You are on page 1of 50

Trzecia Rzeczpospolita od pota do pota czyli Zoszczenko wiecznie ywy

Witold Bere, Jerzy Skoczylas

Przychodzcej co jaki czas Wenie Twrczej, bez ktrej nie byoby ani tej ksiki, ani wielu innych najradoniejszych chwil w naszym yciu.

Spis treci
O tym, jak Lech Wasa pi atrament ...................................................................................................... 4 O tym, jak Tadeusz Mazowiecki stuk krysztaow figurk Feliksa Dzieryskiego................................ 7 O tym, jak wartownik Wierzbicki nie pozna Sekretarza Stanu Mieczysawa Wachowskiego ................ 9 O tym, jak Stefan Niesioowski wszed w wirtualn rzeczywisto ....................................................... 11 O tym, jak Leszek Moczulski kupi zabawk pewnemu chopcu ........................................................... 13 O tym, jak na komuchw polowa Lech Kaczyski ................................................................................ 15 O tym, jak nie doszo do nocnego posiedzenia u Posa Soski................................................................ 17 O tym, jak dokonano zamachu na Generaa Biskupa Leszka Sawoja Godzia ...................................... 19 O tym, jak Andrzej Lepper przechytrzy funkcjonariuszy Urzdu Ochrony Pastwa ............................ 20 O tym, jak robotnik rolny Micha Strk pozna Waldemara Pawlaka .................................................... 22 O tym, jak Pose Bogdan Pk pozna prawdziwy stan gospodarki ........................................................ 24 O tym, jak Barbara Labuda nie poznaa Ministra Millera ...................................................................... 26 O tym, jak Lech Falandysz zosta najlepszy w gr w pomidora ............................................................. 29 O tym, jak Genera Wilecki przestraszy Admiraa Koodziejczyka ........................................................ 31 O tym, jak Grzegorz Koodko wyldowa na bezludnej wyspie ............................................................. 33 O tym, jak Aleksander Kwaniewski odnalaz drog do kapitalizmu..................................................... 35 O tym, e nikt nie jest Podkaskim we wasnym domu ........................................................................ 37

O tym, jak Tomasz Woek przesta pisa ............................................................................................... 39 O tym, jak Marszakowi Senatu Adamowi Struzikowi podarowano ryb ............................................. 41 O tym, jak Ewa Spychalska zbudowaa stosunki z Biaorusi ................................................................ 43 O tym, jak niejaki Urban pozna Przewodniczcego Niezalenego Samorzdnego Zwizku Zawodowego Solidarno Mariana Krzaklewskiego.............................................................................. 45 O tym, jak prawdziwa prawica znalaza swoje miejsce po drugiej stronie lustra ................................. 48

O tym, jak Lech Wasa pi atrament

Dawno, dawno temu, w mrocznych czasach stanu wojennego, cae czternacie miesicy przesiedzia Lech Wasa w Aramowie. Komunistyczna wadza zamkna go w warunkach urgajcych temu czowiekowi z elaza: ko z baldachimem, kolorowy telewizor marki Rubin, terakota, seledynowe flizy, dezodorant Fa, a nawet - wstyd powiedzie - bidet. Oto, co tam si znajdowao. Inny czowiek na miejscu Wasy caymi dniami pakaby i rozpacza, organizm ulegby mu biodegradacji, a jego psychika zostaaby doprowadzona do stanu autodestrukcji. Krtko mwic, kady inny czowiek zostaby zamany. Kady inny czowiek, ale nie Lech Wasa. Nawet tutaj pracowa przez cay dzie. Rano gimnastykowa si, a nastpnie siada do pisania ksiki. Przygotowywa bardzo wane solidarnociowe dzieo: Droga nadziei. cilej mwic, zbiera materiay do tej ksiki, robi notatki, sporzdza wypisy i tak dalej, a cao pisa na wolnoci niejaki Kinaszewski. Oprcz tego Wasa pisa listy z rnymi poleceniami solidarnociowymi i ukada list pierwszych zderzakw, ktrych si pozbdzie po objciu urzdu prezydenta. Taka praca nie bya rzecz atw. Krewni winia mieli prawo przysya mu ksiki. A Lech Wasa zacz pisa wanie na stronicach w tych ksikach. Trzeba byo pisa w taki sposb, eby nikt w wizieniu nie domyli si, e w ksice znajduj si jakie notatki. Ksiki bowiem byy w wizieniu sprawdzane przed zwrceniem rodzinie winia. A jeli spostrzeono, e w ksice napisano chociaby jedno solidarnociowe sowo, to ksik palono. Lecz dziaacze podziemia wiedzieli o tym, e mona pisa, uywajc zamiast atramentu cytryny. Bo jeli si pisze cytryn, to na papierze nic nie wida. Aby przeczyta sowa napisane cytryn, naleao podgrza w papier nad lamp lub nad wieczk, a wwczas cytryna ciemniaa, na papierze ukazyway si brzowe litery i wszystko stawao si czytelne.

Oczywicie w kraju brakowao cytryn, bo reim komunistyczny doprowadzi do upadku rodzime plantacje owocw cytrusowych. Na szczcie Lech Wasa, ktry potrafi by raz lwem, a raz gobiem, chytrze zwrci si do bolszewickich zupakw z prob o zdobycie mu paru kilogramw cytryn ze specjalnych sklepw za tymi firankami. Zupaki pokny przynt jak pelikan. Ha, ha miay si po cichu. - Damy Wasie oczywicie cytryny. Jak o nie prosi, to znaczy, e ju blisko do jego psychicznego zamania. Ale pomylili si okrutnie ludzie junty, bo Lech Wasa by nie do zamania. Dosta cytryny, wycisn z nich sok do emaliowanego kubka i od razu zacz tym sokiem pisa na marginesach ksiek i midzy wierszami. Dziaacze podziemia dobrze o tym wiedzieli. Kiedy zwracano im ksiki, podgrzewali kad stroniczk nad lamp, czytali i przepisywali. Tak pracowa Wasa w Aramowie. Ale musia by bardzo ostrony. Gdyby Naczelnik Orodka, niejaki Kiszczak, moe chop dusza, ale lepo wykonujcy swe obowizki, spostrzeg, e Wasa pisze w ten sposb, to skutki byyby bardzo surowe. Wtedy przestano by Wasie przynosi cytryny i moe czekaaby go jeszcze jaka surowa kara. A Naczelnik Orodka czsto przychodzi do apartamentu Lecha Wasy. Albo podglda przez weneckie lustro, co robi internowany. Pewnego razu Naczelnik Orodka podszed cichutko do lustra i widzi niezwyk rzecz: Wasa pisze na marginesach ksiki. Naczelnik szybko otwiera drzwi, wchodzi na pokoje i mwi: - Wpadlicie. Widziaem, e pisalicie co przed chwil na marginesach ksiki. Naczelnik zaglda do ksiki, lecz widzi, e stronice s czyste. Chce wic odebra kubek, bo dostrzeg, e to w nim macza piro Lech Wasa. Ale w tej samej chwili Wasa bierze kubek, spokojnie podnosi go do ust i wypija jednym haustem. I cho sok by kwany, to Lech Wasa tylko si lekko umiechn. Naczelnik przeraony powiada: - Co wy robicie? Wypijacie atrament! A Wasa na to: - Pan chyba olep. To nie jest atrament, to jest zdrowy sok z cytryny. Wanie go wypijam, bo to dobre na utrzymanie zdrowia. Naczelnik popatrzy na dno kubka: rzeczywicie wida byo tam sok. Wic pomyla tak: Pewnie wzrok mi si zepsu. Zdawao mi si, e on wypija atrament. I z t myl Naczelnik odszed. A Lech Wasa byskawicznie wzi inn cytryn, wycisn z niej sok do kubka i znw zacz pisa. I za kadym razem, kiedy przychodzi Naczelnik Orodka, Wasa spokojnie bra swj kubek i natychmiast wypija jego zawarto. Nawet mu smakowao, bo wiedzia, e sok z cytryny bogaty jest w witamin C, ktra jest niezbdna do zwycistwa nad komunistami. Kiedy Lech Wasa opuci orodek internowania w Aramowie, opowiada o tym ze miechem swoim najbliszym i przyjacioom. -Wiecie, pewnego razu nie powiodo mi si: w cigu dwch godzin musiaem wypi sze kaamarzy penych atramentu.

Wszyscy parsknli miechem. A ci, ktrzy nie wiedzieli, o co chodzi, zdziwili si bardzo: jak mona pi atrament? Okazuje si jednak, e czasami mona.

O tym, jak Tadeusz Mazowiecki stuk krysztaow figurk Feliksa Dzieryskiego

Kiedy Premier Mazowiecki mia ledwie kilka latek, przydarzya mu si pewna historia, ktr pniej, po latach, opowiadaa jego Rzecznik Magorzata Niezabitowska. Magorzata Niezabitowska mwia o Premierze, e by wielkim psotnikiem, ale jednoczenie bardzo prawdomwnym chopcem. Nigdy nie kama i zawsze przyznawa si do swych figlw. A miao miejsce takie oto zdarzenie: Razem z Niezabitowsk pojecha Tadzio do Legnicy. Mieszkaa tam Armia Sowiecka. Do niej wanie pojechali. Tadziowi na pocztku nic si nie podobao w koszarach. ciany byy odrapane, podoga brudna. Gospodarze poczstowali ich tust tuszonk prosto z puszek, a na stole zamiast obrusu leay pachty Krasnoj Zwiezdy. Do picia bya tylko ciepa oranada. Dziwna jaka. Kolor miaa cytronety, cho smak w ogle nie by sodki, a gospodarze co jaki czas krzyczeli: Ogrcy. Tadeusz by chopcem dobrze uoonym, wic i on sign po ogrca i przepi oranadk. I nagle okazao si, e spotkanie jest cakiem interesujce. Dzieci duo biegay po koszarach, psociy, bawiy si w rne gry. Wreszcie tak si rozbestwiy, e zrzuciy na podog stojc na stoliku krysztaow figurk Feliksa Dzieryskiego. A bawiy si w tym czasie w co bardzo wesoego. Goniy si, i Tadzio, biegnc przez pokj, zahaczy o stolik. Stolik zachwia si i pikna krysztaowa figurka upada na podog, rozbijajc si w drobny mak. Dzieci nie zwrciy uwagi na to, kto to zrobi. Dalej w najlepsze biegay po pokoju. Nagle otworzyy si drzwi i wszed sowiecki genera Dubynin. Dobieg go haas, i przyszed sprawdzi, co si stao. Zobaczywszy rozbit figurk, genera zapyta: - Dzieci, ktre z was to zrobio? Wszystkie chrem odpowiedziay:

-To nie ja. May Tadzio te powiedzia: -To nie ja. Ale wymwi to tak cicho, e ledwo byo go sycha. Skama, bo w pierwszej chwili si przestraszy: przecie to cudzy dom, cudze koszary, no i genera, wielki Dubynin. A oprcz tego Mazowiecki by wrd nich najmniejszy i ba si przyzna, e on to zrobi. - Wyglda na to - rzek genera Dubynin - e figurka sama si stuka. Pewnie smutno jej byo sta samotnie na stole. - Tak. Chciaa si z nami pobawi i zeskoczya ze stolika. Ale, biedna, zapomniaa, e jest ze szka i si rozbia. I dzieci znw si rozemiay. Tylko may Tadzio si nie zamia. Poszed do drugiego pokoju i usiad przy oknie. Dugo tam siedzia, mylc o grubej kresce. Dopiero wieczorem znowu zacz si bawi. Miny dwa miesice. Dawno ju may Tadzio z Magorzat Niezabitowsk wyjechali z Legnicy. Jak dawniej mieszkali w rodzinnej Warszawie. Pewnego wieczoru, kiedy dzieci kady si spa, Magorzata Niezabitowska podesza do eczka Tadeusza Mazowieckiego i zobaczya, e chopiec pacze. Zapytaa: - Dlaczego paczesz? Chopiec, pochlipujc, odrzek: - Kiedy bylimy w Legnicy, okamaem generaa Dubynina. Powiedziaem, e to nie ja rozbiem figurk, a to wanie ja rozbiem! Magorzata Niezabitowska zacza uspokaja chopca, mwic: - To nic. Nie pacz. Napisz do generaa Dubynina list i on na pewno ci wybaczy. Chopiec, pocigajc nosem, powiedzia: - Koniecznie napisz do generaa Dubynina! Napisz, e to ja rozbiem figurk. Magorzata Niezabitowska znowu zacza go uspokaja. Wwczas Tadzio przesta paka i zasn. Okrywajc kodr swego maego Premiera, Magorzata Niezabitowska powiedziaa do siebie: - Jaki to zadziwiajcy Premier. Dwa miesice pamita o tej historii i cay ten czas obwinia si, e powiedzia nieprawd! Ale teraz, gdy przyzna si do winy, zrobio mu si lej i nawet z umiechem usn. Na drugi dzie Magorzata Niezabitowska napisaa do generaa Dubynina list. Niedugo potem genera Dubynin odpisa, e wcale si nie gniewa na Premiera i zaprasza go znw do siebie w goci.

