You are on page 1of 16

[w:] B. Borowicz-Sierocka, Cz. Karkowski (red.), Neokantyzm, Wrocław 1984.

Heinrich Rickert

OBIEKTYWNOŚĆ HISTORII KULTURY*

Do wyjaśnienia pozostał nam już zatem tylko jeden ze


wspomnianych zarzutów. Dotyczy on pojęcia
„obiektywnej” interpretacji kultury przez historię i
wiedzie zarazem ku celowo pomijanemu dotychczas
pytaniu, jakie obecnie winienem podjąć. Od udzielonej
bowiem nań odpowiedzi zależy najpierw rozstrzygnięcie
kwestii stosunku przyrodoznawstwa do nauk o kulturze.
A jednocześnie odpowiedź ta stanowić będzie bliższe
uzasadnienie samej kategorii nauk o kulturze.
Skoro bowiem wyborem materiału historycznego, a
tym samym i procesem tworzenia pojęć historycznych
kierują wartości – to można i należy postawić pytanie: czy
kiedykolwiek uda się wyeliminować arbitralność z nauk
historycznych. Właściwie kwestia ta nie dotyczy
problemu obiektywności badań szczegółowych. Te
bowiem powoływać się mogą na faktycznie powszechne
uznanie swych wartości naczelnych, a w konsekwencji
bazować mogą jednoznacznie na teoretycznych
relacjach wartości. Jednak w rzeczywistości mamy tu

*H. Rickert, Die Objektivität der Kulturgeschichte, w: Kulturwissenschaft


und Naturwissenschaft, Tübingen 1921, s. 155-169.

55
do czynienia z obiektywnością szczególnego rodzaju,
która – jak się wydaje – nie eliminuje możliwości
porównania jej z obiektywnością generalizującego
przyrodoznawstwa.
Interpretacja odwołująca się do wartości ważna jest
jedynie dla tych, którzy choć bezpośrednio nie dokonują
wartościowania konstytuującego wartości naczelne, to
jednak uznają je za wartości i przyjmują przy tym, że nie
chodzi tu wyłącznie o oceny czysto indywidualne.
Zgodność co do takiego traktowania wartości można
osiągnąć z uwagi na stosunkowo bardzo duży krąg ludzi.
Europa, gdzie czytuje się jeszcze naukowe dzieła
historyczne, z pewnością uzna za wartości wspomniane
wyżej wartości kulturowe, przejawiające się na gruncie
religii, instytucji kościelnych, prawa, państwa, nauki,
języka, literatury, sztuki, instytucji gospodarczych itp.
Toteż fakt, iż wartości te kierują wyborem tego, co istotne,
a tym samym ograniczają ujęcie historyczne do tego, co
znaczące i ważkie ze względu na nie same, nie będzie tu
traktowany jako przejaw arbitralności. Gdy obiektywność
interpretacji zorientowanej na wartości uznawana jest
jedynie przez mniej lub bardziej szeroki krąg ludzi,
wówczas mamy do czynienia z obiektywnością
historycznie ograniczoną. I choć w naukach
szczegółowych fakt ten nie odgrywa istotniejszej roli, to
jednak w ogólnej perspektywie filozoficznej, jak i z
punktu widzenia przyrodoznawstwa, może on być
potraktowany jako mankament natury naukowej.
Skoro bowiem nie wykraczamy poza faktycznie
powszechne uznanie wartości i zupełnie nie pytamy o ich

