You are on page 1of 136

Katarzyna Grochola

A nie mówi³am'.
Katarzyna Grochola,
najpoczytniejsza polska pisarka
ostatnich lat, jest autork¹ opowie ci
Przegry æ d¿d¿ownicê (1997)
i wspó³autork¹ scenariusza serialu
lvi jak mi³o æ (2001 i 2002). Wyda³a tomy
opowiadañ Podanie o mi³o æ (2001)
i Upowa¿nienie do szczê cia (2003),
oraz powie æ Osobowo æ æmy (2005),
która w 2006 roku zosta³a uhonorowana
nagrod¹ AS EMPiK-u, przyznawan¹
najwiêkszym polskim bestsellerom.
Wspólnie z Andrzejem Wi niewskim
napisa³a ksi¹¿ki
Zwi¹zki i rozwi¹zki mi³osne (2002)
oraz Gry i zabawy ma³¿eñskie
i pozama³¿eñskie (2006). S³awê
przyniós³ jej cykl powie ci ‾aby i anio³y,
którego trzy pierwsze czê ci tak¿e
zdoby³y nagrodê AS EMPIK-u. Powie æ
Nigdy w ¿yciu! (2001) prze³o¿ono
na jêzyk rosyjski, niemiecki, bu³garski,
wêgierski, czeski, litewski i w³oski;
w przygotowaniu jest przek³ad
ormiañski. Na jej podstawie powsta³ film.
Druga czê æ cyklu,
Serce na temblaku (2002), ukaza³a siê
w Rosji i Niemczech,
trzecia Ja wam poka¿ê! (2004) - w Rosji
i Czechach. W 2006 roku odby³a siê
premiera filmowej wersji Ja wam poka¿ê!
Katarzyna
Groc³iola
A nie mówi³am'.

Kata
rn xx zarzyna
Grochola
A nie mówi³am!

WARSZAWA 2006

Copyright © by Wydawnictwo Autorskie S.C, 2006 Copyright © by Wydawnictwo W.A.B., 20


06
Wydanie I Warszawa 2006

Krzysiowi
Ró¿owo mi
-1 on powiedzia³, ¿e chodzi mu o ui, pojmujesz?
- Jakie uj?
S³owo dajê, cz³owiek schowa siê przed rodzin¹, ¿eby zaj¹æ siê sprawami, którymi zajmowaæ si
le wszêdzie go dosiêgn¹. Tosia wparowa³a do mnie do pokoju, choæ zapowiedzia³am, ¿eby mi ni
rzeszkadzaæ.
- No, mamo, no! Ul, czyli uczciwo æ intelektualn¹!
- A co to jest? - zdumia³am siê.
Owszem, moralno æ socjalistyczna - to zrozumia³e. Ale uczciwo æ intelektualna?
- No w³a nie. Na pierwszych zajêciach powiedzia³ nam, ¿e g³ównie rozchodzi siê o to, ¿e nie
¿e nie zdajemy sobie, z grubsza rzecz bior¹c, sprawy z tego, co czeka tych, którzy ci¹ga
j¹. Ale rozumiesz, to by³o dawno temu.
- Tosia! -jêknê³am.
Rozchodzi siê o t o! Rok po maturze, choæ zdanej z niejakimi trudno ciami, i prawie po
pierwszym roku
Wyj¹tkowej i Najlepszej Licencjackiej Szko³y Jêzykowej. Rozchodzi siê o to! Nic dziwnego
, ¿e Tosi studia nie odpowiadaj¹. Nie wiem tylko, dlaczego od dwóch tygodni. I od dwóch
tygodni przy ka¿dej okazji karmi mnie kwiatkami z Wyj¹tkowej i Najlepszej Licencjack
iej Szko³y Jêzykowej. Bo musi j¹ zmieniæ, z wielu powodów, w ogóle sobie, mamo, nie zdajesz
sprawy! Bo daleko, bo nie spe³nia jej oczekiwañ, bo pan od gramatyki opisowej w ogóle
nie powinien uczyæ, a pani od gramatyki praktycznej jest prawie w jej wieku i có¿ ona
mo¿e, mamo, wiedzieæ o gramatyce? A oto nastêpny powód: Ul.
- Co Tosia"? Mamo! Przecie¿ cytujê! Rozchodzi siê o to" to jego s³owa!
A mo¿e rozchodzi siê o to, ¿e moja córka jednak ma racjê?
-1 ponadto on sprawdza³ listê na wyk³adach! - To zakazane?
-Nie, ale wyk³ady s¹ do-bro-wol-ne. A do-bro--wol-ne - Tosia skandowa³a - to znaczy, ¿e
siê nie musi! A on puszcza³ w obieg kartkê i zbiera³ autografy. A po ka¿dym te cie ledztwo
dzie kto siedzia³, ko³o kogo. I porównywa³ z t¹ list¹ puszczon¹ w obieg. Rozumiesz: czy Kow
ki ko³o Nowaka.
Nie rozumia³am. Chcia³am siê zaj¹æ rzeczami wa¿nymi i nie obchodzi³o mnie to, gdzie kto sie
na wyk³adach w Wyj¹tkowej i Najlepszej Licencjackiej Szkole Jêzykowej, na które moja córk
a -jeszcze! - chodzi. - A po co? - spyta³am wobec tego, ¿eby jak najszybciej zakoñczyæ d
yskusjê o panu od gramatyki.
8
Tosia wisia³a na klamce i by³a o krok od wyj cia z mojego pokoju.
- O rany! No jak to po co? Sprawdza³, kto ma takie same b³êdy. Potem porównywa³ z kartk¹ i
asowa³ ludzi, ¿e niby od siebie ci¹gali, czyli uczciwo æ intelektualna, jego zdaniem, by³a
chwiana! Jakby my nic nie umieli!
- No i...? - zawiesi³am g³os. Zna³am Tosiê.
- A wiesz po co mu te nasze autografy na wyk³adach by³y potrzebne? No?
- Nie wiem - powiedzia³am zrezygnowana.
- Bo on nasze prace da³ do grafologa. Rozumiesz, bo czasami siê tak zdarza, ¿e jak cze
go nie umiesz, to idzie na egzamin kole¿anka, rozumiesz, w zastêpstwie.
- Jaka kole¿anka? - zakrêci³o mi siê w g³owie od nat³oku informacji.
- Albo kolega, mamo, no! Tak niektórzy robi¹! Taka, co umie lepiej ni¿ ty!
- To ka! - zdenerwowa³am siê. - Tylko mi nie mów, ¿e ty...
- No co ty, mamo! Ja w ¿yciu! ‾eby nie powiedzieæ nigdy w ¿yciu - zachichota³a. - Ja ci ty
lko opowiadam, ¿e sprawdzi³ te prace grafolog i siê okaza³o, ¿e praca kolesia to pismo kol
e¿anki! I on, to znaczy pan od gramatyki opisowej, poprosi³ grzecznie, ¿eby osobnik, k
tóry zmieni³ w ci¹gu paru godzin p³eæ, siê skontaktowa³ i ujawni³, to reperkusje bêd¹ mniej
kole siê nie ujawni³ i nie skontaktowa³, tylko siê zapad³ pod ziemiê, i pan siê teraz na n
.
- Tosia, ale dlaczego ty podwa¿asz autorytet nauczyciela akademickiego, który...
- Mamo! Bo co to s¹ za metody? Nie czujesz tego? To¿ on zbiera autografy i twarz ma
pe³n¹ uczciwo ci intelektualnej, a sam stosuje stalinowskie metody! To o tak¹ Polskê walcz
yli my? I ja mam w tym wszystkim tkwiæ? Tego chcesz dla swojego dziecka? To ma byæ ucz
ciwe? Porozmawiam z Adamem, on mnie rozumie. - Tosia zamknê³a za sob¹ drzwi z niejakim
hukiem.
Nie przypominam sobie, ¿eby walczy³a o jak¹kolwiek Polskê. Ale to rzeczywi cie przechodzi
ludzkie pojêcie.
Z tupotem Tosi po schodach.
Nie mam, po prostu nie mam szans, ¿eby nie zajmowaæ siê tymi sprawami, którymi zajmowaæ siê
nie powinnam! Chcê odpocz¹æ! Ratunku! Ja nie wiem, za co mnie to wszystko spotyka. Jak
ie wszystko, nie wiem, ale gdybym siê zastanowi³a, tobym co znalaz³a. Nie narzekam prze
cie¿ na rz¹d, nie ogl¹dam telewizji, nie denerwujê siê, co bêdzie w jakimkolwiek odcinku cz
gokolwiek odcinkowego.
Pragnê tylko spokoju i harmonii.
No i podwy¿ki.
Urlop te¿ mi siê nale¿y.
Podró¿ gdzie daleko.
I sweter bym chcia³a mieæ, podobny do tego, jaki widzia³am na Marsza³kowskiej, z prawej
strony na wystawie sobie wisia³, i buty, takie same, jakie kupi³a Nieletnia. Tylko ¿eb
y nie by³y wi¹zane, lecz na rzepy.
10
Naczelny móg³by te¿ trochê odpu ciæ, je li ju¿ jeste my przy marzeniach. Móg³by tyle nie wy
swoim zapa³em do pracy spali na popió³.
I chcia³abym, ¿eby Borys nie przynosi³ ju¿ ¿ywych zwierz¹t do domu. Dwa tygodnie temu znala
kotka. Dwaj jego bracia, plaskaci, le¿eli wgnieceni w drogê, bez ducha, a ostatnie ¿yw
e szare maleñstwo przesz³o przez siatkê i Borys go przyniós³ na werandê. Oczywi cie kotek z
a³. To ka z obrzydzeniem odsunê³a psa, który zawarcza³, podnios³a kotka i powiedzia³a:
- Mamo, no przecie¿ go nie wyrzucisz, je li go sobie pies przysposobi³. Zreszt¹ on ca³ym s
woim jestestwem mówi: przytul mnie.
Oczywi cie kotek zosta³.
Wiêc od dwóch tygodni, jakby nie dosyæ by³o rozmów o przysz³o ci Tosi, która pomyli³a siê w
szko³y wy¿szej
- mamo, ka¿demu to siê mo¿e zdarzyæ
- mamo, przecie¿ ¿ycie przede mn¹, jeden b³¹d nie powinien k³a æ siê cieniem na mojej przys
- mamo, sama mówi³a , ¿e cz³owiek nie mo¿e byæ
zdeterminowany -
mam dodatkowego kota, który nazywa siê Przytul.
To jest absolutnie ostatnie zwierzê w tym domu. Nie chcê wiêcej zwierz¹t, chcê wyjazdu w p
odró¿ po lubn¹, gdzie daleko od zwierz¹t. Nale¿y mi siê. Jestem w tym wieku, kiedy dojrza³
ta mo¿e zacz¹æ siê cieszyæ tym, co wa¿ne, czyli seksem. Je li ta dojrza³a kobieta ma odchow
otomstwo, które ja mam, choæ w licz-
11
bie pojedynczej, mo¿na przypuszczaæ, ¿e jedynym jej problemem jest realizacja w³asnych s
krywanych pieczo³owicie planów. Dlaczego skrywanych? Bo o seksie w naszym kraju mog¹ mów
iæ tylko nastolatki, a nie kobiety dojrza³e. Kobiety dojrza³e mog¹ o tym pomy leæ w tajemni
y przed w³asnymi dzieæmi i, rzecz jasna, rodzicami.
No, mo¿e gdzie w wiecie jakim cywilizowanym inaczej to wygl¹da, ale nie w mojej rodzini
e.
W³a nie zabra³am siê do realizacji skrywanych pieczo³owicie planów, to znaczy siad³am sobie
godnie w pokoju, zamknê³am drzwi, ¿eby mi nikt nie przeszkadza³. Gor¹ca herbatka parowa³a s
bie przy komputerze, w³¹czonym, a jak¿e, i ju¿-ju¿ mia³am pomy leæ o tym, jak siê zabraæ do
ji wy¿ej wymienionych, gdy, oczywi cie, przeczytam zaleg³e bardzo po¿yteczne pisemka, któr
e ukry³am przed Tosi¹, ¿eby jej nie za mieca³y mózgu, a z których mog³am siê nareszcie dowi
zy to prawda, ¿e Brad Pitt rezygnuje ze swojej ¿ony na rzecz by³ej ¿ony zupe³nie innego mê¿
kiedy zadzwoni³a Moja Mama.
- Kochanie, nie przeszkadzam ci, prawda? - spyta³a g³osem zranionego jagni¹tka.
- Nie - potwierdzi³am ochoczo.
- To znaczy przeszkadzam? - Dociekliwo æ Mojej Mamy by³a zawsze pora¿aj¹ca.
- Nie - powiedzia³am zgodnie z prawd¹.
- No bo taki masz dziwny g³os. B¹d ze mn¹ szczera. Mogê zadzwoniæ pó niej.
- Mamo, przecie¿ mówiê, ¿e nie.
- Ale zapyta³am, czy ci nie przeszkadzam, i ty zaprzeczy³a . A podwójne przeczenie jest
twierdzeniem.
- Mówi¹c nie, potwierdzi³am, ¿e mi nie przeszka
dzasz.
- Ale jeste jaka taka zniecierpliwiona...
- Mamo, o co chodzi? - zirytowa³am siê.
- No w³a nie. Tak my la³am - wesz³a mi Moja Mama w s³owo. - Dlaczego nie jeste ze mn¹ szcz
-Ja?
-Przecie¿ mog³a od razu powiedzieæ, ¿e jeste
zajêta.
- Nie jestem zajêta! - krzyknê³am w s³uchawkê.
- Widzê, ¿e nie jeste w nastroju, ¿eby z w³asn¹ matk¹ zamieniæ parê s³ów.
- Ale¿ jestem - jêknê³am.
- No oddzwoñ, jak bêdziesz mia³a ochotê. Pa.
I sygna³ ci¹g³y.
Popatrzy³am przez okno i nie mia³am ochoty. Nawet najmniejszej, malusieñkiej nawet nie
zauwa¿alnej, nic. Wobec tego wziê³am piêæ g³êbokich oddechów przepo-
niastych i oddzwoni³am.
- Kochanie, ty w swoim wieku powinna braæ hormony - powiedzia³a na wstêpie Moja Mama. -
Co my lisz o ró¿owej sukni lubnej?
Bo¿e mój jedyny! Moja rêka omal nie upu ci³a s³uchawki, a resztê mnie sparali¿owa³o! Ró¿owa
a! W tym wieku! Najgorszy koszmar, jaki tylko sobie mo¿na wymarzyæ! Jak z kiepskiej
powie ci ame-
13
12
rykañskiej albo jak Barbara Cartland. Albo dwa w jednym.
Ró¿owa!
Na wiecie jest niezliczone mnóstwo kolorów, mój brat mo¿e wymieniæ jedena cie odcieni ¿ó³c
Mama my li o ró¿owym! Dlaczego nie wpad³ jej do g³owy czarny? By³oby przynajmniej oryginal
ie. Ale ró¿? Wszyscy siê bêd¹ ze mnie miali. Nie, nie, i jeszcze raz nie.
Wypad³am z pokoju i pobieg³am na górê do Tosi.
- Pukaj! - wrzasnê³o moje jedyne ju¿ nie dziecko, ale zawsze córka.
- Babcia my li o ró¿owej sukni lubnej!
- No chyba ¿artujesz! - Tosia poderwa³a siê z fotela, gdzie mizia³a siê z Potemem.
Potem wyl¹dowa³ na pod³odze, zamrucza³ niezadowolony i wygi¹³ grzbiet nieprzychylnie. - Mam
, zrób co !
Nie mia³am pojêcia, co mogê zrobiæ. Najlepszym i jedynym sposobem na zrobienie czego , by³o
oczywi cie zrobienie rodzinnego obiadu, zaproszenie Agnieszki z Grze kiem i ich dzieæm
i, rodziców i wybicie mamie z g³owy koloru ró¿owego.
A poza tym ja zawsze marzy³am o czym w rodzaju ecru! Cudownym ciep³ym kolorze zgaszon
ej kawy z mlekiem z dodatkiem odrobiny s³oñca, w którym ka¿dej, ale to ka¿dej kobiecie jes
t do twarzy, z wyj¹tkiem Joli, oczywi cie. Która i tak we wszystkim wygl¹da dobrze, nic
jej nie zaszkodzi, niestety. A poza tym to 14
nie o lub Joli chodzi! Niech siê mêczy z Eksiem do koñca ¿ycia!
Telefon Agnieszki by³ zajêty. Dlaczego zawsze, ale to zawsze, kiedy dzwoniê do Agniesz
ki, jest zajêty? Oto jedna z tajemnic wszech wiata. Od³o¿y³am s³uchawkê, która natychmiast
za³a.
-Tato?
- No, kochanie, chcia³em ci tylko powiedzieæ - zacz¹³ Mój Ojciec g³osem niezwykle powa¿nym
y ...
Wiedzia³am, o co chodzi, Moja Mama ju¿ go przekabaci³a. Ju¿ straci³ resztki zdrowego rozs¹d
u. Ju¿ nie spojrzy na mnie obiektywnie, tylko jej oczami. Ju¿ wszystko, co Moja Mama
zaplanowa³a, bêdzie jego planem, jej opinia jego opini¹, a ja znowu zostanê sama ze swo
im marzeniem o kolorze ecru! O cudnej sukni lubnej w kolorze ecru! Nie ró¿owym! Wiêc wp
ad³am mu w s³owo:
- Tatusiu, przyjdziecie na obiad w niedzielê?
- Ale ja ci tylko chcia³em powiedzieæ, ¿eby nie by³a dla matki taka ostra. Je li uwa¿asz,
e ma racji...
- Mama ma zawsze racjê - przerwa³am k¹ liwie. - O czwartej. Zrobiê pysznego indyka i wtedy
sobie pogadamy.
- Pogadacie, ja nie mam zamiaru siê wtr¹caæ. Mnie jest wszystko jedno, czy to bêdzie ró¿owy
czy ecru, ale na twoim miejscu by³bym bardziej...
- Wiem, ale to ja jestem na swoim miejscu, a nie ty.
- Judyta - Mój Ojciec zawiesi³ g³os - czy ty przypad-
15
kiem nie powinna braæ hormonów? Ja na twoim miejscu poszed³bym do ginekologa.
To naprawdê przechodzi ludzkie pojêcie!
Wykrêci³am ponownie numer Agnieszki. Przerywany sygna³ oznajmia³, ¿e Agnieszka z kim innym
omawia najwa¿niejsze ¿yciowe sprawy. Od³o¿y³am s³uchawkê. Wziê³am g³êboki oddech. Zadzwoni
s³uchawkê z wide³ek. Agnieszka ma telefon, który j¹ informuje o tym, kto do niej dzwoni³, n
reszcie by³a uprzejma oddzwoniæ!
- Mój ojciec chce i æ do ginekologa, a moja matka marzy o ró¿owej sukni lubnej - jêknê³am
ce w s³uchawkê.
Po drugiej stronie milcza³o. Przez chwilê. A potem us³ysza³am niepewny g³os Naczelnego:
-Pani Judyto? To ja mo¿e zadzwoniê pó niej... -I roz³¹czy³ siê, zanim zd¹¿y³am powiedzieæ
- Dzwoni³a ? - g³os Agnieszki brzmia³ beztrosko. Tak to jest z rodzin¹. Wszystko ci siê wal
na g³owê,
ale nikt tego nie rozumie, nie ma odrobiny wspó³czucia, nie ma empatii, która jest wsz
echobecna na filmach amerykañskich zawsze, przynajmniej jeden bohater jest jej pe³en
.
- Przed chwil¹ powiedzia³am naczelnemu, ¿e mój ojciec chce i æ do ginekologa, mój pies rodz
mêskiego jest ssany przez kota rodzaju mêskiego, a moja matka marzy o ró¿owej sukni lubn
ej! - powiedzia³am jednym tchem.
- Jezus Maria! Ró¿owa? Musisz co z tym zrobiæ! -
g³os Agnieszki przesta³ brzmieæ beztrosko. - Wszystko, tylko nie ró¿owa! To zepsuje ca³¹ ur
ysto æ!
Te¿ by³am tego zdania. Od pocz¹tku. A jednak na Agnieszkê mo¿na by³o liczyæ. Umówi³y my siê
niedzielê i wspólnie popracujemy nad ró¿em. Odetchnê³am z ulg¹. Teraz mia³am upragniony spo
oæ herbatka przesta³a mile parowaæ.
Ale w³a nie zawarcza³ samochód i okaza³o siê, ¿e Adam wróci³ z radia.

16
Taktyka rodzinna
Taktyka by³a prosta. Agnieszka mimochodem zapyta o uroczysto æ, jak gdyby nigdy nic, j
a odpowiem zdawkowo, Tosia bêdzie milcza³a, potem Nieletnia wypowie siê na temat ró¿owego,
który podobno przynosi pecha, w przeciwieñstwie do czerwonego, który jak wiadomo, odg
ania z³e, Tosia siê wtr¹ci, powie, ¿eby o tym nie rozmawiaæ, i zapyta Agnieszkê, czy czyta³
rtyku³ o Bradzie Pitcie, potem ja przypadkiem poka¿ê artyku³ w swoim by³ym pisemku, Agnies
zce upadnie pisemko na pod³ogê, i jak je podniesie, to niby przypadkiem otworzy na r
ozk³adówce, gdzie jest moda lubna. I wtedy Tosia powie: ojej, zobaczcie, jakie suknie
! I od s³owa do s³owa, przekonamy Moj¹ Matkê, ¿eby zrezygnowa³a z ró¿owego.
Pismo jest co prawda z czerwca ubieg³ego roku, ale przecie¿ nikt nie bêdzie sprawdza³ da
ty. Chodzi tylko o to, ¿eby naprowadziæ umiejêtnie ca³¹ rodzinê na temat. W sposób nieinwaz
y, delikatny i mimochodem.
18
Siedzieli my w ogrodzie, kiedy przyjecha³a Agnieszka z rodzin¹. Ziemniaki dochodzi³y w k
uchni, zachêcaj¹co pyrkaj¹c, Tosia grzecznie odpowiada³a dziadkom na pytania, co zamierz
a teraz robiæ i kiedy we mie siê za naukê, bo egzaminy tu¿-tu¿, i chyba nie zamierza zaprze
aszczaæ tego roku, Borys le¿a³ jak zwykle w przej ciu i nawet nie by³ uprzejmy podnie æ g³o
widok go ci, bo wylizywa³ Przytula, który zwiniêty w k³êbuszek spa³ mu w przednich ³apach,
w kuchni otwiera³ wino. Moja Mama u miechnê³a siê do Agnieszki i powiedzia³a:
- Jak to mi³o ciê widzieæ, kochanie, wydaje mi siê, ¿e schud³a ! - co Agnieszkê od razu wpr
wietny humor i obiad zapowiada³ siê bardzo dobrze, kiedy wszed³ Nieletni, rzuci³ swoje c
ia³o na wiklinowy fotel i wycedzi³:
- Co z tym ró¿owym na lub? Ale obciach! Nie do æ, ¿e bierzecie lub w tym wieku, to jeszcz
ró¿u? Wszyscy bêd¹ siê miali!
I na dowód, ¿e to prawda, najpierw roze mia³ siê g³êboko i rado nie, a potem piskliwie i ra
Borys zerwa³ siê i zacz¹³ szczekaæ. Mutacja Nieletniego dawa³a o sobie znaæ w najbardziej
spodziewanych momentach. Nieletni zrobi³ siê czerwony, zerwa³ siê z fotela i znikn¹³ za krz
kiem ja minu. Moja Mama zrobi³a siê ró¿owa i spojrza³a na mnie tak, jak zawsze sobie tego n
e ¿yczy³am.
- Wykipi¹! - krzyknê³am wobec tego i popêdzi³am do kuchni.
19

Obiad by³by prawie udany. By³by, ale, niestety, nie by³.


- Nie rozumiem, dlaczego mn¹ manipulujesz - powiedzia³a Moja Mama, kiedy Agnieszka p
rzypadkiem i mimochodem siêgnê³a po umówione pismo i najpierw nieudolnie kartkowa³a je w p
oszukiwaniu rozk³adówki z sukniami lubnymi, a potem jeszcze bardziej nieudolnie próbowa³a
siê zdziwiæ, kiedy siê wreszcie na ni¹ natknê³a.
- Poka¿ - powiedzia³a Moja Mama rozkazuj¹co. Jeszcze chwila, a Agnieszka us³ysza³aby, ¿e pr
yty³a.
- Ja bym na siebie nigdy czego takiego nie w³o¿y³a
- o wiadczy³a Moja Mama i z obrzydzeniem poda³a pismo Ojcu.
- Ja te¿ nie - powiedzia³ machinalnie Mój Ojciec i oczy mu b³ysnê³y na widok wylewaj¹cych s
kremowego gorsetu piersi.
No my lê!
Ca³y mój misternie upleciony plan diabli wziêli, wiêc by³am po prostu z³a.
- Mamo. - Postanowi³am wyst¹piæ w roli osoby doros³ej, a nie dziecka, które mo¿na do koñca
pouczaæ, strofowaæ i t³umaczyæ, ¿e ró¿ jest bardziej odpowiedni ni¿ ecru. - Mamo...
-1 koniec tematu - przerwa³a Moja Matka.
-Czy mogê prosiæ o tê ¿a³osn¹ resztkê sa³atki? - próbowa³a mnie poratowaæ Tosia.
20
- Nieletni nie jad³ - wtr¹ci³a siê Agnieszka.
- On nie je sa³atek.
- Ale powinien - powiedzia³ Mój Ojciec i na³o¿y³ sobie spor¹ porcjê na talerz. - Sa³atki s¹
.
Z tym siê zgadza³am. A ta resztka by³a równie¿
¿a³osna.
-I w³a nie dlatego prosi³am... - Tosia patrzy³a na
mnie z rozpacz¹.
- Mamo, tylko krem! -jêknê³am.
- Krem? Nie jedz takich deserów kochanie, przy-
tyjesz.
- Krem w sensie kolor. - Tosia d³uba³a w talerzu.
- Kochanie - powiedzia³a Moja Mama - wracaj¹c do twoich ¿a³osnych gier w sprawie ró¿owego,
owiem ci jedno. Jest to kolor odpowiedni dla ka¿dej kobiety, która skoñczy³a czterdzie ci
lat, i uwa¿am, ¿e ró¿ bêdzie najodpowiedniejszy. Na tym zakoñczmy tê ja³ow¹ dyskusjê, bo ja
ie zmieniê.
- W³a nie - powiedzia³ mój ojciec, zagarniaj¹c z pó³miska resztkê kalafiora. - Bo twoja mat
ania nie zmieni. I bardzo dobrze.
Jestem w ciek³a, tylko tak mo¿na nazwaæ ten stan. Moja rodzina nie rozumie ani trochê moic
h potrzeb, marzeñ, oczekiwañ, nie licz¹ siê z moim stanem ducha, nie jest wa¿ne to, czego
ja chcê. Ciekawa jestem, ile lat muszê mieæ, ¿eby decydowaæ o tym, co mi siê podoba.
21
Dwie cie? Czterysta piêædziesi¹t? Nie doczekam takiego momentu, ¿eby moi rodzice - niechby
i nie g³askali mnie po g³owie-powiedzieli: Masz racjê, córeczko, lub: Rób tak, jak ci siê
zie podoba³o, lub potwierdzili: Ró¿ jest beznadziejny, kochanie, zawsze tak my leli my.
Nie. Niedoczekanie moje. Gdybym mia³a dwadzie cia lat, to co innego! Wiadomo, ¿e wtedy
siê jest niele-dwie dzieckiem i trzeba siê liczyæ z ich zdaniem. Ale jak siê ma, powied
zmy, oko³o czterdziestki na karku (Bo¿e, to cudowny wiek!), to rodzice powinni siê z t
ob¹ zacz¹æ liczyæ, prawda?
Adam zasta³ mnie w kuchni trzaskaj¹c¹ garami. Zawsze, kiedy jestem w gorszym stanie ps
ychicznym, gary u mnie zachowuj¹ siê g³o niej. Obijaj¹ siê o siebie z d wiêkiem przykrym i
ywnym, pokrywki potrafi¹ nawet spadaæ z³o liwie na pod³ogê i w ten sposób wyszczerbiaæ kafe
- Judyta... - zacz¹³ Ada , ale mu przerwa³am.
- Bo ty nigdy mi nie pomo¿esz - zawarcza³am i strzeli³am strumieniem wody w przypalon¹ p
atelniê. Obla³o mnie.
- Pomóc ci? - zapyta³ bezczelnie, jakby nie widzia³, co siê dzieje. S¹ domy, w których s¹ z
arki, w których to domach do zmywarek naczynia wk³adaj¹ mê¿czy ni, i dana kobieta w ogóle n
wie, ¿e cokolwiek przykrego w ¿yciu siê zdarza. Ale to nie jest mój dom, niestety, w moi
m domu ja jestem od garów, bo zmywarki nie ma.
- Nie musisz - odpowiedzia³am przez zêby, ca³y czas
22
odwrócona ty³em. Z patelni nie schodzi³o, tylko przywiera³o coraz mocniej, moim zdaniem.
- Wiem, ¿e nie muszê, ale chêtnie...
- W³a nie! - wykrzyknê³am triumfalnie. - Ty nic nie musisz, to ja jestem od zmuszania siê
do wszystkiego. Wy wszyscy my licie, ¿e samo siê zrobi, ugotuje, sprz¹tnie, a potem...
- Ja tak nie my lê. - Tosia wnios³a do kuchni kolejn¹ porcjê naczyñ. - Ja wiem, ¿e ty zrobi
- roze mia³a siê weso³o, a Adam szturchn¹³ j¹ porozumiewawczo, co doprowadzi³o mnie do sza³
Zakrêci³am wodê i ostentacyjnie wytar³am rêce w cierkê brudn¹ i mokr¹. Minê³am ich oboje i
grodu bez s³owa.
I bardzo dobrze zrobi³am, bo kiedy wróci³am po odstawion¹ po obiedzie resztkê herbaty, to
okaza³o siê, ¿e siê umy³o i powyciera³o, i schowa³o do kredensu samo, bez mojego udzia³u, c
ki po prostu. Adam rozwiesza³ na kaloryferze czyst¹ cierkê, któr¹ wyj¹³ z szuflady, a Tosi
czy³a mu, dlaczego sze æset wystarczy, a nie osiemset czego tam, choæ s¹ aparaty, które ma
si¹c dwie cie, ale kto z tego korzysta. I ¿e to ju¿ trzeci plener w tym roku i ona absol
utnie musi mieæ osiemset, bo sze æset jest dla dzieci.
ci¹gnê³am cierkê z kaloryfera, który o tej porze roku jest zimny jak lód i wynios³am na s
Nie interesowa³o mnie w ogóle, o czym mówi¹, bo to nie moja sprawa, choæ oczywi cie by³oby
piej, gdyby Tosia zajê³a siê nareszcie nauk¹, a nie opowiadaniem bzdur.
23
Dwie cie? Czterysta piêædziesi¹t? Nie doczekam takiego momentu, ¿eby moi rodzice - niechby
i nie g³askali mnie po g³owie - powiedzieli: Masz racjê, córeczko, lub: Rób tak, jak ci s
iê bêdzie podoba³o, lub potwierdzili: Ró¿ jest beznadziejny, kochanie, zawsze tak my leli m
Nie. Niedoczekanie moje. Gdybym mia³a dwadzie cia lat, to co innego! Wiadomo, ¿e wtedy
siê jest niele-dwie dzieckiem i trzeba siê liczyæ z ich zdaniem. Ale jak siê ma, powied
zmy, oko³o czterdziestki na karku (Bo¿e, to cudowny wiek!), to rodzice powinni siê z t
ob¹ zacz¹æ liczyæ, prawda?
Adam zasta³ mnie w kuchni trzaskaj¹c¹ garami. Zawsze, kiedy jestem w gorszym stanie ps
ychicznym, gary u mnie zachowuj¹ siê g³o niej. Obijaj¹ siê o siebie z d wiêkiem przykrym i
ywnym, pokrywki potrafi¹ nawet spadaæ z³o liwie na pod³ogê i w ten sposób wyszczerbiaæ kafe
- Judyta... - zacz¹³ Ada , ale mu przerwa³am.
- Bo ty nigdy mi nie pomo¿esz - zawarcza³am i strzeli³am strumieniem wody w przypalon¹ p
atelniê. Obla³o mnie.
- Pomóc ci? - zapyta³ bezczelnie, jakby nie widzia³, co siê dzieje. S¹ domy, w których s¹ z
arki, w których to domach do zmywarek naczynia wk³adaj¹ mê¿czy ni, i dana kobieta w ogóle n
wie, ¿e cokolwiek przykrego w ¿yciu siê zdarza. Ale to nie jest mój dom, niestety, w moi
m domu ja jestem od garów, bo zmywarki nie ma.
- Nie musisz - odpowiedzia³am przez zêby, ca³y czas 22
odwrócona ty³em. Z patelni nie schodzi³o, tylko przywiera³o coraz mocniej, moim zdaniem.
- Wiem, ¿e nie muszê, ale chêtnie...
- W³a nie! - wykrzyknê³am triumfalnie. - Ty nic nie musisz, to ja jestem od zmuszania siê
do wszystkiego. Wy wszyscy my licie, ¿e samo siê zrobi, ugotuje, sprz¹tnie, a potem...
- Ja tak nie my lê. - Tosia wnios³a do kuchni kolejn¹ porcjê naczyñ. - Ja wiem, ¿e ty zrobi
- roze mia³a siê weso³o, a Adam szturchn¹³ j¹ porozumiewawczo, co doprowadzi³o mnie do sza³
Zakrêci³am wodê i ostentacyjnie wytar³am rêce w cierkê brudn¹ i mokr¹. Minê³am ich oboje i
grodu bez s³owa.
I bardzo dobrze zrobi³am, bo kiedy wróci³am po odstawion¹ po obiedzie resztkê herbaty, to
okaza³o siê, ¿e siê umy³o i powyciera³o, i schowa³o do kredensu samo, bez mojego udzia³u, c
ki po prostu. Adam rozwiesza³ na kaloryferze czyst¹ cierkê, któr¹ wyj¹³ z szuflady, a Tosi
czy³a mu, dlaczego sze æset wystarczy, a nie osiemset czego tam, choæ s¹ aparaty, które ma
si¹c dwie cie, ale kto z tego korzysta. I ¿e to ju¿ trzeci plener w tym roku i ona absol
utnie musi mieæ osiemset, bo sze æset jest dla dzieci.
ci¹gnê³am cierkê z kaloryfera, który o tej porze roku jest zimny jak lód i wynios³am na s
Nie interesowa³o mnie w ogóle, o czym mówi¹, bo to nie moja sprawa, choæ oczywi cie by³oby
piej, gdyby Tosia zajê³a siê nareszcie nauk¹, a nie opowiadaniem bzdur.
23
- Tosia, nie masz co robiæ?
To ka pokiwa³a g³ow¹ w sposób, który wyda³ mi siê obra liwy, i ogarnê³a wymownym spojrzenie
uchniê.
- Chodzi mi jednak o twoje egzaminy! - warknê³am pojednawczo.
- Po co mi zaliczaæ cokolwiek, skoro nic z tej szko³y nie bêdzie? Nie rozumiesz, ¿e ona
mnie ogranicza? Ja powinnam by³a zdawaæ na historiê sztuki. Ale có¿, w tym domu p³aci siê z
omy³ki ca³ym przysz³ym ¿yciem.
- Tosia, jak zaliczysz, bêdziemy rozmawiaæ - z³ama³am siê.
- Albo na iberystykê. Ca³y wiat mówi po hiszpañsku, a Salwador Dali jest zaczepistym mala
rzem. Ale nie, w tym domu nie mo¿esz realizowaæ w³asnych planów.
-Tosia, leæ siê pouczyæ, s³oñce, zamiast pouczaæ matkê. - Adam postanowi³ dyplomatycznie za
o-waæ. - Bo masz chyba co robiæ?
- Ju¿ nie - powiedzia³a moja córka i minê³a mnie w przej ciu tak, jakbym by³a truj¹ca.
- Czego osiemset? - zapyta³am wobec tego tonem nic siê przecie¿ nie sta³o".
- Obieca³em jej aparat, je li nareszcie zdecyduje siê, co dalej robiæ ze sob¹ - powiedzia³
dam. - Oczywi cie po zaliczeniu tego roku.
- Aparat na zêby?
- Fotograficzny. - Adam spojrza³ na mnie z pewn¹, niewielk¹, ale jednak, doz¹ wspó³czucia i
zapyta³: - Chcesz gor¹cej herbaty?
24
Ten facet doprawdy umie wyprowadziæ kobietê z równowagi.
Nie wytrzyma³am. Zadzwoni³am wieczorem do
Mojej Mamy.
- Jeste zajêta? - zapyta³am. W tonie lad uprzejmo ci.
- Dam ci ojca, nie mogê teraz rozmawiaæ - powiedzia³a Moja Matka i us³ysza³am w s³uchawce t
balny
g³os Mojego Ojca.
- Jeszcze nie pisz? Taki tryb ¿ycia ciê wykoñczy... Ja
na twoim miejscu ju¿ dawno...
-Tatusiu, b³agam ciê, przekonaj mamê, ¿eby...
- Judyta! Wiesz, jaka jest twoja matka! Czy ty naprawdê s¹dzisz, ¿e ja bêdê j¹ przekonywa³
zym wrêcz przeciwnym ni¿ to, do czego ona jest przekonana? - Mój Ojciec bombardowa³ mnie
zaimkami osobowymi, które szczególnie akcentowa³ - ja, j¹, ona. - Nie, nie i jeszcze raz
nie. Poza tym powiem ci co ca³kiem prywatnie. - Mój Ojciec ciszy³ g³os, choæ jestem prze
ana, ¿e Matka sta³a tu¿ obok niego. - Nie wiem, dlaczego nie pozwolisz jej samej wybraæ
koloru sukni. Po pierwsze, w koñcu twoja matka jest doros³a, a po drugie, to w koñcu j
ej lub!

Mê¿czyzna z chomikiem

Lubiê je dziæ do Warszawy kolejk¹ z jednego powodu - tylko w przytulnym wagoniku nikt mi
nie przeszkadza czytaæ. Biorê zwykle zaleg³¹ prasê i wiem, ¿e poziom mojej wiedzy o spo³ec
wie ju¿ na wysoko ci Tworek zacznie wzrastaæ, a w okolicach Warszawy Zachodniej bêdê osob¹
adom¹. Dzi gazetki ju¿ spakowa³am, ale nigdzie nie mog³am znale æ przygotowanej teczki, a
ecie¿ pamiêtam, ¿e po³o¿y³am j¹ na blacie ko³o czajnika, ¿eby nie zapomnieæ o wydrukowanych
Ale przeszuka³am ca³¹ kuchniê, zajrza³am nawet do lodówki, a teczki nie ma.
Adam ju¿ pojecha³, praca w paru miejscach zmusza go do wyje¿d¿ania o siódmej rano w ponied
zia³ki. Wzi¹³ Tosiê, która ³askawie bêdzie próbowaæ zaliczaæ gramatykê praktyczn¹. Próbnie,
zwoniê do nich na komórkê.
- Ada ku, nie widzia³e kartonowej teczki z moimi listami?
26
- Jakiej teczki?
-Zielonej z gumk¹! Zostawi³am j¹ specjalnie
w kuchni!
- Tej, co le¿a³a pod garem z wczorajszymi ziemniakami?
No, mo¿e i kto co na niej po³o¿y³, nie wiem.
W tym domu rzeczy przemieszczaj¹ siê same.
- Tosia mówi, ¿e jest przy twoim komputerze i ¿eby na drugi raz jej nie zwraca³a uwagi na
ba³agan w jej
prywatnym pokoju.
£apiê teczkê i pêdzê na przystanek. Oni byliby chorzy, gdyby mnie nie pouczali. Dzieñ jest
iêkny, bo wiat zabra³ siê do odrabiania z nawi¹zk¹ opó nionej wiosny, od zieleni poprzetyk
fioletowymi bzami a¿ huczy w drodze do kolejki. Mijam dom Renki, w którym ju¿ w pa dzier
niku zagnie dzi³ siê Konrad, bo Renki mê¿a s³u¿bowo przenie li na dwa lata do Torunia, do j
o banku czy czego tam. Swoj¹ drog¹ szczê liwy to kraj, w którym jaki pracodawca z jakim
nikiem podpisuje kontrakt
na dwa lata.
A dzisiaj stojê sobie na przystanku i rozkoszujê siê nadchodz¹cym latem i z przyjemno ci¹ s
ham pana Czesia, który g³o no piewa, prowadz¹c rower, a piewa tylko jedn¹ zwrotkê jednej
nki, za to w kó³ko:
ty moja jedyna, jedyna, jedyna,
a ja twój,
co by³o dalij, to zapomnia³em,
27
ale o tobie, dziewczyno, niê, moja jedyna, moja jedyna, a ja twój, co by³o dalij, to za
pomnia³em...
Rower idzie zygzakiem, ale pan Czesio wie, ¿e nie prowadzi siê pojazdów w stanie wskaz
uj¹cym, wiêc to pojazd jego prowadzi. Pan Czesio, w przeciwieñstwie do mnie, tym blady
m piêknym porankiem wraca do domu. Zgodnie z rytmem w przyrodzie, jedni wychodz¹, dr
udzy przychodz¹.
Witaj, wiosno, my lê pogodnie, bo s³yszê Czesia piewaj¹cego tak rado nie pierwszy raz od g
nia, kiedy to wyst¹pi³ z kolêdami w jasn¹ mro n¹ noc. Ale wtedy, jak wiadomo, by³am zajêta
innym.
W dodatku wolê pijanego znajomego Czesia ni¿ nieznajomego trze wego mê¿czyznê na peronie. N
pewno to nie jest nikt z s¹siadów, a obcych nie lubiê i znajomo ci na si³ê nie zawieram, a
facet, który stoi na przystanku, przygl¹da mi siê i przygl¹da. Wiêc lepiej zrobiæ parê krok
stronê Czesia, bo do przyjazdu poci¹gu jeszcze parê minut.
A ten facet rusza prosto na mnie! Jest co prawda s³oneczna ósma rano, ale bez przesa
dy! Nie lubiê, jak rusza na mnie obcy mê¿czyzna, w dodatku po takiej nocy, jak¹ spêdzi³am z
Adasiem. Mój Bo¿e, to siê w g³owie nie mie ci...
-Jutka? - s³yszê znajomy g³os i odwracam siê w stronê obcego.
28
Zna mnie! Zna mnie, a ja go nie znam! Mózg mi zaczyna pracowaæ na niezwyk³ych obrotach
- od przedszkola do Opola. Kto to? Kolega z podstawówki czy z harcerstwa? Bo znaj
omych z doros³ego ¿ycia chyba pamiêtam? A je li nie? Mo¿e z liceum? A mo¿e z kó³ka polonist
go w szkole na Okêciu?
- Jutka! - wo³a znów nieznajomy i otwiera szeroko ramiona, znaczy siê dobrze siê znamy,
o matko moja, bia³o, tabula rasa, nic, z nikim mi siê nie kojarzy, mo¿e jakie wakacje?
Kocha³am siê w nim za m³odu czy wprost przeciwnie?
-Oooo - mówiê rado nie i pozwalam siê obj¹æ, a obcy obejmuje mnie i klepie po plecach, znac
y siê nie
byli my zakochani.
-No co ty? Co z tob¹? - odsuwa mnie od siebie i wiem, ¿e stojê na skraju przepa ci.
Przecie¿ ja go nie znam! I jak powiem, ¿e nie poznajê, to wyjdê na idiotkê, bo ju¿ siê da³a
ytuliæ i poklepaæ i to moje oooo by³o pe³ne aprobaty, intonacja wskazywa³a, ¿e jednak pamiê
. Ale nie pamiêtam. Je li powiem, ¿e poznajê, to po pierwsze, mo¿e siê za chwilê okazaæ (bo
ju¿ nadje¿d¿a i czeka nas wspólna podró¿, jak siê domy lam, do Warszawy), ¿e sobie przypom
z g³owy, po drugie, je li sobie nie przypomnê, to mam przechlapane. Ju¿ kiedy spêdzi³am d
godziny na kawie nie wiadomo z kim, bo rado nie krzyknê³am: jasne, ¿e pamiêtam, i z obc¹ o
ob¹ siedzia³am przy stoliku, s³uchaj¹c opowie ci o jej dzieciach, mê¿u i co u mnie, za chol
ie kojarz¹c,
29
choæ ta obca osoba bez w¹tpienia mnie zna³a. To mniej wiêcej tak jak z Eksiem: on zna³ mni
e, a ja go ani trochê. Je li ten facet, który bez w¹tpienia mnie zna, mieszka gdzie obok
i czêsto je dzi kolejk¹, a ja sobie nie przypomnê, to bêdê ugotowana na nastêpne tygodnie.
odsuwam siê ostro¿nie i mówiê:
-Wybacz, ale... - i tu mnie ol niewa. To przecie¿ Konrad! Tylko bez w¹sów i brody! Matko
moja, jak on
wygl¹da!
- Konrad, co ty ze sob¹ zrobi³!
- No wiesz... - Konrad siê odsuwa trochê niechêtnie. - Jak wy sobie farbujecie i zmien
iacie, to my mamy byæ zachwyceni, a jak cz³owiek siê ogoli, to go ju¿ nikt nie
poznaje.
Powinnam go poznaæ. Po nieskazitelnym garniturze. Ale Konrad na ogó³ nie chodzi po prz
ystankach kolejki, tylko je dzi, poniewa¿ jest bardzo wa¿nym kierownikiem dzia³u bankowo c
i prywatnej. I chocia¿ na ogó³ wygl¹da jak z ostatniej strony ok³adki z reklam¹ wody koloñs
j, mnie siê zawsze kojarzy z najmniejszym uczniem w klasie, który w dodatku miesznie
wymawia³ r", czego ju¿ niestety nie robi. I wszyscy siê z niego wy miewali, bo przychodzi³
do szko³y ju¿ w podstawówce z aktówk¹, w której mia³ nie tylko zeszyty i ksi¹¿ki, ale i ter
or¹c¹ herbat¹. Jako jedyna osoba w szkole zapewne. By³ przedmiotem nieustaj¹cych wrednych ¿
rtów, a ju¿ wtedy by³ genialny. Pamiêtam dobrze pewn¹ lekcjê matematyki, na której to matem
ce Konrad zajmowa³ siê czytaniem dzie³
literatury wiatowej, bo mia³ wszelkie funkcje w ma³ym palcu - i dosiêg³a go karz¹ca rêka s
wiedliwo ci w postaci naszej matematyczki, która go wyszarpnê³a znad ksi¹¿ki Na Zachodzie
zmian" i doprowadzi³a do tablicy. Konrad w try miga poradzi³ sobie z figurami przes
trzennymi, ci¹gami liczbowymi i jakimi innymi raczej dziwnymi rzeczami, a zdenerwow
ana nauczycielka przy³apa³a go dopiero na prostych równoleg³ych. To w³a nie Konrad upiera³
dwie proste równoleg³e przecinaj¹ siê w nieskoñczono ci, i nawet chcia³ to udowodniæ, ale
posadzony z pa³¹ i uwag¹ do rodziców, ¿e nie umie matematyki.
Skoñczy³ najpierw matematykê, potem bankowo æ, a w miêdzyczasie tak zwanym wyrós³ na bardzo
stojnego faceta, z którym prowadza³am siê przed matur¹, choæ krótko, bo zaraz potem zakocha
siê w Eksiu. Ale Konrad zawsze chodzi³ z brod¹ i w¹sami i kompleksem z powodu niegdysie
jszej choroby, po której chyba ju¿ nie by³o ladu, choæ Konrada rozebranego nie widzia³am,
o nasz zwi¹zek, ¿e tak siê wyra¿ê, by³ ograniczony do kilku ukradkowych poca³unków. I wtedy
szczypa³o w usta.
- Nie chodzi mi o brodê... - postanowi³am byæ mi³a, bo teraz na tym peronie wygl¹da³ jak go
garnitur w kolorze umiarkowanie szarym go nie ratowa³. - Jestem zaskoczona, bo pr
zecie¿ nie je dzisz kolejk¹, i po prostu siê ciebie nie spodziewa³am...
Okaza³o siê, ¿e rozrz¹d mu pad³ i samochód jest
w warsztacie.
31
30
- Musimy siê koniecznie zobaczyæ, Judytko, mam do ciebie tyle spraw! Mieli my siê zdzwon
iæ pod koniec
marca!
Siê zdzwoniæ to znaczy, ¿e albo ja, albo on zadzwonimy. Dla przeciêtnego obywatela, oczy
wi cie. Ale dla Konrada siê zdzwoniæ znaczy, ¿e ja go bêdê cigaæ. A powiem szczerze, Ada
achwycony, ¿e Konrad wpada³ przez ca³¹ zimê. I na nic siê zda³y moje t³umaczenia, ¿e facet
iê samotny. Adam po prostu mia³ pretensjê, ¿e Konrad zawsze wpada³, kiedy go nie by³o. A cz
to moja wina, ¿e Ada ka g³ównie nie ma? Poza tym ja do Konrada nie wpada³am. Smutek rozst
ania z Renk¹ zrazu nieco os³odzi³ mi fakt, ¿e wyprowadzili siê z Azor-kiem. Zanim siê nie o
aza³o, ¿e rottweilerka nie wziêli ze sob¹, dziady! Rottweilerka, którego siê bojê, nie wziê
dziecko, rozkoszne, pogodne maleñstwo zabrali ze sob¹, spryciarze. Nie ma sprawiedl
iwo ci na tym wiecie. Wiêc trudno wymagaæ ode mnie, ¿ebym to ja biega³a do Konrada z rottw
ilerem, niech lepiej on przychodzi bez.
Ale Adam, jak to mê¿czyzna, w ogóle tego nie
rozumia³.
Eksio te¿ siê zreszt¹ krzywi³ na Konrada, o dziwo. Tyle ¿e Eksio siê krzywi³ na wszystkich,
cofam zdziwienie. Ale Adam?
-Azorek te¿ mnie nie pozna³, a nawet zawarcza³ gro nie na mój widok. Nie s¹dzisz, ¿e wygl¹d
piej?
Nie s¹dzi³am, ale chcia³am byæ mi³a, bo Konrad jako samotny mê¿czyzna bardzo siê przejmowa³
wygl¹dem.
- Muszê do ciebie wpa æ, bo mam problem. - Konrad mówi³, ju¿ wsiadaj¹c do wagonu. - Bo tylk
y, Judytko, mo¿esz mi pomóc - zawiesi³ g³os dramatycznie. - Podobno twoi starzy znowu siê ¿
ni¹? Ula mi mówi³a. Ale numer! Ja zreszt¹ mam podobny problem... Konrad i kobieta? Niemo¿l
iwe!
- Opowiesz, co s³ychaæ? - zapyta³am wobec tego zachêcaj¹co.
- Pinochet zakrztusi³ siê wczoraj kukurydz¹, musia³em wezwaæ weterynarza - odpowiedzia³ Kon
ad.
Pinochet to chomik Konrada. Poprzedni chomik Konrada nazwany wdziêcznym imieniem R
eza Pahlawi zdech³ parê lat temu. I wtedy Konrad by³ w ciê¿kiej depresji. Miêdzy Podkow¹ a
-czem wróci³ do opowie ci, które zna³am na pamiêæ, o Rezie, który by³ wyj¹tkowy. A jak chod
ciku takim malutkim! A jak z¹bki szczerzy³ na widok pana! A jak siê zgubi³ pod szafkami
w kuchni! A jak pogryz³ po ciel w króliczki! A jaki by³ dzielny, ma³y zuszek, i jak ludzie
zupe³nie nie widz¹ w chomikach tego, co on, Konrad, zobaczy³ ju¿ na pocz¹tku, kiedy mama
mu tak¹ maleñk¹ kuleczkê przynios³a, ¿e nie by³o wiadomo, co z tego wyro nie, pamiêtasz? Pa
iestety. Doros³y mê¿czyzna, który rozwodzi siê godzinami nad chomiczkiem, choæby malutkim,
owinien jak najszybciej przestaæ mi zawracaæ g³owê i wpadaæ, gdy nie ma Ada ka. Najlepiej n
ech siê o¿eni. Byle nie ze mn¹.
Od Opacza do Warszawy Zachodniej czeka³am ju¿ tylko sennie, ¿eby wyj¹³ dwa ko ciotrupki cho
icze ze
33
32
swojej czarnej teczki: ten ma³y to jak Reza Pahlawi by³ ma³y, a ten du¿y -jak Reza Pahla
wi by³ du¿y.
- Pozna³em dziewczynê, ale ona chcia³a od zwi¹zku czego wiêcej, wiêc sama rozumiesz.
Oj, wypad³o mi parê istotnych zdañ. To ciekawe, ¿e s¹ na tym wiecie dziewczêta lub kobiety
tóre chc¹ czego wiêcej ni¿ chomika. Nie twierdzê, ¿e ka¿dy musi ¿yæ w szczê liwym zwi¹zku,
mkolwiek zwi¹zku. Jak mawia pewna kobieta - niektórzy s¹ he-teroseksualni, ale te¿ im na
jlepiej, kiedy s¹ sami.
Ale Konrad têskni³, od kiedy pamiêta³am, za w³asn¹ rodzin¹. Gejem nie jest, bo go o to zapy
wprost, ¿eby nie uchodziæ za idiotkê. I nic siê przez te lata nie zmieni³o, z wyj¹tkiem te
o, ¿e zawsze mia³ brodê, której teraz nie ma, i jego chomik ju¿ nosi inne imiê, ale tak¿e w
zne - Pinochet.
- Judytko, wpadnê w tym tygodniu, dobra? Kiedy
jeste wolna?
Wolna to znaczy, kiedy Adasia nie bêdzie.
- Wpadnij po prostu - powiedzia³am, i w ten oto mi³y sposób czterdziestominutowa podró¿ do
Warszawy minê³a jak z bicza trz¹s³, a ja nawet nie zd¹¿y³am roz³o¿yæ gazet. A potem wszysc
nie pretensjê, ¿e nie wiem, kto jest w tym tygodniu moim prezydentem.
Schody do nieba
Redakcja zupe³nie nowego pisma, w którym pracujê, mie ci siê w wynajêtej bardzo ³adnej will
a ‾oliborzu. Naczelny ma w³asny pokój, za to bez sekretarki, z którego wychodzi siê na tar
as i wtedy w ogóle nie widaæ, ¿e jeste my w Warszawie. Na tym tarasie wolno paliæ, choæ ocz
wi cie nie wolno. Kiedy w zamierzch³ej przesz³o ci, ca³e lata temu, Naczelny wymy li³ doda
o pensji dla niepal¹cych. Niektórzy rzucili papierosy dla tych piêædziesiêciu z³otych wiêce
Potem dodatek wycofano i tak zrobiono ludzi w konia. Zostali bez dodatku i bez p
rzyjemno ci. Ale Naczelny pali³, pali i niestety pewnie bêdzie pali³ do mierci, poniewa¿ ¿
e rozs¹dne argumenty nie przemawiaj¹ do tego cz³owieka. No, ale w koñcu jest doros³y. W zw
i¹zku z paleniem Naczelny wybra³ sobie najmniejszy pokoik, przylegaj¹cy do tarasu, a w³a c
iwie zaanektowa³ taras, na którym mo¿e kurzyæ do woli i z którego ma nieda-
35
leko do miejsca pracy, to znaczy do swojego biurka ustawionego tu¿ przy oknie.
Ja z Karn¹ (z poprzedniej redakcji) mamy liczny pokój od po³udnia, za to na poddaszu. A¿
jêknê³am, gdy go zobaczy³am.
- Trzydzie ci trzy stopnie. Liczy³em - powiedzia³ Naczelny i patrzy³ mi bezczelnie prost
o w oczy. - To chyba dobrze robi na figurê! -1 rêkami ruchem prawie tanecznym zaznac
zy³ w powietrzu obszary, w których zmie ci³yby siê ze cztery pary piersi Dolly Parton prze
d operacj¹ i ze czterna cie pup Jeniffer Lopez.
Wyobra¿enie mê¿czyzn o atrakcyjnej kobiecie wydaje mi siê nieco naci¹gane. Baba z ich wyob
ra ni powinna mieæ z sze æ metrów w biu cie, w talii oko³o szesnastu centymetrów, w biodrac
ra metra i to wszystko umieszczone na bardzo d³uga nych zgrabnych nogach po szyjê. Wsz
ystko razem za ma wa¿yæ oko³o czterdziestu piêciu kilo. G³owy, jak s¹dzê, s¹ w tym obrazku
Mo¿e i dobrze robi¹ na figurê trzydzie ci trzy schodki, ale nikt mnie nie uprzedza³, ¿e to
zie sto razy trzydzie ci trzy. Kuchenka jest na parterze, wiêc po ka¿d¹ herbatê, po pocztê,
na wezwanie Naczelnego, na co drugi telefon (na poddaszu nie ma jeszcze!) biegam
jak sarna. Moja praca polega na bieganiu. Mog³abym w ogóle nie przyje¿d¿aæ do pracy, tylk
o biegaæ ko³o domu, z pod³¹czonym licznikiem. Raz na miesi¹c ten licznik by³by odczytywany
rzez Naczelnego, ja bym bra³a pensjê i znowu biega³a od pierwszego. Próbowa³am
36
to Naczelnemu wyt³umaczyæ, ale poradzi³ mi, ¿ebym nie marudzi³a i ¿e my tu robimy prawdziwe
pismo. I to ju¿ trzeci numer, po którym oka¿e siê, czy w ogóle
mamy racjê bytu.
Czuwam nad dzia³em listów, przyjmowaniem i redakcj¹ tekstów z dziedziny psychologu przyc
hodz¹cych z zewn¹trz i czasami je¿d¿ê w teren. Miêdzy - oczywi cie - wbieganiem i zbieganie
e schodów. Na pracê zostaje mi jaka godzina dziennie, ale przecie¿ kiedy wracam do domu,
gdzie mogê usi¹ æ i pracowaæ!
Karna przejê³a tutaj obowi¹zki redaktorki dzia³u Moda i uroda", bo jednak badania fokusow
e okaza³y siê wstrz¹saj¹ce: kobiety nie chc¹ ¿adnego pisma bez tego dzia³u, czego ja akurat
e rozumiem, bo po do wiadczeniach pracy w tamtej redakcji, z której sama siê wyla³am, ur
oda mi siê nie poprawi³a, a czyta³am
przecie¿ ka¿dy numer.
- Numerów siê nie czyta, numery siê robi! - powiedzia³ z wdziêkiem Naczelny, któremu siê ni
atrznie na to poskar¿y³am.
Kaskada humoru, doprawdy! W drugim pokoju na poddaszu, tym od strony pó³nocnej, sied
zi Igor. To nowy nabytek Naczelnego, wziêty nie wiadomo sk¹d. Bêdzie zajmowa³ siê fotoedyc
j¹. Jest m³ody i potyka siê o w³asne nogi. Te¿ musi zbiegaæ do telefonu na dó³. Ciekawa red
, s³owo dajê, gdyby nie te schody.
Na pierwszym pó³piêtrze (licz¹c od góry) siedzi ko-rektorka Marina i ca³y sk³ad", czyli gr
i dwie
37
U)
Jakby go to nie dotyczy³o. Pukn¹³ mnie jeszcze raz
palcem w ramiê.
- Parê osób znajdziemy, które podziel¹ siê z nami swoimi uczuciami. Tak, tak... Czy pani o
jciec nosi damsk¹ bieliznê?
Wróci³am do domu umêczona. Pani Janeczka, lat osiemdziesi¹t cztery, upiek³a szarlotkê wed³u
rzepisu Zofii Nasierowskiej. Sk¹d mia³a przepis? Igor ci¹gn¹³ jej z Internetu. Wydrukowa³
i literami i pos³usznie zniós³ na dó³, bo pani Janeczce gdzie siê zapodzia³ jej zeszyt z p
sami, w którym jeszcze jej matka prowadzi³a notatki, i pani Janeczka by³a nieszczê liwa, a
bardzo chcia³a szarlotkê. Marina musia³a wyskoczyæ na targ po jab³ka i cynamon, najlepiej
nie w proszku, kochana, bo zapach traci, a ja mam stare nogi, dla ciebie to chw
ila, kochanie, powiem Naczelnemu, ¿e wychodzisz, Judytko, dziecko, zjedz drugi kaw
a³ek, ja tak siê stara³am!
Wróci³am z pracy na¿arta szarlotk¹ o nieprawdopodobnej liczbie kalorii, z poleceniem nap
isania tekstu o to¿samo ci i s³ab¹ obietnic¹ za³o¿enia przynajmniej u Igora (jemu w pierwsz
kolejno ci jest potrzebny, on siê kontaktuje z miastem!) telefonu.
W domu Tosia - chyba w zwi¹zku ze swoimi zaliczeniami i zbli¿aj¹c¹ siê sesj¹ egzaminacyjn¹
isia³a na naszym telefonie i sprawdza³a po raz kolejny, czy na pewno dyskoteka we Fr
eschu jest czynna w rodku
40
tygodnia i kto idzie, czy Baks, który ma pryszcze, jest jeszcze z Bazyli¹, czy na dy
skotekê pójdzie z M³od¹, z któr¹ by³ na koncercie jakiej niezwykle modnej grupy rokowej po
w¹ Nowy Polski Zupe³nie Zamra-¿alnik, i czy Bratu widzia³ Jakuba, bo Tosia go nienawidzi
i w ogóle jej Jakub ju¿ nie obchodzi, ale gdyby Jakub szed³ z nimi, to ona, Tosia, w ¿y
ciu oraz nigdy z nimi nie pójdzie, chyba ¿e Szymon, który zawali³ poprzedni¹ sesjê, bêdzie
nteresowany towarzyszeniem jej, bo ona sama nigdzie nie pójdzie i w ogóle ma wszystk
iego dosyæ i jest przemêczona.
- Jadê do Irlandii! - zawiadomi³a mnie, kiedy skoñczy³a gadaæ. - Nie ma problemu, jak siê n
e dostanê na lingwistykê, pojadê na rok do Irlandii, bo tam jedzie A ka, ona ma ju¿ za³atwi
n¹ pracê w centrum sportowym, najpierw bêdzie my³a baseny i takie tam, ale to jest praca
z olbrzymimi mo¿liwo ciami i tak dalej, i mnie ci¹gnie, wiêc siê nie martw.
- Wymyj zlew w ramach wprawiania siê do zawodu
- burknê³am.
Koty znowu nie dosta³y jedzenia. Powlok³am siê
w stronê lodówki.
- Upiek³am ciasto, dlaczego nie spróbujesz? W Irlandii p³ac¹ czasem nawet osiem euro za
godzinê. Piekê specjalnie dla ciebie raz na rok, a ty jeste obra¿ona. Przecie¿ za zlew ni
e wezmê osiem euro, zreszt¹ to Adam napaskudzi³. Ja nie pijê kawy, a tu s¹ fusy. I jak wróc
to bêdê wietnie zna³a angielski. Jeszcze lepiej. Wiêc to ci siê op³aca. Mamo, no, we i sp
o ciasto.
41
Wziê³am i spróbowa³am to ciasto, choæ na ogó³ próbujê tego ciasta. Bo kocham swoj¹ córkê, n
ze i jak tak mówi po polsku. Przele¿a³am do wieczora z ksi¹¿k¹, z bólem brzucha i z Borysem
boku. Jestem za stara, ¿eby pracowaæ, je æ ciasto przez ca³y dzieñ, martwiæ siê Irlandi¹ i
eksualn¹, ¿e nie wspomnê o ró¿owym kolorze.
Tylko nie wiagra!

- To co kupimy dziadkom na prezent lubny? - To-sia zbieg³a na dó³ lekko jak pu³k wojska w
ciê¿kim
rynsztunku.
O matko, w ogóle nie pomy la³am o prezencie lubnym! Nie przysz³o mi do g³owy, ¿e trzeba co
iæ moim w³asnym rodzicom, którzy bêd¹ braæ drugi lub cywilny i w dodatku odnawiaæ lub ko
o mama jednak chce koniecznie welonu, bo czterdzie ci lat temu nie mia³a - i proszê, d
o czego to doprowadzi³o, do rozwodu, wiêc teraz koniecznie welon, choæby malutki kapel
usik, ale z woalk¹! I lub w tê sobotê!
- Nie mam pojêcia! - warknê³am znad klawiatury.
- O rany, no przecie¿ ty znasz najlepiej swoich rodziców! - Tosia siad³a w fotelu i wy
jê³a Przytula spod Borysa. Przytul przytuli³ siê do niej i próbowa³ znale æ co do ssania w
ach jej brzucha. Zawziêcie wyci¹ga³ nitki z robionej szyde³kiem bluzki.
- Zniszczy ci ubranie - powiedzia³am.
43
- Nie zniszczy - powiedzia³a Tosia.
W koñcu jest doros³a, nie mogê byæ ca³y czas skupiona na zwracaniu jej uwagi.
- Nie zwracaj mi uwagi, jestem doros³a, przysz³am do ciebie w powa¿nej sprawie. Przeci
e¿ lub to jest wa¿na uroczysto æ!
- Mo¿e telewizor?
- Co ty! - Spojrza³a na mnie z obrzydzeniem. Przytul wyci¹gn¹³ kolejn¹ nitkê z bluzki, pra
a³ zawziêcie ³apkami, próbuj¹c co jednak wycisn¹æ z Tosinych
kolan.
- Telewizor ju¿ maj¹, a nawet dwa. Po co im jeszcze
jeden?
Racja, maj¹ dwa telewizory. W ogóle du¿o rzeczy maj¹ podwójnych z powodu rozwodu. Dorobili
siê na nim, bez w¹tpienia. Matka sobie kupi³a ekspress do kawy, bo stary wzi¹³ ojciec prz
y podziale maj¹tku, a Mój Ojciec sobie kupi³ telewizor, bo po rozwodzie stary przypad³ M
ojej Mamie.
- Mo¿e rower, tandem? - Tosia podnios³a g³owê znad Przytula. - To jest ge-nial-ne! Bêd¹ sob
e je dziæ na wycieczki, bêd¹ zdrowi i bêd¹ d³ugo ¿yli na takim rowerze. Nie wiem, dlaczego
e mówi¹, ¿e po rozwodzie im siê pogarsza. Nie wiem, dlaczego mnie siê pogorszy³o po rozwodz
e. To znaczy polepszy³o, ale pogorszy³o finansowo. Choæ nie na d³ugo. Przecie¿ wystarczy s
iê powtórnie pobraæ z by³ym ma³¿onkiem i wszystkie problemy materialne mamy z g³owy, a nawe
iejaki nadmiar siê pojawia.
Ale widok moich rodziców na jednym rowerze, k³óc¹cych siê o to, które kieruje, ¿e nie wspom
wadze, peda³uj¹cych prosto w stronê drugiego rozwodu, rozbawi³ mnie do ³ez. Tosia podnios³a
kociê z kolan razem z d³ug¹ nitk¹, o któr¹ zahaczy³y pazurki Przytula, i postawi³a na pod³o
rys natychmiast podszed³ i wzi¹³ w pysk kociaczka, u³atwiaj¹c mu prucie bluzki. Nie odezwa³
m siê ani s³owem, Tosia spojrza³a na bluzkê i zaczê³a nerwowo ci¹gn¹æ nitkê z powrotem ku s
jak wiadomo, na ogó³ nie przynosi oczekiwanego rezultatu.
- Z tob¹ nigdy nie mo¿na powa¿nie porozmawiaæ - powiedzia³a, kiedy uda³o jej siê wyzwoliæ n
pazurów kota i uda³a siê na górê, na której to górze nie wiadomo co robi, bo przecie¿ ju¿ n
siê do matury ani do egzaminów, ani do zaliczeñ, ani w ogóle do niczego. - Ja im i tak
co kupiê, a ty zrobisz jak uwa¿asz!
I wtedy przez okno machnê³a do nas Ula, wybawiaj¹c mnie od przeprosin i zabiegania o u
wagê w³asnej córki. Tosia odmachnê³a Uli, a ja zaci¹gnê³am j¹ od razu do kuchni, ¿eby nam n
rzeszkadza³. - Bardzo dobrze zrobi³a , ¿e odda³a Tosi tê bluzkê
- powiedzia³a nieopatrznie Ula - na ciebie ju¿ by³a trochê za ma³a, z cytryn¹ poproszê.
- Jak¹ bluzkê?
- No, tê jasn¹, co To ka ma na sobie. Ju¿ ci dawno
chcia³am powiedzieæ.
O ma³o szlag mnie nie trafi³ na miejscu. Wydawa³o mi siê od razu, ¿e sk¹d znam tê bluzkê!
urz¹-
45
44
dzi³ j¹ Przytul! Oto s¹ skutki niezwracania uwagi dziecku. I na pewno nie by³a na mnie z
a ma³a! I dlaczego To ka grzebie w mojej szafie?
- S³uchaj. - Ula na szczê cie nie widzi mojej miny, bo nie pamiêtaj¹c o cie cie Tosi, rzuci
siê na dó³ do kredensu w poszukiwaniu ciasteczek, które na pewno by³y, ale wysz³y niespodz
ewanie, i w poszukiwaniu ¿el-ków, które w tajemnicy przed rodzin¹ przechowujê w wazie do ¿u
ku u¿ywanej na Wielkanoc, a które nie wysz³y. - My la³am o twoich rodzicach, fajnie by³oby
m zrobiæ jaki prezent, my la³a o tym?
Zmówi³y siê, ani chybi. Jak To ka nie wie, jak mnie podej æ, nasy³a na mnie Ulê.
- Nie mam bladego pojêcia - powiedzia³am i usiad³am na krze le. Rzuci³am ¿elki w stronê Uli
- Misiaczki! - ucieszy³a siê. - Uwielbiam, tylko nikomu nie mów! Przechowujê je w tajemn
icy w dzbanku na kompot wigilijny. Prezent powinien byæ oryginalny.
- Ula, wszêdzie ciê szukam. - Do kuchni zajrza³a g³owa Krzy ka. - Ty nie mo¿esz powiedzieæ,
ychodzisz? Dom otwarty zostawi³a ! Co to, regres ma³y? - Siêgn¹³ po ¿elki i wpakowa³ sobie
t ze trzy od razu. - Cofka do dzieciñstwa? Co siê z wami dzieje, dziewczyny?
- Judyta musi zrobiæ jaki prezent rodzicom - powiedzia³a z westchnieniem Ula - i nie
mamy pojêcia, co to ma byæ.
- Wiagra - rzuci³ Krzy i otworzy³ lodówkê. - Masz piwo?
I otworzy³ piwo Adama. 46
-Wiagrê mo¿esz sobie w mo dzierzu pot³uc i bêdziesz mia³ stwardnienie rozsiane. - Popatrzy³
z politowaniem na Krzysztofa. - Wiagra, te¿ mi pomys³!
- Albo telewizor. - Krzysztof usiad³ na krze le obok Uli i pi³ prosto z puszki. - Mocn
a herbata bardzo le wp³ywa na serce.
- A piwo powoduje lustrzycê. - Ula poklepa³a Krzysia po brzuchu.
- Jak¹ lustrzycê? - Tosia w bladoniebieskiej bluzce stanê³a w drzwiach.
- Oddaj moj¹ bluzkê! - powiedzia³am gro nie.
- Co to jest lustrzyca?
- Lustrzyca, droga Tosiu, to choroba ludzi inteligentnych, którzy przygl¹daj¹ siê sobie
w lustrze i tam widz¹ cz³owieka m¹drego, dobrego, z nadziej¹ spogl¹daj¹cego w przysz³o æ, t
zo æ oraz...
- Gdzie moja bluzka? - nie dawa³am za wygran¹.
- Telewizor ju¿ maj¹. - Ula spojrza³a na mnie bez przekonania. - Telewizor to g³upi prez
ent.
- No, w³a nie mówi³am mamie, ¿e trzeba co kupiæ. - Tosia usiad³a z nami przy stole, a do k
wkroczy³ Borys z Przytulem w pysku i po³o¿y³ siê tu¿ przy moich nogach.
- Prezenty, które mo¿na kupiæ, nie maj¹ ¿adnego znaczenia z okazji tak donios³ej uroczysto
jak podwójne ma³¿eñstwo. Bo ile osób decyduje siê na zawarcie zwi¹zku z w³asn¹ by³¹ ¿on¹?
- Richard Burton - warknê³am nieprzyja nie. - Z Eli-zabeth Taylor.
47
- Ale popatrz, jak on skoñczy³! - Ula wyjê³a piwo z lodówki i nala³a sobie do szklanki po h
rbacie.
-Jak skoñczy³? - Tosia nagle zainteresowa³a siê Richardem Burtonem, w którym kocha³am siê k
y bardzo. I bardzo kiedy .
- Umar³!
- Ja te¿ mogê piwa?
- To ka! - skarci³am j¹ spojrzeniem.
- Bo¿e, przecie¿ jestem doros³a. Trochê tylko. £yczek. Powinna zauwa¿yæ, ¿e pytam przez up
o jestem doros³a.
- Zauwa¿am, i nie!
Ula i Krzysztof spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. -Nalej sobie kieliszek wódki! -
zaproponowa³am
Tosi.
- Co ty mówisz, mamo!
- Otó¿ to jest to samo co szklanka piwa! Chcesz, jeste doros³a, uwa¿asz, ¿e alkoholizm ci
ie grozi, to
pij wódkê.
- Przecie¿ wódka to alkohol! - Tosia patrzy³a na mnie niebotycznie zdziwiona. - Nie ch
cê wódki, chcê
trochê piwa.
- Piwo te¿. Po co siê oszukiwaæ, ¿e to tylko piwo. Proszê, w barku jest jaka wódka, jeste
s³a, napij siê!
- Nie namawiaj dziecka do picia wódki - ostrzeg³a mnie Ula, a Krzysztof odsun¹³ od siebi
e puszkê piwa i przygl¹da³ jej siê z odcieniem lekkiej dezaprobaty.
- Piwo to jest to samo co kieliszek wina, a kieliszek wina to jest to samo co ki
eliszek wódki. Chodzi o to, ¿e
48
oszukujemy siê, daj¹c spo³eczne przyzwolenie na reklamy piwa. M³odzi ludzie wyobra¿aj¹ sobi
, ¿e bêd¹ lepsi i dojrzalsi, jak sobie waln¹ piwo, które alkoholem nie jest. Jest takim sa
mym jak wóda! - zdenerwowa³am siê. - A po alkoholu nie mog¹!
-1 ja w³a nie poproszê piwo. - Nie us³yszeli my, ¿e przyjecha³ Adam, a Borys udaje od jakie
zasu, ¿e jest g³uchy. - Cze æ, dziewczyny, cze æ, Krzysiu!
- Jad³e co ? - zapyta³am pro forma, bo obiadu nie
by³o.
- Upiek³am przecie¿ ciasto. - Tosia spojrza³a na
mnie z pretensj¹. - Zosta³o od wczoraj, a ty ich karmisz
¿elkami.
- Poproszê ciasta - zarz¹dzi³ Adam i usiad³ ko³o mnie na sto³ku, który s³u¿y za drabinê do
firanek. - Tosia, chcesz piwa? Daj szklankê. Jakie
zebranie mamy?
- W sprawie prezentów dla rodziców Judyty - uprzejmie wyja ni³ Krzysztof. - Z tym, ¿e ja w
pad³em w zupe³nie innej sprawie.
- O, tak, trzeba o tym pomy leæ - powiedzia³ Adam i otworzy³ sobie piwo. - Wpad³e ju¿ du¿o
iej. Mo¿e by ich gdzie wys³aæ?
- Jak to wys³aæ? - oburzy³am siê. - Nadaæ i wys³aæ?
- Wys³aæ za granicê! Zafundowaæ im podró¿ ¿ycia! wietny pomys³! - Tosia a¿ podskoczy³a. -
do Irlandii, do Irlandii jadê sama!
- Gdzie twoi rodzice chcieliby pojechaæ? O czym
marzyli przez ca³e ¿ycie?
49
- Ale popatrz, jak on skoñczy³! - Ula wyjê³a piwo z lodówki i nala³a sobie do szklanki po h
rbacie.
-Jak skoñczy³? - Tosia nagle zainteresowa³a siê Richardem Burtonem, w którym kocha³am siê k
y bardzo. I bardzo kiedy .
- Umar³!
- Ja te¿ mogê piwa?
- To ka! - skarci³am j¹ spojrzeniem.
- Bo¿e, przecie¿ jestem doros³a. Trochê tylko. £yczek. Powinna zauwa¿yæ, ¿e pytam przez up
o jestem doros³a.
- Zauwa¿am, i nie!
Ula i Krzysztof spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. -Nalej sobie kieliszek wódki! -
zaproponowa³am
Tosi.
- Co ty mówisz, mamo!
- Otó¿ to jest to samo co szklanka piwa! Chcesz, jeste doros³a, uwa¿asz, ¿e alkoholizm ci
ie grozi, to
pij wódkê.
- Przecie¿ wódka to alkohol! - Tosia patrzy³a na mnie niebotycznie zdziwiona. - Nie ch
cê wódki, chcê
trochê piwa.
- Piwo te¿. Po co siê oszukiwaæ, ¿e to tylko piwo. Proszê, w barku jest jaka wódka, jeste
s³a, napij siê!
- Nie namawiaj dziecka do picia wódki - ostrzeg³a mnie Ula, a Krzysztof odsun¹³ od siebi
e puszkê piwa i przygl¹da³ jej siê z odcieniem lekkiej dezaprobaty.
- Piwo to jest to samo co kieliszek wina, a kieliszek wina to jest to samo co ki
eliszek wódki. Chodzi o to, ¿e
48
oszukujemy siê, daj¹c spo³eczne przyzwolenie na reklamy piwa. M³odzi ludzie wyobra¿aj¹ sobi
, ¿e bêd¹ lepsi i dojrzalsi, jak sobie waln¹ piwo, które alkoholem nie jest. Jest takim sa
mym jak wóda! - zdenerwowa³am siê. - A po alkoholu nie mog¹!
-1 ja w³a nie poproszê piwo. - Nie us³yszeli my, ¿e przyjecha³ Adam, a Borys udaje od jakie
zasu, ¿e jest g³uchy. - Cze æ, dziewczyny, cze æ, Krzysiu!
- Jad³e co ? - zapyta³am pro forma, bo obiadu nie
by³o.
- Upiek³am przecie¿ ciasto. - Tosia spojrza³a na
mnie z pretensj¹. - Zosta³o od wczoraj, a ty ich karmisz
¿elkami.
- Poproszê ciasta - zarz¹dzi³ Adam i usiad³ ko³o mnie na sto³ku, który s³u¿y za drabinê do
firanek. - Tosia, chcesz piwa? Daj szklankê. Jakie
zebranie mamy?
- W sprawie prezentów dla rodziców Judyty - uprzejmie wyja ni³ Krzysztof. - Z tym, ¿e ja w
pad³em w zupe³nie innej sprawie.
- O, tak, trzeba o tym pomy leæ - powiedzia³ Adam i otworzy³ sobie piwo. - Wpad³e ju¿ du¿o
iej. Mo¿e by ich gdzie wys³aæ?
- Jak to wys³aæ? - oburzy³am siê. - Nadaæ i wys³aæ?
- Wys³aæ za granicê! Zafundowaæ im podró¿ ¿ycia! wietny pomys³! - Tosia a¿ podskoczy³a. -
do Irlandii, do Irlandii jadê sama!
- Gdzie twoi rodzice chcieliby pojechaæ? O czym
marzyli przez ca³e ¿ycie?
49
O czym marzyli moi rodzice? ‾ebym siê nie rozwodzi³a z Eksiem. ‾ebym skoñczy³a jakie porz¹
tudia i najlepiej zosta³a lekarzem. Ojciec marzy³, ¿eby matka nareszcie przesta³a mówiæ. Ma
ka marzy³a, ¿eby ojciec nareszcie zacz¹³ mówiæ i my³ pêdzel po goleniu. Takie mieli marzeni
ile pamiêtam.
- Musisz podpytaæ rodziców, gdzie chcieliby pojechaæ. I rozumiesz, ca³a rodzina z³o¿y siê n
ak¹ fajn¹ wycieczkê. Bêd¹ zachwyceni! Na pewno Agnieszka i Grzesiek, i ciocia Hanka, i my
e¿, prawda, Krzysiu? Zrzucimy siê po parê z³otych, a oni bêd¹ mieli przyjemno æ. A co wy ch
na prezent lubny? Zapad³o milczenie.
Jak tu im powiedzieæ, ¿e nie chcemy g³o nego lubu i ¿e nikogo nie zaprosimy? ‾e nie chcemy
y ktokolwiek by³ oprócz Tosi i Szymona? Czy Ula siê obrazi? Owszem, marzy³am kiedy o wiel
kim przyjêciu, bia³ej sukni z welonem do ziemi, ale i tak nie mogê tego mieæ, a poza tym
niepotrzebne nam fajerwerki, to bêdzie nasz i tylko nasz dzieñ. Nie dla innych siê ob¿e
niamy, tylko dla siebie.
I lato zacznie siê lada moment, choæ niewiele na to wskazuje, bo koniec maja, a w no
cy by³o trzy stopnie, i w tym roku po raz pierwszy nie zakwit³y forsycje, bo je zmro
zi³o. Ale trzeba za to przyznaæ, ¿e migda³owce oszala³y, nigdy jeszcze nie by³y tak obsypan
kwiatkami jak w tym roku. Burza jasnoró¿owych kwiatków! A Ula pyta o lub. Co mam powie
dzieæ? ‾e skoro prze¿yli my ubieg³y rok, prze¿yjemy nastêpne
piêædziesi¹t? Lub trochê mniej, zwa¿ywszy na nasz
podesz³y wiek.
- My? My bierzemy lub, jak tylko przyjedziemy z Ameryki - powiedzia³ Adam i wszyscy
wybuchnêli-
my miechem.
Trochê przesadzi³. To g³upi dowcip i nie wiem, co w tym miesznego. Bo akurat do Ameryki
nie jedziemy w ogóle. I Ula, moja najlepsza przyjació³ka, mieje siê, jakby naprawdê by³o
zego.
- A kiedy wyje¿d¿acie? - pyta.
- A ja uwa¿am, ¿e wiagra - powiedzia³ Krzysztof. - Niewielki prezencik, ale bardzo prz
ydatny w tym wieku. Dla was oczywi cie. -1 wychyli³ puszkê do dna.
- W pi¹tek za trzy tygodnie - powiedzia³ Adam.
50
Przez pana nie wysz³am za m¹¿!

W ten w³a nie sposób ¿ycie mi sprawia same niespodzianki. Wylatujemy w pi¹tek. Mam wizê, to
znaczy jeszcze nie mam, ale mam obietnicê wizy, a w³a ciwie
obietnicê obietnicy.
Adam leci s³u¿bowo, bêdzie mia³ dwa jakie wyk³ady dla Polonii, ale powiedzia³, ¿e chcia³by
abraæ, i tamtejszy instytut gotów zap³aciæ za dodatkowy bilet, a poniewa¿ Adam bêdzie miesz
a³ u Huby, jakiego znajomego z Chicago, nie ma problemu z hotelem i wydatkami ekstr
a!
Lecê do Ameryki! Nie mogê w to uwierzyæ. Nie móg³ równie¿ uwierzyæ Naczelny. Nawet nie wcho
na górê, od razu go zaatakowa³am, od tarasu. Siedzia³ przy stoliku turystycznym i pali³. N
a stoliku piêtrzy³y siê szpalty przywalone kamieniem, który wczoraj Marina my³a, gdy ostat
ni numer rozprzestrzeni³ siê po ogrodzie i trzeba by³o na gwa³t szukaæ czego
52
ciê¿kiego, ¿eby drugi raz siê nie rozprzestrzeni³o. Stanê³am przy Naczelnym i powiedzia³am:
- Lecê w pi¹tek za dwa tygodnie do Ameryki.
- Nie wierzê! - powiedzia³ Naczelny.
- Musi pan, po prostu nie mo¿e mi pan odmówiæ tygodnia wolnego!
- Mogê - powiedzia³ Naczelny.
- Ale mi pan tego nie zrobi! - zawo³a³am b³agalnie.
- Pani Judyto kochana - powiedzia³ Naczelny i zapali³ kolejnego papierosa. - A numer
mo¿e zaczekaæ? Mo¿emy pu ciæ pó niej? Jak pani s¹dzi?
- Mam dwa teksty na zapas, nad którymi siedzia³am przez ca³y weekend, dwa tygodnie to
kupa czasu, przygotujê listy do dwóch numerów, napiszê reporta¿ ze
Stanów!
- No nie wiem, nie wiem - burkn¹³ Naczelny i spojrza³ na mnie z iskr¹ w oku. - A na jaki
temat ten reporta¿?
- Amerykañskiej rozwi¹z³o ci, braku zahamowañ w stosunkach miêdzyludzkich i miêdzy p³ciami
y la³am naprêdce tematy, które powinny mu siê spodobaæ - bezrobocia, wy¿szo ci naszego syst
ad systemem amerykañskim.
- Co za bzdury mi tu pani opowiada, pani Judyto!
- przerwa³ mi Naczelny.
- B³agam pana! Ju¿ raz przez pana nie wysz³am za m¹¿! - siêgnê³am po ostateczny argument, k
winien wzbudziæ w nim poczucie winy i zarazem chêæ szybkiego zado æuczynienia.
53
-Proszê pana - przerwa³a nam rozmowê pani Janeczka, która w bia³ych koronkowych rêkawiczkac
i granatowym kapelusiku pojawi³a siê na tarasie od strony gabinetu. - Proszê pana, ja
przecie¿ mówi³am, ¿eby pan tyle nie pali³! Mój wiêtej pamiêci syn pali³, a pan wcale nie
zy. Chcia³am tylko panu powiedzieæ, ¿e wychodzê!
Naczelny przygl¹da³ jej siê zdumiony.
-1 niech pan Judytkê pu ci, skoro jest pan winien rozk³adu jej ma³¿eñstwa. ‾ona wie? - Pani
neczka ju¿ w drzwiach gabinetu odwróci³a siê dostojnie. - Nigdy bym siê tego po panu nie s
podziewa³a, nigdy! Deprawowaæ dziecko nieledwie przy stosunku s³u¿bowym, przed wojn¹ musia³
y pan sobie w ³eb paln¹æ!
Naczelny tylko chwyci³ siê za g³owê, rzecz nie dzia³a siê przed wojn¹.
- Dwa teksty mam mieæ dzisiaj u siebie na biurku.
- Klepn¹³ w stolik turystyczny, a¿ siê rozchybota³.
- A potem porozmawiamy!
Podskoczy³am z rado ci do góry. Jadê, jadê, jadê!

