Professional Documents
Culture Documents
marschall
POZA
HORYZONTEM
ZDARZEŃ
Charlotte Marschall
Poza
horyzontem
zdarzeń
2
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Przedmowa
3
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
♠
In the cut w nowojorskim slangu znaczy wagina.
Na ulicach NYC częściej określenie to używane jest w odniesieniu
do miejsca, w którym bezpiecznie można się skryć. Dobrze, jeśli
takie miejsce się posiada. Motywem przewodnim opowiedzianej
historii są wydarzenia i osoby bezpośrednio związane z serią
brutalnych zabójstw. Losy głównych bohaterów przeplatają
się nie bez przypadku, a z pozoru nieważne fakty nabierają
kluczowego znaczenia. Przemoc i seks łączą się w przeklętą parę.
Jednak opowiedziane zdarzenia są tylko pretekstem do odkrycia
tego, co się dzieje na innej płaszczyźnie. Poza horyzontem
zdarzeń.
♠
In the cut - tytuł noweli autorstwa Susanne Moore oraz filmu o tym samym
tytule (w polskiej wersji pt.Tatuaż) w reżyserii Jane Campion.
4
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Prolog
Nad Nowym Jorkiem nieśmiało rodził się nowy dzień.
Granatowa połać nieba rozcięta bladoróżowymi fałdami z wolna
budziła miasto ze snu. Znad zatoki wiała poranna bryza wtłaczając
w płuca metropolii ogromne masy świeżego powietrza. Tylko
o tej porze dnia wiatr niósł ze sobą słony smak oceanu. Unikalny
zapach był nagrodą dla kogoś, kto wcześnie witał dzień na tarasie
z kubkiem porannej kawy w ręku i zachłannie nabierał w płuca
haust morskiej świeżości. Przezroczyste powietrze nad miastem
radośnie witało każdy wschód słońca odwdzięczając się milionem
okien drapaczy chmur iskrzących w jego świetle.
O świcie, gdy złota kula wynurzała się z oceanu miasto
wyglądało jak klejnot mieniący się diamentowym blaskiem.
Jednak dojrzewający dzień, jakby wstydząc się tego, co nastąpi,
chował pod gęstą zasłoną smogu wszystkie nikczemne tajemnice
metropolii. Wraz z wędrówką słońca po nieboskłonie rześki
zapach zmieniał się w stęchły odór bezlitośnie przypominając
mieszkańcom o bliskim sąsiedztwie rzeki Hudson. Natomiast
nocą, Nowy Jork rozświetlony fałszywym blaskiem ulicznych
iluminacji tonął w złowrogim mroku dając schronienie i upust
najgorszym ludzkim i nieludzkim zachowaniom.
W Greenwich♠ - dzielnicy leżącej w dolnym Manhatannie,
przy Washington Square numer 21, w niewielkim mieszkaniu
na pierwszym piętrze stuletniej kamienicy z czerwonej cegły
o godzinie ósmej rano zadzwonił budzik. Kobieta w wieku
trzydziestu pięciu lat dopiero, co wyrwana ze snu mruknęła
niezadowolona. Zaraz po przebudzeniu usłyszała:
- Dzień dobry śpiochu. Wstawaj!
♠
Greenwich Village – dzielnica w południowej części Manhattanu, główny
campus NYU.
5
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Wciąż zaspana otworzyła nieprzytomne oczy i zobaczyła
swoją przyjaciółkę, Paulinne krzątającą się po kuchni. Jej głowa
ciężko opadła na poduszkę. Zamknęła oczy i z całej siły starała
się ponownie zasnąć. W chwili, gdy poczuła jak odpływa
w spokojny niebyt usłyszała kolejne ponaglenie. Tym razem tuż
obok łóżka.
6
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
ramionami. Z wolna uniosła ramiona do góry, przeciągnęła
się z jękiem, a potem podreptała do kuchni wabiona zapachem
świeżo zaparzonej kawy i cynamonu.
7
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Rozdział I
„Midway along the journey of our life,
I wake to find myself in a dark wood,
For I had wandered off from straight path.”
♠
Las jest alegorią świata pogrążonego w grzechach, a zgubienie drogi oznacza
odejście od prawego życia na rzecz rozwiązłości i rozpusty.
9
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
osłonięty rzędem gęstych rzęs. Kolor tęczówki w zależności
od ubioru przybierał barwę będącą mieszaniną zieleni oraz miodu.
Ostatnio, jej pozbawione blasku oczy były po prostu szare,
co sprawiało, że jej spojrzenie wydawało się chłodne i niemalże
lodowate. Szczupłą, i nieco surową twarz z ładnie zarysowanymi,
wydatnymi policzkami na pół dzielił niewielki i zgrabny nos,
który dodawał jej nieco dziewczęcego uroku. Usta w kolorze
bladoróżowych płatków róży najczęściej były szczelnie zaciśnięte,
co mogło świadczyć o cierpkim nastroju właścicielki. Tylko
w przypływie silnych emocji jej usta bezwiednie rozchylały
się, a wtedy dolna warga zdawała się być słodką obietnicą
skrywanej namiętności. Karnacja o kolorze waniliowego mleka
nadawała jej twarzy nostalgicznego wyglądu, ale idealnie
współgrała z beżowymi, prostymi włosami do połowy ramion.
Grzywka obcięta prosto tuż nad linią brwi skrywała zachmurzone
czoło, dzięki czemu jej spojrzenie nabierało tajemniczości.
Na tę fryzurę namówiła ją przyjaciółka, bo Frannie z zasady
stroniła od przyziemnych spraw, jakimi były dla niej zakupy
ciuchów, kosmetyków i dbanie o urodę. Tłumaczyła, że i tak nie
ma dla kogo się stroić, a gdy Paulinne twierdziła, że powinna dbać
o urodę dla siebie, Frannie odpowiadała:
-Materii duch ważniejszy jest od cielesnej powłoki, dlatego
jedyne, co robię dla siebie to…czytam książki.
Widząc swoje odbicie w szybie wagonu z obojętnością
stwierdziła, że w zasadzie wszystko jedno jak wygląda, ale w jej
głowie, niczym uporczywie wyrywany chwast, zakiełkowało
pytanie, na które coraz częściej próbowała znaleźć jednoznaczną
odpowiedź. Kim jestem? Kolejny raz odłożyła to na później.
Nie lubiła myśleć o sobie. Każda próba oceny kończyła
się przygnębiającym uczuciem, że jest nieszczęśliwa. Samotna,
trzydziestopięcioletnia kobieta, wykładowca kreatywnej
twórczości literackiej na Nowojorskim Uniwersytecie, która w tej
10
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
ogromnej wielomilionowej metropolii z wyjątkiem jedynej
przyjaciółki nie ma nikogo bliskiego sercu. Tylko tyle musiało
jej wystarczyć do życia. No i jeszcze literatura, dzięki której
przenosiła się w świat, tak odległy od przyziemnego jestestwa.
Poezja i książki dodawały jej życiu emocji, których niedane jej było
zaznać w realnym świecie. Kiedyś Frannie często zastanawiała
się, dlaczego jej życie ułożyło się w samotną wędrówkę.
Była przekonana, że wędrówka, jak każda podróż niesie za sobą
obietnicę poznania czegoś nowego, spotkania z kimś ciekawym,
miłe niespodzianki. Z upływem lat ochota na przygodę nabrała
gorzkiego smaku i Frannie coraz częściej miała wrażenie,
że po prostu brnie przez życie. Z czasem przyzwyczaiła
się do myśli, że brakuje jej uciech dnia powszedniego, zwykłych
radości i emocji, które dodałyby jej energii i silnej woli,
by z sensem przeżyć każdy nadchodzący dzień. Nieliczne, zresztą
nieudane związki z mężczyznami dodatkowo odbierały
jej nadzieję, że coś na nią czeka za kolejnym zakrętem życia.
Kiedyś dawno temu, wylane morze łez wypłukało z niej ostatnie
resztki emocji. Jednak najgorsze było to, że Frannie nie czekała
już na nic. Brała życie takim, jakie było nie walcząc
o siebie i o własne szczęście.
Brzmienie melodyjnego dzwonka sprawiło, że pomyślała
jakby to było miło gdyby zamiast metalowego łoskotu wagonów,
rozbrzmiewała w nich muzyka. Postanowiła, że jeszcze dziś wyśle
email do NY MTA♠ z tym pomysłem. Na myśl, że i tak nic się nie
zmieni uśmiechnęła się w duchu i zamknęła oczy. A kiedy
ponownie je otworzyła, w tej samej szybie przed sobą ujrzała
twarz mężczyzny, który bez skrępowania przyglądał
się jej odbiciu. Jego usta wykrzywione były w lubieżnym grymasie,
a gdy wyciągnął język, by zademonstrować jego elastyczność
♠
MTA – Metropolita Transportation Authority – Zarząd Komunikacji Metropolii
Nowy Jork
11
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
z ust wydobyło się żałosne mlaśnięcie. Wzdrygnęła
się i zirytowana szybko odwróciła głowę. Nieznośne uczucie,
że intruz wciąż nie spuszcza z niej wzroku sprawiło, że wpadła
w panikę.
Na przystanku przy Herald Square wyczekała, aż zabrzmi
dzwonek alarmujący zamykanie drzwi wagonu, po czym
energicznie wyskoczyła. Zaciskające się szczęki pneumatycznych
drzwi przytrzasnęły jej rękę, więc zaklęła pod nosem
na myśl o krwawym siniaku na nadgarstku. Spojrzała
na odjeżdżający wagon i zobaczyła jak mężczyzna odchylając
gwałtownie do tyłu swą gardziel zanosi się padaczkowym
śmiechem. Nagle przestał się śmiać i przeszył ją na wskroś
zimnym spojrzeniem. Przez chwilę stała osłupiała zastanawiając
się, dlaczego to właśnie jej zdarzają się takie sytuacje. Stojąc wciąż
na peronie metra bezwiednie włożyła dłoń do torby i wygmerała
z niej pióro i brulion oprawiony w nieco zmęczoną, czerwoną
okładką. Szybko znalazła wolną kartkę i zanotowała zapamiętany
wers Dantego. Przeczytała go ponownie gładząc opuszkiem palca
kształtne litery ostatnich słów. Bez wątpienia odzwierciedlały
obecne życie Frannie. „W życia wędrówce, w połowie czasu (…)
W głębi znalazłem się czarnego lasu”. Westchnęła bezgłośnie
i pogrążyła się w zadumie.
Przystanek, na którym wysiadła znajdował się jedną
przecznicę dalej od zacisza jej niewielkiego mieszkania w okolicy
Washington Square Park. Na myśl o bezpiecznej oazie poczuła
ulgę. Ruszyła w kierunku schodów, które miała nadzieję
zaprowadzą ją na powierzchnię, gdzie oślepiona promieniami
słońca będzie mogła schować się za ciemnymi szkłami okularów.
12
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Czerwony Żółw
13
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Całkowicie pochłonięta własnymi myślami nawet nie zwróciła
uwagi na ulewę. A gdy mijała małe delikatesy przy Macdougal
Street z zamyślenia wyrwał ją młody mężczyzna. Biegł za nią
z kurtką rozciągniętą nad głową osłaniając się od deszczu.
Kilkakrotnie zawołał ją po nazwisku a potem, by przebić się przez
pomruki burzy wrzasnął:
- Frannie!!!
14
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Cornellius wychował się w dzielnicy Bronx i prawie nie miał
kolegów. Wszyscy rówieśnicy byli już albo nieżywi - zabici
w gangsterskich porachunkach albo właśnie odsiadywali
wieloletni wyrok w więzieniach o zaostrzonym rygorze. Cornellius
ze swoim wyglądem spokojnie mógł uchodzić za jednego z tych
ulicznych hamster♠ rządzących terenem rozciągającym
się w obrębie Unionport♠. Mógł wybrać wystawanie
na chodnikach, nic nie robienie, rozboje, handel narkotykami,
imprezy i prostytutki. Jednak dokonał innego wyboru. Ukończył
gimnazjum z taką ilością punktów, że bez problemów został
przyjęty do prestiżowego grona studentów Nowojorskiego
Uniwersytetu. Z niezwykłą konsekwencją unikał uczelnianych
stowarzyszeń skupiających osoby, które dla elitarnego
członkostwa, zdolne były do przestrzegania głupich i haniebnych
klubowych kodeksów. Gardził przywilejem otrzymywania
zaproszeń na huczne imprezy. Trzymał się z dala od wszelkich
towarzyskich wydarzeń i nie uczestniczył w bujnym akademickim
życiu żaków.
Choć lubił się uczyć większość wykładów traktował jak zło
konieczne. Nudził się prawie zawsze, z jednym wyjątkiem.
Na drugim semestrze studiów rozpoczął zajęcia z kreatywnej
twórczości literackiej. Wykłady prowadziła młoda kobieta,
o której chodziły słuchy, że bardziej lubiła nierealny świat
literatury niż własne życie. Cornellius należał do nielicznej grupy
tych studentów, którzy dostrzegali w tym pasję. Francis Avery
z pewnością nie należała do typowych nauczycielek. Z jakichś
powodów domyślał się, że jej powierzchowny chłód i mało
wyszukane ubiory skrywały jakąś tajemnicę. Z upływem czasu
przekonał się także, że Francis Avery bywała dwuznaczna.
♠
hamster – czarny charakter, slang dzielnicy The Bronx, NYC
♠
Unionport – osiedle mieszkaniowe w dzielnicy Bronx
15
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Pewnego razu na wykładach Frannie omawiała
„Do latarni” Wirginii Woolf. Mozolnie, jak górnik kilofem drążyła
twardą skałę niewiedzy studentów. Zrezygnowana tępym
wyrazem ich twarzy obrazowo wytłumaczyła, że „strumień
świadomości” w literaturze można przyrównać do głosów
w głowie po wypaleniu mika♠. Wszyscy ryknęli śmiechem.
Cornellius, jako jedyny z całej grupy nie roześmiał się. Właśnie
wtedy zwróciła na niego uwagę. Od tamtego czasu pomiędzy nimi
nawiązała się nić porozumienia podsycana zafascynowaniem
literaturą i zabawą w gry słowne ubarwione ironią, którą oboje
lubili nadużywać. To właśnie pod wpływem Francis Avery,
Cornellius nawiązał romans z książkami i zaczął flirtować
ze „słowem”. Znajomość ta nabrała głębszego znaczenia,
gdy Frannie zaczęła pisać słownik nowojorskiego slangu. Mając
na względzie środowisko, w jakim dorastał, Cornellius
był doskonałym źródłem wiedzy. Frannie często korzystała z jego
pomocy, co sprzyjało nieformalnym spotkaniom w jej mieszkaniu
lub w barze nieopodal jej domu. Gdy pierwszy raz zaprosiła
Cornelliusa do swego mieszkania ogarnęły ją wątpliwości
i poczuła, że ich relacje przekroczyły wyznaczoną granicę.
♠
mike w slangu NY oznacza skręt z marihuany
16
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
go odstraszy. Wiedziała, że Cornellius szukał byle pretekstu
i korzystał z każdej okazji, by znaleźć się blisko niej. Niechętnie
sama przed sobą musiała przyznać, że jej to schlebiało. Zdawało
się, że czymkolwiek były te emocje oboje musieli bardzo uważać,
by nie wymknęły się spod ich kontroli.
17
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
zaledwie kilka szklanek piwa oraz popielniczkę. W głębi lokalu
znajdowała się duża sala z dwoma stołami bilardowymi,
nad którymi leniwie bujały się nisko zawieszone lampy. Kłęby
dymu tytoniowego tłumiły niemrawe światło. Powietrze
odświeżały rzadkie podmuchy wentylacji.
18
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Odparła krótko wyraźnie dając mu do zrozumienia,
że tym razem nie ma ochoty na gierki słowne.
Cornellius wyrażając niezadowolenie wydął usta
i spoufalając się, zapytał:
- Nie boisz się, że Twoja książka o slangu będzie obraźliwa?
– Cornellius wyraźnie próbował zagonić ją w kozi róg.
- W stosunku, do kogo? – Lekko rozbawiona odpowiedziała
pytaniem.
- Ludzie tacy, jak Ty uważają czarnych braci za świnki
morskie. Chodzi mi o to, że zrobiłaś sobie hobby…z języka,
którym posługują się tacy, jak ja.
- Cornellius, co Ty bredzisz? – i zmieniając temat dodała
– O co Ci tak naprawdę chodzi? Chcesz mnie prosić o dodatkowy
termin na oddanie pracy semestralnej?!
- Nie – wycofał się szybko - Słuchaj, mam pewien pomysł.
Myślę, że John Wayne Gacy ♠był …
♠
John Wayne Gacy – seryjny morderca, w latach 1972-78 zabił 33 chłopców,
26 ciał pogrzebał w podziemiach swojego domu. Wyrok śmierci wykonano
10 maja 1994 w Crest Hill, Queens, NY.
19
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Dotarłem do wywiadu z pewnym dziennikarzem, któremu Gacy
wyspowiadał się tuż przed śmiercią. Mogę o tym napisać,
o tym, co czuję…
– Po pierwsze: nie podważaj wyroku niezawisłego Sądu
Najwyższego. Po drugie: z założenia praca semestralna nie ma być
o Twoich odczuciach.
- Tak, wiem, co ustaliliśmy - przyznał z grymasem na twarzy
– Ale sama mówiłaś, że wszystko, co pisarz napisze...razem
z przecinkami i kropkami jest jego odbiciem, albo odbiciem jego
wizji. Jeśli nie, to pisanie jest gówno warte. Niby jak mam
przekazać moją wizję?
♠
pokal – wysoka szklanka do piwa
20
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Skierowała się w głąb lokalu, gdzie pomiędzy stołami bilardowymi
majaczyły się drzwi z nieśmiało świecącym neonem wskazującym
drogę do toalety. To był jej drugi błąd.
21
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
powodował, że papierosowy dym tworzył gęstą sino-białą
poświatę na wysokości jego twarzy skrywanej przez półmrok.
Mlaśnięcie jedno, mlaśnięcie drugie. Frannie przełknęła ślinę
mając nadzieję, że robi to bardzo cicho. Chowając się w cieniu
framugi drzwi zerknęła powoli do środka odkrywając szczegóły
sceny rozgrywającej się za uchylonymi drzwiami. Mężczyzna
w białej, nonszalancko rozpiętej koszuli z podwiniętymi rękawami
i rozluźnionym krawatem siedział lekko oparty o ścianę.
Pomiędzy palcami trzymał papierosa, który przytykany raz po raz
do ust skwierczał i żarzył się czerwienią. Drugą ręką
przytrzymywał półdługie włosy kobiety pochylonej nad jego
rozporkiem. Wydobywające się rytmiczne mlaśnięcia
nie pozostawiały miejsca wyobraźni. Frannie ukryta w mroku
piwnicy z zapartym tchem obserwowała parę mając nadzieję,
że jest niewidzialna. Mężczyzna nie wydając z siebie choćby
najmniejszego jęku rozkoszy w milczeniu odgarniał długie włosy
kobiety, by widzieć jak gorące usta w lubieżnej pieszczocie
pochłaniają jego członek. Ona zbyt ładna, by robić to za pieniądze
widocznie była jedną z dziewczyn, które szukają wrażeń
z dopiero, co poznanymi mężczyznami. Ubrana w turkusową
obcisłą sukienkę pochylała się zmysłowo pieszcząc go ustami
i dłonią. Drugą rękę zaciskała na jego mocnym udzie delikatnie
drapiąc mężczyznę przez materiał spodni długimi tipsami
zdobionymi błyszczącymi cyrkoniami i ekstrawaganckim lakierem
w tym samym kolorze, co jej sukienka.