56
obowiązywanie, wówczas musimy uznać za możliwe, a
jako historycy wręcz za prawdopodobne, iż ów
fundament nauk historycznych, tak jak niegdyś powstał,
tak i przeminie. Charakter opisów historycznych,
odróżniających to, co istotne od nieistotnego, każe nam tu
wątpić, czy opisy te da się w ogóle określić mianem
„prawd”. Prawda naukowa zachować winna określony
stosunek wobec tego, co – choć może nawet nie
uświadamiane – obowiązuje w płaszczyźnie
teoretycznej. W mniejszym lub większym stopniu winna
się doń zbliżać. Przy pominięciu tego założenia
bezsensowne okazuje się mówienie o prawdzie. Jeśli z
zasady abstrahujemy od obowiązywania wartości
kulturowych, na których funduje się opis historyczny,
wówczas tym, co prawdziwe w przebiegu historii
okazuje się jedynie czysta faktyczność. Wszelkie zaś
pojęcia historyczne obowiązują tu wyłącznie w
określonym przedziale czasu, co oznacza, iż w ogóle
nie obowiązują jako prawdy. Nie zajmują bowiem one
określonego stosunku w odniesieniu do tego, co
absolutne i pozaczasowe.
Nawet pojęcia generalizującego przyrodoznawstwa,
sformułowane przez dane pokolenie badaczy,
modyfikuje bądź wręcz likwiduje generacja następna.
A ta z kolei musi liczyć się z faktem, iż również jej własne
kategorie zostaną zastąpione nowymi.
Toteż argument, iż historię pisać trzeba wciąż na
nowo nie świadczy jeszcze o nienaukowym charakterze
historii. Ten los dzieli ona bowiem z wszystkimi innymi
naukami. Niemniej jednak w odniesieniu do praw

57
przyrodniczych zakładamy, iż obowiązują one
bezwarunkowo i obowiązywałyby nawet wówczas,
gdyby żadne z nich nie było nam znane. A zatem można
przyjąć, że pojęcia nauk generalizujących w mniejszym
lub większym stopniu zbliżają się ku absolutnie
obowiązującej prawdzie. Natomiast opisom historycznym
brak tego odniesienia do prawdy absolutnej. Naczelne
zasady tworzenia pojęć są tutaj bowiem jedynie
wartościami ocen dotyczących stanu faktycznego,
zmiennymi i niestałymi niczym przypływająca fala.
Przy pominięciu czystych faktów okazuje się, iż
istnieje tyle różnych prawd historycznych, ile jest różnych
kręgów kulturowych. Okoliczność ta – jak się wydaje –
całkowicie znosi możliwość postępu nauk historycznych,
a także samo pojęcie prawdy historycznej, o ile nie odnosi
się go do czystej faktyczności. Czy zatem powinniśmy
przyjąć założenie o obowiązywaniu ponadhistorycznych
wartości i konstytuowanych przez nie tworów
znaczących, ku którym w mniejszym lub większym
stopniu zbliżają się faktycznie uznane historyczne
wartości kulturowe? Czyż nie dopiero dzięki temu
obiektywność historii dorówna obiektywności
przyrodoznawstwa?
Ten kluczowy tutaj problem wyłania się również
przy próbie spojenia wyników poszczególnych badań
historycznych w pewną jednolitą całość, próbie mającej na
celu stworzenie historii uniwersalnej w ścisłym znaczeniu
tego słowa, nauki obrazującej rozwój całej ludzkości. Jeśli
ograniczymy się do czysto faktycznego uznawania
wartości, wówczas historię ludzkości będziemy mogli