Wyskoczy³am na Aleje do biura podró¿y. Mo¿e rzeczywi cie najlepszy prezent dla Rodziców to
yjazd? Dosta³am kupê folderów, ale gdy spojrza³am na ceny, zmrozi³o mnie. Powinni byæ w dob
ym hotelu, blisko pla¿y, w piêknym miejscu, gdzie w wiecie, ale piêkne
54
miejsca s¹ bardzo daleko i bardzo kosztowne. Na przyk³ad Mauritius. Albo Fid¿i.
Wróci³am do redakcji, zanim ktokolwiek siê zorientowa³, ¿e wysz³am. Dla niepoznaki kupi³am
ery soki, bo jest upa³, a po sok przecie¿ mo¿na wyskoczyæ. Z kuchni, bo tam jest telefon
(nie bêdê przecie¿ dzwoniæ od Naczelnego czy sekretarza (!) redakcji), zadzwoni³am do Uli
, bo przypomnia³am sobie, ¿e jej kole¿anka ze studiów zwiedza ca³y wiat za pó³ darmo. Po p
trzeba wiedzieæ, jak podró¿owaæ.
- Ewka, oczywi cie! ‾e mi to wcze niej nie wpad³o do g³owy! Pozna³a j¹ u mnie w zesz³ym ro
ierzemy siê do niej! Ona bez przerwy je dzi, bo ma biuro rachunkowe! Nie mogê teraz z
tob¹ rozmawiaæ! - ucieszy³a siê Ula i od³o¿y³a s³uchawkê.
Skoro ¿yjemy w kraju, w którym podobno p³aci siê czasem za operacjê lekarzowi, ¿eby nie ope
owa³, bo jest kiepski, to nic dziwnego, ¿e podró¿uje nie ten, co ma biuro podró¿y, tylko w³
iel biura rachunkowego.
- Pani Judytko... do wód, do wód niech ich pani wy le! Do Na³êczowa czy gdzie ... Pamiêtam
esi¹t lat temu byli my z moim mê¿em w Na³êczowie i bardzo odpoczêli my. A nawet tam poczêli
a. Nie, Stasia w Rabce. Przecie¿ Sta ma piêædziesi¹t cztery w pa dzierniku. Rodzicom przyd
y siê taki wyjazd. A za granic¹ niebezpiecznie, bardzo niebezpiecznie, nie to, co ki
edy . Albo na Krym. Byli my z mê¿em na Krymie, mój Bo¿e, jak tam piêknie! Na Krymie poczêli
55
Krysiê. - Pani Janeczka siedzia³a przy stole w kuchni i skroba³a m³ode ziemniaki. Jakie p
iêæ kilo.
- Spodziewa siê pani go ci, pani Janeczko? Bo my dzisiaj numer oddajemy, bêdziemy sied
zieæ do pó na...
- Dla was, dziecko, obieram. Z kefirem zjecie, jak macie tak d³ugo pracowaæ. No, prz
ecie¿ on - tu ciszy³a g³os i wiedzia³am, ¿e chodzi jej o Naczelnego, tylko o nim pani Jane
zka mówi³a .per on", wszystkich innych tyka³a - on serca nie ma, ¿eby was tak do nocy trz
ymaæ! Nie my leli cie o jakich zwi¹zkach zawodowych? Z pracy powinno siê wychodziæ najdale
pi¹tej. Najdalej! - i pani Janeczka z impetem wrzuci³a kolejnego ziemniaka do du¿ego
gara.
Ciekawe, co na temat m³odych ziemniaczków z koperkiem i kefirem powie Naczelny.

W pokoju Igora zak³adaj¹ telefon. Nie wiem, dlaczego nie mog¹ poci¹gn¹æ za jednym zamachem
do naszego.
Zajrza³am tam po drodze, bo chcia³am zobaczyæ, na jakim etapie robót jeste my, to znaczy,
ci dwaj panowie, co od trzech dni snuj¹ siê po domu i d³ubi¹ w cianach. Komputery dzia³aj¹
z zarzutu, serwer pracuje piêknie i nie zawiesza siê, a telefonów jak nie by³o, tak nie
ma.
Igor siedzia³ przy komputerze w k¹cie pokoju, podniós³ siê na mój widok i wyr¿n¹³ w sko ny
y
56
w tamtym miejscu jest o metr czterdzie ci od pod³ogi, Igor za ma ze dwa metry.
- Przepraszam - powiedzia³.
- Nie szkodzi - odpowiedzia³am, bo ani g³owa nie moja, ani sufit w skos nie mój.
- To znaczy, proszê bardzo. - Zrobi³ niezdarny ruch rêk¹, który s³usznie wziê³am za zaprosz
do wej cia.
- Dziêkujê. - Wesz³am i razem siê roze miali my.
- To, to mo¿e... Igor. - Igor wyci¹gn¹³ do mnie rêkê. -Igor jestem.
Nie mia³am wyj cia, choæ jestem kobiet¹, i to ja powinnam proponowaæ przej cie na ty. Na do
atek kobiet¹ starsz¹ ni¿ Igor. Ale skoro o tym nie pamiêta³ albo jeszcze o tym nie wie...
To mi³y ch³opak. W³a nie mia³am mu to zaproponowaæ, bo tylko z nim jeszcze jestem na pani -
pan.
- Judyta. - Poda³am mu wobec tego rêkê, któr¹, o dziwo, poca³owa³, schylaj¹c jeszcze ni¿ej
Potem j¹ nagle podniós³ i wyr¿n¹³ ³bem w sufit drugi raz.
- Do licha! - powiedzia³ niemodnie. - Kuj¹ ciany pod kable, musia³em przestawiæ biurko.
Rzeczywi cie, od drzwi ci¹gnê³a siê kupka gruzu, a rozwalona ciana straszy³a potê¿n¹ wyrw¹
- Centralka jest na cztery numery, my bêdziemy mieæ wspólny - wyja ni³ Igor, rozcieraj¹c g³
- To pani, znaczy ty, bêdziecie musieli... musia³y... korzystaæ z tego tu, o... - wska
za³ na dziurê - który bêdzie, oczywi cie, nie chodzi mi o ubytek w cianie, rzecz jasna,
57
Krysiê. - Pani Janeczka siedzia³a przy stole w kuchni i skroba³a m³ode ziemniaki. Jakie p
iêæ kilo.
- Spodziewa siê pani go ci, pani Janeczko? Bo my dzisiaj numer oddajemy, bêdziemy sied
zieæ do pó na...
- Dla was, dziecko, obieram. Z kefirem zjecie, jak macie tak d³ugo pracowaæ. No, prz
ecie¿ on - tu ciszy³a g³os i wiedzia³am, ¿e chodzi jej o Naczelnego, tylko o nim pani Jane
zka mówi³a .per on", wszystkich innych tyka³a - on serca nie ma, ¿eby was tak do nocy trz
ymaæ! Nie my leli cie o jakich zwi¹zkach zawodowych? Z pracy powinno siê wychodziæ najdale
pi¹tej. Najdalej! - i pani Janeczka z impetem wrzuci³a kolejnego ziemniaka do du¿ego
gara.
Ciekawe, co na temat m³odych ziemniaczków z koperkiem i kefirem powie Naczelny.

W pokoju Igora zak³adaj¹ telefon. Nie wiem, dlaczego nie mog¹ poci¹gn¹æ za jednym zamachem
do naszego.
Zajrza³am tam po drodze, bo chcia³am zobaczyæ, na jakim etapie robót jeste my, to znaczy,
ci dwaj panowie, co od trzech dni snuj¹ siê po domu i d³ubi¹ w cianach. Komputery dzia³aj¹
z zarzutu, serwer pracuje piêknie i nie zawiesza siê, a telefonów jak nie by³o, tak nie
ma.
Igor siedzia³ przy komputerze w k¹cie pokoju, podniós³ siê na mój widok i wyr¿n¹³ w sko ny
y
56
w tamtym miejscu jest o metr czterdzie ci od pod³ogi, Igor za ma ze dwa metry.
- Przepraszam - powiedzia³.
- Nie szkodzi - odpowiedzia³am, bo ani g³owa nie moja, ani sufit w skos nie mój.
- To znaczy, proszê bardzo. - Zrobi³ niezdarny ruch rêk¹, który s³usznie wziê³am za zaprosz
do wej cia.
- Dziêkujê. - Wesz³am i razem siê roze miali my.
- To, to mo¿e... Igor. - Igor wyci¹gn¹³ do mnie rêkê. - Igor jestem.
Nie mia³am wyj cia, choæ jestem kobiet¹, i to ja powinnam proponowaæ przej cie na ty. Na do
atek kobiet¹ starsz¹ ni¿ Igor. Ale skoro o tym nie pamiêta³ albo jeszcze o tym nie wie...
To mi³y ch³opak. W³a nie mia³am mu to zaproponowaæ, bo tylko z nim jeszcze jestem na pani -
pan.
- Judyta. - Poda³am mu wobec tego rêkê, któr¹, o dziwo, poca³owa³, schylaj¹c jeszcze ni¿ej
Potem j¹ nagle podniós³ i wyr¿n¹³ ³bem w sufit drugi raz.
- Do licha! - powiedzia³ niemodnie. - Kuj¹ ciany pod kable, musia³em przestawiæ biurko.
Rzeczywi cie, od drzwi ci¹gnê³a siê kupka gruzu, a rozwalona ciana straszy³a potê¿n¹ wyrw¹
- Centralka jest na cztery numery, my bêdziemy mieæ wspólny - wyja ni³ Igor, rozcieraj¹c g³
- To pani, znaczy ty, bêdziecie musieli... musia³y... korzystaæ z tego tu, o... - wska
za³ na dziurê - który bêdzie, oczywi cie, nie chodzi mi o ubytek w cianie, rzecz jasna,
57
i przepraszam, ale to nie moja wina, ¿e tu bêdzie, choæ gdyby to ode mnie zale¿a³o, to wie
pani, wiesz, ja bym inaczej...
Pl¹ta³ siê sympatycznie. Jako ostatnio ludzie, którzy nie s¹ zbyt pewni siebie, lepiej mi
obi¹ ni¿ tacy, którzy wiedz¹ wszystko.
-Fajnie, niedaleko, tylko nie chcia³yby my przeszkadzaæ...
- Ooo, przeszkadzajcie, przeszkadzajcie. - Igor a¿ siê zaczerwieni³. - To znaczy, chci
a³em powiedzieæ, ¿e bêdzie mi bardzo mi³o, boja to pracowa³em w Codzien-niku, tam by³o tyle
dzi, ¿e trochê mi tego brakuje, ale nie za bardzo, bo wolê ciszê, tylko ¿e...
-Bêdziemy wobec tego bardzo cicho rozmawiaæ - powiedzia³am z uroczym u miechem. A przyna
jmniej tak mi siê wydawa³o.
-1 ja... tego... przepraszam, ¿e tak od razu na ty, ale sobie pomy la³em, ¿e skoro razem
pracujemy i jeste my prawie w tym samym wieku, to co tam bêdê... no, ale przepraszam.
- Bardzo mi mi³o.
Jaki¿ ten m³ody cz³owiek jest sympatyczny i z klas¹. Nie mia³y, ale jaki¿ spostrzegawczy i
W tym samym wieku. No, no, no. Wróci³am do siebie.
- Jadê do Stanów z Adamem - powiedzia³am do
Karny. - Pomo¿esz przetrwaæ tydzieñ Naczelnemu? Bo
zawsze jest w stresie, gdy musi pozwoliæ komukolwiek
z nas na urlop. Mam gotowe teksty do czwórki, dwa,
58
zdjêcia przyjd¹ we wtorek. Naczelny który z nich wybierze, a ja przygotujê listy z wyprze
dzeniem, okej? Musi mi daæ tydzieñ urlopu.
-Tydzieñ? Przecie¿ sama podró¿ bêdzie trwa³a ze dwa dni w jedn¹ i dwa dni w drug¹ stronê. B
est ró¿nica czasu - wyja ni³a Karna. - Op³aca ci siê?
Co jej mia³am odpowiedzieæ, ¿e op³aca siê, bo bêdê z Adasiem i bêdziemy mieli nareszcie mnó
asu dla siebie. Jak to brzmi, skoro mieszkamy razem.
- Mówi³a , ¿e siê boisz lataæ. - Kama spojrza³a na mnie z niepokojem. - Jak ty to prze¿yjes
-No, w³a nie nie wiem. - Siad³am przy biurku i przerazi³am siê na dobre. Ale szybko pomy la
, ¿e bêdê mia³a czas jeszcze siê przera¿aæ lotem i ¿e na razie powinny mnie przera¿aæ urocz
zinne i odetchnê³am z ulg¹.
Wróci³am do domu tak padniêta, ¿e nie bardzo rozumia³am, co do mnie mówi¹ domownicy. Ada s
szy³, ¿e nareszcie siê wcze niej po³o¿ymy, ale prawdopodobnie kiedy wróci³ z ³azienki, móg³
iæ mnie ko³dr¹ i poca³owaæ. Spa³am jak zabita.
Kiedy zesz³am do kuchni, gdzie urzêdowa³a pani Janeczka (piek³a tym razem schab z pomoc¹ n
aszej sekretarz redakcji i w towarzystwie Igora oraz Mariny, którzy pili herbatê), r
ozmowy umilk³y jak za dotkniêciem czarodziejskiej ró¿d¿ki.
59
Nastawi³am czajnik i czeka³am, a¿ siê woda ugotuje. Milczenie by³o nie do zniesienia. Czy¿b
mój wyjazd tak wszystkich zdenerwowa³? Nie chcia³o mi siê w to wierzyæ. Tu, w przeciwieñst
ie do poprzedniej redakcji, nie by³o osób z³o liwych czy zawistnych. Pracowali my razem od
wielu miesiêcy, ale przy pracy nad pierwszymi numerami - najtrudniejszymi w koñcu,
wtedy wa¿y³y siê losy pisma - nie by³o ¿adnych napiêæ, rozumieli my siê w pó³ s³owa i napra
zgrany zespó³. A od wczoraj przecie¿ wszyscy jeste my na ty, z wyj¹tkiem Naczelnego, rzecz
jasna. Tykanie Naczelnego zaburza³oby stosunki w pracy.
I Igor okaza³ siê bardzo sympatyczny, a z nim mia³am najmniej dotychczas do czynienia.
Co siê sta³o? Nie mog³am poj¹æ.
- Co jest? - zapyta³am wobec tego wprost i spojrza³am na Igora, bo by³ najbli¿ej.
- Ja, ja, to w ogóle przepraszam, ¿e tak sobie mia³o zaproponowa³em przej cie na ty - wydu
a³ Igor. - Boja nie wiedzia³em, ile pani...
- Ty - wtr¹ci³am - ile ty... -No, ile ty masz lat...
Spojrza³am na Kamê. Sucz jedna, musia³a donie æ. Siedzieli tu i plotkowali o mnie, oczywi c
e. Igor ju¿ mi siê nie wydawa³ taki mi³y i sympatyczny.
- A ile mam?
-No w³a nie... - Igor o ma³o nie wlaz³ do swojego kubka z herbat¹. - Bo tak tobym nie mia³
60
Rzuci³am bazyliszkowe spojrzenie Karnie. Patrzy³a na mnie niewinnie.
- Ale jakby tak m³odo nie wygl¹da³a, tobym siê nie pomyli³ - wystêka³ Igor i trochê siê wy
stêkaniem w moich oczach.
U miechnê³am siê do niego, bo do Karny ju¿ w ¿yciu siê nie u miechnê, a on odetchn¹³ z tak¹
acz¹³ mi siê bardzo podobaæ. Gdybym zaczê³a wspó³¿ycie seksualne w wieku pewnej czytelniczk
do nas napisa³a, to Igor móg³by byæ moim synem. Lub prawie byæ.
Musi byæ równowaga w przyrodzie

W drodze do domu wpad³am do Grze ków. Wprawdzie nie mia³am tego w planie, ale dzi by³am sa
ochodem, ¿eby nie traciæ czasu. I zamiast wracaæ, jak przyzwoici ludzie, kolejk¹, czterd
zie ci minut, sta³am w korku na Jerozolimskich godzinê piêtna cie. Dobre uczynki musz¹ byæ
rane natychmiast - jak mawia pani Janeczka, i rzeczywi cie.
Aleje to bardzo wa¿na i mi³a ulica w Warszawie. Ma jednak jeden feler, za to podstaw
owy, a mianowicie g³ównie jest w remoncie.
Ale kto nam ka¿e je dziæ Alejami? Jest tyle innych ulic, którymi przy odrobinie uwagi i
umiejêtno ci lawirowania miêdzy dziurami mo¿na od biedy przejechaæ. A poza tym jedna czy n
awet kilka tras zatkanych w stolicy i okolicach - to jeszcze nie powód do narzekan
ia. Nie z samych warszawiaków sk³ada siê Polska. S¹ i u nas dobre drogi! Podejrzewam. Do
my lam siê.
62
Mam nadziejê.
Na pewno.
Na przyk³ad kawa³ek autostrady miêdzy Krakowem i Katowicami. Owszem, nie jest d³ugi, ale
³adny. Owszem, nie tani, ale bez przesady. Warto daæ dwadzie cia z³otych, ¿eby przejechaæ
spokoju sze ædziesi¹t kilometrów. Strach pomy leæ, co by by³o, gdyby wszystkie drogi u nas
w tak dobrym stanie! Trzysta kilometrów - i stówa za samo to, ¿e jedziesz! Ca³e szczê cie,
kraj niewielki.
Pobra³am Grze ka po drodze, bo mu siê samochód w³a nie na Jerozolimskich rozkraczy³ i zadzw
do redakcji o pomoc. Jego telefon dos³ownie z³apa³ mnie w drzwiach.
Grzesiek by³ zrozpaczony, zupe³nie nie jak Grzesiek. Postanowi³am natychmiast go rozru
szaæ i pocieszyæ. Jechali my w tempie piechotnym, Grzesiek têpo patrzy³ przed siebie.
- Szkoda, ¿e szkolnictwo nie korzysta z takiej drogi - powiedzia³am.
- Jakie szkolnictwo?
- Polskie, oczywi cie - wyja ni³am uprzejmie.
- Nie rozumiem - powiedzia³ obojêtnie, nie zaszczyciwszy mnie nawet jednym spojrzeni
em.
- Oto przyk³ad zadania dla jakiego ucznia w szkole polskiej: je¿eli odcinek drogi sze c
iokilometrowej buduje siê w Polsce dwa lata, ile bêdzie kosztowaæ benzyna, kiedy droga
zostanie ukoñczona, je li akcyza na benzynê dro¿eje dwa razy do roku o... O ile dro¿eje?
63
- Za du¿o - warkn¹³ Grzesiek.
- Powinni my wiedzieæ, ile zdro¿a³a benzyna - zmartwi³am siê. -Jak je dzi³am z Eksiem, to k
wa³a dwa osiemdziesi¹t. W którym to by³o roku?
- Bujaj siê - powiedzia³ Grzesiek.
Widzia³am, ¿e przez tê awariê do æ zdezelowanego w³asnego samochodziku popad³ w stan absolu
depresji. Najpierw czeka³ na pomoc drogow¹ ponad godzinê, a potem na mnie, ¿ebym go zabr
a³a i natychmiast zawioz³a do jakiego punktu naprawy, sk¹d mia³ odebraæ Jaki Bardzo Wa¿ny
rz¹d. I denerwowa³ siê biedak, jakby nie widzia³, ¿e w stoj¹cym korku nawet ja nie pojadê.
ra³am faceta w ciek³ego i zgnêbionego i rozumia³am, ¿e mo¿e byæ zdo³owany, ale nie rezygnow
- Nie masz siê czym martwiæ - powiedzia³am rado nie, ¿eby mu przywróciæ zdrow¹ rado æ ¿ycia
¿e masz mnie z samochodem. Z samochodem Adama, rzecz jasna - doda³am po chwili.
Milcza³.
- Ca³e szczê cie, ¿e ci siê nic nie sta³o.
- A co mi siê mia³o staæ, jak zgas³ i ju¿ nie zapali³? - warkn¹³ Grzesiek.
- Ca³e szczê cie, ¿e zgas³. Jak pewnego razu siê zapali³ jeden samochód, to nie uratowali k
cy.
- O czym ty mówisz? - Grzesiek spojrza³ na mnie nieprzytomnie.
- Mog³o byæ gorzej, chcê ci to u wiadomiæ. Na przyk³ad mog³y ci wysi¹ æ hamulce.
64
- Przy takiej szybko ci, jaka jest w Alejach - prych-n¹³ Grzesiek - to bez znaczenia.
Posuwali my siê dziesiêæ na godzinê.
- Ale gdyby ci wysiad³y, toby my la³, ¿e ca³e szczê cie, ¿e znów jest remont i nie mo¿na s
haæ - zauwa¿y³am jeszcze rado niej.
Grzesiek spiorunowa³ mnie wzrokiem i milcza³.
- Albo mog³e zgubiæ ko³o - kontynuowa³am nie-zra¿ona. - Mogli ci je le przykrêciæ, jak wy
pony na letnie, tak jak jednemu znajomemu Hanki. I wyobra sobie, ¿e gdyby nie by³o re
montu ani korka, i jecha³by setk¹, i by ci ko³o odpad³o, to by³oby...
- Ale nie odpad³o mi ko³o! - krzykn¹³.
- No w³a nie, powiniene siê cieszyæ, a ty masz do mnie pretensje.
Umilk³am lekko obra¿ona.
- Nie mogê siê cieszyæ, bo zawali³em sprawê przez ten cholerny samochód... A co ci bêdê mów
zystko jest po prostu beznadziejne.
- Mo¿e mia³e mieæ wypadek - postanowi³am jednak podtrzymaæ go na duchu - i lepiej ¿eby ni
teraz samochodu?
- Jeste nienormalna - powiedzia³ Grzesiek i umilk³ na dobre.
- Ja? - zdziwi³am siê. - Przecie¿ to tobie ga nie samochód ni z tego, ni z owego.
Nie odebrali my Bardzo Wa¿nego Przyrz¹du, bo by³o za pó no. Zatrzyma³am siê przed bram¹, ¿e
iæ Grze ka, który powinien mi byæ wdziêczny, ale
65
- Za du¿o - warkn¹³ Grzesiek.
- Powinni my wiedzieæ, ile zdro¿a³a benzyna - zmartwi³am siê. - Jak je dzi³am z Eksiem, to
owa³a dwa osiemdziesi¹t. W którym to by³o roku?
- Bujaj siê - powiedzia³ Grzesiek.
Widzia³am, ¿e przez tê awariê do æ zdezelowanego w³asnego samochodziku popad³ w stan absolu
depresji. Najpierw czeka³ na pomoc drogow¹ ponad godzinê, a potem na mnie, ¿ebym go zabr
a³a i natychmiast zawioz³a do jakiego punktu naprawy, sk¹d mia³ odebraæ Jaki Bardzo Wa¿ny
rz¹d. I denerwowa³ siê biedak, jakby nie widzia³, ¿e w stoj¹cym korku nawet ja nie pojadê.
ra³am faceta w ciek³ego i zgnêbionego i rozumia³am, ¿e mo¿e byæ zdo³owany, ale nie rezygnow
- Nie masz siê czym martwiæ - powiedzia³am rado nie, ¿eby mu przywróciæ zdrow¹ rado æ ¿ycia
¿e masz mnie z samochodem. Z samochodem Adama, rzecz jasna - doda³am po chwili.
Milcza³.
- Ca³e szczê cie, ¿e ci siê nic nie sta³o.
- A co mi siê mia³o staæ, jak zgas³ i ju¿ nie zapali³? - warkn¹³ Grzesiek.
- Ca³e szczê cie, ¿e zgas³. Jak pewnego razu siê zapali³ jeden samochód, to nie uratowali k
cy.
- O czym ty mówisz? - Grzesiek spojrza³ na mnie nieprzytomnie.
- Mog³o byæ gorzej, chcê ci to u wiadomiæ. Na przyk³ad mog³y ci wysi¹ æ hamulce.
64
- Przy takiej szybko ci, jaka jest w Alejach - prych-n¹³ Grzesiek - to bez znaczenia.
Posuwali my siê dziesiêæ na godzinê.
- Ale gdyby ci wysiad³y, toby my la³, ¿e ca³e szczê cie, ¿e znów jest remont i nie mo¿na s
haæ - zauwa¿y³am jeszcze rado niej.
Grzesiek spiorunowa³ mnie wzrokiem i milcza³.
- Albo mog³e zgubiæ ko³o - kontynuowa³am nie-zra¿ona. - Mogli ci je le przykrêciæ, jak wy
pony na letnie, tak jak jednemu znajomemu Hanki. I wyobra sobie, ¿e gdyby nie by³o re
montu ani korka, i jecha³by setk¹, i by ci ko³o odpad³o, to by³oby...
- Ale nie odpad³o mi ko³o! - krzykn¹³.
- No w³a nie, powiniene siê cieszyæ, a ty masz do mnie pretensje.
Umilk³am lekko obra¿ona.
- Nie mogê siê cieszyæ, bo zawali³em sprawê przez ten cholerny samochód... A co ci bêdê mów
zystko jest po prostu beznadziejne.
- Mo¿e mia³e mieæ wypadek - postanowi³am jednak podtrzymaæ go na duchu - i lepiej ¿eby ni
teraz samochodu?
- Jeste nienormalna - powiedzia³ Grzesiek i umilk³
na dobre.
- Ja? - zdziwi³am siê. - Przecie¿ to tobie ga nie samochód ni z tego, ni z owego.
Nie odebrali my Bardzo Wa¿nego Przyrz¹du, bo by³o za pó no. Zatrzyma³am siê przed bram¹, ¿e
iæ Grze ka, który powinien mi byæ wdziêczny, ale
65
wcale na to nie wygl¹da³o. Z okna w kuchni wyjrza³a Agnieszka i zaczê³a machaæ, wiêc wesz³a
chwilkê.
Kiedy wróci³am do domu przywita³y mnie marsowe miny Ada ka i Tosi.
Tak ju¿ mam. Wysz³am z redakcji, a od moich kole¿anek i kolegów wia³o ch³odem, potem spêdzi
wie godziny w samochodzie z obra¿onym Grze kiem, bo mu samochodzik nawali³, wiêc by³o na m
nie, potem wracam do w³asnego domu, gdzie czekaj¹ na mnie wy-têskniony mê¿czyzna i córka -
te¿ niedobrze.
- Ty wiesz, która godzina? - zapyta³a mnie retorycznie Tosia, która wie, ¿e nie noszê zega
rka od lat i nie muszê byæ co do minuty w domu, na lito æ bosk¹!
A poniewa¿ pytanie by³o retoryczne, podnios³a siê i wysz³a. Adam spojrza³ na mnie spod oka.
Niepokoj¹co.
- O co ci chodzi?
- Wypada³oby, ¿eby chocia¿ zadzwoni³a, je li masz inne plany ni¿ powrót do domu - powiedzi
o Adam. - Choæby ze wzglêdu na Tosiê, która od trzech godzin ka¿e mi wszêdzie wydzwaniaæ, b
ojecha³a
samochodem.
I Ada ko te¿ sobie wyszed³, a nawet zamkn¹³ za sob¹ drzwi do pokoju.
Prawdê powiedziawszy, dopiero teraz zorientowa³am siê, ¿e jest trochê przypó no. W³a ciwie
ardzo przypó no. I ¿e moja komórka le¿y w sypialni i siê ³aduje, od wczoraj. No có¿, w³a ci
ze, ¿e siê obra¿aj¹, to znaczy, ¿e im zale¿y na mnie.
66
Adam to siê d³ugo nie gniewa³, ale z Tosi¹ by³o du¿o gorzej. No có¿, nie wpad³o mi do g³owy
o dziesi¹tej. Ale czy to moja wina, ¿e w tym kraju tak d³ugo remontuje siê drogi?

Nastêpnego dnia zadzwoni³a Agnieszka, ¿eby mi powiedzieæ, ¿e tego siê po mnie nie spodziewa
‾e nie chodzi³o jej o to, ¿ebym namówi³a jej mê¿a na zmianê samochodu. Oraz ¿e Grzesiek mn
lbia i dziêkuje za wszystko. I ¿e sobie nie zdajê sprawy, w jakiej rzeczywisto ci ¿yjemy.
I ¿e on ca³¹ noc siedzia³ w katalogach i zastanawia siê, sk¹d wzi¹æ kredyt.
Powiedzia³am Agnieszce, ¿eby zaczê³a siê cieszyæ, ¿e bêd¹ mieli nowy samochód, a przynajmni
który je dzi. I ¿eby nie narzeka³a, skoro jest w uprzywilejowanej warstwie spo³ecznej, któr
taæ na nowy samochód. I nie musi marzn¹æ na przystankach, na które i tak autobusy podje¿d¿a
rzadka, bo na ogó³ stoj¹ w korkach. Agnieszka krzyknê³a, ¿e chyba nie wiem, w jakim kraju ¿
my, i ¿ebym w koñcu zdjê³a ró¿owe okulary i ¿e ona nie marznie, i ¿e nikt nie marznie, bo m
aj, i ¿ebym siê buja³a.
No, s¹ ludzie, których w ¿aden sposób nie mo¿na
zadowoliæ.
Nie wydaje mi siê, ¿eby cz³owiek musia³ byæ pesymist¹. Chyba ¿e kto ¿yje gdzie daleko, w
u, w którym jest obrzydliwie dobrze, weso³o, ciep³o, boga-
67
to - to bardzo proszê, wtedy maleñka dawka pesymizmu jest wskazana, dla zachowania rów
nowagi, zdrowia psychicznego oraz harmonii.
Co innego, kiedy ¿yjemy tu i teraz. Tutaj jest potrzebna potê¿na dawka optymizmu, z ty
ch samych powodów. To znaczy dla zachowani równowagi w przyrodzie.
Nieograniczone ograniczenia
- Adam powiedzia³, ¿e je li bêdziemy wracaæ ko³o siódmej, to ¿eby my podjecha³y do radia! O
dycjê o siódmej i nie chce wracaæ poci¹giem! - Tosia krzycza³a do mnie z góry, jakby zadzwo
iæ nie mog³a. Bo¿e, co ja plotê. My lê, ¿e jestem w redakcji, czy co?
Umówi³y my siê z Ul¹, ¿e pojedziemy do Ewy. Tosia us³ysza³a, ¿e jedziemy do Warszawy, i nat
t zadzwoni³a do I ki, czy I ka te¿ chce jechaæ. Wielka szkoda, bo my la³am, ¿e sobie z Ul¹
ujemy, a tu nic z tego. Tak, ¿ycie z mê¿czyzn¹ to nieograniczone ograniczenia w kontakta
ch z kobietami. Tawszt siê taki przypa³êta, jak akurat masz ochotê na babskie poga-duszk
i. I w dodatku mi³o, jak siê taki przypa³êta, tylko z tych pogaduszek nici. A je li siê ma
kê, która ma kole¿ankê za p³otem, i je li przyja nisz siê z matk¹ tej kole¿anki, to ju¿ w o
echlapane.
- Nie bêdziemy wracaæ tak pó no! - odkrzyknê³am. - Pospiesz siê!
69
Ula i I ka czeka³y na tarasie. Ula zachmurzona, I ka weso³a jak szczygie³ek.
Spojrza³y my na siebie znacz¹co. No có¿, dzieci maj¹ swoje prawa. Ale niechby my spróbowa³y
o pokoju, kiedy one gadaj¹!
Nie ma sprawiedliwo ci na tym wiecie. ‾adnej. Wpakowa³y my siê wszystkie do samochodu, a d
iewczêta u wiadomi³y nam, ¿e mamy po drodze je wysadziæ przy jakim Najnowszym Centrum Odzi
wania M³odych Kobiet, w którym s¹ okrutnie wypasione ciuchy, w jeszcze bardziej wypasi
onych cenach, i zar¹bista kawa na parterze, a potem mamy po nie przyjechaæ. Zatli³a siê
we mnie odrobinka nadziei, ¿e bêdziemy same choæ przez chwilê.
- Ca³e szczê cie, ¿e nie jedziemy do domu. - I ka usadowi³a siê wygodnie na rodku tylnego
a, zas³aniaj¹c swoj¹ fryzur¹ widok przez tyln¹ szybê.
Rzeczywi cie korek by³ sprzyjaj¹cy, bo tym razem w stronê przeciwn¹, a nie w kierunku Wars
zawy.
- Widzê pewne rozwi¹zania komunikacyjne dla stolicy - odezwa³a siê moja córka. - Na przyk³a
wszyscy, którzy mieszaj¹ pod Warszaw¹, powinni pracowaæ od drugiej do ósmej wieczorem. Ro
z³adowa³oby to t³ok w kolejkach i poci¹gach podmiejskich, autobusach, tramwajach, metrze
i tak dalej, o drogach dojazdowych nie wspominaj¹c. A rdzenni mieszkañcy pracowalib
y sobie od ósmej rano, lub nawet siódmej, do drugiej, powiedzmy, po po³udniu. Czy to n
ie genialne posuniêcie?
70
- Sze æ godzin dziennie? Nikt by na to nie pozwoli³, prawda, mamo?
Mamo siedzia³o obok mnie i chwilê milcza³o.
- Marks powiedzia³, ¿e sze æ godzin uczciwej pracy jest wiêcej warte ni¿ dziesiêæ godzin ma
nej.
- Marksowanej - rozchichota³o siê w drugiej klasie. Spojrza³am na Ulê.
- Naprawdê tak powiedzia³?
- Nie wiem. Nie czyta³am Marksa. Ale móg³by.
- Kto to jest Marks?
- Marks i Spencer. Tak jak ‾wirki i Wigury.
- Jak by³am ma³a, to my la³am, ¿e to jest skrzy¿owanie. - Tosia przechyli³a siê do przodu i
nuj¹c Ulê, próbowa³a dostaæ siê do schowka.
- Siadaj! - powiedzia³am spokojnie, bo kierowcy nie wolno siê denerwowaæ.
- Ulica ‾wirki z ulic¹ Wigury siê krzy¿uje i tam stoi bocian. Pomnik bociana. - Tosia wy
ci¹ga³a rêkê.
- Gumê poproszê.
- Wypadn¹ ci plomby.
- Denty ci zalecaj¹!
- Bo im za to p³ac¹. - I ka postanowi³a zabraæ g³os. - Tak samo jak koncernom farmaceutyczn
m, prawda, mamo? Patrzysz na reklamy rodków przeciwbólowych i od razu boli ciê g³owa, i i
dziesz i kupujesz bez recepty, a tam w rodku czyha aspiryna, po której dziecko Ma³gos
i mia³o krwawe wylewy.
- Nie krwawe wylewy, tylko krwotok - sprostowa³a Ula.
71
- Ale krwawy. Nawet z uszu. Prawie go nie odratowali. A o tym, ¿e mo¿esz mieæ krwotok,
nie informuj¹ w reklamie.
- Dziewczynki, mo¿ecie przez chwilê nie gadaæ?
- Adam woli, jak siê rozmawia w samochodzie - powiedzia³a To ka i zamilk³a.
I pomy leæ, ¿e wystarczy³a ma³a afera, której si³¹ napêdow¹ by³a To ka, ¿eby jej stosunek d
ezwykle sympatyczny. Prawie w ka¿dym zdaniu teraz powtarza:
a Adam powiedzia³, ¿e:
- mogê nie je æ
- te¿ lubi sushi
- muzyki s³ucha siê g³o no
- doros³y cz³owiek jest odpowiedzialny sam za siebie (i dlatego wrócê pó no).
Ula tr¹ca mnie w ³okieæ, ¿ebym nie reagowa³a, to i nie reagujê. Wysadzamy dziewczyny przed
ajbardziej Centrowatym Centrum ze wszystkich innych Najlepszych Centrów, których ja
nienawidzê szczerze i z ca³ej duszy. By³am tam ostatnio po prezent dla Nieletniego i d
wadzie cia minut sta³am przy dziale sportowym, obok mnie sta³a przebrana za zaj¹czka pan
i i wzywa³a przez radio pana z dzia³u sportowego, bo ona jest z innego, a i tak robi³a
mi grzeczno æ. Pan nie przyszed³, zmarnowa³am czas i æwiczenie cierpliwo ci diabli wziêli,
po dwudziestu minutach spêdzonych przed tymi pó³kami by³am tak wkurzona, ¿e zostawi³am wsz
stkie inne zakupy w koszyku i przysiêg³am sobie, ¿e moja
72
noga tam nie postanie. Co oczywi cie nikogo nie wzruszy, niestety. Umówi³y my siê z dziewc
zynami o szóstej trzydzie ci, ¿eby zd¹¿yæ podjechaæ po Ada ka i ruszy³y my do Ewy.
Ewa przyjê³a nas przepysznym bezimiennym ciastem, z³o¿onym z siedmiu warstw, i znakomit¹ h
erbat¹. Jak siê okaza³o, Ewa z biura rachunkowego nie ma zbyt wielu profitów, ale na ¿ycie
jej starcza, a poza tym jest bardzo szczê liwa!
Po raz pierwszy widzia³am osobê, która jest szczê liwa dziêki liczeniu i sprawdzaniu rachun
, z którymi ja mam wieczny problem, o PIT-ach nie wspominaj¹c. Mam g³êboki szacunek dla
ludzi, którzy wiedz¹, jak to siê robi. Ale szczê cie?
-Nic nie rozumiesz, Judyta. Ja do dwudziestego ka¿dego miesi¹ca muszê odprowadziæ podate
k od wynagrodzeñ, do dwudziestego pi¹tego VAT (nie wiedzia³am, o czym mówi, ale s³ucha³am u
a¿nie), a potem prawie do dziesi¹tego mam wolne! Jak siê sprê¿ê, oczywi cie. Bo na dziesi¹t
uszê wyrobiæ siê z ZUS-em. A obs³ugujê miêdzy innymi ksiêgowo æ ma³ego biura podró¿y Madein
at zwiedzi³am za darmo!
O nie, nieprawda. Widzia³am foldery i tam nie by³o nic za darmo. Przesadzam, w piêciog
wiazdkowym by³y le¿aki za darmo, na pla¿y. ( Cena le¿aków wliczona w koszty manipulacyjne")
- Ula! - zwróci³a siê Ewa prosz¹co do Uli. - No, powiedz jej.
73
- Ale krwawy. Nawet z uszu. Prawie go nie odratowali. A o tym, ¿e mo¿esz mieæ krwotok,
nie informuj¹ w reklamie.
- Dziewczynki, mo¿ecie przez chwilê nie gadaæ?
- Adam woli, jak siê rozmawia w samochodzie - powiedzia³a To ka i zamilk³a.
I pomy leæ, ¿e wystarczy³a ma³a afera, której si³¹ napêdow¹ by³a To ka, ¿eby jej stosunek d
ezwykle sympatyczny. Prawie w ka¿dym zdaniu teraz powtarza:
a Adam powiedzia³, ¿e:
- mogê nie je æ
- te¿ lubi sushi
- muzyki s³ucha siê g³o no
- doros³y cz³owiek jest odpowiedzialny sam za siebie (i dlatego wrócê pó no).
Ula tr¹ca mnie w ³okieæ, ¿ebym nie reagowa³a, to i nie reagujê. Wysadzamy dziewczyny przed
ajbardziej Centrowatym Centrum ze wszystkich innych Najlepszych Centrów, których ja
nienawidzê szczerze i z ca³ej duszy. By³am tam ostatnio po prezent dla Nieletniego i d
wadzie cia minut sta³am przy dziale sportowym, obok mnie sta³a przebrana za zaj¹czka pan
i i wzywa³a przez radio pana z dzia³u sportowego, bo ona jest z innego, a i tak robi³a
mi grzeczno æ. Pan nie przyszed³, zmarnowa³am czas i æwiczenie cierpliwo ci diabli wziêli,
po dwudziestu minutach spêdzonych przed tymi pó³kami by³am tak wkurzona, ¿e zostawi³am wsz
stkie inne zakupy w koszyku i przysiêg³am sobie, ¿e moja
72
noga tam nie postanie. Co oczywi cie nikogo nie wzruszy, niestety. Umówi³y my siê z dziewc
zynami o szóstej trzydzie ci, ¿eby zd¹¿yæ podjechaæ po Ada ka i ruszy³y my do Ewy.
Ewa przyjê³a nas przepysznym bezimiennym ciastem, z³o¿onym z siedmiu warstw, i znakomit¹ h
erbat¹.
Jak siê okaza³o, Ewa z biura rachunkowego nie ma zbyt wielu profitów, ale na ¿ycie jej s
tarcza, a poza tym jest bardzo szczê liwa!
Po raz pierwszy widzia³am osobê, która jest szczê liwa dziêki liczeniu i sprawdzaniu rachun
, z którymi ja mam wieczny problem, o PIT-ach nie wspominaj¹c. Mam g³êboki szacunek dla
ludzi, którzy wiedz¹, jak to siê robi. Ale szczê cie?
- Nic nie rozumiesz, Judyta. Ja do dwudziestego ka¿dego miesi¹ca muszê odprowadziæ podat
ek od wynagrodzeñ, do dwudziestego pi¹tego VAT (nie wiedzia³am, o czym mówi, ale s³ucha³am
wa¿nie), a potem prawie do dziesi¹tego mam wolne! Jak siê sprê¿ê, oczywi cie. Bo na dziesi¹
muszê wyrobiæ siê z ZUS-em. A obs³ugujê miêdzy innymi ksiêgowo æ ma³ego biura podró¿y Madei
iat zwiedzi³am za darmo!
O nie, nieprawda. Widzia³am foldery i tam nie by³o nic za darmo. Przesadzam, w piêciog
wiazdkowym by³y le¿aki za darmo, na pla¿y. ( Cena le¿aków wliczona w koszty manipulacyjne")
- Ula! - zwróci³a siê Ewa prosz¹co do Uli. - No, powiedz jej.
73
- No, mówiê ci - powiedzia³a zgodnie Ula i siêgnê³a po kolejny kawa³ek bezimiennego ciasta
ardzo atrakcyjnym zapachu, który mi siê z niczym nie kojarzy³. Ciekawa jestem, jak¹ dietê
wymy limy w drodze powrotnej do domu...
- Po prostu nie je dzi siê do drogich hoteli, kupuje siê last minutê, przecie¿ wiesz, by³a
Cyprze, sama o tym opowiada³a !
No tak, ja by³am, ale moi rodzice nie byli.
- Kochane! Ja wam znajdê co pysznego! Jest tyle miejsc na wiecie wartych zwiedzania!
By³am w Turcji przed zamachami bombowymi w Stambule, objecha³am ca³e wybrze¿e, ach byæ je
szcze raz w basenie Afrodyty czy w Pamukkale! Zobaczyæ te wapienne tarasy, po któryc
h sp³ywa³y gor¹ce wody mineralne! A Kapa-docja, bajkowa kraina, te fantastyczne przedz
iwne formy, te sto¿ki, te podziemne miasta, niesamowite otwory, tam zreszt¹ mieszkaj¹
ludzie.
Jako nie widzia³am moich rodziców w czasie podró¿y po lubnej w dziurze wyp³ukanej przez wo
neraln¹.
- Wiesz, ja chêtnie - powiedzia³am - ale rodzice...
- Egipt! - krzyknê³a entuzjastycznie Ewa. - Egipt, by³am dwa razy, tu¿ przed zamachami w
wi¹tyni Hat-szepsut i w zesz³ym roku w Szarm el-Szejk. Dwa tygodnie pó niej tam pod³o¿yli
mby w hotelu. Ale teraz jest lato, bêdzie za gor¹co. Tajlandia te¿ odpada, by³am pó³ roku p
zed tsunami, to jest raj na ziemi, ale trzeba jechaæ w styczniu, najpó niej lutym... M
o¿e Ameryka?
74
Wiecie, ¿e by³am w Nowym Jorku w maju, przed jedenastym wrze nia?
- Judyta jedzie do Ameryki.
- O Bo¿e, jak ci zazdroszczê! - krzyknê³a w moj¹ stronê Ewa, podnios³a siê i wyci¹gnê³a gru
Parki narodowe w Stanach Zjednoczonych. Patrz, koniecznie musisz zobaczyæ sekwoje
, to jest widok, który zapiera dech w piersiach, one s¹ starsze od Chrystusa, tam, w
obec takiej potêgi przyrody czujesz siê taka malutka, albo najstarsze na wiecie drzew
a, zgadnijcie...? - zawiesi³a glos.
Do teraz wiedzia³am, ¿e to sekwoje. Najstarsze i najwy¿sze. Najwy¿sze drzewo wiata ma sto
trzydzie ci dwa metry. Bo ogl¹dam National Geografie.
- Sosny! Tam rosn¹ mamucie sosny, które maj¹... no?
- Dwa i pó³ tysi¹ca lat - rzuci³a odwa¿nie Ula.
- Trzy i pó³ tysi¹ca lat! ‾ywe stworzenie w tym wieku!
- Nie stworzenia, tylko ro linka - sprostowa³am nie mia³o.
Ewa z b³yszcz¹cymi oczami przerzuca³a kartki. Piêtrzy³y siê przed nami ¿ó³te góry, skaliste
e jeziora.
- Albo tu! - Ewa wyjê³a nastêpny album. - Spójrzcie! Jawa! Wróci³am miesi¹c przed trzêsieni
emi!
Nie chcê wysy³aæ rodziców w podró¿ po lubn¹ tam, gdzie trzêsie.
- Mo¿e bli¿ej? - zaproponowa³am nie mia³o. -Gdyby to by³a zima... Oni je¿d¿¹ na nartach?
By³am w Kaprun, zreszt¹ jecha³am t¹ kolejk¹, pamiê-
75
tacie, spali³a siê w rodku góry, tylko trzyna cie osób siê uratowa³o, ale miejsce nieprawd
bne, je li chce siê na narty!
- Nie je¿d¿¹ - odpowiedzia³am z ulg¹, bo nie zale¿y mi, ¿eby moi rodzice jechali kolejk¹ lu
elem, w którym grozi po¿ar.
- Jasne! W³ochy! Albo Pary¿! Pary¿ jest zachwycaj¹cy! Nawet je li jedziesz na trochê! By³am
wrze niu tylko przez weekend za dwie cie trzydzie ci z³otych, tu¿ przed tymi zamieszkami
na tle rasowym! Judyta, nie ma problemu, co znajdziemy. W poniedzia³ek skontaktujê siê
z Madein i od razu prze lê ci ofertê. Uznaj sprawê za za³atwion¹. Oni tam naprawdê wiedz¹,
bi¹. A w innych biurach czyhaj¹ ró¿ne niebezpieczeñstwa, co rusz to s³yszê o jakim procesi
By³o mi s³abo od nadmiaru informacji. Niebezpieczeñstwo widzia³am wszêdzie. Wulkany, trzêsi
nia ziemi, tsunami, pal¹ce siê wagoniki, wybuchy bombowe, porwania samolotów. Mo¿e pani
Janeczka mia³a racjê? Rabka czy Na³êczów le¿¹ przynajmniej w zasiêgu rodzimej s³u¿by zdrowi
eszt¹ lada moment ca³a wyemigruje i zostaniemy z niczym, ale rz¹d oczywi cie siê nie martw
i, bo jest stary i mo¿e tego nie do¿yæ. Ja jednak siê martwiê. Ewa szczebiota³a dalej:
- Jak chcia³am jechaæ z Mariolk¹, to marzy³y my o lepszym hotelu, ¿eby jako tak by³o... wi
..
Nie wiedzia³y my. Ja równie¿ nie wiedzia³am, jak m¹¿ Ewy i jej trzynastoletni synek egzystu
blasku
76
takiego entuzjazmu. Mia³am g³owê ciê¿k¹ od informacji, i biuro podró¿y, które odwiedzi³am w
yda³o mi siê oaz¹ spokoju. Jak przy pomocy Ewy podj¹æ decyzjê?
-...wiêc szuka³y my pokoju z aneksem, lepszego, nie do æ ¿e wy¿ywienie, to aneks. Okaza³o s
na pocz¹tku marca w tym hotelu nie by³o miejsc. Zrezygnujemy z kuchenki na rzecz lodów
ki, bo w ciep³ych krajach jest ciep³o. Jak nie lodówka, to barek. Z barku mo¿na wyj¹æ wódkê
adziæ arbuza. Ale te¿ nie by³o. Wiêc nie posz³y my w gwiazdki.
Ja bym zawsze trzyma³a jednak w barkolodówce wódkê. Arbuz mo¿e byæ na ciep³o.
-1 okaza³o siê, ¿e s¹ jednak biura dla niewyma-gaj¹cych!
No to moi rodzice odpadaj¹.
- Wiecie, niewymagaj¹cy nie musz¹ mieæ w pokoju telewizji, bo po co? Zw³aszcza w jakim ar
abskim jêzyku. - Nawet nie zauwa¿y³am, ¿e przed Ew¹ uros³a kupa nastêpnych porozk³adanych k
tóre przerzuca³a z mi³o ci¹. - O, na przyk³ad tutaj, Marrakesz, dwa tygodnie pada³o, taki p
. I nie musimy mieæ telefonu w pokoju, bo po co, jak mo¿na wzi¹æ z Polski? I to by³o wielk
ie odkrycie!
- A je li chodzi o rodziców Judyty? - wtr¹ci³a Ula, która jest moj¹ przyjació³k¹ bardziej n
ció³k¹ Ewy.
- Ani programu animacyjnego, ani basenu z gron-kowcem, bo obok jest piêkne morze!
I tylko takie
77
wakacje nale¿y wybraæ! Po co ci animacja w hotelu i stare piosenki Abby, przy barze,
gdzie musisz piæ drinki za straszne pieni¹dze, ¿eby ten program artystyczny prze¿yæ, kied
y wko³o tyle cudnych tawern, knajpek, kawiarni?
To brzmi rozs¹dnie, ale dla mnie i dla Ada ka.
- ...i po co ci pod oknem wrzeszcz¹ce bachory, bo tam akurat miejsce wydzielono dl
a opiekunek programów for childrerfl
O, to jest zbêdne i dla mnie, i zapewne dla moich rodziców.
-1 po co ma siê w³óczyæ codziennie sprz¹taczka? I tak ciê nie ma ca³y dzieñ, bo albo jeste
, albo zwiedzasz? Przecie¿ sobie nie naba³aganisz?
Ja mogê spokojnie naba³aganiæ nawet w ci¹gu piêtnastu minut, je¿eli przypadkiem wpadnie mi
o g³owy, ¿eby zacz¹æ co porz¹dkowaæ. Lawiny nie sposób zatrzymaæ. Ale moi rodzice?
Ula patrzy³a na mnie znacz¹co i puka³a uparcie w swoj¹ komórkê. Nie wiem dlaczego. Przecie¿
gdzie nie mia³am dzwoniæ. G³owa mi pêka³a, a tu jeszcze to stukanie w telefon.
- Kochana - powiedzia³a Ewa - wszystko ci przygotujê na poniedzia³ek. A potem siê spotka
my i wspólnie zadecydujemy, gdzie, za ile i na ile. Twoi rodzice bêd¹ najszczê liwsi na wi
cie, zapewnimy im...
- Ale - próbowa³am przedrzeæ siê, przez ten potok s³ów-ja tylko...
Ula klepnê³a w komórkê, a¿ zad wiêcza³o.
78
Ma szczególny sposób zabawiania siê.
-Jak by³am w Hiszpanii z mê¿em, to mieli my cudowny hotelik. W³a nie dla niewymagaj¹cych. A
wyobra cie sobie - Ewa rozsiad³a siê wygodnie - ¿e przyjechali my do hotelu o pierwszej w
nocy, m¹¿ oczywi cie natychmiast zasn¹³, a ja przewraca³am siê w tym upale w ³ó¿ku i nie mo
tnie spaæ, bo strasznie ujada³ jaki pies. Au au i au au. Czeka³am, a¿ przestanie, zasnê³am
drugiej, o wpó³ do trzeciej budzi mnie znów ujadanie. Przewracam siê na tym ³ó¿ku, a tu au
i au au. Ledwo zasnê³am, budzê siê, bo piesek wyje na coraz wy¿szych tonach, coraz szybcie
j szczeka, Jurek siê te¿ obudzi³, i ca³e szczekanie przesz³o w zachrypniête - you are wonde
full! Ca³y tydzieñ zajê³o nam ledzenie tej zakochanej parki! Ja by³am ciekawa, co to za fa
et, rozumiesz - roze mia³a siê Ewa - a Jurek chcia³ zobaczyæ tê laskê. I po tygodniu ich na
rzyli my - ona starsza ode mnie, a on taki ma³y, wysuszony, ³ysiej¹cy pan! Ale trochê to b
y³o rajcuj¹ce.
Wspania³y urlop, zaiste! Moim rodzice nie byliby uradowani. Choæ bez w¹tpienia ledzilib
y tê parkê równie¿, jak znam ¿ycie.
- Musimy i æ - powiedzia³a Ula stanowczo i podnios³a siê. - Judyta, jest piêtna cie po.
Bieg³y my do samochodu jak szalone.
- Czemu mi wcze niej nie powiedzia³a ?
- Stuka³am w komórkê!
- Komórka, komórka! To ja Duch wiêty jestem, ¿eby wiedzieæ, o co ci chodzi, jak walisz w t
lefon?
79
-Tam przecie¿ mam godzinê! Na wy wietlaczu - wyja ni³a uprzejmie. - Dziewczyny pewnie ju¿ s
niecierpliwi¹.

*
- Mamo, po¿yczy³am ci sto z³otych - powiedzia³a Tosia, ledwie wsiad³y do samochodu.
Nie pyta³am, jakim sposobem, poniewa¿ Jawa z Tajlandi¹, Indonezja i Bali na tle Nowego
Jorku tañczy³y z wie¿ami Eiffla chwiej¹cymi siê na pla¿ach ródziemnomorskich, hotelikami
iazdkowymi i brakiem sprz¹taczek pod sekwojami na szczytach Alp, pod niegiem, w tun
elach i w egipskich wi¹tyniach w rytmie starych piosenek Abby, zag³uszanych przez szc
zekaj¹ce, spragnione seksu parki.
- Musia³am za³o¿yæ za ciebie, bo nie by³o ciê pod rêk¹, a kupi³am fajne spodnie, poprzednie
koñczy³y i obieca³a , ¿e kupisz, a by³y tanie...
- Mamo, zobacz, jak¹ mam fajn¹ bluzkê - z tylnego siedzenia spad³ mi na oczy strzêpek ¿ó³te
teria³u.
- Jaka liczna! - ucieszy³a siê Ula, która ma dobry charakter.
- Mamo, oddasz mi za spodnie? - Tosia nie porzuca³a tak ³atwo tematu.
- Oddam.
Co mnie ca³y czas drêczy³o i nie wiedzia³am, o co chodzi. Ula przesiad³a siê do dziewcz¹t,
wpakowa³ siê ko³o mnie, zapyta³, czy chcê, ¿eby poprowadzi³,
80
ale nie chcia³am, poca³owa³ mnie w policzek i znowu ruszyli my. Na kolanach trzyma³ swoj¹ d
orbê, a drug¹ rêk¹ gmera³ mi po w³osach, co uwielbiam.
- Nie rób tak mamie przy mnie, bo siê brzydzê - powiedzia³a Tosia.
- Wiem! - krzyknê³am. - Popatrz, Ula, gdziekolwiek by³a Ewa, tam siê co za chwilê dzia³o!
landia tsunami, Nowy Jork wiadomo, Turcja bomby, Egipt bomby, a miesi¹c temu przec
ie¿ wróci³a z...
- Na pewno z Indonezji - podpowiedzia³a Tosia.
- Sk¹d wiesz? - rêce mi siê trzês³y.
- Bo przecie¿ tam by³o trzêsienie ziemi.
- No w³a nie! S¹ ludzie, którzy przyci¹gaj¹ nieszczê cia - powiedzia³a Isia. - Sama czyta³a
snowidz Kara Mustafa...
- Kara Mustafa nie by³ jasnowidzem.
- Ten by³. Bo to Polak. Kara Mustafa to pseudonim. I on pisa³, ¿e w czasie drugiej woj
ny wiatowej ucieka³ przed bombami z bramy do bramy i razem z nim dwoje staruszków, któr
zy tak ju¿ uciekali od Starego Miasta. I on wtedy zrozumia³, ¿e...
- Dlaczego ty czytasz takie rzeczy? - zainteresowa³a siê nagle Ula, która od czasu swo
jego pobytu u wró¿ki na d wiêk takich s³ów, jak jasnowidz, wró¿enie, przepowiadanie przysz³
erpretacja przysz³o ci, znaki zodiaku, astrologia i tak dalej, dostaje wysypki.
-I oni siê schowali, i powiedzieli wszystkim, ¿e bomby ich cigaj¹, i wtedy Kara Mustafa
szybko przebieg³ na drug¹ stronê ulicy, i jak spojrza³ za siebie, to
81
zobaczy³ tylko lej po bombie i po tym domu, i po schowanych w bramie staruszkach.
- To jak mo¿na przez ni¹ za³atwiaæ wyjazd? - zapyta³am, przerywaj¹c wstrz¹saj¹c¹ opowie æ I
- Zwyczajnie - wtr¹ci³ siê Adam. - Po prostu trzeba siê dowiedzieæ, gdzie Ewa jeszcze nie
by³a.
‾eby kupowaæ sobie spodnie, których w ogóle do ¿adnych czynno ci fizjologicznych nie trzeba
zdejmowaæ, bo trzymaj¹ siê w niewiadomy sposób poni¿ej pó³-dupków - tego nie zrozumiem nigd
stawili my dziewczyny nad ciuchami, a sami cichutko umknêli my przez furteczkê schowan¹ w
dzikim winie do domu Uli. Na tarasie ju¿ sta³a wieczka, a Krzy walczy³ z zamro¿on¹ do min
dwudziestu czterech stopni kaszank¹ i grilem. Wokó³ panowa³a cisza, niebo na zachodzie j
a nia³o, trawy zaczyna³y graæ wierszczami. A za chwilê odezw¹ siê s³owiki, które w tym rok
popaliæ jak nigdy przedtem. Posz³am za Ul¹ do kuchni, robi³a herbatê w czajniczku. Kaza³a m
wyj¹æ d¿in, który kupi³a na prezent dla naszej Trzeciej S¹siadki i wzi¹æ z sypialni dwa ko
pojrza³am pytaj¹co.
- No, przecie¿ noc zapowiada siê zimna, a my sobie chcemy posiedzieæ w spokoju - powie
dzia³a i siêgnê³a do spi¿arni po tonik.
I tak siedzieli my opatuleni w koce, ¿adnych komarów, robi³o siê coraz ciszej i ciszej, za
pachnia³o bzem.
82
Uli w tym roku zakwit³ równie¿ bogato bia³y, który w zesz³ym roku by³ strasznie marny. Oba
, Masza Uli i mój Borys, le¿a³y zgodnie pysk w pysk, nie podnosz¹c g³ów. Ada ko tr¹ci³ mnie
Co siê poruszy³o ko³o psich pysków. To Przytul mo ci³ siê miêdzy przednimi ³apami Borysa.
tóra zwykle wynio le oddala³a siê od kotów, tym razem otwar³a jedno oko i leniwie pomacha³a
akiem ogona.
To s¹ w³a nie takie chwile, kiedy u nas na wsi ca³y wiat staje siê lepszy, spokojniejszy,
iedy czujemy, ¿e jest tak, jak ma byæ.

Pani Judyto, szczerze, od serca!


¦
Mam wizê! Odcisnê³am tydzieñ temu palce w ambasadzie amerykañskiej i ju¿ mam wizê! Przysz³a
iaj do domu w kopercie, razem z paszportem. Nie do wiary! Jednak pojadê! Nie jest
to wprawdzie jeszcze wiza, ale obietnica wizy, a nie obietnica obietnicy.
Oczywi cie wszech wiat nie pozwala mi siê ucieszyæ tak bardzo, jak bym chcia³a. Musi byæ ró
waga w przyrodzie. Musia³am wezwaæ weterynarza do Borysa. Da³ mu trzy zastrzyki i wita
miny, które muszê Borysowi pakowaæ prosto do gard³a, bo nie chce ich ¿reæ. Lekarz pokiwa³ g
pies stary. Wiem, ¿e stary, ale nie ci¹gnie tak tylnymi nogami, jak jeszcze parê tygod
ni temu. I jak Masza mia³a cieczkê, to w ogóle ozdrowia³. Gdyby mu sprowadzaæ czêsto suczki
pod bramê, toby ca³kiem wyzdrowia³, jestem pewna. I od czasu kiedy jest matko--ojcem P
rzytula, wyra nie mu siê polepszy³o, a to, ¿e nie s³yszy, Bo¿e mój, Tosia te¿ nie s³yszy, j
szê, ¿eby obra³a ziemniaki. To wszystko powiedzia³am zupe³nie
84
nowemu weterynarzowi, bo Mañka wyjecha³a z mê¿em nad morze. Kto je dzi w maju nad morze? I
po co? Ale zmartwi³am siê, bo nie chcê, ¿eby Borys umar³. Jeszcze nie teraz. A poza tym j
a te¿ nie jestem najm³odsza, a nikt nie my li o tym, ¿eby mnie u piæ.
Korzystam z okazji, ¿e z powodu choroby Borysa siedzê dzisiaj w domu sama jak palec,
je li nie liczyæ Adasia, który siedzi na ganku od strony kuchni, i mêczê siê nad rubryk¹ L
Y. Jak wybraæ te do druku? Przysz³o piêtna cie po pierwszym numerze, z czego dziesiêæ z ró¿
pro bami, dotycz¹cymi oczywi cie aktorów. I muszê jako sensownie odpowiedzieæ, m¹drze wa¿¹
jak to powiedzia³ Naczelny na pierwszym zebraniu redakcji?
- Zadbajmy o to, ¿eby nie schlebiaæ gustom niskiego rzêdu, tylko wyra¿aæ siebie, kszta³towa
ostawy czytelników poprzez nasz¹ postawê, nie k³ami¹c i nie manipuluj¹c czytelnikami. Szcze
ze, pani Judyto, tak od serca. Nie dajmy siê zwariowaæ! Mam nadziejê, ¿e staæ was bêdzie na
takie ryzyko. Potraktujmy czytelników jak przyjació³, b¹d my innym medium! Przecie¿ nasze p
smo nazywa siê Inna". Z szacunkiem, godno ci¹, ale od serca!
Gdybym mia³a woln¹ rêkê - o marzenia niedo cignione - to bardzo proszê. Wybieram z tych piê
stu piêæ, to do czwartego numeru.
Droga redakcjo, fajnie ¿e jest nowy tytu³ na rynku i fajn¹ jeste cie gazet¹, czy mogliby ci
opublikowaæ ad-
85
res Toma Hanksa, bo bym do niego napisa³a, bo te¿ chcê zostaæ aktork¹, a bardzo lubiê wy¿ej
pomnianego aktora. I czy kto by mi móg³ przet³umaczyæ na angie³ski ten Ust, bo chyba kto
edaktorów muwipo angielsku? Z góry dziêkujê za pomocn¹ d³oñ. Wasza Anita, a ja ze swej stro
obiecujê, ¿e bêdê was kupowaæ.
Sroki znowu siê zagnie dzi³y na brzozie miêdzy naszymi ogrodami. I Ula bêdzie siê ba³a. Bez
ziejne s¹ sroki, potrafi¹ wyd³ubywaæ z gniazd pisklêta. Krzy chcia³ po¿yczyæ wiatrówkê od
trzeliæ kilka sroczych gniazd, bo Ula, jak wiadomo, boi siê ptaków, ale nie pozwoli³y my.
Tak daleko lêk Uli nie siêga. Poza tym strzelaæ do gniazd, to tak jak strzelaæ do naszyc
h domów.
Listy. Bez manipulacji, z serca. Gdyby ta Anita z listu by³a moj¹ kole¿ank¹, oto co bym
odpisa³a:
Kochana Anito, jak ju¿ zdobêdziesz adres Toma Hanksa, o co przy Twojej determinacji
nie bêdzie trudno, przeka¿ mi natychmiast jego namiary, poniewa¿ ju¿ od d³u¿szego czasu sta
am siê o to samo. W ogóle po ostatnim filmie wiele dziewczyn chce siê z nim skontaktow
aæ. Nawet przyznam Cisie, ¿e by³am niedawno w towarzystwie czo³owych przedstawicieli wiat
a kultury i sztuki, a nawet niektórych, za przeproszeniem, cz³onków rz¹du w hote³u B³êkitne
rasy, na superpromocji magicznych ciereczek do wycierania nosa i innych przyrz¹dów. W
p³ywy ¿adnej z najbardziej wp³ywowych osób,
86
a pyta³am prawie wszystkich, próbuj¹c ustaliæ jego telefon i adres, nie siêgaj¹ tak daleko.
Pozosta³a mi tylko Ty, Anitko, wierzê w Twoje zaanga¿owanie i tu, na naszych ³amach, zwra
cam siê z pro b¹ do Toma Hanksa, ¿eby siê odezwa³ i ujawni³. Co do INNEJ, kup albo nie, prz
s nigdy siê nie op³aca, pozdrawiam, Judyta.
Móg³by jednak Adam po¿yczyæ od Grze ka wiatrówkê i zestrzeliæ to gniazdo, dopóki tam jeszcz
a jajek sroczych. Niechby siê zagnie dzi³y nawet sójki, pal licho strach Uli przed lataj¹c
ymi. Albo kop-ciuszki. Ale sroki? Ani jednego ba¿anta na polach jeszcze nie widzia³a
m. Co siê z nimi sta³o? Czy one prze¿y³y zimê?
No dobrze. Albo taki li cik mi³y:
Droga redakcjo, dosta³em zaproszenie na bankiet kosztowny, nosz¹cy pozory ubogiej pr
ywatki, ale wiem, ¿e u tych ludzi to nawet psy sraj¹ truflami. Nie wiem, co robiæ, ¿eby
nie byæ pos¹dzonym o zbytni¹ chêæ zaprzyja niania siê z nuworyszówskimi s¹siadami, a z drug
ony wydaj¹ mi siê oni lud mi niezwykle interesuj¹cymi, zreszt¹ przytaczam zaproszenie, jak
ie od nich otrzymali my. Mnie siê podoba, ¿ona za poczu³a siê ura¿ona.
Napisali: Proszê ubraæ siê tak, aby zimno nie sk³ania³o go ci dopchania siê nam do domu i
przyjechaæ taksówk¹ lub przybyæ na piechotê, poniewa¿ trze we, wyprowadzaj¹ce mê¿ów, bo pro
¿ony
87
s¹ zmor¹ ka¿dej balangi. Bêdziemy ¿ywiæ i poiæ od dziewiêtnastej do skutku".
Czy mam to potraktowaæ jako obrazê, czy ¿ywy dowód na to, ¿e nie ginie poczucie humoru w n
arodzie mimo wszystko? Co mam zrobiæ? Jerzy.
Có¿ to za genialny pomys³, ¿e te¿ ja na to nie wpad³am, maj¹c dom z ogródkiem! Muszê szybko
aæ ten patent Uli! ¦
Drogi Panie Jerzy,
Pyta mnie pan co robiæ? Zmieniæ ¿onê albo s¹siadów, nie widzê wyj cia. Ja bym na tak¹ balan
posz³a z Adasiem, nawet taksówk¹ bym siê uda³a na ¿ywienie, pojenie i rozmowê z s¹siadami.
erzê siê Panu, ¿e wykorzystam ten wzór zaproszenia przy okazji moich urodzin. Po co go cie
maj¹ wchodziæ do domu i brudziæ albo wynosiæ srebrne ³y¿eczki? Po imieninach w zesz³ym rok
ginê³y mi cienie do oczu, a fajne by³y. Moja córka przysiêg³a, ¿e to nie ona. Go cie bywaj¹
liwi. Pozdrawiam w imieniu redakcji, Judyta.
S³owo dajê, to chyba sójka spaceruje po trawniku pod oknem! Ale¿ ³adny ma ogon! A ko³o niej
dwa szpaczki. Szpaczki te¿ lubiê. Moje koty za szpaczkami wprost przepadaj¹. Dobrze, ¿e
zasnê³y na kanapie. No, wracam do listów.
O, to co znajomego. Jakbym sama do siebie pisa³a! A to pani Ewelina ze Zgierza.
88
Dlaczego droga redakcjo jak dzwoniê do centrum abonentów to czekam czasami dwadzie cia
minut i tam odzywa siê sekretarka, która mi mówi, ¿e je li po angielsku to proszê wcisn¹æ
, a je li technicznie to cztery, a je li chcesz nasz¹ ofertê programow¹ to piêæ itd i ja za
wszystko p³acê a oni mówi¹ i mówi¹? A potem s³yszê, ¿e wszystkie stanowiska s¹ zajête i je
osob¹ oczekuj¹c¹ na po³¹czenie z konsultantem? Dlaczego??? Czy nie mo¿ecie nic z tym zrobiæ
Ha! To mi dopiero nowo æ!
Droga Pani Ewo, odpowiadam szczerze i od serca na pytanie pierwsze: Nie wiem. Te¿
mnie to wkurza. Te¿ dwa razy próbowa³am siê tam dodzwoniæ.
Odpowiadam na pytanie drugie: nie, nie mo¿emy. Uczmy siê cierpliwo ci. O ile pamiêtam, z
a drugim razem dodzwoni³am siê i bardzo mi³y pan mi pos³a³ sygna³, a przynajmniej tak powie
zia³, ale satelita i tak nie dzia³a³. Potem siê co prawda okaza³o, ¿e mój pies Borys wykopa
urê od strony p³otu i uszkodzi³ kabe³, ale co siê na nich naw cieka³am, to moje. Wcale nie
zasami oczyszcza atmosferê. Niech siê Pani poz³o ci, zawsze to lepszy powód ni¿ na przyk³ad
rada. Pozdrawiam w imieniu redakcji. Judyta.
Nie jestem pewna, czy o to chodzi³o Naczelnemu. Nie by³by zadowolony, niestety. A na
wet na pewno nie
89
bêdzie. No dobrze, napiszê nowe odpowiedzi, ale pó niej, bo teraz siê wietnie bawiê.
Droga redakcjo, kocham siê w Janku z czterech pancernych i chocia¿ wiem, ¿e ten aktor
ju¿ jest stary, to jednak kocham go ca³ym sercem w tym serialu, co mam zrobiæ i czy to
prawda, ¿e on ma ¿onê?
Bez przesady! Stary? Zaledwie parê lat starszy ode mnie!
Droga Asiu,
Ja te¿ go kocham ca³ym sercem, chocia¿ nie ograniczam siê do tego serialu. W jakich fant
astycznych sztukach i jak fantastycznie gra³! I wcale nie jest taki stary. Ja te¿ ¿a³ujê, ¿
ma ¿onê. Chocia¿ nie s¹dzê, ¿eby zwróci³ na mnie uwagê, nawet gdyby by³ wolny, ale pomarzy
ia³am go parê lat temu na ulicy i omal siê nie rozp³aka³am - szed³ razem z ni¹ i wygl¹dali,
tety, na bardzo szczê liwych. I chocia¿ nied³ugo wychodzê za m¹¿, powiem Ci w zaufaniu, ¿e
nie jestem pewna, co bym zrobi³a, gdyby nag³e pojawi³ siê w moim ¿yciu... W imieniu redak
cji, Judyta
¦
No i czy nie fajnie? Przynajmniej nie udajê. O, tu nareszcie co dla mnie.
Droga Redakcjo, do ka¿dej gazety ju¿ pisa³em i nigdy nie dosta³em odpowiedzi. A ja napra
wdê nie wiem,
90
na kogo g³osowaæ. Bior¹c pod uwagê to, co siê dzieje, trzeba byæ przygotowanym na wybory w
a¿dej chwili. Porad cie mi, bo cz³owiekowi mózg siê lasuje od tego wszystkiego! Zenon L.
Tu poruszymy bardzo wa¿ne spo³eczne sprawy. W dodatku ca³¹ odpowied mam w g³owie, i to dzi
Tosi.
Szanowny Panie,
Demokracja polega równie¿ na tym, ¿e ka¿dy z nas, bez przymusu, po g³êbszym zastanowieniu s
powinien zag³osowaæ zgodnie ze swoim sumieniem. Nie wolno mi dyktowaæ Panu kandydatów an
i partii, ale moja córka parê dni temu przysz³a do mnie z nastêpuj¹cym pytaniem: Co by zro
i³a, mamo, gdyby twój g³os by³ g³osem decyduj¹cym o kandydacie, który ma panowaæ nad wiate
do wyboru trzy kandydatury: kandydat A pije martini, pali³ opium w szkole, zadaje
siê z nieuczciwymi politykami, pi do po³udnia, kandydat Bpije whisky, pali nieumiark
owanie, pi do po³udnia i mia³ przynajmniej dwie kochanki w trakcie ma³¿eñstwa, kandydat C
est wegetarianinem, nie pali, pije czasami piwo, ale rzadko, nigdy nie mia³ k³opotów m
a³¿eñskich i zosta³ odznaczony wysokim odznaczeniem pañstwowym.
Prawdê powiedziawszy, gdyby nie to, ¿e mój narzeczony, który jest socjologiem, krzykn¹³ ost
zegawczo, ¿e w tym musi byæ pu³apka, wybra³abym kandydata C, bo w kampanii wyborczej by³by
gór¹. A teraz zdradzê panu
91
rozwi¹zanie: Kandydat A to Teodor Roosevelt, kandydat B to Winston Churchill, a ka
ndydat C to Adolf
Hitler. To da³o mi do my lenia.
Doradzam wiêc nienabieranie siê na kandydatów bez
skazy i takich, którzy zu¿ywaj¹ energiê, szukaj¹c skaz
w innych. Pozdrawiam serdecznie, w imieniu redakcji,
Judyta.
O, a tu ¿artowni jaki zebra³ siê w sobie i napisa³. Szanowna Redakcjo,
Wykupi³em wczasy w biurze Oszukaæ Przeznaczenie. Kosztowa³y tysi¹c z³otych na dwa tygodnie
w Turcji. Nie zdziwi³em siê, bo ¿yjemy w wiecie promocji.
Dosta³em wszystkie dokumenty, okre lonego dnia zjawi³em siê na lotnisku i tam siê okaza³o,
to wszystko lipa. Jak dochodziæ swoich praw, odzyskaæ stracone pieni¹dze i zaufanie? B
iuro dalej istnieje, a ja jestem bezbronny.
Za sam¹ nazwê powinni odpowiadaæ przed s¹dem. Szanowny Panie,
Biuro zachowa³o siê adekwatnie do swojej nazwy. Nazwa co prawda sugeruje biuro rachu
nkowe i mo¿e tutaj jest pies pogrzebany. Powiem Panu szczerze, ¿e mo¿e nale¿a³o zacz¹æ my l
iej, boja, mimo ¿e jestem do æ ³atwowierna, nie mia³abym zaufania do kogo , kto tak idiotyc
n¹ nazwê nadaje swojej firmie. By³ kiedy taki film, dla niewybrednej widowni, który 92
oczywi cie ogl¹da³am, w którym przeznaczenie ciga³o ³udzi. Pan musi zrobiæ odwrotnie - ci
czenie". Niech Pan znajdzie sobie jakie narz¹dko niekoniecznie ciê¿kie i ostre, za pomo
c¹ którego wyegzekwuje Pan nale¿ne sobie prawa, skoro nie u¿y³ Pan wcze niej szarych komóre
Zemst¹ murarzy by³o niegdy wsadzenie pod tynk jajka i lekkie nak³ucie ciany ig³¹, po poma
aniu. Smród by³ nie do wytrzymania. Mo¿e by Pan siê naj¹³ do remontu tego biura? Pozdrawiam
Judyta.
Wciskam save as i wystukujê tym razem bardzo porz¹dnie LISTY, potem otwieram file i
zmieniam nazwê: ODPOWIEDZI. No i bardzo dobrze, ¿e Borys goni te wstrêtne sroki, kocha
ny piesek, kochany, a mo¿e ODPOWIEDZI 2, ¿eby mi siê nie pomyli³o? Potem zmieniê tylko tek
st, najwa¿niejsze, ¿e mam wybrane listy. ‾eby go tylko nie podzioba³y, bandytki jedne, b
o rudego kota Uli to strasznie nadwerê¿y³y w zesz³ym roku, lata³y nad nim i skrzecza³y, a¿
dak musia³ chowaæ siê do gara¿u i schud³ bardzo. Sroki wzbijaj¹ siê w powietrze, wydaj¹ bar
ieprzyjemne gard³owe odg³osy, nie lubiê srok, ale te¿ nie chcê, ¿eby Borys któr¹ zamordowa
kiem, zawsze to stworzenie bo¿e, otwieram okno i wrzeszczê na psa.
A potem sejwujê listy i idê do Adasia na tarasik od strony kuchni. Który to Ada zamkn¹³ sw
jego lapto-pa, którego sobie przywióz³ z Ameryki, i zechcia³ ze mn¹ ³askawie pomilczeæ. Gap
y siê na niebo. Dzi-
93
siaj ze cztery razy pada³o i by³a na niebie têcza, a teraz zza domu Uli wype³za na niebo
granatowa jamnikowata chmura, pod wietlona karminem, od wschodu jest ciemne niebo
, widaæ tylko kawa³eczek sierpowatego ksiê¿yca, a na zachodzie granat z czerwonym, jest
siê na co pogapiæ. Borys po³o¿y³ siê miêdzy nami i udaje zupe³nie zdrowego. Tosia pobieg³a
nem do miasta, bo jej siê znudzi³o na wsi i czy mo¿emy siê w koñcu przeprowadziæ do miasta?
Jakie to fajne, ¿e mo¿na sobie po prostu pobyæ, bez zbytniego starania siê o cokolwiek.
Nawet nie wci¹gam brzucha odruchowo. A kiedy Adam bierze mnie za rêkê, ogarnia mnie ab
solutny spokój. Szkoda, ¿e wcze niej nie wiedzia³am, na czym polega mi³o æ. Albo wcale nie
oda.

*
Wchodzê ja dzisiaj do redakcji i stajê jak pora¿ona. Z kuchni dochodzi do mnie g³os pani
Janeczki:
- Sama s³ysza³am, jak Judyta mówi³a, ¿e przez niego nie wysz³a za m¹¿! Musia³ j¹ skrzywdziæ
Obiecywa³ Bóg wie co, a potem okaza³o siê, ¿e jest ¿onaty!
- A ja my lê, ¿e wina jest zawsze po stronie kobiety! Zawsze! Mê¿czyzna nie umie decydowaæ
sobie i gdyby kobiety nie siêga³y po cudzych mê¿ów, to nie by³oby tyle nieszczê cia!
Nie rozpoznajê g³osu, niestety.
94
- Judyta z naczelnym? Nie wierzê! To Igor. Od razu mi siê podoba³.
Ja z Naczelnym? Nie wierzê w³asnym uszom! Wpadam do kuchni i widzê po³owê redakcji, czyli
cztery osoby, nie licz¹c pani Janeczki, które na mój widok a¿ podskakuj¹.
- Co wy tu za bzdury opowiadacie? Kto takie plotki roznosi? - podnoszê g³os i jestem
naprawdê w ciek³a.
- Judytko, dziecko, przecie¿ sama s³ysza³am, jak mówi³a , ¿e ju¿ raz przez niego - pani Jan
cisza g³os i rzuca okiem w stronê kanciapy Naczelnego - za m¹¿ nie wysz³a !
- Nie wysz³am, bo urlopu mi nie da³, a Adam pojecha³ do Stanów rok temu niespodziewanie!
A nie dlatego, ¿e mog³abym siê szlajaæ!
- Mog³aby pani! Ale szlajaæ z kim, pani Judyto? Naczelny, cz³owiek s³usznej postury, pot
rafi czasami
zachowywaæ siê, jakby mia³ czapkê niewidkê i nies³yszkê.
- Z panem, oczywi cie! - mówiê nieopatrznie, a Naczelnego zatyka, choæ nie zatyka go na
ogó³ wcale i nigdy.
- Ze mn¹? Czy pani oszala³a? Jestem ¿onaty - mamrocze Naczelny i wycofuje siê rakiem, a
Karna parska nerwowym miechem.
- Ja to zaraz temu panu wyt³umaczê. - Pani Janeczka bierze ze stosika naczyñ talerzyk,
nak³ada kawa³ek szarlotki i idzie do Naczelnego. Ona mo¿e, przecie¿ u niego nie pracuje
, ja nie czujê siê na si³ach, ¿eby mu t³umaczyæ, dlaczego pani Janeczka pods³uchuje, i to w
czo, rozmowy w jego gabinecie.
Od rêki

- A mo¿e kajak? - Grzesiek przygryz³ wargê z wysi³ku. Próbowa³ wymieniæ bateriê w pilocie d
rmu samochodowego, choæ nie wiem dlaczego, bo decyzja o nowym samochodzie, ku ogólne
j rado ci wszystkich w domu poza Agnieszk¹, zapad³a. W zwi¹zku z wymian¹ baterii w pilocik
u Grzesiek zarz¹dzi³ porz¹dek na stole, od Agnieszki za¿¹da³ zdjêcia obrusa, ode mnie trzym
a szklanki herbaty w rêkach, od Nieletniego poszukiwania w skrzynce narzêdziowej naj
mniejszego rubokrêcika p³askiego, a nawet zegarmistrzowskiego, od Adama, ¿eby mu siê nie
wtr¹ca³, a od Nieletniej, ¿eby nie komentowa³a. Tosia nie zosta³a objêta ¿adnym zakazem, wi
wiedzia³a to, co ja mia³am na koñcu jêzyka, a mianowicie:
- Daj Adamowi, on ci to od rêki zrobi. Grzesiek spojrza³ na ni¹ tak, ¿e wszyscy siê skulil
i my ze strachu, wszyscy oprócz Tosi, oczywi cie. - Nie ma! - krzykn¹³ Nieletni.
96
- Co znaczy nie ma! - zdenerwowa³ siê Grzesiek. - Nic mi tu nie ruszajcie, bo bateri
a zginie.
A by³a to bateria alkaliczna o symbolu 23a, wyjêta z opakowania i rzeczywi cie malutka
.
Grzesiek uda³ siê do spi¿arni, gdzie zgodnie z jej nazw¹ przechowywa³ przed³u¿acze, wiertar
i³ê, rakiety do tenisa, trzy pary nart i jeden rower, lutownicê, drabinê metalow¹ podwójn¹
an¹ i trzydzie ci metrów wê¿a z oplotem o rednicy trzy czwarte cala do podlewania ogrodu,
którym to wê¿u w zesz³ym roku zrobi³a siê dziura i Grzesiek przytarga³ go do domu, ¿eby na
By³y w spi¿arni równie¿ ró¿ne rzeczy do jedzenia, które nieopatrznie przechowywa³a ta
ieszka.
- Cholera! Nic w tym domu nie mo¿na znale æ - rozleg³o siê ze spi¿arni, a potem us³yszeli m
.
- Tacie spad³a drabina - Nieletni wyjrza³ do nas z tym krótkim komunikatem.
Po chwili rozleg³ siê drugi huk.
- To narty - Nieletni nie wydawa³ siê poruszony. W spi¿arni za³omota³o i rozleg³ siê brzêk
ego szk³a.
- Rakieta potr¹ci³a jakie s³oiki. S³oiki uleg³y rozt³u-czeniu - sprawozdawa³ Nieletni. - J
nie rusza³em. Ja stojê tutaj ca³y czas. ‾eby nie by³o na mnie.
- Je li to zesz³oroczne wi nie, to ciê zabijê - poinformowa³a mê¿a Agnieszka, nie ruszaj¹c
o³u.
- To ogórki! - odkrzykn¹³ Grzesiek. - Psiakrew, kto tu postawi³ te s³oiki!
97
- W spi¿arni na ogó³ normalni ludzie przechowuj¹ jedzenie. - Agnieszka podnios³a siê, kompl
tnie nie-przejêta tym, co siê dzieje, i zajrza³a przez otwarte drzwi i Nieletniego w g³¹b
spi¿arni.
- Ogórki mi siê nie uda³y, masz szczê cie.
- Gdzie jest mój rubokrêcik? - G³os Grze ka by³ trochê przyt³umiony.
- Jeste cie wszyscy nienormalni - powiedzia³a Tosia bez krztyny szacunku dla starszy
ch. - Mam nienormaln¹ rodzinê.
- Ja te¿ - potwierdzi³a Nieletnia. - Tato, czy nie naprawia³e ostatnio swojej elektrycz
nej maszynki do golenia?
- Sprawd , kochanie, w ³azience, ale jestem przekonany, ¿e schowa³em. Zawsze chowam narzêd
zia.
Nieletnia pobieg³a do ³azienki i wróci³a ze rubokrê-cikiem.
- Jest! - ucieszy³a siê Agnieszka. - Widzisz, niepotrzebnie siê denerwowa³e !
- Bujajcie siê - powiedzia³ Grzesiek i zacz¹³ delikatnie zdejmowaæ górn¹ czê æ pilota. - My
y³by najlepszy. To jest prezent na lub, szkoda, ¿e nam nikt nie kupi³ kajaka.
- Ja nie ¿a³ujê - powiedzia³a Agnieszka. - Ale to nie jest dobry prezent dla wujków.
-1 dziadków jednocze nie - doda³a Tosia.
- To mo¿e gê - powiedzia³ Nieletni. - Kupcie im gê .
- Gê ? Po co im gê ? - Tosia spojrza³a na Nieletniego z zainteresowaniem.
98
- Po nic. - Nieletni wzruszy³ ramionami. - Po to samo, co kajak.
- Oryginalnie. - Tosia siê zamy li³a.
- Gêsi uratowa³y Rzym, nie zapominajmy o tym
- wtr¹ci³ Adam.
- Ale oni nie maj¹ Rzymu.
- Nie trzê cie sto³em! - krzykn¹³ Grzesiek, od³o¿y³ minimaln¹ rubkê na blat, wsadzi³ bater
pilota. Rozleg³ siê alarm. Ich pies K³opot, który le¿a³ pod sto³em, podskoczy³ i zacz¹³ uj
szka rzuci³a siê do okna. Minimalna rubka na moich oczach stoczy³a siê ze sto³u i zniknê³a
esiek wyj¹³ bateriê. Alarm przesta³ wyæ, Grzesiek zacz¹³ kl¹æ.
-Nie mówimy brzydko w tym domu - ostrzeg³a Nieletnia.
- To nie mówcie. - Grzesiek na kolanach przeczesywa³ dywan. Na pró¿no. Po rubeczce nie by³
ladu.
- Mówi³am: daj Adamowi, to ci zrobi. - Tosia gmera-³a palcami w szklance, próbuj¹c wy³owiæ
iej cytrynê.
- Kajak by³by fajny. - Nieletni wszed³ pod stó³.
- Po¿yczaliby czasami. Mnie i Maækowi.
-1 mnie. Cholera z tym pilotem jasna. Teraz muszê go za³atwiæ skoczem.
- Mówi³am wam, ¿e widzia³am siê z Ewk¹, ona ma doj cie do taniego biura podró¿y i... - prób
zebiæ przez tê pogodn¹, acz do æ chaotyczn¹ rodzinn¹ pogawêdkê.
- A ja my lê, ¿e to powinien byæ taki prezent, który sami zrobimy. Na przyk³ad, Jutka, zrob
my im album,
99
wiesz, przemieszamy ich zdjêcia z ró¿nymi innymi, podopisujemy komentarze i tak dalej.
Z tego siê najbardziej uciesz¹.
- Na przyk³ad zdjêcia prezydenta Stanów Zjednoczonych z babci¹ i komentarzem, ¿e mia³a szcz
, ¿e wysz³a za dziadka, tak? ‾e mog³o byæ gorzej?
-Albo Osamy z dziadkiem. I podpis: Nieznany przyjaciel Osamy z lat m³odo ci...
- We przestañ - powiedzia³a Tosia, która jest doros³a. Ciekawa jestem, kto z jej nowych z
najomych tak mówi?
No i Tosia wziê³a i przesta³a. Ale pomys³ uznali my za bardzo dobry. Jutro spotykamy siê u
as, razem z rulonem z bristolu, albumem rodzinnym i ca³¹ pras¹, jak¹ zdo³amy zebraæ z naszy
h ³azienek. Ze szczególnym uwzglêdnieniem CKM i Playboya. Niech tata te¿ ma jak¹ przyjemno
o biurze podró¿y i okazyjnych wyjazdach pomy limy, gdy bêdziemy chcieli wyjechaæ na urlop
.
..

