You are on page 1of 119

Witold Gombrowicz

TRANS-ATLANTYK

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Przedmowa

Jak si zdaje, mog ju nie obawia si ryku oburzenia pierwsze zderzenie Trans-Atlantyku z czytelnikiem nastpio przed paru laty, na emigracji, i jest ju poza mn. Teraz wic czas zaegna inne niebezpieczestwo, to mianowicie, eby utwr nie by zbyt wsko i pytko czytany. Musz domaga si dzisiaj, w przededniu krajowego wydania, gbszego i wszechstronniejszego odczytania tekstu. Musz poniewa ten utwr dotyczy w pewnej mierze narodu, a umysowo nasza, tyle na emigracji, co w kraju, nie jest jeszcze na tym punkcie do swobodna, jest wci kurczowa i nawet

zmanierowana... Ksiek na ten temat nie umiemy czyta po prostu. Zbyt silny jest w nas dotd ten kompleks polski i zbyt obcieni jestemy tradycj. Jedni (do nich naleaem) nieomal boj si sowa ojczyzna", jakby ono cofao ich o 30 lat w rozwoju. Innych wprowadza natychmiast na tory obowizujcych w naszej literaturze szablonw. Czybym przesadza? Ale poczta przynosi mi rozmaite gosy z kraju o Trans-Atlantyku i dowiaduj si, e to pamflet na frazes bogoojczyniany" czy te satyra na przedwojenn Polsk"... Znalaz si nawet kto, kto go zakwalifikowa jako... pamflet na sanacj. W tej skali maksymalna ocena, do jakiej mgbym pretendowa, to ta, ktra widzi w utworze narodowy rachunek sumienia" tudzie krytyk naszych wad narodowych". Ale na c mnie jakie boje z umar Polsk przedwojenn czy te z przebrzmiaym stylem dawniejszego patriotyzmu, gdy mam inne i bardziej uniwersalne kopoty? Czy tracibym czas na te przeczasiae drobiazgi? Jestem z tych ambitnych strzelcw, ktrzy, jeli puduj, to tylko do grubszej zwierzyny. Nie przecz; Trans-Atlantyk jest midzy innymi satyr. I jest take, midzy innymi, do nawet intensywnym porachunkiem... me z adn poszczegln Polsk, rzecz jasna, ale z Polsk tak, jak stworzyy warunki jej historycznego bytowania i jej umieszczenia w wiecie (to znaczy z Polsk s a b ). I zgadzam si, e to statek korsarski, ktry przemyca sporo dynamitu, aby rozsadzi nasze dotychczasowe -2-

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

uczucia narodowe. A nawet ukrywa w swym wntrzu pewien wyrany postulat odnonie do tego uczucia; przezwyciy polsko. Rozluni to nasze oddanie si Polsce! Oderwa si cho troch! Powsta z klczek! Ujawni, zalegalizowa ten drugi biegun odczuwania, ktry kae jednostce broni si przed narodem, jak przed kad zbiorow przemoc. Uzyska to najwaniejsze swobod wobec formy polskiej, bdc Polakiem by jednak kim obszerniejszym i wyszym od Polaka! Oto kontrabanda ideowa Trans-Atlantyku. Szaby tu zatem o bardzo daleko posunit rewizj naszego stosunku do narodu tak kracow, e mogaby zupenie przeinaczy nasze samopoczucie i wyzwoli energie, ktre by moe w ostatecznym rezultacie i narodowi si przyday. Rewizj, notabene, o charakterze uniwersalnym gdy to samo zaproponowabym ludziom innych narodw, bo problem dotyczy nie stosunku Polaka do Polski, ale czowieka do narodu. I wreszcie rewizj, ktra czy si jak najcilej z cala problematyk wspczesn, gdy mam na oku (jak zawsze) wzmocnienie, wzbogacenie ycia indywidualnego, uczynienie go odporniejszym na gniotc przewag masy. W takiej tonacji ideowej napisany jest Trans-Atlantyk. Omawiaem kilkakrotnie te idee w moim dzienniku, drukowanym w paryskiej Kulturze". Teraz on ukazuje si w ksice, w Paryu. Nie wszed do tego tomu fragment z Kultury" z marca 1957 r., ktry rwnie stanowi komentarz do mej herezji. . Czy jednak myl powysza jest tematem utworu? Czy sztuka jest w ogle wypracowaniem na temat? Pytania chyba na czasie, gdy, obawiam si, nie ze wszystkim jeszcze otrzsna si krytyka krajowa z socrealistycznej manii domagania si sztuki na temat". Nie, Trans-Atlantyk nie ma adnego tematu poza histori, jak opowiada. To tylko opowiadanie, to nic wicej, jak tylko pewien wiat opowiedziany ktry o tyle moe by co wart, o ile okae si ucieszny, barwny, odkrywczy i pobudzajcy to co lnicego i migotliwego, mienicego si mnstwem znacze. Trans-Atlantyk jest po trosze wszystkim, co chcecie; satyr, krytyk, traktatem, zabaw, absurdem, dramatem ale niczym nie jest wycznie, poniewa jest tylko mn, moj wibracj", moim wyldowaniem, moj egzystencj. Czy to o Polsce? Ale ja nigdy nie napisaem jednego sowa o czym innym, jak tylko o sobie nie czuj si do tego upowaniony. Ja w roku 1939 znalazem si w Buenos Aires, wyrzucony z Polski i z dotychczasowego mego ycia, w sytuacji niezwykle gronej. Przeszo zbankrutowana. Teraniejszo jak noc. Przyszo

-3-

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

nie dajca si odgadn. W niczym oparcia. Zaamuje si i pka Forma pod ciosami powszechnego Stawania si... Co dawne, jest ju tylko impotencj, co nowe i nadchodzce, jest gwatem. Ja, na tych bezdroach anarchii, pord strconych bogw, zdany jedynie na siebie. C chcecie, abym czu w takiej chwili? Zniszczy w sobie przeszo?... Odda si przyszoci?... Tak... ale ja ju niczemu nie chciaem si oddawa sam istot moj, adnemu ksztatowi nadchodzcemu ja chciaem by czym wyszym i bogatszym od ksztatu. Std si bierze miech w Trans-Atlantyku. Taka mniej wicej bya ta przygoda moja, z ktrej powstao dzieo groteskowe, rozpite midzy przeszoci a przyszoci. Trzeba doda dla porzdku, cho to moe niepotrzebne; Trans-Atlantyk jest fantazj. Wszystko wymylone w bardzo lunym tylko zwizku z prawdziw Argentyn i prawdziw koloni polsk w Buenos Aires. Moja dezercja" take inaczej przedstawia si w rzeczywistoci; szperaczy odsyam do mego dziennika.

Odczuwam potrzeb przekazania Rodzinie, krewnym i przyjacioom moim tego oto zacztku przygd moich, ju dziesicioletnich, w argentyskiej stolicy. Nikogo ja na te kluski stare moje, na rzep moe i surow, nie zapraszam, bo w cynowej misie Chude, Kiepskie, i do tego podobnie Wstydliwe, na oleju Grzechw moich, Wstydw moich, te krupy cikie moje, Ciemne, z kasz czarn moj, ach, e i lepiej do ust nie wzi, bo chyba na wieczne przeklestwo, ponienie moje, na drodze nieustajcej ycia mojego i pod t cik, mudn Gr moj. Dwudziestego pierwszego sierpnia 1939 roku ja na statku Chrobry" do Buenos Aires przybijaem. egluga z Gdyni do Buenos Aires nadzwyczaj rozkoszna... i nawet niechtnie mnie si na ld wysiadao, bo przez dni dwadziecia czowiek midzy niebem i wod, niczego nie pamitny, w powietrzu skpany, w fali roztopiony i wiatrem przewiany. Ze mn Czesaw Straszewicz, towarzysz mj, kajut dzieli, bo obaj jako literatki al si Boe mao co opierzone na t pierwsz nowego okrtu podr zaproszeni zostalimy; oprcz niego Rembieliski senator, Mazurkiewicz minister i wiele innych osb, z ktrymi si poznajomiem. Dwie te panienki adne, zgrabne, pochopne, z ktrymi ja w wolnych chwilach bajdurzyem i baraszkowaem, gwki zawracaem i tak, powtarzam, midzy Niebem i Wod, a wci przed siebie, spokojnie...

-4-

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Ot, jakemy do ldu dobili, ja z panem Czesawem i Rembieliskim senatorem w miasto zapucilimy si, a cakiem na olep, jak w rogu, bo aden z nas tu nigdy nog nie stpi. Zgiek, py i szaro ziemi niemile poraziy po owym czystym, sonym fal racu, comy go na wodzie odmawiali. Niemniej, przez plac Retiro, na ktrym wiea stoi przez Anglikw zbudowana, przeszedszy, wawo w ulic Florida wstpilimy, a tam sklepy luksusowe, nadzwyczajna Artykuw, towarw obfito i publicznoci kwiat dystyngowanej, tam Magazyny wielkie, i cukiernie. Tam Rembieliski senator sakiewki oglda, a ja afisz, na ktrym sowo CARAVANAS" wypisane, zobaczyem i mwi do pana Czesawa w ten dzie jasny, Zgiekliwy, gdymy to tak sobie chodzili, chodzili: Ii... widzisz pan, panie Czesaw, te Caravanas? Ale zaraz na statek wraca musielimy, gdzie kapitan si tych Prezesw Prezesw i i

Przedstawicieli

tutejszej

Polonii

podejmowa.

Zesza

Przedstawicieli dua kupa, a ja zaraz sobie jak w lesie, zgubiony, w godnociach i tytuach si gubiem, ludzi, sprawy i rzeczy mieszaem, to wdk piem, to znowu nie piem i jak omackiem po polu chodziem. Take i JW. minister Kosiubidzki Feliks, pose nasz w tym kraju, obecnoci swoj Przyjcie zaszczyca i, szklaneczk w doni trzymajc, sta ze dwie godziny, to tego to tamtego najuprzejmiej staniem swoim zaszczycajc. W mw, rozmw odmcie, w lamp nieywym lnieniu, ja jak przez teleskop na wszystko patrzaem i wszdzie Obco widzc, Nowo i Zagadk, jak nikoci i szaroci zdjty, domu mego, Przyjaci i Towarzyszw wzywaem. Owo i mao co z tego. Ale co niedobrze. Bo ju tam, panie, gdzie tam co tam si kiebasi, a cho i pusto jak w nocy na polu, tam za Lasem, za Gumnem, trwoga i skaranie boe i jakby si na co zanosio; ale kaden myla, e moe rozejdzie si po kociach, a z duej chmury may deszcz i tak to jak z bab, co tarza si, ryczy, jczy z Brzuchem wielkim, Czarnym ach Niemiosiernym, e chyba Szatana porodzi, a to j tylko kolki spary; wic po strachu. Ale co niedobrze i co niedobrze chyba, oj, niedobrze. W ostatnich tych dniach przed wojny wybuchem ja z panem Czesawem, Rembieliskim senatorem i Mazurkiewiczem ministrem na wielu Przyjciach bylimy, bo to i JW. pose Kosiubidzki i Konsul i Markiza jaka w hotelu Alvear i Bg raczy wiedzie kto i co i gdzie i z jakiej przyczyny, a z czym do czego i po co; ale gdymy z tych przyj wychodzili, to na ulicach o uszy nam si obija gazet

-5-

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

krzyk Polonia, Polonia" uprzykrzony. Ju tedy coraz nam ciej, coraz markotniej, a kaden uszy po sobie, jak struty chodzi, tyle Troskami, co Frykasami wypeniony. A tu Czesaw do kajuty naszej (bo wci na statku mieszkalimy) z gazet wpada; Wojna dzi, jutro wybuchn musi, nie ma rady! Owo kapitan rozkaz wyda, aby jutro statek nasz wypyn, bo cho do Polski ju si nie przedostaniemy, to pewnie gdzie do Anglii, Szkocji brzegw dobijemy". Gdy to wyrzek, ze zami w objcia sobie padlimy i zaraz na kolana padlimy, pomocy Boej wzywajc i Panu Bogu si ofiarowujc. A tak klczc, powiadam do Czesawa Pycie, pycie z Bogiem. Czesaw do mnie: Jake to, przecie z nami pyniesz! Powiadam wic (a umylnie z kolan nie wstawaem): Pycie i obycie szczliwie dopynli. Mwi: Co ty ty mwisz ? To ty nie popyniesz? Powiadam: Ja bym do Polski popyn? Tu zostan. Tak jemu pgbkiem mwi (bo caej prawdy powiedzie nie mogem), a on patrzy si na mnie i patrzy. Ozwa si, a ju bardzo zafrasowany: Nie chcesz z nami? Tu wolisz si zosta? Ale ty do Poselstwa naszego pjd, tam si zamelduj, eby ci za dezertera albo i co gorszego nie ogoszono. Pjdziesz do Poselstwa, pjdziesz? Odpowiedziaem: Co sobie mylisz, pewnie e pjd, przecie wiem co jako obywatel powinienem, ju si o mnie nie bj. Ale lepiej nikomu nie mw, moe jeszcze zamiar swj odmieni i z wami odpyn. Dopiero wtenczas z klczek powstaem, bo ju najgorsze przeszo, a Czesaw poczciwy, ale i zafrasowany, nadal serdeczn mnie darzy przyjani (cho jakby tajemnica jaka midzy nami bya). Ja czowiekowi temu, Rodakowi, prawdy caej nie chciaem wyjawi, ani ty innym Rodakom i Swojakom moim... bo chybaby mnie za ni ywcem na stosie palono, komi albo kleszczami rozrywano, a od czci i wiary odsdzono. Trudno za najwiksza moja taka, e, na statku mieszkajc, adn miar potajemnie jego opuci nie mogem. Dlatego to, jak najusilniej si przed wszystkimi majc na

-6-

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

bacznoci, ja niby to w tym rozgardiaszu powszechnoci caej, w biciu serc, w zapau wykrzykach i piewkach, w cichych lku i troski westchnieniach ty za innymi woam albo piewam, albo biegam, albo wzdycham... ale gdy ju liny odwizuj, gdy statek ludmi rozkoatany, od ludzi Rodakw czarny, ju ju odbija ma, odpywa, ja z czowiekiem, ktry za mn dwie walizki moje nis, po schodkach na ld zstpuje i oddala si zaczynam. Owo tak si oddalam. A wcale za siebie si nie ogldam. Oddalam si, a nic nie wiem, co tam za mn. Ale oddalam si po wirowanej alei i ju do daleko jestem. Dopiero, gdym ju dobrze si oddali, przystanem i za siebie spojrzaem, a tam okrt od brzegu odbi, na wodzie stoi, a ciki, pkaty. Wtenczas na kolana pa chciaem! Jednakowo wcale nie padem, a tylko tak z cicha Bluni, Wyklina silnie, ale do siebie samego, zaczem: A pycie wy, pycie Rodacy do Narodu swego! Pycie wy do Narodu waszego witego chyba Przekltego! Pycie do Stwora tego w. Ciemnego, co od wiekw zdycha, a zdechn nie moe! Pycie do Cudaka waszego w., od Natury caej przekltego, co wci si rodzi, a przecie wci Nieurodzony! Pycie, pycie, eby on wam ani y, ani Zdechn nie pozwala, a na zawsze was midzy Bytem i Niebytem trzyma. Pycie do lamazary waszy w. eby was ona dali limaczya! Okrt ju skosem si zwrci i odpywa, wic jeszcze to mwi: Pycie do Szaleca, Wariata waszego w. ach chyba Przekltego, eby on was skokami, szaami swoimi Mczy, Drczy, was krwi zalewa, was Rykiem swym rycza, wyrykiwa, was Mk zamcza, Dzieci wasze, ony, na mier, na Skonanie sam konajc w konaniu swoim Szau swojego was Szala, Rozszala! Z takim wiec Przeklestwem od okrtu si odwrciwszy, do miasta wstpiem. Miaem wszystkiego 96 dolarw, ktre mnie co najwyej na dwa miesice najskromniejszego ycia starczy mogy, wic zaraz trzeba byo si pogowi, co i jak uczyni. Umyliem najprzd do pana Cieciszowskiego si skierowa, ktrego jeszcze z dawnych lat znaem, bo matka jego, owdowiawszy, pod Kielcami u Adasiw Krzywnickich zamieszkaa, o mil dwie od Kuzynw moich, Szymuskich, do ktrych ja czasem z bratem moim i z bratow zajedaem, a gwnie na kaczki. Ten wic Cieciszowski, od kilku lat tu przebywajcy, mg mnie suy rad i pomoc. Z tumokami zaraz do niego pojechaem i tak szczliwie si zoyo, em go w domu zasta. Najdziwniejszy to chyba czowiek by, jakiego ja w yciu spotkaem, bo chudy, drobny, od Bladaczki, ktrej w dziecistwie si nabawi, bardzo Blady, przy caej

-7-

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

grzecznoci, ukadnoci swojej, jak zajc pod miedz suchami strzye, wiatr apie, a nieraz apu capu Krzyknie albo i Ucichnie. Ujrzawszy mnie zawoa: Kogo widz! I ciska, siada prosi, stokw przystawia, a w czym by poyteczny mg by, zapytuje. Prawdziwej, a cikiej Blunierczej przyczyny zostania mego jemu wyjawi nie mogem, bo, Rodakiem bdc, mg mnie wyda. Powiadam wiec tylko, e siak, owak, widzc, e od kraju odcity jestem, z wielkim Blem, alem moim tu zosta postanowiem, zamiast do Anglii lub do Szkocji na tuaczk pyn. Z rwn mnie odpowiedzia ostronoci, e ju to pewnie w tej potrzebie Matki naszej serce poczciwe Syna kadego do niej, do niej ptakiem si wyrywa, ale, powiada, trudna Rada, rozumiem Bole twoje, ale przecie przez ocean nie przeskoczysz, wic ty postanowienie twoje pochwalam albo nie\ pochwalam, i dobrze zrobi, e si tu zosta, cho moe niedobrze. Tak mwi, a palcami mynka krci. Widzc tedy, e on tak temi palcami krci, krci, pomylaem co ty tak krcisz, to moe i ja ci pokrc" i ty jemu mynka zakrciem, a zarazem mwi: Tak pan mniemasz ? Nie jestem ja na tyle szalonym, ebym w Dzisiejszych Czasach co mniema albo i nie mniema. Ale gdy tu si zosta, to ide zaraz do Poselstwa, albo nie id, i tam si zamelduj, albo nie zamelduj, bo jeli si zameldujesz lub nie zameldujesz, na znaczn przykro moesz by naraonym, lub nie naraonym. Tak sdzisz pan? Sdz, albo i nie sdz. Rbe co sam uwaasz (tu palcami krci), albo nie uwaasz (i palcami krci), bo ju gowa twoja w tym (znw palcami krci), eby ci co Zego nie spotkao, albo i spotkao (i znw krci). Dopiero ja jemu zakrciem i mwi: Taka rada twoja? Krci, krci, a tu do mnie przyskakuje: Nieszczsny Czowieku, a to ty lepiej Zgi, Przepadnij i cicho sza, a do nich nie chod, bo jak si do ciebie przyczepi, to si nie odczepi! Suchaj rady mojej, lepiej ty z obcemi, z cudzoziemcami si trzymaj, w cudzoziemcach zgi, rozpy si, a nieche ciebie Bg broni od Poselstwa, a ty od Rodakw, bo li, Niedobrzy, skaranie boe, tylko ciebie gry bd i tak ci zagryz! Dopiro powiadam: Tak uwaasz ? Na to wykrzykn:

-8-

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

A nieche ci rka Boska broni, eby ty Poselstwa albo Rodakw tutaj bdcych unika, bo jak ich unika bdziesz to gry ciebie bd, a tak ci zagryz! Palcami krci, krci, ja ty krc, a ju od tego krcenia mnie si w gowie zakrcio, ale przecie co pocz trzeba, bo pusta sakiewka, wic w te sowa ozwaem si: Nie wiem czybym jakiego zajcia nie dosta, eby to przynajmniej pierwsze miesice przetrzyma... Gdzie by tu co znale? W ramiona mnie zapa: Nie bj si, zaraz co uradziemy, ju ja ciebie z Rodakami poznam, to ci dopomog lub nie dopomog! Tu zasobnych naszych kupcw, przemysowcw, finansistw nie brak, a ju ciebie jako wkrc, wkrc lub nie wkrc... I palcami krci. Rada w rad. Owo, powiada, tu trzech wsplnikw jest, ktrzy Spk maj i Interes Koski ty i Psi Dywidendowy zaoyli a oni by tobie pomogli albo nie pomogli i moe na urzdnika albo pomocnika zgodzili z pensj 100 albo 150 Pezw, bo najzacniejszemi, najpoczciwszemi lub nienajpoczciwszemi s ludmi, Spka za Komandytowa, Subhastowa lub nie Subhastowa; ale w tym sk, eby kadego z nich na osobnoci zdyba i na osobnoci Prywatnie si rozmwi, bo tam z dawnych czasw duo Jadu, Swaru i tak ju jeden drugiemu obmirzy, e jeden przy drugim obmirzy i tylko by mierzi. Ale w tym sk, e jeden drugiego na krok nie odstpuje. Owo ja bym ciebie Baronowi przedstawi, bo to czek hojny, wspaniay i aski ci swojej nie odmwi; ale c kiedy Pyckal wtenczas ciebie skinie i Baronowi ci wyzwie od Jasnej Cholery, Baron ciebie Pyckalowi ofuknie, zadmie si, z fumami na ciebie Pyckalowi wjedzie, Ciumkaa za Baronowi, Pyckalowi ciebie okantuje, moe osmaruje. Owo w tem sk, eby ciebie Baronowi przeciw Pyckalowi, Pyckalowi przeciw Baronowi (tu palcami krci). Dugo jeszcze gadalimy o tem i owem, a te przyjaci z dawnych czasw wspominalimy, a w kocu (a moe ju druga po poudniu bya), do pensjonatu, ktry mnie wskaza by, z pakunkami memi pojechaem i w nim pokoik may za pezw 4 dziennie wynajem. Miasto jak miasto. Domy jedne wysokie bardzo, drugi niski stoi. Na uliczkach ciasnych tok duy, e ledwie przecisn si mona, a pojazdw mnstwo. Huk, stuk, trbienie, ryczenie, powietrza nieznona wilgotno. Nigdy tych pierwszych dni moich w Argentynie nie zapomn. Nazajutrz, jakem tylko w moim pokoiku zbudzi si, doszed mnie przez cian Staruszka pacz, jki i biadolenie, a ze skarg jego to tylko zrozumiaem guerra, guerra, guerra". Jako

-9-

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

gazety krzykliwym gosem wybuch wojny obwieszczay, ale i co tam kto wiedzia, bo jeden mwi e tak, drugi, e siak, a rozejdzie si po kociach, nie rozejdzie, bij si, nie bij i tak nic, a Szaro, Gucho, jak w polu na deszczu. Dzie by jasny, pogodny. Ja w tumie zgubiony, mojem zgubieniem si cieszyem i nawet do siebie na gos powiadam: Nic piskorzowi kiedy raka bij". A tam bij! Przed Redakcjami gazet wielkie ludzi mrowie. Do taniej garkuchni wstpiem, eby co przeksi i Bife za 30 ctvs. zjadem, ale powiadam (a wci do siebie): Zdrw czyyk cho tam barana sztorcuj". A tam i sztorcuj! Potem wiec nad rzek poszedem, gdzie pusto, cicho, wietrzyk Wieje i mwi do siebie: Ot to makolgwa czyrka, a borsuk w potrzasku, mao co ze skry nie wyskoczy". A tam ze skry mao co nie wyskakuj... i za Gumnem, za Stawem, za Lasem niemiosierny Wrzask, Ryk, Bij, Morduj, o zmiowanie prosz, Pardonu nie daj i Diabli wiedz co, a pewnie i Diabli! Powiadam tedy: Na co mnie do Poselstwa i, do Poselstwa ja wcale nie pjd, a e Chuda Szkapa bya, to niech zdycha". A tam i Zdychaj. Powiadam wic: Na wszystko moje zaklinam si i przysigam, nie bd ja si w to miesza, bo nie moja sprawa i, jeli kona maj, niech konaj", ale wzrok mj na maym Robaczku spocz, ktry po dble trawy do gry si wspina i widz, e Robaczek ten w tem miejscu i czasie, w tej wanie chwili i na tem brzegu, za tem oceanem, wspina si i wspina, wspina si i wspina, a wwczas najokropniejsza mn owadna trwoga i myl, e lepiej do Poselstwa pjd, o pjd, tak, pjd, pjd, Jezus Maria, pjd, lepiej pjd... i poszedem. Poselstwo okazay gmach na jednej z bardziej dystyngowanych ulic zajmowao. Doszedszy do gmachu tego, przystanem i myl, i, czy nie i, bo po co ja bd do Biskupa chodzi, gdym kacerz, od Wiary odstpca, blunierca. I zaraz najokropniejsza Pycha, Duma moja, ktra od lat dziecinnych mnie przeciw Kocioowi memu kierowaa! Bo przecie nie na to mnie Matka urodzia, nie na to Rozum mj, Wznioso, Twrczo moja i lot Natury mojej niezrwnany, nie na to Wzrok przenikliwy, Czoo dumne, Myl ostra gwatowna, abym ja w kociku swojskim gorszym, mniejszym od Mszy ach chyba gorszej, taszej, w chrze taszym, marniejszym, kadzidem miernem, marnem si odurza wraz tam z innemi swojskiemi Swojakami swemi! O, nie, nie, nie na to ja Gombrowicz, abym przed Otarzem ciemnym, niejasnym, a moe nawet Szalonym uklka (ale Bij), nie, nie, nie pjd, kto wie co mi zrobi (ale Strzelaj), nie, nie chc tam i, kiepska, marna

- 10 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Sprawa (ale Morduj, Morduj!). I w Mordzie, we krwi, w Bitwie, do gmachu wstpiem. A tam cicho i schody due, dywanem wysane. Przy wejciu wony pokonem mnie przyj i do sekretarza po wschodach prowadzi. Na pierwszem pitrze sala dua, kolumnowa, a w niej dosy mroczno, chodno, i tylko przez okien kolorowe szybki pki promieni wpadaj, na gzymsach, cikich sztukateriach i zoceniach przysiadaj. Wyszed do mnie Podsrocki radca w ciemnogranatowym czarnym garniturze, w cylindrze, oraz w rkawiczkach, a z lekka cylindra uchyliwszy pgono o powd mej wizyty wypytywa. Gdym mu powiedzia, e z JW. Posem pragn si rozmwi, zapyta: Z JW. Posem? Powiadam wic, e z JW. Ministrem, on za mwi: Z Ministrem, z samym pan mwi chcesz Panem Ministrem? Gdy wic mwi, e, owszem, z JW. Posem chciabym rozmwi si, w te sowa mi odpowiedzia, gow na pier chylc: Powiadasz pan, e z Posem, z samym Panem Posem? Mwi wic, e owszem, z Panem Ministrem, bo wan mam spraw, on za powiada: A! Nie z Radc, nie z Attache, nie z Konsulem, z samym pan pragniesz widzie si Ministrem? A po co? A w jakim celu? A kogo pan znasz tutaj? A kim pan jeste? Z kim si przyjanisz? Do kogo chodzisz? Tak to on zacz wybadywa i coraz ostrzej do mnie Doskakiwa, przyskakiwa, a wreszcie z tego wszystkiego rewizj zacz robi i sznurek mnie z kieszeni wycign. Wtem drzwi si w gbi otwieraj i JW. Pose wyjrza, a e to ju znany mu byem, na mnie kiwn; za spraw kiwnicia tego Radca, w ukonach si rozpywajc i kuprem wiercc, a cylindrem wymachujc, do gabinetu mnie wprowadzi.

Minister Kosiubidzki Feliks jednym z najdziwniejszych by ludzi, na jakich ja w yciu mojem natrafiem. Cienki grubawy, cokolwiek tustawy, nos ty mia do Cienki Grubawy, oko niewyrane, palce wskie grubawe i tak nog wsk i grubaw, lub tustaw, a ysinka jemu jak mosina, na ktr woski czarne rye zaczesywa; lubi za okiem ypa i coraz to ypnie. Zachowaniem i ukadem swoim niezwyky wzgld na wysok godno swoj wykazywa i kadem swem poruszeniem honor sobie wiadczy, a ty i tego z kim mwi sob silnie bez przerwy zaszczyca, e ju to prawie na kolanach z nim si rozmawiao. Zaraz wic, paczem wybuchnwszy, jemu

- 11 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

do ng padem i do caowaem; a suby swoje, krew, mienie ofiarowujc, o to upraszaem, aby mnie w takiej chwili w., wedle woli w., rozumienia swego, uy i moj rozporzdza osob. Najaskawiej mnie a siebie suchaniem w. swojem zaszczycajc, pobogosawi i okiem ypn, a potem mwi: Ju tobie wicej jak 50 pezw (sakiewk wyj) da nie mog. Wicej nie dam, bo nie mam. Ale jakby chcia do Rio de Janeiro pojecha i tamtejszego Poselstwa si czepia to, owszem, na podr dam i nawet co na odczepne doo, bo literatw nie chc tutaj mie; bo tylko doj a i obszczekuj. Jede tedy do Rio de Janeiro, dobrze ci radz. Owo Zdumienie, Zdziwienie moje! Znw tedy mu do ng padem i (sdzc, e niedobrze mnie zrozumia) osob swoj ofiarowywaem. Powiada wic: Dobrze ju, dobrze, masz tu 70 pezw i wicej nie dj, bom nie krowa. Widz wic, e on mnie pinidzmi zbywa; a ju nie tylko pinidzmi, ale Drobniakami! Na tak cik obraz moj mnie krew do gowy uderza, ale nic nie mwi. Dopiro mwi: Widz, e JW. Panu bardzo drobnym by musz, bo mnie Drobniakami podobnie JW. Pan zbywasz, a pewnie mnie midzy Dziesi Tysicy literatw zaliczasz; a ja nie tylko literat, ale i Gombrowicz! Zapyta: A jaki Gombrowicz? Powiadam: Gombrowicz, Gombrowicz. ypn i powiada: Ano, jak Gombrowicz, to masze tu 80 pezw i wicej nie przychod, bo Wojna i Pan Minister zajty. Ja powiadam: Wojna. On mwi: Wojna. Ja mwi: Wojna.

- 12 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

On mnie na to: Wojna. To ja jemu: Wojna, wojna. Przestraszy si nie na arty, a mu jagody zbielay, ypn na mnie okiem: A co? Masze wiadomo jak? Mwiono ci co? Nowiny jakie?... ale si pomiarkowa, chrzka, kaszle, za uchem si drapie i mnie klepn: Nic to, nic, nie bj si, ju my wroga pokonamy! A zaraz goniej krzykn: Ju my wroga pokonamy! Wtedy wic jeszcze goniej krzykn: Ju my wroga pokonamy! Pokonamy! Powsta i krzyczy: Pokonamy! Pokonamy! Syszc te wykrzyki jego, a widzc, e z fotela wsta i Celebruje, a nawet Zaklina, ja na kolana padem i, w tej Celebracji w. si stowarzyszajc, krzycz: Pokonamy, pokonamy, pokonamy! Odsapn. Okiem ypn. Mwi: Pokonamy, psia jego ma, ju ja ci to mwi, a to ci mwi, eby nie mwi, e ja ci mwiem, e nie Pokonamy, bo ty ci mwi, e Pokonamy, Zwyciymy, bo w proch zetrzemy doni mocarn najjaniejsz nasz, w proch, py rozstrzaskamy, rozbijemy, na Paaszach, Lancach rozniesiemy a zgnieciemy i pod Sztandarem naszym a w Majestacie naszym o Jezus Maria, o, Jezus, o, Jezus, rozmiademy, Zabijemy! O, zabijemy, rozniesiemy, zdruzgoczemy! A co si tak patrzysz ? A przecie ci mwi, e zgnieciemy! A przecie widzisz, syszysz, e ci sam Minister, Pose Najjaniejszy mwi, e Zgnieciemy, widzisz chyba, e sam Pose, Minister tu przed tob chodzi, rkami macha i ci mwi, e Zgnieciemy! A eby nie szczeka, e ja przed tob nie Chodziem, nie Mwiem, bo przecie widzisz, e Chodz i Mwi! Tu si zdziwi, baraniem okiem na mnie spojrza i powiada: A to ja przed tob Chodz, Mwi! Potem powiada:

- 13 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

A to sam Pose, Minister przed tob Chodzi, Mwi... To ty chyba nie byle ptelka jeeli sam JW. Pose tyle czasu z tob siedzi, a i Chodzi przed tob, Mwi, nawet wykrzykuje... Siada j e Pan Redaktor, siadaj. A jak godno, prosz? Powiadam, e Gombrowicz. Powiada: Owszem, owszem, syszaem, syszaem... Jakebym nie sysza, jeeli

przed tob Chodz, Mwi... Trzeba Panu Dobrodziejowi jako z pomoc przyj, bo ja obowizek swj wobec Pimiennictwa naszego Narodowego znam i jako minister tobie z pomoc przyj musz. Owo, e to pisarzem jeste, ja bym tobie pisanie artykuw do gazet tutejszych wychwalajce, wysawiajce Wielkich Pisarzw i Geniuszw naszych zleci, a za to krakowskim targiem 75 pezw na miesic zapac... bo wicej nie mog. Tak krawiec kraje, jak materii staje. Wedle stawu grobla! Kopernika, Szopena lub Mickiewicza ty wychwala moesz... Bje si Boga, przecie my Swoje wychwala musiemy, bo nas zjedz! Tu si ucieszy i mwi: Ot to dobrze mnie si powiedziao i Najwaciwsze to dla mnie, jako Ministra, a ty i dla ciebie, jako Pisarza. Ale powiadam: Bg zapa, nie, nie. Zapyta: Jake to? Nie chcesz wychwala? Rzekem: Kiedy mnie wstydno. Krzyknie: Jak to ci wstydno? Mwi: Wstyd, bo swoje! ypn, ypn, ypn! Co si wstydzisz g...! wrzasn. Jeli Swojego nie bdziesz chwali, to kto ci pochwali? Ale odsapn i mwi: Nie wiesz to, e kada liszka swj ogon chwali? Rzekem tedy: Dopraszam si aski JW. Panie, ale bardzo mnie wstydno. Mwi: Ce ty zbarania, zgupia ze szcztem, czy ty nie widzisz, e wojna, a teraz w ty chwili Mw Wielkich na gwat potrzeba bo bez nich Diabli wiedz co moe by, i ja tu od tego Minister, eby Wielkoci Narodowi naszemu przysparza, o, co ja z tob zrobi, ja chyba tobie pysk zbij.., Ale urwa, znw ypn i mwi: Czekaj e. To ty Literatem jeste? Ce ty tam wyskroba, co? Ksiki jakie? Zawoa:

- 14 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Sroczka, Sroczka, chod no tu... gdy za pan Radca Podsrocki przybieg, okiem na niego ypn, a potem z nim po cichu gada, na mnie Okiem ypie. Owo sysz tylko, e mwi: G...rz! Potem znowu: G...rz! Dalej Radca do Ministra mwi: G...rz! Minister do Radcy: G... rz pewnie musi by, ale Oko, nos dobry! Mwi Radca: Oko, nos niczego, 20 cho g...rz, ty i czoo dobre! Mwi Mrnister: G...rz to, nic innego, bo wszyscy wy g...rze jestecie, ja ty g...rz, g...rz, ale oni ty g...rze i co tam kto si pozna, kto tam co wie, nikt nic nie wie, kto si na czem rozumie, g... g... G... powiada Radca. No to dali go! powiada Minister. Ja tu zara trochi Pochodz, a potem lu! I patrz, a to on Chodzi zacz i Chodzi, Chodzi po salonie, brew marszczy, gow schyla, sapie, szumi, puszy si, a Hukn i ypn: Zaszczyt to dla nasi Zaszczyt, bo my Wielkiego Pisarza Polskiego gocimy, moe Najwikszego! Wielki to Pisarz nasz, moe i Geniusz! Co si gapisz, Sroka? Powitaj wielkiego g..., to jest te... Geniusza naszego! Tu mnie Radca niski ukon skada. Tu mnie JW. Minister si kania! Tu ja, widzc, e szydz, arty odprawuj, chc w cikiej obrazie mojej bi czowieka tego! Ale Minister mnie na fotel sadza! Podsrocki Radca bucik wylizuje! Sam Minister Pose o zdrowie moje wypytuje! Radca za suby swe ofiarowuje! Wiec JW. Pose o moje yczenia i rozkazy pyta! Wic Radca o wpisanie do Ksigi Pamitkowej prosi! Wic Minister pod rami bierze, po salonie oprowadza, a Radca dookoa mnie skacze, doskakuje! I Minister: wito bo Gombrowicza gociemy! A Podsrocki Radca: Gombrowicz gociem jest naszym, sam Geniusz Gombrowicz! Minister: Geniusz to Narodu naszego Sawnego! Podsrocki: Wielki M Narodu naszego wielkiego!

