­ wychowania uchodzi trzymanie głowy podczas słuchania pros­
wym pseudogatunkiem, jaki mogę sobie wyobrazić, są wy­ to do góry i patrzenia mówiącemu w twarz, tak jak powinien to
chowankowie szkoły mającej bogate tradycje; zadziwiające czynić żołnierz odbierający rozkaz. Gdy przeniosłem się
jest, jak taka grupa ludzka zachowuje latami swój charakter z Wiednia do Królewca (są to dwa miasta, w których różnica
pozornego gatunku. Często wyśmiewany dziś old school tie między omawianymi sposobami zachowania się jest szczegól­
(krawat — więź ze starej szkoły) jest zgoła aktualny. Ja sam, nie ostra), potrzebowałem sporo czasu, zanim się przyzwyczai­
gdy spotkam mężczyznę mówiącego „wykwintnym" nosowym łem do gestu uprzejmego słuchania ze strony pruskich dam.
akcentem byłego ucznia Gimnazjum Szkockiego, mimo woli Ponieważ z przyzwyczajenia oczekiwałem ze strony kobiety,
czuję do niego sympatię, jestem skłonny mu zaufać i zachowuję do której mówiłem, choć nieznacznego pochylenia podbródka,
się wobec niego zdecydowanie bardziej serdecznie niż wobec gdy moje rozmówczynie, siedząc wyprostowane patrzyły mi
każdego innego outsidera. prosto w twarz, nie mogłem się powstrzymać od myśli, że
Niezwykle ważną funkcję grzecznych manier znakomicie powiedziałem coś zgoła niestosownego.
można przestudiować przy okazji społecznych kontaktów Naturalnie znaczenie takich gestów grzecznościowych usta­
między różnymi grupami i podgrupami ludzkich ośrodków nowione jest wyłącznie przez porozumienie pomiędzy nadawcą
kulturalnych. Bardzo znaczna część przyzwyczajeń dyktowa­ a odbiorcą tego samego systemu komunikowania się. W środo­
nych dobrym obyczajem jest kulturowo zrytualizowaną przesa­ wiskach kulturowych, w których ten system nie jest jednakowy,
dą gestów podporządkowania, których korzenie tkwią w więk- nieporozumienia są nieuniknione. Z punktu widzenia obycza­
szości przypadków w filogenetycznie zrytualizowanych sposo­ jów pruskich gest „zamieniania się w słuch" Japończyka
bach zachowania się o tym samym znaczeniu. Lokalna tradycja przyjęty byłby jako wyraz godnej pogardy służalczości, pod­
dobrego obyczaju w różnych kulturowych podgrupach wymaga czas gdy z japońskiego punktu widzenia uprzejmie przy­
tylko ilościowo odmiennego podkreślenia tych ruchów eks­ słuchująca się pruska dama byłaby uosobieniem bezkom­
presyjnych. Dobrym przykładem będzie tutaj gest grzecznego promisowej wrogości.
przysłuchiwania się, który polega na tym, że szyję nieco się Nawet bardzo nikłe różnice w tego rodzaju konwencjach
wyciąga do przodu, a równocześnie głowę przechyla w bok, mogą pociągnąć za sobą mylną interpretację gestów kulturowo
przybiera się więc w stosunku do mówcy postawę „zamienione­ zrytualizowanych. Anglicy i Niemcy uważają południowców
go w słuch". Taki sposób zachowania się wyraża gotowość za ludzi „nieodpowiedzialnych" tylko dlatego, że zgodnie ze
uważnego przysłuchiwania się, a nawet w razie potrzeby swoją własną konwencją na podstawie ich przesadnych gestów
— posłuszeństwa. W grzecznościowych obyczajach niektórych grzecznościowych i wylewności oczekują od nich więcej
kultur azjatyckich gest ten nabrał cech mocnej przesady prawdziwej społecznej życzliwości aniżeli naprawdę doznają.
mimicznej; w Austrii, szczególnie u pań z dobrych domów, jest Niepopularność Niemców z północy kraju, a przede wszystkim
jednym z ogólnie przyjętych gestów uprzejmościowych. W in­ Prusaków w krajach południowych polega często na nieporozu­
nych środkowoeuropejskich krajach wydaje się mniej podkreś­ mieniach wynikających z odwrotnej sytuacji. Przebywając
lany. W niektórych północnych częściach Niemiec został w dobrym towarzystwie amerykańskim, na pewno niejedno­
zredukowany do minimum bądź nawet nie występuje wcale. krotnie sprawiałem wrażenie grubianina, bo po prostu nie

110 111
byłem zdolny tyle się uśmiechać, ile tego wymagają amerykań­ A jednocześnie — tak samo jak porównywalna z nim funkcja
skie dobre obyczaje. sztywnych instynktownych społecznych sposobów zachowania
Niewątpliwie takie drobne nieporozumienia przyczyniają się się — potrzebuje on nadzoru ze strony naszego wyrozumowa-
w dużym stopniu do powstawania nienawiści pomiędzy róż­ nego obowiązku moralnego.
nymi kulturowymi środowiskami. Człowiek, który w sposób Słuszne i prawidłowe jest, że uważamy obyczaje, których nas
wyżej opisany nie zrozumiał społecznych gestów innego koła nauczyli rodzice, za „dobre" i że odnosimy się z czcią do
kulturowego, czuje się niecnie oszukany i dotknięty. Już sam społecznych norm i rytuałów, przekazanych nam przez tradycję
fakt nieumiejętności zrozumienia ruchów ekspresyjnych i rytu­ własnej kultury. Jednakże całą siłą naszego rozsądku, świado­
ałów obcej kultury budzi nieufność i lęk w stopniu mogącym mego ciążącej na nas odpowiedzialności, musimy strzec się
łatwo doprowadzić do jawnej agresji. przed tym, aby ulegając naturalnej skłonności, nie uważać
Od nieznacznych odrębności językowych i obyczajowych rytuałów i norm innych środowisk kulturalnych za mniej
wiążących najmniejsze jednostki wiedzie nieprzerwany ciąg wartościowe. Ciemną stroną powstawania rzekomych gatun­
stopni do wysoko rozwiniętych, skomplikowanych, naukowo ków jest niebezpieczeństwo nieuznawania członków innych
uzasadnionych symbolicznych norm i rytuałów społecznych, rzekomych gatunków za ludzi, tak jak dzieje się to u wielu
jednoczących największe społeczne jednostki ludzkości: naro­ prymitywnych szczepów, w których języku słowo „człowiek"
dy, ośrodki kultury, religie albo ideologie polityczne. Zbadanie jest synonimem tylko własnego plemienia. Z ich punktu
tego systemu metodą porównawczą, tj. przestudiowanie prawi­ widzenia zjadanie zabitych wojowników obcego plemienia nie
deł powstawania rzekomych gatunków, jest bezwzględnie jest kanibalizmem. Moralną konsekwencją historii naturalnej
możliwe, pomimo że nastręczałoby to więcej trudności niż rzekomego powstawania gatunków jest to, że musimy się
badania nad powstawaniem gatunków rzeczywistych, a to ze nauczyć tolerancji wobec innych kultur, pozbyć się naszej
względu na częste pokrywanie się poszczególnych pojęć własnej kulturowej i narodowej arogancji i zrozumieć, że
grupowych, jak na przykład w jednostkach narodowych i reli­ społeczne normy i rytuały innych środowisk kulturowych, które
gijnych. ich członkom są równie drogie i bliskie jak nam nasze własne,
Podkreśliłem już, że emocjonalne tło wagi każdej zrytualizo- mają takie samo prawo do czci i szacunku. Bez tolerancji
wanej normy społecznego zachowania się nadaje jej siłę wypływającej z takiego rozeznania bardzo łatwo jest dopatrzyć
napędową. Erik Erikson niedawno wykazał, że przyzwyczaje­ się uosobienia zła właśnie w tym, co dla sąsiada jest czymś
nie się do rozróżniania dobra i zła rozpoczyna się w najwcześ­ najświętszym. Cecha niewzruszalności społecznych norm i ry­
niejszym dzieciństwie, a doskonali się później w ciągu całego tuałów, w której tkwi ich najwyższa wartość, może jednak
okresu rozwoju człowieka. W zasadzie nie ma różnicy między doprowadzić do najstraszliwszej z wszystkich wojen, do wojny
uporem, z jakim trzymamy się wpojonych nam wcześnie religijnej, a jest ona tym, co nam dzisiaj zagraża!
przepisów wychowawczych dotyczących czystości osobistej, W tym miejscu przeraziłem się — jak zawsze wtedy, gdy
a wiernością dochowywaną narodowym i politycznym normom dyskutuję na temat ludzkiego zachowania się z punktu widzenia
i rytuałom, które wpojono nam w życiu późniejszym. Sztyw­ nauk przyrodniczych — że mogę być źle rozumiany. Rzeczywi­
ność rytuału tradycyjnego i uporczywość, z jaką się go ście powiedziałem, że człowiecza wierność tradycyjnym oby­
trzymamy, są istotne i niezbędne dla jego funkcjonowania. czajom wywodzi się od skromnego kształtowania się nawyków

112 113
i zwierzęcego strachu przed ich przełamaniem. Następnie
podkreśliłem fakt, że wszystkie ludzkie rytuały powstały
w sposób naturalny, w znacznym stopniu analogiczny do Rozdział szósty
ewolucji instynktów społecznych u zwierzęcia i u człowieka.
WIELKI PARLAMENT INSTYNKTÓW
Więcej nawet, wyraźnie wyjaśniałem, że wszystko to, co
człowiek czci i uważa za święte w zakresie tradycji, nie
przedstawia wartości etycznej bezwzględnej, lecz jest tylko Jak się tu wszystko w całość wije,
uświęcone w granicach danego środowiska kultury. Nie prze­ Jak jedno w drugim działa i żyje!
(Goethe, Faust, cz. I,
mawia to jednak absolutnie przeciwko wartości i potrzebie przełoży! Władysław Kościelski.)
niezłomnej wiary, jaką człowiek sprawiedliwy powinien do­
chowywać przyjętym obyczajom swojego środowiska kulturo­ Czytaliśmy już w rozdziale poprzednim, że filogenetyczny
wego. proces rytualizacji powołuje do życia każdorazowo nowy
Nie kpijmy więc ze zwierzęcych przyzwyczajeń tkwiących autonomiczny instynkt, który w charakterze niezależnej siły
w człowieku, który nawyki swoje wyniósł na piedestał rytuału włącza się do wielkiego układu oddziaływań wszystkich innych
i trzyma się ich z uporem, co zda się godne lepszej sprawy; instynktownych czynników napędowych. Rola jego, która jak
m a ł o j e s t doprawdy spraw lepszych! Gdyby przyzwyczaje­ wiemy, pierwotnie polega zawsze na przekazie informacji, na
nie nie umacniało się i nie usamodzielniało w opisany powyżej komunikowaniu się, może zapobiec szkodliwym skutkom
sposób, gdyby nie wzniosło się do poziomu uświęconego celu agresji przez ułatwienie porozumiewania się pomiędzy dwoma
samego w sobie — nie byłoby żadnego wiarygodnego przekazu, członkami gatunku. Nie tylko wśród ludzi powstają spory,
nie byłoby wiary i prawa. Nie wiążą przysięgi i nie działają dlatego że ktoś m y l n i e sądzi, że ten drugi chce mu zrobić coś
traktaty tam, gdzie umawiający się partnerzy nie mają wspólnej złego. Chociażby z tego powodu sprawa rytuału jest niezmier­
podstawy niewzruszonych obyczajów zamienionych w rytuały, nie ważna dla tematu, którym się zajmujemy. Ale rytuał może
przy których naruszeniu ogarnia ich ów magiczny śmiertelny jeszcze ponadto — jak zobaczymy niebawem dokładniej na
strach, jakiego doznała swego czasu moja mała Martyna na przykładzie triumfalnego krzyku gęsi — nabrać tak wielkiej
piątym stopniu schodów naszego domu. mocy jako samodzielny popęd, że w wielkim parlamencie
instynktów odgrywa rolę skutecznej opozycji przeciwko potę­
dze agresji. Aby wyjaśnić, jak się to dzieje, że rytuał utrzymuje
agresję w ryzach, właściwie jej nie osłabiając i nie umniejszając
jej znaczenia dla zachowania gatunku (o czym mówiliśmy
w rozdziale trzecim), muszę jeszcze coś niecoś powiedzieć
o układzie oddziaływań instynktów. Jest on w tym sensie
podobny do p a r l a m e n t u , że stanowi mniej lub bardziej
kompleksowy system wzajemnego oddziaływania wielu nieza­
leżnych zmiennych, a także dlatego że jego iście demokratycz­
ny sposób działania jest wynikiem przejścia prób historii

115
i stwarza jeśli nie zawsze prawdziwą harmonię, to w każdym ca, jak byłby na przykład specjalny termin „moc samochodu",
razie znośne i ułatwiające życie kompromisy między sprzecz­ którym to pojęciem mógłbym się równie dobrze posługiwać dla
nymi interesami. wyjaśnienia faktu, że mój dobry stary wóz jest jeszcze ciągle na
Czymże jest „poszczególny" instynkt? Na określeniach chodzie. Jednakże kto zna (i opłaca) naprawy, które umoż­
używanych często potocznie dla różnych instynktownych sił liwiają jego jazdę, ten nie będzie zbyt pochopnie wierzył w tę
napędowych ciąży złe dziedzictwo myślenia „finalistycznego". mityczną „moc", a przecież właśnie o te naprawy nam tutaj
„Finalistą" w złym tego słowa znaczeniu jest ten, kto myli chodzi! Komu znane są patologiczne wadliwości funkcji
pytanie „po co?" z pytaniem „dlaczego?", a w związku z tym wrodzonych mechanizmów zachowania się, zwane przez nas
uważa, że przez wykazanie sensu jakiegoś działania dla instynktami, ten nigdy nie wpadnie na obłędny pomysł, że
zachowania gatunku rozwiązał zarazem i zagadnienie przy­ zwierzęta, a nawet ludzie działają pod wpływem ukierun­
czyny jego powstania. Jakże kuszącą łatwizną jest doszukiwa­ kowujących i tylko w świetle finalizmu zrozumiałych czyn­
nie się odrębnego popędu czy instynktu dla każdego wyraźnie ników, które ani nie wymagają, ani nie dopuszczają przy­
zdefiniowanego działania, którego znaczenie dla zachowania czynowego wyjaśnienia.
gatunku jest wyraźne i bezsporne, jak na przykład odżywianie Jednolity i zgodny z wydolnościami sposób zachowania się,
się, rozmnażanie czy ucieczka. Jakże znany nam jest termin jak na przykład pobieranie pokarmu czy rozród, dokonuje się
„popęd rozrodczy" ! Nie wolno sobie jednak przy tym wmawiać zawsze w drodze niezmiernie skomplikowanego wzajemnego
— jak niestety czyniło wielu badaczy instynktów — że termin oddziaływania bardzo wielu przyczyn, „wynalezionego"
ten zawiera jednocześnie i w y j a ś n i e n i e danego procesu. i gruntownie wypróbowanego przez obu „konstruktorów prze­
Pojęcia odpowiadające takim określeniom nie są ani trochę miany gatunków" — dziedziczną zmienność i selekcję. Te
lepsze od pojęć horror vacui bądź „flogiston", które są mnogie fizjologiczne przyczyny znajdują się nieraz we wzaje­
wyłącznie określeniem pewnych procesów, a „oszukańczo mnym stosunku obustronnego zrównoważonego oddziaływa­
udają, że zawierają ich wyjaśnienie" — jak to surowo ocenił nia, czasami wszakże jedna wpływa na drugą silniej, aniżeli się
John Dewey. Ponieważ w tej książce dążymy do wyjaśnienia sama jej wpływowi poddaje; niektóre z nich są stosunkowo
przyczyny pewnych o d c h y l e ń f u n k c j i jednego z instyn­ niezależne od całości układu oddziaływań i wpływ ich na tę
któw, a mianowicie instynktu agresji, nie możemy się ograni­ całość jest większy niż uległość wobec niej. Dobrymi przy­
czyć do badania jego „po co", zresztą już uczyniliśmy to kładami takich „relatywnie od całości niezależnych elemen­
w rozdziale trzecim. Musimy więc odnaleźć przyczyny normal­ tów" są poszczególne części s z k i e l e t u .
ne, aby zrozumieć źródła zaburzeń jego funkcji, a następnie W dziedzinie zachowania się koordynacja dziedziczna i dzia­
w miarę możności nauczyć się je usuwać. łanie instynktowne są elementami wyraźnie niezależnymi od
Wydolność organizmu określona według jego funkcji, jak na całości. W swojej formie równie niezmienne jak najtwardsze
przykład pobieranie pokarmu, rozmnażanie się czy nawet części szkieletu poganiają organizm każde własnym batem. Jak
samozachowawczość, nie jest oczywiście nigdy skutkiem jed­ już wiemy, oba po długim milczeniu, energicznie domagają się
nej tylko jedynej przyczyny bądź jednego tylko popędu. Wyjaś­ dopuszczenia do głosu, zmuszając zwierzę czy człowieka do
niająca wartość takich pojęć jak „popęd rozrodczy" albo poderwania się i aktywnego poszukiwania takiej specjalnej
„instynkt samozachowawczy" jest więc równie nic nie znaczą- sytuacji bodźcowej, która nadawałaby się do wyzwolenia

116 117
i realizacji właśnie takiej, a nie innej koordynacji dziedzicznej. z nich. Niekiedy jednak nie mogą się pogodzić, wówczas statek
Wielkim więc błędem będzie uważać, że każdy ruch instynk­ jest pozbawiony wszelkiego rozsądnego dowództwa. Natomiast
towny, którego działanie dla zachowania gatunku służy na u zwierząt kapitanowie przestrzegają rzekomo umowy, że
przykład pobieraniu pokarmu, musi być koniecznie wywołany zawsze tylko jeden z nich ma dostęp do mostku kapitańskiego
przez głód. Wiemy o naszych psach, że wykonują one namiętnie i każdy musi ustąpić, z chwilą gdy drugi wstępuje na mostek. To
szereg takich ruchów, jak węszenie, myszkowanie, bieganie, ostatnie porównanie rzeczywiście doskonale oddaje niektóre
ściganie, chwytanie i uśmiercanie zdobyczy przez potrząsanie, przypadki zachowania się zwierząt w sytuacjach konfliktowych
również i wtedy, gdy nie są głodne. Każdy sympatyk psów i nie można się dziwić, że w owym czasie nie dostrzegliśmy
dobrze wie, że psa ogarniętego szałem polowania n i e m o ż ­ tego, że są to tylko dość rzadko występujące przypadki
na wyleczyć z tej pasji najlepszym nawet karmieniem. To szczególne. Ponadto została tu chyba przedstawiona najprost­
samo dotyczy instynktownych ruchów chwytania zdobyczy sza forma wzajemnego oddziaływania dwóch współzawod­
u kota, znanego objawu „krążenia" u szpaka, który ruch ten niczących ze sobą popędów, z których jeden po prostu tłumi lub
wykonuje prawie stale i zupełnie niezależnie od uczucia głodu. wyłącza drugi; było więc zupełnie prawidłowe i słuszne, że
Krótko mówiąc, dotyczy to wszystkich owych drobnych usług z początku opieraliśmy się na procesach najprostszych i dają­
na rzecz zachowania gatunku, jak bieganie, fruwanie, nad­ cych się najłatwiej przeanalizować, nawet jeżeli nie były to
gryzanie, dziobanie, kopanie, czyszczenie się itp. Każda z tych procesy najczęściej występujące.
koordynacji dziedzicznych odznacza się swoją własną spon­ W rzeczywistości pomiędzy dwoma niezależnymi od siebie
tanicznością i powoduje swoje własne zachowanie się apetyty- i zmiennymi popędami mogą występować wszystkie możliwe
wne. Czyż więc te wszystkie drobne popędy cząstkowe są rodzaje wzajemnych wpływów i oddziaływań. Jeden może
całkowicie od siebie niezależne? Czy tworzą one mozaikę, drugiemu sprzyjać i go wzmacniać, oba mogą się wzajemnie
która swoją funkcjonalną jednolitość zawdzięcza strukturze wspierać, mogą się sumować i — nie wchodząc poza tym
przemiany gatunków? W przypadkach krańcowych istotnie w żadne ze sobą współzależności — nakładać się w jednym
może to się zdarzać, ale jeszcze niedawno uważano takie i tym samym sposobie zachowania się, wreszcie mogą się wza­
wyjątki za regułę ogólną. Mianowicie w heroicznym okresie jemnie hamować. Oprócz wielu jeszcze innych obustronnych
badań porównawczych nad zachowaniem się sądzono, że wpływów, których samo wyliczenie zaprowadziłoby nas zbyt
zwierzę każdorazowo opanowane jest j e d n y m , i to wyłącz­ daleko, istnieje wreszcie ten jedyny specjalny przypadek, gdy
nie jednym popędem. Julian Huxley posługiwał się pięknym spośród dwóch sił napędowych ta, co w danej chwili jest
i dobitnym porównaniem, które i ja również latami cytowałem silniejsza, wyłącza słabszą w reakcji „wszystko albo nic"
w odczytach; mówił bowiem, że zarówno zwierzę, jak człowiek (Kippreaktion). Tylko ten przypadek odpowiada Huxleyows-
podobni są do statku, którym dowodzi wielu kapitanów. kiemu porównaniu i tylko o jednym popędzie możemy powie­
U człowieka wszyscy ci dowódcy jakoby znajdują się równo­ dzieć generalizując, że zwykle tłumi wszystkie inne; jest nim
cześnie na mostku kapitańskim i każdy z nich wypowiada swoje popęd ucieczki. Ale nawet i on dość często znajduje swego pana.
zdanie; czasami dochodzą przy tym do rozsądnego kom­ Codzienne, nagminnie występujące, powtarzające się, zda­
promisu, co oznacza lepsze rozwiązanie istniejących prob­ wkowe instynktowne ruchy, które wyżej określiłem jako
lemów aniżeli pojedyncze zdanie nawet najmądrzejszego „drobne usługi na rzecz zachowania gatunku", często są

118 119
w dyspozycji k i l k u „wielkich popędów". Przede wszystkim Podobne zjawisko występuje w ośrodkach wysyłających
sposoby poruszania się związane ze zmianą miejsca: bieganie, bodźce do serca. Uderzenia serca normalnie wywołują rytmicz­
latanie, pływanie itp., ale także i inne, jak dziobanie, gryzienie, ne i automatyczne podniety wytwarzane przez tzw. węzeł
kopanie w ziemi itp., mogą mieć zastosowanie w służbie zatokowy, organ zbudowany z wysoce wyspecjalizowanej
popędów zdobywania pokarmu, rozmnażania się, ucieczki, tkanki mięśniowej, leżący w pobliżu wpływu strumienia krwi
agresji, które nazwiemy sobie tutaj „wielkimi". Ponieważ te do przedsionka serca. Nieco poniżej, u przejścia do komory,
„drobne usługi" odgrywają do pewnego stopnia rolę narzędzi, znajduje się drugi organ tego rodzaju, węzeł przedsionkowo-
a pod względem źródeł motywacyjnych podlegają różnym -komorowy, do którego od pierwszego prowadzi pęk włókien
systemom nadrzędnym, przede wszystkim wymienionej „wiel­ nerwowych przewodzących podniety. Oba węzły wytwarzają
kiej czwórce" — nazwałem je gdzie indziej czynnościami bodźce, które mają zdolność wywoływania skurczów komory
narzędziowymi (Werkzeug-Aktivitat). Nie oznacza sercowej. Węzeł zatokowy pracuje szybciej od węzła przed-
to jednak absolutnie, że te sposoby poruszania się nie mają sionkowo-komorowego. W związku z tym ten drugi nigdy nie
własnej spontaniczności, przeciwnie, zgodnie z ogólnie przyję­ ma okazji do spontanicznego zachowania się, gdyż za każdym
tą zasadą ekonomiki, na przykład u psa czy wilka, spontaniczne razem, gdy się powoli zbiera do tego, aby wypalić bodźcową
wytwarzanie poszczególnych popędów węszenia, tropienia, salwę, otrzymuje uderzenie ostrogą od swego przełożonego
biegania, polowania i uśmiercania przez potrząsanie jest na­ i wypala nieco wcześniej, niżby to uczynił pozostawiony sam
stawione mniej więcej na zapotrzebowanie zgłaszane przez sobie. W ten sposób szef narzuca podwładnemu swój własny
głód. Jeżeli wyeliminujemy głód jako siłę napędową tym rytm pracy. Gdy teraz wykonamy klasyczne doświadczenie
prostym sposobem, że miska z jedzeniem będzie stale napeł­ Stanniusa i przerwiemy połączenie przez podwiązanie pęczka
niona przysmakami, zauważymy niebawem, że zwierzę prawie przewodzącego podniety, uwolniony od tyranii węzła zatoko­
tak samo węszy, tropi, biega i poluje jak wtedy, gdy czynności wego węzeł przedsionkowo-komorowy zachowa się tak, jak
te są niezbędne dla zaspokojenia potrzeby pożywienia się. Ale często podwładni w takich przypadkach, a mianowicie prze­
gdy pies jest bardzo głodny, wówczas wykonuje to wszystko stanie pracować; innymi słowy — serce zatrzyma się na
w natężeniu w y m i e r n i e większym! Pomimo więc że moment. Nazywa się to od dawna „przedautomatyczną pauzą".
wymienione instynkty narzędziowe są indywidualnie spon­ Po krótkiej chwili spokoju węzeł przedsionkowo-komorowy
taniczne, głód p o b u d z a zwierzę do tego, aby czynić więcej, „zauważa", że właściwie to on sam produkuje bodźce i po
niż gdyby instynkty te były pozostawione same sobie. Tak jest: pewnym czasie miałby wielką ochotę wypalić. A nie nadarzyła
popęd może być dodatkowo popędzany! się po temu nigdy dotychczas okazja, gdyż zawsze na ułamek
Takie pobudzanie przez bodziec zewnętrzny funkcji, która sekundy przedtem otrzymywał od tyłu dopingującego kop­
i tak sama w sobie jest spontaniczna, nie jest w fizjologii ani niaka.
niczym rzadkim, ani nowym. Czynność instynktowna jest Stosunek większości ruchów instynktownych do rozmaitych
w tym stopniu reakcją, w jakim jest wynikiem pobudzenia przez nadrzędnych źródeł motywacji jest całkowicie analogiczny do
zewnętrzny bodziec albo została wywołana innym popędem. stosunku węzła przedsionkowo-komorowego do węzła zatoko­
Dopiero w przypadku braku tych bodźców — staje się ona wego. Sprawa się jednak komplikuje, po pierwsze bowiem
indywidualnie spontaniczna. bardzo często, jak na przykład w przypadku reakcji narzędzio-

120 121
wych, jeden sługa ma kilku panów, a po drugie — panowie ci schwytania zdobyczy, jeżeli konik bez zewnętrznej potrzeby
mogą wykazywać zupełnie różne właściwości. Mogą to więc staje dęba, skacze i wierzga (sposoby poruszania się charak­
być, jak węzeł zatokowy, rytmiczno-automatyczne ośrodki terystyczne dla ucieczki bądź obrony przed drapieżnikiem), jest
wysyłające bodźce; mogą to być wewnętrzne czy zewnętrzne to tylko zdrowy trening mięśni, a więc w pewnym sensie
receptory wewnętrznych bądź zewnętrznych podniet, do któ­ przygotowanie się do „rzeczywistej potrzeby".
rych należą takie zapotrzebowania tkanek, jak głód, pragnienie Ilość zapasowej nadwyżki produkcji aktywności narzędzio­
lub brak tlenu, przekazujące te bodźce w postaci podrażnienia. wej należy wymierzać najobficiej tam, gdzie najtrudniej jest
Mogą to być wreszcie gruczoły wydzielania wewnętrznego, przewidzieć zużycie tej aktywności dla poszczególnego przypa­
których hormony działają jako bodźce na zupełnie określone dku, zanim działanie ważne dla zachowania gatunku zostanie
procesy regulowane przez układ nerwowy. (Słowo hormon dokonane w całości. Kot raz będzie zmuszony w trakcie łowów
pochodzi od greckiego wyrazu hormao — popędzam.) Jednak­ czaić się przez kilka godzin przed mysią norą, innym razem bez
że w żadnym z przypadków ta kierowana z wyższego szczebla czatowania i skradania się, szybkim skokiem złapie mysz
aktywność nie ma charakteru „odruchu", to znaczy, że całość przebiegającą mu przypadkowo drogę. Jednakże, jak to po­
organizacji ruchu instynktownego nie zachowuje się jak maszy­ twierdzą wszystkie obserwacje z natury, przeciętny kot musi
na, która dopóki nie jest używana, trwa w bezczynności przez bardzo długo i wytrwale wykonywać wszystkie czynności
nieograniczony czas i „czeka", aż ktoś naciśnie guzik jej czatowania i skradania się, zanim wreszcie dojdzie do ostatecz­
rozrusznika. Całość owa podobna jest raczej do konia, który nego aktu zagryzienia na śmierć i pożarcia swojej zdobyczy.
wprawdzie wymaga wodzy i ostróg, aby swemu panu być Przy obserwacji tego ciągu czynności niesłusznie nasuwa się
użyteczny i posłuszny, ale który musi codziennie zażywać mylne porównanie z celowym i świadomym zachowaniem się
ruchu, aby nie wykazywać objawów nadmiaru energii, co człowieka; jesteśmy skłonni uważać, że kot wykonuje gesty
w pewnych okolicznościach, na przykład w odniesieniu do chwytania zdobyczy tylko „gwoli jedzenia". Tymczasem moż­
zajmującego nas tu przede wszystkim instynktu agresji we- na udowodnić doświadczalnie, że tak nie jest. Leyhausen
wnątrzgatunkowej, może okazać się dość niebezpieczne. podawał „łownym" kotom jedną mysz po drugiej i obserwował
Jak już wspominaliśmy, spontanicznie wytwarzana ilość kolejność, z którą następowały po sobie poszczególne czynno­
określonych ruchów instynktownych zawsze jest zakrojona ści łapania zdobyczy i pożerania jej. Otóż kot najpierw
mniej więcej na miarę spodziewanego zapotrzebowania. Czasa­ zaprzestawał jedzenia, ale zabijał jeszcze kilka myszy i pozo­
mi wskazane jest ilości te obliczać raczej skąpo, jak np. przy stawiał je. Następnie wygasała mu chęć zagryzania na śmierć,
wytwarzaniu podniet przez węzeł przedsionkowo-komorowy, nadal jednak czatował na myszy i gonił je. Jeszcze później, gdy
gdy bowiem wyprodukuje on więcej, niż węzeł zatokowy mu wyczerpał się również zasób jego ruchów chwytania, nadal
dostarcza, następuje dobrze znany ludziom nerwowym skurcz czaił się na tę zdobycz i skradał ku niej. Jednak, co najciekaw­
dodatkowy; jest to skurcz komory sercowej, wpadający w spo­ sze, wybierał tylko myszy, które biegały możliwie daleko,
sób wysoce nietaktowny w rytm normalnego uderzenia serca. w przeciwległym rogu pokoju, a nie zwracał uwagi na te, które
Jednakże w innych przypadkach stała zmagazynowana nad­ wręcz łaziły mu po przednich łapach.
wyżka produkcji może być nieszkodliwa, a nawet pożyteczna. Doświadczenie to pozwala obliczyć, ile razy zwierzę wyko­
Jeżeli więc pies biega więcej, niż mu to jest potrzebne do nuje poszczególne spośród wymienionych czynności cząstko-

122 123
wych przed ich wyczerpaniem .Uzyskane w ten sposób liczby są brzegu, gęsi zjadają jeszcze wcale pokaźną porcję , dowodząc
wyraźnie uzależnione od przeciętnych uzyskanych w normal­ tym samym, że przedtem rzeczywiście tylko „przegrzebywały
nych warunkach. Oczywista, że nader często kot musi bardzo dno, aby jeść".
długo czatować i skradać się, zanim się w ogóle tak dalece Nie można więc żadną miarą formułować jakichś uogól­
zbliży do swojej ofiary, aby próba schwytania mogła mieć niających twierdzeń o tym, która z dwóch spontanicznych
jakieś szanse powodzenia. Dopiero po wielu usiłowaniach łapie i wywołujących motywację instancji uruchamia drugą bądź też
zdobycz pazurami i może zadać śmiertelne ukąszenie, które też nad nią „dominuje''.
nie zawsze udaje się za pierwszym razem, tak że należy Dotychczas mówiliśmy tylko o wzajemnym oddziaływaniu
przewidywać kilka kolejnych chwytów na każde pożarcie takich popędów cząstkowych, które w sumie działają na rzecz
jednej myszy. Przy tego rodzaju złożonych ciągach zachowania wspólnej funkcji, w naszych przykładach — na rzecz od­
się to, czy któraś z czynności cząstkowych występuje tylko pod żywiania organizmu. Inaczej trochę kształtuje się stosunek
wpływem własnej siły napędowej, czy też jeszcze dodatkowo pomiędzy różnymi źródłami sił napędowych, z których każde
pod wpływem siły napędowej innej czynności, i jakiej innej ma odmienną funkcję, a zatem należy do odmiennych or­
czynności — zależy od warunków zewnętrznych, które decydu­ ganizacji instynktowych. W takich przypadkach regułą nie jest
ją o „popycie" na każdy poszczególny sposób poruszania się. wzajemne dopingowanie ani wspieranie, a raczej pewien
O ile mi wiadomo, pierwszy postawił wyraźnie to zagad­ stosunek rywalizacji: każda z sił napędowych chce „przefor­
nienie psychiatra dziecięcy René Spitz; zauważył on, żc sować swoją rację". Jak wykazał to przede wszystkim Erich v.
u niemowląt, którym podawano mleko zbyt łatwo wypływające Holst, już nawet na poziomie najdrobniejszych skurczów
z butelki, pozostawała jeszcze pewna nadwyżka ruchów ssania, mięśni kilka pobudzających elementów może ze sobą nie tylko
które musiały wyzwolić się w reakcji skierowanej na obiekty współzawodniczyć, ale co więcej, tworzyć sensowne kom­
zastępcze. Bardzo podobnie wygląda sprawa czynności jedze­ promisy przez prawidłowe wzajemne oddziaływanie. Ten
nia i zdobywania pożywienia u gęsi, gdy przebywają na stawie, wzajemny wpływ polega — mówiąc z grubsza — na tym, że
w którym brak pokarmu dającego się ująć w dziób przy k a ż d y z dwóch takich endogennych rytmów usiłuje narzucić
przegrzebywaniu dna. Gdy się je żywi wyłącznie na brzegu, drugiemu swoją częstotliwość i utrzymać go w stałym stosunku
bardzo często spostrzega się, jak przegrzebują dno „w próżni". fazowym. Skutkiem tego procesu wzajemnego oddziaływania
Gdy się je nakarmi na brzegu jakimś ziarnem do całkowitej jest m.in. to, że wszystkie komórki nerwowe unerwiające
sytości, tak że już przestają jeść, a następnie wsypie to samo włókna jednego mięśnia zawsze w sposób niezmiernie sensow­
ziarno do wody, ptaki natychmiast zaczynają przegrzebywać ny wypadają jednocześnie. Gdy to oddziaływanie zawodzi,
dno i rzeczywiście zjadać to, co wydobyły z wody. Można występują włókienkowe drgania mięśni, dające się często
powiedzieć, że „jedzą po to, aby móc przegrzebywać". Do­ zaobserwować w stanach skrajnego wyczerpania nerwowego.
świadczenie to można także odwrócić i zmusić gęsi przez czas Na nieco wyższym poziomie integracji ruchów kończyn, na
dłuższy do zdobywania całego pożywienia przez intensywne przykład płetwy u ryby, te same procesy powodują zmienną grę
przegrzebywanie dna w jeszcze dla nich znośnie głębokiej „antagonistycznych" mięśni, to znaczy tych, które nimi poru­
wodzie. Gdy pozwoli im się w ten sposób najeść aż do chwili, szają na przemian w kierunkach przeciwnych. Każdy rytmiczny
gdy same przestaną, a potem poda ten sam pokarm na suchym ruch tam i z powrotem, wykonywany płetwą, nogą czy

124 125
skrzydłem i powszechnie spotykany przy przemieszczaniu się
zwierząt, jest wynikiem działania „antagonistów", a to zarów­
no mięśni uczestniczących w tym ruchu, jak i ośrodków układu
nerwowego wysyłających bodźce. Jest to zawsze skutek „kon­
fliktu" niezależnych współzawodniczących źródeł impulsów,
których energia zostaje skierowana na pożyteczne tory dla
dobra całości przez prawidła „relatywnej koordynacji" (relati­
ve Koordination), jak v. Holst nazwał omawiane tu procesy
wzajemnego oddziaływania.
A więc to nie wojna jest rodzicem wszelkiej rzeczy, ale jest
nim konflikt między różnymi instancjami, które — jedne
niezależnie od drugich — wytwarzają siły napędowe, konflikt
powodujący napięcie w układzie całości nadający tej całości
mocną konstrukcję, dosłownie jak z napiętych drutów. Dotyczy
to nie tylko czynności tak prostych jak uderzenia płetwy u ryby,
na których v. Holst odkrył prawidła relatywnej koordynacji, lecz
także wielu innych źródeł sił napędowych, które przez tak dobrze
wypróbowane parlamentarne reguły zostają zmuszone do włą­
czenia swego pojedynczego głosu do harmonii służącej ogółowi.
Jako nadzwyczaj prosty przykład niechaj nam tu posłuży
obserwacja ruchów mięśni twarzowych psa w chwili konfliktu
między popędem ataku a popędem ucieczki. Mimika, którą
określa się ogólnie jako g r o ż e n i e , występuje w ogóle tylko Dla kilku obrazków podam sam rozwiązanie tego zadania.
wtedy, gdy chęć atakowania hamowana jest strachem, a co O psie w środku górnego rzędu sądziłbym, że stoi wobec mniej
najmniej odrobiną strachu. Bez tego strachu bowiem zwierzę więcej równie silnego współzawodnika, wobec którego czuje
kąsa zupełnie bez grożenia i z tak spokojnym obliczem jak to, poważny respekt, ale którego się jednak niezbyt boi i który
które widzimy na ilustracji w lewym górnym rogu i które także nie bardzo ma odwagę przejścia do czynu. Moja prognoza
zdradza tylko trochę napięcia, takiego samego jak przy spo­ co do ich zachowania się przewidywałaby, że obaj przez kilka
glądaniu na miskę zjedzeniem przynoszoną mu przez opiekuna. minut pozostaną w podobnej pozycji, potem powoli „za­
Jeżeli czytelnik jest dobrym znawcą psów, niech spróbuje chowując twarz" oddalą się od siebie, aby równocześnie
— zanim będzie dalej czytał — sam zinterpretować formy w pewnej odległości podnieść tylną nogę. Pies po prawej stronie
wyrazu przedstawione na ilustracji. Niechaj też postara się też nie boi się, ale jest bardziej zły; spotkanie może rozwinąć się
wyobrazić sobie sytuację, w której jego pies zrobiłby taką minę. tak jak poprzednio opisane, ale może także — szczególnie
Następnie dla dalszego ćwiczenia niech się domyśli, jaka będzie gdyby ten drugi zdradzał trochę braku pewności siebie — nagle,
kolejna czynność zwierzęcia. przeraźliwie i hałaśliwie przeobrazić się w prawdziwą walkę.

126 127
Czytelnik inteligentny, a takim jest na pewno ten, który do tego kach, że chęć ucieczki ściąga uszy i kąciki warg do tyłu i do
miejsca dotrwał w czytaniu, oczywiście już dawno zauważył, że dołu, agresywność zaś powoduje unoszenie się górnej wargi
portrety psów ułożone są według pewnej kolejności: agresyw­ i otwarcie pyska; i jedno, i drugie są przygotowaniem, „ruchami
ność wzrasta w kierunku na prawo, a strach w kierunku do dołu intensyfikacji" (Intensionsbewegung) prowadzącymi do uką­
rysunku. szenia. Zarówno ruchy te, jak i postawy dają się łatwo ująć
Interpretacja i prognoza zachowania się jest najłatwiejsza dla ilościowo. Można by pokusić się o zmierzenie ich odchyleń
przypadków krańcowych, na pewno będzie więc trafna i jedno­ i dosłownie stwierdzać, że ten czy ów pies ma tyle a tyle
znaczna dla wyrazu oblicza przedstawionego w prawym dol­ milimetrów strachu i jest na tyle a tyle milimetrów wściekły. Po
nym rogu; t a k wielka wściekłość w połączeniu z t a k takiej analizie ruchów przychodzi kolej na trzeci stopień,
wielkim strachem może powstać tylko w jednym jedynym a mianowicie wyliczanie sposobów zachowania się n a s t ę ­
przypadku, a mianowicie gdy pies stoi bardzo blisko znienawi­ p u j ą c y c h po uprzednio analizowanych sposobach porusza­
dzonego wroga, którego lęka się panicznie i przed którym nia się. Jeżeli nasze zdanie, które wyrobiliśmy sobie na
z jakiegoś względu n i e m o ż e u c i e c . Mogę sobie wyob­ podstawie analizy sytuacji i analizy ruchów, jest prawidłowe, na
razić tylko takie dwie sytuacje: albo pies jest mechanicznie przykład, że pies na prawo u góry jest nieomal tylko wściekły
przykuty do miejsca, na przykład zapędzony w jakiś kąt, i prawie się nie boi, to po opisanym ruchu ekspresyjnym musi
przychwycony w potrzask, itp., albo jest to suka, która broni prawie zawsze przejść do ataku, a prawie nigdy do ucieczki.
swych szczeniąt przed zbliżającym się wrogiem. Można jeszcze Jeżeli jest słuszne, że u psa środkowego (oznaczonego literą e)
przyjąć wysoce romantyczną okoliczność, że szczególnie wier­ złość i strach pomieszane są mniej więcej w równych propor­
ny pies broni swego ciężko chorego albo rannego, bezsilnego cjach, to przy takiej mimice w mniej więcej połowie przypad­
pana. Prognoza tego, co się dalej będzie działo, jest równie ków nastąpi atak, a w połowie — ucieczka. Tinbergen i jego
prosta: jeżeli wróg, nawet najpotężniejszy, posunie się jeszcze współpracownicy wykonywali bardzo wiele tego rodzaju analiz
o krok bliżej, nastąpi znany nam już atak z rozpaczy (s. 51), motywacji dla odpowiednich obiektów, przede wszystkim
r e a k c j a k r y t y c z n a (Hediger). dotyczących gestów grożenia u mew, a zgodność między
To, czego przed chwilą dokonał mój czytelnik wyczuwający danymi uzyskanymi z omawianych trzech źródeł wiadomości
psią psychikę, jest dokładnie tym samym, co badacze za­ stanowi przeprowadzony na szerokiej bazie statystycznej do­
chowania się, m.in. N. Tinbergen i J. van Iersel, określają wód prawidłowości osiągniętych wyników.
mianem a n a l i z y m o t y w a c j i (Motivationsanalyse). Po­ Młodzi studenci, dobrzy znawcy zwierząt, wprowadzani
stępowanie to składa się w zasadzie z trzech stopni opartych na w arkana techniki analizy motywacji, często z początku bywają
informacjach uzyskanych z trzech źródeł wiedzy. Po pierwsze, rozczarowani, że uciążliwa analiza, a przede wszystkim żmud­
próbuje się w miarę możliwości przebadać sytuację pod na statystyczna ocena w końcu nie ujawnia niczego innego niż
względem jej zasobności w bodźce o różnym znaczeniu. Czy to, co każdy rozsądny człowiek umiejący patrzeć i znający
pies boi się tego drugiego, a jeśli tak, to w jakim stopniu? Czy go swoje zwierzę i tak już dawno dobrze wie. Tymczasem
nienawidzi, czy też uwielbia jako starszego przyjaciela i „przy­ pomiędzy „widzieć" a „umieć udowodnić" istnieje jedna
wódcę stada" itp., itd. Po drugie, należy obserwowany ruch różnica, ta sama mianowicie, która dzieli sztukę od nauki. Dla
rozłożyć na poszczególne części składowe. Widzimy na rysun- stuprocentowego wzrokowca naukowiec domagający się dowo-

128 129
dów łacno zdaje się być „najuboższym synem tej ziemi". W poszukiwaniu obiektu odpowiedniego do przeprowadze­
A z kolei analitycznemu badaczowi posługiwanie się bezpo­ nia wzorcowej ścisłej analizy motywacji wskazane jest dobierać
średnią percepcją jako źródłem poznania wydaje się w najwyż­ taki sposób zachowania się, o którym przynajmniej w przy­
szym stopniu podejrzane. Również i w zakresie nauki o za­ bliżeniu wiadomo, że występuje pod wpływem dwóch instynk­
chowaniu się istnieje w Ameryce szkoła ortodoksyjnych beha- tów o równym znaczeniu. Dla osiągnięcia tego celu można się
wiorystów, którzy poważnie usiłują wyłączyć ze swojej meto­ czasem posłużyć pewną techniczną sztuczką, tak jak uczyniła to
dyki bezpośrednią obserwację zwierząt. Tymczasem jest to moja współpracowniczka Helga Fischer, gdy przeprowadzała
naprawdę zadanie godne trudu i znoju, aby tym i innym analizę motywacji grożenia u gęsi gęgawej. Ukazanie jak gdyby
mądrym, ale „nie widzącym" ludziom umieć udowodnić to, czystej kultury współdziałania agresywności i ucieczki okazało
cośmy widzieli, tak żeby uwierzyli, żeby k a ż d y musiał się niemożliwe na obszarze mikroojczyzny naszych gęsi, na
uwierzyć! jeziorze Ess, w ruchach ekspresyjnych ptaków bowiem „do­
Z drugiej strony analiza statystyczna może skierować naszą chodziło do głosu" zbyt wiele bodźców innych, szczególnie
uwagę na pewne niezgodności, które przeoczyliśmy przy seksualnych. Kilka przypadkowych obserwacji wykazało nato­
stosowaniu bezpośredniej percepcji. Służy ona do w y k r y ­ miast, że głos płci milknie prawie zupełnie, gdy gęsi znajdują
w a n i a prawideł i widzi sprawy zawsze w nieco piękniejszej się na obcym terenie. Zachowywały się tam mniej więcej jak
i regularniejszej postaci, niż są naprawdę. Sugerowane nam stado podczas wędrówki, trzymały się mianowicie o wiele
przez nią rozwiązanie problemu często nosi na sobie piętno ściślej razem, były bardziej lękliwe i na tle swych społecznych
bardzo wprawdzie „eleganckiej", ale nieco zanadto uprosz­ zwad pozwalały obserwować działanie dwóch badanych instynk­
czonej hipotezy roboczej. Stąd analiza racjonalna — właśnie tów w znacznie czystszej formie. Obserwatorka zadała sobie
zastosowana do badań motywacji — służy niejednokrotnie do trud nauczenia naszych gęsi za pośrednictwem tresury pokar­
załatania braków percepcji i udowodnienia jej niesłuszności. mowej przychodzenia i pasienia się „na rozkaz" w miejscu
Większość dotychczas przeprowadzonych analiz motywacji przez nią wybranym, ale którego gęsi nie znały, poza ogrodze­
dotyczy sposobów zachowania się, w których powstaniu biorą niem terenu naszego instytutu. Każdy z ptaków był oczywiście
udział tylko dwa rywalizujące ze sobą popędy; zwykle dwa indywidualnie rozpoznawalny dzięki znakowaniu kolorowymi
z „wielkiej czwórki": głodu, miłości, ucieczki i agresji. obrączkami w różnych kombinacjach. Spośród stada rejest­
Całkowicie świadome dobieranie możliwie prostych przypad­ rowano przez czas dłuższy jednego ptaka, a zwykle był to
ków dla studiowania konfliktów popędowych wydaje się gąsior, we wszystkich jego agresywnych poczynaniach z po­
w pełni uzasadnione przy obecnym skromnym stanie naszej szczególnymi współtowarzyszami ze stada, przy czym opisy­
wiedzy. Tak samo słuszne było, że klasycy nauki o zachowaniu wano jego ekspresyjne ruchy wyrażające grożenie. Materiał do
się zajmowali się przypadkami, w których zwierzę znajduje się dokładnej analizy sytuacyjnej był znakomity, gdyż te lata
pod wpływem tylko jednego jedynego popędu. Musimy jednak trwające obserwacje owego stada pozwoliły znakomicie poznać
przy tym pamiętać, że zachowanie się dyktowane tylko dwoma hierarchię i stosunek sił między poszczególnymi ptakami,
składnikami popędowymi zdarza się bardzo rzadko, niewiele a zwłaszcza między starymi i wysoko w tej hierarchii lokujący­
częściej od takiego, które wywołane jest działaniem impulsu mi się gąsiorami. Analiza ruchów i rejestracja następującego po
jednego tylko, niczym nie zakłóconego instynktu. nich zachowania się przebiegała w sposób następujący: Przede

130 131
wszystkim Helga Fischer miała stale przy sobie przedstawioną sposobie poruszania się. W ostatnich czasach niektórzy bada­
na s. 133 „wzorcową kartę", którą nasz artysta instytutowy cze, jak P. Wiepkema, stosowali z dobrym skutkiem ścisłą
Herman Kacher opracował na podstawie dużej liczby szczegó­ metodę analizy czynników do rozwiązania tego problemu.
łowo protokołowanych przypadków grożenia u gęsi. Obser- Uczennica moja, Beatrice Oehlert, przedstawiła w swojej
watorka w poszczególnych przypadkach dyktowała więc tylko: pracy doktorskiej piękny przykład analizy motywacji, która
„Max robi D do Hermesa, który wolno pasąc się idzie ku niemu,
Hermes odpowiada E, Max na to F." Bardzo subtelne stop­
niowanie gestów grożenia, które udało się ująć w serii obraz­
kowej, pozwala stosować znaki pośrednie, np. D—E albo
K—L, tylko w zupełnie wyjątkowych przypadkach dla za­
znaczenia w razie potrzeby form wyrazu leżących między tymi,
które zostały ujęte w karcie.
Ale nawet w tych warunkach, wręcz idealnych dla „czystej
kultury" dwóch bodźców, czasami występowały pewne ruchy,
których absolutnie n i e m o ż n a było interpretować jako
skutku współdziałania wyłącznie tylko owych dwóch popędów.
O ruchach grożenia A i B, przy których szyja wyciągnięta jest
ukośnie do góry, wiemy, że odgrywa w ruch rolę trzecia
niezależna motywacja, a jest nią chęć ubezpieczania ze wznie­
sioną głową. Różnica między dwoma rzędami A—C i D—F,
w których przy mniej więcej równym nasileniu agresywności
pokazany jest od lewej ku prawej wzrost społecznego strachu,
polega prawdopodobnie tylko na różnicy intensywności obu
popędów. Natomiast przy formach ruchu M do O na pewno
bierze udział jeszcze jakiś bodziec, którego charakter dotąd
jeszcze nie został wyjaśniony.
Jak już wspomnieliśmy, na pewno do dobrej strategii należy
dobieranie sobie do analizy motywacji takich obiektów, w któ­
rych — podobnie jak w wyżej opisanych — istotne są tylko dwa J K L
źródła popędów. Jednakże nawet przy tak sprzyjających okoli­
cznościach trzeba stale pilnie wypatrywać składników ruchu,
które n i e dają się wyjaśnić rywalizacją tamtych dwóch
popędów. Pierwszym zasadniczym pytaniem, na które należy
znaleźć odpowiedź przed rozpoczęciem każdej analizy, jest
liczba i rodzaj motywacji uczestniczących w określonym M N 0

132 133
z góry zakładała uwzględnienie t r z e c h podstawowych skła­ same w najdrobniejszych szczegółach; stąd więc było dotych­
dników. Przedmiotem jej studiów było zachowanie się pewnych czas zupełną zagadką, jakie elementy zachowania się tych
gatunków ryb z rodziny pielęgnicowatych przy spotkaniu zwierząt są przeszkodą w łączeniu się partnerów tej samej płci.
dwóch nie znających się osobników. Wybrano gatunki, w któ­ Najpoważniejszym wymaganiem stawianym zdolnościom ob­
rych samiec i samiczka zewnętrznie prawie się między sobą nie serwacyjnym etologa jest, aby bezwzględnie zwracał uwagę na
różnią, w związku z czym dwa nie znane sobie osobniki reagują ewentualny b r a k niektórych szeroko rozpowszechnionych
na siebie zachowaniem się umotywowanym jednocześnie popę­ sposobów zachowania się u jakiegoś zwierzęcia bądź w grupie
dami ucieczki, agresji i płci. Sposoby poruszania się wywołane zwierząt. Ptakom i gadom, na przykład, brak koordynacji
każdym z owych trzech źródeł sił napędowych dają się u tych ruchowej szerokiego otwierania paszczy z równoczesnym
ryb szczególnie wyraźnie odróżnić, gdyż nawet już przy głębokim wdechem, co nazywamy ziewaniem; jest to fakt
niewielkiej ich intensywności powodują odmienność kierunku ważny z punktu widzenia taksonomii, którego przed Hein-
ruchu w przestrzeni. Wszystkie sposoby poruszania wywodzące rothem nikt nie zauważył. Podobnych przykładów można by
się z popędu płciowego, jak żłobienie jamy na gniazdo, przytoczyć więcej.
czyszczenie kamienia tarliskowego, a także i same ruchy przy Odkrycie, że brak pewych określonych sposobów zachowa­
wydzielaniu ikry i nasienia, skierowane są w stronę dna; ruch nia się u samca, a innych u samicy jest przyczyną łączenia się
ucieczki, a nawet najlżejsze markowanie tego ruchu wskazują pielęgnic różnej płci w pary — było prawdziwym majster­
kierunek od przeciwnika, a zwykle równocześnie ku górze, ku sztykiem bystrej obserwacji. Zdolność do j e d n o c z e s n e ­
powierzchni wody (zob. także s. 60 i następne). Wszystkie go występowania trzech wielkich źródeł popędów: agresji,
natomiast ruchy agresji z wyjątkiem niektórych ruchów groże­ ucieczki i płci —jest różna u samców i samic omawianych ryb;
nia „obciążonych" ucieczką zwracają się w kierunku przeciw­ u samca nie istnieje pomieszanie motwacji ucieczki z motywa­
nika. Gdy zna się te ogólne zasady, a ponadto jeszcze cją seksualną. Gdy samiec odczuwa najlżejszy nawet lęk przed
szczególną motywację niektórych zrytualizowanych ruchów swoim vis ä vis, jego popęd płciowy zostaje całkowicie
ekspresyjnych, można bardzo łatwo na przykładzie tych ryb wyłączony. U samicy taki sam stosunek istnieje między
wyprowadzić proporcje, w których poszczególne siły napędowe agresywnością a seksualizmem: gdy dla swego partnera ma tak
decydują o zachowaniu się zwierzęcia. Pomocne przy tym jest mało „respektu", że jej agresywność nie zostaje zupełnie
jeszcze i to, że wiele z nich przyobleka rozmaite charakterys­ wyłączona, nie może w ogóle na niego zareagować seksualnie.
tyczne wzorce barw w zależności od pobudzenia seksualnego, Zamienia się wówczas w Brunhildę i naciera na niego z tym
agresywnego bądź strachu. większą wściekłością, im bardziej była skłonna potencjalnie do
Jako niespodziewany wynik swej analizy motywacji Beatrice reakcji seksualnej, to znaczy, im przez stan swoich jajników
Oehlert odkryła występujący nie tylko u tych ryb, ale wyraźnie i poziom hormonów we krwi bliższa była złożeniu ikry.
także u wielu innych kręgowców mechanizm wzajemnego U samca, odwrotnie, agresywność i seks mogą doskonale
„rozpoznawania się" przez obie płcie. U badanych pielęgnic współistnieć, może on zachowywać się bardzo grubiańsko
samiec i samiczka nie tylko zewnętrznie są do siebie podobne, w stosunku do swojej narzeczonej, przeganiać ją po całym
ale także ich sposoby poruszania się, nawet przy samym akcie akwarium, a jednocześnie wykonywać ruchy wywołane pobu­
płciowym, a więc przy składaniu i zapładnianiu ikry, są takie dzeniem seksualnym i wszystkie inne możliwe mieszane formy

134 135
poruszania się. Samica za to może okazywać największy strach pomiędzy którymś z „wielkich" i prastarych popędów a młod­
przed samcem, ale ten strach nie tłumi jej sposobu zachowania szymi pod względem filogenetycznym, bardziej specjalnymi
się wywołanego motywacją seksualną. Dziewicza ryba może instynktami, zawsze musi istnieć stosunek przewagi w tym
w trakcie rzeczywistej ucieczki przed samcem wykonywać sensie, że pierwszy wyłącza drugi. „Nowoczesne" sposoby
wskutek motywacji seksualnej ruchy tokowania w każdej zachowania się, jak na przykład owe specjalne popędy, które
chwili wytchnienia, na którą jej pozwoli nieokrzesany partner. u zwierząt żyjących społecznie stanowią o trwałej spoistości
Właśnie te mieszane formy zachowania się, łączące elementy stada, na pewno u wielu gatunków opanowują pojedyncze
ucieczki i seksu, przekształciły się w toku rytualizacji w szeroko osobniki do tego stopnia, że mogą w pewnych okolicznościach
rozpowszechnione ceremoniały, które zwykło się określać wziąć górę nad wszystkimi innymi popędami. Owca, która za
mianem drożenia się i które mają swoje wyraźnie określone baranem przewodnikiem skacze w przepaść, stała się wręcz
znaczenie i wartość. przysłowiowa! Gęś gęgawa, która odbiła się ze swego stada,
Na podstawie tych różnych u obu płci zdolności do mieszania robi wszystko, aby je odnaleźć: pęd poszukiwania stada może
się trzech wielkich źródeł sił napędowych, samiec może u niej nawet przezwyciężyć popęd ucieczki. Niejednokrotnie do
połączyć się tylko z partnerką niższego szczebla, to znaczy taką, naszych gęsi oswojonych przyłączały się oddzielone od stada
która pozwala mu się zastraszyć, a samica — tylko z za­ gęsi dzikie i p o z o s t a w a ł y u nas w bliskości ludzkich
straszającym ją osobnikiem wyższej rangi; tak więc opisany tu domostw! Jeżeli się wie, jak bardzo płochliwe są dzikie gęsi,
mechanizm zachowania się zabezpiecza spotkanie partnerów można sobie wyobrazić siłę ich „popędu stadnego". To samo
różnej płci. W rozmaitych odmianach i przekształcony przez dotyczy wielu żyjących społecznie kręgowców, do szympan­
rozmaite przebiegi rytualizacyjne, ten sam proces odnajdywa­ sów włącznie, o których Yerkes słusznie powiedział: „ J e d e n
nia się płci odgrywa ważną rolę u bardzo wielu kręgowców aż szympans to tyle, co żaden."
do człowieka włącznie. Jednocześnie stanowi on znakomity Nawet te ruchy instynktowne, które — mówiąc o nich
przykład na to, jakiego niezbędnego dzieła dla zachowania z punktu widzenia filogenetycznego — „dopiero co" osiągnęły
gatunku może dokonywać agresja w harmonijnej grze wzajem­ samodzielność przez rytualizację, które — jak próbowałem
nych oddziaływań, dzieła, o którym nie mogliśmy jeszcze przedstawić w poprzednim rozdziale — jako najmłodsze mają
mówić w rozdziale III, gdyż nie dość wówczas wiedzieliśmy jednak swoje miejsce i głos w wielkim parlamencie instynktów,
o parlamentarnej rywalizacji instynktów. Oprócz tego zys­ mogą równie dobrze zagłuszyć wszystkie przeciwstawiające się
kujemy zarazem przykład na to, jak różny może być stosunek im popędy, jak głód i miłość. Niebawem poznamy ceremoniał
pomiędzy „wielkimi" popędami nawet u męskich i żeńskich krzyku triumfalnego gęsi, który opanowuje życie tych zwierząt
osobników tego samego gatunku: dwa motywy, które u jednej w większym stopniu niż jakikolwiek inny popęd. Z drugiej
płci hamują się w sposób ledwo zauważalny i mogą się nakładać strony istnieje oczywiście znaczna liczba zrytualizowanych
na siebie w dowolnym stosunku ilościowym, u drugiej wyłącza­ sposobów poruszania się, które się jeszcze niezupełnie unie­
ją się całkowicie w ostrej reakcji „wszystko albo nic". zależniły od swej nie zrytualizowanej formy wyjściowej i któ­
Jak już wyjaśnialiśmy, „wielka czwórka" wcale nie stanowi rych bardzo skromny wpływ na całość zachowania się tylko na
zawsze głównej motywacji zachowania się zwierzęcego, tym polega, że „zamierzona" przez nie koordynacja ruchów,
a zwłaszcza ludzkiego. Tym bardziej nie należy sądzić, że jak pamiętamy z podżegania kazarki (s. 87), jest nieco

136 137
uprzywilejowana i bywa wykonywana częściej niż inne rów­ przed nią, odwraca się gwałtownie, zwłaszcza gdy ona na­
nież możliwe formy poruszania się. tychmiast ukazuje mu swój gruby brzuch, i płynie z powrotem
Bez względu na to, czy zrytualizowany sposób poruszania się ku wejściu do gniazda, które wskazuje jej kładąc się płasko na
dysponuje „silnym" czy też „słabym" głosem w koncercie bok i stosując zupełnie określony ceremoniał. W innym,
popędów, w każdym razie utrudnia on bardzo poważnie każdą również krańcowym przypadku, który występuje szczególnie
analizę motywacji, a to dlatego, że może on p o w o d o w a ć wtedy, gdy samica nie jest w pełni dojrzała do złożenia ikry, po
z ł u d z e n i e zachowania się wywołanego przez kilka niezale­ pierwszym „zyg" ku niej nie następuje już „zak", ale miast tego
żnych popędów. Powiedzieliśmy w poprzednim rozdziale atak na nią.
(s. 89), że zrytualizowany ruch z kilku składników stopiony Z tych obserwacji van Iersel wywnioskował słusznie, że
w jedną całość i m i t u j e ciąg ruchów, który nie jest wy­ „zyg" ku samicy jest powodowany agresywnością, a „zak"
znaczony koordynacją dziedziczną i często wypływa z konflik­ ku gniazdu — popędem seksualnym. Udało mu się praw­
tu wielu popędów; zobrazowaliśmy to podżeganiem samic dziwość tego wniosku udowodnić doświadczalnie. Wynalazł
kaczek. Ponieważ, jak już też powiedzieliśmy wyżej, kopia metodę, która pozwoliła mu dokładnie wymierzyć siłę popę­
i oryginał zwykle nakładają się w tym samym ruchu, bardzo jest dów agresji i seksu u określonego samca. Pokazywał mu atra­
trudno zanalizować, co zostało wywołane pierwszą, a co pę w postaci rywala znormalizowanej wielkości i rejestrował
drugim. Współudział nowej niezależnej zmiennej staje się intensywność i czas trwania reakcji wałki. Popęd seksualny
wyraźnie czytelny tylko wtedy, gdy jeden z pierwotnie od siebie mierzył podając samcowi atrapę samiczki, którą po pewnym
niezależnych składników (w przypadku podżegania na przykład czasie nagle usuwał. W takich przypadkach samiec ciernika
kierowanie się ku wrogowi, któremu się grozi) kłóci się gwałtownie zablokowany popęd seksualny „wyładowuje"
z koordynacją ruchową ustaloną przez rytualizację. w czynności pielęgnacji potomstwa, a mianowicie w napę­
„Zygzakowaty taniec" samca ciernika, na którym Jan van dzaniu płetwami świeżej wody do gniazda z ikrą bądź mło­
Iersel przeprowadził pierwszą ze wszystkich doświadczalnych dymi. Czas trwania tego „przerzutowego wachlowania" jest
analiz motywacji, stanowi piękny przykład tego, jak zupełnie wyrazem odpowiedniej miary motywacji seksualnej. Van Iersel
„słaby" rytuał może włączyć się w konflikt dwóch „wielkich" mógł więc na podstawie takich pomiarów trafnie przewidywać,
popędów w charakterze trudno dostrzegalnej trzeciej nieza­ jak będzie wyglądał zygzakowaty taniec danego samca i od­
leżnej zmiennej. Van Iersel zauważył, że dziwaczny zyg­ wrotnie, z bezpośredniej obserwacji formy tańca określać
zakowaty taniec odprawiany przez dojrzałego płciowo i posia­ orientacyjnie udział obu popędów i wyniki wykonywanych
dającego rewir samca ciernika przed zbliżającą się do niego następnie pomiarów.
samicą, ruch, który dotychczas był uważany po prostu za Tymczasem jednak w tych sposobach poruszania się samca
„tokowanie", w każdym poszczególnym przypadku wygląda ciernika poza dwoma decydującymi składnikami popędu, które
zupełnie inaczej. Czasami silniejszy bywa „zyg" ku samiczce, z grubsza przesądzają o ich formie, bierze udział trzecia
a innym razem znów „zak" od niej. Gdy to ostatnie jest bardzo komponenta, aczkolwiek słabsza. Znawca zrytualizowanych
dobitne, staje się wyraźne, że „zak" skierowane jest do gniazda. sposobów poruszania się podejrzewa z góry istnienie tego
W jednym z krańcowych przypadków samczyk, ujrzawszy trzeciego popędu, gdy widzi rytmiczną regularność, z jaką
płynącą ku niemu samicę, szybko do niej podpływa, hamuje tuż ciernik zamienia „zyg" na „zak" i odwrotnie. Tego rodzaju

138 139
naprzemienność hegemonii dwóch przeciwstawnych popędów
rzadko bowiem wytwarza tak regularne fazy, jeżeli nie dołącza
się do nich nowa koordynacja ruchowa powstała przez rytuali­
Rozdział siódmy
zację. Bez niej następują różnokierunkowe drobne szarpnięcia
SPOSOBY ZACHOWANIA SIĘ ZBIEŻNE
w bardzo typowym i nieregularnym rozrzucie, które dobrze
wszyscy znamy z zachowania się człowieka w sytuacji krań­ Z MORALNOŚCIĄ
cowego niezdecydowania. Natomiast ruch zrytualizowany dąży
zawsze do rytmicznego powtarzania dokładnie tych samych N i e zabijaj!
elementów ruchu, a to ze względu na przedstawione na s. 104 (Piąte przykazanie)

lepsze działanie sygnalizacyjne.