Pozdrawiam w imieniu redakcji

Wiosna to moja najukochañsza pora roku. Dawniej lubi³am jesieñ, ale dawniej w ogóle mia³am
dziwne nastawienie do ¿ycia. Jako dziewczynka uwielbia³am cmentarze, a teraz nie pr
zepadam. Wszystko siê zmienia, oprócz wiosny, oczywi cie, która trochê pó no siê pojawi³a w
ku, ale za to teraz jest zniewalaj¹ca. Na dodatek nad oknem Tosi ptaki uwi³y gniazdo
i ciesz¹ siê od rana do wieczora tak bardzo, ¿e Tosia za¿¹da³a zmiany poddasza na parter,
o wytrzymaæ nie mo¿e. I ka to znakomicie rozumie od czasów s³awnej na ca³¹ okolicê ¿aby, kt
odowa³a niegdy w stawiku ogrodowym. Ale ¿aby od dawna nie ma, choæ w tajemnicy przed Ul¹
w zesz³ym roku przynios³am dwie z pól, w nadziei, ¿e siê u niej zakorzeni¹. Rozumiem Tosiê,
nosi. Mnie sam¹ by nosi³o, gdybym przez ca³y rok zbija³a b¹ki, a teraz mia³a przed sob¹ jes
e dwa zaliczenia!
101
Dzisiaj pada od rana, Adam z Tosi¹ pojechali na zakupy, obieca³am, ¿e zrobiê schab ze liw
kami, pod warunkiem ¿e przywioz¹ kalafiora, koperek, ziemniaczki, jedzenie dla kotów,
jedzenie dla Borysa, marchewkê, kapustê kiszon¹, cebulê, liwki suszone i tak dalej, jedny
m s³owem, pod warunkiem ¿e zape³ni¹ absolutnie pust¹ lodówkê. Nie jestem pewna, czy powiedz
im o schabie. Oka¿e siê.
Siad³am do komputera, skopiowa³am wybrane listy, za³o¿y³am nowy plik, nazwa³am porz¹dnie OD
IEDZI i zaczê³am je pisaæ od nowa, ju¿ nie dowcipkuj¹c.
Droga Aneto, niestety nie znamy adresu Toma Hanksa, ale mo¿esz wej æ na stronê interneto
w¹... Przykro mi bardzo, ale nie zatrudniamy t³umacza jêzyka angielskiego. Je li chcesz
zostaæ aktork¹, to spróbuj swoich si³ w teatrzyku szkolnym...
Idiotyczne. Nienawidzi³abym takich rad. Dlaczego mam jej nie odpowiedzieæ zupe³nie pow
a¿nie? Tylko dlatego ¿e mia³am z³y dzieñ?
Mo¿esz zacz¹æ ju¿ dzi przygotowywaæ siê do trudnej sztuki aktorskiej. Ucz siê na pamiêæ te
uj nad wymow¹. Oto przyk³ady ¿artobliwych zbitek s³ownych, które mog¹ Ci pomóc opanowaæ tê
tukê: Chrz¹szcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie. Szed³ Sasza such¹ szos¹. W czasie susz
y szosa sucha. Stó³
102
z powy³amywanymi nogami. Wyindywidua³izowali my siê z rozentuzjazmowanego t³umu...
I co jeszcze? Nie mam pojêcia. Zadzwoniê do Marty, jest aktork¹, mo¿e mi podpowie jakie i
nne ni¿ te, które ka¿dy zna na pamiêæ. Przynajmniej dziewczyna zaszpanuje. O, przypomnia³am
sobie: No có¿, ¿e ze Szwecji...
Drogi Jerzy,
Doceniam dowcipny charakter zaproszenia. Przekonaj ¿onê, ¿e ludzie z poczuciem humoru
nie musz¹ byæ bufonami, a posiadanie pieniêdzy nie musi i æ w parze z nuworyszówskim nastaw
eniem do ¿ycia. Przypominam, ¿e dra¿ni nas u innych, to, czego nie akceptujemy u siebi
e. Warto czasem spojrzeæ na rzecz z dystansem, a zawsze warto siê u miechn¹æ, nawet roze mi
je li jest ku temu powód. Chêtnie bym siê z Wami wybra³a na to przyjêcie w ogrodzie...
Hmm... Obiektywnie rzecz bior¹c, uwa¿am, ¿e tamte odpowiedzi by³y lepsze.
Droga Czytelniczko,
Bardzo dobrze Ciê rozumiem, sama kocha³am siê w znanych aktorach, i to naprawdê by³o uczuc
ie silne. My lê, ¿e wiêkszo ci dziewcz¹t nieobce. Janek z Czterech Pancernych pozwala Ci na
razie bezpiecznie lokowaæ uczucia, z którymi jako osoba doros³a bêdziesz
103
sobie musia³a radziæ. Pan Janusz Gajos jest ¿ywym cz³owiekiem, a nie postaci¹ z filmu, ty
kochasz postaæ, któr¹ gra. Musisz nauczyæ siê oddzielaæ jedno od drugiego. Postaæ mo¿e byæ
bliczn¹, aktor nie. I nie mo¿emy mieæ o to pretensji do nikogo, bo ¿ycie cz³owieka s³awnego
jest wystarczaj¹co trudne. Szanujmy cudz¹ prywatno æ. Pozdrawiam Ciê serdecznie, w imieniu
redakcji...
Nie mam pojêcia, jak uczciwie odpowiedzieæ na list pana Zenona. Chyba tak, jak odpow
iedzia³am. Przerzuci³am do nowego pliku tamt¹ odpowied .
A, jeszcze biuro podró¿y Oszukaæ Przeznaczenie. Tym razem potraktujemy pana serio.
Szanowny Panie,
Serdecznie Panu wspó³czujê, niech Pan zg³osi siê do
towarzystwa obrony konsumentów, które na pewno
udzieli Panu rady w tej nieprzyjemnej sprawie. Poni¿ej
podajê adres i telefon w Pañskim mie cie. Pozdrawiam
w imieniu redakcji. Judyta.
Save as - LISTY Nie, bo mi siê pomyli, ODPOWIEDZI. Tam by³o ODPOWIEDZI JEDEN, to tu
bêdzie ODPOWIEDZI DWA. Nie, bzdura, niech tamte bêd¹ ODPOWIEDZI DWA, a te JEDEN, bo te
s¹ wa¿ne.
Bardzo lubiê byæ w domu sama, kiedy siedzê i pracujê. Ale wiadomo æ, ¿e nie jestem sama we
ch-
104
wiecie pozwala mi siê cieszyæ jeszcze bardziej t¹ samotno ci¹. ‾e gdzie tam jest Ada ko i
eczka i moi rodzice, mój brat...
Zaraz i Potem siedz¹ cierpliwie na stole ogrodowym przed domem i wpatruj¹ siê w szpaki
na dachu. Oba cicho warcz¹. Moje koty warcz¹ tylko na lataj¹ce miê-sko. Miêsko pe³zaj¹ce (
ostaci jaszczurek, wczoraj zabi³y jedn¹ - Potem) i miêsko biegaj¹ce na nó¿kach (dzisiaj ran
Zaraz - ryjówka) nie wzbudza takich odg³osów. To ciekawe. Pyta³am kiedy Mañki, dlaczego k
ty warcz¹ tylko na ptaszki, ale powiedzia³a mi, ¿e koñczy³a weterynariê, a nie kotn¹ odg³os
Te¿ co .
Jestem szczê liw¹ osob¹. Jestem szczê liwym dzieckiem, które ma rodziców przed lubem, samo
rzed lubem i córkê ma przed lubem. Co to za beznadziejny sposób my lenia. Czy naprawdê ¿y
obiety musi krêciæ siê wokó³ lubu? Poza tym nie istniejemy?
Ciekawe, dlaczego Filip siê nie pokazuje. Nie by³o go ze dwa tygodnie. Tosia pojecha³a
do miasta z Szymonem, ale Szymon jako mê¿czyzna siê nie liczy, bo przecie¿ jest synem A
dasia. By³oby to kazirodztwo. Chocia¿ plotê bez sensu, bo nie jestem z Adamem spokrewn
iona. Czy gdyby Tosia zada³a siê z Szymonem przed naszym lubem, to by³oby prawnie w por
z¹dku, a jak po, to by³by to grzech? Czy sympatia pasierbicy Adama i mojego pasierba
by³aby czym , czemu jaka partia mog³aby siê sprzeciwiæ? Nie chcia³abym, ¿eby Tosia mia³a
apane politycznie z powodu wy-
105
jazdów z Szymonem do Warszawy. To mo¿e jednak nie bêdziemy siê pobieraæ, dopóki ta sprawa s
nie wyja ni? Ostatecznie, czy lub jest taki wa¿ny, jak siê ludzie kochaj¹?
Wk³adam dyskietkê do komputera: Save as; LISTY, ODPOWIEDZI, proszê bardzo, gotowe. Prz
ynajmniej jedna rzecz z g³owy. Zaraz, która to dyskietka? I dlaczego Tosia mi wziê³a st¹d
flamaster? Czerwona. Bêdê pamiêtaæ. CZERWONA.
Nic na to nie poradzê, ¿e lubi³abym byæ ¿on¹ Adama. Wiem, ¿e na przyk³ad moj¹ Ankê to dra¿n
jest prawniczk¹ i naogl¹da³a siê w ¿yciu tylu rozwodów, ¿e teraz nikomu nie doradza lubu,
gor¹co odradza. Na wszelki wypadek. I w dodatku grozi, ¿e siê ju¿ na pewno nie zakocha,
w co nie wierzê.
Powiedzia³am jej, ¿e wcale nie my limy o lubie. Gdybym powiedzia³a, ¿e mamy zamiar siê pob
to od razu by zapyta³a o intercyzê, stan maj¹tku Adama i mój, te rzeczy. Ale co do mnie,
to na my l, ¿e powiemy sobie z Ada kiem tak" od razu robi mi siê ciep³o i szczê liwie. Pr
cie z takim uwa¿aj, bo zaraz sobie mogê pój æ" na plecach nie ma nic wspólnego z mi³o ci¹.
nic wspólnego z wolno ci¹.
Anka co prawda t³umaczy, ¿e i æ sobie mo¿na równie¿ po dwudziestu latach ma³¿eñstwa, a wted
s¹ wiêksze. No jasne, ¿e mo¿na. To jest w³a nie takie fascynuj¹ce w zwi¹zku, ¿e codziennie
esz i codziennie musisz zacz¹æ kochaæ od nowa, bo inaczej nic z tego.
106
Wczoraj Eksio wpad³ do mnie do redakcji (co mu strzeli³o do g³owy!), ¿eby donie æ, ¿e spraw
w Inter-necie - pos³uguje siê blue toothem a nie telekomunikacj¹, szczê liwiec - ¿e s¹ tani
yjazdy za granicê i chce zabraæ Tosiê, je li siê gdzie wybierze, w nagrodê, i co ja na to.
e wiem w nagrodê za co, ale bardzo proszê. Mo¿e w nagrodê za to, ¿e jest jego córk¹?
Powiedzia³am, ¿e ja nic na to, Tosia ma paszport, je li chce jej robiæ taki prezent, to
bardzo proszê, to niezwykle uprzejmie z jego strony, i ze strony Joli, oby ¿y³a wieczn
ie, oraz ich dziecka nowego, które ju¿ chodzi, i tak dalej.
- No, my la³em, ¿e siê do³o¿ysz - wystêka³ po mojej entuzjastycznej zgodzie. Do³o¿yæ mogê,
Choæ do³o¿ê Eksiowi, a odpowiadaæ bêdê jak za cz³owieka! Mowy nie ma, nie sprowokuje mnie.
Adam wymy li³, ¿e nie kupimy Tosi aparatu fotograficznego, o którym marzy, tylko kupimy
jej w Stanach komputer, o którym marzy jeszcze bardziej. Bo tam s¹ tañsze.
Nie bardzo w to wierzê. One mog¹ byæ tañsze relatywnie", ale bior¹c pod uwagê kurs dolara,
oæ biedny, opadaj¹cy, na pewno tañsze nie s¹.
Dzisiaj bêdziemy robiæ album dla rodziców, ca³¹ rodzin¹, Szymon te¿ obieca³ wzi¹æ w tym udz
soba z zewn¹trz, wiêc ze wie¿ymi pomys³ami.
- Wy wszyscy jeste cie uwik³ani emocjonalnie w ten zwi¹zek - powiedzia³ Adamowi przez te
lefon - nawet
107
ty, tato, wiêc powiedz Judycie, ¿e mogê wzi¹æ udzia³ w tym przedsiêwziêciu jako osoba z zew
która ma nietuzinkowe spojrzenie na tê ca³¹ sytuacjê.
Powyci¹ga³am z albumu te zdjêcia, które niegdy podkrad³am rodzicom, o czym zapewne nie wie
z¹, a skorzysta³am wtedy z tego, ¿e siê rozwodzili. Tosia je zeskanowa³a i porobi³a du¿e ks
oraz malutkie kse-runia. Co my z tego zrobimy? Nie mam pojêcia... Ale mo¿e jest oka
zja, ¿eby im oddaæ te zdjêcia z okazji ponownego o¿enku?

Lub lub
- Jest trzecia, o pi¹tej mamy byæ w ko ciele! Tosia! - wrzeszczê z g³ow¹ zadart¹ do góry, s
rzy schodach, bo przecie¿ zanim dojedziemy do Warszawy, to minie trochê czasu, a nie
mo¿emy siê spó niæ.
- Mamo, ty mnie wysad u Agnieszki, my i tak powinni my byæ wcze niej, ¿eby wszystko przyg
otowaæ!
- Co przygotowaæ? - zdumia³am siê.
- No, ry¿, pieni¹¿ki i tak dalej. Poza tym nie wypada, ¿eby pañstwo m³odzi jechali z wnuczk
Sami po nich pojed cie, ja jestem gotowa, tylko Adam siedzi w ³azience.
- Nie siedzê w ³azience, tylko siê ubieram! - g³os Ada ka brzmia³ rze ko. W koñcu on nie mu
zestresowany, to moi rodzice siê ¿eni¹, czy tam najpierw odnawiaj¹, a potem siê ¿eni¹. Osta
znie nie ka¿da osoba w moim wieku ma takie problemy!
Adam wyszed³ z ³azienki i nas zatka³o. W garniturze prezentowa³ siê absolutnie rewelacyjni
e! W dodatku po
109
raz pierwszy widzia³am go tak ubranego i zupe³nie sobie nie mog³am przypomnieæ, dlaczego
my la³am, ¿e lubiê go w d¿insach.
- No i co, dziewczyny? - rzuci³ nam spojrzenie, od którego nawet Naczelny pad³by trupe
m od razu, nie wspominaj¹c o Karnie. A i Konrada by szlag na miejscu trafi³.
- Nie le - powiedzia³a niepewnie Tosia. Adam przyci¹gn¹³ mnie do siebie i poca³owa³.
- Czy musicie to robiæ przy mnie? Ja siê brzydzê! - powiedzia³a Tosia. - Ojczymek, wypro
wadzaj wóz, wygl¹dasz akurat tak elegancko jak dobry kamerdyner!
*
Piêtna cie po czwartej byli my przed blokiem rodziców.
- Mam wej æ czy zaczekaæ? - Niebieskiemu udzieli³o siê moje zdenerwowanie.
-Zaczekaj oczywi cie - krzyknê³am do Ada ka i wypad³am z samochodu - bêdziemy za sekundkê,
po nich pójdê, na pewno s¹ gotowi!
Na pewno. Chocia¿ przez ca³¹ drogê dziwi³am siê, ¿e nie by³o dwustu telefonów, gdzie jeste
kiego s³upa, czy wiem, która godzina, czy ju¿ wyjechali my, i tak dalej.
Stanê³am przed drzwiami i zapuka³am. Otworzy³ mi Ojciec, elegancki jak z ¿urnala, a¿ mi siê
ruszy³o.
110
Ostatni raz widzê Ojca jako wolnego cz³owieka, potem ju¿ bêdzie inaczej. Ale chwila wzru
szenia nie by³a d³uga, bo Ojciec zdawkowo pozwoli³ siê poca³owaæ w policzek, otworzy³ szero
drzwi i gestem wskaza³ drogê (tak jakbym nie zna³a rozk³adu mieszkania) prosto do zamkniêt
ego pokoju.
- Ca³e szczê cie, ¿e jeste - powiedzia³ bardzo g³o no Mój Ojciec. - Porozmawiaj z matk¹, b
ni¹ wytrzymaæ nie mogê!
Chyba niedobrze to wró¿y dla ich przysz³ego zwi¹zku. Zapuka³am do pokoju, w którym ukry³a s
ja Matka.
- Mamo?
- Sama jeste , czy on tam te¿ jest? - dobieg³o z za drzwi, Ojciec wzruszy³ ramionami, po
patrzy³ na mnie znacz¹co i milcza³. Nie wiedzia³am, co odpowiedzieæ.
- Widzê, ¿e on tam jest! Jak sobie pójdzie, to otworzê! Nie by³o dobrze, niestety. I to on
!
- Tata ju¿ poszed³! Otwórz, mamo, bo siê spó nimy!
- Nigdzie nie idê! - powiedzia³a przez drzwi zdecydowanym tonem Moja Matka. -1 sk¹d ma
m wiedzieæ, ¿e oboje tam na mnie nie czyhacie? Niech ojciec powie, ¿e go nie ma!
Oto logika Mojej Mamy.
Cud, doprawdy, ¿e prze¿yli ze sob¹ ponad trzydzie ci lat, a bez siebie te¿ parê, z tym, ¿e
e sob¹.
- Jak go zawo³am, ¿eby ci powiedzia³, ¿e go nie ma, to bêdzie! - krzyknê³am.
- Na pewno go nie ma? - upewnia³a siê Moja Mama.
111
- Otwórz! - ryknê³am i walnê³am piê ci¹ w drzwi. By³o dwadzie cia po czwartej.
Drzwi otworzy³y siê natychmiast, i nogi siê pode mn¹ ugiê³y. Stanê³a w nich Moja Matka w ra
ach i bia³ej podkoszulce, bez sukienki, bez butów, bez makija¿u! O wszyscy wiêci!
- Jakim ty tonem do mnie mówisz, drogie dziecko?
- powiedzia³a najnormalniejszym w wiecie tonem Moja Matka. - Nigdzie nie jadê, powtórz
to swojemu ojcu.
- Mogê wiedzieæ, co siê sta³o?
-Nie udawaj, ¿e ci nie powiedzia³ - powiedzia³a Moja Matka specjalnie g³o no.
- Nic jej nie powiedzia³em! - zawy³ tubalnie Ojciec z g³êbi mieszkania.
- Zawsze pods³uchuje - powiedzia³a Moja Matka z satysfakcj¹, a w stronê reszty domu rzuc
i³a gniewnie:
- Z tob¹ nie rozmawiam!
-1 tak nie dotrzymasz s³owa! - Ojciec nie zamierza³ siê poddaæ, choæ nie by³o go w zasiêgu
oku.
- Mamo, jeste nieubrana... Jest prawie wpó³ do...
- jêknê³am.
-1 nie bêdê. Dopóki twój ojciec nie odwo³a wszystkiego, co powiedzia³.
- Niczego nie odwo³ujê! - dobieg³o z kuchni.
- Sama widzisz.
I Moja Matka okrêci³a siê na piêcie, jakby by³a Tosi¹, i wróci³a do pokoju. By³am rozdarta
kojem z Matk¹, a kuchni¹ z Ojcem.
112
- Czy wy nie mo¿ecie choæ raz, dzisiaj, choæby tylko na nastêpne dwie godziny zawiesiæ na
ko³ku waszych
k³ótni?
- Nie, kochanie - powiedzia³a Moja Matka. - Sama mówi³a , ¿e zwi¹zek konstruuje siê przed
. Wtedy zachodz¹ pewne zmiany, które maj¹ wp³yw na przysz³e ¿ycie. Je li nie postawi siê pa
owi granic w fazie pocz¹tkowej zwi¹zku, potem nie bêdzie mo¿na wymagaæ od partnera poszano
wania twoich granic. Twój ojciec musi siê z tym pogodziæ, albo... - tu Moja Mama zawie
si³a teatralnie g³os.
- Pogodziæ z czym?
- Z tym, ¿e jak ja co mówiê...
- Ale co mu powiedzia³a ?
- Jak to co? - Moja Matka spojrza³a na mnie z oburzeniem. - ‾e wcale nie muszê za nieg
o wychodziæ!
- Powiedz matce, ¿e gdybym by³ na jej miejscu - wysz³o z kuchni natychmiast - tobym uw
a¿a³, bo jak ja siê rozmy lê, to matka mo¿e tego gorzko po¿a³owaæ!
-1 jeszcze mi grozi! - To zdanie Mojej Matki by³o godne Ireny Eichlerówny sprzed piêædzi
esiêciu laty, aktorki z epentetycznym ³".
W g³êbi mieszania rozleg³ siê sygna³ dzwonka telefonicznego.
- Halo? - dosz³o do mnie z kuchni. - Tosia? Jeszcze
nie wyjechali my. Wiêc siê nie denerwuj.
Opad³am na fotel. Za dwadzie cia piêæ pi¹ta. Go cie zebrani w ko ciele. Adam zebrany w samo
dzie, Moja Matka, Mój Ojciec i ja w proszku. Suknia Mojej
113
Mamy wisi na szafie, Mój Ojciec wisi na telefonie, a i ja mam ochotê siê powiesiæ.
- Mogê wiedzieæ, o co ci posz³o?
Fatalne pytanie. Gdybym zapyta³a o co wam posz³o", to mo¿e Moja Matka nie próbowa³aby mnie
za-szlachtowaæ wzrokiem. Ale zapyta³am, jak zapyta³am, niestety.
- Mnie? Pytasz o mnie? Mnie o nic nie posz³o - powiedzia³a wynio le Moja Matka i narzu
ci³a na siebie sweter Ojca, rozpinany, gruby, który mu kupi³a pod choinkê.
Za dwadzie cia pi¹ta.
- A o co posz³o tacie?
- Sama go zapytaj - i Moja Matka w³¹czy³a telewizor. Na ekranie przedstawiciel rz¹du w d
u¿ym zbli¿eniu prezentowa³ le wykonan¹ sztuczn¹ szczêkê.
Mój Ojciec siedzia³ przy stole w kuchni i bawi³ siê no¿em.
- Je li matka siê boi wyj æ za mnie, to niech nie odstawia cyrku, tylko to powie.
- Ja! To ty tchórzysz! To ty robisz wszystko, ¿eby siê ze mn¹ tego dnia k³óciæ! - dobieg³o
oju.
Jaka szkoda, ¿e maj¹ taki dobry s³uch, inni w ich wieku s¹ g³usi jak pieñ, dziêki czemu ich
e nabiera nie tylko rumieñców, ale i harmonijnego spokoju. Ciotka mi opowiada³a jak na
rocznicy lubu jej dziadków, dziadek krzykn¹³: Jestem tob¹ zachwycony! A babcia odmachnê³a
a te¿ jestem tob¹ zmêczona!
Moi rodzice, niestety, s³yszeli swój wzajemny oddech, intonacjê tego oddechu, intencjê,
wykonanie, d³u-
114
go æ i odgadywali w lot przyczynê. Albo siê wtedy nie powinni rozwodziæ, albo nie powinni
teraz ¿eniæ. Za piêtna cie pi¹ta. Znowu telefon.
- Adam? - Mój Ojciec mia³ g³os bardzo spokojny.
- Ja wiem, która jest godzina, w przeciwieñstwie do ca³ej reszty.
-Nie jestem ca³¹ reszt¹! - Moja Matka otulona w sweter Ojca sta³a w drzwiach. -1 wcale s
iê nie bojê, ale ty zawsze wszystko przekrêcasz, my la³am, ¿e to bêdzie najwa¿niejszy dzieñ
¿yciu, ale ty wszystko potrafisz zniszczyæ. - Moja Matka by³a prawie tak wzburzona, j
ak wtedy, kiedy wróci³am z osiemnastych urodzin A ki
0 drugiej w nocy. A by³o to jakie dwadzie cia lat temu, z hakiem. - Jak tak dalej pójdz
ie, to siê rozmy lê!
- Sama widzisz - powiedzia³ Mój Ojciec do mnie.
- Je¿eli twoja matka my li, ¿e bêdê j¹ prosi³, to siê grubo myli! Niech mi nie grozi, ¿e si
ja na jej miejscu nie przeci¹ga³bym struny!
- Ja tego d³u¿ej nie zniosê! - powiedzia³a Moja Matka do mnie.
- W porz¹dku - powiedzia³am. - Trzeba by³o tak od razu.
Podesz³am do telefonu i podnios³am s³uchawkê. Wykrêci³am piêæ cyfr, patrz¹c bezczelnie w oc
ednemu, to drugiemu.
- Co ty robisz? - Ojciec spojrza³ na mnie gro nie
1 po³o¿y³ rêkê na przycisku. - Mo¿esz j¹ ³askawie zapytaæ, co ona robi? - zwróci³ siê do ma
115
r
- Gdzie ty dzwonisz? - zapyta³a Moja Matka.
- Trzeba wszystko odwo³aæ.
- Co odwo³aæ? - Moja Matka spojrza³a na Ojca. - Co ona chce odwo³ywaæ? Ty jej kaza³e ?
- Nic podobnego!
W oczach Mojej Mamy pojawi³y siê b³ysk, który nie wró¿y³ nic dobrego. -1 ty na to pozwalasz
- Na co?
-‾eby ona nam zniszczy³a najpiêkniejszy dzieñ w ¿yciu?
-Nie pozwalam! - Mój Ojciec hukn¹³ rêk¹ w stó³, spojrza³ na matkê i krzykn¹³: - A ty mi siê
ubieraj! Ale ju¿!
Moja Matka zniknê³a w drzwiach do pokoju, ani siê obejrza³am. Nie mogli zaczekaæ do lubu,
y znowu siê k³óciæ? Nigdy nie wyjdê za m¹¿. Ojciec spojrza³ na mnie gro nie.
- A ty co tu tak stoisz?
Przesz³am do przedpokoju do cna sko³owana. Z pokoju wyjrza³a rozpogodzona twarz Mojej
Matki.
- No, co tak stoisz? Pomó¿ mi siê zapi¹æ, chyba mnie kocha, jak s¹dzisz? - szepnê³a bardzo
olona. - No, pospiesz siê, bo siê spó nimy! Wszystko przez ten ró¿, mo¿e to nie by³ najleps
mys³...
Moja Matka umalowa³a siê dwoma poci¹gniêciami tuszu do rzês i na³o¿y³a odrobinê ró¿u na pol
a³a piêknie. Dla kobiet po czterdziestce ró¿ jest naj-
116
bardziej twarzowym kolorem na wiecie. Zw³aszcza z³amany be¿em.
By³a za dziesiêæ pi¹ta, kiedy zbiegli my ze schodów. Przy samochodzie sta³ Adam i jego wzro
e¿ nie wró¿y³ nic dobrego.
- Co siê sta³o? - zapyta³ nerwowo, otwieraj¹c przed moimi rodzicami tylne drzwiczki.
- Nic! - powiedzieli zgodnie. - Wszystko przez Judytê! - dodali jednog³osem.
- Startujmy ju¿! - krzykn¹³ Mój Ojciec.
Adam ruszy³ jak nigdy wcze niej. Wpiê³o mnie w oparcie fotela. Rodzice co do siebie szept
ali, bardzo rozbawieni.
Mam nadziejê, ¿e to ich ostatni lub, bo je li nie, to na pewno na nastêpnym mnie nie bêdzi
. Wyjadê. Gdziekolwiek, pod Piaseczno nawet, i tam sobie posiedzê w lesie.
To siê wiêcej nie powtórzy

¦
lub by³ bardzo udany. To wzruszaj¹ce dla dzieci, szczególnie bardzo doros³ych, takich jak
ja, jak ich rodzice bior¹ lub. Niewiele osób ma okazjê do wiadczyæ tego uczucia, wiêc czu
iê jak wybrana przez los. Jak wybrana i jakby walec po mnie przejecha³. Moja Matka s
iê sp³aka³a, a Ojciec chrz¹ka³. Kiedy Ojciec chrz¹ka, to znaczy, ¿e te¿ jest wzruszony.
Teraz wszyscy próbuj¹ siê dostaæ na Stare Miasto, gdzie Ojciec postanowi³ zrobiæ ma³y banki
k, o którym nie wiedzieli my, w ramach niespodzianki dla Mojej Mamy. Trzeba by³o s³yszeæ,
jak go zruga³a!
- Ostatni raz masz przede mn¹ tajemnice! Trzeba mi by³o powiedzieæ, te pantofle mnie c
isn¹!
Wiêc wróci³am do mieszkania rodziców po inne buty.
- Kochanie, chyba nie wyobra¿asz sobie, ¿e mog³abym nie tañczyæ z twoim ojcem tylko dlateg
o, ¿e nie mam odpowiednich butów!
118
Przyjêcie by³o wspania³e, a jak zaczê³a jazzowaæ Dorota Cury³³o, to my la³am, ¿e wszyscy od
Ojciec, zaczerwieniony z wra¿enia, wzi¹³ w ramiona Moj¹ Matkê i zaprowadzi³ j¹ na parkiet.
o dajê, dawno czego podobnego nie widzia³am! Oni wietnie tañcz¹! Matka ociera³a oczy w je
marynarkê, a on przytula³ j¹, jak czterdzie ci lat temu. Prawdopodobnie.
My la³am, ¿e mój lub bêdzie najpiêkniejszym momentem w moim ¿yciu, ale teraz wiem, ¿e to t
iejszy dzieñ jest... no taki w³a nie, jaki byæ powinien.
Potem zatañczy³ z Mam¹ Grzesiek, który nienawidzi tañca, ale z takiej okazji to siê po wiê
ciocia sobie nie my la³a". Potem Adam. Balowali my do drugiej w nocy. Oczywi cie przed d
wunast¹ rodzice zd¹¿yli siê pok³óciæ, ale nie zrobi³o to ju¿ na mnie najmniejszego wra¿enia
rat nie przyjecha³ i bardzo mi by³o przykro z tego powodu. To, ¿e jest daleko, wcale g
o nie usprawiedliwia.
Dorota piewa³a piêknie Gershwina, Mój Ojciec spojrza³ na Moj¹ Mamê, a ju¿ by³ po paru toas
nieopatrznie zapyta³:
- Pamiêtasz to?
Niestety pamiêta³a, i to lepiej ni¿ tata.
- My la³am, ¿e mi tego oszczêdzisz - powiedzia³a.
- Czego? - zapyta³ Grzesiek, który nie ¿yj¹c ¿ nimi pod jednym dachem, nie wiedzia³, ¿e w t
ch momentach nigdy nie nale¿a³o siê odzywaæ.
- Spytaj ojca Judyty - warknê³a.
119
-1 twojego mê¿a - powiedzia³ Grzesiek i spokojnie zwróci³ siê do Mojego Ojca: - O co biega,
wuju?
- Nie wiem, o co chodzi twojej ciotce, synu - powiedzia³ ojciec - nigdy nie wiedzi
a³em i nie bêdê wiedzia³. Pogodzi³em siê z tym.
-Nie wiesz? - Moja Matka wsta³a i stanê³a nad Moim Ojcem. - Nie pamiêtasz tej blondynecz
ki w £ebie w sze ædziesi¹tym siódmym?
-Nigdy siê, mój synu, nie ¿eñ - powiedzia³ Mój Ojciec do Grze ka. - Albo prowad dziennik.
ennie. ‾eby wyrwany do odpowiedzi móg³ zajrzeæ. Sze ædziesi¹ty siódmy rok, lipiec, tempera
adzie cia cztery stopnie, wiatr umiarkowany, moja ¿ona niezadowolona. Powód nieznany -
zamamrota³ Mój Ojciec.
- Kiedy ja siê ju¿ o¿eni³em - wyja ni³ Grzesiek. -Tym gorzej, tym gorzej - mrukn¹³ Mój Ojci
i g³owa opad³a mu na piersi.
Ale nie z Moj¹ Mam¹ te numery! Szarpnê³a mê¿a za ramiê.
- Nie pamiêtasz tej Ba ki? Od której ca³y wieczór nie mog³e siê odkleiæ? Wtedy te¿ to gral
y mia³e inne ni¿ ja pomys³y na ma³¿eñstwo! ‾e te¿ o tym zapomnia³am!
- Jakiej Ba ki? Tej rudej? - Mój Ojciec spojrza³ nieprzytomnie.
- Jakiej rudej? To i ruda by³a? - Matka przybra³a pozycjê wojownicz¹, aleja siê nie przejm
owa³am. By³am po butelce szampana, Ada mnie obejmowa³, a w mikrofonie tkwi³ sobie mój naju
ubieñszy g³os.
120
- Jaka ruda? - Ojciec w przeciwieñstwie do mnie, ca³kowicie wytrze wia³.
- Zdradza³e ciociê? - zapyta³ Grzesiek, tak jakby pyta³, co dzisiaj by³o na obiad.
- Jak miesz! - powiedzia³a Moja Matka. - Ojciec mnie nigdy nie zdradza³. Co ci przysz³o
do g³owy?
- A ta ruda Ba ka, o której mówisz? - zainteresowa³ siê Grzesiek i wychyli³ kieliszek wódki
- Ba ka nie by³a ruda. Nie pamiêtasz? Ca³y wieczór z ni¹ przetañczy³e . W ogóle na mnie nie
agi. Ba ka... potem wysz³a za profesora Staniszew-skiego... No?
- Aaa, ta Ba ka... Umar³a w dwa tysi¹ce pierwszym. Byli my na pogrzebie. Nie pamiêtasz?
-Rzeczywi cie. Popatrz, zupe³nie zapomnia³am. - Moja Matka posmutnia³a. Ojciec poruszy³ siê
i podniós³ z krzes³a obok talerzyk z sernikiem.
- Siadaj - klepn¹³ krzes³o. - ‾ycie jest takie krótkie...
- Bardzo - powiedzia³a Moja Matka i przycupnê³a ko³o mê¿a. Ojciec obj¹³ j¹ ramieniem.
Grzesiek spojrza³ na mnie zdziwiony.
- Tak maj¹ przecie¿ - wzruszy³am ramionami. Ojciec siêgn¹³ do kieszeni i wyj¹³ bia³¹ kopert
- Przeczytaj, Judytka, co twój brat pisze. Wyjê³am dwie strony zapisane maczkiem.
- Czytaj g³o no! To przecie¿ ¿yczenia od najbli¿szej rodziny! Dajcie jej mikrofon!
Zaczê³am czytaæ:
121
- Kochana Mamo i Kochany Tato, Drodzy Rodzice, ¿a³osne jest to, ¿e demencja starcza ta
k szybko siê posunê³a, ¿e zapomnieli cie o ³¹cz¹cej was niezgodno ci charakterów i wzajemny
sjach, które doprowadzi³y was kiedy do szczê liwego rozwodu. Przykro mi, ¿e nie pamiêtali
spe³nionym marzeniu, jakim by³ dla was rozwód, a marzenie to, przypomnê, rozwija³o siê w W
s ze trzydzie ci lat - co powiedzia³ mi Ojciec w tajemnicy. Równie¿ Matka powiedzia³a mi w
tajemnicy, ¿e rozwiod³aby siê z Tat¹, gdyby nie my, ju¿ bardzo dawno temu.
- Ty powiedzia³a naszym dzieciom, ¿e jeste ze mn¹ tylko ze wzglêdu na nie? - Ojciec by³ p
ie oburzony.
- Oczywi cie - powiedzia³a Moja Matka i poca³owa³a mê¿a w policzek. - Czytaj, Judytko.
Wiêc czyta³am dalej:
- By³em pe³en wdziêczno ci za to po wiêcenie, ale ludzie, którzy powtórnie decyduj¹ siê na
, nie zas³uguj¹ nawet na moje wspó³czucie. A ju¿ o¿enek z tym samym partnerem zakrawa na kp
ny. Niemniej jednak znajdujê pozytywy w tej nieszczê liwej sytuacji.
- Kochane dziecko - westchnê³a z mi³o ci¹ Moja Matka. - Zobacz, jak on dowcipnie pisze. Ki
edy ty mu powiedzia³e , ¿e chêtnie by siê ze mn¹ rozwiód³?
122
- Mówi³em ca³y czas - odpowiedzia³ Ojciec i poca³owa³ Mamê w policzek. - Nie pamiêtasz? No,
aj, Judytko.
- A mianowicie, s¹dzê, ¿e teraz sami bêdziecie zaspokajaæ swoje bezbrze¿ne pragnienie k³óce
iê bez mojego skromnego udzia³u. Wyra¿am nadziejê, ¿e skoro siê nie pozabijali cie do tej p
, to teraz równie¿ siê nie pozabijacie. Czujê siê uwolniony od synowskiego obowi¹zku podawa
ia wam na staro æ szklanki wody. Przypominam, ¿e odwieczne pytanie matki: A kto ci pod
a szklankê wody na staro æ? - znalaz³o nareszcie odpowied . To bêdzie ojciec, bo ja na szcz
jestem daleko od Was. Mo¿ecie te¿ poprosiæ Judytê, ale nie s¹dzê, ¿eby chcia³a podawaæ wam
wsze wola³a
co mocniejszego.
Chêtnie bym pouczestniczy³ w tej szopce, ale niestety nie mog³em odwo³aæ wyjazdu do Berlin
a. Mogê tylko wyraziæ podziêkowanie za to, ¿e wiedz¹c o moich interesach w Berlinie od mar
ca zesz³ego roku, prawdopodobnie specjalnie wybrali cie ten weekend na powtórne za lubin
y, ¿eby mnie nie ogl¹daæ, czemu siê specjalnie nie dziwiê. Popatrzcie sobie na Judytê, te¿
estarza³a.
No tak, mój brat by³ zawsze szczery do bólu.
- O Bo¿e! - Matka zmartwi³a siê. - Rzeczywi cie nie pamiêta³am o tym jego wyje dzie! Dlacze
mi nie przypomnia³e ?
123
- A dlaczego ja mam o wszystkim pamiêtaæ? - zdenerwowa³ siê Mój Ojciec. - Ja te¿ zapomnia³e
Czytaj, Judyta!
-Ale pragnê zdj¹æ z Was poczucie winy, bo i tak bym nie przyjecha³, bo nie lubiê spêdów rod
nych.
Ma to po Ojcu.
- Ma to po tobie! - ucieszy³a siê Moja Matka. - Có¿ za wra¿liwe dziecko, widzisz! W ogóle n
e ma do nas pretensji! Dalej, Judytko!
- Skoro jednak zdecydowali cie siê na ten niefortunny krok, ¿yczê Warn powodzenia, bo ta
k wypada. Wasz syn z rozbitego ma³¿eñstwa.
PS Chcê ¿yæ w przekonaniu, ¿e to siê wiêcej nie powtórzy.

(Nazajutrz) The day after

Obudzi³am siê z kacem i natychmiast pobieg³am do ³azienki. Nie powinno siê piæ szampana, po
em kieliszka wódki, a potem znowu szampana, a potem ju¿ tylko wódki, bo szampana ju¿ nie
by³o.
Nigdy wiêcej!
Tylko czysta, od pocz¹tku do koñca ka¿dej uroczysto ci, na której bêdê musia³a piæ.
Po wyj ciu z ³azienki stwierdzi³am, ¿e nigdy ju¿ nie bêdê piæ, choæbym musia³a. Nigdy w ¿yc
, ani szampana. Nawet na nastêpnym lubie moich rodziców. Powlok³am siê do kuchni i nastaw
i³am czajnik. W domu panowa³a cisza. Na pewno wszyscy odsypiaj¹, tylko mnie drêczy pragn
ienie i ból g³owy, zupe³nie
bez powodu.
Borys le¿a³ na swoim pos³aniu i nawet siê nie przywita³. A przecie¿ on jeden nie pi³ wczora
Schyli³am siê do niego i w g³owie zaczê³o mi ³omotaæ jeszcze bardziej.
125
- A dlaczego ja mam o wszystkim pamiêtaæ? - zdenerwowa³ siê Mój Ojciec. - Ja te¿ zapomnia³e
Czytaj, Judyta!
-Ale pragnê zdj¹æ z Was poczucie winy, bo i tak bym nie przyjecha³, bo nie lubiê spêdów rod
nych.
Ma to po Ojcu.
- Ma to po tobie! - ucieszy³a siê Moja Matka. - Có¿ za wra¿liwe dziecko, widzisz! W ogóle n
e ma do nas pretensji! Dalej, Judytko!
- Skoro jednak zdecydowali cie siê na ten niefortunny krok, ¿yczê Warn powodzenia, bo ta
k wypada. Wasz syn z rozbitego ma³¿eñstwa.
PS Chcê ¿yæ w przekonaniu, ¿e to siê wiêcej nie
powtórzy.
(Nazajutrz) The day after
\ -1 , -j

Obudzi³am siê z kacem i natychmiast pobieg³am do ³azienki. Nie powinno siê piæ szampana, po
em kieliszka wódki, a potem znowu szampana, a potem ju¿ tylko wódki, bo szampana ju¿ nie
by³o.
Nigdy wiêcej!
Tylko czysta, od pocz¹tku do koñca ka¿dej uroczysto ci, na której bêdê musia³a piæ.
Po wyj ciu z ³azienki stwierdzi³am, ¿e nigdy ju¿ nie bêdê piæ, choæbym musia³a. Nigdy w ¿yc
, ani szampana. Nawet na nastêpnym lubie moich rodziców. Powlok³am siê do kuchni i nastaw
i³am czajnik. W domu panowa³a cisza. Na pewno wszyscy odsypiaj¹, tylko mnie drêczy pragn
ienie i ból g³owy, zupe³nie
bez powodu.
Borys le¿a³ na swoim pos³aniu i nawet siê nie przywita³. A przecie¿ on jeden nie pi³ wczora
Schyli³am siê do niego i w g³owie zaczê³o mi ³omotaæ jeszcze bardziej.
125

- A dlaczego ja mam o wszystkim pamiêtaæ? - zdenerwowa³ siê Mój Ojciec. - Ja te¿ zapomnia³e
Czytaj, Judyta!
-Ale pragnê zdj¹æ z Was poczucie winy, bo i tak bym nie przyjecha³, bo nie lubiê spêdów rod
nych.
Ma to po Ojcu.
- Ma to po tobie! - ucieszy³a siê Moja Matka. - Có¿ za wra¿liwe dziecko, widzisz! W ogóle n
e ma do nas pretensji! Dalej, Judytko!
- Skoro jednak zdecydowali cie siê na ten niefortunny krok, ¿yczê Warn powodzenia, bo ta
k wypada. Wasz syn z rozbitego ma³¿eñstwa.
PS Chcê ¿yæ w przekonaniu, ¿e to siê wiêcej nie
powtórzy.

(Nazajutrz) The day after

Obudzi³am siê z kacem i natychmiast pobieg³am do ³azienki. Nie powinno siê piæ szampana, po
em kieliszka wódki, a potem znowu szampana, a potem ju¿ tylko wódki, bo szampana ju¿ nie
by³o.
Nigdy wiêcej!
Tylko czysta, od pocz¹tku do koñca ka¿dej uroczysto ci, na której bêdê musia³a piæ.
Po wyj ciu z ³azienki stwierdzi³am, ¿e nigdy ju¿ nie bêdê piæ, choæbym musia³a. Nigdy w ¿yc
, ani szampana. Nawet na nastêpnym lubie moich rodziców. Powlok³am siê do kuchni i nastaw
i³am czajnik. W domu panowa³a cisza. Na pewno wszyscy odsypiaj¹, tylko mnie drêczy pragn
ienie i ból g³owy, zupe³nie
bez powodu.
Borys le¿a³ na swoim pos³aniu i nawet siê nie przywita³. A przecie¿ on jeden nie pi³ wczora
Schyli³am siê do niego i w g³owie zaczê³o mi ³omotaæ jeszcze bardziej.
125
Zrobi³am sobie podwójn¹ herbatê z cytryn¹, ³yknê³am proszeczek dla niegrzecznych ludzi, któ
e¿yli jakikolwiek lub i postanowi³am ³ykn¹æ tak¿e wie¿ego powietrza, bo cz³owiek pozbywa
u w trzydziestu procentach przez skórê. A skóra na powietrzu wie¿ym szybciej paruje, tak
mi siê wydawa³o.
Wziê³am herbatkê i uda³am siê na tarasik. Na którym siedzia³ Adam i przerzuca³ gazety.
- My la³am, ¿e pisz - powita³am go z odrobin¹ pretensji.
-Ca³e szczê cie, ¿e usprawiedliwia ciê twój stan. - Ada uprzejmie podkopn¹³ w moj¹ stronê
linowy za osiemdziesi¹t piêæ z³otych, nie ruszaj¹c siê z miejsca, tak ¿ebym mog³a usi¹ æ.
-Nie czepiaj siê mnie dzisiaj. - Postanowi³am byæ wyrozumia³a.
- Je li wychodz¹c z ³ó¿ka, nie wiesz, czy kogo tam zostawiasz... - Adam z nosem w gazecie
erka³ na mnie do æ wesolutko.
- Nie patrzy³am w ³ó¿ko - postanowi³am mu wyt³umaczyæ - tylko przed siebie.
I siêgnê³am po tygodniki.
Ptaszki bez umiaru zanosi³y siê gwizdaniem, z daleka i bliska dobiega³y trele i szczeb
ioty, pszczo³y warcza³y w powietrzu, mucha przelecia³a z brzêczeniem za blisko mnie, prz
yroda podkrêci³a nag³o nienie na ful.
Po weselach ju¿ tak jest, ¿e wszystko wydaje siê g³o niejsze. Jak mo¿na czytaæ w tym piekie
m ha³asie?
126
Ada kowi to w ogóle nie przeszkadza³o, ale on w nocy prowadzi³.
Od³o¿y³am prasê i zaczê³am kontemplowaæ rzeczywisto æ. Zauwa¿y³am chwasty w pomarañczowych
poziomek wysia³y siê miniaturowe brateczki niebiesko-¿ó³te, szczypior lada moment zakwitni
e na fioletowo i te¿ by tam trzeba wyrwaæ perz, bo widzê, ¿e ju¿ wylaz³ na dobre, w ogóle j
sporo roboty.
- Zobacz, ile chwastów - zainicjowa³am inteligentn¹ rozmowê, adekwatn¹ rzecz jasna do stan
u mojego umys³u.
- Na kaca najlepsza jest praca - mrukn¹³ Adam.
- Czyta³am, ¿e seks.
- S³u¿ê uprzejmie.
-Nie ¿artuj! - A¿ mnie przeszed³ dreszcz. Alkoholicy na pewno siê nie rozmna¿aj¹, jestem pr
ekonana.
- Albo surowe ¿ó³tko - dobieg³o zza p³otu, a zza dzikiego wina wychyli³a siê g³owa Krzy ka.
- Chod , stary. - Adam siê zerwa³, ¿eby podsun¹æ fotelik Krzy kowi, choæ na mój widok tylko
opn¹³, co zarejestrowa³am niedbale.
Krzysiek uchyli³ furteczkê.
- A kawa jest?
- Zrób sobie - machnê³am go cinnie rêk¹ w stronê kuchni.
- Ulka te¿ le¿y. Za domem. I umiera - zachichota³
Krzysiek.
Kaskada miechu!
127
No, ale Krzysiek tak¿e prowadzi³.
To mo¿e podczo³gam siê do Ulki i razem bêdziemy zdychaæ? Mo¿e u niej tak g³o no nie lataj¹
Zwlok³am siê z fotelika i uwa¿nie przesz³am do Uli.
Le¿a³a na kocyku i skrzywi³a siê na d wiêk moich kroków, chocia¿ stara³am siê i æ cicho.
-To ja, Judyta...
-Ooo - powiedzia³a, mru¿¹c oczy. - K³ad siê... - klepnê³a w koc. Obok sta³ dzbanek, w któr
elone listki i kostki lodu. - Nalej sobie...
- Albo wiesz? - Otworzy³a oczy. - Skoro jeste , to mo¿e by my sobie zrobi³y takiego maleñki
go...
-Nie!
- Nie skoñczy³am przecie¿...
- Jak my lê alkohol" to mam odruch...
- Alkohol, broñ Bo¿e! To tak siê w³a nie zaczyna! Klin i potem ju¿ z górki.
- Klinuje siê piwem. Wiedzia³am to z listów do redakcji.
- No w³a nie. Ja nie mówiê o piwie. Ale gdyby my sobie zrobi³y odrobinê wermutu z cytryn¹,
, i wod¹...
- Brr... - wstrz¹snê³o mn¹ jeszcze bardziej. Po³o¿y³am siê ko³o Uli. Zwariowa³a! Wermut od
rana?
- A która godzina?
Ula machnê³a rêk¹ w kierunku chmury cumuluso-watej, która zbli¿a³a siê do s³oñca i za chwil
robiæ cieñ. Poprawi³am na nosie s³oneczne oku-
128
lary i spróbowa³am zgadn¹æ godzinê po s³oñcu na niebie, ale to okaza³o siê zbyt trudne.
- Dziewi¹ta?
- Tam le¿y telefon!
Telefon, jak ju¿ wiedzia³am, s³u¿y Uli do odczytywania godziny. Szuka³am rêk¹ po kocu, bo k
ruch wydawa³ mi siê zbêdny. O rany, pierwsza trzydzie ci!
Zerwa³am siê na równe nogi. Pierwsza? To wcale nie jest rano, jest niedzielne po³udnie,
a na niedzielê zaprosi³am na obiad Konrada i Ankê! A tu ani ladu obiadu, na który w dodat
ku ma przyj æ ot tak, po s¹siedzku, Ula z Krzysiem i dziewczynami.
- Obiad! - powtórzy³am przera¿ona.
- A co bêdzie na obiad? Jakie to szczê cie, ¿e ja nie muszê gotowaæ... - Ula przeci¹gnê³a s
- Nic. - W g³owie mi siê ko³owa³o. - Nic nie bêdzie, bo nic nie mam.
- Ja mam ziemniaki. - Ula ostro¿nie siê podnios³a. -1 koper. Mogê ci daæ.
- Chyba s¹ jajka, ale nie jestem pewna. Mia³am wczoraj wyj¹æ kurczaki z lodówki, ale zapom
nia³am. Wszystko przez ten lub.
- Mo¿na by zrobiæ jaja faszerowane - powiedzia³a Ula trze wo. -1 mam szpinak. Wczoraj ch
cia³am ugotowaæ, ale zapomnia³am. Wszystko przez ten lub.
- Mam parmezan, dosta³am od Agnieszki, prawdziwy, w³oski, to mo¿na zrobiæ sa³atê ze szpinak
, z par-mezanem. Masz ocet winny?
129
- Mam cytrynê - odpowiedzia³a Ula. - I grzyby marynowane.
- A zupa?
- No to chod my. - Ula podnios³a siê. - Niestety nawet odpocz¹æ nie mo¿na...
Przenios³y my wszystkie produkty z jej spi¿arni do mojej kuchni, ku zdziwieniu obu panów
, którzy siê wietnie bawili, to znaczy czytali gazety i nie rozmawiali ze sob¹.
We w³asnej lodówce odkry³am jaja, osiem plasterków szynki, sok pomidorowy, czosnek, dyniê
marynowan¹ (napoczêty s³oik), dwie puszki pomidorów bez skórki, kawa³ek sera gnilnego, któr
iê ukry³ za s³oikami i by³ twardy jak kamieñ, oraz musztardê miodow¹ i mleko.
- Zupa? - Dwie samotne marchewki zatelepa³y siê smutno, kiedy wyjê³am szufladê z lodówki. J
dna by³a obro niêta penicylin¹. - Nie ma zupy.
Ula otworzy³a puszki z pomidorami i sok, rozmiesza³a wszystko w garnku, dola³a wrz¹tku.
-A teraz zetrzyj odrobinê parmezanu, czosnek wyci nij, sól, pieprz, o, masz pesto, we ³y¿e
zkê, ale podasz ka¿d¹ przyprawê w osobnym ma³ym naczyñku
- pogoni³a mnie Ula. - Ka¿dy bêdzie sam sobie doprawia³ na stole, a zupê po pogrzaniu poda
my w tym.
- Ula wyjê³a z mojego ulubionego glinianego garnka peonie i prze³o¿y³a do szklanego dzbank
a. - Tylko umyj. Masz bazyliê?
Bazyliê to ja mam ko³o p³otu Uli, ju¿ od trzech lat. -Proponujê nale niki ze szpinakiem, w
zynce,
130
zapiekane pod lazurem - przejê³am pa³eczkê, patrz¹c na smêtny, suchy kawa³ek sera.
- Jeste genialna - powiedzia³a Ulka - i jaja faszerowane koperkiem...
- ...i szprotkami - doda³am, bo w³a nie wyczai³am w czelu ciach lodówki samotn¹ puszkê szpr
w oleju. Bez penicyliny.
-Ziemniaczki z koperkiem, nale niki, a deser... Nie mia³am pomys³u na deser. Lodówka zia³a
pustk¹.
- Kisiel z jab³kami. - Ula u miechnê³a siê. - Mam kisiel po zêbach I ki.
- Kisiel po zêbach?
- Po ostatniej wizycie u dentysty I ka mog³a je æ tylko przetarte i miêkkie. Jeden siê osta
- Jeden na dziewiêæ osób?
- Masz du¿o jab³ek. Z miêt¹, bo bêdzie upa³. Idê, a ty sma¿ nale niki.
Do kuchni zajrza³ Adam.
- Zamawiamy pizzê? - przyjrza³ siê wiktua³om na blacie.
- Zje¿d¿aj st¹d - powiedzia³am przyja nie.
- Kawa razy dwa z mlekiem, ino raz. -1 zjecha³. Zrobi³am dwie kawy i zanios³am im na t
aras. Nie
mogê zrozumieæ, dlaczego mê¿czy ni najprzyjemniej spêdzaj¹ ze sob¹ czas, kiedy nie rozmawia
ecie¿ poczytaæ sobie mog¹ w domach, ka¿dy osobno.
W kuchni Ula wyjmowa³a z koszyczka butelkê wermutu i lód w niebieskim pojemniczku w ks
zta³cie serduszka.
131
- Jest po pierwszej - powiedzia³a pogodnie, wyjê³a dwie szklanki, nala³a wermutu, sprawn
ie pokroi³a cytrynê i dola³a wody z kranu. Poda³a mi szklankê.
Pyszne!
Kiedy pojawili siê go cie, stó³ w ogrodzie prezentowa³ siê jak nigdy. Roz³o¿y³am lniany obr
odku sta³ gliniany gar z dymi¹c¹ pomidorow¹, otoczony o mioma maleñkimi glinianymi miseczka
i, z sol¹, bazyli¹, pesto, parmezanem, pieprzem, startym czosnkiem, mietan¹, cukrem. Mi
seczki by³y ró¿ne, zwykle trzyma³am w nich spinacze, przekrojon¹ cytrynê, koñcówki od szczo
o zêbów, te rzeczy. Bawili my siê jak m³ode bogi, przyprawiaj¹c sobie nawzajem zupê i obser
miny biesiadników. Wcinali my niezwykle oryginalne jaja faszerowane mieszank¹ koperku
, kaparów i szprotek, wszystko starannie rozdrobnione.
Wcinali my nale niki, jajka, sa³atê, a nasi mê¿czy ni, dzieci i go cie prze cigali siê w zg
co czym zosta³o nafaszerowane lub przyprawione. Ula i ja milcza³y my dyplomatycznie i
skromnie, a mój ból g³owy odszed³ w zapomnienie. Niestety. Bo teraz bêdê mieæ problem: Czy
rmut siê liczy jako klin? Je li tak, to mam z górki...
Na deser Konrad opowiada³ wszystkim o chomiku, co zainteresowa³o g³ównie Ankê, bo ona ma d
obre serce, umie s³uchaæ, i jak s³yszy, ¿e komu kukurydza staje
132
w gardle, od razu gotowa ratowaæ lub wytaczaæ proces producentom kukurydzy. W kuchni
, kiedy sprz¹ta³y my przed podaniem kisielu z miêt¹, szepnê³a:
- Dlaczego on jest samotny?
Prawdê powiedziawszy, nie mia³am pojêcia. By³ niezwykle przystojny, pracowa³ w banku, wied
zia³, jak byæ liderem, jak negocjowaæ, ale przecie¿ fajni faceci nie chodz¹ sobie luzem po
ulicy. Móg³ mieæ jak¹ ukryt¹ wadê, oprócz chomika oczywi cie.
-Mo¿e tu nie chodzi o chomika - powiedzia³a Anka - tylko o jego stosunek do matki...
Wiesz, mo¿e jest od niej uzale¿niony... czy co takiego...
Po drugim wermucie wypitym z Ul¹ do kisielu nie mia³am ¿adnych zahamowañ. - Co s³ychaæ u ma
y? - zagadnê³am Konrada niby grzeczno ciowo, a pytanie mia³o ods³oniæ tajemnicê wzajemnych
acji matka--syn. I to bardzo doros³y syn.
- Mama? - Konrad siê rozja ni³ i ju¿ wiedzia³am, ¿e nie mo¿e byæ obojêtnym sukinkotem, któr
ony od w³asnej matki, nie ma miejsca na zwi¹zek. Nie mo¿e te¿ byæ walcz¹cym z w³asn¹ matk¹
tem, który podejmuje kolejne próby uwolnienia siê z toksycznego zwi¹zku z rodzicielk¹, kos
ztem w³asnego zwi¹zku. Nie, nic z tych rzeczy. By³o jasne, ¿e to facet, z trosk¹ traktuj¹cy
w³asn¹ matkê, co dobrze wró¿y na przysz³o æ, której ostatecznie ma Konrad coraz mniej.
- Mama wietnie. - Konrad u miechn¹³ siê. - Z czego wnioskujê? By³em z ni¹ na spacerze i ta
ywali³a, ¿e my la³em, ¿e po niej. Ale nic, wsta³a samiutka,
133
nawet rêki nie wyci¹gn¹³em, otrzepa³a siê i dogoni³a mnie. Siedemdziesi¹t sze æ lat, wyobra
Anka spojrza³a na mnie i w jej spojrzeniu by³y wszystkie paragrafy wiata. Szkoda, ¿e je
j siê nie spodoba³.
Ale poza tym, by³a to bardzo przyjemna niedziela. Wiedzia³am, ¿e po lubie moich rodziców
moje ¿ycie zmieni siê na lepsze.

Silny, ale s³aby


Ciekawa jestem, co mia³ na my li Naczelny, kiedy powiedzia³, ¿e mo¿e by co o tym, ¿e kobie
i mê¿czy ni tak trudno porozumiewaj¹ siê ze sob¹ i dlaczego. Mo¿e ma jakie k³opoty z ¿on¹?
artyku³ów na ten temat by³o z sze æ i pó³ tysi¹ca w zesz³ym roku, w ka¿dym pi mie. Nie wiem
alnego mam napisaæ.
Kiedy lêcza³am przy komputerze, jak zwykle bezskutecznie próbuj¹c po³¹czyæ swoj¹ pocztê el
n¹ ze wiatem przy sta³ym ³¹czu internetowym, które tak jak wszystko sta³e na tym wiecie n
st sta³e, tylko humorzaste, wpad³ do pokoju Borysek.
Wpad³ to z³e okre lenie. On wszed³. St¹pa³ niepewnie trochê bokiem, z g³ow¹ pochylon¹ i uda
e ma. Przytul, którego mój doros³y pies przysposobi³ sobie na wy³¹czno æ, le¿a³ na grzbieci
pod fotelem i w najlepsze robi³ to, czego mu nie wolno, to znaczy obrywa³ frêdzle.
135
Przesta³am my leæ o tym, co my la³ Naczelny, i skupi³am siê na zwierzakach. Nie przypuszcza
Borys tak na staro æ zg³upieje. Przytul nikogo nie kocha, kocha mi³o ci¹ pierwsz¹ tylko te
psa, który do tego stopnia zg³upia³, ¿e pozwala mu wskakiwaæ do psiej miski i z¿eraæ psie ¿
. Wiem, bo wczoraj wieczorem wyci¹ga³am go z tej miski, do której wskoczy³, a z której ju¿
iedak ba³ siê wyj æ.
Nowy weterynarz kaza³ kupiæ Borysowi miskê na wysiêgniku, ¿eby siê pies nie schyla³.
Ju¿ pierwszej nocy pobytu Przytula w naszym domu wydawa³o mi siê, ¿e piec gazowy zacz¹³ syc
eæ i wydawaæ nieprzyzwoite d wiêki. Wesz³am wtedy do kuchni, bo Adam spa³, oczywi cie, jak
ity, przera¿ona tymi odg³osami, maj¹c w pamiêci wszystkie przeczytane niechc¹cy przypadki
wybuchów pieców, które to wybuchy skutkowa³y zawaleniem siê domów, po¿arami z których nikt
uratowa³, a nawet - bywa³o - t¹pniêciem piêtra! Piêter u mnie nie ma, co pozwoli³o mi nie
a æ w histeriê, tylko zaj¹æ siê szukaniem miejsca wycieku niebezpiecznej substancji. Stanê³
wa¿nie ko³o pieca, który szumia³ cichutko i przyja nie jak zwykle, wymknê³am siê wiêc do pr
ju i tu mnie dopad³y wyra ne odg³osy pompowania balona, a mo¿e materaca, z którego kto wyp
szcza nagle powietrze. Zamknê³am oczy i pod¹¿y³am za d wiêkiem.
Natknê³am siê na Borysa w du¿ym pokoju. Zapali³am wiat³o - a wiedzia³am, ¿e pies, ma niecz
mienie, bo tego dnia ze¿ar³ mi szminkê. U¿ywan¹, ale jed-
136
nak. Podniós³ g³owê przekrzywion¹ lekko i spojrza³ na mnie b³agalnie. Nie mia³ nic w pysku.
miast kociê, które le¿a³o miêdzy jego przednimi ³apami mia³o w pysku psa. Zawziêcie i g³o n
iuszek czarnego ucha Borysa i spa³o jak zar¿niête. Pies z wymem³an¹ doszczêtnie muszl¹ uszn
jrza³ na mnie i po³o¿y³ z powrotem g³owê na dywanie, kot za przeci¹gn¹³ siê, wyci¹gaj¹c ³a
o oczu, i ani na sekundê nie wypuszczaj¹c z mordy sier ci na uchu psa.
Posz³am spaæ rozczulona, ¿e niby jak pies z kotem... Co za g³upie powiedzenie! Jak pies
z kotem to znaczy - kochaæ do upad³ego, dbaæ o siebie nawzajem i dzieliæ siê wszystkim.
A dzisiaj ten pies, takim krokiem niepewnym, jakby siê skrada³, sunie w kierunku kot
a. Podnios³am g³owê, ¿eby czujnie zareagowaæ. A nu¿ mu koledzy zza p³otu donie li, ¿e koty
zenia, a nie do kochania? Ale oto Borys zbli¿a siê powoli i upuszcza tu¿ przed koci¹t-ki
em ¿yw¹, nieco oszo³omion¹ mysz, która natychmiast zgrabnie zaczyna uciekaæ pod telewizor.
pies i kot rzucaj¹ siê ¿wawo za ni¹, a ja zostajê w zadziwieniu przy komputerze, który by³
aw po³¹czyæ siê ze wiatem.
Pies z kotem - mój Bo¿e, gdyby tak wygl¹da³y stosunki miêdzy nami - kobietami - a NIMI!
Przyjazna poczta elektroniczna zawiadamia mnie o dwudziestu trzech wiadomo ciach,
wiêc wracam do pracy, nie przejmuj¹c siê mysz¹, bo siê myszy nie bojê. Wyjdzie sobie, kiedy
bêdzie chcia³a, zwierzaki siê i tak do niej nie dostan¹.
137
I czytam jak na zamówienie:
Czego pragnie kobieta? ‾eby mê¿czyzna by³:
1. Stanowczy, ale uleg³y
2. Mêski, ale maj¹cy pierwiastek kobiecy
3. Zwracaj¹cy uwagê na nas, ale nie zazdrosny
4. Zarabiaj¹cy, ale nie pracoholik
5. Uroczy, ale nie dla wszystkich kobiet dooko³a
6. Spokojny, ale odwa¿ny
7. Silny, ale s³aby
8. Powa¿ny, ale weso³y
9. Dowcipny, ale bez przesady
10. Energiczny, ale nie za bardzo
11. Skromny, ale b³yszcz¹cy w towarzystwie
12. Wyrozumia³y, ale ¿eby sobie nie pozwala³ wchodziæ na g³owê
13. Zdesperowany, ale szlachetny.
I dobrze, ¿eby byl kucharzem, kochankiem, hydraulikiem, elektrykiem, mechanikiem s
amochodowym, mê¿em, ojcem, przyjacielem, kole¿ank¹, mentorem, s³uchaczem, rozmówc¹, milczki
architektem wnêtrz, seksuologiem, psychoterapeut¹, szoferem, spowiednikiem, wychowa
nkiem, wychowawc¹, tragarzem, artyst¹.
Czego za potrzebuje mê¿czyzna?
1. Seksu
2. Jedzenia.
Wniosek nasuwa siê sam.
Dopóki mê¿czy ni nie ogranicz¹ swojej postawy roszczeniowej i nie zrozumiej¹, ¿e warto czas
z czego zrezygnowaæ, ¿eby ¿yæ w szczê liwym i dobrym
138
zwi¹zku - dopóty porozumienie miêdzy kobiet¹ a mê¿czyzn¹ nie bêdzie takie, jak porozumienie
- przynajmniej moim - psem i kotem.
To jest wietny temat. Muszê zaj¹æ siê tym niepokoj¹cym zjawiskiem... Na pewno o tym nie by
w pismach. Wiêc bêdzie oryginalnie. Z innego punktu widzenia.
Poniewa¿ mam wenê, oplatam tê wiadomo æ w trzy i pó³ tysi¹ca znaków. No, teraz mogê z czyst
iem zabraæ siê do przygotowañ do wyjazdu.
Aczkolwiek

Zaczynam od w³¹czenia telewizora. Skorzystam z okazji, ¿e Adama nie ma i nie muszê ogl¹daæ
olejnych informacji, ¿e nie ma Tosi i nie muszê ogl¹daæ czego bardzo wa¿nego, co akurat, w
j¹tkowo
- mamo, tylko na chwilê, tylko zobaczê, jak to siê skoñczy - i mogê obejrzeæ sobie to, co
TV najbardziej lubiê.
I po to w³a nie w³¹czam telewizor. A nu¿ bêd¹?
- Lubiê dobrze u³o¿onych - s³yszê.
Mo¿e to reklama firmy pogrzebowej? -ju¿ siê cieszê, bo przecie¿ nie mo¿e chodziæ o ¿ywych m
Niestety to reklama programu telewizyjnego.
- Chcesz poczuæ smak s³awy? - strzygê uszami. Chcê, zdecydowanie, nawet je li jeszcze ICH
nie ma.
- Prze¿yj przygodê... - kusi ze szklanego. - Zadzwoñ, wy lij esemesa do producenta baton
ików.
Ciekawa propozycja, prze¿yj przygodê, zobacz, jak szybko utyjesz! Batoniki s¹ be. Nie
lubiê batoników.
140
Od batoników siê tyje. Chocia¿... U oty³ych nie widaæ zmarszczek.
-Ze zmarszczkami jest jak z bumerangiem -o wiadcza g³osem konaj¹cej antylopy jaka pani.
-Wracaj¹.
Nie jak m¹¿ mojej przyjació³ki Olki, który nie wróci³, jak poszed³.
- Ale - g³os pani robi siê rado niejszy - mo¿esz temu zaradziæ! - Pani odrzuca bumerang i
zatrzaskuje za sob¹ drzwi. Oczywi cie skurczybyk wraca, ale biedactwo obija siê bole nie
o zamkniête odrzwia.
- Oczywi cie pod warunkiem, ¿e we miesz kompleks.
Ula ma kompleksy, wiêc wiem, co to jest. Tego siê nie bierze, to samo z siebie wy³azi.
Ula ostatnio twierdzi, ¿e ma grube uda. A powinna mieæ moim zdaniem kompleks z zupe³n
ie innego powodu. Nie ma ICH. Ale bêdê cierpliwa. Jak cz³owiek czeka, to siê doczeka. Ja
ICH lubiê.
- Okazyjna wyprzeda¿! - obwieszcza rado nie jaki kretyn.
Rzucam ³askawie okiem na ekran.
Po ulicy ³azi samochód na dwóch ko³ach, ³agodnie kolebi¹c siê na wszystkie strony. Nie wiem
to chcia³by mieæ samochód chodz¹cy na dwóch ko³ach.
- S¹ dni, kiedy g³owa mi pêka. - Skrzywiona kobieta wie, ¿e zaraz dostanie bardzo silny
najlepszy lek, który zalecaj¹ najlepsi lekarze, jak ich boli g³owa, i far-
maceuci.
141
Po niej dentysta.
- U¿ywam tej pasty - mówi - bo jest zalecana przez dentystów.
Odwracam wzrok.
Idê do kuchni. Robiê herbatê. Kiedy wracam, jaka kobieta pastwi siê nad ma³ym pluszaczkiem
Trzask, p³ask - zgnieciony plaskacieje coraz bardziej, ku rozpaczy najm³odszego dzi
ecka w ka¿dej rodzinie.
- Co one mu robi¹? - zastanawiam siê. I czy dzieci na to patrz¹? Pani na ekranie skacz
e po pluszaczku bardzo, ale to bardzo z³a.
-‾eby zatrzymaæ ma³y g³ód... - warczy rado nie z telewizora.
Mog³abym siê nie mêczyæ, wy³¹czyæ ten sprzêt, ale jeszcze bardziej chce mi siê ICH zobaczyæ
- Stwórzmy sojusz... - oznajmia g³os ze szklanego. Bardzo proszê. Im wiêcej sojuszy, tym
lepiej, zawsze
by³am tego zdania.
- ...w walce o m³odo æ. To najlepsze rozwi¹zanie dla kobiet, które chc¹ zatrzymaæ czas.
Ja nie chcê, a¿ tak¹ idiotk¹ nie jestem! Czas to czas. Nie stoi.
- To mi wystarczy i dlatego stosujê - omdlewaj¹cym g³osem kobieta g³aszcze siê po go³ym gar
le. Nie wiem, o co chodzi. O g³askanie? Chyba ¿e chce siê powiesiæ. Mo¿e my li o samobójstw
- niepokojê siê. Nie, oddycham z ulg¹, o skórê chodzi. Skórê na ca³ym ciele. Ze skór¹ na s
142
ciszam g³os, bo ju¿ jestem rozdra¿niona.
- Nawet do dziewiêædziesiêciu trzech procent poprawia liniê odbudowuj¹c¹.
To pewno jaka rz¹dowa reklama.
Nie ma, znowu ICH nie ma.
Siedemnasta minuta. W³osy, skóra, mycie naczyñ. My ich ju¿ nie myjemy pod bie¿¹c¹ wod¹, o n
szyscy mamy zmywary, a te zmywary wymagaj¹ systemu aktywnej odnowy szk³a.
W osiemnastej minucie cieszê siê, ¿e jestem osob¹ dojrza³¹, bo nie mam bez przerwy okresu,
tóry mi przeszkadza przymierzaæ oraz byæ na balandze. Dziewczyny z reklam maj¹ okres bez
przerwy. Jedn¹ boli brzuch, ale taksówkarka ma dla niej rodki specjalne. Mimo ¿e na do
le jest napis ¿eby skonsultowaæ siê z lekarzem albo farmaceut¹. Nie ma nic o taksówkarzach
. Szkoda.
W dziewiêtnastej minucie ¿a³ujê, ¿e jestem kobiet¹ dojrza³¹, bo kobiety dojrza³e maj¹ wzdêc
lodówki i trzymaj¹ siê na brzuchy.
- Ja te¿ to mia³am - mówi jedna do drugiej. - Ale ju¿ nie mam.
- Ojej, naprawdê? - zdumiewa siê ta druga.
A ta pierwsza szast prast i akurat ma pod rêk¹ to co na wzdêcia. Brzydzê siê.
I to matka z córk¹! Moja Matka w ¿yciu nie mia³a ¿adnych wzdêæ, a przynajmniej ja, najbli¿s
dzina, o tym nic nie wiem. A tu tr¹bi¹ na ca³y kraj!
143
Po niej dentysta.
- U¿ywam tej pasty - mówi - bo jest zalecana przez dentystów.
Odwracam wzrok.
Idê do kuchni. Robiê herbatê. Kiedy wracam, jaka kobieta pastwi siê nad ma³ym pluszaczkiem
Trzask, p³ask - zgnieciony plaskacieje coraz bardziej, ku rozpaczy najm³odszego dzi
ecka w ka¿dej rodzinie.
- Co one mu robi¹? - zastanawiam siê. I czy dzieci na to patrz¹? Pani na ekranie skacz
e po pluszaczku bardzo, ale to bardzo z³a.
-‾eby zatrzymaæ ma³y g³ód... - warczy rado nie z telewizora.
Mog³abym siê nie mêczyæ, wy³¹czyæ ten sprzêt, ale jeszcze bardziej chce mi siê ICH zobaczyæ
- Stwórzmy sojusz... - oznajmia g³os ze szklanego. Bardzo proszê. Im wiêcej sojuszy, tym
lepiej, zawsze
by³am tego zdania.
- ...w walce o m³odo æ. To najlepsze rozwi¹zanie dla kobiet, które chc¹ zatrzymaæ czas.
Ja nie chcê, a¿ tak¹ idiotk¹ nie jestem! Czas to czas. Nie stoi.
- To mi wystarczy i dlatego stosujê - omdlewaj¹cym g³osem kobieta g³aszcze siê po go³ym gar
le. Nie wiem, o co chodzi. O g³askanie? Chyba ¿e chce siê powiesiæ. Mo¿e my li o samobójstw
- niepokojê siê. Nie, oddycham z ulg¹, o skórê chodzi. Skórê na ca³ym ciele. Ze skór¹ na s
142
ciszam g³os, bo ju¿ jestem rozdra¿niona.
- Nawet do dziewiêædziesiêciu trzech procent poprawia liniê odbudowuj¹c¹.
To pewno jaka rz¹dowa reklama.
Nie ma, znowu ICH nie ma.
Siedemnasta minuta. W³osy, skóra, mycie naczyñ. My ich ju¿ nie myjemy pod bie¿¹c¹ wod¹, o n
szyscy mamy zmywary, a te zmywary wymagaj¹ systemu aktywnej odnowy szk³a.
W osiemnastej minucie cieszê siê, ¿e jestem osob¹ dojrza³¹, bo nie mam bez przerwy okresu,
tóry mi przeszkadza przymierzaæ oraz byæ na balandze. Dziewczyny z reklam maj¹ okres bez
przerwy. Jedn¹ boli brzuch, ale taksówkarka ma dla niej rodki specjalne. Mimo ¿e na do
le jest napis ¿eby skonsultowaæ siê z lekarzem albo farmaceut¹. Nie ma nic o taksówkarzach
. Szkoda.
W dziewiêtnastej minucie ¿a³ujê, ¿e jestem kobiet¹ dojrza³¹, bo kobiety dojrza³e maj¹ wzdêc
lodówki i trzymaj¹ siê na brzuchy.
- Ja te¿ to mia³am - mówi jedna do drugiej. - Ale ju¿ nie mam.
- Ojej, naprawdê? - zdumiewa siê ta druga.
A ta pierwsza szast prast i akurat ma pod rêk¹ to co na wzdêcia. Brzydzê siê.
I to matka z córk¹! Moja Matka w ¿yciu nie mia³a ¿adnych wzdêæ, a przynajmniej ja, najbli¿s
dzina, o tym nic nie wiem. A tu tr¹bi¹ na ca³y kraj!
143
Och, nie tylko kobiety maj¹ brzuchy! Oto mê¿czyzna, znowu w tej samej taksówce. On jedzi
e. Ona prowadzi. On cierpi. Ona od razu domy la siê, ¿e on ma okres albo wzdêcie. Wyjmuj
e odpowiednie rodki, on je zjada. Ona u miecha siê ze zrozumieniem. On wychodzi z tak
sówki. To ksi¹dz. Ksi¹dz gra w pi³kê z m³odymi, jak to zwykle ksiê¿a robi¹, kiedy wychodz¹
- S¹ takie dni, kiedy boli mnie g³owa - informuje mnie znowu g³os z telewizora. Mnie t
e¿ boli, bo dwudziesta pierwsza minuta mija, a ICH nie ma!
Nie wezmê rodka, który mi proponuje pani o kwiecistym nazwisku, bo strasznie mi harac
ze ¿o³¹dek.
Gdzie ONI s¹? Znowu ca³y blok reklamowy na nic?
Nie, to znów nie ONI. To spadaj¹cy górale. Oni spadaj¹ w przepa æ, ale nie ca³kiem, bo siê
owuj¹ po to, ¿eby w towarzystwie or³a napiæ siê napoju alkoholowego niskoprocentowego. Oni
codziennie s¹ w niebezpieczeñstwie.
Jest! Jest co dla mnie! Nareszcie ONI!
Znowu maj¹ dla mnie bardzo mieszn¹ propozycjê przyklejenia sobie s³owa ACZKOLWIEK na pral
ce! Ale ja ju¿ mam jedno takie s³owo na pralce! Trudno, trzasnê sobie drugie na lodówkê. A
lbo sobie oklejê s³owem ACZKOLWIEK wszystkie urz¹dzenia gospodarstwa domowego. Ale...
zaraz, zaraz... nie ale, lecz ACZKOLWIEK... aczkolwiek wydaje mi siê, ¿e mikser na t
o za malutki. A, co tam, kupiê sobie wiêkszy.
Gaszê telewizor. Jestem szczê liw¹ kobiet¹. Cierpliwo æ zosta³a nagrodzona. Ciekawa jestem,
inni re-klamodawcy, ci od proszków i bumerangów, wzdêæ i innych dolegliwo ci, p³ac¹ tym od
lejania s³owa ACZKOLWIEK na pralce? I dlaczego ta kobieta, co czasami z nimi siedz
i, siedzi z nimi tak rzadko? Do jasnej cholery!