- 15 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Owo to dziwny, najdziwniejszy Przypadek mj i Sprawa moja! Bo wiedziaem przecie, e to g...rze s, ktrzy mnie za g...rza maj i to wszystko g..., g..., a ja bym g...ry tych po bie pobi... A przecie nie kto inny to by, tylko sam Pose, Minister, ty i Radca... a std Niemiao moja, lk mj, gdy mnie tak wane Osoby czcz i honoruj. I gdy w tem salonie Minister z Radc na mnie naskakuj, Honoruj, gdy za mn biegaj, ja, znajc wysoki Urzd, godno, wag tych g...rzw, nie mogem zby, pozby si Honorw owych! A te to ja jak liwka w g... wpadem! A odsapn Pose i ozwa si, a ju bardziej dobrotliwie: No pamitaj g...rzu, e tu przez Poselstwo jak naley uhonorowanym zosta, a tera o to dbaj eby nam wstydu przed ludmi nie zrobi, bo my ciebie ludziom Cudzoziemcom jako Wielkiego G. Geniusza Gombrowicza pokaemy. Tego Propaganda wymaga i trzeba by wiedziano, e Nard nasz w geniuszw obfity. A co, pokaemy, Sroczko? Pokaemy powiedzia Radca pokaemy; g...rze to i na niczem si nie poznaj! Dopiero na ulicy folg daem wzburzonemu uczuciu mojemu! O, co to, jak to, skd to, o, co to si stao?! O, a to podobnie znw mnie zapano, zapano! O Jezus, o Boe, znowu mnie w yciu mojem przyapano, a jak liszk w potrzask! Nigdy tedy ja si z Losu mego nie wyzwol? Czy znowu powtarza musz Wieczny Los mj i Wizienie moje?! A gdy Przeszo moja mn jak somk miota, gdy przepade wracaj odmty, ja jak ko si wspinam, jak lew dr, Rycz, w furii apami wybijam i o krat nowego rzucam si wizienia! O, po cem ja do tego Poselstwa przekltego chodzi?! Ot to g...rzom si Wielkoci zachciao, Wielkoci im trzeba, Geniuszw wielkich Bohaterw, eby to przed ludmi si pokaza, a e to niby Geniusza Gombrowicza mamy, wic co to znaczymy, jaka chwaa nasza, a jaka zasuga, jaki to Paac nasz, jakie mebelki, szory, pychy, szychy; i, bjcie si Boga, nie dajcie eby nam poladkw zbito, bo my Geniusza Gombrowicza mamy! Tyme to chamskim szwurclem chcia JW. Pose g... g... oczy ludziom Cudzoziemcom mydli, susznie uwaajc, e w Amerykanw owych atwo swoje wmwi, a jeli mnie si nisko kania bdzie, to ja jemu jak ciasto przed Ludmi urosn. Nie moe to by! Nic z tego! I dopiro w gniewie okropnym moim ja raz po razie tego Ministra g... g... g... wyrzucaem, odprawiaem, pa, kijem przeganiaem, wyganiaem! Przeklty Minister g... co Narodu swego nie szanuje! Przeklty nard, co Synw swoich nie szanuje! Przeklty czowiek i Nard, ktrzy siebie wzajem nie szanuj! I, w

- 16 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

zapamitaniu, ja Ministra, urzdy wszelkie, godnoci, zaszczyty, czasy nasze, ycie nasze, Nard, Pastwo g... g... g... rozganiajc, przeganiajc, kijem, pal kropic, znowu Ministra tego g...rza patnego zwalniaem; a gdy ju z 50 lub 60 razy 22 go zwolniem, przegoniem, jeszcze i znowu go zwalniaem, wyganiaem! spostrzegem, spogldali. Naglcy stan finansw moich do dziaania mnie zniewala; i trzeba mnie byo zaraz na ulic Florida i, gdzie z Cieciszowskim byem umwiony. Florida ulica, jak ju wspomniaem, ze wszystkich miasta ulic najbardziej luksusowa; tam A tu

e miech przechodniw wzbudzam, ktrzy na mnie spod oka

sklepy, tam gustowne Zakady wszelkiego rodzaju, kawiarnie, cukiernie; a dla pojazdw wzbroniona, spacerowiczw rojem skrzy si, wypeniona, socem rozjaniona,

mieni, pawim ogonem si puszy. Wrodzona niemiao, moe i jaka, nie pozwalay mnie dokadniejszej zda

Nieporczno

Cieciszowskiemu relacji o tem, co z Ministrem byo, i tykom nadmieni, e w gniewie mymy si rozstali. Oj, zawoa, mynka palcami krcc, po co ty tam chodzi, przecie ci mwiem, eby tam nie chodzi, cho moe dobrze zrobie e chodzi! I dobre to, e mu nosa utar, cho moe Niedobre, bo, oj, on teraz tobie, niebo, utrze, utrze, utrze! Ukryj si, skryj w mysi jam, bo jeli si nie skryjesz, to ci znajd! Ale nie skrywaj si, nie skrywaj, mwi, bo jeli si skryjesz to ci szuka bd, a jak ci poszukaj to ci znajd. Lecz my w rozmowie ulic Florida idziemy! Tam za szybami bogactwo lni i oko wabi i szumny gwar, przechodniw rj, ukony, pozdrowienia. Raz wraz Cieciszowski mj znajomkom umiech, lub rki gest, lub pokon niski zasya, a do mnie z cicha mwi: Patrz, patrz, czy widzisz pan Rotfederow? A to dyrektor Pindzel, to prezes Kotarzycki, hej, ola ola, Prezesie! To Mazik jest, a to Bumcik, to Kulaski, a to Polaski! Ja, obok niego idc, ty grzecznie kaniam si, umiechy moje w prawo, w lewo rzucam i mieni si Floridy w, paraduj Seniority! Patrz, tam Klejnowa stoi! A to jest Lubek, urzdnik. Lecz coraz gstsze ludzi mrowie i przed wystawami przystaj, na nie spogldaj, a jak od jednej wystawy odchodz, to zaraz do drugiej podchodz, i dopiro kaden a to na Krawaty to-szare, modne za 5,75, a znowu Trzeci z on na dywan bordo z Drbk za 350, czwarty na Klamry Angielskie za 99, pity na maszynki albo wentylator, tamta na dezabil jedwabny z spiczaste podwjne Nelsoskie, piank, owa Buciki

w Tytu Fajkowy Perski Astrachaski, albo

- 17 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Serwis,

albo ty Cynamon. Wic na walizk t gemzowan za 320 patrz i

mwi; co za walizka! Ale te Kube za 85, take niczego, albo ty ten Szlafrok, albo tamten Szpadel. Ja bym te mycyne kupi za 7,20. A ja ten sweater. Mnie by si ten Termometr nada, albo ten Barometr. Zmiuj si pan, a to parasol ten z rczk zagit 42 kosztuje, gdy ja lepszy, angielski za 38 wczoraj ogldaem! I tak od sklepu do sklepu, to na to, to na tamto, Spogldali i Mwili, a potem znowu do innego sklepu i znowu Mwi i Spoglda. Wtem Cieciszowski za rk mnie zapa: W czepku si rodzie! Widzisz Barona? Baron stoi, Barona samego zdybae, on to przed t wystaw, a sam, bez Wsplnikw, chodmy do niego albo i nie chodmy, to o posadzie twojej pomwimy lub nie pomwimy! Witam, witam Barona drogiego, jak zdrowie, powodzenie, lub niepowodzenie, a to pan Gombrowicz, ktry wskutek odcicia od kraju tu si zosta i z nami niepewno nasze i trwog przeywa, a te jakiego zatrudnienia szuka! Spojrza na mnie Baron. I najserdeczniej porwa mnie w ramiona! Dopiro uradowany, odskakuje, znowu przyskakuje, do piersi tuli, a moe by co przeksi, a moe by wypi, do domu swego mnie zaprasza i szuka ony, ktra jemu gdzie si zapodziaa, bo onie swojej przedstawi mnie pragn. Zajde Pan do nas we wtorek! Bdziemy radzi! Ale rzek Cieciszowski: Jemu by si jakie zajcie zdao, bo w potrzebie, a ja jego jak w dym do Barona askawego; gdzie suto zastawiaj, suto podawaj. Co tam! krzykn Baron. W potrzebie ? Ju wszystko zaatwione! Ju si Pan nie kopocz! Zaraz dzisiaj ka, eby Pana drogiego na sekretarza mego do Wspki przyjto z pensj 1000 lub 1500 pezw! Co tam! Zaatwione! Godziny pracy sam sobie wyznaczysz! Zaatwione tedy, a teraz czym zapi, przeksi potrzeba! Idziemy wic z

Baronem na jednego, a w blasku soca ju wszystko zda si uadzone i ja chyba Opiekuna, Ojca i Krla znalazem wspaniaego o, dziki ci, Boe, ju mnie atwiej y bdzie, ju przepady, znikny troski i zgryzoty, ale co to, Boe, Boe mj, co ty to si dzieje, dlaczego to Krl, Baron mj, przygas, ucich i mnie markotnieje, mizernieje, czemu sonko moje za chmur zachodzi?... A to Pyckal, Pyckal doskakuje!

- 18 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Pyckal, Barona wsplnik, niszy od niego by, bardziej krpawy, a o ile tamten wietnym, wspaniaym, rosym, dumnym by mczyzn, o tyle ten, jak psu z garda, albo zza stodoy. Na prno Baron jemu rozkazuje i owiadcza, e to mnie, przyjaciela swego, na urzdnika przyj; Pyckal za ca odpowied tylko wypi si, najprzd na mnie, potem na Barona, a splunwszy rzek: Coe pan z byka spad, eby bez porozumienia ze mn Urzdnikw nowych do Interesu bra, a c pan kretynem jeste, no to ja tobie tego urzdnika twojego przepdz, won, won, won! Chamstwem tak okropnem oburzony, Baron w pierwszej chwili sowa przemwi nie mg, potem za Zabraniam! krzykn Zakazuj!... na co Pyckal rozdziawi si jemu: Sobie a nie mnie zabraniaj! Komu ty zabraniasz?! Krzykn Baron: Prosz nie robi skandalw! Krzykn Pyckal: Delikacik, delikacik, ju ja ci go zbij delikacika twojego, ja ci go pobij!... i do mnie z piciami, a ju chyba mnie Zbije, zabije, moe mnie pobije, ju ten zwierz, ten kat mnie zakatrupi, wic Zguba, Zagada moja, ale co to, czemu ktownik mj si zatrzymuje, czemu mnie nie bije?... A to Ciumkaa, trzeci Barona wsplnik, skdsi, z boku si nadarzy! Ciumkaa, kocisty, blondyn wyupiasty, ryy, kaszkiet zdj i do mnie rk du czerwon wyciga: Ciumkaa jestem! Gzem Pyckala w nage osupienie wprawi. Ratujcie mnie wrzasn Pyckal to ja go tu bij, a ten si z ap pcha, a przecie ja wikszego Kretyna, Bawana na oczy swoje nie widziaem, co si pchasz, co si wtrcasz? Zabraniam krzykn Baron. Zakazuj! Ciumkaa, krzykiem przestraszony, zawstydzi si, rk du do kieszeni wsadzi i w kieszeni rk grzeba zaczai; ale zaraz zawstydzi si grzebania swego i ze wstydu swego uda, e czego po kieszeniach szuka; czem jeszcze bardziej Barona, Pyckala rozwcieczy. Czego tam szukasz, gamoniu krzyknli czego szukasz, gapie, czego

szukasz!... a Ciumkaa, od wstydu ledwie ywy, jak burak czerwony, z kieszeni nie tylko rk, a i korek od butelki, papirki jakie zgniecione, yeczk, sznurowado i rybki suszone wycign. Ale gdy rybki zoczyli zaraz cisza nastaa... bo jako im si od tych rybek markotno zrobio. Ja przypomniaem sobie, co mnie Ciecisz mwi, e tam midzy nimi, jak to midzy Wsplnikami, dawne Zadry, Kwasy, Jady byy, podobnie o Myn jaki,

- 19 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Zastaw; wanie z tej przyczyny Pyckala, na widok rybek owych, a zaparo i Karasie moje, karasie" wrzasn ju ty mnie za to zapacisz, ja ciebie z torbami puszcz"; ale Baron tylko grdyk ruszy, przekn, konierza poprawi i powiada

Rejestr", Na co odrzek Ciumkaa: Stodoa si spalia od ty gryki", wiec Pyckal koso spojrza, Woda bya" mrukn i tak stali, stali, a Ciumkaa za uchem si podrapa; gdy za on za uchem si drapie, Baron w kostk u nogi si poskroba, Pyckal zasie w prawe podudzie. Powiada Baron: Nie drap si. Mwi Pyckal: Ja si nie drapie. Ciumkaa rzek: Ja si drapaem. Rzek Pyckal: Ja ciebie podrapie. Mwi Baron: A podrap, podrap, bo od tego. Mwi Pyckal: Ja ciebie drapa nie bd, niech ciebie Sekretarz podrapie. Powiada Baron: Sekretarz mj mnie drapa bdzie, jak ja mu kae. Rzek Pyckal: Ja twojego Sekretarza do siebie zgodz i tobie sobie go wezm, a mnie bdzie drapa, gdy zechce, bo cho ty Pan z Panw, a ja Cham z Chamw, on tobie mnie drapa bdzie gdy zachce si mnie albo i nie zachce. Drapa bdzie. Mwi Baron: Kto Cham z Chamw, a kto Pan z Panw, a ty mi tego Sekretarza nie zgodzisz, ja jego sobie tobie zgodz i mnie nie ciebie on podrapie. Zawoa Ciumkaa, paczem rzewnym, wielkim wybuchajc: O, Rety, Rety, o, co to wszystko dla siebie sobie chcecie drapa z moj krzywd, z moj Strat, Bid, o, to ja jego wam sobie zgodz, ja jego zgodz! Dopiro cign mnie, szarpi, jeden drugiemu wyrywa, cign, cign, i tak a do domu jakiego zacignli, tam schodki, po tych schodkach cign, szarpi, jeden

- 20 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

drugiemu wydziera, tam drzwi mae z boku, na ktrych tabliczka Baron, Ciumkaa, Pyckal, Koski Psi Interes", a za drzwiami przedpokj duy, ciemnawy, w nim krzeseka. Na krzeseku Baron Ciumkale, Ciumkaa Baronowi, Pyckalowi, Pyckal Ciumkale, Baronowi mnie posadzili, a najuprzejmiej poprosiwszy bym troch poczeka, do innego pokoju odeszli, na ktrego drzwiach napis by Dbr i Interesw Zarzd, Wstp wzbroniony". Sam zostawszy (bo Ciecisz dawno ju by zemkn) w cichoci, ktra nastpia po rozgonem nadejciu naszem, naokoo z ciekawoci si rozgldnem. Ludzi tych dziwno (a trudno bym dziwniejszych odszuka w caem yciu mojem) oraz burda, jak midzy sob wiedli, bardzo mnie do wszelkiej z nimi stycznoci zniechcay; ale nadzieja staego, a moe wikszego, zarobku zmuszaa mnie do pozostania. Przedpokj, jak powiadam, by ciemnawy, ciemnym papierem wyklejony, ale papir bardzo wystrzpiony... to znw tusta plama... albo dziura i znw naddarte, ale zaatane, muchami popstrzone i lichtarz ze wic, stearyn wszdzie nakapane. Deski podogi wystrzpione, od chodzenia wywichtane, a tam w kcie stara gazeta, tu szpicrzga tajemnie gaworzy, gdy gazeta rusza si z szelestem, bo pewnie myszki pod ni siedz. Zaraz te but rusza si zacz i do tabaki si przyblia, a robaczek may, ze szpary w pododze wylazszy, do cukru pracowicie zmierza. Wrd tych szelestw drzwi uchyliem, ktre do nastpnej sali prowadziy. Sala dua, duga a ciemnawa, i stow rzd, za ktrymi urzdnicy siedz, pilnie nad Skryptami, Rejestrami, Foliaami pochyleni, a ju papirw tyle, tak nawalone, zawalone, e prawie rusza si nie mona, bo i na ziemi wszdzie papirw mnstwo i szpargaw; a Rejestry z szafy wystaj i nawet pod sufit wya, na okna zachodz, cae biuro zawalaj. Jeli wic ktry z urzdnikw si ruszy, to szeleci jak mysz w tych papirach. Wszelako wrd papirw wiele innych przedmiotw, jak flaszki, albo blacha zgita, dalej spodek stuczony, yka, szalika kawaek, szczotka wyysiaa, dalej cegy kawa, obok tyrbuszon, ogryzek chleba, duo bucikw, te syr, pierze, imbryk i parasol. Najbliej mnie stary, chudy urzdnik siedzia i stalwk pod wiato oglda, palcem jej prbujc, a jakby fluksj mia, bo w uchu wata; za nim drugi urzdnik, modszy i rumiany, na szczotach rachowa, a razem kiebas gryzie, dalej urzdniczka wyfiokowana, wyczupirowana w lusterku si przeglda i loczkw

poprawia, a dalej inni urzdnicy, ktrych moe omiu lub dziesiciu byo. Tamten pisze; ten w Rejestrze szuka. Wtem przedwieczorek wniesiono, wic kubki z kaw i

- 21 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

buki na tacy, a wwczas urzdniki wszystkie, przerwawszy czynno swoj, do jedzenia si zabray, i zaraz te, jak zwyczajnie, rozmowa zabrzmiaa. miech mnie zdj na widok Picia Kawy urzdniczkw owych! Bo od pierwszego wejrzenia wida byo e, od lat ze sob razem w tem biurze przesiadujc, co dzie t sam wieczyst kaw pijc i wieczn buk swoj zagryzajc, temi samemi arcikami swojemi staremi si raczc, w lot wszystko swoje rozumieli. Wic urzdniczka loczkw odgarna i plum" powiedziaa (a pewnie ju i z tysic razy to mwia) na co gruby kasjer, ktry za ni siedzia, tak zawoa: A to kotka w kotka u Mamy Zawijas! Z czego rado nadzwyczajna, miej si wszystkie urzdniki, za brzuchy si api! Zaledwie miech gdzie w papiry wsik, Rachmistrz stary palcem pogrozi... i ju wszyscy za brzuchy si api, bo wiedz co powie... on za powiada Zawijas, podbijas, bum cyk cyk Kopijas!" wic jeszcze bardziej si ciesz urzdniczki, w papirach szeleszcz. Ale urzdniczka maym paluszkiem rki lewej prawy policzek podpara! Ale urzdniczka maym paluszkiem policzek podpara!... a wtenczas Rachmistrz silnie po plecach modszego, rumianego urzdnika klepn i szepcze jemu Szkoda ez, ez szkoda, Jzef, Jzef, bo przecie scyzoryk, talerzyk, mucha, mucha bya!..." Zrozumie nie mogem, czemu Rachmistrz o zach jemu mwi, gdy wcale nie paka... ale wanie w teje chwili rumiany Ksigowy ten szlochem stumionym si zanis na widok paluszka owego! Znw tedy miech mnie zapa; bo wida od lat moe caych, a od wiekw, paluszek ten, razem z policzkiem, ksigowemu rany serca jego stare jtrzce rozdrapywa i od lat pewnie ten towarzysz jego go pociesza; ale zamiast eby najprzd Ksigowy zapaka, a potem dopiero Rachmistrz go pocieszy, im si kolejno dziaa pomylia i co na kocu byo, na pocztek przeszo! Wyrzucia w gr chusteczk swoj urzdniczka! Kasjer kichn! A buchalter stary nosa utar! Wtem mnie zobaczyli i, najokropniej si zawstydziwszy, w papirach si swoich jak myszy zaszyli. Ale zaraz do Pryncypaw wezwany zostaem. Ciemnawy pokoik, do ktrego mnie wprowadzono, rwnie papirami, szpargaami wypeniony, a do tego ko stare, elazne, pod cian stao, ty i wiadro, ty i miednica, dubeltwka na oknie, buty, lep na muchy. Pyckal Baronowi skrzynk jak trzyma, Ciumkaa za z Rejestru kwity odczytywa. I wszyscy trzej do mnie: Mnie podrap! Mnie podrap! Mnie podrap!

- 22 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

W yciu moim wiele miejsc dziwnych, a dziwniejszych jeszcze osb mnie si nastrczyo, ale pord miejsc tych i osb adne tak dziwaczne, jak obecny ycia mojego przypadek. Zadawniona midzy Baronem, Pyckalem i Ciumkaa zwada w Mynie miaa pocztek, ktry myn im z eksdywizji przypad w rwnym dziale; potem w karczmach trzech dzierawnych silniej jeszcze si rozagwia, a gdy Gorzelni z propinacji na subhacie wzito, e to na spaty, podobnie wicej jeszcze swaru, jadu narobiono. Funduszw rozdzia prawie niepodobnym by do przeprowadzenia, bo wyrok sdu dwukrotnie a z trzech stron apelowany, w prawnym rozpatrzeniu szekro odraczany, a wreszcie z braku pisemnych dowodw do Wizji odesany, ktra Wizja sprzeczno oczywist pomidzy pierwszym a drugim Subhasty rejestrem wykazaa. Do tego za pozew wzajemny o Zabr Mienia, pogrki i ch morderstwa, Zabjstwa, a dwa pozwy o Najazd i jeden o przywaszczenie szeciu perowych spinek i Piercienia... a tak to pozwy, najazdy, gwaty, swary, jady, ch Umiercenia, z Mienia wyzucia, wyniszczenia, z Torbami puszczenia. Wic gdy z powodu Zabezpieczenia Subhasty interes Handlu komi, psami, z Rejestru objtym by musia, wszyscy trzej w rwnym dziale do interesu tego przystpili, a psy, konie po ludziach skupujc, z duym zyskiem sprzedawali na Szpront lub na Ganacj. Wszelako, pomimo nadzwyczaj powanych z tego Interesu zyskw, spka

bankructwem bya zagroona, gdy, panie, tyle ty to Gnieww dawnych, Gwatw, tyle uerania, arcia wzajemnego, tyle goryczy, Kwasw, piekowania si zaciekego, nieustajcego. Ta za swarliwo nie tyle moe z finansowych rozrachunkw, ile z natur sprzecznoci. A bo Baron jak bk huczy, buczy i tacuje, jak paw ogon puszy, jak sok w gr polatuje; a Pyckal, jak byk, wrzaskiem krzykiem swojem chamskiem chamskiem si nawala; a Ciumkaa gmyrze; a Baron jakby w karecie jecha, w cztery konie, rozkazy wydaje i na trbce trbi; a Pyckal chamstwem nadziany tylko si rozdziawia; a Ciumkaa z czapk w garci, bo mu si limaczy; wic Baron fumami, humorami, kaprysami, fantazjami, wic Pyckal w mord chce albo portki zdejmuje, wic Ciumkaa lie si albo i guzdrze... Ow jeden drugiego by w yce wody utopi, ale w Procesw, pozww, swarw nieustannym cigu, w nieprzerwanem wiec owem zaartem obcowaniu, tak jedno z drugiem jak bigos, jak kapusta i z grochem zmieszane, zduszone, e chyba jeden bez drugiego y nie moe, a w Syrze starym, w Bucie zadawnionym swoim, jak Palce u Ng krzywe, straszne i ze sob tylko!

- 23 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Ow oni! z sob! Ow midzy sob! I o wiecie boym zapomnieli, ze sob tylko, midzy sob, wsobnie, a tyle im z dawnych czasw si starzyzny nazbierao, tyle to wspominkw, uraz, sw rozmaitych, korkw, flaszek starych, dubeltwek, puszek, szmat najprzerniejszych, koci, sztyftw, garnkw, blaszek,' puklw, e ju i kto obcy, jeli do nich przystpowa, wcale nie mg przeczu co jemu powiedz lub zrobi; bo korek, ] lub flaszka, albo swko jakie niebacznie rzucone, zaraz im i co Dawniejsze a Zapieke przypomina i jak kurkiem na kociele krci. Ow, gdyby nie rybki stare, co Ciumkale wtenczas z kieszeni wypady, gdyby nie Rejestr i Nogi drapanie, ja bym pewnie przez nich na urzdnika zgodzony nie zosta. Ale podobnie z przyczyny flaszeczki maej, czy te skrzynki, zamiast 1000 lub 1500 Pezw, ktre przez Barona przyrzeczone byy, tylko 85 Pezw pensji mnie przyznano. A ty najstarsi 30 Urzdnicy, gdy do Pryncypaw z aktami, sprawami szli, nigdy nie wiedzieli co tam, panie, si wysmay, jakie postanowienie Pyckal Baronowi, Baron Ciumkale, Ciumkaa Baronowi Pyckalowi wyda. Ow duo zarzdze, rozkazw, spraw duo, a to Konie z cesji, a to hipoteczne przepisanie, dalej porka, rozdzia dywidendy, Psy pod zastaw, same Buldogi, propinacja, egzekucja; wiec akta pisz, smaruj, Rachunki, pozwy wydaj, egzekwuj, licytuj, dalej Hipotekuj, albo Subhastuj; ale c, panie, kiedy za tym, pod tym, ledzik bardzo dawny, albo buka co j siedemnacie lat temu Baron Pyckalowi wygryz. Gdym nastpnego ranka do pracy si zgosi i pord Urzdnikw, teraz Kolegw, zasiadem, trudno nowego obowizku mego wyranie mi si objawia. Urzdniki w swoich zagbione szpargaach, swoim oddane rachunkom, w swoich czynnociach, dziaaniach zapamitae na mnie, obcego, ani patrze chciay; mnie za ich szczypki, ich dawne soiki, niezrozumiaemi i niepojtemi byy. Popacki, Rachmistrz stary, mnie Akta da do wcigania, ale diabli tam wiedz czy jaka potrzeba tego wcigania zachodzia, bo czowiek ten wzrostu niewielkiego, bardzo chudy, w okularach ciemnych, rogowych, a jak mumia wysuszony, wosy mia rzadkie, ktre jemu wiankiem dokoa czaszki duej ysej si obwijay; do tego za palce dugie, chude. Przygldajc si robocie mojej, coraz mnie jak literk poprawi, a za uchem si drapie, albo nos uciera, pyek sobie jaki z ubrania strzepuje; a ju najchtniej wrbelkom kruszynki za okno wyrzuca. Oj, wida e Rachmistrz poczciwota, poczciwota z kociami, a cho guzdralstwo jego i nadzwyczajna we wszystkiem drobnostkowo nieraz do miechu mnie pobudzay, wystrzegaem si

- 24 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

wszystkiego co by staruszka miego urazi mogo; a nawet tabak jego zaywaem, ktra, myszka przed laty wylgnita, a nie wiadomo jakim grzybkiem przyprawiona, kamizelki jego kaszmirowej zapach miaa. Ale, prawd mwic, nie do miechu mnie byo. Bo cho tam jakie takie zabezpieczenie bytu uzyskaem, zesp wszystkich warunkw i okolicznoci, jako to; Kraj Nieznany, obco miasta, brak przyjaci, lub towarzyszw zaufanych, dziwaczno pracy mojej... jakim lkiem mnie wypeniay; do tego za Bj silny za wod i z krwi rozlewem, a wiele osb, przyjaci moich lub krewnych ju tam nie wiadomo gdzie byy, co robiy, moe i Bogu dusz oddaway. Cho tedy i daleko, za wod to byo, przecie czowiek jakby ostroniejszy, ciszej mwi, spokojniej si rusza, eby to jeszcze czego zego nie wywoa i jak zajc pod miedza by przycupn. Dlatego to, kruszynk ma z chleba na kaamarzu zauwaywszy, czstokro na t kruszynk spogldaem, a nawet jej kocem pira dotykaem. Najbardziej jednak mnie moja z Poselstwem sprawa doskwieraa. Nie po to chyba JW. Pose Celebracj ze mn odprawowa,; eby to tak po kociach rozej si miao; i gdy ja tu za biurkiem| siedz, Akta wcigam, to oni tam pewnie swoje i kto wie, czyi dalej czego tam ze mn, cho bez wiedzy mojej, nie wyrabiaj. Siedz tedy, pisz, a myl co ty tam oni ze mn, jak ty to tam mnie zaywaj i do czego uywaj. Jako nie omyliy mnie przeczucia moje, bo gdym na wieczr do pensjonatu; powrci, duy bukiet fluksji biao-czerwonych od Ministra mi wrczono, a z nim list od Pana Radcy. Powiadamia wic Radca w najuprzejmiejszych sowach, e jutro po mnie zajedzie, aby do malarza Ficinati mnie zabra na wieczr, ktry przez Pisarzw i Artystw tutejszych bdzie zaszczycony. Prcz tego listu i kwiatw, jeszcze dwa bukiety mnie wrczono, ktre od tutejszych swojskich Prezesw pochodziy, oba za ze wstgami i stosownymi napisami. Prcz tego mae dzieci podobnie przybyy i przed mojem oknem kantyczk pieway,, A niech ci diabli! To gdy ja przycupn chc, oni mniej na wiecznik! Hodw obfitoci zadziwiona wacicielka Pensjonatu mego sysze nawet nie chciaa, abym dalej w maej mojej ciupce mieszka i do najlepszego pokoju mnie przeniosa; a tak w tym czasie trudnym, niebezpiecznym moim ja, zamiast w maym pokoiku by, w duym salonie z dwoma oknami si znalazem. Ju te wiadomo o nadzwyczajnej, al si Boe, wybitnoci, wielkoci mojej, lotem strzay po wszystkich Rodakach si rozesza;

- 25 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

nazajutrz w biurze niskimi bardzo pokonami mnie przyjto i nawet wszelkich rozmw, artw; 32 w przytomnoci mojej zaniechano. A niech to Diabli, Diabli! Coraz tedy silniejsza powstawaa Celebracja, a wida JW. Pose wbrew woli mojej i nie baczc na gwatown niech moj, swoje robi i Celebracj na wszystkie rozprzestrzenia strony. A nieche go, a po c ja jemu na oczy si pokazywaem! A do tego niebezpieczna rzecz! Mona w zwykym czasie takie szprynce urzdza, ale gdy tam Mordowanie, Zarzynanie, to ju lepiej cicho siedzie i przeczeka, a o to dba, eby czego zego na siebie nie cign. Przysigaem wiec i postanawiaem, e ja na to przyjcie wcale nie pjd, ani na adn dalsz Celebracj w. ach Gupi chyba, Marn, osoby mojej nie pozwol. Wszelako w tem sk; bo, jakbym teraz wyranemu yczeniu JW. Posa si opar, to ju chyba przez wszystkich za zdrajc bybym poczytany, co w obecnym stosunkw ukadzie nadzwyczaj niebezpiecznem byo. A przecie i sodki hod wspziomkw czowiekowi, ktry od najwczeniejszych dni dziecistwa swego tylko wzgardy dozna... tu za, jakby za spraw dobrej wrki jakiej, gowy przed nim chyli zaczynaj i jemu czapkuj. Przeklty tedy, kamliwy hod i marny jak diabli! Ale wity, bogosawiony, prawdziwy hod bo Czoo moje, Oko moje, Myl moja i prawda moja i szczero serca mojego i piew mj i dostojno Moja! To wic prawo moje, to paszcz mj, to korona moja! A co ja darowanemu koniowi w zby patrza bd! Oj, wic chyba pjd na zebranie owe i pozwol aby to ze mn na niem uczyniono, bo przysigam na Boga i na Matk moj przed Bogiem, Otarzem, e ten kto przede mn czapkuje wcale le nie czyni, owszem, najlepiej on, najsuszniej postpuje! Ow wy tam g...rze Chytrkujcie, Mdrkujcie a za swoj korzyci jak kury dziubajcie. Ja, co z waszej Natury tpej a chytrej poczte, wedle Natury mojej przyjm i gdy mnie g... karmicie ja to jak Chleb i Wino jad bd i si najem. Gdy za mistrzem prawdziwym na owem przyjciu zabysn, gdy jako Mistrz przez cudzoziemcw uznany obwoany bd, ju mnie niestraszne JW. Posa gupstwo a on mnie take uszanowa musi... Siadaje tedy, siadaj, na tego konia, co ci daj, a na nim daleko zajedziesz! Pjd, pjd tedy! Jako, powrciwszy do pensjonatu mego, zaraz kufer otworzyem. O, czemu siebie samych nie szanujemy i nie zaszczycamy! O, dlaczego tak pasko, tak pasko?! Wic do siebie wzaja przyskakuj, jeden drugiemu Honor wiadczy, jeden do drugiego Maestro, maestro"

- 26 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

a Gran Escritor" a Que Obri a Que Gloria", c kiedy zaraz im si rozlazo i w roztargnieni znw Skarpetki ogldaj. Czekaje rzek Radca czekaje... Ju my im pokaemy! Ale stojemy. Szepn do mnie Radca blady i spotniay: Pokae co, g...rzu, tym g...rzom, bo wstyd bdzie Mwi jemu: G...rzu, co ja im poka? A za mn Mi stoj i widzc, e nikt na mnie uwagi nie zwraca chyba mnie za g...rza maj, li jak diabli, chybaby mnie w yce wd utopili! Diaba tam, diaba tam, diaba tam! Ki diabe! G chyba Niedobrze! A tu widz, e nowe osoby wchodz, a n byle jakie, bo zaraz ku nim Ukony, Honory powiay. Owo pierwsza sza dama w gronostajowej pelerynie z pirami strusiemi, pawiemi i z du sakiewk, tu obok kilku Lizusw, a za Lizusami kilku Sekretarzw, dalej kilku Skryba i kilku Bazenkw, ktrzy w bbenki uderzali. Ty midzy niemi czek Czarno Ubrany, a wida znaczniejszy, bo gdy wszed, gosy sysze si day: Gran escritor, maestro", Mi estro, maestro"... i z tego podziwu chybaby na kolana pad lecz ciasteczka jedli. Zaraz ty koo suchaczw si wytoczy on za porodku silnie Celebrowa zacz. Czowiek ten (a pewnie tak dziwnego czowieka ja pierwsi raz w yciu ogldaem) nadzwyczaj by wydelikacony, a do tego jeszcze siebie delikaci. W sakpalcie, za duemi czarnemi okularami, jak za potem, od wszelkiego wiata odgrodzeni wok szyi szalik jedwabny w groszki pperowe, na rkach rkawiczki czarne, zefirowe, ppalcowe, na gowie kapelusz czarny prondowy. Tak opatulony i odosobniony, coraz z wskiego pociga flakonu, albo chusteczk czarn si ociera i wachlowa. W kieszeniach papirw peno, skrypta ktre nieustannie gubi, a pod pach ksiki. Inteligeni nadzwyczaj subtelnej, ktr w sobie wci subtylizowa, destilowa, w kadem odezwaniu si swojem tak inteligentnie inteligentnym, i kobit i mczyzn zachwycone cmoki wywoywa (cho to Skarpetki, krawaty sobie ogldaj). Gos swj nieustannie cisza, ale, im ciszy, tym wanie dononiej, bo inni, ciszajc si, jeszcze bardziej go nasuchiwali (cho i nie suchaj); i tak on w Czarnem Kapeluszu zdawa si w Cisz Wieczn swoj czered prowadzi. Do ksiek, notat swoich zagldajc, je gubic, w nich si tarzajc, nurzajc, on cytatami rzadkiemi myl swoj okrasza i z ni tam sobie dokazywa, a ju do siebie, jakby na odludziu. I tak w sobie papirem i myl kapryszc si, coraz inteligentniej by inteligentnym i ta

- 27 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

inteligencja jego, sama sob pomnoona i sama na sobie okrakiem, tak ju Inteligentna stawaa si, e Jezus Maria! A tu Pyckal, Baron mnie do ucha: A hu, huzia! Ty i Radca z drugiej strony: Hu, huzia, bierz go, huzia! Powiadam: Ja nie pies. Szepn Radca: Bierz go, bo wstyd, bo to ich Najsawniejszy Pisarz i nie moe by, eby tu z nim Celebrowali gdy Wielki Pisarz Polski Geniusz jest na sali! Ugry go, g...rzu, geniuszu ugry, bo jak nie, my ciebie ugryziemy!... Jako za mn caa moja czereda stoi... Poznaem, e innej rady nie ma, tylko ja jego ugry musz, bo mnie Swojacy spokoju nie dadz; a ju, jelibym ja tego Bawou ugryz, sam bym Lwem na placu osta. Ale jak ugry, gdy bestia jak z ksiki marcypani, marcypani, e a mglio, i coraz inteligentniej jest inteligentnym, subtelniej subtelnym... Odezwaem si tedy do ssiada, a dosy gono, eby to mnie sysza. Nie lubi ja gdy Maso zbyt Malane, Kluski zbyt Kluskowe, Jagy zbyt Jaglane, a Krupy zbyt Krupne. Odezwanie si moje w powszechnym ciszeniu jak trba zabrzmiao i na mnie powszechn uwag zwrcio, a w Rabin celebracj swoj przerwa i na mnie okulary nastawiwszy, niemi spoglda z ciemni swojej; potem za zagadn po cichu ssiada, kto zacz... Powiada ssiad, e Cudzoziemski Pisarz, wic troch si stropi i pyta, czy Anglik, Francuz, lub moe Holender; ale ssiad jemu powiada, e Polak. Polak zawoa Polak, Polak, Polak... i dopiro, kapelusza poprawiwszy, nog sobie silnie rozgrymasi, a potem w notatkach rzecze, ale nie do mnie, tylko tam do Swoich: Tu powiadaj, e maso malane... Myl, owszem, ciekawa... ciekawa myl... Szkoda e niezbyt jest nowa, bo to ju Sartoriusz powiedzia w swoich Bukolikach. Cmoka poczto, odpowied jego smakujc, jakby to najprzedniejsze marcepany byy. Wszelako, cmokajc, jak gdyby wasnem cmokaniem gardzili i z tego powodu im si cmokanie j rozazi. Gdy on do Swoich si zwrci, ja w gniewie do Moich si zwrciem i powiadam: A mnie po diaba co Sartoriusz powiedzia, gdy Ja Mwi?! Ow moi mnie zaraz poklask dali: swoich, w papirach pogrzeba i

