Professional Documents
Culture Documents
Szanowni Państwo!
Znajdując się na wschód od Zachodu i na zachód od Wschodu, jak to określił Sławomir Mrożek, mamy
niepowtarzalną szansę na obserwowanie przepływów kulturowego fermentu. Tymczasem szyje nas bolą od
patrzenia w jednym kierunku. Czas się nad tym zastanowić. Ongiś koncepcja„orientalizmu” Edwarda W.
Saida słusznie wzbudziła olbrzymie emocje. Dziś dla wielu ludzi stanowi inspirację lub skłania do dyskusji. Czy
Polska jest orientalizowana przez Zachód i czy sama wywiera podobny wpływ na inne kraje? Czy
orientalizowanie Innego jest niezbędnym składnikiem każdej tożsamości? Na Uniwersytecie Jagiellońskim w tym
tygodniu odbędzie się wielka konferencja poświęcona słynnemu intelektualiście, a my zapraszamy do lektury
Larry Wolff, autor ciekawej książki „Inventing Eastern Europe”, opowiada o zjawisku orientalizacji naszej
części świata. Adel Iskandar, uczeń Edwarda Saida, zastanawia się nad aktualnością pojęcia orientalizacji i
wskazuje miejsca, w których może ona zachodzić dzisiaj. Aleksandra Wilczuraodwraca pojęcie, pytając, do
jakiego stopnia Polska ulega wschodnim wpływom poprzez sushi bary czy filmowe megaprodukcje z Indii i Chin.
Wreszcie Kacper Szulecki, członek redakcji „Kultury Liberalnej”, wskazuje na elementy orientalizacji
rozmowy Karoliny Wigury w zakładce „Pytając”, w której poeta i prozaik Andrzej Busza wspomina
postać Saida.
Konferencja „Saidism in XXI Century”, nad którą „Kultura Liberalna” miała przyjemność objąć patronat
medialny, odbędzie się w dniach 8-9 listopada br. w Krakowie. Sympozjum zostało zorganizowane przez
Instytut Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego, The Kapiszewski Center for Bridging
Redakcja
1. LARRY WOLFF: Postzimnowojenny półorientalizm?
2. ADEL ISKANDAR: Wielki Wybuch w globalnym kostiumie
3. ALEKSANDRA WILCZURA: Współczesny „Orient” polski
4. KACPER SZULECKI: Inna Europa i Kresowa Atlantyda. O Polsce orientalizowanej i orientalizującej
***
Larry Wolff
Postzimnowojenny półorientalizm?
co nie.
Europa Wschodnia, już od początku swego pojęciowego istnienia, była zdefiniowana osobliwie: jako region, który
co prawda leżał w Europie, ale podróżnikom z Zachodu nie zdawał się europejski. Obszar, na którym podróżnicy
zatracali poczucie kontynentalnego rozeznania. Dla Edwarda Saida Orient był definiowany jako „Inny” w
stosunku do Zachodu. Europa Wschodnia jako region nie zyskała absolutnej odmienności „Innego” – była
natomiast myląco bliska i egzotyczna zarazem. W moich pracach nazywałem to na wpół inkluzyjnym, na wpół
różnicowania, była opera Mozarta „Così fan tutte”, w której włoscy kochankowie przebierają się za Albańczyków,
zwyczajnie zakładając egzotyczne kostiumy i doklejając sobie sztuczne wąsy. W ten sposób stają się
nierozpoznawalni na scenie nawet dla swych ukochanych. W komedii Mozarta różnica między Europą
Wschodnią i Zachodnią była równie powierzchowna jak zwykła zmiana kostiumu. Angielskie „Eastern Europe”
brzmi neutralnie i geograficznie, ale po francusku czy włosku wyrażenia „L’Europe Orientale” lub „Europa
Orientale” niosą sugestywne konotacje z Saidowskimi tezami dotyczącymi Orientu. Co jednak znaczy dla Europy
bycie „orientalną”? W XIX wieku Galicyjski pisarz Karl Emil Franzos napisał zbiór opowiadań o Galicji
Poczucie oddalenia i odmienności Europy Wschodniej było wciąż dojmująco silne w czasach Zimnej Wojny. O ile
przed II wojną światową można było twierdzić, że „Europa Wschodnia” była raczej kulturowym konstruktem niż
częścią historycznej i geograficznej rzeczywistości, to miedzy 1945 a 1989 rokiem geograficzna różnica między
obiema połowami Europy stała się namacalna i przekonywująca jak nigdy dotąd. W Europie podzielonej żelazną
kurtyną społeczne, polityczne i ekonomiczne rozwiązania podyktowane przez Stalina stworzyły warunki większej
niż kiedykolwiek jednorodności Europy Wschodniej. W czasach mojego zimnowojennego dzieciństwa Europa
Wschodnia, ze swoim sowieckim modelem komunizmu, zdawała się zarówno jednolita, jak i obca. Mówiliśmy o
niej „blok sowiecki”, czasem „blok wschodni”. Nawet w sposobie rozumienia komunizmu jako totalitaryzmu,
łączącym się z dawniejszymi, zakorzenionymi w XVIII wieku pojęciami orientalnego despotyzmu, był element
klasycznego Orientalizmu.