O tym, jak wartownik Wierzbicki nie pozna Sekretarza Stanu Mieczysawa Wachowskiego
Pewien dziennikarz, niejaki Wierzbicki, ochrania Belweder. To znaczy sta przy drzwiach i sprawdza dokumenty. Sprawdzano wszystkich wchodzcych do Belwederu. Bo gdyby nie sprawdzano, mgby si tam przedosta jaki wrg. Tym bardziej, e byo to zaraz po Wojnie Na Grze i na samym pocztku Przyspieszenia, wic potrzebna bya wyjtkowa czujno. W kadej chwili do paacu mg si zakra kto z Gazety Wyborczej. I oto stoi Wierzbicki jako wartownik przed drzwiami Belwederu i sprawdza dokumenty. A ten Wierzbicki by dziennikarzem nie byle jakim, bo oddanym caym sercem sprawie Przyspieszenia. Moe i nie mwiono o nim, e nadzwyczaj lotny, ale e subista i czek sprawiedliwy - to pewne. Dlatego wanie powierzono mu taki odpowiedzialny posterunek. Stoi wic Wierzbicki na tym posterunku. W lewej rce karabin. Rewolwer przy boku. Za pasem granat rczny. Prawicowa prasa po kieszeniach. Humor doskonay. Do wszystkich pragncych wej do Belwederu mwi: - Chwileczk obywatelu! Zanim wejdziecie, pokacie przepustk, ebym wiedzia, kim jestecie. Bo jestem pierwszy raz na dyurze i mao kogo znam osobicie. No i, rzecz jasna, kady wchodzcy do Belwederu pokazywa Wierzbickiemu swoj przepustk. A Wierzbicki, salutujc, mwi: - Teraz moecie wej! Ja nie stawiam przeszkd. I oto, wyobracie sobie, idzie Mieczysaw Wachowski. Idzie pieszo. Taki skromny. Niepozorny w swojej czarnej jesionce, kaloszach i kaszkiecie na gowie. Kroczy szybko i jest bardzo zamylony. Nawet nie rozglda si, wida, e zagbi si w mylach. Zblia si do drzwi Belwederu i chce wej do rodka. Lecz wartownik Wierzbicki nie zna z widzenia Wachowskiego. W owym czasie rzadko drukowano portrety. A Mieczysaw Wachowski dopiero niedawno wyszed zza kierownicy, dlatego oczywicie Wierzbicki mg go nie zna z wygldu. No wic Mieczysaw Wachowski podchodzi do drzwi, a Piotr Wierzbicki mwi do niego: - Obywatelu! Chwileczk! Pokacie przepustk! Wachowski nie spiera si. Jak gdyby ocknwszy si z zamylenia, powiedzia cicho: - Ach tak, przepustka! Przepraszam redaktorze, zaraz j znajd. I zacz szuka przepustki w bocznej kieszeni. W tej samej chwili podszed do drzwi Belwederu jaki urzdnik pastwowy. Widzc, e wartownik zatrzyma Wachowskiego, oburzy si i zawoa: -Przecie to jest Sekretarz Stanu Mieczysaw Wachowski! Przepucie! Wierzbicki odpowiedzia mu pgosem:

- Bez przepustki nie mog wpuci. Nie miaem do dnia dzisiejszego szczcia widzie Mieczysawa Wachowskiego. Na dodatek was te nie znam i nawet nie obejrzaem jeszcze waszego dokumentu. Urzdnik oburzy si jeszcze bardziej i krzykn: - Prosz natychmiast przepuci Sekretarza Wachowskiego! Nagle Wachowski mwi: - Nie naley mu rozkazywa, a tym bardziej nie wolno krzycze. Wartownik postpuje cakowicie susznie. Przepisy s jednakowe dla wszystkich. Prawo musi znaczy prawo. Wachowski wydoby przepustk z bocznej kieszeni i poda j wartownikowi. Wierzbicki poruszony przeglda dokument. I widzi: to rzeczywicie jest prawo jazdy Mieczysawa Wachowskiego. Wierzbicki zasalutowa i mwi do Wachowskiego: - Przepraszam, e daem od was przepustki. Wachowski odpowiada: - Zrobilicie susznie, redaktorze. Dzikuj wam za wzorow sub.

O tym, jak Stefan Niesioowski wszed w wirtualn rzeczywisto

Pierwszy komputer wymyli w XVII wieku rosyjski chop z guberni tambowskiej, Iwan Softerowicz Komputerenko, ktry kaza swojej onie gotowa obiady systemem dwjkowym. Z kolei Von Neumann by przekonany, e to on w synnej miejscowoci Sevres pod Paryem spocznie w gablotce z napisem ENIAC, wzorzec komputera. Nawet wykupi miesiczny abonament do paryskiego metra. Wysiada na przystanku Sevres, wchodzi do muzeum, podchodzi do gablotki i czyta: Stefan Niesioowski, rzeczywisto wirtualna, please do not disturb.

Cofamy si w czasie i przestrzeni. Szesnastoletni Stefek Niesioowski (jeszcze nie wie, e to on wyizoluje SLD ze sceny), wanie struga kozikiem gr typu Civilization. W grze wygrywa ten, kto pierwszy wysadzi pomnik Lenina w Poroninie. li ludzie miej si z niego, e walczy z komun w sposb dziecinny. Mwi mu: Od tego, e na bramie PGR-u w Supskiem kto napisze Genera Franco wam pokae, nie rozleci si tama w Dniepropietrowsku, plac Czerwony nie zamieni si w plac Zielonego Waszyngtona, a mumia Lenina nie zagosuje przeciwko aborcji. Stefan Niesioowski wie, e prba rzeczowej argumentacji spezaby na niczym. Udaje, e jest konformist spoecznym: robi komunistyczn matur, zdaje na komunistyczne studia i jako komunistyczny magister bada komunistyczne ycie pciowe komunistycznej muszki owocwki. Odnosi nawet komunistyczne sukcesy. Ale to tylko pozory. Wreszcie nadchodzi jego dzie. Inny na jego miejscu uznaby za swj dzie 4 czerwca 1989, kiedy komunici stracili wadz w okolicznociach, w ktrych Czapajew popeniby seppuku z przepracowania: nie przy taczance z cekaemem, ale przy urnie wyborczej. Jeszcze inny uwaaby, e mona spokojnie umiera w dniu, w ktrym zapeniy si pki sklepowe. Dzie Stefana Niesioowskiego nadszed we wrzeniu 1993, kiedy to komunici odzyskali wadz nie za pomoc taczanek z cekaemami, ale przy urnie wyborczej.

- Przepraszam, e przerw, ale nie rozumiem - przerwa Norman Davies, apologeta postmodernistycznego rozumienia dziejw Starego Kontynentu. - Dlaczego najsynniejszy polski antykomunista cieszy si z wygranej SLD? -Ale to bardzo proste - odpowiada Walt Disney, ktry tylko z tego powodu da si odmrozi. - Teraz nasz Stefan Burczymuszka-Owocuszka bdzie mg zrealizowa swoje synne idee fixe: jak w piciu chopa izolowa najwikszy klub parlamentarny. -Ja wiem, ja wiem - zgosi si Karol Marks. - Nie ukrywam, e patent jest mj: przestawiem filozofi Hegla z gowy na nogi. Dotd wszyscy starali si izolowa Millera z Sierakowsk w pokoju mniejszym ni pokj izolujcych. Stefan proponuje, eby izolowa, nie ruszajc si z chambre de bonne: my wchodzimy pod ko, wic oni nie mog wej pod ko i s wyizolowani. Stefan N. puszy si z zachwytu: - Tak, tak. Zawsze, kiedy chciaem, eby Baba Jaga znikna, to po prostu zamykaem oczy i Baba Jaga znikaa. Ale co zrobi, gdy nie mam ka, bo od dawna sypiam na muszkach?

Znowu przesuwamy si w czasie i przestrzeni, tym razem do przodu. Stefan Niesioowski jest powszechnie znany jako wynalazca Izolatora Czerwonych. Codziennie odwiedzaj go tumy wielbicieli. A to nie takie proste: trzeba przyjecha na peryferie miasta. Potem trzeba da si zrewidowa i odda do depozytu wszystkie przedmioty, ktrymi mona si skaleczy. Wreszcie trzeba zapaci za kitel i pantofle jednorazowego uytku. Po spenieniu tych wszystkich warunkw widzimy besti, ktra jednym uderzeniem upazurzonej apy zabiaby liberalnego Wiesawa Kaczmarka, pryncypialnego Piotra Gadzinowskiego i rozlazego Jzefa Oleksego. Nie zabija, bo zagroona trjca jest cile izolowana: przewodnik alfabetem Morse'a pokazuje nam, e wprawdzie drzwi do apartamentu Stefana N. maj dwie strony, ale klamka jest tylko jedna. - Mam ci j - powiada przewodnik, uspokajajc niepewnych. -Tak - potwierdza Stefan Niesioowski. - Ta jedyna klamka gwarantuje, e chobym chcia, to nie sfraternizuj si z R Luksemburg.

O tym, jak Leszek Moczulski kupi zabawk pewnemu chopcu

Dawno, dawno temu pewien znany dziaacz niepodlegociowy uciek z postkomunistycznego wizienia i ukry si przed siepaczami Ministra Spraw Wewntrznych Milczanowskiego za granic wojewdztwa stoecznego. Zamieszka w Swarzdzu. Zosta dziaaczem w fabryce mebli. Wkrtce przyjecha do Swarzdza Leszek Moczulski. Dziaacz bardzo chcia zobaczy Moczulskiego, bo sysza o nim duo dobrego i czyta jego artykuy w Stolicy w 1968 roku. I oto pewnego razu w dziaacz usysza, e Moczulski bdzie przemawia na zebraniu w wietlicy zakadowej. Postanowi przyj na to zebranie, by go posucha. Zona dziaacza pracowaa w fabryce mebli, lecz na zmianie wieczornej. I dlatego nie mia przy kim zostawi swego maego syna. Wic powiedzia do niego tak: -Chodmy razem na zebranie, popatrzmy na Leszka Moczulskiego! Wzi chopca za rczk i poszli razem do klubu niepodlegociowego. Przyszli do klubu, lecz byo za wczenie. Nikogo nie ma. Tylko jeden czowiek siedzi na sali i czyta tygodnik Nie. Dziaacz posadzi swego syna przy oknie, zacz nerwowo krci si po sali i myli: Moczulski chyba nie przyjdzie. W tym momencie czowiek z gazet (a by to Moczulski) mwi do dziaacza: -Jest taka pikna pogoda, a pan trzyma swego maego syna w dusznym pokoju. Niech mu pan pozwoli pospacerowa po podwrzu! Na to dziaacz odrzek: - Nie, mj synek jest jeszcze bardzo may. Nudno mu bdzie na podwrzu i boj si, e wyjdzie na ulic i zabdzi. Lepiej niech tu posiedzi ze mn, poczekamy, a Moczulski przyjdzie. Moczulski zwrci si do chopca:

- Podaj mi rczk, pjdziemy na may spacer. Wzi chopca za rk i wyszli razem na ulic. Podeszli do sklepu z zabawkami. I weszli do rodka. W sklepie Moczulski powiedzia do chopca: - Czy chcesz, ebym ci kupi t zabawk? A by to kaasznikow. Mona byo z niego strzela seriami i pojedynczo. Prcz tego na kolbie byo miejsce na nacicia. To bya niezwykle interesujca zabawka! Chopczyk ucieszy si bardzo. I tak Leszek Moczulski kupi mu t zabawk. Ruszyli szybko z powrotem na podwrze. Chopiec zacz bawi si swoj zabawk i puci pikn seri po ptaszkach. Wiatr zad w luf, a karabin strzela znakomicie. Chopiec by tak zadowolony, e mia si, klaska z radoci w donie i woa: Nie bjcie si, wrbelki!. Leszek Moczulski za sta w pobliu fontanny i mia si take. W tym czasie dziaacz chodzi po sali i denerwowa si. To dopiero, myli sobie, taki kopot, Moczulski jeszcze nie przyjecha, a na dobitk jaki obcy czowiek zabra mojego synka i odszed z nim. A na sali zebrao si ju sporo ludzi. Wszyscy pytaj: - Gdzie jest Leszek Moczulski? Czyby jeszcze nie przyjecha? W tym momencie kto spord zebranych spojrza w okno i mwi: - Ale popatrzcie, przecie Moczulski jest tam na podwrzu z jakim maym chopcem. Wszyscy zebrani zaczli spoglda w okno. I nasz dziaacz te popatrzy i zobaczy syna stojcego z Moczulskim obok fontanny. Dziaacz zdziwi si bardzo. I myli sobie: Ach, wic to jest Moczulski. Ja mylaem, e to kto inny. A on nawet kupi zabawk mojemu synowi. Taki jest prosty i dobry.