Podejrzenie, że mogłaby tu być wmieszana rytualizacja, W rozdziale V, w którym była mowa o rytualizacji, spróbowa­
zamienia się w pewność, gdy widzimy, jak tańczący samczyk łem wykazać, w jaki sposób ten ciągle jeszcze zagadkowy
ciernika zdaje się czasem zupełnie zapominać, że motywowane proces wyzwala całkowicie nowe instynkty. Narzucają one
popędem seksualnym „zak" powinno wskazywać dokładnie organizmowi wewnętrzny przymus — własny i rządzący się
gniazdo, i haftuje przepiękny regularny wieniec „zaków" odrębnymi prawami. Nakaz ten jest równie nieodparty jak
wokół samiczki; w tym wieńcu wszystkie „zyg" prowadzą ku którykolwiek z „wielkich" i jakoby jedynych popędów: głodu,
niej, a wszystkie „zak" od niej. Jakkolwiek nowa koordynacja strachu i miłości. W poprzednim, VI rozdziale dążyłem nato­
ruchowa, która z „zygów" i „żaków" usiłuje stworzyć rytmicz­ miast do rozwiązania znacznie trudniejszego zadania. Chciałem
ny zygzak, jest najwyraźniej stosunkowo słaba, działa ona mianowicie zwięźle, a zarazem przystępnie przedstawić grę
jednak jak języczek u wagi pomiędzy obu bodźcami i wywołuje zmiennego oddziaływania różnych autonomicznych instynk­
r e g u l a r n ą naprzemienność ich motorycznego oddziaływa­ tów. Pragnąłem wyjaśnić, jakim ogólnym prawidłom gra ta
nia. Drugą ważną funkcją, którą potrafi spełniać zrytualizowana podlega i jakimi metodami można — na przekór wszelkim
koordynacja, nawet mimo bardzo nikłej skądinąd siły przebicia, powikłaniom — wejrzeć w mechanizm kierujący sposobami
jest z m i a n a k i e r u n k u nie zrytualizowanego ruchu zachowania się wywołanymi przez różnorakie sprzeczne ze
w p r z e s t r z e n i , ruchu stanowiącego jej źródło i wywołane­ sobą popędy.
go innymi siłami napędowymi. Przykłady tego poznaliśmy już Skłonny jestem ulec złudnej może nadziei, że udało mi się
przy omawianiu klasycznego wzorca rytuału, mianowicie i jedno, i drugie osiągnąć w takim stopniu, że mogę obecnie nie
podżegania samic kaczek (s. 87). tylko przeprowadzić syntezę treści obu poprzednich rozdzia­
łów, ale także wypływające z nich konkluzje zastosować do
zagadnienia, którym będziemy się zajmować za chwilę, a mia­
nowicie w jaki sposób rytuał pozwala na, zdawałoby się,
nieosiągalne zapobieżenie wewnątrzgatunkowej agresji ze
wszystkimi jej skutkami zdecydowanie szkodliwymi dla za­
chowania gatunku, i t o b e z j e d n o c z e s n e g o w y ł ą ­
czenia tych jej funkcji, które są niezbędne

141
d l a t e g o ż z a c h o w a n i a g a t u n k u ? Ten fakt, pod­ ne walki, tzw. turniejowe (Kommentkampfe). Cały ich przebieg
kreślony w spacjowanej części zdania, stanowi odpowiedź na prowadzi do ujawnienia najważniejszej sprawy, a mianowicie
nasuwające się z kolei, acz gruntownie wypaczające istotę który ze współzawodników jest silniejszy. Dzieje się to jednak
agresji pytanie: dlaczego u zwierząt, dla których korzystne jest bez wyrządzania słabszemu istotnej krzywdy. Ponieważ tur­
ścisłe współżycie w społeczności, agresja nie ulega po prostu nieje i zawody sportowe służą temu samemu celowi — stąd
zanikowi? Otóż zwierzęta te nie mogą się jednak obejść beż jej wszystkie walki turniejowe zwierząt nawet na znawcy tych
funkcji omówionych w rozdziale III! spraw wywierają nieodparte wrażenie „rycerskich" bądź zgod­
Znany nam rezultat działania dwóch „wielkich konstruk­ nych ze sportowym fair play. Wśród ryb z rodziny pielęg-
torów" (mutacyjna zmienność i selekcja) kierujących ewolucją nicowatych istnieje gatunek Cichlasoma biocellatum, który tej
gatunków powstaje zawsze w ten sam sposób: w ogólności swojej „dżentelmenenii" zawdzięcza nazwę rozpowszechnioną
pożyteczny, a nawet wręcz niezbędny popęd pozostaje nie wśród amerykańskich hodowców amatorów. Zwą go bowiem
zmieniony, jednakże dla szczególnych przypadków, w których „Jack Dempsey" — a był to mistrz świata w boksie, znany ze
oddziaływanie jego mogłoby być szkodliwe, włącza się specjal­ swej już aż przysłowiowej rycerskości w walce.
ny, powstały ad hoc mechanizm hamujący. Historyczny rozwój O walkach turniejowych ryb wiemy stosunkowo dużo,
kultur ludzkich biegł analogicznie, co jest przyczyną, że np. a zwłaszcza o przebiegu procesu rytualizacji, który pochodzi
większość imperatywów z tablic prawa mojżeszowego i innych z czasów pierwotnych walk morderczych. Prawie u wszystkich
kodeksów zawiera z a kazy, a nie nakazy. Zasygnalizowaliś­ ryb kościstych właściwą walkę poprzedzają gesty grożące,
my także, o czym jeszcze pomówimy dokładniej, że przekazy­ które jak przedstawiliśmy to już na s. 126, wywodzą się
wane przez tradycję i zwyczajowo przestrzegane tabu ma coś z konfliktu między chęcią ataku a chęcią ucieczki. Spośród nich
wspólnego z rozumową moralnością w ujęciu Immanuela Kanta w specjalny rytuał rozwinęła się tzw. boczna postawa im­
co najwyżej dla utalentowanego prawodawcy, ale nie dla ponująca, która zapewne powstała z bojaźliwego odwracania
wierzącego wyznawcy kultu. Tak jak instynktowne zahamowa­ się od przeciwnika i jednoczesnego, powodowanego chęcią
nia i rytuały zwierząt zapobiegają postępowaniu aspołecznemu, ucieczki, rozpościerania pionowych płetw. Wskutek takiego
podobnie tabu powoduje zachowanie się, które tylko pod ustawienia ciało ryby ukazuje się oczom rywala w możliwie
względem funkcjonalnym jest analogiczne do moralności, największym zarysie. Dzięki mimicznej przesadzie i dodat­
natomiast pod każdym innym względem jest tak bardzo od niej kowym morfologicznym zmianom w płetwach mogła się z tego
dalekie, jak daleko zwierzęciu do poziomu rozwoju psychiki rozwinąć między innymi owa wspaniała boczna postawa
człowieka! Jednakże każdy, kto naprawdę umie dostrzec owe imponująca, którą amatorzy akwariów (i nie tylko oni) znają
związki, będzie wciąż na nowo doznawał uczucia podziwu, u syjamskiego bataliona (bojownika) i u innych pospolicie
widząc działanie tych fizjologicznych mechanizmów, które hodowanych gatunków ryb.
narzucają zwierzętom zachowanie bezinteresowne, skierowane W ścisłym powiązaniu z boczną postawą grożącą powstał
na dobro społeczne, takie jakie nam, ludziom, dyktuje zakorze­ u ryb kościstych szeroko rozpowszechniony gest zastraszania
nione w nas prawo moralne. przez uderzenia ogonem. W pozycji poprzecznej do wzroku
Dobitnym przykładem zachowania analogicznego do ludz­ adwersarza, jakby usztywniając swe ciało, ryba silnie uderza
kiego postępowania według zasad moralności są zrytualizowa- ogonem z szeroko rozpostartą płetwą w kierunku przeciwnika.

142 143
Wprawdzie nigdy nie bywa on przy tym ugodzony, ale swoją one trwać wiele godzin, jeżeli adwersarze są „siebie godni".
linią naboczną (siedliskiem narządów zmysłu ciśnienia) odbiera Obserwowaliśmy kiedyś taką walkę zapaśniczą dwóch bardzo
falę zwiększonego naporu wody, którego siła informuje go wyrównanych pod względem siły samców pięknej akary
równie skutecznie o wielkości i sprawności bojowej przeciw­ błękitnej; zmagania te trwały od godziny 8.30 rano do 2.30 po
nika, jak i rozmiar jego sylwetki widocznej w bocznej postawie południu.
imponującej. Po tym tzw. „szarpaniu pyszczków" (u pewnych gatunków
Z natarcia czołowego hamowanego strachem u wielu okonio- jest to właściwie „popychanie się pyszczkami", bo ryby
kształtnych i innych ryb kościstych powstała inna forma zamiast ciągnąć, pchają się wzajemnie) rozpoczyna się po
grożenia. Dwaj przeciwnicy płyną powoli ku sobie z ciałem upływie czasu różnego dla każdego gatunku pierwotna krwawa
gotowym do ataku, wygiętym na podobieństwo sprężyny walka mordercza, w której ryby dążą już bez żadnych zahamo­
w literę S. Zwykle odchylają przy tym pokrywy skrzelowe albo wań do tego, aby uderzyć się wzajemnie w nie osłonięty bok
uwypuklają skórę skrzeli, co spełnia funkcję podobną do i zadać możliwie ciężkie rany. A więc rytuał grożenia i na­
rozpostarcia płetw przy bocznej postawie imponującej, gdyż stępującego po nim mierzenia sił, nie doprowadzający do
powiększa zarys ciała widoczny dla przeciwnika. U wielu ryb uszkodzeń ciała, stanowił pierwotnie zapewne tylko wprowa­
zdarza się nieraz, że w czołowej postawie grożącej obaj dzenie do właściwej walki na śmierć i życie. Jednakże taki
przeciwnicy równocześnie chwytają się wzajem za pyszczki przeciągający się prolog spełnia niezwykle ważne zadanie,
— w zależności od sytuacji konfliktowej, w której powstała gdyż umożliwia słabszemu rywalowi zrezygnowanie w porę
czołowa postawa grożąca. Nie rzucają się jednakże na siebie z walki z góry przesądzonej na jego niekorzyść. W większości
dziko zdecydowanym frontalnym atakiem, ale zawsze z pew­ przypadków zatem walki turniejowe mają znaczenie dla za­
nym wahaniem i oporami. Z tej formy walki na pyszczki chowania gatunku przez ujawnienie osobnika najsilniejszego,
powstał niezwykle ciekawy zrytualizowany sposób walki, bez jednoczesnego uśmiercenia, a nawet bez uszkodzenia
w której obaj rywale w dosłownym znaczeniu „mierzą swoje słabszego. Tylko w rzadkich przypadkach, gdy obaj walczący
siły" nie powodując uszkodzeń ciała. Obserwować to można są sobie równi siłą, rozstrzygnięcie nie może nastąpić inaczej
w pewnych rodzinach ryb, jak np. u labiryntowych (tylko luźno niż przy rozlewie krwi.
spokrewnionych z dużą grupą okoniokształtnych), a także u ryb Porównanie gatunków prowadzących mniej zróżnicowane
z rodziny pielęgnic, znakomicie reprezentujących ich pierwotną walki turniejowe z gatunkami, które prowadzą walki bardziej
postać. Przeciwnicy chwytają się więc i szarpią z całej siły za zróżnicowane, i badanie stadiów rozwojowych walk pojedyn­
szczęki, które u wszystkich gatunków prowadzących takie czych osobników, od walczącej bez żadnych reguł młodocianej
walki turniejowe są pokryte grubą, odporną na skaleczenia rybki do rycerskiego dorosłego „Jacka Dempseya" — dają nam
skórą. W ten sposób odbywają się zapasy zupełnie przypomina­ bezsporne wskazówki co do ewolucji owych turniejów. Przede
jące stary szwajcarski chłopski sport Hosenwrangeln ; mogą 1

wszystkim istnieją trzy niezależne od siebie procesy, które


złożyły się na przekształcenie prymitywnych morderczych
1
W znacznym stopniu zrytualizowane zapasy polegające na wzajemnym
chwytaniu się dwóch przeciwników za sznur wciągnięty w pasek i pionowe
zapasów w stylu dowolnym w rycerską walkę turniejową.
szwy spodni; zwycięstwo odnosi ten, któremu uda się przerzucić adwersarza Rytualizacja, omówiona w rozdziale poprzednim, jest tylko
przez siebie. (Przyp. red. naukowej.) jednym spośród tych procesów, ale za to najważniejszym.

144 145
Pierwszym krokiem od walki na śmierć i życie do walki strojne w bajecznie kolorowe wzory, widoczne dopiero po
turniejowej jest, jak już wspomniano, p r z e d ł u ż e n i e rozpostarciu, dziwaczne „oczy" na pokrywach skrzelowych
o k r e s ó w między poszczególnymi stopniowo nasilającymi czy na skórze skrzeli, występujące przy czołowym grożeniu,
się gestami grożenia a ostatecznym dobraniem się sobie wzajem i najrozmaitsze inne tego rodzaju teatralne ozdoby powodują, że
do skóry. U gatunków walczących wyłącznie w sposób morder­ walki turniejowe należą do najbardziej powabnych widowisk,
czy, jak np. u gębacza wielobarwnego, poszczególne fazy jakie napotykamy badając zachowanie się zwierząt wyższych.
grożenia — napinanie płetw, boczna postawa imponująca, Kolorowość płonących z podniecenia barw, dostojny rytm
uwypuklanie skóry skrzeli i walka na pyszczki — trwają ruchów grożących i rozpierająca współzawodników siła każą
zaledwie kilka sekund, po czym natychmiast następują pierw­ nieomal zapomnieć, że w grę wchodzi tu rzeczywista walka,
sze uderzenia w bok przeciwnika, zadające ciężkie rany. Przy a nie pokaz artystyczny stanowiący cel sam w sobie.
szybkim narastaniu i odpływie podniecenia, tak charakterys­ Trzeci wreszcie proces, który w znacznym stopniu powoduje,
tycznym dla tych „naładowanych żółcią" rybek, często niektóre że niebezpieczna walka mordercza przeobraża się w szlachetny
z wymienionych faz w ogóle zanikają, a niekiedy nawet turniej, jest dla naszego głównego tematu co najmniej równie
szczególnie rozjuszony samczyk od razu rozpoczyna od silnego ważny jak sama rytualizacja. Następuje mianowicie rozwój
uderzenia. Nie występuje to natomiast nigdy u dość blisko szczególnych fizjologicznych mechanizmów zachowania się
z gębaczem spokrewnionych również afrykańskich gatunków hamujących ruchy niszczycielskiego ata­
w rodzaju Hemichromis; te zawsze przestrzegają ściśle kolejno­ ku. Oto kilka przykładów.
ści gestów grożących, a zanim przejdą do następnego etapu, Gdy dwa „Jacki Dempseye" już dostatecznie długo trwały
wykonują każdy z tych gestów przez czas dłuższy, nieraz przez naprzeciwko siebie w bocznej postawie imponującej i wielo­
kilka minut. krotnie uderzały ogonami, może się łatwo zdarzyć, że jeden
Istnieją dwie możliwe fizjologiczne interpretacje tego ścis­ z nich chce przejść do etapu szarpania za pyszczki o kilka
łego podziału w czasie. Albo poszczególne rodzaje ruchów sekund wcześniej od drugiego. Porzuca więc postawę boczną
w miarę narastania bojowości oddziaływają jeden po drugim na i uderza z otwartymi szczękami na rywala, podczas gdy ten
szeroko rozstawione progowe wartości podniecenia, tak że nadal trwa w poprzedniej pozycji i zębom atakującego przeciw­
kolejność tych ruchów jest zachowana riawet przy pewnych nika poddaje nie osłonięty bok. N i e z d a r z a s i ę j e d n a k
nasileniach i wygasaniu gniewu, albo też wzrost podniecenia n i g d y , aby atakujący wykorzystał swą przewagę, zawsze
zostaje zdławiony i wciśnięty w obniżoną i regularnie wznoszą­ zatrzymuje się, zanim jego zęby dotkną skóry adwersarza.
cą się krzywą. Pewne przyczyny, których omawianie w tej Mój zmarły przyjaciel Horst Siewert opisał i sfilmował
chwili zaprowadziłoby nas za daleko, przemawiają za pierwszą analogiczne w każdym szczególe zajście między danielami.
z tych hipotez. U zwierząt tych boczna postawa imponująca poprzedza wysoko
Wraz z przedłużaniem się trwania poszczególnych postaw rozwiniętą zrytualizowaną walkę na wieńce, w czasie której
grożących postępuje ich rywalizacja, prowadząca — jak już zderzają się one nimi z rozmachem, a następnie kołyszą w ściśle
wykazano na s. 104 i 105 — do mimicznej przesady oraz ich określony sposób. W postawie imponującej daniele biegną obok
powtarzania, a ponadto do wyselekcjonowania się struktur siebie szybkim paradnym krokiem, kiwając na obie strony
i barw optycznie podkreślających ruch. Powiększone płetwy, wielkimi łopatami. Nagle obaj stają jak na komendę, zwracają

146 147
się ku sobie pod kątem prostym i schylają głowy tak, że wieńce własnych współplemieńców, nieokrzesanego koguta i poszuku­
uderzają o siebie z łoskotem i sczepiają się tuż nad ziemią. jącej gniazda kwoki, które są dla jej młodych równie niebez­
Potem następują już niewinne zapasy, w których—zupełnie tak pieczne jak tamte drapieżniki. Jasne jest, że agresywność jej
samo jak przy szarpaniu się „Jacków Dempseyów" za pyszczki wzrasta, w miarę jak groza zbliża się do pępka jej świata, to
— wygrywa ten, kto dłużej wytrzymuje. Także i u danieli może znaczy do jej gniazda. Nie wolno jej tylko tknąć własnego
się zdarzyć, że jeden z walczących chce przejść od pierwszej do pisklęcia, które właśnie w tym szczytowym momencie jej
następnej fazy walki wcześniej niż drugi i dosięga swym agresywnego napięcia wykluwa się ze skorupy! Moi współ­
orężem nie osłoniętego boku rywala; potężny łukowaty zamach pracownicy Wolfgang i Margret Schleidt odkryli, że ten
ciężkim i ostrozębym porożem wygląda niezwykle groźnie. Ale hamulec u indyczki wyzwala się wyłącznie pod wpływem
daniel jeszcze szybciej niż wspomniana rybka hamuje ten ruch, bodźców dźwiękowych. Dla zbadania zupełnie innych reakcji
podnosi głowę, widzi, że nadal beztrosko paradnym krokiem na podniety akustyczne u indora, pozbawili oni słuchu pewną
biegnący przeciwnik przegonił go już o parę metrów, dogania liczbę indycząt przez zoperowanie im ucha środkowego. Zabieg
go kłusem i znów uspokojony, kiwając porożem, biegnie obok taki możliwy jest tylko na świeżo wylęgłych pisklętach,
niego, dopóki obaj nie przejdą do walki, z lepszą już tym razem u których nie można z całą pewnością rozróżnić płci; stąd
synchronizacją zwarcia poroży. pomiędzy głuchymi ptakami znalazło się przypadkowo także
Wśród kręgowców wyższych spotykamy niezliczone przypa­ kilka samiczek. Nie nadawały się do niczego innego, więc
dki podobnych hamulców przed wyrządzeniem krzywdy człon­ wykorzystano je do doświadczeń nad k o n t a k t e m g ł o s o ­
kowi własnego gatunku. Niejednokrotnie odgrywają one istotną w y m , który ma tak duże znaczenie w stosunkach między
rolę nawet tam, gdzie antropomorfizujący zwierzęta obserwator matką a dzieckiem. Wiemy na przykład, że pisklęta gęsi
nie podejrzewałby w ogóle, że widzi objawy agresji i że gęgawej wkrótce po wylęgu uważają za matkę każdy obiekt,
potrzebne są specjalne mechanizmy do jej zdławienia. Temu, który głosem odpowie na ich „kwilenie osieroconego". Schlei-
kto wierzy w wszechpotęgę „nieomylnego" instynktu, wyda się dtowie stworzyli świeżo wyklutym indyczętom możliwość
wręcz paradoksalne, że u zwierzęcych matek działać muszą wyboru między indyczką słyszącą i odpowiadającą prawidłowo
specjalne hamulce, powstrzymujące je przed agresją w stosun­ na ich pisk a indyczką pozbawioną słuchu, oczekując, że samica
ku do własnych dzieci, zwłaszcza nowo narodzonych lub głucha będzie dźwięki wabiące wydawała przypadkowo, a nie
świeżo wylęgłych z jaja. jako wyraz reakcji na kwilenie piskląt.
Tymczasem te specyficzne hamulce wobec agresywności są Jak się to często dzieje w badaniach nad zachowaniem się,
dlatego tak bardzo potrzebne, że rodzic opiekujący się swoim doświadczenie ujawniło coś, czego się nikt nie spodziewał, ale
potomstwem właśnie w tym okresie musi być szczególnie co było o wiele bardziej interesujące od tego, czego oczekiwa­
agresywny w stosunku do każdego innego stworzenia. Matka no. Indyczki głuche wysiadywały jaja zupełnie normalnie,
ptasia wysiadująca jaja musi atakować w ich obronie każdą a zresztą i przedtem ich społeczne i seksualne zachowanie się
żywą istotę zbliżającą się do jej gniazda, jeśli tylko potrafi było całkowicie zgodne z normą. Ale gdy pisklęta się wylęgły,
przeciwnikowi sprostać. Wysiadująca indyczka jest stale przy­ okazało się, że macierzyńskie zachowanie się zwierząt do­
gotowana do użycia wszystkich swych sił do zaatakowania świadczalnych jest zakłócone w sposób wręcz dramatyczny:
myszy, szczurów, tchórza, wrony, sroki itp., a także swych wszystkie głuche samice zadziobały swoje dzieci na śmierć

148 149
natychmiast po wylęgu. Gdy głucha matka po odbyciu swego drapieżnika, którego należałoby przegnać. Uderza więc dzio­
normalnego okresu wysiadywania na sztucznych jajkach, bem w kierunku podawanej mu bezgłośnie łasicy czy chomika
a więc w momencie, gdy powinna być gotowa do przyjęcia syryjskiego równie gwałtownie jak w wypchane pisklę indycze,
piskląt, zostanie postawiona wobec jednodniowego indyczątka a z drugiej strony jest w każdej chwili gotowy potraktować oba
— zupełnie nie reaguje na nie macierzyńskim zachowaniem się. po macierzyńsku, jeżeli „wylegitymują się" jako młode in­
Nie wydaje żadnych głosów wabiących, spostrzegłszy maleńst­ dyczątka kwileniem z wbudowanego głośnika i taśmy magneto­
wo już z kilkumetrowej odległości, stroszy pióra w reakcji fonowej. Jest to przeżycie naprawdę przejmujące, gdy się
obronnej, wściekle sapie, a gdy tylko indyczątko znajdzie się obserwuje, jak samica, która jeszcze przed chwilą biła dziobem
w zasięgu jej szczęk, ostro i twardo dziobie, najsilniej jak tylko zbliżające się w milczeniu pisklę, wabiąco rozpościera macie­
może. Jeżeli wykluczy się możliwość, że indyczka jest upo­ rzyńskie skrzydła w pełnej gotowości wpuszczenia pod nie
śledzona także i w innym zakresie poza słuchem, zachowanie to piszczącego bękarta — tchórza, podrzutka, odmieńca w nąj-
może mieć tylko jedno jedyne znaczenie: nie ma ona najmniej­ wstrętniejszym znaczeniu tego słowa.
szej wrodzonej informacji o tym, jak jej młode ma wyglądać. Jedyny szczegół, który chyba nasila wrodzoną reakcję
Dziobie wszystko, co się porusza w pobliżu gniazda, a co nie indyczki na wroga gniazda, to owłosiona, futrzasta powierzch­
jest dość wielkie, aby reakcja ucieczki wzięła górę nad agresją. nia. Wydawało nam się, przynajmniej w pierwszych doświad­
Tylko i wyłącznie dźwięki wydawane przez piszczące indycząt­ czeniach, że atrapy wykonane z futra działały silniej na
ko wyzwalają wrodzone macierzyńskie zachowanie się i na­ wyzwalanie się reakcji aniżeli gładkie. Ponieważ pisklę indycze
kładają hamulce na popęd agresji. ma odpowiednią wielkość, porusza się w pobliżu gniazda, a do
Następujące doświadczenia przeprowadzone na normalnych, tego jeszcze ma na sobie futerko z puchu, nie sposób, aby nie
słyszących indyczkach potwierdzają słuszność tej interpretacji: wywoływało u matki permanentnej chęci obrony przed nim
Gdy na długim drucie podsunie się wysiadującej indyczce gniazda. Równie permanentnie jednak chęć tę tłumi głos
wypchaną wiernie według wzoru z natury marionetkę pisklęcia, pisklęcia, bez tego musiałoby dojść do dzieciobójstwa. W każ­
indyczka dziobie je zupełnie tak samo jak głucha. Z chwilą dym razie tak bywa u indyczek wysiadujących po raz pierwszy,
jednak gdy przez mały głośnik wbudowany w atrapę zabrzmi które nie mają jeszcze żadnego doświadczenia i pamięci
„płacz" indyczego pisklęcia nagrany na taśmę magnetofonową, wyglądu swoich własnych dzieci. Bo indywidualnie nabywane
atak zostaje równie gwałtownie wstrzymany. Podobnie jak doświadczenie bardzo szybko zmienia tego rodzaju sposoby
w przypadkach wyżej opisanych pielęgnic czy danieli, wyraź­ zachowania się.
nie włączył się tu przemożny hamulec. Indyczka zaczyna Wyżej opisane, dziwnie złożone i pełne sprzeczności „ma­
wydawać typowe dźwięki wodzenia, które u niej odpowiadają cierzyńskie" zachowanie się indyczki powinno nam dać wiele
„kwoktaniu" kury domowej. do myślenia. Najwyraźniej nie istnieje to, co można by ogólnie
Każda niedoświadczona indyczka, która właśnie przed chwi­ określić jako „instynkt macierzyński" albo „popęd pielęgnacji
lą po raz pierwszy wysiadywała, atakuje wszystkie poruszające potomstwa", nie istnieje nawet wrodzony „schemat", wrodzo­
się w pobliżu gniazda obiekty o wielkości, mówiąc z grubsza, ne rozpoznawanie własnych młodych. Celowe z punktu widze­
wahającej się między rozmiarem ryjówki a dużego kota. Ptak nia zachowania gatunku obchodzenie się z progenitura jest
taki ze swej natury nie „wie", jaki jest indywidualny wygląd raczej funkcją wielu powstałych na drodze filogenetycznej

150 151
sposobów poruszania się, wielu reakcji i zahamowań, które pasażerski samolot Lufthansy, który z powodu mgły zboczył ze
„wielcy konstruktorzy" tak dopasowali, że — zakładając swego kursu i przeleciał nisko nad fermą srebrnych lisów, był
normalne warunki otoczenia — są zgrane jako kompleksowy powodem, że wszystkie lisice pożarły swoje nowo narodzone
system, „jak gdyby" dane zwierzę wiedziało, co ma czynić szczenięta.
w interesie przetrwania swego gatunku i jego indywidualnych U wielu kręgowców nie opiekujących się potomstwem
osobników. System ten j e s t tym, co normalnie dałoby się i takich, które czynią to tylko przez ograniczony czas, młode
określić jako „instynkt", a w przypadku naszej indyczki —jako bardzo wcześnie, bo nieraz na długo przed osiągnięciem
instynkt pielęgnacji potomstwa. Tymczasem pojęcie to nawet ostatecznych rozmiarów ciała, stają się równie zręczne jak
w wyżej podanym rozumieniu jest o tyle mylące, że przecież to osobniki dorosłe i niemal równie silne, a nawet ponieważ są to
nie żaden zamknięty w sobie system wyznacza predyspozycję, zwykle gatunki, które i tak nie potrafią się nigdy wiele nauczyć
którą pojęcie to obejmuje. W jego organizację wbudowane są — prawie równie mądre jak one. Potomstwo nie wymaga zatem
raczej także siły napędowe, które mają funkcje zupełnie specjalnej ochrony i traktowane bywa przez starszych współ-
odmienne, jak np. w omawianym przykładzie agresywność plemieńców bez żadnych szczególnych względów. Zupełnie
i wyzwalające agresję mechanizmy receptoryczne. To, że inaczej sprawa wygląda w przypadku tych wysoko rozwinię­
indyczka na widok biegającego po gnieździe puchatego pisk­ tych zwierząt, u których uczenie się i indywidualne doświad­
lęcia wpada w złość, nie jest przy tym absolutnie niepożądanym czenia odgrywają dużą rolę, opieka rodzicielska nad nimi zaś
skutkiem ubocznym. Dla obrony potomstwa jest bowiem musi trwać długo, tyle czasu, ile wymaga prawdziwa „szkoła
niezwykle korzystne, że matka właśnie przez swoje dzieci, życia". Zresztą różni biologowie i socjologowie już zwracali
a zwłaszcza przez ich śliczne puszyste okrycie wpada od razu uwagę na ścisły związek między zdolnością przyswajania sobie
w nastrój rozdrażnienia i gotowości do ataku. Jednakże ponie­ wiadomości a czasem trwania opieki nad potomstwem.
waż ich pisk powstrzymuje jej agresję wobec własnych dzieci, Młody pies, wilk czy kruk po osiągnięciu ostatecznej
może ona wyładować swoją wściekłość już oczywiście na długości swego ciała, choć nie uzyskał jeszcze ostatecznego
innych zbliżających się żywych istotach. Jedyny specyficzny ciężaru, jest stworzeniem niezgrabnym, niezdarnym, rozlaz­
układ, działający w y ł ą c z n i e i t y l k o w tym systemie łym, które absolutnie nie byłoby zdolne obronić się przed
zachowania się, to selektywna reakcja czynników hamujących poważnym atakiem ze strony dorosłego współplemieńca, a tym
ruch dziobania, wywołana kwileniem pisklęcia. bardziej usunąć się z jego pola widzenia przez szybką ucieczkę.
Tak więc nie jest oczywistym prawem natury, że matki Tymczasem wydaje się, że i jedno, i drugie jest potrzebne,
z gatunków opiekujących się potomstwem nie czynią krzywdy zarówno u wyżej wymienionych, jak i u wielu innych podob­
swoim młodym; przeciwnie, w każdym poszczególnym przypa­ nych form zwierząt, młode bowiem są bezbronne, nie tylko
dku ochrona młodych musi być zabezpieczona specjalnymi wobec wewnątrzgatunkowej agresji swoich współplemieńców,
hamulcami, takimi jakie poznaliśmy przed chwilą u indyczki. ale także wobec ich aktywności skierowanej na chwytanie
Każdy pracownik ogrodu zoologicznego, każdy hodowca króli­ zdobyczy, bo wszak mowa tu o pożeraczach dużych zwierząt.
ków czy zwierząt futerkowych może całe tomy pisać o tym, jak Tymczasem jednak kanibalizm zdarza się u ciepłokrwistych
pozornie drobne zakłócenia mogą spowodować, że tego rodzaju kręgowców bardzo rzadko. Główną tego przyczyną jest, że
mechanizmy hamujące przestają działać. Znam przypadek, gdy właśni współplemieńcy im „nie smakują", co sprawdzić mogli

152 153
badacze polarni, gdy próbowali karmić pozostałe przy życiu psy zachowanie się chroni przed wewnątrzgatunkową agresją,
mięsem psów padłych bądź zabitych z konieczności. Tylko znamy też i u wielu innych zwierząt.
właściwe ptaki drapieżne, przede wszystkim jastrzębie, trzy­ Istnieje jeszcze jeden prostszy mechanizm umożliwiający
mane w ciasnych pomieszczeniach, czasami zabijają i pożerają młodemu ślepowronowi, który jest już niezależny i dorosły, ale
swoich współplemieńców, ale nigdy nie słyszałem, aby coś wciąż daleko mu do dorównania starszym w walce, objęcie
podobnego zdarzyło się w naturalnych warunkach. Chwilowo w posiadanie małego rewiru w granicach kolonii. Młody
nie wiadomo jeszcze, jakie tutaj działają hamulce. ślepowron, który nosi prawie przez trzy lata swój prążkowany
Znacznie bardziej niebezpieczne od wszelkich zakusów strój młodzieńczy, wyzwala w starych o wiele mniej agresyw­
kanibalistycznych dla wyrośniętego, ale jeszcze niezdarnego ności od takiego, który już ma ubarwienie dorosłego. Fakt ten
potomstwa owych ptaków i ssaków są agresywne sposoby jest podłożem następującej interesującej sceny, którą widywa­
zachowania się dorosłych. Niebezpieczeństwo to niweluje łem stale w Altenbergu, w kolonii ślepowronów wysiadujących
wiele bardzo ściśle uregulowanych mechanizmów hamujących, na swobodzie. Młody ślepowron ląduje dość przypadkowo
w większej części również nieomal jeszcze nie zbadanych. gdziekolwiek w obrębie kolonii lęgowej i szczęśliwie nie trafia
Wyjątek stanowi łatwo czytelny mechanizm zachowania się akurat w silnie bronione centrum rewiru, tzn. w bezpośrednie
w środowisku nie znającego miłości społeczeństwa ślepo- sąsiedztwo gniazda wysiadującego ptaka. Niemniej przybycie
wronów, któremu poświęcimy jeszcze odrębny krótki rozdział. jego wywołuje gniew sąsiada „przez miedzę", który przybiera­
Mechanizm ten umożliwia pozostawanie młodych, zdolnych jąc postawę grożącą zaczyna się powoli, na modłę ślepo­
już do lotu ptaków w obrębie kolonii, pomimo że dosłownie wronów, skradać ku przybyszowi. Przy tym ruchu nie może on
każda gałąź na drzewie jest tam przedmiotem zawistnego uniknąć zbliżenia się do rewiru zamieszkanego przez wysiadu­
współzawodnictwa między posiadaczami sąsiednich rewirów. jącą parę sąsiadów, a że przez swój strój okazały i grożącą
Dopóki młody ślepowron po opuszczeniu gniazda jeszcze postawę znacznie bardziej wyzwala agresywność niż cichutko
żebrze, czynność ta stanowi sama w sobie całkowitą obronę siedzący bojaźliwy młodzik, ci z reguły podrywają się do ataku
przed wszelkimi atakami osiedlonych tu starych ptaków. Zanim na sąsiada, a nie na niego. Często napaść ociera się nieomal
starszy ptak w ogóle zdąży zamierzyć się dziobem na młodego, o młodego ptaka, całkowicie mimo woli chroniąc go w ten
ten napiera na niego zuchwale, uderzając skrzydłami próbuje sposób. Stąd też widuje się, jak nie wybarwione jeszcze
chwytać go za dziób i pociągać w dół ruchem „dojenia", tak jak ostatecznie ślepowrony osiedlają się z zasady p o m i ę d z y
to zwykle czynią pisklęta z dziobem rodziców, gdy chcą, aby im terytoriami osiedlonych tu wysiadujących ptaków, w miejscach
oddały pokarm ze swego wola. Młody ślepowron nie rozpo­ ściśle odgraniczonych, w których ostatecznie wybarwiony
znaje swoich rodziców indywidualnie, a nie jestem pewien, czy ślepowron wyzwala atak posiadacza rewiru, a ten, co ma na
i oni rozpoznają swoje dzieci; na pewno poznają się wzajemnie sobie szatę młodzieńczą — jeszcze nie.
tylko młode z tego samego gniazda. Stary ślepowron, gdy nie Mniej czytelny jest mechanizm hamujący, który w sposób
jest właśnie w nastroju odpowiednim do karmienia, ucieka tak niezawodny powstrzymuje wszystkie dorosłe psy ras europejs­
samo bojaźliwie przed własnymi dziećmi, jak i przed każdym kich od poważniejszego gryzienia szczeniąt poniżej granicy
obcym pisklęciem i nawet nie przychodzi mu na myśl targnąć wieku siedmiu do ośmiu miesięcy. Według obserwacji Tinber-
się na nie. Analogiczne przypadki, w których i n f a n t y l n e gena u grenlandzkich psów eskimoskich zahamowanie to

154 155
ogranicza się wyłącznie do młodych psów własnego zespołu, uniemożliwiają bicie przedstawicielek płci żeńskiej. You can
nie istnieje natomiast żaden hamulec w stosunku do szczeniąt not hit a woman wprawdzie jest w odniesieniu do człowieka
obcych; możliwe, że u wilków jest podobnie. Po czym stare psy maksymą o charakterze nieco względnym. Humor berliński,
poznają młody wiek współplemieńców, niełatwo wyjaśnić. który często lekko makabryczne nuty zabarwia dobrocią serca,
W każdym razie wielkość nie odgrywa tu żadnej roli, dorosły każe pobitej przez swego męża żonie odezwać się do obcego
bowiem, malutki i zły foksterier jest równie życzliwy i w rów­ obrońcy, wtrącającego się do sporu: „Co ci do tego, że mój
nym stopniu hamuje swoją chęć ataku na ogromne niemowlę dobry mąż mnie pierze?" Ale wśród zwierząt istnieje wiele
bernardyna, zadręczające go niezdarnymi propozycjami wspól­ gatunków, u których w normalnych, to znaczy niepatologicz-
nej zabawy, jak na młodego psiaka własnej rasy. Prawdopodob­ nych warunkach właściwie w ogóle nie zdarza się, aby samiec
nie podstawowe cechy aktywizujące hamulce tkwią w za­ poważnie zaatakował samicę.
chowaniu się młodego psa, a może i w jego zapachu. Szczegól­ Dotyczy to np. psów, a niewątpliwie także i wilków.
nie to ostatnie wydaje się prawdopodobne w związku ze Osobiście straciłbym całkowicie zaufanie do psa kąsającego
sposobami, którymi młode wręcz wyzywają dorosłe psy do suki i właścicielowi takiego okazu zalecałbym jak najdalej
kontroli węchowej. Z chwilą mianowicie gdy zbliżanie doros­ idącą ostrożność, a już zwłaszcza gdyby w domu były dzieci.
łego wydaje się szczeniakowi choćby w najmniejszym stopniu U takiego psiska na pewno ze społecznymi hamulcami coś nie
groźne, szczenię kładzie się na grzbiet, prezentując w ten jest w porządku. Usiłowałem kiedyś skojarzyć moją suczkę
sposób swój goły dziecięcy brzuszek, i wypuszcza kilka Stasi z ogromnym wilczurem syberyjskim. Kiedy zacząłem się
kropelek moczu, który tamten natychmiast wącha. bawić z obcym psem, suczka z zazdrości wpadła w straszną
Bodaj że jeszcze ciekawsze i bardziej zagadkowe od hamul­ złość i zupełnie na serio zaatakowała wilczura. Gdy pieniąc się
ców chroniących już dorosłe, ale jeszcze niezdarne szczenięta, skoczyła na niego niby kąsająca furia, nie uczynił jej nic,
są takie mechanizmy zachowania się hamujące agresywność, wystawił jedynie ku niej swój ogromny jasnopopielaty bark,
które nie dopuszczają do „nierycerskiego" zachowania się aby ugryzienia trafiały w mniej wrażliwe miejsca. W podobne
w odniesieniu do „słabej płci". Jak wiadomo, zarówno u much hamulce, nie dopuszczające absolutnie do kąsania samic,
z rodziny wujkowatych, których zachowanie się już opisywaliś­ wyposażone są niektóre ptaki z rodziny łuszczaków, rip. gil,
my na s. 93 i następnych, jak u modliszki i wielu innych a nawet niektóre gady, jak np. jaszczurka zielona.
owadów, a także u pająków samice stanowią silną płeć U samców tego gatunku agresywne zachowanie się wywołu­
i specjalne mechanizmy zachowania się muszą zapobiegać je wspaniała szata rywala, a przede wszystkim jego cudownie
temu, aby szczęśliwy narzeczony nie został pożarty z a ultramarynowoniebieskie podgardle i zielona barwa reszty
w c z e ś n i e . U różnych modliszkowatych, m.in. u modliszek ciała, od której pochodzi nazwa. Natomiast od zadawania
zwyczajnych, niejednokrotnie samica z apetytem zjada przed­ ukąszeń samicy powściągają go najwyraźniej jej właściwości
nią część ciała samca, podczas gdy jego część tylna spokojnie zapachowe. Sprawdziliśmy to kiedyś razem z G. Kitzlerem,
spełnia wielkie dzieło zapłodnienia. gdy podstępnie nadaliśmy tłustą kredką partnerce naszego
Nie będziemy się jednak tu zajmować tymi dziwactwami, największego samca jaszczurki zielonej ubarwienie męskie.
interesują nas bowiem hamulce, które u tylu ptaków i ssaków, Samiczka, oczywiście całkowicie nieświadoma swego wy­
a także i u ludzi tak bardzo utrudniają, a czasem wręcz glądu, wpuszczona z powrotem do ogrodzenia na wolnym

156 157
powietrzu, pobiegła najkrótszą drogą w stronę terytorium ludzkiemu panu. Najdziwniejszy i najmniej zrozumiały jest
swego małżonka. Gdy ten ją ujrzał, rzucił się wściekle na jednak stosunek hierarchii pomiędzy samcem a samicą u nie­
domniemanego męskiego intruza i szeroko otworzył paszczę, których łuszczaków ze znanego rodzaju Carduelis serinus
aby go ukąsić. Wtem zwietrzył zapach kobiecego ciała uszmin- i pokrewnych, do których należą czyżyki, szczygły, gile,
kowanej damy, zahamował atak tak gwałtownie, że wpadł dzwońce i wiele innych gatunów z kanarkiem włącznie.
w poślizg i wywinął kozła nad ciałem samiczki. Następnie Według obserwacji przeprowadzonych przez R. Hindego,
obwąchał ją ruchliwym językiem bardzo dokładnie i odtąd już u dzwońców w okresie właściwego rozmnażania się samiec jest
nie zwracał uwagi na prowokujące walkę kolory, co jak na gada, podporządkowany samicy, a w pozostałej części roku — od­
stanowiło niewątpliwie wielkie osiągnięcie. Najciekawsze było wrotnie. Wniosek ten po prostu nasuwa się podczas obserwacji,
jednak to, że ów rycerski samczyk jaszczurczy jeszcze przez kto kogo dziobie, a kto przed czyim dziobaniem schodzi z drogi.
dłuższy czas po tym przeżyciu, które najwidoczniej wielce nim U gila, którego znamy szczególnie dobrze dzięki studiom J.
wstrząsnęło, szczegółowo obwąchiwał prawdziwe samce, tzn. Nicolaiego, na podstawie podobnych obserwacji i wniosków
kontrolował ich zapach, zanim przechodził do ataku. Fakt, że można by sądzić, że samica tego gatunku, w którym pary
tak niewiele brakowało, aby pokąsał damę, wywarł na nim pozostają połączone z roku na rok, raz na zawsze ma rangę
widocznie wielkie wrażenie! wyższą od samca. Jest ona stale nieco agresywna, nierzadko
Mogłoby się zdawać, że samice gatunków, których samce kąsa dziobem swego małżonka, a nawet ceremoniał, z którym
mają w pełni zahamowaną tendencję do ich kąsania, powinny go wita, tak zwany „flirt dziobem", nie jest pozbawiony dużej
zachowywać się raczej zuchwale i bezczelnie w stosunku do dawki agresywności, choć utrzymanej w formie ściśle zrytuali-
ogółu płci męskiej. Tymczasem — nie wiadomo dlaczego zowanej. Samiec natomiast n i g d y ani nie kąsa, ani nie bije
— dzieje się wręcz przeciwnie. Wielkie agresywne samice dziobem swojej towarzyszki i gdybyśmy hierarchię pomiędzy
jaszczurek zielonych, które toczą wściekłe boje z przedstawi­ małżonkami chcieli oceniać ze stanowiska uproszczonego
cielkami własnej płci, padają dosłownie na brzuch przed choćby obiektywizmu jedynie według dziobania i „bycia dziobanym",
najmłodszym i najsłabszym samcem, ważącym mniej niż jedna powiedzielibyśmy, że to ona jest bezsprzecznie jednostką
trzecia ich własnego ciężaru, nawet jeżeli jego męskość jest nadrzędną. Gdy jednak przypatrzymy się tym stosunkom
ledwie zaznaczona pierwszym niebieskim nalotem, jak gdyby dokładnie, dochodzimy do przekonania wręcz przeciwnego. Gil
pierwszym rzadkim zarostem gimnazjalisty. Samice jaszczurek ukąszony dziobem swej małżonki nie przybiera zupełnie
zielonych unoszą z ziemi przednie łapki i dotykając jej znów postawy podległości czy przestrachu, odwrotnie, reaguje ges­
w szczególny sposób nimi poruszają, jakby chciały grać na tem seksualnego imponowania, ba, nawet czułości. A więc
fortepianie. Jest to wspólny wszystkim jaszczurkom gest ukąszenia samiczki b y n a j m n i e j n i e spychają samca na
pokory, nazwany przez Kramera dreptaniem (Treteln). Także pozycje hierarchicznej podległości, przeciwnie, jego bierne
i suki, zwłaszcza tych ras, które są zbliżone do północnego zachowanie się, sposób, w jaki przyjmuje ataki swojej małżonki
wilka, wykazują służalczy wprost szacunek wobec wybranego nie popadając sam w stan agresywności, a przede wszystkim nie
przez siebie samca, choć ten nigdy ich nie ugryzł ani w żaden dając się wyprowadzić ze swego seksualnego nastroju, wszyst­
inny sposób nie okazał im czynnie swojej nadrzędności; ko to jest wręcz imponujące, i to, jak się okazuje, nie tylko dla
poszanowanie to graniczy prawie z tym, które okazują swemu ludzkiego obserwatora.

158 159
Zupełnie analogicznie zachowują się samce psów i wilków walczących jest pierwszym, który chwyta tamtego za tylną
wobec wszelkich ataków ze strony suk. Nawet jeżeli ataki te część głowy i targa nią w obie strony. Jeśli różnica wielkości
mają charakter najzupełniej poważny, jak w poprzednio przyto­ między oboma samcami jest znaczna, może się zdarzyć, że ten
czonym przypadku mojej Stasi, rytuał wymaga bezwzględnie mniejszy, który pierwszy chwyta, po rozwarciu szczęk nie
od psa, aby nie tylko nie oddawał ugryzień, ale aby zachowywał czeka na odwzajemnienie chwytu przez większego samca, ale
niezmiennie „uprzejmy wyraz twarzy" z wysoko w górze natychmiast drepcze, tzn. wykonuje opisany wyżej gest pokory,
złożonymi do tyłu uszami i gładko wszerz naciągniętą skórą a następnie ucieka. Zorientował się bowiem po biernym oporze
czoła. Keep smiling! Jedyny środek obrony, jaki w takich swego przeciwnika, jak wielką tamten ma nad nim przewagę.
przypadkach widywałem i jaki — co dziwniejsze — również To niezmiernie zabawnie wyglądające zajście przypomina
wymienia Jack London w swojej powieści o psach Biały Kieł, mi zawsze scenę z dawno już zapomnianego filmu z Charlie
polega na miotaniu na boki tylną częścią ciała. Ruch ten Chaplinem: Charlie skrada się z ciężką drewnianą pałką od tyłu
w najwyższym stopniu sprawia wrażenie „obraźliwego", ku swemu przepotężnemu rywalowi, zamierza się i z całą siłą
szczególnie gdy jakieś ciężkie psisko, nie tracąc swego uprzej­ wali go w tył głowy. Olbrzym z roztargnioną miną patrzy
mego uśmiechu, odrzuca o kilka metrów w bok napierającą na w górę, przeciera sobie kilkakrotnie ręką trafione miejsce
niego z ujadaniem sukę. w wyraźnym przekonaniu, że musnął go jakiś przelatujący
Naprawdę nie przypisujemy paniom psów i gilów nazbyt owad. Na to Charlie robi w tył zwrot i rozpaczliwie umyka, tak
ludzkich cech, gdy twierdzimy, że bierne przyjmowanie ich jak tylko Charlie potrafi umykać.
agresywnych poczynań wywiera na nich duże wrażenie. To, że U gołębi, ptaków śpiewających i papug istnieje bardzo
odporność na wrażenia sama wywiera wielkie wrażenie —jest dziwny rytuał, powiązany w jakiś tajemniczy sposób z hierar­
zasadą bardzo ogólną, którą potwierdzają również kilkakrotne chią małżonków: jest nim przekazywanie pokarmu współmał­
obserwacje G. Kitzlera przeprowadzone na walczących sam­ żonkowi. To karmienie, które powierzchowni obserwatorzy
cach jaszczurek zwinek. W trakcie cudownie zrytualizowanych uważają za „pieszczotę dziobem", a więc rodzaj całowania się,
walk turniejowych tych jaszczurek każdy z rywali najpierw jest — dziwnym sposobem — tak jak wiele innych pozornie
w postawie imponującej wysuwa w kierunku drugiego swoją „bezinteresownych" i „rycerskich" sposobów zachowania się
twardo opancerzoną głowę, do czasu aż jeden z nich chwyci ludzi i zwierząt, nie tylko obowiązkiem społecznym, ale
drugiego, po krótkich zapasach puści i teraz z kolei sam czeka, równocześnie p r z y w i l e j e m przysługującym osobnikowi
aż przeciwnik go złapie. U równych siłą partnerów następuje mającemu aktualnie wyższą rangę w hierarchii. W gruncie
wielokrotna wymiana takich ruchów, aż wreszcie jeden, zupeł­ rzeczy każdy z obu małżonków wolałby karmić sam drugiego
nie nie zraniony, ale wyczerpany, zrezygnuje z walki. Tym­ niż być przez niego karmiony, według zasady: „Większym
czasem u jaszczurek, tak jak u wielu innych zmiennocieplnych błogosławieństwem jest dawać, aniżeli brać", bądź — tam
zwierząt, małe osobniki nieco szybciej „nabierają popędliwo- gdzie pokarm zostaje zwrócony z wola — oddawanie jest
ści" niż większe, tzn. narastanie nowo wzbierającego pod­ większym błogosławieństwem niż przyjmowanie. Przy odrobi­
niecenia następuje u nich zwykle prędzej niż u większych nie szczęścia może się nawet komuś udać zaobserwować, jak
i starszych współplemieńców. W walkach turniejowych zwinek między małżonkami następuje drobny spór o rangę po to, aby
prowadzi to z pewną regularnością do tego, że mniejszy z obu rozstrzygnąć, kto ma prawo karmić, a kto będzie musiał

160 161
odgrywać mniej wdzięczną rolę nieletniego dziecięcia, które uwielbienia kobiet, nie ceni się prawdziwie u l e g ł e g o
tylko dziób otwiera i pozwala się karmić. mężczyzny. Od ideału mężczyzny żąda się, aby małżonek
Gdy Nicolai kiedyś wpuścił do wspólnego pomieszczenia po pomimo ogromnej umysłowej i fizycznej przewagi, ulegał
dłuższej rozłące parkę małych afrykańskich kanarków, a mia­ najmniejszym kaprysom swojej żony według rytuałem ustano­
nowicie kanarków szarych, małżonkowie natychmiast rozpo­ wionych prawideł. Bardzo znamienne jest określenie zapoży­
znali się i radośnie ku sobie sfrunęli; jednakże widocznie czone z dziedziny zwierzęcego zachowania się, które stosuje się
samiczka zapomniała, jaka była jej hierarchiczna ranga wobec do pogardzanego, p r a w d z i w i e uległego mężczyzny. Na­
małżonka, gdyż zaraz zaczęła oddawać pokarm z wola i kar­ zywa się go hen-pecked, dziobany przez kurę; porównanie to
mić nim swego partnera. Ponieważ jednak tenże uczynił to bardzo dobrze oddaje nienormalność męskiej uległości, praw­
samo, doszło do małej różnicy zdań, w której zwyciężył dziwy kogut bowiem nie daje się nigdy dziobać kurze, nawet
samczyk, po czym małżonka już zrezygnowała z karmienia go, swojej ulubienicy. Notabene koguty są całkowicie pozbawione
a zażądała, aby on ją karmił. U gila, u którego małżonkowie wszelkich hamulców powstrzymujących je od bicia kury.
przez cały rok nie rozstają się, może się zdarzyć, że samczyk Najsilniejsze zahamowania przed kąsaniem samic własnego
wcześniej wchodzi w okres pierzenia się od swojej małżonki gatunku znajdujemy u chomika europejskiego. Możliwe że jest
i przeżywa przez to stan depresji zarówno seksualnej, jak to u tych gryzoni szczególnie ważne, ich samiec bowiem jest
i swoich ambicji społecznych, podczas gdy samiczka w tym kilkakrotnie cięższy od samicy, a ich długie siekacze mogą
czasie pod tym względem jest jeszcze w dobrej formie. W takim zadawać bardzo poważne rany. Eibl-Eibesfeldt stwierdził, że
przypadku, występującym często i w warunkach naturalnych, gdy w czasie krótkiego okresu godowego samiec wdziera się na
a także w rzadszym już przypadku, gdy samiec z przyczyn terytorium samicy, potrzebny jest pewien upływ czasu, zanim
patologicznych traci pozycję nadrzędną — normalny kierunek oba te zatwardziałe samotniki przyzwyczają się do siebie
przekazywania pokarmu odwraca się i samiczka karmi osłabio­ w takim stopniu, aby samica wytrzymała zbliżenie się samca.
nego małżonka. Uczłowieczający przyrodę obserwator wzrusza W tym okresie, ale tylko wtedy, chomiczka jest trwożliwa
się niepomiernie, że żona taką roztacza opiekę nad chorowitym i nieśmiała w stosunku do samca! W każdej innej porze podobna
mężem; wiemy już, że jest to z gruntu fałszywa interpretacja: jest do szalejącej z wściekłości furii, gryzącej niepohamowanie
z reguły już i przedtem byłaby go bardzo chętnie karmiła, gdyby chomika. Hodowca tych zwierząt musi pamiętać o szybkim
nie to, że przewaga jego hierarchicznej pozycji nie dopuszczała rozdzieleniu pary po kopulacji, aby nie ujrzeć smutnego widoku
do tego. trupa męskiego partnera.
Tak więc społeczna przewaga samicy u gilów, a także Trzy fakty — a była właśnie o nich mowa przy opisie
w rodzinie psów, jest najwyraźniej tylko pozorna, a wywołana sposobów zachowania się chomików — generalnie charak­
została przez hamulce „rycerskości", które nie pozwalają teryzują mechanizmy hamujące i zapobiegające zadawaniu
samcom garbować skóry samicom. W analogicznych do zwie­ śmierci i obrażeń. Wymagają one szerszego omówienia. Po
rzęcej rytualizacji obyczajach ludzkich, wykształconych w trak­ pierwsze, istnieje związek między skutecznością uzbrojenia
cie rozwoju kultury, odnajdujemy u przedstawicieli kultury danego gatunku zwierząt a jego hamulcami w stosowaniu tej
zachodniej zupełnie takie same pod względem formalnym broni przeciwko współplemieńcom. Po drugie, istnieją rytuały,
zachowanie. Nawet w Ameryce, w kraju bezgranicznego które są nastawione na to, aby uruchamiać właśnie te hamujące

162 163
mechanizmy u agresywnego współplemieńca. Po trzecie, nie jest u samca jaszczurki zielonej zapewne od podniet chemicz­
można całkowicie na tych hamulcach polegać; mogą one nych, to samo dotyczy zahamowań psa przed ugryzieniem suki.
niekiedy zawodzić. Ale jego delikatne obchodzenie się ze szczeniętami wywoływa­
Wykazałem już szczegółowo w innym miejscu, że owe ne jest także ich zachowaniem się. Ponieważ zahamowanie, jak
hamulce, które zapobiegają wyrządzaniu krzywdy, a nawet jeszcze wykażemy później, jest bezwzględnie procesem czyn­
zadawaniu śmierci współplemieńcom, muszą być najsilniejsze nym, odpowiadającym równie czynnemu popędowi i hamują­
i najsprawniej działać u takich gatunków zwierząt, które po cym bądź modyfikującym go, możemy z pełnym uzasad­
pierwsze, jako zawodowi łowcy dysponują uzbrojeniem umoż­ nieniem mówić o w y z w a l a n i u s i ę procesów hamują­
liwiającym szybkie i niezawodne zabijanie dużych zwierząt cych, tak jak mówimy o wyzwalaniu się ruchu instynktownego.
zdobycznych, a po drugie, żyją w związkach społecznych. Różnoraka aparatura, nadająca podniety i służąca u wszystkich
U pojedynczo żyjących drapieżników, jak na przykład u gatun­ zwierząt wyższych do wyzwalania odpowiedzi w postaci
ków kun czy kotów, wystarczy, gdy podniecenie seksualne czynnego zachowania się, nie różni się zasadniczo od tej, która
powoduje przejściowe zahamowanie agresji i chęci łowów na wysuwa na scenę hamulce społeczne. W obu przypadkach
czas potrzebny do bezpiecznego połączenia się płci. Gdy jednak nadajniki podniet wykazują osobliwą budowę, jaskrawe bar­
drapieżniki zabijające duże zwierzęta żyją wspólnie w trwałej wy i zrytualizowane sposoby poruszania się, a najczęściej
społeczności, jak wilki czy lwy, niezbędne jest działanie stałych kombinację wszystkich trzech. Bardzo ładny przykład na
i niezawodnych mechanizmów hamujących, całkowicie samo­ to, jak nadajniki podniet wyzwalające aktywność i takież
dzielnych i niezależnych od zmiennych nastrojów poszczegól­ nadajniki wyzwalające hamulce powstają według takich sa­
nych zwierząt. I tu dochodzimy do jedynego w swoim rodzaju mych zasad konstrukcyjnych, stanowią wyzwalacz walki u żu­
wzruszającego paradoksu, że najkrwawsze z wszystkich dra­ rawi i wyzwalacz hamulca kąsania młodych u niektórych
pieżników, przede wszystkim wilk, którego Dante nazywa chruścieli. W obu przypadkach na tylnej części głowy ptaka
bestia senza pace, należą do istot o najbardziej na świecie rozwinęła się mała tonsura, gołe miejsce, w którym znajduje się
godnych zaufania hamulcach przeciwko zabijaniu. Gdy moje pod skórą bogato rozgałęziona sieć naczyń, tak zwane ciało
wnuki bawią się ze swoimi rówieśnikami, opieka ze strony jamiste. W obu przypadkach narząd ten bywa nabrzmiały
dorosłych jest bezwzględnie konieczna. Zostawiam je nato­ krwią i w tym stanie, jako wypukła rubinowa czapeczka,
miast z największym spokojem same w towarzystwie naszych jest współplemieńcowi prezentowany przez odwrócenie ku
wielkich mieszańców owczarków z chow-chow, tak niezwykle niemu tyłu głowy. Funkcje tych dwóch wyzwalaczy, które
krwiożerczych w stosunku do zwierzyny łownej. Społeczne u obu wymienionych grup ptaków powstały zupełnie od siebie
hamulce, na których w tym przypadku polegam, nie są wcale niezależnie, są sobie całkowicie przeciwstawne: u żurawi
czymś wyhodowanym u tych psów przez proces udomowienia, sygnał ten oznacza nastrój agresywny i wywołuje odpowiednio,
ale bez żadnych wątpliwości są dziedzictwem przejętym po w zależności od względnej siły przeciwnika, przeciwagresję
wilku, owej bestia senza pace! bądź chęć ucieczki. U wodnika i kilku jego bliskich krew­
Społeczne mechanizmy hamujące są poruszane na pewno nych zarówno ten narząd, jak i ruch występuje tylko u piskląt
u każdego gatunku przez bardzo różne cechy. Jak słyszeliśmy i służy wyłącznie wyzwoleniu specyficznego hamulca u star­
wyżej, np. hamulec przeciwdziałający kąsaniu samicy zależny szych współplemieńców przeciwko kąsaniu dziobem małych.

