You are on page 1of 44

J. C.

CHATTERII

Ezoteryczna wiedza Indii

Przekład B. C.
Spis treści EZOTERYCZNA WIEDZA INDII
Wykład pierwszy
O ustroju człowieka................................................................................9
Wykład drugi
O względnej trwałości pierwiastków, stanowiących człowieka...............19
Wykład trzeci
O analizie Wszechrzeczy.......................................................................25
Wykład czwarty
O procesie przejawienia Wszechświata................................................35
Wykład piąty
O procesie przejawienia Wszechświata (ciąg dalszy) Reinkarnacja............45
Wykład szósty
O Reinkarnacji (ciąg dalszy)....................................................................55
Wykład siódmy
Karma..................................................................................................65
Wykład ósmy
Karma (ciąg dalszy)................................................................................71
Wykład dziewiąty
Ścieżka doskonałości............................................................................79
Wykład pierwszy
O ustroju człowieka
Wykłady, których szereg zamierzam wam przedstawić, ujęte są w sposób prosty i
zrozumiały dla każdego, przeprowadzone na zasadzie kursu elementarnego, z którego
ludzie poważnie pragnący poświęcić się wiedzy, na pewno zdołają wyrobić sobie choćby
elementarne pojęcie o filozofii i tajemnej wiedzy -jogów.
W niniejszych wykładach postaram się jak najzwięźlej wyjaśnić, czym jest natura
człowieka, jakie jest jego miejsce we wszechświecie, czym jest Wszechświat i co go
powołało do życia; jednym słowem, jaki jest „cel jego życia" — „po co" i „dlaczego".
Wówczas może zdołamy dojrzeć ogólną podstawę istnienia.
Aby zdobyć to zrozumienie, musimy przede wszystkim zrozumieć naszą własną naturę.
Przekonamy się wkrótce, że poza obrębem nas samych, znamy we wszechświecie jedynie
tylko ruch. Rzeczy „samej w sobie", jak powiedziałby Kant, nie zdolni jesteśmy poznać za
pomocą zmysłów. Analizując otaczające nas przedmioty, zobaczymy, że nie posiadają
one, jako takie, rzeczywistości absolutnej. Wszystko, co widzimy, ma tylko wartość
względną, zaś owa wartość zmienia się zależnie od warunków naszego postrzegania. Oto
dlaczego nie możemy się spodziewać, abyśmy za pośrednictwem zmysłów fizycznych
zdołali dotrzeć do istoty rzeczy.
Chcąc zrozumieć ową istotę rzeczy, człowiek musi poznać samego siebie; wiedzieli o tym
mistrzowie na całym świecie. Znacie zapewne stare powiedzenie Sokratesa: „Poznaj
samego siebie". Zaleca nam ono głęboką znajomość naszej własnej natury, jako początek
do badania Wszechświata. Takie też mają znaczenie słowa Chrystusa, gdy zalecał swoim
uczniom szukać Królestwa Bożego wewnątrz siebie samych.
Tylko zagłębiając się w sobie, odnajdziemy Prawdę. Przekonamy się, że człowiek nie tylko
ukrywa w sobie odpowiedniki wszystkich rzeczy istniejących na świecie, lecz że posiada
też w sobie całkowitą energię kosmiczną. Energia jest niepodzielna; praprzyczyna
przejawia się zawsze, jako Wszechjedna. Dlatego nawet w ziarenku piasku znajdziemy
całkowitość Energii kosmicznej, jakkolwiek pod postacią przyćmioną i głęboko uśpioną.
Ponieważ jednak ziarenko piasku nie leży wewnątrz naszej istoty, przynajmniej w zwykłym
tego słowa znaczeniu, nie zdołamy zrozumieć Natury przez zbadanie ziarenka piasku.
Tylko jedno jedyne możemy zbadać dogłębnie: samych siebie. Ale poznawczy siebie,
poznamy zarazem naturę Energii kosmicznej.
Oto dlaczego rozpocznę tu od analizy natury ludzkiej. Postaram się prowadzić was krok po
kroku, aż do tego najskrytszego sanktuarium, które znajduje się w sercu każdego z nas.
Później, gdy zrozumiemy naturę człowieka i sposób jego istnienia w rozmaitych sferach
Wszechświata, postaramy się ująć zasadę samego Wszechświata, analizując przedmioty
naszej percepcji; postaramy się następnie zrozumieć, w jaki sposób wszystko powstaje do
życia, czyli mówiąc językiem teologicznym, w jaki sposób wszystko zostało stworzone; tu
zaś, zamiast używać metody alegorycznej, tak miłej teologom, operować będziemy, o ile to
będzie możliwe, danymi ściśle naukowymi.
Wreszcie badać będziemy władze ludzkiego Ducha. Postaramy się pojąć w jaki sposób
człowiek, jeszcze tu na Ziemi, sprawdzić może istnienie rzeczywistości
transcendentalnych, jak jeszcze na tym świecie, stać się może doskonałym i boskim. Te
wszystkie zagadnienia będziemy rozważać kolejno, rozpoczynając od analizy Natury
Ludzkiej.
Nikt nie zaprzeczy, że istnieje różnica pomiędzy ciałem a duszą. Nie chcę twierdzić, by
należało uznać inteligencję, jako coś zasadniczo w swojej istocie odmiennego od ciała.
Oczywiście materialista tego nie uznaje; nie oddziela on inteligencji od funkcji ciała
fizycznego, lecz i on nawet powinien zdać sobie sprawę, że myśl stanowi specjalny rodzaj
energii, najzupełniej różny od tak zwanej energii fizycznej.
Oto mamy w człowieku pierwszą oczywistą różnicę: ciało i umysł, czyli w określeniu
bardziej utartym: ciało i dusza. Dostrzegamy, że ciało podlega przekształceniom,
ustawicznym zmianom; mniej więcej co siedem lat odnawia się ono całkowicie do ostatniej
cząsteczki. Czyż nie zachowuje ono jednak swojej tożsamości? Pod względną powloką
ciała kryje się zatem coś względnie niezmiennego: świadek owych przeobrażeń. Gdyby
tak nie było, nie odróżnialibyśmy wcale przekształceń naszego ciała.
Gdyby nasza inteligencja odnawiała się razem z nim, z tą samą szybkością, nie zdołałaby
nigdy uświadomić sobie tych zmian. Widz, mający dostrzec ruch, powinien być
nieruchomy lub przynajmniej poruszać się ruchem odmiennym. To prawo względnego
stosunku rządzi wszystkim, co znamy — dostrzegamy tylko przez uwydatnienie
przeciwieństwa.
Sam fakt, że uświadamiamy sobie przemiany naszego ciała, każe nam przypuszczać, że
istnieje coś poza tym ciałem, co spostrzega te zmiany.
A przecież oprócz zmian w ciele fizycznym, istnieją jeszcze inne zmiany bardziej subtelne,
zachodzące nieustannie, chociaż o nich zazwyczaj nie myślimy.
I tak, postrzeganie przedmiotu zewnętrznego zależy tylko od szeregu szybkich zmian, czyli
wibracji, udzielających się istocie postrzegającej. Zmiany te wiążą się systematycznie
pomiędzy sobą, dzięki tak zwanemu, stanowi świadomości.
Bez tej ciągłości samowiedzy nie moglibyśmy nic postrzegać. Wszystkie spostrzeżone
zjawiska wiążą się ze sobą i przechowują w pamięci.
Gdzie się znajduje siedlisko pamięci? Trudno sobie wyobrazić, że jest ona umiejscowiona
w mózgu fizycznym. Jak się to dzieje, że rzeczy od dawna zatarte w pamięci, przychodzą
nam niekiedy na myśl tak wyraźnie? Dlaczego stan hipnozy wskrzesza na nowo w pamięci
zdarzenia zapomniane od dawna? Znane są wypadki, że jakiś człowiek przypomina sobie
jeżyk, który słyszał tylko raz w najwcześniejszym dzieciństwie. Wszystkie te fakty zdają się
wskazywać, że istnieje coś poza ciałem fizycznym, coś, co utrwala nasze spostrzeżenia
fizyczne; ten czynnik utrwalający nazwijmy- na razie wyrazem mental (umysłowość),
używając tego słowa w jego najszerszym znaczeniu.
Nie roszczę sobie bynajmniej pretensji, by tak kruche argumenty miały dowieść
prawdziwości faktu. Nie są to dla mnie bynajmniej dostateczne dowody rozumowe. Nikt
zresztą nie zdoła nigdy dowieść dostatecznie jakiejś prawdy, za pomocą zewnętrznych
rozumowań. Aby powziąć bezwzględną pewność, co do jakiejś rzeczy, należy ją poznać
samemu.
Chcąc się dowiedzieć, czy istniejemy niezależnie od naszego ciała fizycznego, musimy
wpierw uniezależnić się od niego. Innymi słowy obrać takie stanowisko, z którego
moglibyśmy sprawdzić owe zjawiska transcendentalne tak, jak fizyk sprawdza zjawiska
fizyczne, których prawa zamierza ustalić. A ponieważ przy końcu wykładu mam zamiar
podać kilka odpowiednich wskazówek, przytaczam powyższą krótką wzmiankę, jedynie w
celu wykazania czytelnikowi, iż teorie, które wygłaszam, nie są wymysłem fantazji, lecz
przeciwnie, można przytoczyć potężne, logiczne dowody na ich poparcie.
Przede wszystkim więc odróżniamy ciało fizyczne od mentalnego, różnica to nie tylko
zasadnicza, ile oczywista, w tej samej mierze, jak różnica ciał stałych i płynnych.
Jeśli teraz zatrzymamy się na chwilę i zanalizujemy mental (umysłowość), przekonamy
się, że i on ulega przemianom, nie pozostając bez ruchu. Namiętności pojawiają się i
przemijają, stany duszy następują jedne po drugich, zmieniając się i falując; z roku na rok
intelekt rozwija się lub tępieje, władze intuicyjne ulegają różnym przemianom; wreszcie
nawet sumienie staje się bardziej wyrobione, subtelniejsze w miarę rozwoju natury
ludzkiej.
I tak wszystkie pierwiastki umysłowości ulegają zmianom; zmiany te zostały
niezaprzeczalnie stwierdzone, musi więc istnieć poza mentalem jeszcze coś bardziej
trwałego.
To coś istnieje rzeczywiście, jest to pierwiastek duchowy, którego cechami są:
poświęcenie, miłość, wyrzeczenie się, ofiarność, wszystkie cnoty wyższe, odróżniające
zasadniczo człowieka od zwierzęcia. Te właśnie uczucia darzą nas w pewnych chwilach
życia najwyższym szczęściem i nieraz człowiek uważa ten czynnik swojej istoty za swoje
najistotniejsze „Ja", za najgłębszą rzeczywistość siebie samego.
Czynnik ten różni się od umysłowości, podległej ustawicznym zmianom, jak gaz różni się
od ciał stałych i płynnych.
Jeśli z kolei poddamy analizie ową naturę duchową, przekonamy się, że i ona jest
zmienna. Uduchowienie może wzrastać z biegiem czasu. Rozwijamy w sobie
samozaparcie się i miłość przez uprawianie tych cnót.
Uczucie wielkiego szczęścia, które nas czasem ogarnia, opuszcza nas po chwili. A jednak
jest w nas „coś", co dostrzega te zmiany, a zatem natura duchowa nie jest jeszcze
rzeczywistym, najgłębszym „Ja" człowieka. Poza naszą naturą duchową, istnieje więc
jeszcze „coś", co dostrzega zmiany, zachodzące w wyższych sferach naszej istoty.
Jest to najwyższe „Ja" człowieka — jedyny świadek, przechowujący w pamięci wszelkie
przemiany Ducha, umysłowości i ciała.
Tak więc ciało, umysłowość, pierwiastek duchowy i owo wielkie „Ja", świadek wszystkich
przemian i kształtowań — oto cztery czynniki, wykazane przez bezpośrednią analizę natury
człowieka.
„Ja" to jedyny podmiot, wszystkie inne czynniki są w stosunku do niego tylko
przedmiotami. Spójrzmy w głąb siebie samych, a zdołamy odczuć mniej więcej wyraźnie
pracę tych różnorodnych czynników.
Szczery, obdarzony odpowiednimi zdolnościami uczeń, może, drogą nieustannej
cierpliwości i pilnej pracy, osiągnąć widzenie i sprawdzanie tych zjawisk. Potrafi on
wyodrębnić te różnorodne czynniki, wnikając stopniowo samowiedzą w coraz wyższe
pierwiastki swojej własnej istoty. Dodam tu w nawiasie, że ów proces, stopniowego
oddzielania naszego najwyższego „Ja" od różnych czynników od niego odmiennych,
wywołuje tak zwany „ekstazą". Można na pewien dowolny czas pozostawić sobą ciało, aby
zaczerpnąć z zasobu doświadczeń i wiedzy w ponad fizycznych dziedzinach Natury.
Tak czynił Jezus podczas swojego czterdziestodniowego postu. Jedynie ci, którzy zdołają
tego dokonać, konstatują osobiście prawdziwość tych twierdzeń. Rzeczy te przestają być
dla nich logicznym prawdopodobieństwem lub mglistą nadzieją, przekształcają się one w
dotykalną rzeczywistość. Niestety, dostępne jest to tylko małej garstce, niewielu jest ludzi,
obdarzonych odpowiednim uzdolnieniem, a jeszcze mniej posiadających cierpliwość i
wytrwałość do rozwinięcia ich w sobie.
Dziwnie jest słuchać twierdzeń wielu ludzi, że duszy wcale nie ma. Co o tym mogą
wiedzieć? Czy są kompetentni w tej sprawie? Tylko ludzie posiadający dostateczną o
czymś wiedzę, mają prawo wygłaszać tak kategoryczne twierdzenia. Adwokat chętnie
przyznaje, że nie zna się na sprawach medycznych; nie włożył on ani sił, ani czasu w tę
naukę, toteż skromność w tej dziedzinie uważa za jedyne właściwe stanowisko.
Natomiast nikt się nie dziwi, gdy słyszy ludzi zaprzeczających a priori istnieniu duszy —
ludzi, którzy nie poświęcili badaniom psychicznym nawet tysięcznej części tego czasu i
energii, jakie zużywają na prowadzenie swoich zwykłych interesów! Jest to po prostu
bezmyślność.
Zanim zaprzeczycie istnieniu duszy, poświęćcie jej badaniu przynajmniej dziesiątą część
sił, trwonionych gdzie indziej.
Teraz możemy się posunąć w naszej analizie trochę dalej.
Materia, z której jest utworzone nasze ciało, nie jest taką samą materią, jak ta, z której
składa się przedmiot martwy, dlatego postanowiono określić ją mianem materii
organicznej. W naszym ciele odróżniamy również obecność materii, zwanej nieorganiczną,
lecz znajduje się ona pod wpływem czynnika, zwanego siłą życiową, który nadaje jej
odpowiednią organizację.
A więc mamy w naszym ciele fizycznym dwa pierwiastki: grubą materię fizyczną i sile
życiową. Tej sile życiowej damy nazwę pierwiastka eterycznego. Analizując ciała fizyczne,
znajdziemy w nich pewną substancję subtelniejszą od gazu, jest to eter. Ale w materii
nieorganicznej eter nie jest dość zróżnicowany, aby siła życiowa, której stanowi podstawę,
mogła przejawiać się czynnie. Eter istnieje wszędzie, przenika wszelką materię
nieorganiczną tak stałą, jak płynną i lotną, lecz pierwiastek życia w materii drzemie jeszcze
w stanie ukrytym.
A gdy się budzi i wyzwala się spod wszechwładzy grubszych właściwości materii, wkrótce
skupia, grupuje i organizuje jej cząsteczki — wówczas to pojawia się królestwo roślinne.
Ten sam pierwiastek życia jest czynnikiem organizującym i nasze ciało fizyczne.
Zróżnicowanej materii eterycznej, służącej mu za narzędzie, czyli powlokę, nadamy miano
ciała eterycznego. Zwanego zazwyczaj sobowtórem eterycznym we współczesnych
dziełach teozoficznych.
Ścisły związek, istniejący pomiędzy- materią, a pierwiastkiem życia, uwydatnia się bardzo
wyraźnie przy głębszym badaniu magnetyzmu. W miarę rozwoju nauki dowiemy się, że
magnetyzm jest tylko jednym z przejawów siły życiowej, którą jedna istota może
skutecznie przekazywać innym.
Te dwa czynniki, składające się na nasze ciało, nazywają się po san-skrycku Sthula Bhuta
— ciało grube i Prana — siła życiowa. Zauważyć należy, że te czynniki, chociaż dające się
od siebie odłączyć, są przecież składowymi częściami naszej natury fizycznej, a nie
ponadfizycznej. Odpowiadają one tylko fizycznej sferze Wszechświata.
W dziedzinie duszy (mentalu, czyli umysłowości), biorąc ten wyraz w najszerszym jego
znaczeniu, można z kolei rozróżnić trzy pierwiastki, dające się od siebie oddzielić.
Przede wszystkim wiemy, że każdym z nas rządzą namiętności, wzruszenia, uczucia. Jest
to jedna z faz życia mentalnego, faza, która obejmuje ogromną skalę od wrażeń
zmysłowych, zwierzęcych, aż do najbardziej złożonych myśli i uczuć, rozwiniętego i
kulturalnego człowieka. Ta część naszej natury mentalnej znana jest pod nazwą
wrażeniowej uczuciowości; jej sanskrycka nazwa brzmi Karma — żądza; materia jeszcze
subtelniejszą od eteru, a stanowiąca podstawę tych zjawisk (wrażeń, uczuć, namiętności,
wzruszeń), zwana jest niekiedy na Zachodzie materią „astralną"— powodu swoich
świetlistych właściwości. Jest to istotnie jej zasadnicza cecha, odróżniająca ją od grubej
materii fizycznej w oczach każdego jasnowidza, umiejącego ją obserwować.
Wiemy poza tym, że nasza natura mentalna posiada jeszcze inny czynnik, który rozumuje,
waży, porównuje i wnioskuje. Jest to tak zwany intelekt, czyli mental analityczny.
Odpowiada niższej postaci pierwiastka, zwanego po sanskrycku Manas (po łacinie Mens),
nazwiemy go więc MANAS niższy. Poza tym czynnikiem mamy jeszcze inny, który nie
oblicza i mc waży danych za i przeciw, który nie roztrząsa i nie analizuje, lecz stwierdza:
„wiem, że to prawda, a tamto fałsz, nie wiem dlaczego, ale mam to najgłębsze
przekonanie". Ten pierwiastek to czysty rozum, czyli wyższa świadomość, sumienie. On to
stanowi właściwą indywidualność łowicka. Jest to wyższa postać pierwiastka Mens, czyli
po sanskrycku M, i nas, nazwiemy go więc — Manas wyższy.
Rozróżniamy więc w dziedzinie mentalnej trzy poddziały:
l .Naturę namiętnościową i wzruszeniową, czyli uczuciowość — Kama.
2. Umysł analizujący, czyli intelekt — Manas niższy.
3. Umysł stwierdzający duszę, czyli wyższą świadomość, sumienie, samowiedzę — Manas
wyższy.
Co do Natury Duchowej, to na razie nie może ona podlegać podziałom. Wprawdzie
zawiera w sobie również działy i poddziały, lecz dostrzec je i zrozumieć, może tylko
człowiek, stojący na niezmiernie wysokim stopniu rozwoju, innymi słowy: Wtajemniczony.
Tymczasem uważajmy więc naturę Duchową za jednolitą i niepodzielną.
To samo można powiedzieć o najwyższej Jaźni człowieka. Owa Jaźń posiada trzy
postacie, lecz w obecnym stadium rozwoju ludzkości nie sposób je od siebie odróżnić.
Jedynie Człowiek Doskonały zdolny jest je rozpoznać i zrozumieć. Dlatego nadaje się tej
trójcy ogólną nazwę: Mahatma, poprzestając tylko na zaznaczeniu, że istnieją także i dwie
wyższe postacie Jaźni najwyższej. Dziś Trójcę tę będziemy uważali za jedność.
W terminologii Chrześcijaństwa, jej postacie odpowiadają „Osobom" Trójcy Świętej: Ojcu,
Synowi i Duchowi Świętemu, czyli trzem postaciom Najwyższej Rzeczywistości. A więc
odróżniamy w człowieku siedem czynników.
1. Trzy pierwiastki najwyższe, które traktujemy jako jedność, Jaźń człowieka, prawdziwy i
jedyny w nim podmiot, jedyny Świadek wszystkich mian, przez które przechodził.
Wyraz Mahatma — Wielka Dusza — oznacza najwyższą Jaźń. W literaturze teozoficznej
określa się ją krótko słowem Atma; lecz w starożytnych księgach hinduskich nazywa się
Mahatma. Atma oznacza to, co wszystko przenika i wszystko w sobie zawiera.
2. Pierwiastek duchowy, intuicja, czyli Buddhi. Buddhi oznacza Mądrość.
3. Dusza nieśmiertelna — czyli Manas wyższy.
4.Intelekt analityczny — czyli Manas niższy.
Manas oznacza właściwie pierwiastek rozszerzający się, rozchodzący- się dookoła nas. W
języku potocznym określenie to można by oddać przez „umysłowość".
5.Czucie — czyli Karna. Karna oznacza żądzę, pragnienie.
6.Siła życiowa — czyli Prana — oznacza energię życia, działania.
7.Materia fizyczna, stała, płynna i gazowa — Sthula Bhuta oznacza ciało fizyczne grube.
Właściwie nie jest ważne, czy potrafimy określić ich nazwę sanskrycką. Chodzi głównie o
umiejętność rozpoznania ich w sobie samych, są to bowiem składniki całej przyrody. Jak
już powiedziałem na początku, szereg pierwiastków Wszechświata ma swoje odpowiedniki
w odnośnych pierwiastkach ludzkiej natury. A więc tak:
1. Składniki fizyczne naszego ciała odpowiadają materii stałej, płynnej i lotnej, która nas
otacza.
Nasz pierwiastek eteryczny odpowiada eterowi, czyli powszechnemu pierwiastkowi życia.
Oba te pierwiastki: materia i eter, stanowią sferę fizyczną Wszechświata.
2. Pierwiastek naszej wrażeniowości i czucia, odpowiada takiemu samemu pierwiastkowi
astralnemu Wszechświata i stanowią razem sferę astralną.
3. Pierwiastek intelektualny i dusza, odpowiadają pierwiastkowi intelektualnemu i duszy
Wszechświata; oba razem stanowią sferę mentalną Wszechświata.
4 i 5. Podobnie pierwiastek duchowy, oraz najwyższa Jaźń człowieka, odpowiadają sferze
duchowej, czyli Buddhi i sferze czystego bytu, czyli Nirwany.
Wszystkie te sfery Wszechświata, zarówno jak składniki człowieka, nie leżą jedne ponad
drugimi, lecz przenikają się nawzajem. Wyraz „sfera" jest tylko wyrazem umownym,
zapamiętajmy to sobie, gdyż określenie to mogłoby nas nieraz wprowadzić w błąd. Sfery
Wszechświata są to jakby rozmaite odmiany „Materii kosmicznej", stanowiące podstawę
rozmaitych przejawień Jedynej Energii.
Przytoczę tu porównanie jednego ze znawców tematu, który lepiej wyjaśnił ten problem:
prąd elektryczny, tajemnicza siła, której dostrzegamy tylko skutki, wywołuje bardzo
rozmaite zjawiska, zależnie od środowiska, w którym działa. Przechodząc przez grubszy
lub cieńszy drut, przejawi się jako ciepło lub światło, w roztworze solnym jego przejście
spowoduje rozkład chemiczny. Tak samo Jedyna nieuchwytna Siła, gdy działa w sferze
fizycznej, wywołuje zjawiska fizyczne (ciążenia, zjawiska elektryczne, świetlne, życiowe
itp.) w sferze astralnej wywołuje zjawiska psychiczne, (wrażenia, namiętności, uczucia itp.)
w sferze mentalnej wywołuje zjawiska mentalne, w sferze Buddhi — zjawiska duchowe
(miłość powszechną, szeroką najwyższą radość, szczęście itp.) w sferze Nirwany, czyli
czystego Bytu, wywołuje Nirwanę tj. stan najintensywniejszego życia i utożsamiania się ze
wszystkim istniejącym, życia we wszystkim.
W obecnym stopniu naszej ewolucji, nasze zrozumienie dalej nie sięga tj. Nirwana, jest
granicą, istniejącą w nas samych, lecz nie we wszechświecie. Buddyzm przypuszcza, że
istnieje jeszcze Paranirwana i Maharanirwana; lecz jeśli chodzi o naszą percepcję,
spostrzeganie (myślę o ludziach zwykłych), Nirwana jest dla nas dotychczas tym, czym
słońce dla ślepców. Dlatego też zachodni badacze Wschodu twierdzą, z pozorną
słusznością, że Nirwana jest niemal unicestwieniem. Tak samo jak płyn może przenikać
ciała stałe, a gaz — płyny, tak samo przesiąka eter we wszelką materię i rozciąga się
daleko poza krańce atmosfery ziemskiej.
Z kolei pierwiastek astralny przenika eter, oraz wszystko co jest od mego niższe, (pod
względem subtelności, nie zaś położenia) i tak dalej. Wszystkie te pierwiastki przenikają
się wzajemnie, w ten sposób człowiek żyje jednocześnie we wszystkich różnorodnych
dziedzinach, czyli sferach Wszechświata, którym odpowiadają jego rozmaite pierwiastki.
Jak wcześniej dowiodłem wam, że tych siedem pierwiastków przejawia się właściwie tylko
w pięciu sferach Wszechświata.
Niektóre z tych sfer Wszechświata otrzymały w języku teologicznym nazwę: Nieba,
Czyśćca i Piekła. Czyściec jest częścią sfery astralnej; Piekło jej najniższą dziedziną, zaś
Niebo jest sferą mentalną Wszechświata. Wiemy, że niektórzy filozofowie nadają
człowiekowi miano mikrokosmosu, czyli małego Wszechświata.
Miano to jest słusznie usprawiedliwione gdyż człowiek posiada materię fizyczną należącą
do królestwa mineralnego, siłę życiową królestwa roślinnego, wrażeniowość (czucie) i
żądze królestwa zwierzęcego oraz niższą inteligencję, odpowiadającą wyższym formom
zwierzęcym, dziś zaginionym — (łącznik, brakujący pomiędzy światem zwierzęcym a
człowiekiem) i duszę, która jest jedynie prawdziwym człowiekiem, a przebywa zawsze w
Niebie tj. w sferze mentalnej. Ponadto pierwiastek duchowy człowieka odpowiada
królestwu Aniołów i naturze Wtajemniczonych; i wreszcie najwyższa, Jedyna Jaźń,
odpowiada Doskonałemu pierwiastkowi Wszechświata — Bogu. A więc człowiek istotnie
syntetyzuje w sobie Wszechświat.
Toteż poznanie człowieka otwiera nam drogę do poznania kosmosu. Poznając naturę
człowieka w różnorodnych jej postaciach i rozlicznych fazach, zdobywamy również
poznanie odpowiadających im sfer Wszechświata, sfer, do których należą dane czynniki
człowieka. Gdy wreszcie wzniesiemy się do najwyższych pierwiastków człowieka, gdy
odkryjemy dwie wyższe postacie naszej Jaźni Rzeczywistej, poznamy przez to samo dwie
nowe sfery Wszechświata; na razie zaznaczymy tylko ich istnienie, gdyż są to wyżyny
niedostępne dla teraźniejszej myśli ludzkiej. Wówczas przekonamy się, że Wszechświat
składa się istotnie z siedmiu Królestw. Bóstwa rządzące Tymi siedmioma sferami — to owe
„siedem duchów otaczających tron Boga", o których wspomina Apokalipsa.
Na razie ograniczamy się tylko do stwierdzenia, że siedem pierwiastków, określonych
przez nas przy analizie psychicznej natury ludzkiej, przejawia się w pięciu sferach
Wszechświata.
Mógłbym jeszcze rozwinąć ten temat, ale nie sposób w tej niewielkiej książce dać coś
więcej, jak ogólny zarys tej szerokiej i wielkiej filozofii.
Z konieczności szczegóły będę musiał pominąć, a przekażę wam najważniejsze zasady tej
filozofii, nie znaczy to oczywiście, że wasza wiedza ucierpi na tym w jakiś sposób.