O tym, jak na komuchw polowa Lech Kaczyski

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze apczywa koalicja PSL - SLD nie zajta wszelkich stokw w pastwie, prezesem NIK by znany solidarnociowy m opatrznoci Lech Kaczyski. By to czowiek, ktry bardzo lubi polowa. Polowa na zajce i na wilki. Ale najbardziej lubi polowa na komuchw. Komuch to chytre zwierz. I dlatego polowanie na niego jest bardzo ciekawe. Komuchy mieszkaj zazwyczaj w spkach nomenklaturowych. Lecz s tak chytre, e same ich nie zakadaj. A najbardziej smakuj im spki nomenklaturowe zakadane przez dziaaczy Solidarnoci, w szczeglnoci przez Porozumienie Centrum, bo myl, e tam mona si nasyci do woli. Wic kiedy ujrz jak gotow spk nomenklaturow Solidarnoci to najspokojniej w wiecie wprowadzaj si do niej; robi zebranie rady nadzorczej i wprowadzaj si. Potem przychodzi dziaacz i - a to dopiero! - ju kto jest w jego spce. Dziaaczowi jest oczywicie bardzo przykro, dziwi si, e jego spk zaj komuch i myli: To jakie nieporozumienie. Komuch pewnie zaraz std odejdzie. Lecz komuch ani myli wyj ze spki nomenklaturowej. Ley z zamknitymi oczami i nic go nie obchodzi. Wtedy dziaaczowi Solidarnoci nie pozostaje nic innego, jak prbowa grub kresk oddzieli si od wiata piciu zmysw i prowadzi interesy z komuchem. Dziaacz myli sobie: W najgorszym razie bd w spce razem z tym rudym gociem z krwi na rkach. Ale okazuje si, e mieszkanie wesp z komuchem jest kopotliwe: bo to zodziej. Kradnie ywno. A na dobitk zajmuje najlepsze miejsce. Tak, e niejednemu dziaaczowi Solidarnoci nieraz nic nie zostaje ze spki. I jaki zwierz moe ugry go w ogon. No i deszcz pada. I podatek dochodowy. Wwczas strapiony dziaacz Solidarnoci odchodzi w inne miejsce i ryje now spk nomenklaturow. Komuch za cieszy si, e dziaacz Solidarnoci odszed. Teraz ma dla siebie ca spk. Dlatego Lech Kaczyski uwielbia polowa na komuchw. Najpierw z nagonk puszcza Urzd Skarbowy. Ten szybko odnajduje zazwyczaj dobrze zamaskowan spk nomenklaturow i wtedy wypdza z niej komuchw. Psy zaczynaj szczeka, ry ziemi lub nieg, a komuch w obawie przed kulami wyskakuje ze spki. Funkcjonariusze Urzdu Skarbowego biegn za nim. Pdz go w stron linii strzau myliwych z Porozumienia Centrum. Myliwi strzelaj, ale nie zawsze trafiaj, bo komuch jest zwinny. Raz jest tu,

za chwil gdzie indziej. Patrzysz, tylko legitymacja SdRP mignie za drzewem. I nagle komuch znika. Ani ladu po nim. Ot pewnego razu dziaacze Porozumienia Centrum urzdzili polowanie na komuchw. Urzdzili je bardzo sprytnie. Rozwiesili nawet biao-czerwone chorgiewki na skraju lasu. A komuch na widok takich chorgiewek zatrzymywa si zazwyczaj i ze strachu ju nie ucieka dalej. O to wanie chodzio. Rozstawiono te funkcjonariuszy Urzdu Skarbowego. Lechowi Kaczyskiemu rwnie pokazano miejsce, w ktrym ma stan. Prezes NIK w pkouszku i walonkach, skromny i maomwny, stoi pod drzewem na ciece. Stoi z fuzj w rku i czeka. Nagle rozlego si w lesie rozpaczliwe szczekanie funkcjonariuszy Urzdu Skarbowego. To znaczy, e znaleli komucha i za chwil popdz go ze spki prosto do aresztu tymczasowego. Czonkowie Porozumienia Centrum nadstawili uszu. Prezes NIK Lech Kaczyski rwnie. Sprawdzi, czy ma nabit fuzj. A dokoa jest niezwykle piknie. Polanka. Las. Lnicy puszysty nieg na gaziach. Zimowe soce zoci wierzchoki drzew. Nagle ni std, ni zowd wybieg z lasu komuch prosto w stron Lecha Kaczyskiego. Bya to pikna posanka Sierakowska. Jaskraworuda i tylko czubek miaa czarny. Uciekajc przed psami, wybiega na polank i miotajc si w rne strony, stana nagle na widok czowieka ze strzelb. Zastyga bez ruchu na kilka sekund. Tylko mandat poselski chwia si nerwowo. Przeraony komuch patrzy byszczcymi, okrgymi oczkami o prostopadych renicach. Nie wiedzia, co ma robi, dokd uciec... Z tyu funkcjonariusze Urzdu Skarbowego, przed nim - czowiek ze strzelb. Dlatego straci gow i stan bez ruchu. Prezes Kaczyski zoy si do strzau. Nagle jednak opuci rk i postawi strzelb w niegu, przy nodze. Komuch, machnwszy mandatem, skoczy w bok i byskawicznie znikn za drzewami. Pod drzewem, w pobliu Lecha Kaczyskiego, sta jego brat, Jarosaw Kaczyski. Zapyta zdziwiony: Dlaczego nie strzelie? A Lech Kaczyski odpar z umiechem: - Wiesz, nie mogem strzela. To by bardzo pikny komuch. Dlatego nie chciaem go zabi. Niech sobie yje. W tym momencie nadeszli inni z Porozumienia Centrum i te dziwili si, dlaczego Prezes NIK nie wystrzeli. A dowiedziawszy si, dlaczego Prezes NIK nie wystrzeli, zdziwili si jeszcze bardziej. Pewien dziaacz rzek: - Im komuch jest pikniejszy, tym jest wicej wart. Ja strzelibym do niego. Ale Prezes NIK Lech Kaczyski tylko umiechn si agodnie.

O tym, jak nie doszo do nocnego posiedzenia u Posa Soski


Pewnego razu intelektualny przywdca PSL, Pose Jacek Soska, planowa mae posiedzenie subowe w swoim pokoju w hotelu sejmowym. Miaa by analizowana cena tuszy wieprzowej i jako yta. I dlatego potrzebny by mu spis wszystkich czonkw Ministerstwa Rolnictwa. Chcia przejrze ten spis, by wczy tam jeszcze kilku wsppracownikw, tak aby nikt nie poczu si uraony brakiem zaproszenia na tak wane posiedzenie. Zadzwoni wic. Przysza pracownica sekretariatu sejmowego, ktra miaa dyur, a nie zdya jeszcze wyskoczy przez okno w czasie poprzedniego posiedzenia. Soska powiedzia do niej: - Prosz mi da cae Ministerstwo Rolnictwa. Pracownica szybko opucia gabinet. Bya bardzo zdziwiona. Dopiero wczoraj cae kolegium Ministerstwa Rolnictwa obradowao w pokoju u Posa Jacka Soski, tak e skoczyo nad ranem. I oto trzeba znowu zebra wszystkich czonkw tego kolegium. Pracownica wzia wic spis i zacza telefonowa do kadego czonka kolegium, proszc, by niezwocznie zgosi si do Posa Soski. Lecz czonkw kolegium byo duo. I potrzeba byo co najmniej p godziny, eby zawiadomi wszystkich. I oto pracownica, dziwic si i wzdychajc, telefonuje do kadego z osobna. Nagle rozlegaj si trzy dzwonki z gabinetu Posa Jacka Soski. Oznacza to, e Soska wzywa sekretarza. Sekretarz pieszy natychmiast do gabinetu. Pose Soska mwi do niego surowo: - Nie rozumiem, co si dzieje w waszym sekretariacie. Poprosiem o spis czonkw Ministerstwa Rolnictwa. Upywa ju pitnacie minut, a dotychczas nie ma tego spisu. Sekretarz wrci do sekretariatu i dowiedzia si, e zaszo przykre nieporozumienie: pracownica, zamiast zanie Sosce spis nazwisk, jak si okazuje, zaprasza cae kolegium do Posa Jacka Soski. Dowiedziawszy si, e Pose potrzebuje spisu, a nie czonkw kolegium, pracownica rozpakaa si. Byo jej przykro, e zdarzya si taka omyka. I pomylaa, e otrzyma nagan. Sekretarz wzi spis potrzebny Sosce i wszedszy do jego gabinetu, zacz, miejc si, opowiada o tym nieporozumieniu. Pomyla, e Soska bdzie mia si razem z nim, kiedy si dowie o tej zabawnej omyce. Lecz spojrzawszy na Jacka Sosk, zobaczy, e si nie mieje, e si nachmurzy i, jak wida, jest z siebie niezadowolony. Pose Soska w zamyleniu i jakby do siebie mwi: - Czybym mg powiedzie tak niedokadnie...? Tak, rzeczywicie, wanie tak powiedziaem: Prosz mi da cae kolegium.... Sekretarz mwi do Posa Soski: - Pole Sosko, wybaczcie, prosz, naszej wsppracowniczce. Jest jeszcze bardzo niedowiadczona. Pracuje u nas niedawno. Pose Jacek Soska mwi: -Ona wcale nie jest winna. To ja si omyliem. Niecile wyraziem swoj myl. To ja jestem winien.

Nasza moda pracownica dosownie rozpromienia si z radoci, kiedy usyszaa od sekretarza, co Soska powiedzia. Otara zy. Potem rozemiaa si. I nage powiedziaa: - Wie pan, w zeszym roku byam maszynistk w Banku Gospodarki ywnociowej. Kierownik departamentu podyktowa mi co niecile. Czy sdzi pan, e przyzna si do pomyki? Nie, nakrzycza na mnie, powiedzia, e to ja zrobiam bd i e trzeba mi wymwi prac. Siedem dni pakaam: tak mnie to ubodo... Ale dzi zmartwiam si przez moj wasn gupot. Nie wiedziaam, e Pose Soska ma taki sprawiedliwy charakter. Sekretarz rzek na to: - Nie, to nie tylko sprawiedliwo. Przyzna si do wasnej omyki i nie zwali jej na cudz gow to najpikniejsza i bodaj najrzadsza zaleta ludzkiego charakteru. Ale nie powinna bya pani paka: trzeba by mnym w kadej sytuacji yciowej. Tymczasem zaczli ju przybywa wezwani wedug listy czonkowie kolegium Ministerstwa Rolnictwa. Nie byli zbyt zadowoleni, kiedy si dowiedzieli, e wezwano ich niepotrzebnie. Lecz jeden z nich powiedzia: - Nie, martwi si nie dlatego, e wezwano mnie na prno. auj tylko, e nie bdziemy dzi obradowa do pnej nocy z Posem Sosk.

O tym, jak dokonano zamachu na Generaa Biskupa Leszka Sawoja Godzia


Genera Biskup Leszek Sawoj Gd mia wielu wrogw. A to dlatego, e chcia przebudowa cae wojsko. Pragn, eby wszyscy onierze yli po chrzecijasku. I nie lubi takich, ktrzy nie chodz do kocioa. Genera Biskup Leszek Sawoj Gd powiedzia o nich: Jeli nie chc chodzi, to niech nic nie jedz!. Wielu onierzom to si nie spodobao. Wic wrogowie Biskupa Godzia postanowili go skompromitowa. Namwili pewn niegodziw kobiet, niejak Anastazj, eby upia tego wielkiego Biskupa. Dali jej butelk po oranadzie Zota Rosa. Napenili j zatrut ciecz i powiedzieli zbrodniarce: Id do klubu garnizonowego! Tam dzi do Stowarzyszenia Oficerw Katolickich przemawia Genera Biskup Leszek Sawoj Gd. A kiedy zakoczy przemwienie i wyjdzie z sali, podejd do niego i powiedz: Pewnie zascho wam w gardle, Ksie Biskupie. Macie tu ociupink oranady Zota Rosa, odwiecie si. Kobieta tak uczynia. Woya czarn sukni, wzia butelk i posza do klubu garnizonowego. Kiedy Genera Biskup Leszek Sawoj Gd po przemwieniu wychodzi na podwrze, jaki mczyzna podajcy si za Polaka Katolika umylnie upad krzyem przed wejciem. I w ten sposb zatrzyma wszystkich oficerw ochrony idcych za Biskupem. Wskutek tego Genera Biskup Leszek Sawoj Gd wyszed sam na podwrze i zbliy si do samochodu, chcc wsi do rodka. Lecz w tym momencie kobieta w czarnej sukni podesza do Generaa Biskupa i uczynia, co nakazali jej niegodziwi spiskowcy. Z czterech ykw zotej rosy ju dwa pierwsze trafiy Generaa Biskupa. Jako czowiek stojcy na takim stanowisku nigdy nie wziby do ust kropli alkoholu, dlatego teraz tak zareagowa: ciko ranny upad na ziemi. Zbrodniark zatrzymano i osadzono w tiurmie. Oficerowie podbiegli do Generaa Biskupa Leszka Sawoja Godzia. Wielu pakao. Podnieli go i wsadzili do samochodu. A kiedy ruszy, ludzie zdjli z Generaa Biskupa paszcz i marynark, podkadajc mu je pod gow tak, by wiee powietrze mogo swobodnie dociera do jego mczcych si puc. Samochd wjecha do sztabu generalnego i zatrzyma si przed podjazdem wiodcym do apartamentu Biskupa. Genera Biskup z trudem wyszed z wozu, a ludzie podtrzymywali go, eby nie upad. Nadbiegli oficerowie, ktrzy chcieli zanie Generaa Biskupa na rkach do pokoju. Jednak on nie pozwoli na to. Powiedzia: - Nie, nie trzeba mnie nosi na rkach! Bo jak to moi onierze zobacz, to pomyl, e ze mn jest bardzo le. Nie trzeba ich martwi. Wszyscy dokoa byli bardzo zdumieni, e Biskup Gd w takiej cikiej chwili nie myli o sobie, tylko o innych. I oto Genera Biskup sam wszed stromymi schodami na drugie pitro. Co prawda, podtrzymywano go z obydwu stron, lecz jednak szed o wasnych siach. I ju po szeciu tygodniach Genera Biskup Leszek Sawoj Gd powrci do penienia swych obowizkw.