164 165
Pisklęta wodników w sposób tragikomiczny pokazują swoją czołgając się i tłumiąc starannie wszystkie podniety mogące
rubinową czapeczkę „omyłkowo" także i agresorom innych wyzwolić agresję tamtego. Kogut, którego przed chwilą pobił
gatunków. Ptaszek tego gatunku, którego sam wyhodowałem, w walce rywal, chowa głowę w kąt albo za jakąś osłonę i usuwa
czynił to w stosunku do kacząt, nie reagujących oczywiście na w ten sposób z pola widzenia przeciwnika oczywiste podniety
ów tylko wodnikom właściwy sygnał; kaczęta tym bardziej wyzwalające walkę, a zlokalizowane w jego grzebieniu i pła­
kierowały swe ciosy w stronę czerwonego łebka. Mimo że tach u podgardla. Na s. 36 i następnych pisaliśmy już o pewnych
dziobek maleńkiego kaczęcia jest bardzo miękki, musiałem rybach koralowych, których jaskarawo kolorowy strój wywołu­
jednak czym prędzej pisklęta rozdzielić. je w opisany sposób agresję wewnątrzgatunkową i które
Zrytualizowane sposoby poruszania się, które u współ- porzucają to swoje ubarwienie, gdy muszą się zbliżyć do siebie
plemieńca wywołują zahamowanie agresji, określa się zwykle w nastroju pokojowym, aby się skojarzyć.
jako gesty pokory czy też pojednania (Befriedungs-Gebarden); Przez wyeliminowanie sygnału wyzwalającego walkę unika
ten drugi termin chyba jest właściwszy, gdyż mniej ma w sobie się przede wszystkim tylko wyzwolenia agresji wewnątrzgatun-
cech subiektywnego podejścia do zwierzęcego zachowania się. kowej, nie stanowi to jednak jeszcze aktywnego zahamowania
Ten rodzaj ceremoniału powstaje w najrozmaitszy sposób, tak już rozpoczętej napaści. Jednakże z punktu widzenia filogene­
jak w ogóle wszystkie zrytualizowane ruchy ekspresyjne. Przy tycznego tylko krok dzieli jedno od drugiego, a dobrych na to
omawianiu rytualizacji (s. 85 i następne) dowiedzieliśmy się przykładów dostarcza właśnie powstanie ruchu pojednawczego
już, w jaki sposób z zachowania się konfliktowego, ruchów z „negatywu" sygnału wyzwalającego walkę. Istnieje wiele
intencjonalnych itp. powstają sygnały o funkcji informatywnej zwierząt, u których zgodnie z naturą grożenie polega na tym, że
i jaką takie rytuały mają władzę. Wszystko to było potrzebne, w sposób wymowny zwracają ku przeciwnikowi swoją broń
aby móc wyjaśnić istotę i zastosowanie ruchów pojednawczych, i „podsuwają mu ją pod nos", a więc czy to uzębienie, dziób,
o których teraz będzie mowa. łapę, zgięcie skrzydła czy też pięść. Ponieważ u owych
Znaczna liczba gestów pojednawczych u najróżniejszych gatunków wszystkie te piękne zwyczaje należą do sygnałów
zwierząt wyselekcjonowała się pod wpływem mechanizmów „zrozumiałych" z przyrodzenia i wywołują w zależności od
zachowania wyzwalających walkę. Zwierzę, które dąży do względnej siły adresata albo jego replikę grożenia, albo
udobruchania swego współpłemieńca, czyni wszystko, aby ucieczkę — droga do wyżej omawianego powstawania gestu
używając określenia zaczerpniętego ze stosunków ludzkich, mającego spowodować uniemożliwienie walki jest dokładnie
n i e drażnić go. Jeżeli więc ryba wyzwala agresywność wytyczona: musi ona polegać na tym, żeby dążące do pokoju
u współpłemieńca przez prezentowanie swojej najwspanialszej zwierzę odwróciło swoją broń od adwersarza.
szaty, przez rozpostarcie płetw bądź odchylanie pokryw skrze- Ponieważ jednak broń nie służy prawie nigdy wyłącznie do
lowych dla okazania jak największych zarysów ciała, przez ataku, ale zawsze jednocześnie i do obrony, do odparowania
demonstracyjne chełpienie się swoją siłą i ostre ruchy, to ciosu, taka forma gestu pojednawczego ma tę jedną wielką
osobnik żebrzący o łaskę zachowuje się we wszystkich tych wadę, że każde zwierzę wykonujące ten gest staje się w bardzo
szczegółach zupełnie odwrotnie: odbarwia się, jak najciaśniej dla siebie niebezpieczny sposób bezbronne, odsłaniając w wielu
składa płetwy, zwraca ku współplemieńcowi, którego pragnie przypadkach przed potencjalnym napastnikiem najbardziej
ułagodzić, wąską stronę swego ciała, porusza się powoli, podatną na zranienie część swego ciała. Pomimo to ta forma

166 167
gestu pokory bardzo jest szeroko rozpowszechniona i została mianowicie tuż przy szyi moralnie pokonanego, z z a ­
„wynaleziona" przez najróżniejsze grupy kręgowców zupełnie m k n i ę t y m pyskiem, a więc bez chwytu zębami. To samo
niezależnie od siebie. Wilk odwraca głowę od górującego nad u mew dotyczy mewy trójpalczastej, a u ptaków krukowatych
nim przeciwnika, wystawiając ku niemu najdelikatniejszą — kawki. Pośród mew, których sposoby zachowania się są
wypukłą część szyi. Kawka podaje temu, kogo chce ugłaskać, szczególnie dobrze znane dzięki badaniom Tinbergena i jego
tuż pod dziób nie osłoniętą wypukłość tylnej części swojej uczniów, mewa trójpalczasta zajmuje pozycję o tyle szczegól­
głowy, to jest miejsca, w które ptaki te kierują właśnie ną, że wskutek pewnej ekologicznej osobliwości, a mianowicie
śmiertelne ciosy. Związek ten tak dalece rzuca się w oczy, że gnieżdżenia się na wąskich występach skalnych stromo opada­
dłuższy czas byłem przekonany, że eksponowanie podatnych na jących stoków, stała się z musu gniazdownikiem. W związku
uszkodzenie miejsc jest najistotniejszym momentem dla osiąg­ z tym znajdujące się w gnieździe młode potrzebują skuteczniej­
nięcia celu pokornej postawy. U wilka i psa rzeczywiście szej obrony przed ewentualnymi atakami obcych mew aniżeli
wygląda, jakby błagający o łaskę poddawał zwycięzcy żyły młode tych gatunków, które wysiadują na ziemi i które w razie
swej szyi. Ponieważ jednak niewątpliwie odwracanie broni potrzeby mogą uciec. Stąd u mewy trójpalczastej nie tylko gesty
samo było pierwotnie skutecznym składnikiem omawianego pojednawcze są bardziej rozwinięte, ale działanie ich jest
ruchu ekspresyjnego, więc do mojego dawnego przekonania jeszcze dodatkowo poparte specyficznym barwnym deseniem
dołącza się dodatkowy ładunek prawdy. młodych ptaków. U wszystkich mew odwrócenie dzioba od
Byłoby bowiem rzeczy wiście samobójstwem, gdyby zwierzę adwersarza jest gestem pojednania. O ile jednak gest ten u mew
miało nagle ukazywać nie osłoniętą i bardzo delikatną część srebrzystych i żółtonogich, a także u innych dużych mew
ciała przeciwnikowi, który jeszcze przed chwilą był w najwyż­ z rodzaju Larus nie jest specjalnie podkreślony i zupełnie nie
szym podnieceniu walki, i gdyby liczyło na to, że jednoczesne sprawia wrażenia odrębnego rytuału, o tyle u mewy śmieszki
wyłączenie podniet wyzwalających walkę wystarczy do wstrzy­ stanowi on ścisły ceremoniał taneczny, podczas którego jeden
mania jego napaści. Wiemy aż nadto dobrze, jak leniwie z partnerów obraca ku drugiemu tylną część głowy o dokładnie
przebiega przestawienie się z przewagi jednego popędu na 180°; w przypadku gdy oba ptaki nie mają złych zamiarów
przewagę innego, możemy więc śmiało twierdzić, że zwykłe — oba czynią to równocześnie. Owo, jak zwą Anglicy, head
usunięcie podniety wyzwalającej walkę spowodowałoby tylko flagging zostaje jeszcze optycznie podkreślone przez to, że
bardzo stopniowy odpływ agresywnego nastroju zwierzęcia, czarnobrązowa maska na obliczu i ciemnoczerwony dziób
które atakuje. Wobec tego, tam gdzie n a g ł e przybranie mewy śmieszki znikają w czasie tego raptownego gestu
postawy pokory hamuje grożący przed chwilą jeszcze atak pojednania, a miejsce ich zajmuje śnieżnobiałe upierzenie
nieprzyjaciela, możemy z dużą pewnością przyjąć, że wy­ karku. U tego gatunku na plan pierwszy występuje więc
zwolone zostało aktywne zahamowanie wytworzone przez znikanie znamion wyzwalających agresję: czarnej maski i czer­
jakąś specyficzną sytuację bodźcową. wonego dzioba; u młodej mewy trójpalczastej, przeciwnie,
Na pewno tak jest u psów, u których często widywałem, jak skłon karku jest specjalnie podkreślony przez barwny wzór: na
zwycięzca, w chwili gdy zwyciężony przybierał nagle postawę białym tle zjawia się tu charakterystycznie obramowany ciem­
pokory i podstawiał mu nie osłoniętą szyję, wykonywał ruch ny rysunek, który najwyraźniej na agresywność wywiera
śmiertelnego potrząsania zdobyczą, ale oczywiście „w próżni", szczególnie hamujące działanie.

168 169
U ptaków krukowatych znajdujemy odpowiednik istniejące­ Ruchy podległości hamujące agresję, które powstały z trwa­
go u mew rozwoju sygnału hamującego agresję. Wszystkie du­ łych ruchów ekspresyjnych młodych zwierząt, istnieją przede
że, czarne i szare ptaki krukowate przy geście pojednania wszystkim u gatunków z rodziny psów. Nie dziwi nas to, u tych
wyraźnie odwracają głowę od swoich adwersarzy. U niektórych, zwierząt bowiem hamulec powstrzymujący przed atakowaniem
np. wrony siwej i u afrykańskiego kruka (Corvus scapulatus), młodych jest szczególnie silny. R. Schenkel wykazał, jak wiele
okolica tyłu głowy, podawana przy tym geście temu, kogo chce gestów aktywnej podległości, to znaczy podległości p r z y j a ­
udobruchać, jest podkreślona jasnym ubarwieniem. Kawka, która z n e j wobec osobnika wyższej rangi, wprawdzie „szanowane­
z powodu życia zbiorowego w koloniach widocznie potrzebuje go", ale nie budzącego strachu, wywodzi się bezpośrednio ze
szczególnie skutecznego gestu pojednania, ma tę samą partię stosunku młodych do matki. Takie ruchy, jak trącanie nosem,
upierzenia nie tylko odgraniczoną przez cudowne jedwabiste dotykanie łapą, lizanie w kąciki ust, które poznaliśmy dobrze
jasnopopielate ubarwienie; jej pióra w tym miejscu są mocno u przyjaznych nam psów, według Schenkela są sposobami
wydłużone i pozbawione, tak jak ozdobne pióra pewnych czapli, poruszania się wywodzącymi się ze ssania i proszenia o pokarm.
haczyków na promieniach, tak że gdy maksymalnie nastroszone Tak jak uprzejmi ludzie wymieniają wyrazy wzajemnej uniżo-
przy geście pokory podsuwa je ona pod dziób współplemieńca, ności, pomimo że w rzeczywistości stosunek hierarchiczny
sprawiają wrażenie luźnej i lśniącej korony. Nigdy nie zdarza się, między nimi jest zupełnie jednoznacznie określony, tak samo
aby w takiej sytuacji ten w nie dziobnął, nawet jeśli właśnie dwa zaprzyjaźnione z sobą psy mogą wykonywać obustronne
zbierał się do ataku na słabszą kawkę w chwili, gdy ta przybrała ruchy dziecięcej pokory, szczególnie przy radosnym powitaniu
postawę pokory. W większości przypadków przed chwilą jeszcze po dłuższej rozłące. Te wzajemne uprzejmości u dziko żyjących
rozgniewany napastnik reaguje specjalnymi zabiegami pielęg­ wilków są tak daleko posunięte, że na przykład Murie w czasie
nacji skóry, przyjaźnie czyszcząc i drapiąc tylną część głowy swoich wspaniałych i tak bardzo owocnych obserwacji tereno­
poddającemu się współplemieńcowi — doprawdy wzruszająca wych na obszarze góry McKinley nie mógł ustalić stosunku
forma zawierania pokoju! hierarchicznego między dwoma dorosłymi basiorami na pod­
Istnieje szereg ruchów pokory wywodzących się z infantyl­ stawie ich ruchów ekspresyjnych przy powitaniu. S. L. Allen
nego, a więc dziecięcego zachowania się, inne znowu zupełnie i L. D. Mech zaobserwowali w Parku Narodowym na położonej
niedwuznacznie mają swoje źródło w zachowaniu się samicy na Jeziorze Górnym wyspie Isle Royal zupełnie niespodziewa­
w trakcie łączenia z samcem. Jednakże w obecnej swojej ną funkcję ceremoniału powitalnego. Gromada składająca się
funkcji gesty te nie mają już nic wspólnego ani z dziecinnością, z około dwudziestu wilków żyje w zimie kosztem łosi, i to, jak
ani z żeńskim seksualizmem, a oznaczają wyłącznie wyrażone się okazało, wyłącznie kosztem sztuk osłabionych. Wilki
ludzkim językiem: „Proszę, nie czyń mi nic złego!" Nasuwa się dopadają każdego łosia, jaki znajduje się w ich polu widzenia,
tu hipoteza, że u omawianych grup zwierząt, zanim jeszcze te jednakże wcale nie próbują go porywać, ale natychmiast
ruchy ekspresyjne nabrały szerszego społecznego znaczenia, rezygnują z ataku, jeżeli zwierzę się energicznie i silnie broni.
istniały specjalne zahamowania zapobiegające atakowaniu Skoro jednak natrafią na łosia, który jest osłabiony przez
młodych i samic; można by nawet pójść dalej i twierdzić, że pasożytujące w nim robaki, infekcję, bądź — co się z reguły
u zwierząt tych większe ugrupowania społeczne rozwinęły się zdarza u bardzo sędziwych zwierząt — przetokę zębową,
z komórki pary i rodziny. wiedzą natychmiast, że tu jest nadzieja na łatwą zdobycz.

170 171
W takim przypadku wszyscy członkowie watahy gwałtownie wiadomości. Widziałem kiedyś w Berlińskim Ogrodzie Zoolo­
stłaczają się w zwartą ciżbę i wykonują takie ruchy, jakie gicznym, jak dwa silne stare samce pawianów płaszczowych
widujemy u naszych psów, gdy wyprowadzamy je z zamknięcia, zwarły się w poważnej walce. Za chwilę jeden z nich czmychał,
aby z nimi pójść na spacer. Ta wspólna noste-to-noe conference ostro goniony przez zwycięzcę, który zapędził go wreszcie
(konferencja trącania się nosami) niewątpliwie oznacza zawarcie w kąt. Zwyciężony, nie mając już wyjścia, zdecydował się na
porozumienia o rozpoczęciu poważnych łowów na właśnie ruch pokory, na co zwycięzca odwrócił się natychmiast i od­
odkrytą zdobycz. Komuż nie nasuwa się tu porównanie z tańcami szedł na sztywnych nogach w postawie imponującej. Wówczas
wojowników masajskich, którzy przez taneczny ceremoniał zwyciężony żwawo pobiegł za nim i wręcz nachalnie narzucał
rozbudzają w sobie odwagę do polowania na lwy? mu się zwracaniem ku niemu siedzenia tak długo, aż silniejszy
Ruchy ekspresyjne wyrażające społeczną podległość, wywo­ „przyjął do wiadomości" jego poddanie się i jak gdyby ze
dzące się z żeńskiej gotowości do spółkowania, widujemy znudzoną twarzą pokrył go i wykonał kilka leniwych ruchów
u małp, szczególnie u pawianów. Rytualne zwracanie tylnej kopulacyjnych. Dopiero wtedy pobity uspokoił się i wydawał
części ciała, która dla optycznego podkreślenia tego ceremonia­ się przekonany, że jego zuchwałość została mu przebaczona.
łu jest zupełnie niewiarygodnie wspaniale ubarwiona, ma Spośród najróżniejszych i wywodzących się z najrozmait­
w swojej obecnej formie u pawianów już bardzo niewiele szych źródeł ceremoniałów pojednawczych pozostały nam do
wspólnego z seksem i seksualnymi pobudkami. Wykonanie omówienia jeszcze te, co — moim zdaniem — są dla naszego
tego ruchu oznacza tylko, że dana małpa uznaje wyższość rangi tematu najważniejsze. Chodzi o rytuały pojednawcze i powital­
tego, pod którego adresem go kieruje. Nawet już zupełnie młode ne powstałe z nowo ukierunkowanych bądź przekierunkowa-
małpiątka praktykują ten obyczaj bez żadnego przyuczania. nych ruchów atakujących, o których już pokrótce była mowa.
Pawiania dziewczynka Pia, nieomal od urodzenia wzrastająca Odróżniają się one od wszystkich dotychczas omawianych
pod ludzką opieką Kathariny Heinroth, gdy wpuszczano ją do ceremoniałów pojednawczych tym, że nie nakładają hamulców
nie znanego jej pokoju, wykonywała ceremoniał „zwracania na agresję, lecz odwracają jąod określonych współplemieńców,
pupki" ku każdemu krzesłu, które wzbudzało w niej widocznie skierowując jednocześnie na innych. Mówiłem już o tym, że to
lęk. Samiec pawiana zachowuje się dość brutalnie i władczo nowe ukierunkowywanie agresywnego zachowania się jest
w stosunku do samic swego gatunku. Wprawdzie według jednym z najgenialniejszych wynalazków przemiany gatunków
obserwacji Washburna i De Vore'a nie aż tak bardzo drastycz­ — ale to jeszcze nie wszystko. Wszędzie, gdzie tylko napotyka­
nie, jak się to na ogół przyjmuje na podstawie obserwacji my nowo ukierunkowane rytuały pojednawcze, dany ceremo­
w niewoli, ale mimo to jednak niezbyt delikatnie, jeżeli niał jest związany z i n d y w i d u a l n o ś c i ą uczestniczących
porównamy jego zachowanie do ceremonialnej uprzejmości w nim partnerów. Agresja określonego pojedynczego osobnika
w tej sytuacji u gatunków z rodziny psów i gęsi. Stąd rozumie zostaje odwrócona od drugiego określonego osobnika, przy
się, że u tych małp można prawie postawić znak równości czym wyładowanie jej na innych anonimowych współplemień-
pomiędzy „Jestem twoją samiczką" a „Jestem twoją niewol­ cach nie podlega zahamowaniu. W ten sposób następuje
nicą". Pochodzenie symboliki tego dziwnego gestu objawia się odróżnienie p r z y j a c i e l a od obcego i tak rodzi się po raz
nie tylko w formie samego ruchu, ale także w sposobie, pierwszy na świecie o s o b i s t a w i ę ź między indywidual­
w którym ruch ten jest przez adresata przyjmowany do nymi istotami. Jeżeli mi teraz ktoś zarzuci, że zwierzęta nie są

172 173
osobami, to odpowiadam, że osobowość rozpoczyna się właśnie
tam, gdzie z dwóch pojedynczych istot każda odgrywa w świe­
cie drugiej taką rolę, jaka nie może być bez zastrzeżeń przejęta
przez żadnego innego współplemieńca. Innymi słowy, osobo­ Rozdział ósmy

wość zaczyna się tam, gdzie po raz pierwszy powstaje osobista STADO ANONIMOWE
przyjaźń.
Więzi osobiste — zgodnie ze swoim pochodzeniem i według
Zachcenia mas jedynie masą się ukróci.
swojej pierwotnej funkcji — należą do pojednawczych mecha­
(Goethe, Faust, cz. I,
nizmów zachowania się hamujących agresję, a tym samym do przełożył Władysław Kościelski.)

tematu rozdziału o zachowaniu się zbieżnym z moralnością,


Pragnę jednak omówić je jeszcze dokładniej, ponieważ tworzą Pierwszą z trzech form społecznych, którą chcemy tutaj jako
one tak niezbędną podstawę budowy ludzkiego społeczeństwa pewnego rodzaju pierwotne ciemne tło porównać ze społeczno­
i tak bardzo są ważne dla tematu tej książki. Przedtem jednak ścią zbudowaną na podłożu osobistej przyjaźni i miłości —jest
omówimy jeszcze trzy rodzaje społeczności, tylko bowiem tak zwane stado anonimowe. Jest ono najczęściej spotykaną
wówczas, gdy poznało się inne możliwe struktury życia i niewątpliwie najprymitywniejszą formą stowarzyszania się,
społecznego, w których osobista przyjaźń i miłość nie od­ a występuje już u wielu bezkręgowców, np. u głowonogów
grywają ż a d n e j roli, można w pełni docenić ich znaczenie dla i owadów. Nie oznacza to jednak, że nie występuje także
ludzkiego porządku społecznego. Dlatego przystępuję obecnie i u zwierząt wyższych; nawet człowiek może w pewnych
do opisu anonimowego stada, następnie zajmę się wolnym od określonych, budzących grozę okolicznościach stworzyć, jak
miłości społeczeństwem ślepowronów, a wreszcie organizacją gdyby „w drodze regresji", anonimowe stado, a mianowicie
społeczną szczurów, która budzi w równym stopniu szacunek gdy ulega panice.
co wstręt. Dopiero potem przystąpię do naturalnej historii więzi, Przez pojęcie „stada" rozumiemy nie każde przypadkowe
która jest najpiękniejsza i najsilniejsza na tej ziemi. nagromadzenie pojedynczych osobników tego samego gatun­
ku, jak się na przykład zdarza, gdy wiele much czy sępów
zbierze się nad padliną albo gdy w szczególnie korzystnym
miejscu w strefie pływów osiedli się duża liczba polipów
anemonu czy też ślimaków pobrzeżków. Pojęcie stada określa
fakt, że osobniki tego samego gatunku reagują na s i e b i e
w z a j e m n i e psychicznym zwracaniem się ku sobie (Zuwen­
dung), to znaczy, że trzymają się razem dzięki sposobom
zachowania się, k t ó r e j e d e n l u b w i ę c e j o s o b n i ­
k ó w w y z w a l a u p o z o s t a ł y c h . Stąd charakterystyczna
dla tworzenia się stada jest sytuacja, w której wiele pojedyn­
czych osobników w ścisłym zgrupowaniu w ę d r u j e w tym
samym kierunku.

175
Problemy fizjologii zachowania się wynikające ze spójności z życiem przy selekcji naturalnej, zwiększona zapadalność na
anonimowych stad dotyczą nie tylko wydolności narządów choroby pasożytnicze itd.
zmysłów i układu nerwowego, umożliwiających dążenie ku Należałoby mniemać, że j e d e n samotny śledź, który
sobie (Hinwendung), dodatnią taksję, ale przede wszystkim pojedynczo przepływa oceany, j e d n a zięba górska, rozpo­
także wysokiego stopnia selektywności tej reakcji. Wyjaśnienia czynająca jesienią samodzielną wędrówkę, czy też j e d e n
wymaga więc to, że taka stadna istota chce się za wszelką cenę leming, który w przypadku klęski głodowej próbuje samopas
znaleźć w bezpośredniej bliskości wielu innych, a zadowala się znaleźć tereny obfitujące w pokarm, lepsze mają widoki na
zwierzętami obcego gatunku jako namiastką tylko w ostatecz­ przeżycie aniżeli gęsto stłoczone stada, w których zwierzęta te,
nej konieczności. Może to być cecha wrodzona, jak np. u wielu trzymając się razem, wręcz prowokują do eksploatowania przez
kaczek, które na sygnał ubarwienia skrzydeł przedstawicieli „odnośnych" myśliwych, nie wyłączając Niemieckiego Rybac­
własnego gatunku reagują selektywnie przez podążanie w ślad twa Północnomorskiego Sp. Akc. Wiemy, że popęd, który każe
za nimi, ale może być także i uzależnione od indywidualnie zwierzętom skupiać się, jest niezwykle potężny, że siła przycią­
nabytego zasobu wiadomości. gania wywierana przez stado na poszczególnego osobnika lub
Nie będziemy mogli w sposób zadowalający odpowiedzieć na małe grupy pojedynczych zwierząt wzrasta w miarę powięk­
na wiele zapytań „dlaczego", które nam się nasuwają w związ­ szania się gromady, i to prawdopodobnie w postępie geomet­
ku z problemem spójności (Zusammenhalten) anonimowych rycznym. Z tego może powstać u niektórych zwierząt, jak np.
stad, dopóki nie rozwiążemy problemu „po co", w szerokim, u zięby górskiej, śmiertelny circulus vitiosus. Jeżeli normalnie
już wyżej przedyskutowanym znaczeniu (zob. s. 3 3 - 3 5 ) . zimowe gromadzenie się tych ptaków pod wpływem przypad­
Stawiając to pytanie natrafiamy na paradoks: o ile łatwo było kowych zewnętrznych okoliczności, jak na przykład szczegól­
znaleźć przekonywającą odpowiedź na pozornie absurdalne nie dobrego urodzaju bukwy w jakiejś okolicy, przekroczy
pytanie, na co dobra bywa „zła" agresja, której przydatność znacznie przeciętną, lawinowo narastająca liczebność zięb
dla zachowania gatunku już jest nam znana z treści rozdzia­ przerasta miarę ekologicznych możliwości i ptaki masowo
łu III, o tyle dziwnym trafem trudno jest powiedzieć, czemu wymierają. W zimie 1951 r. miałem sposobność badania nad
służy spójność w ogromnych anonimowych stadach, jakie szwajcarskim jeziorem Thunersee takiej gigantycznej chma­
widujemy u ryb, ptaków i wielu ssaków. Jesteśmy zanadto ry: pod drzewami noclegowymi codziennie leżało wiele,
przyzwyczajeni do widoku tych zbiorowisk, a ponadto sami wiele zwłok. Kilka wyrywkowo przeprowadzonych prób ob­
jesteśmy istotami społecznymi, tak że aż nadto dobrze rozumie­ dukcji wykazało jednoznacznie powód śmierci, którym było
my, że osamotniony śledź, szpak czy bizon nie może mieć zagłodzenie.
dobrego samopoczucia. Stąd nie wpada nam na myśl zapytać Nie będzie chyba błędnym kołem, jeżeli z udowodnionych
o „po co" tego zjawiska. Ale zrozumiemy natychmiast, jak ogromnych niedogodności, jakie pociąga za sobą życie w du­
bardzo pytanie to jest uzasadnione, gdy uświadomimy sobie żych stadach, wyciągniemy wniosek, że w innej dziedzinie
wszystkie, tak niezwykle oczywiste strony ujemne tworzenia muszą istnieć korzyści nie tylko niwelujące te ujemne strony,
wielkich stad. Są to, między innymi: trudność zdobycia po­ ale nawet tak znaczne, że powstaje nacisk selekcji, który
żywienia dla tylu zwierząt, niemożność pozostawania w ukry­ „wyhodował" skomplikowane mechanizmy zachowania się
ciu, co przecież z drugiej strony jest tak cenne dla ujścia gwarantujące spójność stada.

176 177
Jeżeli zwierzęta stadne są choćby w najmniejszym stopniu bardzo wiele sztuk. Nawet jeżeli wcale nie chcemy schwytać
z d o l n e do o b r o n y , jak na przykład kawki, małe przeżu­ jakiegoś jednego określonego ptaka, lecz zamierzamy wyłapać
wacze, bądź drobne małpy, można łatwo zrozumieć, że jedność wszystkie, które znajdują się w klatce, stwierdzimy ze zdumie­
w tych przypadkach oznacza potęgę. Odparcie drapieżnika czy niem, że jeżeli w ogóle chcemy coś zdziałać, musimy skoncent­
też bronienie porwanego przez niego członka stada nie musi rować się ściśle na jednym zwierzęciu. Zobaczymy przy tym,
wcale być uwieńczone sukcesem, aby stworzyć pewną wartość jak bardzo trudno utrzymać to własne nastawienie na jeden
dla zachowania gatunku. Jeżeli społeczna reakcja obronna określony cel i nie pozwolić odwrócić swej uwagi przez inny,
kawek nie osiąga nawet tego, aby w efekcie uratować sztukę pozornie łatwiejszy. Tamtego ptaka, który wydaje nam się
napadniętą przez jastrzębia, ale jednak jest dla tego drapieżnika łatwiejszy do schwytania, nie złapiemy prawie nigdy, gdyż nie
tak uciążliwa, że z tego względu nieco mniej chętnie poluje na śledzimy jego ruchów w tych kilku bezpośrednio poprze­
kawki i woli ścigać sroki — to już to samo wystarcza do nadania dzających sekundach, a w związku z tym nie potrafimy
koleżeńskiej obronie potężnego znaczenia dla zachowania gatun­ przewidzieć tych ruchów, jakie nastąpią w najbliższych chwi­
ku. To samo dotyczy „straszenia", którym samiec sarny prze­ lach. Poza tym dziwnie często nasze zamachnięcie biegnie
śladuje drapieżnika, albo pełnego nienawiści wrzasku, z jakim wzdłuż w y p a d k o w e j pomiędzy dwoma równie nęcącymi
wiele gatunków małych małp—na bezpiecznej wysokości koron nas kierunkami.
drzew — skacze z gałęzi na głąź za tygrysem czy lampartem, Zupełnie tak samo czyni widocznie wielu „pożeraczy"
usiłując „działać mu na nerwy". Z takich początków wywodzą zwierząt, gdy mają przed sobą równocześnie kilka celów.
się — poprzez wyraźne etapy przejściowe — ciężkozbrojne Stwierdzono doświadczalnie, że złote rybki łapią znacznie
organizacje obronne byków bawolich, samców pawianów i wielu mniej dafni, gdy podaje im się za dużo na raz tych skorupiaków,
innych podobnych bohaterów pokoju, przed których siłą obronną co może się wydawać paradoksalne. Tak samo zachowują się
ustępują nawet najgroźniejsze drapieżniki. pociski rakietowe wycelowane na samoloty automatycznym
A jaką wobec tego korzyść przynosi trzymanie się w zwartym sterowaniem radarowym: przelatują one po wypadkowej po­
stadzie takim całkowicie bezbronnym zwierzętom, jak śledzie między dwoma celami, gdy oba samoloty znajdują się blisko
i inne drobne ryby skupione w ławicach, małe ptaki lecące siebie i w układzie symetrycznym w stosunku do toru pocisku.
w potężnych armiach i tyle innych? Mam tylko jedną jedyną Zarówno ryba drapieżna, jak i pocisk rakietowy są bowiem
propozycję wyjaśnienia tego zjawiska, a podaję ją z pewnym pozbawione zdolności świadomego odwrócenia uwagi od
wahaniem, samemu bowiem trudno mi uwierzyć, że jedyna jednego celu i skoncentrowania jej na drugim. Prawdopodobnie
tylko mała słabość zwierząt polujących, choć szeroko rozpo­ więc właśnie w tym tkwi przyczyna, dla której śledzie tłoczą się
wszechniona, wywołała tak daleko sięgające skutki w za­ w zwarte ławice, tak samo jak z myśliwców odrzutowych
chowaniu się ich potencjalnych ofiar. Słabość owa polega na ciągnących po niebie formuje się zwarte eskadry, co nawet przy
tym, że liczne, a może i wszystkie drapieżniki polujące na dużych umiejętnościach pilotażu nie jest pozbawione niebez­
pojedynczą zdobycz nie są zdolne skoncentrować się na jednym pieczeństwa.
celu, gdy jednocześnie bardzo wiele innych, tak samo atrakcyj­ Takie wyjaśnienie owego bardzo szeroko rozpowszechnio­
nych, przemyka w ich polu widzenia. Proszę spróbować nego zjawiska może wydać się komuś stojącemu z boku nieco
samemu wyłapać jednego tylko ptaka z klatki, w której lata naciągnięte, jednakże wiele argumentów przemawia za jego

178 179
słusznością. O ile mi wiadomo, nie ma takiego gatunku zwierząt Gdy chmara tych ptaków znajdzie się w polu widzenia
żyjących w ściślejszej wspólnocie stadnej, którego pojedyncze latającego krogulca czy kobuza, rojowisko skupia się tak ściśle,
osobniki n i e s t ł a c z a ł y b y s i ę j a k n a j b l i ż e j w chwi­ że można by wręcz sądzić, że poszczególne ptaki nie mogą już
lach niepokoju, to znaczy w obawie przed obecnością nie­ poruszać skrzydłami. W takim szyku szpaki jednak wcale nie
przyjaciela. Najwyraźniej czynią to właśnie najmniejsze i naj­ uciekają przed drapieżnikiem, tylko lecą za nim i otaczają go
bardziej bezbronne zwierzęta; u wielu ryb zachowuje się tak wreszcie ze wszystkich stron, tak jak ameba obejmuje cząstkę
nawet tylko młody narybek, podczas gdy dorosłe już zupełnie pokarmu i pozostawiając wokół niej małe puste miejsce, wod-
nie mają tego zwyczaju. Niektóre ryby w chwili niebezpieczeń­ niczkę, ogarnia ją sobą. Niektórzy obserwatorzy twierdzili, że
stwa skupiają się w zupełnie zamkniętą jednostkę, sprawiającą przez ten manewr ptak drapieżny zostaje pozbawiony powietrza,
wrażenie j e d n e j wielkiej ryby. Ponieważ wiele dość głupich o które opierałyby się jego skrzydła, tak że staje się niezdolny do
ryb drapieżnych, jak na przykład barrakuda, bardzo się obawia lotu, a tym bardziej do ataku. Jest to oczywiście nonsens, ale bez
atakowania zbyt wielkich ofiar ze względu na niebezpieczeńst­ wątpienia takie przeżycie może być dla drapieżnika tak dalece
wo uduszenia się, możliwe jest, że tkwi w tym szczególny nieprzyjemne, że działa w sposób odwykowy. A to już wystarcza,
rodzaj obrony. aby nadać całemu temu sposobowi zachowania się szpaków
Dalszym bardzo silnym argumentem przemawiającym za dodatnie znaczenie dla zachowania gatunku.
moim wyjaśnieniem jest fakt, że najwidoczniej żaden z wiel­ Wielu socjologów uważa, że najpierwotniejszą formą społe­
kich „zawodowych" łowców nigdy nie atakuje ofiar ze środka cznej spójności jest r o d z i n a i że z niej powstały w drodze
gęsto stłoczonego stada. Nie tylko wielkie drapieżne ssaki, jak filogenezy wszystkie najrozmaitsze formy stowarzyszania się
lew czy tygrys, powstrzymują się, wobec możliwości obrony występujące u istot wyższych. Może to być względnie słuszne
swojej zdobyczy, przed napaścią na bawoły afrykańskie skupio­ w odniesieniu do niektórych owadów tworzących państwa,
ne w stadzie, ale także i drobni amatorzy bezbronnej zwierzyny a może także i niektórych ssaków, łącznie z naczelnymi wraz
prawie zawsze próbują oderwać pojedynczą sztukę od stada, z człowiekiem, jednakże nie wolno tego poglądu generalizo­
zanim się poważnie zabiorą do jej pochwycenia. Sokół wędrow­ wać. Najpierwotniejszą formą „społeczeństwa" w najszerszym
ny i kobuz wykazują specjalny sposób poruszania się, który tego słowa znaczeniu jest stado anonimowe, którego najbar­
służy tylko i jedynie temu celowi. W. Beebe obserwował dziej typowym przykładem są ryby w otwartym oceanie.
odpowiednie zjawiska u ryb na pełnym morzu. Widział on, jak Wewnątrz stada nie istnieje żadna struktura organizacyjna, nie
wielki ostrobok płynie za ławicą małych ryb z rodziny diodono- ma wodzów ani wodzonych, lecz tylko potężne nagromadzenie
watych i cierpliwie czeka, aż się wreszcie któraś z nich odłączy równych i sobie podobnych jednostek. Między osobnikami
od ławicy z zamiarem pochwycenia także swojej drobnej stada oczywiście istnieje wzajemne oddziaływanie i na pewno
zdobyczy. Taka próba z reguły kończyła się śmiercią owej istnieją jakieś najprostsze formy porozumiewania się. Gdy
małej rybki w żołądku dużej. jeden spostrzega niebezpieczeństwo i ucieka, zaraża nastrojem
Wędrowne stada szpaków wykorzystują najwyraźniej te wszystkie inne osobniki, które mogą zauważyć jego przestrach.
trudności drapieżnika w wycelowaniu na pojedynczą zdobycz Jak daleki zasięg może mieć panika w dużej ławicy ryb, czy
do tego, aby mu jeszcze dodatkowo, metodą odwykową może doprowadzić do tego, aby cała ławica odwróciła się
obrzydzić łowy. i czmychnęła — jest zagadnieniem czysto ilościowej natury,

180 181
którego rozwiązanie zależy od tego, ile jednostek uległo tylko jednej takiej rybce przodomózgowie, w którym znajdują
przestrachowi i uciekało i jakie było nasilenie ich zachowania się — przynajmniej u tego gatunku — wszystkie reakcje
się. Także i podniety wywołujące tendencję dążenia ku sobie, łączności z ławicą. Strzebla pozbawiona przodomózgowia
czyli „dodatnie taksje", mogą spowodować reakcję całej widzi, pływa i je jak ryba normalna; jedyna cecha zachowania
ławicy, nawet jeżeli tylko jeden osobnik je odebrał. Jego bardzo się, jaka odróżnia ją od zdrowej ryby, polega na tym, że jest jej
zdecydowane płynięcie naprzód w określonym kierunku z całą obojętne, gdy wydostaje się z ławicy i żadna z jej towarzyszek
pewnością pociąga za sobą inne ryby i to, czy cała chmara da się nie płynie za nią. Brakuje więc jej tej pełnej wahania czujności
porwać, czy nie —jest znowu zagadnieniem natury ilościowej. normalnej ryby, która nawet jeżeli najbardziej zdecydowanie
Czysto ilościowe, w pewnym sensie bardzo demokratyczne chce płynąć w pewnym kierunku, rozgląda się już przy
oddziaływanie przekazywania takich nastrojów pociąga za sobą pierwszych ruchach za innymi członkami ławicy i uzależnia
to, że ławica ryb tym trudniej podejmuje decyzję, im więcej jest swoje zachowanie się od tego, czy one za nią płyną i jak licznie.
w niej osobników i im silniejszy jest ich popęd stadny. Ryba, Wszystko to nic a nic nie obchodziło ryby pozbawionej
która z jakiejkolwiek przyczyny zaczyna płynąć w określonym przodomózgowia; gdy tylko ujrzała pokarm albo gdy z jakich­
kierunku, musi w najkrótszym czasie wyjść z ławicy na otwartą kolwiek innych względów chciała zboczyć z drogi, płynęła bez
wodę, a tym samym dostać się pod wpływ tych wszystkich wahania w obranym kierunku i — o dziwo! — c a ł a ł a w i c a
podniet, jakie kierują ją z powrotem do ławicy. Im jednak p ł y n ę ł a za n i ą . Operowane zwierzę zupełnie jednoznacz­
więcej ryb wskutek pewnych zewnętrznych podniet odpływa nie stało się wodzem właśnie przez to swoje upośledzenie.
w tym samym kierunku, tym prędzej pociągną za sobą całą Działanie agresji wewnątrzgatunkowej, która rozpędza i od­
ławicę. Z kolei im większa jest ławica, a tym samym i jej siła suwa od siebie zwierzęta tego samego gatunku, jest przeciwień­
przyciągania, tym mniej się oddalą jej przedsiębiorczy człon­ stwem działania popędu stadnego. Stąd też silna agresywność
kowie, zanim odwróciwszy się, powrócą do ławicy, przyciąg­ i ścisła spójność stada oczywiście wykluczają się wzajemnie.
nięci niby magnesem. W związku z tym wielka ławica drobnych Jednakże mniej skrajne przejawy obu sposobów zachowania się
i ciasno stłoczonych rybek stanowi żałosny obraz niezdecydo­ niekoniecznie zawsze się całkowicie wyłączają. Także u nie­
wania. Raz po raz powstaje w niej mały prąd przedsiębiorczych których gatunków tworzących bardzo wielkie zbiorowiska
pojedynczych zwierząt, wysuwających się niczym nibynóżka poszczególne osobniki nie zbliżają się do siebie bardziej niż na
ameby. Im bardziej się takie Pseudopodium wydłuża, tym staje określoną odległość, wobec czego zawsze pomiędzy dwojgiem
się cieńsze i tym wyraźniejsze staje się dążenie w kierunku jego zwierząt pozostaje pewien niezmienny dystans. Dobrym przy­
długości — aż zwykle cały ten wypad kończy się paniczną kładem tego są szpaki, które siedzą na drutach telegraficznych
ucieczką z powrotem do trzonu ławicy. Możemy doprawdy w regularnych od siebie odstępach jak perły w naszyjniku.
dostać zawrotu głowy patrząc na to miotanie się, nabrać Odległość pomiędzy dwoma ptakami odpowiada dokładnie
poważnych wątpliwości co do korzyści form demokratycznych odległości potrzebnej na to, aby sąsiedzi mogli się dosięgnąć
i zacząć nieomal skłaniać się ku polityce prawicowej. dziobami. Bezpośrednio po lądowaniu szpaki siedzą poroz­
Okazuje się jednak, że nie byłoby to uzasadnione, a dowodzi dzielane w sposób nieregularny, ale za chwilę te, które są za
tego bardzo proste doświadczenie, które swego czasu prze­ blisko siebie, zaczynają się wzajemnie dziobać tak długo, aż
prowadził Erich von Holst na strzeblach. Usunął on operacyjnie powróci ogólny „przepisowy" d y s t a n s o s o b n i c z y , jak

182 183
słusznie to nazwał Hediger. Powierzchnię, której promień członków i ścisła spójność większości wielkich stad ptasich
określa dystans osobniczy, można uważać za maleńkie, w pew­ oczywiście utrudniają współżycie określonych osobników;
nej mierze przenośne własne terytorium, mechanizmy za­ zresztą dla większości tych zwierząt nie przedstawia ono żadnej
chowania się bowiem zabezpieczające jego istnienie są zasad­ wartości. Forma tego stowarzyszania się jest właśnie z koniecz­
niczo podobne do tych, które w sposób już uprzednio opisany ności całkowicie anonimowa, każdemu osobnikowi towarzyst­
stanowią o granicach rewiru. Istnieją zresztą także, np. u wysia­ wo każdego ze współplemieńców jest równie miłe. Idea
dujących w koloniach głuptaków białych, prawdziwe terytoria, przyjaźni osobistej, tak pięknie wyrażonej w pieśni ludowej:
które powstają w zupełnie taki sam sposób jak podział miejsc „Miałem ci ja towarzysza, lepszego nie znajdziesz wnet", nie
siedzących wśród szpaków: malutki teren jednej pary głup­ istnieje zupełnie u tych istot stadnych; k a ż d y towarzysz jest
taków ma akurat taki rozmiar, żeby dwa sąsiadujące ptaki, równie dobry, innego, lepszego nie znajdziesz, ale także
siedzące w środku swoich „terenów", tzn. w gniazdach, nie i gorszy się nie trafi, nie miałoby więc żadnego sensu upierać się
mogły się dosięgnąć końcami dziobów, nawet wyciągając przy jednym określonym osobniku jako jedynym przyjacielu
maksymalnie szyję. i kompanie.
O tym, że spójność stada i wewnątrzgatunkowa agresja nie Więź łącząca takie anonimowe stado ma zupełnie inny
zawsze się c a ł k o w i c i e wzajemnie wykluczają, wspomnie­ charakter niż więź osobistej przyjaźni, która nadaje siłę i trwa­
liśmy tylko dla pełni obrazu. Ogólnie biorąc i w przypadkach łość naszemu własnemu społeczeństwu. Niemniej można by
typowych zwierzęta stadne nie wykazują żadnej agresywności, sądzić, że osobista przyjaźń i miłość łacno mogły wywieść się
a w związku z tym nie mają dystansu osobniczego. Żyjące z pokojowego stowarzyszania gatunku; jest to myśl nasuwająca
w ławicach ryby śledziowate i karpiowate stłaczają się w chwi­ się w związku z tym, że anonimowe stado niewątpliwie
lach niepokoju, ale także i przy spoczynku aż do bezpośred­ filogenetycznie powstało z więzi osobistych. Aby uniknąć
niego kontaktu fizycznego. Także u wielu ryb, które w okresie nieporozumienia, chciałbym w tym miejscu wyprzedzić to, co
rozrodczym stają się terytorialne i w najwyższym stopniu będzie tematem trzeciego z następnych rozdziałów: tworzenie
agresywne, cała agresywność zachowania się znika, skoro tylko anonimowego stada i osobista przyjaźń dlatego się wzajemnie
w okresach poza tarłem połączą się znów w ławice; mowa tu wykluczają, że przyjaźń zawsze jest związana dziwnym sposo­
o wielkich pielęgnicowatych, ciernikach i niektórych innych. bem z agresywnym zachowaniem się. Nie znamy ani jednej
Zwykle ten nieagresywny stadny nastrój można zewnętrznie istoty, która będąc zdolna do osobistej przyjaźni, byłaby
rozpoznać po specjalnym deseniu barw ryb. U bardzo wielu pozbawiona agresywności. Związek ten występuje szczególnie
gatunków ptaków istnieje obyczaj wycofywania się w anonimo­ dobitnie u zwierząt agresywnych tylko w okresie rozmnażania,
wość wielkiego stada w okresie poza lęgami. Dzieje się tak poza tym jednak agresywności nie wykazują i nie tworzą
u bocianów, czapli, jaskółek i bardzo wielu innych ptaków anonimowe stada. Jeżeli takie istoty w ogóle zawierają związki
śpiewających, u których pary małżonków nie są z sobą osobiste, zrywają je jednocześnie z wygaśnięciem agresywno­
związane żadnymi więziami w jesieni i zimie. ści. I to właśnie jest powodem, dla którego stadła bocianów,
Tylko u niewielu gatunków ptaków małżonkowie bądź też zięb, pielęgnicowatych i wielu innych nie trzymają się razem,
rodzice i dzieci trzymają się razem nawet w dużych stadach w chwili gdy wielkie ich anonimowe stada gromadzą się na
wędrownych; są to łabędzie, dzikie gęsi i żurawie. Duża liczba jesienną wędrówkę.

184
do partnera, reprezentuje związek określony przez Heinrotha
jako „małżeństwo miejscowe" (Ortsehe). Samiec i samica
jaszczurki zielonej, na przykład, zajmują swoje tereny niezależ­
nie od siebie i każde broni swego rewiru wyłącznie przeciwko
Rozdział dziewiąty
współplemieńcom własnej płci. Samiec nie sprzeciwia się
PORZĄDEK SPOŁECZNY BEZ MIŁOŚCI wtargnięciu samicy, zresztą nawet nie może się sprzeciwić,
gdyż wiemy już, że omówione na s. 157-158 zahamowania
powstrzymują go od wszelkich ataków na płeć żeńską. Samica
...do głębi serca chłodny.
(Goethe, ballada Rybak.) ze swej strony nie może zaatakować nawet młodego i nie
dorównującego jej ani siłą, ani rozmiarami samca ze względu na
Przeciwstawienie anonimowego stada więziom osobistym, swe potężne wrodzone poszanowanie dla wszelkich oznak
czym zakończyliśmy poprzedni rozdział, miało jedynie wyka­ męskości, co opisywaliśmy na s. 159. Samiec i samica mogłyby
zać, że te dwa mechanizmy społecznego zachowania się więc granice swoich rewirów wytyczać całkowicie niezależnie
w znacznym stopniu wzajemnie się wykluczają; nie znaczy to od siebie, tak jak czynią to zwierzęta dwóch różnych gatunków,
jednak, że nie istnieją żadne inne możliwości. Spotykamy nie wymagające wewnątrzgatunkowego dystansu. Tymczasem
u zwierząt pomiędzy określonymi osobnikami stosunki wza­ jednak tożsamość gatunku męskiej i żeńskiej jaszczurki zielo­
jemne, które wiążą je z sobą przez długie okresy, nawet na całe nej wyraża się tym, że obie wykazują ten sam „gust" w wyborze
życie, nie tworząc przy tym jednak więzi osobistych. Jak u ludzi jamy mieszkalnej bądź miejsca na jej założenie. A nie zawsze
istnieją wspólnicy jakiegoś przedsiębiorstwa, którym się dobrze jaszczurki mają do dyspozycji stosowne możliwości miesz­
ze sobą pracuje, ale którym nigdy nie wpadłoby na myśl wybrać kaniowe w postaci dowolnej liczby wklęsłych kamieni, dołków
się razem na wycieczkę albo w ogóle szukać nawzajem swego ziemnych i tym podobnych, nawet w dużym i dobrze za­
towarzystwa, tak i u pewnych gatunków zwierząt istnieją więzi planowanym ogrodzeniu o powierzchni przekraczającej 40 m , 2

indywidualne powstające tylko pośrednio, w wyniku obustron­ a także i w warunkach naturalnych. Musi się więc nieraz
nego interesu partnerów w jakimś wspólnym „przedsięwzię­ zdarzać, że samiec i samica, z których żadne nie przewyższa
ciu" albo raczej w ogóle polegające tylko na tym przedsię­ niczym drugiego, zajmą to samo mieszkanie. Ponieważ ponadto
wzięciu. Antropomorfizującemu przyjacielowi zwierząt dziw­ rzadko kiedy dwa mieszkania mają identyczną wartość i są
ne, a nawet wręcz niemiłe wydać się może, że u bardzo wielu jednakowo atrakcyjne, nic dziwnego, że w naszym ogrodzeniu
ptaków, także u tych, które żyją z sobą w dożywotnim pewna norka ze szczególnie korzystną południową wystawą
małżeństwie, samce i samice nie przywiązują żadnej wagi do stała się domostwem największego samca i zarazem najwięk­
tego, aby być razem i „nic sobie z siebie nie robią" w dosłow­ szej samicy z całej kolonii jaszczurek. Zwierzęta te, które w ten
nym znaczeniu tego powiedzenia, chyba że mają akurat do sposób znajdowały się stale w najbliższej styczności, oczywiś­
spełnienia wspólną funkcję przy gnieździe bądź też w służbie cie kopulowały ze sobą częściej aniżeli z innym przypadkowo
potomstwa. napotykanym na granicy rewiru partnerem, jednakże nie można
Skrajny przypadek takich indywidualnych stosunków, nie było zauważyć jakiegoś indywidualnego wyróżniania współ­
związanych z indywidualnym rozpoznawaniem się i miłością właściciela swego mieszkania. Gdy dla przeprowadzenia do-

186 187
świadczenia usuwano jednego z „współlokatorskich małżon­ dachu jego domu. Samiec powrócił w roku obserwacji wcześnie
ków", w najkrótszym czasie „roznosiło się" pomiędzy jaszczur­ i gdy już przebywał w domu od kilku dni i stał sobie oto właśnie
kami w ogrodzeniu, że jest właśnie „do objęcia" wolny, nad­ na gnieździe, zjawiła się obca samica. Bocian przywitał ją
zwyczaj atrakcyjny rewir dla samca albo dla samicy. Wówczas klekotaniem, a ona natychmiast wpadła do jego gniazda
rozgrywały się gwałtowne walki o rewir pomiędzy zaintereso­ i powitała go w ten sam sposób. Bocian bez wahania dopuścił ją
wanymi, które jak można było przewidzieć, prowadziły do tego, do gniazda i traktował ją w każdym najmniejszym szczególe
że zwykle już następnego dnia najsilniejszy z kolei samiec albo tak, jak traktuje mąż bociani swoją właśnie przybyłą, z dawna
samica zdobywały mieszkanie wraz z partnerem seksualnym. oczekiwaną małżonkę. Profesor Schutz zapewnił mnie, że
Dziwnym trafem nasze wioskowe bociany zachowują się byłby przysiągł, że przybyły ptak jest dobrze znaną, dawno
prawie zupełnie tak samo jak opisane powyżej jaszczurki. Któż wyczekiwaną partnerką, gdyby nie obrączka na nodze, a raczej
nie słyszał przejmującej grozą, acz przepięknej historyjki, która właśnie jej brak u nowej samicy, który świadczył o czymś
krąży w lęgowych krainach bocianów, tam gdzie opowiada się przeciwnym.
bajki nie z tej ziemi. Za każdym razem bierze się ją poważnie, Oboje byli już zajęci gorliwym naprawianiem i moszczeniem
wobec czego w takim czy innym dzienniku pojawia się relacja na nowo gniazda, gdy nagle przybyła jednak poprzednia
o tym, jak to bociany przed odlotem do Afryki odbywały surowe samica. Teraz rozpoczęła się walka na śmierć i życie pomiędzy
sądy; wszystkie przestępstwa poszczególnych podsądnych zo­ dwiema bocianicami, podczas gdy małżonek przypatrywał się
stały ukarane, a dokonało tego wielkie zgromadzenie bocianów, temu z największą obojętnością i nawet na myśl mu nie
które przede wszystkim skazało na śmierć i bezlitośnie poza­ przychodziło, aby pomóc dawnej żonie przeciwko nowej albo
bijało wszystkie grzeszące wiarołomstwem bocianice. W rze­ — przeciwnie — stanąć po stronie nowej partnerki. Wreszcie
czywistości bocian niewiele dba o swoją małżonkę, nie jest poprzednio przybyła bocianica, pokonana przez „prawowitą"
nawet wcale pewne, czy w ogóle rozpoznałby ją z dala od żonę, odleciała, a bocian po zamianie żon podjął znowu pracę
wspólnego gniazda. Pary ich nie są bynajmniej związane owym przy moszczeniu gniazda dokładnie od tego punktu, w którym
magicznym węzłem, który tak wyraźnie w parach gęsi, żurawi, mu ją przerwała walka dwóch rywalek. Nie było po nim widać
kruków czy kawek zacieśnia się tym mocniej, im bardziej nic, co wskazywałoby, że dwukrotna wymiana jednej małżonki
małżonkowie są od siebie oddaleni. Samiec bociani i jego na drugą w ogóle dotarła do jego świadomości. A więc
małżonka prawie nigdy nie lecą w jednakowej od siebie rzeczywiście mocne przeciwstawienie bajeczki o sądzie bocia­
odległości, tak jak się to dzieje u wyżej wymienionych par nim: gdyby taki ptak nawet przyłapał na najbliższym szczycie
i u wielu jeszcze innych gatunków, a na wielką wędrówkę dachu własną żonę in flagranti z sąsiadem, nie byłby praw­
wylatują w zupełnie różnym czasie. Męski bocian wraca na dopodobnie w stanie rozpoznać jej jako swojej!
wiosnę zawsze o wiele wcześniej do swej ojczyzny lęgowej U ślepowrona sprawa wygląda zupełnie tak samo jak
aniżeli jego samiczka, a ściśle mówiąc aniżeli samica należąca u bociana, jednakże nie dotyczy to w ogóle wszystkich czapli.
do tego samego gniazda. Ernst Schütz, w czasie gdy kierował Jak wykazał Otto Koenig, istnieje ich wiele gatunków, w któ­
stacją ornitologiczną w Rositach [na Mierzei Kurońskiej; nazwa rych małżonkowie się zupełnie niewątpliwie nawzajem rozpo­
ros. Rybaczyj — Z. St.], przeprowadził następujące bardzo znają i z dala od gniazda również do pewnego stopnia trzymają
znamienne obserwacje na bocianach, które gniazdowały na się razem. Ślepowrony znam dość dobrze, przez wiele bowiem

188 189
lat mogłem w moim ogrodzie obserwować sztucznie tam przywykł do zbliżania się określonego współplemieńca, który
wsiedloną kolonię swobodnie poruszających się ptaków tego musiał przechodzić blisko niego w drodze do swego własnego
gatunku przy różnych czynnościach: podczas dobierania się gniazda. Mogłoby się zdawać, że to głupie zwierzę powinno
par, budowy gniazda, wysiadywania i wychowu potomstwa. wreszcie za setnym razem połapać się, że ten „sąsiad o mie­
Gdy partnerzy z jednego stadła spotykali się na terenie dzę", który przekrada się obok bojaźliwie i z przyciśniętym do
neutralnym, tzn. daleko od swego małego wspólnego teryto­ ciała upierzeniem, wyrażając swym zachowaniem się raczej
rium gniazdowego, nic, ale to zupełnie nic nie wskazywało na wszystko inne niż nastrój zdobywczy, nie chce nic innego jak
to, że oba ptaki się znają — bez względu na to, czy łowiły ryby tylko prędko przemknąć się i oddalić. Ale ślepowron nigdy nie
w jeziorze, czy też w poszukiwaniu pokarmu przylatywały na pojmie tego, że sąsiad jest przecież także posiadaczem rewiru
łąkę, która leżała w odległości około stu metrów od ich drzewa i że w związku z tym niczym mu nie zagraża; identycznie więc
gniazdowego. Odganiały się wzajemnie od miejsca dobrego traktuje zarówno jego, jak i obcego przybysza, nastawionego na
połowu bądź walczyły o pokarm, który dostawały ode mnie, zdobycie rewiru. Nawet obserwator nieskłonny do antropomor-
z taką samą zaciekłością i złością jak dwa przypadkowo fizowania zachowania się zwierząt nieraz nie może się oprzeć
znajdujące się obok siebie ślepowrony nie związane absolutnie irytacji z powodu tego bezustannego przenikliwego wrzasku
żadnymi wzajemnymi stosunkami. Współmałżonkowie nigdy i nienawistnych pojedynków na dzioby, które wciąż od nowa
też nie latali razem. Gromadzenie się ślepowronów o późnym wybuchają w kolonii ślepowronów o każdej porze dnia i nocy.
zachodzie słońca w większe czy mniejsze stada dla odbycia Wydawałoby się, że można łatwo uniknąć tego niepotrzebnego
przelotu nad Dunaj, aby łowić tam ryby, miało zdecydowanie marnotrawstwa energii, gdyż ślepowrony w zasadzie potrafią
charakter anonimowego stowarzyszenia. indywidualnie rozpoznawać swoich współplemieńców. Młode
Równie anonimowa jest organizacja samej kolonii gniaz­ z tego samego lęgu znają się wzajemnie doskonale już jako
dowej, tak bardzo różniącej się od ściśle zamkniętego przyja­ pisklęta w gnieździe i zwalczają wręcz wściekle każde obce
cielskiego koła w osiedlach kawek. Każdy ślepowron, który na wpuszczone do gniazda pisklę, nawet w równym z nimi wieku.
wiosnę wchodzi w nastrój rozrodczy, pragnie założyć swoje Także i po wylocie z gniazda trzymają się one jeszcze przez
gniazdo blisko, jednakże nie za blisko gniazda innego współ- jakiś czas razem, szukają u siebie wzajem ochrony i przeciwko
plemieńca. Odnosi się wręcz wrażenie, że ptak chciałby swoją ewentualnym atakom bronią się wspólnie w zwartej falandze.
„zdrową złość" wyładować na wrogim sąsiedzie i że bez niego Tym więc dziwniejsze, że ptaki wysiadujące nigdy nie traktują
nie będzie w nastroju odpowiednim do wysiadywania. Mini­ posiadaczy przyległych rewirów tak, „jakby wiedziały", że są
malną rozległość rewiru gniazdowego, podobnie jak rewiru to dobrze sytuowani „dziedzice", którzy na pewno nie noszą się
głuptaków i jak rozstępy miejsc siedzących szpaków, określa z zaborczymi zamiarami.
zasięg szyi i dzioba obu sąsiadów: punkty środkowe dwóch Miałoby się ochotę zapytać, dlaczego — na Boga! — ślepo­
gniazd nie mogą więc nigdy być do siebie zbliżone bardziej niż wron nie wpadł na tak oczywisty „wynalazek", aby wykorzys­
na dwukrotną długość tego zasięgu. Wobec znacznych roz­ tać tę swoją dowiedzioną zdolność rozpoznawania swoich
miarów szyi ślepowronów jest to dystans dość pokaźny. współplemieńców i selektywnie przyzwyczaić się do sąsiada?
Nie mogę twierdzić z zupełną pewnością, że sąsiedzi znają Oszczędziłby sobie w ten sposób niewiarygodną ilość zdener­
się wzajemnie. Ale nigdy nie miałem wrażenia, żeby ślepowron wowania i straconej energii. Na pytanie to trudno odpowiedzieć

190 191
i prawdopodobnie jest ono w ogóle wadliwie postawione. Otóż Ta zgodliwość samców gębaczy z Gafsah, związana z in­
w naturze nie istnieje tylko to, co jest zgodne z celem dywidualnym rozpoznawaniem swoich współplemieńców, nie
zachowania gatunku, ale także i wszystko to, co nie jest aż tak jest jeszcze więzią przyjaźni, którą zajmiemy się w rozdziale
z nim sprzeczne, żeby mogło mu zagrażać. jedenastym. U ryb tych brak jeszcze pomiędzy znającymi się
To, czego ślepowron nie jest zdolny dokonać, a mianowicie osobnikami owego przyciągania się w przestrzeni, wywołanego
przyzwyczaić się do swego nienapastliwego sąsiada i tym przez stałe przebywanie z sobą, a to właśnie jest dająca się
sposobem uniknąć niepotrzebnego wyładowania agresji — to obiektywnie stwierdzić oznaka przyjaźni. Jednakże w takim
zdziałać potrafi pewna ryba ze znanej nam już ze swych polu działania sił, gdzie wzajemne odpychanie się jest zjawis­
szczytowych rybich osiągnięć grupy pielęgnicowatych. W pół- kiem stałym, każde zmniejszenie działającej pomiędzy dwoma
nocnoafrykańskiej oazie Gafsah żyje mianowicie mały gębacz, określonymi obiektami siły odpychania pociąga za sobą skutki,
0 którego społecznym zachowaniu się wiemy z wnikliwych które trudno jest odróżnić od przyciągania. Jeszcze pod innym
obserwacji, jakie Rosl Kirchshofer przeprowadzała w wolnej względem pakt o nieagresji istniejący pomiędzy sąsiadującymi
przyrodzie. Samce zakładają gęste osiedla „gniazd", a ściśle samczykami gębaczy podobny jest do prawdziwej przyjaźni:
mówiąc dołków tarliskowych. Tutaj samiczki tylko składają zarówno osłabienie odpychającej agresji, jak i przyciągające
ikrę, którą po zapłodnieniu jej przez samca przenoszą w pyszcz­ działanie zaprzyjaźnienia zależy od s t o p n i a z n a j o m o ­
kach i inkubują gdzie indziej, mianowicie na gęsto porośniętych ś c i p o m i ę d z y d a n y m i o s o b n i k a m i . Selektywne
płyciznach przybrzeżnych; tam też strzegą potomstwa. Każdy przyzwyczajenie do wszystkich podniet pochodzących od
samczyk posiada tylko stosunkowo maleńki rewir, który jest indywidualnie znanego współplemieńca jest prawdopodobnie
prawie całkowicie zajęty przez dołek tarliskowy. Ryba przygoto­ warunkiem powstania wszelkich więzi, a może także i ich
wuje go, wachlując płetwą ogonową i wygrzebując pyszczkiem. prekursorów w filogenetycznym rozwoju społecznego zacho­
Każdy samiec usiłuje do tej jamy przywabić każdą przepływającą wania się.
samicę, wykonując określone zrytualizowane czynności tokowe To, że sama znajomość ze współplemieńcem działa i u czło­
i tak zwane ruchy pilotujące. Zajęcie to wypełnia samcom wieka hamująco na agresję — oczywiście zupełnie ogólnikowo
większą część roku, nawet niewykluczone, że pozostają one i ceteris paribus — daje się doskonale zaobserwować w prze­
przez okrągły rok na tarlisku. Nie ma także żadnego powodu, aby dziale kolejowym. Zresztą jest to w ogóle najlepsze miejsce do
sądzić, że zmieniają one często swoje rewiry. Dzięki temu każdy prowadzenia studiów nad odpychającym działaniem wewnątrz-
ma dostatecznie dużo czasu na gruntowne poznanie swego gatunkowej agresji i jej funkcji przy rozgraniczaniu terenu.
sąsiada, a dawno już wiadomo, że ryby pielęgnicowate wykazują Wszystkie sposoby zachowania się, które w tej sytuacji służą do
tę zdolność. Dr Kirchshofer nie ulękła się ogromnego trudu odepchnięcia intruzów i konkurentów od rewiru, jak zajmowa­
wyłapania wszystkich samców jednej kolonii lęgowej i in­ nie wolnych miejsc płaszczami i torbami, opieranie nóg na
dywidualnego poznaczenia ich. Okazało się, że istotnie każda ławkach i udawanie głębokiego snu itp. — stosuje się wyłącznie
ryba zna doskonale posiadacza sąsiadującego rewiru i spokojnie do całkowicie nie znanych osobiście ludzi. Wszystko to znika
toleruje nawet jego bardzo bliską obecność, natomiast od razu natychmiast, gdy tylko nowo przybyły choćby w najmniejszym
wściekle atakuje każdego obcego, jaki pojawi się nawet w dużej stopniu może zostać uznany za „znajomego".
odległości od jej dołka tarliskowego.

