You are on page 1of 194

HARRY HARRISON

PLANETA MIERCI III


Tytu oryginau: Deathworld 3 Copyrightby Harry Harrison 1968

Tumaczya Barbara Gentkowska

Syrena zawya na alarm; z namiotw zaczli wybiega stranicy, nadziewajc si prosto na atakujcych wojownikw. Nie byo czasu, by si przygotowa do walki. onierze nie mieli adnych szans, ginli zanim zdyli wydoby bro. Wierzchowce napastnikw pary naprzd, tratujc ziemi podobnymi do supw nogami. Pierwszy z nich run na ogrodzenie, obalajc je wasnym ciaem. Z drutw wystrzelia iskra, miertelnie ranic zwierz. Jego duga szyja uderzya o ziemi dosownie u stp dowdcy stray. Ten patrzy w niemym przeraeniu, jak jedziec dobi stwora, trafiajc go strza z uku.

Planeta mierci III

- 2 -

Rozdzia I

Porucznik Talenc opuci elektroniczn lornetk i zacz krci potencjometrem wzmacniacza, by skompensowa zanikajce wiato. Olepiajce biae soce skryo si ju za grub warstw chmur. Zblia si wieczr. Przez lornetk porucznik widzia jednak wyrazisty, czarno-biay obraz falujcej rwniny. Nic, tylko trawa. Morze falujcej na wietrze trawy. - Przepraszam sir, ale ja tam nic nie widz - z niechci powiedzia wartownik. - Tylko to, co zwykle. - Wystarczy, e ja go zobaczyem. Co tam si poruszyo. Id sprawdzi, co. - Spojrza na zegarek. Jeszcze ptorej godziny, zanim zacznie si ciemnia. Mnstwo czasu. Przeka dyurnemu, gdzie poszedem. Wartownik chcia jeszcze co doda, ale si rozmyli. Nie udziela si rad porucznikowi Talencowi. Kiedy brama w zasiekach zostaa otwarta, Talenc zarzuci na rami miotacz laserowy, przepasa pojemnik z granatami i wyruszy. By przekonany, e na tej rozlegej rwninie nie istniao nic, czego tak naprawd musiaby si obawia, a chcia zbada spraw. W jednakowym stopniu kierowaa nim: ciekawo, nuda codziennej, rutynowej suby i poczucie obowizku. Ciko stpa po chrzszczcej trawie. Raz tylko si obejrza, by rzuci okiem na otoczony zasiekami obz. Par niskich budynkw, kilka namiotw i wznoszcy si nad nimi szkielet wiey straniczej. Wszystko to kryo si w cieniu ogromnego niczym skaa statku. Talenc nie nalea do ludzi szczeglnie wraliwych, ale nawet on odczuwa znikomo samotnego obozowiska, zagubionego w bezmiarze pustki. Wzruszy ramionami i poszed dalej. Sto metrw od zasiekw zaczyna si niewielki uskok, za ktrym wznosia si skarpa, niewidoczna od strony obozu. Talenc z trudem wspi si na wzniesienie i... zamar z przeraenia. Tu przed sob ujrza gromad jedcw. Cofn si gwatownie, ale byo ju za pno.

Planeta mierci III

- 3 -

Najbliszy wojownik przebi mu ydk dug lanc i zwlk z krawdzi wau. Talenc padajc wyszarpn pistolet, ale nastpna wcznia wytrcia mu go z rki i przebijajc do, przygwodzia j do ziemi. Wszystko to trwao niezwykle krtko: jedn, moe dwie sekundy. Gdy usiowa sign po radio, ogarna go fala gwatownego blu. Trzecia lanca przeszywajc nadgarstek, unieruchomia drugie rami. Ranny otworzy usta by krzykn, ale nie zdy. Najbliszy jedziec, pochyliwszy si lekko w siodle, wepchn krtki miecz midzy zby porucznika. Uciszy go na zawsze. Noga konajcego drgna w agonii. Szelest poruszonej trawy by jedynym dwikiem, ktry towarzyszy tej mierci. Jedcy spojrzeli na zwoki i odjechali w milczeniu, nie okazujc zainteresowania. Ich wierzchowce byy rwnie spokojne. - Co si stao? - spyta dowdca stray, zapinajc pas. - Chodzi o porucznika Talenca, sir. Powiedzia, e co zauway i wyszed z obozu. Znikn potem za wzgrzem i od tego czasu, czyli od dziesiciu, moe pitnastu minut, ju si nie pokaza. Jego radio rwnie nie odpowiada. - Nie rozumiem, jak mogo mu si tam co przytrafi powiedzia dowdca, spogldajc na ciemniejc rwnin. - Ale trzeba to sprawdzi. Sierancie! - Woany wystpi i zasalutowa. - Wecie ludzi i odszukajcie porucznika Talenca. To byli fachowcy: wynajci przez Johna Company na trzydzieci lat, przygotowani na kade kopoty na tej nowo odkrytej planecie. Rozproszyli si po rwninie w tyralier i ostronie ruszyli naprzd. - Co nie tak? - zapyta metalurg, wychodzc z szopy wiertniczej. W rku trzyma tack z prbk rudy. - Nie wiem - odpar dowdca akurat w chwili, gdy z ukrytego lebu i obu stron pagrka zaczli wynurza si jedcy. Zaskoczenie byo zupene. Stranicy, doskonale wyszkoleni i uzbrojeni, zostali dosownie wyrnici. Pado kilka strzaw, ale jedcy, nisko pochyleni w

Planeta mierci III

- 4 -

siodach, skutecznie kryli si przed ogniem. Rozleg si wist zwalnianych ciciw i ciskanych z ogromn si lanc. Jedcy przemknli jak burza, zostawiajc za sob dziewi poskrcanych trupw. - Jad tutaj - krzykn metalurg i upuciwszy tac rzuci si do ucieczki. Syrena zawya na alarm; z namiotw zaczli wybiega stranicy, nadziewajc si prosto na atakujcych wojownikw. Nie byo czasu, by si przygotowa do walki. onierze nie mieli adnych szans, ginli zanim zdyli wydoby bro. Wierzchowce napastnikw pary naprzd, tratujc ziemi podobnymi do supw nogami. Pierwszy z nich run na ogrodzenie, obalajc je wasnym ciaem. Z drutw wystrzelia iskra, miertelnie ranic zwierz. Jego duga szyja uderzya o ziemi dosownie u stp dowdcy stray. Ten patrzy w niemym przeraeniu, jak jedziec dobi stwora. trafiajc go strza w oko. Wojownicy przemknli tu przy zasiekach, przeskakujc przez ciao zabitej bestii. Wysyali grad strza ze swych krtkich, pokrytych laminatem ukw. Pomimo panujcego pmroku mierzyli nadzwyczaj celnie. Rozkoysany krok ich wielkich wierzchowcw na pewno im tego nie uatwia. Obrocy padali jednak jak muchy ranni lub zabici. Jedna ze strza utkwia w goniku, ktry zatrzeszcza krtko i umilk. Odeszli rwnie szybko, jak si pojawili, znikajc za ciemniejcym wzgrzem. W przeraajcej ciszy, ktra teraz zapada, sycha byo jedynie jki rannych. Nadchodzia noc, byo coraz ciemniej. W wietle zapalonych pochodni obz przedstawia okropny widok. Komandor wyprawy zacz wykrzykiwa rozkazy przez megafon i dopiero to zdoao przywrci jako taki porzdek. Wytoczono modzierze. Nagle jeden z wartownikw krzykn ostrzegawczo. onierze odwrcili wielki reflektor, owietlajc ciemn mas jedcw, ponownie gromadzcych si na wzgrzu. - Modzierze, ognia! - krzykn wciekle komandor. Wykoczy ich!

Planeta mierci III

- 5 -

Jego gos uton w huku pierwszej salwy. Kontynuowali obstrza, a kby dymu i kurzu przesoniy widok. Grzmot kanonady rozlega si niczym burza. Nie wiedzieli, e pierwsza szara stanowia jedynie manewr taktyczny, podczas gdy gwne uderzenie nastpio z przeciwnej strony. Dopiero gdy napastnicy znaleli si pomidzy nimi, zrozumieli, co si stao. - Zamkn wazy - krzykn ze sterowni pilot dyurny, walc w przeczniki zamykajce luz. Z tej, na razie bezpiecznej wysokoci, widzia fale napastnikw zalewajce obz, a wiedzia, jak lamazarnie przesuwaj si przekadnie cikich drzwi zewntrznych. Odruchowo przytrzymywa wcinite ju przyciski. Wierzchowce atakujcych, mimo e olepione fal wiata, przetoczyy si przez elektryczne ogrodzenie. Pierwsze z nich giny poraone prdem, ale nastpne, wspinajc si na ich ciaa, bezpiecznie pokonay przeszkod. Ginli i jedcy, ale jak si okazao, nie miao to wikszego znaczenia, bo podobnie jak ich zwierzta, zastpowani byli kolejnymi szeregami wojownikw. Opanowali obozowisko i roznieli je w py. - Tu drugi oficer Weiks - powiedzia pilot, wczajc na statku wszystkie goniki. -Czy jest na pokadzie kto starszy ode mnie stopniem? Wsuchiwa si w narastajc cisz, a kiedy si znw odezwa, gos mia zduszony i niewyrany. - Zgasza si po kolei. Oficerowie i zaoga. Sparks, notujcie. Zwolna, niepewnie, jeden po drugim zaczli si odzywa. W tym czasie Weiks uruchomi zewntrzne skanery. Na dole ujrza pieko. Siedemnastu, to wszyscy? z niedowierzaniem wykrztusi radiooperator, zasaniajc doni mikrofon. Poda list drugiemu oficerowi, ktry spojrza na ni ponuro, po czym wolno sign po mikrofon. - Tu mostek - powiedzia. - Przejmuj dowodzenie. Przygotowa silniki. - Nie sprbujemy im pomc? -jaki gos przerwa cisz. Nie moemy ich przecie tak zostawi!

Planeta mierci III

- 6 -

- Nie mamy ju komu - odrzek wolno Weiks. Sprawdziem na wszystkich monitorach. Poza tymi bestiami, niczego wicej nie wida. Nawet jeli kto ocala, nie sdz bymy mogli mu pomc. Opuszczenie statku to teraz samobjstwo. Poza tym mamy minimum zaogi. Nikogo nie moe ju zabrakn. Kadub drgn, jakby chcia potwierdzi jego sowa. - Jeden ekran nie dziaa - zameldowa radiooperator. O, teraz drugi. Czym w nie rzucaj. Przywizuj liny do dwigarw. Czy... czy mog nas przewrci? - W cigu 65 sekund powinny odpali silniki - rzuci Weiks. - Ale one spal nam odrzutowce, wszystko i wszystkich tam na dole - jkn Sparks. - Nasi ju tego nie poczuj - stwierdzi gorzko pilot a tamci... Jako ich nie auj. Statek, plujc ogniem, unis si w gr. W dole pozostay jedynie kby dymu i krg zwglonych trupw, ale gdy tylko ziemia nieco ostyga, jedcy wdarli si tam znowu. Z ciemnoci napywao ich coraz wicej i wicej. Szeregi zdaway si nie mie koca.

Rozdzia II

Planeta mierci III

- 7 -

- To gupie, da si pioptakowi - gdera Brucco, pomagajc Jasonowi dinAlt zdj metalizowan kamizelk. - To gupie, eby prbowa zje spokojnie obiad na tej planecie. - Jason szarpn si do tyu, czujc ostry bl w boku. - Wanie podsunito mi talerz i miaem zamiar uraczy si zup, gdy musiaem strzela! - To tylko byo powierzchowne dranicie - orzek Brucco, patrzc na jego ran. - Pia przelizgna si po kociach nie amic ich. Miae duo szczcia. - Masz na myli to, e mnie nie zabi? Do czego dochodzi - pioptak w messie! Na Pyrrusie zawsze bd przygotowany na niespodzianki; nawet dzieci to wiedz! Jason zacisn zby, gdy Brucco rozsmarowywa antyseptyk. Po chwili zapiszcza gonik wideofonu i na ekranie ukazaa si zatroskana twarz Mety. - Jason, syszaam, e jeste ranny - powiedziaa. - Umierajcy - odrzek. - Nonsens - wtrci Brocco z umiechem. - To powierzchowna rana, czternacie centymetrw dugoci, adnych toksyn. - To wszystko? - spytaa Meta i ekran zgas. - Tak, wszystko - powiedzia cierpko Jason. - Jeli litr krwi i kilogram ciaa znaczy tyle, co zamany paznokie, to czym mona tu zasuy na odrobin wspczucia? Straci nog? - Gdyby j straci w walce, to moe by ci wspczuli poinformowa go chodno Brucco, nakadajc samoprzylepny banda - ale jeli uciby ci j pioptak w holu messy, to mgby jedynie liczy na pogard. - Wystarczy - powiedzia ostro Jason,wcigajc z powrotem kamizelk. - Nie bierz tego tak dosownie. Wiem, jakich wzgldw mona si po was spodziewa, mili Pyr-rusanie. Nie sdz, bym kiedykolwiek, chocia przez pi minut, tskni za t planet. - Odlatujesz? - zapyta Brucco z nadziej w gosie. To z tego powodu zwoano zebranie?

Planeta mierci III

- 8 -

- Postaraj si powstrzyma sw ciekawo jeszcze przez tysic piset godzin, zanim nadejd inni. Nie zamierzam nikogo faworyzowa. Oczywicie z wyjtkiem siebie. - Odwrci si i wyszed, starajc wykona moliwie najmniej zbdnych ruchw. Nie chcia tego okaza, ale rana naprawd mu doskwieraa. "Czas na zmian" -pomyla, spogldajc przez wysokie okno na widniejc w dole miercionon dungl. wiatoczue komrki najbliszego drzewa musiay uchwyci ruch, gdy jaka ga wistna niczym bicz i grad strzaocierni zagrzechota o przezroczysty metal okna. Jason nawet nie drgn. Zdy si ju do tego przyzwyczai. Kady dzie na Pyrrusie przypomina ruletk: wygrana - ycie, przegrana - mier. Ilu ju ludzi zgino od chwili, gdy tu przyby? Zaczyna traci rachub. Stawa si rwnie niewraliwy, jak rdzenny Pyrrusanin. Jeli w ogle miay nastpi jakie zmiany, on by jedynym, ktry mg je wprowadzi. Kiedy sdzi, e rozwiza podstawowy problem tej planety, kiedy im udowodni, e sami mieszkacy byli przyczyn tej bezwzgldnej, nieustannej wojny. Ona jednak toczya si nadal. Poznanie prawdy nie zawsze przynosi pogodzenie si z ni. Ci Pyrrusanie, ktrzy przyjli do wiadomoci prawd o realiach tutejszego ycia, opucili miasto. Odeszli dostatecznie daleko, by uciec od presji nienawici, ktra niszczya ich zarwno fizycznie, jak psychicznie. Pozostali pozornie zgadzali si z opini, e to ich wasne emocje podsycay wojn. W istocie jednak w to nie wierzyli, a kada chwila, w ktrej patrzyli z nienawici na otaczajcy ich wiat, dawaa wrogowi nowe siy do kolejnego ataku. Kiedy Jason myla o jedynym pewnym kocu, jaki czeka to miasto, ogarniao go coraz wiksze przygnbienie. yo tu tak wielu wspaniaych, dzielnych ludzi! Wrastali coraz bardziej w t wojn, a wystpujce tu hiper wyspecjalizowane formy ycia staway si coraz lepiej do niej przygotowane. Jedni i drudzy przez pokolenia ksztatowani t sam mieszanin nienawici i strachu.

Planeta mierci III

- 9 -

A oto czekaa ich zmiana. Zastanawia si, jak wielu z nich j zaakceptuje. W biurze Kerka zjawi si z tysic piset dwudziesto godzinnym opnieniem, spowodowanym trudnociami w uzyskaniu poczenia. Twarze wszystkich zebranych wyraay to samo uczucie - zimnego gniewu. Pyrrusanie nie grzeszyli cierpliwoci. Jeszcze bardziej nie lubili tajemnic ani zagadek. Byli do siebie tak bardzo podobni, a jednoczenie tak bardzo rni. Kerk, siwowosy, flegmatyk, lepiej ni inni potrafi opanowa wyraz twarzy praktyka niewtpliwie wyniesiona z czstych kontaktw z obcymi. Jego przede wszystkim naleao przekona, bo jeeli bezadnie zorganizowana. zmilitaryzowana spoeczno Pyrrusan w ogle posiadaa jakiego przywdc, to by nim on. Brucco by szczupy, mia jastrzbi twarz, a jego rysy wyraay ustawiczn podejrzliwo. Zreszt jak najbardziej uzasadniona-jako lekarz i ekolog by jedynym autorytetem w dziedzinie badania rnych form ycia, ktre wystpoway na Pyrrusie. Musia by podejrzliwy. Jedno przemawiao na jego korzy: udokumentowane fakty mogy go przekona. Wreszcie Rhes, przywdca karczownikw - ludzi, ktrym udao si przystosowa do ycia na tej straszliwej | planecie. Nie mia w sobie nienawici, ktra przepeniaa o innych. Jason liczy na jego pomoc. Meta, sodka i urocza, ale silniejsza od wikszoci mczyzn, ktrej ramiona potrafiy namitnie obejmowa lub... ama koci. "Czy twj chodny, praktyczny umys, ukryty w tym cudownym kobiecym ciele wie, co to mio? - myla Jason, patrzc w jej twarz. - Czy to, co czujesz do mnie to tylko ch posiadania? Odpowiedz mi kiedy na to pytanie. Ale nie teraz. Wygldasz na rwnie zniecierpliwion, jak pozostali." Jason zamkn za sob drzwi i umiechn si z przymusem. - Witam wszystkich obecnych - powiedzia. - Mam nadziej, i nie macie mi za ze tego spnienia cign popiesznie, ignorujc dochodzce zewszd

Planeta mierci III

- 10 -

niechtne pomruki. - Zapewne ucieszy was wiadomo, e jestem zaamany, zrujnowany i pogrony. Wyraz ich twarzy wskazywa, e z wielkim wysikiem rozwaaj jego sowa. "Nie wicej ni jedna myl na raz" - brzmiaa dewiza Pyrrusa. - Miae miliony w banku - odezwa si Kerk - i adnych szans, by je przegra. - Jeli gram, to wygrywam - owiadczy Jason z godnoci. - Jestem spukany, bo wydaem wszystko, do ostatniego kredytu. Kupiem statek, ktry wanie tutaj leci. - Po co? - zapytaa Meta, wypowiadajc myl, ktra nurtowaa wszystkich. - Poniewa opuszczam t planet i was zabieram ze sob. Was i innych. Jason dobrze rozumia ich mieszane uczucia. Na ze czy dobre - to by ich dom. Nieludzki i niebezpieczny, ale wasny. Aby wzbudzi w nich entuzjazm i zaguszy wtpliwoci, musia jako uatrakcyjni pomys. Do rozumu zaapeluje pniej - najpierw musi rozbudzi emocje. Dobrze zna ich sabo. - Odkryem planet bardziej miercionon ni Pyrrus ogosi w kocu uroczycie. Brucco zamia si z niedowierzaniem, reszta tylko pokrcia gowami. - I to ma by ta rewelacja? - zapyta Rhes, jedyny z obecnych, ktry urodzony poza miastem, nie mia zamiowania do przemocy. Jason mrugn do znaczco, po czym kontynuowa sw przemow: Mwi: miercionon, gdy zamieszkuje j najgroniejsza z odkrytych kiedykolwiek form ycia. Szybsza od dopira, bardziej przewrotna ni diaborg, wytrwalsza od ptakpazura. Mona tak wymienia bez koca. Znalazem planet, na ktrej yj prawdziwe potwory. - Masz na myli ludzi? - Kerk jak zwykle rozumowa najszybciej.

Planeta mierci III

- 11 -

- Owszem. Ale groniejszych ni mieszkacy tej planety. Natura uksztatowaa Pyrrusan tak, e potrafi broni si przed zagroeniami. Podkrelam, BRONI SI! A co bycie powiedzieli o wiecie, w ktrym od kilku tysicy lat ludzie rodz si tylko po to, by atakowa, zabija i niszczy? Moecie wyobrazi sobie tych, ktrzy przeyli? Rozwaali jego sowa, ale sdzc po ich twarzach, niezbyt gboko. W mylach zjednoczyli si przeciw wsplnemu wrogowi. Jason dolewa oliwy do ognia... - Mwi o planecie Felicity1, nazwanej tak widocznie po to, by przycign osadnikw. Pewnie z tego samego powodu zamieszkujcych j olbrzymw nazwano pieszczotliwie "Tiny"2. Par miesicy temu przeczytaem w prasie wzmiank o tym, e caa osada grnicza zostaa obrcona w perzyn, a wierzcie mi, e nie jest to takie proste. Grnicy to twardzi ludzie, gotowi na wszystko - a ci z John & John Minera Company byli najtwardsi. Poza tym co rwnie istotne - John Company nigdy nie gra o mae stawki. Skontaktowaem si wic z paroma przyjacimi. Wysaem im troch pienidzy, a oni odnaleli jednego z tych, co przeyli. Jeszcze wicej kosztowao mnie wydobycie od niego dokadnych informacji. Oto one zrobi dramatyczn pauz dla wikszego efektu i wyj kartk papieru. - Zamiast ni wymachiwa, lepiej by przeczyta powiedzia Brucco, niecierpliwie bbnic w st. - Cierpliwoci - odrzek Jason. - Jest to raport inynieryjny, bardzo entuzjastyczny, jak na tego rodzaju literatur. Wynika z niego, e Felicity ma bogate zoa metali cikich pooone niezbyt gboko i na stosunkowo niewielkim obszarze. Moliwe jest uruchomienie kopalni odkrywkowych, a z tego, co pisz wynika, e ruda uranowa jest dostatecznie bogata, by zasila reaktory bez adnej rafinacji.
1 2

Felicity (ang.) szczcie Tiny (ang.) drobniutki, malutki.

Planeta mierci III

- 12 -

- To niemoliwe - przerwaa Meta. - W stanie wolnym ruda uranowa nie moe by na tyle bogata, eby... - Zgoda-Jason podnis obie rce. - Troch koloryzuj. Przyjmijmy po prostu, e ruda jest bogata. Waniejsze, e mimo to John Company nie wraca na Felicity. Raz si mocno sparzyli, a jest przecie tyle planet, na ktrych mog kopa bez takiego wysiku... - przerwa na chwil - bez koniecznoci stawiania czoa jedcym na smokach barbarzycom, ktrzy wyrastaj jak spod ziemi i atakuj, niszczc wszystko na swojej drodze. - Co miao znaczy to ostatnie zdanie? - zapyta Kerk. - Dobrze zgadujesz. Ci, co przeyli, wanie w ten sposb opisuj t masakr. Jedno wiemy na pewno - e zaatakowali ich jacy jedcy i wycili w pie. - I na t planet chcesz nas wysa? - Kerk nie mia zachwyconej miny. - Nie brzmi to zachcajco. Moemy zosta tutaj i pracowa we wasnych kopalniach. - Robicie to od wiekw. Niektre szyby maj ju po pi kilometrw, a wydobywana z nich ruda jest zaledwie drugiego gatunku. Ale nie w tym rzecz. Myl raczej o tutejszych ludziach i o tym, co si z nimi stanie. ycie na tej planecie zmienio ich nieodwracalnie. Pyrrusanie, ktrzy potrafili przystosowa si do nowych warunkw, ju to zrobili, ale co z reszt? Odpowiedziao mu przecigajce si milczenie. - Dobre pytanie, prawda? I bardzo na czasie. Powiem wam, co si stanie z ludmi z miasta. Tylko mnie nie zastrzelcie. Mam nadziej, e ju wyrolicie z takich odruchw. Przynajmniej wy. Ale inni prawdopodobnie woleliby mnie zabi, ni usysze prawd. Nie chc zrozumie, e ta planeta ju wydaa na nich wyrok. Rozleg si charakterystyczny dwik w chwili, gdy pistolet Mety wyskakiwa z automatycznej kabury. Po chwili wsun si tam z powrotem. Jason umiechn si do niej, groc palcem. Odwrcia si z godnoci. - To nieprawda - krzykn Kerk. - Ludzie stale opuszczaj miasto... - I wracaj mniej wicej w tej samej liczbie - przerwa mu Jason. - Argument nieprzekonywujcy. Ci, ktrzy byli

Planeta mierci III

- 13 -

w stanie opuci miasto, s tu znowu. Tylko najtwardszym si udao. - S inne rozwizania - powiedzia Brucco. - Moemy zbudowa inne miasto... Przerwa mu huk trzsienia ziemi. Ju od pewnego czasu czuli drenia; byo to normalne na Pyrrusie, wic nikt nie zwraca na nie uwagi. Ten wstrzs by jednak znacznie silniejszy. Budynek zachybota, a jedna ze cian pka, obsypujc ich cementowym pyem. Postrzpiona rysa signa ramy okna, ktrego pancerna szyba pod wpywem naprenia pka i rozsypaa na drobne kawaki. Jakby na zawoanie przez otwr wdar si dopir, rozrywajc siatk ochronn. Spon natychmiast, trafiony ogniem z pistoletw. - Bd pilnowa okna - powiedzia Kerk, przesuwajc si tak, aby mie je w zasigu wzroku. - Mw dalej. Incydent, ktry przypomnia czym naprawd byo ycie w tym miecie, wytrci Brucca z rwnowagi. Zawaha si przez chwil, po czym podj dalej: - Taak... O czym to ja mwiem?... Aha! S przecie inne rozwizania. Mona zbudowa drugie miasto, daleko std, moe na terenie jednej z kopal. Tylko tutaj jest tak niebezpiecznie. Moemy przecie opuci to miejsce i... - I wszystko zacznie si od nowa. Nienawi tkwica w Pyrrusanach stworzy t sam sytuacj. Wiecie to lepiej ode mnie. Nie sdzisz Brucco, e wanie tak bdzie? spyta Jason. Brucco niechtnie przytakn. - Ju to kiedy przerabialimy. Istnieje tylko jedno rozwizanie. Musimy zabra ludzi z Pyrrusa. Gdzie, gdzie bd mogli y bez tej nieustannej, bezsensownej wojny. KADE miejsce bdzie lepsze ni Pyrrus. Wy tak tutaj wrolicie, e ju nie dostrzegacie, jakim piekem jest w rzeczywistoci ta planeta. Wiem, e jest dla was wszystkim i e nauczylicie si tutaj y, ale to za mao. Udowodniem wam, e wszystkie tutejsze formy ycia maj wysoko rozwinite zdolnoci telepatyczne i e to wasza nienawi zmusza je do walki przeciwko wam. Mutujc i zmieniajc si, staj si

Planeta mierci III

- 14 -

coraz bardziej podstpne i miercionone. Zgodzilicie si z tym, ale to nie zmienia sytuacji. Wci jest do nienawici, by podtrzyma t wojn. O Boe, ale z was osy! Gdybym mia cho troch oleju w gowie, powinienem by ju daleko std i zostawi was waszemu cholernemu przeznaczeniu. Ale stalicie mi si bliscy. Czy mi si to podoba, czy nie. Ratowalicie mi ycie, ja ratowaem wam i nasza przyszo biegnie teraz wsplnym torem. A poza tym, podobaj mi si tutejsze dziewczta. - Meta prychna, przerywajc chwilow cisz. - No, ale arty na bok; mamy problem. Jeli wasi ludzie tu zostan, to zgin. Na pewno. Aby ich ocali, musicie zabra wszystkich do jakiego bardziej przyjaznego wiata. Nieatwo znale planet nadajc si do zamieszkania, ktra posiadaaby bogactwa naturalne. Ja j znalazem. Mog oczywicie wystpi pewne nieporozumienia z tubylcami, ale dla Pyrrusan jest to chyba argument ,,za". Transport i sprzt s w drodze. Kto si zgadza? Kerk, teraz ty. Kerk ypn gronie na Jasona i z niesmakiem zacisn usta. - Zawsze namawiasz mnie na co na co zupenie nie mam ochoty. To dowd dojrzaoci Jason umiechn si ironicznie. - Tryumf ego nad id. Czy to znaczy, e pomoesz? - Owszem. Nie chc lecie na inn planet i sam projekt nie budzi mego entuzjazmu, jednak nie widz innego wyjcia. - Dobrze, a ty Brucco? Bdziemy potrzebowali chirurga. - Poszukajcie innego. Teca, mj asystent, powinien sobie poradzi. Moim badaniom nad formami ycia na Pyrrusie daleko do koca. Zostan w miecie tak dugo, dopki bdzie istniao. - To moe ci kosztowa ycie. - Prawdopodobnie, ale moje obserwacje i zapiski bd niezniszczalne. Nikt nie wtpi, e mwi szczerze i nikt nie prbowa zaprzecza. Jason zwrci si do Mety:

Planeta mierci III

- 15 -

- Bdziesz potrzebna jako pilot, gdy odejdzie zaoga transportujca. - Jestem potrzebna na Pyrrusie do obsugi naszego statku. - S inni piloci. Sama ich przecie wyszkolia. Jeli zostaniesz, bd musia poszuka innej. - Zabij j, jeli to zrobisz! Dobrze, bd pilotowa twj statek. Jason umiechn si i posa jej causa. Udaa, e tego nie widzi. - To ju co - stwierdzi. - Brucco zostaje i sdz, e Rhes rwnie, by nadzorowa osiedlanie si Pyrrusan z miasta midzy jego ludzi. - Mylisz si. Teraz osiedlaniem kieruje komitet i wszystko idzie tak gadko, jak tylko mona by byo sobie yczy. Nie mam zamiaru przez reszt ycia tutaj zosta... jak to si nazywao? ... jako karczownik. Ta nowa planeta wyglda interesujco i mam wielk ochot na eksperyment. - To najlepsza wiadomo, jak dzi usyszaem. A teraz wrmy do faktw. Statek wylduje tu za okoo dwa tygodnie, wic jeli teraz wszystko dogramy, to powinnimy by gotowi i wystartowa wkrtce po jego przybyciu, Napisz, by dla dobra sprawy zabrano jak najwicej adunku, a wy zajmijcie si reszt. Zwerbujcie ochotnikw. W miecie zostao okoo dwadziecia tysicy ludzi, ale na statku nie zmiecimy wicej ni dwa tysice. To stary, wysuony wojskowy transportowiec. Pochodzi z demobilu z czasw wojen na obwodzie. Nazywa si ,,Waleczny". Wybierzemy najlepszych, zaoymy osad i wrcimy po reszt. Do roboty! - Stu szedziesiciu omiu ochotnikw, cznie z Grifem - dziewicioletnim chopcem! Z tylu tysicy! To po prostu niemoliwe! - Jason by zaamany, cho nikt z pozostaych nie wyglda na szczeglnie zadziwionego. - Na Pyrrusie - owszem - stwierdzi Kerk. - Tak, na Pyrrusie i tylko na Pyrrusie - odrzek cierpko Jason. - Jeli chodzi o niespotykany refleks i zadziwiajc gupot, to rzeczywicie ta planeta bije

Planeta mierci III

- 16 -

wszelkie rekordy. "Tu si urodziem. Tu zostan. Tu umr." Uff. - Odwrci si z palcem wycelowanym w Kerka. - Dobrze, nie bdziemy si teraz o nich martwi. Ocalimy ich nie pytajc o zgod. Zabierzemy na Felicity tych 168 ochotnikw, oczycimy z grubsza planet i otworzymy kopalni. Potem wrcimy po reszt. Tak wanie zrobimy. Po wyjciu Kerka, Jason osun si na krzeso. - Mam nadziej - mrukn.

Rozdzia III
Z komory powietrznej dochodzi przytumiony odgos; zgrzytu metalu. To mechanicy stacji transferowej mocowali! elastyczny rkaw komunikacyjny do kaduba statku. Sygna interkomu rozleg si w chwili, gdy podczono sie rakiety do zewntrznego systemu cznoci. - Stacja transportowa 70 Ophiuchi do "Walecznego". Rkaw uszczelniony, cinienie wyrwnane. Moecie otwiera. - Gotw do otwarcia - powiedzia Jason, zdejmujc blokad komory powietrznej. - Jak dobrze by znw na ziemi - stwierdzi jeden z czonkw zaogi transportujcej, wchodzc do luzy. Reszta parskna miechem, jakby powiedzia co zabawnego. mieli si wszyscy, oprcz nachmurzonego pilota, ktry z nienaturalnie wygit rk sta przy wyjciu. aden z nich nic nie mwi ani nie spojrza w jego kierunku, ale on dobrze wiedzia, z czego si miej. Jason wcale mu nie wspczu. Meta zawsze lojalnie ostrzegaa mczyzn, ktrzy usiowali j podrywa. By moe w romantycznie przymionym wietle sterowni nie wzi jej sw na serio, wic... zamaa mu rk. Jason zachowa kamienny wyraz twarzy, gdy mczyzna mija go, wchodzc do przejcia.

Planeta mierci III

- 17 -

Rkaw, wykonany z przezroczystego plastyku, przypomnia poskrcan ppowin. czy statek ze stacj transferow masywnym, iskrzcym si wiatami cielskiem, majaczcym nad nimi. Wida byo jeszcze dwa takie rkawy, suce do komunikacji midzy statkami a portem kosmicznym. Kosmodrom zawieszony by na orbicie zerowego cienia, midzy dwoma, tworzcymi podwjny system, socami. Mniejsze z nich, 70 Ophiuchi B wanie wschodzio nad stacj. - Mamy tu przesyk dla "Walecznego" - powiedzia urzdnik wynurzajcy si z otworu rkawa. - adunek czeka na wasze przybycie. Otworzy ksik pokwitowa. - Podpiszecie? Jason nabazgra swoje nazwisko i odsun si nieco, by przepuci dwch ludzi z obsugi przeadunkowej, taszczcych masywn pak przez rkaw i luz. Wanie prbowa wsun ostry prt pod tamy zaciskowe, gdy wesza Meta. - Co to jest? - zapytaa, lekkim ruchem wyjmujc mu z rk narzdzie. Wcisna je gboko pod tamy i szarpna. Rozleg si trzask rozrywanego metalu. - Jeste dobrym materiaem na on - powiedzia Jason, ocierajc palce z kurzu - ale zao si, e z pozostaymi nie pjdzie ci tak atwo. - Pochyli si nad skrzyni. - To jest urzdzenie, ktre moe si nam bardzo przyda przy podboju planety. auj, e nie miaem go, gdy po raz pierwszy przeleciaem na Pyrrusa. Mogo uratowa wielu ludzi. Meta odrzucia wieko i spojrzaa na jajowaty ksztat. - Co to - bomba? - Nie, na Boga, to co znacznie lepszego. - Przechyli pak i jaki przedmiot wytoczy si na podog. Byo to prawie idealnie gadkie, byszczce, metalowe jajo ponad metrowej wysokoci. Jedzio na szeciu gumowych koach, po trzy z kadej strony, a na czubku miao panel kontrolny, osonity przezroczyst pokryw. Jason podnis oson, nacisn przycisk ON i na tablicy zapaliy si wiateka. - Jak si nazywasz? - zapyta. - To biblioteka - odpowiedzia guchy, metaliczny gos.

Planeta mierci III

- 18 -

- Do czego moe suy ta zabawka? - spytaa Meta, zbierajc si do wyjcia. - Zaraz ci wyjani - odpar Jason, wycigajc rk, by j zatrzyma. To urzdzenie stanowi nasz inteligencj, oczywicie w sensie militarnym. Ju zapomniaa, ile nas kosztowao zdobycie informacji o historii waszej planety? Potrzebowalimy faktw na ktrych moglibymy si oprze, a nie wiedzielimy nic. No, ale teraz jest inaczej - poklepa gadki bok biblioteki. - Sdzisz, e ta zabaweczka wie co, co mogoby nam pomc? - Ta zabaweczka, jak j raczya okreli, kosztowaa mnie ponad dziewiset tysicy kredytw, plus opaty przewozowe. - Dziewiset tysicy kredytw?! Przecie za t sum mgby wystawi armi! Bro, amunicja... - Wiedziaem, e zrobi na tobie wraenie, ale czy do twojej, zreszt wyjtkowo licznej blond gwki nie mogoby w kocu dotrze, e armie to nie wszystko! Wkrtce zderzymy si z now kultur na innej planecie. Chcemy otworzy kopalni we waciwym miejscu. Czy twoja armia powie nam co o minerologii, antropologii, czy egzobiologii...? - Wymylasz teraz te sowa. - Wolaby, eby tak byo. Myl, e nie bardzo zdajesz sobie spraw, jak wiele informacji wtoczono w t metalow obudow. Biblioteko! - zwrci si w kierunku jaja na kkach. - Powiedz nam co o sobie. - Tu ulepszony model 427-1587. Mark IX, zbudowany w oparciu o technologi pakietw zintegrowanych, wyposaony w pami cyfrow o zapisie laserowym... - Stop! - przerwa jej Jason. Biblioteko, czy nie mogaby mwi prociej? - W porzdku - wymamrotaa biblioteka. - Macie tu pastwo przed sob najwspanialsze osignicie bibliotekarstwa, model Mark IX... - Wczyem przycisk "reklama", ale przynajmniej moemy co z tego zrozumie.

Planeta mierci III

- 19 -

... najnowsze osignicie technologii zwanej "technologi pakietw zintegrowanych". Tak, przyjaciele, nie potrzebujecie dyplomatw galaktycznych, by zrozumie, e Mark IX jest czym niespotykanym we Wszechwiecie. Wiecie, e kady potrzebuje czego o czym, ale rwnie - czym - mgby myle: Mark IX posiada to "co". Jego pami zawiera ca bibliotek Uniwersytetu Haribay, liczc wicej pozycji, ni bylibycie w stanie zliczy przez cae ycie. Ksiki podzielono na sowa, sowa na bity, bity za zostay zapisane w maych, krzemowych "chipach", stanowicych mzg Mark IX. Ta, zawierajca pami cz mzgu nie jest wiksza od zacinitej pici. Maej pici - poniewa na kade dziesi milimetrw powierzchni przypada piset czterdzieci pi milimetrw bitw. Nie musicie nawet wiedzie, co to sowo oznacza, aby przyzna, e nasze osignicie jest imponujce. W tym mzgu mieci si caa historia, nauka i filozofia, rwnie jzykoznawstwo. Jeli chcielibycie pozna znaczenie sowa "ser" w podstawowych jzykach galaktycznych, to brzmiaoby to tak: ... Z gonika z du szybkoci popyny jakie sylaby. Jason odwrci si i zobaczy, e Meta odesza. - Ona potrafi rwnie inne rzeczy, nie tylko tumaczy sowo "ser" - powiedzia, naciskajc wycznik. Poczekaj i zobacz. W czasie podry na Felicity Pyrrusanie byli najzupeniej szczliwi, mogc do woli ziewa, spa i prnowa, jak tygrysy z penymi brzuchami. Tylko Jason odczuwa potrzeb efektywnego wykorzystania wolnego czasu. Przeglda wszystkie moliwe katalogi biblioteki w poszukiwaniu informacji na temat planety oraz jej systemu sonecznego, Tylko Meta i jej namitne uciski byy w stanie go od tego oderwa. Dziewczyna uznaa, e istniej znacznie ciekawsze formy spdzania wolnego czasu ni praca, a Jason nie mg si z ni nie zgodzi.

Planeta mierci III

- 20 -

W przeddzie ldowania na Felicity, Jason zwoa oglne zebranie. - To jest miejsce, do ktrego zmierzamy - powiedzia, podchodzc do wielkiej mapy, wiszcej na cianie. Na sali panowaa cakowita cisza. Wszyscy byli skupieni i powani. - Felicity stanowi pit planet w ukadzie bezimiennej gwiazdy F l. Jest to soce o luminacji mniej wicej dwukrotnie przekraczajcej luminacj G2 Pyrrusa. Emituje rwnie dwa razy wicej ultrafioletu. Moecie si wic spodziewa piknej opalenizny. Dziewi dziesitych powierzchni planety pokrywa woda. Jest tam kilka archipelagw wulkanicznych wysp i tylko jeden masyw ldowy na tyle duy, by mona go byo nazwa kontynentem. O, to ten. Jak widzicie, przypomina troch sztylet skierowany ostrzem w d, porodku przedzielony waem. To ta linia. W rzeczywistoci jest to ogromny uskok tektoniczny - strome urwisko skalne - o wysokoci od trzech do dziesiciu kilometrw, przecinajce cay kontynent. Klif oraz znajdujcy si za nim acuch grski maj decydujcy wpyw na klimat. Felicity ma znacznie wysz temperatur ni wikszo zamieszkaych planet-na rwniku siga ona 100C. Jedynie umiejscowienie kontynentu w pobliu bieguna pnocnego powoduje, e ycie tu jest moliwe. Wilgotne, ciepe powietrze przemieszcza si w kierunku pnocnym, odbija si od acucha gr i skrapla na ich poudniowych stokach. Z gr w kierunku poudniowym spywa kilka duych rzek. Tam te widziano lady osad ludzkich i pl uprawnych, ale John Company nie bya tym zainteresowana. Na tym obszarze igy magnetometrw i grawimetrw nawet nie drgny. Tutaj natomiast wskaza palcem pnocn poow kontynentu - detektory dosownie oszalay. Grotwr, ktry wypitrzy pnocn cz ldu i utworzy porodku ten acuch grski, poruszy rwnie zoa metali cikich. W tym wanie miejscu, pord najbardziej opustoszaych terenw o jakich syszaem, bdziemy musieli zaoy kopalni. Nie ma tam prawie wody, gdy zatrzymuje j acuch grski, a to, co zdoa si przedosta, opada w postaci

Planeta mierci III

- 21 -

niegu. Jednym zdaniem, klimat jest chodny, suchy i zabjczy. I nigdy si nie zmienia. Nachylenie osi Felicity jest na tyle nieznaczne, e nastpstwa pr roku s praktycznie niezauwaalne. Pogoda w kadym punkcie ldu przez cay rok pozostaje taka sama. Aby zakoczy ten wspaniay obraz dodam jeszcze, e mieszkaj tam ludzie rwnie lub nawet bardziej niebezpieczni, ni wszelkie znane formy ycia na Pyrrusie. Naszym zadaniem bdzie osiedlenie si w samym rodku ich terytorium, wybudowanie wioski oraz uruchomienie kopalni. Czy macie pomys jak to zrobi? - Ja wiem - odezwa si Clon, wstajc powoli. By to ciki, niezdarny mczyzna o wygldzie neandertalczyka. Mia tak masywne uki brwiowe, e dla rwnowagi pozostae koci czaszki musiay by rwnie potne. Na mzg pozostawao wic bardzo niewiele miejsca. Posiada wspaniay refleks, ale myli kbice si w jego czaszce wydostay si na zewntrz z wielkim wysikiem. By ostatni osob, od ktrej Jason oczekiwa odpowiedzi. - Ja wiem - powtrzy. - Zabijemy ich wszystkich. Nie bd nam wtedy przeszkadza. - Dziki za propozycj - powiedzia Jason spokojnie. - Krzeso masz z tyu. Widz, e chcesz tu wprowadza takie same metody jak na Pyrrusie, mimo i tam nie zday egzaminu. Pomys wyglda atrakcyjnie, ale nie moemy sobie pozwoli na ludobjstwo. Powinnimy uywa nie zbw, lecz inteligencji. Przecie chcemy ten wiat otworzy, a nie zamkn. Ja proponuj zbudowa obz otwarty - przeciwiestwo zmilitaryzowanego fortu John Company. Myl, e zachowujc ostrono i uwanie obserwujc okolic, nie powinnimy da si zaskoczy. Mam nadziej, e uda nam si nawiza kontakt z tubylcami, dowiedzie si, co maj przeciwko grnikom i sprbowa zmieni ich nastawienie. Jeli kto ma lepszy plan dziaania, prosz go teraz przedstawi. W przeciwnym przypadku ldujemy moliwie najbliej poprzedniego obozu i czekamy na kontakt. Musimy mie oczy szeroko otwarte. Pamitacie, co si przydarzyo pierwszej ekspedycji? Zachowamy szczegln ostrono.

Planeta mierci III

- 22 -

Odnalezienie starej kopalni nie byo trudne. Rok powolnej wegetacji nie wystarczy, by ndzna rolinno zasonia wypalon przestrze. Magnetometr wyranie wskaza miejsce, gdzie pozostawiono ciki sprzt. ,,Waleczny" wyldowa w pobliu. Z gry bezkresny step wydawa si zupenie bezludny; wraenie to potgowao si na dole. Jason stal w otwartej luzie i dra w podmuchach suchego, mronego powietrza. Sycha byo tylko cichy szelest trawy. Chcia by na zewntrz pierwszy, ale zderzy si z Rhesem, a Kerk, korzystajc z zamieszania, przelizgn si obok nich i zeskoczy na ziemi. - Jaka saba grawitacja - powiedzia, rozgldajc si niespokojnie. - Nie ma wicej ni jeden G. Po Pyrrusie czuj si, jakbym fruwa. - Raczej ptora - stwierdzi Jason, wychodzc za nim ostronie. - Ale to i tak lepiej ni w domu. Ze statku wynurzya si pierwsza grupa - dziesiciu mczyzn. Starannie lustrowali okolic. Trzymali si na tyle blisko, aby si sysze, lecz jednoczenie nie zasania nawzajem widocznoci. Szli wolno, z pistoletami w kaburach, niewraliwi na mrony wiatr i zacinajcy piasek, ktry u Jasona wywoa zawienie oczu i podranienie skry. Na swj pyrrusaski sposb robili wraenie zadowolonych po tak dugiej i nudnej podry. - Co si rusza dwiecie metrw na poudniowy zachd! usyszeli gos Mety w suchawkach. Bya jedynym z obserwatorw, stojcych przy iluminatorach wewntrz statku. Odwrcili si w tamtym kierunku, gotowi na odparcie ataku. Pofadowana rwnina wci wygldaa na pust, ale wist strzay skierowanej w pier Kerka dowodzi, e byo to tylko zudzenie. Pyrrusanin zestrzeli j tak pewnie i spokojnie, jakby likwidowa atakujcego dopira. Rhes uskoczy na bok przed nastpn strza, tak e chybia celu. Czekali w napiciu, co bdzie dalej.

Planeta mierci III

- 23 -

"Atak - zastanawia si Jason - czy tylko zwiad? To przecie niemoliwe, by tak szybko po naszym przybyciu mogli si zorganizowa. Chocia, dlaczego nie?" Zacz rozglda si po okolicy, gdy nagle poczu ostry bl w gowie. Otoczya go ciemno. Nie czu nawet, jak pada.

Planeta mierci III

- 24 -

Rozdzia IV
Jason czu si okropnie. Gow rozsadza mu tpy, drczcy bl. Reszt wiadomoci czul, e gdyby tylko mg si obudzi, potrafiby temu zaradzi. Z jakiego powodu, ktrego nie mg poj, jego gowa koysaa si nieznonie na boki. Sprbowa poruszy rkoma. Wyczu pomidzy ramieniem a bokiem oby ksztat automatycznej kabury, ale pistolet nie wskoczy mu do doni. Zorientowa si dlaczego, gdy jego bdzce palce natrafiy na postrzpion kocwk kabla, ktry czy bro z kabur. Urywki myli tuky si po jego odrtwiaej gowie, szukajc wyjanienia tego, co si z nim stao. Kto... nie, co. Co go uderzyo. Odebrao mu bro. Co jeszcze? Dlaczego nic nie widzi? Co jeszcze znikno? Z pewnoci pas. Palcami niezdarnie obmacywa biodra, ale nie mg go znale. Nagle na co natrafi. Medpakiet, przechowywany w osobnym uchwycie, nadal pozostawa na swoim miejscu. Ostronie, tak by nie dotkn przycisku zwalniajcego - jeli mu si wylizgnie, przepadnie przesuwa urzdzenie w gr, a czujnik uruchamiajcy dotkn jego ciaa. Jakby z oddalenia usysza brzczenie analizatora, a drczcy bl, ktry rozsadza mu gow, sprawia, e nawet nie poczu ukucia igie. Gdy lek zacz dziaa, bl nieco zela. Teraz Jason postanowi zaj si swymi oczyma. Nie mg ich otworzy; co mu w tym przeszkadzao. To moga by krew, zwaywszy stan jego gowy. Umiechn si. "Skoncentruj si na jednym oku - mwi do siebie w mylach. - Skoncentruj si na prawym oku. Zacinij mocno, a do blu, a potem szybko otwrz..." Udao si. zy popyny mu po policzkach, ale wreszcie poczu, e powieki zaczy si rozwiera.

