You are on page 1of 7

Konrad

 Juszczyk                            Wisła,  12  maja  2001  


Międzywydziałowe  Studenckie  Koło  Retoryczne;  UAM,  Poznań.  
 
Jak  igramy  z  dźwję(zy)kiem?    
Gry  (WI?)słowne  w  reklamie,  tytułach  prasowych  i  nie  tylko.  
 
 
"Karambol  kalamburowy"  
 
MAJdłuższy  weekend  minął  w  mgnieniu  OKnA  
Przeżyliśmy  STANY  ŚWIEŻO  WYZWOLONE:  
zmyssłyssippi  i  Massauciechs,  Luzjana  tudzież  Pląsylwania  
Słuchając  tróizmów  FRUTTI  DI  MAREK  i  PO3MY  O  SPORCIE  -­‐  
-­‐  pożeraliśmy  takie  POIEŚCI  W  ODCINKACH  jak  
Carpaccio  diem  i  Śledź  jak  smażenie  
Ktoś  popłynął  na  ŁÓDCE  BOLS,  ktoś  wolał  WTK  Soplica  
Wiosną  wszystko  budzi  się  do  ŻYWCA  Tulipan  tuli  pana  
Może  ktoś  spotkał  Mariolę    O   K   O C I M  spojrzeniu?  

Nic  dolać  nic  ująć  


Wszyscy  gramy  (sobie)  na  języku,    
rozumiejąc  się  O  Małysz  włos  
 
Zastanawiamy  się  jakie  słowo  
mówi  się  inaczej,                                                                                                            a  słyszy  inaczej  (?)  
 
 
                       