O tym, jak Andrzej Lepper przechytrzy funkcjonariuszy Urzdu Ochrony Pastwa

Kiedy przewodniczcy Samoobrony Andrzej Lepper osign wiek dojrzay, by ju znanym przeciwnikiem Balcerowicza, a reim liberalno-wolnorynkowy ba si go jak ognia. Sam Oberpolicmajster Andrzej Milczanowski rozkaza osadzi go w wizieniu. I odsiedzia Lepper cae trzydzieci dni, a potem zosta zesany na Pustyni Bdowsk. Tam, na dalekim poudniu, spdzi a trzy lata, yjc w guchej, zapomnianej wrd huty Katowice wsi. I nic tam nie byo prcz rzeczki Przemszy. Wok wytapiano tylko karowat stal, cakiem inn ni w rodzinnych stronach Leppera. Ale Lepper nie rozpacza, e zosta zesany na takie pustkowie. Duo pracowa, pisa artykuy o potrzebie odduenia rolnikw, rozmawia z hutnikami i suy im rad. A w wolnym czasie chodzi na polowanie ze swym psem myliwskim Waldemarem, kpa si i gra sam z sob w warcaby. A warcaby wystruga sobie z kory drzewa. I zrobi to doskonale. Czas bieg niepostrzeenie i zblia si koniec zesania. Lepper ju nawet zacz myle, dokd pojecha dla kontynuowania dziaalnoci zwizkowej. Ale na krtko przed kocem zesania do chaty Leppera przyszli funkcjonariusze Urzdu Ochrony Pastwa i mwi: -No, teraz przeprowadzimy u pana rewizj i niech si pan strzee, jeli znajdziemy co, co jest zakazane przez Rzd Rzeczypospolitej. Wwczas, zamiast uwolnienia, pozostawimy pana w tej guchej wsi do przedterminowych wyborw i zwycistwa lewicy, ktra pierwsza odduy rolnikw. A Lepper mia wszystkie zabronione przez wadz ksiki o tajnych umowach z Magdalenki i oddaniu kraju w pacht eurobiurokratom. Wszystko to leao w szafie z ksikami. Jeden z funkcjonariuszy

UOP, wsaty i gruby, pozytywnie zweryfikowany pomimo udziau w pacyfikacjach Nowej Huty, stan przy drzwiach, eby nikt nie mg wej ani wyj. A drugi, niszy, ale te wsaty, chodzi po pokoju i we wszystko wtyka nos. Obejrza st, komod, zajrza do pieca, ktry w podziemiu stanowi ulubione miejsce przechowywania tajnych polece od CIA, i nawet wlaz pod ko. Potem podszed do szafy z ksikami i mwi: - Ciekaw jestem, co pan tu ma? Lepper rzecze: - Tam s moje ksiki. Na co funkcjonariusz UOP: -Ja sobie obejrz te pana ksiki i sprawdz, co to takiego. Stan sobie przy szafie i duma, od czego zacz: od grnej czy od dolnej pki? ona Leppera patrzy na uopowca i myli: Oj, eby tylko nie rozpocz od dolnej. Jeli za od grnej zacznie - to dobrze, bo tam stoj ksiki wydane przez Polsk Oficyn Wydawnicz BGW, spk nomenklaturow, ktra wydaje gwnie wspomnienia komunistw i ministrw rzdu Mazowieckiego. Wwczas szybko si zmczy i przy ostatniej pce nie bdzie zbyt uwany. Jeeli jednak zacznie od dolnej, biada nam! Wanie na tej, wrd innych ksiek, s te zabronione. Andrzej Lepper patrzy na funkcjonariusza UOP i myli o tym samym. Nagle, umiechnwszy si z lekka do swych myli, wzi stoek, postawi go przy szafie i mwi: - Po co pan przy swoim wzrocie ma si mczy. Prosz stan na stoku i zacz przeglda moje ksiki. Niski funkcjonariusz, widzc tak uprzejmo ze strony przeciwnika grubej kreski, podzikowa i wlaz na stoek. Jasna sprawa, e jeeli wlaz na stoek, to zacz od grnej pki. Czyli zrobi to, o co chodzio Lepperowi. Zary si funkcjonariusz w ksikach, przetrzsa je, przeglda. Ba, czyta prawie kad. Czas pynie, a ksiek duo, bo BGW drukuje ksik za ksik. Przez trzy godziny udao mu si przejrze ledwie cztery pki. Pit zaj si ju z mniejsz uwag. Tym bardziej, e funkcjonariusz przy drzwiach zacz si krci jak fryga. I nawet powiedzia: - Dugo jeszcze? Jestem ju zmczony i chce mi si je. - Zaraz, zaraz, wkrtce pjdziemy na obiad - odpowiedzia niszy. - Zostaa tylko jedna pka. Ale pewnie i tam nic nie ma. - i prawie nie zajmujc si najnisz pk, niszy funkcjonariusz odwrci si do Leppera i rzek: - Wychodzi na to, e nie ma pan nic zakazanego. Moje uszanowanie. I z tymi sowy funkcjonariusze Urzdu Ochrony Pastwa wyszli z chaty. Kiedy drzwi si za nimi zamkny, Andrzej Lepper i jego ona wybuchnli gromkim miechem, cieszc si, e z tak atwoci udao si im wystrychn funkcjonariuszy na dudka.

O tym, jak robotnik rolny Micha Strk pozna Waldemara Pawlaka

Pewien robotnik rolny, niejaki Micha Strk, przyjecha w sprawach subowych do Warszawy, do Banku Gospodarki ywnociowej. Strk przyjecha, by zda bro do peeselowskiego arsenau. Byy to karabiny, rewolwery, kosy i rne inne rodzaje broni. Speniwszy swoje zadanie, z czystym sumieniem wybra si na spacer. Przechadza si po Warszawie, majc nadziej, e uda mu si zobaczy Waldemara Pawlaka, to jest speni swe marzenie. Niestety, Pawlaka nigdzie nie spotka i w bardzo kiepskim humorze ruszy w stron zakadu fryzjerskiego obok Domu Chopa, aby si ostrzyc i ogoli. Przecie z tak gb nie moe wrci do domu! Ludzi u fryzjera byo mnstwo. Strzygo i golio dwch mistrzw. Micha Strk zaj kolejk. Siedzia ju ze dwadziecia minut, wci aujc, e nie widzia Pawlaka. Nagle drzwi si otworzyy i wszed nowy klient. By to Prezes Rady Ministrw Waldemar Pawlak. I wszyscy, ktrzy przyszli do fryzjera, wstali i sowami: Dzie dobry, Premierze Pawlaku - przywitali go. Nasz robotnik rolny, Micha Strk, rwnie powita Pawlaka, nie wierzc wasnemu szczciu. Wpatruje si w niego, baczc, by nic nie uszo jego uwadze. Wrcz poyka go wzrokiem. Przecie musi wszystkim w rodzinnych stronach opowiedzie o tym spotkaniu! Pawlak rwnie kania si i pyta: - Kto jest ostatni? - Chce tak jak wszyscy ustawi si w kolejce. Pytanie wywoao zdumienie. Jak by to wygldao, eby Pawlak czeka. Przecie jest Prezesem Rady Ministrw i kada minuta jest dla niego cenna, pomyleli. I przekrzykujc si nawzajem, woaj: - Panie Premierze, to niewane, kto ostatni. Wanie zwalnia si fotel u mistrza. Prosimy, niech pan zajmie to miejsce bez kolejki. Na co Pawlak:

- Dzikuj wam, obywatele, ale tak nie mona. Naley przestrzega porzdku. Sami tworzymy prawo i ama go nie wolno. Z tymi sowami Pawlak bierze stoek, siada, wyciga z teczki notebook najnowszej generacji i zaczyna gra w swoj ulubion gr Woolfpack. Wtedy wsta nasz Micha Strk i stremowany mwi do Premiera Pawlaka: - Wanie nadesza moja kolej, ale wol nie goli si pi lat, ni pozwoli panu czeka. Jeli pan, panie Premierze Pawlaku, nie zgadza si na naruszanie porzdku, to ja mam prawo odstpi panu swoj kolejk i zaj ostatnie, pana, miejsce. Wszyscy, ktrzy byli u fryzjera, powiedzieli: - On dobrze mwi. Susznie prawi. Zacny chop. Tak trzyma. O tak, to si godzi! - Panie Premierze, trzeba bdzie zrobi tak, jak mwi robotnik rolny - powiedzieli mistrzowie fryzjerscy, zabrzczawszy noyczkami. Pawlak umiechn si. Wida byo, e nie chce nikogo urazi: ani mistrzw, ani klientw, ani robotnika rolnego. Chowajc notebook, ze sowami: Dzikuj wam, panowie, Premier Waldemar Pawlak usadowi si w fotelu. Wszyscy w wielkim skupieniu patrzyli, jak fryzjer ostronie i delikatnie goli samego Pawlaka. Wielki to czowiek, a przy tym jaki skromny, myleli, patrzc na Pawlaka. Mistrz skoczy i Pawlak, wychodzc z zakadu, powiedzia: - Do widzenia, obywatele. Dzikuj wam.

O tym, jak Pose Bogdan Pk pozna prawdziwy stan gospodarki


Pose Pk uczy si ekonomii bardzo dobrze. Nawet celujco. Na zakoczenie gimnazjum otrzyma zoty medal. Na studiach z pewnoci te dobrze by si uczy. Niestety, wadze uniwersyteckie nie zgodziy si, aeby podj studia, gdy Bogdan Pk by w PSL. A salony i kamaryla Unii Wolnoci nie wyraay zgody na edukacj czonkw PSL. Tak wic Posowi Pkowi nie pozwolono uczy si ekonomii na uniwersytecie ludowym w Zielonkach pod Krakowem. Inny na jego miejscu pozostaby posem bez znajomoci gospodarki, ale nie Bogdan Pk. Powiedzia onie: - Musz dowiedzie si, jaki jest prawdziwy stan gospodarki. A czas mija. Miny ju dwa tygodnie od wybrania go na Przewodniczcego Sejmowej Komisji Przeksztace Wasnociowych. Bogdan Pk napisa podanie do samego Janusza Lewandowskiego. Prosi o umoliwienie mu zdania egzaminw kocowych ze wszystkich przedmiotw ekonomicznych. Lewandowski zdziwi si i pomyla: Jak on sobie to wyobraa? Przecie w ogle nie studiowa! Dobrze, dam mu pozwolenie. On i tak nie zda tych egzaminw! Otrzymawszy zgod Lewandowskiego, Pose Pk z zapaem wzi si do pracy. Caymi dniami siedzia przy ksikach, uczy si jzykw, tumaczy i tak dalej. Urzdzi sobie gabinet w gstej lipowej alejce. Przynis st i awk. Kadego ranka szed tam i w cakowitej ciszy uczy si do obiadu. Po przerwie i po kpieli znowu siada przy swoim stole i uczy si trzy, cztery godziny. I cay czas pi duo czarnej kawy. Wieczorem, po spacerze i kpieli, posowie znw widzieli go przy ksikach. Caa koalicja bya wstrznita tym, i Pose Pk tak wiele czasu powica nauce. Nawet zaczto martwi si o jego zdrowie. Ale Pose Pk powiedzia im: -Czowiek moe zadziwiajco duo si uczy i pracowa, jeli tylko w prawidowy sposb odpoczywa. A oczywicie Pose Pk odpoczywa prawidowo: godzin pracowa, potem robi gimnastyk, znowu godzin albo dwie pisa, po czym bieg kpa si w rzece. Po odpoczynku i spacerze po lesie wraca do ksiek. W swoim letnim gabinecie zamontowa drek niedaleko stolika i od czasu do czasu na nim wiczy. Gdy bya pikna pogoda, kpa si dwa, trzy razy w cigu dnia. A pywa doskonale. Tak, e wszystkich wprawia w zachwyt. Pewien jego znajomy, Micha Strk, opowiadajc o przeszoci, wspomina, e w Zielonkach pod Krakowem byo bardzo niebezpieczne jezioro, w ktrym wci kto ton. To jezioro byo bardzo gbokie. Byy w nim zimne prdy, odmty i wiry. A Pose Pk nieustraszenie pywa w tym jeziorze. Pewnego razu ten znajomy powiedzia Posowi Pkowi, e trzeba by ostronym, bo w tym jeziorze ton ludzie. -Ton, mwi pan? Nic to, ja tam nie uton - rzek Pose Pk. I ju za chwil popyn tak daleko, e ledwie go byo wida.

Tak wic dziki pywaniu, dobrej kondycji fizycznej i prawidowemu odpoczynkowi Pose Pk opanowa ca wiedz o gospodarce. Prawie dwa miesice uczy si tak intensywnie. Przez ten czas udao mu si opanowa cay program gospodarczy, czyli zrobi to, na co poprzedni solidarnociowi premierzy potrzebowali caych czterech miesicy. Zda wszystkie egzaminy i uzyska dyplom pierwszego stopnia. Profesorowie powiedzieli mu: -To zdumiewajcej Przecie pan nie studiowa na naszym uniwersytecie, wic w jaki sposb udao si panu tak rewelacyjnie przygotowa? Z pewnoci pomaga panu profesor Rafa Krawczyk, doradca KPN? Pose Pk odpar: - Nie. Sam si uczyem. Wwczas profesorowie wpadli w jeszcze wiksze zdumienie. Leszek Balcerowicz a rozoy rce ze zdumienia, a Wiesaw Kaczmarek a zazgrzyta zbami z bezsilnej zoci. Ani profesorowie, ani Balcerowicz nie wiedzieli, e oprcz posiadania chonnego umysu i ogromnych zdolnoci, Pose Pk by jeszcze bardzo pracowity. A ta jego pracowito uzaleniona bya od wicze fizycznych i dobrej organizacji pracy. Oto dlaczego z tak olbrzymim sukcesem Bogdan Pk wykry afer Banku lskiego.