144
Pi³ka kopana
W redakcji chcia³am z³o¿yæ teksty na rêce Naczelnego, ale powiedzia³, ¿ebym od razu da³a do
etarz redakcji (nie le brzmi, co?), bo on jest zajêty spotkaniami z wydawc¹ i now¹ telew
izyjn¹ kampani¹ reklamow¹ przed czwartym numerem. Ucieszy³am siê, widaæ ma do mnie zaufanie
Moje teksty, zgodnie z tym, co mówi³, przyjmuje, bo s¹ nieszablonowe, oryginalne, pra
wdziwe, szczere i niemanipulacyjne. Jednym s³owem, nie gonimy za ogóln¹ mod¹. Jestem zde
nerwowana. Bêdê musia³a spêdziæ osiem godzin w samolocie! Ale nie mogê siê nachwaliæ swojej
j osoby: jest wtorek, a ja jestem ze wszystkim gotowa!
Karna siedzi naburmuszona, na moim biurku kupka listów, ca³e szczê cie, ¿e taka ma³a.
- To wszystkie?
- Wszystkie, które przysz³y poczt¹.
- To cudownie! - rzucam siê do otwierania kopert.
Zdrada, rozwód, co w³o¿yæ na lub, ró¿ow¹ oczywi cie, po czterdziestce wietnie siê wygl¹da
zdrada, dziecko in vitro, do lekarza, komentarz do artyku³u z Wprost, do Wprostu,
podziêkowanie za poprzedni numer, kube³ pomyj na poprzedni numer, zdrada, aktorzy s
erialowi i uwielbienie dla nich, na potem, mo¿e jaki artyku³ na ten temat? Gdzie mo¿na
kupiæ doli? Co to jest? Nie mam pojêcia, dowiedzieæ siê, strach przed ¿yciem, nic nowego,
te¿ to mam, maszynopis do oceny, a niech to Karna czyta, wiersze, i sze æ o operacjach
plastycznych. Czy nie mo¿emy wp³yn¹æ na telewizjê, ¿eby zrobi³a jeszcze jakie odcinki, w
by te panie, co pisz¹ listy, mog³y sobie poprawiæ. Nie mo¿emy. Jedna dziewczynka chce m
ieæ ma³pkê. No, to wcale nie tak du¿o.
- Zrobiê przed wyjazdem - mówiê do naburmuszo-nej Karny.
- W¹tpiê - mówi naburmuszona Kama.
I to dzisiaj! Schodzê na dó³ po herbatê. Nie schud³am przez te parê tygodni ani dwa dekagra
y, a schodów przecie¿ nie ubywa. Mam sze æ godzin. W ci¹gu sze ciu godzin nie takie rzeczy
iê robi³o, jak dwadzie cia parê odpowiedzi na listy! Umykam przed pani¹ Janeczk¹, która chc
nie zatrzymaæ i co opowiedzieæ, ale doprawdy, kiedy trzeba pracowaæ.
- Co ty taka jaka ? - Stawiam herbatê na biurku i uchylam okno. Jakie ja mam szczê cie, ¿e
pracujê w takiej redakcji! Jak jest cudnie na wiecie!
146
147
-Bo wyje¿d¿asz i na mnie spadnie ca³a robota
- mówi wreszcie Karna.
-Przecie¿ teksty z³o¿y³am, a listy zaraz zrobiê
- mówiê spokojnie. - S³owo. Na pewno nie zostawiê ci ani jednego, nie masz siê co martwiæ.
- Ani jednego? A te, co przysz³y e-mailem na redakcjê, to co?
Dostajê siê do teczki listy na serwerze" i robi mi siê s³abo. Sze ædziesi¹t trzy?
To ju¿ ludzie nie maj¹ co robiæ, tylko pisz¹ do redakcji?
- Naczelny jest w siódmym niebie, a ty jedziesz... O, psiakrew. S¹ ludzie, którzy norm
alnie pracuj¹.
Przykrêcaj¹ wa¿ne rubki, czy co takiego. Piek¹ chleb. Ile bochenków noc w noc, i do widz
Pracuj¹ od do, przyzwoicie. Na przyk³ad nauczyciele. Wiadomo, ¿e po czterdziestu piêciu
minutach bêdzie przerwa. Dlaczego ja nie zosta³am nauczycielem? Albo piekarzem? Sze ædz
iesi¹t trzy? Ale to znaczy, ¿e dobrze siê sprzedajemy. Obronimy siê na rynku. Mo¿e w zwi¹zk
z tym dostaniemy podwy¿ki? Pensje nie s¹, niestety, wysokie. Naczelny obiecywa³, ¿e pod
wy¿szy wierszówki, ¿eby jako to wyrównaæ.
No to posiedzê d³u¿ej, a nawet d³u¿ej ni¿ d³u¿ej.
- Pani Judyta!
To Naczelny od stóp schodów. Proszê bardzo, by³am przed chwil¹ na dole, ale co to za probl
em zbiec, a potem wczo³giwaæ siê znowu na poddasze.
Naczelny klepie rêk¹ po obcym pisemku:
-No?
UMAR£ PAPIE‾ PI£KI NO‾NEJ - g³osi tytu³ na pierwszej stronie pisemka.
Nie wiem, dlaczego to tak le wp³ywa na Naczelnego. To jaki szmat³awiec i nie mam pojêcia
, kto jest papie¿em pi³ki no¿nej. Tak samo jak nie mam pojêcia, kto jest papie¿em polskiej
mody czy papie¿em polskiego szkolnictwa, czy wreszcie papie¿em polskiej rozrywki. A
le w moim kraju wszystko jest mo¿liwe.
- Trudno - wzruszam ramionami.
- Pani Judyto! Ja lubi³em tego pana, bardzo. Ale co pani o tym s¹dzi? Obiektywnie to
przyci¹ga wzrok, prawda? Specjalnie to pani pokazujê, bo chodzi o to, ¿eby jednak czy
m znêciæ czytelnika. Wiêc reasumuj¹c: artyku³y prawdziwe, ale tytu³y, tytu³y musz¹ mieæ sw
- Czyli skandalizujemy?
- Pani Judyto! Z pani¹ jak z dzieckiem. Jakbym swojego ojca s³ysza³a.
- Chodzi o pewn¹ s³own¹ zbitkê, która, oczywi cie bez przekraczania pewnych granic, która b
zmys³owi³a czytelnikowi, ¿e mo¿na siê pobawiæ s³owem, przyci¹gn¹æ uwagê! Chcia³bym, ¿eby pa
ch tych swoich tekstów, bo co to za ty³u³ Jak pies z kotem"?
A co? Lepszy by³by Kto kogo ssie?"? Czy Nie dajmy siê wyssaæ"? Czy Ssanie na zawo³anie"?
mo¿e ten jest rzeczywi cie bardziej interesuj¹cy.
- Nie chodzi mi o to, ¿e przyk³adowo bierzemy do
148
149
rêki pismo - tu Naczelny siêgn¹³ po Wyborcz¹ - i czytamy: Brad Pitt zdradza ¿onê!
O! Widzê, ¿e czytamy z Naczelnym tê sam¹ obc¹ prasê! Sprzed dwóch lat. Chyba ¿e siê jednak
gelin¹, a ja nic o tym nie wiem!
- O rany! - wyrwa³am Naczelnemu gazetê. - Niemo¿liwe!
- Oczywi cie, ¿e tu tego nie ma, przecie¿ powiedzia³em na przyk³ad"... - Naczelny potar³ d
zo³o. Pada³o, wiêc siedzia³ w pokoju i nie móg³ paliæ, zawsze wtedy by³ w gorszym humorze.
i¿ej, ma³ymi literami, ¿e nie, nie zdradza, tylko wprost przeciwnie, krêci nowy film...
Nie o to chodzi, ale w samym zamy le taka idea przyci¹gaj¹ca wzrok jednak siê sprawdza.
Po prostu trochê wiêcej inteligencji...
Wezwa³ mnie, ¿eby mnie obsobaczyæ za jej brak. Bardzo mêskie.
- Wiêc jak bêdzie, pani Judyto? Pomy li pani? Nie, bo nie umiem, jak wiadomo, jestem k
obiet¹,
kobiety nie my l¹. Mê¿czy ni musz¹ my leæ za kobiety i dlatego nie mam Naczelnej tylko Nacz
o. Ale oczywi cie spróbujê, zmuszê siê do czego , czego nigdy nie robiê, niech siê pan nie
i, proszê pana.
- Oczywi cie, oczywi cie - powtarzam machinalnie.
- To wietnie. Dziêkujê.
Czasami nie.lubiê mê¿czyzn. Nawet Naczelnego.
- A dlaczego papie¿ pi³ki no¿nej chwyci³? - Naczelny odrywa mnie od klamki. - Bo s¹ mistrz
ostwa! Chodzi o to, ¿e mo¿e by co o mistrzostwach?
750
Pocz³apa³am na górê i siad³am przy komputerze. O mistrzostwach? W miesiêczniku dla kobiet?
któr¹ z nas to obchodzi? No, oprócz mnie, oczywi cie, ale ja nawet niezbyt dok³adnie wiem
, o co chodzi³o, gdy my siê w ogóle zakwalifikowali.
Bo dla mnie niezwyk³ym wydarzeniem tego dnia nie by³o to, ¿e nasi siê zakwalifikowali. D
la mnie pamiêtnym wydarzeniem tego dnia by³o co innego. Kwiaty dosta³am, i to jakie! I
to wcale nie od w³asnego mê¿czyzny, tylko od obcego. No, nie ca³kiem obcego, od Konrada
. Wola³abym, rzecz jasna, dostaæ od Uli, bo Ula na targu kupuje zawarto æ jakiego wiadra,
a potem w drodze do domu zawarto æ wiadra wpada z Ul¹ do mnie na kawê albo i na drinka,
jak jest. No i po³owa Ulowego nabytku pozostaje u mnie w glinianym garnku, który s³u¿y
ostatnio jako waza do zupy, lub w fantastycznym przedwojennym wazonie z przydymi
onego szk³a. Kiedy na starociach sprawi³y my sobie po takim wazonie. Unikatowe przedwoj
enne szk³o! Widzia³am pó niej, co prawda co takiego na rynku na Kole, ale to na pewno pod
roby, bo zbyt podobne i dwa razy tañsze. No i ile szk³a mog³o przetrwaæ u nas drug¹ wojnê
tow¹? Ale ¿yjemy w kraju, gdzie nawet szk³o przedwojenne ulega cudownemu rozmno¿eniu.
No, do rzeczy. Nasi wiêc przeszli dalej. Ja siê s³abo znam na tym, co robi¹. Wiadomo - p
rzemieszczaj¹ siê z lewa w prawo i na odwrót, a potem siê wszystko zmienia, wiêc siê przemi
szczaj¹ z prawa na lewo i na odwrót.
757
rêki pismo - tu Naczelny siêgn¹³ po Wyborcz¹ - i czytamy: Brad Pitt zdradza ¿onê!
O! Widzê, ¿e czytamy z Naczelnym tê sam¹ obc¹ prasê! Sprzed dwóch lat. Chyba ¿e siê jednak
gelin¹, a ja nic o tym nie wiem!
- O rany! - wyrwa³am Naczelnemu gazetê. - Niemo¿liwe!
- Oczywi cie, ¿e tu tego nie ma, przecie¿ powiedzia³em na przyk³ad"... - Naczelny potar³ d
zo³o. Pada³o, wiêc siedzia³ w pokoju i nie móg³ paliæ, zawsze wtedy by³ w gorszym humorze.
i¿ej, ma³ymi literami, ¿e nie, nie zdradza, tylko wprost przeciwnie, krêci nowy film...
Nie o to chodzi, ale w samym zamy le taka idea przyci¹gaj¹ca wzrok jednak siê sprawdza.
Po prostu trochê wiêcej inteligencji...
Wezwa³ mnie, ¿eby mnie obsobaczyæ za jej brak. Bardzo mêskie.
- Wiêc jak bêdzie, pani Judyto? Pomy li pani? Nie, bo nie umiem, jak wiadomo, jestem k
obiet¹,
kobiety nie my l¹. Mê¿czy ni musz¹ my leæ za kobiety i dlatego nie mam Naczelnej tylko Nacz
o. Ale oczywi cie spróbujê, zmuszê siê do czego , czego nigdy nie robiê, niech siê pan nie
i, proszê pana.
- Oczywi cie, oczywi cie - powtarzam machinalnie.
- To wietnie. Dziêkujê.
Czasami nie.lubiê mê¿czyzn. Nawet Naczelnego.
- A dlaczego papie¿ pi³ki no¿nej chwyci³? - Naczelny odrywa mnie od klamki. - Bo s¹ mistrz
ostwa! Chodzi o to, ¿e mo¿e by co o mistrzostwach?
150
Pocz³apa³am na górê i siad³am przy komputerze. O mistrzostwach? W miesiêczniku dla kobiet?
któr¹ z nas to obchodzi? No, oprócz mnie, oczywi cie, ale ja nawet niezbyt dok³adnie wiem
, o co chodzi³o, gdy my siê w ogóle zakwalifikowali.
Bo dla mnie niezwyk³ym wydarzeniem tego dnia nie by³o to, ¿e nasi siê zakwalifikowali. D
la mnie pamiêtnym wydarzeniem tego dnia by³o co innego. Kwiaty dosta³am, i to jakie! I
to wcale nie od w³asnego mê¿czyzny, tylko od obcego. No, nie ca³kiem obcego, od Konrada
. Wola³abym, rzecz jasna, dostaæ od Uli, bo Ula na targu kupuje zawarto æ jakiego wiadra,
a potem w drodze do domu zawarto æ wiadra wpada z Ul¹ do mnie na kawê albo i na drinka,
jak jest. No i po³owa Ulowego nabytku pozostaje u mnie w glinianym garnku, który s³u¿y
ostatnio jako waza do zupy, lub w fantastycznym przedwojennym wazonie z przydymi
onego szk³a. Kiedy na starociach sprawi³y my sobie po takim wazonie. Unikatowe przedwoj
enne szk³o! Widzia³am pó niej, co prawda co takiego na rynku na Kole, ale to na pewno pod
roby, bo zbyt podobne i dwa razy tañsze. No i ile szk³a mog³o przetrwaæ u nas drug¹ wojnê
tow¹? Ale ¿yjemy w kraju, gdzie nawet szk³o przedwojenne ulega cudownemu rozmno¿eniu.
No, do rzeczy. Nasi wiêc przeszli dalej. Ja siê s³abo znam na tym, co robi¹. Wiadomo - p
rzemieszczaj¹ siê z lewa w prawo i na odwrót, a potem siê wszystko zmienia, wiêc siê przemi
szczaj¹ z prawa na lewo i na odwrót.
151
Nasi ch³opcy! Ci inni ch³opcy robi¹ to samo co Nasi, tam gdzie Nasi, wtedy kiedy Nasi.
Mo¿na by powiedzieæ, ¿e Nienasi ch³opcy z Naszymi ch³opcami ramiê w ramiê d¹¿¹ do wspólneg
niby tak, skoro wszyscy - Nasi i Nienasi chc¹ przej æ dalej. Problem w tym, ¿e to nie je
st razem. Oni tam, czyli dalej, chc¹ przej æ osobno. Razem siê nie da. Albo dalej przech
odz¹ jedni, albo drudzy. I nasi przeszli! Co prawda Nienasi do³o¿yli Naszym, jak siê ost
atni raz spotkali, ale wcze niej za³atwili Naszym przej cie dalej inni Nienasi, którzy d
o³o¿yli ca³kiem innym Nienaszym. Tak to po prostu wygl¹da z mojego punktu widzenia. Z pu
nktu widzenia Konrada wygl¹da³o to podobnie, moim zdaniem, chocia¿ jemu siê wydaje, ¿e ina
czej.
Ale jak siê to ma wszystko do naszego pisma? Owszem, mo¿na by co weso³ego... Jaki samouc
zek dla pañ przed mistrzostwami wiata w pi³ce no¿nej, dok¹d Nasi dotarli, wypracowaæ. Ale
ykl produkcyjny gazety trwa d³u¿ej, ni¿ Nasi wytrzymaj¹, niestety...
A kwiaty dosta³am z tej okazji, ¿e Nasi siê zakwalifikowali. Dzwonek, wysz³am przed bramê,
a przed bram¹ Konrad. I piêkny bukiet tulipanów. Przesz³am w stan os³upienia, bo to przes
z³o moje oczekiwania, Konrad za przeszed³ do rzeczy:
- No, kurza twarz! Dostali w ty³ek od Anglików! Nawet pamiêtam, od kogo i kto dosta³. I
wrêczy³ mi
bukiet.
- Co ciê tak zamurowa³o jak nasz¹ obronê przy pierwszej bramce? - zapyta³ Konrad. - Dobrze
, ¿e na
Holendrów mo¿na liczyæ. Wpakowali Czechom dwa do zera. -1 doda³: - W³a ciwie Czechom te¿ mo
byæ wdziêczni, ¿e sobie dali wpakowaæ.
- Olimpiada? - spróbowa³am siê wtedy domy liæ.
- Jaka olimpiada? Kobieto!
- Mistrzostwa wiata czy co? - Brnê³am dalej, jak siê okaza³o, w prawid³owym kierunku.
- No jasne. To znaczy eliminacje.
- To na którym miejscu s¹? - pytam.
- Na drugim!
- Srebrny medal? No to brawo! - Obna¿y³am swoj¹ niekompetencjê.
- Jaki medal!? Medale to oni zobacz¹, gdy bêd¹ ogl¹daæ transmisjê z fina³u. - Konrad zgorzk
- Skoñczyli eliminacje na drugim miejscu w grupie i awansowali bezpo rednio do turn
ieju mistrzowskiego.
- Przegrali, wiêc przeszli dalej? - spróbowa³am siê domy liæ.
- Nie dlatego! Przegrali Czesi, wiêc my awansowali my! Oni te¿ zajêli drugie miejsce w s
wojej grupie, ale musz¹ jeszcze walczyæ w bara¿ach. - Poprzez narastaj¹c¹ irytacjê s³abo pr
ija³a Konradowska chêæ t³umaczenia ludzko ci (czyli mnie) porz¹dku wiata (czyli ostateczne
lasyfikacji futbolowych dru¿yn w ilu tam grupach w eliminacjach do mistrzostw wiata,
które siê kiedy odbêd¹).
- A kwiaty? - zapyta³am z g³upia frant.
- Jak zwykle nic nie ³apiesz. Tulipany, kapujesz!? Nie kapowa³am i nie ³apa³am.
152
153
- Tulipany! Holandia! Gdy Holendrzy do³o¿yli Czechom, to nasz sprawozdawca tak siê prz
ej¹³, ¿e wymy li³, ¿eby to uczciæ, wrêczaj¹c komu bliskiemu tulipany! Czy wyobra¿asz sobie
maszeruj¹ce po ojczystych chodnikach do swych - diabli wiedz¹ - ¿on, matek, te ciowych,
z narêczami tulipanów, bo gdzie kto komu wkuln¹³ kilka bramek? Czysta paranoja! ‾aden n
ny facet nie wykona tak abstrakcyjnego gestu! Idzie siê z kumplami na piwo, je li ju¿.
Pomys³ tak mieszny, ¿e a¿ dowcipny. Poniewa¿ wiesz, ¿e jestem jedn¹ z nielicznych znanych
osób posiadaj¹cych rozwiniête w wysokim stopniu poczucie humoru, to siê nie powinna dziw
iæ. Holendrzy ³aduj¹ Czechom, facet w telewizorze piszczy z przejêcia o tulipanach, inny
facet, nie z telewizora i nieprzejêty, przynosi ci tulipany, realizuj¹c wizje rodem
z tv. Chyba nie wyobra¿asz sobie, ¿e kto poza mn¹ kupi³ z tej okazji tulipany! Mo¿esz siê
czuæ wyj¹tkowo, stosownie do sytuacji!
Zaraz, zaraz, czy to nie od tego momentu Ada zacz¹³ nie przepadaæ za Konradem? Tak, chy
ba w³a nie
z powodu pi³ki no¿nej!
Bo ja, idiotka, wnios³am te tulipany do domu i powiedzia³am, ¿e sprawozdawca sportowy
kaza³ daæ tulipany komu bliskiemu i Konrad w³a nie mi przyniós³ bukiet. I kaza³am siê Adas
chwycaæ! Bliskiemu?
Czy mnie odmó¿d¿y³o?
O rany, jaki wspania³y dzieñ, dziêki Naczelnemu! Przysz³o mi dopiero teraz do g³owy, ¿e Ada
est po prostu o mnie zazdrosny!
154
A przecie¿ to by³a bardzo po¿yteczna wizyta, bo od tego czasu ju¿ parê razy zdarzy³o mi siê
r¹ciæ do nie- wysokich lotów rozmów mêskich takie s³owa
""" w³a-niñ mistrZO-
zw
jak bara¿, eliminacje, W³ochy, sprawozdanie, mistrzostwa wiata. Jestem najlepiej poin
formowan¹ kobiet¹, w ka¿dym razie u nas na wsi, dziêki bukietowi tulipanów. Ale¿ ja mam ref
eks...

¦
a
mh.4«:
^ a 0 ?f
1
9;
$ g ?
Bezpieczne zwierz¹tko

Po drodze z pracy, nie bacz¹c na Azorka, wpadam do Konrada. Wyci¹ga z lodówki sok i ka¿e
Azorkowi le¿eæ. Przy Konradzie ka¿de zwierzê, nawet rottweiler, udaje chomika.
- Chcia³e pogadaæ - mówiê - a w niedzielê nie by³o okazji.
- No, je li ty jednocze nie ze mn¹ zapraszasz jakie mê¿czyzno¿erczynie, to trudno, ¿ebym s
rza³.
- Anka jest prawniczk¹ - mówiê, jakby to wszystko t³umaczy³o.
- Prawniczk¹ to ona jest przy okazji! Z zawodu! A z duszy jest kastracyjnym ilustr
atorem pism kobiecych, które namawiaj¹ kobiety do samowystarczalnego wiata!
Nie wpad³abym na tak¹ przeno niê. Ale przecie¿ nie przysz³am dyskutowaæ o Ani, tylko o prob
ach Konrada.
- Kondziu - mówiê przymilnie, bo mi siê te tulipany przypomnia³y - chcia³e pogadaæ, to mów
156
- Co ja mam zrobiæ, ¿eby poznaæ jak¹ fajn¹ dziewczynê?
O, nie dam siê nabraæ! To stara piewka Konrada. Pamiêtam jeszcze z siedem lat temu dawa³a
m siê na to nabieraæ i wszystkie wie¿e rozwódki zaprasza³am na kolacjê, je li mia³ byæ na
ad, w nadziei, ¿e dwie samotne dusze porozumiej¹ siê szybko i bez k³opotów. Nic z tego.
-Rozwódka? Taka zawsze bêdzie porównywaæ. A poza tym umówmy siê, ona siê ju¿ raz nie sprawd
- Ty nawet nie ryzykujesz sprawdzenia siê! - mówi³am wtedy do Konrada w trosce najg³êbszej
. - Ty zaryzykuj!
-Panna? - mówi³ Konrad - No wiesz, kobieta w pewnym wieku, je li jest pann¹, to znaczy, ¿e
siê do niczego nie nadaje. To znaczy, ¿e nikt jej nie chcia³...
- Przecie¿ sam jeste kawalerem! A na pewno siê do czego nadajesz - próbowa³am rozwin¹æ sk
anielskie.
- Taka m³oda? Co ona wie o ¿yciu? Ja chcê partnerki, a nie wychowanki.
- Ty te¿ jeszcze nie jeste taki stary...
- Taka stara? Ona wie za du¿o o ¿yciu...
- Przecie¿ ty te¿ jeste nie najm³odszy - przypomina³am nieopatrznie.
- Taka ³adna? £adne nie maj¹ zwojów w mózgu, ja potrzebujê kobiety inteligentnej...
- £adna to nie znaczy g³upia - oburza³am siê. - Nie oceniaj ludzi po wygl¹dzie!
157
Bezpieczne zwierz¹tko

Po drodze z pracy, nie bacz¹c na Azorka, wpadam do Konrada. Wyci¹ga z lodówki sok i ka¿e
Azorkowi le¿eæ. Przy Konradzie ka¿de zwierzê, nawet rottweiler, udaje chomika.
- Chcia³e pogadaæ - mówiê - a w niedzielê nie by³o okazji.
- No, je li ty jednocze nie ze mn¹ zapraszasz jakie mêzczyznozerczynie, to trudno, ¿ebym s
wywnêtrza³.
- Anka jest prawniczk¹ - mówiê, jakby to wszystko t³umaczy³o.
- Prawniczk¹ to ona jest przy okazji! Z zawodu! A z duszy jest kastracyjnym ilustr
atorem pism kobiecych, które namawiaj¹ kobiety do samowystarczalnego wiata!
Nie wpad³abym na tak¹ przeno niê. Ale przecie¿ nie przysz³am dyskutowaæ o Ani, tylko o prob
ach Konrada.
- Kondziu - mówiê przymilnie, bo mi siê te tulipany przypomnia³y - chcia³e pogadaæ, to mów
156
- Co ja mam zrobiæ, ¿eby poznaæ jak¹ fajn¹ dziewczynê?
O, nie dam siê nabraæ! To stara piewka Konrada. Pamiêtam jeszcze z siedem lat temu dawa³a
m siê na to nabieraæ i wszystkie wie¿e rozwódki zaprasza³am na kolacjê, je li mia³ byæ na
ad, w nadziei, ¿e dwie samotne dusze porozumiej¹ siê szybko i bez k³opotów. Nic z tego.
-Rozwódka? Taka zawsze bêdzie porównywaæ. A poza tym umówmy siê, ona siê ju¿ raz nie sprawd
- Ty nawet nie ryzykujesz sprawdzenia siê! - mówi³am wtedy do Konrada w trosce najg³êbszej
. - Ty zaryzykuj!
-Panna? - mówi³ Konrad - No wiesz, kobieta w pewnym wieku, je li jest pann¹, to znaczy, ¿e
siê do niczego nie nadaje. To znaczy, ¿e nikt jej nie chcia³...
- Przecie¿ sam jeste kawalerem! A na pewno siê do czego nadajesz - próbowa³am rozwin¹æ sk
anielskie.
- Taka m³oda? Co ona wie o ¿yciu? Ja chcê partnerki, a nie wychowanki.
- Ty te¿ jeszcze nie jeste taki stary...
- Taka stara? Ona wie za du¿o o ¿yciu...
- Przecie¿ ty te¿ jeste nie najm³odszy - przypomina³am nieopatrznie.
- Taka ³adna? £adne nie maj¹ zwojów w mózgu, ja potrzebujê kobiety inteligentnej...
- £adna to nie znaczy g³upia - oburza³am siê. - Nie oceniaj ludzi po wygl¹dzie!
157
p
L
- Taka brzydka? No wiesz, nie spodziewa³em siê tego po tobie... Jednak uroda jest wa¿n
a...
- Ty patrz na duszê! - z³o ci³am siê. - Opakowanie jest niewa¿ne!
Nie nabierze mnie ju¿ na to. O nie!
- Chcesz poznaæ fajn¹ kobietê?
- No jasne. Anka na przyk³ad zieje takim ogniem do facetów, ¿e gdybym nawet, hipotetyc
znie rzecz bior¹c, próbowa³ siê do niej zbli¿yæ... Nie! W³a nie nie o tak¹ kobietê mi chodz
ciwieñstwo, na przyk³ad, tej twojej Anki!
- Konrad - przerwa³am - jest tylko jeden sposób, ¿eby sobie znalaz³ kobietê, która... - I
co mnie tknê³o. - A jaka ona ma byæ, trochê bardziej szczegó³owo? Skoro ju¿ wiesz, jaka ma
byæ?
- Zwyczajna. Dobrze by³oby, gdyby by³a niebrzydka. Ale wiesz, chodzi mi o kogo takieg
o jak ty.
Masz babo placek! Ja jako ikona marzeñ Konrada?
- To znaczy z twoimi zaletami, ale bez twoich wad
- sprostowa³ Konrad. - Mo¿e byæ nawet w twoim wieku, ale ¿eby by³a fajna, m¹dra, uczciwa, n
e boj¹ca siê zaryzykowaæ zwi¹zku...
Bez moich wad! A jakie to ja mam wady?
- Wiesz co Konrad? Jest taki sposób stuprocentowy
- pos³u¿y³am siê wiedz¹ od najlepszego terapeuty w tym kraju - ¿eby pozna³ kobietê uczciw
r¹, dowcipn¹, i tak dalej. Najpierw sam siê musisz taki staæ! Bo dobro przyci¹ga dobro!
158
I podnios³am siê, nie wypiwszy soku pomarañczowego, albowiem by³ skwa nia³y, a nie chcia³am
biæ przykro ci Konradowi. Choæ w³a ciwie zas³u¿y³ trochê. Mo¿e byæ nawet w moim wieku! Co
Konrad zosta³ z otwart¹ buzi¹. Ale tym razem nie da³am siê nabraæ. On po prostu szuka potwi
rdzenia dla swojej samotno ci. I to nie tylko potwierdzenia, ale usprawiedliwienia
dla potrzeby wygody i ¿ycia bez zobowi¹zañ, a uczucia lokuje w chomiku, co mu chwilow
o zupe³nie wystarcza. Chomik nie gada, nie przeszkadza, przewa¿nie je i pi, nie ma po
trzeby za³o¿enia z Konradem rodziny i nie chce mieæ z nim dzieci, bo zegar biologiczny
i tak dalej. Chomik jest zwierz¹tkiem bezpiecznym. Oto dlaczego Konrad uwielbia P
inoche-ta! I pomy leæ, ¿e tracê czas na obcych facetów, a nie pamiêtam, kiedy ostatni raz m
g³am spokojnie spêdziæ parê godzin ze swoim w³asnym. Ca³e szczê cie, ¿e wyje¿d¿amy!

Aaaby wywo³aæ konflikt ca³odobowo...

Wydrukowa³am sobie te sze ædziesi¹t listów. Jakie to szczê cie, ¿e niektóre siê powtarzaj¹!
Podajcie adres tej placówki, o której pisali cie w numerze pierwszym... I na osiem li
stów mam odpowied . Zmieniam tylko Droga Aniu na Droga Krystyno albo Drogi Panie Cze
s³awie.
Wynios³am siê z laptopem Adama do ogrodu, w sam k¹t, bo w domu wszyscy maj¹ do mnie jaki
e interesy. A to czy ziemniaki siê maj¹ jeszcze d³ugo gotowaæ, a to czy mogê wyjechaæ nie
Irlandii tylko do Stanów, i to najlepiej z wami, a to czy jeste w domu, czy ciê nie m
a, bo babcia dzwoni i co ja mam jej powiedzieæ, ¿eby nie sk³amaæ, skoro mówi³a , ¿e ciê nie
to czy dosz³a ju¿ do siebie po tym pijañstwie, a to czy nie wiesz, gdzie jest bluzka, t
a czerwona na rami¹cz-kach, a to, gdzie jest proszek do kolorowego i czy d³ugo jeszc
ze bêdziesz siedzia³a, bo jest niezwyk³y program i ja sobie tylko cichutko w³¹czê. Adam nie
ma
160
¿adnych pytañ, z wyj¹tkiem tego, dlaczego nie kupi³am ¿arcia dla psa, skoro obieca³am. A ja
próbujê pracowaæ! Dlaczego tego nikt nie rozumie?
Dwadzie cia odpowiedzi wczoraj, dzisiaj dziesiêæ, ju¿ mam prawie trzydzie ci. To absolutny
rekord wiata. I w³a nie wtedy kiedy to skonstatowa³am, zobaczy³am Aniê id¹c¹ przez ogród,
nê mojego zacisznego k¹cika.
Ucieszy³am siê trochê.
- Nie odpowiada³a komórka - Ania uca³owa³a mnie serdecznie - ale wpad³am, bo ogl¹da³am dzia
y lesie i nie mog³am siê ko³o ciebie nie zatrzymaæ!
Przyci¹gnê³am do swojego k¹cika drugi fotel wiklinowy i postanowi³am siê trochê bardziej uc
zyæ z niespodziewanej przerwy w pracy. Przynios³am dwie szklanki soku, który sama wyci
skam, ¿eby by³o zdrowo, i po³o¿y³am nogi na stoliku. Zaczê³o mi byæ naprawdê dobrze. Rozkos
iê schy³kiem dnia. I nagle dosz³o do mnie, ¿e Ania pyta, co ja na to.
- Na co? - zapyta³am z g³upia frant, bo upa³ by³, dwadzie cia siedem stopni w cieniu, lato
w pe³ni, choæ s³oñce w³a nie malowniczo chyli³o siê ku zachodowi, nie zwracaj¹c na mnie na
zej uwagi, co zawsze mnie nieco peszy.
- No, na to wszystko, co ci powiedzia³am. - Wzruszy³a ramionami.
Ocknê³am siê, bo rzeczywi cie mówi³a ju¿ od jakiego czasu, ale du¿o i prêdko, a przy dwudz
dmiu stopniach s³owa rozp³ywaj¹ siê w powietrzu. Poza tym
161
zajmowa³am siê czym du¿o powa¿niejszym ni¿ s³uchanie. Rozwa¿a³am w³a nie, czy s³oñce wie,
go zachodzeniu? I co ono na to? Czy to, ¿e patrzê, ma wp³yw - w wietle nauki - na to za
chodzenie? Skoro cz¹stki elementarne podgl¹dane przez fizyków zmieniaj¹ swój tor... A s³oñc
est wiêksze ni¿ cz¹stka elementarna... I czy gdybym zamknê³a oczy, s³oñce zachodzi³oby inac
chocia¿ nie jestem fizykiem?
Ale moja przyjació³ka, której stara³am siê wyja niæ, dlaczego jej nie s³ucham, zdenerwowa³a
- Co mnie obchodz¹ cz¹stki elementarne - krzyknê³a - kiedy ja ci w³a nie próbujê wyt³umaczy
sposób do niczego nie dojdziemy! My, jako pañstwo!
O pañstwie najlepiej siê rozmawia z Konradem, a nie ze mn¹, ale trudno.
Przesta³am siê skupiaæ na fizyce, która nigdy nie by³a moj¹ mocn¹ stron¹, a zaczê³am siê sk
która ostatecznie jest prawdziwym mecenasem. Có¿ wobec niej znaczy cz¹stka elementarna!
Ania zajmuje siê doradztwem w Powa¿nych Spó³kach. I opowiada mi, jak to pewna Powa¿na Spó³k
arazi³a siê jej Firmie, naruszaj¹c ustawê o nieuczciwej konkurencji. Zarz¹d Firmy siê zdene
wowa³, pozwa³ Spó³kê do s¹du. Spó³ka siê zdenerwowa³a, albowiem by³a winna, i zaczê³a negoc
lubownie za³atwiæ.
S³oñce coraz bli¿ej horyzontu, a Ania w p¹sach próbuje mi obja niæ zwi¹zek przyczynowo skut
miêdzy stanem pañstwa, w którym tak piêknie zachodzi s³oñce, a jej Firm¹.
162
- No i dosz³o do porozumienia, to znaczy oni maj¹ nas przeprosiæ.
- Cieszê siê - powiedzia³am, bo jak kto kogo przeprasza, to zawsze mo¿e z tego co dobreg
ynikn¹æ.
-Ja ci tylko powiem, jaki by³ tekst przeprosin! - krzyknê³a Ania. - Tak jest ze wszyst
kim!
- Mów - zgodzi³am siê, bo dzieñ, chocia¿ siê koñczy³, by³ piêkny. A poza tym naprawdê siê p
- W zwi¹zku z zaistnia³¹ sytuacj¹ obie firmy zgodnie o wiadczaj¹, ¿e w ich wzajemnych rela
ch dosz³o do pominiêcia pewnych elementów uczciwejkonkurencji... -wyrecytowa³a Ania i za
pad³a w fotel wiklinowy depresyjnie.
Ja, w przeciwieñstwie do Ani, ucieszy³am siê bardzo. Oto powsta³ zupe³nie nowy wzorzec dla
przeprosin publicznych. Co tam zachód i lato! Jakie¿ to otwiera mo¿liwo ci!
Na przyk³ad zamiast przykrej sprawy rozwodowej i o podzia³ maj¹tku, m¹¿, który zostawi ¿onê
d³ugonogiej anorektyczki trzydzie ci lat m³odszej, mo¿e napisaæ: Obie strony zgodnie o wiad
zaj¹, ¿e nast¹pi³o drobne pominiêcie w sprawie ustaleñ dotycz¹cych umowy ma³¿eñskiej.
Albo z³odziej, który ukrad³ mercedesa 3000 z dowolnymi literkami, mo¿e daæ og³oszenie: W zw
ku z zaistnia³¹ sytuacj¹ obie strony zgodnie o wiadczaj¹, ¿e nast¹pi³o pominiêcie pewnych z
wo uznanych umów kupna-sprzeda¿y.
Albo prezydent jakiego mocarstwa mo¿e przeprosiæ jaki ma³y kraj, na który napad³, w nastê
sposób:
163
W zwi¹zku z zaistnia³¹ sytuacj¹ obie strony zgodnie o wiadczaj¹, ¿e w ich wzajemnych relacj
nast¹pi³o pominiêcie pewnych wcze niej uzgodnionych pokojowych za³o¿eñ.
Albo jaki polityk mo¿e napisaæ: W zwi¹zku z zaistnia³¹ sytuacj¹ obie strony zgodnie o wiad
akcje Xzosta³y nieprzypadkowo pominiête...
Daje to wiêc nieograniczone pole do popisu nie tylko w sprawach prywatnych, ale w
sprawach wielkiej wagi. Nie majak dogadanie siê na p³aszczy nie i pokojowo! I szkoda p
ieniêdzy na du¿e teksty, przecie¿ p³aci siê za ka¿dy centymetr.
Mo¿na wszystkie umie ciæ w drobnych og³oszeniach. I potraktowaæ je bardziej skrótowo:
Na przyk³ad:
Obie o wiadczaj¹, z szacunkiem.
Lub:
Aby ustawê naruszyæ... zadzwoñ...
Lub:

Aaaby wywo³aæ konflikt ca³odobowo...


Lub jeszcze krócej:
Aaaaaale siê porobi³o!
Byæ mo¿e Ania te¿ zostanie nasz¹ s¹siadk¹, troszkê dalsz¹. By³oby cudownie! Ale musi negocj
bo ziemia posz³a w górê. No có¿, u nas ziemia idzie w górê, a u innych le¿y sobie spokojnie
i kraj mieszny. Ceny za to spadaj¹ z ³omotem - na billboardach.
A potem nic z tego, ni z owego Ania zapyta³a, kto to by³ ten bufoniasty nadêty facet,
Konrad zdaje siê. I jak
mogê siê przyja niæ z kim , kto ma tak niskie mniemanie o kobietach?
Wyrazi³a pogl¹d, ¿e nic dziwnego, i¿ na wiecie jest tak du¿o samotnych kobiet, skoro mê¿cz
do niczego nie nadaj¹ (Adam siê nadaje, ale nie mia³am zamiaru jej o tym przekonywaæ). W
yrazi³a te¿ nadziejê, ¿e nic mi siê nie stanie w samolocie, kiedy powiedzia³am jej, ¿e lecê
ona umiera ze strachu, i do zobaczenia po moim przyje dzie. I ¿e gdyby mi siê co sta³o, t
o w sensie prawnym ona jest do dyspozycji.
Odprowadzi³am Aniê i przenios³am siê z prac¹ do pokoju Tosi, bo Tosia chce ogl¹daæ bardzo w
film, w du¿ym pokoju.
Jeszcze tylko dwadzie cia sze æ listów i bêdê mog³a siê zacz¹æ przejmowaæ tym, ¿e spêdzê os
locie. Teraz nie mam czasu siê baæ.
*
Jednak przyjecha³am do redakcji, bo w domu nie ma warunków do pracy.
Tosia zaliczy³a jakie egzaminy w studium, ale nie wszystkie, i siê nie uczy, bo to ni
e ma sensu, bo ten wredny profesor chce, ¿eby go b³agaæ o dopuszczenie, a ona nie bêdzie
b³agaæ, i ona ma plany na ¿ycie nie zwi¹zane z profesorem i zupe³nie serio przygotowuje s
iê do wyjazdu do Irlandii. W ostatnich dwóch latach wyjecha³o milion Polaków i gdyby ka¿da
rodzina tak siê przejmowa³a jak ja, to mieliby my mnóstwo milionów
164
165
sfrustrowanych obywateli i ¿ebym nie dodawa³a swojej frustracji do ogólnej frustracji,
bo z tego bior¹ siê wojny - us³ysza³am wczoraj wieczorem, kiedy dotar³o do mnie, ¿e to, co
mówi Tosia, nie jest ¿artem.
Zamknê³am siê w naszym pokoju i nawet nie schodzê po napoje, bo ka¿da wizyta na dole koñczy
siê po pó³godzinie, a nie mogê sobie pozwoliæ nawet na malutk¹ przerwê.
Droga redakcjo, czy nie ma kary boskiej na mojego szefa...
Dobre.
Droga redakcjo, zbli¿a siê okres wakacyjny, a ja jestem gruba. Podajcie proszê jak¹ dietê,
która pozwoli³aby mi do szesnastego lipca (wtedy mam zaplanowany wyjazd nad morze) z
rzuciæ przynajmniej dziewiêæ kilo...
Droga redakcjo, jestem gruba...
Droga redakcjo, mam nadwagê...
Tu bêdzie trzy w jednym. Kto, do cholery jasnej, w³¹czy³ radio i gdzie! Nie mogê siê skupiæ
...chcia³abym odzyskaæ pieni¹dze za waszym po rednictwem...
Niestety, nie po redniczymy. Chocia¿ gdyby my za³o¿yli w ramach ubocznej dzia³alno ci gospo
czej przy
redakcji ma³¹ kancelariê prawnicz¹, to mogliby my przestaæ wydawaæ miesiêcznik. Co za palan
yniós³ radio do redakcji!
Droga redakcjo, by³am na wczasach odchudzaj¹cych specjalnie przed urlopem z mê¿em i nic
nie schud³am, to znaczy dwa kilo, ale teraz po tygodniu wa¿ê tyle samo. Jak odzyskaæ pie
ni¹dze z tych wczasów, bo to oszustwo...
n
Samo siê pisze. O, Kayah, lubiê. Droga Pani Stanis³awo...
- Judyta? - Igor wsadzi³ g³owê w drzwi. - Naczelny prosi...
Gdybym nie mia³a w³asnego szefa, by³abym w stanie pracowaæ dwa razy wydajniej. Nastawiam
program na drukuj" i schodzê na dó³. Muzyka z ka¿dym schodkiem g³o niejsza.
To z pokoju Naczelnego.
Pukam, brak odpowiedzi. Za to drzwi a¿ dr¿¹ od muzyki. Wo³aæ jak¹ kobietê z bardzo wa¿nego
, ze szczytu jakiego wie¿owca, poniewa¿ siê wychodzi, znika, rozp³ywa w powietrzu - to ba
rdzo mêskie. Korzystam z okazji, ¿e jestem na dole, i robiê sobie herbatê. Gor¹ca herbata,
bo pada i znowu zrobi³o siê ch³odno, powinna mnie zmobilizowaæ do pracy. Pod warunkiem,
¿e kto wy³¹czy muzykê. I reklamy, które
166
167
mnie zaburzaj¹. W kuchni pani Janeczka obsypuje sol¹ porz¹dny kawa³ wo³owiny.
- Spróbujesz, Judytka? Na surowo? Nie ma mowy. Upieczon¹ tak, bo obiadu w domu nie m
a. Radio drze siê jak opêtane. Przysiadam na chwilê,
chocia¿ od tego rytmu g³owa mi pêka. Pani Janeczka podaje mi wyciskacz do czosnku i cz
osnek.
- Dziecko, ja si³y w rêkach nie mam...
Oto dlaczego w pracy czujê siê jak w domu, a w domu jak w pracy. Ma to oczywi cie te¿ sw
oje dobre strony. Ja mêczê siê z czosnkiem, a pani Janeczka podryguje lekko. W jej wie
ku?
- Nie mogê tego s³uchaæ. - Zatykam uszy.
- No, pani Judyto? - dolecia³ mnie pe³en wyrzutu bas od drzwi kuchni.
- By³am u pana, ale nikogo nie by³o!
- Jestem ca³y czas! Radio przynios³em, bo przy muzyce miewam dobre pomys³y. Trzeba by³o
zapukaæ! Proszê do mnie, bo mam pomys³, ¿eby...
‾eby wy³¹czyæ to radio... To by³by najlepszy jego pomys³.

Ca³e szczê cie, ¿e z tych sze ædziesiêciu listów odpad³o prawie jedena cie. To znaczy wróci
rz (!) redakcji, bo to s¹ pytania o prenumeratê albo dobre rady, ¿eby my przestali siê wyg³
piaæ, albo po-
168
chwa³y, albo tylko pozdrowienia, albo pro by, ¿eby pozdrowiæ, albo sugestie, ¿eby zrobiæ wy
ory w lipcu, jednym s³owem - nie dla mnie robota. Karna zagarnê³a stosik i bêdzie musia³a
siê z tym uporaæ.
Nowy pomys³ Naczelnego polega na tym, ¿eby jednak zamieszczaæ w pi mie horoskop. Tylko j
aki inny, przewrotny, dowcipny, taki, który by przyci¹ga³ czytelników, ale jednocze nie ni
robi³ wody z mózgu. I czy co mi przychodzi do g³owy w tej sprawie. Otó¿ jedno mi przychod
i do g³owy w tej sprawie: umywam rêce. Wiem, ¿e ka¿dy nowy pomys³ Naczelnego to dla mnie n
astêpna robota. Nie bêdê robiæ horoskopów, nie mogê sobie braæ na g³owê jeszcze jednej rubr
stem przeciwna utwierdzaniu ludzi w przekonaniu, ¿e lepy los rz¹dzi ich losem, ¿e istni
eje jaki cudowny sposób, ¿e mo¿na odmieniæ swoje ¿ycie za pomoc¹ fetysza, gwiazd, kart, ka
nia czy czegokolwiek. A ju¿ najmniej wierzê w s³owo pisane.
Co innego oczywi cie feng shui. Od czasu, kiedy powiesi³am dzwoneczki na drzwiach, ¿yc
ie moje siê unormowa³o, jestem z Adasiem szczê liwa, mam pracê, jadê do Ameryki, i tak dale
. I mo¿na sobie w miejscu odpowiednim powiesiæ rybki, drewniane, kolorowe - bo wtedy
cz³owiek siê wzbogaca. Ale wiara w przes¹dy? Co to, to nie! Naczelny wydawa³ siê rozczaro
wany, a ja wróci³am do siebie. Bez herbaty na wszelki wypadek, poniewa¿ lubiê sobie po n
i¹ biegaæ z poddasza i raz po raz wspinaæ siê na schody.
mnie zaburzaj¹. W kuchni pani Janeczka obsypuje sol¹ porz¹dny kawa³ wo³owiny.
- Spróbujesz, Judytka? Na surowo? Nie ma mowy. Upieczon¹ tak, bo obiadu w domu nie m
a. Radio drze siê jak opêtane. Przysiadam na chwilê,
chocia¿ od tego rytmu g³owa mi pêka. Pani Janeczka podaje mi wyciskacz do czosnku i cz
osnek.
- Dziecko, ja si³y w rêkach nie mam...
Oto dlaczego w pracy czujê siê jak w domu, a w domu jak w pracy. Ma to oczywi cie te¿ sw
oje dobre strony. Ja mêczê siê z czosnkiem, a pani Janeczka podryguje lekko. W jej wie
ku?
- Nie mogê tego s³uchaæ. - Zatykam uszy.
- No, pani Judyto? - dolecia³ mnie pe³en wyrzutu bas od drzwi kuchni.
- By³am u pana, ale nikogo nie by³o!
- Jestem ca³y czas! Radio przynios³em, bo przy muzyce miewam dobre pomys³y. Trzeba by³o
zapukaæ! Proszê do mnie, bo mam pomys³, ¿eby...
‾eby wy³¹czyæ to radio... To by³by najlepszy jego pomys³.
*
Ca³e szczê cie, ¿e z tych sze ædziesiêciu listów odpad³o prawie jedena cie. To znaczy wróci
rz (!) redakcji, bo to s¹ pytania o prenumeratê albo dobre rady, ¿eby my przestali siê wyg³
piaæ, albo po-
168
chwa³y, albo tylko pozdrowienia, albo pro by, ¿eby pozdrowiæ, albo sugestie, ¿eby zrobiæ wy
ory w lipcu, jednym s³owem - nie dla mnie robota. Kama zagarnê³a stosik i bêdzie musia³a s
iê z tym uporaæ.
Nowy pomys³ Naczelnego polega na tym, ¿eby jednak zamieszczaæ w pi mie horoskop. Tylko j
aki inny, przewrotny, dowcipny, taki, który by przyci¹ga³ czytelników, ale jednocze nie ni
robi³ wody z mózgu. I czy co mi przychodzi do g³owy w tej sprawie. Otó¿ jedno mi przychod
i do g³owy w tej sprawie: umywam rêce. Wiem, ¿e ka¿dy nowy pomys³ Naczelnego to dla mnie n
astêpna robota. Nie bêdê robiæ horoskopów, nie mogê sobie braæ na g³owê jeszcze jednej rubr
stem przeciwna utwierdzaniu ludzi w przekonaniu, ¿e lepy los rz¹dzi ich losem, ¿e istni
eje jaki cudowny sposób, ¿e mo¿na odmieniæ swoje ¿ycie za pomoc¹ fetysza, gwiazd, kart, ka
nia czy czegokolwiek. A ju¿ najmniej wierzê w s³owo pisane.
Co innego oczywi cie feng shui. Od czasu, kiedy powiesi³am dzwoneczki na drzwiach, ¿yc
ie moje siê unormowa³o, jestem z Adasiem szczê liwa, mam pracê, jadê do Ameryki, i tak dale
. I mo¿na sobie w miejscu odpowiednim powiesiæ rybki, drewniane, kolorowe - bo wtedy
cz³owiek siê wzbogaca. Ale wiara w przes¹dy? Co to, to nie! Naczelny wydawa³ siê rozczaro
wany, a ja wróci³am do siebie. Bez herbaty na wszelki wypadek, poniewa¿ lubiê sobie po n
i¹ biegaæ z poddasza i raz po raz wspinaæ siê na schody.
Milczenie.
- No, Konrad, mów - ponagli³am.
- Z mê¿czyznami jest w³a nie taka sprawa, ¿e oni nie chc¹ byæ przymuszani - powiedzia³ Konr
tóry siedzia³ w s³uchawce telefonu Igora. Jak wiadomo niewidzialne fale telefoniczne n
ie istniej¹. - Wiêc mnie nie podpytuj. Bo wy, kobiety, to zawsze chcecie niby mimoch
odem co z cz³owieka wyci¹gn¹æ, pomolesto-waæ, poplotkowaæ, obgadaæ, i zanim siê obejrzy cz
o mówi za du¿o.
- Konrad! - syknê³am do s³uchawki. - Nie chcê ciê molestowaæ, ale to ty dzwonisz! Wiêc mów!
Igor udawa³, ¿e nie s³yszy, choæ na d wiêk s³owa molestowaæ" drgn¹³.
- W moim ¿yciu wydarzy³o siê co wa¿nego... Rozmowa z mê¿czyzn¹ zawsze jest ciê¿ka.
- Nie chcesz, to nie mów - powiedzia³am ugodowo.
- No wiesz, nie rozumiem ciebie. To ja dzwoniê, ¿eby siê z tob¹ podzieliæ wa¿n¹ wiadomo ci¹
nie chcesz ze mn¹ rozmawiaæ.
- Ale jak¹, Konrad, na mi³o æ bosk¹, jak¹ wiadomo ci¹?
- To nie na telefon - powiedzia³ Konrad. - Mo¿emy siê spotkaæ?
Jeszcze mi tylko Konrada brakuje do tego, co mam na g³owie.
- Jestem przed wyjazdem...
- Muszê siê z tob¹ zobaczyæ, to nie na telefon... Ale jeste jedyn¹ osob¹, z któr¹ mogê por
172
Dla Konrada te¿, jak dla Hanny, z któr¹ porozmawiaæ nie mogê. Wiêc oczywi cie nie odmówiê.
- To wpadnij - mówiê, ale sama s³yszê, ¿e nie brzmi to zbyt zachêcaj¹co.
- Mówiê serio, naprawdê potrzebujê twojej pomocy... - g³os Konrada brzmi smutno.
- To¿ mówiê, ¿eby wpad³! O której bêdziesz wraca³? - Mo¿e mnie pobierze z redakcji, bo zno
cha³am kolejk¹.
-Nie wiem... - zaczyna siê pl¹taæ Konrad. - Nie wiem, do której posiedzê... Nie to nie.
- Wpadnij wieczorkiem wobec tego.
- Bardzo ci dziêkujê... - szemrze Konrad. ‾al mi siê go robi. I pomy leæ, ¿e w pracy go chw
Ko³o pi¹tej mam ju¿ do napisania tylko trzy listy. Zd¹¿ê ze wszystkim. Zbiegam ze schodów,
z³apaæ kolejkê dwadzie cia po. Od drzwi cofam siê po ten list od Hanny. Trzydzie ci trzy ra
y dwa i zadyszka w tramwaju, do którego musia³am gnaæ, bo sta³ na przystanku, szczê liwie n
wiat³ach. Jestem za stara na takie rzeczy jak bieganie za tramwajem. I autobusem.
I do stacji kolejki. I po schodach w dó³.
*
Do Pruszkowa sta³am, bo wpad³am do wagonu w ostatniej chwili. Nie daje mi spokoju te
n list od Hanny. Ile osób w tym kraju pisze do redakcji, nie podaj¹c
173
adresu, tylko dlatego, ¿e nie do wytrzymania jest absolutna samotno æ, i tylko po to, ¿e
by kto wiedzia³, co je boli?
I ta pora¿aj¹ca anonimowo æ, czyli kompletny brak nadziei, ¿e kto mo¿e pomóc.
To jest temat, a nie jakie horoskopy! I nie komputer i czaty, bo oczywi cie, ¿e B³êkitna
Pustka jest tak samo anonimowa i mo¿esz sobie poudawaæ, kogo chcesz, ale zawsze kto n
a innej z³¹czce mo¿e ciê przeczytaæ i co odpowiedzieæ g³upiej lub m¹drzej. W Internecie la
ie, a w anonimowym li cie do redakcji o szóstej ci¹¿y jest gdzie ukryta kobieta, do której
nikt siê nie odezwie, bo nie majak.
Za Pruszkowem zwolni³o siê miejsce ko³o okna, tu¿ przy drzwiach, które nie s¹ zamkniête szc
nie i trochê przez nie moczy deszczem. Gapiê siê przez okno i nawet nie mam ochoty prz
ygl¹daæ siê ludziom. Obok mnie siedzi i rozpycha siê kobieta s³usznej postury razem ze swo
imi zakupami. Nie lubiê jechaæ kolejk¹, kiedy jest zimno i pada, wszyscy parujemy, mier
dzi, okien nie mo¿na otworzyæ, tradycyjnie tych samych, których nie mo¿na by³o zamkn¹æ w cz
e mrozów. Jeste my szarzy i wokó³ zaczyna byæ szaro. Otwieram swoj¹ ulubion¹ ksi¹¿kê i zacz
aæ, mimo ¿e kobieta s³usznej postury usi³uje umie ciæ na moim podo³ku swoje torby z zakupam
Fajnie pisze ten Jampolsky. ‾e zawsze mamy do wyboru tylko dwie rzeczy - lêk albo mi³o æ.
W ka¿dym momencie swojego ¿ycia: kupuj¹c ziemniaki i traktuj¹c
174
tak czy inaczej dziecko, narzeczonego, mê¿a, siostry, s¹siadki - wybieramy miêdzy mi³o ci¹
iem. Je¿eli startujemy z pozycji mi³o ci, mamy szansê wyj æ z tego obronn¹ rêk¹, natomiast
dchodzimy do ¿ycia z lêkiem - wtedy jeste my straceni. I ten Jampolsky - siedzê w tej ko
lejce i czytam na w³asne oczy - opowiada, ¿e podzieli³ siê t¹ odkrywcz¹ my l¹ ze swoim przy
lem, i traf chcia³, ¿e opowie æ trafi³a na podatny grunt, przyjaciel s³ucha³ go uwa¿nie. Pa
pó niej, a rzecz siê dzieje w Ameryce, oczywi cie, do której pojadê - w nocy w swoim w³asny
omu us³ysza³ jaki ha³as, zszed³ z sypialni do salonu i zobaczy³ m³odego cz³owieka z no¿em,
sterycznie zacz¹³ krzyczeæ: Odsuñ siê od telefonu, bo zabijê!" - i wymachiwa³ no¿em, i za¿
Przyjaciel Jampolsky'ego wzi¹³ g³êboki oddech i sobie postanowi³, ¿e oto trafia mu siê oka
startowaæ z pozycji mi³o ci, a nie lêku i powiedzia³: Nic nie zrobiê, nigdzie nie zadzwon
ie zawiadomiê policji, ale proszê, powiedz, o co chodzi, widaæ jeste w wiêkszej potrzebie
ni¿ ja, je¿eli co ci siê przyda z mojego domu - we ". Od s³owa do s³owa - a skoñczyli roz
przy kolacji, okaza³o siê, ¿e m³ody cz³owiek w³a nie wszystko straci³, nie jad³ od trzech d
ma ¿adnych perspektyw na pracê i by³ zdesperowany. Przyjaciel Jampolsky'ego da³ mu trzy
sta dolarów na nowe ¿ycie i rozstali siê w zgodzie.
Czytam sobie takie opowie ci, ¿eby nie zwariowaæ i serce mi ro nie w tej kolejce, ju¿ mi t
orby pani s³usznej postury tak nie przeszkadzaj¹, dochodzê do wnio-
175
sku, ¿e wagoniki by³y projektowane kiedy , jak ludzie byli szczuplutcy i malutcy, a to
nie jej wina, ¿e nie jest szczuplutka i malutka, ani moja, ¿e te¿ nie jestem, i zerka
m przez okno, bo przecie¿ jak pada, to znaczy, ¿e przestanie padaæ, jak przestanie pad
aæ, to wyjrzy s³oñce, jak wyjrzy s³oñce, to siê zrobi ciep³o, jak siê zrobi ciep³o, to znow
bêdê mog³a narzekaæ, ¿e upa³. I postanawiam te¿ rzeczywisto æ traktowaæ z mi³o ci¹, a nie
I wtedy kolejka staje, drzwi siê otwieraj¹ i wtaczaj¹ siê do wnêtrza pijani panowie, w lic
zbie osób trzy, mierdz¹ nieprzetrawionym alkoholem i s¹ chyba agresywni, bo jeden z nic
h mówi na ca³y g³os:
- A te kurwy to ca³y dzieñ siedz¹ i nawet miejsca nie ust¹pi¹.
Pani obok mnie jakby uby³o z sze ædziesi¹t kilo, bo natychmiast siê poderwa³a, zgarnê³a swo
rby i znik-nê³a z przodu wagonu. Obok mnie natomiast uwali³ siê jeden z panów.
Serce mi stanê³o z przera¿enia, albowiem nade wszystko nie znoszê awantur po pijaku z ob
cymi. Ksi¹¿ka mi w rêkach zadr¿a³a, potrz¹ niêta przez pana obok i oczywi cie zdanie - lêk
bi³o mi siê powtórnie w oczy.
Ha, pomy la³am sobie, Judyto, oto sama rzeczywisto æ sk³ania ciê do podjêcia decyzji - i po
dzia³am spokojnie do dwóch wisz¹cych nade mn¹ facetów:
-Ja te¿ mogê ust¹piæ miejsca, siedzia³am osiem godzin w pracy.
176
Facetom opad³y szczêki i tak ju¿ zosta³y. Ludzie popatrzyli na mnie jak na ich kole¿ankê, c
by³o bolesne. Pan ko³o mnie, który te¿ mnie przyrzuci³ ciê¿k¹ foliow¹ torb¹, zabra³ tê tor
n i ciasno obj¹³ rêkami na swoich. Oraz, niestety, nachyli³ siê do mnie i powiedzia³:
- Pani siedzi. Kolega nie chcia³ pani obraziæ, ani nikogo, tylko zdenerwowany jest.
Pokiwa³am g³ow¹, mimo ¿e od jego oddechu zrobi³o mi siê niedobrze, ale poniewa¿ wybra³am mi
lêk - cholerny Jampolsky, w ¿yciu nasz¹ kolejk¹ nie je dzi³! - to siedzia³am spokojnie.
- Pani siê nie gniewa, my przepraszamy, ale co by pani zrobi³a... - powiedzia³ ten sta
ry cz³owiek i zanurzy³ d³oñ w swojej plastykowej torbie. Ko³o nas zrobi³o siê lu no, ja zos
statecznie zakwalifikowana przez pasa¿erów jako kole¿anka trzech meneli. Ca³e szczê cie, ¿e
kt znajomy nie jecha³.
- Rozumiem, ¿e co siê sta³o - podejmujê rozmowê przez zaci niête gard³o.
- Pani! - chucha na mnie ten pijaczyna. - A to siê sta³o, ¿e, pani patrzy - z torby wy
jmuje takie buty, jak kiedy nosi³y salowe, z wyciêtymi palcami i z wyciêt¹ piêt¹, bia³e, z
ria³u. - Pani patrzy, co nam dali na zak³adzie, w zimie mamy 14 stopni w hali, a oni
nam takie buty dali. Pani by co takiego za³o¿y³a? To w ogóle nie dla ch³opa.
- Nie, nie w³o¿y³abym - mówiê i palê siê ze wstydu. A ten cz³owiek odk³ada buty i mówi:
777
- Nawet matce by pani nie da³a, prawda? Moja Matka w takich butach?!
- Na pewno nie - potwierdzam z przekonaniem.
- Oni daj¹, a ja biorê, bo siê mo¿e przydadz¹ komu, prawda? No bo przecie¿ ja nie bêdê w ta
chodzi³. Pani patrzy... - Siêga do drugiej torby i wyjmuje plik z³o¿onych gazet, zadruko
wanych z jednej strony, ale druk rozmazany, musia³o za du¿o farby polecieæ. - Pani pat
rzy, ile to ryz papieru jest? No ile?
- Sporo tego - mówiê, pamiêtaj¹c ca³y czas, ¿e Jam-polsky moim guru.
- Pani, przecie¿ to jest papier, za który kto zap³aci³! Ja to biorê do domu, ¿eby mi ¿ona
a³a niadanie w ten papier. Jak nie jest od strony drukarskiej farby, to siê kanapki n
ie pobrudz¹. Ale przecie¿ nie bêdzie zmar-notrawiony, prawda?
Kiwam g³ow¹, a za jego oddech pójdê kiedy ¿ywcem do nieba, za to, ¿e siê nie odwracam i ni
ekam, gdzie pieprz ro nie, choæ wagonik do uciekania siê nie bardzo nadaje, ze wzglêdu n
a ograniczon¹ powierzchniê.
Ale chyba co w mojej twarzy by³o, bo pan popatrzy³ na mnie jako tak inaczej - zas³oni³ us
a rêk¹ - chyba odgad³, ¿e ten cug...
- Ja wiem, ¿e ja mierdzê alkoholem. Ale my nie pijemy, proszê pani. Szef nam da³, kierown
ik zmiany, pó³ litra na trzech, zamiast premii, pó³ litra na trzech, no to my wypili, tyle
naszego. A mieli my premiê dostaæ. Kierownik zmiany powiedzia³, ¿e dzisiaj z premi¹ do dom
wrócimy, co j¹ od wi¹t obiecywali, niewiele,
178
kilkadziesi¹t z³otych. A pod koniec zmiany przyszed³, pó³ litra postawi³ i powiedzia³: to p
ia. To pani nie ma za z³e, ¿e ja tak mierdzê. Ja tak bêdê mówi³, ¿eby na pani¹ nie lecia³o
O matko! Ale wpad³am. Ale z³o æ mi mija. Kolejny raz dowiadujê siê od wiata, ¿e nie nale¿y
pozorach.
- Przecie¿ ja bym wola³ ¿onie przynie æ te piêædziesi¹t z³otych, które by my dostali. No, a
ostanie. Pani mi nie wierzy, prawda?
Kiwam g³ow¹ nieprzekonuj¹co, a on siêga do kieszeni, wyjmuje sfatygowany portfel, z port
fela wyjmuje wistek i wyci¹ga do mnie.
- Pani patrzy. Na forum bym tego nie pokaza³, ale pani poka¿ê, bo siê nie wstydzê. Na foru
m nie - powtarza z lubo ci¹ s³owo forum", a ja widzê odcinek dla wp³acaj¹cego na Wielk¹ Or
rê wi¹tecznej Pomocy.
- Ogl¹da³a to pani? Jezu, jak my my z ¿on¹ p³akali, jak te bli niaczki pokazywali, ja pani
iem, ja mam piêædziesi¹t sze æ lat - mówi mi ten starzec. - Jak cz³owiek tyle czasu ¿yje na
e, to my li, ¿e wszystko wie, ¿e on najbiedniejszy. A cz³owiek w ogóle nie wie, jaka tu i ó
dzie bieda z nêdz¹. On my li, ¿e on biedny, bo takie buty dostanie czy na hali mu za cie
p³o albo za zimno, a tam dzieci w inkubatorach le¿¹. My z ¿on¹ to dzieci nie mamy, chocia¿
ardzo chcieli my mieæ. I ¿ona mówi od razu: Jasiek, rano id na pocztê i wp³aæ. Trzymam to,
na przysz³y rok numer konta. - Chowa wistek do portfela, a ja milczê.
179
- Nawet matce by pani nie da³a, prawda? Moja Matka w takich butach?!
- Na pewno nie - potwierdzam z przekonaniem.
- Oni daj¹, a ja biorê, bo siê mo¿e przydadz¹ komu, prawda? No bo przecie¿ ja nie bêdê w ta
chodzi³. Pani patrzy... - Siêga do drugiej torby i wyjmuje plik z³o¿onych gazet, zadruko
wanych z jednej strony, ale druk rozmazany, musia³o za du¿o farby polecieæ. - Pani pat
rzy, ile to ryz papieru jest? No ile?
- Sporo tego - mówiê, pamiêtaj¹c ca³y czas, ¿e Jam-polsky moim guru.
- Pani, przecie¿ to jest papier, za który kto zap³aci³! Ja to biorê do domu, ¿eby mi ¿ona
a³a niadanie w ten papier. Jak nie jest od strony drukarskiej farby, to siê kanapki n
ie pobrudz¹. Ale przecie¿ nie bêdzie zmar-notrawiony, prawda?
Kiwam g³ow¹, a za jego oddech pójdê kiedy ¿ywcem do nieba, za to, ¿e siê nie odwracam i ni
ekam, gdzie pieprz ro nie, choæ wagonik do uciekania siê nie bardzo nadaje, ze wzglêdu n
a ograniczon¹ powierzchniê.
Ale chyba co w mojej twarzy by³o, bo pan popatrzy³ na mnie jako tak inaczej - zas³oni³ us
a rêk¹ - chyba odgad³, ¿e ten cug...
- Ja wiem, ¿e ja mierdzê alkoholem. Ale my nie pijemy, proszê pani. Szef nam da³, kierown
ik zmiany, pó³ litra na trzech, zamiast premii, pó³ litra na trzech, no to my wypili, tyle
naszego. A mieli my premiê dostaæ. Kierownik zmiany powiedzia³, ¿e dzisiaj z premi¹ do dom
wrócimy, co j¹ od wi¹t obiecywali, niewiele,
178
kilkadziesi¹t z³otych. A pod koniec zmiany przyszed³, pó³ litra postawi³ i powiedzia³: to p
ia. To pani nie ma za z³e, ¿e ja tak mierdzê. Ja tak bêdê mówi³, ¿eby na pani¹ nie lecia³o
O matko! Ale wpad³am. Ale z³o æ mi mija. Kolejny raz dowiadujê siê od wiata, ¿e nie nale¿y
pozorach.
- Przecie¿ ja bym wola³ ¿onie przynie æ te piêædziesi¹t z³otych, które by my dostali. No, a
ostanie. Pani mi nie wierzy, prawda?
Kiwam g³ow¹ nieprzekonuj¹co, a on siêga do kieszeni, wyjmuje sfatygowany portfel, z port
fela wyjmuje wistek i wyci¹ga do mnie.
- Pani patrzy. Na forum bym tego nie pokaza³, ale pani poka¿ê, bo siê nie wstydzê. Na foru
m nie - powtarza z lubo ci¹ s³owo forum", a ja widzê odcinek dla wp³acaj¹cego na Wielk¹ Or
rê wi¹tecznej Pomocy.
- Ogl¹da³a to pani? Jezu, jak my my z ¿on¹ p³akali, jak te bli niaczki pokazywali, ja pani
iem, ja mam piêædziesi¹t sze æ lat - mówi mi ten starzec. - Jak cz³owiek tyle czasu ¿yje na
e, to my li, ¿e wszystko wie, ¿e on najbiedniejszy. A cz³owiek w ogóle nie wie, jaka tu i ó
dzie bieda z nêdz¹. On my li, ¿e on biedny, bo takie buty dostanie czy na hali mu za cie
p³o albo za zimno, a tam dzieci w inkubatorach le¿¹. My z ¿on¹ to dzieci nie mamy, chocia¿
ardzo chcieli my mieæ. I ¿ona mówi od razu: Jasiek, rano id na pocztê i wp³aæ. Trzymam to,
na przysz³y rok numer konta. - Chowa wistek do portfela, a ja milczê.
179
Mój przystanek zacz¹³ widnieæ na horyzoncie, wiêc powiedzia³am:
- Muszê pana przeprosiæ, bo wysiadam. I wtedy s³yszê:
- Czy ja mogê mieæ do pani pro bê?
Zrobi³o mi siê s³abo. O matko moja - mam przyjaciela do koñca ¿ycia - zapijaczonego, z³acha
ego, choæ nie menela. Ale Jampolskym mi siê odbi³o i mówiê:
- Proszê bardzo.
Nie muszê dodawaæ, ¿e widzê siebie w towarzystwie mo¿e i nie menela id¹c¹ do domu, pal lich
iadów, ale odprowadzi mnie, zobaczy, gdzie mieszkam, potem przyjdzie w nocy i mnie
zamorduje za sto piêtna cie z³otych, bo tyle mam przy sobie.
- Chcia³bym, ¿eby mi pani rêkê poda³a - mówi on, ja wstajê, a on mnie przepuszcza, ju¿ drzw
arte, ja podajê mu rêkê, a on mnie w tê rêkê ca³uje.
Wysiadam, porz¹dni" pasa¿erowie patrz¹ na mnie tak, ¿e nie powinnam siê ju¿ nigdy pokazaæ
ejce, i stajê na swoim przystaneczku.
Jak na jeden dzieñ mam dosyæ wra¿eñ. Chce mi siê p³akaæ, wstyd mi za siebie, za innych, za
wszechpotê¿ne ocenianie wszystkiego po pozorach. Jestem zmêczona i tej lekcji nie zapo
mnê do koñca ¿ycia.

Nikt nie jest sam


Ledwo wchodzê do domu, dzwoni Mój Ojciec powiedzieæ, ¿e wyje¿d¿aj¹ do Bia³egostoku na zapro
e cioci El¿uni i ich parê dni nie bêdzie.
Zaczynam mu opowiadaæ, co mnie dzisiaj spotka³o. Oddaje s³uchawkê matce, ze s³owami:
- Ja ci przecie¿ mówi³em, ¿e nie rozmawia siê z nieznajomymi, ja bym na twoim miejscu... -
jakbym mia³a dwana cie lat.
Jak przyjdzie Ada ko, to mu wszystko opowiem, bo to jest mê¿czyzna, który rozumie takie
koincydencje w przyrodzie.
Mama powiedzia³a, ¿ebym dba³a o siebie (jad¹ na dwa dni), ¿ebym uwa¿a³a na Tosiê i co ona z
z tym wyjazdem, i czy wpadnê podlaæ kwiaty, i na wszelki wypadek zostawia bigos w lo
dówce, to mogê sobie wzi¹æ, bo ojciec ma wrzody i mu szkodzi, a skoro ju¿ bêdê podlewaæ...
- Mamo, przecie¿ to tylko trzy dni -jêknê³am. -No w³a nie. Mog¹ byæ znowu upa³y... Dzwoniê
tylko, ¿eby siê po¿egnaæ, a ty...
181
Mam wra¿enie, ¿e Moja Matka nawet wyje¿d¿aj¹c do mnie, oddaje klucze s¹siadom, ¿eby co pod
i ¿egna siê z nimi równie¿.
Ledwo od³o¿y³am s³uchawkê i zdo³a³am zje æ dwa nale niki z serem na zimno, które znalaz³am
y Tosia? - zadzwoni³ domofon. Konrad kaza³ sobie otworzyæ bramê i wjecha³.
Wyszed³ z samochodu, a ja zauwa¿y³am, ¿e wygl¹da marnie. Szary jaki - twarz szara i reszta
szara, bo Konrad ubiera siê ze stonowan¹ elegancj¹. Stonowany elegancko kaza³ zamkn¹æ bramê
ak jakbym o tym nie pamiêta³a - i uca³owa³ mnie serdecznie.
- Mogê zdj¹æ marynarkê?
- Jasne.
Konrad jest jedynym znanym mi mê¿czyzn¹, który o to pyta.
Poda³am mu wieszak, na co tradycyjnie zacz¹³ gme-raæ w szafie w przedpokoju, wybra³ inny,
bo ten to ma zbyt krótkie ramiona jak na jego marynarkê, a ten znowu za d³ugie i mu siê
wypcha w ramionach, moj¹ smycz przewiesi³ z jednego haka na drugi, zsun¹³ wszystko na dr¹¿k
w lewo, p³aszcz Adasia na prawo, ¿eby jego marynarka mia³a trochê luzu, wieszak pierwsz
y ze smycz¹ zapasow¹ powiesi³ na klamce, wieszak ze smycz¹ upad³, smycz przewiesi³ na haczy
, wieszak schowa³ do szafy, drzwi zasun¹³. A¿ siê zmêczy³am od samego patrzenia.
- Zrób co z tym w koñcu - rzek³ tonem zdumiewaj¹co ma³o stanowczym.
182
- To mi³o, ¿e czujesz siê jak u siebie w domu - spróbowa³am go powitaæ.
Adam bêdzie w ciek³y, ¿e wjecha³ na podwórze, bo na podje dzie mie ci siê tylko jeden samoc
Konrad nie zostawia auta przed bram¹, bo mu mog¹ ukra æ.
- Niestety - odpar³ z min¹ zatroskan¹.
- Czy ty mnie przypadkiem nie obra¿asz? - zdenerwowa³am siê trochê.
-Je li jestem w stanie porównaæ twój ba³agan w przedpokoju do warunków panuj¹cych u mnie, t
i tylko schlebiam - odrzek³ ca³kiem powa¿nie.
Bez w¹tpienia co siê sta³o.
- Musia³em siê z tob¹ zobaczyæ... - rzek³ tajemniczo i zrobi³ dramatyczn¹ przerwê, na któr¹
agowa³am, choæ a¿ mnie nosi³o - musia³em...
Postanowi³am nie przymuszaæ, nie cisn¹æ, nie byæ za bardzo ciekawska, nie dramatyzowaæ, nie
podpuszczaæ, nie molestowaæ, nie przynaglaæ.
- Kawy, herbaty? Soczek?
- A jaki masz? - zainteresowa³ siê. -Pomarañczowy. - Nie by³am z³o liwa, mój by³
wie¿y.
- A, to nie. Nie to nie.
- Mo¿e bym siê napi³ kawy? - Spojrza³ na mnie wzrokiem spaniela, który spodziewa siê rasowe
o miotu.
- Mo¿esz siê napiæ - zezwoli³am ³askawie. -A jak¹ masz?
- Rozpuszczaln¹.
183
- A, to nie - powiedzia³ Konrad. - Mo¿e bym siê napi³ herbaty?
- Mo¿e by siê napi³.
- Co o tym s¹dzisz?
- O czym? - trochê mnie wytr¹ci³ z równowagi.
- No... herbata jest zdrowsza... chyba. Nasypa³am sobie do szklanki pe³n¹ ³y¿eczkê fusia-
stej yunnan i czeka³am na decyzjê Konrada, stoj¹c nad drug¹ szklank¹.
- Herbata jest tak samo niezdrowa jak kawa. -1 pos³odzi³am pó³torej ³y¿eczki.
- A masz wodê mineraln¹?
- Gazowan¹ czy niegazowan¹? - postanowi³am go zaskoczyæ.
-To zrób mi te¿ herbaty - zdecydowa³ Konrad i usiad³ za sto³em w kuchni, uprzednio zrzucaj¹
kota na pos³anie psa.
Zrobi³am.
I czeka³am. Zacisnê³am zêby, pomiesza³am herbatê i czeka³am. Konrad wierci³ siê trochê, pot
a³ w miskê psa, powiedzia³ co o karmie, ¿e niezdrowa, oraz o kurczakach, ¿e ju¿ nigdy nie
emy ich je æ w zwi¹zku z ptasi¹ gryp¹, oraz uprzejmie mnie zapyta³, co ja s¹dzê na ten tema
nim zd¹¿y³am odpowiedzieæ, wycelowa³ we mnie palec wskazuj¹cy.
- Ty - powiedzia³ - w ogóle nie interesujesz siê tym, co mnie do ciebie sprowadza.
- Mam nadziejê, ¿e zaraz mi powiesz. - Upi³am ³yczek i wziê³am na wstrzymanie.
184
- Je li nie jeste zainteresowana, to mogê nie mówiæ - powiedzia³ Konrad wynio le.
- Jestem - odpowiedzia³am zgodnie z prawd¹. -Nie jeste . Zachowywa³aby siê inaczej.
Tym zdaniem wzbudzi³ nie tylko moje zainteresowanie, ale i czujno æ. -Jak?
- No... wiesz... - zacz¹³ siê pl¹taæ -ju¿ ty sama wiesz
najlepiej!
Nie wiedzia³am. Æwiczy³am cierpliwo æ w kontaktach z mê¿czyznami, kiedy na przyk³adzie Ada
eraz Konrada. By³am zainteresowana, wbrew temu, co podejrzewa³ i co powiedzia³. Rzeczy
wi cie dopytujê, ponaglam, chcê wiedzieæ, udzielam rad - jednym s³owem, robiê to wszystko,
zego nienawidz¹ mê¿czy ni. A poniewa¿ w ¿yciu Konrada wydarzy³o siê co wa¿nego, zrozumia³a
s na przepychanki s³owne, byæ mo¿e jestem jedynym ¿ywym stworzeniem (oprócz chomika Pinoch
eta, oczywi cie), któremu Konrad postanowi³ zaufaæ. Bo ¿e Pinochet wiedzia³ o wszystkim, ni
mia³am w¹tpliwo ci.
- Konradku - powiedzia³am spokojnie - cieszê siê, ¿e przyjecha³e i chcesz mi o czym powie
eæ. Przecie¿ jeste my przyjació³mi.
Elegancko stonowany Konrad u miechn¹³ siê z wy¿szo ci¹.
- Znam ciê - powiedzia³. - Nic a nic ciê nie obchodzi, co mam do powiedzenia. Nie obch
odzê ciê ani ja, ani moje sprawy. Pomyli³em siê. Nic ci nie powiem. W³a-
185
nie takie jeste cie! - dokoñczy³ triumfalnie. - Zamkniête, niewspieraj¹ce, obojêtne, niewi
nic poza sob¹! Poczu³am mrowienie w karku, a w brzuchu przykry ucisk. Konrad okaza³ s
iê niewdziêczn¹ szowinistyczn¹ wini¹.
- Przyje¿d¿asz, idioto - wysycza³am, nie licz¹c siê z konsekwencjami - zawracasz mi g³owê,
chcesz powiedzieæ, o co chodzi, tracê przez ciebie popo³udnie, a ty nie jeste ³askaw uch
yliæ r¹bka tajemnicy, tylko pastwisz siê nade mn¹, a...
- A ju¿ my la³em, ¿e ci na mnie nie zale¿y! - przerwa³ mi rado nie Konrad i pochyli³ siê na
-Nie dramatyzuj, mê¿czyzna te¿ potrzebuje jakiej zachêty... No ju¿, nie drocz siê, skoro
tak bardzo zale¿y, to ci powiem... Pozna³em dziewczynê...
Pierwsza dobra wiadomo æ dzisiejszego dnia.
- To fantastycznie!
- Nie ca³kiem - powiedzia³ ponuro Konrad. -Nie ca³kiem dziewczyna czy nie ca³kiem fantas
tycznie?
- Nie ¿artuj. - Konrad posmutnia³ jeszcze bardziej i opar³ g³owê na d³oniach.
- Zakocha³em siê - powiedzia³ po prostu, bez ogródek, i zamilk³.
Za facetem nie trafisz. To, co dla kobiety jest najwiêksz¹ rado ci¹ jej ¿ycia, poza oczywi
ie paroma kobietami, które uwa¿aj¹, ¿e uczucia mo¿na od³o¿yæ na pó niej, bo s¹ infantylne,
a superinteligent-kami telewizyjnymi, normalna zakochana kobieta jest
186
sam¹ rado ci¹. Natomiast zakochany mê¿czyzna jest sam¹ rozpacz¹. Oni chyba w ogóle trac¹ gr
nogami, jak im siê co takiego zdarzy.
- Konrad - powiedzia³am jak dojrza³a kobieta. - To fantastyczne. Nie musisz siê baæ.
Albowiem by³am po lekturze Jampolsky'ego.
- Nie, Judyta, to nie jest tak... - westchn¹³ i znowu wbi³ wzrok w obrus mój w kuchni na
stole, z malownicz¹ plam¹ po czerwonym barszczyku na rodku.
-Nie bojê siê...To chodzi o zupe³nie co innego... To mi siê zdarza pierwszy raz, w taki s
posób... i...
J¹ka³ siê, s³owo honoru! Konrad, którego zna³am od lat, nigdy siê przy mnie nie zaj¹kn¹³, c
to w planie, nigdy nie traci³ g³owy, zawsze mia³ swoje zdanie, a nawet trochê ustawia³ wia
, ¿eby mu pasowa³ do
garnituru!
Spojrza³am na jego pochylon¹ g³owê i dostrzeg³am parê nitek siwizny. Nie wiedzia³am, co siê
z nieszczê liwym mê¿czyzn¹. Po chwili zrozumia³am wszystko. On po prostu zakocha³ siê nies
e w jakiej gówniarze, sekretarce szefa, która jest nieosi¹galna albo chce go wykorzystaæ.
Mê¿czy ni w tym wieku g³upiej¹ przewa¿nie z okazji w³asnych albo cudzych sekretarek. Tym b
ziej ¿e sekretarki s¹ w tej chwili nie tylko m³ode i piêkne, ale wykszta³cone, z jêzykami,
tak dalej.
- Ona nie odwzajemnia twoich uczuæ? - Nie zdo³a³am siê jednak powstrzymaæ.
Ale Konrad jakby w ogóle nie zauwa¿y³ mojego w cibstwa, wtr¹cania siê, dopytywania i nacisk
nia.
187
- Czujê, ¿e nie mam u niej ¿adnych szans i w tym problem... - powiedzia³ z rozpacz¹ i spoj
rza³ na mnie wzrokiem nie jednego spaniela, ale ca³ej hodowli spanieli w Polsce, ba
w Europie, przeznaczonej do natychmiastowego wytrucia.
S³upia³am nad t¹ herbat¹ i s³upia³am.
- Konradku, na twoim miejscu skaka³abym do góry z rado ci - powiedzia³am cichutko.
- Nie mogê! -jêkn¹³.
Takie zachowanie usprawiedliwia³aby tylko nieuleczalna choroba ukochanej. Terminal
na, i to szybkoter-minalna. Nic poza tym.
- Ona jest chora?
- A sk¹d! - Konrad spojrza³ na mnie trochê bardziej trze wo i mniej spanielowato.
- To... nie rozumiem, po prostu. - Bezbronnie wzruszy³am ramionami. - Nie chcesz m
i powiedzieæ, w czym problem?
-Nie mogê. - Konrad odsun¹³ od siebie szklankê i podniós³ siê. - Przepraszam Judyta, przepr
am, nie powinienem ciê obci¹¿aæ swoimi sprawami, zapomnij o wszystkim... Otwórz mi bramê, p
oszê...
- Konrad! - Szarpnê³am go przy drzwiach wyj ciowych. - Jak siê nie przestaniesz baæ, to ni
gdy nie bêdziesz szczê liwy, nie pojmujesz, idioto? Masz wybór! Lêk albo mi³o æ!
Widaæ dzisiaj taki dzieñ: ludzie mówi¹ albo pisz¹ ró¿ne rzeczy nie po to, ¿eby szukaæ rady,
by siê dzieliæ. Ale dlaczego, na lito æ bosk¹, ze mn¹?
188
Marzy³am, ¿eby Ada wróci³, ¿eby my siê po³o¿yli, przytulili i ¿eby z nim pogadaæ. Ale Adam
ca dzisiaj po dziesi¹tej, po drodze pobierze Tosiê, która jest u ojca. Marzy³am o wannie
z gor¹c¹ wod¹ i odpoczynku.
Wobec tego otworzy³am komputer i do listów Odpowiedzi" - dopisa³am jeden krótki tekst.
Droga Pani Hanno,
My lê o Pani li cie i o Pani.
Przypomnia³am sobie, jak trzy lata temu moja córka, po jakiej ostrej szkolnej dyskusj
i na temat aborcji przysz³a do domu i zapyta³a mnie, czy gdybym zna³a kobietê, która ma o m
oro dzieci, w tym trójkê g³uchych, a dwójkê niewidomych, a jedno upo ledzone psychicznie, i
gdyby ta kobieta mia³a syfilis, i by³a w ci¹¿y, to czy doradzi³abym aborcjê.
Nie wiedzia³am, co odpowiedzieæ. Chcia³am, ¿eby moja córka zrozumia³a, ¿e istniej¹ badania
talne, rodki antykoncepcyjne, a jednocze nie chcia³am, ¿eby wiedzia³a, ¿e przykazanie nie
bijaj" nie jest przykazaniem wybiórczym. I jednocze nie chcia³am, ¿eby ceni³a wolno æ kobie
do samostanowienia o sobie. Nie wiedzia³am, jak to wszystko po³¹czyæ, szczególnie w kraju,
w którym przymus staje siê przykazaniem, a nie mi³o æ, i w którym prawa dotycz¹ce kobiet s
owi¹ mê¿czy ni, a ¿aden z nich nie jest Bogiem. Ale sta³a nade mn¹ i wreszcie wyj¹ka³am: ge
e jestem przeciwna, ale w tym wypadku to chyba tak...
189
a 3
3
!t
S
a o
a o
S 3
3
5-
s
to
a.
N
I
p
8
5"

O rany! Tak le nie jest.