             U   progu   XXI   wieku   obserwujemy   postmodernistyczną   przemianę   reklamy.  
Dotyczy  to  zarówno  szaty  graficznej,  jak  i  werbalnej.  Czerpane  z  retoryki  i  poetyki  
klasyczne   figury   słów   zaskakują   nas   i   szokują   niczym   filmowe   efekty   specjalne  
spotów   reklamowych.   Copywriterzy   –   poeci   billboardów   i   "ogłoszeń   płatnych"  
operują   słowami,   a   zwłaszcza   ich   brzmieniem,   nie   gorzej   niż...   Skamandryci.  
Podobnie   autorzy   tytułów   artykułów   prasowych   czy   filmów.   Powyższy  
"Karambol   kalamburowy"   to   prezentacja   tylko   dwudziestu   paru   z   ponad   200  
zebranych   przez   autora   żartów   słownych.   Wśród   sloganów   reklamowych,  
tytułów   prasowych   i   filmowych   w   korpusie   znalazły   się   również   zagadki,  
dowcipy   poetyckie,   anegdoty,   graffiti   i   potoczne   wyrażenia   wykorzystujące  
paronomazję.  Korpus  nie  jest  zamknięty,  gdyż  przykładów  wciąż  przybywa.  Autor  
upodobał   sobie   grę   słów,   gdyż   ta   figura   słów   wymaga   specyficznej   intuicji  
poetyckiej  zwanej  tu  metakompetencją  dźwięzykową.    
Za   słowa   przewodnie   służyć   będą   refleksje   Mieczysława   Krąpca   nad  
subiektywną   twórczością   językową   cytowane   z   książki   "Język   i   świat   realny".  
Słowa  tego  filozofa  czynią  z  gry  słów  nie  lada  igraszkę  idei.  
„Człowiek   bowiem   jest   zdolny   do   „zabawiania   się”   nie   tylko   samą   rzeczą   jak  
dziecko   zabawkami,   ale   –   rzecz   charakterystyczna   dla   człowieka   –   jeszcze  
bardziej   jest   zdolny   do   „zabawiania   się”   samym   językiem,   traktując   go   niekiedy  
(jak  to  czynił  w  pierwszym  okresie  Ludwig  Wittgenstein)  na  wzór  samego  układu  
rzeczy.”    
Zanim   scharakteryzuję   grę   słowną   jako   znak   językowy,   wyjaśnię,   jak  
wyrażenie  takie  funkcjonuje  psycholingwistycznie.  Odwołując  się  do  psychologii  
GESTALT   (często   wykorzystywanej   w   językoznawstwie   kognitywnym)   i  
koncepcji  figury  i  tła,  grę  słowną  możemy  utożsamić  z  FIGURĄ.  Na  TŁO  składają  
się   wszelkie   okoliczności   związane   z   konkretną   sytuacją   komunikacyjną,   w   której  
na   grę   natrafiamy.   To   od   otoczenia,   a   raczej   otłoczenia,   zależy   jaki   sens   hasła  
reklamowego   czy   tytułu   prasowego   zostanie   przekazany.   Dzieje   się   tak   wedle  
zasady  "O  figurze  rozstrzyga  TŁO".  
Ponadto   gra   słowna   pasożytuje   niejako   na   języku.   Znane,   często  
metaforyczne,   wyrażenie   zostaje   umieszczone   w   nowym,   niespodziewanym  
kontekście.   Dzięki   temu   wzrasta   skuteczność   perswazji   komunikatu.   Wyrażenia  
te  są  mal  à  propos,  a  więc  nie  na  miejscu,  przez  co  stanowią  dla  nas  nową  jakość.  
Kalambury   są   oryginalne   i   niepowtarzalne.   Dobrze   zgrane   hasło   wpada   nam   w  
oko   i   trwale   zapada   w   pamięć.   Dzieje   się   tak   dlatego,   że   w   pamięci   wyróżnić  
można   słownik   umysłowy,   który   jako   sieć   skojarzeń   dzieli   się   na   społeczny  
leksykon  i  indywidualny.  Dysponowanie  tym  ostatnim  pozwala  na  konstruowanie  
gry   słownej,   a   także   na   jej   zrozumienie.   Podobnie   jak   innych   oryginalnych  
skojarzeń  –  poetyckich  metafor.        
  À   propos   poetyckich   metafor...   Wśród   gier   słownych   także   można   wyróżnić  
żywe  (poetyckie)  i  martwe  gry  słowne.  Do  pierwszych  należą  zatem  na  przykład  
kontaminacje  leksykalne,  których  składowych  musimy  się  domniemać,  domyślić.  
Najlepsze  neologizmy  tego  typu  wykorzystywane  są  przez  kampanię  papierosów  
Golden   Americans.   W   ciągu   dwóch   lat   ukazało   się   ponad   20   billboardów  
ilustrujących   "Twoje   stany   świeżo   wyzwolone"     nazywane   dla   przykładu:  
Entuzjaho,  Flightyda,  Bawizona,  Coolumbia.    
Natomiast   za   martwe   gry   słów   uznać   można   kontaminacje   leksykalne,  
które   funkcjonują   już   samodzielnie.   Oznacza   to,   że   nie   zastanawiamy   się   nad  
składowymi   takich   wyrazów   jak   chuderlawy   (chudy   +   cherlawy)   czy   mniemać  
(mnieć   +   wnimać).   Z   chwilą,   gdy   przestajemy   w   konkretnej   paronomazji  
dostrzegać  nawiązań  (fonetycznych  i  semantycznych)  do  innych  wyrazów  w  niej  
zaszytych  przestajemy  grać  słowami.  
 
