You are on page 1of 40

Josif Brodski ZAMIE W MASSACHUSETTS Wybraa i przeoya Katarzyna Krzyewska Oficyna Literacka Krakw 1994 (c) by Josif Brodski,

Krakw 1994 (c) for the Polish translation by Katarzyna Krzyewska Krakw 1994 (c) for the Polish edition by Oficyna Literacka Krakw 1994 Opracowanie graficzne Dmitrij Szewionkow-Kismieow Redakcja Maria Kaniowa ISBN 83-7124-013-9

ZAMIE W MASSACHUSETTS W.Sz. nieg pada - sypie ktry dzie z kolei. Czarne odzienie natychmiast bieleje. Pl ju nie wida. Miasto zasypao. Bielej nie moe by - ju tak jest biao. A jednak - moe. Po cho mniej ma minut Gdy zapadaj nocami nieprzeniknione, s to idzie zegar, ni patkw w tych niegach. ciemnoci jak niena pociel.

Jakby nam nagle owa ziemia biedna prezentowaa w kocu tylko jedn poow twarzy - jej policzek mieci zebrane wszystkie jedwabie niewiecie. nieg sypie. Peno lodowatej kaszy. Wida zy lepiec szaleje i straszy. A czego dotknie, to od jego tchnienia w bielmo na oczach natychmiast si zmienia. Wczy odbiornik, piosenek posucha? Te bdzie pustka, cho nie cisza gucha. Albo list pisa do znajomej z Tweru? Aby drzwi sprawdzi biegniesz od papieru. Jak si rozebra i do snu pooy, gdy biel koszuli biel ramion pomnoy. Zza nich na ciebie cay puk si toczy biakami w szybie byskajce oczy. Za oknem zamie. Nie patrz w tym kierunku. Tam oczekuje twego podarunku krzepki pielgniarz w caunowej guszy, w pachcie koloru ju zbawionej duszy. 1990

4 GRUDZIE WE FLORENCJI On odchodzc nie obejrza si... Anna Achmatowa I Drzwi wcigaj powietrze, wydychaj parn mieszank. Ju nie wrcisz tu, gdzie ludzie gwarn ulic spaceruj parami nad Arno, jak nowe czworonogi. Trzask drzwi. I jedno zwierz za drugim wchodzi wolno na jezdni. W atmosferze tego miasta istotnie jest co, co w jakiej mierze przypomina las. Pikne miasto. Tu w pewnym wieku bez trudu si odrywa oczy od czowieka i odruchowo konierz unosi si z lekka. II Wzrok w mokrym mroku yka lampy - mrugajc powiek jak lekarstwo na pami; i powie ku przestrodze o dwch minutach drogi do Signorii - po wieku robic guche aluzje rwnie po czci do przyczyny wygnania: gdy obok wulkan si mieci, nie jest moliwe ycie bez pokazania pici; nie wolno jej otworzy nawet umierajc, dlatego e mier moe sta si czym w rodzaju jakiej drugiej Florencji z architektur Raju. III W poudnie kot pod awk sprawdza, gdzie s w tej chwili cienie. Na Starym Mocie (wanie go naprawili), tam gdzie na tle sinawych wzgrz majaczy Cellini, z zapaem si handluje galanteri wszelak: szemrzce fale skubi gazki zabrane krzakom. Zote loki licznotki - pochylonej nad jak rzecz tkwic wrd pude, drobiazgiem wyjtkowym, pod spojrzeniem handlarek chytrym, niemal surowym s jak lady anioa w krainie ciemnogowych. IV Czowiek zmienia si w szelest pira, w jego zawile krcone ptle liter i w polizgu co chwil stawia przecinki, kropki. Pomyle tylko, ile razy dostrzegszy, e "m" w zwyczajnym sowie tkwi, piro si potykao i unosio brwi. To znaczy, e atrament uczciwszy jest od krwi i twarz w mroku, gdy sowa s z zewntrz, z drugiej strony (a w ten sposb wilgoci jest szybciej pozbawiona) w umiechu si wydaje papierem pogniecionym. V Nabrzee przypomina zastygy w bezruchu pocig. Domy stoj tak jakby kto je po pas odci. Ciao w paszczu zanurza si w ziejc wilgoci paszcz bramy wejciowej, wspina si przez zniszczone, spaszczone zby; drepczc kieruje kroki w stron gorcych podniebiennych ukw z ich zmatowionym, staym "16". Dzwonek straszny w swoim bezgosie

daje w efekcie "prosz, prosz" skrzypic nieznonie; w przedpokoju czekaj dwie stare cyfry "8". VI W brudnej kafejce oko pod cyklistwk, w pcieniu przywyko do amorkw, nimf, stiukw na sklepieniu. Czujc niedobr tercyn, stary szczygie w skupieniu cho niedonie cignie swe popisowe scherzo. Promie soca rozbity (bo go paace nc) o kopu wityni, gdzie spoczywa Lorenzo, przenika przez zason i grzeje chd kamienny y brudnego marmuru, mis z kwiatem werbeny, a szczygie dwicznie piewa w centrum drucianej Rawenny. VII Pochaniajc powietrze i wydychajc par, drzwi florenckie trzaskaj. Czy raz czy te par razy ycie przeyjesz (oce wedug swej wiary) ju w pierwszy wieczr stwierdzisz; to jest nieprawda -powiesz mio gwiazd nie porusza (ksiyca tym bardziej), bowiem to ona wszystko zawsze dzieli po poowie, nawet pienidze we nie. Nawet wielogodzinne myli o mierci. Gdyby gwiazdy Poudnia czy inne moga poruszy, byby to ruch w strony przeciwne. VIII Kamienne gniazdo stale rozbrzmiewa gromkim rykiem, piskiem hamulcw. Jezdni przecina si z ryzykiem, e bdzie si za-pl/szcz-utym na mier. Grudniowe brzydkie niebo, w nim masyw jajka, ktre znis Brunelleschi, z oka, co na blask kopu odporne - wyciska ezki. Policjant na skrzyowaniu rkami znaczy kreski podobne do litery "K" - w gr, w d. Z ukrycia gonik grzmi o droynie, o problemach spoycia. Jake jest nieuchronne "y" w pisowni ycia! IX S takie miasta, do ktrych nie ma powrotu, jak sadz. Tam si odbija od okien, tak jak od lustra, soce, a wic si nie przeniknie przez nie za adne pienidze. Tam zawsze pynie rzeka pod szecioma mostami. To tam s takie miejsca, gdzie si przywiera ustami do ust, pirem do kartek. Tam trudno co ustali, faluj czarne monstra, kolumn i arkad niead. W tramwaju tum si wciska w kady zaktek niemal, mwic jzykiem tego, ktrego tu ju nie ma. 1976 9 * * * Oto pywanie we mgle, e tak powiem. Na stoku w pustym barze pochylony nad swoj kaw wertowaem powie, tkwic w ciszy, niby w gondoli balonu. Rzd nieruchomych butelek z pcienia nie przyciga spojrzenia.

We mgle pyna d. Mga bya biaa. Z kolei obraz statku pod powiek, w bieli (patrz prawo wypornoci ciaa) zdawa si kred zanurzon w mleku. Jedna czer, biaym nie pokryta pyem, to kawa, ktr piem. Morza nie wida. Biel w oczach si mieni, spowija ptnem wszystko i bez racji jest myl, e dka poda ku ziemi, jeli to d jest, a nie kondensacja mgy, jakby dola kto bardzo uparty do mleka biaej farby. l971 (?) 10 URYWEK W czasie kolacji nagle wsta od stou i wyszed z domu. Ksiyc wieci jasnym, zimowym wiatem, a cienie od krzaka zdoay przedrze si przez ogrodzenie. Tak wyrazicie czerniay na niegu, jak gdyby tutaj puciy korzenie. Serce zadrao - nigdzie ywej duszy. Wszystko co yje tak ogromnie pragnie przezwycienia wszelkich ogranicze, rozprzestrzenienia si i wszerz i w gr, e starczy tylko, by wyjrzaa gwiazda choby najmniejsza, a prawie natychmiast wszystko dokoa staje si zdobycz ju nie nas samych, ale naszych de. 1972 11 ANNO DOMINI Prowincja wituje Boe Narodzenie. Paac Namiestnika w girlandach z jemioy. Pochodnie i znicze dymi na kruganku. A w zaukach rwetes, burdy, zawodzenie. Na tyach paacu brudny i wesoy tum si wije, toczy, kbi bez ustanku. Namiestnik choruje. W ou jest przykryty szalem, ktry zdoby kiedy w Alkazarze, gdzie peni by sub. Rozmyla na temat goci, ktrych wanie teraz pewnie wita w salonie na dole ona z sekretarzem. Moe to i zazdro. Dla niego nic nie ma wanego prcz chorb, zamknicia si w swoich snach i perspektywy oddelegowania na sub w stolicy (awans zasuony), bo wie, e dla tumu, by mg zaspokoi

waciwy ludowi instynkt witowania nie trzeba wolnoci; i dlatego onie pozwala si zdradza. Jakie by mia inne myli, gdyby go nie zeray ataki choroby i tsknota? Gdyby kocha mocniej? Odruchowo rk, w obronie przed zimnem, ruszajc odpdza mczce majaki. ...Zabawa w salonie hamuje emocje, ale ich nie gasi. Pijany ju cay tum. Wodzowie plemion szklanymi oczami patrz, czy si zjawi wrg nieistniejcy. Obnaone zby, co gniew wyraay, jak koo cinite mocno hamulcami, zastygy w umiechu. Tymczasem sucy wnosi jado. Jaki czowiek - kupiec moe krzyczy przez sen. Sycha, jak gdzie gra muzyka. ona Namiestnika z sekretarzem zmierza do parku. Na cianie imperialny orze, ktry ju wtrob swego Namiestnika wydzioba - podobny jest do nietoperza. I tak to ja, pisarz, ktry wiat zobaczy przecinajc rwnik na ole, ponadto zerkajc przez okno na wzgrza, mylaem o dziwnej zbienoci naszych bied, rozpaczy: Namiestnika nie chce widzie Imperator, mnie - mj syn i Cyntia. Zginiemy tu cakiem. Gorzkiej i zej doli pycha nie ma siy podwyszy do rangi dowodu przewiny, emy od obrazu Stwrcy tak odeszli. Rwni bd wszyscy zoeni w mogiy. Dobrze, e za ycia jeszcze si rnimy. Dlaczego wic rwa si gdzie z paacu, jeli nie moemy sdzi ojczyzny. Miecz sdu pogry si w naszym zdeptanym honorze. Nastpcy i wadza s dzi w obcych rkach... Jak dobrze, e odzie mijaj te ldy. Jak dobrze, e tutaj zamarznite morze i e ptaki w chmurach nie musz si lka, tak subtelne wobec ich cielsk ociaych. Ale to nie moe stanowi zarzutu, chyba eby si te ptasie gosy w jakim stosunku do naszej wagi znale miay. Niech lec do kraju niosc swoje nuty. Niech w naszym imieniu krzycz chocia ptaki. Kraj... Obcy panowie (nieznajome twarze) w gocinie u Cyntii nad dziecka koysk nisko pochyleni niby mdrcy nowi. Dziecitko zasypia. A gwiazda si jarzy, jak ar pod ostyg chrzcielnic rozbyska.