Planeta mierci III

- 25 -

Olepiajce, biae soce wiecio mu prosto w oczy. Musia je zmruy i odwrci gow. Jecha na czym skrzypicym i trzeszczcym, a przy jego twarzy majaczyo co, co przypominao krat. Soce dotkno horyzontu. To wane, powtarza sobie, wane, by zapamita, e dotkno horyzontu dokadnie za nim, no, moe troszeczk na prawo. Leki z medpakietu i szok mciy mu jasno umysu. Jeszcze raz. Zachd. Z tyu. Na prawo. Kiedy ostatni biay promie znikn za horyzontem, Jason zamkn udrczone oczy i, tym razem z ulg, zapad w nico. Obudziy go jakie niezrozumiae wrzaski. Jason poczu ostry bl w boku. Odsun si troch i usiowa wsta. Co ostrego kuo go w plecy. Znowu upad. "Pora otworzy oczy" -zdecydowa. Przetar sklejone powieki i udao mu si je wreszcie rozewrze. Jedno spojrzenie przekonao go, e lepiej, gdyby z tego zrezygnowa. Byo ju jednak za pno. Gos nalea do wielkiego, krzepkiego mczyzny, dziercego dwumetrow lanc, ktr poszturchiwa Jasona w ebra. Kiedy zobaczy, e ma on otwarte oczy, opar si o wczni, uwanie obserwujc jeca. Jason zrozumia swoje pooenie gdy stwierdzi, e znajduje si w klatce z elaznych sztab. Bya tak niska, e gdy siedzia, prawie dotyka gow jej wierzchoka. Wychyli si przez prty i uwanie obejrza przeladowc. By to niewtpliwie wojownik. Arogancja i pewno siebie biy z caej jego postaci, od szczerzcej zby czaszki zwierzcej na jego hemie, po ostrogi przy obcasach wysokich do kolan butw. Tors okrywa mu napiernik, wykonany najwyraniej z tego samego materiau, co hem. Pomalowany by w jaskrawy wzr, przedstawiajcy posta jakiego nieokrelonego zwierzcia. Oprcz lancy, mczyzna mia krtki miecz, zawieszony u pasa na zwykym rzemieniu, bet adnej pochwy. Jego opalona skra, ogorzaa od wiatry wiecia si, namaszczona jak oleist substancj. Jason,

Planeta mierci III

- 26 -

stojc pod wiatr, czu silny, zwierzcy odr niemytego db. Wojownik znowu zacz co krzycze w kierunku jeca, potrzsajc lanc. - Co si tak wydzierasz, gupku? I tak ci nie rozumiem - odkrzykn Jason. - Kyrdy du brydyk! - odpowiedzia przenikliwy gos. - Nawet si nie wysilaj, ole - rzuci Jason. Mczyzna chrzkn i splun w kierunku uwizionego. - Kania si ty - powiedzia - ty zna jzyk "pomidzy"? amana i kaleka odmiana angielskiego bya tu prawdopodobnie uwaana jako rodzaj drugiego jzyka. "Myl, e nigdy si nie dowiemy, kto pierwotnie osiedli si na tej planecie, ale jedno jest pewne: mwi po angielsku - myla Jason. - Podczas Awarii, kiedy czno midzy planetami zostaa zerwana, ten wiat musia popa we wtrne barbarzystwo i wyksztaci szereg lokalnych dialektw. Ale, chocia ubogi, angielski pozosta w ich pamici i suy do porozumiewania midzy plemionami. Aby by zrozumianym, wystarczy po prostu mwi niepoprawnie". - Co ty mwisz? - warkn wojownik, nie rozumiejc mamrotania jeca. Jason uderzy si w pier. - Oczywicie, ja mwi jzyk ,,pomidzy" tak dobrze, jak ty mwi jzyk ,,pomidzy". To najwidoczniej usatysfakcjonowao wojownika, gdy odwrci si i odszed, torujc sobie drog przez tum. Teraz dopiero Jason mg dokadniej przyjrze si przechodzcym ludziom. Widzia wycznie mczyzn wojownikw. Ich odzie bya wariacj na jeden temat: wysokie buty, miecze, ppancerze i hemy. Stroju dopeniay wcznie i krtkie uki na ktrych wymalowane byy jakie barwne, zapewne magiczne, znaki. Za nimi wznosiy si okrge, to-szare budowle, kolorem zlewajce si z lich traw. Naraz w tumie nastpio jakie poruszenie. Wojownicy rozstpili si, tworzc przejcie dla nadchodzcej rozkoysanym krokiem

Planeta mierci III

- 27 -

bestii z jedcem na grzbiecie. Jason pozna zwierz z opowiada tych, ktrzy przeyli masakr. Pod wieloma wzgldami przypominao ono konia, byo jednak dwa razy wiksze i pokryte wochatym futrem. Gowa stwora, podobna do koskiej, bya nieproporcjonalnie maa i osadzona na stosunkowo dugiej szyi. Przednie nogi, zdecydowanie dusze od tylnych, powodoway, e grzbiet opada ku tyowi. Silne, grube apy miay ostre pazury, ktre ryy ziemi, znaczc drog. Cisz przerwa chrapliwy dwik rogu. Jason odwrci si i zobaczy zwart grup mczyzn, zmierzajcych szybko w stron klatki. Drog torowao trzech onierzy z opuszczonymi wczniami. Z tyu jecha czwarty, wymachujc zatknitym na drgu proporcem. Idcy za nimi wojownicy z obnaonymi mieczami, otaczali dwie postacie. Jedn z nich by w waciciel lancy, ktry tak delikatnie przywraca Jasona do ycia. Drugi, o gow wyszy od innych, mia wysadzany drogimi kamieniami napiernik i zoty hem ozdobiony par rogw. Posiada jeszcze co, co Jason dostrzeg dopiero, gdy mczyzna zbliy si do klatki: spojrzenie jastrzbia, drapienika, pewnego siebie na swych wociach. By wodzem i dobrze o tym wiedzia. Przyjmowa to jako rzecz oczywist. On - wojownik, wdz wojownikw. Praw rk wspiera si na rkojeci bogato zdobionego miecza, lew, poznaczon bliznami, podkrca sumiastego wsa. Zatrzyma si przy klatce, patrzc wadczo na Jasona, ktry bezskutecznie prbowa odwzajemni to spojrzenie. Skulona pozycja i aosny wygld nie dodaway mu godnoci. - Padnij przed Temuchinem - rozkaza jeden z onierzy trcajc Jasona drzewcem lancy. Moe byoby lepiej, gdyby si ukorzy, ale Jason zgity wp, uparcie trzyma podniesion gow, wpatrujc si w tamtego. - Skd jeste? - Temuchin zapyta gosem tak nawykym do wydawania rozkazw, e Jason odpowiedzia natychmiast.

Planeta mierci III

- 28 -

- Z daleka; z miejsca, ktrego nie znasz. - Z innego wiata? - Tak. Skd wiesz, e istniej inne wiaty? - Jedynie z pieni minstreli. Do czasu przybycia pierwszego statku nie sdziem, e mwi prawd. Teraz widz, a mieli racj. Pstrykn palcami i jeden z onierzy poda mu sczernia, pogit strzelb. - Czy moesz sprawi, by to znw zabijao? - zapyta. - Nie. - Bro musiaa nalee do pierwszej ekspedycji - A to? - Temuchin podnis pistolet Jasona, z ktrego smtnie zwisay kable zasilajce. - Nie wiem. - Jason by rwnie spokojny jak jego przeladowca. - Musiabym przyjrze mu si z bliska. - Ten rwnie spalicie. - Temuchin odrzuci pistolet, Ich bro trzeba niszczy ogniem. Powiedz mi teraz, cudzoziemcze, po co tu przybylicie. ,,Byby niezym pokerzyst - pomyla Jason - nie mog zajrze mu w karty, a on zna moje. Co mam odpowiedzie? Moe prawd... Waciwie, czemu nie? - Moi ludzie chc zabra metal z ziemi - powiedzia gono. - Nikogo nie skrzywdzimy, zapacimy nawet. - Nie - zabrzmiao kategorycznie i nieodwoalnie. Temuchin odwrci si. - Zaczekaj, jeszcze nie syszae wszystkiego! - I tak za wiele - rzuci przez rami. - Bdziecie kopa, wstan budynki, z nich wyronie miasto, bd ogrodzenia. Rwniny. musz pozosta otwarte. - Po czym doda tym samym, stanowczym tonem: - Zabi go! Gdy gromada mczyzn odwrcia si, podajc za swym wodzem, onierz nioscy sztandar znalaz si blisko klatki. Na szczycie drzewca zatknita bya ludzka czaszka, a sama chorgiew zrobiona bya z ludzkich kciukw, wysuszonych i zmumifikowanych. - Stjcie! - krzykn za nimi. - Dajcie wytumaczy! Nie moecie tak po prostu... Oczywicie mogli. Oddzia onierzy otoczy klatk. Jeden z nich wczoga si pod spd. Rozleg si brzk acuchw i klatka zakoysaa si na skrzypicych

Planeta mierci III

- 29 -

zawiasach. Prbowali wycign Jasona, ale ten skuliwszy si, wczepi w prty. Naraz skoczy; kopn w twarz jednego przeciwnika i run na stojcych z tyu. Wynik walki by z gry przesdzony, ale postanowi drogo sprzeda swe ycie. Jeden z onierzy lea powalony, drugi siedzia, trzymajc si za gow. Jednak reszta w kocu go obezwadnia i powloka za sob. Jason kl w szeciu rnych jzykach, ale robio to na nich rwnie niewielkie wraenie, jak i jego ciosy. - Jak daleko leciae, by dotrze na nasz planet? zapyta kto. - "Ekmortu" - wymamrota Jason, wypluwajc krew i kawaek zba. - Jaki jest twj wiat? Podobny do tego? Cieplejszy, czy chodniejszy? Jason, niesiony twarz w d, odwrci gow, by spojrze napylajcego. By nim siwowosy mczyzna odziany w skrzane achmany, ktre kiedy musiay by to-zielone. Za Skulona pozycja i aosny wygld nie dodaway mu godnoci. - Padnij przed Temuchinem - rozkaza jeden z onierzy, trcajc Jasona drzewcem lancy. Moe byoby lepiej, gdyby si ukorzy, ale Jason zgity wp, uparcie trzyma podniesion gow, wpatrujc si w tamtego. - Skd jeste? - Temuchin zapyta gosem tak nawykym do wydawania rozkazw, e Jason odpowiedzia natychmiast. - Z daleka; z miejsca, ktrego nie znasz. - Z innego wiata? - Tak. Skd wiesz, e istniej inne wiaty? - Jedynie z pieni minstreli. Do czasu przybycia pierwszego statku nie sdziem, e mwi prawd. Teraz widz, e mieli racj. Pstrykn palcami i jeden z onierzy poda mu sczernia, pogit strzelb. - Czy moesz sprawi, by to znw zabijao? - zapyta. - Nie. - Bro musiaa nalee do pierwszej ekspedycji. - A to? - Temuchin podnis pistolet Jasona, z ktrego smtnie zwisay kable zasilajce.

Planeta mierci III

- 30 -

- Nie wiem. - Jason by rwnie spokojny jak jego przeladowca. - Musiabym przyjrze mu si z bliska. - Ten rwnie spalicie. - Temuchin odrzuci pistolet. Ich bro trzeba niszczy ogniem. Powiedz mi teraz, cudzoziemcze, po co tu przybylicie. "Byby niezym pokerzyst - pomyla Jason - nie mog zajrze mu w karty, a on zna moje. Co mam odpowiedzie? Moe prawd... Waciwie, czemu nie? " - Moi ludzie chc zabra metal z ziemi - powiedzia gono. - Nikogo nie skrzywdzimy, zapacimy nawet. - Nie - zabrzmiao kategorycznie i nieodwoalnie. Temuchin odwrci si. - Zaczekaj, jeszcze nie syszae wszystkiego! - I tak za wiele - rzuci przez rami. - Bdziecie kopa, powstan budynki, z nich wyronie miasto, bd ogrodzenia. Rwniny musz pozosta otwarte. - Po czym doda tym samym, stanowczym tonem: - Zabi go! Gdy gromada mczyzn odwrcia si, podajc za swym wodzem, onierz nioscy sztandar znalaz si blisko klatki. Na szczycie drzewca zatknita bya ludzka czaszka, a sama chorgiew zrobiona bya z ludzkich kciukw, wysuszonych i zmumifikowanych. - Stjcie! - krzykn za nimi. - Dajcie wytumaczy! Nie moecie tak po prostu... Oczywicie mogli. Oddzia onierzy otoczy klatk. Jeden z nich wczoga si pod spd. Rozleg si brzk acuchw i klatka zakoysaa si na skrzypicych zawiasach. Prbowali wycign Jasona, ale ten skuliwszy si, wczepi w prty. Naraz skoczy; kopn w twarz jednego przeciwnika i run na stojcych z tyu. Wynik walki by z gry przesdzony, ale postanowi drogo sprzeda swe ycie. Jeden z onierzy lea powalony, drugi siedzia, trzymajc si za gow. Jednak reszta w kocu go obezwadnia i powloka za sob. Jason kl w szeciu rnych jzykach, ale robio to na nich rwnie niewielkie wraenie, jak i jego ciosy. - Jak daleko leciae, by dotrze na nasz planet? zapyta kto.

Planeta mierci III

- 31 -

- "Ekmortu" - wymamrota Jason, wypluwajc krew i kawaek zba. - Jaki jest twj wiat? Podobny do tego? Cieplejszy, czy chodniejszy? Jason, niesiony twarz w d, odwrci gow, by spojrze na pytajcego. By nim siwowosy mczyzna odziany w skrzane achmany, ktre kiedy musiay by to-zielone. Za nim wlk si wysoki chopak o zaspanych oczach, ubrany w podobny strj. - Wiesz tak duo - baga stary - musisz mi co powiedzie. onierze odepchnli ich, zanim Jason zdoa powiedzie par dosadnych sw, ktre przychodziy mu na myl. Trzymao go tylu ludzi, e by zupenie bezbronny. Postawili go przy grubym, elaznym palu wkopanym mocno w ziemi i zaczli zdziera z niego ubranie. Kamizelka ochronna i sprzczki stawiay opr, wic jeden z nich wydoby sztylet i przeci materia, nie zwracajc uwagi, e zadaje mu rany. Obnaony do pasa, zakrwawiony, Jason ledwie trzyma si na nogach. Pchnito go na ziemi i rzemieniem zwizano nadgarstki. Potem onierze odeszli. Pomimo wczesnego popoudnia byo bardzo zimno. Odarty z ciepego ubrania dra z chodu, ale szok termiczny szybko przywrci mu pen wiadomo. Wiedzia, co teraz nastpi. Rzemie krpujcy jego nadgarstki o dugoci okoo trzech metrw by drugim kocem przymocowany do wierzchoka pala. Jason sta sam, porodku pustego placu. Wok trwaa gorczkowa krztanina. Ludzie siodali swe garbate bestie. Pierwszy, ktry by gotw, wyda przenikliwy okrzyk i natar na Jasona z pochylon lanc. Bestia, szybka jak byskawica, pdzia naprzd, drc pazurami ziemi. Jason wykona jedyny moliwy w tej sytuacji manewr przeskoczy na drug stron pala. Mczyzna dgn lanc, ale przejedajc obok pala musia j cofn. Tylko intuicja ocalia Jasona, gdy odgos drugiej atakujcej bestii zupenie uton w grzmocie pierwszej

Planeta mierci III

- 32 -

szary. Rzuci si w kierunku pala, znw unikajc ciosu. Ostrze zadwiczao o metal. Pierwszy jedziec zawraca wierzchowca, gdy Jason dostrzeg, e trzeci osioda ju swoj besti i sta gotw do ataku. Ta zabawa moga mie tylko jeden koniec; nie mg tak przecie wywija bez koca. "Pora wyrwna szans" - pomyla, schylajc si po bagnet ukryty za cholew. Na szczcie wci si tam znajdowa. Trzeci jedziec rozpocz szar. Jason podrzuci n w gr, chwyci zbami i zacz przecina wizy. Udao si! Przyczai si za palem, a gdy napastnik go mija zaatakowa. Przerzuci n do lewej rki, praw prbujc chwyci wojownika za nog i cign na ziemi. Zwierz pdzio jednak zbyt szybko i trafi w jego bok, tu za siodem. Wczepi si palcami w zmierzwione futro. Potem wszystko rozegrao si byskawicznie. Kiedy jedziec odwrci si w siodle, prbujc go strci, Jason zatopi swj n w zadzie zwierzcia. Ostrogi uywane przez wojownikw uodporniy ju wierzchowce na takie bodce, szczeglnie w okolicy eber. Jednak miejsce, w ktre trafi Jason - nieco poniej ogona - miao zupenie inn wraliwo. Ciaem zwierzcia wstrzsn nagy dreszcz. Rzucio si do przodu, jakby w jego wntrznociach zwolniono jak spryn. Jedziec straci rwnowag i wypad z sioda. Jason jedn rk wczepiony by w futro zwierzcia, drug coraz gbiej wbija sztylet. Wytrzyma pierwszy skok, drugi... Wszystko: zwierzta, ludzie migao mu przed oczami z oszaamiajc szybkoci. Trzeci skok... To okazao si ju ponad jego siy, wylecia w powietrze jak z procy. Uderzajc o ziemi wywin kilka kozw. Zorientowa si, e wyldowa pomidzy dwoma namiotami, zerwa si natychmiast i popdzi przed siebie uliczk rozdzielajc luno porozrzucane wigwamy, suce za mieszkania. Znajdowa si na prostej, szerokiej drodze.

Planeta mierci III

- 33 -

Myl o wczniach, mogcych lada chwila utkwi w jego plecach, kazaa mu skrci w prawo, tu za pierwszym zakrtem. Krzyki dochodzce z tyu ostrzegay przed pogoni. Na razie mia przewag, zastanawia si jednak, jak dugo zdoa j utrzyma. W jednym ze stojcych przed nim domw podniosa si skrzana derka zasaniajca wejcie i w otworze ukaza si siwowosy mczyzna - ten sam, ktry poprzednio nagabywa Jasona. Widocznie zorientowa si w sytuacji, bo odsuwajc szerzej zason, wpuci go do rodka. Nie byo czasu na dugie rozmylania. Pdzc na zamanie karku, Jason rozglda si wok, ale nie widzia adnego innego schronienia. Wskoczy do rodka, pocigajc za sob starego. Dopiero teraz zda sobie spraw, e wci trzyma w rku bagnet. Przyoy go do szyi starca. - Piniesz swko, a zginiesz - sykn. - Dlaczego miabym ci zdradzi? - zachichota stary. Sam ci tu sprowadziem. Jestem gotw ryzykowa wszystkim dla wiedzy. Cofnij si, to zamkn wejcie. Ignorujc n, zacz sznurowa opuszczon klap. Rozgldajc si szybko po wntrzu, Jason zobaczy drzemicego przy ogniu wyrostka o zaspanych oczach. Nad paleniskiem wisia elazny garnek. Zasuszona starucha co w nim . mieszaa, zupenie nie zwracajc uwagi na zamieszanie przy wejciu. - Do tyu! Na d - powiedzia starzec, popychajc Jasona.! - Zaraz tu bd. Nie mog ci tu znale! "Krzyki byo sycha coraz bliej. Jason stwierdzi, e nie ma innego wyjcia. - Pamitaj, n mam w pogotowiu - ostrzeg, siadajc przy tylnej cianie i pozwalajc si przykry stosem stchych skr. Po chwili zagrzmia ciki tupot setek ng; zewszd day si sysze liczne gosy. Siwobrody okry gow Jasona skrzanym szalem, zasaniajc twarz. W usta wetkn mu mierdzc, skrzan fajk, ktr wygrzeba z woreczka wiszcego u pasa. Ani starucha, ani wyrostek nie zwracali na to uwagi.

Planeta mierci III

- 34 -

Nie obejrzeli si nawet, gdy mocne szarpnicie unioso skr zasaniajc wejcie, a w otworze ukazaa si zaronita twarz wojownika. Jason siedzia bez ruchu, uwanie ledzc kady jego ruch. W doni ciska bagnet, gotw w kadej chwili zrobi z niego uytek. Wojownik rozejrza si po ciemnym wntrzu i krzykn co, co zabrzmiao jak pytanie. Siwobrody odpowiedzia przeczco. Intruz znikn rwnie szybko, jak si pojawi, a stara kobieta podesza do wejcia, by je znw zasznurowa. Lata wczgi po galaktyce nie dostarczyy Jasonowi zbyt wielu dowodw bezinteresownego miosierdzia. Jego podejrzliwo bya wic w peni usprawiedliwiona. N mia cigle w pogotowiu. - Dlaczego ryzykujesz? - zapyta. - Minstrel zaryzykuje wszystko dla wiedzy - odrzek mczyzna, siadajc przy ogniu - nie obchodz mnie wanie plemienne. Nazywam si Oariel. Moe te by si przedstawi? - Sam Riverboat - powiedzia Jason. Odoy n i zacz z powrotem wciga kamizelk ochronn. Kama odruchowo. Nie chcia odkry kart. - Z jakiego wiata pochodzisz? - Z nieba. - Czy jest wiele wiatw zamieszkaych przez ludzi? - Przynajmniej 30.000, cho nikt nie zna dokadnej liczby. - Jaki jest twj wiat? Jason rozejrza si wok i po raz pierwszy od chwili, gdy zosta porwany, mia czas, aby si zastanowi. Jak dotd dopisywao mu szczcie, ale kto wie, jak daleko byo jeszcze do koca tej przygody? - Jaki jest twj wiat? - powtrzy Oariel. - A jaki jest twj, starcze? Oariel milcza przez chwil; w jego pprzymknitych oczach bysna wesoo. Po chwili skin gow. - Zgoda. Odpowiem na twoje pytania, jeli ty odpowiesz na moje.

Planeta mierci III

- 35 -

- W porzdku. Bdziesz mwi pierwszy. Ja mam wicej do stracenia, gdyby nam przerwano. Ale zanim zaczniemy t zabaw, musz si oporzdzi. Do tej pory jako nie znalazem na to czasu. Chocia pistolet przepad, autokabura bya nadal na swoim miejscu. Jej baterie mogy si jeszcze przyda. Straci pas, a kieszenie starannie mu przetrznito. Medpakiet ocala tylko dlatego, e by umocowany z tyu. Musia na nim lee, kiedy go rewidowano. Zapasowa amunicja i pojemnik z granatami rwnie zginy. Ale mia radio! Musieli nie zauway w ciemnoci paskiej kieszonki. Miao niewielki zasig - tylko do linii horyzontu, ale to mogo wystarczy, by namierzy statek, a moe nawet wezwa pomoc. Wyj je z kieszeni i od razu humor mu si zepsu. Obudowa bya roztrzaskana, a z pknicia wystaway podzespoy. Sprbowa je wczy. Rezultat by taki, jak przewidywa. Cisza. Fakt, e ukryty za klamr pasa chronometr nadal wskazywa dokadny czas, stanowi niewielkie pocieszenie. Bya dziesita rano. Wspaniale. Kiedy wyldowali na Felicity nastawi go na dwudziestogodzinn dob. Soce byo wwczas w zenicie. ,,Niele, jak na pocztek - pomyla, sadowic si wygodnie na skrach. - Porozmawiajmy, Oarielu. Kto jest tutaj szefem? Ten, ktry kaza mnie zgadzi? - To On, Temuchin Wojownik, Nieustraszony, On - Armia elaznych, Niszczyciel... - Dobra. To wiem i bez ciebie. Co on ma przeciwko obcym i budynkom? - Pie Wolnych - powiedzia Oariel, szturchajc w ebra swego asystenta. Wyrostek pisn i zacz grzeba w stosie futer. Wydoby stamtd instrument przypominajcy lutni, ale o dugim gryfie i tylko dwu strunach. Przy jego akompaniamencie zacz piewa wysokim gosem: Wolni jak wiatr Wolni jak rwniny, po ktrych wdrujemy

Planeta mierci III

- 36 -

Nie znajc domu Innego ni nasze namioty. Nasi przyjaciele Moropy, Ktre nios nas w bj, Niszczc budowle Tych, ktrzy chc nas zapa w puapk. Tak to mniej wicej brzmiao. Monotonna pie trwaa i trwaa, a Jason poczu, e ogarnia go senno. Przerwa piewakowi i zada jeszcze kilka pyta. Z tego wszystkiego powoli zacz mu si krystalizowa obraz Felicity. Od oceanw na wschodzie i na zachodzie, Wielki Klif na poudniu, po gry na pnocy, nie byo ani jednego staego osiedla, same dzikie plemiona. Wdroway po rwninach, zwalczajc si wzajemnie w cigych waniach i konfliktach. Kiedy byy tu miasta, o niektrych nawet piewano pieni, ale teraz pozostao po nich tylko wspomnienie. Wojna musiaa by duga i okrutna, jeli tyle wiekw pniej pie zachowaa jeszcze tyle emocji. Bezkompromisowa nienawi. Przy ograniczonych zasobach naturalnych tej jaowej planety, rolnicy ' nomadowie nie mogli y obok siebie w pokoju. Farmerzy budowali osady wok nielicznych rde i odgradzali je potami od koczownikw i ich stad. Ci czyli si w due grupy i prbowali zniszczy osadnikw. Powiodo im si do tego stopnia, e jedynym ladem po dawnych wrogach bya pena nienawici pami. Surowi, gwatowni, barbarzyscy zdobywcy przemierzali bezkresne stepy caymi klanami lub plemionami, wdrujc za swymi stadami. Pisma nie znano, tylko minstrele, ktrzy mogli swobodnie przenosi si od szczepu do szczepu, przechowywali pami o dawnych czasach. Ich piew by rozrywk i edukacj zarazem. Ze wzgldu na surowy klimat nie rosy tu adne drzewa, tote nie znano drewnianych narzdzi ani sprztw. Pnocny acuch gr kry bogate zoa wgla i rudy elaza, wic wanie ten metal by w powszechnym uyciu. On to oraz zwierzce rogi, koci surowa skra byy prawie jedynymi dostpnymi surowcami. Wyrany wyjtek stanowiy hemy i

Planeta mierci III

- 37 -

napierniki. Niektre wykonano z elaza, ale najlepsze pochodziy od plemion zamieszkujcych odlege wzgrza, wypitrzone z azbestopodobnych ska. Uzyskiwano z nich wkna, ktre nastpnie mieszano z ywic pewnej szerokolistnej roliny, wytwarzajcej rodzaj laminatu. By lekki jak aluminium, mocny jak metal, ale bardziej elastyczny ni najlepsza stal sprynowa. Technika ta, odziedziczona niewtpliwie po pierwszych osadnikach, jeszcze sprzed Wielkiej Awarii, bya jedyn cech wyrniajc koczownikw spord innych barbarzycw epoki elaza. Ich ycie byo niebezpieczne, brutalne i krtkie. Kade plemi miao swe pastwiska, na ktrych koczowao. Granice nie byy jednak zbyt precyzyjnie okrelone i czsto kontrowersyjne, tote wanie i wojny byy na porzdku dziennym. Mieszkali w namiotach - "camachs". Byy to niewyprawione skry, rozpite na elaznych prtach. Ustawienie | lub zoenie camachs trwao zaledwie kilka minut. Gdy plemi zmieniao miejsce pobytu, namioty i reszt domowego sprztu transportowano na cignionych przez moropy ramach zwanych escung. Przypominay one travois na koach. W przeciwiestwie do kz i byda - potomkw ziemskich zwierzt, moropy pochodziy z wysokich stepw Felicity. Te trawoerne stworzenia byy od wiekw udomowione i hodowane, podczas gdy ich dzikich pobratymcw wybijano. Gruba skra chronia je od zimna i potrafiy do dwudziestu dni obywa si bez wody. Suyy jako zwierzta pocigowe, a take do jazdy wierzchem. Nie przeszkadzno im, wic Jason czu si na razie bezpieczny. Byo ju pne popoudnie, musia wic obmyli sposb ucieczki na statek. Czeka, a gdy Oariel przerwa dla nabrania powietrza, zada mu kilka wasnych pyta. - Ilu mczyzn jest w obozie? Bard, wci popijajcy achadh - sfermentowane mleko zaczyna powoli traci rwnowag. Bekota, rozkadajc szeroko rce.

Planeta mierci III

- 38 -

- To synowie szakala - zacz. Ich ilo wystarczy; by poczerniay rwniny, ich przeraajcy widok sieje groz. - Nie prosiem o opowie plemienn, lecz o adn, okrg liczb. - To wiedz tylko bogowie. Moe sto, moe milion. - Ile jest 20 doda 20? - przerwa mu Jason. - Nie zawracam sobie gowy gupimi liczbami. - Nie wymagam przecie znajomoci wyszej matematyki, jak na przykad liczenia do stu!

Rozdzia V
Jason podnis si i wyjrza przez; szpar przy wejciu. Wysokie cirrusy egloway po jasnym niebie. Cienie zaczy si wydua. - Pij - powiedzia Oariel, wymachujc skrzanym bukakiem z achadh. - Jeste moim gociem, musisz wypi. Cisz przerwa jedynie zgrzyt piasku, ktrym stara

Planeta mierci III

- 39 -

kobieta szorowaa garnek. Ucze drzema, zwiesiwszy gow. - Nigdy nie odmawiam - powiedzia Jason, podchodzc po bukak. Kiedy podnosi go do ust dostrzeg, e starucha zerkna w gr, a potem znw pochylia si nad robot. Jason rzuci si w bok, bukak polecia w kt. Maczuga musna jego ucho i uderzya w rami. Turlajc si, Jason kopn na olep. Jego stopa trafia chopca w brzuch. Ten zgi si wp, a zaostrzony, elazny koek wypad z jego bezwadnych rk. Oariel, nie udajc duej pijanego, wydoby spod futer dugi, obosieczny miecz i natar na Jasona. Chocia ostrze chybio, jednak uderzenie maczugi sparaliowao mu prawy bok i rami. Jednak lew rk mia sprawn, tote Jason dopad starego i chwyci za gardo, zaciskajc kciuk i palec wskazujcy na gwnych naczyniach krwiononych. Mczyzna wierzgn konwulsyjnie i osun si nieprzytomny na ziemi. W tym momencie starucha wydobya wieccy, piowaty n namiot byt chyba arsenaem ukrytej broni -i skoczya do ataku. Na szczcie Jason, zawsze ostrony, mia j na oku. Puci barda i podbi jej nadgarstek. "N upad na ziemi. Cala akcja trwaa moe dziesi sekund. Oariel i jego ucze leeli nieprzytomni jeden na drugim, a starucha, rozcierajc nadgarstek, szlochaa przy ognisku. - Dziki za gocin - powiedzia Jason, usiujc rozmasowa bezwadne rami. Kiedy znw mg rusza palcami zwiza i zakneblowa kobiet oraz mczyzn, ukadajc ich rwnym rzdkiem na pododze. Oariel otworzy oczy. Kipia nienawici. - Kto sieje wiatr, zbiera burz - rzek Jason, grzebic w futrach. - To te moecie sobie zapamita. Myl, e nie mona was wini za to, e chcielicie zapa dwie sroki za ogon - zdoby informacje, nie tracc nagrody. Bylicie jednak odrobin zbyt chciwi. Teraz wam pewnie przykro, ale nie bdziecie mieli nic przeciwko temu, e przebior si w wasze zatuszczone skry. Wezm te ten stary, futrzany kapelusz i bro.

Planeta mierci III

- 40 -

Oariel warkn i wok knebla pojawio si troch piany. - Co za jzyk? - powiedzia Jason. Nasun kapelusz nisko na oczy i podnis zaostrzony pal, zawijajc go w dug skr. - Ani ty, ani ta stara dama nie macie na to do zbw, ale twj ucze ma wspaniae siekacze. Moe przeu knebel, a potem rzemienie na waszych nadgarstkach. Do tego czasu bd ju daleko. Cieszcie si, e nie jestem taki jak wy, bo ju bylibycie martwi. Podnis bukak z achadh i przewiesi przez rami. - To wezm na drog. Jeszcze raz za wszystko dzikuj. Kiedy wystawi gow z camachu. w zasigu wzroku nie byo nikogo. Zasznurowa wejcie od zewntrz. Spojrza w niebo, a potem ruszy przed siebie midzy rzdami namiotw. Ze spuszczon gow, wolno powlk si przez obz barbarzycw. Nikt nie zwrci na niego najmniejszej uwagi. Zakutani przed zimnem, wszyscy mczyni i kobiety, modzi i starzy - mieli ten sam, obszarpany, nieokrelony wygld. Jedynie wojownicy wyrniali si strojem i dlatego atwo byo zej im z drogi, kryjc si midzy camachy. Reszta mieszkacw robia to samo, wic nie budzio to niczyjego zdziwienia. Wida byo, e obz rozbito bez adnego planu. Camachy byy rozrzucone w nierwnych rzdach, ustawione najwyraniej tam, gdzie zatrzymali si ich waciciele. W kocu namioty przerzedziy si i Jason stan oko w oko ze stadem maych, kudatych krw o diabelskim spojrzeniu. Zauway kilku uzbrojonych stranikw, trzymajcych sptane moropy. Przypieszy wic, ale tylko troch, by nie wzbudzi podejrze. Sdzc po odgosach - i zapachu - w pobliu musiao by stado kz. Omin je. Wkrtce znalaz si przy ostatnim camachu. Przed nim, a po horyzont, rozcigaa si bezkresna rwnina. Soce wanie zachodzio. Szczliwy, patrzy na nie, mruc oczy. "Zachd dokadnie z tyu, moe troch na prawo - pomyla - tyle tylko pamitam z tej caej jazdy. Jeli teraz zmianie kierunek o 180 i

Planeta mierci III

- 41 -

pomaszeruj prosto w zachodzce soce, powinienem doj do statku. Pod warunkiem, e potrafi i rwnie szybko jak ci bandyci, no i jeli oni nigdzie po drodze nie skrcali. Mam nadziej, e aden z tych krwioerczych typw mnie nie znajdzie..." Potrzsn gow i przecign si. Pocign yk wstrtnego achadh. Podnoszc bukak do ust, rozejrza si i stwierdzi, e nikt go nie obserwuje. Wytar usta rkawem i ruszy z wolna w pusty step. Nie uszed daleko. Gdy tylko napotka rw, ktry dawa jako tak oson, natychmiast wskoczy do niego i przycigajc kolana do piersi czeka, a zapadnie cakowita ciemno. Nie byo mu najwygodniej. Dra z zimna, suchajc, jak wiatr hula mu nad gow, ale nie mia innego wyjcia. Pooy odamek skay na skraju rowu, aby dokadnie oznaczy ' miejsce, w ktrym zajdzie soce, a potem znw skuli si pod przeciwleg cian. Obejrza jeszcze raz radio, nawet otworzy je, by ostatecznie stwierdzi, e nic si ni da zrobi. Od tej chwili po prostu siedzia i czeka, a soce zniknie za horyzontem i wzejd gwiazdy. aowa, e przed ldowaniem nie obserwowa ich dokadniej, ale teraz byo ju za pno. Nie zna tutejszych gwiazdozbiorw, nie mia pojcia, czy bya tu jaka gwiazda polarna lub choby podbiegunowa konstelacja, wedug ktrej mgby ustali kierunek. Z map i wykresw, ktre zawzicie studiowa w czasie lotu zapamita jedynie, e ldowisko znajdowao si niemal dokadnie na siedemnastym poudniku i siedemdziesitym stopniu szerokoci pnocnej. Gdyby to bya gwiazda polarna, znajdowaaby si dokadnie siedemdziesit stopni nad horyzontem. Majc kilka nocy i jaki ktomierz, atwo by j namierzy. Niestety, byo to niemoliwe. To samo dotyczyo temperatury. Zrobi par krokw sprawdzajc, czy ma jeszcze czucie w stopach. Pnocna o obrotu byaby siedemdziesit stopni nad pnocnym horyzontem, to znaczy, e soce w poudnie znajdzie si dokadnie dwadziecia stopni nad horyzontem poudniowym. Tak by

Planeta mierci III

- 42 -

musi codziennie, przez cay rok, poniewa o obrotu planety jest dokadnie prostopada do paszczyzny ekliptyki. Z tego powodu nie ma tu dugich i krtkich dni, nie ma pr roku. Wszdzie na tej planecie soce zawsze wschodzi w tym samym punkcie. Dzie po dniu, rok po roku zatacza identyczny uk na niebie i zachodzi dokadnie w tym samym miejscu. Dzie i noc na caej planecie s rwne. Niezmienny pozostaje te kt padania promieni sonecznych, co oznacza, e ilo promieniowania odbieranego w kadym miejscu jest staa przez cay rok. Rwna dugo dni i nocy, staa dawka energii, jednakowa pogoda - chcc nie chcc trzeba si do tego przyzwyczai. Rwnie na ziemi w tropikach jest zawsze gorco, a na biegunach panuje wieczny mrz. Soce wygldao teraz jak przyciemniony, ty krek, zawieszony nad ostro zarysowan lini horyzontu. Ze wzgldu na du szeroko geograficzn nie znikao natychmiast, || lecz wolno si przesuwao. Gdy wida byo tylko poow krka, Jason oznaczy to miejsce na krawdzi rowu, potem wyszed i pooy tam kamie. - Zupenie niele - powiedzia na gos - Wiem teraz, gdzie soce zachodzi, ale co zrobi w nocy? Myl, Jasonie, myl: od tego zaley twoje ycie. - Zadra, oczywicie z zimna. - Chciabym dokadnie zna miejsce zetknicia soca z horyzontem. Ile to stopni na pnocny zachd? Przy braku nachylenia osiowego, problem powinien by prosty. - Kreli na piasku uki i kty, mruczc do siebie: - Jeli o jest pionowa, to codziennie musi by zrwnanie dnia z noc, co znaczy ho ho! - Pstrykn palcami, ale byy zbyt zmarznite, wic nie bardzo mu to wyszo. - Oto odpowied! Jeli dzie i noc s rwne, moe by tylko jedno miejsce, na kadej szerokoci, gdzie soce zachodzi i wschodzi. Musi ono zatoczy stu osiemdziesicio stopniowy uk na niebie, wic musi wschodzi dokadnie na wschodzie, a zachodzi na zachodzie. Eureka! Jason wycign w bok prawe rami i obraca si tak dugo, a jego palec wskazywa dokadnie punkt orientacyjny. "To to proste. Teraz wskazuj na zachd,

Planeta mierci III

- 43 -

a patrz na poudnie. Jeli wycign lew rk, bdzie ona wskazywa dokadnie wschd. Wszystko, co teraz powinienem zrobi, to poczeka w tej pozycji, a wzejd gwiazdy" - pomyla. Jason zastanowi si chwil, po czym postanowi ulepszy nieco t osobliw technik. Pooy kamie na wschodniej krawdzi rowu, tu nad miejscem, gdzie poprzednio siedzia. Potem wspi si na przeciwleg cian i popatrzy na znad pierwszego kamienia. Zobaczy jasn, bkitn gwiazd, ktra akurat w tym miejscu wisiaa nisko nad horyzontem i ukazujcy si wanie gwiazdozbir w ksztacie litery ,,z". - Gwiazdo przewodnia, pjd za tob - powiedzia. Odpi sprzczk od pasa, by spojrze na fosforyzujc tarcz zegarka. - Mam. Przy dwudziestogodzinnej dobie przez dziesi godzin jest ciemno, a przez dziesi jasno. Pjd teraz prosto, majc swoj gwiazd za plecami. Za pi godzin stanie ona w zenicie, na poudniu - dokadnie po mojej lewej rce. Potem zacznie opada, a tu przed witem zajdzie, akurat przede mn. To proste, ale pod warunkiem, e co godzin albo co p bd sprawdza kierunek, uwzgldniajc zmieniajce si z czasem pooenie gwiazdy. Ha! Upewni si, e gwiazdozbir w ksztacie litery "z " znajdowa si dokadnie za jego plecami, zarzuci na rami maczug i wyruszy. Cho wszystko dokadnie przemyla, jednak nie po raz pierwszy i nie ostatni aowa, e nie mia ze sob yrokompasu. Temperatura gwatownie malaa, a w czystym, suchym powietrzu gwiazdy byszczay jak odlege, migotliwe punkciki. Wysoko nad gow konstelacje odbyway sw niebiesk wdrwk, a mae ,,z" spieszyo, by o pnocy stan w zenicie. Jason sprawdzi zegarek, a potem opad ciko na dywan zmroonej trawy. Szed ju pi godzin z jedn tylko przerw. Pomimo treningu przy dwu G na Pyrrusie, marsz dal mu si we znaki. Pocign z bukaka tgi yk i zacz si zastanawia, jaka te moga by temperatura. Pomimo

Planeta mierci III

- 44 -

pewnej zawartoci alkoholu, achadh stanowio na wp zmroon, lodow kasz. Felicity nie miaa ksiycw, ale gwiazdy daway do wiata. Wok rozcigaa si mrona szaro rwnina cichej i nieruchomej. Nagle w oddali zamajaczya jaka ciemna, drgajca masa. Jason z wolna osun si na ziemi i lea tam, na wpoi zamarznity, podczas gdy w jego stron z oskotem pdzia gromada jedcw na moropach. Minli go w odlegoci nie wikszej ni dwiecie metrw, a on, rozpaszczony na ziemi, patrzy na ciemne, ciche sylwetki, dopki nie znikny mu z oczu na poudniu. "To po mnie? - zastanawia si, wstajc i otrzepujc ubranie. - A moe zmierzaj w stron statku?" To byo bardzo prawdopodobne. Waciwie, czemu nie? Tdy przywieziono go z "Walecznego", wic logiczne jest, e tu go szukaj. Rozwaa moliwo pjcia po ich ladach, ale odrzuci ten pomys. Na drodze do statku moe by spory ruch, a nie mia ochoty, by wiato dzienne zastao go na tej autostradzie barbarzycw. Kiedy wsta, podmuch wiatru wywoa u niego napad dreszczy. Do dugo ju odpoczywa. Mia do wyboru albo ruszy naprzd, albo zamarzn na mier. Wola y. Przewiesi bukak przez rami, podnis maczug i ruszy rwnolegle do szlaku jedcw. Jeszcze dwukrotnie w cigu tej, zda si, bezkresnej nocy, mijay go pdzce w t sam stron grupy wojownikw, co zmuszao go do krycia si w rozpadlinach. Za kadym razem byo mu coraz trudniej wsta i i dalej, ale zmarznita ziemia stanowia niezy doping. Zaczo si rozjania na wschodzie. Szed ju z najwikszym trudem. Czu zmczenie i... grawitacj ptora G. Jego gwiazda przewodniczka dotkna horyzontu, niknc w szaroci witu. Czas byo odpocz. Postanowi, e nie bdzie wdrowa po wschodzie soca. Tylko dziki temu potrafi do tej pory w ogle zmusi si do marszu. Mg wprawdzie atwiej utrzyma waciwy kierunek, ale byo to zbyt

Planeta mierci III

- 45 -

niebezpieczne. ^Na pustej rwninie atwo byo dostrzec poruszajc si posta, nawet z duej odlegoci. Statku cigle nie byo wida. Czekaa go wic duga droga. Jeli chcia i dalej, potrzebowa troch wypoczynku, a to byo moliwe tylko w cigu dnia. Z trudem wczoga si do nastpnego rowu. W pnocnej cianie, tam gdzie soce przygrzewao cay dzie, bya niewielka jama. Kryjwka wprost wymarzona dla niego. Zasaniaa go od gry, a jednoczenie chronia przed wiatrem. Pocign kolana do piersi, starajc si nie zwraca uwagi na dotkliwe zimno, ktre czu pomimo futer i ubrania ochronnego. Gdy zastanawia si, czy wyczerpany, zmarznity, zesztywniay, bdzie w stanie zasn w tej niewygodnej pozycji, zapad w sen. Obudzi go jaki dwik, czyja obecno. Otworzy jedno oko i zerkn spod kapelusza. Jakie dwa zwierzaki o szarym futerku, ysych ogonach i dugich zbach przyglday mu si z drugiej strony rowu. Na gone "buu!" znikny. Zdawao mu si, e jest nieco cieplej. Ziemia te robia wraenie cieplejszej, a moe to jego zdrtwiae czonki ju mc nie czuy. Znowu zasn. Kiedy ponownie si obudzi, soce skryo si ju za krawdzi rowu i znalaz si w cieniu. Wiedzia teraz dokadnie, co czuje poe misa w zamraarce. Najmniejszy ruch wydawa mu si zadaniem ponad siy. Mia rwnie wraenie, e jeli uderzy o co rk lub nog, rozpadnie si na kawaki. Wysczy resztki napoju z bukaka. To go troch oywio. Zachd soca ponownie pomg mu wyznaczy kierunek, a kiedy wzeszy gwiazdy, ruszy w drog. Marsz jeszcze trudniejszy ni poprzedniej nocy. Wyczerpanie, rany i brak poywienia daway si we znaki. Po godzinie trzs u i chwia jak osiemdziesiciolatek i zrozumia, e daleko nie zajdzie. Upad bez tchu na ziemi, zwalniajc przycisk, ktry wrzuci mu medpakiet w do. - Oszczdzaem ci na czarn godzin i, jeli si nie myl, wanie sysz ostatni dzwonek. Chichoczc sabo z kiepskiego dowcipu, ustawi tarcz sterowania w pozycji ,,Stymulatory. Normalna dawka",

Planeta mierci III

- 46 -

Przycisn urzdzenie do wewntrznej strony nadgarstka. Poczu ostre ukucie igie. Dziaao. Po szedziesiciu sekundach stwierdzi, e zmczenie zaczo ustpowa. Wsta. Czul jeszcze tylko mrowienie w koczynach. - W drog - krzykn, szukajc obranej konstelacji. Wsun medpakiet na swoje miejsce. Ta noc nie bya ani duga, ani krtka - po prostu mina w przyjemnym oszoomieniu. Pod wpywem narkotykw jego umys dobrze pracowa. Stara si nie myle, jak cen za to zapaci. Mino go kilka grup wojownikw; wszystkie nadcigay od strony statku. Za kadym razem kry si, chocia wikszo z nich bya daleko. Zastanawia si. czy stoczyli jak bitw i czy zostali pobici. Za kadym razem zmienia te nieco kierunek, zbliajc si do ich szlaku, eby si nie zgubi. Gdzie okoo trzeciej stwierdzi, e czsto si potyka, a w pewnym momencie szed prawie na kolanach. Tym razem ustawi medpakiet na ,,Stymulatory. Dawka dodatkowa". Zastrzyki podziaay i ruszy dalej stanowczym, rwnym krokiem. By prawie wit, kiedy poczu swd. Niebo na wschodzie zaczo szarze, a zapach zrobi si za intensywny. Jason zastanawia si, co to moe y. Nie zatrzyma si, lecz jak poprzedniego ranka, spieszy kroku. To by ju ostatni dzie, jaki mu zosta. Musia dotrze do statku, zanim wyczerpi si akumulatory. Nie mg by daleko. By duo mniejszy ni moropy i ich jedcy, wic przy odrobienie szczcia powinien dostrzec ich pierwszy. Kiedy wszed na obszar sczerniaej trawy, pocztkowo nie wierzy wasnym oczom. Zaprszony przypadkiem -jak pocztkowo sdzi - ogie wypali regularne koo. Dopiero kiedy rozpozna pogite, zardzewiae szcztki urzdze grniczych, zrozumia... "Jestem na miejscu. To tu wyldowalimy" - kry jak pijany zataczajc si i z obdem w oczach patrzy na rozcigajc si wok pustk.

Planeta mierci III

- 47 -

- To tutaj! - krzycza. - Tu by statek. "Waleczny" wyldowa tu obok poprzedniego obozu. Wszystko si zgadza, tylko gdzie jest statek? ...Odlecieli... Odlecieli beze mnie!... Opuci rce w niemej rozpaczy i sta, chwiejc si, bez si. Statek, przyjaciele - wszystko przepado. Gdzie niedaleko zagrzmia tupot cikich krokw. Zza wzgrza pdzio pi moropw. Jedcy krzyczeli co dziko, zniajc lance, by go zabi. Rka Jasona wykonaa bezwiednie ruch ku kaburze, oczywicie bezcelowy. Bro skonfiskowa mu przecie wdz tych rzezimieszkw. - No to powalczymy nieco staromodnie - krzykn, krcc mynka elazn maczug. Nie mia adnych szans, ale nim go poo, niech zobacz, jak walczy. Pdzili zwart grup, przepychajc si wzajemnie. Kady z wycignit lanc, kady chcia pierwszy dopa ofiar. Jason sta na rozstawionych nogach, gotowy do walki. Czeka spokojnie do ostatniej chwili. Jedcy byli ju na skraju wypalonej ziemi. Nagle rozlega si stumiona eksplozja i prawie natychmiast w gr wzbi si obok skbionej pary, przesaniajc jedcw. Kiedy smugi dymu skrciy w stron Jasona, ten opuci maczug i cofn si. Tylko jeden morop si rozpdu przedar si przez szar chmur i hamujc, run na ziemi z guchym oskotem. Zrzucony z sioda jedziec czoga si przez chwil w stron? Jasona, a w kocu twarz wykrzywiona nienawici znieruchomiaa.

Rozdzia VI

Planeta mierci III

- 48 -

Gdy smuka rzedncego dymu dosigna Jasona, ten pocignwszy nosem, zacz szybko ucieka. Narcogaz. Dziaa bezbdnie i natychmiastowo na wszystkie oddychajce tlenem organizmy, powodujc parali i utrat przytomnoci na okoo pi godzin. Po tym czasie ofiara odzyskiwaa cakowicie zdrowie, a jedynym przykrym skutkiem by rozupujcy czaszk bl gowy. Co si stao? Statku z pewnoci nie byo, niczego innego rwnie nie byo wida. Zmczenie zaczynao pokonywa stymulatory. Mcio mu si w gowie. Od duszego czasu sysza warkotliwy dwik, ale dopiero teraz udao mu si ustali jego rdo. To by adownik "Walecznego". Olepiony jasnoci porannego nieba Jason ujrza smug kondensacyjn, zmierzajc w jego kierunku. Rosa z kad sekund. Rakieta w pierwszej chwili bya ma kropeczk, potem nabraa ksztatw, by w kocu sta si metalowym cylindrem, ktry wyldowa w supie ognia nie dalej ni sto metrw od niego. Waz otworzy si i Meta zeskoczya na ziemi, jeszcze zanim amortyzatory stumiy impet ldowania. - Nic ci nie jest? - zawoaa biegnc szybko do niego i mierzc z pistoletu do ewentualnych wrogw. Nigdy nie czuem si lepiej odpowiedzia, wspierajc si na metalowej pace, by nie upa. - Co ci zatrzymao? Mylaem, e wszyscy wynielicie si std i zapomnielicie o mnie. - Wiesz, e nigdy bymy tego nie zrobili. - Jej donie przebiegay po jego ciele, ramionach, jakby szukay poamanych koci lub po prostu upewniay j, e Jason wci yje. - Nie moglimy zapobiec twemu porwaniu, chocia prbowalimy. Kilku z nich zgino. W tym samym czasie przypucili atak na statek. Jason dobrze rozumia, co kryo si za tymi suchymi sowami. To musiao by straszne. - Chodmy do rakiety. - Zarzucia na swoje barki jego rami, by mg si na niej wesprze. Nie zaprotestowa. - Byli ukryci, a posiki wci przybyway. Dobrze

Planeta mierci III

- 49 -

walcz. Nie daj im szansy. Kerk szybko si zorientowa, e w ten sposb bitwa nigdy si nie skoczy i e stojc tam, w niczym ci nie pomoemy. Jeli udaoby ci si uciec - czego by pewien - i tak nie mgby dosta si do statku. Tak wic zamontowalimy tu kilka kamer szpiegowskich i mikrofonw oraz niezy zapas min ziemnych i zdalnie sterowanych bomb gazowych. Potem odlecielimy i zaoylimy baz w grach, na pnocy. Ja zostaam w adowniku u podna gr i czekaam do tej pory. Przyleciaam tak szybko, jak tylko mogam. Chod tutaj, do kabiny. - Udao ci si w sam por. Dzikuj, sam wejd. Oczywicie, nie by w stanie tego zrobi, ale nie chcia przyznawa si gono do swojej saboci. Wola uda, e sam wspi si na drabin, cho pomogo mu w tym pikne, kobiece rami. Chwiejnym krokiem wszed do rodka i osun si na fotel drugiego pilota, podczas gdy Meta zamykaa wejcie. Gdy tylko zaryglowaa waz, opado z niej cale napicie. Bro wsuna z powrotem do automatycznej pochwy. Potem przyklka i spojrzaa mu uwanie w twarz. Zrzu te brudne szmaty - powiedziaa, ciskajc na podog futrzan czap. Zanurzya palce w jego wosach, a potem leciutko, opuszkami dotykaa ran i ladw po odmroeniach na jego twarzy. - Mylaam, e ju nie yjesz, Jason. Naprawd. Nie sdziam, e ci jeszcze zobacz. Tak bardzo ci to obchodzi? By bardzo wyczerpany. Jego wytrzymao ju dawno przekroczya punkt krytyczny. Przed oczyma latay mu czarne plamy. Czu, e w tym momencie jest mu blisza ni kiedykolwiek przedtem. - Owszem. Sama nie wiem, dlaczego. Nagle pocaowaa go, mocno, me zwaajc na jego spierzchnite, popkane wargi. Nie skary si. - Moe po prostu przyzwyczaia si, e zawsze jestem obok - powiedzia to bardziej obojtnie ni zamierza.

