Professional Documents
Culture Documents
nie da się jednak cofnąć koła postępu. w czasach, gdy styl pracy badawczej
znamionuje teamwork, nie możemy o wiele bardziej niż kiedykolwiek obejść się bez
specjalistów. ale niebezpieczeństwo leży nie tyle w specjalizacji jako takiej, nie tyle w
braku uniwersalności, ile raczej w podtrzymywaniu pozorów pełności wiedzy przez
niektórych naukowców, roszczących sobie pretensje do „wiedzy totalnej” (jaspers). gdy
jedna i ta sama rzecz wrzutowana ze swojego wymiaru na inny, niższy niż jej wymiar
własny, odbija się w ten sposób, że jej odbicia wzajemnie sobie przeczą. jeśli rzutuję na
przykład tę szklankę, pod względem geometrycznym będącą cylindrem, z przestrzeni
trójwymiarowej na dwuwymiarowe płaszczyzny rzutu poziomego i pionowego, to
otrzymam w jednym przypadku obraz koła, w drugim zaś - prostokąta. ponadto obrazy
są ze sobą sprzeczne również pod tym względem, że w obu przypadkach chodzi o figurę
zamkniętą, podczas gdy szklanka jest przecież naczyniem otwartym.
drugie prawo ontologii dymensjonalnej głosi:
nie jedna i ta sama rzecz, lecz różne rzeczy rzutowane ze swoich wymiarów na
jeden i ten sam wymiar, niższy niż ich własny, odbijają się w taki sposób, że ich obrazy
nie są między sobą sprzeczne, lecz są wieloznaczne. jeśli wrzutuję na przykład cylinder,
stożek i kulę z trójwymiarowej przestrzeni na dwuwymiarową płaszczyznę rzutu
poziomego, to w każdym wypadku otrzymam obraz koła. jeśli przyjmiemy, że chodzi a
cień, który rzucają cylinder, stożek i kula, to cienie ich są o tyle wieloznaczne, że z nich
jako jednakowych nie mogę wywnioskować, czy jest to cień cylindra, stożka czy kuli.
jak mamy to wszystko zastosować do człowieka? otóż również człowiek
zredukowany o wymiar specyficznie ludzki, rzutowany na płaszczyznę biologii i
psychologii, tworzy w taki sposób swoje odbicia, że są one względem siebie sprzeczne.
albowiem rzut na płaszczyznę biologiczną daje fenomeny somatyczne, podczas gdy rzut
na płaszczyznę psychologiczną daje fenomeny psychiczne. w świetle ontologii
dymensjonalnej sprzeczność ta jednak nie przeczy jedności człowieka, podobnie jak
sprzeczność między kołem i prostokątem nie stoi w sprzeczności z faktem, że chodzi tu
o rzuty jednego i tego samego cylindra. musimy jednak pamiętać o jednym: jedności
ludzkiego sposobu istnienia, które ujmuje w całość różnorodność wielu rodzajów bytu,
w jakich uczestniczy, a więc ujmowania w całość takich przeciwieństw, jak soma i
psyche – tej coincidentia oppositorum (w rozumieniu mikołaja z kuzy) będziemy szukać
na próżno w płaszczyznach, na które rzutowaliśmy człowieka. jedność tę można znaleźć
wyłącznie w sąsiednim, wyższym wymiarze, w wymiarze tego, ca specyficznie ludzkie.
nie może więc być mowy o tym, żebyśmy mogli rozwiązać problem
psychologiczny. jest jednak możliwe, że ontologia dymensjonalna rzuci światło na to,
dlaczego problem psychofizyczny jest nierozwiązywalny. to samo dotyczy problemu
wolności woli. albowiem tylko w przypadku otwartego naczynia, którego projekcja na
płaszczyzny rzutu poziomego i bocznego daje w rezultacie zamknięte figury, człowiek
występuje na płaszczyźnie biologicznej jako zamknięty system fizjologicznych
odruchów, a na płaszczyźnie psychologicznej jako zamknięty system reakcji
psychologicznych. i z znowu projekcje prowadzą tu do sprzeczności. do istoty człowiek
należy bowiem to, że jest on również otwarty, „otwarty na świat” (scheler, gehlen i
portmann). być człowiekiem to znaczy wychodzić poza siebie samego. istota
egzystencji ludzkiej leży, jak bym to wyraził, w jej samotranscendencji. być
człowiekiem to znaczy być skierowanym na coś lub na kogoś, być oddanym dziełu,
któremu się poświęcamy, człowiekowi, którego kochamy, lub bogu, któremu służymy.