Owi gocie nawet nie dotknwszy gowy pragn nimb zamieni w kamstwa aureol, a Niepokalane Poczcie na plotk, milczc o ojcostwie - nie dajc wyjanie. Paac pustoszeje. I pitra powoli gasn. Jedno. Drugie. Po bokach i rodkiem. Tylko dwa ostatnie okna pon janiej: moje, gdzie do wiecy tyem odwrcony patrz, jak si ksiyc po lenym sklepieniu przelizguje, widz Cynti, niegi w dali; i okno Namiestnika, ktry z drugiej strony ciany walczy z blem ca noc w milczeniu i aby rozpozna wroga, wiato pali. Wrg si wycofuje. Pynne wiato zorzy penetruje z lekka peryferie wiata. Wpeza w okno, aby swoich sposobw uy na sprawdzenie wntrza, a gdy na nie spojrzy, resztki uczty ostrym promieniem omiata i waha si, lecz nie przerywa podry. Stycze 1968, Poaga 15 BOE NARODZENIE 1963 Zbawiciel si narodzi wrd okrutnej zamieci. Na pustyni paliy si ogniska pastusze. Nawanica szalaa, biednym krlom, co nieli dary, dech zapieraa, wyrywaa im dusze. Wielbdy podnosiy dugie kosmate nogi. Wy wiatr. Gwiazda ponca w nocy, patrzc w ziemi i na trzy karawany, zobaczya jak drogi ich przed grot Chrystusa zbiegy si jak promienie. 1963-1964 16 BOE NARODZENIE 1963 Mdrcy przybyli. Malutki mocno zasn. Na nieboskonie gwiazda wiecia nisko. Zimny wiatr zamit nieg i usypa zasp. U wrt na piasku zatrzeszczao ognisko. Dym szed jak wieca. Jzyk ognia si krci. A cienie byy raz krtsze, to znw znacznie si wyduay. I nikt nie mia pojcia, e si tej nocy rachunek ycia zacznie. Mdrcy przybyli. Dziecina mocno spaa. Ostre kamienie cian obek okray. nieg zawirowa. Mga si kbia biaa. Leao Dzieci i dary te leay. stycze 1964

17 *** E.R. Zimna kraina miodem pync, w mleku kryje odbicie miasta. Dzwoni kuranty na wiey. Pokj z kloszem. Anioy w oddali co chwil wszczynaj haas, cakiem jak w kuchni kelnerzy. Pisz do ciebie z drugiej strony kuli ziemskiej, w dniu Narodzin Chrystusa. Zamie szalejca za oknami wybucha "luli aj" zwyciskim: biel si mnoy. On wkrtce skoczy dwa tysice lat. Zostao czternacie. A dzisiaj jest roda, jutro czwartek. Rocznic - bardzo na to licz postaramy si uczci jak trzeba, bez lodu, chronic przed nastpnymi zmarszczkami policzek. Tak po prostu z Nim razem. I to wtedy wanie spotkamy si. Podobnie jak gwiazda, co mimo cian, drani gospodarza wiecc coraz janiej drczy such jednym palcem budzone pianino. Jakby kto sylab uczy si, gdy liter nie zna. Albo astronom patrzy, czy ksztat si wyania imion wasnych, gdzie nie ma nas, gdzie przestrze gwiezdna, tam, gdzie suma zaley od odejmowania. grudzie 1985 18 UCIECZKA DO EGIPTU ...posaniec si pojawi, skd wzi si - nie wiadomo. W pustyni tam stworzonej, by cud si mg dokona i byo tak, jak kiedy, zajli si noclegiem, ognisko rozpalili, i w zasypanej niegiem pieczarze - jeszcze swojej nie przeczuwajc roli spokojnie spao dzieci w zocistej aureoli. Nabray jego wosy wasnoci wiata dosy, by lni nie tylko teraz, w krainie ciemnowosych, lecz jak prawdziwa gwiazda swym rzeczywistym blaskiem dopki ziemia bdzie istniaa: wszdzie, zawsze. 25 XII 1988 19 ZOFIA (Poemat) CZ PIERWSZA W Wigili zaproszony byem na pierogi. Za oknami wiatr kry i rysunki robi, krelc kka na niegu, jak co dzie wieczorem. Blask reklam si pojawia jak zwykle nie w por. Nie mogem do lufcika nie przysun twarzy:

za oknami majaczy milicjant na stray. Brzczay i dzwoniy tramwaje w ciemnoci, a wagony si tuky, dudniy na mocie. Postukiwanie bryek lodowych dalekie o przsa mostu szumem nioso si od rzeki. Na skrzyowaniu pijak zjawia si, to znika, jeszcze mocniej przywarem czoem do lufcika. D wiatr i porozwiewa cay nieny opad. Wida byo wetknitych w zasp kilka opat. Poyskiwaa tafla niezamarzej wody, przelicznie pokryway si szronem przewody. Skrzypia drewniany pomost. Pociemniay zaspy. Pijak na skrzyowaniu nieruchomo zastyg. Zapalona latarnia z jej odbiciem w oknie koyszc si zwikszaa cienie czterokrotnie owemu pijakowi tu nad sam gow. Milicjant si oderwa od budki i znowu ruszy w ciemny kt, cian majc za oson, a cie take i zacz, lecz w przeciwn stron. Tramwaje podzwaniay, dudniy w ciemnoci, podrygiway belki i deski na mocie. Jednostajne poszumy niosy si od rzeki, ciarwki byskay w pmroku dalekim, takswka gnaa jakby kto j wci pogania, sygnalizator wietlny lni na skrzyowaniu. Zawieja nie zmniejszaa si ani o krzyn, wiatr szarpa i podnosi granatowy szynel. Czkajcy pijak nadal pozycji nie zmienia. Lampa w ruchu szukaa cigle jego cienia. Ale cie w gdzie znikn, pewnie biel go skrya. A moliwe, e w kocu wcale go nie byo. Nic nie mcio ciszy. Tamten trzyma rami, skradajc si ostronie, tu przy samej cianie. Jego cie ustawicznie umyka od niego. On skrada si i czai, i ba si jednego: by pijak si nie zerwa i uciec nie zdoa, ale ten wtedy myla o czym innym zgoa. Wiatr wia, koysa krzewem, gaziami chrzci. nieg pada coraz wolniej, ale coraz gciej. Pod zason ze niegu - jednolit cian sta czowiek otoczony biel nieprzerwan. nieg wszystkie jego lady zasypa, pogrzeba, wygldao to, jakby pojawi si z nieba. Spotkania w aden sposb wstrzyma si nie dao, zapobiec mu, uprzedzi, gdy si okazao, e bya ich tam trjka. Strach - to by ten trzeci. Nad lamp si koysa mrok, a szum zamieci jak gdyby si przyblia i naciera z si. Par krokw ich tylko od siebie dzielio.

Wtem wiatr zad z gwatownym i dononym rykiem. Machnwszy nienobiaym, jak skrzydo, botnikiem, midzy nimi si z wizgiem samochd przetoczy. Nagle co mi zasnuo i zamglio oczy. Na ulicy kto krzykn - wyrane "nie!" pado. Na moment zgaso, potem zapono wiato. Zauek opustosza, znw cisza i spokj. Czarna sylwetka krzewu widniaa w pmroku. Zegar wskazywa pierwsz, mrok tarcz zaciera. W oddali majaczya Cerkiew Zbawiciela. Tylko niezamarznita woda si czernia. Dokoa adnych ladw na niegu nie byo. Czasami myl o tym, e mrok najczarniejszy bieli niegu nie moe w adnym stopniu zmniejszy, nawet o jedn trzeci, e noc nieskoczona nie ma mocy, by owe zastpy pokona, ktre przeciw niej niena zamie wystawia; z przestrzeni ja wypiera tajemnicza sia. Cigle wic byo cicho i pusto przede mn. Jeszcze chwil przez okno spogldaem w ciemno. Zarys krzewu w pmroku tkwi znieruchomiay, tramwaje swe brzczenie kontynuoway, drewniany pomost w dali skrzypia wci z uporem. Cichutko i ostronie opuciem stor. Ledwie si poruszya biaawa zasona. Matka nad cerowaniem skarpet pochylona. Ojciec duba co w swoim fotoaparacie. Brat w ku czasopisma wertowa uparcie. Kot na grzejniku mrucza melodyjki stae. Ja tymczasem krawaty milczc studiowaem. Wci panowaa cisza i lekka pmgieka. Zanurzaa si w wen byszczca igieka, nad ni ruch okularw szybki, poyskliwy. Rozoone na stole lniy obiektywy. Kot w swoim ciemnym kcie co mrucza bez treci. Przymierzany przed lustrem mj krawat szeleci. Ojciec tkwi nad napraw swoich aparatw, umiech sponad czasopism nie schodzi z ust bratu Boonarodzeniowe o cudach legendy. Za szkem w zegarze byska krek umiechnity, cho si waha, lecz w cigym ruchu nie ustawa. Ja przed lustrem starannie wizaem swj krawat. Matka wci cerowaa psowe skarpety. Prostokt kalendarza lni na tle tapety. W przytulnym kcie kinkiet ciepym blaskiem wieci, jasne plamy si kady na gadkim parkiecie. Kocie oczy wieciy w ciemnoci pod stoem. Ja przed lustrem ze swoim krawatem utknem.