  Twórczość   językowa   zawsze   igra   z   systemami   języka.   To,   co   wydaje   się  
nam   "niesystemowe",   niezgodne   z   jakimkolwiek   poziomem   analizy   językowej,  
jest   w   paronomazji   uzasadnione   pragmatycznie.   Jednakże   twórca   gry   musi   się  
liczyć   z   możliwościami   i   ograniczeniami   naszych   kompetencji   językowych.   Znak  
zyskuje   znaczenie   w   użyciu.   Wyjęte   z   kontekstu   kalambury   w   "Karambolu  
kalamburowym"   zostały   celowo   zdemaskowane.   Szczerze   gratuluję   temu,   komu  
udało   się   cokolwiek   zrozumieć.   Ktoś   taki   musiałby   przypomnieć   sobie   konteksty-­‐
tła,  z  których  te  figury  (słowne)  zostały  wyrwane.  Powtórzę  -­‐  o  figurze  rozstrzyga  
tło,  zatem  dla  każdej  gry  słownej  zastrzeżone  jest  osobne  użycie.    
  Skoro   wspomnieliśmy   o   systemie   języka,   przejdźmy   teraz   do   wyjaśniania  
procesów  semiotyczno-­‐lingwistycznych.    
„[Przez]   szczególną   „zabawę   językiem”   rozrywamy   naturalny   związek   pomiędzy  
znakiem   i   jego   znaczeniem,   a   skupiamy   się   rozmyślnie   na   różnego   typu  
„poślizgach  znaczeniowych”,  wprowadzanych  ze  względu  na  sam  układ  słów,  na  
metatezę”?  
 
Pozorna   niespójność   musi   zostać   zniesiona.   Interpretując   paronomazję  
zauważamy   równoważność   homofonii   i   polisemii.   Najpierw   zauważamy  
niekoniecznie   całkowitą   zbieżność   brzmień   by   później   doszukiwać   się   wielu  
znaczeń.   Dokładniej:   analizujemy   sens   i   cel   komunikowanej   dwuznaczności.  
Wieloznaczny  jest  bowiem  każdy  wyraz  w  języku  naturalnym.    
Wraz   z   semantyczno-­‐leksykalną   analizą   ma   miejsce   także   pragmatyczna.  
Ta   polega   na   dostrzeżeniu   wskazówek   zawartych   w   (opisywanym   już)   tle,  
kontekście,   by,   jak   to   nazywa   Eugeniusz   Grodziński,   nobilitować   nonsens.  
Wyrażenie  pozornie  "nie  na  miejscu"  (mal  à  propos)  zyskuje  uznanie  i  wywołuje  
śmiech.    
„Taki   stan   rzeczy   jest   niekiedy   wprowadzany   przez   mówców   celowo,   ponieważ  
po   relaksie   psychicznym   spowodowanym   samą   grą   słów,   pozwala   na   większe  
skupienie  uwagi.”  
 
  Humor   językowy   wynika   często   z   wszelkich   lapsus   linguae.   Gry   słowne  
można   scharakteryzować   jako   błędy   celowe,   pozorowane.   Nawet   najwięksi  
retorzy   popełniają   malapropizmy   czy   inne   metatezy.   Malapropizm   to   rodzaj  
przejęzyczenia   na   skutek   wypowiedzenia   innego   niż   zamierzonego   słowa,   lecz  
podobnego   do   niego   w   brzmieniu.   Przykładowe   kalambury   Łódka   BOLS   czy  
Wszystko  budzi  się  do  Żywca  to  świadome  malapropizmy.    
Warto   zważyć   na   etymologię   nazwy   tego   błędu.   Słowo   to   powstało   w  
wyniku   integracji   francuskich   słów   mal   a   propos   (celowo   użytych   wcześniej   w  
tym   artykule)   i   dodaniu   morfemu   –izm.   Odwrotny   zabieg   zwany   perintegracją  
prowadzi  do  rozdzielenia  dźwięków,  a  częściej  ich  graficznych  odpowiedników  –  
liter.   I   tak   nawiązując   do   potocznego   wyrażenia  kocie   spojrzenie   utworzono   hasło  
Mariola  O  KOCIM  spojrzeniu.  
  Wspomniana   metateza   obejmuje   figury   słowne,   w   których   jednostki  
różnych   systemów   języka   są   wstawiane   mal   à   propos.   [Zatem   przestawienia   i  
kojarzenie   nie   tylko   całych   wyrazów,   ale   również   ich   części,   a   nawet   samych  
głosek.]  Poza  wspomnianą  już  kontaminacją,  nierzadko  eksploatowaną  metatezą  
jest   adideacja.   Ten   chwyt   polega   na   zmianie   choćby   jednej   głoski   w   celu  
uwypukleniu   dodatkowego   znaczenia.   Najlepsze   przykłady   to   POIEŚĆ   W  
ODCINKACH:  Śledź  jak  smażenie  i  potoczne  IDIOTELE.  Trzeba  wreszcie  stwierdzić,  
że  "podstępne",  pozorowanie  malapropizmów  przez  stosowanie  metatez  wymaga  
intuicyjnego   zestawiania   brzmienia   wyrazów   i   zbliżenia   ich   znaczeń.   Ostatni  
zabieg  przypomina  tworzenie  metafory,  dlatego  też  Lucylla  Pszczołowska  określa  
paronomazję  (z  także  aliterację,  rymowanie  itp.)  jako  metaforę  dźwiękową.  
 