Rozdział drugi

O względnej trwałości pierwiastków, stanowiących człowieka


Widzieliśmy, że siedem pierwiastków przejawia się tylko w pięciu sferach Wszechświata.
Wynika stąd, że siedem wyżej wymienionych pierwiastków sprowadza się do pięciu
pierwiastków zasadniczych. Podstawową siódemkę uzupełnia dodanie dwóch czynników,
odpowiadających dwóm pierwszym sferom Wszechświata, jak i tamte, niedostępnych
poznaniu dzisiejszego człowieka. Wymieniam je tutaj, aby wiedziano, że teologia hinduska
zdaje sobie doskonale sprawę z ich istnienia. Są to: Avyakta i Purusza. Przejawiają się
one przez Atmę, która więc stanowi w swojej Istocie Trójcę. Trójcę niemożliwą do
zanalizowania, gdyż sama Atma przedstawia się nam, jako doskonała Jednia. Owa Trój-
Jednia jest dla nas istotnie Tajemnicą. Muszę teraz powiedzieć kilka słów o działaniu i
przemianach, w czasie i przestrzeni, tych pierwiastków człowieka. Poczynając od szczytu,
znajdujemy, że Atma, pod swoimi trzema postaciami jest w nas jedynym pierwiastkiem
wiecznym.
Pierwiastek duchowy nie jest wiecznie trwały, jednak jest nieporównywalnie trwalszy od
pierwiastków następnych. I tak z kolei, zstępując szczebel po szczeblu, aż do ciała
fizycznego, dostrzegamy pierwiastki o coraz krótszym życiu. Zrozumiemy to lepiej, gdy się
zastanowimy, w jaki w ogóle sposób powstają drgania, czyli wibracje. Nawet w świecie
czysto fizycznym, wiemy, że wibracje najsubtelniejsze trwają również najdłużej, i że sfera
ich działania jest największa. Ta analogia wskazuje nam, w jaki sposób składniki
człowieka, stanowiące również rodzaje ruchu, ulegają temu samemu prawu. Pierwiastki
wyższe, nieuchwytne dla zmysłów fizycznych, trwają po zniszczeniu ciała fizycznego, jak
subtelne wibracje struny muzycznej, które wciąż jeszcze trwają, chociaż główny dźwięk,
który je wywołał dawno przebrzmiał. Oczywiście jest to tylko porównanie, nie dowód.
Jedynym realnym dowodem jest tu własne doświadczenie, sprawdzenie zjawisk przez
ludzi zdolnych do ich spostrzegania. Inni muszą się zadowolić prawdopodobieństwem
logicznym, popartym świadectwem Tych, którzy wiedzą.
Tak więc nasze ciało fizyczne (stałe, płynne i lotne) jest czynnikiem najbardziej znikomym
ze wszystkich składników naszej istoty. Z chwilą śmierci opuszczamy je, pozostawiamy za
sobą po oddzieleniu odeń sobowtóra eterycznego. Właściwie śmierć nie jest niczym
innym, jak odłączeniem tego grubego ciała fizycznego od sobowtóra eterycznego,
przewodnika siły życiowej. Nawet częściowe usunięcie się z ciała fizycznego tego
sobowtóra za życia — wystarcza, by stracić przytomność. Na tym polega działanie środków
usypiających i znieczulających. Podczas usypiania pacjenta, jasnowidz może obserwować
jego sobowtór eteryczny, częściowo wyparty z ciała, pod postacią błękitnawego obłoczka.
Jego zupełne oderwanie się pociąga za sobą niechybną śmierć: pierwiastek życia nie
może już oddziaływać na organizm z powodu braku łącznika, a siły fizyczno-chemiczne,
działające bez przeszkód, powodują stopniowy rozkład ciała.
Wkrótce po śmierci (na ogół mniej niż w trzy dni) sobowtór eteryczny zostaje również
opuszczony, jako drugi trup. Jest on bezwładny i unosi się w pobliżu trupa fizycznego,
rozprasza się zresztą w miarę rozkładu ciała. Ujrzeć „widmo" eteryczne nie jest zbyt
trudno, gdyż pewne nerwowe podniecenie, wywołane strachem, wystarcza niekiedy, by
formy eteryczne stały się dla nas widzialne. Lecz jeśli ciało ulega spaleniu, zgodnie z
obyczajem hinduskim, sobowtór eteryczny rozprasza się natychmiast. Pozostawiwszy za
sobą te dwie powłoki zewnętrzne, człowiek zachowuje wszystko pozostałe. Żadna zmiana
nie zachodzi w jego prawdziwej osobowości: śmierć jej nie dosięga. Żyje on, żyje tak
samo, a nawet intensywniej niż ja i wy, tylko nie może już być dostrzeżony przez nasze
zmysły, nie posiadając powłoki fizycznej. Istnieje w formie subtelniejszej, której człowiek
zwykły nie może widzieć. Forma ta jest jednak zupełnie realna, równie realna, jak wibracje
podczerwone i ultrafioletowe w widmie słonecznym, niewidzialnym dla naszego oka. Ci,
których nazywamy naszymi zmarłymi, istnieją więc nadal w powłoce subtelniejszej, na
której szybsze wibracje nie możemy reagować, dlatego też ich obecność jest dla nas
niedostrzegalna. Podobnie, jak niewidzialny eter przenika cały świat fizyczny, tak formy
subtelniejsze przenikają bez widocznego wpływu grube formy naszego ziemskiego świata,
jedynie dostrzegalnego dla naszych zwykłych zmysłów.
Pierwszym zjawiskiem zachodzącym w człowieku po odrzuceniu jego powłoki fizycznej,
jest przetworzenie się ciała astralnego, czyli pierwiastka czucia, które będzie musiało
służyć mu za powłokę w nowym otoczeniu. Zatrzyma się on dłużej lub krócej w tym
świecie astralnym, zależnie od większej lub mniejszej siły swoich namiętności. Jeśli całe
jego życie upłynęło na podsycaniu i zadawalaniu żądz, pobyt w tej dziedzinie,
odpowiadającej czyśćcowi chrześcijan, będzie trwał bardzo długo. Bowiem ciało astralne
buduje się właśnie treścią wzruszeń i namiętności, a jeśli za życia pracujemy nad jego
wzmocnieniem, stanie się dla nas po śmierci trwałą powloką, mocnym więzieniem o
grubych murach. Lecz wszystko co znikome ma swój koniec; toteż wcześniej czy później,
człowiek porzuca powlokę astralną.
Gdy się dokonało oczyszczenie, gdy się przeżyły i odpadły złe żądze, przechodzi
(pamiętajmy, że chodzi tu o zmianę stanu, a nie o zmianę miejsca, w zwykłym tego słowa
znaczeniu) on do dziedziny następnej, do sfery mentalnej, czyli niebiańskiej, unosząc z
sobą, ze swojej natury astralnej, tylko skłonności, czyli ukryte zarodki, od których
zbudzenia i rozwoju, w jego ponownym powrocie na Ziemię zależeć będzie rodzaj jego
ciała astralnego w następnym wcieleniu (stadium astralne — czyli oczyszczające - ewolucji
pośmiertnej, nosi w sanskrycie nazwę Kama-loka (dziedzina żądz), stan niebiański,
następujący po nim, nazywa się: Dewa-loka (przybytek Bogów), czyli Devachan.
W tej sferze również będzie przebywał dłużej lub krócej, zależnie od swojego życia na
Ziemi. Jeśli jego intelektualne życie było bogate i silne, jeśli wiele i szlachetnie myślał, jeśli
żywił najwznioślejsze ludzkie uczucia, (ośli oddawał się głębokim studiom, nauce, sztuce
czy literaturze, a przede wszystkim prowadził życie ofiarne, pełne poświęcenia i altruizmu
— będzie bardzo długo przebywał w tej sferze Mentalu. Tam, ci spośród nas żyjących
którzy potrafią się wznieść ponad zmysły fizyczne, mogą słuchać Bethowena,
napełniającego przestwór falami dźwięków swojego natchnienia; tam możemy poznać
niezrównaną harmonię sfer i porozumiewać się z aniołami, tam spełnić możemy aż do dna
puchar Poznania.
Lecz tu muszę wam odkryć jedną prawdę, której być może nie uwierzycie, chociaż stanowi
ona jedno z praw przyrody: oto w tych niewidzialnych światach, nie możemy nic rozpocząć
na nowo (w obecnym stadium naszej ewolucji mówiąc „my", rozumiem zwykłego
człowieka). Jest to właściwość obu sfer bezpośrednio wyższych od naszej. Wszelkie
nasze bytowanie w tych krainach jest tylko dalszym ciągiem, rozwojem i konsekwencją
życia ziemskiego. Toteż mądrość nakazuje rozpoczynać życie szlachetne już na tym
świecie, nie czekając, aż się przeniesiemy- na tamten.
Ciężko jest patrzeć, jak wielu ludzi, którzy zresztą nie są źli, traci czas na błahostkach.
Prawa asocjacji trwają i po śmierci; istnieje więc obawa, że te same rzeczy błahe, drobne i
marne będą pochłaniać tych nieszczęśliwych i dalej, podczas długiego okresu ich
pośmiertnego życia. Nie wyobrażajmy sobie, że chwila modlitwy wystarczy dla pozyskania
nieba! Prawo sprawiedliwości absolutnej rządzi światem: prawo przyczynowości. Nic nie
jest dowolne. Zarówno niebo jak piekło (oczywiście mowa tu nie o piekle „wiecznym", lecz
tylko o cierpieniach, strasznych acz ograniczonych, które czekają tylko niektóre dusze w
niższych dziedzinach świata astralnego) mogą być tylko naturalnym wynikiem stosowania
się do praw przyrody lub ich pogwałcenia. Bądźmy więc przewidujący i pracujmy,
ponieważ tu na Ziemi posiadamy wolność samostanowienia o sobie; nie narażajmy się na
to, by kiedyś nas skuły kajdany, zgotowane własnym niedbalstwem.
Tak więc człowiek po „śmierci" przechodzi do sfery astralnej, a potem do sfery mentalnej,
czyli niebiańskiej. Zwracam tu jeszcze raz uwagę, że idzie tu właściwie o zmianę stanu,
nie zaś o zmianę miejsca. To, co nazywam światem niebiańskim, istnieje wszędzie,
przenika wszystko, jak eter, z większą nawet od niego łatwością. Jednym słowem człowiek
zbiera w częściach, w tych rozmaitych stanach, plon tego, co zasiał w stanie fizycznego,
ziemskiego istnienia. A kiedy okres niebiański dobiega kresu, człowiek porzuca go, jak
porzucał poprzednie. Zrzuca więc z siebie kolejno powłoki. Proces ten trwa przez dość
długi okres czasu, wynoszący przeciętnie od tysiąca do tysiąca pięciuset naszych lat (dla
człowieka obecnej epoki, okres ten jest niezmiernie drugi). Potem następuje dla człowieka
okres ponownego wcielenia.
Zagadnienie Reinkarnacji poruszymy później i przekonamy się wówczas, że teoria ta, na
pozór dla wielu tak dziwna, jest tylko zastosowaniem ogólnego prawa, rządzącego całym
Wszechświatem. Na razie wykażę wam tylko, że człowiek po „śmierci" porzuca kolejno
swoje cztery pierwiastki niższe, a odradzając się na nowo, przybywa na Ziemię ze sfery
duszy, w której przebywał w ciele przyczynowym.
Gdy zbliża się czas ponownych narodzin, dusza przyciąga i skupia wokół siebie nową
powłokę ze sfery myślowej, potem stopniowo oddziaływanie jej dosięga sfery astralnej i
przyobleka się w nowe ciało astralne, które będzie jej służyć do wyrażenia natury
uczuciowej. Wreszcie powłoka eteryczna i ciało fizyczne tworzą się dlań w łonie matki.
Widzimy stąd, że Jaźń, Pra-Istność przejawia się przez szereg „narzędzi", czyli ciał, które
tworzy sobie z materii rozmaitych sfer Wszechświata. Materia ta sama w sobie nie jest
niczym innym, jak rodzajem prostszego ruchu, mniej złożonego przejawu działalności
powszechnej, czyli Boskiej — „wszystko da się sprowadzić do ruchu", „Wszechświat jest
zespołem działań różnych sił, przetwarzających się samodzielnie i wzajemnie". Ciała te
posiadają mniejszą lub większą trwałość. Można zachować wyrażenie „pierwiastek" dla
specjalnego rodzaju działania Jaźni w takiej lub innej powłoce. Można więc zdaje się
ustanowić klasyfikację tego rodzaju:
BIEGUN DUCHOWY ISTNIENIA
SFERA CZYSTEGO BYTU-NIRWANY, ATMA-JAŹŃ
Powłoka Działanie, czyli Pierwiastek
Sfera Buddhi (Ducha) — Ciało duchowe Buddhi — Wszechmiłość, Szczęśliwość
Sfera Mentalna (myśli) — Ciało Przycz5nowe, Ciało Mentalne Manas wyższy —
Czysty rozum sumienie, dusza ludzka
Sfera Astralna (czucia) — Ciało Astralne Manas niższy — intelekt analityczny Karna —
żądza, namiętność, czucie
Sfera Fizyczna — Ciało Eteryczna, Materia Fizyczna Prana — siła życiowa organizująca
Sthula-Bhuta — organizowana i utrzymywana przez Prane
BIEGUN MATERIALNY ISTNIENIA
Tak więc ciała subtelne człowieka tworzą się pierwsze i znikają ostatnie: im subtelniejszy
pierwiastek, tym jest trwalszy. Przekonamy się ponadto, że sfera ich działania rozciąga się
szerzej. Istotnie, jasnowidz dostrzega wokół każdego człowieka owalny krąg, który
odnajdujemy w tradycyjnej aureoli, otaczającej świętych na obrazach. Aura (tak nazywamy
tę subtelną aureolę) jest po prostu rozszerzaniem się poza obręb fizyczne-10 ciała
pierwiastków wyższych, które w oczach jasnowidza otaczają nimbem świetlanym i
barwnym postać człowieka. Pierwiastki subtelne są więc szerzej rozpostarte.
Dodam tu jeszcze parę słów o pamięci i jej funkcjonowaniu w rozmaitych pierwiastkach
człowieka. Wyjaśniłem, jak sądzę dość wyraźnie, że cztery pierwiastki niższe odnawiają
się za każdym wcieleniem, zaś trzy wyższe: Atma, Buddhi i Manas wyższy, trwają przez
wszystkie życia. Otóż, jak już zaznaczyłem, nieraz przy pewnym wysiłku, jesteśmy w
stanie przypomnieć sobie dawne, zapomniane zdarzenia z dzieciństwa. Natomiast stanie
hipnozy przypomina się wypadki, całkowicie zatarte w pamięci. Dowodziłoby to, że pamięć
mieści się nie tylko w mózgu, lecz trwa w subtelniej szych wibracjach, że gdy mózg nie
może przyjąć i odpowiedzieć na wibracje, przypomnienie jest niemożliwe, a gdy je
przyjmuje, minione zdarzenia zmartwychwstają w pamięci.
Jak wspomniałem, pierwiastki wyższe trwają dłużej. Oczywistym jest również, że
wszystko, czego się nauczymy w ciągu jednego życia, przechowuje się w jednym z
naszych pierwiastków, zależnie od natury poznanej rzeczy. Potem, w chwili, gdy nasz
mózg fizyczny jest w zupełnym spokoju i w stanie odbiorczym, z łatwością chwyta i
odpowiada na te subtelne wibracje pamięci ponadfizycznej, wówczas to przypominamy
sobie rzeczy przeszłe i zapomniane. Te wspomnienia lub myśli, trwają w wyższych
pierwiastkach naszej natury, lecz mózg w zwykłym swoim stanie nie umie na nie
odpowiedzieć, ale gdy sparaliżujemy działalność mózgu za pomocą hipnozy i nawiążemy
w jakikolwiek sposób kontakt z naszą „Duszą", to przekonamy się, że w tym stanie,
człowiek powie nam wiele rzeczy, o których jego mózg na jawie nie miał żadnego pojęcia.
Dzieje się tak właśnie dlatego, że formy subtelne są trwalsze, niż grube formy materii
fizycznej.
Człowiek odrzuca więc po kolei: ciało fizyczne, eteryczne, czuciowe, a nawet myślowe i
cały dział pamięci, odpowiadający tym pierwiastkom. Lecz Manas wyższy, Dusza w ciele
przyczynowym, przechowuje odbicie wszystkich czynów, jakie na nią kiedykolwiek
wpłynęły. A ponieważ to ciało istnieje niezmiennie w ciągu całego szeregu wcieleń, jeśli
tylko uda się nam ustalić związek jego z mózgiem fizycznym, będziemy mogli przypomnieć
sobie nasze poprzednie istnienia. W jaki sposób ów związek ustalić, będziemy mówić w
części praktycznej naszych wykładów. Pamiętajmy tylko, że dusza, „Manas wyższy", nie
zapomina nigdy.
Wykład trzeci
O analizie Wszechrzeczy
Poznanie samego siebie jest — jak zapewne zauważyliście — początkiem wszelkiej
mądrości. Toteż po zastanowieniu się analitycznym nad człowiekiem, możemy przystąpić
do analizy zewnętrznych, otaczających go przedmiotów. I. jak poprzednio, poprzestaniemy
na głównych tezach.
Rzućmy okiem dokoła na świat zewnętrzny; rozpatrzmy jakikolwiek przedmiot fizyczny lub
ponadfizyczny, a przekonamy się, że nie znamy z niego nic, poza skutkiem ruchu
oddziaływującego na nas.
Chcąc to sobie jasno uświadomić, wybierzmy jakiś przedmiot, na przykład kwiat. Czym jest
ten
kwiat?
To co nazywamy „kwiatem", jest tylko układem, skupieniem pewnej ilości cech: barwy,
woni, miękkości, świeżości, ciężaru itd.; wszystkim tym skutkom działania, razem wziętym,
nadajemy nazwę „kwiatu". Analiza wszakże wykaże nam, że każde z tych wrażeń jest
wynikiem ruchu.
Po pierwsze to, co nazywamy „barwą", jest tylko działaniem wibracji udzielających się
naszej siatkówce.
Wibracje te za pośrednictwem nerwu wzrokowego, są przekazane mózgowi, a z mózgu
naturze ponadfizycznej, czyli astralnej. Z ciała astralnego przechodzą do mentalnego, i
wówczas widzimy dany przedmiot. A więc owe subtelne oddziaływanie na siatkówką, które
udzieliło się nerwowi, mózgowi, ciału astralnemu, a wreszcie mentalnemu, owo proste
nieznaczne działanie (ruch) wywołuje w nas poczucie barwy. A przy tym barwa, którą ja
widzę, nie będzie zupełnie taka samu, jaką wy widzicie. Wibracje są wprawdzie te same;
oddziaływają one równo na siatkówkę waszego, jak i mojego oka, ale skutek ich działania
im was nie jest zupełnie taki sam, jak na mnie. Każdy człowiek widzi ,,swoją" barwę nieco
odmiennie, tylko zwyczajowo nadajemy im wszystkim jedno miano. Mówicie, że to jest
białe, ja również mówię to samo. lecz to nie dowodzi, by wrażenie, które umówiliśmy się
tak nazywać, było dla lwi obu zupełnie takie same.
Przejdźmy teraz do zapachu, to samo rozumowanie: zapach jest tylko działaniem wibracji
oddziaływujących na nerw powonienia, a przekazywanych mózgowi i dalej, jak w
poprzednim wypadku. To samo odnosi się do smaku; to, co nazywamy smakiem, jest tylko
oddziaływaniem wibracji na nerwy smakowe.
Powyższe rozumowanie stosuje się do wszystkich naszych wrażeń nawet
ponadfizycznych. Dla ludzi obdarzonych słuchem astralnym, ten kwiat mówi coś więcej,
jest on muzykalny, gdyż działanie wibracji dźwiękowych nadaje mu odpowiedni kształt.
Wiele doświadczeń wykazało, że formy istniejące w naturze są wynikiem wibracji
rytmicznych. Głosili tę prawdę Mistrzowie wszystkich czasów. Tak więc nawet muzyka
tego kwiatu, gdybyśmy mogli ją słyszeć, byłaby również skutkiem działania na nas
wibracji.
Twardość, wyczuwana dotykiem, jest również tylko działaniem wibracji, wynikiem dwóch
przeciwległych dążeń, zawsze istniejących w świecie zjawiskowym: dążności przyciągania
i odpychania, zbliżania i oddalania, siły dośrodkowej i odśrodkowej. Te dwie siły, rozmaicie
ustosunkowane, wytwarzają różne stany materii. Tam, gdzie przeważa przyciąganie,
mamy ciała twardsze; gdzie przeważa siła odpychania, rozszerzania — materia staje się
coraz mniej zwarta. Stan stały przechodzi w płynny, stan płynny — w lotny. Dalej jeszcze
znajdujemy stany eteryczne materii. I tak twardość i miękkość są tylko wypadkową dwóch
sił: przyciągania i odpychania. Jeśli wyczuwamy ciężar kwiatu, to ciężar ten jest znów tylko
działaniem oporu, jaki stawiamy, przeszkadzając ciążeniu kwiatu ku Ziemi. Wszystkim
wiadomo, że atomy przyciągają się wzajemnie, i że Ziemia przyciąga wszystko w kierunku
dośrodkowym. Gwiazdy przyciągają Ziemię, zaś Ziemia przyciąga gwiazdy oraz wszystko,
co się znajduje na jej własnej powierzchni: jest to nieustanne dążenie Wszechrzeczy do
zespolenia się we wzajemnym uścisku, rzekłbyś: z miłości. To powszechne przyciąganie
nazywamy prawem ciążenia.
Wreszcie miękkość w dotknięciu, jak i szorstkość, jej przeciwieństwo, są również wynikiem
szczególnego układu drobin, zależnym od natury materii, od jej zawartości. Przekonaliśmy
się już, że owa zawartość pochodzi z przyciągania i odpychania, czyli z czynnego i
biernego ruchu.
A zatem, analizując ten kwiat, przekonaliśmy się, że składa się on tylko z szeregu działań,
wibracji. „Lecz — odpowiecie mi — wchodzą tu przecież w grę atomy, drobne cząsteczki,
które się przyciągają, odpychają, skupiają w pewien określony sposób i stanowią kwiat".
Obawiam się, że takie rozumowanie jest właściwie bardzo zwodnicze. Czy ktokolwiek z
was widział kiedyś atom? Mam tu na myśli atom fizyczny. Przypuśćmy, że jest możliwe
dostrzec prawdziwy atom: zobaczycie go pod postacią barwy, zapachu, dotyku, w każdym
razie jakiejkolwiek określonej cechy. Otóż widzieliśmy, że wszystkie te cechy są tylko
wynikiem mchu, niczym więcej. I gdzie się podział wasz atom? Pozostał w urojeniu fizyka.
Wszystko sprowadza się do ruchu.
Kto nigdy nie zastanawiał się nad tymi zagadnieniami, oczywiście nie rozumie tego od
razu, lecz kto pójdzie za powyższym rozumowaniem, kto bęzie rozważać i zastanawiać
się, ten uzna, jak głęboka prawda zawiera lię w twierdzeniu, że Wszechświat, jako
przedmiot naszej percepcji, jest ruchem i tylko ruchem.
Tak nauczali wszyscy Mistrzowie starożytności. Przedmioty — obiekty — jako takie
posiadają istnienie tylko względne: zależne od świadomości, która je dostrzega.
Przykład ten, jak sądzę, wystarczy; rozumując w ten sam sposób, możemy przekonać się,
że wszystkie przedmioty ulegają temu samemu prawu.
Jeśli stwierdziliśmy ten powszechny ruch, możemy posunąć się o krok dalej. Ruch
wywołany jest zawsze jakąś siłą; a siłę tę uświadamiamy tylko w samych sobie, nigdzie
poza tym; wszystko inne jest jedynie hipotezą. Nasza własna, świadoma istota, jest jedyną
siłą motoryczną, którą możemy poznać prawdziwie. Gdy moja ręka porusza się, wtedy
moja samo-wiedza mówi mi, że to ja wprawiam ją w ruch. Ruch ten nie wytwarza się lam
przez się, ja go stwarzam. Oto jedyne prawdziwe poznanie ruchu, wytworzonego przez
siłę. Na mocy tej wewnętrznej świadomości, próbujemy wnioskować o naturze siły,
wywołującej inne ruchy, obiekty naszego poznania; ale jesteśmy w tym narażeni na
stanowisko dowolnych hipotez.
Tak na przykład, gdy do was przemawiam, dostrzegacie w tym tylko cały szereg ruchów,
nic więcej. Moje struny głosowe poruszają się i wywołują wibracje, które do was dochodzą.
Cząsteczki wirują i wywołują zmianę promieni świetlnych na siatkówce waszego oka.
Siatkówka jest pobudzona, widzicie barwę, kształt; stąd wnioskujecie, że jest coś poza tym
ruchem i powiadacie, że stoi tam mówca. Jest to tylko hipoteza. Pojęcie, że musi istnieć
jakaś siła, wywołująca te ruchy, wynika z przekonania, że wasze ruchy wywołujecie wy
sami. Jest to dla was jedyny rzeczywisty pewnik.
Ale ponieważ znacie tylko ten jeden, jedyny fakt, jakaż to racja, która skłania was do
wniosku, że siła, kryjąca się za zespołem ruchów (który wy nazywacie mówcą) różni się od
siły, ukrytej poza tamtym, innym zespołem ruchów? Żadna. I istotnie jest to jedna i ta sama
siła, która pod wpływem naszych praw, wytwarza różne postacie działania.
Mógłbym wykazać wam przyczyny tego, zagłębiając się w wyczerpującą rozprawę o
prawach czasu i przestrzeni. Obawiam się jednak, że przedmiot ten jest zbyt abstrakcyjny
dla większości czytelników, toteż go zaniecham. Stwierdzę tylko, że wszelki ruch we
Wszechświecie jest wytworem Jedynej Siły. Wszechświat istnieje w postaci absolutnej
jako rzecz sama w sobie i w postaci względnej. Postać względna — to ruch, rzecz sama w
sobie — to siła. Siła jest jedyną Przyczyną Wszechświata; a jej ruch jest działaniem, jej
wynikiem. Siłę tę niektórzy nazywają Bogiem, Hindusi zwą ją Brahma. Inni nadają jeszcze
inne imiona, lecz mniejsza o nazwę. W prawdę należy wniknąć, w prawdę, że Jedyna Siła
tworzy wszystko, owa Jedyna Siła staje się Wszechświatem, nie przestając być Sobą
Samą.
Abyście łatwiej mogli to zrozumieć, pomówimy pokrótce o zasadniczych prawach
Przejawienia Wszechświata.
1. Prawo pierwsze — to powszechne prawo kolejności przemian. Nic we wszechświecie nie
rozwija się nieustannie w linii prostej. Wszystko posuwa się naprzód do pewnego stopnia,
potem się cofa; następny ruch naprzód sięga dalej od poprzedniego, i tak dalej ciągle.
Kolejno noce i dnie następują po sobie nie tylko w życiu człowieka i zwierzęcia, ale we
wszystkim. Wszędzie działanie i spoczynek naprzemian następują po sobie.
I Wszechświat nie stanowi wyjątku w tym prawie; podlega również fazom działalności i
spoczynku. W okresie działalności, wielka Praprzyczyna tworzy Wszechświat; w okresie
spoczynku Wszechświat powraca w łono Praprzyczyny, z której był poczęty. A jeśli
nadchodzi okres następnego przejawienia, nowy Wszechświat odradza się na podstawie
skutków osiągniętych w poprzednich okresach. W ten sposób proces tworzenia trwa
nieustannie, nie ma początku ani końca. Poszczególny świat, taki jak nasz system
słoneczny ma swój początek i okres; ale świat ten jest płodem świata poprzedniego, a z
jego nasienia narodzi się przyszły Wszechświat, i tak dalej bez końca. Pod wyrazem
Wszechświat rozumiem tu nie tylko pewien poszczególny system słoneczny, lecz całość
przejawienia. Ten bezmiar światów miał swój początek, będzie miał swój kres, jak i
wszystkie systemy słoneczne, które zawiera, lecz tworzenie trwać będzie w
nieskończoność.
Wszystkie te historie o stworzeniu świata, które czytamy w świętych księgach, są
przeważnie tylko poetyckimi albo alegorycznymi opowieściami, a ich symbolizm bywa
nader niewyraźny. Opowiadania te wspominają na ogół o tworzeniu i kształtowaniu się
poszczególnego świata, mimo że sama praca tworzenia, to znaczy szereg następujących
po sobie światów, nie ma początku ani końca.
Ta nieskończona kolejność przemian Otrzymała w Indiach nazwę dni i nocy najwyższego
bóstwa Brahmy. Nadawano jej też nazwę „wdechu i wydechu Brahmy". Wydech wywołuje
przejawienie Wszechświata, wdech je wchłania z powrotem, a proces Ogarniający oba
okresy nazywa się Kalpa, tj. cykl.
Wyraz Kalpa oznacza dosłownie Wyobrażenie, a określenie to stosuje się do ewolucji
kosmicznej, ponieważ Wszechświat jest tylko wcieleniem myśli Bożej; wytłumaczę to
później dokładniej. Na razie należy dokładnie zrozumieć pojęcie Kalp, czyli cyklów
powszechnej kolejności przemian.
2. Teraz przejdę do drugiego pojęcia, które chcę podkreślić. Przejawienie się
Wszechświata powstaje na mocy prawa, zwanego przez Hindusów Vivartha, według
którego przyczyna pozostaje niezmienna, wywołując skutek. Innymi słowy, skutek nie
zmienia przyczyny, która go wytworzyła. Takie jest prawo przejawienia (manifestacji) w
przeciwieństwie do prawa przeobrażania (transformacji). Wyrób sera z mleka jest
najprostszym przykładem przeobrażania: mleko przestaje być mlekiem. Aby wyrobić •obie
pojęcie o przejawieniu (manifestacji) weźmy na przykład rozżarzony węgiel, umocujmy go
na końcu druta i szybko nim obracajmy. Ujrzymy ogniste koło. Koło to istnieje tylko w
naszej świadomości; wytwarza je kawałek węgla, sam nie ulegając przy tym zmianie.
Węgiel wytwarza koło, lecz sam pozostaje punktem niezmiennym. To daje nam pojęcie o
tym, czym jest Vivartha — proces przejawienia Wszechświata. Wszystko stwarza Bóg i w
każdej rzeczy jest obecny w Swojej całkowitości, a jednak pozostaje Bogiem,
Nieodmiennym, zawsze równym Samemu Sobie, Jedynym wśród nieskończonej
różnorodności przejawów — podobnie jak węgiel z naszego przykładu jest jeden i ten sam
we wszystkich punktach koła.
A teraz weźmy za jedność to pierwsze koło i obracajmy nim dokoła nowego punktu.
Otrzymamy nową figurę, bardziej złożoną, stworzoną na-(tal przez ten sam węgiel.
Przyczyna pierwotna pozostała ta sama, a przecież mamy przed oczami dwa różnorodne
przejawy. Tak kolejno tym jednym węglem możemy zapełnić bezkresną przestrzeń.
Proces kosmiczny jest zjawiskiem podobnym, jakkolwiek żadne porównanie nie zdoła dać
o nim rzeczywistego pojęcia.
W całym Wszechświecie nie ma nic prócz Boga, w każdym punkcie Wszechświata jest On
obecny w całej Swojej pełni. W ten sposób przejawia się kosmos, a Bóg, Praprzyczyna
pozostaje zawsze Samym Sobą, niezmienny, stwarzając jednak Swoje Działanie i Swoje
Przejawienie. Nazwa sanskrycka nadana temu procesowi brzmi: Vivartha, oznacza
właściwie: ruch wirowy, jest ona w związku z łacińskim słowem vortex, wir.
Wasza współczesna zachodnia nauka powie wam również, że Wszechświat, który
dostrzegacie, wytwarza się z wirów ruchu, wirów przyciągających się lub odpychających
wzajemnie, co wyraża też sanskryt, w którym wszelka istniejąca rzecz jest Vivarthą (ruch).
Myśl hinduska i hipoteza współczesna zgadzają się więc z sobą w zupełności; a
dostatecznie wyćwiczony wzrok astralny (tak, jak zmysły ciała fizycznego, tak i zmysły
ponadfizyczne człowieka wymagają systematycznego kształcenia) pozwala nam rozłożyć
materię fizyczną na jej części składowe, za pomocą bezpośredniej obserwacji i sprawdzić
tym sposobem doświadczalnie, choć jeszcze w stopniu elementarnym, prawo wirowania
kosmicznego. Materia fizyczna, doprowadzona do stanu lotnego, rozkłada się,
przechodząc przez trzy stany eteryczne, coraz bardziej subtelne (eter 4.3.2) w końcu
rozpada się na mnóstwo jednakowych atomów (Eter atomowy, czyli eter).
Jest to właściwy atom fizyczny, substrat* całej sfery fizycznej. Łącząc się ze sobą w
rozmaitych ruchach, coraz to bardziej złożonych, atomy te wytwarzają siedem stanów (4
eteryczne, 3 materialne), czyli poddziałów sfery fizycznej, oraz wydają całą różnorodność
atomów ze sobą powiązanych na różne sposoby, czyli pierwiastków, które z kolei łączą się
ze sobą, tworząc ciała złożone. Otóż ostatni atom fizyczny jest według tego określenia,
tylko wirem substancji astralnej. Przeszedłszy- siedem stanów sfery astralnej, dochodzimy
do ostatniego atomu astralnego, odpowiadającego w swojej sferze atomowi fizycznemu w
fizycznej, a będącego substratem wszelkiej „materii" w „sferze" astralnej. Atom ten jest
tylko wirem substancji mentalnej.
• Substrat — tworzywo, podłoże wszelkich rzeczy i zjawisk, niezależne od celu, właściwości
(atrybutów), których jest nosicielem.
Atom mentalny jest tylko wirem substancji Buddhi; zaś atom Buddhi, tylko wirem
substancji
Atmy.
Nasze pojęcia na razie nie sięgają dalej.
Na tym polega drugie prawo, rządzące procesem ewolucji kosmicznej: Wszechświat to
Vivartha, ruch wirowy, gdzie przyczyna pozostaje Sobą Samą, niezmienna, wytwarzając
swój skutek.
3. Trzecie prawo przejawienia kosmicznego odnajdziemy, przyjmując zupełnie inny punkt
widzenia. Przekonamy się, że wszystkie owe ruchy kosmiczne, owe wiry nie są właściwie
niczym innym, jak tylko myślami, prądami mentalnymi. Chcąc to jaśniej zrozumieć,
wróćmy do naszej poprzedniej analizy Wszechrzeczy (przedmiotów).
Powiedziałem już, że we wszechświecie postrzegamy tylko ruch, i że W jednym jedynym
wypadku poznajemy rzeczywiście silę: mianowicie w sobie samych. Zaś poza nami
wszędzie możemy tylko stawiać hipotezy co do jej natury.
Jaką więc hipotezę możemy postawić co do Praprzyczyny, o której mówiliśmy przed
chwilą? Czy Siła owa jest Siłą świadomą i rozumną, czy też odwrotnie?
Jedyną logiczną odpowiedzią jest: jeśli siła w nas jest siłą rozumną, nie mamy prawa
twierdzić, że jest nierozumna gdziekolwiek poza nami.
I według świadectwa Tych, którzy wiedzą, Praprzyczyna jest istotnie Silą rozumną. Na tym
polega zasadnicza różnica między materializmem a idealizmem. Materializm (monizm)
twierdzi, że wszystko pochodzi z jednej przyczyny, i że przyczyna ta jest nieświadoma;
przeciwnie idealizm Wedanty utrzymuje, że Praprzyczyna jest rozumna, że jest Bogiem.
Pierwiastkiem Boskim. Hindus nie będzie się spierał z materialistą; przeciwnie, serdecznie
mu powie: „Tym lepiej dla ciebie, mój bracie, jeśli twoja hipoteza cię zadawala. Ale czy
masz dowody na poparcie twojego twierdzenia? Czyje sprawdziłeś? Jeśli nie, dlaczego
jedynie tę uważać za prawdziwą, dlaczego lekceważyć inne? Stworzyłeś tylko hipotezę
niemożliwą do sprawdzenia; my zaś wskazujemy ci metodę, za pomocą której zdołasz
sam sprawdzić nasze twierdzenia, bylebyś tylko zechciał podjąć się sam tego trudu.
Bądźże bardziej tolerancyjny względem nas".
My twierdzimy, opierając się na powadze Tych, którzy nie przypuszczają, lecz sami
sprawdzili i wiedzą, że Praprzyczyna jest rozumna.
Widzieliśmy już zresztą, że twierdzenie to jest logiczne i racjonalne, ponieważ znamy tę
Siłę tylko w sobie samych, a jeśli w nas jest ona rozumna, dlaczego nie miałaby być
rozumna poza nami? Jeśli więc hipoteza ta nie sprzeciwia się naszej logice, a prócz tego
jest poparta świadectwem Tych, którzy sprawdzili, możemy ją śmiało przyjąć.
Lecz jeśli Praprzyczyna jest rozumna, czymże są wszystkie stworzone przez nią ruchy,
jeśli nie wyrazem jej woli, jej myśli, jej idei? Oto dlaczego powiedziałem, że Wszechświat
jest wcieleniem Myśli Bożej.
Będzie to dla nas klucz do zrozumienia całej Ewolucji. Z tego punktu widzenia, możemy
uważać rozwój Wszechświata za proces psychologiczny, rozumny i świadomy, w którym
Bóg stwarza wszystko, pozostając Samym Sobą. Ten psychologiczny' punkt patrzenia
przyjmował Budda i inni Mistrzowie Indii. Z tego też stanowiska będziemy w następnych
rozdziałach rozważać Ewolucję Wszechświata.
Ale stworzenie można rozpatrywać z innego stanowiska, na przykład muzycznego. Ruchy,
zrodzone przez twórczą Istotę, są to rytmiczne wibracje — uchwytne dla tych, którzy
posiadają odpowiednią wrażliwość — pod postacią muzycznych dźwięków. Wszechświat
stanowi wówczas jedną olbrzymią i nieskończoną harmonię, dzieło Boskiego Twórcy,
Kompozytora, potężną orkiestrę, pod kierunkiem Samego Boga. Wszystko cokolwiek
istnieje wytwarzają rytmiczne wibracje, i jak wspomniałem już wyżej, doświadczenia
współczesne potwierdziły ten fakt nawet w sferze fizycznej. Stwierdzono istotnie, że
wibracje muzyczne wytwarzają różne harmonijne formy, które stają się widzialne, za
pomocą proszku, rozpylonego w powietrzu. Tym sposobem formy te zdołano
sfotografować.
A zatem Wszechświat jest potężną symfonią według starożytnej nauki; a ci, którzy zdołają
się wznieść ponad zasłonę zmysłów fizycznych, znają ową niewysłowioną „Harmonię
Sfer". Czyż ewangelia św. Jana nie mówi nam o Słowie Bożym, „przez które wszystko się
stało". Wielkie Słowo, Logos jest jednocześnie Wielką Myślą, Ideą; jest Dźwiękiem
pierwotnym bytu. Wiemy już bowiem, że Myśl i Dźwięk — to jedno. Wypowiedzenie „Słowa"
staje się dla nas faktem realnym, powiedziałbym nawet naukowym: jest to stworzenie
świata przez dźwięk. Możemy też spojrzeć na to z punktu widzenia barwnego i uważać
Wszechświat za przecudowną harmonię barw. Barwa jest tylko oddziaływaniem ruchu na
daną istotę, która go dostrzega za pomocą specjalnego narządu. Można widzieć kolory
tam. gdzie zazwyczaj człowiek ich nie dostrzega. Słuchając muzyki, zwykły człowiek nie
widzi nic, słyszy tylko dźwięki; ale człowiek jasnowidzący dostrzega także i barwy, tj. jego
oko, zarówno jak ucho jest wrażliwe na te wibracje. Dostrzega on także wibracje
podczerwone i ultrafioletowe.
A wiec Stworzenie, Twórcza Myśl Boża, czyli rytmiczna wibracja Iłowa, może być także
rozważana z punktu widzenia barwy lub światła. Rzecz pozostaje ta sama, zmienia się
tylko punkt widzenia. Niektórzy l filozofów hinduskich przyjmowali to ostatnie stanowisko.
Ze stanowiska światła wypływa naturalnie geometryczna postać świata i rozważanie
Ewolucji, jako procesu matematycznego. Barwy bowiem Układają się w kształty i figury.
Barwę możemy dostrzec tylko w postaci pewnych form w przestrzeni; we wszechświecie
formy te bywają regularne l geometryczne. Przykładem tego są kryształy, a płatek śniegu
w swoje zadziwiającej i cudownej prawidłowości jest szczegółem, odbijającym harmonię
Całości.
Następnie figury geometryczne dadzą się sprowadzić do liczb, skąd Wypływa
matematyczna postać Wszechświata.
Ten proces sprowadzania do liczb (redukcji) stosowany był przez filozofów greckich. Dla
nich wszakże geometryczne pojęcie Wszechświata było najważniejsze, stąd napis wyryty
na frontonie ich szkół: „Nie wejdzie tu nikt, kto nie zna geometrii". Dla zrozumienia ich
filozofii, konieczna była głęboka znajomość geometrii. Któż zresztą nie słyszał o pięciu
regularnych wielobokach, zwanych potocznie: „bryłami Platona" za pomocą których Szkoła
Platona wykładała Genezę kosmiczną.
Z takich to różnych punktów widzenia, można rozważać tworzenie się Wszechświata.
Starałem się wam wytłumaczyć, że rzecz sama w sobie pozostaje niezmienna; różnią się
tylko punkty jej widzenia.

