You are on page 1of 47

Paeczka czyli kademu to, na czym mu mniej zaley wydanie II poprawione

Adolf Rudnicki

Do liczne poprawki drugiego wydania nigdzie jednake nie naruszaj zasadniczego rysunku postaci. Nie ma tu take ani jednej nowej sytuacji; dawne wystarczyy mi. Tak wic drugie wydanie jest wydaniem poprawionym, lecz nie zmienionym. Pomimo to chciabym, aby zarwno moi wrogowie jak przyjaciele zapomnieli o pierwszym wydaniu. By moe, i po ponownym ukazaniu si tej nieduej ksiki zrozumiem nareszcie, dlaczego budzi ona tak wiele niepokoju w ludziach. Sdz, i przyczyny - niestety - le zewntrz, a nie w samej ksice. Marzeniem moim byoby zobaczy Paeczk na scenie, dla ktrej bya napisana pi lat temu. A. R. 6 stycznia 1956

KRZYSZTOF i PAULINA
1

W chwili gdy pikny Gabriel w pogronym w ciemnociach ogrodzie dotar do ostatniej awki, ukrytej wrd kasztanw, kto wczy gonik. Gabriel zadra: w noc zaczy pyn zdania z jego sztuki Kademu to, na czym mu mniej zaley; od wielu tygodni sza ona przy bitych kompletach. Teatr niechtnie wzi si do jej wystawienia. W czytaniu oceniono j jako sztuk hermetyczn, zbyt cienk, zbyt aluzyjn, typow sztuk clef, przeznaczon dla grnych dziesiciu tysicy, zupenie niestrawn dla wszystkich nie wtajemniczonych w sprawy blokw n-owskich, gdzie artyci yli swoim wasnym; wyodrbnionym yciem, nie zwizanym z reszt miasta. Miasto N. nigdy nie przyjmie tej sztuki - twierdzili znawcy. - Robotnicy jej nie potrzebuj; artyci dadz dwa komplety, po czym sztuk trzeba bdzie zdj. Znawcy, jak zwykle, omylili si; sztuka podobaa si czowiekowi z ulicy. Teraz fachowcy z innych miast zaczli przyjeda do N., eby obejrze dzieo Gabriela i jak najprdzej wystawi je u siebie. Wiadomo ju byo, e wolno, e mona; od 1945 nikt u nas nie chce i pierwszy, ale potem robi si natychmiast kolejka. Pikny Gabriel triumfowa. Wielkim atutem sztuki by udzia w niej Jzefiny Kozowskiej, ktra wieo przyjechaa z Zachodu. Reyser Kenar pozwala jej gra tak, jak sama chciaa, reszta zespou podporzdkowaa si gwiedzie. Ku dalszemu zdumieniu fachowcw robotnicy z N. nie mdrkujc przyjli take trudn i wyrafinowan Jzefin. Na jej temat jeszcze przed wojn toczyy si boje. Krytyk K., ktry nie znosi Jzefiny, krzycza: - Gdzie oni tu widz dramat, gr dramatyczn? To nie jest adna gra dramatyczna! To w poudnie muchy brzcz w sadzie! Scena zasypia, kiedy Jzefina wchodzi, wszystko zasypia od jej monotonnego gosu! - Krytyk K. zasypia - odpowiedzia na to spokojnie jego antagonista, ceniony przez wszystko, co umiarkowane w kraju, subtelny krytyk B. - Nic dziwnego! Przy innej okazji K. np. zapytuje, co to shorty. Rozjedaj, pisze, po wiecie, zwiedzaj Rzym i Wenecj i naraz powiadaj - shorty! Czy ja musz wiedzie, co to shorty? Sowo wam daj, e nigdy w yciu nie nosiem shortw! Oto macie wanie caego K. w tym jednym zdaniu. Cay krytyk K., z brdk, w alpakowej marynarce sprzed pidziesiciu lat, mieci si w tych kilku sowach! Jeli chcecie go poruszy, dajcie mu wiadro krwi na scenie, inaczej wam unie! Jzefina zakada, e istota ludzka jest sum tysica dramatw i na dobr spraw aden z nich nie zasuguje na akcent. Ta wanie wiadomo cisza jej gos, ktry tym mocniej, tym mocniej dziaa! Tym dononiej sycha dramat. K. powinien Szekspira oglda na scenie Stray Poarnej w Patrykozach, tam otrzyma swoje wiadro krwi. Obaj krytycy zginli w czasie okupacji. K., ktry przey swego antagonist o kilka miesicy, mia powiedzie: - Oni myl, e mnie nie smuci mier B. Antagonista to wielka rzecz! Bez antagonisty nie mona do niczego doj w sztuce! Ale eby to zrozumie, trzeba co mie w gowie! Wojn Jzefina spdzia na Zachodzie. Po tych wszystkich latach miaa nareszcie pokaza si w Kademu to, na czym mu mniej zaley. Ju po niewielu minutach mona si byo zorientowa, e nic si nie zmienia. Ze sceny istotnie dochodzio brzczenie much w ogrodzie, adnych akcentw, adnego przestankowania, jaka cakowita rwnowano kwestyj, jaka cygaska wyrwnana

piewno powry, powry panowie! Pozwlcie, panowie, ja powra, kabaa postawia. Z pocztku brzczenie much irytowao, ale powoli suchacz poddawa si tej podry wrd szumicych, rozkoysanych, ogromnych pl pszenicy, i to poddawa si z rozkosz.

Z teatru Kademu dostao si na eter. I oto z niewidzialnego gonika w ogrd - ciemny i lepki jak przypalony cukier - pyny sowa Gabriela. Przepuszczany przez blach, deszczowy, monotonny gos Jzefiny nic nie traci, przeciwnie, ciemnoci wzmogy jeszcze jego si uczuciow: - Pojechaam tam, moe i chciaam co przey, ale co, co rwnie szybko daoby si zapomnie: pianka w poszukiwaniu takiej samej pianki, Ludwiku. .. Aktor grajcy Ludwika replikowa: - Nieszczcie zaczo si wanie od tego, e ty tak mikko wymawiaa moje imi, w ten sam sposb, jak teraz... Jzefina: - Nie chciaabym, eby to wszystko wypado zbyt ostro. Ale ja tobie naprawd nie jestem potrzebna. Oboje jestemy nazbyt podobni do siebie i szybko zmczylibymy si sob. Naleymy do wiata sodkiej pleni, do wiata, ktry odchodzi - ostatnie jego kwiaty! Kocham swego ma, z zakurzonymi butami, ktry czasami powici mi kwadrans. Przez ten kwadrans wdycha on zapach swego trujcego kwiatu, ale bez tego kwadransa pewnego dnia nie mgby moe wrci na sw budow... Aktor grajcy Ludwika chcia co powiedzie, ale Jzefina przerwaa mu w p sowa. - Zawistnicy - cigna - twierdz, e napisae nie sztuk, lecz list miosny do mnie! Moj odpowied znasz; nie caa si przecie w niej mieszcz. Gdybym moga, zatrzymaabym t chwil, zasuguje na to, abym w kalendarzu podkrelia j wszystkimi kolorami. Obdarowae mnie po krlewsku! Sycha zy w twoich sowach. Ci, co pacz, nie popeniaj jednak szalestw. Mwisz, e bywaj sowa jak kule, to porwnanie nie pochodzi z naszego podwrka. Przez p nocy bdziesz moe powtarza: moje nieszczcie dosigo szczytu, ale nazajutrz - po dobrym i z wynikami dniu pracy - podzikujesz niebu za pieko, ktre przynosi takie owoce. To prawie szczcie by tak nieszczliwym, spalanym przez ogie, ktry tylko grzeje... Ludwik: - Nie zostawiasz mi wtpliwoci, tyle sw... Jzefina: - S ludzie skonni do mioci jak do kataru, sama do nich nale! O niego byabym mniej spokojna; ludzie, ktrzy milcz na temat swych uczu, s niebezpieczni! Niebezpieczni - dla siebie, przede

wszystkim... Chciaabym ci jeszcze kiedy zobaczy, cho nigdy nie bdziesz mi rwnie drogi. Kiedy na wiosn znw tu wrcisz, nie do mnie wrcisz.

W najdalszej i najciemniejszej czci ogrodu pikny Gabriel pi swoje sowa zrazu z przyjemnoci. Ale w miar ich przybywania przyjemno zmieniaa si w trucizn. Pomyla: Wszystko to jaka woda kwiatowa, jakie mydo toaletowe. Gdzie w tym potoku gadulstwa mio, ktra umie sign po jedyne i nieomylne sowo? Gdzie sowa jak noe? Sowa, od ktrych ycie si zmienia? Po okropnociach wojny tsknota za utworem miosnym wzrosa do tego stopnia, e wystarczya namiastka. I daem namiastk. Naraz doszed go czyj gboki oddech. Nie by sam. Z drugiej awki doszy go sowa wypowiedziane adnym dziewczcym gosem: - Pikne jest to, co pynie z drzew. Piknie to pan napisa... A jednak podoba si! - pomyla z nag radoci. - A jednak wzrusza ludzi. Wsta i podszed do drugiej awki. - Rozbi pan bani mioci - cign ten sam gos pyncy z niewidzialnych ust. - Wbi pan swj jarzcy si witra pomidzy pokj, ktry jeszcze nie zdy nas rozgrza, a wojn, o ktrej znw gono; pomidzy gruzy a plac budowlany; pomidzy rozbite a nowopowstajce rodziny. W kraju, ktry od lat broni si przed romansem, pan nam go da. Zmonumentalizowa pan pewien rodzaj przey miosnych nie grubszy ni listek myda... Mwi jakby frazami z Kademu - pomyla z dum. - Moe wic nie jest tak le, jak sdz? Wysili wzrok, ale w ciemnoci niewiele zobaczy. Dojrza wiecce oczy, ktre przypominay mu nie wiadomo dlaczego oczy jakiego chopca. Podwjny kopak nocy i drzew uczyni wzrok zupenie nieprzydatnym. - Tak pani myli? - spyta z przejciem. Pomyla: Ma gosik, ktry prosi si o daszek ochronny jak zapaka na wietrze... - Od kilku tygodni wszyscy mnie psuj - rzek gono. - Ale kto pani jest? - Po co to panu? Zreszt - nazywaj mnie Paeczka. - Ach, Paeczka! - powtrzy i rozemia si. - Ach, Paeczka! - naladowaa jego gos. - Ju pan wie wszystko? - Niewiele! Nic nie wiem! - zaprzeczy. Paeczka - powtrzy w mylach. Zna geografi zjawiska, wiedzia, z kim je naley czy, sysza co nieco, ale nie wiedzia, jak wyglda. Kilka razy z daleka widzia co miego, wysokiego, trwoliwego i dziewczcego. - Dlaczego pani tak nazywaj? - Nagle co sobie przypomnia. - Czy to pani kiedy pisaa do mnie?

- Ja. - Nie odpisaem pani od razu, potem list gdzie mi zgin. Ogromnie aowaem, list wyda mi si pikny. Prosz sobie wyobrazi, niedawno odnalazem go i jeszcze bardziej aowaem! Wydao mi si gupio odpisywa po roku. Pani lubi Weronik? To na jej temat pisaa pani do mnie. Wyty wzrok, ale nie mg nic dostrzec. Gra ciepego przyjemnego oddechu - przypomnia sobie wiersz poety Krzysztofa Ruy. - Wedug mnie Weronika jest prawdziwa. To duo! - Naprawd pani tak myli? - Co to pan dzisiaj taki wtpicy? Bardzo lubi pana Weronik. Poza tym wszyscy mwi, e Weronika - to ja! - Tak mwi naprawd? - spyta. Za bardzo si ujawnia - pomyla. - Naley do istot, ktre same wydaj si na up... Z dowiadczenia wiedzia, jakim kobietom podoba si Weronika - podobnym do niej Weronikom. Inne mwiy: co to jest? Takich kobiet nie ma! - Mwi, e pan si teraz krzywi na swoj Weronik, e przestaa si panu podoba ze wzgldw artystycznych. Nie wiem, o jakie wzgldy artystyczne panu chodzi. Tam, gdzie co ywego zostao uchwycone, wzgldy artystyczne otrzymay najwysz legitymacj. Mwiono mi, e pan uwaa Weronik za zbyt szkicow, le gradowan. Nie rozumiem. Jest w Weronice bysk duszy, nie usiad i wymyli. Rzemiosem bysku duszy nie mona wykrzesa! - Wszystkie nasze tutejsze mandolinistki przepadaj za Weronik. Siedzi toto w domu, podpala serce ksikami. Pewnego dnia przyjeda poeta i nim biedaczka dowiaduje si, e mona pisa jak anio a y jak winia, ley z potrzaskanym krgosupem! Weronika to prawdziwa mandolinistka! - dziewczyna rozemiaa si. - Prawdziwa... co? - Od razu wida, e pan jest nietutejszy. Grup dziewczt w wieku od 19 - 23 lat, przewanie studentek humanistyki, admirujcych pisarzy n-owskich, pijcych z ich ust, dzisiejszy solenizant, Ja Lipnica, nazywa mandolinistkami. Ju sam t nazw mona zabi czowieka, ale mymy przywyky. To wanie z nami intelektualici n-owscy tacz w klubie i pij swoje wiartki, o ktrych potem gono w Polsce. - I pani jest jedn z mandolinistek? - Ja jestem! Stracona dziewczyna! - pomyla znowu. - Ale jaka bezporednio! - To pani przecie - wykrzykn niemal - pisaa mi o swej koleance, ktra majc tylko dwa miliony osiemset tysicy czerwonych ciaek krwi kochaa si jak wariatka! O kim to pani pisaa? O sobie? - O sobie. Boe! - pomyla z czuoci. - A pani - spyta - sama moe take co pisze?

- Wiersze... - Ironia tego sowa nie wymagaa wiata. - Ale jednak marzy pani o wynikach? O, widz, e pani marzy o wynikach. Czyli - e jest pani zgubiona, chocia sztuka nigdy nie bywa grona dla kobiet. Oywi si: - Codziennym, nigdy nie zmieniajcym si daniem na naszym stole jest rozpacz. Codziennie wpijamy zby w jabko ze spiu i codziennie amiemy je sobie na nim. Ale jak unikn bdw, skoro czowiek musi by swoj wasn artyleri i piechot, swoj wasn flot morsk i powietrzn, wojskiem pancernym i intendentur, i Bg wie czym jeszcze?! Przez cay czas pisania Kademu byem nieszczliwy! Za pno zrozumiaem, e popeniem bd w wyborze tematu. W mioci fura przey starczy zaledwie na jedn now formu, dwiecie zda trzeba cisn do jednego. aden temat nie wywraca czowieka rwnie szybko jak mio. Codziennie zadawaem sobie pytanie: O co ci chodzi w Kademu? Chodzi ci o to, i urzeko ci kilka zda, ktrych nawet nie jeste autorem, ale ich fascynacja jest taka dua dla ciebie, e chcesz je bodaj powtrzy. Ubiegy miesic by dla mnie wyjtkowo szczliwy: artykuy, na kadym kroku szepty, spojrzenia, cytaty. Nie - powtarzaem sobie to zbyt pikne, aby mogo trwa. I doczekaem si! - Czego si pan doczeka? - Czego? Kryzysu! - Kiedy? - W tej chwili! - To nic - odpara po namyle ze wiadomoci rzeczy. - I przejdzie jak nic, jak katar. I postpi trzeba jak z katarem. Nie naley nic robi.

Czy pozwoli mi si pan o co zapyta? - gos dziewczyny brzmia teraz surowo. - Jak dugo jeszcze zamierza pan siedzie tutaj? - Z pani tutaj? - Niech pan nie kpi, nie ze mn. W N. Czy pan musi siedzie w N.? - Czy przeszkadzam pani? Pani chce mnie wypdzi z miasta? - Co pan... - Kto chciaby mnie std wypdzi? Dziewczyna milczaa. - A, a! prawda, pani Krzysztof?

- Pan nic nie wie. Pan nie ma pojcia, co si z nim dzieje. On sta si teraz zupenie podobny do kotw Pasternaka: o kadej porze sterczy w oknie. On od miesicy nic nie robi. Ja nieraz chciaam si do pana zwrci; przed wojn bylicie podobno w przyjani. - Co nieco syszaem - bkn. Naraz przypomnia sobie dokadnie wszystko, co mwiono o Krzysztofie, Paeczce i zimnej Paulinie, w ktrej Krzysztof kocha si podobno na zabj. - Tamta optaa go - wybuchna dziewczyna. - Kiedy pan by tu poprzednio? Trzy miesice temu? On pozna j wtedy krtko przed pana przybyciem. Mia nawet szans, ale pan mu wszed w drog. - Czyby ja? Nic o tym nie wiem. - Kady w tych domach panu to powie! Najpierw wystarcza jej Krzysztof, potem, jak pan si zjawi, rozmylia si; ona wszystko robi wedle planu! Od spotkania z panem zacza go traktowa jak psa. Doszo do tego, e tam ju si nie mwi o mioci, ju nie robi si planw, nienawi osigna peni, ale odej - na to on nie ma si. Zreszt wystarczy, by gwizdna na niego, a wrci. - Nie miaem o tym wszystkim pojcia. - Krzysztof wie, e ona pana kocha. Przez dusz chwil utrzymao si milczenie. Dziewczyna odezwaa si pierwsza: - Czy pan wie, e pan jest stale ledzony? I to ledzony pod kadym wzgldem! Jak pan si ubiera, jak pan mwi, co pan mwi, co pan lubi? Tajemnica zatrzymaa si na panu. Na paskiej twarzy osiad blask soca. Pana wybrano, a nim wzgardzono. - Krzysztof na pewno nienawidzi mnie? - Ten okres ju min - odpara dziewczyna. - On pana dzisiaj ju nawet nie nienawidzi. - Widz, e pani przysza z jakim okrelonym planem, prosz, niech go pani wyoy. - Pan wiele mgby zrobi! Pan jeden. - Co zrobi, Don Fernando, jak nie chce ci dziewczyna? - zanuci pocztek popularnej piosenki. - Niech si pan nie mieje! On si kiedy rozpaka przy tych sowach wanie! - Nie miej si, ale co ja tu mog poradzi? Krzysztof kocha Paulin, a Paulina Krzysztofa nie. Rozpaka si naprawd? - Na grze w klubie kto przy nim zanuci te sowa; to wystarczyo. - Naprawd? Wtedy trzy miesice temu? - Gabriel przez chwil waha si. - Wtedy, pamitam, zbudzi mnie raz o drugiej w nocy. Przez godzin karmi mnie histori o jakich spodniach narciarskich. Mwi, e przed najwaniejszymi wydarzeniami w jego yciu Jasia Drabiska zwykle kupuje mu spodnie. Jesieni w Zakopanem, na godzin przed odejciem pocigu, Jasia powiada do niego: Jeste tutaj, kup sobie gabardyn, zanie do krawca, krawiec uszyje ci teraz w dwa dni, w sezonie bdziesz musia czeka dwa tygodnie. Ja ci je przywioz. Potem spodnie zaczy wdrowa z rk do rk, ju nawet nie pamitam, co si stao z tymi spodniami. drugiej w nocy przez dwie bite godziny karmi

mnie tymi wdrujcymi spodniami, ktre miaem mu przywie z Zakopanego. Po to, twierdzi, przyszed do mnie. Kiedy go spytaem, na co mu narciarskie spodnie w czerwcu, zmieni si na twarzy. - Jak to - zawoa - wic nie wyjedasz, wic ty zostajesz? - Mwi tak, jakby chodzio o poar. - Chodzi przecie o poar - zauwaya cicho dziewczyna. - Pan wie, co najbardziej nka ludzi? Wzory. Paulina marzy o tym, eby nie mie biografii uboszej od swej mamuni. W biografii mamuni znajduje si jakie kochastwo z tragicznym kocem; kto tam dla niej odkrci kurki gazowe. Paulina jest na waciwej drodze. Nie musi si nawet wysili. Stoi na grze... - Nie przesadza pani? - Pan nic nie wie! nic! nic! Pan, pan - jest cakiem inny. Pan ma cakiem inny wzr uczu przed sob. Pan jest czowiekiem kulturalnym, a Krzysztof to barbarzyca! Niebezpieczny przez swj prymitywizm! On nie wie nawet, e przed mioci trzeba si broni. On jest modszy o tysic lat od pana i ode mnie. On raz po raz cignie siebie na skraj dozna i pewnego dnia moe zaprowadzi jeszcze dalej... Przedwczoraj wyjecha do Sadw - ju wrci! Pan wie, dlaczego wyjecha i dlaczego tak szybko wrci? Uciek przed ni, ale nie wytrzyma! Ona o tym wszystkim wie. W tych domach wie si wszystko... - No tak - zacz Gabriel jako wesoo, ale pohamowa si. - No, niech pan wypowie to, co pan mia na jzyku! Tu nie chodzi o mnie. Jak sobie uprzytomniam, e teraz wszystko zacznie si od pocztku, e on znw bdzie si snu po ulicach, e znw zacznie si spala, pomylaam sobie: kade rozwizanie bdzie lepsze, kada zmiana raczej anieli powrt tego, co byo. - Ale ja wci nie widz, co ja mgbym tu poradzi? Czy mam pj do Pauliny i zada od niej, eby pokochaa Krzysztofa? Co jej powiedzie? - Prawd! - Jak prawd? - Przecie pan j kocha. - Tak mwi? - Mwi, e dlatego tylko pan jeszcze tu siedzi, inaczej pan by dawno wyjecha! Tylko ostatecznoci mog ludzi trzyma tak dugo w N. Pan kocha, wic niech si pan zdecyduje! - Nareszcie zrozumiaem! - I Gabriel gono si zamia. - Nie dbam o to, co pan zrozumia! - odpowiedziaa dziewczyna nadal surowo. - Sdzi pan, e chc si panem posuy, eby odzyska Krzysztofa. On nigdy nie wrci do mnie! Ale ju panu powiedziaam tutaj nie chodzi o mnie. Tu ginie czowiek, nieche pan zrozumie! I trzeba go ratowa! Jeli pan nie kocha, to niech pan wyjedzie std. Paski wyjazd wpynie na zmian ich stosunku. Paska obecno podpala zarwno j, jak jego. Pana wyjazd rozluni napicie pomidzy nimi. Wszystko bdzie lepsze ni to, co jest teraz. Kady haas zwabia mnie do okna, boj si... Boj si o niego...