Rozszerzenie Unii Europejskiej w latach 2004 i 2007 położyło ostatecznie kres zimnowojennemu podziałowi
Europy na wschodni i zachodni obóz. Myślę, że można śmiało powiedzieć, że „Europa Wschodnia” nie istnieje
już w sensie pół-Orientalistycznym, w jakim trwała przez trzy ostatnie stulecia. Widoczne różnice przecinające
Europę pozostały, podobnie jak uprzedzenia i snobizmy, które je podkreślają. Jednakże włączenie tak wielu
stopniowy zanik różnic i nasilenie integracji. Teoria orientalizmu Saida sugeruje, rzecz jasna, że wraz z każdym
włączeniem musi nastąpić nowe wykluczenie, że każde Ja potrzebuje Innego, by określić swoją tożsamość.
Możliwe, że obecne granice Schengen spowodują stworzenie nowej wyobrażonej „Europy Wschodniej”,
odepchniętej dalej na wschód. Tak czy inaczej, po rozszerzeniu Unii w 2004 roku jest już w zasadzie niemożliwe,
by współczesny Francuz, potomek hrabiego de Segur, poczuł, że wjeżdżając do Polski, opuścił Europę
całkowicie.
* Larry Wolff, dyrektor Centrum Studiów Europejskich i Śródziemnomorskich na New York University.
Opublikował m.in. „Inventing Eastern Europe: The Map of Civilization on the Mind of the Enlightenment” (Stanford
University Press, 1994), a ostatnio „The Idea of Galicia: History and Fantasy in Habsburg Political Culture”
***
Adel Iskandar
W szeroko pojętej humanistyce niewiele było tak wielkich przełomów, jak opublikowanie „Orientalizmu” przez
Edwarda Saida. Choć początkowo książka przyjęta była krytycznie, z dzisiejszego punktu widzenia tylko z
największą trudnością moglibyśmy wyobrazić sobie język analizy kulturowej i politycznej bez pojęć i dróg
interpretacji, zaproponowanych przez Saida. Był to prawdziwy Wielki Wybuch w naukach humanistycznych. Stało
się tak nie dlatego, że książka ta była udanym studium relacji między Orientem a jego kolonizatorami w
konkretnym momencie historycznym. Najważniejsze było, że Said potrafił uchwycić i opisać mechanizm tejże
demonicznego wizerunku Innego w społecznych kodach i środkach przekazu. „Orientalizm” wyraźnie wskazywał
To dlatego choć książka Saida opublikowana została ponad 30 lat temu, upływający czas nie przestaje przynosić
jej wciąż nowej amunicji. Dobrym przykładem jest rozwój nowoczesnych mediów informacyjnych. To prawdziwe
laboratorium nowych dyskursów orientalistycznych, których Said, pracujący przede wszystkim na tekstach
literackich i sztuce, nie brał jeszcze w „Orientalizmie” na warsztat. Orientalizm istnieje dziś tak samo, jak
wówczas – zmieniły się tylko środki wyrazu, jego kostium, kamuflaż. Często występuje pod płaszczykiem
dziennikarskiej obiektywności.
