Professional Documents
Culture Documents
Rozdział 12
Drogi socjologii
122
Zygmunt Bauman – Socjologia - Rozdział 12 - Drogi socjologii
elementami danej sytuacji, wtedy i ona znajdzie się w pełni pod naszą kontrolą, tak że
podporządkujemy ją naszym celom, albo przynajmniej lepiej do nich dostosujemy. Taki jest
w końcu zasadniczy cel wiedzy naukowej. Cenimy ją tak wysoko, albowiem wierzymy, że
mądrość, której nam dostarcza, pozwala przewidywać przyszłe zachowania rzeczy, z kolei zaś
zdolność przewidywania biegu wydarzeń (a więc i konsekwencji naszych poczynań)
umożliwi nam działania wolne i racjonalne, to znaczy takie, które gwarantują osiągnięcie
zamierzonych rezultatów.
Drugi zespół oczekiwań ściśle wiąże się z pierwszym, niemniej to dopiero on ujawnia
ideę instrumentalnej użyteczności, do której tamten odwołuje się niejawnie. Kontrola nad
sytuacją musi oznaczać, że w ten czy w inny sposób nakłaniamy, czy zmuszamy
występujących w niej ludzi do zachowań, które pozwalają nam uzyskać to, czego chcemy. Z
zasady więc panowanie nad sytuacją to także panowanie nad ludźmi (w takiej formule bardzo
często zamyka się receptę na życie: „zdobywać przyjaciół i mieć wpływ na resztę"). Owo
pragnienie oddziaływania na innych staje się jawne w drugim typie oczekiwań żywionych
wobec socjologii. Jej usługi wspierać mają wysiłki, które zaprowadzać chcą ład i usuwać
chaos, a które, jak o tym mówiliśmy w poprzednim rozdziale, stanowią cechę
charakterystyczną czasów współczesnych. Dzięki odsłonięciu wewnętrznego mechanizmu
ludzkich działań socjologia dostarczać ma użytecznych praktycznie wskazań, jak sprawiać, by
ludzie albo zachowywali się w pożądany przez nas sposób, albo powstrzymywali się od
czynów dla nas niepożądanych. Właściciele fabryk mogą się przeto zwrócić do socjologów z
pytaniem, jak zapobiegać strajkom, dowódcy armii okupującej cudze terytoria — jak
zwalczać partyzantkę miejską, policjanci —jak rozpraszać zbiegowiska i zapobiegać
rozruchom, kierownicy firm handlowych — jak najlepiej zachęcić ludzi do kupowania
oferowanych produktów, przedstawiciele agencji reklamowej — jak zaskarbić największą
popularność politykowi, który ich wynajął, sami politycy — jakimi metodami zapewnić
poszanowanie prawa i porządku, najlepiej dobrowolnie, ale także i wtedy, gdy ludzie robią to
sobie na przekór.
Przy takim postawieniu problemów, od socjologów oczekuje się, że doradzą, w jaki
sposób ograniczyć wolność pewnych ludzi tak, aby zakres ich wyborów był ograniczony, a
zachowania przewidywalne. Wiedza, której się oczekuje, pomóc ma w przekształceniu owych
ludzi z podmiotów własnych działań w przedmioty cudzych poczynań; uczynieniu z nich
swego rodzaju kuł bilardowych, które wprawny gracz może skierować w wybranym kierunku
za sprawą odpowiednio wyliczonych uderzeń. Im bardziej ludzkie zachowania przypominać
będą ruch bil, tym bliższe oczekiwań będą usługi socjologii. Nawet jeśli nie można ludzi
pozbawić swobody wyborów i decyzji, to przecież powinno być możliwe takie kształtowanie
zewnętrznych sytuacji aby zachowania niezgodne z oczekiwaniami manipulatorów gra
nieżyty z niepodobieństwem.