Planeta mierci III

- 50 -

- Nie, to nie to. Miaam ju w yciu wielu mczyzn. "Fajnie. Wielkie dziki" - pomyla. - Mam dwadziecia pi lat i dwoje dzieci. Pilotujc nasz statek widziaam wiele planet. Byam przekonana, e wiem wszystko, co powinnam wiedzie, ale teraz ju tak nie myl. Kiedy ten czowiek, Mikah Samoh, porwa ci, odkryam jak prawd o sobie samej. Musiaam ci odnale. S to bardzo niepyrrusaskie uczucia przecie zawsze uczono nas najpierw myle o miecie, potem o ludziach. Teraz ju sama .nie wiem... Czy nie mam racji? - Masz - odpowiedzia. Oplt spkanymi, brudnymi palcami jej ciepe, spryste rami. - Myl, e jeste blisza prawdy ni ktokolwiek z twego rzenickiego plemienia. - Powiedz, dlaczego tak jest? - Czy wiesz, Meto, co to jest maestwo? - Syszaam o tym. Obyczaj spoeczny na niektrych planetach. Ale nie wiem, co to znaczy. -- Na tablicy kontrolnej gniewnie zabrzcza alarm i Meta szybko odwrcia si w tym kierunku. - Nie wiesz jeszcze. Moe to i lepiej. Moe ja ci nigdy tego nie powiem... - Umiechn si. Gowa opada mu na piersi i natychmiast zasn. - Nadjeda ich coraz wicej - powiedziaa Meta, wyczajc alarm i rzucajc okiem na ekran. Nie byo odpowiedzi. Szybko przymocowaa Jasona pasami do fotela i zacza startowa. Wystrzelia w niebo nie2 zastanawiajc si, czy pod silnikami nie znaleli si jacy napastnicy. Przecienie przy podchodzeniu do ldowania obudzio Jasona. - Pi - wyszepta, oblizujc wyschnite usta. - I je. O jestem tak godny, e zjadbym jedno z tych bydlt na surowo. - Teca jest w drodze - odpowiedziaa mu, byskawicznie przesuwajc przeczniki. - Jeli jest rwnie znakomitym konowaem co jego mistrz Brucco, to zaaplikuje mu kuracj regenerujc i bd nieprzytomny przez tydzie. Nic z tego. - Wolno odwrci gow, patrzc jak otwiera si wewntrzna

Planeta mierci III

- 51 -

grod. Teca, energiczny mody lekarz, ktrego entuzjazm dla medycyny znacznie przewyszy wiedz na ten temat, wszed do rodka. - Nic z tego - powtrzy Jason - adnej kuracji regenerujcej. Kroplwka z glukozy, zastrzyki witaminowe, sztuczna nerka - co chcesz, ebym tylko by przytomny. To wanie lubi u Pyrrusan - powiedzia Jason, kiedy wynosili go na noszach z rakiety. Butla z kroplwk dyndaa przy jego gowie. - Pozwalaj ci i do diaba w wybrany przez ciebie sposb. Meta zadbaa o to, by mino troch czasu, nim zebrali si przywdcy ekspedycji. Jason, ktremu oczy zamkny si w trakcie gniewnych narzeka, spdzi ten czas na gbokim, pokrzepiajcym nie. Obudzi si, gdy gwar rozmw zacz wypenia pokj. Prosz o spokj - powiedzia, usiujc nada swemu gosowi rozkazujcy ton. Zamiast tego z jego ust wydoby si gony charkot, przypominajcy warczenie jamnika. Zanim si zacznie, chciabym co na gardo i jaki zastrzyk, ktry mnie obudzi. Mgby si tym zaj? Oczywicie - zgodzi si Teca, otwierajc torb ale nie sdz, eby to byo odpowiednie w twoim stanie. Wykona jednak polecenie. - Tak lepiej - stwierdzi Jason, gdy leki raz jeszcze zlikwidoway zmczenie. Wiedzia, e zapaci za to. Ale pniej. Zadanie musi by wykonane teraz. - Znalazem odpowied na niektre pytanie - powiedzia. - Nie na wszystkie, ale na pocztek dobre i to. Wiem ju, e bez pewnych gbokich przeobrae nie bdziemy wstanie zaoy kopalni. Mwic "gbokich" mam na myli to, e musimy cakowicie zmieni moralno, obyczaje i kulturow motywacj tych ludzi. - To niemoliwe - stwierdzi Kerk krtko. - By moe. Ale to lepsze ni ludobjstwo. W obecnej sytuacji, chcc spokojnie wybudowa osad, musielibymy wybi tych prymityww do nogi.

Planeta mierci III

- 52 -

Po tych sowach zapada przygnbiajca cisza. Pyrrusanie wiedzieli, co to znaczy. Byli przecie ofiarami totalnego wyniszczenia na wasnej planecie. - Nie rozwaalimy ludobjstwa - powiedzia Kerk, a pozostali przytaknli ruchem gowy - ale ta druga moliwo brzmi rwnie bezsensownie. - Doprawdy? Przypomnij sobie, e jestemy tutaj, gdy wasze pojcie moralne, zakazy, motywacje kulturowe ulegay cakowitemu przeobraeniu. Co byo dobre dla was, bdzie dobre i dla nich. Dopniemy swego stosujc dwie stare jak wiat metody: ,,Dziel i rzd" oraz ,,Jeli nie moesz pokona wroga, przycz si do niego". - Dobrze byoby - zaproponowa Rhes - gdyby wyjani, jaki to system moralny mamy zniszczy. - Jeszcze tego nie powiedziaem? - Jason poszpera w pamici i stwierdzi, e rzeczywicie nic im jeszcze nie powiedzia. Pomimo lekw jego umys nie dziaa tak sprawnie, jak powinien. - Pozwlcie wic, e wyjani. Jak wiecie, przeszedem ostatnio przymusow indoktrynacj odnonie ycia tubylcw. Okropno - to waciwe sowo. S rozbici na klany i szczepy, prowadzce ze sob nieustanne wojny. Czasami dwie grupy lub wicej cz si ze sob, by wyrn trzeci, ktra akurat im przeszkadza. Dzieje si to pod kierunkiem osobnika na tyle sprytnego, e doprowadzi do sojuszu i na tyle silnego, i ten sojusz utrzyma. Temuchin - to imi wodza, ktry zjednoczy plemiona, by zniszczy ekspedycj John Company. Jest na tyle dobry w swoim rzemiole, e zamiast rozwiza sojusz po usuniciu zagroenia, jeszcze bardziej go umocni i rozszerzy. Jedn z najsilniejszych motywacji, jakie oni posiadaj, jest nienawi do miast. Przywdca nie mia problemw z werbowaniem onierzy. Od dawna dostarcza swej armii coraz to nowego zajcia, rozszerzajc obszar panowania. Nasze przybycie jeszcze bardziej zwikszyo napyw ochotnikw. Temuchin to nasz gwny problem. Nigdzie si nie osiedlimy, dopki on wada plemionami.

Planeta mierci III

- 53 -

Pierwsze, co musimy zrobi, to usun powd tej witej wojny. atwo tego dokonamy, po prostu odlatujc. - Jeste pewien, e nie masz gorczki? - zainteresowaa si Meta. - Dziki za troskliwo, ale nic mi nie jest. Miaem na myli to, e musimy przekona plemiona o naszym odlocie. Powinnimy jeszcze raz wyldowa w tym samym miejscu i udawa jakie prace grnicze. Kopoty na pewno pojawia si do szybko. Musimy wtedy z nimi walczy, by udowodni, e nam naprawd zaley na sprawie. Jednoczenie sprbujemy mwi do nich przez goniki, oczywicie zapewniajc o naszych zamiarach. Bdziemy gldzi o tych wszystkich piknych rzeczach, ktre im damy, jeli tylko zostawi nas w spokoju. Sprawi to, e bd walczy jeszcze zacieklej. Potem zagrozimy, e odlecimy na zawsze, jeli nie przestan. Oczywicie nie przestan, wic wystartujemy i z balistycznej orbity, tak by nas nie zauwayli, wyldujemy znowu - w jakiej kryjwce, najlepiej w grach. To bdzie etap pierwszy. - Myl, e raczej drugi - Kerkowi wyranie brakowao entuzjazmu. - Jak dotd najbardziej przypomina to zwyk ucieczk. - To tylko pomys. Ale mog dokoczy? Nastpnie znajdziemy w grach jakie odosobnione miejsce. Takie, do ktrego nie mona si dosta pieszo. Wybudujemy tam modelow wiosk, w ktrej osiedlimy - oczywicie wbrew ich woli - jedno z mniejszych plemion. Bd mieli wszystkie nowoczesne urzdzenia sanitarne - ciep wod, jedyn na caej planecie toalet z prawdziwego zdarzenia, dobre jedzenie i pomoc medyczn. Oczywicie znienawidz nas za to i bd robi wszystko, co w ich mocy, eby nas zabi i uciec. Wypucimy ich, kiedy ju bdzie po wszystkim, ale w midzyczasie uyjemy ich moropw, camachw i caej reszty ich barbarzyskich urzdze. - Po jak choler? - zdumiaa si Meta. By zaoy wasne plemi. Plemi "Walecznych Pyrrusan". Twardszych, bardziej okrutnych, wierniejszych tabu ni jakiekolwiek inne. Wkrcimy si

Planeta mierci III

- 54 -

midzy nich. Bdziemy tak dobrzy, e nasz wdz. Kerk Wielki, obali Temuchina. Wierz, e uda wam si puci w ruch t caa maszyneri jeszcze przed moim powrotem. - Nie wiedziaem, e nas opuszczasz - zdziwi si Kerk, a wyraz zakopotania malujcy si na jego twarzy odzwierciedla uczucia pozostaych. - Co zamierzasz zrobi? Jason potrci wyimaginowane struny. - Mam zamiar - ogosi - zosta minstrelem. Wdrownym trubadurem szpiegiem. Bd sia niezgod i przygotowywa wasze nadejcie.

Rozdzia VII

Planeta mierci III

- 55 -

- Tylko sprbuj si rozemia lub choby umiechn, to zami ci rk - wykrztusia Meta przez zacinite zby. Jason musia uy caej swej sztuki zawodowego karciarza, by zachowa obojtny, lekko znudzony wyraz twarzy. Wiedzia, e dziewczyna nie artuje. - Nigdy nie miej si z damskich strojw - powiedzia. - Gdybym to zrobi, ju dawno miabym rozbit gow. Myl, e twj wygld jak ula pasuje do zadania, ktre mamy wykona. - Akurat - sykna - wygldam raczej jak jakie kudate zwierz przejechane przez samochd terenowy. - Przesadzasz, zotko. - Jeszcze raz j obejrza. Nie przesadzaa. - Patrz, Grif ju jest - wskaza palcem. Automatycznie odwrcia si w kierunku drzwi. - Grif, witaj drogi chopcze - udaa, e serdeczny umiech skierowany jest do dziewiciolatka o naburmuszonej buzi. - To mi si wcale nie podoba - powiedzia Grif, czerwony z wciekoci. - Nie chc wyglda miesznie. Nikt nie nosi takich ubra. - Ale nasza trjka tak - Jason zwrci si do chopca, liczc, e i Meta to usyszy. - A tam. gdzie idziemy, jest to strj narodowy. To, co ma na sobie Meta jest ostatnim krzykiem mody plemiennej. - Owinita bya w poplamion skr i futra, a jej oczy spoglday ponuro spod bezksztatnego kaptura. Wygldaa fatalnie. - W tych strojach nie bdziemy zwraca na siebie uwagi. Sam zobaczysz, e jako kuglarz i jego ucze doskonale bdziemy pasowa do otoczenia. Spojrza uwanie na twarz i donie Grifa i Mety. Ultrafiolet i rodki opalajce zrobiy swoje powiedzia, wyjmujc may, skrzany woreczek. - Wasza skra jest prawie tego samego koloru, co tubylcw, ale jednego wam brakuje. Oni dla ochrony przed wiatrem i mrozem smaruj twarze grub warstw tuszczu. Czekajcie! - krzykn, widzc, e oboje zaciskaj pici, a w powietrzu pachnie mordem. - Nie prosz was, bycie smarowali twarze zjeczaym tuszczem moropw, ktrego uywaj tubylcy. To czysty, obojtny el

Planeta mierci III

- 56 -

silikonowy, ktry bdzie doskona ochron. Przyda wam si - macie moje sowo. Jason nabra trosze elu i rozsmarowa na policzku. Pozostaa dwjka, chocia niechtnie, zrobia to samo. Zanim skoczyli, ich irytacja signa zenitu. Jason chcia, eby si odpryli, inaczej gra skoczy si, zanim si rozpocznie. W zeszym tygodniu ich plany, zaaprobowane przez reszt, szybko nabray rumiecw. Najpierw odegrali ,,ucieczk" z planety, a nastpnie zaoyli baz w tej odosobnionej dolinie. Ze wszystkich stron miejsce to otaczay pionowe ciany, wic byo dostpne jedynie z powietrza. Obz przesiedlecw znajdowa si na niewielkim paskowzgrzu. By to waciwie wielki wystp w gigantycznym pionowym klifie - naturalne wizienie bez najmniejszej moliwoci ucieczki. Zamieszkiwaa tam ju od pewnego czasu wyszorowana do czysta i z tego powodu mocno nieszczliwa rodzina koczownikw - piciu mczyzn i sze kobiet. Zapano ich i obezwadniono narcogazem, gdy oddzielili si od plemienia. Zdobyte w ten sposb ubrania i przedmioty codziennego uytku, odpowiednio wyczyszczone i odwszawione, przekazano Jasonowi, podobnie jak moropy. Wszystko byo przygotowane, by przenikn do armii Temuchina. Jeszcze tylko trzeba byo nakoni tych dwoje do wsppracy. - Idziemy - zdecydowa Jason. - Teraz nasza kolej. Mimo, e cz prefabrykowanych domw bya ju prawie wykoczona, "Waleczny" ze swymi pojemnymi adowniami i kabinami by nadal uywany jako baza. Schodzc w d korytarzem w kierunku luzy, spotkali Tece. - Kerk mnie przysya - powiedzia - s ju prawie gotowi na wasze przyjcie. Jason kiwn tylko gow i ruszyli razem. Teca jakby dopiero teraz zauway ich egzotyczne stroje, pokryte tuszczem twarze i wcieke spojrzenia. W korytarzu skonstruowanym z plastiku i metalu wygldali delikatnie mwic -dziwnie. Teca przenosi wzrok z jednego na drugie, w kocu wskaza palcem na Met.

Planeta mierci III

- 57 -

- Wiesz jak wygldasz? - zapyta umiechajc si. To by bd. Meta, warczc, rzucia si na niego, lecz Grif by bliej, tu przy lekarzu. Wpakowa pi w splot soneczny Teca. Grif mia tylko dziesi lat, ale to by pyrrusaski dziewiciolatek. Teca nie spodziewa si ataku. Wypuci powietrze z klatki piersiowej i osun si na ziemi. Jason czeka teraz na bijatyk. By ju spokojny. ,,W porzdku - pomyla - jak chcecie, to si pozabijajcie, matoy". Meta pierwsza wybuchna miechem, a zaraz po niej Grif. Jason przyczy si do nich z prawdziw ulg. Pyrrusanie miej si rzadko i to tylko wtedy, gdy dzieje si co zwyczajnego i oczywistego, na przykad, gdy kto zostanie nagle kopnity w tyek. Napicie pryso. Ryczeli do ez. Zamiewali si jeszcze bardziej, gdy Teca, czerwony na twarzy, wsta i odszed z godnoci. - Co si stao? - spyta Kerk, gdy wynurzyli si z ciemnoci. - Nie uwierzyby, gdybym ci opowiedzia - odpar Jason. - To ju ostatni? - wskaza nieprzytomnego moropa, adowanego do mocnej sieci. Rakieta, ryczc silnikami kierunkowymi, unosia si nad ich gowami, opuszczajc lin z solidnym hakiem. - Tak, pozostae dwa ju poleciay, razem z kozami. Po nim kolej na was. Patrzyli w milczeniu, jak hak zaczepia o kka siatki, w ktrej umieszczono zwierz. Rakieta szybko si wzniosa. Nogi nieprzytomnej bestii zakoysay si i wszystko znikno w ciemnociach. - Co z wyposaeniem? - spyta Jason. - Ju przetransportowane. Rozbilimy dla was camach i wstawilimy wszystko do rodka. Wygldacie imponujco w tych przebraniach. Po raz pierwszy mam wraenie, e moe co bdzie z tej maskarady. Sowa Kerka nie zawieray adnych podtekstw. Na zewntrz, pord mronej nocy, w ostrych niczym n podmuchach wiatru, ich stroje byy cakiem na miejscu. Byy rwnie skuteczne, jak elektrycznie ogrzewany kombinezon ochronny Kerka. Moe nawet bardziej. Ich

Planeta mierci III

- 58 -

twarze ochrania tuszcz, podczas gdy Kerk cierpia od ostrych uksze mrozu. Jason spojrza uwanie na jego policzki. - Powiniene wrci do rodka - powiedzia - albo posmarowa twarz tuszczem. Zdaje si, e masz pocztki odmroenia. - I ja tak sdz. Jeli mnie nie potrzebujecie, to wracam odtaja. - Dzikuj za pomoc. Reszt zabierzemy sami. - No, to powodzenia - powiedzia Kerk. Ucisn im donie, nie wyczajc Grifa. - Bdziemy prowadzi caodobowy nasuch, bycie mogli si zawsze z nami skontaktowa. W milczeniu czekali na powrt rakiety. Szybko zapakowali si do rodka. Droga na rwnin nie zabraa im wiele czasu. Po nocnym powietrzu wntrze kabiny wydawao si duszne i gorce. Kiedy rakieta odleciaa, Jason wskaza na zaokrglony ksztat camachu. - Wejdcie i czujcie si jak u siebie w domu. Id sprawdzi, czy moropy s przywizane. Nie chc, eby gdzie poszy, kiedy si obudz. W rodku znajdziecie lamp, piecyk i atomowy zasilacz. Skorzystajcie po raz ostatni z dobrodziejstw cywilizacji. Nim upora si z prac, camach by ju ogrzany, a wesoe wiateko sczyo si przez szpary wok wejcia, Jason zasznurowa je za sob i podobnie jak pozostali, zrzuci cikie futrzane okrycie. Z jednej ze skrytek wygrzeba elazny garnek i napeni go wod ze skrzanego bukaka. Ten i pozostae byy od wewntrz powleczone plastikiem, co nie tylko zapewniao ich szczelno, ale rwnie poprawiao smak wody. Postawi garnek na piecyku. Meta z chopcem siedzieli w milczeniu, uwanie obserwujc kady jego ruch. - To jest "char" - powiedzia, odamujc czarny, pokruszony kawaek od wikszego bloku jakiej tajemniczej substancji. - Uzyskuje si go z pewnego gatunku krzeww. Ich licie s moczone, a nastpnie prasowane w cegieki. Smak jest do wytrzymania i lepiej, ebymy si do niego przyzwyczaili.

Planeta mierci III

- 59 -

Wrzuci okruchy do wody, ktra natychmiast przybraa odraajcy odcie purpury. Nie wyglda to najlepiej powiedzia Grif, podejrzliwie patrzc ma pyn. - Chyba nie mam na to ochoty. Lepiej jednak sprbuj. Jeli chcemy unikn rozpoznania, musimy y tak, jak koczownicy. Przypomniaem sobie o jeszcze jednej wanej sprawie. Mwic to, Jason podwin rkaw i zacz odpina kabur. Pozostaa dwjka przygldaa mu si ze zdziwieniem. - Co si stao? Co ty wyprawiasz? - wykrztusia Meta, kiedy odpi pistolet i schowa do metalowego kufra. Pyrrusanie nosz bro dzie i noc. Nie wyobraaj sobie ycia bez niej. - Odpinam pistolet - wyjani cierpliwie. - Gdybym go uy lub gdyby go zobaczy jaki tubylec, zostalibymy zdemaskowani. Prosz, ebycie zrobili to samo. Jeszcze zanim przebrzmiay te sowa, rozleg si ostry wist - to pistolety wysuny si spod futrzanych okry i wpady w rce wacicieli. Jason spokojnie patrzy w nieruchome lufy. O to wanie chodzi. Tylko troch si zdenerwujecie i zaraz sigacie po bro. Nie chodzi o to, e wam nie ufam, po prostu macie zbyt nieopanowane odruchy. Pistolety ukryjemy tak, eby zawsze byy pod rk, ale eby si nie zdradzi. Z tubylcami bdziemy musieli sobie poradzi ich wasn broni. Spjrzcie tutaj... Meta i Grif wsunli pistolety z powrotem do pochew. Tymczasem Jason rozwin skrzan pacht, z ktrej wyleciaa spora kolekcja noy, mieczy, paek i maczug. - Nieze, co? - zapyta cicho, a dwjka przytakna z entuzjazmem. Pyrrusanie i bro to jak cukierki i dzieci. - Majc to wszystko, jestemy rwnie dobrze uzbrojeni jak reszta, a prawd mwic - lepiej, bo kady Pyrrusanin wystarczy za trzech barbarzycw. Wydaje mi si, e mamy wiksze szans. Z wyjtkiem jednego lub dwch przedmiotw, s to wszystko kopie miejscowych

Planeta mierci III

- 60 -

wyrobw, tyle e z lepszej stali. No, oddajcie teraz bro. Tym razem pistolet pojawi si tylko w rku Grifa, ale i on po chwili namysu go* schowa. Upyno pitnacie minut ktni przeplatanej sodkimi pochlebstwami, nim Meta z wielk niechci daa si przekona o koniecznoci rozstania z broni. Kolejn godzin zajo rozbrajanie chopca. W kocu Jason nala pene kubki char swoim nieszczliwym partnerom, ktrzy na pocieszenie ciskali w doniach miecze. - Wiem, e to paskudztwo - powiedzia na widok skrzywionych twarzy pijcych. - Nie musicie tego lubi, ale chocia nauczycie si nie wyglda tak, jakby prbowano was otru. Pomijajc tskne spojrzenia, ktre od czasu do czasu oboje rzucali na puste miejsca po kaburach, Pyrrusanie niemal pogodzili si z utrat broni. Jason rozwin futrzane piwory i wyczy piecyk. - Pora spa - zarzdzi. - Musimy wsta o wicie, by dotrze do miejsca, gdzie znajduje si grupa koczownikw zdajcych w kierunku gwnego obozu Temuchina. Chc si do nich przyczy, nabra nieco wprawy w ich zbjeckim rzemiole i bez zbytniego rozgosu dosta si do obozu. Jason by na nogach jeszcze przed witem. Zanim zbudzi pozostaych, schowa do skrzyni wszystkie "cywilizowane" przedmioty. Zostawi tylko trzy samo podgrzewajce si porcje jedzenia. Zaczli si pakowa. Szo im to do opornie i Jason bogosawi niebiosa, e jego porywczy towarzysze s rozbrojeni. Zdjli skrzane pokrycie camach i metalowe paliki, stanowice szkielet namiotu, upady na ziemi. Przywizano je do ramy travois w ten sposb, aby utworzyy platform, na ktrej miaa spocz reszta bagau. Soce stao ju wysoko, zanim zdoali wszystko zaadowa na wz. Pasce si moropy wydaway guche pomruki, kozy za porozaziy si na wszystkie strony, szczypic lich traw. Meta spojrzaa znaczco na zwierzta. Jason zrozumia t niem prob.

Planeta mierci III

- 61 -

- Siadajcie - zdecydowa - moemy zaprzc po posiku. Kiedy oderwa przykrywk, ze rodka zacz wydobywa si smakowity zapach. Odamali przymocowane do pakietu plastikowe yki i jedli w milczeniu. - Obowizek wzywa - oznajmi Jason, wyskrobujc ostatni ks misa. - Meta, we n i wykop doek. Musimy pozby si opakowa. Ja osiodam moropy i zaprzgn jednego do escung. - Grif, we z gry ten koszyk i pozbieraj odchody moropw. Nie bdziemy marnowa opau. - Co mam zrobi?! Jason umiechn si obudnie i wskaza na ziemi obok wielkiego trawoercy. - Nawz. To, co tam ley. Bdziemy to zbiera i suszy. Od tej pory bdziemy gotowa na gnoju. - Zarzuci na plecy najblisze siodo i uda, e nie syszy odpowiedzi. Mimo, e wiedzieli jak radz sobie koczownicy i sami te mieli nieco praktyki, to jednak kierowanie moropami byo dla nich wci wielk sztuk. Zwierzta byy nawet bardzo chtne, ale niewyobraalnie gupie. Najlepiej reagoway na kopanie. Jeszcze zanim wyruszyli, caa trjka bya kompletnie wyczerpana. Jason otwiera pochd. Za nim jechaa Meta. Grif siedzia wysoko na wozie, odwrcony tyem do kierunku jazdy i nie spuszcza oka ze stada kz. Zwierzta szy tu za nimi, przyzwyczajone trzyma si blisko swych wacicieli, ktrzy dostarczali im niezbdn do ycia sl i wod. Wczesnym popoudniem, gdy byli ju znueni drog, a sioda day im si dobrze we znaki, zobaczyli przed sob przesuwajc si chmur kurzu. - Siedcie cicho i trzymajcie bro w pogotowiu rozkaza Jason. -Ja bd rozmawia. Przysuchujcie si uwanie jzykowi, ebycie potem mogli sami sobie da rad. Obcy zbliyli si tak, e mona byo dostrzec ciemne figurki moropw i mae plamki kz rozproszonych za nimi. Trzy wierzchowce oderway si od wikszej grupy i popdziy w ich stron.

Planeta mierci III

- 62 -

Jason podnis rk, dajc swoim sygna do zatrzymania, po czym z caej siy szarpn za cugle. Jaki impuls musia chyba dotrze do maego mdku zwierzcia, bowiem wzdrygno si, stano i zaczo spokojnie u traw. Jason obluzowa n w pochwie. Zauway, e Meta odruchowo siga po bro. Jedcy zatrzymali si tu przed nimi. Ich przywdca mia czarn, brudn brod i tylko jedno oko. Czerwony, krwawy oczod sugerowa, e musiao by wyupione niedawno. Gow zdobi mu pogity, metalowy hem, zwieczony czaszk jakiego dugozbnego gryzonia. - Kim jeste, kuglarzu? - zapyta, przerzucajc z rki do rki maczug nabijan wiekami. - Dokd zmierzasz? - Jestem Jason, piewak pieni, opowiadacz bani w drodze do obozu Temuchina. A ty, kim jeste? Mczyzna chrzkn i poduba w zbach poczerniaym gwodziem. Shamin z plemienia Szczurw. Jak pozdrawiasz Szczury?. Jason nie mia bladego pojcia jak si pozdrawia Szczury. Na myl przychodzio mu jedynie kilka najzupeniej niestosownych uwag. Zauway, e pozostali mieli na hemach podobne czaszki, niewtpliwie czaszki szczurw - symboli ich plemienia. Prawdopodobnie kady ze szczurw mia inny totem. Pamita jednak, e Oariel nie uywa takiej ozdoby, wic przypuszczalnie kuglarze pozostawali poza plemiennymi waniami. - Szczury pozdrawiam sowem: ,,witaj - improwizowa. - Wielu moich przyjaci to Szczury. - Czy walczye w waniach rodowych przeciwko Szczurom? - Nigdy! - odrzek Jason, oburzony tym podejrzeniem.; Shamin wydawa si zadowolony i powrci do dubania w zbach. - My rwnie jedziemy do Temuchina - powiedzia, nie wyjmujc palca z ust. - Syszaem , e ma zamiar uderzy na asice z gr, wic idziemy si przyczy. Pojedziesz z nami. Dzi wieczorem bdziesz dla mnie piewa.

Planeta mierci III

- 63 -

Ja te nienawidz tych grali. Bd piewa wieczorem. Na gardowy rozkaz trjka mczyzn, zatoczya koo i odjechaa galopem. To byo wszystko. Grupka Jasona ruszya za nimi. Z wolna doczyli do suncej karawany moropw, jednak trzymali si z tyu, by ich kozy nie pomieszay si z innymi. - Oto, do czego s potrzebne kozy - powiedzia Jason, krztuszc si w chmurze pyu. - Gdy tylko si zatrzymamy, chc bycie zabezpieczyli nasze zwierzta, eby nie zgubiy si w ich stadzie. - Nie zamierzasz mi pomc? - spytaa Meta chodno. Bardzo chciabym, ale to jest prymitywna, patriarchalna spoeczno i takich rzeczy si po prostu nie robi. Moj dziak odrobi w namiocie, ale nie na oczach wszystkich. Nie jechali dugo, co przybysze spoza planety przyjli z naleytym uznaniem. Do celu - opuszczonej studni dotarli wczesnym popoudniem. Jason, zesztywniay i poobijany, zsun si z sioda. Kulejc zacz chodzi w kko, by przywrci czucie w zdrtwiaych nogach. Meta z Grifem popdzali oporne kozy. Skonio to Jasona do przechadzki po obozie, by unikn morderczych spojrze dziewczyny. Zaciekawia go studnia. Podszed j obejrze. Musiao chyba istnie jakie tabu, ktre zabraniao kobietom przystpu do wody. Wok niej zgromadzili si tylko mczyni i chopcy. Usuwali stos kamieni, ktrymi przysypano studni. Po chwili odsonili pokryw z kutego elaza. Dla zabezpieczenia przed korozj bya grubo pokryta tuszczem, jednak kamienie uszkodziy nieco warstw ochronn i wzdu ryz formoway si delikatne pasma rdzy. Kiedy j zdjli, jeden z mczyzn nasmarowa j ponownie z obu stron. Sama studnia miaa okoo metra rednicy i bya bardzo gboka. Od wewntrz wyoono j kamieniami .dopasowanymi tak dokadnie, e trzymay si bez zaprawy. Bya bardzo stara i zniszczona. Stulecia wyobiy w kamieniach wok otworu gbokie bruzdy. Jason zastanowi si, kto mg j wykopa.

Planeta mierci III

- 64 -

Czerpanie wody odbywao si w najbardziej prymitywny sposb, za pomoc elaznego wiadra na skrzanej linie. Mg przy tym pracowa tylko jeden czowiek, ktry pochylony nad cembrowin, cal za calem wyciga lin. Bya to cika praca i mczyni czsto si zmieniali. Inni stali dookoa i rozmawiali lub odnosili do swoich camachw napenione wod bukaki. Jason zaj swoje miejsce przy linie, po czym wrci do namiotu popatrze jak postpuje praca. Kozy byy ju powizane. Meta i Grif rozstawili elazny szkielet camachu i wanie walczyli ze skrzanym pokryciem. Jason swoj pomoc ograniczy do zdjcia z wozu kutra. Skrzynia zrobiona bya ze zniszczonych skr, lecz w rodku znajdowa si metalowy pojemnik. Zamek otwiera si jedynie na odciski palcw ich trojga. Jason usiad na nim i mruczc pod nosem jak pie, zacz brzdka na dwustronnej lutni. Bya ona wiern kopi instrumentu minstrela. Przechodzcy tubylec zatrzyma si i zacz przyglda wznoszeniu camachu. Jason rozpozna w nim jednego z jedcw, ktrzy wczeniej przecili im drog. Zdecydowa si nie zwraca na niego uwagi. Nuci wasn wersj jednej z pijackich piosenek zag kosmicznych. - Dobra, silna kobieta, ale gupia. Nie umie postawi camachu - odezwa si nagle koczownik, wskazujc kciukiem Met. Jason nie mia pojcia jak powinien zareagowa, wic milcza. Mczyzna sta, drapic si po brodzie i najwyraniej podziwia dziewczyn. - Potrzebuj mocnej kobiety. Dam ci za ni sze kz. Jason zauway, e koczownik podziwia nie tylko si dziewczyny. Meta, rozgrzana prac, zdja futrzane okrycie. Jej smuke ksztaty byy na pewno bardziej pocigajce, ni kanciaste, krpe sylwetki tutejszych kobiet. Wosy miaa czyste, zdrowe zby, gadk cer. Moga si podoba. - Nie zechcesz jej -odrzek-pi dugo, je za duo. Drogo kosztuje. Zapaciem za ni sze kz.

Planeta mierci III

- 65 -

- Dam ci za ni dziesi - powiedzia wojownik, zbliajc si do dziewczyny. Chwyci j za rami i przycign do siebie, chcc si lepiej przyjrze. Jason zdrtwia. Kobiety koczownikw byy pewnie przyzwyczajone do takiego traktowania, ale na pewno nie Meta. Spodziewa si awantury, dziewczyna zaskoczya go jednak. Uwolnia si spokojnie i wrcia do pracy. Chod tutaj - powiedzia do mczyzny. Musia przerwa ten incydent, nim bdzie za pno. - Chod, napijemy si, mam dobre achadh. Spni si. Wojownik krzykn z gniewu, e saba kobieta omielia si mu sprzeciwi. Uderzy j pici w skro, po czym znowu przycign do siebie. Meta odwrcia si i unoszc rami szybkim ciosem trafia go w krta. Stana, gotowa do walki, podczas gdy mczyzna zgity w p kaszla ochryple, plujc krwi. Jason chcia skoczy na przd, ale zanim zdoa zrobi najmniejszy ruch, byo ju po wszystkim. Wojownik mia niezy refleks, lecz Meta bya szybsza. Mocno chwycia obiema rkoma nadgarstek przeciwnika, obracajc si jednoczenie wok wasnej osi, tak e n przeszed obok niej. Dalszy obrt spowodowa, e wykrcona rka znalaza si na plecach napastnika. Dziewczyna zwikszya ucisk i bro wypada z bezsilnych palcw mczyzny. Moga w tym momencie przerwa walk, ale pochodzia z Pyrrusa. Zanim n dotkn ziemi, chwycia go i po rkoje zatopia w plecach wojownika. Uwolnione z uchwytu, znieruchomiae ciao osuno si na ziemi. Jason usiad na skrzyni. Jego palec wskazujcy dotkn niby od niechcenia pytki zamka. Usysza lekkie szczeknicie, gdy mechanizm zadziaa. Walce przygldaa si spora grupka widzw. W powietrzu rozleg si pomruk zdziwienia. Jedna z kobiet podesza bliej i uniosa rami mczyzny. Puszczone, opado bezwadnie. - Nie yje - powiedziaa ze zdumieniem, patrzc na Met. - Ej, wy dwoje - krzykn Jason do przyjaci, uywajc wasnego "plemiennego jzyka", ktrego tum nie

Planeta mierci III

- 66 -

rozumia - trzymajcie bro w pogotowiu i nie oddalajcie si. Gdyby zrobio si naprawd gorco, to tutaj macie pistolety i granaty gazowe. Lecz jeli ich uyjemy, bdziemy musieli albo wia, albo wzi do niewoli cae plemi. Zostawmy to lepiej na koniec. Shamin na czele dwudziestki wojownikw przepchn si przez tum i z niedowierzaniem spojrza na martwego wojownika. - Twoja kobieta zabia go jego wasnym noem? - Tak, ale to bya jego wasna wina. Ona tylko si bronia. Spytaj kogokolwiek. Z tumu dobieg potakujcy pomruk. Wdz wydawa si bardziej zaskoczony ni zy. Patrzy to na zwoki, to na Met, po czym podszed do niej dumnym krokiem. Ujwszy dziewczyn pod brod zacz obraca jej gow, poddajc j dokadnym ogldzinom. Zacisna pici, a pobielay jej kostki, ale trzymaa si. - Z jakiego jest plemienia? - zapyta Shamin. - Z daleka, z gr na pnocy. Zw si... Pyrrusowie. Bardzo dzielni wojownicy. Shamin chrzkn. - Nigdy o nich nie syszaem. Jaki maj totem? "Rzeczywicie, jaki?" - Jason myla gorczkowo. Nie mg to by szczur ani asica. Jakie jeszcze zwierzta widzieli w grach? - Orze - ogosi z nadmiern pewnoci siebie. Widzia raz w grach co, co przypominao ora krcego wysoko nad szczytami. - Bardzo silny totem - Shamin by najwyraniej pod wraeniem. Spojrza na trupa i trci go nog. - Mia moropa i troch futer. Kobieta nie moe ich dosta. Spojrza chytrze na Jasona, czekajc na odpowied. Kobiety same byy wasnoci, nie mogy wic niczego posiada, a zdobycz naleaa si zwycizcy. "Lecz nikt nie powie, e dinAlt nie jest szczodry" - pomyla Jason. Zwaszcza, gdy chodzi o zeszkapiaego morapa i stare futro. - Oczywicie wszystko jest twoje Shamin. Tylko tak moe by. Przez myl mi nie przeszo, e mog to zabra, o nie! Moj kobiet zbij dzi wieczorem za to, co zrobia.

Planeta mierci III

- 67 -

To bya prawidowa odpowied. Shamin przyj dary jak co oczywistego. - Nie by dobrym wojownikiem, skoro zabia go kobieta. Ale ma dwch braci. To bya najwyraniej przestroga i Jason wzi j sobie do serca. Ludzie rozeszli si, zabierajc zwoki ze sob. Meta i Grif skoczyli ustawianie camochu i zaczli wnosi rzeczy do rodka. Jason sam wtaszczy kufer, po czym wysa Grifa, by przyprowadzi kozy bliej moropw. Zabjstwo mogo oznacza kopoty. Tak te si stao i to szybciej ni przypuszcza. Na zewntrz day si sysze guche uderzenia. Cisz rozdar przeraliwy krzyk. Jason rzuci si do wyjcia, ale jego pomoc nie bya ju potrzebna. Szeciu chopcw pewnie krewnych zabitego postanowio swoj zemst wykona na Grifie. Byli starsi i wiksi od niego, zaplanowali wic szybki atak i ucieczk. Nie wszystko poszo jednak zgodnie z planem. Trzech chwycio Grifa, podczas gdy reszta zabieraa si do bicia. Teraz dwch z nich leao nieprzytomnych na ziemi, po tym jak Grif stukn ich gowami. Trzeci, kopnity w jdra, zwija si z blu. Grif klcza na szyi czwartego, usiujc jednoczenie pitemu zama nog, wykrcajc j na plecy. Szsty prbowa uciec, podczas gdy Grif szuka noa, by mu w tym przeszkodzi. - Tylko nie n - krzykn Jason, kopniakiem uatwiajc zbiegowi ucieczk. - Mamy do kopotw bez kolejnego trupa. Grif, pozbawiony dodatkowej przyjemnoci, zadowoli si suchaniem zdawionego jku obu ofiar. Potem wsta i patrzy, jak ocaleni kulejc opuszczaj pole walki. Sam wyszed praktycznie bez szwanku, jeli nie liczy podbitego oka i rozdartego rkawa. Jason, przemawiajc uspokajajco, zdoa zaprowadzi go do camachu, gdzie Meta przyoya zimny kompres na podbite oko, Jason zasznurowa wejcie patrzc na swych, wci jeszcze wzburzonych Pyrrusan.

Planeta mierci III

- 68 -

- Niele, jak na pocztek - powiedzia, wzruszajc ramionami - mona powiedzie, e mielimy mocne wejcie.

Rozdzia VIII
Cho byskawic byy ich miecze ginli niezliczonym mrowiem. Lot strza przemwi do obcych kac opuci nasze pastwiska. - Mwi ja, gos Temuchina, gdy ja jestem Ahankk, wdz - powiedzia wojownik, wdzierajc si do camachu Shanina. Jason z ulg przerwa sw "Ballad o latajcych obcych" i odwrci si, by zobaczy, kto spowodowa t upragnion pauz. Zaczynao go ju bole gardo i by zmczony powtarzaniem w kko tej samej pieni. Jego sprawozdanie z klski statku stao si wielkim hitem w obozowisku.

Planeta mierci III

- 69 -

Przybysz by wojownikiem wysokiej rangi, o czym wiadczy jego hem i napiernik - byszczcy jak nowy i ozdobiony kilkoma grubo szlifowanymi kamieniami. Wszed dumnym krokiem i stan w rozkroku przed Shaninem, z doni spoczywajc na rkojeci miecza. - Czego chce Temuchin? - zapyta chodno Shanin, chwytajc za wasny miecz. Nie podobay mu si maniery gocia. - Bdzie sucha minstrela imieniem Jason. Ma si on stawi natychmiast. Oczy Shanina zmieniy si w wziutkie szparki. - On piewa teraz do mnie. Gdy skoczy, przybdzie do Temuchina. - Dokocz pieni - powiedzia, zwracajc si do Jasona. Wodzowie koczownikw czuj si rwni i trudno ich przekona, by zmienili zdanie, jednak Temuchin i jego oficerowie mieli due dowiadczenie oraz skuteczne argumenty. Ahankk gwizdn przeraliwie i do camachu wpad oddzia uzbrojonych po zby onierzy z napitymi ukami. Shamin da si przekona. - Znudzio mnie to zawodzenie - oznajmi, odwracajc si z szerokim ziewniciem. Bd teraz pi achadh z jedn z moich kobiet. Wszyscy - precz! Jason wyszed, otoczony gwardi honorow i skrci w stron swego camachu. - Temuchin bdzie ci sucha teraz! Id tdy! - Zabierz apy - sykn Jason tak, eby nie syszeli go najbliej stojcy onierze. - Musz przywdzia swj najlepszy strj i zaoy now strun do lutni, bo ta ledwie si trzyma. Pjdziesz teraz gono stwierdzi Ahankk, popychajc go. - Najpierw pjdziemy do mojego camachu. To tutaj, blisko - powiedzia Jason rwnie gono, jednoczenie chwytajc mczyzn za kciuk. Ten chwyt by zawsze skuteczny. Oficer szarpa si i opiera, usiujc uwolni, a jednoczenie lew rk siga po miecz.

Planeta mierci III

- 70 -

- Jeli wycigniesz miecz, zabij ci tym noem, ktry przyoyem ci wanie do brzucha! - ostrzeg Jason, trzymajc pod pach lutni i przyciskajc jej kociany gryf do odka Ahankka. - Temuchin powiedzia: "Przyprowad go", a nie: "Zabij go". Rozgniewa si, jeli bdziemy walczy. No, co wolisz? Oficer waha si jeszcze przez chwil, gniewnie zaciskajc usta, po czym schowa miecz. - Pjdziemy najpierw do twojego camachu, by mg przywdzia co bardziej stosownego ni te achy rozkaza gono. Jason puci wojownika i cofn si nieco. Ruszy lekko odwrcony, by mie go na oku. Mczyzna szed obok niego do spokojnie, zajmujc si obola rk, ale w spojrzeniu, jakim go obrzuci, bya czysta nienawi. Jason wzruszy ramionami. Zyska nowego wroga - to byo oczywiste - ale musia pj do camachu. Podr z Shaninem i jego szczepem bya wyczerpujca, ale niezbyt bogata w wydarzenia. Krewni zabitego nie sprawiali wicej kopotw. Jason wykorzysta ten czas na doskonalenie swej sztuki i obserwacje kultury nomadw. Do obozu Temuchina dotarli tydzie pniej i rozbili tam swj camach. Sowo "obz" nie byo najlepszym okreleniem, gdy koczownicy byli rozrzuceni na przestrzeni wielu mil wzdu brudnego, zamieconego strumienia. Nazywali go dumnie rzek. Waciwie by to i tak najwikszy potok na tych rwninach. Poywienia byo zawsze niewiele i zwierzta musiay o nie walczy. Kade z plemion potrzebowao wic sporo miejsca. Obz wojskowy znajdowa si w centrum tych osad. Jason jeszcze tam nie zaszed i wcale nie pali si do odwiedzin. Wola na razie obserwowa ycie na obrzeach. Pniej planowa penetracj w sercu terytorium wroga. Poza tym Temuchin ju raz go widzia, a wyglda na czowieka obdarzonego doskonal pamici. Skra Jasona bya teraz ciemniejsza, a dziki odpowiednim tabletkom gste, sumiaste wsy zwisay mu ju niemal do podbrdka. Od Teca dosta jeszcze specjalne wkadki, zmieniajce

Planeta mierci III

- 71 -

ksztat nosa. Miat nadziej, e to wystarczy, by Temuchin go nie rozpozna. - Wstawa, piochy - krzykn, odrzucajc klap wejciow swego camachu. - Mam stan przed wielkim Temuchinem i musz si odpowiednio przyodzia. Meta i Grif chodno spojrzeli na wchodzcych i nie raczyli nawet wsta. Ruszcie si troch - powiedzia Jason w jzyku Pyrrusan. - Zakrztnijcie si, eby wygldao, e jestecie pod wraeniem tej wizyty. Podajcie temu pajacowi co do picia i postarajcie si odwrci jego uwag. Ahankk przyj napj, ale nadal nie spuszcza oczu z Jasona. - Masz - Jason wrczy lutni Grifowi - za do niej now strun, albo przynajmniej udawaj, e to robisz, jeli jej nie moesz znale. I nie wciekaj si, e ci popycham. To tylko cz przedstawienia. Grif skrzywi si, ale poza tym zachowa si zupenie poprawnie. Jason zrzuci kurtk, naoy wiey tuszcz na twarz i troch na wosy. Potem otworzy skrzyni. Sign po najlepsze okrycie jednoczenie ukrywajc w doni jaki drobny przedmiot. - Suchajcie uwanie rzek - zabieraj mnie do Temuchina i nic na to nie poradz. Wziem jeden dentinofon, a wam zostawiam dwa. Wecie je. kiedy tylko wyjd. Bdcie w kontakcie. Nie wiem jak wypadnie to przesuchanie, ale gdyby byy jakie kopoty, chc, bymy nie tracili cznoci. Moe bdziemy musieli dziaa szybko. Nie wpadnijcie w panik. Jeszcze ich dostaniemy. Wskoczy w ubranie i krzykn: - Dawa mi tu lutni. Szybko! Jeli bd jakie kopoty, stuk was oboje! Jechali lun grup i moe tylko przypadkiem onierze otoczyli ze wszystkich stron Jasona. Moe. C takiego mg usysze Temuchin i dlaczego chcia go widzie? Rozwaania te nie miay sensu. Jason prbowa odsun od siebie mczce myli i skupi si na obserwacji otoczenia, niestety bez skutku.

Planeta mierci III

- 72 -

Rozdzia IX
Kiedy dotarli do obozu Temuchina, soce byo ju nisko nad horyzontem. Pomidzy ustawionymi w rwnych rzdach namiotami wida byo grupki onierzy. Nagle ujrzeli szerokie przejcie. Na jego kocu sta ogromny, czarny camach. Prowadzi do niego szpaler zbrojnych wojownikw. Jason nie potrzebowa adnych wyjanie, by stwierdzi, czyja to siedziba. Zsun si z moropa, wzi lutni pod pach i ruszy dumnym krokiem. Ahankk wszed pierwszy, by zapowiedzie ich przybycie. Gdy tylko odwrci si, Jason wsun ukradkiem do ust dentinofon i jzykiem wcisn go we waciwe miejsce ~ nad grnym trzonowym zbem. Pasowa idealnie. Zasilanie uruchomia lina. - Uwaga, sprawdzam. Jak mnie syszycie? - szepn pod nosem. Superminiaturowe urzdzenie miao automatyczn regulacj wzmocnienia i mogo nadawa wszystko - od szeptu do krzyku. - Gono i wyranie - zabrzmia mu w uchu gos Mety, niesyszalny dla nikogo poza nim. Odbiornik przetwarza sygna radiowy na drgania mechaniczne, ktre poprzez zby przenosiy si do koci czaszki, a nastpnie do ucha. Przechod dalej - Ahankk szarpn go za rami. Jason zignorowa go i sam podszed do mczyzny, siedzcego w fotelu z wysokim oparciem. Temuchin rozmawia wanie z dwoma oficerami i nie patrzy w jego stron. Jason nie mg opanowa zdumienia, gdy zobaczy z czego zrobiono tron. Byo to siedzenie od traktora, ustawione na pozbawionych zamkw strzelbach, z ktrych skonstruowane

Planeta mierci III

- 73 -

byo te oparcie. Karabiny zwizano sznurem ze cigien zwierzcych, a na nich nanizane byy zmumifikowane kciuki. Z niektrych pozostay ju tylko kostki, z innych zwisay poczerniae resztki misa. Temuchin - to znaczy Zabjca Najedcw. Jason podszed bliej. Wdz odwrci gow, mierzc go obojtnym, zimnym wzrokiem. Jason ukoni si. Chcia w ten sposb raczej unikn wzroku, ni okaza ulego. Czy go rozpozna? Nagle wkadki w nosie i opadajce wsy wyday mu si marnym przebraniem. Mg to zrobi lepiej. Temuchin ju go kiedy widzia i to z bliska. Rozpozna go na pewno. Jason powoli si wyprostowa. Wdz wci wpatrywa si w niego chodnym, przeszywajcym wzrokiem, ale nic nie powiedzia. Jason wiedzia, e powinien milcze i pozwoli, by Temuchin przemwi pierwszy. Ale czy na pewno? Gdyby wystpowa tu we wasnym imieniu, to w tym momencie sprbowaby zbi z tropu przeciwnika i szybko wykorzysta przewag. Wytrzyma jego spojrzenie i zmusi do ulegoci. Ale na pewno nie tego oczekiwano od wdrownego grajka. Minstrel musi z pewnoci czu si niepewnie, bez wzgldu na wszystko. - Czym zasuyem sobie na ten honor, e raczye posa po mnie, Wielki Temuchinie? - Jason ponownie si ukoni. - Chcesz posucha mych pieni? - Nie - zimno odpar Temuchin. Jason unis brwi: pozwoli sobie na okazanie lekkiego zdziwienia. - adnych pieni? Czeg wic wdz ludw moe chcie od biednego wdrowca? Temuchin obrzuci go lodowatym spojrzeniem. Jason zastanowi si, do jakiego stopnia jest ono prawdziwe, a na ile zrcznie wystudiowanym, teatralnym gestem. - Chc informacji - powiedzia Temuchin. W tym samym momencie oy dentifon w ustach Jasona. Usysza gos Mety: - Jason mamy kopoty. Jacy zbrojni chc, bymy wyszli z namiotu. Groz, e w przeciwnym wypadku nas zabij.