- Jak dokwaterowali nam lokatorów w piêædziesi¹tym szóstym, to te¿ mieli my ten problem. A
dy na dole ³azienki nie by³o, by³a jedna! Pañstwo Kotwico-wie... Bardzo mili ludzie... O
n uczy³ muzyki i oddawa³ siê z upodobaniem pracy spo³ecznej, mianowicie prowadzi³ chór szko
ny bezinteresownie. By³ cz³owiekiem p³odnym, w sensie dos³ownym, i mia³ sze cioro dzieci, i
bardzo energiczn¹ ¿onê, co jest wskazane przy sze ciorgu dzieciach, z tym ¿e ona mia³a pret
nsje, ¿e on siê zajmuje g³upstwami, a wykarmiæ w tamtych czasach sze cioro dzieci by³o praw
e tak trudno jak dzisiaj. £azienka by³a w dalszym ci¹gu zajêta, a pani Janecz-ka na trak
t historii wróci³a szybciej, ni¿ s¹dzi³am.
- Sekowa³a go ta ¿ona, Judytko, strasznie. A poniewa¿ by³ malutki, ale wielkiego g³osu, ch
oæ nie mia³ tego g³osu w domu, udawa³ siê do ³azienki i tam æwiczy³, przy ablucjach, wspani
norem! Trudno siê by³o oddaæ ca³kowicie konsumpcji tego piewu, oddaæ siê kontemplacji, bo
siê odbywa³o miêdzy siódm¹ a siódm¹ trzydzie ci rano, a w ³azience by³ klozet. Ty nie wiesz
by³o moje dziecko, gdy wszyscy lokatorzy i my do jednej ³azienki! Mój m¹¿ sta³ na czujce, ¿
kontrolowaæ, kiedy piewak wyjdzie, i tam wskoczyæ razem z nami. To znaczy osobno, po
kolei. A nas te¿ by³o czworo, wiêc w³a ciwie sztuka by³a represjonowana przez nas wszystki
h. Ach, to sta³e rozdarcie cz³owieka miêdzy profanum i sacrum, prawda? - Pani Judyto!
192
No jasne, ¿e Naczelny ma dosyæ naszego przesiadywania z pani¹ Janeczk¹.
- Judyta chce siusiu, a ³azienka zajêta! Mówi³am, ¿eby do mnie posz³a, ale wstydzi siê!
I Naczelny wycofuje siê, a ja czerwieniejê jak pensjonarka. Przynajmniej nie on zajm
uje ³azienkê, wiêc mogê zapukaæ. Cisza. Naciskam klamkê. Pusto. Kto zostawi³ wiat³o i wpr
ie w b³¹d. Czujê siê jak w piêædziesi¹tym szóstym. Z tym, ¿e wtedy nie by³o mnie na wiecie
Obskakujê wszystkie pó³piêtra i ¿egnam siê ze wszystkimi. Widaæ mam to po mamie. Upewniam s
zy wszystkie teksty trafi³y do sekretarz (!) redakcji, nie mogê daæ ¿adnej plamy ju¿ nigdy
.
- Gdybym nie wróci³a - rzucam jeszcze w drzwiach Karnie - to w prawej szufladzie mas
z...
-Nie zapeszaj! - przerywa mi Karna. - Wrócisz. Samolot to najbezpieczniejszy rodek
lokomocji.
Mo¿e i tak. Ale jeszcze ¿adnym poci¹giem nikt nie wlecia³ w ¿aden wie¿owiec. A wczoraj obej
za³am nastêpny film na National Geografie. Tym razem o samolocie rosyjskich linii lo
tniczych. Piloci wpu cili dwoje dzieci do kabiny i jeden ch³opak dosta³ stery w swoje ³a
pki od tatusia pilota, nacisn¹³ co , co spowodowa³o, ¿e samolot najpierw straci³ sterowno æ
otem rozpad³ siê w drobiazgi, oczywi cie ju¿ na ziemi, ku której pêdzi³ z zawrotn¹ szybko c
m w dó³. A przedwczoraj zupe³nie przypadkowo ogl¹da³am w TV katastrofê samolotu angielskich
linii, któremu wypad³a
193
przednia szyba i pilot wypad³ z kabiny. Choæ prze¿y³, bo drugi go trzyma³ za nogê. To by³ f
z happy endem, ale o samolotach.
Tosia wieczorem siedzi przy mnie i próbuje mnie spakowaæ. Polega to mniej wiêcej na ty
m, ¿e wyjmuje z torby ciuchy, które ja wk³adam z powrotem, i mówi mi, jak w nich wygl¹dam.
Jak w nich fatalnie wygl¹dam, dla u ci lenia. Ja za próbujê, na wszelki wypadek, za³atwiæ
stkie wa¿ne sprawy. Podaæ jej numery pinów do telefonu i karty, w razie czego, umiejsc
owiæ akt w³asno ci ziemi, który diabe³ przykry³ ogonem ju¿ parê lat temu, zmusiæ j¹ do zapi
eru konta i podjêcia w razie czego pieniêdzy, które maj¹ wp³yn¹æ za wierszówki, zapisania n
telefonów moich najbli¿szych przyjació³ (w razie czego), wskazujê dwie ksi¹¿ki, które ma od
, i jedn¹ Ani. Oraz próbujê zrozumieæ, dlaczego Tosia porzuca Wyj¹tkow¹ i Najlepsz¹ Licencj
Szko³ê Jêzykow¹, w której tak jej dobrze sz³o i która nie wymawiaj¹c, kosztowa³a dwie cie s
tych miesiêcznie. Mo¿e to nie by³a szko³a bardzo dobra, bo jedynym warunkiem przyjêcia by³o
wp³acenie dziewiêædziesiêciu z³otych rok temu mniej wiêcej, kiedy siê okaza³o, ¿e matura zd
e punktów ma³o by³o, niestety. A teraz szlag trafia te trzy tysi¹ce.
- Mamo, ty nic nie rozumiesz, tam uczyli nauczyciele mniej wiêcej w moim wieku. Ja
k pyta³am o co , to s³ysza³am, ¿e sami tego jeszcze nie przerabiali. Naprawdê, z mojego wyj
zdu do Irlandii bêdzie wiêcej po¿ytku dla nas wszystkich.
194
W³¹czy³am wobec tego telewizor. Ma³pki skaka³y po drzewach i ekranu rozbrzmiewa³ ciep³y g³o
- Ostatnie do wiadczenia wskazuj¹ nie tylko na to, ¿e szympansy znakomicie pos³uguj¹ siê jê
iem migowym i maj¹ zdolno æ do abstrakcyjnego my lenia, ale równie¿ posiadaj¹ poczucie humo
To zupe³nie tak jak moja córka. Tosia wyjmowa³a z szafy kolejne rzeczy, a ja przygl¹da³am
siê jej w milczeniu. Mia³am dobr¹ córkê, po ka¿dych wagarach dziecko jecha³o do stacji krwi
wstwa i w poczuciu winy chcia³o oddaæ krew. Za ka¿dym razem by³o tam mile widziane i za
ka¿dym razem okazywa³o siê, ¿e nie mo¿e byæ honorowym krwiodawc¹ z powodu jakich nieprawid
tarczycy.
- A poza tym pan od gramatyki - o, to ju¿ nie ten ciep³y g³os z ekranu! - niezliczone
sprawdziany kaza³ mi poprawiaæ trzema tysi¹cami zdañ. I wiesz, jak rozpoczyna³ ka¿dy test?
e wiem, jak sobie poradzicie z tymi zdaniami, bo szósty semestr te¿ sobie nie radzi³".
Ja jestem tolerancyjna, w tej bluzce w ¿yciu ju¿ nie chod , naprawdê jest nietwarzowa p
rzy twojej karnacji.
- Samolot Boeing 737 nie dolecia³ do Belfastu. Po paru minutach lotu pasa¿erowie odc
zuli silne wstrz¹sy i wibracje. Z niepokojem obserwowali sypi¹ce siê spod skrzyd³a iskry
. Niestety, kapitan lotu nic o tym nie wie, jest zdany wy³¹cznie na przyrz¹dy, które mówi¹
u, co siê dzieje... - Film o szympansach niepostrze¿enie przeszed³ w film o katastrofi
e. Nie na morzu, nie w tunelu, w powietrzu, oczywi cie.
195
- Nie mam pretensji, ¿e pan od gramatyki maluje paznokcie i chodzi w koronkach. I
ma fryzurê jak na antygejowskim filmie jaki gej. Ale jego cierpliwo æ, ta bluzka te¿ bezn
adziejna, za krótka dla ciebie, wiêc jego cierpliwo æ skoñczy³a siê dwa tygodnie temu zdani
cytujê: Do usranej mierci nie bêdê wam dawa³ szansy! Czy chcesz, ¿eby taki nauczyciel wyc
owywa³ twoje dziecko?
Nie, nie chcia³am, ¿eby taki nauczyciel wychowywa³ moje dziecko, tym bardziej ¿e moje dz
iecko nie daje siê wychowywaæ ju¿ od dawien dawna. Owszem, wiedzia³am, ¿e nauczyciel grama
tyki ma pomalowane paznokcie, choæ do pracy, uwa¿am, móg³by sobie darowaæ, ale dlaczego wc
ze niej nie s³ysza³am, ¿eby operowa³ brzydkimi s³owami po polsku, skoro uczy angielskiego?
-Kapitan po paru minutach lokalizuje wadliwy silnik i wy³¹cza go. Zaniepokojeni pasa¿e
rowie wys³uchuj¹ komunikatu o przymusowym l¹dowaniu na najbli¿szym lotnisku.
Dlaczego o tym wszystkim dowiadujê siê po zainwestowaniu w edukacjê swojej córki trzech
tysiêcy z³otych, nie licz¹c ksi¹¿ek, pomocy, s³owników itd.? Dlaczego o tym wszystkim dowia
siê tu¿ przed swoim wyjazdem?
- Te spodnie s¹ fatalne. W Stanach s¹ tanie ciuchy, to sobie kupisz. A poza tym, mam
o, w Chicago jest na g³ównej ulicy sklep appla, wydrukowa³am Adamowi adres z Internetu
, mog³aby tam zajrzeæ i dowiedzieæ siê, czy mo¿e maj¹ jaki tani laptop Macintosha. Adam
196
powiedzia³, ¿e do³o¿y, bo tam jest najtaniej. Przecie¿ dawno ciê o nic nie prosi³am.
- Niestety dziewiêæset metrów przed lotniskiem pozosta³e silniki przestaj¹ pracowaæ. Sze æs
trów nad ziemi¹ samolot spada tu¿ za autostrad¹ i rozpada siê na trzy czê ci... Ginie czter
e ci siedem osób...
- Nie bierz poza tym tego swetra, po¿yczê ci mój, ten niebieski, wygl¹dasz w nim o wiele
szczup³ej. Wiêc, mamo... Dlaczego nic nie mówisz? W ogóle nie masz dla mnie czasu ostat
nio. I na dodatek w³a nie wtedy, kiedy decyduj¹ siê moje losy, wyje¿d¿asz jak gdyby nigdy n
c. Ja na wyjazd do Irlandii naprawdê potrzebujê niewiele pieniêdzy. Mam swoje pó³tora tysi¹
a, z tym ¿e da³am je Adamowi na laptopa. Ale je li mi zwrócisz, to ja sobie poradzê. Brat
Joa ki, którego kolega ma przyjaciela, który w³a nie pracuje tam w o rodku sportowym, mówi,
dkujê siê w drugim miesi¹cu pobytu. Mamy nawet za³atwione mieszkanie za osiemset euro mi
esiêcznie.
- Osiemset euro? - podnios³am g³owê, bo tyle akurat zarobi³am w zesz³ym miesi¹cu, a to by³
dzo dobry miesi¹c, bo Naczelny zap³aci³ za zaleg³e artyku³y i te, które nie posz³y, co praw
piêædziesi¹t procent, ale
zawsze.
- Ale na nas siedmioro! I mam za³atwion¹ pracê. Mamo, przestañ siê nareszcie baæ, przecie¿
zê, ¿e mnie nie s³uchasz! Poza tym nie wyjadê przecie¿ przed twoim przyjazdem. Choæ mo¿e le
j by³oby, gdybym pojecha³a do Stanów, bo tam jest du¿o tañsze ¿ycie. Ale w Stanach musia³ab
pracowaæ na czarno,
197
a w Irlandii legalnie. Poza tym do Irlandii jest zajêczy skok. Dwie godziny jazdy.
To znaczy lotu. Tyle, ile jedziesz czasem do pracy. No przecie¿ sama mówisz, ¿e
stoisz w korkach!
Z tego punktu widzenia do Irlandii jest akurat tyle, ile do redakcji na ‾oliborz.
Oddycham z ulg¹. Po raz siedemnasty sprawdzam, czy mam paszport, i chowam bardzo g³êbo
ko siedemset dolarów, które da³ mi w tajemnicy przed Mam¹ Ojciec, i trzysta, które da³a mi
tajemnicy przed Ojcem Mama.
- Poszalej sobie trochê, dziecko - powiedzieli oboje, chocia¿ zupe³nie osobno.
Oddajê Tosi telefon komórkowy, wystarczy, ¿e Adam tym razem ma taki model, który odbiera
w Stanach. Jestem nieprzytomna ze zdenerwowania.
Tosia idzie do kuchni i przynosi mi w szklance trochê przezroczystego p³ynu. W¹cham. Wód
ka. Krzywiê siê.
- Mamo! No wypij, przecie¿ ty ju¿ jeste w strasznym stanie!
Wypijam duszkiem.
Tosia dopina torbê, siada ko³o mnie na kanapie.
- Co ty ogl¹dasz? Nic dziwnego, ¿e jeste rozstrzê-siona! - bierze pilota do rêki i zaczyn
a biegaæ po programach.
- O, Linda! Rozerwiemy siê!
Na ekranie koñczy siê w³a nie Przypadek" Kie -lowskiego. Samolot wybucha w powietrzu, rozr
waj¹c siê na kawa³ki. Rozrywam siê równie¿, chichoczê nerwowo i idê do kuchni nalaæ sobie j
wódki.
Adam patrzy na mnie i kiwa g³ow¹ z niedowierzaniem. Tosia daje mu znak, ¿eby nic nie mów
i³.
- Je li nie wrócimy...
- A nie mówi³em? Jeste mi winna piêæ dych - mówi
Adam do To ki i wyci¹ga rêkê.
- Za co?
- Za to, ¿e okazujesz siê niezrównowa¿on¹ pesy-mistk¹. ‾e wszêdzie podejrzewasz rzeczy osta
e, smutne, rozpaczliwe, ¿a³osne i nie po naszej my li.
- Ja? - zastanawiam siê, czy siê obraziæ, ale po chwili dochodzê do wniosku, ¿e nie, nie o
bra¿ê siê jeszcze. - Ja jestem optymistk¹!
Biorê pilota do rêki i prze³¹czam na zupe³nie inny kana³, gdzie pokazuj¹ miejsce katastrofy
molotu, który wodowa³ w pobli¿u jakich licznych wysp. Trzydzie ci siedem osób uratowanych
iestety, czê æ pasa¿erów, mimo ¿e pilot usilnie prosi³, otworzy³a wcze niej kamizelki ratun
tóre napompowa³y siê w samolocie, uniemo¿liwiaj¹c ludziom wyp³yniêcie.

198
Szukam proktologa

Nie chcê nigdzie lecieæ, nie chcê w ogóle wyje¿d¿aæ, chcê zostaæ z Tosi¹, moj¹ ukochan¹ cór
kotkami, w tym jednym zupe³nie wie¿ym, który mnie jeszcze wcale nie zna, chcê zostaæ w pr
cy, i æ jutro do redakcji, pobiegaæ sobie po schodach, chcê jeszcze zobaczyæ moich rodziców
nie chcê do Ameryki!
Nie chcê lecieæ. Nigdzie. Nie lubiê samolotów. Bojê siê. Mam dwie tabletki przeciwlêkowe, a
powinnam je sobie przekroiæ, bo jak wezmê ca³¹, to padnê. Psychiatra, którego mi za³atwi³a
wczoraj Karna, ¿eby mnie przyj¹³ po znajomo ci, najpierw wys³ucha³ mnie z uwag¹.
A mia³am do powiedzenia du¿o:
To znaczy, ¿e nie jestem wariatk¹ ¿e nie przychodzê do niego ¿eby siê leczyæ ¿e nie potrzeb
ocy psychiatry i mam udane ¿ycie w tym ¿ycie seksualne równie¿ i w ogóle mam wra¿enie ¿e mn
nie powinno tu
200
byæ ale skoro jestem bo chyba jestem choæ nie jestem pewna czy nie zostawi³am siebie w
domu bo ostatnia rzecz o której bym kiedykolwiek pomy la³a to to ¿e bêdê u psychiatry choæ
zywi cie nic nie mam przeciwko psychiatrom i ¿eby nie traktowa³ tego osobi cie bo w ogóle
to mia³abym do niego pro bê i ¿e rozumiem ¿e tak na mnie patrzy bo na pewno tysi¹ce osób kt
rzewijaj¹ siê przez jego gabinet zastrzegaj¹ ¿e nie maj¹ ¿adnych problemów ale ja akurat na
wdê nie mam ¿adnych problemów nawet ma³¿eñskich bo nie jestem ¿on¹ chocia¿ nie ¿a³ujê a du¿
to uspokaja choæ jestem spokojna choæ on mo¿e tego nie widzi bo wyj¹tkowo jestem zdener
wowana choæ jestem osob¹ zrównowa¿on¹ która nie powinna siê tu znale æ w ¿adnym wypadku i t
pomy³ka ¿e tu jestem...
I dopiero wtedy wziê³am pierwszy oddech i spojrza³am na niego. Patrzy³ na mnie z uwag¹, ta
k jak siê patrzy na wariatkê i osobê kompletnie niezrównowa¿on¹ psychicznie, ale z pewn¹ do
ak mi siê wydawa³o, wyrozumia³o ci. Skorzysta³ z przerwy w moim s³owo-toku i zapyta³:
- O co chodzi?
- Bojê siê lataæ! - krzyknê³am zdesperowana.
- Ja te¿ - powiedzia³.
To zmienia³o postaæ rzeczy.
- Ooo - nawi¹za³am interesuj¹c¹ wymianê zdañ.
- W³a nie - podchwyci³. -1 co? - zapyta³am.
201
Szukam proktologa
Nie chcê nigdzie lecieæ, nie chcê w ogóle wyje¿d¿aæ, chcê zostaæ z Tosi¹, moj¹ ukochan¹ cór
kotkami, w tym jednym zupe³nie wie¿ym, który mnie jeszcze wcale nie zna, chcê zostaæ w pr
cy, i æ jutro do redakcji, pobiegaæ sobie po schodach, chcê jeszcze zobaczyæ moich rodziców
nie chcê do Ameryki!
Nie chcê lecieæ. Nigdzie. Nie lubiê samolotów. Bojê siê. Mam dwie tabletki przeciwlêkowe, a
powinnam je sobie przekroiæ, bo jak wezmê ca³¹, to padnê. Psychiatra, którego mi za³atwi³a
wczoraj Karna, ¿eby mnie przyj¹³ po znajomo ci, najpierw wys³ucha³ mnie z uwag¹.
A mia³am do powiedzenia du¿o:
To znaczy, ¿e nie jestem wariatk¹ ¿e nie przychodzê do niego ¿eby siê leczyæ ¿e nie potrzeb
ocy psychiatry i mam udane ¿ycie w tym ¿ycie seksualne równie¿ i w ogóle mam wra¿enie ¿e mn
nie powinno tu
200
byæ ale skoro jestem bo chyba jestem choæ nie jestem pewna czy nie zostawi³am siebie w
domu bo ostatnia rzecz o której bym kiedykolwiek pomy la³a to to ¿e bêdê u psychiatry choæ
zywi cie nic nie mam przeciwko psychiatrom i ¿eby nie traktowa³ tego osobi cie bo w ogóle
to mia³abym do niego pro bê i ¿e rozumiem ¿e tak na mnie patrzy bo na pewno tysi¹ce osób kt
rzewijaj¹ siê przez jego gabinet zastrzegaj¹ ¿e nie maj¹ ¿adnych problemów ale ja akurat na
wdê nie mam ¿adnych problemów nawet ma³¿eñskich bo nie jestem ¿on¹ chocia¿ nie ¿a³ujê a du¿
to uspokaja choæ jestem spokojna choæ on mo¿e tego nie widzi bo wyj¹tkowo jestem zdener
wowana choæ jestem osob¹ zrównowa¿on¹ która nie powinna siê tu znale æ w ¿adnym wypadku i t
pomy³ka ¿e tu jestem...
I dopiero wtedy wziê³am pierwszy oddech i spojrza³am na niego. Patrzy³ na mnie z uwag¹, ta
k jak siê patrzy na wariatkê i osobê kompletnie niezrównowa¿on¹ psychicznie, ale z pewn¹ do
ak mi siê wydawa³o, wyrozumia³o ci. Skorzysta³ z przerwy w moim s³owo-toku i zapyta³:
- O co chodzi?
- Bojê siê lataæ! - krzyknê³am zdesperowana.
- Ja te¿ - powiedzia³.
To zmienia³o postaæ rzeczy.
- Ooo - nawi¹za³am interesuj¹c¹ wymianê zdañ.
- W³a nie - podchwyci³. -1 co? - zapyta³am.
201
r
i

- Pijê - powiedzia³.
- Na³ogowo? - zapyta³am.
- W samolocie. -1 przygl¹da mi siê tak uwa¿nie, ¿e zaczynam siê zastanawiaæ, czy nie jestem
wysmarowana czarn¹ past¹ do butów.
-A ja?
- Niech pani pije.
- Osiem godzin?
- Bez przesady - wykrzywi³ siê lekko.
- Mo¿e pan mnie u piæ na te osiem godzin?
- Nie bardzo - westchn¹³. - Choæ mój kolega lekarz robi sobie zastrzyk i pi jak zabity. A
le on jest anestezjologiem.
- Mogê dostaæ taki zastrzyk? Umiem robiæ zastrzyki - zastrzeg³am, ¿eby nie my la³, ¿e ma do
ienia z wariatk¹, która go namawia na co , z czym potem nie bêdzie sobie dawaæ rady.
- Wiem! - klepn¹³ siê w czo³o psychiatra. - Ju¿ wiem! Trochê siê zaniepokoi³am. Psychiatrzy
Mo¿e ten jest wariatem?
-Od pierwszego momentu czu³em niepokój! - u miecha³ siê do mnie szeroko.
Nie chcia³am, ¿eby psychiatra czu³ niepokój i na dodatek zwierza³ mi siê ze swoich niepokoj
To niebezpieczne.
- Przygl¹da³em siê pani i zastanawia³em, sk¹d my siê znamy!
W ¿yciu nie widzia³am tego faceta.
202
- My my ju¿ odbyli tak¹ rozmowê, prawda? Nieprawda. To siê nazywa deja vu. Tego siê nie
leczy, i tego na pewno nie ujawnia siê przy pacjentach, czyli przy mnie.
- Nie mogê przepisaæ zastrzyków. Ale mogê przepisaæ leki przeciwlêkowe. Silnie uzale¿niaj¹c
oszê wzi¹æ tylko do samolotu. Jedna tabletka, a najlepiej pó³. Okej?
- Nie jestem wariatk¹. - Raz jeszcze upewni³am go, ¿e ma do czynienia z osob¹ doros³¹, m¹dr
ezale¿n¹, spokojn¹, tylko w trudnej chwilowo sytuacji. I powstrzyma³am siê, ¿eby mu pomóc w
zwi¹zywaniu jego problemów.
- Na pewno - powiedzia³ i wypisa³ mi receptê. Kiedy wychodzi³am z gabinetu zaczepi³a mnie
jaka pani.
- Czy to ten doktor, co przyjmowa³ na Bednarskiej?
- Nie wiem, szukam proktologa - powiedzia³am, niech nie my li, ¿e korzystam z porad ps
ychiatry. Naprzeciwko wisia³a tabliczka: Zak³ad Proktologii, i strza³ka w lewo. Skiero
wa³am siê w lewo, ¿eby pani za-czepialska sobie nie my la³a. Bednarska, Bednarska? Co mi t
o mówi?
Czy to nie jest przypadkiem ten sam psychiatra, u którego by³am niegdy , te¿ przed lotem
jakim ? To by³by pech!
Wczoraj wykupi³am i schowa³am do paszportu ca³y p³atek malutkich pod³u¿nych tableteczek.
203
- Ale je li pani zdecyduje siê jednak piæ, co ja preferujê, pod ¿adnym pozorem proszê nie m
eszaæ z lekami.
- Obiecujê - obieca³am.
Bardzo mi³y lekarz. Mam nadziejê, ¿e nikt ze znajomych nie widzia³, jak wchodzi³am i wycho
dzi³am z jego gabinetu. Choæ oczywi cie w ogóle siê nie wstydzê, ¿e chodzê do psychiatry.

Lekko pan nie ma


I
1
Na lotnisko odwozi nas Grzesiek. Mia³am nadziejê, ¿e Tosia te¿ jedzie, bo przecie¿ nigdy t
ak daleko nie wyje¿d¿a³am, ale na moj¹ delikatn¹ sugestiê, a w³a ciwie tylko pytanie, czy j
z nami, spojrza³a na mnie wzrokiem lekarza psychiatry.
- Zwariowa³a , mamo? A po co ja ci na lotnisku? Wiêc ¿egnam siê z Tosi¹, jakbym wyje¿d¿a³a
e, jeszcze chwila i siê pop³aczê. Ale Tosia w ogóle
tego nie zauwa¿a.
- Pamiêtaj o kotach - mówiê wobec tego. Adam pakuje nasze dwie niedu¿e torby do samochod
u Grze ka.
- Dobrze, mamo.
-I uwa¿aj na Borysa. Jakby siê gorzej poczu³,
dzwoñ do doktora Albina.
- Dobrze, mamo.
-1 podlewaj ogród, przynajmniej co drugi dzieñ, bo
wszystko zmarnieje.
- Dobrze, mamo - powtarza grzecznie moja córka.
205
- W lodówce masz mielone, czê æ jest zamro¿ona. Na sobotê jed do babci na obiad. Gdyby si
sama, to Ula mówi, ¿e mo¿esz u niej spaæ. Albo I ka przyjdzie na noc.
- Dobrze, mamo.
- Dlaczego ca³y czas powtarzasz: dobrze, mamo? - denerwujê siê.
- Mówi³a mi to wszystko wczoraj osiemset tysiêcy
razy.
- A gdyby co siê sta³o, to...
-Pin, konto, numery, akt w³asno ci. U ciebie na biurku. Mam te¿ zadzwoniæ do Szymona. I
natychmiast jechaæ do dziadków i wspieraæ ich w tych trudnych chwilach. Ciebie rozsypaæ,
je li oczywi cie co znajd¹, co bêdzie twoje, rêkê czy nogê, czy cokolwiek.
- To ka!
- Sama mówi³a .
- Ale mówi³am serio!
- Mamo, spó nicie siê na samolot. Id ju¿.
Tosia wpycha mnie do samochodu Grze ka i zdawkowo ca³uje w policzek.
- Telefon ma Adam, ale nie dzwoñ, tylko ewentualnie pu æ sms, jakby co.
- Jakby co?
- No, nie wiem, co wa¿nego.
Grzesiek dodaje gazu, aleja nie puszczam rêki Tosi, która tak jakby siê chcia³a wyrwaæ. Be
z jakby.
- Tosia, ale zaopiekujesz siê dziadkami, jakby siê co sta³o, obiecujesz? - wychylam siê p
rzez okno.
206
-Mamo! Zrób co , Adam! - Tosia siê wyrywa,
a Grzesiek rusza.
- Judyta, gorzej ci? - pyta wspieraj¹co Adam.
- Gorzej byæ nie mo¿e - mówi przez ramiê Grzesiek. - Stary, ja my la³em, ¿e ja mam nielekko
le ja mam po
prostu idealnie!
- Lekko nie jest - mówi Adam do Grze ka, ca³kowicie ignoruj¹c fakt, ¿e byæ mo¿e po raz osta
widzê dom, Tosiê, ojczyznê, wiat.
Nie wiem, dlaczego my la³am, ¿e bez tego faceta nie mogê ¿yæ. Przestajê siê denerwowaæ, bo
. Durnie! I Grzesiek te¿ idiota! I Adam wcale nie lepszy. Nie bêdê siê do nich odzywaæ. W
ogóle. Nawet nie wiedz¹, ¿e s¹ ukarani, idioci. Nie wiem, czy w ogóle zauwa¿yli, ¿e siê nie
wam. Wzi¹æ proszeczek czy raczej co wypiæ? Wypiæ nie mam co, ale na lotnisku mo¿na kupiæ a
hol, i to tanio. A je li wzi¹æ tableteczkê, to teraz? Kiedy zacznie dzia³aæ? Musimy byæ na
nisku i tak dwie godziny wcze niej. Jak teraz wezmê, to nie bêdê siê ba³a przez nastêpne dw
godziny, czyli na lotnisku. A na lotnisku to ja siê w ogóle nie bojê. Czyli nie braæ. Wz
i¹æ tu¿ przed startem? Ale wtedy najgorsze - czyli start, mogê prze¿yæ na trze wo, bo nie w
, kiedy to cholerstwo zadzia³a. I jak dzia³a. A je li mi bêdzie niedobrze? Wyjmujê ulotkê i
zaczynam czytaæ: dzia³anie uboczne to zwiêkszona potliwo æ, objawy lêkowe...
Co on mi da³? Tabletki przeciwlêkowe, które zwiêkszaj¹ lêk?
207
F
Trzeba by³o i æ do psychiatry kobiety. Pójdê nastêpnym razem, je li prze¿yjê.
Nienawidzê ich.
Adam klepie mnie po d³oni. Usuwam siê. Sam siê klepnij, Adasiu drogi, albo swojego kum
pla Grze ka klepnij, ja nie jestem do klepania!
- Obrazi³a siê? - pyta Adam.
- Nie widzê kogo na tyle wa¿nego, ¿ebym siê mog³a porz¹dnie obraziæ, a na byle kogo siê ni
, bo
po co?
- Obrazi³a siê - stwierdza Grzesiek. - Nie odzywaj siê stary, bo ona jest teraz jak rój
szerszeni. Podstaw jej lusterko, to siê obrazi na kogo , kto na to zas³uguje
- chichocze, gamoñ jeden.
- Ba³bym siê, ¿e mi siê kobita zabije tym wzrokiem
- mówi Adam, za którego jeszcze dzisiaj rano bym wysz³a. Ale trzeba zrewidowaæ te g³upie p
ogl¹dy na ma³¿eñstwo.
- Nie odzywaj siê do mnie! - syczê.
- Mówiê do Grze ka - wyja nia uprzejmie mój eks-
narzeczony.
Nie odzywam siê do nich w ogóle. Podje¿d¿amy pod halê odlotów, ale okazuje siê, ¿e jest zak
trzymywania siê. W ogóle. Mo¿na podjechaæ, popatrzyæ sobie i odjechaæ. Bardzo zabawne. Grze
iek zje¿d¿a ponownie na drogê, zawija olbrzymie ko³o i podje¿d¿a pod halê przylotów, gdzie
mo¿na siê zatrzymywaæ, bo co remontuj¹. Ale poniewa¿ my la³, ¿e nas tylko wysadzi, to min
arking. Dobrze mu tak!
208
Ponownie zakrêca, znowu robi ze dwa kilometry, cenne minuty mijaj¹, i bardzo dobrze,
mo¿e nie zd¹¿ymy. I znowu podje¿d¿a, desperacko zatrzymuje siê przed wej ciem do hali i na
hmiast podchodzi
policjant.
- Proszê jechaæ! - mówi w³adza, ale Grzesiek wychodzi z samochodu i t³umaczy, ¿e my musimy
atychmiast wysi¹ æ, bo lecimy. Adam wysiada, ja nie, bo jestem pos³uszna w³adzy.
- Wysiadaj! - krzyczy do mnie Grzesiek, a do policjanta: - Ona te¿ leci!
- Nie wysiadam, bo tu nie wolno - mówiê bezczelnie.
- Niech pani wysi¹dzie - mówi policjant - i niech
pan odje¿d¿a.
- Ja wysi¹dê, a pan mi wlepi mandat albo co - mówiê i widzê, ¿e Grzesiek jest o krok od mor
erstwa. I bardzo
dobrze.
- Wysiada pani czy nie! - zaczyna siê denerwowaæ
policjant. - Nie bêdzie mandatu, tylko niech pani wysiada!
Wysiadam ³askawie. Policjant patrzy ze wspó³czuciem to na jednego, to na drugiego. Nie
¿egnam siê z Grze kiem, tylko idê prosto w drzwi.
- Boi siê lataæ - wyja nia Adam policjantowi.
- Aha - mówi policjant. - Lekko pan nie ma.
Cudowne. Ogólnonarodowe porozumienie mê¿czyzn w sprawie beznadziejnych kobiet, to siê wi
e. Nie upowa¿ni³am Adama, ¿eby zwierza³ siê obcym ludziom z moich najskrytszych obaw. ‾eby
a mnie donosi³ i siê
209
L-
skar¿y³. Jak mu siê nie podoba, to bardzo proszê, ja go na si³ê trzymaæ nie bêdê, droga wol
io sobie poszed³, to i on mo¿e pój æ w cholerê, zamiast kazaæ wiatu wspó³czuæ sobie, ¿e ma
Nie bêdê nigdzie z nim lataæ, niech sobie sam lata, ja wracam do domu. Nie bêdê z obcym fa
cetem wsiadaæ do ¿adnego samolotu, ze zdrajc¹, który woli mê¿czyzn ode mnie. Niech sobie zn
jdzie jakiego mi³ego przyjaciela policjanta, klepie siê z nim i z nim leci gdziekolwi
ek.
Adam mnie dogania i pcha w kierunku stanowiska, nad którym wisi tabliczka Kopenhag
a. Ale nic mu nie powiem, niech odstoimy swoje przy niew³a ciwym stanowisku, to siê spó ni
my.
Niestety, odprawiaj¹ nas. Nie odzywam siê, na wszelki wypadek. Nigdy ju¿ siê do niego ni
e odezwê.
Niestety, on wydaje siê tym wcale nie przejmowaæ.
Nienawidzê facetów!
*
Jeste my odprawieni, kiedy Adam odbiera telefon.
- Tosia do ciebie.
Jezus Maria! Co siê sta³o! Czy bêdê mog³a teraz opu ciæ lotnisko, skoro mam wbit¹ piecz¹tk
m za granic¹, choæ na Okêciu?
- Mamo, dzwonili z redakcji, zadzwoñ tam, bo maj¹ problem z jakimi listami! Ca³ujê, nic s
iê nie martw!
Dzwoniê do redakcji, odbiera sekretarz.
210
-Judyta, ca³e szczê cie, ¿e ciê jeszcze z³apa... bo... i dlatego nie wiem.
- Czego nie wiesz?
W³a nie dlatego telefony komórkowe s¹ takie ciekawe, ¿e przerywaj¹ rozmowê w najbardziej in
esuj¹cym momencie. Ich sygna³ jest zanikaj¹cy z niewiadomych powodów. I to w centrum sto
licy du¿ego europejskiego pañstwa.
-...ki... te listy?
- Jakie listy? Poczekaj, znajdê zasiêg! Zostawiam torbê przy Adamie i zaczynam biegaæ po
lotnisku. Jest, przy free shopie!
- Czy ty mi da³a dobre listy? Bo tu s¹ jakie dziwne odpowiedzi!
- Jakie dziwne? - denerwujê siê. - Naczelny kaza³ nieszablonowo i prawdziwie!
-1 ty odpisa³a , ¿e kochasz siê w Gaj osie? To te odpowiedzi?
- Te - oddycham z ulg¹, bo przez moment wydawa³o mi siê, ¿e pomyli³am dyskietki. I upewnia
m siê - czy tam jest odpowied dla Hanny?
- Tak, ale nie ma jej listu!
I po co by³o mnie tak denerwowaæ? To te, na pewno, niepotrzebnie zimny pot mnie obla³,
ale ca³e szczê cie, ¿e niepotrzebnie.
Oddajê Adamowi telefon bez s³owa. £atwo mu nie wybaczê.
211
Bo¿e, jak jest piêknie nad wiatem! Siedzê przy oknie i gapiê siê na ziemiê. Wystartowali m
ed chwil¹ z Kopenhagi i lecimy prosto do Chicago. Chcia³abym zobaczyæ, jak siê nagle rob
i noc, bo mimo ¿e jest rano, bêdziemy w Chicago w nocy, a to wszystko za parê godzin.
Ale nic siê nie zmienia. Tylko s³oñce jest nisko nad horyzontem. Ale jakie chmury, lep
sze ni¿ na filmie!
- Patrz - stukam Ada ka w ramiê.
- Minê³o ci? - Znowu mnie chce zdenerwowaæ. Ale nie mam zamiaru denerwowaæ siê tym, ¿e on
znosi lot. ‾e nie potrafi siê cieszyæ zwyciêstwem cz³owieka i jego niezwyk³ymi zdolno ciami
skonstruowania maszyny miliony razy ciê¿szej od powietrza, która sobie spokojnie i le
kuchno szybuje w górze, majtaj¹c tylko lekko czym na skrzyd³ach, co by³o skrzywione, a je
st wyprostowane. Na wszelki wypadek patrzê czasami pod skrzyd³a, czy nie lec¹ stamt¹d is
kry.
Mê¿czy ni w ogóle maj¹ gorzej, bo trudno im siê przyznawaæ do w³asnych uczuæ takich jak str
epewno æ czy przera¿enie. Ale ja go rozumiem, musi oczywi cie udawaæ silnego faceta, bo my
i, ¿e inaczej bym go nie zaakceptowa³a. Wybaczam mu nawet, ¿e nie powiedzia³ mi, ¿e lecimy
przez Kopenhagê, co daje dwa starty i dwa l¹dowania wiêcej, jak dobrze pójdzie, oczywi ci
e. Podobno mi mówi³, ¿e lecimy do Chicago przez Kopenhagê, bo to lot SAS, lepszy i wygod
niejszy, ale mo¿e rzeczywi cie by³am zajêta wtedy czym innym. Niewa¿ne. wiat jest przepiêk
cudowny, a najbardziej kocham malutkie tableteczki, które na wszelki
212
wypadek, choæ to oczywi cie zbêdne, ³ykam sobie po æwiarteczce co dwie godziny.
I przegapi³am zachód. Ocknê³am siê, kiedy by³o kompletnie ciemno. Na zewn¹trz i w samolocie
at³a zgaszone, Adam spa³, nie zwa¿aj¹c na to, ¿e lecimy. Jedyne, czego mê¿czyznom zazdroszc
o - wbrew temu co g³osi³ Freud - nie penisa, ale zdolno ci do zasypiania wszêdzie, w ka¿dy
ch warunkach i na czas dowolny. Dotyczy to wszystkich znanych mi mê¿czyzn. Na siedz¹co
, na stoj¹co, w ³ó¿ku, przed telewizorem, w czasie seksu... No, mo¿e przesadzi³am. Jak on m
asn¹æ w samolocie?
Wlepiam wzrok w ciemno æ za oknem, ale kompletnie nic nie widzê. Widzê gwiazdy i absolut
n¹ ciemno æ pod nami, a to przecie¿ niemo¿liwe, ¿eby nie widaæ by³o ¿adnych wiate³. A na z
nieo wietlonych miejsc. Gwiazdy s¹ dziwne, migaj¹, ale w promieniu wzroku, a to musz¹ b
yæ z tej wysoko ci setki kilometrów - nic. Patrzê pod siebie i po chwili zaczynam rozpoz
nawaæ jakie czernie. Czarno, czarno, mniej czarno, szarawo. Mo¿e nawet bia³o? To Grenla
ndia? O matko, tylko nie tutaj, jakby my siê tutaj rozbili, nikt nas nie znajdzie!
Chyba jestem nienormalna. Ciekawe, jakie to ma znaczenie, gdzie spadniesz z wyso
ko ci dziesiêciu tysiêcy metrów. Postanawiam o tym nie my leæ. Opieram siê o Adama i zasypi

W Ameryce byæ
i i
p 1.
W Stanach byæ nie brzmi tak dobrze jak: byæ w Ameryce. Jestem jednak, mimo tabletek
opó niaj¹cych rozwój osobisty, podekscytowana! To zupe³nie inny kraj! W którym wolno æ kapi
wszystkich stron, i nareszcie rozumiem, ¿e mo¿na siê tam poczuæ jak gwiazda. Jako niegwi
azda i w dodatku spoza Ameryki nie odcisnê³am swojej d³oni na chodniku, odcisnê³am natomia
st palce swojej prawej i lewej d³oni na lotnisku. Od tego momentu zastanawiam siê, c
zy nie zosta³am bardziej uhonorowana - bo zawszeæ co dwie d³onie, to nie jedna, choæby c
zê ciowe, to znaczy tylko opuszki palców.
Nieco mnie sp³oszy³o, ¿e honoruj¹ w ten sposób wszystkich przylatuj¹cych, lecz przecie¿ prz
tuj¹cy maj¹ za sob¹ latanie, co powinno byæ nagradzane natychmiastowo, jak wiele innych
rzeczy. I widocznie oni tam to nagradzaj¹.
A wiêc przylecia³am i odcisnê³am. Mog³am teraz wjechaæ do krainy z³otodajnej i wymarzonej,
nej z literatury oraz filmów, w których
214
dzielny obroñca ludzko ci, ukryty w niewielkim ciele Sylvestra Stalone, ¿elazn¹ rêk¹ przerz
ca przez ciany budynków wrogów swojej przysz³ej ukochanej, odciskaj¹c piêtno na mojej m³od
zej wyobra ni. Mog³am wjechaæ do kraju, w którym ¿yje siê ³atwo, mi³o, przyjemnie, w którym
awsze ciep³o i s³onecznie, w którym liczne Julie Roberts przechadzaj¹ siê po ulicy cigane
rzez paparazzich.
Mog³am wjechaæ do kraju, w którym samochody pêdz¹ z zawrotn¹ szybko ci¹, cigane przez heli
! Muszê mieæ oczy szeroko otwarte i nie straciæ ani sekundy z tej fascynuj¹cej podró¿y.
Poczu³am siê jak gwiazda ju¿ na lotnisku w Chicago, gdzie notabene w grudniu samolot s
iê nie zatrzyma³ i sobie wyjecha³ na autostradê, bo by³ nieg. Ale dzisiaj nie ma ¿adnego
i nie bêdzie za dziesiêæ dni, wiêc
jestem spokojna.
Wbili piecz¹tkê, ¿e do grudnia mogê sobie bywaæ w Stanach i poszli my za znajomym Adasia, k
y na nas czeka³, na parking.
Wpakowali my torby do samochodu o pojemno ci 3,5 litra, zadar³am nogê i wpakowa³am siê do w
sokiego wozu. No, oczywi cie w Ameryce w³a nie takie s¹ samochody! Wsiad³am i u miechnê³am
siebie. Ruszyli my. Wolno. Jak u mnie na wsi.
S¹siedni pas by³ pusty i a¿ siê prosi³o tego ¿ó³wia przed nami wyprzedziæ i pomkn¹æ. Napomk
ia³o, choæ helikopterów, które by lata³y w po cigach za samochodami, nie by³o widaæ, tylko
215
r I
P 1.
nad naszym samochodem wielkie brzuchy samolotów l¹duj¹cych prawie w centrum miasta.
-Tutaj jest ograniczenie szybko ci - westchn¹³ Huba, który prowadzi³.
No có¿, trochê mnie to zaskoczy³o, ¿e jest jednak jakie ograniczenie. Choæby szybko ci. Al
ie cie, nic dziwnego. Choæ z drugiej strony - w Ameryce! Co podobnego!
Dojechali my do skrzy¿owania. Huba zatrzyma³ samochód przed du¿ym znakiem STOP. Byli my jed
nym samochodem na skrzy¿owaniu i nie by³o wiate³, wiêc siê zdziwi³am, ¿e rozgl¹da siê, a p
a.
- W Ameryce te¿ ci z prawej maj¹ pierwszeñstwo?
- Nie - odpowiedzia³ Huba. - Wszyscy maj¹ znak stopu.
- To zabawne - rozbawi³am siê. -1 wszyscy stoj¹?
- Tak - potwierdzi³ Huba.
-D³ugo? - By³am bardzo rozbawiona. - A¿ siê zmieni¹ przepisy?
- Ten kto pierwszy dojecha³ do skrzy¿owania, ten pierwszy je przeje¿d¿a. Ten, który by³ dru
i, przeje¿d¿a jako drugi, i tak dalej. Dziêki temu nie ma wypadków.
Dziêki temu nie ma wypadków! Co podobnego! Uwierzy³by kto w takie rzeczy! U nas s¹ wiat³a
pierwszeñstwo z prawej, a i tak kto komu w kuper wje¿d¿a, a tu, we , cz³owieku, i pamiêta
zyjecha³ na to skrzy¿owanie czterdziesty ósmy i odliczaj! Jednak nasze kraje s¹ zupe³nie ró
.
- A poza miastem, jak szybko mo¿na jechaæ?
216
Z zakamarków pamiêci wy³oni³ mi siê Znikaj¹cy punkt" oraz Thelma i Louise", samochody pol
e naje¿d¿aj¹ce na siebie przy szybko ci trzysta kilometrów na godzinê i u miechnê³am siê do
-W przeliczeniu na kilometry sto dziesiêæ na godzinê. - Huba jecha³ spokojnie za du¿ym Hum
merem, który równie¿ jecha³ spokojnie i jecha³a nim drobna dziewczynka, a nie pose³, jak u
as. Ale tylko sto dziesiêæ? To tak jak u nas!
- A na pustyni, kiedy nikt nie widzi? - przypomnia³am sobie, ¿e Ameryka to du¿y kraj,
kontynent przecie¿.
- Zawsze ciê widz¹, bo maj¹ zdjêcia satelitarne. I jak dasz czadu na pustyni, to sto mil
dalej ju¿ czeka na ciebie policja.
A u nas policja nie ma zdjêæ satelitarnych z trasy katowickiej! Mamy lepiej!
- A policja du¿o bierze, ¿eby ciê nie karaæ? - Stara³am siê poznaæ nowy kraj.
- Policja daje ci mandat. Za jak¹kolwiek propozycjê dla policjanta jeste aresztowana.
- Ooo - zdziwi³am siê. - Od razu aresztowana? To prawie zupe³nie jak u nas.
- Tu jest jedyne kasyno - machn¹³ Huba w praw¹ stronê.
- Jak to jedyne? - Jeszcze nie prze³knê³am wiadomo ci o policji, a dowiadujê siê, ¿e nie ma
syn w Ameryce...
- Kasyna s¹ tylko w Las Vegas. A prawo Stanów mówi, ¿e na ziemi amerykañskiej kasyn byæ nie
mo¿e.
217
nad naszym samochodem wielkie brzuchy samolotów l¹duj¹cych prawie w centrum miasta.
-Tutaj jest ograniczenie szybko ci - westchn¹} Huba, który prowadzi³.
No có¿, trochê mnie to zaskoczy³o, ¿e jest jednak jakie ograniczenie. Choæby szybko ci. Al
ie cie nic dziwnego. Choæ z drugiej strony - w Ameryce! Co podobnego!
Dojechali my do skrzy¿owania. Huba zatrzyma³ samochód przed du¿ym znakiem STOP. Byli my jed
. nym samochodem na skrzy¿owaniu i nie by³o wiate³, wiêc siê zdziwi³am, ¿e rozgl¹da siê, a
sza. I
- W Ameryce te¿ ci z prawej maj¹ pierwszeñstwo? -Nie - odpowiedzia³ Huba. - Wszyscy maj¹ z
nak
stopu.
- To zabawne - rozbawi³am siê. -1 wszyscy stoj¹?
- Tak - potwierdzi³ Huba.
- D³ugo? - By³am bardzo rozbawiona. - A¿ siê zmieni¹ przepisy?
- Ten kto pierwszy dojecha³ do skrzy¿owania, ten pierwszy je przeje¿d¿a. Ten, który by³ dru
i, przeje¿d¿a jako drugi, i tak dalej. Dziêki temu nie ma wypadków.
Dziêki temu nie ma wypadków! Co podobni Uwierzy³by kto w takie rzeczy! U nas s¹ wiat³a i
w* szeñstwo z prawej, a i tak kto komu w kuper wje¿d¿a, a tu, we , cz³owieku, i pamiêtaj,
jecha³ na to skrzy¿owanie czterdziesty ósmy i odliczaj! Jednak flasze kraje s¹ zupe³nie ró¿
- A poza miastem, jak szybko mo¿na jechaæ?
216
Z zakamarków pamiêci wy³oni³ mi siê Znikaj¹cy punkt" oraz Thelma i Louise", samochody poli
ne naje¿d¿aj¹Ce"na siebie przy szybko ci trzysta kilometrów na godzinê i u miechnê³am siê d
eñ.
- W przeliczeniu na kilometry sto dziesiêæ na godzinê. - Huba jecha³ spokojnie za du¿ym Hu
mmerem, który równie¿ jecha³ spokojnie i jecha³a nim drobna dziewczynka, a nie pose³, jak u
nas. Ale tylko sto dziesiêæ? To tak jak u nas!
- A na pustyni, kiedy nikt nie widzi? - przypomnia³am sobie, ¿e Ameryka to du¿y kraj,
kontynent przecie¿.
- Zawsze ciê widz¹, bo maj¹ zdjêcia satelitarne. I jak dasz czadu na pustyni, to sto mil
dalej ju¿ czeka na ciebie policja.
A u nas policja nie ma zdjêæ satelitarnych z trasy katowickiej! Mamy lepiej!
- A policja du¿o bierze, ¿eby ciê nie karaæ? - Stara³am siê poznaæ nowy kraj.
- Policja daje ci mandat. Za jak¹kolwiek propozycjê dla policjanta jeste aresztowana.
- Ooo - zdziwi³am siê. - Od razu aresztowana? To prawie zupe³nie jak u nas.
~ Tu jest jedyne kasyno - machn¹³ Huba w praw¹ stronê.
k to jedyne? - Jeszcze nie prze³knê³am wiadome1 o policji, a dowiadujê siê, ¿e nie ma kasy
w Ameryce...
^syna s¹ tylko w Las Vegas. A prawo Stanów V1' ¿e na ziemi amerykañskiej kasyn byæ nie mo¿e
217
taki staæ! Bo dooro
nad naszym samochodem wielkie brzuchy samolotów l¹duj¹cych prawie w centrum miasta.
-Tutaj jest ograniczenie szybko ci - westchn¹³ Huba, który prowadzi³.
No có¿, trochê mnie to zaskoczy³o, ¿e jest jednak jakie ograniczenie. Choæby szybko ci. Al
ie cie, nic dziwnego. Choæ z drugiej strony - w Ameryce! Co podobnego!
Dojechali my do skrzy¿owania. Huba zatrzyma³ samochód przed du¿ym znakiem STOP. Byli my jed
nym samochodem na skrzy¿owaniu i nie by³o wiate³, wiêc siê zdziwi³am, ¿e rozgl¹da siê, a p
a.
- W Ameryce te¿ ci z prawej maj¹ pierwszeñstwo?
- Nie - odpowiedzia³ Huba. - Wszyscy maj¹ znak stopu.
- To zabawne - rozbawi³am siê. -1 wszyscy stoj¹?
- Tak - potwierdzi³ Huba.
- D³ugo? - By³am bardzo rozbawiona. - A¿ siê zmieni¹ przepisy?
- Ten kto pierwszy dojecha³ do skrzy¿owania, ten pierwszy je przeje¿d¿a. Ten, który by³ dru
i, przeje¿d¿a jako drugi, i tak dalej. Dziêki temu nie ma wypadków.
Dziêki temu nie ma wypadków! Co podobnego! Uwierzy³by kto w takie rzeczy! U nas s¹ wiat³a
pierwszeñstwo z prawej, a i tak kto komu w kuper wje¿d¿a, a tu, we , cz³owieku, i pamiêta
zyjecha³ na to skrzy¿owanie czterdziesty ósmy i odliczaj! Jednak nasze kraje s¹ zupe³nie ró
.
- A poza miastem, jak szybko mo¿na jechaæ?
216
Z zakamarków pamiêci wy³oni³ mi siê Znikaj¹cy punkt" oraz Thelma i Louise", samochody pol
e naje¿d¿aj¹ce na siebie przy szybko ci trzysta kilometrów na godzinê i u miechnê³am siê do
-W przeliczeniu na kilometry sto dziesiêæ na godzinê. - Huba jecha³ spokojnie za du¿ym Hum
merem, który równie¿ jecha³ spokojnie i jecha³a nim drobna dziewczynka, a nie pose³, jak u
as. Ale tylko sto dziesiêæ? To tak jak u nas!
- A na pustyni, kiedy nikt nie widzi? - przypomnia³am sobie, ¿e Ameryka to du¿y kraj,
kontynent przecie¿.
- Zawsze ciê widz¹, bo maj¹ zdjêcia satelitarne. I jak dasz czadu na pustyni, to sto mil
dalej ju¿ czeka na ciebie policja.
A u nas policja nie ma zdjêæ satelitarnych z trasy katowickiej! Mamy lepiej!
- A policja du¿o bierze, ¿eby ciê nie karaæ? - Stara³am siê poznaæ nowy kraj.
- Policja daje ci mandat. Za jak¹kolwiek propozycjê dla policjanta jeste aresztowana.
- Ooo - zdziwi³am siê. - Od razu aresztowana? To prawie zupe³nie jak u nas.
- Tu jest jedyne kasyno - machn¹³ Huba w praw¹
stronê.
- Jak to jedyne? - Jeszcze nie prze³knê³am wiadomo ci o policji, a dowiadujê siê, ¿e nie ma
syn
w Ameryce...
- Kasyna s¹ tylko w Las Vegas. A prawo Stanów mówi, ¿e na ziemi amerykañskiej kasyn byæ nie
mo¿e.
217
- To znaczy, ¿e Chicago nie jest na ziemi amerykañskiej, skoro tu by³o kasyno?
Co za kraj! W Warszawie na ka¿dym rogu mo¿esz wpa æ w na³óg, a tu ci utrudniaj¹ i ogranicza
lno æ.
- To kasyno p³ywa na barce, a jezioro jest prywatne. Wiêc zgodnie z prawem nie znajd
uje siê na ziemi amerykañskiej, tylko na wodzie, a prawo mówi o ziemi.
O, to zupe³nie jak u nas! Nie je li chodzi o kasyna, tylko o spryt, m¹dro æ, elastyczno æ w
osowaniu przepisów i tak dalej. Ale prze ladowa³a mnie sprawa policji.
- Czyli te¿ jak prowadzisz i wypi³e , to masz prze-chlapane? - Chcia³am siê upewniæ, bo co
raj to obyczaj.
- Nie musisz prowadziæ, ¿eby nie piæ. Alkohol wolno woziæ tylko zamkniêty i w baga¿niku.
Nigdy w ¿yciu nie pi³am w samochodzie, nawet je li by³am tylko wo¿ona, ale takie ogranicze
nie praw obywatelskich wyda³o mi siê przesad¹. W wolnym kraju? W Ameryce? A mo¿e siê przes³
sza³am?
- Czy to znaczy, ¿e gdybym pi³a piwo - a¿ siê wzdrygnê³am ze wstrêtu, bo piwa nie lubiê - m
ty prowadzisz, to...
- Nie wolno ci piæ piwa w samochodzie. Nie wolno ci woziæ otwartej butelki. A zamkniêt¹
tylko w baga¿niku. Nie wolno ci piæ piwa nawet przed w³asnym domem.
Ooo, tym razem Huba przesadzi³. Taka g³upia to ja ju¿ nie jestem. W Ameryce to ja sobi
e mogê zastrzeliæ w³amywacza we w³asnym domu i nic mi nie zrobi¹. Wiêc tym bardziej mogê wy
iwo przed w³asnym domem!
218
- Nie mo¿esz, chyba ¿e masz ogródek z ty³u. Wtedy mo¿esz. A zastrzeliæ te¿ nie mo¿esz, bo n
sz broni. W Chicago nie wolno mieæ broni.
Zwyk³e kpiny! Konstytucja Stanów Zjednoczonych wyra nie mówi, ¿e akurat broñ to sobie mo¿e
ka¿dy obywatel.
- Ka¿dy - potwierdzi³ Huba. - Ale miasto Chicago wyda³o prawo, które zabrania mieæ broñ, wi
jako obywatel amerykañski mo¿esz mieæ broñ, ale w Chicago nie mo¿esz mieæ broni. Jasne?
Nareszcie odetchnê³am z ulg¹. Jasne, ¿e jasne. To by³o bli¿sze mojemu krajowi. W którym jes
d zawsze wolno æ i sprawiedliwo æ, z tym ¿e czasami nie, chocia¿ tak. Oraz prawo mówi, ¿e n
sisz udowadniaæ swojej niewinno ci, tylko tobie musz¹ udowodniæ, ¿e winny, ale w s¹dzie je
odwrotnie, za to te¿ zgodnie z prawem. Takie rzeczy to nawet dzieci wiedz¹. U miechnê³am s
iê do siebie - wcale siê nasze kraje znowu tak bardzo nie ró¿ni¹. -O, ju¿ jeste my.
Stanêli my przed piêknym domem Huby z szarej ceg³y. Wesz³am do rodka i poczu³am siê jak na
sach pracowniczych. Wbieg³am do ³azienki, a drzwi za mn¹ trzasnê³y ni st¹d, ni zow¹d. cian
trzês³y siê, kabina prysznicowa zadr¿a³a, a z kranu pociek³o parê kropel wody. Z niedowierz
em spojrza³am na framugê i zbada³am grubo æ cianki. Nic dziwnego, ¿e Stalowy Sylwester prz
uca³ przez trzy pokoje swoich wrogów! Sama bym przerzuci³a w chwili wzburzenia,
219
nie robi¹c nikomu krzywdy, Sylwestra do s¹siedniego pokoju! Zapuka³am w cianê, odpowiedzi
a³ mi g³uchy d wiêk. Wymknê³am siê przed dom i dotknê³am cegie³. By³y ciep³e i leciutko odg
emi. Skrobnê³am palcem - tapeta podnios³a siê, ods³aniaj¹c drew-niano-papierow¹ konstrukcjê
wester znalaz³by siê przed domem! Na trawniczku!
- Musi byæ koniunktura. - Huba sta³ nade mn¹ i przygl¹da³ siê moim poczynaniom. - Domy siê
stawia na dziesiêæ, piêtna cie lat. Rozumiesz, musi byæ
ruch w interesie.
Nie mog³am wyj æ z zadziwienia. Nic dziwnego, ¿e byle wiatr zdmuchuje ca³e miasta! I ¿e ta
ospodarka
taka prê¿na!
Och, Ameryko! Dlaczego z ciebie nie bierze przyk³adu mój kraj rodzinny? Dlaczego u n
as siê buduje domy, które stoj¹ i stoj¹? Dlaczego i u nas siê nie pomy li gospodarczo? Dom
a dziesiêæ lat - to jest co . Murarz zarabia, producent zarabia, szklarz zarabia, proj
ektant zarabia, gmina zarabia na pozwoleniach - nie raz na piêædziesi¹t lat! Raz na dz
iesiêæ! A muszle klozetowe, armatury, pod³ogi, ciany, farby? Posz³abym dalej w marzeniach
. Co tam domy! Nie ograniczajmy siê! Biurowce, kina, teatry - powiedzmy - trzymies
iêczne. Meble: krzes³a, sto³y, tapczany - dwutygodniowe. Tartaki, stolarze, rzemie lnicy
pracuj¹, a¿ wióry lec¹. Rêczniki, po ciel, ciereczki - góra tydzieñ, potem siê rozpadaj¹.
ast mamy tysi¹ce zatrudnionych szwaczek w zak³adach bawe³nianych. Ksi¹¿ki jednora-
zowego czytania, kompakty jednorazowego odtwarzania, samochody jednorazowego je¿d¿en
ia, samoloty jednorazowego latania! Ubranka jednorazowego wk³adania! Styli ci, wiza¿y ci
, projektanci mody - maj¹ rêce pe³ne roboty! Gazety - cogodzinne - poniewa¿ wiat bardzo s
zybko idzie naprzód. Nie ma bezrobocia, nêdzy, a nawet przekupstwa - tak szybko siê ws
zystko zmienia. Dla ka¿dego starczy! Utylizujemy, sprz¹tamy, rozk³adamy, wyburzamy, ni
szczymy, budujemy, tworzymy, uzdrawiamy, i tak w kó³ko! Lekarze nareszcie zaczynaj¹ za
rabiaæ wielkie pieni¹dze, firmy pogrzebowe nie musz¹ walczyæ o klienta. Och Ameryko, Ame
ryko - westchnê³o mi siê tylko, wziê³am prysznic i znalaz³am siê w ³ó¿ku wielko ci pokoju T
ody i ³ó¿ka by³y naprawdê amerykañskie! I okaza³o siê, ¿e bardzo dobrze, ¿e trochê spali my
albowiem pierwsza noc w Ameryce by³a prawie taka jak pierwsza noc z Adasiem u mni
e na wsi.

220
Aby szybko zbankrutowaæ
Spali my do po³udnia, to znaczy ja, bo Adama rano Huba odwióz³ do centrum, ¿eby siê zameldo
a³ i co pooddawa³. Wsta³am, zaczerwieni³am siê na wspomnienie upojnej nocy.
Wyci¹gnê³am z lodówki polsk¹ kie³basê, chleb, taki sam jak u nas, sok pomarañczowy, taki sa
u nas, tylko w innym opakowaniu i poczu³am siê rozczarowana. Potem siêgnê³am po kupkê pism
ale okaza³o siê, ¿e s¹ polskie. Wyci¹gnê³am spod nich opas³y tom, ksi¹¿kê telefoniczn¹ dla
go, oczywi cie po polsku. Zaczê³am przerzucaæ z prostej ciekawo ci.
Bankiety, chrzciny, dom bankietowy, dom weselny, dom pogrzebowy. Dobrze sprzedaæ n
ieruchomo æ, dobrze zamieniæ nieruchomo æ. Aby szybko zbankrutowaæ - mecenas John Kowalski.
Bankructwo w dwa tygodnie!!! Mecenas Marty Jasko. Prowadzê obronê Polaków w sprawach p
rowadzenia pojazdów po alkoholu,
222
mecenas Kazik Gobelski. Wypi³e , jecha³e ? Zadzwoñ -ca³odobowa opieka polskich prawników.
No, to my tego w Polsce nie mamy. I wiemy, jak siê bankrutuje, nie potrzeba nam do
tego prawnika. Nie musimy za to dodatkowo p³aciæ. W po³udnie wraca Ada z Hub¹.
- Kiedy pojedziemy do miasta? - pytam naiwnie, ale te¿ nie zapominam, ¿e Ada jest tu
s³u¿bowo, a ja tylko na doczepkê. Ale zostawi³by mnie w mie cie, ja bym sobie chêtnie pocho
zi³a po sklepach, obejrza³a wszystko, a mo¿e nawet co kupi³a, a on nie musia³by siê o mnie
rtwiæ. Wydaje mi siê, ¿e to posuniêcie rozs¹dne.
- Jeste my w mie cie - mówi Huba.
To dziwne. Czterdzie ci minut jedziemy wzd³u¿ podobnych domków, ¿aden z nich nie jest wy¿sz
ni¿ dom Renki lub Uli. Owszem, s¹ sklepy, g³ównie z napisami polskimi: Polskie jad³o", P
ka kie³basa", Sklep u Joli". To nawet zabawne, ¿e w Ameryce s¹ sklepy, a u nas shopy.
Wysiadamy. Rozgl¹da³am siê po ulicy trochê niepewnie, bo nigdy nie wiadomo, na kogo mo¿na
wpa æ w Ameryce. Julii Roberts ani widu, ani s³ychu, z samochodów wysiadaj¹ panie ró¿nokolo
e, w rozmiarze mi³ym dla oka, przy których wygl¹dam szczup³e Widzê dom, gdzie daj¹ steki -
TEAK HOUSE. Nareszcie jak na filmie!
Wchodzimy, p³acimy przy wej ciu osiem dolarów od osoby i mo¿emy je æ, ile wlezie. Trochê mn
to mar-
223
Wszystkie domki s¹ owiniête w tapetê i wygl¹daj¹ na murowane. Jaka¿ to oszczêdno æ! Ca³e mi
niziutkie z wyj¹tkiem centrum, gdzie stoj¹ sobie bardzo stare, bo z pocz¹tku ubieg³ego
wieku domy, z których
224
twi, bo chcia³am schudn¹æ. Sa³atek ze trzydzie ci, miês te¿, i jakie dania jarskie. Du¿o i
ie! Ca³e szczê cie, ¿e nikt mnie tu nie zna!
Obok nas siada rodzina. Rodzina sk³ada siê z taty, przy którym jestem jak Dzwoneczek k
o³o Piotrusia Pana, mamy, przy której jestem jak Calineczka przy swoich rodzicach, o
raz synka, przy którym jestem krasnoludkiem przy Marysi Sierotce. Zjad³am po³owê tego, c
o sobie na³o¿y³am, chc¹c uchodziæ za dobrze wychowan¹, i wiedzia³am, ¿e zgrzeszy³am ³akomst
i³am serwetkê na talerzyk, odsunê³am od siebie. Natychmiast pojawi³ siê kelner w rozmiarze
XXL i podsun¹³ mi czysty talerz. Rodzinie z Bajki, która jad³a, te¿. Rodzina podnios³a siê
rzekoleba³a w stronê bufetu. Wróci³a z pe³nymi talerzami. Siad³a i jad³a. Pi³am herbatê, ro
iê ukradkiem. Ko³o mnie siad³o sze æ kobiet w ciele jednej. Na tacy przed sob¹ mia³y (mia³a
lbrzymich hamburgerów i olbrzymi kubek napoju, którego nazwy nie wymieniê. Poczu³am siê ja
k bogini. Poczu³am siê jak Julia Roberts. By³am szczup³a! Piêkna! M³oda! Atrakcyjna! Uwielb
am Amerykê!
oni s¹ bardzo dumni. Zupe³nie inaczej ni¿ u nas. My jeste my dumni z nowych, z tym ¿e ja i
tak wolê stare. Przejecha³am siê z Adasiem na najwy¿szy, ale i tak nie zbli¿y³am siê do ok
, wiêc niewiele widzia³am. Sta³am oparta o ciankê, tak samo cienk¹ jak w domu Huby, i czek
m, a¿ Adam porobi zdjêcia na pami¹tkê. A potem szybko zjecha³am na dó³. Bardzo by³o przyjem
bo krótko. Teraz idziemy g³ówn¹ ulic¹ do sklepu, który poleci³a nam Tosia. Po drodze widzê
z bielizn¹ i muszê siê zatrzymaæ, po prostu muszê. Na wystawie wisz¹ staniki, takie jak u
as na targu w sobotê, z tym ¿e u nas na targu kosztuj¹ osiem z³otych. I majty w rozmiarz
e XXXL, pod pachy.
- Stringi? - szepczê do Huby, bo nie wiem, jak jest po amerykañsku stringi.
- Zwariowa³a ? To obra¿a moralno æ. ‾adnych takich tam... Trzeba znale æ odpowiedni sklep..
Co on mi tu opowiada za bzdury!
- W dzielnicy rozrywki, chcesz powiedzieæ?
- Jaka dzielnica rozrywki? - Huba patrzy na mnie zdziwiony. - Tu nie ma dzielnic
, które masz na my li. Prostytucja jest zakazana.
- To na jakich ulicach stoj¹? - Stoj¹, bo ogl¹da³am Pretty Woman".
- To zale¿y. Jakby chcia³a do boys town...
Nie chcê. Widzê, ¿e z Huby jako przewodnika nieobznajomionego z kinematografi¹ amerykañsk¹
ie bêdzie ¿adnego po¿ytku. On po prostu nie zna Ameryki tak dobrze jak ja.
225
Kupujê fantastyczne bluzki z przeceny, osiem, dla wszystkich, dla Ojca, Mamy, Uli
i jej dziewczynek, Krzy ka i Tosi i oczywi cie dla siebie. Oraz okulary s³oneczne za d
wadzie cia dolarów, za to markowe.
- Jutro wysadzê ciê przed Oceanarium, ja ju¿ tam by³em, naprzeciwko masz muzeum, a potem
przyjdziesz tutaj. - Adam wskazuje na czerwony budynek.
No wietnie. Jestem z ukochanym w obcym kraju i mam sama zwiedzaæ.
Ale szybko mi przechodzi lad niezadowolenia, bo Adam kupuje dla To ki laptopa tak p
iêknego, ¿e nawet zazdro æ nie ma do mnie dostêpu, tylko czysty zachwyt. Mo¿e bêdzie po¿ycz
W barze jest zupe³nie pusto. Weszli my na drinka i nie mogê siê nadziwiæ.
- Ludzie pracuj¹ - wyja nia Huba. - Jak chcesz do czego doj æ w tym kraju, to musisz prac
owaæ. W weekend bêdzie pe³no, tañcz¹, piewaj¹ i pij¹, a dzisiaj jest wtorek!
Pracuj¹! Te¿ mi co ! A ja co, b¹ki zbijam?
- Pracuje siê ca³y tydzieñ. I jak wracasz wieczorem do domu, to tylko telewizja i spat
ki.
No, jednak jest ró¿nica. U nas jak chcesz do czego doj æ, to...
I wtedy okazuje siê, dlaczego przylecieli my na dziesiêæ dni. Adam wyci¹ga bilety lotnicze
.
226
- Chcia³a zobaczyæ Wielki Kanion - mówi, a mnie zatyka kolejny raz w ¿yciu.
Zobaczê! Nie na filmie! Pojadê! Naprawdê! Nie mogê w to uwierzyæ! Jak to lecieæ? Nigdzie ni
lecê! Chcia³am staæ na ziemi i siê napawaæ!
- Chcia³am zobaczyæ, ale nie z samolotu!
- No, ale musimy podlecieæ - Huba mieje siê weso³o.
- Podlecieæ? A nie mo¿na samochodem?
- S³uchaj, co ty mia³a z geografii? - pyta mnie nie-elegancko Adam.
No, takiej pamiêci to ja nie ma. Sk¹d mogê wiedzieæ? To by³o bardzo dawno temu. Wiem, ¿e Am
ryka jest du¿a. Bardzo du¿a. Ale i tak Rosja jest wiêksza. A potem Kanada. Ale ¿eby zara
z lecieæ?
- Cztery i pó³ godziny lotu do Vegas, tam Huba wynaj¹³ samochód i jedziemy. Trzy dni, przy
najmniej co
zobaczysz...
Ja! A on co? Z zawi¹zanymi oczami bêdzie jecha³?
Jakie to szczê cie, ¿e w zwi¹zku ze zmian¹ czasu w ogóle nie mo¿emy spaæ. A nawet nie chcem
cham ciê, Ameryko!

Na ichnim lotnisku krajowym przetrzepuj¹ mi wszystko. Mam zdj¹æ buty i pokazaæ, co mam m
etalowe-
227
go. A w butach nie mam nic metalowego, co widaæ na pierwszy rzut oka, bo to klapki
. Ale zabieraj¹ mi liczn¹ zapalniczkê w kszta³cie szminki, któr¹ sobie przywioz³am jeszcze
pru, któr¹ mia³am w plecaczku i któr¹ wyczai³ który pan z przyrz¹dem do macania baga¿u. Da
pa³ek. Przecie¿ zapalniczk¹ nie mo¿na nikogo zaszanta¿owaæ! W ogóle to mi siê nie podoba. C
i pó³ godziny lotu? Skoro lecimy do Warszawy osiem? Moje wyobra¿enie o odleg³o ciach jest
nik³e. Nie biorê tableteczki, bo chcê co widzieæ przytomnie.

Ciekawe, ¿e z tej perspektywy w ogóle nie przychodzi mi na my l, ¿eby martwiæ siê o swój kr
ojczysty. Wyjechali my z Doliny mierci i jedziemy do stanu Utah. W³a nie Adam mi przypo
mnia³, ¿ebym chocia¿ odesemesowa³a do domu, ale prawdê powiedziawszy, przecie¿ Tosia wie, g
zie jeste my i ¿e dolecieli my szczê liwie, wiêc piszê tylko - jeste my w drodze do Wielkie
nionu.
W³a nie przekroczyli my granicê nastêpnego stanu. Jestem na odlocie absolutnym, w ¿yciu nie
widzia³am takich przestrzeni. Powietrze jest tak czyste, ¿e czerwone góry, które s¹ przed
nami, i wydaje mi siê, ¿e za chwilê je miniemy, stoj¹ sobie w odleg³o ci stu mil.
- Tutaj mieszka³ Szalony Romek - Huba wskazuje dom jak z filmu, przy drodze, jeden
jedyny na olbrzymiej przestrzeni. - Widzieli cie stacjê benzynow¹ z ja-
228
kies dziesiêæ mil st¹d? Szalony Romek przyjecha³ z Bia³ej Podlaskiej ze trzydzie ci lat tem
i tutaj siê osiedli³. Bo w Arizonie mu siê prawo podoba³o. Tu bardziej jest chronione p
rawo obywateli do obrony, ni¿ gdzie indziej. I kupowa³ benzynê w kanistrach w³a nie na tam
tej stacji, tu, po prawej stronie drogi, przed swoim domem postawi³ du¿y baner, OSTA
TNIE TANKOWANIE PRZED WIELKIM KANIONEM. Psychologicznie ludzi podszed³, bo nawet j
ak mieli prawie pe³ny bak, to kupowali benzynê. A jak przyjecha³a policja, to Szalony
Romek wyj¹³ ka³asznikowa i powiedzia³, ¿eby zje¿d¿ali z jego ziemi, gdy¿ w Arizonie to móg³
eæ. I tak ¿y³ przez lata, zaprzyja ni³ siê z Indianami Nava-ho, nawet mówi w ich jêzyku, a
jest gdzie w Peru. - Nikt nie mówi w navaho oprócz Indian Navaho - powiedzia³am, bo wi
edzia³am o tym interesuj¹cym przypadku sk¹din¹d. Chyba od czasów fascynacji wielkim wodzem
Winnetou, który niestety by³ Apaczem.
-No tak.. Ale siê z nimi porozumiewa³. Wiecie, ¿e Indianie Navaho byli szyfrantami na
amerykañskich statkach w czasie drugiej wojny wiatowej? Ich jêzyk to jest kod nie do
z³amania. To samo s³owo mo¿e znaczyæ nied wied , wojna, kocham ciê, obiad, w zale¿no ci od
i przed³u¿ania g³osek. Nie jeste siê w stanie tego nauczyæ, bo ich s³uch jest inny i mo¿l
gard³a inne. Dlatego ka¿dy z szyfrantów mia³ opiekuna, który w razie niebezpieczeñstwa niew
li mia³ zabiæ szyfranta. Za oknem co nieprawdopodobnego! Góry, które wygl¹daj¹ jak tiramis
jak budyñ waniliowy, polany
229
czekolad¹, która sp³ywa na boki. Nie mogê uwierzyæ, ¿e to widzê!
- Szalony Romek mnie zaprasza do Peru, ale nie pojadê... - wzdycha Huba.
Peru! Zobaczyæ Peru! Dlaczego ja nie pracujê w jakim geograficzno-podró¿niczym magazynie
i nie je¿d¿ê po wiecie, pisz¹c znakomite reporta¿e z ró¿nych stron wiata?
- Ja bym pojecha³ - mówi Adam - natychmiast. O mnie nie wspomnia³.
- Szalony Romek zaprosi³ kolegê z Polski i kolega poszed³ wypocz¹æ na hamak za domem, zwyk³
sjesta. Po dwóch godzinach zaczêto go szukaæ. A nastêpnego dnia znaleziono anakondê. Jak
j¹ rozciêli, to zobaczyli kolegê. Le¿a³ w rodku, nieruszony jeszcze. S¹ zdjêcia w Internec
hcesz zobaczyæ?
- Nie chcemy - powiedzia³ czujnie Adam. O, a teraz to liczba mnoga!
Jak to dobrze, ¿e mam fajn¹ pracê, do której sobie spokojnie wrócê, i w której mnie nikt ni
e¿re.
Nie mogê, po prostu nie mogê uwierzyæ, ¿e zobaczy³am WIELKI KANION. Dlaczego ja tu nie mie
szkam? To jest najczysty dowód na istnienie Boga. Pomy leæ, ¿e te ciany przeciwleg³e, któr
po drugiej stronie dziury, spokojnie sobie stoj¹ w odleg³o ci dwudziestu dziewiêciu kilo
metrów ode mnie!
230
A widaæ ka¿d¹ ryskê, ka¿d¹ zmianê czerwieni w zieleñ i w ¿ó³te, i w Bóg jeden wie, jakie je
Zaniemówi³am, sta³am i patrzy³am, i tak bym sta³a do koñca wiata.
Ja mam Pa³ac Kultury w odleg³o ci dwudziestu o miu kilometrów od siebie i nigdy w ¿yciu, pr
y najlepszej pogodzie, nie widzia³am go z domu.
Kocham Adama nad ¿ycie. Bez niego nigdy bym tego nie zobaczy³a. Wyjdê za niego, w podró¿ p
o lubn¹ wrócimy sobie tutaj. I bêdziemy gapiæ siê w najbardziej fascynuj¹c¹ dziurê w ziemi.
Noc spêdzamy w hoteliku, w Arizonie. Jakie to szczê cie, ¿e nie spotkali my siê za dwadzie
lat, wtedy nie mogliby my pewno uprawiaæ radosnego seksu!
- Ca³e szczê cie - powiedzia³ Ada ko, przerzucaj¹c mi sennie rêkê przez brak talii - ¿e my
tej Ameryki, bo ju¿ my la³em, ¿e ciê opêta³ Alzheimer. Ju¿ my la³em, ¿e zapomnia³a , jak to
Uwielbiam Ada ka!!!
Nie mogê zlokalizowaæ chusteczek do demakija¿u. Zachcia³o mi siê na po¿egnalny wieczór wygl
rdzo dobrze i dzisiaj rano zu¿y³am ca³y krem, ¿eby zmyæ oczy. Nic z tego, porozmazywa³o siê
lko i piek¹. Uda³am siê do sklepu, ale sta³am jak baran przed tysi¹cem takich samych opako
wañ, jakie s¹ u nas, tylko na ka¿-
231
czekolad¹, która sp³ywa na boki. Nie mogê uwierzyæ, ¿e to widzê!
- Szalony Romek mnie zaprasza do Peru, ale nie pojadê... - wzdycha Huba.
Peru! Zobaczyæ Peru! Dlaczego ja nie pracujê w jakim geograficzno-podró¿niczym magazynie
i nie je¿d¿ê po wiecie, pisz¹c znakomite reporta¿e z ró¿nych stron wiata?
- Ja bym pojecha³ - mówi Adam - natychmiast. O mnie nie wspomnia³.
- Szalony Romek zaprosi³ kolegê z Polski i kolega poszed³ wypocz¹æ na hamak za domem, zwyk³
sjesta. Po dwóch godzinach zaczêto go szukaæ. A nastêpnego dnia znaleziono anakondê. Jak
j¹ rozciêli, to zobaczyli kolegê. Le¿a³ w rodku, nieruszony jeszcze. S¹ zdjêcia w Internec
hcesz zobaczyæ?
- Nie chcemy - powiedzia³ czujnie Adam. O, a teraz to liczba mnoga!
Jak to dobrze, ¿e mam fajn¹ pracê, do której sobie spokojnie wrócê, i w której mnie nikt ni
e¿re.
Nie mogê, po prostu nie mogê uwierzyæ, ¿e zobaczy³am WIELKI KANION. Dlaczego ja tu nie mie
szkam? To jest najczysty dowód na istnienie Boga. Pomy leæ, ¿e te ciany przeciwleg³e, któr
po drugiej stronie dziury, spokojnie sobie stoj¹ w odleg³o ci dwudziestu dziewiêciu kilo
metrów ode mnie!
230
A widaæ ka¿d¹ ryskê, ka¿d¹ zmianê czerwieni w zieleñ i w ¿ó³te, i w Bóg jeden wie, jakie je
Zaniemówi³am, sta³am i patrzy³am, i tak bym sta³a do koñca wiata.
Ja mam Pa³ac Kultury w odleg³o ci dwudziestu o miu kilometrów od siebie i nigdy w ¿yciu, pr
y najlepszej pogodzie, nie widzia³am go z domu.
Kocham Adama nad ¿ycie. Bez niego nigdy bym tego nie zobaczy³a. Wyjdê za niego, w podró¿ p
o lubn¹ wrócimy sobie tutaj. I bêdziemy gapiæ siê w najbardziej fascynuj¹c¹ dziurê w ziemi.
Noc spêdzamy w hoteliku, w Arizonie. Jakie to szczê cie, ¿e nie spotkali my siê za dwadzie
lat, wtedy nie mogliby my pewno uprawiaæ radosnego
seksu!
- Ca³e szczê cie - powiedzia³ Ada ko, przerzucaj¹c mi sennie rêkê przez brak talii - ¿e my
tej Ameryki, bo ju¿ my la³em, ¿e ciê opêta³ Alzheimer. Ju¿ my la³em, ¿e zapomnia³a , jak to
Uwielbiam Ada ka!!!