Wykład czwarty

O procesie przejawienia Wszechświata


W ostatnim wykładzie wskazałem wam zasadnicze prawa, rządzące wszelkim
przejawieniem. Praprzyczyna, stwierdziliśmy, pozostaje zawsze niezmienna. pomimo że
wywołuje działania i skutki.
Obecnie postaramy się dociec, w jaki sposób jedyny i niezmienny Pierwiastek rodzi całą
mnogość form przejawionego świata; innymi słowy, postaramy się zrozumieć proces
ewolucji kosmicznej.
Widzieliśmy, że Praprzyczyna jest jedyną bezwzględną Rzeczywistością; zaś wszystkie
zjawiska postrzegalne, są tylko Jej przejawem, przelotnym i znikomym cieniem Jedynego
Światła.
Celem niniejszego wykładu będzie zbadanie, w jaki sposób to „Jedno" przejawia się w
czasie i przestrzeni; ewolucja bowiem nie jest niczym innym, jak przejawem Jedynego
Pierwiastka w czasie i przestrzeni. Zanim więc pójdziemy dalej, musimy poznać, co
oznaczają te dwa określenia: „czas" i „przestrzeń", gdyż są to pojęcia, mogące wywołać
szereg nieporozumień.
Dlatego od samego początku zgódźmy się, że czas i przestrzeń są to tylko kategorie
naszego poznania. Określenie ich w sanskrycie daje nam najlepsze tłumaczenie ich
znaczenia.
Czas — Kalaha — oznacza działanie rachunku (czynność liczenia).
Przestrzeń — Deshaha — oznacza działanie kierunku (czynność wskazywania).
Wynika stąd, że czas po sanskrycku oznacza kolejność, w której poznajemy przedmioty,
przestrzeń zaś oznacza kierunek, w którym je dostrzegamy.
Czas i przestrzeń, jako rzeczywistość bezwzględna nie istnieją; są one tylko naszym
sposobem postrzegania zjawisk. Przez czas rozumiem przeszłość, teraźniejszość,
przyszłość tj. trzy postacie naszego poznawania zjawisk. Przez przestrzeń rozumiem
zawsze pojęcie: „tu, tam, w tym kierunku, w tamtym kierunku". Przekonamy się zaraz, że
wyobrażenia te zmieniają się zależnie od istoty, która spostrzega; co dla jednego jest
przeszłością, może być teraźniejszością dla innego; to co dla mnie jest „tutaj", może być
dla was „tam".
Weźmy na przykład słońce. Wiodąc wzrokiem za jego pozornym ruchem, oznaczamy
różne jego położenia w różnych porach dnia i określamy słowem „tam" kolejne położenia,
w których je dostrzegamy. Lecz, gdybyśmy byli na słońcu, czy nie byłoby ono dla nas
zawsze „tutaj"?
Dla nas, mieszkańców Ziemi, Ziemia jest zawsze „tutaj"; czyż nie byłaby ona „tam" dla
mieszkańców innej planety, w swoich kolejnych względem niej położeniach? A więc to, co
jest „tutaj" dla jednego, dla drugiego stanowi „tam".
Tak samo jest z czasem. Gdy zapada noc, mówimy, że nie ma już słońca, że zaszło.
Widzieliśmy je przez cały dzień, potem przestaliśmy je oglądać. Ale mieszkańcy słońca
będą je uważali za świecące zawsze „teraz", dla nich słońce nie będzie nigdy zjawiskiem
minionym. Tak więc teraźniejszość, przeszłość, przyszłość, zarówno jak położenie lub
kierunek przedmiotu nie są „rzeczami samymi w sobie"; są to tylko kategorie naszego
poznania.
Istotnie widzieliśmy już, że we Wszechświecie istnieje tylko Jeden, Jedyny Pierwiastek,
który ukazuje się nam pod różnymi postaciami w czasie i przestrzeni.
Bardzo prosta figura przedstawi wam tę rzecz jaśniej. Nakreślimy kilka koncentrycznych
kół. Punkt środkowy oznaczać będzie Pierwiastek, czyli Myśl Bożą.
Jeśli jakaś istota znajduje się w punkcie „o", w centrum, tj. jeśli świadomość jej utożsamia
się ze świadomością Bożą, wówczas ogarnie ona jednocześnie obraz całego świata; nie
ma dla niej ani kierunku, ani następstwa, ani przestrzeni, ani czasu, wszystko jest dla niej
„tu" i „teraz". Przypuśćmy-następnie, że jakaś istota przejawiona staje w punkcie (a)
pierwszego koła. Stamtąd będzie ona widziała, w pewnym określonym kierunku, część
panoramy Bożej twórczości. Jeśli zmieni pozycję i będzie obserwować z innego punktu
koła (b), będzie widziała pod innym kątem, inną część Bożego Dzieła. Zmiana kierunku da
jej nie tylko pojęcie przestrzeni, ale równocześnie zrodzi w niej pojęcie czasu; zda sobie
ona sprawę z faktu, że przedtem widziała pewne przedmioty, teraz dostrzega inne. W ten
sposób istota owa zapoznaje się z Dziełem Bożej Myśli nie od razu, lecz kolejno. W
trzecim położeniu (c) dostrzeże nową część Wszechświata W nowym kierunku, i tak dalej.
Przypuśćmy, że z czasem przejdzie cały obwód koła; i co widziała? Tylko koło-kulę
środkową, czyli panoramę Boskiej Twórczości, to wszystko, co mogła poznać po
dokonaniu całego obiegu.
Istota Boża, znajdująca się w centrum, widzi to samo, lecz widzi wszystko naraz, bez
kolejności i kierunku. Dlatego to samo pojęcie, które jednostka w biegu rozwoju swojej
ewolucji uważa za koło, znane jest Istnieniu centralnemu, jako punkt. Koło i punkt są
identyczne: są tym samym pojęciem, dostrzeganym w odmiennych warunkach.
Przypuśćmy teraz, że inna istota przebiega drugie koło, bardziej oddalone od Centrum.
Ona także widzi punkt centralny po kolei i w odmiennych kierunkach.
Ukończywszy obieg swojej ewolucji, uświadomiła sobie również to wszystko, co się
zawiera w kole centralnym.
Przypuśćmy jednak, że ta druga istota porusza się z tą samą szybkością, co pierwsza.
Ponieważ jej koło jest większe, zużytkuje ona więcej czasu na swój obieg, czyli, że dla niej
percepcja całkowita Idei centralnej będzie wymagała dłuższego czasu. Wszakże w
ostatecznym wyniku, obszar poznania tych dwóch istot jest taki sam, gdyż obydwie ujrzały
to samo. Że zaś ta sama kolejność przedmiotów miała miejsce tak dla jednej, juk dla
drugiej, obie będą miały jedno pojęcie minionego czasu, chociaż nam, obserwującym je, te
dwa okresy czasu mogą się przedstawić jako zupełnie różne. Tak samo trzeci patrzącyA,
znajdujący się na obwodzie koła najbardziej Zewnętrznego, dokona swojego obiegu w
niezmiernie długim okresie czasu W porównaniu do istoty, znajdującej się blisko centrum;
pomimo to, przebiegłszy swój krąg, ujrzy zupełnie to samo, Ideę Centralną, ale już w
postaci olbrzymiego koła. To koło jest więc, jak i tamte koła, ścisłym odpowiednikiem
punktu środkowego.
I tak dalej, bez końca; nieskończona orbita, wieczność dla jej obiegu — wszystko to
sprowadza się do jednego: Wieczność i Nieskończoność są równoznaczne z punktem w
czasie i przestrzeni. I tu psycholog i matematyk dochodzą do tego samego wniosku.
Oto zasadnicze pojęcie, jakie możemy sobie wytworzyć o przejawionym wszechświecie i
jedynym punkcie centralnym, z którego wszystko wypływa, a który my dostrzegamy tylko w
następstwie kolejności. Analogie fizyczne potwierdzają ten pogląd, gdyż wszystkie prawa
przyrody ciągle się powtarzają, to. co jest prawdziwe dla atomu, jest nim także dla
Wszechświata, różnicę stanowią tylko warunki.
I tak, w naszym systemie słonecznym widzimy słońce w centrum, dokoła którego obracają
się planety. Rok ich jest tylko czasem, który zużywają na dokonanie całkowitego obrotu
dokoła słońca. Ten czas jest w gruncie rzeczy tym samym dla wszystkich planet, ponieważ
składa się z kolejnych następstw tych samych faz; Lecz jeśli weźmiemy jakąś miarę
porównawczą, na przykład rok ziemski, widzimy, jak ten czas się zmienia zależnie od
warunków (odległości) przebiegania orbity. W ten sposób zdarza się nam przebiegać we
śnie, w przeciągu kilku chwil, cały szereg zdarzeń, których urzeczywistnienie w sferze
fizycznej wymagałoby całych lat. Ponieważ wytwarzamy sobie pojęcie o czasie na mocy
kolejności zjawisk, budzimy się więc z dokładnym poczuciem przeżytych długich lat.
Nie zapominajmy o pewnym, lecz zasadniczym szczególe, a mianowicie, że im bardziej
jakaś istota oddalona jest od Pierwiastka centralnego, tym bardziej jej pojecie o nim jest
niejasne i niewyraźne. Planety, bardzo oddalone od słońca, dostrzegają tylko niepewny
jego odblask; tak samo i my w naszej sferze fizycznej, widzimy tylko cienie i niewyraźne
obrazy Rzeczywistego, tak bardzo jesteśmy oddaleni od centralnego Słońca Prawdy
Duchowej.
Jeśli zrozumieliście już ogólne pojęcie czasu i przestrzeni, łatwiej wam będzie zrozumieć
proces ewolucji, proces, który wam przedstawimy najpierw z psychologicznego punktu
widzenia.
Ten punkt widzenia jest najłatwiejszy i najlepszy zarazem, gdyż chodzi tu o jedną
świadomą Rzeczywistość, przejawiającą siebie.
Ale przede wszystkim należy przejąć się myślą, że tworzenie nie ma właściwie początku
ani końca. Wszystkie światy rodzą się i umierają kolejno; nasz nie stanowi wyjątku w tym
prawie. Poprzedzał go inny świat, którego owocem jest nasz, a rozpraszając się,
pozostawi on zarodek przyszłego świata. Ten stanie się z kolei przyczyną nowego i tak
dalej bez końca, poprzez podwójną wieczność przeszłości i przyszłości. Rzeczy te dla nas
są niesprawdzalne; lecz Ci, którzy w swojej ewolucji osiągnęli wyżyny dla nas niepojęte,
mogą mówić o nich, jako znanych im i sprawdzalnych.
Świadectwa ich są poparte przez prawo powszechnej kolejności przemian, które już
rozpatrywaliśmy powyżej. Wszystko, cokolwiek znamy, podlega temu prawu kolejnych
okresów działalności (pracy) i spoczynku; dlaczego Wszechświat stanowiłby wyjątek?
Ten proces cykli Wszechświata nazywa się po sanskrycku Kalpa, oznacza: Wyobrażenie.
Określenie to jest bardzo odpowiednie, gdyż Wszechświat jest rzeczywiście
wyobrażeniem Boga-Twórcy; czyż zresztą nie widzieliśmy przy analizie Wszechrzeczy
(przedmiotów), że wszystko jest tylko obrazem, tworem myśli, ideą. Kalpa obejmuje
całkowity cykl, czyli okres działalności i okres spoczynku, po nim następujący lub
Manvantara i Pralaja.
Przejdźmy teraz do przedstawienia procesu twórczego. Wyobraźmy sobie Wszechświat
przejawiony. Kiedy nadchodzi okres spoczynku, Pierwiastek boski przestaje wyobrażać,
myśleć, tworzyć idee, siły tętniące \v kosmosie neutralizują się stopniowo i ostatecznie
Wszechświat się roz-przęga. W symbolicznym języku sanskryckim: „Brahma zasypia".
Podczas jego snu wszystko jest spokojne, nieruchome, bierne; nic nie istnieje.
Powszechna noc panuje wszechwładnie, aż do zbudzenia się Brahmy. Musze tu zwrócić
uwagę, że Najwyższy Pierwiastek ma dwie postacie:
1. Brahman (nijakie, neutralne) jest to Absolut, bez właściwości, bez ustosunkowań, bez
żadnego dającego się pojąć związku ze światem przejawionym
2. Brahma (męski) jest to prapierwiastek, tworzący Wszechświat, a zatem będący z nim w
związku.
Brahman jest istotnie Niewysłowiony, jest to Ten. o którym nic nie można powiedzieć;
Brahma, to Bóg, Jedyny i Pierwszy Pierwiastek Wszechświata. Brahma przez sam fakt. że
jest pierwszym, nie może być Absolutem, gdyż „Pierwszy" jest to atrybut, oznaczający
pierwsze miejsce w szeregu innych i każe przypuszczać związek z następnymi.
O Absolucie więc nigdy się nie wspomina. Jeśli poprosimy, któregoś filozofa hinduskiego,
by o Nim coś powiedział, odpowiada po prostu: „Nie to! Nie to!", zaprzeczając wszelkiej
właściwości, odmawiając jakiejkolwiek odpowiedzi. Absolut jest niewysłowiony, leży On
ponad wszelką przejawioną myślą. (Kabała hebrajska usiłuje wyrazić tę samą myśl,
nazywając Absolut: „Ain Soph"— to, co istnieje negatywnie).
To określenie — albo raczej ten brak określenia — Brahmana doprowadza niekiedy umysł
zachodni do zarzutu, iż ponieważ nie przypisuje Mu się żadnych właściwości, Brahman w
ogóle nie istnieje. Ale hinduski filozof odmawia Mu nawet właściwości niebytu. Jedynie
milczenie może wyrazić Absolut.
Nie dotykając więc Absolutu rozpoczynamy nasz opis od Praprzyczyny— Brahma, za
zbudzeniem się którego Wszechświat wchodzi w przejawienie.
Umieszczamy Brahman ponad linią, nie można bowiem nic o nim powiedzieć. Potem
Brahma, Rzeczywiste, czyli Sat — Praprzyczyna, od której wszystko pochodzi. Oto
porządek boskiego Przejawienia:
Brahman
1. Brahma. Pan, Prawo, czyli Byt Sat, Rzeczywiste.
2. Avidya: Nie-Byt, Nierzeczywiste.
3. Mahat: Słowo, Myśl Boża, Wyobrażenie (trzeci Logos).
Należy- pamiętać, że Brahman i Brahma są dwiema postaciami tego samego, nie ma
między nimi żadnej różnicy, co do istoty, podobnie jak nie ma między kołem, utworzonym
przez żarzący się węgiel, a samym węglem. Pamiętajcie o tym prawie: Przyczyna
pozostaje niezmienna, chociaż wytwarza skutek. Brahma budzi się więc o brzasku Kalpy,
a gdy się budzi, pierwszą Jego myślą jest: „Nic nie istnieje". Nie myśląc jeszcze o Sobie
Samym, rzuca niejako pierwsze spojrzenie dokoła Siebie i myśli: „Nic!...". Jest to prawo
psychologiczne. Gdybyście się zbudzili nagle na pustyni, wasza uwaga zwróciłaby się
przede wszystkim na otaczającą was pustkę. Faza ta mogłaby trwać ułamek sekundy,
jednak byłaby- nieunikniona, realna. Prawie to samo, tylko w odmiennej formie, niepojętej
dla nas, kieruje Myślą Bożą w chwili jej zbudzenia się, bowiem: „Jak na górze, tak na
dole".
Pierwsza Przyczyna nawiązuje więc stosunek z pojęciem: „Nic nie istnieje", pojęciem
równoznacznym z Nie-Bytem. On Sam jest Bytem — Sat.
A w drugim stadium ewolucji wytwarza się przeciwstawienie, kontrast pomiędzy Bytem a
Nie-Bytem. A więc mamy tu pierwszą dwójnię (le binaire) + i - (plus i minus), element
męski i żeński. Mniejsza o określenia, dość, że ta dwoistość istnieje. Ten stosunek Bytu do
Nie-Bytu jest nie-odzowny dla wszelkiego. We wszystkim, nawet w sferze fizycznej,
znajdziecie ten stosunek; wszędzie istnieją dwa elementy, dwa bieguny, + i - , pierwiastek
pozytywny i negatywny. Początek tego dualizmu, przejawiającego się wszędzie, rodzi się
tutaj na drugim stopniu boskiego przejawienia.
A więc dualizm, czyli dwoistość, Sat-Avidya stanowi drugą fazę bytu. Avidya jest formą
rzeczownika od czasownika, oznaczającego: „nie istnieje", a jednocześnie „nie jest
znane", Vidyate oznacza zarazem: Istnieje i jest znane.
Ta wycieczka filozoficzna dopomoże wam w zrozumieniu, że tnąc i być są to wyrażenia,
dające się nawzajem zastąpić. Wibracje istnieją poza nami, ale tylko ich poznanie stanowi
dla was Byt dostrzeganego przedmiotu.
Przejdźmy do fazy trzeciej. Na czym ona polega? Zastosowanie ogólnego prawa
psychologicznego ułatwi nam zrozumienie. Powołuję się tu na prawo, by wykazać wam, że
Hindus nie wierzy w nic nadprzyrodzonego, to znaczy w nic, co by było ponad wszelkim
prawem. Wyrazy „cudowny" i „nadprzyrodzony" nie istnieją w języku filozofa.
A więc prawo psychologiczne nam pomoże, jeśli wyobrazimy sobie, że Najwyższa Istność,
która żyła, wydała i znała Wszechświat w przeszłości wieków, teraz rozmyśla nad ideą:
„Nic nie istnieje" — to oczywiście następnym ruchem Jej myśli będzie powrót do
wspomnienia rzeczy minionych, zmartwychwstanie w Jej Boskiej wyobraźni zanikłego
Wszechświata. Przypuśćmy, że usnęliście w środku wielkiego, bogatego i wspaniałego
miasta, pełnego życia i ruchu, że potem, podczas waszego snu, obróciło się ono w niwecz,
ustępując miejsca posępnej pustyni. Pierwszą waszą myślą po przebudzeniu będzie
nicość, która was otacza: „Nic nie istnieje", i naturalnie wasza następna myśl uniesie się
ku temu, co ongiś wokoło was istniało.
Podobnie Bóg rozmyśla o Nie-Bycie świata. Myśl ta budzi wspomnienie przeszłości. Owa
Boska pamięć przeszłości nazywa się: Mahat, „wielkie, które nie ma końca". Każdy
badacz filozofii hinduskiej wie, że poza tym Mahat, oznacza: „Wyobrażenie" (tworzenie
myślą) Mahat, pierwowzór obecnego świata jest więc tylko wspomnieniem światów
minionych. W Puranach nosi on nazwę: Sesha — szczątki przeszłości. Na tym polega
przyczyna różnorodności, przejawiającej się we wszechświecie. Zagadnienie, w jaki
sposób Jedność wytwarza wielkość, dlaczego Jedyny rodzi całą mnogość kształtów,
wynika z przypuszczenia, że Wszechświat teraźniejszy jest pierwszym tworem, i że był
czas, gdy w ogóle żaden twór nie istniał. I powiadamy sobie, że jeśli ów świat powstał z
Jedynego, musi być jakaś przyczyna tej wszechobecnej różnorodności. Lecz jeśli
zrozumiemy, że szereg światów nie ma ani początku, ani końca, zrozumiemy, że
rozmaitość świata teraźniejszego wynika z różnorodności światów minionych, i że zarodek
różnorodności przenosi się z jednej Kalpy do drugiej, przez wspomnienia przeszłości,
zwane Mahat.
Te trzy pierwiastki: Brahma, Sat-Avidya i Mahat, stanowią potrójne przejawienie się
Jedynego. W literaturze teozoficznej nadano im nazwę: Pierwszego, Drugiego i Trzeciego
Logosu. Wyraz Logos, czyli Słowo, zapożyczony został z literatury greckiej. Spotykamy je
również w czwartej Ewangelii: „Na początku było Słowo...". Te trzy Logosy, czyli trzy
Osoby Trójcy, według teologii chrześcijańskiej, występują w filozofii hinduskiej pod
postacią, którą tylko co przedstawiłem. Pominąwszy nazwy i formę, nie ma żadnej różnicy
między tymi dwoma pojęciami. Trójca jest więc pojęciem wysoce filozoficznym, oczywiście
nie w formie zmaterializowanej, jaką Jej nieraz nadają Kościoły, lecz pod postacią
metafizyczną i racjonalną.
W Starym Testamencie znajdujemy prawie to sarno: „I oddech Boży unosił się nad
wodami". Zrozumiemy z łatwością, że „otchłanie" odpowiadają Avidya, czyli Nie-Bytowi. W
symbolizmie wielu innych systemów filozoficznych ten drugi pierwiastek otrzymywał
również nazwę: Wód. W Puranach odnajdujemy go pod nazwą: Karanawa — woda
wszech-przyczyn.
Nie mogę wchodzić tu w porównanie różnych systemów; przekonacie się jednak, że sama
idea da się odnaleźć w nich wszystkich pod rozmaitymi postaciami. Cała trudność polega
na odkryciu, jaki punkt widzenia obrały sobie różne religie (punkt widzenia psychologiczny,
matematyczny, itp.). Jeśli raz ustalimy ten punkt widzenia, reszta okaże się nam jasno i
ściśle powiązana. Trójca egipska składa się, jak wiecie, z Ozyrysa, Izydy i Horusa.
Pierwotna Trójca chrześcijańska obejmowała: Ojca, Matkę i Syna. W filozofii hinduskiej
Brahma jest Ojcem, Ayidya (pierwiastek żeński) Matką, a Mahat — Synem. Pierwiastek
żeński jest życiodajną podstawą wszelkiego przejawienia. Pierwiastek żeński rodzi
Wszechświat. On to zachowuje i łączy wszystkie rzeczy. Społeczność nie istniałaby bez
kobiety, która jest jej spójnią. Wszędzie dostrzeżecie, że pierwiastek żeński jest zarazem
najmocniejszy l najdelikatniejszy. Działa cicho, ale bezustannie. Umie cierpieć i milczeć.
Zauważmy choćby w sferze fizycznej: mężczyzna, który cierpi, głosi swój ból wszędzie;
lecz dotrzyjcie do domowego ogniska, a ujrzycie, że kobieta cierpi więcej, bez słowa. Lecz
biada tym, którzy są przyczyną jej cierpień. Bogowie nie przyjmują ofiary ogniska, przy
którym nie oddają „czci kobiecie" — mówi Manu.
Te trzy pierwiastki znajdziecie we wszystkim. Natura trzeciego z nich jest przede
wszystkim przejawiona i widzialna, bowiem każda rzecz zawdzięcza swoje istnienie
owemu trzeciemu pierwiastkowi. Gdyż to on daje Ideę, a tylko Idea (Myśl) umożliwia byt
każdej rzeczy.
Uwaga: dwa pierwiastki człowieka, wyższe od Atmy, pierwiastki, od których wymienienia
wstrzymaliśmy się w pierwszym wykładzie, odpowiadają Brahmie i Avidyi. Można je
również nazwać Purusza i Avyakta (czyli Prakriti). Atma odpowiada pierwiastkowi Mahat.
Lecz w obecnym stadium rozwoju ludzkości niepodobna odgraniczyć W człowieku
pierwiastków: Purusza, Ayyakta i Atma. Są one tą „trójcą w jedności i jednością w trójcy", o
której mówi symbol. Dla nas Atma jest trój-jednością i da się wyrazić znakiem: A.

Wykład piąty
O procesie przejawienia Wszechświata
(ciąg dalszy) O REINKARNACJI
Powróćmy do naszego badania ewolucji kosmicznej. Badania te są bardzo trudne i zawiłe,
mogą być zrozumiane tylko przez niewielu. Toteż omówimy je szybko, wskazując główne
stadia procesu twórczego. Widzieliśmy już, że pomijając Absolut, Bóg przejawia się pod