Gdzie w takim razie szukać współczesnych przejawów orientalizmu? Warto na przykład wskazać ciekawe
zjawisko, jakim jest reakcja orientalizowanych społeczności na proces, któremu są poddawane. W tego rodzaju
grupach rozwija się pewien szczególnie silny rodzaj autokrytycyzmu. Dobrze widać to na Bliskim Wschodzie,
gdzie część rdzennych mieszkańców próbuje zdystansować się wobec języka arabskiego czy własnej historii. W
Kairze istnieją całe osiedla, których mieszkańcy żyją w sposób niczym nie różniący się od sposobu życia
przeciętnych Europejczyków czy Amerykanów. Co prawda dekorują swoje domy orientalnymi meblami i
artefaktów. W mediach zachodnich ta skomplikowana dyskusja często sprowadzana jest do alternatywy „chusta
czy mini spódniczka”, która jest jednak bardzo poważnym uproszczeniem dyskusji, jaka odbywa się na ten temat
Saidowi chodziło przede wszystkim o to, by stworzyć krytykę systematycznej produkcji nieprawdziwych informacji
na temat tego regionu. Czyniąc to, zwracał uwagę przede wszystkim na czynniki proceduralne, a nie
geograficzne czy polityczne. Dlatego zaproponowana przez Saida krytyka daje się stosować również w innych
kontekstach, a nie tylko palestyńskim, arabskim czy bliskowschodnim. Innymi słowy, orientalizm jest procesem
zakorzenionym w naturze władzy i polityki, jednak nigdy nie był procesem unikalnym tylko dla Zachodu.
I tak, jeśli spojrzymy na relacje chińsko-japońskie, okaże się, że również one głęboko nacechowane są
orientalizmem. Chińczycy krytykują historię Japończyków, zarzucając im postawy imperialne rodem z Zachodu. Z
Inne ciekawe zjawisko polega na tym, że Zachód sam orientalizuje pewne części swojego terytorium. Nie chodzi
mi o przykłady tak proste, jak imigranci z Bliskiego Wschodu czy Chin, mieszkający w Europie. Nie uwzględniają
one całego skomplikowania, które cechuje projekt Unii Europejskiej i europejskiej tożsamości jako taki. Bo jak
zintegrować w jednej wspólnocie Litwina, Polaka, Macedończyka, Albańczyka, Hiszpana, Mołdawianina? Jaka
będzie wspólna dla nich płaszczyzna? Wielkie, pannarodowe projekty mają w swej naturze, że muszą
proponować pewne znaczenie „centrum”, przestrzeni, w której większość może się spotkać. To siłą rzeczy
pewne zjawiska czy grupy społeczne spycha na margines. Przykładem takiego marginesu mogą być w Unii
Europejskiej na przykład francuscy Romowie. Czy istnieje sposób, by wszystkie te bardzo zróżnicowane grupy
połączyć w jednym organizmie, którym jest UE? Wydaje mi się, że jedyną drogą jest myślenie i działanie w
kategoriach najszerzej rozumianych wartości humanistycznych. Jeśli Europa o nich z pragmatycznych względów
zapomni, grozić jej będzie odrodzenie różnego rodzaju nacjonalizmów, a potem stoczenie się ich w
* Adel Iskandar, profesor medioznawstwa na Georgetown University w USA. W przeszłości uczeń Edwarda
Saida.
***
Aleksandra Wilczura
Orient trafia do naszej świadomości z wielu różnych poziomów. Poczynając od wystaw sklepowych z
najróżniejszymi orientalnymi sosami i przyprawami, sushi barów i restauracji żydowskich w centrach większych
miast, po filmowe megaprodukcje z Indii i Chin czy też orientalne nawiązania w reklamach i innych przekazach
masowej komunikacji. Nie można zaprzeczyć, że Orient jest wszechobecny w Polsce, jednak czy oznacza to, że
Polacy są „orientalizowani”? Powierzchowna obserwacja wzrostu popularności fenomenów takich jak Bollywood,
manga i anime, kuchnia orientalna, itd., prowadzi do wniosku, że orientalizacja przebiega w szerszej skali niż
tylko na łonie naszego społeczeństwa i być może jest jednym z rezultatów globalizacji. Natomiast rodzi się
kolejne pytanie: czy jest to jedynie tylko przemijający trend, chwilowa moda, czy może zjawisko, które posiada
Nowatorska koncepcja Edwarda Saida narodziła się w latach 70. XX wieku na bazie prowadzonych przez niego
badań komparatystycznych na temat sposobów ujmowania przez literaturę (głównie angielską i francuską)
szeroko rozumianego motywu Orientu. Said koncentrował swoją uwagę na roli, jaką odgrywała europejska
literatura w realizacji projektów imperialnych, oraz starał się odpowiedzieć na pytanie, jak jej twórcy, którzy w
myśl założenia Michela Foucaulta mieli swoją wiedzą wspierać poczynania władzy, odczuwali ciążącą na nich
odpowiedzialność. Właśnie ta Foucaultowska teoria dominacji stworzyła podwaliny pod Saidowską teorię
orientalizmu. Na podstawie swoich badań Said doszedł do wniosku, że literatura i nauka nie są wolne od
motywacji politycznych i są często wykorzystywane do „mało szczytynych” celów, jakim była polityczna i
Mimo względnego braku kolonialnych ambicji w historii polskiej polityki, polskie ziemie również nie były wolne od
podziału na dominujących i dominowanych, zaś sama koncepcja Orientu zajmowała wyjątkowe miejsce w
wielowiekowych dziejach państwowości polskiej. Już za czasów dynastii Jagiellonów ziemie polskie były
miejscem, gdzie dochodziło do pogłębionych interakcji między przedstawicielami tzw. Wschodu i Zachodu.