22
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
sprawiała, że nie mogła oderwać wzroku od muskularnego
przedramienia, męskiej dłoni władczo dzierżącej lejce z włosów
kobiety, przedramienia pooranego przez wypukłe żyły, ze skórą
połyskującą od potu. Podwinięte niedbale mankiety odsłaniały
wewnętrzną stronę nadgarstka, którą zdobił banalny tatuaż.
Karciana trójka pik. Frannie poczuła narastające w jej podbrzuszu
podniecenie i zwilżyła wargi. Trwało to jeszcze chwilę,
gdy przyspieszone ruchy ust dziewczyny doprowadziły
go do orgazmu. Mężczyzna nawet wtedy nie wydobył z siebie
choćby najmniejszego dźwięku.
23
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
wróci do swoich mieszkań i rodzin. Znak, że wieczorne życie
ośmiomilionowej metropolii nabierało rozpędu.
24
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Rozdział II
♠
Holy Dolly – Święta Laleczka
26
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- …o rany wiesz, co jest najgorsze w tym wszystkim?
– Frannie szykowała konkluzję - Przez chwilę chciałam być
na miejscu tej dziewczyny!
- No wiesz! Frannie! – Paulinne parsknęła z udawanym
oburzeniem – Najgorsze? Nie ma nic złego w robieniu laski.
Kochana, już dawno mówiłam Ci, że powinnaś tego spróbować
– Mówiąc to mrugnęła okiem.
Frannie wypłukała usta, wytarła się ręcznikiem i usiadła
na brzegu łóżka z zagadkowym wyrazem twarzy.
- Ojej, no nie rób tej swojej świętoszkowatej miny! Sama
przyznaj,…kiedy byłaś ostatnio z facetem?
Paulinne zamiast odpowiedzi usłyszała wymowne
westchnięcie.
- Frannie, powinnaś się z kimś spotykać. Dobre pieprzenie
jeszcze nikomu nie zaszkodziło! - Powiedziała to zdecydowanie,
ale po chwili niepewnie dodała:
- No chyba, że mnie…
27
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Poćwiartowana
28
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
wstała i zaczęła kręcić się dookoła z rozpostartymi ramionami
radośnie zanosząc się śmiechem. Pod wpływem chwili
postanowiła, że odmieni swoje życie i wyrwie się z obskurnej
okolicy „Holy Dolly” przy Canal Street we wschodniej części
Manhattanu.
***
Nowy Jork, rok 1921. W Central Parku pada śnieg
przykrywając puchatą kołdrą drzewa i krzewy. Zimowa aura
nie odstraszyła młodych ludzi, którzy korzystając
z atrakcji na lodowisku tłumnie przyszli na świeże powietrze.
Siarczysty mróz szczypiąc w nosy zmusza wszystkich do podskoków
i energicznych ruchów rękami. Zmarzluchy i gapie rozgrzewają
się przy metalowych kubłach, w których rozpalono ogniska. Wszyscy
z dużym zainteresowaniem spoglądają na taflę lodowiska,
by nie przegapić niczego godnego uwagi. Efektownym figurom
tanecznym, jak i niezdarnym upadkom towarzyszą radosne okrzyki,
salwy śmiechu i spontaniczne oklaski.
Z trzeszczących głośników rozlega się nostalgiczna melodia
Quo sera, sera.♠ Na zamrożonej tafli parkowego stawu,
wśród tłumu innych ludzi, młody mężczyzna tańczy na łyżwach
z atrakcyjną brunetką. Jego przystojną twarz owija ciepły
♠
Co ma być, to będzie – tytuł piosenki Pink Martini
29
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
szal zarzucony nonszalancko wokół szyi. Nagle dostrzega przepiękną
dziewczynę o anielskiej urodzie. Patrzy w jej kierunku zachęcając
do kontaktu zniewalającym uśmiechem. Zazdrosna brunetka
zdejmuje rękawiczkę i rzuca w mężczyznę pierścionkiem.
Młodzieniec podnosi go natychmiast i z nonszalancją podjeżdża
do nieznajomej dziewczyny. Klęcząc na jednym kolanie ofiarowuje
jej pierścionek, unosi jej dłoń do ust i spogląda głęboko w oczy.
Zaczyna śnieżyć. Bierze ją w ramiona i tańczą kołysząc się spokojnie.
On unosząc ramię kręci nią dookoła, po czym nagle wypuszcza
z objęć. Nieznajoma tańczy niepewnie na łyżwach, jak balerina
obraca się wirując dokoła i oddala się kolistymi ruchami
na przeciwległy brzeg stawu. Nagle traci równowagę i upada. Przez
chwilę zanosząc się perlistym śmiechem leży na tafli zamarzniętego
jeziora i czeka, aż ukochany pomoże jej wstać. Młody mężczyzna
natychmiast rozpędza się na łyżwach i podjeżdża z impetem
do pięknej nieznajomej. Już wie, że nie zdąży wyhamować.
Przerażone oczy znieruchomiały, tak jak usta w niemym okrzyku.
Zgrzyt ostrej brzytwy łyżew. Odcięta głowa dziewczyny turla
się po błękitnej tafli lodu. Bezpowrotnie gaśnie blask jej oczu.
Na śnieżnobiałej powierzchni zamarzniętego stawu rozkwita
krwistoczerwona pręga.
***
Frannie niespokojnie wzdrygnęła się przez sen, na moment
otworzyła oczy i przewróciła na drugi bok naciągając rozgrzaną
jej ciałem kołdrę. Śniła dalej.
***
Stłumiona muzyka, zapach stęchlizny w piwnicy,
papierosowy dym i naga żarówka zwisająca z sufitu. Mężczyzna
siedzi na hokerze i w półcieniu oparty o ścianę pali papierosa.
Frannie stoi naprzeciwko i rozpina biustonosz ukazując
mu alabastrowe piersi. Mężczyzna prostuje sylwetkę i lekko
przekrzywia głowę przyglądając się jej nagiemu ciału. Rzuca
30
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
wypalony papieros na posadzkę i unosi się niespiesznie z krzesła.
Jeszcze chwilę i zobaczy jego twarz w świetle żarówki. Dźwięk
telefonu. Żarówka pęka na tysiące kawałków.
***
Na dźwięk budzika Frannie podskoczyła w łóżku i niezbyt
zgrabnym ruchem ręki uciszyła jego alarm. Otworzyła do połowy
jedno oko i sprawdziła godzinę. W pustym mieszkaniu rozległ
się natarczywy dźwięk telefonu, zapowiedź automatycznej
sekretarki, a następnie krótka cisza, po czym telefon zamilkł.
- O cholera! – wysyczała Frannie wiedząc, że jest spóźniona
i znowu na śniadanie wypije w pośpiechu kawę kupioną w kiosku
na ulicy.
Paulinne wróciła z ogrodu, wpadła do kuchni i powiedziała:
- Dzień dobry śpiochu!
-To się jeszcze okaże, czy będzie dobry. – Wymruczała
ponuro Frannie i wstała niechętnie z łóżka.
Chwilę później, gdy ubierała się w pośpiechu w sukienkę,
Paulinne spytała:
- Frann…widziałaś śnieżycę płatków w ogrodzie?
-Co? Śnieżycę? Nie…myślałam, że mi się to śni…
Tymczasem Paulinne krzątając się koło biurka Frannie
stanęła przed korkową tablicą. Odkleiła zapisaną różnymi
słowami samoprzylepną karteczkę, zmarszczyła brwi
i zaciekawiona zapytała:
-Co to znaczy „broccolli”?
- To zależy od kontekstu. Brokuły to w slangu włosy
łonowe lub marihuana – odparła Frannie szamocząc
się z suwakiem sukienki, po czym zwróciła się do Paulinne:
- Pomożesz mi proszę?
- A „virginia”? – Zapytała zapinając suwak.
31
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Wagina. Na przykład „spenetrował jej virginię młotkiem”.
Slang ma zawsze seksualny lub wulgarny kontekst. A najczęściej
oba.
- Obleśne – wyjąkała Paulinne – Po co to wszystko
zbierasz?
- I jedno, i drugie mnie ciekawi.
- Frannie! Tak się cieszę, że Twoja niewinna dusza
ma jednak jakieś mroczne zakamarki…- Paulinne w szerokim
uśmiechu ukazała równy rząd białych zębów.
- E…tam – ucięła krótko Frannie i ponagliła Paulinne
– Chodźmy już, bo znowu nie zdążę na własne zajęcia.
32
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
bezceremonialnie za nadgarstek. Poruszona bezczelnością
zmierzyła go wzrokiem i syknęła:
-Co Ty do cholery wyprawiasz? – Spojrzała znacząco
na jego rękę zaciśniętą na jej przedramieniu.
Zwolnił nieco uścisk, a drugą ręką wyciągnął
pięciodolarowy banknot i zaszeleścił nim między palcami.
-Co to?
Odwrócił jej dłoń i włożył do niej pieniądze mówiąc:
–Moja część rachunku z baru – i wciąż trzymając jej rękę
dodał: – Gdzie byłaś? Czekałem kupę czasu?
- Nie mogłam znaleźć łazienki. – Skłamała patrząc
mu prosto w oczy.
-Tylko tyle?! – Znajomy grymas rozczarowania
zdeformował jego twarz.
- Nie, to nie wszystko. Nie zaliczysz u mnie przedmiotu,
jeśli nie będziesz chodził na zajęcia!
33
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
„gąszcz pocałunków”, zaklęła pod nosem. Ciągnąc niedbale
swoją torbę energicznym krokiem zmierzała ku swojej samotni.
Mijając kolejną zakochaną parę postanowiła uśmierzyć ból duszy
i dokończyć zaczętą poprzedniego wieczoru butelkę wina.
34
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Pani Francis Avery, tak? – Ponowił pytanie, gdy nie uzyskał
odpowiedzi na uprzednio zadane.
W geście potwierdzenia skinęła tylko głową. Dopiero
wtedy siedzący na schodach mężczyzna uznał za stosowne
wyjaśnić:
- Pani Avery, w sąsiedztwie popełniono przestępstwo.
Prowadzę dochodzenie. Jestem detektyw Malloy.
Wprawnym ruchem zaprezentował policyjną legitymację
z odznaką, a Frannie zmrużyła nieufnie oczy.
- Skąd mam wiedzieć czy jest prawdziwa? – Zapytała,
po czym z intencją pozbycia się niechcianego gościa
zaproponowała:
- Jeśli to nic pilnego to proszę przyjść kiedy indziej…
-Zajmę Pani tylko chwilę. – Upierał się wpatrzony w nią
z wyrazem determinacji na twarzy.
35
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
W końcu Frannie odbezpieczyła drzwi i gestem zaprosiła
policjanta do środka.
- Mogę u Pani palić?
- Nie w moim mieszkaniu. – Odparła Frannie odczuwając
marną satysfakcję, że chociaż w tym zakresie może postawić
na swoim.
36
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Pani kogoś obcego kręcącego się w okolicy? – I zakreślił
w powietrzu krąg znowu wskazując długopisem za okno.
37
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
zwrócić na siebie uwagę. W mieście takim, jak Nowy Jork mało,
kto uważał to za niewłaściwie. Niektórzy słusznie domyślali się,
że zachowanie Johna jest wyrazem wielu skrywanych
kompleksów. John i Frannie poznali się przypadkowo rok
wcześniej, na przedświątecznym przyjęciu „Sztuka ofiarowania”.
Charytatywna impreza zgromadziła nadętych ludzi z szeroko
pojętej branży kultury, sztuki i literatury. Wszyscy zaproszeni
goście rościli sobie prawo do nazywania się artystą przez duże
„A” lub mecenasem sztuki. W rzeczywistości roiło się tu
od zwykłych biznesmenów dobijających interesy, wyrabiających
sobie układy i załatwiających swoje szemrane sprawy.
38
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Frannie z założenia gardziła takimi uroczystościami.
Szybko zorientowała się, że pośród zaproszonych gości
nie ma osób, które z dobroci serca chciałyby wspomóc młodych
pisarzy stawiających pierwsze kroki na drodze literackiej kariery.
Z żalem stwierdziła, że przekazywanie nielegalnie zarobionych
pieniędzy na cele charytatywne nazywano „Sztuką ofiarowania”.
Rozczarowana postawą darczyńców wycofała się pod ścianę
wielkich przegranych tego przyjęcia. Oprócz niej pod ścianą,
wyklęty z towarzyskiego kręgu stał także John Graham. Zaczęli
wymieniać pełnie ironii i złośliwości uwagi na temat
zgromadzonych gości. Prześcigali się w wymyślaniu epitetów
i obraźliwych określeń dotyczących każdego, z którym zamienili
choćby słowo. Urządzając sobie lożę szyderców zaczęli
się świetnie bawić we własnym towarzystwie. Po piętnastu
minutach Frannie i John wyszli z charytatywnego przyjęcia,
by kontynuować wieczór w pobliskim barze. Parę godzin później
nieco wstawiona Francis Avery po raz pierwszy zaprosiła Johna
Grahama do swojego mieszkania.
39
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
radykalna zmiana. Zorientowała się, że John nie tylko przechodzi
kryzys, ale ma także poważne problemy psychiczne. Nie chciała
pełnić roli dobrej samarytanki, która jest podporą słabego
mężczyzny. John musiał stanąć na nogi na własną rękę i zaczął
zażywać antydepresanty. Jego skrajnie neurotyczne zachowanie
zdradzało, że przerasta go jako takie życie i wielogodzinne dyżury
w szpitalu. Dodatkowym źródłem frustracji było to, co czuł,
a czego Frannie bynajmniej nie odwzajemniała. Zamroczony
namiętnością John znalazł się na skraju obłędu. Pewnego
wieczoru stracił panowanie nad sobą i Frannie ostatecznie
postanowiła zakończyć tę znajomość. Zaczął ją szantażować,
że się zabije, a ona będzie musiała żyć z tym brzemieniem
do końca swoich dni. Podając mu nóż szybko udowodniła, że tych
gróźb nie spełni. Upokorzony wyszedł, ale Frannie wiedziała,
że John tak łatwo nie odpuści. Coś jej mówiło, że jeszcze
go zobaczy. Unikała go jak tylko mogła, ale i tak nie zdołała
pozbyć się nieprzyjemnego uczucia, że John ciągle ją obserwuje.
40
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Malloy przez dłuższą chwilę patrzył na nią uważnym
spojrzeniem, jakby wahał się i zastanawiał się nad odpowiedzią.
Pod wpływem jego przenikliwego wzroku Frannie opuściła głowę.
Malloy wpatrując się w jej twarz zaczął powoli mówić.
- Młoda kobieta, lat 26, aktorka, na pół etatu pracowała
w kasynie. Ostatni raz widziano ją w tym barze za rogiem. Została
zgwałcona, zabita, a potem…poćwiartowana. Zabójca wyrzucił jej
głowę w plastikowej torbie na tej posesji.
I robiąc krótką pauzę, by zdążyła przetrawić podaną
informację zapytał:
- Gdzie Pani była wczoraj w nocy?
- Po..poćwiartowana? O mój Boże… Byłam w domu.
-O której? – Dociekał Malloy zapisując coś w notesie.
♠
Mt.Blanc – marka ekskluzywnych materiałów piśmienniczych.
41
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
bała się, że złapie ją na kłamstwie. Policjant rozejrzał się
po pokoju i jego uwagę przykuło biurko. Wskazał długopisem
na tablicę zapełnioną niezliczoną ilością karteczek ze słowami,
cytatami i poezją.
-Co to jest? Jest Pani pisarką?
- Uhmm…- Znowu skinęła głową.
- To hobby, czy praca? – Utkwił w niej przenikliwe oczy.
- Pasja. – Odparła i usłyszała jego głos.
- „Chcę zrobić z Tobą to, co dotyk wiosny czyni z wiśniowym
drzewkiem."♠
♠
Fragment wiersza „Every Day You Play” Pablo Nerudy - chilijskiego poety
i laureata literackiej Nagrody Nobla, w 1971r.
42
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Uhmm…Pani Avery, to tyle…na razie. Gdyby Pani
coś sobie przypomniała…
Podchodząc do niej wygrzebał z kieszeni portfel
i wręczając jej wizytówkę ponownie odsłonił nadgarstek
z tatuażem. Frannie opuściła wzrok i skrzyżowała ręce na piersi.
Przez chwilę czekał niepewny czy wyciągnie rękę i weźmie
wizytówkę. Nie doczekał się i położył ją na blacie biurka.
Wychodząc z mieszkania nieoczekiwanie zapytał:
- Czy ja skądś Panią znam?
Przełknęła głośno ślinę i patrząc przed siebie odparła
udając swobodny ton:
- Nie dziwi mnie to. Wszyscy mi to mówią. Mam taki rodzaj
urody.
Ale, gdy tylko trzasnęły zamykane drzwi Frannie zadrżała.
43
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
może mieć taki tatuaż. Myśl o nawiązaniu bliższej znajomości
z tym mężczyzną przerażała ją. Nowym odkryciem dla niej samej
było to, że… jednocześnie pragnęła się bać. Chciała zamroczona
namiętnością spalić się jak ćma w ogniu Malloya. Wyobraziła sobie
jak uprawiając z nią wyuzdany seks władczo zagarnia jej włosy.
Rozgrzana winem i rozpalona pragnieniem przesunęła krawędzią
wizytówki Malloya po ustach, gładząc koniuszkiem palca nadruk
„Porucznik, Detektyw James Malloy”. Wyobraziła sobie gąszcz
jego pocałunków na szyi i ustach. Nalała kolejny kieliszek
czerwonego wina, a potem jeszcze jeden pozwalając, by jej myśli
krążyły wokół przystojnego detektywa. Tej nocy erotyczne
wyobrażenia Frannie o seksie z Malloyem eksplodowały
intensywnym orgazmem w samotni jej mieszkania.
44
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Rozdział III
„Now, thinking back, Go the course of my passion,
I was like one blind, Unafraid of the dark”.
46
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- To ma być kurwa kawa? – wybuchnął nagle Malloy
– Proszę Cię o kawę, a Ty mi przynosisz połowę? Co do cholery,
wychlałeś ją po drodze?
- Co Ty pierdolisz? Idź, odnieś jak Ci nie pasuje. Po prostu
nalali pół kubka… - Bronił się ten drugi.
- Ile to zajmie? – Wtrąciła Frannie zniecierpliwiona, że musi
wysłuchiwać tego bełkotu.
Latynos odwrócił się przez prawe ramię i zaskoczony jej
obecnością znieruchomiał. Rzucił spojrzenie na Frannie, potem
na Malloya i zapytał grubiańsko:
-Co?
- Pytałam ile to potrwa? – Powtórzyła pytanie tym razem
wyraźnie adresując je do Malloya.