Podobne oczekiwania wobec socjologii sprowadzają się ostatecznie do wymogu jej
naukowości, to znaczy dostosowania procedur i efektów do wzorca z dawna istniejących
dziedzin, które poważamy z racji dowiedzionej praktycznej użyteczności. Socjologia winna
dostarczać recept równie ścisłych, użytecznych i efektywnych, jak czynią to fizyka czy
chemia. Od samego początku te i podobne im nauki nastawione są na zdobywanie wiedzy
jasno określonego rodzaju: takiej, która ostatecznie doprowadzi do całkowitego zapanowania
nad przedmiotami badań. Przedmiotom tym, określonym jako „natura" czy „przyroda",
odmówiono własnej woli i własnych celów, tak by bez żadnych skrupułów można je było
podporządkować chęciom i zamiarom ludzkich istot, które pragną wykorzystać je do
zaspokojenia swych potrzeb. Język nauk przyrodniczych został więc starannie oczyszczony ze
wszelkich terminów, które odsyłałyby do celów czy samodzielnej wartości opisywanych
przedmiotów. W ten sposób narodził się język „obiektywny", obiekty przedstawiający jako
byty, na które się oddziaływa, nie zaś te, które są źródłem samodzielnych zachowań; język
123
Zygmunt Bauman – Socjologia - Rozdział 12 - Drogi socjologii
mówiący o nich jako wydanych na działanie zewnętrznych sił, o których powiada się, że są
„ślepe", gdyż nie wiąże się z nimi żadnych określonych celów czy intencji. Tak ujęty świat
natury stawał się terenem „do wzięcia", obszarem ulegle rozpościerającym się dla celowych
działań, które uczynią z niego wygodną siedzibę człowieka. Obiektywność tak pojętej nauki
wyraziła się w jej sprawozdaniach, których beznamiętny, techniczny język podkreślał
niemożliwą do pokonania przepaść pomiędzy ludzkimi nośnikami celów i wartości a naturą,
która formowana być miała i przekształcana w zgodzie z owymi celami. Za swój naczelny cel
nauka uznała wsparcie „ludzkiego panowania nad przyrodą".
Z taką intencją zgłębiano tajemnice świata. Badano naturę, aby ludzcy rzemieślnicy
wiedzieli, jak nadać jej pożądany kształt. (Można tu przywołać obraz rzeźbiarzy, którzy bloki
marmuru przemienić chcą w ludzkie postacie, ale dla zrealizowania tego zamiaru muszą
wcześniej poznać tajemnice kamienia. Jeśli nie chce się doprowadzić do pęknięcia marmuru,
można odłupywać jego kawałki tylko pod określonymi kątami i w określonych kierunkach.
Aby więc nadać kamiennym blokom zamierzone kształty — podporządkować je pewnemu
planowi — rzeźbiarze muszą wyuczyć się owych kątów i kierunków. Dzięki tej wiedzy
podporządkują martwe kamienie swojej woli i ukształtują je zgodnie ze swoją wizją harmonii
i piękna.) Na tej zasadzie powstała wiedza naukowa: celem naukowych wyjaśnień miało być
przewidywanie, jakie będą konsekwencje takich czy innych zdarzeń, co x kolei umożliwiać
miało działanie, to znaczy podporządkowywanie nowo zdobywanego i uległego fragmentu
rzeczywistości projektowi, który dopasuje go do wybranego celu. Z tego punktu widzenia
treścią rzeczywistości jest opór, jaki ona stawia celowej ludzkiej aktywności, zadanie zaś
nauki polega na wynajdywaniu sposobów na przełamanie owego oporu. Podporządkowanie
sobie przyrody oznaczać miało wyzwolenie ludzkości od naturalnych ograniczeń, a zatem
pomnożenie naszej zespołowej wolności.
Uznano, że godna swego miana jest wiedza, która potrafi się dostosować do owego
wzorca naukowości, dlatego też na publiczne uznanie, godne miejsce w akademickim świecie
oraz dostęp do zasobów liczyć mogły tylko takie dziedziny badań, które potrafiły wykazać, że
wzorem nauk przyrodniczych potrafią dostarczać równie użytecznych i praktycznych
instrukcji, jak lepiej przystosowywać świat do ludzkich celów. Nacisk na sprostanie wzorcom
nauk przyrodniczych był potężny i nie do odparcia. Nawet jeśli w głowach twórców
socjologii ani na chwilę nie zagościła wizja architektów czy projektantów ładu społecznego,
nawet jeśli pragnęli jedynie lepiej poznać kondycję ludzką, niepodobna, by milcząco lub
jawnie nie uznali panującego modelu „rzetelnej wiedzy" i wzorca wszelkiej mądrości. Musieli
przeto wykazać, że dla badań, które swoim przedmiotem czynią ludzkie życie i poczynania,
stworzyć można metody równie ścisłe i tak obiektywne jak w naukach przyrodniczych,
oczekując rezultatów podobnie ścisłych i obiektywnych jak w ich przypadku. Pionierom
socjologii przyszło zatem udowadniać, że potrafi ona wspiąć się na poziom nauki, a dzięki
temu na równych zasadach może być dopuszczona między swoje starsze i zadomowione już
w akademickim świecie siostry.
