You are on page 1of 3

Wtorek, 28 listopada 2006 Imieniny: Jakuba, Stefana, Romy Dziennik.

pl Google

Potrzebna wtyczka FlashPlayer w wersji 8 lub nowsza Pobierz

MAGAZYN EUROPA ARCHIWUM » KONTAKT

PAPIEŻ W TURCJI DZIENNIK Polska Europa Świat


POLSKA Ul. Domaniewska 52
POLITYKA
02-672 Warszawa
WYDARZENIA "EUROPA" Numer 137/2006-11-18, strona 11
GOSPODARKA Tel. (22) 232 05 19,
ŚWIAT Sarmatyzm i postkolonializm faks (22) 232 55 17,
Adres e-mail: dziennik@dziennik.pl
KULTURA
O naturze polskich resentymentów » DZIENNIK
OPINIE
SPORT
Od kilku dni na łamach "Dziennika" czołowi polscy intelektualiści zastanawiają się, czy Polska jest
ŻYCIE NA LUZIE
krajem atrakcyjnym, krajem,z którego można być dumnym. Do tej debaty Ewa Thompson dokłada
AUTO swoje refleksje na temat polskich "postkolonialnych" kompleksów. Kompleksy te widać w całej
DRAMAT W KOPALNI porozbiorowej polskiej literaturze, przesiąkniętej goryczą i poczuciem klęski, z których rodzi się
resentyment podobny do tego, jaki opisywał Nietzsche: rozgoryczenie i słabość podszyte
HOROSKOP nienawiścią do siebie i innych. Objawem tego resentymentu we współczesnym polskim dyskursie
publicznym jest z jednej strony pogarda "oświeconych" elit wobec "polskiego ciemnogrodu", a z
PROGRAM TV drugiej strony niechęć tegoż "ciemnogrodu" do wszystkiego, co obce. Oba namiętnie zwalczające
REPERTUAR KIN się obozy nie rozumieją, że to, co uznają za "nowoczesność" albo "powrót do korzeni" jest jedynie
"polską traumą postkolonializmu".
LOTTO
POGODA W literaturze polskiego renesansu i baroku można usłyszeć ton, który znikł z polskiego
piśmiennictwa w wieku XVIII i dotychczas do niego nie powrócił. To ton normalności, ton
FORUM pozbawiony poczucia krzywdy i świadomości przegranej. W tej literaturze bohaterowie i narratorzy
ARCHIWUM mogą, a niekiedy muszą być raczej zwycięzcami niż męczennikami. Ich smutek różni się od
niemocy i goryczy późniejszych polskich bohaterów literackich. W piśmiennictwie tej epoki Polacy
NEWSLETTER nie odróżniają się zbytnio od innych chrześcijan - bo horyzontem polskiej literatury renesansowej
jest europejskie chrześcijaństwo. To, co odczuwają, problemy, które próbują wyartykułować,
» WIRTUALNE PODRÓŻE podobne są do problemów innych europejskich społeczeństw. Pisarze polskiego renesansu nie są
zarażeni resentymentem.