- Wic tak pani kocha Krzysztofa? - spyta Gabriel i nie czu nawet da zazdroci, ktre tkwio w nim przez cay czas zwierze dziewczyny. W tym pytaniu mieci si tylko podziw. Dziewczyna nie odpowiedziaa. - Obiecuj, e wyjad std jak najprdzej - doda nie doczekawszy si odpowiedzi. - Ale zmiany w pana gosie mwi, e miasto si jednak nie myli, e pan kocha - zawoaa dziewczyna zupenie innym gosem. Mona byo sobie wyobrazi, e szelmowski umiech musia zakwitn na jej twarzy ukrytej w ciemnociach jak reszta osoby. - Nie! To niemoliwe! - wykrzykn Gabriel, ktremu caa poprzednia rozmowa naraz wydaa si artem. - Kocha pani Krzysztofa, mnie pani namawia, ebym owiadczy si Paulinie i zabra j std, ale gdy ta moliwo si zblia, zmienia si pani gruntownie gos! Gdzie i co tu jest prawd? Gdzie i co tu jest prawd?

Tu! Tu jest prawda! - rozleg si naraz znajomy kobiecy gos. Z piskiem, z gonymi uwagami na temat bogosawionych ciemnoci oraz mdrcw, ktrzy umiej z nich korzysta, wtargna gromadka rozbawionych kobiet i mczyzn. Gabriel rozrni gos malarza Leopolda, wacego sto czterdzieci kilo jak jeden gram, aktorki Magosi, wacej tylko czterdzieci kilo i ani jedno deko wicej (dwie te wagi miay si ku sobie, Magosia nie moga si jednak zdecydowa, bo co koleanki powiedz), solenizanta Jasia Lipnicy, gonego w caej Polsce nie tyle ze swej poezji, ile z wiartek. Jego to imieniny obchodzono tak hucznie w blokach n-owskich. Wszystko w N., co miao jakie takie nazwisko, bawio si teraz w czterech pokojach Lipnicw i na dole w ogrodzie. Po chwili Gabriel zorientowa si, e wrd przybyych znajduje si take Krzysztof. Nim jednak Gabriel zdy si z nim przywita, Karolina owiadczya, e musi pomwi, i porwaa go. Karolina uchodzia za moe nieadn, ale najtsz gow, wrd pisarskich on. Prowadzia ster spraw swego ma zwanego Karolem z Karolina, ktrego przerastaa pod kadym wzgldem; bya jak wybitny m stanu na czele maego narodu. Zrobia wszystko, aby przekona miasto N. o wielkoci ma, i w kocu dopia swego. Krytycy do tego stopnia poszli jej na rk, e ju nikt nie bra powanie tego, co pisano o Karolu. Pomwienie Karoliny okazao si pretekstem do powczenia si z Gabrielem po ogrodzie w poszukiwaniu nowej rany krytyka Zotowskiego. - Kto jest ran Zotowskiego? - usiowa si dowiedzie Gabriel, ktry chcia jak najprdzej wrci do Paeczki. Po tym, co usysza, mia szalon ochot pomwi z Krzysztofem. - W kim si zakocha ten potworny Zotowski? - W tobie, Gabrielu, nie wierzysz mi? Co ty zrobi najlepszego, chopcze? Po Kademu ludzie na nowo odkryli mio. Mio, oto woda, w ktrej pyniemy raz szczliwie, a raz nie. Podcici, znw si prostujemy i sposobimy do nowego skoku. Pewnego dnia wyskakujemy z rozpaczy jak z ka... zacytowaa z Kademu.

- Karolino, nie powiesz mi, kto jest ran Zotowskiego? - Ani kroku dalej - przerwaa mu nowym fragmentem z Kademu - dalej zaczyna si krlestwo ciszy. Oto godzina, ktr lubi wita w samotnoci, godzina spdzania owiec z gr, godzina sodkich mgie wieczornych. Ani kroku dalej: jutro mogoby mi zabrakn tego spaceru. Nie mog wydawa si w twoje rce... - Lepiej ni Jzefina, sowo daj, ale nie powiesz mi... - Kadego wieczoru odsuwam od siebie chwil wyjcia na miasto. Kadego wieczoru drc powtarzam sobie: Moe dzisiaj spotka mnie moja wielka przygoda. Dzisiaj twarz moja posiada blask modoci, lecz jutro pokryje si ona zmarszczkami. Jutro pozostanie mi mode serce, ale kogo obchodzi bdzie mode serce starej Maryny Marynowskiej? Dzisiaj tum darzy mnie oklaskami, ktre jutro przeznaczy dla kogo innego. Kadego wieczoru otrzymuj czek patny w Miecie Spenie, lecz gdzie ley Miasto Spenie? Tkwisz... - Tkwi - poprawi j i zawstydzi si. - Tkwi w wizieniu tych tsknot, na ktrych osiad kurz wiekw. Jestem gsi, jestem waciwie gsi piszczc o odrobin mioci. licznie piszesz, Gabrielu, cho wida, e ajdaczyna, e pewnych rzeczy nic, nic, ale to nic nie rozumiesz! Wida to jak na doni! Ostatnia uwaga Karoliny odwieya w nim bl nieco zagodzony rozmow z Paeczk. Mia na jzyku pytanie, w czym to wida, i nie rozumie mioci, gdy Karolina zostawia go nagle w rodku ogrodu. Z krzykiem rzucia si ku jakiej zbliajcej si grupce, nader oywionej. Pomyla: Jeli midzy nimi znajduje si take rana Karoliny, to bloki n-owskie s po prostu szpitalem!

Gdy Gabriel powrci do alejki kasztanowej, ju tam nie zasta nikogo. Wokoo byo pusto i cicho. Chcia wraca, gdy z awki, na ktrej niedawno siedzia, doszed go szept. Usiadszy zacz nasuchiwa z chciwoci, o ktr si nie posdza. Wkrtce zorientowa si, e podsuchuje Paeczk rozmawiajc z Krzysztofem. Krzysztof mwi: - W Sadach dopiero zrozumiaem, jak bardzo byem niedobry dla ciebie. Nie umiem ci powiedzie, jak bardzo chciaem ju by przy tobie. W pocigu mylaem, e ze skry wyskocz! Dobrze, e pojechaem do tych Sadw. W Sadach moje myli o tobie byy sam tkliwoci! wiat przy tobie staje si agodniejszy, mikszy. Przez cay czas mylaem, jaka jeste liczna. - Krzysztofie, czy to nie jakie... nowe spodnie narciarskie? - Nie wierzysz mi, ale si przekonasz... Mwi - zacz niemal bez przejcia - e Zotowski napisa bardzo ciekawy artyku. Paeczka milczaa. Nie kocha jej - pomyla Gabriel - i Paeczka raz jeszcze syszy to tam tak samo, jak ja tutaj.

- Nigdy nie mam cierpliwoci czyta tego twojego Zotowskiego - cign Krzysztof. - Nie rozumiem go, dopiero jak napisze: do cholery, wtedy rozumiem! Paeczko, nie umiem ci powiedzie, z jakim szacunkiem mylaem o tobie! Dziewczyna z twego rodowiska, ile przezwycie na kadym kroku! Nikt w tych domach nie jest ciebie godzien... Powiedz mi, co waciwie napisa Zotowski, ja nie mam do niego naboestwa. Podsuchiwa streszczenia artykuu Zotowskiego noc w krzakach, tumic oddech? Nie, komedia mioci jest naprawd niemiertelna! - pomyla Gabriel. - Moe pjdziemy std? - wtrcia Paeczka. Wstaa nawet, ale zaraz usiada. - Czy tu le, Paeczko? Zawsze oskarasz mnie, e to ja cign do ludzi. Widzisz, kogo cignie do ludzi? - Wszystko widz... Po chwili Paeczka zabraa si do streszczania Zotowskiego. Wedle pierwszego krytyka w miecie, gwn ide naszych czasw, czy naszego obozu, stanowi idea godnoci. Stojc na stray tej gwnej idei krytyk twierdzi, e nie mona pozwoli artystom podj cakowitego dziedzictwa sztuki i uprawia j tak jak dotd, bez wyboru, bez selekcji. Artyci zreszt sami widzieli, do czego prowadzi sztuka nie kontrolowana. Niestety - zaczynaj zapomina. Podczas okupacji, w cieniu szubienic, wrd dymu krematoriw, artyci sami poczynili pewne lubowania, od ktrych teraz niestety zaczynaj si odwraca. Dlatego trzeba da, eby stali z sekatorami i cili, cili, cili! Nim sign po piro, eby zanotowa czyje przeycie, niech si zastanowi, komu oddaje ono sprawiedliwo! - Taka mniej wicej jest tre artykuu Zotowskiego - zakoczya skromnie Paeczka. - adnie strecia, Paeczko. To na pewno duo mniej adnie wypado u tego nudziarza! - zacz Krzysztof. - Daj mi zreszt spokj ze Zotowskim! W Sadach, Paeczko, cigle powtarzaem sobie twoje sowa, twoje, nie Zotowskiego! Jak to moliwe, e tak szybko zapomniae zmarych towarzyszy, e zgosi akces do tych, co postanowili milcze i sypi swj kopiec z milczenia? Niuanse sw blakn z czasem, ale niuanse milczenia w ogle pisane s na wodzie! W pocigu jechaem wraz z kilkoma wysokimi urzdnikami z odbudowy. Rozmowy toczyy si wok zabytkw architektury. W pewnej chwili bez wody krytykw, od ktrej mnie brzuch boli, zrozumiaem, czego chc od nas. Idcie mwi nam - wszerz, przestacie grzeba w gbiach, tam nic nie ma, zmiecie kierunek waszych wojay. Zmiecie talent gryblerw na turystyczny. Ale co robi, Paeczko, jeli posiada si talent gryblerski, wanie z rzdu drcych, co wtedy? Ile tysicy godzin artysty idzie dzisiaj na przesiewanie dowiadcze! Jest to dramat, ktrego nikt nie napisze, za trudny, za wiotki, zbyt hermetyczny! Dramat przed pust widowni, gdzieniegdzie tylko siedzi garstka ludzi, dla ktrych nie warto nawet puci w ruch sceny obrotowej. Sto dramatw epoki opiszemy, ale nasz wasny niemy pozostanie! Dawniej, kiedy pisarzowi wystukaa trzydziestka, sprawia sobie szlafrok, duy dbowy st, mikki fotel, zamyka drzwi, znajomym przez okno, nie przez drzwi, bo to niedobrze! odpowiada, e go nie ma w domu, i zabiera si spisywa swoje i bliskich swoich dzieje, a opisywani dalej sobie chodzili za oknem! Wystarczyo mu wyjrze, by ich zobaczy! Sprbuj dzisiaj wyjrze przez warszawskie okno, a zobaczysz albo ruiny, albo rusztowania. mier albo ycie, ktre liczy sobie trzy tygodnie! Jeli robisz uytek ze swych wczorajszych dowiadcze, stajesz si od razu pisarzem historycznym, tego za nikt ywy nie zniesie. Jeli natomiast chcesz by pisarzem wspczesnym, zmieniasz si w mae dziecko, ktre o wszystko musi zapyta!

- W Sadach - cign - spotkaem znajomego, przyjecha wizytowa kolonie dziecice. Doczekay si powiedzia mi - nasze dzieci. My o tym nie moglimy marzy, w rynsztoku spdzalimy nasze wczasy. Jak dzieciakowi dao si dwadziecia groszy, eby sobie w niedziel pojecha do Rudy, to wypominao mu si potem przez p roku: Patrzcie, obuzuje, ju zapomnia, e by w Rudzie! Milion dzieci pojedzie tego roku na kolonie letnie. Milion dzieci z jednej strony, a z drugiej, Paeczko - literatura, ktra albo nie przystaje, albo tak, e nie warto mwi. Ale czy milion dzieci, ktre nie spdz lata w rynsztoku, nie jest dostatecznym okupem? - Gdyby, Krzysztofie - gorco przerwaa mu Paeczka - tak to wanie napisa. Bez jednego sowa wicej. Moe by si uratowa, Krzysztofie! Moe by zacz znw pracowa! - Milion dzieci!... Poczekaj, Paeczko, pamitasz film woski Sciuscia z dziemi w achmanach, picymi w stajni? Gdy w kinie piknoduchy topniay z zachwytu, obok rozlegay si przeraone gosy: I to jest Zachd? To jest spanie? Tak tam dzieci yj? - Prosty czowiek poprzez sztuk przyglda si yciu. W Sadach, gdzie na Doach, wieczorem dzieci stay przed wychowawc, ktry im co tumaczy. Mwi na przykad: Ogryzkw na boisku rzuca nie... I czeka, eby dzieci dopowiedziay: nie wolno. - W ubikacji zawsze musi by porzd... I czeka. Potem przyszo do zmwienia modlitwy. Obok mnie staa sucha, wyndzniaa, bosa starowinka z wizk trawy na plecach. Niech bdzie pochwalony Jezus Chrystus - rzeka. - Siedemdziesit rokw yj i jeszcze nie widziaam, eby dzieciaki tak adnie chowano. Niech im Pan Jezus i Panienka Przenajwitsza pomog... Takie masz mie rce, Paeczko. - W Sadach mylaem rwnie o... - Krzysztof nie wymieni jednak imienia tamtej. - Dopiero tam zobaczyem jej prawdziw twarz! Czowieku - mwiem sobie - niemoliwe, eby ci si ta twarz podobaa. Niemoliwe, eby nie widzia jej brzydoty wewntrznej! Ca noc mylaem o jej twarzy. Przez te wszystkie miesice dusza rozsiewaa swe najpikniejsze barwy, ale teraz zdarto obrus! Teraz ukaza si - poplamiony st! Znalazem si poza zasigiem rany! Ran to ju przestao by. I dlatego tak szybko wrciem! - doda cicho. - Rzeczywicie szybko! - potwierdzia dziewczyna. - Ale zapytaj, dlaczego jeszcze? W jakim celu?! - W jakim celu? - spytaa posusznie. - Pamitasz Hel? Dorsze, wybuchy min, przed ktrymi truchlelimy, chopca, ktry przychodzi czternacie razy w cigu dnia i za kadym razem mwi: dzie dobry? - Chcesz jecha na Hel? - spytaa ostronie Paeczka. - Na Hel? - gos Krzysztofa wyraa zdumienie. - Do Sadw pojedziemy! Sady, Paeczko, to miejscowo, ktrej nam potrzeba! Tam mona y bez wygldania oknem. - Wic po co wrcie? - Nie rozumiesz? - Nie. - Udao mi si nakoni Bohdana, eby nas tam razem zawiz swoim samochodem.

- Tego, ktrego Gabriel zrobi na szaro w Kademu? - spytaa nagle wesoo Paeczka. Gabriel nasuchujc umiechn si take. - Jedziemy, Paeczko? - Chcesz, ebym pojechaa z tob do Sadw? - Tak. Przez chwil nie byo odpowiedzi. - Nie pojad! - zawoaa wreszcie Paeczka. Gabriel zdumiony by szorstkoci jej gosu. Przez moment zdawao mu si nawet, e to on j wywoa. - Widz, e si zbuntowaa. - Zbuntowaam si! - Wiedziaem, e si tak stanie, e gdy wrc pewnego dnia, zastan drzwi zamknite! - Ty nie masz prawa do tego twojego tonu! - przerwaa mu dziewczyna. - Ty nic siebie nie widzisz. Wrcie taki - jaki pojechae I Wrcie - nie do mnie! Z Sadw wygnaa ci tsknota nie za mn! Mylae ca noc - nie o mnie! Wrcie z planem, ale w tym planie nic w tobie prcz mzgu nie bierze udziau. Przeklinasz j, szkalujesz, rozdrapujesz, ale to nic nie znaczy. To tak, jakby paznokciami rozdrapywa granit. Ty siebie nie widzisz! Powrcie po swoje zabezpieczenie, po swoj rezerw. W samotnoci byo ci widocznie jeszcze gorzej... - Jak ci przekona, e si mylisz? - Przekonamy si oboje rwnoczenie. Gwna twoja bitwa toczy si gdzie indziej i cokolwiek ja uczyni, jakkolwiek postpi, nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia dla ciebie. To drobny rekonesans, ktry tylko mnie moe zama! W trzy godziny po przybyciu do Sadw zaczniesz ucieka ode mnie, nawet rozmowy nie zdoamy skleci. Po piciu godzinach stwierdzisz, e nienawidzisz mnie. Nastpnego dnia ju wyranie zobaczysz swj bd, a wieczorem oznajmisz mi, e musisz wraca! To wszystko ma na sobie kamliw przeszo, wic jak mam wierzy?... Nie pojad do Sadw!

Rzuciwszy ostatnie sowa, dziewczyna zawoaa, e nie chce take duej stercze w krzakach! Oboje zerwali si, minli Gabriela nie zauwaywszy go. Gabriel odczeka chwil, po czym ruszy w stron blokw. Z ciemnych alejek dochodziy zduszone gorce szepty. W janiejszej - od wiate padajcych z okien - czci ogrodu Gabriel natkn si na Karolin czule spacerujc z kdzierzawym, adnym Szymkiem Granowskim, ydem, ktrego powszechnie lubiano i ktrego Gabriel take lubi. Zdawao mu si, e Karolina nie bardzo bya rada z tego, e przyczy si do nich. - Mwiono mi, e ty take wybierasz si do Sadw - zwrci si Szymek do Karoliny.