Planeta mierci III

- 74 -

- Obowizkiem mistrela jest opowiada i uczy. Co chciaby wiedzie? - Jednoczenie szepn: - adnych pistoletw! Walczcie z nimi, ja sprowadz pomoc. - Co to byo? - Temuchin pochyli si gronie. - Co tam szepczesz? - Nic, nic. To tylko... - Nagle z przeraeniem uwiadomi sobie, e w jzyku ,,pomidzy nie moe powiedzie: "tik nerwowy". - To taki... zwyczaj grajkw. Powtarzam po cichu sowa pieni, eby nie zapomnie. Temuchin cofn si. Gboka zmarszczka przecia mu czoo, najwyraniej nie by zachwycony tymi wiczeniami podczas audiencji. Jason zreszt rwnie. Ale jak inaczej mg pomc Grifowi i Mecie? Wdzieraj si do rodka! zabrzmia krzyk dziewczyny. - Opowiedz mi o plemieniu Pyrrusan - rozkaza wdz. Jason zacz si poci. Temuchin musia mie w plemieniu Szczurw swego szpiega lub sam Shamin udzieli mu informacji. Tymczasem krewni zabitego, wiedzc, e nie ma go w obozie, najprawdopodobniej usiowali si zemci. - Pyrrusanie to po prostu takie plemi. Dlaczego pytasz? - Coo? - Temuchin skoczy na rwne nogi, chwytajc za miecz. - miesz mi zadawa pytania? - Jason. - Czekaj, nic - Jason poczu, jak pod warstw tuszczu na twarzy zaczynaj formowa si kropelki potu. - le si wyraziem. Przeklty jzyk pomidzy. Co pragnby usysze? Powiem wszystko, co wiem. - Jest ich coraz wicej. Maj tarcze i miecze. Zaatakowali Grifa! Wszyscy! - W glosie Mety zabrzmiaa rozpacz. - Nigdy nie syszaem o tym plemieniu. Gdzie wypasaj swoje stada? - W grach... na pnocy, w dolinach, daleko, no wiesz... - Grif ley. Nie dam rady im wszystkim! - znowu krzyk Mety.

Planeta mierci III

- 75 -

- Co to znaczy? Co ukrywasz? Moe jeszcze nie znasz praw Temuchina. Dla tych co ze mn - nagroda, dla tych, co przeciw - mier. A dla zdrajcw - mier powolna. - Powolna mier - powtrzy Jason, na prno czekajc na dalsze wiadomoci. Temuchin chwil milcza. - Nie jeste zbyt rozmowny, grajku, i co mi si w tobie nie podoba. Zaraz zobaczysz co, co rozwie ci jzyk. Klasn w donie i jeden z oficerw wystpi do przodu. - Sprowadcie Daei. Jason ze zdumieniem patrzy na czowieka, ktrego wniesiono na noszach i posadzono przed nim. Mczyzna mia wok szyi zacinit ptl. Nawet nie prbowa jej rozluni, gdy w miejscu, gdzie powinny znajdowa si palce, pozostaway jedynie wiee kikuty. Podobnie wyglday jego stopy. - Powolna mier - powiedzia Temuchin, uwanie wpatrujc si w Jasona. - Daei porzuci mnie w czasie bitwy z plemieniem asic. - Codziennie pozbawiam go fragmentu kadej z koczyn. Oto dzisiejsza cz wyroku. Wdz podnis rk. onierze przytrzymali nieszcznika, chocia i tak nie stawia oporu. Cienkie rzemienie zwizane ciasno wok kostek i nadgarstkw wrzynay si gboko w ciao. Jego rami przycinito do ziemi. Jeden z onierzy rbn w nie toporem. Do odpada, bluzgajc krwi. Oprawcy metodycznie zajli si drug rk, a nastpnie stopami. - Jak widzisz, ma jeszcze dwa dni - rzek Temuchin. Jeli bdzie do silny, by tego doczeka, trzeciego dnia moe oka mu ask. A moe nie. Syszaem o takim, ktry rok czeka na swj ostatni dzie. - Bardzo interesujce - powiedzia Jason. - Syszaem o tym zwyczaju, ale jako wyleciao mi to z gowy. Musia co zrobi i to szybko. Na zewntrz sycha byo tupot moropw i krzyki mczyzn. - Syszae? Kto gwizda! - Oszalae?!

Planeta mierci III

- 76 -

Temuchin by wyranie rozgniewany. Machn rk ze zoci i nieprzytomny czowiek zosta wyniesiony z namiotu, a odrbane czonki kopnito w kt. - Tam kto gwizda - powiedzia Jason, idc do wyjcia. - Musz na chwil wyj. Zaraz wracam. Wszyscy oficerowie, cznie z Temuchinem, zaniemwili z wraenia. Nikt dotd nie potraktowa wodza w ten sposb. - Tylko chwileczk. - Sta! - rykn Temuchin, ale Jason by ju przy wyjciu. Stranik zastpi mu drog jednoczenie dobywajc miecza, ale Jason pchn go silnie i wyszed. Wojownicy na zewntrz nie zwrcili na niego uwagi niewiadomi tego, co si dziao w rodku. Szybko, ale niby to przypadkiem, Jason skrci w prawo i dopad rogu camachu, zanim jego przeladowcy wyskoczyli na zewntrz i ruszyli w pogo. Jason skrci za naronik i pen par pogna wzdu bocznej ciany. W przeciwiestwie do mniejszych, okrgych camachw, ten by prostoktny i Jason da nura za nastpny rg, zanim wcieka harda zdya zobaczy, gdzie znikn. Zwolni dopiero, gdy dobieg znowu do ciany frontowej i zza ostatniego rogu wyszed ju wolnym krokiem. Pogo popdzia w przeciwnym kierunku. Stranicy, ktrzy stali przy wejciu zniknli, a reszta patrzya w drug stron. Jason spokojnie zbliy si do wejcia i wszed do rodka. Temuchin, ktry wcieky chodzi tam i z powrotem po namiocie, nagle zda sobie spraw z jego obecnoci. - wietnie - krzykn. - Macie go? To ty?! - Odskoczy do tyu, byskawicznym ruchem wycigajc miecz. - Jestem twym lojalnym sug, Temuchinie - powiedzia z naciskiem Jason, skadajc rce na piersiach. Nie cofn si. - Przyszedem ci donie, e wrd twych plemion wybuch bunt. Temuchin nie uderzy, ale i nie opuci miecza. - Mw szybko. mier wisi nad tob. - Wiem, e zakazae swym poddanym prywatnych wani rodowych, ale s tacy, ktrzy chcieliby zamordowa moj kobiet, poniewa zabia mczyzn, ktry j

Planeta mierci III

- 77 -

zaatakowa. Byem z ni od czasu, kiedy to si stao do dzisiaj. Prosiem zaufanego czowieka, by mia na ni oko i donis mi, gdyby co si stao. Usyszaem jego gwizd, bo nie mia wej do namiotu Temuchina. Wanie przed chwil z nim mwiem. Mj camach zaatakowali zbrojni, ktrzy porwali sucych. Sdziem, e wszystkich, ktrzy id za Temuchinem, obowizuje jedno prawo. Czybym si myli, Temuchinie? Za plecami Jasona rozleg si gony tupot, gdy pogo wpada do namiotu. Widzc Jasona i Temuchina, wci jeszcze trzymajcego wzniesiony miecz, zatrzymali si, wpadajc na siebie. Wdz mierzy Jasona wzrokiem. W kocu opuci bro. - Ahankk - rykn i wojownik skoczy do przodu. - We dwa razy po dwie donie onierzy i pd do plemienia Shanina z klanu Szczurw. - Mog mu wskaza drog - przerwa Jason. Temuchin skoczy do niego, przysuwajc sw twarz tak blisko, e Jason poczu na policzkach jego oddech. - Odezwij si jeszcze raz bez pozwolenia, a zginiesz. Jason tylko kiwn gow. Wiedzia, e przeszarowa. Po chwili Temuchin odwrci si do oficera. - Jed natychmiast do Shanina i przyprowad tych, ktrzy porwali sucych Pyrrusanina. Zabierz wszystkich, ktrych tam znajdziesz, najlepiej ywych. Ahankk zasalutowa ju w biegu - w hordzie Temuchina wyej ceniono posuszestwo ni dobre maniery. Temuchin wcieky chodzi tam i z powrotem. Oficerowie i onierze ukradkiem wymknli si z namiotu lub stanli pod jego cianami. Tylko Jason si nie poruszy - nawet wtedy, gdy rozgniewany wdz stan przed nim, wymachujc pici. - Dlaczego ci na to pozwalam! - powiedzia z zimn furi. - Dlaczego? - Czy mog odpowiedzie? - cicho zapyta Jason. - Gadaj! - rykn Temuchin, wiszc nad nim niczym spadajcy gaz.

Planeta mierci III

- 78 -

- Opuciem wielkiego Temuchina, gdy tylko w ten sposb mogem by pewien, e sprawiedliwoci stanie si zado. Pozwoli mo na to fakt, ktry ukryem przed tob. Temuchin nic nie powiedzia, chocia oczy mu byszczay gniewem. - Rybaci nie maj plemienia, nie nosz totemu. Tak by powinno, bo przenosz si z plemienia do plemienia i nie powinni nalee do adnego z nich. Lecz musz ci powiedzie, e urodziem si w plemieniu Pyrrusan. Kazali mi odej i dlatego zostaem pieniarzem. Temuchin nie zniyby si do tak oczywistego w tej sytuacji pytania, wic Jason nie wystawia jego ciekawoci na prb. - - Musiaem odej, bo - ciko mi to wyzna - w porwnaniu z innymi byem saby... i tchrzliwy... Temuchin zachwia si lekko. Jego twarz nabiega krwi. Pochyli si do przodu, otworzy usta i rykn miechem.. Wci rechoczc podszed do tronu i ciko opad na siedzenie. Nikt z obecnych nie wiedzia, jak si zachowa. Jason pozwoli sobie na leciutki umiech, ale nic nie powiedzia. Temuchin skin na sucego , ktry sta z bukakiem achadh i oprni naczynie jednym haustem. Zachichota, po chwili zamilk. Znowu by chodny i opanowany. - Rozbawie mnie - powiedzia - nie mam zbyt wiele okazji do miechu. Jeste bystry. Moe nawet za bardzo. Pewnego dnia moesz z tego powodu umrze. No, opowiedz mi teraz o tych twoich Pyrrusanach. - yjemy na pnocy, w grskich dolinach i rzadko schodzimy na rwniny. Jason pracowa nad t historyjk od chwili, gdy po raz pierwszy przyczy si do koczownikw. Teraz przysza pora j wyprbowa. - Mamy wasne prawa i wierzymy w swoj si. Sami rzadko opuszczamy nasze doliny, ale te zabijamy kadego, kto wkroczy na nasze tereny. Jestemy Pyrrusanami z klanu Ora. Nasz totem jest znakiem naszej mocy, wic nawet kobieta potrafi goymi .rkami zabi wojownika z rwnin. Dowiedzielimy si, e

Planeta mierci III

- 79 -

Temuchin wprowadza prawo na rwniny. Ja zostaem wysany, by sprawdzi, czy to prawda. Jeli tak, Pyrrusanie przycz si do Temuchina... Nagle obaj mczyni unieli gowy, cho uczynili to z rnych powodw. Temuchin - poniewa zacz nasuchiwa krzykw przybyej grupy jedcw, Jason - bo w czaszce zabrzmia mu wyrany, cho cichy gos: "Jason!". Nie mg pozna, czy nalea do Mety, czy Grifa. Ahankk i jego wojownicy weszli do rodka na wp niosc, na wp wpychajc winiw. W dwch jecach, z ktrych jeden broczy krwi Jason rozpozna nomadw z plemienia Shanina. Met i Grifa pobitych i zakrwawionych wniesiono do rodka i rzucono na ziemi. Nie ruszali si. Grif otworzy jedno, zdrowe oko, powiedzia: ,,Jason" i znw straci przytomno. Jason rzuci si do przodu, ale zdoa si opanowa. Zacisn tylko mocno pici, a paznokcie wbiy si gboko w ciao. - Opowiadaj - rozkaza Temuchin. Ahankk wystpi do przodu. - Uczynilimy jak kazae, wodzu. Szybko dotarlimy do plemienia i jeden z wojownikw zaprowadzi nas do camachu. Weszlimy i walczylimy. Nikt nie uciek, ale musielimy zabija, by ich pokona. Tych dwch zapalimy. Oddychaj, wic chyba yj. Temuchin w zamyleniu drapn si po brodzie. Jason zaryzykowa. - Czy Temuchin pozwoli, e zadam mu pytanie? Wdz rzuci mu dugie, cikie spojrzenie, po czym skin przyzwalajco. - Jaka jest kara za bunt i prywatn zamst w tym szczepie? - mier. Czy moe by inaczej? - Pozwl wic, e odpowiem na pytanie, ktre wczeniej zadae. Chciae wiedzie, jacy s Pyrrusanie. Ja jestem najsabszy z nich. Pozwl mi zabi zdrowego jeca. Uczyni to sztyletem, jedn tylko rk i jednym ciosem - bez wzgldu na to jak bdzie uzbrojony, nawet w miecz. Wyglda na dobrego wojownika.

Planeta mierci III

- 80 -

- Dobrze - powiedzia Temuchin, patrzc na wielkiego, barczystego mczyzn, przerastajcego Jasona o gow. - Myl, e to niezy pomys. - Przywi mi rk - poleci Jason najbliszemu stranikowi, zakadajc lew rk do tyu. Ten czowiek i tak musia umrze. Jego mier moga si na co przyda, bdzie to jedyna dobra rzecz jakiej dokona w swym yciu ..,Jason, czyby by hipokryt?" - szepn mu gos wewntrzny. W tym oskareniu byo wiele prawdy. Zwykle nienawidzi i stara si unika mierci i gwatu, a teraz okazao si, e sam tego szuka. Gdy jednak spojrza na Met, nieprzytomn z blu, jego n sam wyskoczy z pochwy. Pokaz niezwykej sprawnoci z pewnoci zainteresuje Temuchina, a temu ciemnemu, zadufanemu w sobie barbarzycy susznie naley si mier. Albo... to on popenia samobjstwo, jeli sugestia nie podziaa. Jeli dadz temu bydlakowi lanc albo maczug, zaatwi Jasona w par chwil. Nie zmieni wyrazu twarzy, gdy onierze rozwizali jeca i Ahankk wrczy mu swj wasny, dugi, obosieczny miecz oficerski. Poczciwy Ahankk - jak to dobrze czasami mie wroga. Pamita jeszcze wykrcenie kciuka i bra teraz odwet. Jason klepn si w bok szerokim ostrzem broni i pozwoli, by n zwisa pionowo w d. To nie by zwyky n. Sam go wyku i zahartowa wedug pradawnej receptury zwanej "myliwsk". By szeroki jak jego do, z jednej strony ostry na caej dugoci, z drugiej - prawie do poowy. Mg nim ci od gry i z dou lub pchn jak sztyletem. Bro waya ponad dwa kilogramy i bya zrobiona z najlepszej stali narzdziowej. Przeciwnik krzykn i wznoszc miecz do ciosu, run do przodu. Chcia zada jeden jedyny cios - zamach wsparty caym ciarem ciaa. aden n nie mgby tego wytrzyma. Jason spokojnie sta i czeka. Ruszy dopiero, gdy miecz zacz opada. Wysun do przodu praw stop, mocno opierajc si na nogach. N wisn w gr. Rami wyprostowane w okciu przyjo cay impet uderzenia. Sia ciosu omal nie wytrcia mu

Planeta mierci III

- 81 -

broni z rki. Ale rozleg si rwnie szczk kruszonego metalu, gdy mikka stal zetkna si z hartowanym ostrzem jego noa. Miecz pk na dwoje. Na twarzy przeciwnika Jason widzia przez chwil wyraz szczerego zdumienia. Zada cios. Ostrze przecio skrzane ubranie wroga i wbio si gboko w brzuch. Jason zebra siy i mocno szarpn w gr. N przeci wntrznoci i zatrzyma si na ebrach. Jason cofn si o krok. Ciao osuno si na ziemi u jego stp. - Chc obejrze ten n - odezwa si Temuchin. - W naszej dolinie mamy bardzo dobre elazo powiedzia Jason, schylajc si, by wytrze n o ubranie zabitego. - Nadaje si na dobr stal. Podrzuci n w gr i apic za koniec ostrza, poda! Temuchinowi. Ten oglda go przez chwil, po czym krzykn na onierzy. - Odsoni szyj rannemu! Drugi jeniec szarpa si przez chwil, ale przesta zrozumiawszy, e jego los jest przesdzony. Dwch wojownikw trzymao go, za trzeci szarpn za wosy, odsaniajc jego szyj. Temuchin podszed, podnis n w gr i byskawicznie spuci go na kark ofiary. Napicie opado. onierz cofn si, trzymajc za wosy odcit gow. Bluzgajce krwi ciao upado na piach. - Podoba mi si ten n - stwierdzi Temuchin. Zatrzymam go. - Miaem zamiar ci go ofiarowa - odpowiedzia Jason, kaniajc si nisko, by ukry zo. Powinien by to przewidzie. Trudno, to by tylko n. - Czy twoi wspplemiecy znaj wiele starych tajemnic? - zapyta Temuchin, rzucajc n sudze, by go oczyci. - Nie wicej i nie mniej ni inne szczepy. - aden z nich nie potrafi zrobi takiej stali. - To pradawny sekret, przekazywany z ojca na syna. - Moe s jeszcze inne sekrety - jego gos by zimny i twardy. Jak stal.

Planeta mierci III

- 82 -

- Moe. - Istnieje pewien zapomniany sekret. Jedni nazywaj go proszkiem z ktrego tryska ogie", inni prochem strzelniczym. Czy wiesz co o tym? Czy wiesz co o tym? Jason myla intensywnie, prbujc wyczyta co z twarzy barbarzycy. Co wdrowny grajek moe wiedzie o takich sprawach? A jeli to bya puapka, co powinien odpowiedzie?

Rozdzia X
Meta nie opieraa si, gdy Jason obmywa z kurzu jej rany i spryskiwa dermafoem. Medpakiet zaoy wczeniej na zranionej gowie dziewczyny czternacie szww i opatrunek. Wkrtce dosza do siebie, ale nie ruszaa si i nawet nie jkna, gdy Jason zaoy jeszcze dwa szwy na pknitej grnej wardze. Grif chrapa pod stosem futer. Rany chopca byy powierzchowne i medpakiet zaleci jedynie spokj. - Ju po wszystkim. Odpocznij teraz. - Byo ich zbyt wielu - poskarya si - ale troch oberwali. Podaj mi lustro. Zaskoczyli mnie, bo zaczli od Grifa. Niegupi plan. Zaraz go pooyli. Potem rzucili si na mnie. Nie moga ju wicej mwi. Zerkna w lustro z polerowanej stali, ktre da jej Jason. - Wygldam okropnie. To stao si tak szybko. Nie wszystko pamitam dokadnie. Niektrzy mieli paki. Chyba kobiety. Prboway trafi mnie w nogi. Zabiam troje albo czworo. Chyba jak kobiet. Potem upadam. Co si dziao dalej? Jason wzi bukak z achadh i przeczy ukryty w ustniku zawr, ktry zamyka dopyw sfermentowanego mleka,

Planeta mierci III

- 83 -

a otwiera zbiornik z mocnym alkoholem - ulubionym napojem Pyrrusan. Napijesz si? zaproponowa, ale dziewczyna potrzsna gow, wic sam pocign dugi yk. - Nie bawic si w szczegy: zdoaem wysa wam na pomoc oddzia onierzy. Przywieli was i kilku Szczurw, ktrzy nie zginli w potyczce. Teraz oni te ju nie yj. Tego, ktry nie by ranny, sam zabiem. Zemsta w prawdziwie pyrrusaskim stylu. Nawet nie bardzo si tego wstydz. Musiaem jednak odda Temuchinowi swj n. Od razu zauway wysoki poziom technologii. Szczcie, e wykuem go wasnorcznie i e lady uderze mota byy widoczne. Zaraz potem zapyta mnie, czy Pyrrusanie znaj proch strzelniczy. Musz przyzna , e mnie tym zaskoczy. Wykrciem si, e ja nic nie wiem, e syszaem tylko nazw, ale moe inni wiedz lepiej. Na razie chyba to kupi, przynajmniej tak mi si wydaje, bo z tym facetem niczego nie mona by pewnym. Ale chce, ebymy si przeprowadzili. O wicie mamy poegna Shanina i jego ludzi i rozbi nasz camach w ssiednim obozie. Myl, e nie bdziemy za nimi tskni. A na wypadek, gdybymy chcieli zmieni zdanie, na zewntrz czeka od-dziaek chopcw Temuchina. Wci jeszcze nie mog si zdecydowa - jestemy winiami czy nie? - Wygldam okropnie - znowu jkna Meta. - Dla mnie zawsze jeste pikna - odpar pocieszajco. Po chwili uwiadomi sobie, e rzeczywicie tak myli. Nastawi medpakiet na pen dawk rodkw uspokajajcych i przycisn go do ramienia dziewczyny. Nie protestowaa. Z narastajcym poczuciem winy i wiadomoci, e to on jest odpowiedzialny za ich bl i e narazi ich na niebezpieczestwo, pooy Met na futrach obok chopca i przykry oboje. Jak mg by tak bezgranicznie gupi, by wcign kobiet i dziecko w t mordercz afer? Potem przypomnia sobie, e tutejsze warunki ycia byy mimo wszystko lepsze ni na Pyrrusie i e zabierajc ich stamtd, prawdopodobnie ocali im ycie. Spojrza

Planeta mierci III

- 84 -

na ich sice i mimo woli si wzdrygn. Zastanawia si, czy bd mu za to wdziczni. O wicie dwoje rannych Pyrrusan miao ju tyle siy, by wywlec si z camachu. Jason sam nadzorowa rozbieranie namiotu przez onierzy. Narzekali wprawdzie na babsk robot, ale Jason nie dopuci do swoich rzeczy nikogo z plemienia Shanina. By pewny, e po ostatnich wydarzeniach krg osb zainteresowanych zemst znacznie si poszerzy. onierze dziarsko zabrali si do zwijania namiotu i ldowania rzeczy na escung dopiero, gdy Jason pokrzepi) ich bukakiem achadh. Jason usadowi Met i Grifa na wozie i przykry futrami. Niewielka karawana wyruszya, odprowadzana pospnymi spojrzeniami. W obozie Temuchina byo do kobiet, ktre mona zaprzc do poniajcej pracy. Mczyni mogli wic sta i przyglda si, co byo ich zwykym zajciem w takich sytuacjach. Nadzr nad wszystkim Jason musia zostawi Mecie. Otrzyma wiadomo, i ma si natychmiast stawi przed Temuchinem. Dwch stranikw przed wejciem do namiotu wodza rozstpio si przed nim. Przynajmniej mia jakie wzgldy u najemnikw. Temuchin by sam. W rku trzyma zakrwawiony n. Jason zatrzyma si. Odetchn jednak widzc, jak wdz chwytajc za koniec ostrza, szybkim ruchem rzuca bro przed siebie. N ze wistem przeci powietrze i utkwi w kozim zewoku, ktry suy za cel. - Niele wywaony - stwierdzi Temuchin. - Dobrze si nim rzuca. Jason bez sowa przytakn, zdajc sobie spraw, e wezwano go chyba w innym celu. - Powiedz mi wszystko, co wiesz o proszku, z ktrego tryska ogie - rozkaza Temuchin, pochylajc si, by wycign n. - Niewiele mam do powiedzenia. Temuchin spojrza Jasonowi w oczy. Uderzy rkojeci w otwart do.

Planeta mierci III

- 85 -

- Mw wszystko, co wiesz. Natychmiast. Czy majc proszek moesz sprawi, eby wybuch z wielkim hukiem, zamiast pali si i dymi? "A wic o to chodzi! - pomyla Jason. - Jeli Temuchin stwierdzi, e kami, rwnie atwo zatopi ten n w moich wntrznociach, jak w kozim misie. Wdz mia do szczegowe informacje o fizycznych waciwociach prochu. Nie blefowa. Trzeba zaryzykowa". - Cho nigdy nie widziaem prochu, jednak wiem, co o nim mwi. Syszaem, jak wywoa eksplozj. - Tak sdziem. - N ze wistem wbi si w kozie miso. - Myl, e wiesz duo innych rzeczy, o ktrych nie chcesz mwi. Mczyni maj tajemnice, ktrych przysigali dochowa, ale Temuchin jest mym panem i bd mu pomaga ze wszystkich si. - Dobrze. Pamitaj o tym. Teraz mi powiedz, co wiesz o ludziach z nizin. - Z nizin?... Nie wiem nic. - Pytanie byo dla niego zupenym zaskoczeniem. - Ani ty, ani nikt inny. Ale to si zmieni. Syszaem o nich co nieco, a mam zamiar dowiedzie si wicej. Planuj may wypad na niziny, a ty pojedziesz ze mn. Przygotuj si. Ruszamy w poudnie. Jeste jedynym, ktry wie, e to nie bdzie zwyke polowanie. Jeli piniesz komu cho swko - zginiesz. - Nie puszcz pary z ust. Nawet na mkach. Jason wrci do swojego camachu gboko zamylony. Natychmiast zda Mecie relacj z rozmowy. - Dziwnie to brzmi - powiedziaa, kutykajc w stron ognia. Minie miaa jeszcze zesztywniae po obiciu. Jestem godna i nie mog rozpali tego ogniska. Jason rozdmucha ogie, krztuszc si dymem. - Co mi si zdaje, e odchody moropw, ktrych uywasz, nie s w najlepszym gatunku. Powinny by dobrze wysuszone, eby si rwno paliy. Dla mnie to rwnie dziwne - powrci do tematu - jak oni chc

Planeta mierci III

- 86 -

zej w d pionowym klifem o wysokoci ponad dziesiciu kilometrw. Chocia jedno jest pewne - o prochu nie mg dowiedzie si tu, na rwninach. Zakaszla znowu. Zrezygnowany, zasypa ogie piskiem. - Do tego. Ty i Grifi tak potrzebujecie czego bardziej poywnego ni potrawka z kozy. Narusz nieco nasze elazne pocje. Meta podniosa topr i stana przy wejciu, by mona byo bezpiecznie otworzy skrzyni. Jason wyj opakowania z ywnoci i rozpiecztowa je. Potem wskaza na radio. - O pnocy poczysz si z Kerkiem. Opowiesz mu wszystko, co si wydarzyo. Powinnicie by tu bezpieczni, ale gdyby pojawiy si jakie trudnoci, powiedz mu, eby was zabra. - Nie. Zostaniemy tutaj, dopki nie wrcisz. Zatopia yk w jedzeniu i posilaa si apczywie. Grif wzi drug porcj, a Jason pilnowa wejcia. - Puste puszki do kufra, a znajdziemy bezpieczne miejsce, by je zakopa. Chciabym zrobi dla was co wicej. - O nas si nie martw. Wiemy, jak sobie poradzi powiedziaa stanowczo Meta. - Tak - potwierdzi bez umiechu Grif. - W porwnaniu z Pyrrusem ta planeta to fraszka. Tylko jedzenie jest tu marne. Jason spojrza na nich z podziwem. Otworzy usta, ale zaraz je zamkn. Waciwie nie mia tu nic wicej do dodania. Zapakowa niezbdne drobiazgi, ktre mogy mu si przyda w podry. Nieco zapasowej odziey i zminiaturyzowany nadajnik, ktry ukry w wydronej rkojeci topora. Topr i krtki miecz stanowiy cae jego uzbrojenie. Prbowa uywa laminowanych rogowych ukw, ale szo mu to tak niezdarnie, e czul si lepiej, jeli ni mia niczego podobnego pod rk. Zawiesi tarcz na lewym ramieniu, pomacha na poegnanie i wyszed. Podjecha na swoim moropie do grupy ludzi liczcej okoo pidziesiciu osb. Nie mieli z sob adnego

Planeta mierci III

- 87 -

wyposaenia ani ywnoci, byo wic oczywiste, e podr nie potrwa dugo. Dopiero, gdy przywitay go chodne spojrzenia uwiadomi sobie, e jest jedynym obcym w grupie. Wszyscy pozostali byli oficerami wysokiej rangi, bliskimi towarzyszami Temuchina, czonkami jego szczepu. - Ja te potrafi dochowa sekretu - powiedzia dr Ahankka, ktry patrzy na niego spode ba. ale usysza w odpowiedzi wizank przeklestw. Gdy pojawi si wdz, ruszyli za nim w podwjnej kolumnie. Jazda bya mczca i Jason gratulowa sobie tygodni spdzonych w siodle. Pocztkowo skierowali si w stron wzgrz na wschodzie, ale gdy tylko stracili z oczu obz i byli pewni, e nikt ich nie moe zobaczy, zawrcili i pognali na poudnie. W miar, jak si zbliali, gry wydaway si by coraz potniejsze. Jason oddycha przez szal, ale i tak czu drapanie w gardle - nie mg uwierzy, e powietrze moe by tak zimne. O zachodzie przeknli krtki, zimny posiek i ruszyli dalej. Byo za zimno na duszy postj. Jechali teraz pojedynczo. cieka zrobia si tak wska, e Jason. podobnie jak wielu innych, zsiad ze swego wierzchowca i prowadzi go, prbujc rozgrza si marszem. Zimne wiato rozgwiedonego nieba rozjaniao im drog. Gdy dotarli do styku dolin, Jason rozejrza si wok. Na prawo zobaczy szare morze, rozpocierajce si za niemal pionowymi skaami. Morze?! Zatrzyma si gwatownie. Nie, to nie moe by morze! Byli w samym sercu kontynentu. I to wysoko. W chwil pniej zrozumia przed sob mia morze, ale chmur! Patrzy na nie, dopki nie znikny za zakrtem. Szlak zacz si obnia, co zreszt byo do przewidzenia. Jason zatrzyma moropa i wspi si na siodo. Gdzie przed nimi znajdowa si skraj wiata. Tutaj, na rozcigajcym si w poprzek caego kontynentu klifie, na potnej, sigajcej dolin pod nimi, skalnej cianie

Planeta mierci III

- 88 -

koczyo si krlestwo nomadw. Tu rwnie zmienia si klimat. Ciepe poudniowe powietrze docierao do ska, gdzie unoszone w gr zamieniao si w chmury, by w kocu w postaci deszczu spa na wyschnite rwniny. Jason zastanawia si, czy ziemia w pobliu urwiska kiedykolwiek ogldaa soce. Poyskujcy w zagbieniach nieny py wskazywa, e pnocnym wichrom udawao si jednak przedrze nawet przez t naturaln barier. cieka schodzia w d wskiej przeczy. Dochodzc do niej, Jason ujrza kamienn chat przycupnit pod ska. Pilnujcy jej stranicy ze stoickim spokojem przygldali si ich przemarszowi. Cel wyprawy musia by blisko. Nagle zatrzymali si. Jasonowi kazano stawi si u Temuchina. Powlk si na czoo pochodu tak szybko, jak mu na to pozwalay odrtwiae minie. Temuchin niespiesznie przeuwa oporny kawaek suszonego misa i Jason zaczeka, a wdz przepucze sobie gardo ykiem na wp zamroonego achadh. Niebo na wschodzie pojaniao. By ju prawie wit, co wedug koczownikw nastpowao wtedy, gdy mona byo odrni czarny kozi wos od biaego. - Przyprowadzisz mojego moropa powiedzia Temuchin, ruszajc przed siebie. Jason poprowadzi za wodzem zmczone zwierz, a za nimi podyo trzech oficerw. Po dwch ostrych zakrtach cieka otwara si na szerok skaln pk, ktrej dalszy kraniec by jednoczenie krawdzi klifu. Temuchin podszed bliej i spojrza z podziwem na kbic si w dole bia mas chmur. Jason zafascynowao jednak wielkie, przearte rdz urzdzenie. Najwiksze wraenie sprawiaa masywna konstrukcja w ksztacie litery A, mocno osadzona w litej skale na skraju przepaci. Omiometrowa rama bya wykuta rcznie - musiano w to woy ogrom pracy. Bya wzmocniona dwoma skrzyowanymi prtami i oparta na wystpie skalnym brzegu urwiska, wznoszc si nad otchani pod ktem czterdziestu piciu stopni.

Planeta mierci III

- 89 -

Na kocu ramy znajdowa si krek, z ktrego zwisaa elastyczna lina z jakiego czarnego wkna. Jej drugi koniec oprzechodzi przez otwr w skale, stanowicej podpor konstrukcji. Jason obszed j dookoa, by obejrze znajdujce si za ni urzdzenia. Ta cz machiny, chocia mniejsza, zasugiwaa na wiksz uwag, ni wiszca nad przepaci rama. Lina przechodzia przez otwr w pycie skalnej i bya nawinita na bben. Ten, osadzony na osi o gruboci ludzkiego ramienia, byt przytwierdzony prostopadle do skay czterema mocnymi wspornikami. W ten sposb urzdzenie wytrzymywao ogromne obcienia - cay nacisk przenoszony by bezporednio na skaln podstaw. Przymocowane do bbna, metrowej rednicy koo zbate wsppracowao z mniejsz zbatk, ktr mona byo obraca za pomoc dugiej, drewnianej korby. Ostatnim odkryciom Jason nie powici zbyt wiele uwagi. Ilo dwigni i zapadek dawaa pewno, e nic tu nie moe si zelizgn. Nie trzeba byo by geniuszem mechaniki, by zrozumie do czego to urzdzenie suyo. Jason odwrci si do Temuchina i zapyta: - Czy za pomoc tego mechanizmu mamy spuci si na rwniny? Wdz zdawa si by rwnie zafascynowany urzdzeniem. - Owszem. Nie wyglda to na rzecz, ktrej normalnie mona by powierzy ycie, ale nie mamy wyboru. Ludzie, ktrzy to wybudowali i odsugiwali przysigaj, e uywali tego czsto do wypadw na niziny. Pochodz z jednej z gazi klanu Gronostai. Wiele opowiadali, a na dowd pokazywali drewno i proch. Jecy, ktrzy przeyli, s tutaj i bd przy tym pracowa. Zgin, jeli bd jakie trudnoci. My pjdziemy pierwsi. - Niewiele nam to pomoe, jeli co si nie uda. - Czowiek rodzi si po to, by umrze. ycie skada si jedynie z codziennego odkadania tego, ci nieuniknione. Jason nic ju nie odpowiedzia. Spojrza w gr, gdy usysza krzyki. W stron dwigu prowadzono grup mczyzn i krpych kobiet.

Planeta mierci III

- 90 -

- Odsucie si i pozwlcie im robi swoje - rozkaza Temuchin i onierze bezzwocznie si wycofali. Obserwujcie ich uwanie. Gdyby popenili jaki bd lub prbowali zdradzi - zabi natychmiast. Zachceni w ten sposb ludzie ze szczepu Gronostaj przystpili do pracy. Kilku krcio korb, podczas gdy inni sprawdzali prac zapadek. Jeden wdrapa si nawet na ram, daleko poza krawd urwiska, eby natuci blok na kocu. - Pojad pierwszy - zdecydowa Temuchin, sadowic si w cikiej, skrzanej uprzy. - Mam nadziej, e lina jest dostatecznie duga powiedzia Jason i pod wpywem wzroku Temuchina natychmiast poaowa swoich sw. - Ty pojedziesz nastpny, ale najpierw spucisz mojego moropa. Dopilnuj, by zwierzciu zawizano oczy, inaczej si przestraszy. Potem ty, potem nastpny morop i tak dalej. Moropy przyprowadza nad krawd pojedynczo, tak eby nie widziay, co si dzieje z ich poprzednikami. Odwrci si do oficerw. - Syszelicie moje rozkazy! Pojkujc jecy chwycili za korb i przy dwiku pracujcych zapadek zaczli nawija lin na bben. Zanim Temuchina uniesiono w gr, uprz mocno si napia. Wreszcie jego stopy oderway si od ziemi i wdz, chwyciwszy za lin, zawis nad przepaci. Gdy drgania ustay, obsugujcy urzdzenie zmienili kierunek ruchu i Temuchin zacz powoli nikn z pola widzenia. Jason podszed do krawdzi i patrzy, jak posta wodza stawaa si coraz mniejsza, by w kocu roztopi si w skbionej warstwie chmur. Nagle spod stp obsun mu si kawaek skay. Czym prdzej wycofa si do tyu. Mniej wicej co sto metrw, gdy pojawia si wze czcy dwa odcinki elastycznej liny, mczyni pracujcy przy korbie zwalniali. Uwanie obracali bben, dopki poczenie nie przeszo gadko przez blok. Ludzie zmieniali si przy tej pracy bez zatrzymywania dwigu, tak aby lina odwijaa si ze sta prdkoci.

Planeta mierci III

- 91 -

- Z czego to jest? - zapyta Jason jednego z Gronostai. Osobnik o wysmarowanych tuszczem wosach, ktrego jedyny zb dziwnie wystawa nad grn warg, zdawa si kierowa prac dwigu. - Roliny. Co co ronie. Dugie. Ma licie. Nazywa si "mentri" - Pncza? - zgadywa Jason. - Tak, pncza. Wielkie. Trudno znale. Rosn na dole. Rozcigaj si. Bardzo mocno. - Lepiej dla ciebie, eby byy mocne - mrunk Jason. Nagle zapa mczyzn za rami, wskazujc na lin, ktra zacza niebezpiecznie drga. Jeniec, wijc si w elaznym ucisku, pospieszy z wyjanieniami. - Wszystko dobrze. To znaczy, e czowiek jest na dole i puci lin. Dlatego skacze. Cignijcie do gry! krzykn do obracajcych bben. Jason rozluni chwyt. Mczyzna szybko si odsun, rozcierajc obolae miejsce. To miao sens - kiedy Temuchin puci lin, nage zmniejszenie obcienia mogo wywoa drgania, aczkolwiek niezbyt due. Masa wojownika stanowia jedynie niewielk cz cakowitego jej ciaru. - Teraz morop - rozkaza Jason, kiedy hak i rzemienie wcignito w kocu na gr. Przyprowadzono zwierz, ktre podejrzliwie ypao swymi maymi, czerwonymi oczkami w stron krawdzi. Gronostaje sprawnie zaoyli uprz na moropa, a oczy zakryli mu skrzanym workiem, zwizanym mocno pod szczk. Zaczepiono hak. Zwierz stao spokojnie, dopki nie poczuo, e co je unosi w gr. Ogarnite panik zaczo walczy, odrywajc pazurami fragmenty skay i znaczc bruzdami jej powierzchni. Obsuga miaa jednak due dowiadczenie. Mczyzna, z ktrym Jason poprzednio rozmawia, podbieg} do moropa z wielkim motem i wprawnym ruchem uderzy w worek okrywajcy gow zwierzcia, w miejsce tu powyej jego oczu. Morop natychmiast znieruchomia. Z wielkim wysikiem, pord mnstwa okrzykw, podniesiono bezwadne cielsko do gry i zaczto opuszcza w przepa.

Planeta mierci III

- 92 -

- Dobrze trzeba -- powiedzia mczyzna. - Za mocno zabi. Za sabo - szybko si obudzi, zacznie szarpa i zerwie lin. - Niezy cios - powiedzia Jason, majc nadziej, e Temuchin nie stoi pod ska. Na razie wszystko szo drobrze i lina odwijaa si bez przeszkd, przy monotonnym skrzypieniu metalu. W pewnym momencie Jason zorientowa si, e drzemie, odsun si wic od skraju przepaci. Nagle usysza krzyki i otworzywszy oczy zobaczy, e lina zacza gwatownie skaka. Drgania byy tak silne, e zeskoczya z bloku i jeden z tubylcw musia wspina si na ram, by zaoy j z powrotem na miejsce. - Zerwaa si? - Jason zapyta najbliszego mczyzn. - Nie. Wszystko dobrze. Mocno skacze, bo odczepili moropa. To byo jasne. Elastyczne pncze, uwolnione od znacznego ciaru potnej bestii wpado w drgania o duo wikszej amplitudzie. Znowu zaczli wciga lin. Jason zorientowa si, e teraz kolej na niego. Nagle poczu ssanie w doku. Daby wiele, by nie korzysta z tej przedpotopowej windy. Ju sam pocztek by kiepski. W pewnym momencie stwierdzi, e jego nogi wlok si po ziemi. Lina musiaa si rozcign pod dodatkowym ciarem. Prbowa wsta, ale grunt usuwa mu si spod ng. Koo obrcio si o jeszcze jedn zapadk i znalaz si w powietrzu, koyszc nad chmurami. Raz tylko spojrza w d. Potem wola skoncentrowa si na tym, co si dziao u gry. Szczyt skay zacz si powoli oddala. W kocu brudne twarze koczownikw zniky mu z oczu. Prbowa myle o czym zabawnym, ale po raz pierwszy od dawna zabrako mu poczucia humoru. Powoli obracajc si w takcie opuszczania, mg na wasne oczy podziwia niewiarygodny ogrom rozcigajcego si w poprzek caego kontynentu skalnego progu. Powietrze byo suche i czyste, a poranne soce owietlao powierzchni klifu tak ostro, e mona byo wyranie zobaczy kady szczeg.

Planeta mierci III

- 93 -

Pod nim rozcigao si falujce morze biaych chmur rozbijajcych o skaln barier. Dopiero teraz spostrzeg, e miejsce na klifie, gdzie zainstalowano wind, byo pooone znacznie niej ni reszta progu. Przypuszcza, e odpowiada mu podobne wzniesienie na dole. W kadym innym miejscu lina musiaaby by tak duga, e nie byaby w stanie wytrzyma wasnego ciaru, nie wspominajc ju o dodatkowym obcieniu. Chmury w dole zbliay si coraz bardziej. W pewnej chwili wydao mu si, e wystarczy tylko wycign nog, by ich dotkn. Potem otoczyy go pierwsze pasma wilgotnej mgy, a w par chwil pniej oboki zamkny si wok niego i pogry si w szar nico. Ostatni rzecz, jakiej si mg spodziewa byo to, e dyndajc na kocu sznurka kilometrowej dugoci, zapadnie w sen. A jednak. Jednostajny ruch, zmczenie caodobow jazd i otaczajca ciemno w kocu go zmogy. Odpry si, gowa mu opada i w par chwil pniej smacznie chrapa. Obudzi si, gdy deszcz zacz kapa mu na ubranie, spywajc w d po plecach. Chocia powietrze byo duo cieplejsze, wzdrygn si i poprawi konierz. Wci jeszcze mia przed sob przesuwajc si mokr powierzchni skay, ale kiedy spojrza w d, co zamajaczyo mu pod stopami. Czowiek? Przyjaciel czy wrg? Jeli tubylcy wiedzieli o ukrytej ponad chmurami windzie, na dole moga ich oczekiwa grupa wojownikw. Wyrwa zza pasa topr i okrci rzemie wok przegubu. Na szarym polu, wrd nasiknitej wod trawy, widniay porozrzucane pojedynczo gazy. Powietrze byo wilgotne i lepkie. - Odepnij uprz i przygotuj si do jej zdjcia rozkaza Temuchin, idc w poprzek ki. - Po co ten topr? - Na wypadek, gdyby tu by kto inny - odpar Jason, chowajc bro za pasem i zabierajc si do zdejmowania uprzy. Nage szarpnicie elastycznej liny rzucio go na traw. - Teraz pu - krzykn Temuchin.

Planeta mierci III

- 94 -

Jason uczyni to w najbardziej niefortunnym momencie, gdy lina zaczynaa si kurczy. Wzniosa go w gr. Na chwil zawis w powietrzu, nim ciko run na ziemi. Potoczy si par krokw, wbijajc bolenie w ebra rkoje miecza. Nad sob usyszeli krtki wist liny, ktra uwolniona od ciaru, poleciaa do gry. - Tdy. - Temuchin odwrci si i ruszy przed siebie, podczas gdy JaSon wci jeszcze usiowa wsta. Trawa bya liska i mokra. Boto chlupotao pod butami. Temuchin obszed dookoa rumowisko skalne. Wskaza wznoszcy si na dziesi metrw wierzchoek. - Std zobaczysz, jak bdzie zjeda twj morop. Obud mnie wtedy. Mj pasie si po drugiej stronie. Pilnuj, eby nie uciek. Nie czekajc na odpowied pooy si na wzgldnie suchym miejscu i przykry twarz kawakiem skry. - Zajcie w sam raz na tak pogod - mrukn do siebie Jason. - Przyjemna, mokra skaa i wspaniay widok na absolutn pustk. Wdrapa si na duy gaz i usiad na jego szczycie. Senno zupenie go opucia. Na twardych kamieniach nawet siedzie nie byo wygodnie. Wierci si i krci, mczc okropnie. Cisz zakca jedynie nieustanny plusk deszczu, od czasu do czasu przerywany radosnym porykiwaniem moropa, zachwyconego nieoczekiwanym obarstwem. Chwilami deszcz przestawa pada, odsaniajc widok na rozpocierajce si na zboczach pene soczystej trawy pastwiska, poprzecinane bystrymi strumykami. Zdawao mu si, e upyny wieki, zanim usysza nad gow chrapliwy oddech i poprzez lekk mg zobaczy niewyrany ksztat zjedajcy w d. Zsun si na ziemi. Temuchin obudzi si, czujny, gdy tylko Jason dotkn jego ramienia. W widoku ogromnej, bezwadnej bestii koyszcej si nad ich gowami byo co zatrwaajcego. Oddech zwierzcia stawa si coraz szybszy, a nogi zaczy drga nerwowo. - Szybko - rozkaza Temuchin. - Budzi si. Rzucili si by go zapa, lecz skurcz liny wyrwa moropa z ich rk. Zwierz usiowao unie gow. Nastpne szarpnicie liny postawio je prawie na ziemi.

Planeta mierci III

- 95 -

Temuchin skoczy i zawis na szyi zwierzcia, przyciskajc je swym ciarem do wilgotnej ziemi. - Odepnij go! - krzykn. Pasy byy przymocowane specjalnymi sprzczkami. Odpinao si je przez odcignicie elaznej przetyczki. Przy rozcignitym, napronym sznurze, otwarcie zwyczajnych zapi byoby niemoliwe. Morop zacz si rzuca, kiedy Jason odpi ostatni sprzczk. Odskoczy. Skurcz elastycznej liny wyrwa rzemienie spod zwierzcia prawie je przewracajc i ranic skr tak mocno, e zawyo z blu. Pobrzkujc klamrami, uprz natychmiast znika z oczu. Reszta dnia mina podobnie. Temuchin, widzc e jego minstrel wie co robi, skorzysta z panujcego spokoju i znowu zasn. Jason musia przej dowodzenie. onierze i wierzchowce pojawiali si w rwnych odstpach czasu. Jedna grupa onierzy pilnowaa pascych si moropw, podczas gdy druga obsugiwaa ldowanie. Reszta - oprcz Ahankka - spaa. Jego Jason postawi na punkcie obserwacyjnym. Na dole byo ju dwudziestu szeciu ludzi i dwadziecia pi moropw, gdy nadszed niespodziewany koniec. Grupka pracujcych, w nieustajcym deszczu prawie drzemaa, kiedy otrzewi ich ochrypy gos Ahankka. Jason podnis wzrok i ujrza jaki ciemny ksztat, leccy dokadnie na nich. Spadajcy morop robi si coraz wikszy, a w kocu z ogromnym hukiem uderzy o ziemi. Przykry go zwj liny, ktrej koniec upad w pobliu Jasona i onierzy. Temuchina nie trzeba byo woa. Obudziy go krzyki i odgos uderzenia. Rzuci jedno spojrzenie na skrwawione, zdeformowane ciao zwierzcia i odwrci si. Zaprzc cztery moropy. Odcign martwe zwierz i lin. Daleko. Oficerowie popiesznie wykonywali rozkaz, a Temuchin zwrci si do Jasona. - Wanie dlatego wysaem najpierw czowieka, potem moropa. Dwu z nich bdzie musiao jecha na jednym wierzchowcu. Gronostaje ostrzegali mnie, e lina zawsze

Planeta mierci III

- 96 -

si zrywa w czasie pracy - nigdy nie wiadomo kiedy. Zazwyczaj pka pod duym ciarem. - Ale zdarzao si, e trzaskaa, gdy zjeda czowiek? Ju wiem, dlaczego pojechae pierwszy. Niele to rozegrae wodzu - wyrazi mu swoje uznanie Jason. - Ja jestem dobrym graczem - spokojnie odrzek Temuchin, wycierajc rdzewiejcy miecz kawakiem natuszczonej skry. - Jest tylko jedna lina w zapasie. Kazaem przerwa opuszczanie, gdy ta si zerwie. Zanim wrcimy, zao now i spuszcz stranikw. Bd na nas czeka. Teraz ruszamy.