- 28 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Cze, cze Mistrzowi naszemu! Dobrze mu si odci! Niech yje Gombrowicz Geniusz! Ale przyklaskuj, a jakby przyklaskiem swojem pogardzali... i zaraz si rozlaz. Wtenczas tamten w ksikach, papirach pogmera, kiebaszc silnie nog, a wci tylko do Swoich si zwracajc: Tu powiadaj, e co mnie Sartoriusz gdy Ja Mwi. A to wcale nieza myl i mona by j z rodzenkowem sosem poda, ale z tem bida, e ju Madame de Lespinasse co podobnego powiedziaa w jednym z Listw swoich, i Znowu cmokaj, smakuj, cho Cmokiem, Smakiem swoim pogardzaj... i w roztargnieniu on im si rozazi. Ja wic do Swoich si zwracam, eby jemu co dobrze powiedzie a tak ugry, eby ju si jemu szczeka odechciao! A tu widz: moi jak ogie czerwoni; czerwony wic, jak burak, Radca, czerwony Pyckal wraz z Baronem, a Cieciszowski silnym rumiecem po uszy si obla i tak stoi! O Boe, co to, dlaczego tak nagle sponli, przecie przed chwil jeszcze Uwielbiali, skd taka przemiana... ale nic, stoj, czerwieni si... Mnie jakby kto w pysk strzeli od Rumieca Swojakw, ktry te tak mnie Zarumieni, e z naga przed ludmi cay czerwony si staem jak w Koszuli! A diaba, diaba tam! Ju nawet mnie si uszy sczerwieniy! Ow to Mka moja, e ja, jak g...rz, czerwony, i jakbym z czapk w garci pod potem boso sta; a ju najgorsze, e nie z przyczyny jakiego wstydu mojego, a tylko Rumieca cudzego, cho to i Swojskiego. W strachu wiec e ja za spraw tych to g...rzw moich co mnie za g...rza maja, g...rzem przed g...rzami tamtemi

wypadn, a ju chcc tego g...rza pogry, krzyknem: Ci... g... g... Odpowiedzia: Ow to wcale nieza Myl i z grzybkami dobra, tylko ja nieco przysmay i mietanki podla; ale c kiedy ju przez Cambronne'a powiedziana... i, w sakpalcie swoim si zamknwszy, nog rozkaprysi. Ja si bez sowa zostaem! A bo ju jzyka w gbie zapomniaem! A ajdak, tak mnie oniemi, e i sw nie miaem, bo co moje nie Moje, podobnie Kradzione! Stoj wic przed ludmi wszystkimi, a tam z tyu moi mnie kuksy daj, cign, odcigaj i chyba czerwoni, czerwoni... Tu za, przede mn, tamci oklask cudakowi swemu daj, cho zarazem, jakby oklask swj lekcewayli, skarpetki, koszule, spinki sobie ogldaj. Ju na nic nie baczc, wszystko porzucajc, od haby mojej, wstydu uciekajc, ja do drzwi przez ca sal i zaczem i Uchodz! Uchodz, bo do diaba

- 29 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

wszystko i diabli, diabli, wszystko diabli wzili! Uciekam, uchodz! A tu, gdym w jawnej ucieczce mojej prawie do drzwi doszed, , , znw diabli mnie bior, diabli, i myl, e co ty bdziesz do diaba ucieka, co bdziesz ucieka! Zawrciem i wracam, id przez cay salon, a wszyscy si przede mn rozstpuj! A diabli, diabli, a niech to diabli, Szatani! Id tedy, a bybym pyskw porozbija! Ale, jakem ju do ciany doszed, znowu zawrciem i z powrotem do drzwi i zaczem, bo myl sobie: lepiej nie bi. Gdy za ju prawie do drzwi dochodziem, znowu zawrciem (bo ju mnie si Chd w przechadzk jak po tym salonie przemienia) i znw przez sal id... Powszechne wic osupienie, gby porozdziawiano, patrz, a moe mnie za pgwka maj, ale diabli, diabli, o nic nie dbam, a Chodz, jakbym tu sam by, jakby nikogo nie byo! A chd coraz silniejszy, Potniejszy... i tak ju diabli, diabli, Chodz i Chodz i Chodz, a ju Chodz, Chodz, i Chodz i Chodz... A to ju tak Chodz! Z trwog spogldano, bo chyba nikt nigdy na adnem przyjciu tak nie Chodzi... ot tam pod cianami, a jak trusie, przycupnli, siaki taki i pod mebel wlaz, albo si meblem odgrodzi... a ju Chodz, Chodz; i ju nie tylko Chodz, a tak Chodz, e a Chd jak diabli, e wszystko chyba porozbijam... O, Jezus, Maria! To ju Moi nie moi ogon pod siebie, dudy w miech, patrz, a ja Chodz i wci Chodz, Chodz, a ju Chd mj jak po mocie dudni, diabli, diabli, i ja nie wiem, co z tym Chodem poczn, bo to, Chodz, Chodz, a ju jak pod gr Chodz, Chodz i ciko,i ciko, pod gr, pod gr, o, co to za Chd, o, co ja robi, o, ju chyba jak Szaleniec jaki Chodz i Chodz i Chodz, a to przecie za Wariata mnie bd mieli... ale Chodz, Chodz... i diabli, diabli, Chodz, Chodz... A tu patrz, a tam jeden kole pieca ty chodzi zaczai i Chodzi i Chodzi, a ju tak Chodzi, Chodzi, e gdy ja Chodz to ty i on Chodzi. Dopiro ja od ciany do ciany, a on tam pobok od pieca do okna... i gdy ja chodz to ty i on Chodzi... Mnie diabli bior: a co on si przyczepi, czego chce, moe przedrzenia?... czemu ze mn Chodzi? Alem Chodu mego przerwa nie mg. Ow ze strachu samego oni by pewnie i jego i mnie za eb, za drzwi!... Ale, cho to si boj, a ty i gniewaj, przecie i gniew i strach wasny lekce sobie wa, wic im si rozazi... i dopiro, cho to jeden zblad, drugi brew zmarszczy, trzeci nawet zarazem ciasteczka, buki z szynk j jedz i jeden do drugiego: kuak wystawi,

- 30 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Wysza ta rewista? A ja sobie Kafelki sprawiem... Ja tom nowy Poezji wydaj... Ow tak gadaj, gadaj, cho to si gniewaj, moe i strachaj, ale ty widz, e si wymiewaj i, cho tam jeden z buk, drugi moe z kieliszkiem, a za stokami, pod stokami, gniewaj si; gadaj, strachaj, ale ty chyba si i wymiewaj... a ja Chodz, Chodz i on ty obok Chodzi, Chodzi, a diabli, a diabli!... Myl tedy, a co to, a jak, a dlaczego do mnie ten czowiek si przyplta?... i baczniej jemu si przyjrzaem... Przyjrzaem v si i widz: czek susznego wzrostu, Brunet silny, a nawet nietpego, owszem, do szlachetnego oblicza... Ale czerwone ma wargi! Wargi ma, powiadam, Czerwone, Uczerwienione, Karminowe! I tak z

Wargami Czerwonymi chodzi, Chodzi, Chodzi! A to ju jakby mnie kto w pysk strzeli! A to jak rak sczerwieniaem ! Dopiro ja, jak oparzony, czerwony, Chd mj, diabli, diabli, do drzwi skierowaem i przez te drzwi, o ju nie Chodz, Chodz, a tylko Uchodz... Uchodz, jakby mnie diabli, szatani gonili ! Przeklte Ludzkoci spaczenie! Przeklta ta winia nasza w bocie utytana! Przeklte to bajoro nasze! A to ten co tam Chodzi, chodzi, z ktrym ja Chodziem, nie Bykiem by, a tylko krow ! Mczyzn co, mczyzna bdc, mczyzn by nie chce, a za mczyznami si ugania i za nimi Lata jak w Koszuli, ich uwielbia ach kocha, do nich si zapala, ich poda, na nich si akomi, do nich si wdziczy, mizdrzy, im si podlizuje, lud tutejszy wzgardliw darzy nazwa: puto". Wargi te ujrzawszy, ktre rem kobiecym, cho Mskie, krwawiy, ani cienia wtpliwoci mie nie mogem, e los mj Puto takiego mnie zdarzy. Z nim to ja wobec wszystkich Chodziem, Chodziem, jak w parze jakiej na zawsze sparzony! Nic dziwnego przeto, e jak Szalony po schodach od wstydu mego uciekaem. Ale gdy tak przez ulic biegn, czyj bieg za sob posyszaem i tak biegnc, sysz, e kto za mn biegnie ; a nie kto inny to by, jeno Puto, ktry za rkaw mnie zapa. O! zawoa. Wiem ja wzgard twoje i wiem, e ty tajemnic moje odkry (a jemu si wargi czerwieniy) ale wiedz, e we mnie Przyjaciela masz i Wielbiciela, bo ty chodem swoim wszystkich przemg... A ty ja razem z tob tam Chodzi zaczem, eby tobie jak tak pomoc da i aby sam przeciwko wszystkim nie by... Chodmy tedy, Chodmy! (To mwic, mnie pod rami uj i oddechem swoim mskim a kobiecym mnie przysmala.) Ja mu si umknem, a bo i nie wiedziaem ju w pomieszaniu i oszoomieniu mojem czego chce ode mnie i czego da, a moe

- 31 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Poda, do tego za przed ludmi wstyd mnie byo (cho pusta ulica). Lecz miechem wybucha i jak kobita cienko, piskliwie zawoa: Nie bj si, ty ju za stary dla mnie jeste, ja z Modymi tylko zadaj si Chopcami! Tak wzgardzony, ja z gniewem jego odepchnem, ale on czule si przycisn}; Chodmy, chodmy, chode ze mn, razem troch sobie Pochodziemy!... Ja nic na to. Ale, e to razem swoje opowiada po ulicy szlimy, on mnie

zacz. Ow szeptem mnie wszystko swoje opowiada, a ja

sucham, Ow czowiek ten, Metys chyba, Portugalczyk, z perskiej tureckiej matki w Libii urodzony, Gonzalem zwa si; a bardzo Bogaty, okoo 11-tej lub 12-tej z rana z ka wstaje i kaw wypija, a potem na ulic wychodzi i tam po niej chodzi, a za Chopcami albo Chopakami. Gdy sobie jakiego upatrzy, zaraz do niego

podchodzi i jego o jak ulic zapyta; a tak z nim zapoczwszy, gawdzi zaczyna o tym a o owym, eby tylko wymiarkowa czy Chopca owego namwi do grzechu mona za 2, 5 albo i 10 Pezw. Przewanie tedy w strachu, trwodze mwi o tym si nie way i go tam zbywali, jak zmyty odchodzi. Wic tedy za innym Chopcem, Modziecem albo i Chopakiem, ktry mu w oko wpad... i tam, panie, znowu o ulice rozpytywanie, rozmawianie, to znowu o Grach jakich, albo Tacach, zagadywanie, a wszystko eby jego za 5 lub 10 pezw skusi; ale mu Chopiec ten co ostro powiedzia, albo splun, On tedy ucieka, ale rozogniony. Wic znowu za innym Brunetem albo Blondynem, zagadywa, rozpytywa. Gdy tedy j si

zmczy, do domu wypoczywa wraca, i tam, na szezlongu nieco wypoczawszy, znowu na ulic szuka, chodzi, zagadywa, rozpytywa, a to Rzemielnika jakiego, a to Robotnika, albo Pomocnika, albo Pomywacza, albo onierza, albo Marynarza. Przewanie jednak w lku, strachu, co przystpi, to zaraz Odstpi; albo ty, panie, idzie za jakim, to tamten gdzie. do sklepu wszed, albo z oczu zgina, i nic z tego. Znowu wic do domu swego zmczony, znuony, cho w ogniach

powraca, a przeksiwszy co i wypoczawszy na szezlongu znowu na ulic biey, aby jakiego Chopca, byle zgrabnego, upatrzy,, przygada. Jeli wic takiego zdyba, a z nim za 2, 5 lub 10 Pezw si ugodzi, zaraz jego do mieszkania swojego prowadzi i tam, na klucz drzwi zamknwszy, kurtk, krawat, spodnie zdejmuje, na podog rzuca, do Koszuli si rozbiera i wiato przyciemnia, Perfum rozpyla. A tu dopiro Chopak go w mord i do szafy jemu bielizn wybiera, albo pinidze wydziera!

- 32 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Zmartwiay od strachu okropnego Puto krzycze si nie way, wszystko jemu zabiera pozwala i bolesne razy jego znosi. Od Razw tych, Kuksw, jeszcze wikszy ogie jego! Gdy wic wyszed Chopak, on znowu na ulic rozogniony, rozpalony, zachwycony, a te wystraszony, umczony, i daleje za Czeladnikami, Rzemielnikami modymi, onierzami lub Marynarzami; ale co przystpi to odstpi, bo cho dza wielka, strach wikszy od dzy. A ju noc pna i coraz puciejsze ulice: do domu wiec swojego Puto wraca, do koszuli si rozbiera i koci zmczone na ku samotnie utula, a to eby nazajutrz znw wsta, kaw wypija i za Modymi ugania chopcami. I dnia nastpnego znowu wstaje, spodnie, kurtk przywdziewa i znowu za Modymi ugania chopcami. A dnia nastpnego z ka swego wstawszy, znw na ulic, eby za Chopcami si ugania. Dopiro powiadam: Jeste to moliwe, czowieku nieszczsny, eby pokusie twojej Rzemielnik, lub Czeladnik, lub onierz ulega, gdy ty w nim tylko wstrt, odraz wzbudzi moesz wdzikami swoimi? Zaledwiem to wyrzek, zawoa, a bardzo, wida, uraony: Mylisz si, bo ja oczy mam due, paace, a rk bia, stop delikatna! I zaraz kilka krokw naprzd wybieg, mnie figur swoj w przegibach i szarmantach pokazujc i silnie ni drobic. Ale potem mwi: Zreszt w potrzebie s, grosza potrzebuj. Dlaczeg jednak powiadam dlaczeg ty wicej im pienidzy nie dasz, a tylko 2, 5 lub 10 Pezw, skoro bogatym jeste, a tyle trudu ciebie kosztuje ktrego namwi? Odpowie: Spjrz pan na ubranie moje. Ja jak zwyky Subiekt, albo Fryzjer ubrany chodz i koszul mam za 3 Pezy, a to eby z Bogactwem si moim nie zdradzi; bo ju do tej pory pewnie dziesi razy bybym uduszony, albo Noem, albo eb rozkiebaszony; i jelibym ja Chopcu jakiemu wicej da Pezw to zaraz o wicej by prosi i dopiro domu nachodzenie, Groenie, Przeladowanie, eby tylko wicej jeszcze wydusi, wyudzi. Dlatego ja, cho paac mam, wasnego lokaja udaj. I wasnym swoim lokajem jestem w mym paacu! Tu zakrzykn rozpaczliwym gosem, ale cienko: Przeklty, przeklty Los mj! Lecz zaraz, wznoszc ku niebu rece, czy te raczki, zawoa cienko, przeraliwie:

- 33 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Bogosawiony, ach, sodki, cudowny mj los i ja innego nie pragn! Drobnymi kroczkami naprzd przez powietrze sadzi, a ja obok kusem jak na bryczce. Okiem duym, wilgotnym, omdlaym na prawo, na lewo oczkuje, a ja obok jak Ko przy Kobyle! To mieszkiem perlistym wybucha, to zy due i kobice roni, a ja, panie, jak na tatarskim weselu! Wtem w boczn uliczk skoczy i ni goni, a bo onierza zobaczy... lecz zaraz przystaje, za wgem si chroni, bo jaki Czeladnik przechodzi... to znowu zza wga tego wyskakuje za jednym Subiektem i znowu przystaje, wypatruje, opotkami kluczy, a bo Pomywacz przeszed rosy, mody... tak, modymi Chopcami miotany, przez I

nich, jak przez Psw, na wszystkie

strony rozrywany, to w prawo, to w lewo pdzi, goni a ja za nim... bo ju mnie ponosi! A grzech jego Ciemny, Czarny mnie ulg jak sprawia w tym okropnym wstydzie moim, ktrego ja na przyjciu si najadem. I w nocy, w grzechu, na plac wypadlimy, na ktrym wiea przez Anglikw zbudowana: tam wic wzgrze ku rzece opada, a miasto do portu zstpuje i cichy wody wiew jak piew jaki

wrd placu drzew... Tam wielu byo modych Marynarzy. Lecz ona, ktra za jednym z nich wanie gonia, ni to piorunem raona, przystana. Czy widzisz Chopaka tego Blondyna, co przed nami ? Cud to chyba, a moe i szczliwa wrba! Jego to nade wszystkich kocham, za nim ju kilka, razy si uganiaem, goniem, ale zawsze mnie z oczu gin. O szczcie, rado e znw jego widz, znw za nim, za nim, ach, za nim biec mog! I, ju na nic nie baczc, za tym Modziecem pomkn; a ja za nim! Z dala niewiele te z tego Chopca Blondynka widziaem, a tylko jego kurtka, gowa mnie si miga... ale widz, e on do wrt parku taniej, ludowej zabawy zmierza, ktry Parkiem Japoskim" nazwany i po jednej placu stronie t krzykliwymi lampami si jarzy, a tam przystan w wietle migoccym latar, ktrymi deski, supy byy obwieszone.: Owo on tam stoi, jakby czeka. A ona midzy drzewa, co na placu byy jak asica wbiega i, w ich cie si schroniwszy, stamtd tskni do niego i wzdycha zacza. Ow myl sobie: a co to, gdzie ja jestem, co ja robi? I dawno bym ju jego odbieg, ale mnie al byo jedynego towarzysza mojego porzuca. Bo to Towarzysz by. Tylko e, gdy on tak pod drzewem ze mn razem, mnie dziwno troch, bo ni pies ni wydra. Ow woski czarne mskie mia na rku,, ale rka Rczka Pulchna,

- 34 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Biaa... a pewnie i stopa... a cho policzek ciemny od zarostu zgolonego, przecie policzek ten jemu si wdziczy, przymila, jakby nie ciemny by, a wanie biay... a ty cho Noga Mska, ona jakby Nk by chciaa i w dziwacznych si wdziczy podrygach... i cho gowa mczyzny w sile wieku na skroniach wyysiaa, pomarszczona, gowa jemu jakby z gowy si wymyka i gwka by pragnie... On wic jakby siebie nie chce i siebie przemienia w ciszy nocnej, a ju i nie wiadomo czy to On czy Ona... i chyba, ni tym ni ". owym bdc, Stworzenia a nie czowieka ma pozr... Przyczai si, szelma, stoi, nic nie mwi, a tylko na Chopca swojego milkliwie spoglda. Myl tedy ki diabe Wilkoak i po co ja tu z nim, gdy on mnie wstydu przysparza, a za spraw jego haba moja na Przyjciu owym, ale diabli, szatani, nieche ju i Diabe, a ja jego i tak nie porzuc, bo przecie ze mn chodzi i razem Chodziemy. Wtem mczyzna starszy, szpakowaty do chopca owego przystpi; co widzc Puto okropnie si wzburzy, mnie znaki , dawa zacz i powiada: Przeklestwo i Nieszczcie moje! Co to za dziad, czego on chce od niego, a pewnie oni si tu umwili i on jemu fundowa bdzie!... Ide, posuchaj, co mwi ze sob... ide, posuchaj, bo ju z zazdroci umieram... ide, ide... Szept jego gorcy omal mnie ucha nie osmali. Spod drzew wyszedszy, zbliyem si do modzieca, ktry redniego wzrostu, jasny wos, stopa, rka redniej miary, a tak jemu oczy, tak zby, czupryna, e szelma, szelma, o, szelma Gonzalo! Ale co ja sysz! Przecie Swojska Mowa! Jak oparzony od nich prdko odskoczyem i do Gonzala przyskoczyem: Rb co chcesz, ale ja odchodz i nie cha nic z tym mie, bo to Rodacy s moi, a pewnie Syn z Ojcem! Nic ja z tym nie chc mie i do domu pjd! Za rk mnie zapa.O! zawoa. Bg mi ciebie zdarzy, przyjacielu mj, i ty mnie pomocy swojej nie odmwisz! A gdy rodakami twoimi s, atwo ci przyjdzie z nimi poznajomi si! A wtenczas i mnie poznajomisz i ja przyjacielem twoim serdecznym po wsze czasy bd, a nawet 10,20,30 tysicy tobie dam, albo i wicej! Chodmy, chodmy za nimi, ju do parku wchodz! Ja bi jego chciaem! Ale przysuwa si, przytula: Chodmy, chodmy, przecie ju razem chodziemy, chod, chod, chodmy, chodmy! I tak mwic, naprzd ruszy, a ja do Chodu mego, w Chd mj uderzyem i Chodmy, Chodmy, Chodmy! Do parku wbiegamy! A tam kolejki z

- 35 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

hukiem zza skay, wdzie pajace lub prne butelki, to znowu karuzele, albo hutawki, albo trampolina, dalej za na koniach drewnianych krcenie, do celu strzelanie, grota sztuczna, lub krzywe zwierciada i tak wszystko, panie, krci si, lata, strzela w oskocie zabawy, a pord lampionw, rac i fajerwerkw! A ludzie chodz i sami nie wiedz, jeden na hutawk patrzy si, drugi na pajaca i tak od zwierciada do butelki chodzi i pogapuje si na to lub na owo; wszystko za rozpdzone, rozedrgane, tu wic Potwr, a tam Magnetyzer! Dopiro tedy zabawa wre, Hutawki bujaj, karuzele krc si za wasnym ogonem, a ludzie chodz, chodz i chodz i chodz i chodz, a ju od Hutawki do Karuzeli, lub ty od Karuzeli do Hutawki. Krc si tedy Karuzele. Bujaj Hutawki. A ludzie tak Chodz. I tylko Zwierciada lampionami wabi, Butelki gosem zachwalacza krzycz i tak, jeli nie Butelki, to Kolejka co z hukiem wypada, lub Jezioro w sztucznej grocie, albo Pajac; od czego blask i huk i wszelkich zabaw, Rozrywek krcenie si i wiercenie i latanie. Gdy za Rozrywki si bawi, ludzie chodz, chodz! Gonzalo pdem bieg z obawy, eby tamci jemu w tumie nie zginli i, odnalazszy ich, mnie znaki dawa bym popiesza. I do mnie: Oni do Sali Tacw poszli! Ja mwi: Lepiej Karuzelem si pokrmy. Powiada: Nie, nie, do Sali Tacw! My tedy do Sali Tacw. Tam dwie orkiestry, co na przemian graj. Tam na bezmiernej przestrzeni tysic moe stolikw ludmi obsidzionych, a porodku wielka podogi tafla jeziorem si mieni. Ow muzyka zagraa, a wtenczas pary wychodz, krc si; gdy za muzyka przestaa, to i pary krci si przestaj. Tak za przestronna ta sala, tak wielki jej bezmiar, e od kraca do kraca, jak w grach, gdy z wysokoci, z wyyny, a tam dolina i oko ginie, tonie, a ludzie jak mrwki... z dala za szum i gos muzyki toncy dobiega. Ow robotnicy, suce, subiekci albo praktykanci, marynarzw duo i onierzw, take urzdnicy, szwaczki albo Sprzedawczynie i przy stolikach siedz, albo na rodku si krc w takt muzyki; gdy za muzyka urwie to ustaj. Sala bardzo biaa. Mody z ojcem swoim (bo to ojciec by) przy stoliku siedzieli i piwo pili; my z Gonzalem przy ssiednim stoliku usiedlimy i Gonzalo do mnie, ebym ja si z nimi poznajomi. Id do nich, przepij, jak to z Rodakami, a ja ty przepij i w kompanii sobie popijemy!

- 36 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Ale sala dua, wiate mnstwo i ludzie si patrz, wic mnie znw nijako si zrobio i powiadam: Tak nie mona, bo zbyt obcesowo... a ju tylko w mylach jakiego powodu szukaem, eby odej, bo nawet mnie Wstyd z czowiekiem takim przy stoliku siedzie. On na mnie nastaje. Ja si wzdragam. Wino popijamy, a muzyka przygrywa i pary si krc. Gonzalo tedy znowu, ebym to ja do nich szed, a jak upojony na wybranka swojego spoglda i chcc jemu si przypodoba, a w oko wpa, Oczko przymrua, rk Rczk rusza, chichocze, a na siedzeniu podskakuje... i dopiro na kelnera, jemu sjk w bok, jeszcze wina woa, a take gaki z chleba robi i nimi wystrzela, miechem hucznym witajc te Figielki swoje! Mnie wstyd coraz wikszy, bo ju i ludzie si patrz; wic powiadam, e za potrzeb swoj musz si oddali i do ustpu poszedem; a w tej intencji, eby to jemu z oczu zej i przepa. Id do ustpu, id... Ale kto mnie za rk w tumie zapa, a kto? Pyckal! Za Pyckalem Baron, a obok Ciumkala! Dopiro zdumienie moje. Skd tu oni?! A ty patrz, czy burdy jakiej nie

szukaj, bo moe tu za mn po to przylecieli; i za ten wstyd, ktrego si przeze mnie na Przyjciu najedli mnie co zrobi pragn... Ale gdzie tam! A, panie Witoldzie drogi, Szanowny! A to znowu si spotykamy! A

chodmy si Napi! Na jednego! Na jednego! Chodmy, ja funduj! Nie, nie, ja funduj! Nie, nie, ja funduj! Pyckal zaraz wrzasn: Co ty kpie fundowa bdziesz! Widzielicie woka! Ja funduj! Ale Baron pod rk mnie bierze, na bok odprowadza, a silnie furczy, jak bk jaki bzyczy: Nie suchaje Pan ich, ju od chamstwa tego uszy puchn, my si czego razem napijemy, prosz, prosz Pana mego! Ale Pyckal mnie za rkaw zapa i odciga, a do ucha mwi: Co ciebie ten francuski Piesek Mopsik nudzi fumami swoimi gupimi kretynicznymi, chode ze mn, my si napijemy, a bez ceregieli! Powiadam wic: Bg zapa, Bg zapa, wikszego dla mnie honoru nie moe by jak z Panami przyjacielami moimi popi, alem w kompanii. Jakem to powiedzia, oni okciami si trcaj, jeden drugiego a ty oczy mru, gowami kiwaj:

- 37 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

W kompanii, w kompanii! A wanie e to w kompanii! Owszem, podobnie to z Gonzalem jeste, a niech ci diabli! Z Gonzalem si zaprzyjanie, z Gonzalem chodzisz, a niech ci kaczka! Przecie ten czowiek; na milionach siedzi! Ju ty nie taki wariat, jak tam ludzie mwi. Chodmy na jednego, na jednego! Napijmy si! Ja funduj! Nie, nie, ja funduj! Coraz wic serdeczniej, poufaej nastpuj, a e to mnie okciem trca si nie powaaj, siebie wzajem pod ebro trcaj, kuksy sobie daj, tam midzy sob dokazuj i ju jeden do drugiego: chodmy, napijmy si! Ja widz, e oni! tak niby ze sob, ale chyba do mnie... i ju ciska, caowa si z sob zaczli (bo ze mn tej miaoci nie mieli) i Chodmy, Chodmy, ja funduj, nie nie, ja funduj! Sakiewk potrzsa Pyckal, ty i Baron swoj, Ciumkaa pinidze z papira wyjmuje, dopiro jeden drugiemu pokazuje, jeden drugiemu pinidze pod nos pcha. I krzykn Pyckal: Co ty mnie bdziesz fundowa, ja tobie zafunduj, a jeszcze ci moe ze 100 pezw dam, jak mnie si zechce! Baron zawoa: Ja tobie dam i 200! A Ciumkaa: Ja tu 300 mam, tu mam 300 i jeszcze 15 drobnymi! Widz, e cho oni tak sobie funduj, siebie zapraszaj, i sobie te pinidze pokazuj, mnie by chyba fundowali i mnie by chyba je pokazywali... tyle tylko e nie miej... a ju chyba mnie o romans jaki z arcybogatym Puto posdzaj... i z tej przyczyny chybaby mi zote gry dali, a ju sami nie wiedz czym raczy, jak prosi! Na tak cik obraz moj, a te w tym wstydzie, e oni mnie wida za kochanka jego maj, maom w mord ktrego nie strzeli; alem tylko krzykn, eby mnie gowy nie zawraca, bo czasu nie mam!... i prdko odszedem, do ustpu wchodz, oni za mn. Tam jeden by czowiek, ktry si do urynau zaatwia. Ja do urynau, oni do urynau. Ale gdy ten czowiek, co si zaatwia, wyszed, oni hurmem do mnie i krzykn Baron do Pyckala masz tu 500 Pezw", a Ciumkaa do Barona masz tu 600", a Pyckal do Ciumkay tu 700, 700 masz, bierz, kiedy ci daj!". Pinidze wycigaj, nimi sobie, mnie, przed nosem wytrzsaj i sobie wtykaj! Szaleni chyba! Rozumiaem wic, e cho oni sobie tak te pinidze midzy sob daj, mnie by ich chtniej dali, eby to sobie ask moj kupi... tyle tylko, e im niezrcznie byo, bo ze mn miaoci nie mieli. Ow powiadam: Nie gorczkujcie si Panowie, z wolna, z wolna. Ale oni tylko szukali, ktrdy to mnie te Pinidze wcisn i w kocu Baron za gow si zapa:

- 38 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

A to ja dziuraw mam kiesze, ot, lepiej tobie Pinidze moje dam, bo jeszcze zgubi!... i zacz mnie Pinidze wciska, co widzc, tamci ty mnie swoje wtykaj: Wee i moje, i moje, bo u mnie kiesze ty dziurawa. Ja powiadam: Bjcie si Boga, panowie, po co mnie dajecie?... ale w teje chwili wszed kto za potrzeb, wic oni do urynau, portki rozpinaj, pogwizduj, e to niby nic, e za potrzeb... Dopiro gdy ten! co by wszed, wyszed, oni znw do mnie, a e ju wiksze miaoci nabrali, nue mnie Pinidze wciska i bierz, bierz" woaj. Ja powiadam: W imi Ojca i Syna, panowie, po c wy mnie to dajecie, na co mnie pinidze wasze? W tej chwili jednak kto wszed, za potrzeb, wic oni do urynau, pogwizduj... ale jak tylko sami zostalimy, znowu przyskoczyli i krzykn Pyckal: Bierz, bierz, gdy ci daj, a bierze, bierz, bo on 300 albo 400 ma Milionw! Nie bierz od Pyckala, ode mnie we krzykn Baron, furczc i bzyczc jak osa ode mnie bierz, bo, bje si Boga, on moe i 400 albo 500 Milionw! Ciumkaa za jcza, paka, wzdycha: Dopraszam aski, a moe i 600 Milionw, wee Pan Wielmony i mj grosik! Gdy tak nastaj rozczerwienieni, rozpaleni i Pinidzrnj tymi wymachuj, mnie je tkaj, pchaj, a jeden z drugim i z trzecim, jeden przez drugiego, trzeciego, i tak Razem Midzy sob na mnie, na mnie, nie chciaem ju duej wstrtw czynili i pozwoliem, eby mnie Pinidze wetknli. Wtenczas wszyscy do urynau: bo wanie kto wchodzi. Ja z pinidzmi tymi we drzwi i z ustpu na sal wybiegem; a tam muzyka gra, pary si krc. Przystanem z pinidzmi i widz, e Gonzal mj przy stoliku wci figluje i figluje i figluje... A to wic Rczk machnie; a to oczkiem strzeli; to znw gaki z chleba podrzuca, to szklaneczk brzczy, to paluszkiem drobi, a tak pord tych figielkw swoich jak Indor midzy Wrbelkami... i miechem hucznym wita wasne figle swoje!; Ow ci co tam bliej siedzieli pewnie myleli, e zawieruszony, ale ja wiedziaem jakie to wino jego i do kogo on owe figielki; kieruje. Cho wic, zbrzydzony, do domu chciaem wraca, umyka, a wszystko to rzuci, widok ten jakby mnie noem pchn (a tu pit do gry zadziera) bo przecie to towarzysz mj (a tu chusteczk zamacha), to mj poplecznik (w donie klaska, kolanami strzela) z ktrym ja chodziem (daleje palcami przebiera) wic na to pozwoli nie mog aby on mnie

- 39 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

przed ludmi takie hece robi (na trbce papierowej trbi). Do stolika tedy na powrt si skierowaem. On, zobaczywszy mnie, z figlw macha, kiwa na mnie zacz. Dopiro, gdy si zbliyem, zawoa: Hej ha, siadaj, siadaj, to si zabawimy! Hej ha, hej ha, sasanka, cacanka! Cacy cacy jest Pankracy, Cho i gadki ty Ignacy! I gak w nos mnie ciska, w papir trbi, a po cichu mwi: Zdrajco, gdzie bye, co robie, tobie Nudna moja sprawa! Zaraz ty szklank wina ze mn si trca, bibuki rozrzuca i mnie wino do szklanki nalewa. Napijmy si! Napijmy si! Mama tacw zakazuje, A ja Skoczkiem dokazuj Oj, bawmy si! Oj, uywajmy! Wina mnie nalewa. Mnie trudno odmwi, bo hucznie zaprasza. Pijemy. Ale obok, przy drugim stoliku, Baron, Pyckal, Ciumkaa zasiedli i wina woaj! Nieche to diabli! Wida e, gdy mnie pinidzy dali, ju mielsi si czuli, a gdy Gonzalo popija, oni ty do kuflw, do kieliszkw, kuflami, kieliszkami, kubkami si trcaj, pij, wychylaj, wykrzykuj, a heje ha, a hoc hoc, a byo nie byo! Jednakowo tyle miaoci nie mieli, eby do nas przepija, wic tylko midzy sob przepijali. My te z Gonzalem do siebie przepijamy. Oczko moje co tak strzelasz Ubij, zabij, idzie Grzela! A po cichu mwi: Ide do Starego, popro ich do kompanii. Poznajomimy si. Powiadam: Nie mona. Mnie do rki pod stoem co pcha i mwi: We to, we to, masz to, trzymaj to... a to Pinidze byy. We, mwi, w potrzebie jeste, poznaj Przyjaciela, Wielbiciela, a bye mnie Przyjacielem by ju ja ci Przyjacielem bd! Ja bra nie chc, ale mnie si pcha i wepcha. Ow bybym mu te pinidze na ziemi cisn; ale, e to ju tamte pinidze miaem, a tera do tamtych nowe mnie dooono, sam nie wiem co robi; bo chyba ju razem ze cztery tysice si zebrao. Tymczasem Baron z towarzyszami swymi midzy sob popijaj; ale i di mnie przepija zaczli. Z pinidzmi ich w kieszeni, ju tego im nie mogem zrobi ebym do nich nie przepi; oni wie znowu do mnie; Gonzalo do mnie; ja do Gonzala; oni do Gonzala; Gonzalo do nich! Pijemy, popijamy. Dopiro zabawa Buziak, buziak, ojejjziak, Nie dla Jzia moja buzia !