- Nie jest wykluczone - rzeka naladujc gos Zotowskiego. - Jed koniecznie, Karolino. Trzeba i warto zobaczy Sady. Trzeba im przywrci dawny blask, cho atwo to nie pjdzie. Ziemie Zachodnie podniosy wymagania ludzi, ale Sady pomimo to s jedyne! To prawdziwy klejnot starej Polski, Szkatueczka! Nie masz drugiej takiej mieciny w Polsce! - Wszyscy mwi, e si na nowo zakocha w Sadach. Gabriel zauway, e gos Karoliny brzmi inaczej ni zwykle. Czyby Szymek by ran Karoliny? przeszo mu przez myl. - I nie myl si! - odpowiedzia Szymek. - Pojechaem tam po raz pierwszy po dziewiciu latach zacz, gdy w pobliu blokw znaleli sobie awk, ju nie tak ciemn jak tamta w alejce kasztanowej. Opywa ich szum ludzki, gsty jak kasza. - Nie umiem wam powiedzie, jak mi tam byo w pierwszej chwili, zupenie tak, jakbym patrza na siebie zza grobu! Czowiek powinien sobie wzbrania takich widokw! adna warto, aden czyn ludzki nie ostanie si wobec rynku, ktry zostawie dwiczcy yciem, a odnajdujesz wymary jakby na wieki! Patrzysz, a jakby ci kto ig na sercu wypala; jakkolwiek bdziesz y, wszystko jedno, pozostanie po tobie pusty, wymieciony, martwy rynek i kilka staruch dotknitych skleroz, ktrym wszystko w gowie si pomieszao: A, a, ten? Chyba e ten! Be! Mieszka! - Nie! nie be! nie mieszka! - A, tak, chyba e ten. Mieszka! Be! Te spojrzenia wstecz powinny by wzbronione naturze: czowiek, jak rzeka, powinien zmierza ku swojemu morzu, ale obraca rzeka swoje wody na powrt ku grom? Czy rzeka oglda si wstecz? Sady - to bya dacza Muranowa, Nalewek i Dzikiej - ulic, ktrych ju nie ma dzisiaj na wiecie. Nie ma ju nawet ich nazw, to by salon letni Salci i Moka; cay stosunek spoeczestwa do nich zawarty jest w polskim brzmieniu tych imion. Nie! Nie zaprzeczajcie mi, zmarym winnimy prawd! Nie kastrujmy prawdy! Przyjedali tu rokrocznie. Ich ndza nie razia na tle tutejszej ndzy rybakw, chopw i sadownikw. Bujny, soczysty pejza dawa to ich krzykliwemu i pracowitemu wypoczynkowi, ich zabawom, ich wczasom, na ktre oszczdzali przez okrgy rok. Od poowy czerwca w oczekiwaniu letnikw cukierenk Paradis zdobi ju zwykle nowy szyld w kolorze pomaraczowym. Od poowy czerwca jej wysoki, chory na nerki waciciel zaczyna nazywa swoj on - pani Paradis. Pani Paradis, loda za dwadziecia groszy tutaj! Pani Paradis, p czarnej dla pana Korzenia! Pani Paradis, kiedy hokej bdzie wolny? Pan liwniak chcia zagra! Pani Paradis bya pani Paradis przez cae lato. Dopiero jesieni w dni niewyraalnie pikne, rzadko kiedy podpatrzone przez ludzi z miasta, ktrzy wynosili si z pocztkiem roku szkolnego, we wrzeniu, gdzie o godzinie pitej po poudniu, kiedy na rynku nie byo ywej duszy, pan Paradis powiada do pani Paradis: Sama przecie widzisz, e to ju koniec sezonu. Zamykaj, Sara! - Bardziej ni na pustych polach, ni w burkach, ktre rybacy zaczynali nakada wieczorami, czuo si jesie w tym imieniu, wydobytym jak gdyby z dna zimowego kufra. Gdy si potem w miecie dla artu powtarzao: Koniec sezonu, zamykamy, Sara! - czuo si zapach ogrodw, spadych lici, chd wody jesiennej, i na chwil trzeba jednak byo zamkn oczy; tak serce bolao! Razem z letnikami przyjedali take malarze. Rozstawiali swe sztalugi wszdzie - na stokach, w wwozach, na uliczkach, w rynku, nie budzc wikszego zdziwienia ni kozy. Poza prac widywao si ich zawsze razem, wci zajtych zagadnieniami ugru, kobaltu i bieli. y im nie dawaa biel sadowskich domkw, ulepionych jakby z lukru, wieccych noc jak robaczki witojaskie. Potem wszystkie te zagadnienia ugru, kobaltu i bieli rozwizali za nich Niemcy. Kazali im zwiza buty, eby si pary nie pomieszay, kazali im zabra rczniki i po kawaku myda i spalili ich ywcem. Potem

wojna si skoczya, nasta pokj, i czowiek mwi sobie: Trudno! ycie jest silniejsze! ycie ma swoje prawa, trzeba zapomnie. I czowiek zapomina. Po dziewiciu latach nieobecnoci - mwi Szymon dalej - pojechaem tam znowu. Przyjechaem wieczorem, wkrtce odjecha autobus i zostaem sam jeden na rynku. Pamitaem szeciotysiczny tum ostatniego lata, pamitaem wrzce gromady znajomych. I nagle - ten wymary rynek! Pustka skoczya na mnie jak kot! W ciszy rynku straszliwo ostatnich lat rozkrzyczaa si na nowo, oya krew! Nie, nie byo tu wcale pusto! Na rynku stali wszyscy najblisi, najdrosi sprzed lat, zamordowani, zaduszeni, spaleni, niemo i przeszywajco wpatrywali si we mnie. Pomruk tysicy przebija si poprzez cisz wieczoru. Z kadego okna krzyczaa twarz zabitego, krzycza kady kamie, a kady kamie, ktrego byo brak, krzycza podwjnie! Jak wszyscy w miasteczku, wczenie znalazem si w ku. Nie mogem ulee, oknem przelazem na taras hotelowy zalany deszczem, ktry dopiero co przesta pada. Noc bya gwiadzista, wilgotna, z wielkimi, biaymi, postrzpionymi chmurami. Oparszy si o balustrad, znw wpatrywaem si w rynek lecy w dole. Wokoo studni stay cigle tumy najbliszych, najdroszych. Stali tam cichsi ni ubin, ni koniczyna w polu i umiechali si do mnie bez poruszenia ust, pytajc, kiedy nadejdzie Dzie Sdu, na ktrym bd mogli powiedzie wszystko, czego nie zdyli powiedzie, pokaza wszystkie swoje nie namalowane obrazy, kiedy wreszcie skoczy si wielkie milczce sprzysienie wokoo nich. Suchaem ich nie wypowiedzianych skarg, ostatni spord setek tysicy, ktremu niezasuona aska pozwolia powrci do Ziemi Obiecanej! Ilu ludzi na wiecie podczas tych wszystkich straszliwych lat umierao z widokiem tego miasteczka w oczach! Ilu pord rozrzuconych, rozsianych po wiecie, ni dotd o nim? Ilu odmawia sobie przyjazdu, nie chcc grzeba w popioach? wiadom tego wszystkiego patrzyem oczami wszystkich nieobecnych i wszystkich zmarych. Czuem ciar nigdy nie zwaonej tsknoty ludzkiej i powtarzaem sobie, e moe nie tych los kocha najwicej, ktrym pozwala przekroczy granice Ziemi Obiecanej, ale moe tych, ktrym oszczdza tego rodzaju widoku! Tej nocy ani jedno uderzenie zegara z katedry nie omino mnie. Wszyscy zmarli trzymali stra wok mojego ka. Syszaem ich taneczny, nieustanny krok, ich niezmordowany, czujny szept. Z rana wybiegem na miasteczko, czujc w gardle dawienie, ktre zupenie nie chciao usta. Kady kt pomrukiwa tragicznymi losami, a co byo moj wasn modoci, byo jeszcze jedn mierci. Nie te same Sady? - pytano mnie. - Nie tak bardzo znw si zmieniy. Ubyo kilka domw, no i ludzi. Mwiono: ludzi, chodzio jednak o ydw. Jest to i naturalne, i ludzkie, e kadego boli przede wszystkim bl wasny i najbliszych. Byo nas trzy miliony, pozostao pidziesit tysicy. Ju sama ta cyfra jest ponad wytrzymao czowieka. W Sadach, o ktrych niegdy mwio si, e s zaydzone, nie pozostao ani jednego. Za dnia wczyem si wszdzie, na noc baem si wrci do hotelu, baem si, jak czasami ludzie bardzo zakochani, e umr we nie. Na drugi dzie wieczorem, cigle wewntrznie we zach, poszedem nad wod. Nigdy bardziej nie czuem fikcji czasu, anieli wtedy patrzc na rzek - bezlitosny jest spokj przyrody! Wracajc natknem si na apel modziey, zebranej na placu przylegajcym do Gimnazjum Przemysowego. Zaczaiem si pod kasztanami i czekaem. Z pocztku byo cichutko, nikt nie zabiera gosu. W pewnej chwili pada komenda: odlicz. Tylko ci, co sami niegdy odliczali, mog smakowa w tego rodzaju komendach. Chopcy odliczali z fasonem. Szum tej dokazujcej modziey opywa mnie i powoli budzi we mnie zamar wol ycia. Powoli wracaa do mnie prawda, zdobywana raz po raz na nowo: e trzeba wyj z grobw, trzeba wrci do ycia. Trzeba zacz y przede wszystkim dla tych chopcw, wzbogaci ich o to, co si samemu ma najlepszego, pi z ich rde! Nie mona y jako relikwia pozostawiona przez histori! Nie da si y w popioach! Nie umiem wam powiedzie, jak wdziczny byem tym chopcom, e

pozwolili mi sta pod drzewem i sucha gosu ycia... W kilka dni pniej spotkaem Krzysztofa, ktry w Sadach by po raz pierwszy. Nie widzia zabitych w oknach. Nie widzia cieni wok studni i kocioa. Nie widzia ich nigdzie! Sady nie brzczay mu yciem szeciu tysicy ludzi! Rzeka nie szumiaa przeszoci. Mwi: oczy, ale czyje oczy? - Szymku, baranku! - zawoaa Karolina biorc go za rk. - Jeste wygrany! Jeste jednak wygrany! Opisujesz, pomnikujesz ludzi, ktrych ju nie ma. Wznosisz kamie sobie i tamtym! Na pewno tak! - Gabriel straci reszt wtpliwoci. - Oto rana Karoliny. - Gabrielu, mam do ciebie al - zwrci si Szymek naraz do Gabriela. - al, Szymku, o co? - W twoich ustach w Kademu imi to zawsze jk, a przecie bywaj imiona, od ktrych dusza topnieje. - Jakie to imi? - zaniepokoia si Karolina. - Gabrielu, artyci maj jeden ciki grzech wobec wiata. To my pod niebo wynielimy legend nieszczliwej mioci, jej uroki, jej wartoci. A przecie ona tylko nam suy, nikomu wicej, suy sowom, nie ludziom. Wszystkie uroki nieszczliwej mioci czyme s wobec mioci odwzajemnionej, szczliwej? Jej nie potrzeba ju sw, ona sama w sobie jest najwyszym istnieniem, i jednej chwili jej peni - co da si przeciwstawi? Budzisz si rano, promieniejesz szczciem, dla ktrego prno szukasz wyrazu. Nie szukaj, i tak nie znajdziesz. Czy socu, ktre wieci, drzewom, kwiatom, wiatrom, chmurom, grom, z ktrych nigdy nieg nie schodzi - potrzeba sw? Jeste wanie czci morza, czci gr, z ktrych nieg nie schodzi! Wtopiono ci w wiat wtedy, gdy twoje ycie osobiste osigno szczyt, gdy co chwila z jkiem szczcia w duszy powtarzasz sobie: Nie, to niemoliwe! To nie moe by prawd! I a paczesz w sobie, e to jednak prawda, e to jednak jest! ycie w caoci wrcio do ciebie. Do tej pory znae tylko poszczeglne elementy, dom - dom, krzeso - krzeso, teraz caa wielka orkiestra zagraa swoj Dziewit. Dochodzisz do przekonania, e ju nic wicej nie moe by, e to jest szczyt wanie, a co w sowach da si pomieci - to blade echa, jakie wody dalekie. Chodzisz po wiecie i co w tobie nieustannie i piewa, i pacze na przemian, wznosisz rce do nieba, rozmawiasz z kozami, caujesz drzewa, z uwielbieniem patrzysz na wszystko wokoo, modlisz si, eby wszystkim byo dobrze, eby Karolina kochaa Karola, chodzisz jak pijany, obnoszc swoj twarz ponc jak milion soc, kada drobina twojej twarzy jest janiejsza anieli soce. I waciwie masz tylko jedno yczenie - umrze, umrze, bo ju nic wicej by nie moe! Jedyne wyrzuty, jakie sobie robisz, to te, e na gruzach, e tyle pustych gestw w yciu zrobi, tyle faszywych sw wypowiedzia, e w czystoci serca nie czeka na t chwil, aeby jak w Noc Objawienia mc powiedzie te dwa sowa: Otom jest! Otom Twj... - Ale ty wrci stamtd zakochany, Szymku! - szepna Karolina i zabraa swoj rk. Oto chwila ostrzenia noy na ciele biednej Karoliny - pomyla Gabriel. Od duszej chwili przyglda si Karolinie, z boleciwym, przylepionym umiechem na twarzy, i promieniejcemu Szymonowi. Widzia zupenie wyranie, jak od czasu do czasu Szymek podnosi rk do ust i caowa piercionek, ktry nosi na palcu.

- Szymku! - gos Karoliny leciutko dra, cho staraa si to drenie pokry miechem. - Czy mylisz, e nie wiem, e nie wypi dzisiaj ani jednego kieliszka? lubowae! Przyszede tu wprost od siebie, czy tak? - Od siebie, tak. - Zauwayam, e unikasz ludzi, drysz, eby ci nie potrcono z twoim cennym dzbanuszkiem? Nie pijesz, bo jej nie ma. Mylisz, e nie dostrzegam, jak ty si nam przygldasz? Jakby nas aowa! Ale jak dugo, mylisz, to potrwa? To zwykle nie trwa dugo! - Nie mw! - zawoa Szymon - bagam ci, tylko nie mw nic! Nic, nic nie mw!

Pozostawiwszy Karolin z Szymonem, Gabriel skierowa si w stron blokw. Przy furtce kto, bazesko trzasnwszy obcasami, spyta go, czy wolno mu ucisn rk mistrza. Ledwo si uwolni. Naraz jaka myl zawitaa mu w gowie i zamiast w stron blokw wrci na koniec ogrodu. Ledwo zbliy si do kasztanw, zobaczy, i kto pieszy w tym samym kierunku. Pozna Paeczk. - A... to pan... Wzi j pod rk, - I co? - spyta uradowany. - I co? - odpowiedziaa tak samo uradowana. - I co! Mj Boe, i co?! Prosz mi teraz zaraz powiedzie... co pani naprawd myli o Kademu. - Nie mia pojcia, e o to zapyta. Pomimo to zaraz popyn potok, - Tak, prosz si nie mia ze mnie albo prosz si mia. Jak pani woli... Ubstwiam kobiety mwice o mioci; kobieta mwica o mioci, to od razu co wicej; to jakby sama tajemnica przemwia. Na temat mioci kobiety mwi o ile gbiej od mczyzn! To przecie pani przedtem powiedziaa: mczyni to fachowcy, kobiety s adne! Prawdziwa tajemnica ycia tkwi wanie w kobietach, tak, tak wanie jest! Najwiksi z nas, chcc wypowiedzie siebie w mioci, od razu wdziewaj spdniczk. Ale dlaczego kobiety, ktre rozumiej i czuj mio o tyle gbiej, nie potrafi tego odda w sztuce? Dlaczego wy, ktre stale przewijacie pieluchy naszych boleci, wy, dla ktrych nigdy z tych pieluch nie wychodzimy, dlaczego kobiety, ktre powinny by - i s! s! - na najwyszym szczeblu wtajemniczenia, nic z tym nie umiej zrobi? Ile naszych si idzie w was! Jak wy nas widzicie, jak znacie - i dlaczego - wszystko razem nie daje wynikw w sztuce?! Dlaczego pani, ktra na pewno jest niezwyka, w ktrej tkwi na pewno wicej ni w tym caym Krzysztofie, dlaczego pani szuka wyrazu przez kogo tam, a nie sprbuje si pani stworzy sama? Dlaczego? Prosz mi natychmiast odpowiedzie, dlaczego. - Nie wiem - odpara; bya zdaje si oszoomiona potokiem jego sw. Sam Gabriel take. Ju dawno tyle nie gadaem - pomyla. - Czybym by zakochany? - Ale dlaczego? Dlaczego? - napiera.