trzema postaciami: Sat — Byt; Avidya — Nie-Byt (a raczej dwójnia Bytu i Nie-Bytu) i Mahat —
Myśl Boża, odrodzenie pamięci przeszłości. Ten trzeci pierwiastek przejawia Trójcę i
można go uważać za syntezę Bytu, Nie-Bytu i tego, co wypływa z ich wzajemnego na
siebie oddziaływania.
Zważmy, że Byt nie zwrócił jeszcze myśli ku sobie. Jego świadomość zwrócona była,
niejako całkowicie na zewnątrz. Pierwsza myśl: „Nic nie ma" pociąga za sobą drugą:
„Tamto było". Jeśli nić skojarzenia raz została nawiązana przez wspomnienie przeszłości,
uwaga Bytu zwraca się ku Samemu Sobie, wywołując trzecią: „To Ja byłem wówczas i
jestem teraz". Myśl: „Ja jestem" wywołana więc została przez przypomnienie zeszłych
bytów; owo: „Ja jestem" zwie się Ahankara, świadomość Istności kosmicznej, czyli
dosłownie „pierwiastek budujący- Ja".
Dziecko dostrzega przede wszystkim przedmioty zewnętrzne, wskutek Ich oddziaływania
na zmysły; dopiero gdy przenosi na siebie to oddziaływanie przedmiotów — objawia się
samowiedza. Podobny proces zachodzi i u Najwyższej Istoty Wszechświata. Prawo
powszechnej analogii, znajduje tu raz jeszcze zastosowanie.
Jeśli więc to wielkie „Ego" się zbudzi — odróżnia Siebie od Swoich Wspomnień.
Wyobrażenia, które wywołały tę samowiedzę, czyli Ahankara, przedstawiają się jej teraz,
jako jej zawartość, jako jej obiekty. Tak wytwarza się piąty pierwiastek, czyli piąta sfera
Wszechświata. Nosi ona nazwę Tanmatra albo Manas (Ahankara zwie się też Buddhi).
Oto w jaki sposób, pięć pierwszych sfer Ewolucji kosmicznej, wypływa kolejno jedna z
drugiej.
Zauważmy, że Manas jest niejako odwrotnością Mahat w stosunku do Ahankara.
Mamy więc:
1. Sat —Byt.
2. Sat-Avidya — Byt-Niebyt.
3. Mahat — Myśl Boża (Wyobraźnia).
4. Ahankara — Samowiedza (Samoświadomość).
5. Manas — Przedmiotowość.
Wytworzywszy samowiedzę, Mahat staje się jej obiektem i przybiera nazwę Manas.
To zobiektyzowanie może, jak sądzę, być uważane w pewnym znaczeniu za
odpowiadające Dziewicy Matce w symbolizmie chrześcijańskim. Pojęcie Dziewicy i
Niepokalanego Poczęcia jest w gruncie rzeczy głęboko filozoficzne; ale tutaj, jak i
wszędzie, jeśli klucz symboli religijnych zaginął, ich interpretacja, spaczona stopniowo
przez nieoświecony dogmatyzm, zmaterializowała się wreszcie ostatecznie.
Pojęcie Dziewicy Niepokalanej znane było od wieków przed Chrystusem. W Upaniszadach
pojawienie się tego macierzystego pierwiastka tłumaczy się rozdwojeniem Świadomości
Boskiej (Ahankara) na podmiot i przedmiot; potem część przedmiotowa jest nazwana
„Wielką Małżonką, wypełniającą całą przestrzeń", oznaczając w ten sposób substancję
kosmiczną, dziewiczą Pramaterię. Na tę obiektywną materię oddziałuje później element
subiektywny, właściwie Ahankara, pierwiastek aktywny w przyrodzie, a wynikający stąd
ruch wirowy daje początek wszystkim wirom Wszechświata. Takie jest. jeśli się nie mylę,
pierwotne pojęcie, Niepokalanego Poczęcia; Duch święty, to wielkie Tchnienie,
wywołujące ruch w materii kosmicznej.
Wraz z tymi pięcioma pierwiastkami przejawiło się pięć odpowiednich sfer Wszechświata.
Dwie wyższe sfery, z początku tylko zaznaczone, dadzą się nazwać w stosunku do
naszego systemu słonecznego, jako sfery Ojca i Matki (czy też według innego punktu
widzenia. Ojca i Syna). Trzecia, Mahat, może być nazwana sferą Chrystusa Doskonałego.
Czwarta, Buddhi — odpowiada Chrystusowi Dziecięciu, rodzącemu się w sercu człowieka,
Manas. Całkowite znaczenie tego wszystkiego może być pojęte tylko przez tych, którzy do
dna zgłębili to zagadnienie. „Narodziny Chrystusa" w sercu ludzkim, oznaczają właściwie
narodziny pierwiastka duchowego (Buddhi) w człowieku, który staje się odtąd
Wtajemniczony, różny od zwykłego człowieka.
Mamy więc już w zestawieniu: podmiot i przedmiot. Następny krok jest oczywisty,
następuje pościg za obiektem, wywołujący w przyrodzie ewolucję pierwiastka żądzy —
Karna. Jest to pierwiastek wzruszenia, wrażenia, czucia, odpowiadający sferze Astralnej,
szóstej sferze przejawionego Świata.
W końcu po żądzy następuje posiadanie. Kiedy podmiot uchwyci przedmiot i zleje się z
nim w jedno, powstaje określony twór, rodzi się gatunek (pojawia się siódma sfera
Wszechświata: obiektywny świat fizyczny). Podążając dalej drogą ewolucji, różnicuje się
coraz bardziej, dzięki prawu Wielokrotności powtórnych przejawień.
To właśnie prawo postaram się tu obecnie uczynić zrozumiałym.
W najogólniejszym znaczeniu, nazwiemy je prawem ponownych przejawień; w
zastosowaniu specjalnym do człowieka staje się ono prawem wielokrotnych wcieleń, czyli
Reinkarnacji. Prawo to powinien zrozumieć dobrze każdy, kto pragnie zgłębiać filozofię
Wszechświata.
Z jakiegokolwiek punktu widzenia będziemy obserwować, przekonamy ile, że w całej
przyrodzie istnieje nieustanna dążność do różnicowania się, podzielenia. Po wyłonieniu się
z pierwotnej Jedności, wszystko dzieli się coraz bardziej, aż do ostatecznego kresu
zróżnicowania, osiągniętego w indywidualnym człowieku.
Proces ten widzimy nawet w sferze fizycznej. Zwolennicy teorii mgławic mówią nam, że
wszystko, co znamy w tej sferze, istniało najpierw pod postacią mgławicy, wielkiej
jednolitej masy pyłu, unoszącego się w kosmicznej przestrzeni. Owa mgławica, w miarę
zagęszczania się, zróżnicowała się, aby utworzyć niemal nieskończoną różnorodność
naszego widzialnego świata; wszystko, co nasze zmysły dostrzegają na Ziemi, pochodzi
od jednej substancji pierwotnej mgławicy, której zagęszczenie utworzyło system
słoneczny.
Lecz z naszego filozoficznego punktu widzenia, różnicuje się w ten sposób nie forma, lecz
Myśl, która formę tworzy i ożywia. Jest to pojęcie niełatwe do uchwycenia, zwłaszcza dla
zachodnich umysłów; przypomnijcie sobie, że Schopenhauer uważa gatunki i wszelkie
przejawy życia we Wszechświecie za wyraz ożywiającej je idei. Nawet siła fizyczna, jak:
ciążenie, będzie dla niego wyrazem idei. Jego teoria „stopniowania woli" jest pod tym
względem dość uderzająca.
Sprowadza on wszystkie rzeczy do tak zwanej przez siebie „Woli Pierwotnej", potem wola
ta dzieli się stopniowo, a każdy z tych stopni jest w rzeczywistości ideą. Jeśli się nie mylę,
powiada on także, że każda z tych idei jest substratem poszczególnego rodzaju zjawisk.
Idea ta właśnie dzieli się i różnicuje. Jest ona, można by powiedzieć, substratem wspólnej
duszy gatunku (używam tu słowa „dusza", z braku czegoś ściślejszego, by oznaczyć po
prostu zbiorowy pierwiastek ożywiający, nie zaś istność rozumną, jak dusza ludzka),
duszy, której przejawem mniej lub więcej całkowitym jest każdy przedstawiciel gatunku.
Weźmy pierwszy lepszy przykład: dajmy na to — stado owiec. To stado jest rzeczywiście
ożywione wspólną duszą. Każda owca, należąca do stada, nie majak człowiek duszy
indywidualnej, lecz całokształt stada ożywiony jest wspólną substancją. Ta substancja, ta
dusza, czy też pierwiastek przejawia się w tym wypadku całkowicie, a nie cząstkowo w
każdym z pojedynczych zwierząt.
Powtarzam raz jeszcze, proces ten nie jest łatwy do zrozumienia; można jednak
wytworzyć sobie o nim pojęcie, zrozumiawszy prawa ogólne, rządzące przejawieniem
Wszechświata. Chodzi tu rzeczywiście o dwie różne sfery, o dwie przestrzenie, w których
ilość wymiarów się różni. Możliwe jest, iż jedna rzecz (pojedyncza) w przestrzeni
czterowymiarowej przejawi się w wielu formach, a całkowicie w każdej — w przestrzeni
trójwymiarowej. Ci, którzy dobrze znaj ą matematykę, zrozumieją to może, wątpię jednak,
by zdołali jasno wyrazić to w słowach.
Z psychologicznego punktu widzenia, spróbuję wykazać wam na kilku przykładach, że ta
sama idea (myśl) może przejawiać się w różnych formach, a w każdej z nich całkowicie.
Ale przedtem proszę przypuścić, przynajmniej na chwilę, że każda idea jest dotykalną
rzeczywistością, że każda z naszych myśli posiada formę odrębną i istnieje w sferze sobie
właściwej, podległa prawom czasu i przestrzeni, odmiennym od tych, do których jesteśmy
przyzwyczajeni. Gdybyście zdołali dostrzec obiekt tej sfery przy pomocy jasnowidzenia,
przekonalibyście się. że każda myśl posiada formę widzialną i dotykalną. Oczywiście
możecie znaleźć potwierdzenie tego jedynie w sobie samych. Na razie przyjmiemy tę
rzecz za stwierdzoną.
Przyjąwszy to, weźmy na przykład artystę malarza; to, co wyraża na płótnie nie jest niczym
innym, jak jego myślą, w jej całości. Przypuśćmy, te odtworzy on ten sam obraz pewną
ilość razy: przejawienie tej myśli będzie wówczas wielokrotne, lecz sama myśl wyrazi się
całkowicie w każdym poszczególnym obrazie.
Innym przykładem będzie matka, o sercu iście macierzyńskim. Ma ona dziecko i kocha je z
całej duszy. Przypuśćmy, że daje życie drugiemu dziecku, i że kocha je również, jak to
matka kochać potrafi. Czy myślicie, że jej miłość do pierwszego dziecka zmniejszy się
przez to?
Przeciwnie. Jej miłość przejawia się teraz w dwóch obiektach, zamiast Jednego, a w
każdym, jako skończona całość. Jeśli jest to matka o prawdziwie macierzyńskim sercu,
dawać będzie zawsze swą całkowitą miłość każdemu z dzieci, a tkliwość jej dla
pierworodnego nie zmniejszy się przez to wcale. Oto pierwiastek psychologiczny
przejawiający się w wielości, a zarazem wyrażający się całkowicie w każdym przejawie.
Tę samą myśl wyrażają filozofowie hinduscy w następującej analogii: postawmy obok
siebie szereg naczyń napełnionych czystą wodą, słońce odbije się całkowicie w zawartości
każdego z tych naczyń. Tak samo jedyna dusza wspólna, może się odbijać, jako całość w
każdym przedstawicielu gatunku.
Tak samo jest z tym stadem owiec, o którym mówiliśmy wcześniej. Może dlatego Chrystus
użył tego porównania: „Jam jest dobry pasterz, a wy baranki moje". Chciał On, jak sądzę,
wyrazić przez to, że i uczniowie Jego mają wspólną Duszę w Nim, że w Nim powinni być
Jednym, jak owce w jednej wspólnej duszy.
Rozumiemy teraz, że to właśnie ta wspólna dusza Wszechrzeczy, różnicuje się stopniowo
w ewolucji Wszechświata. Na początku jest tylko jedyna Całość i ta Jedność różnicuje się
stopniowo coraz bardziej; każda wspólna dusza dzieli się i rozszczepia coraz bardziej na
poszczególne dusze, odrębne, indywidualne.
To różnicowanie odbywa się pod \\plywem działania czynników zewnętrznych na formy.
Przekonamy się, iż każda istota jest życiem i formą garażem. Różnicując się, życie się
rozwija, forma jest tylko chwilowym narzędziem tego różnicowania się, narzędziem
niezbędnym, bez którego tycie nie mogłoby wejść w styczność z czynnikami
zewnętrznymi. Jeśli tylko jakaś forma spełniła swoje zadanie, zostaje zniszczona, umiera;
a życie, w celu dalszej ewolucji, musi przejawiać się w nowej formie. Tak więc Czynniki
zewnętrzne — oddziaływując na formy przejściowe — wywołują zróżnicowanie i umożliwiają
ewolucję nieprzerwanego w ciągłości życia, ożywiającego wszystkie formy. Weźmy na
przykład jakiś gatunek roślin: jest on ożywiony życiem wspólnym, które można by nazwać
duszą roślinną. Wybierzmy kilka okazów tego gatunku i dajmy im warunki zupełnie
odmienne od tych. którym podlegał w przyrodzie gatunek macierzysty. Warunki te mogą
oddziałać na duszę gatunku, przejawiającą się w tych kilku okazach, w tak dużym stopniu,
że grupa ta nie zdoła już zachować spójności z całością. Stworzymy w ten sposób duszę
zbiorową pochodną, która nie może już złączyć się z wspólną duszą gatunku. Innymi
słowy, stworzymy nowy gatunek, który się rozwija z poprzedniego.
To samo pojęcie możemy jeszcze inaczej przedstawić, przypominając sobie, że wszystko
jest wibracją. Weźmy życie gatunku, jako szczególny rodzaj wibracji. Gdy wybierzemy
kilka osobników i uda się nam przemocą poddać je wibracji całkiem odmiennej, to dana
grupa oderwie się od pnia macierzystego i utworzy szczep nowego gatunku. Tak więc
różnorodność warunków, którym podlegają gatunki, różnicuje nieustannie ożywiające je
życie; zróżnicowanie to odbywa się ciągle w trzech niższych królestwach aż do
wytworzenia Człowieka. Od tej chwili każdą istotę stanowi oddzielna dusza, czyli
indywidualność ludzka, rozwijająca się dalej niezależnie, a przejawiająca się wielokrotnie
w całym szeregu form. czyli osobowości, coraz doskonalszych, uzależnionych od
postępów, uczynionych przez jednostkę. Indywidualność, czyli dusza ludzka, jest to Manas
wyższy, o którym była mowa w wykładzie pierwszym. Osobowość składa się z czterech
pierwiastków niższych. Jest to ostateczna granica różnicowania się, można by powiedzieć,
że każdy człowiek jest sam w sobie odrębnym gatunkiem.
Każdy człowiek przejawia się najpierw w kształcie dzikim, zaledwie nieco wyższym od
zwierzęcia, pozornie może nawet niższym. W królestwie zwierzęcym nie posiadał on stanu
indywidualnego i stanowił cząstkę wspólnego życia gatunku. Dzięki specjalnym warunkom
wyodrębnię się, oddzielił od reszty; jednak przez pewien czas rodził się jeszcze jako
zwierzę, ale wreszcie ukazał się pod postacią ludzką. Właściwie nieustannie
specjalizujemy zwierzęta (psy) dzięki szczególnym warunkom, którym je poddajemy.
Zwierzęta te po kilku reinkarnacjach, jako odrębne jednostki zwierzęce, przygotowane są
już do przejawienia się pod postacią ludzką, o ile znajdą organizmy ludzkie dość
pierwotne, by mogły w nich żyć.
Zdziwicie się zapewne, dowiadując się. że inteligentny pies, przechodząc do królestwa
ludzkiego, staje się brutalniejszy, niż poprzednio. Wszystkie szlachetne cechy psa nie
nikną w człowieku pierwotnym. Lecz przygasają tylko na pewien czas, trwają w stanie
uśpienia. Jedną z głównych przyczyn tego pozornego cofnięcia się jest ta, że suma
inteligencji dostateczna do rządzenia ciałem zwierzęcym, jest całkowicie niewystarczająca
do kierowania ciałem ludzkim. Stąd ów zaobserwowany przez nas ruch wsteczny,
cofnięcie się, zachodzące na wszystkich stopniach przejściowych drabiny istnienia.
I tak, rośliny najwyżej rozwinięte wykazują wszelkie oznaki wielkiej wrażliwości; zdobywają
one stosunkowo wiele doświadczeń, a ożywiające je życie przechodzi wolno do stanu
życia zwierzęcego. Wszyscy uczeni zgadzają się, że jest nadzwyczaj trudno wykreślić linię
demarkacyjną pomiędzy tymi dwoma królestwami przyrody; lecz jeśli zdołamy ją
przeprowadzić, spostrzeżemy, że bardzo pierwotne zwierzę jest pod wieloma względami
niższe od wysoko rozwiniętej rośliny.
I tutaj przyczyna jest ta sama: suma energii dostateczna do rządzenia w sposób
harmonijny wysoko rozwiniętą rośliną, wystarcza zaledwie do utrzymania równowagi w
funkcjach życiowych w najniższej formie zwierzęcej. Postęp na przemian z ruchem wstecz:
jest to prawo cykliczne. Odnajdujemy je w całym wszechświecie: rządzi ono zarówno
ludzkością, jak jednostkami i narodami.
Niegdyś ludzie byli cnotliwsi, teraz są nimi w mniejszej mierze, lecz wkrótce nadejdzie
okres ponownego rozkwitu moralnego, wzmocnionego nowym bogactwem, zdobytych
przez ten czas cech i nowych władz. Na mocy tego samego prawa, życie zwierzęce,
wysoko rozwinięte, przejawia się z czasem pod postacią ludzkości pierwotnej i dzikiej.
Muszę podkreślić jeszcze pewien zasadniczy punkt, o którym wcześniej już wspomniałem.
Ci, których doszły niejasne wieści o hinduskiej teorii Reinkarnacji, wyobrażają sobie, że
według nas, człowiek indywidualny, taki, jakim jest dziś, musiał istnieć kiedyś w
przeszłości jako zwierzę. Bynajmniej; człowiek, jako jednostka indywidualna nie był nigdy
zwierzęciem. Życie, obecnie zindywidualizowane,które go ożywia, stanowiło niegdyś
cząstkę wspólnej całości życia gatunku. Lecz samą mocą indywidualizacji, przekroczyło
ostatecznie granicę państwa zwierzęcego.
Indywidualność jest więc zasadniczą różnicą pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem.
Zwierzęta tego samego gatunku, w tych samych okolicznościach działają wszystkie, w
sposób podobny, o ile nie są jeszcze na drodze indywidualizacji. Odwrotnie — każdy
człowiek postępuje odrębnie, po swojemu i dziesięć jednostek, pod wpływem tych samych
okoliczności, zachowa się i zareaguje na dziesięć rozmaitych sposobów.
Lecz chociaż mv. indywidualne jednostki, nie byliśmy zwierzętami, nie ulega jednak
wątpliwości, że byliśmy kiedyś takimi ludźmi. Jakkolwiek pysznimy się dzisiaj naszą
cywilizacją, był wszakże czas, gdy żyliśmy jak jacyś dzicy, żywiąc się z rozkoszą i bez
skrupułów mięsem (ciałem) naszej małżonki. Od tego czasu, nasze życie rozwijało się
stopniowo, zgodnie z powszechnym prawem ponownych przejawień, które przybiera tutaj
miano: Reinkarnacji.
Zakończę w kilku słowach ten wstęp do badania Reinkarnacji, którą będziemy studiować w
następnym wykładzie. Oto zasadnicze prawo, które wprowadzić można jako wniosek ze
wszystkiego, co powiedziałem dotychczas. Wszędzie forma ulega zniszczeniu i ginie, lecz
dusza — życie, które ją ożywiało nie ginie i znów powraca, czyli przejawia się w nowej
formie, w ten sposób przez całą ewolucję zachowuje się ciągłość doświadczeń.
W królestwie zwierzęcym to rzecz łatwa do zrozumienia. Wróćmy na chwilę do naszych
owiec. Kiedy jedna z owiec stada umiera, życie, czyli siła, która ją ożywiała nie ginie.
Powraca ona, a raczej pozostaje we wspólnym życiu gatunku, wraz ze wszystkimi
doświadczeniami, nabytymi w tym poszczególnym istnieniu. Doświadczenia te tworzą
instynkty gatunku.
Przypuśćmy, że znaczna ilość owiec została porwana i zabita przez orły. Życie stada, czyli
gatunku zdobyło i przechowało to doświadczenie. Gdy potem owo życie przejawia się na
nowo, tj. gdy rodzi się jagnię, przychodzi ono na świat już z instynktem gatunku: obawia
się orła. Jest to jedynie uśpione wspomnienie minionego doświadczenia, wspomnienie,
przechowane we wspólnej duszy gatunku. Tak więc tylko forma może być zniszczona;
życie zjawia się znów w nowych formach. Forma ginie, życie rozwija się dalej. Śmierć w
znaczeniu unicestwienia nie istnieje — lecz wszędzie panuje nieustanna i wszystko
ogarniająca przemiana.
Lecz to, co jest życiem z jednego punktu widzenia, z innego może być formą. Każda rzecz,
jako forma, zginie; jako siła i życie, będzie trwać. Weźmy na przykład ciało ludzkie: tu
najgrubszą formę stanowi materia stała, płynna, lotna, którą dostrzegamy fizycznymi
zmysłami. Formę tę ożywia bezpośrednio siła życiowa, pierwiastek eteryczny, który w
stosunku do ciała fizycznego jest życiem. Po rozłączeniu pierwiastków grubo-fizycznych —
pierwiastek eteryczny trwa dalej, wprawdzie niezbyt długo, lecz niezaprzeczalnie, co
stwierdza obserwacja jasnowidza.
Sobowtór eteryczny jest więc życiem dla ciała fizycznego, lecz jest formą w stosunku do
następnego pierwiastka: ciała astralnego. Sobowtór eteryczny rozprasza się, ciało astralne
żyje dalej. Gdy ciało astralne się rozproszy, ciało mentalne trwa jako życie — i tak dalej.
Ten sam pierwiastek jest zarazem życiem i formą, życiem dla niższego pierwiastka, formą
dla wyższego.
Wszystko bowiem we wszechświecie jest wibracją i nie ma pomiędzy jednym
pierwiastkiem a drugim zasadniczej różnicy, są one życiem lub formą, elementem męskim
lub żeńskim, dodatnim lub ujemnym, zależnie od obranego punktu widzenia.
Gdy jedna wibracja ustaje, inna subiektów-niejsza trwa dalej; od pierwszego do ostatniego
szczebla drabiny, forma ginie, życie trwa. Tu tkwi klucz problemu cierpienia, które wynika
zawsze stąd, że istota, będąca zarazem życiem i formą, utożsamia błędnie swoje
świadome „Ja" z formą, a nie z życiem. Oto zasadnicza idea, na której opiera się teoria
Reinkarnacji.