192
kolonii przypadkowo wtargnie do gniazda albo gdy ludzki
badacz spróbuje dokonać nieludzkiego doświadczenia pomie­
Rozdział dziesiąty
szania dwóch kolonii — wybucha niewiarygodna mordercza
SZCZURY walka na śmierć i życie.
O ile wiem, dopiero w 1950 roku odkryto, że pośród ssaków,
W końcu przy wszystkich ucztach czarcich a mianowicie u gryzoni istnieją również wielkie rodziny, które
Najmocniej działał rankor partii, zachowują się w podobny sposób. Tego znakomitego odkrycia
Aż po ostatnich grozę gróz.
(Goethe, Faust, cz. II,
dokonali w tym samym czasie, ale niezależnie od siebie
przełożył Feliks Konopka.) F. Steiniger i I. Eibl-Eibesfeldt, pierwszy — na szczurze
wędrownym, drugi — na myszy domowej.
Istnieje rodzaj porządku społecznego, który charakteryzuje taka Eibl, który wówczas pracował jeszcze u Otto Koeniga
forma agresji, z jaką nie spotykaliśmy się dotychczas, a miano­ w stacji biologicznej w Wilhelminenbergu, doprowadził zdro­
wicie kolektywna walka jednej społeczności przeciwko drugiej. wą zasadę współżycia w możliwie jak najbliższym kontakcie
Będę usiłował wykazać, że właśnie przede wszystkim wynatu­ z badanym zwierzęciem do takiej doskonałości, że nie tylko nie
rzenie takiej społecznej formy wewnątrzgatunkowej agresji tępił żyjących swobodnie w jego baraku myszy domowych, ale
odgrywa rolę „zła" w ścisłym tego słowa znaczeniu. Dlatego je regularnie karmił i przez odpowiednio spokojne i pełne
też ten omawiany tu porządek społeczny stanowi pewnego troskliwości zachowanie się tak dalece oswoił, że mógł je bez
rodzaju model, za pośrednictwem którego można będzie wyraź­ przeszkód obserwować z najbliższej odległości. Pewnego dnia
nie zilustrować pewne niebezpieczeństwa grożące nam samym. przypadkowo otworzyło się zamknięcie wielkiego pojemnika,
Zwierzęta, które będziemy opisywać, stanowią w dziedzinie w którym Eibl trzymał całą hodowlę dużych, ciemnych myszy
zachowania się w stosunku do członków własnej społeczności laboratoryjnych, nie różniących się tak bardzo od formy dziko
prawdziwe wzory wszystkich społecznych cnót. Jednakże te żyjącej. Gdy oswobodzone zwierzęta odważyły się wyjść
same istoty zamieniają się w prawdziwe bestie, gdy tylko mają z klatki i zaczęły biegać po pokoju, natychmiast zostały zaata­
do czynienia z kimś przynależnym do obcego im społeczeńst­ kowane z bezprzykładną wręcz wściekłością przez zamieszkałe
wa. Liczba pojedynczych członków w społeczności tego typu tam dzikie myszy, tak że dopiero po ciężkich walkach udało im
jest zbyt wielka, aby mogli się oni indywidualnie rozpoznawać; się powrócić w bezpieczne zacisze swego dawnego więzienia.
o przynależeniu do danej społeczności decyduje określony Teraz z kolei one zwycięsko broniły tego szańca przed dzikimi
z a p a c h wspólny wszystkim jej członkom. myszami domowymi, które usiłowały doń wtargnąć.
Od dawna wiadomo, że wielomilionowe często społeczności Steiniger umieścił szczury wędrowne schwytane w różnych
owadów tworzących państwa są w gruncie rzeczy rodzinami miejscach razem w dużym ogrodzeniu, w którym stworzono
składającymi się z potomków jednej tylko jedynej samicy bądź im zupełnie naturalne warunki bytowania. Z początku wyda­
stadła — założycieli kolonii. Tak samo wiadomo dawno, że wało się, że poszczególne zwierzęta boją się siebie wzajem­
członkowie takiej jednej wielkiej rodziny pszczół, termitów nie. Nie wykazywały żadnej skłonności do atakowania się.
i mrówek poznają się wzajemnie po charakterystycznym Pomimo to można było widzieć czasami sceny poważnych
zapachu ula, termitiery bądź mrowiska; gdy członek obcej bójek, gdy dwoje zwierząt spotkało się przypadkowo albo

194 195
gdy poganiało się je ku sobie wzdłuż jakiegoś szlaku, tak wyczerpania i nadmiernego nerwowego napięcia, które prowa­
że wpadały na siebie z dość znacznym impetem. Ale praw­ dzi do zaniku działalności nadnercza.
dziwie agresywne stały się dopiero wówczas, gdy zaczęły się Steiniger zaobserwował szczególnie skuteczną i podstępną
przyzwyczajać do nowych warunków i zajmować rewiry. metodę zabijania współplemieńców stosowaną przez pewne
Równocześnie zaczęły się tworzyć pary pomiędzy nie znany­ żeńskie szczury, które zdawały się wręcz specjalizować w mor­
mi sobie szczurami pochodzącymi z różnych miejsc, w któ­ derczym rzemiośle. „Skradają się one powoli — pisze nasz
rych zostały złowione. Tam, gdzie tworzyło się kilka par świadek — nagle doskakują ku swojej ofierze, która niczego
jednocześnie, walki, które się wtedy rozpętywały, mogły trwać złego się nie spodziewając, np. spokojnie pożywia się w karm­
bardzo długo. Tam, gdzie powstanie jednej pary wyprzedziło niku, i aplikują jej w bok szyi ukąszenie, które bardzo często
tworzenie się innych, tyrania połączonych sił obojga małżon­ trafia w karotydę. Walka przy tym trwa zwykle najwyżej kilka
ków taki wywierała nacisk na nieszczęsnych współmieszkań­ sekund. U śmiertelnie ukąszonego zwierzęcia następuje prawie
ców terenu, że przeszkadzała kojarzeniu się dalszych par. Nie zawsze wewnętrzny krwotok, a pod jego skórą bądź w jamach
połączone w pary szczury wyraźnie spadały w swojej randze ciała stwierdza się obfite wylewy krwi."
i stawały się przedmiotem stałych prześladowań pary. Nawet na Gdy się obserwowało te krwawe tragedie doprowadzające
terenie liczącym 64 m wystarczały z zasady dwa do trzech
2
wreszcie do objęcia przez zwycięską parę władzy nad całym
tygodni, aby taka para uśmierciła wszystkich swoich współ­ terenem, trudno oczekiwać rozwoju społeczności, która jak się
mieszkańców, to znaczy dziesięć do piętnastu silnych, doros­ okazuje, wkrótce, i to b a r d z o szybko, powstaje z potomstwa
łych szczurów. morderców. Łagodność, więcej jeszcze — czułość, jaką wyka­
Samiec i samica zwycięskiej pary były równie okrutne zują matki ssaków w stosunku do swoich dzieci, charakteryzuje
w stosunku do podległych współplemieńców, jednakże wyraź­ nie tylko ojca, ale również i dziadka z wszystkimi wujkami,
nie było widać, że on woli dręczyć i kąsać samce, a ona ciotkami, wujkami dziadecznymi, ciotkami dziadecznymi itd.,
— samice. Podległe szczury broniły się bardzo słabo, usiłowały aż do nie wiem którego pokolenia wstecz włącznie. Matki
rozpaczliwie uciekać i w rozterce swojej zmierzały w kierunku, układają mioty swoich dzieci w tym samym gnieździe i trudno
który szczurom rzadko kiedy może przynieść wyzwolenie, przypuszczać, żeby każda opiekowała się tylko własnym
a mianowicie ku górze. W miejscach gęsto zasiedlonych potomstwem. W obrębie wielkiej rodziny, liczącej i kilka
szczurami Steiniger wielokrotnie widywał wyczerpane i pora­ tuzinów zwierząt, poważniejsze walki w ogóle się nie zdarzają.
nione osobniki, siedzące w biały dzień zupełnie bez osłony Nawet w stadzie wilków, którego członkowie zresztą tak
wysoko na krzakach i drzewkach. Były to wyraźnie obce w tym nadzwyczaj są dla siebie uprzejmi, wyżsi rangą pierwsi zjadają
rewirze zabłąkane sztuki. Odniesione obrażenia znajdowały się część wspólnej zdobyczy. W stadzie szczurów zaś n i e
zwykle na tylnej części grzbietu i przy ogonie, tam, gdzie i s t n i e j e żadna hierarchia. Stado atakuje solidarnie duże
prześladowcy zdołali uchwycić umykającego. Zgon rzadko zwierzę i oczywiście najsilniejsi członkowie biorą największy
następuje litościwie wskutek nagłego głębokiego zranienia czy udział w pokonaniu go. Natomiast przy pożeraniu — cytuję
upływu krwi, natomiast o wiele częściej przyczyną jego bywa dosłownie Steinigera: „mniejsze zwierzęta są najbardziej natar­
ogólne zakażenie, szczególnie przy ukąszeniach z przebiciem czywe: większe pozwalają dobrowolnie małym odbierać sobie
otrzewnej. Zwykle zwierzę umiera jednak wskutek ogólnego kęsy pożywienia. Także i przy rozmnażaniu się żywsze pod

196 197
każdym względem, zaledwie w połowie bądź trzech czwartych bardzo trudne." A najdziwniejsze, że wiadomość o niebez­
wyrośnięte zwierzęta raczej górują nad dorosłymi. Przysługują pieczeństwie tkwiącym w pewnej określonej przynęcie jest
im wszelkie uprawnienia i nawet najsilniejsze stare zwierzę nie przekazywana z pokolenia na pokolenie i żyje znacznie dłużej
odmawia im niczego." aniżeli te osobniki, które nabrały złych doświadczeń z trutkami.
Wewnątrz stada nie dochodzi do żadnych poważnych walk, Trudności ze skutecznym zwalczeniem tego niezwyciężonego
zdarzają się najwyżej drobne zwady, które wyrażają się biologicznego przeciwnika człowieka, jakim jest szczur węd­
uderzeniem przednimi łapami albo kopnięciem tylnymi, ale rowny, polegają przede wszystkim na tym, że szczur używa
nigdy kąsaniem. Wewnątrz społeczności nie istnieje również w zasadzie takich samych środków jak człowiek, to znaczy
dystans osobniczy, przeciwnie, szczury są zwierzętami „kon­ tradycyjnego przekazywania doświadczeń i rozpowszechniania
taktowymi" w rozumieniu Hedigera, czyli chętnie dotykają się ich w obrębie ściśle ze sobą związanej społeczności.
wzajemnie. Ceremonią związaną z przyjazną gotowością do Poważne walki na zęby pomiędzy członkami tej samej
kontaktu jest tak zwane podpełzanie (Unterkriechen), uprawia­ wielkiej rodziny zdarzają się tylko w jednym jedynym przypad­
ne szczególnie przez sztuki młodsze, podczas gdy większe ku, pod wielu względami bardzo charakterystycznym i cieka­
wyrażają swoją skłonność do mniejszych raczej przez napeł- wym, a mianowicie gdy znajdzie się wśród nich szczur należący
zanie (Überkriechen). Ciekawe jest przy tym, że zbyt natar­ do obcego stada, gdy budzi się wewnątrzgatunkowa i między-
czywe okazywanie przyjacielskich nastrojów w wyżej opisanej rodzinna agresja. To, co się dzieje wśród szczurów, gdy członek
formie jest najczęstszym powodem niewinnych zwad wśród obcego rodu znajdzie się w ich rewirze bądź gdy zostanie tam
wielkiej rodziny. Szczególnie jeżeli młodsze zwierzę podpeł- umieszczony przez eksperymentatora; jest chyba najbardziej
zaniem bądź napełzaniem zanadto naprzykrza się starszemu denerwującą, przerażającą i ohydną sprawą, jaką w ogóle
zajętemu jedzeniem, ten odtrąca je uderzeniami łapy albo można przeżyć przy obserwowaniu zwierząt. Obcy szczur może
kopnięciem. Ale zazdrość czy zawiść o pokarm prawie nigdy nawet przez kilka minut albo i dłużej biegać tu i ówdzie,
nie są przyczyną tych zwad. nieświadom strasznego losu, jaki go czeka, podczas gdy tubylcy
Wewnątrz stada istnieje sprawnie działające przekazywanie w tym samym czasie spokojnie spełniają swoje normalne,
informacji przez udzielanie się nastrojów, a także — co jest bieżące czynności. Ale dzieje się tak tylko do chwili, gdy intruz
znacznie ważniejsze — przez podtrzymywanie i przekazywanie zbliży się do jednego z nich tak, że ów poczuje jego woń.
raz zdobytych doświadczeń w drodze tradycji. Gdy szczury Wówczas wstrząsa nim jak gdyby prąd elektryczny i w mgnie­
znajdą nowe, nie znane dotychczas pożywienie, to według niu oka już cała kolonia zostaje zaalarmowana. Dzieje się to
obserwacji Steinigera pierwsze zwierzę, które je znalazło, dzięki przenoszeniu nastroju, który u szczura wędrownego
decyduje o tym, czy jego wielka rodzina będzie się tym żywić, wyraża się tylko ruchami ekspresyjnymi, a u szczura śniadego
czy też nie. „Jeżeli kilkoro zwierząt ze stada zbliżyło się do — ostro brzmiącym, wysokim, satanicznym wrzaskiem, który
przynęty i nie napoczęło jej, na pewno już żaden inny członek podejmują wszyscy słyszący go członkowie rodu. Z wybałuszo­
społeczności nie podejdzie do niej, zwłaszcza jeżeli pierwsi nie nymi z podniecenia oczami i z nastroszoną sierścią szczury
dali się złapać na trującą przynętę i nadali jej zapach moczem rozpoczynają teraz polowanie na szczura. Są przy tym tak
bądź kałem. Na odrzuconej przynęcie widuje się często od­ wściekłe, że gdy dwa z nich natkną się na siebie, na wszelki
chody, nawet jeśli umieszczenie ich tam było dla zwierzęcia wypadek natychmiast gryzą się zaciekle. „Walczą tak przez trzy

198 199
do pięciu sekund — relacjonuje Steiniger — następnie ob­ wstydem, że w tym przypadku nie czekaliśmy do okrutnego
wąchują się dokładnie z daleko wyciągniętą szyją, po czym końca, lecz umieściliśmy doświadczalne zwierzę dla zapacho­
spokojnie się rozchodzą. W taki dzień prześladowania obcego wej reedukacji w pomieszczeniu rodzinnym, w zabezpieczają­
szczura wszyscy członkowie stada są w stosunku do siebie cej je małej drucianej klatce.
pobudliwi i nieufni." Jak z tego widać, członkowie szczurzego Bez takiej sentymentem podyktowanej ingerencji los szczura
rodu nie znają się osobiście, tak jak np. kawki, gęsi czy małpy, obcego rodzinie jest doprawdy straszliwy. Najlepsze, co go
a rozpoznają się po rodzinnym zapachu, zupełnie tak jak może spotkać to, jak w poszczególnych przypadkach zaobser­
pszczoły i inne owady tworzące państwa. wował S. A. Barnett, śmierć wskutek szoku wywołanego
Podobnie jak u owych owadów, tak i tu można nadać bezgranicznym przerażeniem. W innym przypadku zostaje
członkowi rodu znamię znienawidzonego obcego intruza i od­ powoli rozszarpany na sztuki przez swoich współplemieńców.
wrotnie przez wpłynięcie na jego zapach odpowiednimi środ­ Rzadko kiedy widzi się u zwierzęcia taką rozpacz i paniczny
kami. Gdy Eibl przenosił jedno zwierzę z kolonii szczurów do strach pomieszany z równoczesną świadomością niepodobieńs­
uprzednio przygotowanego urządzonego innego terrarium, było twa uniknięcia okrutnej śmierci jak u szczura skazanego na
ono już po kilku dniach traktowane jako obce po ponownym stracenie przez szczury: nawet już wcale się nie broni! Mimo
przyłączeniu do rodziny. Ale gdy razem ze szczurem zabierał woli nasuwa się zestawienie tego zachowania się z takim, jakie
trochę ziemi, wyściółki z gniazda itp. pochodzących z ogrodze­ wykazałaby ta ofiara, gdyby znalazła się oko w oko z dużym
nia i umieszczał to wszystko razem w czystym i pustym drapieżnikiem, który zapędził ją w kąt i przed którym tak samo
pojemniku, tak że izolowane zwierzę było wyposażone nie może uciec jak przed szczurami obcej rodziny. W takim
w przedmioty przepojone zapachem rodzinnym — osobnik taki przypadku pomimo wszystko przeciwstawia przemożnemu
bywał rozpoznawany jako członek rodziny bez żadnych niepo­ nieprzyjacielowi desperacko odważną samoobronę, najlepszą
rozumień nawet po wielu tygodniach nieobecności. obronę, jaka istnieje, to jest atak. Każdy, komu kiedykolwiek
Wprost rozdzierający serce był los pewnego szczura śniade­ szczur wędrowny, zapędzony w ślepy zaułek, skoczył do twarzy
go, którego Eibl przygotował według pierwszej wyżej opisanej z dzikim, charakterystycznym dla swego gatunku okrzykiem
metody i w mojej obecności następnie wpuścił do ogrodzenia wojennym, wie dobrze, o czym mówię.
jego rodu. Widoczne było bowiem, że zwierzę to nie zapo­ Do czego służy „rankor partii" pomiędzy rodami szczurzy­
mniało zapachu rodzinnego, lecz nie miało świadomości, że mi? Jaka jego funkcja niezbędna dla utrzymania gatunku
jego własny zapach się zmienił. Wprowadzone więc do daw­ „wyhodowała" takie zachowanie? Otóż przerażające i dla nas
nego swego pomieszczenia czuło się zupełnie bezpieczne jak ludzi głęboko niepokojące jest to, że owe poczciwe stare,
u siebie w domu i ostre ukąszenia ze strony dotychczasowych darwinistyczne sposoby myślenia tylko tam znajdują zastoso­
przyjaciół spadły na nie zupełnie niespodziewanie. Nawet po wanie, gdzie selekcję wywołuje przyczyna zewnętrzna, wywo­
kilku poważnych zranieniach nie reagowało jeszcze strachem dząca się z otaczającego świata. Tylko w takich przypadkach
ani rozpaczliwą próbą ucieczki, które obserwuje się u praw­ selekcja pociąga za sobą przystosowanie się. Natomaist tam,
dziwie obcych szczurów już przy pierwszym spotkaniu z ataku­ gdzie tylko konkurencja pomiędzy współplemieńcami sama
jącym członkiem osiadłego rodu. Czytelnika o czułym sercu stosuje dobór, istnieje — jak już wiemy — ogromne niebez­
zapewniam, a czytelnikowi naukowemu przyznaję się ze pieczeństwo, że współplemieńcy w swoim bezrozumnym

200 201
współzawodnictwie wpędzą się wzajemnie w najgłupsze ślepe gorszej. Można by się pokusić o następującą prognozę: na
zaułki ewolucji. Poznaliśmy na s. 66 takie bezdroża rozwoju na wyspie tej z czasem będzie coraz mniej szczurzych populacji,
przykładach skrzydeł argusa i tempa pracy w cywilizacji szczury, które przeżyją, będą coraz większe i bardziej krwiożer­
zachodniej. W związku z tym na pewno istnieje możliwość, że cze, ponieważ istnieje premia selekcyjna protegująca wzrost
nienawiść panująca pomiędzy rodami szczurów jest rzeczywiś­ nienawiści klanowej. O badaczu zagadnień zachowania się,
cie „diabelskim wynalazkiem", który na nic nie bywa dobry. który stale pamięta o zgubie grożącej ludzkości, można powie­
Oczywiście że z drugiej strony nie jest także wykluczone, że dzieć to samo, co w „Piwnicy Auerbacha" mówi Altmeyer
zadziałały tu i działają nadal inne nie znane nam jeszcze o Sieblu:
czynniki selekcjonujące, pochodzące ze świata zewnętrznego.
J e d n o możemy jednak z całą pewnością stwierdzić: owe A serce miękkie ma jak łój.
znane nam funkcje agresji służące zachowaniu gatunku, któ­ W tym wzdętym szczurze [!], co tu ziewnął,
Konterfekt własny widzi swój. 1

rych niezbędność poznaliśmy w rozdziale III „Na co zło bywa


dobre", w w a l k a c h r o d o w y c h n i e w y s t ę p u j ą .
Walki te ani nie służą podziałowi terytoriów, ani doborowi
silnych obrońców rodziny — jak widzieliśmy, są oni rzadko
ojcami — ani żadnej innej z wymienionych w rozdziale III
funkcji.
Wyraźnie uwydatnia się ponadto fakt, że nieprzerwany stan
wojny jaki trwa pomiędzy sąsiadującymi ze sobą wielkimi
rodzinami szczurów, musi wywierać bardzo potężny nacisk
selekcyjny prowadzący do stałego wzrastania dzielności bojo­
wej i że ród, który w tej dziedzinie choćby w najmniejszym
stopniu pozostaje w tyle, musi w najkrótszym czasie ulec
zagładzie. Prawdopodobnie dobór naturalny wyznaczył na­
grodę na możliwie największą liczebność wielkich rodzin,
członkowie bowiem jednego rodu popierają się w walce
przeciwko obcym, tak że mniej liczna społeczność jest na
pewno w walce upośledzona w stosunku do większej. Steiniger
zastał na wyspie Norderoog (w grupie wysp Halligen) teren
rozdzielony pomiędzy pewną liczbę rodów szczurzych, przy
czym pozostawiły one pomiędzy sobą około pięćdziesięciomet-
rowy pas ziemi niczyjej, no rat's land, na której bez przerwy
odbywały się walki. Ponieważ w ten sposób front wymagający
obrony jest dla niewielkiej populacji stosunkowo bardziej
wydłużony aniżeli dla dużej, pierwsza znajduje się w sytuacji 1
Goethe, Faust, cz. I, przełożył Feliks Konopka.

202
Jak układ o wzajemnej tolerancji pomiędzy gębaczami
z Gafsah, tak samo i powstanie właściwej grupy wymaga tego,
Rozdział jedenasty
aby poszczególne zwierzęta miały zdolność selektywnego
reagowania na indywidualność każdego innego członka grupy.
WIĘŹ
U owego gębacza, który przecież reaguje na sąsiada inaczej niż
na obcego tylko w jednym miejscu, a mianowicie we własnym
Stanę teraz bez trwogi, gdy z tobą dłoń w dłoni, dołku gniazdowym, do zjawiska tego szczególnego przyzwy­
Wiek mój w e z w ę do walki... czajenia włącza się jeszcze mnóstwo okoliczności pobocznych.
(Schiller, Don Carlos,
przełożył Konstanty Goniewski.) Wątpliwe, czy ryba ta traktowałaby znanego sobie sąsiada tak
samo, gdyby obaj znaleźli się w innym miejscu niż to, do
We wszystkich trzech różnych typach porządku społecznego, którego przywykli. Natomiast dla tworzenia grup właściwych
które opisywałem w poprzednich rozdziałach, stosunki między cechą charakterystyczną jest właśnie niezależność od miejsca.
poszczególnymi osobnikami są zupełnie bezosobiste. Jednostki Rola, którą każdy z członków grupy odgrywa w życiu drugiego,
stanowią element ponadindywidualnej społeczności i mogą być pozostaje taka sama w zadziwiająco różnorodnych sytuacjach
niemal dowolnie wymieniane między sobą. Z pierwszą nikłą otaczającego je środowiska. Słowem, o s o b i s t e w z a j e m ­
zapowiedzią osobistych stosunków zetknęliśmy się u dzier­ ne r o z p o z n a w a n i e s i ę przez partnerów we wszystkich
żących rewir samczyków gębaczy z Gafsah, które zawierają możliwych warunkach życiowych to podstawowe założenie
z sąsiadami pakt o nieagresji, agresywność natomiast objawiają tworzenia grupy. A zatem grupa nie polega nigdy wyłącznie na
tylko wobec intruzów. Ale i w tym przypadku jest to tylko reakcjach wrodzonych, które często wystarczają przy powsta­
bierne znoszenie obecności dobrze znanego sąsiada. Nie widzi waniu anonimowego stada. Rozpoznawanie partnera jest umie­
się tu jeszcze wzajemnego oddziaływania w sensie przyciąga­ jętnością, której trzeba oczywiście nabywać indywidualnie.
nia, które mogłoby spowodować to, że jeden partner idzie Gdy prześledzimy szereg sposobów bytowania w kierunku
śladem drugiego, oddalającego się, bądź dla jego towarzystwa wzrastającym, tzn. od najprostszych ku formom wyższym
pozostaje na miejscu, bądź też czynnie go poszukuje w przypad­ — powstanie grupy w wyżej określonym znaczeniu spo­
ku jego zniknięcia. strzegamy po raz pierwszy u ryb wyższych z grupy kościstych,
A tymczasem właśnie te sposoby zachowania się, świadczące mianowicie u cierniopłetwych, a wśród nich w szczególności
obiektywnie o istniejącej spójności, tworzą owe osobiste u pielęgnicowatych i innych im pokrewnych gatunków, jak
powiązania, o których będzie mowa w tym rozdziale i które „ryby anielskie", ryby-motyle i demoiselles. Z tymi trzema
będę odtąd krótko określał terminem w i ę ź . Wspólnotę spojoną rodzinami ryb morskich mieliśmy już do czynienia w dwóch
taką więzią będziemy nazywać grupą. G r u p ę zaś — tak samo pierwszych rozdziałach i — co ma tutaj swoje specjalne
jak anonimowe stado — określa to, że spoiwem są tu reakcje, znaczenie — poznaliśmy je jako istoty wyposażone w szczegól­
które jeden osobnik wyzwala w drugim, z tym że w odróżnieniu nie duży zasób agresywności wewnątrzgatunkowej.
od owej bezosobistej społeczności tutaj reakcje zespalające są Omawiając tworzenie się anonimowego stada (s. 175 - 1 8 5 ) ,
ściśle związane z i n d y w i d u a l n o ś c i a m i poszczegól­ podkreśliłem wyraźnie, że ta najpowszechniejsza i najbardziej
nych członków grupy. pierwotna forma społeczności nie powstała z rodziny, a więc

204 205
z jednostki złożonej z rodziców i dzieci, tak jak działo się to któraś samica objawi chęć połączenia się w parę, zbliża się
w bojowych rodach szczurów, a chyba również i watahach ostrożnie do posiadacza rewiru. Jeżeli uzna samczyka za
innych ssaków. W sensie nieco odmiennym, filogenetycznie hierarchicznie nadrzędnego, to na jego początkowo naprawdę
pierwotną formę więzi osobistej i powstania grupy stanowi na poważnie przedsiębrane ataki będzie odpowiadała opisanym
pewno spójnia pary d b a j ą c e j w s p ó l n i e o s w e p o ­ już na s. 134-136 tak zwanym drożeniem się, które —jak już
t o m s t w o . Z takiego związku — jak wiadomo — łacno wiemy — złożone jest z elementów zachowania wywodzących
powstaje rodzina, ale powiązania, o których tu będzie mowa, się" częściowo z popędu seksualnego, a częściowo z popędu
mają charakter znacznie bardziej specyficzny. Przede wszyst­ ucieczki. Gdyby samiec, pomimo tych gestów działających
kim opiszemy, jak powstają one u pielęgnic, ryb, stanowiących wyraźnie hamująco na jego agresywność, zachował nadal
tak wdzięczny przedmiot pouczających obserwacji. postawę napastliwą — samica może na czas krótki oddalić się
W charakterze obserwatora rozumiejącego dobrze zwierzęta z jego rewiru. Prędzej czy później jednak powraca. I powtarza
i rozważnego znawcy wszystkich ruchów ekspresyjnych śledzi­ się to przez różny dla poszczególnych przypadków okres,
my opisane szczegółowo na s. 134 procesy, wiodące do w każdym razie tak długo, aż oboje przywykną tak dalece do
dobrania się różnopłciowych par pielęgnicowatych. Nieuchron­ swojej obecności, że podniety wyzwalające agresję, które
nie popadamy przy tym w stan zdenerwowania i niepokoju, partner nieuchronnie emanuje, znacznie stracą na sile. Podob­
widząc, jak strasznie przyszli małżonkowie są na siebie źli. nie jak w wielu procesach specyficznego przyzwyczajania
Wciąż na nowo wybuchają pomiędzy nimi nieomal poważne się, tak i tutaj do ogólnej sytuacji włącza się szereg przypad­
starcia i niebezpieczna żagiew popędu agresji zostaje z trudem kowo zachodzących okoliczności pobocznych, do których
tylko w tym stopniu przygaszona, że nie dochodzi wręcz do zwierzę przywyka. Żadnej z tych okoliczności nie może
walki na śmierć i życie i zabójstwa. Nasz niepokój nie jest wcale zabraknąć, jeżeli ma być zachowane ogólne działanie przy­
wywołany wadliwą interpretacją ruchów ekspresyjnych ryb! zwyczajenia. Dotyczy to przede wszystkim początku poko­
Każdy praktyk akwarysta wie dobrze, jak bardzo jest niebez­ jowego współżycia; partner musi więc zjawić się zawsze od
piecznie umieścić samca i samicę któregoś z gatunków pielęg­ tej samej strony na zwyczajowo ustalonej drodze, oświetle­
nicowatych we wspólnym pojemniku i jak łatwo jest zastać nie musi być takie samo jak zawsze itd. — w przeciwnym ra­
w basenie trupa, jeżeli się nie czuwa bezustannie nad procesem zie każda ryba będzie uważała drugą za osobnika obcego,
dobierania się par. wyzwalającego walkę. W tym stadium na przykład przenie­
W warunkach naturalnych przyzwyczajenie przyczynia się sienie ryb do innego akwarium może całkowicie zniweczyć
w dużym stopniu do uniknięcia wybuchu walki między przy­ końcowy efekt skojarzenia się pary. W miarę cementowania
szłymi narzeczonymi. W akwarium najlepiej możemy stworzyć się znajomości obraz partnera staje się coraz mniej zależny od
takie wolnościowe warunki życiowe, pozwalając kilku młodym tła, na którym występuje. Jest to proces, w czasie którego
rybkom, które jeszcze są całkowicie pokojowo nastrojone, wyłania się to, co najistotniejsze, proces dobrze znany psy­
dorastać wspólnie w możliwie dużym pojemniku. Kojarzenie chologom postaci, a także badaczom odruchów warunko­
się par odbywa się wówczas zazwyczaj tak, że jedna z ryb wych. Dochodzi wreszcie do tego, że powiązanie z partne­
— zwykle jest to samiec — osiągnąwszy dojrzałość płciową, rem staje się w takim stopniu niezależne od okoliczności
zajmuje rewir i wygania z niego wszystkie inne. Gdy następnie pobocznych, że parę można przemieścić nawet bardzo dale-

206 207
ko bez zerwania łączącej ją więzi. Najwyżej może w takich żonkę, zawiera w sobie wszystko, co z naszej analizy podniet
warunkach nastąpić „regresja" dawno skojarzonej pary do znamy jako kluczowe podniety wyzwalające walkę. A zatem
wcześniejszego stadium, tzn. obserwuje się wznowienie cere­ małżonek rzuca się ku swojej połowicy, a w każdym razie
moniałów zalotów i pojednania, które u żyjących już od dawna przyjmuje boczną postawę imponującą i przez ułamek sekundy
ze sobą par małżeńskich zanikły w codziennym trybie życia wydaje się, że już ją zmiażdży — i wtedy dzieje się to, co
dyktowanym przez przyzwyczajenie. skłoniło mnie do napisania tej książki. Samiec nie zatrzymuje
Gdy skojarzenie się pary odbyło się bez przeszkód, u samca się w swych pogróżkach bądź też zatrzymuje się tylko na
coraz silniej na plan pierwszy występują seksualne sposoby nieomal nieuchwytny moment — zresztą nie mógłby nawet się
zachowania się. Ślady tego mogą ujawnić się już w pierwszych zatrzymać, tak bardzo jest rozjuszony. I rzeczywiście, prze­
poważnych atakach na samicę, obecnie jednak zachowanie to chodzi do wściekłego ataku, ale... n i e na s w ą m a ł ż o n ­
nabiera intensywności i większej częstotliwości, c h o ć r ó w ­ kę, koło której pruje b l i z i u t k o , lecz na in­
nocześnie nie zanikają gesty wyrażające n e g o w s p ó ł p l e m i e ń c a . W naturalnych warunkach jest
n a s t r ó j a g r e s y w n y . Znika natomiast początkowa goto­ nim z reguły mieszkaniec sąsiedniego rewiru!
wość do ucieczki i „uniżoność" samicy. Ruchy wyrażające Jest to klasyczny przykład zdarzenia, które z Tinbergenem
strach bądź chęć ucieczki przemijają u niej w miarę utrwalania zdefiniowaliśmy jako ruch przekierunkowany bądź nowo ukie­
się współżycia pary, a dzieje się to często tak szybko, że sam je runkowany {umorientierte oder neu-orientierte Bewegung).
swego czasu przeoczyłem przy obserwacjach nad pielęgnico- Określa go to, że pewien sposób zachowania się zostaje
watymi i całymi latami sądziłem mylnie, że pomiędzy małżon­ wyzwolony przez p e w i e n obiekt, ale przedmiotem, na
kami jednej pary nie istnieje u tych ryb żadna hierarchia. którym wyładowuje się reakcja, jest i n n y obiekt, gdyż
Słyszeliśmy już, jaką w rzeczywistości rolę odgrywa hierarchia obiekt wyzwalający emanuje równocześnie podniety hamują­
przy wzajemnym rozpoznawaniu się płci. Utrzymuje się trwale ce. Tak na przykład człowiek, którego ktoś rozzłościł, ra­
także i wówczas, gdy samiczka radykalnie przestała już czej uderza pięścią w stół aniżeli w twarz tamtego, gdyż
wykonywać jakiekolwiek gesty uniżoności w stosunku do zatrzymują go pewne zahamowania, a złość jak wulkan wy­
swojego małżonka. Gesty te wykonuje jednak jeszcze i później, maga ujścia. Większość znanych przypadków ruchów nowo
ale już tylko w bardzo rzadkich przypadkach, gdy między ukierunkowanych dotyczy agresywnego zachowania się, wy­
starym małżeństwem wybuchnie kłótnia! zwolonego przez określony obiekt, który jednocześnie budzi
Uniżona i tak na początku bojaźliwa samiczka wraz ze strach. Właśnie na przykładzie takiego szczególnego przypad­
strachem przed swoim samczykiem traci także wszelkie zaha­ ku, który nazwał reakcją kolarską, B. Grzimek jako pier­
mowania w objawianiu swojego agresywnego zachowania się. wszy odkrył i opisał zasadę ruchu nowo ukierunkowanego.
Jej poprzednia nieśmiałość nagle się kończy — wielka i bez­ „Kolarzem" jest w tym przypadku ten, kto wobec góry zgina
czelna stoi z rozpostartymi płetwami pośrodku rewiru swego kark, a depcze w dół. Mechanizm powodujący taki sposób
małżonka w pełnej postawie imponującej, strojna we wspaniałą zachowania się staje się szczególnie widoczny, gdy zwierzę
szatę, która u omawianych tu gatunków prawie niczym nie różni podchodzi z pewnej odległości do przedmiotu swego gniewu
się od samczej. Jak należało oczekiwać, samiec wpada w złość, i dopiero zbliżywszy się, zauważa, że przeciwnik jego właś­
sytuacja bowiem bodźcowa, stworzona przez imponującą mał- ciwie budzi w nim przerażenie. Wówczas właśnie — ponie-

208 209
waż już nie może zahamować rozpędu swego ataku — wywiera wyjściowego, aby móc wkroczyć, a tej podstawy dostarcza
złość na jakimkolwiek niewinnym stworzeniu, które widzi jej ślepy, ale pracowity towarzysz, którym jest dziedziczna
w pobliżu. zmienność.
Oczywiście że istnieją jeszcze inne niezliczone formy ru­ Podobnie jak w przypadku wielu cech fizycznych i ruchów
chów nowo ukierunkowanych; są one wywołane najrozmait­ instynktownych, rozwój osobniczy — ontogeneza — zrytuali-
szymi kombinacjami sprzecznych z sobą popędów. Opisany zowanego ceremoniału w grubszych zarysach biegnie tą samą
szczególny przypadek samczyka pielęgnicy ma dla naszego drogą, co i rozwój filogenetyczny. Mówiąc ściśle, ontogeneza
tematu specjalne znaczenie przez to, że analogiczne procesy wprawdzie nie powtarza szeregu rozwojowego przodków, ale,
odgrywają decydującą rolę w życiu rodzinnym i społecznym jak już Carl Ernst von Baer słusznie stwierdził, jedynie szereg
bardzo wielu zwierząt wyższych, a także i człowieka. Widocz­ i c h o n t o g e n e z , jednakże dla naszych celów wystarcza
nie w świecie kręgowców dokonano wielokrotnie i niezależnie obraz uproszczony. Rytuał powstały z nowo ukierunkowanego
od siebie „wynalazku" polegającego na tym, żeby nie tylko ataku jest zatem — na etapie, w którym zjawia się po raz
nałożyć hamulce na wyzwoloną przez partnera agresywność, pierwszy — znacznie bardziej podobny do własnego nie
ale jeszcze i w dodatku wykorzystać ją do walki przeciwko zrytualizowanego prawzoru aniżeli potem, w pełni swego
wrogim sąsiadom. rozwoju. Stąd u świeżo skojarzonego samczyka pielęgnicy
Odwrócenie niepożądanej, a wyzwolonej przez partnera obserwuje się zupełnie wyraźnie — zwłaszcza gdy cała reakcja
agresywności i skanalizowanie jej w pożądanym kierunku na nie jest zbyt intensywna — że właściwie miałby wielką ochotę
sąsiada terytorialnego w obserwowanym i tak dramatycznie zdzielić swoją młodą małżonkę mocnym ciosem i że w ostatniej
przedstawionym przypadku samca pielęgnicy naturalnie nie jest chwili przeszkadzają mu przyczyny innego rodzaju, w związku
wynalazkiem danej chwili, który mógłby przez zwierzę znaj­ z czym woli złość swoją wyładować na sąsiedzie. W takim
dujące się w jakiejś sytuacji krytycznej zostać dokonany lub nie. w pełni wykształconym ceremoniale „symbol" oddalił się
Zachowanie to jest bowiem od dawna zrytualizowane i należy znacznie od tego, co symbolizuje, a pochodzenie ceremoniału
do stałego inwentarza instynktów danego gatunku. Wszystko, jest w pewnym stopniu zamaskowane zarówno przez „teatral­
czego dowiedzieliśmy się w rozdziale V o przebiegu rywaliza­ ność" całej czynności, jak i przez fakt, że zostaje ona
cji, służy przede wszystkim do zrozumienia faktu, że z ruchu wykonywana jako cel sam w sobie. Jej funkcja zatem i sym­
nowo ukierunkowanego powstaje trwały rytuał, a tym samym bolika są znacznie bardziej widoczne aniżeli jej pochodzenie.
potrzeba samodzielnego motywu działania. Stwierdzenie, ile w poszczególnym przypadku takiego działa­
W zamierzchłych czasach r a z k i e d y ś orientacyjnie nia tkwi jeszcze elementów wywodzących się z popędów
gdzieś w górnej kredzie (milion lat mniej czy więcej nie ma pierwotnego konfliktu — wymaga dokładniejszej analizy. Gdy
tu żadnego znaczenia!) prawdopodobnie przypadkowo ode­ przed ćwierć wiekiem wraz z moim przyjacielem Alfredem
grała się zupełnie taka sama scena, jak scena palenia tytoniu Seitzem rozpoznaliśmy po raz pierwszy opisany tu rytuał,
przez dwóch indiańskich wodzów opisana w rozdziale V; bez mieliśmy wkrótce pełne rozeznanie co do ceremoniału „zluzo­
tego nie mógł był powstać żaden rytuał. Jeden z „wielkich wania" i „powitania" u ryb z rodziny pielęgnicowatych, ale
konstruktorów" przemiany gatunków, a mianowicie selekcja, daleko nam było do wniknięcia w jego filogenetyczne po­
potrzebuje przecież zawsze przypadkowo powstałego punktu chodzenie.

210 211
Jednakże od razu, już w przypadku pierwszego wówczas sem przewód słuchowy, zawierający powietrze i przewodzący
dokładniej zbadanego gatunku afrykańskiego „gwiezdnego fale dźwiękowe, z dwóch kości pierwotnego stawu żuchwowo-
nieba", uderzyło nas wielkie podobieństwo gestów grożenia do -skroniowego — dwie kostki słuchowe, z oka ciemieniowego
gestów powitania. Wprawdzie nauczyliśmy się szybko odróż­ — gruczoł wydzielania wewnętrznego — szyszynka, z przed­
niać je od siebie i potrafiliśmy prawidłowo przewidywać, czy niej kończyny gada — skrzydło ptasie itd., itp. Ale wszystkie te
dany sposób poruszania się doprowadzi do walki, czy też do przekształcenia wydają się niepozorne i skromne w porównaniu
skojarzenia się pary. Ale ku naszemu wielkiemu niezadowole­ z potęgą tego genialnego kunsztu, polegającego na stworzeniu
niu długo nie mogliśmy określić, jakie cechy stanowiły kryteria działania pojednawczego ze sposobu zachowania się, którego
te} naszej oceny. Dopiero po bliższym przeanalizowaniu płyn­ źródła, nie tylko pierwotnie, ale jeszcze przynajmniej częś­
nych form przejściowych pomiędzy poważnym grożeniem ciowo w obecnej swojej formie tkwią w wewnątrzgatunkowej
samczyka skierowanym ku oblubienicy a ceremoniałem pojed­ agresji. Stało się to dzięki tak prostemu środkowi, jakim jest
nawczym — różnica objawiła się nam zupełnie wyraźnie: przy utrwalone rytuałem nowe ukierunkowanie. Jest to nie więcej
grożeniu samiec hamuje ostro tuż obok tego, któremu grozi, aż i nie mniej niż odwrócenie wszystkich odpychających skutków
do zupełnego zatrzymania się, zwłaszcza gdy jest tak silnie agresji o 180°: ceremoniał usamodzielniony rytuałem staje się
podrażniony, że nie tylko przybiera boczną postawę imponują­ dążeniem samym w sobie, jak widzieliśmy to już w rozdziale
cą, ale również wykonuje uderzenia ogonem w bok. Natomiast o rytualizacji, staje się taką samą p o t r z e b ą jak każdy inny
przy ceremoniale pojednawczym lub ceremoniale „zluzowa­ autonomiczny ruch instynktowny. A przez to właśnie nabiera
nia" ryba nie tylko nie zatrzymuje się naprzeciwko partnera, ale charakteru mocnej więzi łączącej jednego partnera z drugim.
przepływa w mimicznej przesadzie koło niego, aby zademonst­ Dla s a m e j b o w i e m i s t o t y tego r o d z a j u c e r e ­
rować j e d n o c z e ś n i e boczne imponowanie i uderzenia moniału pojednawczego charakterystyczne
ogonem. A zatem kierunek, w którym ryba prezentuje swój jest, że każdy ze s p r z y m i e r z o n y c h może od­
ceremoniał, jest inny, i to wyraźnie inny aniżeli ten, w jakim p r a w i ć go t y l k o z tym j e d n y m , a nie z d o w o l ­
szarżuje do ataku. Jeżeli więc przed ceremoniałem trwała nym o s o b n i k i e m swego gatunku.
spokojnie w wodzie blisko współmałżonki, to teraz płynie Trzeba sobie jasno uzmysłowić, jak nierozwiązalne na pozór
zdecydowanie do przodu, z a n i m zacznie imponować i ude­ zadanie zostało tu wykonane w sposób najprostszy, najelegant­
rzać ogonem. Uzyskujemy tu wyraźny, nieomal bezpośrednio szy i najdoskonalszy: dwoje szalejących wręcz z agresywności
zrozumiały „symbol" tego, że współmałżonka właśnie n i e zwierząt, z których każde przez swoje ubarwienie i zachowanie
stanowi przedmiotu ataku. Celu tego należy szukać gdzie się siłą rzeczy staje się dla drugiego tym, czym jest przy­
indziej, daleko, w kierunku, do którego ryba płynie. słowiowa czerwona płachta dla byka, należy doprowadzić do
Obaj „wielcy konstruktorzy" przemiany gatunków posługują tego, aby zgodnie ze sobą żyły na najmniejszej przestrzeni, i to
się często metodą tzw. z m i a n y f u n k c j i , aby wykorzystać w obrębie gniazda, to znaczy w miejscu, które każde z nich
dla nowych celów resztki jakiejś organizacji, której wydolność uważa za centrum rewiru i w którym jego wewnątrzgatunkowa
pozostała w tyle za postępem ewolucji. Przytoczymy tu kilka agresywność osiąga swe absolutne maksimum. To dość już
przykładów tej ich działalności, tak pełnej fantazji i rozmachu: ciężkie samo przez się zadanie zostaje jeszcze utrudnione
z przeprowadzającej wodę szczeliny skrzelowej powstał z cza- dodatkowym wymaganiem, aby wewnątrzgatunkowa agresyw-

212 213
ność u żadnego z małżonków nie uległa osłabieniu. Wiemy piecznego grożenia i w istocie do tego momentu jego gesty
wszakże z rozdziału III, że każdy najmniejszy odpływ gotowo­ pojednawcze są całkowicie podobne do przygotowywania
ści do ataku na sąsiada własnego gatunku bywa natychmiast napaści. W następnej chwili jednakże ptak odwraca ten strasz­
okupiony utratą terytorium, a tym samym źródeł pożywienia dla liwy obraz własnej grozy od swego partnera dokonując zwrotu
oczekiwanego potomstwa. W tych warunkach gatunek „nie o 180° i — ciągle jeszcze z rozpostartymi skrzydłami — pod­
może sobie pozwolić" na to, aby dla umknięcia walk pomiędzy daje mu swój bezbronny kark, który jak wiadomo, u żurawia
małżonkami sięgać do takich ceremoniałów pojednawczych, europejskiego i u wielu innych gatunków jest ozdobiony
które jak gesty pokory czy gesty infantylne, pociągałyby za prześliczną rubinowoczerwoną czapeczką. „Tańczący" ptak
sobą spadek agresywności. Zrytualizowane nowe ukierunkowa­ pozostaje przez wiele sekund ostentacyjnie w tej pozycji,
nie nie tylko omija te niepożądane skutki, ale ponadto dodat­ wyrażając tą całkowicie zrozumiałą symboliką, że jego groźba
kowo wykorzystuje emanowane przez małżonka kluczowe napaści nie jest skierowana przeciwko partnerowi, przeciwnie,
podniety wyzwalające walkę, nieodzowne do podżegania part­ nawet wręcz daleko od niego, przeciwko wrogiemu otoczeniu;
nera przeciwko sąsiadowi rewiru. Osobiście uważam ten jednocześnie już pobrzmiewa motyw o b r o n y przyjaciela.
mechanizm zachowania się za znacznie bardziej rycerski niż Następnie żuraw znowu zwraca się ku swemu towarzyszowi
i odwrotne analogiczne zachowanie
powtarza wobec się człowieka,
niego który swoją
demonstrację wielkości i siły, natych­
wewnętrzną wściekłość na kochanego sąsiada bądź przełożone­ miast znowu się odwraca i w sposób wielce wymowny wy­
go w zdenerwowaniu i rozdrażnieniu wyładowuje wieczorem konuje teraz pozorny atak na jakikolwiek obiekt zastępczy. Jest
w domu na swej pożałowania godnej żonie. nim najczęściej stojący obok nie zaprzyjaźniony żuraw, może
Na wielkim drzewie genealogicznym wszystkich istot ży­ być nim bogu ducha winna gęś, a nawet — w braku czegoś
wych często jakieś szczególnie udane pod względem konstruk­ lepszego — kawałek drzewa bądź kamyk, który wówczas chwy­
cyjnym rozwiązanie bywa „odkryte" niezależnie od siebie ta dziobem i wyrzuca trzy lub cztery razy w powietrze. Całość
przez różne konary i gałęzie tego drzewa. Skrzydła mają wyraża równie dobitnie jak ludzkie słowa: „Jestem wielki
i owady, i ryby, i ptaki, i nietoperze, kształt torpedy „wynalaz­ i straszny, ale nie dla ciebie, lecz dla tego i tego, i tamtego."
ły" głowonogi, ryby, ichitiozaury i wieloryby. Nie dziwi nas Może mniej dramatyczny w wymowie gestów, ale znacznie
więc, że mechanizmy zachowania się uniemożliwiające walkę, bardziej znamienny jest ceremoniał pojednawczy kaczek i gęsi,
a polegające na zrytualizowanym nowym ukierunkowaniu określony przez Oskara Heinrotha jako k r z y k t r i u m f a l -
ataku, występują u bardzo wielu różnych zwierząt, wykształ­ n y (Triumphgeschrei). Rytuał ten ma dla nas tutaj szczególne
cone w analogiczny sposób. znaczenie, dlatego że różni przedstawiciele wymienionych grup
Istnieje więc — na przykład — cudowny ceremoniał pojed­ ptasich realizują go w rozmaity sposób, z różnym stopniem
nawczy określany ogólnie jako „taniec" żurawi; gdy się raz rozwinięcia i komplikacji. Możemy więc z takiego stop­
poznało symbolikę tego sposobu poruszania się — nie sposób niowania odtworzyć sobie znakomicie obraz tego, jak w toku
oprzeć się pokusie przetłumaczenia go na język ludzki. Ptak filogenezy z gestu zażenowania niwelującego złość powstała
staje wyprostowany w postaci grożącej przed drugim, rozpo­ więź przejawiająca tajemnicze pokrewieństwo z tą, która łączy
ściera potężne skrzydła, dziób wysuwa ku tamtemu, świdrując między sobą ludzi i która wydaje się nam rzeczą najpiękniejszą
go ostro oczyma. Z tym wszystkim przedstawia obraz niebez- i najsilniejszą na tej ziemi.

214 215
W swojej najprymitywniejszej formie, której przykładem jest nego wyżej odwracania głowy kaczora powstał na drodze
tak zwany palawer (rozhowor) — reb-reb kaczki krzyżówki dalszej rywalizacji ów gest podstawiania tylnej części głowy,
— grożenie różni się bardzo, bardzo nieznacznie od „powita­ właściwy tylu kaczkom. Gest ten odgrywa ważną rolę przy
nia". W każdym razie ja sam dojrzałem tę drobną różnicę tokowaniu u kaczki krzyżówki, u cyraneczki, rożeńca i innych
w ukierunkowaniu kwakania reb-reb, zarówno w trakcie groże­ kaczek pływających, a także u edredona miękkopióra. Ceremo­
nia, jak i powitania, dopiero wówczas, gdy nauczyłem się niał palaweru reb-reb, odprawiany ze szczególnym nabożeńst­
rozumieć zasadę nowo ukierunkowanego ceremoniału pojed­ wem, obserwujemy w stadle kaczek krzyżówek, które się
nawczego dzięki szczegółowym studiom nad pielęgnicowatymi wzajemnie zgubiły i odnalazły po dłuższej rozłące. To samo
i nad gęsiami, u których zresztą zasada ta jest łatwiejsza do zresztą dotyczy i gestów pojednawczych połączonych z boczną
uchwycenia. Kaczki stoją naprzeciwko siebie z dziobami nieco postawą imponującą i uderzeniami ogona, które już poznaliśmy
wzniesionymi i bardzo szybko wypowiadają w podnieceniu ów u par ryb z rodziny pielęgnicowatych (s. 212). Pierwsi obser­
dwusylabowy dźwięk kontaktu głosowego, który u kaczora watorzy tego zachowania się właśnie dlatego tak często
wyraża się zwyczajowo"jako „reb-reb"; u samicy brzmi on określali je jako „powitanie", że występuje nagminnie przy
bardziej nosowo, coś jak gdyby „kwengweng". Ponieważ ponownym połączeniu się uprzednio rozłączonych partnerów.
u tych kaczek nie tylko społeczne zahamowanie przed atakiem, Pomimo że taka interpretacja w odniesieniu do wielu bardzo
ale również i strach przed partnerem mogą wywołać odchylenia wyspecjalizowanych ceremoniałów tego rodzaju nie jest po­
od kierunku wskazującego cel grożenia, często zatem się zda­ zbawiona słuszności, jednakże powszechność i intensywność
rza, że dwa grożące sobie kaczory stoją z uniesioną brodą gestów pojednawczych wykonywanych właśnie w tej sytuacji
i wołając „reb-reb" zwracają dzioby niezupełnie dokładnie każe szukać innej pierwotnej przyczyny: nawet bardzo krótko­
wzajem ku sobie. W chwili jednak, gdy dzioby ich znajdą się na trwałe przerwanie sytuacji bodźcowej wywołującej przyzwy­
wspólnej prostej, dochodzi natychmiast do ataku i ptaki chwy­ czajenie częściowo niweczy stępienie wszystkich agresywnych
tają się obopólnie za pierze na piersiach. Zwykle jednak nawet reakcji spowodowane oswojeniem się z partnerem. Bardzo
przy bardzo wrogim spotkaniu celują one nieco obok siebie. dobitny przykład tego ujrzymy, jeżeli dla jakiegokolwiek celu
Gdy natomiast kaczor prowadzi rozhowor z wybraną sobie będziemy chcieli odizolować choćby tylko na godzinę pojedyn­
partnerką, a szczególnie gdy ceremoniałem tym odpowiada na czego osobnika od stada wspólnie wzrastających, bardzo do
podżeganie swej przyszłej narzeczonej (s. 9 1 - 9 2 ) — widać siebie przyzwyczajonych, a więc jeszcze stosunkowo łagod­
wyraźnie, jak „coś" mu odwraca tym silniej dziób od kaczki, do nych i spokojnych młodych kogutów bądź drozdów trójbarw­
której się zaleca, w im większym podnieceniu tokuje. W skraj­ nych, pielęgnic, ryb bojowników czy też innych podobnie
nym przypadku może nawet dojść do tego, że całkowicie agresywnych gatunków zwierząt. Gdy po godzinie umieścić
zwraca ku samicy tył swej głowy, nieprzerwanie przy tym zwierzę na powrót w otoczeniu jego dotychczasowych towarzy­
prowadząc rozhowor. Formalnie odpowiada to zupełnie opisa­ szy, agresja natychmiast zaczyna kipieć niczym przegrzana
nemu na s. 170 ceremoniałowi pojednawczemu u mew, który woda rozpoczynająca wrzeć przy najmniejszym wyzwalającym
jednak z całą pewnością powstał w przedstawiony tamże sposób trąceniu.
i nie wywodzi się wcale z nowego ukierunkowania; jest to Także i inne nieraz bardzo drobne zmiany ogólnych warun­
ostrzeżenie przed lekkomyślnym homologizowaniem! Z opisa- ków mogą — jak już wiemy (s. 206-208) — w piorunujący

216 217
sposób zniszczyć działanie przyzwyczajenia. Moja stara parka niej. Dla funkcjonalnego aspektu tego rytuału nie jest przy tym
drozdów trójbarwnych w lecie 1961 r. tolerowała syna z pierw­ ważne, ile z jego części składowych jest utrwalone w genomie , 1

szego lęgu, przebywającego w klatce w tym samym pokoju co a ile w kulturowej tradycji uprzejmości.
skrzynka lęgowa, przez okres znacznie przekraczający ten, po W każdym razie odczuwamy silną pokusę interpretowania
którym ptaki te normalnie wyganiają swe dorosłe dzieci uśmiechu jako ceremoniału pojednawczego, powstałego analo­
z rewiru. Ale gdy przeniosłem klatkę ze stołu na półkę gicznie do triumfalnego krzyku gęsi — przez zrytualizowanie
biblioteczną, rodzice zaczęli tak gwałtownie atakować swego nowo ukierunkowanego grożenia. Przekonanie o tym pogłębia
syna, że przez to zupełnie zapomnieli wylatywać na dwór na się jeszcze, gdy przyglądamy się serdecznemu wzajemnemu
poszukiwanie pokarmu dla młodych, które w tym czasie mieli. szczerzeniu zębów u bardzo uprzejmych Japończyków.
To gwałtowne załamanie się hamulców agresji uzależnionych Dalszym potwierdzeniem tej hipotezy jest zjawisko nie­
od przyzwyczajenia jest najwidoczniej niebezpieczeństwem spodziewanego przejścia uśmiechu w głośny śmiech podczas
grożącym zawsze więzi pomiędzy partnerami wówczas, gdy bardzo intensywnego witania się dwóch przyjaciół, jeżeli
zostają oni rozdzieleni nawet tylko na czas krótki. Równie istnieje podłoże prawdziwego afektu. Śmiech taki wydaje się
oczywiste jest, że dobitny ceremoniał pojednawczy, który dziwnie niewspółmierny do własnych uczuć, gdy przy spot­
obserwujemy za każdym razem przy ponownym połączeniu, kaniu po bardzo długiej rozłące wybucha niespodziewanie
nie służy niczemu innemu jak tylko ujarzmieniu tego niebez­ z głębi warstw wegetatywnych. Obiektywnemu etologowi takie
pieczeństwa. Hipotezę tę potwierdza fakt, że „powitanie" jest zachowanie się dwóch ponownie połączonych ludzi musi się
tym wyrazistsze i tym intensywniejsze, im dłużej trwała nieodparcie kojarzyć z triumfalnym krzykiem gęsi.
poprzedzająca je rozłąka. Również i sytuacje wyzwalające są pod pewnymi względami
Nasz człowieczy ś m i e c h prawdopodobnie w pierwotnej analogiczne. W przypadku gdy kilku naiwnych ludzi, na
swojej formie jest również ceremoniałem pojednawczym bądź przykład małych chłopców, r a z e m wyśmiewa jednego lub
powitalnym. Śmiech i uśmiech odpowiadają zapewne różnym kilku innych, nie należących do ich własnej grupy, reakcja
stopniom intensywności tego samego sposobu zachowania się, — zupełnie tak samo jak inne nowo ukierunkowane gesty
to znaczy, że w różnym stopniu przemawiają do tego samego pojednawcze — zawiera w sobie sporo agresywności skierowa­
rodzaju specyficznie aktywizującego pobudzenia. U naszych nej na zewnątrz, a więc na osoby nie będące członkami grupy.
najbliższych krewnych, szympansa i goryla, niestety nie istnieją Także i śmiech wybuchający po nagłym rozładowaniu się
ruchy powitalne, które odpowiadałyby formalnie i funkcjonal­ jakiejś sytuacji konfliktowej byłby bardzo trudny do wyjaś­
nie naszemu śmiechowi; występują one natomiast u wielu nienia inaczej niż przez analogię do gestów pojednawczych
makaków, które przy obyczajach pojednawczych szczerzą zęby i powitalnych wielu zwierząt. Psy, gęsi, a prawdopodobnie
i cmokając kiwają głowami w obie strony, przy czym uszy jeszcze wiele innych zwierząt, odprawiają intensywne powita­
obciągają mocno ku tyłowi. Dziwnym trafem niektórzy ludzie nia, gdy tylko jakieś przykre położenie konfliktowe ulegnie
Dalekiego Wschodu wykonują zupełnie te same ruchy przy szczęśliwej poprawie. Osobiście stwierdzam z całą pewnością
uśmiechu powitalnym. A co ciekawsze, ludzie ci przy bardzo
wyraźnym uśmiechu trzymają głowę w takiej pozycji, że twarz 1
G e n o m — zespól wszystkich cech filogenetycznych w organizmie.
nie jest zwrócona wprost ku osobie witanej, lecz ukośnie obok (Przyp. red. naukowej.)