Przypomnijmy: uczucie resentymentu jest - jak pisze Nietzsche w "Z genealogii moralności" -
cechą ludzi słabych i niepewnych własnego miejsca na ziemi. Resentyment to zgoda na
cierpiętnictwo, poczucie, że jest się poniżonym przez los i ludzi, to chroniczne litowanie się nad
sobą, przyjęcie postawy ofiary. Przekonanie, że jest się niesprawiedliwie pokrzywdzonym,
towarzyszy mu na zasadzie naczyń połączonych. Tak jak Dostojewskiego "człowiek z podziemia",
który latami rozpamiętywał prztyczki otrzymane od krewnych i znajomych, człowiek resentymentu
» KURSY WALUT
nie znosi otaczającego go środowiska, wyobrażając sobie jednocześnie, że istnieją społeczeństwa i
środowiska bardziej atrakcyjne, gdzie ludzie są bardziej cywilizowani, uczciwsi, sprawiedliwsi, itd.
1 EUR 3.83 zł "Z genealogii moralności" to książka wyrafinowanie antychrześcijańska, która zawiera jednak
ziarno prawdy o ludziach chronicznie rozgoryczonych, niezdolnych, by przejść do porządku
1 USD 2.91 zł
dziennego nad wielkimi i małymi niedoskonałościami tego świata.
1 CHF 2.41 zł
Literatura przedrozbiorowa nie była wielka ani godna moralnego podziwu, była jednak literaturą
1 GBP 5.67 zł zdrową. Głęboka przepaść oddziela normalność Paska od neuroz Mickiewicza, spokój
Kochanowskiego od goryczy Wyspiańskiego. Nawet jeśli przyznamy, że bogactwo polskiej
więcej » literatury dwóch ostatnich stuleci znacznie przewyższa osiągnięcia literackie okresu
» GIEŁDA przedrozbiorowego, trudno zaprzeczyć, że istnieje między nimi fundamentalna różnica
psychologiczna.
WIG 49276.24 0.41
Nabycie przez polską literaturę cech dyskursu narodów skolonizowanych (bo to kolonizacja właśnie
WIG20 3164.06 0.47
jest często źródłem resentymentu) nie oznacza, że pisarze porozbiorowi są "źli" lub słabi. Oznacza
MIDWIG 3797.20 0.35 jednak chorobę literatury, w tym sensie, ze straciła ona zdolność do smakowania sukcesu i
generowania radości z osiągniętych celów. Europa Zachodnia, jak również USA i Rosja wytworzyły
więcej » literaturę, w której klęska produkuje pozytywne osiągnięcia i gdzie regularnie zakosztować można
satysfakcji z wygranej raczej niż monotonnego smaku przegranej. Dlatego kult bohatera-ofiary,
» SONDA który jest wpisany w polską literaturę ostatnich paru stuleci, jak również kult bohatera-
nieudacznika, bohatera niedojrzałego, w którym tak rozsmakowują się polscy pisarze współcześni,
Czy Młodzież nie da się wpisać w kanon rozpoznawalnych postaw obecnych w literaturze wspomnianych krajów.
Wszechpolska powinna Społeczeństwa zachodnie przeszły bowiem szkołę sukcesu i nawet w tragediach nauczyły się
być zdelegalizowana? szukać samopotwierdzenia. W "Obcego" Alberta Camusa nie jest wpisana pogarda dla Francuzów,
Tak w przeciwieństwie do niektórych przynajmniej powieści Stasiuka czy Kuczoka, gdzie brak
szacunku dla samego siebie jest uderzający. W literatury zachodnie, jak również w literaturę
Nie rosyjską wpisany jest kult człowieka wygrywającego, a nie przegrywającego.
Nie mam zdania
M oja teza jest następująca: porozbiorowi pisarze polscy włączyli do swego repertuaru wzorzec
resentymentu, który tak przejmująco naszkicował Nietzsche w "Z genealogii moralności".
Resentyment stał się częścią polskiej literatury i postaw społecznych jako jeden ze skutków
skolonizowania Polski. Literatura "sarmacka" (tak umownie nazwę literaturę przedrozbiorową) była
od niego wolna. Pozbycie się tego resentymentalnego bagażu wymaga zrozumienia procesów
kolonizacyjnych w Europie Środkowej i Wschodniej.

