You are on page 1of 9

Ostatni Mesjasz

Peter Zapffe
I
Pewnej nocy, w dawno przeszłych czasach, mężczyzna zbudził się i zobaczył siebie
samego.
Zobaczył, że był nagi pod kosmosem, bez domu w jego własnym ciele. Wszystkie
rzeczy rozpadały się pod wpływem jego sprawdzającej myśli, cud na cudzie, zgroza na
zgrozie odsłaniały się jego umysłowi.

A potem zbudziła się kobieta i rzekła, że czas już iść i zabijać. I zabrał swój łuk i
strzały, owoc małżeństwa ducha i dłoni, i wyszedł na zewnątrz, krocząc pod
gwiazdami. Ale kiedy bestie przybyły do wodopoju, gdzie oczekiwał ich wedle
zwyczaju, nie czuł już więcej więzi tygrysa w jego krwi, a wielki psalm o braterstwie
cierpienia między wszystkim, co żyje.

Tego dnia nie powrócił z ofiarą, a kiedy znaleźli go następnego księżyca, siedział
martwy przy wodopoju.

II
Co się mogło stać? Wyłom w samej jedności życia, biologiczny paradoks,
obrzydliwość, absurd, przesada nieszczęsnej natury. Życie przestrzeliło swój cel,
zabijając samo siebie. Jeden z gatunków został uzbrojony nazbyt dobrze – z powodu
ducha, wszechpotężny na zewnątrz, ale tak samo zagrożeniem dla siebie samego
będąc. Jego broń była jak miecz bez rękojeści, miecz o dwóch ostrzach raniący
wszystko; ten, który chce go dzierżyć, musi złapać za ostrze i skierować je przeciwko
sobie.
Pomimo jego nowych oczu, człowiek był dalej zakorzeniony w materii, jego dusza
obracała się w niej i ulegała jej ślepym prawom. A jednak mógł zobaczyć materię jak
obcy, porównywać siebie do wszystkich zjawisk, przejrzeć i zobaczyć jego procesy
życiowe. Przychodzi do natury jako nieproszony gość, daremnie wyciągając swoje
ramiona, by błagać o pojednanie ze swoim stwórcą: Natura nie odpowiada już więcej,
stworzyła cud – człowieka, jednak później nie poznała go. Stracił swoje prawo bytu
we wszechświecie, zjadł z Drzewa Poznania i został wygnany z Raju. Jest potężny w
tym świecie, ale przeklina swoją moc, którą sprzedał za harmonię duszy, za
niewinność, za wewnętrzny spokój w objęciu życia.

Zatem stoi z jego wizjami, zdradzony przez wszechświat, zadziwiony i przerażony.