-Dokąd się Pani spieszy?? – Zapytał dociekliwie Malloy
i widząc jej lodowate oczy dokonał prezentacji:
- Pani Avery. Francis Avery. – Posłał jej przenikliwe
spojrzenie i wskazał niedbale ręką. - A to mój partner detektyw
Ricardo Rodriguez.
Przedstawieni kiwnęli sobie głową, lecz żadne z nich
nie uśmiechnęło się w geście uprzejmości.
Rodriguez uruchomił silnik auta i ruszył z miejsca
wystawiając policyjnego koguta za szybę. Spojrzał we wsteczne
lusterko i zagadnął nieoczekiwanie przyjaznym tonem:
- Jak się Pani miewa? – i nie czekając na odpowiedź dodał:
- Dokąd się Pani spieszy?
- Do przyjaciółki.
Malloy milczał pozwalając, by Rodriguez prowadził
konwersację.
- Proszę się nie martwić. Podrzucimy Panią. Gdzie to jest?
– Świdrował ją wzrokiem we wstecznym lusterku.
- Róg Canal Street, a East Broadway.
47
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Frannie siedziała niezadowolona i wpatrywała się w okno.
W zasadzie uprowadzono ją sprzed własnego domu. Tymczasem
Malloy nie zważając w ogóle na Frannie skierował pytanie
bezpośrednio do swojego partnera:
- Znaleźli już odciski palców?
-Czym się Pani zajmuje? – Zapytał Rodriguez ignorując
z kolei Malloya.
-Uczę. – Odpowiedziała krótko w nadziei, że to zniechęci
rozmownego policjanta, lecz ten dopytywał się dalej:
-Czego Pani uczy? – Dopytywał się dalej Rodriguez.
Malloy posłał partnerowi ponure spojrzenie.
- Uczę literatury. – Odparła nieco pretensjonalnym tonem.
-Och tak, naprawdę? A wie Pani, co to jest Przesmyk?
-Co ty chrzanisz? – Wyjąkał Malloy obrzucając Rodrigueza
pogardliwym spojrzeniem, który nie czekając na odpowiedź
Frannie kontynuował:
-Pani Przesmyk to mój jebany szczęśliwy dzień♠.
– Roześmiał się samotnie, bo Frannie siedziała osłupiała na tylnim
siedzeniu, a Malloy wyglądał jakby zaraz miał eksplodować.
- Ricci, pytałem czy sprawdziłeś odciski palców
w laboratorium?
- Taa…
- I? – Malloy zacisnął szczęki i wbił wzrok w Rodrigueza.
- I nic. – Wzruszył ramionami Rodriguez.
Przez chwilę w samochodzie panowała nieznośna cisza.
Przerwał ją Malloy odwracając się przez ramię do Frannie:
- Pani Avery, zaszły nowe okoliczności i chcielibyśmy,
aby złożyła Pani zeznania…
-W jakim charakterze? Chyba nie jestem oskarżona?
♠
gra słów, Przesmyk (Isthmus) w slangu nowojorskim odnosi się do waginy,
pochwy, tu w znaczeniu wulgarnym - dziura.
48
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Malloy ją zignorował, a Rodriguez rzucił rozbawione
spojrzenie w lusterko.
-Barman w pubie „Czerwony Żółw” zeznał, że była tam
Pani w czwartek wieczorem.
- Och…widocznie ma dobrą pamięć…
–No nie do końca… - I na potwierdzenie Malloy wyciągnął
rękę i pokazał paragon z podpisem Frannie. Wtedy kolejny
raz obnażył nadgarstek z tatuażem.
- Wygląda znajomo?
Nie czekając na odpowiedź schował rachunek do teczki.
O tak, wygląda bardzo znajomo pomyślała i nieco zmieszana
wyjąkała:
- Nie rozumiem…
-Czego Pani nie rozumie? – Wtrącił Rodriguez.
- Nie rozumiem, co to ma wspólnego z…
Malloy pośpieszył z wyjaśnieniem.
-Już tłumaczę. Mamy niepotwierdzoną informację, że tego
wieczoru w pubie była także Angela Sands…ta zamordowana
dziewczyna. Mam…- i poprawiając się dodał z naciskiem - Mamy
nadzieję, że Pani coś widziała, tylko musi sobie przypomnieć.
49
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
-Pani Avery…umawia się Pani z uczniami? – zapytał
Rodriguez posyłając jej dwuznaczne spojrzenie w lusterku
– Jak się nazywa ten student?
- Cornellius Webb.
Malloy wyciągnął notatnik i zaczął zamaszyście pisać.
Frannie z uwagą przyjrzała się tej czynności. Lubiła obserwować
jego dłoń, gdy notował.
- Cornellius…Webb. Jak się to pisze? Przez dwa „be” ?
- Tak, Wu, e, be, be. – Przeliterowała Frannie.
-Była Pani cały czas na sali głównej? – Rzucił od niechcenia
Rodriguez posyłając jej przenikliwe spojrzenie w lusterku.
-Tak, byłam tam krótko, wypiłam kawę i zaraz potem
wyszłam. – Odparła starając się, żeby zabrzmiało to wiarygodnie.
- Na pewno?
-Czyż nie tak powiedziałam? – Uniosła brwi patrząc
mu prosto w oczy. Mistrzyni wymijających odpowiedzi.
Malloy przez chwilę przyglądał się z boku swojemu
partnerowi, po czym wyciągnął jakąś teczkę z dokumentami.
-Widziała Pani tamtej nocy dziewczynę, lat 26, niewysoka,
brązowe włosy…Raczej ładna. Dobrze mówię? – Skierował
ostatnie pytanie do Rodrigueza.
- Co?
- Była ładna, mam rację?
- Skąd kurwa mam wiedzieć? – wzdrygnął ramionami
Rodriguez – Pokaż lepiej zdjęcia.
50
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Na kolanach Frannie wylądowało pierwsze zdjęcie. Duży
format szczegółowo przedstawiał ogólną sylwetkę ciała kobiety
leżącej na lewym boku w ogromnej kałuży krwi. Zwłoki
pozbawione były głowy. Malloy obrócił się na siedzeniu bacznie
obserwując reakcję Frannie. Jego twarz wyrażała troskę
zmieszaną odrobiną detektywistycznej ciekawości. Frannie
oglądając zdjęcia nie mogła pozbyć się uczucia, że w lusterku
obserwuje ją kolejna para oczu. Malloy po chwili podał jej
następne zdjęcie. Fotografia przedstawiała głowę zamordowanej.
Porcelanowa twarz
i rozwarte szeroko z przerażenia oczy kontrastowały z brązowymi
półdługimi, posklejanym przez krew kosmykami włosów. Frannie
szybko odsunęła zdjęcia oddając je Malloyowi. Zapytał krótko:
- Poznaje ją Pani?
- Nie, nie widziałam jej. – Odchrząknęła kryjąc nadmiar
emocji.
Malloy przeszywając ją zagadkowym wzrokiem smętnie
powiedział:
- Może sobie Pani coś przypomni…
Frannie z ulgą stwierdziła, że Rodriguez podjechał na róg
skrzyżowania East Broadway z Canal Street i zahamował
gwałtownie. Malloy wyskoczył z samochodu i uderzając w drzwi
pięścią otworzył je przed Frannie. Pomógł jej wysiąść i zapytał:
- Wszystko w porządku?
- Tak, chyba tak…
Już miała tak po prostu pożegnać się i odejść, gdy Malloy
zastąpił jej drogę i włożył nonszalancko ręce do kieszeni spodni.
-Nie mogę Ciebie rozgryźć...
- Rozgryźć?
- No wiesz, co mam na myśli. Może byśmy porozmawiali?
-Mam przyjść na komisariat? Ja naprawdę nic nie
pamiętam.
51
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
-Nie…nie to miałem na myśli. Może pójdziemy na drinka?
Mój kuzyn pracuje w barze przy Sheridan Square. Całkiem miłe
miejsce. Zdaje się, że przychodzi tam wielu pisarzy. Pomyślałem,
że może miałabyś ochotę…- Ciągnął jednym tchem w obawie,
że mu nagle przerwie.
- Teraz?
-Nie, teraz nie mogę. Istne wariactwo w komisariacie…
W tym samym momencie Rodriguez wychylił się przez
okno samochodu i rechocząc zrobił użytek ze swojego pistoletu
na wodę. Na garnitur Malloya poleciała strużka wody.
-Co do kur….?! Ricci...Popieprzyło Cię?! – I zwracając
się do Frannie oznajmił:
- Przyjadę po Ciebie około osiemnastej.
Bransoletka
52
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
-To takie upokarzające…. – wyjęczała Paulinne
- Jego recepcjonistka zadzwoniła do mnie żeby odwołać moją
wizytę. Chciałam umówić kolejną, ale… – i parodiując głos
recepcjonistki ciągnęła dalej: – Ta głupia krowa powiedziała
„Pan Colloney prosił przekazać, że będzie bardzo zajęty”…
i żebym poszukała innego lekarza. Więc poszłam tam… - Słowa
ugrzęzły Paulinne w gardle.
- Skarbie… - Frannie spojrzała na przyjaciółkę z bólem
w oczach.
-Co miałam zrobić? Nie chciałam go stracić. W gabinecie
go nie było. Pojechałam do domu i zobaczyłam jak wychodzi
z żoną i dziećmi. Wkurzył się i powiedział, że nie chce mnie więcej
widzieć.
- Nie płacz już. - Frannie stojąc nad nią przytuliła jej głowę
do swojego ciała.
Paulinne podniosła się leniwie i z chytrym uśmieszkiem
na twarzy podeszła do lodówki mówiąc:
-Wiesz, co zrobiłam? Poszłam za jego żoną do pralni…
– Urwała i pijąc mleko prosto z butelki spojrzała przepraszająco
na przyjaciółkę.
- No i…?
-…i odebrałam jej garsonkę. - Podeszła do szafy,
by wyciągnąć i zademonstrować zafoliowane ubranie na wieszaku
z metką pralni chemicznej.
-Paulinne oszalałaś?! Dlaczego to zrobiłaś? – Zapytała
Frannie oglądając jej zdobycz z niedowierzaniem.
-Nie wiem. Nie miałam nic do stracenia. Rob i tak nie chce
mnie widzieć…- A ponieważ jej głos zadrżał płaczliwie położyła
się na sofie kładąc głowę na kolanach przyjaciółki.
53
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
przed typami pokroju doktora Colloneya. W radio Annie Lenox
śpiewała „Nie chcę czekać na próżno na Twoją miłość”♠.
Przyjaciółki siedziały w milczeniu wsłuchane w rozbrzmiewające
z głośnika słowa. Gładząc proste, brązowe włosy Paulinne,
Frannie wyrecytowała:
***
Żyjesz nieświadomością, Poetko Miłości,
Człowieku nieszczęśliwy, Co chory na duszy
i sercem zmęczonym miłością,
Czcisz ducha życia nieświadomego,
W drzewie i chwaście.
Niegroźny szaleniec.♠
***
- Niegroźny szaleniec. Tak, to właśnie ja. - Westchnęła
Paulinne.
- Paulinne…czy wyobrażałaś sobie kiedyś seks?
- Nie rozumiem?
-No…możesz wyobrażać sobie seks zamiast umawiać
się z klientami na wizyty. Nie musisz tego robić naprawdę. Możesz
sobie wyobrażać…
- Nie…to nie dla mnie. To musi być takie nudne…
– Paulinne wydęła usta - Oczywiście staram się powstrzymać,
ale co zrobić…kiedy na widok facetów czuję się taka pobudzona.
Lubię się czuć jak kotka w rui. Powinnaś też tego spróbować.
- Ile miałaś wizyt?
-W zeszłym tygodniu…- Paulinne musiała chwilę
się zastanowić i policzyć szybko w myślach – Jedenaście.
-Nie jesteś tym zmęczona? – Frannie pogładziła
ją po włosach w nadziei, że usłyszy ciche tak. Zamiast tego
Paulinne przycisnęła swój policzek jeszcze mocniej do sukienki
♠
ang. I don’t wanna wait In vain for your love
♠
autor nieznany
54
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Frannie i objęła ramionami kolana przyjaciółki ukrywając
łzy wyciśnięte niczym sok z cytryny.
-Chodź, zatańczmy. – Zaproponowała Frannie i pociągnęła
Paulinne za rękę. Kołysały się przez chwilę trzymając się za ręce
i śpiewając razem z Annie Lenox „Pukam do twych drzwi od trzech
lat, wciąż mogę na Ciebie czekać, Kochany to jest szaleństwo,
Chcę wiedzieć już teraz czy kiedyś mnie wpuścisz…”.
55
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- No to jest chyba jedyna rzecz, której sama nie mogę
zrobić…
-I mężczyznę. Powinnaś mieć także mężczyznę!
56
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Tuż przed osiemnastą Frannie ubrana w zwiewną sukienkę
i czerwone pantofle czekała przed domem na chodniku. Łagodny
wiatr poruszał falbankami sukienki i delikatnie rozwiewał
jej włosy. Przymrużyła oczy czując przyjemne dreszcze na szyi.
Wyglądała na spokojną i zrelaksowaną i absolutnie nie zdawała
sobie sprawy, że jest obserwowana. Malloy siedział w policyjnym
wozie i przyglądał jej się z daleka majstrując wstecznym
lusterkiem. Dłuższą chwilę przygryzał wargi i nie spuszczał z niej
wzroku. Gdy nagle podeszła do bramy wystraszył się, że zmieniła
zdanie. Czarna mazda ruszyła gwałtownie i przy wtórze
policyjnego koguta zatrzymała się z piskiem opon tuż przed nią.
57
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Cały czas się zastanawiam…może jednak coś widziałaś
w „Czerwonym Żółwiu”? Wiesz…są rzeczy, które na pozór
wydają się nieważne, a dla dochodzenia mogłyby mieć duże
znaczenie…Na przykład ten student, wyszedł z Tobą?
- Właściwie to nie…Cornellius wyszedł przede mną.
- To trochę dziwne, że zostawił Cię samą. Pokłóciliście się?
– Zapalił papierosa w oczekiwaniu na jej odpowiedź.
- Dziwne? Dlaczego? Po prostu wyszedł i tyle.
Zastanawiała się, dlaczego Malloy tak pomyślał, dopóki
nie zapytał wprost:
- Nie jest twoim chłopakiem?
- Nie. Nie jest moim chłopakiem. – Uśmiechnęła się.
- A myślisz, że interesuje go ćwiartowanie martwych
kobiet?
- Nic mi o tym nie wiadomo. – Roześmiała się.
- A powiedz mi…czy istnieje jakiś…Pan Avery? – Malloy
drążył dalej.
58
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Ach, to? No cóż… – spojrzał na nią rozbawiony, po czym
zgasił uśmiech i całkiem poważnie wyznał – Należę do klubu.
Tajnego klubu.
- A ilu członków liczy ten klub?
- Niewielu. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
- Wszystko.
- Mieszkam z byłą żoną. Odpowiadam tak na wszelki
wypadek, bo i tak byś o to zapytała.
Malloy chwycił szklankę z drinkiem w geście wznoszonego
toastu, za to, że rozpracował siedzącą przed nim kobietę.
Uśmiechnął się szeroko i wypił do dna.
- Rozwiodłeś się?
- Taaa…ale wróciłem do nich pięć lat temu. Mieszkam
z nimi, choć nie żyję z żoną, byłą żoną od wielu lat. Po rozwodzie,
przez rok mieszkałem z matką w Washington Hights. Wyobrażasz
sobie? Rozwodnik mieszkający z matką – to dopiero było
upokarzające. Nie mówiąc o umawianiu się z kobietami. Nigdy
nie zaproponowałem kobiecie „Może pójdziemy do mnie?”.
Zawsze lądowaliśmy u niej, a ja grzecznie znikałem o świcie.
- Tak, dlaczego?
- Wiesz, co myślę? Kobiety wcale nie chcą budzić się koło
faceta. Poznajesz laskę, idziecie do niej, uprawiacie seks, a potem
widzisz na jej twarzy coś w rodzaju „Kiedy on sobie pójdzie?
Nie chcę żeby zobaczył mnie bez makijażu.” Szczerze mówiąc
mi to zawsze pasowało. Też nie wyobrażam sobie przedpołudnia
z kobietą poznaną parę godzin wcześniej. Pójście do łóżka
to jedno, ale śniadanie i takie tam to zupełnie coś innego.
Więc znikam przed świtem. Unikamy kłopotliwej sytuacji. Ona jest
zadowolona. Ja jestem zadowolony. Wszyscy są szczęśliwi.
- Dziwne…
- Co jest dziwne? Dziwne byłoby to, gdybym nadal mieszkał
ze swoją matką. I gdybym musiał odwiedzać swoje własne
59
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
dzieciaki jak wujek. Nie chciałem do tego dopuścić. Dlatego
wróciłem do nich. Chłopaki widzą we mnie bohatera…no wiesz
tata - policjant jest dla gówniarzy bohaterem. Nie mogę ich
rozczarować…Staram się uczestniczyć w życiu rodzinnym,
ale jeśli chodzi o małżeństwo…to żyję jakby obok.
60
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Frannie zaniemówiła nie wiedząc, co powinna powiedzieć.
Do tej pory żaden mężczyzna w ten sposób do niej nie mówił.
Nikt tak otwarcie nie proponował jej seksu. Spodobało jej się to,
ale odsunęła się i głośno przełknęła ślinę. Pragnęła każdej
z wymienionym przez Malloya rzeczy. Czuła jednak, jak w jej
wnętrzu zapala się lampka ostrzegawcza za każdym razem,
gdy o tym myśli. Przez moment między nimi zapanowało napięcie.
Frannie zmieniając przebieg rozmowy zapytała:
-Dlaczego twój przyjaciel nosi pistolet na wodę?
61
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
-Faktycznie, nie mogę sobie wyobrazić lepszego powodu,
by zabić żonę. – Skomentowała z ironią.
Malloy spojrzał na nią poważnym wzrokiem i odparł:
-Ricci nie jest zabójcą kobiet. Chciał ją tylko przestraszyć.
Musisz wiedzieć, że ten puchar był nagrodą gubernatora San Juan
dla Policjanta Roku. Dla niego puchar był bezcenny…auto jest
zabytkowe. Teraz wiesz o czym mówię? - Dopił drinka i zamówił
kolejne dwa, gin z tonikiem dla niej i burbon z colą dla niego.
-Co było dalej?
♠
O wilku mowa, a wilk tuż, tuż.
62
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
-Nie zupełnie. Nie oddali mi broni. – Rzucił zamawiając
podwójny burbon dla siebie i Malloya.
- Witam. – Zwróciła się do Rodrigueza Frannie.
♠
IA (Internal affairs) – Wydział Spraw Wewnętrznych w Policji
63
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Rodriguez połknął haczyk.
-Malloy mówił, że lubisz grube laski, więc pomyślałam,
że pieprząc je okazujesz im szacunek, wspaniałomyślność
i współczucie.
Ricci wyglądał na zaskoczonego, po czym na jego twarzy
pojawił się krzywy uśmieszek. Pochylił się ku Malloyowi i zapytał:
- Powiedziałeś jej?
- Ta, dlaczego nie? Przecież to prawda. Lubisz grube laski,
nie?