Gry   słowne   to   zachowanie   niekonwencjonalne.   Postępowanie   wbrew  
zasadom  w  imię  perswazji  i  zagadkowości.  Kto  gra  słowami,  ten  stwarza  pozory  
bezsensownej   wypowiedzi,   która   zyskuje   sens   pod   warunkiem,   że   odczytamy  
wskazówki   zawarte   w   otłoczeniu   gry.   By   to   uczynić,   zmuszeni   jesteśmy   złamać  
konwencje   językową   tak,   jak   to   uczynił   twórca   gry.   Można   wreszcie   postawić  
hipotezę,   że   gra   słowna   funkcjonuje   wedle   pewnej   maksymy   na   wzór   maksym  
konwersacyjnych   Grice'a.   Jest   to   iście   przewrotna   reguła,   która   nakazuje  
złamanie   innych.   Niech   brzmi   tak:   "Bądź   tak   oryginalny,   niekonwencjonalny   i  
zagraj  na  języku  tak  jak  ja"  –  mówi  między  wierszami  nadawca.      
 
Czym   jest   zatem   ta   metajemnicza   metakompetencja   dźwięzykowa?  
Najkrócej  –  jest  to  zdolność  igrania  z  dźwięzykiem,  a  więc  z  dźwiękiem  i  językiem.  
Meta-­‐   bowiem   w   założeniu   oparta   na   kompetencji   językowej,   kulturowej   i  
komunikacyjnej.   Jak   to   określił   Mieczysław   Krąpiec   –   jest   to   "znak   specjalny  
racjonalności   ludzkiej".   Rodzaj   intuicji   poetyckiej   pozwalającej   tworzyć   i  
interpretować   –   konstruować   i   de!konstruować   "naturalny   związek   pomiedzy  
znakiem  i  jego  znaczeniem”    
Powiedzmy   najdobitniej:   granie   słowami   to   świadome   kalamburzenie  
gramatyki.   [a   więc   nie   jestem   KALAMBURZYSTĄ   lecz   kalamburzycielem,   bądź  
kalamburcą  języka!]    
Dzięki  temu  rozwijamy  nasz  intelekt,  gdyż  jak  pisze  Krąpiec:    
„Można   by   przyrównać   igraszki   słowne   do   zabaw   dzieci.   Jak   bowiem   zabawy   te  
przygotowują   dziecko   do   bardziej   skoordynowanych   czynności   w   świecie   poza  
ludycznym,   tak   też   gry   słowne   są   swoistym   ćwiczeniem   w   posługiwaniu   się  
językiem   i   uzdolnianiem   go   do   bardziej   „posłusznego”   wyrażania   myśli   i  
komunikowania  jej  rozmówcy.”    Zatem  próbujemy  zjednoczyć  myśl  z  językiem.  
Opisana  tu  wstępnie  metakompetencja  nie  służy  tylko  grom  słownym,  lecz  
wszelkim  twórczym  grom  językowym  (Wittgenstein).  Zachowaniom  językowym,  
w   których   wypowiedziane   INACZEJ   słowa   zdają   się   być   słyszane   INACZEJ,  
napisane   INACZEJ   są   odczytywane   również   INACZEJ.   Inaczej   to   właśnie   słowo,  
które  INACZEJ  się  mówi,  a  INACZEJ  słyszy.      
                 
