You are on page 1of 61

e-Mortkowicz

Cyfrowa reedycja młodopolskiego wydania Dzieł Fryderyka Nietzschego


z zachowaniem paginacji i układu graficznego.
Nietzsche Seminarium, Łódź-Wrocław 2009-2010
Redakcja: Jakub Wroński, Tymoteusz Słowiński

http://nietzsche.org.pl/

Nietzsche Seminarium – projekt zrzeszający polskich badaczy filozofii


Fryderyka Nietzschego poprzez:
– powołany przez Cezarego Wodzińskiego, Bogdana Banasiaka i Pawła
Pieniążka cykl dorocznych konferencji filozoficznych.
– stronę internetową nietzsche.org.pl. Na stronie:
Bibliografia polskich odniesień do Nietzschego
- do 1918 (Marta Kopij)
- z lat 1919-1939 (Grzegorz Kowal)
- z lat 1939-1989 (Jadwiga Sucharzewska)
- po 1989 (Jakub Wroński)
e-Mortkowicz - Cyfrowa reedycja młodopolskiego wydania Dzieł Fryderyka
Nietzschego z zachowaniem paginacji i układu graficznego.
Teksty archiwalne – baza przedwojennych artykułów polskich na temat
Nietzschego
Wieści ze świata Nietzschego: konferencje, seminaria, obronione prace
Opatrzony komentarzem zestaw linków
Nietzsche Seminarium 2010 ... i wiele innych
FRYDERYK NIETZSCHE D Z I E Ł A FRYD. N I E T Z S C H E G O

ANTYCHRYST W P R Z E K Ł A D Z I E WACŁAWA
BERENTA, KONRADA DRZE­
PRZEMIANY WSZYSTKICH WARTOŚCI WIECKIEGO, L E O P O L D A STAFFA I
P R Z E D M O W A I KSIĘGA PIERWSZA STANISŁAWA WYRZYKOWSKIEGO
PRZEŁOŻYŁ LEOPOLD STAFF WYDAŁ J A K Ó B M O R T K O W I C Z

N A K Ł A D JAKÓBA M O R T K O W I C Z A WARSZAWA MCMVII


KSIĘGA PIERWSZA:

Ozdoby do książki tej ANTYCHRYST.


rysował Fr. Siedlecki.
PRÓBA KRYTYKI CHRZEŚCIJAŃSTWA.
PRZEDMOWA.

Książka ta przeznaczona dla najmniej licznych.


Może z nich nawet nikt jeszcze nie żyje. Mogliby to
być ci, którzy rozumieją mego Zaratustrę: jakżebym
ś m i a ł brać siebie za jednego z tych, dla których
już dziś rosną uszy? — Dopiero pojutrze jest moje.
Niektórzy rodzą się jako pośmiertni.
Warunki, w których mnie się rozumie i wtedy
s i ł ą k o n i e c z n o ś c i rozumie, — znam je zbyt do­
brze. Trzeba być rzetelnym w rzeczach duchowych
aż do twardości, by choć tylko znieść moją powagę,
moją namiętność. Trzeba obytym być z życiem na
górach — mieć godną politowania gadaninę o codzien­
nej polityce i samolubstwie ludów p o d sobą. Trzeba
zobojętnieć, trzeba nie pytać, czy prawda jest poży­
teczna, czy się dla kogoś fatalnością s t a j e . . . Upo­
dobanie siły w pytaniach, do których nikt dzisiaj nie
ma odwagi; odwaga do tego, co z a k a z a n e ; ska­
zanie z góry na labirynt Doświadczenie wyniesione
z siedmiu samotności. Nowe uszy dla nowej muzyki.
Nowe oczy dla tego, co najdalsze. Nowe sumienie
dla prawd, które dotąd były nieme. I wola ekonomii
DZIEŁA NIETZSCHEGO T. VIII.
1
2

wielkiego stylu: zachowywać swą siłę, swój z a p a ł


w skupieniu . . . Cześć dla siebie; miłość dla siebie;
bezwzględna wolność względem siebie. . .
Dobrze więc! to są jedynie moi czytelnicy, moi
prawdziwi czytelnicy, przeznaczeni mi z góry czy­
telnicy: cóż zależy na reszcie? — Reszta to tylko
ludzkość. — Trzeba być wyższym nad ludzkość siłą,
w y ż y n ą ducha, — pogardą. . .

Fryderyk Nietzsche.
1.

— Spójrzmy sobie w twarz. Jesteśmy hiperbo-


rejami — wiemy dość dobrze, jak na uboczu ży­
jemy. »Ani lądem ani wodą nie znajdziesz drogi
do hiperborejów«: to wiedział o nas już Pindar.
Poza północą, lodem, śmiercią — n a s z e życie, na­
s z e szczęście . . . Odkryliśmy szczęście, znamy drogę,
znaleźliśmy wyjście z całych tysiącoleci Labiryntu.
Kto i n n y je znalazł? Czyżby człowiek nowo­
czesny ? — »Nie umiem wyjść ni wejść; jestem wszyst-
kiem, co wyjść ni wejść nie umie« — wzdycha czło­
wiek nowoczesny... Na tę nowoczesność byliśmy
chorzy, — na gnuśny pokój, na kompromis tchórz­
liwy, na całą cnotliwą niechlujność nowoczesnego
tak i nie. Ta tolerancja i largeur serca, która
wszystko »przebacza«, bo wszystko »pojmuje«, jest
naszem sirocco. Raczej wśród lodów żyć, niż wśród
cnót nowoczesnych i innych wiatrów południowych!...
Byliśmy dość waleczni, nie szczędziliśmy siebie ni in­
nych, lecz nie wiedzieliśmy długo, d o k ą d nam z na­
szą walecznością. Sposępnieliśmy, zwano nas fatali­
stami. N a s z e m fatum — była pełnia, napięcie, stę­
6 7

żenie sił. Łaknęliśmy błyskawicy i czynów, trzyma­ wieka h o d o w a ć należy, jakiego c h c i e ć należy,
liśmy się jak najdalej od szczęścia słabeuszów, od jako wartościowszego, godniejszego życia, pewniej­
»poddania«... Burza w naszem szalała powietrzu, szego przyszłości.
przyroda, którą jesteśmy, zaciemniła się — bo n i e Ten typ wartościowszy istniał już dość często:
m i e l i ś m y ż a d n e j d r o g i . Formuła naszego lecz jako szczęśliwy przypadek, jako wyjątek, nigdy
szczęścia: tak, nie, linia prosta, c e l . . . jako c h c i a n y . Raczej on właśnie największym
przejmował strachem, był dotąd prawie s a m ą
straszliwością; — i z obawy chciano odwrotnego typu,
hodowano go, o s i ą g n i ę t o : zwierzę domowe, zwie­
2. rzę stadne, chore zwierzę człowiecze, — chrześci­
Co jest dobre? — Wszystko, co uczucie mocy, janina...
wolę mocy, moc samą w człowieku podnosi
Co jest złe? — Wszystko, co z słabości po­
chodzi. 4.
Co jest szczęściem ? — Uczucie, że moc rośnie, — Ludzkość n i e przedstawia rozwoju ku lepszemu
że przezwycięża się opór. lub silniejszemu lub wyższemu, w ten sposób, jak się
Nie zadowolenie, jeno więcej mocy; nie pokój to dziś mniema. »Postęp« jest jeno ideą nowoczesną,
wogóle, jeno wojna; nie cnota, jeno dzielność (cnota to znaczy ideą fałszywą. Europejczyk dzisiejszy stoi
w stylu Odrodzenia, virtù, cnota bez moralizny). wartością swoją głęboko pod europejczykiem Odro­
Słabi i nieudani niech szczezną: pierwsza za­ dzenia; rozwój dalszy nie jest zgoła mocą jakiejś
sada n a s z e j miłości dla ludzi. I pomóc należy im konieczności wywyższeniem, podniesieniem, wzmoc­
jeszcze do tego. nieniem.
Co jest szkodliwsze, niż jakikolwiek występek? —
W innem znaczeniu udają się ustawicznie na
Litość czynna dla wszystkiego, co nieudane i słabe —
najrozmaitszych miejscach ziemi i na gruncie najroz­
chrześcijaństwo...
maitszych kultur poszczególne wypadki, które rzeczy­
wiście przedstawiają t y p w y ż s z y : coś, co w sto­
sunku do zbiorowej ludzkości jest rodzajem nadczło-
3. wieka. Takie szczęśliwe wypadki wielkiej udaności
były zawsze możliwe i będą może zawsze możliwe.
Nie to, co ma zluzować ludzkość w kolejnym A nawet całe rody, szczepy, ludy mogą w danych
szeregu istot, jest problematem, który tu stawiam okolicznościach przedstawiać taką w y g r a n ą .
(— człowiek jest k r e s e m — ) : lecz jaki typ czło-
8 9

5. mem jest, że wszystkie wartości, w których ludzkość


teraz swe najwyższe pożądania zebrała, są w a r t o ś ­
Nie należy chrześcijaństwa ozdabiać i przystra­ c i a m i décadence.
jać: wydało ono ś m i e r t e l n ą w o j n ę temu w y ż ­ Nazywam zwierzę, rodzaj, indywiduum zepsu-
s z e m u typowi człowieka, wyklęło wszystkie pod­ tem, jeśli straci swe instynkty, jeśli wybiera, jeśli
stawowe tego typu instynkty, wydestylowało z tych p r z e n o s i nad i n n e to, co dlań szkodliwe. Histo-
instynktów zło, s a m e g o złego: człowieka silnego rya »uczuć wyższych«, »ideałów ludzkości« — i rzecz
jako typowo pogardy godnego, jako »wyrzutka«. możliwa, że będę ją musiał opowiadać — byłaby pra­
Chrześcijaństwo stanęło po stronie wszystkiego, co wie także wyjaśnieniem, d l a c z e g o człowiek jest tak
słabe, nizkie, nieudane, stworzyło ideał ze s p r z e c i ­ zepsuty. Życie samo uważam za popęd do wzrostu,
w i a n i a się samozachowawczym instynktom silnego trwałości, gromadzenia sił, do m o c y : gdzie brak
życia; zepsuło rozum nawet duchowo najsilniejszych, woli mocy, tam jest upadek. Twierdzeniem mem jest,
ucząc najwyższe wartości duchowe odczuwać jako że wszystkim najwyższym wartościom ludzkości brak
grzeszne, na manowce wiodące, jako p o k u s z e n i a , tej woli, że wartości upadkowe, wartości n i h i l i ­
Najżałośliwszy przykład: zepsucie Pascala, który wie­ s t y c z n e panują pod najświętszemi imionami.
rzył w zepsucie swego rozumu przez grzech pierwo­
rodny, podczas gdy był on tylko przez jego chrześ­
cijaństwo zepsuty! —
7.
Zwie się chrześcijaństwo religią l i t o ś c i . —
6. Litość stoi w przeciwieństwie do afektów tonicznych,
podnoszących energię poczucia życia: działa depre­
Bolesne, grozą przejmujące ukazało mi się wi­ syjnie. Litując się, traci się siłę. Przez litość zwiększa
dowisko: ściągnąłem zasłonę z z e p s u c i a czło­ i zwielokrotnia się jeszcze ubytek siły, który już sam
wieka. Słowo to, w moich ustach, bronione jest przy­ cierpienie przynosi życiu. Samo cierpienie staje się
najmniej od jednego podejrzenia: że zawiera moralne przez litość zaraźliwem; w pewnych okolicznościach
oskarżenie człowieka. Jest ono — chciałbym to raz można osiągnąć przez nią ogólny ubytek życia i ener­
jeszcze podkreślić — w o l n e od m o r a l i z n y : i to gii życiowej, który stoi w niedorzecznym stosunku
do tego stopnia, że owo zepsucie tam właśnie najsil­ do quantum przyczyny (— wypadek z śmiercią Na-
niej odczuwam, gdzie dotąd najświadomiej dążono zareńczyka). To jest pierwszy punkt widzenia; lecz
do »cnoty«, do »boskości«. Rozumiem zepsucie, zga­ istnieje jeszcze ważniejszy. Jeśli się przypuści, że
dujecie to już, w znaczeniu décadence: twierdzeniem litość mierzy się wartością reakcyi, którą wywoływać
10 11
zwykła, to niebezpieczny jego dla życia charakter uka­ w litości stan chorobliwy i niebezpieczny, któremuby
zuje się w jeszcze jaśniejszem świetle. Litość krzy­ należało czasem dopomóc środkiem przeczyszcza­
żuje na ogól prawo rozwoju, które jest prawem se- jącym: rozumiał on tragedyę jako środek przeczy­
l e k c y i . Utrzymuje ona przy życiu, co do śmierci szczający. Ze stanowiska instynktu życia, trzebaby
dojrzało; broni siebie ku korzyści wydziedziczonych rzeczywiście poszukać środka, by takiemu chorobli­
i skazańców życiowych, nadaje samemu życiu, wsku­ wemu i niebezpiecznemu nagromadzeniu litości, jak
tek bezliku wszelkiego rodzaju nieudanych, których
to przedstawia przykład z Schopenhauerem (i niestety
przy życiu u t r z y m u j e , wygląd posępny i podej­
także nasza powszechna literacka i artystyczna déca-
rzany. Ważono się nazwać litość cnotą ( — w każdej
dence od Petersburga do Paryża, od Tołstoja do Wa­
d o s t o j n e j moralności uchodzi ona za słabość — );
gnera), zadać pchnięcie: by p ę k ł o . . . Niema nic nie-
posunięto się dalej, uczyniono z niej s a m ą cnotę,
zdrowszego, wśród naszej niezdrowej nowoczesności,
grunt i źródło wszech cnót, — tylko oczywista, o czem
nad litość chrześcijańską. Tu być lekarzem, tu być
zawsze pomnieć należy, z punktu widzenia filozofii
nieubłaganym, tu krajać nożem — to n a s z e zada­
nihilistycznej, która z a p r z e c z e n i e ż y c i a na swej
nie, to n a s z rodzaj miłości człowieka, przez to je­
wypisała tarczy. Schopenhauer był co do tego w swem
s t e ś m y filozofami i hiperborejami! — —
prawie : przez litość zaprzecza się życia, czyni się je
b a r d z i e j z a p r z e c z e n i a g o d n e m , — litość
jest p r a k t y k ą nihilizmu. By rzec raz jeszcze : ten
depresyjny i zaraźliwy instynkt krzyżuje owe in­
stynkty, które dążą do utrzymania życia i podwyższenia 8.
jego wartości: jest on zarówno jako m n o ż n i k nę­
dzy, jak też jako z a c h o w a w c a wszystkiego, co Trzeba koniecznie powiedzieć, kogo odczuwamy
nędzne, głównem narzędziem wzmożenia décadence, — jako swoje przeciwieństwo: — teologów i wszystko,
litość namawia do n i c o ś c i ! . . . Nie mówi się »n i- co krew teologów ma w żyłach — naszą całą filo­
c o ś ć « : natomiast mówi się »zaświat«; lub »Bóg«; z o f i ę . . . Trzeba było fatalność tę widzieć zblizka,
lub »życie p r a w d z i w e « ; lub nirvana, zbawie­ lepiej jeszcze, trzeba było doświadczyć jej na sobie,
nie, szczęśliwość... Ta niewinna retoryka z dzie­ trzeba było zniszczeć przez nią prawie, by tu nie
dziny idyosynkrazyi religijno-moralnych okazuje się znać już żartu (— wolnoduchostwo naszych panów
natychmiast o w i e l e m n i e j n i e w i n n ą , gdy się przyrodników i fizyologów jest w moich oczach żar­
zrozumie, j a k a dążność narzuca tu na siebie płaszcz tem, — brak im namiętności w tych rzeczach, c i e r ­
wzniosłych słów: dążność w r o g a ż y c i u . Scho­ p i e n i a z ich powodu — ) . Owo zatrucie sięga o wiele
penhauer był wrogiem życia: d l a t e g o litość stała dalej, niż się mniema: odnalazłem instynkt teologiczny
się dlań cnotą... Arystoteles, jak wiadomo, widział »pychy« wszędzie, gdzie człowiek dziś czuje się
»idealistą«, — gdzie, wskutek wyższego pochodzenia,
12
13
rości się sobie prawo, do patrzenia na rzeczywistość
z wyższością i o b c o . . . Idealista ma, zupełnie jak uświęciło mianami »Bóg«, »zbawienie«, »wieczność«.
kapłan, wszystkie wielkie pojęcia w ręku ( — i nie Wszędzie dogrzebałem się jeszcze instynktu teologów:
tylko w ręku !), gra niemi z dobrotliwą pogardą prze­ jest on najbardziej rozpowszechnioną, istotnie »pod­
ciw »rozumowi«, »zmyslom«, » zaszczytom*, »dobro­ z i e m n ą « formą fałszu, jaka istnieje na ziemi. Co
bytowi«, » wiedzy«, widzi podobne rzeczy pod sobą, teolog jako prawdziwe odczuwa, m u s i być fał­
jako siły szkodzące i uwodne, nad któremi unosi się szywe: ma się w tem nieomal kryteryum prawdy.
duch w czystem »dla siebie« : — jak gdyby nie po­ Najgłębszy jego instynkt samozachowawczy zabrania
kora, czystość, ubóstwo, jednem słowem ś w i ę t o ś ć , dojść rzeczywistości w jakimkolwiek punkcie do czci
niewymownie więcej szkody dotychczas życiu przy­ lub choćby tylko do głosu. Dokąd wpływ teologów
niosły, niż jakiekolwiek straszliwości i występki... sięga, tam przewrócono o c e n ę w a r t o ś c i do góry
Czysty duch jest czystem kłamstwem... Dopóki ka­ nogami, tam pojęcia »prawdziwy« i »fałszywy« są
płan uchodzi jeszcze za w y ż s z y rodzaj człowieka, z konieczności odwrócone; co najszkodliwsze dla ży­
ten przeczyciel, oszczerca, truciciel życia z powo­ cia, zwie się tu prawdziwe, co je podnosi, wzmaga,
ł a n i a , dopóty niema odpowiedzi na pytanie: co potwierdza, usprawiedliwia i tryumfującem czyni, zo­
j e s t prawda? P r z e w r ó c o n o już prawdę do góry wie się fałszywem... Jeśli się zdarzy, że teologowie
nogami, skoro świadomy adwokat nicości i zaprze­ poprzez »sumienie« książąt (lub ludów —) po m o c
czenia uchodzi za przedstawiciela »prawdy«... wyciągną rękę, nie wątpmy, co każdym razem
w gruncie się dzieje: wola końca, wola n i h i l i -
s t y c z n a chce dojść do mocy.

9.
Temu instynktowi teologów wydaję wojnę: zna­
lazłem ślady jego wszędzie. Kto ma w żyłach krew 10.
teologów, stoi do wszystkich rzeczy w stosunku skoś­ Wśród Niemców zrozumieją natychmiast, gdy
nym i nieuczciwym. Patos, który się z tego rozwija, powiem, że filozofię skaziła krew teologów. Pro­
zwie siebie w i a r ą : zamknięcie raz na zawsze oczu boszcz protestancki jest dziadkiem filozofii niemiec­
przed sobą, by nie cierpieć z powodu widoku nie­ kiej, sam protestantyzm jego peccatum originale.
uleczalnego fałszu. Z tej błędnej optyki w stosunku Definicya protestantyzmu: jednostronny bezwład
do wszystkich rzeczy czyni się sobie morał, cnotę, chrześcijaństwa — i rozumu... Wystarczy wypo­
świętość, — żąda się, by żaden i n n y rodzaj optyki wiedzieć słowo »Instytut Tybingeński«, by zrozu­
nie śmiał mieć więcej wartości, skoro się własną mieć, c z e m jest w gruncie filozofia niemiecka, —
p o d s t ę p n ą teologią... Szwabi są najlepszymi
14 15
w Niemczech kłamcami, kłamią niewinnie... Skąd
»Cnota«, »obowiązek«, »dobro w sobie«, dobro o cha­
radość, która z wystąpieniem K a n t a przejmowała
rakterze bezosobistości i powszechnej obowiązkowo­
uczony świat niemiecki, składający się w trzech
ści — majaki mózgu, w których wyraża się zanik,
czwartych z pastorskich i nauczycielskich synów, —
ostateczne osłabienie życia, chińszczyzna królewiecka.
skąd przekonanie niemieckie, które i dziś jeszcze znaj­
Coś odwrotnego nakazują najgłębsze prawa utrzyma­
duje swe echo, że od Kanta zaczyna się zwrot ku
nia się i wzrostu: by każdy wynalazł sobie s w o j ą
l e p s z e m u ? Instynkt teologiczny w uczonym nie­
cnotę, swój kategoryczny imperatyw. Każdy lud ginie,
mieckim zgadł, co teraz znów umożliwionem zo­
jeśli s w ó j obowiązek pomiesza z pojęciem obowiązku
s t a ł o . . . Chyłkowa dróżka do starego ideału stała
wogóle. Nic nie niszczy głębiej, wnętrzniej, niż wszelki
otworem, pojęcie »świata p r a w d z i w e g o « , pojęcie
obowiązek »nieosobisty«, wszelka ofiara na ołtarzu
moralności jako e s e n c y i świata ( — t e dwa naj-
Molocha abstrakcyi. — Że też nie odczuto kategorycz­
złośliwsze błędy jakie istnieją!) były teraz znowu,
nego imperatywu Kanta, jako n i e b e z p i e c z n e g o
dzięki szczwanie mądremu sceptycyzmowi, jeśli nie
dla ż y c i a ! . . . Sam instynkt teologiczny wziął go
do dowiedzenia, to jednak już nie do o b a l e n i a . . .
w obronę! — Każdy postępek, do którego zmusza
Rozum, p r a w o rozumu nie sięga tak daleko... instynkt życia, ma w przyjemności swój dowód, że
Uczyniono z rzeczywistości »pozorność«; świat zgoła jest słusznym postępkiem: a każdy nihilista o chrześ­
z e ł g a n y , świat tego, co trwa w bycie, uczyniono cijańsko dogmatycznych jelitach rozumiał przyjem­
rzeczywistością... Powodzenie Kanta było tylko po­ ność, jako z a r z u t . . . Co niszczy szybciej, niż praca,
wodzeniem teologicznem: Kant był, podobnie jak Lu­ myślenie, czucie bez konieczności wewnętrznej, bez
ter, podobnie jak Leibniz, jednym hamulcem więcej głęboko osobistego wyboru, bez przyjemności? niż
w niepewnej siebie rzetelności niemieckiej — — automat obowiązku? Jest to wprost r e c e p t a na
décadence, aż do idyotyzmu... Kant stał się idyotą. —
I to był współcześnik G o e t h e g o ! Ten pająk zło­
wieszczy uchodził za filozofa n i e m i e c k i e g o , —
11. uchodzi zań j e s z c z e ! . . . Wystrzegam się mówić, co
myślę o Niemcach... Nie widziałże Kant w Rewo-
Jeszcze słowo przeciw Kantowi, jako m o r a l i ­ lucyi francuskiej przejścia z nieorganicznej formy
ście. Pewna cnota musi być n a s z y m wynalazkiem, państwa do o r g a n i c z n e j ? Nie pytałże się, czy
n a s z ą osobistą konieczną obroną i konieczną po­ nie istnieje zdarzenie, któregoby zgoła inaczej wy­
trzebą: w każdem innem znaczeniu jest jeno niebez­ tłumaczyć nie można, chyba tylko moralną zdolnością
pieczeństwem. Co nie jest warunkiem naszego życia, ludzkości, tak, by raz na zawsze przez nią »dążność
s z k o d z i mu: cnota tylko z poczucia szacunku dla ludzkości do dobrego« d o w i e d z i o n ą została? Od­
pojęcia »cnoty«, jak chciał Kant, jest szkodliwa. powiedź Kanta: »jest to Rewolucya«. Chybiający in-
16 17

stynkt w ogóle i w szczególe, przeciwnaturalność jako wysoko! — A kapłan dotąd p a n o w a ł ! — Usta­


instynkt, niemiecka décadence jako filozofia — j e s t to n a w i a ł pojęcia: » prawdziwy« i »nieprawdziwy« !
Kant! —