218 219
na podstawie własnych obserwacji, że wspólny śmiech nie tylko nowo ukierunkowanego grożenia samca i podżegania samicy,
całkowicie niweluje agresywność, ale stwarza bardzo silne jest pod względem funkcjonalnym całkowicie analogiczny do
uczucie społecznego powiązania. krzyku triumfalnego, przy którym obaj partnerzy grożą wzaje­
Pierwotną, a w wielu przypadkach nawet podstawową mnie obok siebie. U europejskiej kaczki świstuna i u ohara
funkcją wszystkich omówionych tu przed chwilą rytuałów jest — niezależnie od siebie — rytuał rozwinął się w szczególnie
po prostu niedopuszczenie do walki. Jednakże nawet na piękny ceremoniał. Ciekawe jest, że chilijska kaczka świstun
stosunkowo niskim poziomie rozwoju, jaki na przykład wyka­ odprawia równie wysoko zróżnicowany ceremoniał podobny
zuje palawer reb-reb u kaczki krzyżówki, rytuały te mają już do krzyku triumfalnego, w czasie którego oboje małżonkowie
wystarczająco dużo własnej autonomii, aby stać się celem grożą w sposób nowo ukierunkowany, tak samo jak gęsi
w sobie. Gdy kaczor krzyżówki poszukuje swojej małżonki, właściwe i wiele większych gatunków oharów. Samica chilijs­
powtarzając wytrwale jednosylabowe przeciągłe wabienie kiego świstuna ma na sobie wspaniały męski strój z zielono
„reb... reb... reb...", gdy ją wreszcie odszuka i rozpływa się mieniącą się głową i jasnoczerwonobrązową piersią; jest to
w istnej orgii rozhoworu reb-reb połączonego z unoszeniem wśród kaczek pływających jedyny tego rodzaju przypadek.
dzioba i zwracaniem ku niej tylnej części głowy — obserwator U kazarki, gęsi nilowej i wielu im pokrewnych samica
siłą rzeczy musi wyprowadzić z tego subiektywną interpretację, wykonuje wprawdzie homologiczny ruch podżegania, ale sa­
że kaczor cieszy się szalenie z odnalezienia partnerki i że jego miec reaguje nań nie tyle zrytualizowanym grożeniem obok swej
wysiłki w poszukiwaniu jej były w znacznym stopniu motywo­ małżonki, ile raczej prawdziwym czynnym atakiem na wrogie­
wane „apetencją" ceremoniału powitania. W przypadku wyż­ go sąsiada, którego ona mu wskazuje. Dopiero gdy sąsiad
szych zrytualizowanych form właściwego krzyku triumfalnego, zostaje pokonany albo przynajmniej gdy walka nie kończy się
który spotykamy u gatunków oharów i tym bardziej u gęsi jakąś straszliwą klęską pary — rozbrzmiewa nie kończący się
właściwych, wrażenie to jeszcze przybiera na sile, i to tak krzyk triumfalny. U wielu gatunków, takich jak gęś znad
dalece, że jesteśmy skłonni opuścić cudzysłów przy wyrazie: Orinoko, gęś andyjska i inne, okrzyk ten nie tylko stwarza
powitanie. przedziwny efekt dźwiękowy ze względu na różnice między
U wszystkich kaczek pływających natomiast, a także i u oha­ głosem męskim i żeńskim, ale ponadto wzrokowo sprawia
rów, które wykazują do nich najwięcej podobieństwa spośród niezwykle komiczne wrażenie przez swą bardzo przesadną
swoich krewnych również i w zakresie krzyku triumfalnego mimikę. Mój film o parze gęsi andyjskich, która osiągnęła
bądź też rozhoworu reb-reb — ceremoniał ten ma jeszcze druzgocące zwycięstwo nad moim kochanym przyjacielem
i drugą funkcję, w związku z którą ceremoniał pojednawczy Niko Tinbergenem, niezawodnie wywołuje huragany śmiechu.
odprawia tylko samiec, natomiast samica p o d ż e g a w sposób Najpierw samica przez krótki pozorny atak podżega swego
opisany już na s. 85. Zgodnie z subtelną analizą motywacji małżonka na sławnego etologa; wprowadzony z wolna w paję
wiemy, że samiec kierujący gesty grożące w stronę sąsiadujące­ gąsior wreszcie naprawdę atakuje i natychmiast dochodzi do
go z nim samca tego samego gatunku w głębi swego serca kryje takiej wściekłości i tak straszliwie bije rogowatymi przegubami
agresywność w stosunku do małżonki, podczas gdy ta nie ma skrzydeł, że ucieczka Nika wygląda niezwykle przekonywająco
wobec niego żadnych agresywnych uczuć, kierując je naprawdę — jego nogi i przedramię pokrywają się brązowymi i niebies­
wyłącznie przeciwko obcemu. Rytuał ten, będący kombinacją kimi sińcami w miejscach uderzeń i uszczypnięć. Po zniknięciu

220 221
ludzkiego przeciwnika następuje długotrwały ceremoniał trium­ często, że nagle, jak na komendę, członkowie każdej pary
falny, który rzeczywiście działa ogromnie rozweselająco przez zwracają się ku swoim własnym partnerom i zaczynają się
nadmiar swego aż nadto człowieczego wyrazu. straszliwie wzajem prać. To samo można zwykle uzyskać przez
Jeszcze bardziej niż u innych gatunków z grupy oharów wprowadzenie na teren jednej z par „kozła ofiarnego" tego
północnoafrykańska gęś nilowa podżega swego małżonka samego gatunku i usunięcie go możliwie niepostrzeżenie
przeciwko wszystkim znajdującym się w jego zasięgu współ- w chwili, gdy bijatyka jest w pełnym toku. Wówczas para
plemieńcom, a w ich braku niestety także i przeciwko ptakom naprzód nieomal zapamiętuje się w ekstazie krzyku triumfal­
innych gatunków. W ogrodzie zoologicznym wielki sprawia nego, który staje się coraz dzikszy, a przy tym coraz bardziej
tym kłopot swemu opiekunowi, który musi pozbawiać te piękne podobny do nie zrytualizowanego grożenia — aż nagle oboje
ptaki zdolności lotu i izolować je parami. Samica tego gatunku kochający się małżonkowie biorą się wazjemnie za łby i tłuką
przygląda się wszystkim walkom, które prowadzi jej małżonek, bez opamiętania; sprawa kończy się zwykle zwycięstwem
z zainteresowaniem godnym sędziego na ringu, ale nigdy mu samca, który jest zdecydowanie większy i silniejszy od samicy.
nie pomaga, jak to czynią nieraz samice gęsi gęgawej i zawsze Nie słyszałem jednak nigdy, aby w razie stałego braku „złego
— samiczki ryb pielęgnicowatych. Przeciwnie, gęś nilowa sąsiada" owo spiętrzenie niewyżytej agresywności miało na tej
w każdej chwili gotowa jest przejść z powiewającym sztan­ drodze doprowadzić do zabójstwa współmałżonka, jak to
darem na stronę zwycięzcy, gdyby jej dotychczasowy towa­ opisywałem w odniesieniu do niektórych pielęgnicowatych.
rzysz życia miał ponieść klęskę. Niemniej krzyk triumfalny gęsi nilowych i gatunków z rodza­
Tego rodzaju zachowanie się musi wywierać znaczny wpływ ju Tadorna ma największe znaczenie dzięki pełnieniu funkcji
na dobór płciowy, ustanawiając premię selekcyjną za możliwie piorunochronu. Potrzebny jest więc przede wszystkim tam,
największą siłę bojową samca i jego zapał do walki. W związku gdzie grozi burza, tzn. gdzie zarówno wewnętrzny nastrój
z tym nasuwa się tu nowa myśl, którą zresztą zajmowaliśmy się zwierząt, jak i zewnętrzna sytuacja wyzwalająca budzą we-
już w końcowej części rozdziału III. Istnieje mianowicie wnątrzgatunkową agresywność. Pomimo że wydawaniu krzyku
możliwość, a nawet duże prawdopodobieństwo, że występująca triumfalnego, szczególnie u naszego europejskiego ohara,
u gęsi nilowej chęć do bójek, która obserwatorowi wydaje się towarzyszą bardzo zróżnicowane przesadnie taneczne sposoby
nieraz wręcz absurdalna, jest wynikiem wewnątrzgatunkowej zachowania się, ceremoniał ten nie oderwał się od popędów
selekcji i dla zachowania gatunku nie ma w ogóle żadnego będących pierwotnym źródłem konfliktu tak dalece jak opisane
specjalnego znaczenia. Możliwość taka nieco nas niepokoi, już i mniej rozwinięte w swoich formach ruchy „powitania"
gdyż jak jeszcze później zobaczymy, podobne rozważania u niektórych kaczek pływających. U oharów krzyk triumfalny
odnoszą się również i do filogenetycznego rozwoju popędu najwyraźniej wciąż jeszcze czerpie energię z popędów pierwo­
agresji u ludzi. tnych, z konfliktu, z którego powstał kiedyś nowo ukierun­
Gęś nilowa należy zresztą do tych niewielu gatunków, kowany ruch; nadal jest zawsze powiązany z istnieniem
u których krzyk triumfalny może z a w i e ś ć w swojej funkcji prawdziwej chęci ataku, rozbudzonej w danej chwili, i z czyn­
ceremoniału pojednawczego. Gdy dwie pary drażnią się na­ nikami przeciwdziałającymi tej chęci. W związku z tym
wzajem poprzez przejrzystą, ale odgradzającą je kratę i do­ ceremoniał ten u wymienionych gatunków podlega znacznym
prowadzają się do coraz większej wściekłości, zdarza się dość wahaniom w zależności od pory roku: najintensywniejszy bywa

222 223
w porach rozmnażania się, zanika poza nimi i oczywiście nie a więc w stadle zawsze gąsior — atakuje prawdziwego bądź
występuje wcale u młodych ptaków przed osiągnięciem doj­ pozornego wroga, pokonuje go, a następnie po mniej lub
rzałości płciowej. bardziej przekonywającym zwycięstwie powraca z głośnym
To wszystko przedstawia się zupełnie inaczej u gęsi gęgawej powitaniem do swoich. Termin krzyk triumfalny wywodzi się
i chyba w ogóle u wszystkich gęsi właściwych. Przede właśnie z takiego typowego przypadku, pokazanego schematy­
wszystkim ich krzyk triumfalny nie jest jedynie sprawą związa­ cznie na ilustracji Helgi Fischer.
nej z sobą pary, ale stał się więzią jednoczącą nie tylko parę, Kolejność ataku i powitania w czasie jest tak dalece zrytuali-
lecz całą rodzinę, więcej jeszcze — w ogóle całą grupę blisko zowana, że przy wyższej intensywności podrażnienia przebija
zaprzyjaźnionych z sobą osobników. Ceremoniał ten oderwał się jako kompleksowy ceremoniał również i wówczas, gdy nie
się prawie albo nawet bez reszty od popędu płciowego ma powodu do prawdziwej agresywności. Atak staje się wtedy
i odprawiany jest przez cały rok również i przez zupełnie młode atakiem pozornym na jakąkolwiek stojącą w pobliżu gąskę albo
pisklęta. też idzie w ogóle w próżnię przy dźwięku głośnych fanfar tak
Przebieg całości ruchu jest dłuższy i bardziej skomplikowany zwanego grzmienia (Rollen), tj. ściśniętego, chrypliwego trą­
niż we wszystkich dotąd opisywanych rytuałach pojednaw­ bienia, towarzyszącego pierwszemu aktowi ceremoniału krzy­
czych. Podczas gdy u pielęgnic, a także często u gatunków ku triumfalnego. Pomimo że w korzystnych warunakch może
spokrewnionych z oharami agresja odwrócona od partnera dojść do grzmiącego ataku, pobudzonego wyłącznie auto­
przez ceremoniał powitania prowadzi n a s t ę p n i e do ataku na nomiczną motywacją rytuału, do wyładowania często dochodzi
wrogiego sąsiada—u gęsi atak, składający się ze zrytualizowa- wówczas, gdy gąsior jest naprawdę wystawiony na sytuacje
nego ciągu ruchów, w y p r z e d z a czułe powitanie. Innymi bodźcowe wyzwalające agresję. Jak wykazuje ściślejsza analiza
słowy, do typowej sceny krzyku triumfalnego należy, że jeden motywacji, grzmienie występuje szczególnie wtedy, gdy ptak
z partnerów — zwykle jest nim najsilniejszy członek grupy, znajdzie się w konflikcie między chęcią ataku i strachem
a społecznym powiązaniem. Przez więź, która go łączy z żoną
i dziećmi, gąsior jest związany z miejscem i nie może uciekać,
nawet jeśli przeciwnik wywołuje w nim poza agresywnością
silny popęd ucieczki. Położenie jego jest wówczas takie samo
jak szczura zapędzonego w róg: pozornie bohaterska odwaga,
z którą ojciec rodziny napada nawet na przeważające siły
wroga, jest odwagą rozpaczy wynikającą z reakcji krytycznej,
jaką poznaliśmy już na s. 51.
Druga faza krzyku triumfalnego, polegająca na odwróceniu
się ku partnerowi z cichym gęganiem, ruchem bardzo przypo­
mina grożenie, od którego można ją odróżnić po nieznacznym
odchyleniu od kierunku, wynikającym z ustanowionego rytuału
nowego ukierunkowania. Jednakże to „grożenie obok" w sto­
sunku do przyjaciela zawiera w normalnych warunkach bardzo

224 225
niewiele agresywnej motywacji bądź nie zawiera jej wcale i jest szek patrzy na to z boku, jest w pełni przekonany, że zalotnik
aktywowane wyłącznie autonomiczną siłą napędową samego pragnie zaatakować obcą młodą gęś. A ponieważ męscy
rytuału, specjalnym instynktem, który można z pełnym uzasad­ członkowie grupy wspólnego krzyku triumfalnego wspomagają
nieniem określić jako instynkt s p o ł e c z n y . się wzajemnie, napada wściekły przyszłą narzeczoną swego
Do wolnej od agresji czułości powitania w sposób istotny brata. Jednak sam nic do niej nie czuje, bije więc ją w sposób
przyczynia się d z i a ł a n i e k o n t r a s t u . Gąsior wyładował grubiański. Czyni to z intensywnością, która odpowiadałaby
już znaczną miarkę agresywności przy pozornym ataku ruchom ekspresyjnym tamtego, gdyby groził, zamiast witać.
i grzmieniu, a jego nagłe odwrócenie się od przeciwnika Gdy samiczka ucieka przerażona, jej zalotnik jest w dużym
i zwrócenie ku ukochanej rodzinie łączy się ze zmianą nastroju. kłopocie. Nie jest to bynajmniej antropomorfizm, gdyż obiek­
To zaś — zgodnie z dobrze znanymi zasadami fizjologii tywnym podłożem psychologicznym każdej kłopotliwej sytua­
i psychologii — sprawia, że wahadło agresji kieruje się cji jest konflikt między sprzecznymi siłami napędowymi,
w przeciwną stronę. Jeśli motywacja własna omawianego a młody gąsior niewątpliwie znajduje się właśnie w takim
ceremoniału jest zmniejszona, powitalne gęganie może zawie­ położeniu: popęd obrony wybranej samicy jest u młodego
rać nieco więcej agresywnych sił napędowych. A w zupełnie samca gęsi gęgawej niezwykle silny, ale tkwi w nim równie
określonych warunkach, o których będzie mowa później, potężny hamulec przed zaatakowaniem brata, który jeszcze jest
ceremoniał powitania może ulec „represji", to znaczy powrócić jego kompanem w braterskim krzyku triumfalnym. W dalszym
do filogenetycznie wcześniejszej fazy, przy czym wówczas ciągu rozpatrzymy jeszcze dobitne przykłady tego, jak bardzo
może również przeniknąć doń prawdziwa agresywność. niezłomne jest to zahamowanie.
Ponieważ powitanie i grożenie wyglądają prawie jednakowo, Ponieważ krzyk triumfalny zaledwie w pierwszej swej
ta rzadko występująca i niezupełnie normalna domieszka fazie, której towarzyszy „grzmienie", zawiera pewną dozę
popędu ataku w sposobie poruszania się jest jako taka ledwie agresywności w stosunku do partnera, a już na pewno nie
widoczna. O tym, jak bardzo ten element przyjacielskości wykazuje jej w gęgającym powitaniu — zdaniem Helgi Fischer,
podobny jest do starej mimiki grożenia mimo podstawowych ta dalsza faza prawdopodobnie już nie spełnia funkcji ruchu
różnic w motywacji, świadczą możliwe pomyłki. Nieznaczne pojednawczego. Wprawdzie „jeszcze" występuje tu wyraźnie
różnice ukierunkowania są wprawdzie od przodu, tzn. od strony imitacja symbolicznej formy nowo ukierunkowanego grożenia,
adresata ruchu ekspresyjnego, dobrze widoczne, ale z boku, ale na pewno między partnerami nie wrze już agresywność tak
z profilu, bywają prawie nie do uchwycenia, i to nie tylko dla gwałtowna, żeby aż wymagała odprowadzenia.
obserwatora człowieczego, ale również i dla innej dzikiej gęsi. Pierwotne popędy stanowiące podłoże nowego ukierun­
Gdy na wiosnę więzi rodzinne z wolna zanikają, a młode kowania można wyraźnie stwierdzić tylko w jednej, ściśle
gąsiory ruszają w zaloty, może się zdarzyć, że jeden z braci ma określonej i szybko przebiegającej fazie indywidualnego roz­
jeszcze z drugim wspólny rodzinny krzyk triumfalny, niemniej woju. Zresztą ten indywidualny rozwój krzyku triumfalnego
jednak sam już usiłuje oświadczyć się obcej młodej gąsce. u gęsi gęgawej — również szczegółowo przebadany przez
Oświadczyny te nie polegają na propozycji kopulacji, ale na Helgę Fischer — nie jest w żadnym razie rekapitulacją swego
tym, że młodzieniec atakuje obce gęsi, a następnie biegnie filogenetycznego powstania: absolutnie nie wolno przeceniać
z powitaniem do swojej wybranki. Gdy teraz przyjazny braci- zasięgu działania reguły powtarzalności (s. 211). Świeżo wy-

226 227
kłuta gęś, zanim jeszcze potrafi chodzić, stać czy jeść, umie już nim wydając cichy głos i usiłując je szczypać dziobami. Ale
wysuwać szyję i ruch ten wykonuje „gęgając" falsetowym ponieważ przy takich zwadach między dwoma stadami ro-
głosikiem. Dźwięk ten z początku jest dwusylabowy, zupełnie dzeństw ruchy grożenia i powitania są jeszcze do siebie
tak jak „reb-reb" lub odpowiedni głos kacząt. Już po kilku całkowicie podobne, jasne jest, że często dochodzi do nieporo­
godzinach brzmi on wielosylabowo, jak „wi-wi-wi" i rytmem zumień i rodzeństwo kąsa się wzajemnie. W tej właśnie
swoim dokładnie odpowiada powitalnemu gęganiu dorosłych szczególnej sytuacji pierwszy raz występuje w ontogenezie
gęsi. Wyciąganie szyi i dźwięk „wi" są na pewno wstępem, zrytualizowane nowe ukierunkowanie ruchu powitalnego:
z którego podczas dorastania gęsi rozwija się z a r ó w n o ruch uszczypnięta przez siostrę czy brata gąska nie odgryza się, ale
ekspresyjny wyrażający grożenie, j a k i tak bardzo istotna wybucha intensywnym kwileniem, wyciągając szyję, która jest
druga faza krzyku triumfalnego. Z porównawczych badań nad skierowana zupełnie wyraźnie obok tamtej gąski, i to pod kątem
filogenezą wiemy, że w jej toku powitanie wytworzyło się na bardziej rozwartym niż potem w całkiem dojrzałym ceremonia­
pewno z grożenia przez nowe ukierunkowanie i rytualizację. le. Działanie hamujące agresję zawarte w tym ruchu jest
Jednakże w swoim rozwoju indywidualnym ruch podobny pod niezwykle wyraźne; siostrzyczka czy braciszek, który jeszcze
względem formalnym m a p r z e d e w s z y s t k i m z n a ­ przed chwilą był agresywny, natychmiast daje spokój i roz­
c z e n i e p o w i t a n i a . Gdy mała gąska dokonała ciężkiego pływa się również w wyraźnym ukierunkowanym obok powita­
i nie pozbawionego niebezpieczeństwa dzieła wyklucia się niu. Owa faza przejściowa, w czasie której krzyk triumfalny
i leży jak mokra kupka nieszczęścia z bezwładnie wyciągniętą nabiera znaczenia zdecydowanie pojednawczego, trwa zaled­
szyjką, można w niej natychmiast wyzwolić tylko jedną reakcję. wie kilka dni. Nagle wkracza zrytualizowane nowe ukierun­
Wystarczy się nad nią nachylić i możliwie gęsim głosem wydać kowanie, które odtąd — z bardzo małymi wyjątkami — zapo­
z siebie kilka dźwięków — a pisklę podnosi niepewnie kiwającą biega wszelkim nieporozumieniom. Poza tym w miarę doj­
się w obie strony główkę, wyciąga szyję i wita się. Zanim rzewania zrytualizowanego ceremoniału powitania dostaje się
uczyni, zanim w ogóle potrafi uczynić cokolwiek innego, pod hegemonię autonomicznego popędu społecznego i nie
maleńka dzika gęś wita swoje społeczne otoczenie! zawiera już żadnej bądź też tak niewiele agresywności w sto­
Zarówno pod względem znaczenia jako ruch ekspresyjny, jak sunku do partnera, że zbędny staje się jakikolwiek specjalny
i w związku z sytuacją wyzwalającą wyciąganie szyi i cichy mechanizm, który służyłby zapobieżeniu napaści. Odtąd funk­
głos małej gęsi gęgawej odpowiada całkowicie powitaniu, a nie cja krzyku triumfalnego jest wyłącznie funkcją więzi łączącej
ruchom grożenia u osobników dorosłych. Jednakże dziwnym ze sobą członków rodziny.
trafem istnieje formalne jego podobieństwo do gestu grożenia, Grupa spojona tą więzią jest dziwnie ekskluzywna. Świeżo
gdyż u zupełnie małych gąsiąt n i e w y s t ę p u j e charakterys­ wyklute pisklę z tytułu samego swego urodzenia korzysta
tyczne odchylenie wyciągniętej szyi w bok od kierunku z przywileju przynależności do tej grupy i bywa przyjmowane
wskazującego partnera. Zmienia się to dopiero, gdy mają one „na ślepo", nawet jeżeli nie jest wcale gęsią, ale podrzuconym
już kilka tygodni i gdy ostatecznie ich pióra stają się widoczne dla celów doświadczalnych bękartem, na przykład kaczką
pośród puchu. W tym czasie młode ptaki zaczynają wyraźnie piżmową. Już po kilku dniach rodzice poznali swoje dzieci,
wykazywać większą agresywność w stosunku do równych sobie a dzieci — rodziców i odtąd żadne z nich nie życzy sobie
wiekiem gęsi z obcych rodzin, wyciągając bowiem szyję, idą ku odprawiać triumfalnego współkrzyku z innymi gęsiami.

228 229
Gdy podejmiemy dość okrutne doświadczenie, polegające na krzyku triumfalnego przez okrężną drogę założenia rodziny.
przemieszczeniu gąsiątka do obcej rodziny, biedny ptaszek tym Abstrahując od dwóch przypadków specjalnych: zakochania się
gorzej zostaje przyjęty przez nową wspólnotę triumfalnego i urodzenia się w grupie rodzinnej — krzyk triumfalny jest tym
krzyku, im później został wyrwany ze swego pierwotnego intensywniejszy, a więź łącząca uczestniczących w nim tym
związku rodzinnego. Malec boi się obcych, a im więcej silniejsza, i m d ł u ż e j z w i e r z ę t a z n a j ą s i ę wzajem­
wykazuje lęku, tym więcej tamci są skłonni go atakować. nie. Jeśli wszystkie inne okoliczności są jednakowe, można
Naprawdę wzruszające wrażenie sprawia dziecięca ufność, ogólnie powiedzieć, że siła krzyku triumfalnego jest wprost
gdy zupełnie niedoświadczone, świeżo wyklute gąsiątko zwra­ proporcjonalna d o s t o p n i a w z a j e m n e j z n a j o m o -
ca się z deklaracją przyjaźni swego małego kwilącego krzyku ś c i między partnerami. Ujmując to z pewną przesadą — spój­
triumfalnego do pierwszej żywej istoty, która się do niego nia krzyku triumfalnego powstaje zawsze wtedy, gdy stopień
zbliży, „w przekonaniu" że istota ta musi być jednym z jego znajomości i zażyłości między dwiema lub więcej gęsiami do
rodziców. tego dojrzał.
Poza tym istnieje tylko jedna jedyna sytuacja życiowa, Gdy na przedwiośniu pary starszych gęsi noszą się z zamia­
w której gęś gęgawa zwraca się ku istocie całkowicie obcej rem rozpoczęcia lęgów, a wiele młodych jedno- i dwuletnich
z krzykiem triumfalnym, a tym samym z oświadczeniem gęsi myśli o miłości — z reguły wiele osobników w różnym
wiecznej miłości i przyjaźni. Dzieje się to mianowicie wtedy, wieku zostaje „na koszu", a więc nie skojarzonych w pary
gdy pełen temperamentu młodzieniec zakocha się nagle w obcej i erotycznie bezczynnych. Łączą się one wówczas zawsze
panience — bez żadnego cudzysłowu! Pierwsze oświadczyny w mniejsze i większe grupy. Grupy te określamy zwykle krótko
przypadają na czas, gdy zeszłoroczne młode muszą już opuścić jako nielęgowe. Nie jest to zupełnie ścisłe, bo przecież wiele
swoich rodziców, którzy przygotowują się do odbycia nowego młodych, ale już silnie zespolonych par narzeczeńskich również
lęgu. Siłą rzeczy więzi rodzinne rozluźniają się nieco, jednakże jeszcze nie wysiaduje. W takich nielęgowych grupach mogą się
nie rwą się nigdy. także wytworzyć wcale silne więzi wspólnego krzyku triumfal­
Powiązanie krzyku triumfalnego z osobistym rozpoznawa­ nego, które nie mają absolutnie nic wspólnego z seksualizmem.
niem partnera jest u gęsi silniejsze niż u poprzednio omawia­ W warunkach gdy dwie samotne gęsi są zdane na swoje
nych ptaków blaszkodziobych. Kaczki również prowadzą pala- wzajemne towarzystwo, może dojść także i przypadkowo do
wer tylko z określonymi, znanymi sobie towarzyszami, ale ani wspólnoty nielęgowej dwóch osobników różnej płci. Tak się
więź, którą ten ceremoniał łączy uczestniczące w nim osobniki, właśnie stało tego roku, gdy z naszego filialnego osiedla gęsi
nie jest tak silna, ani też przynależność do grupy nie bywa tak gęgawych nad jeziorem Ammersee powróciła owdowiała stara
trudna do osiągnięcia jak u gęsi. Może się zdarzyć, że osobnik, gęś i połączyła się z mieszkającym w Seewiesen wdowcem,
który świeżo przyleciał do osiedla bądź został nabyty przez którego żona z niewiadomych przyczyn niedawno zmarła.
hodowcę oswojonych gęsi, potrzebuje dosłownie całych lat, Myślałem, że jest to początek tworzenia się pary, ale Helga
zanim zostanie przyjęty do grupy gęsi odprawiających wspólny Fischer od początku wyrażała pogląd, że to typowy związek
krzyk triumfalny. krzyku triumfalnego, związek nielęgowy, który może powstać
Łatwiej jest obcemu pozyskać partnera dzięki gwałtownemu także między dorosłym samcem i równie dorosłą samicą.
zakochaniu się, a członkostwo większej grupy wspólnego Przecież — wbrew odmiennym zdaniom — istnieje także

230 231
prawdziwa przyjaźń między mężczyzną a kobietą, nie mająca prawdopodobieństwem, że z tych dwojga powstanie skojarzona
naprawdę nic wspólnego z zakochaniem. Z takiej przyjaźni na stałe para. Takie subtelne związki, w których reakcje
m o ż e oczywiście zawsze bardzo łatwo powstać miłość, towarzyszące kopulacji nie odgrywają żadnej roli, najwyraźniej
również i u gęsi. Hodowcom dzikich gęsi dobrze znana jest ulegają rozchwianiu w okresie pełnego lata i wczesnej jesieni,
sztuczka polegająca na przemieszczaniu razem dwóch gęsi, jednakże młode gęsi, gdy już zaczynają poważnie tokować
które się chce ze sobą skojarzyć, do innego ogrodu zoologicz­ w drugiej wiośnie swego życia, bardzo często powracają do
nego albo innego zbiorowiska ptactwa wodnego, gdzie oboje są obiektu zeszłorocznej pierwszej miłości. Luźne i w pewnym
niemile widziani jako obcy przybysze i każde zdane jest tylko sensie jednostronne powiązania, występujące u gęsi pomiędzy
na towarzystwo drugiego. W ten sposób można wymusić co krzykiem triumfalnym a kopulacją, wykazują daleko idące
najmniej wytworzenie się nielęgowego związku krzyku trium­ analogie do powiązań istniejących u ludzi między zakochaniem
falnego i oczekiwać, że rozwinie się z niego stadło. Jednakże aż się a z grubsza ciosanymi seksualnymi sposobami reagowania.
nadto często widywałem, jak takie wymuszone związki roz- „Najczystsza" miłość prowadzi przez delikatną czułość do
chwiewały się zaraz po powrocie do dawnego otoczenia. cielesnego zbliżenia, którego jednak wcale nie odczuwa się jako
Niełatwo przeniknąć powiązania istniejące pomiędzy krzy­ sprawy najważniejszej, podczas gdy — odwrotnie — sytuacja
kiem triumfalnym a seksualizmem, a więc popędem do kopula­ bodźcowa i partnerzy wyzwalający najsilniej popęd kopulacji
cji. W każdym razie powiązania te są dość luźne i wszystko, co bardzo często nie są tymi, na których reaguje się gwałtownym
jest bezpośrednio seksem, w życiu dzikich gęsi odgrywa rolę zakochaniem. Oba te kręgi funkcyjne mogą się u gęsi tak samo
wyraźnie podrzędną. Parę gęsi wiąże do końca życia krzyk jak u człowieka całkowicie od siebie oderwać i uniezależnić,
triumfalny, a nie stosunki płciowe między małżonkami. Dopie­ pomimo że „normalnie" należą do siebie i powinny dotyczyć
ro powstanie silnego powiązania dwóch osobników krzykiem tego samego osobnika jako partnera, jeżeli mają odegrać swoją
triumfalnym „toruje drogę" i do pewnego stopnia sprzyja rolę w zachowaniu gatunku.
powstaniu stosunków płciowych. Gdy dwie gęsi — mogą to być Nie ma chyba w całej biologii pojęcia, które byłoby trudniej­
także dwa gąsiory — były bardzo długo związane więzią owego sze do zdefiniowania niż pojęcie normalności, a niestety
ceremoniału, zwykle próbują wreszcie ze sobą kopulować. definicja jego jest jednocześnie tak samo niezbędna jak ścisłe
Natomiast odwrotnie, wydaje się, że stosunki płciowe istniejące określenie przeciwstawnego pojęcia, tzn. patologii. Przyjaciel
często nawet wśród jednorocznych, a więc jeszcze dalekich od mój Bernhard Hellmann, gdy natrafiał na coś szczególnie
osiągnięcia zdolności rozrodu młodych ptaków nie stwarzają dziwacznego i niezrozumiałego w budowie czy zachowaniu się
żadnych szczególnie sprzyjających warunków do powstania jakiejś żywej istoty, zwykł był stawiać pozornie naiwne
związku krzyku triumfalnego. Często widuje się, jak dwie pytanie: „A czy to jest zgodne z intencją konstruktora?"
młode gęsi uporczywie kopulują, a nie można z tego faktu Istotnie, j e d y n y m możliwym określeniem „normalnej"
wyciągać żadnych wniosków co do ich złączenia się w przy­ struktury i funkcji jest stwierdzenie, że jest ona właśnie tą, która
szłości w parę. się w takiej a nie innej formie wytworzyła pod s e l e k c y j ­
Natomiast najlżejszy nawet ślad zaproszenia do krzyku n y m n a c i s k i e m j e j z n a c z e n i a dla z a c h o w a ­
triumfalnego ze strony młodego gąsiora, o ile znajdzie od­ n i a g a t u n k u . Niestety owa definicja nie obejmuje tego
dźwięk u samiczki, uprawnia do przewidywania z dużym wszystkiego, co zupełnie przypadkowo jest takie a nie inne,

232 233
a co bynajmniej nie musi jeszcze podpadać pod pojęcie czych przypadków byłaby zupełnie nieprzydatna. Gdy niedawno,
nienormalności i patologii. W żadnym razie nie możemy przez na krótko przed napisaniem tego rozdziału, opracowywałem
pojęcie normalności rozumieć przeciętnej wyprowadzonej ze z Helgą Fischer jej kolejne protokoły o gęsiach, byłem pomi­
wszystkich obserwowanych pojedynczych przypadków, może­ mo powyższych rozważań jednak rozczarowany, że opisany
my natomiast za normalny przyjąć raczej przetworzony przez przez mego mistrza normalny przypadek absolutnie wiernego aż
przemianę gatunków t y p , który ze zrozumiałych przyczyn poza grób małżeństwa w rzeczywistości u naszych wielu, bardzo
bardzo rzadko albo nigdy nie występuje w postaci zupełnie wielu gęsi występuje tak stosunkowo rzadko. Na to Helga,
c z y s t e j . Pomimo to potrzebna nam jest ta całkowicie idealna oburzona tym moim rozczarowaniem, wypowiedziała nieśmier­
konstrukcja, aby na jej tle uwypuklać zakłócenia spowodowane telne słowa: „Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi, p r z e c i e ż
odchyleniami. W podręczniku zoologii musimy znaleźć opis o s t a t e c z n i e gęsi też są tylko ludźmi."
prawdziwie nieskazitelnego motyla jako przedstawiciela swego U dzikich gęsi i — j a k m o ż n a u d o w o d n i ć — nawet
gatunku, motyla, który nigdy i nigdzie dokładnie w tej postaci u takich, które żyją na wolności, istnieją bardzo daleko idące
nie występuje, wszystkie bowiem egzemplarze, które widujemy odchylenia od normy małżeńskiego i społecznego zachowania
w zbiorach, są -— każdy w nieco odmienny sposób — znie­ się. Jedno z nich, występujące bardzo często, dlatego jest tak
kształcone bądź uszkodzone. Tak samo nie możemy obejść się szczególnie ciekawe, że aczkolwiek bywa ostro piętnowane
bez idealnej konstrukcji „normalnego zachowania się" gęsi w niektórych ludzkich środowiskach kulturowych, u gęsi
gęgawej czy też jakiegokolwiek innego gatunku zwierząt, dziwnym trafem nie jest szkodliwe dla zachowania gatunku:
takiego zachowania się, jakie mogłoby istnieć tylko w przypad­ mam na myśli związek między dwoma samcami. Przedstawi­
ku, gdyby żadne zakłócenia nie oddziaływały na dane zwierzę, ciele obu płci wśród gęsi nie wykazują bardzo znacznych różnic
co jest równie niemożliwe jak nieskazitelny typ motyla. Ludzie jakościowych ani w zewnętrznym wyglądzie, ani w zachowaniu
obdarzeni zdolnością do postrzegania pokroju w i d z ą zupeł­ się. Jedyny ceremoniał, bardzo różny u każdej płci, występujący
nie bezpośrednio idealny typ jakiejś struktury bądź zachowania przy dobieraniu się pary, to tak zwana ugięta szyja. Wyraża on,
się, a oznacza to, że potrafią oddzielić istotę typu od tła że przyszli partnerzy przedtem nie znali się, a więc odczuwają
przypadkowych drobnych niedoskonałości. Gdy nauczyciel nieco strachu jedno przed drugim. Gdy już udało się prze­
mój Oskar Heinroth opisywał w swojej dziś już klasycznej skoczyć ten rytuał, nic nie stoi na przeszkodzie, aby gąsior
pracy o rodzinie Anatidae (1910) dozgonną bezwzględną skierował swoją propozycję krzyku triumfalnego do innego
wierność małżeńską gęsi gęgawej jako jej „normalne" za­ samca zamiast do samicy. Zdarza się to często, choć nie
chowanie się, było to całkowicie prawidłowe wyabstrahowanie wyłącznie, wtedy gdy wszystkie gęsi znają się ze sobą aż nazbyt
pozbawionego zakłóceń idealnego typu, pomimo że nigdy nie dobrze, bo przebywają razem w ciasnym pomieszczeniu.
mógł przeprowadzić w pełni rzeczywistych obserwacji, choćby Dopóki mój oddział Instytutu Fizjologii Zachowania się im.
dlatego, że życie gęsi może przekroczyć pół wieku, a jej Maxa Plancka mieścił się w Buldern w Westfalii, gdzie
małżeństwo trwa tylko dwa lata krócej niż życie. "Niemniej musieliśmy wszystkie nasze wodne ptaki trzymać na stosun­
wypowiedź jego jest słuszna, a typ ustanowiony przez niego dla kowo małym terenie nad jeziorem, zdarzało się to tak często, że
opisu i analizy zachowania się — niezbędnie potrzebny, podczas przez dłuższy czas byliśmy przekonani, że spotkanie partnerów
gdy norma obliczona na podstawie przeciętnej wielu pojedyn- różnej płci u gęsi gęgawej wynika tylko z działania zasady prób

234 235
i błędów. Dopiero znacznie później odkryliśmy funkcję cere­ się do innej płci, drugi dzięki swym czynom jest istnym
moniału ugiętej szyi, nad którym zresztą nie będziemy się tu nadmężczyzną i odbiega od normy tylko w zakresie doboru
dłużej zatrzymywać. przedmiotu swojej seksualnej działalności. Nasze „homosek­
Gdy więc taki młody gąsior oświadcza się za pośrednictwem sualne" gąsiory należą do tej drugiej kategorii. A błądzenie ich
krzyku triumfalnego innemu samcowi, a ten reaguje przy­ jest bardziej „wybaczalne" niż Achillesa i Patroklosa, bo
zwalająco, wówczas każdy z nich — w zakresie tego jednego osobniki męskie i żeńskie mniej się różnią wśród gęsi niż wśród
kręgu funkcyjnego — znajduje o wiele lepszego partnera ludzi. Poza tym gąsiory zachowują się o tyle mniej „zwierzęco"
i kompana, niż byłaby nim samica. Ponieważ agresywność od większości ludzkich homoseksualistów, że nie kopulują ze
wewnątrzgatunkowa występuje silniej u gąsiora niż u gęsi, sobą nigdy bądź w bardzo rzadkich i krótkotrwałych wyjąt­
silniejsza jest u niego również skłonność do krzyku triumfal­ kowych przypadkach i nie wykonują żadnych czynności zastęp­
nego i dwaj przyjaciele dopingują się wzajemnie do śmiałych czych. Wprawdzie na wiosnę widuje się, jak odprawiają
wyczynów. A że żadna różnopłciowa para nie jest zdolna im ceremoniał wstępny do aktu płciowego, pięknie i wdzięcznie
stawić czoła, pary gąsiorów zajmują zawsze bardzo wysokie, zanurzając szyje, co widząc u łabędzi, uwiecznił w swoim
jeżeli nie najwyższe miejsca w hierarchii danego gęsiego wierszu poeta Hölderlin. Gdy jednak po tym rytuale gąsiory
osiedla. Trzymają się oni razem w dozgonnej przyjaźni równie chcą przystąpić do kopulacji, każdy zgodnie z prawem natury
wiernie jak para osobników różnej płci. Gdy rozdzieliliśmy próbuje pokryć drugiego, ale żadnemu nie wpada na myśl, aby
naszą najstarszą parę gąsiorów, Maxa i Kopfschlitza, i umieś­ się położyć płasko na wodzie zwyczajem samic. Gdy więc w ten
ciliśmy pierwszego w naszej filialnej kolonii gęsi gęgawej nad sposób bieg sprawy zatrzymuje się, zaczynają się wprawdzie
jeziorem Amper-Stausee przy Fürstenfeldbruck — obaj po roku trochę na siebie złościć, ale niebawem rezygnują z prób bez
żałoby połączyli się z żeńskimi gęsiami, po czym obie pary szczególnego zdenerwowania i rozczarowania. Każdy do pew­
z dobrym wynikiem odbywały lęgi. Ale gdy sprowadziliśmy nego stopnia bierze drugiego za kobietę, która jest nieco
samego Maxa — bez małżonki i dzieci, których nie udało się chłodna i nie ma ochoty na bliższe fizyczne kontakty, co jednak
nam schwytać — z powrotem nad jezioro Ess, Kopfschlitz w niczym nie umniejsza wielkiej, ogromnej miłości. W miarę
opuścił natychmiast żonę i dzieci i powrócił do Maxa. Dziwne, przemijania wiosny gąsiory przyzwyczajają się do tego, że nie
ale małżonka i synowie Kopfschlitza zdawali się całkowicie mogą kopulować, i wcale już nie próbują się kryć. Ciekawe, że
rozumieć sytuację i przez dzikie ataki usiłowali przepędzić w ciągu zimy zapominają o tym i na przyszłą wiosnę z nową
Maxa, co im się jednak nie udało. Obecnie oba gąsiory trzymają nadzieją w sercu znów usiłują się wzajemnie pokrywać.
się razem jak za dawnych dobrych czasów, a opuszczona Często, ale bynajmniej nie zawsze, popęd do kopulacji
małżonka Kopfschlitza w umiarkowanej odległości smutno u takich gąsiorów związanych ze sobą krzykiem triumfalnym
wlecze się za nimi. znajduje zaspokojenie w inny sposób. Widocznie przodująca
Pojęcie łączące się zazwyczaj ze słowem homoseksualizm pozycja społeczna, zdobywana przez nie z reguły dzięki ich
jest bardzo ogólnie i bardzo niedostatecznie zdefiniowane. Za zjednoczonej sile bojowej, niezwykle mocno pociąga nie
„homoseksualistę" uchodzi zarówno umalowany młodzieniec skojarzone samice. W każdym razie prędzej czy później
w spelunce, ubierający się po damsku, jak i bohater greckiej znajduje się gęś, która w odpowiedniej odległości skromnie
mitologii, pomimo że pierwszy zachowaniem swoim upodabnia idzie śladem dwóch takich bohaterów, i która, jak wykazują

236 237
dokładne obserwacje, a także dalszy rozwój wydarzeń — jest Cały ten długi tok wydarzeń w pewnych okolicznościach
w j e d n y m z nich zakochana. Takie dziewczę stoi bądź może przebiegać szybciej, a mianowicie gdy gęś, która przecież
płynie z początku na uboczu w charakterze skromnego fiołka, z początku nie korzysta z żadnej pomocy przy obronie terenu
podczas gdy obaj odprawiają swoje bezskuteczne próby toko­ gniazdowego, potrafiła sama zdobyć miejsce na gniazdo i wy­
wania. Potem jednak wpada na sprytny pomysł wsunięcia się siadywać. Wówczas może się zdarzyć, że oba gąsiory odnajdują
szybko pomiędzy oba samce w pozycji gotowości, w chwili gdy ją przy wysiadywaniu bądź po wykluciu się piskląt i adoptują je.
ten, którego wybrała, usiłuje pokryć drugiego. Ofiarowuje się Oznacza to, ściśle biorąc, że adoptują lęg, młode potomstwo, ale
przy tym z a w s z e t e m u s a m e m u g ą s i o r o w i ! Wów­ przyjmują również do wiadomości istnienie matki, która bierze
czas on z reguły ją kryje, ale zaraz potem — równie niezawod­ udział w krzyku triumfalnym uprawianym z przysposobionymi
nie — zwraca się do swego przyjaciela i z nim odprawia dziećmi, będącymi przecież naprawdę potomstwem jednego
ceremoniał końcowy kopulacji: „Właściwie to myślałem przy z nich. Strażowanie nad gniazdem i wodzenie dzieci —jak już
tym tylko o tobie!" Drugi gąsior przeważnie jak najbardziej pisał Heinroth — są chyba punktem kulminacyjnym w życiu
prawidłowo uczestniczy w tym epilogu. W pewnym przypadku, gąsiora, najwyraźniej naładowanym większym zasobem uczuć
uwiecznionym w naszych protokołach, gęś nie miała zwyczaju i wzruszeń aniżeli wstępne przygrywki do kopulacji i samo
chodzić wszędzie za obydwoma gąsiorami, ale wyczekiwała na krycie. Wobec tego czynności te stanowią lepszy pomost do
swego kochanka w południe, kiedy to gęsi najchętniej kopulują, zawarcia bliższej znajomości między zainteresowanymi osob­
w określonym kącie stawu. Ten wkrótce nadpływał, a po akcie nikami i wykształcenia wspólnego krzyku triumfalnego niż sam
krycia natychmiast leciał poprzez staw do swego przyjaciela, akt płciowy. Obojętne zresztą, w jaki sposób, ale zawsze
aby z.nim odbyć epilog kopulacji; wydawało się nam to wielką wreszcie, tzn. po kilku latach, dochodzi do prawdziwego stadła
niegrzecznością w stosunku do damy, która jednak nie zdawała małżeńskiego we troje, tym bardziej że po krótszym czy
się „urażona". dłuższym czasie drugi gąsior również zaczyna pokrywać gęś
Dla gąsiora tego rodzaju stosunki płciowe mogą powoli stać i wszystkie trzy ptaki wspólnie wykonują całą grę kopulacji.
się „miłym przyzwyczajeniem", jeśli zaś chodzi o gęś — i tak Ale najosobliwszy przy takich trójkowych małżeństwach,
przecież stale wykazuje gotowość przyłączenia się do jego których obserwowaliśmy wiele przy różnych okazjach, jest ich
krzyku triumfalnego. W miarę postępu zażyłości odległość, wynik biologiczny: miejsce ich jest zawsze na najwyższych
w której gęś idzie za parą samców, zmniejsza się i ten drugi, nie szczeblach hierarchii w osiedlu, nigdy nikt nie wygania ich
kryjący jej gąsior powoli przywyka do niej. Wówczas ona z rewiru gniazdowego i rokrocznie odhodowują one znaczną
powoli zaczyna, z początku bardzo nieśmiało, a potem z rosnącą liczbę potomstwa. A zatem nie można uważać „homoseksual­
pewnością siebie wtórować w krzyku triumfalnym obu przyja­ nej" więzi krzyku triumfalnego między dwoma gąsiorami za
ciół, którzy przyzwyczajają się coraz bardziej do jej obecności. zjawisko patologiczne tym bardziej, że występuje ono także
W ten sposób samica okrężną drogą, przez długą, bardzo długą i u dzikich gęsi żyjących w warunkach naturalnych. Peter Scott
znajomość, zamienia się z mniej lub bardziej niepożądanej zastał u dzikich gęsi krótkodziobych w Islandii bardzo znaczny
„przyczepki" jednego z dwóch gąsiorów w prawie, a po bardzo odsetek rodzin składających się z dwóch samców i jednej
długim czasie nawet zupełnie równorzędnego członka wspólno­ samicy. Korzyść biologiczna związana z podwojoną działalnoś­
ty krzyku triumfalnego. cią obronną ojców występowała tam jeszcze dobitniej niż

238 239
u naszych gęsi, znacznie mniej narażonych na ataki drapież­ motocyklu i w ogóle zachowuje się podobnie do niego,
ników. wszędzie szukając zwady. Opisywaliśmy to już poprzednio.
Opisałem już dostatecznie dokładnie, jak na zasadzie długo­ Młoda samiczka natomiast, gdy się zakocha, nigdy nie
trwałej znajomości nowy członek może zostać przyjęty do narzuca się ukochanemu, nie biega za nim, najwyżej znajduje
ekskluzywnego kręgu wspólnoty krzyku triumfalnego. Pozostał się często „jakby przypadkiem" w miejscach, w których on
mi jeszcze do przedstawienia proces, dzięki któremu taka więź przebywa. To, czy jest przychylna jego zalotom, gąsior od­
nagle powstaje, można by rzec, nieomal że wybucha, i nim się czytuje tylko z gry jej oczu, n i g d y bowiem ona nie patrzy
kto spostrzeże, wiąże ze sobą dwa osobniki na zawsze. Mówimy w p r o s t na jego imponujące zachowanie się, ale spogląda
wówczas — bez cudzysłowu — że oboje zakochali się w sobie. „jakoby" w inną stronę, choć naprawdę mu się jednak przypat­
Nagłość tego zdarzenia oddają doskonale takie obrazowe ruje. Chcąc wszakże ukryć kierunek swego wzroku — nie
określenia, jak angielskie falling in love, niemieckie wyrażenie odwraca głowy, a więc, innymi słowy, zerka ku niemu kątem
sich verknallen [i polskie „zapłonąć miłością"]. oka zupełnie tak samo, jak to czynią dziewczęta.
U samicy, tak samo jak u bardzo młodych samców, wobec Podobnie jak to niestety zdarza się i u ludzi, strzała miłości
pewnej „wstydliwej" powściągliwości zmiana zachowania się trafia czasami tylko jednego osobnika. To, że według naszych
nie występuje tak jaskrawo, jest jednak nie mniej głęboka protokołów częściej jest nim młodzieniec niż dziewczyna,
i brzemienna w skutki niż u dorosłych samców, lecz może może być wynikiem błędów wywodzących się z tego, że u gęsi
nawet głębsza i wymowniejsza. Natomiast dojrzałe gąsiory łatwiej jest przeoczyć delikatne wyrazy jej samiczego zakocha­
obwieszczają swoją miłość wszem wobec biciem w kotły nia niż bardziej widocznego, samczego. U samców zaloty
i fanfarami, a zmiany w całym ich zewnętrznym wyglądzie są kończą się zwykle powodzeniem, nawet wtedy gdy przedmiot
wprost niewiarygodne. Jest to tym bardziej zaskakujące, że miłości nie od razu się odwzajemnia; samiec ma przecież
przecież nie dysponują one, jak ryby kościste, kolorowymi wszelkie warunki do prześladowania ukochanej swym uczu­
szatami godowymi, które mogłyby rozbłysnąć przy odpowied­ ciem z całą natarczywością, sprania wszystkich innych zalot­
nim nastroju, ani nie mają, jak paw i wiele innych ptaków, ników i powolnego przyzwyczajania wybranki do siebie dzięki
specjalnych struktur w upierzeniu występujących przy zalotach. temu, że w sposób bezgranicznie wytrwały narzuca jej swoją
Zdarzyło mi się kiedyś, że dosłownie nie poznałem dobrze wyczekującą obecność tak długo, aż zawtóruje mu w krzyku
znanego mi gąsiora, który z dnia na dzień „zakochał się". triumfalnym. Miłość nieszczęśliwa i beznadziejna zjawia się
Napięcie mięśni wzrasta, przez co cała postawa staje się jakby przede wszystkim tam, gdzie jej przedmiot związany jest już
naprężona, a to z kolei zmienia cały zewnętrzny zarys ptaka; innymi silnymi więziami. Gąsiory we wszystkich obserwowa­
każdy ruch wykonywany jest z przesadnym nakładem siły; nych przypadkach tego rodzaju bardzo szybko rezygnują
zrywanie się do lotu, które normalnie wymaga ciężkiej „decy­ z zalotów. Natomiast o pewnej gęsi, którą znakomicie oswoiłem
zji", przychodzi zakochanemu równie łatwo, jak gdyby był i osobiście wychowałem, napisano w protokole, że ponad cztery
kolibrem. Przelatuje on więc nawet najmniejsze odległości, lata z nie wygasającą miłością chodziła w ślad za pewnym
jakie każda rozsądna gęś przebywa pieszo, po czym spada gąsiorem, żyjącym w szczęśliwym małżeństwie. W odległości
z szumem obok swojej uwielbianej krzycząc triumfalnie. kilku metrów w skromnej postawie przebywała stale „jakby
Lubuje się w hamowaniu i przyspieszaniu niczym chuligan na przypadkiem" w pobliżu jego rodziny. Niezbitym dowodem jej

240 241
wierności, a także niezłomnej wierności małżeńskiej jej uko­ zresztą na niego wyłącznie jako partnerka kopulacji: poza tym
chanego było jej coroczne nie zapłodnione zniesienie. gąsior nie okazuje żadnej ochoty przebywania w jej bliskości
Wierność wobec krzyku triumfalnego i wierność w dziedzi­ ani chodzenia razem z nią czy też obrony jej samej i jej gniazda.
nie stosunków seksualnych są od siebie w szczególny sposób Gdy uda jej się wyprowadzić potomstwo, musi swoje nieślubne
uzależnione, i to nieco odmiennie u samców niż u samic. dzieci wychowywać sama.
W idealnym normalnym przypadku, gdy wszystko rozwija się Ale owa obca samica stara się ze swej strony ostrożnie
prawidłowo i nie występują żadne zakłócenia, tzn. gdy dwie przebywać zawsze „jakby przypadkiem" w pobliżu swego
pełne temperamentu, wspaniałe, zdrowe i młode gęsi gęgawe przyjaciela. On jej wprawdzie nie kocha, ale ona go kocha, tzn.
gwałtownie zakochują się w sobie w pierwszej wiośnie swego gotowa jest przyjąć jego propozycję wspólnego krzyku trium­
życia i żadna z nich nie zabłądzi w wędrówce, nie zostanie falnego, jeśliby tylko zechciał ją do niego zaprosić. U żeńskiej
pożarta przez lisa, zarażona nicieniami, ciśnięta przez wiatr na bowiem gęsi gęgawej gotowość do kopulacji jest znacznie
druty telegraficzne itd. — wówczas oboje małżonkowie do­ bardziej związana z zakochaniem się niż u gąsiora. Innymi
trzymują sobie chyba zawsze dozgonnej wierności zarówno słowy, znana nam rozbieżność między więzią miłości a popę­
w krzyku triumfalnym, jak i we współżyciu płciowym. Gdy dem płciowym również u gęsi występuje łatwiej i częściej
natomiast los zerwie pierwszą więź miłości, to wprawdzie u mężczyzn niż u kobiet. Żeńskim gęsiom ponadto o wiele
zarówno gąsior, jak i gęś mogą zawrzeć nowy związek krzyku trudniej niż gąsiorom nawiązać nowe związki po ustaniu
triumfalnego, i to tym łatwiej, im wcześniej nastąpiło za­ dawnych. Dotyczy to przede wszystkim pierwszego wdowień­
kłócenie, jednakże dziwnym trafem monogamia ich życia stwa. Im częściej potem bywa ona wdową, bądź im częściej
seksualnego jest wtedy już naruszona, i to silniej u gąsiora niż zostaje porzucona przez swego partnera, tym łatwiej jej zna­
u gęsi. Taki ptak wprawdzie wspólnie ze swoją małżonką leźć nowego, ale też tym mniej ścisła jest zwykle ta nowa
krzyczy tirumfalnie, pełni przykładnie straż przy gnieździe, więź. Kilkakrotnie owdowiała lub „rozwiedziona" gęś za­
broni swej rodziny równie dzielnie jak każdy inny, słowem, jest chowuje się w sposób bardzo odbiegający od zachowania
pod każdym względem wzorowym ojcem rodziny, ale co typowego. Bardziej aktywna seksualnie, wykazuje słabsze
pewien czas pokrywa inne samice. Szczególnie skłonny jest do hamulce powściągliwości niż młoda samiczka i w każdej
takich wyskoków pod nieobecność przynależnej mu samicy, na chwili gotowa jest nawiązać zarówno nowy stosunek krzyku
przykład daleko od gniazda, w którym ona wysiaduje. Gdy triumfalnego, jak nowy stosunek płciowy. Gęś taka staje się
potem ta obca samica zbliży się do rodziny albo do centralnego prototypem tego, co określane bywa jako femme fatale. Po
punktu rewiru lęgowego, gąsior często ostro ją atakuje i przega­ prostu prowokuje poważne zaloty młodych gąsiorów, które są
nia. Antropomorfizujący obserwatorzy widzą w tym jego chęć nastawione na zawarcie związku na całe życie. Po krótko­
ukrycia swego „stosunku" przed żoną, ale oczywiście znacznie trwałym małżeństwie unieszczęśliwia ona jednak swego wy­
przeceniają oni jego zdolności umysłowe. W rzeczywistości brańca opuszczając go dla nowego kochanka. Dzieje życia
w pobliżu rodziny czy gniazda gąsior reaguje przepędzaniem i małżeństwa naszej najstarszej gęsi gęgawej, Ady, stanowią
zarówno jej, jak w ogóle każdej gęsi nie będącej członkiem znakomity przykład tego, co przed chwilą powiedziałem,
grupy. Na neutralnym terenie natomiast reakcja obrony rodziny a kończą się — co zdarza się chyba raczej rzadko — jednak
już mu nie przeszkadza dostrzegać w niej samicy. Działa ona wreszcie późną grandę passion i szczęśliwym małżeństwem.