- 40 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Trbi w papir, rczk, nk macha! Hoc, hoc, hoc! Ju tedy my wszyscy razem do siebie od stolika do stolika przepijamy, ale prawd mwic nie do nich a do tamtych Gonzalo pi, to jest do Starego i do syna. Powiada ty do mnie: Id popro do kompanii! Dopiro wstaj i, do starego si zbliywszy, w te sowa ozwaem si: Wybacz pan natrtno, ale mow nasz posyszaem wic Swojaka pozdrowi pragn. Zaraz, najuprzejmiej powstawszy, przedstawi si jako Kobrzycki Tomasz, dawniej Major, teraz Emeryt, a i syna swojego Ignacego przedstawi. Potem siada prosi. Przysiadem si, on piwem czstuje, ale wida byo e mu niezbyt do smaku kompania moja bya, a to z przyczyny tamtych Kompanw moich. A gwnie, e tam Rycz, Pij, Haasuj! Widzc wic, e nadzwyczaj porzdny, przyzwoity czowiek w te sowa odzywam si: Ja w kompanii, ale podobnie troch sobie podkurzyli; a ju to Panu Szanownemu wiadomo, e nikt tutaj znajomoci nie wybiera; nieraz i lepiej byoby, eby si Znajomi w Nieznajomych przemienili. A tam haasuj. Ale powiada: Rozumiem przymusowi Pana pooenie i, jeli wola, prosz z nami spokojniejszej zay zabawy. Dalej tedy rozmawiamy. Czowiek ten nadzwyczajnie zacnym, przyzwoitym by, rysw suchych, regularnych, silnie szpakowaty, oko jasne, siwe i bardzo krzaczaste, twarz sucha, ale omszaa, gos take omszay, rka sucha a rwnie omszaa, nos orli, ale krzaczasty i bardzo omszay i tako uszy, kpkami wosw siwych, starych zaronite. Syn z bliska do zrcznym, skadnym mnie si wydal, a tak jemu rka, noga, tak zby, czupryna, e szelma, szelma, o, szelma Gonzalo! A tam krzycz, pokrzykuj! Dopiro Stary do mnie, e Syna Jedynego do wojska wyprawia, a jeli on do Kraju si nie przedostanie, to w Anglii lub we Francji si zacignie, eby cho z tej strony wrogw szarpa. Ow, mwi, my do Parku tego zaszlimy, eby mj lgnc przed odjazdem troch si rozerwa i jemu Ludowe Zabawy pokaza pragn. Mwi, a tam pij. Co wic w tym czowieku uwag zwracao, to nadzwyczajna jaka w mowie i w caym zachowaniu si roztropno, a ju tak roztropnym, tak to ostronym by w kadem sowie i uczynku swoim, e jak Astronom jaki wci tam w sobie bada, nasuchuje. Nadzwyczaj ty grzeczny.

- 41 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Wobec takiej Grzecznoci, a we wszystkim Roztropnoci, Honorowoci jakiej, wobec widomej nadzwyczajnej czystoci, prawoci wszystkich spraw, zamysw, mnie coraz wikszy wstyd za Kompanw moich i sprawy a sprawinki moje. Ale, nie chcc si jemu z tych kopotw moich wyznawa, to tylko mwi: Najlepiej ja ycz zacnej W. Pana intencji, a niech i z Synem jego za pomylno zamiarw zacnych, szlachetnych wypij. Tomy si stuknli. Ale, gdy ja z Synem si stuknem, tam Gonzalo do mnie przepi i tako Baron, Pyckal, Ciumkaa do mnie przepili. Hoc, hoc, hoc, pijmy, uywajmy! Musiaem tedy do nich przepi; oni do mnie. Dopiro Stary: A to, widz, pij. Owszem, pij. Do pana ty przepijaj. Przepijaj bo po znajomoci. Zamyli si, zaalterowa... a wreszcie mwi, troszki ciszej: Oj, chyba nie pora na zabawy takie... nie pora... Mnie wstyd! Dopiro, nachyliwszy si, jemu do ucha w te sowa po cichu ozwaem si: Na rany Chrystusa, odejd pan lepiej std razem z synem swoim i po przyjani ja tobie to mwi, a bo Pij, ale nie do mnie! Naburmuszy si Stary: A do kogo pij? Powiadam: Oni tam do tego Cudzoziemca, Kompana mego pij, ale on nie do nich, ani do mnie, tylko do Syna twojego. Nasroy si, zdbia: Do Ignasia pije? Jake to? A do Ignasia, do Ignasia i uchod ty z Ignasiem swoim, bo on za Ignasiem si ugania! Uchod, uchod, mwi! A tu Hucz, Doj, Trbi, Haasuj, raz wraz szklanki kufle, kieliszki wychylaj! A hoc, a hoc, a Jasio Magosia Rejwach, huk jak na jarmarku! Sczerwienia stary jak pomidor: Ja ty zmiarkowaem, e co on tu na Syna mi zerka, ale nie wiedziaem z jakiej przyczyny. Uchod, uchod z Synem, bo tylko na miech ludzki si narazisz!

- 42 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Ja z Ignacem (a wci po cichu do ucha rozmawiamy) ja z Ignacem ucieka nie bd, bo mj Ignc nie panienka! Na Boga, ty mnie do tego nie mieszaj, Ignacowi nie mw! Ju ja to sam z tym czowiekiem zaatwi. Tymczasem do Gonzala silnie Baron z Pyckalem przepili, a Gonzalo ku nam chusteczk machn i kubek wychyla, oj, cieszmy si, oj, uywajmy! Stary kubek swj uj, jakby do Gonzala przepi chcia,, a nagle kubkiem tym o st trzasn, od stou si zerwa! Powsta te Gonzalo! Zaraz ty inni powstawa zaczli, bo widz, e co na Bicie si zanosi. Jeden tylko Syn nie ruszy si, ale jemu nijako byo bo chyba zmiarkowa co w trawki piszczy i tylko si nieborak jak rak zaczerwieni. Ot tak stoi Stary; i stoi Gonzalo. Ten, pomimo zniewieciaoci swojej, dosy okazaym by mczyzn; ale, gdy tak Biciem zaleciao, zmik bardzo; a tak Puto si boi, a stary stoi; Puto si boi, a stary stoi; Puto si boi, a Stary stoi. I tak dosy dugo byo. Gonzalo palcami lewej rki z lekka cicho pofiglowa, a jakby ogonem merdajc i o to si proszc, eby wszystko w art, w figielek obrcone byo. Ale stary stoi i ju Gonzalo ze strachu swojego, w trwodze, w niepewnoci, kubek co go w drugiej rce trzyma do ust podnis, Zapi. To nieszczcie jego! Zapomnia chyba, e wanie o to Picie zwad. bya! Jako Starego dao si sysze zapytanie: Do kogo pan pijesz? Ale do kogo on tam pi? Do nikogo nie pi. Pi ze strachu i od ust kubka nie odejmuje, bo gdyby odj toby odpowiedzie musia! Pije tedy pije, eby zapi. Ale bida z tym, diabli, diabli, e gdy poprzednio do Syna pi ukradkowo, teraz jemu Picie znowu do Syna si kieruje (Syn przy stole siedzia, ani si ruszy) i tak to stoi Szelma Ona, a do Chopaczka ciut, ciut, swego Pije i Przepija! Spostrzeg si i, gniewu strasznego Tomasza si lkajc, zmik jak szmata, a przecie ze strachu jeszcze bardziej pije i tym Piciem na gniew Tomasza si wydaje... a gniewu coraz bardziej si lkajc pije i pije i pije! Wykrzykn Tomasz: A, do mnie pan pijesz! A przecie nie do niego pi; tylko do Syna. Wida jednak Tomasz umylnie tak krzykn, eby od Syna picie Gonzala odwrci. Tam Pyckal, Baron, Ciumkaa miechem si zanieli! Gonzalo na starego okiem zerka, a pije i pije i, cho ju wszystko wypi, wci pije i pije... Ale ju teraz wyranie do Chopaczka pije, ju piciem tym swoim siebie w Kobit przemienia i w Niej, w kobicie, ucieczk, ochron

- 43 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

przed gniewem Tomasza znajduje! Bo ju i nie Mczyzna! Ju Kobita! Zawoa Tomasz, od gniewu jak pomidor straszny: Zakazuje ja panu do mnie pi i zabraniam, eby kto Nieznajomy pi do mnie! Ale jaki to pan? Nie pan a Pani! I nie do niego przecie pije, a do Syna. Ale pije, pije i, cho ju pusty kubek, pije, pije, i tak picie swoje w nieskoczono duy i Piciem si broni, Piciem tym zapija i pije i pije i Pi nie przestaje. A dopiero, pi ju duej nie mogc, gdy Picie ju jemu si skoczyo, kubek od ust odj, w Starego cisn! Dopiro trzasno! Tomaszowi kubek w drobne kawaki nad okiem si rozprys! Ale Tomasz ani si ruszy, tylko stoi. Wtenczas syn si zerwa; ale krzykn Tomasz: Nie wtrcaj si Ignac! I nic tylko stoi. A krew jemu ukazaa si i jedna dua Kropla po policzku si stoczya. Ow to tam ju wida, e bitka, za by si pobior... wic Pyckal, Baron, Ciumkaa od stou si ruszyli i za co bd jli bra, jeden za kufel, drugi za buty trzeci moe za koek jaki albo zydel; ale Tomasz ani si ruszy tylko stoi! Ze bw si kurzy, a ciemno! Ci co dalej byli, blie, si przysuwaj, a ju Pyckal, Baron, nie miejc tam bitki z kim zaczyna, midzy Sob tarmosi Siebie zaczynaj i a kudy, a ju chyba bw rozbijanie, uszw obrywanie... i ciemni mnie w oczach, Szum, Tuman, bom te wypi. Ale Tomasz stoi. I jemu druga Kropla ukazaa si, ktra ladem pierwsze cieka. Ja patrz; ale nic tylko Stoi Tomasz; i stoi Gonzalo. Tomaszowi trzecia Kropla powoli wycieka, ladem dwch pierszych i na kamizelk spada. Na miosierdzie Boe, co to dlaczego nie rusza si Tomasz? Ale tylko stoi. I nowa, czwarta Kropla, jemu cieka. Od kropel tych Tomasza cichych cicho si zrobio i Tomasz na nas patrzy a my na Tomasza; i tyka jemu pita Kropla cieka. Kapie tedy, Kapie. My wszyscy stojemy. Gonzalo ani si ruszy. Wtem do stolika swojego powrci, kapelusz bierze i powoli odszed... a plecy jego nam z oczu zginy. Ow.. gdy odszed Gonzalo, ju tam kaden si zakrci, kapelusz; wzi, do domu poszed i tak wszyscy si rozeszli, wszystko Si Rozeszo.

Nocy tej dugo oka zmruy nie mogem. O, po cem ja Poselstwu by powolny? Po c na to Przyjcie chodziem; Po c ja na tym przyjciu Chodziem?

- 44 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Przecie mnie tego; wstydu tam w Poselstwie nie daruj, a pewnie ja ju od wszystkich wymiany, wzgardzony, za pajaca ogoszony. A gdy jeden jedyny czowiek, ktry mnie uznania swego a moe i jakiego takiego uwielbienia nie odmwi, putem si okaza i gdy on mnie do swoich zalotw na raj fura wcign, jaka Haba i Sromota moja! Dopiro, na ku si przewracajc wzdycham, jcz, o, Gombrowicz, Gombrowicz, o, gdzie wielko i wybitno twoja, ju ty chyba Wybitny, ale Rajfur Wielki, ale otra Przyjaciel na zgub Rodaka swojego zacnego dobrego, a i Syna jego modego, dobrego. A gdy tam w dali, za wod krew, tu ty krew; i Tomasza krople za spraw m wyciekajce. O, jake mnie ta krew Tomasza ciya, jak ona mnie zwizkiem swoim z tamtejsz krwi wyciekajca przestraszaa! I na ku blem miotany to czuem, e krew z krwi poczta, tu wylana, do jeszcze ciszej krwi mnie doprowadzi... Z Gonzalem zerwa, jego od siebie precz odrzuci... Wszelako ju mymy razem Chodzili, Chodzili, oj, przecie ju my razem Chodziemy, Chodziemy i jake ja bez niego Chodzi bd gdy razem chodziemy... Tak mnie noc zesza; ale z nastaniem poranka dziwna Rzecz, a ju tak cika, uporczywa jakby bem o cian; bo Tomasz przybywa i, za odwiedziny o wczesnej porze przeprosiwszy, o to uprasza abym Gonzala w jego imieniu wyzywa! Zbaraniaem tedy i powiadam, e jake to, po co, na co, przecie wczoraj ju dosy Gonzala pogry, a jake jego wyzywa, jak z nim si strzela, przecie Krowa... Ciko mnie odpowiedzia, uporczywie: Krowa nie krowa, ale w spodniach chodzi, a obraza publiczna bya i nie moe to by ebym ja na tchrza wyszed, a jeszcze przed Cudzoziemcami! Daremne wic perswazje moje, e jake z krow, jak tu krow wyzywa, a ludzkim jzykom eru przysparza i moe nowy miech ludzki rozdmuchiwa. Lepiej cicho sza, a koce w wod, bo i dla lgnca wstyd. Wykrzykn: Krowa nie krowa, takie tam gadanie! I nie do Ignaca on pi, a do mnie starego! I nie w Ignaca kubek cisn, a we mnie! Midzy nami zwada i obraza bya po pijanemu, jak to midzy Mczyznami! Ja jemu, e Krowa. Ale on si zawzi i wci ostro krzyczy, e Ignacy nic do tego nie mia, e tamten nie krowa. W kocu za powiada: Ot ja jego wyzwa musz, strzela si z nim bd, aby ta sprawa po msku midzy Mczyznami zaatwiona bya; ju ja z niego Mczyzn zrobi aby

- 45 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

nie mwiono, e za Synem moim Puto chodzi! Ow jeli mnie nie stanie, jak psa zastrzel i to jemu powiedz, eby wiedzia. On mnie stan musi! Zdumiaa mnie zacito jego, i ju to wida byo, e czowiek ten nie spocznie pki Gonzala do Mczyzny nie przymusi; bo chyba znie nie mg eby jemu syna na pomiewisko wystawiano; a tak on wbrew oczywistoci samej na oczywisto si rzuca, j przemienia pragnie! Jake tu jednak Gonzala do stawania zmusi? Rada w rad. Rzek mnie Tomasz, ebym najprzd sam do Gonzala pojecha i prywatnie jemu przedstawi, e Wz albo Przewz i albo on stanie, albo z Tomasza rki na mier pewn si narazi. Potem dopiero drugi raz do niego jecha miaem, a ju z drugim wiadkiem, eby go pro forma wyzwa? Trudna rada. Niedobre, oj, niedobre to byo. Lepiej by da pokj, bo ty ten postpek jak gdyby wbrew naturze samej by; jake tu Puta wyzywa? Ale na przekr oczywistoci, rozsdkowi, jaka we mnie nadzieja si koataa, e moe on! to

wyzwanie przyjmie, jak mczyzna stanie, a wtenczas ju i mnie nie taki wstyd, e z nim na przyjciu chodziem, a ty do Parku Japoskiego z nim chodziem. Pjd tedy, rzuc jemu to wyzwanie, zobacz co zrobi. Tak wic (cho mnie to Niczym Dobrym nie pachniao) probie Tomasza zado czynic, do Gonzala si udaem. Przed paac zajechaem, ktry za krat du, zocon, opuszczeniem, pustk zalatuje. Dugo przed drzwiami czeka! musiaem, a gdy wreszcie otworzono, Gonzalo w nich stan, ale w kitlu lokajskim biaym, ze szczotk od podogi i ze cirk. Przypomniaem sobie, e on ze strachu przed Chopakami chopakami swymi wasnego lokaja zwyk udawa, ale nic. Wchodz, on cofa si, poblad, a rce mu zwisy jak cirka. Dopiero gdym rzek, e z nim pogada przyszedem, troch spokojniejszym sta si i mwi: Owszem, owszem, ale chodmy do pokoiku mego, tam lepiej sobie pogadamy, Przez pokoje due, zocone, do maego Pokoiku mnie prowadzi, ktry brudny, e nie daj Boe, a nawet ka w nim nie byo tylko na goych deskach barg. Na barogu siada i do mnie: Co tam? Co tam sycha? Wtenczas ja splunem. Uszy mu zbielay, zwiotcza i jak cirka zwis. Powiadam: Ciebie na pojedynek Starzec, ktrego obrazi, wyzywa. Na szable lub na pistolety. Zamilk, milczy, mwi wic jemu:

- 46 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Ciebie na pojedynek wyzywaj. Mnie na pojedynek wyzywaj?! Ciebie powiadam na pojedynek wyzywaj. Mnie na pojedynek wyzywaj?! Pisn cienko bardzo, rczkami zamacha, oczkiem spojrza i rzek Gosikiem swoim: Mnie na pojedynek wyzywaj?! Dopiro powiadam: Zostaw ty Gosik, zostaw Oczko, rczk i lepiej spe powinno swoj! A po przyjani ja ci to mwi, bo wiedz, e jeli Tomaszowi nie staniesz on ciebie jak psa zabi poprzysig. Masz wz, albo przewz. Mylaem, e krzyknie, ale tylko sfolgowa jak szmata i jemu mikko stopy due na pododze le; a woski czarne, co na rku ma, jemu ty tak zmiky, sfolgoway, e jak z waty. Bez ruchu na mnie Baranim Okiem spoglda, jak krowa. Zapytaem: Co ty na to? Nic nie mwi, a miknie, miknie, jak zmoka kura, i dopiro gdy tak zmik, rozkosznie jak Krlowa chiska si przeciga i lubo wyszepta: Wszystko przez Ignaka, Ignaka mojego! Ze strachu wic w Kobitk zmik; a gdy Kobit jest, ju si nie boi! Bo i c Kobicie do pojedynku! Wic jeszczem prbowa do rozsdku mu przemwi i powiadam: A, panie Arturo, zastanw si e Starca obrazi (on krzykn: Starzec to furda) ktry Honoru swojego szarpa nie pozwoli (on krzykn: Honor to furda!) a do tego w przytomnoci innych ziomkw jego (on krzykn: Ziomki to furda!) a ju ja ci nie pozwol by Ojcu nie stan (on krzykn: Ojciec to furda!) a ty i Syna sobie z gowy wybij (on krzyknie: Syn to mi dopiero, to rozumiem!). W pacz; a paczc jczy: Mylaem, e ty mnie przyjacielem jeste, przecie ja ci przyjacielem jestem. Co ciebie ten stary tak przekabaci, lepiej by ty, zamiast starego Ojca stron trzyma, z Modymi si zczy, im jakiej takiej swobody pozwoli, Modego przed tyrani Pana Ojca broni! Powiada: Pjd no tu bliej, co ci powiem. Ja mwi: Z dala dobrze sysz. On mwi:

- 47 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Bliej podejd, tobym ci co powiedzia. Mwi: Po co mnie bliej, gdy sysz. On mwi: Co bym ci moe powiedzia, ale na ucho. Powiadam: Do ucha nie potrzeba, sami jestemy.i Ale powiada: Wiem ja, e ty mnie za potwora masz To jednak sprawi, e moj stron przeciw Ojcu temu bdziesz trzyma, a takich jak ja za Sl Ziemi uznasz. Powidze mniej adnego ty Postpu nie uznajesz? Mamy w miejscu drepta; A jake ty chcesz eby co Nowego byo, gdy Stare wyznajesz! Wiecznie tedy Pan Ojciec syna modego pod batogiem swoim ojcowskim mie bdzie, wiecznie ten mody za Pana Ojca ma klepa pacierze? Da troch luzu modemu, wypuci go na swobod, niech pobryka! Powiadam: Szalony czowieku! Za postpem i ja jestem! ale ty Zboczenie postpem nazywasz. Rzek mi na to: A jakby tak troch zboczy, to co? Dopiro, gdy to rzek, mwi: Na Boga, mwe takim jak sam jeste, a nie czowiekowi przyzwoitemu i honorowemu. To ju chyba ja Polakiem nie bybym, gdybym Syna przeciw Ojcu buntowa; wiedz e my, Polacy, nadzwyczaj Ojcw naszych szanujemy; i ju ty tego Polakowi nie mw aby on syna Ojcu i jeszcze na Zboczenie uprowadza. Wykrzykn: A po co tobie Polakiem by?! I mwi: Taki to rozkoszny by dotd los Polakw Nie obrzyda tobie polsko twoja? Nie do tobie Mki: Nie do odwiecznego Umczenia, Udrczenia? A to dzisiaj znowu wam skr oj! Tak to przy skrze swojej si upirasz? Nie chcesz czym Innym, czym Nowym sta si? Chceszli aby wszyscy Chopcy wasi tylko za Ojcami wszystko w kko powtarzali? Oj, wypuci Chopakw z ojcowskiej klatki a niech i po bezdroach polataj, nieche i do Nieznanego zajrz! Ow to Ojciec stary dotd na rebaku swoim oklep jecha, a nim powodowa wedle myli swojej... a nieche ten rebak na kie wemie, niech Ojca swego poniesie gdzie oczy ponies! I ju Ojcu mao oko nie zbieleje bo go Syn wasny ponosi, ponosi! Hajda, hajda, wypucie wy Chopakw swoich, niech Lec, niech Pdz, niech Ponosz! Krzyknem tedy:

- 48 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Milcz, zaprzesta namowy swojej bo niepodobna rzecz abym ja przeciw Ojcu i Ojczynie, a jeszcze w takiej jak obecna chwili! Mrukn: Do diaba z Ojcem i Ojczyzn! Syn, syn, to mi dopiero, to rozumiem! A po co tobie Ojczyzna? Nie lepsza Synczyzna? Synczyzn ty Ojczyzn zastp, a zobaczysz! Jak o tej Synczynie" wspomnia, ja w pierwszym gniewie moim uderzy go chciaem; ale ju sowo to tak niemdrze uszom brzmiao, e mnie miech z tego chorego a chyba Szalonego czowieka wzi i tak si miej, miej... on zasi mruczy: Co ty tam z tym Starym... Ale tak naciskasz, e ja bym moe (po przyjani tobie to mwi) jemu do pojedynku stan. Owszem, stanbym, gdybym za wiadka przy pojedynku Przyjaciela mia zaufanego, ktry by kule w rkaw przy adowaniu pistoletw wpuci. Rzu starego! Co tam ze Starym! Stary niech samym prochem strzela, a tak i wilk syty i koza caa. A po pojedynku zgod zrobi i nawet by si czego napi! Gdy ja dzielnie jemu stan i msko swoj oka, ju chyba on mnie wypi z Ignasiekiem swoim-moim nie wzbroni... Ja znw w miech; bo ty to i miszna myl jego; ale powiadam: Nie jeden tylko wiadek bro aduje, s inni wiadkowie. Mwi: Co si maj spostrzec, ju to gadko obmyli mona, przecie nie pierwszyzna to przy pojedynku Kule w Rkaw. Ja mu na to: A jak z Rkawa na ziemi upadn? Powiada: W rkaw Zarkawek wszy trzeba, to do Zarkawka wpadn; nie ma strachu. I tak do dugo bez sowa siedziemy. A w kocu mwi (bo znw mnie miech bra): Ano, czas na mnie. Do drzwi mnie samych wejciowych odprowadzi, ktre ty zaraz zatrzasn eby go Chopiec jaki z ulicy nie dojrza. Gdy sam si znalazem przez ulic id, ale zaraz mnie ta Synczyzna" napada i ju jak mucha uprzykrzona kole nosa lata, a ty jak tabaka w nosie wierci, a znowu mnie miech pusty zapa. Synczyzna! Synczyzna! A to Gupie to, Szalone, a to wariacja czysta! I marna, ndzna gadanina jego abym ja Kule w Rkaw wpuszcza, a dla Puta tego Ojca i Ojczyzn zdradza...

- 49 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Ale co robi? Oczywiste byo, ze Gonzala sia ludzka nit zmusi aby przed pistoletem nabitym stan; a gdy zaprzysig Tomasz e jego jak psa zabije jeli mu nie stanie, rzecz caa kryminaem zakoczy si moga. Do czego ja przecie dopuci: nie mogem, jeli przyjacielem Tomaszowi byem. Innej tedy rady nie ma (jeli ja Tomaszowi dobrze ycz) jak tylko zwiesi Gonzala uudn prochu samego nadziej; gdy za on na paci stanie, pewny, e Tomasza z maki zay, my, wiadkowie, po cichu Kulami pistolety nabijemy i Kule zagwid! O nie, ja Tomaszowi przyjacielem byem! Jeelibym ja podstepu uy, to tylko dla Tomasza dobra! Ale rzecz caa bez jego wiedzy zaatwiona by musiaa, bo on, nadzwyczajnie honorowym bdc, za nic by zgody swojej nie udzieli na intrygi tak; i do gowy mnie przyszo, eby Gonzalowi na wiadkw Barona i Pyckala narai (z ktrymi ja atwo w porozumiem wej mogem), i z nimi wszystko, a gadko, ukartowa. Najprzd jednak z nimi rozmwi si musiaem... a ostronie, gdy diabli tam wiedz, czy oni po wczorajszej Tomasza ktni dalej z Gonzalem trzymaj, czy moe ich sumienie ruszyo i (cho to, panie, mnie Pinidze wciskali) moe im si odmienio. Poszedem tedy do biura, dokd i tak mnie obowizek do pracy mojej wzywa, ale ju to, przyznam si, jak na cicie szedem, bo co te to tam, jak to tam mnie po wczorajszym na owym przyjciu Chodzeniu urzdniki koledzy moi przyjm; gdy zamiast Sawy, Chway Wieszcza Geniusza Wielkiego, wstyd tylko jak w Koszuli ciki, a do tego z Puto. Dopiro myl, e najlepiej bdzie wszystko na sznapsa, lub na wini zwali i chusteczk do skroni przykadam, wzdycham, ledwie Chodz, jak to po Przepiciu. Urzdniczki z dala na mnie spogldaj, ale nic nie mwi, a tylko szeptaj i tam midzy sob w kupie, a pord papirw, na mnie jak na Raroga spogldaj i szeptaj a szeptaj. Mnie nikt jednego sowa nie powiedzia moe z przyczyny niemiaoci, trwoliwoci, ale tam miedzi sob wci szeptali i jeden drugiemu Buk gryzie, tamta tego trca; a nic tylko szepty, jak zza plota. Moe ty mwili, em si wczoraj strbi; a moe i co tam Gorszego szeptano. Rachmistrz stary w papirach si swoich zagrzeba i z nici na mnie jak sroka z gazi spoglda, a moe mu si co dawnego przypomniao, bo tylko szepcze, szepcze Znajka majka Baabajka". Ja pijanego, a raczej jak to po Przepiciu, udawaem. Zapytaem tedy o Barona. Ale mwi mnie, e Baron z Ciumkaa podjezdkw wieo kupionych prbuj. Poszedem tedy, a wci z Synczyzna owa (bo ju to t Synczyzn jak zadr jaka w gowie miaem) do Szopy, ktra za Rajtszul, po drugiej stronie

- 50 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

podwrza, a tam, widz, Baron na podwrzu stoi, przed nim Stajenny na kobyle duej, szpakowatej, to stpa, to truchtem, to kusem, albo z nogi hiszpaskim lub francuskim szprynclem; dalej za na awie Pyckal z Ciumka siedz, piwo popijaj i podjezdka cisawego ogldaj, ktremu kopyto si zalaksowao. A Pyckal woa: Liposki, Liposki, gdzie masz Chomto? Baron szpicrzga macha: Halt! Halt! Na drabinie wrbel. Mnie do nich ciko byo wyj z szopy, a nawet bym zawrci, wcale nie wychodzi, ale Psi, ktre w psiarni byy, ujada zaczy i ju trudna rada; wyszedem. Wszelako chusteczk do czoa przykadam i sabo id, a wzdycham, jak to po Przepiciu. Im te chyba nijako byo ze mn po wczorajszym, wic zaraz chusteczki przykadaj, jcz, a stkaj i rzek Baron: Oj gowa boli, gowa boli, podobnie to wczoraj za duo tego dobrego byo, ale niech tam, niech tam! Napije si z nami Piwa, bo cho nie w smak piwo, po przepiciu najlepsza rzecz! Pijemy piwo i stkamy. Ale mnie ich Pinidze doskwiraj, a ty nie wiem jak z nimi gada. Przy Ciumkale nie chciaem mwi (bom na wiadkw tylko Barona i Pyckala upatrzy) a tak tylko pijemy i stkamy. Gorco i na deszcz si zbiera. Ciumka poszed z kokiem do szopy, bo kluczyk zgubi, wic to powiadam, e Tomasz Gonzala wyzwa, ale e w tym Sk, Szkopu, bo Gonzalo boi si jemu stan i za nic nie stanie. Powiadam wic: Ju to niepodobna rzecz, bo przysiga Tomasza taka, e on jego jak psa zabije, jeli mu nie stanie, a to, panie, krymina byby. A ty niepodobna, ebymy Rodakowi ciko obraonemu jakiej pomocy nie okazali w cikiej potrzebie jego, i trzeba co Radzi, eby jemu Gonzalo stan. Powiadaj: Pewnie, pewnie, Rodak, Rodak, a jeszcze w takiej chwili, jak tu Rodaka zostawi, Rodakowi nie pomc! Gowami kiwaj, piwo popijaj, a na mnie spod oka spogldaj. Ja o pinidzach wolaem nie wspomina, bo mnie nijako byo. Ale mwi, e chyba nie ma innej Rady i, gdy Gonzalo chce eby bez ku strzelanie byo, jemu to przyrzec trzeba; ale cicho sza, eby o tym ywa dusza si nie dowiedziaa. A tak i wilk syty i koza caa. Rada w Rad. Spoglda Baron na Pyckala, Pyckal na Barona, ale ozwa si Baron: Pewnie innej Rady nie ma, ale kopotliwa rzecz. Mwi Pyckal: Niewyrana sprawka.

- 51 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Powiadam: Wiem ja, e Gonzalo chtnie by W. Panw Dobrodziejw Przyjaci swoich za wiadkw swoich mia e to przy zwadzie bylicie obecni, a tak my bymy wiadkowie, za wsplnym porozumieniem wszystko gadko midzy s urzdzili i, jak to zwyczajnie, kule w Rkaw wpucili; a cho to, panie, kopotliwa rzecz, przecie intencja nasza czysta, bo o wybawienie druha, Rodaka idzie, czowieka ju starszego a honorowego; a ty o to, eby si imieniowi Polskiemu krzywda; nie staa w tak cikiej Ojczyzny naszej chwili. Pyckal na Barona spojrzy, Baron na Pyckala, Baron z palcw strzepn, Pyckal nog ruszy. Rzek Baron: Za nic ja Puta wiadkiem nie bd. A Pyckal: Ja miabym Puta by wiadkiem! Jeszcze czego! Ale mwi: Oj, ciko, ciko, ale trzeba, trzeba i bo Rodak w potrzebie, bo dla Rodaka, dla Ojczyzny... Dopiro westchn Baron, westchn Pyckal. Siedz, na mnie spogldaj,! popijaj a wzdychaj. Powiadaa: Oj, ciko, ciko, alej trzeba, trzeba, innej nie ma Rady, a ju dla Rodaka, dla Ojczyzny! i Ju tedy Ciko, bardzo Ciko. A gwnie, e to nie wiadoma jest intencja. Bo diabli wiedza komu oni naprawd przysuy si chcieli; Gonzalowi, czy te Tomaszowi? Oni ty nie znaj intencji mojej (a gwnie, e im Pinidzy nie oddaem). Ale ja ty nie znam intencji mojej i cho to Ojca Starego stron trzymam, Synczyzna moda mnie po gowie chodzi. Ale deszcz zacz pada i Ciumkaa z drabiny zlaz Co jednak zacz trzeba. Pojechaem do Gonzala, eby jemu

Pyckala, Barona na wiadkw narai; on mnie ciska Przyjacielem swoim nazywa, a ju pewny, e bez ku strzelanie, mnie zote gry obiecywa. Potem do Tomasza, ktremu tyle tylko powiedziaem, e Gonzalo przyrzek jemu na placu stan. Tomasz mnie uciska. Potem do Dr Garcyja pojechaem, ktrego mnie Tomasz jako drugiego wiadka swojego wskaza; on adwokatem by wzitym, a dowiedziawszy si, e od Tomasza przychodz, zaraz najuprzejmiej mnie przyj w kancelarii swojej, przed innymi klijentami. Powiada tedy (bo to w kancelarii haas, stuk, klijentw mnstwo, akta wnosz, roznosz, a coraz kto przystpuje i przerywa): Ja pana Tomasza znam i jego Przyjacielem jestem, ale te Akta tam wyekspediowa, za pokwitowaniem, i nie bybym czowiekiem Honoru gdybym w Honorowej sprawie, a zapytaj pan Pereza czy otrzyma kwity, wic ja tego jemu

- 52 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

odmwi nie mog, o, oby Bg Najwyszy, tu dopisa trzeba ten Ekspedient, pozwoli mnie godnie, schowaj pan t teczk, z obowizku mego si wywiza, list ten wysa. Pojechalimy tedy do Gonzala i tam wyzwanie rzuconem zostao, ktre Gonzalo z odwag wielk i dum przyj w swym Salonie! Gdy jednak pnym wieczorem, a ju od zmczenia ledwie na nogach si trzymajc, do domu powrciem, bilet od Radcy Podsrockiego zastaj; ebym do Poselstwa na 10- rano si zgosi, gdzie JW. Pose ze mn widzie si pragnie. Wezwanie to jak grom z jasnego nieba na mnie spado, bo ju to nie wiedzie czego chc, co mnie zrobi, a pewnie to o ten Chd na Przyjciu, albo i o Puto! O, czemu mcz, czemu Spokoju nie daj, mao to piwa nawarzyli, mao wstydu mnie i sobie przysporzyli! A moe i kary jakie, gromy, na mnie spadn za bazestwa moje! Ale, e to i musiaem, wic id, a tylko myl, nie gry ty mnie bo ja ciebie ugryz i nie z byle wokiem ty masz spraw, a z Czowiekiem, ktry tobie koci w gardle stanie. Id tedy. Na ulicy Polonia, Polonia" krzyk uprzykrzony, ale id, i gdy Ojczyzny bj i krzyk niemiosierny zewszd sysze si daje, ja z Synczyzna w gowie id i id. W Poselstwie cicho i puste pokoje, ale id, i do mnie Podsrocki Radca wyszed w spodniach prkowanych i w surducie, a w podwjnym konierzyku z muszka w zyg wizana. Najuprzejmiej si ze mn przywita, ale bardzo zimno, i dwa razy chrzknwszy mnie palcem dugim swym angielskim drzwi ukaza. Wchodz, a tam st, za stoem Minister, obok za inny Poselstwa czonek, ktrego mnie jako Pukownika Fichcika, wojskowego attache, przedstawiono. Na stole ksiga Protokuw i kaamarz na to wskazyway, e chyba nie zwyka rozmowa bdzie, ale Sesja jaka. J W. Pose blady by i niewyspany, ale gadko wygolony, Najuprzejmiej si przywita, cho ta moe troch jemu i nijako byo... ale nic, mnie sjk w bok, powiada: Niech ci nie znam, piwa nawarzye bo si wczoraj zala, strbi jak Nieboskie stworzenie przed ludmi, ale niech tam, byo nie byo... Zaraz ty okiem ypn a i Fichcik z Podsrockim ypnli. Poznaem wic e cae to gupstwo, co si przydarzyo, na przepicie zwalaj i mwi: Trochi tam za duo Sznapsa, niech to kolka, jeszcze mnie czkawka... Zarechota si tedy Pose, za nim Radca, a za nim Pukownik.

- 53 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Ale miech po niewoli, przymusowy; a chybaby mnie i co zrobili. Ale powiada Minister: Powidze mnie, co to z tym panem Kobrzyckim, Majorem, podobnie zwada bya; a ty, jak Pan Radca do Barona pojecha wczoraj konie oglda, to tam Baron mwi e pojedynek bdzie. Prawda to? Widzc e ju o tym wiadomo maj, powiedziaem, e o Kubek poszo, ktry na Tomasza by cinity. Powiada Minister: Mwi ty Baron, e nadzwyczaj godnym, honorowym postpowanie w tej okolicznoci Majora Kobrzyckiego byo, ku zbudowaniu wszystkich Cudzoziemcw temu przytomnych, a ty pewnym jest, e on pojedynkiem tym wstydu nie zrobi, owszem, jak rycerz, jak m godny, stanie. Ot to rzecz wana, panowie moi, eby Mstwa tego naszego pod korcem nie chowa, owszem, na cztery strony wiata go roztrbi ku wikszej sawie imienia naszego, a ty to w chwili gdy my na Berlin, na Berlin, do Berlina! (Tu si porwali wszyscy, a pierwszy Pose, drugi Pukownik, trzeci Radca i krzycz: Berlin, Berlin, na Berlin, na Berlin, do Berlina!) Ja na kolana padem. Ale zaraz krzyku swojego zaprzestali, a tylko go Radca do Protokuu zacign. Powiada dalej JW. Pose: W tej myli ja tu Panw z panem Gombrowiczem na Sesja wezwaem, eby uradzi jak i co robi. A bo nie tylko Geniuszami, Mylicielami, nadzwyczajnymi Pisarzami Nard nasz sawny Przesawny, ale ty to Bohaterw mamy i gdy tam w kraju nadzwyczajne dzi jest Bohaterstwo nasze, nieche i tu ludzie widz, jak to Polak staje! Co i obowizkiem Poselstwa jest eby gruszek w popiele nie zasypia, a wszem wobec Bohaterstwo nasze ukazowa, bo Bohaterstwo nasze wroga przemoe, Bohaterstwo, Bohaterstwo Bohaterw naszych nieodparte, niezmoone trwog moce piekielne napeni, ktre przed Bohaterstwem naszym zadr i ustpi! (Porwali si wic, a pierwszy Minister, drugi Pukownik, trzeci Radca i krzycz: Bohater, Bohater, Bohaterstwo, Bohaterstwo!) Ja na kolana padem. Ale rzek Minister: Dlatego to ja po Pojedynku, da Bg szczliwym, obiadem wystawnym w Poselstwie pana Kobrzyckiego Majora uhonoruj; na ktry ty Cudzoziemcw zaprosz; a ju my Moce Piekielne zmoemy! Radca zaraz przemow t JW. Posa zaprotokuowa, a gdy pisa skoczy w zapa wpad i krzykn:

- 54 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Doskonaa Myl, JW. Panie Dobrodzieju mj, wspaniaa myl! Pukownik zawoa: Niezrwnana Myl Pana Dobrodzieja mego! Mwi wic Minister: A co, chyba Nieza Myl! Na co jemu zakrzyknli: Doskonaa, znamienita Myl!... i zaraz do Protokou zacignli.

