You are on page 1of 33

Mikrowiaty

Jan Jakub Kolski

Projekt okadki i karty tytuowej Stasys Eidrigewicius Redaktor Katarzyna Merta Korekta redakcyjna Barbara Winiewska Copyright by Jan Jakub Kolski, Warszawa 2001 Copyright by Wydawnictwo Ksikowe Twj STYL, Warszawa 2001 ISBN 83-7163-385-8 > Wydawnictwo Ksikowe Twj STYL Warszawa 2001 Wydanie pierwsze amanie: Enterek Druk i oprawa: Pozkal Inowrocaw

SPIS OPOWIADA Umieranko - czyli pi bardzo wanych kotw Wspakosz - czyli niewinne odwracanie wiata Kamienne chleby ciotki Maniusi Dworusy - czyli historia jednej kobyki i dwch wiatw Szewska mio - czyli wielka odmiana Helenki B Piorun - czyli podziemne ycie Wadysawa Lubickiego Lipa wisielcw - czyli nieudana jesie w gmykowie Landrynka - czyli historia niezniszczalnych trzewikw Trzy szablony - czyli owiadczenie w sprawie koca wiata Jzef Pokutnik - czyli sze stacji do mierci Mio Antoniego, ycie Jana, mier Cygana Tryptyk z czarn Ewul po bokach

UMIERANKO, czyli pi bardzo wanych kotw Na umieranie Wicawek wybra najgorsz por. Kto widzia schodzi z ziemi na przednwek? Gupi

wybr. Do tego wiosna przydarzya si nie taka jak naley. Nie dawaa rady zawrci zimy. adnym sposobem. Ani skowronkiem w powietrzu, ani psem szczekajcym po mgle, ani nawet bocianem dygoccym z zimna na czworacznej wierzbie. Deszcze mroziy si przy ziemi, ziarno rzucone popiesznie szklio na polach, oczy bolay. Taka to bya pora. Ze szpitala przyjecha Wicawek karetk. Cae czworaki wyszy na spotkanie: Edek, brat Wicawka, Mazurek z Mazurkow, Mierzwa z Mierzwow, Rzepecki z Rzepeck, Duda z Budow, do tego troch usmarkanego drobiazgu, par psw i Pipka - kocica Wicawka. Z t Pipk to nie wszystko byo jasne. Niby kady wiedzia, e Pipka, ale skd ta Pipka, kiedy Wicawek by niemow od urodzenia? Co tam wprawdzie gada paluchami, co tumaczy kiwaniem gowy, ale mao kto umia toto odczyta. Przy koniecznoci domwienia si z Wicawkiem, woano sklepowego ciborka, nauczycielk Piotrowsk, listonosza Gisk i Majczaka z klubokawiarni. Cztery osoby. Sklepowy czyta wtedy liczby z paluchw niemowy, listonosz przymiotniki, nauczycielka rzeczowniki zwyke, a Maj czak rzeczowniki grube, czyli te rne: macie, kurwancki i pipki. Od czasownikw nie byo specjalisty, ale te czasownikw Wicawek nie uywa. Za to na Pipk bardzo si upar. adne inne nazwanie, tylko Pipka. Tak postanowi, Maj-czak nijak nie mg zrozumie. Wgapia si w rozbiegane paluchy, ale nie umia wyczyta Pipki. Na koniec zelony uapi koci za skr i miotn nim gdzie popado. Popado na podoek nauczycielki. - Moja pipka - krzykna podobno nauczycielka. No i zostao koci Pipk, tyle, e nie nauczycielki, a Wicawka. Ale wrmy pod czworaki w dzie przyjazdu niemowy ze szpitala. ALE wrmy pod czworaki w czas odjazdu niemowy ze szpitala. Kierowca opowiedzia wszystko - Rozkroili biedaka, otworzyli, zobaczyli dziadostwo w brzuchu, zaszyli, dali tydzie ycia. Nie wicej. Edek rozpaka si w gos. - Siedem dni... nie wicej - powtrzy za kierowc. Mao czasu. Za mao. Po trumn do Ujazdu, po garnitur i koszul do Tomaszowa, po trzewiki do Bdkowa, bo tam najlepszy szewc, po miejsce na cmentarzu do aznowa. Siedem dni. Za mao... Przez siedem dni Edek zwozi pogrzebowe dobro. Skpy by, nie lubi marnotrawstwa, wic trumn kupi byle jak, garnitur z byle czego, trzewiki z tekturow podeszw specjalne, umarlaczne, a i miejsce na cmentarzu wybra gwniane. Przez ten cay czas Wicawek lea w ku, pomrukiwa, krci gow z niedowierzaniem, taksowa wzrokiem przywoone rzeczy. smego dnia wsta, ogoli si, przywdzia trumienn garderob i zawezwa Edka. Sama rozmowa nie bya duga, za to milczenie przed ni wieczne i miertelne. Milczeli po rwno: Wicawek, Edek, nauczycielka Piotrkowska i Majczak z klubokawiarni. Na koniec Wicawek odezwa si w te paluchowe sowa: Trumna gwno, trzewiki dupa, koszula pies, garnitur krowa, Wicawek ycie. Koniec. Oznaczao to mniej wicej tyle, e trumna i reszta nie byy oczekiwanej jakoci. Bo te - powiedzmy prawd - nie byy. Te z conocnego snu Wicawka - byy najlepsze. Najlepsza trumna z wyleanej dbiny, lnica od politur i pozoty, najlepszy garnitur od krawca Marczyka z omin i trzewiki pierwszego gatunku. Te z kolei od szewca z Prek, mierzone do nogi, podbite sonin na palec, oblakowane i wyglansowane jak na pogrzeb bogacza. Bo w swoich snach Wicawek by bogaczem. Tyle, e nikomu nie chciao si zaglda w sny niemowy. Szkoda, bo mg tam zobaczy to i tamto. Na przykad rozmow z Panem Bogiem. Zrczn, bez tumaczy, z wszystkimi potrzebnymi czciami mowy. PB: To jak nazwae Wicawek tego kota? Pipka? A waciwie dlaczego Pipka? Nie byo lepszego

nazwania? W: Jaka Pipka, Panie Boe?! Jaka Pipka? Miaa by lipka, bo to drzewo kocham najbardziej. A i koci lubio o ni ostrzy pazurki. O t moj kochan lipk. Takie drzewko ronie z czowiekiem, dodaje si do niego wiosn, zaczadz sodem. Takie drzewo to skarb... Miaa by lipka, ale ten tuman Majczak nie pozna sowa z palcw. PB: Lipka, mwisz?... adne nazwanie. W sam raz dla kota. Ja sam nie nazwabym lepiej. Psa na przykad nazwaem Walecjusz. W: To Pan Bg ma psa? PB: No, prawd mwic... nie mam. Ale bardzo bym chcia. Nawet Znajd polnego... Byle kto ma co chce, a ju psa to prawie kady azga. wity Roch na przykad. A w czym on lepszy, e ma Brysia wielkiego jak stodoa? Takie pikne psie, pilnujce byda, lice rany na nogach. Widzisz sam, Wicawek, jak wyglda ta Boa sprawiedliwo... W: Bez urazy, Panie Boe, ale to tyj stanowisz. PB; Niby co? W: No, sprawiedliwo Bo. PB: A nawet jak ja, to co z tego? W: A to z tego, e ustanw sobie psa. PB: Gupi jeste, Wicawek. Teraz to ja ju nic nie mog ustanowi. Wszystko ustanowiem, cay porzdek, raz na zawsze. Trzeba mi to byo powiedzie w dniu stworzenia... Ale co tam... przepado i ju tak zostanie. Na zawsze. Na wieki wiekw... W: Amen. Od dnia rozmowy z bratem, Wicawek zaniemwi na dobre. Nie przyj adnej z pogrzebowych rzeczy. Postanowi y, a do skutku, to znaczy do tej chwili, kiedy zobaczy w swojej izbie wszystko, co si naley nieboszczykowi. Tymczasem w trumnie umieci Pipk. Okocia si po tygodniu. Kocit byo pi - wszystkie podobne do matki. W myli nazwa je Pipciakami" i oznaczy numerami od jednego do piciu. W dniu, w ktrym otworzyy lepia, postawi je na stole, potem dokadnie odrysowa na papierze kopiowym owkiem. Czwart cz planu mia za sob. Zaraz te przystpi do realizacji pozostaych trzech czci. Prac rozoy sobie na dwa lata. Tak mu wyszo z oblicze. Przez pierwsze p roku rozplenia myszy. Nie szo to atwo, bo ledwo oswoi kilka sztuk, ledwo dorobi si znaczniejszego miotu, a ju mu Pipka z Pipciakami podjady co smaczniejsze. Na koniec dopracowa si jednak trzech setek godomorw. Drugie p roku spdzi Wicawek na podkadaniu myszy gdzie potrzeba. Szedziesit sztuk wrzuci do stodoy Edka, siedemdziesit puci dobrodziejowi na plebani, osiemdziesit zostawi w ominach, w sionce krawca Marczyka, a dziewidziesit ostatnich rozsypa hojnie w warsztacie szewca z Prek, kiedy ten zajty by akurat wiksz potrzeb. Trzecia cz planu - to byo czekanie na plag. I ta nadesza niedugo. Cay okoliczny wiat zamysi si od brzegu do brzegu. Wicawkowy pomiot zera wszystko, co si do tego nadawao i spor cz tego, czym zwykle gardzi. W te dni najcenniejszym skarbem okaza si jaki bd kot. A Wicawek mia kota. Ba, gdyby tylko kota. Wicawek mia Pipk i pi wypasionych, gotowych na wszystko tygrysi! Przysza pora na handel. Za pierwszego kota zada Wicawek dbowej trumny od brata. Dosta j bez targw. Za drugiego kota sprawi sobie czarny garnitur (krawiec Marczyk dooy nawet bia koszul i spinki do mankietw). Za trzeciego kota zamwi w Prkach buty z najlepszej skry, a za czwartego wytargowa u dobrodzieja miejsce do leenia przy gwnej alejce. Zosta pity kot. Z tym wybra si Wicawek na wie, wystawi go w klatce pod remiz i kaza sobie przynie najdorodniejsze szczeniaki. Do wyboru przedstawiono mu siedemnacie sztuk. Wybra najlepszego i zaraz te ogosi mu jego imi: - Nazywasz si Walencjusz. Po tym ogoszeniu Wicawek podzikowa tumaczom, podarowa im na spk Pipk i wszystko, co by zechcieli zabra z mieszkania.

Nie doszed do czworakw. mier wzia go po drodze, tak jak szed, z psiakiem w kieszeni. Strach polny przykry go burk. Ulitowa si nad Wicawkiem, bo akurat lia jesie. Zrzuci kapocin, a sam zosta goy, z patykami wystawionymi na wieczorny chd. Byo jak byo: Szczeniak popiskiwa, Wicawek lea przykryty strachowym przyodziewkiem, a strach dygota z zimna. Tak w kadym razie opowiaday wrony, ktre widziay to dokadnie - i z gry i z grudy. Czy mona da wiar takiemu wiadectwu? Mona. Wrony nie kami w wanych sprawach. WSPAKOSZ czyli niewinne odwracanie wiata Rne byy rzemiosa w Popielawskim dworze. Szewcem by Badeek sprawiajcy kamasze tak udatne, e ich rozgos daleko przekracza granice dawnego majtku. O Badekowych trzewikach mwio si na odpucie w aznowie (na witego Rocha, ktremu pies wyliza ludzkie rany, a parchate bydlta skoniy by nabonie), w Rokicinach, czy choby w Guchowie pod biaym kocioem. Podobno dziadek Badeka obdarowa apciami samego pana Reymonta, kiedy ten jedzi akurat po okolicy w czas pisania wanej ksiki. Std wziy si dwa zdania w skierniewickiej gazecie. Pan Reymont opisa w nich wygod chodzenia w niezwyczajnych apciach i ulg po mczarniach od angielskich sztybletw. Wszystko to w dwch zdaniach. Taki pisarz! Nic dziwnego, e sawne rzemioso poszo w pokolenia (szewskie, nie pisarskie). Rne byy rzemiosa, a wszystkie speniane najlepiej. Na przykad Cielicki. Ten by mleczarzem krccym centryfug tak szybko, e nie widziao si ani korby, ani rki, a tylko nieostr mgiek. Zdarzao si, e przy hamowaniu maszyny, mietana podnosia si wysokuko, a na okolic spada mleczny deszcz. Rymarzem by Szewczyk. Ten z kolei wybija podkadki szczecin tak leciuchn, e koniska upieray si trzyma chomta na grzbietach przez okrge ycie. Oray w nich, wozy, spay w stajniach, zdychay, a na koniec kleszczyny chomt gniy pomieszane z wiernymi komi nosicieli. Rne byy rzemiosa w Popielawskim dworze. Duo by o tym pisa, ale czas ju napocz histori Antka Bocha ze Smykowa. Tej akurat historii nie da si opowiedzie inaczej, jak tylko po kolei. Antek urodzi si sierot. Matk zabraa do ziemi gorczka poogowa, za ojcw przypisano mu siedmiu. O czterech za duo, bo i tak wiadomo byo, ktrych trzech ruchao Mariann, a byli to: Rzepecki, Giska i Gniewisz. Wic kolebao si dziecitko w cudzych kolebkach, a doroso wieku cielcego, nie znajc smaku matczynego mleka ani ojcowskiego rzemienia. Wtedy objawio si wiatu ciekawoci wszystkiego, rozdyman ponad zwyk ludzk potrzeb, jak nie przymierzajc - wiska macherzyna. - Dlaczego chmura si trzyma nieba i czym ta gupia si trzyma? Dlaczego kierat si obraca? Dlaczego deszcz jest z wody, a grad na przykad z lodu? Dlaczego elazo si nie pali, a drewno na przykad jak najbardziej? Takie pytania i inne, syszao si co dzie w kadej Smykowskiej dziurze. Kto umia - odpowiada jak umia, kto mia dobr wol - zmyla do granicy chopskiego rozumu, komu brakowao cierpliwoci ruga smyka albo smaga batem. W takim wiecie pobiera Antek pierwsze nauki. We dnie pilnowa bydlt, na noce zapada w ssieki, na strychy, do obrek, by tam, ze wiatem od ksiyca albo od naftwki powoli rozbiera wiat na kawaki. I rozebra jak umia, po swojemu. Czyta nauczy si od prawej do lewej, pisa do gry nogami, rysowa od spodu kartki, a nie na wierzchu. Kiedy wyduba glik z kawaka czereni, poszed podobn drog. Przycisn smyk do piersi i zagra glikiem po koskim ogonie. Taka to bya nauka... Czasem zapyta tego czy tamtego siedzcego na miedzy z kamiennym czoem. - Powiedzcie z dobrego serca... prawdziwego ucz si wiata?

-Prawdziwego, Anto... prawdziwego. Kady wiat prawdziwy... Z takimi przewodnikami doczeka Antek Boch szkoy powszechnej, a wraz z ni pierwszych sw nauczyciela Kulga. - Katastrofa! Wszystko nie tak! Wszystko od tyu do przodu... Jak to teraz odwrci? Nauczyciel mia racj, ale tylko tyle. Nie znalaza si przy tej racji adna rada na Antkow odwrotno. Co byo robi? Zostawiony sam ze wiatem, wrci Antek do osobnej nauki. Nim to jednak uczyni, da nazw swojemu rzemiosu i w tej samej chwili zosta pierwszym wspakoszem w dookolnym wiecie. Praktyk zacz i zakoczy tego samego dnia u wszystkich okolicznych rzemielnikw naraz. Najpierw przegna go szewc Badeek za prb zrobienia antybutw, potem mleczarz Cielicki w chwili zamiany mietany na mleko, wreszcie rymarz Szewczyk, po uwolnieniu kobyy z elaznego chomta. Antek Boch ucieszy si z poraki jak mao ktrej rzeczy w yciu. W kocu to on wymyli odwrotno. - Koci modli si we mnie, ciesz si, kiedy jestem smutny, pi w dzie, chleb mnie zjada... Jestem pierwszym wspakoszem w Smykowie i by moe gdzie jeszcze. To ja mam racj, bo wszyscy mi jej odmawiaj - pomyla jak dorosy a nie jak dziecko, czym te potwierdzi wysok jako swojego osobliwego rzemiosa. Wkrtce, w wieku dwunastu lat zosta najbogatszym czowiekiem w okolicy. Jak do tego doszo? Zwyczajnie. W dniu, w ktrym zainteresowa si pienidzmi, poszed po nie do sklepu Sciborka. Kierowaa nim myl, e skoro wszyscy nosz pienidze do sklepu, to on, Antek, uczyni odwrotnie. Jak pomyla tak zrobi. Wybi szyb, przecisn si midzy kratami obliczonymi na wikszego zodzieja, wzi pienidze i wrci do domu, czyli - nigdzie. Podobnie spdzi kolejne noce w kolejnych sklepach w okolicy. Po nich przyszed czas na Bank Rolniczy w Bdkowie. Std wynis Antek dwanacie workw i na tym zakoczy zodziejsk karier. Pienidzy mia ju pod dostatkiem, a i tak nie wiedzia, co z nimi robi. Nastpnym dzieem miao by odpuszczenie grzechw ksidzu dobrodziejowi. Antek nie raz widzia dobrodzieja pochylonego nad biaymi gwkami dzieci. Takie zajcie bardzo mu odpowiadao. - Odpuszcz grzechy ksidzu, a moe nawet pobogosawi? Z takim postanowieniem poszed do kocioa. Depczc dymic kurzem poln drog, nie wiedzia jeszcze, e ta wizyta posieje w jego gowie najtrwalsze ziarno. A byo tak: W kociele stay figury. Lniy na nich pozoty i polichromie, patrzyy z figur ywe oczy witych. - Figury w kociele? Kocioy w figurach - to waciwy porzdek. Z tym maym pomysem i workiem pienidzy pojecha Anto do miasta. Kupi, co potrzeba: duta, dutka, scyzoryki, farby, pdzle. Kiedy wrci do Smykowa, wzi si za rzebienie witych, ktrym w pustych piersiach poumieszcza pikne kocioy. Ju po miesicu figury zyskay wielk saw. Zaczli si zjeda kupcy z Polski i okolicy. Wielki bogacz z Ameryki zamwi nawet osioka dwigajcego w pustym brzuchu calutk Jerozolim. To byo dzieo jakiego wiat nie widzia. Wzruszony bogacz wystawi Antkowi paac budowany od komina w d. Tymczasem Antek nie przestawa myle. - Czowiek na obrazie? Obraz na czowieku -to waciwy porzdek. No i zaczo si malowanie. Rzeka z wierzbami na plecach sekretarza z wojewdztwa, Matka Boska Przenajwitszej Pomocy na piersi dobrodzieja, ukochana Mariolka na poladku kowala Andryszka (za ten akurat obraz nie wzi Antek zapaty). Wkrtce, w wieku dziewitnastu lat, zamieszka w nowym paacu pod Warszaw i wtedy przyszo nieszczcie. Pojawio si nagle, wraz z nowym pomysem. - Partia kierownicz si narodu? Nard kierownicz si - to waciwy porzdek. Pierwszy raz trafi do wizienia na cztery lata. Wadza zabraa mu paac, a wraz z nim: powielacze, maszyny drukarskie, faksy, aparaty fotograficzne, magnetofony, papier i farb. Drugi raz trafi do wizienia na pi lat. Kiedy wychodzi, dobiega ju trzydziestki, mia w dorobku pi