Nie mogê zlokalizowaæ chusteczek do demakija¿u. Zachcia³o mi siê na po¿egnalny wieczór wygl
rdzo dobrze i dzisiaj rano zu¿y³am ca³y krem, ¿eby zmyæ oczy. Nic z tego, porozmazywa³o siê
lko i piek¹. Uda³am siê do sklepu, ale sta³am jak baran przed tysi¹cem takich samych opako
wañ, jakie s¹ u nas, tylko na ka¿-
231
dym z nich by³ inny napis. Dlaczego uczy³am siê francuskiego i ³aciny? Nic po ³acinie nie
by³o...
- Psiakrew - powiedzia³am wobec tego, zrezygnowana, najczystsz¹ polszczyzn¹.
-O - powiedzia³a dziewczyna ko³o mnie - pani z Polski czy st¹d?
-Chusteczki do demakija¿u, b³agam, z Polski! - krzyknê³am uradowana jak nigdy.
Mi³a dziewczyna w wieku Tosi wybra³a paczuszkê, opowiedzia³a, ¿e przyjecha³a trzy lata temu
na wakacje i tak jako zlecia³o, ¿e têskni, i co s³ychaæ w kraju, i ¿e siê cieszy, bo nie m
a w ród Polaków i tylko sobie od³o¿y wiêcej pieniêdzy, to wróci, bo ¿yæ siê tu nie da. Po¿e
inie i zaczê³am siê cieszyæ, ¿e wracamy. Tosi trzeba koniecznie tê Irlandiê wybiæ z g³owy.
e na dwa miesi¹ce i nie bêdê jej widzia³a trzy lata. To nie jest w³a ciwa droga dla dorasta
ej panny. Co ja plotê! Poza tym kraj nasz potrzebuje... No w³a nie, czego? Bo Tosia kr
aju naszego nie naprawi, to pewne...
Cieszê, ¿e wracam, jestem pe³na si³ do pracy, optymizmu i czego nie do okre lenia. Uwielbi
m Amerykê i bêdê tu przyje¿d¿aæ, bo jest tyle do zobaczenia! Ale mieszkaæ chcê u siebie. Pr
mniej o ciany mo¿na siê oprzeæ. Ju¿ nigdy w ¿yciu nie bêdê narzekaæ na swój kraj rodzinny,
o¿na sobie kupiæ Playboya", jakby kto chcia³, oczywi cie, a w Ameryce nie mo¿na, bo on obr
moralno æ. Z tym ¿e ja, w przeciwieñstwie do mojego Naczelnego, tego nie czytam.
Powitanie z korkoci¹giem
- Mamo! Tylko sze æ dolarów i po¿a³owa³a ? - Tosia odrywa ceny od ubrañ.
Sze æ razy trzy, osiemna cie z³otych. To ja kupowa³am bluzki i spodnie za osiemna cie z³oty
i nie kupi³am stu?
To s¹ skutki tego, ¿e ma siê czterdzie ci lat, nie dwadzie cia. Dolary mnie ograniczaj¹! Pa
iêtam przecie¿, jak siê ¿y³o za parê dolarów. Jak pojadê nastêpnym razem, bêdê wiedzia³a, c
tym - prawie nie ruszy³am zapasu od ojca, tylko rozkurzy³am zapas od mamy. A dla ws
zystkich mam co , nawet dla Nieletniego pojemniczek na komórkê, który przypina siê na rzep
y do nogi lub ramienia. Nie wiem po co, ale szpan pe³en.
Wieczorem ku widocznemu niezadowoleniu Adama pojawia siê Konrad. Adam jest naprawdê
znu¿ony jego
233
dym z nich by³ inny napis. Dlaczego uczy³am siê francuskiego i ³aciny? Nic po ³acinie nie
by³o...
- Psiakrew - powiedzia³am wobec tego, zrezygnowana, najczystsz¹ polszczyzn¹.
- O - powiedzia³a dziewczyna ko³o mnie - pani z Polski czy st¹d?
-Chusteczki do demakija¿u, b³agam, z Polski! - krzyknê³am uradowana jak nigdy.
Mi³a dziewczyna w wieku Tosi wybra³a paczuszkê, opowiedzia³a, ¿e przyjecha³a trzy lata temu
na wakacje i tak jako zlecia³o, ¿e têskni, i co s³ychaæ w kraju, i ¿e siê cieszy, bo nie m
a w ród Polaków i tylko sobie od³o¿y wiêcej pieniêdzy, to wróci, bo ¿yæ siê tu nie da. Po¿e
inie i zaczê³am siê cieszyæ, ¿e wracamy. Tosi trzeba koniecznie tê Irlandiê wybiæ z g³owy.
e na dwa miesi¹ce i nie bêdê jej widzia³a trzy lata. To nie jest w³a ciwa droga dla dorasta
ej panny. Co ja plotê! Poza tym kraj nasz potrzebuje... No w³a nie, czego? Bo Tosia kr
aju naszego nie naprawi, to pewne...
Cieszê, ¿e wracam, jestem pe³na si³ do pracy, optymizmu i czego nie do okre lenia. Uwielbi
m Amerykê i bêdê tu przyje¿d¿aæ, bo jest tyle do zobaczenia! Ale mieszkaæ chcê u siebie. Pr
mniej o ciany mo¿na siê oprzeæ. Ju¿ nigdy w ¿yciu nie bêdê narzekaæ na swój kraj rodzinny,
o¿na sobie kupiæ Playboya", jakby kto chcia³, oczywi cie, a w Ameryce nie mo¿na, bo on obr
moralno æ. Z tym ¿e ja, w przeciwieñstwie do mojego Naczelnego, tego nie czytam.
Powitanie z korkoci¹giem
>t¥ii
.©(?
. ó«v.ni>iH:-.A'i
vi w
-ntv.pl
#SS;
'jft>*&
- Mamo! Tylko sze æ dolarów i po¿a³owa³a ? - Tosia odrywa ceny od ubrañ.
Sze æ razy trzy, osiemna cie z³otych. To ja kupowa³am bluzki i spodnie za osiemna cie z³oty
i nie kupi³am stu?
To s¹ skutki tego, ¿e ma siê czterdzie ci lat, nie dwadzie cia. Dolary mnie ograniczaj¹! Pa
iêtam przecie¿, jak siê ¿y³o za parê dolarów. Jak pojadê nastêpnym razem, bêdê wiedzia³a, c
tym - prawie nie ruszy³am zapasu od ojca, tylko rozkurzy³am zapas od mamy. A dla ws
zystkich mam co , nawet dla Nieletniego pojemniczek na komórkê, który przypina siê na rzep
y do nogi lub ramienia. Nie wiem po co, ale szpan pe³en.
Wieczorem ku widocznemu niezadowoleniu Adama pojawia siê Konrad. Adam jest naprawdê
znu¿ony jego
233
towarzystwem, ale zachowuje siê poprawnie, to znaczy mówi:
- To ja siê idê wyk¹paæ, przepraszam, bo strasznie pó no.
A Konrad wyci¹ga butelkê wina i mówi:
- Chcia³em jako siê zachowaæ i was przywitaæ po podró¿y... Ale mo¿e pójdê?
- Zostañ chwilê - mówiê uprzejmie.
Konrad jako inaczej wygl¹da i nie wiem, na czym to polega. Szukam na gwa³t korkoci¹gu i
zastanawiam siê, jak wyci¹gn¹æ Adasia z wanny. W trójkê szybciej wypijemy to wino i szybci
j pójdziemy do ³ó¿ka!
- Czekaj, wiem przecie¿, ¿e u ciebie nie ma pod rêk¹ takiego przyrz¹dziku, a na pewno o ty
m nie pomy la³a w Stanach. - Konrad wyci¹ga ku mnie b³yszcz¹ce narz¹dko w ozdobionym z³oty
kiem pod³u¿nym pude³ku.
- Wiesz, co to jest? - Twarz Konrada zarumienia siê z przejêcia i dumy.
- Korkoci¹g? - pytam ma³o przytomnie.
- Sk¹d wiesz? - zdumienie Konrada by³o tak szczere i g³êbokie, ¿e o ma³o siê nie roztkliwi³
- Wszystkie jeste cie takie same. Na jakiekolwiek pytanie zawsze odpowied najprosts
za i najbardziej oczywista. A przecie¿ to wcale nie przypomina korkoci¹gu. No, ¿e kszt
a³t pod³u¿ny?
- Mamo, a gdzie s¹ wtyczki do komputera? - Tosia grzeba³a w laptopie tak uszczê liwiona,
¿e nawet Konrad jej nie przeszkadza³.
234
- Zapytaj Adama!
-£atwo æ wyci¹gania wniosków z przes³anek zewnêtrznych, formalnych i b³ahych! - Konrad kiwa
utelk¹, na stole ju¿ czeka³y trzy szklaneczki, które wyjê³am z szafki. - A to jest korkoci¹
neumatyczny, dla Adama. Nie z hiperblaszaka. £adujesz nabój, tutaj odblokowujesz d wig
niê, naciskasz tu... - Konrad walczy³ z korkoci¹giem.
Próbowa³ dokonaæ tego, o co walcz¹ od zarania ludzko ci wszyscy przedstawiciele p³ci mêskie
z³o¿enia z czê ci ca³o ci, wydobycia z chaosu harmonii, odbycia niezwyk³ej podró¿y od przy
skutkom.
Op³akanym. Palec Konrada rozkrwawi³ siê nagle i jego zdaniem bez przyczyny. Pobieg³am do
³azienki, gdzie ukry³ siê Adam, opatrzy³am Konradowi paluch, a Adam w szlafroku zacz¹³ man
pulowaæ przy korkoci¹gu. I ju¿ po trzech szklaneczkach wina wydawa³ siê wzruszony dowodem
przyja ni Konrada. Konrad za mimo drobnego okaleczenia, które u ka¿dego mê¿czyzny powoduje
natychmiastowe rozpoczêcie wêdrówki na tamten wiat, wydawa³ siê podniecony, radosny i bard
o, ale to bardzo mi wdziêczny za wszystko, po prostu za wszystko. I Adamowi te¿. I p
rzede wszystkim gratulowa³ Adasiowi takiej kobiety. Oryginalnej, odwa¿nej, a na doda
tek piêknej. Czyli mnie. Nie bardzo wiedzieli my, o co chodzi, ale okaza³o siê, ¿e we w³asn
m domu te¿ mo¿na spêdziæ bardzo udany wieczór.

235
Prawie nie odsypiam podró¿y, bo budzê siê o trzeciej w nocy i ju¿ nie mogê spaæ. W chwilê p
taje Adam. Po raz pierwszy od miesiêcy spêdzamy ca³y wit, siedz¹c sobie razem, i nie mo¿em
siê nagadaæ. Czyja trochê nie zapomnia³am, ¿e ¿yjê w zwi¹zku? Czy uzna³am Adasia za co st
jak fotel, który obrabia Potem? A przedtem obrabia³ Zaraz?
Przestali my ostatnio rozmawiaæ o tym, co wa¿ne. I nad ranem, tu¿ po wschodzie s³oñca, dowi
dujê siê, ¿e Adam martwi siê Szymonem, bo Szymon te¿ chce wzi¹æ urlop dziekañski, a to nie
dobry pomys³... Zapomnia³am, ¿e Ada ma syna, pamiêta³am tylko, ¿e dosta³ ode mnie gotow¹ c
a³am, ¿eby by³ dla niej dobry, wyrozumia³y i przebacza³ jej wszystkie cyrki, które uskutecz
ia. I wcale nie wiedzia³am, ¿e nosi siê z zamiarem zmiany pracy, ¿e w radiu roszada na k
ierowniczym stanowisku i jego audycja prawdopodobnie poleci. I ¿e skoñczy³y siê zlecenia
w redakcji Kochasza, bo tam ju¿ dzia³u listów, z którym przecie¿ Ada ko wspó³pracowa³ kied
nie ma. S³oñce zaczê³o wschodziæ i przenie li my siê przed dom.
Przecie¿ dlatego chcia³am mieszkaæ na wsi, ¿eby w³a nie od witu cieszyæ siê ¿yciem! Jest c
¿adnego odg³osu oprócz ptaszêcego. ‾adne owady jeszcze siê nie o¿ywi³y, a ptaki na naszych
ch zaczynaj¹ budziæ siê do ¿ycia. S³oñce wy³azi zza drogi i rzuca fantastyczne d³ugie cieni
e pomalutku siê cofaj¹, zostawiaj¹c tylko rosê na trawie. Dlaczego musieli my
236
dopiero pojechaæ do Ameryki i mieæ d¿et lêka, ¿eby siê
tym cieszyæ?
Adam jest zmartwiony i trochê niepewny swojej przysz³o ci. Chce skoñczyæ pracê doktorsk¹, i
ie musia³ zrezygnowaæ z dodatkowych prac. Nie rozumiem facetów. Przecie¿ od dwóch lat z ok³
dem ¿yjemy razem, on wzi¹³ na siebie ten pechowy d³ug, z zesz³ego roku... - nie! - sprzed
prawie dwóch lat, a teraz siê martwi tym, ¿e ja bêdê wiêcej zarabiaæ!
Czy to znaczy, ¿e ja powinnam siê by³a zamartwiaæ przez ten ca³y czas przesz³y tym, ¿e on z
bia lepiej?
- My la³em, ¿e po lubie wezmê ciê do W³och, tak nam siê przecie¿ marzy³o, ale chyba nici z
Bo¿e, zafundowa³ mi najpiêkniejsz¹ podró¿ wiata, a my li o W³oszech? Jakie to ma znaczenie

0 rzut kamieniem. Mo¿emy sobie wsi¹ æ w samochód
1 pojechaæ w ka¿dej chwili...
- Marzy³em, ¿eby zobaczyæ Sycyliê - mówi Adam
smutno.
Absolutna cisza. Tylko przyroda g³o nieje z minuty na minutê. Ani jednego samochodu, a
ni jednej kosiarki, ani jednego radia, nawo³ywania, trzaskania drzwiami, nic, tylk
o my i wschód s³oñca. Wiem, ¿e wszystko siê u³o¿y i ¿e bêdzie najlepiej jak mo¿e byæ. I Szy
ie powinien martwiæ, bo to nieg³upi ch³opak, a poza tym doros³y. Sam Niebieski powtarza
przecie¿, ¿e procesy wychowawcze, niestety, mamy ju¿ dawno za sob¹. Teraz nasze dzieci bêd¹
siê uczy³y na w³asnych b³êdach, trzeba je tylko wspieraæ, kiedy tego
237
U
CA

CA
p.2. »
P, CA P
N N O
3 1
p s
< ; a 5 i-i
>p: g-
o p o 2*. c3^ ^ n' ^ 3
O Q-
ot
o =*.
., -i
P/ co ca
N CA
O
g-B1
m
-i P P
f.|
C/3 *"¦"
g.B B
CT 3
3 ,<S o p. a
N S. P-O o O
II ?
N
3' I
b
83.
C
2 N-
er. a
^ o
s 4
o' 3 I 8.
O N
3 O P 8 8' O
8' »
0Q.
3. o.
5

3 O
I
to s¹ jeszcze dwa miejsca na Sycyliê, wyjazd pierwszego wrze nia, ubezpieczyæ siê musz¹ pañ
o sami, informacje o wylocie przy lemy do domu!
Mam tylko dolary, nie wiem, gdzie tu jest najbli¿szy bank albo kantor, ale przemi³y
m³ody cz³owiek patrzy na mnie serdecznie:
- W drodze wyj¹tku mogê przyj¹æ w dolarach. Dobrze, ¿e mnie pani zasta³a, bo przyszed³em w³
tylko wzi¹æ dokumenty...
Czy¿ wiat nie jest miejscem zachwycaj¹cym?
Och, wyobra¿am sobie minê Adasia!
Nic mu nie powiem!
lub chcemy wzi¹æ z koñcem sierpnia, ale nie bêdziemy robiæ ¿adnego przyjêcia. Ustalili my,
i Szymon nam za wiadkuj¹, pójdziemy potem we czwórkê na kolacjê, i to wszystko. I ani s³ow
ikomu.
Ale pojedziemy tam, gdzie chce Adam, a nie gdzie chcê ja! Z tym, ¿e ja te¿ chcê na Sycyl
iê...
Wsiadam do tramwaju i rzuca mi siê w oczy reklama mojego biura TAM IZ POWROTEM i u m
iecham siê. Bardzo dobrze, ¿e jest konkurencja dla tych drogich biur podró¿y, ceny bêd¹ spa
aæ, ¿ycie stanie siê zno- niejsze i wszystko bêdzie bardziej pogodne i lepsze! Có¿ ta Amery
robi z cz³owiekiem, czyli ze mn¹.
Wfruwam (có¿ za fonetyczna okropno æ!) do redakcji przed dziewi¹t¹. Nikogo nie ma, pani Jan
czka u sie-
240
bie, robiê sobie zupkê chiñsk¹ na niadanie, bo je li cz³owiek je jajecznicê o trzeciej ran
ma prawo za sze æ godzin byæ g³odny, i rozkoszujê siê samotno ci¹. Bardzo nied³ugo, bo led
ka dosz³a, do kuchni wchodzi Naczelny. U miecham siê szeroko na jego widok, prawie mam
ochotê go u ciskaæ, ale...
Co siê sta³o, bez w¹tpienia, i to co niedobrego. Na szczê cie nie zwi¹zanego ze mn¹, albo
m w Ameryce. Naczelny ma grobowy wyraz twarzy i unika mojego radosnego spojrzeni
a.
- Dzieñ dobry - mruczê wobec tego.
- Dzieñ, choæ bardzo, ale to bardzo niedobry, pani Judyto - mówi Naczelny. - Jak ju¿ pan
i zje - k³adzie nacisk na zje" i czujê, ¿e to nie tylko co niedobrego, ale bardzo z³ego -
to poproszê pani¹ do siebie.
To poproszê pani¹ do siebie!
Biorê kubeczek z zupk¹ i maszerujê za Naczelnym do jego gabinetu. Przepuszcza mnie prz
odem, zamyka drzwi, wskazuje miejsce naprzeciwko swojego biurka, siada za biurki
em, wyjmuje papierosy, wytrzepuje jednego z pude³ka, podnosi siê, przynosi z tarasu
popielniczkê, i zapala papierosa. Jest tragicznie, skoro nie wyszli my na taras. Jes
t gorzej, ni¿ przypuszcza³am. Jest
beznadziejnie.
- Jak by³o? - pyta g³osem z cmentarza bardzo dalekiego.
Chcê krzykn¹æ, ¿e cudownie, ¿e wróci³am, ¿e mam tyle pomys³ów, ¿e mo¿e by og³osiæ konkurs n
czek z zagranicy i na tej podstawie wysnuæ
241
wniosek, choæ mo¿e zbyt pochopny, ¿e ¿yjemy w cudownym kraju, ale reflektujê siê w porê i o
wiadam bardzo grzecznie:
- Udany wyjazd, dziêkujê, ¿e mi pan da³ urlop.
- Ja sobie za to nie dziêkujê - mówi Naczelny i g³êboko zaci¹ga, siê dymem. - Gazetki pewno
ni nowojorskie czyta³a?
Sk¹d¿e, chcê odpowiedzieæ, bo nie by³am w Nowym Jorku, ale za to widzia³am Wielki Kanion, t
dopiero widok, nie wyobra¿a pan sobie. Ale nabieram powietrza w p³uca i wypuszczam
z siebie wiszcz¹ce:
-Nie.
- Aha - mówi Naczelny, nie patrzy na mnie, tylko miêtosi peta, a w pokoju jest ju¿ sin
a zas³onka od dymu miêdzy mn¹ a nim. - Naszych te¿ pani nie czyta³a?
Nie, mam na koñcu jêzyka, ale za to czyta³am ksi¹¿kê telefoniczn¹, og³oszenia o bankructwie
ryka to taki kraj w którym trzeba przynajmniej raz w ¿yciu zbankrutowaæ, i tam za³atwiaj¹
to prawnicy, ¿eby siê oczywi cie dorobiæ, ale nie mówiê nic, tylko kiwam przecz¹co g³ow¹.
- To teraz chyba pani chêtnie sobie poczyta? - G³os Naczelnego przeszed³ na cmentarz d
u¿y jaki i pochowa³ siê w katakumbach.
-Bardzo chêtnie. Nadrobiê wszystkie zaleg³o ci, mam mnóstwo zapa³u do pracy.
- Aha. - Naczelny wdusza papierosa w popielniczkê tak mocno, ¿e mam wra¿enie, ¿e przenik
nie mu ten pet
242
przez popielniczkê, biurko i klepkê przedwojenn¹ dêbow¹, drobno skrojon¹.
Siedzimy naprzeciwko siebie. On milczy, ja milczê. No, je li mu potrzebne towarzystw
o do milczenia, chêtnie s³u¿ê. Mê¿czy ni tak maj¹, mo¿e traktuje mnie jak faceta.
- Jeszcze jakie ciekawostki?
Krêcê g³ow¹ przecz¹co. To bezcelowe w tej chwili mu co t³umaczyæ, wyja niaæ czy proponowaæ
przejdzie. I tak zaraz siê dowiem, o co chodzi.
-Szefie... - W drzwiach pojawia siê g³owa sekretarz (!) redakcji.
- Nie teraz! - warczy Naczelny i g³owa Mariny (chyba zmieni³a kolor, bo ma bardziej
rudawe) znika jak oparzona.
Pewno z czym nawali³a. Ale nigdy nie nawala³a. Mo¿e ja mam zostaæ sekretarzem (!) redakcj
i. Zostanê, je li muszê, ale niechêtnie. Bêdê siê broniæ. Wiem, ze pensja jest wy¿sza, ale
siê do tego nie nadajê.
I nie mia³abym ¿adnego dnia pracy w domu, nie op³aca siê nawet za wy¿sz¹ pensjê. Nie, nie c
stanowczo nie.
- Co to jest? - Naczelny nachyla siê do mnie i przez biurko podaje numer czwarty n
aszego pisma.
- Jolanta Jagodowska, nowa gwiazda serialu Mów do mnie, mamo", któr¹ pan osobi cie wybra³
a ok³adkê.
243
Ja by³am przeciwna, ale có¿, zdjêcie i tak jest niez³e. Z tym jej nosem. Zupe³nie nowym i p
dobnym do tysi¹ca innych nosów, g³ównie robionych pod matrycê wiadomo jakiego lekarza. Od
razu widaæ, czyj¹ jest przyjació³k¹, wszystkie cztery maj¹ identyczne nosy. No, ale to Jola
czego wymagaæ...
-Jaka Jagodowska? Co mi tu pani bêdzie... - Naczelny ju¿ grzmi, to znaczy, ¿e najwiêksza
z³o æ mu przesz³a. - Ja mówiê o tym! - Otwiera pismo i wali palcem w reklamê perfum.
Perfumy niez³e, firma dobra, nie wiem, o co chodzi. Tak siê dzieje, jak cz³owiek pozwo
li sobie na dziesiêæ dni wytchnienia od redakcji.
- Nie³adnie pachn¹? Nie zap³acili? Powoduj¹ uczulenia? - próbujê zgadywaæ.
Naczelny przerzuca pismo nerwowo i trafia na moj¹ w³asn¹ rubrykê.
- To! To! To! - Klepie potrójnie, jakbym nie widzia³a. - Co to jest?
To jest moja rubryka. W niej s¹ listy od czytelników. Czytelnik to cz³owiek, który czyta
.
- Co mnie obchodzi jaki pies? Czytelnik. On ma psa. Pies ma na imiê As.
- To listy - b¹kam niedbale.
- Widzê! Niestety, widzê! Jeszcze nie jestem lepy i przeczyta³em! Niestety, nie tylko j
a! Przeczyta³o to sto tysiêcy czytelników! Jestem skompromitowany! Jako naczelny! Co p
ani przysz³o do g³owy, pytam po raz ostatni! Co mnie obchodzi pani pies? Co mnie
244
obchodzi, ¿e pani siê kocha w Gaj osie? Co to obchodzi czytelnika? Jaka promocja cze
go do wycierania nosa? Obrazi³a pani cz³onków rz¹du! Co mi tu pani prowadzi jak¹ agitacjê
yrz¹dow¹! A pani wie, ¿e za to tu, to biuro podró¿y mo¿e nam wytoczyæ proces o znies³awieni
Ja i agitacja? Zwariowa³ w miêdzyczasie, czy co?
Przysuwam pismo do siebie. Przebiegam wzrokiem rubrykê. Moje odpowiedzi to s¹, na pe
wno.
Kochana Anito, jak ju¿ zdobêdziesz adres Toma Hanksa... przeka¿ mi natychmiast jego na
miary... by³am niedawno w towarzystwie czo³owych przedstawicieli wiata kultury i sztu
ki, a nawet niektórych za przeproszeniem cz³onków rz¹du w hotelu B³êkitne Arrasy, na super
romocji magicznych ciereczek do wycierania nosa i innych przyrz¹dów. Po ród najbardziej w
p³ywowych osób, próbowa³am ustaliæ jego adres... Co do INNEJ, kup albo nie, przymus nigdy
siê nie op³aca... droga redakcjo, u tych ludzi to nawet psy sraj¹ truflami.
- O tych truflach to napisa³ czytelnik - mówiê bardzo cicho g³osem z okolic cmentarza po
dkrakowskiego.
...Zmieniæ ¿onê albo s¹siadów, nie widzê wyj cia. Ja bym na tak¹ balangê posz³a... Po imien
esz³ym roku zginê³y mi cienie do oczu, a fajne by³y. Go cie bywaj¹ upierdliwi... Uczmy siê
rpliwo ci... mój pies Borys wykopa³ dziurê od strony p³otu... Niech siê Pani
245
poz³o ci, zawsze to lepszy powód ni¿ na przyk³ad zdrada... te¿ ¿a³ujê, ¿e Gajos ma ¿onê...
Gdybym klê³a, tobym zaklê³a, ale nie klnê. Przed oczami ciemno æ widzê, widzê ciemno æ... N
siê! No, to teraz szybka decyzja. Zacz¹æ t³umaczyæ Naczelnemu, ¿e pomyli³am dyskietki, dop
j¹c powa¿n¹ odpowied na list pani Hanny? Usprawiedliwiaæ siê wyjazdem, zmêczeniem, psem, k
kopie, mi³o ci¹ do Gajosa, najlepszego, moim zdaniem, aktora w tym kraju? Bzdura. Da³am
cia³a w ca³ej nieskoñczonej rozci¹g³o ci. I tak bêdzie na mnie, i tak. Poniek¹d s³usznie. A
czeæ? On siê wygada i mo¿e mu przejdzie? Ostatecznie dzisiejsze pisma wy ciel¹ jutrzejsze
kub³y do mieci. Tak, milczeæ. Milczenie jest z³otem.
Ale nie jestem pewna, czy w tym wypadku.
Mo¿e uskuteczniæ szybki kontratak, który mu u wiadomi, ¿e nie ma racji? Wzi¹æ go z zaskocze
?
Pomy³ki mi nie wybaczy.
- Niech mi pani powie, ¿e to nieprawda... ‾e ja niê! Atak.
Qui gladio perit, gladioferit.
- Nie ni pan, absolutnie. To s¹ moje odpowiedzi, zgodne z nowym duchem gazety. Przy
pominam spotkanie sprzed miesi¹ca. Mia³o byæ bez zak³amania, bardziej od serca, ni¿ to, cz
ego oczekuj¹ czytelnicy przyzwyczajeni do manipulacji. Sam mnie pan namawia³ do wiêksz
ej otwarto ci, do traktowania czytelników tak, jakby byli naszymi przyjació³mi. Otó¿ do prz
jació³
246
tak bym pisa³a. Przykro mi, je li pan zmieni³ zdanie w tej sprawie. Jestem gotowa poni
e æ konsekwencje pana wycofania siê z poprzednich ustaleñ.
- Co? - Naczelny siêga po papierosy i powtarza: - Co? Co? Co?
Nie mówi siê co", tylko s³ucham".
- To. - Teraz ja pukam w gazetê. - To jest prawda,
0 któr¹ pan prosi³. Mo¿e niewygodna? Przykro mi, ale tak my lê i tak piszê. Przykro mi, je
n mia³ jakie z³udzenia dotycz¹ce moich skrytych my li i moich komentarzy. Potraktowa³am pa
a serio, a to siê nigdy nie op³aca, z tego wynika. Tak my l¹ kobiety, tak my lê ja. Owszem,
czasem siê tego wstydzê i niechêtnie siê obna¿am. W³a ciwie g³ównie zajmujê siê udawaniem,
zi o co powa¿niejszego. Nie chodzi, o to, co... Jednym s³owem... meandry moich poczyn
añ nie zawsze s¹ zgodne z pañskimi, a wody nie zawsze wyp³ywaj¹ z tego samego ród³a co pañ
- Co? - powtórzy³ Naczelny i popatrzy³ na mnie
1 w jego wzroku czai³o siê niebezpieczeñstwo utraty zmys³ów. - Ja, ja pani¹... Ja muszê po
..Niech mi pani zejdzie z oczu!
Nie czeka³am, a¿ siê rozmy li i mnie zatrzyma, chwyci³am swoj¹ zupkê i wbieg³am na górê po
y. Karna na mój widok jêknê³a:
- Judyta, po co ci to by³o? Ty wiesz, co siê od wczoraj dzieje? S³uchaj, ca³a Polska dzw
oni! Masz przechla-pane... Gdyby jeszcze Anka nie z³apa³a ciê na lotnisku. Mówi³am jej, ¿e
ia³a lub rodziców i mog³a byæ... no
247
wiesz, zmêczona, czy co takiego... w ka¿dym razie na kacu... Ale potwierdzi³a ...
- By³am kompletnie trze wa. Trudno. Mia³o byæ prawdziwie, to by³o.
- Judyta, ty wylecisz z pracy...
- Je li za prawdê - powiedzia³am, prostuj¹c plecy - to nic lepszego nie mog³o mi siê przytr
fiæ.
W koñcu Galileusz te¿ cierpia³ za prawdê!

Gdybym by³a na twoim miejscu...

Przyjecha³am do rodziców w humorze do æ szczególnym. Po pierwsze, by³o ju¿ porz¹dnie po po³


czyli dla mnie, wie¿utkiej Amerykanki, g³êboka noc. Po drugie, nie mia³am najmniejszego z
amiaru zwierzaæ siê moim rodzicom z tego, co mi siê dzisiaj przytrafi³o, a raczej przytr
afi³o siê mojej redakcji i Naczelnemu, choæ oboje czekali na moje zwierzenia z podró¿y.
Có¿, kiedy pobyt w Stanach odp³yn¹³ w sin¹ dal, a my jeste my jedyn¹ rzeczywisto ci¹, która
ego cz³owieka wci¹gn¹æ natychmiast w swoje trzewia - po urlopie na Mazurach, po wyje dzie
na wie do babci albo po powrocie z Ameryki. Dziw, ¿e na niektórych opalenizna siê trzym
a ca³y dzieñ po powrocie sk¹dkolwiek, z dzia³ki pracowniczej chocia¿by.
- Urlop bezp³atny do czwartku, w czwartek stawi siê pani na zebraniu zarz¹du, do tego
czasu proszê mi siê nie pokazywaæ na oczy - po¿egna³ mnie Naczelny.
Tornado miechu, doprawdy! To co? My la³ ¿e urlopowana bezp³atnie bêdê przychodzi³a do reda
249
Igor wyjrza³ od siebie i by³by mnie poklepa³ pokrzepiaj¹co po ramieniu, w ka¿dym razie tak¹
mia³ minê, jakby chcia³, ale zapewne ze wzglêdu na ró¿nicê wieku
- wyszepta³ tylko:
- O rany, pani... Ju... Judyta, to do zobaczenia, mam nadziejê...
wietnie siê z³o¿y³o, ¿e wykupi³am dla nas wyjazd na Sycyliê skoro wit. Teraz bym ju¿ tego
i³a. Mo¿e Tosia w tej Irlandii zarobi na nas?
Nie mogê co rok zmieniaæ pracy. Ledwo wyszli my z d³ugów.
Przybieram jeden ze swoich ulubionych u miechów u mnie cudownie" i pukam do rodziców. D
zwonek im wysiad³, a mojego pukania nie s³ysz¹, w przeciwieñstwie do swoich oddechów za ci
n¹. Stojê pod drzwiami dobr¹ chwilê, stukaj¹c coraz mocniej i mocniej, zanim Moja Matka ot
wiera szeroko drzwi i oczywi cie natychmiast, zamiast jak dobrze ciê widzieæ, córeczko" e
wentualnie ca³e szczê cie, ¿e wróci³a ca³a i zdrowa" - zadaje mi swoje ulubione pytanie:
- Jezus Maria, dziecko drogie, i co ty teraz zrobisz? Nigdy nie czytaj¹ INNEJ. Ost
atnio w ogóle do gazet
maj¹ wstrêt, z niewiadomych powodów. Ale teraz co ja widzê na stole w kuchni? Oczywi cie mó
miesiêcznik, otwarty oczywi cie na rozk³adówce z moimi odpowiedziami oczywi cie.
-Pani Janina spod siódemki nam powiedzia³a! - Moja Matka wskazuje na stó³, przy którym sia
dam karnie. - Wykupili my z kiosku wszystkie cztery egzem-
250
plarze! Taka kompromitacja! Ojciec nawet pojecha³ do ródmie cia, ale tam ju¿ nie by³o! Na
owym wiecie dosta³ jeden, ale na dworcu to rozesz³o siê w ci¹gu paru godzin! I co ty tera
z zrobisz, dziecko?
Mama zapala gaz pod du¿ym garem, poniewa¿ wiadomo, ¿e na g³odnego nie mo¿na rozwa¿aæ wa¿nej
zji, na której podjêcie mogê w tym domu bez w¹tpienia Uczyæ.
- Tatu ! - wo³a w g³¹b mieszkania Moja Mama, choæ dziadek nie ¿yje ju¿ ze dwadzie cia lat.
yta przysz³a! Zjesz bigosu? - To znowu do mnie.
Na Mojego Ojca zawsze mogê liczyæ, pojawia siê w drzwiach, ca³uje mnie w czubek g³owy i w
przeciwieñstwie do Mojej Mamy mówi wspieraj¹co:
- Ja na twoim miejscu, drogie dziecko, to ju¿ bym siê ludziom na oczy nie pokazywa³...
Mam siê ¿ywcem gdzie zakopaæ? W okolicach tego samego cmentarza, gdzie le¿y Naczelny? Nie
doczekanie!
- No có¿ - mówiê, biorê g³êboki oddech, ju¿ dosyæ, zaraz im wygarnê, ¿e nigdy mnie nie podt
a duchu, nigdy nie stawali po mojej stronie, nigdy nie byli dla mnie tacy, jacy
powinni byæ, a przynajmniej w tej chwili, kiedy zagro¿ona jest moja posada, moje dob
re imiê, moja rodzina, moje finanse, oraz moja uroda, bo siê starzejê, moje ko ci, na któr
e czyha cichutko osteo-poroza, wiêc biorê g³êboki wdech i mówiê: - To poproszê odrobinê big
.
I kiedy milcz¹co wcinamy bigos, odmro¿ony, ale podgotowany, rozlega siê ciche pukanie
do drzwi i staje w nich s¹siadka spod siódemki. Na mój widok prê¿-
251
nieje i z min¹ prawie wi¹tobliw¹ siada przy mnie, oczy jej b³yszcz¹ z fascynacji, i mówi:
- Pani Judytko, nie martwiæ siê, nie martwiæ, to na pewno pomy³ka, przecie¿ my wszyscy wie
my, ¿e pani by nigdy... Kto ... - nachyla siê do mnie i rozgl¹da na boki, jakby spod sta
rych szafek kuchennych mia³ wyskoczyæ jaki cz³onek zupe³nie nowej komisji - kto chcia³ pa
zaszkodziæ, w to wszyscy nie w¹tpimy... Ca³a kamienica o tym mówi...
No wietnie. Jedyn¹ osob¹, która sobie szkodzi, jestem ja sama, tu ¿adna pomoc nie jest mi
potrzebna, niestety.
- Gajos to wietny aktor - mówi Moja Matka wynio le. - Nie ma siê czego wstydziæ. Co inneg
o jakby siê kocha³a w tym... no jak mu tam?
-W Eltonie Johnie na przyk³ad... - mruczy Mój Ojciec nieprzekonywaj¹co. - Chocia¿...
- On piewa! - macha Moja Matka. - Ja mia³am na my li, tego, no... co bêdzie teraz rodzi³
w Afryce...
- Angelina Jolie? To kobieta z kolei...
- W³a nie! To ju¿ lepiej, ¿e dziecko zna siê na prawdziwej sztuce... Sama siê w nim podkoch
jê, w Gajo-sie... - mówi mê¿nie Moja Matka w kierunku s¹siadki spod siódemki.
- Pierwsze s³yszê! - Mój Ojciec odsuwa od siebie talerz i patrzy nieprzyja nie na matkê.
- Nie o wszystkim ciê informujê. - Moja Matka odk³ada do zlewozmywaka z trzaskiem tale
rze. - Napije siê pani z nami herbatki?
252
-Je li nie przeszkadzam... - S¹siadce dalej b³yszcz¹ oczy. - Czy rzeczywi cie spotyka pani
cz³onków rz¹du na promocjach? Bo ja ju¿ od dawna podejrzewam, ¿e wszyscy jeste my sterowan
, ale w niedobrym kierunku... Namawiaj¹ nas na ró¿ne rzeczy, na kredyty... Jak to jest
, pani Judyto? A z biurami podró¿y to wiadomo jak jest. Po takim artykule to wszystk
ie powinny zbankrutowaæ... Nie jest ³atwo, to wiem na pewno.
- Ujawni³a pani takie sprawy, bardzo odwa¿nie, bardzo. - S¹siadka pije herbatê drobnymi ³y
czkami. - Ju¿
wspó³czujê...
- Nie ma czego. Ja, gdybym by³ na jej miejscu, zrobi³bym to samo. - Ojciec podnosi s
iê i ca³uje mnie w czubek g³owy. - Muszê lecieæ, mam partyjeczkê szachów z Jurkiem, pogadaj
sobie.
Nie chcê gadaæ sobie, chcê byæ na jego miejscu, na emeryturze, z planami na partyjkê szachó
.
-To i ja nie przeszkadzam, pewno chcecie porozmawiaæ jak matka z córk¹. - S¹siadka te¿ zni
ka za
drzwiami.
Jak matka z córk¹! Co podobnego! Proszê bardzo,
jestem przygotowana na najgorsze.
- Koñcz¹c ten temat, córeczko - mówi z ledwie s³yszaln¹ ulg¹ Moja Matka -jakbym by³a na two
ejscu, tobym powiedzia³a, ¿e specjalnie napisa³am od serca i jak siê nie podoba, to trud
no. - I westchnê³a: - Tylko jak ty siê Tosi wyt³umaczysz...

Kabanos ma dola
i
i
Nie muszê siê spieszyæ do domu. Wpadnê do Uli, ona mnie jako wesprze, choæ w tej trudnej s
tuacji bêdzie musia³a poruszyæ w sobie jakie niespotykane dotychczas pok³ady wsparcia. Dl
aczego Naczelny nie potrafi zrozumieæ tak prostych rzeczy, jak ta, ¿e na numerze czw
artym wiat siê nie koñczy?
Ale Ula ca³kiem spokojnie s³ucha, gdy próbujê jej wyt³umaczyæ w skrócie, ¿e komunikacja miê
ka le¿y na obu ³opatkach. Ula mojej gazety nie czyta³a, mówi, ¿ebym nie przesadza³a znowu¿
k bardzo, nikt nikogo nie rozumie i wiat siê od tego nie koñczy. I najlepiej, ¿ebym ja
te¿ przesta³a czytaæ, a zaczê³a s³uchaæ, na przyk³ad co mówi Andrzejek, z którym przyja ni
siê pogorszy na pocz¹tku. A ona, Ula, z Andrzejkiem jest zaprzyja niona, i teraz to ju¿
jest dobrze, ale na pocz¹tku my la³a, tak jak ja, ¿e wiat schodzi na psy. Lecz pozory myl¹
Abstrahuj¹c od polityki. Andrzejek to tak mówi, ¿e nie ma przebacz, ale
254
potem Ula zrozumia³a, ¿e on tak mówi, ale czuje jak cz³owiek. I to wystarczy. I to samo
bêdzie ze mn¹ i z Naczelnym. Ludzie, którzy chc¹ siê porozumieæ, zawsze znajd¹ drogê do sie
- A przy tym my l¹cy ch³opak jest - zakoñczy³a Ula i zapyta³a, czego siê napijê. Od herbat
ych dzisiaj na pewno zalêgn¹ mi siê w brzuchu ¿aby.
- Naczelny? - machnê³am d³oni¹, ¿e nie, nie chcê
¿adnego p³ynu.
- Jaki Naczelny? Andrzejek! Pos³ucha³aby , jak mówi, toby siê przesta³a przejmowaæ, jak pi
.
O Andrzejku s³ysza³am w przelocie, ale zawsze chodzi³o o I kê, ¿e I ka z Andrzejkiem siê al
zy, albo wysz³a, albo nie wiadomo kiedy wróci, albo Andrzejek do I ki przyszed³, albo od
I ki wyszed³, albo mia³ przyj æ. Jak kiedy nie przyszed³, to I ka p³aka³a w ramiê Tosi.
- Jak mówi? - zainteresowa³am siê.
- Normalnie - skwitowa³a Ula. - Na przyk³ad by³ tydzieñ na zielonej szkole i na tej ziel
onej szkole by³o niehalo. W Orzyszu pozna³ laskê, postawi³ jej bronks, ale jak obci¹³ j¹ je
ze raz, to zaczai³, ¿e to kabanos, ma do³a i bêdzie plastikowo, wiêc siê wymiksowa³. Wiesz
oda³a, pi³uj¹c paznokcie - m³odzi nie s¹ g³upi jednak.
Popad³am w lekkie os³upienie.
- Jaki kabanos ma do³a?
- Jaka ty dziwna jeste . - Ula siêgnê³a po lakier do paznokci, be¿owy. -Nic nie rozumiesz.
Autostopowicz-
255
I
/
kê pozna³, dziewczynie piwo postawi³, ale dziewczyna wygl¹da³a na osobê w depresji i dotar³
o niego, ¿e jest nieatrakcyjna, wiêc da³ sobie spokój. I przybasto-wa³ z rozkminianiem.
- S³ucham?
- No, po prostu mu siê zrobi³o smutno, ale nie da³ siê ponie æ temu uczuciu.
- Jakiemu uczuciu?
- Bo¿e mój drogi. - Ula dmucha³a na paznokcie. -Rozczarowania! Uczuciu rozczarowania!
Andrzejek jest przystojny ch³opak i laski klej¹ siê do niego. A on nie wykorzystuje sy
tuacji, rozumiesz? To jest przyk³ad na to, ¿e nie zawsze rzeczywisto æ jest taka, jak wy
gl¹da na pierwszy rzut oka. Zreszt¹ ma wpa æ za chwilê oddaæ Fromma, to sama zobaczysz. A I
jeszcze nie wróci³a!
Spojrza³am na swoje paznokcie i uzna³am, ¿e te¿ wymagaj¹ remontu. Andrzejek wpad³, kiedy ma
owa³am lew¹ rêkê. Brad Pitt to przy nim ma³e miki!
- Siê ma! - rzuci³ w stronê Uli, a do mnie grzecznie: - Dzieñ dobry. Andrzej, mi³o mi pani¹
poznaæ.
By³o to ra¿¹co niesprawiedliwe.
- Jak by³o u Ma³ego? - Ula odebra³a od ch³opaka ksi¹¿kê. - Chcesz herbaty? Isia musia³a zos
arszawie u ciotki.
Andrzejek siê skrzywi³ i usiad³ naprzeciwko mnie. Patrzy³ na Ulê jak w obraz. By³o to coraz
bardziej niesprawiedliwe.
- U Ma³ego ostra sieka. Jedna ma³a czarna by³a nie-chuda, ale pozosta³e to octowy. Lola
by³a z lamerem,
256
na pierwszy rzut oka widaæ by³o, ¿e to lepak. Lola okaza³a siê guloniem, wyjara³em dwa fugl
i nie z³apa³em fazy, bo i po czym?
-Przynajmniej nie mia³e kaczora - wtr¹ci³a z wdziêkiem Ula. - Ale jak klimat by³ serialnie
nieha-lo, to trzeba by³o wyj æ.
- No - potwierdzi³ rozja niony Andrzejek - tak zrobi³em. Paszkwil siê klei³, luzara, ale z
la³em. Wróci³em do domu i obejrza³em wyczesany film w tv. No to lecê. - Ale nie lecia³, tyl
o przygl¹da³ mi siê z zaciekawieniem. - Przepraszam, to pani jest ta Judyta, która napis
a³a w INNEJ te odpowiedzi?
Przytaknê³am. To znaczy kiwnê³am g³ow¹, co mog³o znaczyæ tak", ale te¿ mog³o znaczyæ jaki
-Ol niewaj¹co doskonale wyczesane, normalnie nies³abe! - zakrêci³ siê i wypad³.
Spojrza³am na Ulê. Na miejscu jego rodziców wisia³abym od roku na telefonie do terapeuty
, ksiêdza, przyjaciela. Z pominiêciem publiczno ci.
- Fajny ch³opak, prawda? I nieg³upi. Dziewczyny na niego lec¹, ale on ich nie wykorzys
tuje, a mo¿liwo ci s¹, sama przyznasz. Przyja ni siê z I k¹, ale na ca³e szczê cie to tylko
jako nie mo¿e znale æ fajnej dziewczyny.
- Co on powiedzia³? - wyszepta³am cicho.
- Oj ej ku - powiedzia³a Ula - ¿e poza jedn¹ dziewczyn¹, wszystkie inne wyda³y mu siê okrop
e. Na nieszczê cie jedna z tych okropnych dziewuch podesz³a
257
F
do niego. Towarzyszy³ jej facet, który z daleka wygl¹da³ na nieprzystosowanego do ¿ycia. N
iestety, nie móg³ siê, ch³opaczyna, od niej uwolniæ. Okaza³a siê mi³a, ale niezbyt rozgarni
pali³ z ni¹, idiota, dwa papierosy.
- A kaczor...? - zapyta³am, ostro¿nie na wszelki wypadek.
- Ale ty jeste têpa. Kac, oczywi cie! Dziewczyna nie chcia³a go zostawiæ w spokoju, mog³a
a ca³o æ, ale kompletnie go to nie interesowa³o. Wróci³ do domu i obejrza³ wietny film w t
zji. Lubiê m³odych, krztyny w nich nie ma k³amstwa.
- W telewizji? - skrzywi³am siê triumfalnie. - Przecie¿ to niemo¿liwe! I ty mówisz, ¿e on n
e k³amie?
Ula spojrza³a na mnie przytomnie.
- Rzeczywi cie... - westchnê³a i spojrza³a na drzwi, którymi umkn¹³ przed chwil¹ Andrzejek.
e dziecko rozgarniête, prawda? I doceni³ ciebie, u mnie w pracy zreszt¹ te¿ siê za miewali.
Nie mogê z tob¹ posiedzieæ dzisiaj, bo muszê wyj æ.
- O tej porze? - spojrza³am na zegar nad g³ow¹ Uli,
dochodzi³a ósma.
-No wiesz, jeszcze nie ma godziny policyjnej -u miechnê³a siê Ula, jako tak niejednoznacz
nie, i w ogóle mi nie powiedzia³a, gdzie wychodzi.
- Zawodowo napisa³a ! Chocia¿ szkoda, ¿e s¹ podpisane twoim imieniem. - To ka chwyci³a gaze
tó-
258
r¹ przyniós³ Adam. - Ja bym siê tam nie przejmowa³a - zachichota³a. - Ale troszkê czadu da³
i o mnie jest! Jestem w gazecie! - uradowa³a siê.
Adam nachylony nad jej ramieniem czyta³ z zainteresowaniem.
- Nie mówi³a , ¿e kochasz siê w Gajosie.
- Nie o wszystkim ci mówiê - powiedzia³am wobec tego i posz³am spaæ, albowiem by³o ju¿ bard
pó no.

Ods³ucha³am dzisiaj wszystkie dwadzie cia wiadomo ci. Sekretarka zapchana.


Wiadomo æ pierwsza: Judyta, gratulacje. Wiadomo æ druga: Jutka, kondolencje, ale przynaj
mniej odwa¿nie. Wiadomo æ trzecia: Na pewno nie my wziêli my ten srebrny no¿yk, którego szu
Trzeba by³o od razu powiedzieæ, ¿e nas podejrzewasz, nie musimy u siebie bywaæ, a nie op
isywaæ nas w gazecie! I nie rusza³am twoich cieni! Wiadomo æ czwarta: Borys te¿ sra trufla
mi. Wiadomo æ pi¹ta: Jutka, zwariowa³a ? Wiadomo æ szósta: Prosimy o pilny kontakt w sprawi
edstawienia naszej firmy w wietle, które pozostawia du¿o do ¿yczenia, w przeciwnym wypa
dku skontaktuje siê z pani¹ nasz adwokat. Wiadomo æ siódma: Judyta, zawsze by³a niezrównow
ca³ujemy ciê. Wiadomo æ ósma: Czy ty zwariowa³a? Oddzwoñ, jak wrócisz. Wiadomo æ dziewi¹ta
no. Wiadomo æ dziesi¹ta: Przypominam o komputerze! Twoja córka,
259
F
o, przecie¿ zostawi³a telefon, topa. Wiadomo æ od Eks-ia: Kocha³a siê w Gajosie? Nic mi n
wiedzia³a , pozdrawiam. Wiadomo æ chyba od rzecznika obrony rz¹du: Prosimy o kontakt z kan
celari¹ prawn¹ pod numerem... Wiadomo æ dwunasta: Naprawdê w Gajosie? Ja te¿! Wiadomo æ trz
a: Tu Anka, Judyta, obawiam siê, ¿e bêdziesz potrzebowaæ prawnika, zadzwoñ. Wiadomo æ czter
ta: Proszê o kontakt z programem czwartym telewizji polskiej... Wiadomo æ dziewiêtnasta:
Adres fanklubu Hanksajest w Internecie, g³¹bie!
Ciekawe, na jakiej podstawie my la³am, ¿e ludzie w tym pañstwie zajmuj¹ siê powa¿nymi spraw
.
W ka¿dym razie mam du¿o czasu do czwartku, a po czwartku, jak s¹dzê, bêdê mia³a bardzo du¿o
u.
Czyli powinnam siê cieszyæ, a nie smuciæ.

S¹siedzkie igraszki

Siedzia³am bezmy lnie przy komputerze i gra³am w tetrisa, bardzo rozwijaj¹ca umys³ gra. Ca³
dzieñ by³ beznadziejny, moja wiara w ludzko æ podupad³a, teraz chandra czai³a siê u progu,
aczego ja nie by³am dzisiaj w pracy? Wpatrywa³am siê do æ d³ugo najpierw w kota, potem w ps
, potem w ekran, na którym miga³y kwadraciki i prostok¹ciki. I tak nic nikogo nie obcho
dzi, w takim wiecie ¿yjemy. Wybawi³ mnie dzwonek do drzwi. R¹czo siê podnios³am i pobieg³a
tworzyæ. Przed drzwiami stali Dudu i Mañcia. To nowi s¹siedzi od strony Uli, wprowadzil
i siê w styczniu i zaprzyja nili my siê bardzo, mimo ¿e s¹ m³odsi od nas. Coraz wiêcej jest
i m³odszych ode mnie, to bardzo nieprzyjemne uczucie. Dudu jest lekarzem ortoped¹, Mañc
ia za jest lekarzem pediatr¹, a¿ szkoda, ¿e ma³ych dzieci nie ma w okolicy.
- Jak dobrze, ¿e jeste ! - ucieszyli siê na mój widok. - My tylko na chwilkê! Chcieli my ci
pogratulowaæ,
261
ale da³a czadu. A teraz pewno depresja, co? Tylko siê z niczego nie wycofuj!
- Wchod cie, wchod cie - ucieszy³am siê równie¿. - Pracujê! - K³amstwo g³adko mi przesz³o p
.
Dudu otworzy³ lodówkê.
- Powinna napisaæ co o zakupach - powiedzia³ i wyj¹³ z lodówki prawie pe³n¹ butelkê d¿inu
do picia?
Je li liczyli na kolacjê, to siê przeliczyli, ale pos³usznie siêgnê³am po tonik i nastawi³a
Przeszli my do pokoju, komputer czeka³ cierpliwie i dalej spuszcza³ ró¿ne romby i inne fi
gury na sam dó³. Dudu zdj¹³ z szafy pi³kê, któr¹ tam trzymam, gdyby dzieci jakie ma³e wpa
nymi rodzicami, ¿eby sobie do ogródka wziê³y i tam bawi³y siê do utraty tchu.
- Fajna pi³ka - powiedzia³.
Dudu obejrza³ pi³kê dok³adnie i kopn¹³. Borys zerwa³ siê z fotela, na którym mu nie wolno
a³ za pi³k¹ do przedpokoju, zupe³nie jakby nie by³ starym psem.
Mañcia westchnê³a:
- Dopiero dzisiaj nam w szpitalu pokazali tê twoj¹ gazetê. W ogóle nie wiedzia³am, ¿e co t
ego wychodzi. Bardzo fajna. Bêdziemy kupowaæ. Skoro pracujesz, mo¿e ci podrzucimy jaki
e tematy? - zaproponowa³a.
W kuchni co trzasnê³o. Lub byæ mo¿e rozt³uk³o siê. D wiêk by³ niejednoznaczny. Do pokoju w
i³k¹ w zêbach.
- Nie bawimy siê t¹ pi³k¹ w domu - powiedzia³am
262
do Dudusia. - A pies w ogóle siê ni¹ nie bawi, bo przegryzie.
-To siê nie bawcie. Nie przegryzie - powiedzia³ z przekonaniem Dudu . - A poza tym mam
wietny pomys³. Napiszmy co o fenomenie kupowania! -1 wyj¹³ psu pi³kê z mordy. - Tylko wi
, w twoim stylu! Szczerze do bólu!
I rzuci³ mojemu psu w moim domu moj¹ pi³kê pod
moj¹ szafê.
- Mo¿e byæ o zakupach - ucieszy³a siê Mañcia. - Po pierwsze upewniamy siê, czy na pewno chc
my i æ na zakupy. Pi³ka mu siê zaklinowa³a - zauwa¿y³a.
- To wyjmij - powiedzia³am do Dudusia nieopatrznie. Borys siê strasznie ucieszy³, kied
y Dudu zacz¹³ odsuwaæ szafê. Ja mniej.
- Po drugie - kontynuowa³a Mania - przypominamy sobie, dlaczego chcemy i æ na zakupy.
- Dlaczego on siê nie mo¿e bawiæ pi³k¹ w domu?
- zainteresowa³ siê Dudu . - Pies lubi siê bawiæ pi³k¹.
- Pi³ka nie jest dla psa, pi³ka jest dla dzieci.
- To zrób mi drinka - zaproponowa³a Mañcia.
- Ale mówi³a co - chcia³am na gwa³t uratowaæ resztkê d¿inu - o zakupach.
Dudu i próbowa³ wyrwaæ psu pi³kê, pies zacz¹³
warczeæ.
- Ale na przyk³ad dlaczego najczê ciej kobiety chodz¹ po zakupy? - Mañcia spojrza³a na mnie
pytaj¹co.
- Ze wszystkich kobiet najlepszy jest Steven Seagal
- stwierdzi³ Dudu i opad³ na kolana przed psem.
263
1
- Udajemy siê na zakupy, ¿eby siê pozbyæ gotówki
- udzieli³a sobie sama odpowiedzi Mañcia - lub ¿eby zaoszczêdziæ na promocji. - Zamy li³a s
doda³a po chwili: - Ostatnio by³am na zakupach, ¿eby rozchodziæ nowe buty. Kupi³am je na p
romocji, niestety.
- Mo¿esz przestaæ siê bawiæ pi³k¹, Dudu ? Skoñczy³e studia, jeste cenionym lekarzem ortop
oñczone trzydzie ci cztery lata. - Przypomnia³am Du-dusiowi, który obw¹chiwa³ psa, ca³y cza
a kolanach.
- Trzydzie ci cztery i pó³ - sprostowa³ Dudu . - Przynie obie butelki, Mañcia.
- Mo¿emy te¿ i æ po zakupy, ¿eby sprawdziæ, czy ta kretynka Janka nie ma nic lepszego do ro
oty, jak ³aziæ po centrach handlowych w godzinach pracy. - Powiedzia³a Mañcia i nala³a sob
ie do pe³na.
- Zakupy nie s¹ powa¿nym tematem - stwierdzi³am i stara³am siê wy³¹czyæ grê, zanim zobacz¹,
rawdê siê zajmowa³am, ale ten durny komputer siê zawiesi³.
- Albo ¿eby móc powiedzieæ A ce, jaka naprawdê jest Ewa - doda³ Dudu .
- Kto to jest A ka? - Mañcia spowa¿nia³a.
- Jaka A ka?
- Matko moja - westchnê³am - mówili cie, ¿e mi podrzucicie temat, a za³atwiacie jakie spra
miêdzy sob¹.
- Strasznie jeste powa¿na - Mañcia spojrza³a na mnie z pob³a¿aniem. - Nie wtr¹caj siê. Jak
- zwróci³a siê do Dudusia.
-Powiedzia³em hipotetycznie o jakiej kobiecie,
264
o której mówi druga kobieta. Równie dobrze móg³bym powiedzieæ... Renata, na przyk³ad.
- A mogê wiedzieæ, sk¹d znasz Renatê? - Mañcia by³a z³a.
- Jak¹ Renatê? - zdziwi³ siê Dudu .
- Przecie¿ to ty mówisz o Renacie! - Mañcia poci¹gnê³a spory ³yk d¿inu.
- A zakupy? ‾e nam robi¹ wodê z mózgu, a tymczasem lekarz zarabia...
-W³a nie. W weso³ej formie o rzeczach oczywistych. Przecie¿ wszyscy w tym pañstwie bêd¹ kie
horzy. A pañstwo, które nie dba o nauczycieli i lekarzy, mo¿e ju¿ siê zlikwidowaæ. Ale dopó
mo¿na pisaæ tak jak ty, to nie jest le. Bo ju¿ my leli my, ¿e znowu jest cenzura... I co
ie... czy mo¿e o tym, jak to po wej ciu do Unii siê zmienia.
- Czyli jest dro¿ej czy taniej? - Mañcia postanowi³a zainteresowaæ siê ekonomi¹.
- To zale¿y, czy kupuje libera³, czy narodowiec - powiedzia³ Dudu i zacz¹³ wyrywaæ pi³kê p
- B³agam - powiedzia³am b³agalnie. - Pêknie!
- Narodowiec? W hipermarketach?
- A kto tu mówi o hipermarketach? - Dudu zawarcza³ i pogoni³ za psem. Pies szarpn¹³ pi³k¹
arcza³ równie¿.
- Ja mówiê - powiedzia³a Mañcia. - Tam kupi³am te buty. Ale ¿a³ujê.
Strzeli³o. Dudu podskoczy³, pies spojrza³ na strzêp gumy z obrzydzeniem. Tyle zosta³o po p
e.
265
F
/
- A prosi³em, nie gry . - Dudu spojrza³ na mnie przepraszaj¹co. - Dzbanek w kuchni te¿ on
t³uk³, bo nie odda³ pi³ki, kiedy prosi³em. Ty nie umiesz wychowaæ nawet psa. - W jego g³osi
rzmia³a pretensja. - A globalne sieci handlowe potrafi¹ sobie wychowaæ klientów. Poza ty
m wypi³y cie prawie ca³¹ butelkê.
-O, przepraszam bardzo. Po pierwsze nie ca³¹ butelkê, bo by³o tylko pó³, a po drugie...
-Ty siê nie odzywaj. Ca³y czas siedzisz przy tym komputerze i w ogóle nie bierzesz pod
uwagê tego, ¿e na przyk³ad my tracimy wieczór, ¿eby ci pomóc. - Mañcia siê podnios³a. - Wi
oro ju¿ tak odwa¿nie polecia³a w tej swojej gazecie, ca³y szpital siê zaczytywa³, to chcia
i tylko powiedzieæ, ¿e jest parê tematów spo³ecznych, które powinna poruszyæ. Na przyk³ad
i w hipermarkecie i postanowili my ju¿ nigdy tam nie chodziæ! Przy kasach siedzia³y pani
e poprzebierane w czerwone kubraczki, na g³owach mia³y czerwone kapelusiki w ró¿yczki, t
y sobie wyobra¿asz, jak one musia³y siê czuæ? Kupowanie w sklepach, gdzie poni¿aj¹ drugiego
cz³owieka, jest skandalem! Nawet je li tam jest tañszy jogurcik! O tym napisz!
- W³a nie o tym chcieli my ci powiedzieæ! - powiedzia³ dumnie Dudzio i stan¹³ za Mañci¹. -
ju¿ i æ, ale jeste my z tob¹. Wiesz, ludzie nie potrzebuj¹ forsy, potrzebuj¹ odrobiny szacu
! Skoro tak dobrze zaczê³a , to siê nie powinna poddawaæ!
*
266
Sprz¹tnê³am szk³o w kuchni, wyrzuci³am resztki pi³ki do kosza na mieci. Ju¿ od dawna nie k
super-blaszakach, ale mo¿e siê tak staæ, ¿e bêdê tam pracowaæ. I bêdzie mi potrzebny szacu
Ale forsa chyba te¿...
Wyjê³am wtyczkê od komputera z kontaktu, bo program nie chcia³ siê zamkn¹æ, Borys te¿ nie,
e
wjecha³ Adam.
Zapali³am w sypialni wiece, nala³am do dwóch szklaneczek resztkê d¿inu, ¿eby nie denerwowa
telki, wrzuci³am po dwie kostki lodu, zala³am tonikiem i czeka³am na niego w ³ó¿ku. Ale kie
y wszed³ do sypialni, spojrza³ na mnie do æ nieprzytomnie.
- Zgadnij, co dla ciebie mam? - za wiergota³am. -To? - szarpn¹³ za ko³derkê. Mê¿czyznom tyl
jedno w g³owie.
Rachunek za wczasy na Sycylii le¿a³ na jego poduszce, ale w ogóle tego nie zauwa¿y³.
- Adam! - strofowa³am go. - Tu gdzie jest prezent!
Szukaj!
Borys na s³owo szukaj" zerwa³ siê i zacz¹³ szczekaæ, Ada wlaz³ pod ko³drê i przykry³ siê
papiery sfrunê³y na pod³ogê, Borys próbowa³ szukaæ Adama pod ko³dr¹.
- Adam, opanuj siê!
W tym domu w ogóle nie ma powagi odpowiedniej
dla wieku.
- Na pod³odze! - Adam wynurkowa³ spod ko³dry i chwyci³ rachunek. Patrzy³ i patrzy³, a potem
obj¹³ mnie i szeptem zapyta³:
267
- A prosi³em, nie gry . - Dudu spojrza³ na mnia przepraszaj¹co. - Dzbanek w kuchni te¿ on
t³uk³, 1 nie odda³ pi³ki, kiedy prosi³em. Ty nie umiesz wychowaæ nawet psa. - W jego g³osie
zmia³a pretensja. - A globalne sieci handlowe potrafi¹ sobie wychowaæ klientów. Poza tym
wypi³y cie prawie ca³¹ butelkê.
- O, przepraszam bardzo. Po pierwsze nie ca³¹ butelkê, bo by³o tylko pó³, a po drugie...
-Ty siê nie odzywaj. Ca³y czas siedzisz przy tym komputerze i w ogóle nie bierzesz pod
uwagê tego, ¿e na przyk³ad my tracimy wieczór, ¿eby ci pomóc. - Mañcia siê podnios³a. - Wi
oro ju¿ tak odwa¿nie polecia³a w tej swojej gazecie, ca³y szpital siê zaczytywa³, to chcia
i tylko powiedzieæ, ¿e jest parê tematów spo³ecznych, które powinna poruszyæ. Na przyk³ad
i w hipermarkecie i postanowili my ju¿ nigdy tam nie chodziæ! Przy kasach siedzia³y pani
e poprzebierane w czerwone kubraczki, na g³owach mia³y czerwone kapelusiki w ró¿yczki, t
y sobie wyobra¿asz, jak one musia³y siê czuæ? Kupowanie w sklepach, gdzie poni¿aj¹ drugiego
cz³owieka, jest skandalem! Nawet je li tam jest tañszy jogurcik! O tym napisz!
- W³a nie o tym chcieli my ci powiedzieæ! - powiedzia³ dumnie Dudzio i stan¹³ za Mañci¹. -
ju¿ i æ, ale jeste my z tob¹. Wiesz, ludzie nie potrzebuj¹ forsy, potrzebuj¹ odrobiny szacu
! Skoro tak dobrze zaczê³a , to siê nie powinna poddawaæ!

266
Sprz¹tnê³am szk³o w kuchni, wyrzuci³am resztki pi³ki do kosza na mieci. Ju¿ od dawna nie k
super-blaszakach, ale mo¿e siê tak staæ, ¿e bêdê tam pracowaæ. I bêdzie mi potrzebny szacu
Ale forsa chyba te¿...
Wyjê³am wtyczkê od komputera z kontaktu, bo program nie chcia³ siê zamkn¹æ, Borys te¿ nie,
e
wjecha³ Adam.
Zapali³am w sypialni wiece, nala³am do dwóch szklaneczek resztkê d¿inu, ¿eby nie denerwowa
telki, wrzuci³am po dwie kostki lodu, zala³am tonikiem i czeka³am na niego w ³ó¿ku. Ale kie
y wszed³ do sypialni, spojrza³ na mnie do æ nieprzytomnie.
- Zgadnij, co dla ciebie mam? - za wiergota³am.
- To? - szarpn¹³ za ko³derkê. Mê¿czyznom tylko
jedno w g³owie.
Rachunek za wczasy na Sycylii le¿a³ na jego poduszce, ale w ogóle tego nie zauwa¿y³.
- Adam! - strofowa³am go. - Tu gdzie jest prezent!
Szukaj!
Borys na s³owo szukaj" zerwa³ siê i zacz¹³ szczekaæ, Ada wlaz³ pod ko³drê i przykry³ siê
papiery sfrunê³y na pod³ogê, Borys próbowa³ szukaæ Adama pod ko³dr¹.
- Adam, opanuj siê!
W tym domu w ogóle nie ma powagi odpowiedniej
dla wieku.
- Na pod³odze! - Adam wynurkowa³ spod ko³dry i chwyci³ rachunek. Patrzy³ i patrzy³, a potem
obj¹³ mnie i szeptem zapyta³:
267
F 1.
- Czy jedziemy sami?
- Tak - potwierdzi³am.
- Bez Tosi?
- Tak - potwierdzi³am.
- Nawet bez Szymona?
- Nawet - potwierdzi³am.
-1 nie bêdzie tam twoich rodziców?
- Ani ladu rodziców! - roze mia³am siê. -Uli?
-Nie!
- A mo¿e jedzie z nami Konrad?
- Nie wyg³upiaj siê - szepnê³am, bo rêka Adasia, bardzo gor¹ca, spoczywa³a niebezpiecznie b
ko mojej lewej piersi.
- Naczelny te¿ nie jedzie?
- Przysiêgam, ¿e nie!
- Bêdziemy zupe³nie sami w ród obcych ludzi? -Ada przesun¹³ rêkê do góry. - Przysiêgasz?
- Przysiêgam.
- To ja mo¿e w koñcu zakocham siê w tobie - powiedzia³ Ada , a wieca dopala³a siê jeszcze
zas.
*
‾ycie jest zachwycaj¹ce, mimo ¿e pojutrze zebranie zarz¹du.
Przecie¿ nie ma ¿adnych wi¹t!
Postanowi³am zrobiæ gruntowne sprz¹tanie, korzystaj¹c z okazji, ¿e siedzê w domu. Rano zadz
oni³am do redakcji, ¿eby zapytaæ Kamê, co siê dzieje, ale powiedzia³a, ¿e afera trwa. To mo
piej, ¿e beze
mnie.
Tosia zaliczy³a ostatni egzamin i jest na etapie targowania siê ze mn¹ o wyjazd. Szant
a¿uje mnie nie tylko emocjonalnie. Mo¿e nie jechaæ do Irlandii, ale pod pewnym warunki
em. Po pierwsze, pozwolê jej zmieniæ studia i te¿ bêdê za nie p³aciæ, ale za to od pocz¹tku
drugie, mo¿e nie lecieæ do Irlandii, ale pod warunkiem, ¿e wyprowadzi siê od pa dziernika,
bo jej kole¿anka wynajmuje mieszkanie i ona by od tej kole¿anki wynajê³a jeden pokój, bo
jest doros³a, i to siê bêdzie nam wszystkim op³acaæ. Po trzecie, mo¿e nie jechaæ do Irlandi
od warunkiem, ¿e zadzwoniê do cioci Hani, ¿eby ciocia Hania j¹ zaprosi³a do siebie, do Lon
dynu, przynajmniej do wrze nia, ¿eby sobie mog³a zarobiæ,
269
p 1.
we wrze niu musi wróciæ, bo jedzie z ojcem na wakacje. A po czwarte:
- No, mamoooo, czemu nic nie mówisz?
- Myjemy okna - zapowiedzia³am.
- Po co? - zdziwi³o siê moje dziecko. - Przecie¿ nie ma ¿adnych wi¹t.
Po d³u¿szej pogawêdce na temat czysto ci w ogóle, a w szczególno ci b³êdnego prze wiadczeni
o w mojej rodzinie, ¿e okna myj¹ siê same wy³¹cznie przed wiêtami, bo poza tym i tak s¹ cz
przesz³y - my zgodnie do du¿ego pokoju. Z wiadrem i magiczn¹ ciereczk¹ z kolejnej (byæ mo
tatniej w moim ¿yciu) promocji, która to ciereczk¹ sama czy ci wszystko wokó³, pod warunki
wszak¿e, ¿e do drugiego jej koñca jest przyczepiona jaka kobieta.
Najczê ciej ja, bo Tosia przecie¿ jest stworzona do rzeczy wy¿szych. Tym razem zni¿y³a siê
okien, z tym ¿e z drabiny aluminiowej, po¿yczonej wczoraj od Grze ka, wiêc mo¿na powiedzieæ
zni¿a³a siê z wysoko ci i próbowa³a ze mn¹ nawi¹zaæ przyjazny dialog.
- Gdzie ciê ojciec tym razem zabiera, ¿eby w ostatniej chwili odwo³aæ? - zapyta³am z³o liwi
ale nale¿y mi to wybaczyæ, bo dwa razy ju¿ z nim nie by³a w Egipcie i raz z nim nie by³a w
Chorwacji, a mia³a byæ. Choæ s³owo dajê, mnie w jej wieku nikt by nie przekona³ do jechani
na urlop z rodzicami, powiedzmy po³owicznymi, i z ma³ym dzieckiem. Po prostu potrze
buj¹ opiekunki dla ma³ego braciszka Tosi.
270
- No wiesz, mamo - Tosia górowa³a nade mn¹ nie tylko tonem g³osu -jeste rozdra¿niona, lepi
j we gazety, lepiej siê leci gazetami, patrz, po tej twojej szmacie zostaj¹ smugi...
Jadê z samym ojcem. I jeszcze nie wiemy gdzie, ale we wrze niu ojciec ma urlop, w pi
erwszej po³owie. Obieca³ mi zagranicê, jak zaliczê rok. A zaliczy³am, wbrew sobie, sama wi
esz.
Sama wiedzia³am. Przecie¿ z ni¹ mieszkam. Szkoda, ¿e jedzie na pocz¹tku wrze nia, tak jak m
.
- Nie mogliby cie jechaæ w drugiej po³owie wrze nia? Wyje¿d¿amy z Adamem, dom nie mo¿e zost
sam.
-Ojej, to zadzwoñ do dziadków, chêtnie przyjad¹. Tylko ju¿, bo oni musz¹ wiedzieæ wcze niej
iec chcia³ w sierpniu, ale przecie¿ wy akurat w sierpniu bierzecie lub. Nic nie powie
dzia³am, przysiêgam! Chocia¿ ja na twoim miejscu nie wierzy³abym w takie przes¹dy jak lite
ra r w nazwie miesi¹ca, ojciec mówi, ¿e to mu nie przynios³o szczê cia.
- Z twoim ojcem bra³am lub w maju.
- Ale ojciec ¿eni³ siê w czerwcu z Jol¹, i widzisz? Donos, ¿e Eksiowi nie uk³ada siê drugie
wo, jako mnie nie wzruszy³. Nic a nic.
- Oczywi cie, Tosiu - powiedzia³am z³o liwie, bo ciera rzeczywi cie zostawia³a smugi - gdy
wiedzia³a, ¿e twojemu ojcu popsujemy plany na urlop, to zaplanowali my lub na ripiec.
- Albo w rutym! - ucieszy³a siê z wysoko ci Tosia.
- Jak chcesz mieæ r to mo¿esz nawet wzi¹æ w sryczniu!
271
1
I
p 1.
- A dlaczego Jola nie jedzie z wami?
- Oj, mamo - westchnê³a Tosia. - Sama go zapytaj. Bêdzie o drugiej. Czy mogê go poczêstowaæ
pierogami?
‾ywiæ by³ego mê¿a? Przesada.
- Oczywi cie, kochanie.
- Ale mo¿emy tutaj nie wchodziæ...
- Mo¿esz go potraktowaæ jak cz³owieka - powiedzia³am wielkodusznie. - Popraw po mnie. -
Wytar³am rêce, bo zadzwoni³ telefon.
- Halo, kochanie? Nie jeste zajêta?
- A sk¹d¿e - odpowiedzia³am zgodnie z prawd¹. Widok Tosi z gazetk¹ w rêce, Tosi, która prze
ra³a szybki, by³ bardzo buduj¹cy.
- Kochanie - g³os Mojej Mamy brzmia³ gard³owo. - Chcieli my ci powiedzieæ, ¿e ojciec postan
wi³ zrobiæ mi niespodziankê i wyje¿d¿amy do ciep³ych krajów!
- To cudownie! - krzyknê³am.
Trzeba by³o czterdziestu lat, ¿eby przekonaæ Mojego Ojca, ¿e Mojej Matce te¿ siê co od ¿yc
le¿y, to znaczy pla¿a, ciep³e morze i cudza kuchnia.
Ojciec nienawidzi opalania siê, wody i cudzej kuchni. W ich drugim ma³¿eñstwie wszystko
uk³ada siê cudownie. Mam nadziejê, ¿e tak bêdzie i w moim drugim.
- Wy te¿, zdaje siê, planujecie wyjazd? - g³os Mojej Mamy zawis³ w powietrzu jak siekier
a.
No owszem, planujemy, ale na pewno nie z wami. O nie! Nie tym razem. Po moim tru
pie.
- Tak, ale dopiero we wrze niu - odpowiedzia³am.
272
- Ja w³a nie te¿ t³umaczê twojemu ojcu... poczekaj,
dam ci go.
- Mamo, no proszê ciê! - zdenerwowa³a siê Tosia.
- Mia³y my razem sprz¹taæ!
Przytul wdrapa³ siê na drabinê i próbowa³ chwyciæ ³apk¹ gazetê, któr¹ zamaszy cie wymachiwa
- Nie widzisz, ¿e rozmawiam? - spyta³am s³odko.
- Uwa¿aj, Przytul!
- A co wy robicie? - zaniepokoi³ siê Mój Ojciec.
- Myjemy okna - powiedzia³am.
- Ja myjê, bo mama gada przez telefon! - krzyknê³a Tosia z drabiny.
- Przecie¿ nie ma ¿adnych wi¹t! - skomentowa³ odkrywczo Mój Ojciec, którego wiedza tak¿e o
cza siê do podejrzenia, ¿e okna myj¹ siê same dwa razy do roku. - No co z tym wyjazdem?
- No wiesz - powiedzia³am uczciwie - lipiec nie jest najlepszy na wyjazd. Sierpieñ t
e¿ nie bardzo.
- Zawsze ciê matka przekabaci - us³ysza³am. - Zawsze co jest nie tak. Na twoim miejscu.
..
- Pa dziernik jest dobry! - ucieszy³am siê. - We wrze niu wyje¿d¿amy, to mogliby cie tutaj
iæ przyjemnie dwa tygodnie, a potem jechaæ do Grecji!
- Grecja? - w s³uchawce zamilk³o. - Mo¿e i masz racjê...
Odetchnê³am z ulg¹.
-Nie mogê w takich warunkach harowaæ sama - powiedzia³a Tosia i zesz³a z drabinki. Przyt
ul, zdumiony, wyl¹dowa³ na pod³odze i zapiszcza³ g³o no.
273
- Co wy tam robicie z tym kotem? - rozleg³o siê w s³uchawce.
Tak mniej wiêcej wygl¹daj¹ rozmowy w mojej rodzinie, wtedy kiedy moja kariera, moja po
sada i moja przysz³o æ wisz¹ na w³osku. Ale przynajmniej odci¹gnê³am uwagê rodziców od W³oc
Gratulacje czy kondolencje?
i l
p 1.

I pomy leæ, ¿e cierpia³am z powodu Eksia! Przyszed³ punktualnie o trzeciej, bo samochód, ko


ki, praca, czwarta rzeczpospolita, drogi, ustawodawstwo, prawo, porz¹dek, sprawied
liwo æ i tak dalej. Tosia by³a lekko odêta, natomiast ja spokojna jak nowo narodzone cie
lê, albowiem rozwód skutecznie likwiduje napiêcie wynikaj¹ce z na przyk³ad permanentnego s
pó niania siê wspó³ma³¿onka. Szkoda, ¿e Tosia nie mo¿e siê rozwie æ, tylko ma sk³onno æ do
-Tato, no przecie¿ ja czekam na ciebie! - powiedzia³a prawie obra¿ona.
Eksio wydali³ z siebie na wyszczerzone zêby piêkny u miech, uwodz¹cy w stopniu najwy¿szym,
poklepa³
Tosiê po plecach.
- Córeczko, naprawdê nie mia³em szans wcze niej
siê wyrwaæ.
- S¹ telefony - powiedzia³a moja córka na pamiêæ, poniewa¿, biedactwo, nas³ucha³a siê tych
dzieciñstwie.
275
1
I
p 1.
-Ale przecie¿ i tak by³a w domu - powiedzia³ Eksio znów tekstem z przesz³o ci.
Bo¿e! I pomy leæ, ¿e kiedy mnie to dotyczy³o!
- Zjesz co ? - zapyta³am pogodnie, albowiem nie by³ to mój m¹¿, tylko zupe³nie obcy cz³owie
ego mog³am spokojnie nakarmiæ lub nie.
- Dziêki, kochanie - powiedzia³ i o ma³y w³os siê nie przewróci³am. - Nie mogê je æ, rozwod
- Tato! Ty chyba ¿artujesz? - Tosia od czasu afery z Ada kiem ju¿ nie chce nas powtórnie
spikn¹æ, ale bardzo jej le¿y na sercu dobro braciszka.
- Gratulowaæ czy sk³adaæ kondolencje? - zapyta³am lekko i doda³am z przyzwyczajenia: - Pod
sma¿yæ na patelni czy odgrzaæ w piekarniku?
- Wszystko jedno - powiedzia³ Eksio i rozsiad³ siê w kuchni, jakby to by³a jego kuchnia.
- Gratulujê wobec tego i podsma¿am. Tosia, uwa¿aj, ¿eby siê nie przypali³y!
I wysz³am z kuchni.
*
Ca³y wieczór Tosia by³a pod wra¿eniem rozwodu swojego ojca. S¹ po pierwszej sprawie, a dru
ga to kwestia czasu, tak mi powiedzia³a. Nie przypominam sobie, ¿eby by³a tak przejêta w
tedy, kiedy, ³askawca, ze mn¹ siê rozwodzi³.
- Bo ty, mamo, nic nie rozumiesz. - Kiedy Tosia tak zaczyna, to po moich plecach
zaczynaj¹ maszerowaæ
276
ciarki tam i bezpowrotnie. - Nie rozumiesz, ¿e ojciec jednak nie znalaz³ w³a ciwej kobie
ty. A mnie jest ¿al ma³ego dziecka, które bêdzie samotnie wychowywane. Ja by³am samotnie w
ychowywana dopiero na staro æ, ale mam w sobie du¿o empatii, a poza tym czy ja siê mam u
mawiaæ z Jol¹, ¿eby móc widywaæ brata? Jak my lisz? Na pewno sobie kogo znalaz³a, bo przec
e chcê ciê obra¿aæ, ale wietna z niej laska. No i du¿o m³odsza od ojca. Stanowczo lepiej j
wydaæ siê za równolatka, jak siê jest mê¿czyzn¹, oczywi cie. Mo¿e ja powinnam z ni¹ porozm
s¹dzisz?
Nie s¹dzi³am, ale wzruszy³o mnie, ¿e Tosia siê tak bardzo przejmuje.
- Wiedzia³ co robi, podj¹³ ryzyko - powiedzia³am, rzucaj¹c bezwiednie okiem w ekran telewi
zora.
- Mamo, ty mnie w ogóle nie s³uchasz, to naprawdê powa¿na sprawa. Mo¿e powinnam z nim zami
eszkaæ, ¿eby nie czu³ siê taki samotny? Jak my lisz?
Nie my la³am. Szczê liwie lecia³a prognoza pogodny, która zawsze nastraja mnie optymistyczn
e, bo wiem, ¿e siê albo sprawdza, albo nie, w zwi¹zku z czym jest mi kompletnie obojêtne
, co mówi¹ na temat temperatury, deszczów lub wspomnieñ swoich z zaziêbieñ, zanim opowiedz¹
deszczach. W dodatku nie zawsze odró¿niam, czy to prognoza, czy reklama prognozy, cz
y reklama rodków antygrypowych prognozantów. Którzy w dodatku wdziêcznie za³amuj¹ d³onie,
je lub rozk³adaj¹, obejmuj¹ swój ³okieæ, ¿eby go natychmiast pu ciæ i stuliæ d³onie w pozyc
j, machaj¹ ³ap-
277
karni uroczo, zas³aniaj¹c mapê pogody i usi³uj¹ mnie przekonaæ, ¿e prognoza bez ich wdziêcz
okwencji, znajomo ci Ksiêgi przys³ów polskich", dowcipu i wspominania, co by³o w zesz³ym t
dniu, miesi¹cu, roku, wieku - by³aby nieporozumieniem.
- Tata na pewno zostanie tutaj, a ona siê przeprowadzi do Krakowa. I dlatego tak c
zêsto tam je dzi³a, na pewno ma kogo , zdzira jedna. Wiedzia³y ga³y, co bra³y! Jest m³oda,
j wszystko jedno, w ogóle nie my li, co poczuje dojrza³y mê¿czyzna czy maleñkie dziecko na
ten temat.
- Tosia, nie mo¿na niczego poczuæ na temat.
- Wszystko jedno! Ona mi siê nigdy nie podoba³a! Mnie te¿ nie. Chocia¿, niestety, obiekt
ywnie rzecz
bior¹c, na pewno podoba siê mê¿czyznom w ró¿nym wieku. Ale co do uczuæ dojrza³ego mê¿czyzny
cia³am rozwiewaæ z³udzeñ Tosi, bo Eksio wcale nie wygl¹da³ na nieszczê liwego. Jedyne, co p
e jej tatu , to -jak znam ¿ycie - ulgê.
- Ale mog³abym siê przenie æ do ojca, mia³abym na uczelniê dwa przystanki! Na pewno czuje s
okropnie samotny! - Tosia entuzjazmowa³a siê coraz bardziej. - Jak przypuszczasz, mo
gê o tym z nim pogadaæ?
Nie przypuszcza³am.