O tym, jak Barbara Labuda nie poznaa Ministra Millera

Do Barbary Labudy, znanej dziaaczki wsuchanej w kwestie spoeczne, przysza kobieta, ktr spotkao nieszczcie. Jej m zachorowa i wskutek tej choroby umar. A by dacharzem. Doskonale naprawia dachy. I zarabia cakiem niele, do sporo. Kobieta pia nawet kaw Tchibo. Ale kiedy m umar, to zaczo jej si gorzej powodzi. Wic zacza czyni starania o emerytur. Ale nic z tego nie wyszo. Powiedziano jej: -Nie otrzymasz emerytury. Twj m bardzo mao pracowa za rzdw koalicji PSL - SLD. Kobieta opowiedziaa o tym Barbarze Labudzie, ktra zacza odwiedza dosownie kady urzd. W pewnej instytucji chciano si jej pozby, wic powiedziano tak: - Tylko jeden czowiek mgby zaatwi t spraw: nazywa si Miller. Oczywicie wartownik najpierw nie chcia jej wpuci do budynku rzdowego. Ale potem widzi: jaka poczciwa dziaaczka. Wic j wpuci. I wesza ona na pierwsze pitro. Posza naprzd korytarzem. Zajrzaa do jednego pokoju - nie ma nikogo. Zajrzaa do drugiego - patrzy: siedzi jaki czowiek przy biurku i co pisze. By to Leszek Miller, twarz surowa i ciepa, doskonale znana z telewizora. Ale Barbara Labuda bojkotowaa telewizj, bo byy to mroczne czasy rzdw prawicowego Walendziaka, i w ten sposb rzecz prosta nie wiedziaa, e jest to Miller. Pomylaa sobie, e to jaki urzdnik. I dlatego zwrcia si do niego cakiem spokojnie: - Prosz pana, czy pan zajmuje si listami? Czy te bada sprawy? A moe pan rachuje? Miller umiechn si i powiada: - To zaley jak wypadnie. Czasem zajmuj si listami, czasem badam sprawy, a niekiedy musz rachowa. A pani czego sobie yczy? - Widzi pan, yczyabym sobie otrzyma emerytur dla pewnej wdowy. Wanie w tej sprawie przyszam pomwi z panem Leszkiem Millerem. Miller umiechn si i rzek:

- Niech pani przedstawi spraw. Moe obejdziemy si bez niego. - askawy panie, bez Millera si nie obejdzie. To jest wyjtkowo trudna sprawa i tylko sam Miller moe j zaatwi. Miller powiada: - A jednak niech mi pani opowie, o co chodzi. - Historia wdowy jest cakiem prosta. Niedawno umar jej m. No wic stara si o emerytur, a wszyscy jej mwi: nie dostaniesz emerytury, twj m bardzo mao pracowa za koalicji. - Gupstwa gadaj. Jej m nie mg duo pracowa za czasw wadzy SLD i PSL, bo wadza SLD i PSL powstaa dopiero niedawno. Leszek Miller podnis suchawk telefonu i powiedzia do kogo: -Za chwil tam przyjdzie pewna obywatelka. Trzeba bdzie zaatwi emerytur. Nastpnie Miller mwi do Barbary Labudy: - Niech pani pjdzie korytarzem i wejdzie w trzecie drzwi za tymi. Tam zaatwi pani spraw. Z wielkim niedowierzaniem idzie Barbara Labuda tam, gdzie jej wskazano. I tam bez zbdnych sw wydano jej odpowiedni papier na uzyskanie ksieczki emerytalnej dla wdowy. Tego samego dnia wdowa otrzymaa emerytur i ogromnie szczliwa posza na targ, kupia sobie snickersa i szampon przeciwupieowy. A kiedy pewnego dnia Barbara Labuda sza sobie ulic, nagle zobaczya we wczonym w sklepie telewizorze czowieka, z ktrym rozmawiaa w ministerstwie. Na ten widok zdziwia si bardzo i zapytaa kierownika sklepu: - askawy panie, czy moe mi pan powiedzie, kim jest ten czowiek? Jestem ciekawa, bo rozmawiaam z nim. Kierownik mwi: -To niemoliwe. To jest pan Leszek Miller, ktrego kocha cay kraj. - To znaczy, e rozmawiaam z Millerem. Kiedy Barbara Labuda przysza do kancelarii prezydenckiej, opowiedziaa Danucie Waniek o tym, co si jej zdarzyo. I zapytaa: - Jak pani myli, dlaczego Miller nie przyzna mi si, e to on jest Millerem? Danuta Waniek zastanowia si chwil i tak odpowiedziaa Labudzie: -Bywaj rni ludzie. Jedni wrzeszcz i przechwalaj si: niby my to, my tamto, oto jacy jestemy uczciwi, porzdni... I bywaj ludzie, ktrzy nie krzycz, nie przechwalaj si i nie stawiaj, lecz po prostu wykonuj swoj prac z nadwyk. I to s ludzie najlepsi. Mona ci serdecznie powinszowa, e rozmawiaa z takim czowiekiem. Barbara Labuda westchna i mwi:

- Ach, auj jednak bardzo, e on nie przyzna mi si, kim jest! Ukoniabym si mu nisko.

O tym, jak Lech Falandysz zosta najlepszy w gr w pomidora

Kiedy Lech Falandysz by maym chopcem, mia kopoty na podwrku. Jego kopoty bray si std, e w adnej podwrkowej grze nie by najlepszy. Maciek spod dwjki najszybciej biega. Jola z III d miaa wicej pitek. Jurek najlepiej azi po drzewach. Nawet Zoka latawica lepiej graa w klip. Lech Falandysz nie pokazywa tego po sobie, ale strasznie z tego powodu cierpia i gorco marzy o tym, aby w czymkolwiek by najlepszym na podwrku. Pewnego razu za mietnikiem dzieci pokazay Lechowi Falandyszowi now gr. Jurek pokazywa palcem jak rzecz i pyta Zosi: Co to jest?, a Zosia na kade pytanie odpowiadaa: Pomidor. miechu byo co niemiara. Bo cho gra bya gupia i mdre dzieci nie powinny w ni si bawi, to przecie jednak trudno popatrze na kotka, powiedzie o nim pomidor i jeszcze si nie rozemia. A wygrywa tylko ten, kto si nie mia. May Lech Falandysz nie widzia w tym jednak nic trudnego. Jak trzeba powiedzie na jabko pomidor, to bdzie pomidor i ju. I co w tym miesznego? Wic may Lech Falandysz nie rozumia, dlaczego dzieci pokaday si ze miechu, gdy na widok puszki po konserwach, listonosza, trampkorkw spokojnie mwi pomidor. Od tego czasu may Lech Falandysz by najlepszy w gr w pomidora. Wygrywa i wygrywa. A dzieci przestay si z nim bawi, bo kiedy z gry wiadomo, kto wygra, to kada zabawa traci sens. May Lech Falandysz bardzo si cieszy, e jest najlepszy w gr w pomidora. Starsza siostra wymiewaa go, e w dorosym yciu nic mu z tej umiejtnoci nie przyjdzie, ale on wiedzia swoje. Spokojnie odpowiada jej, e jak si jest w czym najlepszym, to sawa i pienidze przyjd prdzej czy pniej.

A kiedy Lech Falandysz by ju duy, zosta doradc Pana Prezydenta, ktry od swoich ludzi wymaga rzeczy niemoliwych. Inni prawnicy nie mogli sobie da z tym rady. A Lech Falandysz nie mia z tym najmniejszych kopotw. Oto Pan Prezydent pokazuje Marka Markiewicza, ktremu wydaje si, e jeszcze rzdzi Krajow Rad Radiofonii i Telewizji i pyta Lecha Falandysza: - Kto to jest? A wtedy Lech Falandysz spokojnie odpowiada: - Pomidor.

O tym, jak Genera Wilecki przestraszy Admiraa Koodziejczyka

Kiedy Genera Wilecki by maym chopcem, prawie niczego si nie ba. miao wchodzi do gabinetu Prezydenta Wasy. Nie paka, kiedy opowiadano straszne historie o przystpieniu Polski do NATO. W ogle nigdy nie paka. Za to jego modszy kuzyn, Admira Koodziejczyk, by chopcem bardzo paczliwym, cho bardzo grzecznym. Wystarczyo, by kto zapiewa smutn piosenk, a on ju uderza w pacz. Szczeglnie gorzko paka, gdy dzieci pieway piosenk Ojczyzno ma. Wszystkie dzieci znaj piosenk o ojczynie, ktra jest we krwi skpana, wielka jest jej rana, dugo trwa jej cierpienie, wiele razy pragna wolnoci i wiele razy przytumi j kat, ale wczeniej robi to obcy, a dzi szwagra zabija szwagier. Bez wtpienia piosenka jest bardzo smutna, ale to nie powd do paczu! To przecie na niby, a nie naprawd. Jasne, e al biaego ora, ale sam sobie winien. Dlaczego bez pozwolenia zapisa si do Solidarnoci? Ale may Admira Koodziejczyk nie potrafi tak bezdusznie podej do problemu. Zawsze, kiedy piewa sobie t piosenk, dra mu gosik i drgay usta. A gdy dochodzi do sw: Krwawy acuch zwisa u szpon - zalewa si rzewnymi zami. Pewnego razu dzieci zebray si w Drawsku i po smacznym obiadku zaczy piewa o ojczynie i jej ranach. Szczliwie przebrny przez dwie zwrotki, lecz gdy dotary do miejsca, kiedy to biay orze jest znw skrpowany, Admira Koodziejczyk zacz pochlipywa. Zobaczywszy to, Genera Wilecki zrobi straszn min i specjalnie gono zapiewa: - Krwawy acuch zwisa u szpon. Nie mogc duej powstrzyma ez, Admira Koodziejczyk wybuchn gromkim paczem. Mieczysaw Wachowski upomnia Wileckiego, eby nie drani Ministra Obrony Narodowej, na co may Wilecki odpar:

- A dlaczego on si boi? Ja nie chc, eby on si ba i becza bez powodu. Generaowie powinni by odwani! - Jeli tak - powiedzia Koodziejczyk - to ju nie bd si ba. Dzieci po raz drugi zapieway piosenk i Admira Koodziejczyk dzielnie wytrwa do koca. Tylko jedna maleka ezka spyna mu po policzku, kiedy dzieci zapieway: Bo wolnoci uderzy ju dzwon bim-bom, bim-bom. May Wilecki pocaowa swego zwierzchnika i powiedzia: - Prawdziwy zuch z ciebie!

O tym, jak Grzegorz Koodko wyldowa na bezludnej wyspie


Minister Finansw Grzegorz Koodko mia siedem lat, kiedy zorientowa si, e we wszystkim jest najlepszy. W domu rano naciska paluszkiem guziczek i winda w czarodziejski sposb ruszaa. W szkole podpowiada kolegom na wuefie i pisa za nich wypracowania ze piewu. W drodze ze szkoy do domu kaza przyprostoktnym, aby suma ich kwadratw rwnaa si kwadratowi przeciwprostoktnej, a one go posuchay. Na wakacjach za uratowa karpia toncego w jeziorze, otrzsn jodek, ktra zapomniaa zrzuci licie na zim i w ostatniej chwili ocuci nieprzytomnego nietoperza zwisajcego gow w d. Inni ludzie na miejscu Ministra Finansw Grzegorza Koodki cieszyliby si z tych wszystkich talentw i w kko by si nimi przechwalali. Ale Minister Koodko nie by taki jak inni. Wiedzia, e jego talenty kiedy przydadz si Polsce i skromnie czeka na sprzyjajc okazj. Okazja nadesza nieuchronnie jak wiosenny wysyp chopstwa na drogach. Rozregulowana przez nieudolnego Balcerowicza polska gospodarka pogrya si w falach deflacji i zatona. Morze na brzeg wyrzucio tylko jednego rozbitka. By nim Minister Finansw Grzegorz Koodko. Zoliwe fale rzuciy go w najbardziej niedostpn cz bezludnej wyspy Eko-Skocin. Inny na jego miejscu zwrciby si o pomoc do tego hochsztaplera Jeffreya Sachsa albo nawet do Midzynarodowego Funduszu Walutowego. Ale Minister Koodko z umiechem wsta, otrzepa swj nienaganny garnitur i powiedzia skromnie do kamery, za ktr staa Katarzyna Kolenda: - A wic, pani redaktor, nadesza ta chwila, kiedy ujawni wszystkie moje talenta. Jak powiedzia, tak i zrobi. Z mchu, szyszek i przemylnie zaplecionych ddownic zmajstrowa najnowszy model telefonu komrkowego Nokia i zawezwa miejscowego Pitaszka. Aleksandra Jakubowska, bo ona to bya, przybiega tak szybko, jak jej na to pozwalaa torebka. - Pitaszku, syszaem, e znacie bezludn wysp jak korytarze Rozbratu. Zaprowadcie mnie nie mieszkajc do najbliszych prostych ludzi, bo stskniem si za nimi i ich niewyszukanymi potrawami. Na pocztek niech bdzie crme d'orges, sztufada la mode w sosie kaparowym la financire i saata z roszponki lub endywii z kartofelkami. Niech no przy tym nie zapomn o kilku omszaych butelkach Nurgas di Cagliari, ale koniecznie z rozlewni w Dbicy, bo tylko tam potrafi zadba o bukiet. Okolica, cho zaniedbana, bya pikna. Minister Koodko z przyjemnoci stwierdzi, e miejscowa ludno tej bezludnej wyspy nauczya si radzi sobie z terapi szokow Balcerowicza, a co sprytniejsi otwarcie sobie z niej dworowali. Jedno tylko martwio dzielnego Robinsona: miejscowa ludno nie miaa gdzie mieszka, a najbardziej poszkodowani byli lenicy. Poprzednie rzdy naobiecyway im grubych kresek na wierzbie, a jak przyszo co do czego, to Janusz Lewandowski wyprzeda wszystkie za bezcen albo jeszcze taniej. Tak wyprzeda, e w najgstszej niegdy kniei Eko-Skocina pojawia si liczna polanka. Ministra Koodk olnio. Postanowi dla potomnoci pozostawi co po sobie.