ksiek napisanych odwrotnie i decyzj, eby opuci Smykw na zawsze. Wybra Australi, bo leaa na odwrotnej strome ziemi. Zostao po nim kilka ksiek do czytania z lusterkiem oraz kilka tysicy ludzi mylcych jak naley. KAMIENNE CHLEBY CIOTKI MANIUSI Wszystkie znalezione chleby byy kamieniami, cho wyglday jak chleby. Naladoway ich ksztat, byy wypuke od gry, paskie od dou, miay popkan skr, w pkniciach byy szorstkie i mczne, za gadkie po wierzchu. Na wypukoci szkliy si drobiny maku usypanego w gwiazdk - znak przedwojennej piekarni z Rokicin, czsto naladowany przez okoliczne gospodynie. Nie wiadomo tylko, czy pachniay, bo ciar chlebw zniechca do podnoszenia ich do gry, a jako nikomu nie przyszo do gowy eby si pochyli, przytkn nos i powcha. Znalezisko byo tak nieoczekiwane, e zapodziaa si gdzie trzewo ludzkich zachowa. -To kamienie i chleby. Chleby i kamienie. Jedno jest tym samym, co drugie, a przy tym jest sob osobnym. To si zdarza. Na przykad: kamienne serce, kamienna gowa, kamienne tablice Mojesza, wedug ktrych yjemy jako ludzie. Tu, na ruinach domu ciotki Maniusi mamy do czynienia z kamiennymi chlebami lub chlebowymi kamieniami. Jako czowiek wiaty i demokratyczny zostawiam wam wolno wyboru nazwy, wic jak nazwiecie, tak si bd nazyway. Tym piknym przemwieniem nauczyciel Piechota sprbowa podsumowa spraw znaleziska, zawrci ludzk wyobrani i uoy j na powrt w koleinach codziennoci. Niestety, prba nie powioda si, a to za spraw nastpnych wydarze. Zanim jednak o nich - kilka sw o okolicznociach znalezienia kamiennych chlebw (chlebowych kamieni). Zmara ciotka Maniusia. Nim to uczynia zdejmujc kamie z serca swojej wnuczce Hani, doya dziewidziesiciu siedmiu lat, pochowaa ma, dwie crki, dwch synw i trzech braci. Tak si przy tym oswoia ze mierci, e trumn na swj pochwek trzymaa w sionce, dogldaa jej, zdejmowaa pajczyny, prostowaa krzywicego si Jezuska. Odkd pamitano, poruszaa si przy krzele, zamana w p, mogca widzie tylko skrawek wiata dookoa ng, a widzca wszystko. 0 jej defekcie mwio si rnie, zawsze jednak szeptem, czc chwil, ktra przygia ciotk Mamusi do ziemi z jak tajemnic. Wiadomo byo tylko, e caa rzecz staa si naraz, w sekundzie, moe w minucie. W jednej chwili. Zmara w ku nie zapowiadajc mierci 1 nie wyjaniajc adnego z domysw. Ju w dzie po pogrzebie Hania i Mietek zabrali si do rozbirki chaupy ciotki Mamusi - drewnianej, ledwo ywej, przyklejonej do murowanego paacu. Zdjli przegni strzech, odbili zmurszae krokwie od kalenicy, wyuskali deski ze stropu, zabrali si za belki cienne. Jak krew popyna ywica do ziemi. Dopiero teraz drzewo umaro. Pod wieczr, w miejscu po chaupie ciotki Maniusi zostao tylko to, co zostaje zawsze: chlebowy piec bielony z kominem w poowie biaym a w poowie czerwonym. W nocy piec si sam rozpali. Skd wiadomo, e sam? Tak naprawd to nie wiadomo, ale lepszego wytumaczenia nikt nie znalaz. Nauczyciel Piechota dopuci nawet udzia ducha w tym materialnym zdarzeniu, cho fizyk przedkada nad inne przyczyny. -Jaki ar si przechowa przez lata, jaka iskra Boa. Powietrze doszo, tlen iskr roznieci... Tak mogo by... - Tak mogo by - powtrzyli ludzie za nauczycielem. W kocu metafizyka to te fizyka, chocia troch inna. Piec gorza do rana. Rozpalony do biaoci bi un po niebie. Nadjechay wozy straackie z caej okolicy, ludzie powstawali z ek, przebudzona smarkateria zawiecia goymi dupami, rozjazgotay si psy,

przyleciao stado kawek, zanurkowao w rozpalon czelu komina. Ptasie kostki wystrzeliy za chwil z paleniska. Ludzie zaczli rozmowy o kocu wiata. Co si im przypomniao ze witego Jana, jaka kula ognista, ptaki ogupiae, bezgone, popi zawieszony nad ziemi. Poszed pacz dookoa i zaamywanie rk. Ten i tamten uporzdkowa pospiesznie swoje ycie, psy podkuliy ogony, dzieci posikay si ze strachu, a starcy zamilkli. Wtedy piec zacz przygasa. Z biaego zrobi si czerwony, a potem doszed szybko do zwykej szaroci. Dymi jeszcze przez godzin, a ostyg razem ze witem. W takiej sytuacji wozy straackie odjechay, kobiety rozeszy si do domw, a mczyni do obrzdku. Chleby znalaza Hania. Wypady z pieca razem z blaszanymi drzwiczkami. Byo ich dwanacie, tyle samo ilu apostow w Pimie. -Ostatni wieczerz urzdz w Popielawach - pomylaa Hania i sama si zdziwia Potem dotkna chlebw, poznaa, e kamienne, krzykna w stron wiata: - Kamienne chleby ciotki Maniusi! Poszo sowo po wsi nieodwoalnie. Przez kolejne dni chleby stygy pod piecem, wskazywane przez Hank poparzonym palcem. Oglda je sobie, kto chcia, chocia trzeba powiedzie, e chtnych ubywao. Widok dwunastu bochenkw choby najbardziej kamiennych, nie mg si rwna z widokiem gorejcego pieca. Tamto zostao w pamici, bo dotkno wiatem nie tylko oczu, ale i utopionych w mroku dusz. Ludzie poczuli podwjno swoich bytw i w jednej chwili stali si gotowymi do ycia wiecznego. Z takim uczuciem pozapadali si w ciemne kty chaup, stod i obr, by przywoawszy wiato pod powieki, roztapia nim ld przeszego ycia i kamie uczynkw. Co poniektry nie wytrzyma wzruszenia. Z paczem poszed na pole, na drog, pod wite drzewo dbowe, by po raz pierwszy w yciu wyspowiada si Panu Bogu. Naliczono pniej: trzech powieszonych, dwch olepych i jedn histeryczk z potrjnymi stygmatami. Nauczyciel Piechota zapisa w dzienniku: Te dni w Popielawach naznaczone byy nadmiarem". Mia racj. Udokumentowa j wkrtce decyzj opuszczenia wsi, zamieszkania w Sugockim lesie i budowie pustelni. Kiedy j wznis z polnych kamieni, zacz wygasza nauk. Po miesicu uscho mu przyrodzenie, a ptaki zasray mu gow jak witemu Franciszkowi. Te zdarzenia, cho ju opisane - miay dopiero nastpi. Przyczyn byy chlebowe kamienie, wic wrmy do nich. Hanka zakopaa wszystkie za stodo, w dole po lasowaniu wapna. Dostygy tam do koca, przepady, ale tylko na jaki czas. Niedugo wrciy przed ludzkie oczy, a byy nimi oczy starej Kusideki. Stao si to na cmentarzu w aznowie, w pitkowy wieczr, Kusideka zobaczya dwanacie bochenkw i krzykna wniebogosy. Chleby leay na grobie ciotki Maniusi, przyciskay go od gry i otulay po bokach. Jak si wydostay z dom, kto je umy (nie byy uwalane wapnem), kto przywiz do aznowa w tajemnicy przed ludmi? Na te pytania potrafio odpowiedzie dwch, moe trzech mdrych w okolicy, pord nich nauczyciel Piechota, ale na ludzkie nieszczcie wanie tego dnia poczu w sobie powoanie, ogosi si eremit i opuci Popielawy na zawsze. Bez rozstrzygnicia, w popiechu - zakopano chleby na nowo. Tym razem uczyni to Mietek, m Hanki, gospodarz znany z dokadnoci. Wywiz bochenki daleko za wie, wykopa dwanacie oddzielnych grobw, do kadego wrzuci chlebowy kamie i przycisn go dwunastoma polnymi. Chodzio mu o to, by uzyska liczb sto czterdzieci cztery, ktra w jego rodzinie uchodzia za magiczn. - Wyzna ci musz kabay litery, uratuje ci dusz sto czterdzieci cztery". Podobno w takich sowach wyrazi swoj wdziczno yd Moszek Stilander uratowany od mierci przez Mietkowego dziadka.

Przez trzydzieci lat adna z Popielawskich dusz nie domagaa si ratunku, wic nie uyto zaklcia. Taka potrzeba pojawia si dopiero razem z kamiennymi chlebami ciotki Maniusi, bowiem jak ju o tym wspomniano - gorejcy piec rozpali nie tylko siebie samego. Byo nie byo - chlebowe kamienie zalegy w ciemnych grobach, przycinite dla pewnoci stu czterdziestoma czterema polnymi brami. Kiedy nazajutrz ponownie odkryto bochenki na cmentarzu w aznowie, wie poprosia o rad mdrzejszych od siebie. Pojechaa delegacja do Muzeum Piekarnictwa w Brzezinach. Pan kustosz przyj delegatw serdecznie, wspomnia o dobrej jakoci Popielawskiego chleba, wypyta o mynarza Trele, ktrego pamita z partyzantki i...odmwi przyjcia dziwacznych chlebw. - Prosz odda do szkolnej izby pamici. Tak radz. Niech si dzieciarnia uczy... Albo do myna, na arna. Niech chlebowe kamienie miel ziarno na mk. Kapitalny paradoks, prawda? Albo potuc i... na drog. eby si wam na tej wsi lepiej jedzio tymi tam... konikami... Ta ostatnia rada spodobaa si Hance, wic poszy chleby pod mot kowala Andryszka. Potuk dwanacie bochenkw na wir, zebra szufl i wyrzuci na drog. Ledwo opad py, a ju chlebowy drobiazg na powrt zacz si ukada w bochenki. Kamyki migay w powietrzu jak pociski. Chcia si nimi zabawi Burek, ale okazay si lepe i nieczue. Urway mu gow. To uczyniwszy - potoczyy si na cmentarz. Do nastpnej narady stany ju tylko dwie osoby: Hanka i Dietek. Reszta ludzi rozpeza si po norach, bo to byo jedyne wiadectwo, jakie mogli da prawdzie. - Co z nimi zrobisz? - zapytaa Hanka, przerzucajc ciar na ma, bo ju wiedziaa, e jest gupsza od chlebw. - Potuk je na sto czterdzieci cztery uomki, kady zawin w czarne ptno, eby nic nie widzia, zaaduj na wz, wywioz daleko, pouciskam w ustronnych miejscach, pogubi... Niech si sprbuj potem odnale jak takie mdre... To powiedziawszy, Mietek zabra si do roboty. Uklkn nad chlebami i bijc motkiem w przecinak, jak starodawny kamieniarz - dokona dziea. Potem zawin kady z uomkw w czarne ptno, obwiza sznurkiem, pomiesza, zaadowa na wz. Na koniec zabra z chaupy zeszyt w dwie linie i kopiowy owek. Tak przygotowany ruszy w drog. Pod wieczr dojecha do Odrzywou. Tam przenocowa pod stogiem siana. Od rana zacz umieszczanie chlebowych uomkw, kade miejsce opisujc w zeszycie, a nawet dla wszelkiej pewnoci rysujc rysunek. W ktrej sekundzie zapa si na myli, e oto wykonuje najciekawsze zajcie w swoim yciu. Kiedy pod wieczr rozpali ognisko na polu pod Czarnocinem poczu, e jest szczliwy jak nigdy dotd i w tej samej chwili postanowi nie wraca do domu. Konia i wz sprzeda w Kalinowie, za notatnik przesa do Popielaw poczt. Odezwa si dopiero po dwunastu latach, by jako Boris Hammerstein ogosi, e otwiera kolejn kopalni diamentw w Afryce Poudniowej oraz e nadaje jej imi Popielawy" na znak przywizania do rodzinnych stron. W taki oto zasrany sposb, spenia si przepowiednia Moszka Stilandera. Kamienie uoyy si w chleby na trzeci dzie po ucieczce Mietka. Tym razem poszo im trudniej, ale na koniec - znalazy kady kadego. Hania nie moga si nadziwi. Zasiada nad notatkami ma i zanim pismo rozmyo si pod zami, zdya przeczyta skd wrciy uomki. Wrciy ze studni w Sangrodzu, kapliczki w Guchowie (tam uomek utrci nos figurze witego Patryka), z dbowej dziupli w Spalskim lesie, z bagna w Luboszewach, z domku pisarza Reymonta pod Skierniewicami, z niebieskich rde w Tomaszowie Mazowieckim, z Wytwrni Landrynek w elechlinku i z wielu innych miejsc. -Z takiego wielkiego wiata powracay... -pomylaa Hania, nie dopuszczajc przeczucia, e wielko wiata nie zaley od niego samego, a tylko od czowieka, ktry daje miar. Wiele lat pniej zrozumiaa, e najwaciwsz miar na okrelenie wielkoci wiata jest Hanczyna tsknota.