- Nie wiem - bronia si. - Przecie pisz - przypomniaa sobie po chwili. - Ale jak? - rozemiaa si. No tak, kady lata jak moe! - No dobrze, widz, e tu musz da spokj. Tutaj odpowiada mi pani jak idiotka. Ale prosz mi powiedzie, czy Kademu si pani naprawd podoba? - Jaki pan zabawny! - zawoaa. - Ale pan naprawd cierpi! Pan jest cudny, sowo daj! - Bardzo cierpi, nie bd tego wcale ukrywa przed pani! Trzeba bez przerwy chwali. Sta i woa: Wielki! Jedyny! Nigdy za duo. O czym marzymy, pki jeszcze nie powiedzielimy sobie: nie? O volltreferze, o arcydziele. Wszystkie te moje tak chwalone dzienniki s to okruchy warsztatu, na ktrym ono nie chce si narodzi! Szukam recepty na arcydzieo, ale przecie nie ma! Naprawd nie ma! Naprawd, cho z drugiej strony bez recept nie mona ruszy z miejsca! I bd tu mdry! Przy tym nikt lepiej nie wie od tych, ktrzy zajci s zotymi receptami na arcydzieo, e czciej i atwiej udaje si ono zwykym mydkom! A teraz prosz mi powiedzie, co si pani najbardziej w Kademu podoba? Paeczka walczc z oszoomieniem i z chci do miechu wymienia kilka partii. Gabriel nie by zadowolony. - Prosz mi powiedzie, jaka kwestia wydaa si pani najbardziej charakterystyczna dla... mnie osobicie. - Ale pan nie przestaje pisa o sobie! - Tak mwi moi wrogowie, a pani? Wic pani take? Czy pamita pani kwesti W mioci jestem kusownikiem? - Nie. - Ani sowa? - Ani sowa. Boe! - pomyla. - Od ilu miesicy tyle nie mwiem! Powiem za duo, a potem bdzie mi gupio!... - Sprbuj - rzek - powtrzy pani t parti wasnymi sowami: W mioci jestem kusownikiem. Kusownictwo w mioci ma swoj pikn kart. Przypumy, e jest dobrze, wtedy ona czym prdzej moe uda si do ma, pooy mu rk na ramieniu i rzekszy przyjacielu poegna go na wieki. Nastpnie bez trudu moe przenie swoje dwie walizki stanowice jej cay majtek do przydziaowego mieszkania swego nowego ma. Demokracja uczynia maestwo instytucj znacznie tasz ni bya dotd... Poniewa nale do ludzi sprzyjajcych yciu, a nie urojeniom, wezwaem take siebie na rozmow. Stary kusowniku - rzekem do siebie - czy chcesz zosta ostatnim starym kawalerem w Polsce Ludowej? - Nie! - odpowiedziaem powanie. - Nie mam takiego zamiaru! - A wic - usyszaem gron decyzj - jeli nie masz takiego zamiaru, wstp w stan maeski! Ludzie powinni si eni, a nie wstpowa w stan maeski! Bywa, i rozstaj si z kim, kto wchodzi w rachub, i powiadam sobie: Owszem, lecz nie pieszmy si, pomylmy, maestwo to nie to samo, co zje obarzanek. Ale gdy ja zaczynam si zastanawia, kto inny, nie zastanawiajc si tyle, rozwizuje mi mj dramat. Nie wiedziaem, e mam tak lekk rk; w handlu z tak lekk rk mona si adnie dorobi! W ostatnich czasach przeyem kilka wypadkw, ktre bardzo adnie

dayby si opowiedzie, ale jeszcze adniej bolay. Do tego stopnia, e musiaem nawet wezwa lekarza. Przyszed, swoim zwyczajem od razu zwali si na ko i zacz narzeka. Co panu dolega, panie doktorze? - pytam go peen niepokoju; fatalnie wyglda. - Czy ja wiem? Wtroba, nerki, serce, wszystko po trochu! - Niespokojny, bior go za puls. - Pan powinien na siebie uwaa, doktorze. - No tak! - odzywa si - widzi pan. A tymczasem musz biega po miecie! Ale panu co dolega? To przecie pan mnie wzywa. - Kae mi podnie koszul, przykada suchawk, odejmuje suchawk, kae spuci koszul, w kocu powiada: Pan powinien mie prawdziwe kopoty. - Jakie, panie doktorze? on. - Wygosi to pan duo lepiej od Ludwika na scenie - miaa si dziewczyna. - Pani si naturalnie mieje ze mnie! Ten portret wypad mao podobny do portretu dziecka szczcia, ktry znajduje si w obiegu. Wiem, co mwi, e do penego szczcia trzeba mi byo nieszczliwej mioci i e t sprawiem sobie w nieszkodliwym wydaniu. Nikt nie wspomni, e omal si nie przewrciem na tamtej historii, ktrej dowiadczenia posuyy mi do Kademu! Przez nie wiadomo ile dni widziaem prawdziw twarz ycia; przeraliwa to twarz, Paeczko! Powiem pani jeszcze jedno: obudziwszy si dzi rano - na myl o powrocie do domu poczuem gorzk lin w ustach. Nie wystarcza mie dla czego y, trzeba take mie dla kogo... - doda cicho. - A Paulina? - spytaa take cicho Paeczka. - Pani ma przecie take na imi Paulina, prawda? Powiem ju pani wszystko! Szczero za szczero! Trzy miesice temu w zwizku z Kademu przyjechaem tutaj pierwszy raz i wtedy poznaem zimn Paulin, jak wy j nazywacie. Ktrego dnia pojechalimy do parku i przez godzin czuem si istotnie, jakbym wyszed z piwnicy. Wic s jeszcze - powtarzaem sobie - istoty nie roztaczajce atmosfery wzgardy i octu? Istoty, przy ktrych boku trawa bawi oko? Istoty nie nabite kolcami? Caowaem jej rk z wdzicznoci. Obiecywaem sobie hodowa t now przyja. Niestety! Gdymy zeszli do miasta, natychmiast zapomniaem o wszystkim. Nie wizia ani jednej myli, wszystkie pyny gdzie indziej... Pani naturalnie wie, o czym mwi, o tamtej, o pierwowzorze Jzefiny z Kademu... Czas zrobi przecie swoje: oddawszy z nawizk to, co si naleao gdzie indziej, zaczem zapomina. Coraz czciej mylaem o zimnej Paulinie, raz jeden rzuciem nawet kartk, ktrej podtekst by duo gbszy! Cieszyem si z przyjcia sztuki przez Kenara take dlatego, e to usprawiedliwiao mj pobyt w miecie, gdzie znajdowaa si Paulina... Przedtem daa pani ode mnie, ebym si owiadczy. Ot prosz sucha - owiadczyem si! - Niemoliwe! Pan si owiadczy Paulinie?! - krzykna Paeczka z niedowierzaniem. - Nie owiadczyem si - bo kto si dzi owiadcza? - ale pomwiem. Rozmowa nie trwaa dugo. Odbya si kilka dni temu. Rozpoczynajc j, chciaem wyzna, e pamitaem, e w mylach pisaem do niej dugie listy, a nie kartki zawierajce trzy sowa; e uwaam j za istot przeliczn, cho chwilami wydaje mi si istotnie zbyt kamienna, zbyt posgowa, zbyt zimna. Wiem jednak, e to kwestia jednego innego spojrzenia, ktre na pewno przyjdzie! e uwaam j za istot zdoln zmieni bieg moich dni, zdoln przywrci smak memu chlebowi... Niestety ani jednego z tych wszystkich piknych sw zimna Paulina nie usyszaa. - Urwa i pomilcza chwil. - A teraz - podj - chc pani co oznajmi: postanowiem pojecha do Sadw. - Pan take? - gos dziewczyny wyraa najwysze zdumienie.

- Ja take! Szymek opowiada cuda o Sadach. Syszaem, e i pani si... wybiera. Jedmy wic wszyscy! Zblia si lato, jako czowiek pracy mam prawo do wczasw. Jeli nie pozwalasz mi przychodzi do niej od czasu do czasu, eby odetchn jej powietrzem, to nie wiesz, czym s cierpienia! - zacytowa siebie i omal nie zapaka ze wzruszenia. - A jeli chodzi o Kademu - doda po chwili znowu - to ju si uspokoiem. Powiedziaem sobie: by moe, i wytaczam zbyt tanie zy i e pozostan saw jednego sezonu. Ale jeli nawet tak bdzie, bd si pociesza wanie tym, e przez jeden sezon serca wspczesnych przecie biy dla mnie! Jedmy do Sadw, Paeczko! - Wanie! - krzykna Paeczka. Nie zdya jednak dokoczy myli. W ciemnociach zbliay si jakie postacie; potykajc si szukay awki. Wreszcie zajy oddalon o jakie trzy metry od tej, gdzie Gabriel i Paeczka zamarli w oczekiwaniu.

Tutaj, Krzysztofie, prosia, ebymy zaczekali - rzek Igu, dwudziestodwuletni poeta i malarz, cudowne dziecko miasta N. - Posyajc po ciebie mwia, e za dziesi minut bdzie pod kasztanami. - Czy by kto przy waszej rozmowie? - Zobaczywszy mnie, rzucia towarzystwo. Nie byo nikogo. - Gabriela nie widziae z ni? - Nie byo Gabriela. - Poznae j chyba dzisiaj dopiero? - Sama podesza do mnie z tym wanie zleceniem, eby ciebie odszuka i zaczeka pod kasztanami... Nie chciae mi jej nigdy przedstawi, Krzysztofie. - Paeczki nie widziae? - Chyba posza do siebie - odpar Igu. - Pn noc ktry z naszych kolegw, wracajc do domu, spotyka znajom. Nigdy ich nic nie czyo. Kupili butelk i poszli do niego. Rano on budzi si i pierwsza jego myl, wiesz, jaka bya: co ty by na to powiedzia, Krzysztofie. Nic tak nie grzeje, jak twoja poezja. Ty, ktry z nadejciem nocy studzisz piasek gorcy i kamie na drodze! Przez mio, przez lito dla stworzenia, ktre jest Twoim stworzeniem, zdejm soce ze skwarnego nieba, pod ktrym trzymasz mnie w dzie i w nocy... W dzie i w nocy. Kocham twoj poezj, Krzysztofie. - Igu, pjd lepiej... - Dlaczego?

- Nie chc z ni rozmawia! - Jak mona nie chcie z ni rozmawia, Krzysztofie? Ja w obozie marzyem o tym, eby jeszcze przed mierci wypali caego papierosa. Dzisiaj marz o - Leonardzie. Czy wiesz, dlaczego przeyem obz? Bo czuem gbiej ni inni. Kiedy przechodz jezdni, nie zwracam uwagi na samochody. Jak mnie przejad, to znaczy, e nie jestem potrzebny wiatu, e nie przeznaczono mnie do niczego wielkiego. Ja marz o tym, eby pisa tak jak ty, Krzysztofie. Ale pki ty yjesz. - Chcesz mnie zabi? - Zosta, Krzysztofie! To pierwsze jej zlecenie. Ty nawet nie wiesz, co ty ze mn zrobi! Nie mwiem ci tego nigdy, ale teraz powiem. Dzisiejszej nocy wszystko mona powiedzie... Nie mona bezkarnie sucha dzie w dzie, e to pocztek i kres, e to szczyt grski, wbity w rodek tej marnej ulicy Radomskiej! Nie mona dzie w dzie przyglda si wielkim ogniom, by samemu nie ulec pokusie rozgrzania si przy nich! Nie mona sucha o dalekich krajach i nie zechcie ich samemu zobaczy. Zarazie mnie swoim wyznaniem o mioci do Pauliny. Wbie mi w serce zoty n i kadym swoim zdaniem obracae trzonek. Jej imi w twoich ustach byo zawsze o ton miksze anieli wszystkie sowa naokoo. Rozkoysae mi dusz, Krzysztofie. Pod twoimi sowami piewaem wasn pie moe jeszcze sodsz, bo kradzion, bezprawn; moe jeszcze cudowniejsz, a na pewno bardziej szarpic, Krzysztofie. - Ty drysz, Igu... - To nic... Ja, Krzysztofie, przedtem mieszkaem na Wybrzeu, tam chodziem do Akademii. Z profesorami poza pracowni bylimy na ty. Chodzilimy wszdzie razem. Oni przeywali swoj drug modo. Kochali dziewczta i kochali nas, chopcw. Kochali w nas to, czym sami niegdy byli, swoj modo, nadzieje, od ktrych odbiegli daleko. Ty gdzie opisujesz takie sodko-gorzkie nawroty, kobiet trzydziestopicioletni, ktra wieczorem przed godzin szatanw, przed treningiem hokeistw przychodzi na ld. Dwadziecia lat nie miaa yew na nogach i jest najszczliwsza, kiedy jej instruktor powiada: Idzie dobrze! Lepiej ni sdziem! Po dwudziestu latach przysza szuka rozwianych mgie!... Na Wybrzeu ktrego dnia przychodz do Algi; Wodek, jeden z profesorw, powiada: Suchaj, bya tu jedna taka, oszalaby z miejsca! Piernik toruski, ale malowany przez Leonarda! Leonardo, ale bez sodyczy, sztorm na morzu, mwi ci! Grymas, rudy kamie, rude pieko! - Co dla niego! - dorzuca drugi profesor. - Zbudowana jak Rita Hayworth, oczy due jak spodki od kawy, ubstwia Picassa, pynie crawlem jak minister Rabanowski, nosi fryzur Zazou, wiesz? - Wiem odpowiadam. - To wiesz wszystko! -Nazajutrz przy stoliku w Aldze dalsza scena. - Bya na wystawie szkolnej - powiada Wodek. - Przed twoim obrazem: kiwaa gow: Dobre, co? - Przed jego obrazem zatrzymaa si nawet dwa razy - dopowiada drugi profesor. - Podoba si jej twj obraz! Wywar wraenie i Bezwarunkowo! Powiedziaem jej, e jeste chopak zdolny, e masz dobrze w gowie. Przyjd jutro na Pnocn, popyniemy wszyscy do boi. Pokaesz jej, jaki jeste. Nazajutrz nie przysza na Pnocn. Oblecielimy wszystkie plae - bez skutku. Nic si nie martw - pociesza mnie Wodek. - Bdzie wieczorem na kawie w Aldze: po to si przyjeda nad morze. - Wieczorem, widzc mnie z daleka, Wodek uderza pici w st: Chopie, dopiero co wysza. Musiae j spotka. Widziae ten snop soca na karku, powiedz? Nie zauwaye? Niemoliwe! - Przez miesic trwaa zabawa. A jednak jeste pechowiec - powiada Wodek ostatniego dnia. - Chciaa przyj przed wyjazdem, ale nastraszono j, e tok w pocigu, i wyjedzie do Gdyni. Chciaa ci pozna, aowaa, ale nic si nie martw, przyjedzie na Boe Narodzenie, pusto wtedy na Wybrzeu! Prawdziwy

Leonardo, mwi ci!... - Przez miesic pozwoliem toczy si tej zabawie moim kosztem. Nie psuem jej. Cigle si tam robi takie kaway. Co pewien czas krl szwedzki przyznaje komu order za waleczno. Sam byem wiadkiem narodzin podatku od dywanw perskich, jeden z profesorw mia dwadziecia pi persw. Istoty malowanej przez Leonarda nie wymylili w Aldzie przy stoliku, poznaem j tutaj. - Paulin? - wtrci Krzysztof. - Paulin Kaleck - uroczycie potwierdzi! chopak. - To j rzebili Grecy i malowa Leonardo. Cierpie warto tylko dla kobiet bardzo piknych, bo wtedy cierpi si dla jednej z tajemnic natury. To jest spotkanie z postaci, ktr stworzyli najwiksi. Przed ni klkay wieki. Pomyl, ile setek tysicy ludzi mozoli si nad wydobyciem okruchu pikna w sztuce, a tutaj masz - morze! To szczyt grski; nie bdzie w tym nic sprzecznego z prawami natury, jeli kto sobie rozbije o niego eb. Poznajesz swoje sowa, Krzysztofie? - Ale drysz, chopcze! Wic ty take... - Ja take?... Kt jej nie kocha? I kt jej nie nienawidzi?! Ale kocha tylko ten, kto niczego nie da. Ty, Krzysztofie, za duo dasz! Po co da? Czy mio nie jest najwysz zapat - sama w sobie? Pomyl, Krzysztofie, jak jej musi by ciko z tak urod! Kade przejcie ulic, kada bytno w teatrze obiecuje - milion. A potem nastpuje powrt do zimnego domu, do matki, ktra j nienawidzi! Za duo chcesz, Krzysztofie... - Tak sdzisz? - Tak! Jak ona dzisiaj wyglda, Krzysztofie! Ona zrobi dzisiaj wszystko, co zechce! Przekona mdrcw, e nie oni rzdz w miecie. Syszysz? idzie, Krzysztofie!... - Jestecie? - rozleg si w ciemnociach gos szorstki i ywy zarazem. - Jestemy tutaj! - odkrzykn chopiec i pobieg naprzeciw szczytowi grskiemu. Podprowadzi zimn Paulin do awki, po czym zaraz si oddali.

10

Posaa po mnie, oto jestem! Powiedz, czego chcesz? - gos Krzysztofa by przytumiony, wrogi. - Chciaam pomwi z tob. Co za ton? Co ci si znw stao? - Mw ze mn jak... czowiek! - wybuchn. - Ja jeszcze nie widziaem u ciebie ludzkiej twarzy! - To ja jestem nieludzka? - Zamilcz! Czy nie widzisz, co si ze mn dzieje? - Po chwili jednak opanowa si. - Wiem, e nie powinienem si unosi, ale za duo si we mnie zebrao!... Prosz, powiedz, dlaczego znw mnie wezwaa? He to razy odchodziem, dlaczego wzywasz mi za kadym razem? - Wzywam jak... przyjaciela. Czy nie jeste moim przyjacielem?

- Dlaczego kamiesz! Dlaczego rozpalasz mi dusz, skoro nie masz mi nic do ofiarowania? Czego chcesz ode mnie? - Nigdy nic od ciebie nie chciaam. - Nie mw w ten sposb! - Krzysztof krzycza niemal. - Matce od dziecka atwiej odej, anieli mnie od ciebie, a jednak zdobywam si na to. achna si. - Wiem wszystko! - rzek znowu Krzysztof. - Co znw ci nie wyszo, wic zrobio si miejsce dla mnie! Nie chcesz zosta sama, wic sobie mnie przypomniaa. - Jak jeszcze sowo powiesz, pjd sobie - wybuchna. - Zosta, wiem: pies i mleczarka, wglarz i kot, wszystko i wszyscy mog wywoa twj umiechprcz mnie. Nienawidzi si tych, ktrych nie mona kocha. Zamraam twj czas, bo jestem tylko sob! Biada sabym! Na ich ciele silni wecuj swoje noe! Od trzech miesicy czekasz na Joasi. Znam twoj Joasi. Czekaa i czekasz - na Gabriela... - To nieprawda! - zaprzeczya gwatownie. - Znw zaczynasz swoje? - Miej odwag, Paulino! Twoja nienawi do mnie wybucha nazajutrz po waszym poznaniu si. Wiem, co twoja matka mwi: On nie jest synem stolarza z czycy! - Nie zawracaj mi gowy! - Kochasz go, wiem. Od chwili jego przyjazdu obchodzi mnie tylko jedno, czy ju widziano was razem? Pilnuj. Czowiek marzy, eby pozostao w ciemnociach, a nie ma si nie obnaa si przed wszystkimi! - Gabriel pozna pocztek jednego z najadniejszych wierszy Krzysztofa. - Nigdy nie zrozumiesz, ile si trzeba byo, eby wyjecha std, a przecie zdobyem si na to. Leaem na awce w przedziale i krzyczaem z blu! Powiedz, po no mnie wzywaa? Czy chcesz mi powiedzie, i wobec tego, e Gabriel ci nie chce, gotowa jeste zgodzi si na mnie? Kademu to, na czym mu mniej zaley?! Czy chcesz ofiarowa mi to, co kto pewnego dnia otrzyma atwiej anieli kilogram jabek? - Nie bd ordynarny! - Ordynarny! - zamia si gono. - Ty... kurka o. twarzy madonny! - Zawsze baam si i boj si ciebie! - Boisz si mnie? - Krzysztof rozwczy sowa, jak gdyby chcia im si lepiej przyjrze. - Dlaczego si boisz? - Boj si ciebie! - powtrzya znowu Paulina gosem oschym i w caym ogrodzie nie byo chyba nic bardziej kontrastowego ni te dwa krzyujce si gosy: jeden rozedrgany, pyncy z wezbranego serca, drugi pytki, niechtny. - Boisz si mnie? Jak moesz si mnie ba podj Krzysztof. - Pokora i tkliwo, proch u twoich ng... Cichszy anieli wiato ksiyca, jak moesz si mnie ba?