To wiele tłumaczy, jeśli chodzi o problemy i pytania, jakimi zajęła się socjologia, gdy
pojawiła się w krainie akademickiego nauczania i akademickich poszukiwań. Nad wszystkim
zaciążyła potrzeba nadania socjologii „naukowego" kształtu, a istotnym motywem dyskusji
było wykazanie, że słusznie jej się należy miejsce w wielkim świecie nauki. Rozkwitająca
socjologia akademicka na trzy sposoby usiłowała sprostać tym wyzwaniom, a wszystkie trzy
wpłynęły na postać socjologii dojrzałej.
Dobrą ilustracją pierwszej strategii jest koncepcja Emile'a Durkheima, założyciela
socjologii akademickiej, który był przekonany, iż istnieje jeden tylko wzorzec nauki,
obowiązujący wszystkie dziedziny wiedzy aspirujące do miana „naukowych".
Najistotniejszym elementem tego wzorca był obiektywizm, to znaczy potraktowanie obiektu
badania jako ściśle zewnętrznego wobec badacza, który może go obserwować i opisywać w
124
Zygmunt Bauman – Socjologia - Rozdział 12 - Drogi socjologii
języku neutralnym i beznamiętnym. Ponieważ wszystkie nauki postępują w ten sposób, więc
poszczególne dyscypliny różnią się między sobą obszarem rzeczywistości, który poddają
bezstronnej eksploracji. Świat, by tak rzec, dzieli się na działki, z których każda badana jest
przez oddzielną gałąź nauki. Funkcjonariusze każdej z nich są do siebie podobni:
rozporządzają podobnymi umiejętnościami i oddają się działaniom, które podlegają tym
samym regułom i kodeksom postępowania. Także i rzeczywistość poddana ich studiom jest
co do istoty taka sama, a składają się na nią „rzeczy zewnętrzne", ulegle czekające na
obserwację, opis i wyjaśnienie. Granice między dyscyplinami naukowymi pokrywają się z
granicami dziedzin rzeczywistości. Każda z gałęzi nauki ma pod opieką swój fragment
rzeczywistości, swój własny zespół obiektów.
Skoro tak postępują nauki, to socjologia, aby zająć miejsce między nimi, musi znaleźć
sobie pole badawcze, którym nikt się dotąd nie zainteresował. Niczym zamorski podróżnik
musi odkryć kontynent, nad którym nikt jeszcze nie objął władzy, tak aby bez niczyich
sprzeciwów wytyczyć mogła sferę swojego własnego prawodawstwa i własnej kompetencji.
Krótko mówiąc, socjologia tylko wtedy będzie mogła wystąpić jako oddzielna i samorządna
dyscyplina naukowa, kiedy uda się jej znaleźć zaniedbany dotąd przez spojrzenia naukowców
zespół obiektów.
Durkheim wysunął tezę, że fakty specyficznie społeczne — kolektywne zjawiska, które
nie należą do nikogo, jak wspólnie żywione przeświadczenia czy grupowe wzorce zachowań
— można uznać za takie obiekty i badać je z beznamiętnym obiektywizmem. Zjawiska takie
istotnie ukazują się pojedynczym ludziom jak cała reszta „zewnętrznej" rzeczywistości:
trwają i narzucają się niezależnie od naszych chęci i woli. Istnieją niezależnie od naszej o nich
wiedzy bądź niewiedzy, bardzo pod tym względem podobne do krzesła czy stołu, które stoją
na właściwych miejscach w moim pokoju, czy na nie patrzę, czy też nie. Co więcej, owe
„rzeczy społeczne" ignorować mogę tylko ze szkodą dla siebie, a gdybym zechciał
postępować tak, jak gdyby ich w ogóle nie było, zostanę srogo ukarany. (Jeśli ignorując
prawo grawitacji, będę chciał wyjść przez okno, a nie przez drzwi, karą będzie okaleczenie:
złamanie nogi czy ręki. Jeśli zignoruję normę społeczną — na przykład, prawny i moralny
zakaz kradzieży — karą będzie więzienie i wzgarda ze strony znajomych.) W istocie fakt. że
istnieją normy społeczne, nie jest wcale przyjemna: poucza mnie o nich kara, którą ponoszę,
ilekroć nieświadomie je naruszę.