58
tworzyć jedynie w perspektywie konkretnego obszaru
kulturowego. Zatem historia taka nigdy nie stanie się
zrozumiała dla wszystkich ludzi, ani nigdy nie będzie
wszystkich obowiązywać w tym sensie, aby wszyscy
ludzie uznali jej naczelne wartości za wartości. Nie istnieje
zatem żadna „historia świata”, której przysługiwałaby
empiryczna obiektywność. Historia taka bowiem
musiałaby traktować nie tylko o ludzkości, na ile ta jest w
ogóle znana, lecz zawierałaby również to, co istotne dla
wszystkich ludzi. A tego nie potrafi. Historyk parający się
historią uniwersalną nie dysponuje już ani empirycznie
ogólnymi, ani faktycznie powszechnie uznawanymi
wartościami kulturowymi. Historię uniwersalną można
zatem stworzyć jedynie na bazie wartości naczelnych,
którym przypisuje się obowiązywanie z zasady
wykraczające poza czysto faktyczne uznawanie.
Nie oznacza to, jakoby historyk parający się historią
uniwersalną potrzebował określonego ściśle co do treści
systemu wartości, którego obowiązywanie sam musiałby
uzasadnić. Jednakże badacz ten musi przyjąć założenie,
według którego pewne wartości obowiązują w sposób
absolutny i że z tego względu wartości, które usytuował
on u podstaw swej interpretacji, nie pozbawione są
odniesienia do wartości absolutnych. Dopiero bowiem
wówczas może on domagać się od innych, by to, co
istotne w ramach jego interpretacji, uznali za znaczące dla
wartości obowiązujących w sposób absolutny.
Z problemem dotyczącym obowiązywania wartości
kulturowych wiąże się ściśle inna jeszcze kwestia.
Wcześniej wskazałem już na brak jednolitości, a także

59
i brak usystematyzowania nauk o kulturze. Zgoła
odmiennie ma się rzecz w przyrodoznawstwie. Tu
bowiem naukom przyrodniczym, jako naukom
materialnym, mechanika dostarcza trwałej podstawy, na
której funduje się zarówno jedność, jak i
ustrukturalizowanie dyscyplin przyrodniczych.
Widzieliśmy również, że w przypadku nauk o kulturze
podstawą systematyzującą nie może być psychologia. Czy
istnieje zatem dyscyplina, która mogłaby ją zastąpić?
W pewnym sensie musimy udzielić tu odpowiedzi
negatywnej. Taka bowiem dyscyplina podstawowa, jaką
dla przyrodoznawstwa jest mechanika, może istnieć
jedynie w odniesieniu do nauk, których metoda ma
charakter generalizujący bądź przyrodniczy i gdzie ogół
nauk ujęto w system ustrukturalizowanych pojęć. Nauka
o najwyższym stopniu ogólności stanowi wówczas naukę
podstawową, gdy podobnie jak mechanika na gruncie
przyrodoznawstwa, determinuje realizowany na
rozmaitych obszarach proces tworzenia pojęć również w
aspekcie merytorycznym. Życia historycznego nie można
jednak ująć w system. I dlatego, w odniesieniu do nauk o
kulturze stosujących metodę historyczną, nie do
pomyślenia jest tego rodzaju dyscyplina podstawowa,
jaką jest mechanika.
Ale mimo to – jak sądzę – nie należy wykluczać i
takiej możliwości, podług której nauki te z biegiem czasu
połączą się w jednolitą całość, a pojęcie kultury,
określające przedmiot nauk posiłkujących się metodą
historyczną i dostarczające im naczelnej zasady tworzenia
pojęć, w końcu użyczy im również jednolitej struktury.

60
Tkwi w tym jednak przesłanka, zgodnie z którą pojęcie
kultury dane jest nam nie tylko w aspekcie formalnym,
jako suma faktycznie powszechnie uznawanych wartości,
lecz odnosi się również do zawartości merytorycznej,
a także do ich usystematyzowanej struktury. Jednak
w odniesieniu do tego typu systemu wartości
kulturowych również nie można mówić o empirycznie
powszechnym uznawaniu. Powracamy zatem ponownie
do problemu obowiązywania, które przysługuje
wartościom kulturowym niezależnie od faktycznego
wartościowania.
Tak więc pytanie dotyczące obiektywności
historii, jak też samo pojęcie historii uniwersalnej oraz
systemu empirycznych nauk o kulturze, wykraczają
poza empirycznie dane oceny tyczące stanu faktycznego.
Musimy przeto faktycznie założyć – jeśli nie samo
istnienie ostatecznej, osiągniętej już wiedzy – to
przynajmniej obowiązywanie wartości obiektywnych oraz
możliwość stopniowego przybliżania się ku ich
poznaniu. Zasadniczy postęp nauk o kulturze,
dokonujący się ze względu na ich obiektywność,
uniwersalność oraz usystematyzowanie zależy od
postępu w kształtowaniu obiektywnego i
ustrukturalizowanego pojęcia kultury, czyli od stopnia
zbliżenia ku świadomości, świadomości bazującej na
systemie wartości obowiązujących.
Krótko mówiąc, jedność i obiektywność nauk o
kulturze jest warunkowana jednością i obiektywnością
naszego pojęcia kultury – a to z kolei – jednością i