- A wiedz, e si boj! - Ale dlaczego? Zimna Paulina nie powiedziaa jednak, dlaczego. - Nigdy si nie zna prawdy! - podj Krzysztof nie doczekawszy si odpowiedzi. - I nie ma nic prostszego ni prawda nagle ujawniona. Teraz zaczynam rozumie... - Cigle donosisz mi, co twoi przyjaciele mwi o mnie. Sama wiem, e nienawidz mnie. Masz na pewno w tym swj cel... - Cel? - odpowiedzia. - Jaki ja mog mie cel? Nigdy nie rozumuj, po prostu yj. Nie przesiewam nigdy wiadomoci. Teraz zaczynam rozumie, e pewne rzeczy mogy ci bole. Nie powinienem by ci mwi, e matka chce ci wypchn z domu; takich wiadomoci si nie wybacza. Ale ja nie gram, nie umiem dwa razy pod rzd powtrzy jednego i tego samego zdania; raz wypowiedziane, umiera. Ale jak moesz bra to wszystko tak po wierzchu? - Po wierzchu! - to twj konik! Tobie si zdaj, e ludzie od rana do nocy tylko dr! - Masz racj. Ostatnio coraz czciej widz, e nic nie rozumiem, nic nie umiem. Nie umiem nawet rozmawia z ludmi - albo za blisko, albo jak z wysokiej gry! Nie umiem je, nie umiem spa, nic nie jestem wart... - Boe, gdyby raz jeszcze zacz! Gdyby jaki wielki Sd da znak, e bieg mona powtrzy. Ale nie! To zudzenie strzaskanego serca, i rozumem da si regulowa poar, ktremu druga istota przyglda si z zainteresowaniem poty, pki un nie zejdzie z horyzontu. Czowiek sto moliwoci przemierzy, tysic myli przemyli, ale za kadym razem ominie t jedn, ktra wszystko tak jasno tumaczy: nie kocha. - Gabriel znw pozna jeden z wierszy Krzysztofa. - Nie kochasz, Paulino - dokoczy Krzysztof. - To wszystko... - Nie moesz mi robi adnych wyrzutw. Nigdy nie mwiam, e kocham. - Wiem!... O, nie wzywajcie mioci - Gabriel pozna dalszy wiersz Krzysztofa, ktry bardzo lubi i umia go take na pami. - Czowiek yje spokojnie; ma twarz lekko rozpalon; szuka ochody - a naraz zrywa si huragan! Czowiek prosi o yk wody, naraz zalewa go potop! O, nie wzywajcie mioci, bo gdy si zjawi, oddali od was wszystkie twarze ludzkie, ktre stan si nieme, z wyjtkiem tej jednej! - Tyle mnie - Krzysztof mwi dalej tak cicho, e nie wszystko dochodzio do drugiej awki - co przylega tutaj do ciebie. Tyle dla mnie ycia, ile go w krgu zapachu twoich wosw, rk, sukni. Paulino, ja ju nic nie dam! Niech bdzie tak, jak chcesz. Tacz swj taniec witego Wita, wmawiam w siebie, e ci nienawidz, szkaluj w mylach, rankami zwykle bywam silny! Ale ta jedna prawda nie chce ode mnie odpyn: kocham ci. Zapado milczenie. - A pomimo to syszaam, e wyjedasz do Sadw z twoj Paeczk! - odezwaa si bardzo rzeczowo Paulina. - Czy nie jecha, powiedz? Przez chwil nie byo odpowiedzi.

- Jeli - kaesz, nie pojad. - Przyjd do mnie jutro w poudnie. - Dobrze. Do ciebie do domu? - Do domu, tak. A teraz musz wraca! - Dobrze - powtrzy za ni Krzysztof. - Wracajmy. - Nie, pjd sama. Wbiwszy w ten sposb raz jeszcze n w serce zakochanego, zimna Paulina wstaa i odesza. Krzysztof pozosta sam na awce. Gabriel i Paeczka nadal siedzieli cicho jak trusie, by nie zdradzi swej obecnoci. Gabriel czu, jak Paeczka dry; draa tak od samego niemal pocztku rozmowy Pauliny z Krzysztofem. Trzepotaa si jak ptak w klatce. Naraz w ciemnoci nocy wtargn gos megafonu - potny, grony, zowieszczy. Jeszcze bardziej grone i zowrogie ni gos - byy sowa, ktre wyranie - dotary do trojga ludzi ukrytych na awkach pod kasztanami: Komu niestety? Komu zwady? Komu krzyk? Komu rany daremne? Komu zapalenie oczw? Tym, ktrzy siadaj na winie! Tym, ktrzy chodz szukajc przyprawionego wina! Nie zapatruj si na wino! Bo cho niewiasty obcej wargi miodem opywaj, a gadsze ni oliwa usta jej. Ale ostatnie jej rzeczy gorzkie jak pioun, a ostre jak miecz na obie strony ostry. Nogi jej zstpuj do mierci, a do pieka chd jej prowadzi... Krzysztof pozna gos Igusia, ktry rozczytywa si w starym testamencie; widywano go czsto z Bibli w kieszeni od marynarki. Gabriel domyli si, i sowa te przeznaczone byy dla jednej osoby w caym ogrodzie, dla szczytu grskiego.

11

Paeczko - szepn Gabriel, gdy megafon ucich. - Przysigam pani, e on jej nie kocha! Nic a nic! Jeli jej recytuje wiersze, to koniec... Gdyby mu... gdyby si zmienia, w cigu dwch dni byby koniec z ni! Ona zdaje sobie z tego spraw, to wynika z kadego jej sowa!... Krzysztof musia co usysze, bo zerwa si i ciemny i masywny, ruszy ku awce, na ktrej siedzieli Gabriel i Paeczka. Nachyli si nad nimi i moe p minuty sprawdza ich twarze w ciemnociach, po czym zapali nawet zapak. Wszystko to dziao si wrd gbokiego milczenia i przy powstrzymywanych oddechach. Gdy zapaka zgasa, Krzysztof nie wyrzekszy ani sowa cofn si rwnie wolno, jak podszed. Moe w minut pniej Gabriel z Paeczk wyszli z alejki kasztanowej. Nie uszli nawet dwudziestu krokw w stron wiate, gdy kto z krzykiem rzuci si na nich. - Gabry! daje mi fragmencik!

Gabriel spostrzeg co biaego i pomiennego zarazem, mask i poe krwistego misa, co, co za dnia byo twarz redaktora Expressu, maego Jakubka Szmajdrowicza. Wionc wszystkimi zapachami imienin, Szmajdrowicz cmoka go po twarzy, a w przerwach nie przestawa dopomina si o fragmencik. - Gabry, daje mi fragmencik! Zapomniae o swoim ojcu chrzestnym! Daj mi fragmencik do ,Expressu! - Jaki fragmencik? - pyta zdumiony Gabriel. - Due, drogie dziecko, Gabry nie z tego wiata, jaki fragmencik? Ty przecie piszesz samymi fragmencikami. Nie wiesz? Nie napisali ci jeszcze tego? A na przykad co to jest? Przychodz do Dolly i mwi jej: Dolly, poka mi swoje mieszkanie. Poka mi wszystko, i sypialni, i stoowy, i azienk, i klo. Chc ostatni raz spojrze na buruazyjne mieszkanie. Dolly oprowadza mnie po mieszkaniu w ktrym wisz dwa Rembrandty i jeden Frans Hals, po czym pyta mnie: I co ja mam z tym wszystkim zrobi? - Nic, pomieszka jeszcze rok, dwa. - A potem? - Potem subwka na szstym pitrze. Potem moe ja zamieszkam w tym mieszkaniu. Gabry, czy to nie jest fragmencik? Ja bym to wyci i zamieci jako korespondencj z Parya. Nie ma lepszej; w dziesiciu wierszach powiedziae wszystko! Skoczy si okres ksiek - rzek, teraz trzeba nauczy si szanowa sowo! - Tak mylisz, Jakubku? - No, a co? Albo, Gabry, to, co piszesz - may Szmajdrowicz przeskoczy na stron milczcej Paeczki i wzi j pod rk - o stosunku spoeczestwa przedwojennego do literatury: Wic pan myli, e powinienem wystpi sdownie przeciw Biernackiemu za to, e wzi pienidze i nie dostarcza mi manuskryptu? - pyta wydawca Albert. - Absolutnie! Pisarstwo jest zawodem, jak kady inny. Pan jako kupiec nie powinien da sobie narzuci ich kawaw. Gdy chodzi o ich interes, pisarze umiej by zaradni jak saperzy. Ale jak co jest nie po ich myli, od razu staj si taka mala! - Nie, panie! Nic pan nie rozumie. Jak kto pisze, to ju z nim jest niedobrze! - brzmiaa odpowied Alberta. To przecie jest klasyczne, Gabry! Co, Paeczko, czy niedobrze mwi? Czemu taka bez humoru? Wszystko z powodu tamtego ajdaka? A wy tak tu sobie razem, co? - Dam ci fragmencik, Jakubku, ale nie czepiaj si Paeczki. - Co to? Nowa konstelacja? C, kada nowa konstelacja dobra... Wic dasz, Gabry? Pamitasz, Paeczko, z powojennych rzeczy Gabriela Romans rzeczoznawcy - z najwikszym zbrodniarzem dwudziestego wieku, z Hessem, w roli gwnej. Na procesie owicimskim romans w oczach publicznoci. - Czy z paskiego mieszkania wida byo dym z krematoriw? - pyta rzeczoznawca. Jawohl - odpowiada Hess. - Czy czu pan swd palcych si cia? - Jawohl! - Rzeczoznawca wycaowaby zbrodniarza za to, e potwierdza mu wszystkie jego papierki. - A jak si panu, panie doktorze, panie rzeczoznawco, podoba Ajschylos? - pyta kto tego samego rzeczoznawc podczas antraktu w teatrze w Warszawie. - Ajschylos? No wie pan? No, n-n-nie, to zbyt cika rzecz na dzisiejsze czasy! - Dobre, co, Paeczko? - Dam ci fragmencik, Jakubku. - Nie odpychaj mnie, nie pieszy mi si! Albo, poczekaj. Gabry, ten klejnocik, ten fragmencik, ktry wedug mnie wart jest milion! Tylko ten idiota Zotowski nie widzi, e to wanie jest prawdziwy

socrealizm!... Przed poudniem oddano kompleks budynkw do uytku, wieczorem zabawa, wystpy aktorw. Ludzie tacz, cho pada deszcz. Zabawa ju si zreszt skoczya, jest pnoc, tu i wdzie snuj si ostatni Mohikanie. Na murku siedzi robociarz, ubrany troch jak na codzie, troch jak na wito. Nie zwraca uwagi na deszcz, ktry cieka mu z kapelusza. Siedzi skupiony, godny, gaszcze murek, jak stolarz fotel, ktry za chwil wyda z pracowni. Zadowolonym okiem wodzi naokoo po dokonanej robocie, po swoich domach. Akurat kto przychodzi. Robociarz nigdy tego czowieka nie widzia na oczy, ale wsplne wito czy ich i robociarz odzywa si: adny kawaek roboty, co? adny kawaek roboty, Paeczko, co? Ech, ty, rozchmurz si, przemw sowo! - Zostaw j, dam ci fragmencik, Jakubku! - Nie! Nie! Teraz, Gabry, poczekaj, pozwl, niech ci przyjaciel powie ca prawd, ktrej nikt ci nie powie. W tobie, Gabry, ja to widz, wci jeszcze pokutuj stare przesdy. Dzielisz pras na wypada i nie wypada. Tymczasem to si skoczyo! Wszyscy dzisiaj jedziemy na tym samym wzku! Gabry, powiadam ci po raz ostatni: daj mi fragmencik. Nie! nie fragmencik, poczekaj. Ile bije Dziennik N...? Dwadziecia pi tysicy! Ile Kurier? Trzydzieci! Ile Gos? Czterdzieci. A ja mam pidziesit tysicy w samym N.! P miliona ludzi w Polsce czyta codziennie Express. Rozumiesz, stare, due dziecko, rozumiesz, Gabry? Idioci powiedz ci: pismo sensacyjne. Idioci nie rozumiej, e sensacja to sztuka. Masz sensacj, twrcz, taka jak moja, i epigosk, taka jak ich. Naladuj mnie, ale tego, co ja, nikt nie zrobi! Kada rzecz ma swoj tajemnic! Albo to twoje pismo literackie! Ile ono bije? Pitnacie tysicy! Dla kogo ono jest? Pisma nie mona wysya na sto lat naprzd jak ksik. Pismo jest tylko na dzisiaj, na godzin, na pi minut. Gabry... - Dam! Dam! Ju dobrze! - No, ju widz, e dasz mi fig! Zbywasz mnie! Poczekaj, powiedz mi, dlaczego oni, ci twoi, ci z blokw, uwaaj mnie za co gorszego? - w gosie maego Jakubka sycha byo nieomal zy. Siedz tu jak na wyspie, przyroli do swych urynaw, opisuj swoje paskie przygody, mdrz si swymi przetasowanymi mdrociami, kunsztem za dwa grosze. Ostatnim ich fetyszem stao si sowo: mga, sowo: tajemnica, sowo, do ktrego nikt prcz nich rzekomo nie ma klucza: proza; nie wiesz czasem! Wysoki, mocny jak tur Wiktor mwi z uniesieniem, z rozmodleniem w oczach: proza - i nie moe ruszy z miejsca! Podczas okupacji, nie majc pojcia o prozie, napisa tg ksik! Teraz usycha z nierbstwa. Ta proza zaczadz im ich by, ta proza staa si synonimem ich rozkadu, ich koca. Tak jest, czy tak nie jest, Gabry? Odpowiedz mi tu zaraz! - Zataczasz si, Jakubku. - Co powiedzia? Za... Zata... Nie, zata... nie opiekuj si mn! Nie trzeba, jestem trzewy! - may Jakubek gono czkn w tym miejscu. - Siedz tutaj ci twoi i zjadaj si wzajemnie. W zeszym tygodniu czytae te dwa wiersze, te dwa wariackie ataki Edwarda na Jerzego? Naokoo powiadaj: chamstwo! Nie! Nie, to nie chamstwo! Tu tkwi choroba: zarazek Jerzy od duszego czasu zjada biednego Edwarda! I jak na zo zarazek Jerzy przeywa teraz okres rozkwitu i pisze jak wariat, i drukuje jak wariat potnymi porcjami! Wyobraam sobie, z jakim uczuciem Edward otwiera pisma. Edward opowiada, e jak widzi Jerzego, t kup grymasw, wchodzcego do kawiarni tak jako boczkiem, jakby si przepycha, cho zupenie pusto, toby go zamordowa! Mona mu wierzy! To nie chamstwo! Ten dom - to dom wariatw! Gabry, czy ty suchasz mnie, nic Paeczce nie bdzie, nie opiekuj si ni tak zanadto, bo tamten gnaty ci poamie! Gabry, suchaj, w zeszym tygodniu

przychodzi do mnie cay ten Edward. - Mam, powiada, bomb dla ciebie. - Jak bomb? - Jak bomb? Karol zamordowany przez Zotowskiego! Mord na zimno! Pisarz zamordowany przez krytyka maczajcego swe due wieczne piro w sfermentowanym moczu! Czy to zy tytu dla Expressu Jakubku? Za bomba? Wiesz, co mu na to odpowiedziaem? To si nadaje tylko do twojego tomiku; a nie do szanujcego si pisma przeznaczonego dla ludzi pracy! Tak mu odpowiedziaem) Za to mnie nazwa dziennikarsk pa! Z wyyn swoich dwch tomiczkw, ktre le w piwnicach Ksiki i Wiedzy, bo nikt ich nie chce czyta. - Jakubku, ty zdaje si sabniesz? - Nie, nie sabn, to adna bomba, Gabry! Kogo to zreszt obchodzi? Sto osb! Czy wiesz, e Edward posya anonimy do pism na was wszystkich. Nie. lubi go, a ty masz mie lepia, umiesz opowiada kaway, umiesz wypi, od pisarza nie mona wicej wymaga! Gabry, wydrukuj u mnie swoj now ksik, ca! Widzisz, to dopiero bdzie bomba! Gabry, tobie ju wszystko wolno! Oni zarzucaj mi, e ja daj szmir, e nie nadam, wszyscy uwaaj, e nie wypada u mnie drukowa. Gabry, dasz mi swoj ksik? Ca! - gos Jakubka zabrzmia bagalnie. - Pomyl, nie jakie tam dziesi tysicy, dzie w dzie p miliona ludzi upaja si bdzie twoimi postaciami! Gdziekolwiek stpniesz, zobaczysz nosy utkwione w twj odcinek! ycie dopiero nabierze dla ciebie blasku; przekonasz si, e nie y dotd! Bdziesz otrzymywa po siedemdziesit tysicy listw dziennie z propozycjami, z radami, z prezentami i z czym tylko chcesz! Ty nie masz pojcia, jak ludzie czytaj! Ugrzze, Gabry! Powiadam ci - dzieci chrzci bd- imionami twoich bohaterw! Ty nie wiesz, jakich ja mam czytelnikw! Najlepszych, nie przemdrzaych, jak ta, jak ta twoja Paeczka. Jakich ja mam ludzi, sowo daj, nikt nie wie. Kocham swoich czytelnikw jak doktor Senderowicz swoje luetyczki! Ostatnim razem jakie gimnazjalistki ofiaroway pidziesit tysicy za odwoanie mierci Barbary! Niech autor napisze, e to by letarg. Pomyl, czy wasze literackie pismo otrzymao kiedy taki list? Gabry, zrobi z ciebie saw narodow! Zamisz bokserw, kolarzy, aktorw filmowych, ale daj mi ksik! Gabry, widzisz, ja ju nie mam potrzeb: dorok do redakcji i dorok z redakcji. W domu mleczko i do ka! Jestem po zawale, teraz czekam na drugi i - koniec. Nie pij, nie pal, ale chc suy. Gabry, wygldasz na niemow, ale sowo daj, masz to, co ptak skada - jaja! Syszysz, Paeczko? Kiedy wchodzili w janiejsz cz ogrodu, Paeczka, ktra sza w rodku, nagle uwolnia si od przytrzymujcych j mczyzn, maego Jakubka troskliwie przekazaa Gabrielowi, a sama pobiega gdzie w bok i Gabriel straci j z oczu. - Jakubku - zawoa popiesznie - dam ci fragmencik z Kademu, ale teraz musz ci porzuci. Czy odprowadzi ci do mieszkania? - Po co do mieszkania, Gabry? Jeszcze nie odchod! Czy ta nowa konstelacja ci tak cignie? Gdzie ty masz oczy?! A fragmentu z Kademu nie dawaj mi. Nie lubi tego. To nie jeste ty! To jaka wyymaczka! Po co tak? - Nie chcesz z Kademu? - Gabriela zatrzymay ostatnie sowa Jakubka, cho bardzo pieszyo mu si do Paeczki. - Nie! To mde! Kademu - to szklany brzuch! - Dlaczego szklany brzuch? - Zreszt niech ci diabli wezm - dam ci co innego!

Doprowadzi saniajcego si redaktora Expressu do najbliszej awki, podrzuci go jakim znajomym, a sam pobieg szuka Paeczki. Dopad go jeszcze krzyk maego Szmajdrowicza. - Gabry, daj mi fragmencik! Nie, ksik! Pamitaj, e mi obieca ca ksik! Monumentaln! Monumentaln!!