- Tak, lubię grube laski i co z tego? Lubię kobiety. Zobacz,
ta też jest niezła. – Rodriguez wskazał na czarnoskórą
dziewczynę, która samotnie pijąc drinka wabiła ich wzrokiem.
Frannie wyczytała z ich twarzy pożądanie i ochotę na seks.
Mężczyźni przyglądali się uwodzicielce w milczeniu zaciągając
się cygarami, po czym Rodriguez powiedział:
-Stary wszystko, czego potrzebuje facet to cycki, szparka
i bicie serca.
-Gadanie…tobie nie są potrzebne cycki. – Malloy roześmiał
się gardłowo.
-Tak? A Tobie nawet nie jest potrzebne bicie serca.
64
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
rozglądnęła się szukając taksówki. Po kilku nieudanych próbach
wciągnęła głośno rześkie powietrze i ruszyła przed siebie mimo
gęstej mżawki. Pośród opustoszałych budynków stukające obcasy
jej butów dudniły jak pułk wojska. Powstałe po deszczu kałuże
zmuszały ją do wykonywania karkołomnego slalomu
na dziesięciocentymetrowych szpilkach. Dwukrotnie
nie zauważyła przejeżdżającej tuż obok pustej taksówki.
Nieco oszołomiona procentami alkoholu nie zwracała uwagi
na przemoczone buty i mokre od deszczu włosy. Rozczarowana,
że nie spędzi tej nocy z Malloyem straciła instynkt
samozachowawczy. Brnęła samotnie ciemnymi i wymarłymi
ulicami. W tym niebezpiecznym spacerze towarzyszył jej kot
– przybłęda idący tuż za nią. Frannie zupełnie nie zdawała sobie
sprawy, że ktoś jeszcze podąża jej śladem.
65
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Rozdział IV
„How long I have waited
Waited just to love you
Now that I have found you.”
67
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
dwie szklanki, wino, a z szuflady korkociąg. Wyglądał tak, jakby
za chwilę miał zamiar roztrzaskać butelkę w drobny mak
o posadzkę kuchni. Ściągnął marynarkę i rzucił niedbale
na oparcie krzesła. Przygotowując się do ostatecznej walki
z butelką wina zakasał wysoko rękawy koszuli. Mocując się przez
kilka sekund odkorkował ją. Wraz z plasknięciem otwieranej
butelki napięcie na jego twarzy minęło. Nalał purpurowego płynu
do dwóch szklanek wina i w końcu usiadł na blacie potrącając
głową nisko zawieszoną nad stołem lampę. Zakołysała się kryjąc
jego twarz w półcieniu. Frannie wychodząc z łazienki zobaczyła
Malloya w tej pozycji i poczuła jak budzą się w niej ukryte
pragnienia. Malloy przechylił z zaciekawieniem głowę i obrzucił
badawczym spojrzeniem:
- No…od razu lepiej. – Powiedział uznając jej rumieniec
za dobroczynny efekt rozgrzewającej kąpieli. Przysunął jej krzesło
i rozkazał podając jej szklankę wypełnioną ciemnoczerwonym
winem.
- Siadaj. Opowiedz mi wszystko. Od początku.
- Ja…szłam…on…- zaczęła bez ładu i składu, po czym
nagle zapytała – Powiesz mi jak zamordowano tamtą dziewczynę?
- Angelę Sands? – odgadując jej obawę Malloy dodał
- Daj spokój. Nie sądzę, że facet, który Cię napadł to ten sam
morderca. – Powiedział to z takim przekonaniem, że uwierzyła.
Malloy pociągnął łyk wina i mówił dalej:
- Ricci twierdzi, że tamten facet zabił tylko raz i więcej tego
nie zrobi. Mówi, że nie złapiemy go bez dobrych dowodów.
Ale ja twierdzę inaczej. W tej sprawie jest coś, co nie daje
mi spokoju…Sam nie wiem, ale coś mi nie pasuje…
Spojrzał na nią i zobaczył, że bawi się szklanką wina.
-Hej, Frannie jak się czujesz?
Frannie bała się, że zamiast głosu wydobędzie się z niej
żałosny jęk przerażenia, więc znowu tylko kiwnęła głową
68
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
i wychyliła szklankę wina. Chciała ugasić pragnienie, czymkolwiek
ono było.
-Słuchaj…mówię Ci ten facet nie był mordercą. Nie wolno
Ci myśleć, że mogłaś zginąć. Wziął tylko Twój portfel
i klucze…najlepiej jutro wymień zamek w drzwiach. - Przerwał
widząc jak oczy Frannie zaszkliły się od powstrzymywanych łez.
- Chłopaki patrolują dzielnicę. Napij się jeszcze, to Ci dobrze zrobi.
- Opowiedz mi jak to się stało…z tą dziewczyną. – Zapytała
łapiąc powietrze jak astmatyk.
69
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Przyglądał jej się przez chwilę badając jej reakcję. Zaciągnął
się głęboko papierosem, powoli wypuścił ustami gęsty dym
i kontynuował makabryczną opowieść:
– Dziewczyna walczyła. Powyrywał jej całe kosmyki
włosów, gdy jeszcze żyła. Wiedziała, co ją czeka – zrobił krótką
przerwę, by znowu wypełnić płuca dymem i wyliczał dalej:
- Poderżnął jej gardło, naciął dookoła szyję, odciął język, przeciął
tchawicę i potem krtań. Dostał się, aż do kręgosłupa
– gestykulował dłonią pokazując miejsce na karku. – W końcu
odciął jej głowę, którą wyrzucił w foliowej siatce na twoim
śmietniku. Po śmierci brutalnie ją zgwałcił…używając metalowej
rurki i…rozbitej butelki. – Zaciągnął się głęboko nikotyną, jakby
z ulgą. – Gdyby nie odciął jej głowy, dziewczyna i tak by nie
przeżyła...Sukinsyn porozrywał jej wszystkie wnętrzności. Facet
musi się znać na rzeczy, dlatego uważam, że ten jebany psychol
jeszcze raz zabije.
Zobaczył, jak Frannie kuli się na swoim krześle,
gdy wypowiedział ostatnie zdanie. Zgasił papierosa i po chwili
milczenia powiedział:
- Frann… no dalej…opowiedz – łagodnie poprosił i dodał.
– Albo nie. Pokaż mi. – I gasząc papierosa wstał ze stołu.
Zaskoczona propozycją Malloya siedziała jeszcze przez
chwilę na miejscu mrugając powiekami.
-Zaszedł Cię z tyłu? Wyskoczył z boku? – Zagadywał
zmuszając Frannie do jakiejkolwiek reakcji.
Po chwili wahania stanęła koło niego. Przestrzeń kuchni
stała się nagle zbyt ciasna.
-Tak…zaszedł mnie od tyłu. – Powiedziała odwracając
się do Malloya plecami.
- Z prawej strony? Czy z lewej?
- Nie wiem…
70
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Z lewej? – Zapytał jednocześnie zarzucając swoje ramię
na jej szyi.
Drgnęła zaniepokojona bliskością Malloya i niepewna
pokręciła głową.
- A więc musiała być to prawa strona. – Wywnioskował
i powtórzył gest zaciskając na jej szyi prawe ramię.
Frannie przytaknęła głową i znieruchomiała. Przez jej ciało
przeszedł dreszcz. Malloy natychmiast to wyczuł. Po chwili
bezruchu zanurzył twarz w jej włosach, rozgarniając je, aż do
nagiej skóry karku. Omiatając gorącym oddechem jej ciało dotarł
aż do spojenia tam, gdzie szyja łączy się z płatkami uszu.
Wyszeptał:
-Ciii...Frannie nie skrzywdzę Cię. – Jego głos brzmiał
ochryple, gdy prawe przedramię przyciągnęło jej ciało bliżej
niego.
71
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Malloy jednak wziął ją tylko za rękę i poprowadził prosto
do sypialni. Zdecydowanym szarpnięciem zrzucił kapę wraz
ze wszystkimi książkami leżącymi na łóżku Frannie. Odwrócił
się do niej i przeczesując jej wilgotne włosy szeroko
rozstawionymi palcami przyciągnął jej głowę do swoich ust.
Oczekiwała, że zaczną się całować. Jednak Malloy delikatnie
przesunął tylko koniuszkiem języka przez rozciętą skroń.
-Rozbierz się. – Poprosił wydychając powietrze w jej usta.
72
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
palce na fałdzie pościeli. Choć po chwili była wilgotna i gotowa,
by przyjąć jego męskość on odwlekał ten moment pieszcząc
ją coraz śmielej językiem.
- O …tak Frann...właśnie tak…
73
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Starsza kobieta, powiadasz? – Powtórzył za nią drapiąc
się po nagim torsie.
Po jego twarzy można było rozpoznać, że przywołuje
w pamięci odległe wspomnienia. W końcu przyznał:
- Taaaak. To była kobieta od kurczaków.
-Kobieta od kurczaków?! – Frannie z trudem
powstrzymywała się od śmiechu.
- A co znasz ją? – Zapytał rozbawiony jej reakcją, po czym
rozpoczął swoją opowieść: – Jako nastolatek byłem dostawcą
żarcia w bistro „Wesoły Kurczak”. Przywiozłem jej zamówienie
skuterem. Było gorąco jak cholera. Zaprosiła mnie do kuchni i dała
wodę, a potem złapała mnie za krocze i spytała „Przyjemnie?”.
Ja na to „Tak”. Ona, „a byłeś już z kobietą”. Natychmiast
odpowiedziałem: „Taa…to znaczy nie”. Więc ona zaciągnęła mnie
do sypialni. Była dojrzałą kobietą z bujnym biustem, a łono miała
tak owłosione, jak wszystkie latynoski. Ja się zabieram
od razu do rzeczy, a wtedy ona pyta mi się „Całowałeś kiedyś tam
na dole kobietę?”. Ja na to, że nie. No i właśnie mniej więcej
wtedy pokazała mi jak to się robi.
74
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
nie starając się kontrolować doznań. Jeśli się tak dzieje to kobieta
daje największą satysfakcję mężczyźnie. – Pocałował Frannie
w nagie ramię i nieoczekiwanie wyznał: – Przypominasz mi ją,
Frannie…
Latarnia
75
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- W „Czerwonym Żółwiu”…Nie jestem pewna czy mnie
wtedy widziałeś, ale za to ja widziałam Ciebie. Z dziewczyną.
Robiła Ci loda, a ja się przyglądałam w ukryciu. Wydaje mi się,
że wtedy mogłeś mnie zauważyć…
- Czekaj…czekaj…mówisz, że przyglądałaś się jak laska
robi facetowi loda? No…no …Frannie? - Spojrzał na nią
z niedowierzaniem i pokręcił zaskoczony głową, że jednak jeszcze
nie rozgryzł siedzącej przed nim kobiety.
Zapytał z przylepionym do twarzy lubieżnym uśmiechem.
- Frannie…lubisz sobie popatrzeć?
-No…patrzyłam - spuściła niewinnie oczy - Byłeś w tej
piwnicy z dziewczyną. Jak możesz nie pamiętać? Miała niebieską
sukienkę i paznokcie… takie niebieskie z diamencikami. Robiła
Ci…no wiesz…widziałam twój…
76
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- W zasadzie to nie, ale ten facet miał … - wskazała
na nadgarstek.
Jednak Malloy wiązał sznurowadła przy butach i skupiony
na tej czynności wcale na nią nie patrzył. Przerwał
jej bezceremonialnie:
- Muszę już iść. Słuchaj, koniecznie wpadnij na komisariat.
Pokażę Ci parę zdjęć notowanych przestępców. Może sobie
coś przypomnisz.
Stał przy drzwiach gotowy do wyjścia, lecz nieoczekiwanie
odwrócił się i z wahaniem powiedział:
- Frann…spędziłem bardzo miło czas. Dziękuję.
Zamykając drzwi zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy
podziękował kobiecie za spędzoną noc i seks.
77
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
poskładać w logiczną całość wszystkie fakty. Po chwili namysłu
stwierdziła, że nie zostanie sama w mieszkaniu. Napastnik miał
jej portfel i klucze, więc znał jej adres. Uznała, że musi z kimś
o tym porozmawiać. Spakowała parę rzeczy do torby na kółkach
i z zamiarem spędzenia kilku dni u Paulinne opuściła mieszkanie.
78
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Jak to czekałeś?
Czyżby mnie śledził? Pomyślała i przez chwilę ogarnął
ją niepokój.
- Nie, skąd? Po prostu chciałem pogadać. Wyjeżdżasz?
Po co ta torba?
- Idę do przyjaciółki na Canal Street. Zostanę tam parę dni.
- Mogę Ciebie odprowadzić?
- Tak pod warunkiem, że poniesiesz mi tą walizkę.
- A co z równouprawnieniem? Same tego chciałyście…
79
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
wyraźnie zmieszana szybko cofnęła rękę, skinęła głową
na pożegnanie i weszła do klubu „Holy Dolly”.
***
Nabrzeże rzeki Hudson tonęło w mroku bezgwiezdnego
nieba. Zazwyczaj spokojną powierzchnię wody porywisty wiatr
80
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
rozdzierał teraz tworząc burzliwe fale. Padał ulewny deszcz.
W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i zepsutych ryb.
W pobliżu nie było żywego ducha. Jedynym budynkiem
tej niezamieszkanej okolicy była opuszczona, popadająca w ruinę
latarnia morska. Trzypiętrowy budynek z czerwonej cegły okalał
wysoki metalowy płot przypominający więzienne kraty. Latarnia
ukryta pod gigantycznym sklepieniem Mostu Brooklińskiego
wyglądała groteskowo. Zupełnie tak, jak te wszystkie miniaturowe
pamiątki, które można kupić w nadmorskich kramikach. Ciężko
spadające z nieba krople deszczu tworzyły bańki na powierzchni
asfaltu. Szum wiatru wzmagał się i świszczał przecinając przęsła
starej części mostu. Wzburzona woda rzeki Hudson gniewnie
uderzała w betonowe nadbrzeże. Niezaryglowana furtka ogrodzenia
latarni poruszana silniejszymi porywami wiatru huśtała się i uderzała
z hukiem raz za razem wydając przeraźliwy jęk nienaoliwionych
zawiasów. Gdy hałas umilkł na chwilę w powietrzu rozległ się cichy,
regularny dźwięk, który brzmiał jak mały, metalowy dzwoneczek.
Do kraty ogrodzenia przykute były srebrzyste kajdanki. Jedna
obręcz wisiała bezwładnie i poruszana wiatrem uderzała
z metalicznym brzękiem w kratę ogrodzenia. Druga obręcz więziła
odciętą dłoń. Krople deszczu rozbijały się o srebrzystą stal
i spływały po powierzchni kajdanek rozrzedzając wyciekającą gęstą
krew. Na trupiobladym, serdecznym palcu błyszczał zaręczynowy
pierścionek z dużą cyrkonią. W gęstym sitowiu, tuż nad brzegiem
rzeki Hudson leżały zwłoki nagiej kobiety bez głowy.
***
81
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
z pozoru szczegóły niejednokrotnie naprowadziły go na trop
przestępcy. Pierwszy raz zorientował się, że Frannie coś widziała,
gdy zobaczyła zdjęcia denatki. Wyraźnie widział jak zmieniła się jej
twarz. Musiała ją rozpoznać. Potem, gdy opowiedziała
mu historyjkę o podglądaniu był już pewien. Coraz częściej
zastanawiał się nad tym, co jeszcze Frannie zobaczyła tamtej nocy
w „Czerwonym Żółwiu”. Była przekonana, że to on. Wyglądała
na pewną tego, co mówi. Budziły się w nim jednak wątpliwości.
Wiedział, że zaangażowane emocjonalnie kobiety często
utożsamiały kochanka z innymi seksualnymi wyobrażeniami.
Musiał rozważać możliwość, że Frannie zadurzyła się nim i przez
to obraz wspomnień mógł pomieszać się jej z rzeczywistością.
Nie umiał jednak jej rozgryźć. Wydawała mu się nieufna
i zdystansowana. Sądził, że z jakiegoś powodu Frannie broni
dostępu do siebie. A może obawiała się go, bo sądziła, że miał
coś wspólnego z Angelą Sands. Nagle zaczęło mu bardzo zależeć,
by wydobyć z niej zeznania i postanowił ją trochę poobserwować.
Jednak trudno mu było uwierzyć, że Frannie ma na jego punkcie
obsesję. Ze zdumieniem stwierdził, że wcale nie nalegała
na kolejne spotkania i nie prosiła błagalnie by zadzwonił.
Gdyby tak było pewnie zrobiłby to, co zawsze - pożegnał
się i szybko zniknął z jej życia. Tym razem czuł, że będzie inaczej
i nie będzie musiał wychodzić przed świtem. Oddając
się rozmyślaniom o niej jechał swoim wozem na komisariat.
82
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
ale nie pasowało do żadnej próbki pobranej od wszystkich
znajomych Angeli Sands. Nie znaleziono także odpowiedniego
dopasowania w policyjnej bazie danych. Oznaczało to,
że morderca nie był wcześniej notowany. Krąg podejrzanych
zwiększył się do niewyobrażalnej liczby ludzi zamieszkujących
Nowy Jork. Wszyscy przesłuchiwani w tej sprawie mieli dobre,
potwierdzone alibi na tamten wieczór. Barman z „Czerwonego
Żółwia” nawet pod krzyżowym ogniem pytań, nadal utrzymywał,
że nic nie widział, nikogo nie pamiętał i nikogo nie rozpoznał
na zdjęciach. Śledztwo utknęło w martwym punkcie. Malloy,
jego partner Ricci Rodriguez oraz pozostali gliniarze Piątego
Komisariatu w Soho pracowali bez przerwy.
83
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Taaa. Malloy myślisz, że ta nauczycielka angielskiego
zna także francuski? – i wydymając językiem policzek wykonał
przy tym gest dłonią jakby wkładał coś do ust – Powiedz
mi brachu, wiedziałeś, że jej przyjaciółeczka jest zwykłą kurwą?
- Ricci, zrób mi przysługę i zajmij się swoim kutasem, co?
Tak a propos, gdzie Ty się podziewałeś? Dzwoniłem parę razy.
Byłem u Ciebie w domu. Twoja wkurwiona żona modli się żeby
Ci usechł. Gdzie się zaszyłeś?
-Eeee…tam – Ricci odłożył gitarę i machnął niedbale ręką
– Zadowoli Cię odpowiedź, że byłem na rybach? – i zmieniając
temat zapytał - Chcesz kawy?
-Taaa, tylko będę wdzięczny, jeśli tym razem doniesiesz
cały kubek. – Rzucił zaczepnie Malloy.
84
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
w samochodzie wiele godzin. To, dlatego wyglądał jak to ujął
Ricci, kupa gówna. Z zamyślenia wyrwał go podniecony głos
Rodrigueza:
- Malloy, zbieraj dupę. Mamy wezwanie, znaleźli sushi♠
koło Franklin Park.
♠
w slangu NYPD sushi oznacza poćwiartowane zwłoki
♠
Piosenka Pink Martini, „Quo sera, sera” znaczy „Co ma być, to będzie”
85
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
dziewczyn ubrana w różową piżamę, a na bosych stopach miała
pluszowe kapcie.