Potoczne określanie Polski mianem przedmurza chrześcijaństwa w pełni oddawało charakter zderzenia Orientu i
Okcydentu, chrześcijaństwa symbolicznie reprezentującego Okcydent i całej reszty, innej, nieznanej, obcej –
Tygiel kulturowy w Polsce Jagiellonów pozwalał jednak na zespolenie tych dwóch światów i ich wielowiekową
koegzystencję w ramach jednej niepodzielnej całości. Dzięki czemu na ziemiach polskich mieliśmy do czynienia z
wyjątkowym w stosunku do całego świata zjawiskiem, jakim było występowanie na ich obszarze dwóch rodzajów
Orientu, tj. wewnętrznego (rodzimego) i zewnętrznego (obcego). Rodzimy Orient, swoiście polski, stanowili od
pokoleń m.in. karaimi, Ormianie, Żydzi i Tatarzy. Natomiast Orient zewnętrzny, epizodycznie pojawiający się na
kartach polskiej historii, to głównie Turcy i Mongołowie. Jeden i drugi Orient budził pewien dystans w
społeczeństwie polskim, gdyż był postrzegany jako „inny niż my”. Jednak ten rodzimy zawsze zawierał w sobie
pewien pierwiastek powinowactwa, objawiający się nierzadko w postaci zwykłej sąsiedzkiej solidarności.
następnie wydarzenia I i II wojny światowej, których kulminacją był Holokaust. Po nich przez kolejne pół wieku
Polska pozostawała krajem religijnie, kulturowo i narodowościowo homogenicznym. Przełomem w takim
postrzeganiu polskiego społeczeństwa stał się upadek komunizmu w 1989 roku. Jednak w rzeczywistości o
znaczących zmianach można mówić dopiero we wczesnych latach 90., kiedy pojawiły się pierwsze efekty
transformacji społeczno-ustrojowej.
Wtedy to o swoje prawa zaczęły upominać się odradzające się mniejszości narodowe, religijne i etniczne, w tym
głównie społeczność żydowska i muzułmańska, które zaczęły nawiązywać do regulacji prawnych z czasów
przedwojennej Polski. Uwieńczeniem ich starań było wprowadzenie ustawy z 6 stycznia 2005 roku o
mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym, przyznającej mniejszościom wiele praw
Wydawałoby się, że taki stan rzeczy stwarza idealne warunki do rozwoju mniejszości narodowo-etnicznych w
rzeczywiście, z roku na rok statystyki prowadzone przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz
związki wyznaniowe religii orientalnych (judaizmu, islamu i buddyzmu) w Polsce wskazują, że społeczności te
dynamicznie rozwijają się pod względem liczebności swoich członków. Ten wzrost jest o tyle ciekawy, iż podobne
tendencje obserwujemy w innych państwach europejskich – w Niemczech, Czechach, Francji czy Wielkiej
Brytanii.
Współczesny polski „Orient” jest jednak wyjątkowy, gdyż rozwija się nie tyle z powodu dynamicznej imigracji z
krajów Bliskiego i Dalekiego Wschodu, jak to ma miejsce w Europie Zachodniej, co w dwóch innych kierunkach:
na fali tzw. powrotu do korzeni Orientu rodzimego (żydowskiego, ormiańskiego lub tatarskiego) oraz konwersji na
religie lub kultury orientalne, a tym samym odtwarzanie w Polsce tzw. Orientu obcego. Na polskich ulicach coraz
częściej spotykamy osoby w jarmułkach oraz kobiety ubrane w stroje charakterystyczne dla kultury
muzułmańskiej. Co ciekawe, badania wskazują, że większość z osób podążających za tymi trendami stanowią
Polacy, którzy postanowili przyjąć nowy światopogląd i styl życia, nie posiadając żadnych orientalnych korzeni.
