You are on page 1of 3

Marek Skawiński

GŁOS W KWESTII ŚLĄSKA

W numerze 139 „Naszego Dziennika” (16-17 czerwca) ukazał się artykuł „ Nie ma narodu śląskiego!”.
Poruszona w nim problematyka skłoniła mnie do zabrania głosu. Nie chodzi tu bynajmniej o polemikę, choć
pewnych akcentów tego typu nie da się uniknąć. Chcę natomiast rozwinąć pewne zasygnalizowane wątki
problemu.

Kto jest kim


W polskich środkach masowego przekazu panuje kompletne zamieszanie pojęciowe. Dotyczy ono takich
terminów jak naród, narodowość, grupa etniczna. Miesza się bowiem Basków, Walijczyków, Bretończyków ze
Ślązakami, mieszkańcami środkowej Anglii itd. Owszem, łączy te społeczności zamieszkiwanie obszaru w skali
regionu i brak odrębności państwowej. Ale to wszystko. Baskowie w sensie etnicznym nie są Hiszpanami ani
Francuzami, Walijczycy nie są Anglikami, Bretończycy nie są Francuzami. Mamy zatem Hiszpanów,
Francuzów, Basków, Walijczyków, Bretończyków, Anglików. To oczywiste. Czy uzupełnić to grono o
Ślązaków? Wydaje się, że nie. Co zatem łączy Polaka, Baska i Cygana, choć pierwszy ma państwo, drugi
zamieszkuje region w obrębie Hiszpanii i Francji, a trzeci żyje w diasporze?
Etnos określa „obiektywne cechy większej ponadplemiennej zbiorowości ludzi, głównie w aspekcie ich
wyróżników kulturowych uważanych zwykle za rezultat wspólnoty pochodzenia i historycznych uwarunkowań
oraz przynajmniej pierwotnych związków z wpływami środowiska określonego terytorium etnicznego. Termin
ten określa zarówno owe ponadplemienne kulturowe wspólnoty, jak i obiektywne aspekty powstającej,
utrzymującej się, a nawet zanikającej tożsamości narodów. Na tym szczeblu rozwoju nie występuje jeszcze
rozróżnienie znaczeń między domniemaną ponadplemienną wspólnotą pochodzenia, tożsamością kulturową, a
ludem i narodem. Pojęcie etnosu jest podstawą wyodrębnienia grup etnicznych, a więc odnosi się do różnych
szczebli świadomości ustrukturowania społecznego, od grup etnicznych na niskim szczeblu rozwoju
cywilizacyjnego lub żyjących w diasporze po ukształtowane narody i państwa narodowe” (na podst.: Słownik
etnologiczny, Warszawa-Poznań, 1987.)
Tymczasem w artykule „Nie ma narodu śląskiego” czytamy: „[Ślązacy] są jedną z grup etnicznych
zamieszkujących Polskę”. Pytam się zatem: których grup? O kogo tu jeszcze chodzi? O Krakowiaków,
Podhalan, Kurpiów, Księżaków Łowickich czy też o Cyganów, Tatarów, Łemków? W którym gronie są
Ślązacy? W moim przekonaniu, w pierwszym.
Uświadomić sobie zatem należy różnicę pomiędzy grupą etnograficzną (to ten pierwszy zestaw), a grupą
etniczną (zestaw drugi). Dany naród może się dzielić na grupy etnograficzne (tak jak etnos w najwcześniejszej
fazie na plemiona). Podział ten jest wypadkową pewnych różnic kulturowych, dialektalnych, specyfiki położenia
geograficznego. Różnice te, i owszem mogą być rezultatem obcych wpływów kulturowych, czasem naleciałości
językowych. Ale mimo istnienia pewnej odrębności, to nie oznacza konieczności uznania takiej społeczności od
razu za grupę etniczną czyli jej całkowitego wyodrębnienia. To czym jest zarówno grupa etniczna jak i