86
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
i rozładować złość kopniakiem w kosz na śmieci. Zapalił jedynie
papierosa i skupił całą uwagę na tym, co działo
się w pomieszczeniu. Wszystkie jego zmysły nastawione były
na rejestrowanie każdego najmniejszego szczegółu. Wytężając
słuch usłyszał fragmenty rozmowy Ricciego z koleżankami ofiary:
- A więc, o której wyszła do pralni?
- To było przed 19, zaraz po serialu w TV…
- Czy ktoś widział jak wychodziła?
- Tak, ja. Mieszkamy razem.
- Miała chłopaka, albo…narzeczonego?
- Ostatnio kogoś poznała. Mówiła, że jest dużo starszy
od niej…
- Mówiła jak ma na imię, jak się nazywa, co robi ten facet?
- Nie. Był bardzo tajemniczy. Niewiele o nim wiedziała…
- Czy ktoś go widział? Albo ich razem?
- Nie wiem. Chyba Sandra widziała kiedyś jak Liza wsiada
do jego samochodu.
-Sandra? Jak się nazywa? Gdzie ją znajdę?
-Tam stoi. – I wskazała na jedną z dziewczyn.
-Możesz poprosić, by tu przyszła.
Gdy Sandra podeszła Ricci przedstawił się, krótko wyjaśnił,
o co chodzi i poprosił o szczegóły.
- Nie wiem, jaki model. Nie znam się na tym.
-Sedan, SUV, sportowy, duży, mały ?
-Naprawdę nie wiem. Był…chyba biały. Nie. To była raczej
kość słoniowa.
-Widziałaś kierowcę?
Dziewczyna zaprzeczyła.
-Na pewno?
- Tak.
87
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Osaczona
88
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Ale on z nią mieszka! - Dodała Frannie jakby miało
to przekonać Paulinne do zmiany zdania, ale widząc na jej twarzy
szelmowski uśmiech wytoczyła najcięższy argument:
- Paulinne, no powiedz sama. Czy zaufałabyś facetowi,
któremu ktoś robi laskę w …?
Zanim skończyła, Paulinne odparła:
- Jasne, że tak.
Frannie ciężko oparła się o krzesło i zrezygnowana
powiedziała:
- Myślę, że on kłamie…
- Myślisz, że kłamie? Czy wiesz, że kłamie? To cholerna
różnica.
- Ale ja go widziałam w tym barze z dziewczyną,
a on zaprzeczył!
- Pomyśl, czy to ma znaczenie? Przecież to było zanim
się poznaliście...
-Paulinne, ta dziewczyna została brutalnie zamordowana.
A jeśli on jest mordercą?
Paulinne przez dłuższą chwilę mieszała łyżeczką w filiżance
kawy, aż w końcu odezwała się:
- Po pierwsze: pomyśl tylko, gdyby nim był, to nie
siedziałabyś tu i teraz, a ja stałabym teraz nad twoim grobem.
Po drugie: nie przyjechałby do Ciebie tamtej nocy po napadzie.
Wreszcie po trzecie: gdyby był tym psycholem, to nie pieprzyłby
Cię żywą!
Skończyła wyliczankę, a po krótkiej chwili milczenia
dodała:
-Wiesz…pamiętam każdego faceta, z którym
się pieprzyłam. Seks zawsze był taki, jakiego on chciał. Nigdy
nie robiliśmy tego tak, jak ja na to miałam ochotę. Powiem tobie
jedno. Nieważne czy facet ma żonę, nosi wąsy i jest gliną.
89
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Oni wszyscy chcą, by im ciągnąć kutasa, a on od ciebie tego
nie chciał. Ba! Zrobił więcej niż prosiłaś, niż chciałaś…
-Nie prosiłam, żeby mnie pieprzył. I nie chcę, by mnie
okłamywał.
- Ojej..wiesz co mam na myśli. Facet, który w ten sposób
uprawia seks dając kobiecie zadowolenie chyba może zostać
rozgrzeszony z paru kłamstw?
Siedziały przez chwilę w milczeniu, gdy Paulinne wskazując
na szybę kawiarni powiedziała:
- A ten, czego chce?
90
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- John, co tu robisz? – Zapytała cicho Frannie zażenowana
jego obecnością.
- No cóż. Nie odbierałaś telefonu. Czekałem…uhmm,
to znaczy widziałem, że tu wchodzicie. Chciałem porozmawiać…
- Proszę Pana, tu nie wolno wchodzić z psami. Proszę
natychmiast wyjść! – Nakazała oburzona kelnerka.
- Kurwaaaa! – Wybuchnął nagle tak głośno, że aż wszyscy
goście kawiarni podskoczyli na krzesłach i spojrzeli w ich stronę.
Obsługa kawiarni cofnęła się za ladę. Z wysiłkiem przybrał
spokojny ton:
- Taaak…w takim razie smacznego. Poczekam na Ciebie
przed domem. – I wyszedł rozmawiając przyciszonym głosem
ze swoim psem.
-Cholera…nie mogę się od niego uwolnić. Ciągle mam
wrażenie, że za mną łazi. Jest taki nachalny… - Frannie
zrezygnowana podparła ręką głowę.
-Nachalny? Frannie, Mój Boże to jakiś psychol! – i dodała
z przekonaniem - Nie powinnaś być teraz sama. Zwłaszcza teraz.
Zostań jeszcze na parę dniu u mnie – i trzymając za rękę Frannie
poprosiła – Zastanów się nad tym, co Ci powiedziałam
i obiecaj mi, że zadzwonisz do tego detektywa. Musisz się z nim
spotkać!
91
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Frannie stała tuż przy barze i schowana za filarem obserwowała
otoczenie.
♠
Pablo Neruda, Inny zamek
92
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
jej ciałem. Przyciągał ją jak magnes i pragnienie, by ją dotykał
spalało ją od środka. Jednocześnie jednak nie miała do niego
zaufania. Gdzieś pod skórą czuła strach i dlatego postanowiła
go unikać. Wielokrotnie rozmyślała o tym, dlaczego skłamał,
że nie było go tamtego wieczoru w „Czerwonym Żółwiu”?
Jakie miał powody i co ukrywał? Dla Frannie wydawało
się to zupełnie oczywiste, bo gdyby powiedział prawdę
przyznałby się do znajomości z Angelą Sands. Myśl, że Malloy
mógł mieć związek z jej śmiercią, dławiła jej oddech. Czyżby
był mordercą? Ale przecież był taki… taki inny, kiedy się z nią
kochał. Czy to możliwe, że ten mężczyzna był w stanie zabić
człowieka? Co oznacza wytatuowana trójka pik? Czy faktycznie
chodzi o jakiś tajny klub? Pytania takie kołatały się w jej głowie
od tygodnia. W końcu zmęczona wątpliwościami i spalającym
ją od środka pragnieniem wykręciła numer telefonu. Po chwili
w słuchawce usłyszała zmęczony głos Malloya:
- Detektyw Malloy, słucham?
- Malloy? To ja Frannie…
- Frannie?! Poczekaj, wyjdę stąd – i po chwili milczenia
zasypał ją pytaniami - Frannie, gdzieś Ty się podziewała?
Martwiłem się. Dzwoniłem chyba dziesięć razy. Nie ma Cię
od tygodnia w domu. Tęskniłem. – Wyznał na końcu.
- Zatrzymałam się w mieszkaniu przyjaciółki - i dodała cicho
-Nie chciałam być sama.
- Gdzie jesteś?
- Paulinne mieszka nad klubem „Holy Dolly” przy Canal
Street.
-Dobrze. Zostań tam, jeśli możesz.
Jego głośny wydech poprzedził niepokojącą informację:
– Znaleźliśmy dziś drugą dziewczynę. Frannie…obawiam
się, że to ten sam skurwiel, co zabił Angelę Sands.
93
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
-O Boże…- Jęknęła do słuchawki Frannie i podeszła
do drzwi, by zaryglować je od środka.
- Słuchaj, to bardzo ważne. Przyjdź jutro rano
na komisariat, dobrze? Pokażę Ci parę zdjęć. Może coś sobie
przypomnisz. Przyjdziesz?
- Tak, przyjdę.
94
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Muszę kończyć. Do jutra. – I Malloy rozłączył rozmowę.
- Cholera Malloy…co Ty ze mną wyprawiasz? - Wysapała
półgłosem Frannie z dłonią uwięzioną w erotycznym potrzasku
gorących ud.
95
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Ricci, Pamiętasz Panią Francis… - Zrobił pauzę
przysuwając jej krzesło.
- Nazywam się Avery. – Powiedziała akcentując swoje
nazwisko.
- Przecież wiem jak się nazywasz. – Posłał jej rozbawione
spojrzenie i dodał wyraźnie wymawiając jej nazwisko:
– Ricci, pokaż Pani Avery zdjęcia.
Nie spuszczając z niej wzroku poszedł do dyżurnego
kontuaru. Tymczasem Rodriguez brzdąkając na mandolinie
zagadnął:
- Czyżby sobie Pani coś przypomniała?
-Nie jestem pewna, ale detektyw Malloy ma nadzieję,
że może sobie przypomnę, gdy zobaczę zdjęcia notowanych.
96
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Zignorowała go skupiając się na przeglądaniu zdjęć.
Rodriguez nieoczekiwanie odezwał się ponownie. Ku własnemu
zaskoczeniu Frannie stwierdziła, że jego głos przybrał barwę
aksamitnego, głębokiego barytonu.
- Pani Avery…chyba powinienem Panią przeprosić. Wtedy
w barze przy Sheridan Square mogła Pani odnieść złe wrażenie.
Byłem pijany… – Tłumaczył z przymilnym uśmieszkiem na twarzy.
- Myślę, że odniosłam właściwe wrażenie. – Odpowiedziała
zastanawiając się w duchu czy zrozumiał dwuznaczność
tych słów.
Jego oczy wyglądały jak szparki. Niezadowolony
tą odpowiedzią przez chwilę dał jej spokój, po czym zapytał:
- Lubi Pani kalmary? Zapraszam na lunch. Kto wie może
i kolację? Znam taką sympatyczną knajpkę na nadbrzeżu…
- Narzucał się uprzejmościami Ricci.
- Nie…dziękuję - odparła zaskoczona propozycją
i odzyskując pewność siebie, gdy Malloy wrócił z dwoma kubkami
kawy, dodała:
- Nie lubię owoców morza.
-Czyżby detektyw Rodriguez się Pani naprzykrzał,
Pani Avery? – Zapytał Malloy znowu akcentując jej nazwisko.
Żadne nie odpowiedziało na pytanie. Frannie
dyplomatycznie zwiesiła głowę i skupiła się na oglądaniu zdjęć,
a spłoszony Ricci wstał nagle z miejsca mówiąc coś niezrozumiale
po hiszpańsku i wyszedł. Ktoś znowu zawołał Malloya:
- Malloy! Telefon do Ciebie!
-Szlag by to…ani chwili spokoju. Poczekaj chwilę.
– I zacisnął palce jej dłoni na kubku z kawą, jakby ów kubek
i Frannie mieli być zakładnikami dopóki on nie wróci. Ale Frannie
wcale nie miała zamiaru uciekać. Czuła się bezbronna wobec
męskiego uroku Malloya, który pociągał ją jeszcze bardziej mimo,
że wyglądał na zmęczonego.
97
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Wykorzystując jego nieobecność z ciekawością przyjrzała
się rzeczom pozostawionym na biurku. Oprócz niezliczonej ilości
papierów nie było żadnych jego osobistych rzeczy. Z ulgą
stwierdziła, że fotografia w ramce przedstawia Ricciego
z dumą prezentującego okaz złowionej ryby. Wywnioskowała,
że miniaturowa latarnia również nie należy do Malloya.
Wśród teczek z raportami zauważyła znajome pióro Malloya i jego
kołowy notatnik. Z przekąsem pomyślała, że to stereotypowe
insygnia każdego detektywa. Uśmiechnęła się w myślach,
że oboje mają nawyk notowania ciekawych rzeczy. Musiała
przyznać, że lubiła obserwować jego zamaszysty charakter pisma
i zżerała ją ciekawość, co też Malloy bazgroli w swoim notatniku.
Chociaż zeszyt leżał odwrócony zdążyła odczytać, że zanotował
i podkreślił dwukrotnie „Holy Dolly, Canal Street”. Obserwacje
przerwał Malloy w tej samej chwili, gdy w zdziwieniu uniosła
brew.
- Chodź. Zabieram Cię stąd. Mam dość tego zamętu.
98
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Wziąłem biurko, które stało tuż przy celi aresztantów.
Nikt nie chciał przy nim siedzieć, było wolne, więc je zająłem.
Załatwiałem skazanym fajki i drobne przysługi. Z czasem zaczęli
mi ufać i mówić to, co chciałem wiedzieć. Trafiłem na grubą
sprawę, dostałem kopa w górę i awansowałem.
Nie przerywając zabawy kosmykiem jej włosów zadał
jej pytanie:
- Frannie.. jak myślisz ile czasu musi minąć, żeby kobieta
zaufała mężczyźnie i zaangażowała się uczuciowo?
Uśmiechnęła się i bez zastanowienia odpowiedziała:
- To zależy. Mojej mamie zajęło to pół godziny.
- Żartujesz, tak? – Zapytał nie wierząc w jej słowa
– Co zrobił Twój ojciec? Przyłożył jej broń do skroni?
- Tak, coś w tym rodzaju - roześmiała się i dodała
- Oświadczył się jej.
Malloy skręcił w drogę leśną zarośniętą krzakami
i ignorując znak zakazu wjazdu ominął łukiem szlaban.
Frannie zapytała niepewnie:
-Dokąd właściwie jedziemy?
-W ustronne miejsce. Frann…nikt nie będzie nam
przeszkadzał. – Odpowiedział patrząc przed siebie z zacięciem.
99
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
to miejsce nieco ponurym. Brak ławek piknikowych świadczył
o tym, że miejsce to nie jest odwiedzane przez rodziny
w niedzielne popołudnia. Brzeg zakola rzeki East River porastał
gęstym sitowiem skrywając zawartość czarnych worków.
Ciszę przerwała Frannie mamrocząc wiersz tak cicho, że Malloy
musiał wytężyć słuch by usłyszeć:
***
Co przydarzyło się tobie, Rycerzu,
Wałęsasz się tak samotnie
Wśród zwiędłej turzycy,
na brzegu jeziora,
I ptak nawet nie śpiewa.
***
-Co to turzyca? – Zapytał zatrzymując się kilka metrów
za nią.
-Trzcina. Idealne miejsce na pozbycie się ciała – stwierdziła
i w tej samej chwili pożałowała kolejnych słów - Ciekawe,
co jest w tych workach?
100
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
– Wiedziałaś, że gliniarze nazywają imieniem swojego
gnata? Mój to Ziggy. Ziggy poznaj panią Avery. Frannie, oto Ziggy.
– Dokonał prezentacji.
Frannie stała wciąż mrugając powiekami ze zdumienia.
-No trzymaj, Frannie chcę żebyś nauczyła się strzelać.
Do śmieci. Nieważne czy tych tutaj, czy tych włóczących
się po ulicach Nowego Jorku.
♠
popularny model broni NYPD
101
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Całowaliśmy się przecież…
- Nie…nie tak, jakbym chciał, Frannie. – I ujął jej twarz
w dłonie by po chwili pochylić się i po raz pierwszy pocałować
ją w usta.
102
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Frannie…jakiś czas mnie nie będzie – a ponieważ czuł,
że powinien udzielić dalszego wyjaśnienia dodał: – Muszę
wyjechać na tydzień.
-Dokąd?
- Na Florydę. – Powiedział szybko i krótko.
- Na Florydę? – Rzuciła mu zdumione spojrzenie.
- Tak. Na Florydę. Jadę z dzieciakami. Moja była żona
wykupiła wakacje, a teraz szef nie chce jej dać urlopu. Biuro
podróży zwrotu kasy. Mam jechać zamiast niej. – Wyjaśniał
w obawie, że mu przerwie.
103
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
nieznanych do tej pory emocji. Wykorzystała moment, gdy Malloy
zatrzymał samochód na czerwonym świetle przed przejściem
dla pieszych i wyskoczyła z samochodu. Zaskoczony zdążył tylko
wyjąkać:
- Frannie…Szlag by to trafił!
♠
fragment indiańskiego utworu „Pieśń mojej pieśni” , autor nieznany.
104
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Zapragnęła znaleźć się jak najszybciej w domu, w swojej
bezpiecznej, pozbawionej kłamstw kryjówce. W głębi jej własnej
samotności.
105
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
-Właściwie to…nie. Zostawiłaś mnie, a ja wciąż
nie rozumiem, dlaczego?
- No właśnie, dlatego. Nic nie rozumiesz.
-Czy Ty musisz być tak cholernie skomplikowana?! – Z całej
siły uderzył pięścią w blat stołu. Wrzasnął przy tym tak głośno,
że niespodziewająca się tego wybuchu Frannie aż podskoczyła
na krześle.
106
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- John…zapomniałeś o czymś.
Stał przez chwilę w progu gapiąc się na nią bez wyrazu.
- Klucz. – Wyciągnęła ostrożnie rękę.
John westchnął głęboko, sięgnął ręką do kieszeni spodni,
dłuższą chwilę gmerał w niej podenerwowany, po czym wyjął
klucz i położył go na stole ze słowami:
- Jeszcze tego pożałujesz.
Narzeczony
♠
aluzja do wiersza, który Frannie recytowała Paulinne w Rozdziale III, podtytuł
Bransoletka.
108
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Dwa dni później Frannie nadal pogrążona w rozmyślaniach
siedziała w swoim domu. Malloy nie zadzwonił ani razu. Nawet
nie była pewna czy tego chce. Wciąż ganiła siebie za to,
że tak naiwnie dała się zwieść jego urokowi. Niezaprawiona
w miłosnych bojach wpadła w pułapkę gry między kobietą
i mężczyzną. Stała się graczem zabawy, której reguł do końca
nie pojmowała. Wiedziała, że i tak nie umiałaby się im
podporządkować. Rozważała myśl, że stała się ofiarą własnej
wyobraźni. Nieoczekiwanie Malloy stał się głównym bohaterem
jej erotycznych fantazji. Jeszcze zanim stał się jej kochankiem.
Sama wywołała wilka z lasu, gdy po pierwszym spotkaniu
w „Czerwonym Żółwiu” marzyła o nim pieszcząc się w nocy.
Potem zastanawiała się czy dla Malloya cokolwiek znaczy łączący
ich romans. A jeśli tak to, dlaczego ją okłamywał?
Próbowała jakoś określić to, co łączy ją z Malloyem.
Kilkakrotnie uświadomiła sobie, że relacji tych nie można nazwać
nawet romansem. Kobiety, które mają przygody miłosne
są zabierane na romantyczne kolację, otrzymują prezenty, kochają
się w hotelowych apartamentach, wyjeżdżają z kochankiem
na upojne weekendy. Z pewnością to, co łączyło Malloya i Frannie
dalekie było od tej wizji. Tymczasem jej kochanek pojechał z byłą
żoną na wakacje. Frannie przestała się oszukiwać,
ale jednocześnie poczuła niesmak. Pieprzył ją, bo mu na to
pozwalała i tyle.