Używam tu przymiotnika "sarmacki" i jego pochodnych, mimo że cały legion polskich


intelektualistów od dawna już poucza osoby interesujące się polską historią, że słowa te zostały
zdyskredytowane. Używam go, ponieważ "sarmatyzm" najtrafniej określa splot struktur i postaw
cechujący przedrozbiorową polską literaturę. Ten splot struktur i postaw jest zbliżony do
wyartykułowanego trzy stulecia później dystrybutywizmu G.K. Chestertona oraz amerykańskiego
agraryzmu z lat 20. i 30. XX wieku (Allen Tate, J.C. Ransom). Wszystkie te trzy modele społeczne
cenią nieagresywne życie w środowisku, do którego człowiek należy z racji urodzenia, cenią życie
rodzinne oraz drobną własność prywatną ("szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie" - myśl, która
jest również kamieniem węgielnym dystrybutywizmu). Sarmata, jak wiadomo, nie jest ciekaw
tego, jak żyją inni, i jego intelektualne horyzonty są raczej wąskie.

Pozwala on jednak żyć innym tak, jak tego chcą, zakładając, że tego rodzaju tolerancja będzie
odwzajemniona. Sarmatyzm nie jest zorientowany ani na podboje, ani na podporządkowanie się
cesarzowi, zamiast tego ceni republikanizm. Podłożem tego rodzaju postaw jest akceptacja
rzeczywistości ze wszystkimi jej niedostatkami oraz założenie, że w ramach tej rzeczywistości
pewne rzeczy są normalne i możliwe, a inne nienormalne i niemożliwe (brzydkim wyjątkiem jest
tu megalomańska mitologia źródeł sarmatyzmu). Sarmatyzm opiera się na swoistej "zasadzie
pomocniczości": ludzie na górze nie powinni zajmować się załatwianiem problemów, które mogą z
powodzeniem załatwić ludzie na dole. Te wszystkie cechy występują też w brytyjskim
dystrybutywizmie i amerykańskim agraryzmie. Odróżniają one kulturę sarmacką od kultury
resentymentu późniejszych stuleci i zbliżają ją do podobnych trendów w kulturze anglosaskiej.

Warto do tej przedrozbiorowej literatury wracać, aby usłyszeć "głos polski" pozbawiony wspólnego
mianownika żółci i rozgoryczenia wobec Innych lub odwrotnie - pogardy dla samego siebie
wyrażającej się w poczuciu, że "polskie społeczeństwo jest ksenofobiczne i prymitywne, polskie
rodziny zaś patologiczne, w przeciwieństwie do kulturalnych i cywilizowanych społeczeństw i
rodzin Zachodu". Te dwa bieguny resentymentu są wszechobecne w dyskursie polskim dzisiaj,
zarówno w literaturze, jak i w mediach. Powielają je zarówno "oświeceni" intelektualiści, jak i
"ciemnogród". Polskich pisarzy renesansowych nikt nie skrzywdził, i obcy jest im bezsilny gniew
człowieka pozbawionego podmiotowości politycznej czy społecznej. Obca im jest również pogarda
dla własnego społeczeństwa charakterystyczna dla postkolonialnej formy resentymentu.

Tym, którzy wątpią, że kolonizacja rzeczywiście miała miejsce w Polsce, proponuję przechadzkę
po Alejach Ujazdowskich w Warszawie i obejrzenie wielohektarowego gospodarstwa rolnego, które
utrzymuje tam była potęga kolonialna i które różni się porażająco od sąsiadujących z nim
ambasad innych krajów. W czerwcu 2006 roku podczas takiej przechadzki zauważyłam, że owo
gospodarstwo rolne "wypina się" jak gdyby na ludność kraju, którego jest gościem, i na
sąsiadujące z nim ambasady, ustawiając swoje pojemniki na śmieci wzdłuż parkanu Alei
Ujazdowskich. Można oczywiście przymykać oczy i udawać, że się tego nie zauważa, ale czy to
ma sens? Lepiej spojrzeć prawdzie w oczy i zaakceptować fakt, że było się kolonizowanym, ze
wszystkimi tego procesu skutkami. Dopiero wtedy można zabierać się do naprawiania Trzeciej
Rzeczypospolitej czy budowania Czwartej. Polska jest krajem postkolonialnym i naprawiając
Rzeczpospolitą, musimy porównywać się

z Algierią, Indiami czy Irlandią, nie zaś z krajami, które tego typu podporządkowania nigdy nie
doświadczyły.