Planeta mierci III

- 97 -

Rozdzia XI
- Czy wolno mi zapyta, dokd jedziemy? - odezwa si Jason. Oddzia wolno posuwa si w d trawiastego zbocza. Szereg jedcw rozciga si w szeroki pksiyc, porodku ktrego jechali Temuchin i Jason, obok moropw cigncych trupa swego towarzysza. - Nie - odpowiedzia wdz. Odebrao to Jasonowi ochot do dalszych pyta. Stok opada agodnie, jakby sama nizina biega na spotkanie uskokowi, niewidocznemu teraz za zason deszczu. Wzgrze poronite byo traw i maymi krzaczkami. Gdzie niegdzie przecinay je wezbrane potoki. Gdy zjechali niej, zaczy si one czy w coraz wiksze strumienie. Moropy chlapay w nich, parskajc na widok takiej obfitoci wody. Temperatura rosa. onierze rozluniali rzemienie, ktrymi bya spita ich odzie. Jason zsun do tyu hem, chonc mawk, opadajc mu na rozpalon twarz. Wytar tuszcz pokrywajcy skr. Marzy o kpieli. Zbocze nagle urwao si, przechodzc w poszarpany, urwisty brzeg spienionej rzeki. Temuchin kaza przycign nad krawd ciao martwego zwierzcia i resztki liny. onierze z wysikiem zepchnli je ze skarpy. Uderzyo w wod. rozpryskujc j we wszystkie strony. Po raz ostatni machno uzbrojon w pazury ap, zawirowao i odpyno, znikajc im z oczu. Temuchin bez wahania poprowadzi grup wzdu brzegu rzeki, na poudniowy zachd. Byo oczywiste, e wiedzia o tej przeszkodzie. Kontynuowali pochd, pokonujc kolejne kilometry. Pnym popoudniem deszcz przesta pada. Zmieni si te zupenie krajobraz. Rwnin znaczyy kpy drzew i krzeww, a niedaleko przed nimi w promieniach zachodzcego soca, wida byo rozlegy las. Gdy tylko Temuchin go ujrza, zatrzyma pochd.

Planeta mierci III

- 98 -

- Sta - rozkaza. - Ruszymy o zmroku. Jasonowi nie trzeba byo tego dwa razy powtarza. Pierwszy zeskoczy na ziemi. Wycign si na trawie i zamkn oczy. Wodze moropa owin wok kostki. Po przeyciach caego dnia - ciosie w eb, obfitym arciu, piciu i wytonym galopie zwierz byo take uszczliwione wypoczynkiem. Wycigno si na ca dugo obok swego o jedca z pyskiem w gbokiej trawie, ktr uo jeszcze przez sen. Jasonowi zdawao si, e dopiero co zamkn oczy, gdy obudzi go ucisk palcw, szarpicych za nog. Byo ju ciemno. - Ruszamy - poinformowa go Ahankk. Jason usiad z wysikiem, prostujc zesztywniae minie i przetar oczy z resztek snu. W czasie drogi wypuka z bukaka osad i achadh i napeni go wie wod ze strumienia. Napi si do syta, a nastpnie obficie spryska sobie twarz i gow. Wody tu nie brakowao. Jechali teraz jeden za drugim. Temuchin prowadzi, Jason by przedostatni, a Ahankk zamyka pochd jako tylna stra. Sdzc po jego czujnym, nienawistnym spojrzeniu i trzymanym w pogotowiu mieczu, byo jasne, e to Jason by tym, kogo mia pilnowa. Wyprawa z odkrywczej zmienia si w wojenn i nomadowie nie potrzebowali ju pomocy wdrownego pieniarza. Spodziewali si po nim tylko kopotw. Jadc z tyu nie mg nic zrobi. Zginby natychmiast. Siedzia wic cicho, starajc si robi wraenie posusznego niewinitka. Nawet w lesie poruszali si bezszelestnie. Mikkie apy moropw z atwoci trafiay w lad poprzednika. Nie zaskrzypiaa skra, nie zadwicza metal. Niczym widma mknli przez namok deszczem cisz. Nagle drzewa rozstpiy si i wjechali na polan. Niedaleko byo wida sabe wiato. Patrzc na nie spod przymruonych powiek Jason mg rozrni ciemny ksztat budowli. Zachowujc cisz, onierze agodnym ukiem skrcili w prawo i pojedynczym rzdem ruszyli w tamt stron. Byli

Planeta mierci III

- 99 -

zaledwie par metrw od budynku, gdy otwary si drzwi i w oczy uderzy ich nagy blask wiata. W wejciu, ostro zarysowany na tle jasnego wntrza, sta czowiek. - Bra go ywcem. Reszt zabi! - zanim krzyk Temuchina zdy przebrzemie, wojownicy skoczyli do przodu. Jason przypadkowo znalaz si najbliej postaci stojcej w drzwiach, lecz mimo to zdawao si, e wszyscy inni zdyli go wyprzedzi. Mczyzna rzuci si w ty z ochrypym okrzykiem, ale trzech koczownikw uniemoliwio mu ucieczk, przytrzymujc drzwi, a jego samego przewracajc na plecy. Wszyscy czterej znaleli si na ziemi. Nagle znieruchomieli. Jason, ktry wanie zsun si z moropa, szybko zorientowa si, dlaczego. W drzwiach pojawio si piciu mczyzn, trzymajcych napite uki. Dwaj z nich klczeli, reszta staa. W powietrzu rozleg si brzk zwolnionych ciciw i wist strza. Strzelali dwu, moe trzykrotnie. Jason dopad ich, gdy przerwali ogie i rzucili si do rodka. Znalaz si tu za nimi, lecz walka bya ju skoczona. Pomieszczenie przypominajce troch stodo, owietlone jedn wiec byo po brzegi wypenione mierci. Powywracane stoy, krzesa, martwi i walczcy tworzyli jedno kbowisko. Jaki siwowosy mczyzna ze strza w piersi jczc wi si na pododze. onierz pochyli si nad nim i uderzeniem topora rozpata mu krta. Rozleg si trzask pkajcego drewna i wojownicy atakujcy budynek od tym, wdarli si do rodka. Ucieczka bya niemoliwa. Przy yciu zosta ju tylko jeden obroca - ten, ktry poprzednio sta w drzwiach. Wci jeszcze walczy. By to wysoki mczyzna, ktry osania si wielkim drgiem. Mogli go atwo zabi - wystarczyaby jedna strzaa - ale nomadowie chcieli wzi go ywcem. Jeden z nich siedzia ju na pododze, trzymajc si za nog, drugi natomiast zosta rozbrojony na oczach Jasona; jego miecz pofrun w kt. Czowiek z nizin by nieosigalny od przodu, a za sob mia cian.

Planeta mierci III

- 100 -

Jason mg pomc. Rozejrza si dookoa i spostrzeg oparty o cian stojak z rolniczymi narzdziami. Staa wrd nich opata z dugim trzonkiem. "Ta bdzie dobra" - pomyla. Chwyci jaw obie rce i silnie uderzy rodkiem styliska w kolano. Wygia si, ale nie pka. - Ja go wezm - krzykn, rzucajc si do walki. Spni si o uamek sekundy. Drg spad na rami koczownika, wytrcajc mu miecz i amic koci. Jason zaj jego miejsce i zamachn si opat, celujc w nogi przeciwnika. Ten szybko opuci koniec drga, by skontrowa uderzenie. Gdy drzewce zderzyy si, Jason wykorzysta si ciosu, by odwrci kierunek ruchu i zataczajc koo kocem styliska, usiowa trafi w szyj mczyzny. Temu znw udao si odeprze cios, ale czynic to musia zrobi krok naprzd. Odwrci si od ciany. Ahankk, ktry wszed razem z Jasonem, trafi go obuchem w gow. Nieprzytomny mczyzna osun si na podog. Jason odrzuci opat i podnis lecy drg. Bro miaa ze dwa metry dugoci i bya wykonana z mocnego elastycznego drewna, okutego elaznymi piercieniami. - Co to jest? - spyta Temuchin, przygldajc si zakoczeniu walki. - Kij. Prosta, ale skuteczna bro. - A ty potrafisz jej uywa? Mwie, e nic nie wiesz o nizinach. Jego twarz bya pozbawiona wyrazu, ale oczy pony wewntrznym ogniem. Jason zda sobie spraw, e jeli nie znajdzie zadawalajcego wyjanienia, doczy do cia spoczywajcych na ziemi. - I nadal nic nie wiem, a wada t broni nauczyem si bdc jeszcze dzieckiem. Kady w moim plemieniu umie si ni posugiwa. Pomin przy tym okoliczno, e chodzi mu nie o Pyrrusan, lecz o rolnicz spoeczno na Pogorstorsaand, daleko na drugim kocu galaktyki, gdzie si wychowa. Przy sztywnym podziale klasowych, prawdziw bro nosili tylko onierze i arystokracja. Nie mona jednak zabroni czowiekowi mieszkajcemu w

Planeta mierci III

- 101 -

lesie noszenia kija. Drgi byy wic w powszechnym uyciu i Jason zupenie niele wada niegdy t nieskomplikowan broni. Temuchin odwrci si. Na razie zadowolia go ta odpowied. Jason na prb zakrci drgiem. By dobrze wywaony. Koczownicy sprawnie pldrowali budynek, ktry okaza si czym w rodzaju farmy. ywy inwentarz, trzymany pod tym samym dachem, zosta rwnie wyrnity. Kiedy Temuchin mwi: ,,zabija, wanie to mia na myli. Jason patrzy na t rze, ale nie pozwoli sobie na zmian wyrazu twarzy nawet wwczas, gdy jeden z wojownikw w poszukiwaniu upu podnis drewnian klatk. Leao pod ni niemowl, zapewne w ostatniej chwili wepchnite tam przez jedn z kobiet, ktre teraz leay martwe na ziemi. onierz beznamitnie przeszy dziecko mieczem. - Zwiza i przyprowadzi jeca - rozkaza Temuchin, podnoszc z podogi kawaek gotowanego misa. Oczyci je z brudu i odkroi ks. Mczynie wykrcono rce na plecy i sprawnie zwizano w przegubach rzemieniami, po czym oparto o cian. Kiedy trzy wiadra wody wylane na twarz nie przywrciy mu wiadomoci, Temuchin rozgrza ostrze swego sztyletu nad ponc wiec i przytkn do skry na ramieniu jeca. Ten jkn i prbowa si odsun. Wreszcie otworzy nabiege krwi oczy. - Czy mwisz jzykiem "pomidzy"? - zapyta wdz. Kiedy jeniec odpowiedzia co niezrozumiaego, uderzy go, precyzyjnie trafiajc w oparzone miejsce. Czowiek zawy, ale wci odpowiada w tym samym, niezrozumiaym jzyku. - Ten gupiec nie umie mwi - stwierdzi Temuchin. - Pozwl mi. - Jeden z oficerw wystpi do przodu. -To co mwi, przypomina jzyk ludzi ze szczepu Wy. Tych ze wschodu, znad morza. Przy pomocy pracowitych omwie i powtrze zakomunikowano rolnikowi, e zostanie zabity, jeli im nie pomoe. Wprawdzie nie obiecywano w zamian za to

Planeta mierci III

- 102 -

adnej nagrody, ale jeniec nie by w najlepszej pozycji przetargowej. Zgodzi si szybko. - Powiedz mu, e chcemy doj do miejsca, gdzie s onierze - powiedzia Temuchin. Wizie skwapliwie pokiwa gow na znak zgody. Byo to zrozumiae. Wieniak w prymitywnym spoeczestwie nie paa mioci do uciskajcych go, zbierajcych podatki onierzy. Bekota pospiesznie, przekazujc informacje. Wojownik tumaczy. - Mwi, e jest tam wielu onierzy, dwie, moe nawet pi doni. S uzbrojeni, a miejsce jest dobrze umocnione. Maj co jeszcze, jaki rodzaj broni, ale nie wiem, o czym ta kreatura mwi. - Pi doni... Temuchin umiechn si, ypic spod oka. - Jestem przeraony. Wszyscy ryknli miechem, poklepujc si wzajemnie po plecach. Jason nie widzia w tym nic zabawnego. Nagle zapada cisza na widok dwu wojownikw, ktrzy zbliali si podtrzymujc, a waciwie prawie niosc rannego towarzysza. Mczyzna skaka na jednej nodze, starajc si nie dotyka drug ziemi. Kiedy podnis na Temuchina wykrzywion blem twarz, Jason rozpozna w nim jednego z rannych w czasie walki z uzbrojonym W kij wieniakiem. - Co si stao? - zapyta Temuchin. Wszelki lad rozbawienia znikn z jego gosu. - Moja noga... - ochryple odrzek wojownik. - Poka - poleci Temuchin. Natychmiast rozcito wysoki but rannego. Jego kolano zostao brutalnie strzaskane. Rzepka bya rozbita do tego stopnia, e biae odamki koci przebiy skr. Struki krwi sczyy si z rany. onierz musia straszliwie cierpie, jednak nie wyda z siebie jku. Jason wiedzia, e aby ten czowiek mg znowu chodzi, potrzebna bya fachowa pomoc chirurgiczna. Zastanawia si, jaki los czeka rannego w tym barbarzyskim wiecie. Dowiedzia si szybko.

Planeta mierci III

- 103 -

- Nie moesz chodzi, nie moesz jecha. Nie moesz by wojownikiem. - powiedzia Temuchin. - Wiem - odpowiedzia koczownik prostujc si i odchylajc podtrzymujce ramiona. - Lecz jeli mam umrze, chc umrze w walce i by pochowanym z moimi kciukami. Nie utrzymam miecza by walczy z demonami w podziemnym wiecie, jeli nie bd ich mia. - Niech tak bdzie - powiedzia Temuchin, dobywajc miecza. - Bye dobrym wojownikiem i towarzyszem. ycz ci szczcia w bitwach, ktre stoczysz. Bd si bi z tob sam, gdy to przynosi zaszczyt ponie mier z rki wodza. Nie by to rytualny pojedynek. Wojownik pomimo rany walczy dzielnie. Jednak Temuchin poprowadzi walk tak, by przeciwnik sta caym ciarem na zranionej nodze. Nie mg tego zrobi, wic krtkie pchnicie mieczem pod ebra przerwao jego cierpienia. - Jest jeszcze jeden ranny - stwierdzi Temuchin, wci trzymajc zakrwaiony miecz. onierz ze zamanym ramieniem wystpi naprzd. Rk mia na temblaku. - Rami wyzdrowieje - rzek - skra nie pka. Mog jecha i walczy, cho nie mog strzela z uku. Temuchin waha si przez chwil, nim odpowiedzia. - Potrzebujemy kadego czowieka. Jeli uczynisz tak, jak powiedziae, to wrcisz z nami do obozu. Ruszamy, gdy tylko pogrzebiecie tego czowieka. - Odwrci si do Jasona. - Ty pojedziesz przede mn, tylko nie rb adnego haasu - najwyraniej nie ceni wysoko wojennych umiejtnoci Jasona. Szukamy miejsca, gdzie s onierze. Gronostaje odwiedzali ten kraj w przeszoci, lecz nigdy nie byo ich wicej ni dwch lub trzech naraz. Unikali wojska i atakowali farmy, ale zdarzao si im walczy z onierzami. To od nich dowiedziaem si si o prochu. Zabili jednego onierza i zabrali mu proch, ale kiedy przytknem do niego ogie, tylko si spali. Gronostaje przysigali, e wybucha, a ja im wierz. Zdobdziemy proch, a ty bdziesz strzela.

Planeta mierci III

- 104 -

- Zaprowad mnie tam - powiedzia Jason - a ja ci poka, jak si to robi. Bdzili po lesie, a - dobrze po pnocy -jeniec przyzna si paczliwie, e zgubi drog w ciemnociach. Temuchin zacz bi nieszcznika, a w kocu, zrezygnowany, zarzdzi odpoczynek do rana. Deszcz znw zacz pada. Uoyli si jak mogli najwygodniej pod ociekajcymi drzewami. Jason czu w ustach nieprzyjemny smak. Tym razem nie sprawio tego jedzenie gotowane na odchodach ani wstrtny achadh. Nie mg zapomnie masakry na farmie. "Wejd midzy drzewa, a stracisz z oczu las" pomyla. Tak, to powiedzenie dokadnie pasowao do jego obecnego zachowania. Mieszka wrd koczownikw, y tak jak oni i w kocu sta si czstk ich szczepu. Byli to interesujcy ludzie. Od czasu, gdy przenis si do obozu Temuchina, odkry w nich wiele ciepa, a poczucie humoru mieli chyba najlepsze w caej Galaktyce. Dao si z nimi y. Byli na swj sposb uczciwi, przestrzegali swych wasnych praw, lecz jednoczenie byli przeraajco okrutni. Mordowali bezlitonie, z zimn krwi. Nie miao znaczenia, e czynili to zgodnie ze swym systemem wartoci. To nic nie zmienio. Jason mia wci przed oczyma miecz zatopiony w ciele dziecka. Znajdowa si wrd drzew i straci z oczu las. Zapomnia, e to wanie ci ludzie wyrnli w pie pierwsz wypraw grnicz i e w ten sposb potraktowaliby kadego przybysza spoza ich wiata. By wrd nich szpiegiem i mia si przyczyni do ich ostatecznego upadku. Tak i tylko tak to musi wyglda. Mg y w zgodzie z samym sob dopki by pewien, e gra jedynie sw rol i caa ta maskarada ma jaki cel. Koniecznym Jest zniszczy spoeczn struktur nomadw po to, by Pyrrusanie mogli bezpiecznie otworzy tu swoje kopalnie. Samotny i przygnbiony, drcy z zimna w t deszczow noc, mia wraenie, e cay plan nie ma szansy powodzenia. Do diaba z tym wszystkim! Uoy si

Planeta mierci III

- 105 -

wygodniej, prbujc zasn, jednak wci mia przed oczyma obraz walki. "Na swj sposb jeste wielkim czowiekiem Temuchinie - myla. - Ale mam zamiar ci zniszczy". Deszcz pada bezlitonie. O pierwszym brzasku ruszyli dalej, posuwajc si cich kolumn przez zamglony las. Wzity do niewoli chop szczka zbami ze strachu, dopki nie rozpozna polany i cieki. Szczliwy i umiechnity, pokaza im waciw drog. Wepchnito mu w usta kawaek jego wasnego ubrania, by nie mg krzycze. Nagle usyszeli trzask amanych gazek i jakie gosy. Kolumna stana w milczeniu. Do szyi jeca przytknito miecz. Nikt si nie poruszy. Rozmowa stawaa si coraz goniejsza i zza zakrtu wyszo dwch ludzi. Zrobili par krokw nim dostrzegli nieruchome, ciche postacie majaczce we mgle tu przed nimi. Zanim zdyli cokolwiek zrobi ugodzio ich p tuzina strza. - Co to za kije maj w rkach? - spyta Jasona Temuchin. Jason zsun si z sioda odwrci butem najblisze zwoki. Mczyzna by bez zbroi. Mia tylko lekki, elazny napiernik i hem na gowie. Odziany by w skr i szorstkie sukno. W rku wci jeszcze ciska co, co wygldao jak prymitywny muszkiet. - Nazywaj to strzelb - odrzek Jason, podnoszc bro. - Do tego wanie uywa si prochu, ktry wyrzuca kawaek metalu i zabija. Proch i metal wkada si do tej rury. Kiedy nacinie si na ma dwigienk, ten kamie wysya iskr do prochu, ktry wybucha i wyrzuca metal. Podnisszy gow Jason zauway, e kady spord znajdujcych si w zasigu jego gosu wojownikw trzyma wycelowany w niego, napity uk. Ostronie odoy bro i sign po dwa skrzane mieszki, wiszce u pasa zabitego. Zajrza do rodka.

Planeta mierci III

- 106 -

- Tak wanie mylaem. Tu s kule i przybitki, a tutaj proch. - mrczy drugi woreczek Temuchinowi, ktry spojrza do rodka i powcha zawarto. - Nie ma tego zbyt wiele - stwierdzi. - Do tych strzelb nie potrzeba duo prochu, ale na pewno tam, skd przyszli jest go wicej. - Te tak sdz - powiedzia Temuchin, dajc znak do wymarszu. Ruszyli, gdy tylko pozbierano strzay, a zwoki po odciciu kciukw odcignito na bok. Temuchin sam wiz oba muszkiety. Nie mino dziesi minut, gdy cieka przywioda ich na skraj lasu. Przed nimi rozpocieraa si ogromna ka. Przez jej rodek pyna rzeka. Nad brzegiem sta kamienny budynek z wysok wie. Na jej szczycie wida byo dwie postacie. - Jeniec mwi, e to jest miejsce, gdzie s onierze odezwa si oficer, ktry peni rol tumacza. - Zapytaj go, ile jest wej do budynku - rozkaza Temuchin. - Mwi, e nie wie. - Zabij go. Krtkie pchnicie mieczem zlikwidowao jeca, a jego zwoki wyldoway w krzakach. - Z tej strony jest tylko jedno, mae wejcie i kilka wskich otworw, przez ktre mog strzela z ukw i muszkietw - powiedzia wdz. - To mi si nie podoba. Niech dwch ludzi obejrzy pozostae ciany. Co to za okrga rzecz. tam nad murem? - zapyta Jasona. - Nie wiem, ale si domylam. To moe by strzelba, taka sama jak te, tylko duo wiksza, ktra wyrzuca duy kawa metalu. - Tak te myl - powiedzia Temuchin i zmruy oczy w zamyleniu. Wyda jakie rozkazy dwm onierzom, ktrzy zawrcili i pojechali ciek z powrotem. Zwiadowcy zsiedli z wierzchowcw i cicho ukryli si w trawie. Koczownicy, ktrzy nauczyli kry si na cakowicie jaowych rwninach, wrd drzew rozpynli si zupenie.

Planeta mierci III

- 107 -

Nie schodzc z wierzchowcw, wojownicy cierpliwie czekali na powrt zwiadu. - Jest tak, jak mylaem - odezwa si Temuchin, gdy po powrocie zoyli mu raport. - Miejsce jest solidnie zbudowane. Przeznaczone specjalnie do obrony. Z drugiej strony, nad wod, jest taka sama brama. Noc atwo zdobylibymy t wartowni, ale nie chc czeka tak dugo. Czy umiesz uy tej strzelby? - zwrci si do Jasona. Jason niechtnie kiwa gow. Przejrza plan Temuchina, jeszcze zanim zobaczy dwch wojownikw powracajcych z zabitym onierzem. W tym wiecie walczyli wszyscy, nawet grajcy na lutni eksperci od broni palnej. Jason prbowa znale jaki sposb, by si od tego wymiga, ale byo to niemoliwe. Wola wic zgodzi si dobrowolnie. Temuchinowi nie spawiao to zreszt adnej rnicy. Chcia, by brama zostaa otwarta, a Jason najlepiej nadawa si do tej roboty. Przebierajc si w mundur onierza zdoa zakry w nim dziury po strzaach i usun wikszo krwi. Reszt plam zamaskowa botem. Zacz pada ulewny deszcz, ktry powinien mu pomc. Wkadajc mundur zawoa oficera, ktry przedtem suy za tumacza i kaza mu w kko powtarza w miejscowym jzyku prosty zwrot: ,,Otwieraj szybko tak dugo, a stwierdzi, e si go nauczy. Nie byo to skomplikowane. Jeli bd nalega na dusz konwersacj, to waciwie ju nie y. - Zrozumiae, co masz robi? - spyta Temuchin. - To proste. Podchodz pod bram od strony rzeki, kiedy wy bdziecie czeka w lesie nad jej brzegiem. Powiem, by otworzyli, a oni otworz. Wchodz do rodka i robi wszystko, by brama nie zostaa zamknita dopki nie nadjedziecie. - Bdziemy bardzo szybko. - Wiem, ale i tak bd sam... Jason kaza jednemu z onierzy potrzyma hem nad panewk, po czym zdmuchn wilgotny proch. Chcia mie pewno, by muszkiet wypali ten jeden, jedyny raz. Nasypa na panewk wieego prochu i dla zabezpieczenia

Planeta mierci III

- 108 -

przed wilgoci, owin go kawakiem skry. Wskaza na strzelb. - Ta rzecz wystrzeli tylko raz, gdy nie bd mia czasu zaadowa powtrnie. Nie podoba mi si te ten miecz, wic jeli nie masz nic przeciwko temu, chciabym dosta z powrotem n Pyrrusan. Temuchin bez sowa poda mu n. Jason odrzuci miecz i wsun n za pas. Hem mierdzia potem, ale zapada nisko na oczy, Jason by z tego powodu zadowolony. Wola mie zasonit twarz. - Id ju - Temuchina najwyraniej irytowaa zwoka. Jason umiechn si chodno i ruszy midzy drzewa. Nie zdy przej nawet pidziesiciu metrw przez gsty, bagnisty teren, a by ju przemoczony do pasa. Ale nie to go martwio. Przedzierajc si przez mokry las, zastanawia si, jak to si stao, e da si wcign w takie szalestwo. Proch - tak, to by powd. Kl gono i soczycie. W kocu wyjrza ostronie na ufortyfikowany budynek, ledwie widoczny w deszczu. Jeszcze dwadziecia metrw. Przyspieszy. Opuci bezpieczny las i ruszy w stron rzeki. Stan na brzegu i spojrza w d. Rzeka niosca w swym nurcie tony bota bya pena wirw. Deszcz siek powierzchni wody, tworzc coraz to nowe krgi. Jason mia ochot sprawdzi proch na panewce, ale wiedzia, e nie byoby to zbyt rozsdne. "Zrb to pomyla. - Po prostu - zrb to". Z opuszczon gow ciko powlk si w stron majaczcego w deszczu budynku. Jeli nawet kto go obserwowa z wiey, nie byo adnej reakcji. Zerkajc spod krawdzi hemu Jason podszed bliej, przyciskajc muszkiet do piersi. By ju na tyle blisko, e widzia powykruszan zapraw midzy grubo ciosanymi kamieniami i potne sworznie, ktrymi byy ponabijane drewniane wrota. onierze zareagowali, gdy znalaz si niedaleko muru. Jeden z nich wychyli si i krzykn co niezrozumiale. Jason pomacha mu rk i powlk si dalej. Kiedy mczyzna zawoa powtrnie, Jason krzykn: - Otwieraj!

Planeta mierci III

- 109 -

Mia nadziej, e zachowa przy tym poprawny akcent. Stara si, by jego gos zabrzmia jak najbardziej ochryple. By pod samym murem, znikajc z pola widzenia stranika, ktry wci czego od niego chcia. Drzwi, potne i nieruchome, byy na wycignicie rki. Nie si nie dziao, tylko wzroso jeszcze napicie. Rozleg si zgrzytliwy dwik i zobaczy luf muszkietu wysuwajc si przez wskie okienko, na prawo od drzwi. - Otwieraj, szybko! - krzykn i zacz wali w bram. - Otwieraj! Przylgn pasko do drzwi, by znale si poza zasigiem lufy i dalej tuk w bram kolb muszkietu. W rodku fortecy sycha byo poruszenie, ale Jasonowi jeszcze goniej brzmia w uszach wasny puls, dudnicy jak bben. Czy mg si std wydosta? Gdyby sprbowa, rozstrzelayby go obie strony, ale nie mg te tak sta bezsilny, w puapce. Podnis muszkiet, by znw zabbni w drzwi, gdy usysza szczk cikiego acucha i zgrzyt odsuwanej zasuwy. Nie odwijajc skry chronicej muszkiet, odwid kurek. Gdy tylko wrota zaczy si otwiera, napar na nie caym ciaem, usiujc rozewrze je na ocie. Nie zatrzymujc si, wpad na kwadratowy dziedziniec, znajdujcy si we wntrzu twierdzy. Ktem oka spostrzeg, e czowiek, ktry otwiera mu bram, przytrzanity osuwa si na ziemi. Tylko tyle zdy zauway. ,,Uderzaj mocno, szybko i nie zatrzymuj si - powtrzy w mylach jedn ze swych zasad. W ten sposb walczyli nomadowie. I mieli racj. Na wprost Jasona staa grupka oniezry, mierzc do niego z muszkietw, a nieco z boku jeden wznosi do ciosu miecz. Zanim zdyli wystrzeli, Jason krzykn i run} pord nich. Tu przed atakiem zdy nacisn spust i by mile zaskoczony, gdy muszkiet wypali z guchym oskotem. Jeden z przeciwnikw upad, chwytajc si za pier. By to ostatni fakt, ktry Jason zapamita dokadnie. Wywijajc muszkietem jak maczug, niczym taran run na onierzy.

Planeta mierci III

- 110 -

Zrobio si straszne zamieszanie. Cisn muszkiet w jednego z nich, drugiego kopn i wyrwawszy zza pasa n, zacz nim dziko wywija. Jaki czowiek, ranny czy zabity, upad na niego. Jason chwyci bezwadne ciao i osaniajc si nim jak tarcz, zadawa ciosy na prawo i lewo. Nagle poczu ostry bl w nodze, potem w ramieniu i w boku, w kocu co go walno w gow. Jeszcze raz uderzy noem i zda sobie spraw, e pada. Pod sob poczu ziemi, a na sobie nieruchome ciao martwego onierza. Jeden z nieprzyjaci usiowa dobi go mieczem. Jason prawie od niechcenia odparowa cios i zatopi ostrze w podbrzuszu mczyzny. Trysna krew; wrg upad wyjc. Jason musia zepchn z siebie jego ciao, by cokolwiek zobaczy. Zanim to zrobi, los krtkiej bitwy by ju przesdzony. Pdzc na eb na szyj w kierunku bramy, wpad pierwszy wojownik Temuchina. Musia nadjecha w penym galopie i zeskoczy z sioda, gdy bestia wchodzia w zakrt. By to wdz we wasnej osobie. Jason rozpozna go, gdy z rykiem, jednym ciosem pooy dwch napastnikw. Reszta bya ju tylko rzezi niedobitkw. Gdy tylko mino bezporednie niebezpieczestwo, Jason odgrzeba si spod trupw. Na chwiejnych nogach podszed do ciany i opar si o ni plecami. Dzwonienie w gowie zamienio si w uporczywy szum. Zdj hem i zobaczy wielkie wgniecenie na jego powierzchni. Dobrze, e przynajmniej w czaszce nie mia takiego doka. Dotkn palcami bolcego miejsca, a potem uwanie obejrza rk. Nie byo krwi. Za to cieko jej dostatecznie duo z nogi i z boku. Pytkie dranicie, tu poniej ppancerza broczyo obficie, chocia rana, podobnie jak na ramieniu, bya powierzchowna. Mniej krwawia noga, zraniona powanie gbokim pchniciem w udo. Bolao, ale mg chodzi; nie mia najmniejszej ochoty by go uznano za kalek i potraktowano jak onierza na farmie. W sakwach przy siodle mia par kawakw sterylizowanej irchy, ktrymi mgby zabandaowa rany, ale nim si tam dostanie... Po chwili, gdy Temuchin da nura przez bram, nie byo najmniejszych wtpliwoci co do wyniku bitwy. onierze

Planeta mierci III

- 111 -

z garnizonu nigdy przedtem nie spotkali wroga mogcego si rwna tym barbarzyskim demonom, ktre na nich napady. Muszkiety bardziej zawadzay ni pomagay. Z ukw mona byo strzela szybciej i celniej. Cz onierzy ucieka, cz zostaa by walczy, jednak w obu przypadkach rezultat by taki sam. Byli wyrzynani. Krzyki oddalay si i cichy, w miar jak ci , co przeyli, chronili si w budynku. Krew zmieszana z deszczem pokrya dziedziniec. Wszdzie walay si ciaa polegych. Samotny koczownik lea przy bramie - tam, gdzie go zatrzymaa kula. By chyba jedyn ofiar po stronie najedcw. Jason ktem oka uchwyci jaki ruch. Zobaczy, jak jeden ze stranikw wychyli gow znad szczytu wiey, gdzie si ukrywa. Co krtko brzkno w powietrzu i w oku onierza utkwia strzaa. Przewrci si na plecy, znikajc z pola widzenia - tym razem na dobre. Nie byo ju sycha jkw, ani bagania o lito - twierdza zostaa zdobyta. Koczownicy w ciszy snuli si midzy trupami, co chwila schylajc si by dokona ohydnej, rytualnej amputacji. Temuchin wyszed z budynku, trzymajc w rku okrwawiony miecz. Przywoa jednego ze swych ludzi do stosu cia przy bramie. - Trzej nale do minstrala - powiedzia - Reszta kciukw jest moja. onierz pochyli si i wyj sztylet. Temuchin zwrci si do Jasona. - S tam sale z rnymi rzeczami. Znajdziesz proch. Jason podnis si, znacznie szybciej ni mia zamiar. Nagle stwierdzi, e wci jeszcze trzyma zakrwawiony n. Wytar go w ubranie najbliszego trupa i poda Temuchino-wi. Ten przyj go bez sowa, po czym odwrci si i wszed do budynku. Jason poszed za nim, starajc si nie powczy nog. Ahankk i jaki drugi oficer stali na stray przy wejciu do niskiej piwnicy. Jason pchn drzwi i zatrzyma si na progu. Wewntrz znajdoway si kosze oowianych ku, pociski armatnie, zapasowe miecze i muszkiety, a take pewna ilo pkatych beczuek, zatkanych drewnianymi szpuntami.

Planeta mierci III

- 112 -

- To chyba to - powiedzia Jason, wskazujc na beczki. Zatrzyma ramieniem Temuchina, gdy ten ruszy do przodu. - Nie wchod tu. Spjrz na te szare ziarenka na pododze. Tam, przy otwartej beczce. Bardzo przypominaj rozsypany proch. Idc po tym moesz spowodowa wybuch. Pozwl, e to sprztn, nim ktokolwiek wejdzie. Schylajc si, poczu przeszywajcy bl w boku i w nodze. Zrobi wszystko, by nie da tego po sobie pozna. Kawakiem zwinitego sukna zrobi ciek przez piwnic. Otwarta beczuka rzeczywicie zawieraa proch. Delikatnie wsypa do rodka nieregularne ziarenka i zaczopowa otwr. Ostronie podnoszc baryk, poda j Ahankkowi. - Nie upu, nie uderz, nie zaprsz ognia i nie pozwl, by zmoka. I przylij - policzy szybko - dziewiciu ludzi po reszt. Przeka im, co ci powiedziaem. Ahankk odwrci si i w tym momencie budynkiem wstrzsn huk eksplozji. Jason skoczy do okna. Wybuch zmit wielki fragment wiey. Odpryski kamieni ldoway w bocie a chmura pyu znikaa w padajcym deszczu. Po chwili ciany zadray od nowego wstrzsu. Przez bram wpad koczownik, krzyczc gono w swym narzeczu. - Co on mwi? - zapyta Jason. Temuchin zacisn pici. - Idzie wielu onierzy. Strzela j z wielkiego muszkietu. Std ten haas. Wiele doni onierzy. Wicej ni zdoa policzy.

Planeta mierci III

- 113 -

Rozdzia XI
Nie byo adnej paniki, zaledwie lekkie oywienie. Wojna to wojna. Obce rodowisko, deszcz, nowe bronie nic nie mogo naruszy spokoju barbarzycw, czy te ich zdolnoci bojowej. Ludzie, ktrzy zaatakowali statek kosmiczny, do adowanego przez luf dziaa mogli si odnie tylko z pogard. Ahankk doglda zaadunku prochu, natomiast Temuchin poszed na ostrzeliwan wie, by osobicie sprawdzi, jakie s siy atakujcych. Jeszcze jeden pocisk trafi w jej cian. Kule bzyczay niczym rj pszcz, lecz on sta tam, nieporuszony, a zorientowa si w sytuacji i wyda swym ludziom rozkazy. Jason pody za onierzami nioscymi proch. Gdy wychodzili stwierdzi, e wdz jest ostatnim czowiekiem opuszczajcym twierdz. - Tdy, przez t bram - rozkaza Temuchin, pokazujc wyjcie od strony rzeki. - Tamci nie mog jeszcze widzie moropw ukrytych za murem. Ci, co wioz proch na sioda. Na mj sygna wszyscy ruszycie prosto do

Planeta mierci III

- 114 -

lasu. Reszta sprbuje zatrzyma onierzy. Doczymy pniej. - Jak mylisz, ilu ich jest? - zapyta Jason, gdy grupa transportujca proch odjechaa. - Wielu. Dwie rce razy cay czowiek, moe wicej. Pojedziesz za tymi, co wioz proch. Atak si zblia. Kule wiszczc, odbijay si od murw lub wpaday przez okienka strzelnic. Sycha byo ryk atakujcych. "Cay czowiek - myla Jason, kutykajc w stron swego moropa - to chyba palce rk i ng, czyli dwadziecia. Razy jedna do, to setka, a razy dwie donie, dwiecie. Ich grupa w najlepszym wypadku liczya dwadziecia trzy osoby, jeeli nikt wicej nie zgin w czasie ostatecznego ataku. Dziesiciu, razem z Jasonem w charakterze doradcy technicznego, odejdzie z prochem. Zostaje trzynastu. Trzynastu przeciw dwm setkom! Nieze proporcje". Wypadki zaczy si teraz toczy bardzo szybko. Jason zaledwie zdy wgramoli si na moropa, gdy tamci odjechali. Ruszy wic jako stra tylna. Gdy wyjechali na tyy fortecy, pojawili si pierwsi napastnicy. Pozostaa trzynastka ruszya do ataku i zwyciski ryk nadcigajcych wojownikw zmieni si w okrzyki trwogi i blu. Jason obejrza si przez rami i dostrzeg wywrcone dziao i uciekajcych we wszystkie strony onierzy. Zaraz potem wpad midzy drzewa i musia skupi ca uwag, by unikn zderzenia z gaziami. Czekali, osonici lasem. Po minucie rozleg si ttent galopujcych moropw i siedem wierzchowcw wpado midzy mokre krzewy. Jedno zwierz nioso dwu jedcw. Z kad potyczk byo ich coraz mniej. - W drog! - rozkaza Temuchin. Wracajcie t sam drog, ktr tu przyjechalimy. My zostaniemy tutaj, by opni pogo. Gdy tylko Jason z towarzyszami ruszyli, oddzia Temuchina zsiad z wierzchowcw i zaj stanowiska na skraju lasu. Chyba tylko zdecydowany atak mg ich teraz pokona.

Planeta mierci III

- 115 -

Jason nie by zachwycony t podr. Nie mia odwagi zabra ze sob medpakietu i teraz aowa, e nie podj ryzyka. Nawet nie prbowa opatrzy krwawicych ran zesztywnia irch. Nie byo to moliwe w czasie jazdy krtym traktem na trzscym si grzbiecie moropa. Pocieszaa go tylko myl, e moe ju nigdy nie bdzie musia dosiada bydlaka. Zanim dotarli do spldrowanego gospodarstwa, doczyli do nich pozostali jedcy i ju ca grup popdzili w guchym milczeniu. Jason zupenie straci orientacj wrd pltaniny drzew. Wszystkie cieki okryte caunem mgy wydaway mu si jednakowe. Jedank nomadowie wykazywali znacznie lepsz orientacj w terenie i bez wahania pdzili ku swemu celowi. Moropy zaczynay sabn. Poruszay si tylko dziki temu, e jedcy cigle kuli je ostrogami. Z bokw ciekaa im krew, wsikajc w wilgotne futro. Gdy dojechali do rzeki, Temuchin zarzdzi postj. - Zsiada! - rozkaza. - Zabierzcie z jukw tylko niezbdne rzeczy. Zwierzta zostawimy tutaj. Teraz nad rzek, pojedynczo. Ruszy pierwszy, prowadzc swojego moropa. Jason by zbyt otpiay zmczeniem i blem by si zorientowa, co si dzieje. Kiedy w kocu dotar ze swym wierzchowcem nad rzek, by zaskoczony widzc na brzegu jedynie grup ludzi i ani jednego moropa. - Czy masz wszystko, czego potrzebujesz? - zapyta Temuchin, odbierajc wodze i prowadzc zwierz nad wod. Gdy Jason potwierdzi, wdz chlasn noem po gardle moropa, prawie odcinajc mu gow. Odskoczy, by unikn strugi krwi. Pchn nog chwiejce si zwierz, ktre wpado do rzeki. Bystry nurt szybko zabra ciao. - Machina nie wcignie moropa na klif - powiedzia. - A nie chc, by ich ciaa zostay w pobliu miejsca ldowania. Inaczej znajd je onierze i bd na nas czeka. Pjdziemy pieszo. - Spojrza na zranion nog Jasona. Moesz i? - Oczywicie. Nigdy nie czuem si lepiej. - Odrzek Jason. - Maa przechadzka po dwch nieprzespanych

Planeta mierci III

- 116 -

nocach i tysic kilometrowej jedzie dobrze mi zrobi. Idziemy. - Odmaszerowa, tak szybko jak mg starajc si nie kule. -Dowieziemy proch, a ja poka ci, jak go uywa przypomnia na wypadek,.. gdyby wdz mia krtk pami. Nie by to lekki spacerek. Nie robili postojw. W czasie marszu przekazywali sobie baryki z prochem, eby odciy towarzyszy. Na szczcie Jason i pozostali ranni byli zwolnieni z tego obowizku. Rwnie wspinaczka na wzgrze, po liskiej trawie nie bya rzecz atw. Noga Jasona bolaa potwornie. Krew wci sczya si do buta nieprzerwanym strumieniem. Marsz zdawa si nie mie koca. Jason zacz zostawa z tyu. W kocu wyprzedzili go wszyscy i w pewnej chwili zginli mu z oczu za grzbietem wzgrza. Otar z twarzy deszcz i pot. Kutykajc dalej, stara si trzyma cieki majaczcej w wysokiej trawie. Na szczycie wzgrza pojawi si Temuchin, znaczco kadc do na rkojeci miecza. Jason zdoby si na rozsadzajcy puca wysiek i przypieszy. Gdyby osabi, podzieliby los moropw. Mia wraenie, e idzie cae wieki. W kocu dotar do szczytu wzgrza, mile tym faktem zaskoczony. Na trawie, plecami do znajomej skay, siedziaa grupka ludzi. - Temuchin ju pojecha - powiedzia Ahankk. Ty jedziesz nastpny. Pierwszych dziesiciu mczyzn zabiera baryki z prochem. - wietny pomys - odpar Jason, padajc na mokr traw. Lea dugo, na wp przytomny, nim zdoa usi, by jako zaoy szorstkie opatrunki. Jeden z koczownikw poda mu baryk prochu oplecion rzemieniami. Skrzany pas, ktry by do niej przyczepiony, zaoy sobie na szyj. W chwil pniej pojawia si lina i Jason pozwoli si do niej przywiza. Tym razem perspektywa upadku w przepa nie przejmowaa go w najmniejszym

Planeta mierci III

- 117 -

stopniu. Opar gow o baryk z prochem i momentalnie zapad w sen. Spa przez ca drog. Obudzi si dopiero na szczycie klifu, gdy uderzy czoem w skaln pk. Czekay ju na nich nowe moropy. Jasonowi pozwolono od razu wraca do obozu. Nie musia taszczy prochu. Pozwoli zwierzciu wlec si najwolniej, jak tylko si dao. Nie znisby ju koysania, ale i tak kiedy dotar do swego camachu nie mia ju siy nawet zej z wierzchowca. - Meta - wychrypia - pom rannemu weteranowi wojen. Zachwia si, gdy wytkna gow z namiotu i bezwadnie osun si z sioda. Zapaa go w locie i na wasnych rkach wniosa do namiotu. To byo mie. - Powiniene co zje wypie. Meta bya uparta. - Do ju - Bzdura - odrzek, popijajc z elaznego kubka. -.Po prostu brak mi krwi. Mepakiet powiedzia, e nieco jej straciem i dla wyrwnania niedoborw da mi zastrzyk z elaza. Poza tym jestem zbyt zmczony, by je. - Z odczytu wynika, e potrzebujesz transfuzji. - Raczej trudno j tutaj zrobi. Bd pi duo wody, a co wieczr bd jad kozi wtrbk. - Otwiera! - krzykn kto, szarpic klap przy wejciu. - Rozkazuj w imieniu Temuchina. Meta schowaa medpakiet pod futra i podesza do wejcia. Grif, ktry rozdmuchiwa ogie, podnis lanc i zacz si ni bawi. - Pjdziesz teraz do Temuchina. - Zaraz przyjdzie. Powiedz mu to. onierz wszcz ktni, lecz Meta chwycia go za nos i wypchna z namiotu. Zasznurowaa z powrotem wejcie. - Nie moesz i - powiedziaa. - Nie mam wyboru. Rany zszylimy strun z jelit, co jest do przyjcia. Antybiotykw nie wy kryje, a elazo jest wanie wchonite przez szpik kostny. - Nie o to chodzi - Meta bya za. - Wiem, ale niewiele moemy na to poradzi. Wyj medpakiet i nastawi tarcz kontroln. - Taaak... Znieczulenie na nog ebym mg chodzi i mocna dawka stymulatorw. Wiem, e przez t lekomani

Planeta mierci III

- 118 -

skracam sobie ycie o adnych par lat, ale mam nadziej, e kto to doceni. Kiedy wsta. Meta chwycia go za rami. - Nie pjdziesz. Jason uy delikatniejszego ora - uj w donie jej twarz i czule ucaowa. Grif prychn pogardliwie i odwrci si w stron ogniska. Rce dziewczyny opady. - Jason! powiedziaa z niepokojem. - Nie podoba mi si to. Nic ci nie mog pomc. - Jeszcze mi pomoesz, tylko nie teraz. Po prostu, wytrzymaj jeszcze troch. Poka Temuchinowi jak si robi wiekie "bum!" i zwijamy si na statek. Powiem mu , e przyprowadz szczep Pyrrusan, co zreszt i tak miaem zrobi oraz par innych rzeczy. Plany s ustalone i tryby machiny zaczynaj si obraca. Wkrtce dla Felicity nadejdzie nowy dzie. Narkotyki odurzyy go nieco i wicie wierzy w kade swoje sowo. Meta, ktra tak wiele czasu spdzia w tym mronym obozie, pochylona nad ogniskiem z odchodw moropa, nie czua takiego entuzjazmu. Pozwolia mu jednak i. Obowizek na pierwszym miejscu - tego kady Pyrrusanin uczy si od koyski. Temuchin ju czeka. Nie byo po nim wida ladu zmczenia. - Spraw, bv wybucho - rzek, wskazujc na baryki z prochem stojce na pododze camachu. - Nie tutaj i nie w tej chwili. Chyba, e planujesz samobjstwo. Potrzebuj czego w rodzaju pojemnika, niezbyt duego, ktry mona by zaczopowa. Mw, czego ci potrzeba. Wszystko zostanie przyniesione. Wdz najwyraniej chcia potraktowa te wybuchowe eksperymenty jako "cile tajne". Jasonowi najzupeniej to odpowiadao. Camach by ciepy i wzgldnie wygodny, jedzenie i picie mia pod rk. Czekajc na pojemnik, usiad wygodnie na futrach, walczc z pieczonym, kozim udcem; nastpnie wytar rce w kurtk i przystpi do pracy.

Planeta mierci III

- 119 -

Przyniesiono mu spor liczb glinianych garnkw. Jason wybra najmniejszy - wielkoci kubka do kawy. Potem wycign szpunt z jednej z baryek i delikatnie strzsn troch prochu na kawaek skry. Ziarenka nie byy jednolite, ale nie sdzi, by miao to wikszy wpyw na szybko spalania. Z pewnoci substancja sprawdzaa si w muszkietach. Uywajc kawaka sztywnej skry jako czarpaka, ostronie napeni do poowy garnek. Wczeniej przygotowany krek z irchy umieci na wierzchu i delikatnie uklepa proch zaokrglonym kocem ogryzionej koci. Temuchin sta z tyu, obserwujc uwanie kady etap przygotowa. - Granulki powinny by blisko siebie dla rwnego spalania, a przynajmniej tak mwi pewien czowiek z mojego plemienia, ktry zna si na rzeczy - wyjania Jason. Dla mnie to wszystko jest rwnie nowe, jak dla ciebie. Skra ma przytrzymywa ziarna na swoim miejscu oraz zabezpieczy je przed zamoczeniem. Jason przygotowa mieszanin wody, pokruszonego nawozu i ziemi z podogi camachu. Uzyska z tego wilgotn, gliniast mas, ktr teraz zalepi garnek. Uklepa rwno powierzchni. - Mwi, e proch, aby wybuchn, musi by cakowicie zamknity. Jeli s jakie otwory, ogie przez nie wyleci i substancja po prostu si spali. - W jaki sposb ogie dostanie si do rodka? zapyta Temuchin.' Marszczc brwi stara si nady za wyjanieniami. Jak na nieradzcego sobie z rachunkami analfabet bez szczypty wiedzy technicznej, radzi sobie zupenie niele. Jason podnis jedn z wielkich stalowych igie, uywanych do zszywania skr. Zadae suszne pytanie. Skorupa jest ju dostatecznie sucha. Mog si teraz przebi do prochu przez boto i skr. Potem drugim kocem igy wepchn w dziurk kawaek ptna. Mam go od tego wojownika, ktry pozbawi ubrania jakiego mieszkaca nizin. Tkanin nasczyem tuszczem, by si lepiej palia. - Zway w rku zrobiony z garnuszka granat. - Myl, e jestemy gotowi.