Kamienne chleby uoyy si na grobie ciotki Maniusi w ten sam wzr, co zawsze. Po dwch dniach najwikszy z nich, przyciskajcy pier nieboszczki zacz delikatnie wibrowa. Pomruk usyszaa Kusideka i znw z wrzaskiem poleciaa do ludzi. - Gadajce chleby ciotki Mamusi! Poszo sowo w wiat. Na szczcie tym razem usysza je waciwy czowiek. Okaza si nim technik dwiku pracujcy w kinematografii, zbierajcy akurat dwiki do nowego filmu o ptakach. Podobno w okolicach Popielaw odzyway si one szczeglnie ponuro, co technik potrafi przedstawi na wykresie. Czowiek ten zna rwnie metod zamiany wibracji na cig impulsw elektromagnetycznych, poruszajcych membran gonika. Przy dobrych warunkach mona byo wtedy usysze mow przedmiotw. Poproszony przez Hani, pojecha na cmentarz, podczy elektrody do chlebowego kamienia, wpi kable do magnetofonu Nagra" i uruchomi zapis. Jako pierwszy usysza opowiadanie, ktre potem z paczem przekaza ludziom. Brzmiao ono mniej wicej tak: Jestem chlebem z pieca ciotki Maniusi zamienionym w kamie. Przyciskam jej pier za uczynek, ktrego Pan Bg nie wybaczy. Dalej, chleb przypomnia wydarzenie z czasw wojny. Oywio ono pami najstarszych mieszkacw wioski, ktrzy potwierdzili prawdziwoci sw kamienia. By ktry z lipcowych dni tysic dziewiset czterdziestego trzeciego roku. W stodole Sontw lea ranny Odrow, po wiejskiej drodze przechadzaa si jego maa siostra Ewusia, oczekujca na koniec wypieku chleba w piecu ciotki Maniusi. Miaa dosta jeden chlebek, zanie go braciszkowi, ucieszy si dobrym uczynkiem. Nie daa rady. Kiedy chlebek zapachnia w jej doniach, poczua taki gd, e nim zrozumiaa, co robi zjada go do ostatniego ziarnka maku. Z paczem pobiega do ciotki Mamusi. -Ciotuniu najdrosza, Maniusiu zota, nie doniosam chlebka do stodoy. Ulituj si i daj jeszcze jaki malutki... - Nie mam chleba dla darmozjadw. Jest sianie zboa, jest niwo, jest mielenie ziarna i zaczynianie ciasta. Dopiero potem jest chleb. Po tych sowach kobieta pochylia si nad paleniskiem i tak ju zostaa, za dwanacie chlebw w jej piecu skamieniao w jednej chwili, by upodobni si do serca Maniusi. Opowiadanie zarejestrowane przez technika posiao w Popielawach milczenie. Ludzie robili rachunek ycia - kady z osobna i wszyscy razem. Ju nie przeszkadzay im kamienie na zewntrz nich - chlebowe, przydrone, polne - tylko te, ktrych ciar poczuli w rodku. Po dwch tygodniach Hanka zwoaa narad. - Ewusia yje w Tanzanii. Jest siostr oblubienic serca Jezusowego. Moe zna modlitw? Ewusia znaa modlitw. Odmwia j zaraz po otrzymaniu listu z Popielaw. Uklka w cieniu daktylowej palmy, ucaowaa litery z rodzinnych stron, odezwaa si w te sowa: - Chleba naszego kamiennego daj nam dzisiaj i odpu nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. Cmentarne chleby Usyszay modlitw, przemieniy si w ziemi i obsypay po bokach mogiy. Wiosn wzeszo na niej yto. DWORUSY czyli historia jednej kobyki i dwch wiatw Dworusy to byli normalni ludzie: jaki szewc, jaki rymarz, jaki stajenny, jaki mleczarz, ich oniska, ich bkarteria, ich psiarnia i kociarnia. Ludzie jak ludzie. yli niespiesznie obracajc gby w krgu paru koniecznych spraw. A to wstawali, a to siali na spachetkach lichej ziemi, a to elowali buty, spogldali w niebo, zwieszali by, wracali do chaup, zapadali w barogi z nieodmiennie nadpknitym sercem. Czasem ktry klkn przed wyblak Matk Bosk, poprosi o niemoliwe, naznaczy palcami wane miejsca na czole i ramionach, umiechn si gupio do psa i do swojej naiwnej wiary.

wiat zapomnia o dworusach zaraz po rozdziale ziemi. Nawet nie byo tak, e zapomina przez miesic, czy choby przez tydzie. Zapomnia naraz i ju. Najpierw jednak rozdrapa z majtku po pmorgu na gb, zatka sobie kaduny pierwszym dworskim chlebem, dopiero pniej zapomnia tak jak si zapomina. Zreszt, co to za dwr bez dziedzica? Co to za fason stangrecki bez konikw z cieniutk pcin? O czym tu kurwa pamita?! wiat nazywa si orniny. By zwyczajn wsi. Mia sklep, poczt, szko, zlewni mleka, przystanek PKS-u, kiosk, klubokawiarni, kino objazdowe, elektryczno i remiz z zabawami. Mia wszystko. Od dnia zapomnienia wzrasta w wano z kadym nowym dniem, a mino dwadziecia lat i wiat ominy uniewani si w jednej chwili. Stao si tak za spraw dworusa Stefana Jamuny. Ale do tego jeszcze troch czasu. Na razie, w przeddzie uniewanienia omin, Stefan Jamuna wybra si do sklepu, by, jak co tydzie dozna przewag ludzi lepiej urodzonych. Najpierw kupi najgorszy chleb odkadany na bok specjalnie dla dworusw, potem wyprosi u listonosza zalegy list ze zymi wiadomociami, na koniec wypi skwaniay pod-piwek, cmokn na czarn kobyk i zawrci do dworu. Czarna kobyka. Ta bya pociech Jamuny za kad udrk, cho prawd mwic, chop z trudem odrnia udrk od uciechy. Od dnia zapomnienia obie zmieszay si ze sob w co jednego, skotowanego jak pszeniczny polad. Trwao sobie to co", trzymajc ludzi rwno porodku midzy radoci a rozpacz. Tylko kobyka nie bya porodku. Bya wyej. Czerniaa jak najczarniejsza noc, smolia oczy nie gorzej ni kawki w kominie, a moe nawet lepiej. Wieczorem Stefan Jamuna zjad zalewajk, wypali w lufce p papierosa, spojrza na brzydk on, potem na Najjaniejsz Panienk i poszed do stajni. Kiedy zobaczy kobyk - nie od razu uwierzy. Wyszed ze stajni, przyzwa na wiadkw Jezusa Chrystusa, witego Rocha, i kilku pomniejszych witych, wrci, rozpali latark naftow, przywieci, spojrza drugi raz. Tym razem musia uwierzy. Nie byo innej rady. Jego czarna kobyka pojaniaa. Nie bya ju czerni z czerni i mrokiem z mroku. Wyblaka jak ptno na socu. Co byo robi. Dworus Jamuna rozpaka si po cichu, wysmarka, zdmuchn pomie latarki i poszed spa. W dniu uniewanienia omin obudzi si przed witem. Wczeniej, ni co dzie. Pierwsze kroki skierowa do stajni. Spojrza i zobaczy: czarna kobyka nie bya ju wyblak kobyk. Bya biaa jak mleko. Nie inaczej. Tym razem dworus Jamuna nie zapaka. Odezwa si: -No co tam... Bd ci woa Biaa". Niech bdzie jak ma by. Kto mdrzejszy od nas tym zarzdza... To powiedziawszy zabra si za zgrzebo i wieche owsianej somy. W tamtej chwili nie wiedzia jeszcze, e on sam - dworus Stefan Jamuna jest czarny jak smoa. e przez noc zamieni si z kobyk w kolory. Dowiedzia si o tym za godzin, kiedy docuci omdlae onisko. Kobiecina dugo nie chciaa ogosi prawdy. Nim to uczynia, przyzwaa bez porzdku wszystkie znane podniebne byty. Jako tak przy Matce Boskiej Biedakw - powiedziaa wreszcie: - Stefan, ty jeste czarny jak smoa! Stefan Jamuna spojrza w lusterko. Jamunina mwia prawd. By czarny jak smoa. Wiadomo dosza do omin zwykymi drogami, to znaczy - nie wiadomo jak. Ludzie zebrali si pod sklepem. Po dugiej naradzie ogosili: Pan Bg zamieni Jamun w kobyk, i na odwrt. Taki cud sobie wybra, eby im co oznajmi. Tylko co? Na razie, przed odkryciem Boskich zamiarw, postanowili sprawdzi Jamun. W tej sprawie sklepowy ciborek zebra pienidze od posplstwa, potem kupi sam u siebie: mydo szare i toaletowe, proszek do prania, szczotk ryow, dwie kostki masa, dziesi kilo kiebasy, pi chlebw, sze litrw wdki i soik miodu. Prba mycia wypada na korzy Jamuny. Na darmo szorowali go przez dwie godziny, na darmo zamaczali w wodzie z proszkiem, szarym mydem i masem (to na wypadek smoowej czerni), na darmo

darli skr ryow szczotk. Zosta takim, jakim by od tego dnia, a po kres dni (bez jednego) - czarnym jak najczarniejsza noc. I z bia kobyk udaa si prba. T obmylili inaczej, jak to mdrale. Zreszt, kto to widzia, eby my bydl? Wysmarowali biedaczk miodem, poprowadzili do pasieki Bocha. Tam zabray si za kobyk pszczoy. Co miaa robi? Pada na ziemi, by zetrze z siebie pszczele plemi. Pogryziona do krwi, poobijana do koci - nie zmaza winy. Zostaa biaa jak mao ktry anio. Pod wieczr ominy musiay si przyzna do tego, co ju byo wida od rana: wielka wie z wszystkimi wanociami wiata obracaa si w gwno. Na darmo czeka mechanik z Bdkowa, by puci w ruch projektor z nowym filmem. Akurat mia by Rashomon" a z nim cztery prawdy w jednej. Za duo. Zreszt, kogo to teraz obchodzio? ominy rozpaczay po wielkiej stracie. Na placu przed czworakami zapono ognisko, polaa si wdka, poszy w ruch narzekania. Jamuna nie pi z innymi. Wzi wprawdzie flaszk wdki i dwa ptka kiebasy, ale zjad i wypi u siebie. Czu tak dobrze jak mao kiedy, e nie wolno mu pi i je z byle kim. Od nastpnego dnia ruszyy pielgrzymki. Z okolicznych wsi, miast i miasteczek wali tum tak szeroko, e nie starczao drogi. Szli, jechali, zmierzali - czym kto mia: piechot, furmankami, traktorami, motorami, samochodami. W Glirmiku wyldowa nawet samolot z dygnitarzem i jego kochank. Ale przecie cud by najwyszej miary. Trzeba to powiedzie wyranie. Nie adne byle co, tylko poczernienie z wybielaniem naraz. Kto to mia gdzie indziej? Ksidz dobrodziej stka co wprawdzie o Lourdes, Fatimie, ale nikt nie sucha. - Takie zamorskie kraje... A bo to pewne, e Pan Bg tam zaglda? A tu - prosz bardzo: czarne na biaym... to znaczy Jamuna na swojej kobyce. Wida od razu. Za pierwszym spojrzeniem. Jamuna nie zmarnowa bogosawionej czerni. Co to to nie. Obrci j na poytek ju w pierwsze dni nowego ycia. Z pomoc Jamuninki uporzdkowa tum pielgrzymw, skierowa ludzki strumie w korytarze z pastwiskowych erdzi. Korytarze doprowadzay do kasy biletowej. Bilet nie by drogi. Wszystkiego trzy pidziesit. Paczka papierosw. Marna cena. Ale te nie wypadao bra wicej. Kto to widzia zarabia na cudzie? Przedstawie byo pi dziennie. Jamuna odgrywa je na placu przed czworakami. W dramatycznych obrazach przedstawia histori bydlcego wybielenia i ludzkiego sczernienia. Do pierwszej czci malowa twarz bia szmink, potem budzi si" nagle, zmywa szmink na oczach widzw, pozwala si oglda i dotyka. Z czasem spektakle rozrosy si do formy trzyaktowej z komentarzem z magnetofonu i statystami udajcymi posplstwo z omin. Scena z posplstwem miaa objawia widzom gupot prostego ludu. Statyci biegali wtedy po placu, przewracali oczami, toczyli pian z ust i bekotali co w obcych jzykach. Tak byo przez siedem lat. Przez ten czas ominy podupady. Stay si jedynie anonimowym szlakiem prowadzcym do dworu. Nikt tu si nie zatrzymywa, nikt nie zaatwia spraw. Ludzie co najwyej pytali o drog. Pod koniec sidmego roku, w listopadow noc, dworus Stefan Jamuna zbiela tak samo zwyczajnie jak kiedy sczernia. Odkrya to mdka, jedna z wielu polegujcych wtedy przy boku starego. Spojrzaa na Jamun i zamiast murzyna zobaczya biaego starca. Krzykna wniebogosy. Nim wiadomo dosza do omin, Jamuna wisia ju na przeznaczonym mu drzewie. Biaa kobyka pozostaa w bieli. Z rozpaczy poleciaa na niebieskie ki. Jako tak zwyczajnie, bez skrzyde, sama z siebie. Od autora: Prawdziwy czarny dworus", Stanisaw Mierzwa z majtku Popielawy, nie sczernia od razu. Czernia przez miesice, a nawet lata, dajc lekarzom szans na badanie jego fenomenu. Niestety - nie odkryli przyczyny, cho bardzo si starali.

Stanisaw Mierzwa zmar doywszy susznego wieku. Jego biaa kobyka yje do dzisiaj.

SZEWSKA MIO czyli wielka odmiana Helenki B. Mio przychodzi rnie. Badeek sysza o tym nie raz. Mwili przez radio, e mio moe napa w kadej chwili ycia, nie zwaajc na wiek, wyznanie i oglne pogldy. Badeek mia pidziesit dwa lata, by rzymskim katolikiem, za jego pogldy obracay si w krgu szewstwa, bowiem by szewcem w omiskim przysiku. Szewc nie ba si mioci. Rozprawia o niej chtnie z kadym, kto przyjecha do warsztatu. - Wielkie mi rzeczy... taka mio... To samo, co jedzenie, spanie i robienie butw. A to nie kochao si par razy w yciu? W tym miejscu rozmowy szewc zwykle kama, bowiem mioci jeszcze nie zna, chocia zna wiele innych wanych spraw. Ta akurat sprawa przysza razem z zim. Radio miao racj ogaszajc, e na mio nie trzeba specjalnej pory. Do warsztatu szewca mio wesza razem z nauczycielk z aznowa i par jej skrzanych kozaczkw. - Naprawi w pierwszej kolejnoci - powiedzia szewc, czujc, e chce powiedzie co cakiem innego. Mogo to brzmie na przykad tak: Moje biedne serce Nad szewskim kopytem Zawiso w rozterce I o ciebie pyta Kozaczki naprawi Jak madonnie w niebie Serce moje krwawi I pyta o ciebie Czy jeste prawdziwa Czy moe uudna? Moja mio ywa Twoja stopa cudna Wiersze lgn do ciebie I ju od tej pory W warsztacie, jak w niebie -Szewc z mioci chory. Przez ca noc Badeek nie ruszy si od warsztatu. nieg sypa jak sypa, mrz mrozi jak mrozi, wiatr odwraca ludzkie zamiary, a szewc Jan Badeek naprawia liczne kozaczki. Nawet nie mia czasu ucieszy si tym, e razem z mioci odkry poezj. - Wida tak moe by, e czowiek staje si wszystkim naraz w jednej chwili. Ja na przykad staem si naraz kochankiem, poet i nieszczliwym czowiekiem. Tak mylc - mia tylko poow racji. Druga poowa naleaa do Helenki Badekowej, ony szewca. Ta druga, a moe nawet trzecia poowa racji (w szewskiej mioci nie obowizuj zwyke rachunki) miaa si wkrtce objawi z si nie znan dotd w omiskim przysiku. Na razie jednak szewc poszed pod okno ukochanej, by si pozby piknych kozaczkw, a wraz z nimi trzech palcw u rk i siedmiu u ng. Stao si tak za spraw mrozu, ktry nie odrni oczekiwania w wanej sprawie, od takiego, ktre ma za cel rzeczy polednie i pospolite. Szewc trzyma kozaczki trzema palcami, za cholewki, tak jak naley. Trzyma godzin, dwie, dwanacie. A na koniec wysza nauczycielka, signa po kozaczki, oderwaa je od rki szewca wraz z trzema

palcami, podzikowaa, wrcia do izby. Od tej chwili, a dokadniej rzecz ujmujc -od powrotu Badeka do warsztatu, racje zaczy si odwraca. Kiedy Helenka Badekowa odkrya brak trzech palcw u doni ma, a potem siedmiu u jego stp - nie zezocia si wcale. -Wiem, zakochae si. Caa wie o tym mwi. To z mioci. Wiem, wiem... mio... Czytaam o tym w ksikach. Po tych sowach signa do rozporka szewca, sprawdzia, westchna z ulg i dodaa jeszcze: - Dobrze, e kozaczki trzymae w lewej rce. Pan Bg czuwa nad twoj mioci. Przysza chyba pora na par zda o Helence. Za Badeka posza jako mdka. Szewc dobiega wtedy czterdziestki i nie mia wielkiego wyboru. Wic wzi za on siedemnastoletnie ciel o dwch specjalnociach - przybieraniu na wadze oraz egzaltacji. Ju w dzie lubu waya Helenka dziewidziesit siedem kilo. Przy tym wzruszaa si, czym popado. Rosia zami wieo wzesza trawk, motylka, ktry spad, wrbelka, ktry nie dolecia, poln myszk, abk, kundelka, a nawet wiosenny deszczyk, cho to gupota paka z deszczem, bo i tak nikt nie zauway. Taka bya Helenka, a do tego zimowego wieczoru, kiedy zobaczya mowskie kikuty i zamane serce. Ju od nastpnego ranka, nie odkrywajc przed nikim swoich zamiarw, zabraa si do cichej roboty. Najpierw oddaa si na zapleczu sklepowemu ciborkowi. Za t przysug miaa dosta informacje o wadze, wygldzie i wyksztaceniu nauczycielki. Sklepowy obieca te zrobi zdjcie aparatem Zorka". Obietnicy dotrzyma. Postawi nauczycielk na wadze uchylnej oszukujc, e chodzi o zakad, potem pstrykn zdjcie, a za dwa dni dostarczy Helence komunikat na kartce wyrwanej z zeszytu faktur zwrotnych. Komunikat: Nauczycielka Miazek Zofia. Wiek z wygldu 28 lat, wzrost (zmierzony) 161 centymetrw, waga 53 kilogramy (bd w granicach l-go kilograma), oczy niebieskie, wyksztacenie wysze (matematyka na Uniwersytecie dzkim). Mio ma wielk si. O tym nie mwili w radiu. Moe gdyby mwili, szewc zrobiby wicej dla zdobycia nauczycielki. Zdawao mu si, e ofiara z dziesiciu palcw i blisko dziesiciu tysicy wierszy wystarczy za dowd najwikszej mioci wiata. Nie wystarczya. Mina wiosna, lato, przysza jesie, a nauczycielka dalej chodzia z zaszyt dziurk i zaszytym sercem. Za to Helenka Badekowa odmienia si nadzwyczajnie. Przestaa si wzrusza byle czym, zdaa matur w Radiowym Technikum Rolniczym i zapisaa si na Uniwersytet. Tego nikt nie mg przewidzie. Na darmo zatrzymywa j Badeek w dzie odjazdu. - A kto mi bdzie gotowa, kto pra, kto wykrawa zelwki do kamaszy w czasie pisania wierszy? Jestem nieszczliwie zakochany i naley mi si chyba jaka opieka? - Jad do odzi, na studia - odpowiedziaa Helenka i tyle j widziano. Przez pi lat szewc napisa tylko dziesi nowych wierszy. Akurat tyle, ile straci paluchw. Po jednym wierszu na jeden zasrany paluch. Mao. Ale przecie sam musia sobie gotowa, sam pra, sam pali w piecu i sam pociesza w smutkach. Skd byo bra czas? Nie zapamita te pr roku. Te przeminy niepostrzeenie, bez adnych zachwyce. Bez tych zwykych kiedy cini garda, zapatrze w mg ponocn i ez lizgajcych si po kapocie. Tak mogo % do koca wiata, ale na szczcie nie byo. Rwno w pi lat od zakochania do warsztatu znw wesza nauczycielka. Bya pikna, szczupa i pachnca - jak zawsze. Jej oczy pony. Za chwil odezwaa si gosem Helenki Badekowej: -To ja, ukochany - twoja ona Helenka. Wrciam na zawsze do omiskiego przysika. Wa rwno pidziesit trzy kilogramy, w torebce mam dyplom ukoczenia studiw, bd uczy matematyki w szkole w aznowie. Od tego dnia ycie szewca wrcio do normy. Kadej nocy kocha si z nauczycielk, kadego dnia naprawia buty.