Wykład szósty
O Reinkarnacji
Zastanówmy się jeszcze nad Reinkarnacją. Widzieliśmy już, że życie dzieli się
nieustannie, dopóki nie dosięgnie ono maksimum zróżnicowania w człowieku
indywidualnym, który przejawia się najpierw w stanie dzikim. Pozostaje nam teraz zbadać,
w jaki sposób rozwija się ów dziki człowiek i co jest celem jego długiej pielgrzymki.
Pozwólcie mi wpierw powtórzyć, dla lepszego utrwalenia pojęć, że dopóki Manas wyższy,
czyli „ciało przyczynowa" jest jeszcze nierozwinięte, człowiek w rzeczywistym tego słowa
znaczeniu nie istnieje. Widzieliśmy, że na początku Pierwiastek Boski otacza się coraz
gęstszymi osłonami materii, aż dopóki nie wytworzy materii fizycznej, która jest dla niego
ostatecznym punktem utajenia. Następnie, gdy pierwiastek eteryczny ujawnia się, mamy
królestwo roślinne; pierwiastek astralny, czyli Karna, z kolei, tworzy królestwo zwierzęce,
na którego wyższych szczeblach, zarodki działalności myśli (intelektu, czyli Manasu
niższego) zaczynają się rozwijać. W tej właśnie chwili następuje zadziwiające zjawisko.
Gdy dwa przeciwne prądy elektryczne zbliżają się stopniowo do sobie, nadchodzi moment,
że opór środowiska zostaje przezwyciężony; iskra zabłyska i dwa prądy się łączą. Tak
samo, gdy biegun życia zwierzęcego dosięga najwyższego szczytu na swojej drodze
ewolucyjnej, budzi się w nim Manas niższy, wówczas prąd duchowy spływa ze sfery
Ducha — Buddhi — i łączy się z Manasem niższym, wywołując iskrę: Manas wyższy, czyli
ciało przyczynowe człowieka.
W chwili swojego urodzenia ciało przyczynowe jest jakby zarodkiem, zalążkiem
indywidualności, dostrzegalnym jednak dla jasnowidza o wysokim poziomie umiejętności.
Bądź co bądź. człowiek pierwotny nie posiada jeszcze samowiedzy w tej sferze; jego ciało
przyczynowe będzie dla niego jeszcze długo niewidzialnym i nieznanym wątkiem, dookoła
którego wije się cały szereg jego istnień.
On sam w swojej naturze pozostaje zwierzęciem; jego świadomość pracuje z początku
włącznie w sferze astralnej, dziedzinie żądz, namiętności i pożądań. Działa jedynie dla
zaspokojenia swoich fizycznych potrzeb a w swoich instynktownych popędach, co chwila
styka się z przyrodą zewnętrzną, doznając gwałtownych starć i uderzeń. Brutalne uciechy,
brutalne cierpienia — nic poza tym nie zdoła go poruszyć. Jego ciało astralne stara się
złagodzić wstrząsy i ból; przystosowuje się stopniowo do oddziaływania na bodźce
zewnętrzne i w ten sposób rozwija się w człowieku pierwiastek Żądzy — Karny. Zasób jego
pojęć jest niewielki. Pamięć jego sięga zaledwie do wyda rżeń dnia poprzedniego, a nie
mając prawie żadnego wyobrażenia o przeszłości, nie myśli wcale o przyszłości. O ile jego
pożądania zostały zaspokojone, nie troszczy się o jutro; zadowolony i syty drzemie
ociężale lub oddaje się jakiejś bydlęcej przyjemności. Od czasu do czasu głód i pragnienie
dają mu się we znaki, a za każdym ich nawrotem budzi się zwolna w jego mózgu
wspomnienie, że w przeszłości jadł, że jego głód został zaspokojony.
To wspomnienie pobudza go do czynu, więc puszcza się na poszukiwanie pożywienia.
Co do strony umysłowej rozwija się ona niezmiernie powoli. Dwa czy trzy pojęcia, które
człowiek porównuje pomiędzy sobą, stanowią cały jego dorobek umysłowy. W ten sposób
rozwija się w nim zaczątek umysłowości.
W tych pierwszych okresach człowiek urabia i organizuje stopniowo swoje ciało astralne i
zarodek Manasu niższego, jego ciało fizyczne przekształca się również powoli,
przystosowując się do warunków. Lecz cały ten proces odbywa się niesłychanie wolno.
Człowiek błąka się bez steru po oceanie życia, bez żadnej myśli kierowniczej, bez
żadnego określonego celu. Czy można się spodziewać, że będzie czynił szybkie postępy?
Na zdobycie dwóch czy trzech pojęć przechodzi całe jedno ziemskie życie. I tak prawo,
przez dnie i noce następujących po sobie okresów pracy i odpoczynku, kieruje życiem.
Następnie przychodzi czas, gdy mocą powszechnego prawa kolejności przemian, okres
czynny jego małego cyklu osobistego dobiega końca. Wybija godzina spoczynku, człowiek
umiera.
Podczas okresu czynnego, ciało przyczynowe (człowiek istotny) zużywa swoje siły na
wcielanie się w sferach niższych. Podczas okresu biernego, wycofuje te siły stopniowo i
skupia w sobie, by przyswoić nabyte doświadczenia i przetworzyć je w zdolności, dzięki
którym, w następnym wcieleniu, zdobędzie doświadczenia już nieco wyższe.
Doświadczenia te można porównać do towarów nabytych w podróży przez kupca, który
wraca potem do domu, by zrealizować ich wartość i przemienić na złoto, tj. na zdolność
nabywania nowych towarów. Tak i dusza wzbogaca się aż do całkowitego dokonania
swojego ludzkiego cyklu. To pomoże nam w zrozumieniu, w jaki sposób pamięć
poprzednich wcieleń przejawia się u zwykłego człowieka, pod postacią uzdolnień,
wrodzonych cech i skłonności itp. a nie pod postacią wyraźnie pamiętanych faktów.
Jak już wiecie, śmierć polega na oddzieleniu się sobowtóra eterycznego. Ten z kolei
zostaje odrzucony, i człowiek znajduje się w astralu, czyli w Kama-loka, pozostając tam aż
do wyczerpania się zasobu pożądliwości. Potem następuje czas, gdy jego ciało astralne z
kolei rozprzęga się, a człowiek pogrąża się w głębszy spoczynek. Pozostawił on więc już
za sobą trzy ciała, czyli powłoki. Jeśli żywił jakąkolwiek szlachetną myśl, co jest zresztą
mało prawdopodobne na tym stopniu ewolucji, zachowa niejasne jej wspomnienie w
swoim Manasie niższym.
Wówczas znajduje się w swoim raju. Wreszcie owo Manas, bardzo jeszcze pierwotne,
zaczątkowe, rozprasza się szybko, a człowiek dociera do swojej właściwej ojczyzny, którą
jest dziedzina Manasu wyższego (Aru-pa), czyli „niebo" wyższe. Jest to jego właściwe
miejsce, jego ojczyzna, jako istoty ludzkiej, lecz dotykając tego stanu, jest on, w
początkowych okresach swojej ewolucji, zupełnie nieświadomy. Bowiem świadomość w
jakiejkolwiek sferze zależy od działania w niej za życia, zaś u człowieka dzikiego,
działalność w sferze myśli abstrakcyjnej jest żadna. A więc człowiek pierwotny, który za
życia wcale nie używał swojego Manasu wyższego, jest zupełnie nieświadomy w
odpowiadającej mu sferze kosmicznej. W wyższych sferach nieba jest zaledwie w stanie
zarodka.
Należy zdać sobie sprawę z faktu, że na ogół, czego nie zaczęło się za życia, nie da się
zacząć po śmierci. Myśl, że śmierć wyrównuje wszystko, że wszystkich czeka „wieczny
spoczynek" w idealnym przybytku, gdzie cieszą się jednakową szczęśliwością — jest
absurdem. Nagłego wzrostu nie spotyka się nigdzie we wszechświecie. Natura non facit
saltus — Natura nie czyni skoków. Tylko przez powolną i cierpliwą działalność, można
rozwinąć każdą władzę naszej istot}-. Pojęcie wszystko wyrównującej śmierci, może
podobać się tym, którzy spędzają życie na jedzeniu, piciu i spaniu. Lecz narażeni będą na
wielki zawód po przybyciu na „tamten brzeg". Ten stan bez świadomości trwa przez
pewien czas, po czym wraca okres czynny cyklu indywidualnego. Parę wewnętrznych
ruchów, parę drgnięć ciała przyczynowego przejawia się i oddziałuje na substancję sfery
Manasu niższego, skupiając dookoła powracającej do życia ziemskiego istoty nowe ciało
mentalne. Ów nowy Manas, intelekt, kształtuje się według wyniku życia poprzedniego,
przechowanego jako uzdolnienie w ciele przyczynowym, już po rozproszeniu się
substancji intelektualnej.
Tak więc nowy Manas niższy, nie może stać się nagle umysłem wielkiego geniuszu:
będzie on tylko rośliną wy rosłą z ziarna zasianego w przeszłości. Budzące się drgania
umysłowe, bardzo jeszcze pierwotne, przenikają stopniowo w sferę astralną, czyli innyi
słowy, działalność istoty przenosi się z królestwa myśli w dziedzinę żądzy, i nowe ciało
astralne kształtuje się ściśle wedle cech poprzedniego ciała astralnego. Potem siły doboru
kosmicznego lub ich pomocnicy, tworzą jakby wzór ciała eterycznego, odpowiadającego
danej jednostce, wzór, według którego organizuje się gruba materia fizyczna ciała dziecka
w łonie matki i tak stopniowo Ego (Ego — Ja używa się często dla określenia
indywidualności człowieka tj. Manasu wyższego) bierze w swoje posiadanie nowe ciało
fizyczne przy pomocy myślowego i astralnego ciała.
Dusza dziecka opanowuje całkowicie swoje ciało dopiero w wieku około siedmiu lat.
Poniżej tego wieku dziecko żyje częściowo w sferze astralnej. Dlatego rozumie ono i widzi
wiele rzeczy, których my nie dostrzegamy. Lecz, gdy opowiada o swoich naiwnych
widzeniach, rodzice je strofują, chcąc je odwieść od „zmyślania" i tak stopniowo zdolność
odczuwania świata niewidzialnego zanika.
Lecz człowiek w tak pierwotnym stadium, o jakim tutaj mówimy, jest jeszcze tak słabo
rozwinięty, że różnica, która zachodzi pomiędzy jednym a drugim życiem na Ziemi jest
ledwie widoczna. Rozwija się więc powoli od wcielenia do wcielenia, doskonaląc
stopniowo swoje cztery niższe ciała — narzędzia. A gdy wreszcie stać go na wzniesienie
się ku myślom abstrakcyjnym, Manas wyższy, znajdujący się dotychczas w stanie
zalążkowym, zaczyna działać, a więc i rozwijać we własnej sferze. Istnością, wcielającą
się wciąż na nowo i doskonalącą w każdym życiu, jest Manas wyższy w ciele
przyczynowym, czyli człowiek prawdziwy, zawierający w sobie pierwiastki: Atma i Buddhi.
Cztery pierwiastki niższe odnawiają się za każdym wcieleniem, to one stanowią
osobowość, tj. takiego człowieka, jakim go znamy i jakim on sam zna siebie w życiu
codziennym. Człowiek nie odnajdzie się takim samym w następnym życiu. Nie tylko
ponowne przejawienie się jego prawdziwego Ego w nowej osobowości na-stąpić może w
innym środowisku, w innym kraju, ale nawet w innej płci.
Tylko osobowość człowieka posiada pleć. Ego, przejawiając się w sferach niższych
Wszechświata, poprzez wiele różnych osobowości, raz męskich, raz żeńskich — rozwija w
sobie, dzięki różnorodności nabywanych doświadczeń, dwa odrębne rodzaje cnót.
Wszystkie cnoty bardziej męskie, energia, odwaga, śmiałość, męstwo rozwijają się we
wcieleniach męskich. Cnoty łagodniejsze, tkliwsze, a zarazem cichsze i trwalsze są
zdobyczą wcieleń żeńskich. Człowiek doskonały zdobył kolejno wszystkie cnoty tak
męskie jak kobiece. Jest on silny jak mężczyzna, tkliwy jak kobieta. Kto rozwinął w sobie
tylko jedną stronę natury ludzkiej, może być pewny, że znajduje się jeszcze bardzo daleko
od celu —„Bo w on czas zmartwychwstania nie będzie ani mężów, ani żon, ale wszyscy
będą, jako aniołowie Boży w niebiesiech" — Mateusz, rozdz. XXII, 30.
Manas wyższy zmienia się ustawicznie, wzrasta i rozwija się w długim szeregu wcieleń.
Dusza ludzka nie jest więc ilością niezmienną, przeciw-nie, proces, który tu opisujemy, ma
właśnie na celu jej wzrost i rozwój. Lecz przeobrażając się wciąż, zachowuje swą
tożsamość i nieprzerwaną ciągłość poprzez wszystkie ludzkie wcielenia. Nigdy się nie
rozprasza, jak cztery pierwiastki niższe, przez cały czas, dopóki człowiek jest człowiekiem.
Lecz, gdy przechodzi do królestw anielskich, po dokonaniu swojego cyklu człowieczego,
może odrzucić i odnowić swój Manas wyższy, jak odrzuca i odnawia będąc człowiekiem,
swoje niższe powłoki. Okres, upływający pomiędzy jednym wcieleniem a drugim, jest
bardzo zmienny. Zależy on całkowicie od użytku, jaki uczynił człowiek ze swojego życia
ziemskiego. Jak mówiliśmy, nic nie może być rozpoczęte po śmierci; okresy czyśćcowy i
niebiański są tylko pełnym rozkwitem, realizacją energii, nagromadzonych w różnych
pierwiastkach naszej świadomej istoty za jej życia na Ziemi. Człowiek, który nie rozwinąłby
żadnej działalności psychicznej lub umysłowej, mógłby niezwłocznie wcielić się na nowo.
Lecz dla człowieka, o rozwiniętym intelekcie, przeciętny okres od „śmierci" do ponownych
narodzin wynosi około tysiąca pięciuset lat. Oczywiście istota wyswobodzona z ciała może
mieć o tym czasie zupełnie odmienne pojęcie, ponieważ prawa czasu w sferach
ponadfizycznych, różnią się znacznie od tych, do których my jesteśmy przyzwyczajeni.
Ten przeciętny okres jest zresztą bardzo rozciągliwy; jednostki rozwinięte duchowo (nie
mam tu na myśli „Wtajemniczonego" lub ucznia Mistrzów Mądrości, który może przy
pewnych warunkach poświęcić swój Devachan i zaraz wcielić się ponownie dla służenia
ludzkości. Devachan — oznacza po sanskrycku stan niebiański) będą mogły powrócić po
dwóch, czy trzech tysiącach lat, podczas gdy ludzie mierni i przeciętni będą nieobecni w
sferze fizycznej zaledwie kilka wieków. Małe dziecko będzie mogło wcielić się ponownie
prawie natychmiast po „śmierci".
Względna długość okresu astralnego i niebiańskiego zależy również od naszego życia na
Ziemi. Człowiek przewrotny, a zarazem potężny, który poświęcił wszystkie swoje siły na
zaspokojenie chciwości swoich żądz i egoistycznych namiętności, zostanie zatrzymany
przez długi czas w świecie astralnym; po upływie tego okresu, skromny plon dobra,
posianego w jego życiu, zapewni mu krótki pobyt w świecie niebiańskim. Wszystko to
odbywa się zgodnie z prawami natury, nie według żadnego arbitralnego wyroku. Człowiek
odnajduje siebie w parę godzin po „śmierci" takim, jakim był na Ziemi, z wyjątkiem ciała
fizycznego, nie jest on lepszy ani gorszy, niż poprzednio, ze wszystkimi swoimi dawnymi
żądzami i namiętnościami, bo namiętności te trwają w sferze astralnej i tam tylko są zdolne
istnieć, podobnie, jak ciało fizyczne może istnieć tylko w sferze fizycznej. Dlatego natura
uczuciowa tego człowieka, pociągnie go w wiry astralne świata, gdzie pozostanie poty,
póki wszystkie jego zwierzęce energie nie zostaną zneutralizowane, Wyczerpane. Można
łatwo zrozumieć, że u wielu jednostek wymaga to długiego czasu.
Gdy energie astralne zostaną już wyczerpane, ciało astralne również umiera, zaś reszta
natury człowieka pozostaje nienaruszona. Ponieważ jego myśl (Manas) mało działała za
życia na Ziemi, niewielki zasób jego energii w sferze mentalnej, czyli niebiańskiej,
wyczerpuje się szybko i po krótkim okresie zupełnej nieświadomości, gdy z kolei ciało
Manasu niższego umiera, człowiek właściwy powraca ku fizycznemu światu, gotów do
następnego życia.
A więc nasze życie po „śmierci" zależy całkowicie od życia na Ziemi. Jeśli przez bogate,
szlachetne myśli rozwiniemy w wysokim stopniu naszą myślową naturę, oczyszczając
zarazem ciało astralne, to nasz okres czyśćcowy b ędzie bardzo krótki, i w niewiele dni po
śmierci przejdziemy w świat niebiański, dla długiego przebywania tam w spokoju i
szczęściu. Prócz tego nasza działalność fizyczna, moralna i myślowa określa rodzaj i
charakter zalążków (Skandhas), „ziaren" przyszłych ciał. zalążków, które przekazane
przez ciało przyczynowe, posłużą do zbudowania dla przyszłej inkarnacji nowego ciała
mentalnego i astralnego, które wpłyną też w dużej mierze na wybór odpowiedniego ciała
fizycznego.
Z tego możemy zrozumieć, że już w tym życiu przygotowujemy sobie następne, kujemy
sobie łańcuchy, które uczynią z nas niewolników lub przysposabiamy narzędzia, które
pomogą nam oswobodzić się.
Nawet więc intelektualne zrozumienie tych pojęć może być użyteczne, gdyż może się
przyczynić do jasnego uświadomienia sobie, czego chcemy, do określenia celu,
wyraźnego kierowania się ku niemu, zamiast wzlotów i porywów ku jakiemuś mglistemu,
fantastycznemu ideałowi.
Życie na planie astralnym może być przedłużone ponad zwykłą normę przez sztuczne,
bardzo zresztą szkodliwe, poczynania. Jak mówiliśmy, człowiek przebywa na planie
astralnym do całkowitego wyczerpania się jego uczuciowych energii, wytworzonych za
życia na Ziemi. Otóż te energie mogą być podniecane i zasilane, w świecie astralnym,
przedłużając tym samym nieograniczenie ten okres czyśćcowy. Różne mogą być tego
przyczyny.
Przede wszystkim możemy się obawiać, iż wiele istot astralnych zasila swoje życie przy
pomocy mediów spirytystycznych; inne żywią swoje żądze, utrzymując się niejako
kosztem jednostek występnych i zdeprawowanych, które opanowują poza ich wiedzą i
świadomością. Czy nie zauważyliście, że w krajach, gdzie istnieje kara śmierci, ilość
zbrodni zawsze wzrasta, zamiast się zmniejszać? Przyczyna tego jest prosta, każdy kto to
zaobserwował, na pewno to rozumie. Niezbitym faktem jest, że człowieka nie można
zabić. Można zabić jego ciało, lecz człowiek żyje dalej.
Wykonując na zbrodniarzu wyrok śmierci, pozbawia się go tylko ciała fizycznego; nieraz
nawet w swoim eterycznym ciele przebywa w najniższych sferach niewidzialnego świata,
żywiąc najżywszą nienawiść i wszystkie swoje niepohamowane żądze. O ileż
niebezpieczniejszy i szkodliwszy jest wówczas, niż był w więzieniu, gdzie, zamknięty mógł
tylko nienawistnymi myślami wpływać na ludzi — a teraz, uwolniony od więzienia i od ciała
fizycznego, może działać stokrotnie silniej i szerzej, z błyskawiczną szybkością może
przenosić się z miejsca na miejsce, opanowując i popychając do zbrodni tych, którzy żywią
uczucia nienawiści i zemsty. A więc, im więcej wykonuje się kar śmierci, tym bardziej
wzrasta, a nie zmniejsza się zbrodniczość i przestępstwa w danym kraju.
Wiele istot świata astralnego, o charakterze mniej lub bardziej złym, bierze w swoją moc
„media", dzięki którym udaje im się zadowolić w pewnej mierze swoje ziemskie żądze.
Medium jest dla tych istot fizycznym punktem oparcia; pozwala im ono uruchomić nowe
zapasy energii w ich ciałach astralnych. Weźmy na przykład istotę astralną opanowaną
gwałtowną żądzą do alkoholu; z braku ciała fizycznego dla uczynienia jej zadość — żądza
ta według normalnego biegu życia w astralu powinna stopniowo wygasnąć, sprawiwszy
wpierw duże męki bezcielesnemu nieszczęśnikowi. Oczyszczony poszedłby dalej drogą
ewolucji. Jeśli jednak medium ofiaruje mu swoje ciało jako przewodnik fizyczny, postara
się on skorzystać z nadarzającej się sposobności, by zadowolić swą nałogową żądzę do
wyzwolenia, pobudzi medium do pijaństwa i zamiast położyć kres własnym cierpieniom,
przedłuży je tylko i wzmocni, czyli poniesie klęskę i to podwójną.
Wszystkie wyziewy występku i krwi, przyczyniają się zresztą do żywienia
najpierwotniejszych i najniższych istot astralnych, które lubią nawiedzać rzeźnie i
przeróżne miejsca rozpusty. Nie wszystkie dziedziny astralu mają tak niskich
mieszkańców. Wyższe działy tej sfery są nawet bardzo miłym miejscem pobytu, o dużym
pięknie. Jest to ów „kraj wiecznego lata", o którym mówią spirytyści. Żadne medium,
pozostawione samemu sobie, nie zdoła przekroczyć tej dziedziny i dotrzeć wyżej do sfery
mentalnej. Błędem, o którym zbyt mało myślimy, jest zanadto silny żal po naszych
zmarłych, który może ich długo zatrzymywać w astralu; nieopanowany, egoistyczny ból
tych, którzy pozostali na Ziemi, może mu tylko szkodzić. Nie są to dowody prawdziwej
miłości, bo ten żal żyjących dosięga tych. którzy odeszli, budzi w nich ziemskie
wspomnienia i odwraca uwagę ich duszy ku rzeczom niższym. Prawdziwi przyjaciele nie
powinni postępować w ten sposób, zwłaszcza wyznawcy religii tak wielkiego Mistrza, jak
Chrystus. Jeśli wasi zmarli mają zaznać spokoju w Chrystusie, po co chcecie ściągać ich z
powrotem na ten padół cierpienia? Czyż nie ma wśród was ludzi prawdziwie, najgłębiej
wierzących? Człowiek prawdziwie wierzący cieszy się, iż jego przyjaciel, jego brat,
wyzwolił się z więzów ziemskiego życia. Prawo bytu przyprowadzi go i tak dość wcześnie,
by przeżywał dalej szereg swoich doświadczeń na fizycznym świecie.
Przeciwnie, należy poczytywać sobie za święty obowiązek posyłanie ku naszym zmarłym
myśli nadziei, miłości i ukojenia, zwłaszcza w pierwszych okresach, gdy mogą się
znajdować w stanie zamętu i odczuwać wielką potrzebę pomocy. Jest to
najodpowiedniejsze, jedyne godne nas stanowisko, zupełnie przeciwne temu, którego
niebezpieczeństwa wskazaliśmy Wyżej. Tym, którzy w swojej rozpaczy nie są zdolni
zrozumieć tej różnicy — powiemy: „Módlcie się za nich, ale ich nie opłakujcie".
Niedorzecznością byłoby przypuszczać, iż stan niebiański może trwać bez końca dla tych,
którzy nie osiągnęli szczytu ewolucji człowiekA. Aby móc żyć jak anioł, trzeba wpierw
zdobyć potrzebne do tego właściwości. Zaś człowiek mało rozwinięty nie posiada w
sferach wyższych nawet świadomości. Zażądajcie od zwykłego człowieka, aby zastanowił
się nad jakąś abstrakcyjną myślą, a wnet zaśnie.
Powietrze szczytów myśli usypia jego ociężałą świadomość. Niech więc nauczy się myśleć
abstrakcyjnie, z całą świadomością, za życia ziemskiego: wówczas dopiero będzie mógł
się spodziewać, że jego świadomość przetrwa po „śmierci" w sferze mentalnej. Człowiek
rozwija się więc stopniowo poprzez długi łańcuch kolejnych żyć. Lecz dopóki nie osiągnął
wysokiego stopnia ewolucji, nie przypomina sobie nic ze swoich minionych istnień.
Człowiek intelektualnie rozwinięty, chociaż nie pamięta żadnych szczegółów, posiada już
jednak ukryte, syntetyczne wspomnienie ubiegłych doświadczeń: głos jego sumienia nie
jest niczym innym. Zresztą ta utrata pamięci, pomiędzy jednym życiem, a drugim, nie
powinna nas zadziwiać. Pamięć zależy od kojarzenia pojęć. Otóż kojarzenie przerywa się
dla czterech pierwiastków niższych, / po każdej „śmierci", gdyż nawet materia tych ciał
rozprasza się. Jeśli wystarczy jeden uraz, wstrząśnięcie mózgu, byśmy zapomnieli o
zdarzeniach z życia obecnego, to jakże byłoby możliwe, by zdarzenia naszych minionych
istnień mogły się przechować w naszej pamięci, gdy wszystkie części naszej istoty, niższe
od ciała przyczynowego (duszy), zostały całkowicie odnowione?
Co do duszy (ciała przyczynowego), to trwa ona wciąż i przechowuje wspomnienia
wszystkich ubiegłych żyć.
W dniu, w którym dojdziemy do tego, by uczynnić ciało przyczynowe ośrodkiem naszej
świadomej działalności, pamięć ta będzie naszym udziałem i odnajdziemy tą „złotą nić"
wiążącą wszystkie istnienia człowieka.
Tymczasem zachowujemy o przeszłości tylko ogólne wspomnienia; nasze sumienie jest
niby rzutem Manasu wyższego, rezultatem doświadczeń minionych żyć. Co więcej, to, co
nazywamy naszym charakterem, naszą indywidualnością, jednym słowem „sobą" —
wszystko to jest tylko wynikiem poprzednich wcieleń. Co do szczegółów, to odnajdziemy je
w chwili Wtajemniczenia, o którym wspomniałem, gdy nasze niższe „Ja" utożsami się
świadomie z Jaźnią wyższą, z prawdziwą ludzką duszą w nas. Wówczas wszystkie nasze
wcielenia ukażą się nam, jako dni jednego życia.
Takie są główne zarysy wielkiego prawa Reinkarnacji, rządzącego rozwojem jednostki
ludzkiej. Wzrost odbywa się powoli, według prawa kolejności przemian, aż do dnia
osiągnięcia doskonałości, gdy wszelka konieczność ponownego wcielenia znika już dla
istoty, która jest już więcej niż człowiekiem.