Odpowiedzią na takie transformacje światopoglądów i mód jest wzrost popularności licznych inicjatyw
promujących kultury blisko i dalekowschodnie – żydowską, arabską, muzułmańską, japońską, chińską, indyjską
lub buddyjską. W niemal każdym zakątku Polski organizowane są kolejne festiwale filmów, muzyki i sztuki
orientalnej. W jakimś stopniu w ten trend wpisuje się także konferencja poświęcona myśli i twórczości Edwarda
W. Saida – „Saidyzm w XXI wieku”, która odbędzie się niebawem w Krakowie. Jej nadrzędnym celem jest jednak
nie tyle popularyzacja kultur orientalnych czy przybliżenie postaci Edwarda W. Saida, lecz poddanie krytycznej
ocenie problemów, które ten intelektualista opisywał, oraz poszukiwanie ich konkretnych rozwiązań na polu
różnych dziedzin nauki. Kierunki i metody tych poszukiwań organizatorzy konferencji określają mianem
saidyzmu.
Z tej perspektywy celem organizatorów przedsięwzięcia jest z jednej strony uwypuklenie niezmiernie ważnych dla
współczesnej humanistyki koncepcji orientalizmu i ich wkładu w rozwój studiów postkolonialnych, z drugiej
natomiast zapoznanie szerszej publiczności z kontrapunktową formą postrzegania rzeczywistości przez Edwarda
współczesnym świecie.
Zdaniem pomysłodawców konferencji to właśnie Saidowska metoda może w przyszłości pozwolić na pełne
zrozumienie zjawisk zachodzących obecnie wewnątrz współczesnych społeczeństw zachodnich, a tym samym
umożliwić stworzenie płaszczyzny, na której będą mogły współistnieć na zasadzie równości i wzajemnego
poszanowania oba światy – Orientu i Okcydentu. A nie na której będzie dochodzić do Huntingtonowskich
* Aleksandra Wilczura, doktorantka w Instytucie Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ, pomysłodawczyni konferencji
***
Kacper Szulecki
Ryszard Kapuściński powtarzał w rozmowach z Afrykanami, że Polska, choć to kraj „białych”, który nigdy nie miał
kolonii, sama była przez długi czas skolonizowana. To zdanie nie jest prawdziwe. Choć rzeczywiście Polska
nigdy bezpośrednio nie miała zamorskich kolonii – ani za czasów swej mocarstwowej świetności, ani też, mimo
starań Polskiej Ligi Morskiej i Kolonialnej, za czasów swych mocarstwowych rojeń, można z całą pewnością
Nasze „kolonie” zamiast za morzami znajdowały się blisko, niejako za progiem – za Bugiem, nad Dniestrem,
Niemnem i Prypecią, na Ukrainie, Litwie i Białorusi. Jak pisze francuski historyk Daniel Beauvois: „Do
dzisiejszego dnia Ukraina stanowi dla Polaków temat drażliwy. Emocje zastępują prawdę. Polska obecność na
Ukrainie, która należy już tylko do historii, jest podobna do polskiej obecności na Litwie. Każde jej przypomnienie
wkracza w sferę mitu, przywołuje czar utraconego świata, w którym ongiś żyło się tak szczęśliwie. Niektórzy
Francuzi podobnie mówią o Algierii i […] porównanie to nie jest absurdalne”. Wydaje się, że wielu Polaków wciąż
nie potrafi mówić o tzw. Kresach bez emocji i z dystansem do narodowych mitów. Zaś działania Jerzego
Giedroycia, Czesława Miłosza lub Jacka Kuronia na rzecz normalizacji stosunków ze wschodnimi sąsiadami
zaproponowanym przez Edwarda Saida) dyskurs kresowy, wpływający na to, co mówi się i pisze o „Kresach”.