Bestia także znała strach w środku burzy i w pazurze lwa, ale człowiek przeraził się
samego życia – zaiste, swojego własnego istnienia. Życie było dla bestii czuciem gry
siły, było żarem i grami i niezgodą i głodem, aby wreszcie ulec prawu natury. W bestii,
cierpienie było zamknięte w samym sobie, w człowieku cierpienie wybija dziury do
strachu świata i rozpaczy życia. Nawet gdy dziecko zaczyna płynąć po rzece życia,
grzmot dochodzący z wodospadu śmierci dociera do niego, coraz wyraźniej, niszcząc
jego radość. Człowiek widzi ziemię, a ona oddycha jak wielkie płuco; zawsze, kiedy
wydycha, rozkoszne życie wychynie z jej porów i wyciąga się do słońca, ale kiedy
wdycha, jęk rozłamu przetacza się przez wielość, a ciała uderzają o ziemię jak kule
gradu. Nie tylko mógł obserwować swoje dni. Cmentarze pękały w szwach, kiedy
patrzył, lamenty zapadłych mileniów zawodziły w upiornie rozkładających się
kształtach. Sny matek upadłe w ziemię. Kurtyna przyszłości odsłoniła się jako
koszmar ciągłego powtarzania, bezsensownego trwonienia materiału organicznego.
Cierpienie bilionów ludzkich czyni sobie wejście do niego przez miłosierdzie, z
wszystkiego, co się dzieje, powstaje śmiech szyderstwa na żądanie sprawiedliwości,
jego najstabilniejszej dowodzącej zasady. Widzi, jak powstaje w łonie jego matki,
podnosi rękę w powietrzu i widzi jej pięć odgałęzień – skąd ten diabelski numer pięć i
jaki ma związek z moją duszą? Nie jest już więcej oczywisty dla samego siebie –
dotyka swojego ciała w czystym przerażeniu – to jesteś ty i na tym się kończysz. Nosi
w sobie jedzenie, wczoraj była to bestia, która mogła sama się poruszać, a teraz
wessałem ją i uczyniłem częścią siebie. I gdzie ja się zaczynam, a gdzie kończę?
Wszystkie rzeczy wiążą się razem w łańcuchy przyczyn i skutków, a wszystko, czego
chce dotknąć, rozpuszcza się pod wpływem jego badającej myśli. Wkrótce widzi
mechanizmy w tym, co dotychczas było niepodzielne i drogie, w uśmiechu swoich
najbliższych – są i inne uśmiechy, będąc zepsutym butem z wyłażącymi palcami. W
końcu cechy innych są cechami tylko jego. Nic nie egzystuje bez niego, każda linia
wskazuje z powrotem w jego stronę, świat jest widmowym echem jego głosu – skacze,
krzycząc głośno i chce zwymiotować na ziemię razem z jego nieczystym
pożywieniem, czuje nadchodzące szaleństwo i chce znaleźć śmierć, zanim straci nawet
taką możliwość.

Ale, kiedy stoi przed nadciągającą śmiercią, także rozumie jej naturę i kosmiczną
wagę następnego kroku. Jego kreatywna wyobraźnia konstruuje nowe, przeraźliwe
widoki za zasłoną śmierci, i widzi, że nawet tam nie znajdzie schronienia. I teraz może
odróżnić zarys jego biologiczno-kosmicznych warunków: Jest beznadziejnym
więźniem wszechświata, trzymanym, by popaść w nienazwane możliwości.

Od teraz jest w stanie bezlitosnej paniki.

Takie uczucie kosmicznej paniki jest zasadnicze w stosunku do każdego ludzkiego


umysłu. Zaprawdę, wygląda na to, że rasa zginie wtedy, kiedy efektywne zachowanie
życia i jego kontynuacja są wykluczone, a cała uwaga jednostki jest poświęcona
wytrzymywaniu lub transformacji katastrofalnego napięcia wewnątrz.

Tragedia gatunku stającego się niedostosowanym do życia z powodu nad-ewolucji


pewnej zdolności nie jest zarezerwowana wyłącznie dla ludzkości. Istnieje także ona w
znaczeniu pewnego jelenia, który, w czasach paleontologicznych, wymarł z powodu
zbyt rozwiniętych rogów. Mutacje muszą zatem być uznane za ślepe, działają,
wynurzają się bez żadnego związku ze środowiskiem.

W stanach depresyjnych, umysł może być widziany jako obraz takiego jelenia, którego
poroże w jego fantastycznym splendorze ściąga go w dół.

III
Dlaczego, zatem, ludzkość nie wymarła już dawno podczas wielkich epidemii
szaleństwa? Jako że zdolność myślenia daje im więcej, niż mogą unieść, dlaczego
tylko całkiem mała liczba ludzi ginie, ponieważ nie umie przetrwać wysiłku życia?
Historia kultury, a także obserwacja nas samych i innych pozwalają na postawienie
następującej odpowiedzi: Większość ludzi uczy się ratować samych siebie poprzez
sztuczne ograniczanie zawartości świadomości.