242 243
Protokół dziejów Ady czyta się jak najbardziej zajmujący wspólnej ucieczce i przelatywaniu dalekich odległości wielkim
romans obyczajowy — ale o tym już w innej książce. stadem. Ale gdy minie podniecenie, które przejściowo stłumiło
Im dłużej para żyła z sobą szczęśliwie i im bardziej zawarte krzyk triumfalny, natychmiast — w pewnym stopniu jako
małżeństwo jest podobne do wyżej naszkicowanego przypadku działanie kontrastowe — wybucha szybkie gęganie powitalne,
idealnego, tym w zasadzie trudniej przychodzi pozostałemu po które poznaliśmy jako stopień krzyku triumfalnego o najsłab­
utracie współmałżonka nawiązanie nowego związku krzyku szej intensywności. Członkowie grupy tą więzią zespoleni jak
triumfalnego i jak już mówiliśmy, większe ma przy tym gdyby się stale przez cały dzień i przy każdej okazji wzajemnie
trudności samica niż samiec. Heinroth donosi o przypadkach, zapewniali: „Należymy do siebie i różnimy się od wszystkich
w których owdowiałe gęsi pozostają do końca życia samotne obcych, wobec których występujemy wspólnie!"
i seksualnie nieaktywne. Nie zaobserwowaliśmy tego nigdy Poznaliśmy już przy innych czynnościach instynktownych
u gąsiorów; takie, które późno owdowiały, nosiły żałobę ową dziwną spontaniczność, ową wypływającą od wewnątrz
najwyżej przez rok, po czym zaczynały nawiązywać najróżniej­ produkcję podniecenia, która charakteryzuje pewne określone
sze stosunki płciowe, aby wreszcie po rozmaitych perypetiach, sposoby zachowania się i której ilość jest dokładnie do­
które poznaliśmy już na s. 238, dojść znowu do prawdziwego stosowana do „zużycia" niezbędnego przy wykonywaniu okre­
związku krzyku triumfalnego. Oczywiście istnieje mnóstwo ślonej czynności. Oznacza to, że dopływ jej jest tym obfitszy,
wyjątków od wyżej podanej reguły. Sami widzieliśmy, jak im częściej zwierzę ma wykonywać daną czynność. Myszy
pewna gęś, która długo była zamężna i żyła w tym związku bez muszą gryźć, kury dziobać, wiewiórki skakać. W normalnych
zakłóceń, zawarła drugie małżeństwo, pod każdym względem warunkach życiowych muszą wykonywać te czynności, aby
doskonałe. Nasze ewentualne wyjaśnienie, że chyba w tym zarobić na swoje utrzymanie. Muszą je również wykonywać,
pierwszym związku coś jednak nie było zupełnie w porządku gdy w warunkach laboratoryjnej niewoli ta konieczność n i e
— zanadto jednak trąci petitio principii. istnieje, ponieważ wszystkie ruchy instynktowne wywołane są
Wyjątki takie zdarzają się tak nadzwyczaj rzadko, że może wewnętrzną produkcją podniet, a kierowane bodźcami zewnęt­
powinienem był je w ogóle całkowicie przemilczeć, aby rznymi tylko w zakresie wyzwalających je czynników czasu
przekazać właściwe pojęcie o trwałości i nienaruszalności, i miejsca. Tak samo więc gęś gęgawa musi wydawać krzyk
charakteryzującej związek krzyku triumfalnego, i to n i e triumfalny, a gdy jest pozbawiona warunków po temu, staje się
w wyidealizowanym normalnym przypadku, ale dla statystycz­ patologiczną karykaturą siebie samej. Nie może ona nawet
nej przeciętnej wszystkich obserwowanych przypadków. Po­ wyładować spiętrzonego popędu na obiekcie zastępczym, tak
zwolę sobie użyć gry słów twierdząc, że krzyk triumfalny jest jak czyni to mysz, która obgryza dowolny przedmiot, albo
motywem przewodnim wszystkich motywacji decydujących wiewiórka fikająca swoje stereotypowe koziołki w ciasnej
o codziennym życiu dzikich gęsi. Płynie on stale cichą nutą pod klatce, aby pozbyć się swego popędu ruchu. Gęś gęgawa nie
i wraz z nurtem kontaktu głosowego w postaci zwykłego mająca partnera, z którym mogłaby odprawiać krzyk triumfal­
gęgania, które Selma Lagerlof tak zadziwiająco słusznie prze­ ny, wystaje i przesiaduje byle gdzie, smutna i zdeprymowana.
tłumaczyła na: „Tu jestem, a gdzie ty?" Wzbiera lekko, gdy To, co Yerkes słusznie kiedyś powiedział o szympansach, że
dwie rodziny w drobnym sporze zajdą sobie drogę, opada tylko jeden szympans w ogóle n i e jest szympansem, można w całej
na spokojnym pastwisku, a przede wszystkim przy alarmie, rozciągłości i w większym jeszcze stopniu odnieść do dzikiej

244 245
gęsi nawet wtedy, a nawet szczególnie wtedy gdy pojedyncza nazbyt często. Pierwszą reakcją gęsi gęgawej, której partner
gęś znajdzie się w zamieszkanym osiedlu, w którym nie ma dla zniknął, jest gwałtowne poszukiwanie go. Bez ustanku, dosłow­
niej partnera do krzyku triumfalnego. Jeżeli tę smutną sytuację nie w dzień i w nocy, wydaje trójsylabowy dalekonośny zew,
wywołamy sztucznie dla celów doświadczalnych, wychowując biega szybko i nerwowo po znanym sobie terenie, w miejscach,
pojedyncze pisklę w izolacji od jego współplemieńców, niby gdzie przebywała z zaginionym, wydłuża swoje wycieczki
„Kacpra Hausera" , zobserwujemy u takiego biedactwa szereg
1
poszukiwawcze na coraz dalsze przestrzenie, lata tu i tam,
charakterystycznych zakłóceń w zachowaniu się wobec mart­ bezustannie wołając. Wraz z utratą partnera natychmiast wyga­
wego, a bardziej jeszcze wobec — żywego otoczenia. Za- sa wszelka jej gotowość do walki, osamotniona gęś nie broni się
kłócenia te w sposób wielce wymowny podobne są do tych, w ogóle przed atakami współplemieńców, ucieka przed najsłab­
które René Spitz stwierdził u dzieci wychowywanych w za- szymi i najmłodszymi osobnikami, a że wieść o jej stanie
kładach i pozbawionych dostatecznego społecznego kontaktu. zostaje bardzo szybko „rozgadana" po kolonii — spada od razu
Istota taka nie tylko traci zdolność radzenia sobie z bodźcowymi na zupełnie niski, a nawet najniższy stopień w hierarchii. Próg
sytuacjami otaczającego go świata, ale próbuje w miarę wszystkich bodźców wyzwalających jej ucieczkę znacznie się
możności wręcz wycofywać się z zasięgu działania wszelkich obniża, ptak nie tylko wykazuje zupełne tchórzostwo w stosun­
zewnętrznych bodźców. Dla takich stanów leżenie na brzuchu ku do współplemieńców, ale jest bardziej niż kiedykolwiek
z twarzą zwróconą do ściany jest „patognomoniczne", tzn. że bojaźliwy wobec wszystkich bodźców świata zewnętrznego.
samo to już wystarcza do postawienia diagnozy. Także i gęsi W stosunku do człowieka oswojona dotąd gęś może stać się
w podobny sposób psychicznie okaleczone siadają z dziobem w takiej sytuacji niezmiernie płochliwa.
skierowanym w róg pokoju, a gdy kiedyś dwie takie gęsi Nieraz jednak może się w przypadku gęsi wyhodowanych
umieściliśmy w jednym pomieszczeniu — w dwa rogi sobie wśród ludzi dziać wręcz odwrotnie: osamotnione ptaki mo­
przeciwległe, po przekątnej. René Spitz, któremu pokazywaliś- gą przywiązać się nagle od nowa do swego opiekuna, na któ­
my to doświadczenie, był głęboko wstrząśnięty tą analogią rego już niewiele zwracały uwagi, gdy były szczęśliwie
między zachowaniem się naszych zwierząt doświadczalnych związane z innymi gęsiami. Tak się stało na przykład z gą­
a zachowaniem się badanych przez niego dzieci w sierocińcu. siorem Kopfschlitzem, gdy zesłaliśmy na banicję jego przy­
Jednakże w odróżnieniu od dzieci okaleczoną psychicznie jaciela Maxa, o czym była mowa na s. 236. Dzikie gęsi
w taki sposób gęś można wyleczyć, nie wiemy tylko, czy ? wychowane w normalnych warunkach przez rodziców, gdy
całkowicie, gdyż restytucja trwa oczywiście latami. później zostaną osamotnione, mogą powrócić do rodziców
Nieomal jeszcze bardziej dramatyczne niż doświadczenie czy rodzeństwa, z którymi przedtem nie utrzymywały już
polegające na niedopuszczeniu do powstania więzi krzyku żadnych widocznych stosunków, ale do których są jednak
triumfalnego wydaje się zjawisko gwałtownego zerwania tej trwale przywiązane, o czym świadczą te właśnie obserwacje.
więzi, co się przecież w warunkach naturalnych przydarza aż Do tego samego kręgu zjawisk należy także nasza obser­
wacja, że gęsi, które przemieściliśmy jako dorosłe już ptaki
1
K a c p e r H a u s e r — tajemniczny znajdek, do szesnastego roku życia
do kolonii filialnej naszego gęsiego osiedla nad jeziorem
izolowany od ludzi, bohater powieści austriackiego pisarza Jakoba Wasserman­
na pt.Dziecię Europy, czyli Kacper Hauser (1908; w y d . p o l . 1 9 3 0 o r a z w 1984r.
Ammersee bądź nad Amperstauweiher w Fürstenfeldbruck,
w n o w y m przekładzie pt. Kasper Hauser). | powracały na dawne miejsca pobytu nad jeziorem Ess, gdy

246 247
tylko traciły swoich współmałżonków bądź partnerów krzyku „Wręcz przeciwnie, zwierzęta uważam za u c z u c i o w y c h
triumfalnego. l u d z i z bardzo małym rozumem!" Nie wiemy i nie możemy
Wszystkie wyżej opisane symptomy dotyczące wegetatyw­ wiedzieć, co się subiektywnie dzieje w gęsi, która snuje się tu
nego układu nerwowego i zachowania się odnajdujemy w for­ i ówdzie z wszystkimi obiektywnymi symptomami ludzkiej
mie głęboko analogicznej u ludzi stroskanych. John Bowlby żałoby. Ale nie możemy się też oprzeć u c z u c i u , że jej
w swym studium o zmartwieniach u małych dzieci dał nad­ cierpienie jest bliźniaczo podobne do naszego w analogicznej
zwyczaj obrazowy i wzruszający opis tych zjawisk. Wprost sytuacji!
niewiarygodne, jak głęboko sięgają tu analogie między czło­ Ze ściśle bezstronnego punktu widzenia wszystkie zjawiska
wiekiem a zwierzęciem! Tak jak ludzką twarz, a zwłaszcza obserwowane u dzikiej gęsi, której wydarto więź krzyku
oprawę oczu, z powodu dłuższego trwania opisanych stanów triumfalnego, wykazują maksymalne podobieństwo do ob­
depresyjnych „los" naznacza trwałymi runami, podobnie dzieje jawów spotykanych u zwierzęcia skrajnie f i l o p a t r y c z -
się z obliczem gęsi gęgawej. I tu, i tam szczególnie dolne n e g o, które wyrwano z jego zwykłego otoczenia i przemiesz­
obramowanie oczu ulega wskutek długotrwałego obniżenia czono w obczyznę. Obserwuje się wówczas te same rozpacz­
napięcia układu współczulnego zmianie charakterystycznej dla liwe poszukiwania, tę samą utratę wszelkiej chęci atakowania
wyrazu zgryzoty. Moją kochaną starą gęś gęgawą Adę rozpo­ aż do chwili, gdy zwierzę odnajdzie swe rodzime otoczenie. Dla
znaję z daleka pośród setek innych gęsi po tym piętnie znawcy zagadnienia bardzo trafne i plastyczne jest określenie,
zmartwienia w oczach. A że nie jest to z mojej strony przerost że stosunek gęsi gęgawej do swego partnera krzyku triumfal­
wyobraźni, stwierdziłem kiedyś w sposób niezwykle sugestyw­ nego jest pod każdym względem taki sam jak stosunek
ny. Pewien znakomity uczony, znawca zwierząt, a szczególnie zwierzęcia bardzo przywiązanego do rewiru — do centrum tego
ptaków, który .nic nie wiedział o dawnych dziejach Ady, terytorium, z którym jest ono tym silniej związane, im silniejszy
wskazał na nią nagle i rzekł: „Ta gęś musi mieć za sobą jakieś bywa jego „stopień zżycia się" z terenem. W bezpośredniej
szczególnie ciężkie przejścia!" bliskości tego punktu nie tylko wewnątrzgatunkową agresyw­
Z punktu widzenia zasadniczych rozważań teoriopoznaw- ność, ale i wiele innych autonomicznych czynności życiowych
czych uważamy wszystkie wypowiedzi o subiektywnych prze­ danego gatunku cechuje najwyższa intensywność. Monika
życiach zwierząt za naukowo nieuzasadnione z wyjątkiem tej Meyer-Holzapfel określiła osobiście znanego, zaprzyjaźnione­
jednej, że zwierzęta w ogóle mają subiektywne przeżycia. go partnera jako „zwierzę mające walor domu rodzinnego"
Układ nerwowy zwierząt różni się od naszego, podobnie jak (das Tier mit der Heimvalenz); tym terminem, który szczęśliwie
fizjologiczne procesy, które w nim przebiegają. Można przyjąć unika wszelkiego subiektywnego antropomorfizowania zwie­
jako pewne, że przeżycia odpowiadające tym procesom są rzęcego zachowania się, ujęła ona jednocześnie bogactwo
jakościowo odmienne od naszych. Takie czyste pod względem wartości uczuciowych należnych prawdziwemu przyjacielowi.
teoriopoznawczym stanowisko w stosunku do subiektywnego Poeci i psychoanalitycy wiedzą już dawno o tym, jak bliskie
przeżycia zwierzęcia oczywiście nie stanowi w żadnym razie sobie są miłość i nienawiść, wiedzą, że także u ludzi przedmiot
zaprzeczenia tego, że przeżycie to istnieje. Mistrz mój Oskar miłości w sposób „ambiwalentny" bywa jednocześnie przed­
Heinroth na stawiany mu zarzut, że w zwierzętach widzi tylko miotem agresji. Wciąż na nowo trzeba podkreślać fakt, że krzyk
bezduszną maszynę, zwykł był odpowiadać z uśmiechem: triumfalny gęsi jest tylko analogiem i w najlepszym razie

248 249
mocno uproszczonym modelem ludzkiej przyjaźni i miłości, rytualizacją. Pawełek c h c i a ł zaatakować Schneerota, który
który jednak w znakomity sposób obrazuje powstawanie takiej przecież tylko jako ten jeden jedyny bezspornie wywoływał
ambiwalencji. Chociaż u gęsi gęgawej drugi akt ceremoniału, w nim gniew, ale n i e m ó g ł się na niego rzucić, bo
polegający na przyjaznym powitalnym zwróceniu się ku part­ nieodwracalny tor zrytualizowanej formy ruchu prowadził go
nerowi, w normalnych warunkach nie zawiera już prawie zdecydowanie i wyraźnie obok przedmiotu jego gniewu, zupeł­
żadnego elementu agresji, jednak przebieg całej czynności, nie tak jak odpowiednio nastawiona zwrotnica kieruje parowóz
szczególnie jej pierwsza część, której towarzyszy „grzmienie", na boczny tor.
zawiera bezwzględnie miarkę samorodnej agresji, skierowanej Jak wykazuje jednoznacznie to zachowanie się gąsiora
— co prawda tylko w formie nie ujawnionej — przeciwko śnieżycy, nawet działania bodźcowe wyzwalające również
ukochanemu partnerowi i przyjacielowi. O tym, że tak jest zupełnie jednoznacznie agresywność, w przypadku gdy po­
istotnie, wiemy nie tylko z filogenetycznych dociekań, które chodzą od partnera, wyzwalają tylko krzyk triumfalny, a nie
snuliśmy w poprzednim rozdziale, ale i na podstawie obser­ atak. U śnieżycy błękitnej ceremoniał nie jest tak wyraźnie jak
wacji wyjątkowych przypadków, rzucających światło na współ­ u gęsi gęgawej podzielony na dwa etapy, z których pierwszy
działanie pierwotnej agresywności z usamodzielnioną motywa­ zawiera silniejszy zasób agresji i skierowany jest na zewnątrz,
cją krzyku triumfalnego. a drugi polega nieomal tylko na zwróceniu się ku partnerowi
Nasz najstarszy gąsior śnieżycy błękitnej Pawełek (Paul- i ma podłoże społeczne. W ogóle śnieżyca błękitna, a zwłaszcza
chen) skojarzył się w drugim roku życia z równą mu wiekiem jej krzyk triumfalny zdają się silniej naładowane agresją niż
gęsią tegoż gatunku, ale jednocześnie podtrzymywał jeszcze nasza przyjazna gęś gęgawa. A jeśli chodzi o tę cechę, to krzyk
związek krzyku triumfalnego z drugim gąsiorem Schneerotem, triumfalny śnieżycy błękitnej jest bardziej prymitywny od
który aczkolwiek nie był jego bratem, po bratersku z nim krzyku jej szarej krewniaczki. Stąd w wyżej opisanym nienor­
współżył. Otóż samce śnieżycy hołdują nie spotykanemu na malnym przypadku mogło dojść do takiego zachowania się,
ogół u gęsi zwyczajowi, występującemu często u kaczek jakie pod względem mechaniki swych sił napędowych cał­
zarówno pływających, jak i nurkujących, a polegającemu na kowicie odpowiada pierwotnemu nowo ukierunkowanemu
gwałceniu obcych samic, szczególnie wówczas gdy te wysiadu­ atakowi celującemu obok partnera, tak jak to na s. 208
ją w gnieździe. Gdy więc w następnym roku małżonka Pawełka poznaliśmy u ryb pielęgnicowatych. Freudowskie pojęcie
zbudowała gniazdo, zniosła jaja i wysiadywała je, powstała r e g r e s j i znajduje tu znakomite zastosowanie.
równie ciekawa jak okropna sytuacja: Schneerot bezustannie Inny nieco proces regresyjny może z kolei w krzyku
w brutalny sposób ją gwałcił, a Pawełek nie mógł w najmniej­ triumfalnym gęsi gęgawej, i to w jego drugiej, najmniej
szym stopniu temu przeszkodzić! Gdy Schneerot zbliżał się do agresywnej fazie, spowodować pewne zmiany, na tle których
gniazda i dobierał się do gęsi, Pawełek rzucał się z dziką pasją dobitnie występuje pierwotny udział popędu agresji. Tylko
na rozpustnika, ale gdy tylko się do niego zbliżał, mijał go wówczas rozgrywa się wysoce dramatyczna scena, gdy dwa
ostrym bagnetowym zakosem, aby następnie zaatakować jaki­ silne gąsiory w sposób opisany niżej zawarły związek krzyku
kolwiek niewinny obiekt zastępczy, np. naszego fotografa, triumfalnego. Jak już wspominaliśmy, nawet najdzielniejsza
który całą tę scenę filmował. Nigdy dotąd nie widziałem tak i najbardziej bojowa samica musi ulec w walce z najmniejszym
wyraźnie i naocznie potęgi nowego ukierunkowania ustalonego gąsiorem; stąd żadna normalna para gęsi nie może sprostać

250 251
w walce takim dwom przyjaciołom, którzy wobe tego zajmują tym silniejszy charakter agresji, im silniejsze jest spiętrzenie jej
najwyższe pozycje w hierarchii gęsiego osiedla. Z wiekiem popędu płciowego. Podniecenie wypływające z takiej ekstazy
i w miarę dłuższego piastowania wysokiego stanowiska rośnie miłosnej nienawiści u pary gąsiorów może się na każdym
ich „samopoczucie", tzn. pewność zwycięstwa, a co za tym dowolnym etapie zatrzymać i ulec odpływowi: wówczas rozwija
idzie, intensywność agresji. Jednocześnie intensywność krzyku się krzyk triumfalny, wprawdzie jeszcze pełen podniecenia,
triumfalnego, jak to widzieliśmy na s. 230-231, wzrasta ale brzmiący już normalnie i przechodzący w czułe i ciche
w miarę zacieśniania się znajomości między partnerami, a więc gęganie, nawet wówczas gdy ruchy były zbliżone do groźnego
w miarę trwania ich związku. W tych warunkach zupełnie wyrazu dzikiej chęci ataku. Widok takich objawów najgorętszej
zrozumiałe, że ceremoniał stowarzyszenia się takiej pary miłości wywołuje zawsze niemiłe uczucie niepokoju, nawet
gąsiorów dochodzi do intensywności, której nigdy nie osiąga gdy się jest pierwszy raz ich świadkiem i nic się jeszcze nie wie
para różnopłciowa. Kilkakrotnie już wymienianych Maxa o treści opisanego zdarzenia. Mimo woli przychodzi na myśl
i Kopfschlitza, którzy stanowią „małżeństwo" od przeszło powiedzenie: „mógłbym cię pożreć z miłości", przypominają­
dziewięciu lat, poznaję zawsze z daleka po niebywałym zapale, ce starą prawdę, którą Freud tylokrotnie podkreśla, że w mowie
z jakim odprawiają swój krzyk triumfalny. potocznej przejawia się bezbłędnie prawidłowe wyczucie naj­
Czasami może się zdarzyć, że krzyk triumfalny takich głębszych związków psychologicznych.
gąsiorów urasta ponad wszelką miarę, wręcz do ekstazy, i wtedy Jednakże w niektórych rzadkich przypadkach — a mamy ich
dzieje się coś zgoła dziwacznego i niesamowitego. Głosy stają jednak trzy protokolarnie stwierdzone w czasie dziesięciu lat
się coraz silniejsze, szybsze i bardziej ściśnięte, szyje wyciągają naszych obserwacji nad gęsiami — zjawisko odrytualizowania
się coraz dalej w kierunku poziomym, a więc tracą charakte­ krzyku triumfalnego występujące w postaci najwyższej ekstazy
rystyczne dla ceremoniału ustawienie ukosem ku górze, n i e cofa się. I wtedy dzieje się coś nieodwracalnego i ciążące­
z m n i e j s z a s i ę t a k ż e s t a l e kąt, p o d k t ó r y m go swymi skutkami na całym przyszłym życiu zainteresowa­
ruch nowo u k i e r u n k o w a n y o d c h y l a się od nych osobników: postawa grożenia i walki obu gąsiorów
k i e r u n k u , w k t ó r y m s t o i p a r t n e r . Innymi słowy, przybiera formy coraz czystsze, podniecenie wzrasta do punktu
zrytualizowany ceremoniał w miarę zbliżania się do krańca wrzenia i nagle obaj dotychczasowi przyjaciele biorą się za łby,
wzrostu swojej intensywności coraz bardziej t r a c i te cechy okładając się gradem uderzeń zadawanych zbrojnymi w róg
ruchu, które odróżniają go od nie zrytualizowanego pierwo­ przegubami skrzydeł. O d g ł o s takiej śmiertelnie poważnej
wzoru. Następuje więc prawdziwa — w rozumieniu Freuda walki r o z b r z m i e w a dosłownie na przestrzeni kilku kilo­
— regresja do stanu wcześniejszego pod względem filogenety­ metrów. Podczas gdy zwykła walka między dwoma gąsiorami,
cznym, do stanu pierwotnego. J. Nicolai jako pierwszy odkrył wybuchająca na podłożu rywalizacji o samice bądź o miejsce na
to zjawisko „odrytualizowania" u gilów. Ceremoniał powitalny gniazdo, rzadko trwa dłużej niż kilka sekund, a nigdy dłużej niż
samiczki powstał u tych ptaków, podobnie jak krzyk triumfalny jedną minutę, jedna z trzech walk między dotychczasowymi
gęsi, przez rytualizację pierwotnych gestów grożących. Jeżeli partnerami krzyku triumfalnego, na którą — zaalarmowani
u samiczki gila doprowadzi się do zwiększenia popędu płciowe­ odgłosami bitwy — zbiegliśmy się z daleka, trwała według
go przez dłuższą izolację, a następnie umieści ją razem sporządzonego przez nas sprawozdania p e ł n y kwadrans.
z samcem, prześladuje go ona ruchami powitania, które mają Straszliwą, zawziętą wściekłość tych walk tylko w nieznacz-

252 253
nym stopniu można tłumaczyć tym, że przeciwnicy znają się tak nionego popędu do krzyku triumfalnego w rozmaitych po­
dobrze, że mniej odczuwają strachu przed sobą niż przed szczególnych przypadkach tego ceremoniału. Wydaje nam się,
obcymi. Także i szczególna zawziętość kłótni małżeńskich nie że powoli zbliżamy się do rozwiązania tego zagadnienia,
w tym ma swoje źródło. Sądzę raczej, że po prostu w każdej jednakże opis tych badań zaprowadziłby nas tutaj za daleko.
prawdziwej miłości tkwi duży zasób utajonej agresywności Zamiast tego, spróbujmy teraz podsumować, czego w tym
skrytej pod osłoną powiązań; przy zerwaniu więzi wyłania się rozdziale nauczyliśmy się o agresji i o owych specjalnych
ów wstrętny fenomen, który zwiemy nienawiścią. Nie ma mechanizmach hamujących, które pomiędzy pewnymi stale ze
miłości bez agresywności, ale nie ma też nienawiści bez sobą przebywającymi osobnikami nie tylko wykluczają wszel­
miłości! ką walkę, ale tworzą między nimi pewien rodzaj więzi, którego
Zwycięzca nigdy nie ściga zwyciężonego i nigdy nie widzie­ przykład poznaliśmy bliżej w krzyku triumfalnym gęsi. Następ­
liśmy, żeby miała między nimi wybuchnąć ponowna walka. nie przyjrzyjmy się stosunkom istniejącym między więziami
Przeciwnie, odtąd gąsiory starannie się unikają; w wielkim o takim mechanizmie a innymi mechanizmami współżycia
stadzie gęsi pasących się na podmokłych łąkach znajdują się społecznego, które opisywałem w poprzednich rozdziałach. Ale
zawsze na przeciwnych jego krańcach. Jeżeli jednak kiedyś gdy teraz właśnie w tym celu jeszcze raz je przeczytałem,
zbliżą się do siebie przypadkowo, gdy nie zwróciły w porę na ogarnęło mnie uczucie zniechęcenia i bezsilności; zdaję sobie
siebie uwagi, bądź celowo wskutek naszej doświadczalnej bowiem sprawę, jak bardzo niedostatecznie potrafiłem sprostać
ingerencji, wykazują najdziwaczniejsze chyba zachowanie się, zadaniu ukazania wielkości i znaczenia tego procesu filogene­
jakie kiedykolwiek u zwierząt widziałem. Obawiam się wprost tycznego, o którym wydaje mi się, że naprawdę wiem, jak
je opisać, aby nie wywołać podejrzenia o bezgraniczne an- przebiegał, i który podjąłem się przedstawić. Zdawałoby się, że
tropomorfizowanie. Mianowicie — gąsiory są z a ż e n o w a - uczony jako tako obdarzony zdolnościami wysławiania się,
n e ! Nie chcą się widzieć, nie mogą spoglądać na siebie. Wzrok zajmujący się przez całe życie pewnym określonym tematem,
ich błądzi wokoło niespokojnie; obiekt ich miłości i nienawiści potrafi przedstawić, do czego doszedł w trudzie i znoju, w taki
magicznie przyciąga ich spojrzenia, które jednak natychmiast sposób, żeby przekazać czytelnikowi bądź słuchaczowi nie
od niego odskakują, niczym palec sparzony gorącym metalem. tylko to, co w i e, ale również i to, co przy tym c z u j e . Mogę się
Oba wykonują przy tym przez cały czas różne przesadne ruchy, więc tylko spodziewać, że gdy teraz sięgnę do środków
czyszczą sobie upierzenie, potrząsają dziobami, jakby dla krótkiego naukowego podsumowania, które mam do dys­
pozbycia się czegoś, co nie istnieje. Odejść po prostu od siebie pozycji, z tych zwięzłych faktów powieje na czytelnika tym,
nie mogą, gdyż wszystko, co mogłoby wyglądać na ucieczkę, czego nie potrafię wyrazić słowami.
jest uniemożliwione prastarym przykazaniem „zachowania Jak wiemy z treści rozdziału VIII, istnieją zwierzęta cał­
twarzy" za wszelką cenę. Nie sposób im nie współczuć, a całej kowicie wolne od wewnątrzgatunkowej agresywności i trzy­
sytuacji nie odczuwać jako niesłychanie przykrej. mające się całe życie w ściśle ze sobą spojonych stadach.
Badacz zajmujący się problemem agresji wewnątrzgatun- Wydawałoby się, że takie istoty są szczególnie predestynowane
kowej dużo dałby za możliwość stwierdzenia na podstawie do wykształcania trwałej przyjaźni i braterskiego współżycia
dokładnej ilościowej analizy motywacji, jak kształtuje się między poszczególnymi jednostkami. Tymczasem właśnie
proporcjonalny udział pierwotnej agresywności i usamodziel- u tych pokojowo nastrojonych zwierząt stadnych owych cech

254 255
nie spotykamy nigdy, a związek łączący je bywa całkowicie wewnątrzgatunkowa bez swojego kontrpartnera, którym jest
anonimowy. Więź osobistą, indywidualną przyjaźń znajdujemy miłość, ale n i e i s t n i e j e — odwrotnie — m i ł o ś ć b e z
t y l k o u zwierząt o wysoko rozwiniętej agresywności we- a g r e sj i.
wnątrzgatunkowej, więcej, więź ta jest tym silniejsza, im więcej N i e n a w i ś ć , ta brzydka mała siostra miłości, jest mechani­
agresywności tkwi w danym gatunku. Trudno o bardziej zmem zachowania się, który pojęciowo należy ostro odgrani­
agresywne ryby niż pielęgnice, bardziej agresywne ptaki niż czyć od agresji wewnątrzgatunkowej. W odróżnieniu od zwyk­
gęsi. Przysłowiowo najbardziej agresywny spośród ssaków łej" agresywności nienawiść jest skierowana przeciwko j e d ­
wilk, dantejska bestia senza pace, jest najwierniejszym spośród n o s t c e tak jak i miłość, której istnienie jest prawdopodobnie
przyjaciół. U zwierząt, które w zależności od pory roku są na warunkiem jej powstania: Chyba nienawidzić można tylko tam,
przemian raz terytorialne i agresywne, a innym razem socjalne gdzie się kochało, jeśli pomimo chęci zaprzeczenia jeszcze
i nieagresywne — każda ewentualna więź osobista ogranicza wciąż się kocha.
się do okresu agresywności. Wyprowadzanie analogii istniejących pomiędzy uprzednio
Więź osobista narodziła się w trakcie wielkiego powstawa­ tu opisanymi społecznymi sposobami zachowania się nie­
nia, niewątpliwie w takiej chwili dziejowej, gdy wśród zwierząt których zwierząt, przede wszystkim dzikich gęsi, a zachowa­
a g r e s y w n y c h powstała konieczność współdziałania niem się ludzi jest chyba zbędne. Wszystkie zawarte w naszych
dwóch bądź więcej osobników w osiągnięciu jakiegoś celu przysłowiach truizmy zdają się znakomicie odnosić również
związanego z zachowaniem gatunku, przede wszystkim zapew­ i do tych ptaków. Jako wytrawni filogenetycy i prawidłowi
ne opieki nad potomstwem. Więź osobista, miłość, częstokroć darwiniści możemy i musimy wyciągnąć z tego bardzo ważne
rozwinęła się niewątpliwie z a g r e s j i wewnątrzgatunkowej, wnioski. Wiemy przede wszystkim, że najmłodszymi wspól­
a w wielu znanych przypadkach — w drodze rywalizacji nowo nymi przodkami ptaków i ssaków były bardzo prymitywne gady
ukierunkowanego ataku bądź grożenia. Ponieważ rytuały po­ górnego dewonu i dolnego karbonu. Gady te na pewno nie
wstałe w ten sposób z w i ą z a n e są z o s o b ą p a r t n e r a prowadziły wysoko rozwiniętego życia społecznego i były
i ponieważ stają się one p o t r z e b ą jako usamodzielnione niewiele mądrzejsze od żab. Zatem podobieństwo społeczne­
czynności instynktowne — powodują to, że obecność partnera go zachowania się dzikiej gęsi i człowieka nie jest odziedziczo­
staje się również niezbędną potrzebą, a on sam „ z w i e r z ę ­ ną spuścizną po wspólnym przodku, nie jest zjawiskiem
ciem mającym walor domu rodzinnego". „homologicznym", ale na pewno powstało przez tak zwane
Agresja wewnątrzgatunkowa jest s t a r s z a o całe miliony konwergencyjne przystosowanie. Zbieżności te z całą pewnoś­
lat od osobistej przyjaźni i miłości. Na pewno na przestrzeni cią nie zawdzięczają swojego powstania przypadkowi, to
długich epok historii ziemi istniały zwierzęta, które były byłoby nieprawdopodobieństwem, które wprawdzie dałoby się
wyjątkowo złe i agresywne. Prawie wszystkie gady, jakie wyliczyć, ale które można by wyrazić tylko w cyfrach astro­
dzisiaj znamy, są właśnie takie i trudno przypuścić, aby te, co nomicznych.
żyły w czasach przedhistorycznych, były mniej agresywne. Ale Jeżeli wysoce złożone normy zachowania się, jak np.
więź osobistą spotykamy tylko u ryb kościstych, ptaków zakochanie, przyjaźń, dążenie do zajęcia wysokiego szczebla
i ssaków, a więc u grup, z których żadna nie występuje przed w hierarchii, nienawiść, zgryzota itp., u gęsi gęgawej i człowie­
późnym średniowieczem historii ziemi. Istnieje więc agresja ka są nie tylko do siebie podobne, ale aż do śmiesznych wręcz

256 257
szczegółów całkowicie takie same — świadczy to z c a ł ą To, co w tym rozdziale powiedzieliśmy, niechaj będzie
p e w n o ś c i ą o tym, że każdy z tych instynktów rozwija poważną przestrogą dla ludzi w sobie zbytnio zadufanych.
pewną określoną funkcję służącą zachowaniu gatunku, i to U zwierzęcia nie należącego nawet do uprzywilejowanej klasy
każdorazowo taką, jaka i u gęsi gęgawej, i u człowieka jest ssaków nauka odkryła mechanizm zachowania się, który wiąże
prawie bądź zupełnie taka sama. Tylko w ten sposób mogło z sobą określone osobniki na całe życie, który stał się silniej­
dojść do takiej zbieżności zachowania się. szym motywem opanowującym wszystkie czynności, który
Jako prawidłowo myślący badacze przyrody nie wierzymy zdolny jest przezwyciężyć wszystkie „zwierzęce" popędy, jak
oczywiście w „niezawodne instynkty" i tym podobne cuda głód, seks, agresję i strach, i który decyduje o formie porządku
i zakładamy, że każdy z tych sposobów zachowania się jest społecznego, charakterystycznego dla gatunku. We wszystkich
funkcją odpowiedniej specjalnej anatomo-fizjologicznej or­ swoich elementach więź ta jest analogiczna do tych objawów
ganizacji układu nerwowego, narządów zmysłów itd., innymi i doznań, jakie u ludzi idą w parze z uczuciami miłości
słowy, określonej struktury, którą nacisk selekcji wyhodował i przyjaźni w ich najczystszej i najszlachetniejszej postaci.
w organizmie. Przedstawmy sobie teraz — posługując się
elektronicznym bądź innym modelem myślowym—jak bardzo
z ł o ż o n y musi być tego rodzaju fizjologiczny aparat, aby
wyprodukować taki społeczny sposób zachowania się, jakim
jest np. krzyk triumfalny; wtedy ze zdumieniem uświadomimy
sobie, że taki godny podziwu narząd jak oko czy ucho wydaje
się w porównaniu z tym czymś wręcz najprostszym. Im bardziej
kompleksowe i zróżnicowane są dwa narządy analogicznie
zbudowane i działające w tym samym kierunku, tym większe
mamy prawo połączyć je w jedno funkcjonalnie określone
pojęcie i nazwać tym samym imieniem, nawet jeżeli po­
chodzenie ich pod względem filogenetycznym jest bardzo
różne. Jeżeli więc głowonogi — z jednej strony, a kręgowce
— z drugiej, niezależnie od siebie wynalazły oczy, które są
zbudowane według tej samej zasady kamery z obiektywem
i w obu przypadkach mają takie same części składowe, jak
soczewka, tęczówka, ciało szkliste i siatkówka — nikt rozsądny
nie zgłosi sprzeciwu, gdy oba, zarówno narządy głowonoga, jak
i kręgowca, nazwiemy okiem, i to b e z ż a d n e g o c u d z y ­
s ł o w u . Z takim samym uzasadnieniem opuszczamy cudzy­
słów, mówiąc o społecznym zachowaniu się zwierząt wyż­
szych, wskazującym analogie do człowieka w zakresie co
najmniej takiej samej liczby wspólnych cech.

258
działywania jest jednak godna szacunku, a trzecia jest zro­
Rozdział dwunasty
zumiała z punktu widzenia historii ducha ludzkiego, a więc
wybaczalna, chociaż chyba najtrudniejsza do wyplenienia. Ale
KAZANIE O POKORZE
wszystkie trzy są z sobą nierozerwalnie związane i przesiąk­
nięte złą ludzką cechą, o której mądrość życiowa powiada, że
To jest ten sęk, o który w twoim drzewie występuje zawsze przed upadkiem, a mianowicie — p y c h ą .
Hebel trze się i zahacza;
Chcę teraz przeszkody te jedną po drugiej omówić i wykazać,
To twoja duma, która znowu ciebie
W swój sztywny gorset wtłacza. w jaki sposób wyrządzają tyle zła. Następnie postaram się
(Christian Morgenstern) zrobić wszystko, aby przyczynić się do ich usunięcia.
Pierwsza przeszkoda jest najbardziej prymitywna. Nie dopu­
To, co zostało napisane w jedenastu poprzednich rozdziałach, szcza do poznania siebie samego przez to, że nie pozwala
może uchodzić za naukę przyrodniczą. Podane fakty są mniej człowiekowi na wgląd w jego własną historię powstania.
lub bardziej sprawdzone, jeśli w ogóle wolno tak twierdzić Uporczywa siła i napięcie emocjonalne tej przeszkody w sposób
o wynikach kierunku badań tak jeszcze nowego, jakim są paradoksalny wywodzą się z ogromnego podobieństwa naszych
porównawcze studia nad zachowaniem się. Teraz porzucimy najbliższych krewnych do człowieka. Gdyby ludzie nie znali
opis tego, co obserwacja i doświadczenia ujawniły w sprawie szympansa, łatwiej byłoby ich przekonać o źródłach ich
agresywnego zachowania się zwierząt, i zajmiemy się zagad­ pochodzenia. Nieubłagane prawidła percepcji postaci utrud­
nieniem, czy z tego wszystkiego można by nauczyć się czegoś, niają nam spojrzenie na małpy, a zwłaszcza na szympansy, jak
co dałoby się zastosować do człowieka i co mogłoby stać się na każde inne zwierzę, i zmuszają nas do dostrzegania w ich
użyteczne w uniknięciu niebezpieczeństw wywołanych popę­ obliczu ludzkiej twarzy. Tak widziany i mierzony ludzką miarą
dem agresji. szympans musi wydawać nam się czymś ohydnym, diabelską
Istnieją ludzie, którzy już w samym tym pytaniu dostrzegą karykaturą nas samych. Mniejsze już mamy trudności z nieco
obrazę ludzkiego majestatu. Człowiek ogromnie lubi widzieć dalej z nami spokrewnionym gorylem, a tym bardziej oran­
siebie jako centrum wszechświata, jako coś, co do całości gutanem. Głowy starych samców tych gatunków, traktowane
przyrody nie należy, a jest w stosunku do niej czymś z samej jako dziwaczne maski diabelskie, można jednak brać poważnie
istoty swojej innym, wyższym. Wielu ludzi ma wprost potrzebę i nawet uważać za piękne. Natomiast z szympansem nie udaje
trwania w tym błędzie; pozostają głusi na najmądrzejszy ze nam się to żadną miarą. Jest nieodparcie śmieszny, a przy tym
wszystkich rozkazów, jaki im kiedykolwiek wydał pewien tak pospolity, tak wulgarny i odpychający, jak tylko może być
mędrzec, mianowicie na sławne gnothi seauton, „poznaj siebie człowiek, który zupełnie się stoczył. Zresztą to subiektywne
samego", wypowiedziane przez Chejlona, choć zwykle przypi­ wrażenie nie jest całkiem pozbawione słuszności: wiele danych
suje się je Sokratesowi. Co powstrzymuje człowieka przed przemawia za hipotezą, że wspólny przodek człowieka i szym­
poddaniem się tej wskazówce? Istnieją trzy przeszkody, silnie pansa stał nie niżej, lecz znacznie wyżej od poziomu dzisiej­
naładowane namiętnościami, które odgrywają tu rolę hamującą. szego szympansa. Mimo że wstręt, którym człowiek reaguje na
Pierwszą usunąć można bez trudu u każdego, kto jest zdolny do szympansa, sam w sobie jest śmieszny, silny ładunek emoc­
rozumowania, druga pomimo całej szkodliwości swego od- jonalny tej reakcji skłonił niejednego uczonego do skon-

260 261
sumowania całkowicie nieuzasadnionych teorii o pochodzeniu trzem z pychy wyrosłym przeszkodom do ludzkiego pozna­
człowieka. Wprawdzie nie przeczy się pochodzeniu ludzi od nia siebie, że są one sprzeczne z moimi osobistymi poglą­
zwierząt, ale bliskie pokrewieństwo z odrażającym szympan­ dami naukowymi i filozoficznymi. Tymczasem nie przema­
sem bywa bądź pomijane po wykonaniu kilku koziołków logiki, wiam tu jako zaciekły darwinista przeciwko niechęci do nauki
o bądźewolucji ani
też okrążane sofistycznymi jakościeżkami.
ogólnymi zawodowy badacz kauzalista przeciwko
Drugą tamę poznaniu siebie samego kładzie emocjonalna antyprzyczynowemu wartościowaniu, ani też jako przeko­
niechęć do przyznania, że nasze postępowanie podlega prawom nany hipotetyczny realista — przeciwko idealizmowi. Po­
naturalnej przyczynowości. Bernhard Hassenstein określił to wody, które mną kierują, są innego rodzaju. Często zarzuca
jako „wartościowanie antyprzyczynowe". Wielu ludzi ogarnia się dzisiaj badaczom natury, że narazili ludzkość na strasz­
głuche poczucie spętania, przypominające klaustrofobię, przy liwe niebezpieczeństwo, oddając jej w ręce zbyt wielką
rozważaniu przyczynowo zdeterminowanych procesów przyro­ władzę nad przyrodą. Zarzut ten byłby istotnie usprawied­
dniczych; jest to zapewne związane z uzasadnioną potrzebą liwiony, gdyby naukowców tych można było zarazem ob­
wolności własnej woli i z równie uzasadnionym pragnieniem, ciążyć grzechem zaniechania rozciągnięcia badań również
aby o ich własnych czynach decydowały wyższe cele, a nie i na samego człowieka. Zagrożenie bowiem dzisiejszej ludz­
powody przypadkowe. kości wynika nie tyle z opanowania przez nią procesów
Trzecią poważną przeszkodą do poznania samego siebie jest fizykalnych, ile z jej bezsilności w rozumnym kierowaniu
— w każdym razie w naszym zachodnim środowisku kulturo­ procesami społecznymi. Odpowiedzialny za tę bezsilność jest
wym — dziedzictwo filozofii idealistycznej. Wynika ono brak rozeznania przyczynowego, który, jak pragnę tu wykazać,
z dualistycznego podziału świata na zewnętrzny świat rzeczy, jest bezpośrednim skutkiem owych trzech zrodzonych z pychy
który dla idealistycznego myślenia jest w sensie wartości przeszkód na drodze do poznania samego siebie.
z gruntu obojętny, i na inteligibilny świat wewnętrznej człowie­ Nie dopuszczają one mianowicie do zbadania takich proce­
czej regulatywności, któremu wyłącznie przyznaje się wszelką sów człowieczego życia, jakie w pojęciu ludzi przedstawiają
wartość. Ten dualizm nadzwyczaj odpowiada ludzkiemu ego­ wysokie wartości, innymi słowy, z których są oni d u m n i .
centryzmowi, poza tym w sposób wielce pożądany idzie po linii Należy dobitnie i wyraźnie podkreślić: to, że wszystkie funkcje
niechęci człowieka do podlegania prawom przyrody. Nie dziw naszego układu trawiennego są nam tak dokładnie znane, to, że
więc, że przeniknął tak głęboko w sposób myślenia ogółu. A jak na podstawie tej wiedzy medycyna, a zwłaszcza chirurgia
bardzo głęboko, to widać w naszym języku chociażby po przewodu pokarmowego corocznie ratuje tysiące ludzkich
zmianie znaczenia takich słów jak „idealista" i „realista" istnień — zawdzięczamy wyłącznie szczęśliwej okoliczności,
— pierwotnie oznaczały one nastawienie filozoficzne, dziś że funkcjonowanie tego układu w nikim nie wzbudza szczegól­
zawierają w sobie ocenę moralną. Należy sobie uświadomić, jak nej czci i szacunku. Jeżeli natomiast — z drugiej strony
pospolite stało się w naszym zachodnim sposobie myślenia — ludzkość stoi tak bezradnie wobec patologicznego rozkładu
pojęcie „przyrodniczo poznawalne" i „z gruntu obojętne pod swojej struktury społecznej, jeżeli dzierżąc broń atomową
względem wartości". w ręku, nie potrafi zachować się pod względem społecznym ani
W tym miejscu muszę się z góry obronić przed zrozumia­ trochę mądrzej niż jakikolwiek gatunek zwierząt, polega to
łym zarzutem, że tylko dlatego głoszę kazanie przeciwko przede wszystkim na zarozumiałym przecenianiu własnego

262 263
zachowania się i wynikającym stąd wyobcowaniu się z proce­ rodniczych. Nie mam tu zamiaru poddawać dyskusji praw­
sów przyrodniczych uważanych za poznawalne. dopodobieństwa albo, mówiąc lepiej, pewności nauki o po­
Badacze przyrody naprawdę nie ponoszą winy za to, że chodzeniu, pewności przekraczającej wielokrotnie to, co znamy
ludziom brak znajomości samych siebie. To ludzie spalili na z dziedziny historii. Wszystko, co dotychczas wiemy, bez trudu
stosie Giordana Bruna, gdy im oświadczył, że wraz ze swoją włącza się w nurt tej nauki, nic jej nie przeczy, a ma ona
planetą są tylko pyłkiem jednego spośród niezliczonych innych wszystkie wartości godne nauki o stworzeniu: siłę przekonywa­
obłoków pyłu. Najchętniej byliby również pozbawili życia nia, poetyckie piękno i pełną wyrazu wielkość.
Karola Darwina za odkrycie, że pochodzą z tego samego pnia co Kto to w całej pełni pojął, nie może wzdragać się przed
i zwierzęta; nie brakowało przecież prób, aby go przynajmniej odkryciem Darwina, że łączy nas ze zwierzętami wspólne
zmusić do milczenia. Gdy Freud próbował analizować motywy pochodzenie, ani przed wnikliwym poglądem Freuda, że rządzą
ludzkiego społecznego zachowania się i objaśnić jego przy­ nami jeszcze te same instynkty, które tkwiły w naszych
czyny, wprawdzie z punktu widzenia subiektywnej psychologii, przedczłowieczych przodkach. Przeciwnie, kto jest tego świa­
ale w sposobie stawiania problemu i metody czerpiąc w pełni dom, odczuje nowy rodzaj czci dla sprawności rozumu i od­
z nauk przyrodniczych, uznano go winnym „szargania święto­ powiedzialnego poczucia moralności, które pojawiły się na
ści", zarzucano materializm przeczący istotnym wartościom, świecie dopiero z powstaniem człowieka i które mogą dać mu
wreszcie doszukiwano się u niego tendencji pornograficznych. władzę panowania nad tkwiącym w nim dziedzictwem zwierzę­
Ludzkość wszystkimi środkami broni ustanowionej przez siebie cym, jeżeli przez ślepą pychę nie będzie zaprzeczał jego
wysokiej samooceny. I czas już zaiste nawoływać do pokory istnieniu.
i na serio starać się zmiażdżyć te powstałe z pychy hamulce, Dalszą przesłanką do odrzucenia przez ogół nauki o po­
które nie dopuszczają do poznania samego siebie. chodzeniu jest wysokie poważanie, z którym odnosimy się do
Zaczynam od sprawy przełamywania oporów stawianych naszych przodków. Po łacinie pochodzić znaczy descendere,
odkryciom Karola Darwina, przy czym fakt, że nie muszę już a więc dosłownie schodzić; już w prawie rzymskim istniał
zajmować się takimi głosami jak te, co wypowiadały się zwyczaj umieszczania praojca na s a m e j g ó r z e tablicy
przeciwko prawdom Giordana Bruna, uważam za pocieszającą rodowodowej i rysowania drzewa genealogicznego z roz­
oznakę stopniowego rozpowszechniania się wiedzy przyrod­ gałęzieniami ku dołowi. Tablice takie, nawet gdy obejmują
niczej. Zdaje mi się, że znam bardzo prosty sposób pogodzenia odpowiednią liczbę pokoleń, nie obrazują tego, że człowiek ma
człowieka z tym, że sam jest cząstką przyrody i że powstał wprawdzie tylko dwoje rodziców, ale dwustu pięćdziesięciu
w drodze naturalnych procesów bez uchybienia żadnym praw­ sześciu prapraprapraprapradziadków. Unika się wykazywania
dom przyrody: trzeba mu tylko pokazać, jak wielki i piękny jest tego, gdyż w liczbie owej nie znalazłoby się zapewne dostatecz­
wszechświat i jak godne najwyższego szacunku są prawa, które nie wielu przodków, którymi można by się szczycić. Według
nim kierują. Przede wszystkim jestem głęboko przekonany, że niektórych autorów wyraz „descendencja" związany jest rów­
nikt, kto ma dostateczne pojęcie o filogenetycznym powstaniu nież i z tym, że w dawnych czasach chętnie wyprowadzano
świata organizmów, nie będzie miał wewnętrznych oporów własne pochodzenie od bogów. To, że genealogiczne drzewo
przeciwko prawdzie, że i on również zawdzięcza swoje ist­ życia rośnie nie z góry na dół, ale z dołu do góry, do czasu
nienie temu najwspanialszemu ze wszystkich procesów przy- Darwina uszło uwagi człowieka, stąd słowo „descendencja"

264 265
oznacza właściwie przeciwieństwo tego, co miało wyrażać, myślenia i odczucia. Kto wszakże jako badacz przyrody chce za
chyba że zechcemy je interpretować dosłownie w tym rozumie­ wszelką cenę pozostać „obiektywny" i za wszelką cenę uchylić
niu, że przodkowie nasi swego czasu zeszli z drzew. Tak zresztą się od tego, co jest „tylko" subiektywne, ten niechaj spróbuje
było w istocie, tylko że dzisiaj wiemy, że działo się to dużo — oczywiście w trybie doświadczenia i oczywiście wyłącznie
wcześniej, z a n i m stali się ludźmi. w myśli i w wyobraźni uśmiercić kolejno główkę sałaty, muchę,
Niewiele lepiej przedstawia się sprawa ze słowami rozwój żabę, świnkę morską, kota, psa — a wreszcie szympansa.
i ewolucja. One również powstały w czasie, gdy nic jeszcze nie Uświadomi sobie wówczas, jak bardzo różne są opory od­
było wiadomo o twórczych procesach filogenetycznych i gdy czuwane przy dokonywaniu tych zabójstw, popełnianych na
znane było tylko powstanie jednostki z jaja i z nasiona. Kurczę przedstawicielach różnych poziomów organizacyjnych! Zaha­
z jajka bądź słonecznik z ziarna rozwija się w dosłownym mowania istniejące w każdym z tych przypadków stanowią
znaczeniu, tzn. z zarodka powstaje tylko to, co było w nim właściwą miarę zróżnicowania wartości, którą przykładamy
zawarte, już uprzednio ukształtowane. — czy chcemy, czy nie — do tych różnych stopni form życia.
Zupełnie inaczej przebiega rozrost wielkiego drzewa genea­ Slogan o swobodzie wartościowania nauk przyrodniczych
logii życia. Co prawda forma wyjściowa jest niezbędnym nie powinien nam sugerować poglądu, że filogeneza, ten
założeniem do powstania jej wyżej rozwiniętych potomków, najwspanialszy łańcuch procesów dających się wyjaśnić w spo­
jednakże żadnym sposobem nie można owych zstępnych z niej sób naturalny, nie jest w stanie wytworzyć wartości nowych. To
wywieść ani też według jej cech stawiać jakiejkolwiek pro­ że powstanie wyższej formy życia z prymitywniejszych przod­
gnozy o potomkach. To że z dinozaurów powstały ptaki, ków oznacza dla nas w z r o s t wartości —jest rzeczywistością
a z małp — człowiek, jest za każdym razem n i e p o w t a ­ równie niezaprzeczalną jak nasze własne istnienie.
r z a l n y m h i s t o r y c z n y m osiągnięciem filogenetyczne­ Żaden z naszych zachodnich języków nie zawiera cza­
go powstawania. Rozwój ten dąży wprawdzie w swoim zasad­ sownika nieprzechodniego, który oddawałby zdarzenie filoge­
niczym kierunku ku wyższemu na zasadzie praw rządzących netyczne związane z przyrostem wartości. Nie sposób określać
wszystkim, co żyje, ale w szczegółach określany jest tak tego mianem rozwoju, gdy coś nowego i wyższego powstaje
zwanym przypadkiem, to znaczy nieprzebraną liczbą nie z jakiegoś etapu wcześniejszego, który właśnie nie zawiera
dających się w gruncie rzeczy uchwycić okoliczności pobocz­ i z którego właśnie nie można wyprowadzić tego, co jest
nych. W tym sensie więc jest „przypadkiem", że z prymityw­ istotnym elementem składowym nowego i wyższego istnienia.
nych przodków w Australii powstały drzewa eukaliptusowe Dotyczy to zasadniczo każdego większego kroku na drodze
i kangury, a w Europie i Azji — dęby i człowiek. rozwoju świata organizmów, zarówno tego pierwszego, którym
Osiągnięcie, coś nowo powstałego, czego nie można wy­ było powstanie życia, jak i tego tymczasem ostatniego — po­
prowadzić z poprzedzającego etapu, z którego się wywodzi, wstania człowieka z antropoida.
w przytłaczającej większości przypadków jest od tego etapu Pomimo wszystkich naprawdę epokowych i głęboko wstrzą­
w y ż s z e . Naiwne wartościowanie, wyrażające się w tytule sających nowych odkryć biochemii i wirusologii powstanie
Zwierzęta niższe, wybitym złotymi literami na pierwszym tomie życia jest i pozostaje — t y m c z a s e m ! — najbardziej
poczciwego starego wydania Życia zwierząt Brehma, jest dla zagadkowym z wszystkich procesów. Różnicę między pro­
każdego nieuświadomionego pewną nieodpartą koniecznością cesami organicznymi a nieorganicznymi określić można wy-

266 267
łącznie definicją przez koniunkcję (injunktive Definitioń), Jakiś sentymentalny mizantrop wymyślił aforyzm często
tzn. opierającą się na k i 1 k u podstawowych cechach tego, co bezmyślnie powtarzany: „Od kiedy poznałem ludzi, pokocha­
żywe, cechach, które charakteryzują życie tylko wówczas, gdy łem zwierzęta." Twierdzę odwrotnie: kto naprawdę zna zwie­
występują łącznie. Dla każdej z tych cech, a więc np. dla rzęta, do najwyższych i najbliżej z nami spokrewnionych
przemiany materii, wzrostu, asymilacji itp., istnieją również włącznie, i kto dysponuje pewną wiedzą o filogenetycznym
przykłady w świecie zjawisk nieorganicznych. Na pewno mamy powstawaniu, ten tylko dzięki temu potrafi w pełni zrozumieć
rację, gdy twierdzimy, że procesy życiowe są procesami ów jedyny w swoim rodzaju twór, jakim jest człowiek. Jesteśmy
chemicznymi i fizykalnymi. Jako takie dają się z zasady najwyższym dotychczasowym osiągnięciem „wielkich kon­
wyjaśnić w sposób naturalny. Nie trzeba żądać cudu, aby ich struktorów" przemiany gatunków na ziemi, jesteśmy ich
osobliwość stała się zrozumiała, wystarczają tu bowiem cał­ „ostatnim krzykiem", ale na pewno nie ich ostatnim słowem.
kowicie komplikacje struktur molekularnych i innych, w któ­ Dla badacza przyrody wszystkie absolutne twierdzenia są
rych przebiegają. zakazane, nawet w dziedzinie teoretyczno-poznawczej. Są one
Błędny jest natomiast często spotykany pogląd, że procesy grzechem przeciwko duchowi świętego panta rei, wielkiej
życiowe nie s ą w ł a ś c i w i e n i c z y m i n n y m j a k proce­ prawdy Heraklita o tym, że nic nie jest, lecz wszystko płynie
sami chemicznymi i fizykalnymi. Zawiera on mianowicie w nurcie wielkiego stawania się. Dla badacza przyrody wydaje
niedostrzegalne fałszywe wartościowanie wypływające z wie­ się chyba najbardziej zadufanym i najniebezpieczniejszym
lokrotnie dyskutowanego złudzenia poglądowego. Akurat z wszystkich bezpodstawnych dogmatów uznanie dzisiejszego
„właściwie", tzn. pod względem tego, co jest tylko im właściwe człowieka na obecnym — miejmy nadzieję, że prędko przemi­
i wchodzi w ich skład, procesy te są czymś zupełnie innym jającym — etapie jego marszu przez czas za coś ostatecznego
aniżeli to, co się ogólnie rozumie przez pojęcie procesów i ogłoszenie go nieprześcignionym już królem stworzenia.
chemicznych i fizykalnych. Również błędne jest wzgardliwe Gdybym człowieka miał uważać za o s t a t e c z n y obraz
określenie „niczym innym jak". Są to procesy, które dzięki i podobieństwo Boga, musiałbym zwątpić w Boga. Ale gdy
budowie materii, w jakiej przebiegają, realizują bardzo szcze­ sobie uzmysłowię, że przodkowie nasi jeszcze w czasie bardzo
gólne funkcje samozachowawczości, samoregulacji, zbierania niedawnym z punktu widzenia historii Ziemi byli zupełnie
informacji, a przede wszystkim reprodukcji ważnych dla tego zwykłymi małpami, bardzo blisko spokrewnionymi z szympan­
wszystkiego struktur. Funkcje te wprawdzie dają się zasadniczo sem, zaczyna mi znów świtać błysk nadziei. Naprawdę nie
wyjaśnić przyczynowo, ale nie mogą występować w innej bądź potrzeba zbyt wielkiego optymizmu, aby oczekiwać, że z nas
mniej kompleksowo zbudowanej materii. może jeszcze powstać coś lepszego i wyższego. Daleki od tego,
Zasadniczo podobnie jak mają się do siebie procesy i struk­ aby widzieć w człowieku ostateczny, nieprześcigniony obraz
tury życia do procesów i struktur tego, co nie żyje — kształuje i podobieństwo Boga, twierdzę znacznie skromniej i —jak mi
się w świecie organizmów stosunek każdej wyższej formy życia się zdaje — z największą czcią dla dzieła stworzenia i jego
do niższej, z której bierze swój początek. Tak samo jak skrzydło nieograniczonych możliwości: tak długo poszukiwane ogniwo
orła, które stało się dla nas symbolem wszelkiego dążenia pośrednie między zwierzęciem a prawdziwie ludzkim człowie­
wzwyż, nie jest „właściwie tylko" przednią nogą gada, podob­ kiem — to w ł a ś n i e m y !
nie człowiek nie jest „właściwie tylko" małpą. Pierwsza wielka przeszkoda na drodze do poznania siebie,

268 269
a mianowicie niechęć do uwierzenia w nasze pochodzenie od początku rozdziału VI, omawiającego wielki parlament instyn­
zwierząt, polega, jak chyba już dostatecznie tu wykazałem, na któw. Chciałbym na bardzo prostym przykładzie wykazać, że te
nieznajomości bądź błędnym rozumieniu istoty organicznego dwa pytania nie wyłączają się wzajemnie. Jadę moim starym
stworzenia świata. Przynajmniej w głównych zarysach można samochodem w drogę, aby w dalekim mieście wygłosić odczyt,
to wyplenić przez nauczanie i uczenie się. Podobnie jest z drugą który jest więc celem mojej podróży. Podczas jazdy snuję
przeszkodą — z niechęcią do przyczynowej determinacji rozważania na temat celowości, to znaczy „finalistyki" mojego
procesów tego świata. Tylko że w tym przypadku znacznie samochodu i jego konstrukcji, ciesząc się, że tak dobrze jeszcze
trudniej jest usunąć nieporozumienie. służy celowi mojej podróży. Nagle silnik kicha kilka razy i staje.
Źródłem jego jest z gruntu fałszywy pogląd, że proces W tym momencie uświadamiam sobie z przykrością, że cel
przyczynowo zdeterminowany nie może jednocześnie dążyć do mojej drogi wcale nie wprowadza samochodu w ruch. Jego
określonego celu. A jednak istnieje we wszechświecie nieprze­ niewątpliwy „finalizm" nie jest czymś, co byłoby gotowe na
brana liczba procesów przebiegających bez określonego celu, każde zawołanie. Powinienem więc przede wszystkim skoncen­
w odniesieniu do których pytanie „po co" musi pozostać bez trować się na naturalnych przyczynach jego poruszania się
odpowiedzi, chyba że chce się tę odpowiedź wymusić za i zbadać, w którym miejscu ich łańcuch został w tak niemiły dla
wszelką cenę i przy niepomiernym przecenianiu wartości mnie sposób przerwany.
człowieka; wówczas przyjmie się na przykład, że wschód Jak bardzo błędne jest mniemanie, że zależności kauzalne
księżyca jest włączeniem nocnego oświetlenia dla ludzkiej i finalne wykluczają się wzajemnie, można wykazać jeszcze
wygody. Nie ma natomiast takiego procesu, do którego nie jaśniej na przykładzie zaczerpniętym z dziedziny „królowej
dałoby się zastosować pytania o przyczyny. wszystkich nauk stosowanych", to znaczy z medycyny. Ani
W rozdziale III była już mowa o tym, że pytanie „po co" żaden „sens życia", ani „czynnik scalający", ani nawet żadna
tylko tam wykazuje jakiś sens, gdzie prowadzili swoją działal­ tak bardzo ważna, a nie spełniona powinność w życiu, nie
ność „wielcy konstruktorzy" bądź też przez nich skonstruowa­ pomogą nieszczęsnemu choremu, w którego wyrostku robacz­
ny żywy konstruktor. Pytanie „po co" jest więc sensowne tam, kowym powstał stan zapalny. Może mu natomiast pomóc
gdzie części całości systemu przez odpowiedni podział pracy najmłodszy nawet adept sztuki operowania w klinice chirur­
wyspecjalizowały się w różnych uzupełniających się funkcjach. gicznej, który postawi trafną diagnozę co do przyczyny zabu­
Dotyczy to procesów życiowych, a także takich nieożywionych rzeń. Tak więc kauzalne i finalne rozważania procesów życio­
struktur i funkcji, którymi życie posługuje się dla swoich celów, wych nie tylko nie wykluczają się, ale mają sens w ogóle tylko
a więc np. maszyn zbudowanych przez człowieka. W takich wtedy, gdy są prowadzone łącznie. Gdyby człowiek nie dążył
przypadkach pytanie „po co" jest nie tylko uzasadnione, ale do celów, jego pytania o przyczyny nie miałyby sensu, a gdyby
niezbędnie potrzebne. Nigdy nie doszłoby się do tego, z jakiej nie miał wglądu w związki przyczynowe, byłby bezsilny
p r z y c z y n y kot ma spiczaste pazury, bez uprzedniego w kierowaniu zdarzeniami ku określonym celom, nawet gdyby
odkrycia, że łowienie myszy jest tą specjalną funkcją, dla której cele te prawidłowo i dobrze rozpoznał.
te pazury zostały sporządzone. Ten stosunek między finalnym a kauzalnym rozważaniem
O tym, że po uzyskaniu odpowiedzi na pytanie „po co", procesów życiowych mnie osobiście wydaje się bardzo łatwo
pytanie o przyczyny wcale nie staje się zbędne — czytaliśmy na zrozumiały, jednakże widocznie dla wielu ludzi w pełni

270 271
przekonywający jest błędny pogląd o niemożności ich połącze­ pęd do wolności służy między innymi temu, abyśmy byli
nia. Klasyczny przykład tego, jak silnie nawet wielki umysł posłuszni właśnie tym a nie innym prawom. Bardzo znamienne
może ulec takiemu złudzeniu, znajduje się w pismach McDou- jest, że uczucie lęku przed brakiem wolności nie jest n i g d y
galla, twórcy psychologii celu (purposive psychology). W swo­ wywołane świadomością, że działanie nasze jest równie silnie
jej książce Outline of Psychology (Zarys psychologii) odrzuca związane z prawami moralności jak procesy fizjologiczne
on wszelkie kauzalno-finalne wyjaśnienia zachowania się z prawami fizyki. Wszyscy jesteśmy zgodni w tym, że najwięk­
zwierząt z jednym wyjątkiem. Jest nim owa chybiona funkcja sza i najpiękniejsza wolność człowieka pokrywa się całkowicie
orientacji na podstawie kompasu świetlnego, która każe owa­ z tkwiącym w nim prawem moralnym. Wzrost wiedzy o natura­
dom w nocy lecieć w płomień. Wyjaśnia on to tak zwanym lnych przyczynach własnego zachowania się może znakomicie
tropizmem, tzn. analizowanym przyczynowo mechanizmem zwiększyć m o ż l i w o ś c i d z i a ł a n i a człowieka i nadać mu
orientacji. władzę przekształcania wolnej woli w czyn. Nie może nato­
Prawdopodobnie ludzie dlatego tak bardzo się boją rozważań miast nigdy umniejszyć jego woli. A gdyby w jakimś utopijnym
przyczynowych, że gnębi ich bezrozumny strach, że pełne końcowym wyniku analizy przyczynowej — co z zasadniczych
rozeznanie przyczyn działania wszechświata mogłoby ujawnić, powodów jest w ogóle niemożliwe — człowiek doszedł do
że wolna wola człowieka jest tylko złudzeniem. W rzeczywisto­ pełnego poznania łańcucha przyczyn biegu świata łącznie
ści przecież fakt, że to ja jestem tym, który chce, jest równie z tymi, które działają w jego własnym organizmie — nie
niewątpliwy jak moja własna egzystencja. Głębszy wgląd przestałby chcieć, a tylko chciałby tego samego, czego pragnie
w fizjologiczny łańcuch przyczyn własnego działania nie może, wolna od sprzeczności zgodność świata z własnymi prawami,
w najmniejszym nawet stopniu zmniejszyć faktu, ż e się chce, „światowy rozum" logosu. Myśl ta obca jest tyko naszemu
może natomiast powodować zmianę tego, c z e g o się chce. zachodniemu rozumowaniu; dawnym filozofom hinduskim
To, że wolna wola miałaby polegać na tym, aby całkowicie i mistykom średniowiecza była ona całkowicie bliska i zro­
bezprawnie „móc chcieć tego, czego się chce" —jest poglądem zumiała.
bardzo powierzchownym. Tymczasem zdaje się, że to właśnie Przechodzę obecnie do trzeciej wielkiej przeszkody ludz­
marzy się tym, którzy z istną klaustrofobią uciekają przed kiego samopoznania, do głęboko w naszej zachodniej kulturze
przyczynowością. Proszę sobie przypomnieć, jak niezdeter­ zakorzenionej wiary, że to, co się daje wytłumaczyć w sposób
minowanie procesów mikrofizykalnych, „akauzalna" skokowa naturalny, pozbawione jest wszelkiej wartości. Pogląd ten
emisja kwantów zostały przyjęte z prawdziwą pożądliwością wynika ze zbyt daleko idącej interpretacji kantowskiej filozofii
i jak na ich podstawie zbudowano teorie, które miały pośred­ wartości, która ze swej strony jest konsekwencją idealistycz­
niczyć między fizykalnym determinizmem a wiarą w wolną nego dualizmu świata. Jak już wspominaliśmy, omawiany
wolę, pomimo że tej ostatniej pozostała wyłącznie żałosna powyżej lęk przed przyczynowością stanowi jeden z emoc­
wolność losowo rzuconej kostki. Nikt nie może wszak poważ­ jonalnie umotywowanych powodów wysokiej oceny tego, co
nie sądzić, jakoby wolna wola polegała na tym, że decyzja jest niepoznawalne. Występują tu jednak również jeszcze inne
o postępowaniu jest pozostawiona samowoli jednostki, niby nie uświadomione czynniki. Zachowanie się władcy, postaci
całkowicie nieodpowiedzialnego tyrana. Nasza najbardziej ojcowskiej, do którego cech charakterystycznych należy nieco
nawet wolna wola podlega surowym prawom moralnym, a nasz samowoli i niesprawiedliwości, jest nie do przewidzenia.