Zacignwszy, Radca ponownie w zapa wpad i krzykn: Niedoczekanie, niedoczekanie Wroga naszego eby przemg si, Odwag nasza, a ju nie ma na wiecie caym takiej Odwagi, jak nasza! JW. Panie !JA dlaczego by przy samym pojedynku JW. Pose nie mg by obecnym? Ow ja wnosz eby nie tylko na Obiad w Poselstwie, ale i na Pojedynek cudzoziemcw zaprosi: niech widz, jak Polak z pistoletem staje! Niech widz, jak Polak z pistoletem na wroga, a nieche to widza! Krzyknli tedy, Minister razem z Pukownikiem: Niech widz! Niech widz! Ja na kolana padem. Ale JW. Pose, do Protokuu nakrzyczawszy, skrzywi si, ypn i, gos ciszajc, rzek na boku do Radcy: Oj kapcan, kapcan z Pana Kapcana, jake to bdziesz na pojedynek zaprasza, przecie Pojedynek to nie Polowanie. Oj, gupstwo si rzeko; a jak tu z tego wybrn, gdy ju do Protokuu zacignite? Sczerwienia Radca, bazyliszkowym okiem na Ministra spojrza, ale powiada, a ciszej, na boku: Moe by wymaza. Mwi Pose: Jake bdziesz wymazywa, przecie to protokul. Dopiro pobledli; i wszyscy trzej na Protoku spogldaj, ktry na stole ley. Ja na kolana padem. Dopiro si gowi; a jak tu wybrn, co pocz? A wreszcie rzek Pukownik: Oj, gupstwo si stao i niepotrzebnie to nam si wypsno; ale ja sposb mam eby wszystko jak naley uadzi. Prawda to JW. Panie, e Pan nie moesz przy Pojedynku by obecnym, a ty na niego i Goci prowadzi, bo susznie JW. Pan powiada, e przecie pojedynek nie polowanie... ale mona by wanie Polowanie urzdzi z chartami na upatrzonego, a na nie Cudzoziemcw zaprosi... i tak, gdy Pojedynek odbywa si bdzie, my nie opodal, a niby to za szarakami, przejeda bdziemy i pod tym pozorem Polowania moesz JW. Pan cudzoziemcom Pojedynek

- 55 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

ukaza, a ty stosown oracj o Honorze, Czci, Odwadze naszej wypowiedzie. Powiada Minister: Bje si Boga, jake my Polowanie z chartami urzdza bdziemy, gdy ani chartw nima, ani koni! Odrzek jemu Radca: Charty by si znalazy u Barona, a co do koni to ty mona by z Rajtszuli od Barona dosta, on tam sporo podjezdkw ma! Powiada Pukownik: Owszem, u Barona nie tylko konie, psy, ale i szpicrzgi, sztylpy, ostrogi si znajd. W dwadziecia lub trzydzieci koni, Kawalkad mona by pojecha. Ow JW. Panie w t, albo w tamt, wz albo przewz, bo Protoku czeka... Dopiro jak oparzeni skacz. Ale zawoa Minister: Bjcie si Boga, szaleni jestecie, a to szarakw nima, szarakw! Czycie oszaleli, jake polowanie na Szarakw robi, gdy tu miasto wielkie, a jednego szaraka ze wic nie znajdzie! Mrukn Radca: W tym sk, e szarakw nima! Ja na kolana padem. Powiada Pukownik: Prawda, e szarakw ani na lekarstwo. Ale JW. Panie Protoku, Protoku, przecie jako wybrn trzeba, Protoku, Protoku.. Dopiro jak szaleni wok Protokuu skacz. Ja na kolana padem. Ale zawoa Minister: O Boe, Boe, jake to Polowanie za Szarakami, a z chartami urzdza, gdy przecie wojna, wojna! Radca zawoa: Protoku! Pukownik: Protoku! Ale wykrzykn JW. Pose: Boe, Boe, a jake to bez Szarakw a za Szarakami ?! Krzycz wic: Protoku! Wic to Rada w Rad, trudna Rada, gowi si, stkaj (a ju Protoku przysmala, przysmala a w kocu zawoa Pose jak trup blady: G... g... nieche to diabli, rbmy tedy, rbmy, gdy inaczej nie mona... ale co ja bd Kawalkad za szarakami urzdza, gdy szarakw nima! A co to nie tak jak trzeba i z tej mki chleba nie bdzie! Ja na kolana padem. Stano wic na tym, e koni, psw od Barona wezm, a tak z chartami na smyczy Kawalkada z Damami nie opodal miejsca Pojedynku przejeda bd, jakby nigdy nic, e to niby przypadkiem za szarakiem zajechali. Wwczas JW. Damom i zaproszonym Cudzoziemcom Pojedynek ukazawszy, im te Mstwo, Honor, Bj uka, a ty Waleczno niezmierzon, Krew Serdeczn, Cze

- 56 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Niezomn, Wiar w. Nieprzepart, Moc w. Najwysza i Cud w. Narodu caego. Na kolana padem. Co postanowiwszy i do Protokuu zacignwszy, da Pose Sesj za skoczon, i z nosami na kwint zwieszonymi (bo czuli e sobie piwa nawarzyli) wszyscy chwaa, chwaa, cze, cze" zawoali; a pierwszy zawoa Pose, drugi Pukownik, trzeci Radca. Ja, na kolana padszy, zaraz ty prdko odszedem. Dopiero na ulicy folg daem wzburzonemu uczuciu mojemu. A diabli, diabli, diabli, a nieche to diabli, a to im si tera Bohatera zachciao, a Bohatera oni sobie wymylili! Ale na Sesj musiaem i, ktr z Baronem, Pyckalem, oraz z doktorem Garcyja wyznaczon miaem dla uoenia warunkw spotkania. Niczego ja dobrego po tej Sesji si nie spodziewaem, brniemy, brniemy, a zabrniemy. Jako nie omyliy mnie przeczucia moje. Sesja w ogrdku jednej kawiarni nad rzek wyznaczona bya (bo upa) ale zdziwienie, zdumienie moje; Baron z Pyckalem na ogierach duych, skarogniadych nadjedaj. Powiada Baron: Ogiery trochi emy objedali i tu przyjechalimy. Ale nie dla objedania oni na Ogierach przyjechali, a dlatego chyba e, wiadkami Krowy bdc, o to si trzli, eby i ich za Krowy, Kobyy nie miano. Zaraz potem Dependent dr Garcyji przyby z wiadomoci, e Pryncypa w hipotece musi podpisywa Tramitacj, a, za nieobecno swoj najusilniej przepraszajc, jego przysya aby w naradzie bra udzia. Trudna Rada. My tedy Narad rozpoczlimy; a pod drzewem dwa Ogiery. Ja ju bym nie wiem co da, eby to wszystko prdko, cicho zaatwi a jak nagadziej, ale c kiedy Baron, Pyckal do niepoznaki odmienieni; ow kij poknli i mao co mwi, a grzeczni bardzo, nadci, odci, raz wraz si kaniaj. Powiadam tedy: Do pierwszej krwi i 50 krokw. Powiadaj: Nie moe by, do trzeciej krwi by musi i 30 krokw. Tak to, Kobyy si bojc, Pojedynek ten, al si Boe, pusty, bez ku, najostrzejszym, najciszym chc czyni; a tam Ogiery im pod drzewem stoj. Nadymaj si tedy, wydymaj, sapi i (cho bez ku Pojedynek) krwi woaj. Do tego co tam midzy sob mrucz, midzy sob zaczynaj. A bo ju to ze mn zaczyna nie mieli, ani z Dependentem... ale midzy sob wiksza miao mieli i, gdy Ogierw swoich z nami zay nie mog, midzy sob tam ich sobie zaywaj i ju to tak ostro z sob, jeden na drugiego mruczy, sobie dogaduj. Bo i bo ju wida byo, e my tak coraz bardziej

- 57 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Zadry, Urazy dawne, pradawne si przypomniay, a to Myn, a to Zastawa, wic na siebie koso spogldaj, mrucz, i mruczy Baron, mruczy Pyckal, mrucz, mrucz, a jakbym ci w pysk da, jakbym ci nabi; i Baron z kieszeni Paznokie duy, stary wyj, uamany. Ale, e to ze sob wadzi si nie mogli, bo ze mn Narada, wic tylko, do mnie mwic, sobie przymawiaj. I powiada Baron: Ja ta nie Cham z Chamw, a Pan z Panw, i wszystko tu nie po Chamsku z Chamska wiskim ryjem, a po Pasku z Paska w cztery Konie, bo ty; to ja Pan, nie Cham, a matka moja nieboszczka krw nie doia, ani za stodo nie chodzia. Powiada Pyckal: Kto Cham i Chamw, a kto Pan z Panw, ale ja tu jak mnie si zachce za przeproszeniem portki w biay dzie przed wszystkimi zdejm i Narobi, a przed wszystkimi, bo kto mnie co zrobi i owszem mord rozkwasz, rozkwasz... Takie tam gadanie! Ale Pinidze doskwiraj, co mnie dali... i ju z tymi pinidzmi nie wiadomo co robi... bo jak tu oddawa, kiedy ju Narady rozpoczte? Niewiadoma tedy Intencja, czy przeciw Gonzalowi, czy przeciw Tomaszowi podstp; a tak nie wiadomo, czy jako ludzie honoru warunki pojedynku omawiamy, czy te spisek ukadamy. A jeli spisek, to ty nie wiadomo przeciw komu i czy to Tomasza broniemy, czy dla pinidzy, dla tej Mamony marnej ach Sodkiej, Miej, Gonzalowi wszystko gadko uoy pragniemy. W tym zwtpieniu chcia Baron, eby nie 30 a 25 krokw byo; bo ty to im bardziej; Pojedynek szalbierstwem zalatuje, tym oni go ostrzejszym chc mie i na Ostro wszelk bardzo nastawaj. Dependent ty, panie, bawan, Holender jaki, moe Szwajcar, Belg, i albo Rumun, wcale si na Honorowych sprawach nie rozumia, a wniosek da, eby obie strony Kaucj zoyy, tytuem Gwarancji, e na placu stan, ktra to Kaucja rejentalnie powiadczona by miaa. Tak wszystko kulawo, jak po grudzie, a Pojedynek coraz ostrzejszy, cho bez kuli. Tam za, za wod, kule furcz. Ot to, gdyby nie tamto za Borem, za wod, ja bym tej niespokojnoci nie mia, ale wanie pod znakiem tamtejszej a krwawej Rozprawy nie tylko mnie, a wszystkim, bardzo ciko, kopotliwie i kaden medytuje, czy to tam co z tego jemu na eb nie spadnie i eby to si czego nie doigra. Ot to, zamiast w czasie tak niebezpiecznym naszym cicho sza siedzie, my tu ten Pojedynek urzdzamy, a tak, gdy tam Kule, tu ty Kula (cho to i bez kuli). O Jezus Maria! O rety, rety! A po c to, a na c to, a jake to, a dlaczeg to, a jaki to

- 58 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

koniec z tego bdzie? O Chryste, Chryste miosierny, ciko, ciko, ciko!... Ale trudna rada, c robi, gdy nic innego do roboty nie ma a tylko wanie ten

Pojedynek przed nami, jako jedyny cel wszelkiego dziaania naszego. I dlatego to ja, cho panie mroczno i mao co wida, ale wanie, jak w lesie, gdy kto zbkany z dala kamie duy albo pagrek midzy drzewami zobaczy, do tego pagrka idzie, eby to przynajmniej cel jaki mia dla chodu swego. A oni ty id, kaden z innej strony, drogami swojemi. Szed wic Tomasz, a przedsiwzicie jego Ostre, Krwawe, bo on strzaem swoim Krow chcia zabi, Byka wywoa, Byka on strzaem przyzywa, aby Krow zboda co jemu Syna habia jedynego... O Byk, byk, byk! Sza Gonzala, cichcem, boczkiem pod krzakami si przemykajc, a ju ona jak asica za Chopaczkiem wszy, goni, a przed Tomaszem w pustot Pojedynku pustego ucieka. Jad ty, oj, jad, Baron, Pyckal, na ogierach swoich, ale podobnie mrucz, na siebie zym okiem spogldaj, wasnej niepewni intencji. Ty i JW. Minister z Radc cign, nadcigaj swoj Kawalkad przez polan, przez rwnin, pod wierzbami, za Sosnami, Chojarami a z Damami! Ciemny las! Puszcza rozlega, wiekowa! Lesisty obszar! O Boe Miosierny, o Chryste Dobrotliwy, Sprawiedliwy, o Matko Najwitsza, a ja ty id, id i tak Id, a Chd mj na drodze ycia mojego, w znoju cikim moim, pod Gr, w gszczu moim. Id tedy i id, Id, a tam, u Celu mojego, i nie wiem co Zrobi, a Co Zrobi musz. O, po c ja Id? Ale Id, Id, bo inni ty Id i tak to my wzajem siebie jak owce, cielta, na ten Pojedynek prowadziemy i prne plany, prne zamysy i postanowienia, gdy czowiek ludmi przymuszony, w ludziach jak w ciemnym zagubiony Lesie. Ot to Idziesz, ale Bdzisz, i postanawiasz co, planujesz, ale Bdzisz i niby tam wedle woli swej ukadasz, ale Bdzisz, Bdzisz i rnwisz, robisz, ale w Lesie, w Nocy, bdzisz, bdzisz... Ale, gdy z takimi mylami po ulicach Chodz, natrtny gazet krzyk Polonia, Polonia" ani na chwil nie ustaje, owszem, coraz rozgoniejszy, gwatowniejszy... i co podobnie nie72 dobrze... co tak jakby tam co nie tak, cho to, panie,

ciemno, prawie nic rozezna nie mona, a jak we mgle, nad wod, o zmierzchu... Ale co ja widz, e to co niedobrze i chyba trzeszczy, pka, ledwie zipie. I ow chodz po ulicach, chodz, gazety kupuj, a przypadkowo przed gmach Poselstwa zaszedem i widz, e okna JW. Posa owietlone. Grzeszno zamierze moich, spraw moich, niejasno, niepewno uczucia mojego to sprawiay, e z trwog na

- 59 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

ten dom Ojczyzny mojej w. ach Przekltej chyba spogldaem; gdym jednak cie Posa osoby na biaej firance rozezna, nie mogem duej powstrzyma drczcej ciekawoci mojej; a to wiedzie chciaem, to mnie wiedzie trzeba byo, jak tam, co tam, jaka jest Prawda i jake my na Berlin idziemy, gdy na przedmieciu Warszawskim si bij? Nie baczc tedy na pn godzin nocn jam prg gmachu Ojczyzny przekroczy i po wschodach na pierwsze pitro si udaem. Przysiga moja taka bya, i czowiekowi temu prawd wydrze musz. Id tedy, a pusto, cicho. Cicho. Chd mj midzy kolumnami przepada i gin, z salonu za zguszony Posa chd sysze si dawa i cie zgarbiony jego na szybkach drzwi to w t, to w tamt stron si przesuwa. Id, id, id. Do drzwi zastukaem i dugi czas nikt si nie odzywa, a kroki ucichy. Znw wic zastukaem, a wtenczas krzykn Pose: Kto tam? Co tam? Kto tam?... Wszedem, pod oknem sta; widzc mnie, krzykn: Dlaczego pan bez Meldowania wchodzisz ? Spod okna pod kominek przeszed i rce w kieszenie wsadzi. Ale zaraz mwi: No, niech tam, chod pan, bo i tak rozmwi si chciaem. Siad na krzeseku, ale powsta i dopiro do mnie, a, panie Gombrowicz, to i owo, kouje, bokiem, opotkami, ypie i ypie, a w kocu powiada: Na miosierdzie Boe, powiedze, co ty o tym Gonzalu gadaj, podobnie on tam tego w takim sposobie Madama z Mczyznami, co? I na drug stron pokoju przeszed, tam na krzeseku siada, ale wstaje i paznokcie skubie. Ja myl, co ty to on tak chodzi, siada, wstaje, co ty to tak skubie, ale powiadam: Gadaj, gadaj, ale dowodu nie ma, a wyzwanie przyj. Uwaaj wic, eby jakiego wstydu nie byo, bo Kawalkad robiemy, a ju zaproszenia rozesane! Kawalkad robiemy cho wojna i szarakw nie ma! A to zwariowa przyjdzie! A tu nie tingel-tangel jest, tylko Poselstwo! Krzykn piorunowym gosem: Poselstwo krzyczy Poselstwo... Ja myl, co ty on tak krzyczy? Ale pod konsol stan i ja myl; po c on tak Staje? Dopiro myl: a po c ja tak Myl, e on krzyczy, siada, lub powstaje, odkde to mnie krzyk jego, siadanie, wstawanie dziwnymi si stay? A i bardzo Dziwne; do tego za Puste jakie, jak pusta butelka, lub Bania. Patrz si, przygldam i widz, e w nim wszystko bardzo

- 60 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Puste, a mnie lk zdj i myl sobie, a co to tak Pusto, moe lepiej ja na kolana padn?... Ow na kolana padam, ale nic. Stan. Kilka krokw postpi. Znw stan i stoi. Ja klcz, ale klczenie moje bardzo Puste. On stoi, ale stanie jego ty puste. Powsta pan mrukn ale mwienie jego Puste. Ja wci klcz, ale klczenie moje Puste. Poszed do kanapy i usiad, jakby Bania bya, lub Purchawka. Dopiroem zrozumia, e ju wszystko diabli wzili. e ju si skoczyo i Przegrana Wojna. A on nie Minister. Z klczek tedy, z kolan moich, powstaj... I stanem. Stoj. On te stoi. Powiadam tedy: To ju chyba ty Kawalkady nie bdzie? Odsapn i na mnie ypn: Nie bdzie mwi Kawalkady? A dlaczeg by nie miao by? Powiadam tedy: To si odbdzie Kawalkada? Powiada: Dlaczeg by nie miaa si odby? Przecie tak postanowione, e odby si ma. Mwi wic: A? To si odbdzie? Powiada: Ja nie kurek na kociele. I krzykn: Ja nie kurek na kociele. I mwi: Za kogo ty mnie masz? Ja pose, Minister... Ale krzykn naraz: Ja Pose! Ja Minister! I rzecze: G...rzu, ja nie jestem g...rz, ja tu rzdu, Pastwa przedstawiciel! I ju dalej krzycza, a bez przestanku i jak optany: Ja Pose, Ja Rzd, tu Poselstwo, ja Minister jestem, ja Pastwo, ja Pose, ja Minister, ja Rzd, Poselstwo, Pastwo, a Kawalkada si odbdzie, odbdzie, bo Pastwo, bo Rzd, bo Poselstwo i ja Pose, Pose, i Rzd, i Pastwo i na Berlin, na Berlin, do Berlina, do Berlina! Biey tedy pod cian, pod okno, stamtd znw do

- 61 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

szafy i krzyczy, krzyczy wniebogosy, e Pastwo, Rzd, Poselstwo, e on Pose, i daleje krzycze, e on Pose... Lecz krzyk jego pusty i ja gmach Poselstwa opuciem.

Ale Pusto. I na ulicy ty Pusto. Wietrzyk mnie lekki i wilgotny owia, ale nie wiem dokd mam i, co robi; i, gdy do kawiarni zaszedem, tam Pusta Herbata. Dopiro pomylaem, e ju koniec Ojczynie starej... ale myl owa Pusta, Pusta i znw przez ulice id, ale, gdy tak id, sam nie wiem dokd i mam. Wic przystanem. I ot sucho i pusto, jak wiry, jak pieprz lub pusta beczka. Stoj tedy i myl, a dokd ja bym poszed, co robi, bo to ani Przyjaci, ani znajomych bliskich, a tylko na rogu, panie, stoj... i dopiro mnie chtka wzia o tej godzinie nocnej abym do Syna szed, Syna zobaczy... Pragnienie owe niezbyt dorzecznem byo, a do tego w Nocy, ale w miar przeduajcego si mojego na rogu postoju, gdy nie wiem dokd i mam (bo i kawiarnie ju pozamykane) coraz ono bardziej dojmujce. Ojciec mnie dosy dawno umar. Matka daleko. Dzieci nie mam, a gdy ani Przyjaci, ani bliskich adnych, nieche przynajmniej do cudzego dziecka zajrz, i Syna, cho to cudzego, zobacz. Chtka, powiadam, zgoa sfiksowana, ale ruszyem z miejsca; gdy za Id bez celu adnego, sam Chd w stron Syna mnie kieruje; i tak, ni std, ni zowd, ja do Syna id (a Chd mnie sta si powolny, niemiay). Syn, Syn, do Syna, do Syna! Wiedziaem, e mimo pnej godziny zamiar swj urzeczywistni zdoam, bo Tomasz z Synem dwa pokoiki w pensjonacie zajmowali, a, jak zwykle w poudniowych krajach, wszystkie drzwi otworem zostawiano. Jako bez trudnoci do pensjonatu wszedem i pokoik ten odnalazem, a tam widz: goy na ku ley, snem zdjty, i tak jemu pier, tak barki, tak gowa i nogi, e szelma, szelma, o szelma Gonzalo! Ley i oddycha. Oddech jego mnie jak ulg przynis, ale z naga zo mnie zapaa, e to ja tu do niego po nocy przyszedem a i diabli wiedza po co, w jakim celu... i tak do siebie samego powiadam: Oj, trzeba to, trzeba dobrze modych pilnowa, a ty ich sztorcowa! Co tak leysz, wakoniu? A ja bym ciebie do Roboty zapdzi! Za czym posa! Tobie co robi kaza! Oj, ju to krtko trzyma trzeba, nie popuszcza, do roboty, do Pacierza cho kijem zagania eby na Czowieka wyrs... Ale ley, dycha. Powiadam wic: Ju to batem dobrze da, aby mores zna, w cnocie si chowa, bo ju to, Panie zmiuj si, wako do gry brzuchem ley... Ale ley. Ley, a ja stoj, i sam nie

- 62 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

wiem co robi mam, po co tu przyszedem. Ow odej chciaem; ale odej nie mogem, bo Ley, a ja nie wiem po co tu przyszedem. Ow Ley, Ley. Tu wic mnie niespokojno jaka zdja i powiadam, ale nie na gos, tylko po cichu: Ano, przyszedem tutaj z niespokojnoci o przyszo Narodu naszego, ktry od Wrogw pokonany, e nam i nic wicej, tylko Dzieci nasze pozostay. Oby to Synowie wierni Ojcom i Ojczynie byli! Tak mwi, ale ty zaraz mnie strach zdj, po co ja to mwi i dlaczego mwi... A tu Pusto! Nagle tak Pusto! Nagle tak Pusto jako jakby Nic... jakby niczego nie byo... a tylko on tu Ley, ley, ley... Pusto we mnie i pusto przede mn. Krzyknem: Wszelki duch Pana Boga chwali! Daremne wszake Boga Ojca imi, gdy Syn przede mn, gdy tylko Syn i nic oprcz Syna! Syn, Syn! Niech zdycha Ojciec! Syn bez Ojca. Syn Samopas, Syn Rozptany, to mi dopiero, to rozumiem!

Nazajutrz wczesnym rankiem Pojedynek. Gdy na czk umwion, ktra niedaleko rzeki pooona, zajechalimy, jeszcze nikogo nie byo; a Tomasz

pacierze odmawia; ale wkrtce bryczka z lekarzem przybya; i zaraz potem Gonzalo z szumem, z fukiem, w czwrk rysakw i z forysiem, a za pojazdem jego Baron wraz z Pyckalem na ogierach rosych, skarogniadych, ktre, ostrogami sztyfowane i uzd zdzierane, skakay i chrapay. Juemy tedy wszyscy byli. Ja z Baronem plac odmierza zaczem, ale ab zobaczyem, wic do Barona mwi: aby tu s. Odpar: S bo wilgotno. Ty dr Garcyja przystpi do mnie i mwi, eby popiesza, bo Cesj ma a ty Tramitacj. Znak dany zosta i przeciwnicy na plac wstpili. Pan Tomasz skromnie, cicho, Gonzalo zasi w blasku, w fuku wszystkich szat swoich; a to jest Rapcie z niebieskiego atasu, kamizelka taka Atasowa ta Szafranowa, na to Kitelek czarny i taki Pfraczek szamerunkowy te i orderowy, dalej peleryna w podwjnym kolorze, oraz kapelusz Czarny Meksykaski z rondem, ktre due, bardzo due. Baron z Pyckalem znowu Ogierw dosiedli. Gonzalo kapeluszem powia, konie zachrapay. Pyckal do mnie galopem nadbiea, konia zdar, mnie z konia pistolety poda; a Puto ponownie kapeluszem powia. Tomasz spokojnie na miejscu swojem

- 63 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

sta i czeka. Ja pistolety nabijam... i kule w rkaw, w zarkawek. Dopiro pistolet Tomaszowi wrczyem, ale pusty, drugi za taki pusty pistolet Pyckal Gonzalowi wrczy. Gdy na bok ustpowalimy, zawoa Baron: Ognia! Ognia!... ale krzyk jego Pusty, bo i lufy puste. Gonzalo kapelusz swj o ziemi cisnwszy, pistolet podnis i wypali. Huk po ce si rozszed, ale Pusto. Wrble tam na krzaczkach przysiaday (tuciejsze ni u nas) ale si sposzyy; ty i krowa. Tomasz widzc, e jego kula Gonzalowa omina (a bo jej nie byo) bro swoj podnis i dugo, dugo mierzy; ale i nie wiedzia, e mierzenie jego Puste. Mierzy, mierzy, strzela, ale c, pusto, pusto; i z puku jego i nic oprcz huku. Tu sonko ju si nieco wzbio, przygrzewa jo (bo mgy si rozeszy), a tu zza krzaka krowa wylaza; Gonzalo kapeluszem powia; a z dala, zza krzakw, Kawalkada si ukazaa; i najprzd wic dwch Forysiw, z ktrych jeden, dwa, a drugi cztery mia charty na postronku, w lad za niemi Damy i Kawalerowie w szumnym korowodzie jad, pogaduj, podpiewuj... i ot tak przejedaj, przejedaj, pierwszy za z

prawej strony JW. Pose w myliwskim rajtroku, na ogierze duym, srokatym, dalej Radca a obok Pukownik. Jad, jad, a niby nic, za szarakiem, cho to, panie, pusto bo szaraka nie ma... i tak, panie, z wolna przejedaj. Toemy si na nich zagawronili, a gwnie Tomasz. Ale przejechali. Dopiro pistolety nabija, ja kule w rkaw, ognia, ognia, Gonzalo kapeluszem powia, pali z pustej lufy, ale nic; i Tomasz bro podnosi, celuje, celuje, celuje... o, jak on celowa! O, jak on Celowa dugo, dugo, pilnie, a tak ju usilnie, tak strasznie celowa e, cho Pusta Lufa, skurczy si, zmartwia Puto, a ju i mnie si zdawao e nie moe by aby mier z ty Lufy nie wypada. Hukn. Ale z huku jego i nic oprcz puku. Gonzalo kapeluszem Wielkim Czarnym powia, Pyckal, Baron konie zdarli, a na zadach siady, do mnie za dr Garcyja przystpi i prosi, eby popiesza, bo ma Cesj. Wtenczas dopiero ja si mao za gow nie zapaem! I zaraz jasnem mnie si stao, emy jak w potrzask wpadli a wcale tu koca adnego nie moe by i Pojedynek ten wcale skoczy si nie moe; bo przecie on do krwi, a jake tu krew wystpi jeli bez kul pistolety? A to to niedopatrzenie, pomieszanie nasze, pomyka nasza, emy to przy ukadaniu warunkw przegapili!!! Przecie oni tak przez dzie cay i noc i dzie nastpny i dalsz noc i dalej przez dzie cay puka mog, bo ja im wci Kule w Rkaw i ognia, ognia, i tak bez koca, bez wytchnienia! Boe, co robi,

- 64 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

co pocz! Ale wystrzeli Gonzalo! Strzela Tomasz! I Kawalkada z dala, za krzakami si ukazaa, wic Damy i Kawalerowie, a ty charty, i jad z wolna truchtem, albo stpa, pierwszy JW. Pose, dalej Radca z Pukownikiem i jad za szarakiem (cho szaraka nie ma) przejechali... Gonzalo kapeluszem powia. Tomasz pistolet do oka podnis. O, jak on celowa! Boe, Boe, Boe, z caej duszy swojej, z mocy swojej, z caej ty jakiej uczciwoci swojej... i brew marszczy... oczy si jemu zmruyy... a ju Celuje, tak Celuje, e mier, mier, mier pewna krwawa, tu mier, Krew by musi! Hukn. Ale pukn. I pukiem pustym chyba sam siebie zabija. Powia Puto czarnym kapeluszem. I Kawalkada si ukazaa, a tym razem bliej cho niby nic, midzy sob rozmawiaj, pogaduj, pokrzykuj, za szarakiem, za szarakiem jad! A tu Pyckalowy ogier ogiera, na ktrym Baron siedzia, w zad ugryz. W zad ugryz! Baron jego trzepn, ale trzepn jego Pyckal; wic Baron jego z konia w eb, bez eb, a Pyckal w eb! Kwikny ogiery. My do nich. Ale ju poniesy, po ce lataj! Baron spad! A ty widz e tam konie w Kawalkadzie chrapi, kwicz i Damy spadaj. Wtem psw, chartw ujadanie wcieke sysze si dao i krzyk, jk, oj, chyba kogo dopady, tarmosz! My, pojedynek porzucajc, za krzaki na pomoc pobieymy, tu konie, Ogiery wszystkie, na kie bior, gryz si, kwicz... a pod psami nie kto inny, tylko lgnc z Psami si przewraca, od nich ksany, szarpany! Wrzask ludzki, psw charczenie, dawienie, lgnca jk, koni galop, dam pisk, mczyzn gosy, w dantejsk zlay si symfoni. Tomasz Pistolet, pistolet" zawoa i mnie z rki pistolet wyrwa, strzela do psw; ale pusta lufa. Wtenczas Gonzalo na tych Psw si rzuci, a z goemi rkami, tylko z krzykiem strasznym, niebogonym... i, pord nich upadszy, z niemi tarza si zacz, z wrzaskiem, z tarmoszeniem, ich od Ignaka swego odrywajc, jego ciaem swojem, ciaem zasaniajc! A ju i forysie na psw z postronkami, z batami, z czem kto mia; inni ty skoczyli. A tak tych Psw odgonili. Take i konie poapali; a kto pad by, to si z ziemi gramoli i do kupy zbiera. Tomasz Syna dopad, a widzc e, oprcz ran powierzchownych, adnej obrazy nie

- 65 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

odnis, na kolanach Bogu dzikowa za niezmierzone dobrodziejstwo Jego; potem za do Gonzala do wyciga: O, ju ty mnie nie wrogiem, a Bratem, Przyjacielem bdziesz, gdy syna mojego z naraeniem ycia swojego wybawi! Zaraz wic w objcia si wzili z wielkim wszystkich aplauzem, a Gonzala mstwo pod niebiosa wynoszono: Od mierci go wybawi! Wrogowi to wywiadczy! Mao sam nie zgin... lgnc ty do Gonzala do wyciga, ten zasi w objcia go bierze i jak brata ciska. Ow po strachu rado. Powiada JW. Pose: No, chwali Boga e si tak skoczyo, a winy w tem niczyjej nie ma, chyba tylko ogierw i forysiw... bo gdy si ogiery gry zaczy, forysiom psy si wyrway i na modzieca skoczyy, ktrego niespokojno o Ojca swojego do ukrycia si w tych krzakach przywioda. Ot to, panowie moi, wdziczne Panie, widzie moglicie widomy znak aski Boej, ktra Ojcu syna wybawia, Patrzcie na te gaje! Patrzcie na zioa, na krzewy, na Natur ca, ktra pod Niebios ogromem spoczywaj i patrzcie, jak to Polak wobec stworzenia caego wybawicielowi Syna swojego przebacza! aska Boa! Przychylno natury caej! O, bo rzecz to pewna, najpewniejsza, e Polak Bogu i Naturze miy dla Cnt swoich, a gwnie dla tej Rycerskoci swojej, dla Odwagi swojej, Szlachetnoci swojej, dla Pobonoci i Ufnoci swojej! Patrzcie na te gaje! Patrzcie na Natur ca! I patrzcie na nas, Polakw, amen, amen, amen. Wszyscy tedy Viva Polonia Martir" zakrzyknli. Ja na kolana padem. A tu Gonzalo na rodek wystpi, a Kapeluszem koo zatoczy, od czego konie znowu poszy si zaczy, on jednake, na konie nie zwaajc, tak przemwi: Wielki, niezmierzony to dla mnie Honor, em z czowiekiem tak godnym Polakiem mg na placu stan, a bo JW. Panie od tego wstydu niech mnie Pan Bg broni, ebym ja komu nie stan, i ju to ja nikomu si w tem nie umykam, a mnie Znajdzie kto Szuka; bo ty tak rozumiem, e nie ma to dla Mczyzny wikszego skarbu, jak nieskalana Cze Imienia jego. Gdy wszake za spraw Wyratowania od Psw Syna JMoci ten to godny Nieprzyjaciel mnie za Przyjaciela mie chce, ja od Przyjani tej si nie uchylam, owszem Przyjacielem, Bratem jego chc by po wszystkie czasy. I ty tak myl, e mnie tej aski nie odmwi, aby gocin w domu moim przyj i dla Popicia przyjani owej wraz z Synem swoim do domu mojego si uda; gdzie ty popijemy! Zaraz wic wszyscy krzycze i wiwatowa zaczli, tu si

- 66 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

ciskaj, tam cauj i Gonzalo znw w objcia bra, najprzd Tomasza, potem Syna jego. Taki Pojedynku koniec.

Cika Gra moja na pustce drogi mojej i na Polu moim, ale Pustym, Pustym, jakby tam i nic nie byo. Tak, z tego wszystkiego, wraz z Tomaszem pojazdem Gonzala do paacu jego jad; ale nie do tego, co go w miecie mia, tylko do Estancji o mil dwie albo trzy odlegej. Za nami na bryczce Gonzalo z Ignacem jad. Jedziemy tedy po tej drodze, jak pod Gr, a tam domy, zabudowania, potw duo, trawa, drzewka owocowe; i jedziemy, a tam psy, kury, czasem kot, dzieci si bawi, a ludzie si krc; i tak konie cign powz, jedziemy do ostro, ale Pusto, Gucho. Tomasz w milczeniu jecha; ja take milczaem. A za rk mnie zapa Tomasz: Powidze ty mnie, a moe nie jecha... po co my tam jecha mamy? Bo niby zgoda jest, niby to ten Czowiek, owszem, honorowo si spisa i Syna mi od pewnej mierci wyratowa, a przecie co mnie nie w smak zaprosiny jego... Oj, nie jedmy lepiej!... Tak mwi do mnie; ale puste sowa! Odparem: Nie jed! Jeli nie chcesz, nie jed. Nie jed lepi... A to nie widzisz, e on nie tobie, a sobie Syna wyratowa? Czowieku Nieszczsny, po c ty jemu do domu Syna wozisz... i lepiej by zrobi, gdyby mu lgnca z bryczki zabra i ucieka precz jak od Morowej Zarazy! Takem odpowiedzia, ale Puste to byo, Puste, bo, cho dla spokoju sumienia mojego cikiego mwiem, przecieem wiedzia, e rada moja wanie sprzeczny w nim skutek wywoa, a wszelkiej ucieczki mono mu odbierze. Jako za bat zapa i koniom po bacie upn, a skoczyy! Jazda, jazda krzykn choby tak byo, jak mwisz, nie bd ja z Ignacem przed nim umyka, bo lgnc mj nie taki, eby si mia ba zalotw jego! I batem konie pierze a skakaj, a ja dla spokoju sumienia mego dalej mwi: Uchod lepiej, lgnca na jego sida nie wystawiaj. We dwie godziny przed bram wielkiego ogrodu zajechalimy, ktry pord bezmiernych Pampy rwnin piropuszem palm, baobabw, orchidej wystrzela. A, gdy si brama otworzya, aleja przed nami mroczna, duszna, ktra do Paacu wiedzie ciko zoconego, Maurytaskiej lub Renesansowej, Gotyckiej a te i Romaskiej architektury, w dreniu kolibrw, o Trans Atlantyk much wielkich zocistych, motylw

rnobarwnych, papug rozmaitych. Zawoa Gonzalo: A tomy w domu! Witajcie! Witajcie!