Popijając samotnie wino zastanawiała się, które oblicze
Malloya było prawdziwe? Czy to, gdy się z nią tak czule, namiętnie
całował? Czy prawdziwy Malloy podrywa dziewczyny w barach,
wabi je potem do toalety na szybki numerek, daje sobie obciągnąć
laskę i potem morduje tak umiejętnie, że koledzy po fachu nie
są w stanie go wyśledzić? Kurwa, Malloy jesteś pieprzonym
łgarzem! Doszła do wniosku i nieco odurzona alkoholem
zadzwoniła do Paulinne.
109
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Hej skarbie jak się masz? – Usłyszała w słuchawce głos
przyjaciółki.
- Ech…Nie najlepiej. Dobrze zrobiłoby mi urżnięcie
się tequilą w twoim towarzystwie. Co Ty na to? Mogę wpaść
dzisiaj?
- Hm…dziś wieczorem mam spotkanie. No wiesz to ktoś
nowy. Trzy dni z rzędu przychodził do baru, żeby mnie zobaczyć.
Umówiłam się z nim dzisiaj.
- Szkoda, nie chcę być sama…
- Okej, ja też wolę Cię mieć na oku, bo ostatnio pakujesz
się w same dziwne sytuacje. Przyjdź przed północą. Spławię
go i będę wolna. Napijemy się, pogadamy i zostaniesz na noc, ok?
- W porządku – powiedziała apatycznie Frannie i zapytała
- Fajny?
- Hm…tak fajny. Taki…czy ja wiem…zupełnie inny
niż Ci wszyscy podpici tatusiowie, którzy po kryjomu jeżdżą
na drugi koniec miasta do porno - kina, a w niedzielę chodzą z całą
rodziną do jebanego kościoła. Ten wie, czego chce. Dobrego
rżnięcia i je dzisiaj dostanie. – Zakończyła chichotem Paulinne.
- Pewnie tak, jak cała reszta jest pieprzonym kłamcą …
- Ciii… Frannie nie nakręcaj się. Pogadamy jak przyjdziesz.
Trzymaj się jakoś do tego czasu. Kocham Cię, pa.
- I ja Ciebie kocham, pa. – I obie odłożyły słuchawki
telefonu.
110
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Och, to zły numer. W tej sprawie powinna Pani zadzwonić
do...
- A gdybym chciała zgłosić gwałt?
- No tym zajmuje się dział przestępstw na tle seksualnym,
połączyć?
- A gdybym chciała zgłosić usiłowanie zabójstwa? – Frannie
pociągnęła łyk wina.
- To już lepiej. A najlepiej, jeśli znalazła Pani ciało.
Po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza.
- Halo, słyszy mnie Pani?
- Washington Square numer 21.
- Czy to adres, gdzie znajdują się zwłoki?
111
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Uległa, choć domyślała się, że i tak zaraz tego pożałuje.
Pięć minut później siedząc u niej w kuchni pił herbatę wpatrzony
w nią jak w obrazek.
- A więc …czego chcesz John? – Zapytała Frannie
nie starając się nawet na przyjazny ton.
Mężczyzna nagle nieco teatralnie rozpłakał się,
a gdy spostrzegł zainteresowanie w jej oczach wyszlochał:
-Odkąd mnie zostawiłaś czuję się fatalnie, Frannie.
-John, dobrze wiesz, że to nie miało sensu…
-Nie Frannie, to Twoje życie nie ma sensu.
Spojrzała na niego zaskoczona.
-Nie sądzę John, żebyś miał pojęcie o moim...
Przerwał jej mówiąc z pretensją w głosie:
-Dlaczego postanowiłaś się puszczać z byle kim?
-Słucham? – Spytała, ch0ć wyraźnie usłyszała
to niedorzeczne pytanie.
-No tak! Dlaczego postanowiłaś się rżnąć z byle kim?
Co się z Tobą stało? Włóczysz się z tym ….czekoladowym
chłopaczkiem po barach! Po czym wsiadasz z jakimś gliniarzem
do wozu i znikasz na cały wieczór!
- John! Czy ty do cholery mnie śledzisz? Po co tu
przyszedłeś, obrażać mnie? – Frannie mocno zirytowana jego
oskarżeniami zaczęła krzyczeć.
- Przyszedłem…powiedzieć Ci, że zamierzam spotykać
się z Paulinne?
-Co? – Frannie dosłownie stanęła jak wryta.
-Wtedy w kawiarni. Widziałem jak na mnie patrzy.
Myślę, że podobam się jej. Mówiła coś o mnie? – Badał John.
Frannie spojrzała na niego z politowaniem i zapytała:
- John, czy Ty się dobrze czujesz?
112
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Kurwa! – wrzasnął - Myślisz, że tylko Ty możesz uprawiać
seks? Paulinne z pewnością nie jest taką zakłamaną dziwką jak Ty!
-Wyjdź! Natychmiast! - I nie bacząc na to, że ma
do czynienia z niebezpiecznym paranoikiem otworzyła szeroko
drzwi.
John nie przejawiając najmniejszej ochoty na spełnienie
jej prośby nadal siedział na kuchennym krześle popijając herbatę.
- No rusz się! Nie? To ja wychodzę! – Chwyciła prochowiec
i torebkę z zamiarem opuszczenia mieszkania. Tym razem zmusiła
go do reakcji.
113
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
się spotkania z Paulinne. John dreptał za nią i robiąc głośne
wyrzuty mówił:
-Dokąd tak biegniesz Frannie? Pieprzyć się z gliniarzem
czy tym czarnoskórym chłopakiem? No, z którym będziesz
się dziś pieprzyć?! Może ze mną? Masz ochotę pieprzyć
się ze mną?! – I kopnął ze złością w uliczny kosz na śmieci.
114
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Rozdział V
“It's off in the distance
It came into the room. It's here in the circle.”
♠
Senekowie (ang. Seneca) – plemię Indian
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
wspominała jak Paulinne po raz ostatni przez telefon powiedziała,
że ją kocha.
116
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Kiwnęła głową i jęknęła cicho nie mogąc wydobyć z siebie
żadnego słowa. Po policzkach popłynął nowy strumień łez.
Zdawało się, że szok minął i Frannie zaczyna myśleć normalnie.
Chociaż wiedział, że będzie trudno rozmawiać o tym,
co się wydarzyło powiedział z troską w głosie:
- Frannie…muszę z Tobą porozmawiać, dobrze? Kiwnij
głową czy chcesz…czy jesteś w stanie odpowiadać na moje
pytania.
W odpowiedzi potrząsnęła twierdząco głową.
117
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
w nieładzie pościel, gdy jej wzrok zatrzymał się na poduszce,
na której leżało pasmo długich włosów odcięte wraz ze skórą głowy.
Skalp. Niczym tysiące igieł wbijających się w jej mózg dotarło do niej,
że stało się coś…niewyobrażalnie złego. Z panicznym strachem
w oczach spojrzała w stronę łazienki. Jej rozwarte szeroko oczy
nabrzmiały potokiem łez, lecz nie zdolna do racjonalnego myślenia
nie zdawała już sobie z tego sprawy.
Wsłuchując się w szmer wody podeszła do zaparowanych
drzwi i jak w zwolnionym kadrze filmu powoli otworzyła je. Kłęby
buchającej pary zmusiły ją do zamknięcia oczu. A gdy ponownie
je otworzyła zobaczyła krwawe bryzgi na jasnych kafelkach ścian,
na suficie, na drzwiach kabiny prysznicowej oraz na zaparowanej
tafli lustra. Powierzchnia podłogi tonęła w kwistoczerwonych
kałużach. Nagie, nienaturalnie ułożone ciało Paulinne leżało
wciśnięte między szafkę i muszlę ustępową. Wszystkie kurki tryskały
silnym strumieniem gorącej wody. W łazience unosił się ostry zapach
środka odkażającego. Pod zaparowanym lustrem, w ceramicznej
umywalce zobaczyła odciętą głowę i lewą rękę z pierścionkiem
na serdecznym palcu. Wybuchając rozdzierającym krzykiem
rozpaczy przycisnęła głowę Paulinne do swojej piersi i osunęła
się na podłogę całując martwą twarz przyjaciółki. Ciemność i pustka
bez reszty ogarnęły Frannie...
Policjanci, którzy przybyli do „Holly Dolly” przed ekipą
dochodzeniowo – śledczą próbowali wyprowadzić ją z łazienki.
Zrezygnowali przy próbie odebrania głowy Paulinne, bo Frannie
wpadła w szał i zaczęła krzyczeć jak opętana. Wezwany Malloy
przybył błyskawicznie. Zastał ją skuloną na podłodze. Jej ręce oraz
całe ubranie ubrudzone były krwią. Była w głębokim szoku. Kiwała
się w przód i w tył tuląc do piersi odciętą głowę Paulinne. Cały czas
przyciskała swoje usta do jej bladego czoła. Kilka minut później
łkając bezgłośnie po jego namowach oddała ją w ubrane w białe
lateksowe rękawiczki ręce Malloya. Przybyły na miejsce lekarz
118
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
zaaplikował jej zastrzyk i zawieziono ją na posterunek policji, gdzie
pod bacznym okiem policjantki miała czekać na powrót Jamesa
Malloya.
119
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Po czym wypuścił kłęby dymu i przybierając zadziwiająco lekki ton
powiedział:
- Paulinne musiała go znać. Wpuściła go do mieszkania.
Uprawiali seks. Potem, a może jeszcze w trakcie zaczął ją dusić,
aż straciła przytomność. Prawdopodobnie w sypialni, gdzie także
zdjął skalp. Zaciągnął jej ciało do łazienki. Zrobił użytek z noża,
który przyniósł ze sobą. Przeciął jej tętnicę. Poderżnął gardło,
aż do tchawicy uszkadzając przełyk, struny głosowe i kość
gnykową... – Wymieniając makabryczne szczegóły raz po raz
przerywał zaciągając się niespiesznie papierosem.
120
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
-Jak to możliwe, że byłeś na miejscu tak szybko?
Nie wyjechałeś z rodziną?
Nie od razu odpowiedział na to pytanie. Obrócił
się na moment do niej tyłem i powiedział cicho:
-Byłem w okolicy, usłyszałem w radio zgłoszenie patrolu
i natychmiast przyjechałem. Ekipa dochodzeniowa była tuż
po mnie. Przez parę godzin zbierali wszystkie ślady, ale muszę
pojechać jeszcze raz do mieszkania Pauline i rozejrzeć
się czy czegoś nie przegapili…
- Jak tam wejdziesz?
- Mam klucze. – Odpowiedział cicho, patrząc na swoje
sznurowadła.
-Ma…maasz klucze…jej klu..cze? – Wyjąkała pełna obaw
Frannie.
- Tak, mam jej klucze. – Malloy cedził wyraźnie każde słowo
głośno patrząc jej prosto w oczy. Przeczuwał, dokąd zmierzają
te pytania.
121
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Był w okolicy, bo nie zdążył daleko odjechać. A teraz sam
przyznał, że ma jej klucze. Wyciągnął je z doniczki zanim tam
przyszła! Boże, niech to się wreszcie skończy pomyślała, a z oczu
Frannie popłynęły łzy. Po chwili milczenia usłyszała swój dziwnie
spokojny głos:
- Mnie także zabijesz?
122
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Trzy dni spała niemalże bez przerwy. Mniej więcej
na tak długo starczyło jej środków nasennych. A kiedy się w końcu
ocknęła się nie miała siły ani jeść, ani się myć. Odrętwienie
po przeżytym szoku i apatia nasilały się. Frannie pogrążyła
się w ponurych rozmyślaniach. Nieustannie płacząc przypomniała
sobie słowa ostatniej rozmowy telefonicznej z Paulinne. Trzymaj
się jakoś do tego czasu. Kocham Cię, pa. Zaczęła obwiniać się,
że ta makabra nie wydarzyłaby się, gdyby Frannie nalegała
na spotkanie o wcześniejszej godzinie. Paulinne dziś byłaby wciąż
żywa. Może właśnie teraz gawędziłyby sobie popijając leniwie
kawę latte w pobliskiej kawiarni…Lecz teraz w świecie Frannie
nie istniało nic oprócz rozdzierającej pustki i bólu. Wydawać
by się mogło, że wszystko straciło swój sens. Kochana Paulinne.
Malloy. Nie było już nic. Jak mam się trzymać, skoro wszystko
się rozsypało?
Jedynym miejscem, w którym Frannie upatrywała jakiś
sens był nocny stolik i swoisty ołtarzyk pamięci. Zdjęcie pięknej
i uśmiechniętej Paulinne oświetlały zapalone świece. Maskotka
podarowana Frannie z okazji Walentynek symbolizowała miłość,
bransoletka z wisiorkami serdeczną przyjaźń, pocztówki
przysyłane z zagranicznych podróży wieczną pamięć. Przez pięć
godzin słuchając jej ulubionej piosenki wpatrywała
się w przedmioty podarowane lub kiedyś należące do Paulinne.
Stolik z pamiątkami był jedynym uporządkowanym miejscem
- cała reszta mieszkania tonęła w nieładzie. Tu i ówdzie leżały
zasmarkane chusteczki, książki, brudna bielizna. Resztki jedzenia
pokrywał zielonkawy mech pleśni. Frannie nie dbała o to.
Wzięła dwa tygodnie zaległego urlopu, by całkowicie oddać
się żałobie po stracie ukochanej bratniej duszy, jedynej rodziny
i jedynego przyjaciela. Odkąd odeszła Paulinne, Frannie czuła,
że została zupełnie sama. Takiej niewyobrażalnej pustki bała
się, jak nigdy w życiu.
123
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Wybuchy rozpaczy przychodziły niespodziewanie
z początku tylko w nocy, gdy Frannie budziła się spocona
z krzykiem na ustach. W jej pamięci na zawsze wrył się obraz
zakrwawionej łazienki i widok głowy Paulinne, jej martwe oczy
i półotwarte sine usta zastygłe w ostatnim oddechu. Potem ataki
płaczu wzbierały siłą także w ciągu dnia, zwłaszcza po wypitym
alkoholu.
124
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Verismo znaczy prawdziwy
125
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Sprawdzali mój komputer i historię odwiedzanych stron
w internecie. Miałem pełno plików o J.W.Gacym…
- O Mój Boże…tak Cię prze…praszam.
-Za co? – Cornellius usiadł przed nią na dywanie.
- Za ten temat…i za to, że byłeś ze mną…on pomyślał,
że widziałeś…
-Nie... ten pieprzony pies myślał, że to ja zabijałem
te dziewczyny. I Pani przyjaciółkę też. Przesłuchiwał moją babcię,
która dostała prawie zawału. Pytali o moją pracę semestralną,
a gdy się okazało, że się znamy to uznali, że znałem też twoją
przyjaciółkę i poszedłem tam i ją zabiłem…Ten kutas bramkarz
potwierdził, że widział mnie pod klubem. Kurwa, wierzyć się
nie chce…
-Dlaczego Cię pobił?
-Chciał, żebym się przyznał. Powiedział, że mają dowody,
że byłem w „Czerwonym Żółwiu” i w „Holy Dolly”. Gówno
prawda. Pierdolony łgarz.
Frannie słuchała w milczeniu jego relacji i przyznała:
-Tak to pierdolony łgarz. - Po czym zrezygnowana
machnęła ręką i siedząc na łóżku opadła ciężko na wznak.
Cornellius wstał natychmiast i zapytał:
- Dobrze się czujesz?
- Duu…szno mi. - Zdołała wybełkotać.
Cornellius otworzył na oścież okno i przysiadł na łóżku
obok Frannie.
-Od kiedy pijesz? - Odsłonił jej pozlepiane włosy z twarzy.
- Ciii…nic nie mów.
126
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
zdążyła zareagować pochylił się i pocałował ją namiętnie. Frannie
mimowolnie rozchyliła usta oddając mu pocałunek. Chłopak
zachęcony jej reakcją powiódł ręką wzdłuż jej biodra, aż do piersi.
Przez chwilę masował ją przez cienki materiał koszulki. Nie miała
na sobie stanika. Zaczął ściągać z niej ubranie. Frannie nagle
odezwała się słabym głosem:
- Nie…
-Co nie? Nie chcesz? Czy Ci się nie podoba?
- Podoba mi się, ale nie chcę.
127
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Leżeli tak przez chwilę, gdy usłyszeli dzwonek domofonu.
Frannie pomyślała, że oto ktoś wybawi ją z opresji. Poruszona
odruchem otwarcia drzwi drgnęła, ale nie miała siły zrzucić
go z siebie. Zerknęła na otwarte okno z zamiarem wszczęcia
alarmu. Usłyszeli, że ktoś rzuca kamyczkami w okno. Cornellius
wiedział, że nic nie wskóra, ale trzymając ją w potrzasku silił
się, by wyjrzeć na ulicę. Po przeciwnej stronie chodnika zobaczył
zaparkowaną czarną mazdę, a potem sylwetkę dobrze znanego
policjanta.
- O kurwa! – Powiedział krótko i porywając ze sobą plecak
szybko wybiegł z mieszkania. Po drodze zdążył wycedzić
wskazując na nią palcem.
- Nie masz pojęcia, jaki jestem naprawdę…
128
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Obudziło ją walenie do drzwi i niemiłosierny skurcz mięśni
karku. Na dworze było już zupełnie ciemno. Kolorowe światło
ulicznego neonu raziło ją w oczy. Głos Malloya domagał
się głośno:
- Frann…otwórz. Słyszysz? Obudź się!
- Odejdź. Nie chcę Cię widzieć! – Powiedziała ochrypłym
głosem próbując rozmasować zdrętwiałą szyję.
-Nie zmuszaj mnie żebym wyważył te cholerne drzwi…
- I upierał się dalej waląc w nie i na zmianę szarpiąc klamkę.
129
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Byłem zajęty …Pracowałem.
- Dając sobie obciągać kutasa? To tak pracujesz, prawda?
-O co Ci chodzi?
-No właśnie…o co mi chodzi? Przecież obciąganie kutasa
nie jest wcale złe. – Wymamrotała siląc się na ironię.
- No i tu akurat nie masz racji. Niektóre kobiety obciągają
koszmarnie. Bez rytmu. Bez wyczucia fiuta.
-Ha…niezłe określenie „bez wyczucia fiuta” – powiedziała
z trudem przybierając pozycję siedzącą - Tak masz rację to musi
być koszmarne. – Niespodziewanie zaśmiała się odchylając głowę
do tyłu.
-Frannie …- zaczął po chwili - Mam problem. Stoję
w mieszkaniu Twojej przyjaciółki, próbuję to wszystko poskładać
do kupy i nie mogę…Chcesz wiedzieć czemu?
Ukryła twarz w dłoniach i jęknęła coś w rodzaju „yhmm”.
- Martwię się o Ciebie. – Powiedział ściszonym głosem
i przysiadł na brzegu łóżka tuż przy niej.
130
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Frannie kolejny raz bez słowa protestu pozwoliła zaprowadzić
się do łazienki.
131
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Malloy przez chwilę rozważał czy opuścić jej mieszkanie.
Pocierając czoło zastanawiał się, dokąd zmierza ich znajomość.