Jeśli ten wielki jeleń łamałby systematycznie odgałęzienia swojego poroża, mógłby
przeżyć trochę dłużej. Ale w gorączce i ciągłym bólu, zaiste, zdradzając główną ideę,
rdzeń jego osobliwości, ponieważ to ręka stworzenia przeznaczyła go, by był
nosicielem rogów wśród zwierząt. Co zyskało na przedłużeniu, straciłoby na
znaczeniu w wielkości życia, czy, mówiąc inaczej, przedłużenie życia bez nadziei,
marsz nie w stronę afirmacji, ale dalej przez ruiny tworzone na nowo,
autodestrukcyjny wyścig przeciwko świętej woli krwi.

Tożsamość celu i zagłady jest podobna, zarówno dla wielkiego jelenia, jak i człowieka.
Jest tragicznym paradoksem życia. W pełnej oddania afirmacji, ostatni Cervis
Giganticus niósł symbol swojego dziedzictwa do końca. Człowiek ratuje siebie i
kontynuuje. Dokonuje, by rozszerzyć utartą frazę, mniej lub bardziej samoświadomą
represję niszczącej nadwyżki świadomości. Proces jest właściwie ciągły podczas
godzin naszej świadomości i aktywności, jest on wymogiem naszej przystosowalności
społecznej i wszystkiego, co zazwyczaj jest nazywanym zdrowym i normalnym
życiem.

Psychiatra nawet opiera się na założeniu, że „zdrowy” i zdolny do życia utożsamia się
z tym, co najwyższe w sensie osobistym. Depresja, „strach przed życiem”, odmowa
odżywiania się itd. są nieodmiennie brane jako oznaki stanu patologicznego i w taki
sposób traktowane. Jednak często takie zjawiska są wiadomościami z głębszego,
bardziej bezpośredniego sensu życia, gorzkimi owocami geniuszu myśli lub uczucia u
źródła tendencji przeciwko życiu. To nie dusza jest chora, ale osłona zawodzi lub jest
odrzucona, ponieważ jest doświadczona – słusznie – jako zdradę najwyższego
potencjału ego. Całość życia, które widzimy przed naszymi oczami dzisiaj jest
zewnętrznie i wewnętrznie spętana w sieć mechanizmów represyjnych, socjalnych i
indywidualnych; mogą one być wyśledzone do wytartych formuł życia codziennego.
Pomimo tego, że czynią one dużą i różnorodną wielość form, zdaje się być
uzasadnionym, by zidentyfikować przynajmniej cztery główne rodzaje naturalnie
występujące w każdej możliwej kombinacji: Izolacja, kotwiczenie, rozproszenie i
sublimacja.

Przez izolację mam na myśli całkowicie umowne odsunięcie ze świadomości


wszystkich przynoszących lęk i destruktywnych myśli i uczuć. (Engstrom: „Nie
powinno się myśleć, to tylko komplikuje”). Perfekcyjny i prawie brutalizujący wariant
można znaleźć u niektórych lekarzy, którzy w akcie obrony własnej będą akceptowali
tylko techniczny aspekt ich profesji. Izolacja może także upaść w czysty chuliganizm,
jak u drobnych bandytów lub studentów medycyny, gdzie jakakolwiek wrażliwość na
tragiczną stronę życia jest wymazana brutalnymi środkami (granie w piłkę trupimi
głowami i tak dalej).

W codziennych czynnościach izolacja manifestuje się w ogólnym kodeksie


powszechnej zmowy milczenia: Przede wszystkim w stosunku do dzieci, by nie
przeraziły się bezsensownie życia, które dopiero co rozpoczęły, a zachowują swoje
iluzje, dopóki, dopóty mogą sobie pozwolić stracić je. W zamian, dzieci nie mogą
kłopotać dorosłych przedwczesnymi pytaniami o seks, higienę czy śmierć. Między
dorosłymi istnieją reguły „taktu”, mechanizm manifestuje się otwarcie, kiedy
człowiek, który otwarcie płacze na ulicy, jest usunięty przez wsparcie policyjne.