13.
12.
Nie lekceważmy tego: my s a m i , my duchy
Pomijam kilku sceptyków, przyzwoity typ w hi- wolne, jesteśmy już »Przemianą wszystkich wartości«,
storyi filozofii: lecz reszta nie zna najpierwszych wcielonem ogłoszeniem wojny i zwycięstwa
wszystkim starym pojęciom o »prawdziwem« i »nie-
wymogów uczciwości intelektualnej. Czynią pospołu
prawdziwem«. Najwartościowsze wniknięcia znajduje
to, co kobietki, wszyscy ci wielcy marzyciele i dzi-
się najpóźniej; lecz najwartościowsze wniknięcia to
wotwory, — uważają »piękne uczucia« już za argu­
m e t o d y . W s z y s t k i e metody, w s z y s t k i e zało­
menty, »wzniesione łono« za miech bóstwa, przeko­
żenia teraźniejszej naszej wiedzy miały przez tysią-
nanie za k r y t e r y u m prawdy. Wkońcu usiłował
colecia najgłębszą pogardę przeciw sobie: wsku­
Kant, w niewinności »niemieckiej« unaukowić tę formę
tek nich było się wyłączonym z obcowania z »po­
zepsucia, ten brak sumienia intelektualnego pojęciem
rządnymi« ludźmi, — uchodziło się za nieprzyja­
»rozumu praktycznego«: osobno wynalazł rozum na
ciela Boga, za gardzącego prawdą, za »opętańca«.
wypadek, w którym niema się co troszczyć o rozum,
Jako typ naukowy było się czandalą... Mieliśmy
mianowicie, jeśli odzywa się morał, wzniosłe żądanie
cały patos ludzkości przeciw sobie — jej pojęcie
»powinieneś«. Jeśli się zważy, że u wszystkich pra­ o tem, czem prawda być w i n n a , czem służba dla
wie ludów filozof jest tylko dalszym rozwojem typu prawdy być w i n n a : każde »powinieneś« było do­
kapłańskiego, to nie dziwi nas już to dziedzictwo po tąd p r z e c i w nam zwrócone... Nasze objekty,
kapłanach, fałszerstwo monet na swój własny nasze praktyki, nasze zachowanie się ciche, ostrożne,
u ż y t e k . Jeśli się ma święte zadania, na przykład nieufne — wszystko jej zdało się niegodnem i zasłu-
polepszać ludzi, ratować, wyzwalać, jeśli się bóstwa gującem na wzgardę. — Możnaby wkońcu z pewną
w sercu nosi, jeśli się jest trąbą zaświatowych roz­ słusznością spytać się, czy to właściwie nie smak
kazów, to mając taką misyę stoi się już poza zakre­ e s t e t y c z n y utrzymywał ludzkość w tak długiej
sem wszystkich tylko z rozumem zgodnych ocen war­ ślepocie: żądała ona od prawdy m a l a r s k i e g o
tości, — n a w e t jest się już uświęconym takiem za­ efektu, żądała tak samo od poznającego, by silnie dzia­
daniem, nawet już typem wyższego porządku!... łał na zmysły. Nasza s k r o m n o ś ć sprzeciwiała się
Cóż obchodzi kapłana w i e d z a ! Stoi on na to zbyt
DZIEŁA NIETZSCHEGO T. VIII. 2
18 19

najdłużej jej smakowi... O, jakże to odgadły, te ję- władzy rozumieć już nie wolno. Stare słowo »wola«
dory Boga — — służy tylko do określenia wyniku, rodzaju indywi­
dualnej reakcyi, która koniecznie następuje po mnó­
stwie częścią z sobą sprzecznych, częścią zgodnych
podniet: — wola już nie »dziala«, już nie »poru­
sza« . . . Niegdyś widziano w świadomości człowieka,
14.
w »duchu«, dowód wyższości jego pochodzenia, jego
Nauczyliśmy się czego innego. Staliśmy się pod boskości; by człowieka u z u p e ł n i ć , radzono mu, na
każdym względem skromniejsi. Nie wywodzimy już sposób żółwia wciągnąć w siebie zmysły, zaprzestać
człowieka z » ducha «, z »boskości«, postawiliśmy go obcowania z ziemskością, zrzucić doczesną powlokę:
napowrót między zwierzętami. Uważamy go za zwie­ potem pozostałaby po nim treść główna, jego »czysty
rzę najsilniejsze, bo jest najchytrzejszem: następstwem duch«. Także co do tego zoryentowaliśmy się lepiej:
tego jest jego duchowość. Z drugiej strony bronimy się uświadamianie sobie, »duch«, uchodzi u nas właśnie
przeciw próżności, któraby i tutaj znów odezwać się za objaw względnej niedoskonałości organizmu, jako
mogła : jakoby człowiek był wielkim ukrytym zamys­ doświadczanie, macanie, chybianie, jako mozół, przy
łem zwierzęcego rozwoju. Nie jest on zgoła koroną którym niepotrzebnie dużo zużywa się siły nerwo­
stworzenia, każde stworzenie jest, obok niego, na rów­ wej, — przeczymy, że cośkolwiek da się doskonałem
nym stopniu doskonałości... I twierdząc to, twier­ uczynić, dopóki się jeszcze uświadamia. »Duch czy­
dzimy jeszcze za wiele: człowiek jest, względnie wzią­ sty« jest czystą głupotą: odliczmy system nerwowy
wszy, najbardziej nieudanem zwierzęciem, najchoro- i zmysły, »doczesną powłokę«, a p o m i n i e m y w ra­
witszem, najniebezpieczniej precz od swoich instynk­ c h u n k u s i e b i e — nic więcej ! . . .
tów zbłąkanem — oczywista, z tem wszystkiem, także
n a j b a r d z i e j zajmującem! — Co się tyczy zwie­
rząt, to najpierw Kartezyusz, z czcigodną śmiałością
ważył się na myśl rozumienia zwierząt jako ma­
15.
c h i n a : cała nasza fizyologia wysila się na dowód
tego twierdzenia. Nie usuwajmy też, logicznie biorąc Ani moralność, ani religia nie styka się w chrześ­
na bok człowieka, jak jeszcze Kartezyusz czynił : co cijaństwie z żadnym punktem rzeczywistości. Same
w ogóle dziś o człowieku pojęto, to tyle właśnie urojone p r z y c z y n y (»Bóg«, »dusza«, »ja«, »duch«,
że się go rozumie jako machinę. Niegdyś nada­ »wolna wola« — lub też »niewolna«); same urojone
wano człowiekowi, jako jego wyprawę ze strony s k u t k i (»grzech«, » zbawienie«, »łaska«, »kara«, »od­
wyższego porządku, »wolną wolę«: dziś odebraliśmy puszczenie grzechu«). Obcowanie urojonych i s t o t
mu nawet wolę, w tem znaczeniu, że przez to żadne (»Bóg«, »duchy«, »dusze«); urojona wiedza p r z y -
2*
20
21
r o d n i c z a (antropocentryczna; zupełny brak pojęcia
jeszcze w siebie sam wierzy, ma też jeszcze swego
przyczyn przyrodzonych); urojona p s y c h o l o g i a
własnego Boga. Czci w nim warunki, dzięki którym
(same samonieporozumienia, interpretacye przyjem­
jest górą, swoje cnoty, — przerzuca swą radość z sie­
nych lub nieprzyjemnych uczuć ogólnych, naprzy-
bie, swe poczucie mocy w istotę, której dziękczynić
kład stanów nervi sympathici, z pomocą mowy zna­
za to można. Kto bogaty, chce oddawać; lud dumny
kowej religijno-moralnej idyosynkrazyi, — »kara«,
potrzebuje Boga, by s k ł a d a ć o f i a r y . . . Religia,
»wyrzut sumienia«, »pokusa dyabelska«, »blizkość
w obrębie takich założeń, jest formą wdzięczności.
Boga«); urojona t e l e o l o g i a (»królestwo boże«, Jest się wdzięcznym za samego siebie: po to potrze­
»sąd ostateczny«, »życie wieczne«). — Ten ś w i a t buje się Boga. Taki Bóg musi umieć pomagać i szko­
c z y s t e j f i k c y i różni się tem bardzo z ujmą dzić, musi umieć być przyjacielem jak wrogiem, —
dla siebie od świata marzenia, że ten ostatni od- podziwia się go w dobrem jak w złem. P r z e c i w -
z w i e r c i a d l a rzeczywistość, podczas gdy on rze­ n a t u r a l n a kastracya Boga na Boga dobra tylko le­
czywistość fałszuje, odziera z wartości, zaprzecza jej. żałaby tu poza obrębem wszelkiej pożądaności. Potrze­
Zanim wynaleziono dopiero pojęcie »natura«, jako buje się Boga złego tak, jak dobrego: zawdzięcza się
przeciwstawienie pojęcia »Bog«, musiało »naturalny« przecie istnienie własne chyba nie tolerancyi, nie
być słowem na »godny pogardy«, — ów cały świat życzliwości dla ludzi . . . Cóżby zależało na Bogu,
fikcyi ma swe korzenie w n i e n a w i ś c i do natural­ któryby nie znał gniewu, zemsty, zawiści, szyderstwa,
ności (— rzeczywistość! — ) , jest on wyrazem głę­ chytrości, gwałtu? któryby nie znał może nawet za­
bokiego niesmaku z tego, co rzeczywiste... L e c z chwycających ardeurs zwycięstwa i zniszczenia? Nie
to w y j a ś n i a w s z y s t k o . Kto jedynie ma powody rozumianoby takiego Boga: pocóżby go mieć? — Oczy­
w y k ł a m y w a n i a się z rzeczywistości? Kto z jej wista: jeśli lud ginie; jeśli czuje, że wiara w przy­
powodu c i e r p i . Lecz cierpieć z powodu rzeczywi­ szłość, jego nadzieja wolności ostatecznie znika; jeśli
stości znaczy być u n i e s z c z ę ś l i w i o n ą rzeczy­ poddanie uświadamia się mu jako pierwszy pożytek,
wistością . . . Przewaga uczuć nieprzyjemnych nad cnoty poddańcze jako warunki utrzymania się, wów­
przyjemnemi jest p r z y c z y n ą owej fikcyjnej mo­ czas m u s i się i Bóg jego zmienić. Staje się on teraz
ralności i religii: taka przewaga jest formułą na dé- potulny, bojaźliwy, skromny, doradza »spokój duszy«,
cadence. . . zaprzestania nienawiści, pobłażanie, nawet »miłość«
dla przyjaciela i wroga. Moralizuje ustawicznie, wlazł
w jaskinię każdej cnoty prywatnej, staje się Bogiem
każdego, osobą prywatną, kosmopolitą . . . Niegdyś
16.
przedstawiał jakiś lud, siłę jakiegoś ludu, wszystko,
Do podobnego wniosku zmusza krytyka c h r z e ś ­ co w duszy jakiegoś ludu było agresywne i spragnione
c i j a ń s k i e g o p o j ę c i a B o g a . — Lud, który mocy: teraz jest tylko jeszcze dobrym Bogiem. . .
22 23

Rzeczywiście, niema innej alternatywy dla Bogów: Boga, jeśli krok za krokiem zniży się on do symbolu
a l b o są oni wolą mocy — i tak długo będą bogami laski dla znużonych, deski ratunku dla wszystkich
ludów — , albo niemocą mocy — i wówczas z ko­ tonących, jeśli stanie się Bogiem ludzi biednych, Bo­
nieczności stają się d o b r y m i . . . giem grzeszników, Bogiem chorych par excellence,
a tytuł »Zbawca«, »Odkupiciel« niejako o s t a n i e się,
jako tytuł boski wogóle: o c z e m ż e mówi taka
przemiana ? taka r e d u k c y a boskości ? — Oczywi­
17. sta : »królestwo boże« większe się przez to stało. Nie­
gdyś miał Bóg tylko swój lud, swój lud »wybrany«.
Gdzie w jakiejkolwiek formie wola mocy ginie, Tymczasem poszedł, zupełnie jak sam lud jego, w ob­
istnieje też każdym razem fizyologiczne cofanie się, czyznę, na wędrówkę, nigdzie odtąd już nie zagrzał
décadence. Bóstwo tej décadence, obrzezane na punk­ miejsca: a wkońcu wszędzie czuł się w domu, stał
cie swych najbardziej męskich cnót i popędów, staje się wielkim kosmopolitą, — aż »wielką liczbę« i pół
się teraz koniecznie Bogiem fizyologicznie cofniętych, ziemi przeciągnął na swoją stronę. Lecz Bóg »wiel­
słabych. Zwą oni siebie samych nie słabymi, zwą kiej liczby«, demokrata wśród bogów, nie stał się
siebie »dobrymi« . . . Rozumie się, już bez potrzeby mimo to dumnym bogiem pogańskim: pozostał Ży­
wskazówki, w jakich dopiero chwilach dziejów moż­ dem, pozostał Bogiem zakątów, Bogiem wszystkich
liwą się staje dualistyczna fikcya dobrego i złego nor i miejsc ciemnych, wszystkich niezdrowych za­
Boga. Tym samym instynktem, którym podbici ścią­ ułków całego świata! . . . Jego królestwo światowe
gają Boga swego na szczebel »dobra w sobie«, wy­ jest nadal, jak przedtem, królestwem podziemnem, szpi­
kreślają też z Boga swych zwycięzców dobre właś­ talem, państwem souterrain, państwem ghetta . . . A on
ciwości; mszczą się na swych panach tem, że p r z e ­ sam tak blady, tak słaby, taki décadent. . . Nawet
r a b i a j ą na d y a b ł a ich Boga. — Bóg d o b r y , najbledsi z bladych jeszcze nim owładnęli, panowie
jak i dyabeł: obaj wyrodki décadence. — Jak można metafizycy, albinosy pojęciowe. Osnuwali go tak
dziś jeszcze ustępować tak bardzo prostoduszności teo­ długo wokoło, aż, zahipnotyzowany ich ruchami, sam
logów chrześcijańskich, by wyrokować z nimi, że roz­ stał się pająkiem, sam metafizykiem. Teraz on znów
wój pojęcia Boga z »Boga Izraela«, »Boga ludowego«, świat wysnuwał z siebie — sub specie Spinozae*) —,
w Boga chrześcijańskiego, w zbiorowe pojęcie wszel­ teraz przekształcał się w coraz większą cienkość
kiego dobra, jest postępem? — Lecz nawet Renan to i bladość, stał się »ideałem«, stał się »czystym du­
czyni. Jak gdyby Renan miał prawo do prostoduszności! chem«, stał się absolutum, stał się »rzeczą samą
Przeciwieństwo rzuca się przecie w oczy. Jeśli zało­
żenia w z n o s z ą c e g o s i ę życia, jeśli wszelką siłę, *) W oryginale gra słów : spinnen — Spinne — Spinoza.
waleczność, władczość, dumę wyłączy się z pojęcia Prz. tł.
24 25
w sobie« . . . U p a d e k B o g a : Bóg stal się »rzeczą coś stałego, jak ultimatum i maximum tworzącej bo­
samą w sobie« . . . gów siły, człowieczego creator spiritus, ten poli­
towania godny Bóg chrześcijańskiego monotono-
teizmu! Ten mieszańczy, twór upadku z zera, pojęcie
i sprzeczność, w którym wszystkie instynkty déca­
18. dence, wszystkie tchórzostwa i znużenia duszy mają
swe uświęcenie! — —
Chrześcijańskie pojęcie Boga — Bóg jako Bóg
chorych, Bóg jako pająk, Bóg jako duch — jest je-
dnem z najbardziej zepsutych pojęć Boga, jakie osiąg­
nięto na ziemi; jest ono może nawet miernikiem stanu
głębi w zstępującym rozwoju typu boskiego. Bóg wy- 20.
rodzony w sprzecznośc z życiem, zamiast być
Potępieniem chrześcijaństwa nie chciałbym do­
jego przejaśnieniem i wieczystem T a k ! W Bogu
puścić się krzywdy na pokrewnej religii, która ilością
wrogość zapowiedziana życiu, naturze, woli życia!
wyznawców nawet przeważa: na b u d d y z m i e . Obie
Bóg formułą dla każdego oczernienia »tego świata«,
łączą się z sobą jako religie nihilistyczne — są reli­
dla każdego kłamstwa o »zaświecie«! W Bogu ubó­
giami décadencc —, obie są oddzielone od siebie w naj­
stwiona nicość, wola nicości uświęcona! . . .
przedziwniejszy sposób. Że je teraz p o r ó w n y ­
w a ć można, za to krytyk chrześcijaństwa głęboko
jest wdzięczny uczonym indyjskim. — Buddyzm jest
stokroć realistyczniejszy od chrześcijaństwa, — ma
19. we krwi dziedzictwo przedmiotowego i chłodnego sta­
wiania problematów, zjawia się po trwającym lat
Że silne rasy Europy północnej nie odepchnęły
setki ruchu filozoficznym; w chwili pojawienia się jego
od siebie Boga chrześcijańskiego, to zaprawdę nie
jest pojęcie »Bóg« już uprzątnięte. Byddyzm jest je­
przynosi chwały ich uposażeniu religijnemu, nie mó­
dyną właściwie p o z y t y w i s t y c z n ą religią, jaką
wiąc już o smaku. Z takim chorowitym i osłabłym ze
nam ukazuje historya, nawet jeszcze w swojej teoryi
starości wyrodkiem décadence, winny były koniecznie
poznania (surowym fenomenaliźmie — ) , nie mówi już
dojść do końca. Lecz klątwa cięży na nich za to, że
»walka przeciw g r z e c h o w i « , lecz, zgoła rzeczy­
z nim nie doszły do końca: choroba, starość, sprzeczność
weszły im we wszystkie instynkty, — żadnego już od­
wistości przyznając prawo, »walka przeciw c i e r ­
tąd Boga nie s t w o r z y ł y ! Dwa tysiącolecia prawie p i e n i u « . Ma on — to różni go głęboko od chrześ­
i ani jednego nowego Boga! Lecz wciąż jeszcze i jak cijaństwa — samooszustwo pojęć moralnych już za
sobą, — stoi, mówiąc moim językiem, p o z a dobrem
26 27
i ziem. — Oto d w a fakty fizyologiczne, na których wielkiej »przedmiotowości« (to znaczy w osłabieniu
spoczywa i które ma na oku: po p i e r w s z e nad­ interesu indywidualnego, w stracie na wadze, na »ego­
mierna pobudliwość wrażliwości, która wyraża się iźmie«), zwalcza, sprowadzając ściśle i najbardziej du­
jako wyrafinowana zdolność cierpienia, p o t e m prze- chowe interesy do o s o b y . W nauce Buddy egoizm
duchowienie, nazbyt długie życie w pojęciach i pro­ staje się obowiązkiem: owo »jednego potrzeba«, owo
cedurach logicznych, wśród którego instynkt osobowy »jak ty uwolnisz się od cierpienia« reguluje i ogra­
doznał szkody z korzyścią »bezosobistości« (— jedno nicza całą dyetę duchową (— należy może przypom­
i drugie stany, które przynajmniej niektórzy moi czy­ nieć sobie owego Ateńczyka, który również z czystą
telnicy, »przedmiotowi«, jak ja sam, znać będą z do­ »naukowością« wiódł wojnę, Sokratesa, który egoizm
świadczenia). Na gruncie tych fizyologicznych wa­ osobisty także w państwie problematów podniósł do
runków powstała d e p r e s y a : przeciw niej Budda morału).
zabiega higienicznie. Stosuje przeciw niej życie na
wolnem powietrzu, życie wędrowne; umiarkowanie i wy­
bór w pożywieniu; ostrożność względem wszystkich
spirituosa; tak samo ostrożność przed afektami, które
żółć wzburzają, rozpalają krew: żadnej t r o s k i , ani 21.
o siebie, ni o innych. Wymaga wyobrażeń, które ani Warunkiem buddyzmu jest bardzo miękki klimat,
nie darzą spokojem, ani rozweselają — wynajduje wielka łagodność i swoboda obyczajów, b r a k mili-
środki do odwyknięcia od innych. Rozumie dobroć, taryzmu; i to, że ruch miał swe ognisko wśród wyż­
dobrotliwość jako sprzyjające zdrowiu. M o d l i t w a szych, a nawet uczonych stanów. Pragnie się pogody,
jest wykluczona, tak samo jak a s c e z a ; żadnego ka­ ciszy i nieżywienia żadnych życzeń, jako celu najwyż­
tegorycznego rozkazu, żadnego m u s u wogóle, na­ szego i o s i ą g a się ten cel. Buddyzm nie jest reli­
wet w obrębie zgromadzenia klasztornego (— można gią, w której się tylko do doskonałości dąży: dosko­
znów wystąpić —). To wszystko miały być środki nałość jest wypadkiem normalnym. —
do wzmocnienia owej nadmiernej pobudliwości. Właś­ W chrześcijaństwie występują na czoło instynkty
nie dlatego nie wymaga też walki z myślącymi ina­ podbitych i uciśnionych: najniższe stany szukają
czej; nauka jego przeciw niczemu nie broni się wię­ w niem zbawienia. Kazuistykę grzechu, samokrytykę,
cej, niż przeciw uczuciu zemsty, odrazy, ressentiment inkwizycyę sumienia uprawia się tu jako z a j ę c i e ,
(— »nieprzyjaźni nieprzyjaźń kresu nie położy«: jako środek przeciw nudzie; podtrzymuje się tu nie­
wzruszający refren całego buddyzmu...). I to słusz­ ustannie afekt dla m o c a r z a , zwanego »Bogiem«
nie: właśnie te afekty byłyby zgoła n i e z d r o w e (mocą modlitwy); to co najwyższe uchodzi tu za nie­
ze względu na główny cel dyetetyczny. Znużenie du­ osiągalne, za dar, za »łaskę«. Brak tu także jawności;
chowe, które on zastaje i które wyraża się w zbyt kryjówka, ciemna przestrzeń jest chrześcijańska. Ciało
28 29

jest tu w pogardzie, higienę uchyla się jako zmys­ zadawania bólu, pragnieniem upustu wewnętrznego na­
łowość; kościół broni się nawet przeciw czystości pięcia w wrogich działaniach i wyobrażeniach. Chrześ­
(— pierwszem zarządzeniem chrześcijańskiem po wy­ cijaństwo potrzebowało b a r b a r z y ń s k i c h pojęć
pędzeniu Maurów było zamknięcie kąpieli publicznych, i wartości, by stać się barbarzyńców panem: takiemi
których sama Kordowa posiadała 270). Chrześcijań­ są ofiara z pierwocin, picie krwi przy komunii, pogarda
ski jest pewien zmysł okrucieństwa, względem sie­ ducha i kultury; tortura w każdej formie, zmysłowa
bie i innych; nienawiść do inaczej myślących; wola i niezmysłowa; wielki przepych kultu. Buddyzm jest
prześladowania. Posępne i wstrząsające wyobrażenia religią dla ludzi p ó ź n y c h , dla ras dobrotliwych,
stoją na pierwszym planie; najbardziej pożądane, naj- łagodnych, przeduchowionych, które zbyt łatwo ból od­
wyższemi mianami określone stany to epilepsoidy; czuwają (Europa będzie jeszcze na długo niedojrzała
wybiera się tak dyetę, by sprzyjała zjawiskom cho­ doń — ) : jest on sprowadzeniem ich napowrót do
robliwym i przedrażniała nerwy. Chrześcijańską jest spokoju i pogody, do dyety w rzeczach duchowych,
wrogość śmiertelna przeciw panom ziemi, przeciw do pewnego zahartowania w cielesnych. Chrześcijań­
»dostojnym« — a zarazem ukryte, tajemne współza­ stwo chce stać się panem z w i e r z ą t d r a p i e ż ­
wodnictwo (— pozostawia się im »ciało«, chce się n y c h ; środkiem jego jest uczynić je c h o r e m i , —
t y l k o »duszy«...). Chrześcijańską jest nienawiść osłabienie jest chrześcijańską receptą celem o s w o ­
do d u c h a , do dumy, odwagi, wolności, libertinage j e n i a , celem »cywilizacyi«. Buddyzm jest religią
ducha; chrześcijańską jest nienawiść do z m y s ł ó w , dla końca i znużenia cywilizacyi, chrześcijaństwo nie
do radości zmysłów, do radości wogóle. . . zastaje jej nawet jeszcze, — stwarza ją przy spo­
sobności.

22.
23.
Chrześcijaństwo, opuściwszy swój pierwszy grunt,
Buddyzm, by rzec raz jeszcze, jest stokroć chłod­
stany najniższe, p o d z i e m i e starożytnego świata, niejszy, prawdziwszy, bardziej przedmiotowy. Nie po­
wyszedłszy po moc między ludy barbarzyńskie, nie trzebuje on już u p r z y s t a j n i a ć sobie swego bólu,
miało tu już jako założenia ludzi z n u ż o n y c h , lecz swej zdolności cierpienia przez interpretacyę grze­
wewnętrznie zdziczałych i rozdzierających się ludzi, — chu, — mówi jeno, co myśli, »cierpię«. Natomiast dla
człowieka silnego, lecz nieudanego. Niezadowolenie barbarzyńcy cierpienie nie jest w sobie niczem przy-
z siebie, cierpienie z powodu siebie nie jest tu, jak stojnem: potrzebuje on najpierw wyłożenia, by przy­
u buddystów, nadmierną pobudliwością i zdolnością znać się przed sobą, że cierpi (instynkt jego zwraca
cierpienia, raczej odwrotnie przemożnem pragnieniem
30 31
go raczej do zaprzeczenia cierpienia, do cichego zno­ musi Bóg być miody. Dla żarliwości kobiet trzeba na
szenia). Słowo »dyabeł« było tu dobrodziejstwem: pierwszy plan wysunąć pięknego świętego, dla żarli­
miało się przepotężnego i straszliwego wroga, — nie wości mężczyzn Maryę. To pod warunkiem, jeśli
trzeba się było wstydzić, że się cierpi z powodu ta­ chrześcijaństwo chce się stać panem na gruncie,
kiego wroga. —
gdzie kulty Afrodyty lub Adonisa ustaliły już p o j ę ­
Chrześcijaństwo ma na dnie kilka subtelności, c i e kultu. Wymaganie c z y s t o ś c i wzmacnia gwał­
które są własnością Wschodu. Przedewszystkiem wie towność i wnętrzność religijnego instynktu — czyni
ono, że jest to zgoła w sobie obojętne, czy coś jest
kult cieplejszym, bardziej marzycielskim i pełniejszym
prawdziwe, lecz rzeczą najwyższej wagi, o i l e się
duszy. — Miłość jest stanem, w którym człowiek wi­
je za prawdziwe uważa. Prawda i w i a r a , że coś
dzi rzeczy przeważnie tak, jak nie są. Moc ilu­
jest prawdziwe: dwa zgoła rozbieżne światy intere­
zoryczna stoi tu na swej wyżynie, tak samo moc
sów, prawie światy p r z e c i w s t a w n e , — dochodzi
osładzająca, p r z e j a ś n i a j ą c a . W miłości znosi się
się do jednego i do drugiego zasadniczo różnemi dro­
więcej niż kiedyińdziej, ścierpi się wszystko. Trzeba
gami. Wiedzieć o tem — to c z y n i na Wschodzie
było wynaleźć religię, w której kochać można: przez
niemal mędrca: tak to rozumieją bramini, tak to ro­
zumie Plato, tak każdy uczeń ezoterycznej mądrości. to wydobyto się ponad to, co najgorsze w życiu —
Jeśli na przykład w wierze, że się jest wybawionym nie widzi się go już zgoła. Tyle o trzech cnotach
z grzechu, leży s z c z ę ś c i e , to uprzednim warun­ chrześcijańskich, wierze, miłości, nadziei; zwę je trzema
kiem tego nie jest, by człowiek był grzeszny, lecz r o z t r o p n o ś ć i a m i chrześcijańskiemu — Buddyzm
by c z u ł się grzesznym. Jeśli jednak wogóle w i a r y był za późny, za pozytywistyczny na to, by jeszcze
przedewszystkiem potrzeba, to musi się zdyskredyto­ w ten sposób być roztropnym. —
wać rozum, poznanie, badanie: droga do prawdy staje
się drogą z a k a z a n ą . — Silna n a d z i e j a jest daleko
większem stimulans życia, niż jakiekolwiek poszcze­
gólne rzeczywiście spełniające się szczęście. Trzeba 24.
podtrzymywać cierpiących nadzieją, której żadna rze­
czywistość sprzeciwić się nie może, — której żadne Dotykam tu tylko problematu p o w s t a n i a
nie u s u n i e spełnienie: nadzieją zaświatową. (Właś­ chrześcijaństwa. Pierwsze twierdzenie do jego roz­
nie z powodu tej zdolności bałamucenia nieszczęśli­ wiązania brzmi: chrześcijaństwo rozumieć można je­
wego uchodziła nadzieja u Greków za zło najwyż­ dynie na gruncie, z którego wyrosło, — n i e jest ono
sze, za zło istotnie c h y t r e : pozostało w beczce ruchem przeciwko instynktowi żydowskiemu, jest ono
zła). — By m i ł o ś ć możliwą była, musi Bóg być samą jego konsekwencyą, dalszym wnioskiem jego
osobą; by najniższe instynkty także przemawiać mogły, przejmującej strachem logiki. W formule Zbawiciela:
»zbawienie od Żydów pochodzi«. — D r u g i e twier-
32 33