narodowość oraz naród to właśnie etnos (można tu użyć określenia etnikum).
Zatem rozróżnienie grupy etnicznej od etnograficznej jest nieodzowne. Np. Słowacja jest państwem
wieloetnicznym nie tylko ze względu na obecność Węgrów, Polaków i Czechów (niewątpliwie narody), ale
także Cyganów. A Cyganie to po Węgrach druga liczebnie mniejszość etniczna na Słowacji. Kim są zarówno
Węgrzy, jak i Cyganie? Etnikum właśnie. Ale czy Polskę można uznać za wieloetniczną, bo na jej terenie
zamieszkują Ślązacy, Krakowiacy, Podhalanie, Kurpie? Przecież nie. Można się zgodzić z twierdzeniem, że
Ślązacy mają szczególnie silne poczucie tożsamości regionalnej, a nawet niektórzy spośród nich wyżej stawiają
tożsamość regionalną od narodowej – jest to rezultat uwarunkowań historycznych, ale też propagandy
zewnętrznej - lecz to nie czyni z nich automatycznie nowego bytu, nowego etnikum, nie zaprzecza ich polskości.
Tak jak Bawarczyk jest Niemcem, Istrijanin Chorwatem, a Szekler Węgrem, nawet jeżeli najpierw czuje się
Bawarczykiem, Istijaninem czy Szeklerem.
Na marginesie: dążenie do przedstawienia Polski jako kraju zróżnicowanego etnicznie sięgnęło szczytu w
jednym z wydanych niedawno atlasów szkolnych. Na mapie Polski zaznaczono tam zarówno mniejszości
narodowe i etniczne (z błędami zresztą) jak i grupy etnograficzne wybrane według jakichś, bliżej nieznanych
kryteriów. W legendzie wszystko to znalazło się razem, po prostu zostali „wrzuceni do jednego worka” Niemcy,
Ślązacy, Księżacy Łowiccy, górale, Białorusini, bodajże Kurpie itd. Mapa dydaktycznie, metodologicznie i
merytorycznie nie dość, że bez wartości, to jeszcze szkodliwa. Dziecko bowiem na nią popatrzy i zinterpretuje
tak: to co na kolorowo to mniejszości, to co na biało to Polacy. Takie np. Pomorze Zachodnie, Górny Śląsk,
Karpaty, Kaszuby, ściana wschodnia, duża część Dolnego Śląska, Warmia i Mazury to jedna pstrokacizna. Gdzie
był recenzent tej publikacji? Nie wiadomo. Po prostu ręce opadają. Brak znajomości problemu wręcz porażający.
A wystarczyłoby wspomóc się kompetentną literaturą (polecam: Janusz Kamocki, Zarys grup etnograficznych w
Polsce, „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska”, Sectio F, vol. 46/47, 6: 1991/1992, s. 103-132).
Regiony czy narody
Twierdzenie, że Ślązacy są grupą etniczną w praktyce wyłącza ich z Narodu Polskiego. Mamy wtedy
etnikum śląskie i etnikum polskie. Czy są ku temu racjonalne przesłanki? Nie. Przeczy temu zresztą geneza tej
grupy. Czytelne natomiast są motywy dla których robią tak zwolennicy „Europy regionów”, „Europy 100 Flag”.
Oni mają własny interes. Raz realizuje się go przez podsycanie separatyzmu autentycznej mniejszości etnicznej
zamieszkującej region w obrębie danego państwa (Bretończycy, Baskowie, Katalończycy, Walijczycy), innym
razem separatyzmu regionalnego w obrębie danego państwa i narodu (Morawianie, Ślązacy).
O ile pierwsza sytuacja w jakiś sposób odpowiada państwowotwórczym, narodowym aspiracjom odrębnej
etnicznie społeczności, o tyle druga odbywa się drogą wyolbrzymiania różnic międzyregionalnych, różnic
owszem istniejących, ale takich, które często są rezultatem zaszłości historycznych, prowadzonej w niedalekiej