W ciszy kot pomrukami dawa zna o sobie. Ja si skoncentrowaem na wasnej osobie. Gwatowne wycie wiatru dobiego zza okien. Z wyton uwag lizgaem si wzrokiem to do gry, to na d po lustrzanej tarczy, syciem wzrok widokiem, zupenie jak Narcyz. wiato padao z tym, a pokj by mroczny, wic rysy mojej twarzy byy niewidoczne, bielaa owietlona rka. Wzrok przemierza odlego od podeszwy buta do konierza. Przyspieszony ruch oczu stawa si mczcy, by zatem czas najwyszy, aeby z tym skoczy. Ale jeszcze wstrzymaem si przez ma chwil: wiato padao z boku, gdy staem profilem i jedwabna koszula lnia z jednej strony, podobnie jak but wieo past wyczyszczony, a drugi postawiony w cieniu ledwie byska. Mj drogi krawat jeszcze pikniejszy by z bliska. Panowaa tu cisza i lekka pmgieka. Poruszaa si zwinnie srebrzysta igieka. Bg wie, co brat wyczyta w swoich czasopismach. Bg wie, gdzie ojciec buja mylami, gdy ciska w rowej rce swoje mae rubokrty. Ja staem z boku, nieco od nich odsunity. Tak sobie myl czasem, e w tym lustrze moim kiedy si odnajdziemy po latach we troje, pord przytaczajcej ciszy, pord mroku, w jakim nikym wiateku padajcym z boku ja sam, i to odbicie, i tsknota jaka, i bd jedynakiem tam, ju bez bliniaka. Wskazwki na zegarze znalazy si razem. A brat si jeszcze cigle umiecha znad gazet. Przebiegajce z dala od mojego buta sczyy si promienie wiata, lecz zasnuta mrokiem zostaa ojca twarz zafrasowana. Fotografie rodzinne ciemniay na cianach. Odchyliem zason. Za oknem przede mn wiroway nieynki, lecz nie byo ciemno. Kalendarz si nie zmieni, a wiatr wci bezkarnie nad zaspami potrca rozchwiane latarnie i Cerkiew Zbawiciela majaczya w dali. Zegar w dole na pierwszej wskazwki ustali. W rowym kcie lampa palia si z boku, a krzesa si cofny, schoway w pmroku. Widoczna tu przede mn ciemniaa sylwetka: mj bliniak si ubiera, gow chylc z lekka. Podniosem wzrok i nagle zmartwiaem - w tej chwili oni wszyscy we czwrk na mnie si patrzyli. Swj sprzt fotograficzny ojciec reperowa,

tarcza zegara we mgle janiaa matowo, brat lec utkwi w mroku wzrok znieruchomiay, po pododze si jego gazety walay. Za oknami si wszystko kotowao. Prdzej zaczy si koysa w abaurze frdzle. W owej ciszy na dobre pmrok si rozgoci i sycha byo nawet z pewnej odlegoci skarpet pod biegnc przez ni szybko ig, jej szmer dochodzi z kta i wreszcie mi zbrzydo powtarzanie wszystkiego da capo al fine. Nadesza pora, aby wybra si w gocin. Spogldajc w kalendarz, na to, jak nieliczne s dni do koca roku - znalazem si w styczniu. Przez zasony szed przebysk latarni milczcej i w moim kalendarzu milczay miesice. Czujc, e rok przyniesie trudnoci niemae, w stron wyjcia z pokoju kroki skierowaem. Nagle co si zaczo, przybrao na sile. Brat prbowa wsta z ka, a za krtk chwil z krzesa za stoem matka zerwaa si z naga, iga skoczya w gr i z rk jej wypada, ojciec chwyci aparat - te z rk mu wyskoczy, a pod stoem bysny dziwnie kocie oczy. Rozleg si zgrzyt zegara. W drzwiach szczkna klamka za mn i przesuna si zasuwa zamka. Odwrciem si szybko nieco przestraszony: wszyscy byli w pokoju, kt wic mg drzwi zamkn? A ojciec bezszelestnie opuci zasony. NIE MONA JU DOWIERZA TERAZ ADNYM ZAMKOM. Cofaem si i okno poszo wstecz tak samo. Kot skoczy w oznaczone miejsce jasn plam. Pod sufitem, gdzie bya koncentracja mroku, byszczaa olepiona iga jednooka. Chtnie bym sobie krzykn ze strachu tym razem ojciec stercza wrd stosu rozrzuconych gazet. Czy moliwe, e zjawi si kto midzy nami? Czy zacznie si przesuwa nam tu przed oczami, na podobiestwo drzewa zasnutego pyem? Nie mogem ust otworzy, wadz w nich straciem. Na cianach pord tapet zjawia si kreda. Jak zdrtwiaem ze strachu - wyrazi si nie da. Drzewa w naszym pokoju, ktry w las si zmieni! Tutaj rosy gazie dotykajc ziemi, rwnoczenie sigay sufitu i cay proch z kadego zaktka niemal omiatay, a korzenie si wiy w oczach jak powoje, za wierzchoki splatay si w centrum pokoju. Wpatrywaem si w pokj najtrzewiej jak umiem. Wszystko tu zawierao si w jednym poszumie.

Igliwia ani lici nie wida, bo one przez zim miay swoje miejsce wyznaczone. Lecz wierk by midzy nimi - przynajmniej tak sdz jedna iga skupiaa refleksy byszczce. Dwa drzewa si jawiy w mojej matki oczach i tyle samo kady z nas posiada. Chocia rn miay wysoko, to jednako goe, puste byy gazie i kady wierzchoek, w jednej igle na czubku cay blask si zlewa. W kadej twarzy widoczne byy te dwa drzewa. Wszystko to si skoczyo w ciszy i w ciemnoci, tak samo jak zaczo si niemal bezgonie. W pokoju znw zawisa leciutka pmgieka, na pododze pod stoem bysna igieka, ja staem nieruchomo przy oknie w pmroku, ktry spokojnej ciszy dotrzymywa kroku. A iga cigle jeszcze leaa pod krzesem, brat dra pord czasopism, ale pewien jestem, e nie zdy przejanie cyferblat zegara. Ojciec nadal przy stole naprawia aparat. Zasuwka si cofna i tylko zasona na oknie falowaa lekko odchylona. Wszystko byo jak przedtem i teraz od nowa kady swoje zajcia mg kontynuowa. Kot znalaz si pod lamp i lea ponury, okalao go wiato padajce z gry. W stron okna rzuciem jeszcze spojrze par medytujc, kto tutaj poruszy kotar. Matka szukajc czego w milczeniu przyklka. Po chwili znowu iga zalnia w jej rkach, ja domi przecignem po skroniach bez sowa i znowu koniec igy w skarpetach nurkowa, bysny okulary i w mroku si skryy. Rozoone na stole lniy obiektywy. D wiatr i coraz bardziej zgszczaa si ciemno i przejmujca pustka za oknem przede mn. Signem do lufcika, wycignem wino. nieg bi w olepe okna, chcia stor odwin, wydajc dwik brzczcy dziwnie za zason. W przedpokoju zadzwoni dzwonek telefonu. Roztrcajc stojce na drodze ciemnoci, rzuciem si do niego, ale to, e goci u nas kto - wyleciao mi cakiem z pamici. Zapomniaem, e w naszym pokoju si krci kto za mymi plecami, wzdycha, spacerowa i wtedy usyszaem w suchawce te sowa: Nie bdziecie ju wicej witowali razem i nie bdzie kompanw do kielicha, wazy.

W ojczynie swojej miejsca nie bdziecie mieli, nie bdzie pocaunkw, nie bdzie pocieli ani snw erotycznych i nic si nie zmieni. Nie bdziecie mie wiosny, lata i jesieni. Nie bdzie dla was jada, nie bdzie napoju, nie bdzie dla was w kraju witego spokoju. Nie bdzie rk na skroniach - pamitajcie o tym, ani oczyszczajcej nie bdzie tsknoty. I drzewo w waszych oczach nigdy nie zagoci, i nie bdzie ju nigdy adnej samotnoci. Nie dotknie was cierpienie, zoci te nie bdzie. Nie dla was czuo, lito, wspczucie i szczcie. Nie dla was bdzie rado i nie dla was bieda. Nie bdziecie mie nawet wody ani chleba. Nie bdzie paczu - w oku za si nie pokae, nie bdziecie te mieli pamici i marze. Nie dostaniecie listw wysyanych do was, a po dawnym rozumie bdzie pusta gowa. Z biegiem lat utoniecie tutaj w mrocznym cieniu. Oguchniecie. I w kocu zgnijecie w wizieniu. Przeszo si do was tyem odwrci, a ca rzeczywisto zasoni przed oczami caun. Odoyem suchawk i od telefonu odszedem, lecz on mwi nie zmieniajc tonu, wic zawizaem krawat i wyszedem z domu. CZ DRUGA W Wigili zaproszony byem na pierogi. Za oknami wiatr kry i rysunki robi, krelc kka na niegu, jak co dzie wieczorem. Blask reklam si pojawia jak zwykle nie w por. Pobrzkiway cicho tramwaje w oddali i chopcy pdem z gry ku rzece zbiegali. W stron komisariatu podjeday suki. Raziy biel, dranic wzrok, gzymsy i stiuki. W zawrt gowy wprawiay sklepowe witryny i wzniecay niepokj wedug regu zimy. Obejmujce miasto pmroki, pcienie potgoway jeszcze dziwne podniecenie. Lampy nad drzwiami, w owym oglnym zamcie, nurkoway w zasnutym niegiem firmamencie. Samochody dostawcze suny w ciemnoci,

tramwaje wci dzwoniy, dudniy na mocie. Myli mci niepokj, tsknota i smutek. Szum szed od brzegw rzeki lodami nie skutej. Zatrzepotaa lekko kartka kalendarza Miarowy ruch latarni stale si powtarza w odbiciu jej promieni i na cianie wieci, za pomoc tych dwojga: okna i zamieci. Rozchwiay si nad zasp szczebelki w parkanie i w ciemnoci katedra drgna niespodzianie, w jej wntrzu zadra otarz przy bocznej kaplicy, a dzwon si rozkoysa i hucza w dzwonnicy. Zbliyy si wskazwki zegara do siebie. Sam Bg si rozkoysa i zachwia na niebie. Tu przy moim ramieniu hutaa si stora. Za oknami podwjny blask, tego wieczora koysa si w poczuciu triumfu i chway. Boego Narodzenia mroki si zachwiay. W jaki sposb tsknot mona rozkoysa, eby rozhuta stor, co u okna zwisa, od samego dotknicia skroni, przytulenia, spowodowa na cianie koysanie cienia, by drzewko wychwycone lampkami nauczy, jak si ma rozkoysa balansjerem uczu (niepokj - ponienie - wreszcie zemsta) i czy z tymi zastrzeeniami: by czasu nie liczy, z tym, aeby czasowi nic nie puszcza pazem, i z tym jeszcze, e uczu adnych nie przekae. Aby odda uczucia przy jego pomocy, nie trzeba byo w sam wigili, po nocy przedziera si przez gst mg drog nieatw, mija na skrzyowaniu to podwjne wiato, naraa si na napad i inne przykroci, nienaturalnym ruchem roztrca ciemnoci. Nie trzeba byo ognia i wiata adnego. Wszystko wczorajsze bdzie dla dnia jutrzejszego. Wszystkie uczucia bd potrzebne do mierci. I wszystkie one bd w obliczu zych wieci odkryte - starczy, gdy ich przeczucie zagoci, jakby midzy walczce ostro namitnoci, co, co nas przeladuje, tutaj si te wkrado. Brakowao, by jeszcze wyczyli wiato! Jak lunatyczka pord latami ulicznych, niby tor wycigowy dla cieni rozlicznych, lub krlestwo przecigw, w ktrym kto si schowa, chwiaa si oficerska willa luksusowa. Jeli wic kto ci ledzi, ciekaw twych sekretw, to - nierozpoznawalni w blasku epoletw, zagubieni, gdy weszli midzy amfilady i mocno ciskajcy w doniach czekolady, barokowe krgoci tulc - atwo dociec, e s to modzi chopcy sucy w piechocie. Oni krwi nie przelej, pozostan w szyku, jak zostan ich jabka wypade z koszykw, tak samo ich rodziny, domy i mioci. To wanie jest granica nieosigalnoci.