Mieczysław  Krąpiec  „Język  i  świat  realny”  RW-­‐KUL,  Lublin  1985.  
 
W Y R O S T E K
A P P E N D I X  
 
  7.prasa  
 
Oczywiste  są  powody,  dla  których  różne  kalambury  pojawiają  się  nie  tylko  
w  reklamach,  lecz  równie  często  w  tytułach  prasowych  i  książkowych  i  wreszcie  
w  potocznym  -­‐  ulicznym  języku.  Jest  to  bystry  środek  perswazji  rozumianej  jako  
nakłanianie   do   konkretnego   sposobu   myślenia   czy   zachowania.   Po   tytule  
spodziewamy   się   zaproszenia   do   przeczytania   artykułu,   zatem   im   bardziej  
oryginalny,   informatywny   i   zagadkowy   tym   bardziej   przyciągający   uwagę.  
(ZEPZUCIE)  Dzięki  wprowadzeniu  skrótu  nazwy  własnej  Powszechnego  Zakładu  
Ubezpieczeń  do  słowa  ZEPSUCIE  otrzymano  zwięzłą  żaluzję  do  afery  związanej  z  
PZU.   "Co   my   na   NATO?"   to   tytuł   obwieszczający   wejście   Polski   do   NATO.  
Biurnonsens   to   tytuł   artykułu   o   absurdzie   w   biurze.   To   jest   autoteliczne   co  
znaczy,   że   tłumaczy   się   samo   przez   się,   choć   jak   wykazałem   –   wymaga   też  
kalkulacji   czynników   zewnętrznych   -­‐   to   jest   szeroko   pojętego   kontekstu..   Autor  
gry   musi   się   liczyć   pewnymi   ograniczeniami   języka   i   możliwościami   kojarzenia  
odbiorcy.  Potrzebny  jest  talent  do  zręcznego  operowania  wskazówkami  zarówno  
werbalnymi,   jak   i   niewerbalnymi   tak   aby   komunikat   został   odczytany   zgodnie   z  
intencjami  nadawcy.    
"Nie   kupuj   KOTŁA   w   worku"   głosi   hasło   firmy   zajmującej   się   kotłami  
grzejniczymi.   Autorzy   odwołują   się   do   znanego   przysłowia   i   przekształcając   je,  
zawężają   jego   znaczenie,   by   zwrócić   uwagę   na   produkt.   Podobnie   tu,   napisano:  
(pokazuję)   "pojeść   w   odcinkach").   To   nie   jest   błąd   drukarski.   Poniżej  
wydrukowano  przepis  na  danie  rybne  w  formie  streszczenia  opowieści.  Co  więcej  
tytuł  CARPACCIO  DIEM  ma  nawiązywać  do  słynnej  i,  co  bardzo  ważne,  podobnie  
brzmiącej   maksymy.   Pikanterii   dodaje   ta   tasiemka   umieszczona   między   kartami  
tej  jakby  otwartej  POIEŚCI,  ale  w  odcinkach  drukowanej  w  Twoim  Stylu.    
Miodek!?  
Na   koniec,   pozwolę   sobie   przytoczyć   przydatną   anegdotę.   Otóż   podobno  
Polski  Związek  Szachistów  (czy  coś  takiego)  napisał  list  do  profesora  Jana  Miodka  
z   zapytaniem   czy   to   w   porządku   mówić   SZA!chuję?   A   on   odpisał   ponoć:   „Lepiej  
mówić  Ciszej  panowie”?  
 
I   t o   b y   b y ł o   n a  
t y l e  

You might also like