Mechanizm kotwiczenia także działa od wczesnego dzieciństwa; rodzice, dom, ulica


stają się oczywistością dla dziecka i dają mu poczucie wsparcia. Ta sfera bytu jest
pierwszą i być może najszczęśliwszą obroną przeciwko kosmosowi, jaką kiedykolwiek
poznamy w życiu. Fakt, który niewątpliwie także wyjaśnia „dziecięce relacje”;
kwestia, czy skaziła je sfera seksualności, są tutaj nieważne. Kiedy dziecko później
odkrywa, że te stałe punkty są „umowne” i „ulotne”, jak inne, przeżywa kryzys strachu
i konfuzji i natychmiast szuka kolejnego zakotwiczenia. „Jesienią pójdę do szkoły
średniej”. Jeśli substytut w jakiś sposób zawodzi, kryzys może przyjąć niefortunny
obrót lub coś, co ja nazywam spazmem zakotwiczeniowym: Ktoś zaczepia się wartości
martwych, ukrywając przed sobą i innymi tak dobrze, jak to możliwe fakt, że one nie
działają, że nie rozwiązują niczego w sensie duchowym. Rezultatem jest trwające
poczucie niebezpieczeństwa, „poczucie niższości”, nadkompensacja, niepokój. Tak
długo, jak ten stan podpada pod pewne kategorie, jest obiektem psychoanalizy, której
celem jest nowe zakotwiczenie.

Zakotwiczenie może być opisane jako stabilizacja punktów wewnątrz lub konstrukcja
murów wokół płynnego przerażenia świadomości. Pomimo, że zazwyczaj
nieświadome, może być takźe w pełni świadome (ktoś „stawia sobie cel”). Publicznie
użyteczne zakotwiczenia spotykają się z sympatią, ten, kto „poświęca się całkowicie”
dla swojego zakotwiczenia (dla firmy, dla sprawy) jest idealizowany. Wzniósł on
potężny bastion przeciwko rozpadzie życia, a inni, przez sugestię, zyskują na jego sile.
W formie zbrutalizowanej, jako świadomy czyn, można spotkać ten nakaz wśród
„dekadenckich” playboyów („powinno się ożenić w swoim czasie, a wtedy przymusy
przyjdą same z siebie”). Zatem ustala się potrzebę czyjegoś życia, odsłaniając się na
oczywiste zło z pewnego punktu widzenia, ale uspokajając nerwy, będąc więzieniem o
wysokich ścianach na wrażliwość na życie, która z czasem staje się coraz bardziej
ordynarna. Ibsen prezentuje w Hjalmar Ekdal i Molviku dwie rozkwitające przyczyny
(„żyjące kłamstwa”); nie ma różnicy pomiędzy ich zakotwiczeniem a filarami
społeczeństwa, wyjąwszy praktyczną i gospodarczą bezpłodność tego ostatniego.

Każda kultura jest wielkim, kompletnym systemem zakorzenienia, zbudowanym na


podstawowych firmamentach, na podstawowych ideach kultury. Przeciętna osoba
radzi sobie z kolektywnymi firmamentami, osobowość jest budowana dla niego, osoba
charakteru posiada skończoną konstrukcję, mniej lub bardziej zakorzeniona w
odziedziczonych firmamentach (Bóg, Kościół, państwo, moralność, los, prawa życia,
ludzie, przyszłość). Im bliżej do głównego firmamentu jest pewien element
utrzymujący, tym niebezpieczniej jest go tknąć. Tutaj bezpośrednia ochrona jest
normalnie utrzymana przez środki kodeksów karnych i gróźb kar (inkwizycja, cenzura,
konserwatywne podejście do życia.

Utrzymujący potencjał każdego segmentu albo zależy na fikcyjnej naturze, przez którą
się jeszcze nie przejrzało, albo jest rozpoznany jako konieczny w każdym razie. Stąd
religijna edukacja w szkołach, którą nawet popierają ateiści, ponieważ nie znają żadnej
innej drogi, by wprowadzić dzieci do społeczeństwa.