Kto si trzs pod napisem na tabliczce "wejcie"? Kto zadra przeczuwajc kolejne nieszczcie, kto si wzdraga w przeczuciu tej czarnej godziny, kto ba si raz do roku - raz jeden jedyny, kto o splamieniu duszy grzechem nie chcia sucha, czyja jasna i czysta dusza bya gucha, komu w por udao si horyzont zmniejszy, kto zadra, przeczuwajc swj wstyd najstraszniejszy? Kpina, szyderstwo, drwina - a oto co czyni: szczyt nieosigalnoci staje si wityni, niezomno do orzecha porwna najprociej, grzech moe by przykadem nieosigalnoci, szczytem opanowania s kielichy puste, tkwice wrd niezomnoci niezniszczalnych luster. Kto w zaukach nad New bdzie umia przey ycie mdrzej i pikniej ni ty i w odziey wytworniejszej i lepiej dobranej, kto obok ciebie idc, mijajc ci, pole za tob liczny umiech, taksujc wzrokiem z gry na d, a w czyim sercu nigdy nie zostawisz ladu, w czyich oczach nie bynie nigdy bkit nieba odbity w miejscu gdzie si rozpociera Newa i czyje czarne palto oraz niebieskoci beze mnie pozostan kiedy i w ciemnoci (nawet gdyby si ogie pali) pogreni ludzie nie zauwa istniejcych cieni? A jake bez poczucia i czasu, i dat, w powszechnej Solitude czy te Soledad, posugujc si rk i gow, omiata kady kt, poszukujc prapocztkw wiata, sprawdzajc po omacku, czy w niegu nie ton, lub na zegarze, z gow gdzie w chmurach utkwion, za pomoc ust, kolan, szuka wszdzie gdzie moe by niezmierzone, bezbrzene O, D? W caym Osamotnieniu, ODrbnoci Duszy, w swoim DOmu i dalej - w zarolach i guszy, szuka w rODzinie, w kraju, cay rok - kt moe? W braku wiary - GospODi, o mein Gott, o Boe! Szuka nie w sowie "HADes", lecz "zgoDA" i "DAr", OD wyjciowego "nigdy" DO "tak", "so" lub "DA". Od dziecistwa, gdzie w kcie, zaciskajc usta, oddawaem si w ciszy kontemplacji lustra, ktre nie wytrzymuje porwna ze stawem, a podziwiajc szmaragd, zdaem sobie spraw ze znaczenia umiechw patrzcych na ludzi i piekielnych emocji, jakie zwykle budzi: czy skAD jest odpowiedni, ciepota waciwa, co na prAwDziwo skarbu niewtpliwie wpywa. Pozostajc w tym krgu zainteresowa umiaem autentyczno oceni zachowa, prbowaem na rne sposoby oblicza czynniki wpywajce na zmiany oblicza. Przed skubaniem firanki nie mogem si ustrzec z niepokoju, czy wasn twarz rozpoznam w lustrze.

Za krgiem wiate, w kcie, pragnbym si schowa jak oficer na balu, lub w mroku jak sowa, jakim apoplektycznym zaj si obrazem. Jaka byaby rozkosz i obd zarazem dosi Durerowskiego rumaka i kusem wjecha w ciemno naprzeciw grzechom i pokusom, ciskajc skronie, ktre czas szronem naznaczy, wjecha w Apokalips tsknot i rozpaczy, przey rozkosz ryzyka i to podniecenie, kiedy spojrzysz za siebie i zobaczysz cienie, ktre cigle, niezmiennie pragn ci dogoni; widzie ogie ziejcy, sysze ttent koni, czeka, czy miecz ognisty w niebie si ukae rozkoysany niczym wahado w zegarze. W lustrze mog zobaczy nawet wasn dusz. Ona jest bardzo maa i powiedzie musz, e nie jest chyba wiksza od drobnego listka, i e jest niebywale przejrzysta i czysta, tak cudowna, jak gdyby odbiciem by miaa Boego wizerunku - pikniejsza od ciaa. Coraz gbiej w rojeniach pogra si gowa. Moj dusz Ty Boe tak nobilitowa, e staa si podobna do duszy dziewczcej, przepenionej dobroci i piknem, co wicej tak jak dziewczyna pena bywa optymizmu, ja w gbi serca sporo mam infantylizmu, ktry mi towarzyszy tu, w pnocnej guszy. Za oknem ani ciaa, ani ywej duszy. Za oknami migocze uliczna latarnia. Moj dusz wewntrzne milczenie ogarnia. Ucicho podniecenie w zmconych umysach, niezakcona cisza nade mn zawisa. Zbliajcy si stycze milczy za oknami i wiszcy na cianie kalendarz te zamilk. Cisza nad niegowymi zwaami narosa. Niesychanie milczcy jest oglny rozkad. Pod czaszk si powtarza dzwonienie, jak echo, mimo e milczy okno i milczy telefon. Moje serce i usta cakiem oniemiay pogrone w milczeniu. Milczy nard cay. Cakiem niezrozumiae jest milczenie zimy wobec ycia i mierci bez sensu. Milczymy. Czekam odgosw, ktre przerwayby cisz, chocia tu nawet niebios nie mona usysze. Ich kopua si w grze nad krajem zamyka. Zdziwaczaa, zgupiaa ziemia bez jzyka. Dziki wiatom, ktrymi nas niebo ogarnia, mj wiek - od czasu, kiedy powstaa latarnia, do apokaliptycznych koni - to nic wicej, tylko gestykulacja cieni, to na rce biaej rysunek yek liliowych z natury. Ale bogosawiony niech bdzie ten, ktry stworzy ow muzyk bez nut, unaoczni tak wanie kulaw i niem wyroczni,

bo z jej ust adna jeszcze odpowied nie pada, prcz guchego milczenia i cigego wiata. A jednak jakie dwiki zmciy t cisz, chocia tu nawet niebios nie mona usysze. W milczeniu sysz poszum, jak echo po wietrze, co - jakby cienie uczu - pynie przez powietrze. Pytania rosn w gr, niby las wysoko, skierowane do nieba lec ku obokom. Jak myli o zabiciu tuczonego cielca tocz si w zagubionych i cinitych sercach. Wtpi, czy bycie pustk zaniepokoili modlitw, nawet bardzo stosown do chwili, w dom ojcowski powrotem z efektownym wejciem, ze znaczkiem przyklejonym na pustej kopercie, aby nocne uczucia, ktre tu przeye, mogy si odzia w srebro lotniczych przesyek. To, co byo zmyleniem, prac si okae, nierzdem - szereg zwykych yciowych wydarze. Czasem botem i brudem bywa krew prawdziwa, a pod pozorem grzechu mio si ukrywa. Cud moe by marzeniem o cudach zaledwie i cho niezbyt pobony, sprbuj nie zwlekajc zabysn, zamigota, pogry si w niebie niby kartka pocztowa w najzwyklejszym raju. Z autoironi, gdy si sob nie zachwycasz, "oto jest Bg" powiadasz, "a to jest granica". Co jakby ni tworzyo zwizek i on z gry wyznacza twoje miejsce wobec Boga, ktry pobrzkuje stuleciem, losami czowieka i twoim yciem w doni - jak Io - z daleka. By myli zjawiajce si nocn godzin day jak oson marnotrawnym synom i piknej crce, miejsca zmieniajc pobytu oraz aby uczucia nie tworzyy mitu, nie trzeba byo ciemn, wigilijn noc wybiega ze swojego domu. No i po co byo ba si awantur, napadu, przykroci, w panice si pogra w ponurej ciemnoci i w strachu, gdy ju cakiem brako animuszu, ratowa si, umyka pogoni za dusz. A nawet wierzy w cuda te nie byo trzeba, ze swymi pytaniami zwraca si do nieba, a i tych listw pisa te nie wypadao, obawia si o siebie, ratowa swe ciao. Wigilia jest szczeglnym dniem w roku, a zatem nie mwi si, e mona ponie jak strat, a zwaszcza e si nie da niczego unikn przez zmian swej postaci na krow mityczn. I ty sam niezawodnie poleciaby bzyczc, na olep za t nienobia jaowic (jakby ci giez uksi) jak niebiaska osa, tym bardziej e wci milcz najwitsze niebiosa i prno by osony oczekiwa, da

od zego, lecz ze wszystkich najlepszego da. Skoro "ad" znaczy "pieko", kiedy na nas spADa tyle mk, sprzeDAwca mk nam wykADa na lAD - to mk owych nadmiar nie wart grzechu. Czy wyczujesz w panice i wielkim popiechu te cige wtpliwoci, ktre powsta musz w wiecznych zmaganiach z czasem w pogoni za dusz, w staym popiechu, w rwno rozoonej mce z obaw, aby uczu nie przekaza wicej, nawet w chwili, gdy one jak smutku dotknicie chwycone w ucisk skronie trzymaj zawzicie? eby uczucia, ktre tej nocy przeyem mogy ukry si w srebrze lotniczych przesyek, twoje uczucia, ktre zamie w t noc wplata w drzwiach ci przeka - piotrogrodzki telepata (uczucia owe bd mieszne, niespokojne, jak szpagat rozcignite od wojny do wojny) mijajc Letni Ogrd szepn na ostatku: nieosigalna moja polska adresatka. Twoja mio to chyba wychowanka wrek. Twj ukochany jest wspczesnym Orfeuszem. Twj obraz - fotografia, mrugnicie powieki, a dwik twojego gosu - dixieland daleki. W ogrodzie botanicznym spacery jak co dzie, a piew ukochanego gdzie z pieka dochodzi. We nie go sycha poprzez stor uchylon i wkrtce ju dwa gosy dwicz unisono, niczym organy, milkn jak ow stygncy, lubny bukiet, lecz wszystko to kiedy si koczy. Twoja dusza jest pikna i pena umiechw, cicha, spokojna, jeszcze daleka od grzechu, ale ona jest w drodze i teraz i potem z mioci, co przepenia ca tw istot. Twego ducha nic atwo nie zniszczy, nie skruszy, a przecie jednak grzechy nie min twej duszy. Ona moe by chora, cierpica i biedna. Zapamitaj, e dusz ma si tylko jedn. Gdy z podry polubnej powrcisz na miejsce, bdzie to dla twej duszy laurowym wiecem. To dla niej kwiaty, dla niej bd zalubiny i byszczce cierniowe gazki tarniny. Dusza wybaczy grzechy, bowiem ona sama bya ju od dziecistwa dobrze wychowana. Moe spali figowiec, ale te jej rami przygarnie i pocieszy; dusza moe skamie, ale ciebie wywyszy i nobilituje, przed Sdem Ostatecznym dusza uratuje. Czyj piew uderza w szyby gonymi tonami? Pewnie zakochanego sycha za oknami. W lad za gosem si wznosi dusza, aby potem cign go z wysokoci na ziemi z powrotem. I pniej ju inaczej spoglda si wzwy. Istotnie, ty wdrujesz niemal cay dzie, a duch twj w lad za tob poda jak cie