taka samotranscendencja rozsadza ramy wszystkich tych obrazów człowieka, które w
sensie jakiegoś monadologizmu (v. e. frankl, „der nervenarzt” 31, 385, 1960)
przedstawiają człowieka jaka istotę, która nie sięga poza siebie po sens i wartości, i w
ten sposób nie jest zorientowana ku światu, lecz interesuje się tylko samą sobą o tyle
tylko, że chodzi jej o utrzymanie względnie odzyskanie homeostazy. fakt, że zasada
homeostazy nawet w biologii, nie mówiąc już o psychologii, nie obowiązuje stale, jak
udało się to udowodnić bertalanffy’emu, wzglednie goldsteinowi, allportowi i charlotcie
bühler, jest ignorowany przez monadologizm. to, że systemy fizjologicznych odruchów
i psychologicznych reakcji są zamknięte, w świetle ontologii dymensjonalnej nie stoi w
sprzeczności z człowieczeństwem człowieka w takim samym stopniu, jak fakt, że
poziomy i pionowy rzut walca są zamknięte, nie stoi w sprzeczności z faktem, że walec
jest otwarty.
tak więc jest jasne, że stany otrzymane w niższych wymiarach, w obrębie tego
wymiaru w dalszym ciągu zachowują swą wartość, a dotyczy to w równej mierze takich
jednostronnych kierunków badań, jak refleksologia pawłowa, behawioryzm watsona,
psychoanaliza freuda i psychologia indywidualna adlera. freud był na tyle genialny, że
wiedział o dymensjonalnym związku swej teorii ze swym stanowiskiem. pisał przecież
do ludwika binswangera: „zatrzymywałem się zawsze tylko na parterze i w suterenach
budynku” (ludwig binswanger, erinnerungen an sigmund freud, bern 1958, s. 115).
pokusie redukcjonizmu w formie psychologizmu, a nawet - jak chciałoby się
powiedzieć – patologizmu, uległ freud dopiero w chwili, w której pozwolił sobie na
takie stwierdzenie: „dla religii znalazłem już miejsce w moim niskim domku, od kiedy
natknąłem się na kategorię nerwicy ogarniającej całą ludzkość” (dz. cyt.). dopiero tu
freud pobłądził.
jego powiedzenie o niskim domku stało się jednak hasłem. trzeba przecież
powiedzieć sobie jasno, że kiedy tylko jest mowa o niższych czy wyższych wymiarach,
to nie wyrokujemy o jakiejś hierarchii ani nie implikujemy żadnego sądu wartości. w
sensie ontologii dymensjonalnej wyższy wymiar oznacza raczej to, że mamy do
czynienia z wymiarem r o z l e g l e j s z y m , który zawiera w sobie wymiar niższy.
niższy wymiar zostaje więc w wymiarze wyższym – w wieloznacznym znaczeniu
heglowskim – zniesiony.
tak więc również człowiek, zostawszy człowiekiem, pozostał w jakiś sposób i
zwierzęciem, i rośliną. nie inaczej niż samolot, który również nie traci zdolności
poruszania się, podobnie jak auto – po ziemi. co prawda, swoją samolotową istotę okaże
dopiero wtedy, kiedy oderwie się od ziemi i uniesie w przestrzeń. to jednak nie przeczy
temu, że fachowiec będzie mógł odczytać z konstrukcji samolotu, zanim sen jeszcze
wzbije się w powietrze, czy jest on zdolny do latania. i tu chciałbym nawiązać do
portmanna, który udowodnił, że człowieczeństwo człowieka da się prześledzić nawet w
jego anatomii. albowiem już samo ciało człowieka jest nacechowane jego duchem.
nauka ma jednak nie tylko prawo, ale nawet obowiązek tę wielowymiarowość
rzeczywistości rozrywać, rzeczywistość zaciemniać, z widma rzeczywistości wydobyć
mnogość. redukcja jest więc nie tylko uprawnionym zabiegiem, lecz wręcz
obowiązkiem. uczony musi utrzymywać fikcję, jak gdyby miał do czynienia z
rzeczywistością jednowymiarową. jednakże musi on także wiedzieć, co czyni, musi
znać kilka błędów, których musi unikać w swoich badaniach.