przeszłości polityki wynaradawiania; jeśli to nie wystarcza, albo czynniki te nie występują to wykorzystuje się
sytuację ekonomiczną, „kto do kogo dopłaca i ile”. Jeśli zatem istnieją, choćby i tylko potencjalne, możliwości
budowy nastrojów separatystycznych, to są one wykorzystywane. Od czego są media, różne fundacje, centra,
dyspozycyjni naukowcy? Ci zaś zwolennicy „Europy 100 Flag” w rzeczywistości są instrumentem w ręku
zwolenników budowy europejskiego superpaństwa, nawet jeżeli werbalnie sprzeciwiają się tej koncepcji.
Łatwiej rządzić z Brukseli 100 regionami niż kilkunastoma państwami narodowymi. Temu tak naprawdę,
niezależnie od intencji, służy, według mnie, działalność RAŚ. I przerażenie ogarnia na samą myśl, że podobna
działalność prowadzona jest także w czeskiej części Śląska, również bazująca na regionalnej tożsamości czeskiej
przecież ludności, głównie w powiecie Opawa. Skądinąd, to ciekawe jaki kompromis w sprawie języka osiągną
współpracujący ze sobą: posługujący się polską gwarą śląską przedstawiciele „narodowości śląskiej” z ZLNŚ
(zakładam, że ją znają) i mówiące czeskim slezským nářečím osoby tejże „narodowości” działający w HSMS.
Pewnie pomoże im niemiecki tłumacz.
Sąd, odmawiając zarejestrowania ZLNŚ posłużył się argumentem, że Ślązacy to „jedynie grupa etniczna”.
Obawiam się, że może to być „gol do własnej bramki”. Działacze ZLNŚ mogą stwierdzić: „Przecież, w gruncie
rzeczy sąd przyznał, że jesteśmy społecznością niepolską. Różnica zdań jest jedynie taka, że dla sądu jesteśmy
tylko grupą etniczną (niczym Łemkowie, Cyganie itd.), podczas gdy my uważamy, ze już narodowością (jak
Niemcy, Ukraińcy itd.)”. A Strasburg przytaknie…
W artykule zacytowano wypowiedź p. Dobiesława Rzemieniewskiego, naczelnika Wydziału ds.
Mniejszości w MSWiA, który stwierdził m.in., że zgodnie z przyjętymi w naszym kraju założeniami pozostałe
[obok narodowych] mniejszości określa się jako mniejszości etniczne. Taka definicja ma się znaleźć też w
przygotowywanej ustawie o mniejszościach narodowych i etnicznych w RP. Czy zatem Ślązacy w myśl tej
ustawy zostaną uznani za mniejszość etniczną? Ze stanowiska władz polskich wynika, że tak. A jeżeli
mniejszością to wszystko jasne. Różnić się będą od Białorusinów, Ukraińców czy Niemców tylko brakiem
własnego państwa. Tak jak Cyganie lub Łemkowie.
W werdykcie sądu podniesiono sprawę preferencyjnego zwolnienia list wyborczych mniejszości
narodowych z progu 5 proc. w wyborach parlamentarnych. Ten sam wątek poruszony został podczas
postępowania w Strasburgu. Tamże strona polska stwierdziła, że skorzystanie przez ZLNŚ z tego przywileju,
dostępnego mniejszościom narodowym stanowiłoby naruszenie zasady równości obywateli wobec prawa.
Po pierwsze nasuwa się wątpliwość: czy jeżeli np. Łemkowie wystawią własną listę to będzie ich
obowiązywał próg wyborczy czy też nie. W świetle strasburskiego tłumaczenia przedstawicieli Polski, tak; w
praktyce zapewne nie. I druga uwaga, istotniejsza: czy nie jest tak, że to ten zapis w ordynacji, przywilej
właśnie, jest naruszeniem zasady równości obywateli wobec prawa?