- Polsce pozostawi strategi - powiedzia wzruszony. -Tobie, Pitaszku, daj nadchodzce dwa wakacyjne miesice i moj wiar w to, ze po jesieni przyjdzie zima. A tym biednym lenikom... - Ministrze Grzegorzu - wtrcia szybko Rzecznik Jakubowska, widzc, e lenicy chwytaj za konice i zachodz Ministra z dwch stron. - Obdarujcie ich mniej hojnie ni Polsk i mnie, ale jednak czym materialnym. Mam podstawy do przypuszczenia, e wasz planowany podarek nie przypadby im do gustu, a moe nawet wrcz przeciwnie. Ostatnie sowa Rzecznik Jakubowska mwia, opdzajc si torebk. Minister ratowa si gwatownym rozwojem gospodarczym. - Zbuduj wam luksusowe osiedle mieszkaniowe. Bdziecie chodzi po terakotach, pawi si w bidetach i podglda ssiadw przez rolety. Najstarszy lenik przeczco pokrci gow: -Nie, nie godzi si, panie Ministrze Finansw Grzegorzu Koodko... - Po co te ceregiele - dobrodusznie umiechn si nasz Robinson. - Wystarczy Ministrze i Wicepremierze. -Podzikowa nie do bdzie wydrukowa i u Rolickiego - kontynuowa wniebowzity lenik. - Tak naprawd ju sama wasza obecno jest dla nas wystarczajc pociech. Obiecajcie nam tylko, e co wieczr w remizie poczytacie nam choby kilka ustpw waszej Strategii dla Polski. Pokonili si nisko Ministrowi i cisi rozeszli do swoich dziupli i szaasw. Minister Finansw Grzegorz Koodko jednak si nie poddawa. - Suchajcie Pitaszku, szybko zbudujemy tu sami (z pomoc czterdziestu urzdnikw i trzech zaprzyjanionych firm) pikn will dla mnie. - Ale jake to? Bez zezwole i dla siebie? Nie wypada - odrzek skonfundowany Pitaszek. W dodatku Gazeta Wyborcza narobi haasu i odbior wam owe lokum. -I o to chodzi, Pitaszku, o to chodzi. Wwczas ci proci ludzie nie bd mieli wyjcia i bd musieli si tu wprowadzi. Osiedle zbudowane, proci lenicy pawi si w komfortach, a byy Minister i bya Rzecznik siedz sobie opodal na drzewie i patrz to na szczcie mieszkacw, to w Wyborcz i zamiewaj si z wasnego kawau. Jaka ta Jakubowska dobra, e mi pomoga, myli sobie Koodko. Jaki ten Minister dobry, e pomg prostym lenikom, wzdycha sobie cichutko Jakubowska.

O tym, jak Aleksander Kwaniewski odnalaz drog do kapitalizmu


Dawnymi, bardzo dawnymi czasy ludzie mieszkali w jaskiniach. Miast wwczas nie byo. Nie byo adnych sklepw. Nigdzie nie sprzedawano batonw Milky Way ani kawy Tchibo, ani nawet szamponu przeciwupieowego Head and Shoulder. Nikt nie umia robi takich rzeczy, bo nie byo kapitalizmu. To byy bardzo ze czasy. Lecz ludzie nie stracili gowy. Zobaczyli, e pszczoy lataj tam i z powrotem. Siadaj na kwiatach. Co tam pij. I natychmiast lec z powrotem do swojej dziupli. I chocia pszczoy tn bolenie, ludzie si nie zlkli i zajrzeli do dziupli. Zobaczyli osobliwe koszyczki. A w tych koszyczkach co, co wygldao bardzo zachcajco. Sprbowali i zdziwili si: jakie to smaczne. Tak ludzie poznali kapitalizm. Odkryli: Jeli wie si, gdzie le konfitury, mona by i zdrowym, i bogatym. Od tego czasu ludzie kultywuj kapitalizm. A wielu specjalnie zajmuje si wolnym rynkiem. W kapitalizmie wyrabia si rne smaczne rzeczy: pierniki, cukierki, napoje i leki. W kapitalizmie robi si te wiece, maci i rne smary do maszyn i parowozw. Tak, e wolny rynek to niezwykle poyteczne i cenne zajcie. Aleksander Kwaniewski doskonale rozumia, e naley rozwija wolny rynek, by ludziom pracy powodzio si lepiej. Przedtem z nakazu przeciwnikw wolnego rynku kilkanacie lat by na zesaniu w kraju, gdzie kapitalizmu nie byo i jeszcze w dodatku okrutnymi torturami zmuszono go do zajmowania si zupenie nierynkowym sportem olimpijskim. To byo bardzo przykre. Tote kiedy latem wreszcie zamieszka na letnisku, zainteresowa si bardzo wolnym rynkiem i czsto zaprasza do siebie miejscowego Koodk, by dugo z nim rozmawia. Pewnego razu Aleksander Kwaniewski chcia zobaczy si z owym Koodk; mia do przedyskutowania wane kwestie socjalne, o ktrych niszczce rzdy solidarnociowe zapomniay. Zamierza ju posa po niego pewnego czowieka, niejakiego Siwca, ktry od dawna dobrze wiedzia, gdzie w Koodko mieszka. Lecz ten czowiek, jak na zo, wyjecha z piln misj koalicji do Moskwy. Inni za ludzie nie wiedzieli, gdzie Koodko mieszka. Syszeli, e mieszka gdzie w pobliu, ale dokadnie nie wiedzieli. Wwczas Aleksander Kwaniewski, nie mwic nic nikomu, wyszed z domu i ruszy w pole. Oto idzie przez pole i rozglda si wokoo. Widzi bia koniczyn. A nad jej kwiatami mnstwo pszcz. Kwaniewski popatrzy, w ktr stron odlatuj pszczoy, i ujrza, e lec w stron jakiego sadu. Wwczas, patrzc na pszczoy, poszed w tym samym kierunku.

Oto wchodzi do owego sadu. Zblia si do domku. Puka. Okazuje si, e rzeczywicie, tu mieszka Koodko. Koodko zdziwi si bardzo, kiedy zobaczy Aleksandra Kwaniewskiego. Ale cho by bardzo zajty, gdy pisa wane dzieo pod tytuem Strategia dla Polski, powiedzia uprzejmie: - Witam, panie Aleksandrze! Jak si panu udao mnie znale? Mao kto wie, gdzie mnie szuka. Kto panu wskaza drog? Aleksander Kwaniewski rozemia si i rzek: -Drog pokazay mi paskie pszczoy. To one przyprowadziy mnie tutaj. Koodko zdziwi si jeszcze bardziej. Powiedzia: - Panie Aleksandrze, jest pan wielkim czowiekiem i wielkim geniuszem. Umie pan poradzi sobie z kad spraw. Aleksander Kwaniewski rzek: - Po prostu naley by spostrzegawczym w kadej okolicznoci. Potem Aleksander Kwaniewski i Koodko porozmawiali o wolnym rynku. Rozmawiali o tym dwie godziny. Nastpnie Kwaniewski poegna si i ruszy do domu t sam drog, ktr przyszed do Koodki.

O tym, e nikt nie jest Podkaskim we wasnym domu

Zdzisaw Podkaski posmutnia, kiedy pierwszy raz wszed do swojego gabinetu Ministra Kultury. Nie eby gabinet by za may. By w sam raz. Od drzwi do biurka szo si jak z Kobylnicy na poczt. Takiego fikusa nie mia nawet ksidz proboszcz. Dywan by tak gruby, e Minister pomyla, i le trzy, jeden na drugim. Zacz nawet dzwoni do Waldemara Pawlaka, e ma pomys, jak trochu przyoszczdzi na tej kulturze. Te dwa pozostae dywany mona by opchn Ruskim, zwaszcza e pojutrze wracaj z Niemiec nowiutkimi mercedesami i a szkoda, eby na Stadionie Dziesiciolecia zarobili na nich Kitajce. Dlaczego wic Minister Podkaski posmutnia? Minister posmutnia, bo gabinet umeblowany by po miastowemu. Wszdzie walay si korbusjery i abakanowicze, za to brakowao podstawowych sprztw: malnicy, maszyny tego yda Singera, makatki z napisem Kada ona tym si chlubi, e gotuje, co m lubi, a przede wszystkim wiklinowego rzutnika do przezroczy. W rodzinnych stronach Ministra z wikliny robio si wszystko: od rzemyka do konika. - Nic dziwnego - pomyla gono Minister Podkaski - e wszyscy ministrowie kultury, przebywajc w tak nieprzytulnym gabinecie, pracowali le. Prawdziwi twrcy przymierali godem, dobrze za mieli si tylko hochsztaplerzy w rodzaju Henryka Mikoaja Greckiego, Wisawy Szymborskiej czy Czesawa Miosza. - Niby sprawa jest prosta - doda po chwili. - Trza zadzwoni do najbliszej ikei i kaza przywie niezbdne untensylia. Ale sk w tym, e w gabinecie nie tylko brakuje najpotrzebniejszych sprztw. W gabinecie jest peno nikomu niepotrzebnych ksiek. Kto mniej oblatany ode mnie mgby pomyle, e jest w bibliotece britiszkansyl albo u jakiego profesorka z Unii Wolnoci. Nie eby Minister Podkaski nie lubi ksiek. Podkaski nie tylko lubi ksiki, ale nawet ma w domu par. Par, czyli dwie. Jak hartowaa si stal i Jak hartowaa si stal. Jedna tom pierwszy, druga tom drugi. O tym, jak Pawka Korczagin przydzwoni temu lalusiowi, mgby czyta bez koca. Zwaszcza e ksika nie ma koca, bo tato Ministra strasznie lubi kurzy machork.

Zblia si wic nasz Minister do ciany z pkami i ju chce powiedzie: Czas przewietrzy t szatni Agiasza, gdy wzrok jego pada na skromn ksieczk Jzefa Czapskiego Na nieludzkiej ziemi. Minister, jak kady wybitny czowiek, ma dar odgadywania treci ksiek bez czytania. -No tak, pamitnik maorolnego chopa, zmuszonego do najmowania si przy niwach u kuakw (std te i tytu). Jako Minister dysponuj sporymi zasobami finansowymi, wic mog sobie pozwoli na akcj charytatywn, jak nie przymierzajc Ochojska. Dam stypendium temu Czapskiemu, niech se kupi ze dwie morgi i wreszcie osidzie na swoim. Jak pomyla, tak i zrobi. Kaza pani Krysi wezwa notariusza, przepisa na Czapskiego morgi od lasu do kapliczki, zadzwoni do Ambasadora Passenta, eby latem podkarmi chudzin w tym caym Santiagodeczile i powiedzia portierowi, e drzwi jego gabinetu s zawsze otwarte na Czapskiego i innych utalentowanych Matejkw. Jednak zy los sprawi, e nic z zamierze Ministra Podkaskiego si nie zicio. Zy los nazywa si Dawid Warszawski, ktry wyar ca lodwk kaszanki u Passenta, pchn (noem i widelcem, a przecie ryby je si niezbdnikiem) Antka Pawlaka, tego epigona Jana Polkowskiego, na stypendium we Westpoint oraz wpisa w Encyklopedii Popularnej PWN, e Czapski nie yje, przez co lewicowe springerowskie media miay uywanie na Bogu ducha winnym Ministrze. Nikomu nie warto pomaga, myli sobie byy Minister Podkaski, siedzc niewygodnie w wagonie Warsu relacji Zalesie Grne - Zalesie Dolne. miej si ze mnie, e nie znam ortografii i pisz odkd. Inteligenckie lalusie. Zemszcz si na nich, jak Pawka. Opisz ich w pamitnikach. Zaczn tak: Pamitam, e Galia est omnis divisa in partes tres. A potem jako pjdzie.