Kiedykolwiek ludzie widzą fikcyjność lub zbyteczność segmentu, będą chcieli go


zastąpić nowym (ograniczony czas Prawd) – a skąd płynie cała spirytualna i kulturalna
kłótnia, która, przy rywalizacji gospodarczej, tworzy dynamiczną zawartość historii
świata.

Żądza dóbr materialnych (władza) nie jest czymś wielkim z powodu bezpośrednich
przyjemności z bogactwa, nikt nie może siedzieć na więcej niż jednym krześle lub
zjeść więcej nad sytość. Raczej, wartość fortuny życia składa się na bogate okazje do
zakorzenienia i rozproszenia.

Zarówno dla kolektywnych, jak i indywidualnych zakotwiczeń odnosi się to, że kiedy
segment łamie się, istnieje kryzys, który jest tym poważniejszy, im bliżej mu jest do
głównych firmamentów. W wewnętrznych kręgach, chronionych wałami obronnymi,
takie kryzysy są codziennymi i w miarę pozbawionymi bólu zdarzeniami
(rozczarowaniami); nawet gra zakotwiczeniami jest tutaj spotykana (dowcip, żargon,
alkohol). Jednak podczas jednej z takich zabaw ktoś może przypadkowo wybić dziurę
z euforii do makabry. Strach istnienia patrzy nam w oczy, a w śmiertelnym wybuchu
postrzegamy, jak umysły dyndają na sznurkach, które same wysnuły i że to piekło czai
się w dole.

Bardzo podstawowe firmamenty są rzadko wymieniane bez wielkich spazmów


społecznych i ryzyka całkowitego rozpadu (reformacji, rewolucji). Podczas takich
czasów, jednostki narastająco są pozostawione ich własnym środkom zakotwiczenia, a
liczba porażek zwykle wzrasta. Rezultatem są depresje, ekscesy i samobójstwa
(niemieccy oficerowie po wojnie, chińscy studenci po rewolucji).

Kolejną wadą systemu jest fakt, że różne fronty niebezpieczeństwa często wymagają
bardzo różnych firmamentów. Jako logiczna superstruktura zbudowana na każdym,
przepływają przez nią konflikty o niewspółmiernych uczuciach i myślach. A rozpacz
może wsączyć się przez szczeliny w niej. W takich przypadkach, osoba może mieć
obsesję niszczycielskiej radości, rozbijając cały sztuczny aparat jego życia i zmiatając
go z rozkosznym przerażeniem. Przerażenie wywodzi się ze straty wszystkich
ochronnych wartości, a rozkosz z bezlitosną identyfikacją i harmonią z najgłębszym
sekretem naszej natury, biologiczną niestabilnością, trwającym usposobieniem do
zagłady.

Kochamy zakotwiczenia za ratowanie nas, ale także ich nienawidzimy z powodu


ograniczania naszego poczucia wolności. Kiedykolwiek czujemy się dość silni,
znajdujemy rozkosz w zebraniu się w sobie po to, by pogrzebać przestarzałą wartość w
stylu. Obiekty materialne mają tu symboliczne znaczenie (radykalne podejście do
życia).

Kiedy byt ludzki wyeliminował te zakotwiczenia, które są widoczne dla niego samego,
a tylko nieświadome są obecne, wtedy może nazywać siebie wyzwoloną osobowością.

Także bardzo popularnym sposobem jest rozproszenie. Ktoś limituje swoją uwagę do
krytycznych granic przez ciągłe oczarowanie wrażeniami. Jest to typowe nawet dla
dzieciństwa: Bez rozproszenia, dziecko także jest nieznośne samo dla siebie. „Mamo,
co mam robić?”. Mała angielska dziewczynka, która odwiedzała swoje norweskie
ciotki wyszła ze swojego pokoju, mówiąc: „I co teraz?”. Mamki osiągają perfekcję:
Popatrz, piesek! Popatrz, malują pałac! Fenomen jest zbyt dobrze znany, by
potrzebował większej demonstracji. Rozproszeniem jest, na przykład, taktyka
„wyższych sfer” na życie. Może być ona przyrównana do latającej maszyny, zrobionej
z ciężkiego materiału, ale uosabiającą zasadę, która podtrzymuje ją w powietrzu. Musi
być ciągle w ruchu, ponieważ powietrze niesie ją, gdy lata. Pilot może stać się senny i
nieskrępowany przyzwyczajeniem, ale kryzys nastaje wtedy, kiedy silnik przestaje
działać.