Dyskurs ten, wciąż stanowiący ważny element dyskursu publicznego w ogóle, w szczególnym stopniu
uaktywniany jest, kiedy poruszane są sprawy stosunków ze wschodnimi sąsiadami, zwłaszcza w kontekście
historycznym. Ma podłoże kolonialne – jest związany z militarną i kulturową dominacją Polaków na terenach
dawnych wschodnich ziem Rzeczypospolitej. Ma więc w pewnym sensie charakter imperialny. Jego korzenie
sięgają XIX-wiecznego mitu „Kresów”, ale przede wszystkim wzmocniła go utrata ziem etnicznie niepolskich po
drugiej wojnie światowej. „Polski orientalizm” łączy się z poczuciem wyższości kulturowej Polaków, a także
poczuciem moralnego prawa do „utraconych Kresów”. Dyskurs ten jest przy tym kluczowy w tworzeniu ważnego
dla Polski obrazu Innego – czy może trzech odrębnych, choć bliskich sobie nawzajem, Innych. W takim ujęciu
Brytanii i Francji – wobec tak zwanego „Orientu” a dyskursem Polaków wobec tak zwanych „Kresów” pozwalają
mi zaproponować mówienie o polskim orientalizmie – kresowym dyskursie kolonialnym. Czy porównanie to jest
zasadne? Sam Said zajmuje się w swoim „Orientalizmie” „Orientem” pomniejszonym, zawężonym jedynie do
znanego autorowi niejako z autopsji świata Islamu, konkretniej – arabskiej części tego świata. Jeśli uzasadnione
jest takie zawężenie znaczenia orientalizmu, być może da się także usprawiedliwić jego rozszerzenie?
dyskursywnych praktykach, można dostrzec w innych niż tylko „Zachodu” z „Orientem” relacjach.
Najistotniejszym przykładem tego procesu z polskiego punktu widzenia jest „wynalezienie” Europy Wschodniej w
zachodnioeuropejskiej myśli oświeceniowej, które analizuje Larry Wolff (również autor w dzisiejszym Temacie
Tygodnia – przyp. red.) w swojej klasycznej już dziś publikacji „Inventing Eastern Europe”. Podążając za jego
myślą, i po to by uczynić zadość polskiemu przywiązaniu do roli ciemiężonej ofiary, a nie ciemiężącego
kolonizatora, przyjrzę się najpierw pokrótce temu, jak Polska i cały region były orientalizowane.
***
Państwo polskie od samego początku historii pisanej musiało aktywnie zabiegać o uznanie za część tej samej,
co Włochy czy Francja, cywilizacji. Sukcesy w tych staraniach – jak przyjęcie Bolesława Chrobrego w poczet
książąt europejskich przez Ottona III w roku 1000, a Rzeczypospolitej w poczet państw Unii Europejskiej nieco
ponad tysiąc lat później – są tylko sporadycznym ukoronowaniem ogromnego kulturowego wysiłku Polaków
przeciw geografii.
O ile uniwersalizm średniowiecza łagodził różnice geograficzne wewnątrz chrześcijańskiej wspólnoty ludów, w
XVI wieku nastąpiło zderzenie światów. Pierwszy elekcyjny król Polski, Henri de Valois, przybył objąć w
posiadanie obce, wschodnie państwo. Wizyta władcy trwała niecały rok, do legendy przeszły powtarzane potem
we Francji historie o tym, jak w drodze przez skute lodem słowiańskie ziemie przy saniach króla zamarzły konie
wraz z woźnicą. W mroźnej wschodniej krainie William Shakespeare kazał ojcu Hamleta wydawać „rozkazy, aby
rozgromić Polaków ciągnących na nas saniami przez lody”. Polska, jako kraniec świata, staje się też miejscem
akcji filozoficznego dramatu Pedra Calderona de la Barki „Życie snem” – miejscem równie ważnym dla akcji jak
Polska z „Ubu Króla”. Rzec można: „w Polsce czyli nigdzie”. Jakkolwiek pozbawione rzeczywistej treści, te
odległego. Nawet jeśli Polska nie jest u Calderona i Jarry’ego jakaś, to z pewnością jest nie tu, a gdzieś. Jest
obca i pozostająca poza znanym i własnym światem, nie jest elementem Ja, podmiotu, choćby przez swoją
odległość.
Ta odległość i historycznie udokumentowana odmienność rozwojowa, odniesiona nie tylko do Polski, ale całego
czy wynajdywania Europy Wschodniej, będącej ważnym Innym. To w niej Zachód mógł przeglądać się i
dowartościowywać, widział bowiem Innych tak podobnych, a przecież tak dzikich i zacofanych. Jak z
nieskrywanym zaskoczeniem konstatował podróżujący w 1914 roku po Bałkanach (w tym ujęciu części Europy
Wschodniej, a jakże) William Sloane, „aż dziwne, że są biali. Dzicy biali”. Słowianie, podobnie jak ludzie
„właściwego” Orientu, zakotwiczani byli w antyku, nazywani Scytami i Sarmatami. Biali i nie biali, Polacy, Czesi,
Żydzi, Rosjanie, Rusini, Tatarzy i ludy Syberii – zbite w Zachodniej świadomości w jedną kategorię Europy
Wschodniej, czyli w zasadzie Zachodniej Azji, jak mówił Josif Brodski. Na zjazdach zachodnich towarzystw
slawistycznych do dziś prezentuje się także badania z zakresu hungarystyki i etnografii plemion turkmeńskich.