272 273
Zrządzenia Opatrzności są niezbadane. To natomiast, co daje Przyjmują oni istnienie specjalnej siły życiowej, po francusku
się wytłumaczyć w sposób naturalny, tym samym daje się force vitale, jakiegoś wszechogarniającego czynnika nadające­
opanować i traci swoją nieprzewidywalność. A jednocześnie go kierunek. Czynnik ten już nie wymaga naturalnego wy­
zanika często pokaźna część lęku, który wzbudzało. Beniamin tłumaczenia, a wyjaśnienie go w sposób naturalny jest już
Franklin z gromu, którym Zeus ciskał z nieobliczalną samowo­ w ogóle niedostępne. Inni znów wyznaczają granicę tam, gdzie
lą, uczynił iskrę elektryczną, a domów naszych przed iskrą według ich odczucia godność ludzka nakazuje zatrzymać się
elektryczną bronią piorunochrony. Drugim głównym motywem wszelkim próbom dociekań przyrodniczych.
lęku przed przyczynowością jest nieuzasadniona obawa, aby Jaki jest, a raczej jaki powinien być stosunek prawdziwego
przyroda przez przyczynowe poznanie nie została odarta ze badacza przyrody do rzeczywistych granic ludzkiego poznania
swej boskości. W ten sposób powstaje jeszcze dodatkowy — zrozumiałem kiedyś we wczesnej młodości z okazji pewnej
hamulec poznania, który działa tym silniej, im więcej człowiek niewątpliwie spontanicznej wypowiedzi wielkiego biologa,
ma zrozumienia dla piękna estetycznego i godnej uwielbienia której nigdy nie zapomnę. Alfred Kuhn wygłosił wykład
wielkości wszechświata i im piękniejsze i bardziej zadziwiające w Austriackiej Akademii Nauk i zakończył słowami Goethego:
wydaje mu się obserwowane w danej chwili zjawisko przyrody. „Najwyższym szczęściem człowieka myślącego jest zbadać to,
Zahamowanie dociekań wypływające z tego tragicznego co się daje badać, a spokojnie wielbić to, co się zbadać nie
powiązania jest tym niebezpieczniejsze, że nie przekracza daje." Przy ostatnich słowach zatrzymał się nagłe, podniósł
nigdy progu świadomości. Zapytani odpowiedzieliby z czystym rękę w geście przeczącym, wzbraniającym i ostrym głosem,
sumieniem, że są sympatykami badań przyrodniczych. Więcej przekrzykując rozbrzmiewające już oklaski, zawołał: „Nie,
nawet, sami mogą być wybitnymi badaczami w granicach n i e spokojnie, panowie, s p o k o j n i e — nie!" Prawdziwego
określonej dziedziny. Jednakże podświadomie są w pełni badacza przyrody można by zdefiniować właśnie według jego
zdecydowani nie posuwać swoich usiłowań wyjaśnienia zja­ zdolności do nie pomniejszonego uwielbienia rzeczy poznawal­
wisk przyczynami naturalnymi poza granice tego, co im się nych, które odkrył, z tego bowiem wyrasta siła p r a g n i e n i a
wydaje godne czci i uwielbienia. Błąd, który na tej drodze zbadania tego, co wydaje się niepoznawalne; prawdziwy
powstaje, nie na tym polega, że coś, co daje się zbadać, zostaje badacz nie boi się pozbawić przyrodę jej boskości przez
rozpoznane wadliwie. Badacz przyrody wie tak dobrze jak nikt odkrycia związków przyczynowych. Nigdy jeszcze przyroda po
inny, że istnieją granice ludzkiego poznania, ale równie dobrze naturalnym wyjaśnieniu jej cudownych procesów nie stanęła
jest świadom tego, ż e n i e z n a m y t y c h g r a n i c . „Obser­ przed nami jako zdemaskowany jarmarczny kuglarz, który
wacja i analiza zjawisk naturalnych wdziera się do wnętrza utracił swoją sławę czarodzieja; zawsze naturalne związki
przyrody — powiada Kant. — Nie wiadomo, jak daleko przyczynowe okazywały się wspanialsze i godne jeszcze
z czasem nas to zaprowadzi." Powstałe w ten sposób zahamo­ większej czci niż najpiękniejsza nawet mityczna interpretacja.
wanie badań to całkowicie samowolnie wytyczona granica Człowiek rozumiejący przyrodę nie potrzebuje rzeczy nie­
pomiędzy tym, co poznawalne, a tym, co już nie może podlegać zbadanych, nadprzyrodzonych, aby odczuwać cześć i szacunek;
dociekaniu naukowemu. Wielu znakomitych badaczy przyrody istnieje dla niego jeden tylko cud, polegający na tym, że
odczuwa tak wielką cześć dla z j a w i s k a ż y c i a i jego wszystko bez wyjątku na świecie, łącznie z najwyższym
osobliwości, że wytycza granicę w miejscu jego powstania. rozkwitem tego, co żyje, powstało bez cudu w potocznym tego

274 275
Rozdział trzynasty
słowa znaczeniu. Wszechświat s t r a c i ł b y dla niego wiele ze
swej wzniosłości, gdyby musiał uznać, że jakieś zjawisko, ECCE HOMO
niechaj to będzie na przykład sterowane rozumem i moralnością A ja na to, ściągając z pięty
Swój czarny bucik, rzekłem:
zachowanie się szlachetnego człowieka, wystąpić może tylko,
„Spójrz — demonie — oto masz przeraźliwy
jeśli n a r u s z o n e zostaną wszechobecne i wszechwładne Symbol człowieczeństwa: noga
prawa j e d n e g o wszechbytu. Z grubej skóry — już nie natura,
Lecz także jeszcze nie ukształtowany duch.
Uczucia, którymi badacz przyrody darzy wielką jedność
Jakaś wędrowna forma od zwierzęcej nogi
praw natury, nie można wyrazić piękniej niż słowami: „Dwie Do uskrzydlonej stopy Merkurego."
rzeczy napełniają duszę wciąż nowym i rosnącym podziwem: (Christian Morgenstern)

gwiaździste niebo nade mną i prawo moralne we mnie." Podziw


i cześć nie stanowiły dla Immanuela Kanta przeszkody w znale­ Załóżmy, że obiektywizujący badacz sposobów zachowania się
zieniu naturalnego wyjaśnienia prawideł gwiaździstego nieba, siedzi na innej planecie, na przykład na Marsie, i ogląda
i to takich, które wywodzą się z ich powstania. Czy można społeczne zachowanie się ludzi przez lunetę, której siła powięk­
przypuścić, że on, który nic jeszcze nie wiedział o wielkim szania jest za mała, aby można było przez nią odróżnić
powstawaniu świata organizmów, zgorszyłby się tym, że pojedynczych osobników i śledzić ich indywidualne zachowa­
tkwiące w nas prawo moralne traktujemy nie jako coś danego nie się, ale wystarczająca do obserwowania większych wyda­
nam a priori, ale jako coś powstałego na drodze naturalnego rzeń, jak wędrówki ludów, bitwy itp. Nigdy nie wpadłby na
stawania się, zupełnie tak samo jak on traktował prawa ciał pomysł, że czynami ludzkimi kieruje rozum bądź obowiązek
niebieskich? moralny.
Jeżeli ponadto nasz pozaziemski obserwator byłby istotą
czysto rozumną, pozbawioną wszelkich instynktów, która
nic nie wie o tym, jak instynkty, a w szczególności agre­
sywność, mogą działać i w jaki sposób ich funkcje bywają
wadliwe — miałby chyba bardzo wielki kłopot ze zrozu­
mieniem historii ludzkości. Stale powtarzające się wydarze­
nia historyczne nie dają się przecież wyjaśnić na zasadzie
ludzkiego rozumu czy rozsądku. Powiedzenie, że źródłem
ich jest to, co się potocznie nazywa „ludzką naturą" — było­
by truizmem. Rozumna, a nielogiczna natura ludzka każe
dwóm narodom rywalizować z sobą, nawet gdy nie zmuszają
ich do tego żadne przyczyny gospodarcze, podżega do zażartej
walki dwie partie polityczne czy dwie religie pomimo za­
dziwiającego podobieństwa obu programów reform, wpędza
jakiegoś Aleksandra czy Napoleona w ambicję połączenia
całego świata pod jednym berłem, z poświęceniem milionów

277
swoich poddanych. Dziwnym trafem uczymy się w szkole współplemieńca, który nie należy do tego samego klanu. Gdyby
obdarzania szacunkiem, a nawet mianem wielkich ludzi, którzy nasz marsjański obserwator jeszcze ponadto wiedział coś
popełnili takie i podobne niedorzeczności. Jesteśmy wdrożeni o eksplozji demograficznej, o stale wzrastającej straszliwości
wychowaniem do poddawania się tak zwanej mądrości poli­ broni i o podziale ludzkości na kilka obozów politycznych
tycznej jednostek odpowiedzialnych za kierowanie państwem — widziałby naszą przyszłość w równie ponurych barwach jak
i tak jesteśmy przyzwyczajeni do przytoczonych tu zjawisk, że dalsze losy kilku wrogich społeczności szczurzych znajdują­
większość z nas nie zdaje sobie wcale sprawy z tego, jak cych się na statku, którego zapasy żywnościowe dobiegają
nieprzeciętnie głupie i szkodliwe dla ludzkości jest zachowanie kresu. A prognoza taka byłaby nawet o tyle optymistyczna, że
się narodów w biegu historii. o szczurach można powiedzieć, że po wielkim morderczym
Gdy się jednak raz już tę prawdę przejrzało, nie sposób dziele zawsze jeszcze pozostanie ich dosyć, aby utrzymać
pominąć pytania, jak się to dzieje, że rzekomo rozumne istoty gatunek, co nie jest — po użyciu bomby wodorowej — wcale
zachowują się tak nierozumnie. Najwidoczniej istnieją więc takie pewne w odniesieniu do człowieka.
jakieś przemożne czynniki, dostatecznie silne, aby indywidual­ Symbol owoców z drzewa znajomości złego i dobrego
ny rozum ludzki całkowicie pozbawić funkcji kierowniczej, zawiera w sobie głęboką prawdę. Poznanie, wywodzące się
czynniki całkowicie niezdolne do wyciągania wniosków z do­ z myślenia pojęciowego, wygnało człowieka z raju, w którym
świadczeń. Jak powiada Hegel, doświadczenie płynące z histo­ mógł swobodnie puszczać wodze swoim instynktom i czynić to,
rii uczy nas, że ludzie i rządy nigdy niczego nie nauczyły się na co miał ochotę. Badawczy dialog z otoczeniem, polegający
z przebiegu dziejów, ani nigdy nie wyciągnęły żadnych stąd na eksperymentowaniu, mający swe źródło w myśleniu pojęcio­
wniosków. wym, przyniósł człowiekowi w darze jego pierwsze narzędzia,
Wszystkie te zadziwiające sprzeczności uszeregujemy so­ tłuk pięściowy i ogień. Użył ich natychmiast do zabicia swego
bie i w pełni wyjaśnimy w sposób najprostszy, z chwilą brata i usmażenia go, o czym świadczą znaleziska w siedzibach
gdy dojdziemy do przekonania, że społeczne zachowanie człowieka pekińskiego: obok pierwszych śladów użytkowania
się człowieka nie jest bynajmniej dyktowane wyłącznie roz­ ognia leżą pogruchotane i wyraźnie nadpalone ludzkie kości.
sądkiem i tradycją kulturową, ale ciągle jeszcze podlega Myślenie pojęciowe dało człowiekowi władzę nad otoczeniem,
wszystkim tym prawidłom, które panują w dziedzinie instynk­ w którym żyje własny gatunek, tym samym puściło wodze
townego zachowania się, powstałego filogenetycznie. Prawidła wewnątrzgatunkowej selekcji, a o jej złym wpływie już
te są nam dobrze znane ze studiów nad zachowaniem się słyszeliśmy (s. 64). Tę selekcję obciąża prawdopodobnie rów­
zwierząt. nież i wina przesadnego pędu do agresji, przez który jeszcze
Przyjmijmy teraz, że nasz pozaziemski obserwator jest dziś cierpimy. Myślenie pojęciowe umożliwiło człowiekowi za
doświadczonym etologiem i dokładnie wie o wszystkim, pośrednictwem mowy artykułowanej przekazywanie ponadin-
o czym pokrótce była mowa w poprzednich rozdziałach. dywidualnej wiedzy i rozwijanie kultury; wywołało to w jego
Musiałby on wyciągnąć wniosek, że społeczeństwo ludzkie jest warunkach życiowych zmiany tak szybkie i rewolucyjne, że
nadzwyczaj podobne do społeczeństwa szczurów, które są rozbiły się o nie zdolności przystosowawcze jego instynktów.
również społecznie i pokojowo nastrojone wewnątrz zamknię­ Można by nieomal sądzić, że w zasadzie wszystko, co
tego rodu, a stają się istnymi diabłami w stosunku do każdego człowiek otrzymał w darze od własnej umiejętności myślenia,

278 279
bywa opłacone jakimś niebezpiecznym złem, które nieodwołal­ hamulce takie istotnie nie istnieją, o tym może przekonać się
nie musi przyjść w następstwie. Na nasze szczęście tak nie jest, hodowca, który — ze szkodą dla siebie i swoich podopiecznych
gdyż z pojęciowego myślenia wywodzi się również rozumne — nie dość poważnie traktował wewnątrzgatunkowe walki
poczucie o d p o w i e d z i a l n o ś c i człowieka, w którym je­ zupełnie skądinąd „nieszkodliwych" zwierząt. W nienatural­
dynie można pokładać nadzieję przeciwdziałania stale wzras­ nych bowiem warunkach niewoli, w których pokonany nie
tającym niebezpieczeństwom. może szybką ucieczką ujść przed zwycięzcą, nader często się
Aby nadać nieco przejrzystości mojemu opisowi obecnej zdarza, że zostaje przezeń uśmiercony w sposób powolny
biologicznej sytuacji ludzkości, chciałbym przedyskutować i okrutny, ulegając wytrwałej i drobiazgowej robocie. W książ­
poszczególne zagrażające jej niebezpieczeństwa w tej samej ce pod tytułem Opowiadania o zwierzętach, w rozdziale
kolejności, w której wyliczyłem je w powyższym ustępie; „Moralność i broń" opisałem, jak synogarliczka, ten symbol
następnie przejdę do omówienia obowiązku moralnego, jego wszelkiej pokojowości, potrafiła bez żadnych zahamowań
funkcji i ograniczeń jego działania. zamęczyć na śmierć podobnego do niej ptaka.
W rozdziale o zachowaniu się zbieżnym z moralnością Można sobie znakomicie wyobrazić, co działoby się, gdyby
słyszeliśmy o mechanizmach hamujących, które u rozmaitych jakaś nigdy nie napotkana igraszka natury obdarzyła nagle
zwierząt społecznych ujarzmiają agresywność, nie dopusz­ gołębia dziobem kruka. Położenie takiego dziwoląga zdaje się
czając do zadawania ran i zabijania współplemieńców. Oczywi­ dokładnie odpowiadać sytuacji człowieka, który właśnie odkrył
ście mechanizmy te odgrywają szczególnie ważną rolę u tych możliwość używania ostrego kamienia jako narzędzia do
zwierząt, które normalnie mogą zabijać istoty mniej więcej zadawania ciosów. Na myśl o istocie, odznaczającej się
równe sobie wielkością. Mechanizmy te są też u tych zwierząt popędliwością i pobudliwością szympansa, wymachującej tłu­
najwyżej rozwinięte. Kruk uderzeniem dzioba może wykłuć kiem pięściowym — ogarnia nas przerażenie.
oko drugiemu krukowi, wilk może jednym kłapnięciem uzębie­ Ogół, a nawet niektórzy naukowcy humaniści reprezentują
nia rozedrzeć drugiemu żyłę szyjną. Dawno nie byłoby kruków pogląd, że ludzkie sposoby zachowania się, służące nie in­
ani wilków, gdyby nie działały tu niezawodne zahamowania dywidualnemu dobru, ale dobru społecznemu — dyktowane są
zapobiegawcze. Gołąb, zając, a nawet szympans nie są zdolne poczuciem odowiedzialności kierowanym przez rozum. Pogląd
zabić podobnych do siebie jednym uderzeniem czy też jednym ten jest fałszywy, a że można to udowodnić, wykażemy jeszcze
ukąszeniem. Do tego dochodzi jeszcze zdolność do ucieczki, w tym rozdziale na konkretnych przykładach. Nasz wspólny
którą wykazują takie nieszczególnie uzbrojone istoty i która z szympansem przodek na pewno był dla swego przyjaciela co
wystarcza im, aby umknąć nawet przed „zawodowymi" drapież­ najmniej równie wiernym przyjacielem, jak są nim dzika gęś,
nikami; te zaś są w ściganiu, chwytaniu i uśmiercaniu znacznie kawka, a jeszcze bardziej pawian czy wilk. Na pewno zrywał się
sprawniejsze niż jakikolwiek, nawet o wiele silniejszy przed­ w obronie swojej społeczności z takim samym narażeniem
stawiciel tamtych gatunków. Na wolnym terenie łowieckim życia i pogardą śmierci jak wszystkie tamte zwierzęta, był
zwykle nie istnieją więc warunki po temu, aby takie zwierzę równie jak one czuły i opiekuńczy w stosunku do swoich
poważnie uszkodziło członka własnego gatunku. W związku młodych współplemieńców i takie same miał zahamowania
z tym nie występuje tam też żaden skuteczny nacisk selekcji przed zabijaniem. Na szczęście i my odziedziczyliśmy także
prowadzącej do rozwinięcia hamulców przed zabijaniem. A że w pełni odpowiednie „zwierzęce" instynkty.

280 281
Antropologowie zajmujący się życiem i obyczajami australo- tylko uzbrojonego zwierzęcia nie działał oczywiście żaden
piteka (afrykańskiego przedczłowieka) twierdzili, że przod­ nacisk selekcji wiodący do „wyhodowania" owych silnych
kowie ci przez to, że żyli z łowów na grubego zwierza, i niezawodnych oporów przed użyciem broni, które są tak
pozostawili ludzkości w spadku groźne dziedzictwo „drapież- niezbędne dla przeżycia gatunku zwierząt wyposażonych w nie­
niczej natury" (carnivorous mentality). Wypowiedź ta świad­ bezpieczną broń. Skoro tylko wynalezienie sztucznej broni
czy o niebezpiecznym pomieszaniu dwóch pojęć: drapieżnego nagle stworzyło zupełnie nowe możliwości zabijania — na­
zwierzęcia i kanibala. Tymczasem pojęcia te wykluczają się stąpiło całkowite zachwianie uprzednio istniejącej równowagi
prawie zupełnie; kanibalizm zdarza się u dprapieżników tylko między stosunkowo słabym zahamowaniem przed agresją
w niezwykle rzadkich, wyjątkowych przypadkach. W rzeczy­ a zdolnością zabijania swoich współplemieńców. Człowiek
wistości wielka to szkoda, że człowiek n i e m a „drapieżniczej znalazł się właśnie w takim położeniu, w jakim byłby jakiś
natury". Większość niebezpieczeństw zagrażających człowie­ gatunek gołębi, który okrutna igraszka natury obdarzyła dzio­
kowi wynika z tego, że jest on z natury stosunkowo niewinnym bem kruka.
wszystkożercą, nie mającym naturalnej broni, wyrosłej z włas­ Zgroza przejmuje na myśl o żywej istocie, która wpadając tak
nego ciała, którą mógłby zabijać zwierzęta. Z tej bowiem łatwo w złość jak małpa człekokształtna, dzierży w ręku ciężki
przyczyny brak mu również owych filogenetycznie powstałych i ostry tłuk pięściowy. Ludzkość byłaby się istotnie sama
mechanizmów zabezpieczających, które powstrzymują wszyst­ unicestwiła za pośrednictwem swych pierwszych wynalazków,
kie „zawodowe" drapieżniki przed nadużywaniem przeciwko gdyby nie to, że w cudowny sposób zarówno możliwość do­
współplemieńcom swoich zdolności do zabijania wielkich konywania wynalazków, jak i wielki dar poczucia odpowie­
zwierząt. To prawda jednak, że lwy i wilki zabijają czasem dzialności są jednocześnie owocem tej samej specyficznie
osobniki własnego gatunku, które wtargnęły na teren zajęty ludzkiej zdolności, zdolności do stawiania pytań. Jeżeli czło­
przez ich grupę; może się również zdarzyć, że zwierzę takie wiek — przynajmniej dotychczas — nie padł ofiarą rezultatów
w nagłej złości pozbawi życia towarzysza z własnej grupy przez własnych odkryć, zawdzięcza to umiejętności zadawania sobie
niefortunne ukąszenie bądź uderzenie łapą; przynajmniej w nie­ pytania o skutki swoich czynów i udzielania sobie na nie
woli obserwujemy nieraz takie przypadki. Jednakże wyjątki te odpowiedzi. Jednakże nawet i ten jedyny w swoim rodzaju
nie mogą nam przesłonić faktu, że jak już mówiliśmy w roz­ talent nie przyniósł ludzkości zabezpieczenia przed samoza­
dziale o sposobach zachowania się zbieżnych z moralnością gładą. Chociaż poczucie moralnej odpowiedzialności, a na tym
— u wszystkich tego rodzaju drapieżnych, potężnie uzbrojo­ tle także i zahamowania przed zabijaniem znacznie wzrosły od
nych zwierząt muszą istnieć wysoko rozwinięte mechanizmy czasów wynalezienia tłuka pięściowego, to jednak zarazem
hamujące, które nie pozwalają na samounicestwienie gatunku. w tym samym stopniu zwiększyła się łatwość zabijania. Przede
W prehistorii człowieka szczególnie wysoko rozwinięte wszystkim udoskonalona technika uśmiercania przyniosła ze
mechanizmy hamujące nagłe zabójstwo były zbędne, gdyż sobą to, że skutki czynów nie rozdzierają bezpośrednio serca
rzecz taka i tak nie była możliwa. Napastnik mógł swoją ofiarę sprawcy. Odległość, na którą działa broń palna, chroni zabijają­
uśmiercić tylko drapiąc, kąsając i dusząc, ale ofiara miała przy cego przed sytuacjami bodźcowymi, jakie w innym przypadku
tym wszelkie możliwości apelować gestami pokory i okrzykami uzmysłowiłyby mu z bliska ohydę konsekwencji jego czynu.
strachu do tkwiących w nim zahamowań przed agresją. U słabo Głębokie uczuciowe warstwy naszej duszy po prostu już nie

282 283
przyjmują do wiadomości tego, że zgięcie palca wskazującego cierpi w ogóle na brak dostatecznego ujścia dla reakcji swoich
powoduje rozerwanie wnętrzności innego człowieka przez nasz czynów dyktowanych popędem agresji. Jest więcej niż praw­
strzał. Żaden człowiek o zdrowym umyśle nie poszedłby nawet dopodobne, że złe skutki ludzkiego popędu agresji, dla którego
polować na zająca, gdyby musiał zwierzę to zabijać zębami wyjaśnienia Zygmunt Freud stworzył pojęcie popędu śmierci,
i paznokciami. Tylko przez osłanianie naszych uczuć przed polegają po prostu na tym, że wewnątrzgatunkowa selekcja
wszelkimi skutkami własnych czynów, które możemy rozpo­ wyhodowała u człowieka w zamierzchłej przeszłości pewną
znać zmysłami, możliwe się stało, że człowiek niezdolny dawkę popędu agresji, a w dzisiejszym układzie społecznym nie
nieomal wymierzyć niegrzecznemu dziecku zasłużonego klap­ znajduje on już dla niej odpowiedniego zaworu bezpieczeńst­
sa, zupełnie łatwo zdobywa się na naciśnięcie guzika wy­ wa." Jeżeli w słowach tych tkwi lekki wyrzut, muszę się z niego
zwalającego broń rakietową bądź automat zrzucający bomby, wyraźnie w tym miejscu wycofać. Już w tym czasie, gdy to
skazując tym setki godnych miłości dzieci na straszliwą śmierć pisałem, istnieli psychoanalitycy, którzy wcale nie wierzyli
w płomieniach. Bombowych nalotów dokonywali dobrzy, w popęd śmierci, ale zupełnie słusznie tłumaczyli samonisz-
przyzwoici, porządni ojcowie rodzin. Potworny fakt, dzisiaj już czące skutki agresywności wadliwą funkcją instynktu, co sam
prawie niewiarygodny! Demagodzy odznaczają się widocznie w sobie służy do utrzymania życia. Poznałem także takiego
znakomitą, choć czysto praktyczną znajomością instynktow­ psychoanalityka, który już w owym czasie, stawiając problem
nego zachowania się ludzi i celowo używają w stosunku do w sposób całkowicie zgodny z powyższym ujęciem, badał
podżeganej strony doskonałego narzędzia osłony przeciwko zagadnienie hipertrofii agresywności spowodowanej we­
sytuacjom bodźcowym hamującym agresję. wnątrzgatunkowa selekcją.
Z wynalezieniem broni wiąże się pośrednio panowanie Sidney Margolin, psychiatra i psychoanalityk z Denver
selekcji wewnątrzgatunkowej i wszystkich jej niesamowitych w stanie Colorado, przeprowadził bardzo dokładne studia
następstw. W rozdziale III, w którym mowa o znaczeniu agresji psychoanalityczne i społeczno-psychologiczne na temat Indian
dla zachowania gatunku, a także w X, dotyczącym porządku prerii, zwłaszcza z plemienia Ute. Wykazał on, że ludzie ci
społecznego szczurów, opisałem już dość obszernie, jak to poważnie cierpią na nadmiar popędów agresywnych, których
konkurencja między współplemieńcami, realizująca dobór bez nie mogą wyładować w uregulowanych warunkach życiowych
kontaktu z innymi gatunkami, może doprowadzić do naj­ dzisiejszych rezerwatów indiańskich Ameryki Północnej. Zda­
dziwaczniejszych i zupełnie bezcelowych wybujałości. Skrzyd­ niem Margolina w okresie stosunkowo niewielu stuleci, w któ­
ła argusa i tempo pracy zachodniej cywilizacji były przy­ rych ci Indianie prerii prowadzili żywot dziki, polegający
kładami, które mój mistrz Heinroth przytaczał dla zobrazowa­ prawie wyłącznie na wojnie i rabunku — działać musiał
nia tych zgubnych wpływów. Jak już również wspomniałem, niezwykle silny nacisk selekcyjny zmierzający do wyhodowa­
sądzę, że hipertrofia popędu agresji u człowieka jest następst­ nia najostrzejszej agresywności. Zupełnie możliwe, że nacisk
wem tej samej przyczyny. ten nawet w tak krótkim czasie wywołał istotne zmiany podłoża
W roku 1955 w krótkiej publikacji O zabijaniu członków dziedzicznego. Można wszak równie szybko przez intensywny
własnego gatunku pisałem: „Wydaje mi się — a sprawdzenie dobór hodowlany spowodować zmiany zestawu cech wrodzo­
tego byłoby sprawą psychologa, szczególnie psychologa głębi nych u poszczególnych ras zwierząt domowych. Za poglądem
i psychoanalityka — że cywilizowany człowiek doby obecnej Margolina przemawia także i fakt, że również Indianie Ute

284 285
wyrośli już pod wpływem zupełnie odmiennych warunków Margolina czyta się jak greckie tragedie, w których nieunik­
wychowania cierpią tak samo jak ich starsi towarzysze; ponadto nione przeznaczenie zmusza człowieka do winy i do odbycia
omawiane tu patologiczne objawy występują w y ł ą c z n i e dobrowolnej pokuty za winy popełnione wbrew własnej woli.
u tych Indian prerii, których szczepy podlegały wzmian­ Istnieje obiektywne zjawisko przekonywające, a nawet wię­
kowanemu procesowi doboru. cej, dowodzące słuszności interpretacji, którą Margolin stosuje
U Indian Ute cierpienia nerwicowe są tak powszechne jak do tego zachowania się Indian Ute, a jest nim podatność tych
w żadnej innej zbadanej ludzkiej grupie; Margolin stale ludzi na nieszczęśliwe wypadki. Zostało mianowicie udowod­
stwierdzał, że wspólną przyczyną tych schorzeń była niewyżyta nione, że accident-proneness występuje jako skutek niewyżytej
agresywność. Wielu Indian czuje się chorymi i określa siebie agresywności, a u Indian Ute liczba wypadków samochodo­
samych jako chorych, a na pytanie, na czym ich choroba polega, wych w jaskrawy sposób przekracza liczbę wypadków w każdej
nie mają innej odpowiedzi jak tylko: „Przecież jestem Ute!" innej ludzkiej grupie użytkującej samochody. Kto kiedykol­
Przemoc i zabójstwa w stosunku do osobników nie należących wiek sam, ogarnięty prawdziwą złością, prowadził szybki
do szczepu są tam na porządku dziennym, natomiast w od­ samochód, ten wie — o ile w tym stanie w ogóle był jeszcze
niesieniu do członków własnego szczepu zdarzają się niezwyk­ zdolny do obserwowania samego siebie — jak silnie w takiej
le rzadko, gdyż na przeszkodzie stoją tu różne tabu, których sytuacji występuje skłonność do sposobów zachowania się
bezwzględna surowość również staje się zrozumiała na tle pociągających za sobą samozagładę. Wyrażenie „popęd śmier­
prehistorii Utów: wobec bezustannych walk z białymi i z sąsia­ ci" wydaje się wręcz dostosowane do takich szczególnych
dującymi Indianami należało za wszelką cenę unikać sporów przypadków.
wewnętrznych między członkami szczepu. Kto zabił członka Oczywiście wewnątrzgatunkowa selekcja jeszcze niekiedy
swej grupy, temu surowa tradycja nakazuje popełnić samobójst­ i dzisiaj doprowadza do rozwoju w niepożądanych kierunkach,
wo. Przykazania tego przestrzegał nawet pewien Ute, który był ale omawianie tych wszystkich zjawisk odwiodłoby nas za
policjantem i w obronie własnej zastrzelił swego współple- daleko od tematu agresji. Na instynktownym podłożu groma­
mieńca w trakcie próby ujęcia go. Ścigany mianowicie pod dzenia majątku, na popędzie ambicji itp. opiera się wysoka
wpływem zamroczenia zadał swemu ojcu nożem cios, który pozytywna premia selekcyjna, na prostej przyzwoitości — pra­
otworzył tętnicę udową, tak że doszło do wykrwawienia. Gdy wie równie wysoka negatywna premia selekcji. Grozi nam
policjant otrzymał służbowe polecenie ujęcia sprawcy śmierci dzisiaj hipertrofia wymienionych popędów wyhodowana przez
— zabójstwo z premedytacją od początku było zupełnie konkurencję komercjalną, prawie równie ohydna jak to, co
wykluczone — przedstawił swemu przełożonemu własny po­ z wewnątrzgatunkowa agresją uczyniło wojenne współzawod­
gląd na sprawę. Delikwent — twierdził — c h c e umrzeć, gdyż nictwo między plemionami człowieka epoki kamienia. Szczęś­
jest obowiązany do samobójstwa, które na pewno zechce cie tylko, że zdobywanie bogactw i władzy nie idzie w parze
popełnić w ten sposób, że będzie stawiał opór i zmusi jego, tzn. z wielodzietnością, wówczas bowiem położenie ludzkości
policjanta, do zastrzelenia go. Wówczas jednak on sam również przedstawiałoby się jeszcze bardziej ponuro.
będzie musiał się zabić. Ponieważ więcej niż krótkowzroczny Oprócz następstw posiadania broni, oprócz wewnątrzgatun-
sierżant podtrzymał wydany przez siebie rozkaz, tragedia kowego doboru trzecim źródłem zła, które musiało wystąpić
rozegrała się w sposób przewidywany. Ten i inne protokoły wraz z umiejętnością pojęciowego myślenia, jest t e m p o

286 287
r o z w o j u , tak przyśpieszone, że wywołuje wręcz zawrót kultury nabytej w trakcie biegu historii i przekazywanej
głowy. Z umiejętności pojęciowego myślenia i wszystkich jego tradycją.
skutków, a przede wszystkim z symboliki artykułowanej mowy Podobnie jak użycie broni czy narzędzi i wyrosła z nich
pochodzi pewna zdolność człowieka, której nie ma żadna inna władza człowieka nad światem, tak i trzeci dar pojęciowego
żyjąca istota. Gdy biolog mówi o dziedziczeniu cech nabytych, myślenia kryje w sobie wiele niebezpieczeństw. Wszystkie
myśli wyłącznie o nabytych zmianach masy dziedzicznej, kulturowe osiągnięcia człowieka mają jeden wielki brak:
a więc genomu. Nie myśli już wcale o tym, że „dziedziczyć" na dotyczą one tylko takich jego cech i wydolności, jakie podlegają
wiele setek lat przed Grzegorzem Mendlem miało znaczenie wyłącznie wpływom indywidualnej modyfikacji i nauki. Tym­
prawnicze, że słowo to do procesów biologicznych zostało czasem wiele wrodzonych i charakterystycznych dla naszego
początkowo zastosowane w sensie jedynie porównania. Dzisiaj gatunku sposobów zachowania się tym wpływom n i e podlega;
to drugie znaczenie stało się tak potoczne, że prawdopodobnie tempo ich zmian w toku przemiany gatunku pozostało takie
byłbym źle zrozumiany, gdybym po prostu napisał: tylko samo jak to, w którym zmieniają się jakiekolwiek cechy
człowiek ma zdolność dziedziczenia cech nabytych, przez co naszego ciała, takie samo jak to, w którym przebiegał cały
chcę powiedzieć, że jeżeli na przykład jakiś człowiek dokona rozwój, zanim pojęciowe myślenie weszło na plan.
wynalazku łuku i strzały albo ukradnie te przedmioty od innego Jaka też mogła się odegrać scena wówczas, gdy człowiek
narodu, wyżej stojącego pod względem kulturowym — to od tej trzymał pierwszy raz w ręku tłuk pięściowy? Zapewne bardzo
chwili nie tylko jego potomstwo, ale cała jego społeczność podobna do tej, jaką obserwujemy u dwu- a nawet trzyletnich
p r z e j m u j e w p o s i a d a n i e to narzędzie tak mocno, jak i starszych dzieci, których żadne zahamowania ani instynktow­
gdyby to były narządy ciała powstałe w drodze mutacji ne, ani moralne nie powstrzymują przed waleniem się wzajem­
i selekcji. Użycie danego narzędzia na pewno równie trudno nie z całej siły po głowach ciężkimi, z ledwością dźwiganymi
pójdzie w zapomnienie, jak podobnie ważny dla życia narząd przedmiotami. Tak samo prawdopodobnie wynalazca pierw­
zamieni się w szczątkowy. szego tłuka nie wahał się uderzyć nim swego towarzysza, który
Nawet jeżeli taką ważną dla zachowania gatunku cechę czy właśnie wywołał jego gniew. Wszak emocjonalnie nie miał
zdolność nabędzie tylko jedna jednostka, cecha ta staje się żadnej wiedzy o strasznych skutkach swego wynalazku, gdyż
w najkrótszym czasie wspólną własnością całej populacji. To wrodzone zahamowania przed zabijaniem były wówczas, tak
właśnie powoduje wspomniane przyśpieszenie przemian histo­ jak i dzisiaj, skrojone na miarę jego naturalnego uzbrojenia. Czy
rycznych o wiele tysięcy razy, przyśpieszenie, które pojawiło był zmieszany, gdy ujrzał leżącego zabitego przez siebie
się na świecie wraz z pojęciowym myśleniem człowieka. pobratymca? Możemy z całą pewnością przyjąć, że tak.
Procesy adaptacyjne, które dotąd wymagały całych epok Zwierzęta o wyższej randze społecznej często reagują na nagłą
geologicznych, mogą obecnie przebiegać w najkrótszych od­ śmierć swoich współplemieńców w sposób wysoce dramatycz­
cinkach czasu, w ciągu kilku pokoleń. Ponad powolnym ny. Gęsi gęgawe stają nad nieżywym przyjacielem sycząc
i prawie niedostrzegalnym w porównaniu z nowym tokiem w postawie w najwyższym stopniu obronnej, jak to opisuje
wydarzeń dalszym biegiem rozwoju rodowego, czyli filogene­ Heinroth, który kiedyś zastrzelił gęś na oczach jej rodziny. Sam
zy, płyną dzieje, historia. Ponad powstałym na drodze filogene­ widziałem to samo, gdy pewna gęś nilowa uderzyła w głowę
zy skarbcem masy dziedzicznej wznosi się wysoka budowla pisklę gęsi gęgawej, a ono pobiegło zataczając się do swoich

288 289
rodziców i tam niebawem zmarło na krwotok mózgu. Rodzice, i żyje w stałym wzajemnym stosunku łagodnego poławiania
mimo że nie mogli widzieć zabójczego uderzenia, reagowali głów; „łagodność" w ujęciu Margaret Mead należy rozumieć
w wyżej opisany sposób na upadek i śmierć swego dziecka. w ten sposób, że nie podejmuje się zorganizowanych wypraw
Monachijski słoń Wastl, który w trakcie zabawy bez żadnych wojennych w celu zdobywania tak bardzo pożądanych męskich
agresywnych zamiarów ciężko zranił swego dozorcę, zdener­ głów, a tylko od wypadku do wypadku, wtedy gdy się napotka
wował się straszliwie i ustawił się nad zranionym w postawie przypadkowo na pograniczu swego terenu starą kobietę albo
obronnej, przez co niestety uniemożliwił udzielenie mu w porę kilkoro dzieci, „zgarnia się" ich głowy.
pomocy lekarskiej. Bernhard Grzimek opowiadał mi, jak kiedyś Zakładając, że hipotezy te są słuszne, wyobraźmy sobie teraz,
szympans, który go ugryzł i dotkliwie zranił, gdy tylko ochłonął że żyjemy w takim społeczeństwie wraz z dziesięcioma czy
ze złości, usiłował zacisnąć palcami brzegi zadanych mu ran. piętnastoma naszymi najlepszymi przyjaciółmi, ich żonami
Pierwszy Kain najprawdopodobniej natychmiast poznał ok­ i dziećmi. Ci nieliczni mężczyźni z konieczności muszą
ropność swego czynu. Powolne rozejście się wieści, że na­ tworzyć zaprzysiężoną wspólnotę, stać się p r z y j a c i ó ł m i
stępuje niepożądane osłabienie potencjału bojowego własnej w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu. Każdy niejedno­
hordy, gdy zbyt wielu członków zostaje zabitych — wcale nie krotnie drugiemu ratował życie, a nawet jeżeli istniało zawsze
było nawet potrzebne. Jakakolwiek byłaby kara ustanowiona między nimi, tak jak między chłopcami w szkole, jakieś
dla powstrzymania nieograniczonego użycia nowej broni współzawodnictwo na tle rangi, dziewcząt itp. — sprawy te
— w każdym razie powstała jakaś forma odpowiedzialności, obecnie musiały zejść na plan dalszy w obliczu stałej koniecz­
aczkolwiek jeszcze prymitywna, która już wtedy chroniła ności wspólnej obrony przed wrogimi sąsiadami. Walki z oto­
ludzkość przed samozagładą. czeniem o byt własnego społeczeństwa są tak częste, że
Pierwsze zatem dzieło, jakie w dziejach ludzkości powstało wszystkie popędy wewnątrzgatunkowej agresji znalazły pełne
z poczucia obowiązku moralnego, polegało na przywróceniu zaspokojenie, kierując się na zewnątrz. Wydaje mi się, że
utraconej równowagi między uzbrojeniem a wrodzonym zaha­ w tych warunkach każdy z nas w tej wspólnocie piętnastu
mowaniem przed zabójstwem. We wszystkich innych dziedzi­ mężczyzn przestrzegałby dziesięciorga przykazań tablic moj­
nach wymagania stawiane jednostce przez rozumowe poczucie żeszowych z c z y s t o n a t u r a l n e j w e w n ę t r z n e j p o ­
odpowiedzialności u pierwszych ludzi były chyba jeszcze t r z e b y ; nie zabijałby ani nie spotwarzał, nie kradłby drugie­
bardzo proste i łatwe do spełnienia. mu jego żony ani niczego, co jego jest. Na pewno szanowałby
Nie będzie to naprawdę posunięciem zbyt śmiałym, jeśli nie tylko ojca i matkę z naturalnej skłonności, ale w ogóle
przyjmiemy, że pierwsi właściwie ludzie, jakich znamy z prehi­ wszystkich starych i mądrych, tak jak według Frasera Darlinga
storii, np. ci z Cro-Magnon, mieli miej więcej takie same dzieje się u jeleni i jak Washburn, de Vore i Kortlandt
instynkty, te same naturalne skłonności co i my i, dalej, że przy zaobserwowali w jeszcze większym stopniu u prymatów.
budowie swoich społeczności i w swych sporach między Innymi słowy, naturalne skłonności człowieka nie są takie
wspólnotami nie zachowywali się tak bardzo odmiennie od złe. Człowiek nie jest wcale od urodzenia taki niedobry, a tylko
pewnych dziś jeszcze żyjących ludów, np. Papuasów w central­ n i e j e s t d o s t a t e c z n i e d o b r y w stosunku d o wymagań
nej Nowej Gwinei. U tychże Papuasów każde z maleńkich stawianych mu przez nowoczesne życie społeczne.
osiedli znajduje się w stanie nieustającej wojny z sąsiednim Samo już powiększenie liczby osobników należących do

290 291
jakiejś społeczności wywołać musi dwojakiego rodzaju skutki, pomimo że niekiedy nawet w ogóle go nie widzieliśmy. Co
które zakłócają równowagę między najważniejszymi instynk­ więcej, możemy rozumowo pojąć, że jesteśmy zobowiązani do
tami wzajemnego przyciągania i odpychania, tzn. między miłowania także i naszych nieprzyjaciół, a to nigdy nie przyszło-
osobistą więzią a wewnątrzgatunkową agresywnością. Po pier­ by nam nawet na myśl na podstawie naszych naturalnych
wsze, dla powiązań osobistych bywa szkodliwe, gdy jest ich skłonności. Wszelkie kazania o ascezie ostrzegające nas przed
zbyt wiele. Stare, mądre powiedzenie, że można mieć tylko puszczeniem wodzy naszym instynktownym popędom, nauka
niewielu naprawdę dobrych przyjaciół — na pewno jest słuszne. o grzechu pierworodnym, która głosi, że człowiek od urodzenia
Wielka podaż „znajomych", którą pociąga za sobą z musu jest zły — wszystkie zawierają tę samą prawdę, a mianowicie
każda większa społeczność, pomniejsza więc trwałość po­ że człowiek nie powinien pozwalać ślepo się powodować swoim
szczególnych związków. Po drugie, ciasne stłoczenie wielu odziedziczonym skłonnościom, ale że musi nauczyć się je
jednostek w małej przestrzeni powoduje osłabienie wszystkich opanowywać, przewidywać ich skutki i sprawdzać przez pod­
reakcji społecznych. Każdy współczesny mieszkaniec wiel­ budowaną poczuciem obowiązku analizę samego siebie.
kiego miasta, przesycony nadmiarem nieuchronnych kontak­ Należy oczekiwać, że cywilizacja — a miejmy nadzieję, że
tów i zobowiązań socjalnych wszelkiego rodzaju, zna dobrze wraz z nią i kultura — będą nadal wzrastały w stale wzmagają­
niepokojące zjawisko, że nie sposób tak się ucieszyć z od­ cym się tempie. W tym samym stopniu musi wzrosnąć
wiedzin przyjaciela, jak należałoby się spodziewać, nawet gdy i skomplikować się zadanie ciążące na poczuciu obowiązku
się go dawno nie widziało i naprawdę kocha. Zauważa się moralnego. Przepaść pomiędzy tym, co człowiek gotów jest
u siebie wyraźną skłonność do burkliwej obrony, gdy po kolacji świadczyć dla ogółu w wyniku swoich naturalnych skłonności,
jeszcze zadzwoni telefon. Jak już od dawna wykazują doświad­ a tym, czego ogół od niego wymaga, staje się coraz to większa,
czenia socjologów, charakterystycznym skutkiem stłoczenia, a więc i coraz trudniejsza do przebycia dla jego poczucia
zbytniego zagęszczenia (po angielsku: crowding) jest wzrost odpowiedzialności. Świadomość tego jest tym bardziej niepo­
skłonności do agresywnego zachowania się. kojąca, że pomimo najlepszej nawet woli trudno dopatrzyć się
Do tych niepożądanych zjawisk związanych z ilościowym tu działania jakichś selektywnych zalet, które mogłyby wy­
wzrostem naszego społeczeństwa dochodzi jeszcze i niemoż­ kształcić się w człowieku czy to z siły jego poczucia od­
ność wyładowania agresywnych popędów w stopniu „przewi­ powiedzialności, czy też ze szczególnie wysokich walorów jego
dzianym" dla naszego gatunku. Zachowanie pokoju jest pierw­ przyrodzonych skłonności. Przeciwnie, należy się raczej powa­
szym obowiązkiem obywatelskim, a sąsiednia wroga wioska, żnie obawiać, że dzisiejszy skomercjalizowany porządek społe­
która ongiś stanowiła obiekt zaspokajający wewnątrzgatun­ czny pod iście diabelskim wpływem międzyludzkiego współ­
kową agresywność — znika w mglistej dali. zawodnictwa prowadzi dobór hodowlany właśnie w kierunku
W miarę coraz wyższego rozwoju cywilizacji wszystkie wręcz przeciwnym. Z tej strony wyrasta więc również dla
warunki sprzyjające właściwemu działaniu naszych natural­ poczucia obowiązku zadanie, które z biegiem czasu staje się
nych skłonności do społecznego zachowania się stają się coraz coraz trudniejsze do spełnienia.
mniej korzystne, podczas gdy wymagania stawiane temu Rozwiązania tego problemu za pośrednictwem poczucia
zachowaniu równocześnie wzrastają. „Bliźniego" każą nam moralnego obowiązku nie ułatwimy, jeśli będziemy przeceniać
traktować tak, jak gdyby był naszym najlepszym przyjacielem, jego władzę. Cel raczej osiągniemy przez skromne poznanie, że

292 293
obowiązek moralny jest „tylko" m e c h a n i z m e m k o m ­ druhowi niestety — ze szczerej ochoty; zmartwię się więc, gdy
p e n s a c y j n y m , który dostosowuje nasz zasób instynktów kto powie, że nie ma w tym ni śladu cnoty!"
do wymagań życia kulturalnego i r a z e m z n i m t w o r z y Tymczasem nie tylko s ł u ż y m y naszemu druhowi z we­
c a ł o ś ć f u n k c j o n a l n e g o s y s t e m u . Takie ujęcie wy­ wnętrznej szczerej ochoty, ale i jego przyjacielskie uczynki
jaśnia wiele spraw niezrozumiałych skądinąd. o c e n i a m y także z punktu widzenia tego, czy była to ciepła
Wszyscy c i e r p i m y wskutek przymusu opanowywania naturalna przychylność, która skłoniła go do takiego zachowa­
własnych popędów, jedni więcej, inni mniej, w zależności od nia! Gdybyśmy byli prawdziwie konsekwentnymi prawowier­
bardzo różnego stopnia, w jakim jesteśmy wyposażeni w instyn­ nymi kantystami, musielibyśmy odczuwać zupełnie inaczej:
kty czy skłonności społeczne. Według dobrej starej definicji cenilibyśmy bowiem najwyżej takiego człowieka, który z natu­
psychiatrycznej p s y c h o p a t ą jest człowiek, który pod wpły­ ry nas wręcz nie znosi, a wskutek analizy samego siebie
wem wymagań stawianych mu przez społeczeństwo albo sam dyktowanej poczuciem obowiązku w b r e w skłonności serca
cierpi, albo ze swej strony powoduje, że cierpi społeczeństwo. zmuszony jest zachowywać się w stosunku do nas przyzwoicie.
W pewnym sensie jesteśmy więc w s z y s c y psychopatami, Tymczasem w rzeczywistości dla takich dobroczyńców od­
każdy z nas bowiem cierpi wskutek konieczności rezygnacji czuwamy najwyżej bardzo chłodny szacunek, a k o c h a m y
z popędów, czego wymaga od nas dobro ogółu. Jednakże tego tylko, kto odnosi się do nas przyjacielsko, bo mu to sprawia
powyższa definicja dotyczy szczególnie ludzi, którzy załamują przyjemność, i kto działając w ogóle nie myśli o tym, że czyn
się pod wpływem tych wymagań i stają się albo neurastenikami, jego mógłby zasługiwać na wdzięczność.
a więc ludźmi chorymi, albo przestępcami. Ale nawet według Gdy mój niezapomniany mistrz Ferdinand Hochstetter
tej ścisłej definicji człowiek „normalny" nie różni się tak w wieku lat siedemdziesięciu jeden wygłaszał swój pożegnalny
wyraźnie od psychopaty, a dobry obywatel od zbrodniarza, jak wykład, ówczesny rektor Uniwersytetu Wiedeńskiego dzięko­
różni się to, co zdrowe, od tego, co chore! Różnica jest raczej wał mu w bardzo serdecznych słowach za jego długą i tak
analogiczna do tej, jaka istnieje między człowiekiem z wyrów­ owocną działalność. Na to podziękowanie Hochstetter dał
naną wadą serca a takim, co cieipi na „niewyrównaną wadę", odpowiedź, w której w skondensowanej formie objawia się cały
tzn. którego serce już nie jest dłużej w stanie zwiększoną pracą paradoks wartości i braku wartości naturalnych inklinacji;
mięśnia wyrównać tego, że jedna z zastawek niezupełnie się powiedział bowiem: „Dziękuje mi pan za coś, za co nie mam
domyka czy też zwęziła się. Porównanie to uwzględnia także prawa żądać żadnego podziękowania! Niech pan dziękuje
i fakt, że działanie kompensacyjne odbywa się k o s z t e m moim rodzicom, moim przodkom, po których odziedziczyłem
energii. takie a nie inne skłonności. Ale gdy mnie pan zapyta, co
Taki pogląd na najistotniejszą rolę poczucia obowiązku zdziałałem przez całe życie w dziedzinie wiedzy i nauki, muszę
moralnego pozwala w kantowskiej etyce na rozwiązanie pewnej panu powiedzieć całkiem szczerze: w gruncie rzeczy robiłem
sprzeczności, na którą już zwrócił uwagę Fryderyk Schiller. On, zawsze to, co mi właśnie sprawiało największą przyjemność!"
którego Herder nazwał „najinteligentniejszym spośród wszyst­ Cóż za dziwna sprzeczność! Ten wielki przyrodnik, który
kich kantystów", buntował się przeciwko odarciu przez etykę — a wiem to na pewno — nigdy nie czytał Kanta, zajmuje takie
Kanta wszystkich naturalnych skłonności z wszelkich wartości samo jak on stanowisko, polegające na nieprzywiązywaniu
i zadrwił z tej nauki w formie wspaniałej fraszki: „Chętnie służę wagi do wartości naturalnych inklinacji, a jednocześnie przez

294 295
poważny ciężar gatunkowy swojej działalności życiowej — do­ nie jest wcale przemożna pokusa, zjawiająca się nagle i jedno­
prowadza kantowską naukę o wartości do absurdu jeszcze razowo, ale zżerające siły, długotrwałe, nadmierne napięcie
dosadniej aniżeli Schiller w swojej fraszce. Tymczasem wyj­ nerwowe, jakiekolwiek by ono było. Zgryzota, nędza, głód,
ściem z tego ślepego zaułka jest bardzo proste rozwiązanie strach, przepracowanie, beznadziejność itp. oddziaływają
owego pozornego w gruncie rzeczy problemu przez spojrzenie wszystkie tak samo. Kto kiedykolwiek w czasie wojny czy
na obowiązek moralny jako na mechanizm kompensacyjny w niewoli miał okazję obserwowania wielu ludzi w tego rodzaju
i niepozbawianie - naturalnych skłonności ich prawdziwych ciężkich okolicznościach, ten wie, jak nagle i niespodziewanie
walorów. występuje moralna dekompensacja. Ci, o których sądziliśmy, że
Gdy osądzić mamy c z y n y jakiegoś człowieka, choćby są ze stali, załamują się gwałtownie, a inni, po których nie
nasze własne, będziemy je oczywiście oceniać tym wyżej, im spodziewaliśmy się nic szczególnego, okazują się źródłem
mniej odpowiadają naszym naturalnym skłonnościom. Ale gdy niewyczerpanych wręcz sił i skromnym swoim przykładem
przyjdzie nam oceniać samego człowieka, na przykład wybiera­ pomagają niezliczonym bliźnim w podtrzymaniu ich woli
jąc go na przyjaciela, to równie oczywiste jest, że pierwszeńst­ moralnej. Kto przeżył takie sytuacje, wie również, że natężenie
wo przyznamy temu, którego przyjacielskie zachowanie się nie dobrej woli a jej wytrwałość to dwie niezależne od siebie
wynika zupełnie z rozważań rozumowych, choćby były na zmienne. Gdy się to poznało, wie się także z całą pewnością, że
najwyższym poziomie etycznym, a wypływa wyłącznie z ciep­ nie wolno czuć się wyższym od tego, który załamał się nieco
łych uczuć i naturalnych skłonności. To, że w ten sposób wcześniej od nas. Nawet najlepszy i najszlachetniejszy do­
stosujemy dwie różne miary wartości zależnie od tego, czy chodzi wreszcie do takiego punktu, w którym po prostu już dalej
oceniamy czyny człowieka, czy też jego samego — nie tylko nie ciągnąć nie może: Eli, Eli, lamma sabachthani?
stanowi paradoksu, ale jest dowodem zdrowego ludzkiego Według kantowskiej nauki o moralności odpowiedzi na
rozsądku. autoanalizę kierowaną poczuciem obowiązku dostarcza w po­
Kto postępuje społecznie z naturalnych swoich skłonności, staci kategorycznego imperatywu sam rozum ludzki, działający
ten w normalnych warunkach tylko w nieznacznym stopniu zgodnie ze swymi wewnętrznymi prawami. Według Kanta
wykorzystuje mechanizm kompensacyjny swojego poczucia pojęcia rozum i rozsądek wcale nie są identyczne. Uważa on
odpowiedzialności i na czas niedoli dysponuje potężnymi za oczywiste, że istota rozumna nie może chcieć wyrządzić
rezerwami moralnymi. Kto już w warunkach życia codziennego szkody drugiej istocie tego samego gatunku. Już w samym
musi zużywać całą hamującą siłę swojego poczucia obowiązku słowie rozum można się etymologicznie doszukać zdolności
moralnego, aby uczynić zadość żądaniom swego kulturowego porozumienia się, innymi słowy, istnienia uczuciowo wyso­
środowiska, ten oczywiście załamuje się o wiele wcześniej ko cenionych społecznych stosunków między wszystkimi
w przypadku wzrostu tych żądań. Energetyczny aspekt naszego istotami mającymi rozum. Dla Kanta zatem jasny i oczywisty
porównania z wadą serca doskonale daje się i tu zastosować, jest fakt, który badacz sposobów zachowania się dopiero
gdyż zwiększenie obciążenia, pod którego wpływem społeczne pragnie wytłumaczyć, a mianowicie że człowiek nie chce
zachowanie się człowieka ulega „dekompensacji", może być drugiemu wyrządzać szkody. Wielki filozof przyjął jako zro­
bardzo różnego rodzaju, jednakże zawsze pochłania „siły". zumiałe samo przez się coś, co wymaga wyjaśnienia; jest to
Tym, co najbardziej nadweręża moralną odporność człowieka, wprawdzie drobna niekonsekwencja we wspaniałym ciągu jego

296 297
myśli, ale czyni jego naukę bardziej możliwą do przyjęcia dla sam. Istotne różnice występują tylko tam, gdzie u człowieka
kogoś, kto myśli kategoriami biologii. Jest to wąska furtka, tradycja kultury wchodzi w skład treści tego, czego się nauczył.
przez którą wkrada się uczucie, a więc — innymi słowy Z układu tych wzajemnych oddziaływań, rozgrywających się
— motywacja instynktowna, do poza tym czysto racjonalnych nieomal wyłącznie w podświadomości, wywodzą się siły
wniosków jego podziwu godnej konstrukcji myślowej. Rów­ napędowe wszystkich naszych czynów, także i tych, które
nież i Kant nie wierzy, że człowieka powstrzyma przed najbardziej podlegają sterowaniu przez nasz samokontrolujący
jakimkolwiek czynem, do którego prze go wrodzona skłonność, się rozum. Stąd wywodzi się miłość i przyjaźń, wszystkie ciepłe
czysto rozumowe poznanie logicznej sprzeczności w zasadach serdeczne uczucia, zmysł piękna, pęd do twórczej działalności
jego działania. Oczywista, że aby zamienić czysto rozumowe i naukowego poznania. Człowiek odarty ze wszystkiego, co
poznanie w nakaz czy też zakaz, niezbędny jest czynnik określa się mianem zwierzęcości, pozbawiony naporu ciemno­
uczuciowy. Gdybyśmy z naszych przeżyć wyłączyli emoc­ ści, człowiek jako istota czysto rozumowa na p e w n o n i e
jonalne odczucie wartości, jak np. to, które żywimy dla różnych byłby aniołem; raczej byłby właśnie jego
stopni ewolucyjnych, gdyby dla nas człowiek, życie ludzkie przeciwieństwem!
i ludzkość żadnych nie przedstawiały wartości — aparat Tymczasem wcale nietrudno zrozumieć, skąd pochodzi
naszego rozumu, działający sam w sobie bez zarzutu, byłby ogólnie przyjęte mniemanie, że wszystko dobro, i tylko dobro
mechanizmem bez silnika, poruszającym się na jałowym biegu. służące społeczności ludzkiej, zawdzięczamy moralności,
Pozostawiony sam sobie, może wyłącznie dostarczać nam a wszelkie „egoistyczne" motywy działania ludzkiego, nie
środków do osiągnięcia celów określonych poza nim, ale nie dające się pogodzić z wymaganiami społeczeństwa, wynikają
jest zdolny sam celów tych wyznaczać ani wydawać nam z intynktów „zwierzęcych". Gdy sobie bowiem postawimy
rozkazów. Gdybyśmy byli nihilistami w rodzaju Mefistofelesa kategoryczne pytanie Kanta: „Czy zasady mego postępowania
i gdybyśmy byli zdania, że „lepiej, by nic nie rodzono mogę podnieść do rangi prawa powszechnego, czy też wynik
w świecie" — zasada naszego działania nie zawierałaby
1
takiej próby byłby sprzeczny z rozumem?" — wszystkie
w sobie żadnej sprzeczności w chwili, w której naciskalibyśmy sposoby zachowania się, także i te czysto instynktowne, okażą
guzik wyzwalający bombę wodorową. się całkowicie zgodne z rozumem przy założeniu, że spełniają
Dopiero odczucie wartości, dopiero uczucie nadaje od­ one funkcję ułatwiającą zachowanie gatunku, dla której zostały
powiedzi otrzymanej na kategoryczną autoanalizę znak plus stworzone przez „wielkich konstruktorów" przemiany gatun­
czy minus, co przekształca ją w nakaz czy zakaz. Jednakże ków. S p r z e c z n o ś ć z r o z u m e m w y s t ę p u j e t y l k o
nakazy i zakazy nie wynikają z rozumu, ale z naporu ciemności, w przypadkach wadliwości funkcji jakiegoś
do której nie dochodzi nasza świadomość. W tych warstwach, i n s t y n k t u . Wytropienie tej wadliwości — oto zadanie
dostępnych tylko pośrednio rozumowi ludzkiemu, elementy kategorycznego pytania; skompensowanie jej — oto rola
instynktowe i nabyte tworzą wysoce skomplikowany układ, nie kategorycznego imperatywu. Autoanaliza nie potrafi odróżnić
tylko bardzo blisko spokrewniony z tym, w który wyposażone instynktów działających prawidłowo, „zgodnie z intencją wiel­
są zwierzęta wyższe, ale w znacznej mierze po prostu taki kich konstruktorów", od tego, co jest zgodne z rozumem. Jeżeli
w takim przypadku zapytamy: „Czy zasada mego postępowania
1
Goethe, Faust, cz. I, przełożył Władysław Kościelski. może stanowić prawo powszechne?" — otrzymamy odpowiedź

298 299
wyraźnie twierdzącą, zasada ta bowiem i tak już jest powszech­ Reakcję tę odpowiednio wyzwalają w sposób dający się
nym prawem! wprost odruchowo przewidzieć takie okoliczności zewnętrzne,
Dziecko wpada do wody, człowiek skacze za nim, wyciąga jakie wymagają bojowego zaangażowania się w interesie
je, bada zasadę swego działania i stwierdza, że — podniesiona społecznym, szczególnie w takim, który jest uświęcony tradycją
do rangi prawa powszechnego powinna brzmieć na przykład kulturową. Konkretnie reprezentują więc ten interes rodzina,
następująco: Jeżeli dorosły człowiek, homo sapiens L., widzi naród, alma mater czy klub sportowy bądź też pojęcia abstrak­
dziecko własnego gatunku znajdujące się w niebezpieczeństwie cyjne, jak: dawna świetność korporacji, bezkompromisowość
życia i może je uratować — czyni to. Czy ta abstrakcja zawiera twórczości artystycznej czy też etyka pracy w dziedzinie nauk
w sobie rozumowe sprzeczności? Na pewno nie! Wobec tego indukcyjnych. Wymieniam tu jednym tchem sprawy, jakie dla
wybawca dziecka klepie w duchu sam siebie po ramieniu i jest mnie mają szczególną wartość, ale także i takie, które w sposób
dumny z tego, że postąpił tak zgodnie z rozumem i tak moralnie. dla mnie niepojęty są przez innych uważane za cenne; czynię
Gdyby był rzeczywiście szedł taką drogą, biedne dzieciątko tak dla zobrazowania braku selektywności, wskutek którego
byłoby już dawno utonęło, zanim wybawca jego wskoczyłby do zapał jakże często bywa tak bardzo niebezpieczny.
wody. Pomimo to człowiek należący do naszego zachodniego Dla stworzenia sytuacji bodźcowej, w optymalny sposób
kręgu kulturowego nie lubi słyszeć, że działał czysto instynk­ wyzwalającej zapał i wywoływanej z pełną świadomością celu
townie i że każdy pawian w analogicznej sytuacji byłby przez demagogów, potrzebne jest — po pierwsze, zagrożenie
zupełnie niewątpliwie uczynił to samo. wyżej wymienionych wartości. Prawdziwy wróg, czy też jego
Stara chińska mądrość, że wprawdzie w człowieku tkwi całe kukła, może być dobierany nieomal dowolnie i być — tak jak
zwierzę, lecz w zwierzęciu — niecały człowiek, wcale nie i zagrożone wartości — konkretny bądź abstrakcyjny. „Żydy",
oznacza, że to „zwierzę w człowieku" jest czymś z założenia „szkopy", „Huny", wyzyskiwacze, tyrani itp. działają równie
złym, godnym pogardy i — o ile możności — wytępienia. skutecznie jak np. kapitalizm światowy, bolszewizm, faszyzm,
Istnieje pewna ludzka reakcja, która lepiej niż każda inna nadaje imperializm i wiele innych -izmów. Po drugie — do omawianej
się do wykazania, jak bardzo niezbędny może być jakiś sposób sytuacji bodźcowej niezbędna jest możliwie porywająca figura
zachowania się jednoznacznie „zwierzęcy" i odziedziczony po wodza, z której — jak wiadomo — nie mogą zrezygnować
antropoidalnych przodkach. Niezbędny dla czynności, co nie nawet najbardziej zawzięci antyfaszystowscy ideolodzy; zresz­
tylko uchodzą za specyficznie ludzkie i wysoce moralne, ale tą w ogóle podobieństwo metod stosowanych przez najbardziej
naprawdę nimi są. Reakcją tą jest tak zwany z a p a ł . W języku różniące się od siebie kierunki polityczne przemawia za
niemieckim już samo słowo Begeisterung, określające tę reak­ instynktownym charakterem demagogicznie wykorzystywanej
cję, wyraża, że chodzi o coś bardzo wzniosłego, czysto ludz­ reakcji ludzkiego zapału. Po trzecie — i chyba jest to czynnik
kiego, co człowieka ogarnia, a mianowicie — o ducha — Geist. najważniejszy — do wyzwolenia silnego zapału konieczna jest
Greckie słowo „entuzjazm" mówi wręcz o tym, że jakiś bóg nim możliwie wielka liczba zapaleńców. Prawidła zapału w tym
włada. W rzeczywistości zaś jest to nasz stary przyjaciel i nowy zakresie są zupełnie podobne do opisanych w rozdziale VIII
wróg, wewnątrzgatunkowa agresja, która opanowuje porwane­ praw rządzących powstaniem anonimowego stada, w którym
go zapałem człowieka, i to w postaci prastarej, bynajmniej również porywające działanie rośnie prawdopodobnie w po­
nie wysublimowanej reakcji obrony społecznej. stępie geometrycznym ze wzrostem liczby osobników.