Ta taktyka jest często w pełni świadoma. Rozpacz może czaić się pod spodem i
wytryskać w nagłym szlochu. Kiedy wszystkie opcje na rozproszenie zostały
wykorzystane, nastaje chandra, przybierając formę od lekkiej obojętności do
śmiertelnej depresji. Kobiety, z powodu mniejszej skłonności do myślenia i bardziej
bezpieczne w swoim życiu niż mężczyźni, raczej używają rozproszenia.
Wielkim złem więzienia jest odmowa większości opcji rozproszenia. Jako że sposoby
na wybawienie przez inne środki są marne, więzień będzie pozostawał w bliskiej
obecności rozpaczy. Akty, które potem popełnia, by uniknąć końcowego stadium mają
gwarancję w zasadzie samego życia. W takim momencie doświadcza jego duszy
będącej we wszechświecie i nie ma żadnego innego motywu nad czystą nieznośność
tego stanu.

Czyste przykłady paniki życia są przypuszczalnie rzadkie, ponieważ mechanizmy


ochronne są wyrafinowane, automatyczne i do pewnego stopnia nieustające. Ale nawet
sąsiadujące ziemie posiadają na sobie znamię śmierci. Ciężko tu żyć, jest to możliwe
tylko przy ciężkim wysiłku. Śmierć zawsze wydaje się ucieczką, ignoruje się to, co za
sobą pociąga a to, jak śmierć jest doświadczana, jest częściowo zależne od uczucia i
perspektywy. Śmierć może być zatem całkiem akceptowalnym rozwiązaniem. Gdy
ktoś w statu mortis mógłby wymyślić jakąś pozę (poemat, gest, „umrzeć stojąc”), czyli
ostatnie rozproszenie (śmierć Aasesa), wtedy ten los nie jest wcale taki zły. Prasa,
kiedyś służąca jako mechanizm ukrycia, nigdy nie zawodzi znajdując powody, które
wzbudzają alarm - „wierzy się, że ostatni spadek ceny zboża...”

Kiedy człowiek odbiera sobie życie w depresji, jest to naturalna śmierć z powodów
duchowych. Nowoczesne barbarzyńsko „ocalenia” samobójcy jest oparte na złej
interpretacji natury bytu, co podnosi włosy na głowie.

Tylko ograniczona część ludzkości może radzić sobie ze zwykłymi „zmianami”, czy to
w pracy, życiu społecznym czy rozrywce. Osoba kulturalna żąda koneksji, linii,
progresji w zmianach. Nic ograniczonego nie będzie jej stale satysfakcjonować, każdy
ciągle do czegoś dąży, zbiera wiedzę, robi karierę. Fenomen jest znany jako „tęsknota”
lub „tendencja transcendentalna”. Kiedykolwiek cel jest osiągnięty, tęsknota popycha
dalej; obiekt nie jest celem, ale osiągnięciem go – stopniem, a nie absolutną wielkością
krzywej reprezentującej czyjeś życie. Promocja z szeregowego na kaprala może dać
bardziej wartościowe doświadczenie niż to z pułkownika na generała. Jakiekolwiek
powody dla „postępowego optymizmu” są usunięte przez to większe prawo
psychologiczne.
Ludzka tęsknota jest nie tylko nacechowana „dążeniem do czegoś”, ale, w równej
mierze, „ucieczką od”. I jeśli użyjemy tego słowa w sensie religijnym, tylko drugi opis
pasuje. Stąd, nikt jeszcze nie dał jasno do zrozumienia, z jakiego to miejsca czuje on
tęsknotę, mianowicie z ziemskiego padołu łez, własnego nieznośnego stanu. Jeśli
świadomość tego stanu jest najgłębszą warstwą duszy, jak utrzymuje się powyżej,
zatem jest także zrozumiałe, dlaczego religijna tęsknota jest odczuta i przeżyta jako
fundamentalna. Z drugiej strony, nadzieja, że formuje boskie kryterium, które nosi w
sobie obietnicę samospełnienia jest umieszczona w prawdziwie melancholijnym
świetle, jak wykazują te rozważania.