Mity śląskie
Wokół Śląska narosło kilka mitów, szeroko propagowanych przez publicystów. Podobnie rzecz się ma z
innymi regionami Polski, ale w przypadku Śląska mity te są lansowane szczególnie mocno. Jednym z nich jest
rzekoma odrębność językowa Ślązaków. Polegać ona ma przede wszystkim na obecności sporej liczby
germanizmów w gwarach Górnego Śląska.
Na nic zdają się tłumaczenia językoznawców, że to jak najbardziej polski dialekt, jeden z najstarszych
zresztą, a germanizmy są rozpowszechnione w całej południowej Polsce np. forzty, gajs, asyntyrka, śwable itd.
Tyle, że są to naleciałości leksykalne. Tak jak użycie słowa watra nie czyni z Podhalanina Rumuna czy Serba, a
określenia hruby Słowaka, a wszystko to razem – odrębnego od Polaków górala, tak posługiwanie się słowami
pochodzenia niemieckiego w mocno spolszczonej zresztą postaci nie jest powodem do uznania kogoś za Niemca
czy osobę wyimaginowanej narodowości, np. śląskiej.
Na Podhalu jest sporo słów pochodzenia rumuńskiego czy słowackiego, tyle, że ani Rumunów ani
Słowaków nie ma. Były za to, i to intensywne kontakty handlowe z położonym za Tatrami Liptowem. A
osadnictwo, owszem było, ale polskie na Słowacji. Poza tym osoby lansujące tezę o językowej odrębności
Górnego Śląska nie zdają sobie chyba sprawy jak daleko sięgać mogą różnice dialektalne, gwarowe w obrębie
wciąż tego samego języka. Pod tym względem język polski jest raczej słabo zróżnicowany. Tylko żeby to
stwierdzić, trzeba znać zarówno języki obce jak i kraje, w których są one w użyciu.
W tekście zasygnalizowano plan RAŚ kodyfikacji mowy śląskiej. Tak się składa, że posługuję się gwarą
określaną (trochę nieprecyzyjnie) jako góralska, a także z racji pracy naukowej, nieobce są mi zagadnienia
językoznawstwa. Proszę Państwa, kodyfikować można na dobrą sprawę każdą gwarę, o ile jest
udokumentowana. Tylko po pierwsze co z takich prób wyjdzie, a po drugie w jakim odbywają się celu. Może
doczekamy się kodyfikacji mowy Krakowiaków Zachodnich (od Chrzanowa po Kraków)? Rezultaty mogą być
ciekawe. Język, dialekt, gwara to materia nad wyraz delikatna. Prawdą jest, ze unormowania zapisu gwarowego
częstokroć są potrzebne, zwłaszcza tam gdzie żywa jest twórczość w gwarze. Stykam się z tym problemem na
Podhalu. Ale to jest zasadniczo inna sytuacja niż kodyfikacja mowy czyli, jak mamy rozumieć, języka!
Kolejny mit dotyczy skali „wieloetnicznego i wielokulturowego” charakteru społeczeństwa Górnego
Śląska, które, jak można usłyszeć „żyło sobie zgodnie, w tolerancji”, dopóki… nie wybuchły powstania śląskie,
a gdy już wybuchły, to oczywiście „Ślązacy walczyli po obu stronach barykady”. Czy na pewno? O ile w skali
całego regionu struktura etniczna rzeczywiście była złożona - mieszkali tu Polacy, a także Niemcy, a w części
Śląska austriackiego Czesi - to warto sobie zadać pytanie: na ile Polacy i Niemcy żyli ze sobą, a na ile obok
siebie? Czy górnośląskie społeczeństwo to naprawdę była jedna całość złożona z tych dwóch narodów?
Otóż nie. Po pierwsze Polacy byli tu autochtonami, nie Niemcy, a przede wszystkim wyraźny podział
narodowościowy pokrywał się z podziałami o charakterze społeczno-zawodowym. Kto był na Śląsku
dyrektorem kopalni, kto sztygarem, a kto zwykłym górnikiem? Od czego zależał awans społeczny i zawodowy.
Czy tylko od zdolności i pracy, czy może od deklaracji, określenia się narodowego? Kim był na Śląsku Niemiec,
a kim Polak? Tak naprawdę problem nie zaczął się od powstań, ani wyborcze zwycięstwo Korfantego w 1903
roku nie wzięło się znikąd. A co do powstań, to tak się składa, że 90 proc. sił niemieckich stanowili ludzie spoza
Górnego Śląska (głównie z Bawarii), podczas gdy 90 proc. powstańców było właśnie z Górnego Śląska.