dzenie brzmi: psychologiczny typ Galilejczyka da się chrześcijańska. By móc »Nie« mówić wszystkiemu,
jeszcze rozpoznać, lecz dopiero w najzupełniejszem co przedstawia na ziemi w s t ę p n y ruch życia,
swem zwyrodnieniu (które jest zarazem okaleczeniem udaność, moc, piękno, potwierdzenie siebie, musiał tu
i przeładowaniem obcemi rysami —) mógł służyć na do geniuszu podniesiony instynkt ressentiment wyna­
to, na co użyty został, za typ Zbawiciela ludzkości. leźć sobie świat i n n y , z którego owo p o t w i e r ­
Żydzi są najprzedziwniejszym ludem w dziejach d z e n i e ż y c i a wydało się złem, pogardy godnem
świata, ponieważ stanąwszy wobec zagadnienia istnie­ w sobie. Ze stanowiska psychologicznego, był lud
nia i nieistnienia, z zupełną i niesamowitą świadomoś­ żydowski ludem najtęższej siły żywotnej, który po­
cią wybrali istnienie za w s z e l k ą c e n ę : tą ceną stawiony wśród najniemożliwszych warunków, dobro­
było radykalne sfałszowanie wszelkiej natury, wszel­ wolnie, z najgłębszej mądrości utrzymania się, bierze
kiej naturalności, wszelkiej realności, tak samo całego stronę wszystkich instynktów décadence, — nie jako
świata wewnętrznego jak zewnętrznego. Odgraniczyli przez nie opanowany, lecz ponieważ odgadł w nich moc,
się o d wszystkich warunków, pod któremi dotąd mógł którą przeprzeć siebie można w b r e w »światu«. Żydzi
żyć lud jakiś, pod któremi mu żyć było w o l n o ; stwo­ są przeciwieństwem wszelkiej décadence : musieli ją
rzyli z siebie pojęcie przeciwstawne n a t u r a l n y m p r z e d s t a w i a ć aż do złudzenia, umieli dzięki ge­
warunkom, — przenicowali kolejno religię, kult, mo­ niuszowi non plus ultra aktorskiemu stanąć na czele
ralność, historyę w sposób nieuleczalny na s p r z e c z ­ wszelkich ruchów décadence ( — jako chrześcijaństwo
n o ś ć z ich n a t u r a l n e m i w a r t o ś c i a m i . P a w ł a — ) , by z nich coś stworzyć, co silniejsze, niż
Z tem samem zjawiskiem spotykamy się raz jeszcze wszelka p o t w i e r d z a j ą c a życie partya. Décadence
i to wniewymownie zwiększonych proporcyach, mimo jest dla rodzaju ludzi, którzy w żydostwie i chrześci­
to jako z kopią: — kościołowi chrześcijańskiemu brak, jaństwie doszli do mocy, dla rodzaju k a p ł a ń s k i e g o ,
w porównaniu z »ludem świętych«, wszelkiej preten- tylko ś r o d k i e m : ten rodzaj ludzi ma interes ży­
syi do oryginalności. Żydzi są, właśnie przez to, naj- ciowy w tem, by ludzkość chorą uczynić i pojęcia
f a t a l n i e j s z y m ludem w dziejach świata: w póź- »dobry« i »zły«, «prawdziwy« i » fałszywy« przenico­
niejszem swem oddziaływaniu uczynili ludzkość do wać na niebezpieczne dla życia i świat oczerniające
tego stopnia fałszywą, że dziś jeszcze chrześcijanin znaczenie. —
czuć może w sposób antyżydowski, nie rozumiejąc,
że jest o s t a t n i ą k o n s e k w e n c y ą ż y d o w s k ą .
W swej »Genealogii moraluości« przedstawiłem
25.
poraz pierwszy psychologicznie przeciwstawne poję­
Historya Izraela jest nieoceniona, jako typowa
cia moralności dostojnej i moralności z ressentiment,
historya wszelkiego w y n a t u r z e n i a wartości natu­
ostatnią jako tę, która wytrysła z n i e przeciw pierw­
ralnych: wskazuję pięć takich faktów. Pierwotnie, prze-
szej: lecz to jest na wskroś moralność żydowsko - DZIEŁA NIETZSCHEGO T. VIII. 3
34 35
dewszystkiem czasu królestwa, znajdował się Izrael do
czyny« i »skutku« do góry nogami. Dopiero gdy na­
wszystkich rzeczy w słusznym, to znaczy naturalnym
grodą i karą uprzątnęło się ze świata naturalną przy­
stosunku. Jego Jehowa był wyrazem świadomości mocy,
czynowość, potrzeba przyczynowości p r z e c i w n a ­
radości z siebie, nadziei, pokładanej w sobie: oczeki­
turalnej: cała reszta nienaturalności występuje
wano w nim zwycięstwa i ocalenia, ufano przez niego
teraz. Bóg, który w y m a g a , — zamiast Boga, który
naturze, że da, czego ludowi trzeba — przedewszyst-
pomaga, który użycza rady, który w gruncie rzeczy
kiem deszczu. Jehowa jest Bogiem Izraela, a p r z e t o
jest wyrazem na wszelką szczęśliwą inspiracyę odwagi
Bogiem sprawiedliwości: logika każdego ludu, który
ma moc i czyste pod tym względem sumienie. W uro­ i ufności w sobie . . . Moralność już nie wyrazem
czystym kulcie wyrażają się obie te strony samopo- warunków życia i wzrostu ludu, już nie najgłębszym
twierdzenia jakiegoś ludu: jest on wdzięczny za instynktem życia, lecz abstrakcyą, przeciwstawieniem
wielkie losy, które go wyniosły, jest wdzięczny za życia, — moralność jako zasadnicze pogorszenie wy­
zmiany pór roku i wszelkie szczęście w chowie bydła obraźni, jako »złe spojrzenie« dla wszystkich rzeczy.
i uprawie roli. — Ten stan rzeczy pozostawał długo C z e m jest żydowska, c z e m chrześcijańska moral­
jeszcze ideałem, nawet gdy w sposób smutny ustał: ność? Przypadkiem, pozbawionym swej niewinności;
anarchia wewnątrz, Assyryjczycy od zewnątrz. Lecz nieszczęściem, zbrudzonem przez pojęcie »grzechu«,
lud zachował jako najwyższe pożądanie ową wizyę dobrobytem, pojętym jako niebezpieczeństwo, jako »po­
króla, który jest dobrym żołnierzem i surowym sę­ kusa«; fizyologicznem niedomaganiem, zatrutem przez
dzią: przedewszystkiem ów typowy prorok (to zna­ robaka sumienia...
czy krytyk i satyryk chwili) Jezajasz. — Lecz żadna
nadzieja nie spełniała się. Stary Bóg nie u m i a ł już
nic z tego, co umiał niegdyś. Trzeba go było puścić
kantem. Co się stało? Z m i e n i o n o jego pojęcie — 26.
w y n a t u r z o n o jego pojęcie: za tę cenę zachowano
go. — Jehowa, Bóg »sprawiedliwości«, — j u ż n i e je­ Pojęcie Boga sfałszowano; pojęcie moralności
dność z Izraelem, wyraz samopoczucia ludu: jeszcze sfałszowano: — kapłaństwo żydowskie nie poprze­
tylko Bóg pod warunkami . . . Pojęcie jego staje się stało na tem. Cała historya Izraela była niepo­
narzędziem w rękach agitatorów kapłańskich, którzy trzebna: precz z nią! — Kapłani ci dokonali tego
wszelkie szczęście tłumaczą teraz jako nagrodę, wszel­ cudu fałszu, którego dokumentem jest nam większa
kie nieszczęście jako karę za nieposłuszeństwo wzglę­ część Biblii: z bezprzykładnem urąganiem wszelkiej
dem Boga, za »grzech« : ów najkłamliwszy sposób tradycyi, wszelkiej rzeczywistości historycznej, własną
tłumaczenia rzekomo »moralnego porządku świata«, przeszłość ludową p r z e t ł u m a c z y l i na r e l i g i j ­
przewracający raz na zawsze naturalne pojęcie »przy- n o ś ć , to znaczy zrobili z niej głupi mechanizm
zbawczy winy względem Jehowy i kary, bogobojności
3*
36 37

względem Jehowy i nagrody. Odczuwalibyśmy o wiele tycznej formuły »posłuszeństwa lub nieposłuszeń­
boleśniej ten najhaniebniejszy akt fałszerstwa histo­ stwa Bogu«. — Krok dalej: »wola boża«, to zna­
rycznego, gdyby k o ś c i e l n e tłumaczenie historyi od czy warunki ostania się mocy kapłanów, musi być
tysiącoleci nie było nas prawie stępiło na wymagania z n a n a , — do tego celu trzeba »objawienia«. Po
uczciwości in historicis. A Kościołowi wtórowali filo­ naszemu: konieczne jest wielkie fałszerstwo lite­
zofowie: k ł a m s t w o »moralnego porządku świata« rackie, odkrywa się »Pismo święte«, — objawia się
ciągnie się przez cały rozwój nawet nowszej filozofii. je wśród całego hieratycznego przepychu, z dniami
Co znaczy »moralny porządek świata«? Że istnieje, pokutnemi i wrzaskiem jęku z powodu długotrwałego
raz na zawsze, wola boża, co człowiek ma czynić, »grzechu«. »Wola boża« była zdawna ustanowiona:
a czego zaniechać; że wartość jakiegoś ludu, jedno­ cale nieszczęście leży w tem, że odwrócono się od
stki mierzy się tem, czy się bardzo, czy mało jest woli »Pisma świętego« . . . Już Mojżeszowi objawiona była
bożej posłusznym; że w losach jakiegoś narodu, je­ »wola boża« . . . Co się stało ? Kapłan sformułował
dnostki, wola boża przejawia się w ł a d c z o , to znaczy surowo, pedantycznie, aż do wielkich i małych po­
karząco lub nagradzająco, zależnie od stopnia posłu­ datków, które mu płacić się miało (— nie zapomina­
szeństwa. R z e c z y w i s t o ś ć miast tego pożałowa­ jąc o najsmaczniejszych kęsach mięsa: bo kapłan żre
nia godnego kłamstwa brzmi: pasorzytniczy rodzaj beefsteak'i), sformułował raz na zawsze, co c h c e
człowieka, który udaje się tylko kosztem wszystkich m i e ć , »co jest wolą bożą«... Odtąd wszystkie sprawy
zdrowych tworów życia, k a p ł a n , nadużywa imienia życia są tak urządzone, że kaptan jest w s z ę d z i e
Boga: zwie on stan rzeczy, w którym kapłan war­ n i e z b ę d n y ; we wszystkich naturalnych zdarze­
tość rzeczy ustanawia, »królestwem bożem«; środki, niach życiowych, przy urodzeniu, małżeństwie, cho­
których mocą osiąga lub podtrzymuje się taki stan, robie, śmierci, nie mówiąc już o ofierze (»wieczerzy«),
zwie »wolą bożą«; z zimnokrwistym cynizmem mie­ zjawia się święty pasorzyt, by je w y n a t u r z y ć :
rzy ludy, czasy, jednostki wedle tego, czy były prze­ w języku jego »uświęcić«... Bo to zrozumieć trzeba:
mocy kapłańskiej pożyteczne, czy też się jej opierały. każdy naturalny obyczaj, każdą naturalną instytucyę
Trzeba ich widzieć przy robocie: pod rękami kapła­ (państwo, postępowanie sądowe, małżeństwo, troskę
nów żydowskich stał się czas w i e l k o ś c i w histo­ o chorych i ubogich) wszystkie przez instynkt życia
ryi Izraela czasem upadku; wygnanie, długotrwałe natchnione żądania, słowem wszystko, co ma w so­
nieszczęście zmieniło się w k a r ę wieczną za czas b i e swą wartość, pasorzytnictwo kapłanów czyni za­
wielkości — czas, w którym kapłan był jeszcze ni­ sadniczo bezwartościowem, wartości p r z e c i w n e m ;
czem. Z potężnych, b a r d z o s w o b o d n i e udanych wymaga ono dodatkowej sankcyi, — potrzebuje na­
postaci Izraela, czynili, wedle potrzeby, mizernych d a j ą c e j w a r t o ś ć mocy, która w niem natury za­
lizunów i milczków lub »bezbożnych«, upraszczali przecza i przez to właśnie dopiero wartość s t w a ­
psychologię każdego wielkiego zdarzenia do idyo- r z a . . . Kapłan odziera z wartości, z ś w i ę t o ś c i
39
38
naturę: za tę cenę istnieje wogóle. — Nieposłuszeń­ rzeczywistości samej. Wypadek jest największego
stwo względem Boga, to znaczy względem kapłana, znaczenia: drobny, buntowniczy ruch, ochrzczony od
względem »prawa«, otrzymuje teraz miano »grze­ imienia Jezusa z Nazaretu, jest instynktem żydow­
chu«; środki do »pojednania się znowu z Bogiem«, skim r a z j e s z c z e , — inaczej mówiąc, instynktem
to — jak słuszna — te, które uległość mocy kapłanów kapłańskim, który nie znosi już kapłana jako rzeczy­
jeszcze gruntowniej tylko zabezpieczają: tylko kapłan wistości, wynalazkiem jeszcze b a r d z i e j o d e r w a ­
»wyzwala«... Ze stanowiska psychologicznego, stają nej formy istnienia, jeszcze m n i e j r e a l n e j wi-
się »grzechy« w każdej, po kapłańsku uorganizowanej zyi świata, niż tego organizacya kościoła wymaga.
społeczności, niezbędne; są one właściwą poręką Chrześcijaństwo z a p r z e c z a Kościoła . . .
mocy, kapłan żyj e z grzechów, potrzebuje jeszcze, by Nie widzę, przeciw czemu zwrócony był bunt,
»grzeszono« . . . Najwyższa zasada: »Bóg przebacza za którego sprawcę Jezus uchodził w rozumieniu lub
temu, kto czyni pokutę« — po naszemu: k t o s i ę n i e p o r o z u m i e n i u ludzkiem, jeśli to nie był bunt
podda kapłanowi. — przeciw Kościołowi żydowskiemu, Kościołowi w tem
samem zgoła znaczeniu, w jakiem go dziś używamy.
Był to bunt przeciw »dobrym i sprawiedliwym«, prze­
ciw »świętym Izraela«, przeciw hierarchii społecz­
nej — nie przeciw jej zepsuciu, lecz przeciw kaście,
27. przywilejowi, porządkowi, formule, była to n i e w i a r a
Na f a ł s z y w y m w ten sposób gruncie, gdzie w »ludzi wyższych«, Nie — powiedziano wszystkiemu,
wszelka natura, wszelka wartość naturalna, wszelka co było kapłanem i teologiem. Przecież hierarchia, która
r z e c z y w i s t o ś ć miała przeciwko sobie najgłębsze przez to, choć tylko na chwilę, podana została w wąt­
instynkty panującej klasy, wyrosło chrześcijaństwo, pliwość, była budową palową, na której lud żydow­
forma śmiertelnej nieprzyjaźni względem rzeczywi­ ski, wpośród »wody«, w ogóle jeszcze istniał, z tru­
stości, forma dotąd nie przewyższona. »Lud święty«, dem zdobytą ostatnią możliwością ostania się, resi­
który dla wszystkich rzeczy zachował tylko kapłań­ duum jego politycznej odrębności: atak na nią był
skie wartości, tylko słowa kapłańskie i z przejmującą atakiem na najgłębszy instynkt ludowy, na najwy­
lękiem konsekwencyą wszystko, co jeszcze z mocy na trwalszą ludową wolę życia, jaka kiedykolwiek ist­
ziemi istniało, oddzielił od siebie, jako »nieświęte«. niała na ziemi. Ten święty anarchista, który wzywał
jako »świat«, jako »grzech«, — ten lud wytworzył motłoch, odepchniętych i »grzeszników«, wszystkich
dla swego instynktu ostatnią formułę, logiczną aż c z a n d a l a w obrębie żydowszczyzny do oporu prze­
do zaprzeczenia siebie: jako c h r z e ś c i j a ń s t w o , ciw panującemu porządkowi — językiem, który i dziś
zaprzeczył jeszcze ostatniej formy rzeczywistości, jeszcze, jeśli można ufać Ewangeliom, wiódłby na Sy­
»ludu świętego«, »ludu wybranego«, ż y d o w s k i e j bir, — był politycznym zbrodniarzem, o ile właśnie poli-
40
41
tyczni zbrodniarze w n i e d o r z e c z n i e n i e p o l i ­
t y c z n e j społeczności byli możliwi. To go doprowa­ 29.
dziło do krzyża: dowodem tego jest napis na krzyżu.
Co m n i e obchodzi, to psychologiczny typ Zba­
Umarł za s w o j ą winę. — brak wszelkiej do tego
podstawy, pomimo że często tak właśnie twierdzono, wiciela. Ten zaś m ó g ł b y być zachowany w Ewan­
że umarł za winę innych. — geliach mimo Ewangelie, choćby nie wiedzieć jak
nawet okaleczony i obładowany obcemi rysami: jak
Franciszek z Asyżu zachowany jest w legendach
o sobie mimo legendy o sobie. Nie prawda o tem,
co uczynił, co powiedział, jak właściwie umarł: lecz
28. pytanie, c z y typ jego wogóle jeszcze da się wyobra­
zić, czy jest »przekazany« ? Znane mi usiłowania wy­
Zgoła inne jest pytanie, czy miał on wogóle czytania z Ewangelii nawet d z i e j ó w »duszy«, zdają
świadomość takiego przeciwstawienia — czy się go mi się dowodami godnej odrazy lekkomyślności psy­
tylko nie o d c z u w a ł o , jako to przeciwstawienie. chologicznej. Pan Renan, ten błazen in psychologicis,
I tu dopiero dotykam problematu p s y c h o l o g i i dorzucił do tego dwa n a j n i e s ł y c h a ń s z e pojęcia
Z b a w i c i e l a . — Wyznaję, że mało książek z ta­ dla swego wyjaśnienia typu Jezusa, jakie w tym wzglę­
kiemi czytam trudnościami, jak Ewangelie. Inne to dzie istnieć mogą: pojęcie g e n i u s z a i pojęcie bo­
trudności, niż owe, z których wykazania uczona cie­ h a t e r a (»héros«). Lecz jeśli co jest nieewangielicz-
kawość niemieckiego ducha święciła jeden z swych nego, to pojęcie bohatera. Właśnie przeciwieństwo wszel­
najbardziej niezapomnianych tryumfów. Minął czas, kich zapasów, wszelkiego poczucia się w walce stało
gdym i ja, podobnie jak każdy młody uczony, roz­ się tu instynktem: niezdolność oporu staje się tu mo­
koszował się, z roztropną powolnością wyrafinowa­ rałem (»nie sprzeciwiaj się z ł u « najgłębsze słowo
nego filologa, dziełem nieporównanego Straussa. Mia­ Ewangelii, ich klucz w pewnem znaczeniu), błogość
łem wówczas lat dwadzieścia: teraz za poważny je­ w pokoju, w łagodności, w n i e m o ż n o ś c i , by być
stem na to. Co mnie obchodzą sprzeczności »trady- wrogiem. Co znaczy »nowina radosna«? Życie praw­
cyi« ? Jak można wogóle nazywać »tradycyą« legendy dziwe, życie wieczne jest znalezione — nie obiecuje
o świętych! Historye o świętych są najdwuznaczniej- się go, ono jest tu, jest w w a s : jako życie w mi­
szą literaturą, jaka wogóle istnieje: stosować do nich łości, jako miłość bez odjęcia i wyłączenia, bez od­
metodę naukową, j e ś l i ż a d n y c h p o z a tem ległości. Każdy jest dziecięciem Boga — Jezus do
n i e m a d o k u m e n t ó w , zdaje mi się rzeczą z góry niczego nie rości sobie wyłącznego prawa —, jako
przesądzoną — tylko uczonem próżnowaniem . . . dzieci Boga wszyscy są sobie równi . . . Jezusa bo-
h a t e r e m czynić ! — I jakiemż nieporozumieniem aż
słowo »geniusz« ! Całe nasze pojęcie, nasze kulturalne
43
42
gość (przyjemność) w tem tylko widzi, by nie opie­
pojęcie »ducha« nie ma w świecie, w którym żyje
rać się już, nikomu już, ani niedobremu ni złemu, —
Jezus, żadnego zgoła sensu. Mówiąc z surowością
miłość jako jedyna, jako ostatnia możliwość ż y c i a . . .
fizyologa, inne wcale słowo byłoby tu raczej jeszcze
Są to dwie f i z y o l o g i c z n e r z e c z y w i s t o ­
na miejscu . . . Znamy stan chorobliwej pobudliwości
ś c i , na których, z których wyrosła nauka o zbawie­
z m y s ł u d o t y k u , który wzdraga się przed każdem
dotknięciem, każdem ujęciem stałego przedmiotu. Prze­ niu. Nazywam ją wzniosłym dalszym rozwojem he­
łóżmy sobie taki fizyologiczny habitus na jego osta­ donizmu na chorobliwym na wskroś podkładzie. Naj­
teczną logikę — jako instynktowną nienawiść do ka­ bardziej pokrewny jej, chociaż z wielkim przydat­
ż d e j rzeczywistości, jako ucieczkę w »nieuchwyt­ kiem greckiej żywotności i siły nerwowej, jest epi­
ność«, w »niepojętość«, jako odrazę do wszelkiej kureizm, pogańska nauka o zbawieniu. Epikur ty­
formuły, wszelkiego pojęcia czasu i przestrzeni, do p o w y décadent: przeze mnie pierwszego jako taki
wszystkiego, co jest silne, obyczajem, instytucyą, poznany. — Obawa bólu, nawet niezmiernie drobnego
kościołem, jako czucie się u siebie w świecie, którego bólu — nie może zgoła skończyć się czem innem, jak
nie tyka już żaden rodzaj rzeczywistości, w świecie religią miłości. . .
jeszcze tylko »wewnętrznym«, w świecie »prawdzi­
wym«, w świecie »wiecznym« . . . »Królestwo boże
jest w w a s « . . .
31.
Naprzód już dałem odpowiedź swą na proble­
mat. Założeniem jej jest, że typ Zbawiciela docho­
30. wał się nam tylko w silnem zniekształceniu. Znie­
Instynktowna n i e n a w i ś ć do rzeczy­ kształcenie to ma w sobie wiele prawdopodobieństwa:
w i s t o ś c i : skutek skrajnej zdolności cierpienia i po­ typ taki nie mógł z wielu powodów pozostać czysty,
budliwości, która wogóle już nie chce być »dotknięta«, zupełny, bez dodatków. Nawet milieu, w którem ta
bo każde dotknięcie zbyt głęboko odczuwa. obca poruszała się postać, musiało pozostawić na nim
Instynktowne wykluczenie w s z e l k i e j ślady, więcej jeszcze historya, l o s pierwszej gminy
odrazy, wszelkiej w r o g o ś c i , wszelkich chrześcijańskiej; on, oddziaływając wstecz, wzbogacił
g r a n i c i odległości w uczuciu: skutek skrajnej typ rysami, które jeno ze stanowiska wojny i celów
zdolności cierpienia i pobudliwości, która każdy opór, propagadny zrozumiałemi się stają. Ów dziwny i chory
każdy mus oporu odczuwa już jako nieznośną nieprzy- świat, w który wprowadzają nas Ewangelie — świat,
j e m n o ś ć (to znaczy jako s z k o d l i w ą , jako coś, jakby z powieści rosyjskiej, w którym wyrzutki spo­
czego instynkt samozachowawczy o d r a d z a ) a blo- łeczeństwa, cierpienie nerwowe i »dziecięcy« idyotyzm.
44
45
zda się, schadzkę sobie naznaczyły — musiał w ka­
żdym razie p o g r u b i ć typ: zwłaszcza pierwsi się przecież dostatecznie brak skrupułów wszystkich
uczniowie przetłumaczyli istnienie, pływające całe sekciarzy w przyrządzaniu sobie z mistrza swego
w symbolach i nieuchwytnościach, najpierw na własną swojej a p o l o g i i . Gdy pierwsza gmina zapotrzebo­
surowiznę, by w ogóle coś z tego zrozumieć, — dla wała sądzącego, swarzącego się, gniewnego, złośliwie
nich z a i s t n i a ł typ dopiero po nadaniu mu je- przebiegłego teologa, p r z e c i w teologom, s t w o ­
dnokształtu z formami bardziej znanemi . . . Prorok, r z y ł a sobie swego »Boga« wedle swej potrzeby:
mesyasz, przyszły sędzia, nauczyciel moralności, cudo­ tak jak bez wahania kładła mu także w usta owe
twórca, Jan Chrzciciel — tyleż sposobności zaniepo- zgoła nieewangieliczne pojęcia, które były jej teraz
znania typu . . . Nie lekceważmy wreszcie proprium niezbędne, »powrót«, »sąd ostateczny«, wszelkiego ro­
wszelkiej wielkiej, mianowicie sekciarskiej czci: zaciera dzaju czasowe oczekiwanie i przyobiecanie. —
ona oryginalne, często dręcząco obce rysy i idyosyn-
krazye w istocie czczonej — nie w i d z i i c h nawet.
Możnaby żałować, że jakiś Dostojewski nie żył w po­
bliżu tego najbardziej zajmującego décadent, mam na 32.
myśli kogoś, któryby umiał właśnie odczuwać przejmu­
jący czar takiej mieszaniny wzniosłości, chorobliwości Opieram się, by rzec raz jeszcze, temu, by wpro­
i dziecięctwa. Ostatni punkt widzenia: typ m ó g ł b y , wadzano fanatyka do typu Zbawiciela: słowo impe-
jako typ décadence, posiadać rzeczywiście osobliwą rieux, którego Renan używa, już samo z n o s i typ.
»Dobrą nowiną« jest właśnie, że niema już żadnych
rozmaitość i sprzeczność: taka możliwość nie jest zu­
przeciwieństw; królestwo niebieskie należy do dzieci;
pełnie wykluczona. Mimo to, wszystko przeciw niej
wiara, którą się tu głosi, nie jest wywalczoną wiarą, —
przemawia: właśnie tradycya musiałaby w tym wy­
istnieje ona, jest od początku, jest niejako dziecię­
padku być przedziwnie wierna i przedmiotowa: czego
ctwem, które cofnęło się w sferę duchową. Wypadek
przeciwieństwo przypuszczać mamy powody. Tymcza­ przedłużonego i nierozwiniętego w organizmie chło­
sem przepaść sprzeczności leży między kaznodzieją pięctwa, jako skutek zwyrodnienia, znany jest przy­
na górze, na jeziorze i na łące, którego zjawisko niby najmniej fizyologom. — Wiara taka nie gniewa się,
jakiegoś Buddy na bardzo mało indyjskim gruncie, nie gani, nie broni się: nie przynosi »miecza«, — nie
jest pełne wdzięku, a owym napastliwym fanatykiem, przeczuwa zgoła, o ileby mogła kiedyś dzielić. Nie
śmiertelnym wrogiem teologów i kapłanów, którego dowodzi siebie, ani cudem, ani nagrodą ni przyo­
złośliwość Renana uświetniła, jako »le grand mattre biecaniem, ani nawet »Pismem«: ona sama jest ka­
en ironie«. Ja sam nie wątpię, że obfita miara żółci żdej chwili swym cudem, swą nagrodą, swym dowo­
(a nawet esprit) przelała się na typ mistrza dopiero ze dem, swem »królestwem bożem«. Nie formułuje się
wzburzonego stanu chrześcijańskiej propagandy: zna także ta wiara — ona ż y j e , broni się przeciw for-
46
47
mułom. Oczywiście, że przypadek otoczenia, języka, nawet ze słyszenia, nie potrzeba mu walki przeciw
poprzedniego rozwoju wyznacza pewien zakres po­ niej, — on jej nie zaprzecza... To samo stosuje się
trzeb: pierwsze chrześcijaństwo posiada t y l k o ży­ do p a ń s t w a , do całego obywatelskiego porządku
dowsko-semickie pojęcia (— zalicza się tutaj jedzenie i społeczności, do p r a c y , do wojny — nie miał on
i picie przy komunii, owo, jak wszystko, co żydow­ nigdy powodu zaprzeczać »świata«, nie przeczuwał ni­
skie, tak bardzo nadużyte przez Kościół pojęcie). Lecz gdy kościelnego pojęcia »świat« . . . Z a p r z e c z a ­
należy się strzec widzieć w tem więcej, niż mowę nie jest dlań właśnie zgoła niemożliwością. — Tak
znaków, semiotykę, sposobność do przenośni. Właśnie samo brak dyalektyki, brak wyobrażenia, że wiarę,
to, że żadnego słowa nie bierze się dosłownie, jest »prawdę« można udowadniać argumentami (— j e g o
dla tego antyrealisty uprzednim warunkiem, by wo- dowodami są wewnętrzne »światła«, wewnętrzne uczu­
góle mógł mówić. Wśród Indów byłby się posługiwał cia przyjemne i potwierdzenia siebie, same »dowody
pojęciami z Sankhyam, wśród Chińczyków z Lao- s i ł y « — ) . Taka nauka nie m o ż e też przeczyć, nie
tse — i nie byłby żadnej czuł przy tem różnicy. — pojmuje ona nawet, że inne nauki istnieją, istnieć
Możnaby, z pewną tolerancyą w wyrazie, nazwać Je­ m o g ą , nie umie może wcale wyobrazić sobie prze­
zusa »wolnym duchem« — nic sobie nie robi z ni­ ciwnego sądzenia . . . Gdzie je napotka, będzie z naj­
czego, co mocne: słowo z a b i j a , wszystko co mocne, głębszego współczucia smucić się »ślepotą«, — bo ona
z a b i j a . Pojęcie, d o ś w i a d c z e n i e »życia«, jak on widzi »światło« —, lecz nie zrobi zarzutu . . .
je sam zna, sprzeciwia się w nim każdego rodzaju
słowu, formule, prawu, wierze, dogmatowi. Mówi on
tylko o najwewnętrzniejszem: »życie« lub »prawda«
lub »światło« jest jego słowem na to, co najwewnętrz- 33.
niejsze, — wszystko pozostałe, cała rzeczywistość,
cała przyroda, nawet mowa, ma dlań tylko wartość W całej psychologii »Ewangelii« brak pojęcia
znaku, przenośni. Nie należy tutaj się mylić, choć winy i kary; tak samo pojęcia nagrody. »Grzech«,
wielka pokusa leży w chrześcijańskim, chcę rzec każdy stosunek odległości między człowiekiem i Bo­
w k o ś c i e l n y m przesądzie: taka symbolika par giem jest usunięty — to j e s t w ł a ś n i e »nowina
excellence stoi poza obrębem wszelkiej religii, wszel­ r a d o s n a « . Nie obiecuje się szczęśliwości, nie
kich pojęć kultu, wszelkiej historyi, wszelkich nauk przywiązuje się jej do warunków: jest ona j e d y n ą
przyrodniczych, wszelkich doświadczeń świata, wszel­ rzeczywistością — reszta jest znakiem do mówienia
kiego poznania, wszelkiej polityki, wszelkiej psycho­ o niej . . .
logii, wszelkich książek, wszelkiej sztuki, — jego »wie­ S k u t e k takiego stanu przerzuca się w nową
dza« jest właśnie c z y s t ą g ł u p o t ą na punkcie, że p r a k t y k ę , w właściwie ewangieliczną praktykę.
Nie » w i a r a « odróżnia chrześcijanina: chrześcijanin
istnieje coś podobnego. K u l t u r a nie jest mu znana
48 49
działa, odróżnia się i n n e m działaniem. Że temu,
który jest dlań zły, nie stawia oporu ani słowem, ani 34.
w sercu. Że nie czyni różnicy między obcym a tu­
Jeśli cośkolwiek rozumiem z tego wielkiego sym-
bylcem, między Żydem a nie-Żydem (»bliźni«, właś­
bolisty, to to, że tylko w e w n ę t r z n ą rzeczywistość
ciwie współwyznawca, Żyd). Że na nikogo się nie
brał za rzeczywistość, za »prawdę«, — że resztę,
gniewa, nikogo nie waży lekce. Że ani się w sądach
wszystko, co naturalne, czasowe, przestrzeniowe, hi­
nie pokazuje, ani się nie daje w nie wciągać (»nie
storyczne, rozumiał tylko jako znak, jako sposobność
przysięgać«). Że w żadnym wypadku, nawet w razie
do przenośni. Pojęcie »syn człowieczy« nie jest osobą
dowiedzionej niewierności swej żony, nie rozwodzi
konkretną, należącą do historyi, czemś szczególnem,
się z żoną. — Wszystko w gruncie rzeczy jedna za­
jednorazowem, lecz »wieczną« faktycznością, symbo­
sada, wszystko skutki jednego instynktu.
lem psychologicznym, wyzwolonym z pojęcia czasu. To
Życie Zbawiciela nie było odmienne od tej prak­
samo stosuje się raz jeszcze, i w najwyższem znacze­
tyki — śmierć jego też odmienna nie była . . . Nie po­
niu, do B o g a tego typowego symbolisty, do »króle­
trzebował on już żadnych formuł, żadnego obrządku
stwa bożego«, do »królestwa niebieskiego«, do »sy­
dla obcowania z Bogiem — ani nawet modlitwy. Ze­
nostwa boskiego«. Niema nic bardziej niechrześcijań­
rwał z całą żydowską nauką pokuty i pojednania;
skiego od k o ś c i e l n y c h s u r o w i z n o Bogu jako
wie on, że jedynie w p r a k t y c e życiowej czuje się
o o s o b i e , o »królestwie bożem«, które p r z y j d z i e ;
człowiek »boskim«, »szczęśliwym«, »ewangielicznym«,
o »królestwie niebieskiem« za ś w i a t e m , o »synu bo­
każdego czasu »dzieckiem Boga«. Nie »pokuta«, nie
żym«, drugiej o s o b i e Trójcy. Wszystko to przy­
»modlitwa o przebaczenie« jest drogą do Boga: je­
staje — wybaczcie mi to wyrażenie — jak p i ę ś ć do
d y n i e p r a k t y k a e w a n g i e l i c z n a wiedzie do
nosa — och do jakiego nosa! — Ewangielii: jest to
Boga, ona właśnie j e s t »Bogiem«. — Co z Ewangelią
w s z e c h h i s t o r y c z n y c y n i z m w wyszydzeniu
o d r z u c o n e zostało, to żydostwo pojęć »grzechu«,
symbolu . . . Lecz to jasne przecie jak na dłoni, czego
»przebaczenia grzechu, »wiary«, »zbawienia przez
dotyczą znaki »ojciec« i »syn«: nie na każdej dłoni,
wiarę«, — cała żydowska nauka k o ś c i e l n a za­
przypuszczam: słowo »syn« wyraża wejście w uczu­
przeczona została w »nowinie radosnej«.
cie wszechprzejaśnienia wszystkich rzeczy (błogość),
Głęboki instynkt w tem, jak się ż y ć musi, by
słowo »ojciec« to u c z u c i e s a m o , uczucie wiecz­
się czuć »w niebie«, by się czuć »wiecznym«, pod­
ności i spełnienia. — Wstyd mi przypominać, co Koś­
czas gdy przy każdem innem prowadzeniu życia czuje
ciół uczynił z tego symbolizmu: czyż nie umieścił na
się człowiek Wcale nie w niebie: to jedynie jest
progu »wiary« chrześcijańskiej historyi Amfitryona ?
psychologiczną rzeczywistością »zbawienia«. — Nowy
A nadto jeszcze dogmatu o »niepokalanem poczę­
sposób postępowania, nie nowa wiara . . .
ciu«? A l e p r z e z to p o k a l a ł p o c z ę c i e — —
DZIEŁA NIETZSCHEGO T. VIII. 4
50 51
»Królestwo niebieskie« jest stanem serca — nie
ćzemś, co przyjdzie »ponad ziemią« lub »po śmierci«. 36.
Całego pojęcia śmierci naturalnej b r a k w Ewan-
Dopiero my, my duchy o s w o b o d z o n e , mamy
gielii: śmierć nie jest mostem, przejściem, brakuje
warunek po temu, by rozumieć coś, czego dziewięt­
jej, ponieważ przynależy do zgoła innego, tylko po­
naście wieków nie rozumiało, — ową w instynkt
zornego świata, zdatnego tylko na znaki »Godzina
i namiętność przeistoczoną uczciwość, która »kłam­
śmierci« nie jest pojęciem chrześcijańskiem — »go­
stwo święte« jeszcze bardziej zwalcza, niż wszelkie
dzina«, czas, życie fizyczne i jego przesilenia nie
inne kłamstwo . . . Było się niewymownie oddalonym
istnieją dla nauczyciela »radosnej nowiny« . . . »Kró­
od naszej miłosnej i ostrożnej bezstronności, od owej
lestwo boże« nie jest czemś, czego się oczekuje; nie
karności ducha, która jedynie umożliwia zgadywanie
ma ono żadnego wczoraj ni pojutrza, nie przyjdzie
tak obcych, tak delikatnych rzeczy: chciano każdego
za »tysiąc l a t « — jest ono doświadczeniem serca; czasu, z bezwstydnem samolubstwem, tylko s w o j e j
istnieje wszędzie, nie istnieje nigdzie. . . w tem korzyści, z przeciwieństwa do Ewangielii zbu­
dowano K o ś c i ó ł . . .
Kto szuka znaków tego, że poza wielką grą
światów jakieś ironiczne bóstwo porusza palcami, ten
35. znajdzie wsparcie niemałe w p o t w o r n y m z n a k u
p y t a n i a , który się zwie chrześcijaństwem. Że ludz­
Ten »radosny zwiastun« umarł jak żył, jak kość leży na kolanach przed przeciwieństwem tego,
u c z y ł — nie aby »zbawić ludzi«, lecz by pokazać, co było źródłem, myślą, p r a w e m Ewangielii, że
jak się żyć winno. Co pozostawił ludziom, to prak­ w pojęciu »Kościół« uświęciła to właśnie, co »radosny
t y k ę : swe zachowanie się wobec sędziów i siepa­ zwiastun« odczuwał jako p o d sobą, jako p o z a
czy, wobec oskarżycieli i wszelkiego rodzaju oszczer­ sobą — daremnie szukać większej formy w s z e c h ­
stwa i szyderstwa, — swoje zachowanie się na historycznej ironii — —
k r z y ż u . Nie opiera się, nie broni swego prawa, nie
czyni ani kroku, by uniknąć ostateczności, więcej
jeszcze, w y z y w a j ą . . . I prosi, cierpi, kocha w r a z
37.
z tymi, w tych, którzy mu krzywdę czynią . . . Nie
bronić się, n i e gniewać się, n i e czynić odpowie­ Stulecie nasze jest dumne z swego zmysłu histo­
dzialnym .... Lecz także nie opierać się złemu, — ko­ rycznego: jak mogło uczynić sobie do wiary tę niedo­
c h a ć go . . . rzeczność, że na początku chrześcijaństwa stoi g r u b a
bajka o cudotwórcy i Z b a w i c i e l u —
a wszystko duchowe i symboliczne jest dopiero póź-
4*
52 53