A wiersze? Komu wiersz potrzebny w wiecie? Ten idiota to poeta. Kopnij w tyek Boe dzieci" Niech si zesra wierszokleta. Lub Komu wiersz potrzebny w wiecie Ten idiota to poeta Kopnij w dup Boe dzieci" Niech zna miar wierszokleta. Lub jeszcze inaczej.

PIORUN czyli podziemne ycie Wadysawa Lubickiego To nie bya zwyka burza. Zgodno w tej sprawie Glinnik uzyska ju drugiego dnia po wypadku. Zwyke burze maj serce. Zapowiadaj si jaskkami spadajcymi do staww, niebem zacignitym od brzegu do brzegu, czy przynajmniej wiatrem kadcym pszenice, jeeli akurat rzdzi lato. Przy takim obrocie spraw czowiek ma troch czasu, eby przestawi dusz na smutki, usi w jakim pierdolonym kcie i umrze na chwil. W Glinniku wszystko przebiegao odwrotnie, i to nie tylko w sprawie burz. Ludzie przybyli w to miejsce z innego koca wiata. W tamtym innym kocu wiata rozebrano ich domy, posiano beton i puszczono samoloty na niebo. Radzi nie radzi - zapadli wraz z przychwkiem w to gupie miejsce, pooone w poowie drogi midzy ominami a Smykowem, o krok od dworusw z dawnego majtku. Nie byo tu adnej zgody na nic zastanego. Osadzeni w Glinniku nosili wyej gowy, siali lewymi domi, nie dotykali pospolitych kobiet, a ich Matki Boskie malowano janiej i wyraniej. Za to w uporze byli ciemni jak mao ktra noc. Nic dziwnego, e wkrtce przymusili do swojego porzdku nawet tak niezalene byty jak: ptaki przelotne, kundle polne i wiosenne deszcze. Tylko z burzami im nie wychodzio. Te miay si i bezczelno. Mruczay po swojemu, mieszay powietrze, gromiy jak chciay. Tak byo a do tego maja, w ktrym Lubicki pojecha pod Smykw, eby zapa burz, wcisn jej kiezno do pyska, przygi ba, schowa do baki od mleka, powie do obejcia i pokaza dzieciakom. Taki by plan, ale burza nie poznaa si na jego powadze. Pioruny zabray si za Lubickiego, jego wz i par gniadych ju od chwili wyjazdu na drog za Glinnikiem. Na chopin zwalio si cae niebo. Jasnoci, ktra si wtedy otworzya nie udao si z niczym porwna. Wystarczy powiedzie, e ludzie zobaczyli wtedy wasne kiszki, yy i koci, a kto sta przy cianie, zostawi na niej na zawsze zdjcie swojego kociotrupa. Tymczasem Lubicki, jak to ciemny chop, wymachiwa ogowiem z kieznem, rozpuszcza przeklestwa w powietrzu, strzela z bata, przyzywa burz do posuszestwa. A jebn piorun w sam rodek ba i niebo umilko w jednej chwili. Wtedy narodzia si cisza. I ta bya inna od cisz znanych do tej pory. Ludzie usyszeli najpierw szum wasnej krwi, a potem szelest zb z miejsc narodzenia. Zaczadzenie nie trwao dugo. Minut, moe dwie. Na szczcie, bo trzeba byo ratowa Lubickiego. Zrobili to po swojemu, jak wszystko inne dookoa. Zakopali chopin w ziemi, eby ta wycigna elektryczno i przywrcia ycie w gupim. Zaczo si czekanie. Czekali wesp: Lubicki w ziemi, a na niej - onisko, dzieciarnia, dla ktrej mia by przywieziony piorun w bace od mleka, ssiedzi, ich dzieci i zwierzta... Moe lepiej byo napisa, e czekali wszyscy, bo te - czekali. A po trzech godzinach gupi otworzy oczy.

- Zapaem skurwysyna? - zapyta. - Nie zapae, Wadziu. To on, ten skurwysyn zapa ciebie - odpowiedziaa Lubicka. Tak zakoczya si rozmowa. Zaraz po niej zabrali si do odkopywania swojaka. Rozruszyli ziemi motykami, chwycili za rce i nogi, pocignli, wydobyli na powierzchni. Ledwo to uczynili, Lubicki na nowo przesta oddycha. Oczy mu zaszy bon, ciao si wypryo i umar nim zdyli zrozumie, w czym jest bd. Szybko wykopali nowy d. Ju nie dbali o delikatno. Wrzucili umarlaka jak worek kartofli, przysypali ziemi, usiedli do czekania. Po trzech godzinach gupi po raz drugi otworzy oczy. - To jak, yj ju czy jeszcze nie? - zapyta w pierwszych sowach. -A bo to wiadomo... - odpowiedzieli chrem i znw zabrali si do odkopywania. Gwniana to bya robota, bo wszystko si powtrzyo jak ostatnim razem. Ledwo wycignli gupiego z ziemi, a ju nieywe zamkno mu lepia i wypryo czonki w tym jeden wstydliwy. Co byo robi. Wykopali trzeci d, wrzucili Lubickiego, uklepali ziemi jak na mogile i poszli na podwieczorek. Tym razem oy dopiero nad ranem. Przeraliwym gosem przyzwa wspplemiecw. Kiedy si zebrali, wygosi owiadczenie: - Ja, Wadysaw Lubicki, syn Mariana i Franciszki z domu Pcherz, owiadczam, e zrozumiaem. Wyglda na to, e Pan Bg odwrci we mnie porzdek. Tam gdzie yj ywi, czyli na ziemi - ja jestem trup. A tam gdzie le zmarli, czyli w ziemi -ja jestem ywy czowiek. To dobra kara za moj gupot. Niby chciaem zapa piorun do baki od mleka, ale tak naprawd - chciaem zaj nie swoje miejsce. No to mam teraz, co mi przynalene. Niech tak bdzie, pki nie zmieni si wyroki. Amen. Lubickiemu atwo byo mwi. Powiedzia i tyle. A Glirmik? Przecie caa osada musiaa co z tym zrobi. Wic poszli po rozumy do gw, uzbierali z tych osobnych wysikw jak wiksz myl i wzili si do kopania odwrconej chaupy. Taka im wysza mdro z tych malekich gupotek: - Jak musi y w ziemi, to niech sobie yje. Urzdzimy mu tam odwrcon chaup - kominem do pieka. A reszt niech ju sobie sam urzdza... Jak postanowili tak zrobili, ale nie poszo to atwo. Cigle co dorzuca Lubicki, posyajc umylnych na pole za stodo (tam mu kopali chaup). - Izba ma by dymna, oknami na wschd! -wrzeszczaa drobnica posyana z podwrka do kopaczy. -Rzeczk trzeba mu wpuci na obieg podwrka i jakie budki ulepi dla kretw! Za tydzie wszystko byo gotowe - chaupa, podwrko, faszynowe potki, dwa stajka ziemi pod kartofle, niewielka rzeczka oraz kapliczka do wymodlenia odpuszcze. Teraz wystarczyo podkopa Lubickiego od spodu, spuci go w korytarz pod podwrkiem. Tak uczynili, a potem zmczeni wrcili do rodzin. W niedziel doszy ich podziemne piewy, a po nich gos umarlaka domagajcy si nowych usug. - Spuci mi tu konia, pug, bron, obrok, siano, ziarno siewne i cztery metry sadzeniakw. I t przysug wykonali bez narzeka. Wkrtce ziemia pod ziemi zadudnia. To Lubicki ora przedpiekle. Sycha byo przeklestwa miotane w zad gniadego i sypanie ziarna. Tego lata rodzina umarlaka miaa dwa niwa - wszystkie udane i obfite. Nic dziwnego, e w por jesiennych orek, orao ju pod ziemi dwunastu oraczy. Pozazdrocili Lubickiemu szczcia, wic opucili w przedpiekle zwierzta i poow dobytkw. Podzielili si na p, by wiosn si podwjnie pomnoy. Tsknie te spogldali w niebo, trzymajc na podordziu wiele baniek od mleka. Widziao si przy burzy, jak ten czy tamten biega po polach, podstawiajc gupi eb pod Boskie wyroki.

LIPA WISIELCW czyli nieudana jesie w Smykowie

Jak kadego roku Smykw czeka na jesie. Nie mg czeka na nic waniejszego, bo by wsi gwnian. Mia cztery chaupy wcinite w piach, lichy grunt dookoa, par drzew pokracznych i drog wiodc do wiata. Droga bya sabo wyjedona, bo nikomu nie chciao si std rusza. No, chyba e na zawsze... W Smykowie rzadko syszao si krzyk narodzonego, bowiem yjce tu kobiety byy wysuszone i niechtne. Do tego bieda miaa swoje kalkulacje. Dziecko trzeba byo karmi, ubiera, wyjania mu sprawy, posya do szk, skd ju nie wracao, bo niby po co? Zreszt rodzili si tu tylko zodzieje i raz na jaki czas - poeta, ktry potem opisywa miejsce urodzenia jako ziemi ciemn i zasran. Po co to komu? Na jesie czekao si tu od zawsze, to znaczy od tej pory, kiedy lipa wisielcw udwigna pierwszego, ktry j sobie wybra. Lip posadzi Antoni Kaczuba. W swoim czasie wcisn drzewko w ziemi z gniewem, miotajc przeklestwa i wypraszajc mier. Wic urosa lipka posusznie, szubienicznie, jedn gazi na bok. Ale nie usuya Antoniemu. Biedak zagin gdzie w wiecie. Przez jaki czas czekali ludzie na jego powrt, a zapomnieli, na kogo czekaj. Od tej pory wygldali ju tylko jesieni. Tego roku przysza o dzie wczeniej. Jzef Kaczuba, prawnuk Antoniego, zobaczy j przez okno i zaraz pod sercem zalga mu si rozpacz. Ta oznaka bya nieomylna. Nazywaa jesie trafniej, ni njmglejsze mgy i najdymniejsze dymy rozwleczone nad kartofliskami. Ta rozpacz bya jesienna. Jzef pozna j po radoci, jak przyniosa, oraz po tym, e narodzona sprzeczno za chwil umara. Zostao po niej zmieszanie jednego z drugim, majce potrwa a do zimy. Tymczasem jesie zabraa si za lip wisielcw, bo to bya jej najwaniejsza sprawa w Smykowie. Zawina si wiatrem nad gaziami, polunia drzewne uciski, zmiota licie, okadzia dymem od pola i poleciaa do innych wsi. Kaczuba mia ju swoje obliczenia. Nie na darmo zamcza si przy konopiach. To dawao rozum. W dniu zobaczenia jesieni ogoli si starannie, przywdzia kocielne ubranie, przysiad pod lip i przerachowa jeszcze raz. -Listonosz Wiktoreczek. Ten przyjdzie na pewno. Niby po co najeda ksidza, wyprasza przysigi, e jest ycie po tamtej stronie? Zasraniec. Jest czy nie ma, i tak przyjdzie listonosz, bo go nieywe przymusi. Nieywe nie jest gupie. Niby gupsze od ywego, ale jak ju raz wejdzie w czowieka... Przyjdzie Wiktoreczek, a moe nawet przyjedzie na tym adnym rowerze. Dugie chopisko, patykowate. Wystarczy kamie pod nogi. A swoj drog, po co chcia wiedzie do przodu? Gupota jaka. Powiesi si, to zobaczy. Drugi bdzie Heniek Opasw z Wilkucic. Przyjdzie od zachodniej strony, od Olszowy. Zmarnowane ycie... Co innego ni listonosz. Zabiy go kopalnie na lsku. Zapaskudziy puca, podziurawiy koci i gow. Po kopalni nie umia ju wygodzi babie, bo mu oddechu brakowao. To posza do innych chopw, zamraczajc ich wdk za pienidze z Hekowego nieszczcia. A przeszy pienidze i przesza uroda. Babie zostao kurewstwo, a Hekowi sznur od Kaczuby. Ju by si nawet powiesi nieraz, ale le wylicza drog. Oddech koczy mu si pod Olszow, wic zawraca do Wilkucic i czeka na nastpn jesie. Ostatniej doszed prawie na skraj Smykowa, ale go zawrciy bociany, znaczce odlotem koniec pory wisielcw. Kto trzeci? Moe Kaziu Kufel spod Bukowa?... Najpewniej. Tego bdzie szkoda specjalnie, bo razem z nim odejdzie najlepsze rzemioso w okolicy. Jeszcze si nie zdarzy motor ani rower, ktremu by Kufel nie zaradzi. Niech bdzie zepsute, co chce - dynamo, karter od silnika, kierownik albo suport od pedaa Kaziu naprawi za psi grosz. Listonoszowi tak wymalowa rower, e na jeden sezon zapomnia o wieszaniu (listonosz). Lakier wypali w piecu i jeszcze nadmuchn mgieki z rnych kolorw. Szkoda bdzie Kufla, bo zabierze do ziemi dobre rzemioso, a razem z nim tajemnic zdejmowania trucizny z denatury.

Na ten dzie Kaczuba zakoczy rachunki i poszed paka. Mia mikkie serce, wic wypakiwa si na zapas, eby nie rani swoj aoci samobjcw. Potrzebne im to? Nie do maj wasnych smutkw? To prawda, korzysta z lipy pradziada ile si dao. By powronikiem, doradc na ostatniej drodze, ale przecie - nie katem. Dobiera najlepsze sznury, podpowiada jak uoy pacierz przy szarpniciu, jak napisa list do rodziny, a nawet czasem sam prowadzi rk mniej gramotnym. Wszystko po to, eby uly zasracom. Nie inaczej. Przy okazji bywa te spowiednikiem i troch ksidzem, bo szepta to czy tamto po ksiowsku, zamykajc oczy umarlakom. Nauczy si tego sam, bez nikogo, tak jak wielu innych rzeczy w yciu. A e nie odradza wieszania? Nie odradza, to prawda. Ale przecie zna kadego czowieka ze swojej lipy, wic zna te kad przyczyn. Wszystkie byy miertelne, wic po co odradza? No, moe tylko po to, eby zasuy przed Panem Bogiem, przypodchlebi si troch, eby uly sobie w swoj wasn godzin. Ale czy to rozumne? Czy Pan Bg da si oszuka gupiemu Kaczubie? Z takimi wtpliwociami zasmarkany Kaczuba pooy si spa. Sen przyszed szybko. Podobnie szybko przyszo przebudzenie. Po szeciu godzinach cmoka. Zejcia mgy doczeka Kaczuba ju na dobre przysposobiony do miertelnej roboty. Siedzia na awce pod oknami chaupy, trzyma przy nogach wiklinowe kosze, a w nich powrozy na kad okazj. Mia na sobie dobre ubranie, ale nie witeczne, tylko codzienne, z kieszeniami. Trzyma w nich same przydatne rzeczy: w jednej kozik dobrze naostrzony, w drugiej ksieczk do naboestw, w trzeciej drobne pienidze do wydawania z grubszych (po trzy razy sprawdzali zasrace czy ich Kaczuba nie oszuka), w czwartej papierosy dwch gatunkw i zapaki do przypalania. Czeka, ale nie za dugo. Ledwo uwyrania si droga odchodzca od Glinnika, a ju na jej kocu zobaczy czowieka. Przymruy oczy eby przypatrze si dokadnie i w tej samej chwili przerazi si miertelnie. Nadchodzcym nie by ani Wiktoreczek z Popielaw, ani Opas z Wilkucic, ani Kufel spod Bukowa. Nie to jednak przerazio Kaczub. Nawet do gupiego Smykowa czasem kto nadchodzi. Ten jednak nadchodzi do lipy, do wieszania. Najwyraniej. Pozna to mona byo po wszystkim, po czym si poznaje: pochyleniu gowy, stawianiu ng, patrzeniu jak najbliej siebie, eby dopiero na chwil przed mierci spostrzec trujce drzewo. Tak nadchodzi obcy. W poowie drogi do Glinnika, mona ju byo zobaczy to czy tamto. Mczyzna mia jakie trzydzieci lat, by delikatnej budowy i sabego zdrowia. To drugie rozpozna Kaczuba po krtkim oddechu (bya ju ta pora, kiedy oddech mgli si w powietrzu). Mia na sobie ciemny garnitur, a na nim jasne paletko. W rku trzyma walizeczk. Ukrywa chyba w niej wane rzeczy, bo ciska rczk a do biaoci. Walizka bya z dobrej skry, podobnie jak buty, ktrymi podnosi kurz z drogi. Szed, szed, a na koniec doszed, postawi walizk i nie patrzc w oczy Kaczuby odezwa si grzecznie. - Dzie dobry, panie Jzefie. Tak zacza si rozmowa, ktra miaa potrwa tydzie i niewiele zmieni w yciu Jzefa Kaczuby. - Dzie dobry. A skd zna moje imi? Przecie obcy. - Ja te Jzef. Rozpytywaem... - To mwi mu Jzef, czy pan Jzef? O co rozpytywa? - Jzef. Po imieniu, jak modszemu. Nie mam jeszcze trzydziestki. O lip. - To znaczy, w sprawie wieszania ta wyprawa? - Jeeli pan pozwoli. - Ja? A co ja mam do pozwalania? Drzewo tu nawet waniejsze ode mnie. Ja tylko dodatek do drzewa... - Dodatek do drzewa? Piknie powiedziane. Soczycie i poetycko. - Pan specjalista od sw? - W jakim sensie... ale po imieniu miao by. -Teraz to ja si nie odwa. Pan mocny w sowie, a ja szanuj mocnych i nie jest wane, w czym ta moc