61
obiektywnością wartości przejawiających się w procesach
naszego wartościowania.
Zdaję sobie w pełni sprawę, iż doszedłszy do
powyższych konkluzji nie mogę liczyć na powszechną
aprobatę. Jeśli nawet są to rzeczywiste konkluzje, to
twierdzić się będzie o nich, że z całą jaskrawością
wydobyły problematyczny charakter prób ujęcia w
zamknięty system dorobku nauk o kulturze. Bowiem
mimo coraz lepszego zrozumienia wagi problemu
wartości, powszechne nieomal jest dziś przekonanie, iż
wypowiedzi wykraczające poza subiektywne
obowiązywanie wartości nie poddają się
obiektywnemu uzasadnieniu i jako takie nie spełniają
wymogów naukowości.
Zatem raz jeszcze trzeba tu dobitnie podkreślić
rzecz następującą: obiektywności szczegółowych badań
historycznych w żadnym wypadku nie zagraża ta oto
okoliczność, że wartość kulturowa stanowi zasadnicze
odniesienie dla wyboru tego, co istotne. Historyk może
bowiem opierać się zarówno na faktach, jak i na
powszechnym uznaniu wartości konstytuującej sens
badanego przedmiotu. Dzięki temu osiąga najwyższy
stopień empirycznej obiektywności, jaki w ogóle może
uzyskać nauka empiryczna. Jeśli wykraczamy poza obszar
badań szczegółowych, wówczas rzeczywiście pojawiają
się trudności i zarazem nasuwa się pytanie, czy aby nauki
o kulturze nie opierają się na zespole indywidualnych
pragnień i sądów, skoro ogół tych nauk – ze względu na
swą klasyfikację i ustrukturalizowanie – zależy od
systemu wartości kulturowych.

62
Nie mogę mieć nadziei, bym w krótkim czasie
udzielił w pełni zadowalającej odpowiedzi na te
wątpliwości. Stosunek nauk empirycznych do
obowiązywania wartości oraz do ich usystematyzowania
niesie bowiem ze sobą poważne problemy, wykraczające
daleko poza kwestię klasyfikacji nauk empirycznych.
Chciałbym tu jednak pokazać, na czym polegać ma
zasadnicze założenie na gruncie nauk o kulturze,
wówczas gdy w rozumieniu „obiektywności” wykracza
się poza czysto empiryczny sens. Powszechnie
obowiązującemu prawu natury, poszukiwanemu przez
nauki generalizujące, odpowiadać musi obowiązująca
powszechnie i bezwarunkowo wartość, realizowana w
mniejszym lub większym stopniu przez naszą kulturę
jako nośnik indywidualnych tworów znaczących.
Okoliczność ta pozwoli nam przynajmniej na zrozumienie
pojawiającej się alternatywy.
Nauka o kulturze w najwęższym sensie tego słowa,
czyli próba uzasadnienia wyboru tego co istotne, jako tego
co ostatecznie obowiązujące, stawia nas wobec
konieczności namysłu nad naczelnymi wartościami
kulturowymi, a także wobec konieczności uzasadnienia
faktu obowiązywania tych wartości. Jeśli operowalibyśmy
wartościami, których obowiązywanie nie zostało
uprzednio uzasadnione, wówczas działalność nasza
pozostawałaby w sprzeczności z wymogami nauki. Zatem
wbrew stanowisku nauk szczegółowych stwierdzić
należy, iż nie istnieją nauki historyczne bez filozofii
historii, a konkluzja ta znajduje uzasadnienie w
perspektywie historii uniwersalnej, mającej zespolić