Kolonializm w nowoczesnym tego słowa znaczeniu rozpoczął się w okresie oświecenia, gdy
tożsamości narodowe i plemienne były już uformowane i utrwalone za sprawą piśmiennictwa.
Benedict Anderson twierdził, że poczucie odrębności narodowej i piśmienność są ze sobą
związane. Nowoczesny kolonializm to sytuacja, w której uformowana już tożsamość etniczna,
terytorialna i językowa zostaje wtłoczona w struktury obcego jej systemu rządzenia,
ześrodkowanego na tożsamości językowej i terytorialnej hegemona i stworzonego po to, by
przynosił owemu hegemonowi korzyści ekonomiczne i kulturowe. Tak więc podbojów Aleksandra
Wielkiego nie można utożsamiać z kolonializmem. Nie była też przykładem kolonializmu okupacja
Niemiec Zachodnich przez Wielką Trójkę po II wojnie światowej. Niemcom nie próbowano bowiem
odbierać swobody dyskursu (jedynym wyjątkiem był zakaz propagowania nazizmu), zaś
ekonomicznie nie tylko ich nie niszczono, ale wręcz przeciwnie - odbudowano za pomocą planu
Marshalla.

Rzeczpospolita Obojga Narodów, która wytworzyła sarmatyzm, okazała się tworem politycznie
naiwnym i względnie łatwym do połknięcia przez obce potęgi. To połknięcie nazywam
kolonializmem raczej niż rozbiorami, jak czynią to polscy historycy. Narzucenie Polakom po II
wojnie światowej systemu politycznego, a nawet samej nazwy ich kraju również było akcją
kolonialną białych przeciwko białym, tzn. przykładem tego typu ubezwłasnowolnienia, który
zademonstrowała Wielka Brytania w Irlandii i Australii.

Problem kolonializmu w Polsce i szerzej: w niegermańskiej części Europy Środkowej jest słabo
opisany; pojęcia takie jak "mimikra", "konieczne wymysły" (necessary fictions), "hybrydyzacja"
(hybridity) oraz inne, bardziej specyficzne dla tego terytorium: "niski prestiż hegemona" i
"szukanie hegemonów zastępczych" pozostają słabo zakorzenione nawet wśród elit Mitteleuropy.
Badacze z krajów bałtyckich, tacy jak profesor Piret Peiker w Estonii czy Violeta Kelertas na Litwie
i w Stanach Zjednoczonych, a w Polsce

dr Dariusz Skórczewski, zaczynają te koncepcje stosować w badaniach i upowszechniać. Peiker


jest autorką bardzo wartościowego studium na temat subwersji XIX-wiecznej powieści przez
doświadczenie sowieckiego kolonializmu - jako przykład podaje m.in. Czesława Miłosza. W
tegorocznym wiosennym numerze "Tekstów Drugich", Skórczewski szkicuje możliwości badawcze
literaturoznawstwa "postkolonialnej Polski". Bylejakość polskiego życia społecznego i
gospodarczego w czasach komunizmu to nic innego jak przejaw mimikry - o której
przekonywająco pisał Homi Bhabha jako o cesze ludzi skolonizowanych, dbających jedynie o
pozory.

Dlaczego warto się zatrzymać nad tymi sformułowaniami i przemyśleć je w polskim kontekście?
Nie tylko dlatego, że polskich resentymentów nie można w inny sposób usunąć, ale również
dlatego, że daje to szanse dotarcia do "wielkiej narracji historii", z której Polska została usunięta
właśnie za sprawą kolonizacji. Każdy polski humanista pracujący na zachodnich uniwersytetach
wie, że jak dotychczas ta "wielka narracja historii" jest pozbawiona punktu widzenia
niegermańskiej Mitteleuropy. Od pokoleń już historia Europy jest utrzymana w tych teoretycznych
ramach, które powstały po "połknięciu" Polski przez imperia europejskie i wymieceniu jej z
europejskiej sceny. W tej narracji głosy uznawane za wiarygodne nigdy nie są głosami polskimi.
Sięgnięcie po teorię kolonializmu dałoby szansę przemówienia w sposób bardziej zrozumiały na
forum międzynarodowej humanistyki i to z pomocą teoretycznego aparatu, który już istnieje i nie
da się z intelektualnej sceny usunąć.