Planeta mierci III

- 120 -

Temuchin majestatycznie wyszed na zewntrz, a Jason z bomb w jednej rce i migoccym kagankiem w drugiej, pody za nim. Przed namiotem wodza oczyszczono plac, a onierze trzymali ciekawskich w naleytej odlegoci. Rozesza si wie, e ma si dzia co dziwnego i niebezpiecznego, wic koczownicy zbiegli si trumnie z caego obozowiska. Ulokowali si ciasno w przejciach midzy camachami. Jason pooy ostronie bomb na rodku placu i wrzasn: - Jeli to zadziaa, bdzie gony huk, dym i ogie. Niektrzy z was wiedz, co mam na myli. A wic zaczynamy! Schyli si i przytkn lamp do lontu. Tkanina palia si na tyle wolno, e mg zaczeka kilka sekund, by si upewni, czy wszystko jest w porzdku. Dopiero wtedy odwrci si i cofn pod namiot wodza. Nawet wywoana stymulatorami pewno siebie Jasona nie wytrzymaa rozczarowania. Lont najpierw si pali, potem dymi, potem wyrzuci par iskier i wreszcie zgas. Jason nie baczc na niecierpliwe pomruki, a nawet gniewne okrzyki, odczeka dusz chwil. Nie mia ochoty pochyla si nad bomb i dosta w twarz ogniem eksplozji. Dopiero gdy Temuchin dotkn znaczco swego noa, Jason podszed, majc nadziej, e sprawia wraenie bardziej swobodnego, ni si czu. Spojrza na poczerniay otwr, w ktry wchodzi lont, mdrze pokiwa gow, po czym wrci do camachu. - Lont wypali si, zanim ogie dotar do prochu. Potrzebna jest wiksza wiksza dziura lub lepszy lont. Wanie przypomniaem sobie inn zwrotk ,,Pieni o Bombie", ktra o tym mwi. Wszed do camachu, zanim ktokolwiek zdy zaprotestowa. Lont powinien zawiera proch, tak by si mg pali nawet bez powietrza. Musia taki zrobi, inaczej ogie nie przedostanie si przez warstw bota. Prochu byo pod dostatkiem, ale w co go owin? Najlepszy byby papier, lecz skd go wzi? A moe... Upewni si, e wyjcie jest dobrze zabezpieczone i e jest sam w namiocie. Sign do sakwy, ktr mia u

Planeta mierci III

- 121 -

pasa i wydoby medpakiet. Zabra go, pomimo ryzyka, nie mia bowiem zielonego pojcia, ile czasu zajmie mu ta zabawa, a nie chcia straci przytomnoci, zanim nie bdzie po wszystkim. Nacinicie, przekrcenie i otwarcie komory dystrybutora zajo mu zaledwie sekund. Na ampukach leaa zwinita instrukcja obsugi. Akurat taka, jakiej potrzebowa. Szybko schowa medpakiet. Wykonanie lontu byo do proste, chocia musia osobno zawija w papier praktycznie kade ziarnko prochu, by nie pali si zbyt szybko. Kiedy skoczy, natar papier olejem i przyczerni sadz, by ukry jego pierwotn barw. - To powinno wystarczy - powiedzia do siebie. Zabra lont i wyszed na plac. Przygotowa byo chyba a nadto. Nomadowie drwili z niego otwarcie i obrzucali wyzwiskami, a Temuchin poblad z wciekoci. Bomba nadal leaa niewinnie tam, gdzie j zostawi. Udajc, e nie syszy niepochlebnych uwag, Jason pochyli si nad ni i zrobi nowy otwr w glinianej skorupie. Wola nie ryzykowa wpychajc w proch nadpalon szmat. I tak to, co robi, byo do ryzykowne. Pot na jego czole, nie mia nic wsplnego z chodnym powietrzem poranka. - Teraz powinno zadziaa - stwierdzi, przytykajc pomie. Papier zatli si szybko, wyrzucajc w powietrze snop iskier. Jason rzuci na szybko suncy wzdu lontu pomie jedno spojrzenie, odwrci si i zacz ucieka. Tym razem rezultat by imponujcy. Bomba eksplodowaa z naleytym hukiem, a fragmenty garnka pofruny na wszystkie strony, dziurawic kilka namiotw i lekko ranic niektrych widzw. Jason by tak blisko, e sia eksplozji przewrcia go na ziemi. Temuchin, nieporuszony, nadal sta u wejcia camachu, ale by chyba troch bardziej zadowolony. Nieliczne okrzyki blu utkny w entuzjastycznej wrzawie i radosnym klepaniu si po plecach. Jason trzsc si usiad i obmaca cae ciao, ale nie znalaz nowych obrae.

Planeta mierci III

- 122 -

- Czy moesz zrobi wiksze bomby? - w oczach Temuchina zabysa nadzieja na wiksze moliwoci niszczenia. - Oczywicie. Ale mgbym co dokadniej odpowiedzie gdyby mi powiedzia, do czego chcesz ich uy. Zanim Temuchin zdy wyjani, dobieg ich zgiek dochodzcy z przeciwnej strony obozu. Przez tum usiowao si przecisn kilku jedcw na moropach, co najwyraniej nie podobao si koczownikom. Sycha byo gniewne wrzaski i przeklestwa. - Kto si zjawia bez mego pozwolenia? - Temuchin by wcieky. Sign po miecz, a gwardia przyboczna otoczya go, nastawiajc gronie lance. Pierwszy rzd gapiw rozpierzch si na boki, by unikn stratowania przez moropy. Jedcy przedarli si na plac. - Kto tak haasuje? - zapyta jeden z przybyych gosem rwnie nawykym do rozkazywania, jak gos Temuchina. Jason zna skd ten tembr. To by Kerk. Temuchin z wciekoci postpi naprzd w otoczeniu swych ludzi, podczas gdy Kerk, Rhes i pozostali Pyrrusanie zsiedli z wierzchowcw. Szykowao si naprawd nieze mordobicie. - Czekajcie - krzykn Jason, rzucajc si midzy dwie grupy, najwyraniej dce do konfrontacji. - To s wanie Pyrrusanie! Moje plemi. Wojownicy, ktrzy przybyli, by poczy si z siami Temuchina. - Spokojnie - szepn do Kerka. - Odpr si. Przyklknij nieco, zanim nas zmasakruj. Kerk zignorowa sugesti. Zatrzyma si. Wyglda na rwnie poirytowanego jak Temuchin i rwnie znaczco dotyka rkojeci miecza. Temuchin ruszy niczym czog; Jason musia uskoczy mu z drogi. Wdz zatrzyma si tak blisko, e stopami niemal dotyka ng Kerka. Mierzyli si wzrokiem, stojc twarz w twarz. Byli do siebie bardzo podobni. Wdz by wyszy, ale Kerk mia potniejsz budow. Take ich stroje byy rwnie okazae, bowiem Kerk zastosowa si do radiowych polece Jasona. Jego napiernik zdobia wielobarwna i prawie dwuwymiarowa sylwetka ora, za hem uwieczony by orl czaszk.

Planeta mierci III

- 123 -

- Jestem Kerk, wdz Pyrrusan - oznajmi, wysuwajc nieco miecz, poczym schowa go z przeraliwym zgrzytem. - Jestem Temuchin, wdz plemion. Oddaj mi pokon. - Pyrrusanie nie skadaj pokonw przed nikim. Temuchin wydoby z garda gboki charkot i rozwcieczony sign po miecz. Jason ledwie si opanowa, by nie zamkn oczu i uciec. Zanosio si na krwaw jatk. Kerk wiedzia, co robi. Nie przyjecha po to, by obala Temuchina - przynajmniej nie teraz - wic nie doby miecza. Zamiast tego, byskawicznym ruchem, do jakiego tylko Pyrrusanin by zdolny, zapa Temuchina za przegub. Nie przyszedem z tob walczy powiedzia spokojnie. - Przybyem jak rwny do rwnego, by poprze twoj spraw. Bdziemy rozmawia. Gos mu nie drgn, ale miecz Temuchina nie wysun si ani o centymetr dalej. Wdz by niezwykle silny, ale Kerk sta niczym gaz. Nie poruszy si, ani nie okaza najmniejszego wysiku, za to na czole Temuchina wystpiy yy. Cicha walka trwaa dziesi, pitnacie sekund. Mimo niadej skry wida byo jak Temuchin poczerwienia, a kady misie stwardnia mu z wysiku. Gdy wydawao si, e ludzkie cigna i muskuy nie s w stanie wicej wytrzyma, Kerk umiechn si. Byo to lekkie uniesienie kcikw ust, widoczne tylko dla Temuchina i Jasona, ktry stal obok. Potem wolno, systematycznie miecz zacz wsuwa si z powrotem, a opar si rkojeci o brzeg pochwy. - Nie przybyem z tob walczy - szepn Kerk ledwie syszalnym gosem. - Bra si za bary mog modziecy. My jestemy wodzami. Bdziemy rozmawia. Rozluni chwyt tak gwatownie, e Temuchin si zachwia. Decyzja naleaa do niego. Znowu. Inteligencja walczya w nim z brutalnymi odruchami urodzonego barbarzycy. Milczcy impas trwa dugo. W kocu Temuchin zacz chichota, by po chwili rykn na cae gardo. Odrzuci gow do tyu i rechota jakby chcia wyzwa cay

Planeta mierci III

- 124 -

wszechwiat. Potem zamkn si i klepn Kerka po plecach. Cios ten mgby oguszy moropa lub zabi sabszego czowieka. Kerk zachwia si nieznacznie i odwzajemni umiech. - Jeste czowiekiem, ktrego mgbym polubi - zawoa Temuchin. - O ile ci najpierw nie zabij. Chod do mego camachu. Odwrci si, a Kerk poszed za nim. Minli Jasona nie raczc go zauway. Jason wznis oczy do gry, szczliwy, e niebo nie spado mu na gow, a soce nie zmienio w kupk popiou. Odwrci si i ruszy za nimi. - Zostaniesz tutaj - rozkaza Temuchin, gdy doszli do camachu. Patrzy na Jasona wzrokiem penym zimnej furii, jakby to on by winien wszystkiemu, co zaszo. Rozstawi strae i wszed za Kerkiem do rodka. Jason nie protestowa. Wola czeka tu na wietrze i chodzie ni by wiadkiem rozmowy w namiocie. Gdyby Temuchin zgin - jak zdoaj uciec? Zmczenie i bl znowu daway mu si we znaki. Zacz si zastanawia, czy nie powinien zaryzykowa zastrzyku z med-pakietu. Oczywicie byo to niemoliwe, wic saniajc si na nogach, czeka. Wewntrz rozlegy si, gniewne gosy. Jason skuli si, oczekujc najgorszego. Nic si jednak nie stao. Znw si zachwia. Stwierdzi, e atwiej bdzie mu siedzie. Osun si na ziemi. Bya lodowata. Rozmowa w namiocie przybraa ostrzejszy ton, po czym zapada zowroga cisza. Jason zauway, e nawet stranicy wymieniaj niespokojne spojrzenia. Nagle rozleg si ostry dwik dartego materiau. Stranicy podskoczyli, nastawiajc lance. Kerk mocno szarpn za derk, otwierajc wyjcie. Tyle, e go wczeniej nie rozsznurowa. Grube rzemienie pky, a elazna podpora wygia si. Kerk oczywicie tego nie zauway. Nie zatrzymujc si, min strae. Skin na Jasona. Ten rzuci okiem na Temuchina, ktry stan w wejciu, z twarz paajc gniewem. Jedno spojrzenie wystarczyo. Jason odwrci si i pogna za Kerkiem. - Co tak si tam stao? - zapyta.

Planeta mierci III

- 125 -

- Nic. Po prostu rozmawialimy, usiujc si nawzajem wybada i aden nie chcia ustpi. On nie chcia odpowiedzie na moje pytania, wic ja zignorowaem jego. Na razie jest remis. Jason by zy. - Powinnicie byli zaczeka na mj powrt. Dlaczego przyjechalicie; i to w taki sposb? Odpowied zna. Kerk tylko potwierdzi jego przypuszczenia. - Dlaczego? Nie chcielimy siedzie w grach jak winiowie Przyjechalimy sprawdzi na wasne oczy, co si dzieje. Po drodze mielimy kilka potyczek i morale bardzo si poprawio. - O! Na pewno! - Jason gorco przytakn i stwierdzi, e chciaby ju wycign si w swym camachu.

Planeta mierci III

- 126 -

Rozdzia XII
Wrcili do domw z krainy wilgoci Wrcili do domw z pkami kciukw Goszc pie o chlubnych bojach Na ziemi pod Wielk Skarp. Chocia wiatr hula wok camachu, chwilami sypic do rodka kbami niegu, jednak wewntrz byo ciepo i wygodnie. Atomowy piecyk dawa dostatecznie duo ciepa, by pokry wszelkie straty, a mocny alkohol przywieziony przez Kerka lepiej rozgrzewa Jasonowi odek ni wstrtny achadh. Rhes zadba o dostaw pakietw ywnociowych i Meta wanie je otwieraa. Reszta Pyrrusan rozstawiaa w pobliu swoje camachy lub dyskretnie pilnowaa wejcia. Na razie byli bezpieczni. - wintuch! - skomentowaa Meta, gdy Jason sign po drug parujc porcj. - Ju jedn zjade. Pierwsza bya dla mnie. Ta jest dla moich zmaltretowanych czonkw i rozwodnionej krwi. - Majc usta pene gorcej, soczystej strawy, wskaza palcem na hem Kerka. - Widz, e przyczylicie si do klanu Ora. wietnie. Ale skd wzilicie tyle czaszek? Nie sdziem, e na tej planecie jest tyle orw. - Prawdopodobnie nie ma ich tak wiele - odpar Kerk, wodzc palcem po bezokiej, zakoczonej mocnym dziobem czaszce. - Udao nam si jednak ustrzeli jednego i zrobilimy form. Reszta to plastikowe atrapy. Powiedz teraz, jakie masz plany, bo ta dziecinna maskarada, chocia zabawna, musi si skoczy. Tego chcemy. Trzeba w kocu otworzy kopalni. - Cierpliwoci! - jkn Jason. -Ta operacja musi zabra troch czasu, ale gwarantuj wam sporo potyczek,

Planeta mierci III

- 127 -

wic bdziecie mieli par miych chwil i dla siebie. Pozwlcie, e najpierw opowiem, co odkryem od czasu naszej ostatniej rozmowy. Temuchin ma za sob wikszo liczcych si plemion na rwninach. Jest piekielnie inteligentnym czowiekiem i urodzonym przywdc. Intuicja podpowiada mu wszystkie ksikowe aksjomaty wojskowoci. Najwaniejszy -dostarczy staego zajcia swym ludziom. Gdy tylko zaliczy jedn kampani, rozmawia z klanami i wynajduje jedno lub dwa plemiona, z ktrymi maj jakie porachunki. Wtedy je wyrzynaj i dziel up. Tak to wygldao do tej pory. Mona by albo z nim, albo przeciw niemu - nie ma neutralnych. Wszystko to pomimo, naturalnej tendencji nomadw do chodzenia wasnymi drogami i czenia si jedynie w chwilowe sojusze. Tych kilku naczelnikw, ktrzy prbowali si wyama z nowego reimu spotkaa tak straszna mier, e reszta jest pod jej wraeniem. Kerk potrzsn gow. - Jeli zjednoczy tych wszystkich ludzi, to nic nie moemy zrobi. - Moe go zabi? - zasugerowaa Meta. Zobaczcie, co par tygodni spdzonych wrd barbarzycw zrobio z t dziewczyn! - Jason by przeraony. - W jaki sposb? - spyta Rhes. - Okazujc si lepszymi fachowcami ni on. Okrywajc si wiksz chwa, lepiej walczc w grach oraz ukadajc sprawy tak, by popeni par bdw. Jeli to dobrze rozegramy, powinnimy wrci z tej wyprawy z Kerkiem jako wikszym lub rwnym Temuchinowi wodzem. To prosta spoeczno i nikogo nie obchodzi, jakie byy twoje zasugi w poprzednim roku; wane jest to, czego dokonae ostatnio. Przypomina to szukanie igy w stogu siana, a trzeba wszystko zorganizowa tak, by Kerk by gwnym poszukiwaczem. Pjdziemy wszyscy, z wyjtkiem Rhesa. - Dlaczego nie ja? - zapyta zainteresowany. Ty wykonasz drug cz planu. Nigdy nie powicalimy zbyt wiele uwagi nizinom, bo nie ma tam z metali cikich. Jednak zdaje si, e ich

Planeta mierci III

- 128 -

mieszkacy maj niele rozwinit kultur rolnicz. Temuchin znalaz sposb, by wysa tam grup wojownikw. Wyprawa, w ktrej szczerze mwic nie chciabym powtrnie uczestniczy miaa na celu zdobycie prochu. Jestem pewny, e chce go uy przeciw plemionom grali. Taki ukryty w rkawie atut. Te grskie przecze musz by trudne do zdobycia. Pomogem Temuchinowi zdoby to, co chcia. Oczywicie oczy miaem szeroko otwarte. Oprcz prochu widziaem muszkiety, dziaa, mundury wojskowe, worki z mk. To mocne dowody. - Na co? - spyta Kerk. - Czy to nie oczywiste? Na to, e mamy na tej planecie wysoce zaawansowan kultur. Chemia, jednopolwka, centralny rzd, podatki, kunie, odlewnie, tkalnie, farbiarnie... - Skd ty to wszystko wiesz? - Meta bya zdumiona. - Powiem ci wieczorem, kochanie, jak bdziemy sami. Wyglda to moe na przechwaki, ale jestem pewny swych wnioskw. Tworzy si tam rednia klasa, a id o zakad, e warstwa kupcw i bankierw rozwija si najszybciej. Rhes si w ni wkupi. Jako rolnik, ma najlepsze przygotowanie do tego zadania. Spjrzcie, oto klucz do jego sukcesu. Wyj z sakiewki may, metalowy krek, podrzuci i poda Rhesowi. - Co to? - zapyta Rhes. - Pienidz. Moneta o niewielkim nominale. Zabraem j jednemu z zabitych onierzy. To jest o wiata kupieckiego albo te smar do osi - zaley, ktre porwnanie bardziej ci odpowiada. Zrobimy analiz i wytopimy ca mas identycznych, a nawet lepszych od oryginau. Wkupisz si nimi, zaoysz sklep i jako kupiec bdziesz czeka na nastpne posunicia. Rhes spojrza na monet z niesmakiem. - Przypuszczam, e teraz, podobnie jak pozostali, powinienem otworzy buzi i zapyta jaki bdzie nastpny ruch?

Planeta mierci III

- 129 -

- Susznie. Szybko si uczysz. Kiedy Jason mwi, wszyscy suchaj. - Za duo mwisz - wtrcia Meta ponuro. - Zgoda, ale to moja jedyna wada. Kolejnym posuniciem bdzie zjednoczenie tutejszych plemion z Kerkiem u wadzy, albo prawie u wadzy, by powita Rhesa, ktry przypynie na pnoc ze swymi towarami. Cay kontynent moe by podzielny klifem, ktry normalnie uniemoliwia kontakty midzy koczownikami, a ludmi z nimi, ale nie wmwicie mi, e nigdzie na pnocy nie ma miejsca, gdzie mgby przybi may statek lub d. Potrzebujemy tylko kawaka play. Jestem pewien, e w przyszoci poczenie morzem byo wykluczone jedynie dlatego, e do wykonania statkw ze stali potrzebna jest wysoko zaawansowana technologia. Mona oczywicie zbudowa odzie pokryte skrami o szkielecie z koci, ale wtpi czy koczownicy kiedykolwiek rozwaali moliwo podrowania wod. Mieszkacy nizin na pewno maj statki, ale tu nie ma niczego, co by ich skonio do zorganizowania wypraw odkrywczych. Wrcz przeciwnie. Ale my to zmienimy. Pod przywdztwem Kerka plemiona pnocy pokojowo powitaj kupcw z poudnia. Na scen wkroczy handel i rozpocznie si nowa era. Za kilka starych skr koczownik bdzie mg kupi wytwory cywilizacji i na pewno si skusi. Moe zapiemy ich na tyto, alkohol lub szklane paciorki. Musi by co, co lubi, a co ludzie z nizin mog im dostarczy. Najpierw ldowanie z towarem, potem par namiotw dla ochrony przed niegiem, a w kocu - staa osada. Jeszcze pniej centrum handlowe i rynek, dokadnie w miejscu, gdzie bdzie nasza kopalnia. Nastpny krok jest chyba oczywisty. Zacza si oywiona dyskusja. Dotyczya jednak tylko szczegw. Nikt nie kwestionowa planu Jasona. By prosty i wykonalny. Dawa im zajcie, z ktrego byli zadowoleni. Wszyscy - z wyjtkiem Mety. Miaa do koca ycia do gotowania na nawozie moropa i prostych posug obozowych. Bya jednak Pyrrusank, nic wic nie mwia.

Planeta mierci III

- 130 -

Narada skoczya si bardzo pno. Grif chrapa ju od kilku godzin. Atomowy piecyk wyczono i schowano, ale w camachu nadal byo ciepo. Jason wczoga si do futrzanego piwora i westchn z ulg. Meta przytulia si do niego, kadc policzek na jego piersi. - A co bdzie, jak ju zwyciymy? - zapytaa. - Nie wiem - odpowiedzia zmczonym gosem, gadzc j po krtko ostrzyonych wosach. - Jeszcze si nad tym nie zastanawiaem. Zrbmy najpierw to, co do nas naley. - Gdybymy mogli tu zosta i zbudowa nowe miasto oznaczaoby to koniec walki. Na zawsze. A co ty wtedy zrobisz? - Nie mylaem o tym, - wymamrota niewyranie. Przygarn j do siebie, cieszc si bliskoci jej ciaa. - Wiesz, chyba bym chciaa przesta walczy. Sdz, e mona robi w yciu co innego. Zauwaye, jak tutejsze kobiety opiekuj si swymi dziemi? Nie tak, jak na Pyrrusie, gdzie oddaje si je do obka, by ich nigdy wicej nie zobaczy. To moe by mie. Jason zabra rk z jej wosw, jakby si oparzy. Szeroko otworzy oczy. Gdzie w mzgu usysza nieprzyjemne odgosy weselnych dzwonw, przed ktrymi ju nieraz ucieka, a ktre wywoyway w nim natychmiastowy odruch obronny. - No c... mia nadziej, e zabrzmi to, jak gboki namys. - Moe jest to mie dla kobiet barbarzycw, ale na pewno nie yczyaby tego sobie inteligentna, cywilizowana dziewczyna. Z napiciem czeka na odpowied. Po godzinie z jej rwnego oddechu wywnioskowa, e usna. To zaatwiao spraw, przynajmniej na razie. Trzymajc w ramionach jej ciepe ciao zastanawia si, przed czym tak naprawd ucieka. Kiedy rozwaa ten problem, zmogo go w kocu zmczenie i tabletki. Zasn. Rankiem zacza si nowa kampania. Temuchin wyda rozkazy i o wicie ruszyli. Wia mrony, przenikajcy

Planeta mierci III

- 131 -

do szpiku koci wiatr z pnocnych gr. Camachy, escungi, a nawet juczne moropy zostay w obozie. Kady wojownik zabra ze sob jedynie bro i ywno. Sam te musia troszczy si o siebie i swego wierzchowca. Pocztkowo marsz nie wyglda imponujco - rozproszeni onierze torowali sobie drog midzy namiotami, wrd krzyczcych kobiet i dzieci, dokazujcych w kurzu. Po chwili do pierwszego wojownika doczy drugi, potem trzeci, w kocu uformowa si cay oddzia jedcw, podskakujcych w takt zgodny z ruchem wierzchowcw. Opucili obz. Jason jecha za Kerkiem. Za nimi, podwjn kolumn, podao dziewidziesiciu czterech Pyrrusan. Odwrci si w siodle, aby na nich popatrze. Kobiety pozostay w obozie, a omiu mczyzn wyruszyo z Rhesem na niziny. Reszta pilnowaa statku. Do wypenienia misji zostao ich wic dziewidziesiciu szeciu i to oni mieli zdoby wadz nad barbarzysk armi i okupowan czci planety. Zdawao si to niemoliwe, ale zachowanie niewielkiej garstki Pyrrusan wcale na to nie wskazywao. Jechali powani, gotowi stawi czoa wszystkiemu, co ich czeka. Jasonowi ich obecno dawaa ogromne poczucie bezpieczestwa. Gdy tylko znaleli si poza obozem, zobaczyli inne kolumny jedcw, sunce stepem rwnolegle do ich szlaku. Gocy zostali wysani do wszystkich plemion obozujcych wzdu rzeki, powiadamiajc je o wymarszu. Armia zbieraa si. Wojownicy nadcigali ze wszystkich stron, kierujc si w jedn stron. Wszdzie, po horyzont, wida byo morze gw. W pochodzie panowa teraz porzdek. Kady klan, uformowany w szwadron, poda za swym wodzem. Gdzie z przodu Jason zobaczy czarne proporce przybocznej stray Temuchina i pokaza je Kerkowi. - Temuchin ma dwa moropy obadowane bombami. Chcia, ebym mu towarzyszy i nadzorowa operacj. Celowo nie wspomnia o Pyrrusanach, ale pojedziemy wszyscy, czy mu si to podoba, czy nie. Potrzebuje mnie do swych bomb, a ja chc by ze swym plemieniem. Nie znajdzie na to argumentu.

Planeta mierci III

- 132 -

- Zaraz to sprawdzimy - powiedzia Kerk, zmuszajc zwierz do galopu. Kolumna Pyrrusan wdara si w pdzc hord, kierujc ku jej przywdcy. Jechali prawym skrzydem, a zrwnali si z ludmi Temuchina. Wtedy zwolnili, rwnajc z nimi krok. Jason ruszy do przodu. Temuchin obrzuci Pyrrusan dugim, lodowatym spojrzeniem, po czym odwrci wzrok. Zachowa si jak fenomenalny szachista, ktry widzi mata dwanacie ruchw naprzd i rezygnuje z przegranej gry. Argumenty Jasona byy dla niego oczywiste i nie zamierza ich wysuchiwa. - Sprawd zamocowanie bomb - rozkaza. - Odpowiadasz za nie. Ze swego uprzywilejowanego stanowiska u boku wodza, Jason mg podziwia sprawn organizacj armii barbarzycw i zacz sobie zdawa spraw, e Temuchin jest geniuszem wojskowoci. Niepimienny, niewyksztacony, nie posiadajcy adnych wzorcw, na ktrych mgby si oprze, sam odgad podstawowe zasady taktyki i dowodzenia armi oraz prowadzenia kampanii na wielk skal. Jego dowdcy byli czym wicej ni tylko naczelnikami niezalenych plemion. Dziaali jak sztab odbierajc meldunki i z wasnej inicjatywy wydajc rozkazy. Prosty system sygnalizacji kierowa ruchami tysicy ludzi, tworzc z nich sprawn i niepokonan armi. Byli bardzo wytrzymali. Gdy wszystkie oddziay w kocu si poczyy, Temuchin bez zatrzymywania uformowa je w jedn kolumn, szerok na kilometr. Pochd, ktry rozpocz si przed witem, trwa bez najmniejszej przerwy do wczesnego popoudnia. Moropom, wypocztym i dobrze nakarmionym niezbyt podoba si ten wycig, ale popdzane ostrogami, pomimo protestw musiay biec dalej. Na koczownikach, waciwie urodzonych w siodle, ten nieustanny galop waciwie nie robi adnego wraenia, lecz Jason, pomimo swych ostatnich dowiadcze jedzieckich, by wkrtce poobijany i obolay.

Planeta mierci III

- 133 -

Przed gwn grup postpoway patrole zwiadowcw.. Pnym popoudniem zauwayli pierwsze lady ich dziaalnoci. Najpierw natknli si na samotnego jedca, ktrego krew zmieszana z krwi wierzchowca zacza ju wsika w piasek. Potem jaka rodzina miaa pecha, przecinajc drog maszerujcej armii. Tlce si jeszcze resztki escung i zwinitych camachw otacza wianuszek martwych cia. Mczyni, kobiety, dzieci nawet kozy i moropy, wszystko byo wyrnite w pie. Temuchin prowadzi wojn totaln. Tam, gdzie si pojawi, nic nie pozostawao przy yciu. By okrutnie pragmatyczny. Wojn prowadzi si po to, by wygra. Trzeba robi wszystko, co moe zapewni zwycistwo. Celowe jest pokonanie trzydniowej drogi w jeden dzie jeli w ten sposb mona zaskoczy wroga. Celowe jest mordowanie kadej ywej istoty napotkanej na szlaku wtedy nikt nie podniesie alarmu. Naley te zniszczy wszystko po drodze - wtedy onierze nie bd obcieni upem. Zalety tej taktyki w peni si ujawniy, gdy tu przed zmrokiem napadli na rozleg wiosk pooon u podna gr. Naleaa do klanu asic. Gdy duga linia jedcw przekroczya ostatnie wzniesienie, w wiosce podniesiono alarm. Byo ju jednak za pno na ucieczk. Armia Temuchina otoczya ich. Jasonowi wydao si jednak, e kilka moropw zdoao umkn, nim piercie si zacisn. "Partacka robota" - pomyla zdziwiony, e Temuchin dopuci si takiego zaniedbania. Potem bya ju tylko jatka. Najpierw rj strza zdziesitkowa obrocw i zmusi do wycofania si. Reszty dokonaa szara. Jason wola si oddali - nie z tchrzostwa, ale ze wstrtu do rozlewu krwi. Pyrrusanie walczyli wraz z innymi. Dziki cigej praktyce zupenie niele radzili sobie z krtkimi ukami, cho nie potrafili strzela tak szybko jak koczownicy. Ale w bezporednim ataku pokazali, co umiej, Jeli nawet mieli jakie skrupuy, nie dali tego po sobie pozna. Runli jak burza. Rwali szeregi obrocw, tratujc ludzi kopytami wierzchowcw. Przy swojej masie i szybkoci nawet nie prbowali si zasania ani

Planeta mierci III

- 134 -

odpiera ciosw, tylko siekli, zabijali i parli naprzd, bez wytchnienia. Jason nie mg im towarzyszy. Zosta z dwoma nomadami, ktrych odkomenderowano do pilnowania bomb. Brzdka na lutni, komponujc now pie upamitniajc to wielkie wydarzenie. Byo ju ciemno, nim skoczya si grabie. Jason przejecha wolno przez zupion osad. - Temuchin chce ci widzie. Natychmiast - rozkaza mu jaki czowiek. Jason by zbyt zmczony i obolay, aby znale odpowiedni replik. Ruszyli przez zdobyt wiosk. Moropy ostronie stpay midzy stosami martwych cia. Jason patrzy prosto przed siebie, lecz nie mg nie czu unoszcego si w powietrzu odoru rzeni. By zdumiony, e tak niewiele camachw zniszczono i spalono. Temuchin zwoa narad w najwikszym z nich. Niewtpliwie nalea on do naczelnika wioski; faktycznie, wdz lea w kcie namiotu, wypatroszony i martwy. Kiedy Jason wszed do rodka, zasta tam wszystkich oficerw, z wyjtkiem Kerka. - Zaczynamy - powiedzia Temuchin, sadowic si na futrach. Inni odczekali a wdz usidzie, po czym zrobili to samo. - Oto mj plan. Dzisiejsza bitwa to zaledwie pocztek. Na wschd od tego miejsca jest wielkie obozowisko asic i jutro pjdziemy w tamtym kierunku, udajc e chcemy je zaatakowa. Chc, by wasi ludzie tak myleli. Tak samo musz sdzi ci, ktrzy obserwuj nas ze wzgrz. Pozwolilimy kilku uciec, by obserwowali nasze ruchy. "Oto mija teoria o partackiej robocie - pomyla Jason. - Powinienem by wiedzie". - Dzisiaj wasi ludzie jechali szybko i walczyli dobrze. Dzi w nocy onierze bd pili achadh, ktry tutaj znaleli, bd ucztowa i jutro wstan pno. Zabierzemy nieuszkodzone camachy, a reszt spalimy. To bdzie krtki dzie i wczenie rozbijemy obz. Postawimy camachy i rozpalimy wiele ognisk. Na wzgrza wylemy patrole, tak by obserwatorzy nie podeszli zbyt blisko.

Planeta mierci III

- 135 -

- A to bdzie podstp - powiedzia Ahankk, umiechajc si pod wsem. - W kocu nie zaatakujemy na wschodzie?! - Masz racj. - Plan wodza cakowicie ich zaabsorbowa. Nie wiadomie pochylili si do przodu, by nie uroni ani sowa. - Gdy tylko zapadnie ciemno, horda ruszy na zachd. Bdziemy jecha dzie i noc, a dotrzemy do Wielkiego Wwozu - doliny, ktra prowadzi do serca ojczyzny asic. Zaatakujemy obrocw bombami, zniszczymy ich umocnienia i zdobdziemy je, zanim przybd posiki. - Tam za wojna - poskary si jeden z oficerw, pokazujc zablinion ran. - Tam nie ma po co walczy. - Nie ma po co?! Ty bezmzgi draniu! - Temuchin mwi z tak lodowat wciekoci, e wojownik a si wzdrygn. - To jest brama do ich ojczyzny. W Wielkim Wwozie kilkuset ludzi moe zatrzyma ca armi, ale gdy tylko go zdobdziemy, s zgubieni. Bdziemy wwczas niszczy ich plemiona jedno po drugim, a po klanie asic zostanie tylko wspomnienie w pieniach minstreli. Teraz wydajcie rozkazy i spa. Czeka nas jutro duga jazda, a w nocy - walka! Gdy zebrani zaczai wychodzi, Temuchin przytrzyma Jasona za rami. - Te bomby... - powiedzia - wybuchaj za kadym razem? Oczywicie Jason odpowiedzia bardziej entuzjastycznie, ni si czu. - Masz na to moje sowo. To nie bomby go martwiy - podj ju bowiem odpowiednie rodki, by zapewni du si eksplozji ale perspektywa ponownej jazdy, jeszcze duszej ni pierwsza. Nomadowie wytrzymaj na pewno, Pyrrusanie te. A on? Nocne powietrze wydao mu si przenikliwie zimne. Jego oddech tworzy obok srebrnej mgy, przesaniajcej gwiazdy. Cisz na stepie przeryway tylko prychajce moropy i krzyki pijanych onierzy. Oczywicie, musi da sobie rad, nawet gdyby mia si przywica do sioda. Troch tylko obawia si, jak bdzie wyglda, kiedy osign cel. Lepiej nawet nie myle.

Planeta mierci III

- 136 -

Rozdzia XIII
Wytrzymaj jeszcze chwil. Wwz jest ju blisko! krzykn Kerk. Jason kiwn gow, ale po chwili zda sobie spraw, e galop moropa powoduje, i ruch gowy jest niezauwaalny. Chcia co krzykn, ale z garda wypenionego wdzierajcym si kurzem, wydoby si zamiast odpowiedzi suchy, rzcy kaszel. W kocu da po prostu znak rk. Armia pdzia dalej. To bya koszmarna podr. Wyruszyli krtko po zapadniciu zmroku. Po kilku godzinach jazdy zmczenie i bl w poczeniu z ciemnociami, upodobniy j do jakiego potwornego snu. Galopowali bez przerwy, a do witu. Rano Temuchin zezwoli na krtki postj dla nakarmienia i napojenia moropw. Ten popas by moe dobrze zrobi wierzchowcom, ale Jasona prawie wykoczy. Zamiast zej, spad z moropa, a gdy prbowa wsta, odrtwiae nogi odmwiy posuszestwa. Kerk chwyci go i zacz spacerowa z nim w kko, podczas gdy

Planeta mierci III

- 137 -

Pyrrusanie pilnowali zwierzt. Wreszcie Jasonowi powrcio czucie w nogach, a wraz z nim - bl. W miejscach, gdzie ociera si o siodo, mia zdart skr i nogi lepkie od krwi. Zanim wyruszyli, zaaplikowa sobie saby zastrzyk znieczulajcy. Zdawa sobie spraw, e musi oszczdza tabletki. Kiedy zacznie si bitwa, bdzie potrzebowa wszystkich si i caej inteligencji. Wtedy niezbdne bd najsilniejsze lekarstwa. Z drugiej strony - mg by z siebie dumny. Niejeden morop z jedcem zgin podczas tej szaleczej jazdy, a on - przybysz z innego wiata, ktry jeszcze przed kilkoma miesicami nie widzia tego zwierzcia na oczy - wci jeszcze y. Zwierzta czsto si potykay. Niektrzy z jedcw zasypiali lub tracili przytomno. Upadek midzy rozpdzone bestie oznacza pewn mier. Wielki Wwz by tu - tu, nadszed wic czas, by wykorzysta piguki. Patrzc na pne, popoudniowe soce, Jason dojrza na tle szarych gr ciemne przecicie - Wielki Wwz. Dolina, ktrej zdobycie dawao pewno zwycistwa. Lecz w tym momencie waniejsze byy lekarstwa. Nastawi zgrabiaymi palcami medpakiet i przycisn go do przegubu. Gdy stymulatory rozwiay mg zmczenia i znieczuliy bl, Jason zda sobie spraw, e Temuchin zwariowa. - On wzywa do ataku! - krzykn do Kerka, syszc rozlegajce si zewszd dwiki rogw. - Po takiej morddze... - Oczywicie - potwierdzi Kerk - tak musi by! Tak musi by. W ten sposb wygrywa si wojny i... zabija ludzi. Jaki rozwcieczony morop, skowyczc z blu po dgniciu ostrog stan dba, zrzucajc jedca. Nie by to odosobniony wypadek. Lecz atak rozpocz si i wci trwa. Ogromna armia toczya si u wejcia do doliny. ucznicy zeskoczyli z siode i wspili si na ciany Wielkiego Wwozu, wspomagajc strzaami atak. Pierwsi onierze zniknli ju w dolinie - za nimi wci szli nastpni. Nad wejciem wisiaa chmura kurzu. Pyrrusanie

Planeta mierci III

- 138 -

ruszyli do ataku wraz z innymi, natomiast Jason, zgodnie z rozkazem, skierowa si w stron stanowiska Temuchina. Stra osobista wodza zrobia mu przejcie. Temuchin odebra wiadomo od cznika i odwrci si do Jasona. - Bierz swoje bomby - rozkaza. - Po co? - zapyta Jason. - Co mam z nimi robi? Rozkazuj, Wielki Temuchinie, ale musz wiedzie, do czego jestem ci potrzebny - doda po chwili, widzc bysk wciekoci w jego oczach. - Bitwa toczy si tak, jak powinna - powiedzia wdz. Zaskoczylimy ich. Jest tu tylko may garnizon. Zdobylimy dolne umocnienia, a teraz atakujemy reszt. One s wykute w stromej skale. Strzay ich nie dosign. Jeeli nie chcemy straci zbyt duo ludzi, to musimy atakowa pieszo, zasaniajc si tarczami. Szturm nic tu nie da. Zawsze tak byo. Zdobywalimy kolejne umocnienia, przesuwajc si coraz dalej w gb wwozu. Ale przybyway posiki i dalsza bitwa bya bezcelowa. Dzisiaj bdzie inaczej. - Teraz rozumiem. Mylisz, e bomby przyspiesz atak i wykurz obrocw? - Dokadnie tak. - Rozkaz, wodzu. Jason - Pierwszy Grenadier Felicity rusza do ataku. Potrzebuj paru moich ludzi do pomocy. Rzucaj lepiej ode mnie. - Dobrze. Zaraz wydam polecenie. Zanim Jason zdoa odnale juczne zwierzta i przygotowa pierwsz bomb, pojawi si Kerk z dwoma towarzyszami. Zakurzeni, spoceni, mieli na twarzach wyraz ponurego zadowolenia, pojawiajcy si u Pyrrusan wycznie w czasie walki. - Nie porzucaby sobie granatami? - zapyta Jason Kerka. - Jasne. Jaki zapalnik? - Poprawiony. Co si zdaje, e awarie le wpywaj na samopoczucie Temuchina. Wtpi, eby granaty wybuchay za kadym razem. Podnis jedn z glinianych bomb i wskaza na szmaciany knot.- Jest tu wprawdzie proch,

Planeta mierci III

- 139 -

ale tylko po to, eby by dym i zapach. Lont to imitacja. Musisz go zapali. W rodku kadej bomby jest mikrogranat. Ten sznurek jest przywizany do zawleczki. Po wyrwaniu jej masz trzy sekundy na rzut. Wyj krzesiwo i pochyli si nad naczyniem z prochem, krzesajc ogie. Nic z tego mu nie wychodzio, wic Jason - sprawdziwszy ktem oka, czy nikt go nie obserwuje - szybko zapali ukryt w doni zapalniczk. Jzyk ognia lizn prchno. - Bardzo prosz - powiedzia, wrczajc dymice naczynie Kerkowi. - Proponuj, eby to ty rzuca granaty. Rzucasz dalej ni ja. - Dalej i celniej. - Tak. Celniej te. Ja z innymi bdziemy ci dostarcza bomby i w razie kontraktu suy za ochron. Idziemy. Zostawili zwierzta i poszli pieszo w stron Wielkiego Wwozu. Atakujce oddziay wci posuway si w gr. Musieli wic wspina si po stromych cianach doliny, by unikn stratowania. Idc w gr napotykali rannych wojownikw, ktrzy odczogiwali si na bok, schodzc ze szlaku atakujcej armii. Z tych, ktrzy nie zdyli, pozostay zaledwie krwawe plamy. Od czasu do czasu natykali si na lece wielkie ciaa martwych moropw. ciany Wielkiego Wwozu staway si coraz bardziej strome. Nagle znaleli si na grskiej ciece. Przytrzymujc si, osignli pierwsz fortec. Tworzya j nierwna kamienna ciana. Jason wspi si na gazy, aby zajrze do rodka. By wysadzi umocnienia, trzeba wiedzie, jak wygldaj. Obrocy, krpi mczyni w zabrudzonych futrach, leeli w miejscu, gdzie spotkaa ich mier. Kady mia przymocowan do hemu czaszk asicy. Ich ciaa byy naszpikowane strzaami - kciuki ju byy obcite. - Jeeli wszystkie umocnienia tak wygldaj, to nie powinnimy mie zbytnich kopotw - stwierdzi Jason, zeliznwszy si w d. - Te kamienie s tylko uoone, ani ladu zaprawy. Jeeli granat nie pozabija wszystkich onierzy, to przynajmniej zrobi przejcie dla chopcw Temuchina.

Planeta mierci III

- 140 -

- Jeste optymist - odpar Kerk. - To nie jest waciwa warownia. Gwna linia obrony ley przed nami. - Wol by optymist. Prbuj sobie wmwi, e przeyj t durn wojn i e jeszcze kiedy bdzie ciepo. Dalszy marsz zboczem by niemoliwy. Musieli zej w d i torowa sobie drog midzy onierzami. ciany staway si coraz bardziej pionowe. Wielki Wwz zwa si i Jason mg przekona si, jak trudno go zdoby przy silnej obronie. Wszystkie moropy odesano w d i atakujcy poruszali si pieszo. Nad gow Jasona uderzya strzaa, pkajc i spadajc u jego stp. - Zatrzymajcie si tutaj. Zobacz, jak to wyglda powiedzia. Jason wspi si na jeden z wielkich gazw i opuszczajc nisko hem, powoli podnis gow nad krawd kamienia. W tej samej chwili w hem uderzya strzaa. Jason pochyli gow i spojrza przez ma szpark midzy hemem a krawdzi kamienia. Atak zatrzyma si w miejscu. Obrocy strzelali przez skalne szczeliny i byli prawie cakowicie zabezpieczeni przed odwetem. Armia Temuchina ponosia cikie straty, prbujc wzi umocnienie szturmem. Osonici tarczami wojownicy posuwali si krtkimi skokami od gazu do gazu. Ginli wszyscy bez wyjtku. Odlego wynosi okoo czterdzieci metrw powiedzia Jason, zeskakujc na ziemi. - Sdzisz, e dorzucisz nasz niespodziank tak daleko? Kerk podrzuci w doni bomb, oceniajc jej wag. - Pewnie - odpar. - Ale sam chciabym zobaczy, jaka jest odlego. Wspi si na miejsce Jasona, obrzuci przedpole jednym spojrzeniem i zeskoczy. - To umocnienie jest wiksze. Potrzebne s co najmniej dwie bomby. Podpal pierwsz i wyjd j rzuci. Ty podpalisz drug. Podasz mi j, jak tylko pozbd si pierwszej. Jasne? - Jak kryszta. Zaczynamy. Jason zdj bomby ktrymi by obwieszony, wzi jedn do rki i podpali. onierze w pobliu przygldali si

Planeta mierci III

- 141 -

uwanie. Kerk poczeka, a faszywy lont porzdnie zadymi i wyszed zza skalnej zasony. Jason pospiesznie zapali drug bomb i czeka, gotw do jej podania. Z doprowadzajcym do szau spokojem Kerk odwid rami do tylu, podczas gdy jedna strzaa migna obok niego, a druga odbia si od napiernika. Potem opuci bomb, polini palec i podnis go, sprawdzajc, skd wieje wiatr. Jason przestpowa z nogi na nog. zaciskajc zby, by nie zacz kl. Wreszcie Kerk ponownie wzi zamach. Jason zauway, e kciukiem i palcem wskazujcym szybko wyrwa lont, zanim wyrzuci granat. By to dobry, klasyczny rzut, posyajcy adunek wysokim ukiem w kierunku pozycji obronnych. Jason zrobi krok naprzd i woy drug bomb w nastawion do Kerka. Poleciaa tak szybko, e obie razem znalazy si w powietrzu. Kerk i Jason, pozostali na miejscu, obserwujc dwa czarne punkty, szybujce za kamiennym murem. Czekali uamek sekundy. Nagle caa reduta wyleciaa w powietrze i roztrzaskaa si ma kawaki w gbokim lebie. Zanim Jason uskoczy za kamie, unikajc spadajcych odamkw ska, zobaczy wyrzucone si wybuchu w gr ciaa. - Bardzo adnie - oceni Kerk. - Mam nadziej, e reszta te pjdzie tak gadko. Nie posza. Obrocy dostrzegli, e za wybuch odpowiedzialny jest jeden, rzucajcy co czowiek. Nastpnym razem Kerk musia szybko ucieka przed gradem padajcych strza. ~ To trzeba zaplanowa inaczej - stwierdzi, gaszc lont. - Dlaczego przerwae?! Chyby si ba? - zagrzmia za nim gniewny gos. Kerk odwrci si, stajc twarz w twarz z Temuchinem, ktry podszed na pierwsz lini pod oson tarcz osobistej stray. - Gupot przegrywa si bitwy. Wygrywa ostronoci. - Ja t bitw wygram dla ciebie - gos Kerka by rwnie nabrzmiay gniewem, jak gos wodza. - Strach czy ostrono kae ci pozostawa za tym gazem?

Planeta mierci III

- 142 -

- Strach czy ostrono postawia ci obok mnie, zamiast prowadzi onierzy do ataku? Temuchin wyda zwierzcy gardowy ryk i wycign miecz. Kerk podnis bomb, jakby chcia j wtoczy wodzowi do garda. Jason wkroczy midzy dwch rozjuszonych mczyzn. - mier jednego z was znacznie pomoe wrogowi -powiedzia, patrzc w twarz Temuchinowi. - Soce jest ju za grami i jeli reduty nie zostan zdobyte do zmroku, to bdzie za pno. Posiki dla obrocw mog przyby w nocy. To byby koniec tej wyprawy. Temuchin zamierzy si mieczem na Jasona, a Kerk chwyci przyjaciela za rami, eby go odepchn, lecz Jason spokojnie powiedzia do Temuchina: - Przywoaj reszt Pyrrusan i rozka im rzuca kamienie w kierunku obrocw. Nie spowoduj one adnych szkd, ale ucznicy nie bd wiedzieli, kto naprawd rzuca bomby. Jeeli jeden czowiek skoncentruje na sobie cay ogie, skazuje si na pewn mier. Ale jeeli zdoamy odwrci ich uwag, to przeamiemy obron przed zmrokiem. Temuchin uspokoi si natychmiast. Napicie opado. Najwaniejsze jest zwycistwo, osobiste zatargi musz poczeka. Zacz wydawa rozkazy, niewiadom trzymanego jeszcze wci w rce miecza. Ucisk Kerka take w kocu zela i Jason roztar obolae rami. Teraz ju nie mona byo powstrzyma natarcia. Postacie rzucajce kamienie pojawiay si ze wszystkich stron, co zdezorientowao obrocw. Koczownicy ciskali kamienie wysoko, natychmiast wracajc w ukrycie. Natomiast Pyrrusanie nieugicie maszerowali naprzd, niszczc kolejne punkty oporu. - Zbliamy si do koca! - krzykn Jason do Kerka, wskazujc przed siebie. Wwz w tym miejscu mia najwyej sto metrw szerokoci, cinity dwoma wyniosymi szczytami. Przez wsk szczelin wida byo purpur wieczornego nieba i rozleg rwnin. Jeeli armia zdoa przedrze si przez przecz, nic jej ju nie zatrzyma.