Wykład siódmy
Karma
Poprzestaliśmy dotąd na badaniu procesu ewolucji kosmicznej. Widzieliśmy, że
zasadniczy-Pierwiastek Bytu jest Jeden, ten sam w człowieku t w kosmosie.
Stwierdziliśmy powszechne prawo kolejności przemian, na mocy którego wszystko się
rozwija w szeregu periodycznie powtarzających się przejawień. Wreszcie w stosunku do
istoty zindywidualizowanej zzłowieka, obserwowaliśmy działanie tego samego prawa, pod
nazwą Reinkarnacji.
Pozostaje nam zbadać dlaczego, na mocy jakiej zasady, owe periodyczne przejawy
pozwalają nam posuwać się naprzód. Reinkarnacja z jednej strony — Ewolucja z drugiej,
są to dwa rodzaje zjawisk z dziedziny obserwacji transcendentalnej. Postaram się
wykazać, jaki istnieje związek pomiędzy tymi dwoma rodzajami zjawisk, a raczej jaka jest
wspólna obu przyczyna.
Przyczyną tą jest działanie — Karma. Słowo sanskryckie Karma lub poprawniej Karma,
znaczy właściwie działanie, czynność. Stąd wypływa jej znaczenie, jako prawo
przyczynowości lub następstwa przyczynowego; każda przyczyna jest bowiem czynem, a
każdy czyn przyczyną. Wszelki skutek jest z konieczności wynikiem jakiegoś działania,
zresztą jest też i sam czynem, a uważany z kolei jako przyczyna, wytwarza nowe skutki.
Ponieważ zaś szereg przyczyn i skutków jest właściwie łańcuchem działań,
wytwarzających się wzajemnie, cały ten proces otrzymał miano Karmy, czyli działania.
Ludzie, wyobrażający sobie, że znają filozofię Wschodu, rozumieją zazwyczaj pod tym
mianem prawo, rządzące wyłącznie losami człowieka. Właściwie Karma znaczy o wiele
więcej; rozciąga się ona i stołuje do całokształtu działalności kosmicznej; rządzi ogromem
stworzenia W jego całości.
Musicie zrozumieć, że jest zupełnym niepodobieństwem dla ograniczonej świadomości
ludzkiej zbadać prawo Karmy we wszystkich wielorakich jego przejawach, ogarniających
cały Wszechświat. Toteż wielcy Mistrzowie hinduscy, miedzy innymi Budda, zabraniali
swoim uczniom wszelkich dyskusji, dążących do wyczerpującego oświetlenia tej spraw-.
Według nich Karma jest w swojej istocie rzeczą nieogarnioną dla ludzkiej myśli. Tym
bardziej my w tym krótkim szkicu możemy podać tylko ogólne zasady tego
Wszechświatowego prawa.
Pierwsza z tych zasad jest następująca: Wszystko, co istnieje, jest czynem; istnieć i
działać — to jedno. Nie ma w całym świecie ani jednej materii, która by nie była czynna. Na
przykład ołówek, powiecie może, iż jest bierny. Mylicie się! Jego materia może się wam
wyda względnie bezwładna, a jednak, jeśli go widzicie, znaczy to, że zmienia on kierunek i
barwę światła, które pada na siatkówkę; a więc oddziaływuje, czyli jest czynny. Zresztą,
zarówno uczony jak i jasnowidz, powiedzą wam, iż każda cząstka materii znajduje się w
czynnym ruchu. Zgodziwszy- się na to, możemy- podzielić przedmioty na wywierające
działanie proste i złożone, przyjmując na przykład ostatni atom fizyczny za działanie ruchu
prostego (oczywiście może to być jedynie umowny warunek, widzieliśmy bowiem, przy
analizie Wszechrzeczy, że ostateczny atom fizyczny jest tylko ruchem substancji astralnej,
a analiza taka da się prowadzić teoretycznie w nieskończoność aż do Praprzyczyny).
Następnie można wyobrazić sobie mnóstwo takich atomów, czyli prostych wirów,
połączonych ze sobą pewnym prawem i tworzących jednostkę zbiorową. Specjalne
ułożenie tych jednostek utworzy nowy ośrodek działań, jeszcze bardziej złożony.
Ciało ludzkie może nam tu służyć za przykład: każdą komórkę możemy uważać (na mocy
umowy) za prosty ruch; pewna ilość skupionych komórek tworzy organ, nową zbiorową
jednostkę, zaś pewna ilość organów, złączonych według określonego prawa — stanowi
ciało ludzkie. To ostatnie można uważać z kolei za jednostkę; posuwając syntezę jeszcze
dalej, otrzymamy naród, rasę, ludzkość — szereg jednostek coraz to bardziej złożonych,
ogarniających w końcu cały Wszechświat.
Wszystko we wszechświecie jest więc działaniem względnie prostym lub złożonym;
Wszechświat jest olbrzymim zespołem tych działań, zespołem harmonijnym, prawidłowym
i planowym. Druga zasada, o której chcę wam powiedzieć, jest następująca: Byt
powszechny, równoznaczny — według zasady pierwszej — z powszechnym działaniem,
zmienia się nieustannie wskutek tegoż ruchu. Zmienność ta, w ewolucji czynnego bytu,
może się wyrazić postępem lub ruchem wstecznym, przy czym ciągłość i tożsamość istoty
nie zmienia się. Na przykład nasze ciało przeobraża się, jak widzieliśmy, wskutek
oddziaływań świata zewnętrznego, lecz pozostaje sobą w ciągu całego życia człowieka. W
tym znaczeniu rozumiem tożsamość i ciągłość bytu.
A więc:
Zasada pierwsza: Byt jest równoznaczny z działaniem.
Zasada druga: Mocą działania byt się przeobraża; mocą działania postępujemy naprzód
lub też cofamy się.
To powszechne prawo, w zastosowaniu do ludzkości, da się ująć następująco:
„Każdy człowiek stanowi dla siebie samego swą własną Karmę, swój odrębny sposób
działania".
Wszystko, czym jest człowiek i wszystko co posiada, wszystko, czym będzie i co mieć
będzie, wszystko to zależy od jego działalności, wszystko to może być jedynie wynikiem
tego, co uczynił, co czyni i co czynić będzie w myślach, \v mowie i postępowaniu. Myśli,
słowa i uczynki, czyli ściślej — myśli, chęci i uczynki przedstawiają działalność człowieka w
trzech sferach: mentalnej, astralnej i fizycznej, stanowiących pole jego ewolucji.
Jednym słowem nasza teraźniejszość jest wynikiem naszej przeszłości. Jako przeszłość
rozumiem nieskończony szereg minionych działań naszej istoty. Analizując dalej,
znajdujemy, że teraźniejszość — wynik przeszłości — ujawnia się nam w podwójnej postaci.
Radość lub cierpienie, warunki pomyślne lub przeciwne, ta dwoistość skłania nas do
podzielenia czynów przeszłości, których teraźniejszość jest wynikiem, na dwie określone
kategorie; mówimy więc, że czyny te były dobre lub złe.
Dobro i Zło w swojej istocie są względne. Nie istnieje nic bezwzględnie dobrego ani nic
bezwzględnie złego, bo Absolut wyklucza wszelką właściwość. „Dobro absolutne" nie jest
określeniem słuszniejszym od: „absolutny ruch" lub „absolutne ciepło". W Absolucie
„dobro" i „zło" stanowią jedno, jak zresztą wszystko inne.
Określenia „Dobro" i „Zło" mają znaczenie tylko wówczas, gdy się je przeciwstawia
wzajemnie w świecie przejawionym. Jak + i - , Dobro i Zło są nieodzowne w przejawieniu
Wszechświata i istnieją tylko w nim. Określenia te są względne, stąd wnika, że to, co jest
Ziem dla mnie, może być Dobrem dla kogoś innego; co było dla mnie Dobrem wczoraj —
może być Złem dzisiaj. Określenia te mają wartość realną tylko w stosunku do istoty, do
której się odnoszą. Nie wyprowadzajcie stąd błędnych wniosków, powiadając mi na to:
„ponieważ nie ma rzeczywistego Dobra ani Zła, możemy robić wszystko, co się nam
podoba". Dowiedlibyście przez to, że mnie nie rozumiecie. Powiedziałem: „ Dobro i Zło
istnieją realnie, jak Wszechświat, jak wy sami, lecz równie jak i to wszystko, są one
względne". Gdzie jest w takim razie kryterium naszych czynów? Po czym możemy poznać
czy są złe, czy dobre? Po tym, że wszelki czyn mentalny, astralny, czy fizyczny,
zmierzający do ograniczenia jakiejkolwiek istoty w jej ewolucji jest zły, gdyż sprowadza
cofnięcie się. Wszelki czyn, zmierzający do usunięcia ograniczeń, do ułatwienia i
przyspieszenia ewolucji jakiejkolwiek istoty, do zbliżenia do Boga — jest dobry. Takie jest
określenie Dobra i Zła. Jednym słowem Dobro lub Zło nie są realnością bezwzględną,
tylko kierunkiem lub dążnością. Kilka przykładów ułatwi \\arn zrozumienie dokładnie mej
myśli.
Przykład, na który zwracam uwagę mych słuchaczy, to rodzaj odżywiania. Ludzie Zachodu
przeważnie nie zdają sobie sprawy, jak bardzo szkodzą swojej ewolucji przez ciężkie
pożywienie, które uważają za niezbędne dla normalnego podtrzymywania zdrowia
fizycznego. Jadać mięso zwierzęce jest zarazem dobrze i źle. Mogę was zapewnić, że
byłaby to dla mnie osobiście rzecz bardzo zła; straciłbym na tym pod wieloma względami;
przede wszystkim uczucie głębokiego szacunku dla wszystkich form życia, uczucie,
odziedziczone po przodkach, przytępiłoby- się we mnie. gdybym pozwolił swoim bliźnim
zabijać zwierzęta na pokarm dla mnie. Co więcej, me najsubtelniejsze uzdolnienia
przyćmiłyby się, a moja niższa natura stałaby się trudniejsza do opanowania. Ale ten sam
czyn byłby bardzo dobry- dla ludożercy-. Moglibyście mu powiedzieć z całą pewnością:
„Patrz na te piękne jelenie, na wszystkie dzikie zwierzęta. Mięso ich jest smaczne; idź
ścigaj je, będzie to dla ciebie zdrowe i szlachetne. Jeśli w tym zasmakujesz, wyrzekniesz
się zjadania swoich bliźnich".
I gdyby wam się udało go do tego przekonać, zawdzięczałby wam postęp w swojej
ewolucji. Podobnie, wielożeństwo, stanowczo złe dla mędrca, byłoby prawie dobrem dla
wielu współczesnych ludzi cywilizowanych, gdyż pod przykrywką jednożeństwa, z którego
są dumni, żyją w haniebnej rozwiązłości. Jawne wielożeństwo byłoby lepsze z wielu
względów od wyuzdania, które wprowadza rozkład i jad we współczesne społeczeństwo.
Nawet w wielkich religiach znajdziecie czasem przepisy, na pozór dziwne; lecz
zrozumiecie je doskonale, wiedząc, że stosują się tylko do pewnych kategorii jednostek.
Nie ma ogólnego prawa dla wszystkich. Przypuśćmy, że dla nas ostatecznym dobrem
byłoby poznanie Najwyższej Inteligencji Duchowego Słońca, ośrodka całego systemu.
Ideał ten jest dla nas najwyższy-, jakiego możemy pragnąć. Lecz dla istot żyjących w
sferach jeszcze wyższych, niż to duchowe Słońce, byłoby to ograniczeniem, a więc złem.
Czyż nawet Prapierwiastek nie jest ograniczeniem dla Absolutu? Filozofia hinduska powie
wam wtedy, że wszystko, co istnieje jest dobrem lub złem, zależnie od obranego punktu
widzenia.
Wynika stąd, że chcąc ustalić najogólniejszą klasyfikację naszych czynów, naszej Karmy,
należy rozważyć ich następstwa dobre lub złe, obiektywne i subiektywne (tj. skutki
naszych czynów, wywarte, z jednej strony na nas samych, z drugiej zaś. na otaczający
świat) we wszystkich trzech światach: fizycznym, astralnym i mentalnym.
Jednym słowem, każda istota działająca przez ogół swoich czynów, wpływa na siebie i na
swoje otoczenie, przetwarzając nieustannie jedno ł drugie.
Każdy sam wytwarza swą własną naturę i otaczające warunki, może chwalić lub ganić
tylko sam siebie, gdyż sam stanowi o swoim losie i tworzy przeznaczenie. Wszystkim zaś
rządzi Prawo Powszechnej Sprawiedliwości.
Zaś owe doskonałe Prawo jest w istocie swojej jednym z Władcą i Panem Wszechświata,
bowiem: „Odda On człowiekowi wedle jego dzieł. Nie łudźcie się, nie wolno nikomu
naigrywać się z Boga, gdyż co człowiek posieje to samo zbierze".
Nie ma większej Prawdy ponad stwierdzenie: sami tworzymy swoje przeznaczenie, nasze
życie rozwija się z kłębka, który snujemy własnymi rękami.
Nasz obecny stan nie wynika z przypadku ani też z kaprysu jakiegoś despotycznego Boga,
stworzonego dowolnie przez nas na obraz i podobieństwo nasze. Zdajmy sobie z tego
sprawę, a staniemy się wolnymi ludźmi! Z żebraków, jakimi byliśmy dotychczas, zmienimy
się w obywateli Wszechświata. Poznacie też wtedy, że wasza przyszłość jest w waszym
ręku; od was zależy urobić ją według własnej woli. „Jeśli cierpię dziś, to dlatego, że w
przeszłości łamałem Prawo. Mogę winić tylko siebie: ze spokojem i męstwem będę
stawiać czoło wszystkim pozornym niesprawiedliwościom, które dziś znoszę". Tak mówi
człowiek, który zrozumiał swoje położenie. Kroczy on swoją drogą z podniesionym czołem,
cierpliwy wobec teraźniejszości — skutku fatalnej przeszłości — pełen nadziei i ufności w
przyszłość swobodną, którą sam sobie gotuje. Człowiek zależny od siebie samego,
niepodległy- i ufając sobie, cierpimy i mężny — oto wynik zdrowego zrozumienia Karmy.
Pozostaje nam zbadać w następnym wykładzie, dlaczego człowiek związany jest z Karmą,
i w jaki sposób może stopniowo zdobyć wolność.