12

Gabriel nie mg znale Paeczki ani w ogrodzie, ani w mieszkaniu Lipnicw. Imieniny przeszy kulminacj; ludzi byo ju mniej, dymu jeszcze wicej. Cz goci pobiega do klubu; gdziekolwiek mieszkacy blokw zaczynali wieczr, koczyli go w klubie. Ujrzawszy Gabriela, solenizant, Ja Lipnica, mrukn pod nosem, e Kademu si miga, wic Gabriel wypi z nim. Uwolniwszy si od gospodarza, usiad na chwil. W gabinecie solenizanta taczyo jeszcze kilka par. Usysza tu dialog zwizany ze swoj osob. - Stasiu, albo taczysz, albo si rozgldasz - rzeka tga brunetka do swego partnera. - Nie krzycz, ono - odpowiedzia mczyzna - przecie nie ogldam si za kobietami. Jak to on napisa? Co pan chce, panie Marcinkowski? Kady jeden chce mie swoje pirko. Taczmy dalej, moje faszywe pirko! Teraz Gabriel sta w ogrodzie, trzydzieci krokw od miejsca, gdzie uprzednio toczyy si wszystkie rozmowy. Spoglda w stron alejki kasztanowej. Nie byo tam nikogo, sprawdzi to przed chwil. Z gonika sczya si melodia Zwr mi moje listy po raz trzeci z rzdu. Nigdzie na wiecie pomyla - nie dano by gra trzy razy z rzdu tanga Zwr mi moje listy. Szmira najwicej boli. W chwil pniej postanowi nie zarywa nocy i pj spa; musia uwaa na siebie, wiek tego wymaga. Byo ju po pierwszej; niebo tu i wdzie zaczo si przeciera, wystpiy gwiazdy, blade obok zwaw chmur. Ocigajc si, bez zapau, wolno przeby trzy pitra prowadzce do mieszkania M., z ktrego korzysta, sam M. odpoczywa w Zakopanem po wiartkach. Nie zapaliwszy wiata Gabriel tak jak sta rzuci si na tapczan. Cho wypi niewiele, czu podniecenie, o ktre zawsze przyprawia go kontakt z tumem; czu si niejako przydymiony ludmi. Gwar z dou podnieca go i rozdrania; mieszkanie Lipnicw miecio si na tym samym pionie na parterze. Przewraca si z boku na bok, jakby mia wysypk. Mczya go myl, by zej i rzuci noc ju do koca na poarcie. Podszed do okna, by da si przewia powietrzu, zatrzymujcemu si na granicy pokoju jak poar na granicy rzeki. Niebo, ju czystsze, zdobi teraz mody, cienki, gibki ksiyc. Gabriel przysun sobie fotel do okna. Naraz pomruk z dou przeszed we wrzask, a zaraz potem w miech: wiato zgaso! W pierwszej chwili nie rozumia, co si stao, potem uderzy go brak reflektorw wietlnych w ogrodzie. Sprawdzi wyczniki w mieszkaniu, wybieg na korytarz, wszdzie panoway ciemnoci. Ze wzgldw oszczdnociowych elektrownia nieraz wyczaa wiato. Wrci na fotel i znw zacz przyglda si chmurom na niebie. Naraz jego uwag przykuy kroki na schodach. Raz byy szybkie, to znw saby, cichy; ledzi je od samego parteru. Nasuchiwa z biciem serca. W pewnej chwili pod drzwiami kroki cakowicie zamary. Nagle drzwi, ktrych przedtem nie zamkn, skrzypny i o trzy kroki od niego, w miejscu, gdzie my ksiyc, stana Paeczka! Pozna j mimo ciemnoci. W jej poruszeniach tkwio

co z porusze drzewa ogldanego przez szyb. Gabriel zamar w fotelu. Dziewczyna wyminwszy fotel podesza do okna. Oparta o parapet przygldaa si Gabrielowi bez sowa, - Niech pan idzie ze mn... - odezwaa si wreszcie. W jej gosie sycha byo jeszcze echa wewntrznych zmaga. - ... - Niech pan pjdzie ze mn do klubu. - Czy to pan? Czy syszy mnie pan? - Sysz. - Nie ma tu wiata? - Nie ma. - wieczki pan take nie ma? - Nie. - Czemu pan wrci tak szybko do domu? - Nie wiem. - Jak to? - Nie wiem. - Nie wiem to popularny u nas rodzaj! Odwrcia si i spojrzaa w niebo. - Prosz spojrze na pana modego. - Na jakiego pana modego? - Gabriel z fotela przeskoczy na parapet i usiad na nim. Wzi dziewczyn za rk. Bya zupenie zimna. - Z ogrodu wygnao mnie wyznanie jednego z aktorw. - Gabriel odzyska wreszcie swobod ruchw i gosu. - Powiedzia mi, e nale do klanu nie. Nawet sztuk napisae, kiedy usysza wakie sowo nie - powiedzia mi. - Kto to panu powiedzia? - Ludwik, aktor, ktry gra w Kademu Ludwika! Zatrzyma mnie, eby si usprawiedliwi, dlaczego gra tak sabo. Powiadaj mi:. Zamiatasz paszczem, przesta zamiata paszczem ! Czy ja nie wiem, e zamiatam paszczem? Powinienem by prosi, eby dano kogo innego na moje miejsce, nie miaem charakteru. W teatrze mwi: Jak wiesz, e grasz dobrze, to le. Od pierwszej chwili wiem, e gram le. Pooyem rol dlatego, e nie znosz jej; Ona jest stara. Tak mwi o swojej partnerce, o Jzefinie. Widziae j dzi wieczr? u Lipnicw? Siedzi tam w czarnej sukni - to rozlane ciasto ze szpar midzy piersiami, na palec obsypane mk. Twarz jej si skurczya, oczy zrobiy si jej owadzie,

gos ma przepity, ochrypy, na zo sobie i wszystkim staa si ordynarna: Poszam - mwi-do chopa, tylko nie sd, e ci si rozbior, nie przyszam na zebranie nudystw. Okropna! Okropna! A bya jak statuetka, liczna, zgrabna. Tak mwi wszyscy, ktrzy j znali przed wojn. Czy pani wie, Paeczko, e oni si niegdy kochali? Byli ze sob mapio szczliwi! Dzisiaj Jzefina jest dla niego za stara! Dzisiaj on mapio kocha swoj now on, ktra nie ma jeszcze dwudziestu lat. Kupuje j raz za buty, raz za sukienk; w teatrze stale skamle o zaliczk! Kiedy przy gociach podobno wyla sobie talerz zupy na gow; moda ona prosia, eby nie zwraca na niego uwagi! Na Wielkanoc wyjechali oddzielnie. Ona pojechaa do Szklarskiej, on do Wisy. Ludwik wrci po tygodniu, moda ona duo pniej. Kiedy wrcia, miaa si bez przerwy, pkaa ze miechu. Fakty atwiej ukry ni reakcj. Kiedy ona wychodzi sama, Ludwik da sprawozdania z kadej minuty. Jak to, spotkaa Stasia na ulicy Nawrot? I posza z nim do kawiarni? Ludwik czsto i dwie, i trzy godziny czeka na sw mod on. Zdaje si, e j rozniesie, gdy wrci. Nie, nie roznosi, przeciwnie, pokornie pyta, gdzie bya, i przyjmuje kade tumaczenie. da moe tylko strona silniejsza! Gram le, bo mylami jestem gdzie indziej. Dopiero co na dole u Jasia spowiada mi si mj Ludwik. Gabriel wypuci rk Paeczki. - On znienawidzi Jzefin od chwili, kiedy mu powiedziaa: Ja wiem, jaka si zrobiam. Ale ty ubrae si w mod on i musisz by mody, a to jest katastrofa! - To choroba - wtrcia Paeczka. - Cierpienia drugich czsto zmniejszaj nasze wasne i po rozmowie z Ludwikiem postanowiem pj spa. Co pani nazywa chorob, Paeczko? - Mwienie o swych uczuciach. - W ten sposb si je podstemplowuje. Zwaszcza w pewnym wieku, o tym pani jeszcze nie wie! Przypomniaem sobie, Paeczko, e my si przecie znamy. Przed wojn byem nawet w waszym majtku; Rzdzin si ten majtek nazywa? - Tak. - Bya pani wtedy ma istot, zapowiadajc si na du, liczn istot. Biucik maej istoty zacz si ledwie podnosi. Ma istot wtedy interesoway tylko jaja jaskcze, krzemienie i grzyby. Przy obiedzie chciaa pani koniecznie siedzie koo mnie, nic pani nie pamita?! Z nieyjcym najstarszym bratem pani, Grzegorzem, byem w przyjani. Pasjonowa si chisk porcelan. Jak si upija, chodzi z noem i obcina ludziom jzyki od koszul. O ojcu pani wiem, e przed kad decyzj ucieka do stajni. Nie ma pani kontaktu z rodzin? - Prawie e nie. - Mama pani zawsze mwia: Ja nie rozumiem o jakiej nienawici klasowej oni mwi? Ja nie czuj nienawici do swoich fornali. - Uwaaj, ze pani zdradzia? - Tak. - Pisarz - cign - nie jest dosy uwany, rozdaje on ciosy na prawo i na lewo i nawet nie zauwaa tego. Nie ma pisarza, ktry by nie korzysta ze wzorw, nie czerpa z otoczenia, czyni to mali i wielcy,

pakierzy i syntetycy. Pakierzy niewiele zadaj sobie trudu, pakuj wprost! Syntetycy wzbogacaj, zmieniaj, ale zawsze zostawiaj jaki szczeg, na ktry nie to, e nie zwrcili uwagi w swoim wielkim mynie, ale po prostu ju sil nie mieli zmienia! I tak co nie wikszego ni groszek przechodzi nie tknite i po tym groszku wrogowie i przyjaciele odgaduj, o kogo chodzi. Taki groszek niejednemu ju odebra sen. Pisarze bywaj okrutni nawet wobec tych, ktrych los w caoci ma wywoa uczucia przeciwne okruciestwu. W Kademu - mwi dalej - chciaem da typ czowieka, ktry od czasu do czasu sprzedaje kamyk lub dywan i z tego yje. Chce przeczeka demokracj. Przez dugi czas posta ta miaa tylko biae brwi. Nie rozumiaem, skd si wziy biae brwi. Przez szereg redakcyj przeszy nie tknite, potem okazao si, e za biaymi brwiami stoi Bohdan Surkowski, ktry ma jeszcze i samochodzik, i kamyki, i dywaniki, a ponadto istotnie ma biae brwi. Nie pochwalam swego postpku, ale stao si! Rozmawiaem z nim. Nie powiem ci, e sprzedae mnie, powiem: sprzedae prawd! Jak ty widzisz czowieka wspczesnego? Sprzedawca rypsu! Zdaje ci si, e go kompromitujesz tym, e podbija cen? A dlaczego miaby nie zarobi? A pomylae ty, co siedzi w twoim sprzedawcy rypsu po tej wojnie, po tych wszystkich Jatach? Moe by w obozie, dawiony przez gd w stu rodzajach? Moe widzia, jak ludzie ludziom garda podrzynali? Moe smego maja, wicc pokj, chodzi z suchymi oczami, bo nie mia z kim dzieli radoci? Czy pozostao w twej postaci, wzorowanej rzekomo na mnie, co z tych przey? Pozostaa jaka waga w twoim portrecie? I jak ty widzisz ludzi? Chce zarobi, to co? Jak ty widzisz nas, ty, ktry tylko nas moesz zobaczy? Robotnika nigdy nie zobaczysz! Robotnik ci nie obchodzi, zawracanie gowy! Kiedy ty masz do czynienia z robotnikiem? Jak ci si kran zepsuje i przyjdzie monter. I nikt o tym lepiej nie wie ni ty sam. Robi z nas pomiewisko, nazywaj nas Bc-Walskimi, wiatem skrzanych at, wielu takich strzpi sobie na nas jzyki, ktrzy niedawno jeszcze nam kadzili, a przecie jestemy tragiczni! Wartki nurt ycia odrywa od nas mode pokolenie, ktre mwi nam, emy przestarzali, e nic nie rozumiemy! W niewoli niemieckiej, pamitam jak dzi, zobaczyem kiedy samochd z napisem Eis. Pomylaem: zawsze Eis, na wieki Eis, nigdy ju ld! wiat w oczach si zmienia, kady dzie postarza nas o rok, dynamika nowych wydarze jest piekielna, ale jak si wczy? Jeli nawet wczysz gow, to jak przyuczysz serce? Czterdziestoletnie serce? I kto zobaczy, nasz bl, jeli ty, nawet ty! lekk nog przeskoczye na drugi brzeg i zadowalasz si paszkwilem? Czy prawda o tych, co buduj, zyskuje przez paszkwil na tych, co cierpi? - Nie tylko cierpi - odpowiedziaem mu najagodniej. - Strzelaj take! I to ze wszystkich rur. Moesz o tym usysze od wielu swoich znajomych. Sam sobie, Bohdanie, odpowiadasz w wielu miejscach; ale nie syszysz siebie. Metafizycy kochaj cienkie przeycia i -grube pienidze. Nadmierne wysubtelnienie w jednym, otpia w drugim. Walka toczy si na kadym odcinku i nie da si waciwie napisa ksiki miosnej. I okazuje si, e nie napisaem ksiki miosnej! W sabym wietle ksiyca zdawao mu si, e dostrzeg umiech na twarzy dziewczyny. - Dzisiejszej nocy jest pan jak mae dziecko! - Dzi i zawsze, Paeczko! Niestety! Niestety! - I wszystko z powodu Kademu? - Wszystko z powodu tej nieszczsnej wyymaczki, jak powiedzia Jakubek.

- Niesusznie si pan mczy z powodu Kademu. To prawda, e cierpienie w Kademu nie naley do tego rodzaju, ktry przebija serce. Nie ma tam niewoli oczu, w ktrej nie da si odrni nienawici od mioci, nie ma tego jedynego, nieodzownego zapachu drugiego czowieka, ktry lada chwila moe sta si zapachem krwi. W Kademu mio nie jest zamknita w czterech cianach pokoju, gdzie czowiek odczytuje kres swego losu. Krople kwasu nie spadaj tam na dusz i nie zeraj jej. Sowa nie maj tam chudoci traw na wysokich grach, pod ktr to chudoci - kryj si gry! Nie ma tam nasycenia, jak w twarzy starca, nie ma dni szarych jak popi, mrocznych jak piwnice, cikich jak niewola i nieodzownych jak tlen. Ludzie nie biegn swego biegu z obdem w oczach... Ale jest za to w Kademu powietrze; wida urzekajcy pejza grski; soce za chwil rozleje si w zocie, nastanie chodny, orzewiajcy wieczr i tylko wyj naprzeciw ksiycowi; da folg zom, a czowiek powrci do domu uleczony, wyzwolony. Jest przecie w Kademu co, co koysze i gaszcze serce, sowa tasuj si ze sowami, rodzc zy i zamylenie, ktre godzi z yciem; jest... Gabriel uczyni naraz niezwyke stwierdzenie: nie sucha. Temat smakowitszy dla ni wiey owoc; temat, ktrego nigdy nie mia dosy, przesta go obchodzi. Naraz zrozumia, po co dziewczyna przysza, tylko to jedno tumaczyo jej zachowanie si, jej drcy gosik. Gabriel zrozumia, e Paeczka przysza tu po swoj ludzk zemst, a on mia jej do tego posuy. Przysza, by wzi odwet na Krzysztofie! Przygldajc si licznej, wibrujcej w wietle ksiyca twarzy dziewczyny, przypominajcej najmilsze twarze, jakie widzia w yciu, wiedzia ju na pewno, e przysza tu gotowa na wszystko! Myl ta rozczulia go, a przy tym leciutko rozbawia. Na jego twarzy pojawi si umiech, z ktrego Paeczka moga wnioskowa, e zostaa odgadnita. W pewnej chwili raz jeszcze zaproponowaa mu pjcie do klubu. Lecz tym razem nie czekaa nawet na odpowied. Stwierdziwszy, e gaszcze jej rce, wyrwaa je, obrzucia go dugim, nienawistnym - jak mu si zdawao - spojrzeniem i wybiega z pokoju.

13

Po ucieczce Paeczki Gabriel, nagle uspokojony i nie wiadomo czemu niezwykle zadowolony, rozebra si i pooy. Nie mg jednak usn, ubra si wic i wyszed. Przez podwrze dosta si do drugiego bloku. wiecc sobie zapakami, odnalaz pokj Paeczki na ostatnim pitrze, gdzie mieciy si pojedyncze pokoje. Na pukanie nikt jednak nie odpowiada. Gdy nie przestawa puka, usysza zagniewany gos z ssiedniego pokoju. Przecie pan widzi, e tam nie ma nikogo. Schodzc na d gotw by uda si do klubu. Przedtem raz jeszcze wstpi do Lipnicw. Kilku niedobitkw tkwio w ciasnym zakopconym gabinecie gospodarza. Gabriel na chwil przysiad si do maego Szmajdrowicza i Edwarda, wiodcych spr peen zajadoci; stale kcili si ze sob. Edwardowi, satyrykowi, poecie i prozaikowi w jednej osobie, nie wiodo si ostatnio. Po atakach na Jerzego, sam z kolei sta si przedmiotem brutalnych atakw ze wszystkich stron. W jego twarzy tkwiy lady ostatnich przej, mimo to po dawnemu by czupurny, zajady, przykry. Dzisiejszej nocy brama bya otwarta. Tumic kroki, aby nie budzi picych, Gabriel czsto wychodzi na uliczk, prowadzc do Radomskiej. Nie mg si na nic zdecydowa. Za trzecim lub czwartym

razem dwoje ludzi ukazao si na rogu. Ujrzawszy Gabriela, wysoka Roma Pawowska zostawia ma i podbiega do autora Kademu. Najpierw wyrzucia obie rce w gr, potem uja si pod boki, skrzywia twarz i wydaa z siebie szereg p-obkanych okrzykw. Dopiero potem Gabriel zrozumia, jak wielka to bya chwila w jej yciu! Na razie sta oszoomiony tym oberwaniem si chmury. - Kamstwo! - woaa Roma Pawowska. - Jedno wielkie kamstwo! Od pocztku do koca - kamstwo! Zawsze to przeczuwaam, ale zapieraa mi si w ywe oczy! Teraz tam siedzi i pacze wielkimi grochami jak mae dziecko! Ma za swoje! Nie zazdroszcz jej! Nie przestawaa mi tumaczy, e nie wolno wizi ma, e m musi mie swobod, e ja musz dawa Henrykowi swobod, tak jak ona Karolowi. Ja - mwia mi - mam do Karola stuprocentowe zaufanie! Ja mu zostawiam swobod! Chcesz wyj? Id sobie! Nigdy nie pytam, dokd. Jak wraca, nie pytam, gdzie by! Mczyni tego nie lubi! M musi wiedzie, e ma swobod, wtedy nie cignie go z domu. Nie trzymaj tak Henryka przy sobie! - Tak mi mwia. Albo ja go trzymam? Niech leci, jak chce! Swobody? Przez trzydzieci lat mia swobod, teraz musi pamita, e ma on i dziecko i e nie wolno mu si oglda za dziwkami! Jak ona pakaa! Jak ona tam pakaa! Cha Cha! - zataczaa si wprost od miechu. - Kto? - spyta nic nie rozumiejcy Gabriel. - Kto? - powtrzy jeden z trzydziestu szeciu mieszkacw n-owskich blokw, may m Romy, Henio, ktry spokojnym krokiem zbliy si do nich. - Kto, pyta pan? Jej rywalka! Jego due, mdre oczy nie okazay najmniejszego oywienia. By opanowany i blady. Taki sam jak teraz, o trzeciej nad ranem, bywa o trzeciej po poudniu; nigdy nie by inny. - Kto, pyta pan? Karolina! Najlepsza ona najlepszego ma - wkroczya znw Roma, pikna jak posg, tu i owdzie lekko dranity zbem czasu, uczuciowa jak dziecko i wybuchowa jak dziecko. Wreszcie opanowaa si i Gabriel otrzyma peny obraz wydarze. Wiksz paczk poszli do klubu i tam cay ten Karol, przecie aden pisarz! zupenie zapomnia, e ma on, i zacz zaleca si do zimnej Pauliny, z nogami do szyi. Pi i taczy tylko z ni. Ja w yciu nie widziaam, eby kto tak taczy! - A ja widziaem - zaprotestowa spokojnie Henio. - Ja w yciu nie widziaam, eby w publicznym lokalu tak taczono. U siebie w domu, owszem! Ale tam, gdzie ludzie siedz i patrz! A ty widzia - zwrcia si do ma - bo jeste nie lepszy od Karola! Przy stoliku wszyscy patrzyli tylko, jak si tych dwoje ciska na parkiecie. Ty idiotko - powiedziaam Karolinie - wsta i daj jej dwa razy w zby, to bdzie koniec! - Ona by tak zrobia - zauway m Henio. - Daaby jej dwa razy w zby, pan jej nie zna. - A co mylisz? A ta idiotka siedziaa blada, z umiechem. Pod koniec stracia nareszcie ten swj umiech. Poszymy we dwie do garderoby i tam rozpakaa mi si bez adnego wstydu. I wtedy wanie nastpio najgorsze. Tamta wesza i zobaczya wszystko - tusz rozmazany na twarzy, zy, siedem nieszcz! Domylia si naturalnie wszystkiego! Nie wytrzymaam i powiedziaam jej kilka sw. Jeszcze wtedy ta idiotka powstrzymywaa mnie. Na jej miejscu, ja bym j zamordowaa! - Moe jej pan wierzy - zauway spokojnie may m Henio. - Moja ona zamordowaaby j. Moja ona nie lubi przesady.