Planeta mierci III

- 143 -

Jason i Kerk przepychajc si do przodu ze wie dostaw bomb nagle stwierdzili, e w ich kierunku biegn onierze. Z gry doszed ich przenikliwy ton elaznego rogu. - Co si dzieje? - zapyta Kerk, apic jednego z uciekajcych. - Co oznacza ten rg? - Odwrt! - krzykn onierz, wskazujc w gr. - Nie widzisz? - Wyrwa si i pobieg dalej. Olbrzymi gaz spad midzy uciekajcych w panice wojownikw, rozgniatajc jednego z nich jak robaka. Jason i Kerk podnieli gowy i zobaczyli ludzi, wspinajcych si po krawdzi wwozu, wysoko nad nimi. Mocowali si z ogromnym stosem kamieni. - Po drugiej stronie te! - wykrzykn Jason. - Mieli przygotowane gazy i teraz chc je zepchn. Wracamy! Zaczli si cofa. Kamieni leciao coraz wicej. Atakujc armi uratowao tylko to, e ta bro ostatniej szansy nie bya nigdy uywana. Skay i kamienie byy gromadzone z pokolenia na pokolenie i podpory zaklinoway si mocno w skalne podoe na krawdzi przepaci. Wojownicy prbowali je zepchn dugimi tyczkami, ale kamienie nie chciay zlecie. W kocu jeden odwany albo bardzo gupi gral, spuszczony na linie, zacz tuc motem w podpory. Osign cel, ale zgin natychmiast, gdy gazy zaczy spada. Po krtkiej chwili ustpiy take podpory z drugiej strony wwozu. Jason i Kerk uciekali wraz z innymi. Nie byo zbyt wielu zabitych, bowiem wikszo onierzy zostaa na czas ostrzeona. W dodatku maa szeroko wwozu w tym miejscu zdawia lawin, ukadajc spadajce kamienie coraz wyej i wyej. Kiedy w ciszy zagrzechota ostatni gaz, Wielki Wwz zosta zamurowany - kompletnie zablokowany skaami. Kampania bya przegrana. - Nie podoba mi si to - powiedzia Kerk. - Nie da si tego zrobi. - Zatrzymaj swoje wtpliwoci dla siebie - sykn cicho Jason, bowiem zbliali si do Temuchina. - I tak bd si musia namczy, eby go przekona. Jeeli nie

Planeta mierci III

- 144 -

moesz pomc, to przynajmniej stj tutaj i kiwaj gow, jakby si ze mn zgadza. - Wariactwo! - odburkn Kerk. - Witaj wodzu! - zawoa Jason. - Przychodz z pomysem, ktry przeksztaci t nieszczsn chwil w zwycistwo. Temuchin nie poruszy si. Siedzia na gazie z rkoma opartymi na rkojeci wbitego w ziemi miecza, wpatrzony w przeczy, ktra zniszczya jego marzenia o podboju. Ostatnie promienie zachodzcego soca owietlay gadkie fasady skalnych wie. - Przejcie jest teraz puapk - zacz Jason. Jeli bdziemy prbowali sforsowa rumowisko lub je usun, zostaniemy wystrzelani przez znajdujcych si za nim ludzi. Posiki przybd na dugo przed tym, zanim dotrzemy do przeczy. Jednake jest co, co moemy zrobi. Gdybymy si dostali na szczyt tej wysokiej skay po lewej strome - mona by stamtd rzuca bomby w czasie natarcia. Temuchin wolno unis wzrok. - Na t ska nie mona si wspi - powiedzia, nie odwracajc gowy. Kerk potwierdzi skinieniem gowy i ju otwiera usta, aby przytakn. Zamiast tego wyda gbokie westchnienie, gdy okie Jasona wyldowa na jego odku. - Masz racj. Wikszo ludzi nie zdoaaby si wspi na t ska. Lecz Pyrrusanie s gralami i wejd na ni bez trudu. Wdz odwrci si i spojrza na Jasona jak na szaleca. - Zaczynajcie wic. Popatrz sobie. - Trzeba to zrobi w dzie. eby rzuca, musimy widzie. Mamy specjalne narzdzia, ktre trzeba przygotowa. Zaczniemy o wicie. Po poudniu Wielki Wwz bdzie zdobyty. Wracajc czul na sobie wzrok Temuchina. Kerk by oszoomiony. - O jakich narzdziach mwie? Nie widz w tym wszystkim adnego sensu! - Tylko dlatego, e nigdy nie miae do czynienia ze wspinaczk. Pierwsz rzecz jakiej potrzebuj, to twoje

Planeta mierci III

- 145 -

radio. Musz przywoa statek, eby mi zrobili pozostae. Jeli si postaraj dostarczy nam je przed witem. Dopilnuj eby nasi ludzie rozbili obz jak najdalej od innych. Bdziemy musieli wyjecha niezauwaeni. Podczas gdy inni rozkadali futrzane piwory, Jason czy si przez radio. Moropy ustawiono w krg, porodku ktrego skuli si Jason. Oficer na "Walecznym" wysa goca, ktry mia obudzi zaog, a sam zanotowa polecenia Jasona. Dostawa sprztu zostaa obiecana przed witem. Jason poczeka na powtrzenie instrukcji i wyczy si. Zjad kolacj i kaza si obudzi na wypadek ldowania rakietki. To by dugi dzie. Jason znajdowa si na krawdzi wyczerpania - a jutro zapowiadao si jeszcze gorzej. Wciskajc si w piwr, nakry twarz kawakiem futra i natychmiast usn. - Odczep si - wymrucza, prbujc odsun rk, ktra cisna do za rami. - Wstawaj - powiedzia Kerk. - Wiadomo przysza dziesi minut temu. Rakieta z adunkiem opuszcza wanie statek. Musimy jecha jej na spotkanie. Moropy ju osiodane. Jason jkn i usiad. Zacz dre z zimna. Med..medpakiet! wyjka. Daj mi porcj stymulatorw i znieczulenia. To bdzie koszmarny dzie. - Poczekaj tutaj - zaproponowa Kerk. - Sam pojad na spotkanie rakiety. - Bardzo bym chcia, ale nie mog. Musz wszystko sprawdzi, zanim rakieta wrci na statek. Przenieli go do moropa i usadowili w siodle. Kerk chwyci cugle i poprowadzi zwierz. Kusowali w ciemnociach i zanim dotarli do wyznaczonego miejsca, medykamenty zaczy dziaa. Jason poczu si troch lepiej. - Rakieta ju schodzi w d - zakomunikowa Kerk, przytykajc suchawk do ucha. Doszo ich delikatne brzczenie, ktrego z pewnoci nie byo sycha w obozie.

Planeta mierci III

- 146 -

- Masz latark? - zapyta Jason. Oczywicie, przecie byo takie polecenie. Niewyobraalne byo aby Pyrrusanin mg zapomnie wydane mu polecenie. - Ma pojemno 1800 lumenogodzin i pene natenie 1200 LF. - Obni natenie. Kapsua jest wiatoczua i bdzie automatycznie kierowa na kade rdo wiata janiejsza od najjaniejszej gwiazdy. - Kapsua wystrzelona, odlego okoo dziesiciu kilometrw. - W porzdku. Moesz nastawi wiato. Daj jej co, na co mogaby sterowa. - Poczekaj, pilot co mwi. Wcz wiato. Jason wzi do rki latark. Pokrci potencjometr regulujcy si wiata. Wski promie przeci ciemno. Skierowa go w stron nisko leccej rakiety. - Pilot mwi, e mieli kopot z zabrudzeniem nylonowej liny. Zrobili to, ale nie mog gwarantowa, jak si bdzie zachowywaa pod wpywem wody. Jest do mocno poplamiona, ale to moe zej. Niewane. Musi tylko przypomina skr. Nie spodziewam si deszczu. Z nieba dobiega coraz goniejszy szum i mogli ju dojrze sabe czerwone wiato, zbliajce si do nich. Chwil pniej promie odbi si od srebrnego kaduba kapsuy. Jason zmniejszy intensywno wiata. Usyszeli cichy gwizd silnikw i metrowej dugoci rakietka ukazaa si ich oczom. Wolno opadaa, podczas gdy radarowy wysokociomierz bada grunt. Po minucie kapsua z zamierajcym dwikiem silnikw siada na ziemi. Jason odpi pokryw zasobnika i wyj zwj brzowej liny. - Doskonaa - oceni, wrczajc j Kerkowi. Pogrzeba gbiej i wycign wytopiony z jednego kawaka stali motek. Narzdzie byo dobrze wywaone, a skrzana ptla zwisajca od koca trzonka pozwalaa go dobrze uchwyci. Kwas wytrawi na nim drobne wgbienia, a cao bya przybrudzona. - Co to jest? - zapyta Kerk, wycigajc metalowe ostrze z zasobnika i obracajc je do wiata.

Planeta mierci III

- 147 -

- Hak, mocny hak. Potowa powinna by taka, a poowa z karabiczykami. O, to te - pokaza podobny hak, ktry na szerszym kocu mia wywiercon dziur, przez ktr przewleczony by zatrzask. - Nic mi to nic mwi - powiedzia Kerk. - Nie musi Jason oprnia zasobnik. - Ja bd si wspina na skal ; to ja musz wiedzie, jak si tego uywa. Chciabym mie nowoczeniejszy sprzt, ale to od razu by nas zdradzio. Zreszt i tak nie marny takiego na statku. S haki, ktre si wstrzeliwuje w najtwardsz ska i haki samo przylegajce, ktre w sekund cz si z ni. Nic takiego nie mog tutaj uy. Ale za to ta Sina posiada w rodku rdze z wkna ceramicznego. Ma wytrzymao dwch ton. To wystarczy, eby si wspi na skal. Po prostu wejd tak szybko, jak bd mg bez sprztu. Tam si zatrzymam. Zagray odrzutowe silniki, obsypujc ich twarze piaskiem. Pojemnik unis si i znikn. Kerk splt skrzan lin z nylonow. Potem woy reszt ekwipunku Jasona do torby na plecach. Kiedy popdzili w kierunku obozu, na horyzoncie zacz janie poranek. Dochodzc do Wielkiego Wwozu, Pyrrusanie zdali sobie spraw, jak dramatyczn walk stoczono tu w nocy. Zapora ze skalnego rumowiska i gazw wci jeszcze zatykaa gardziel przeczy, lecz teraz obsypana bya czarnymi punktami trupw. onierze spali na kamieniach, poza zasigiem strza wroga. Wielu byo rannych. Zakrwawiony wojownik z totemem klanu Jaszczurki na hemie siedzia spokojnie, podczas gdy jego wspplemieniec obcina drzewce strzay, ktra wbita mu si w rami. - Co tu si dziao? - zapyta Jason. - Atakowalimy w nocy - odpar ranny. - Nie moglimy i cicho, bo kamienie osuway si nam spod ng. Wielu zostao nimi zranionych. Pod samym szczytem asice obrzucili nas wizkami poncej trawy, a sami byli na grze, w ciemnociach. Nie moglimy oddawa ciosw. Przeyli tylko ci, co nie byli zbyt wysoko. Bardzo le. - Dla nas bardzo dobrze - mrukn Kierk, kiedy odeszli par krokw. - Temuchin straci twarz po tej porace, a

Planeta mierci III

- 148 -

my zyskamy na znaczeniu, kiedy wejdziemy na ska. Jeeli wejdziemy... - Znowu te wtpliwoci! - oburzy si Jason. - Stj spokojnie u podna skay i udawaj, e wiesz doskonale, co si dzieje. Jason zdj z siebie cikie, zewntrzne okrycie. Zadra z zimna. Rozgrzeje si szybko, gdy tylko zacznie si wspina. Wanie zawizywa rzemie motka na przegubie, gdy podszed Ahankk. Minie jego twarzy pracowicie usioway wyrazi zarazem szyderstwo i wtpliwo. - Powiedziano mi, kuglarzu, e jeste na tyle gupi, e chcesz wej na ska. - Nie tylko ci to powiedziano - odpar Jason, zakadajc torb na plecy. - To Temuchin kaza ci tu przyj i patrze, co si dzieje. Usid wygodnie. Daj odpocz swoim nogom, aby szybko mg zanie wiadomo o moim zwycistwie. Kerk z niepokojem popatrzy na pionow cian skaln. - Moe ja to zrobi. Jestem silniejszy od ciebie. - Susznie - zgodzi si Jason. - Gdy tylko wejd na szczyt, rzuc na d lin. Wejdziesz do niej z bombami. Ale nie moesz i pierwszy. Wspinaczka jest sztuk, ktrej nie mona si nauczy w kilka minut. Bardzo ci dzikuj, ale tylko ja mog wykona to zadanie. Idziemy. Moesz mnie podsadzi? Kerk schyli si, zapa Jasona za kostki u ng i podnis w gr. Jason uchwyci si skalnego wystpu: wspinaczka si zacza. Jason by co najmniej dziesi metrw nad ziemi, kiedy musia wbi pierwszy hak. Spora pka, wystarczajca, aby si na niej pooy, znajdowaa si daleko poza zasigiem jego palcw. Skalna ciana poznaczona bya pkniciami. Wbi pierwszy hak w jak szczelin. Cztery mocne uderzenia motka solidnie go zaklinoway. Od czasu kiedy ostatni raz naprawd si wspina, mino ju ponad dziesi lat. Ostronie zrobi krok i opar si na haku caym ciarem. Wyprostowa nog, podcigajc si w gr. Zapa si pki. Potem podcign si i usiad na niej. Oddychajc ciko popatrzy z gry na

Planeta mierci III

- 149 -

twarze towarzyszy. Ogldali go teraz wszyscy onierze, nawet Temuchin. Wrg z pewnoci take zainteresowa si tym, co si dzieje, lecz skaa zasaniaa go przed strzaami. Mogli podej a na krawd ciany kanionu, lecz nie dostan go, zanim sami nie wejd na skaln wie. Zaczo mu by zimno. Nie mia moliwoci dokadnej oceny wysokoci, lecz sdzi, e skaa musi by co najmniej tak wysoka jak ciany kanionu. Usysza krzyki z dou. Schyli si i zawoa: - Co? Nic nie sysz! Wanie wtedy od skalnej ciany, w miejscu, gdzie przed sekund bya jego gowa, odbia si strzaa. Odwracajc si, zobaczy uwizanego na linie obroc przeczy. Ludzie trzymajcy lin byli niewidoczni zza krawdzi ciany, lecz opuszczajc wojownika, zdoali umieci go w odlegoci umoliwiajcej trafienie. Mczyzna mia ju zaoon drug strza. Ostronie napi uk i przykadajc ciciw do policzka, celowa. Jason mia do prawego przegubu przywizany motek, lecz w lewej rce cigle jeszcze trzyma hak. Niemal odruchowo cisn go w stron ucznika. Tpy koniec uderzy go w rami. Nie zrani go, lecz spowodowa, e i druga strzaa nie trafia do celu. Nie zraony tym nieprzyjaciel wycign zza pasa trzeci i zaoy j na ciciw. onierze z dou take strzelali, lecz odlego bya zbyt dua. Jedna strzaa dosiga uda ucznika, lecz ten j zignorowa. Jason puci motek i wycign hak. Bya to hartowana stal, dobrze wywaona i na kocu ostra jak iga. apic kocami palcw za zaostrzony koniec, unis rk nad gow i rzuci. Ostrze utkwio ucznikowi w szyi. Weszo gboko. Nieprzyjaciel upuci uk, drgn konwulsyjnie - i umar. Jego ciao zostao podcignite w gr. Kto na dole uciszy krzyczcych onierzy. W nagej ciszy Jason usysza gos Kerka: - Trzymaj si mocno! - Jason powoli spojrza w d i zobaczy, e Pyrrusanin odszed od ciany i, trzymajc w rce jedn z bomb,

Planeta mierci III

- 150 -

pochyli si, zapalajc lont. Nastpnie Kerk wyrzuci adunek prawie pionowo w gr. W cigu jednej, straszliwej sekundy Jason myla, e bomba leci wprost na niego. Oczywicie, przesza bokiem. Widzia jak zwolnia, osigajc wierzchoek paraboli i wreszcie znikna za zakrzywieniem szczytu skay. Jason mocno przytuli si do zimnego kamienia. Rozleg si oskot wybuchu. W powietrzu uniosy si fragmenty cia i skalne odamki. Wiedzia, e od skrzyda jest bezpieczny. Kerk bdzie czuwa, gdyby sprbowali powtrzy ten trick. Jednak uczucie niepokoju nie znikno. - Kerk! - krzykn w jzyku Pyrrusan. - Hak! Co si stao z hakiem?! Z tym, co spad! Jeeli Temuchin go zobaczy... Jedno spojrzenie wystarczy by odkry, e nie jest z tej planety. Koczownicy do dobrze potrafi oceni, co potrafi wytworzy tutejsi ludzie. Z mocno bijcym sercem czeka na odpowied Kerka. - W porzdku! Widziaem gdzie lecia! Podniosem go, kiedy patrzyli na ciebie! Czy jeste ranny?! - To dobrze - westchn Jason, gboko wdychajc powietrze. - Nie, nie jestem! - krzykn. - Id dalej! Siy go opuszczay i zanim osign podstaw komina wiodcego do szczytu, musia zaaplikowa sobie z medpakietu najmocniejsze rodki. Komin wydawa si mie okoo dziesiciu metrw wysokoci, a jego dwie ciany biegy cay czas rwnolegle do siebie. - Ostatnia prba - powiedzia do siebie, spluwajc na donie. Poaowa tego natychmiast, widzc jak lina zamarza mu na rkach. Wytar je i zdj torb. Im mniej ciarw, tym lepiej. Zostawi nawet motek. Poukada niepotrzebne rzeczy u podstawy komina i zaoy sobie na szyj zwj liny. Opierajc si plecami o jedn cian, postawi nogi na drugiej i jego ciao znalazo si w poziomym pooeniu. Zapar si mocno i centymetr po centymetrze posuwa w gr. Szybko zda sobie spraw, e nie da rady. Rwnoczenie wiedzia, e musi to zrobi. Zejcie w d byoby tak samo trudne, jak wejcie na gr. Jeeli

Planeta mierci III

- 151 -

spadnie, zamie rk lub nog. Leaby tam po prostu i zdech z pragnienia. Nie byo szans, aby kto mu pomg. Musia da sobie rad sam. Gdy w kocu prawie osign szczyt, nie mia siy, aby przecign si przez krawd. Odpoczywa par sekund, wcign gboko powietrze i wyprostowa nogi. Robic jednoczenie skrt, uchwyci si skalnego zaomu. Przez moment tak wisia. Wreszcie bardzo wolno, czepiajc si palcami maych wystpw, wcign si i pooy, wyczerpany na szczycie. Wierzchoek by zdumiewajco may - widzia to teraz, apic powietrze. Nie wikszy ni kanapa. Podczoga si do krawdzi i pomacha rk do onierzy w dole. Przywita go ryk radoci, kiedy go zobaczono. Z czego tu si cieszy? Podszed do przeciwnej krawdzi i od razu si cofn. Z lecego poniej urwiska ucznicy wypucili w jego stron chmur strza. Tylko dwie z nich osigny tak wysoko, e mogy go trafi. Spojrza jeszcze raz i zobaczy pozycje wroga. Wszystko byo widoczne i w zasigu rzutu - zarwno pozycje na krawdzi urwiska, jak i rzd ucznikw, strzegcych grani. - Jeste dobry, Jason - powiedzia gono. - Sprawdzasz si w kadym wiecie! Siedzc ze skrzyowanymi nogami, zrobi na kocu liny wielk ptl, otaczajc ni szczyt skay. Na pewno si nie zelizgnie. Nastpnie opuci powoli jej koniec przez krawd skay. Krtkie szarpnicie dato mu zna, e lina dotara do gruntu. Skrci lin i trzema pocigniciami zasygnalizowa, e wejcie jest bezpieczne. Potem usiad i czeka. Wsta dopiero wtedy, gdy lina zacza gwatownie drga. Kerk by ju blisko, w ogle nie zadyszany, niosc na plecach olbrzymi wr z bombami. - Moesz mi poda rk i pomc przej przez krawd? zapyta. - Oczywicie. Tylko nie ciskaj mi jej za bardzo, bo zamiesz. Jason pooy si twarz do skay i wycign do. Kerk puci lin i w akrobatycznym chwycie zapali si

Planeta mierci III

- 152 -

za przeguby. Jason nie prbowa cign - nawet gdyby prbowa, to i tak nie daby rady unie Kerka. Rozcign si tylko pasko na skale, prbujc znale najlepsze oparcie. Kerk przerzuci rami przez krawd i wspi si na szczyt. Bardzo dobrze oceni, patrzc w d na nieprzyjacielskie pozycje. -Nie maj szans. Wziem troch dodatkowych mikrogranatw. Zaczynamy? - Moe pozwolisz mi rzuci pierwsz bomb na otwarcie sezonu? Kiedy rozleg si oskot eksplozji, armia Temuchiua odpowiedziaa jak echo zwyciskim rykiem i zacza forsowa skalne rumowisko. Bitwa wkrtce zostanie wygrana, a wraz z ni caa wojna. Jason usiad i przyglda si Kerkowi, ktry cieszc si jak dziecko, radonie bombardowa wrogie pozycje. Ta cz planu zostaa osignita. Jeli reszta pjdzie rwnie dobrze, Pyrrusanie bd mieli swoje kopalnie i planet. Ich ostatnia bitwa bdzie wygrana. Szczerze w to wierzy. By coraz bardziej zmczony.

Rozdzia XV
Czarodziejskim grzmotem i byskawic Zabi asice,. oczyci gry. Stos kciukw siga wysoko Wyej, ni gowa czowieka. Gdy wie, nadesza o obcych, Ogromn zebra armi Wielki Temuchin. I ruszy; zabija wrogw...

Planeta mierci III

- 153 -

(z "Pieni o Temuchinie) Jason dinAlt zatrzyma moropa na szczycie wzgrza. Szuka cieki prowadzcej w d. Wicher, wilgo i zimno cignce od jednej ze szczelin uderzy) go w twarz. Daleko w dole widzia ocean, poznaczony spienionymi grzywami fal. Niebo byo ciemne, gdzie daleko zadudni grzmot. Ledwie widoczna cieka schodzia w d skalistego zbocza. Jason uku moropa ostrogami i zwierz ruszyo do przodu. Od razu zda sobie spraw, e cieka bya uywana od dawna. Koczownicy musz tdy czsto przechodzi - prawdopodobnie po sl. inspekcja z pokadu statku wykazaa, e jest to jedyna na przestrzeni tysica kilometrw wyrwa v. cianie klifu. W miar jak posuwa si w d, powietrze stawao si cieplejsze i wilgotne. Ostatni zakrt zaprowadzi go na zatok, dookoa ktrej wznosiy si ciany klifu. Piasek na play byt czarny. Na brzeg wycignite byy dwie mae dki. Obok stay te. pcienne namioty. W gbi zatoki koysa si statek zbrudzonym sadz kominem na rufie i aglami ze skry. Dostrzeono ju pojawienie si Jasona. Jaki wysoki czowiek zmierza w jego kierunku. Jason zatrzyma moropa i zeskoczy, aby go przywita. - Masz liczne ubranko, Rhes - powiedzia, ciskajc przybyemu rk. - Nie lepsze ni ty - odpar tamten, umiechajc si. Mia na sobie wysokie buty z tego zamszu i byszczcy hem ze zotym szpikulcem n.a szczycie. Szpikulec by najbardziej imponujcy. Mczyzna by owinity w purpurow szat. - Tak si ubiera bogaty kupiec z Ammh - doda. - Z raportw dowiedziaem si, e wietnie sobie radzie tam na dole - powiedzia Jason. - Nigdy si lepiej nie bawiem. Ludzie z Ammh to rolnicy. Bardzo ciko pracuj. S bardzo wyranie podzieleni na warstwy. Na samej grze kupcy i wojsko. I

Planeta mierci III

- 154 -

troch kapanw, eby utrzyma chopw w posuszestwie. Miaem do kapitau, aby zosta kupcem - i udao si. Idzie niele; tak e teraz sam si finansuj. Posiadam magazyn w Camar - jest to port morski, najbliszy skalnej bariery. Czekaem na wiadomo, eby poeglowa na pnoc. Co by powiedzia na szklaneczk wina? - I troch jedzenia. Doszli do namiotu, w ktrym stal st zastawiony butelkami i kawakami wdzonego misa. Rhes unis zielon butelk z dug szyjk i wrczy j Jasonowi. - Sprbuj tego - powiedzia. - Szecioletnie, bardzo dobre. Zaraz ci podam n, eby mg otworzy. - Nie sprawiaj sobie kopotu - odpar Jason, tukc szyjk butelki o kant stou. Pocign gboki yk bulgoczcego, zotego wina, po czym otar usta. - Przecie jestem barbarzyc. To przekona twoj stra o moim gwatownym charakterze - skin gow, wskazujc na przygldajcych mu si onierzy. - Nabye dzikich zwyczajw - odpar Rhes, wycierajc rozbit szyjk szmatk, zanim nala sobie szklaneczk wina. - Jak wyglda plan? Jason mwi, przeuwajc wielki kawa misa. - Temuchin na czele niewielkiej armii nadciga tutaj. Wikszo plemion po wyrniciu asic rozesza si do swoich siedzib. Ale wszystkie zaprzysigy mu poddastwo i zgodziy si przyczy do niego, gdy tego zada. Gdy tylko usysza o twoim ldowaniu, zebra najblisze plemiona i ruszy. Jest oddalony o dzie drogi, ale Pyrrusanie obozuj dokadnie na jego szlaku. Powinnimy si przyczy wieczorem. Masz rzeczy, o ktrych rozmawialimy? - Wszystko. Noe, stalowe groty do strza, drzewce do strza, garnki i duo innych. Cukier, sl i rne przyprawy. Co tam sobie wybior. - W tym caa nadzieja. - Jason spojrza na pust butelk i odrzuci j na bok. - Masz ochot na jeszcze jedn? - zapyta Rhes.

Planeta mierci III

- 155 -

- Tak, ale nie mog jej zabra. adnego kontaktu z nieprzyjacielem. Bd musia wrci do obozu, eby tam by, kiedy spotkamy si z Temuchinem. To jest to, co si liczy naprawd. Musimy przecign plemiona na nasz stron i zacz handel. No i zostawi wodza na lodzie. Niech butelka czeka na mj powrt. Zanim wierzchowiec Jasona wspi si na skarp, niebo znowu byo ciemne i zasnute chmurami. Pnym popoudniem zjawi si w obozie. Pyrrusanie wanie przygotowywali si do drogi. - W sam por - powita go Kerk. - Mamy na orbicie rakiet ze statku, ktra ledzi ruchy Temuchina. Wczesnym popoudniem zboczy z drogi i skierowa si na Bramy Pieka. Prawdopodobnie zatrzyma si tam na noc. - Nigdy nie sdziem, e jest taki religijny. - Z pewnoci nie jest - odpar Kerk - ale chce sprawi przyjemno swoim ludziom. Ta studnia, czy cokolwiek by tonie byo, jest zdaje si jednym z niewielu witych miejsc na tej planecie. Temuchin bdzie odprawia obrzdy. - Miejsce do spotkania rwnie dobre, jak kade inne. Jedmy. Popoudnie niepostrzeenie zmienio si w wieczr. Cikie chmury zeszy nisko. nieg zbiera si w zaamaniach ubra i na futrach moropw. Nastaa prawie zupena ciemno. W kocu przybyli do obozu Temuchina. Ze wszystkich stron rozlegy si powitalne okrzyki, kiedy przedzierali si do wielkiego camachu, w ktrym spotykali si przywdcy klanw. Kerk i Jason zsiedli ze swoich wierzchowcw i zaczli przepycha si przez stra strzegc wejcia. Wszyscy siedzcy pkolem mczyni odwrcili si na ich widok. Temuchin patrzy na nich wzrokiem penym nienawici. - Kt to omieli si wtargn nieproszony na spotkanie Temuchina z wodzami? - Kt to jest Temuchin, e omiela si zabroni Kerkowi, zdobywcy Wielkiego Wwozu, spotka z wodzami plemion na stepach? - odpar Kerk. Wszyscy obecni zdawali sobie spraw z tego, e walka si zacza.

Planeta mierci III

- 156 -

Cakowita cisza przerywana bya tylko szumem zamieci na zewntrz. Temuchin by pierwszym wodzem, ktry zjednoczy wszystkie plemiona pod jednym sztandarem. Jednake nie mg rzdzi bez zgody reszty wodzw. Niektrzy z nich byli ju niezadowoleni z surowoci jego rozkazw. Obserwowali starcie z najwiksz uwag. - Walczye dobrze w Wielkim Wwozie - odpar Temuchin. - Tak jak wszyscy. Teraz moesz nas opuci. To, o czym mamy mwi, nie dotyczy bitwy ani te ciebie. - Dlaczego? - zapyta Kerk, siadajc obok wodzw. - Co chcesz przede mn ukry? - Zarzucasz mi... - Temuchin a poblad z gniewu i chwyci za miecz. - Oskarasz mnie? - Nikogo nie oskaram. Sam siebie oskarasz. Spotykasz si w sekrecie przede mn. Zabraniasz mi wejcia. Obraasz mnie, zamiast mwi prawd. Jeszcze raz pytam: co ukrywasz przede mn? - To sprawa niewielkiego znaczenia. Paru ludzi z nizin wyldowao na naszym brzegu. Zniszczymy ich. - Dlaczego? To tylko handlarze - powiedzia spokojnie Kerk. - Czy nigdy nie syszae "Pieni wolnego czowieka"? - Znam j lepiej od ciebie. Pie mwi, by burzy domy, ktre zrobi z nas winiw. Czy s w okolicy jakie domy do zburzenia? - Nie, nie ma. Lecz wkrtce bd. Ju postawili swoje namioty... Jeden z wodzw wpad mu w sowo, piewajc wers z "Pieni": "...Nie znajc domu innego, ni namioty nasze..." Temuchin zdoa opanowa gniew. - Ci handlarze s jak ostrze miecza, ktrym mona zrobi ma rys. Dzisiaj s w namiotach, a potem postawi domy; po to, eby lepiej handlowa. Na pocztku ostrze miecza, a pniej cay miecz, ktry nas rozdzieli i zniszczy. Trzeba ich wypleni od razu! To, co mwi Temuchin, byo absolutnie prawdziwe. Nie wolno byo dopuci, aby inni wodzowie zdali sobie z tego spraw. Kerk milcza przez chwil.

Planeta mierci III

- 157 -

- W tej sprawie musimy si kierowa "Pieni wolnych ludzi" wtrci Jason. - Pie ta mwi nam... - Skd si tu wzie, kuglarzu? - przerwa mu Temuchin. - Wyjd std. Jason otworzy usta, ale nie mg wymyli nic mdrego. Temuchin mia niewtpliwie racj. Skoni si wodzowi, szepczc jednoczenie Kerkowi: - Bd wszystko sysza przez dentifon. Jak bym co wymyli, to ci podpowiem. Kerk powiedzia co cicho. Jego gos brzmia czysto w malekim radiu w ustach. Jasonowi nie pozostao nic innego, jak opuci namiot. Pech. Przechodzc przez wyjcie namiotu zobaczy, e jeden ze stojcych przy nim stranikw pochyli si. Drugi opuci lanc. Nawet gdy mczyzna wycign do niego rce i chwyci go za przeguby, Jason wci jeszcze nie rozumia, o co chodzi? Skrci si i wyrzuci do przodu przedramiona, by wyrwa si z prostego chwytu. Stojcy z tyu stranik zaoy mu na szyj rzemie i zacisn na gardle. Jason nie mg si broni. Bezskutecznie rzuci si i wypry, a po chwili straci przytomno.

Rozdzia XVI
Kto wciera nieg w twarz Jasona, przywracajc mu przytomno. Jason kaszla i plu, wycierajc nieg z oczu. Rozejrza si dookoa. Nie wiedzia, gdzie si znajduje. Klcza pomidzy dwoma wojownikami Temuchina.

Planeta mierci III

- 158 -

Jeden z nich trzyma ponc pochodni. Owietlaa ona krawd ciemnej szczeliny. - Czy znasz tego czowieka? - Jason rozpozna gos Temuchina. Z ciemnoci wyonio si dwch mczyzn i stano przed nim. - Tak, wielki wodzu - potwierdzi jeden. - To jest nieprzyjaciel, ktry zosta zapany i potem uciek. Jason przyjrza si dokadniej. Rozpozna kuglarza Oariela. - Nigdy nie widziaem tego czowieka. To bzdury wyksztusi Jason. - Wielki wodzu, pamitam, jak go zapano i jak mnie pniej zaatakowa. Sam te go widziae. - Tak. - Temuchin patrzy w twarz Jasona. Jego oblicze byo chodne i nieprzeniknione. - Oczywicie, to ten czowiek. To dlatego jego twarz wydaa mi si znajoma. - Przecie to kamstwo... - zacz Jason, usiujc si podnie. Temuchin chwyci go za przeguby i popchn do tyu, a stopy Jasona trafiy na krawd przepaci. - Mw prawd, zdrajco! Stoisz na skraju Bramy Pieka. Jeli powiesz prawd, by moe ci nie zabij. Mwic to, Temuchin przechyla ciao Jasona coraz bardziej w stron przepaci. Tylko dziki temu, e trzyma go za rce, Jason nie lecia w d. To by koniec. To, co jeszcze mg zrobi, to tylko ochroni Pyrrusan. - Uwolnij mnie, a powiem ci ca prawd. Jestem z innego wiata. Przybyem tu, aby ci pomc. Znalazem umierajcego kuglarza Jasona i zabraem mu imi. Dawno nie widzia swoich i nikt go ju nie pamita. Pomagaem ci. Uwolnij mnie, a pomog ci bardziej. Nagle w jego gowie odezwa si saby gos: "Jason, czy to ty? Mwi Kerk. Gdzie jeste?". Dentifon jeszcze dziaa. Mia wic jeszcze jak szans. - Dlaczego tu jeste? - zapyta Temuchin. - Czy pomagasz ludziom z nizin wybudowa miasta? - Uwolnij mnie. Nie wrzucaj mnie w Bram Piekie. Powiem ci wszystko! Temuchin waha si dugo, zanim odezwa si znowu:

Planeta mierci III

- 159 -

- Jeste kamc. Wszystko, co mwisz, jest kamstwem. - Odwrci gow i na moment pochodnia owietlia jego twarz. Umiechn si ponuro. Uwolni ci powiedzia i zwolni ucisk. Jason wycign rce, usiujc zapa uciekajc krawd studni, lecz nie mg nic zdziaa. Lecia w ciemno. Poczu uderzenie w plecy. W rami. Tar teraz o cian, a skay rozdzieray jego skrzane odzienie. Potem zwenie skoczyo si. Znowu lecia bezwadnie. Spada nieskoczenie dugo sekundy, minuty, wieczno. Wreszcie uderzy o dno. y jeszcze, co go bardzo zdziwio. Otar co z twarzy i zda sobie spraw, e jest to nieg. Zaspa! Tutaj, na dnie Bramy Pieka! Siedzia w piekle - w niegu. - Niech ywi nie trac nadziei! - powiedzia na gos. Jak jednak mg mie nadziej? Wycignie go Kerk podtrzymywa si na duchu. W chwili, kiedy o tym pomyla, jzyk natrafi na ostry kawaek metalu w ustach. Z rosncym przeraeniem Jason wyplu pokruszone resztki dentifonu. Spadajc musia niewiadomie zgnie go zbami i zniszczy. - Znowu musisz radzi sobie sam, Jason - szepn. Saby dwik jego gosu w przytaczajcej ciemnoci wcale go nie ucieszy. Jakie mia szans? Wybrn z zaspy i sign po medpakiet. Nie ma. Sakiewka wisiaa wprawdzie nadal przy pasie, ale n z buta znikn. Sign do sakwy. Co to? Fotonowa latarka, oczywicie. Wrzucona i zapomniana od czasu, kiedy odbierali sprzt do wspinaczki. Dziaa? Biorc pod uwag przeladujcy go pech - nie powinna. Wczy j. Nic si nie zdarzyo. Potem poruszy potencjometrem regulacji jasnoci i ciemno przeszy olepiajcy promie. wiato! Mimo, e sytuacja nie zmienia si znaczco, to morale Jasona wzroso. Rozszerzy promie i obejrza swoje wizienie. nieg pokrywa podoe paskiej kotlinki, zalegajc zaspami przy cianach. Po obu stronach wznosiy si skay, nieco wyej wypitrzone na zewntrz, tworzc skaln pk. Niebo, zasonite t pk, byo niewidoczne. Ocali go czysty przypadek.

Planeta mierci III

- 160 -

Nagle rozleg si krzyk i jaki ksztat przeci smug wiata, spadajc z gry. Uderzy o dno doliny nie dalej, jak dziesi metrw od Jasona. W tym miejscu znajdowaa si zaledwie kilkucentymetrowa warstwa niegu i spadajcy czowiek uderzy o ska z caym impetem. Jego oczy byy szeroko rozwarte, z otwartych ust sczya si krew. By to Oariel - czowiek, ktry go zdradzi. - Co si stao, kolego? Temuchin likwiduje wiadkw? Usta mczyzny byy wci otwarte, lecz wida byo, e ju nigdy nie przemwi, Jason wygramoli si ze swojej zaspy i ruszy w poprzek maej dolinki. Grunt by bardzo rwny i paski. Nie zastanawia si dlaczego, dopki nie usysza zowrogiego trzasku pod stopami. Nage spotkanie z lodowat wod omal nie przyprawio go o zawa serca. Jason zacisn zby, wbijajc je gboko w doln warg. Rwnoczenie jego palce zacisny si na latarce. Bez wiata nie bdzie v./ stanie odnale miejsca, gdzie zaama si pod nim ld. Moment pniej jego stopy dotkny skalistego dna -woda nie bya gboka - Jason odbi si od niego. Nie mg dojrze dziury w lodzie. Otwart doni prbowa zrobi choby szczelin. Jednak ld by mocny. Dopiero gdy poczu, e jego palce lizgaj si po lodzie, zda sobie spraw, e jest znoszony silnym prdem. Otwr w lodzie musia znajdowa si ju daleko za nim. Gdyby Jason dinAlt by skonny do popadania w rozpacz, to byt to wanie odpowiedni moment. Dryfujc pod powierzchni lodu w niedostpnej kotlinie - to by moment, w ktrym mona by si podda. On jednak nawet o tym nie myla. Chcia odpyn w bok, aby sprbowa w pytszym miejscu wypchn ld. Wci szuka pknicia, wiecc latark w gr. Prd by jednak bardzo silny. Uderzy nim o ska i odrzuci znowu w gwny nurt. Skierowa si wic w d strumienia i patrzy na gadk ska, przesuwajc si w odlegoci wycignitego ramienia od jego twarzy. Woda bya zimna: powodowaa drtwienie ciaa i cigna go dalej. Palcy bl w

Planeta mierci III

- 161 -

pucach by coraz silniejszy. Logicznie rzecz biorc, mg jeszcze przey kilka minut, ale odruch oddychania nie kierowa si logik. ,,Umieramy! krzyczay puca - "Powietrza! Oddycha'" Jason odbi si. uderzajc w pyt lodu, ktry wreszcie . podda si. Upyno sporo czasu, zanim to, co si stao, dotaro do wiadomoci czowieka. Jason wycign si do poowy na skalisty brzeg i lea jak wyrzucona na pla meduza. Wszelki ruch stawa si absolutnie niemoliwy. Przenikliwe zimno uzmysowio mu jednak, e musi co robi, bo umrze. Powoli wyszed z wody i rozejrza si dookoa. Nie ma niegu? Znaczenie tego faktu dotaro do jego przemarznitych komrek mzgowych. "Jaskinia" pomyla. Byo to oczywiste od pierwszego rzutu oka. Wska dolina. Brama Pieka, musiaa by wydrona przez trwajc stulecia erozj, powodowan przez niewielki strumie. Potok nie mia widocznego ujcia, bowiem schodzi pod ziemi, ginc nie wiadomo gdzie. Oznaczao to, e nie wszystko jest jeszcze stracone. Woda na pewno gdzie wypywa i mia zamiar to miejsce odnale. Przez moment przyszo mu na myl, e strumie wody moe schodzi coraz niej, by wsikn w ziemi. Szybko odrzuci t fataln moliwo. - Dalej! - krzykn, podnoszc si na nogi, podczas gdy echo powtarzao: ... lej... lej... lej! Dobry pomys - nie rezygnowa. To wanie powinien robi. Wzdrygn si; ruszy naprzd po drobnym piasku, tu przy samej wodzie. Nastpn rzecz ktr zobaczy, byy . lady stp, wyaniajce si z wody. By tu jeszcze kto? Siady byy wyrane, najwidoczniej zostay zrobione niedawno. A wic istnieje wyjcie z tej jaskini. Po prostu trzeba i tym tropem. Dopki bdzie si rusza, nie zamarznie w przemoczonych rzeczach. W jaskini byo chodno, lecz nie tak zimno jak na zewntrz. lady odchodzce od strumienia i prowadzce do przylegej innej jaskini, stay si troch mniej wyrane, ale wci byy jeszcze czytelne. Mae stalagmity,

Planeta mierci III

- 162 -

wyrastajce z wapiennego podoa skay, byy tu i wdzie poamane, od czasu do czasu zdarzay si te znaki wyryte w mikkim wapniu cian. Tunel rozgazia si. Jedna z drg prowadzia w stron strumienia, urywajc si nad brzegiem. Jaskinia bya tutaj wypeniona wod, ktra po drugiej stronie stykaa si z sufitem. Jason wycofa si i odnalaz lad w nastpnym odgazieniu. To by dugi marsz. Jason usiad na chwil i nie zdajc nawet sobie z tego sprawy, zasn. Zbudzi si nie mogc opanowa dreszczy. Zmusi si, by wsta i i dalej. Zegarek ukryty w pasie zapewne nadal dziaa, lecz Jason nie spojrza na niego. Czas nie by wany w tych niekoczcych si korytarzach. Idc w d jednego z nich, nie rnicego si od innych, znalaz czowieka, za ktrym szed. Spa na kamiennej posadzce. By to barbarzyca, ubrany w futra. - Cze! - powiedzia w jzyku "pomidzy". Zamilk podchodzc bliej. By to wieczny sen. Czowiek nie y ju od dawna. Lata, a moe dziesitki lat lea w chodnym, pozbawionym bakterii powietrzu jaskini. Nie byo sposobu, by okreli, jak dugo si tu znajduje. Jego ciao i skra byy doskonale zakonserwowane. Wycignita rka lecego wskazywaa przed siebie, a midzy rozchylonymi palcami lea n, pokryty cienk warstw rdzy. To co musia zrobi nie byo atwe, lecz konieczne, eby przey. Zdj z trupa futrzane okrycie. Nieboszczyk nie protestowa. Kiedy Jason mia ju futra, odszed dalej w gb jaskini, rozebra si do naga i przebra si w suche rzeczy. Jeli chcia y, nie mg kierowa si uprzedzeniami. Rozcign wasne rzeczy aby wyschy, podoy futro pod gow, ciemni wiato - nie wytrzymaby cakowitej ciemnoci - i natychmiast zapad w sen.

Planeta mierci III

- 163 -

Rozdzia XVII
"Mwi, e jeli co jest niezmienne dostatecznie dugo, to nie mona okreli upywu czasu, poniewa nic si nie zmienio. Jednak jestem ciekaw, jak dugo tu

Planeta mierci III

- 164 -

jestem". - Powlk si jeszcze par krokw, by w nowym miejscu spokojnie rozway ten problem. - "Chyba jednak ju do dugo". Jaskinia znowu si rozgaziaa. Skrci w prawo, ale przedtem zrobi wyrany znak na cianie. Wybrany tunel koczy si lepo nad znajomym jeziorkiem. Zanim zawrci uklk i napi si do syta. W miejscu rozwidlenia wydrapa sowo "woda" i skrci w drugi korytarz. - Tysic osiemset trzy... tysic osiemset cztery... Teraz liczy ju co trzeci krok, byo ich tak wiele. Oczywicie nie miao to adnego znaczenia, ale dawao pretekst, by mwi, a dwik wasnego gosu by mniej mczcy ni wieczna cisza. odek w kocu przesta go bole. Na pocztku czu burczenie w brzuchu i nieprzyjemne skurcze, ale teraz i to ustao. Przynajmniej wody byo pod dostatkiem. Powinien by pomyle o mierzeniu czasu naciciami na pasie. - Ju widziaem te cholerne rozstaje. Splun w stron trzech znakw na cianie. Pod spodem wydrapa czwarty. Ju tu nie wrci. Zna teraz kolejno w tym labiryncie. Przynajmniej mia tak nadziej. "Cuglio*3, ma tylko jedn stref... Fletter* dwie, lecz bardzo dziwaczne... Harmill*..." - rozwaa maszerujc. Co takiego mia Harmill? Jako mu to ucieko. Wypiewywa po kolei wszystkie stare piosenki, ale z jakiego powodu zaczyna zapomina sowa. Z jakiego powodu! Ha! Rozemia si szyderczo. Powd by oczywisty. Ogromny gd - i ogromne zmczenie. Czowiek moe dugo wytrzyma bez jedzenia, pijc tylko wod, lecz jak dugo moe i? - Odpoczniemy? - zapyta sam siebie. - Odpoczywamy! - odpowiedzia. - Tylko chwileczk. Tunel schodzi w d. Jason poczu zapach wody. Ostatnio bardzo poprawi mu si wch. W pobliu wody

nazwy gwiazd.

Planeta mierci III

- 165 -

zwykle by mikki piasek, na ktrym spao si znacznie lepiej ni na goej skale. wietnie. Woda rozlewaa si szeroko i bya chyba gboka - prawie sadzawka. Ale smakowaa zawsze tak samo. Wygrzeba legowisko w piasku, wyczy latark, schowa j do kieszeni i poszed spa. Na og nie gasi wiata, lecz teraz nie robio mu to adnej rnicy. Ju nie. Jak zwykle spa krtko, budzi si i znw zasypia. Ale tym razem co byo nie w porzdku. Lea z otwartymi oczyma, wpatrujc si w aksamitn ciemno. Potem odwrci si i spojrza na wod. Delikatnie, bardzo delikatnie, woda poyskiwaa bkitnawym wiatem. Dugi czas lea, mylc o tym. By saby, zmczony, wygodzony, prawdopodobnie mia gorczk. To musi by zudzenie. Majaczenia konajcego; mirae umierajcego z godu. Przymkn oczy i znw zasn, jednak kiedy je ponownie otworzy, wiato byo nadal. Co to moe oznacza?... "Powinienem chyba co z tym zrobi" - zdecydowa i wczy latark. W janiejszym wietle powiata znikna. Postawi latark na piasku, tak by wiecia w gr i wyj n. Nadal by ostry. Przycisn go do przedramienia i lekko pocign... W pytkim naciciu pojawiy si kropelki krwi. - To boli - powiedzia. - Tym lepiej. Nagy bl wyrwa go z letargu, zwikszajc poziom adrenaliny we krwi. Wywoao to niezwyke oywienie. "Jeli w dole jest wiato, to musi by jakie wyjcie - pomyla. Powinno by! A jeli tak, moe to by jedyna szansa, by wydosta si z tej puapki. Teraz. Dopki wydaje mi si, e dam rad." Zacz gboko oddycha, raz za razem wypeniajc puca oywczym powietrzem, a od nadmiaru tlenu zakrcio mu si w gowie. W kocu, wraz z ostatnim wdechem ustawi latark na pen jasno, woy j do ust, by mc obracajc gow kierowa strumieniem wiata. Wpadajc w wod odczu szok termiczny, ale spodziewa si tego. Zanurkowa gboko i tak szybko, jak tylko

Planeta mierci III

- 166 -

by w stanie, pyn w stron miejsca, gdzie przedtem widzia wiato. Woda bya cudownie przejrzysta. Skaa, po prostu lita skaa... Moe wic niej... Ubranie nasikno wod, co pomogo mu zej niej, prawie do dna, gdzie jezioro przecina skalny nawis. Poniej tego progu nurt przyspiesza, by wydosta si na zewntrz. Gow naprzd, odpychajc si od wiszcej nad nim skay, przepchn si przez krtki tunel. Jasno. Ale wysoko, bardzo wysoko.. Latarka wypada mu z ust i znikna. Wyej! Wyej! Mimo, i pyn w stron wiata, zdawao mu si, e jest coraz ciemniej. W panice macha rkami. Zdawao mu si, e pynie w rtci lub czym znacznie bardziej gstym, ni woda. Rka uderzya w co twardego, obego. Uchwyci si tego i jednym rzutem ciaa wydosta na powierzchni. Przez pierwsz minut jedyne, co by w stanie robi, to oddycha. Gboko oddycha. Gdy rozjanio mu si nieco w gowie, spostrzeg, e znajduje si przy brzegu maego stawu, prawie caego otoczonego drzewami i krzakami. Z tyu jeziorko koczyo si u podna klifu, ktry wznosi si prostopadle, by w kocu znikn w chmurach. To by wylot podziemnego strumienia, pyncego w paskowyu. By na nizinach. Z ogromnym wysikiem wcign si na brzeg. Lea potem na trawie odpoczywajc, a wrcio mu troch si. Widok jagd na pobliskich krzakach w kocu skoni go do ruchu. Nie byo ich wiele, co prawdopodobnie wyszo mu na dobre, bo nawet te, ktre poar, wywoay ostry bl brzucha. Uoy si w trawie, z twarz poplamion sokiem i zastanawia, co robi dalej. Zasn, nie wiedzc kiedy, a gdy si obudzi, umys mia jasny. "Obrona! - pomyla. - Czowiek czowiekowi wilkiem. Pierwszy tubylec, ktrego spotkam, prawdopodobnie bdzie prbowa rozwali mi eb, choby po to, by zdoby te przedpotopowe futra. Obrona!" N przepad razem z latark, wic musia mu wystarczy ostry odamek skay. Za pomoc tego prymitywnego narzdzia ci mode drzewko. Odamanie gazi byo ju atwiejsze i w cigu godziny mia ju prosty, ale

Planeta mierci III

- 167 -

przydatny kij. Na pocztek posuy jako laska. Wspierajc si na nim, Jason pokutyka na wschd len ciek. Pod wieczr, kiedy znw zaczo mu si krci w gowie, napotka czowieka. Wysoki, postawny mczyzna w pwojskowym mundurze by uzbrojony w uk i gronie wygldajc halabard. Ostrym tonem zada Jasonowi par pyta w nieznanym jzyku. Jason w odpowiedzi wzruszy ramionami i co wymamrota. Chcia pokaza, e jest saby i bezbronny, co nie byo trudne. Wychudzony, ze zmierzwion brod, w brudnych futrach nie mg wyglda gronie. Obcy te tak chyba pomyla, bo nie wykorzysta uku; podszed, jedynie symbolicznie zasaniajc si halabard. Jason wiedzia, e sta go tylko na jeden, jedyny cios. Jeli nie trafi, ten mody osiek zje go ywcem. - Umble, kumble - wymamrota Jason, cofajc si. Mocniej cisn kij w garci. - Frmble brmble! - odpowiedzia mczyzna, znaczco potrzsajc halabard. Jason lew rk trzymajc kij w rodku cikoci, praw lekko nacisn w d, tak e drugi koniec unis si w gr. Pchn silnie w splot soneczny tamtego. Mczyzna jkn i zgity w p, zwali si na ziemi. No c, fortuna koem si toczy - zachichota Jason, apczywie sigajc po wypchan sakw tainifgu. Moe jedzenie'?... lina napyna mu do ust, gdy rozrywa torb.