Małpa i zegarek
Autor artykułu wymienił Związek Podhalan wśród „podobnych do RAŚ organizacji regionalnych”. Jest to
twierdzenie błędne. Inne bowiem są cele RAŚ, a inne Związku Podhalan. Natomiast w świetle pewnego
wydarzenia, którego byłem świadkiem, mam prawo, jako członek Prezydium Zarządu Głównego Związku
Podhalan i jako Polak po prostu, uznać to porównanie za obraźliwe. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że autor,
pisząc te słowa, miał dobre intencje. Wyjaśnię zatem o co chodzi. Główną postacią tego zdarzenia był
wielokrotnie wzmiankowany w artykule dr Jerzy Gorzelik, dodajmy dla ścisłości - historyk sztuki, rzecznik
prasowy RAŚ, inicjator powołania ZLNŚ.
14. maja odbyło się „Pierwsze Powstańcze Post Scriptum. Katowice 2001.” Przyjąłem zaproszenie i byłem
obecny na tej cennej imprezie, na którą złożyły się prezentacje filmowe, wykłady i dyskusja panelowa. Wzięli w
niej udział przedstawiciele opcji polskiej, mniejszości niemieckiej oraz Jerzy Gorzelik z RAŚ.
Nie będę tu opisywał całości przebiegu „Post Scriptum”. Otóż nie były chyba zaskoczeniem daleko idące
różnice zdań pomiędzy dyskutantami ze strony polskiej, a przedstawicielem mniejszości niemieckiej. Natomiast
wydawać by się mogło, że postawa przedstawiciela „autonomistów” niejako z założenia znajdować się będzie
pomiędzy poglądami polskimi a niemieckimi. Nic bardziej błędnego. Okazała się bowiem ta postawa otwartą i
totalną negacją poglądów polskich, na dodatek merytorycznie i metodycznie dość marną, co wytknęli
Gorzelikowi pozostali dyskutanci.
Finał dyskusji przeszedł jednak wszelkie oczekiwania. Oto dr Jerzy Gorzelik w końcowej wypowiedzi
przywołał słowa Davida Lloyd George’a o tym, że dać Polsce Śląsk to jak małpie dać zegarek, po czym dodał:
„Z punktu widzenia 80 lat możemy powiedzieć, że małpa zegarek zepsuła”. Słowa te wzbudziły wśród
dyskutantów i publiczności konsternację. W reakcji na nie jeden z samorządowców zestawił zdanie Gorzelika z
osławioną wypowiedzią Mołotowa o Polsce. W prasie śląskiej słowa Gorzelika doczekały się komentarzy, które
zresztą niemal zbiegły się w czasie z relacjami ze Strasburga.
Gorzelik zagalopował się, to fakt. Ale należy z całą mocą stwierdzić, że wypowiedź ta jest żelaznym w swej
konsekwencji, syntetycznym ujęciem poglądów RAŚ i jego rzecznika.
Marek Skawiński

Autor jest doktorantem Uniwersytetu Jagiellońskiego, zajmuje się zagadnieniami etnicznymi w Europie Środkowej.

Marek Skawiński, Głos w kwestii Śląska, „Nasz Dziennik”, R. 4: 2001, nr 152


(1 041): 2 lipca 2001, s. 10-11.

You might also like