- W kocu poszli sobie z lokalu. Teraz na pewno gdzie le razem. - Bez szczegw - zauway skromnie Henio. - Wiem, e nie lubisz, jak si wasze wistwa nazywa po imieniu. - Nasze? Jakie nasze? Niestety nie nasze! - Chod, idziemy do domu - rzeka Roma. - Idziemy do domu - powtrzy posusznie Henio sowa swej duej ony. Sta obok niej - smutek obok ywiou, myl obok czynu, niskie cinienie obok wysokiego. Sta spokojny i smutny, rozpalony i opanowany, tsknicy i duszcy w sobie tsknot, bezgranicznie wiadomy i bezgranicznie zrezygnowany, marzcy o innych, lecz wiernie oddany tej, ktrej przysiga. - Idziemy do domu! Nie naley wydawa pienidzy na to, co w domu czowiek otrzymuje darmo, co, Roma? - rzek rozoywszy rce. Gabriel nie mg pokona miechu. - Ju ja wiem! Ju ja znam twoje myli! - wtargna gronie dua Roma. - Wiem, e wolisz dwie pitnastoletnie ni jedn trzydziestoletni, ty ajdaku! Ty donuanie! Chod! Nie tra cennych powiedze nad ranem. Jutro zaniesiesz je do Szpilek, bdzie przynajmniej na chleb! Chod! - I dua Roma pchna swego drobnego ma. Trudno byo si zorientowa, czy pchna go z mioci, czy z gniewu. Gabriel dusz chwil sta sam na uliczce. Naraz doszy go jakie ryki; kto rycza na pustej Radomskiej. Nigdzie naokoo nie byo ywej duszy, miasto spao, wrd tej ciszy ryki wydaway si apokaliptyczne. Wreszcie ryczcy wynurzy si z Radomskiej: by to Krzysztof. W oczach zdumionego Gabriela wykona kilka skokw jak may chopiec, ktry nie umie poskromi swej radoci. Wida byo, i rozpiera ogromnego, kudatego Krzysztofa w wysokich butach, w bryczesach cignitych szerokim oficerskim pasem, widocznym spod rozpitej marynarki. Ukochany Paeczki, wielki poeta - jak wszyscy naokoo osdzili, piewa potnym gosem zdolnym zbudzi p miasta. Gabriel nie wierzy wasnym oczom, tak bardzo rni si Krzysztof, na ktrego teraz patrza, od tamtego, ktry spowiada si niedawno pod kasztanami Paeczce i ka przed zimn Paulina. By to kto zupenie odmieniony, odrodzony! Albo raczej by to znw dawny Krzysztof, ktrego Gabriel dobrze pamita. By to znw ten Krzysztof, ktrego potny miech rozsadza niegdy kawiarnie warszawskie, a potem dzkie. Ujrzawszy Gabriela, jakby si zawstydzi, opanowa na chwil. Min go z twarz z trudem tumic swoje wielkie wito. Rzuci jakie niewyrane zdanie, ktrego Gabriel nie dosysza. Lecz znalazszy si o pi metrw dalej, nieszczliwy kochanek nieprzystpnej Pauliny znw ruszy naprzd w podskokach i wrd okrzykw! Zakoczenie godne tragedii greckiej! - pomyla Gabriel.

14

Pierwsz osob, na ktr Gabriel si natkn, gdy wyszed na ulic Radomsk, bya samotnie idca Karolina. Wygldaa istotnie aonie. Bez sowa wzi j pod rk.

- Najbardziej boli mnie to - zacza Karolina - e przecie ja sama pchaam si do klubu. On nie chcia pj nigdzie; bye przy tym! Karolina mwia jakby w przestrze; silne uczucia izoluj. Dzie przywrci jej to, co przedtem odebraa noc: kolor. Nie bya urodziwa; twarz jej w istocie przypominaa barszczyk podbity jajkiem. Na Radomskiej panowaa pustynna nadranna cisza; cicho byo nawet na bocznej Sdziskiej; pomidzy jedenast a pierwsz w nocy dochodziy stamtd przeklestwa dorokarzy, ktrych nie daoby si pohamowa nawet za cen Krlestwa Boego na ziemi. Milicjanci drzemali teraz w przytulnych wnkach domw. Pierwszy przypyw dnia ju obtokn mury, ale niebo jeszcze byo noc, cho ju przerzedzon. - Nie przypominasz mi, Gabrielu, e to ja przecie miaam pewne zamiary dzi w nocy? - Jakie znowu zamiary, Karolinko! Odrobin sympatii dla bardzo miego Szymka. - Moe nie tylko, ale teraz widz, e to bya karuzela. Tylko w powanych staych sprawach tkwi mrz ycia, tylko one kleszczami ciskaj serce, reszta to karuzela, jak mwi Krzysztof. Nie mog zapomnie, e to ja sama! - Czy kiedykolwiek bywa inaczej, Karolino? - Wiesz, ile lat jestemy maestwem? Pitnacie. On postanowi, e bd jego on, kiedy mia dwadziecia lat. Ja miaam wtedy dwanacie, on sobie mnie przygotowywa. Matka wyrzucaa go z domu, ale on si nie obraa, wraca. Kopa chopcw, ktrzy przychodzili do mnie: tego miego Feliksa, o ktrym mwi, e jest pierwszym kompozytorem w kraju, wykopa z domu. I powiedz, po co? Po to, eby si doczeka takiego witu? Jestem u kresu si, Gabrielu - cigna. - Czy mylisz, e to pierwszy raz? To ajdak! On kae mi krzycze, e jestemy szczliwi! szczliwi! Im bardziej jest si nieszczliwym, tym goniej powinno si woa co wrcz przeciwnego, bo mog przypadkiem nie uwierzy! Niedawno wracalimy autobusem. Co si zepsuo w motorze! W owiczu wysiada cz ludzi. Karol wysiad take, ja zostaam w wozie. Gdy wrci, mia pijane, bdne oczy, w ustach kluski. Naraz powiada gono do Leny: Tyle i tyle dam, jak odgadniesz, co ja zrobiem. - Lena z chichotem nachylia mu si do ucha. Ja nigdy o nic nie pytam. Tym razem zapytaam, co odgada Lena. Taka jestem idiotka! Co tam zega. Jak nie powiesz prawdy, nie bd rozmawiaa z tob. Milczaam potem przez dwa dni. Na trzeci owiadczyam mu, e odtd on sam bdzie musia dawa na dom, na dziecko, na pielgniark, na suc i na ubranie dla mnie; naumylnie byam ordynarna. Odpowiedzia: Dobrze, ale to trzeba bdzie zmniejszy wydatki, bo sam nie wyrobi tyle; moje zarobki wynosz jedn trzeci. e musi si oszczdza, myle take o tym, co bdzie za dziesi lat. Nic mnie nie obchodzi, co bdzie za dziesi lat. - Wiem, ja ciebie nigdy nic nie obchodziem. - Tak odpowiedzia, nie ugi si, nie obrci w art; przyj powanie. Wiedziaam, e mnie zdradza, ale nie chc myle o czym, na co nie mam rady. Stale mnie zreszt zapewnia, e ja! e tylko ja! e nie ma nikogo oprcz mnie! Ale co warte jest uczucie, skoro dla zwykego uporu gotw powici dom i mnie? Zawsze dostawa szau, jak go pytaam, gdzie by, nawet wtedy, kiedy najniewinniej spdza czas; asekurowa si! Mogam by ciko chora, nigdy nie zrezygnowa z randki. Niedawno temu le si czuam; bylimy w miecie, prosiam go, eby ze mn wrci do domu. Nie chcia, bo obieca, e odniesie ksik jakiej panience. Wobec mnie on nie musi by rycerski! Kiedy leaam ciko chora. Wyszed po lekarstwo o

jedenastej, wrci o trzeciej w nocy. Mogam bya umrze. Nie umiera si tak atwo - pocieszy mnie. Ja nie miaam racji! - wybuchna Karolina. - Nic nie rozumiaam! W pewnych chwilach pomaga tylko - n! Przeciw szalestwu - szalestwem! Namitno chcie uciszy perswazj, spojrzeniem, sowem? atwiej rk zatrzyma obsuwajcy si mur! Najmarniejsi w takich momentach s tak zwani ludzie rozsdni. Tylko - n! Powinnam bya rzuci si z noem na ni i na niego! Za ten mj wstyd! Za te upokorzenia! - W klubie nie byo noy, Karolinko? - miejesz si ze mnie! Wiem, e jestem mieszna. - Gdzie tam mieszna - liczna! W rudozotym wietle witu - tysice lisw jak gdyby przebiegao ulic Radomsk! - pkata Karolina o wtrobianej cerze, z wosami jak pakuy wokoo twarzy, w ktrej nie byo nic adnego prcz duych niebieskich oczu, bya istotnie prawie pikna. Wewntrzne ognie wyszlachetniy j jak szcztek muru - potop zotego soca. - A wszyscy mwi, e ta Paulina zakochana jest w tobie, Gabrielu. To jej wida nie przeszkadza. Kademu to, na czym mu mniej zaley - pomyla. - No, wida nie przeszkadza - odpowiedzia prbujc si umiechn. - Co by zrobi na moim miejscu, Gabrielu? Jak by postpi? - Nie wiem. Ja bym prawdopodobnie oszala. - Bagatela! Masz racj! - rzeka opanowujc si. - Nie rzuc si na niego z noem. Gdybym nawet miaa wszystkie noe wiata do wycznego uytku, to co mi z tego, skoro mog uzbroi tylko t oto rk! Zimna Paulina pia krew Krzysztofa, a przecie nawet on, nawet ten cham, siedzia spokojnie! Nie rzuci si z noem ani na ni, ani na Karola, cho moe go zabi jednym uderzeniem pici, jak zapanik Karolew. Widocznie nie jest tak atwo. Nie rzuc si z noem, ale znajd w sobie siy, eby zrobi to, co powinnam bya zrobi pitnacie lat temu. Odejd! - Odejdziesz? - Odejd! - Odejdziesz, Karolinko? - Gabriel zatrzyma j i patrzy jej gboko w oczy z ledwo hamowanym umiechem. - I to wanie dzisiaj, dwudziestego pitego czerwca? Od pitnastu lat chcesz odej i to ci si nie udaje, ale dzisiaj odejdziesz? Wrcisz do domu, cigniesz zakurzone walizki z antresoli, roztworzysz szafy, wyrzucisz aszki i nie powstrzyma ci od tego adne z jego ubra, aden ze stu drobiazgw w szafie woajcych o latach wsplnego ycia? W jednej chwili zapomnisz, jak chodzilicie nad Wis; jak doglda ci podczas cikiego zapalenia puc; jak nosia mu paczki do wizienia. W jednej chwili nakaesz sobie i zapomnisz czowieka, ktrego twarz i ciao znasz lepiej ni wasne, przy ktrym budzisz si od pitnastu lat? Nawet gos zaczynajcego si budzi twojego dziecka nie powstrzyma ci? Wszystko to razem przypieszy tylko proces upychania waliz, bo chodzi przecie o ratowanie godnoci, a nie o zemst, czy tak? Swoj grafik zarobisz na ycie. Masz wic wszystkie za po swojej stronie, aby si rzuci gow w d, Karolino. I powiadasz mi, e si rzucisz?

- Znw kpisz ze mnie... - Przysigam, e nie kpi! Ale, Karolino - Gabriel nie mg jednak opanowa rosncej wesooci w gosie - czy jego grzechy s naprawd tak niewybaczalne? Kobiety s przecie i powinny by syntetykami! Nie tylko rodz nas, ale i widz gbiej. My upadamy dzisiaj, ale podnosimy si nazajutrz. Nazajutrz wracamy skruszeni i zawsze w jakiej dziedzinie spacamy nasze dugi. Pomylaa, Karolinko, kiedy o Irenie? Ile ona ma dzisiaj lat? Czterdzieci, tak? Ile lat temu bya pierwsz on Wadysawa? Chyba ze dwadziecia. Po krtkim poyciu rzuci j i otworzy seri swych nieudanych maestw, ale ona zawsze pozostaa pierwsz on Wadka. I zawsze mieszka gdzie w pobliu, na drugiej ulicy. I zawsze, kiedy on zostaje sam, zjawia si z kotlecikiem w rondelku, z kompocikiem w szklance... Kobiety powinny by dobre! Dobre! Karolinko! -- O, o, znam! Znam to! Tylko jedn osob w n-owskich blokach zdoasz namwi na tak wspania biografi. - Kogo? - Oto j wanie masz - t twoj Paeczk z dupk jak lira! Z tali jak gsia szyjka! Z gry Radomskiej, z klubu, sza naprzeciw nim grupka pijanych lub ppijanych mieszkacw n-owskich blokw. Wrd nich z dreniem serca Gabriel dojrza Paeczk, ktrej tej nocy, jak to sobie sam okreli, przypady wszystkie jego punkty. Z Karolin starajc si opanowa zy, uwieszon u jego boku zbliy si do niej.

15

Przez cay nastpny dzie Gabriel nie spotka nikogo z osb, w ktrych los wszed w czasie nocy witojaskiej. Nastpnej nocy take nie widzia nikogo; zmczony pooy si wczenie. O trzeciej nad ranem haas zwabi go do okna. Na ulicy dugo nie widzia nikogo. Wreszcie, wyszedszy z bramy, troje ludzi skierowao si w stron Radomskiej. Trjk t byli: Paulina, Paeczka oraz cudownie dziecko Igu. Zdumiony tym skadem, Gabriel ledzi ich poty, pki nie znikli mu z oczu. Nazajutrz bya niedziela i dopiero okoo jedenastej wyszed z domu. To zdumiewajce, jak ludzie, ktrych praca odbywa si w samotnym pokoju, le znosz niedzielne puste ulice. Panowa nieznony upa; Gabriel z przeraeniem myla o pustym dniu w rozgrzanym miecie. Na rogu natkn si na dwie kobiety z blokw, dwie spord wielu czterdziestoletnich on moich przyjaci, jak mwi Ja Lipnica. Zajte rozmow, ledwo mu si odkoniy. Gdy nieco zdziwiony zwolni kroku, ona Zotowskiego, Kama, tga brunetka z gow wsadzon w ramiona, rzucia mu niemal bez akcentu: - Krzysztof nie yje! - Powiedziane to byo tak, i Gabriel w pierwszej chwili przypuszcza, e zaartowaa. - I co pan na to? - dorzucia Kama, nasyciwszy si rozmow z przyjacik. - Otru si i ley teraz w szpitalu. Stan podobno beznadziejny... Gabriel nie zasta Paeczki w domu. Ja Lipnica jeszcze spa; wstawa dopiero okoo smej wieczorem. Prowadzi tryb ycia, ktry by w swoim rodzaju doskonaoci. Dzie zaczyna pnym wieczorem. Okoo dziesitej wywieony, ogolony szed do klubu, gdzie zaczyna od wiartki. Przy pierwszej

wiartce czeka spokojny - senny niemal - do godziny drugiej, kiedy to dopiero, jak twierdzili znawcy, zaczynao si robi naprawd przyjemnie. Wtedy przychodzia kolej na nastpne wiartki Jasia. Nad ranem wraca do domu. Na pytanie ony kto odpowiada niezmiennie: mleczarka. Pereka, ona Lipnicy, nie wiedziaa jeszcze o niczym i dopiero od Gabriela usyszaa o wypadku z Krzysztofem. Rwnie od innych mieszkacw Gabriel niewiele si dowiedzia. O pierwszej dopiero spotka Igusia. Pokoje Krzysztofa i Igusia graniczyy ze sob. Nocy imieninowej Krzysztof wrci wniebowzity, taki, jakim go widzia Gabriel. piewa, wchodzi kilka razy do Igusia, nie dawa mu spa. Mwi o sobie jako o czowieku uleczonym. Nazajutrz przez cay dzie by w podobnym humorze. Wieczorem wybra si na ostatni rozmow do Pauliny, ktra akurat bya sama w mieszkaniu, rodzina wyjechaa. Zachowywa si spokojnie i nic nie wskazywao na jego pniejsze zamiary. - Czy nie moesz mnie kocha? - spyta j w pewnej chwili. - Nie. - Jak nie moesz mnie kocha, to si otruj. - To si truj odpowiedziaa mu na to zimna Paulina. Kiedy to usysza, wyj spokojnie z kieszeni torebk papierow, wysypa z niej osiemnacie pastylek luminalu, rozczyni w szklance i wypi. Wypiwszy, pisa jeszcze ostatni list do Pauliny, ktra siedziaa przy nim i spokojnie przygldaa si caej bazenadzie. - Co tam napisa? - spyta Gabriel. Ty moja ukochana, ty moja ubstwiana i jedyna. Igu widzia te hieroglify. Gdy Krzysztof zacz sztywnie, dopiero wtedy zimna Paulina drobnym kroczkiem powdrowaa po Paeczk. Paeczka obudzia Igusia, ktry mieszka obok niej w kawalerkach. We trjk wozili go od szpitala do szpitala; a wreszcie znaleli aparat do pukania krwi.

PAECZKA i GABRIEL
1

Nazajutrz Gabriel wyjecha z N. Wkrtce jednak po powrocie do swej samotni podgrskiej na Ziemiach Zachodnich, ktra - popularna i odwiedzana pierwszego roku po wojnie - rycho przestaa by odwiedzana przez kogokolwiek. Gabriel stwierdzi, e tskni za Paeczk. Nie bya to co prawda tsknota uparta, drapiena, budzca w rodku nocy, czyhajca o pierwszym, wicie, kujca w najmniej oczekiwanych porach. Ale taka, jaka bya, rozbijaa uwag, odrywaa od pracy, i - prosia si o sprawdzenie. Pewnego razu po opowieciach z N., ktrymi uraczy go kto przyjezdny, Gabriel napisa do Paeczki. Odpowiedziaa mu natychmiast. Odtd pisywali do siebie. Jego listy byy oszczdne, natomiast jej obfite, pene, tuste, duo ciekawsze. Po pewnym czasie w listach obojga pojawiy si zwroty, e trzeba si zobaczy. Pomimo to adna ze stron nie wykazaa inicjatywy w tym kierunku. Ju pod koniec lata Paeczka napisaa mu, e wybiera si do Sadw, gdzie zachoway si kamieniczki z szesnastego wieku, wzr polskiego renesansu, poszukiwanego teraz ze wiec przez architektw. Kamieniczki te postanowia sobie obejrze, by moe co o nich napisa. Niedugo po tym licie pewne sprawy wymagay obecnoci Gabriela w centralnej Polsce. W miejscowoci B. dowiedzia si, e od Sadw dzieli go zaledwie godzina drogi samochodem. W autobusie przez cay czas powtarza sobie, e jedyn osob, ktr pragnie zobaczy - to Paeczka! Pierwsz osob, na ktr si natkn, gdy wysiad z autobusu, bya wanie ona! Omal nie rzucili si sobie na szyj.