Planeta mierci III

- 168 -

Rozdzia XVIII
Rhes siedzia w kantorze koczc rachunki, gdy nagle usysza gone krzyki na dziedzicu. Brzmiao to, jakby kto na si chcia wej do rodka. Zignorowa haas; dwaj pozostali Pyrrusanie ju odjechali, a on mia jeszcze mas spraw do zaatwienia przed powrotem na statek. Jego stranik Riclan by dobrym sug i wiedzia, jak dba o swego pracodawc. Na pewno odprawi niepodanego gocia. Nagle krzyki urway si, a w chwil pniej rozleg si dwik, ktry podejrzanie przypomina odgos miecza i zbroi padajcych na bruk. Czyby Riclan?... Rhes nie spa od dwch dni, a byo jeszcze tyle do zrobienia, zanim wyjedzie na dobre. Nie by wic w najlepszym humorze. Przebywanie w towarzystwie tak usposobionego Pyrrusanina jest na og wysoce niezdrowe. Kiedy drzwi si otworzyy, wsta, gotw rozszarpa intruza. Najchtniej goymi rkami, tak by sysze trzask amanych koci. Do rodka wszed mczyzna z okropn, czarn brod, ubrany w mundur zacinego onierza. Rhes zgi palce w szpony i ruszy do ataku. - W czym problem? Wygldasz, jakby chcia mnie zabi zapyta onierz w najczystszym pyrrusaskim jzyku. - Jason! - Rhes ju by przy nim, rozradowany, klepic przyjaciela po plecach. Spokojnie niedwiedziu! wykrzykn Jason, uwalniajc si z jego obj. Z ulg pad na stojce obok posanie. - Pyrrusaskie powitanie moe czowieka okaleczy, a ja ostatnio niezbyt dobrze si czuj.

Planeta mierci III

- 169 -

- Mylelimy, e nie yjesz! Co si stao? - Chtnie ci opowiem, ale wolabym zrobi to przy posiku. Sam te chciabym posucha, co tu si wydarzyo. Ostatni raz miaem kontakt z polityk na krtko przed tym, jak zepchnito mnie w przepa. Jak idzie handel? - W ogle nie idzie - stwierdzi Rhes ponuro, wyjmujc ze schowka miso i chleb i wyawiajc ze swego legowiska butelk, osnut pajczyn. - Po tym, jak ci zabili - tak przynajmniej sdzilimy -wszystko si rozleciao. Kerk usysza ci przez dentinofon i prawie na mier zajedzi swego moropa, spieszc ci na ratunek. Ale ju byo za pno zrzucili ci do Bramy Pieka. By tam jaki grajek, ktry ci zdradzi i prbowa oskary Kerka, e te jest z innego wiata. Kerk zepchn go ze skay, zanim zdy powiedzie za duo. Temuchin by oczywicie rwnie wcieky jak Kerk i niewiele brakowao, a wszystko by wybucho ju tam. Ale ty nie ye. Kerk czu, e jedyne, co moe dla ciebie zrobi, to doprowadzi do koca twoje plany. - Udao si? - Przykro mi to mwi, ale nie. Temuchin przekona wikszo wodzw, e powinni walczy, a nie handlowa. Kerk usiowa przecign ich na nasz stron, ale to bya przegrana sprawa. Musiaem si w kocu wycofa. Kocz swoj dziaalno i zostawiam cay ten dobrze prosperujcy interes moim pomocnikom. Niech oni go prowadz. "Plemi" Pyrrusan wraca na statek. Plan si nie powid, a innego nie mamy. Postanowilimy wraca na Pyrrusa. - Nie wolno wam! - Jason odpowiedzia najgoniejszym bekotem, na jaki majc usta wypchane jedzeniem mg si zdoby. - Nie mamy wyboru. Powiedz teraz, jak si tu dostae? Tej samej nocy na dno Bramy Pieka wysalimy naszych ludzi. Nie byo po tobie ladu, chocia znaleli tam par trupw i jakie szkielety. Pomyleli, e spadajc musiae przebi ld i zostae zniesiony z prdem.

Planeta mierci III

- 170 -

- Owszem, ale nie jako trup. Spadem w zasp i bybym tam na was czeka, zmarznity, ale ywy, gdybym rzeczywicie nie zapad si pod ld. Strumie pynie przez system jaski. Miaem latark i wicej cierpliwoci, ni przypuszczaem. To byo okropne, ale w kocu wydostaem si stamtd i wyldowaem na nizinach. Zaatwiem paru obywateli i po do awanturniczej podry dotarem do ciebie. - Miae szczcie. Jutro byoby za pno. O zmroku ma po mnie przylecie patrolwka. Musz przepyn 10 kilometrw, by dotrze na miejsce spotkania. - Masz wic drugiego wiolarza. Mog i w kadej chwili, pod warunkiem, e zabior to jedzenie ze sob. - Nadam przez radio wiadomo o twoim powrocie. Przeka Kerkowi i innym. Odpynli cicho w jednej z odzi Rhesa. Zanim soce zetkno si z widnokrgiem, dotarli do maej, skalistej wysepki. Rhes wybi otwr w poszyciu odzi i wypenion kamieniami, spuci na wod. Gadko posza na dno. Potem nie mieli ju nic innego do roboty, jak tylko czeka na przylot rakiety, podziwiajc sterty guana i suchajc krzyku morskich ptakw. Lot by krtki. Clon, siedzcy za sterami, przywita Jasona skinieniem gowy - do tego ograniczyo si cae entuzjastyczne powitanie Pyrrusan, czego si mniej wicej spodziewa. Na "Walecznym" caa zaoga spaa, a obserwatorzy byli na posterunkach. Nie zobaczy wic nikogo. Byo mu to na rk, gdy nadal czu si zmczony podr. ,,Plemi" Pyrrusan miao przyby dopiero nastpnego dnia, wic towarzyskie spotkania mogy do tego czasu poczeka. Jego kabina wygldaa dokadnie tak, jak j zostawi; w kcie poyskiwaa metaliczna, piekielnie droga "biblioteka". Co go u licha podkusio, by j kupi? Pienidze wyrzucone w boto! Kopn j, przechodzc obok, ale stopa tylko odbia si od byszczcego, jajowatego urzdzenia. - Rupie - podsumowa, walc w przycisk z napisem "Sie". - Na co ty si moesz przyda?

Planeta mierci III

- 171 -

- Czy to pytanie? - zacza biblioteka. - Jeli tak, to sprecyzuj znaczenie sowa "przyda" w tym kontekcie. - Mdrala. Teraz to gadasz, a gdzie bya, kiedy ci potrzebowaem? - Jestem tam, gdzie mnie umieszczono. Odpowiadam na pytania, ktre mi zadano. Twoje pretensje s bezpodstawne. - Nie obraaj przeoonych, maszyno. To rozkaz. - Tak jest, sir. - Teraz lepiej. Stworzyem ci i rwnie dobrze mog zniszczy. Nala sobie mocnego drinka z dystrybutora i opad na fotel. Biblioteka migotaa wiatekami i mruczaa co do siebie w swoim elektronicznym jzyku. - Zao si, e nie masz zbyt wysokiego mniemania o moim planie podbicia tubylcw i otworzenia kopalni. - Nie znam twych planw, wic nie mog wyda opinii. - Wcale ci o to nie prosz. Zao si, e sdzisz, i sama potrafisz wymyli lepszy? - Czego ma dotyczy ten plan? - Przemian kulturowych. Tak, wanie tego. Ale wcale ci o to nie pytam. - Informacje dotyczce przemian kulturowych znajdziesz pod hasem ,,historia i "antopologia". Jeli nie pytasz, przerw poszukiwania. - No dobrze, pytam. Powiedz mi co o kulturach. Nacisn wycznik i z powrotem usadowi si w fotelu. wiateka biblioteki zgasy, a monotonne mruczenie zastpia cisza. A wic jednak mona to zrobi. Odpowied przez cay czas bya tutaj - w podrczniku historii, gdyby tylko mia do oleju w gowie, by do nich zajrze. Nie mia usprawiedliwienia dla swojej gupoty. Powinien by skonsultowa si z bibliotek, a nie uczyni tego. Ale... moe da si jeszcze wprowadzi poprawki? Waciwie, czemu nie?!. Chodzi nerwowo po pokoju. Wszystko da si jeszcze naprawi, jeli to dobrze rozegra. Nie sdzi, by udao mu si przekona Pyrrusan, e nowy plan si uda. Wtpi nawet, czy uznaj to za dobry pomys. Prawdopodobnie bd

Planeta mierci III

- 172 -

absolutnie przeciw. Musi wic dziaa sam. Spojrza na zegarek. Rakieta wystartuje po Kerka i reszt nie wczeniej ni za godzin. Ma wic do czasu, by si przygotowa: napisa przyjacielowi licik do Mety, niejasno wspominajc o swoich planach. Potem kae donowi, by go podrzuci w poblie obozu Temuchina. Ten pozbawiony wyobrani pilot zrobi to bez zbdnych pyta. Tak, to si moe uda. Mia zamiar tego dokona.

Rozdzia XIX
Panem by nad grami. Wadc rwnin i wszystkich dolin. Bez jego wiedzy nic si zdarzy nie mogo Ludzie ginli, gdy rozpta si jego gniew. Temuchin wpad do camachu, ciskajc w garci obnaony miecz. - Poka si! - rycza. - Moi stranicy le pobici przed namiotem. Wychod, szpiegu abym mg ci zabi! Zakapturzona posta wesza w krg migotajcego wiata olejnej lampki. Temuchin wznis miecz do ciosu. Jason odrzuci futra, odsaniajc twarz. - Ty! - gucho wyjka wdz. Miecz wysun mu si z doni i z brzkiem upad na podog. - To nie moesz by ty. Zabiem ci... Tymi rkoma. Jeste duchem, czy demonem?

Planeta mierci III

- 173 -

- Wrciem, by ci pomc, Temuchinie. Otworzy nowy wiat dla twych podbojw. - Musisz by demonem, skoro zamiast umrze, powrcie z Bramy Pieka, zyskawszy now si. Demon o tysicu twarzy! To wyjania, dlaczego oszukae i zdradzie tak wielu ludzi. Minstrel sdzi, e jeste z innego wiata. Pyrrusanie uwaali, e naleysz do ich plemienia. Ja mylaem, e jeste lojalnym towarzyszem, ktry mi pomoe. - Ciekawa teoria. Moesz wierzy, w co zechcesz. Teraz posuchaj, co ci chc powiedzie. - NIE! Jeli ci posucha, bd przeklty! - krzykn, apic za miecz. Jason mwi teraz szybko. Musia zdy, zanim bdzie zmuszony do walki o ycie. - Z doliny, ktr zwiecie Bram Pieka jest wyjcie. Nie prowadzi do pieka, ale na niziny. Przyszedem tamtdy i wrciem odzi, by ci pokaza drog. Teraz jeste wodzem tu, na stepach, a moesz zosta wadc nizin. Przed tob nowy kontynent. Zdobywaj. Jeste jedynym czowiekiem, ktremu to si moe uda, Temuchin wolno opuci miecz. Oczy pony mu wewntrznym arem. Gdy si odezwa, gos mia stumiony, jakby mwi do siebie. - Musisz by demonem. Nie mona zabi kogo, kto ju nie yje. Mog ci usun, ale nie wyma z pamici twych stw. Wiesz to, czego inni nie wiedz -jestem pusty. Wadam tymi stepami i co z tego? C to za przyjemno - rzdzi?... adnych podbojw, adnych wojen. Marzyem... Dzie i noc marzyem w samotnoci o bogatych kach i miastach, tam pod klifem. Bo nawet proch i wielkie armie nie powstrzymaj mych wojownikw. Widziaem ich zdumienie, gdy otaczamy miasta, oblegamy. Zdobywamy. - Moesz to wszystko mie, Temuchinie. Wadco caego tego wiata. Lampa strzelaa w ciszy namiotu, rzucajc na obu mczyzn roztaczone cienie. Kiedy Temuchin znw przemwi, w jego gosie brzmiao postanowienie.

Planeta mierci III

- 174 -

- Zgadzam si, chocia znam cen. Chcesz mnie, demonie. Chcesz mnie zabra do swego pieka pod grami. Ale nie dam si, dopki nie zdobd caego wiata. - Nie jestem demonem, Temuchinie. - Nie szyd ze mnie. Znam prawd. To, co piewaj minstrele jest prawd, cho nigdy przedtem w to nie wierzyem. Kusie mnie i ja si zgadzaem. Teraz jestem przeklty. Powiedz mi, kiedy i jak umr? - Nie mog ci tego powiedzie. - Oczywicie, nie moesz. Jeste zwizany zaklciem, tak jak ja. - Mylaem o czym innym. - Wiem, o czym mylae. Zgadzajc si na wszystko, wszystko trac. Nie ma innej drogi. Zgadzam si. Ale najpierw zwyci. Czy to prawda, demonie? Przystajesz na to? - Oczywicie, zwyciysz i... - Nic wicej nie mw. Zmieniem zdanie. Nie chc wiedzie, jaki bdzie mj koniec. Wstrzsn si, jakby zrzucajc niewidoczny ciar i schowa miecz do pochwy. - W porzdku. Moesz wierzy, w co chcesz. Daj mi po prostu kilku dobrych ludzi, a otworz przejcie na niziny. Sznurowa drabinka pozwoli nam zej na dno rozpadliny. Oznacz drog i przeprowadz ich przez jaskinie na dowd, e mona tego dokona. Nastpnym razem pjdzie za nami caa armia. Zejd tam, na d? Temuchin rozemia si. - Przysigali, e pjd za mn do samego pieka, jeli tak rozka, wic pjd. - wietnie. Czy uciniemy sobie donie? - Oczywicie! Podbijajc wiat zdobd wieczno - w piekle, wic nie obawiam si teraz twego zimnego ciaa, demonie. Ucisnli sobie donie. Jason, wbrew samemu sobie, nie mg stumi uczucia podziwu dla wielkiej odwagi tego czowieka.

Planeta mierci III

- 175 -

Rozdzia XX
- Pozwlcie mi z nim porozmawia - prosia Meta. Kerk machn rk, by nie przeszkadzaa. Chwyci mikrofon, ktry praktycznie zgin w jego potnej doni. - Jason, posuchaj mnie! - powiedzia chodno. - Nikt nie jest zachwycony t awantur. Nie wyjanie jej celu i nie zyskasz nic, prcz zniszczenia. Jeeli Temuchin bdzie kontrolowa rwnie niziny, nigdy nie usuniemy go z drogi, by otworzy kopalni. Rhes wrci do Ammh i szykuje opr przeciwko twojej inwazji. Niektrzy z naszych chc si do niego przyczy. Prosz po raz ostatni. Zatrzymaj si, zanim nie bdzie za pno. Gos Jasona zabrzmia dziwnie cicho. Nie wiadomo, czy z powodu zakce, czy dlatego, e ciko byo mu powiedzie to, co chcia przekaza. - Kerk, usyszaem, co mwie i wierz mi, rozumiem ci. Ale jest ju za pno, by si cofn. Wikszo armii przesza przez jaskinie. Zdobyli nawet sporo moropw w jakich wioskach. Nic ju nie zatrzyma Temuchina. Moe ludzie z nizin zwyci, ale bardzo w to wtpi. Temuchin chce wada nad i pod skarp i to byoby dla nas najlepsze. - Nie! krzykna Meta, wydzierajc Korkowi mikrofon. Jason, suchaj. Nic moesz tego zrobi. Bye wrd nas, pomagae nam. a my wierzylimy w ciebie. Pokazae nam. e ycie to co wicej, ni wzajemne

Planeta mierci III

- 176 -

zabijanie. Wiemy teraz, e wojna na Pyrrusie bya czym zym. Na t planet przybylimy, bo ty nas o to prosie. Teraz wyglda to tak, jakby nas zdradza. Prbowae nas nauczy, jak mona y bez zabijania i. wierz mi, staralimy si to poj. Ale to, co robisz teraz jest gorsze od wszystkiego, co kiedykolwiek zrobilimy na Pyrrusie. Tam przynajmniej walczylimy o ycie. Ty nie masz takiego wytumaczenia. Ty pokazae temu potworowi Temuchinowi, jak zacz jeszcze jedn wojn i zabi jeszcze wicej ludzi. Jak to usprawiedliwisz? Przez dug chwil w goniku byo sycha jedynie trzaski zakce. Wreszcie Jason znw si odezwa. Jego gos brzmia, jak gdyby by bardzo zmczony. Meta... Bardzo mi przykro. Chciabym ci to wytumaczy, ale jest ju za pno. Szukaj mnie. Musz ukry radio, zanim mnie tu znajd. To, co robi, jest suszne. Sprbuj w to uwierzy. Kto, bardzo dawno temu powiedzia, e nie mona zrobi omletu bez rozbijania jajek. Nie mona przeprowadzi zmian spoecznych, nie krzywdzc nikogo. Ludzie cierpi i umieraj przeze mnie i nie myl, e o tym nie wiem. Ale... suchaj, nie mog ju duej mwi. S tu obok - jego gos zniy si do szeptu. - Meta, gdybym mia ci nigdy wicej nie zobaczy, pamitaj jedno. Jest takie stare, niemodne sowo, znane w bardzo wielu jzykach. \ Biblioteka ci je przetumaczy i poda znaczenie. Wol mwi przez radio - tak lepiej. Wtpi, czy mgbym ci je powiedzie prosto w oczy. Jeste ode mnie silniejsza i masz lepszy refleks, ale mimo wszystko jeste kobiet. I, do diaba, chc ci powiedzie e... kocham ci. Powodzenia. Wyczam si. - W goniku rozleg si lekki trzask i zapada cisza. - Jakiego sowa on uy? - zapyta Kerk. - Sdz, e wiem - odpowiedziaa, odwracajc twarz, tak by jej nie mg widzie. -- Halo! Kontrola! - dobieg ich gos z gonika. - Tu radiokabina. Wiadomo midzygwiezdna z Pyrrusa. Priorytet najwyszego zagroenia. - cz! - rozkaza Kerk.

Planeta mierci III

- 177 -

Usyszeli szelest zakce pochodzcych od promieniowania kosmicznego, po czym rozlego si znajome dudnienie fali nonej. Nakada si na nie podenerwowany gos jakiego Pyrrusanina. - Uwaga! Wszystkie stacje w promieniu "Zeta". Wezwanie o natychmiastow pomoc do statku ,,Waleczny na planecie Felicity. Kod odbiornika: Ama Roma Pi, 290633-087. Podaj tekst: "Kerk lub ktokolwiek inny. Nage kopoty. Wszystkie dzielnice. Skrcilimy obwd, porzucajc wikszo miasta. Nie wiemy, czy si zdoamy utrzyma. Brucco twierdzi, e to co nowego i konwencjonalna bro nie wystarczy. Mona by uy siy ognia waszego statku. Jeli moecie, wracajcie natychmiast. Koniec." Radiokabina przekazaa wiadomo do wszystkich pomieszcze statku. W przeraajcej ciszy, ktra po niej nastpia, w korytarzach komunikacyjnych rozleg si tupot pdzcych ze wszystkich stron statku ludzi. Gdy pierwszy czowiek wpad do centrali, Kerk zacz wydawa rozkazy. Wszyscy na stanowiska. Startujemy natychmiast. Przywoa zewntrzne strae. Wypuci jecw. Odlatujemy. Nie byo co do tego najmniejszych wtpliwoci. Nie do pomylenia byoby, eby jakikolwiek Pyrrusanin mg postpi inaczej. Ich dom, ich miasto gino, moe ju zostao zniszczone. Wszyscy biegli na. stanowiska. - Rhes - zacza Meta. - Rhes jest z armi. Jak go zabierzemy? - Kerk zamyli si na chwil, po czym potrzsn gow. - Nie moemy. To jedyna odpowied. Zostawimy mu rakiet na tamtej, umwionej wyspie. Nagraj wiadomo o tym, co si stao i ustaw automatyczne nadawanie co godzin. Kiedy bdzie mia znw dostp do radia, dowie si. Rakieta bdzie zamknita, wic nikt nie wejdzie do rodka. Jest zaopatrzona w leki, nawet w nadajnik midzygwiezdny. Poradzi sobie. - To mu si spodoba.

Planeta mierci III

- 178 -

- Nic wicej nie moemy zrobi. Teraz musimy si przygotowa do startu. Pracowali systematycznie jak roboty. Do domu. Na Pyrrusa. Ich miasto jest zagroone. Statek wystartowa z potwornym przyspieszeniem. Meta chtnie daaby jeszcze wiksz moc, gdyby tylko kadub statku mg to wytrzyma. Obliczyli kurs w podprzestrzeni najszybszy, ale i najbardziej niebezpieczny. Nikt si nie skary, e podr zabierze tyle czasu - przyjli to ze stoick rezygnacj. Bro bya przygotowana. Rozmawiali niewiele. Kady dusi w sobie pewno, e ich wiat stan w obliczu zagady. Na taki temat si nie rozmawia. Na wiele godzin, zanim ,,Waleczny wyszed z podprzestrzeni, kady czowiek zaogi, uzbrojony, czeka w gotowoci. Nawet dziewicioletni Grif Pyrrusanin, jak wszyscy. Statek pdzi. Z ranicej oczy podprzestrzeni w ciemn przestrze, a do grnych warstw atmosfery Pyrrusa. W d, po przeraliwie stromej krzywej balistycznej. Kadub osign prawie temperatur topnienia, przeciona klimatyzacja wya na najwyszych obrotach. Pot spywa im po twarzach i wsika w ubranie. Nawet tego nie czuli. Obraz z kamer dziobowych by przekazywany na wszystkie monitory. Przed oczyma mign im zielony pas dungli, a potem zobaczyli wzbijajcy si pod niebo ciemny sup dymu. Statek, niczym jastrzb spadajcy na ofiar, lecia w d. Dungla opanowaa ju cay obszar miasta. Nieznaczne wzniesienie poronite gst rolinnoci byo jedynym ladem nieprzebytych murw, ktre niegdy otaczay cae miasto. Gdy zeszli niej, ujrzeli cierniste pncza zwisajce ze wszystkich okien. Ulicami, niegdy penymi ludzi, wasay si dzikie zwierzta. Ogromny ptakpazur usiad na wiey centralnego magazynu. Zwietrzae ciany kruszyy si pod jego ciarem. Lecc dalej zobaczyli dym, unoszcy si z rozbitego statku. Pociemniae teraz pncza schwytay go zanim zdy wystartowa.

Planeta mierci III

- 179 -

W ruinach nie wida byo ladw ludzi, tylko zwierzta i roliny tej planety mierci; dziwnie teraz spokojne i ospae. Ich wrg zosta pokonany - zgin powd do nienawici, ktra zeraa je przez tyle lat. Zaczy biega niespokojnie, gdy nowa fala emocji, pynca od ocalaych Pyrrusan, pobudzia je do ycia. - Nie mogli wszyscy zgin - powiedzia Teca zdawionym gosem. - Szukaj dalej. - Sprawdzam cay obszar - odpowiedziaa Meta. Kerk nie mg znie widoku zniszcze. Kiedy si odezwa, gos mia cichy, jakby mwi tylko do siebie. - Wiedzielimy, e taki bdzie koniec. Przyjlimy ten fakt, prbowalimy zacz ycie na nowej planecie. Ale przewidywa co, a ujrze to na wasne oczy, to dwie rne rzeczy. Jedlimy w tych... ruinach. Spalimy tutaj. Tu s nasi przyjaciele, koledzy, cae nasze ycie. A teraz to wszystko odeszo. - Ldujemy! - krzykn Clon. Nie by w stanie myle o niczym innym, jak tylko o przepeniajcej go nienawici. - Atakujemy! Wci jeszcze moemy walczy! - Nie ma ju po co walczy - w gosie Tecy brzmiao ogromne znuenie. Przecie Kerk ju powiedzia wszystko odeszo. Detektor wykry odgosy strzelaniny. Natychmiast skierowali si w tamt stron, ale by to jedynie automat samoczynnie adowany i uruchamiany. Wkrtce skoczy mu si amunicja i zamilknie, podobnie jak reszta miasta. wiateko odbiornika migotao ju od duszego czasu, zanim ktokolwiek to zauway. Kto nadawa na czstotliwoci uywanej przez Rhesa, a nie na zwykej czstotliwoci miasta. Kerk wolno wycign rk w stron aparatu i przeczy} na odbir. - Mwi Naxa, jak mnie syszycie? "Waleczny" - odbir. - Tu Kerk. Jestemy nad miastem. Przybylimy... za pno. Moesz powiedzie co tu si stao? - Za pno?! O wiele za pno! - achn si Naxa. Nie chcieli nas sucha. Mwilimy, e moemy ich std zabra, e mamy dokd; ale byli gusi na jakkolwiek perswazj. Jakby po prostu chcieli umrze w miecie. W

Planeta mierci III

- 180 -

kocu obwd zosta przeamany. Ci, co przeyli, schowali si w jednym budynku. To, co potem nastpio, byo straszne. Wygldao to, jakby ruszyo na nich wszystko, co yje na tej planecie. Nie moglimy patrze na to bezczynnie. Zgosili si wszyscy. Wybralimy najlepszych i wszystkie samochody pancerne, jakie byy w kopalni. Dotarlimy tutaj. Zabralimy dzieci - na to si zgodzili i cz rannych kobiet. Po prostu tych, ktre byy nieprzytomne. Reszta zostaa. Zaraz potem nastpi koniec. Nie pytaj mnie, jak to wygldao. Kiedy ju byo po wszystkim, w par chwil wszystko si uspokoio. Tak, jak to teraz widzicie. Caa planeta si uspokoia. Kiedy tylko bylimy w stanie, ja i jeszcze paru naszych, przyjechalimy zobaczy to, co zostao. Koszmar. Musielimy dosownie wspina si po grze cia wszelkich moliwych stworze. Odnalelimy waciwe miejsce. Wszyscy, ktrzy tam postali, byli martwi. Umarli walczc. Jedyne, co moglimy zabra, to par nagra, ktre zostawi Brucco. - A wic ocalay - stwierdzi Kerk. - Powiedz, gdzie s ci, ktrych uratowalicie? Zaraz tam polecimy. Naxa poda waciwe wsprzdne. - Co teraz zamierzacie zrobi? - Jeszcze si z tob skontaktujemy. Odbir i koniec. - Ale co mamy zamiar teraz robi? - spyta Teca. Tu nie mamy ju, czego szuka. - Na Felicity take. Dopki Temuchin tam rzdzi, nie otworzymy kopalni - odpar Kerk. - Wracajmy. Zabijemy Temuchina. - Teca paa dz odwetu, mordu. Obwody jego autokabiny mruczay gronie. - Nie moemy tego zrobi - odrzek Kerk cierpliwie, bo wiedzia jakie katusze przeywa Teca. - Rozwaymy to pniej. Najpierw musimy zobaczy ocalonych. - Stracilimy wszystko - Meta wypowiedziaa gono to, o czym wszyscy myleli. Zapanowaa cisza.

Planeta mierci III

- 181 -

Rozdzia XXI
Do pomieszczenia wbiego czterech stranikw, na wp wlokc Jasona. Rzucili go na posadzk. Przetoczy si par krokw, po czym dwign na kolana. - Wszyscy precz - rozkaza Temuchin swoim ludziom. Kopniakiem w gow rzuci Jasona z powrotem na ziemi. Kiedy Jason usiad, poow jego twarzy stanowi jeden, wielki siniec. - Przypuszczam, e jest jaki powd tego wszystkiego? powiedzia cicho Temuchin. Z furi zacisn swe ogromne pici, ale nic nie mwi. Wielkimi krokami przemierza ozdobn komnat, ostrogami znaczc gbokie rysy w marmurze posadzki. Zatrzyma si na chwil w przeciwlegym kocu, patrzc przez wysokie okno na miasto w dole. Nagle szarpn za haftowan draperi, zdzierajc j jednym ruchem. elazny karnisz rwnie spad, ale zapa go, nim dotkn posadzki i cisn przez okno. Rozleg si brzk tuczonego szka. - Przegraem! - rykn jak zwierz wyjce z blu. - Wygrae - odrzek Jason. - Czemu to robisz? - Nie musimy ju duej udawa - Temuchin odwrci si do niego. Poprzedni wybuch gniewu zastpi teraz kamienny spokj. - Wiedziae, e tak si stanie. -- Wiedziaem, e zwyciysz. I tak si stao.. Wojska podday si tobie, ludzie uciekli. Twoi wojownicy podbili kontynent, twoi dowdcy rzdz w kadym miecie. Ty za std, z Eolasair, wadasz caym wiatem.

Planeta mierci III

- 182 -

- Nie igraj ze mn, demonie. Wiedziaem, e tak si stanie, ale nie sdziem, e to nastpi tak szybko. Powiniene by da mi wicej czasu. - Dlaczego? - zapyta Jason, dwigajc si na nogi. Teraz, gdy Temuchin pozna prawd, nie byo sensu jej ukrywa. - Sam powiedziae, e zgadzajc si przegrasz. - Istotnie. Tak powiedziaem. - Temuchin wyprostowa si i spojrza przez okno niewidzcym wzrokiem. Nie wiedziaem, ile strac. Byem gupcem. Sdziem, e stawk jest jedynie moje ycie. Nie zdawaem sobie sprawy, e moi ludzie, nasze ycie, rwnie umrze. Odwrci si do Jasona. - Zwr im to. Zabierz mnie, ale pozwl im wrci. - Nie mog. - Ty nie chcesz! - krzykn Temuchin. Dopad do Jasona, chwyci go za gardo i trzs nim jak pustym bukakiem. - Zmie to! Rozkazuj ci! - Lekko rozluni chwyt, tak by Jason mg zapa oddech i odpowiedzie. - Nie mog. Zreszt nie zrobibym tego, nawet gdybym mg. Zwyciajc, przegrae, a wanie tego chciaem. ycie, ktre znae, skoczyo si i nie mam ochoty, eby w jakikolwiek sposb wrcio. - Wiedziae to wszystko - Temuchin powiedzia prawie agodnie, rozluniajc chwyt. - Takie byo moje przeznaczenie i ty je znae. Pozwolie, by si wypenio. Dlaczego? - Z wielu powodw. - Podaj cho jeden. - Rodzaj ludzki doskonale moe si oby bez takiego ycia, jakie ty prowadzie. Do ju byo krwi i zabijania w naszej historii. Przeyj swj czas Temuchinie i odejd w pokoju. Jeste ostatnim w swoim rodzaju i dla caej galaktyki bdzie lepiej, gdy ciebie ju nie bdzie. - Czy to jest jedyny powd? - S jeszcze inne. Chc, aby ludzie spoza twego wiata otworzyli na stepach kopalnie. Teraz mog ju to uczyni.

Planeta mierci III

- 183 -

- Zwyciajc, przegraem. Musz by jakie sowa, ktrymi mona co takiego opisa. Owszem. Nazywaj to "Pyrrusowym zwycistwem". Chciabym powiedzie, e jest mi przykro, ale nie jest. Jeste tygrysem w klatce, Temuchinie. Podziwiam twoje minie i twoje mstwo. Wiem, e kiedy bye Krlem dungli, ale ciesz si, e teraz jeste w puapce. Nie patrzc na drzwi, Jason postpi krok w ich kierunku. - Std nie ma ucieczki, demonie - powiedzia Temuchin. - Dlaczego? Nie mog ci ju zaszkodzi ani... pomc. - Ani ja nie mog ci zabi. Demona, ktry ju Jest martwy, nie mona zabi. Ale mog drczy ludzkie ciao, w ktre si przyobleke. Tak te uczyni. Twoja mczarnia bdzie trwaa tak dugo, jak dugo bd y. To tylko maa zemsta za wszystko, co straciem, ale nic wicej nie mog zrobi. Czeka nas sporo rozrywki, demonie... Jason nie sysza ju reszty. Gow naprzd wypad przez drzwi, pdzc co si w nogach. Dwaj stranicy, stojcy w kocu korytarza, syszc tupot odwrcili si i wymierzyli w niego swoje wcznie. Nie zwolni ani nie prbowa ich omin, lecz rzuci si, nogami naprzd. Wszyscy trzej upadli na ziemi. Przez jedn chwil Jason czu, e ktry trzyma go za rami, ale uderzy kantem doni, amic nadgarstek przeciwnika. By wolny. Zerwa si na nogi i rzuci schodami w d. Skaczc po dziesi stopni, za kadym razem ryzykowa upadkiem. Wreszcie znalaz si na parterze. Przez niestrzeone drzwi wypad na dziedziniec. - apa go! - rycza z gry Temuchin. - Chc go mie ywcem. Jason rzuci si w stron najbliszej bramy. Skrci gwatownie, widzc ukazujcych si w niej stranikw. Zbrojni byli wszdzie. Przy kadym wyjciu. Podbieg do muru. By wysoki, zwieczony rzdem pozacanych wczni, ale musia go przeby. Usysza za sob gone kroki.

Planeta mierci III

- 184 -

Skoczy. Palce zacisny si na krawdzi muru. Dobrze! Podcign si, by przerzuci nogi, przelizgn si midzy wczniami, zeskoczy po drugiej stronie i znikn w miecie. Czyje rce zacisny si wok jego kostek, cigajc w d. Kopn z caej siy. Poczu, e butem miady czyj twarz, ale nie mg si uwolni. Kto zapa go za wierzgajc nog i jeszcze kto, a w kocu cignli go na dziedziniec. - Przyprowadcie go do mnie - rozleg si nad tumem glos Temuchina. - Jest mj.

Rozdzia XXII
Lecc w d "Walecznym", dostrzegli Rhesa - malek figurk, stojc obok rakiety. To byo ldowanie na penym cigu. Przyspieszenie wynosio dwadziecia G. Meta nie tracia czasu. Rhes ruszy przez roztopiony, dymicy jeszcze piasek, gdy tylko otworzya si luza wejciowe.

Planeta mierci III

- 185 -

- Opowiedz wszystko. Szybko - powiedziaa Meta. - Niewiele mam do powiedzenia. Temuchin wygra wojn, tak jak przypuszczalimy, zajmujc miasta, jedno po drugim. Ludzie, nawet wojsko nie mogli dotrzyma mu pola. Po ostatniej bitwie uciekem z innymi. Nie chciaem, by moje kciuki powieway na jakim barbarzyskim proporcu. Wtedy otrzymaem wasz wiadomo. Powiedzcie, co stao si na Pyrrusie? - Koniec - Kerk stwierdzi sucho. - Miasto, ludzie... Wszyscy, wszystko zniszczone. Rhes nie znalaz na to sw. Milcza przez chwil; potem napotkawszy wzrok Mety, podj znowu. - Jason ma lub raczej mia radio. Niedugo potem, jak dotarem do rakiety, otrzymaem od niego wiadomo. Nie zdyem odpowiedzie, a on te nie przekaza jej do koca. Nie miaem wczonego magnetofonu, ale dobrze zapamitaem to, co mwi. Powiedzia, e wkrtce bdzie mona otworzy kopalni, e wygralimy. Chcia doda co kleszcze, ale czno zostao nagle przerwana. Wtedy wanie musieli po niego przyj. Od tego czasu wicej go nie syszaem. - Co masz na myli? - szybko spytaa Meta. - Temuchin zaoy sw stolic w Eolasair, najwikszym miecie w Ammh. Trzyma tam Jasona... w klatce, przed paacem. Z pocztku torturowa go; teraz chce go zagodzi na mier. - Dlaczego? Z jakiego powodu? - Koczownicy wierz, e demona w ludziej postaci nie mona zabi. Normalna bro si go nie ima. Ale jeli dostatecznie dugo go godzi, cielesna powoka zniszczeje i waciwy demon zostanie uwolniony. Nie wiem, czy Temuchin wierzy w te bzdury, ale tak wanie czyni. Jason wisi w tej klatce ju pitnasty dzie. - Musimy tam jecha - krzykna Meta, zrywajc si na rwne nogi. - Musimy go uwolni. - Zrobimy to - powiedzia Kerk. - Ale to trzeba robi mdrze. Rhes, moesz zdoby dla nas jakie ubrania i moropy? - Oczywicie. Ile wam potrzeba?

Planeta mierci III

- 186 -

- Nie moemy przedziera si na si. Nie przeciwko wadcy caej planety. Pojedziemy tylko my dwaj. Zobaczymy, co si da zrobi. - Jad z wami - powiedziaa Meta. Kerk kiwn gow. - A wic troje. Natychmiast. Nie wiemy, ile wytrzyma w tych warunkach. -- Daj mu codziennie kubek wody. - Rhes nadal unika spojrzenia Mety. - Polecimy statkiem. Poka wam drog. Ju niewane, e ludzie w miecie dowiedz si, e jestem spoza planety. Byo to tu przed poudniem. Upienie moropw i zabranie ich do adowni zaoszczdzio im sporo czasu. Eolasair leao nad rzek, pord kopulastych wzgrz, w pobliu lasu. Wyldowali najbliej, jak tylko si udao. Dosiedli moropw, gdy tylko je ocucili. Pnym popoudniem wjechali do miasta. Rhes rzuci jakiemu dzieciakowi drobn monet, by wskaza im drog do paacu. Mia na sobie swoje kupieckie szaty. Kerk by w penym rynsztunku bojowym. Meta, tutejszym zwyczajem, miaa twarz zasonit. Rce zacisna na siodle, gdy z trudem torowali sobie drog przez zatoczone ulice. Dopiero przed paacem byo pusto. Dziedziniec by wyoony marmurem, wypolerowanym i byszczcym, inkrustowanym zotymi ykami. Pilnowa go oddzia wojownikw. Ich zaronite twarze dziwnie kontrastoway ze zdobycznymi pancerzami, ale bro trzymali w pogotowiu i byli tak samo groni, jak na wysokich rwninach. Moe nawet bardziej, gdy ciepy kilmat na pewno nie poprawia o im humoru. Midzy dwoma kolumnami stojcymi po obu stronach dziedzica przecignity by gruby acuch. Na nim, dobre dwa metry nad ziemi, wisiaa klatka z grubych prtw. Nie miaa wyjcia. Zbudowano j wok wizienia. - Jason - szepna Meta, patrzc na zwinit w klatce posta. Jeniec nie drgn nawet. Nie mona byo stwierdzi, czy yje. - Ja si tym zajm - powiedzia Kerk, zeskakujc ze swego moropa.

Planeta mierci III

- 187 -

- Czekaj! - krzykn za nim Rhes. - Co chcesz zrobi? To, e dasz si zabi nie pomoe Jasonowi. Kerk go nie sysza. Zbyt wiele ostatnio straci i zbyt wiele wycierpia, by mg dziaa racjonalnie. Caa jego nienawi zwrcia si teraz przeciw jednemu czowiekowi i nic go nie mogo powstrzyma. - Temuchin! - rykn. - Wya z tej swojej pozacanej kryjwki! Zejd na d, ty tchrzu i spjrz mi w oczy. Mnie, wodzowi Pyrrusan! Poka si - TCHRZU! Ahankk, ktry by dowdc stray, wybieg z obnaonym mieczem, ale Kerk, nie spuszczajc oczu z paacu, zdzieli go tylko na odlew i Ahankk upad na dziedziniec. Lea tam martwy lub nieprzytomny. Raczej martwy - sdzc po nienaturalnym uoeniu gowy. - Temuchin, tchrzu, wychod! - znowu krzykn Kerk. Kiedy oguszeni onierze signli po bro, odwrci si do nich, warczc: - Psy, chcecie mnie zaatakowa? Mnie, Kerka, wielkiego wodza Pyrrusan? Zdobywc Wwozu? Cofnli si przed tym wybuchem, a on odwrci si, syszc jak wrota paacu otwieraj si z hukiem. Temuchin wyszed na zewntrz. - Na zbyt wiele sobie pozwalasz - wycedzi z zimn pasj. - To ty sobie pozwalasz - odpar Kerk. - Zamae prawo. Pojmae czowieka z mego plemienia i torturowae bez powodu. Jeste tchrzem, Temuchinie i mwi ci to w twarz przed twoimi ludmi. Miecz Temuchina - ostry jak brzytwa - bysn w socu. - Powiedziae dosy, Pyrrusaninie. Mgbym kaza ci wypatroszy onierzom, ale wol sobie zostawi t przyjemno. Chciaem ci zabi w chwili, gdy ci po raz pierwszy zobaczyem i powinienem by to zrobi. Poniewa przez ciebie i przez t kreatur, ktr zwiesz Jasonem, straciem wszystko. - Nic nie stracie. Jeszcze... - odrzek Kerk, mierzc w gardo wodza. - Ale zaraz stracisz ycie. Zabij ci. Temuchin spuci ostrze na jego gow. Cios ten mg rozpata czowieka na dwoje, ale stal zadzwonia tylko o miecz Kerka. Z furi natarli na siebie; adnych

Planeta mierci III

- 188 -

szkolnych ciosw, adnych regu. Ewentualne zwycistwo naleao do silniejszego. W ciszy dziedzica sycha byo tylko dwiczenie stali i cikie oddechy walczcych. aden si nie podda, a byli godnymi siebie przeciwnikami. Kerk by starszy, ale silniejszy. Za to Temuchin od dziecka zaprawiony do walki na miecze. Niejedn bitw mia za sob; zupenie nie zna uczucia strachu.

Planeta mierci III

- 189 -

Rozdzia XXIII
- Ju nie chc - zaprotestowa Jason, odsuwajc jedzenie, ktre przyniosa mu Meta. Siedzia na swojej koi na "Walecznym", umyty, opatrzony, nafaszerowany lekami, z kroplwk przymocowan do ramienia. Naprzeciw niego siedzia Kerk. Jego bok wybrzusza si w miejscu, gdzie by opatrunek. Teca wyci mu kawaek przebitego jelita i zawiza par naczy krwiononych. Kerk najchtniej zapomniaby o wszystkim. - Opowiedz nam - poprosi - podczyem ten mikrofon do systemu naganiania statku, wszyscy chc ci usysze. Jeli mam by szczery, nadal nie wiemy, co si wydarzyo, oprcz tego, e obaj - ty i Temuchin, stwierdzilicie, e on przegra, zwyciajc. To bardzo dziwne. Meta nachylia si nad Jasonem i dotkna jego czoa zoon chusteczk. Umiechn si i uj jej do. - To caa historia. Poszedem do biblioteki, eby znale odpowied. Powinienem by to zrobi wczeniej, ale na szczcie jeszcze nie byo za pno. Biblioteka przeczytaa ca mas ksiek i szybko mnie przekonaa, e kultury nie mona zmienia z zewntrz. Moe zosta podbita albo zniszczona - ale nie zmieniona. A wanie to prbowalimy zrobi. Czy syszelicie kiedykolwiek o Gotach i Hunach - plemionach na Starej Ziemi? Potrzsnli przeczco gowami. Jason przepuka gardo. - Byy to bandy lenych barbarzycw, ktrzy yli w puszczach. Uwielbiali pi, zabija, mieli swj wasny rodzaj niezalenoci i bili si z rzymskimi legionami, kiedy tylko si z nimi spotkali. Zawsze dostawali w

Planeta mierci III

- 190 -

skr. Mylicie, e potraktowali to jako nauczk? Oczywicie, e nie. Po prostu ci, co przeyli zbierali si do kupy i zaszywali gbiej w lasach, by sprbowa nastpnym razem. Ich kultura pozostawaa nietknita. Zmienia si dopiero, gdy WYGRALI. Ostatecznie ruszyli na Rzymian, zdobyli ich stolic i zakosztowali wszystkich zdobyczy cywilizacji. Przestali by barbarzycami. Podobn sztuczk stosowali przez cae stulecia staroytni Chiczycy. Nie byli wielkimi wojownikami, ale dziaali jak gbka. Byli najedam i podbijali wielokrotnie, ale narzucali najedcom wasn kultur i sposb ycia. Nauczyem si tej lekcji i po prostu zorganizowaem wszystko tak, aby podobne wypadki miay miejsce rwnie tutaj. Temuchin by bardzo ambitnym czowiekiem i nie mg si oprze pokusie zdobycia nowych ziem. Najecha wic niziny, gdy pokazaem mu drog. - I zwyciajc, przegra - powiedzia Kerk. - Wanie. wiat nalea do niego. Zdoby miasta i zapragn ich bogactwa. Musia wieje okupowa, by dosta to, co chcia. Jego najlepsi dowdcy zostali administratorami nowego pastwa i pawili si w luksusie. Spodobao im si tutaj. Chtnie by zostali. W sercach byli jeszcze koczownikami, ale nastpne pokolenie?... Jeli Temuchin i jego wodzowie mieszkali w miastach, to jak mogli oczekiwa, e uda si wprowadzi z powrotem prawo zabraniajce ich budowania? Wygldaoby to raczej gupio. Przyzwoity barbarzyca nie ma zamiaru cierpie zimna na stepach, jeli moe przyby na niziny i mie swj udzia w zdobyczy. Wino byo mocniejsze ni achadh, a maj tu nawet gorzelnie. Koczowniczy tryb ycia jest skazany na zagad. Temuchin to wiedzia, cho nie umia ubra tego w sowa. Wiedzia po prostu, e zwyciajc, zostawi za sob i zniszczy bezpowrotnie tryb ycia, ktry pozwoli mu wygrywa. To dlatego nazwa mnie demonem i powiesi w klatce. - Biedny Temuchin - powiedziaa Meta w przebysku intuicji. - Zgubia go wasna ambicja i w kocu to

Planeta mierci III

- 191 -

zrozumia. Chocia to on by zdobywc, straci najwicej. - Swj sposb ycia i samo ycie - odpar Jason, - By wielkim czowiekiem. - Nie mw tylko, e aujesz, e go zabiem powiedzia Kerk. - Absolutnie. Osign wszystko, o czym kiedykolwiek marzy; potem zgin. Niewielu ludzi moe to o sobie powiedzie. - Wycz goniki, Kerk - powiedziaa Meta. -1 moesz ju i. Ogromny Pyrrusanin otworzy usta, by zaprotestowa, ale zamiast tego umiechn si i wyszed. - Co teraz zamierzasz robi? - zapytaa, gdy tylko drzwi si zamkny. - Spa przez miesic, je befsztyki i wraca do si. - Nie to miaam na myli. Chciaam zapyta, dokd pjdziesz? Moe zostaniesz tutaj, z nami? Z trudem staraa si wyrazi swoje uczucia, uywajc sownika, ktry wcale si do tego nie nadawa. Jason jej tego nie uatwia. - Czy to ma dla ciebie jakie znaczenie? - Tak. To dla mnie bardzo wane, w jaki nowy sposb... - Zmarszczya czoo. Prawie jkaa si z wysiku. Kiedy jestem z tob, chc ci tyle powiedzie... Wiesz, jaka jest najmilsza rzecz, jak mwimy na Pyrrusie? Pokrci przeczco gow. - "Walczye bardzo dobrze". Aleja nie to mam-na myli. Jason wada dziewicioma jzykami i wiedzia dokadnie, co sam chcia powiedzie, ale nie zrobi tego. Nie by w stanie. Odwrci gow. - Nie, popatrz na mnie. - Meta uja jego twarz w donie i delikatnie odwrcia w swoj stron. Jej czyny mwiy wicej ni jakiekolwiek sowa i Jason by zawstydzony, e nic nie moe wykrztusi, ale nadal milcza. - Sprawdziam, co znaczy sowo "kocham", jak mi kazae. Z pocztku nie bardzo rozumiaam, bo przecie to tylko sowa, ale kiedy pomylaam o tobie, od razu wszystko stao si jasne.

Planeta mierci III

- 192 -

Ich twarze byy blisko siebie. Jej oczy spokojnie patrzyy w jego. - Kocham ci - powiedziaa. - Myl, e zawsze bd ci kocha. Nie moesz mnie nigdy opuci. Bezporednio i prostota jej uczu wezbraa niczym powd, by przedrze si przez ochronn skorup, ktr, pracowicie budowa latami. By samotnikiem. Nikt nie sta po jego stronie. We kobiet, zostaw kobiet. Wszechwiat pomoe tym, ktrzy sobie pomog. Mog sam si o siebie zatroszczy i... nikogo nie... potrzebuj... - Na wszystkie gwiazdy, dziewczyno, jak ja ci kocham...-- wykrztusi, przycigajc j do siebie, tulc twarz do jej szyi, wosw... - l ju nigdy mnie nie opucisz? - zapytaa. - I ju nigdy mnie nie opucisz... To najkrtsza i najlepsza ceremonia lubna, jak syszaam. Moesz mi zama rk, jeli kiedykolwiek spojrz na inn dziewczyn. - Prosz, nie mw teraz o walce. - Przepraszam. To mwi moje stare "ja". Myl, e oboje bdziemy musieli wprowadzi nieco delikatnoci w nasze ycie. Tego ty, ja i nasi mrukliwi Pyrrusanie potrzebujemy najbardziej. To wszystko, czego nam trzeba. Nie pokory - tego nikt nie potrzebuje. Myl, e teraz moemy sobie na to pozwoli. Kopalnie powinny wkrtce ruszy, a po tempie. w jakim plemiona przenosz si na niziny, moemy sdzi, e Pyrrusanie bd mieli paskowy dla siebie. - Tak, to byoby dobre. To mgby by nasz nowy wiat zawahaa si na chwil,, wac sowa. - My, Pyrrusanie zostaniemy tutaj, a ty?... Nie chciaabym porzuca swoich, ale pjd za tob, dokdkolwiek si udasz. - Nie bdziesz musiaa. Zostaj tutaj. Przecie jestem czowiekiem plemienia, nie pamitasz? Pyrrusanie s nieokrzesani, zawzici i wybuchowi, dobrze o tym wiesz. Ale ja jestem taki sam. Wic, moe w kocu znalazem swj dom?... - Ze mn... Na zawsze. - Oczywicie.

Planeta mierci III

- 193 -

Ju nic wicej nie trzeba byo mwi.

HARRY HARRISON Urodzi si w 1925 roku. Od 1978 r. peni funkcj przewodniczcego World Science Fic-tion - wiatowej organizacji zrzeszajcej autorw SF. W jego powieciach znajdujemy duo humoru i parodii, a przede wszystkim wspaniae przygody.

Planeta mierci III

- 194 -

You might also like