63
wszelkie jednostkowe opisy historyczne w jednorodną
całość ogólnej historii rozwoju kulturowego.
Jeśli natomiast w refleksji naukowej abstrahujemy
od obowiązywania wartości, a światu kultury nie chcemy
przyznać żadnego innego znaczenia ponad to jakie
przypisujemy dowolnym innym procesom, wówczas
zarówno z punktu widzenia filozofii jak i
przyrodoznawstwa nieistotne muszą się wydać różnice
pomiędzy kolejnymi etapami rozwoju ludzkości, równie
nieistotne jak różnice pomiędzy pojedynczymi
kamieniami na gościńcu czy też poszczególnymi kłosami
w całym łanie. Bowiem dokonujący się w przebiegu kilku
znanych nam tysiącleci rozwój ludzkości polegał na
względnie małych zmianach, jakim ulegała względnie
niezmienna natura ludzka. Możliwość traktowania świata
historycznego w ramach takiego ujęcia jako sensownego i
zrozumiałego polega bowiem tylko na tym, iż jesteśmy
skrępowani efemerycznymi ocenami funkcjonującymi w
obrębie zamkniętego kręgu kulturowego, a ponadto
należałoby przyjąć, iż nie istniałaby nauka historyczna
wykraczająca poza szczegółowe badania określonego
kręgu kulturowego. Trzeba by zdać sobie sprawę z tego
albo-albo.
Chciałbym jednak posunąć się o krok do przodu.
Mówiąc tu o alternatywie, nie twierdzę, aby uczony
mógł przyjąć jakąś inną, wolną od wartościowania
perspektywę i uznać ją za stanowisko czysto naukowe,
czyniąc z niej następnie naukowy „światopogląd”, tym
różniący się od stanowiska nauk o kulturze, że nie
musiałaby przyjmować założenia o obowiązywaniu

64
danego wzorca wartości. Zatem w porównaniu z naukami
o kulturze, stanowisko to byłoby w większym stopniu
wolne od założeń. Naturalizm wierzy co prawda w
faktyczne istnienie takiej możliwości, lecz jest to jedynie
samooszukiwanie się. Zaiste, przyrodoznawstwo może
traktować wszelką rzeczywistość, a więc i całą kulturę
jako naturę pozbawioną sensu; a w ramach takiego
stanowiska zawieszenie odniesienia do wartości okazuje
się nie tylko możliwe, ale i konieczne. Czy jednak
stanowisko, w perspektywie którego wszelkie historyczne
tworzenie pojęć jawi się jako arbitralne, można przyjąć
jako jedyną uzasadnioną perspektywę filozoficzną? Czy
przyrodoznawstwo, abstrahując od obowiązywania
wartości, nie ogranicza się, tym samym, wyłącznie do
badań szczegółowych i czy zatem uzupełnienie tych
badań uniwersalnymi rozważaniami filozoficznymi nie
stanowi tu wymogu koniecznego również w aspekcie
teoretycznym?
Sądzę, że nie istnieje taki fragment historii, w
odniesieniu do którego nawet przyrodoznawstwo
musiałoby uznać przedstawione przez nas logiczne
zasady analizy za naukowe, a zarazem zmuszone byłoby
przyznać, że chodzi tu o coś więcej, niż tylko o dowolny
układ dowolnie uchwyconych faktów, układ
obowiązujący tylko dla tych, którzy uwikłani są w akty
ocen funkcjonujące w konkretnym historycznym obszarze
kulturowym. Ten fragment historii to nic innego jak tylko
historia samego przyrodoznawstwa. Bo przecież
przyrodoznawstwo jest również pewnym, zawierającym
sens, historycznym produktem kultury. Nauki