i kry po pokoju wtedy, kiedy pisz, po pewnym czasie dusza przypomina mysz. Kiedy moe wystpisz w postaci eglarza, jako "piewak nieznany" - bo to te si zdarza (dusza w to nie uwierzy, nie da si omami). Wdrwki swe zakoczysz w grze, nad chmurami. Tak wic, gdy twoja mio pod uwag bierze, e mgby sw dziewczyn chcie zoy w ofierze, w obawie przed tw dusz, pod drzewem si chroni, drca z obaw, gotowa nawet ci przegoni. Za oknem na ulicy co si mieni w oczach, tam kto przed tob chyba pragnie uciec, chocia ty, spojrzenie utkwiwszy w rdzewiejcy karnisz: nie widokiem ulicy teraz wzrok swj karmisz: patrzc w lad za mioci, co ma oczy modre, widzisz w nich swe odbicie - widzisz autoportret. Dostrzegasz bkit nieba i cie uczu, jaki pada na diabaz, niebo i na czarne krzaki, zobaczysz tamto drzewo i pieko. Prcz tego w owej grafice trudno odnale winnego. Osona z ciaa jest jak sito - nie wystarcza, a tylko dusza moe by skuteczn tarcz. Moesz si zachowywa swobodnie i szczerze jedynie za swej duszy niezomnym puklerzem. Wszystko jak sen mino wiatrem uniesione: dwa zgodnie brzmice gosy - mie unisono, poszumy drzew rozwianych na wietrze i pieni miosne, takie pikne, e twj umys zmieci ich tyle, ile granat ziaren, a si cay wypeni. Dziki temu moge jak wspaniay Argonauta w umysach innych te zagoci. Jednak tam - nie zapomnij - panujesz w ciemnoci, a sam jeste widoczny bdc w penym wietle. Pamitaj, e twa mia znajduje si w piekle. Ju lepiej jest bez gupca ni bez kamcy u nas. Obej si bez pieniarza atwiej ni bez runa. Lepiej by grzesznym, ni za grzesznego uchodzi, raczej uton, ni si unosi na wodzie. Ale pywak czy piewak zwykle lepszy los ma, kiedy zda si na tego, ktry trzyma wiosa. Twj wzrok bdzi w ciemnoci pochmurny i dziki. Moe dotr do uszu piknej Eurydyki pieni ukochanego poprzez zawi, wciek zo, grobowe milczenie, przez odr, przez pieko. piewaka otaczaj tylko same usta. Wok ponure mroki i bezbrzena pustka. W owej ciemnoci czarne drzewo oko mami. Pieni ukochanego dochodz z otchani. Jake dziwnie ta wielka cisza jest widoczna, przypominajc obraz w piknej ramie okna, gdy wiek jest zanurzony w nieruchom cisz i tylko - jak wahado - czowiek si koysze. A w tej wanie godzinie na wiat si otworzy

zrodzone Nowe wiato, wyprzedzajc zorz. Dwik pynie nad wczniami parkanu, cmentarzem, jak gdyby z nowej tarczy na nowym zegarze, bez popiechu, miarowo wnika nieprzerwanie, by duch nad wszelkim ciaem obj panowanie. To purpurowe wiato, ktre si zjawio z zewntrz, objo okno z niesychan si. Ono pod wpywem tego wiata nowej zorzy otwiera si i cay obraz jakby oy. Tak kroczy Orfeusz, tak Chrystus piewa pniej. To dziwne, e wam przyszo w taki sposb bluni i bez jakiegokolwiek wstydu, zahamowa rozkoysa si taki zwizek i zachowa. Rozhuta si ochoczo, brzczc w rnych tonach acuch rnych powiza midzy nimi dwoma. Kroczy Chrystus, Orfeusz piewa. No i jeszcze twoja mio, bdca wychowank wieszczek, przed koszmarami z krzykiem ucieka w step guchy. W strasznych ciemnociach nad ni brzczay acuchy, jak odgosy zegara albo telefonu. W mrokach huta si nad ni daleki dwik dzwonw. U zegara koysa si brzowy owal i miertelny idea rwnie balansowa. Hutao si wahado na mogiach, wzgrzach, wahadowo noc draa i dzie si porusza. Koysaa si w oknie stojca dziewczyna, chopiec we nie od waha te si nie powstrzyma. Rozchwiao si uczucie i krzak rozkoysa. Koysao si miasto i pustynna cisza. Rozkoysa si w oczach ciemny obraz drzewa, chwia si to z gry na d, to z prawa, to z lewa. Koysao si dziewcz trzymane ramieniem, waha si kady okrzyk i niedomwienie, huta si cie na cianie rwnolegle ze mn, hutay si wntrznoci i to, co na zewntrz, hutao si wahado z rwnomiern si, wieczorem nieco ciszej, lecz cigle dzwonio. Do wahada si Twoja czysta dusza zblia. Ty jeste jak wahado od bka do krzya. Inny rodzaj wahada stanowi, jak sdz, Twa rka wycignita, a w doni pienidze, kiedy liczy, obdziela gorycz i zotem od azarza do figi, wci tam i z powrotem. Od gniewu do mioci, od mroku do soca rozprzestrzeniasz si cigle Ty - krew pulsujca. Ty jeste jak wahado, ktremu si nie ni wypatrywa, skd pyn te miosne pieni. Ty sam jeste wahadem i wahada bratem. Twj duch jest najwspanialszym, piknym cyferblatem ze wskazwkami. Pomnij, wcz do swych oblicze, e tarcz ma by Twoje owalne oblicze. Od najwyszej mdroci do gupoty wiata Ty jeste jak wahado z ciemnoci do wiata. Jak widoczne za oknem falujce cienie

wahadem jest dla ciebie wszelakie istnienie. Ty sam jeste wahadem i ja te nim jestem w kadym dniu i godzinie, z kadym swoim gestem. Do wahada - o Panie Boe wybacz - musz porwna Twoje ciao, jak i Twoj dusz. I kady umys wprawi w ruch balansujcy jak wahado, chociaby dziewczyna na ce. Wci bdzie si koysa od paczu do miechu i od pieni miosnych do najgorszych grzechw. Ty bdziesz w rwnym stopniu dla cieni ulicznych wahadem, jak dla koni apokaliptycznych. KRZYK: Ja jestem jak wahado. Niech mnie nikt nie rusza. Dla jutra, dla przyszoci wahadem by musz. I nie boj si przyszych lkw i uprzedze, samego siebie o ich nadejciu uprzedz. Zobaczy wasn ndz, ubstwo i rany, widzie siebie na tarczy biednym, pokonanym, albo chorym w szpitalu za rok czy za chwil mog tylko jednostki - to boski przywilej. Przewidywa zaszczyty, wieniec laurowy, ktry prdzej czy pniej nie ominie gowy, ale te i z finau zdawa sobie spraw, to umiejtno, ktra jest ponad obawy. Chwali si bezsensownie, nim go sprawdz lata, potrafi - jak wahado - dobry telepata. Wy, ktrzy potraficie los wiesza na wosku, zdolni do oszustw, kamstwa, tsknoty i troski, szukajcy stosunkw i kontaktw z kadym, z noszcy i nieaski i szczliwe gwiazdy, gotowi do mieszania krwi, ale zarazem nieodporni na mio jak i na zaraz, zostawilicie prno wiato nie zgaszone, niepotrzebne s lady przez was zostawione. Waszych tajemnic wasi znajomi nie chroni. Zostaniecie pobici wasnych uczu broni. A c moe by bardziej race dla wzroku ni natrtne uczucie, co na kadym kroku pragnie skoczy do garda zdajc za wami? DOBRZE WAM WSZYSTKIM RADZ STA SI WAHADAMI. kwiecie 1962 48

*** To przedostatnie pitro ciemno wczeniej wyczuje ni okoliczne pikno. Ja ci obejm czule, nawet otul paszczem,

dlatego e deszcz w oknie tak ewidentnie pacze i po tobie i po mnie. Pora nam ju si rozsta. Rozcina szko t godzin srebrzysta nitka prosta. Nasz czas na zawsze min i opuci zason. Zmienimy zwyczaj stary Wyznacz - tak sdzone ycie cudze zegary. 49 LAGUNA I Trzy staruszki w fotelach w hallu, zerkajc sponad robtki, rozmawiaj o Golgocie. Pensjonat "Akademia" z caym wiatem prbuje popyn ku Boemu Narodzeniu w oskocie telewizji. Buchalter ksig wsun pod okie, i z zapaem tym wszystkim steruje. II Do swojego numeru, na pokad, po trapie wchodzi pasaer, niosc w kieszeni ratafi, jaki nikt (czowiek otulony paszczem), ktry utraci pami, ojczyzn i syna, jego garb opakuje po lasach osina, jeeli po nim kto w ogle pacze. III Dwik kociow weneckich, jak serwisw kawowych sycha w pozostawionym pudle po przypadkowych istnieniach. Brzowa omiornica yrandola w treliau dawno rzs zasnutym lie mokry postument peen brudnych i smutnych ez i snw, ktrych nikt nie przelicza. IV Adriatyk zwykle jeszcze przed brzaskiem porannym, noc, napenia kana po brzegi, jak wann; koysze dki jak kolebki; fisz, a nie w u wezgowia bdzie sta nocami i gwiazda morska w oknie swymi promieniami bdzie porusza stor, kiedy pisz. V Tak wanie y bdziemy i pomie ratafii zalewa martw wod ze szklanej karafki i zamiast ptaka-gsi rwno kraja ryb-leszcza, aeby uraczy nas wielu tego dnia Twj strunowy przodek, Zbawicielu, zimow noc, w tym wilgotnym kraju. VI

Wigilia bez choinki, bez niegu na dworze, lecz nad zakodowanym w wiadomoci morzem. Topic skorupk miczaka i ledwo zdywszy twarz skry, plecy za wyeksponowa, Czas wynurza si z wody i zmienia od nowa tylko wskazwk zegara - j jedn. VII Tonce miasto, tam gdzie nagle, nieskoczenie bezwzgldny rozum staje si mokrym spojrzeniem, tam gdzie pnocnych sfinksw poudniowy pimienny, mdry kuzyn, lew skrzydlaty bratu sw ksik zatrzasnwszy, nie zawoa "ratuj!" pluskiem luster zachysn si gotowy. VIII O zgnie pale bije gondola na acuchu. A dwik przeczy zarwno sobie, jak te uchu i sowom. Rwnie tamtemu mocarstwu gdzie las rk ronie bujnie i w gr si wspina, przed maym lecz drapienym biesem, e a lina pokrywa gardo lodowat warstw. IX Kiedy ugniemy okcie, wzniesiemy do gry praw i lew ap, chowajc pazury, to otrzymamy co, co bdzie tu przypomina mot w sierpie i ten gest odwany a przysowiowy, naszej epoce pokamy, tak podobnej do koszmarnego snu. X Ciao pokryte paszczem zajmuje obszary (te, w ktrych dla Mdroci i Mioci, Wiary nawet Nadziei brak przyszoci, ale zawsze jest teraniejszo, cho nie wiem jak gorzki byby smak pocaunkw dla yda i gojki) i miasta, w ktrych podeszwa na stae XI nie zostawia ladu, jak d na wodnej gadzi; kada przestrze za nami - w cyfrach - gdy sprowadzi j do zera, to wykluczy swe zwizki z wyranymi ladami, ktre pewnie biegn po placach tak szerokich, jak dwik sowa "egnaj" i po ulicach tak jak "kocham" wskich. XII Iglice i kolumny, arkady i mury, sztukaterie bram, mostw, paacw. Patrz w gr, ujrzysz umiechy uskrzydlonych lww, na otulonej wiatrem, jak sukienk, wiey niezniszczalnej, jak ziarno, gdy pod skib ley za stref czasu, ktry jest jak rw. XIII Noc na San Marco. Oto przechodzie z pomit