O tym, jak Tomasz Woek przesta pisa


Kiedy Tomasz Woek mia siedemnacie lat, zacz pisa artykuy By ju wwczas studentem. I nie byo w tym nic dziwnego. To tylko wtedy jest straszne, gdy pisze artykuy jaki dwunastoletni podrostek. A wrd studentw mnstwo pisze. I niech pisz, s ju doroli. Do Woka stale przychodzili jego koledzy studenci. I prawie wszyscy pisali. Bywao, e zamkn si w pokoju, rozmawiaj, kc si, dyskutuj, a pisz przy tym jak Jacek Trznadel czy sam Wiesaw Pawe Szymaski. No i przez to Tomasz Woek te zacz si przyzwyczaja do pisania. Oczywicie, pisanie szkodzi zdrowiu. Wszyscy o tym wiedz. Od tego ludzie kaszl, mao jedz, chudn i niedomagaj. Ale tym, ktrzy zaczli pisa, nie tak atwo jest rzuci nag. Andrzej Gelberg, stary druh Tomasza Woka, wiedzia, e pisanie jest szkodliwe. Bardzo si trapi tym, e jego ukochany naczelny redaktor wpad w nag pisania artykuw. I nieraz prosi go, eby zwalczy to przyzwyczajenie. Lecz Woek umiecha si tylko i mwi: -Gupstwo! Jestem zdrowy. Mnie artykuy nie zaszkodz. Ale Andrzej Gelberg tak bardzo kocha swego sojusznika w walce z Uni Wolnoci, e postanowi co zrobi, aby ten porzuci pisanie. Przez dugi czas nie wiedzia, jak ma postpi. I oto pewnego dnia umylnie mu rzek: - yjemy z tych cypli wolnego sowa, jakimi jest prawicowa prasa. Wiesz dobrze, e lewica, ktra od komunistw otrzymaa Gazet Wyborcz, chce nas stamsi. Papieru nie daje, tylko musimy go kupowa, czytelnikw zastrasza, dugi nakazuje paci w postkomunistycznych bankach bez szemrania. A kady zbdny artyku odbija si na nakadzie. I cho twoje artykuy niewiele kosztuj, to tak czy inaczej byoby lepiej, jeliby nie pisa. Celowo tak powiedzia. Artykuy byy bardzo tanie. I na nakadzie si to nie odbijao. Ale Andrzej Gelberg bardzo chcia, eby redaktor Woek ju nie pisa, cho wszyscy wiedzieli, e styl ma liczny i na pewno przyoy si do obalenia rzdw lewicy. Ale przecie zdrowie waniejsze... Wysuchawszy jego sw, Tomasz Woek odpowiedzia: -Ach! Wybacz, Andrzeju. O tym nie pomylaem. Dobrze, jeszcze dzisiaj rzuc pisanie. I z tymi sowy Tomasz Woek wycign z kieszeni czterdziestostronicowy essay na temat zwizkw pomidzy futbolem argentyskim a dekomunizacj NRD (a napisany by pikn polszczyzn). Woek pooy plik kartek na stole i wicej nie dotkn komputera. Ci, ktrzy pisz, wiedz, jakiej ogromnej trzeba woli, eby tak od razu rzuci nag. Niektrzy ludzie sabego charakteru zwracaj si nawet o pomoc do lekarzy. Doktorzy smaruj im klawiatury komputerw jakim paskudztwem, aby mieli wstrt do pisania. A tych o jeszcze sabszej woli usypiaj i sugeruj rne straszne rzeczy o szkodliwoci pisania. I dopiero wtedy oni rzucaj nag. A s tacy, ktrym si nie udaje i dalej pisz, majc gow nabit okropnymi mylami o przeraajcych skutkach pisania.

Ale Tomasz Woek mia szalenie siln wol. Bez adnych lekarzy zdecydowa si rzuci nag. Rzeczywicie przesta. Nigdy wicej nie napisa artykuu, nawet o tym, e Marian Krzaklewski jest nadziej polskiej demokracji, cho dobrze wiedzia, e demokracji to na pewno pomoe. To czowiek o elaznej woli. Wszyscy redaktorzy powinni mie tak siln wol jak on.

O tym, jak Marszakowi Senatu Adamowi Struzikowi podarowano ryb


Pewnego razu Adam Struzik siedzia w swym gabinecie w Senacie i pracowa. Na biurku staa szklanka herbaty, na spodku leaa skiba suchego chleba. W owych latach, w nastpstwie wyniszczajcych rzdw solidarnociowych, panowa straszliwy gd. I ludzie jedli, co si tylko dao. Jedli owies, obierki kartoflane i resztki z pasko-liberalnych stow. A co si tyczy chleba, to kady otrzymywa po kawaku na cay dzie. Oczywicie, dla Marszaka Struzika mona byoby znale najlepsz ywno, ale Struzik zabroni tak robi. Nie mg sobie pozwoli na dostatnie ycie, kiedy cay kraj godowa. Ba, Struzik nawet herbat pi bez cukru. No wic siedzi Adam Struzik, pracuje, a podczas przerwy je niadanie: pije herbat i zagryza zesz pajdk. A tu drzwi si otwieraj, wchodzi sekretarz prasowy i mwi do Struzika: - Przyjecha z Gdaska Kierownik Rybowstwa (za rok 1992) Ewa Wachowicz i chce si widzie z Panem Marszakiem. Struzik odpowiada: - Zgoda, niech wejdzie. I oto wchodzi Kierownik Rybowstwa Ewa Wachowicz. Jest to zwyky rybak. Niegdy Premier Waldemar Pawlak postawi j na wysokim stanowisku, by ulepszya stan przemysu rybnego. A Premierowi si nie odmawia. I wziwszy sobie do serca powierzone zadanie, przyjechaa do Struzika, aby opowiedzie, dlaczego poowy s sabe. Bo ryby, nie mogc si doczeka peeselowskich sieci, odpywaj na owiska NATO. Wic Kierownik Ewa Wachowicz wyjania Struzikowi, dlaczego poowy s tak sabe. Stoi przed biurkiem Struzika i nie siada, chocia Struzik dwukrotnie pokazywa jej krzeso i prosi, eby usiada. Lecz Kierownik nie moga usi. Trzyma za plecami wielk paczk. W tej paczce znajduje si wdzona ryba. To prezent dla Adama Struzika. Kierownik Rybowstwa Ewa Wachowicz sama wdzia t ryb. I specjalnie przywioza j do Senatu, by podarowa Marszakowi Adamowi Struzikowi. Marzya o tym, eby natychmiast po wejciu do gabinetu Struzika ofiarowa mu ten prezent. Wanie dlatego trzymaa paczk za plecami, by zaskoczy Struzika niespodziewanym podarunkiem. Uoya nawet sowa, ktre miaa wypowiedzie podczas wrczania daru: Oto, e tak powiem, co dla was, drogi Marszaku Adamie Struziku. Maa wdzona rybka. Jedzcie na zdrowie i poprawiajcie si. Lecz kiedy wesza do gabinetu, stropia si nieco, zakopotaa, wszystkie przygotowane sowa wyleciay jej z gowy i postanowia wrczy prezent po rozmowie urzdowej. Dlatego trzymaa wci paczk za plecami. I oto stoi w nader niewygodnej pozie, z wdzon ryb za plecami i przedstawia Struzikowi przyczyny niepomylnych pooww. Struzik mwi: - Damy wam pienidze. I spenimy wasze wszystkie proby. Ale wy postarajcie si owi wicej ryb, by ludzie mieli wicej ywnoci. Struzik ju chce si egna z przedstawicielem rybowstwa. Ale tu nagle Kierownik Rybowstwa (za rok 1992) Ewa Wachowicz, zdobywajc si na odwag, kadzie swoj ryb na biurku i mwi:

- To dla Pana, Marszaku Senatu Adamie Struziku... zowilimy z Przemysawem Osuchowskim rybk... Uwdzilimy j znakomicie... Nagle Kierownik Ewa Wachowicz widzi, e Marszaek Struzik jest bardzo niezadowolony. Nawet nachmurzy si. Kierownik Rybowstwa (za rok 1992) Wachowicz zmieszaa si jeszcze bardziej. Wymamrotaa: - Skosztujcie Marszaku Struziku... Przyjmijcie podarunek... Lecz Struzik nie wzi ryby. Powiedzia surowo: -Dzikuj, Kierowniku Rybowstwa Wachowicz, ale nie mog przyj tej ryby. Pracownicy Banku Gospodarki ywnociowej w naszym pastwie goduj. Niepotrzebnie przywielicie mi t ryb. Kierownik Wachowicz stropia si zupenie. Mamrocze: - Wa, wa, wa... A moe jednak skosztujcie, Marszaku Struziku. Wyjtkowo smaczna ryba. Prosto z wody... I nagle Kierownik Wachowicz spostrzega, e Marszaek Adam Struzik zadzwoni. Mamusiu kochana, pomylaa Kierownik, co teraz bdzie? Po chwili przyszed sekretarz. Marszaek Struzik mwi do niego: -Mam tak spraw. Wecie t ryb, polijcie j do Banku Gospodarki ywnociowej. I widzc, e Kierownik Wachowicz jest zmieszana w najwyszym stopniu, Adam Struzik poda jej rk i rzek: - Dzikuj wam w imieniu pracownikw Banku Gospodarki ywnociowej za podarunek. Kierownik Rybowstwa (za rok 1992) Ewa Wachowicz poegnaa si z Marszakiem Senatu Struzikem i opucia jego gabinet, mamroczc: - Mamusiu kochana, zdarzya si pomyka.

O tym, jak Ewa Spychalska zbudowaa stosunki z Biaorusi


Ewa Spychalska zawsze bya szczliwa. Kto pomylaby, e byo tak dlatego, e Ewa Spychalska yje w luksusach: tu szwedzka winda, tam szkockie bicze, wdzie krysztaowe musztardwki. Wcale nie. Ewa Spychalska bya szczliwa, bo ya prosto i zwyczajnie. Wprawdzie ma te wszystkie luksusowe gadety, ale z nieukrywan pogard patrzy, jak mska saba pe si w tym pawi. Tu pnagi Bogusaw Linda wyciera si frotem. Tam Antonio Banderas skrapia si wod kolosk Przemysawka. Owdzie Jerzy Dziewulski rozpala kominek, wcza hajfidelity, wchodzi pod jedwabn pociel i siga po swoj ulubion lektur. Skrzana okadka, welinowy papier, sowem Budowa cepa bojowego a skuteczno ochrony antyterrorystycznej. Dzie Ewy Spychalskiej od lat wyglda tak samo: budzi si o czwartej trzydzieci, myje twarz w misce z zimn wod, nakada waciak, walonki i wychodzi przed blok, by czeka na ciarwk, ktra zawiezie j na budow. Z budowy wraca, kiedy jest ju ciemno. Przegryzie co na chybcika, ostatkiem si zdejmie walonki, nakryje si waciakiem i ju pi. ni si jej nadgodziny, szalunki i wielkie betoniary, zmysowo krcce pomaraczowo-czarnymi gruchami, brzemiennymi wie zapraw. W tej pozornej monotonii jest tak wiele rnorodnoci, e Ewa Spychalska nie zamieniaby si na robot z nikim, nawet z Leszkiem Millerem, ktry raz wozi plastikowe torby reklamowe na trasie Moskwa - Warszawa wypchane dziwnymi papierkami koloru zielonego, raz jest Ministrem Policji, a kiedy indziej demokrat. Ewa Spychalska wietnie zna si na budowaniu i lubi swoj robot. A najbardziej lubi pierwsze dni, kiedy wszystko jeszcze jest w rozsypce. Pakamera nieprzytulna jak siedziba Unii Wolnoci, rkawice pachn nowizn jak lejwisy przed praniem, a z karaluszkami jeszcze si jest na pan - pani. Innym ludziom zrobienie z pakamery domowego ogniska zajmuje dugie miesice. Ewie Spychalskiej zajmuje to dwie minuty: ju pierwszego dnia, wychodzc do domu, zostawia pakamer otwart. Nastpnego ranka ju jest przytulnie, bo w tym czasie pakamer odwiedzili (w kolejnoci alfabetycznej): yd Wieczny Tuacz, Janusz Korwin-Mikke, kukuka-bajduka, Macocha Marysia i Omiu Samurajw, Siy Szybkiego Reagowania oraz I Inni. Od jakiego czasu Ewa Spychalska widzi, e jej praca jest coraz dziwniejsza. Niby termin pogania termin, niby stale brakuje stali zbrojeniowej, niby cay czas trzeba si wykca o premie, ale co jest nie tak. Na poprzednich budowach bya stra przemysowa, a nie marszakowska. Inynier, jak mia wtpy do majstra, to wali black & deckerem w ryo, a nie stawia wniosek w sprawie formalnej. A wieczorami pio si borygo, a nie sewenap czy inne malibu. Ale Ewa Spychalska nie lubi narzeka na decyzje kierownictwa. Ka budowa, to si buduje. Tama na Asuanie? Jest tama. Granica przyjani z NRD? Jest granica. Odwieczne braterskie stosunki z Biaorusi? S stosunki. Wanie j wioz luksusowym osinobusem z dwoma chorgiewkami podkrelajcymi dyplomatyczny status etoj ekskursji. Ewa Spychalska nie marnuje ani chwili. Powtarza sobie w pamici: Od dzi nie jestem inynier, tylko ambasador. Od dzi nie jestem inynier, tylko ambasador. Od dzi nie jestem.... Jest jak za najlepszych czasw herbaty Ulung i obuwia Czerwony Padziernik.