300 301
Każdy mniej lub bardziej uczuciowy człowiek dobrze zna ciało i odstawia łokcie w bok, jemu również jeży się sierść, co
subiektywne przeżycia, jakie idą w parze z omawianą reakcją. powoduje potężne i wywołujące grozę zwiększenie zarysów jego
Polegają one przede wszystkim na pewnego rodzaju uczuciu, ciała widzianego od przodu. Obrót ramion do wewnątrz ma
znanym jako zapał; „święty dreszcz" przebiega po plecach, najwyraźniej na celu ukazanie ich od strony najsilniej owłosionej,
a także —jak zauważymy przy ściślejszej obserwacji — wzdłuż i to bowiem wzmaga pożądany efekt. Całe to połączenie postawy
zewnętrznej strony ramion. Ogarnia nas uczucie wyzwolenia ciała z nastroszeniem sierści służy więc do „bluffu" — zupełnie
i wyniesienia ponad wszystkie więzy łączące nas z życiem jak wyginanie grzbietu w pałąk u kota. Chodzi o to, aby zwierzę
codziennym, jesteśmy gotowi rzucić wszystko, aby móc podą­ wydawało się większe i groźniejsze, niż jest w istocie. A ogar­
żyć za głosem świętego obowiązku. Wszystkie przeszkody niający nas „święty dreszcz" nie jest niczym innym jak strosze-
stające na drodze do jego spełnienia tracą na znaczeniu niem naszej sierści, pozostałej już tylko jako mizerny ślad.
i ważności. Niestety tracą wiele ze swojej władzy także Nie wiemy, co małpa przeżywa w czasie swojej reakcji
i zahamowania instynktowne, powstrzymujące nas od usz­ obrony społecznej, ale wiemy, że poświęca życie równie
kadzania i zabijania przedstawicieli własnego gatunku. Roz­ ofiarnie i bohatersko jak ogarnięty zapałem człowiek. Praw­
ważania rozumowe, krytyka i argumenty sprzeczne z naszym dziwie filogenetyczna homologia reakcji szympansa broniące­
zachowaniem, podyktowanym porywem zapału — zostają go hordy, a z drugiej strony ludzkiego zapału — nie ulega
stłumione w związku z dziwnym przewartościowaniem wszyst­ żadnej wątpliwości, więcej jeszcze, można sobie znakomicie
kich walorów, które każą nam uznać je nie tylko za nieistotne, wyobrazić, jak jedno wynikło z drugiego. Wszak i u nas
ale wręcz za niskie i hańbiące. Krótko mówiąc, jak ślicznie wartości, w których obronie unosimy się zapałem, mają
powiada ukraińskie przysłowie: „Gdy powiewa sztandar, ro­ charakter pierwotnie społeczny. Jeżeli sobie jednak przypo­
zum mieści się w trąbie!" mnimy to, o czym była mowa w rozdziale „Nawyki, ceremonia­
Przeżyciu temu odpowiada następujące zachowanie się, ły i czary", uznamy za nieodzowne, aby reakcja, która służyła
które daje się stwierdzić obiektywnie: napięcie całego poprze­ ongiś obronie indywidualnie znanych konkretnych członków
cznie prążkowanego umięśnienia wzmaga się, postawa ciała się zbiorowości, z czasem coraz bardziej brała pod opiekę przeka­
wypręża, ręce odstają nieco w bok i odwracają się trochę ku zane tradycją ponadosobnicze wartości kulturowe, które są
środkowi, tak że łokcie wskazują na zewnątrz. Głowa podnosi trwalsze aniżeli grupy poszczególnych jednostek ludzkich.
się dumnie ku górze, broda wysuwa ku przodowi, a mięśnie Fakt, że nasze odważne ujmowanie się za sprawą, która
twarzy układają się w określony wyraz, który wszyscy znamy wydaje się nam najwyższym dobrem, przebiega po torach
z filmów j ako, ,twarz bohatera''. Owłosienie pleców i zewnętrz­ nerwowych równoległych do społecznych reakcji obronnych
nej partii ramion stroszy się. Oto obiektywny obraz przy­ naszych antropoidalnych przodków — wcale nie jest dla nas,
słowiowego „świętego dreszczu". jak sądzę, ściągnięciem z obłoków, jest natomiast poważnym,
Kto kiedykolwiek widział odpowiednie do wyżej opisanego głęboko sięgającym upomnieniem do opamiętania się. Czło­
zachowanie się szympansa przystępującego z bezprzykładną wiek pozbawiony tych reakcji jest kaleką w dziedzinie instynk­
odwagą do obrony swojej hordy bądź rodziny — ten musi tów i nie chciałbym go mieć za przyjaciela. Natomiast ten, co
zwątpić w świętość tego dreszczu, a także w uduchowienie daje się porwać ich ślepą zdolnością wywoływania odruchów
zapału. Szympans bowiem również wysuwa brodę, napręża — stanowi niebezpieczeństwo dla ludzkości, stając się powolną

302 303
ofiarą takich demagogów, którzy potrafią ludziom wyczarować
sytuacje bodźcowe wyzwalające walkę równie łatwo, jak my,
fizjologowie zachowania się, czynimy to w stosunku do naszych
zwierząt doświadczalnych. Gdy przy słuchaniu starych pieśni, Rozdział czternasty
a cóż dopiero przy dźwiękach marsza, bliski jestem odczuwania WYZNANIE NADZIEI
„świętego dreszczu", opieram się tej pokusie, powtarzając sobie,
że szympansy, gdy chcą się podniecić do społecznego ataku,
również wydają rytmiczne dźwięki. Uczestniczyć we wspólnym Ani mnie nawet nadzieja nie łudzi,
B y m mógł poprawić i nawrócić ludzi.
śpiewie znaczy podawać diabłu mały paluszek. (Goethe, Faust, cz. I,
Zapał jest prawdziwym autonomicznym instynktem człowie­ przełożył Władysław Kościelski.)

ka, takim jakim na przykład jest krzyk triumfalny gęsi gęgawej.


Wywołuje on własne apetytywne zachowanie się, własne W odróżnieniu od Fausta ja jednak żywię nadzieję, że po­
mechanizmy wyzwalające i — jak każdy z nas wie z doświad­ trafię uczyć czegoś po to, by ludzi poprawić i nawrócić.
czenia — stanowi przeżycie tak nadzwyczaj zaspokajające, że Przekonanie to nie wydaje mi się dowodem zarozumiałości,
pokusa poddania się jego działaniu wydaje się wręcz nie do w każdym razie nie świadczy bardziej o zarozumiałości ani­
opanowania. Tak jak krzyk triumfalny kształtuje, więcej, żeli wypowiedź Fausta, która przecież nie wypływa bynaj­
opanowuje istotę struktury społecznej gęsi gęgawej, tak samo mniej ze skromności co do własnej umiejętności nauczania,
popęd do zapalczywego uczestnictwa w boju określa w znacz­ lecz z przeświadczenia, że „ci ludzie" i tak nie są zdolni po­
nym stopniu społeczny i polityczny ustrój ludzkości. Ludzkość jąć nowej nauki. Przeświadczenie takie byłoby słuszne tyl­
nie dlatego jest agresywna i gotowa do walki, że rozpadła się na ko w wyjątkowym przypadku objawienia się jakiegoś tytana
wrogie sobie obozy, odwrotnie, taka właśnie jest jej struktura, duchowego, wyprzedzającego swoją epokę o całe stulecia.
ponieważ stwarza sytuację bodźcową niezbędną do wyzwolenia Taki geniusz pozostaje niezrozumiany, grozi mu śmierć
reakcji agresywności społecznej. „Gdyby kiedyś jakaś teoria męczeńska albo co najmniej śmierć przez przemilczenie. Ale
zbawienia ludzkości — pisze Erich von Holst — miała jeżeli współcześni kogoś wysłuchają i czytają jego książki
naprawdę objąć całą kulę ziemską, rozpadłaby się natychmiast — można z całą pewnością przyjąć, że n i e jest on owym
na co najmniej dwie interpretacje (jedną własną, prawdziwą, tytanem duchowym. Może sobie najwyżej pochlebić, że ma
i drugą heretycką), a wrogość i walka rozwijałyby się nadal coś do powiedzenia, co jest właśnie „na czasie". Najlep­
— gdyż niestety ludzkość jest taka, jaka jest." szego oddźwięku na to, co mamy do powiedzenia, możemy
Otóż i janusowe oblicze człowieka: jedyna istota, jaka jest oczekiwać wtedy, gdy nasze poglądy tylko bardzo niewiele
zdolna z pełnym zapałem poświęcić się służbie dla najwyższej przerastają ich adresatów. Wówczas reakcją ich będzie: „No,
sprawy, potrzebuje w tym celu takiej organizacji fizjologii oczywiście że tak jest! Właściwie sam mogłem wpaść na ten
zachowania się, której zwierzęce cechy noszą w sobie niebez­ pomysł!"
pieczeństwo bratobójstwa, i to bratobójstwa dokonywanego Jest to więc naprawdę przeciwieństwem zarozumiałości,
w przekonaniu, że tak czynić należy właśnie służąc tej jeżeli szczerze jestem przekonany, że w najbliższej przyszłości
najwyższej sprawie. Ecce homol wielu, a może nawet większość ludzi uzna za prawdy oczywiste,

305
a nawet już banalne, to, co w tej książce mówiłem o agresywno­ pewnością możemy powiedzieć, co mianowicie n i e daje
ści wewnątrzgatunkowej i o niebezpieczeństwach, które na żadnych rezultatów. Tak więc na podstawie wszystkiego, co
ludzkość sprowadzić może jej wadliwe działanie. wiemy o instynktach ogólnie, a szczególnie o agresywności
Jeżeli pragnę teraz wyciągnąć wnioski z treści tej książki — nasuwające się nam w pierwszej chwili dwa środki zaradcze
i wzorem starych greckich mędrców zebrać na końcu przepisy są całkowicie beznadziejne. Po pierwsze — na pewno nie
praktycznego zachowania się — obawiać się muszę raczej można wyłączyć agresywności przez trzymanie ludzi z daleka
zarzutu banalności aniżeli uzasadnionych sprzeciwów. Po tym, od wyzwalających sytuacji bodźcowych, a po drugie, nie można
co napisałem w ostatnim rozdziale o obecnej sytuacji ludzkości, przechytrzyć jej przez obłożenie jakimś moralnie motywowa­
moje propozycje środków zaradczych przeciwko zagrażające­ nym nakazem. I jedno, i drugie byłoby strategią tego samego
mu niebezpieczeństwu wydawać się mogą nader mizerne. Nie rodzaju jak próba zatrzymania wzrostu ciśnienia pary w stale
przemawia to jednak przeciwko słuszności tego, co zostało podgrzewanym kotle przez silniejsze przyśrubowanie sprężyn
powiedziane. Nauka rzadko bowiem wywołuje dramatyczne zaworu bezpieczeństwa.
zmiany w biegu wydarzeń tego świata, chyba że chodzi Kolejnym sposobem, który uważam wprawdzie za teoretycz­
o procesy niszczenia, gdyż bardzo łatwo jest nadużyć jej nie możliwy, ale którego stosowanie odradzałbym stanowczo
władzy. Stosowanie wyników badań naukowych — jeżeli ma — byłoby usiłowanie wyeliminowania popędu agresji przez
być twórcze i błogosławione w skutkach — wymaga zwykle nie celowo prowadzoną eugenikę. Z poprzedniego rozdziału wie­
mniej inteligencji i mrówczej pracy, niż potrzeba było na ich my, że agresywność wewnątrzgatunkowa tkwi w reakcji zapału
osiągnięcie. u ludzi, który — aczkolwiek niebezpieczny — jest przecież
Pierwszy i najbardziej oczywisty przepis jest już sfor­ jednocześnie nieodzowny do osiągnięcia najwyższych celów
mułowany przez gnothi seauton, to jest przez żądanie po­ ludzkości. Wiemy także z rozdziału o więzi, że agesywność
głębienia poznania łańcucha przyczyn naszego własnego za­ u wielu zwierząt, a prawdopodobnie i u człowieka, stanowi
chowania się. Już obecnie zaczyna się wyznaczanie kierunków, nieodłączny składnik osobistej przyjaźni. Wreszcie w rozdziale
w których prawdopodobnie będzie się rozwijać stosowana o wielkim parlamencie instyntków pisaliśmy bardzo obszernie
nauka o zachowaniu się. Jednym z nich jest obiektywne o kompleksowości wzajemnego oddziaływania różnych popę­
fizjologiczne badanie możliwości wyładowania agresywności dów. Gdyby całkowicie wykluczyć jeden z nich — i to jeden
w jej pierwotnej postaci na obiektach zastępczych; wiemy już, z silniejszych — skutki mogłyby być zupełnie nieobliczalne.
że istnieją obiekty bardziej do tego właściwe niż pusta puszka Nie wiemy przecież, ani w ilu, ani w jakich ważnych sposobach
po karbidzie (zob. s. 308). Drugim jest poszukiwanie tak zwa­ zachowania się ludzi zawarta jest agresywność jako czynnik
nej sublimacji z zastosowaniem metod psychoanalizy; można motywujący. Sądzę, że jest ich bardzo wiele. Prawdopodobnie
się spodziewać, że ta specyficznie ludzka forma catharsis wraz z wyłączeniem popędu agresji z życia ludzkiego znikłoby
w znacznym stopniu przyczyni się do odprężenia spiętrzonego owo aggredi w sensie pierwotnym, najszerszym, to „atakowa­
popędu agresji. nie" jakiegoś zadania czy problemu, poczucie własnej godno­
Nawet pomimo dzisiejszego skromnego stanu naszej wiedzy ści, bez którego przestałoby istnieć mniej więcej wszystko, co
o naturze agresywności istnieją warunki do zastosowania człowiek czyni od rana do wieczora, od codziennego golenia
posiadanych wiadomości. Znaczenie ma już nawet i to, że z całą począwszy do najwyższej wysublimowanej twórczości nauko-

306 307
wej czy artystycznej, wszystko, co związane jest z ambicją, wyzwolenia reakcji, a psychoanalitycy nawet dokładnie wie­
pięciem się wzwyż i z niezliczonymi innymi równie niezbęd­ dzą, ile czynów godnych najwyższej pochwały czerpie swoje
nymi sprawami. Bardzo prawdopodobne, że zanikłaby również siły napędowe z „wysublimowanej" agresywności i jakie z nich
niezwykle ważna, dla człowieka charakterystyczna zdolność, powstają dodatkowe korzyści przez jej zmniejszenie. Sublima-
a mianowicie — śmiech! cja to oczywiście nie tylko zwykłe nowe ukierunkowanie.
Wyliczeniu tego, co z całą pewnością nic pomóc nie może Istnieje wielka różnica między człowiekiem, który po prostu
przeciwko agresywności, przeciwstawić mogę niestety tylko tylko uderza pięścią w stół zamiast w twarz swego przyjaciela,
propozycję takich środków zaradczych, których skuteczność a takim, który z powodu złości na swego przełożonego
wydaje mi się prawdopodobna. prowadzi namiętne polemiki w najszlachetniejszej sprawie.
Najwięcej należy się spodziewać po tym oczyszczeniu, które Szczególną zrytualizowaną formą walki, jaka rozwinęła się
przynosi z sobą wyładowanie agresywności na obiekcie zastęp­ na tle ludzkiego życia kulturalnego —jest s p o r t . Podobnie jak
czym. Jak pisaliśmy w rozdziale „Więź", drogą tą poszli powstałe filogenetycznie walki turniejowe, sport nie dopuszcza
również dwaj „wielcy konstruktorzy", gdy chodziło o to, aby do społecznie szkodliwego działania agresywności, utrzymując
zapobiec walkom między określonymi osobnikami. Mamy tu jednocześnie jej nie zmienioną funkcję dla zachowania gatun­
podstawy do optymizmu, ponieważ każdy człowiek choć trochę ku. Ponadto ta kulturowo zrytualizowaną forma walki spełnia
zdolny do obserwacji samego siebie potrafi świadomie przekie- jeszcze nieporównywalnie ważniejsze zadanie wychowania
runkować wzbierającą w nim agresywność na odpowiedni człowieka w kierunku świadomego i odpowiedzialnego opano­
obiekt zastępczy. Gdy sam (jak to opowiedziałem w rozdziale wywania swoich instynktownych reakcji bojowych. Obowiązu­
o spontaniczności agresji) ongiś w obozie jenieckim pomimo jące w sporcie fair play czy rycerskość, które utrzymują się
ciężkiej „choroby polarnej" zamiast uderzyć swego przyjacie­ nawet przy podnietach działających silnie wyzwalająco na
la, rozdeptałem pustą puszkę po karbidzie — zawdzięczałem to agresywność — są ważnym osiągnięciem kulturalnym ludzko­
niewątpliwie mojej wiedzy o symptomach spiętrzenia instynk­ ści. Dalszym błogosławionym skutkiem sportu jest umoż­
tów. A jeżeli moja ciotka, opisana w tym samym rozdziale, tak liwienie prawdziwie pełnego zapału współzawodnictwa między
bardzo była przekonana o kompletnym zepsuciu swoich bied­ ponadindywidualnymi wspólnotami. Sport nie tylko otwiera
nych służących, to tkwiła w tym błędzie tylko dlatego, że nie znakomity wentyl dla agresywności spiętrzonej w postaci
wiedziała o omawianych tu procesach fizjologicznych. Po­ prostackich, bardziej indywidualnych i egoistycznych sposo­
znanie łańcucha przyczyn własnego zachowania się może bów zachowania się, ale pozwala także na pełne wyżycie jej
naszemu rozumowi i naszej moralności udzielić władzy inter­ bardziej zróżnicowanej, specyficznej formy kolektywnej. Wal­
wencji i kierowania nami tam, gdzie nic nie może zdziałać sam ka o miejsce w hierarchii wewnątrz grupy, wspólny ciężki
sobie pozostawiony imperatyw kategoryczny. wysiłek zmierzający do osiągnięcia upragnionego celu, odważ­
Następnym z kolei środkiem rokującym nadzieję unieszkod­ ne stawianie czoła wielkim niebezpieczeństwom, wzajemna
liwienia agresywności jest nowe ukierunkowanie. Agresyw­ pomoc, a zarazem lekceważenie własnego życia itd. są to
ność zadowala się łatwiej niż większość innych instynktów wszystko sposoby zachowania się, które miały wysoką wartość
obiektami zastępczymi i znajduje w nich pełne zaspokojenie. selekcyjną w prehistorii człowieka. Hodowanie ich przebiegało
Już starożytni Grecy znali pojęcie catharsis, oczyszczającego w dalszym ciągu pod opisanym już działaniem selekcji we-

308 309
wnątrzgatunkowej (s. 6 3 - 6 4 ) . Do niedawna wszystkie te nikiem „wredny". W knajpie odgraża mu się ostro, ale nawet
sposoby zachowania się wykorzystywano do tego, aby w nie­ mu na myśl nie przychodzi być niegrzecznym, gdy stanie twarz
bezpieczny sposób wielu dzielnym, ale naiwnym ludziom w twarz z pojedynczym reprezentantem takiej znienawidzonej
przedstawiać wojnę bynajmniej nie jako coś zasługującego na nacji. Demagogowi znane jest oczywiście dobrze działanie
wstręt i pogardę. Wielkie szczęście zatem, że mogą oni wszyscy osobistej znajomości na zahamowanie agresji i dlatego stara się
znaleźć pełne zaspokojenie w tak trudnych formach sportu, jak (ze swego punktu widzenia słusznie) uniemożliwić wszelki
wspinaczka, nurkowanie czy ekspedycje odkrywcze itp. Zda­ osobisty kontakt między poszczególnymi ludźmi takich społe­
niem Ericha von Holsta najważniejszym bodźcem do l o t ó w czności, które chce utrzymać w stanie nieustającej wrogości.
k o s m i c z n y c h jest poszukiwanie dalszych, możliwie mię­ Również i każdemu strategowi wiadomo, jakie niebezpieczeńs­
dzynarodowych i możliwie niebezpiecznych konkurencji. Wła­ two dla nastroju agresji u żołnierzy stanowi „fraternizacja"
śnie to według niego jest przyczyną, dla której loty owe są stale w okopach.
przedmiotem najwyższego ogólnego zainteresowania. Oby tak Mówiłem już o tym, jak wysoko oceniam praktyczne
pozostało nadal! wiadomości demagogów o ludzkim zachowaniu się instynk­
Współzawodnictwo między narodami jest zbawienne nie townym. Nie wymyślę więc nic lepszego niż propozycja
tylko dlatego, że umożliwia wyzwolenie reakcji zapału narodo­ naśladowania wypróbowanych przez nich metod dla osiąg­
wego, ale że pociąga za sobą jeszcze dwa dalsze skutki nięcia naszego pojednawczego celu. Jeżeli przyjaźń między
przeciwdziałające wojnie: po pierwsze, stwarza więź o s o b i ­ poszczególnymi członkami wrogich narodów tak jest szkodliwa
s t e j z n a j o m o ś c i między ludźmi różnych narodów i obo­ dla nienawiści narodowej, jak chyba z pełnym uzasadnieniem
zów, po drugie, działaniem swoim jednoczy w zapale do t e g o uważają demagogowie, musimy czynić wszystko, aby popierać
s a m e g o i d e a ł u łudzi, którzy poza tym niewiele mieli ze międzynarodowe indywidualne przyjaźnie. Nikt nie może
sobą wspólnego. Są to dwie siły potężnie przeciwdziałające nienawidzić narodu, z którego wywodzą się jego przyjaciele.
agresji. Musimy tu krótko omówić, w jaki sposób mogłyby one Tak samo wystarczy tylko kilka wyrywkowych prób tego
rozwinąć owocną działalność i jakimi jeszcze dalszymi środ­ rodzaju, aby powziąć słuszne wątpliwości co do owych abstrak­
kami można by je przywołać na plan. cji, które każą nadawać „tym" Niemcom, Rosjanom czy
Z rozdziału o więzi wiemy już, że osobiste rozpoznawanie się Anglikom typowe cechy narodowe — oczywiście przede
nie tylko jest warunkiem istnienia bardziej kompleksowych wszystkim cechy nienawistne. O ile wiem, przyjaciel mój
mechanizmów hamujących agresję, ale samo w sobie przy­ Walter Robert Corti był pierwszym, który podjął poważną
czynia się do stępienia ostrza popędu agresji. Anonimowość próbę zahamowania międzynarodowej agresywności przez
w znacznym stopniu sprzyja ułatwieniu wyzwalania się agresy­ międzynarodowe przyjaźnie osobiste. W swojej słynnej „dzie­
wnego zachowania. Prymityw i prostak doznaje szczególnie cięcej wiosce" w Trogen w Szwajcarii połączył młodych ludzi
szczerych i gorących uczuć gniewu i złości wobec „tych wszystkich osiągalnych narodowości zespołowym przyjaciel­
Prusaków", „tych paskudnych Szwabów", „tych makaronia­ skim współżyciem. Oby znalazł jak najwięcej naśladowców
rzy", „tych Żydów" i tych wszystkich—jakiekolwiek by były w jak największej skali!
— narodów sąsiadujących, których uprzejme epitety zwykle Trzeci środek, który można i trzeba natychmiast przedsię­
używane są jeszcze w kombinacji z poprzedzającym przymiot- wziąć, aby przeszkodzić straszliwym skutkom jednego z naj-

310 311
szlachetniejszych ludzkich instynktów — to rozważne i kryty­ potrzebna do tego, aby zachować wspólność działania osob­
czne opanowanie reakcji z a p a ł u , o której mówiliśmy w po­ ników zaprzyjaźnionych. Chciałbym wierzyć i móc żywić
przednim rozdziale. Również i w tej dziedzinie nie powinniśmy nadzieję, że reakcja zapału u człowieka osiągnęła albo co
się wstydzić korzystania z tradycyjnych doświadczeń demago­ najmniej jest w trakcie osiągania tej samej zależności od
gów oraz użycia do dobrych i pokojowych celów tego, co pierwotnej postaci agresji.
tamtym służyło do wojennego podżegania. Jak już wiemy, na Niemniej makieta wroga jeszcze i dzisiaj jest bardzo skutecz­
sytuację bodźcową wyzwalającą zapał składają się trzy niezale­ nym środkiem używanym przez demagogów w celu wywołania
żne od siebie zmienne czynniki. Po pierwsze — coś, co wymaga jedności i pełnego zapału uczucia wspólnoty; religie wojujące
obrony i reprezentuje jakąś wartość, po drugie — wróg zawsze miały największe powodzenie polityczne. Niełatwo
zagrażający tej wartości, a po trzecie — towarzysze ze więc w tłumie rozbudzić zapał dla ideałów pokojowych b e z
wspólnoty, z którymi tworzymy jedność, stający wraz z nami użycia atrapy wroga, zapał równie silny jak ten, który potrafią
w obronie zagrożonego dobra. Do tego może jeszcze dojść rozpalić podżegacze u ż y w a j ą c tej fikcji.
—jednak jako element mniej niezbędny — wódz, który wzywa Nasuwająca się tu myśl, aby jako wrogą makietę wykorzystać
do „świętej" wojny. w pewnej mierze diabła i po prostu podżegać ludzi przeciwko
Jak już również mówiliśmy, role w tym dramacie mogą być „złemu", budzi poważne wątpliwości nawet w zastosowaniu do
powierzone bardzo różnym konkretnym i abstrakcyjnym ży­ ludzi na wysokim poziomie. Zło jest per definitionem tym, co
wym i martwym figurom. Zapał, tak jak rozładowanie wielu zagraża dobru, a więc temu, co odczuwamy jako pewną
instynktownych reakcji, podlega także tzw. regule sumowania wartość. A że dla naukowca najwyższą ze wszystkich wartości
się bodźców. Reguła ta głosi, że rozmaite bodźce wyzwalające reprezentuje poznanie, najgłębszą bezwartościowość widzi on
sumują się w swoim działaniu tak, że słabość, a nawet brak we wszystkim, co stoi na przeszkodzie rozszerzeniu poznania.
jednego bywają wyrównywane zwiększonym działaniem in­ Mnie samemu więc złe podszepty mojego popędu agresji
nych. Istnieje więc możliwość wyzwolenia prawdziwego zapa­ podsuwałyby do zwalczania zasady ucieleśnione w postaci
łu d o czegoś wartościowego bez koniecznego wywoływania humanistycznych wrogów przyrodoznawstwa, a w szczególno­
wrogości p r z e c i w k o prawdziwemu czy fikcyjnemu nie­ ści nauki o pochodzeniu. Gdyby nie to, że znam fizjologię
przyjacielowi. reakcji zapału i jej niechybne działanie przypominające od­
Funkcja zapału pod wielu względami przypomina funkcję ruchy, groziłoby mi niebezpieczeństwo wszczęcia wojny reli­
krzyku triumfalnego gęsi gęgawej i innych w analogiczny gijnej przeciwko moim adwersarzom w dziedzinie światopo­
sposób powstałych reakcji, na które składają się oddziaływanie glądu. Trzeba więc zrezygnować z wszelkiej personifikacji zła.
silnej więzi społecznej z towarzyszem i agresywność w stosun­ Ale i bez tego działanie zapału zespalające jakąś zbiorowość
ku do wroga. W XI rozdziale wykazałem, że w przypadku może doprowadzić do wrogości między dwiema grupami, gdy
mniejszego zróżnicowania owych czynności instynktownych, każda z nich stoi na gruncie ściśle odgraniczonego ideału
na przykład u ryb z rodziny pielęgnicowatych czy u oharów, i t y l k o z nim się „identyfikuje", przy czym słowa tego
postać wroga jest jeszcze niezbędna, podczas gdy na wyższym używam tu w znaczeniu potocznym, a nie psychoanalitycznym.
szczeblu rozwoju, na przykład u gęsi gęgawej, już nie jest J. Hollo słusznie zwrócił uwagę, że w naszych czasach iden-

312 313
tyfikacje narodowe dlatego są tak niebezpieczne, że mają ści obozów i narodów, dotychczas sobie wzajem obojętnych,
bardzo wyraźnie wytyczone granice. Można w stosunku do a nawet wrogich. Są nimi — sztuka i nauka. Wartość jednej
„tego Rosjanina" czuć się „zupełnie jak Amerykanin" i vice i drugiej jest bezsporna i nawet najbardziej opętanym demago­
versa. Ten, kto zna w i e l e wartości i potrafi przez swój zapał gom dotąd jakoś na myśl nie przyszło, aby cały dorobek sztuki
dla nich poczuć się zjednoczony ze wszystkimi ludźmi, którzy środowisk kulturalnych czy obozów, przeciwko którym pod­
jak on płoną zapałem do muzyki, poezji, nauki, piękna przyrody żegali, uznać za bezwartościowy czy „zwyrodniały". Ponadto
i wielu jeszcze innych spraw — będzie odpowiadał niepohamo­ muzyka i sztuki plastyczne działają bez przeszkody granic
waną reakcją bojową tylko na ludzi nie należących do ż a d - językowych, są więc choćby z tego względu powołane do tego,
n e j z tych grup. Chodzi więc o to, aby pomnożyć liczbę takich by głosić ludziom po jednej stronie kurtyny, że i po drugiej
identyfikacji, a można to osiągnąć tylko przez podniesienie stronie żyją tacy, którzy służą dobru i pięknu. Właśnie dla
ogólnego wykształcenia młodzieży. Pełen miłości stosunek do spełnienia tego zadania sztuka nie może służyć doraźnym
walorów człowieczeństwa musi się rozpocząć od nauki i wy­ interesom władzy. Bezgraniczne przerażenie, jakie nas ogarnia
chowania w szkole i w domu rodzinnym. Tylko one z człowieka wobec tendencyjnie sterowanej sztuki — jest w pełni uzasad­
zrobią człowieka i nie bez powodu pewien rodzaj wykształcenia nione!
nazywa się humanistycznym: uratować nas mogą tylko wartości Nauka ma ze sztuką to jedno wspólne, że jak ona stanowi
stojące pozornie bardzo daleko od zmagań dnia powszedniego bezsporną samą w sobie ugruntowaną wartość, niezależną od
i od polityki. Wcale do tego nie potrzeba, a nawet jest wręcz ideologicznej przynależności ludzi, którzy ją uprawiają. Jed­
niepożądane, aby ludzie różnych środowisk, narodowości nakże w odróżnieniu od sztuki nie jest powszechnie i bezpo­
i obozów byli wychowywani w hołdzie dla takich samych średnio zrozumiała, toteż więź wspólnego zapału, jaką two­
ideałów. Już nawet tylko częściowe nakładanie się poglądów na rzy, istnieje zrazu tylko między zaledwie kilku indywidual­
temat tego, co jest wartością godną zapału i obrony, może nymi osobami, ale za to więź ta jest tym silniejsza. Można
zmniejszyć nienawiść między narodami i pociągnąć za sobą mieć różne poglądy na względną wartość dzieł sztuki, chociaż
błogosławione skutki. i tu również prawda różni się od fałszu. W naukach przyrod­
Wartości te w poszczególnych przypadkach mogą mieć niczych natomiast słowa te mają węższe znaczenie. Nie
bardzo specyficzny charakter. Jestem przekonany, że np. opinie jednostek decydują o tym, czy jakaś wypowiedź jest
mężowie, którzy po obu stronach kurtyny narażają swe życie prawdziwa czy fałszywa, ale wyniki dalszych dociekań nau­
dla wielkiej przygody zdobycia wszechświata, odczuwają jeden kowych.
dla drugiego tylko głęboki szacunek. Na pewno każda ze stron Na pierwszy rzut oka beznadziejna wydaje się myśl wzbu­
uznaje, że druga walczy również o prawdziwe wartości. Na dzenia zapału wielkich rzesz ludzi nowoczesnych dla abstrak­
pewno loty kosmiczne są w tej dziedzinie wielkim błogo­ cyjnej wartości prawdy naukowej. Prawda wydaje się pojęciem
sławieństwem. zbyt od życia oderwanym i anemicznym, aby pójść w zawody
Ale istnieją dwa jeszcze większe i w pełnym tego słowa z owymi mamidłami, które — tak jak fikcja zagrożenia
znaczeniu zespołowe przedsięwzięcia ludzkości, którym w za­ społeczności i dybiącego na nią nieprzyjaciela — w rękach
kresie nieporównywalnie szerszym przypada realizowanie wytrawnych demagogów były dotąd zawsze skutecznym narzę­
dzieła jednoczenia wspólnym zapałem dla tych samych warto- dziem do rozpętania zapału mas. Jednakże po głębszym

314 315
rozważeniu pesymizm tego poglądu zaczyna budzić wątpliwo­ przekonany i spodziewam się, że jedno i drugie wypływa ze
ści. Prawda w odróżnieniu od owych mamideł nie jest fikcją. zdrowej samoobrony przed sztucznie sfabrykowanymi ideała­
Nauki przyrodnicze na pewno nie są oderwane od życia i nie są mi, przeciw wyzwalającym zapał atrapom, na których lep
niczym innym jak zastosowaniem zdrowego rozsądku. O wiele w ostatnich czasach szczególnie młodzi ludzie tak gruntownie
łatwiej mówić o prawdzie niż pleść tkaninę kłamstw, która nie dawali się zwabić. Wydaje mi się, że należy właśnie korzystać
zdradziłaby się sama przez wewnętrzne sprzeczności. „Rozum z tej trzeźwości, aby głosić takie prawdy, które gdy natrafią na
i zdrowy sens mówią same za siebie używając bardzo niewiel­ krańcowe niedowierzanie, obronią się dowodem liczbowym
kiej sztuki." doprowadzającym do nieuchronnej kapitulacji każdy scep­
Prawda naukowa jest bardziej z e s p o ł o w ą własnością tycyzm. Nauka nie jest żadnym misterium, nie jest czarną magią
c a ł e j ludzkości niż jakiekolwiek inne kulturalne dobro. i daje się pojąć na drodze prostej metodyki. Sądzę, że prawdą
A dzieje się tak dlatego, że prawda nie jest wytworem mózgu udowodnioną i tym wszystkim, co ze sobą niesie, można
ludzkiego jak sztuka i filozofia, aczkolwiek i ta jest „poezją" porwać właśnie tych trzeźwych i sceptycznych.
w najwyższym i najszlachetniejszym znaczeniu greckiego Na pewno można wzbudzić zapał dla prawdy oderwanej, ale
wyrazu poiein — tworzyć, wytwarzać. Prawda naukowa jest z drugiej strony — jest to rzeczywiście ideał nieco suchy.
czymś, czego mózg ludzki nie wytwarza, ale wydziera otaczają­ Dobrze się więc dzieje, że dla jej obrony można uruchomić
cej pozasubiektywnej rzeczywistości. A ponieważ rzeczywis­ jeszcze inny sposób zachowania się człowieka, który bynaj­
tość ta jest jedna jedyna dla wszystkich ludzi, wyniki badań mniej nie jest suchy — a mianowicie ś m i e c h . Śmiech jest
przyrodniczych po wszystkich stronach różnych kurtyn poli­ pod wielu względami bardzo podobny do zapału, zarówno przez
tycznych zawsze się pokrywają z niezawodną zgodnością. swój charakter instynktownego zachowania się, jak i przez
Jeżeli jakiś nukowiec — co może się zdarzyć podświadomie filogenetyczne pochodzenie od agresywności, a przede wszyst­
i zupełnie bona fide — nawet w najmniejszym stopniu sfałszuje kim przez swoją funkcję społeczną. Podobnie jak zapał dla tej
swoje wyniki w duchu swych przekonań politycznych, rzeczy­ samej sprawy, tak i śmiech na ten sam temat wywołuje uczucie
wistość mówi po prostu: nie!, a wyniki owe nie wytrzymują braterskiej wspólnoty. Móc się razem śmiać to nie tylko
próby praktycznego zastosowania. Niedawno, na przykład, okoliczność sprzyjająca prawdziwej przyjaźni, to już nieomal
powstała przejściowo szkoła badań nad dziedzicznością, która pierwszy krok do jej powstania. Jak wiemy z rozdziału
z pobudek wyraźnie politycznych, choć — miejmy nadzieję „Nawyki, ceremoniały i czary", śmiech powstał zapewne przez
—podświadomych, głosiła tezę o dziedziczeniu cech nabytych. rytualizację z nowo ukierunkowanego ruchu grożenia, zupełnie
Wśród tych, którzy wierzą w jedność prawdy naukowej, tak jak krzyk triumfalny gęsi. Jak krzyk triumfalny i jak zapał
musiało to wywołać poważne zaniepokojenie. Obecnie zrobiło — śmiech stwarza oprócz więzi między uczestnikami również
się cicho wokół tej teorii i genetycy całego świata znów są agresywne ostrze przeciwko nie wtajemniczonym. Gdy nie
w swoich poglądach zgodni. Jest to na pewno tylko małe, możemy śmiać się razem z innymi, czujemy się wykluczeni ze
cząstkowe zwycięstwo, ale to zwycięstwo prawdy, a więc zbiorowości, nawet jeżeli ów śmiech w najmniejszym stopniu
powód do głębokiej radości. nie jest skierowany przeciwko nam i w ogóle przeciwko
Wielu ubolewa nad trzeźwością naszej epoki i głębokim czemukolwiek. Natomiast przy wyśmiewaniu się z kogoś czy
sceptycyzmem naszej młodzieży. Osobiście jestem mocno z czegoś ładunek agresywności, a jednocześnie analogia do

316 317
pewnych form krzyku triumfalnego stają się jeszcze bardziej uzyskuje nieograniczone potwierdzenie w kategorycznej auto­
wyraziste. analizie.
A przy tym śmiech jest w wyższym stopniu niż zapał czymś Katolicki filozof i pisarz G. K. Chesterton wypowiedział
specyficznie ludzkim. Zarówno formalnie, jak funkcjonalnie zaskakujący pogląd, że religia przyszłości w dużym stopniu
śmiech rozwinął się wysoko ponad poziom gestów grożenia, opierać się będzie na pewnej wyżej rozwiniętej, subtelnej
które są przecież zawarte w obu tych sposobach zachowania formie humoru. Może jest w tym nieco przesady, ale sądzę
się. W odróżnieniu od zapału, nawet pomimo najwyższego — aby nie pozostać w tyle w tworzeniu paradoksów — że
stopnia intensywności śmiechu nie istnieje niebezpieczeń­ obecnie jeszcze nie bierzemy humoru dość poważnie. Wydaje
stwo przebicia się przezeń pierwotnej agresywności i przejścia mi się, że humor jest błogosławioną potęgą, która jako silny
do czynnej napaści. Psy, które szczekają, czasem jednak gryzą, sprzymierzeniec wspiera tak bardzo w dzisiejszych czasach
ale ludzie, którzy się śmieją, nie strzelają n i g d y ! I nawet przeciążony obowiązek moralny. Zdaje mi się, że potęga ta
jeżeli motoryka śmiechu jest bardziej spontaniczna i instynk­ rośnie nie tylko w miarę rozwoju kulturalnego, ale także
towna niż siła napędowa zapału, to jednak, z drugiej strony, filogenetycznego.
mechanizmy wyzwalające śmiech są bardziej selektywne i łat­ Od przedstawienia tego, co wiem, przeszedłem stopniowo do
wiejsze do kontrolowania rozumem. Śmiech nie zabija kryty­ opisu tego, co uważam za wysoce prawdopodobne, aby wresz­
cyzmu. cie na ostatnich stronach złożyć wyznanie mej wiary. To jest
Pomimo tych wszystkich cech — śmiech jest okrutną bronią, dozwolone także i przyrodnikowi.
która może wyrządzić poważne szkody, gdy niesłusznie uderza Wierzę, krótko mówiąc, w zwycięstwo prawdy. Wierzę, że
w bezbronnego; wyśmiewać dziecko jest zbrodnią. Jednakże wiedza o przyrodzie i jej prawach stanie się z czasem coraz
pełne panowanie rozumu nad śmiechem pozwala użyć go bardziej powszechnym dobrem ludzkości, co więcej, jestem
w kierunku, który byłby wysoce niebezpieczny dla zapału ze przekonany, że już dzisiaj jesteśmy na najlepszej drodze ku
względu na brak krytycyzmu i zwierzęcą powagę tego ostat­ temu. Wierzę, że przyrost wiedzy przyniesie ludzkości w darze
niego. Rozum mianowicie pozwala śmiech świadomie i celowo ideały prawdziwe, a rosnąca potęga humoru dopomoże jej do
poszczuć na wroga. A wrogiem tym jest ściśle określona forma wyśmiania fałszywych. Wierzę, że połączenie tych dwóch
kłamstwa. Mało jest rzeczy na tym świecie, które mogą spraw wystarczy już do prowadzenia selekcji w pożądanym
uchodzić za tak bezgranicznie złe i godne wytępienia jak fikcja kierunku. Niejedna cecha ludzka, która od czasów paleolitu aż
jakiejś sprawy, sztucznie stworzona po to tylko, aby wywołać do niedawnej jeszcze przeszłości uchodziła za najwyższą cnotę,
uwielbienie i zapał, i mało jest rzeczy działających komizmem niejedno hasło, które jak owo right or wrong, my coun­
tak silnie wstrząsająco na przeponę jak nagłe zdemaskowanie try jeszcze wczoraj wyzwalało wysoko sięgający płomień
2

owej fikcji. Gdy sztuczny patos gwałtownie zlatuje ze swoich zapału, już dzisiaj wydają się każdemu myślącemu niebezpiecz-
pretensjonalnych koturnów, gdy nadęty balon z głośnym
2
Slogan ogromnie popularny w świecie anglosaskim jako wyraz skrajnego
hukiem pęka pod ukłuciem humoru — wolno nam poddać się
szowinistycznego patriotyzmu; autorem jest amerykański oficer marynarki
oswobadzającemu, nieopanowanemu śmiechowi, cudownie Stephen Decatur ( 1 7 7 9 - 1 8 2 0 ) . Nie tyle dosłowne tłumaczenie, ile sens j e g o jest
wyzwolonemu przez ten rodzaj nagłego odprężenia. Jest to taki: „Bez względu na to, czy sprawa jest słuszna, czy nie — solidaryzuję się
jedna z nielicznych instynktownych czynności człowieka, która z nią, gdy jest sprawą mojej ojczyzny!" (Przyp. tłum.)

318 319
ne, a każdemu obdarzonemu zmysłem humoru — komiczne. wola! Ale „wielcy konstruktorzy" mogą to zmienić. Wierzę, że
To m u s i dać korzystne rezultaty, jeżeli dobór w plemieniu to uczynią, gdyż wierzę w potęgę ludzkiego rozumu, wierzę
Ute, tym najnieszczęśliwszym ze wszystkich ludów, w ciągu w potęgę selekcji i wierzę, że rozum prowadzi selekcję
kilku wieków sprowadził zgubny przerost popędu agresji, rozumną. Wierzę, że już w niezbyt dalekiej przyszłości następ­
możemy się spodziewać, bez popadania w nadmierny op­ cy nasi dzięki temu będą obdarzeni zdolnością do spełnienia
tymizm, że popęd ten u człowieka kulturalnego pod wpływem tego największego i najpiękniejszego żądania ludzkości.
tego nowego rodzaju selekcji będzie się cofał, aż osiągnie
znośną miarę.
Nie wierzę zupełnie, aby „wielcy konstruktorzy" przemiany
gatunków mieli rozwiązać problem ludzkości przez c a ł ­
k o w i t e zredukowanie wewnątrzgatunkowęj agresywności.
Nie byłoby to wcale zgodne z ich wypróbowanymi metodami.
Gdy jakiś popęd w jakiejś określonej, nowo powstałej sytuacji
życiowej zaczyna wyrządzać szkody, nie bywa on nigdy
usuwany całkowicie, oznaczałoby to bowiem zrezygnowanie ze
wszystkich jego niezbędnych funkcji. Raczej powstaje zawsze
szczególny mechanizm hamujący, który — dostosowany do
nowych warunków — uniemożliwia szkodliwą działalność
popędu. Gdy w toku rozwoju rodowego pewnych istot trzeba
było zahamować agresywność, aby umożliwić pokojowe
współdziałanie dwóch bądź więcej osobników, powstawała
więź osobistej miłości i przyjaźni, na której zbudowany jest
także i nasz porządek społeczny. Dzisiejsza sytuacja życiowa
ludzkości wymaga bezwzględnie jakiegoś mechanizmu hamu­
jącego, co powstrzymałby czynną agresywność nie tylko
w stosunku do naszych osobistych przyjaciół, ale w ogóle
w stosunku do wszystkich ludzi. Z tego wywodzi się podpat­
rzone w przyrodzie zrozumiałe samo przez się żądanie miłowa­
nia wszystkich naszych ludzkich braci bez względu na ich
indywidualną osobowość. Żądanie to nienowe, rozum nasz
w pełni docenia jego konieczność, uczucie nasze reaguje na
jego wzniosłe piękno, a pomimo to jesteśmy tak stworzeni, że
nie potrafimy go spełnić. Pełne i ciepłe uczucie miłości
i przyjaźni odczuwać możemy tylko do poszczególnego czło­
wieka, nie zmieni tego nawet nasza najlepsza i najsilniejsza

320
dafnie, rozwielitki — Daphnia
daniel — Dama dama
demoiselles — Pomacentridae
diabeł błękitny — Pomacentrus coeruleus
diabeł workowaty — Sarcophilus satanicus
dingo — Canis dingo
chodonowate — Diodontidae
drozd trójbarwny — Copsychus malabaricus
dzwoniec — Chloris chloris
SKOROWIDZ NAZW ZWIERZĄT I ROŚLIN dzwonkopławy — Hydroidea

edredon miękkopiór — Somateria mollissima


abudefduf — abudęfduf oxygon (patrz także: sergeant major)
akara błękitna — Aequidens latifrons gąbka loggerhead — Spheciospongia vesparia
akropora — Acropora gągoł krzykliwy — Bucephala clangula
„anielskie ryby" — Pomacanthidae geofag brazylijski — Geophagus brasiliensis
„anielska ryba" błękitna — Angelichthys ciliaris gębacz z Gafsah — Haplochromis desfontainesii
„anielska ryba" czarna — Pomacanthus arcuatus gębacz wielobarwny — Haplochromis multicolor
argus — Argusianus argus gęś andyjska — Chloephaga melanoptera
ateryny (silversides) — Atherinidae gęś gęgawa — Anser anser
gęś kanadyjska — Anser canadensis
barrakuda — Sphyraena barracuda gęś krótkodzioba — Anser fabalis brachyrhynchus
belony — Belonidae gęś nilowa — Alopochen aegyptaptiacus
beau Gregory — Pomacentrus leucostictus gęś znad Orinoko — Neochen iubatus
bizon — Bison bison gil — Pyrrhula pyrrhula
bocian biały — Ciconia ciconia glon (zielenica) o kształcie parasolowatej akacji — Penicillus
bojownik (batalion) (ptak) — Philomachus pugnax głuptaki — Sulidae
bojownik (batalion) syjamski, wspaniały (ryba) — Betta splendens głuptak biały — Sula bassana
brzanka sumatrzańska — Barbus partipentazona gorgony — Gorgonia
goryle — Gorilla
chilomykter, „jeżozwierz" (ryba), spiny boxfish — Chilomycterus grunts — patrz: hemulon
schopfii „gwiezdne niebo" — Microspathodon chrysurus
chirurgi — Xesurus
chomik europejski — Cricetus cricetus hemulon biały — Haemulon plumieri
chomik syryjski — Mesocricetus auratus hemulon niebieskopręgi — Haemulon sciurus
chruściele — Raili hemulon żółtopręgi — Haemulon flavolineatus
ciernik — Gasterosteus aculeatus hilara tnąca — Hilara sartor
cyraneczka — Anas crecca
czapla siwa — Ardea cinerea imperator — Pomacanthodes imperator
czyściciel rzekomy (aspidontus naśladowczy)—Aspidontus taeniatus
czyściciel — patrz: wargacz czyściciel Jack Dempsey — Cichlasoma biocellatum
czyżyk — Carduelis spinas jaszczurka zielona — Lacerta viridis

322 323
jaszczurka zwinka — Lacerta agilis modliszka zwyczajna — Mantis religiosa
jeleń szlachetny — Cervus elaphus mózgowniki (koralowce) — Maeandrina
„jeżozwierz" (ryba) — patrz: chilomykter mszywioły — Bryozoa

kaczka hełmiasta — Netta rufina ohar — Tadoma tadorna


kaczka krakwa — Anas streperà okoniokształtne — Perciformes
kaczka krzyżówka — Anas platyrhynchos orangutan — Simia satyrus
kaczka piżmowa — Cairia moschata olstrobok — Caranx (Trachurus) trachurs
kaczka podgorzałka — Nyroca nyroca
kaczka rożeniec — Anas acuta pawian (babuin) — Papio babuin (P. cynocephalus)
kaczka świstun — Mareca penelope perkoz dwuczuby — Podiceps cristatus
kaczka świstun chilijska — Mareca sibilatrix pielęgnicowate — Cichlidae
kaczki nurkujące — Aythyni pielęgnica czamopręga — Cichlasoma nigrifasciatum
kaczki właściwe (pływające) — anatini pielęgnica żółta indyjska — Etroplus maculatus
kanarek — Serinus canarius pleszka — Phoenicurus phoenicurus
kanarek szary (afrykański) — Serinus leucopygius pleszka siwa — Motacilla alba
kawka — Coloeus monedula pobrzeżek — Littorina littorea
kazarka — Tadorna {Casarca) ferruginea puchacz — Bubo bubo
kobuz — Falco subbuteo
kolcobrzuchy — Tetraodon rajskie ptaki — Paradisaeidae
korale rogowe — Antipatharia renifer — Rangifer tarandus
kosterowate — Ostracìonidae rock beauty (sierpnik trójbarwny) — Holocanthus tricolor
krogulec — Accipiter nisus rogatnicowate — Balistidae
„krowa morska" — patrz: manaty rogatnica błękitna — Odonus niger
kruk — Corvus corax różanka — Rhodeus amarus
kruk afrykański — Corvus scapulatus ryba-klejnot (jewel-fish) — Hemichromis bimaculatus
ryba królewska — Pomacanthus semicirculatus
leming — Lemmus lemmus ryby-motyle — Chaetodon
lucjanusy (snappers) — Lutianus ryba-motyl brązowa — Chaetodon callaris
ryba-motyl czarno-biała — Chaetodon vagabundus var. pictus
łabędzie — Cygnus ryba-motyl pawiooka — Chaetodon ocellatus
łoś — Alces alces ryba-motyl wędrująca — Chaetodon vagabundus
łowikowate — Asilidae ryba-motyl żółto-biała — Chaetodon auriga
ryby papuzie — Scaridae
makaki — Macaccus ryba Picassa — Rhinecanthus aculeatus
manaty („krowy morskie") — Manatus ryjówki — Soricidae
mandarynka — Aix {Lampronessa) galericulata
mandryle — Mandrillus sergeant major — Abudefduf saxatilis
mewa srebrzysta — Larus argentatus silversides — patrz: ateryny
mewa śmieszka — Larus ridibundus snappers — patrz: lucjanusy
mewa trójpalczasta — Rissa tridactyla sokół wędrowny — Falco peregrinus
mewa żółtonoga — Larus fuscus sójka — Garrulus glandarius

324
spiny boxfish — patrz: chilomykter
strzebla — Phoxinus laevis
synogarlica zwykła — Streptopelia roseogrisea
szczur śniady — Rattus rattus
szczur wędrowny — Rattus norvegicus
szczygieł — Carduelis carduelis
szpak — Sturnus vulgaris

szympansy — Anthropopithecus {Pan, Troglodytes)


SPIS R Z E C Z Y
ślepowron — Nycticorax nycticorax
śnieżyca błękitna atlantycka — Anser (Chen) caerulescens atlanticus
talasja (trawa morska) — Thalassia Słowo wstępne — Zuzanna Stromenger 5
tanecznica mauretańska — Hilara maura
Przedmowa 17
wargacze — Labridae i Coridae I Prolog w morskiej toni 23
wargacz czyściciel — Labroides dimidiatus II Ciąg dalszy w laboratorium 33
wierzchołówki — Laphria III Na co zło bywa dobre 45
wilk — Canis lupus IV Spontaniczność agresji 75
wilki workowate — Thylacinus V Nawyki, ceremoniały i czary 84
wodnik — Rallus aquaticus VI Wielki parlament instynktów 115
wrona siwa — Corvus corone comix VII Sposoby zachowania się zbieżne z moralnością . 141
wujkowate — Empidae VIII Stado anonimowe 175
wujek północny — Empis borealis IX Porządek społeczny bez miłości 186
X Szczury 194
zięba jer — Fringilla montifringilla XI Więź 204
zostera (trawa morska) — Zostera XII Kazanie o pokorze 260
zrosłoszczękie — Plectognatnidae XIII Ecce homo 277
XIV Wyznanie nadziei 305
żuraw zwyczajny — Grus grus
Skorowidz nazw zwierząt i roślin 322
dafnie, rozwielitki — Daphnia
daniel — Dama dama
demoiselles — Pomacentridae
diabeł błękitny — Pomacentrus coeruleus
diabeł workowaty — Sarcophilus satanicus
dingo — Canis dingo
chodonowate — Diodontidae
drozd trójbarwny — Copsychus malabaricus
dzwoniec — Chloris chloris
SKOROWIDZ NAZW ZWIERZĄT I ROŚLIN dzwonkopławy — Hydroidea

edredon miękkopiór — Somateria mollissima


abudefduf — abudęfduf oxygon (patrz także: sergeant major)
akara błękitna — Aequidens latifrons gąbka loggerhead — Spheciospongia vesparia
akropora — Acropora gągoł krzykliwy — Bucephala clangula
„anielskie ryby" — Pomacanthidae geofag brazylijski — Geophagus brasiliensis
„anielska ryba" błękitna — Angelichthys ciliaris gębacz z Gafsah — Haplochromis desfontainesii
„anielska ryba" czarna — Pomacanthus arcuatus gębacz wielobarwny — Haplochromis multicolor
argus — Argusianus argus gęś andyjska — Chloephaga melanoptera
ateryny (silversides) — Atherinidae gęś gęgawa — Anser anser
gęś kanadyjska — Anser canadensis
barrakuda — Sphyraena barracuda gęś krótkodzioba — Anser fabalis brachyrhynchus
belony — Belonidae gęś nilowa — Alopochen aegyptaptiacus
beau Gregory — Pomacentrus leucostictus gęś znad Orinoko — Neochen iubatus
bizon — Bison bison gil — Pyrrhula pyrrhula
bocian biały — Ciconia ciconia glon (zielenica) o kształcie parasolowatej akacji — Penicillus
bojownik (batalion) (ptak) — Philomachus pugnax głuptaki — Sulidae
bojownik (batalion) syjamski, wspaniały (ryba) — Betta splendens głuptak biały — Sula bassana
brzanka sumatrzańska — Barbus partipentazona gorgony — Gorgonia
goryle — Gorilla
chilomykter, „jeżozwierz" (ryba), spiny boxfish — Chilomycterus grunts — patrz: hemulon
schopfii „gwiezdne niebo" — Microspathodon chrysurus
chirurgi — Xesurus
chomik europejski — Cricetus cricetus hemulon biały — Haemulon plumieri
chomik syryjski — Mesocricetus auratus hemulon niebieskopręgi — Haemulon sciurus
chruściele — Raili hemulon żółtopręgi — Haemulon flavolineatus
ciernik — Gasterosteus aculeatus hilara tnąca — Hilara sartor
cyraneczka — Anas crecca
czapla siwa — Ardea cinerea imperator — Pomacanthodes imperator
czyściciel rzekomy (aspidontus naśladowczy)—Aspidontus taeniatus
czyściciel — patrz: wargacz czyściciel Jack Dempsey — Cichlasoma biocellatum
czyżyk — Carduelis spinas jaszczurka zielona — Lacerta viridis

322 323
jaszczurka zwinka — Lacerta agilis modliszka zwyczajna — Mantis religiosa
jeleń szlachetny — Cervus elaphus mózgowniki (koralowce) — Maeandrina
„jeżozwierz" (ryba) — patrz: chilomykter mszywioły — Bryozoa

kaczka hełmiasta — Netta rufina ohar — Tadoma tadorna


kaczka krakwa — Anas streperà okoniokształtne — Perciformes
kaczka krzyżówka — Anas platyrhynchos orangutan — Simia satyrus
kaczka piżmowa — Cairia moschata olstrobok — Caranx (Trachurus) trachurs
kaczka podgorzałka — Nyroca nyroca
kaczka rożeniec — Anas acuta pawian (babuin) — Papio babuin (P. cynocephalus)
kaczka świstun — Mareca penelope perkoz dwuczuby — Podiceps cristatus
kaczka świstun chilijska — Mareca sibilatrix pielęgnicowate — Cichlidae
kaczki nurkujące — Aythyni pielęgnica czamopręga — Cichlasoma nigrifasciatum
kaczki właściwe (pływające) — anatini pielęgnica żółta indyjska — Etroplus maculatus
kanarek — Serinus canarius pleszka — Phoenicurus phoenicurus
kanarek szary (afrykański) — Serinus leucopygius pleszka siwa — Motacilla alba
kawka — Coloeus monedula pobrzeżek — Littorina littorea
kazarka — Tadorna {Casarca) ferruginea puchacz — Bubo bubo
kobuz — Falco subbuteo
kolcobrzuchy — Tetraodon rajskie ptaki — Paradisaeidae
korale rogowe — Antipatharia renifer — Rangifer tarandus
kosterowate — Ostracìonidae rock beauty (sierpnik trójbarwny) — Holocanthus tricolor
krogulec — Accipiter nisus rogatnicowate — Balistidae
„krowa morska" — patrz: manaty rogatnica błękitna — Odonus niger
kruk — Corvus corax różanka — Rhodeus amarus
kruk afrykański — Corvus scapulatus ryba-klejnot (jewel-fish) — Hemichromis bimaculatus
ryba królewska — Pomacanthus semicirculatus
leming — Lemmus lemmus ryby-motyle — Chaetodon
lucjanusy (snappers) — Lutianus ryba-motyl brązowa — Chaetodon callaris
ryba-motyl czarno-biała — Chaetodon vagabundus var. pictus
łabędzie — Cygnus ryba-motyl pawiooka — Chaetodon ocellatus
łoś — Alces alces ryba-motyl wędrująca — Chaetodon vagabundus
łowikowate — Asilidae ryba-motyl żółto-biała — Chaetodon auriga
ryby papuzie — Scaridae
makaki — Macaccus ryba Picassa — Rhinecanthus aculeatus
manaty („krowy morskie") — Manatus ryjówki — Soricidae
mandarynka — Aix {Lampronessa) galericulata
mandryle — Mandrillus sergeant major — Abudefduf saxatilis
mewa srebrzysta — Larus argentatus silversides — patrz: ateryny
mewa śmieszka — Larus ridibundus snappers — patrz: lucjanusy
mewa trójpalczasta — Rissa tridactyla sokół wędrowny — Falco peregrinus
mewa żółtonoga — Larus fuscus sójka — Garrulus glandarius

324
spiny boxfish — patrz: chilomykter
strzebla — Phoxinus laevis
synogarlica zwykła — Streptopelia roseogrisea
szczur śniady — Rattus rattus
szczur wędrowny — Rattus norvegicus
szczygieł — Carduelis carduelis
szpak — Sturnus vulgaris

szympansy — Anthropopithecus {Pan, Troglodytes)


SPIS R Z E C Z Y
ślepowron — Nycticorax nycticorax
śnieżyca błękitna atlantycka — Anser {Cheń) caerulescens atlanticus
talasja (trawa morska) — Thalassia Słowo wstępne — Zuzanna Stromenger 5
tanecznica mauretańska — Hilara maura
Przedmowa 17
wargacze — Labridae i Coridae I Prolog w morskiej toni 23
wargacz czyściciel — Labroides dimidiatus II Ciąg dalszy w laboratorium 33
wierzchołówki — Laphria III Na co zło bywa dobre 45
wilk — Canis lupus IV Spontaniczność agresji 75
wilki workowate — Thylacinus V Nawyki, ceremoniały i czary 84
wodnik — Rallus aąuaticus VI Wielki parlament instynktów 115
wrona siwa — Corvus corone comix VII Sposoby zachowania się zbieżne z moralnością . 141
wujkowate — Empidae VIII Stado anonimowe 175
wujek północny — Empis borealis IX Porządek społeczny bez miłości 186
X Szczury 194
zięba jer — Fringilla montifringilla XI Więź 204
zostera (trawa morska) — Zostera XII Kazanie o pokorze 260
zrosłoszczękie — Plectognatnidae XIII Ecce homo 277
XIV Wyznanie nadziei 305
żuraw zwyczajny — Grus grus
Skorowidz nazw zwierząt i roślin 322

You might also like