niejszym rozwojem? Odwrotnie: dzieje chrześcijań­ czesny. Człowiek dzisiejszy — dusi mnie jego oddech
stwa — a zwłaszcza od śmierci na krzyżu — są nieczysty... Do przeszłości odnoszę się, podobnie
dziejami coraz grubszego stopniowo nierozumienia wszystkim poznającym, z wielką tolerancyą, to zna­
p i e r w o t n e g o symbolizmu. Z każdem rozprzestrze­ czy z w i e l k o d u s z n e m samoprzezwyciężeniem:
nieniem chrześcijaństwa na coraz szersze, coraz su­ kroczę poprzez światowy dom waryatów całych stu­
rowsze masy, coraz dalsze od założeń, z których się leci, czy się on zowie »chrześcijaństwem«, »wiarą
ono urodziło, rosła potrzeba w u l g a r y z o w a n i a , chrześcijańską«, »Kościołem chrześcijańskim«, z po-
b a r b a r y z o w a n i a c h r z e ś c i j a ń s t w a — wchło­ sępną ostrożnością, — wystrzegam się czynić ludz-
nęło ono w siebie nauki i obrzędy wszystkich podziem­ kość odpowiedzialną za jej choroby umysłowe. Lecz
n y c h kultów imperium Romanum, niedorzeczność uczucie me przemienia się. wybucha, skoro tylko wstę-
wszystkich rodzajów chorego rozumu. Los chrześci­ puję w czas nowszy, w n a s z czas. Nasz czas jest
jaństwa tkwi w konieczności, że wiara jego musiała w i e d z ą c y . . . Co dawniej było tylko chore, stało
sama stać się tak chora, nizka i wulgarna, jak chore, się dziś nieprzyzwoite, — nieprzyzwoitością jest być
nizkie i wulgarne były potrzeby, które zadawalać dziś chrześcijaninem. I tu z a c z y n a s i ę m ó j
miała. Jako Kościół skupia się wreszcie samo c h o r e w s t r ę t . — Oglądam się wstecz: ani słowa nie po­
b a r b a r z y ń s t w o w potęgę, — Kościół, ta forma zostało już po tem, co niegdyś »prawdą« się zwało, nie
śmiertelnej wrogości względem wszelkiej uczciwości, możemy już wytrzymać, gdy kapłan słowo »prawda«
wszelkiej w y ż y n y duszy, wszelkiej karności du­ ma choćby tylko na ustach. Nawet przy najskrom­
cha, wszelkiej szczerej i dobrotliwej ludzkości — niejszej pretensyi do uczciwości m u s i się dziś
C h r z e ś c i j a ń s k i e — d o s t o j n e wartości: wiedzieć, że teolog, kapłan, papież każdem zdaniem,
dopiero my, my duchy o s w o b o d z o n e przywró­ które wypowiada, nie tylko błądzi, lecz ł ż e , — że
ciliśmy do dawnego stanu to największe przeciwień­ nie może już kłamać z »niewinności«, z »nieświado­
stwo wartości, jakie istnieje! — — mości«. I kapłan wie, tak samo jak wie każdy, że
niema już »Boga«, »grzesznika«, »Zbawiciela«, — że
»wolna wola«, »moralny porządek świata« są ł g a r ­
38. s t w e m : — powaga, głębokie samoprzezwyciężenie
ducha nie p o z w a l a już dziś nikomu nie wiedzieć
— Nie tłumię w tem miejscu westchnienia. Są o tem . . . W s z y s t k i e pojęcia Kościoła poznano
dnie, kiedy nawiedza mnie uczucie, czarniejsze niż jako to, czem są, jako najgorszego rodzaju fałszerstwo
najczarniejsza melancholia — p o g a r d a l u d z i . monet, jakie istnieje, w celu o d a r c i a z w a r t o ś c i
I aby żadnej nie zostawić wątpliwości co do tego, natury, wartości naturalnych; samego kapłana po­
czem pogardzam, kim pogardzam: człowiekiem dzi­ znano, jako to, czem jest, jako najniebezpieczniejszy
siejszym, człowiekiem, któremu fatalnie jestem współ- rodzaj pasorzyta, jako właściwego jadowitego pająka
54 55

żvcia . . . Wiemy, nasze sumienie wie dzisiaj —, co jest nieporozumieniem —, w gruncie istniał tylko je­
wogóle warte są, do c z e g o s ł u ż ą owe niesamo­ den chrześcijanin i ten umarł na krzyżu. »Ewangie-
wite wynalazki kapłanów i Kościoła, którymi osiąg­ l i a « u m a r ł a na krzyżu. Co od tej chwili zwie się
nięto ów stan samopohańbienia ludzkości, mogący »Ewangielią«, było już przeciwieństwem tego, co on
wzbudzić wstręt na jej widok — pojęcia »zaświat«, przeżył: »złą nowiną«, dysangelium. Jest to fał­
»sąd ostateczny«, »nieśmiertelność duszy«, »dusza« szywe aż do niedorzeczności, jeśli się znamię chrześ­
sama; są to narzędzia tortur, są to systemy okru­ cijanina widzi w »wierze«, może w wierze w zba­
cieństwa, których mocą kapłan stał się panem, został wienie przez Chrystusa: jedynie p r a k t y k a chrześ­
panem . . . Każdy to wie: a mimo to w s z y s t k o cijańska, życie takie, jakie zmarły na krzyżu prze­
z o s t a j e po s t a r e m u . Gdzie podziało się ostat­ ż y w a ł , jest chrześcijańskie... Dziś jeszcze jest
nie uczucie przyzwoitości, szacunku dla samego sie­ t a k i e życie możliwe, dla p e w n y c h ludzi nawet
bie, gdy nawet nasi mężowie stanu, bardzo zresztą konieczne: istotne, pierwotne chrześcijaństwo będzie
bezprzesądny rodzaj człowieka i nawskroś antychry­ po wszystkie czasy możliwe... Nie wiara, lecz czy­
ści czynu, zwą się dziś jeszcze chrześcijanami i cho­ nienie, przedewszystkiem nie czynienie wielu rzeczy,
dzą do komunii?... Książę na czele swych pułków, inne b y c i e . . . Stany świadomości, jakaś wiara, ja­
wspaniały jako wyraz samolubstwa i pychy swego kieś uważanie czegoś za prawdę naprzykład — wie
ludu, — lecz wyznający się, b e z żadnego wstydu, to każdy psycholog — są przecie zgoła obojętne i na
chrześcijaninem!... K o g ó ż jednak zaprzecza chrze­ piatem miejscu wobec wartości instynktów: ściślej
ścijaństwo? co zwie »światem«? Że się jest żołnie­ mówiąc, całe pojęcie duchowej przyczynowości jest
rzem, że się jest sędzią, że się jest patryotą; że się fałszywe. To, że się jest chrześcijaninem, chrześcijań-
broni siebie; że się dba o cześć swoją; że się chce skość sprowadzać do uważania czegoś za prawdę, do
własnych korzyści; że się jest d u m n y m . . . Każda czystej zjawiskowości uświadomienia, znaczy zaprze­
praktyka każdej chwili, każdy instynkt, każda stająca czać chrześcijańskości. W i s t o c i e n i e b y ł o żad­
się c z y n e m ocena wartości jest dziś przeciwchrześ- n e g o c h r z e ś c i j a n i n a . »Chrześcijanin«, to co
cijańska: jakim p o t w o r e m f a ł s z u musi być od dwuch tysiącoleci zwie się »chrześcijaninem«, jest
człowiek nowoczesny, że się mimo to nie w s t y d z i tylko psychologicznem względem siebie nieporozumie­
zwać jeszcze chrześcijaninem ! — — — niem. Gdy przyjrzymy się dokładniej, to władną w nim,
mimo wszelką »wiarę«, t y l k o instynkty — i co za
i n s t y n k t y ! — Wiara była wszech czasów, naprzy­
kład u Lutra, tylko płaszczem, pretekstem, z a s ł o n ą ,
39. poza którą instynkty wiodły swą grę, — roztropną
— Wracam do rzeczy, opowiem i s t o t n ą histo- ś l e p o t ą na panowanie p e w n y c h instynktów . . .
ryę chrześcijaństwa. — już słowo »chrześcijaństwo« »Wiara« — nazwałem ją już właściwą r o z t r o p n o ś-
56 57

c i ą chrześcijańską, — m ó w i o n o zawsze o »wie­ ta nieoczekiwana, haniebna śmierć, haniebny krzyż,


rze« , c z y n i o n o zawsze tylko z instynktu... W świe­ chowany na ogół tylko dla canaille, — dopiero ten
cie wyobrażeń chrześcijanina nie zdarza się nic, coby grozą przejmujący paradoks postawił uczniów przed
choć tylko dotykało rzeczywistości: natomiast pozna­ wlaściwem pytaniem: »kto to był? co to było?« —
liśmy w instynktownej nienawiści, zwróconej prze­ Wstrząśnięte i do głębi obrażone uczucie, podejrze-
c i w wszelkiej rzeczywistości, pędzący, jedynie pier­ nie, że taka śmierć mogłaby być o b a l e n i e m ich
wiastek pędzący w korzeniu chrześcijaństwa. Co sprawy, straszliwy znak pytania »dlaczego właśnie
stąd wynika? Że także tu in psychologicis błąd jest tak?« — ten stan jest aż nadto łatwy do pojęcia
radykalny, to jest określa istotę, jest s u b s t a n c y ą . Tu m u s i a ł o być wszystko konieczne, mieć myśl
Odjąć tu j e d n o pojęcie, dodać zamiast niego jedną rozum, najwyższy rozum; miłość ucznia nie zna przy-
rzeczywistość — a całe chrześcijaństwo stoczy się padku. Dopiero teraz rozwarła się przepaść : »kto go
w nicość! — Widziany z wyżyny, pozostaje ten naj­ zabił ? kto był jego naturalnym wrogiem?« — pyta­
dziwniejszy z wszystkich faktów, ta nie tylko przez nie to wystrzeliło jak błyskawica. Odpowiedź : panu­
błędy uwarunkowana, lecz także t y l k o w szkod­ jąca żydowszczyzna, jej stan najwyższy. Od chwili
liwych, t y l k o w zatruwających życie i serce błę­ tej powstawano w uczuciu swem p r z e c i w porząd­
dach wynalazcza i nawet genialna religia, w i d o w i ­ kowi, następnie rozumiano Jezusa jako p o w s t a j ą ­
s k i e m d l a bogów, — dla owych bóstw, które zara­ c e g o p r z e c i w p o r z ą d k o w i . Dotąd b r a k
zem są filozofami, i z któremi spotkałem się naprzykład b y ł o tego wojowniczego, tego w słowie i czynie
w owych sławnych rozmowach na Naxos. W chwili, zaprzecznego rysu w jego obrazie; co więcej rys ten
gdy opuszcza je w s t r ę t (— i nas!), stają się był z nim sprzeczny. Widocznie mała gmina n i e
wdzięczne za widowisko z chrześcijanina: nędzna, widziała właśnie rzeczy głównej, wzoru danego w tego
mała gwiazda, która się ziemią zowie, zasługuje może rodzaju śmierci, wolności, wyższości p o n a d wszelkie
jedynie gwoli t e m u ciekawemu wypadkowi na bo­ uczucie ressentiment: — znak to, jak mało wogóle
skie spojrzenie, boski współudział. . . Nie lekceważmy z niego rozumiała! Samą śmiercią swą nie mógł Je­
bowiem chrześcijanina: chrześcijanin, fałszywy aż do zus chcieć niczego, tylko dać jawnie najsilniejszą
n i e w i n n o ś c i , stoi o wiele wyżej od małpy, — próbę, d o w ó d swej nauki . . . Ale uczniowie jego
ze względu na chrześcijanina staje się znana teorya dalecy byli od tego, by tę śmierć p r z e b a c z y ć —
pochodzenia prostą grzecznością. . . coby było ewangielicznie w najwyższem znaczeniu;
lub nawet w łagodnym i miłym spokoju serca ofia­
r o w a ć się na śmierć podobną . . . Właśnie naj­
40. mniej ewangieliczne uczucie, z e m s t a , wypłynęła na
— Los Ewangielii rozstrzygnął się ze śmier­ wierzch. Niemożliwe było, by sprawa zakończyła się
cią, — wisiała ona na »krzyżu«... Dopiero śmierć, tą śmiercią: potrzebowano »odpłaty«, »sądu« ( — a je-
58 59
dnak, co może być jeszcze mniej ewangielicznego, w i n y , i to w swej najwstrętniejszej, najbardziej bar­
niż »odpłata«, »kara«, »sprawowanie sądu«!). Jeszcze barzyńskiej formie, ofiarowanie n i e w i n n e g o za
raz wystąpiło na pierwszy plan gminne oczekiwanie grzechy winnych! Co za okropna pogańszczyzna I —
Mesyasza; wlepiono oczy w chwilę historyczną: »kró­ Przecie Jezus sam usunął pojęcie »winy«, - zaprze­
lestwo boże« przyjdzie sądzić swych wrogów . . . Lecz czył wszelkiej przepaści między Bogiem i człowiekiem,
tem samem wszystko jest źle zrozumiane: »królestwo p r z e ż y w a ł tę jedność boga i człowieka, jako
boże« jako akt końcowy, jako obietnica! Ewan- s w o j ą »radosną nowinę« . . . I n i e jako przywi­
gielia jednak była właśnie istnieniem, spełnieniem, lej! — Odtąd krok za krokiem wchodzi w typ Zbawi­
r z e c z y w i s t o ś c i ą tego »królestwa«. Właśnie taka ciela: nauka o sądzie i o powrocie, nauka o śmierci
śmierć b y ł a tem »królestwem bożem«. Teraz dopiero jako śmierci ofiarnej, nauka o z m a r t w y c h w s t a ­
wniesiono w typ mistrza całą pogardę i rozgorycze­ niu, która sprzątnęła całe pojęcie »szczęśliwości«,
nie przeciw faryzeuszom i teologom, — u c z y n i o n o całą i jedyną rzeczywistość Ewangielii — na rzecz
z niego przez to faryzeusza i teologa! Z drugiej stanu po śmierci!... Paweł wyciągnął z tego uję­
strony zdziczałe uwielbienie tych całkowicie ze spoi­ cia rzeczy, z tej w s z e t e c z n o ś c i ujęcia rzeczy,
deł wyrzuconych dusz nie mogło znieść dłużej owego taki wniosek z ową rabińską bezczelnością, która go
ewangielicznego równouprawnienia każdego, by był cechuje pod każdym względem: »jeśli Chrystus nie
dziecięciem Boga, jak tego uczył Jezus: zemstą ich powstał z martwych, to nasza wiara jest próżna«. —
było p o d n i e s i e n i e w sposób przesadny Jezusa, I jednym zamachem stała się z Ewangielii najnik-
oderwanie go od siebie: tak samo, jak niegdyś Ży­ czemniejsza z wszystkich nieosiągalnych obietnic, bez­
dzi z zemsty na swych wrogach oddzielili od siebie w s t y d n a nauka o osobowej nieśmiertelności...
swego Boga i podnieśli w wyżyny. Jeden Bóg i je­ Paweł sam uczył o niej jeszcze, jako o n a g r o ­
den Syn boży: obaj wytwory uczucia rcssentiment. . . dzie!...