twarz, porwnywaln w ciemnoci ze zdjt z palca obrczk, obgryzajc w cieniu paznokie, najspokojniej, z obojtn min wpatruje si w to "nigdzie", w ktrym si zatrzyma moe myl, ale nie wolno spojrzeniu. XIV Gdzie za "nigdzie", za jego granic, przedziaem czarnym, albo bezbarwnym, albo nawet biaym, jest co w rodzaju przedmiotu czy rzeczy. Moe ciao. W epoce tarcia i cienia prdko wiata jest rwna szybkoci spojrzenia, nawet w momencie, gdy wiato nie wieci. 1973 54 *** E.R. Drugie Boe Narodzenie na brzegach nie zamarzajcego Fontu. Gwiazda Krlw nad ogrodzeniem portu. e nie mog y bez ciebie - nie trzeba mwi, skoro istniej, co wynika z tej karteczki. Jak wida yj, bowiem pij piwo, depcz zesche listowie, nie oszczdzam trawnika. Teraz w kafejce - w ktrej kiedy i my bylimy, jako szczliwi chwilowo bezgonym strzaem w stron poudniow rzuceni w przyszo pod naporem zimy krel palcami tw twarz na marmurze dla biednych; nimfy obok podskakuj, brokat na biodrach przy tym usiujc unie ku grze. C wic bogowie (jeli bura plama w oknie miaaby was symbolizowa) chcecie powiedzie przez to - jakie sowa? Przyszo nastaa, ale ona sama jest wytrzymaa. To przedmiot upada, muzyka cichnie, ju si nie ukae skrzypek. A morze si marszczy i twarze. Wiatru ani ladu. Kiedy to morze, a nie my, niestety, sie promenady zaleje i ruszy, cho krzyk "nie trzeba!" uderzy je w uszy, powyej gowy unios si grzbiety, gdzie pia wino, gdzie scha bluzka jaka, gdzie podczas drzemki leaa twa gowa, i skruszy stoy, by dno przygotowa dla przyszego miczaka. 1971 Jata 56

ZIMOWY WIECZR W JACIE Pociga twarz o rysach lewantyskich, dziobat cer ukrywaj baczki; kiedy wyjmuje papierosa z paczki, bezbarwny piercie nad palcu rozbyskiem dwustuwatowym nagle wzrok poraa. Moja soczewka jest bardzo wraliwa, mru wic oczy - i on si odzywa, krztuszc si dymem przy sowie "przepraszam". Stycze na Krymie. Czarnomorski brzeg zima odwiedza jakby dla zabawy: nawet nie moe utrzyma si nieg na ostrych klingach wysokiej agawy. wiec pustkami restauracje. Dymi paskudnie brudny ichtiozaur na redzie i zalatuje laurami zgniymi. "Nala wam tego paskudztwa?" "Nalejcie." A wic zmierzch, umiech i karafka. W mroku gdzie w dali barman, zaciskajc donie, jak mody delfin wznieca krgi wok feluki chams po brzeg wypenionej. Czworokt okna. tofiolet pyl odblaski garnkw. Na tle ciemnej palmy lec nieynki. Zatrzymaj si chwilo nie tyle pikna, co niepowtarzalna. stycze 1969 58 * * * Pocztek roku. Ogie rwc przebiega zesch choink, tak jak gdyby wyssa szkielety rybie wczeniej obgryzione. Nowy Faeton ju rwie si do nieba, po ktrym soce pynie niby wyspa. Ja w kwiecie wieku mkn w pnocn stron. Rok po swojemu zaczn. Na me plecy cie si od ramion kadzie, w gr wzlata jak morze, ktre rozwiera gardziele wszystkim jastrzbiom o piersiach kobiecych ze wszystkich galer, na wszystkich fregatach i z syrenami piknymi na czele. Twj, Apollinie, sownik - na co licz uwzgldnia argon w zwizku z kalendarzem. Przyczesz trjzbem spieniony lad cierpie! Podczas gdy huczy za oknami stycze, sielankowego chc elementarza, aby szaleca nie wymiewa sierpie. 1969(?) 59 ELEGIA

Wydatki ducha - okrzyki umysu, logik - rwno je oceni musz, gdy znw brn polem biaej zimie przyszo (ona jest bardziej milczca ni dusza). O czym rozmylam sam, z dala od ludzi, czemu jej lad mi spokoju nie daje. Tym razem przecie wyprzedzi ju grudzie jej odwilowe, lutowe zwyczaje. Jakime mrozem zima nas wychlasta, w cieple przeszoci mona grza si i my nie pamitamy, jak potrafi miasta da si przytoczy wydechami zimy. Pl oszalaych zoliwo bezmierna, ich cisza straszna jest w swoim ogromie. To ju nie spokj, ale ziemia ciemna sw drug posta chce innym przypomnie. Co potwornego jest w owej biaoci. Widz, e ycie biegnie, jak rzucone wyzwanie habie, zewntrznej saboci, w t blisko - cigle jeszcze niewiadomie. 10 grudnia 1960 61 SOBOTA (9 stycznia) Sobota. Dziwnie ciepo. Drozdy niby na wiosn gwid - jak w czerwcowy wieczr. Niespodziewanie wczoraj, jakby przeczu ataki wiatru, gg stuka do szyby natrtnie (jednak ja mu okna dalej nie otwieraem). A skrzypienia ostre akacji, barwy chmur, chciay mnie ostrzec przed ju bliskimi przymrozkami. Ale wszystko mino, nawet drozd nie krzyczy. Od rana czesk piosenk mnie mami. Przysza ssiadka jodyny poyczy i napenia pokj perfumami. Ten wanie zapach, co lawin wspomnie nagle wywoa dzi, w samo poudnie, reszt dnia ca zepsu mi paskudnie. Mylaem, e to ju nie dotrze do mnie. Noc. Bior piro, eby o tej porze pisa, e czuj jak ociao, e tak spokojne rano byo morze, ale pod wieczr znw si rozszalao. 1971 NOWY ROK W DOMU WARIATW

Zanij witeczna gsko odwrcona do ciany, z ciemnej na grzbiecie plamy krysztaek oka beztrosko mruga wrd snw zapomniany. Nie ma mdrcw i osa, gwiazdy ani zamieci, co ratunek przyniosa Dziecitku: wiatr krgi wznieci jak od uderze wiosa. Pyn podobne nimbom szumic len bram, ku odzianym w biel nimfom; wieczorem, jak i rano, rozetn biel sam wstgi rozdte limf poza szpitaln cian. Boonarodzeniowa gsko zasypiaj z nami, od sennych mar si schowaj pomidzy bateriami, pord liwek i jabek rozpostrzyj skrzyda biae z gow pod selerami. Oto wierszcza piosenki, ktry pod listw pi tu, pyn i rosn dwiki, jak piewy wielkich smykw, albo wzrok spod powieki, przez ogromny instytut. Zanijmy wic oboje, bo ja si take boj dzioba przy cianie z boku w przecierada oboku i listwy od szuflady, z ktrej pyn rulady, gdzie ja piewam dononie i gdzie pie moja ronie. Krg za krgiem nimb wieci cakiem tak, jak w zamieci, jeden za drugim w lad przez dwa tysice lat; w umyle si zatrzyma, tak jak podwjna zima, jak zimowa dolina. Kres, gdzie krl - insulina. W sali z szstym numerem miaem straszn kwater, w pastwie ukrytych twarzy.

Noc za jasno klucz bior do spki z ordynatorem, ciaa si boj lekarzy, chmury oczod przeraa, much - e ptak si ukae. stycze 1964 66 LISTY DO CIANY Zachowaj mj cie. Trudno to tumaczy. Wybacz. Uchro mj cie. Tak trzeba. Uda ci si chyba. Za twoimi plecami rozgardiasz, latanie. Czas na mnie, musz odej. Ty po mnie zostaniesz. egnaj ciano. Odchodz. Niech w snach ci zachwyca obraz drzew przy szpitalu w powiacie ksiyca. A ten wieczr na zawsze w serce mi zapadnie. Trzeba co mie za sob. Nie gniewaj si na mnie. Ocal mj cie. Napisu nie trzeba zaciera. Mimo wszystko ja tutaj nie bd umiera. Nigdy nie prosisz "wracaj". Gdy kto si przytuli do ciebie, droga ciano, umiechnij si czule. Mwisz: "czowiek to balon, dusza - ni". W istocie patrzy na ciebie tylko nieznajomy chopiec. "Wypuci, niech poleci" - jak wierzy tym sowom, skoro patrzysz, jak spadam prosto na d gow. Rozterki, smutek, ciemno. za w oku zamae minuty na dalekim szpitalnym zegarze. Pynie holownik. Pustka za ruf i cienie. I zoty ksiyc ponad ceglanym wizieniem. Sw samotno przy cianie wolnoci zapisz, a cianie w testamencie - stukot krokw w ciszy. Bo do ciany si zwracam z pulsowaniem w skroni liczc, e jej si uda wyrostka poskromi. Nie chc dopuci mierci do swej wiadomoci. Nie wolno straszy dzieci. Boj si ciemnoci. Odej, umrze jak gupi? Jeli chodzi o mnie, to nie chc si pogra w ciemnociach przytomnie. Tylko y, podpierajc ramieniem twe zimno. Ja... mio... To nikogo obej nie powinno. Tylko y i zapomnie o tym, co jest teraz. Nie mog sam si zabi. Ja nie chc umiera. Krzycz na mnie - umiejtno to nie byle jaka. Krzycz, bo przecie tak atwo przestraszy chopaka. Krzycz, a jak nie, to teraz ja sam krzykn moe: "Ej, chopcze!" i polec przez puste przestworze. Masz racj: dobrze mie co za plecami, zwaszcza kiedy nie jest to agent, ktry w szarym paszczu bezszelestnie w ciemnoci czai si przebiegle, nie dusza i nie ciao, lecz cie na twej cegle.

Izolacja smutku czy postpu przebyski. Dozorca uczu - albo mj nard rosyjski. Dobrze, e kto was zrodzi i to mu nie wadzi, e wam jest wszystko jedno, kogo macie zgadzi. Z tob, ciano, wizienie. Za mn cie zaledwie. Dobrze, e si pojawi ty brzask na niebie. Dobrze, e noc si koczy, e zblia si dzie. Zachowaj mj cie. Stycze-luty 1964 68 INSRTUKCJA DLA WINIA 1 W lutym do wiosny jeszcze daleko, bowiem u jego granic janieje tak wielki obszar bieli jak mleko, e moe zami nawet zawiej. Zamie porusza nagie zarola, od jej uderze domy si chwiej, a ponad nimi szaleje wiosna i dorwnuje siwinie biel. 15 luty 1964 2. Przy chodzeniu w pojedynk, rami trzeba zmienia przy kadym obrocie, by uchroni si przed falowaniem, eby wiato arwki w przelocie mogo sign jedynie do skroni i renicy nie zwao, bowiem od tsknoty to wprawdzie nie chroni, lecz ratuje od mtliku w gowie. 14 luty 1964 3. Gdy w samotnoci senno sza poskramia przy zataczaniu krgw, to nie zmieni faktu, e jest ju nie do wykonania spenetrowanie krokami przestrzeni. Wizie oparty o okienn ram sam jest odbiciem, ladem ciaa, ktre jeeli nawet na dno jest spychane, Archimedesa fal wzbija w gr. Cho na pustkowiu wizienie powstao, jednak niektre wasnoci natury s wypierane z wysikiem przez ciao lecz do grobowej tylko kubatury. 16 Juty 1964 4.