i tak doszliśmy tam, gdzie do człowieka daje się zastosować drugie prawo
ontologii dymensjonalnej. jeśli rzutuję nie trójwymiarowe twory na płaszczyznę
dwuwymiarową, np. postacie jak fiodor dostojewski czy bernadetta soubirous na
płaszczyznę psychiatryczną, to wtedy dla mnie jako psychiatry dostojewski jest tylko
epileptykiem, takim jak każdy inny epileptyk, a bernadetta jedynie histeryczką z
wizjonerskimi halucynacjami. to, czym są oni ponadto, nie odbija się na płaszczyźnie
psychiatrycznej. albowiem zarówno artystyczna działalność pierwszego, jak i religijne
przeżycia tej drugiej leżą poza płaszczyzną psychiatryczną. na płaszczyźnie
psychiatrycznej jednak wszystko pozostaje dopóty wieloznaczne, dopóki nie stanie się
przejrzyste, dopóki nie pozwoli na widzenie czegoś innego leżącego poza tym, czegoś
stojącego ponad nim, jakby jakiś cień, który do tego stopnia był wieloznaczny, że nie
można było stwierdzić, czy to cylinder, czy stożek, czy też kula rzuca tam cień.
weźmy na przykład pod uwagę lęk. czegóż to bowiem lęk nie może być
symptomem? ileż to powodów może leżeć u podstaw nerwicy lękowej? miałem
możność udowodnić, te istnieje nie tylko psychogenna, lecz także somatogenna nerwica
lękowa. mogłem opisać przypadki lęku wywodzące się z choroby basedowa, jak i z
tetanoidalnej klaustrofobii. ale, jak mogłem stwierdzić, istnieje też noogenna nerwica
lękowa. amerykańscy psycholodzy eksperymentalni crumbaugh i maholick byli w
stanie nie tylko zweryfikować noogenne nerwice lękowe, lecz także za pomocą testów
opracowanych ad hoc podać procentowy udział przypadków noogennych w przeciętnej
puli chorób. okazało się, że jest ich około 20%. nietrudno jest zgadnąć, że u podstaw
noogennych nerwic lękowych leży przede wszystkim egzystencjalna próżnia.
rozumie się samo przez się, że wielowymiarowość ludzkich chorób musi być
rozpatrywana dla celów nie tylko diagnostycznych, lecz takie terapeutycznych.
wprawdzie przed kilkoma laty wielu lekarzy na konferencji imienia mcgilla
wskazywało na wielkie niebezpieczeństwo, jakie tkwi w leczeniu wstrząsami i w
farmakoterapii, a mianowicie takie, że postępowanie lekarskie może ulec
zmechanizowaniu, pacjent zaś przestanie być uważany za osobę. ja jednak sądzę
inaczej, uważam, że leczenie wstrząsami elektrycznymi i nowoczesna psychiatria
farmakologiczna mogą być nie mniej wskazane niż owa mniej czy bardziej nowoczesna
psychoterapia, jaka wychodząc – w mniejszym czy większym stopniu – poza wymiar
psychologiczny, uwzględnia również wymiar noologiczny, pod którą to nazwą
rozumiem wymiar specyficznie ludzki. twierdzę, że wstrząsy elektryczne dadzą się
zastosować bez obrażania ludzkiej godności pacjenta, podczas gdy – odwrotnie – znam
psychologów głębi, którzy baliby się zapisać choćby tylko lekarstwa, nie mówiąc już o
wstrząsach elektrycznych, ale przez sam sposób podejścia do choroby pacjenta,
pozbawiony szacunku dla jego istoty ludzkiej, urażają jej ludzką godność. to, o co tu
chodni, to nie technika, lecz duch, który posługuje się techniką; są to dwie różne rzeczy,
czy aparat się s t o s u j e , czy też pacjenta u w a ż a się za aparat lub mechanizm.
mam nadzieję, że wskazałem państwu drogę, na której da się utrzymać jedność
człowieka, mimo pluralizmu nauk. jednakże musimy uświadomić sobie nie tylko
jedność człowieka, lecz również jedność l u d z k o ś c i . przed wiekami ludzkość
znalazła drogę do monoteizmu. wydaje mi się, że nadszedł czas, aby uczynić krok
następny i uzupełnić monoteizm przez monantropizm, sit venia verbo, aby wiarę w
jednego boga uzupełnić wiedzą o jednej ludzkości, a wobec jej jedności zbledną
wszystkie kolory partii i kolory skóry.