Można zatem powiedzieć, że chociaż zjawiska społeczne nie istniałyby bez ludzi, to
jednak znajdują się one nie wewnątrz jednostek, lecz na zewnątrz nich. Wraz x naturą i jej
nienaruszalnymi prawami stanowią one żywotną część obiektywnego otoczenia każdego
człowieka, współtworząc zespół zewnętrznych uwarunkowań wszelkich ludzkich czynów i
całego ludzkiego życia. Badanie ich nie może polegać na wypytywaniu ludzi podlegających
ich władzy (podobnie jak nie studiuje się prawa ciążenia, zbierając opinie ludzi, którzy miast
latać, muszą chodzić. Informacje uzyskane od poszczególnych osób będą częściowe, niejasne
i zwodnicze; przecież indagowani ludzie niewiele mają do powiedzenia, ani bowiem nie
wymyślili, ani nie tworzyli badanych zjawisk, a zastali je już gotowe i zarejestrowali ich
obecność doraźnie tylko i fragmentarycznie. Trzeba więc fakty społeczne badać
bezpośrednio, obiektywnie, „z zewnątrz", poddając je systematycznej obserwacji, dokładnie
tak, jak studiuje się wszystkie inne rzeczy „zewnętrzne".
Durkheim przyznawał jednak, że fakty społeczne różnią się pod jednym ważnym
względem od faktów przyrodniczych. Związek pomiędzy naruszeniem praw przyrodniczych a
szkodą, którą ono powoduje, jest automatyczny, to znaczy, niezależny od opinii działającego
(i od niczyjej innej opinii). Natomiast związek pomiędzy pogwałceniem normy społecznej a
konsekwencjami, jakie poniesie wichrzyciel jest dziełem człowieka. Pewne działania okazują
się karygodne, gdyż spotykają się z potępieniem społeczności, nie zaś dlatego, że sam czyn
jest szkodliwy dla sprawcy (kradzież, na przykład, nie przynosi złodziejowi żadnego
125
Zygmunt Bauman – Socjologia - Rozdział 12 - Drogi socjologii
bezpośredniego uszczerbku, a przeciwnie, w pierwszej chwili może być dla niego pożyteczna;
to społeczne odczucia zwracają się przeciw grabieży). Różnica ta jednak niczego nie zmienia
w „rzeczowym" charakterze norm i nie ma wpływu na możliwość ich obiektywnego
studiowania. Wprost przeciwnie: to sama owa różnica wzmacnia jeszcze „rzeczowy"
charakter reguł społecznych, jako że najwyraźniej stają się one efektywną przyczyną
regularności ludzkich poczynań, a więc i porządku społecznego. To właśnie owe. masywne
niczym rzeczy, akty społeczne, nie zaś oglądy czy uczucia jednostek (którymi z zapałem
zajmuje się psychologia), pozwalają rzetelnie wyjaśniać ludzkie zachowania. Jeśli więc
socjolog chce adekwatnie opisać i zadowalająco wytłumaczyć poczynania ludzi, ma prawo (i
obowiązek) abstrahować od psychiki, intencji oraz indywidualnych mniemań, o których tylko
poszczególne osoby mogą nam opowiedzieć (a które z tego właśnie względu umykają
obserwacji i pozostają „tajemnicami ludzkiej duszy"), musi zaś skoncentrować się na badaniu
zjawisk dostępnych z zewnątrz, a wedle wszelkiego prawdopodobieństwa identycznych dla
każdego badacza.
To jedna x możliwości wykazywania naukowego statusu socjologii. Bardzo odmienną
strategię realizował w swoich pracach Max Weber, który zdecydowanie sprzeciwił się
poglądowi, jakoby była tylko jedna droga naukowości, zaś socjologia musiała niewolniczo
trzymać się przykładu nauk przyrodniczych. Zdaniem Webera, poczynania socjologii nic nie
tracąc ze ścisłości oczekiwanej od przyrodoznawstwa, muszą różnić się od jego poszukiwań
w tej samej mierze, w jakiej ludzka rzeczywistość różni się od świata pozaludzkiego.