umieszczona. Tu nastpio pierwsze milczenie. Obcemu zaszkliy si oczy. Sign po walizeczk, podszed do drzwi, usiad na progu, pooy walizeczk na kolanach i otworzy. W rodku nie pokazaa si adna z wanych rzeczy, ktrych nadomyla si Kaczuba prowadzc przybysza wzrokiem. Nie byo tam ani koszuli, ani spodni, ani chusteczki, ani witych obrazkw. Na pciennej wykadzinie leaa niewielka, chuda, blada ksiczyna. Bystre oko Kaczuby dostrzego tytu: Droga do...". Milczenie potrwao jeszcze przez chwil. Kiedy mina, obcy odezwa si niepenym gosem: - Ca moj moc pogrzebaem w tym dzieku. Mona powiedzie, e ta ksieczka jest moj trumn. Odkd j napisaem, a potem wydrukowaem - nie potrafi ju niczego. Literalnie niczego. - Literalnie, to znaczy jak? - Dosownie. To znaczy - nie cakiem dosownie. Robi oczywicie to, co utrzymuje mnie przy yciu. Jem, pij, chodz... ale nic wicej. Wegetacja. Nawet zdolno posiadania kobiet zatraciem. No, wie pan... impotencja. - Wiedzie to nie wiem, ale rne rzeczy si syszao... -No wanie... -A ta droga do" to waciwie dokd droga? -Czy ja wiem,.. - To znaczy, dokd? - Na razie doprowadzia mnie tu, do tej pana szubienicznej lipy. Przedkres... przystanek przed niewiadomym. Wanie - droga do"... Dokd. -A pisa dalej pan nie prbowa? - Czy pan guchy, czy idiota?! No przecie to jest cay powd! Od jakiego czasu prbuj to panu wytumaczy. Powiesiem si na tej pana pierdolonej lipie, bo nie umiem napisa drugiej ksiki! -Wolnego! Smarkaczu. Jeszcze si nie powiesie i moe nie powiesisz - bo zabroni! Nikomu nigdy -jak Boga kochani - nie zastawiem drogi do mojej lipy. Nikomu! Ale ju czuj, e ty bdziesz pierwszy! Przeprasza mi tu zaraz, bo postronkiem grzbiet wygarbuj! - Przepraszam. - Przepraszam panie Jzefie... - Przepraszam... panie Jzefie. -No, tak ju lepiej... Nie trzeba si unosi nawet w godzin mierci. A z t twoj ksik to moe jest tak, e napisae wszystko, co najlepsze, lepszego nie bdzie, to po co pisa dalej? Ju napisane. Pan Bg na ten przykad, stworzy wiat najlepiej i ju nie prbuje wicej. Stworzone. No, wprawdzie sparszywiao przez te lata od stworzenia, ale na pocztku byo doskonae. Zreszt z tym pisaniem... Sowo zapisane i... martwe od razu. up na papier i...niczyje. Trup. Gwno warte takie sowo. Jak mwisz sowo, to ono idzie po powietrzu, trzyma si bo ma czego, yje, opija si wilgoci, matowieje, albo przesycha w socu, dwiczy... A po mgle jak idzie... Jak zoto, jak srebro, jak szko. A nocne sowo, przed burz, pod lasem... Powiesz, biegnie, odbija si, wraca. yje. A sowo odpowiedziane? Pikne sowo, bo midzyludzkie. Wraca do ciebie przemienione. Wiem, co mwi, bo pomijajc wisielcw nikt tu ze mn nie gada. A kiedy... gadao si. Takie sowo... rozmowne, to prawdziwy skarb... Kaczuba zawiesi gos i tak ju zostao. Przysza chwila drugiego milczenia. Ta bya dusza od pierwszej, bo trwaa rwno godzin. Milczenie te byo innego gatunku. Lepszego. Czuo si jego wzrastajc si, nasycanie si czym tkliwym i budzcym nadziej. Wkrtce rozmowa wrcia tak jak odesza - ustami Kaczuby. - A w miejscu skd przychodzisz nie miae drzew? Trzeba byo a tu, do mnie? Ja wiem, moja lipa dobra, mdrze rosnca, ale eby tyle drogi... Skd? - Z miasta odzi. - Z miasta odzi? Kawaek drogi... - Mamy drzewa. To znaczy - s drzewa, ale ja adnego poczucia przynalenoci do tych drzew - nie

miaem. Zreszt nie tylko do nich. To jest kolejny powd z rzdu powodw miertelnych. Alienacja.,, no, wyobcowanie. A ta paska lipa... Ja ju nawet teraz wiem, e ona bardziej moja ni te wszystkie miejskie szubienice. - No, teraz to powiedziae naprawd piknie. Jak prawdziwy pisarz. Piknie i mdrze. Tak wanie jest z rzeczami w wiecie. One s najpierw wszystkich, a potem... niczyje. Posuszniej dopiero w obliczu c z e g o . Na przykad mierci - tak jak w twoim przypadku, albo na przykad... samotnoci, czy tej tam... mioci. Wtedy staj si twoje albo moje. Powiesz: moje drzewo". Gwno twoje. Umare, a ono stoi. Czyje jest wtedy? Dalej twoje, kiedy ty ju pomieszany z ziemi? Do drzewka trzeba si doda yciem, albo odj si od niego. I tu ju przybliamy si do najwikszej wanoci pord wszystkich wanoci wiata. Siebie naley zobaczy jako cz przynalen, a nie cao oddzielon. Napiszesz wtedy ksik z soku brzozowego, ze szreni przyziemnej, z towego dymu. Z wszystkiego. Tak mi si zdaje... Po tych sowach Kaczuby zapado trzecie milczenie. To byo najdusze. Dotrwao z milczcymi a do zmierzchu. Potem - dalej bez sowa - poszli spa. Kaczuba odstpi obcemu swoje ko, sam za pooy si na kozetce. Nie zapomnia o modlitwie. Odmwi j w mylach, proszc kogo si tylko dao o odpuszczenie grzechu pychy. Nastpny dzie otworzy si jak kartka, w jakiej bd ksice. Kaczuba nie obudzi si o sidmej rano, ale dwie godziny pniej. Pierwszym, co uczyni, byo pospieszne spojrzenie na ko i po odkryciu nieobecnoci pisarza - zamknicie oczu. Otworzy je dopiero po podejciu do okna. Nie spenio si przewidywanie. Na lipie nikt nie wisia. Kaczuba zobaczy zwyczajny dzie i zwyczajnego czowieka, dotykajcego drzewa jak drzewa - nie jak szubienicy. Odetchn z ulg. Wkrtce usiedli do niadania, zjedli jajecznic, popili herbat z cukrem, przegryli pszenn buk z masem. Nie rozmawiali. Na rozmow mia przyj czas pniej. Kiedy nadszed, zasiedli do niej tak, jak poprzedniego dnia - kady na swoim miejscu. Pierwszy odezwa si Kaczuba. -A tak ksik to jako specjalnie si pisze? -W jakim sensie? -W kadym... Czy mona zwyczajnie, z marszu, z drogi od innej roboty, czy raczej witecznie, po nastrojeniu si? Drewno jak rbi na przykad, to zwyczajnie, bez specjalnego namysu, a nawet bezmylnie. Nieuwanie. A ju z wypiekaniem chleba inna robota, bardziej witeczna... Pamita si oranie, sianie, dogldanie, wyczekiwanie, zbieranie, mielenie. Pamita si i std witeczno takiej pracy. Z drewnem inaczej. Czowiek nie wiadkowa wszystkiemu... - Czyja wiem... Raczej tak jak z chlebem. -A rzemioso? - To znaczy? - To znaczy, to znaczy... Normalnie znaczy. Kade rzemioso ma swoje narzdzia, swj porzdek, swj plan... - No tak. Plan jest potrzebny. To si nazywa struktura, taki schemat z pocztkiem, rozwiniciem, rodkiem i zakoczeniem. Jeszcze kulminacja jest po drodze. -A ta... kulminacja? - To jest takie miejsce w ksice, do ktrego zmierzaj wszystkie wydarzenia. Pyn sobie strumykami, niespiesznie, leniwie, zabieraj z brzegu to, na co natrafi, wzbieraj w rzek, ta si rozpdza... To co takiego jak prg wodospadu. Potem ju tylko woda spada w d i... koniec ksiki. -A nie moe by innego planu? Ozimin sieje si jesieni, jare zboa wiosn, a zbiera si w t sama por. To samo, ale wedug rnych planw. -Panie Kaczuba, struktura to struktura. Co ja tu mog? - No dobrze. Niech tak na razie zostanie. Ale odpowiedz mi na pytanie, czy drzewo ma struktur? - Ma, bez wtpienia, - Czy to jest dobra struktura? -No... chyba tak. - To ja ci powiem. Nie chyba", ale na pewno. Drzewo stoi i stoi. Deszcz sieka, a ono stoi, wiatr miota, a

ono stoi, czowiek si powiesi - ono stoi. Mwi dalej? - Mwi, mwi. To bardzo ciekawe. - Drzewo ma pod ziemi ociupink siebie samego. Reszta nad ziemi. Tyle ciaru, tyle mocy wobec tej ociupinki. I co? I nic. Stoi sobie. Gdzie w nim pocztek, rozwinicie, rodek, kulminacja, zakoczenie? Ten pocztek i koniec to jeszcze by si znalazo, ale kulminacja? Sam widzisz, e struktura dobra, chocia inaczej zaplanowana ni w ksice. Ja bym ksik pisa na obraz i podobiestwo drzewa. Inaczej lipow, inaczej brzozow, strzeliciej i bielej, inaczej... powiedzmy... dbow. - No dobrze... Zgoda. Jak drzewa. Nawet mi si to podoba... inaczej db, inaczej brzoza... - Bielej i strzeliciej, a db rozoony szerokuko... - No dobrze, to ju zrozumiaem. A bohaterowie, yciorysy, losy? - Ludzkie losy? - Ludzkie oczywicie. - Ludzkie losy to le na podordziu. A bo to Pan Bg nie najlepszy pisarz? Ludzkie losy... Peno ich dookoa. Wystarczy patrze i sucha. Patrzysz troch? - Tak mi si wydaje... -Tak ci si wydaje... No, jeeli tak ci si wydaje, to ja rozumiem... e nie patrzysz. - Moe niezbyt uwanie. -A suchasz przynajmniej? Kaczuba spojrza w oczy pisarza. Trzyma spojrzenie tak dugo, pki nie zobaczy tej uwanoci, od ktrej zaczyna si rozmowy najserdeczniejsze. Wtedy zacz opowiada o Wiktoreczku, Opasie, Kuflu, ojcu, matce, sobie samym i innych - yjcych, nieyjcych, mdrych, gupich, dobrych, zych i bylejakich. Opowiada przez pi kolejnych dni, robic zwyke przerwy najedzenie, spanie i zaatwianie drobnych spraw. Pisarz sucha, zapisywa i zadawa pytania. Sidmego dnia wsta z progu chaupy Jzefa Kaczuby, podzikowa grzecznie, poegna si i poszed w powrotn drog, nie ogldajc si nawet na szubieniczn lip. Wkrtce napisa pikn ksik, zbudowan tak harmonijnie jak najlepsze drzewo. Przysa j do Smykowa poczt. Nim ksika dotara do Kaczuby, jesie przesza bez wisielcw. Nie wiadomo dlaczego. LANDRYNKA czyli historia niezniszczalnych trzewikw Landrynki stay na stole w widocznym miejscu. Zamknite w blaszanym pudeku, czekay na chwil koczc dugi cig zdarze. Za kadym razem ten sam. Pudeko miecio kilogram landrynek w kilku kolorach i smakach. Najtrudniej byo trafi na bia, migdaow, wic kiedy to si zdarzao, informacja wraz z nazwiskiem szczliwca obiegaa ca wie. St, z nim landrynki i cae pomieszczenie naleay do szewca Badeka, za cig zdarze uwieczony otwarciem pudeka i uroczystym poczstunkiem (prosz bra, nie krpowa si, jedna landrynka za drog do szewca, druga na szczliwy powrt") wyglda tak: Inny szewc w innej wsi lub miecie wyrabia trzewiki, te trafiay na rynek w Ujedzie, przyjeda na targ kto z pienidzmi na buty i patykiem na miar, mierzy, kupowa, wiz kamasze do domu, zakada na nog szczliwca, chodziy buty do szkoy, do kocioa, do sklepu, chodziy buty ostronie, najostroniej, a cieraa si zelwka i trudna rada -jechay buty w ciemnicy toczka na wozie konnym lub w wietle krajobrazw, zwisajc z kierownicy roweru i dziwic si, e wiat taki wielki -jechay buty do szewca Badeka. Szewc robi, co potrzeba i nie ma co opisywa napraw, bo rozmaito zepsu mnoya je do liczby niepojtej. Co innego czyniy z butami stopy mskie, co innego kobiece i dziecice. Innym zdarciem odznacza si na zelwce asfalt ni koci eb czy polna koleina.

Szewc oczywicie potrafi opowiedzie los buta przywiezionego do naprawy, ale nie zawsze mu si chciao. W to miejsce wola ponarzeka na z jako skry, ktra si braa ze zego ustroju, bo ten nie dba o diet dla wi (jeeli o skrze wiskiej mowa). Drog od zego ustroju do marnej wiskiej skry potrafi przej w dwch zdaniach, w ktrych zawsze padao sowo dialektyka, bo szewc mia radio, a: na co si zawsze je ma". Niestety, radio Badeka nie potrafio zapa Wolnej Europy. Ale wracajmy do landrynek stojcych na ceracie w motylki, ustawionych w takim miejscu, e byy pierwszym, co zauwaao si zaraz po otwarciu drzwi do warsztatu. (Miejsce szewc znalaz dowiadczalnie, przestawiajc pudeko tysic razy, a potem obserwujc spojrzenia wchodzcych). Te landrynki - sodkie, owocowe, zamknite w okrgym pudeku, zrcznie ustawione na stole w warsztacie szewca Badeka - te landrynki byy nieludzkie. O tym, co mogo znaczy takie sowo odniesione do landrynek, a potem przemienione w ludzki los, przekona si w szesnastym roku ycia syn szewca Tadzik Badeek. Przedtem jednak, jeszcze jako czowiek wolny od trudnych dowiadcze - nawymdrza si do syta: - Landrynki jak landrynki. Tak jak psie gwno to psie gwno, a nie co innego. To samo, co od, kasztan, czy gruda ziemi. Kto umie patrze to zobaczy... Prawd mwi... jak Boga kocham... Tadzikowi atwo byo mwi, bo nie lubi sodyczy, a i u Pana Boga wkurzao go par spraw. Na przykad to, e prawdopodobnie wiedzia o kieszonkowej przyjemnoci Tadzika polegajcej na trzymaniu ptaka w garci. W kieszeni bya dziura, ptak si w ni zaplta i to wszystko. Osobista sprawa, w adnym razie do podgldania z gry. Tamten patrzy sobie, kiedy tylko mia yczenie. Czy to sprawiedliwe? - wity powinien zej midzy ludzi, eby zasmakowa ich chleba - myla Tadzik metaforycznie, ale nie mwi gono, eby bro Boe nie obrazi Rocha z kapliczki przy czerzynkach. -Durny jeste Tadzik jak wszystkie buty twojego ojca i do tego mczysz ptaka wyciskaniem z niego sokw - myla wity Roch popatrujc na poddany mu aznw, Tadzika Badeka i reszt gupiego wiata. Wkrtce w ycie Tadzika wdaro si pierwsze trudne dowiadczenie, po nim przyszo nastpne i jeszcze jedno. Wszystkie miay piegowat twarz, krzywe nogi i wielki tyek Tereski Rzepeckiej. Syn szewca zakocha si w niej jak kady, ale doszed ze swoj mioci dalej od innych. Stao si tak za spraw kieszeni, ktra nie daa rady pomieci mioci Tadzika oraz yczenia Tereski wyraonego w sowach: - Dam ci Tadziu porucha, ale za landrynk bia jak nieg, t najsodsz, migdaow, o ktrej gadaj po nocach wite obrazy w sypialniach naszych babek. Po tych piknych sowach Tereska posza na siano, eby si odda czterem braciom Lubickim za sodycz mniejsz od wiartki landrynki szewca Badeka. Nawet nie poczua, e yczenie wyraone wobec Tadzia byo wierszem bielszym od bieli landrynki, ktrej dotyczyo, za ona sama - pierwsz poetk w aznowie. Pierwsz i ostatni, bo za rok od tej wanej chwili, mia j rozerwa ogier podczas prby mioci jakiej przed Teresk nie odwaya si podj adna kobieta w okolicy. Ogier poszed na rze do wsi Ka, przemienionej przez mieszkacw na Kalinw w dniu wyjazdu ostatniego yda. Stao si to w szedziesitym szstym, a ju w rok pniej przyszed list z Hebronu: Niech gwno z wami zostanie na wieki wiekw amen, czego wam yczy jeszcze bogatszy Srul Lewkowicz". Czy tego chcia czy nie, yd Lewkowicz poczy w jedno histori landrynek z ogierem gwacicielem kobiet, Teresk Rzepeck, Tadzikiem Badekiem i jego ojcem Jzefem. W jaki sposb? W taki, e to wanie w jego toczarni oleju w Kale, po raz pierwszy w yciu may Jzio zobaczy pudeko landrynek. Potem zatskni za nim tak mocno, e donis tsknot do dorosego ycia i zamieni na wasne pudeko. Teraz, kiedy to ju wiemy, moemy spokojnie wraca do aznowa, do dnia, ktry Teresk Rzepeck uczyni poetk a Tadzia Badeka zakochanym gupkiem Tadzik przyj zamwienie na landrynk, a nawet powikszy je o naddatek wyniky z dobrego serca i naiwnoci. Postanowi, e podaruje Teresce nie jedn a siedem landrynek (niech ma na kady dzie tygodnia"), za ruchania wemie za jedn.