Bokserki w kurczaczki
p l.
Ubra³am siê dzisiaj z wyszukan¹ elegancj¹ biurow¹ - od rana, mimo upa³u, by³am lekko zmro¿o
wypatroszy³am szafê i znalaz³am ¿akiet kupiony na starzy -nie, ciuch ekstra, spódnicê do ko
, w której wygl¹dam jak kierownik oddzia³u banku, a nie za³atany listopisarz na us³ugach N
aczelnego, czyli zwyk³y redaktor w liczbie pojedynczej rodzaju ¿eñskiego, rajstopy Tos
i - mam nadziejê, ¿e siê nie zorientuje, bo przecie¿ jest lato - i bia³¹ grzeczn¹ satynow¹
czkê, któr¹ dosta³am od Uli na imieniny, a której nie noszê, bo do czego, skoro lubiê indyj
e spódnice?
Zastanawia³am siê przez chwilê nad upiêciem w³osów, ale zrezygnowa³am z tego mia³ego pomys
iem, czyby mnie kto pozna³. Wymalowa³am siê, w³o¿y³am buty na obcasie i uda³am siê na niad
Adam sma¿y³ jajecznicê, bardzo zacn¹, na boczku, który nam przysy³a jego przyjaciel z Pozna
ia, s³usznie s¹dz¹c, ¿e u nas takiego nie ma. Usiad³am przy stole, za³o¿y³am nogê na nogê i
a niadanko.
279
1
I
p 1.
- O Jezusie s³odki! - powiedzia³o moje szczê cie, odwracaj¹c siê od gazu; o ma³y w³os jajec
nie wyl¹dowa³a na pod³odze.
- Tak le?
- No nie... Ale kompletnie inaczej wygl¹dasz. Masz ci los. Z mê¿czyznami nie jest ³atwo,
choæ
³atwo ich zaskoczyæ.
- Inaczej znaczy lepiej? - próbowa³am go podprowadziæ na w³a ciwy trop.
- Inaczej! Nie wiem, czy lepiej, muszê siê przyzwyczaiæ.
Jajecznicê próbowa³am zje æ w skupieniu, choæ mój ¿o³¹dek postanowi³ siê zatrzasn¹æ mimo us
enia mu, ¿e nie ma siê jeszcze czym denerwowaæ.
Na zapas nie warto siê martwiæ, na zapas warto siê
cieszyæ. (
Skubnê³am dwie ³y¿ki (Adam uwa¿a, ¿e jajecznicê je
siê ³y¿k¹) i westchnê³am:
- No to jak wygl¹dam?
- W³a ciwie dobrze. Tylko inaczej. - Adam nie by³ zachwycony.
Wygl¹da³am niezwykle elegancko. Siedzia³am wyprostowana i w ogóle nie chcia³o mi siê jechaæ
zebranie zarz¹du. Ale na tym zarz¹dzie niech zobacz¹, ¿e nie wypad³am sroce spod ogona.
- Dobrze siê w tym czujesz? - spyta³ Adam.
- Jak przebrana - powiedzia³am zgodnie z prawd¹. -Wiesz co? Nie chcê ci radziæ, ale posz
ed³bym
280
w tym, w czym siê dobrze czujê. Teraz wygl¹dasz jak kawa³ek korporacji.
- Jestem kawa³kiem korporacji.
- Ale nie rz¹dz¹cym.
- No to co? - Nie widzia³am zwi¹zku.
- Bêdziesz spiêta. Skoro zawsze wygl¹da³a inaczej,
bêd¹ zdziwieni.
Przemy la³am tê z³ot¹ my l i zosta³am w przebraniu. Jako siê czu³am silniejsza, bardziej s
asadnicza i elegancka. W³o¿y³am nawet czerwone majtki, z czego nie zamierza³am siê nikomu
zwierzaæ, ale które jako mia³y wp³yw na mój sposób my lenia.
Je li mam odej æ, odejdê z klas¹, niech sobie nie
my l¹.
- We samochód - powiedzia³ Ada - pojadê kolejk¹, zreszt¹ gdyby zaczeka³a z dziesiêæ minu
ha³bym z tob¹, wyrzucisz mnie w centrum, jadê do biblioteki. Nie przebierzesz siê?
-Jestem przebrana - powiedzia³am zaskoczona tonem w³asnego g³osu.
Bardzo dobrze, oby mi siê to utrzyma³o przynajmniej przez trzy godziny.
*
Pani Janeczka a¿ sapnê³a ze zdziwienia.
- Pani Judyto, co siê sta³o?
- A co siê mia³o staæ? - odpowiedzia³am troszkê zdenerwowana. - Po prostu wygl¹dam jak cz³o
k.
281
1
I
p 1.
- No tak, ale zwykle pani wygl¹da inaczej.
- Dziêkujê, pani Janeczko.
- Och, nie to chcia³am powiedzieæ - machnê³a rêk¹ pani Janeczka. - Kawy?
- Przecie¿ nie pijê kawy.
- Jak kto tak wygl¹da, to pije kawê - odrzek³a pani Janeczka i nala³a mi pe³ny kubek. - No
ju¿, wszyscy s¹.
Wszyscy! Wszyscy, czyli kto? Mój szef, szef mojego szefa, dyrektor wydawniczy, cz³on
ek jaki ? To nie s¹ wszyscy. Oprócz nich jest jeszcze na ziemi sze æ miliardów ludzi. To ni
s¹ wszyscy. To jest miligram w tonach ludzko ci. Niezauwa¿alna cz¹stka.
Droga redakcjo, jestem strasznie zestresowana i bardzo siê denerwujê byle czym. Kied
y na przyk³ad zatrzymuje mnie policjant, a jestem w porz¹dku, to zaczynam siê j¹kaæ, nie m
ogê powiedzieæ s³owa, nie wiem, gdzie s¹ d³ugie wiat³a itd. Jak szef na mnie spojrzy, to c
wieniejê, nawet jak nic mi nie ma do zarzucenia. Trzês¹ mi siê rêce nawet przy sprzedawczy
ni, która pyta, czy mam drobne. Co robiæ?
To takie proste, droga Czytelniczko.
Droga Czytelniczko, najlepszym sposobem na taki
rodzaj stresu jest w³asna wyobra nia. Wyobra sobie,
¿e pod mundurem policjant te¿ jest cz³owiekiem i na
przyk³ad ma bokserki w s³oniki albo w kurczaczki.
Wyjd poza swoje ograniczenia, pozwól wyobra ni
282
dzia³aæ, pomniejsz lub powiêksz do absurdalnych wymiarów ludzi, którzy tak na Ciebie wp³ywa
Szef malutki jak myszka, który zmie ci³by siê w d³oni, nie budzi wielkiego strachu, Twoja
wyobra nia u miechnie siê na takie z³amanie skryptu. Nie znaczy to, ¿e mo¿esz byæ aroganck
ub niegrzeczna wobec autorytetów czy policjanta w gatkach w kurczaczki, ale przyjm
iesz ³atwiej do wiadomo ci, ¿e to tylko drugi cz³owiek, którego nie musisz siê baæ.
No w³a nie.
Buty na obcasach by³y bardzo nierozchodzone. Ca³e szczê cie, ¿e nie mia³y czubów, bobym siê
wróci³a z piêæ razy. Nie znoszê czubów, szczególnie przy moim numerze buta. Ale zaczyna³y m
oleæ nogi, a tego nienawidzê. Poza tym by³o mi s³abo.
- Judyta? - Igor nie mia³o zapyta³ w drzwiach.
- Judyta - odpowiedzia³am, bo tak mam na imiê ju¿ jaki czas, nawet bardzo d³ugo, a nawet
z ka¿dym dniem coraz d³u¿ej.
-Wygl¹dasz... wygl¹dasz... wygl¹dasz...
Ka¿de wygl¹dasz" wchodzi³o po stopniach, coraz
wy¿ej.
-Jak?
- No, inaczej - wystêka³ Igor. - Tak, ¿e bym siê ciebie ba³. -1 zaczerwieni³ siê z wra¿enia
ki odwa¿ny.
- Bingo! - powiedzia³am i dostojnie nacisnê³am
klamkê gabinetu szefa.
283

I
I
p 1.
Przy stole siedzieli wszyscy. Siedem osób z Naczelnym w koszuli rozpiêtej pod szyj¹. S
iedmiu krasnoludków. I sierotka Marysia. Co to, to nie!
Siedem ma³ych Murzyni¹tek posz³o drwa do lasu nie æ, jedno z nich ugryz³a pszczó³ka i zosta
o sze æ. S³owo Murzynek" jest zakazane. Niepopraw-no æ polityczna. Ciekawe, czy dyrektor w
dawniczy ma bokserki w pieski? Albo w owieczki? Albo w kurczacz-ki? A mo¿e w ogóle n
ie ma?
- Dzieñ dobry - powiedzia³am z u miechem.
- Proszê siadaæ, czekali my na pani¹.
Wskazano mi miejsce ty³em do drzwi, czego nienawidzê. Usiad³am z ulg¹. Cz³onek zarz¹du na p
wno ma pryszcze na plecach, nie muszê siê go obawiaæ. Sam jest wielkim pryszczem, obok
niego siedzi Myszka Miki, facet bez bokserek i Tomcio Paluszek, który gdyby siê prz
echyli³, toby wpad³ do szklanki. Spoko.
- Zastanawiali my siê, jaka forma odprawy by³aby najw³a ciwsza wobec takiego dzia³ania na s
kodê wydawcy, ale pani Naczelny upiera³ siê, ¿eby nie zwalniaæ pani dyscyplinarnie.
- S³usznie - powiedzia³am.
Marzy³am, ¿eby móc zdj¹æ buty i rzuciæ nimi jak najdalej. Nogi, a szczególnie prawa, zaczyn
nie po prostu usilnie namawiaæ do ci niêcia butem w Myszkê Miki. W myszki rzuca siê butami
, najlepiej niewygodnymi.
284
- S³ucham? - Pszczó³ka Maja spojrza³a na mnie badawczo, ale poniewa¿ wiedzia³am, ¿e to pszc
w ogóle mnie to nie przerazi³o.
Buty, buty! Zawsze ju¿ bêdê chodziæ w adidasach, niekoniecznie firmy Adidas.
-Powiedzia³am s³usznie", nie znajdujê podstaw do wypowiedzenia dyscyplinarnego. Ze swoi
ch obowi¹zków wywi¹zywa³am siê dotychczas do æ dobrze, wygram w ka¿dym s¹dzie pracy - powie
siê samo.
- S³yszycie pañstwo? - Pszczó³ka z bzykaniem odwróci³a maleñk¹ g³ówkê do pozosta³ych maciup
wyba³usza³ na mnie oczy. ‾abka, zielona liczna ¿abka w bokserkach w ¿abki.
- Chcieli my daæ pani szansê. No có¿... - Pszczó³ka zawiesi³a g³os i przesta³a bzyczeæ.
Nigdy ju¿ nie w³o¿ê spódnicy, która mnie tak ciasno obejmuje i nigdy nie w³o¿ê tych butów,
Jak mam usi¹ æ, ¿eby nie zwariowaæ? Jak ci¹gnê but, to zobacz¹, ¿e zdejmujê. Nie bêdê siê
asnali, mog¹ to opacznie zrozumieæ.
- Szansê w jakiej sprawie?
Byleby szybciej. Muszê zdj¹æ buty. Po kawie jest mi niedobrze. Bêdê rzygaæ.
- Zastanawiali my siê d³ugo, w jaki sposób...
- Przepraszam - przerwa³am, kawa mi bulgota³a w ¿o³¹dku, a serce wali³o jak oszala³e. - Czy
wiem siê, co pañstwo postanowili cie? Moim zdaniem ta sprawa nie wymaga d³ugich rozwa¿añ, a
ja nie mam
285

I
I
p
L
Przy stole siedzieli wszyscy. Siedem osób z Naczelnym w koszuli rozpiêtej pod szyj¹. S
iedmiu krasnoludków. I sierotka Marysia. Co to, to nie!
Siedem ma³ych Murzyni¹tek posz³o drwa do ³asu nie æ, jedno z nich ugryz³a pszczó³ka i zosta
sze æ. S³owo Murzynek" jest zakazane. Niepopraw-no æ polityczna. Ciekawe, czy dyrektor wyd
wniczy ma bokserki w pieski? Albo w owieczki? Albo w kurczacz-ki? A mo¿e w ogóle nie
ma?
- Dzieñ dobry - powiedzia³am z u miechem.
- Proszê siadaæ, czekali my na pani¹.
Wskazano mi miejsce ty³em do drzwi, czego nienawidzê. Usiad³am z ulg¹. Cz³onek zarz¹du na p
wno ma pryszcze na plecach, nie muszê siê go obawiaæ. Sam jest wielkim pryszczem, obok
niego siedzi Myszka Miki, facet bez bokserek i Tomcio Paluszek, który gdyby siê prz
echyli³, toby wpad³ do szklanki. Spoko.
- Zastanawiali my siê, jaka forma odprawy by³aby najw³a ciwsza wobec takiego dzia³ania na s
kodê wydawcy, ale pani Naczelny upiera³ siê, ¿eby nie zwalniaæ pani dyscyplinarnie.
- S³usznie - powiedzia³am.
Marzy³am, ¿eby móc zdj¹æ buty i rzuciæ nimi jak najdalej. Nogi, a szczególnie prawa, zaczyn
nie po prostu usilnie namawiaæ do ci niêcia butem w Myszkê Miki. W myszki rzuca siê butami
, najlepiej niewygodnymi.
284
- S³ucham? - Pszczó³ka Maja spojrza³a na mnie badawczo, ale poniewa¿ wiedzia³am, ¿e to pszc
w ogóle mnie to nie przerazi³o.
Buty, buty! Zawsze ju¿ bêdê chodziæ w adidasach, niekoniecznie firmy Adidas.
-Powiedzia³am s³usznie", nie znajdujê podstaw do wypowiedzenia dyscyplinarnego. Ze swoi
ch obowi¹zków wywi¹zywa³am siê dotychczas do æ dobrze, wygram w ka¿dym s¹dzie pracy - powie
siê samo.
- S³yszycie pañstwo? - Pszczó³ka z bzykaniem odwróci³a maleñk¹ g³ówkê do pozosta³ych maciup
wyba³usza³ na mnie oczy. ‾abka, zielona liczna ¿abka w bokserkach w ¿abki.
- Chcieli my daæ pani szansê. No có¿... - Pszczó³ka zawiesi³a g³os i przesta³a bzyczeæ.
Nigdy ju¿ nie w³o¿ê spódnicy, która mnie tak ciasno obejmuje i nigdy nie w³o¿ê tych butów,
Jak mam usi¹ æ, ¿eby nie zwariowaæ? Jak ci¹gnê but, to zobacz¹, ¿e zdejmujê. Nie bêdê siê
asnali, mog¹ to opacznie zrozumieæ.
- Szansê w jakiej sprawie?
Byleby szybciej. Muszê zdj¹æ buty. Po kawie jest mi niedobrze. Bêdê rzygaæ.
- Zastanawiali my siê d³ugo, w jaki sposób...
- Przepraszam - przerwa³am, kawa mi bulgota³a w ¿o³¹dku, a serce wali³o jak oszala³e. - Czy
wiem siê, co pañstwo postanowili cie? Moim zdaniem ta sprawa nie wymaga d³ugich rozwa¿añ, a
ja nie mam
285
r J
P L
zamiaru siê t³umaczyæ. Byæ mo¿e opacznie zrozumia³am ogólne dyrektywy o ogólnym nieczynieni
y z mózgu czytelników. Mo¿e nam nie byæ po drodze, ale szkoda naszego cennego czasu.
Moje nogi dopomina³y siê natychmiastowego uwol-nienienia z butów. Nied³ugo same podejm¹ de
cyzjê w tej sprawie.
- My la³em, ¿e mo¿emy zaproponowaæ pani jakie przeniesienie, gdyby pani wziê³a pe³n¹ odpow
za to, co siê sta³o... Mog³aby siê pani przyuczyæ do sk³adu... - Naczelny patrzy³ na mnie w
ebotycznym zdumieniu.
- W tej sytuacji, skoro nie chce pani z³o¿yæ wymówienia, proponujemy trzymiesiêczn¹ odprawê
po¿egnamy siê. Nie musi pani zjawiaæ siê w redakcji, rzecz jasna. Nie s¹dzê, ¿eby pani znal
zatrudnienie w innej gazecie. Przykro nam. Szczególnie wobec takiego nastawienia.
Jeszcze chwilka, szepta³am w duchu do swoich nóg, jeszcze moment.
- Czy ma nam pani co do powiedzenia? Ogl¹dam podsuniêty papier. Podpisujê. Muszê!!!
Muszê wyj æ natychmiast!!!
- Dziêkujê za dotychczasow¹ wspó³pracê, je li pañstwo zmienicie zdanie w sprawie uczciwego
owania Czytelników, bêdê do dyspozycji. Oczywi cie na warunkach godniejszych ni¿ dotychcza
sowe. Dziêkujê.
Zostawiam krasnoludki w gaciach w króliczki i pszczó³ki w kompletnej ciszy. Podnoszê siê i
wychodzê.
286
- Igor, pomó¿ mi znie æ moje rzeczy - szepczê do Igora, który przez lojalno æ chyba siedzi
hni.
- Tak mi przykro... Naczelny chcia³ ciê jako ratowaæ, ale sama rozumiesz.
Nie, w³a nie sama nie rozumiem, jak to siê mog³o staæ. Igor idzie na strych w poszukiwaniu
kartonu, a ja wypakowujê swoje rzeczy. Trochê ksi¹¿ek, jeden serek, który próbuje wyj æ z
a, ciekawe, kto go tam schowa³, trochê papierów, dwadzie cia cztery moje d³ugopisy, jestem
uzale¿niona od kupowania d³ugopisów, bo ka¿dy z nich jest inny, na przyk³ad ten ró¿owy kup
w drodze do Zakopanego na stacji benzynowej, Karna stoi obok i ma ³zy w oczach. Fa
jnie nam siê pracowa³o. No có¿. Podobno miêsny poszukuje sprzedawczyni. Nie zginê przecie¿.
zymiesiêczna odprawa, czyli trzy miesi¹ce p³atnego urlopu, wolê tak na to spojrzeæ. Na raz
ie.
- Judyta, jak bêdzie jaka korekta na zlecenia, to bêdê bra³a dla ciebie, chcesz?
Karna jest naprawdê debe ciara.
- Jasne. Dziêki za wszystko.
Rzucam okiem na przytulny pokoik, zakwit³y akacje, w oknie w dachu widaæ bia³e str¹ki na
tle cudownego niebieskiego nieba.
Karna mnie ciska mocno, Igor bierze pud³o i schodzimy, po raz ostatni trzydzie ci trz
y stopnie.
Pani Janeczka rzuca mi siê na szyjê.
- Judytko! Ty siê nie .martw, jak w piêædziesi¹tym drugim zamknêli mojego Staszka, to te¿ s
rach po
287
r i
P 1:
rodzinie przeszed³. A da³am sobie radê, to i ty sobie dasz. Ja zreszt¹ uwa¿am, ¿e oni robi¹
elki b³¹d, wielki. Ale có¿. Takie jest ¿ycie. Masz tu, kochanie, kawa³ szarlotki, wczoraj p
ek³am specjalnie na tê okazjê. Czy ty im powiedzia³a , ¿e ¿a³ujesz?
‾a³owa³am, ¿e nie pos³ucha³am Adasia.
Trzeba by³o inaczej siê ubraæ, wygodnie i najlepiej na bosaka.
- A sk¹d! Przecie¿ nie ¿a³ujê.
-1 bardzo dobrze, kochanie, bardzo dobrze. Najwa¿niejsze to trwaæ przy swoich pogl¹dac
h. Wszystko siê u nas tak szybko zmienia... Nie warto siê przywi¹zywaæ.
Do³o¿y³am szarlotkê do pud³a, uca³owa³am Igora w policzek, po¿egna³am siê ze wszystkimi i n
ary z gêby na temat listów. Przecie¿ tak¹ idiotk¹ nie jestem. Niech my l¹, ¿e te w³a nie li
m ujrzeæ w druku.
Jednym s³owem, wziê³am za wszystko pe³n¹ odpowiedzialno æ, i razem z pe³n¹ odpowiedzialno c
ud³em wsiad³am do samochodu.
‾ycie jest beznadziejne.
Siad³am za kierownic¹, w³¹czy³am silnik i zastanawia³am siê, co robiæ z tak ciekawie rozpoc
niem.
A potem zdjê³am buty i rajstopy.
‾ycie jest piêkne!

£udz¹co Niepodobna

Jecha³am przez miasto z ciesz¹cymi siê z wolno ci stopami, wolna i niezale¿na. Postanowi³am
omin¹æ centrum i kupiæ piwonie, a na Ochocie przy dworcu stoj¹ panie z kwiatami przez ca³y
tydzieñ. Do Warszawy nie bêdê ju¿ je dziæ, o czym zawsze marzy³am, wiêc napawa³am siê jasn
za stolicy i umiarkowanym ruchem. Dzieñ piêkny i upalny, nada³ siê akurat do zamkniêcia ka
wa³ka Trasy £azienkowskiej, z niewiadomych powodów. Maszyny jakie sta³y, a pracuj¹cych ani
widu, ani s³ychu, co mnie nieco wyprowadzi³o z umiarkowanej równowagi. Jak cz³owiek sobi
e zaplanuje ostatni przejazd przez stolicê, to go musi spotkaæ niespodzianka. Nie ja
jedna nie pracujê, pocieszy³am siê. Tabliczki z napisem objazd" wyprowadzi³y mnie z powr
otem prosto na Marsza³kowsk¹, wiêc jecha³am spokojnie przez centrum, które chcia³am omin¹æ.
Z tym ¿e nie jecha³am d³ugo. Na skrzy¿owaniu Marsza³kowskiej i Jerozolimskich tu¿ przed ron
em, w³¹czy-
289
P 1:
³am migacz, zjecha³am na prawy pas i wpakowa³am siê prosto w kufer jakiego idioty, który n
gle zahamowa³ bez powodu, bo przecie¿ przej cie podziemne dla pieszych jest tam, jak s
ama nazwa wskazuje, zupe³nie niespodziewanie pod ziemi¹.
Us³ysza³am nieprzyjemny trzask, szarpnê³o, samochód przede mn¹, jasnoniebieski, podskoczy³
osun¹³ siê jeszcze metr, i stanê³am. Nienawidzê takich durniów na drodze. Na pewno go æ w k
u, którego przypadkiem dzisiaj nie nosi, bo gor¹co. Do szczê cia brakowa³o mi tylko k³opotó
samochodem, ubezpieczeniem, protoko³em, ubezpieczycielem i warsztatem naprawczym.
I awantury, rzecz jasna.
Ale poniewa¿ postanowi³am siê nie martwiæ na zapas, to siê tego trzyma³am. Rozpiê³am pas i
ia³am spokojnie, awantura sama przyjdzie za chwilê, nie ma co poganiaæ losu. Z samocho
du przede mn¹ wyskoczy³ jaki facet i zacz¹³ jazgotaæ.
Zrobi³o mi siê niedobrze.
*
Jakie s¹ szansê, ¿eby wygraæ w totolotka? Otó¿ takie, przeczyta³am, jakie mieliby my, gdyby
nad drog¹ szeroko ci sze ciu metrów i d³ugo ci dziesiêciu kilometrów, wysypan¹ piaskiem, w
est ukryte jedno ziarenko diamentowe, zrzucili z wysoko ci dziesiêciu kilometrów z teg
o¿ samolotu drugie diamentowe ziarenko, i ono by wpad³o na to pierwsze.
290
Czyli bardzo ma³e, pomijaj¹c drobny fakt, ¿e zanim by my zrzucili z tych dziesiêciu tysiêcy
metrów cokolwiek, toby my zamarzli, bo tam jest minus piêædziesi¹t stopni Celsjusza i kabi
na by siê rozhermetyzowa³a i dosz³oby do katastrofy, któr¹ ogl¹da siê potem w telewizji. Al
ipotetycznie rzecz bior¹c, prawdopodobieñstwo trafienia oscyluje bardziej w kierunku
cudu.
A jakie jest prawdopodobieñstwo, ¿e jad¹c na bosaka, z niedopiêt¹ spódnic¹, po Warszawie, w
ej mieszka dwa miliony ludzi i je¿d¿¹ dziesi¹tki tysiêcy samochodów, bêdziesz mia³a st³uczk
astej rano, po wywaleniu ciê z pracy, z kim , kto pracuje o tej porze w biurze, a na
dodatek w ogóle go nie ma w Warszawie, bo jest s³u¿bowo w Szczecinie i kto w dodatku
zrobi³ ci dziecko?
Stuprocentowe.

*
Ten jazgocz¹cy facet to by³ Eksio. Wyskoczy³ z prawej strony, okr¹¿y³ samochód i natychmias
ochyli³ siê nad ty³kiem niebieskiego auta. Zza kierownicy za wdziêcznie wyskoczy³a jaka k
eta, która ani trochê nie by³a Jol¹, i podbieg³a do mojego samochodu.
- Je dzi pani jak krowa, oczu pani nie ma, kto pani da³ prawo jazdy! - krzycza³a.
Kto mi da³ prawo jazdy? Na pewno jaki organ.
- Pikusiu, kochanie - mówi³ do niej mój by³y m¹¿, który nurkowa³ pod jej samochodem, g³aska
szpera³ i ledzi³ zniszczenia. - Nie denerwuj siê!
291
r I
P 1:
³am migacz, zjecha³am na prawy pas i wpakowa³am siê prosto w kufer jakiego idioty, który n
gle zahamowa³ bez powodu, bo przecie¿ przej cie podziemne dla pieszych jest tam, jak s
ama nazwa wskazuje, zupe³nie niespodziewanie pod ziemi¹.
Us³ysza³am nieprzyjemny trzask, szarpnê³o, samochód przede mn¹, jasnoniebieski, podskoczy³
osun¹³ siê jeszcze metr, i stanê³am. Nienawidzê takich durniów na drodze. Na pewno go æ w k
u, którego przypadkiem dzisiaj nie nosi, bo gor¹co. Do szczê cia brakowa³o mi tylko k³opotó
samochodem, ubezpieczeniem, protoko³em, ubezpieczycielem i warsztatem naprawczym.
I awantury, rzecz jasna.
Ale poniewa¿ postanowi³am siê nie martwiæ na zapas, to siê tego trzyma³am. Rozpiê³am pas i
ia³am spokojnie, awantura sama przyjdzie za chwilê, nie ma co poganiaæ losu. Z samocho
du przede mn¹ wyskoczy³ jaki facet i zacz¹³ jazgotaæ.
Zrobi³o mi siê niedobrze.
*
Jakie s¹ szansê, ¿eby wygraæ w totolotka? Otó¿ takie, przeczyta³am, jakie mieliby my, gdyby
nad drog¹ szeroko ci sze ciu metrów i d³ugo ci dziesiêciu kilometrów, wysypan¹ piaskiem, w
est ukryte jedno ziarenko diamentowe, zrzucili z wysoko ci dziesiêciu kilometrów z teg
o¿ samolotu drugie diamentowe ziarenko, i ono by wpad³o na to pierwsze.
290
Czyli bardzo ma³e, pomijaj¹c drobny fakt, ¿e zanim by my zrzucili z tych dziesiêciu tysiêcy
metrów cokolwiek, toby my zamarzli, bo tam jest minus piêædziesi¹t stopni Celsjusza i kabi
na by siê rozhermetyzowa³a i dosz³oby do katastrofy, któr¹ ogl¹da siê potem w telewizji. Al
ipotetycznie rzecz bior¹c, prawdopodobieñstwo trafienia oscyluje bardziej w kierunku
cudu.
A jakie jest prawdopodobieñstwo, ¿e jad¹c na bosaka, z niedopiêt¹ spódnic¹, po Warszawie, w
ej mieszka dwa miliony ludzi i je¿d¿¹ dziesi¹tki tysiêcy samochodów, bêdziesz mia³a st³uczk
astej rano, po wywaleniu ciê z pracy, z kim , kto pracuje o tej porze w biurze, a na
dodatek w ogóle go nie ma w Warszawie, bo jest s³u¿bowo w Szczecinie i kto w dodatku
zrobi³ ci dziecko?
Stuprocentowe.
*
Ten jazgocz¹cy facet to by³ Eksio. Wyskoczy³ z prawej strony, okr¹¿y³ samochód i natychmias
ochyli³ siê nad ty³kiem niebieskiego auta. Zza kierownicy za wdziêcznie wyskoczy³a jaka k
eta, która ani trochê nie by³a Jol¹, i podbieg³a do mojego samochodu.
- Je dzi pani jak krowa, oczu pani nie ma, kto pani da³ prawo jazdy! - krzycza³a.
Kto mi da³ prawo jazdy? Na pewno jaki organ.
- Pikusiu, kochanie - mówi³ do niej mój by³y m¹¿, który nurkowa³ pod jej samochodem, g³aska
szpera³ i ledzi³ zniszczenia. - Nie denerwuj siê!
P li
- Jak ja siê mogê nie denerwowaæ! - krzycza³a £udz¹co Niepodobna do Joli.
- Ja to za³atwiê! - z nosem przy zderzaku powtarza³ mój by³y m¹¿.
- Misiu, dzwoñ na policjê!
Misiu, no có¿, misiu brzmi bezpiecznie, widaæ Eksio by³ misiem dla wielu kobiet, choæ nie
dla mnie.
- Zaraz, Piku , zaraz! Muszê sprawdziæ, co siê sta³o! -Proszê wysi¹ æ z samochodu i wy³¹czy
- krzycza³a pani £udz¹co Niepodobna do Joli, która na pewno naogl¹da³a siê amerykañskich fi
Powiedz jej, misiu, ¿eby wysiad³a, ona chce uciec!
Uciec nie chcia³am w ¿adnym wypadku, zreszt¹ szans na to nie by³o najmniejszych, poniewa¿
przód samochodu Adama, w którym ja siedzia³am, siedzia³ w tyle jej samochodu, malowniczo
wyginaj¹c zderzak, czy jak tam siê to nazywa. Z tej perspektywy, z przedniego siedz
enia, niewiele widzia³am, ale czujnie nie wychodzi³am, tym bardziej ¿e buty na pewno b
y nie wesz³y na moje szczê liwe nogi.
Pani £udz¹co Niepodobna sta³a przy moim oknie i zabija³a mnie wzrokiem. No có¿, obiektywnie
rzecz bior¹c, wina by³a po mojej stronie.
- Niech pani natychmiast opu ci wóz - powiedzia³ Eksio i dopiero teraz rzuci³ na mnie ok
iem. By³am do tego przyzwyczajona, ¿e jestem u niego teraz i w przesz³o ci, zawsze na dr
ugim miejscu, po samochodzie, maszynce do golenia, telewizorze i ka¿dym innym urz¹dz
eniu elektrycznym, a czasami i kobiecie.
292
Jego mina by³a warta ka¿dych pieniêdzy.
Wobec tego wy³¹czy³am silnik i wysiad³am, na bosaka, w rozpiêtej spódnicy, bez ¿akietu, któ
na tylnym siedzeniu.
Eksia wmurowa³o w glebê, to znaczy w rozgrzany asfalt. Pani Wyj¹tkowo, Zupe³nie i £udz¹co N
epodobna w sekundzie znalaz³a siê przy mnie i zakrzycza³a:
- Misiu, we od niej dokumenty!
-Judyta... - powiedzia³ z rozpacz¹ w g³osie Eksio - ...a ty nie w pracy?
- A ty nie w Szczecinie? - odpowiedzia³am bez rozpaczy w g³osie.
Pani £udz¹co Niepodobnej co zaczê³o migotaæ pod kopu³k¹, a to znaczy³o, ¿e wie o wiele wiê
, ni¿ mog³am przypuszczaæ. Nie przypuszcza³am oczywi cie, ¿e pobra³a go z rogu, gdzie sta³,
aj¹c, i grzecznie czeka³ na okazjê, bo autobusy wyginê³y, nie! Ale tak mog³o byæ. Tak by³ob
zcze parê lat temu, kiedy by³ moim mê¿em.
- Judyta? - powtórzy³a Pani £udz¹co Niepodobna, u miech rozjarzy³ jej wredne usta (dlaczego
wredne? Bóg jeden raczy wiedzieæ). - O, ja o pani du¿o s³ysza³am, Anita jestem. -1 poda³a m
wypielêgnowan¹ d³oñ. Wyci¹gnê³am swoj¹ bez s³owa i dalej sta³y my naprzeciwko siebie.
- Misiu, w³a ciwie nic siê nie sta³o - zwróci³a siê nagle do Eksia i cisnê³a go za rêkê.
-Judyta... - powtórzy³ mój by³y m¹¿, a w jego oczach zobaczy³am b³ysk, który zna³am z szesn
293
P li
po¿ycia. Nie by³ zwiastunem niczego dobrego. - Rozwali³a pani samochód!
Je li oczekiwa³, ¿e dygnê i grzecznie przeproszê oraz obiecam, ¿e wiêcej nie bêdê - nie móg
j myliæ.
- Owszem - przyzna³am po chwili. - Jestem ubezpieczona.
- Wjecha³a nam w ty³! - Eksio nadal by³ zrozpaczony.
Nam!
Gdybym wiedzia³a, ¿e tam siedzisz, to r¹bnê³abym mocniej, gamoniu, w imieniu nas obu - mni
e i Joli.
- Je li kto bez powodu ostro hamuje, maj¹c zielone wiat³o, stwarza zagro¿enie na jezdni i
musi siê liczyæ z tym, ¿e kto inny mu wjedzie w kuper.
Po zebraniu zarz¹du postanowi³am i æ w zaparte, braæ odpowiedzialno æ, nie wypieraæ siê i k
kropka.
- Zawsze kiepsko je dzi³a ! - wysycza³ Eksio. -Misiu... - szepnê³a napominaj¹co Pani £udz¹c
Niepodobna do Joli.
Od strony ronda zbli¿a³ siê ku nam policjant, na skos, przez jezdniê bez pasów, ³ami¹c wsze
e przepisy. W ogóle siê go nie przestraszy³am. Na pewno mia³ gatki w misiaczki. Stan¹³ przy
nas i grzecznie siê przedstawi³, a nastêpnie poprosi³ o dokumenty i zapyta³, co siê sta³o.
Schyli³am siê do samochodu i poda³am dokumenty. Eksio siêgn¹³ do kieszeni w marynarce i te¿
da³ dokumenty z wra¿enia i niepotrzebnie, Pani Niepodobna
294
skierowa³a siê do samochodu, zapewne w poszukiwaniu dokumentów.
- Pan prowadzi³? - Policjant spojrza³ w prawo jazdy, a potem na Eksia.
- Ssssk¹d! - Eksio zorientowa³ siê, ¿e pope³ni³ kardynalny b³¹d, i próbowa³ wyszarpn¹æ swoj
licjanta.
- Pan jest wiadkiem? A pani ¿on¹? - przygl¹da³ siê naszym identycznym nazwiskom. - Pan jec
a³ z ¿on¹? ‾ona prowadzi³a?
Eksio rozgl¹da³ siê dooko³a, szukaj¹c pomocy. I znalaz³.
- Pan jecha³ ze mn¹ - o wiadczy³a Pani £udz¹co Niepodobna i wrêczy³a policjantowi swoje dok
y.
- Aha - uradowa³ siê policjant i spojrza³ na mnie ¿yczliwiej. - Rozumiem.
Eksiowi zaczê³y biegaæ oczka wte i wewte. Pani Niepodobna u miechnê³a siê do policjanta i j
jê nie widzia³am takiego u miechu - pe³nego ³agodno ci, szczero ci, ufno ci, u miechu saren
o dra niêtej, ale szczê liwej, ¿e oto znalaz³a weterynarza w rodku Puszczy Kampinoskiej.
- Proszê pana, to zwyk³e nieporozumienie. Pomy³ka po prostu.
Policjant ledzi³ rozwój wydarzeñ z takim samym zaciekawieniem jak ja. Z tym ¿e on by³ w pr
cy, a ja nie.
- Proszê, bardzo proszê - wiergota³a £udz¹co Niepodobna - nie spisywaæ ¿adnego protoko³u,
ie sta³o, zupe³nie nic siê nie sta³o, to drobiazg - próbowa-
295
n
³a wkopaæ opalon¹ nog¹ obut¹ w pierwszorzêdne kla-peczki na p³askim obcasie (na pewno super
odne!) kawa³ki rozbitej lampy pod swój samochód, ca³y czas nie spuszczaj¹c sarniego wzroku
z policjanta. Spojrza³am na swoje go³e stopy (muszê uwa¿aæ, ¿eby siê nie pokaleczyæ), a po
pojrza³am na ojca swojej córki. Mina Eksia wskazywa³a na mo¿liwo æ szybkiego udaru.
- Co ty mówisz? - wy wiszcza³ do Niepodobnej Zupe³nie, ale wy wiszcza³ to w sposób przyjemn
iadcz¹cy o du¿ej sympatii do Niepodobnej. Ten wist siê zmieni z czasem, ale o tym Pani
Niepodobna dowie siê dopiero w przysz³o ci, co znacznie poprawi³o mi humor.
- Co siê tu sta³o? - zwróci³ siê do mnie policjant.
- Wjecha³am w ten samochód - powiedzia³am szybko. - Taki dzieñ widaæ, pechowy.
Nad Warszaw¹ wieci³o osza³amiaj¹ce s³oñce, bezchmurne niebo rozgaszcza³o siê bez ogranicze
s³oñcu iglica Pa³acu imienia Stalina, ukrytego pod nazw¹ Pa³acu Kultury i Nauki, i poblis
kie okna niewykoñczonych hoteli i innych budowli zarz¹dzania i marketingu. Soczysta
zieleñ unurzana w promieniach s³oñca zdobi³a dzieñ naprawdê piêkny, chocia¿ nie dla mnie.
- Przecie¿ ... - us³ysza³am szept Pani Niepodobnej. - Chyba nie chcesz byæ wiadkiem w tej
sytuacji?
Eksio poczerwienia³.
W Szczecinie! Oczywi cie! To ka dzwoni³a do niego, ¿eby pilnie porozmawiaæ w sprawie natyc
hmiastowej
przeprowadzki, powiedzia³, ¿e wraca za parê dni, bo jest s³u¿bowo w Szczecinie! Ach, wiêc t
nie jest znowu taki z³y dzieñ! Wszystko nagle zrobi³o siê jasne i klarowne.
Oto sta³ przede mn¹ powód rozwodu z Jol¹. Powód blond ciemny, ko³o trzydziestki, opalony i
w³asnym samochodem, w klapkach przynajmniej za trzy stówy. A Eksio? Eksio to przywi
dzenie moje i zapewne przywidzenie policjanta równie¿, poniewa¿ Eksio jest w Szczecini
e!
Mój Bo¿e, po raz kolejny moje serce cisnê³o siê wspó³czuciem dla Joli. Ja przynajmniej mia
howane dziecko, kiedy on znalaz³ kobietê swojego ¿ycia, a ona? I po raz kolejny poczu³am
wdziêczno æ dla Joli, ¿e to nie ja jestem na jej miejscu. Wspó³czucie i wdziêczno æ dla ob
rzysz³ej eks¿ony by³ego mê¿a, có¿ za fatalny konglomerat!
- Proszê pañstwa. - Policjant spojrza³ na nich gro nie. - Je li pana ¿ona rozbi³a samochód
ani, to niezale¿nie od tego, czy pani jest z panem, czy te¿ jeste cie po rozwodzie, i
nie wnikaj¹c w to, czy pani pana ledzi³a, bo pan z drug¹ pani¹, to muszê...
- Ale¿ sk¹d! - Pani £udz¹co Niepodobna uwiod³aby nawet prezydenta w tej chwili, oczywi cie
akiego obcego kraju. - To po prostu pomy³ka! My la³am, ¿e co siê sta³o, i dlatego kiedy t
n - tu tr¹ci³a Eksia w bok - zobaczy³ by³¹ - podkre li³a by³¹" - ¿onê, to zatrzymali my si
edzenia, byæ mo¿e nawet zbyt spontanicznie nacisnê³am hamulec, ale nic siê nie sta³o, zapew
iam pana.
296
297
n
P"
11
- A to? - Policjant wskaza³ na niew¹tpliwy styk naszych samochodów. Niepodobna Zupe³nie
krêci³a siê wokó³ niego jak fryga, jak ma³¿ otaczaj¹cy per³ê z przyspieszeniem, i robi³a ws
odwróciæ uwagê policjanta od naszych zdezelowanych lekko samochodów. - Chce mi pani powi
edzieæ, ¿e pani siê cofa³a?
- Ach - machnê³a lekcewa¿¹co rêk¹. - To, to nic. Bo mój samochód by³ bity wcze niej! Tu nie
o ¿adnej st³uczce! Przecie¿ nie k³ama³abym, prawda? -zwróci³a siê do oniemia³ego Eksia. - P
sam, ten zderzak by³ ju¿ wgnieciony! Pamiêtasz, jaki idiota wjecha³ nam w ty³ek parê dni t
!
Parê dni temu!
Eksio spojrza³ z rozpacz¹ na mnie, wyra nie szukaj¹c u mnie ratunku. Có¿, przyzwyczajenie r
bi swoje. Nie wykona³am ¿adnego gestu, nic. Spokojnie i z dystansem przygl¹da³am siê ca³ej
ytuacji.
- To pani by³y m¹¿? - zapyta³ policjant. Strasznie mu widaæ zale¿a³o na uporz¹dkowaniu nasz
odzinnych spraw.
- Tak. -1 doda³am nieopatrznie: - Dziêkowaæ Bogu.
- No tak - westchn¹³ policjant i te¿ czeka³ na co , co mog³oby mu pomóc w tej trudnej sytua
. Mia³am podskórne, niczym nieodparte wra¿enie, ¿e nie chce mi zrobiæ krzywdy.
-1 pañstwo nie zg³aszaj¹ pretensji?
- Ale sk¹d¿e! - powiedzieli oboje zgodnie, jakby siê umówili.
- To proszê zjechaæ na bok i tam dyskutowaæ, bo
298
dam mandat za tamowanie ruchu! - Policjant wyci¹gn¹³ ku nam dokumenty i tak je trzyma³.
- Nie wiem, jak panu dziêkowaæ, bardzo przepraszamy, ale po prostu pani my la³a, ¿e nas st
uknê³a, a samochód by³ ju¿ uszkodzony! Ale to naprawdê niespotykane, ¿eby kto tak mi³y jak
tychmiast nam s³u¿y³ pomoc¹! - giê³a siê Niepodobna £udz¹co. - My ju¿ to wyja nimy, ju¿ jed
Policjant odda³ nam dokumenty i oddali³ siê. Patrzy³ na nas z pewnej odleg³o ci. Spódnica m
rochê opada³a, wiêc j¹ podci¹gnê³am.
- Mam nadziejê, ¿e pani nie ma nam za z³e...
- ...¿e... nie wykorzystasz tego przeciwko mnie, ¿e... - wyj¹ka³ Eksio.
- ‾e jeste w Szczecinie? - podpowiedzia³am z³o liwie. Eksio spojrza³ na mnie z odraz¹.
- To ju¿ na szczê cie nie moja sprawa - powiedzia³am i spojrza³am na samochód. - Ja mam st³
on¹ lampê!
Eksio wyj¹³ portfel i odliczy³ tysi¹c z³otych. Spojrza³am jeszcze raz na samochód. Doda³ pi
iê³am.
Nigdy nie wiemy, kiedy dzieñ, który siê zacz¹³ fatalnie, skoñczy siê dobrze.
Wysiad³am na bosaka przy stacji WKD Ochota i kupi³am ca³e wiadro piwonii za jedyne dwa
dzie cia piêæ z³otych, a potem zadzwoni³am do Adasia, ¿eby
299
I
I
n R
P' li
mu powiedzieæ, ¿e mia³am st³uczkê i dosta³am tysi¹c piêæset z³otych, bo pañstwu nie zale¿a³
u z ubezpieczenia, i ¿e jest lampa do wymiany, przednia prawa.
- Tysi¹c piêæset? - zdziwi³ siê Adam. - To du¿o. Nic ci siê nie sta³o?
Uwielbiam tego faceta.
O pracy, to znaczy braku pracy, powiadomiê go nie przez telefon.

Podwoje Wszech wiata

Zaplanowa³am wszystko bardzo troskliwie. Nie bêdê do³¹czaæ do ca³ej rzeszy niezadowolonych
aków, nie! Bêdê inna, nietypowa, wyró¿niaj¹ca siê spo ród t³umu, bêdê radosn¹ doros³¹ kobie
wil¹. Bêdê robiæ pierogi, nale niki i gotowaæ zupy. Bêdê ¿yæ oszczêdnie, tak ¿eby z tego, c
zy³o przynajmniej na piêæ miesiêcy. I oczywi cie rozejrzê siê za prac¹. Co umiem robiæ, poz
co robi³am? Chyba nic. Nadawa³abym siê do pracy jako kwiaciarka, bo to wdziêczne zajêcie,
przy którym ³adnie pachnie. Ale nie zamierzam siê ograniczaæ - najpierw zrobiê listê tego,
o umiem. Umiem pisaæ bezzwrocznie na komputerze, ergo - mogê zaj¹æ siê przepisywaniem teks
tów, prac dyplomowych, magisterskich i Bóg wie jakich jeszcze. Ka¿dych. Bo jestem w te
j szczê liwej sytuacji, ¿e mam komputer. Umiem myæ okna. Umiem zajmowaæ siê dzieæmi, choæ p
am, ¿e niechêtnie
301
1
V
n
bym siê najê³a na opiekunkê jakiego dziecka, bo dopiero co wyros³am z w³asnego. Ale ¿adna
nie hañbi. Muszê powiedzieæ Agnieszce, Rudej, Mañci i w ogóle ka¿dej spotkanej osobie, ¿e
kam jakiejkolwiek pracy. Najwa¿niejsze to nie popa æ w depresjê. Nie traktowaæ trudno ci ja
o kary, tylko jako dar i rozwijanie mo¿liwo ci. Mogê wypiekaæ anio³ki, bo z Tosi¹ robi³y my
ekarniku bardzo piêkne na Bo¿e Narodzenie. Bardzo przyjemne zajêcie. Mogê robiæ serniki i
sprzedawaæ, bo robiê najlepsze na wiecie, choæ czêsto mi siê nie udaj¹, bo sypiê za du¿o c
ogê napisaæ ksi¹¿kê o Naczelnym. Jak przysi¹dê. Mogê robiæ tysi¹ce rzeczy, które mi przyjd¹
które nie mia³am dotychczas czasu. Czy Adam o¿eni siê z kobiet¹ bez pracy? Czy we mie sobi
na g³owê utrzymanie córki tej kobiety i domu?
A w ogóle, jakie to ma znaczenie? Czy ja na g³owê upad³am?
Droga redakcjo, w³a nie straci³am pracê. Co prawda nie by³a satysfakcjonuj¹ca, a³e zapewnia
bezpieczeñstwo finansowe, teraz jestem w rozpaczy. Co mam robiæ?
No w³a nie, co robiæ?
Droga Czytelniczko,
Wszech wiat oto otworzy³ przed Tob¹ swoje podwoje. Trac¹c nie³ubian¹ pracê, jeste w uprzyw
wanej
302
sytuacji. Mo¿esz robiæ wszystko, pod warunkiem ¿e zamiast narzekaæ - ucieszysz siê, zamias
t widzieæ trudno ci i ograniczenia - zobaczysz nowe mo¿liwo ci. To nie s¹ czcze s³owa pocie
hy. G³êboko wierzê w to, ¿e cz³owiek ma to, czego potrzebuje, a nie to, czego chce. Choæ wy
aje siê to na pocz¹tku mocno niesprawiedliwe, spróbuj zmieniæ tok swojego my lenia, zastan
owiæ siê nad tym, co lubi³aby robiæ, i nad sposobem dotarcia do tego.
Droga Judyto, oto w pogodny czerwcowy dzieñ wiat stan¹³ przed tob¹, drogie dziecko, otwor
kiem. Trzeba by³o szanowaæ pracê, któr¹ lubi³a . Ja bym na twoim miejscu...
A nie mówi³em, ¿e to siê tak skoñczy, co ty teraz zrobisz, nie zdajesz sobie sprawy, jak w
tej chwili trudno o posadê, ludzie za wszelk¹ cenê przede wszystkim dbaj¹ o to, co maj¹..
.
Jeste my przyzwyczajeni do tego, ¿e wygodniejsze jest znane. Ka¿da zmiana powoduje str
es i bardzo czêsto unikamy czego du¿o lepszego, chroni¹c siê przed stresem w³a nie. Przypo
a mi siê pewna przypowie æ Antoniego de Mello, która pomog³a mi w trudnych chwilach, a któr
rzytoczê:
Pewien ptak codziennie chroni³ siê w suchych ga³êziach drzewa stoj¹cego po ród rozleg³ej pu
. Razu pewnego tr¹ba powietrzna wyrwa³a drzewo z korzeniami i biedny ptak musia³ lecieæ
co najmniej sto mil w poszukiwaniu schronienia. Dotar³ do lasu, gdzie drzewa
303
1
n K
P' 15
ugina³y siê od owoców. Gdyby uschniête drzewo ocala³o, co sk³oni³oby ptaka, by wyrzek³ siê
zeñstwa i poszybowa³ w przestworza?
Jedziesz poza tym na Sycyliê. Ile bezrobotnych osób w tym kraju wyje¿d¿a na Sycyliê?

Wesz³am do domu, rozp³aka³am siê ju¿ w kuchni. Co ja teraz zrobiê?

Przyjacielskie assany z chomikiem w tle

Adam nie przej¹³ siê tym tak bardzo jak ja.


- Daj spokój, poradzimy sobie - powiedzia³, pog³aska³ mnie po g³owie i zamkn¹³ siê w pokoju
ie próbuje pracowaæ.
Wobec tego posz³am do Uli. Ula mnie zawsze zrozumie, jest kobiet¹, mê¿czy ni maj¹ inaczej z
udowane pó³kule, a pó³kule Uli by³y kompatybilne z moimi pó³kulami. Wiedzia³am, ¿e przynajm
ie pocieszy.
- We na przyk³ad mnie. Dlaczego ja pracujê w takiej beznadziejnej firmie? - zapyta³a mn
ie retorycznie Ula, za³o¿y³a sobie nogê na drug¹ nogê, to znaczy stopê na kolano i mocno pr
iê³a twarz do swojego dywanu, kupionego na starzy nie za sto dwadzie cia z³otych polskich,
ale za to we³nianego.
Albowiem Ula zaczê³a æwiczyæ jogê, co j¹ wyra nie denerwuje, bo nie mo¿e zrobiæ odpowiednic
, a mia³o j¹ to uspokajaæ.
- Zrobisz sobie krzywdê - powiedzia³am ostrzegawczo, poniewa¿ w kolanie Uli co jêknê³o roz
zliwie.
305
1
V
n K
15
- Ludzie maj¹ pracê, któr¹ lubi¹ - g³os Uli potoczy³ siê po dywanie w moim kierunku, do æ s
Na przyk³ad ty. Mia³a . A dlaczego ja nie lubiê swojej? Nie zrobiê sobie krzywdy, joga jes
t zdrowa, ale znajd mi choæ jeden powód do rado ci w tej sprawie...
- Joga uspokaja, tak ja mówi³a ... - zaczê³am.
- Nie w sprawie jogi, tylko mojej beznadziejnej firmy!
- Ula - pochyli³am siê nad kupk¹ ubrañ, zwiniêt¹ w co , co przed chwil¹ przypomina³o Ulê. -
ie mo¿esz zacz¹æ siê cieszyæ z tego, ¿e masz w ogóle pracê?
Kupka podnios³a siê i ze zwojów r¹k i nóg wychynê³a twarz Uli.
- Ty chyba nie wiesz, co mówisz! To tak, jakby mi powiedzia³a, ¿e mam siê cieszyæ, bo oddy
ham!
- Jest to jednak powód do rado ci, z którego nie zdajemy sobie sprawy, dopóki mo¿emy oddyc
haæ - powiedzia³am natychmiast, bo przypomnia³am sobie ciociê Jadziê, która siê dusi³a, a p
onad czterdzie ci lat.
- Och, jak ja mam dosyæ takiego taniego optymizmu! - Ula pod³o¿y³a sobie pod lêd wia koc, w
giê³a siê w podkowê i próbowa³a owin¹æ swoj¹ w³asn¹ szyjê swoimi w³asnymi nogami. - Takie c
e ci nic nie jest! Otwórz, bo kto dzwoni!
Nie by³o to to, na co liczy³am. Ula, zamiast skupiæ siê na moim nieszczê ciu, postanowi³a s
upiaæ na swoim. By³o to ra¿¹co niesprawiedliwe. Pos³usznie uda³am siê w kierunku przedpokoj
W drzwiach sta³ Konrad. W jednej rêce trzyma³ torbê z czym , a w drugiej klatkê w Pinochete
.
306
- Co ty tu robisz? - przywita³ mnie nieprzyja nie. Nie zdziwi³am siê zanadto, bo parê dni
temu chcia³
mi podrzuciæ swojego Pinocheta na trochê - wyje¿d¿a³ gdzie i zwierzaczek nie móg³ zostaæ s
- A ty? - odwzajemni³am siê mu tym samym i uprzejmie przepu ci³am go dalej. Wrêczy³ mi Pino
heta i odstawi³ torbê.
- Wyje¿d¿am s³u¿bowo. Ula obieca³a, ¿e zaopiekuje siê Pinochetem. Tu jest ¿arcie - wskaza³
.
Konrad odebra³ ode mnie klatkê, z której badawczo przygl¹da³y mi siê piwne oczka Pinocheta.
- Chod , ma³y - powiedzia³ i wszed³ do pokoju.
- Trzeba otworzyæ okno, tu jest dla niego za duszno!
- Ani mi siê wa¿! - Ula by³a czerwona na twarzy, ale nogi wygiê³a. - Spocona jestem!
-Strasznie suche powietrze! - Konrad odstawi³ klatkê na stolik i wyj¹³ z niej Pinocheta.
- Takie suche powietrze szkodzi nie tylko chomikom. Chcesz schudn¹æ?
Pinochet rozejrza³ siê bystro i mign¹³ pod go cinn¹ wersalkê, która sta³a w rogu za komink
Ula przywróci³a swoim nogom w³a ciwy wygl¹d i podnios³a siê.
- Nie chcê schudn¹æ. Sk³ama³am. Chcesz herbaty?
- Nie. To znaczy tak. Albo kawê. Je li masz mleczko. Ale nie mietankê. I rozpuszczaln¹. Pó
rej ³y¿eczki
- odpowiedzia³ z wdziêkiem Konrad.
Mê¿czy ni nie s¹ stali. Jeszcze niedawno nie pi³ rozpuszczalnej.
307
n K
li
- To wróci? - Ula wskaza³a palcem pod wersalkê.
- To ma na imiê Pinochet. - Konrad zrobi³ teatraln¹ przerwê. - Pinochet zawsze wraca. Pr
zecie¿ nie bêdzie siedzia³ ca³y czas w klatce.
¹ - Aha - powiedzia³a Ula. - ‾eby siê tylko nie zgubi³. -i Konrad wzruszy³ pogardliwie rami
nami.
- Je li tylko nie otworzysz okien, kiedy jest poza klatk¹. Albo nie daj Bo¿e drzwi na
korytarz. Musisz uwa¿aæ te¿ na ³azienkê, bo koledze utopi³a siê winka morska w muszli kloz
j. Taka by³a ciekawa! - Konrad by³ powa¿ny. - W nocy najlepiej zostawiaæ klatkê otwart¹, ni
ch siê wyszumi, to w dzieñ sobie po pi. Nie wsypuj mu za du¿o ¿arcia, bo lubi wie¿e. Wodê
iaj dwa razy dziennie. I powie gdzie mokre rêczniki, bo jest straszny upa³, niech bêdzie
bardziej wilgotno w pokoju, naprawdê jest za sucho, nie chcia³bym, ¿eby mu u ciebie c
o zaszkodzi³o. Jak tylko wrócisz z pracy, to sprawd , co u niego s³ychaæ. On lubi byæ w ko
kcie, chocia¿ tego nie okazuje.
Ja te¿ lubiê byæ w kontakcie, choæ zupe³nie nie mia³am zamiaru tego okazywaæ. W ogóle na mn
e zwraca³ uwagi! Patrzy³ tylko na Ulê, która próbowa³a odsun¹æ kanapê, za któr¹ schowa³ siê
mnie to wszystko obchodzi³o? Przysz³am, ¿eby siê po¿aliæ na wiat, ¿eby kto mnie zrozumia
szy³, a tyle mam z tego, ¿e znowu kto jest wa¿niejszy ode i mnie! Chomik durny!
- Zostaw go - powiedzia³ pogodnie Konrad do Uli. - On sobie krzywdy nie zrobi.
308
- Mo¿e wej æ do rodka? Mam tam pojemnik na po ciel. - Ula by³a ciut-ciut zaniepokojona.
- On lubi co gry æ. Nie podno tapczanu, bo go przygnieciesz! Nie mo¿esz przenie æ po ciel
ie , gdzie nie ma dziur? Pinochet, Pinochet!
Chomiczek wychyli³ g³owê zza szafki na telewizor. Ula rzuci³a siê do tapczanu, i wynios³a p
iel do pokoju swojej starszej córki. Dobrze jej tak.
- Ale¿ ty jeste histeryczna. Telewizora nie wyniesiesz, a trzeba patrzeæ czy kabli ni
e gryzie, bo pr¹d go mo¿e zabiæ. Spojrzê na niego, zrób tê herbatê. I kawê dla mnie. I przy
dy dla Pinocheta. A co u ciebie s³ychaæ? - doda³ ³askawie w moj¹ stronê, choæ (muszê byæ uc
zdawkowo.
Wzruszy³am ramionami. Przecie¿ nie bêdê siê zwierzaæ Konradowi. Co to, to nie. Nie chcê, ¿e
edzia³, jak¹ jestem idiotk¹. Nie potrzebujê jego g³upich rad.
-Da³a czadu w tym swoim pisemku, czyta³em! - roze mia³ siê Konrad. - Ja bym ciê wyrzuci³ o
u!
- W³a nie j¹ zwolnili! - krzyknê³a z kuchni Ula.
- Nie gadaj! - Konrad popatrzy³ na mnie ze wspó³czuciem. - ‾artowa³em, rzecz jasna. U mnie
w firmie wszystkie dziewczyny sobie kupi³y ostatni numer. To idioci! Przecie¿ mo¿na t
o wykorzystaæ marketingowo!
- Szukam pracy - powiedzia³am, gapi¹c siê w pod³ogê, po której ju¿ nie baraszkowa³ Pinochet
- Rany, to siê wietnie sk³ada, pogadam z Bogdanem, on prowadzi biuro reklamowe! Mo¿esz
mu siê spodobaæ, masz niekonwencjonalny sposób no... jak-
309
1 V
n K
n
by... istnienia! Wiesz, a tam siê liczy nie tylko inicjatywa i inwencja...
- ...intonacja - przerwa³am mu w pó³ s³owa, choæ by³y to s³owa pokrzepiaj¹ce.
- Nie przerywaj, ale równie¿ pewna odwaga w ³amaniu utartych schematów. Tym siê wykaza³a w
tatnim numerze bez w¹tpienia. Ja bym ciê zatrudni³. Zadzwoniê do Bogdana, nie martw siê -
powiedzia³ Konrad, okazuj¹c siê jednak przyjacielem, i rzuci³ siê na kolana w poszukiwaniu
Pinocheta.
- A ja zadzwoniê do Zo ki, ona prowadzi biuro matrymonialne! Szuka³a kogo z do wiadczenie
m, a ty przecie¿ odpisywa³a ludziom w potrzebie! - Ula wychyli³a siê z kuchni, a mnie zro
bi³o siê l¿ej na sercu.
Konrad wczo³giwa³ siê pod fortepian, który zreszt¹ mia³ m³oteczki ju¿ zjedzone przez myszy,
arê lat sta³ w gara¿u u cioci Uli.
- Pinochet, Pinu ! Ju¿ zgin¹³!
- Nie zgin¹³, tylko musi sobie wszystko obw¹chaæ
- powiedzia³am i równie¿ uklêk³am. Wsparcie za wsparcie.
- Koty mu nic nie zrobi¹?
- Matko moja, zapomnia³em, ¿e tu s¹ koty! - Konrad zblad³ pod czarnym fortepianem marki
Bechstein. Kolorystycznie byli black and white.
-A sk¹d! Koty poza tym biegaj¹ na zewn¹trz. Wczoraj Ratunek przyniós³ szpaka. Chomika nie
rusz¹.
- Ula w³a nie wnosi³a tacê, st¹paj¹c ostro¿nie i patrz¹c pod nogi.
310
I wtedy w³a nie sk¹d wychyn¹³ Pinochet. Konrad za g³o no krzykn¹³:
- Uwa¿aj!
I Ula zatrzyma³a siê jak ra¿ona gromem, ale fili¿anki nie zatrzyma³y siê, runê³y na dywan.
het przygl¹da³ siê temu ze zdziwieniem. Konrad wyci¹gn¹³ rêkê.
- Malutki, tak ciê przestraszono - powiedzia³ w br¹zowe futerko, które do niego podbieg³o.
Przez nastêpny kwadrans Ula szorowa³a dywan, ja zmienia³am wodê w miednicy, a Konrad tul
i³ Pinocheta.
- Strasznie nerwowa jeste ! - powiedzia³ Konrad do Uli.
- To przez pracê - warknê³a Ula.
- Powinna siê cieszyæ, ¿e w ogóle masz pracê - powiedzia³ Konrad i spojrza³ na mnie, szuka
obaty. -1 w ogóle by³oby dobrze, gdyby zapisa³a siê na jakie zajêcia rozlu niaj¹ce, joga
k³ad jest znakomita! Ale najlepsze jest jakie zwierz¹tko. Obcowanie ze zwierzêciem ³agodz
i obyczaje. Sama zobaczysz!
Ula obcuje ze swoim mê¿em, swoimi córkami, swoim psem i swoimi kotami. Có¿, dla Konrada zw
ierzêta zaczynaj¹ siê i koñcz¹ na chomikach i tylko chomikach. Najczê ciej imieniem Pinoche
Wróci³am do domu podbudowana. Konrad dzwoni do agencji reklamowej, Ula do biura matr
ymonialnego. Nie zostanê sama na tym wiecie. Mo¿e rzeczywi cie otwieraj¹ siê przede mn¹ ja
nowe mo¿liwo ci?

t £
n K
15
Borys

Fatalnie siê czujê. Jestem uzale¿niona od listów, telefonów, spraw, pogawêdek z pani¹ Janec
od mojego kochanego Naczelnego, bez tego sobie nie poradzê. Nie chcê robiæ nic innego.
Nie wiem, jak wytrzymam bez nich wszystkich, jak wytrzymam w domu.
A to dopiero piêæ godzin.
Sprz¹tnê³am cha³upê, nastawi³am gulasz, wymy³am naczynia, wype³³am kwiatki przy tarasie, wy
kosiarkê. I co z tego? Tak ma wygl¹daæ moje ¿ycie?
Droga redakcjo, od paru lat nie pracujê, bo mam trójkê ma³ych dzieci. Tylko dom, w którym
powoli wariujê. Coraz bardziej zaczynam siê czuæ jak kura domowa, a przestajê byæ kobiet¹..
Droga Czytelniczko,
Co to za bzdury? Praca w domu jest o wiele ciê¿sza i czêsto bardziej warto ciowa ni¿ praca
poza domem.
312
1
Ciesz siê ze swojego wyboru. Przezwisko Kura domowa", to wymys³ niespe³nionych kobiet i
zazdrosnych
0 rodzinê mê¿czyzn. Mo¿esz byæ dumna z siebie, choæ pobyt w domu na pewno jest mniej mobil
zuj¹cy ni¿ codzienne wyj cie do pracy. W³ó¿ na siebie czasem co ³adnego, podmaluj siê. Nie
buj siê jako kobieta, to nie bêdziesz siê tak czu³a. Równie¿ gotuj¹c, pior¹c
1 zajmuj¹c siê dzieæmi, mo¿esz mieæ z ¿ycia wiele przyjemno ci i wygl¹daæ licznie...
Tak jak ja. W wyci¹gniêtym t-shircie Ada ka i krótkich spodenkach To ki, bo kupi³a za du¿e.
z makija¿u, rzecz jasna, bo po co, skoro mnie i tak nikt nie widzi.
Podnios³am s³uchawkê i zadzwoni³am do Uli, która by³a w pracy.
- Czujê siê jak kura domowa! Nawet nie jestem umalowana!
- Przecie¿ prawie nigdy siê nie malujesz - odpowiedzia³a zdumiona Ula. - Sama mówi³a , ¿e p
aktujesz ten czas jak urlop. Tak ci zazdroszczê, ¿e ty siedzisz w ogrodzie! Jak bêdzie
sz pryskaæ na kalinê, to pry nij mi te¿ na moj¹, wczoraj zauwa¿y³am na niej mszyce!
I od³o¿y³a s³uchawkê.
Nie mam depresji, jestem w wietnym humorze, wszystko bêdzie dobrze, bêdzie najlepiej
jak ma byæ,
313
I k
n K
15
bêdzie cudownie, bêdzie bajecznie, powtarzam sobie, ale to wcale nie pomaga.
- Mo¿e by mamo gdzie pojecha³a? - Tosia obchodzi siê ze mn¹ jak z jajkiem.
S³owem nie wspomnia³am nikomu o £udz¹co Niepodobnej, ¿eby nie wywo³ywaæ zbêdnego szumu. - P
obie do... No sama nie wiem... Nie sied tak, od siedzenia nic siê nie zmieni... Mo¿e
do Zakopanego?
Uwielbiam góry, z tym ¿e nasze góry maj¹ jedn¹ wadê, nie s¹ nad morzem, a ja wodê kocham po
szystko.
Postanawiam przestaæ siê przejmowaæ.
Nie uda³o mi siê.
*
Wczoraj wieczorem Borys nie wyszed³ na nocne siusianie. Otworzy³am szeroko drzwi, no
c wlewa³a siê do przedpokoju, a Borys, tak zwykle czujny i lubi¹cy nocne sikanko, nie
stan¹³ w nich. Le¿a³ przy kanapie w du¿ym pokoju i patrzy³ na mnie rozdzieraj¹co. By³o wpó³
stej. Klepnê³am siê po udzie i zawo³a³am:
- Borysek!
Ale Borysek tylko zastrzyg³ uszami, przednie ³apy ruszy³y siê nieznacznie, jakby chcia³ gr
zebn¹æ w pod³odze, tylne le¿a³y nieruchomo.
314
- Borys. - Serce mi skamienia³o. Nachyli³am siê nad nim i próbowa³am go d wign¹æ. Zapiszcza
zi³am Adasia. Zadzwoni³am do weterynarza. Kaza³ przyjechaæ. Ubra³am siê i wyprowadzi³am sam
. Adam wzi¹³ na rêce Borysa i usiad³ z nim na kolanach na tylnym siedzeniu. Zamknê³am bramê
Ju¿ tak mia³ przecie¿ i wszystko skoñczy³o siê dobrze!
Nic siê nie dzieje, nic siê nie dzieje z³ego, dostanie parê zastrzyków, nic siê nie dzieje,
nic siê nie dzieje, wszystko bêdzie dobrze - powtarza³am sobie przez ca³y czas.
Ale dobrze nie by³o.
Weterynarz spojrza³ na nas ze smutkiem. Zerwany w nocy, sta³ w narzuconym na pi¿amê b³ezer
ku, dotyka³ Borysa delikatnie. Borys podniós³ ³eb i poliza³ go w rêkê. A potem zapiszcza³,
piszczenie bêdzie mi ju¿ zawsze brzmieæ w uszach. By³a w tym pro ba i ból, i po¿egnanie, i
ystko, czego nie chcia³am s³yszeæ.
- On siê ju¿ mêczy - powiedzia³. - Nie mogê mu pomóc.
- To co ja mam zrobiæ? Gdzie mamy jechaæ? - Z góry nie przyjmowa³am do wiadomo ci tego, co
chcia³ powiedzieæ.
Bory sowi g³owa opad³a na stó³. Zaczê³am go g³askaæ, przymru¿y³ oczy, ale nie przesta³ siê
i jêk odbija³ siê od metalowych szafek, od szk³a, od czystej pod³ogi z szarych kafli.
- Decyzja nale¿y do was - powiedzia³ weterynarz i odwróci³ siê.
375
i V
n K
P' 15
Jaka decyzja? O czym on mówi? Ja mam decydowaæ, czy u mierciæ psa, którego kocham? Czy on
zwariowa³? Nie chcê, ¿eby Borys by³ chory, nie chcê, chcê, ¿eby siê podniós³ i pobieg³ ze m
mo¿na przecie¿ zrobiæ!
- Zawsze co mo¿na zrobiæ - powiedzia³am do odwróconych pleców weterynarza.
- Tak. Ale nie do mnie nale¿y decyzja. Nie znoszê tego robiæ. Nie odmówi³em, bo nie chcê, ¿
siê mêczy³. I tak ma darowany rok, dziwiê siê, ¿e tak d³ugo wytrzyma³. Nie ma cudów.
- On bardzo cierpi, Judytko. - Adam podszed³ do mnie i próbowa³ mnie przytuliæ.
Nie chcia³am ¿adnych przytulañ, ¿adnych idiotycznych pocieszeñ, chcia³am, ¿eby mój pies zno
zdrowy i rozbrykany. Odtr¹ci³am d³oñ Adama, pochyli³am siê nad Borysem. Mia³ ciep³y ³eb, al
tworzy³ oczu.
Mam decydowaæ o czyim ¿yciu i mierci? Jak mo¿na podejmowaæ decyzjê o przerwaniu ¿ycia?
- Borysku, proszê ciê - szepta³am cicho - proszê ciê, ju¿ nigdy nie bêdê z³a, ¿e budzisz na
em, mo¿esz sobie kopaæ w marcinkach, ile chcesz, proszê, zamachaj ogonem na znak, ¿e tyl
ko udawa³e , ¿e to nieprawda, proszê ciê.
Ale Borys ani drgn¹³. Tylko to piszczenie.
Adam patrzy³ na mnie i milcza³. Weterynarz tak¿e sta³, milcz¹c. To ja mia³am podj¹æ decyzjê
Nie mogê tego zrobiæ, Panie Bo¿e, proszê Ciê, niech stanie siê cud, modli³am siê, ale cudu
y³o.
316
- Nikt mu nie jest w stanie pomóc. - Weterynarz po³o¿y³ mi rêkê na ramieniu. - Ju¿ nikt i n
Nie odpowiada³am. Patrzy³am na mojego psa, który ¿egna³ siê ze mn¹ na zimnym metalowym stol
- Judytko, musisz...
G³os Adama by³ tak samo zimny jak ca³e to wnêtrze. No tak, to ja muszê... Borys by³ d³ugo p
d Adamem, wiêc Judyta, Judytka, decyduj, nie ma nadziei, Judytko.
- Mo¿emy wyj æ na zewn¹trz?
- Oczywi cie, oczywi cie - powiedzia³ weterynarz. - To nieprzyjemne.
Bo¿e, on my la³, ¿e ja zostawiê Borysa samego w takiej chwili?
- Chodzi mi o to, ¿eby na zewn¹trz, nie tutaj - powiedzia³am ze ci niêtego gard³a. - Na tr
e...
- Oczywi cie - powiedzia³ weterynarz i zacz¹³ co przygotowywaæ. Adam wzi¹³ Borysa na rêce,
ymywa³am mu tylne ³apy, zwisaj¹ce bezw³adnie, Borys próbowa³ spojrzeæ na mnie, a ja rozpada
iê na tysi¹c czê ci.
Wyszli my przed lecznicê, Adam u³o¿y³ Borysa ko³o rozkwieconego rozchodnika, bieli³ siê w n
ciszy. Klêknê³am obok i po³o¿y³am ³eb psa na swoich kolanach.
Wiêc tak to wygl¹da? Kilkana cie lat, i po wszystkim? I ja wyra¿am zgodê na zabicie stworz
enia boskiego, które kocha mnie najbardziej na wiecie? Które nigdy nie zrobi³o mi przyk
ro ci, nigdy nie odpowie-
317
1
li
n K
15
dzia³o z³ym s³owem, które przebacza³o mi ka¿d¹ awanturê, które wita³o mnie zawsze rado nie,
od tego, w jakim przychodzi³am humorze, które spa³o z malutk¹ Tosi¹, które mia³o byæ z nami
awsze, które pierwsze ostrzega³o przed niebezpieczeñstwem, które nigdy nie skrzywdzi³o naw
et kota? Ja mam teraz pozwoliæ mu odej æ?
Borys próbowa³ ruszyæ ciê¿k¹ g³ow¹. Po³o¿y³am mu na niej rêkê. Mo¿e to na tym polega, ¿e je
na po to, ¿eby mu towarzyszyæ do koñca? Skoro da³ siê kiedy udomowiæ, trzeba mu pomóc, nie
dziki, nie mo¿e oddaliæ siê do matecznika, liczy na mnie. Nie mogê go zostawiæ.
Weterynarz wyszed³ do nas, poda³ Adamowi du¿¹ latarkê.
-Muszê mieæ wiat³o, muszê znale æ ¿y³ê - powiedzia³.
Zamknê³am oczy. Nad nami piewa³ s³owik, odezwa³ siê kl¹skaniem i leciuteñkim gwizdem, a my
okres godowy za nimi. Noc by³a ciep³a. G³aska³am zmatowia³e kud³y i powtarza³am - do siebie
lbo do niego, ju¿ sama nie wiem - nie bój siê, nie bój siê, nie bój siê...
Nie wiem, jak d³ugo to trwa³o. Us³ysza³am g³os weterynarza, który powiedzia³:
- Ju¿ po wszystkim. Ju¿ siê nie mêczy. Zabieracie go pañstwo, prawda?
Sta³am obok cia³a swojego psa. Moja g³aszcz¹ca d³oñ nie poczu³a, kiedy odszed³.
318
S³owik zanosi³ siê w zaro lach, bia³e kwiatki wieci³y w ciemno ci, a Adam sta³ obok z lata
siê nie zmieni³o. Wszystko by³o takie jak przedtem.
- Nie, za to nie biorê pieniêdzy - powiedzia³ lekarz i grdyka mu siê ruszy³a. Owin¹³ siê bl
m i znikn¹³ w otwartych drzwiach lecznicy.
Adam podniós³ Borysa. Bezw³adne cia³o psa przelewa³o mu siê przez rêce. Trzyma³am g³owê, ¿e
ba³a siê tak dziwnie i poszli my do samochodu. My la³am, ¿e Adam otworzy baga¿nik, ale po³o
tylnym siedzeniu, delikatnie, jakby Borys móg³ co poczuæ.
- Poprowadzê - powiedzia³, ale siad³am za kierownic¹.
Jecha³am wolno, okna by³y otwarte, rze kie powietrze wpada³o do rodka, jecha³am do domu, w
którym Borys nie wyskoczy nam na powitanie. Jecha³am do domu, w którym nie bêdzie Borysa
.
Po³o¿yli my psa w k¹cie ogrodu, pod rachityczn¹ jab³onk¹, która kwitnie, ale nie daje owocó
iskiem dzikiego wina. Adam poszed³ po ³opatê, Tosia siedzia³a na trawie skulona, z Zaraz
kiem na rêkach. Zaraz i Potem podbieg³y, obw¹cha³y Borysa i odesz³y, Zaraz podszed³ do Tosi
Potem usiad³ nieopodal, przygl¹daj¹c siê nam. Przytul przypa³êta³ siê trochê pó niej. Pods
próbowa³ siê u³o¿yæ w przednich no-
319
n K
15
gach psa, jakby nie rozumia³, ¿e Borys nie ¿yje. Bo tamte wiedzia³y.
Tosia p³aka³a tak bardzo, ¿e nie wiedzia³am, jak j¹ uspokoiæ. Le¿a³a na ³ó¿ku z g³ow¹ schow
rozdzieraj¹co.
-Mój piesek, mój piesek kochany... - zanosi³a siê p³aczem, jakby mia³a cztery lata, a nie d
adzie cia.
Przysz³am j¹ pocieszyæ, ale jej p³acz by³ tak ¿a³osny, ¿e ¿adne ze s³ów, których mia³am ca³
cisnê³o mi siê przez gard³o. Chcia³am jej powiedzieæ, ¿e Borys ¿y³ bardzo d³ugo, prawie ca³
i tak mia³ dobrze, i ¿y³ wyj¹tkowo d³ugo jak na psa, ale im bardziej chcia³am mówiæ, tym b
ej nie mog³am. I w koñcu zaczê³am p³akaæ jeszcze bardziej ni¿ ona.
- Kochanie, nie martw siê - powiedzia³a Moja Mama, wychodz¹c z herbat¹ na taras. Ojciec
udawa³ nieprzejête-go. - Na pewno co znajdziesz.
Mówi³a oczywi cie o pracy, bo temat Borysa skoñczy³ siê, dzisiaj w nocy. Ale praca wydawa³a
siê teraz nieistotna. Mog³abym byæ bezrobotna, byleby by³ z nami Borys. Ale go nie by³o i
nie bêdzie ju¿ nigdy. Kiedy posz³am po cukier, o którym zapomnia³a Mama, zoba-
320
czy³am puste miejsce po psich miskach. Opar³am siê
o blat i rozp³aka³am.
- Kochanie, nie p³acz, taka jest kolej losu. - Moja Matka pog³aska³a mnie po plecach.
- Umy³am je i w³o¿y³am pod zlew. Nie powinny teraz tu staæ, dopóki nie
macie nastêpnego psa.
-Ju¿ nigdy nie bêdê mia³a psa! - powiedzia³am
z przekonaniem.
Mama mnie poca³owa³a w policzek. - W ka¿dym razie nie wyrzuci³am, ale niech nie stoj¹ na w
ierzchu, wytrzyj siê i chod do nas - poklepa³a mnie przyja nie i w ogóle mnie to nie dra¿n
.
Tosia posiedzia³a z nami chwilê i posz³a do siebie. Koty chodz¹ jakie otêpia³e, Przytul po
d³ za Tosi¹ do pokoju, on chyba jeden nie rozumie, ¿e straci³ matkê i ojca w osobie mojego
psa. Chodzi po domu i miauczy, nie jest zainteresowany motylami, które do wczoraj
by³y jego ulubion¹ rozrywk¹, nie skacze na cianê w przedpokoju, na nasze cienie, kiedy p
rzechodzimy, zachowuje siê jak sierotka.
- Judyta, co teraz masz zamiar robiæ? - odchrz¹kn¹³ Mój Ojciec i odruchowo wsun¹³ rêkê z ka
iasta pod stó³.
I po co zwraca³am uwagê, ¿e nie karmi siê psa przy jedzeniu? Jakie to teraz ma znaczenie
? Teraz móg³by nawet siedzieæ przy stole, w ogóle by mi to nie przeszkadza³o.
- Nie wiem, rozgl¹dam siê - powiedzia³am.
- Nie bierz byle czego. - Mój Ojciec zgniót³ kawa³ek
321
n K
15
ciasta i trzyma³ w zaci niêtej d³oni, pewno czeka³ na stosowny moment, ¿eby niepostrze¿enie
uciæ w trawê. Podstawi³am talerzyk.
- Daj tutaj - powiedzia³am.
Spojrza³ na mnie z zak³opotaniem i wytar³ rêce.
- Kupi³em wczasy dla siebie i dla matki. Odpoczniemy od tego wszystkiego. - Machn¹³ rêk¹,
w obrêbie tego wszystkiego znalaz³am siê równie¿ ja. - Mia³a racjê, wrzesieñ to dobra pora
ajmniej nie bêdzie tak gor¹co...
- My te¿ jedziemy we wrze niu - powiedzia³am rozczarowana. Trzeba bêdzie Tosiê zostawiæ sam
A sk¹d, przecie¿ Tosia wyje¿d¿a z ojcem! Choæ mo¿e £udz¹co Niepodobna zmieni³a ju¿ plany wa
ojej córki. No to trzeba bêdzie poprosiæ Ulê, ¿eby wpada³a nakarmiæ koty. Bo z psem k³opotu
e ma. Bo przecie¿ nie ma Borysa.
I rozp³aka³am siê.
Rodzice najpierw mnie próbowali pocieszaæ, a potem pojechali do domu. Nikt mnie nie
mo¿e pocieszyæ. Telefon dzwoni³ jak najêty, ale nie odbiera³am. Wy³¹czy³am komórkê i po³o¿y
by³o wczesne popo³udnie.

Wieczorem zanios³am Uli prawie pó³ worka ¿arcia dla Borysa, to, czego nie zd¹¿y³ ju¿ zje æ,
bie.
322
*
Ada ko siedzia³ ze mn¹ do pó na w nocy.
- Znienawidzi³aby mnie, Judyta, gdybym to ja podj¹³ decyzjê. To by³ twój pies, ja go tylko
cha³em - powiedzia³, kiedy w koñcu wyrzuci³am z siebie, ¿e wszystko zawsze ja i ¿e ju¿ nie
i nie mam si³y. - Jed gdzie , odpocznij, jeste pod dzia³aniem stresu, praca i Borys to d
u¿o, nawet jak na ciebie. Parê dni i tak nie zrobi ró¿nicy w bud¿ecie.

n K
P' 15
ciasta i trzyma³ w zaci niêtej d³oni, pewno czeka³ na stosowny moment, ¿eby niepostrze¿enie
uciæ w trawê. Podstawi³am talerzyk.
- Daj tutaj - powiedzia³am.
Spojrza³ na mnie z zak³opotaniem i wytar³ rêce.
- Kupi³em wczasy dla siebie i dla matki. Odpoczniemy od tego wszystkiego. - Machn¹³ rêk¹,
w obrêbie tego wszystkiego znalaz³am siê równie¿ ja. - Mia³a racjê, wrzesieñ to dobra pora
ajmniej nie bêdzie tak gor¹co...
- My te¿ jedziemy we wrze niu - powiedzia³am rozczarowana. Trzeba bêdzie Tosiê zostawiæ sam
A sk¹d, przecie¿ Tosia wyje¿d¿a z ojcem! Choæ mo¿e £udz¹co Niepodobna zmieni³a ju¿ plany wa
ojej córki. No to trzeba bêdzie poprosiæ Ulê, ¿eby wpada³a nakarmiæ koty. Bo z psem k³opotu
e ma. Bo przecie¿ nie ma Borysa.
I rozp³aka³am siê.
Rodzice najpierw mnie próbowali pocieszaæ, a potem pojechali do domu. Nikt mnie nie
mo¿e pocieszyæ. Telefon dzwoni³ jak najêty, ale nie odbiera³am. Wy³¹czy³am komórkê i po³o¿y
by³o wczesne popo³udnie.