Czy przypadkiem nie dotarła do jej kresu? Nagle zrobiło mu się żal
wszystkich nocy, których już nie spędzi z Frannie. Pragnął
jej bardziej niż tego chciał. Wiedział, że co prawda posiadł ją,
jej ciało, ale nie duszę. Przyznać musiał, że od dawna nie zależało
mu właśnie teraz na tym najbardziej. Musiał przeprowadzić kilka
poważnych rozmów ze samym sobą. Wiedział, że z powodu
swojego zawodu nie jest w stanie spełnić oczekiwań żadnej
kobiety. Przegrał swoje małżeństwo. Z tą myślą było mu zawsze
po prostu źle. Poniósł porażkę, a nie lubił przegrywać i nie lubił
zawodzić ludzi. Bał się, że i tym razem nie spełni pokładanych
w nim nadziei, i że rozczaruje Frannie. W końcu przyznał się sam
przed sobą, że wbrew zdrowemu rozsądkowi najzwyczajniej
na świecie zaangażował się uczuciowo, gdy tymczasem ona…
ona nie ufała mu za grosz. Wiedział, że w każdym jego słowie
doszukiwała się odmiennego znaczenia. Oskarżała go kłamstwa.
Ba! Myślała nawet, że jest mordercą. Ten niedorzeczny zarzut
potraktował, jako efekt chwilowej niedyspozycji po szoku,
którego doznała odkrywając poćwiartowane ciało przyjaciółki.
Domyślał się, że niełatwo jest Frannie zrozumieć, co się zdarzyło.
Wszystko zaczęło jej się plątać. Pogubiła się we własnych myślach
i uczuciach robiąc głupstwa. Pierwszym błędem był wybryk
z telefonem do Piątego Komisariatu Policji. Drugim wizyta
czarnoskórego chłopaka w jej mieszkaniu. Wyglądało na to,
że Frannie desperacko potrzebowała opieki.
132
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
z nią to, co dotyk wiosny czyni z wiśniowym drzewkiem.♠
Pragnął jej, aż do bólu i na samą myśl o wspaniałym uczuciu
spełnienia doznał przyjemnego mrowienia w okolicy krocza.
♠
nawiązanie do fragmentu wiersza, jaki Malloy przeczytał będąc pierwszy raz
w mieszkaniu Franncis Avery.
133
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- To ty nie jesteś pewny. – Powiedziała i wysoko uniesioną
sukienką obnażyła uda siadając na nim okrakiem.
134
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
-Nosisz broń w kieszeni? To mało profesjonalne…
– Stwierdziła zaczepnie uśmiechając się, po czym schowała broń
z powrotem.
- Bardzo śmieszne. Kabura była do kitu. Frannie…jeśli
się nie pospieszysz to rozwalę ten kaloryfer…
Frannie zaśmiała się głośno, gdy Malloy na potwierdzenie
swojej groźby szarpnął ręką powodując przeraźliwy zgrzyt
kajdanek o żeliwne żeberka grzejnika.
- Spróbuj w wewnętrznej kieszeni. – Ponaglał ją.
A kiedy spełniła jego prośbę i wydobyła z kieszeni niewielki
złoty przedmiot jej twarz nagle zamarła.
135
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
-Cały czas…to byłeś Ty!!! – Wyrzuciła z siebie i zerwała
się na równe nogi, by znaleźć się jak najdalej Malloya.
-Frann…- Usiłował coś jeszcze powiedzieć, ale ona już go
nie słuchała.
Ściskając, jak ochronną tarczę, blisko przy ciele zwiniętą
marynarkę wyrzucała słowa, niczym pociski z broni maszynowej:
-Widziałam Cię tamtej nocy z Angelą Sands w „Czerwonym
Żółwiu”…To Ty ją zabiłeś! To Ty!!!
- Natychmiast mnie rozkuj! – Wrzeszczał Malloy i szarpał
ręką próbując się oswobodzić – To jakaś kupa pierdolonych bzdur!
- Widziałam twój tatuaż, trójkę pik! To byłeś ty! Cały czas
kłamałeś! Zabiłeś Angelę Sands! Nie udało Ci się zabić mnie wtedy
na West Broadway, więc zabiłeś Paulinne, bo jej o tym
powiedziałam!
Osłupiały Malloy spojrzał na swój tatuaż i wrzasnął:
- Co? To jakaś paranoja! Natychmiast mnie rozkuj słyszysz?!
Frannie!
136
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
zdzierając dotkliwie skórę na kolanie. Przypadkowi przechodnie
pomogli jej wstać, gdy nagle jak spod ziemi wyrosła przed
nią sylwetka znajomego mężczyzny.
-Gdzie tak pędzisz Francis Avery? – Zlustrował jej seksowną
sukienkę.
-Muszę uciekać…on tam jest! Malloy… - Wysapała
zdezorientowana i wskazała na swoje okno.
-Co się dzieje? – Spojrzał w górę podążając wzrokiem
za jej gestem.
Nie kontrolując płaczu krzyczała:
- Ja go widziałam! Widziałam go z Angelą Sands! Widziałam
jego tatuaż, trójkę pik. To on ją zabił! I Paulinne też zabił!
- Jezu…cicho…spokojnie. Musimy o tym porozmawiać.
Wsiadaj. – I otworzył drzwi swojego samochodu.
- Muszę porozmawiać z Policją. Zabierzesz mnie
na komisariat?
-Później. Nie podejmuj teraz pochopnej decyzji. Najpierw
porozmawiajmy spokojnie.
Przez chwilę nie wiedziała, co ma zrobić, gdy z otwartego
okna sypialni na pierwszym piętrze dobiegł jej uszu przeraźliwy
krzyk:
-Frannniieeee….nieeee!
137
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
w sen. Nie wiedziała jak długo jechali, a gdy się przebudziła
przejeżdżali właśnie przez Most Brookliński mijając tablicę
z drogowskazem na Hudson Riverside.
-Nie jedziemy na komisariat? – Spytała przecierając twarz.
-Nie. Porozmawiamy najpierw. Zabieram Cię w ustronne
miejsce.
138
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
kratą. Niepewnie rozglądnęła się dookoła szukając drogi ucieczki,
potem z wolna zaczęła cofać się, by zwiększyć dystans pomiędzy
nimi. On zignorował jej zachowanie i lekko powiedział:
-…chcesz wino? Mam tu gdzieś wino… - Zapytał i zniknął
za mosiężnymi drzwiami prowadzącymi bezpośrednio
do budynku latarni.
Po chwili usłyszała wydobywającą się z głośnika piosenkę.
Quo sera, sera. Na odgłos zasłyszanej wcześniej melodii
wzdrygnęła się. Oparty o kratę ogrodzenia zapytał z troską:
-Zimno Ci? – Po czym podał jej kieliszek wina.
Zastygła w bezruchu. O Boże tak! Zimno mi. I nagle
przypomniała sobie, że wciąż trzyma w ręku marynarkę Malloya.
Pospiesznie ją ubrała zakrywając nagie plecy i ramiona.
- Proszę… napij się wina. Zrobi Ci się przyjemnie.
Frannie spojrzała podejrzliwie na kieliszek, a on odłożył
go na bok wykrzywiając twarz w uśmiechu.
- To może zatańczymy? – Nie czekał na odpowiedź. Objął
ją i zakołysał w rytm muzyki.
Poczuł, że Frannie drży jak osika.
- Och… Frannie, Frannie…
139
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
pomieszczenie. Gdzieś w górze, nad kopułą latarni błyszczał Most
Brookliński roziskrzony ulicznym oświetleniem i setką reflektorów
przejeżdżających po nim samochodów. Śmierdziało stęchlizną,
zepsutymi rybami i ostrym zapachem, którego nie umiała
rozpoznać. Po lewej stronie od wejścia stały wędki, sieci
i podbieraki. Na haczykach przymocowanych do ściany wisiał
płaszcz przeciwdeszczowy i pęk kluczy. Tuż obok stały zabłocone
kalosze. Po przeciwnej stronie wejścia, w głębi pomieszczenia
Frannie dostrzegła drewniany stół z głębokimi bruzdami po cięciu
tasakiem. Zobaczyła na nim rybie łuski, fragmenty mięsa i długie
pukle włosów. Brunatnoczerwony blat był nasączony krwią.
Zamknęła oczy w nadziei, że zły sen minie, ale po chwili zmusiła
się, by je otworzyć i dalej lustrować pomieszczenie. Powyżej
na metalowej półce stała duża butelka z napisem „40% Roztwór
wodny aldehydu mrówkowego♠” i klika słoików wypełnionych
żółtawą cieczą. Przez zakurzone szkło zobaczyła, damskie dłonie
z błyszczącym pierścionkiem na palcu. Frannie poczuła mdłości
i przerażona gwałtownie cofnęła się do wyjścia. Tuż za plecami
usłyszała jego głos i zatrzymała się.
-Frannie, Frannie…przed przeznaczeniem nie można uciec,
nie rozumiesz tego, mi amor?
♠
formalina
140
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Ale on nie zważając na jej błagania kontynuował opowieść:
-Wiesz…kiedyś się zakochałem. Tak do szaleństwa.
Kochałaś tak kiedyś? Tak mocno, że aż boli?
Chwycił ją mocno za nadgarstek i pociągnął w kierunku
krzesła, na którym zdecydowanym ruchem ją posadził. Próbowała
nie patrzeć na blat stołu. Skupiła wzrok na swoich drżących
ze strachu dłoniach. Nalewając wino ciągnął dalej:
-Ona mnie nie chciała. Śmiała się ze mnie, comprendo?
Z mojego pochodzenia. A ja… wydawało mi się, że każda kobieta
pragnie miłości, prawda? Ty także. Powiedz Frannie?
Nie odpowiedziała.
-Wydaje mi się, że tak…też pragniesz miłości tak mocno,
że aż boli.
Milczała dalej, a do jej oczu napłynęły łzy.
- Cii…nie płacz. Zobacz, co mam dla Ciebie?
141
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
- Już Cię zdemaskowałam. Nie ujdzie Ci to płazem. Za dużo
osób wie…
-Kogo masz na myśli? Tego czarnego chłopaka? On gówno
wie. Po tym jak sprałem ten jego parszywy, afrykański ryj
i kazałem się pożegnać ze staruszką wygadał wszystko. To on mi
powiedział, że w „Czerwonym Żółwiu” wyszłaś do toalety...
A więc to ty nas obserwowałaś? Potem Malloy to potwierdził.
Od razu pojąłem, że widziałaś mnie wtedy z nią. Wiesz za dużo.
-Ale ja nikomu nie powiedziałam, że to Ty!
-Powiedziałaś, mi amor. Wypaplałaś pieprzonemu
Malloyowi, ale on do tej pory nie poskładał tych puzzli. Nie ma
o niczym pojęcia. A taki dobry z niego glina był…
- Jak to …był?
- Muszę wszystko posprzątać. Teraz i on za dużo wie,
mi amor.
- On…jest przekonany…on myśli, że ja …
-Domyśliłem się, że powiedziałaś mu o cholernym tatuażu
i dlatego muszę go sprzątnąć…
-Ale dlaczego…dlaczego zabiłeś Paulinne? – Wykrztusiła
łkając spazmatycznie.
-Dlaczego, dlaczego… – przedrzeźniał ją krążąc wokół
stołu – Bo tak! Bo jej także powiedziałaś. Sama ją wepchnęłaś
w ramiona przeznaczenia. Gdybyś widział jej twarz…była taka
szczęśliwa, gdy dałem jej pierścionek. Powiedziała, że wreszcie
ma narzeczonego. Ale ona także była dziwką. Jak wszystkie
kobiety.
142
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
grymasu, żadnych łez. Wyglądała tak, jakby zobojętniała na los,
który zaraz miał ją spotkać. Po chwili poczuła, że jeśli teraz czegoś
nie zrobi to…już nigdy nie zobaczy Malloya. Poderwała
się z miejsca i ruszyła do drzwi. Udało jej się schwycić pęk kluczy,
gdy poczuła mocna szarpnięcie od tyłu. Rzucił nią o ścianę,
jak szmacianą lalką. Upadła na betonową podłogę, a on stanął
nad nią w rozkroku. Rozwierając szeroko palce ogromnej, męskiej
dłoni chwycił ją za krtań i siłą zmusił, żeby wstała na nogi.
- Frannie, Frannie…nie baw się ze mną. Nie rozumiesz?
To przeznaczenie. Nie możesz odrzucić mojej miłości. Nie byłem
jeszcze gotów na Ciebie, ale sama do mnie przyszłaś.
143
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
się do wyjścia zaledwie metr, gdy po chwili poczuła na nodze
wokół kostki żelazny uścisk. Rozpaczliwie szukała czegoś
do przytrzymania. Betonowa podłoga była jej wrogiem i poczuła,
jak on wlecze jej ciało i odciąga ją z dala od drzwi.
- Ty głupia suko…- Wysyczał zaledwie draśnięty w kolano.
144
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Do domu szła na piechotę, boso przemierzając chłodny
asfalt drogi o poranku. Ruch samochodowy był niewielki,
ale i tak nie miała szansy, by ktoś podwiózł ją do miasta
w czerwonej sukience poplamionej krwią. Patrzyła na piękny świt
budzący miasto ze snu. Niebo miało cudownie niebieski kolor.
Kolor, który już gdzieś wcześniej widziała w czyichś oczach.
Po czterdziestu minutach wędrówki dotarła do Greenwich.
Przeszła przez Washington Square i otworzyła metalową furtkę
na tyłach domu. Ogród na dziedzińcu podwórka wydał jej się
najspokojniejszym i najpiękniejszym miejscem, jakie do tej pory
widziała. Wysokie trawy szeleściły cicho poruszane porannym
wiatrem. Rozchylając szeroko nozdrza wciągnęła powietrze.
Pachniało świeżą trawą, jaśminem i słodkim zapachem kwitnącej
wiśni. Pomyślała o Malloyu. Nagle poczuła jak jej życie rozpoczyna
się na nowo. Urodziła się ponownie. Poszła na górę
do mieszkania, a gdy otworzyła drzwi zobaczyła go. Siedział
na podłodze opierając się plecami do ścianę. Jego ręka nadal
tkwiła w potrzasku kajdanek przykutych do kaloryfera. Drugą
podpierał opuszczoną głowę wczepiwszy palce w zmierzwione
włosy.
145
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
-Był. Mam dla Ciebie dobrą i złą wiadomość. Zabiłam tego
śmiecia. Ziggy mi pomógł. Będziesz musiał sobie znaleźć nowego
partnera, ale tym razem poszukaj sobie także przyjaciela.
The end
146
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
POSŁOWIE
Zwyczajem wielu autorów książek jest napisanie tych kilku
słów na ostatnich stronach. Często są to ich osobiste
przemyślenia. Nie uzurpuję sobie prawa, by nazywać się pisarką.
Przynajmniej nie teraz. Nie jestem jeszcze na to gotowa. Jednakże
chciałabym skorzystać z tego przywileju i na kilku kolejnych
stronach napisać historię powstania tej książki. Moje posłowie
będzie bardziej niż osobiste.
I had a dream…
Pomysł na napisanie książki powstał dawno temu. Siedem
długich lat temu. Dojrzewałam do tego marzenia długo,
jak do wielu decyzji w moim życiu. Pamiętam dokładnie
ten wiosenny dzień, kiedy po raz pierwszy publicznie wyznałam,
że chcę zająć się pisarstwem. Zwykle w okresie przesilenia
wiosennego miewam bóle głowy. Tak też było tamtego dnia,
kiedy na uczelni, której nazwy nie wspomnę odbywały
się egzaminy końcowe z języka angielskiego. Po zaliczeniu testu
z gramatyki należało napisać krótki esej. Usiadłam w ławce
i wylosowałam temat: „Ty, za 10 lat”. Pomyślałam, cholera,
jak mam napisać, co będę robiła za dziesięć lat, podczas
gdy nawet nie wiem, kim teraz jestem. Te parę lat temu naprawdę
miałam problem, by odpowiedzieć na to pytanie.
Ból głowy zaczął dokuczać jeszcze bardziej. Zamknęłam
oczy i przez dłuższą chwilę siedziałam rozważając kapitulację.
Mogłam pójść na łatwiznę i napisać jakieś brednie na temat
szczęśliwej rodziny, która założę, o tym, jak będzie wyglądał mój
dom, gdzie będę pracować, kim będzie mój mąż i jak na imię będą
miały nasze dzieci. Tego za żadne skarby nie potrafiłam sobie
wyobrazić. Drugą opcją była wersja o spektakularnym rozwoju
147
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
mojej kariery w firmie, w której pracuję obecnie. Tak, to mogłam
sobie wyobrazić, chociaż podświadomie odrzucałam tę wizję.
Tak daleka była od mojego prawdziwego ja. Pewnie, dlatego
(dziś to wiem na pewno) do dzisiejszego dnia nawet o krok
nie wspięłam się po szczeblach kariery. Zdarza mi się
na to narzekać, ale tylko do momentu, kiedy przypomnę sobie,
kim tak naprawdę jestem. Tak. Czasami o tym zapominam. Trzecią
opcją były marzenia. Nie wiem, dlaczego właśnie to marzenie
wybrałam, spośród tak wielu, które mam.
148
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
jakąś praktyczną funkcję, ale zawierają także pewne osobiste
przesłanie. Prezentem od Ewy był (i nadal jest) najzwyklejszy
szary brulion z twardą okładką w szarobrązowym kolorze
z nadrukiem w kształcie ptasich piór. Niezbędnik każdego pisarza.
Format A5 z 96 stronami w linie. Kosztował 12,99 złotych, ale dla
mnie jest po prostu bezcenny. Znaczy więcej niż cokolwiek
posiadam. Jest namacalną obietnicą realizacji mojego marzenia.
Mam nadzieję, że Ewa nie pogniewa się jak przytoczę dedykację
napisaną na pierwszej jego stronie.
GRUDZIEŃ 2009
NIECH TEN ZWYKŁY ZESZYT
STANIE SIĘ NIEZWYKŁYM
RĘKOPISEM
TWOJEJ PIERWSZEJ KSIĄŻKI
A ja niech się stanę
Twoją pierwszą czytelniczką
Ewa
150
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Muszę dodać, że brulion nadal jest pusty.
Już wyjaśniam, dlaczego.
151
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
się przekładu na język polski. Natomiast Charlotte Marschall
opowiada tę historię po swojemu.
152
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Jennifer Jason Ligh jako Paulinne, świetny Kavin Bacon jako John
Graham i wreszcie Nick Damici, (którego absolutnie wcześniej
nie widziałam) jako potwór - Ricardo Rodriguez. Scenariusz
napisała sama Campion przy współpracy Susanne Moore
oczywiście w oparciu o nowelę jej autorstwa, a Nowy Jork stał
się naturalnie planem zdjęciowym.
Pusty brulion
153
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
I chociaż po polsku♠ opowiadam o Frannie i Malloyu to moja
historia nie jest tak, naprawdę moja. „In the cut” było inspiracją
i pomysł ten potraktowałam jak ćwiczenie, warsztat zanim
stworzę coś naprawdę swojego.
Reaserch
W Nowym Yorku byłam wielokrotnie. Wirtualnie.