65
przyrodnicze mogą ignorować ten fakt jedynie wówczas,
gdy występują jako nauki szczegółowe. Jeśli jednak
skierują uwagę na siebie same, nie zaś wyłącznie na
obiekty przyrodnicze, to czyż wówczas mogą zaprzeczyć
temu, że podlegają rozwojowi historycznemu w sensie
wcześniej wyłuszczonym. Niepowtarzalny i
indywidualny przebieg tego procesu rozwojowego
rozpatrywać należy z punktu widzenia obiektywnie
obowiązującego wzorca wartości, to znaczy w
perspektywie teoretycznej wartości prawdy naukowej,
do której winniśmy odnieść wydarzenia, by wyodrębnić
w nich to co istotne i to co nieistotne dla historii
przyrodoznawstwa.
Skoro więc przyrodoznawstwo uzna, iż
konstytuowany przezeń fragment rozwoju kultury
podlega refleksji nauk historycznych, to jakże mogłoby
odmówić waloru naukowości dziejom innych fragmentów
rozwoju kultury. Czy dobra kulturowe, stanowiące ostoję
obowiązujących wartości, wytworzyła ludzkość jedynie
na obszarze przyrodoznawstwa? Pytania tego nie można
rozstrzygnąć na gruncie stanowiska nauk przyrodniczych,
odrzucających wszelkie obowiązywanie. A zatem w
naszej walce na rzecz historycznego ujęcia przedmiotu,
walce o prawo dla historii, nie musimy obawiać się
zagrożenia z ich strony. Historyczne stanowisko nauk o
kulturze bezwzględnie góruje nad stanowiskiem nauk
przyrodniczych, znacznie szerszy jest bowiem jego zasięg.
Nie tylko przyrodoznawstwo jest historycznym
produktem ludzkości. W logicznym i formalnym sensie
sama „przyroda” nie jest niczym innym, jak tylko

66
teoretycznym dobrem kulturowym. Stanowi ona
obowiązujące, to znaczy, obiektywnie wartościowe ujęcie
rzeczywistości przez intelekt ludzki. Przyrodoznawstwo
musi stale zakładać absolutne obowiązywanie sytuującej
się tu wartości, podobnie jak i obowiązywanie
konstytuowanych przez nią tworów znaczących.
Istnieje oczywiście inne jeszcze „stanowisko”, a
nazwać je można „filozoficznym”. I można wierzyć, iż
pozbawione jest ono wszelkich założeń. Nietzsche
odnalazł niegdyś pewną krótką bajkę, która miała, jego
zdaniem, ilustrować, „jak żałosny, jak marny i
powierzchowny, jak bezcelowy i przypadkowy okazuje
się intelekt ludzki w łonie przyrody”. Treść tej bajki brzmi
jednak następująco: „W pewnym odległym zakątku
kosmosu, wypełniającego swym migotliwym blaskiem
niezliczone systemy kosmosu, była sobie pewna gwiazda,
na której mądre zwierzęta odnalazły wiedzę (Erkennen).
Była to najbardziej wzniosła i zarazem najbardziej
zdradliwa minuta «historii świata». Ale tylko jedna
minuta. Po kilku tchnieniach przyrody gwiazda
zakrzepła, a mądre zwierzęta musiały umrzeć”. A zatem,
można by sądzić, szczęśliwie uniknęliśmy aktu
uznawania obowiązywania wartości, jaki marzył się
uczonym.
Stanowisko to, jeśli zechcemy, może być faktycznie
konsekwentne, ale w efekcie niweczy obiektywność
każdej nauki, a więc w równej mierze obiektywność nauk
o kulturze, jak i przyrodoznawstwa. A ponieważ mogło
się ono wykrystalizować jedynie dzięki długiemu
procesowi rozwoju przyrodoznawstwa i nauk o kulturze,