41. 42.
— I odtąd wynurzył się niedorzeczny problemat: Widzimy, co skończyło się wraz z śmiercią na
»jak Bóg m ó g ł do tego dopuścić!« Zaburzony ro­ krzyżu: nowa, nawskroś oryginalna osnowa buddyj­
zum małej gminy znachodzi wprost straszliwie nie­ skiego ruchu pokojowego, rzeczywistego, nie tylko
dorzeczną na to odpowiedź: Bóg zesłał syna swego obiecywanego s z c z ę ś c i a na z i e m i . Bo to jest —
dla przebaczenia grzechów, jako o f i a r ę . Jakże od je­ podniosłem to już — zasadniczą różnicą między obiema
dnego razu położono kres Ewangielii! O f i a r a za religiami décadence : buddyzm nie obiecuje, lecz do-
6o 61
trzymuje, chrześcijaństwo obiecuje wszystko, lecz nie cyę, byłoby prawdziwą niaiserie ze strony psycho­
d o t r z y m u j e n i c z e g o . Za »radosną nowiną« szła loga: Paweł chciał celu, p r z e t o chciał także środ­
w ślad n a j g o r s z a : pawłowa. W Pawła wciela się ków . . . W co on sam nie wierzył, w to wierzyli
typ przeciwny »radosnemu zwiastunowi«, geniusz idyoci, między których on s w o j ą rzucał naukę. —
w nienawiści, w wizyi nienawiści, w nieubłaganej lo­ J e g o potrzebą była m o c ; z Pawłem chciał jeszcze
gice nienawiści. C z e g ó ż nie złożył ten dysangielista raz kapłan dojść do mocy, — zdać mu się mogły
nienawiści w ofierze! Przedewszystkiem Zbawiciela: tylko pojęcia, nauki, symbole, któremi tyranizuje się
wbił go na s w ó j krzyż. Życie, przykład, nauka, tłumy, tworzy trzody. C z e g o jedynie zapożyczył
śmierć, myśl i prawo całej Ewangielii — nic już nie później Mahomet od chrześcijaństwa? Wynalazku
zostało, gdy ten fałszerz monet z nienawiści pojął, czego Pawła, jego środka do tyranii kapłańskiej, do two­
jedynie mógł potrzebować. Nie rzeczywistości, nie rzenia trzody: wiary w nieśmiertelność — to j e s t
prawdy historycznej!... I raz jeszcze instynkt ka­ n a u k i o »sądzie« . . .
płański Żyda popełnił tę samą, wielką zbrodnię na hi-
storyi, — przekreślił poprostu wczoraj, przedwczoraj
chrześcijaństwa, w y n a l a z ł s o b i e h i s t o r y ę
p i e r w s z e g o c h r z e ś c i j a ń s t w a . Więcej jeszcze:
Paweł sfałszował jeszcze raz dzieje Izraela, by zdawały 43.
się przeddziejami jego czynu: wszyscy prorocy mówili Gdy się punkt ciężkości życia przeniesie n i e
0 jego »Zbawicielu«... Kościół sfałszował potem nawet w życie, lecz w »zaświat« — w n i c o ś ć — to od-
dzieje ludzkości na przeddzieje chrześcijaństwa... Typ biera się życiu wogóle wagę. Wielkie kłamstwo o nie­
Zbawiciela, nauka, praktyka, śmierć, myśl śmierci, na­ śmiertelności osobowej niszczy wszelki rozum, wszelką
wet to, co po śmierci, — nic nie pozostało nietkniętem, naturę w instynkcie, — wszystko, co jest w instynk­
nic nie pozostało choćby tylko podobnem do rzeczy­ tach dobroczynnego, popierającego życie, poręczają­
wistości. Paweł przeniósł poprostu punkt ciężkości cego przyszłość, budzi odtąd nieufność. T a k żyć, by
owego całego istnienia p o z a istnienie — w kłam­ nie było już żadnego s e n s u żyć, to staje się teraz
stwo o »zmartwychpowstałym« Jezusie. W gruncie rze­ sensem ż y c i a . . . Po co duch obywatelski, po co je­
czy całe życie Zbawiciela nie mogło mu się zdać wogóle szcze wdzięczność dla pochodzenia i przodków, po co
na nic, — potrzeba mu było tylko śmierci na krzyżu współpracować, ufać, jakieś dobro powszechne popierać
i jeszcze czegoś więcej. Takiego Pawła, którego oj­ i mieć na oku? . . . Tyleż »pokus«, tyleż sprowadzeń
czyzna była stolicą stoickiego oświecenia, uważać za z »dobrej drogi« — » j e d n e g o trzeba« . . . By każdy
uczciwego, gdy z halucynacja stwarza sobie d o w ó d jako »dusza nieśmiertelna« był z każdym równego
dalszego istnienia Zbawiciela, lub choćby tylko uży­ rzędu, by wśród ogółu wszystkich istot »zbawienie« ka­
czać wiary jego opowiadaniu, że miał tę halucyna- ż d e j poszczególnej mogło rościć sobie prawo do
62
63
wiecznej ważności, by małe mruki i w trzech czwartych
narwani mogli sobie roić, że gwoli nim ustawicznie nić b ę d z i e , — nie wątpmy, że to chrześcijaństwo,
p r z e ł a m u j ą s i ę prawa przyrody, — takiego spo­ że to c h r z e ś c i j a ń s k i e oceny wartości, które
tęgowania wszelkiego rodzaju samolubstwa do nie­ każda rewolucja tylko na krew i zbrodnie tłumaczy!
skończoności, do b e z w s t y d u , nie można z dosta­ Chrześcijaństwo jest buntem wszystkiego, co pełza po
teczną napiętnować pogardą. A jednak t e m u god­ ziemi, przeciw temu, co ma w y ż y n ę : Ewangielia
nemu politowania pochlebstwu osobistej próżności za­ »maluczkich« c z y n i małym . . .
wdzięcza chrześcijaństwo swoje z w y c i ę s t w o , —
przekonało tem do siebie wszystko nieudane, buntow­
niczo nastrojone, poronione, wszystkie wyrzutki i od­
padki ludzkości. »Zbawienie duszy« — po naszemu: 44.
»świat obraca się wkoło m n i e « . . . Jad nauki »równe
— Ewangielie są nieocenione jako świadectwo
prawa dla wszystkich« — chrześcijaństwo rozsie­
niepowstrzymanego już zepsucia w o b r ę b i e pierw­
wało go najgruntowniej; chrześcijaństwo z tajem­
szej gminy. To, co Paweł później z logicznym cy­
nych kątów lichych instynktów zwalczało na śmierć
nizmem rabina doprowadził do końca, było mimo
wszelkie uczucie czci i odległości między człowie­
to tylko procesem upadku, który zaczął się z śmier­
kiem a człowiekiem, to jest, w a r u n e k wszelkiego cią Zbawiciela. — Ewangielii tych nie można czytać
wywyższenia, wszelkiego wzrostu kultury, — ukuło dość bacznie: mają one swoje trudności poza każdem
sobie z ressentiment tłumów swój g ł ó w n y o r ę ż słowem. Wyznaję, a policzone mi to będzie za dobre,
przeciw nam, przeciw wszystkiemu, co dostojne, ra­ że właśnie dla tego są one dla psychologa przyjem­
dosne, wielkoduszne na ziemi, przeciw naszemu szczęś­ nością pierwszorzędną, — jako p r z e c i w i e ń s t w o
ciu na ziemi . . . Przyznanie »nieśmiertelności« ka­ wszelkiego naiwnego zepsucia, jako wyrafinowanie
żdemu Piotrowi i Pawłowi było dotąd największym, par excellence, jako artyzm w psychologicznem ze­
najgorszego gatunku zamachem na d o s t o j n ą czło- psuciu. Ewangielie mówią za siebie. Biblia wogóle nie
wieczość. — I nie lekceważmy też fatalności, która znosi żadnego porównania. Jest się wśród Żydów:
z chrześcijaństwa wpełzła aż do polityki! Nikt nie ma p i e r w s z y punkt widzenia, by tu nie stracić całko­
już dziś odwagi do praw wyjątkowych, do praw wład­ wicie nici. Wzniesione tu wprost do geniuszu samo-
czych, do uczucia szacunku dla siebie i dla równego udawanie »świętości«, nigdy poza tem wśród książek
sobie, — do p a t o s u o d l e g ł o ś c i . . . Nasza poli­ i ludzi nawet w przybliżeniu nie osiągnięte, to fał­
tyka c h o r u j e na ten brak odwagi! — Arystokra- szerstwo monet w słowach i gestach, jako s z t u k a ,
tyzm sposobu myślenia został przez kłamstwo o rów­ nie jest przypadkiem jakiejś jednostkowej zdolności,
ności dusz najpodziemniej podkopany; i jeśli wiara jakiejś natury wyjątkowej. Tu wchodzi w grę r a s a .
w »przywilej najliczniejszych« czyni rewolucye i czy- W chrześcijaństwie, jako w sztuce świętego kłama-
64
65
nia, dochodzi cala żydowszczyzna, kilkusetletnie ży­
dowskie najpoważniejsze ćwiczenie i technika do Przeciskając się sposobem milczków, siedząc w kącie,
ostatecznego mistrzostwa. Chrześcijanin, ta ultima żyjąc jak cienie w cieniu, czynią sobie z tego obo­
ratio kłamstwa, jest Żydem raz jeszcze — nawet w i ą z e k : z obowiązku jawi się ich życie jako po­
trzykrotnie. . . Zasadnicza wola posługiwania się kora, jako pokora jest ono jednym więcej dowodem
ich bogobojności . . . Ach, ten pokorny, czysty, miło­
tylko pojęciami, symbolami, postawami, dowiedzionemi
sierny rodzaj obłudy! »Niech cnota sama świadczy
praktyką kapłana, instynktowne odpieranie wszelkiej
za nas« . . . Czytajcie Ewangielie jako księgi uwodzi-
innej praktyki, wszelkiego i n n e g o rodzaju perspek­
cielstwa mocą m o r a l n o ś c i : ci mali ludzie wzięli
tywy wartości i pożyteczności — to nie tylko tra-
w arendę moralność, — wiedzą oni, jak się ma rzecz
dycya, to d z i e d z i c t w o : tylko jako dziedzictwo z tą moralnością! Ludzkość najlepiej w o d z i s i ę
działa to jak natura. Cała ludzkość, nawet najlepsi za nos moralnością ! — Rzeczywistością jest, że naj-
łepacy najlepszych czasów — (z wyjątkiem jednego, świadomsza z a r o z u m i a ł o ś ć w y b r a n y c h gra
który jest może tylko nieczłowiekiem) — dali się złu­ tu rolę skromności: postawiono raz na zawsze sie-
dzić. . . Czytano Ewangielię jako k s i ę g ę n i e w i n ­ bie, » gminę«, »dobrych i sprawiedliwych« po jednej
n o ś c i . . . niemała wskazówka, z jakiem mistrzostwem stronie, po stronie »prawdy« — a resztę, »świat«, po
tu grano. — Oczywista: gdybyśmy ich mogli widzieć, drugiej . . . To był najfatalniejszy rodzaj manii wiel­
choćby tylko w przejściu, tych wszystkich dziwnych kości, jaki dotąd istniał na ziemi: małe potworki
mruków i sztucznych świętych, wszystkoby było skoń­ mruków i kłamców zaczęły posługiwać się pojęciami
czone, — i właśnie dlatego, że j a słów nie czytam, by »Bóg«, »prawda«, »światło«, »duch«, .miłość«, »mą­
też nie widzieć i gestów, k r e s im k ł a d ę . . . Nie drość«, »życie«, niby synonimami swymi, by odgrani­
mogę w nich znieść pewnego rodzaju podnoszenia czyć w przeciwieństwie do siebie » świat«; małe Żydki
oczu. — Na szczęście dla przeważnej liczby ludzi są najwyższego stopnia, dojrzałe do każdego rodzaju domu
książki tylko l i t e r a t u r ą — — Nie trzeba się dać waryatów, odwracały wartości wogóle wedle s i e b i e ,
w błąd wprowadzać : »nie sądźcie!« mówią oni, lecz jak gdyby dopiero chrześcijanin był myślą, solą, miarą,
posyłają do piekła wszystko, co im w drodze stoi. także o s t a t e c z n y m s ą d e m całej reszty . . . Całą
Każąc sądzić Bogu, sądzą sami; wychwalając Boga, tę fatalność umożliwiło jedynie to, że był już na
wychwalają samych siebie; w y m a g a j ą c cnót, do świecie pokrewny, rasowo pokrewny rodzaj manii
których właśnie są zdolni — więcej jeszcze, których wielkości, ż y d o w s k i : skoro raz otwarła się prze­
potrzebują, by wogóle pozostać u góry —, nadają paść między Żydami a Żydochrześcijanami, nie po­
sobie wielki pozór walczenia o cnotę, boju o pano­ zostało tym ostatnim nic do wyboru, tylko zastosować
wanie cnoty. »Źyjemy, umieramy, ofiarujemy się za te same procedury samozachowania, których dora­
d o b r o « (— »prawda«, »światło«, »królestwo boże«): dzał instynkt żydowski, p r z e c i w samym Żydom,
podczas gdy Żydzi używali ich dotąd tylko prze-
w rzeczywistości czynią, czego niechać nie mogą.
DZIEŁA NIETZSCHEGO T. VIII. 5
66 67
ciw wszystkiemu co nieżydowskie. Chrześcijanin jest »Ktokolwiek chce za mną iść, niech samego sie­
tylko Żydem »wolniejszego« wyznania. — bie zaprze, a weźmie krzyż mój i naśladuje mię, al­
b o w i e m . . . « ( P r z y p i s e k p s y c h o l o g a : Mo­
ralność chrześcijańską zbijają jej a l b o w i e m : jej
»argumenty« zbijają — tak jest po chrześcijańsku).
Marek 8, 34. —
45.
»Nie sądźcie, a b y ś c i e nie byli sądzeni. Jaką
— Podaję kilka próbek tego, co sobie ci mali miarą mierzycie, taką w a m odmierzono będzie (Ma­
ludzie wbili w głowę, co mistrzowi swemu w ł o ż y l i teusz 7,1). — Co za pojęcie o sprawiedliwości, o »spra­
w u s t a : same wyznania »pięknych dusz«. — wiedliwym« s ę d z i ! . . .
»A którzyby was kolwiek nie przyjęli, ani was »Albowiem jeźli miłujecie te, którzy was miłują,
słuchali, wyszedłszy stamtąd, otrząśnijcie proch z nóg j a k ą ż z a p ł a t ę m a c i e ? azaż i celnicy tego nie
waszych na świadectwo im; zaprawdę powiadam czynią? A jeźlibyście tylko braci waszych pozdra­
wam: Lżej będzie Sodomie i Gomorze w dzień sądny, wiali, c ó ż o s o b l i w e g o c z y n i c i e ? azaż i cel­
niż miastu onemu« (Marek 6, 11). — Jak e w a n g i e - nicy tak nie czynią ?« (Mateusz 5, 46). Zasada »chrześ­
licznie! cijańskiej miłości«: chce mieć wkońcu dobrą za-
»A ktoby zgorszył jednego z tych małych, któ­ płatę...
rzy w mię wierzą, dalekoby mu lepiej było, aby był »Ale jeźli nie odpuścicie ludziom upadków ich,
zawieszony kamień młyński u szyi jego i w morze i Ojciec wasz nie odpuści wam upadków waszych«
był wrzucony« (Marek 9, 42). — Jak e w a n g i e - (Mateusz 6, 15). — Bardzo kompromitujące dla po-
mienionego »Ojca« . . .
licznie !
»Ale szukajcie naprzód królestwa Bożego, i spra­
»A jeźliby cię oko twoje gorszyło, wyłup je; bo
wiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydano«
lepiej tobie jednookim wnijść do królestwa bożego,
(Mateusz 6, 33). — Takie wszystko: mianowicie żyw-
niżeli dwa oczy mając, wrzuconym być do ognia pie­
ność, odzież, wszystkie potrzeby życia. B ł ą d , wyra­
kielnego; gdzie robak ich nie umiera a ogień nie gaś­
żając się skromnie . . . Krótko przedtem jawi się Bóg
nie« (Marek 9, 47). — Nie koniecznie oko ma się tu jako krawiec, przynajmniej w pewnych wypadkach . . .
na myśli . . . »Radujcie się dnia tego i weselcie się: a l b o ­
»Zaprawdę powiadam wam, iż są niektórzy z tych, w i e m oto zapłata wasza jest obfita w niebiesiech;
który tu stoją, którzy nie ukuszą*) śmierci, ażby uj­ boć tak właśnie czynili prorokom ojcowie i c h « (Łu­
rzeli, że królestwo Boże przyszło w m o c y « (Marek kasz 6, 23). — B e z w s t y d n a hołota! Porównywa
9, 1). — Dobrze z e ł g a n e , Lwie . . . się już z prorokami . . .
»Azaż nie wiecie, iż kościołem Bożym jesteście,
*) ukąszą. Prz. tł. 5*
68 69

a Duch Boży mieszka w was ? A jeśli kto gwałci


kościół Boży, t e g o B ó g s k a z i , albowiem kościół 46.
Boży święty jest, k t ó r y m wy j e s t e ś c i e « (Pa­ — Co s t ą d w y n i k a ? Że dobrze się robi, na-
weł 1 do Koryntyan 3, 16). — Niema dość pogardy kładając rękawiczki przy czytaniu NowegoTestamentu.
dla czegoś podobnego . . . Blizkość tylu nieczystości zmusza prawie do tego. Nie
»Azaż nie wiecie, iż święci będą sądzili świat? wybralibyśmy sobie »pierwszych chrześcijan« do obco­
A jeźli świat od w a s będzie sądzony, czyliście nie­ wania z sobą, niemniej niż Żydów polskich, nie potrze­
godni, abyście sądy mniejsze odprawiali?« (Paweł 1 bując stawiać im żadnego więcej zarzutu... I jedni
do Koryntyan 6, 2). - Niestety nie tylko mowa wa- i drudzy nie bardzo pachną. — Daremnie szukałem w No­
ryata . . . Ten s t r a s z l i w y o s z u s t ciągnie do­ wym Testamencie choćby jednego sympatycznego rysu;
słownie : »Azaż nie wiecie, że Anioły sądzić bę­ niema tam nic wolnego, dobrotliwego, szczerego, uczci­
dziemy? A cóż tych doczesnych rzeczy!« . . . wego. Człowieczeństwo nie uczyniło tu jeszcze swego
»Izali w głupstwo nie obrócił Bóg mądrości pierwszego kroku, — brak instynktów s c h l u d n o ś c i . . .
świata tego! Albowiem ponieważ w mądrości Bożej W Nowym Testamencie są tylko liche instynkty, niema
świat nie poznał Boga przez mądrość, upodobało się odwagi nawet do tych lichych instynktów. Wszystko
Bogu, przez głupie kazanie zbawić wierzących...; jest w nim tchórzostwem, wszystko jest zezowaniem
nie wiele mądrych według ciała, nie wiele możnych, i samooszustwem. Każda książka staje się schludną,
nie wiele zacnego rodu; ale co głupiego jest u świata skoro się dopiero co czytało Nowy Testament : czyta­
tego, to w y b r a ł B ó g , aby zawstydził mądrych; łem, by dać przykład, z zachwytem bezpośrednio po
a co mdłego u świata, wybrał Bóg, aby zawstydził Pawle owego wdzięcznego, zuchwałego szydercę Pe-
mocnych. A podłego rodu u świata i wzgardzone troniusza, o którym możnaby powiedzieć, co Dome­
wybrał Bóg, owszem te rzeczy, których niemasz, aby nico Boccacio pisał do księcia Parmy o Cezarze Bor­
te, które są, zniszczył. Aby się nie chlubiło żadne gia : »è tutto festo« — nieśmiertelnie zdrów, nieśmier­
ciało przed obliczem jego. (Paweł 1 do Koryntyan 1, telnie pogodny i udany... Te małe mruki bowiem
20 i nast). — By ustęp ten, pierwszorzędne świade­ przeliczają się zawsze w głównej rzeczy. Napadają
ctwo dla psychologii każdej moralności czandalów, oni, lecz wszystko na co napadną, jest tem od-
z r o z u m i e ć , należy przeczytać pierwszą rozprawę z n a c z o n e . Na kogo »pierwszy chrześcijanin« na­
mej G e n e a l o g i i m o r a l n o ś c i : wydobyto w niej pada, tego n i e kala. . . Odwrotnie: jest chlubą, mieć
po raz pierwszy na światło przeciwieństwo moralno­ »pierwszych chrześcijan« przeciw sobie. Czyta się
ści d o s t o j n e j a z ressentiment i bezsilnej zemsty Nowy Testament nie bez szczególnego upodobania
zrodzonej moralności czandalów. Paweł był najwięk­ w tem, z czem się on źle obchodzi — nie mówiąc
szym z apostołów zemsty . . . już o »mądrości tego świata«, którą bezczelny fanfa­
ron usiłuje daremnie pohańbić »glupiem kazaniem« . . .
70
71
Lecz nawet faryzeusze i uczeni w piśmie mają swą
wzbogaciło Nowy Testament jedynem słowem, k t ó r e
wyższość nad takimi przeciwnikami: musieli być już
ma w a r t o ś ć , które jest jego krytyką, samem jego
coś warci, żeby nienawidzono ich w tak nieprzy­
z n i s z c z e n i e m : »Cóż jest prawda !«. . .
zwoity sposób. Obłuda — to byłby zarzut, który
»pierwsi chrześcijanie« uczynić ś m i e l i ! — Wkońcu
byli to u p r z y w i l e j o w a n i : to wystarcza, moral­
ności czandalów nie potrzeba żadnych więcej po­
wodów. »Pierwszy chrześcijanin« — lękam się, że 47.
i »ostatni chrześcijanin«, k t ó r e g o m o ż e j e s z c z e
— Nie to n a s oddziela, że nie odnajdujemy
d o ż y j ę — buntuje się przeciw wszystkiemu, co Boga ani w dziejach, ani w przyrodzie, ani poza przy­
uprzywilejowane, z najgłębszego instynktu, — żyje rodą, — lecz że tego, co jako Bóg czczone było. nie
on, walczy zawsze za »równe prawa« !. . . Gdy odczuwamy jako »boskie«, lecz jako politowania godne
przyjrzymy się dokładniej, nie ma on innego wyboru. jako niedorzeczne, jako szkodliwe, nie tylko jako błąd,
Jeśli się chce, co do swej osoby, być »wybrańcem lecz jako z b r o d n i ę w z g l ę d e m ż y c i a . . .
bożym« — lub »świątynią Boga«, lub »sędzią Anio­ Zaprzeczamy Boga jako Boga . . . Gdyby nam tego
ł ó w « —, to każda inna zasada wybrania, naprzyklad Boga chrześcijan u d o w o d n i o n o , umielibyśmy je­
wedle uczciwości, wedle ducha, wedle męskości szcze mniej w mego wierzyć. — W formule: deus
i dumy, wedle piękności i wolności serca, poprostu qualem Paulus creavit, dei negatio. — Religia, jak
»świat«, — jest z ł e m s a m e m w s o b i e . . . Mo­ chrześcijaństwo, która w żadnym punkcie nie styka
rał: każde słowo w ustach pierwszego chrześcijanina się z rzeczywistością, która natychmiast upada, skoro
jest kłamstwem, każdy czyn, który spełnia, fałszer­ rzeczywistość choćby tylko na jednym punkcie doj­
stwem z instynktu, — wszystkie jego wartości, wszyst­ dzie do prawa, musi słusznie być śmiertelnym wro­
kie jego cele są szkodliwe, lecz ten, k t ó r e g o on giem »mądrości świata«, to znaczy w i e d z y , — uzna
nienawidzi, lecz to, c z e g o on nienawidzi, ma war­ ona za dobre wszystkie środki, które mogą zatruć,
t o ś ć . . . Chrześcijanin, zwłaszcza kapłan - chrześci­ oczernić, o s ł a w i ć karność ducha, czystość i suro­
janin, jest k r y t e r y u m w a r t o ś c i — — Mamże wość w rzeczach duchowego sumienia, dostojny chłód
rzec jeszcze, że w całym Nowym Testamencie wy­ i wolność ducha. »Wiara« jako imperatyw to Veto
stępuje tylko jedna j e d y n a postać, którą się czcić przeciwko wiedzy, — in praxi kłamstwo za wszelką
musi? Piłat, namiestnik rzymski. Brać p o w a ż n i e cenę . . . Paweł p o j ą ł , że kłamstwo — że »wiara«
zwadę żydowską — do tego on się nie skłania. O je­ jest potrzebna: Kościół pojął znów później Pawła. —
dnego Żyda więcej lub mniej — cóż na tem zależy? . .. Ów »Bóg«, którego wynalazł sobie Paweł, Bóg, który
Dostojne szyderstwo Rzymianina, przed którym do­ »pohańbia« »mądrość świata« (w ciaśniejszem zna­
puszczano się bezwstydnego nadużycia słowa »prawda«, czeniu obie wielkie przeciwniczki wszelkiego zabo-
72
73
bonu, filozofię i medycynę), jest naprawdę tylko re-
zolutnem p o s t a n o w i e n i e m samego Pawia: na­ rząt zabawnemi, — panował nad niemi, nie chciał się
zywać »Bogiem« swoją własną wolę: thora, to jest pra- nawet zwać »zwierzęciem«. — Przeto stworzył Bóg
kobietę. I rzeczywiście, teraz skończyła się nuda, —
żydowskie. Paweł c h c e pohańbić »mądrość świata«:
lecz także jeszcze coś innego! Kobieta była d r u g i m
jego wrogami są d o b r z y filologowie i lekarze z wy­
błędem Boga. — »Kobieta jest wedle istoty swej wę­
kształceniem aleksandryjskiem —, z nimi wiedzie wojnę.
żem, Heva« — wie to każdy kapłan: »od kobiety po­
W samej rzeczy, nie jest się filologiem i lekarzem,
chodzi w s z e l k i e zło na świecie« — t o wie również
nie będąc też zarazem a n t y c h r y s t e m . Jako filo­
każdy kapłan. » P r z e t o pochodzi od niej też wie­
log bowiem zagląda człowiek p o z a książki, jako d z a « . . . Dopiero dzięki kobiecie nauczył się czło­
lekarz p o z a fizyologiczne zdechlactwa typowego wiek pożywać z drzewa świadomości. — Cóż się
chrześcijanina. Lekarz mówi »nieuleczalne«, filolog stało? Starego Boga porwała trwoga piekielna. Czło­
»oszustwo«... wiek sam stał się n a j w i ę k s z y m jego błędem, Bóg
stworzył sobie rywala, wiedza czyni B o g u podob­
n y m , — kres kapłanom i bogom, jeśli człowiek nau­
kowym się stanie! — M o r a ł : wiedza jest tem, co
48. zabronione samo w sobie, — ona jedynie jest zabro­
niona. Wiedza jest p i e r w s z y m grzechem, ziarnem
— Zrozumianoż właściwie sławną historyę, wszech grzechów, grzechem p i e r w o r o d n y m . To
umieszczoną na początku Biblii, — o piekielnej trwo­ j e d y n i e j e s t m o r a ł e m . — Nie powinieneś po­
dze Boga przed w i e d z ą ? . . . Nie zrozumiano jej. znawać«: — reszta wynika z tego. — Trwoga piekielna
Ta księga kapłańska par excellence zaczyna się, jak nie przeszkodziła Bogu być mądrym. Jak trzeba się
słuszna, wielką wewnętrzną trudnością kapłana: on b r o n i ć przeciw wiedzy? To stało się na długo jego
zna tylko jedno wielkie niebezpieczeństwo, p r z e t o głównym problematem. Odpowiedź: precz z człowie­
zna »Bóg« tylko jedno wielkie niebezpieczeństwo. kiem z raju! Szczęście, bezczynność naprowadza
Stary Bóg, zupełny »duch«, zupełny arcykapłan, myśli, — wszystkie myśli są ziemi myślami... Czło­
zupełna doskonałość, przechadza się w swym ogro­ wiek nie p o w i n i e n myśleć. — I »kapłan sam w so­
dzie: tylko że się nudzi. Przeciwko nudzie nawet bo­ b i e « wynajduje niedolę, śmierć, życiowe niebezpie­
gowie walczyli daremnie. — Cóż czyni? Wynachodzi czeństwo ciąży, wszelkiego rodzaju nędzę, starość,
człowieka, — człowiek jest zabawny . . . Lecz oto mozół, c h o r o b ę przedewszystkiem, — same środki
patrzaj, i człowiek się nudzi. Zlitowanie Boga dla je­ do walki z wiedzą! Niedola nie p o z w a l a człowie­
dynej niedoli, którą mają wszystkie raje w sobie, kowi myśleć . . . A mimo to! okropność! Dzieło po­
nie zna granic: stworzył on inne jeszcze zwierzęta. znania piętrzy się, szturmując do nieba, rzucając
P i e r w s z y błąd Boga: człowiek nie znalazł zwie- zmierzch na bogów, — co czynić! — Stary Bóg wy-
74 75