Swoistość i wyjątkowość ludzkiej rzeczywistości polega na tym, że poczynania
człowieka mają sens. Ludzie powodują się jakimiś motywami; działają, aby osiągnąć cele,
które sobie wyznaczają. Dlatego ludzkie poczynania, w przeciwieństwie do ruchów ciał
fizycznych czy reakcji chemicznych, bardziej domagają się zrozumienia niż wyjaśnienia.
Mówiąc ściślej: wyjaśnić ludzki czyn, to go zrozumieć, a więc pojąć sens, jaki nadaje mu
działający człowiek.
To, że ludzkie działania są sensowne i dlatego wymagają swoistego podejścia, nie było
odkryciem Webera. Takie przekonanie od dawna legło u podstaw hermeneutyki, teorii i
praktyki „odkrywania sensu", który zawarł się w tekście literackim, obrazie czy w
jakimkolwiek dziele ludzkiej twórczości. Badania hermeneutyczne na próżno zabiegały o
status naukowości. Teoretycy hermeneutyki nie potrafili wykazać, że metody i rezultaty ich
badań mogą być równie obiektywne jak metody i rezultaty badań przyrodniczych, to znaczy,
że można tak skodyfikować metodę hermeneutyczną, by każdy badacz trzymający się jej
reguł musiał dojść do tych samych wniosków. Taki ideał naukowości wydawał się
nieosiągalny dla hermeneutyków. Wydawało się, że dla zrozumienia sensu, interpretatorzy
tekstu muszą „oblec się w skórę autora", spojrzeć na dzieło oczyma autora, odtworzyć jego
myśli, krótko mówiąc: spróbować być autorem, spróbować myśleć i czuć jak on (taka próba
„przeniesienia się" w życie i doznania autora, odtworzenia jego doświadczeń, zyskała miano
empatii). Zadanie takie wymaga współodczuwania z autorem, a więc i ogromnego wysiłku
wyobraźni, efekty więc będą zależeć nie od uniwersalnej metody, której każdy może użyć z
tym samym efektem, lecz od niepowtarzalnych talentów konkretnego interpretatora, cała więc
procedura interpretacji bardziej zaczyna przypominać sztukę niż naukę. Jeśli badacze
wystąpią z jaskrawo odmiennymi interpretacjami, można wybrać jedną z nich, gdyż jest
bogatsza, bardziej wnikliwa, głębsza, piękniejsza czy z jakiegokolwiek innego względu lepsza
od innych, nie wolno nam jednak powiedzieć, że opowiadamy się za jakąś wersją, gdyż jest
prawdziwa, pozostałe zaś — fałszywe. Tezy zaś, których nie sposób jednoznacznie
zakwalifikować jako prawdziwe bądź fałszywe, nie mogą należeć do nauki.
Mimo wszystko Weber uważał, iż chociaż socjologia jest badaniem, które zabiega o
zrozumienie ludzkich działań (podobnie więc jak hermeneutyka odczytywać chce sens), to
jednak może wspiąć się na poziom obiektywności stwierdzeń, charakterystycznej dla nauk
126
Zygmunt Bauman – Socjologia - Rozdział 12 - Drogi socjologii
127
Zygmunt Bauman – Socjologia - Rozdział 12 - Drogi socjologii
128
Zygmunt Bauman – Socjologia - Rozdział 12 - Drogi socjologii
129
Zygmunt Bauman – Socjologia - Rozdział 12 - Drogi socjologii
wyodrębnić w myśli, ale w praktyce nie sposób oddzielić ich od siebie. Zróżnicowanie nazw,
które nadajemy rzeczom, odzwierciedla to, że postrzegamy je jako uposażone odmiennie
jakościowo, ale zarazem owa odmienność powoduje zróżnicowanie naszych poczynań wobec
rzeczy i oczekiwanych efektów. Powtórzmy to, co powiedzieliśmy wcześniej: rozumieć, to
wiedzieć, co zrobić w danej sytuacji. I odwrotnie: jeśli wiemy, jak postąpić z daną rzeczą,
wtedy ją rozumiemy. Właśnie z powodu owego harmonijnego nakładania się na siebie obu
spraw: sposobu pojmowania świata i sposobu w nim działania — skłonni jesteśmy sądzić, że
różnice kryją się w samych rzeczach, że świat wokół nas sam z siebie dzieli się na odmienne
regiony, co język ulegle tylko odzwierciedla w słowach, które „należą" do nazywanych
rzeczy.