- Tak zrobi - pomyla, a potem jak pomyla - tak uczyni. Poszed do warsztatu ojca, otworzy drzwi, zobaczy pudeko stojce na stole w miejscu wyznaczonym przez lata prb, podszed do niego, wycign rk i zamiast pudeka otworzy ze zdumienia gb. Zosta tak na par dobrych chwil - roztrzsiony, toczcy lin z ust - pki szewc Badeek nie odczy pudeka od prdu i nie odezwa si w te sowa: - To nie s zwyczajne cukierki do ciukania, tylko landrynki z fabryki w elechlinku, suce wanej sprawie, bo szewskiemu rzemiosu. Te cukierki s w moim yciu tym samym, co wykrawanie zelwek, nabijanie szpilek, formowanie cholewek i kada inna naprawa. W drodze od przyjazdu zepsutych trzewikw ze wiata, do zapaty za reperacj, s etapem tak doniosym jak narodziny czowieka, dorastanie w yciu, staro, a potem mier. S drobin cyklu tak odwiecznego (tu szewc poniesiony fal wzruszenia troch przesadzi) jak odwieczne postpowanie godzin, dni, tygodni, miesicy, pr roku. Rozumiesz teraz, e tak opisane przeze mnie jak je opisaem, s moje landrynki wite na rwni z Rochow kapliczk i obrazem Matki Boskiej Przenajwitszej Pomocy. Czy wolno zatem wyciga po nie ap w sprawie ruchania Tereski Rzepeckiej? Nie wolno! Chcesz mie landrynk? Twoje prawo takie jak wszystkich. Po tych sowach szewc sign rk do szczeliny midzy szaf na kopyta, a graniastym warsztacikiem i wydoby z niej par trzewikw, ju na pierwszy rzut oka odrniajc si od innych. To byy buty nadzwyczajne, zasugujce na to nazwanie wszystkim, z czego je uczyniono: skr licow (gsta, tusta, mocno garbowana), gruboci szwu (woskowana na gorco, potrjnie pleciona dratwa) i zelwk (jedna warstwa woowej i dwie warstwy wiskiej soniny). Badeek podnis je do gry, obejrza pod wiato, a potem poda synowi opatrzywszy sowem: -To s nowe buty. Zrobiem je dla ciebie najlepiej jak umiaem. Wzuj je, no je, zedrzyj, zepsuj, przynie do naprawy, naprawimy, dam landrynk, pjdziesz, zaniesiesz Teresce, poruchasz sobie pierwszy raz w yciu, poznasz, e to nic nie warte. Ju w chwil po tej rozmowie Tadzik Badeek szura podeszwami po aznowskich kocich bach, by zetrze zelwk na proch. Jeszcze tego samego dnia przemierzy dwadziecia pi kilometrw po asfalcie, szutrze, tuczniu, kolejowych podkadach, bocie, betonie, lepiku, smole, gsim pierzu i ajnie, gnojwce, tuczonym szkle, oleju, kwasie bornym, superfosfacie, polifosce i saletrze amonowej. Wszystko na darmo. Bury wyglday tak, jak w chwili darowania ich synowi przez szewca Badeka. Byy nietknite. Nastpnego dnia Tadzik wsta o wicie by kontynuowa zmagania z nieludzkimi butami. Przez kolejne dni poddawa je prbie ognia, wody i powietrza. I to na nic. Buty nie ulegay, a ich wytwrca popatrywa z daleka, mruy oczy, umiecha si gupio do syna i jego czarnej rozpaczy. Tymczasem Tereska w oczekiwaniu landrynki podstawia zadek dwunastu chtnym, a si znudzia czekaniem, przysza do Tadzika i oznajmia: - Chc landrynk jutro o sidmej rano. Jeszcze tego samego wieczoru powlk si Tadzik pod nasyp kolejowy. Tylko taki pomys przyszed mu do skoatanej gowiny. Poczeka na towarowy, pooy na szyny ojcowe trzewiki razem z wasnymi nogami, a kiedy pocig przejecha, nawet nie wzywa pomocy, bo mu si nie chciao. Pielgniarka w szpitalu miaa na imi Helenka. Za przyjemno z Tadzikiem zapacia pudekiem biaych landrynek, a potem wzia lub z kim innym. Buty ocalay. Szewc zdj je z odcitych stp syna i nabi na kopyta. Do dzi czekaj na now sposobno udowodnienia swojej wyszoci wszystkim innym butom wiata. TRZY SZABLONY czyli owiadczenie w sprawie koca wiata Takiej mioci wiat nie widzia. Pord rzeczy pewnych ta zajmowaa miejsce gdzie na pocztku. Przed ni pewniejsze byy dwie, moe trzy inne: e koniec wiata nadejdzie w najgupszej chwili, e Kufel

spkuje z wasn crk, oraz moe to jeszcze, e warto czeka na co, bo: na co si czowiek w kocu doczeka". Ta mdro jak wiele innych wysza z ust karbowego Matery Ludwika, ktry da nazw wielu rzeczom zanim zmar, dokumentujc tym jeszcze jedno pewne: e si umiera. Z tym kocem wiata (przy jego oczywistoci) jednak nie wszystko byo jasne. Bo co na przykad mia na myli karbowy mwic o najgupszej chwili? Jak chwil? A owiadczenie Szewczyka? Zna je przecie cay wiat, bo zna aznw (tu si dzieje ta historia, w miejscu wrzuconym midzy dwie rzeczki: Piasecznic i Wolbrk, obydwie krte jak wiskie ogony, przeronite trzcin, zamulone krowim ajnem na przeazach), zna Brzustw, Bdkw i Smykw, znay ominy, Ciosny, Fraszki i kto tam jeszcze chcia zna, a wpada w te strony po wiadomoci, bo mu nie starczao zych nowin z wasnego ycia. Owiadczenie Szewczyka podwaao nadt pewno karbowego Matery. Zanim Szewczyk je zoy (owiadczenie), zapisa nim trzy rymarskie szablony z tektury, bo nie mia papieru na podordziu, a pisa mu si zachciao w jednej chwili. Najwaniejsze sowa trafiy na szablon od koskiego podogonia. Gupia sprawa. Takie wane sowa a spisane na skrawku przeznaczonym na koski zad. No, ale trudno. Sowa byy wane, a przy tym tak cikie, e zapominao si przy nich o podogoniu, rymarskiej pracowni, kopiowym owku, latarce naftowej, jesiennym powczystym wietrze, szczekaniu psw po polach, wilgotnej pierzynie, ponocnej mgle, Matce Boskiej Biedakw, wszystkim... Owiadczenie Szewczyka: Ja, Jakub Szewczyk, rymarz z aznowa, owiadczam w sprawie koca wiata, e JU BY. Widziaem go trzy razy: pierwszy, drugi i trzeci. Za trzecim razem widziao go ze mn wielu ludzi. Koniec wiata objawi si nam w komorach gazowych Auschwitz, z tym, e oni patrzyli na od rodka, a ja z zewntrz. Taka rnica midzy nami pozostaa do dzisiaj. W innych sprawach si nie wypowiadam, bo mnie gwno obchodz. Co dotyczy rwnie gupoty karbowego Matery, susznie uchodzcej za mdro w tych odwrconych czasach. Prosz o przepisanie mojego owiadczenia na papier i zwrot szablonw rymarskich wedug wykazu: 1. Szablon na podkadk. 2. Szablon na obrbk kleszczyny. 3. Szablon na podogonie. Co potwierdzam wasnorcznym podpisem, Jakub Szewczyk. Owiadczenie zanis rymarz do aznowskiej kolonii, bo tam si znajdowaa chaupa karbowego. Poszed trzy kilometry przez pola, doszed, wywoa Mater przed dom, wybi mu dwa zby z dolnej szczki, obydwa prawdziwe, pooy owiadczenie w liczbie trzech zapisanych szablonw na awce, a potem przemwi spokojnie: - Dobrze, e si odezwae Ludwiku w sprawie koca wiata, bo inaczej nie miabym okazji wybi ci zbw za cakiem inne sprawy. Rymarz nie wyjani, co mia na myli, ale te nikt nie doprasza si wyjanie. Suyy za nie dwa krzye walecznych zdobyte na dwch wojnach i numer na przedramieniu zdobyty w obozie w Auschwitz. To wydarzenie zmcio niezachwian dotd wiar w osdy karbowego. Posplstwo zaczo wtpi. Zreszt od czasu wybicia zbw sam Matera wypowiada si ostroniej i nawet spraw kazirodztwa Kufla przedstawi w szerszym wietle: - Ludzkie postpki czowiek osdza po ludzku, z bdem, bo tylko takie narzdzia ma w uytkowaniu, jakie ma. Pan Bg nie daje wyjanie, ale wszystko wie. Jest jeszcze mdro ludu i ona nam podpowiada, e crka Kufla to kurwa i powsinoga. Po tych sowach dajcych otuch Kuflowi, Matera wrci na chwil do niegdysiejszej pewnoci, e: warto na co czeka, bo na co si w kocu czowiek doczeka". Po przemyleniu, opatrzeniu ostronoci, nowe sowa brzmiay tak:

- Czekanie to gwniane zajcie. Nie warto na nic czeka, bo czowiek liczy na ycie wieczne, a Bg mu wybija zby rk rymarza Szewczyka. Jak oceniono po pogrzebie, te sowa byy najmdrzejszymi w dugim yciu Ludwika Matery. Zaraz po ich wypowiedzeniu zamilk i nie odezwa si ju nigdy. Ale wracajmy szybko do pierwszego zdania, bo si nam opowiadanie rozejdzie. Sprawa mioci, jakiej nie zna wiat (oczywicie w granicach opisanych przy okazji owiadczenia rymarza) zawara si w losie Boenki Malinowskiej i Janka z Nizin. Boenka bya piknoci niespotykan. Tylko wracajcy z daleka potrafili na ni patrze bez zawstydzenia, bo napatrzyli si we wszechwiecie innych urodziwoci. Mleczna, ze skr napit, wybujaa, biao-zbna - palia renice po rwno: kawalerom, pannom, ojcom i dziadkom. Ale na nic si nie przemieniao to zawzite patrzenie. Na adne wesele czy gorc mio. Kawalerowie wiedzieli bez sw, e Boenka nie dla nich stworzona przez Stwrc. Nawet nie podchodzili na zabawach, bo i po co. Takie wosy, szyja, piersi, biodra, uda, stopy - nie mogy by dla nich pospolitych i przysadzistych. Co to to nie. Wic mijay niedziele na staniu w kcie remizy, po nich miesice i lata, a nietknite dziewczystwo Boenki zbierao si do krzyku. A stao si to, co musiao si sta. W Sugockim lesie rozoy si tabor z Cyganami. Do nich posza Boenka po mio. I dostaa z nadmiarem tego, czego jej tak brakowao. Dwunastu mczyzn patrzyo jej bezwstydnie w oczy przez ca noc. Cygaskie nasienie nie pomiecio si w brzuchu nieszczsnej. Zmieszane z krwi naznaczyo grzeszn ciek od Sugockiego lasu do aznowa. Teraz wiat si odwrci na drug stron. Patrze na kurw mg kady kto chcia. Nawet mali chopcy wiedzieli, co robi. Zaraz po spojrzeniu w oczy dziwki opuszczali wzrok midzy jej nogi, sigali do rozporkw, wyuskiwali ptaszki i potrzsali nimi ze miechem. W takiej atmosferze Marysia Kuflowa wyrosa wkrtce na Mari Magdalen, Kufla pokazywano jako wzr ojcowskiej troski, a kurnosa Gniewiszwna wysza za m, chocia miaa kotun, zepsute zby i zawszone podbrzusze. wiat zgupia. Nie wiadomo, ku czemu prowadziy wydarzenia. Niektrzy mwili, e ku kocowi wszystkiego, bo chwila gupia jak mao ktra, ale koniec wiata nie nadszed. Najwidoczniej ludzka miara na gupot znacznie si rnia od miary boskiej, albo (to pewniejsze) do Pana Boga dotaro ju owiadczenie Szewczyka. Na szczcie, w to powszechne rozchwianie wartoci wdaro si nowe wydarzenie: w aznowie pojawi si Janek. Ktrego dnia po prostu wyoni si zza wybrzuszenia drogi - wysoki, gibki, czarnowosy i czarnobrewy. Pochodzi z Nizin, miejsca znanego z opowiada jako okolica szczliwoci, ludzkiej dobroci i urodzajnej ziemi. Podobno dlatego tak rzadko spotykao si czowieka z Nizin, e aden nie mia interesu zapuszcza si w gorsze strony. Tym sposobem wielu z Nizin nie znao wiata poza Nizinami. Z Jankiem na szczcie byo inaczej. I chocia nigdy nie wyzna, jakie sprawy go tu przywiody, to przecie trafi do aznowa w najlepszej chwili. Ju na drodze los postawi go twarz w twarz z Boenk. Akurat sza do sklepu po cukier, bo dobry Pan Bg tak zarzdzi. Stanli, spojrzeli i od razu byo wiadomo, ku czemu powiedzie ich to spojrzenie. Najpierw jednak milczeli przez siedem bitych godzin, po ktrych Janek odezwa si drcym gosem: - Bd moj. - Przecie jestem. Nie wida? - odpowiedziaa Boenk, a potem dodaa jeszcze: - Musisz wiedzie, e jestem potpion kurw z sumieniem przygniecionym na zawsze przez dwanacie cygaskich kutasw. Ksidz gna mnie od kocioa, ludzie rzucaj kamieniami, psy obwchuj jak suk.

Wida czuj cigle cygaski pot na mojej skrze. Nie przeszkodzi ci to? Janek nie odpowiedzia. Zabrako mu gosu, albo myli, ktra gos porusza. Milcza tak do dnia lubu, przekazujc dyspozycje na kartce i pienidze na wszystko, co potrzebne: na ksidza z drugiej parafii (dobry ksiulo, mdry, o nic nie pytajcy), na orkiestr, na sal w remizie, na sukni Boenki, kiebas, kaszank, czarne, biae, wdk, oranad, spirytus, torty, lubne trzewiki, resork z par siwkw i wszystko inne, czego nie warto spisywa, bo nie o tym ksika. Przysza noc po lubie - zachwycona sob i czuoci kochankw. Uciszyo si wszystko by da cisz w weselnym prezencie. Jak srebro rozleg si gos Janka: - Kocham ci oblubienico moja, ale lkam si twoich spojrze na innych i twoich sw do innych. Serce mi pknie... - Nie lkaj si ukochany. Jeszcze przed witem Boenka wykua sobie oczy szkem, eby nie patrze na innych i odgryza jzyk, eby nie odzywa si do innych. Ledwo j odratowano. Warto wspomnie na koniec o przyczynie, dla ktrej Jakub Szewczyk skadajc Materze pamitne owiadczenie zapisane na trzech rymarskich szablonach, wybi mu przy okazji dwa zby w dolnej szczce (obydwa prawdziwe). Ot wyszo na jaw, e w czasie pobytu rymarza w Auschwitz, Matera zoy niestosown propozycj jego onie. - Nie boisz si Pana Boga Ludwiku? - zapytaa. JOZEF POKUTNIK czyli sze stacji do mierci Si zacza zima, przesza jesie. Najgorsza z ostatnich. Bya tak gadka i pozbawiona wydarze, e umieszczajc j w pamitniku nauczycielka Lizakowa napisaa: Jesie utrzymaa w rwnowadze spoeczestwo Ciosen i jego ludzkie sprawy. Nie powoaa nikogo na szubieniczne drzewo, nie wyniosa jednych nad drugich i nie bya przyczyn niczyjego upadku". W notatce brakowao wyjanienia, jaki upadek miaa na myli nauczycielka. Czy taki, ktry bywa skutkiem jesiennych przymrozkw, czy moe metaforyczny, opisujcy czowieka w jego kruchym czowieczestwie. Ta wtpliwo, cho powana, nie odejmowaa zapiskowi trafnoci. Taka rzeczywicie bya ta jesie, wic proboszcz nie pokropi ani jednej trumny, nie namaci ani jednej gowy i nie wypi wdki na adnym weselu. Ju w poowie padziernika popad w otpienie, ale zaraz si z niego otrzsn, ogosi dwa nowe wita (to dao par groszy) i wydzierawi kawaek cmentarza na posug dla zwierzt. Zleci te Gniewiszowi wyrb maych trumienek dla psw, kotw i owiec. Wszed w ten interes na dwadziecia procent od obrotu i na szedziesit od drewna, ktre musiao pochodzi z kocielnego lasu. Na koniec zabroni zakopywania zwierzt w ogrdkach, oraz puci po wsi ministrantw, eby spisali wszystkie psy i koty. Nim doszo do koca spisu, kuria odwoaa proboszcza, umiecia go w ksiowskim domu starcw, za na jego miejsce przysaa modego ksidza o twarzy witego Jzefa i tym samym imieniu. Jak si wkrtce okazao, w mieszku zamiast pienidzy spoczywao przyrodzenie darczycy odcite od ciaa wraz z workiem mosznowym. Tym aktem samookaleczenia (jak pniej tumaczy), chcia Socha odkupi winy synw i swoje wasne. Nim zemdla poprosi jeszcze, by po zasuszeniu powiesi genitalia na tablicy wotywnej wraz z odpowiednim opisem, wyjaniajcym intencj uczynku. Ksidz wzruszy si bardzo, obieca rozpatrzy prob dotyczc kutasa, wyszed z zachrystii, rzuci mieszek psom, potem przekl grubym sowem. Modli si przez ca noc. Nad ranem wyda komunikat: Ogaszam, e w kociele tutejszej parafii pod wezwaniem Najwitszej Marii Panny nie przyjmuje si czci odcitych od ciaa w adnej intencji. Ogaszam rwnie przymus spowiedzi witej, bo nie widz otworw, przez ktre wpuci w was wiato, co znacznie utrudnia mi zamiar opisany w poprzednim ogoszeniu. ladem Ein Sofa wycofuj ciemno w gb niej samej. Niech to nowoytne Cimcum uczyni