nachodzi w o j n ę , dzieli ludy, sprawia, że ludzie i kary, wraz z nauką o »łasce«, o »zbawieniu«,
niszczą się wzajemnie (— kapłani zawsze potrzebo­ o »przebaczeniu« — k ł a m s t w a na wskroś i pozba­
wali wojny...)- Wojna — między innemi wielki wione wszelkiej rzeczywistości psychologicznej — zo­
wichrzyciel wiedzy! — Nie do wiary! Poznanie, stały wynalezione, by zburzyć z m y s ł p r z y c z y ­
e m a n c y p a c j a z pod w ł a d z y k a p ł a n ó w , n o w y człowieka: są one zamachem na pojęcie przy­
rośnie nawet mimo wojny. — I ostatnie postanowie­ czyny i skutku! — I nie zamachem z pomocą pięści,
nie przychodzi staremu Bogu: »człowiek stał się noża, rzetelnej nienawiści i miłości! Lecz z głębi
naukowy, — n i c n i e p o m o ż e , t r z e b a g o najtchórzliwszych, najchytrzejszych, najniższych in­
u t o p i ć !« . . . stynktów! Zamachem k a p ł a ń s k i m ! Zamachem
p a s o r z y t ó w ! Wampiryzmem bladych podziemnych
wysysaczy krwi! . . . Skoro naturalne skutki czynu
nie są już »naturalne«, jeno uchodzą za zdziałane
przez pojęciowe widma zabobonu, przez »Boga«, przez
49. »duchy«, przez »duszę«, jako czysto »moralne« kon-
— Zrozumieliście mnie. Początek Biblii zawiera sekwencye, jako nagroda, kara, znak, środek wycho­
c a ł ą psychologię kapłana. — Kapłan zna tylko jedno wawczy, to zburzono założenie poznania — po­
wielkie niebezpieczeństwo: jest niem wiedza, — zdrowe pełniono największą zbrodnię względem
pojęcie przyczyny i skutku. Jednak wiedza rozkwita l u d z k o ś c i . — Grzech, jeszcze raz mówiąc, ta forma
w całości tylko w szczęśliwych stosunkach, — trzeba samopohańbienia człowieka par excellcnce, został wy­
mieć czasu, trzeba mieć ducha do z b y t k u , by »po­ naleziony, by uniemożliwić wiedzę, kulturę, wszelkie
znawać« . . . »Przeto trzeba uczynić człowieka nie­ wywyższenie i dostojność człowieka; kapłan p a n u j e
szczęśliwym«, — taka była każdego czasu logika ka­ dzięki wynalazkowi grzechu. —
płana. — Łatwo już zgadnąć, co zatem dopiero, wedle
tej logiki, na świat przyszło: — »grzech« . . . Pojęcie
winy i kary, cały »moralny porządek świata« wyna­
leziono p r z e c i w k o wiedzy, — p r z e c i w k o wy­ 50.
zwoleniu człowieka od kapłana. . . Człowiek nie po­
winien na zewnątrz, powinien w siebie patrzeć, nie — Nie pomijam na tem miejscu psychologii
powinien mądrze i ostrożnie, jako uczący się, patrzeć »wiary«, »wierzących«, ku pożytkowi, jak słuszna,
w rzeczy, powinien wogóle wcale nie widzieć: po­ właśnie »wierzących«. Jeśli dziś jeszcze nie brak ta­
winien c i e r p i e ć . . . A powinien cierpieć, by ka­ kich, którzy nie wiedzą, jak dalece n i e p r z y z w o i ­
żdego czasu potrzebował kapłana. — Precz z leka­ t o ś c i ą jest być »wierzącym« — lub oznaką décadence,
rzami! P o t r z e b a z b a w i c i e l a . — Pojęcie winy złamanej woli życia, — to jutro będą to już wiedzieć.
76 77

Glos mój dosięgnie i tępych słuchów. — Zda się, jeśli ciwnie. Musiano zdobywać na sobie każdą piędź
mi się nie przystyszało, że istnieje wśród chrześcijan prawdy, musiano prawie wszystko w zamian poświę­
pewnego rodzaju kryteryum prawdy, które się zowie cić, do czego dawniej lgnęło nasze serce, nasza
»dowodem siły«. »Wiara uszczęśliwia, w i ę c jest miłość, nasze zaufanie do życia. Wielkości duszy na to
prawdziwa«. Wolnoby tu najpierw zrobić zarzut, że trzeba: służenie prawdzie jest najtwardszą służbą. —
właśnie uszczęśliwianie nie jest dowiedzione, lecz Cóż bo znaczy być r z e t e l n y m w rzeczach ducha?
tylko p r z y o b i e c a n e : szczęśliwość przywiązana do Że się jest surowym względem serca swego, że się
warunku » wiary«, — p o w i n n o się być szczęśliwym, w pogardzie ma piękne uczucia, że się z każdego tak
p o n i e w a ż się w i e r z y . . . Lecz, że rzeczywiście i nie czyni sprawę sumienia! — — Wiara uszczęśli­
nastąpi, co kapłan obiecuje wierzącemu w nieprzy­ wia: p r z e t o ł ż e . . .
stępnym żadnej kontroli » zaświecie«, czem t e g o de-
wieść? — Mniemany »dowód siły« jest więc w grun­
cie znów tylko wiarą w to, że nie chybi skutek, który
sobie człowiek po wierze obiecuje. W formule: »wie-
51.
rzę, że wiara uszczęśliwia; — p r z e t o jest praw­
dziwa«. — Lecz wraz z tem jesteśmy już u kresu. Że wiara czasem uszczęśliwia, że szczęśliwość
To »przeto« byłoby istotnem absurdum jako kryte­ z pewnej idée fixe nie czyni jeszcze p r a w d z i w e j
ryum prawdy. — Przypuśćmy jednak, z pewną ustęp­ idei, że wiara gór nie przenosi, lecz owszem góry
liwością, że uszczęśliwianie dowiedzione jest przez o s a d z a tam, gdzie żadnych niema: o tem poucza
wiarę ( — n i e tylko pożądane, nie tylko przyrze­ nas przelotne przejście się przez dom w a r y a t ó w .
czone przez nieco podejrzane usta kapłana): byłażby Oczywiście nie kapłana : on bowiem przeczy z in­
szczęśliwość, mówiąc techniczniej, p r z y j e m n o ś ć — stynktu, że choroba jest chorobą, dom waryatów do­
kiedykolwiek dowodem prawdy ? Tak mało, że jest to mem waryatów. Chrześcijaństwo p o t r z e b u j e cho­
nieledwo przeciwdowodem, w każdym razie najwyż- roby, nieledwo jak hellenizm potrzebuje nadwyżki
szem podejrzeniem względem prawdy, jeżeli uczucia zdrowia, — c z y n i ć chorym jest właściwym ukry­
przyjemne wtrącają swój głos do pytania »co jest tym zamiarem całego systemu procedur leczniczych
prawdziwe?« Dowód przyjemności jest dowodem Kościoła. A sam Kościół — nie jestże to katolicki dom
»przyjemności«, — nic więcej; skądże u dyaska waryatów jako ostateczny ideał? — Ziemia wogóle
pewność, że właśnie p r a w d z i w e sądy sprawiają jako dom waryatów? — Człowiek religijny, jak go
większą przyjemność, niż fałszywe i że, wedle har­ c h c e Kościół, to typowy décadent; czas, w którym
monii przedustawnej, pociągają za sobą koniecznie przesilenie religijne opanowywa jakiś lud, cechują ka­
przyjemne uczucia? — Doświadczenie wszystkich su­ żdym razem epidemie nerwowe; » świat wewnętrzny«
rowych, wszystkich głębokich duchów uczy p r z e - człowieka religijnego jest do złudzenia podobny do
78 79

»świata wewnętrznego« przeczulonych i wyczerpa­ nie można się dość twardo sprzeciwić uczonemu idyo­
nych; » najwyższe« stany, które chrześcijaństwo za­ tyzmowi, który i dziś jeszcze coś podobnego utrzy­
wiesiło nad ludzkością jako wartość nad wartościami, muje. W czasie, gdy chore, zepsute warstwy czan­
są formami epileptoidalnemi, — Kościół uświęcał tylko dalów chrystyanizowały się w calem imperium, istniał
obłąkanych lub oszustów in maiorem dei gloriam. właśnie t y p p r z e c i w n y , dostojność, w swej naj­
Pozwoliłem sobie raz określić cały chrześcijański trai­ piękniejszej i najdojrzalszej postaci. Wielka liczba stała
ning pokuty i zbawienia (który dziś w Anglii najle­ się panem; demokratyzm instynktów chrześcijańskich
piej studyować można), jako metodycznie wytwarzaną z w y c i ę ż a ł . . . Chrześcijaństwo nie było »naro­
folie circulaire, jak słuszna, na przygotowanym już dowe«, nie uwarunkowane rasą, — zwracało się do
do tego, to jest do dna chorobliwym gruncie. Nikomu wszelkiego rodzaju wydziedziczonych w życiu, miało
nie jest pozostawione do woli być chrześcijaninem : wszędzie swych sprzymierzeńców. Chrześcijaństwo
na chrześcijaństwo nie zostaje się »nawróconym«, — zwróciło rancune gruntownie chorych, instynkt, p r z e ­
trzeba być dostatecznie na to chorym . . . My inni, któ­ c i w k o zdrowym, p r z e c i w k o zdrowiu. Wszystko
rzy mamy o d w a g ę do zdrowia i także do pogardy, pomyślnie udane, dumne, zuchwałe, piękność przede­
jakźebyśmy byli my uprawnieni do pogardzania religią, wszystkiem kłuła je w uszy i w oczy. Raz jeszcze
która uczy tak źle rozumieć ciało ! która nie chce się przypominam nieocenione słowa Pawła: »Co m d ł e
wyzbyć zabobonu duszy ! która z niedostatecznego od­ jest u świata, co g ł u p i e jest u świata, a p o d ł e g o
żywiania robi »zasługę«! która w zdrowiu zwalcza r o d u u świata i w z g a r d z o n e , wybrał Bóg« : to
pewnego rodzaju wroga, dyabła, pokusę ! która wmó­ była formuła, in hoc signo zwyciężyła décadence. —
wiła w siebie, że można »doskonałą duszę« obnosić B ó g na k r z y ż u — nie rozumiecież ciągle jeszcze
w trupiem ciele i musiała na to przyrządzić sobie straszliwości ukrytej myśli tego symbolu ? — Wszystko,
nowe pojęcie »doskonałości«, bladą, chorowitą, idyo- co cierpi, wszystko, co wisi na krzyżu, jest b o s k i e . . .
tycznie-marzycielską istotę, tak zwaną »świętość«, — My wszyscy wisimy na krzyżu, przeto my jesteśmy
świętość, która sama jest tylko szeregiem objawów boscy . . . My jedynie jesteśmy boscy . . . Chrześci­
zubożałego, zdenerwowanego, nieuleczalnie zepsutego jaństwo było zwycięstwem, zginął przez nie d o s t o j ­
ciała ! . . . Ruch chrześcijański, jako ruch europejski, n i e j s z y sposób myślenia, — chrześcijaństwo było
jest od samego początku zbiorowym ruchem wyrzut­ dotąd największem nieszczęściem ludzkości. — —
ków i odpadkowych pierwiastków wszelkiego rodzaju
( — chcą one przez chrześcijaństwo dojść do władzy).
Nie wyraża on upadku rasy, jest on skupieniem stłacza-
jących się i szukających się form décadence zewsząd. 52.
To nie zepsucie, jak się mniema, samej starożytności, Chrześcijaństwo stoi też na stanowisku przeciw-
dostojnej starożytności, umożliwiło chrześcijaństwo: nem wszelkiej duchowej udaności, — m o ż e potrze-
8o
81
bować, jako rozumu chrześcijańskiego, tylko chorego
w Rzymie, wykłada »słowo Pisma« lub jakieś zda­
rozumu, staje po stronie wszystkiego co idyotyczne,
rzenie, zwycięstwo wojsk ojczystych naprzyklad
wygłasza klątwę przeciw »duchowi«, przeciwko super­
w wyższem świetle Psalmów Dawidowych, jest za­
bia zdrowego ducha. Ponieważ choroba jest właściwa
wsze tak ś m i a ł y , że filolog przy tem skacze do
istocie chrześcijaństwa, m u s i stan typowo chrześ­
sufitu. A cóż dopiero ma robić, gdy pobożnisie
cijański, » wiara«, być formą choroby, m u s z ą wszyst­
i inne krowy ze Szwabii przyrządzają sobie przy
kie proste, rzetelne, naukowe drogi do poznania być pomocy palca bożego z swej mizernej codzienności
uchylone przez kościół, jako drogi z a k a z a n e . Wąt­ i z izdebnego zaduchu swego istnienia cud »łaski«,
pliwość już jest grzechem. . . Zupełny brak psycho­ »opatrzności«, »zbawiennych doświadczeń«! Najmniej­
logicznej schludności u kapłana — zdradzający się szy nakład ducha, by nie rzec p r z y z w o i t o ś c i ,
w spojrzeniu — jest zjawiskiem skutku décadence, — musiałby przecie doprowadzić tych interpretatorów
należy obserwować histeryczne niewiasty, oraz dzieci do przekonania się o zupełnem dzieciństwie i niegod­
o rachitycznych zadatkach co do tego, jak prawi­ ności takiego nadużywania boskiej biegłości palcowej.
dłowo fałszywość z instynktu, rozkosz z kłamstwa Nawet przy bardzo małej mierze bogobojności Bóg
dla kłamstwa, niezdolność do prostych spojrzeń i kro­ taki, który w samą porę leczy z kataru, który nam
ków jest wyrazem décadence. »Wiarą« zwie się : nie każe wsiąść w karetę w chwili, gdy właśnie spada
c h c i e ć wiedzieć co jest prawdą. Pobożny, kapłan ulewa, winienby być dla nas tak niedorzecznym Bo­
obojga płci, jest fałszywy, ponieważ jest chory : in­ giem, żebyśmy musieli go usunąć, nawet gdyby istniał.
stynkt jego ż ą d a , by prawda nigdy nie miała słusz­ Bóg jako posługacz, jako listonosz, jako przestrzegacz
ności. »Co czyni chorym, jest d o b r e ; co pochodzi kalendarza, — jest właśnie wyrazem na najgłupszy ro­
z pełni, z nadmiaru, z mocy, jest z ł e « : tak odczuwa dzaj wszelkich przypadków . . . »Opatrzność boska«,
wierzący. N i e w o l n o ś ć k ł a m s t w a — po tem w jaką dziś jeszcze wierzy prawie co trzeci czło­
odgaduję każdego urodzonego teologa. — Inną od­ wiek w »wykształconych Niemczech«, byłaby takim
znaką teologa jest jego n i e z d o l n o ś ć do f i l o ­ zarzutem przeciw Bogu, że silniejszego pomyślećby
l o g i i . Przez filologię rozumiejmy tu, w bardzo ogól­ sobie nie można. A jest w każdym razie zarzutem
nem znaczeniu, sztukę dobrego czytania, — umiejęt­ przeciw Niemcom ! . . .
ność odczytywania faktów, b e z fałszowania ich in-
terpretacyą, n i e tracąc w pożądaniu zrozumienia
ostrożności, cierpliwości, subtelności. Filologia jako
Ephexis w interpretacyi: czy to chodzi o książki, 53.
o nowiny dziennikarskie, o losy lub fakty, dotyczące — Że m ę c z e n n i c y są jakimś dowodem
pogody, — nie mówiąc już o »zbawieniu duszy« . . . prawdy pewnej sprawy, jest tak mało prawdą, żebym
Sposób, w jaki teolog, obojętna czy w Berlinie czy DZIEŁA NIETZSCHEGO T. VIII. 6
82 83

przeczył, iż męczennik jakiś miał wogóle kiedykol­ jest błędem posiadającym o jeden urok uwodny wię­
wiek coś z prawdą do czynienia. W tonie, w któ­ cej: sądzicicż, panowie teologowie, że damy wam
rym męczennik w łeb światu ciska swe uważanie sposobność grać rolę męczenników za wasze kłam­
czegoś za prawdę, wyraża się już tak nizki stopień stwo? — Zbija się sprawę, pozwalając jej z szacunkiem
uczciwości intelektualnej, taka t ę p o t a na zagadnie­ osiąść na lodzie, — tak samo zbija się też teologów . . .
nie »prawdy«, że męczennika nigdy zbijać nie trzeba. To właśnie było wszechhistoryczną głupotą wszystkich
Prawda nie jest czemś, co jeden posiada, a czego inny prześladowców, że nadawali przeciwnej sprawie po­
nie posiada, tak myśleć o prawdzie mogą co najwyżej zór zaszczytności, — że dawali jej w darze czar mę­
chłopi lub apostołowie chłopscy w rodzaju Lutra. czeństwa . . . Kobieta klęczy dziś jeszcze przed błę­
Można być pewnym, że stosownie do stopnia sumien­ dem, gdyż powiedziano jej, że ktoś zań umarł na
ności w rzeczach ducha rośnie zawsze skromność na krzyżu. J e s t ż e k r z y ż a r g u m e n t e m ? — —
tym punkcie, p o p r z e s t a w a n i e . Kilka rzeczy Lecz o wszystkich tych rzeczach ktoś jedyny rzekł
w i e d z i e ć i delikatną ręką odsunąć wiedzenie po­ słowo, którego potrzeba było od stuleci, — Z a r a ­
n a d t o . . . »Prawda«, jak słowo to rozumie każdy tustra.
prorok, każdy sekciarz, każdy wolnomyślny, każdy
socyalista, każdy członek kościoła, jest doskonałym Krwawe znaki wypisali na drodze, po której
dowodem, że nie uczyniono nawet choćby tylko pierw­ szli, a ich szaleństwo uczyło, że krwią dowodzi się
szego kroku na drodze owej karności ducha i samo- prawdy.
przezwyciężenia, które potrzebne są do znalezienia Lecz krew jest najgorszym świadkiem prawdy
małej, nawet najmniejszej prawdy. — Śmierci mę­ krew zatruwa najczystszą nawet naukę, czyniąc z niej
czeńskie, mówiąc dodatkowo, były wielkiem nieszczęś­ obłęd i nienawiść serc.
ciem w dziejach: u w o d z i ł y . . . Wniosek idyotów, A choćby kto przez ogień przeszedł dla nauki
wliczając tu kobietę i tłum, że pewna sprawa, dla swojej, — czegóż to dowodzi! Zaprawdę, więcej to,
której ktoś na śmierć idzie (lub która nawet, jak gdy własna nauka z własnego rodzi się żaru. (Zara­
pierwsze chrześcijaństwo, wytwarza epidemie żądzy tustra str. 123, 124).
śmierci), ma jakieś znaczenie, — wniosek ten stał się
dla badacza, dla ducha badania i ostrożności nie­
zmiernym hamulcem. Męczennicy s z k o d z i l i praw­ 54.
dzie. . . . I dziś jeszcze potrzeba tylko surowości prze­
śladowania, by najobojętniejszemu w sobie sekciar­ Nie należy dawać się w błąd wprowadzać: wiel­
stwu wytworzyć z a s z c z y t n e imię. — Jakto? Czy kie duchy są sceptyczne. Zaratustra jest sceptykiem.
Siła, w o l n o ś ć z siły i nadsiły ducha d o w o d z i
zmienia to wartość jakiej rzeczy, że ktoś za nią swe
się sceptycyzmem. Ludzi przekonania nie bierze się
życie oddaje? — Błąd, który zaszczytnym się staje, 6*
84
85
w rachubę w żadnych zasadniczych sprawach war­
tości i bez wartości. Przekonania to więzienia. Nie pa­ z zewnątrz wiąże i utwierdza, jak mus, w wyższem
trzy to dość daleko, nie patrzy pod siebie: lecz aby znaczeniu n i e w o l n i c z o ś c i , jest jedynym i osta­
móc zabierać glos w sprawie wartości i niewartości, tecznym warunkiem, pod którym rozwija się człowiek
trzeba pięćset przekonań p o d sobą widzieć, — za słabszej woli, zwłaszcza kobieta: to zrozumiemy też
sobą widzieć . . . Duch. który chce czegoś wielkiego, przekonanie, »wiarę«. Jest ona dla człowieka o prze­
który chce i środków do tego, jest z konieczności konaniach kręgosłupem. Nie widzieć wielu rzeczy,
sceptykiem. Wolność od wszelkiego rodzaju przeko­ być na każdym punkcie skrępowanym, być nawskroś
nań jest w ł a ś c i w a sile, m o ż n o ś ć swobodnego partyą, mieć ścisłą i konieczną optykę w stosunku do
patrzenia . . . Wielka namiętność, podstawa i moc wszystkich wartości — to jedynie jest warunkiem istnie­
jego bytu, jeszcze bardziej oświecona, jeszcze despo­ nia wogóle takiego rodzaju człowieka. Lecz tem sa­
tyczniejsza, niż on sam, zabiera w służbę cały jego mem jest on przeciwieństwem, antagonistą praw­
intelekt; wznosi ponad skrupuły; daje mu odwagę dziwego, — prawdy . . . Wierzącemu nie dano do
nawet do nieświętych środków; u ż y c z a mu w pew­ woli, brać wogóle sumiennie zagadnienie »prawdy«
nych razach przekonań. Przekonanie jako ś r o d e k : i »nieprawdy«: być uczciwym na t y m punkcie, toby
wiele osiąga się tylko z pomocą przekonania. Wielka sprowadziło natychmiast jego upadek. Patologiczna
namiętność używa przekonań, zużywa je, nie poddaje warunkowość jego optyki czyni z przekonanego fa­
natyka — Savonaroli, Lutra, Rousseau, Robespierre'a,
się im, — czuje się samowładna. — Odwrotnie: po­
Saint-Simona — przeciwny typ silnego o s w o b o d z o ­
trzeba wiary, jakiegoś bezwzględnego tak lub nie,
n e g o ducha. Lecz wielka postawa tych chorych du­
karlajlizm, jeśli to słowo znajdzie pobłażanie, jest po­
chów, tych epileptyków pojęciowych, działa na wiel­
trzebą s ł a b o ś c i . Człowiek wierzący, »wyznawca«
kie tłumy, — fanatycy są malowniczy, ludzkość pa­
wszelkiego rodzaju jest z konieczności człowiekiem
trzy na giesty chętniej, niż słucha a r g u m e n t ó w . . .
zależnym, — takim, który nie umie s i e b i e za cel
postawić, który sam z siebie wogóle celów stawiać
nie umie. »Wierzący« nie jest s w o j ą własnością,
może być tylko środkiem, musi zostać z u ż y t y , po­
trzebuje kogoś, kto go zużywa. Instynkt jego oddaje 55.
moralności wyzucia się z samego siebie cześć naj­ — Dalszy krok w psychologii przekonania, »wiary«.
wyższą: wszystko nakłania go do niej, jego roztrop­ Dawno już poleciłem rozwadze, czy przekonania nie
ność, jego doświadczenie, jego próżność. Każdy ro­ są niebezpieczniejszymi wrogami prawdy, niż kłam­
dzaj wiary jest sam wyrazem wyzucia się z siebie, stwa (Ludzkie, arcyludzkie I, Aforyzmy 54 i 483).
zobojętnienia na siebie . . . Jeśli się zważy, jak ko­ Tym razem chciałbym zadać rozstrzygające pytanie:
nieczny jest większości ludzi regulatyw, który ich czy między kłamstwem a przekonaniem istnieje wogóle
86 87