Wykład ósmy
Karma
(ciąg dalszy)
W ostatnim wykładzie starałem się wyjaśnić, że wszystko, zarówno w naszej wewnętrznej
naturze, jak i otaczających nas warunkach, jest wynikiem naszej Karmy, naszego
działania. Wskażę wam teraz Prawo, które pozwoli nam lepiej ogarnąć działanie Karmy w
ewolucji człowieka.
Naturalnym dążeniem każdej przyczyny (każdej działalności) jest wywołanie
bezpośredniego i natychmiastowego skutku. Jeśli poruszę ręką, fale wibracji, natychmiast
wprawione w ruch, dążą do niezwłocznego wpływu na wszystko wokoło. Tylko opór
środowiska (opór wywołany działaniem, czyli przyczyną przeciwstawną), przeszkadza
bezpośredniej realizacji tego dążenia. Przyczyny dążą więc do wywołania bezpośrednich
skutków-, lecz nie zawsze to osiągają; inaczej można by myśleć, że obecna chwila wynika
wyłączne z chwili poprzedniej. Tak byłoby istotnie, gdybyśmy nie wytwarzali co chwila
przyczyn przeciwstawnych, które logicznie biorąc, nie mogą wytwarzać swoich skutków
jednocześnie. Jeśli włożę golą rękę w ogień, natychmiast się sparzę. Lecz jeśli zawczasu
czymś ją ochronię, moja ręka nie sparzy się od razu; przedtem bowiem ogień będzie
musiał zniszczyć powłokę ochronną. I tak, skutek każdej przyczyny, normalnie powinien
następować niezwłocznie; lecz opóźnia się, jeśli jednocześnie wchodzi w grę jakaś
odwrotna przyczyna. Jest na to wiele przykładów, spotykamy je na każdym kroku. I tak
kiełkowanie ziarna opóźnia się W naszym klimacie, wskutek zimowych śniegów i mrozów.
W krajach, gdzie nie ma zimy, ludzie z łatwością zbierają dwa plony do roku.
Prawo to przejawia się w całym naszym życiu. Nieustannie, bez chwili przerwy,
gromadzimy przyczyny, które zawsze dążą do skrępowania nas. sprowadzając skutki, jeśli
tylko nadarzy się odpowiednia okazja. Lecz na-Ile działania są zwykle tak sprzeczne, że
tylko rzadko niektóre z nich harmonizują ze sobą. Gromadzimy więc w przeciągu naszych
istnień całe stosy przyczyn, których skutki nie mogą od razu się przejawić. Te przyczyny
stanowią to, co nazwać by można technicznie Karmą nagromadzoną, po sanskrycku:
Sanchita Karma. Karma utajona.
Zaś Karma, której skutki przejawiają się obecnie w naszej naturze, w naszym charakterze,
w warunkach naszego życia — otrzyma nazwę Karmy czynnej, czyli: Prarabdha Karma. Ta
część naszej Karmy określa kierunek naszego teraźniejszego życia, zobaczymy następnie
w jaki sposób odbywa się selekcja, czyli właściwy jej dobór.
Wreszcie nową Karmę, rodzącą się co chwila z naszych rozlicznych działań, można
nazwać Karmą powstającą, czyli: Kriyamana Karma.
Karma ta przedstawia potęgę twórczą człowieka, rękojmię jego wolności. Przekonamy się
dalej, w jaki sposób, za pomocą świadomie kierowanego działania, uczeń może zmienić
własne przeznaczenie (Prarabdha) aż do jego zupełnego unicestwienia. Może on również
uruchomić swoją Karmę utajoną (Sanchita) i w kilku krótkich wcieleniach spłacić drugi,
które w przeciwnym razie, sprowadzałyby go na Ziemię przez niezliczone wieki. Zależnie
od tego, czy daje się ona pogodzić, czy też nie z naszym teraźniejszym postępowaniem,
zalicza się do jednej lub do drugiej z dwóch poprzednich kategorii.
Żyjemy zatem pod wpływem podwójnego kompleksu Karmy; jedna utajona, oczekuje
sposobności przejawienia się; druga wytwarza w danej chwili bezpośrednie skutki.
Zrozumiemy teraz, że nagromadzona Karma może, z braku sposobności, przenosić się z
jednego życia na drugie i pozostawać utajona nawet w przeciągu wielu wcieleń, by
zakiełkować wreszcie jak ziarno, znajdowane w egipskich sarkofagach, jeśli tylko znajdzie
się w sprzyjających okolicznościach.
Z tego rozległego zasobu muszą być wybierane przyczyny, przeznaczone do rządzenia
poszczególnym wcieleniem; przyczyny, które mając przejawić się jednocześnie w
istnieniu, jakie się przygotowuje, nie powinny oczywiście wykluczać się wzajemnie.
Nie zapomnijmy zaliczyć do tego zasobu Karmy, wytwarzanej przez istotę w okresie
następującym po każdej śmierci fizycznej. Jest to jeden z najważniejszych czynników,
ponieważ swoją działalnością w sferze astralnej i mentalnej człowiek przetwarza w sobie
dobre lub złe skłonności i egoistyczne żądze swojego ziemskiego życia. Widzieliśmy już,
że nawet nowa Karma może się wytworzyć w wypadku, gdy pobyt istoty w sferze astralnej
przedłużył się sztucznymi sposobami.
Kto więc dokonuje tego wyboru? Potęgi, które nazwać możemy, jeśli to określenie wam się
spodoba Prawami doboru kosmicznego. Nieustannie dostrzegamy w przyrodzie działanie
analogicznych praw. Zasadźcie drzewo i dostarczcie mu najrozmaitszych składników, z tej
mieszaniny drzewo wybierze tylko to, co jest mu potrzebne do wzrostu i budowy; reszta
zostanie odrzucona.
Przekonacie się, że wszędzie, gdziekolwiek istnieje życie, istnieje też zawsze i wybór.
Życie zaś jest wszędzie i we wszystkim, wprawdzie pod różnymi postaciami, lecz zawsze
kierowane prawami doboru. Człowiek nie stanowi tu wyjątku.
Otóż powyższe prawa można uważać również za czynniki działające, za Istoty lub
Władców subiektywnych. Bo między Prawem a Istotą, która jest jego wyrazem, nie ma
żadnej zasadniczej różnicy. Wiemy o prawie tylko to, że jest ono pewnym trybem
metodycznego działania. Pomyślcie o jakimkolwiek prawie; nie możemy wyobrazić go
sobie inaczej, jak pod postacią działania. A przy działaniu, jak widzieliśmy wyżej, musi
zawsze istnieć jakiś czynnik działający, jakaś działająca istota. Ten sam obiekt
przedstawia nam się jako działanie, czyli Karma lub jako Istota zależnie od obranego
punktu widzenia.
Kto z was mnie nie zna? Gdy mówię do was, wasze zmysły uderza cały szereg zdarzeń,
których skutek nazywacie: dźwiękiem, barwą itd. Które z tych wrażeń jest mną samym?
We mnie, jak i w całym wszechświecie, dostrzegacie zawsze tylko pewien zespół
prawidłowych działań, dostrzegacie tylko pewne Prawo. Istota rzeczy jest dla was
wszędzie nieuchwytna, z wyjątkiem w was samych. Jeśli idzie o mnie, wnioskujecie przez
analogię o obecności jakiejś istoty, to jakie macie prawo wnioskować odmiennie o
czymkolwiek? Z waszego punktu widzenia — Prawa Przyrody są tylko prawidłowością
działań, wiem o tym dobrze; lecz gdybyście się postarali stanąć na ich subiektywnym
stanowisku, wówczas mielibyście zupełną podstawę uważać je za Istoty. Prawo
kosmiczne i Istota kosmiczna to jedność.
Jak wszystkie inne prawa, prawa doboru karmicznego są ze stanowiska subiektywności,
Istotami. W sanskrycie Istoty te noszą zbiorową nazwę: Lipika, tj. registratorzy, wielcy
rachmistrze, prowadzący rachunki Wszechświata. Jedno z chrześcijańskich określeń
Syna. siedzącego po prawicy Ojca. sądzącego ludzi wedle ich dzieł, i odsyłającego
wszystkich na zasłużone miejsce, zdaje się mieć wiele wspólnego z tym pojęciem.
Czyż taka Istota nie jest zaprawdę prawą ręką Ojca, Wykonawcą Prawa, pomocnym
Władcą i wielkorządcą Wszechświata? Bądź co bądź, Lipika, czyli prawa doboru
karmicznego, wybierają z nagromadzonej Karmy jednostki, czynniki możliwe do
zharmonizowania w jednym wcieleniu; czynniki te określają kierunek linii wytycznej,
według którego ma się poruszać dana istota, o ile nie wprowadzi w grę żadnej inicjatywy
osobistej, samorzutnej.
Bo w każdej chwili Wola człowieka może wprowadzić nowe czynniki w równanie jego
życia, zmieniające nieustannie wypadkową Karmy przeszłości. Jest to zasadnicza różnica
miedzy niższymi królestwami przyrody, a człowiekiem. W niższych królestwach, gdzie
Wola indywidualna jeszcze się nie rozwinęła, istota jest nieodwołalnie pchnięta wzdłuż linii
wykreślonej przez jej dawniejsze czyny; jest związana przez Los. Lecz Wola człowieka,
zaledwie urodzona, wystarcza już, by zmieniać ów Los w Wolność, gdyż od chwili swojego
pojawienia się, daje mu możliwość zmieniania w każdej chwili kierunku, wypadkowej
Karmy przeszłości. Ci, którzy wiedzą co oznacza w mechanice „składanie się sił"
zrozumieją to natychmiast. Przeznaczenie (Los) przedstawia wypadkową wszystkich sił,
wprowadzonych w grę czynnie lub rządzących osobnikiem aż do chwili obecnej. Jeśli się
nie wmiesza żadna nowa siła, życie podąży w kierunku tej wypadkowej. Lecz pojawienie
się Woli wprowadza właśnie w ruch nowe siły, które zmieniają co chwila fatalną
wypadkową. Mądrość oświeca nas w końcu, wskazując nam siły poprzednio nieznane, a
możliwe przez nas do użycia i pozwala nam, dzięki świadomemu dobieraniu tych sił,
zmienić kierunek tej wypadkowej lub nawet zupełnie ją zniweczyć. Karma, wyznaczająca
jakieś wcielenie może tu być uważana za główną wypadkową, pozwalającą
przepowiedzieć prawdopodobną przyszłość jednostki. Lecz ta wypadkowa da się zmienić,
tym bardziej, im więcej Mądrości i Woli posiada jednostka. Istnieje pewne przysłowie,
bardzo dobrze znane astrologom: „Mędrzec kieruje swą gwiazdą, człowiek ciemny ulega
jej wpływom całkowicie".
Słusznie powiada Edgar Poe: „Bóg — skrępowawszy Naturę więzami przeznaczenia —
pozostawił Wolność ludzkiej Woli. Człowiek, pozbawiony Woli jest wciąż niewolnikiem
Fatalizmu, jak zwierzę". Możemy już w tym dostrzec rozwiązanie dręczącego zagadnienia,
tak zawiłego na pozór, fatalizmu i wolnej woli. Sprzeczność tych pojęć jest tylko pozorna,
oba są względnie prawdziwe. Konieczność rządzi istotami, które nie posiadają własnej
woli; są one fatalistyczne przeznaczone do wykonania pewnych czynów. Ludzie,
obdarzeni wolą, mogą mniej lub więcej zmieniać tę konieczność, zależnie od siły swojej
woli lub umiejętności jej użycia. Wreszcie Istoty, w których tak Wola, jak i Mądrość
rozwinęły się już całkowicie, są najzupełniej wolne. I tak, wszystkie te, a różne rozwiązania
jednego problemu są prawdziwe, każdy na swoim stopniu. Istnieje też wolność absolutna,
lecz tylko dla człowieka, który poznał Prawdę — czyli świadomie zjednoczył się ze Źródłem
Istnienia — istnieje wolność względna dla tego, kto rozwinął swoją wolę do pewnego
stopnia; istnieje wreszcie niezmienny Los, wiążący wszystko, co nie posiada woli.
Zrozumcie to dobrze: wasza wzmagająca się wola pozwoli wam zmienić do pewnego
stopnia wasze przeznaczenie; a jeśli osiągniecie Mądrość, będziecie mogli zniweczyć
całkowicie olbrzymi zasób Karmy, nagromadzony przez was od wieków; obrócić go w
popiół i wyzwolić się ostatecznie z tych pęt, na pozór tylko wiecznych. „Poznajcie Prawdę
— mówił Chrystus — a Prawda was wyswobodzi".
A co jest tą Prawdą oswobodzicielką, jeśli nie Jedyna Rzeczywistość, Sat, której pełne
poznanie w Sobie samym, jako jednej ze źródłem przez istotę, dosięgającą szczytu swojej
długiej pielgrzymki, wyraża się w tych najwyższych słowach:
„Ja jestem tym".
„Nie masz nic na świecie poza Jedyną Rzeczywistością, zaś ja jestem jednym z Nią", czyli
mówiąc inaczej: „Ojciec Mój i Ja jesteśmy Jednym".
Taka jest ostateczna prawda. Określa ją jeden z wielkich hinduskich filozofów w
następujących słowach:
„Prawdę, którą komentowało tysiące tomów, wyrażę w jednym wierszu: Brahman, jedyny
Absolut jest prawdziwy. Wszechświat zawsze jest zmienny, nierzeczywisty, jego istnienie
jest tylko względne; a człowiek w swojej najgłębszej istocie jest Bogiem. Nic więcej".
Celem ewolucji człowieka jest więc urzeczywistnienie swojej rdzennej Boskości,
utożsamienie się z Jedyną Rzeczywistością. Takie jest znaczenie słowa „poznać", którego
używa Chrystus, gdy mówi: „Poznajcie Prawdę..."
Gdy się dopełni najwyższe Zjednoczenie, człowiek wyzwala się ostatecznie z więzów
przyczynowości; „zbawienie" jego zostało zdobyte, zbawienie, do którego jedyną drogą
jest owo najwyższe Zjednoczenie. Tak zawsze nauczali wszyscy Mistrzowie. Ludzkość
dąży ku swojemu celowi Wzniosłą hierarchią, gdzie Wolność wzrasta w miarę Mądrości.
Tak się przedstawia, w krótkim streszczeniu, te parę pojęć, niezbędnych do zrozumienia
Karmy. Jedyną Prawdą, która trwa wiecznie, jest niezłomne Prawo Przyczynowości.
Co do fatalizmu nie jest on prawdziwy bezwzględnie; istnieje realnie tylko dla tych, którzy
nie mają własnego czynu. Najsłabsza wola wystarcza, by zmienić kierunek życia danej
istoty, a dzieje się to nie poza Prawem lub wbrew Prawu, lecz zgodnie z nim, a nawet
dzięki niemu. Gdyby nasza ewolucja nie była rządzona Prawem, jakże moglibyśmy z całą
pewnością pracować nad naszym wyzwoleniem? Gdybyśmy nie byli pewni, że od podstaw
aż do szczytu drabim', pewna określona przyczyna wywołuje zawsze równie określony
skutek, jakże moglibyśmy kierować kroki ku przybytkowi wiecznego spokoju?
Jedynie Prawo zabezpiecza nam wolność. Mocą tego prawa, przyczyn} niewolnictwa
wytwarzają niewolę, lecz jeśli te przyczyny przestaną być wytwarzane przez nas samych,
to samo Prawo skruszy niechybnie nasze okowy. Prawo jest wszędzie i we wszystkim.
Zaprzeczyć mu, to jest otworzyć wrota przypadkowi, a „przypadek" jest tylko słowem
powstałym przez niewiedzę; w słowniku Mędrca słowo to nigdy nie istniało.
Wynika z tego, że Wola i Mądrość mogą nas wyzwolić dzięki Prawu, dzięki Karmie. Czyż
to nie Karma nas wiąże? Zaiste, nie! Karma jest tylko kołem przyczyn i skutków, kołem,
obracającym się bez spoczynku, bez wytchnienia, od zarania do zmierzchu
Wszechświata. Tylko my sami skuwamy siebie z tym kołem; nasze własne żądze — oto
nasze okowy. Nasze żądze są myślami i energiami, które przybierają w astralnym świecie
kształty konkretne i namacalne. Wy tych kształtów nie dostrzegacie, lec/ ten, czyje oczy są
otwarte, widzi je rozproszone po wszystkich krańcach świata przez chciwą wolę ludzi
ambitnych i egoistycznych.
Należy zatem wyzwolić się od żądzy, jeśli pragniemy przeciąć pęta wiążące nas z kołem
narodzin i śmierci. Oswobodzić się od żądzy możemy jedynie, wyzbywając się zupełnie
egoizmu, pojęcia wyłączności i oddzielności. „Ja jestem tutaj — ty tam, ten przedmiot jest
odrębny od nas obu, ty musisz go nie mieć, abym ja go miał"...stąd rodzą się zawiść,
zazdrość i wszelkie odmiany nienawiści. Mogę pożądać tylko tego, co jest odmienni ode
mnie, co nie jest mną, a jeśli wiem, że przedmioty mej świadomości są we mnie, i że wre
mnie samym jest istota wszelkiej rzeczy, żądza sama przez się znika, a łańcuchy opadają.
Całkowite wyzwolenie jest jedno znaczne z doskonałą Mądrością; dopóki nie wydobędzie
się i nie urzeczywistni w nas owa Mądrość, możemy tylko kierować swoje życie według
najodpowiedniejszej wypadkowej, pracując nieustannie nad stopniowym wykorzenieniem
egoizmu, nad zburzeniem muru, dzielącego nas od naszych braci i od Boga. Życie ofiarne
i bezinteresowne jest nieodzownym warunkiem duchowego wzrostu. Tu widzimy próżność
ludzkiej nauki, czysto intelektualnej. Ilu wykształconych ludzi przechodzi przez życie
podobnie do życia muła, objuczonego paczkami. Dążąc do prawdziwej Mądrości, musimy
się wyzbyć gniewu, ambicji, egoizmu, tylko wówczas będziemy mogli stopniowo rozwinąć
ukryte w nas Boskie władze, które rozproszą w nas wszelki mrok ułudy. „Czyste serce
przenika Niebo i Piekło". Nie ma większej prawdy. Przypomnijcie sobie również słowa
Ewangelii: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą". Niestety!
Jakże nieliczni są ci, którzy zbliżają się do nas, kierowani czymś więcej, niż prostą
ciekawością! Czyż nie ma wśród moich czytelników takich, u których żądza rozwinięcia w
sobie niezwykłych władz, spowodowała to, że sięgnęli po niniejszą książkę, ludzi
ambitnych, tą ambicją subtelniejszą, rozleglejszą i nieraz bardziej niebezpieczną,
zwłaszcza dla nich samych, od pospolitej chciwości materialisty? Inni czytają, by mieć na
kilka dni temat do rozmów.
Jakże szczupła jest liczba tych, których ideałem jest czystość życia, czystość charakteru i
całkowita bezinteresowność.
Być gotowym na wszystko, by pomóc ludzkości, nie myśląc nawet o własnym wzroście
duchowym; — to wydaje się niejednemu zbyt trudne. Lecz jeśli nie zadowolicie się tylko
moimi wykładami i zechcecie zdobytą tu wiedzę zastosować w życiu praktycznie — owa
zupełna bezinteresowność będzie pierwszym, a niezbędnym warunkiem, złotym kluczem,
bez którego będziecie na próżno stukać do bramy tajemnic. Czy jesteście gotowi do tego
całkowitego wyrzeczenia się? Jeśli nie, to moje nauki są dla was tylko pustymi frazesami,
nic więcej: wasza godzina jeszcze nie nadeszła. Gdy kiedyś jasność zabłyśnie w waszym
umyśle, może wam się przypomną...
Dotychczas staraliśmy się zrozumieć życie. Nasze badanie pozwoliło nam wywnioskować,
że istnieje Jedyna Rzeczywistość, poza którą wszystko jest tylko przelotnym cieniem.
Człowiek w swojej istocie jest Jednym z Bogiem. Cierpi on dziś w niedoli, gdyż oślepia go
zasłona ułudy.
Lecz ukryta w nim potencjalnie Boskość przejawi się, jeśli tylko oswobodzi się od złudy i
uwolni się z olbrzymiego Łańcucha Karmy, który sam lobie ukuł w przeszłości własnymi
czynami, słowami i myślami.
Oto cel. Dowiemy się w naszym następnym i ostatnim wykładzie, w jaki sposób można
pracować dobrowolnie nad jego osiągnięciem, poprzez świadome kierowanie naszymi
czynami.
Uwaga. Niektórzy uznając teorię Karmy, lecz nie pojmując jej, nabierają oschłości serca.
„Jeśli ten człowiek cierpi — powiadają — to dlatego, że na cierpienie zasłużył. I po co go
wspomagać? Na co mógłbym odpowiedzieć, że jeśli temu człowiekowi nadarza się
sposobność otrzymania od was pomocy, to widocznie na tę pomoc zasłużył, a jeśli wy
świadomie opuszczacie tę sposobność dobrego uczynku — zawiniliście. Zawsze możemy
pomóc bliźniemu do zmiany kierunku jego życia. Jeśli nie zdołamy przyjść mu z pomocą
materialną (czasami jest lepiej tego nie robić) to przynajmniej nasze współczujące myśli
mogą mu być podporą moralną, która, aczkolwiek niewidzialna, jest rzeczywista. Nigdy nie
traćcie z oczu określenia Dobra i Zła. Przychodzicie z pomocą istotnie waszym bliźnim
tylko wówczas, gdy ułatwiacie im ich prawdziwą ewolucję, ewolucję duszy, bez względu na
wszelkie pozory. W ogóle Karma nie zwalnia nas bynajmniej od pomagania bliźnim,
zarówno jak nam nie przeszkadza pomagać sobie samym.