w waszych duszach miejsce na wiato". Cay dzie ludzie stali pod kocieln tablic ogosze prbujc zrozumie ksiowski komunikat. Natali gowy nawyke do mniejszych wysikw, marszczyli czoa, przerzucali si pytaniami. - A jak ju ta ciemno wycofa si w ciemno, to czy noc mniej bdzie mroczy? (Akurat to pytanie byo marnotrawstwem rozumu, bo na odpowied wystarczyo poczeka do wieczora). - Czy w ciemnoci znajdzie si do miejsca na ca ciemno, czy moe troch jej zostanie. - A jeeli zostanie, to co z t reszt uczyni? - Czy wycofanie si ciemnoci w gb niej samej nie naruszy rwnowagi wiata? - A jeeli naruszy, to czy wiato wzmocnione przez brak mroku nie wypali ludziom oczu? To ostatnie pytanie najlepiej oddawao logik mylenia posplstwa. Braa si ona z przeczucia, e tak naprawd ciemnoci nie da si nigdzie wycofa. e zamieniona przez ksidza na jasno i tak wrci sob, czyli lepot. Ciekawe, e mdro ludowa objawiona w podkocielnym wysiku bw, nie zapytaa ani o Cimcum ani o Ein Sofa. Wida wyczua obco bytw ukrytych za tymi cudzoziemskimi sowami. Wolaa raczej nie pyta, by nie uzyska odpowiedzi. Zreszt, po co komu niewczesna gorczka, po co tsknoty i rozdarcia, za ktrymi pojawiyby si zaraz twarze piknej Chuwci i rozpustnej Hawy, oraz wszystkie inne odsuwane z takim wysikiem na brzeg pamici. Gupi ksidz. Nie wie, co mg poruszy nie swoimi sowami. Tak czy inaczej, wydany komunikat niczego nie zmieni, bo nikt go nie zrozumia. Wkrtce na Ciosny spad zmierzch. Przyszed o porze waciwej, wic ludzie ruszyli spod kocioa do chaup, by doda czekajce tam smutki do noszonych pod ebrami bez ustanku. Pord niepojtnych znalaz si jednak czowiek, ktry zrozumia wszystkie sowa komunikatu. Bez wyjtku. By nim Josele ze Sugockiego lasu, smolarz wypalajcy wgiel drzewny z buczyny, a take smarujcy dachy wymylonym przez siebie smarowidem. Czowiek w wybra si do ksidza Jzefa, by stanwszy przed nim odczyta krtkie przemwienie. Jego tre, tak jak inne treci, znamy dziki nauczycielce, ktra pochylia si po kartk upuszczon w nieg, a nastpnie wkleia j do pamitnika, nie opatrujc sowem komentarza. Oto ona (tre przemwienia): Z ogoszenia umieszczonego na kocielnej tablicy wynika, e ksidz jest gupi i miesza ludziom w gowach. Jest Pan Bg i jest stworzenie. Jedno i drugie zna swoje miejsce, bo wie, kim (czym) jest. A ksidz chyba nie wie (czym), wic niech si dowie jak najszybciej. Czowiekowi nie potrzeba dziur do wpuszczenia wiata, bo wiato w nim jest. Tak samo jak ciemno. Nadmieniam, e moje przemwienie nie cofa obowizku, ktrego si podjem w sprawie kocielnego dachu. Bd go smarowa zawsze. Josele Malinowski Trudno w to uwierzy, ale sowa Josele ze Sugockiego lasu trafiy prosto w serce ksidza. Mia wprawdzie na podordziu jakie seminaryjne wyjanienia, ale nie uy ich, bo poczu, e odbij si od prostych sw smolarza jak od ciany. Zawstydzi si, opuci gow, poszed na plebani zdj ksiowsk sukienk. O wicie, jako Jzef Pokutnik, wyruszy w drog. STACJA PIERWSZA Spotka kobiet stojc przy drodze. Spdniczka ledwo zakrywaa jej przyrodzenie. Podszed. - Jeste Mari Magdalen. Dam ci rozgrzeszenie. - Jestem kurw przydron. Czu mnie potem i mskim nasieniem. Nie chc rozgrzeszenia, bo nie wiedziaabym, co z nim zrobi. Nie spowiadaj mnie ksie. - Ju nie jestem ksidzem. - Jeszcze nim nie jeste. STACJA DRUGA Spotka El Jamuniank wracajc ze szpitala. Pozna j po tabliczce zawieszonej na szyi. Jestem Ela Jamunianka, podwjnie zgwacona przez braci Sochw, za co ich ojciec zapaci odcitym czonkiem. Wracam do Ciosen, by po uzyskaniu zgody rodzicielskiej osi w klasztorze karmelitanek

trzewiczkowych. Przedtem ukocz jeszcze kurs fryzjerstwa damskiego, eby siostrzyczkom klauzurowym zaplata wosy, kiedy tylko zapragn. Wrzu do skarbonki zotwk na spenianie moich marze". Wrzuci zotwk ostatni. Zamiast podzikowa usysza poajanie: - le zrobie ksie z Soszynym mieszkiem. Trzeba byo wysuszy nad piecem, a potem powiesi na tablicy wotywnej obok innych powice. Czemu by takie ssiedztwo przeszkadzao? Kuli chromego, okularom lepca czy moe kamieniom ciowym babki Politowej? Niechby wisia sobie wyschy czonek na pamitk blu i odjtej mskoci. Mao to? A tak... Poszo do ziemi razem z odchodami psa nakarmionego ludzkim powiceniem. Duo to? Na adne z pyta ksidz nie odpowiedzia. Przyj poajanie, ucaowa rbek palta pachncego szpitalem, poszed w drog. STACJA TRZECIA Spotka dziada jak i on. - Jeste ksidzem? - spyta dziad. - Po czym to poznae? -Po ksiowskim spojrzeniu, ksiowskim chodzie i gotowoci do naladowania witych. - Mam na szyi tabliczk, z ktrej czytasz? -Gupi jeste, ale podziel si z tob chlebem, bo trzeba chodzi po ludzku, patrze po ludzku i czyni po ludzku. STACJA CZWARTA Spotka budowniczego wityni i zatrzyma si przy nim na duej. Budowniczy w wznosi wityni, jakiej wiat nie widzia. (Mowa oczywicie o wiecie mniejszym, przydronym, rozpoznanym nogami). Miaa ona kopu jak soce przecite wp i cikie sklepienie oparte na trzech rzdach kolumn. Ziemia ledwo si opara temu ogromowi. w wycisn z niej sie strumykw i rzeczek, a te wybray sobie pola biedakw. Zaamali rce, bo witynia tak wielka jak ich rozpacz. Poszed do nich Jzef Pokutnik i zobaczy w piersiach biedakw kocioy rwne wielkiej katedrze. Zobaczy te jeden wikszy, przykryty sercem jak prawdziw kopu. Ten nalea do Marianny Zajc ze wsi Liche May. - Czyje to dziea? - zapyta. - Pomniejszacza kociow - odpowiedzieli. - Gdzie mog spotka tego czowieka? - Pod dbem na Okraju, przy glinianym dole. Kiedy go odnalaz zobaczy mczyzn maego wzrostu, ale wielkiej siy w spojrzeniu. Pomniejszyo ono Jzefa do rozmiaru kamyka. Potoczy si do brzegu glinianego dou, by z bliska spojrze na sprytne donie witego. - Mam duo roboty - odezwa si tamten. A wszystko przez durnia od wielkiej katedry. Musz zrwnoway ogrom budynku. Mechanizm jest taki - przeszed do objanie -e wielko i przepych tego kocioa oniemielaj ludzi. Wielu z nich nigdy nie pjdzie do wityni, inni zatrzymaj si przed jej progiem, jeszcze innym zabraknie odwagi na podniesienie wzroku. Zreszt susznie, bo widok czteropitrowego Chrystusa mgby ich zrani miertelnie. Co wic robi? Pomniejszam kocioy. Wszystkie, jakie znam: katolickie, prawosawne, muzumaskie, ydowskie i wciskam je ludziom pod ebra. Czasem tak pomniejszon wityk ulepi z kilku naraz. Wyglda toto nie najlepiej, ale jak si ju umoci w czowieku... A oczy si ciesz. eby dopasowa rozmiar budynku do nosiciela, uywam suwaka logarytmicznego. Rzadko, bo zwykle goym okiem wida, co do kogo pasuje. A dalej wszystko ju przebiega jak naley. Czowiek z pomniejszonym kocioem w sobie idzie do wityni zewntrznej. Nie ma poczucia, e jest zbyt may na obcowanie z ni. Te moje cudeka przywracaj proporcje. Dobra robota. Trudna, ale dobra - oceni sam siebie, wycierajc uwalane glin donie w fartuch. - A ja? Czyja mgbym? Czy do mnie?... - W tobie za mao jeszcze miejsca. Co ja mgbym tam wcisn? Kapliczk przydron? Zrb wicej

miejsca czowieku. STACJA MARIANNA - przedostatnia z szeciu. Wrci do przysika Liche May, by raz jeszcze spotka si z Mariann. Tej nocy wdar si w jej kobieco. Rano obudzi si przy glinianym dole. Wargi mia spkane sol z jej plecw. Kiedy zobaczy gliniany kociek, nie od razu poj, e to dla niego. - Wic grzech miaby uczyni we mnie miejsce na wityni? - Nie grzech, a mio - odpowiedzia kto za jego plecami. STACJA SZSTA Powdrowa nad morze. Tam go zaniosy nogi. Nabra wody do butelki. Kiedy wrci do domu napieraa ju jesie. Niebo naznaczone ptasim odlotem przygnioto go. - Dobre miejsce wybraem - pomyla. Ciosny nie znalazy sobie nowego ksidza. Za sawa parafii rozniosa si po wiecie. Nikt nie chcia zapa w ten odmt szalestwa. - Tam si wariuje" - szeptano po seminaryjnych korytarzach i klasztornych ciemnicach. Kiedy ogoli brod by ju w poowie ksidzem. Wybra si na zwierzcy cmentarz, odkrci butelk i pokropi ziemi morsk wod. Tym symbolicznym aktem przywrci psich i kocich nieboszczykw na nalene im miejsca. W tamtej chwili by ju ksidzem w dwch trzecich z caoci. Pod wieczr poszed do starego Sochy, by przeprosi go za grzech zaniedbania. - Nie gniewam si - powiedzia Socha. -W kocu nic wielkiego si nie stao. Lekarze wszyli mi rurk, przez ktr sikam wedug potrzeby. Szkoda tylko, e razem z przyrodzeniem psy zeary mieszek. Bardzo by dobrze uszyty i starodawny. Zreszt, niech tam... Same poytki prosz ksidza z tego odcicia kutasa. Jamunianka znalaza powoanie w karmelu, a moich urwisw przyjto do szkoy wojskowej z internatem. Same poytki... Jzef umiechn si do Sochy. W tamtej chwili by ju ksidzem, w trzech trzecich z caoci. O wicie znaleziono go pod murem kocielnym. Przeci sobie yy. - Dobrze zrozumia moje sowa - orzek Josele ze Sugockiego lasu i poszed smarowa dach kocika. MIO ANTONIEGO, YCIE JANA, MIER CYGANA S historie, ktre zaczynaj si wczeniej ni ludzka pami, dalej ni Sugocki las i ciszej ni raniec odmawiany w mylach". T mdro poznali ludzie z ust Jzefa Szymorka, najlepszego bajarza w wiecie, jeeli za wiat uzna Sugocice i dookoln przylego. To nie by wielki wiat, ale jego rozmiar cakowicie ludziom wystarcza. Syszeli co wprawdzie o tym wikszym, wyniesionym poza granice Sugocic, ale nie pytali, bo jak zapyta o bezmiar? Tu, w wiecie mniejszym, czuli si bezpiecznie. Odkd pamitali, mieli na podordziu odpowiedzi na kade pytanie. Niestety, nie leay obok nich (pod nimi) odpowiedzi na pytania z czasw niepamitnych. Kto kiedy nie dopatrzy i nie donis ich do granicy, od ktrej zaczynao si Sugocickie zawsze". Szkoda, bo wanie tam, w niepamitnych czasach, posiao si ziarno historii Jana Marczyka syna Antoniego i Bezimiennej. Na szczcie Szymorek mia zawsze w kieszeni troch staroytnej Bierni. - Gwniana wasza pami... Grzbiety wasze przygite do ziemi, donie twarde, oczy wypalone od soli. Nie znacie mioci, bo nie zdarzya si midzy wami. Mae i codzienne, zaranne i przedwieczorne, spocone i zatche, wyschnite i popkane - wasze ycie. Wyobrani starcza wam na Czarnolic Matk, wiary na Ojcze nasz", a nadziei na jeden nocny krzyk. Rozgniatam pacynk staroytnej ziemi. Co w niej tkwi? Jaka pami? Czym wzbogaci wasze ycie? Mio Antoniego Pamitnym dniem by padziernikowy wtorek tysic dziewiset pidziesitego szstego roku. Tego dnia Antoni Marczyk, ojciec nienarodzonego jeszcze Jana, krci si po obejciu i przeklina pod nosem. Niebo nioso burz. Wielk. Antoni zna si na tym, bo zadziera gow od dziecka. Tym osobliwym

zajciem odpdzi od siebie wszystkie kobiety, a min czas kawalerki i zostao mu tylko niebo. Do towarzystwa doczy dwa gniade bachmaty i tak yli jak si dao. Lubi konie. Chyba bardziej ni ludzi. To dla ich spokoju nauczy si przepdza chmury. Robi to si ywota", jak sam w mylach nazywa swoj zdolno. Mieci si ten ywot" w brzuchu, po rodku, niej ni serce, ale bola tak samo, a moe jeszcze mocniej. O tym, tak jak i o wszystkim innym Antoni nie opowiada. Nie lubi mwi. Za to lubi patrze. Strachu koni w czas burzy dopatrzy si w dziecistwie. Wanie przez ten koski strach pochowa braciszka. Konisko zlko si gromu, skoczyo w bok, przycisno Heniutka do ciany stajni, a krew buchna z uszu. Niczemu niewinne, gupie konisko poszo na rze w jedn stron, a Heniutek na cmentarz - w drug. Jak tego nie pamita? Nie dao si. Wic pamita Marczyk jak dziecko, chocia koczy ju pidziesit dwa lata. Wielka burza nadesza od zachodu i jak adna dotd - nie daa si przegna znad dachw. Marczyk zrobi wszystko, co naley, jak prawdziwy panetnik, chocia nie wiedzia, e tak si nazywa jego rzemioso. Wcign powietrze nosem, wypuci ustami, stan na podwrku w rozkroku, naty ywot i wypuci cieniutk strzak prosto w najczarniejsz chmur. Nawet dosza strzaka do celu, przebia chmur, otworzya niewielki korytarz, przez ktry puci si soneczny promie w odwrotn stron. Ale tylko tyle. Wtedy chop zrozumia: ta burza bya zbyt wielka. Za chwil gromy zaczy celowa prosto w podwrko. Ale Marczyk by ju w stajni, przy koskich bach, zajty wpuszczaniem do uszu uspokajajcych zakl. Przez najblisze godziny czarne niebo wisiao nad obejciem i lio jak chciao: strumieniami deszczu, byskawicami, a nawet gradem, ktry pniej topnia przez tydzie. Gniade konie trzsy si ze strachu, cho czowiek uspokaja jak umia. Wanie szepta najwaniejsze zaklcie, kiedy drzwi stajni zaskrzypiay i do rodka wesza kobieta. Kobieta... Takie sowo uwolnione od innych sw nie mogo opisa tej, ktra wesza. Dookoa yy kobiety pospolite, z urod rozkwitajc na zbyt krtko, by mona je byo pamita. Potem nosiy mleko w piersiach i jeszcze przez chwil byy adne, a brzydy w jeden wieczr - pospiesznie, bezwstydnie, nie wiadomo dlaczego. Na opisanie tej, ktra wesza, nie wymylono ludzkich sw. Marczyk zrozumia to od razu i w tej samej chwili poaowa lat spdzonych na patrzeniu w niebo. aden z widokw zobaczonych przez te lata nie nasyci go tak, jak to jedno zauroczenie. Bya Cygank. Miaa dwadziecia lat, czarn pe i ponce wgliki zamiast oczu. Kiedy wesza, najpierw spalia nimi serce Marczyka, potem zrzucia ubranie. Pomieszali swoje ciaa w zapamitaniu i bezwstydzie. Sprzgnici jak psy ranili si do koci, pili spod skry krew zmieszan z wod, przyjmowali i dawali komuni z ywego nasienia. Tak byo a do witu, kiedy ostatnie krzyki kochankw wymieniy si z echem odchodzcej burzy. Wtedy zasnli. Marczyk obudzi si za pno. Zrozumia to, kiedy nie zobaczy Cyganki, a tylko d wyleany w somie. Odesza cichutko, zostawiajc po sobie piekcy ywot w brzuchu chopa. Tak miao by zawsze. Na razie jednak przeszy trzy lata, przez ktre Marczyk zajmowa si yciem codziennym ani razu nie przekraczajc miary. Wiosny i jesienie przychodziy po kolei, rzucone ziarno wracao zboem, rzucone myli tsknot. Byo jak byo. Marczyk polubi nawet ten strzelisty koci w rodku wasnego brzucha. Wyobraa go sobie jako ceglany budynek, ktrego sklepienie podparte ludzkimi ebrami ochraniao j Matk Bosk Nagej Mioci. Nie odesza. Zostaa. Zamieszkaa. Napeniony takim szczciem mg Antoni przey jeszcze niejeden rok, ale los zarzdzi inaczej. Ktrego dnia kto postawi przed drzwiami chaupy trzyletniego malca z kartk przypit do kapociny: Janek - Cyganek. Pamitasz?" Czy pamita? Nic innego nie robi od dnia przebudzenia. - Pamitam - wyszepta w niebo, potem spojrza w czarne oczy syna, a te spopieliy mu serce do reszty.