przeciwieństwo? — Cały świat w to wierzy; lecz w cóż panowie! Antysemita nie jest zgoła przez to przy­
nie wierzy świat cały! — Każde przekonanie ma swoje zwoitszy, że kłamie z zasady . . . Kapłani, którzy są
dzieje, swoje poprzednie kształty, swoje zakusy i chy­ w takich sprawach subtelniejsi i bardzo dobrze rozu­
bienia: staje się ono przekonaniem, nie będąc przed­ mieją zarzut, leżący w pojęciu przekonania, to zna­
tem niem długo, jeszcze dłużej będąc niem zaledwie. czy zasadniczej, p o n i e w a ż celowi służącej kłam­
Jakto? nie mogłoż między temi embryonalnemi for­ liwości, odziedziczyli po Żydach roztropność wpisania
mami przekonania być także kłamstwo? — Czasem natomiast pojęcia »Boga«. »woli bożej«, »objawienia
potrzeba tylko zmiany osoby: w synu staje się prze­ bożego«. Także Kant z swym kategorycznym impe­
konaniem, co w ojcu jeszcze kłamstwem było. — Zwę ratywem, był na tej samej drodze: rozum jego stał
k ł a m s t w e m chcieć n i e widzieć czegoś, co się się tu p r a k t y c z n y . — Istnieją zagadnienia, w któ­
widzi, chcieć nie tak widzieć coś, jak się widzi: rych rozstrzyganie o prawdzie i nieprawdziwości
czy kłamstwo dzieje się wobec świadków czy bez człowiekowi nie przysłużą; wszystkie najwyższe za­
świadków, to nie wchodzi w rachubę. Najzwyklej- gadnienia, wszystkie najwyższe problematy wartości
szem kłamstwem jest to, którem okłamujemy siebie są po za ludzkim rozumem . . . Pojąć granice ro­
samych; okłamywanie drugich jest względnie wypad­ zumu, — to dopiero prawdziwie filozofia . . . Po co
kiem wyjątkowym. Otóż ta chęć n i e widzenia cze­ dał Bóg człowiekowi objawienie ? Czyżby Bóg uczynił
goś, co się widzi, ta chęć widzenia czegoś nie tak, coś zbędnego? Człowiek nie m o ż e wiedzieć sam
jak się widzi, jest nieledwo pierwszym warunkiem z siebie, co jest dobre i złe, przeto pouczył go Bóg
wszystkich, którzy są p a r t y ą , w jakiemkolwiek zna­ o swej w o l i . . . Morał: kapłan n i e kłamie; pytań
czeniu: człowiek partyjny staje się z konieczności »prawda« lub »nieprawda« niema w takich rzeczach,
kłamcą. Niemieckie dziejopisarstwo naprzykład jest o których mówią kapłani; rzeczy te nie pozwalają
przekonane, że Rzym był despotyzmem, że Germanie zgoła kłamać. Bo aby kłamać, trzebaby móc roz­
przynieśli na świat ducha wolności: jakaż różnica strzygać, co tu jest prawdą. Lecz tego nie m o ż e
między tem przekonaniem a kłamstwem? Możnaż się właśnie człowiek; kapłan jest zatem narzędziem głosu
jeszcze temu dziwić, gdy z instynktu wszystkie par­ Boga. — Taki syllogizm kapłański nie jest zgoła tylko
tye, także historycy niemieccy, mają na ustach wiel­ żydowski i chrześcijański; prawo do kłamstwa i roz-
kie słowa moralności, — iż moralność nieledwo przez t r o p n o ś ć »objawienia« jest właściwa typowi ka­
to t r w a , że człowiek partyjny wszelkiego rodzaju płana, tak samo kapłanom décadence, jak kapłanom
potrzebuje jej każdej chwili? — »To jest n a s z e m pogaństwa (— poganami są wszyscy, którzy potakują
przekonaniem: wyznajemy je przed całym światem, życiu, dla których »Bóg« jest wyrazem na wielkie Tak,
żyjemy dla niego i umrzemy za nie, — czołem przed potwierdzające wszystkie rzeczy). — »Prawo«, »wola
wszystkiem, co ma przekonania!« — Coś podobnego boża«, »księga święta«, »natchnienie« — wszystko
słyszałem nawet z ust antysemitów. Przeciwnie, moi tylko słowa na warunki, pod którymi kapłan docho-
88 89

dzi do mocy, z p o m o c ą których utrzymuje moc fująca błogość z siebie i z życia, — słońce leży na
swoją, — pojęcia te znajdują się u podwalin wszel­ całej księdze. Wszystkie rzeczy, które chrześcijan
kich organizacyi kapłańskich, wszystkich kapłańskich stwo obrzuca swem bezdennem prostactwem, na­
lub filozoficzno - kapłańskich ustrojów władczych. przykład płodzenie, kobietę, małżeństwo, traktuje się
»Kłamstwo święte« — wspólne Konfucyuszowi, księ­ tu poważnie, z czcią, z miłością i zaufaniem. Jakże
dze praw Manu, Mahometowi, Kościołowi chrześcijań­ można właściwie dawać w rękę dzieciom i kobietom
skiemu — : nie brak go u Platona. »Prawda jest tu­ książkę, która zawiera te nikczemne słowa : »dla uwa-
taj«: to znaczy, gdziekolwiek się głosi, k a p ł a n rowania się wszeteczeństwa niech każdy ma swoją
kłamie... własną żonę, a każda niech ma swego własnego
męża . . . lepiej w stan małżeński wstąpić niż upale­
nie cierpieć« (Paweł 1 do Koryntyan 7, 2 i 9). I wol­
noż być chrześcijaninem, dopóki powstanie człowieka
jest schrystyanizowane, to jest z b r u d z o n e poję­
56.
ciem immaculata conceptio? . . . Nie znam książki,
— Wkońću chodzi o to, dla jakiego c e l u się w którejby powiedziano kobiecie tak wiele delikat­
kłamie. Że w chrześcijaństwie brak »świętych« ce­ nych i dobrotliwych rzeczy, jak w księdze praw
lów, to m ó j zarzut przeciw jego środkom. Tylko Manu; ci starzy siwi brodacze i święci mają rodzaj
z ł e cele: zatrucie, oszczerstwo, zaprzeczenie życia, grzeczności względem kobiet, być może nieprzewyż­
pogarda ciała, poniżenie w godności i samopohańbie­ szony. »Usta kobiety — napisano tam w jednem
nie człowieka przez pojęcie grzechu, — p r z e t o są miejscu —, piersi dziewczęce, modlitwa dziecka, dym
też jego środki złe. — Czytam z przeciwnem wprost ofiarny, są zawsze czyste«. W innem miejscu : niema
uczuciem księgę praw Manu, bez porównania bar­ nic czystszego nad światło słońca, cień krowy, po­
dziej duchowe i wyższe dzieło, które choćby tylko wietrze, wodę, ogień i oddech dziewczyny«. Ostatni
w y m i e n i ć jednym tchem z Biblią, byłoby grze­ ustęp — może też kłamstwo święte ! — : »wszyst­
chem przeciw d u c h o w i . Łatwo odgadnąć: ma ono kie otwory ciała powyżej pępka są czyste, wszystkie
prawdziwą filozofię poza sobą, w s o b i e , nie tylko poniżej są nieczyste. Tylko u dziewczyny jest całe
niepachnącą judainę rabinizmu i zabobonu, — nawet ciało czyste«.
najwybredniejszy psycholog tu się pożywi. Nie za­
pominajmy o rzeczy głównej, o zasadniczej różnicy
w porównaniu z wszelkiego rodzaju Biblią: do­ 57.
s t o j n e stany, filozofowie i wojownicy dzierżą wraz
z niem tłum w swojej ręce; wszędzie dostojne war­ Nieświętość środków chrześcijańskich chwyta
tości, uczucie doskonałości, potwierdzanie życia, tryum- się in flagranti, jeśli się mierzy c e l c h r z e ś c i j a ń -
90 91

ski wedle celu księgi praw Manu, — jeśli się to naj­


że podawać je w wątpliwość jest brakiem pietyzmu,
większe przeciwieństwo celów silnie oświetli Kry­
zbrodnią względem przodków. Powaga prawa opiera
tykowi chrześcijaństwa nie zostaje oszczędzonem po­
się na dwuch tezach: Bóg je d a ł , przodkowie prze-
danie Chrześcijaństwa w p o g a r d ę . — Taka księga
ż y w a l i . — Wyższy rozum takiego postępowania
praw, jak księga Manu, powstaje, jak każda dobra
leży w zamiarze, by świadomość krok za krokiem
księga praw: zbiera ona doświadczenie, roztropność,
wyprzeć z życia uznanego za słuszne (to jest do­
moralność eksperymentalną długich stuleci, zamyka
w i e d z i o n e niezmiernem i surowo przesianem do­
ona, nie tworzy nic więcej. Założeniem kodyfikacyi
świadczeniem) : tak, że osiąga się doskonały automa­
w jej rodzaju jest zrozumienie, że środki do stworze­
tyzm instynktu, — ten warunek wszelkiego rodzaju mi­
nia powagi dla powolnie i drogo nabytej p r a w d y , są
strzostwa, wszelkiego rodzaju doskonałości w sztuce
zasadniczo różne od tych, któremiby jej dowodzono.
życia. Ustanowić księgę praw w rodzaju Manu znaczy
Księga praw nie mówi nigdy o pożytku, argumen­ pozwolić jakiemuś ludowi stawać się w przyszłości mi­
tach, kazuistyce w przeddziejach jakiegoś prawa: strzem, stawać się doskonałym, — dążyć do najwyż­
przez to właśnie utraciłoby ono rozkazodawczy ton, szej sztuki życia. Na to s t a ć s i ę on m u s i nie­
»powinieneś«, warunek tego, że się słucha. W tem ś w i a d o m y m : to cel każdego świętego kłamstwa.—
właśnie leży problemat. — Na pewnym stopniu roz­ P o r z ą d e k k a s t o w y , najwyższe, dominujące
woju pewnego ludu oznajmia najbaczniejsza, to jest prawo, jest tylko uświęceniem p o r z ą d k u n a t u r y ,
wstecz i w dal patrząca jego warstwa, że doświad­ pierwszorzędną prawnością natury, nad którą nie ma
czenie, wedle którego żyć trzeba — to jest m o ż n a , — mocy żadna samowola, żadna »idea nowoczesna«.
jest skończone. Cel jej zmierza do zebrania jaknajbo- W każdej zdrowej społeczności występują oddzielnie,
gatszego i najzupełniejszego żniwa czasów ekspery­ warunkując się nawzajem, trzy typy o rożnem cią­
mentów i z ł e g o doświadczenia. Czemu przede- żeniu fizyologicznem, z których każdy ma swoją
Avszystkiem zapobiec teraz należy, to dalszemu je­ własną higienę, swoje własne królestwo pracy, swój
szcze eksperymentowaniu, dalszemu trwaniu płynnego własny rodzaj poczucia doskonałości i mistrzostwa.
stanu wartości, badaniu, wybieraniu, krytykowaniu Natura, n i e Manu, rozdziela ludzi więcej ducho­
wartości in infinitum. Przeciw temu stawia się po­ wych, więcej silnych muskułami i temperamentem
dwójny mur: najpierw o b j a w i e n i e , to jest twier­ i tych trzecich, nie odznaczających się ani jednem
dzenie, że rozum owych praw nie jest ludzkiego po­ ani drugiem, średnich, — tych ostatnich jako wielką
chodzenia, nie był powoli i wśród chybiań szukany liczbę, pierwszych jako wybór. Najwyższa kasta —
i znaleziony, lecz został tylko udzielony, jako boskiego zwę ją n a j m n i e j l i c z n y m i — ma jako do­
pochodzenia, cały, doskonały, bez dziejów, jako dar, skonała także przywileje najmniej licznych: tu włą­
jako c u d . . . Następnie t r a d y c y ę , to jest twier­ cza się przedstawicielstwo szczęścia, piękności, do­
dzenie, że prawo istniało już od pradawnych czasów, broci na ziemi. Tylko najbardziej duchowi ludzie mają
92 93

pozwolenie na piękność, na piękno: tylko u nich do­ Porządek kastowy, p o r z ą d e k w e d l e s t o p n i ,


broć nie jest słabością. Pulhrum est paucorum homi- formułuje tylko najwyższe prawo samego życia; roz­
num: dobro jest przywilejem. Niczego natomiast za­ graniczenie trzech typów jest konieczne do utrzyma­
bronić im bardziej nie można, niż brzydkich manier nia społeczności, do umożliwienia wyższych i najwyż­
lub pesymistycznego spojrzenia, oka, które z b r z y - szych typów, — n i e r ó w n o ś ć praw dopiero jest
dza —, lub zgoła oburzenia na powszechny wygląd warunkiem tego, że wogóle prawa istnieją. — Prawo
rzeczy. Oburzenie jest przywilejem czandalów; pesy­ jest przywilejem. W swoim sposobie istnienia ma ka­
mizm również. » Ś w i a t j e s t d o s k o n a ł y — tak żdy też swój przywilej. Nie ważmy lekce przywile­
mówi instynkt najbardziej duchowych, instynkt po­ jów l u d z i ś r e d n i c h . Życie, dążące w w y ż y n y ,
twierdzający — niedoskonałość, wszelkiego rodzaju staje się coraz twardsze, — zimno rośnie, odpowie­
pod nami, odległość, patos odległości, sam czandala dzialność wzrasta. Wyższa kultura jest piramidą: stać
należy jeszcze do tej doskonałości«. Najbardziej du­ ona może tylko na szerokiej podstawie, najpierwszym
chowi ludzie, n a j s i l n i e j s i , znajdują swe szczęś­ jej warunkiem jest silna i zdrowo skonsolidowana śred­
cie w tem, w czemby inni znaleźli swą zgubę: w la­ niość. Rzemiosło, handel, rolnictwo, n a u k a , większa
biryncie, w srogości dla siebie i innych, w próbie; część sztuki, jednem słowem cały ogół działalności
ich rozkoszą jest przezwyciężanie siebie: ascetyzm z p o w o ł a n i a , zgadza się jedynie z ś r e d n i ą
staje się u nich naturą, potrzebą, instynktem. Trudne m i a r ą możności i pożądania; wszystko toby było
zadanie uważają za przywilej; igrać z brzemionami, nie na swem miejscu wśród wyjątków, właściwy tu
które miażdżą innych — za wytchnienie . . . Pozna­ instynkt kłóciłby się tak z arystokratyzmem. jak z anar­
nie — forma ascetyzmu. — Jest to najczcigodniejszy chizmem. Że się jest publicznym pożytkiem, kołem,
rodzaj ludzi: co nie wyklucza, że i najpogodniejszy, funkcyą, to zależy od przeznaczenia z natury: n i e
najmilszy. Panują, nie dlatego że chcą, lecz dlatego społeczeństwo, lecz rodzaj s z c z ę ś c i a , do którego
że s ą ; nie jest im dane do woli być drugimi. — najliczniejsi są jedynie zdolni, robi z nich inteligentne
D r u d z y : to stróże prawa, przestrzegacze porządku maszyny. Dla człowieka średniego być średnim jest
i bezpieczeństwa, to dostojni wojownicy, to k r ó l szczęściem; mistrzostwo w czemś jednem tylko, specyal-
przedewszystkiem, jako najwyższa formuła wojownika, ność jest naturalnym instynktem. Byłoby zupełnie nie­
sędzi i strażnika prawa. Drudzy to egzekutywa naj­ godne głębszego ducha widzieć już zarzut w śred­
bardziej duchowych, najbliższa ich własność, to co niości samej. Jest ona nawet pierwszą koniecznością
do tego, że śmieją istnieć wyjątki: jest ona warunkiem
zwalnia ich od wszelkiej g r u b e j roboty w pracy pa­
wysokiej kultury. Jeżeli człowiek wyjątkowy właśnie
nowania, — ich orszak, ich prawa ręka, ich najlepsi
ludzi średnich dotyka palcami delikatniejszemi, niż
uczniowie. — We wszystkiem tem, by rzec raz jeszcze,
siebie i sobie równych, to nie jest to tylko dwornością
niema nic z samowoli, nic »robionego«; co jest i n n e ,
serca, — jest to poprostu jego o b o w i ą z k i e m . . .
jest robione, — natura jest wówczas pohańbiona . . .
94
95
Kogóż najbardziej nienawidzę wśród dzisiejszej ho­
łoty? Socyalistycznej hołoty, apostołów - czandalów, tych dotychczas form organizacji w ciężkich warun­
którzy podkopują instynkt, ochotę, uczucie zadowole­ kach; w porównaniu z nią wszystko dawniejsze i póź­
nia robotnika z swego małego istnienia, — którzy za­ niejsze jest tylko łataniną, partactwem, dyletantyzmem.
wistnym go czynią, którzy zemsty go uczą... Krzywda Owi święci anarchiści zrobili sobie »bogobojność«
nie leży nigdy w nierówności praw, leży w roszcze­ z tego, by zburzyć »świat«, to z n a c z y imperium
niu sobie »równych« praw. Co jest z ł e ? Lecz rzek­ Romanum, aby nie został kamień na kamieniu. — aż
Germanie i inne chamy stali się panami gruzów . . .
łem to już: wszystko, co pochodzi ze słabości, z za­
Chrześcijanin i anarchista: obaj décadents, obaj nie­
wiści, z z e m s t y . — Anarchista i chrześcijanin je­
zdolni działać inaczej, niż rozprzęgając, trując, zapra­
dnego są pochodzenia . . .
wiając goryczą, w y s y s a j ą c krew, obaj z instynk­
tem ś m i e r t e l n e j n i e n a w i ś c i do wszystkiego,
co stoi, co jest wielkie, jest trwale, co życiu przy­
szłość przyrzeka . . . Chrześcijaństwo było wampirem
58. imperium Romanum, — unicestwiło w ciągu nocy
ogromne dzieło Rzymian, uzyskanie gruntu pod wielką
Rzeczywiście, stanowi to różnicę, w jakim celu kulturę, k t ó r a ma c z a s . — Nie rozumiecież tego
się kłamie: czy się tem zachowuje, czy b u r z y . Mię­ wciąż jeszcze? Imperium Romanum, które znamy,
dzy c h r z e ś c i j a n i n e m i a n a r c h i s t ą można o którem historya prowincyi rzymskiej coraz lepiej
położyć znak równości: ich cel, ich instynkt dąży do nas poucza, to najgodniejsze podziwu dzieło sztuki
zburzenia. Dowód na to twierdzenie trzeba z historyi w wielkim stylu, było początkiem, budowa jego obli­
tylko odczytać: zawiera go ona w przerażającej wy­ czona była na to, by d o w i e ś ć się tysiącoleciami, —
razistości. Jeśli poznaliśmy dopiero co prawodawstwo nigdy dotąd tak nie budowano, nigdy nawet nie śniono,
religijne, którego celem było »uwiecznić« najwyższy by budować w równej mierze sub specie aeterni
warunek r o z k w i t u życia, wielką organizacyę spo­ Organizacya ta była dość silna, by wytrzymać złych
łeczności, — to chrześcijaństwo znalazło posłannictwo cesarzy: przypadek w osobach nie śmie mieć nic do
swe w tem, by położyć kres właśnie takiej organi­ czynienia w takich rzeczach, — p i e r w s z a zasada
zacyi, p o n i e w a ż w n i e j ż y c i e k w i t ł o . Tam wszelkiej wielkiej architektury. Lecz nie była dość
miano rozumowy wynik długich czasów eksperymentu silna przeciw n a j b a r d z i e j z e p s u t e m u rodza­
i niepewności na najszerszy zasiać pożytek i moż­ jowi zepsucia, przeciw c h r z e ś c i j a n o m . . . To ta­
liwie największe, najbogatsze, najzupełniejsze żniwo jemne robactwo, przypełzające wśród nocy, mgły
znieść do domu: tu przeciwnie w przeciągu nocy i dwuznaczności do wszystkich jednostek i wysysa­
z a t r u t o żniwo . . . To, co istniało aere perennius, jące z każdej jednostki powagę w sprawie rzeczy
imperium Romanum, było najwspanialszą z osiągnie- p r a w d z i w y c h , instynkt wogóle do r z e c z y
96 97

r e a l n y c h , ta tchórzliwa, niewieścia i cukrowo- był w tem tak pewny, że wszystkie wyobrażenia, któ-
slodka zgraja czyniła stopniowo »dusze« obcemi tej remi czarowały owe religie czandalów, włożył z bez-
niezmiernej budowie, — owe wartościowe, męsko - do­ litosnem pogwałceniem prawdy w usta »Zbawiciela«
stojne natury, które w sprawie Rzymu czuły swą swego wynalazku, i nie tylko w usta — że z r o b i ł
własną powagę, swą własną dumę. Potulne skrada­ z niego coś, co zrozumieć mógł także kapłan Mi-
nie się, tajemniczość konwentyklów, posępne wyobraże­ trasa... Oto czem była jego droga do Damaszku:
nia, jak piekło, jak ofiara z niewinnego, jak unio mystica pojął on, że p o t r z e b u j e wiary w nieśmiertelność,
w piciu krwi, przedewszystkiem powolne podniecanie by »świat« pozbawić wartości, że pojęcie »piekła«
ognia zemsty, zemsty czandali, — to stało się pa­ zapanuje jeszcze nad Rzymem, — że »zaświatem«
nem Rzymu, ten sam rodzaj religii, który zwalczał z a b i j e się ż y c i e . . . Nihilista i chrześcijanin: to
już Epikur w jego przedistnieniowej formie. Trzeba się z sobą godzi, i nie tylko godzi. . .
czytać Lukrecyusza, by pojąć, co zwalczał Epikur,
nie pogaństwo, lecz »chrześcijaństwo«, to znaczy ze­
psucie dusz pojęciem winy, kary i nieśmiertelności. —
Zwalczał p o d z i e m n e kulty, całe chrześcijaństwo 59.
w stanie utajonym, — przeczyć nieśmiertelności było Cała praca starożytnego świata n a p r ó ż n o :
wtedy już prawdziwem z b a w i e n i e m . — I Epikur nie mam słowa na wyrażenie swego uczucia wobec
byłby zwyciężył, każdy szanowny duch w państwie czegoś tak potwornego. I jeśli się pomyśli, że praca
rzymskiem był Epikurejczykiem: w t e d y z j a w i ł jego była pracą przygotowawczą, że z granitową
s i ę P a w e ł . . . Paweł, w ciało i geniusz zmie­ świadomością siebie położono właśnie dopiero pod­
niona nienawiść czandali do Rzymu, do świata, Żyd, waliny pod pracę tysiącoleci, to cały s e n s starożyt­
Żyd w i e c z n y par excellence . . . Odgadł on, w jaki nego świata jest próżny!... Po co Grecy? Po co
sposób można przy pomocy małego, sekciarskiego ruchu Rzymianie? — Wszystkie założenia uczonej kultury,
chrześcijańskiego na uboczu od Żydowszczyzny wznie­ wszystkie naukowe m e t o d y już istniały, usta­
cić »pożar świata«, w jaki sposób można z pomocą lono już wielką, nieporównaną sztukę dobrego czy­
symbolu »Boga na krzyżu« skupić w ogromną moc tania — to założenie tradycyi kultury, jedności wie­
wszystko u dołu leżące, wszystko tajemnie buntow­ dzy; wiedza przyrodnicza, w przymierzu z matema­
nicze, całe dziedzictwo anarchistycznych wichrzeń tyką i mechaniką, była na jak najlepszej drodze, —
w państwie. »Zbawienie idzie od Żydów«. — Chrześ­ z m y s ł f a k t ó w r z e c z y w i s t y c h , ostatni
cijaństwo jako formuła celem prześcignięcia i zsumo­ i najwartościowszy z wszech zmysłów, miał swoje
wania wszelkiego rodzaju kultów podziemnych, na szkoły, swoją liczącą już stulecia tradycyę! Rozu­
przykład Ozirisa, wielkiej Matki, Mitrasa: — na zro­ miecie to? Wszystko, co i s t o t n e , było znalezione,
zumieniu tego polega geniusz Pawła. Instynkt jego DZIEŁA NIETZSCHEGO T. VIII. 7
98 99