Przed spacerem po celi Przeszy kaganiec, z niego si wyplata, niby trucizn ca prycz zmoczy chd i wypiera noc z kadego kta, bym ja swobodnie w kwadrat mg zeskoczy. Lecz przedtem musi wyobrania zmieni obraz na mnogo rnych figur wkoo i tak je zgci w kamiennej przestrzeni, e pot kroplisty wystpi na czoo. Jak wszdzie w wiecie, tak samo i tutaj przestrze pilnuje przestrzegania sfery i precyzyjnie dobiera marszrut, tak jak na ciekach w ogrodach Hesperyd. 17 luty 1964 72 STRACH Noc wychodzisz przed bram i dwik twych krokw straszy i zoci ci w takim stopniu, e twj wasny lk moe oywi ciemnoci. Gdyby by inny, inaczej wyglda i spotka kogo, kto skrycie drc w strachu szedby chykiem po schodach, za n na pewno by chwyci. Lecz jeste sob. Kiedy w napiciu do swoich drzwi w kocu dotrzesz i zamkniesz z hukiem - owo trzaniecie podstpnie zdradzi twj okrzyk. 1970 73 PRZYPYW I W pnocnej czci wiata znalazem schronienie, gdzie ptaki w locie widz swe odbicia w usce rybiej, ze ska spadajc z wielkim oywieniem dziobi powierzchni sfalowanych luster. Nie odnajdziesz si, nawet w pokoju zamknitym. W domu pusto jak wymit i nikt ci nie udzi. achmanem chmur od rana okno zasonite. Mao tu ziemi i nie wida ludzi. Tutaj woda panuje. Nikt w dzie ani noc palcem nie tknie przestrzeni, aeby "precz!" krzykn. Horyzont si nicuje, jak paszcz, za pomoc fal, ktre robi to z wpraw niezwyk. Od spodni i kufajki na haku odrni

siebie trudno - widocznie brak czucia, lub czysta lampa wieci zbyt sabo. Rk sigasz prni i cofasz, aby powiedzie "zmartwychwsta". II W pnocnej czci wiata znalazem przytuek pomidzy akwilonem wilgotnym a ceg, gdzie podkowy fal, bdc na podkucie czue, porosn grzyw i dalej pobiegn bez ustanku, tak jakby mzg pragn pogry nabrzmia per w lokach ondulacji trwaej. Ten, ktry w ruch je wprawi, wpoi im nie zdy, by na cokolwiek uwag zwracay. Usta krzywi, bo bzdurzy nie naley, ani ple w kko albo w kwadrat o zaletach swych: bardziej jest nieruchomy przypyw nili granit, ni przytulony do czowiek, ni ty. A zimny poryw wtacza z powrotem do pyska szczekanie psa inaczej od sw. Trudna rada: przy braku echa przedmiot, ktry chcesz uzyska, dwukrotnie zwikszy jednak ci wypada. III Wietrzna cz wiata dla mnie staa si przystani. Ja dla niej zesch grudk, ona jest mi tarcz. Jeeli przyjd po mnie, tutaj mnie zastan, bo tkaniny, cho mocne, przewanie si marszcz. W tych szerokociach barwy najzwyklejszych drody, gdzie mapa pozbawiona jest sporw granicznych, co jak obrus zoony z duej liczby noy rozciela si wydajc odgos metaliczny. Sam zaproszony na t bezkresn biesiad wydam o niej opini mimo wszystko ciep, bowiem, jak by nie liczy, wicej daem rad wypi z kielicha, ni po brodzie cieko. Zych od zwykych rozpoznasz z duej odlegoci, lecz dokd si Boreasz w ko jarzmow wprzga, pki trwa przepychanka, fala fal zoci, jedna drug przytacza, nikt ci tu nie sprzeda. IV W pnocnej czci wiata ceg zostawiem. Duszy wraz z czasem na wzr papug si udaje powtarza wszystko, oprcz cigoci waciwej, typowej dla surowych przedmiotw i zaj. I tak, krajc materia, "sukno!" krzyknie krawiec. Gdy brak igy, ni mona sobie rwa i plta. Pusty dom jest podobny do jakiego prawie odwrconego w drug stron kta.

Wietrzna cz wiata staa si dla mnie azylem, Tutaj nikt ci nie powie "ty obcy, daleki, zjedaj std!", a za nocleg wezm pewnie tyle, co porozumiewawcze mrugnicie powieki. Latarnia dwiczy noc na molo niezmiennie, jak dzwonnik albo blach mieciarka obita, gdy pisma wielkiej wagi id na stracenie i ju na pewno nikt ich nie przeczyta. V Odwrcony do ciany szepnij "ja pi teraz". Odzie masz poszarza i sam jeste stary. Pod powiekami chyba tyle snw nazbierasz, e "nadrobie", powie ci morze, "z nadmiarem". Obojtne do jakich liter si odwoa, wasne chrapanie wszdzie czowieka dopada Zapltany w bielinie i w ciszy dokoa, zdejmujesz odzie zawsze ruchem kraba. Tak piewa, kryjc petwy, pomniejszy niebianin, bledszy ni odpuszczony grzech, kiedy w ciemnoci zlany by lodowat zup rybn, zanim nauczy ci, jak IHS ukada z koci. Tak to si wpada w kleszcze raka i w potrzaski. Tak, kto w chmurach szybowa, zostawia tam lady, stopa bieleje, stopnie tak si kad pasko, by i po falach i bez balustrady. 78 *** Podrywa liczne dziewcz w takswce przez ca drog chlapic botem, z butelk przy sobie mkn wzdu murw wizienia, gdzie si odsiedziao trzy lata - to jest wanie wolno co si zowie! wiey wietrzyk od Newy mile w nozdrza bije i obawa o losy najbliszych nie mczy. Ach! Tylko dla rodaka i nikogo wicej zrozumiay jest w peni urok tych linijek. 1972(?) 79 OPIS PORANKA A.R. Jak koysz si wagony w prawo, w lewo, jak tama filmowa witu rozkrca si niespiesznie, jak podmiejskie tramwaje ukazuj si spoza drzew w horyzontalnym pejzau

przedmiecia i zatoki wszystko to widziaem i dotd wszystko to widz: ich ruch ten sam, dokadnie te same przystanki, poniej wody, ponad zakurzon traw jake one pyn po botnistym nabrzeu w maleki sen w maleki wiat przyrody, z krtkiej perspektywy, zwikszajc si, ukazujc, rozwijaj si w skomplikowane autostrady i ciarwki, ciarwki, ciarwki. Py mj tramwaju, jeste deczk, wtym stateczkiem, nigdy nawet nie zdarzy ci si katastrofa. Twoi pasaerowie to uoglnione obrazy poranka we wspczesnej piewce stosunkw spoecznych. A ty py. Koysz latarnie ucisku w nieskoczony ranek i krtkie ycie, ku owietlonej patrycjuszowskimi kagankami stacji metra i prawdziwemu umiechowi ludzkiego automatyzmu. Porywaj tych maych, tych niegodnych, tych sprawiedliwych. Z barw niech zostanie tylko brz i bkit. Wyskoczy by z tramwaju, pobiec nad zatok padajc i tonc w horyzontalnym pejzau. 1960 82 DRZEWO Bezmylne, nawet ze, w zimow por bezlistne. Ono, ktre stadium wgla mogo osign ju samym kolorem. Z woli przyrody przeznaczenie siga

po nie, by odda je rozpaczy, ktrej rozmiarw nie da si nawet okreli. W swym posuszestwie tak lepym, e z gry przesdza wszystko, jest przesadne, jeli swoje korzenie zapuszcza w prchnic powsta z wasnych lici. (Teraz w mroku szczytem wskazuje na swoje oblicze jak wszechpogardy symbol.) Tego kroku nikt od nas nigdy nie wymaga, chocia przysza dla wszystkich odpowiednia pora gdy si rnice zacieraj w oczach dla soca, gwiazdy, a i dla topora. 1970 83 SAMOTNO Kiedy traci rwnowag twoja zmczona wiadomo, kiedy stopnie tych schodw uciekaj spod ng jak pokad, kiedy gwide na ludzko twoja nocna samotno, moesz medytowa o wiecznoci powtpiewa w niewinno idei, hipotez, percepcji dzie sztuki i - nawiasem mwic - nawet w Niepokalane Poczcie. Czy lepiej czci, co nam dano, wraz z gbokimi mogiami, ktre potem z powodu przedawnienia oka si cakiem mie. Tak. Lepiej czci to, co mamy wraz z krtkimi drogami, ktre potem na staro wydadz ci si szerokie wydadz si due zakurzone usiane kompromisami bd jak wielkie skrzyda bd jak wielkie ptaki. Tak. Lepiej czci, co nam dano razem z uomnym sprawdzianem, co potem, w ostatecznoci

posuy ci jako porcz (cho moe nie bardzo czysta) dajca rwnowag twoim kulawym prawdom na wyszczerbionych schodach. 1959 85 SONET Najpierw wyrosn grzyby. Potem przyjd soty. Daj Boe, by znalaz si jeszcze ten kto, kto moe mokn pod tym deszczem. W kadym wypadku jeszcze nieraz tutaj, w matowym dymie kawiarni w przyziemiu, gdzie nie wiadomo czego oczekuj od swych licznotek purpurowi chopcy, a mski chrek zarejestrowany na tamie, gono i bezwstydnie krzyczy imi tej, ktra na pewno ju nigdy pod te sklepienia wicej nie powrci ja w kadym razie jeszcze nieraz bd siedzie w swym kcie i ju bez tsknoty rozmyla, czym si to wszystko zakoczy. 1970 Jata 86 ODSYACZ DO PROGNOZ POGODY Aleja z posgami z zastygego bota, podobnymi do citych drzew. Wiele postaci poznaj. Inne pierwszy raz widz. Pewnie to bstwa miejscowych drzew i lasw. Opiekunowie ciszy lub kwintesencja cudzych, niewyranych wspomnie. Co do figur kobiecych - nimf itp. - to one wygldaj jak nie wykoczone, co w rodzaju myli; kada prbuje zachowa status gocia nawet tutaj, w zaistniaej przyszoci. Suse nie wyskoczy, nie przebiegnie drogi. Nie sycha ptaka, a tym bardziej samochodu: Przyszo jest panaceum, lekiem na to, co zwyko si powtarza. A po niebie rozrzucone, jak w kawalerskim gospodarstwie, chmury odwrcone s na lew stron i wyprasowane. Pachnie igliwiem, t kujc substancj nieznajomych miejsc. W ciemnoci wznosz si rzeby, czerniejc od ssiadowania ze sob, od obojtnoci wzgldem nich okolicznego pejzau. Zagadnij ktrkolwiek, a wtedy raczej odetchniesz ni zadrysz na dwik znanego gosu, syszc co w rodzaju "To nie twoje dziecko"