- 67 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Dopiro nas ciska, pod nogi obejmowa, do domu prowadzi! Ja si zdumiaem, a zdumia si te Tomasz z synem swoim, widzc Salonw, Sal wielkich luxusy, ktre Plafonami, Parkietami, Stiukami a Boazeriami, a te Wykuszami, Kolumnami, Malowidami, Posgami, dalej wic Amorkami i Refektarzami, Pilastrami, Makatami, krysztaowe, Kobiercami, ty i Palmy, ty i Wazony, Wazy Filigranowe,

jaspisowe, korczyki, koszyki palisandrowe, truny, kotylety weneckie

albo i florenckie, a take lite filigrany. A jedno obok drugiego natoczone, napchane, e nie daj Boe, e ju gowa boli; bo to Amorek obok Maszkary, a tu na fotelu Madonna, tam na pasie Waza i jedno pod stoem, drugie za Wazonem, tam znowu Kolumna nie wiedzie skd i po co, a obok Tarcza, albo i Pmisek. Wszelako, widzc Tycjanw, Rafaelw, Murillw malowida, a te i inne arcydziea nadzwyczajne sztuki, z poszanowaniem to wszystko ogldalimy, i ja powiadam: Skarby to s, skarby! A skarby powiada i wanie dlatego ja, kosztu nie szczdzc, wszystko zakupiem i tu do kupy zgromadziem, eby mi troch Potaniay. Ow te Arcydziea, Malowida, Posgi, razem tu zamknite, jedno drugim taniejc od nadmiaru swego, tak ju tanimi si stay, e ja ten Wazon rozbi mog (i Wazon Perski, astrachaski, majolikowy, seledynowy, aurowy nog z podstawki zepchn, e si w Wazon na tysic kawakw roztrzasn. Pies to liza! Pies to liza... A tu wanie piesek may przez sal biey Bonoski, cho wida z pudlem skrzyowany, bo ogon mia pudla, a szer foksteriera. Zaraz te Majordomus przylecia, ktremu Gonzalo rozkaz wyda, aby st zastawi, bo, mwi,

najserdeczniejsi to Przyjaciele, Bracia moi! Mwic to, Panu Tomaszowi w ramiona znw upad, potem za mnie ciska, a te i lgnca. Ale powiada Tomasz: Co tu psi si gryz. Jako dwa pieski, z ktrych jeden Kusy Pekiczyk, ale z kit, drugi za Owczarek (ale jakby szczurzy ogon mia, a pysk Buldoga) razem przez pokj, gryzc si, przebiegy. Gonzalo wykrzykn: A gryz si, gryz! Oj ty to, niele si gryz, patrze Pan Dobrodziej, jak ta Madonna tego Smoka chisko-indyjskiego gryzie, a ten zielony Dywan Perski z tamtym Murillem moim si podgryza, a te gzymsiki z tymi posgami, diaba to, chyba bd musia klatki im posprawia, bo si i zagryz! Tu miechem wybuchn i bacik may, co na stole lea, zapawszy, bi nim Meble zacz, woajc:

- 68 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Masz, masz, nie gry si, do budy, do budy! I uradowany, daleje nas ciska, caowa, gwnie za Pana Tomasza, cho te i lgnca. Zmiarkowalimy, e gryzienie owo nie tylko od psw pochodzio, ale te za spraw tych mebli rozmaitych, midzy sob sprzecznych i skconych, byo. Lecz powiada Tomasz: A tam Biblioteka. Jako w pokoju obok, duym, kwadratowym, ksiek, skryptw kupy na pododze, wszystko wywalone, jak z taczek; a pod sufit gry; tam za wrd tych gr, dopiro przepaci, zrby, jary, usypiska, rozdoy, a ty kurz, py a w nosie wierci. Na grach tych tedy chudzi bardzo Czytelnicy siedzieli, ktrzy to czytali; a moe ich siedem albo osiem byo. Biblioteka mwi Gonzalo biblioteka, oj, co za kopot z tym mam, skaranie boe, a bo najcenniejsze, najbardziej szacowne to dziea geniuszw samych, najprzedniejszych Ludzkoci duchw, ale c, panie, kiedy Gryz si, Gryz, a te i Taniej od nadmiaru swego, a bo za duo, za duo, i co dzie nowych przybywa, i nikt wyczyta nie moe, bo za duo, ach, za duo! Ow ja, panie, Czytelnikw zgodziem i im sono pac, bo ju mnie wstyd, e tak wszystko Nieczytane ley, ale za duo, wyczyta nie mog, cho i bez przerwy dzie cay czytaj. Najgorzej jednak, e si ksiki wszystkie gryz, gryz i chyba jak psy si zagryz! Zapytaem wic, bo wanie piesek may przelecia, do wilka podobny, a te do jamnika: A ten z jakiej rasy? Mwi: To pieski moje pokojowe. W teje za chwili Tomasz innego psa zobaczy, ktry w sieni lea, i mwi: Ten pewnie Legawiec, ale kapouch z niego kiepski, bo jakby Chomika mia uszy. Odpowiedzia Gonzalo, e suk mia Wilczur, ktra chyba w piwnicy z Chomikiem sparzy si musiaa, a cho potem Legawcem pokryta, z Chomika suchami szczenita wydaa. A hu, a pjdziesz! krzykn. Coraz wic nam markotniej... a cho gocinno, grzeczno jego do wzajemnej grzecznoci nas zmuszaa, trudno byo ukry wzrastajce pomieszanie z przyczyny dziwacznoci domu tego i czowieka tego. Tomasz zasumowa si, spode ba patrzy, jak karp si naburmuszy wsiskami, lgnc biedaczyna jakby kij pokn, wcale nic nie mwi, stoi, ja, cho to niby z Gonzalem w przymierzu, sam nie wiem czego spodziewa si po miejscu owym, ktre nie tyle moe poszczeglnym jakim racym dziwactwem, ile zespoem wielu dranicych szczegw o silny nas bl

- 69 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

gowy przyprawiao. Gdy Gonzalo, przeprosiwszy nas, do pokojw swoich odszed eby wygodniejszy strj przywdzia, sami zostalimy, ale niesporo nam do rozmowy byo; i, w ciszy, much brzczenie, papug krzyk, pieskw warczenie, gryzienie, w dusznym wieczoru upale sysze si dao. A tu Gonzalo powraca, ale w Spdnicy! My na ten widok zbaranielimy, a Tomaszowi krew do gowy z gniewu strasznego uderzya i byby go moe i trzepn... c kiedy to spdnica nie spdnica bya! A diaba tam! Wprawdzie spdnic naoy, bia, koronkow, ale ona krojem co troch Szlafrok przypomina; bluzka za, zielona, ta, pistacjowa, niby bluzka, niby za koszulka. Na gowie Kapelusz duy, somkowy, kwiatami przybrany, w rku Parasolka, a na nogach goych Sandaki czy moe Ciemki. Dopiro zakrzykn: Hoc, hoc, do stou prosz, zabawimy si, a niech tam! Hej, suba, podawa! Ale, widzc zgorszenie nasze, doda: Oj co widz, e na mnie jak na raroga spogldaj, ale ja nie rarg; i nieche to wam wiadome bdzie, e w kraju moim rodzinnym powszechnie z przyczyny gorca nadmiernego w spdniczkach po domu chodz; a tak nic w tym zego ni dziwnego nie ma i o pozwolestwo prosz, abym mg dla wygody swojej ten strj nosi. Co kraj to obyczaj! A ty nieco si przypudrowaem, bo mnie skra od gorca 84 pierzchnie. Hej, suba, zastawia, podawa, wito dzisiaj, jazda, go w dom, Bg w dom, caym sercem prosz, a uciskajmy si jeszcze raz, bo to ju chyba lepszych Przyjaci, Braci ja nie miaem, a wito, a wito! I ciska, cauje, a za rce nas zapawszy, do Jadalni biey z pokrzykami, wykrzykami, tam za st okrgy od pucharw, krysztaw, Roztruchanow, Filigranw si ugina... a zaraz te lokaje z tacami, Pmiskami, Imbrykami, ale, panie, patrzemy, a to Pokojwki chyba! Znowu jednak patrzemy, a to Lokaje bo z Wsikiem; cho moe i Pokojwki, bo w Czepeczkach; ale chyba Lokaje, bo w spodenkach. Zawoa Gonzalo: A prosz je, pi, sobie nie aowa, wito, wito u mnie, a dalej, a wcina! Nala mnie grzanego piwa; ale piwo nie piwo, bo, cho piwo, winem chyba zaprawione; a syr nie syr, owszem syr, ale jakby nie syr. Dalej pasztety owe chyba Przekadance, a jakby Precel jaki lub Marcepan; nie Marcepan jednak, a moe Pistacja, cho to i z wtrbki. Niegrzecznie byoby nazbyt si owym smakom przypatrowa, wic te jemy, winem a moe piwem albo i nie piwem popijamy, a

- 70 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

cho kto i dugo ksek uje, jako go przeyka. Gonzalo zasi huczne serdecznej gocinnoci dawa dowody i piwk zapiewa: Oczko moje co tak strzelasz, Ubij, zabij, idzie Grzela ! A tu zawoa: Diaba tam, a czemu to nikt nie stoi, przecie ja specjalnego Chopaka od Parady trzymam, eby Sta przy gociach... Czemu to Parady nima? Hej, hej, Horacjo, Horacjo! Na to woanie Chopak z kredensu wyszed i na rodku pokoju przystan. Gonzalo na niego: Ty, taki, wakoniu, czemu nie stoisz, za co ci pac, tutaj Sta masz od Parady! A do nas mwi: Zwyczaj taki jest w kraju moim, a gwnie w porzdniejszych domach, aby jeden suga tylko dla Parady sta; ale wako woli do gry brzuchem lee. Pijmy, popijajmy! Pijemy tedy. Popijamy. Ale ciko, ciko, o, ciko, jakby gdzie po polu bdzi, a do tego Pusto, jak w pustej stodole i jakby soma tylko bya, pusta. Ow to, w bezbrzenej pustce duszy mojej, jakby katarynk krci. Wszelako patrz na Bajbaka tego, ktry porodku pokoju stoi i si pogapuje, a widz, e Horacjo w co czas pewien Rusza to tym, to owym... i tak, okiem mrugnie, albo rk ruszy, albo z nogi na nog przestpi, albo lin przeknie. Poruszenia owe wprawdzie do naturalnymi byy, ale i Nienaturalny miay pozr... cho i naturalne, a ty ledwie dostrzegalne... ale co mnie si zwidziao, e on nie tylko od Parady... i, lepiej si tym Ruchom jego przypatrzywszy, to spostrzegem, e gap ten chyba tak do Ignacego rusza. Ale Gonzalo zapiewa: Matu matu, oj to Fika Ale lepiej jeszcze Klika! Owo si patrz, cho niby nie patrz, ale ty to patrz... i widz, e Bajbak ten z Ignacem si stowarzysza, a w takim sposobie; co lgnc si Ruszy to i on si ruszy (cho prawie nie wida) a wanie, jakby u lgnca by na sznurku. Jeli wic lgnc po chleb signie, to on Okiem mrugnie, a jeli lgnc piwa popije, to on Nog ruszy; a ciut, ciut, e prawie ruchy jego si nie zaznaczaj; ale tak swoimi Ruchami jego Ruchom odpowiada, e jakby jemu ruchem przygadywa. Pewnie te i nikt tego oprcz mnie nie dostrzeg.

- 71 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

A w tej samej chwili pies duy, legawy, przyszed si asi; i jak baran czarny; ale nie baran to by, bo jak kot duy z pazurami; tyle tylko e z kolim ogonem i zamiast miaucze, jak koza becza. Zawoa Gonzalo: Pd, pd, Negrito, a tu masz Ogryzek! Zapyta Tomasz: A ten z jakiej Rassy? Gonzalo na to: Suk miaem San Bernarda z wya i szpica domieszk, ale podobnie z Kotem Mruczkiem gdzie po piwnicach sparzy si musiaa; a eby nie wiem jak pilnowa, nie upilnujesz. Ale chodmy do sali na cukry, tam chodniej,

przewiewniej, prosz, prosz miych Goci moich! Powiada Tomasz: Nieche nam wybaczone bdzie, ale ju si ciemnia, a drogi nie znamy, do tego pilne sprawy mam; czas na nas. Ka Pan Dobrodziej konie zaprzga. Zawoa: Nic to, nic to, ani sysze nie chc, jeszcze tego nie byo ebym Goci przed noc wypuszcza! Hej ha, hej ha, kazaem ty koa z powozw pozdejmowa! Muchy tedy due, zociste, z nastaniem mroku si pojawiy i pod palmami roi si zaczy, a gdy Papug krzyki gasn, inne gosy, jazgoty, pokwiki nocne nie wiedzie jakich Zwierzt si zrywaj i noc mantyll swoj nakrywa szumne Baobaby. My cukry nie cukry, gawdzimy a nie gawdzimy i, cho nie pijani, a pijani, midzy Meblami, ktre ju nie wiedzie czy Meblami s czy moe Wazami... ale Pusto i jak na pustyni. I, cho to co pocz, postanowi trzeba, wszelka myl, wszelkie postanowienie jak rysko, jak Soma, jak Badyl wiatrem przewiany na rozogach suchych. I coraz wiksza Nico, pustka nasza. w za Bajbak po staremu na rodku stoi i Ignacowi w takt ruchami swoimi tacuje, cho i nie tacuje (bo to niby Stoi). Na koniec ulg nam sprawi gospodarz, do snu dajc haso i sug nawoujc, aby nas do pokojw gocinnych prowadziy. Mnie do spania wyznaczono Pokj Kpielowy, obok za Tomaszowi Buduar, w ktrym cacek peno rozmaitych, gwnie za Wachlarzykw, szyldkretowych lub Figurynek

porcelanowych ale i Piankowych, na pkach, Konsolach, za Parawanami. Ignacemu w innym skrzydle

stokach, stolikach

Chiskich,

paacu sypialnia przyznana, a std Tomasza zgryzota bo ju jawnym si stawa zamiar Gonzalowy, eby jego osobnoci mie. Gdy w pokoju sam si znalazem, a tyki z zapalon wic, do silna mnie schwycia trwoga i tak d siebie samego powiadam: o, co ty robisz, czemu si oddajesz; uwaaj, eby tobie to na Ze nie

- 72 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

wyszo... lecz sowa moje puste puste, puste. Po raz wtry tedy powiadam do siebie: o, dlaczego tu jeste, dlaczego z Puto przeciw Ojcu zacnemu spiskujesz wszak tobie to na Ze wyj moe... ale jak pieprz, jak badyle suche, puste wszystko. Powiadam tedy: o, dlaczego ty te Ku w Rkaw wpuszcza, dlaczego Rodaka Swojaka zdradzie?,., ale jak makiem zasia, pustk zalatuje, pusto, panie, pusto,., To mnie silne zapao Przeraenie, ale cakiem puste. Najdziwniejszego tedy uczucia doznaem, bo nie strach chyba, a Pustka strachu mojego mnie przeraa; i ju to nie sam Strach, a tylko wanie Strach z powodu braku mojej to powiadam: Ide do Tomasza, wyznaj win swoje, wyznaj Prawd ca, niech tu Prawda nastanie, bo tobie co zego sta si moe, id, popieszaj!... ale widz, e zamiast eby ja tymi sowami si wzruszy, przerazi, one jak Pusta Butelka lub Skrzynia. Widzc wic, em si wcale nie przerazi, takem si Przerazi, e do Tomasza pokoju jak szalony wpadem, to krzyczc: Wiedz Tomaszu, przyjacielu mj, e ja ciebie zdradzam i Pojedynek ten bez kul by, bo takemy z Gonzalem urzdzili! Na miosierdzie Boe, uchod z Synem swoim, uchod, pki czas, bo tu w tym domu przekltym Syna ci uwiod; i nie tobie z tymi gusami si mierzy! Uchod, uchod, mwi! Tomasz na to wezwanie i wyznanie moje z ka wyskoczy i, w Koszuli pord cacek, ramiona do gry wznisszy, zakrzykn: Prawda to, e bez kul by Pojedynek? Przyblia si, doskakuje, za ramiona chwyta: Mwe, mwe! Bez kul? Bez kul? Prochem tylko! Gdy Starzec mnie za ramiona zapa, ja na kolana przed nim padem w skrusze, w alu i Boleci mojej... ale Skrucha pusta. On nic, tylko dycha, a dychanie jego cikie, sapliwe, cay pokj, zda si, wypeniao. Pyta: To wycie wszyscy w zmowie byli? Ja z Gonzalem. A inni wiadkowie? Baron, Pyckal take w zmowie. Dycha, dycha ciko, jak pod Gr. Powiada: A za c ty mnie to zrobie? A za c ty moich siwych wosw nie uszanowa? A powiedze co ja ci zrobiem, e to mnie zrobie? Strachu. Na pustyni tedy

- 73 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Paczem

wiec

cikim,

serdecznym

wybuchnem,

jego za nogi stare

obejmujc; ale zy moje prne, jakby z dachu ciek. To samym prochem ja strzelaem? To samym prochem ja strzelaem? To samym prochem ja strzelaem? Trzy razy powtrzy. Gniew jego poczuwszy, silniej do Ng mu przypadem i, gowy podnie nie miejc, gniew siwej gowy Starca starego, gniew rk drcych, palcw jak szpony zakrzywionych, oczw dawnych, Wyblakych i koci suchych gniew nad sob czuem. Znw tedy do ng jemu si tul, a bezlitosne, twarde Nogi jego! Rzek: Ano, niech si stanie Wola Boa! Wykrzyknem: Na rany Chrystusowe, co zamierzasz?... O, Bg widzi, em w tej chwili we wszystkim tak postpowa, jak potrzeba byo, i powinny Lk, Strach, Drenie okazywaem... ale straszny mnie by mj Strach wanie Niestrasznoci swoj, o, czemu to ja u Ojca ng gniewnych i na kolanach moich alu, Blu, Lku czu nie mog, a tylko Soma, siano, Badyl, Badyl pusty! Mwi: Ja hab moje zmy musz... ja to krwi zmyj... ale nie babsk krwi nikczemnika tego... Tu innej, Ciszej nieco, krwi potrzeba! Ja jemu do ng. Ja do Ng jego! Ale twarde Nogi. Tu gos chrapliwy, tu Wos siwy; tu zmarszczki, do wznoszca si, drca, oko na p powiek przykryte, a przeklestwo jego tu nade mn! Ow zadraem, zmartwiaem, alem na prno zadra, zmartwia, bo prno, prno, Pusta Lufa i Pistolet Pusty! Podobnie mnie i Syna mego na dudkw wystrychn chciano; ale Syn nie dudek! A ja ty nie pajac! I krzyczy pord tych cacek: Nie pajac! Wtenczas poznaem, e i jemu Pusto... I ot to, jak w lasku sosnowym, gdy Sucho, Pusto, a wiatr daleki Badyle, zesche roliny przewiewa, nimi potrca, szeleci, do mchw zaglda, listkami, odykami si zabawia... a w grze sosny, chojary... Daremny krzyk! Prny gniew! Pieprz, macierzanka, a co przepado, to przepado! Ale przysun si do mnie Stary... przysun si, za rk uj i usta swoje do mojego ucha mi przyblia:

- 74 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Z pomoc Bo krwi to zmyj, a krew cika, straszna bdzie, bo Syna mojego! Powiadam: Co chcesz robi? Co chcesz robi? On na to: Ja Syna swojego wasn rk ojcowsk zgadz i jego Zabij jego t Rk moj zamorduj, Noem, albo nie Noem, pchn... Krzyknem: Szalony chyba! Na Boga! Co mwisz? Zabij, zabij, bo nie moe to by, ebym z Pustego Pistoletu strzela... i tak ja jego zabij, Zabij! W pustocie strachu mego pusto, pusto, spiesznie, pokj opuciem. Z okien Gonzala salonw wiato mdawe ksiyca padao. Owo pewnem byo, e Tomasz ten zamiar swj do skutku przywiedzie, a i nie tylko dlatego e za mieszno swoj si mci i e Syna t mierci straszn ty od pomiewiska chcia ratowa. Gdy w boju morderczym Ziemia, Niebo un objte na zadach, chrapic, przysiadaj, a Wali, Rozwala si i Krzyk, Ryk, Matek jk i Mw Pi w zgrzycie i szczku, a w Trumien i Grobw pkaniu, w ostatecznym wiata, Natury wzburzeniu Klska, Zaglda ach Koniec si zblia, gdy Sd nad wszelkiem jestestwem ywem si sprawuje, on, stary, te do Boju staje! Bi si chce z Ojczyzny wrogiem! I gdy wiek podeszy jego na Niemoc skazuje, on Syna swego jedynego do wojska oddawa na mier albo na kalectwo. I ot na szal nie tylko on Syna swego Najdroszego rzuca, ale te uczucia swoje, t Ofiar Starca cik, krwaw. Ale marna Ofiara jego. Niestraszny siwy wos. Czcze Starca uczucie! Bo on, z pustej lufy do Puta pukajc, pustym sta si a moe dziecinnym Staruszkiem i tylko jakiej Papki mu da, niechby jad, albo niechby dzieci iska, albo do wron, kawek z pukawki puka w dzie letni! Ot niemoc Pustej Pukaniny jego. A on, t Niemoc swoja czujc, chcia j w sobie zabi Syna swego zabijajc... i, Syna zabijajc, on tym synobjczym strasznym mordem swoim Staruszka pustego w sobie zabija, aby Starcem krwawym, Cikim sta si i Starcem on chcia Przerazi, Przestraszy! I prne baganie moje! Prne mody moje! Bo jemu Starzec od modw moich lkliwych urasta... A niech to Diabli, Diabli, Diabli, Diabli, Diabli! Gdy tak z mylami si bij w szmerach, szumach, piskach, skowytach nocnych domu tego, Gonzalo skdsi wyskakuje! A to dopiero Stary klnie! Wszystko syszaem, bom za drzwiami by ukryty! Po ce mu, zdrajco, o pistoletach mwi?

- 75 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Jeeli sysza, to wiesz, e zabawy twoje morderstwem si skocz, bo on, co powiedzia, speni i Syna zabije. Wdk buchn... zatoczy si, mao nie upad... Pijany jak bela! Chciaby on mnie Ignaka mego zamordowa wrzasn ale niedoczekanie jego, bo wanie Ignasiek mj mnie jego zamorduje! Po pijanemu bredzi. Ale co mnie w tych sowach jego si nie podobao i mwi: Pijany jeste. Id lepiej spa. Po c to lgnc ma ojca mordowa? Oj, oj, ide ty lepiej, przepij si, gowy nie zawracaj! Starego lgnc zamorduje! Ja ju to sprawi, bo sposb mam na to... ja na lgnca sposb mam! Bzdurstwa mwi. Bzdurstw jego pijanych i sucha nie warto byo! Ale co na kocu jzyka mia, wiec go za jzyk pocignem: Jaki ty sposb na lgnca masz? lgnc patrze na ciebie nie moe. Obrazi si: O, o, o! Owszem, do mnie lubi! A ja to sprawi, e Tat zabije! Tat zabije i mam na to Sposb! A gdy tatobjca starego pryka swojego si stanie, pewnie Pomocy i Opieki mojej potrzebowa bdzie, bo krymina, to kryminaem pachnie; i ju mi mikszym si stanie, oj, dana, oj, dana! Jego za gardo zapaem! Powidze, co zamierzasz? Co ty tu za nowe Szalestwo, Diabelstwo roisz? Co za konszachty z tym swoim sugusem, z tym Horacjem, knujesz, co on ma do lgnca, co on tak do lgnca si Rusza, co ty z nim umyli? Powidz, bo ci zadusz! a on mnie w rkach zmik, oczami wywrci i szepn: Oj nie ciskaj, nie ciskaj, ciskaj, ciskaj, ciskaj! Jak oparzony od szyi jego odskoczyem: O! zawoaem. Strze si, gadzino, bo ja z tob si policz! A wtenczas on wykrzykn: Synczyzna, Synczyzna! Ja oniemiaem. A on znowu: Synczyzna, Synczyzna, Synczyzna! krzycza na cay gos, a imi to dom cay, zda si, wypenio i na Lasy, na Pola uderzyo; i znw Synczyzna" krzycza, jak optany... Gdy tak krzyczy, ja Chodzi zaczem i ju do Chodu mego, w Chd mj uderzyem! On dalej krzyczy:

- 76 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Synczyzna, Synczyzna, Synczyzna i Synczyzna i Synczyzna i Synczyzna! Chd mj od krzykw jego coraz si stawa potniejszy i ju tak Gwatowny, tak Potny, e chyba dom cay rozsadza razem z Krzykiem jego! Wtem patrz, nikogo nie ma. Uciek, szelma, widocznie krzykw si przestraszywszy swoich, a mnie samego zostawi, tylko z Chodem moim. Przerwaem Chodzenie. Sala dua, przedmiotami rozmaitymi wypeniona, ale jedno na drugie, jedno z drugim, tam Tryptyk pod Waz, wdzie na Kandelabrze Dywan, Fotel na Krzeseku, z Maszkar Madonna... i Burdel, Burdel, Burdel, a ju bez adnego wstydu jedno z drugim si parzy jak popadnie, burdel. Piski te, skowyty, szurgoty wszelkich zwierzt, ktre za sob latay tam po ktach, za firankami, kanapami i, zamiast eby Pies za Suk, to Pies moe z Kocic, albo z Wilczyc, z Gsi, kur, moe ze szczurzyc Rozpomieniony, Rozogniony i Suka z Chomikiem, Kot z Wydr, Szczur z Krow moe, a ju wesele, Burdel, Burdel i Wesele, a nic, a nic, a niech tam, a jazda! Jezus Maria! Chryste Miosierny! Matko Boleciwa! A tu przede mn z jednej strony Synobjstwo, z drugiej Ojcobjstwo! Ot pewnem byo, e Stary w zawzitoci swojej przysig sw speni gotw, lgnca noem albo i nie noem pchnie... a te pewne, oczywiste, e nie na wiatr sowa Gonzala, i e on Sposb na lgnca ma, eby go do ojcobjstwa przywie... a tak bez zabjstwa chyba tu oby si nie mogo i tylko w tym rzecz, czy zabjstwo owe Ojcobjstwa czy te Synobjstwa posta przyjmie... Ja przed Tomaszem, ojcem moim, na kolana pada chc... ale znw krzyk Gonzala Synczyzna, Synczyzna", mnie w uszach rozleg si, uszy rozsadzajc, wic z kolan zrywam si do Chodu mego, w Chd uderzam, Chodz Chodz i chyba dom cay rozwalam, starego zabijam! C mi stary! Starego zarn, zakatrupi! Starego gdzie dopa, zdusi, Starego niechby mody zdusi! Wiecznie tedy Ojciec Syna bdzie rn? Nigdy Syn Ojca? Chodz tedy i Chodz. Ale gdy tak Chodz, chd mj jakby dokd i zacz i dokd mnie wid (cho sam nie wiem dokd)... tam za lgnc gdzie, upiony, ley... ow Chd mj chodzi i chodzi i chodzi, a tam lgnc... i Chodz, a tam lgnc gdzie w pokoju, ktry jemu Gonzalo wyznaczy... wiec myl, co tak Chodzi bd, do lgnca pjd, do lgnca... i, gdy ta myl mnie nawiedzia, Chd mj na kurytarz skierowaem, ktry do Ignacowego wid mieszkania; tam za ciemno, kurytarz, szelma, dugi. A tu nog na co mikkiego, ciepego nastpuj i, wspomniawszy na psy, jakie tutaj zewszd si ukazyway, myl: pies nie pies. Strwoony, zapak

- 77 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

zawieciem, ale nie pies to by, tylko Chopak duy, czarniawy, ktry na ziemi ley i na mnie bez sowa jednego spoglda, gay wybauszy. Nie rusza si. Ja przez niego przestpiem i dalej id, a zapaka mnie zgasa, ale na co nog nastpuj, myl pies nie pies", zapak wic, patrz: Chopak duy na pododze ley z duymi bosymi stopami, ze snu zbudzony na mnie spoglda. Dalej tedy id, ale zapaka zgasa i znowu na dwch Chopakw nastpiem, z ktrych jeden biay, Ryawy, drugi drobniejszy, chudy, a obaj na mnie spogldaj, ale nic nie mwi, tylko na drugi bok si przewrcili. Id dalej. Kurytarz dugi. Pojem, e tutaj Parobcy zatrudnieni przy

gospodarstwie legowisko swoje na noc maj... co mnie i zdziwio, bo waciwsze byoby gdyby w zabudowaniach bya... folwarcznych jaka im sionka wyznaczona

ale ju to kaden gospodarz wedle swojej gowy rzdzi i Kiepska Rada od

Pana Ssiada. Jednakowo od tych Chopakw nadmiaru jaka mnie obrzydliwo zdja, a splunem, ale myl a na co ty splun? I, stanwszy, zapak now zawieciem Jako tam Chopak czarniawy, do duy, lea, na ktrego ja, nie chcc, napluem i jemu po uchu plwocina ciekaa On nic nie mwi, tylko na mnie spoglda. Zapaka mnie zgasa W gniew wpadem i myl: co ty si bdziesz we mnie Wlepia, gdy na ciebie Pluj... i drugi raz na niego napluem Ale nic, cicho, nie rusza si... Zapak tedy zawieciem i widz e ley a plwocina moja jemu cieka. Ale zapaka zgasa, a j myl, c do wszystkich diabw, cierwo, to ja pluj na ciebie a ty nic, draniu, ajdaku, to jeszcze raz ci Napluj w pysk w mord, eby wiedzia!... I Napluem, ale, gdy zapak zawieciem, widz, e ley, nic, na mnie spoglda. I zgasa zapaka, a ja ju na gos powiadam: Ty taki owaki, ju ty mnie cierwo, draniu, nie przemoesz, a moe ty mylisz, e ja plu przestan, ale niedoczekanie twoje, ju ja ci Napluj i plu bd, ile mnie si zachce! Jako mu Napluem, ale ani si ruszy i, gdym zapak zawieci, widz, e na mnie spoglda. Myl wic taka moja: A moe on myli, e ja tak dla przyjemnoci, dla Rozkoszy mojej?... I, zdrtwiawszy, duszy czas na nic zdoby si nie mogem i stoj, stoj, on ley, ley i nic, nic, czas mija, upywa... a wreszcie skoka przez niego daem, uciekam jak od Morowej Zarazy i pdz, lec, o cian jak si rozbijam, do pokoju jakiego czy te sionki wpadem i stanem... bo czuj, e znowu co przede mn ley. Cholera, drastwo, jeszcze jeden, a to koca nie ma, a to ja ci mord rozkwasz... i zapak

- 78 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

wic. Ow na ku przy cianie lgnc ley, goy jak go matka porodzia, snem zdjty i nic, pi, oddycha. Ujrzawszy go, zmartwiaem. Ow to z pozoru jak przyzwoite spa chopi. Ale gdy on pi, w nim pi ajdactwo i, o Boe, ajdak on, nic innego, ajdak, ajdak, do ajdactwa wszelkiego sposobny, a niechby tylko mu popuci, on by ajdakiem sta si jak tamte ajdaki!

Ranek dnia nastpnego gortszy jeszcze od poprzedniego popoudnia si okaza i powietrze duszne, wilgotne; od czego poty silne, koszula mokra. Do tego duchota nieznona na pier, na rozum, a po kociach, miniach wszystkich, darcie, ktre do nieustannego przecigania si, rozcigania zmuszao. I tak my niemrawo w tym poranku si babrzemy, ledwie z ek powstajemy, z Gospodarzem si witamy i niadanie, ciko dyszc, spoywamy. Gonzalo, w szlafroku porannym, Aurowym, Safianowym i w ciemkach, pimem silnie w nosie wierci, a doni bia, wypieszczon, paluszki biae, cukrowe, do kawy podsuwa. Pieskw, psw rozmaitych duo... ogonem, jeli ktry ma, to myrda. Jemy co daj, chwalemy! A Bajbak znw stoi i znowu do lgnca ciut, ciut si Rusza, a wanie jakby jemu na fujarce Ruchami swoimi przygrywa, ale tak nieznacznie, tak subtelnie, e i nie wiadomo czy on to do lgnca robi, czy moe i bez intencji adnej mimowolnie tak oko mruy lub z nogi na nog przestpi. Wszelako tak zrcznie a melodyjnie ten Bazenek Horacjo z kadym lgnca poruszeniem si na boku czy, e nic innego, jak tylko na flecie przygrywa. I sam Gonzalo to spostrzeg, bo mwi: Przyjemniej je przy lenym graniu. Tomasz, ktremu przez t noc chyba ze dwa krzyyki przybyo, spod powiek opadych wzrokiem Siwym, zapadym. a prawie przedwiecznym na te igraszki spoglda... ale nic nie mwi... i tylko Owszem" powiada tej niewdziczno: Gospodarzowi naszemu okaza nie chc za Gocinno jego ebym tu dni kilka z Synem nie zosta; a sprawy, cho pilne poczeka mog". Zdziwi si Ignacy, oczy wybauszy (zaraz ty Bajbak, stowarzyszajc si z oczami jego, z nogi na ng s przestpi) ale Gonzala nadzwyczaj to Tomasza postanowieni ucieszyo i wykrzykn: Szczsna to godzina! To m przyjaciel! Chodmy tedy do ogrodu, koci rozrusza. Chod chode Ignasiek, zobaczymy kto w Palanta lepszy, a WPanv starszych Dobrodziejw prosz i upraszam ebycie sdziami zrcznoci naszej byli!