by móc zabrać się do pracy: — metody, trzeba to chlujne bractwo stanęło przez to u góry. Oszukanoby
rzec dziesięciokrotnie, są tem, co istotne, także tem, się grubo, przypuszczając jakikolwiek brak rozsądku
co najtrudniejsze, jako też tem, co najdłużej ma prze­ u tych przywódców ruchu chrześcijańskiego: — o, są
ciwko sobie nawyknienia i lenistwa. Cośmy sobie oni roztropni, roztropni aż do świętości, ci panowie Ojce
dziś, z niewysłownem samoprzezwyciężeniem — bo Kościoła! Czego im brak, to zgoła czegoś innego. Na­
wszyscy na jakiś sposób mamy w krwi złe instynkty, tura ich zaniedbała, — zapomniała wyposażyć ich
chrześcijańskie — zdobyli z powrotem, wolne spoj­ skromnie w szanowne, w przyzwoite, w s c h l u d n e
rzenie w obliczu rzeczywistości, ostrożna ręka, cier­ instynkty . . . Między nami mówiąc, nie są to nawet
pliwość i powaga w najmniejszej rzeczy, cała rze­ mężczyźni . . . Jeśli Islam pogardza chrześcijaństwem,
t e l n o ś ć poznania — to już istniało! już prze­ to ma tysiąckrotne do tego prawo: Islam ma męż­
szło przed dwoma tysiącami lat! A do tego dobry, de­ c z y z n jako założenie . . .
likatny takt i smak! Nie jako tresura mózgu! Nie
jako »niemieckie« wykształcenie z chamskiemi ma­
nierami! Lecz jako ciało, jako giest, jako instynkt, —
słowem jako rzeczywistość!... W s z y s t k o na- 60.
p r ó ż n o ! Nazajutrz już tylko wspomnieniem! — Chrześcijaństwo pozbawiło nas żniwa kultury
Grecy! Rzymianie! Dostojność instynktu, smak, me­ starożytnej, później znów pozbawiło nas żniwa kul­
todyczne badanie, geniusz organizacyi i zarządu, tury Islamu. Cudowny maurytański świat kulturalny
wiara, w o l a przyszłości ludzkiej, wielkie potwier­ w Hiszpanii, pokrewniejszy nam w gruncie, bardziej
dzenie wszech rzeczy, widzialne jako imperium Ro- przemawiający do zmysłu i smaku, niż Rzym i Grecya,
manum, widzialne dla wszech zmysłów, wielki styl został z d e p t a n y (— nie mówię jakiemi nogami),
już nie jeno sztuką, lecz rzeczywistością, prawdą, ży­ dlaczego? ponieważ powstanie swoje zawdzięczał do­
c i e m . . . I w ciągu nocy nie przez kataklizm przy­ stojnym, męskim instynktom, ponieważ potwierdzał
rody zasypane! Nie przez Germanów i inne ciężko- życie nawet jeszcze z rzadkiemi i wyrafinowanemi
nogi zdeptane! Lecz przez chytrego, tajnego, niewi­ kosztownościami życia maurytańskiego! . . . Krzy­
dzialnego, niedokrwistego wampira shańbione! Nie żowcy zwalczali później coś, przed czem w prochu
pokonane, — jeno wyssane! . . . Skryta żądza zem­ leżeć byłoby im bardziej przystało, — kulturę, wobec
sty, drobna zawiść z a p a n o w a ł a ! Wszystko żałoś­ której nawet nasz wiek dziewiętnasty mógłby wyda­
liwe, z powodu siebie cierpiące, nawiedzane Uchem i wać się sobie bardzo ubogim, bardzo »późnym«. —
uczuciami, cały ś w i a t g h e t t a duszy odrazu Oczywiście, chcieli oni brać łupy: Wschód był bogaty...
u g ó r y ! — — Trzeba czytać tylko jakiegokolwiek Bądźmy przecie otwarci! Wojny krzyżowe — wyższego
chrześcijańskiego agitatora, naprzykład świętego Augu­ rodzaju korsarstwo, nic więcej! Szlachta niemiecka,
styna, by pojąć, by n o s e m p o c z u ć , co za nie- w gruncie szlachta wikingowa, była zatem w swoim
7*
100
101
żywiole: Kościół wiedział zbyt dobrze, czem się po-
z y s k u j e szlachtę niemiecką. Szlachta niemiecka, j a ń s k i c h , z pomocą wszystkich środków, całego
zawsze »szwajcarowie« Kościoła, zawsze w służbie geniuszu podjętą próbą dopomożenia do zwycięstwa
lichych instynktów Kościoła, lecz dobrze płatni . . . p r z e c i w n y m wartościom, wartościom d o s t o j ­
Że też Kościół właśnie z pomocą niemieckich mieczy, n y m . . . Dotychczas istniała tylko ta wielka wojna,
nie było dotychczas żadnego bardziej rozstrzygają­
niemieckiej krwi i odwagi stoczył swą śmiertelną
cego postawienia kwestyi, niż Odrodzenie, — m o j e
wojnę przeciw wszystkiemu, co dostojne na ziemi!
zagadnienie jest ich zagadnieniem —: nie było też
W miejscu tem nasuwa się moc bolesnych pytań.
nigdy bardziej zasadniczej, prostszej, surowiej na ca­
Niemieckiej szlachty b r a k prawie w dziejach wyż­
łej linii rozwiniętej i w centrum przypuszczonej formy
szej kultury: zgadujecie powód . . . Chrześcijaństwo,
a t a k u ! Napaść w rozstrzygającem miejscu, w sie­
alkohol — dwa wielkie środki zepsucia . . . W istocie
dzibie samego chrześcijaństwa, d o s t o j n e wartości
rzeczy nie powinnoby być wyboru, wobec Islamu tu na tron wprowadzić, to jest wszczepić w instynkty,
i chrześcijaństwa, równie jak wobec Araba i Żyda. w najgłębsze potrzeby i pożądania tam właśnie sie­
Rozstrzygnięcie jest dane: nikomu nie jest dane do woli dzących . . . Widzę przed sobą m o ż l i w o ś ć o zgoła
tu jeszcze wybierać. Albo j e s t się czandalą, albo się nadziemskim czarze i barw uroku: — zda mi się, że
nim nie jest . . . »Wojna z Rzymem na noże! Pokój, jaśnieje ona w wszystkich dreszczach wyrafinowanej
przyjaźń z Islamem«: tak czuł, tak czynił wielki duch piękności, że jest w niej u dzieła sztuka tak boska,
wolny, geniusz wśród niemieckich cesarzy, Fryderyk tak dyabelsko boska, że przeszukuje się daremnie ty-
Drugi. Jakto? musiż Niemiec być wpierw geniuszem, siącolecia, by znaleźć drugą taką możliwość; widzę
wpierw duchem wolnym, by czuć p r z y z w o i c i e ? widowisko tak w myśl bogate, tak cudownie para­
Nie pojmuję, jak Niemiec mógł kiedykolwiek czuć po doksalne zarazem, że wszystkie bóstwa Olimpu mia­
chrześcijańsku . . . łyby były powód do nieśmiertelnego śmiechu — C e z a r
B o r g i a j a k o p a p i e ż . . . Rozumiecież mnie?.. .
Hejże, to byłoby zwycięstwo, którego dziś ja tylko
pożądam — : tem samem byłoby chrześcijaństwo
61. u p r z ą t n i ę t e ! — Cóż się stało? Niemiecki mnich,
Luter, przybył do Rzymu. Mnich ten, z wszystkimi
Rzecz konieczna dotknąć tu stokroć jeszcze w krwi żądnymi zemsty instynktami unieszczęśliwio-
Niemcowi boleśniejszego wspomnienia. Niemcy po­ nego kapłana oburzał się w Rzymie przeciw Odro­
zbawili Europę ostatniego wielkiego żniwa kultury, dzeniu . . . Miast z najgłębszą wdzięcznością zrozu­
jakie Europa zebrać mogła, — O d r o d z e n i a . Ro- mieć potworność, która się zdarzyła, przezwyciężenie
zumiecież wreszcie, chcecież rozumieć, c z e m było chrześcijaństwa w jego s i e d z i b i e , — umiała tylko
Odrodzenie? P r z e m i a n ą w a r t o ś c i c h r z e ś c i - nienawiść jego z tego widowiska ciągnąć pokarm dla
102 103
siebie. Człowiek religijny myśli tylko o sobie. — Lu­ ciolowi chrześcijańskiemu najstraszliwsze ze wszyst­
ter widział z e p s u c i e papiestwa, podczas gdy właś­ kich oskarżeń, jakie kiedykolwiek oskarżyciel jaki
nie przeciwieństwa dotknąć można było rękoma: stare miał na ustach. Jest mi on największem zepsuciem,
zepsucie, peccatum originale, chrześcijaństwo już n i e jakie pomyśleć sobie można, wola jego dążyła do
siedziało na stolcu papieskim! Lecz życie! Lecz ostatecznego, jakie tylko być może, zepsucia. Koś­
tryumf życia! Lecz wielkie Tak mówione wysokim, ciół chrześcijański nie pozostawił żadnej rzeczy nie­
pięknym, zuchwałym rzeczom!... I Luter p r z y ­ tkniętej swem zepsuciem, uczynił z każdej wartości
w r ó c i ł z n o w u K o ś c i ó ł : napadał nań. . . Odro­ bezwartość, z każdej prawdy kłamstwo, z każdej rze­
dzenie — zdarzenie bez sensu, wielkie n a p r ó ż n o ! — telności nikczemność duchową. Ważcież mi się jeszcze
Ach, ci Niemcy, ileż nas oni już kosztowali! Na­ mówić o jego » humanitarnych« błogosławieństwach!
próżno — to zawsze było d z i e ł o Niemców. — Re- U s u n i ę c i e jakiejś niedoli sprzeciwiało się jego
formacya, Leibniz, Kant i tak zwana filozofia nie­ najgłębszemu pożytkowi, żył niedolami, s t w a r z a ł
miecka; wojny o »wolność«; państwo — każdym ra­ niedole, by s i e b i e uwiecznić . . . Robak grzechu na-
zem jedno napróżno względem czegoś, co już istniało, przykład: dopieroż tą niedolą zbogacił Kościół ludz­
co już n i e p o w e t o w a n e . . . To są moi wrogo­ kość! — »Równość dusz przed Bogiem«, ten fałsz,
wie, wyznaję, ci Niemcy: pogardzam w nich wszel­ ten p r e t e k s t do rancune wszystkich podle myślą­
kim rodzajem niechlujstwa w pojęciach i wartościach, cych, ten pojęciowy materyał rozsadzający, który stał
t c h ó r z o s t w a przed każdem rzetelnem Tak i Nie. się wkońcu Rewolucyą, ideą nowoczesną i zasadą
Prawie od tysiąca lat skłaczali i plątali wszystko, upadku całego porządku społecznego, — jest c h r z e ś ­
czego swymi dotknęli palcami, mają na sumieniu c i j a ń s k i m dynamitem . . . »Humanitarne« bło­
wszystkie połowiczności — trzy-ósmości! — na które gosławieństwa Kościoła! Wyhodować z humanitas
Europa jest chora, — mają też na sumieniu najnie- sprzeczność z sobą, sztukę samogwałtu, wolę kłam­
chlujniejszy rodzaj chrześcijaństwa jaki istnieje, naj­ stwa za wszelką cenę, odrazę, pogardę dla wszyst­
bardziej nieuleczalny, najbardziej nie do zbicia, prote­ kich dobrych i rzetelnych instynktów! Toż to mi
stantyzm . . . Jeśli się nie uporamy z chrześcijaństwem, błogosławieństwa chrześcijaństwa! — Pasorzytnictwo
N i e m c y będą temu winni . . . jako j e d y n a praktyka Kościoła; blednica i »świę­
tość« jego ideałów, wypijająca wszelką krew, wszelką
miłość, wszelką nadzieję w życie; zaświat jako wola
zaprzeczenia wszelkiej rzeczywistości; krzyż jako znak
poznawczy dla najpodziemniejszego sprzysiężenia, ja­
62.
kie kiedykolwiek istniało, — przeciw zdrowiu, pięk­
— Oto jestem u końca i wygłaszam swój wyrok. ności, pomyślnemu udaniu się, waleczności, duchowi,
P o t ę p i a m chrześcijaństwo, podnoszę przeciw Koś- d o b r o c i duszy, p r z e c i w k o s a m e m u życiu . . .
104

To wieczyste oskarżenie chrześcijaństwa wypi­


sać chcę na wszystkich ścianach, gdzie tylko ściany
istnieją, — mam litery, które i ślepych widzącymi
uczynią . . . Zwę chrześcijaństwo jednem wielkiem
przekleństwem, jednem wielkiem najwnętrzniejszem
zepsuciem, jednym wielkim instynktem zemsty, dla
którego żaden środek nie jest dość jadowity, tajny,
podziemny, m a ł y , — zwę je jedną nieśmiertelną
ROZKŁAD I ZARYSY
hańbiącą plamą na ludzkości...
I LIczy się c z a s od dies nefastus, w którym
zaczęła się ta fatalność, — od p i e r w s z e g o dnia DO KSIĘGI TRZECIEJ PRZEMIANY
chrześcijaństwa! — Czemuż r a c z e j n i e od j e g o
o s t a t n i e g o ? — od d z i ś ! — Przemiana wszyst­ WSZYSTKICH WARTOŚCI.
kich wartości! . . .
I.
Immoralista.

A. Psychologia dobrego: décadent; — czyli zwie­


rzę stadne.
B. Bezwzględna jego szkodliwość: forma paso-
rzytnictwa kosztem prawdy i przyszłości.
C. Machiawelizm dobrych: ich walka o moc,
ich środki uwodzenia, ich roztropność w u l e g ł o ś c i
(n. p. kapłanowi, możnemu).
D. »Kobieta« w dobrym. — »Dobroć« jako naj­
subtelniejsza roztropność niewolnicza, rozdająca wszę­
dzie względy i przeto o d b i e r a j ą c a .
E. Fizyologia d o b r y c h . — Na jakim punkcie
występuje d o b r o ć — w rodzinach, w ludach (rów­
nocześnie, gdy występują n e w r o z y ) .
T y p p r z e c i w n y : prawdziwa dobroć, dostoj­
ność, wielkość duszy, owa z b o g a c t w a —, owa
z — ; która nie daje, by brać, — która się nie chce
p o d n o s i ć tem, że jest dobrotliwa, — t r w o n i e n i e
jako typ prawdziwej dobroci, bogactwo o s o b y jako
założenie.
1o8
109

2. by nie musieć być wrogim, — i nie musieć brać czy­


jejś strony. —
S ł a b o ś ć z w i e r z ę c i a s t a d n e g o wytwarza 6) S ł a b o ś ć zdradzającą się w c h ę c i niewi­
całkiem podobną moralność, jak słabość décadent: ro­ dzenia, wszędzie, gdzie może byłby konieczny opór
zumieją się, s p r z y m i e r z a j ą się (— wielkie religie »humanitarność«). —
décadence liczą zawsze na poparcie stada). W istocie 7) Uwodzą go wszyscy wielcy décadents: » krzyż«,
swej brak w zwierzęciu stadnem wszelkiej chorobli- »miłość«, »święty«, »czystość«, — w gruncie same
wości, jest ono nawet bezcenne; lecz niezdolne kie­ niebezpieczne dla życia pojęcia i osoby.
rować sobą, potrzebuje »pasterza«, — to rozumieją 8) W y s t ę p n o ś ć intelektualna: — nienawiść do
kapłani . . . Państwo nie jest dość poufale, nie dość prawdy, bo nie przynosi z sobą »pięknych uczuć«, —
swojskie: wymyka mu się »kierownictwo sumienia«. nienawiść do prawdziwych —
W czem zwierzę stadne chorem się staje przez ka­
płana ? —

4.
Instynkt s a m o z a c h o w a w c z y dobrego,
3. który składa sobie w ofierze przyszłość ludzkości:
w gruncie opiera się on już p o l i t y c e , — wogóle
I n s t y n k t décadence w d o b r y m : wszelkiej d a l s z e j perspektywie, — wszelkiemu szu­
1) G n u ś n o ś ć : nie chce on się już zmieniać, kaniu, kuszeniu przygód, niezadowoleniu. Z a p r z e ­
ni się już uczyć, siedzi jako »piękna dusza« w so- c z a celów, zadań, przy których on najpierw nie
bie samym . . . wchodzi w rachubę. Jest b e z c z e l n y i n i e ­
2) N i e z d o l n o ś ć do o p o r u : n. p. w lito­ skromny, jako typ »najwyższy« i chce o wszystkiem
ści—ustępuje (»pobłaźliwy«, »tolerancyjny«, rozumie nie tylko głos zabierać, lecz w y r o k o w a ć . Czuje się
wszystko; »pokój a ludziom przypodobanie się« . . .) wyższy nad tych, którzy mają »słabości«: »słabości«
3) K i e r u j e nim wszystko, co cierpiące i zmar­ te są s i ł a m i i n s t y n k t u , do czego też przynależy
niałe — jest on instynktownie sprzysiężeniem prze­ odwaga, by się ich nie wstydzić.
ciw silnym. Dobry jako p a s o r z y t . Żyje k o s z t e m życia:
4) Potrzebuje wielkich n a r k o t y k ó w , — jak jako kłamliwy przeczyciel rzeczywistości, jako prze­
»ideał«, »wielki mąż», »bohater«, — m a r z y . . . ciwnik wielkich instynktownych bodźców życia, jako
5) S ł a b o ś ć , objawiająca się w trwodze przed epikurejczyk w małem szczęściu, który uchyla wielką
afektami, silną wolą, przed tak i nie: jest on m i ł y , formę życia jako n i e m o r a l n ą .
110 111
Ponieważ nie przykłada społem ręki i staje się mocna r ę k a « — to w y s t a r c z a ; — powaga, ku
ustawicznie winnym błędów i omyłek, więc mąci w y ż s z y m rzeczom zwrócona, — rzeczy nizkiej
wszelkie życie rzeczywiste i zatruwa je wogóle swem sfery, jak ciało i swój dobrobyt, nie należy brać za
roszczeniem, że przedstawia coś w y ż s z e g o . W za­ poważnie; — obowiązek: ma się pełnić swą powin­
rozumiałości ze swej wyższości, nie u c z y się, nie ność, — wszystko ponadto trzeba pozostawić Bogu. —
zmienia się, tylko bierze s w o j ą s t r o n ę , nawet gdy P y t a m z u p e ł n i e p o w a ż n i e : czyżem tu nie
jak największe wywołał nieszczęście. o p i s a ł d o b r e g o człowieka? Czyż się nie mniema,
że to jest ż y c z e n i a g o d n y człowiek? Nie chcia-
łożby się być takim? Pragnąż ludzie innemi mieć swe
5. dzieci? — Ecco! A ten rodzaj człowieka jest n a j -
s z k o d l i w s z y m rodzajem człowieka.
A. Wynajduje on postępki, których niema:
nieegoistyczne, święte; II. Przypatrzmy się, jak dobrzy czynią z siebie
1) m e t a f i z y k ę , 2) p s y c h o l o g i ę , 3) p o l i t y k ę ,
Władze, k t ó r y c h n i e m a : »duszę«, »ducha«,
4) s p o s ó b ż y c i a i w y c h o w a n i a , 5) metodę
» wolną wolę«;
prawdy.
Istoty, k t ó r y c h n i e m a : »świętych«, »Boga«,
»aniołów«;
Porządek w zdarzeniach, k t ó r e g o n i e m a :
m o r a l n y porządek świata, z nagrodą i karą (znisz­
czenie naturalnej przyczynowości). 7.
B. Zmyśleniami temi p o z b a w i a w a r t o ś c i
P r z y c z y n o w o ś ć d z i a ł a n i a . — C e l fał­
1) jedyne czynności, egoistyczne;
szywie zaznaczony: szczęście a) własne (»egoistyczne«),
2) ciało; b) cudze (»nieegoistyczne«). Najgłębszy brak opamię­
3) rzeczywiście w a r t o ś c i o w y rodzaj czło­ tania u Schopenhauera, który dodaje nawet jeszcze
wieka, prawdziwie wartościowe bodźce; c) cudze c i e r p i e n i e , d) własne c i e r p i e n i e ,
4) cały rozum w zdarzeniach, — przeszkadza które naturalnie są tylko szczegółowym wykazem po­
uczeniu się z nich, spostrzeganiu, wiedzy, p o s t ę ­ jęcia : »szczęście własne« (a).
p o w i życia przez wiedzę . . . Jeżeli szczęście jest celem działania, to n i e z a -
s p o k o j e n i e musi poprzedzać działanie: pesymi­
styczne fałszerstwo stanu rzeczy; n i e p r z y j e m ­
6. n o ś ć jako pobudka działania.
I. Brak nieufności; — pobożność; — zdanie się Nieprzyjemność i przyjemność pobudkami; w o l a
na wolę bożą (»bogobojność«); — »dobre serce«, »po- jako powód działania. — Pod warunkiem: że całe
112 113
przeddzieje leżą w sferze ś w i a d o m o ś c i , — że nym instynktom i wybiera ze swoją szkodą, są zna
właściwa przyczynowość jest d u c h o w a , — że »du- kami décadcnce (o mnóstwie najsławniejszych tak zwa­
sza« wie, czego chce, i że wartość aktu woli uwa- nych »świętych«, świadczy właśnie ich brak »egoizmu«
r u n k o w a n a jest jej wiedzą, — że dusza jest »wolna« dowodnie, że są to decadenłs —).
w woli i przeto — — Postępki miłości, » heroizmu« są tak nie »bezoso-
M o j a teorya: Przyjemność, nieprzyjemność, biste«, że są wprost d o w o d e m bardzo silnego i bo­
»wola«, »cel« zgoła tylko zjawiska towarzyszące, — gatego ja: możność oddania nie jest pozostawiona
nigdy p r z y c z y n o w e . W s z e l k a tak zwana du­ »ubogim« do w o l i . . . tak samo wielka zuchwa­
chowa przyczynowość jest fikcyą. łość i uciecha z przygód, właściwa »heroizmowi«. Nie
ofiarowanie s i e b i e jako c e l , lecz dopinanie celów,
o których skutki jest się z junactwa i zaufania do
siebie beztroskim, o b o j ę t n y m . . .
8.

Fałszywą konsekwencya wiary w »ego«: — czło­


wiek dąży do s z c z ę ś c i a . Lecz w tym sensie niema 10.
żadnej jedności, która »dąży«; a do czego wszystkie Psychologia tak zwanych nieegoistycznych po­
jedności dążą, to zgoła nie s z c z ę ś c i e , — szczęście stępków : — na prawdę regulowane są one wedle in­
jest zjawiskiem towarzyszącem w y z w o l e n i u i c h stynktu samozachowawczego.
s i ł y . Co prze do działania, to nie potrzeba, lecz Odwrotny wypadek zachodzi przy tak zwanych
p e ł n i a , która za podnietą się wyładowywa. Nie postępkach e g o i s t y c z n y c h : tu brak właśnie kie­
»nieprzyjemność« jest założeniem czynności: owo na­ rującego instynktu, — głębokiej świadomości pożytku
pięcie jest wielką p o d n i e t ą . . . To przeciw pesy­ i szkody.
m i s t y c z n e j teoryi, jakoby wszelkie działanie zmie­ Wszelka siła, zdrowie, żywotność świadczy
rzało do chęci pozbycia się n i e z a s p o k o j e n i a , o wzmożonem napięciu w kierunku rozkazującego in­
jakoby przyjemność sama w sobie była celem jakie­ stynktu samości. Wszelkie rozluźnienie jest décadence.
gokolwiek działania. . .

Immoralista.
9.
Wedle p o c h o d z e n i a jest moralność: sumą
»Bezinteresownych« postępków niema wcale. Po­ warunków utrzymania się p r z y ż y c i u
stępki, w których jednostka sprzeniewierza się włas- DZIEŁA NIETZSCHEGO T. VIII. 8
114

biednego, na pól lub zgoła nieudanego rodzaju czło­


wieka. Może on być »wielką liczbą«: stąd jego nie
bezpieczeństwo.
Wedle u ż y t k u jest ona głównym środkiem
kapłańskiego pasorzytnictwa w walce z s i l n y m i , PRZYPISEK.

p o t w i e r d z a j ą c y m i ż y c i e — kapłani pozyskują
W r. 1884 powziął Nietzsche myśl ujęcia wszystkich swych po­
»wielką liczbę« (nizkich, cierpiących we w s z y s t k i c h glądów w jeden całokształt. Jednakie dopiero w lecie r. 1886 przystępuje
stanach — unieszczęśliwionych wszelkiego rodzaju — ) . do dzieła, którego osią myślową miała być Wola Mocy. Na okładce wy­
Rodzaj p o w s z e c h n e g o buntu przeciw m a ł e j danej wówczas książki »Poza dobrem i złem« zapowiada autor; »Wola
l i c z b i e d o b r z e u d a n y c h . . . (Krytyka »popra- mocy, próba przemiany wszystkich wartości«. Lecz po dwuch latach
zarzuca plan tego na cztery tomy obliczonego dzieła, zachowując do
wicieli« — ) . nowej pracy tylko treść tomu drugiego i nieco z czwartego. Ze zmianą
Wedle swych s k u t k ó w fałszerstwem i zepsu­ planu znika tytuł: »Wola mocy«, ustępując miejsca podtytułowi: » Prze­
ciem nawet owych w a r s t w w y b r a n y c h : które miana wszystkich wartości«. Z »Woli mocy« powstało dzieło odrębne.
w końcu, by siebie z n i e ś ć tylko, nie śmieją na żad­
Ostatni plan. Jesień 1888.
nym punkcie być względem siebie prawdziwi —:
Przemiana wszystkich wartości.
zupełne z e p s u c i e p s y c h o l o g i c z n e , z tem co
z niego wynika. . . (— krytyka » d o b r y c h « — ) . Księga p i e r w s z a :
Antychryst. Próba krytyki chrześcijaństwa.
Księga d r u g a :
Duch wolny. Krytyka filozofii jako ruchu nihilistycznego.
Księga trzecia:
Immoralista. Krytyka najfatalniejszego rodzaju niewiedzy,
moralności.
Księga c z w a r t a :
Dyonizos Filozofia wiecznego powrotu.

Dzieło urwało sie na księdze pierwszej. Wskutek przepracowania


uległ Nietzsche w pierwszych dniach r. 1889 bezwładowi duchowemu,
nie dźwignąwszy się już z niego do śmierci, która nastąpiła 25 sierpnia
1900. Do »Antychrysta« dołączono tylko zarys księgi trzeciej p. n.
»Immoralista«. (Tłumacz).
POLSKIEJ EDYCYI D Z I E Ł FRYDERYKA Tom VIII — P R Z E M I A N A W S Z Y S T K I C H Rb. k.
WARTOŚCI
N I E T Z S C H E G O W WYD. C A Ł K O W I T E M przełożył LEOPOLD STAFF

(BEZ SKRÓCEŃ) wydanie ozdobne 1.—


» » w oprawie 1.50

W Y D A N I E CAŁKOWITE (BEZ SKRÓCEŃ)

W Y D A N I E CAŁKOWITE (BEZ SKRÓCEŃ)


wyszły i są do nabycia we wszystkich księ­ » w y t w o r n e w 15 n u m e r o w a n y c h e g z e m p l a r z a c h 1.50

garniach (każdy tom sprzedaje się oddzielnie) Tom IX — N A R O D Z I N Y T R A G E D Y I


przełożył L E O P O L D S T A F F
Rb. k. wydanie ozdobne 1.60
» » w oprawie 2.10
Tom I — TAKO RZECZE ZARATUSTRA
» w y t w o r n e w 15 numerowanych egzemplarzach 4.—
Cztery części. Przełożył WACŁAW BERENT
Tom X — LUDZKIE, ARCYLUDZKIE
wydanie ozdobne z portretem Nietzschego — akwafortą
Część pierwsza. Przełożył K O N R A D D R Z E W I E C K I
oryginalną Fr. Siedleckiego 3.—
wydanie ozdobne 2.50
wydanie ozdobne w oprawie 3.50
» » w oprawie 3.—
» w y t w o r n e w 25 n u m e r o w a n y c h e g z e m p l a r z a c h 7.50
» w y t w o r n e w 15 n u m e r o w a n y c h egzemplarzach 6.—
S K R Ó C E Ń )

W Y D A N I E
wydanie zwykłe t a n i e 1.60
Tom XI — WĘDROWIEC I JEGO CIEŃ
Tom II - POZA DOBREM I Z Ł E M LUDZKIE, ARCYLUDZKIE. Część druga.
przełożył STANISŁAW WYRZYKOWSKI Przełożył K O N R A D D R Z E W I E C K I
wydanie ozdobne 2.— wydanie ozdobne 2.50
» » w oprawie ..... 2.50 » » w oprawie 3.—
» wytworne w 1o numerowanych egzemplarzach 5.— » w y t w o r n e w 15 n u m e r o w a n y c h egzemplarzach 6.—

Tom III — Z G E N E A L O G I I M O R A L N O Ś C I Tom XII - WOLA MOCY


Przeł. S T E F A N F R Y C Z 1 K O N R A D D R Z E W I E C K I
przełożył LEOPOLD STAFF
(BEZ

C A Ł K O W I T E
wydanie ozdobne 3.—
wydanie ozdobne 2.— » » w oprawie 3.50
» » w oprawie 2.50 » w y t w o r n e w 15 n u m e r o w a n y c h egzemplarzach 7.—
» w y t w o r n e w 10 n u m e r o w a n y c h egzemplarzach 5.—
Suplement— E C C E H O M O (Autobiografia)
C A Ł K O W I T E

Tom IV — DYTYRAMBY DYONIZYJSKIE Przełożył L E O P O L D S T A F F


przełożył STANISŁAW WYRZYKOWSKI wydanie ozdobne 1.50
» » w oprawie 2.—
wydanie ozdobne —.60
» » w oprawie 1.35 » wytworne na czerpanym papierze.... 4.—
» w y t w o r n e w 10 n u m e r o w a n y c h e g z e m p l a r z a c h 1.10
DO NABYCIA WE WSZYSTKICH KSIĘGARNIACH.
Tom V - ZMIERZCH BOŻYSZCZ
(BEZ

przełożył STANISŁAW WYRZYKOWSKI


WACŁAW BERENT
wydanie ozdobne 1.20
» » w oprawie 1.70
Ź R Ó D Ł A I UJŚCIA NIETZSCHEA-
NIZMU —.80
W Y D A N I E

S K R Ó C E Ń )

» w y t w o r n e w 15 n u m e r o w a n y c h e g z e m p l a r z a c h 2.75

Tom VI - WIEDZA RADOSNA Portret F R Y D E R Y K A N I E T Z S C H E G O , akwaforta


przełożył LEOPOLD STAFF oryginalna, Franciszka Siedleckiego, na
wydanie ozdobne 2.50 papierze g r u b y m 1.—
» » w oprawie 3.—
na papierze japońskim 3.—
» wytworne w 15 numerowanych egzemplarzach 6.—

Tom VII — J U T R Z E N K A WARSZAWA 1911. - N A K Ł A D JAKÓBA MORTKO-


przełożył STANISŁAW WYRZYKOWSKI WICZA. — SKŁADY G Ł Ó W N E : W KSIĘGARNI
wydanie ozdobne 2.50
» » w oprawie .... 3.— G. C E N T N E R S Z W E R A I S P Ó Ł K I W W A R S Z A W I E
» w y t w o r n e w 15 numerowanych egzemplarzach 6.— ORAZ H. A L T E N B E R G A WE LWOWIE.

You might also like