albo "Wskazaem na niego ze strachu a nie z gorliwoci czy zazdroci" - mae dwudziestoletnie przedawnione tajemnice lepych serc ludzi optanych bezsensownym deniem do wadzy nad podobnymi sobie, nie dostrzegajcych tautologii. Najlepsi z nich byli i ofiarami i katami. Dobrze, e cudze wspomnienia wtrcaj si w twoje. Dobrze, e niektre z tych figur tobie wydaj si obce. Ich obecno nawizuje do innych wydarze, do innego wariantu losu moe nie lepszego, ale niewtpliwie tego, ktry przeoczye. To pobudza nie tyle wyobrani, co pami i to na dugo, jeli nie na zawsze. Zrozumie, e ci oszukali, e cakiem o tobie zapomnieli, albo - przeciwnie e ci dotd nienawidz, to wyjtkowo przykre. Ale uwaanie siebie za centrum nawet niepozornego wszechwiata jest nieprzyzwoite i nieznone. Jako rzadki a moe nawet jedyny bywalec tych miejsc, mam prawo - jak sdz opisywa bez upiksze to, co dostrzegem. Oto nasza maleka Walhalla, nasz od lat zaniedbany majtek z garstk patnikw pogwnego, z uytkami rolnymi, gdzie precyzyjnemu sierpowi chyba szczeglnie trudno o rozmach i gdzie nieynki wolno kr, jako przykad zachowania si w prni. 1986 89 * * * M.B. Ty gitaropodobny przedmiocie, pord zwojw spltanej pajczyny strun, brzowiejcy w pokoju i bielejcy a la Kazimierz na wypranym pejzau, ciemniejcy szczeglnie wieczorem w korytarzu, zapiewaj mi piosenk o tym, jak zasona szumi, jak cie si wcza, eby poow ciaa stumi, jak fioletowa mucha speza powoli z karty. W sadzie za oknem zachd, jak smuga dymu eskadry zostaa po niej bluza z marynarskim konierzem zapomniana w dziecinnym pokoju. Jak grzebie bierze treser-Turek, jak rybk yk - podnosi pieska, maego boloczyka na cze Kowalewskiej, on na szczcie czterdzieci razy szczekn si zgodzi, obwieszczajc w ten sposb ow rocznic urodzin. Mokry proch gasi gwiazdy salw syczc w szklance gono, a na biaym obrusie karafki kremlem rosn.

22 lipca 1978 90 ** * Najpierw si w otcha potoczy stoek, ko i jakie kufry. Potem st. Niech tam - sam go kopnem. Tego si nie da ukry. Potem podrcznik "Ojczysta mowa". Rodzinne zdjcia. Dwa. Potem piec, ciany i szafa. Nowa. Zostao palto i ja. egnaj najdrosza. Piercionek zdejmuj. Zabierz manatki. I jeszcze moesz ode mnie w twarz naplu temu, kto zajmie moje miejsce. 1966(?) 91 * * * Pgosem - tak jak uprzejmo wymaga na zawsze egnam si ju z twoim progiem. Miasto na pewno nie zadry w posadach od mego gosu stumionego. Z Bogiem! I na ulic, w ciemnoci, ku schodom... a peryferie zamglone przed tob. Wieczorne zimno i botniste plamy dla twoich oczu nie bd przeszkod. Twoim zym sowom nie potrzeba tamy. I tak nie wida std nic dookoa. Modrzew i trawa ledwie si zieleni. Mnie nie do miechu i ty niewesoa. Zostay tylko bezludne przestrzenie. 1966(?) 92 ELEGIA W tym poudniowym miasteczku przed laty z mym przyjacielem byem umwiony. Obaj bylimy modzi i spotkanie miao si odby na molo wzniesionym w staroytnoci. O jego istnieniu mielimy troch wiadomoci z ksiek. Odtd ju sporo wody upyno. Ten mj przyjaciel udawi si wasnym maym, lecz brzydkim kamstwem, ja tymczasem podrowaem. Oto znw stanem tu dzi wieczorem. Nikt mnie nie przywita. Nie ma nikogo, komu mgbym teraz zaproponowa: spotkajmy si kiedy w jakim tam miejscu. Czajki lamentuj.

Fale si z pluskiem o brzeg rozbijaj. Latarnia morska przyciga spojrzenie lecz nie eglarza - raczej fotografa. Na staroytnym kamieniu sam stoj. Mj smutek nie chce nic uj przeszoci, raczej dodaje jej wagi. Widocznie ziemia naprawd jest okrga, skoro tam si przychodzi, gdzie nie ma niczego oprcz wspomnienia. 1968 (?) 93 AQUA VITA NOVA F.W. Szepcz "egnaj", lecz komu Bo przecie nie rozmawiam z On gdyby chcia przytakn, W odpowiedzi nie poda nawet to przekaza, nie wiem, rtw mar czy cieniem. choby gow skoni, pustej doni.

Ale w tym si ju nowy zawiera element, bo przewag nie gos ma, ale usta nieme, jak u ryby miarowo otwierane dla wydobycia w wydechu bezdwicznego "la". Akwarium, jak wiadomo, jest takim zaciszem, gdzie si nigdy piosenek i paczu nie syszy, gdzie rka zawieszona i znieruchomiaa zmienia wasnoci - wkrtce petw by si staa. A wic do ciebie - ktra umiaa pokona te mokre, wycignite ku tobie ramiona nereid z wd rodzimych - ja unoszc brew pisz o tym, co moe w yach zmrozi krew, e kondensat cierpienia i blu przekroczy powierzchni mzgu. Nie da si pamici z oczu wyku. Za zamknitymi ustami si pitrzy to cierpienie i krzyczy w rozpaczy do wntrza. 1970 96 WOJNA W ZACISZU CYPRYDY W postaci kuli mier przerywa cisz krzeww magnolii, przychodzc parzycie. Wybuch wyglda jak palmowe licie, ktre na chwil bryza rozkoysze. Pusta willa. Na pknitym frontonie antyczne sceny: walki i zapasy. Nowy Faeton jasno w morzu ponie z o wiele mniejszym upady haasem. W pozach z plakatw reklamowych, w kocu na piasku jeszcze od gorca biaym,

tkwi nieruchome ciaa, co zostay, by si opala po zachodzie soca. 21 lipca 1974 97 *** Natknem si na popi. e obcy - wiedziaem, jednak mi czym znajomym, bliskim zamajaczy, cho byem oddzielony od niego przedziaem... Nie, on adnych diamentw nie ukrywa raczej. Jedynie gste mroki cigny si wok. Grzmia tramwaj. W locie kada nieynka byskaa, lecz topniaa natychmiast spadajc na popi, jak wtedy, gdy przywiera do mojego ciaa. Czyby jednak co mogo arzy si tam na dnie? Choby nawet rozwiany podmuchem zamieci popi moe w powietrzu zawisn - nie spadnie i nawet zbyt daleko pewnie nie poleci. To s nie tyle wizy, co nitka, a w kadym razie jaka niejasna dno, by zachowa moe nie sedno sprawy, ale znak chociaby. Takie samo pragnienie syszalne jest w sowach inwalidy, gdy woa "Eje, synku drogi". Zawsze szuka ratunku ten, komu wiat run i potrzebna jest pomoc, bo pogubi nogi, a w dodatku nie widzi niegu. Pnoc. Pnoc. Wszystko to prowokuje do tego stwierdzenia, ktre noc z podwjn ostroci si jawi: jedni si nie spalaj w tych samych pomieniach, ktre z innych tymczasem mog pozostawi poow ich postaci zaledwie, by potem drug poow podda straszliwym katuszom. Bywa, e rwnoczenie ze mierci istoty maj zamiar rozprawi si rwnie z jej dusz. Inni natomiast pon. Nawet w piekle jeszcze ci, ktrym zostawiono wadz myl o tym przez cae wieki, jak tu walczy z deszczem, ktry przecie ich w kocu mgby zmiesza z botem. Lecz popiow nie dzieli nazbyt wiele granic. Zbliaj si do siebie pagrki pod niegiem. Uniemiertelnia marmur, podobnie jak granit, tego co wie, czym one rni si od siebie. Prawda tkwi w tym, e jeli deszcz pada zaczyna, po nocy zorza ranna blaskami si mieni i wiato dnia jasnego wstaje na ruinach, a na wzgrzu nie wida ni ladu zieleni, to jake nie pomyle w tej wanie godzinie, jak si nie zastanowi, e jeli umiera, e jeeli dom cay rozpada si, ginie, a raczej czowiek spala si niemal do zera, to wszystko ju przepado: sny, plany, marzenia, tylko na tramwajowej ptli pozostaa grka, na ktrej wiosny ani ladu nie ma wtedy popi urasta tu do rangi ciaa.

Natknem si na popi. Ten pagrek ciepa bez ycia, bo w przeciwnym razie by powstao... Tramwaj zagrzmia zza rogu. Za gosem pobiega migoczc iskra ognia. Znowu cisza. Ciao tak si tutaj spalio. Spono istnienie. Ale jednak pospnie noc szepcze do ucha, e duch spocz ukryty pod popiou cieniem, a ten koszmar to wanie forma ycia ducha.

SPIS TRECI Zamie w Massachusetts 3 Grudzie we Florencji 5 * * * (Oto pywanie we mgle...) 10 Urywek 11 Anno Domini 12 Boe Narodzenie 1963 (Zbawiciel si narodzi...) 16 Boe Narodzenie 1963 (Mdrcy przybyli...) 17 *'" (Zimna kraina...) Ucieczka do Egiptu 19 Zofia 20 *** (To przedostatnie pitro...) 49 Laguna 50 * * * (Drugie Boe Narodzenie...) 55 Zimowy wieczr w Jacie 57 *** (Pocztek roku...) 59 Elegia (Wydatki ducha...) 60 Sobota (9 stycznia) 62 Nowy Rok w Domu Wariatw 64 Listy do ciany 67 Instrukcja dla winia 70 Strach 73 Przypyw 74 *** (Podrywa liczne dziewcz...) 79 Opis poranka 80 Drzewo 83 Samotno 84 Sonet (Najpierw wyrosn grzyby...) 86 Odsyacz do prognoz pogody 87 * * * (Ty gitaropodobny przedmiocie...) 90 * * * (Najpierw si w otcha potoczy stoek...) 91 * * * (Pgosem - tak jak uprzejmo wymaga...) 92 Elegia (W tym poudniowym miasteczku...) 93 Aqua vita nuova 95 Wojna w zaciszu Cyprydy 97 * * * (Natknem si na popi...) 98

You might also like