Wieczorem zanios³am Uli prawie pó³ worka ¿arcia dla Borysa, to, czego nie zd¹¿y³ ju¿ zje æ,
bie.
322
*
Ada ko siedzia³ ze mn¹ do pó na w nocy.
- Znienawidzi³aby mnie, Judyta, gdybym to ja podj¹³ decyzjê. To by³ twój pies, ja go tylko
cha³em - powiedzia³, kiedy w koñcu wyrzuci³am z siebie, ¿e wszystko zawsze ja i ¿e ju¿ nie
i nie mam si³y. - Jed gdzie , odpocznij, jeste pod dzia³aniem stresu, praca i Borys to d
u¿o, nawet jak na ciebie. Parê dni i tak nie zrobi ró¿nicy w bud¿ecie.
Bliskie spotkania drugiego stopnia
n K
15

¦
Adam mnie odwióz³ na poci¹g do Zakopanego. Ma racjê. Parê dni w górach dobrze mi zrobi. Ada
i tak nie ma urlopu. Odpocznê i wrócê w innej formie. Kole¿anka Uli, Zosia, chce ze mn¹ r
ozmawiaæ. Uwa¿a, ¿e mam znakomite kwalifikacje na konsultantkê w jej biurze matrymonialn
ym. Trochê chcê odwlec tê decyzjê, przecie¿ nie bêdê braæ odpowiedzialno ci za cudze zwi¹zk
a postuka³a siê w g³owê.
- Ty w ogóle nie wiesz, co to jest biuro matrymonialne. Judyta, to ju¿ nie te czasy,
kiedy jedna pani mówi³a drugiej pani, ¿e pan in¿ynier spod O³awy i znaku Byka szuka panny
spod znaku Panny. Teraz rola konsultanta to rozmowa o oczekiwaniach, planach, s
prawdzenie, czy w ogóle cz³owiek jest gotów na zwi¹zek, bo maszyna tego nie sprawdzi, po
tem ankieta, komputer, a twoje doradztwo jest raczej psychologiczne! Zo ka czyta³a t
woje odpowiedzi w ostatnim numerze i mówi, ¿e ju¿ po tym widaæ, ¿e jeste otwarta i szczera
a takiej w³a nie osoby szuka.
324
To pocieszaj¹ce.
I ciekawe, jak bardzo cz³owiek siê zmienia, zale¿nie od okoliczno ci.
Ale na razie postanowi³am wzi¹æ sobie do serca radê Ada ka i Tosi i pojadê po³aziæ po górac
Ornak, zobaczê Myln¹ raz jeszcze, posiedzê na halach, pogapiê siê na wiat.
Adam odwozi mnie na dworzec, nie zd¹¿y³am zje æ niadania, burczy mi w brzuchu i jestem zde
erwowana jak zwykle przed podró¿¹.
Ju¿ przy kasie okazuje siê, ¿e nie ma biletów drugiej klasy, tylko zosta³a sama pierwsza.
Adam mnie przytula na peronie, a¿ siê gapi¹ ludzie, przecie¿ jeste my doro li, a przytulamy
siê jak nastolatki, ale starzy niech zazdroszcz¹, a m³odzie¿ niech siê uczy.
Schody ruchome tym razem dzia³a³y, w górê i w dó³, kolorowanki zachêca³y mnie do kupna sms
osza i luksusowej bielizny za zupe³nie inne, niewymienione na plakatach pieni¹dze, a
le mog³am kupiæ soczek na peronie, co kiedy by³o niemo¿liwe, a nawet gazetkê jak¹ , co mni
kszta³ci, bez szukania w spoceniu kiosku jakowego , wszystko pod rêk¹.
Z rzewno ci¹ w sercu przypomnia³am sobie, jak jakie piêtna cie lat temu odprowadza³am Babc
tóra Kraków kocha³a, o szóstej rano na ekspres, który nie do æ ¿e siê spó ni³ godzinê na tr
schodnia - Warszawa Centralna, to przyjecha³ z jednym wagonem, zamiast piêcioma. Str
asznie siê wszyscy zdenerwowali, ¿e jest tylko wagon nr 3, a nie ma wago-
325
T
I £
n K
15
nów numer 5, 6, 7 i 9, ale wszystko na szczê cie siê wyja ni³o. Maszynista by³ po prostu ta
ijany, ¿e odjecha³ z dworca Warszawa Wschodnia, zanim mu doczepili pozosta³e. Podobno
przy mo cie siê zorientowa³, ¿e mu lekko idzie prowadzenie poci¹gu i zastanawia³ siê przez
têpne pó³ godziny, co robiæ - st¹d to opó nienie. Biedak zreszt¹ wypad³ z lokomotywy na Cen
, wyja niaj¹c sprawê, dobrze, ¿e go dobrzy ludzie z³apali w locie, bo móg³by siê dotkliwie
No, ale to wszystko dawno temu by³o, a teraz siê zmieni³o i jest przyjemnie. Poci¹g prz
yjecha³ punktualnie. Do pierwszej klasy nie mog³am siê dostaæ, i to nie tylko ja, ale il
u tam ludzi, bo by³a zamkniêta. Ada wepchn¹³ mnie do drugiej, zamacha³, i poci¹g ruszy³
Rozlokowali my siê, gdzie kto móg³, ja trafi³am do przedzia³u, w którym jecha³y mi³e panie
eden, co ju¿ drzema³. Zawsze zazdro ci³am tego mê¿czyznom, ¿e mog¹ spaæ w ka¿dych warunkach
szy³, ja ruszy³am na poszukiwanie konduktora i jakiej kanapki.
S³owo dajê, ¿e nie rozumiem, dlaczego poci¹g tak na ludzi wp³ywa, ¿e nagle im siê chce je æ
ierzch³ej przesz³o ci ledwo wchodzili my do przedzia³u, na przyk³ad jad¹c na kolonie, to na
hmiast wyjmowali my bu³ki i jajka na twardo.
Konduktora nie znalaz³am, ale natknê³am siê na wózek spo¿ywczy, co rozwozi herbatkê.
- Kanapek nie ma, s¹ wafelki - zawiadomi³a mnie pani. - Proszê siê cofn¹æ, widzi pani, ¿e p
tarasuje.
326
Tarasowa³am, wiêc pos³usznie siê cofnê³am do nie swojego przedzia³u. Potem przyszed³ konduk
powiedzia³, ¿e pierwsza klasa jest zamkniêta, poniewa¿ wagon nie mo¿e byæ udostêpniony, i
tak jadê, i ¿e
0 co mi chodzi, i ¿e po co ta dyskusja, i ¿e na razie mogê tu siedzieæ.
Wtuli³am siê grzecznie w nieprzytulno æ przedzia³u
1 przesta³am dyskutowaæ. Dyskutowa³y jednak panie ko³o mnie.
- Tak traktowaæ nas podró¿nych - powiedzia³a jedna.
- No wiesz, nic siê nie zmieni³o! - powiedzia³a druga. -1 pomy leæ, ¿e posz³am g³osowaæ - p
a³a
pierwsza.
-1 tak to nic nie da - powiedzia³a druga.
- Wszystko jedno, kto przy ¿³obie, nam i tak nie bêdzie lepiej.
- Nieprzypadkowo pierwszej nie ma - wtr¹ci³a druga. - ‾eby druga klasa te¿ mia³a gorzej.
- Ci, których staæ na pierwsz¹, bêd¹ tak traktowani. Zaczyna siê - powiedzia³a pierwsza.
- Ca³y wagon nam tu wpakowali. By³oby lu niej - powiedzia³a druga.
Skuli³am siê i milcza³am. Wstydzi³am siê. Wstydzi³am siê swojego biletu pierwszej klasy i o
chania w nie swoim przedziale.
- A kogo teraz staæ na pierwsz¹? - pani pierwsza zawiesi³a g³os dramatycznie.
Zapad³am siê pod ziemiê i nogami prawie szorowa³am po torach.
327
n K
P' 15
- Kogo teraz staæ na cokolwiek? - zawiesi³a g³os pani druga, równie¿ dramatycznie.
- Gaz pójdzie w górê - ockn¹³ siê pan przy oknie.
- Oj, ¿eby tylko gaz -jêknê³a pani pierwsza.
- Benzyna ju¿ posz³a - warkn¹³ pan. - A jak posz³a benzyna, to wszystko pójdzie.
Poci¹g na torach stukota³ ra nie. Otworzy³am Politykê i udawa³am, ¿e czytam. Minêli my gran
szawy. Kiedy odetchnê³am z ulg¹, ¿e nikt nie przyjdzie, drzwi przedzia³u otworzy³y siê i st
nich...
Jola.
‾ona mojego by³ego mê¿a.
Po prostu Jola.
Stanê³a i sta³a. Patrzy³a na mnie, a ja patrzy³am na ni¹. Po czym wesz³a, zasunê³a za sob¹
e odsunê³a natychmiast pani pierwsza, i zapyta³a, czy s¹ wolne miejsca, bo wagon pierwsz
ej klasy...
- Nie ma - powiedzia³a pani druga.
- S¹- powiedzia³am ja i nasze g³osy zasz³y na siebie, zsynchronizowane idealnie.
Jola usiad³a naprzeciwko mnie. Milcza³y my.
Zemsta jest rozkosz¹ bogów. By³aby, kiedy . Dzisiaj patrzy³am na Jolê i widzia³am liczn¹,
em m³od¹ kobietê. Blask w jej oczach, tak niegdy przekonywaj¹cy, przygas³. Nie patrzy³a na
ie, wpatrywa³a siê w okolice moich kolan.
- Nie pozbieramy siê - westchnê³a pani pierwsza.
- Teraz wszyscy zobaczymy - zawieszczy³ rado nie pan spod okna. - Nie tylko pani - u m
iechn¹³ siê do mnie.
328
Udawa³am, ¿e mnie nie ma. Drzwi od przedzia³u otworzy³y siê.
- Kawa, herbata, soki!
Panie zamówi³y kawê, pan sok pomarañczowy.
- A to pani mnie tak zaczepia³a - powiedzia³a pani z wózkiem. - Co ja poradzê, ¿e kanapki
wysz³y? Mogê niadanie tutaj pani przynie æ, schabowy, parówki?
Towarzysze podró¿y spojrzeli na mnie z obrzydzeniem. Wszyscy oprócz Joli.
- Dziêkujê - wyjêcza³am.
- Filet z kurczaka? Bigos? - Pani wzruszy³a ramionami i posz³a.
- Filety, kurczaki, a cz³owieka nie staæ na ¿ycie - pani pierwsza poprawi³a ¿akiet.
- Niektórych staæ - powiedzia³a druga. Strach ci¹³ mi krew w ¿y³ach.
- Niektórych - zachichota³ pan. - Dobrze powiedziane.
- Kupi³am na dworcu, bo nie jad³am niadania - us³ysza³am - chêtnie siê podzielê. - Jola tr
w d³oni wyci¹gniêt¹ w moim kierunku kanapkê.
Nie wiedzia³am, co ze sob¹ pocz¹æ. Wzi¹æ od kobiety, która wziê³a mi mê¿a, jedzenie? Ale wz
szczê cie, a swoje nieszczê cie, dzisiaj ju¿ to wiedzia³am. Nie musia³a siê ze mn¹ dzieliæ
- Ja te¿ nie jem przed podró¿¹ - powiedzia³a Jola, i wziê³am kanapkê z jej r¹k. Te¿. Eksio
zwyczaj opowiadania o swoich kobietach. Z tym ¿e w tym wypadku mi³y.
329
n K
15
- Dziêkujê bardzo - u miechnê³am siê, Jola odpowiedzia³a bardzo bladym u miechem.
Dwie by³e ¿ony ³¹czy ze wspólnym mê¿em bardziej wspólna kanapka ni¿ wspólna kanapa, pomy la
inaj¹c pyszn¹ bu³eczkê. Czy ona wie, ¿e jej miejsce ju¿ zajê³a inna pani? I ¿e ja tê pani¹
as obu stuknê³am, za przeproszeniem?
Czy tak samo je dzi³ Eksio na delegacje za czasów naszego ma³¿eñstwa? Czy to sta³y numer wy
ych mê¿czyzn? I czy on rozumu nie mia³, ¿eby je dziæ po Warszawie w bia³y dzieñ z kochank¹?
bym mia³a kochanka, tobym na pewno nie maszerowa³a po ulicy... co te¿ ja plotê. Biedna t
a Jola. Eksio niestety biedny nie jest. Jeszcze z parê lat poszaleje. Ale mo¿e i ona
znajdzie fajnego faceta? Który bêdzie wspania³ym ojcem dla brata Tosi, ale nie bêdzie o
jcem Tosi.
Nie patrzy³am na Jolê, by³a du¿o bardziej skrêpowana ode mnie, ale poci¹g pêka³ w szwach i
la przyjemno ci usiad³a akurat w tym samym przedziale. Po Kielcach siê, o dziwo, rozlu n
i³o, zosta³ tylko pan drzemi¹cy, ja przesiad³am siê pod okno.
I co, bêdziemy tak milczeæ ca³¹ drogê?
- Idê po jaki sok, mo¿e przynie æ pani? - podnios³am siê i ruszy³am do drzwi.
Jola, jak Boga kocham, zaczerwieni³a siê z wra¿enia.
- Mo¿e pomarañczowy - powiedzia³a z wyra nym przymusem.
No tak, sama zaczê³am. Gwa³townie grzeba³am w torebce w poszukiwaniu drobnych. Mog³abym za
-
330
dzwoniæ do Adasia i powiedzieæ, ¿e jadê. Kupi³am dwa soczki i wróci³am.
- Dziêkujê - powiedzia³a Jola, nie patrz¹c na mnie.
Zaczê³am szukaæ telefonu. Wywali³am rzeczy z torebki, nie bacz¹c na to, ¿e noszê tam bardzo
ele nieskoñczenie potrzebnych rzeczy, takich jak stare bilety do teatru, podpaski,
sze æ paczek chusteczek higienicznych, tegoroczny kalendarz, do którego mam przepisaæ w
a¿ne daty imieninowo-urodzinowe bliskich, i zesz³oroczny kalendarz, z którego mam prze
pisaæ wa¿ne daty imieninowo i tak dalej, sze ædziesi¹t wizytówek, które mia³am uporz¹dkowaæ
niepotrzebne wyrzuciæ), siedem d³ugopisów, pióro wieczne bez wk³adu, zdjêcia Tosi, pude³ec
do tabletek z podzia³k¹ na dni tygodnia, które da³a mi Ula dla Mamy, notes z bardzo wa¿ny
mi notatkami, cztery zapalniczki, pude³eczko po kolczykach Tosi (diabli wiedz¹, co o
no tam robi) oraz niezliczon¹ ilo æ starych biletów parkingowych. Potem zabra³am siê za tor
Skoñczy³am te poszukiwania z chwil¹, kiedy uprzytomni³am sobie, ¿e aparacik zosta³ na blac
e, w³¹czony przeze mnie jeszcze na sekundê, ¿eby siê do³adowa³. I bardzo dobrze. Tylko nie
jak Adasiowi o tym powiedzieæ.
- Psiakrew - wyrwa³o mi siê bardzo niegrzecznie, a¿ Jola podnios³a g³owê. - Nie mam telefon
- usprawiedliwi³am siê szybko i wsadzi³am wszystkie niezbêdne rzeczy do torebki.
- Proszê. - Jola wyci¹gnê³a pod mój nos telefon. - Proszê bardzo skorzystaæ z mojego.
331
n K
15
No có¿, korzysta³a z mojego mê¿a, to chyba mogê skorzystaæ z jej telefonu?
Wybra³am numer do Adasia.
- Sk¹d ty dzwonisz? - od razu siê zaniepokoi³.
- Chcê ci tylko powiedzieæ, ¿e zapomnia³am telefonu, bêdê siê odzywaæ po przyje dzie, jak j
ak¹ kwaterê.
- A ten?
- Znajomej - powiedzia³am szybko. - Korzystam z uprzejmo ci znajomej, wiêc ju¿ koñczê. Pa!
No i teraz poczu³am siê g³upio. W³a ciwie mog³abym jej powiedzieæ parê mi³ych s³ów, ¿eby si
jako siê u³o¿y, ¿e ja te¿ by³am w rozpaczy, ale proszê, nie minê³o parê lat, a jestem szcz
ie pomy la³am, ¿e mówienie do obecnej przysz³ej by³ej ¿ony swojego by³ego mê¿a, która by³a
du mojego by³ego zwi¹zku, mo¿e nie byæ najlepszym wsparciem, a naprawdê nie chcia³am jej ra
iæ.
- Jak ma³y? - zapyta³am wobec tego, najuprzejmiej jak potrafi³am, o jej pierworodnego.
- Dobrze. To znaczy, nie wiem, czy pani wie...
- Wiem, wiem - rzuci³am do æ szybko.
-No w³a nie... wiêc siê trochê martwiê, chodzi mi g³ównie o niego, bez ojca musi byæ trudno
- Ale nie niemo¿liwie. Tosia martwi³a siê, czy bêdzie go mog³a widywaæ - doda³am w przyp³yw
czero ci.
Jola siê rozja ni³a.
- Ojej, tak mi mi³o, ¿e to w³a nie pani mówi. Oczywi cie, kiedy tylko zechce, zostajemy w W
rszawie, nie
332
mogê pozwoliæ sobie teraz na zmianê pracy. I jeszcze walka o rozwód.
- Walka? - wykrzywi³am siê.
- Przecie¿ rozwód bêdzie z jego winy, a on nie bardzo czuje siê winny, nie wiem, co mam
zrobiæ... Na pewno jest jaka kobieta, czujê to...
Zemsta jest rozkosz¹ bogów. I najlepiej smakuje na zimno. Co to za bzdury? Kto to wy
my li³. Ja teraz po prostu mam dylemat. Powiedzieæ czy nie powiedzieæ? Upewniæ j¹ i zraniæ?
opaæ Eksia? Jako wiadek jestem niewiarygodna. Poza tym te tysi¹c piêæset nie by³o za lampê
ylko za milczenie, chocia¿ posz³o na lampê. O nie! Wzdrygnê³am siê, Judytko droga, potraktu
Jolê, jakby napisa³a do redakcji!
- Pani Jolu - powiedzia³am zupe³nie serio - niech pani da sobie spokój z orzekaniem wi
ny. To jest bez sensu. Nic to pani nie da poza strat¹ zdrowia, a on sobie i tak po
radzi, przecie¿ zawsze sobie radzi³, prawda? Szkoda pani czasu i nerwów, niech pani wy
negocjuje wy¿sze alimenty, w zamian za natychmiastow¹ zgodê na rozwód, mo¿e da, póki - tu s
ugryz³am w jêzyk - póki mu tak bardzo zale¿y.
- Pani tak specjalnie mówi - powiedzia³a Jola - i ja pani¹ rozumiem. Ja pewno bym te¿ ch
cia³a siê zem ciæ...
Ot, masz babo placek za swoje dobre serce!
-Ja by³am bardzo zraniona, ale pociesza³am siê tym, ¿e co odchodzi, ¿eby zrobiæ miejsce cz
lepszemu. I zapewniam pani¹, ¿e to nie by³ powrót marnotrawnego mê¿a.
333
n K
15
S¹ na ziemi gorsze rzeczy ni¿ rozwód, na przyk³ad jak ci pies umiera. Ale nie powiedzia³am
tego, bo i tak by nie zrozumia³a. Nie mia³a psa.
Poczu³am siê ura¿ona. W jaki przedziwny i niezrozumia³y dla mnie sposób Jola sta³a mi siê
i¿sza ni¿ nasz wspólny m¹¿, i pos¹dzenie mnie o nieuczciw¹ radê zrani³o mnie do ¿ywego.
Zamilk³y my na dobre. No tak, tylko w filmach amerykañskich dwie by³e ¿ony padaj¹ sobie w r
miona i ³kaj¹ nad sob¹ i losem swoich malutkich dzieci, my my by³y tylko w poci¹gu. Przed K
akowem Jola podnios³a siê, rzuci³a do widzenia" i zniknê³a za drzwiami na korytarzu.
Nigdy, przenigdy nie bêdê siê wtr¹caæ w nic, co bezpo rednio mnie nie dotyczy, obieca³am so
sze æset-tysiêczny raz z rzêdu. Poci¹g dojecha³ do stacji Kraków G³ówny, wysz³am do koryta
zy³am okno. Lubiê g³o nikowe zapowiedzi, piewne, z akcentem, a w Krakowie dodatkowo jeszc
ze poci¹g z Przemy la wjedzie na tor czeci".
O ma³y w³os, jakby mnie chcia³ ten, co mnie nie chcia³ ze dwadzie cia trzy lata temu, mies
zka³abym tutaj. Jola sz³a peronem w moim kierunku, cofnê³am siê, jeszcze mi tego brakuje, ¿
by mnie pos¹dzi³a o ledzenie! Ale ona machnê³a rêk¹ i krzyknê³a:
- Judyta!
Wiêc wychyli³am siê przez okno. Sta³a naprzeciwko, taka biedna, jak ja kiedy .
- Dziêkujê - powiedzia³a. - Bêdê wdziêczna Tosi,
334
je li bêdzie widywa³a siê z bratem. Czyta³am ostatni numer pani gazety, wiem, ¿e pani nie k
ie. Mo¿e tak zrobiê z tym rozwodem...
U miechnê³am siê. No i proszê, na moje wysz³o.

Z Zakopanego zadzwoni³am, ¿eby siê nie martwili, ¿e jadê najpierw do Morskiego, a potem pr
zejdê przez Dolinê Piêciu Stawów do Murowañca, i wrócê za cztery dni. Przede mn¹ góry i sam
li to, czego najbardziej potrzebujê, ¿eby odpocz¹æ i zrozumieæ, ¿e nie jestem nie miertelna

- Tosia, wyje¿d¿am po po³udniu z Krakowa ze znajomymi samochodem, bêdê w nocy w domu, powtó
z Adamowi, ¿eby na mnie nie czeka³ na dworcu!
W s³uchawce trzeszcza³o, ledwie Tosiê s³ysza³am.
- Mamo, wracasz dzisiaj?
- Dzisiaj wieczorem! - odkrzykiwa³am.
- Dlaczego siê nie odzywa³a ! Nie wiesz, co siê dzieje!
- Bo odpoczywa³am! Czy co siê sta³o z dziadkami? - zaniepokoi³am siê, chocia¿ g³os Tosi ni
rzera¿ony, raczej podekscytowany.
- Ty nic nie wiesz? Z dziadkami w porz¹dku!
- O czym nie wiem? - zdenerwowa³am siê.
- O redakcji!
335
Ach, jakby mnie to obchodzi³o, co siê tam dzieje. - Tosia, pogadamy za jakie osiem go
dzin! Pa!
n K
15
Podje¿d¿ali my pod dom, kompletnie wyczerpani. cisnê³o mnie w gardle, kiedy zadzwoni³am do
rtki i u wiadomi³am sobie, ¿e nie us³yszê ju¿ szczekania Borysa. Za to Potem i Zaraz czeka³
iernie na cie¿ce do domu. Rzuci³am siê Adasiowi na szyjê, czeka³ na mnie, a by³a ju¿ trzec
o taki jest ¿ywot niewolnego mê¿czyzny.
- Judyta, czemu nie dzwoni³a ? Bo chcia³am odpocz¹æ.
- Sk¹d? G³ównie ³azi³am, a wieczorem pada³am ze zmêczenia. Jest tak piêknie, szkoda, ¿e nie
- Judyta! Od twojego wyjazdu urywaj¹ siê telefony! Naczelny dzwoni³ chyba z dziesiêæ razy!
Sprawd komórkê! Prosi³ o bardzo pilny kontakt, bez wzglêdu na porê!
Ciekawe, co siê sta³o. Czy¿by dopiero przeczyta³ czwarty numer? To do niego podobne.
- Jest trzecia w nocy - ziewnê³am, bo by³am bardzo pi¹ca.
Naczelny na pewno nie ucieknie. Ale zasnêli my i tak dopiero o pi¹tej. Biedny Ada , on m
usi i æ do pracy!

Tosia, Tosia i jeszcze raz Tosia


Obudzi³am siê skoro wit, to znaczy za piêtna cie dziesi¹ta. S³oñce, ¿e tak siê wyra¿ê, sta
ebie i wieci³o mi z³o liwie prosto w oczy przez szparê w zas³onach. Przytul le¿a³ zwiniêty
o³o mojej szyi. Biedny kotek, w ogóle sobie nie mo¿e miejsca znale æ. Wsunê³am siê w koszul
a i powlok³am do kuchni. Tosia podskoczy³a na mój widok i ochoczo podsunê³a mi swoje dwie
niedojedzone kanapki.
-Ty wiesz, co siê dzia³o? Naczelny normalnie siê w tobie chyba zakocha³. On dzwoni³ nawet
po dziesi¹tej wieczorem! Ula za³atwi³a ci pracê w tym biurze matrymonialnym, a ty sobie
wyje¿d¿asz. By³ Konrad, czy on musi chodziæ tak mieszne ubrany? Masz zadzwoniæ do tej agen
ji reklamowej, tylko szybko, nie wiem, czy nie jest za pó no. Ale ty siê do takiej pra
cy nie nadajesz, to mo¿e ja zadzwoniê? Bo ja w przeciwieñstwie do ciebie bardzo siê nada
jê. Przerwa w nauce dobrze mi zrobi, taki rodzaj pracy na pewno wzbogaca, to wtedy
nie
337
n K
15
musia³abym jechaæ do Anglii, oczywi cie gdyby mi dobrze p³acili. Ojciec wykupi³ dla nas wc
zasy w pierwszej po³owie wrze nia, to i tak by mi siê nie op³aca³o jechaæ na miesi¹c. Widzi
nie sprawdzi³o siê, ¿e znowu mi wykrêci jaki numer. I nie mo¿esz powiedzieæ, a nie mówi³a
ym ci na pewno nielekko. Bêdziemy gdzie w okolicach Kalabrii. Czyli niedaleko siebi
e! Mo¿e siê odwiedzimy? ‾artowa³am! Mamo, ta twoja gazeta rozesz³a siê w jakim niesamowity
ak³adzie. Nawet w dzienniku mówili, ¿e ¿adna z redakcji nie odnotowa³a od osiemdziesi¹tego
ziewi¹tego roku takiego skoku sprzeda¿y! Czy tam by³o co go³ego? Na przyk³ad prezy...
- To ka! - przerwa³am jej s³owotok, choæ prawdê powiedziawszy, w ogóle mnie nie przera¿a³,
ie spowodowa³ huczenia w g³owie. - Nic tam nie by³o.
- Nawet zdjêcia dziecka Brandeliny?
- Czyjego?
- O matko, nic dziwnego, ¿e ciê wyrzucili, jak nie jeste na topie. Ca³y wiat mówi o dziec
u Angeliny Jolie i Brada Pitta, gdzie masz ten numer? Czy ja co przeoczy³am? Dzwoni
li z telewizji i chcieli z tob¹ rozmawiaæ. Masz tam znajomych? Dlaczego ja nic o tym
nie wiem? Mog³aby zaprotegowaæ tam I kê, bo ona chce prowadziæ swój w³asny program autors
ma niesamowity pomys³, wiesz, takie wkrêciæ kogo , pomieszane z Kub¹, ale nie wiem, czy t
o przejdzie w tej rzeczywisto ci, ale mog³aby spróbowaæ, tu gdzie zapisa³am telefon, albo
e, mam na górze, mam i æ czy mogê
338
potem przynie æ? Do Irlandii zd¹¿ê pojechaæ, jakby mi nie wysz³o z dziennikarstwem, ale chy
zdam, wiesz, ¿e na egzaminie, mówi³a mi Gabrysia, zadali jej w zesz³ym roku pytanie, z j
akiego miasta wywodz¹ siê ró¿ne religie, a ona odpowiedzia³a z New Delhi? Ale czad! I tacy
ludzie s¹ dziennikarzami. Boj¹ przyjêli. To mnie te¿ przyjm¹. Jednak chcia³abym skoñczyæ d
ikarstwo, ale jak wrócê z Irlandii, je li tam pojadê. Marek pojecha³ i ju¿ esemesowa³, ¿e s
Co ty o tym my lisz? Szymon siê zakocha³ w jakiej beznadziejnej pannie, przyje¿d¿a i truj
mi g³owê. Idiota, bo panna normalnie jest luzara! Ale faceci s¹ lepi jak krety. Poza t
ym Szymon uwa¿a, ¿e pozjada³ wszystkie rozumy, i w ogóle tego nie widzi. Babcia i dziade
k s¹ mocno wkurzeni na ciebie, za ten album. Babcia mówi, ¿e porznê³a jej najlepsze zdjêci
¿e ten brzuch, pamiêtasz, to na pewno nie jest jej, bo ona nigdy takiego nie mia³a. I
wyda³o siê, ¿e nawet nie spojrzeli przez tyle czasu na nasz prezent. Ale co tam, w ogól
e siê nie przejmuj, bo ¿ycie jest fajnie, tylko trzeba siê nie przejmowaæ. We i ods³uchaj
e wiadomo ci, daæ ci telefon? Nie zna³am pinu, a chcia³am po¿yczyæ, bo mój siê zmoczy³. Tro
nie dzia³a. Muszê mieæ nowy. W ogóle taki pin powinien byæ ogólnie dostêpny, jakby siê co
ak jecha³a do Ameryki, to zostawi³a . Ale potem wyrzuci³am. A gdyby by³ po¿ar i by³abym sa
domu i by normalny telefon nie dzia³a³...
- Tosiuniu! - przerwa³am teraz zdecydowanie. Nie wiem, po kim ona ma ten sposób widz
enia wiata. - Ju¿!
339
n K
15
musia³abym jechaæ do Anglii, oczywi cie gdyby mi dobrze p³acili. Ojciec wykupi³ dla nas wc
zasy w pierwszej po³owie wrze nia, to i tak by mi siê nie op³aca³o jechaæ na miesi¹c. Widzi
nie sprawdzi³o siê, ¿e znowu mi wykrêci jaki numer. I nie mo¿esz powiedzieæ, a nie mówi³a
ym ci na pewno nielekko. Bêdziemy gdzie w okolicach Kalabrii. Czyli niedaleko siebi
e! Mo¿e siê odwiedzimy? ‾artowa³am! Mamo, ta twoja gazeta rozesz³a siê w jakim niesamowity
ak³adzie. Nawet w dzienniku mówili, ¿e ¿adna z redakcji nie odnotowa³a od osiemdziesi¹tego
ziewi¹tego roku takiego skoku sprzeda¿y! Czy tam by³o co go³ego? Na przyk³ad prezy...
- To ka! - przerwa³am jej s³owotok, choæ prawdê powiedziawszy, w ogóle mnie nie przera¿a³,
ie spowodowa³ huczenia w g³owie. - Nic tam nie by³o.
- Nawet zdjêcia dziecka Brandeliny?
- Czyjego?
- O matko, nic dziwnego, ¿e ciê wyrzucili, jak nie jeste na topie. Ca³y wiat mówi o dziec
u Angeliny Jolie i Brada Pitta, gdzie masz ten numer? Czy ja co przeoczy³am? Dzwoni
li z telewizji i chcieli z tob¹ rozmawiaæ. Masz tam znajomych? Dlaczego ja nic o tym
nie wiem? Mog³aby zaprotegowaæ tam I kê, bo ona chce prowadziæ swój w³asny program autors
ma niesamowity pomys³, wiesz, takie wkrêciæ kogo , pomieszane z Kub¹, ale nie wiem, czy t
o przejdzie w tej rzeczywisto ci, ale mog³aby spróbowaæ, tu gdzie zapisa³am telefon, albo
e, mam na górze, mam i æ czy mogê
338
potem przynie æ? Do Irlandii zd¹¿ê pojechaæ, jakby mi nie wysz³o z dziennikarstwem, ale chy
zdam, wiesz, ¿e na egzaminie, mówi³a mi Gabrysia, zadali jej w zesz³ym roku pytanie, z j
akiego miasta wywodz¹ siê ró¿ne religie, a ona odpowiedzia³a z New Delhi? Ale czad! I tacy
ludzie s¹ dziennikarzami. Boj¹ przyjêli. To mnie te¿ przyjm¹. Jednak chcia³abym skoñczyæ d
ikarstwo, ale jak wrócê z Irlandii, je li tam pojadê. Marek pojecha³ i ju¿ esemesowa³, ¿e s
Co ty o tym my lisz? Szymon siê zakocha³ w jakiej beznadziejnej pannie, przyje¿d¿a i truj
mi g³owê. Idiota, bo panna normalnie jest luzara! Ale faceci s¹ lepi jak krety. Poza t
ym Szymon uwa¿a, ¿e pozjada³ wszystkie rozumy, i w ogóle tego nie widzi. Babcia i dziade
k s¹ mocno wkurzeni na ciebie, za ten album. Babcia mówi, ¿e porznê³a jej najlepsze zdjêci
¿e ten brzuch, pamiêtasz, to na pewno nie jest jej, bo ona nigdy takiego nie mia³a. I
wyda³o siê, ¿e nawet nie spojrzeli przez tyle czasu na nasz prezent. Ale co tam, w ogól
e siê nie przejmuj, bo ¿ycie jest fajnie, tylko trzeba siê nie przejmowaæ. We i ods³uchaj
e wiadomo ci, daæ ci telefon? Nie zna³am pinu, a chcia³am po¿yczyæ, bo mój siê zmoczy³. Tro
nie dzia³a. Muszê mieæ nowy. W ogóle taki pin powinien byæ ogólnie dostêpny, jakby siê co
ak jecha³a do Ameryki, to zostawi³a . Ale potem wyrzuci³am. A gdyby by³ po¿ar i by³abym sa
domu i by normalny telefon nie dzia³a³...
- Tosiuniu! - przerwa³am teraz zdecydowanie. Nie wiem, po kim ona ma ten sposób widz
enia wiata. - Ju¿!
339
n K
15
- Mog³aby porozmawiaæ z Adamem, ¿eby porozmawia³ z Szymonem, bo to zakrawa na kpinê, to, c
siê dzieje. Ty wiesz, ¿e Szymon chce z ni¹ zamieszkaæ? No, mamo, wybacz!
Wybaczy³am.
- Tosia? Ty siê chyba nie kochasz w Szymonie? - zapyta³am ostro¿nie.
-No, proszê ciê! - krzyknê³a Tosia. - Z wami w ogóle nie mo¿na normalnie rozmawiaæ! W pokoj
ozleg³ siê telefon.
- Nie odbieram, bo to na pewno do ciebie. Oddzwoñ do tej redakcji, bo nie bêdzie mo¿na
wytrzymaæ! -1 Tosia rozwia³a siê tak samo szybko, jak szybko mówi³a.
Wziê³am s³uchawkê do rêki. To by³ Naczelny.
- Pani Judyto?
- Uhmmm - potwierdzi³am, bo mia³am w ustach resztê kanapki z serem bia³ym i ze szczypior
kiem.
- Ca³e szczê cie, ¿e pani jest!
O proszê, wystarczy wyjechaæ w góry i wszyscy szczê liwi, ¿e w ogóle jestem.
- Tak? - spyta³am grzecznie z miêdzypo³yku.
- Koniecznie musimy siê zobaczyæ! Natychmiast! Kiedy pani mo¿e przyjechaæ?
- Jutro? - powiedzia³am z wahaniem w g³osie.
- Jakie jutro! - zdenerwowa³ siê Naczelny. - O której dzisiaj?
- Dzisiaj? - powtórzy³am niepewnie. - Dzisiaj to nie bardzo... Przepraszam, ale mam
zaplanowane spotkania...
340
- Jutro rano mo¿e pani byæ? - Naczelny mia³ g³os tubalny.
- O której?
- Jak najwcze niej!
- Ko³o dwunastej - powiedzia³am beztrosko. - Mogê ko³o dwunastej.
- Czekam! - i od³o¿y³ s³uchawkê.
To ciekawe, ¿e nawet siê nie przestraszy³am specjalnie. Przerzuci³am w my lach rzeczy, któr
zabra³am z redakcji, obawiam siê, ¿e nie by³o tam nic, co nale¿a³oby do Naczelnego. Czego
ni jeszcze ode mnie chc¹? Mo¿e powinnam chocia¿ zapytaæ? Poczu³am lekkie zaniepokojenie.
Wykrêci³am numer redakcji i czeka³am na po³¹czenie.
- Z Naczelnym, Judyta - poprosi³am Marinê o po³¹czenie.
- Niech mi pani nie mówi, ¿e pani nie przyjdzie! - warkn¹³ Naczelny.
- A w jakiej sprawie?
- Pani mnie pyta w jakiej sprawie?
A jednak, nie mylê siê. To by³ dopiero pocz¹tek afery. Teraz mnie pozw¹. Nic siê na tym wi
e dobrze nie koñczy, choæ wszystko siê fajnie zaczyna. Ale jutro pójdê normalnie ubrana i
kolejk¹ pojadê, g³upich nie ma! Ciekawe, czy Gajos mo¿e mi wytoczyæ sprawê s¹dow¹, ¿e siê w
a³am. Mo¿e mo¿e? Ale biuro podró¿y mo¿e na pewno.
Zadzwoni³am do Ani. Ostatecznie jest mecenasem.
341
n K
15
- S³uchaj, Aniu - zaczê³am.
- Kochana! Kapitalnie odpowiedzia³a !
- Ja odpowiedzia³am? Przecie¿ jeszcze o nic nie zapyta³a ?
Czyja straci³am rozum?
- Och, w twojej gazecie! Tak siê poczu³am, jakbym z tob¹ na tarasie siedzia³a! Nagra³am ci
siê, ostatnio mia³am mnóstwo na g³owie, ale bêdê kupowaæ!
- Ju¿ nie moja gazeta. Zwolnili mnie.
- Nie ¿artuj! Chcesz im wytoczyæ proces? By³a na umowie zleceniu czy na etacie? Jaki ok
res wypowiedzenia? Mam nadziejê, ¿e nic nie podpisywa³a bez konsultacji ze mn¹!
- Ania, daj mi powiedzieæ!
- Bo je li cokolwiek podpisa³a , to ju¿ po tobie! Jakbym o tym nie wiedzia³a!
- Czy mo¿na mi wytoczyæ proces, ¿e napisa³am, ¿e kocham siê w Gajosie?
- Ale kto mia³by ci taki proces wytoczyæ? - za mia³a siê Anka.
- Ja wiem... On albo gazeta... albo wydawca... mo¿e ¿ona...
- Za mi³o æ? Zwariowa³a ? To najpiêkniejsza rzecz, jaka mo¿e spotkaæ ludzi! - Ania by³a pod
wana, a maj¹c na uwadze, ¿e nie znosi mê¿czyzn, poczu³am siê rozczarowana. - Jakby ci wytoc
yli, to we mnie na adwokata, b³agam, obiecaj!
Obieca³am, ale wcale nie zrobi³o mi siê lepiej. Mo¿e co przeoczy³am? Nie odda³am wszystkic
istów?
342
Zaczê³am grzebaæ w komputerze. Dwa rozpoczête teksty, których ju¿ nigdy nie skoñczê, list d
i, gotowe CV.. Nic specjalnego.
- Mamo, nie u¿ywa siê teraz Times New Roman, pisz w Arialu! - powiedzia³a Tosia, zagl¹da
j¹c mi przez ramiê, czego nienawidzê.
- Dlaczego?
- Matko, jaka ty jeste nierozgarniêta. Czy dostanê od was jakie pieni¹dze na wyjazd z oj
cem, muszê to wiedzieæ.
- Mo¿e jakie tak. Mo¿e byæ nie w tej chwili?
- Muszê sobie wszystko zaplanowaæ - mówi Tosia. - Poza tym Jakub chce do mnie wróciæ.
- Wróciæ sk¹d?
- Mamo, ty mnie w ogóle nie s³uchasz! Znik¹d! Po prostu chce znowu byæ ze mn¹! To co ja ma
m robiæ?
A boja wiem? Skoro pytasz matki, to niech nie wraca. Nie zauwa¿y³am, ¿eby by³a bez niego
nieszczê liwa, moje dziecko... W ogóle nie pamiêtam, ¿e by³ w twoim ¿yciu jaki Jakub...
- A co z Jêdrkiem?
- Jakim Jêdrkiem? - Tosia patrzy na mnie z leciutkim oszo³omieniem.
Ja mam wiedzieæ z jakim? Ca³¹ zimê przychodzi³ jaki Jêdrek, a ona nie pamiêta? Kiedy Jakub
ed³ z hukiem? Po rozstaniu z Filipem? Albo mo¿e przed...
- Aaa... tym... To by³ tylko kolega...
Moja córka ma tylko kolegów. W tym podobna jest do Eksia, tfu, co te¿ ja plotê.
343
n K
15
- Mamo, sama zawsze piszesz, ¿e ludzie maj¹ ze sob¹ rozmawiaæ, a gdy ja próbujê z tob¹ rozm
aæ, to nie masz nic do powiedzenia! Tak w³a nie jest! - i To-sia wychodzi.
Rozmawiaæ, rozmawiaæ. No w³a nie, wiedzia³am, ¿e mam co zrobiæ. Niechêtnie wykrêcam numer
, nie zameldowa³am siê po przyje dzie, pewno odchodz¹ od zmys³ów.
- Kochanie, nie mogê z tob¹ w tej chwili rozmawiaæ, zadzwoniê pó niej - mówi Moja Matka.
- Mamo!
- Czy co siê sta³o?
- Chcia³am tylko powiedzieæ, ¿e przyjecha³am...
- To wietnie, kochanie, wietnie, cieszê siê, ale nie mogê w tej chwili. Ca³ujemy - i Moja
Matka roz³¹cza siê.
Co podobnego.
Nawet z w³asn¹ matk¹ nie mogê pogadaæ.

Wróæ do mnie
Ods³uchujê dwadzie cia wiadomo ci, jedena cie od Naczelnego, ¿e prosi o natychmiastowy kont
kt, trzy od Ewki, ¿e ma znakomite oferty, szkoda, ¿e to ju¿ nieaktualne, z pro b¹ o natych
miastowy kontakt, trzy od Tosi, no mamo, w³¹cz ten telefon, bo dzwonili z redakcji,
jedna od Konrada, ¿e musimy siê pilnie zobaczyæ, i dwie od jakiej obcej pani z programu
czwartego telewizji polskiej, która bardzo prosi o kontakt.
Oddzwaniam do Ewy. Cieszy j¹ mój g³os, co z kolei mnie cieszy.
-Judytka, wietn¹ ofertê znalaz³am, dzwoni³am parê razy...
- Dziêki - wcinam siê jej w s³owa - ale prawdê powiedziawszy, ju¿ wykupi³am wyjazd na Sycyl
..
- Ojej! - martwi siê Ewa. - Szkoda, mam wietne miejsca i niedrogo, ko³o tysi¹ca...
- Moje kosztowa³y sze æset od osoby - mówiê z nieukrywan¹ dum¹.
345
n K
pr 15
- Mamo, sama zawsze piszesz, ¿e ludzie maj¹ ze sob¹ rozmawiaæ, a gdy ja próbujê z tob¹ rozm
aæ, to nie masz nic do powiedzenia! Tak w³a nie jest! - i To-sia wychodzi.
Rozmawiaæ, rozmawiaæ. No w³a nie, wiedzia³am, ¿e mam co zrobiæ. Niechêtnie wykrêcam numer
, nie zameldowa³am siê po przyje dzie, pewno odchodz¹ od zmys³ów.
- Kochanie, nie mogê z tob¹ w tej chwili rozmawiaæ, zadzwoniê pó niej - mówi Moja Matka.
- Mamo!
- Czy co siê sta³o?
- Chcia³am tylko powiedzieæ, ¿e przyjecha³am...
- To wietnie, kochanie, wietnie, cieszê siê, ale nie mogê w tej chwili. Ca³ujemy - i Moja
Matka roz³¹cza siê.
Co podobnego.
Nawet z w³asn¹ matk¹ nie mogê pogadaæ.

Wróæ do mnie

Ods³uchujê dwadzie cia wiadomo ci, jedena cie od Naczelnego, ¿e prosi o natychmiastowy kont
kt, trzy od Ewki, ¿e ma znakomite oferty, szkoda, ¿e to ju¿ nieaktualne, z pro b¹ o natych
miastowy kontakt, trzy od Tosi, no mamo, w³¹cz ten telefon, bo dzwonili z redakcji,
jedna od Konrada, ¿e musimy siê pilnie zobaczyæ, i dwie od jakiej obcej pani z programu
czwartego telewizji polskiej, która bardzo prosi o kontakt.
Oddzwaniam do Ewy. Cieszy j¹ mój g³os, co z kolei mnie cieszy.
-Judytka, wietn¹ ofertê znalaz³am, dzwoni³am parê razy...
- Dziêki - wcinam siê jej w s³owa - ale prawdê powiedziawszy, ju¿ wykupi³am wyjazd na Sycyl
..
-Ojej! - martwi siê Ewa. - Szkoda, mam wietne miejsca i niedrogo, ko³o tysi¹ca...
- Moje kosztowa³y sze æset od osoby - mówiê z nieukrywan¹ dum¹.
345
n K
pi 15
- Ile? - w g³osie Ewy s³ychaæ zdumienie.
- Sze æset! - powtarzam z nieskrywan¹ satysfakcj¹.
- Jakiej firmy?
- Tam i z powrotem!
- Mam nadziejê! Ale jaka firma? O matko, te kobiety!
-Tak siê nazywa firma, firma siê nazywa TAM IZ POWROTEM!
- Nie ma takiej firmy na rynku - mówi z przekonaniem Ewa. - To firma krzak! Nie zn
am takiego biura!
- Ale wszyscy inni znaj¹. Mam telefon, mam dokumenty, mam wszystko, potwierdzenie
itd. Muszê tylko dokupiæ ubezpieczenie. To nowa firma.
- Ojej, Judyta, odradza³abym ci, gdyby mnie zapyta³a o zdanie.
No jasne, zawsze lepiej naraiæ klientów znajomej firmie.
- Nastêpnym razem! - obiecujê Ewie i koñczê rozmowê.
Konrad siê i tak odezwie, nie wytrzyma d³ugo beze mnie.
- Mamo, wy te¿ jedziecie z Biura TAM I Z POWROTEM? Bo my z tat¹ te¿. - Tosia pods³uchuje
moje rozmowy, mam na to dowód.
- No i co z tego? Mnóstwo ludzi jedzie z tego biura, mieli wietne promocyjne ceny i
bardzo atrakcyjne wyjazdy. Na szczê cie bêdziemy daleko od siebie. Czy ojciec jedzie
z tob¹ sam?
346
-No a z kim? - mówi Tosia prawie obra¿ona. -Przecie¿ Jolka go zostawi³a! Mówi³am ci przecie
Wzdycham. Tosia czasami przypomina w swojej naiwno ci Konrada. Jak by³am z nim kiedy
w sklepie (wracali my razem z Warszawy), to Konrad zatrzyma³ siê w okre lonym miejscu, b
o musi kupiæ ser i co tam bez konserwantów. Pytam go, sk¹d wie, ¿e akurat w tym sklepie j
est bez konserwantów, bo na plakietkach nic nie by³o o tym, a on patrzy na mnie z be
zbrze¿nym zdumieniem i mówi:
- No bo ta pani tak mi powiedzia³a!
I Tosia to samo - tatu powiedzia³, znaczy prawda.
Nie chce mi siê prostowaæ. Nie chce mi siê nic, prawdê powiedziawszy. Nie mam swojego ps
a... Pomiêdzy mn¹ a Tosi¹ ro nie mur nieporozumienia. To znaczy ja rozumiem Tosiê, a Tosia
nie rozumie mnie, i nic na to nie poradzê.
- Judytka! - ucieszy³a siê na mój widok Karna, i to szczerze.
- Judytka! A wiesz, ¿e my la³am, ¿e ju¿ ciê nigdy nie zobaczê! - ucieszy³a siê na mój widok
ecz-ka. - Dziecko, jak ty schud³a ! W twoim wieku nie wolno chudn¹æ! Chudn¹æ sobie mo¿esz w
im!
- O, Judyta - ucieszy³ siê na mój widok Igor i siê u miechn¹³.
347
n K
15
- Cze æ, Judyta! - ucieszy³a siê na mój widok Marina i skierowa³a siê do siebie. - Id do N
nego!
- Nareszcie. - Naczelny wygl¹da³, jakby siê ucieszy³ na mój widok. - Wyjdziemy na tarasik?
Wyszli my. Nie by³o tak le. Naczelny wyj¹³ papierosy i wyci¹gn¹³ w moj¹ stronê.
- Co te¿ ja robiê - ofukn¹³ sam siebie, odbieraj¹c mi przyjemno æ ofukniêcia, i wytrzepa³ p
a z paczki.
- No - zagai³ po g³êbokim zaci¹gniêciu siê. Milcza³am.
- Co s³ychaæ?
- Dziêkujê - odpowiedzia³am zaciekawiona. A poniewa¿ wiem, na przyk³adzie Konrada, ¿e mê¿cz
ie nale¿y zaczepiaæ, prosiæ o wyja nienia, ponaglaæ i poganiaæ, gapi³am siê, jak mój Naczel
papierosa. A pali³ z lubo ci¹, zaci¹gaj¹c siê g³êboko i wypuszczaj¹c k³êby dymu w kierunku
które tak piêknie kwit³y w tym roku.
- Nie jest pani ciekawa, dlaczego pani¹ wezwa³em?
- Mo¿e mi pan zaraz powie? - podpowiedzia³am delikatnie.
-Oczywi cie, oczywi cie - powiedzia³ Naczelny i milcza³.
Pomilczeæ mogli my sobie przez telefon, nie musia³am zasuwaæ tych trzydziestu kilometrów.
Po d³u¿szej chwili nie wytrzyma³.
-Mamy miêkkie dane... Mieli my ju¿ po trzech dniach... Ca³y nak³ad sprzeda³ siê natychmiast
Taka
348
sensacja siê sprzedaje... Po raz pierwszy w mojej karierze, a m³ody nie jestem, pad³a
propozycja dodruku.
- Tego siê nie praktykuje - powiedzia³am, ¿eby nie my la³, ¿e nie wiem. - Twarde dane i tak
bêd¹ nie wcze niej ni¿ za trzy tygodnie, powiedzmy dwa.
- Pani Judyto - przerwa³ mi Naczelny - z najwiêkszych placówek mieli my pro by o dosy³kê. N
by³o z czego. Mam sygna³y, ¿e nie bêdzie zwrotów, oczywi cie, to siê oka¿e mniej wiêcej za
odnie. - Naczelny zni¿y³ g³os. - Ale co innego przemawia za tym, ¿e to wszystko by³a pomy³k
. Z innych róde³ czerpiê tê wiedzê, ¿e siê tak wyra¿ê.
Biedny Naczelny! Obja nia mi w tajemnicy co , o czym dobrze wiem! Tacy s¹ w³a nie mê¿czy ni
dy nie przestanê im siê dziwiæ. Nigdy. Ciekawe, jak wpad³ na to, ¿e pomyli³am dyskietki. Na
d wzrós³, wiêcej ludzi zatem przeczyta³o te kompromituj¹ce listy.
- Pomy³ka! Olbrzymia kardynalna pomy³ka!
I komu on to mówi? Mnie? Mo¿e jednak mia³ o mnie zawsze lepsze zdanie, ni¿ s¹dzi³am. No có¿
zelny nie jest idiot¹. Nawet próbowa³ mnie broniæ. Ale wzywaæ mnie, ¿eby w najwiêkszym zauf
u mówiæ mi o tym, o czym wiem. Przesada!
-Wiem - powiedzia³am, wzruszaj¹c ramionami.
- Czy pan ma mnie za idiotkê?
- Mówiê to pani w najwiêkszym zaufaniu... - Naczelny spojrza³ na mnie, jakbym siê dopiero
urodzi³a.
- A sk¹d pani o tym wie?
349
n K
15
- Cze æ, Judyta! - ucieszy³a siê na mój widok Marina i skierowa³a siê do siebie. - Id do N
nego!
- Nareszcie. - Naczelny wygl¹da³, jakby siê ucieszy³ na mój widok. - Wyjdziemy na tarasik?
Wyszli my. Nie by³o tak le. Naczelny wyj¹³ papierosy i wyci¹gn¹³ w moj¹ stronê.
- Co te¿ ja robiê - ofukn¹³ sam siebie, odbieraj¹c mi przyjemno æ ofukniêcia, i wytrzepa³ p
a z paczki.
- No - zagai³ po g³êbokim zaci¹gniêciu siê. Milcza³am.
- Co s³ychaæ?
- Dziêkujê - odpowiedzia³am zaciekawiona. A poniewa¿ wiem, na przyk³adzie Konrada, ¿e mê¿cz
ie nale¿y zaczepiaæ, prosiæ o wyja nienia, ponaglaæ i poganiaæ, gapi³am siê, jak mój Naczel
papierosa. A pali³ z lubo ci¹, zaci¹gaj¹c siê g³êboko i wypuszczaj¹c k³êby dymu w kierunku
które tak piêknie kwit³y w tym roku.
- Nie jest pani ciekawa, dlaczego pani¹ wezwa³em?
- Mo¿e mi pan zaraz powie? - podpowiedzia³am delikatnie.
-Oczywi cie, oczywi cie - powiedzia³ Naczelny i milcza³.
Pomilczeæ mogli my sobie przez telefon, nie musia³am zasuwaæ tych trzydziestu kilometrów.
Po d³u¿szej chwili nie wytrzyma³.
-Mamy miêkkie dane... Mieli my ju¿ po trzech dniach... Ca³y nak³ad sprzeda³ siê natychmiast
Taka
348
sensacja siê sprzedaje... Po raz pierwszy w mojej karierze, a m³ody nie jestem, pad³a
propozycja dodruku.
- Tego siê nie praktykuje - powiedzia³am, ¿eby nie my la³, ¿e nie wiem. - Twarde dane i tak
bêd¹ nie wcze niej ni¿ za trzy tygodnie, powiedzmy dwa.
- Pani Judyto - przerwa³ mi Naczelny - z najwiêkszych placówek mieli my pro by o dosy³kê. N
by³o z czego. Mam sygna³y, ¿e nie bêdzie zwrotów, oczywi cie, to siê oka¿e mniej wiêcej za
odnie. - Naczelny zni¿y³ g³os. - Ale co innego przemawia za tym, ¿e to wszystko by³a pomy³k
. Z innych róde³ czerpiê tê wiedzê, ¿e siê tak wyra¿ê.
Biedny Naczelny! Obja nia mi w tajemnicy co , o czym dobrze wiem! Tacy s¹ w³a nie mê¿czy ni
dy nie przestanê im siê dziwiæ. Nigdy. Ciekawe, jak wpad³ na to, ¿e pomyli³am dyskietki. Na
d wzrós³, wiêcej ludzi zatem przeczyta³o te kompromituj¹ce listy.
- Pomy³ka! Olbrzymia kardynalna pomy³ka!
I komu on to mówi? Mnie? Mo¿e jednak mia³ o mnie zawsze lepsze zdanie, ni¿ s¹dzi³am. No có¿
zelny nie jest idiot¹. Nawet próbowa³ mnie broniæ. Ale wzywaæ mnie, ¿eby w najwiêkszym zauf
u mówiæ mi o tym, o czym wiem. Przesada!
-Wiem - powiedzia³am, wzruszaj¹c ramionami.
- Czy pan ma mnie za idiotkê?
- Mówiê to pani w najwiêkszym zaufaniu... - Naczelny spojrza³ na mnie, jakbym siê dopiero
urodzi³a.
- A sk¹d pani o tym wie?
349
n K
15
Wy buchnê³am miechem. Mê¿czy ni s¹ naprawdê jak dzieci!
- Jak to sk¹d? - Puknê³am siê w g³owê. - St¹d, oczywi cie!
- Oczywi cie, oczywi cie - potwierdzi³ szybko Naczelny. - Pani niezwyk³a intuicja zawsze
mi imponowa³a, niezwykle!
Oczywi cie, oczywi cie. Truciznê siê os³adza. Hipokryta. Niech sobie nie my li!
- Nawet mam propozycjê pracy w reklamie w zwi¹zku z tym - powiedzia³am, ¿eby sobie nie m
y la³. - I w biurze matrymonialnym! Ale muszê odpocz¹æ. Podejmê pracê i tak nie wcze niej n
ugiej po³owie wrze nia.
- Pani Judyto! - Chwyci³ mnie za rêkê. - Nie zrobi mi pani tego, prawda?
- Czego panu nie zrobiê? - By³am naprawdê zdumiona. Wydawa³o mi siê, ¿e Naczelny liczy siê
irmami reklamowymi i ma o nich coraz lepsze zdanie, szczególnie o jednej, która przy
gotowuje niekonwencjonalne kampanie. Mo¿e mia³ na my li biuro matrymonialne? Jest osta
tecznie cz³owiekiem nie najm³odszej daty, pewno my li, ¿e bêdê swatk¹, a nie wysoko kwalifi
anym specjalist¹ od doradztwa raczej psychologicznego.
Naczelny zgasi³ nastêpnego papierosa i natychmiast siêgn¹³ znowu do paczki.
- Za du¿o pan pali - pozwoli³am sobie na uwagê, poniewa¿ ju¿ dla niego nie pracowa³am, a sz
oda, ¿eby siê wykoñczy³ przed czasem.
350
- Ma pani racjê, oczywi cie, oczywi cie. Wie pani, ¿e zawsze chcia³em robiæ to pismo, prawd
?
- Nieprawda - odpowiedzia³am. - Nieprawda. Zawsze chcia³ pan byæ naczelnym Playboya.
-Oczywi cie, oczywi cie, tak mówi³em, ale mê¿czy ni pani Judyto, nie zawsze mówi¹ to, co my
to, co mówi¹. Tak w³a nie by³o w moim przypadku... Czy mi pani wybaczy? Ja nie mówiê tylko
woim imieniu, ale i dyrektora wydawniczego, tego idioty, co siê na pani nie pozna³.
Mo¿emy uznaæ sprawê za nieby³¹?
Uznaæ za nieby³¹?! A to dobre! My li, ¿e siê zgodzê. Czy ja jestem nienormalna, czy on?
- Proszê pana, wezwa³ pan mnie tutaj w sprawie Przeznaczenia"...
-Oczywi cie, oczywi cie... - Naczelny patrzy³ na mnie zmaltretowanym wzrokiem i bardzo
zdezorientowany. - Przeznaczenia? No, oczywi cie, oczywi cie... Przeznaczenie... Ni
e ma pani zobowi¹zañ? Innych zobowi¹zañ?
Czy wygl¹dam na osobê, której grozi wiêcej ni¿ jeden proces?
- Ile? - zapyta³am wprost.
-Tak... Pozostaje nam kwestia pieniêdzy... Kawy, herbaty?
Czy ja dobrze s³yszê? Naczelny mi chce zrobiæ herbatê? Co tu siê dzieje, do cholery? Pomy l
o jego bokserkach, Judyta. Mo¿e ma gatki w prosiaczki. Nie zemdlej, a je li chcesz h
erbaty, to powiedz.
351
n K
15
- Herbatê poproszê. Ale z cytryn¹. I dwiema ³y¿eczkami cukru. - Podnios³am siê, to by³o za
wet jak na mnie, niepracuj¹c¹ ju¿ tutaj. - To ja zrobiê...
- Ale¿ niech pani nigdzie siê nie rusza! Niech pani raczej zapali, ja tylko zadzwoniê!
- Naczelny wpad³ do gabinetu, zostawiaj¹c mnie na tarasie pod coraz bardziej chmurz¹c
ym siê niebem. - Pani Janeczko, herbaty dwie proszê! - hukn¹³ w stronê kuchni i znowu do m
nie: - Niech pani siê nigdzie nie rusza!
Przymkn¹³ drzwi na taras, tak jakbym nie mog³a wyj æ przez ogród. Siedzia³am wobec tego nie
homo i zastanawia³am siê, na jak¹ ugodê chce mnie namówiæ i w jakiej sprawie. Nic nie podpi
zê bez adwokata. Wyci¹gnê³am komórkê i zadzwoni³am do Ani.
- Aneczka, jaka afera w redakcji, czy...
-Nic nie podpisuj, nie rozmawiaj bez adwokata, mogê byæ u ciebie za dwadzie cia minut!
- Nie! - krzyknê³am. - Nie wyg³upiaj siê! Nic nie podpiszê bez twojej wiedzy, obiecujê, ale
nie przyje¿d¿aj, bo pomy l¹, ¿e zwariowa³am!
- Z kim pani rozmawia³a, pani Judyto, je li mogê zapytaæ? - Naczelny z przyklejonym u miec
hem i z niepokojem w oczach, a tac¹ w rêce, sta³ nade mn¹. - Proszê bardzo.
-Ze swoj¹... prawniczk¹ - postanowi³am mówiæ prawdê.
Naczelny usiad³ ciê¿ko naprzeciwko mnie i spojrza³ na mnie, tak! - po raz pierwszy w ¿yciu
- z uznaniem! Nie myli³am siê!
352
- Bardzo dobrze, wietnie, oczywi cie. Siedemnasty raz u¿y³ tego s³owa czy dwunasty? Od
jakiego momentu liczy³am, ale chyba ze dwa razy przepu ci³am. Dlaczego bardzo dobrze, a
nawet wietnie i oczywi cie?
- Dlaczego dobrze? - zapyta³am po prostu. - Mo¿e przeszed³by pan do meritum sprawy, bo
przecie¿ nie po to mnie pan zaprosi³, ¿eby mi u wiadamiaæ pomy³kê!
- Oczywi cie, oczywi cie. - Osiemna cie, dziewiêtna cie, Naczelny tar³ czo³o i by³ ca³kowic
ronny.
- Bardzo rozs¹dnie, bardzo. Pani Judyto, proponujemy pani - tu nachyli³ siê do mojego
ucha i powiedzia³ sumê, która nie by³a pora¿aj¹ca. A po chwili doda³:
- Miesiêcznie. -1 to wbi³o mi siê w mózg ostrym sztyletem.
Czy to moja wina, ¿e to biuro podró¿y mia³o tak¹ g³upi¹ nazwê? Przez ile lat bêdê musia³a t
cie¿ to s¹ jednorazowe kwoty, jaka ugoda, przeprosiny na ³amach czy co takiego! Ale rata
lne odszkodowanie? Matko moja! Za parê listów? Teraz rozumiem, kawka, herbatka, pier
doletki interferuj¹ce, tego siê po nim nie spodziewa³am!
- Chyba pan ¿artuje - powiedzia³am i odsunê³am kubek. Nienawidzê herbaty w kubku poza tym.
Nie dam siê tak za³atwiæ, nie. Dzwoniê po Ankê, niech natychmiast przyje¿d¿a, niech z nim
mawia, co ja grzech jaki pope³ni³am, czy jak? Nie wierzê, ¿eby tylko dlatego... Nie, oni
próbuj¹ mnie w co wkrêciæ, i to wszystko.
353
n K
15
- Pani Judyto!
- A dlaczego nie dwa razy wiêcej? - powiedzia³am ironicznie.
A dlaczego nie sto razy wiêcej? Jak siê bawiæ, to siê bawiæ! W Ameryce odszkodowania id¹ w
iliony! A tu tylko parê tysiêcy? Nie jeste my wcale gorsi!
- Oczywi cie - wyszepta³ Naczelny - niech pani siê st¹d nie rusza - i wymkn¹³ siê do swojeg
iura, znowu gdzie dzwoniæ.
Wróci³ po chwili czerwony na twarzy.
- Zgoda - powiedzia³ i wyci¹gn¹³ rêkê.
Zgoda, zgoda, zawsze zgoda, a Bóg wtedy rêkê poda. Zna³am to sk¹d . Popatrzy³am mu w oczy.
by³o w nich fa³szu, widaæ biedak tak tañczy³, jak mu zagrali. Trudno. Wyci¹gnê³am rêkê. I
woicie siê próbowa³ zachowaæ.
- Niech pani dzwoni do prawnika, niech przyjedzie. Za³atwmy to od razu - powiedzia³.
- Pani Judyto, pani wie, ¿e... - pl¹ta³ siê.
Wiedzia³am, co chce powiedzieæ, tym razem siê nie uda³o. Ale obiektywnie rzecz bior¹c, sta
wa³ w mojej obronie. To by³ nieg³upi facet. Szkoda, ¿e nie bêdê mieæ wiêcej takiego szefa.
ia³am do niego ¿alu.
A nie mówi³am?

Anka zjawi³a siê dwadzie cia minut pó niej. Siedzia³am w kuchni, pani Janeczka gdzie znikn
ka skierowa³a siê prosto do gabinetu Naczelnego, szepnê³am jej tylko, ¿e zgodzi³am siê na w
nki, ale ju¿ nie mam si³y w tym uczestniczyæ.
Ciekawe, jak teraz potoczy siê moje ¿ycie? Ale tyle razy jako to by³o i nawet okazywa³o s
iê, ¿e jest lepiej, ¿e mo¿e to jest mi potrzebne? Nie wiem, do czego, rzecz jasna, ale w
idaæ tej lekcji nie przerobi³am ca³kowicie. Jako sobie damy radê. Mo¿e uda mi siê wzi¹æ dw
, i w tej firmie, i w biurze? Tosia ju¿ nie potrzebuje opieki ca³odobowej, jest doro
s³a, choæ czasami zachowuje siê jak dziecko, a czasem ja j¹ traktujê jak dziecko, Borysa n
ie ma, mo¿na sprzedaæ pianino, bo komputera nie dam ruszyæ, na czym trzeba pracowaæ.
- No i co, kochanie, szczê liwa? - Pani Janeczka znosi³a od siebie z góry du¿y garnek. - K
apusty nago-
355
n K
15
tujê, dobrej, jak przed wojn¹, zostañ na kapustce, pomo¿esz szatkowaæ, Igor nie mo¿e zej æ,
Judytko?
Dlaczego nie? Przecie¿ nie jestem w pracy, mogê szatkowaæ kapustê, to umiem robiæ.
- Ty to siê, dziecko, musia³a nadenerwowaæ, ale ja mówi³am od razu, to siê dobrze skoñczy,
u siê wszystko dobrze koñczy. - Pani Janeczka za mia³a siê cichutko. - A tylko wy m³odzi o
ym nie wiecie, ale dowiecie siê, dowiecie, krój dziecko drobniej, ja to robiê tak, ¿e on
a siê ma prawie rozgotowaæ, bo zasma¿ki to prawie nie dodajê, ¿eby smaku nie zepsuæ.
Wszystko siê dobrze skoñczy. No jasne, mog³abym na przyk³ad i æ do wiêzienia, a tak mogê so
pokojnie wróciæ do domu. Dobrze! Ciekawa jestem, co by pani Janeczka zrobi³a na moim m
iejscu, dobrze, bardzo dobrze, rzeczywi cie. Mo¿na wzi¹æ po¿yczkê hipoteczn¹. Ale parê tysi
o siê skombinuje, bêdzie ciê¿ko, ale nie beznadziejnie. Siedemset dolarów ju¿ mam, bo nie
a³am w Stanach.
- Tu wszyscy siê cieszymy, tak siê cieszymy! I pomy leæ, ¿e wszyscy trzymali my kciuki! Trz
ba by³o widzieæ ich miny! Ach, Judytko, ty ma³a psotko!
Ja ciê krêcê, ostatni raz nazwa³a mnie tak ciocia Alinka ze trzydzie ci parê lat temu! Kobi
ta w moim wieku powinna przebywaæ wy³¹cznie w towarzystwie takich dam jak pani Janeczk
a. To bardzo odm³adza.
Anka wysz³a od Naczelnego z papierami w rêce. Patrzy³a na mnie inaczej ni¿ przed dziesiêci
oma minutami. No có¿, ona te¿ siê czego uczy dziêki mnie.
356
- Tu podpisz - pokaza³a palcem.
Podpisa³am. W dwóch egzemplarzach. Trzeba braæ odpowiedzialno æ za to, co siê nabroi w ¿yci
Ale przecie¿ nic siê nie koñczy, wszystko siê znowu zaczyna.
- Muszê i æ - powiedzia³am do pani Janeczki i uca³owa³am j¹ bardzo serdecznie.
- Id , kochanie, id , wszyscy trzymamy za ciebie kciuki.
-Proszê pozdrowiæ wszystkich - powiedzia³am i znowu zrobi³a mi siê klucha w gardle.
- Nie jest pani ciekawa, jakie by³y te inne ród³a mojej wiedzy? - Naczelny wychyn¹³ za Ank
e swojego gabinetu. - Mo¿e i przeznaczenie! - Ju¿ u miechniêty, za³atwi³ sprawê, i ca³e uda
zdenerwowanie minê³o jak rêk¹ odj¹³.
U miechnê³am siê smutno.
-Osiemset czterdzie ci e-maili i dwie cie listów w kopertach! To jest nie do wiary, po
prostu nie do wiary! Do zobaczenia!
*
Anka par³a przodem, dopiero na chodniku za rogiem zatrzyma³a siê, odwróci³a i rzuci³a mi si
a szyjê.
- Stara, ale pokerzystka z ciebie, gratulujê, z ca³ego serca. No wiesz, nigdy bym siê
po tobie tego nie spodziewa³a! Nigdy! I to zagranie z prawnikiem! Jak ty to zdo³a³a wyn
egocjowaæ? Gadaj, jedziemy na kawê, b³agam!
357
n K
15
tujê, dobrej, jak przed wojn¹, zostañ na kapustce, pomo¿esz szatkowaæ, Igor nie mo¿e zej æ,
Judytko?
Dlaczego nie? Przecie¿ nie jestem w pracy, mogê szatkowaæ kapustê, to umiem robiæ.
- Ty to siê, dziecko, musia³a nadenerwowaæ, ale ja mówi³am od razu, to siê dobrze skoñczy,
u siê wszystko dobrze koñczy. - Pani Janeczka za mia³a siê cichutko. - A tylko wy m³odzi o
ym nie wiecie, ale dowiecie siê, dowiecie, krój dziecko drobniej, ja to robiê tak, ¿e on
a siê ma prawie rozgotowaæ, bo zasma¿ki to prawie nie dodajê, ¿eby smaku nie zepsuæ.
Wszystko siê dobrze skoñczy. No jasne, mog³abym na przyk³ad i æ do wiêzienia, a tak mogê so
pokojnie wróciæ do domu. Dobrze! Ciekawa jestem, co by pani Janeczka zrobi³a na moim m
iejscu, dobrze, bardzo dobrze, rzeczywi cie. Mo¿na wzi¹æ po¿yczkê hipoteczn¹. Ale parê tysi
o siê skombinuje, bêdzie ciê¿ko, ale nie beznadziejnie. Siedemset dolarów ju¿ mam, bo nie
a³am w Stanach.
- Tu wszyscy siê cieszymy, tak siê cieszymy! I pomy leæ, ¿e wszyscy trzymali my kciuki! Trz
ba by³o widzieæ ich miny! Ach, Judytko, ty ma³a psotko!
Ja ciê krêcê, ostatni raz nazwa³a mnie tak ciocia Alinka ze trzydzie ci parê lat temu! Kobi
ta w moim wieku powinna przebywaæ wy³¹cznie w towarzystwie takich dam jak pani Janeczk
a. To bardzo odm³adza.
Anka wysz³a od Naczelnego z papierami w rêce. Patrzy³a na mnie inaczej ni¿ przed dziesiêci
oma minutami. No có¿, ona te¿ siê czego uczy dziêki mnie.
356
- Tu podpisz - pokaza³a palcem.
Podpisa³am. W dwóch egzemplarzach. Trzeba braæ odpowiedzialno æ za to, co siê nabroi w ¿yci
Ale przecie¿ nic siê nie koñczy, wszystko siê znowu zaczyna.
- Muszê i æ - powiedzia³am do pani Janeczki i uca³owa³am j¹ bardzo serdecznie.
- Id , kochanie, id , wszyscy trzymamy za ciebie kciuki.
-Proszê pozdrowiæ wszystkich - powiedzia³am i znowu zrobi³a mi siê klucha w gardle.
- Nie jest pani ciekawa, jakie by³y te inne ród³a mojej wiedzy? - Naczelny wychyn¹³ za Ank
e swojego gabinetu. - Mo¿e i przeznaczenie! - Ju¿ u miechniêty, za³atwi³ sprawê, i ca³e uda
zdenerwowanie minê³o jak rêk¹ odj¹³.
U miechnê³am siê smutno.
-Osiemset czterdzie ci e-maili i dwie cie listów w kopertach! To jest nie do wiary, po
prostu nie do wiary! Do zobaczenia!
*
Anka par³a przodem, dopiero na chodniku za rogiem zatrzyma³a siê, odwróci³a i rzuci³a mi si
a szyjê.
- Stara, ale pokerzystka z ciebie, gratulujê, z ca³ego serca. No wiesz, nigdy bym siê
po tobie tego nie spodziewa³a! Nigdy! I to zagranie z prawnikiem! Jak ty to zdo³a³a wyn
egocjowaæ? Gadaj, jedziemy na kawê, b³agam!
357
,
t
k
n K
15
Nie pijê kawy. Nie chcia³am gadaæ. Nie mia³am powodów do rado ci. Mo¿e dla niej to by³o atr
ne posuniêcie czy tam zagranie, dla mnie wcale. Adasiu, jed my ju¿, jutro czy pojutrze
, to jest wiat, w którym ja siê nie sprawdzam.
-Ile?
Odpowiedzia³a.
Zrobi³o mi siê s³abo. Dwukrotno æ wymienionej przez niego sumy. Dwa razy wiêcej. winia. Ch
mi udowodniæ, ¿e bierze moje s³owa powa¿nie, i udowodni³. Muszê siê nauczyæ trzymaæ jêzyk z
- Jak ty to zrobi³a ? - Anka klepa³a mnie po ramieniu. - Jak ty tego dokona³a , kobieto?
- Nie chcia³am. Wymieni³ sumê, która wyda³a mi siê z ksiê¿yca, w koñcu za nic, wiêc zapyta³
laczego tylko tyle, dlaczego nie dwa razy wiêcej, dlaczego nie tysi¹c razy wiêcej!
- A ja wynegocjowa³am bez terminu, umowê sta³¹, choæ chcieli na rok, i odprawê pó³roczn¹, w
gdyby pismo przesta³o istnieæ! - krzyknê³a Anka. - No to mam u ciebie parê groszy, ale na
biednego nie trafi³o! - Okrêci³a mnie w kó³ko i zobaczy³am, ¿e drzewa siê chwiej¹ i sk³ania
onê niebezpiecznie.
- Co ty mówisz? - zapyta³am.
- Bezterminowa i pó³ roku...
- Odszkodowania?
-Jakiego odszkodowania? - Anka spojrza³a na mnie jak zwykle, to znaczy jak na wari
atkê. - Przecie¿ podpisa³a umowê o pracê na nowych warunkach!
358
- Pani Judyto, a listy? Nie wziê³a pani listów! I tak jak dotychczas, szczerze, otwarc
ie, z sercem i dowcipem! Jak dot¹d!!! - Naczelny sta³ na chodniku przed redakcj¹ i mac
ha³ do mnie rado nie i przyzywaj¹co.
Krêci³o mi siê w g³owie. Mo¿e jestem w ci¹¿y. Ojciec mia³ racjê, powinnam i æ do ginekologa
y, mam uderzenia, bo mi gor¹co i duszno, ale bardziej gor¹co.
- Nie mówi³a , ¿e chodzi o umowê o pracê! - Anka mia³a wyra n¹ pretensjê.
Nie mówi³am?
- Dlaczego mi nie powiedzia³a ? A dlaczego nie mówi³am?
Bo po co mia³am sobie strzêpiæ ozór po pró¿nicy! Oczywi cie, ¿e tylko dlatego!

n K
P* 15
A jednak korkoci¹g

By³o naprawdê bajecznie.


*
- No wiesz, Judyta, nie spodziewa³am siê tego po tobie, dopiero przed chwil¹ I ka mi pow
iedzia³a, ¿e Tosia jej powiedzia³a w tajemnicy! To nie mog³a mnie te¿ powiedzieæ w tajemni
Nie mam wcale pretensji, rozumiem, ¿e chcieli cie byæ zupe³nie sami, ale mog³a mi powiedz
eæ, tym bardziej ¿e ja ciebie bardzo dobrze rozumiem i by³abym ciê w tym wspiera³a! A tera
z, jak ja siê czujê? Ale kochana, tak bardzo siê cieszê, b¹d cie szczê liwi i... - tu g³os
zruszy³ i naderwa³, a potem zebra³a siê w sobie - ...i jak wrócicie, zrobimy olbrzymie prz
yjêcie, w ogrodzie, mam pewien pomys³, o nic nie bêdziecie musieli siê martwiæ, ju¿ dzwoni³
do Ewy i Kamy, Ewa upiecze ciasta, a Mania zrobi miêsa na grilla i my wszyscy przy
jdziemy, bo przecie¿
360
¿yczymy wam z ca³ego serca wszystkiego najlepszego, tylko musisz powiedzieæ kiedy! I z
adzwoñ do Konrada, bo on te¿ jest obra¿ony! Rozmawia³am z nim rano!

*
- Kochanie, to kiedy was mo¿na odwiedziæ z tej okazji? Kiedy robicie przyjêcie?
- Judyta, nie s³uchaj matki, ja bym na waszym miejscu te¿ tak zrobi³...
- Nie s³uchaj ojca, absolutnie powinni cie teraz wszystkich powiadomiæ, i oczywi cie mal
utkie przyjêcie, tylko dla najbli¿szych przyjació³...
- Matka nie ma racji, Judyta, nic nie róbcie, ja do dzisiaj nie mogê doj æ do siebie...
- Nie s³uchaj ojca, wiesz jaki on jest! Kochanie, b¹d szczê liwa, nie wyrywaj mi s³uchawki
to ja dzwoniê do Judyty!
- Wcale nie wyrywam. Judytko, powiedz Tosi...
- Sam powiedz Tosi, Judytka ma ju¿ swoje lata i nie musi po redniczyæ w twoich kontakt
ach z wnuczk¹! Judytko, zdzwoniê siê zreszt¹ z Ul¹, ona powiedzia³a, ¿e ma dla was niespodz
kê! Ale to ju¿ po powrocie! My te¿ lecimy w pierwszej po³owie wrze nia!
*

- No, Judyta, jak to siê mówi, wszystkiego najlepszego, ha, ha, ha - g³os Eksia brzmia³
weso³kowato.
361
A jednak korkoci¹g

¿yczymy wam z ca³ego serca wszystkiego najlepszego, tylko musisz powiedzieæ kiedy! I z
adzwoñ do Konrada, bo on te¿ jest obra¿ony! Rozmawia³am z nim rano!
n K
P* 15
.
By³o naprawdê bajecznie.
- No wiesz, Judyta, nie spodziewa³am siê tego po tobie, dopiero przed chwil¹ I ka mi pow
iedzia³a, ¿e Tosia jej powiedzia³a w tajemnicy! To nie mog³a mnie te¿ powiedzieæ w tajemni
Nie mam wcale pretensji, rozumiem, ¿e chcieli cie byæ zupe³nie sami, ale mog³a mi powiedz
eæ, tym bardziej ¿e ja ciebie bardzo dobrze rozumiem i by³abym ciê w tym wspiera³a! A tera
z, jak ja siê czujê? Ale kochana, tak bardzo siê cieszê, b¹d cie szczê liwi i... - tu g³os
zruszy³ i naderwa³, a potem zebra³a siê w sobie - ...i jak wrócicie, zrobimy olbrzymie prz
yjêcie, w ogrodzie, mam pewien pomys³, o nic nie bêdziecie musieli siê martwiæ, ju¿ dzwoni³
do Ewy i Karny, Ewa upiecze ciasta, a Mania zrobi miêsa na grilla i my wszyscy prz
yjdziemy, bo przecie¿
360
- Kochanie, to kiedy was mo¿na odwiedziæ z tej okazji? Kiedy robicie przyjêcie?
- Judyta, nie s³uchaj matki, ja bym na waszym miejscu te¿ tak zrobi³...
- Nie s³uchaj ojca, absolutnie powinni cie teraz wszystkich powiadomiæ, i oczywi cie mal
utkie przyjêcie, tylko dla najbli¿szych przyjació³...
- Matka nie ma racji, Judyta, nic nie róbcie, ja do dzisiaj nie mogê doj æ do siebie...
- Nie s³uchaj ojca, wiesz jaki on jest! Kochanie, b¹d szczê liwa, nie wyrywaj mi s³uchawki
to ja dzwoniê do Judyty!
- Wcale nie wyrywam. Judytko, powiedz Tosi...
- Sam powiedz Tosi, Judytka ma ju¿ swoje lata i nie musi po redniczyæ w twoich kontakt
ach z wnuczk¹! Judytko, zdzwoniê siê zreszt¹ z Ul¹, ona powiedzia³a, ¿e ma dla was niespodz
kê! Ale to ju¿ po powrocie! My te¿ lecimy w pierwszej po³owie wrze nia!

- No, Judyta, jak to siê mówi, wszystkiego najlepszego, ha, ha, ha - g³os Eksia brzmia³
weso³kowato.
361
n K
15
- Popatrz, tak to ju¿ w tym ¿yciu jest, ¿e siê mijamy. Jak ja jestem wolny, to ty zajêta!
No, ale naprawdê wszystkiego najlepszego! Choæ ma³¿eñstwo to grób mi³o ci, jak niektórzy mó
ako skontaktujemy we W³oszech, chyba bêdziesz chcia³a zobaczyæ Tosiê! To do zobaczenia!
*
- Pani Judyto! No có¿, jak to siê mówi w takich przypadkach, z³ego diabli nie bior¹! No, al
szczê cia, szczê cia... Teraz mam nadziejê, bêdzie pani z wiêksz¹ swobod¹ pisaæ o seksie..
wego, nietuzinkowego, zreszt¹ teraz ju¿ sama pani wie... Bo spad³ nam ten artyku³ o... J
akby pani znalaz³a chwilê czasu przed wyjazdem? Bardzo serdecznie ciskam!
- Judytka, ju¿ u ciskali my Adasia, wiemy od Uli, bardzo siê cieszymy, bardzo! Ma³¿eñstwo z
omicie wp³ynie na twoje niezrównowa¿enie! Z punktu widzenia medycyny brak pewnych sk³adn
ików chemicznych w mózgu u osób samotnych wp³ywa niekorzystnie na równowagê psychiczn¹, wiê
dzo siê cieszymy. Dudu te¿ ciê pozdrawia, wpadniemy z d¿inem i uczcimy to po waszym powro
cie, my zreszt¹ te¿ za chwilê wyje¿d¿amy na urlop! Ca³ujemy mocno!
362
*
- Judytko, dziecko kochane! Tak siê cieszê! Ja te¿ nikomu nie powiedzia³am, bo w czterdz
iestym szóstym to nie by³o takie proste wyj æ za akowca. Bali my siê dos³ownie wszystkiego,
e mi³o æ zwyciê¿y³a! Kochanie, ca³ujê mocno, wpadnij w tym swoim Adasiem kiedy , wypada, ¿e
rzedstawi³a, powinnam go poznaæ! Ale, kochanie, nie mam pretensji, b¹d szczê liwa i ciesz
iê stanem ma³¿eñskim. Powiem ci w tajemnicy, ¿e obowi¹zki ma³¿eñskie te¿ mog¹ byæ przyjemne
aniedbuj siê, kochanie, ¿adnych papilotów i chodzenia po domu w szlafroku. Nawet je li t
wój m¹¿ paraduje w gatkach! No, kochanie, radzê ci jak w³asnej córce!
*
- Judyta! Nienormalna jeste ? le ci by³o? Drugi ¿a³osny lub w rodzinie? Czy wy cie wszysc
a g³owê upadli? Po¿ycz sobie mój list do rodziców z tej okazji, który na pewno przechowuj¹,
niepotrzebne wykre l. Bo nie bêdê siê powtarza³. Adamowi przeka¿ moje kondolencje. Jedyny p
zytyw tego przedsiêwziêcia to to, ¿e bêdê mia³ nareszcie normalnego szwagra. Uca³uj Tosiê!
363
n K
15
- Mamo, dlaczego ty bez przerwy gadasz przez telefon? Zadzwoñ do dziadka i powiedz
mu, ¿e ja idê na dziennikarstwo! Bo on bez przerwy mnie namawia na skoñczenie tej szk
o³y jêzykowej! Mog³abym co prawda robiæ jedno i drugie, ale czy to ma sens? Przecie¿ ja by
m siê wykoñczy³a. A dopiero zaczynam ¿ycie! On w ogóle tego nie przyjmuje do wiadomo ci. A
rzecie¿ nie wyja ni³am jeszcze sprawy Irlandii, wiêc te plany w ka¿dej chwili mog¹ ulec zmi
nie. Ba ka namawia mnie na wyjazd jako au pair, pomy lê o tym równie¿. Ale chcia³am tylko p
wiedzieæ, ¿e wrócê pó no, bo idziemy z Szymonem do kina! I bêdê mia³a wy³¹czony telefon, wi

- Judyta? Chcia³em z³o¿yæ najserdeczniejsze ¿yczenia z okazji lubu! Wszystkiego najlepszeg


... Zdrowia, szczê cia, pomy lno ci! I chcia³em jeszcze powiedzieæ, ¿e pani przyk³ad, to zn
.. twój, to dla mnie naprawdê... jak by to powiedzieæ... Jednym s³owem... napawa mnie op
tymizmem, bo je li ludzie w tym wieku znajduj¹ szansê na zwi¹zek, to znaczy jakby dostaj¹
szansê od losu i decyduj¹ siê, to mo¿e i ja kiedy ... No, w ka¿dym razie wszystkiego najlep
zego raz jeszcze!
To by³em ja, Igor, zapomnia³em siê przestawiæ.
*
- Judytko, dziecko, rozmawia³am z cioci¹ Hani¹, ona na to przyjêcie przyjedzie, i trzeba
by zaprosiæ Wilczañ-skich, no tych, których pozna³a na naszym lubie, bardzo wam s¹ ¿yczl
jeszcze parê osób... Pomy lcie o tym!

364
- Judyta, rozmawia³am z twoj¹ mam¹, ona proponuje koniec wrze nia. Bêdzie mo¿na zrobiæ przy
w ogrodzie. Bo my z Krzysiem te¿ wyje¿d¿amy, chocia¿ mia³a to byæ dla was niespodzianka, a
e nic wiêcej nie powiem! I nie mogê ci karmiæ kotów, ale zostaje Agata, bo Isia jedzie z
nami, to te¿ do was zajrzy!
- Judyta! Jak mog³a mówiæ, ¿e Anka jest mê¿czyz-no¿erc¹? To bardzo fajna dziewczyna, tyle
o chcia³em powiedzieæ. Ju¿ ci to dawno chcia³em, ale w ogóle nie mia³a dla mnie czasu. No!
wszystkiego najlepszego! Naprawdê siê cieszê, ale koniecznie muszê z tob¹ pogadaæ!
- Judyta? Dlaczego mówi³a , ¿e Konrad to gamoñ? Wpadniemy do was, ale nie w tej chwili, bo
Konrad
365
n K
strasznie ciê¿ko haruje! I w ogóle chcê siê z tob¹ zobaczyæ, chcia³abym pogadaæ. A poza tym
a sobie, bierze mnie na Sycyliê we wrze niu! To jest bardzo fajny mê¿czyzna, tylko jak do
ka¿dego mê¿czyzny, trzeba i do niego znale æ klucz!
A nie mówi³am?
Choæ moim zdaniem wystarczy korkoci¹g.
KONIEC

Spis tre ci
Ró¿owo mi .................................................7
Taktyka rodzinna ...........................................18
Mê¿czyzna z chomikiem......................................26
Schody do nieba ............................................35
Tylko nie wiagra!............................................43
Przez pana nie wysz³am za m¹¿!................................52
Musi byæ równowaga w przyrodzie .............................62
Nieograniczone ograniczenia..................................69
Pani Judyto, szczerze, od serca.................................84
Od rêki....................................................96
Pozdrawiam w imieniu redakcji ...............................101
Lub lub .................................................109
To siê wiêcej nie powtórzy....................................118
(Nazajutrz) The day after....................................125
Silny, ale s³aby.............................................135
Aczkolwiek ...............................................140
Pi³ka kopana..............................................146
Bezpieczne zwierz¹tko.......................................156
Aaaby wywo³aæ konflikt ca³odobowo............................160
Pozory myl¹...............................................170
Nikt nie jest sam...........................................181
Za piêæ dwunasta ..........................................191
Szukam proktologa.........................................200
Lekko pan nie ma..........................................205
W Ameryce byæ............................................214
Aby szybko zbankrutowaæ...................................222
Powitanie z korkoci¹giem....................................233
Niech mi pani powie, ¿e ja niê................................239
Gdybym by³a na twoim miejscu................................249
Kabanos ma do³a ..........................................254
S¹siedzkie igraszki .........................................261
Przecie¿ nie ma ¿adnych wi¹t!................................269
Gratulacje czy kondolencje?..................................275
Bokserki w kurczaczki ......................................279
£udz¹co Niepodobna.......................................289
Podwoje Wszech wiata......................................301
Przyjacielskie assany z chomikiem w tle.........................305
Borys....................................................312
Bliskie spotkania drugiego stopnia.............................324
Tosia, Tosia i jeszcze raz Tosia ................................337
Wróæ do mnie .............................................345
A nie mówi³am?............................................355
A jednak korkoci¹g.........................................360
n K
15

Projekt ok³adki i stron tytufowych: Maciej Sadowski


Fotografia autorki: Krzysztof Jarczewski
Redakcja: Angel Agentów
Typografia: Monika Lefler
Druk i oprawa:
Drukarnia Wydawnicza im. WL. Anczyca 30-011 Kraków, ul. Wroc³awska 53
Wydawnictwo WA.B.
02-502 Warszawa, ul. £owicka 31
tel/fax: (22) 646 01 74, 646 01 75, 646 05 10, 646 05 11
wab@wab.com.pl
www.wab.com.pl
Wydawnictwo Autorskie Katarzyna Grochola El¿bieta Majcherczyk Spó³ka cywilna
ul. Burakowska 5/7, 01-066 Warszawa tel. 0-22 887 38 20, faks 0-22 887 10 73
Ksi¹¿kê mo¿na zamówiæ pod adresem:
L&L Spó³ka z o. o.
80-298 Gdañsk, ul. Budowlanych 64F
tel. +4858 342 21 07; 340 55 29
www.ll.com.pl
ISBN 83-922240-9-4 ISBN 83-7414-296-0

Mi³o æ jest najpiêkniejszym


i najwa¿niejszym uczuciem w ¿yciu
cz³owieka. Mo¿e siê pojawiæ w ka¿dej
godzinie naszej dziwnej przygody
z losem, nie tylko w m³odos'ci
- durnej i chmurnej.
Najnowsza powie æ
Katarzyny Grocholi, A nie mówi³am!,
opowiada o wielkim uczuciu
³¹cz¹cym Judytê i Adama,
zwanego te¿ Niebieskim.
Pogodna, ciep³a i dowcipna ksi¹¿ka
o dojrza³ej, spe³nionej mi³o ci.
Oddala pytania o absurd istnienia,
³agodzi stresy,
wraca nadziejê ¿yciowym pechowcom.
Po jej przeczytaniu uwierzysz w siebie,
otworzysz szeroko oczy
i zaczniesz szukaæ swojej szansy.
Katarzyna Grochola przekonuje, ¿e warto.
Andrzej Rostocki
(autor listy bestsellerów
w Rzeczpospolitej",
felietonista Tygodnika Powszechnego")
Ksi¹¿ka lepsza ni¿ Nigdy w ¿yciu!
Maria Piotrowska (czytelniczka)

You might also like