Czwarte remedium przeciwko panice, sublimacja, jest bardziej kwestią transformacji


niż represji. Przez stylistyczne lub artystyczne umiejętności możemy przekształcić ból
życia w wartościowe doświadczenia. Pozytywne impulsy zaprzęgają zło i pokładają
mu koniec, wiążąc je w obrazowe, dramatyczne, heroiczne, liryczne czy nawet
komiczne aspekty.

Jeśli najgorsze żądło cierpienia nie jest stępione przez inne środki, lub straciło ono
kontrolę nad umysłem, taka utylizacja jest niemożliwa (wizja: Taternik nie lubi
oglądać widoku otchłani, kiedy cierpi na zawrót głowy; tylko wtedy, kiedy to uczucie
jest mniej lub bardziej przezwyciężone, to może on znaleźć je przyjemnym –
zakotwiczonym). Aby napisać tragedię, należy się do pewnego stopnia wyzwolić ze
zdrady, samego uczucia tragedii, i uznać je z zewnętrznego, tj. estetycznego punktu
widzenia. Przy okazji, znajduje się tutaj możliwość najdzikszego tańca z coraz większą
ironią, na najbardziej naznaczone wątpliwością circulus vitiosus. Tu można ścigać
swoje ego przez wiele środowisk, znajdując przyjemnym możliwość, że różne
poziomy świadomości mogą zadawać kłam sobie samym.

Ten esej jest typową próbą sublimacji. Autor nie cierpi, wypełnia strony i będzie
wydany w dzienniku.

„Męczeństwo” samotnych kobiet także wykazuje pewien typ sublimacji – zyskują


wtedy na znaczeniu. Pomimo to, sublimacja wydaje się być najrzadszym ze środków
ochrony wspomnianych tutaj.

IV
Czy jest możliwym, by „prymitywne charaktery” wyrzekły się tych dziwów i
spazmów i mogły żyć w harmonii z samymi sobą w spokojnej rozkoszy pracy i
miłości? Tak długo, jak mogą oni być uznani za ludzi, sądzę, że odpowiedź musi
brzmieć przecząco. Najmocniejszy argument o tak zwanych ludziach natury to ten, że
są oni poniekąd bliżej do cudownego ideału biologicznego niż my, ludzie nienaturalni.
I nawet, kiedy byliśmy dotychczas w stanie uratować większość przez każdą burzą,
mieliśmy po swojej stronie te cechy naszego charakteru, które są skromnie lub średnio
rozwinięte. Pozytywna podstawa (jako że ochrona sama nie może stworzyć życia, a
tyko przeszkodzić jego słabnięciu) musi być szukana w naturalnie zaadaptowanym
rozmieszczeniu energii i biologicznie pomocnych częściach duszy, będąc podmiotem
do trudności związanych ściśle z limitacją zmysłów, kruchością ciała i potrzebą pracy
dla życia i miłości.
I właśnie w tym skończonym świecie rozkoszy wewnątrz frontów postępującej
cywilizacji, technologia i standaryzacja mają tak bardzo upadlający wpływ. Bowiem,
gdy zawsze wzrastający ułamek zdolności myślowych jest zwolniony z gry przeciwko
środowisku, istnieje zwiększające się bezrobocie duchowe. Wartość technicznego
postępu dla całości musi być sądzona za swój wkład do ludzkiej okazji na zajęcie
duchowe. Pomimo tego, że granice są rozmyte, być może pierwsze narzędzia do cięcia
mogą być sytuacją pozytywnego wynalazku. Inne techniczne wynalazki wzbogacają
tylko życie samego wynalazcy: Reprezentują rażącą i bezwzględną kradzież z
wspólnej rezerwy doświadczeń ludzkości i powinny wywoływać najsurowszą karę,
jeśli staną się publiczne przeciwko wetu cenzury. Jadną z takich zbrodni, oprócz wielu
innych, jest użytek latających maszyn do eksploracji nieznanych lądów. W jednym
takim wandalistycznym akcie niszczy się obfite możliwości doświadczenia, które
mogłoby służyć wielu jeśli każdy dostałby swoją rację.