Wiele jest różnych form życia, ale owa odmienność nie odgradza ich od siebie twardymi
barierami. Różnych postaci życia nie można pojmować jako zamkniętych w sobie światów,
które fosami i murami obronnymi otoczyły obiekty do nich wyłącznie należące. Formy życia
mają wewnętrzne struktury uporządkowania, zarazem jednak bardzo często nakładają się na
siebie i ścierają w poszczególnych sferach całościowego doświadczenia życiowego. Można o
nich powiedzieć, że każda z nich jest innym, swoiście ułożonym zestawem fragmentów tego
samego świata i elementów wyciągniętych z tego samego zasobnika. W trakcie jednego dnia
przechodzę od jednych form życia do innych, w każdą z nich wnoszę jednak fragmenty
wszystkich pozostałych (i dlatego na poczynaniach w pracy odciska swe ślady moje życie
prywatne, a w moich zachowaniach wobec sąsiadów rozpoznać można odbicie wspólnoty
religijnej, do której należę i w której życiu uczestniczę). W obrębie wszystkich form życia, w
których przychodzi mi działać, dzielę wiedzę i kody zachowań z odmiennymi zespołami
ludzi, a z każdą z osób wiąże się pewna niepowtarzalna kombinacja form, w których one
partycypują. Z tego powodu żadna z postaci życia nie jest „czysta" ani raz na zawsze
zakrzepła w niezmiennym kształcie. Przemieszczanie się między różnymi formami życia ani
nie ogranicza się do rutynowych, bezwiednych automatyzmów, ani też nie polega na
mozolnym przykrawaniu i urabianiu idei i umiejętności, aby dostosować je do sztywnych
reguł, którym muszę się podporządkować. Ilekroć wkraczam w jakąś formę życia, tylekroć
zmienia się także ona sama z racji mojego wkładu (elementów innych postaci życia), ale
właściwie zmieniamy się obydwoje, albowiem ona także pozostawia we mnie niezatarte
ślady. I dzieje się tak nieustannie. Każde wkroczenie w nową sferę życia (uczenie się i
praktykowanie związanego z nią języka) jest twórczym aktem transformacji. Innymi słowy,
języki, wzorem posługujących się nimi wspólnot, są tworami otwartymi i dynamicznymi,
które istnieją tylko w procesie ciągłej przemiany.
Nieustannie musi się więc odradzać problem rozumienia (podobnie jak
niebezpieczeństwo niejasności i zerwania porozumienia). Mało mogą w tym zmienić
uporczywie ponawiane próby, aby zabezpieczyć komunikację językową przed wszelkimi
niejednoznacznościami poprzez ograniczenie swobody interpretacyjnej za sprawą
obligatoryjnych, jasno określonych definicji każdego terminu. Niezależnie od tego jak częste i
usilne byłyby takie wysiłki, użytkownicy języka i tak trzymać się będą własnych definicji i
niezmiennie je wzbogacać, jako że każdy z nich uosabia inną mozaikę różnych form życia. W
trakcie ludzkich oddziaływań na siebie znaczenia słów ulegają subtelnej i powolnej, ale
nieustannej zmianie. Nabierają nowych odcieni, łączą się z sensami, od których dawniej
bardzo były odległe i przechodzą przez wiele jeszcze innych zmian, które są metamorfozą
całego języka. Można powiedzieć, że proces komunikowania się — działań mających na celu
dochodzenie do wspólnego rozumienia, usuwania różnic i wypracowywania wspólnych
interpretacji — chroni formy życia przed zastygnięciem. Dobrym obrazem tej osobliwej
cechy życia są wiry w strumieniu: każdy z nich ma, jak się wydaje, stały kształt, pozostaje
więc ten sam, zachowuje „tożsamość", a przecież, jak dobrze wiemy, obracają się w nim
coraz to nowe cząstki wody, a wir jest w istocie formą ich przepływu. Gdyby ktoś uważał, że
130
Zygmunt Bauman – Socjologia - Rozdział 12 - Drogi socjologii
131
Zygmunt Bauman – Socjologia - Rozdział 12 - Drogi socjologii
132