Przechadzałam się utartymi ścieżkami Frannie. Wiem gdzie
mieszka, gdzie ją napadnięto i gdzie znajdował się klub
„Holy Dolly”. Spędziłam mnóstwo czasu na przeszukiwaniu map,
nazw ulic, adresów i dzielnic, w których działy się wydarzenia
„In the cut”. Poznałam trasy większości linii metra, które kursują
po całym Manhatannie. Dotarłam do tekstów źródłowych
i cytatów poezji publikowanych w wagonach metra. Przeczytałam
biografię każdego autora. Poznałam makabryczną historię Johna
Wayna Gacyego – seryjnego mordercy, o którym pisał Cornellius
Webb. Podczas pisania słuchałam tej samej muzyki, która
rozbrzmiewała w uszach Frannie. Po tym wszystkim, powiem
jedno - człowiek może się jeszcze tyle nauczyć…
♠
po napisaniu „Poza horyzontem zdarzeń” odkryłam, że wydawnictwo Zysk
i s-ka kolejno w 1998 i 2004 roku opublikowało książkę „Tatuaż”
w przekładzie Ewy i Dariusza Wojtczaków.
154
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
• Paulinne (z pochodzenia Irlandka) nie była dziwką. Nie była
też tancerką go-go. Zajmowała się sprzedażą obrazów
i starych mebli. Frannie i Paulinne poznały się w Londynie.
• Ojciec Frannie był ambasadorem i mieszkał w Meksyku.
W dzieciństwie wychowywała ją opiekunka o imieniu
Augustyna. Matka zmarła z powodu choroby alkoholowej.
• Frannie mieszkała przy Washington Square 21 i faktycznie
miała obsesję na punkcie Malloya. A która z kobiet
by nie miała, co?
• Klub, nad którym znajdowało się mieszkanie Paulinne
nazywał się „Pussy Cat Lounge”, a ja wymyśliłam
„Holy Dolly”. Paulinne była ostrożna - miała siedem
niezależnych zamków i blokad w drzwiach.
• Od 10 lat w wagonach metra wiszą tablice z „Poezją
w ruchu”. Cytowano między innymi Miłosza i „Wisełkę”.
Frannie faktycznie odbierała je, jako tajemniczą
wiadomość, swoiste przesłanie…
• Frannie naprawdę pisała słownik nowojorskiego slangu.
Wszystkie wyrażenia znajdują się w książce Susanne
Moore. Częściowo także i w mojej.
• Johna Graham naprawdę był lekarzem z problemami
psychicznymi i spotykał się z Frannie. Ich relacje były
jednak bardzo przyjacielskie.
The end
156
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
***
Otworzył drzwi latarni i zaciągnął mnie do środka. Niósł
ze sobą torbę, rodzaj worka, jaki można kupić w sklepie ze sprzętem
żeglarskim. Wodoszczelny. Trwały.
W środku nie było ciemno, wielki oświetlony most wyginał
się nad oszkloną kopułą latarni majestatycznym łukiem. Odgłos
przejeżdżających po nim samochodów brzmiał jak rój bzyczących os.
Nie puścił mnie. Rzucił worek i jedną ręką zaryglował
od wewnątrz drzwi. Rozejrzałam się. Wysoko, w ścianie znajdował
się otwór okienny w kształcie iluminatora♠. Na podłodze stał
pojemnik z przynętą. Na nim stała para czerwonych damskich
pantofli na wysokim obcasie. Aluminiowy leżak plażowy, drżąca
pajęczyna. Piła, ręczna i nieco zardzewiała. Biało – niebieski
ochraniacz na klatkę piersiową z godłem New York Giants. Koce
starannie ułożone w stos. Widziałam te przedmioty bardzo
dokładnie, bardzo wyraźnie tak, jakby ich rzeczywista właściwość,
waga, kolor miały zmienić moje położenie. Po prostu wiedziałam,
że szczegóły robią różnicę. Nie próbowałam tego zrozumieć.
Odbierałam je tym, czym były. Malloy byłby ze mnie dumny.
Wyciągnął z torby brzytwę taką, jakiej używają fryzjerzy.
Lśniący uchwyt. Jak mały, metalowy przecinek na samym końcu
♠
rodzaj urządzenia do obserwacji, luneta stosowana w marynarce wojennej.
157
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
wszystkiego. Odłożył torbę. Przyłożył mi brzytwę do szyi. Fałdując
moją skórę.
„Masz ładne włosy”, powiedział. Brzytwa pod moim
podbródkiem, jego ramiona ściśle przylegające do moich piersi.
„Dziękuję”.
„Nie dziękuj mi. Podziękuj swojej matce i ojcu”.
Nie poczułam brzytwy, gdy mnie przeciął, zorientowałam
się po tym, jak poczułam nagłe uderzenie pieczenia i ból,
jego ukłucie, ciepłą krew spływającą wzdłuż ramienia, aż do mojej
dłoni. Nie bolało tak mocno, jak się tego spodziewałam. To nie było
groźne przecięcie. Nie aż tak, groźne.
Powiedział, że nie ma zamiaru mnie pociąć, ale nic nie może
na to poradzić. Teraz, jeśli tylko będę stała nieruchomo,
powstrzymam drżenie ciała, nie będzie aż tyle krwi na moim
ubraniu. Nie miałam zamiaru drżeć. Nie mogłam się powstrzymać.
A on wcale nie miał zamiaru mnie pociąć.
„Muy linda, Su pelo♠”. Wplótł dłonie w moje włosy i owinął
je wokół ręki. „Mówisz po hiszpańsku. Wiem o tym. Ten dzieciak,
Cornellius mi powiedział. Nigdy nie miałem dziewczyny, która
umiałaby mówić po hiszpańsku♠, nie będąc Hiszpanką”.
♠
Muy linda, Su pelo hiszp.– Bardzo piękne masz włosy.
♠
Frannie znała hiszpański.
158
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
„Cornellius?”
„Tak”.
„Dlaczego?”
„Co dlaczego, mi angel?”
„Dlaczego Cornellius?”
Uśmiechnął się. „Jestem detektywem. Jestem mężczyzną”. Uwolnił
moje włosy. „Ludzie zazwyczaj mówią to, co chcę wiedzieć”.
„Zabierz brzytwę”, powiedziałam. Szeptem. W latarni było
bardzo gorąco.
„Tam jest jedzenie”, powiedział wskazując na chłodziarkę.
Nie zabierając brzytwy.
„Nie chcę jedzenia”.
„Muszę Cię tu zostawić. Ludzie widzieli nas w parku. Tylko
na parę dni. Aż wszystko się ułoży. Zaskoczyłaś mnie. Nie byłem
jeszcze na ciebie gotowy”. Pochylił się, by spojrzeć w moją twarz.
„Ricci zaopiekuje się tobą”, powiedział.
Augustyna♠ miała w zwyczaju mówić, że mam wszystko
w życiu z wyjątkiem szczęścia. Myliła się. To było szczęście. Nie to,
że chciał się mną zaopiekować, ale to, że chciał mnie tu zostawić,
zabrać swoje łapy ode mnie, zabrać brzytwę z daleka od mojej szyi.
Uciekłabym z tego miejsca. Okno było poza moim zasięgiem, ale tam
♠
Augustyna – w dzieciństwie była opiekunką Frannie.
159
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
w górze był metalowy balkon. Pomost biegnący dookoła muru
latarni, poniżej laterny♠. Świetlik kopuły był uszkodzony. Przez
szybę mogłam zobaczyć most, pokryty smugami światła. Mogłam
usłyszeć szum samochodów na moście.
Otarł się przedramieniem o moje piersi.
„Nie nosisz stanika”, powiedział. Przesunął brzytwę w dół
mojej szyi, przez kość gnykową, przez nagłośnię, przeciągając
brzytwę nad mięśniem krtani gardła, górnym nerwem krtaniowym,
nad małym wgłębieniem pośrodku kości obojczykowej,
i pomyślałam o Paulinne, mojej Paulinne. Zaczęłam się dławić
strachem. Schwycił mnie za kark przyciskając brzytwę do moich
piersi, tuż pod brodawkami, brodawki oparły się na krawędzi ostrza,
brzytwa cięła gładko, łatwo, poprzez naprężony materiał ubrania,
poprzez skórę, delikatną sieć połączonych niebieskich żył, obrys
brodawek, aż piersi otworzyły ujście ciemnej krwi płynącej
jak ciemna rzeka, Indiańska rzeka, żywicy z klonu, mojego ciała
tak jaskrawego, że oślepłam. Moje piersi. Moje bez-piersi.
„To jest właśnie to, co nazywają pamiątką”, usłyszałam
jak mówi.
♠
Laterna – przeszklone, najczęściej najwyższe, pomieszczenie latarni morskiej,
w którym znajduje się urządzenie optyczne i aparatura umożliwiająca emisję
światła z latarni.
160
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Byłam niewidoma.
„Powinnaś usiąść”.
Posadził mnie na plażowy leżak. Gdy położyłam moje
ramiona na aluminiowych podłokietnikach poczułam chłód. Moje
ramiona były mokre.
„Schowam je do kieszeni”, powiedział. „Kiedy nie będę
z tobą, będę mógł poczuć je w mojej kieszeni i będzie tak, jak byśmy
byli razem”. Włożył nie - moje brodawki do kieszeni spodni.
„Jak się domyśliłeś?”
„Domyśliłeś czego, mi amor?”
„Że widziałam cię z tamtą dziewczyną”
„Jimmy mi powiedział. Tylko on tego jeszcze nie wie”.
„Jimmy?” Nie zorientowałam się, kogo ma na myśli.
„Wciąż powtarzał, że być może coś widziałaś tamtej nocy,
choć możesz nawet o tym nie wiedzieć. Doprowadzał mnie
do obłędu. Loco♠. Myślałaś, że to Malloy, prawda?”
„Tatuaż”.
„Byliśmy razem w Viet Nam♠. Spędziłem tam tylko
czterdzieści jeden dni. Zachorowałem na czerwonkę. Wysłali mnie
na Hawaje”.
♠
Loco hiszp. – wariatka, szaleniec.
161
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Zastanawiałam się czy Malloy mi o tym wspominał.
„Gdy wsiadłaś do naszego samochodu rozpoznałem
Cię od razu. Pomyślałem, że i ty mnie rozpoznałaś”.
„Nie”. Zrobiło mi się przykro.
„Angela, to było coś. Ssała czubek mojego penisa
tak delikatnie”.
„Jego blizna♠? Nigdy mi nie powiedział”.
Moja spódnica była ciężka od krwi, wsiąkającej powoli
w materiał. Płynęła pomiędzy moimi udami. Łaskotała, kiedy kropla
spadała na moją skórę, na moje włosy łonowe, na moje wargi
sromowe. Nie miałam na sobie bielizny. Wiesz dlaczego.
„Pieprzony Malloy”. Roześmiał się. „Kiedy był dzieckiem
operowano mu ślepą kiszkę”.
Moje dłonie poniżej klatki piersiowej, krew znalazła ujście
pomiędzy zaciśniętymi palcami, moje żebra delikatne w mojej ciepłej
dłoni, moje piersi lżejsze bez brodawek, które nadawały im kształtu,
ciężkości. Brodawek, które nadawały im znaczenia.
„Boli?”, zapytał.
Ciężko było poruszyć głową.
♠
Motyw, że Malloy i Rodriguez byli razem w Wietnamie całkowicie
mi nie pasuje. Pominęłam to.
♠
chodzi o bliznę Malloya. Pominęłam ten szczegół w książce.
162
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
„W porządku”, powiedziałam. „W porządku”.
„Muszę teraz iść. Ale wrócę później. Nie wyglądasz najlepiej.
Lubisz ryby?”
Kiedyś Augustyna i ja poszłyśmy do sklepu w Manila,
gdzie wypatrzyła sukienkę dla mnie, szkarłatną sukienkę z tafty
z dużymi bufiastymi rękawkami i ozdobną kokardą. Nietypowa
sukienka dla dziecka. Zabrałyśmy ją do domu. Moja mama
powiedziała, że wyglądam brzydko i zmusiła Augustynę do jej
zwrotu. Nawet nie lubiłam tej sukienki, ale mama sprawiła,
że zaczęła mi się podobać. Moja matka była zazdrosna o Augustynę.
„Tak”, powiedziałam głośno. „Oto, czym była”. Moja szkarłatna
spódnica przesiąknięta krwią.
„Nie o to cię kurwa pytałem” krzyknął, zaskakując mnie.
„Lubisz ryby?”
„Ta ręka♠. To ty zostawiłeś ją u mnie?”
„Ręka?” Wyglądał na zakłopotanego. „O czym do cholery
mówisz?”
Chodził tam i z powrotem pokonując niewielką odległość
pomiędzy ścianą, a stosem równiutko ułożonych pledów.
„Słyszałaś ten kawał o Rajskim Ogrodzie?”
♠
Frannie pyta o gumową rękę, którą ktoś zostawił w jej skrzynce na listy.
Pominęłam ten szczegół książce. Był taki …hollywoodzki.
163
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Czułam zapach własnej krwi.
„Bóg spojrzał w dół i zobaczył Ewę idącą do oceanu, by zażyć
kąpieli i zawołał, och nie, jak pozbędziemy się tego smrodu z ryb?”
Błysnął uchwyt brzytwy. Światła z mostu oślepiały mnie.
„Dobry dowcip”, wrzasnął.
„Nie”.
„To nie jest dobry kawał?”
Leżałam nieruchomo. Niekiedy pojawiał się w zasięgu mojego
wzroku, teraz nie mogłam go dojrzeć. To nie była wygodna pozycja
do obserwacji.
„Chcesz go usłyszeć jeszcze raz?”
„Nie”. Wzięłam głęboki oddech, trzymając głowę w jednym
kawałku razem z szyją, trzymając podbródek blisko mojego ciała.
„Chodzi o ryby”.
Zobaczył co robię. „Przepraszam”, powiedział.
Położył dłoń na moim ramieniu. Brzmiał jakby
się zmartwił. Poczułam się zdezorientowana.
„Siedź spokojnie”, powiedział.
Nagle znieruchomiał, jego głowa spojrzała w stronę drzwi.
Nasłuchiwał.
Słychać było tylko odgłos samochodów i ciężarówek
na moście. Czarną rzekę. Szczura nad nami na metalowym balkonie,
164
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
gdy jego łapki stukały o metalową kratę. Mój oddech, powolny,
bulgoczący, ciężki, jak duże zwierzę, które wydaje potomstwo
na świat.
Stał nasłuchując przez kilka minut. Kilka godzin. Ciężko było
odliczać czas. Pochylił się nade mną z brzytwą w dłoni i cmoknął
parę razy ustami, a potem rozciął moją sukienkę pośrodku moich
ud. Krew popłynęła dalej wzdłuż moich nóg.
„To ubranie to całkowity bałagan”, powiedział
z obrzydzeniem. „Wiesz, że nie lubię cię ciąć”.
Cięcie mnie. On tego nie lubi. Ja także tego nie lubię.
Mam nowe słowo do mojej książki. Malloy mi je powiedział. Uliczny
zwrot. Słowo używane przez hazardzistów, powiedział. „In the cut”.
Pochodzi od waginy. Miejsce do ukrycia się. Do ukrycia hazardowego
zakładu. Znaczyło wszystko z wyjątkiem miejsca bezpiecznego,
miejsca pozbawionego krzywdy.
Podniósł worek kładąc go na wierzchu starannie ułożonych
pledów.
„Wiesz dlaczego łowienie tutaj jest tak, cholernie dobre?
Jednym słowem.”
Czekałam.
„Przynęta”.
Nie zrozumiałam.
165
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
„Czasami używam moich pamiątek, jako przynęty”.
Podszedł do drzwi i przyłożył do ich powierzchni głowę,
płasko rozłożył rękę, nasłuchując, upewniając się, że z zewnątrz
nie dochodzi żaden głos. Podbiegł do metalowej drabiny i wspiął
się do okna w kształcie iluminatora, przylgnął do niego zacieniając
widok przytkniętymi z obu stron dłońmi. Nad jego głową górował
most.
Zwlokłam się z plażowego leżaka na kolana i zaczęłam
się czołgać. Spojrzał w dół i zobaczył mnie. Pełzającą.
Zszedł w dół drabiną bardzo szybko, otwierając brzytwę,
gdy jego stopa dotknęła ostatniego szczebla.
„Chcesz, abym wziął jeszcze jedną pamiątkę?”
Schwycił mnie za włosy i powlókł moje ciało pomiędzy
swoimi nogami. Ujeżdżając mnie. Moje włosy były jego lejcami.
Schylił się, by zasłonić mi usta, a ja go ugryzłam. Ugryzłam
go raz jeszcze. Jak dziewczyna. Jestem dziewczyną.
Przebiłam się przez skórę, a on krzyknął.
Przewrócił mnie na plecy i usiadł okrakiem na mojej
bez - piersi. Kolanami naciskał na moje żebra. Poprosiłam, by mnie
nie krzywdził. Prośba ta wydaje się być tym, co zazwyczaj mówią
kobiety. I mężczyźni też.
Nie powstrzymałam go.
166
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Moja twarz. Moje gardło. Moje piersi.
Malloy będzie wiedział, gdy zobaczy moje ręce.
Moje ramiona.
Będzie wiedział.
Jak walczyłam.
Podniósł się. Usłyszałam jak otwiera drzwi.
Przez chwilę poczułam chłód powietrza znad rzeki.
Wiatr pachnący rybami.
Pachnący Ewą. I Rajskim Ogrodem.
Zaczęłam drżeć.
Było mi zimno.
Istnieje esej na temat języka Śmierci. Czasami umierający
człowiek mówi o sobie… w trzeciej osobie.
Ja jeszcze nie mówię w ten sposób.
Mówię: ja krwawię, ja wykrwawię się na śmierć.
I będę szczęściarą, jeśli umrę zanim on wróci.
Give me my Scallop shell of quiet…♠
Wiesz, oni nie wydrukowali całej indiańskiej pieśni Seneków♠
na tablicy w wagonie metra. Zaledwie parę wersów.
♠
Obdarz mnie konchą ukojenia – Jego pielgrzymka, Sir Walter Raleigh (1552-
1618), przedstawiciel barokowej poezji metafizycznej o miłości i śmierci.
♠
Senekowie wierzyli, że śmierci nie należy się lękać, a na moment „przejścia”
należy przygotować swoją pieśń.
167
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
Ale ja znam tę pieśń.
***
“It's off in the distance
It came into the room. It's here in the circle.”
„Coś czai się w oddali, czyha za oknami.
Jest tuż, tuż, wchodzi, teraz jest już z nami.”
***
Znam tę pieśń.
Ona zna tę pieśń.
The end
168
Copyright 2010 Charlotte Marschall. Wszystkie prawa zastrzeżone.
charlottemarschall.wordpress.com
In the cut w nowojorskim slangu znaczy wagina.
Na ulicach NYC częściej określenie to używane jest
w odniesieniu do miejsca, w którym bezpiecznie można
się skryć. Dobrze, jeśli takie miejsce się posiada. Motywem
przewodnim opowiedzianej historii są wydarzenia i osoby
bezpośrednio związane z serią brutalnych zabójstw. Losy
głównych bohaterów przeplatają się nie bez przypadku,
a z pozoru nieważne fakty nabierają kluczowego znaczenia.
Przemoc i seks łączą się w przeklętą parę. Jednak
opowiedziane zdarzenia są tylko pretekstem do odkrycia
tego, co się dzieje na innej płaszczyźnie. Poza horyzontem
zdarzeń.
charlottemarschall.wordpress.com