Obecna faza chronicznej gorączki życia jest zakażona przez tą okoliczność.


Nieobecność duchowego zajęcia opartego na naturze (biologii) ukazuje się, na
przykład, we wszechobecnym uciekaniu się do rozproszenia (rozrywka, sport, radio,
„rytm czasów”). Zasady zakotwiczania nie są tak dobre – wszystkie odziedziczone,
kolektywne systemy zakotwiczeń są przebijane przez krytykę, a strach, obrzydzenie,
dezorientacja, rozpacz wylewają się przez szczeliny („szkielety w szafie”). Komunizm
i psychoanaliza, jakkolwiek niewspółmierne w innych sprawach, razem próbują (jako
że komunizm ma także spirytualne odbicie) przez nowe środki otworzyć starą drogę
ucieczki na nowo; aplikując, odpowiednio, przemoc i podstęp, by ludzie byli
przystosowani do życia przez spętanie ich nadwyżki kognicji. W obu przypadkach idea
jest nieświadomie logiczna. Ale ponownie, nie może ona dać ostatecznego
rozwiązania. Z powodu zamierzonego rozpadu na bardziej zdolny do życia nadir może
z pewnością wybawić gatunek na krótki okres; z powodu swojej natury nie będzie
zdolny do odnalezienia spokoju w takiej rezygnacji lub nie będzie to możliwe w ogóle.

V
Jeśli doprowadzimy te rozważania aż do gorzkiego końca, wtedy konkluzja nie
podlega wątpliwości. Tak długo, jak ludzkość lekkomyślnie podąża w brzemiennej w
skutki iluzji bycia przeznaczonej do triumfu, nic istotnego się nie zdarzy. Im większa
jest jej liczba, tym atmosfera spirytualna zagęszcza się, techniki ochronne muszą
przyjmować coraz brutalniejszą naturę.
I ludzie będą upierali się w śnieniu o zbawieniu i afirmacji i o nowym Mesjaszu. Ale
kiedy wielu zbawicieli zostanie przybitych do drzew i ukamieniowanych na rynkach,
wtedy przyjdzie Ostatni Mesjasz.

Wtedy pojawi się człowiek, który, przede wszystkim odważy się na obnażenie jego
duszy i oddanie jej żywej, skrajnej idei dziedzictwa, samej idei zagłady. Człowiek,
który zrozumiał życie i jego kosmiczne podłoże i którego ból jest wspólnym bólem
Ziemi. Jakież pełne furii będą wrzaski, których nie wykrzykną nacje o jego tysięczną
śmierć, gdy niczym szata jego głos okryje glob, a dziwne przesłanie zabrzmi pierwszy
i ostatni raz:

„- Życie światów jest ryczącą rzeką, ale Ziemia jest sadzawką i stawem.

- Znak zagłady jest wypisany na waszych czołach – jak długo będziecie się opierać
ukłuciom szpilek?

- Ale jest tylko jeden podbój i jedna korona, jedno zbawienie i jedno rozwiązanie.

- Znajcie siebie samych – bądźcie bezpłodni i niech ziemia będzie cicha po was”.

A kiedy przemówi, wyleją się na niego, prowadzeni przez wytwórców smoczków i


mamki i pogrzebią go w swoich paznokciach. On jest Ostatnim Mesjaszem. Tak jak
syn z ojca, on jest z krwi łucznika przy wodopoju

Peter Wessel Zapffe, 1933

You might also like