- 79 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Pik z szafy wydoby, ni w lgnc cisn. Zarumieni si lgnc, Bajbak lin przekn; ale ju do ogrodu idziemy, a za nami pieski. Much duych, zocistych brzczenie pord Palm, krzeww, papug, w gszczu krzewiastych, pierzastych kwiatw i Bambusw, jak w objcia duszne i wilgotne ogarniao, b upa silniej jeszcze na dworze ni w domu odczuwa si dawa Zwierzta rozmaite dziwne na prawo, na lewo si poszyy i psy due podwrzowe wylazy, legawce, z Niuchami do nas wcha: ale Niuchy ich jak Kapouchy. Za Ignacem Bajbc szed, a tak zrcznie, szelma, melodyjnie, e jakby na fujarce jego stpaniu przygrywa. Na czk wyszlimy, gdzie plac Palantowy za parkanem, obok Oranerii. Wytumaczywszy gry prawida, ktre nie takie jak u nas (bo pika, z rki bita o cian po dwukrotnem od ziemi odbiciu, z powietrza drugi raz bita o t cian w palant, po dwch tylko kozach moe by odbita), zaraz Gonzalo pik z rki bi o cian i drugi raz bi z dwukrotnego koza o cian w palant; a bardzo zrcznie, lgnc poskoczy i j z palanta w koza przyj, a Gonzalo zaraz poskoczy i nisko nad ziemi j z palanta strzeli... a fyrczaa; ale Ignc skoczy, dopad, strzeli j, a fyrczy, tyle tylko e troch skantowa, bokiem posza, bokiem! Pobieg Gonzalo za ni, a na Horacja krzykn: Czemu ty, wakoniu, tak stoisz, nie lepiej by si do jakiej Roboty wzi, to utrapienie z tym bcwaem, wee palik, a tych kokw przybij tam na grzdach, bo sfolgoway! Znw pik podbija, lgnc skoczy i j z koza w koza, wic Gonzalo skosem... krta, krta idzie!... Daleje lgnc skoka daje, wali z Palanta w Palant, tamten j ci w powietrzu, a plasna, wic lgnc ledwie, ledwie zapa i do gry wica; a wtenczas Gonzalo z koza! Palant! Palant grzmoc! Grzmoc silnie, bach, bach, bach, bach, a si rozlega! A tu Bajbak z boku buch, buch, buch, buch, koki, co na grzdach byy, palikiem przybija. Ignacy przegrywa. Gonzalo wygrywa. Na prno lgnc skacze, goni!... Gonzalo, lepiej wiczony, to Skosem, to Szprync podbija i pika Ignacemu kole nosa lata. Bach, bach, bach, bach, w palanta grzmi, w palanta grzmoc! A ty Horacjo z boku buch, buch, paliki przybija. Rozeli si lgnc i chyba ju ostatnim wysikiem, a czerwony i spotniay, buch pik z koza; a wtenczas Horacjo bach z boku w palik! Zafyrczaa, Gonzalo zaledwie j odbi! Wic lgnc znowu bach, a gdy on bach, zaraz ty jemu Horacjo do wtru Buch palikiem w koek... i tak tym Buch-bachem pika furczy, leci! Znw tedy lgnc Buch, Horacjo Bach w palik i Buch-bachem pika mknie,

- 80 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

e Gonzalo prawie dopa jej nie moe! Znw tedy lgnc bach w pik, Horacjo buch w palik, jakby to razem przeciw Gonzalowi grali; lgnc zasi, czujc, e sobie poplecznika zdoby, coraz mocniej wali... I tak, buch-bachem grajc, wygrywaj! Ja na Tomasza spogldam, ktry krzaczastymi oczami swoimi spoglda, a tu buch, buch, bach, bach, bach i co lgnc buch, Horacjo bach, a tak Buchbachem! Rozumiae Tomasz, e to nie Palant, a zasadzka, e jemu Buchbachem tym Syna porywaj, e Syna jemu Buch-bachem uwodz? Nic stary nie mwi. Psy si gryzy. Ow, gdy gr zakoczono, Ignacy spotniay, rozgrzany, wic dyszy i dyszy a daleje jemu Gonzalo winszowa, ciska, sawi nadzwyczajn zrczno jego! I tak ju poszo dalej! I ju od rana do wieczr nic, tylko Syna uwodzenie, Syna z pomoc tego Bajbaka uprowadzanie... gdy Ojciec ciko okiem przedwiecznym spoglda Od rana do wieczora ta sama Sromota, ten sam szataski piekielny Gonzala zamys pord Papug, Much brzczcych jak w zielony, duy, w trawie, w zielsku. Bo ju i jasnem si stao, do czego jemu ten Horacjo potrzebny. Ow

stadnin oglda poszlimy, a tam mul bardzo zoliwe, niby to jak Konie chody maj, ale Osem gryz. I mwi Gonzalo w tej duchocie, w tym upale: a na ty muach to nikt nie usiedzi oklep, bo zrucaj"; i zaraz Ignac mwi: ja sprbuj"; a wtenczas Gonzalo: Horacjo, co nic nie robisz, wee tymczasem tamte koby, przez drek, bo ona skokw zapomniaa". I gdy Ignacego mu zrzu Horacjo ty z kobyy spad, wic jeden i drugi si gramol koci zbieraj, miechem wybuchaj, a tak ich miechy, ich Upadki si mieszaj. mieje si Gonzalo! To znowu ze strzelb mi na ptaszki, ale, mwi Gonzalo, wee ty, Horacjo, pukawk do wron za stodo na obrywku popukaj, bo zbyt one ja kurze dzibi... i tak, gdy lgnc do ptaszkw w gaju, ta Horacjo do wron na obrywku... i znowu strzay si mieszaj Albo, gdy lgnc w stawie kpieli zaywa, Horacjo do wody wpad, wic lgnc jego za nog ucapi i na brzeg wycign Takie to nieustanne mieszanie, takie Bajbaka tego wieczr nieustanne, uprzykrzone przygrywanie, stowarzyszanie si ze

wszystkim, naprzykrzanie! Ignacy, cho ty chyba, co i miarkowa, a zy Gonzala zamiar w tym wszystkim przeczuw przeszkodzi nie moe eby mu wasne jego skoki, huki, z kimi Horacja hukami i skokami w jedno si nie zlewa jakby ju towarzyszami albo brami byli. Widzia to wszystko Tomasz, a jakby nie widzia...

- 81 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Ale Pusto. I cho to wiadoma nadchodzcych spraw straszno, cho Syna uwodz, wszystko Puste, Puste, a czowiek o strach, o zgroz si modli i ich jak kania ddu wyglda bo nad strach okropniejsza Niemoc Strachu. Ale my jak Suche Badyle, jak Prna Butelka, a te wszystko nam jak Pusta Bania. Na trzeci dzie tedy taki mnie zdj Lk z przyczyny wanie Braku Lku, em do sadu poszed i tam pord krzeww rozpacz moj, klski moje, grzech mj rozpamitujc, rdo oywcze Blu, Zgrozy, obudzi pragnem. Rzekem tedy: Jam Ojczyzn straci. Ale nic, pusto. Rzekem: Ja z Puto na hab Ojca si stowarzyszyem. Ale co tam, nic. Powiadam: Tu mier, tu Haba zagraa. Ale i mao co z tego. liwki na liwce rosy i jedn zjadem, ale wikszy jeszcze Lk mnie schwyci: e to, zamiast si lka, liwki jem. Ale nic, pusto, jak Mech, jak Macierzanka... i liwki na ciece jem mae, ale smaczne, a sonko przygrzewa, przygrzewa, a tu w dali Tomasza ujrzaem za drzewami... ktry po ciekach chodzi, medytowa i ramiona do gry wznosi, a jakby Gromw, piorunw przyzywa... ale liwk podnis, zjad... Id dalej, a za krzakiem lgnc ley z wzrokiem w przestrze zatopionym i chyba myl jego wana, Cika, bo zmarszczony co w sobie way, moe co i postanawia... ale nic, liwk zjad jedn, potem drug. Muchy zociste brzczay. Ja po ciekach, po alejkach chodz i liwki zajadam, a na jarzyny, na owoce si pogapuj. Ale kto za potem Syka. Poszedem do plota, a tam na czce Bryczka, na niej Pyckal, Baron i Ciumkaa, a Baron bat trzyma i konie srokate: dopiro na mnie kiwaj, sykaj. Przez pot przelazem. Powiadaj: A co tam nowego, co sycha? Mwi: Chwali Boga, wszystko dobrze. Powiada Baron: Tu w pobliskiej Estancji tych podjezdkw kupowalimy, siadaje z nami, zobaczysz, jakie chody ostre. Ale widz, e ostrogi przy butach maj, wic powiadam: Na bryczce a przy Ostrogach, to pewnie konno gdzie si wybieracie. Odrzek mnie Ciumkaa: Koni pod wierzch prbowalimy w Estancji. Siadem wic na Bryczk: a wtenczas mnie Ostrog Pyckal w ydk wrazi, aem z Blu strasznego, okropnego, mao nie omdla; oni za batem po koniach i w galop! Tu konie, batem wiczone, jak Szalone gnaj! Tu psy wyskoczyy, szczekaj,

- 82 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

doskakuj, ujadaj! Tu ja z Blu przeszywajcego ani si ruszy nie mog, bo ostroga owa zakrzywiony szpikulec miaa i, raz w ciao wraona, jak Kleszczami si w ywym misie utwierdzaa. Tyle wic tylko si miaem, em do Pyckala zawoa: Nie ruszaj, nie ruszaj, boli!... a on za ca odpowied Wrzasn, Rykn jak Szalony, jak Obkaniec jaki, Potpieniec, i nog swoj gwatownie pokrci. Od czego Bl Bolesny, e mnie wieczki w oczkach i zemdlaem. Gdym zmysy odzyska, w piwnicy jakiej si ujrzaem, sabo wiatem z maego okienka rozjanionej. W pierwszej chwili anim zrozumie mg skd si tu wziem, ale Barona, Pyckala, Ciumkay widok, ktrzy na drugim tapczanie siedzieli, a gwnie widok Ostrg owych strasznych, Zakrzywionych, ktre do butw przytwierdzone mieli, wprdce mnie dziwno przygody mej uwidoczniy. Mylaem jednakowo, e to oni chyba co popili i z przyczyny jakiej midzy sob Zwady, moe i dawniejszej, to ze mn zrobili. Wic powiadam: Na Boga ywego, ludzie, chyba pijani jestecie, powidzcie mnie gdzie jestem i za co mnie przeladujecie, bo na wszystko co wite zaklinam si, em wam nie winien. Za ca odpowied tylko Dychanie ich Cikie, umczone, usyszaem, a na mnie oczami jakimi niewidzcymi spogldaj i rzek Baron: Milcz, na Boga, milcz! Tak wic siedziemy, milczemy. Wtem Ciumkaa ruszy nog, Baronowi ostrog swoj wrazi w udo! Zawrzas Baron z blu okropnego, ale nie rusza si, ruszy si boi, eby mu gbiej jeszcze szpikulec nie zalaz... i jak w potrzask zapany cicho, cicho siedzi... a tu po jakim czasie Pyckal krzykn i ostrog swoje Ciumkale wbi, ktry w ostrogi potrzasku zblad, ale skamienia. I znw cicho Siedz. Godziny mijay na takim milczcym siedzeniu, a ja i odetchn nie miaem drc, eby mnie ktry z Szalecw ostrogi nie wrzepi. Nie zlicz wiele mnie myli najdzikszych drczyo, a ju na tych obliczach zaronitych, zapadych, jak Chrystus na krzyu rozpitych, a ty Piekem ywym gorejcych, najokropniejsze czytaem wyroki. A tu drzwi si otwieraj i nie kto inny tylko Rachmistrz stary, Rachmistrz ten sam co to mnie Akt wcigania uczy, tene Rachmistrz we wasnej osobie si ukaza! Rachmistrz poczciwy! Ale jaka to Rachmistrza odmiana! Z wolna, jak trup blady, do nas si przyblia, usta wykrzywione, zacinita szczka, oko w sup, a Dry jak osika... nie mniejsze wszake Barona, Pyckala i Ciumkay drenie, nie mniejsze ich, a jakby miertelne, stenie! Ostrog mia on do buta przypit i, przybliywszy si,

- 83 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

tu koo mnie stan, a gdy nikt sowem si nie odzywa, gdy oddech prawie zapieraj, ja, jak trup, nic nie mwi, nie oddycham, siedz... Ow chyba ze trzy albo cztery godziny my tak Przesiedzieli, jeden przy drugim, bez ruchu, bez gosu, a co tam Midzy Nami roso, roso, roso, i, gdy ju pod Niebiosa chyba urastao, gdy od wiata wikszym, silniejszym si stao, Rachmistrz mnie Ostrog swoje ciach, ciach!... W ydk wrazi! Od czego na ziemi upadem w Blu najokropniejszym, i przeszywajcym... on za krzykn, za gow si zapa. Na ziemi lec i ostrze owe zakrzywione co mnie w Potrzask przyapao, czujc, wcale ju si nie ruszaem, aby Blu Blem nie pomnoy. I znowu cisza nastaa, a moe ze dwie albo trzy godziny trwaa. Na koniec westchn gboko Rachmistrz i cicho bardzo si odezwa: Przytwierdzi jemu do buta Ostrog. Mnie wic Ostrog do prawego bucika przytwierdzono, on za powiada: Teraz do Zwizku naszego Kawalerw Ostrogi naleysz i Rozkazy moje masz wypenia, a take dba eby tamci rozkazy moje jak naley wypeniali. Ucieczki, ani zdrady adnej, nie prbuj, bo ci Ostrog zadadz, a jeeliby cho najmniejsz ch Zdrady, Ucieczki w ktrym z towarzyszw twoich spostrzeg, jemu Ostrog masz wrzepi. A jeliby tego zaniedba, tobie j wrzepi. A jeliby ten, kto tobie Ostrog wsadzi ma, tego zaniedba, jemu niech inny Ostrog wsadzi. Pilnuje si tedy, a i innych pilnuj, i na najlejsze poruszenie uwaaj, jeli nie chcesz Szpikulca dozna Bolesnego, ach, Strasznego, ach Piekielnego Szpikulca tego Diabelskiego! I, pot z czoa bladego otarszy, ciszej powiada: Pofolguj misie, to ci wyjm. Ale pofolgowa trudno; bo najprzd mnie Strach musia pofolgowa. A gdy ja po dugich staraniach nieco folgi u Strachu mego dla mini moich ubagaem, za najlejszym Szpikulca poruszeniem znowu mnie minie tay i wieczki w oczach, w czaszce upie, Rozsadza, oj, chyba Ziemia i Niebo pkaj! A mnie ostrog wyszarpn z Krzykiem strasznym, wyjc, kopic i taki Bl sprawi, e znowu w dugie omdlenie popadem. Gdy si zbudziem, Rachmistrza nie byo, a tylko Pyckal, Ciumkaa, Baron siedz i na siebie spogldaj. Mnie w gowie posta nie mogo, abym od Przyjaci by wiziony, a i drzwi wcale na klucz zamknite nie byy; ot, wsta i wyj. Wszelako i obawy, abym znowu Ostrogi nie dozna, bez ruchu adnego, bez sowa siedziaem. Oni ty siedz. A w kocu ruszy si troch Baron, a zaraz ty Ciumkaa Ostrog ruszy; ale rzek Baron:

- 84 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

O pozwolestwo prosz, abym do garnka poszed, strawy przyszykowa, bo dzi kolej moja. Dopiro pozwolenie mu danem zostao i do garnka poszed, ale Pyckal tu przy nim i Ostrog; a Pyckala Ciumkaa pilnowa, ze mnie ty oczu swoich nie spuszczajc. Znw tedy silnie si tam natyo, ale, gdy straw nagotowano, nieco sfolgowao i jkn Ciumkaa: Boe, Boe, Boe... Pojem tedy, e nie ma nadziei. Nie bd ja Czytelnika askawego drobiazgowym opisem mk moich, w potrzasku owej Ostrogi zaytych, nuy. Ow Potrzask to by, Potrzask, w ktry my jak szczury i jak kwiki wpadli, a wszystko za Rachmistrza spraw. I gdy co czas pewien Ostroga nieco folgowaa, z urywkowych Barona lub Ciumkay zwierze, z guchych Pyckala jkw jam si prawdy dowiadywa.. Od tego wic si zaczo, e po Pojedynku, gdy ja z Tomaszem do estancji Gonzala si udaem, Baron przez Ciumka Pyckala na pojedynek wyzwa o to, e jemu Pyckal w eb dal. Przez Ciumka, powiadam, to wyzwanie byo, bo gdy Baron z Pyckalem razem z pojedynku wracali na ogierach swoich, Ciumkala z rowu wylaz (na nich w rowie czeka) a e to zy bardzo (myla, e oni jego umylnie od wiadkowania Gonzalowi odsunli, eby Interes mu zepsu i jego do Zyskw nie dopuci) wic z rowu wylaz, a powiada: Ogiery, ogiery, ale lepiej by si wam Kobyy zday, bo wy Kobyy chyba a u Kobyy za wiadkw bylicie, wiec to i Kobyy... Tak im podazi, e znowu Ogiery plsa a skaka zaczy, a Baron jemu butem chcia da midzy oczy; ale, zamiast eby jemu dal, Pyckala w udo kopn, bo Ciumkaa na ziemi siad. Siedzi wic Ciumkaa, a tam Pyckal Barona w ucho: Ty taki owaki, co mnie kopiesz?! Powiada Baron: A za co mnie w eb dal ? Powiada Ciumkaa z ziemi: Oj ty to Kobyy si gryz, deszcz bdzie!... Tu ogiery skacz, plsaj. Dopiro Baron Pyckala w ucho! Ow krew si burzy, a jeden drugiego na pojedynek wyzywa (a Ciumkaa od Koby wyzywa), a ju to tym bardziej do tego nowego pal si pojedynku, e sromot tamtej z Putem pukaniny zatrze pragn. Gdy tedy, tak wyzywajc si, do Biura dojechali, prosi Baron Rachmistrza eby, jego imieniem, Pyckala ju pro forma wyzwa na szable lub na pistolety. Ale powiada Rachmistrz:

- 85 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Co ja wyzywa bd, przecie wy si kuli boicie, bo ju to jasne, oczywiste, co ludzie mwi, e Pojedynek tamten bez kuli by, wic ty pewnie i ten Pojedynek bez kuli mie chcecie... oj, Ogiery wy, ogiery, ale z pustego Pistoletu i Prochem strzelacie... A Ciumkaa: Kobyy, kobyy... To Baron z Pyckalem na nich, bi ich chc, ale w kocu na wdk razem do Rajtszuli poszli. Tam Baron i Pyckal krzycz, haasuj, e choby Pazurami, a choby Cepami, albo Widami a na mier sam, do krwi ostatniej... i sierdz si, do oczu sobie, Rachmistrzowi, skacz, a to Myn, a to Zastawa, midzy sob sobie dogaduj, a ju wszystkie stare urazy, wspominki, wszystkie krzywdy od wieka wiekw doznane jak ywe przed oczami staj. Dopiro powiada Rachmistrz: Mam ja Ostrogi, ktre szpikulec maj silnie zakrcony, a gdy wy cepami bi si chcecie to lepiej chyba Ostrogami tymi... ale ty to Ostrogi nie dla koby, a chyba tylko dla Ogierw!... A Ciumkaa: Kobyy, kobyy!... Krzyknli, e Ogier! I prosz si, eby im te ostrogi przytwierdzi, e tu zaraz nimi na mier si zadgaj! Dopiro Baron Pyckalowi ostrog swoj wrazi, Pyckal Baronowi i tak w Potrzask wpadli, e ani ruszy si nie mogli. Rachmistrz jak ciana poblad, oczy jemu na wierzch wylazy i, ostrog sobie przytwierdziwszy, ich dopadszy, tak sku, tak stratowa, skrwawi niemiosiernie, e jak Psi wyli z Pian i w niebo ryk bi z miejsca tego Okrutnego. Odtd si ta Mka zacza, Golgota, ten Zwizek, Potrzask Szataski Diabelski. Przyczyny, ktra Rachmistrza do tak okropnego Potrzasku skonia, z wasnych ust jego bladych si dowiedziaem, gdy na noc do piwnicy wrci. Wszystko powiada aby los nasz przeklty przemc i natury wrogo zgwaci i odmieni! A bo al si Boe mwi to znowu nam na tej wojnie tykw pior. I znowu Przegrana! Przeklty, przeklty los! A czy to Natura nami pogardzia, e ty nic nam na Dobre, na Udane, na Szczliwe nie chce wyj, a wszystko wanie na Ze, na Zoliwe si obraca? A to wida Bez Ku strzay nasze! A to pusta Lufa nasza! A to podobnie Natura nas nie chce i, wzgardliwa, za sabo nasz mierci, Zagady nam yczy! Przeklty los! Dlatego ja, Rachmistrz, widzc pana Tomasza, jak z Pustego Pistoletu strzela, to postanowiem; e Strasznym si stan i na Natur si rzuc, j zgwac, przemog, Przera, iby si nam Los odmieni... O, zgwaci Natur,

- 86 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

zgwaci Los, siebie zgwaci i zgwaci Boga Najwyszego ! A bo nikt si Poczciwoci naszej nie ulknie, Straszni by musimy! Dlatego ja mwi szpikulec tym Ostrogom zakrciem, aby w Potrzask Arcybolesny chwytay. Aby Hufiec Przemony Kawalerii stworzy Najstraszniejszej, ktra by Uderzya, Rozgromia, Porazia i Los nam inny na Naturze wymusia! O, Moc, Moc, Moc! Wic ja was i siebie w ten Potrzask zapaem i mcz, a ju mczy nie przestan, bo przesta nie mog... bo jakbym sfolgowa to wy bycie chyba ze mnie pasy darli... Dlatego nie ma folgi! Nie ma folgi!... Tak to on mnie do ucha szepcze, a blady, trzsie si, dry, szczki jemu lataj, palce kurcz si i rozwiewaj, gos to piskliwy, to bardzo gboki. Dopiro powiadam do niego: A, panie Grzegorzu, na c to tobie, przecie to ci na zdrowie nie wyjdzie, a i trzsiesz si, poty tobie wystpuj. Szepn: Milcz, milcz! Trzs si, bom saby. Ale Mocnym bd, gdy Sabo, Mao w sobie zdusz i Przera. Ty za zdrady nie prbuj, bo Ostroga! I rk drobi, ktry to by zwyczaj jego z dawnych czasw. Ot to dni, jak noc, ciemne, noce, jak dni, bezsenne w piwnicy owej. Ju tedy nic, tylko Ostroga i Ostroga, i tak godzinami, dniami, nocami siedziemy i siedziemy i na siebie spogldamy, a wszelki ruch nasz, wszelkie poruszenie cikie utrudnione nam si stao we wzajemnym Sptaniu Optaniu naszym. Gdzie to Barona gracja, fumy, szyki ? Gdzie Pyckala huczno ? Gdzie Ciumkay wieczyste lizanie? Oto jak robaki w tej piwnicy midzy sob si babrzemy, jeden tam z drugim si gmerze, a gdy po Nateniu Folga, po Foldze znowu Natenie i jk tego, kto w potrzask Ostrogi si dosta. Nawet wic wtedy, gdy co zrobi, obrzdzi trzeba byo, wod zagrza, garnkw wymy, zawsze we dwch to spenianem byo, a bardzo powolnie, ostronie, eby to bro Boe nagego ostrogi ciosu nie wywoa. I tak od rana do wieczora Siedziemy, Siedziemy i Milczemy, mao co mwiemy, a jakbymy wrogami sobie byli, cho wszystko wsplnie zaatwiamy. A dopiero, gdy noc sen zmorzy (cho tam zawsze jeden z drugim czuwa), dopiro wtenczas, powiadam, gawda nasza si zaczyna i charczy Pyckal, sapie, szumi Baron, wzdycha, gldzi i pacze Ciumkaa, a Rachmistrz pod nosem lub przez nos mamrocze. Suchajc tedy tych gosw pradawnych, zrozumiaem wszystk bezdenno Uwizienia mego bo chyba to nie Dzisiejsze, nie Wczorajsze, chyba Przedwczorajsze i jake to Dzisiaj z tym si zmaga co

- 87 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

pewnie w zamierzchym odbywa si czasie... Hej, ciemny br, ciemny pradawny! Hej, puszcza wiekowa! Hej, stary Spichrz stara Stodoa, Zastawa, a i Myn nad wod... Przez sen tedy gwarz, a jeden z drugim si chandry czy, ten temu zipie, tamten burczy, w co tam gada, gada, mdrkuje, mdrkuje, a dnia jednego Urzdniczka panna Zofia przybya, przez Rachmistrza w potrzask przyapana, a tego samego dnia pod wieczr Kasjer zwabiony i zapany zosta. Coraz wic szumniejsze, bujniejsze ponocne Pogwary i jeden tam si miota, rzuca, drugi chuli, buli" szepcze, albo klumka, klumka", i od ty mowy mnie wos si jey a serce mdlao, jakbym w piekielnych przebywa okrgach. I w cigu dni kilku prawie wszystkie Urzdniczki do piwnicy zwabione zostay, a i kawaka goego na ziemi nie byo, eby si czowiek mg pooy... W tym za cisku dawno, dawno wraca i ju jakby nie przesze, a Zaprzesze byo... Wic Pyckal Baronowi, Ciumkale zamany paznokie pokaza, a Kasjer Jzef, Jzef, nie pacz" mwi, a Ksigowy pacze! To znw Karasie z naga wypyny, potem za Buka jaka dawno nadgryziona... i znw Ostrogi cios, znw bl, mczarnia! I ju to prawie nie do wiary byo, ju w gowie si nie miecio, gwnie za za dnia; bo drzwi piwnicy tylko na haczyk zamknite i tylko wsta, dwa kroki da, wyj na sonko, na swobod, o, Boe, Boe, po c tu siedzimy, o Boe, Boe, przecie wszyscy wyj chcemy... a tam Swoboda... W gowie si nie mieci! Rozum si wzdraga! Wic dnia jednego pomylaem, e jake to, przecie nie moe by, przecie tu wszyscy wyj chcemy i ja Wyjd, Wyjd, o, ju Wychodz, Wychodz!... Jako powstaem i do wyjcia szedem; oni za oczom swoim nie wierzc moje Wyjcie ledz i jakby w nich nadzieja wstpowaa... skamienieli... Wtem ruszy si Pyckal; Baron krzykn, jemu Ostrog wrazi; Pyckal na ziemi z kwikiem upadszy, mnie dziubn chcia, ale chybi; wtenczas panna Zofia mnie swoje wsadzia ostrze; i tak my wszyscy na ziemi w Konwulsjach i z Pian! Ale na c to, o, po c to, dlaczeg to, w jakim celu, a po co, na co, a dlaczego? I ot to Pustka! Puste wszystko, jak pusta Butelka, jak Badyl, jak Beczka, skorupa. Bo ty, cho straszna mka nasza, przecie pusta, pusta i pusty Strach, pusty Bl, a ju i sam Rachmistrz pusty, jak Prne Naczynie. I dlatego kresu mce nie ma, a my tu i tysic lat siedzie moglimy, sami nie wiedzc po co, na co. Nigdy tedy z tej pustej trumny si nie wydostan ? Wiecznie tu kona bd midzy tymi

- 88 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

ludmi, w prapradawnoci swej zatopionymi, nigdy na sonko, na wolno nie wyjd? Wiecznie podziemne ma by ycie moje? Syn, Syn, Syn! Do syna biec, ucieka chciaem, w Synu wytchnienie, ukojenie moje! Jak to ja wzdychaem w podziemiu owym do rumianych, wieych lic jego, do oczw ywych, byszczcych, do jasnych kdziorw i jakebym wypocz, wytchn w Gaju jego i nad Rzek. Tu, pord potworw, a na caym wiecie Boym, ach chyba Diabelskim, nie miaem ja innej ostoi, innego rda w pustce, suszy mojej, jak tylko w Syn, ktry sokw peny. W tej to tsknocie za Synem, w tym moim Syna podaniu, ja Postanowienie powziem, ktrego miao ju tylko rozpacz natchniona by moga i tak do Rachmistrza mwi: Dobre to, ale za mao, za mao! Nie do tu Mki, Strachu! Wicej duo Mki, Strachu, Blu trzeba. I po c my, jak szczury, w piwnicy siedziemy, gdy Czynu potrzeba! Czyn jaki my spemy, aby nas Groz i Moc napeni! Takem radzi. Ow gdyby rada moja do umniejszenia Blu lub Grozy zmierzaa, oni by mnie, jako zdrajc, Ostrog zbodli. Ale gdy rada wanie wikszej strasznoci si domaga i o Czyn woa, nikt si jej oprze nie mia, a gwnie sam Rachmistrz (cho blady, dry, poty bij). Woam: Tchrze! Czynu domagam si, Czynu strasznego a Najstraszniejszego! Patrz na mnie, spogldaj; wiedz, e ja to chyba z nieszczeroci mwi, e podstp w tym jaki; ale ry wiedz, e gdyby ktry przeciw radzie mojej powsta, zaraz by jemu ostrog zadano (e to Strasznoci si boi). A Rachmistrz, widzc straszno Rady owej, ty jej odtrci nie moe, boby i wasn Straszno mg utraci. Rada w rad. Powiada jeden: Ministra zabi. Drugi powiada: Mao zabi; zamczy trzeba. Trzeci mwi: Mao Ministra zamczy, trzeba jemu on, dziatki zabi! Powiada Zofia: Mao dzieci zabi; lepiej Olepi. I tak, w pustce Rady Czyn coraz straszniejszy urasta, a Rachmistrz z wosem zjeonym, z bladym i sperlonym czoem, gosw wszystkich wysuchiwa, a na nich jak po drabinie do Piekie zstpowa. Ale powiadam; mao to wszystko, mao, panie Henryku i panie Konstanty, mao to, panie Grzegorzu! I co z tego, e my Ministra, albo on jego zabijemy, przecie nie od

- 89 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

dzi Ministrw zabijaj i to zwyczajny czyn, a nie do straszny. Takiego nam Czynu potrzeba, ktry by przyczyny adnej, powodu, ani racji nie mia, a tylko samej goej Strasznoci, okropnoci suy. Lepiej tedy lgnca, Tomaszowego syna, zabijmy, bo mier, modziecowi temu bez adnej przyczyny zadana, od wszystkich innych bdzie okropniejsza. I taka mier tobie, Grzegorzu, tyle Grozy przyda, e Natura, Los, wiat cay w portki przed tob popuszcz jak przed Mocarzem! Krzyknli tedy: Zabija, zabija!... i ostrogami si tuk, wyj. Rachmistrz powiada Blado, przeraliwie: Diabli, diabli, ja was std nie wypuszcz, wy std nie wyjdziecie ! Rada w rad. Powiadam: Wyj nam trzeba, bo tu ju i niczego straszniejszego nie dokonamy; a ty nie ta piwnica nas wizi, a tylko Ostroga. Jeeli wic kup wyjdziemy, a z Ostrogami przy butach, to jeden drugiemu si nie wymknie... nie ma strachu! Ale wpierw z panem Grzegorzem ja do Gonzala pojad, gdzie lgnc wraz z ojcem swoim przebywa i tam Mord cay obmylimy. Bo zabi nieatwo, a wszystko dobrze obmylonem by musi. A ty przy ostrogach, konno pojedziemy i ufam ja, e mnie Grzegorz szpikulcem przysmali, jakbym ucieczki lub zdrady prbowa. Ow radz, uradzaj, a mojej si Radzie przygldaj i Rachmistrz nosem krci, co jemu nie w smak przedsiwzicie moje. Alem krzykn: Kto tchrz, saby, kto si boi albo i wykrtw szuka, temu odwagi szpikulcem podpuci! I krzykn, Rykn Rachmistrz: Rady nie mog nie przyj, bo ona Diabelska! Na koniach tedy dwch buanych, ktre z Rajtszuli nam dano, do Gonzala estancji przez pola pdzimy; i Rachmistrza galop obok galopu mego si rozlega! Pdzi Rachmistrz! Ja W, obok pdz. Bezkresna rwnina! Daleko niezmierzona, ktra czoo chodzi i chyba ze strzelb za ptaszkami, szarakami, albo gdzie pod miedz wytchn, usn... lecz z nami Ostroga. I z nami Czyn nasz, ktrego dokona musiemy. I nie wiem ju czy ja Katem, Oprawc do syna pdz, czyli jak do rda abym odwiey... a oskot sobie wargi spieczone

Pustego Galopu, oskot Pustki naszej na tych pampy

rwninach i pustych obszarach jak Dzwon, jak Bben jaki si rozlega! Boe, Boe, jake to ja katem jad, pdz, jake katem bd synowi mojemu!

- 90 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

I gdymy do duego kasztana dojechali, Rachmistrza koniowi Ostrog wrzepiem od czego Kwik, Skok, amie si ostroga, ko ze bem midzy nogami ponosi i kat mj Oprawca, koniem wasnym poniesiony, w najdalszych rozpyn si rwniny mgiekach. Sam na tych kach zostaem. O, jak Pusto, Cicho, o, jaki Robaczek, o, ptaszek na gazi przysiad... Ale Syn, Syn, do Syna, do Syna! W galop tedy i Syn, do Syna, Syn, do Syna, kopyta koskie o ziemi oskocz! I ju przede mn estancji Gonzalowej baobaby, ju kpa zielona drzew, krzeww wykwita... ale c to za oskot z oskotem konia mojego si miesza, noe to koki gdzie wbijaj, moe i bielizn pior... bo gdy u kopyta koskie buch, buch, to tam Buch i Bach i Buch, i gdy ko mj buch-buch, buch-buch, to tam Bach-Buch Buch i Bach za drzewami si rozlega! Ot to w palanta grali! z konia zsiadszy, zza drzewa wybiegam, a tam Gonzalo z Ignacem w palanta graj, Horacjo zasi z boku na palikach gncemu towarzyszy; i co Ignacy Buch w pik, to Horacjo Bach w palik, Buch-bachem wal! Tomasz po sadzie chodzi, liwki jad... Zobaczywszy mnie, biegn wita, lecz krzykn Gonzalo, rce wznoszc do gry: Na Boga, ty chyba z grobu wstae, ce tak zmarnia ? Zaraz tedy mnie je, pi dano, a ty i wymyto, bom ledwie usta si mg o wasnych siach. Potem na awce w sadzie od drzewem usiadem i pyta mnie Gonzalo: Bje si Boga, gdzie to znikne, co z tob przez te dni si dziao? a prawdy jemu powiedzie nie mogem, bo ty w niczym on mnie nie mg by pomocnym, a pewnie by i nie uwierzy; tak niepodobna do prawdy owa prawda bya. Powiadam tedy, em, na pole wyszedszy, z naga zaniemg; a, przytomno straciwszy, i do szpitala przez ludzi zawieziony, tam przez dni wiele midzy yciem i mierci zostawaem. Spojrza si na mnie, a chyba szczeroci sw moich nie ufa, bo podejrzliwo we wzroku jego wyczytaem. Ale co mnie Gonzalo, co mnie Pocig Rachmistrza i Zemsta Kawalerw Ostrogi groca, gdy Syna widz, gdy Syn przede mn, a gos jego wiey, rzekie miechy, ruchy, caego ciaa rado, zrczno! I ka, gaj chyba nad rzek, wiey, chodny... Co to, jednak, co to? Jaka tych Ruchw, tych miechw odmiana! A c to si dzieje? I jaka Bajbaka miao! Bo ju oni, panie, tak Jeden z Drugim tak Jeden do

- 91 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Drugiego, e prawie taniec to jest, taniec, nic innego. Gdy tedy jeden Rk Machnie, drugi Nog zadrze. Gdy jeden na drzewo wlizie, to drugi na bryczk, wic to jeden winie, drugi Prynie, ten liwk zji, tamten ulgak, tamten Prychnie, ten Kichnie, a gdy jeden Skoczy, drugi zamknie oczy. I takie to Wtrowanie, Przygrywanie nieustanne, jeden drugiemu, jeden do drugiego, a jakby do wiersza, takie to Stowarzyszanie wieczne, nieprzerwane, wszelkim ruchem, poruszeniem, e chyba jeden bez drugiego kroka da nie moe. Gonzalo zasi przytupywa, przyklaskiwa i ju to cieszy si, cieszy, a ciemki gubi i matinki. Tomasz na boku liwki ji; ale bez przerwy na wszystko spoglda. A tak Spoglda Tomasz, przytupuje Gonzalo, Buchbach rozgosem swoim chopcw obu czy pod drzewami, pieski legawe kapouchemi niuchami swoimi wchaj, ale Pusto, Pusto... i ju to ten Buch-bach jak Pusty Bben. W pustce za grzmotw Bbna tego owoc zabjstwa dojrzewa, i tylko nie wiadomo; Synobjstwo, czy te Ojcobjstwo? A tam w piwnicy dalekiej ju pewnie mnie Kar, Zemst przysigaj i z pian mki na mnie Tortury wzywaj. Tu muszki brzczay. A nad wieczorem Gonzalo na osobno mnie wzi, i pod ebro szturchnwszy, wykrzykn: Widziae, jak lgnc z Horacjem moim si pokuma ? Jak jego Horacjo do zabawy wcign ? Ot to z nich par skarogniadych mam rebakw, ktrymi gdzie zechc, zajad! I zataczy. Ale zapyta: Co to za kulig? Jaki kulig? mwi. Rzek: A bo Radca Podsrocki tu konno zajecha i mnie w sekrecie szepn e JW. Minister z gomi swoimi, kuligiem do domu mojego zawita; ktry to zwyczaj jest wasz narodowy, eby Kuligiem Zajeda. Co mnie w sekrecie Radca zwierzy, ebym troch dom przygotowa, jada uszykowa. Tu krzykn: Taca si JW. Posowi zachciao! A po co dom mj nawiedza? Nie wiem. Spod oka Oczkiem na mnie spojrza i mwi: Zdrajco, gdzie ty bye, co robie, z kim si kumae, czy przeciwko mnie nie spiskowae ? Ale choby i co spiskowa, za pno, za pno... bo ju dzisiejszej nocy Ojciec trupem padnie, Ojca dzi zakatrupiemy!

- 92 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

My pod kasztanem na awce siedzielimy a, e to jeszcze bardzo saby byem, gow o porcz oparem bo mnie si trzsa. Pytam wic jego: Co zamierzasz? Buchbach! zakrzykn. Buchbachem, buchbachem! Co mwisz ? Co mwisz ? Buchbach, buchbach, buchbachem, buchbachem! Co zamierzasz? Jakie zamierzenia twoje? Rczkami wok figlujc zawoa: Pamitasz, jak to dawniej gdy lgnc buchn, Horacjo jemu bachn z boku w odpowiedzi ? Tera tak si pokumali, e gdy Horacjo buchnie, lgnc jemu bachnie! A ju tak si zgrali, e nie moe by, aby jeden nie buchn, kiedy drugi bachnie! Wszystko wic po myli mojej, wedle zamiaru mojego! I, nocy dzisiejszej, Starego Buchbachem trzaniemy, bo, gdy Horacjo jego buchnie, lgnc z samego rozpdu, cho to i Ojciec, bachn musi. A tak on Ojca swojego zabije! Ani si spostrzee! I wybieg midzy drzewa plsa. Mnie, mimo saboci W mojej, miech zapa i, od miechu cay roztrzsiony, woam: Bj e si Boga, to take to umyli? Buchbachem! Buchbachem! Przesta plsa i rzek: Buchbachem i stanie si to, jak Bg na niebie, buchbachem, buchbachem i ja ci powiadam, e si stanie, stanie... Na prawo, na lewo spojrzaem: tam krzaczki, porzeczki, a promienie soneczne przez licie migocz, tam dali Horacjo z Ignacem przy beczce... a dali Tomasz po sadzie chodzi, liwk podniesie, obejrzy, zji. Ot ju powiedzie miaem Gonzalowi, eby da pokj z gadaniem takim, bo Niemoliwa Rzecz... gdy Pies duy wilczur przyszed si asi i jak Baran bekn; i ogonem myrda, ale ogon szczurzy. Znw tedy na Gonzala patrz w osabieniu mojem, ale nie Gonzalo to chyba, a Gonzala, i nie Rka, ale Rczka pulchna Maa cho dua, wochata; i palce Cukrowe, Cienkie, cho Due Paluchy, a Paluszki chyba; i Okiem mruy, mruga, ale Oko Oczko... Powiadam do niego: Niemoliwa to rzecz, niemoliwa... i ty tego chyba nie zrobisz, bo jake Buchbachem, Buchbachem... Podskoczy. Pofiglowa. Buchbachem!