Spojrzenie na Polskę jako na kraj postkolonialny oznaczałoby wpisanie Polski w jeden z dyskursów
rozpoznawalnych poza jej granicami. Nie jest to sprawa błaha, bo jak dotychczas nikomu się nie
udało tego dokonać - nawet najważniejszemu z dotychczasowych historyków piszących o Polsce za
granicą, Normanowi Daviesowi. Wprawdzie polscy intelektualiści często gorliwie wtórują Derridzie,
Lacanowi i całej reszcie, ale robią to, udając, że właściwie nie ma znaczenia, kto używa tej
aparatury pojęciowej - czy zwycięzca z kraju kolonizującego, czy pobity z kraju postkolonialnego.

Odkrywanie różnic tego typu dałoby polskim postmodernistom szansę, by wystąpić w roli twórców
raczej niż konsumentów czy epigonów światowego życia intelektualnego. W Polsce zauważyć
można wszystkie postkolonialne zniekształcenia społeczne i sposoby postrzegania świata, o
których pisali teoretycy kolonializmu zwłaszcza w Indiach. Wręcz prosi się, by na przykład
przepaść między "ciemnogrodem" i "oświeceniem" wytłumaczyć w ramach dyskursu
postkolonialnego. Od czasu do czasu czytam w "Rzeczpospolitej", a kiedyś czytałam w paryskiej
"Kulturze", felietony niejakiego Smecza, który wydaje się klasycznym przykładem
zniekształconego przez kolonializm Polaka. Gardzi on rodakami i boleje nad tym, że nie jest ani
Francuzem, ani Niemcem, ani Amerykaninem. Kim więc jest? Uniki w rodzaju: "nie muszę należeć
do żadnej narodowości, jestem po prostu indywidualnym człowiekiem", to pisk człowieka
niedojrzałego, którego nikt z zewnątrz nie bierze na serio.

Smecz wydaje się nie rozumieć, że gardzi Polakami za to, że zostali pokonani. A ponieważ sam
jest Polakiem, musi na jakimś poziomie podświadomości gardzić także samym sobą - co wytwarza
chroniczne niezadowolenie z rzeczywistości. O tym właśnie mówią jego felietony: że rzeczywistość
jest obrzydliwa i nie do przyjęcia. Odczytuję to jako całkowite poddanie się kolonizacji i przykład
tego zniekształcenia, o którym pisze Piret Peiker.

Akademiccy krytycy polskiej teraźniejszości i historii, jak i ich pomniejsi poplecznicy w prasie i
mediach postrzegają rodaków jako ksenofobicznych, sentymentalnych durniów, nierozumiejących
Wielkiej Rosji lub "zaprzeczających rzeczywistości". Ale właśnie ta fałszywa bezstronność, z jaką
badacze ci traktują interesy swojego narodu, jest produktem kolonizacji. Wybrzydzanie na siebie
samych jest poddaniem się wpajanemu przez kolonizatorów przekonaniu, że kolonizowani są
narodem wyjałowionym i nietwórczym, że potrzebują hegemona, który by im wskazywał drogę. Z
kolei obóz "neosarmacki", wynoszący pod niebiosa szlachetność polskiej historii i Sobieskiego pod
Wiedniem (nie zapomnijmy też o Kościuszce w Ameryce z pawim piórkiem w kapeluszu!),
ignoruje konsekwencje kolonializmu i wydaje się nie rozumieć, że resentyment, z jakim patrzy na
Innych, nie jest cnotą czy "powrotem do korzeni", lecz pospolitą traumą kolonializmu.