Nie wiem, gdzie ta Biaoru ley, myli sobie Ewa S. Z miejscowego jzyka znam tylko dins u was jest?, i nie dali mi dziennika budowy, mwic, e wystarczy protok dyplomatyczny. No to co, e nie wiem. Gdzie ley Poaniec te nie powiedzieli, a trafiam, plan wykonaam, premi zwyciyam. No to co, e nie znam biaoruskiego. My, budowlacy, zawsze si dogadamy. Rukawaditel ukaszenka? Kozu ty rucha? No i on si tak wzruszy, e od razu w pakamerze zaczy grza kaloryfery. Z dziennikiem budowy poszo najatwiej. Przez te cztery miesice budowania tych, jak im tam, dobrossiedzkich stosunkw, pod machorku poszed nie tylko dziennik budowy, ale tygodnik Usterki i naprawy gwarancyjne, miesicznik Cement - wapno - gips, a z protokou dyplomatycznego zostay tylko didaskalia, a i to nie wszystkie. Wszystko szo tak dobrze, ale zawistni ludzie, ktrzy nigdy w yciu nie widzieli poziomicy czy sztamajgi, odwoali Ew Spychalsk. Teraz na Biaorusi hula wiatr, oszalae wiewirki porzucaj odwieczne dziuple, a w pakamerze oszwabiony na Stadionie Dziesiciolecia przez Bronisawa G. (pseudonim Minister) miejscowy hurtownik Buat O. nuci ako: A sodkich pierniczkw dla wszystkich nie starczy i tak.

O tym, jak niejaki Urban pozna Przewodniczcego Niezalenego Samorzdnego Zwizku Zawodowego Solidarno Mariana Krzaklewskiego

Pewnego razu Przewodniczcy Niezalenego Samorzdnego Zwizku Zawodowego Solidarno Marian Krzaklewski przechadza si lasem, a tu ujrza nagle, e jaki mczyzna cina drzewo. To cina niejaki Urban. Niemody mczyzna bez wosw i bardzo zuchway. Urban by z zawodu redaktorem, lecz prcz tego umia wszystko robi. Ot, by po prostu tak zot rczk. Rozwizaa mu si PZPR i oto szed do lasu, eby ci drzewo potrzebne mu na papier do bezpartyjnego tygodnika Nie. No i wanie zacz piowa drzewo. Nagle syszy, e kto mwi do niego: - Dzie dobry! Urban obejrza si. Patrzy: stoi przed nim Przewodniczcy Krzaklewski. Ale Urban, oczywicie, nie wiedzia, e to jest Krzaklewski. I nic nie odpowiedzia, tylko skin gow: niby e dobrze, witajcie, ale nie przeszkadzajcie mi w pracy. Krzaklewski mwi:

-Dlaczego pan piuje drzewo? Przecie to las strony opozycyjno-solidarnociowej. Tu nie wolno piowa. Urban odpowiada gburowato: - Co chc, to robi. Musz mie drewno na papier gazetowy. Przewodniczcy Niezalenego Samorzdnego Zwizku Zawodowego Solidarno Marian Krzaklewski nic na to nie odpowiedzia i odszed. Po jakim czasie, moe po miesicu, Krzaklewski znw spotka tego redaktora. Ale tym razem spacerowa po polu. Zmczy si troch i usiad na trawie, by odpocz. Wtem nadchodzi w Urban i zuchwale krzyczy: - Dlaczego pan tu siedzi i traw gniecie? Czy pan nie wie, ile dzi kosztuje siano? Czy pan nie wie, e trawa w tym kraju naley do postkomunistw, ktrzy na niej si uwaszczyli? Pan bdzie askaw podnie si z trawy. Marian Krzaklewski wsta i potulnie ruszy do domu. A towarzyszy mu podczas spaceru jego osobisty Premier, Premier Jerzy Buzek. Wic Buzek mwi do owego Urbana: - Dlaczego pan tak ordynarnie krzyczy? Przecie to jest Marian Krzaklewski, Przewodniczcy Solidarnoci. Urban przestraszy si i nic nie odpowiedziawszy, pobieg do domu. A tam mwi do swojej ony: -No, Marku Baraski, czeka nas zmartwienie. Drugi raz spotykam pewnego czowieka i zachowuj si niegrzecznie, a to okazuje si jest sam Krzaklewski, Przewodniczcy Niezalenego Samorzdnego Zwizku Zawodowego Solidarno. A boj si pomyle, co teraz ze mn bdzie. Ale mino jeszcze troch czasu, moe jakie dwa miesice, i nastaa zima. Krzaklewskiemu potrzebny by zdun. Trzeba byo naprawi rokokowy kominek, ktry dymi. A w okolicy by tylko jeden czowiek, ktry potrafi wszystko zrobi, wanie w Urban. I oto przyjedaj do Urbana dwaj czonkowie Ligi Republikaskiej i mwi: - To pan jest Urban? Urban zmarkotnia bardzo i odpowiedzia: -Tak, to ja jestem. Republikanie mwi: - Prosz si ubra. Jedziemy do pana Przewodniczcego Krzaklewskiego do Gdaska. Usyszawszy to, Urban przerazi si. I zmarkotnia jeszcze bardziej. Ubiera si, rce mu si trzs. Mwi do ony: - No, egnaj, Marku Baraski. Chyba ju si wicej nie zobaczymy, Krzaklewski przypomnia sobie zapewne moje zuchwalstwo i to, jak go przepdziem z pola, i jak niegrzecznie odpowiedziaem w sprawie drzewa. Na pewno przypomnia sobie to wszystko i postanowi wsadzi mnie do wizienia.

I oto jedzie w Urban wraz z Lig Republikask do Gdaska. Wprowadzili go do pokoju. A tu Krzaklewski podnosi si z fotela i mwi: -A, stary znajomy. Pamitam, pamitam, jak mnie pan nastraszy na ce. I jak pan piowa drzewo. Na te sowa Jerzy Urban zadra. Stoi przed Marianem Krzaklewskim, mnie czapk i mamrocze: - Niech pan przebaczy staremu gupcowi. Krzaklewski mwi: - No, zgoda, nie ma o czym mwi! Ju o tym zapomniaem. A co si tyczy trawy, to mia pan chyba racj. Nie powinienem by siedzie na ce i gnie trawy. Ale nie o to chodzi. Czy nie moglibycie, drogi towarzyszu Urban, odda mi maej przysugi? Kominek u mnie dymi. Trzeba go naprawi. Czy moe pan to zrobi? Urban usysza te uprzejme sowa i z radoci jakby straci mow. Tylko kiwa gow, niby e moe naprawi. I pokazuje rkami: niech przynios cegy i glin. Natychmiast przyniesiono Urbanowi glin i cegy. A on zabra si do pracy. I wkrtce wykona wszystko w najlepszy sposb, wrcz doskonale. Teraz znw przyszed Przewodniczcy Marian Krzaklewski i dzikuje owemu Urbanowi. Zapaci mu i zaprasza do stou na szklank herbaty. I oto Urban siada z Krzaklewskim do stou i pije herbat z ciasteczkami. A Krzaklewski przyjanie z nim gwarzy. Po wypiciu herbaty Urban poegna si z Panem Przewodniczcym i nieswj wraca do domu. A w domu mwi do ony: -Witaj, Marku Baraski. Mylaem, e si ju nie zobaczymy, lecz stao si inaczej. Krzaklewski to taki sprawiedliwy czowiek, e nawet nie wiem, co mam teraz myle o nim.

O tym, jak prawdziwa prawica znalaza swoje miejsce po drugiej stronie lustra
Czy chciaby mieszka w Domu po Drugiej Stronie Lustra, Kiciu? - zapyta prawicowy Lech Maewski prawicowego Jerzego Kropiwnickiego. - Ciekaw jestem, czy dawaliby ci tam mleko? Moe to lustrzane mleko nie nadaje si do picia? Byo to nie tak bardzo dawno temu. Prawdziwa polska prawica zaoya sobie najpierw kilkuosobow parti prawicow i nazwaa j ZChN. Ale przecie taka partia to nie wszystko. Ze studiowania dzie W. I. Uljanowa prawica dowiedziaa si, e wadza to prasa. Niestety, tytuy Prawda i Izwiestia byy ju zarezerwowane. Dlatego wymylono tytu Sprawa polska. Niestety. Redakcja, jak na prawdziw polsk prawic przystao, bya bez grosza. Nie sta j byo ani na safari na Pustyni Bdowskiej, ani na survival na dachu kiosku Ruchu, ani nawet na fitness w piecach wgbnych Huty im. Sdzimira. Postanowia wic wybra si na dusz wycieczk po duym pokoju. Marian Pika dobrze wiedzia, e kiedy po drugiej stronie lustra chce si zbliy do czego, to trzeba si oddala od tego czego. - Skoro tu jestemy biedni i mamy po dwie lewe rce, to tam zakasujemy Gudzowatego, a moe nawet Marka Borowskiego, od ktrego na prawo jest ju tylko ciana wschodnia. Pierwszy przelaz na drug stron Konrad Szymaski. Tak mu si tam spodobao, e od razu zacz mwi trochejem, a sowa jego przyday si jak znalaz do artykuu wstpnego Ruch narodowy jako metoda polityczna: - Przekonanie, ywione przeze mnie gboko, e w wietle tego, co byo powiedziane wczeniej, nacjonalizm to jedyna formua budujca pastwo. - To si zgadza - powiedzia zwolennik Europy ojczyzn, Ryszard Czarnecki. - Prawicowy nacjonalista Jzef Stalin te uwaa, e Szwajcaria nie spenia formalnych wymogw pastwa. A na przedwrzeniow Polsk napad tylko dlatego, e zbyt wielu polskich obywateli pisao cyrylic albo wszystkie rzeczowniki du liter. Drugi pierwszy przelaz Jan Wawrzkw i od razu napisa z Montrealu W obronie podatku progresywnego: Ze wszystkich rodzajw podatkw, progresywny podatek dochodowy najbardziej nadaje si do wzgldnie sprawiedliwego rozoenia ciarw podatkowych wrd obywateli. - Taki prawicowy to nawet ja nie jestem - westchn ze le skrywan zazdroci Minister Jerzy Kropiwnicki. Niepotrzebnie. Wystarczy jeden krok w lustro i by ju tak prawicowy, e sta si wyznawc Keynesa: - Jak mawia angielski ekonomista J. M. Keynes, w dugim okresie wszyscy bdziemy martwi, a polityka pastwa musi bra pod uwag i zaspokaja potrzeby ludzi ju za ich ycia. - Domylam si, e krytykujesz tego lewaka Hayeka, ale bd precyzyjny jak Piotr Ikonowicz - wtrci si redaktor naczelny Wojciech Turek.

- Lewicowcy chc skompromitowa nasze wartoci populistycznym argumentem, e inwestowa warto tylko tam, gdzie przynosi to zyski. - Nie wierz, e kto jest a tak gupi. - Negatywna ocena pomocy dla regionw sabiej rozwinitych wynika czciowo ze zych dowiadcze wspierania rozwoju gospodarczego poudnia Woch. Inwestycje w tym regionie cechoway si ma efektywnoci, zamwienia rzdowe dostaway si w rce mafii, zwikszajc jej si ekonomiczn i spoeczn. Nie ulega jednak wtpliwoci, e Polska rni si od Woch. - Jerzy Kropiwnicki by w euforii, bo czu, e wanie powstaje jego nowe wane dzieo teoretyczne pt. Dylematy polityki regionalnej. - Czyli zamiast budowa fabryk Opla w Gliwicach, naleaoby zainwestowa w kukurydz w Suwalskiem i w kryla na Mierzei Wilanej? Minister chcia potwierdzi, ale nie zdy, bo wanie nadszed Dabbersmok, ktry powiedzia: - Byo smaszno, a jaszmije smukwijne Swidrokrtnie na zegwniku way. Szo mu o to, eby nikt go nie zrozumia. Ale pomyli si okrutnie jak Reagan ze stopami procentowymi w 1984. Okazao si, e kolejny wybitny prawicowy teoretyk, praktyk i eklektyk Lech Maewski mwi dokadnie tym samym wolapikiem, cytujc sw prac Czekanie na konserwatywnonarodowego Gomuk: - Walka z demoliberalizmem - nie tylko jako istotnym elementem hegemonii amerykaskiej powinna wystpi z kilku powodw. Dabbersmok a cmokn z zachwytu, e wreszcie znalaz bratni dusz: - Peliczaple staty smutcholijne I zbkinie rykowistkay. Lech Maewski a cmokn z zachwytu, e wreszcie znalaz prawicowo-narodowego konserwatyst: - W 1956 roku W. Gomuce chodzio o to, aby pozostajc w systemie sowieckiej hegemonii, mc realizowa polski interes narodowy oraz ustanowi polsk drog do socjalizmu, co w praktyce rwnao si rozpoczciu procesu dekomunizacji Polski. Dabbersmok chcia odpowiedzie rwnie byskotliwie (nawet zacz: Gdy w czarmutlnieniu...), gdy dotaro do niego, e w pewnym sporym kraju s tacy, ktrzy uwaaj towarzysza Wiesawa za pierwszego dekomunizatora. Skreczowa, przepisa cay majtek Dolores Ibarruri i zosta mnichem na witej grze Ararat.

Copyright Witold Bere i Jerzy Skoczylas 1999 Ilustracje na okadce i w tekcie Jacek Gawowski 1999 Projekt okadki Zbigniew Karaszewski Redakcja Jan Kobiel Redakcja techniczna Elbieta Babiska Korekta Jadwiga Przeczek amanie komputerowe Elbieta Rosiska ISBN 83-7255-366-1 Wydawca Prszyski i S-ka SA 02-651 Warszawa, ul. Garaowa 7 Druk i oprawa Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca SA 30-415 Krakw, ul. Wadowicka 8

You might also like