Dobrzy ludzie ze Sugocic pochowali Marczyka, przygarnli bydlta i opluli cygaski pomiot. ycie Jana Cyganek dorasta jak bydltko - w stajniach, oborach i stodoach. Dojada te ze stworzeniem. Krowom podbiera sodk brukiew, koniom owies, winiom parowane ziemniaki z otrbami, dopija mlekiem z krowiego cycka i ladem ojca - gapi si w niebo. Ludzie o nic go nie pytali, bo te nie zachca do pyta. Prawd mwic mao kto mia odwag spojrze w jego nocne oczy. Wykadali wic za progi co mieli nie podnoszc bw, potem z ulg zamykali drzwi i wracali do janiejszych spraw, czyli do wszystkich innych. Tak miay si sprawy z Cygankiem przez caych dziesi lat, przez ktre nie zamieni z ludmi ani jednego sowa. W trzynastym roku ycia pojawi si nagle w obejciu Marczyka, by odebra ojcowizn. Stary Stpie, ktry wzi sobie budynki Marczyka, od razu opuci eb. Nie umia wytrzyma wzroku Cygana. A Cygan tylko patrzy. Nic wicej. Przez nastpne lata zajmowa si ziemi po ojcu. Pracowa bez radoci. Pochyla si nad pugiem, bron, pacht siewn. Nie przyjmowa pomocy od nikogo, bo te nikt jej nie chcia dawa. Jedyn jego radoci byy konie, ktrych kupi pi sztuk i krzyowa midzy sob. Wkrtce dorobi si rasy mocnej i hardej. Bywao, e sprzeda rebi, jeeli kupiec umia targowa bez uycia sowa. Bywao te, e puci konia wolno, szepczc przedtem do ucha jakie czarne zaklcia. Ludzie spotykali potem konie mroczce po polach, nie dajce si obaskawi najlepszym sowem ani najlepszym ziarnem. Przez ycie Cygana przechodziy te kobiety. Od kiedy skoczy szesnacie lat, same zgaszay si po swoje i wszystko im byo jedno gdzie rozkaday nogi. Bra je jak chcia, bo posuszniay przy jego smagym ciele i koskim przyrodzeniu. Krzyczay z blu, przyzyway na pomoc mw, braci, kochankw, Jezusa Chrystusa, a potem przychodziy drugi raz. Niejeden chop ostrzy siekier na Cygana, wybiera si w drog, stawa przed skurwysynem i podnosi wzrok. Na tym si koczyo. Tak byo a do ata tysic dziewiset siedemdziesitego szstego roku. Jan Cygan yjc po swojemu, skoczy dziewitnacie lat. Akurat w dzie jego urodzin do Sugocic zajechali Cyganie. Tabor rozoy si w Sugockim lesie na jedn noc. Cyganie rozpierzchli si po obejciach, wrcili pod wieczr, z kurami, kaczkami, gmi i wiadomoci o cygaskim mieszacu. Jan czeka w rozgrzanej stajni. Tak mu nakaza piekcy ywot, jedyne dziedzictwo po gupim ojcu. Nie wiedzia wprawdzie, na co czeka, ale czu nieomylnie, e na co wanego. I tak byo. Wkrtce wrota zaskrzypiay. Do stajni wesza kobieta. Miaa twarz cygaskiej witej - niad, zuchwa i grzeszn. Patrzya prosto w oczy, a nie midzy nogi Jana. Od kobiet poznanych do tej pory, odrniao j te wszystko inne. Potem stao si to, co warte byo przeszego i przyszego ycia. Jan Cygan Marczyk nawet nie wiedzia skd wie jak si oddaje mio. Odda ca. Rano otworzy oczy i nie zobaczy niczego. Nie zmartwi si, bo na wiecie nie zostao ju nic wartego zobaczenia. mier Cygana Wiadomo o lepocie Cygana rozesza si szybko. Wkrtce ruszyy zastpy rogaczy. Kady trzyma w doni miertelne narzdzie. Nim doszli Cygan odgryz sobie jzyk. Zabili wic trupa, rozpdzili konie, spalili obejcie, a jzyk wrzucili do studni. Od tej pory podkradaj si miodki do zatrutej studni, wycigaj cygask wod i obmywaj spragnione ona. TRYPTYK Z CZARN EWUL PO BOKACH I Lewa Ewula

Kady tam mia swojego za skr ile potrzeba - w tych Lepiankach", jak o Lipiankach mwili pogardliwie ludzie z lepszych wsi. Muszyski przymusza do ka wasn crk, Mierzwa przykraja z dworskiego skibk za skibk, a mu si zgrabne stajko przykleio do wasnej pmorgi, Pasiasia kadej niedzieli rozpina rozporek pod kapliczk. A nudno opowiada.' Pasiasia mia powd. Zo na proboszcza, ktry mu zbaamuci Ewul. Czarne byo dziewczynisko, penej chopskiej krwi, narowiste, zdatne do nocnej roboty. Nie dziwota, e ksiulo si upar. Zmami odpuszczeniem grzechw i ksiowskim szykiem. Poszo Ewulisko na lejszy chleb, najado si do syta, opio mdrych sw nigdy dotd nie syszanych, pokraniao na pocztek z radoci, zblako potem nagle, kiedy przyszo to dziwne zaczadzenie, e nie szo inaczej, jak tylko wystawa kadej nocy pod proboszczwk i wy z tego strasznego nieszczcia. W miastach nazywali to mioci". Ewula widziaa kiedy co takiego w kinie. Bo kino zajedao do Lipianek z Bdkowa. Ale o tym za prdko. Pasiasia by guchoniemy. Tylko Ewka znajdowaa dobr wol, by si napatrze jego gadania" i naudawa, e rozumie. Czasem nawet dopuszczaa gupka do siebie. Nie do wszystkiego rzecz jasna. Najwyej rk pooy na tyku i to na jednej pkuli. W lepszych wsiach mwili wprawdzie co innego, ale kto tam nady za ludzkim gadaniem. No, moe ze dwa razy daa sign pod majtki, do czarnego trjkta. Ale rce mia Pasiasia mie. Roli nie obrabia, ligawki ze wieego kasztana majstrowa zgrabnie jak mao kto, to moe ze dwa razy wpucio Ewulisko te mie rce pod koszul i moe z raz jeszcze gbiej. Ale eby od razu sika na witego Rocha? Bo taki znalaz Pasiasia sposb. Tak si mci na ksidzu. Kadej niedzieli ubiera si w kocielne ubranie z bia koszul i wyglansowanymi trzewikami. Szed pod kapliczk, rozpina rozporek i sika wesolutko dokadnie na sam eb witego Rocha. Sam go wyrobi z lipowego drzewa. Lipy byo w Lipiankach pod dostatkiem. Rosy stulatki mocnymi rzdami, wspinay si do nieba. Jak lato mocarne, to a deszczem kapa sodki syrop. Wic wyrobi Pasiasia z lipy witego Rocha jak si patrzy. Wycign ksztat onikiem, podgrabi toporkiem, oczarowa dutkiem i szewskim, cieniutkim szmergielkiem. Wyszo Roszysko jak z odpustu - takie pikne. A e jap miao ksidza, to tylko paru mdrych mogo si dopatrzy. I na t rozdziawion Rochow jap sika Pasiasia wesolutkim strumieniem kadej niedzieli. Potem zwykle zmienia ubranie na codzienne i w tym codziennym szed dwanacie kilometrw na aznowski cmentarz. Tam leao Ewulisko w bocznej alejce - spokojne ju i nie przeszkadzajce nikomu. Tam paka zawsze Pasiasia. Niedugo, bo czas byo wraca do Lipianek. Podobno paka te bez gosu. II rodek Wielkiego trzeba pira, eby opisa Lipianki. Mia takie piro pan Reymont, co tu mieszka niedaleko, w Prkach, koo aznowa. W adnych tam ichnich - Lipcach. Tam moe przejecha ze dwa razy, pogldajc askawie z furki i moe nawet nie zwieszajc ng za boczek, eby botem nie uwala. Co pewne to pewne. W aznowie schodzi z pocigu i prosto do organistwki wali, bo tam zacny ojciec pana Wadysawa na organach za organist robi. Rzebi w duszach t muzyk, przerabia na anioy tych tam - Sotw, Balcerkw, Michausw i Sochw - a mio byo patrze. Jak bdzie potrzeba to sam przysign, e nie raz widziaem ten bieluchny py wyrwany z chopskich skrzyde i puszczony samopas na wiatr. Lata sobie gdzie chcia, zapada w ziemi razem z ziarnem i w tych miejscach pszenica puszczaa si w biele najbielsze i aden tam kkol nie mia prawa zamieszka. A jakie potem buki wyrastay kobietom w nieckach. Jak dziecisko objado si takiej przy witach i dopio ciepym mlekiem prosto z krowiego cycka, to unosio si zaraz na ziemi jak wiska

macherzyna. Ten puch tak unosi, e a. Najwyej ponioso Ewul jak bya dzieckiem. Czarna taka, a tak bielutko si podniosa. Dwanacie centymetrw! Caa wie mierzya. Kowal Andryszek przylecia ze specjaln, sposobn miark, co si nie wydua na dziaanie ciepa. Z jakiego egipskiego drzewa wyrobiona. Byo i na tej miarce dwanacie. Potem ksidz - ten, co to pniej Ewul zbaamuci - wykada, e u Ewy dusza najczystsza i najlejsza przy tym, to i najwyej si podniosa. Ale co z takiego gadania, kiedy poniewczasie i z gorcym oddechem przy uchu. Maej Ewci trzeba byo mwi, e dusza u niej biaa i zabiega, eby duszy nie zakruczy. Ale zakruczyy i zawroniy j ludzkie gadania i ta wiejska niewola, co nijak nie da si duszy osta w bieli. III - prawa Ewula Byo raniutko. W Niebie szczekay burki. Jako tak za mg, bo nisko i matowo niosy si gosy. Ewula nadesza od lasu. Stpaa delikatnie, eby nie daj Boe, nie obudzi kogo w chaupkach. Kogo bd" - mylaa, bo trudno jej byo domyli si gospodarzy w tych miluchnych chaupkach, takich samych - kropka w kropk - pod rwniutkimi, zotymi strzechami. Pierwszy raz sza Ewula do Nieba, to nie moga wiedzie, e akurat Czyciec bokiem mijaa, rozoony w chaupkach pod zotymi strzechami. Rosa ju zesza. Skd zesza? - zamylio si Ewulisko, ale nie mylao wicej, bo ju w nos pukn ten somiany, wilgny zapach i zaraz si zrobio wszystko jedno skd zesza rosa. Wane, e zesza tak mio. Wida jest jeszcze wyej jakie wyej". Gdyby sza do nieba z miasta, pomylaaby moe: wida jest jeszcze wyej jakie pitro". Ale pitro byo najbliej Lipianek w Popielawskim paacu, a tam nie dane byo Ewce zaglda. Pikna bya Ewcia, jak tak sobie sza w Niebie rwno dwanacie centymetrw nad ziemi. Wosy miaa z kruczego pira, podbite niebieskoci przy samej skrze. Czerniay nieprzyzwoicie, zadaway rany innym kolorom, mniej zdatnym na tak mierteln okazj. Przy tym buzi miaa zdziwion i odte usta. 0 buzi trzeba byo osobny poemat. Tak udatne japule wyrabia chyba Pan Bg nieczsto. Moe, kiedy mniej by zajty innym stworzeniem. A e czsto by zajty - dugo by szuka po wsiach drugiej takiej japuli jak Ewcina. Do powiedzie, e nawet madonny ze witych obrazw usychay czasem z zazdroci, a nocami przymuszay nawet ludzkim gosem, eby Ewk pogna ze wsi. Ale wiejski lud niegupi. Szed grosz z garci do garci, a na koniec przyjeda biskup i wod wicon zamyka usta obrazom. Starczao tego na rok, pki woda wicona nie przescha. Potem znw sycha byo po chaupach szczucie na czarn dziwk" i rne inne wszeteczenie. Ale to podobno wicej od diaba sprawa, ni od Pana Boga. Biodro by jeszcze trzeba opisa - bujne, sposobne do nasadzania Ewci gdzie potrzeba. To nasadzali chopy, perkalem oczy mcc i sodkim cukierkiem w celofanie. A na piersi jakie sowa? Z daleka pachniay modym mlekiem i kusiy koysaniem cikim, powolnym. Niosy te Ewcine cuda dwie nogi jak kolumny z biaego marmuru, akurat takie - kropka w kropk, jak te, co stay pod wejciem do Popieawskiego paacu. I cho masywne, ciko sklepione w udzie, to w pcinie cieniutkie jak u dworskich konikw. Jak sza, tak dosza piknie. A zabolao serce witego Piotra - przecie chop na koniec. Zatrzyma przy bramie z wysokimi sztachetami. Wejrza jasno spod krzaczastych brwi i dopiero napatrzywszy si do syta, odezwa si w te sowa: - A co ty, Ewula? Na boso do nieba idziesz? - Wy pewnie wity Piotr, odwierny? A na boso id, bo na brzegu trzewiki zzuam, jak si do wody rzucaam. Moe kto przejdzie, to znajdzie. Zdatne jeszcze do chodzenia. Szewc Mazurek zelweczki podsprawi, ciemnym lakiem oblakuje, to uyje, kto jeszcze moich kamaszkw. Niech mu pjdzie na zdrowie. - A czego ty Ewula do nieba si sposobisz? To nikt ci tam nie naszepta, e do Nieba droga nie prosta.

Piknie y trzeba, jeszcze pikniej zej ze wiata, a i wtedy nie masz adnej pewnoci... - A kto niby mia powiedzie wity Pitrze? Chopy to ino wistwa naszeptywali i do komr cignli, eby sobie ze mn uly. Babom zmarszczki wyciskay si na czoach i tylko o tym mylay, jakby mi urody odebra. A ja si o urod nie prosiam. Wziam, co Pan Bg dali. e hojnie dali - ich sprawa. Niech sobie teraz ze mn radz w Niebie, bo bez wpuszczenia nie odejd. yam jak umiaam, a ze wiata zeszam piknie, z Pani Wod w uciskach. Nie masz adnej przeszkody, eby mi furtk do nieba otworzy. -A mam Ewcia, mam jeszcze niejedn. Choby tak, e z wasnej rki ycie zakoczy - grzech miertelny... - Niech mi wity gupstw nie gadaj . A kto niby mia zabi? Prosiam si nie raz i niejednego. Nawet tego waszego, przez ktrego mi serce pko. A sysza kiedy wity jak serce pka? Sycha na kilometry, a specjalnie pod zmierzch, kiedy mga si kadzie na wszystkim. A si psy postrachay, jak mi serce pko z rozpaczy. Taki by huk donony. Podobno do stacji w aznowie donioso i drnik ze strachu zapory pooy, a go chopy zrugay, e przejazdu nie ma i nie ma. To jak potem y z takim pknitym sercem. Krew si przelewa i przez stopy wchodzi w ziemi. Krwawych ladw narobiam w okolicy. Z gry dokadnie wida gdzie chodziam z t swoj krwaw rozpacz. Ale nikt nie chcia dobi. Nawet z tych, co wczeniej wygraali po wsiach. To z czyjej rki miaa mnie mier spotka Jak nie z wasnej? Niech mi wity powiedz. Jak mi powiedz susznie, to moe odejd. - A czego ty kobieto tak si do Nieba pchasz na si? Nie masz innego miejsca w okolicy? Ja licz i licz i nijak nie mog si doliczy zasug. To powiedz mi nareszcie, czego ty si tak do Nieba pchasz na si? Jak powiesz susznie, to moe na Pismo oko przymkn i wpuszcz boczn furteczk. - Na si si nie pcham, bo jeszcze nie masz wity juchy pod nosem. A do nieba potrzebuj si dosta, eby chocia raz polecie wyej ni dwanacie centymetrw z kowalowej miarki. Raz tylko polec, popatrz sobie. Moe gdzie mj miy chodzi po polach. Puszcz z z gry. Niech si miy w niej ukpie. Moe to mu dusz wybieli. Wicej mi nie potrzeba. yam jak potrafiam, a umaram piknie - z Pani Wod w uciskach. Nie mia wity Piotr wicej pomysw na rozmow. Uchyli malekiej furteczki tak, e na czworakach weszo Ewulisko do Nieba. Od tej pory jak deszcz idzie na wiosn, to niektra kropla sona, bo z Ewczynego paczu zrobiona.

You might also like