Bardzo podobna operacja została przeprowadzona na zmitologizowanych Bałkanach, o czym pisze Maria
Todorova w „Bałkanach wyobrażonych”, a skutki czego analizuje Lene Hansen, badająca (brzemienny w
polityczne i militarne skutki) dyskurs zachodnich mocarstw w stosunku do „dzikiej i plemiennej” Jugosławii w
politycznym i ideologicznym kontynentu po II wojnie światowej. Jako część owej wynalezionej Europy
Wschodniej, Polska i Polacy stali się przedmiotem orientalizacji – włączeni w pewną sztucznie stworzoną,
wynalezioną całość, do której należeć wcale niekoniecznie chcieli. W operacji tej Zachód narzucił im cechy, które
rzekomo od zawsze posiadali. Stali się zatem ledwie odróżnialnym od pozostałych elementem zbiorowego
Innego – kluczowego dla pewnego modelu „europejskiej” tożsamości. W takim ujęciu „W pustyni i w puszczy”
Henryka Sienkiewicza zaczyna jawić się jako prawdziwa kontrnarracja, postulując „naturalną” równość pomiędzy
kolonialną elitą brytyjską a Polakiem Tarkowskim. Szkoda tylko, że równość ta objawia się często w dominacji
nad „orientalnymi” i afrykańskimi Innymi. Sienkiewicz wpisuje się tu w nurt klasycznego Saidowskiego
Orientalizmu i zdaje się być naturalną kontynuacją romantycznej kreacji „Orientu” w wykonaniu Byrona,
Goethego, Chateaubrianda albo – na rodzimym gruncie – Mickiewicza z „Sonetów krymskich”. Sienkiewicz jest
jednak przede wszystkim filarem polskiego orientalizmu przez małe „o”: kresowego kolonializmu.
***
Operacja, jakiej dokonał „Zachód” na „Oriencie”, miała dwa cele. Pierwszy to konstrukcja Innego, nadanie mu
pewnych cech, narzucenie formy. W tym stworzonym dla własnych potrzeb obrazie kulturowej całości Innego
zachodnie Ja mogło się przeglądać. Cechy „Orientu” były tym, co zachodnie Ja chciało z siebie wyrzucić, wobec
czego chciało się definiować. Operacja ta wiąże się z myśleniem ideologicznym oraz nauką i kulturą w służbie
władzy. W ten sposób przechodzimy do celu drugiego – podporządkowania Innego, uzasadnienia dominacji nad
nim i nadania jej totalizującego charakteru. Dokonano tego przez stworzenie dyskursu, poza który wyjść nie
można. Ta dyskursywna dominacja miała więc nie tylko racjonalnie uzasadnić realną zachodnią dominację, ale
też faktycznie przenieść panujący układ sił (strukturę władzy) z obszaru tego, co podważalne, w obszar tego, co
intelektualnego przywłaszczania i skolonizowania, jakiej Polacy dokonali na „Kresach” i wobec ich mieszkańców
(także innych Polaków). Użycie terminów „orientalizm” i „orientalizacja” są tu zatem całkowicie uzasadnione.
Leżące na wschód od obecnych granic Polski ziemie, nazywane powszechnie „polskimi Kresami”, stanowiły i
stanowią obszar działania czegoś, co Said nazywa „geografią kreacyjną”. Jest to obszar, na którym przestrzeń,
historia, polityka i kultura mieszają się, tworząc wybuchową mieszankę – zarzewie niegasnących konfliktów.