Wykład dziewiąty

Ścieżka doskonałości
Dotychczas staraliśmy się zrozumieć, w sposób nader elementarny, teoretyczną część tej
wielkiej filozofii, głoszonej od tylu wieków w Indiach. Teraz postaram się wytworzyć w was
pojęcie o jej praktycznym zastosowaniu. Mówiłem wam na samym początku, że filozofia
hinduska jest nauką eksperymentalną; powtarzam to raz jeszcze. Mądrość mych przodków
jest zgolą niepodobna do filozofii spekulatywnej współczesnej Europy, tego obszernego
gmachu intelektualnych hipotez, opartych na kilku danych, zaczerpniętych z jednej tylko
sfery fizycznej. U nas rozumowe dociekanie gra podrzędną rolę. Niemniej przekonanie
intelektualne zajmuje w naszej filozofii należne sobie miejsce, gdyż ważne jest, by
najpierw pojąć logiczne prawdopodobieństwo przyjmowanych teorii. Przekonanie to
umacnia się później przez świadectwo Mędrców, którzy widzieli i sprawdzili to sami.
Lecz przekonanie intelektualne jest tylko pierwszą fazą, wstępem do Filozofii i Mądrości
Wschodu, która rozpoczyna się właściwie dopiero tam, gdzie się kończy filozofia
nowoczesna.
Bo jeśli, pomimo całej trudności przedsięwzięcia, nie postanowimy sami wejść na ścieżkę,
na której poprzedzili nas Mędrcy, których jednogłośne świadectwo wzmocniło naszą wiarę
— będziemy skazani na długotrwały zastój. Wiara bez uczynków jest martwa. Ta wstępna
wiara — rezultat badań teoretycznych, nakreślonych w poprzednich wykładach, da się
streścić w paru słowach:
Jedyna Rzeczywistość we wszechświecie, Rzeczywistość, której wszystko istniejące jest
tylko jej zjawiskowym przejawem.
Jaźń człowieka — w swojej istocie jest jednym z Tym.
Celem życia jest — urzeczywistnianie w czynie tej zasadniczej, rdzennej tożsamości.
Sposób osiągnięcia tego celu będzie zajmował nas w obecnym wykładzie. Samo już
określenie naszego przedmiotu wystarcza do wskazania Warunku, bez którego
niepodobna go osiągnąć.
Te trzy słowa: Postęp ku Jedności — dają nam bezpośrednio podwójny klucz, otwierający
wejście na „wąską ścieżkę".
1. Postęp... — Widzieliśmy, że prawem powszechnym jest Działanie (Karma), ruch.
Działanie jest identyczne z istnieniem. Jeśli nie możemy istnieć bez działania, to tym
bardziej nie możemy postępować naprzód. Jeśli dziś jesteśmy tutaj, to dlatego, że nasze
działania harmonizują z działaniem środowiska, w którym żyjemy. Do zmiany, do
podniesienia się lub obniżenia, wystarczy działać odmiennie. „Co jest do siebie podobne —
łączy się ze sobą". Jeśli w naszym obecnym środowisku zmieniamy postępowanie,
zastosowując je do środowiska, w którym pragniemy się znaleźć — to będziemy popchnięci
samą silą rzeczy, ku temu nowemu środowisku.
Jeśli ryba, znalazłszy się wskutek swoich poprzednich działań na pewnej głębokości,
zmieni objętość pęcherza pławnego, stosownie do głębokości, na której pragnie być, to
zostanie uniesiona fatalistycznie, samą silą rzeczy na tą nową głębokość.
Dla niejednego jest to fakt, stwierdzony doświadczeniem. Zresztą wszystkie części naszej
istoty rozwijają się przez metodyczne spożytkowanie naszych czynności, przez
powtarzające się działanie, a natura moralna podlega temu prawu, na równi z myślową lub
z systemem muskularnym. Bezczynność — to zastój, to śmierć. By wzrastać trzeba działać
— innej metody nie ma.
Jak dalej zobaczymy, w naszych czynnościach idzie nie o zmianę formy zewnętrznej, lecz
o zmianę ich wewnętrznej pobudki. Te same czynności, które, wykonane były w celu
egoistycznym, zatrzymują nas nieskończenie długo na utartych drogach w zastoju,
dźwigają nas, jak potężne skrzydła i unoszą poza obręb niedoli, jeżeli mają na celu dobro
powszechne, a nie osobiste. Wynik owej przemiany naszych pobudek może uwidocznić
się nie od razu, jednak jest on nieunikniony i przejawia się fatalistycznie, jeśli tylko
przezwyciężymy przeszkody, powstałe z naszych po przednich działań, czyli, gdy się
wyczerpie nasza „zła Karma".
2. ...ku Jedności.
Różnorodność, odrębność istnieje we wszystkich sferach przejawionego świata, lecz
nigdzie poza tym. Chcąc iść do celu, do Jedności, ten podział musi zniknąć; innymi słowy
— powinniśmy usunąć egoizm z naszej natury. Życie bezinteresowne jest zatem
nieodzownym warunkiem duchowego wzrostu. Egoizm, instynkt wyłączności wyznacza
nam stanowisko tylko w dziedzinach rozdzielności. Dla osiągnięcia punktu centralnego,
musimy koniecznie pozbyć się owego pojęcia podziału, wyłączności. Bowiem egoizm rodzi
żądzę, jedno nie da się pomyśleć bez drugiego, zaś żądza przywiązuje nas do
poszczególnych przedmiotów, skuwa nas potężnym węzłem z kołem narodzin i śmierci.
Żądza zaślepia naszą zdolność poznawania i uwodzi w królestwo ułudy, gdzie wszystko
się widzi na opak, w ten zawiły labirynt czasu i przestrzeni, gdzie każda rzecz wydaje się
różna od innych. Należy więc zwalczyć żądzę, o ile chcemy poznać Prawdę i zdobyć
Wolność.
Oto dokładnie streszczony, podwójny warunek wznoszenia się istoty ludzkiej ku
doskonałości:
Wzrastać przez Czyn — bez egoizmu, bez żądzy, bowiem egoizm rodzi żądzę, zaś żądza
wytwarza cierpienie, smutek, ból cały aparat niedoli. Sam egoizm jest tylko wynikiem
nieświadomości, nieznajomości tej Prawdy, że istnieje tylko jedna Rzeczywistość, i że w
istocie: „Ja jestem Tym — Ty jesteś Tym" — ty, biedny niewolniku złudzeń, umarły, płaczący
po swoich umarłych w pustyni żywota, ty jesteś w istocie swojej Bogiem. Gdybyś mógł tę
prawdę wyryć w swoim sercu, same runęłyby te złudne odgraniczenia, będące źródłem
twego smutku i cierpień. Twoja niewiedza jest przyczyną twego egoizmu, zaś egoizm
przyczyną twej nędzy. Gdy się w tobie urzeczywistni „Tożsamość", będziesz mógł,
człowieku doskonały, powiedzieć z Chrystusem: „Ojciec mój i Ja jesteśmy Jednym".
Gdyby to nie było celem, wskazanym ci przez Mistrza, po co mówiłby tobie i twoim bliźnim:
„Bądźcie doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec". Czy myślisz, że wskazuje ci coś, co
jest niemożliwe? Czy ośmieliłbyś się twierdzić, że Jego słowa są próżne? Ostateczną
właściwą przyczyną wszystkich naszych nędz i cierpień jest niewiedza — nieświadomość
faktu, iż jesteśmy jednym z Całością. Niewiedzę tę należy zwalczyć przez stopniowe
rozszerzanie naszej świadomości; to właśnie nazywamy wzrostem człowieka. Człowiek
różni się od zwierzęcia, a zwierzę od rośliny, tylko stopniem rozwoju świadomości.
Boskość równa Sobie Samej śpi ukryta głęboko w łonie zimnego kamienia. Gdy budzi się
coraz bardziej, w miarę „rozwijania się", ujrzycie, jak niezmienna w swojej zasadniczej
treści, przejawia się jednak coraz szerzej i wyraźniej poprzez powłoki wciąż doskonalsze;
z kamienia przechodzi W roślinę, z rośliny w zwierzę, ze zwierzęcia w człowieka, z
człowieka W anioła, w nadczłowieka, w Mistrza. Szczytna hierarchia ciągnie się jeszcze
dalej, ponad wszelkie pojęcie dostępne naszej ciasnej umysłowości, aż do tronu
niewysłowionego Boga, w całkowitym Jego przejawieniu. Tak, od krańca do krańca, wzrost
jest tylko stopniowym wyzwalaniem, rozchylaniem się Boskiej Potęgi, całkowitej, a
przebywającej w ukryciu we wszelkiej stworzonej formie. To właśnie oznacza wyraz
„ewolucja". Zaś ewolucja jest tylko dalszym logicznym ciągiem, drugim aktem boskiego
Stworzenia, koniecznym wynikiem inwolucji, przez którą: „Słowo stało się Ciałem", a w
której Jedyna Najwyższa Istota przybrała na siebie tajemnicze zasłony, aż do wytworzenia
tej ostatecznej ułudy: sfery fizycznej.
Zaś owo wyzwolenie, owa ewolucja na wszystkich szczeblach drabiny, dokonuje się
poprzez działanie. Działanie i przeciwdziałanie wywołują przejaw wszystkich cech,
ukrytych w danej istocie. Czyż nawet nasze zmysły nie rozwijają się dzięki oddziaływaniu
na nas sił zewnętrznych?
Nauka przypuszcza, że funkcja tworzy organ; gdy funkcja ustaje — organ ulega zanikowi;
świadectwem tego są ryby w podziemnych jeziorach. Działalność jest więc niezbędna, a
ponieważ uznajemy, że wszelki dalszy wzrost, następny, wyższy ponad człowieka
indywidualnego, powinien dążyć już nie ku oddzielności (jak w królestwach niższych) lecz
ku Jedności. Egoizm jest potrzebny we właściwym miejscu ewolucji, jak zresztą wszystko
inne. Dzięki niemu tworzy się indywidualność, ta indywidualność ludzka, najdalszy kres
zróżnicowania. Po osiągnięciu tej granicy egoizm powinien zanikać, gdyż traci rację bytu.
Z dobra którym był, staje się złem, przeszkodą w dalszej ewolucji istoty. Działaniu temu
musi nieodzownie towarzyszyć zniszczenie egoizmu i jego rezultatu — żądzy.
Te dwa czynniki powinniśmy łączyć w swojej naturze; na pierwszy rzut oka sprzeczne,
gdyż dla większości ludzi pobudką działania jest tylko żądza; pragnienie i stłumienie w
nich tego pierwszorzędnego bodźca równałoby się ustaniu wszelkiej czynności. Należy
jednak to przeciwieństwo rozwiązać, inaczej bowiem nie moglibyśmy marzyć o
rozszerzeniu naszej ludzkiej świadomości aż do dziedzin transcendentalnych
Wszechświata. W miarę umiejętności władania tym podwójnym kluczem Mądrości —
wzrastać będzie prosto, jak kwiat pod promieniami słońca, nie myśląc nawet o wzrastaniu.
Jest to pierwszy krok do wszelkiego poznania doświadczalnego. Jeśli chcecie sprawdzić
sami rzeczywistość świata transcendentalnego, musicie rozwinąć waszą świadomość,
przenosząc stopniowo stan świadomy ku pierwiastkom coraz to wyższym tak złożonej
natury ludzkiej, a na to zaś trzeba, pozostając w pełni czynu i działalności, oczyścić się
całkowicie ze wszystkiego, co interesowne i egoistyczne. „Błogosławieni czystego serca,
albowiem oni Boga oglądać będą".
Najwyższa to prawda, istotnie niepodobna nic przedsięwziąć bezpiecznie w drodze
wzwyż, dopóki nie dokonaliśmy tego pierwszego kroku — oczyszczenia, czyli zniweczenia
wszelkiego egoizmu. Jest to punkt, na który niepodobna położyć dość wielkiego nacisku,
za mało powtórzyć go stokrotnie. Wszędzie spotykam ludzi, żądnych wzrostu, dążących
do widzenia rzeczy ponadfizycznych, pragnących dotknąć namacalnie rzeczywistości,
praw transcendentalnych Wszechświata. Owszem, jest to możliwe, lecz wyobrażają oni
sobie, że mogą to wszystko zdobyć w ciągu jednego lub dwóch dni, za pomocą jakichś
tajemnych praktyk.
Jest to smutna pomyłka; nie dokonawszy poprzednio oczyszczenia, nie zdołacie nic
poznać w wyższych królestwach przyrody. Możecie wprawdzie nawiązać do pewnego
stopnia łączność ze światem astralnym, lecz pierwszy lepszy szarlatan może uczynić to
samo. Z całą swą, władzą psychiczną tyle będziecie warci, co pospolity kuglarz wałęsający
się po ulicach i pokazujący swoje sztuczki. Lecz filozofami nie zdołacie być, o ile nie
oczyścicie swojej natury przez czyny bezinteresowne, przez wyzbycie się egoizmu.
Pragniecie wszak poznać Najwyższy Pierwiastek. Jedność pierwszą i ostatnią zarazem; a
Jedność ta jest niedościgła dla istoty, w której trwa jeszcze choćby najmniejsze poczucie
oddzielności. Jedność, panuje w sferze Atmy, we wszystkich innych sferach rządzi
oddzielność. Jakże możecie osiągnąć Jedność, jeśli nie zwalczycie w swojej naturze
wszystkiego, co was dzieli od innych istot. A więc przede wszystkim bezinteresowność i
samoofiarność wymagana jest od ucznia nie z sentymentalnych, nieokreślonych przyczyn,
lecz z niezłomnej naukowej konieczności. Przypomnijcie sobie porównanie matematyczne,
użyte w poprzednim wykładzie. Jak promienie światła, tak istoty pochodzą od jednego
centralnego słońca. Dopóki znajdują się z dala od środka, na jednym z obwodów, mają
świadomość, że oddzielny promień łączy je z centrum. Lecz jeśli zechcą dotrzeć do
samego środka słońca, muszą się wyrzec wszelkiego poczucia oddzielności, gdyż w
centrum koncentrują się wszystkie promienie i wszystkie istoty stanowią tam Jedność.
Jeśli, przejąwszy się głęboko tą ideą jedności, będziemy wieść na świecie żywot czynny,
przekonamy się, że stan naszej świadomości podniesie się stopniowo, najpierw do świata
astralnego, którego obiekty staną się dla nas coraz wyraźniej dostrzegalne. Potem, w
miarę jak ćwiczymy naszą zdolność bezinteresownego działania, czyli służenia — nasza
świadomość wznosi się stopniowo ku sferom Manasu niższego i Manasu wyższego. W
sferze Manasu wyższego zaczynamy spostrzegać i rozumieć abstrakcje, nieuchwytne jako
obiekty dla naszej „normalnej" świadomości. W tej sferze „troistość", na przykład
przejawiająca się tu na Ziemi pod postacią najrozmaitszych trójkątów, jakie można sobie
wyobrazić, przedstawi nam się, jako jedyny i wyraźny obiekt, jako Idea. Dlatego sfera ta
nazywa się po sanskrycku „Arupa" — „bez formy" lub „poza formą", tam bowiem istnieją
pierwowzory, idee abstrakcyjne, przejawiające się następnie w różnorodnych konkretnych
formach w sferach niższych. Dalej wznosimy się świadomością do sfery Buddhi, czyli do
świata duchowego, gdzie mamy równocześnie pojęcie Jedności i odrębności; jest to stan
niewysłowionego szczęścia, gdzie poczucie Jedności i Indywidualności trwają pospołu,
gdzie jesteśmy równocześnie samymi sobą i Wszystkim, co istnieje. Ludzkość będąca w
sferze Manasu wyższego jeszcze podzielona, tu, w sferze Ducha, stanowi jedyną Całość.
Tu istnieje rzeczywista i widoczna podstawa ludzkiego braterstwa, klucz naszej
solidarności. Gdy wreszcie nasza świadomość wzniesie się w sferę Nirwany, Bytu, czyli
Maha-Atma, stajemy się sami sercem, centrum wszelkiego bytu i wszelkiej rzeczy;
czujemy w pełni tożsamość wszystkiego, co istnieje, wyzwalamy się ostatecznie z
podwójnej złudy czasu i przestrzeni, złudy, która może istnieć tylko w sferach wielorakości.
To wznoszenie się naszej świadomości można osiągnąć, powtarzam, jedynie za pomocą
działalności, wolnej od wszelkiego egoizmu.
Oczyszczenie — to pierwszy krok; bez niego daremne i bezużyteczne jest mówić o
wyższych myślach, o Mądrości prawdziwej. Zdołacie niewątpliwie wchłonąć umysłem całe
mnóstwo książek, stworzyć wiele dziel i stać się przedmiotem podziwu dla ludzkiego
intelektu; lecz Mądrości nie osiągniecie nigdy, zanim nie zwalczycie egoizmu.
Pozostaje nam teraz zbadać w jaki sposób możemy połączyć absolutem czystość tj. brak
żądz i egoizmu, z nieustanną działalnością, potrzebną do rozwoju; powiedzieliśmy już
bowiem, że niejeden, widząc dokoła siebie ludzi, działających jedynie pod wpływem żądzy,
nie pojmuje na pierwszy rzut oka, możliwości podobnego połączenia. Przyznaję, że
problem ten jeszcze długo pozostanie nie do rozwiązania dla tych, którzy należą do
„innego" odłamu ludzkości, zwanego tak wymownie przez niektórych mistrzów „umarłymi
za życia". Lecz ten, kto szuka Mądrości, kto pragnie się oddać najwyższej Filozofii, potrafi
pozostać niestrudzenie czynny i wyrzec się zarazem wszelkiego osobistego pragnienia.
Do tego celu prowadzą dwie metody, dwie drogi, dwie ścieżki, jak je nazywają hinduscy
mistycy:
1. Ścieżka poznania abstrakcyjnego.
2. Ścieżka uczuć religijnych lub czynnego samooddania.
Obie te ścieżki jednakowo prowadzą do oczyszczenia. Obie są wyraźnie wskazane przez
Błogosławionego Krisznę w pieśni Bhagavad Gita.
Polecam gorąco zgłębienie Bhagavad Gity. Chociaż całkowite zrozumienie tej świętej
pieśni nie jest dostępne wszystkim, a większość przekładów jest bardzo niedokładna,
łatwo jednak zrozumieć główną myśl: praca wolna od egoizmu jest tam wskazana
wszędzie, jako sposób zdobycia najwyższego pokoju.
1) Rozważmy przede wszystkim ścieżkę poznania abstrakcyjnego. Przypomnijmy sobie,
że Wszechświat jest zespołem zorganizowanego ruchu. Cała rozmaitość przejawionego
świata polega tylko na nazwie i formie lub raczej na Karmie, czyli działalności,
przejawiającej się w nazwie i formie. Dokonajcie analizy jakiegoś przedmiotu, jak już wam
doradziłem, znajdziecie w* nim tylko pewien szereg ruchów, dostrzegalnych w danej
formie, którą nazywacie owym przedmiotem, a której nadajecie jakąś nazwę. Nie ma nic
poza tym w całym wszechświecie. W gruncie rzeczy nazwa i forma należą do rzędu
określeń, wyrażających powszechny dualizm przejawionego Wszechświata, dualizm, który
ustaje dopiero z chwilą Pralaji (spoczynku) gdy wszystko wraca na łono Jednego.
Jeśli zdamy sobie dokładnie sprawę z faktu, że Wszechświat jest harmonijnym zespołem
działań, i że każda rzecz zależy od każdej innej, to z łatwością dojdziemy do wniosku, że
nasze działania powinny harmonizować z działaniami Wszechświata, jeśli pragniemy
istnieć, jako cząstka tego Wszechświata i zachować swoje istnienie.
Nasze „Ja" jest również tylko specjalnym i złożonym zespołem działań, zajmującym swoje
miejsce w ogólnym całokształcie kosmicznej pracy. Abyśmy mogli istnieć, poszczególne
działania, składające się na nasze „Ja", muszą harmonizować z ogólną działalnością
Wszechświata. Innymi słowy: Prawo naszego bytu musi być uzgodnione z Prawem
Kosmicznym.
Bardzo proste porównanie, raz już użyte, ułatwi nam zrozumienie tej rzeczy. Wystarczy
przedstawić sobie ewolucję Wszechświata z punktu widzenia muzycznego, co jest ujęciem
ścisłym i słusznym, jak już widzieliśmy. Wówczas można uważać jednostkę dosłownie za
jeden instrument w olbrzymiej orkiestrze Wszechświata. Wszystkie nasze ruchy
wytwarzają rzeczywisty dźwięk, choć nieuchwytny dla zmysłów fizycznych, ten
indywidualny dźwięk musi harmonizować z dźwiękiem Wszechświata, inaczej stanie się
czynnikiem niezgody, czyli dysonansu, i jako taki skazany zostanie na zagładę.
Jeśli pojęliśmy dokładnie ideę ograniczającej hierarchii Wszechświata, z jakiegokolwiek
punktu widzenia spojrzymy, wywnioskujemy logicznie, że powinniśmy żyć w harmonii z
Całością.
Filozof usiłuje zatem poznać, jakie miejsce zajmuje we wszechświecie, miejsce
wyznaczone, wśród powszechnej działalności, jego działalnością indywidualną, czyli jego
własną Karmą. „Miejsce moje jest tutaj — mówi sobie — ponieważ tu się znajduję.
Zobaczymy wtedy, jaką działalność należy rozwinąć, jakie prace wykonać, aby zachować
w moim obecnym położeniu harmonię kosmosu w punkcie przeze mnie zajmowanym".
I będzie pracować nie myśląc o sobie, lecz wychodząc z założenia czysto abstrakcyjnego.
„Niech ten Mikrokosmos, ten mały zespól działań, zwany mną, harmonizuje z
Makrokosmosem, z tym wielkim zespołem działań, którego jest tylko składową cząstką.
Niech nie pozostaje w bezczynności, gdy cały Wszechświat wibruje, niech działa
nieustannie w harmonii i równowadze z otaczającym środowiskiem". Mędrzec zdoła
osiągnąć w ten sposób doskonałe wyrzeczenie się; żądze i pragnienia poszczególnej
istoty już dla niej nie istnieją, gdyż uznaje on tylko prawo harmonii powszechnej, będące,
jak się przekonamy, tym samym, co „Wola Ojca". Lecz nie ukrywajmy przed sobą
trudności zadania, rozważanego z tego abstrakcyjnego stanowiska. Wszystkie te ogólne
idee wydają się większości ludzi czymś mglistym. Abstrakcja nie wpływa na wadę
zwykłych ludzi, nie może więc być dla niej bodźcem. Człowiek, o ogólnych ideach,
wygłasza słowa głośne i próżne, lecz brak u niego czynu. Istnieją wprawdzie ludzie
pracujący poważnie, wychodząc z tego abstrakcyjnego założenia, lecz są rzadkością.
Większość potrzebuje jako bodźca, konkretnego ideału, taki ideał staje wyraźnie przed
tymi, którzy idą ścieżką uczuć religijnych. Owa ścieżka uczuć religijnych jest jasno
wytknięta dla świata zachodniego w nauce Chrystusa. Chrystianizm jest zasadniczo
ścieżką uczuć religijnych.
Widzieliśmy już, że tą samą rzecz można rozważać z dwóch punktów widzenia,
obiektywnie i subiektywnie, jako Prawo i jako Istotę. A cały Wszechświat, z abstrakcyjnego
punktu widzenia, można ująć jako Prawo (Karma); z konkretnego punktu widzenia — jako
Istotę kosmiczną, Wykonawcę przejawionego przez Siebie Prawa. Zauważcie przy tym, że
istota rozważanej rzeczy jest w obu przypadkach ta sama, różni się tylko punkt widzenia.
Jeśli uświadomimy to sobie dokładnie, to przekonamy się, że w religiach najbardziej na
pozór ze sobą sprzecznych, nie ma zasadniczo żadnej różnicy. Forma ściśle abstrakcyjna,
właściwa jest Buddyzmowi. Z jednej strony samo Prawo, z drugiej Stwórca i Jego
wszechmogąca Wola. Dobrze zrozumiany Braminizm, łączy jedno z drugim; wskazuje on,
że oba ujęcia są słuszne, po co więc przeciwstawianie się sobie? — Tak uczy Kriszna w
Bhagavad Gicie.
2) Ci. którzy z myślą skierowaną ku mnie, zawsze zharmonizowani, czczą Mnie i miłują, ci,
według Mnie, najdoskonalsi są w Jodze.
3) Ci, którzy ubóstwiają Niezniszczalne, Niewypowiedziane, Nieprzejawione,
Wszechobecne, Niepojęte myślą, Niezmienne, Niewzruszone, Wiekuiste.
4) Mający zmysły przezwyciężone i opanowane; sąd zawsze równy, znajdując) radość w
pomyślności wszystkich, ci również przyjdą do Mnie.
5) Większą trudność mają ci, którzy skupiają myśl na Nieprzejawio-nym, bowiem ścieżka
Nieprzejawionego jest trudna do osiągnięcia dla człowieka wcielonego.
6) Lecz ci, którzy się wyrzekają wszelkich czynów we Mnie i widzą Mnie, jako cel
najwyższy, którzy oddają Mi cześć, medytując o Mnie całym sercem i nic nie widząc poza
Mną. Dla Boskiego Kriszny wyrzec się czynu, nie znaczy przestać czynić; znaczy to:
przestać czynić dla siebie, działając bądź dla Powszechności, bądź dla Niego (Logos).
Znaczy to więc przede wszystkim przestać pożądać i pragnąć, albowiem.
„Ktokolwiek bądź, opanowując swe organy, narzędzia działania, pożąda i zatrzymuje
wciąż swą myśl na przedmiotach zmysłowych, o Ardjuno! ten bezrozumny zasługuje na
miano hipokryty. Lecz ten, który opanowawszy zmysły, wolę, wykonuje Jogę przez
działanie, bez przywiązania do przedmiotów zmysłowych — ten jest zaiste dostojny".
Działaj więc sprawiedliwie, gdyż działanie jest wyższe nad bezczynność. W bezczynności
nawet utrzymanie twego istnienia fizycznego byłoby niemożliwe.
2) Tych, o Partho (Ardjuna), rychło wznoszę ponad ocean śmierci i bytu.
Boski Mistrz powiada nam wyraźnie: Cel jeden, a do niego dwie drogi. Z jednej strony
ścieżka abstrakcji, stroma i trudna, dostępna tylko małej liczbie, z drugiej — ścieżka uczuć
religijnych, otwarta dla każdego człowieka, czującego głębią serca. Na drodze uczuć
religijnych nie mówi się nigdy „Prawo" — powiada się „Pan". Wszędzie dostrzega się Istoty.
Prawo najwyższe staje się „Ojcem". „Karma" jest niezbadaną i wszechmocną „Wolą
Jego", dalej następują Syn, Matka, Duch Święty, Duchy otaczające tron, Archaniołowie,
Aniołowie. A z punktu widzenia abstrakcyjnego, wszystkie te Istoty, nie zmieniając się w
niczym, są tylko rozmaitymi postaciami działalności kosmicznej.
Droga uczuć religijnych jest łatwiejsza; ofiarowuje bowiem ludzkiemu sercu, zamiast
oderwanego Prawa, pojęcia niemal dotykalne i żywe, zapewniając w ten sposób trwalszą i
mocniejszą podstawę pobudkom bezinteresownej działalności.
Przede wszystkim w miejsce Karmy mamy tu Boga osobowego: jest to doskonały
odpowiednik, ponieważ Karma, rozważana subiektywnie, posiada świadomość, jak każdy
z nas. Następnie „Syn Boży", wcielony, najwyższe przejawienie Jedynego Boga, w
ludzkim kształcie. Wszyscy jesteśmy przejawami Boga, bowiem w całym wszechświecie
nie istnieje nic. tylko „TO". Zmienia się tylko stopień przejawienia, zależnie od
przejawiającej je formy. Zaś najwyższą formą, z mogących istnieć w sferze fizycznej,
formą, w której Jedyny najpełniej się przejawia, jest forma Człowieka Doskonałego,
Chrystusa, Syna Bożego, czyli, jak powiedziałby Hindus: Mahatmy, Mistrza. Taka jest
Istota, którą religia serca wskazuje nam jako pośrednika, pomiędzy człowiekiem a Bogiem;
to nie fikcyjny ani symboliczny pośrednik, lecz naukowo realny, gdyż człowiek, którego
świadomość dosięgła sfery Atma, utożsamia się z Bogiem. Mistrz jest Tym Który Jest w
sercu wszechstworzenia. Tylko On jeden, utożsamiony z Najwyższym, ma prawo rzec o
Sobie: „Jam jest Tym; Ja i Ojciec Mój jesteśmy Jednym".
„Jam jest drogą..." Przez tego Człowieka-Boga, przez ten zaszczytny ideał, religia serca
doprowadzi nas do tej samej działalności bezinteresownej, zbawczej i wyzwalającej, do
której, jak mówiliśmy, doszedł Mędrzec ścieżką abstrakcji, poświęcając się ogólnemu
porządkowi, bezosobistemu dobru, powszechnej harmonii. „Ofiarujcie się Panu" —
powiada religia. A jeśli wiemy, Czym jest Mistrz, czy Jego postać nosi imię Buddy, Kriszny
czy Jezusa — wiemy dokąd nas zaprowadzi, gdyż Jedyny w rozmaitych postaciach może
nas zaprowadzić tylko do Jedynego. „Pójdźcie do Mnie — mówi Chrystus — tylko przeze
Mnie droga do Ojca". „Czemu powiadacie mi: Pokaż nam Ojca. Ten, który Mnie widział,
widział Ojca Mego". Przez Człowieka-Boga, wszyscy dostąpią żywota.
„Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa" — tak kończą się wszystkie liturgiczne modlitwy.
Mało kto się zastanawia nad znaczeniem tego nieustannego pośrednictwa, co jest
wyrazem wielkiej i głębokiej Prawdy. Religia nakazuje nam ofiarować się konkretnej
Istocie, podobnej do nas w swojej ludzkiej postaci. W rezultacie, wszyscy mogą zrozumieć
takiego człowieka, doskonały ideał człowieka niedoskonałego, gdyż niewielu tylko zdoła
zrozumieć Prawo proste, nagie i abstrakcyjne. Dlatego też religia, wzywając ludzi do
naśladowania takiej Istoty doskonałej, otwiera drogę masom ludzi, którzy bez jej pomocy,
jeszcze długo by pozostawali w ciemnościach. A zobaczycie, że ofiarując się, poświęcając
służbie Chrystusa, Buddy, czy innego Mistrza, wierny wyzbywa się stopniowo egoizmu.
Nie pracuje on już dla siebie, nie myśli o sobie. Dniem i nocą działa dla miłości swojego
boskiego ideału. Tak działając, pracuje, nawet o tym nie myśląc, dla samego Boga, dla
Jedynego i Wszechobecnego. Gdyż, Człowiek doskonały-, Chrystus, Budda lub Kriszna
nie zna spraw innych nad sprawy całego Wszechświata, nie ma innej woli, oprócz „Woli
Ojca". Gdyby ktoś z was był przedstawicielem bardzo mu drogiej sprawy, z którą by się
utożsamiał, nie mając w świecie większego ponad nią ukochania, czyż nie byłoby
oczywiste, że ktoś przez to samo oddam- wam bez granic, służąc wam, służył by przez to
samo sprawie o wiele lepiej, niż by to mógł uczynić, pracując sam oddzielnie? Idąc po
ścieżce uczuć religijnych, pracujemy- zawsze dla Sprawy Powszechnej, dla Boga, ale
poprzez ideał bliższy i konkretny. Ideał ten jest dostępny wszystkim, łatwo jest nie tracić
ani na chwilę z oczu Boskiego Mistrza, najdroższego Przyjaciela wiernych serc. Czyż nie
jest największą radością duszy służenie najmilszemu przyjacielowi? Czy najtrudniejsze
nawet zadanie nie staje się wówczas łatwe? Tak samo życie miłującego ucznia jest życiem
radosnej pracy i szczęścia: pracuje dniem i nocą, nie myśląc o znużeniu, dniem i nocą jest
pełen samoofiarnego oddania i nigdy nie kala swojej duszy myślą o „sobie". Praca
dopomaga jego wzrostowi,
bezinteresowność oczyszcza serce; i oto urzeczywistnia się podwójny warunek, który
niedawno wydawał się nam tak trudny do spełnienia. Taka jest tajemnica rozwoju naszej
wyższej Jaźni, drogą żarliwości serca i konkretnego samooddania. Ścieżka abstrakcji
przeznaczona jest dla niewielu. Niech jak najwięcej ludzi poświęci się służbie dla Mistrza.
Wszystko jedno, czy będzie to Chrystus, Budda, czy Kriszna, bowiem wszyscy Mistrzowie
są Jednym, tam, gdzie istnieje od-dzielność.
Ci, którzy mianują się Ich wyznawcami tu na Ziemi, mogą iść z ogniem i żelazem w ręku, i
tępić się nawzajem; lecz pokój światów duchowych nie zmąci się od ich fanatyzmu i walki.
Starałem się przedstawić w tym wykładzie dwa zasadnicze punkty widzenia, jakie człowiek
może obrać, chcąc nauczyć się w praktyce działania bezinteresownego, które nasze
osobiste sprawy chętnie poddaje sprawom powszechności i wiedzie nas stopniowo ku
utożsamieniu się z „Całością" i ostatecznemu wyzwoleniu.
Droga oczyszczenia nosi w sanskrycie nazwę Karma Joga, od słowa Karma — działanie i
Joga — przystosowanie i zjednoczenie. Karma Joga niweczy egoizm; z jakiegokolwiek
punktu widzenia, abstrakcyjnego czy konkretnego ją praktykujemy, zawsze prowadzi to do
tego, co nazwaliśmy oczyszczeniem. Jest ono pierwszym krokiem człowieka na ścieżce
Doskonałości. Od niego powinni rozpocząć ci, którzy pragną sprawdzić doświadczalnie
rzeczywistość Światów wyższych, ponadfizycznych, transcendentalnych. Zanim nie
uczynią tego pierwszego kroku, na nic się nie zda mówienie o następnych. „Szukajcie
najpierw Królestwa Bożego i Jego Sprawiedliwości, reszta będzie wam dana".
Taka bezinteresowna działalność, jest zaprawę, kluczem do szczęścia w życiu ziemskim.
Uspokaja ona i wzmacnia naszą myśl, gdyż ciągłe pamiętanie „o sobie", najbardziej nas
rozprasza. Dopóki nie zdobędziemy te go uspokojenia, nie możemy skutecznie
medytować. Prawda może być poznana tylko przez myśl, uspokojoną i pełną ciszy, a ten
doskonały spokój osiąga się najlepiej przez działanie bezinteresowne, którego zasady
starałem się wam wykazać.
Co do tych, którzy pragnęliby pójść dalej, zostaną im powierzone od powiędnie metody
medytacji, gdy nadejdzie właściwy czas. Na razie nie na wiele zda się mówić im o tych
rzeczach. Przede wszystkim niech nauczą ,i się właściwej, bezinteresownej działalności.
Niech sobie uświadomią fakt że tu, gdzie się znajdują, zostali zesłani przez Władców
Karmy, czy u. Wolę Boską, wszystko jedno jak to nazwiemy, że wyznaczono im to miejsce
dlatego, że mają tu jakiś Obowiązek do spełnienia. Obowiązek ów może być zwykły,
przeciętny, jest jednak ich Obowiązkiem; niech go spełnią z radosnym sercem. Spełniając
w ten sposób swój Obowiązek, \v imię Mistrza, czy też w imię Boga lub też w imię harmonii
Wszechświata, będą wzrastać, nie myśląc o swoim wzroście, aż wreszcie zasłony zaczną
się same przed nimi usuwać. Oto jedyna nieomylna droga: Obowiązek ponad wszystko,
Obowiązek bez myśli o „sobie". Tym sposobem człowiek, który nie zdążył przeczytać w
życiu ani jednej książki, wzrośnie szybciej i harmonijnej, niż ten, który nieustannie i bez
wytchnienia studiuje w egoistycznej żądzy wspinania się coraz wyżej.
Bo jedynie zwalczenie egoizmu może przyśpieszyć rozproszenie się zasłon ułudy i
ograniczeń. Samolubny uczony stoi bardzo daleko od prawdy, zaś człowiek prosty,
pozbawiony sposobności czytania, lecz czyniący wszystko, według swojego obowiązku,
nigdy nie myśląc o sobie, znajdować się może na progu Boskości.
Wniknijcie w tę myśl i zabierzcie się do pracy, by ją zrealizować we własnym życiu. Będzie
to pierwszy krok, wiodący do sprawdzenia wzniosłych nauk filozofów hinduskich. Jeśli się
nie czujecie na siłach, by powziąć to mężne postanowienie, wszelka rozleglejsza wiedza
na nic się wam nie przyda.
KONIEC

You might also like