67
zatem samo nie jest niczym innym, jak tylko momentem
owej „najbardziej zdradliwej minuty” historii świata.
Toteż jego konsekwencje stanowią zarazem największą z
możliwych niekonsekwencji, są podejmowaną przez
uczonego bezsensowną próbą przeskoczenia własnego
cienia. Właśnie uczony, jeśli uczonym pragnie pozostać,
musi przyjąć założenie o absolutnym charakterze
obowiązywania wartości teoretycznych.
By odróżnić to co zawiera znaczenie, od tego co
znaczenia jest pozbawione, historia musi odwoływać się
do wartości kulturowych. Powołując się na tę okoliczność,
odmawia się historii waloru naukowości. Ale pogląd ten
nie jest niczym innym jak tylko pustym i negatywnym
dogmatyzmem.
Na gruncie każdej z nauk zakłada się implicite
ponadindywidualnie znaczenie życia kulturowego, z
którego wyrasta również sam badacz. Wyrwanie z całego
rozwoju kultury pojedynczego układu, jakim jest na
przykład fragment rozwoju intelektualnego zwany
przyrodoznawstwem, i przypisanie jedynie jemu
znaczenia ze względu na wartości teoretyczne, byłoby
wyrazem największej arbitralności. Refleksji nad
rozległym systemem obiektywnych wartości kulturowych
nie można więc nazwać zadaniem bezsensownym.
Oczywiście żadna filozofia, bazując wyłącznie na
pojęciach, nie jest w stanie skonstruować takiego systemu.
By określić merytoryczną zawartość systemu, filozofia
musi połączyć się ścisłymi więzami z naukami o kulturze.
Może jedynie żywić nadzieję zbliżenia się do tego, co
ponadhistoryczne poprzez to, co historyczne. Tym samym

68
więc system wartości, który rości sobie pretensje do
obowiązywania, daje się odnaleźć w zawierającym sens
życiu historycznym. Stąd dopiero stopniowo
wyprowadzać można ów system, pytając o powszechne i
formalne wartości sytuujące się u podstaw ustawicznie
zmieniającej się treściowo różnorodności historycznego
życia kulturowego i jego indywidualnych tworów
znaczących i pytając zarazem, na czym w ogóle polega, w
takim razie, zakładanie wartości kultury, której rozwój
wszystkim leży na sercu. Bliższe wnikanie w istotę tego
zadania, przypadającego filozofii, wykraczałoby daleko
poza podejmowaną tu próbę klasyfikacji nauk
empirycznych. Chodziło w tym miejscu jedynie o
wyznaczenie pewnego docelowego kierunku refleksji.
Klasyfikując nauki empiryczne można ograniczyć
się do empirycznej obiektywności nauk o kulturze. W
odniesieniu doń wystarczy wspomnieć fakt, iż właściwie
wszyscy wierzymy w obiektywne wartości, których
obowiązywanie zakłada zarówno filozofia, jak i nauki o
kulturze. Wierzymy w nie, nawet jeśli, ulegając wpływom
naukowej mody, wmawiamy sobie, że czynić tak nie
należy. Bowiem „człowiek, jako istota duchowa, nie może
kroczyć z podniesionym czołem, gdy nie ma ponad sobą
żadnego ideału”. Wartości, jakie składają się na ów ideał,
„są odkrywane i wraz z postępem kultury – niczym
gwiazdy na niebie – wkraczają stopniowo w widnokrąg
człowieka. Nie są to wartości stare, nie są to też wartości
nowe. To są wartości. Tym chętniej przywołuję tu te
piękne słowa Riehla, bowiem twórcy „filozoficznego
krytycyzmu” nikt nie będzie podejrzewał o nienaukowe

69
mrzonki. Czy uprawiając naukę mamy pozostawić na
uboczu to co dla nas konieczne, byśmy, jako istoty
duchowe, mogli kroczyć z podniesionym czołem? Myślę,
iż nikt rozsądny nie będzie tego od nas wymagał.

Tłumaczyła Beata Borowicz-Sierocka

70

You might also like