Perspektywa postkolonialna daje szanse na stopniowe odejście od chronicznego niezadowolenia,


które zdominowało polskie życie polityczne i kulturalne. Oczywiście nie sposób powrócić do Polski
"przedkolonialnej"; sielskość i anielskość zostały przeżarte przez bakcyla kolonializmu i nie da się
ich na nowo ożywić w tym samym kształcie, w jakim istniały w zmitologizowanej już przeszłości.
Kult politycznego męczeństwa i brzydoty oddziela literaturę polską ostatnich stuleci od tej
wcześniejszej i sprawia, że zrozumienie sarmatyzmu jest trudne. Można do niego wrócić, ale musi
to być sarmatyzm stylizowany, przetrawiony, przekształcony w coś nowego.

Witold Gombrowicz rozumiał, że zainteresowanie sarmatyzmem jest pożądane, ale rozumiał


również, że mechaniczne powielanie wzorców z wieku XVIII wytwarza jedynie efekt
humorystyczny. W przeciwieństwie do Gombrowicza, który rozumiał znaczenie sarmatyzmu,
Czesław Miłosz w "Traktacie poetyckim" starał się wmówić nam, że "styl nasz, choć to jest
przykre, tam się rodzi" - mając na myśli austriacki Kraków. Miłosz był z temperamentu
antysarmacki, więc można mu jego gorycz wybaczyć. Ale w tej kwestii bardzo się pomylił.

Porzucenie resentymentu możliwe jest jedynie poprzez odkrycie i ukazanie jego źródeł i
zapanowanie nad nimi. Ta pewność siebie, którą kultura polska straciła po skolonizowaniu kraju,
warta jest odzyskania. Warto się przypatrywać literaturze sarmackiej, bo w niej "późni wnukowie"
mogą odnaleźć zarodek swojej własnej oryginalności. Obecny dysfunkcjonalizm polskiego
społeczeństwa jest w znacznej mierze rezultatem wtłaczania go w struktury kolonialne, które mają
decydujący wpływ na kształtowanie się polskich obyczajów intelektualnych. Ignorowanie tych
socjalno-ekonomicznych realiów przez ostentacyjnie obiektywnych ("oświeconych") krytyków
polskiej rzeczywistości, tak jak i resentyment "moherowych beretów" są typowymi produktami
ubocznymi kolonializmu. Perspektywa, którą proponuję, pozwoliłaby tego rodzaju zależności
wystawić na widok publiczny i w ten sposób rozpocząć ich demontaż.

Ewa M. Thompson jest profesorem literatury porównawczej i slawistyki na Uniwersytecie Rice w


Houston, a także redaktorem kwartalnika "Sarmatian Review". Studia rozpoczęła na Uniwersytecie
Warszawskim, doktoryzowała się na Uniwersytecie Vanderbilt w USA. Później wykładała m.in. na
uniwersytetach Vanderbilt, Indiana State, Virginia i Ohio. Jest autorką wielu książek i artykułów z
dziedziny literaturoznawstwa i politologii. W Polsce ukazały się jej dwie pozycje: "Trubadurzy
Imperium" (2002) i "Witold Gombrowicz" (2002).W "Europie" nr 43z 28 października br.
opublikowaliśmy jej tekst "Odkrycie świata na nowo".

EWA THOMPSON slawistka

Tekst główny artykułu z wydania 137/2006-11-18 ze strony 11

© 2006 Axel Springer Polska. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Papież w Turcji | Polityka | Wydarzenia | Gospodarka | Świat | Kultura | Opinie | Sport | Życie na luzie | Auto | Dramat w kopalni

Newsletter | Horoskop | Program tv | Repertuar kin | Lotto | Pogoda | Forum | Archiwum

Redakcja Online | Reklama | Warunki prawne

You might also like