Paeczka: - Widzi pan to wszystko? Czy mona wytrzyma, niech pan powie? Widzia pan kiedy takie jabonie, takie drzewa? Podobne licie? Ale to zote placuszki! Widzia pan kiedy taki klon? To szczytowa chwila jego urody w tym roku. Jak bdziemy wracali, ju nie bdzie taki adny! Moe go w ogle nie bdzie? Moe wzici do nieba? W tym miasteczku aniow wszystko moliwe! Widzi pan t czerwie? To wiato Sadowskie! Niech si pan przyjrzy temu braciszkowi wrd drzew i tej krowie drepccej za nim. Nie ma pan wraenia, e czas cofn si o sze wiekw? I czy czuje pan zapach suszonych jabek, lici, wody? I te dymy? Ach, te dymy! Szli wsk ciek. Po jednej stronie mieli niekoczce si ogrody, po drugiej wod, obramowan agodnymi stokami, Paeczka wci bya jakby wniebowzita: - Pamita pan jeszcze ten szpetny dwupitrowy dom w rynku? - Szli gsiego wziutk cieyn. Paeczka, ktra sza pierwsza, mwic raz po raz odwracaa si. -Na drugi rok maj mu zdj pitro. Pamita pan trawnik w rynku? Tam to, na tej nieskalanej trawce staa niegdy cukierenka pani

Paradis- z opowiadania? Szymika! Pamita pan? Maj tam postawi dom dla urzdnikw, utrzymany w stylu. Przez lato siedzieli w Sadach studenci Akademii Warszawskiej. Narzekali, e od tej teatralnoci tutejszej a zby bol, e architektura narzuca przedmiotowo i przeszkadza caociowemu widzeniu; e organizuje pejza; e nawet jak si ucieka z miasteczka, jeszcze si j czuje w karku. Narzekali take na pejza, e dla gnomw, e zbyt bujny, zbyt soczysty, zbyt romantyczny, zbyt adny, niemalarski! Narzekali i - wyjechali rozkochani! Przedarszy si przez wikliny usiedli nad wod, spokojn i delikatn jak upinka szarej gruszki. Nie czuli chodu, przeciwnie, Paeczka twierdzia, e jest ciepo jak w sierpniu. W ich listach nie byo nigdy mowy o mioci, Na jej temat take dotd nie pado ani sowo, ale oboje czuli, e pod wszystkim, o czym mwi, przepywa nurt gwny. Oboje te nasuchiwali uwanie, oboje poczynili nawet pewne spostrzeenia w tej gwnej sprawie. Od czasu do czasu Gabriel bra Paeczk za rk. Milka wtedy, chowaa gow po ptasiemu i umiechaa si wstydliwie.

Gdy wwczas o wicie na Radomskiej Gabriel napczniay od uczu znalaz si przed Paeczk, stwierdzi, e bya po prostu brzydka. Widzia j wtedy pierwszy raz z bliska, przedtem noc ukrywaa j. Kiedy go Wwczas zobaczya, zdja okulary i Gabriel zobaczy jej oczy - niebieskie, podune, adne nawet, ale kalekie oczy krtkowidza. Twarz jej bya take adnie zarysowana, ale nos o nieco przykrtkich nozdrzach nadawa jej co z maski. Twarz, ktra miaa moe jedn godzin modoci - myla nieraz potem. W ruchach dziewczyny tkwio co tak niezgrabnego, jak w ruchach zwierzt, ktre dusz swe mae. Ubrana bya - rzewnie, w spdniczk z granatowego szewiotu, jakie nosz uczennice, za krtk, do czego kobieta wtajemniczona nigdy by nie dopucia, w bia batystow bluzeczk z krysztaowymi guziczkami, na nogach miaa czarne buty o wysokich obcasach i niebieskie skarpetki z gumeczk. Naley do tych kobiet, ktre za Boga nie wo nic takiego, co mogoby przycign oko, Tak j zobaczy wtedy o wicie na Radomskiej. Gabriel by przekonany, e zapomni Paeczk z chwil, gdy wyjedzie z ale nie zapomnia. Wrcz przeciwnie. Zacz przekonywa siebie, e rozczarowanie nad ranem po, nieprzespanej nocy nie moe by miarodajne. Czsto to sobie powtarzaj, jednake nie uczyni nic, aby przypieszy spotkanie. Nie dowierza swoim wraeniom, ale ba si konfrontacji.

Siedzia teraz nad wod, czekajc, a si co w nim zapali. Nic si przecie w nim nie chciao zapali, przeciwnie, czego byo mu bardzo wstyd. Rozglda si po zotowinnym pejzau, po niebie jakby z popeliny, i nader skrztnie omija miejsce, gdzie siedziaa Paeczka; ba si jej oczu, ba si wasnej duszy. Uprzytamnia sobie coraz bardziej, e istota obok nigdy nie usyszy od niego tych kilku sw, bez ktrych soce nie wieci, woda nie szumi, a wiatr nie chodzi. Powoli gasa take Paeczka.

- A co sycha z Krzysztofem? - spyta naraz sam zdumiony wasnym pytaniem; po raz pierwszy bodaj, odkd usiedli, spojrza na dziewczyn. Z Krzysztofem? - powtrzya za nim, W pierwszej chwili sprawiaa wraenie, i ona take nie rozumie, o co chodzi. Dopiero po namyle przezwyciajc ochrypoci w gosie odpowiedziaa mu: - Z-Krzysztofem ju dobrze... - Naraz zmierzya go takim samym wzrokiem; jak wtedy o wicie na Radomskiej. Poj, i odgada wszystko, co czu i myla. - Ju dobrze, Paeczko? - powtrzy niepewnie pytanie. - Ju dobrze. Zrozumiaa - pomyla - e ju sobie powiedziaem: nie. - Czy to pan napisa? - podja po duszej mczcej przerwie, ktra upyna na milczeniu; - Tak, pan, kt by inny? - Czu, e przyglda mu si miao i natarczywie. - Co takiego napisaem? - spyta. - Co takiego? - Napisa pan tak: Basia jest liczna, ale Jasia brzydka. Pewnego razu brzydka Jasia powiada do licznej Basi: Ty, Basiu, zawsze moesz liczy na to, e kto wstanie i zrobi ci miejsce; e zawsze kto podbiegnie i z umiechem wyjmie ci cik waliz z rk. Ja nie. Ale w sztuce za to dodaa ju od siebie - ilu mczyzn pokochaoby brzydk Jasi za jej pikn dusz! W teatrze p widowni zerwaoby si, aby wyj z jej rk cik waliz! Co zatem robi sztuka? Sublimuje, sublimuje, sublimuje. Kamie, kamie, kamie. Niech j szlag trafi! - rozemiaa si sztucznym miechem, po ktrym Gabrielowi wcale nie chciao si mia. Znw zalego milczenie. - A to, kto napisa? - podja znowu. Tym razem Gabriel o nic nie pyta. - A to kto napisa? -- Mie usta, piersi, nogi, nie mc ucieszy nimi tego wanie, kogo najbardziej chciaoby si nimi ucieszy! Mie dusz wyrywajc si, drc dla kogo, kto ma j za nic! Rol kobiet jest pociesza, agodzi, pomaga! Ani pocieszam, ani agodz, ani pomagam... To przecie pan napisa, Gabrielu? Nie potwierdzi. Milcza patrzc z uporem przed siebie. Zaczyna si czego bardzo ba. - Najmdrzejsza - cigna dalej dziewczyna - cierpi jak ostatnia, kiedy na noc zamyka drzwi swego pokoju. Tsknocie nie wolno zostawi ani jednego pustego okienka, bo przebije ci wszystkimi noami i porzuci broczcego w rodku nocy. To przecie take pan napisa, Gabrielu? Ukrya si za cytatami z Kademu, aby mi powiedzie wszystko - pomyla. Dziewczyna na wag zota! Wszystko rozumiejca, nigdy nie dopuszczona, nigdy nie spacona akuszerka sztuki! Biedna, cudna Paeczka -- pomyla dalej, ale ju bez tkliwoci, mylami sztywnymi jak druty. - Ile to razy powtarzaam sobie te pikne zdania z paskiego Kademu!. - cigna dziewczyna. Zakwestionowaabym jedynie ich sodycz. W yciu w tych przeyciach nie ma nic ze sodyczy, ktr

artyci rozlewaj w swoich wielkich rozlewniach. Rwnie bl w sztuce m swoje wasne rozmiary, inne ni w yciu. Niech wemie i t przeszkod dla doskonaoci wzoru, dla peni blu - powiadaj sobie poeci. Lecz bl w yciu parzy jak Morze Lodowate. wiadomo moe sobie by nie wiem jak ogromna, ale granice wytrzymaoci? Mona nawet powiedzie: im wiksze zorientowanie w ciosach ycia, tym mniejsza odporno na nie. Nie myli pan, e tak jest? Na jej twarzy lea drwicy umiech, jak gdyby nie braa powanie tego, co mwi, ale jej gosik przecie dra. Dzielia sobie sowa jak kto chory na serce - schody. - ycie - cigna - jest proste! Jake bardzo proste! Najlepiej to wanie wida w trudnych momentach. Wtedy okazuje si, e caa straszna mdro jest do niczego i suy jedynie do ukrycia wstydliwego faktu, e kady bywa bezbronny wobec grubych praw ycia. Czowiek jest jak bez skry, cieszy ni warstwa wiata wtedy, kiedy sam kocha, ale staje si jak grabarz twardy i obojtny, gdy uczu nie odwzajemnia. Tacy s wszyscy! I czemu pan tak cigle milczy? Niech si pan nie boi! rozemiaa si znw tak, e Gabriel oczekiwa, i pacz kobiety ju w nastpnej chwili zacznie si dziko nie po tutejszym pustkowiu. -- Wszystko jest moe tak, jak pani mwi - zdoby si wreszcie na odpowied, ktra brzmiaa martwo. - Ale ycie jest przecie pene niespodzianek! Czaj si one za wgem kadej ulicy. Zacz si powoli oywia: - ycie jest wielkie. W kadej chwili moe znw si zacz - poar! Nie pamita si o tym, pki trwa upadek. Ale upadki nie trwaj wiecznie! - Tak wanie jest, jak pan mwi - odpowiedziaa patrzc na, podczas gdy on ucieka swoimi oczami. - Ale nie dla wszystkich! Pan mwi o sobie. To swoim mylom pan odpowiada, podczas gdy ja... Ja jestem jak jabo w tutejszych sadach. Tego roku w ogle nie zrywali owocu, bo si nie opaca! rozemiaa si tym swoim miechem, ktry odbija si okrutnie w jego uszach. - Ja w swoim yciu syszaam najgorsze rzeczy, jakie kobieta moe usysze od mczyzny. Krzysztof nigdy nie mg zatai adnego ze swych odkry na mj temat. Mwi, e nie rozgrzewam nic prcz umysu! Mj Boe! czego on nie mwi!... Gabriel wiedzia, e powinien co zrobi, jako pociesza j, ale zupenie nie czu si na siach. Gdybym kocha kogo innego - pomyla - gdybym sam by odrobin szczliwy, mgbym to zrobi. Ale ludzie nieszczliwi s potworni! Ci, co sami nie kochaj, s okrutni! I s zupenie bezradni wobec swego okruciestwa! Szloch nie rozbi ciszy pustkowia. Nie stao si nic z tego, czego tak bardzo obawia si Gabriel. Zapado tylko dalsze dusze milczenie, po ktrym Paeczka znw zabraa gos, ju nieco spokojniejsza. - Prosz mi wybaczy. Nie znosz mojego gosu! Jestem waciwie duo mocniejsza ni mj gos! Wszystkiemu winna ta jesie - to ona kadzie si na sercu! Jesie nie jest askawa dla osb, ktrych pole przez lato leao odogiem, a teraz ich stodoa wieci pustk. W Sadach za bardzo syszy si serce! Pewni ludzie nie powinni tu przyjeda! Urwaa na moment, po czym rycho cigna dalej.

- Pan pyta o Krzysztofa? Kiedy by chory, zjawia si jego daleka kuzynka, Krysia, troch cygaska w typie, z czarnymi puszystymi wosami, mog panu powiedzie: Krzysztof uwaa je teraz za najpikniejsze na ziemi! Tamt histori z Paulina jest ju tylko zdziwiony; w uczuciach kamie si naprzd i wstecz, kamie si waciwie bez ustanku! Krzysztof jest dzisiaj niemal szczliwy! Szczliwy na zimno, jak ludzie, ktrzy duo przeszli. Krysia nie zdaje sobie nawet sprawy, co si zoyo na jej szczcie. Jakkolwiek jest tamto - to ju tylko historia! - Najwaniejsze jednak, e pisze! - dorzucia z- triumfem. - Pytaam go, czy zrobi uytek ze swych niedawnych przej; mwienie o wszystkim to nasza nieuleczalna choroba, jak pan wie. Nie odpowiedzia mi. - Czasy s zbyt surowe i nie ma si prawa notowania uczu, z ktrych wynika tylko, e s lepe. Zreszt uczucia nie s lepe wcale. Uczucia maj spoeczne oczy! Jeli zdarzaj si dramaty, na ktre czowiek nie ma i nie moe mie rady, trzeba je przyj jak mier, jak staro! Z tysica przey naley w sztuce wydoby dzisiaj te, ktre pozwol czowiekowi okrzepn, a nie te, ktre go mog rozbi; te, ktre mog mu pomc! yjemy w czasach wielkich zrbw, nie mikroskopu, nie zabawnych czy tragicznych szczegw. Tylko ksiki-czyny maj dzisiaj racj bytu. Tylko ksikiczyny wesprze epoka. Inne urodz si martwe! Nasze czasy nie dadz ksiek, ktre bd tylko ksikami. Nasz obolay wiek nie ma prawa do ksiek we wczorajszym znaczeniu. Cay nasz wiek znajduje si w marszu, czowiek straci miejsce na ziemi, a czowiekowi bez miejsca nie potrzeba ju ksiek, ktre s tylko ksikami! Trzeba mu pokrzepienia; wiary, chleba i wiary. Ksiki, ktre s tylko ksikami, powinny zosta w szufladach na wieki wiekw - spniy si! Czowiek cierpi i cierpie bdzie zawsze dlatego, e jest czowiekiem. Ale nie wszystkie cierpienia obchodz wiat dzisiejszy. Nic si nie dokonuje bez ez; ciasta ycia nie da si bez nich rozrobi. Ale zy trzeba dobrze wpierw zway, nim si je rzuci na papier. Kocha go nadal - pomyla Gabriel. Jest wci dumna z niego. - Mj Boe, ten Krzysztof! - cigna ju niemal bez cienia zaamania, niemal wyzwolona; Gabriel zwrci na to uwag. - Czy pan mu si kiedy przyjrza uwanie? Zwrci pan uwag na ten kark tragarza portowego? Na jego czarne lnice wosy w nosie i w uszach? Widzia pan kiedy, jak on wcha kwiaty? To ywio! To najwikszy brzuch w n-owskich domach! Znw go rozsadza pasja twrcza! Znw marzy o tym, eby tak suy, aby jeszcze za tysic lat pamitali! Gdybymy chcieli zrozumie, czym dzisiaj s pisarze, czym mog by dla wiata! Nigdy nie mieli tak wielkiego znaczenia! Niczyje ycie dzisiaj nie jest tak cenne! A my siedzimy kup w tych domach i ju si nawet niczemu nie dziwimy. Okazalimy si maym: ludmi, ktrym take wreszcie pozwolono skorzysta z ycia! Kocha go nadal - pomyla znowu. - Ja byem tylko pomysem w jej yciu. Na temat Krzysztofa, ktry rycho po owej nocy wrci do zdrowia, gucho byo w listach. Tylko raz jeden Paeczka przesaa mu jaki jego artyku, ktry okrelia jako wzruszajcy, a nawet rozdzierajcy serce. Gabriel dugo nie chwyta, o co chodzi. By to artyku, jakich co dzie ukazuje si sto w dziennikach: opis wiejskiej uroczystoci sportowej; na stole le dyski, krysztay, piki przeznaczone na nagrody; wokoo krc si dziaacze modzieowi, wiejscy. Gabrielowi zdawao si, e chodzi b mistrzostwo stylu, oddanego na usugi rzeczy najskromniejszej. Dopiero pniej zrozumia, o co chodzio Paeczce: ta pierwsza po dugim milczeniu rzecz bya jak gdyby pierwszym

listem lotnika po cikiej kontuzji gowy, biletem wizytowym czowieka, ktry oznajmia swj powrt do ycia. - On si teraz cakiem zmieni - dorzucia. - To najbardziej zmieniony czowiek, jakiego znam. On teraz nigdy nie mwi o sobie! Jestem szczliwa, e mogam go odda w dobre rce, Kocha go nadal - pomyla raz jeszcze. Naraz uczu bl, zimny i delikatny jak szron, zupenie taki sam jak tamtej nocy w N., kiedy sucha zwierze Paeczki po raz pierwszy. Po niedugim czasie rwnoczenie niemal oboje stwierdzili, e trzeba wraca. Obojgu zrobio si chodno i podnieli si. Gabriel otrzepa paszcz, na ktrym siedzieli, i narzuci go sobie na rk. Oboje zrozumieli, e decyzja zapada, e ich uczucia rozeszy si na wieki i e si ju nigdy nie zejd. Pomimo wszystko byo im lej, ni mogoby si zdawa. Wracali t sam ciek. Drzewa, ktre przedtem wylatyway ku niebu, stay ju w miejscu; woda niebieskozota nabraa teraz koloru gotowanych strkw. Soce moe na stokach jeszcze grzao, ale tu na dole byo zaledwie barw. Cho Gabrielowi zdawao si, e min wiek od chwili gdy wysiad z autobusu, mino niewiele ponad godzin. Paeczka sza pierwsza, w miejscu gdzie ciek si koczya i zaczynaa uliczka, dziewczyna odwrcia si, zdja szka i utkwiwszy w Gabrielu swe liczne, niebieskie, kalekie oczy rzeka: Zapomniaam panu powiedzie, wyjedam dzisiaj. - Ale pan - dodaa - powinien zosta, bdzie panu na pewno przyjemnie oglda te cudne Sady. S warte obejrzenia.

W poudnie nad rzek i potem w gospodzie, gdzie jedli obiad, Gabriel nie cierpia. Ale wieczorem, ktry od razu przeszed w gbok noc, jak zwykle jesieni, kiedy pozosta sam na rynku pod studni, wszystkie rany otwary si w nim. Przedtem nie odpowiedzia Paeczce na zarzuty, e odpyn ku nowym krajobrazom i zapomnia o starych. Nie broni si, kiedy powiedziaa mu, e jest waciwie taki sam jak Krzysztof, ktry idzie od przygody do przygody; e jest stworzony do tego, by - podobnie jak Krzysztof - mie ony z dziemi w kadym miecie i cige procesy o alimenty. Rwnie nie przyznawa si do tego, e przez miesice czeka na to spotkanie, on take; nie tylko nadzieje Paeczki legy w gruzach! Nad rzek decyzja zaleaa od niego, wystarczyo mu wycign rk. By silniejszy, a silniejsi cierpi mniej. Teraz by sam i ju nie by silny. Jego blu nie agodzio nic Czu go w kadym wknie ciaa; z mniejszymi lub wikszymi przerwami bl ten nka go cae ycie - jak wszystkich zreszt! Pod kopu olbrzymiej gronej nocy nie tskni za Paeczk, w ktrej najpierw tkwi najgbszy Krzysztof, a potem najgbszy Gabriel. Czytaa go jak podsdny paragrafy, wiedzia o tym. Najpierw tak czytaa Krzysztofa, potem jego; najpierw zawid j Krzysztof, a potem on. Pod kopu olbrzymiej, gronej nocy nie tskni za Paeczk, a jednak w mylach ukada ju nowy list do niej. List ten wydawa mu si jedynym ratunkiem przed groz samotnej nocy, na ktrej dnie ton jak somka na dnie garnka.

CZYTELNIK-1956Okadk i kart tytuow projektowa JERZY JAWOROWSKI Redaktor: Anna Lasocka Redaktor techn.: Wadysaw Kope Korektor: Anna Pitkowska Spdzielnia Wydawnicza Czytelnik: Warszawa 1956 Wydanie 11 Nakad 10.205 egzemplarzy. Obi.: ark. wyd. 3,75, ark ^5,75. Papier mat., 65 g, kl. III, 82X104. Oddano do skadania 15. XII. Podpisano do druku 3. U. 56. Druk ukorzono w lutym 56 Wrocawska Drukarnia Dzieowa, Wrocaw, ul. Oawska 10111. Zamwienie 238. B-7-50379. Cena egz. 5,50 z.

You might also like