„Kresy”, podobnie jak „Orient” (oba te zjawiska to twory wyobraźni zbiorowej, są w tej mierze wyraźnie
pokrewne), pachną egzotyką, przygodą, nasuwają na myśl „obrońców naszych polskich granic”, a także burzany
Od „Orientu” różni „Kresy” to, iż oprócz zapełnienia Innymi, są również „nasze”. Nie jest to tylko echo
kolonialnego żądania opartego na prawie silniejszego, ale efekt autentycznej długotrwałej polskiej obecności na
ziemiach wschodnich. Pytanie tylko, czy sama obecność, nawet jeśli niosła ze sobą potężne, często pozytywne
wpływy kulturowe, może uzasadniać jakiekolwiek roszczenia terytorialne? Mało osób zdaje sobie chyba sprawę,
liczebnie przebijani przez ludność ukraińską w stosunku ponad tysiąc do jednego. Nie dolicza się tu istotnego
liczebnie elementu żydowskiego, który można uznać za neutralny. Zmniejsza on jeszcze procentowy udział
ludności polskiej populacji regionu. Gdyby więc taka, lub nawet nieco liczniejsza obecność, miała uzasadniać
nacjonalistyczne rojenia o mocarstwie „od morza do morza”, prawo pierwszeństwa w składaniu roszczeń mógłby
„Kresach” bliższych – wschodnich rubieżach II Rzeczypospolitej. To właśnie tam przez wiele lat rozgrywała się
dyskursywna, ale i fizyczna walka o dominację. To przez dziesięciolecia obustronnych krzywd współpraca
między sąsiadami wciąż nie układała się tak dobrze, jak by mogła, gdyby nie obustronnie pokutująca narodowa
mitomania. Dobrą ilustracją może być iście kiplingowski cytat z „Przewodnika po Polesiu” (1935) Dr. Michała
Marczyka: „Na ten skrupuł człowiek nowoczesny zwykle odpowie, że tak czy owak pytać się o wolę ludności nie
„Kresowe” narody, którym – jak Białorusinom czy nazywanym „Rusinami” Ukraińcom – odmawiano w ramach
tego systemu wiedzy prawa do samodzielnego istnienia, ubezwłasnowolniano, były „ciemną” tubylcza masą. Na
gruncie kulturowym częściowa suwerenność Litwy w Rzeczypospolitej Obojga Narodów była fikcją, a etniczni
Litwini czy Żmudzini podlegali identycznemu mechanizmowi orientalizacji. „Masie” tej proponowano jedyną drogę
do cywilizacji – polonizację, przez utratę własnej tożsamości, która jako wyraz niższości kulturowej była nie do
przyjęcia. Warto, używając Saidowskiego aparatu pojęciowego, spojrzeć na międzywojenną politykę wobec
„Kresów” jako na zmaganie wszechogarniającego systemu wiedzy/władzy (polskiego orientalizmu) z budzącą się
świadomością Innego – nacjonalizmami ukraińskim, litewskim i białoruskim. Zmienia to w dużym stopniu bilans
przemocy na niekorzyść Polaków, bo do przemocy fizycznej ze strony polskiego aparatu państwowego dokłada
jeszcze ogromne pokłady przemocy strukturalnej, wyrażanej w hegemonicznej wiedzy, kulturze, języku i
odmawianiu do nich praw „obcym” (by użyć zasmucającego określenia Stanisława Lema).
Na tym tle inaczej zupełnie rysuje się nurt „anty-Kresowy”, oparty na projekcie „Polski Jagiellońskiej”. W
napisanej przez siebie biografii Artur Domosławski zaatakował Ryszarda Kapuścińskiego za budowanie mitu
wielokulturowości Polesia. To błąd, gdyż mitem w tym kontekście była tylko jego „polskość”, a jego nośnikiem –
Tadeusza Konwickiego i Czesława Miłosza to narracja oporu wobec orientalizmu, przebijanie się myślą poza
duszący dyskurs kresowy. Postawę jeszcze bardziej radykalną reprezentował Oskar Miłosz, który przyjął
obywatelstwo litewskie i także zaprzeczył wielokulturowości „Kresów”, ale z pozycji nacjonalizmu narodu przez
stulecia zdominowanego. To wszystko jednak przeszłość, bo „Kresy” należą już tylko do przeszłości, jako co
***
Jak pokazuje przykład Polski, orientalista może stać się zorientalizowanym, jeśli tylko struktura władzy –
hierarchia cywilizacyjna, układ potęgi ekonomicznej itp. – niefortunnie się dla niego ułoży. Dlatego też warto w
każdej sytuacji podważać taki, zdawałoby się, „naturalny” hierarchizujący dyskurs, który podrzuca czytelne i
jasne heurystyki, kryjąc jednak przy tym prawdę i rodząc niesprawiedliwość. I dlatego też krytyczne ostrze, ukryte
w pojęciach zaproponowanych przez Saida ponad trzydzieści lat temu, pozostaje wciąż ostre i potrzebne.
* Kacper Szulecki, doktorant na Uniwersytecie w Konstancji w Niemczech. Współtworzy Instytut Badań nad