Buchbachem! A gdy Ignasieniek mj Starego swojego buchbachem napocznie, pewnie dla mnie mikszym, askawszym bdzie, bo przecie Krymina!

- 93 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Tam lgnc z Horacjem beczk toczyli. Dali w sadzie Tomasz spaceruje. Rzekem wic: Ty tego nie zrobisz... Nie rb, nie rb tego... ale sowa moje jak Pieprz, Badyl i ju pustka we mnie taka zagocia, e nawet mnie nie odpowiedzia, a tylko paznokietki pod wiato oglda. Dopiro wstaj i mwi: Troch po sadzie si przejd... a cho ledwie mnie nogi niesy od niego odszedem. On na plac Palantowy pobieg. Ja po sadzie chodz i tak myl sobie: A to jego Buchbachem trzepn... Ale Tomasz po ciekach chodzi, i do niego przystpiem; zaraz jednak na murawie przysi musiaem bo mi nogi mdlay. Siedziemy wic na murawie pod liwk i powiada Tomasz: Widziae, jak to lgnc z tym Horacjem si pokuma? Ano, nieche jemu na zdrowie bdzie! A ja tu tak sobie chodz i dumam... ale chyba ju niedugo tego... Zapytaem: Mylisz to zrobi, co mi mwi? Mwi: A tak, a tak. Na murawie chodno, przyjemnie... ty ptaszki wiergoc... i zapachy drzew, owocw, krzeww, a May Robaczek po trawie si wspina... Ale powiadam: Na Boga ywego, to ty jeszcze w zamiarze swoim trwasz? Odpowie: A tak, a tak... ja Syna zabije... Syszc to, co jemu odpowiedzie chciaem, ale co tam gada... a Buchbach znowu si ozwa i jak w Bben wal i gos Bbna Pustego pord drzew, krzeww, papug, kolibrw pierzastych, a pod palmami, kaktusami... Nasuchujc pogosw owych Tomasz gow schyli, do z doni pasko zczy i mrukn: Jutro, jutro, jutro... Much duych zocistych brzczenie i papug krzyk mnie coraz bardziej usypiay. I tak mylaem: Zabije, no to zabije. Zakatrupi, to zakatrupi. Tamci jego zakatrupi, no to tamci jego. Mnie Ostrog zdybi, no to zdybi. Kuligiem przyjad, to przyjad... Gonzalo owocw przynie kaza, jedlimy owoce, potem wieczerz podano w letniku... a ju tak dziwny na legumin Mieszaniec jaki Przekadaniec, e jak Precelki, ale to Wafelki. I myl:

- 94 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Dziwnie si plecie na tym boym wiecie!... Tak myl, a Bajbak z Ignacem prawie razem jedz, bo gdy jeden yk zupy poknie, drugi chlebem zagryzie... ale myl: Razem, to razem! Ju tedy za duo tych Dziww, za duo, za duo, i niech si dzieje co chce, byle spocz, byle wypocz. Ale gdy noc ziemi mantyll swoj ogarna, a due wiecce robaczki pod drzewami, gdy z mrokw ogrodu zwierza wszelkiego odgosy, a ju Szczek Miaukowaty albo Chark Kwiczcy, spokojno, osowiao moja niespokojnoci ja si wypenia. I myl: Jake ty si nie boisz, jeeli Ba si powiniene? Czemu si nie dziwisz, jeeli dziwi si potrzeba? Czemu ty tak Siedzisz, czemu Nic nie Robisz, gdy Biec, Pdzi trzeba? Gdzie strach twj, gdzie wzburzenie twoje? I ju to coraz wiksza Trwoga moja z przyczyny, wanie, braku Trwogi, a w pustce, w ciszy, jak Bania urasta i gniecie. Tomasza zamys Gonzala zamys Bajbaka z Ignacem zabawa Rachmistrzowej strasznej Ostrogi za mn pocig i groca zemsta Ministra myl, eby kuligiem zajecha ot to wszystko w pustce si rozdymao, a jak Pustym Bbnem bio, ja za siedz... Tam za, za Wod, za Lassem, za Gumnem ju pewnie i cicho, a wielkie Pl, Lasw przestrzenie ju nie ora szczkiem, ale milczeniem guchym klski wypenione. Poszed spa Tomasz. Poszli ty lgnc, Horacjo, a i Gonzala chytra na spoczynek zda; wic sam zostaem z Przeraajcym Brakiem Trwogi moim. Wwczas do Syna i postanowiem. O Syn, Syn, Syn! Do niego ja pjd, jego ja jeszcze raz w nocy zobacz i moe w sobie jakie uczucie poczuj... moe wieoci jego si odwie... Ciemny tedy kurytarz, dugi, a ja poprzez Chopcw, ktrzy tam na pododze spali, id... i id, id... a ju sam nie wiem, czy jako zausznik Gonzala id, czy Tomasza... a moe id eby modzieca tego z ramienia Kawalerw Ostrogi mordowa... i Chd mj, jak chmura brzemienny, ale pusty, pusty. Doszedem wic do pokoiku jego i widz: ley goy, jak go matka porodzia, i oddycha. Ot ley i pi, oddycha. O, jaki Niewinny! O, jak sodko pi, jak spokojnie jemu pier si wzdyma! O, jaka Uroda, jakie Zdrowie jego! O, nie, nie, ja ciebie na t sromot nie wydam, chyba ju ja ciebie tutaj zaraz zbudz i przed Gonzala zasadzk ostrzeg, chyba ja ci powiem, e ciebie zabawami tymi do zbrodni na osobie Ojca twojego wcigaj!!...

- 95 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Jake mu tego nie powiedzie? Miaem pozwoli, aby, z Gonzalem mierci ojca wasnego zwizany, jemu si uwie da i ju na wieki w Puta objcia, uciski si dosta? A to, jeli jego Puto z ojcowskiego domu na ciemne, czarne Bezdroa uwiedzie, to jego chyba w Cudaka przemieni!!... O nie, nigdy, przenigdy! I juem rk wyciga, aeby go zbudzi, lgnc, lgnc, na Boga, wsta, Ojca tobie chc mordowa! Ale patrz, ley. I znw mnie nagle zwtpienie chwycio. A bo, jeli mu to powiem, a on Gonzala, Horacja przegoni, Ojcu swojemu z paczem do ng padnie, to i co? Z powrotem wszystko po staremu, tak jak byo? On wiec znowu przy Panu Ojcu bdzie, i dalej za Panem Ojcem pacierz klepa, Pana i Ojca poy si trzyma... Daleje tedy dookoa Wojtek, wci to samo? Pragnienie za duszy mojej takie; aby co si Stao. O, nieche co chce si dzieje, byleby to z miejsca ruszy... a bo ju mnie zmierzio! A bo ju nie mogem! A bo dosy, dosy tego starego, niech co Nowe bdzie! Da tedy troch luzu chopakowi, niech on Co Chce robi. A niech ta Ojca sobie zamorduje, niech Bez Ojca bdzie, niech z domu idzie na Pole, na Pole! Da jemu grzeszy, niech on siebie w Co Zechce przemienia, a choby w Morderc, Ojcobjc! Choby i w Cudaka! Niech si ta parzy z kiem chce! Gdy Myl taka we mnie, silne mdoci mnie chwyciy i maom nie zrzuci, a jakby si we mnie amao, Pkao w blu, w zgrozie przenajokropniejszej... bo ju to straszna, najstraszniejsza ach chyba

Najwstrtniejsza Myl aby jego, Syna, grzechowi, rozpucie wydawa, kazi, jego Psu, Zepsu, ale nic, nic, niechta, niechta, co ja si bd ba, co ja si bd brzydzi, owszem, niech si staje co Sta si ma, niech si amie, pka, niech si rozwala, rozwala i o Synczyzna Stajca si Nieznana Synczyzna! I tak ja przed nim po ciemku w nocy stojc (bo zapaka zgasa) Nocy, Ciemnoci i Stawania si wzywaem, tak ja jego z rodzicielskiego ojcowskiego domu na Noc, na pole wyganiaem. O Noc, Noc, Noc! Ale co to, co to? A kto to przed dom zajeda? Co to za gwar, Rozgos? A tam krzyk, haas, zajedanie, z biczw strzelanie, a piwki, a pokrzykiwanie. Kulig, Kulig" krzycz! Widzc tedy e JW. Pose z kuligiem nadjecha, wybiegem do pokojw goci wita. Gonzalo z lamp przed dom wypad, egna si krzyem w., e niby ze snu zbudzony. Krzycz, zajedaj, wysiadaj i z szumem, hukiem do domu wbiegaj, przez Salony bie... za nimi kapela... a ju stoki, dywany odsuwaj, ju tam jeden

- 96 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

si przewrci, drugi Lamp zbi, ale nic, stoki na bok, stoy na bok, i kapela we wszystkie skrzypki uderzya! Daleje tacowa! Tacuj! Tacuj! Za grami, za lasami Tacowaa Magorzatka z gralami ! W pierwszej parze JW. Pose tacowa z Prezesow Pcikow, w drugiej W. Pukownik z JW. Pani Kielbszow, w trzeciej W. Prezes Kupucha z Pani Kownack, w czwartej Profesor Kaliciewicz z pann Tuk, w pitej Radca Podsrocki z pann Myszk, a w szstej pan mecenas Worola z pani Dowalewiczow. Dalej inne pary. Tum! Tum! A chyba kwiat Kolonii naszej! Wszystkie pary! Hurmem zajechali i hurmem Tacuj, hoc, hoc, tirli, tirli, z podkwek krzesz i dom cay wypeniaj a na ogrd bije. wir, wir, wir, za kominem, siedzi Mazur ze swym synem! Wszystkie rybki pi w jeziorze! Kulig tedy, Kulig! Porwa pan Zenon pann Ludk, okrci: Za grami, za lasami. Tacowaa Magorzatka z gralami! Tu sugi biegn z jadem, z butelkami, stoy zastawiaj, tam Gonzalo rozkazy wydaje, a stangreci, czelad przez okna zagldaj i ju dom cay tak Bucha, e na ki, na Pola wybucha! A napijmy si! Uywajmy, dlaczego nie pijesz? Jeszcze go raz! Hoc, hoc, hoc, dzi, dzi, dzi! Oj, panno Zosiu! Oj, panno Magosiu! A co tam, panie Szymonie? Hej, panie Mateusz, kop lat, kop lat! Byo nie byo! Ale do mnie panna Muszka z pann Tolci podbiegaj: Taczy! Taczy! Kulig!... i rozgrzane, zgrzane, miej si, piewaj. Dopiro powiadam do Podsrockiego, ktry obok butelk otwiera: Bje si Boga, a to chyba nowiny jakie szczsne nadeszy, o ktrych ja nie wiem, bo tak nadzwyczajna rado wszystkich Rodakw pod przewodem samego Posa nie moe z innej i przyczyny by, jak tylko ze zwycistwa nad wrogiem. A ja ; w gazetach czytaem, e ju po wszystkim i nasza przegrana. Odpowiedzia mi: Milcz, milcz. Owszem, pogrom, klska, i koniec, ju i na obie opatki leemy! Ale my z JW. Posem to umylilimy, eby niczego po sobie nie pokazywa, a Radcy

wanie i Kuligiem, Kuligiem! Zastaw si, a postaw si! I zaraz kubek wznosi: Wiwat! Wiwat! Wiwat! zakrzyknli, a tancerzw w poprzez wszystkie pokoje przebiega i z Potrzsaniem, z krzesaniem a z przytupywaniem i z poklaskiwaniem! To znw w pary si rozamali i parami tacz!

- 97 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Tam za, po bokach, starszych przygadki, Popijanie, to znw z dubeltwki caowanie, oj, panie Walenty, oj, panie Franciszek, a co tam pani Doktorowa, a jak dzieci? Jeszcze kropelk! Bg zapa, Bg zapa! Ale Minister do mnie przypad: Tacz mazgaju, dlaczego nie taczysz? C to, nie wiesz, e Polak do taca a i do Raca? Tacz, tacz, Krakowiaka! Abomy to jacy tacy, Chopcy Krakowiacy ! Ja Jemu powiadam: Ja bym taczy, ale to podobnie wszystko przepado. ypn okiem na prawo i lewo: Milcz! Milcz! Schowaj to, co mwisz, bo za nic nas ludzie bd mieli! Ce zgupia, eby si z tym chwali! Zastaw si, a postaw si! Zastaw si, a postaw si. Zastaw si, a postaw si. Oj, dzi, dzi, dzi! Dali go! Taczy, tacowa! A pokaza Cudzoziemcom jak to my taczemy! A tacowa tacowa! A pokaza jakie to piwki nasze, a jakie houbce, jaka przytu-panka! Pokaza jakie to Dziewczta nasze, jakich Chopcw mamy! Krew nie woda! Dzi, dzi, dzi! A niech widz, jaka to Uroda nasza! Oberek, Mazur, Mazur! Bo w Mazurze taka dusza, e cho umar to si rusza ! Tacz, tacz, tacz!... Na kolana padem. Ale stary pan Kaczeski przystpi do mnie, e za potrzeb chce na dwr wyj i eby to Psi go nie opady... Z nim wiec razem na dwr wyszedem i, gdy on pod krzakiem si zaatwia, ja na dom spogldam, ktry na pola, lasy tacem a wiatem a huczn Zabaw wybucha. A w grze niebo czarne, jak Obwise. Tu za Kulig huczy, a ju to si Wdziczy, a ju to si Kocha w sobie rozkochany jak Oczarowany i kocha si Kocha, a migo, a dziarsko i podkwk krzesz i Kocha si, Kocha siebie, Kocha, w sobie Zadurzony, a ju Zakochany i Kochajmy si, Kochajmy si, dzi, dzi, dzi! Oj, ale to Kocha si, Kocha si, Kocha... A niebo czarne, puste; a tu blisko krzak jaki ciemny, niezbadany... dalej za dwa drzewa stay... a dalej gromba jaka bya, ale Ciemna, Nieruchoma... I co tam za krzakami, niedaleko pota, szurgno. Ja patrz, a tam stwr dziwny si przemkn kolawo: ciel, nie ciel, chyba Pies duy, ale z kopytami i

- 98 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

jakby garbaty. Krzaka rozchyliem i widz, e pod magnoliami inny stwr podobny sadzi, a wanie jakby kto oklep na psie jecha: ale dwie ludzkie gowy ma! Jakem dwie gowy ludzkie zobaczy, skra na mnie cierpa i pierwsza ch moja, eby do domu ucieka; alem si wstrzyma i przyjrze si nieczystoci tej postanowiem. Bokiem tedy, wzdu potu, zachodz, za krzakami: a tam szurganie, podskoki i jakby konie... bo ciko skakaj, stkaj. A i Sapanie, ale jakby ludzkie. To znw jakby Kwik cichy, zduszony, albo wierzganie, albo Tratowanie. I chyba do duo tego, cho nie psy, nie konie, ani te nie ludzie. Jeszcze wic bliej krzakami zalazem, a w pomroce, o jakie pidziesit krokw, Kup du zobaczyem... Bo to Kup stao za drzewami, a jakby skakao, jakby si tam gzio, na kie brao, ale, wstrzymywane, jakby na miejscu Kopytami bio... i Chrapanie, kwik cichy zduszony, albo i jk, a ludzki prawie... To wic widowisko tak Bolesne jakie a tak Okropne, Straszne, tak Przestraszne, em si w sup soli zamieni i jakbym zmarz, wcale ruszy si nie mogem. Wtem jeden ze stworw owych niezgrabnymi skoki do mnie si przybliy (a wanie jak to jedziec na koniu, gdy konia objeda i jego ostrog musztruje, a wdzidem ciga) i Baron to by! Baron na Ciumkale! A zaraz drugi Jedziec nadjecha, w ktrym Rachmistrza poznaem: on, ciko tratujc, na Cieciszu siedzia i jego ostrog zaywa, a wdzidem ciga, a chrapa, kwicza Ciecisz! Zacharcza tedy Rachmistrz cicho, Przeraliwie: Czy wszystko gotowe? Gotowe zacharcza Baron przeraliwie.

Jeszcze nie! zacharcza Rachmistrz z przeraeniem. Jeszcze my nie dosy Straszni! Jeszcze wicej Ostrogi zada koniom naszym! Niech ponosz! A dopiro, gdy Kawaleria nasza arcypiekieln si stanie, ataku dam sygna i Uderzymy! A gdy uderzymy, Stratujemy! A gdy stratujemy, Rozniesiemy! I zwyciymy, Zwyciymy! Zwyciymy! wycharkn Ciumkaa z kwikiem, z charkiem czarnym. Zwyciymy, bo my Straszni, Straszni, o, Bij Zabij, Przeraaj, Przeraaj, Dosiadaj, Dosiadaj! Bij Zabij charknli. Bij Zabij! Syszc sowa te, ktre jak szalone w cichoci nocnej ogrodu zabrzmiay, ja skoka daem i krzakami do domu pobiegem, a drzwi za sob jak przed Morow Zaraz zawarem. Boe miosierny! A to ostrzec trzeba, eby drzwi, okna zamykano, do broni, do broni! O, Piekielnicy! Ale co to, co to? Co to za gos, rozgos? Dopiro patrz: tacz wszystkie

- 99 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

pary! Oj, dzi, dzi, dzi! Taczy ty Ignacy, z pann Tuk taczy, a ju tak dziarsko i chwacko obraca, tak dzielnie wywija, e jemu dansyrka tylko w rkach furczy... a dziwi si Starzy... a mu poklask daj... Ale co Przytupnie, to kto mu tam Tupnie, a ty co Podskoczy, to jemu kto Skoczy... i nie kto inny pewnie to by, tylko Horacjo, ktry pann Muszk wzi do taca, a ju tak szparko wywija, zawija, e mu dansyrka furczy, furczy, furczy! Wic ty to we dwch wybijaj, przytupuj, obracaj, to w prawo w lewo Wywijaj, a panny jak frygi! Oj to tacuj, tacuj! I co lgnc skoczy, Horacjo Podskoczy, co Horacjo upnie, lgnc tupnie tupnie, gdy jeden zakrci, to drugi Wykrci i tup, up, up i buch i bach buch, i bach bach buch bach, Buchbach, Buchbach, Buchbach, bach bach, buch, buch, Buchbachem tacuj! Buchbachem! Buchbacha gos, jak Bben, coraz silniej si rozlega! Gonzalo w czarnej obfitej Mantylli, takim Kapeluszu, dwukrotnie przez ca sal przeszed i poklaskiem swoim tanecznikw szczyci. A ja, syszc Buchbacha zew, gow pochyliem i powieki cokolwiek zmruyem... i ju tak pusto, pusto, e jak Bben pusto!... Ale przyskoczy Minister: Na Boga! krzyczy C to! Chyba si popili! Do diaba z takiem tacowaniem, przecie ju muzyk gusz a wzi ich za by, wyrzuci!... Ale lgnc Buchn, Horacjo wic Bachn, Bach, Bach, Buch, Buch, a szyby dr, a filianki skacz, i spodeczki, a jczy podoga! Dopiro tam inni tanecznicy jeszcze taczy prbowali, a do wtru, e to Kulig, Kulig, Mazur, Mazur, ale gdzie tam! Ju Kuligu nie ma, tylko Buchbach, Buchbach i w kt si zbiegli, patrz, a tu Buch, Buch, Buch, Bach, Bach, Buchbach jak Ko grzmoci! Tomasz n dugi, ktry do mis krajania, uj i niby to misa chce ukraja... ale w kiesze surduta n wpuci... To ja krzykn chciaem, e Synobjstwo, Synobjstwo! Ale Ojcobjstwo! Bo ju w podskokach, przytupach, Buch, bach lgnc

rozbuchany z Horacjem buchajcym bucha, bucha, j bucha! Buch w lamp Horacjo, Bach w lamp Ignacy, ale ! Buch bach Horacjo w wazon, Ignacy bach w wazon! I buch w Tomasza Horacjo! Boe! Tomasz na ziemi upad!... Tomasz na ziemi upad!... A tu bach, bach, lgnc z Bachem swoim nadlatuje, o, i bachnie, bachnie w Ojca swojego on Bachnie, oj, ty Bachnie, Bachnie... O Syn, Syn, Syn! Niech zdycha Ojciec! Nadlatuje lgnc. Niech tedy stanie si co sta si ma. Niech Syn morduje Ojca! Ale co to? Co to? O, chyba Zbawienie! O, co

- 100 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

to, jak to, j co to? Ach, chyba Zbawienie! A bo, gdy tak z Bachem swoim leci, nadlatuje, a wszyscy Zamarli, on miechem wybucha. I zamiast eby Ojca swego Bachem Bachn on Buch w miech i, miechem Buchnwszy, przez Ojca skoka daje i tak, uskoczywszy, miechem Bucha, Bucha! miech tedy, miech! Za brzuch si zapa Minister, miechem bachn! I Buch, Bach, Pyckal za brzuch Barona zapa, a Rachmistrz Ciecisza i miechem j buchnli, bachnli, Bach, Bach, tam

Starzy Rechocz, a si Zataczaj, tu pani Dowalewiczowa a piszczy, zy roni, popiskuje i Bach, Buch huczy, Pryska, parska od miechu ksidz Proboszcz, a Muszka z Tuk a Podskakuj, a si zasmarkay! miech tedy Buchn! Zatacza si wiec Prezes Pucek! A pod j cianami Rz, Popuszczaj, tam znowu

si Dusz, ju chyba Nie mog, tu znw od miechu Kolka e a go Skulio, albo si Zakrztusi, a przecie jemu i przez uszy tryska, tam znw na ziemi siad, nogi wycign, a ju Buczy, Huczy miechem swoim roztrzsiony, rozlatany i Trzsie si, trzsie... Inny zasi a spuch, bo go rozsadza! Dopiro Buchaj! Wic trochi ucicho. A tu znowu to ten, to tamten, najprzd jeden, potem drugi, a ju trzech, czterech, ju piciu Bach, Buch miechem Buchaj, Wybuchaj, w ramiona si bior, Zataczaj, to cienko, to grubo razem si Miotaj i ju jeden drugiego, jeden z drugim ale Buch buch oj Rycz, Rycz, a chyba Buchaj. I dopiro od miechu, do miechu, miechem Buch, miechem bach, buch, buch Buchaj!...

- 101 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Stefan CHWIN Gombrowicz i Forma polska

Trans-Atlantyk mia si sta skandalem. Czy si sta? Przeknito jako. Nikt nie wzi tych cudactw na serio. Dynamit nie zosta dostrzeony" narzeka Gombrowicz w Testamencie (Rozmowach z Dominique de Roux). Czy mia racj? Czytelnikw, ktrzy przyjli jego powie z prawdziwym oburzeniem, byo wcale niemao. Po latach Jerzy Giedroyc, pierwszy wydawca ksiki, ktra ukazaa si najpierw we fragmentach w paryskiej Kulturze" (1951), pniej w Instytucie Literackim (1953), przyznawa, e po publikacji i Trans-Atlantyku Kultura" stracia wicej prenumeratorw ni po publikacji najbardziej nawet kontrowersyjnych artykuw politycznych. C za mwi o opinii Lechonia, wedle ktrego TransAtlantyk to historia bardzo plugawa". Pytania, jakie Gombrowicz w swojej powieci postawi, nie byyby moe a tak oburzajce, gdyby nie chwila dziejowa najbardziej chyba drastyczna z moliwych w ktrej zostay postawione. TransAtlantyk zaczyna si groteskowym obrazem archetypicznej sytuacji polskiego losu, dobrze znanej paru polskim pokoleniom: rok 1939, nard znw napadnity przez ssiadw ponosi militarn klsk, Niemcy druzgocz polsk armi, tak jak sto lat wczeniej, podczas powstania listopadowego, Rosjanie druzgotali armi powstacz. Co w 1831 roku, gdy upadao powstanie, robi Mickiewicz? Wiemy dobrze choby z pamfletu Maurycego Gosawskiego: bawi w Rzymie. Co robi w Trans-Atlantyku Polacy, ktrych los w 1939 roku rzuci na argentysk ziemi? Wielu z nich (lecz czy wikszo?) bez wahania poda pielgrzymim szlakiem Legionw Dbrowskiego: wsiada na statek pyncy do Anglii, tak jak to zrobi choby Wacaw Iwaniuk, pisarz, ktry podobnie jak Gombrowicz w sierpniu 1939 roku znalaz si w Buenos Aires: Z Argentyny zgosiem si jako ochotnik do armii polskiej we Francji, a przydzielony do Brygady Podhalaskiej, braem udzia w walkach w Norwegii pod Narvikiem". Bohater Trans-Atlantyku na statek pyncy do Anglii z rodakami nie wsiada: bdzie bawi w Buenos Aires. Tak zaczyna si jego przygoda. Przygoda powiedzmy od razu do dwuznaczna, bo on nie tylko powtarza" losy wieszczw, ktrzy jak to

- 102 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

im bdzie wypomina czarna legenda jechali do powstania listopadowego, jechali i jako nie dojechali, lecz i z tymi paralelami szyderczo si obnosi! Dlaczego nie jedzie na ratunek Polsce? Bardzo przypomina samego Gombrowicza, nosi nawet jego nazwisko, wic Gombrowicz mgby go jako usprawiedliwi, dajc w swojej powieci choby takie wyjanienie powodw swego pozostania w Argentynie, jakie da w przedmowie do wydania z 1953 roku. Ale wanie tego nie robi! Nie wspomina nawet sowem o niedyspozycji zdrowotnej, ktra czynia go niezdolnym do suby wojskowej. A przecie wystarczyoby tylko par sw! Tymczasem on, przeciwnie, kae swojemu bohaterowi wygosi jedn z najbardziej skandalicznych filipik w dziejach polskiej literatury, sugerujc, e racje, ktre skoniy go do dezercji", niewiele miay wsplnego z rozgrzeszajc saboci ciaa. Wic najpierw: s to racje wyzywajco niskie. Tak jakby nagle wysza na jaw wstydliwie skrywana podszewka polskiej duszy paskudnie egoistyczna. Nie bd ja si w to miesza, bo nie moja sprawa, i jeli kona maj, niech konaj" tak mwi o rodakach, ktrzy gin wanie w kampanii wrzeniowej, kto, kto nade wszystko jak na to wyglda dba o wasn skr. Ale uwaga! nic nie jest w TransAtlantyku jednoznaczne! To, co niskie i kompromitujce bohatera, nagle w niespodziewanych obrotach fabuy odsania swj rewers i to wcale wysoki. Bohater Gombrowicza jest pisarzem do owych racji egoistycznych dorzuca wic racje, ktre s racjami artysty; z pewnoci s to racje, ktre wyrastaj z najskrajniejszej pychy" lecz czy tylko? Czy nie s to w istocie racje, ktre musi przemyle kady, kto rozwaa trudn kwesti praw jednostki i granic patriotycznej powinnoci? W jakim momencie usprawiedliwione poczucie wasnej wartoci przechodzi w wyniosy egotyzm? Jak dalece nasze ja jest wasnoci nas samych, a jak dalece naleymy do innych? Dylematom tym Gombrowicz w swojej ksice nada wyzywajc ostro. Pyta wic w Trans-Atlantyku: Czy pisarz pierwszorzdny", pretendujcy do wysokiego miejsca w literaturze wiatowej, powinien wiza swoje losy (i to na mier i ycie...) z narodem drugorzdnym", sabym, ponoszcym klski, ktry wprzga artystw w jarzmo duchowo wyjaawiajcej Suby? A moe naleaoby raczej wybra sobie takie miejsce na ziemi bezpieczne i pikne w jakim nasz talent mgby prawdziwie swobodnie rozkwitn w zbiorowoci wolnej i szczliwej, ktra nie tumi, lecz przeciwnie wanie rozpomienia nasze

- 103 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

uzdolnienia, sprzyjajc duchowemu rozwojowi jednostki, bo prawdziwie cenne jest jedynie ludzkie ja, a nard, szczeglnie nard saby, yjcy w staym poczuciu niepewnoci, stanowi dla duszy deformujce zagroenie? Czy wic nie lepiej trzyma si raczej z dala od okolic naznaczonych stygmatem klski i od zbiorowoci dotknitych kompleksem niszoci bo duchowa atmosfera takich miejsc i takich grup nie suy zbytnio indywidualnej samorealizacji? A czy wanie jednym z takich niedobrych miejsc, w ktrych indywidualny rozwj bywa hamowany, nie jest Europa rodkowo-wschodnia, w obszar dotknity kompleksem peryferii, z ktrego wywodzi si bohater Trans-Atlantyku?

- 104 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Dusza polska" i dusza interakcyjna"

Gombrowicz mia niesychanie ostre wyczucie hierarchii i wiele napisa o psychice rodkowoeuropejskiej, ktr uwaa za kulturalnie sabsz od mentalnoci zachodniego wiata. Ile to w Dzienniku znajdziemy uwag na temat tej saboci! Kompleks rodkowoeuropejski"! Bo nie tylko Polacy, ale i Litwini, Bugarzy, Rumuni, Wgrzy, Jugosowianie chc dorosn" do Zachodu, dorwna, docign... i wanie w tym staraniu, by dorwna i docign, zdradzaj si ze swoim poczuciem drugorzdnoci". Pokamy, emy nie gsi i swj jzyk mamy... Tymczasem kto, kto ma mocne poczucie wasnej wartoci, wcale si nie kopocze tym, jak go oceni inni. To on ich ocenia. Chcc dorwna, zawsze stawiamy si w pozycji niszego. Jak zatem y (a take jak by artyst) w spoecznoci sfrustrowanej niepowodzeniami militarnymi, stale zagroonej w swoim istnieniu i drczonej poczuciem niedorastania do prawdziwej" kultury? Wanie sytuacja pisarza w spoecznoci zjadanej przez kompleks prowincji, szczeglnie silny w chwilach klski, staa si jednym z gwnych tematw Trans-Atlantyku. Gombrowicz skupi bowiem swoj uwag la tym, w jaki sposb w kompleks promieniuje na cao ycia zbiorowego Polakw. Ale obraz spoecznoci polskiej, kreowany w jego powieci, jest nie tylko byskotliw metafor kompleksu polskiego" czy kompleksu rodkowoeuropejskiego", jest take metafor oglniejszego socjologicznego prawa. Spoecznoci dotknite kompleksem niszoci zdaje si nam mwi Gombrowicz maj wbudowany mechanizm duchowej autodestrukcji, ktry odbiera wszystkim czonkom wsplnoty szans na ycie autentyczne. Ulokowanie akcji powieci w archetypicznej sytuacji polskiej klski pozwolio Gombrowiczowi na groteskowe uoglnienie psychospoecznych mechanizmw kompleksu oblonej twierdzy. Pod wpywem frustracji spoeczno saba" usztywnia si i zaczyna kpi w sobie wszystko, co nie wzmacnia kurczowej woli samoobrony. Poczucie drugorzdnoci" zmienia spoeczestwo otwarte w spoeczestwo zamknite. Nie tylko najeone wobec obcych, lecz i nastawione represyjnie wobec swoich. Kto nie suy Sprawie, jest nikim.

- 105 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Pryncypia

romantycznego

patriotyzmu

gosiy,

nard

chwilach

ostatecznego zagroenia ma prawo da od nas wszystkiego, take ofiary z ycia, bo jednostka jest jego wasnoci. Nie by to tylko dogmat polskiej kultury XIX wieku, lecz w istocie dogmat caej poromantycznej Europy patriotyzmw", ktra uwicia kategori narodowej wizi, czc los indywidualny z losem zbiorowoci wzem nieledwie sakramentalnym. Dogmat tej formacji ideowej, ktrej politycznym urzeczywistnieniem staa si powersalska Europa narodw", zbudowana na gruzach witego Przymierza, gosi, e narodowa tosamo jednostki nie jest spraw wyboru. O tym, kim jestemy, rozstrzyga biologiczny bd mistyczny zwizek duszy (i ciaa!) z Ziemi i Krwi. Wbrew temu, co dziao si w rzeczywistoci; wbrew temu, e Polakami stawali si (i przestawali by!) Niemcy, Rosjanie, Czesi, Litwini, Biaorusini, ideologia nacjonalistyczna, z ktrej radykaln postaci zetkn si Gombrowicz ju w latach trzydziestych, obserwujc choby modych endekw, gosia, e narodowo jest biologiczn (czy mistyczn) esencj czowieka, ktrej nie da si zmieni. Tak pojmowany biologiczno-mistyczny przymus tosamoci musia si Gombrowiczowi z pewnoci objawi jako jeszcze jedna z form zniewolenia. Biologiczno-mistycznej wizji czowieka, ktra wyrastaa z romantycznych mitw, przeciwstawi Gombrowicz w Trans-Atlantyku (a take w innych dzieach) interakcyjna wizj tosamoci jednostki. Miao to doniose konsekwencje. Jak by Polakiem (Rosjaninem, Niemcem, Czechem...) po egzystencjalizmie? oto wielkie pytanie tej zabawnej, lekkiej powieci, zaszyfrowane w groteskowych przygodach bohatera. Jak by Polakiem, wiedzc, e egzystencja wyprzedza esencj, e to okolicznoci historyczne i gra losu naday kademu z nas tak, a nie inn form duchow Polaka, Niemca, Rosjanina, e uksztatowao nas midzyludzkie

obcowanie, edukacyjna tresura, presja spoecznych konwencji, e nie istnieje adna trwaa esencja polskoci, niemieckoci czy rosyjskoci osadzona na dnie indywidualnej duszy, e polsko jest tylko jedn z form, w ktrych czowiek objawia si innym? Kultura Europy patriotyzmw", goszca mit wiecznej duszy polskiej" czy duszy niemieckiej", wedle ktrego jednostka jako biologiczno-mistyczna czstka narodu skazana jest na tosamo wyrokiem losu, przyznawaa zbiorowoci naturalne bezwarunkowe prawo dysponowania yciem pojedynczego czowieka.

- 106 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Lecz jeli i jednostka ma prawo stawia narodowi warunki? Jeli i ona ma prawo zapyta, czy nard, do ktrego naley, wart jest tego, by wiza z nim nasze losy? Najbardziej bulwersujce (i chyba dla wielu czytelnikw najbardziej niepokojce) w Trans-Atlantyku byo wanie to postawienie sprawy wolnego wyboru narodowej tosamoci jako sprawy otwartej. Bohater Gombrowicza, Polak zbiegiem okolicznoci rzucony tysice kilometrw od Polski (dystans tyle geograficzny, co duchowy...), zyskuje upajajc wolno, od ktrej w pierwszej chwili krci mu si w gowie moe by wszystkim! Po swojej dezercji" z okrtu, wiozcego polskich pielgrzymw ku cierpicej ojczynie, moe powrci" do rodakw, ale czy nie moe te machn na nich rk, na przykad wybierajc ycie w szalonym i zachwycajcym paacu rozwizego argentyskiego magnata? Wstydliwy dylemat, przed ktrym ile to razy stawali emigranci rozmaitych nacji! Roztopi si w argentyskim ywiole (ktry Gombrowicza prawdziwie zachwyci...), tak jak rzesze Polakw roztopiy si w spoeczestwach Kanady, Niemiec, Anglii, USA, czy te po oczyszczajcym gecie zerwania sta si na powrt (a raczej na nowo) Polakiem? Lecz czy warto by Polakiem w wieku XX? A po co tobie Polakiem by?! [...] Taki to rozkoszny by dotd los Polakw? Nie obrzyda tobie polsko twoja? Nie do tobie Mki? Nie do odwiecznego Umczenia, Udrczenia? A to dzisiaj znowu wam skr oj! Tak to przy skrze swojej si upierasz?" Europa patriotyzmw" nie znaa chyba grzeszniejszego pytania. Bohater TransAtlantyku jednak je sobie stawia. Dlatego chce si przede wszystkim dobrze przyjrze tym, do ktrych mgby po swojej dezercji" powrci. Gombrowicz nie ograniczy si jednak tylko do demaskowania wad polskiego charakteru narodowego. Sprawa polska jest w Trans-Atlantyku rodzajem pryzmatu, ktry pozwoli mu wejrze gbiej w zjawiska oglniejsze i pokaza je ostrzej, w byskotliwie groteskowej perspektywie. Oczywicie sprawa ta jest obecna bardzo silnie nie tylko w samej warstwie tematycznej powieci, lecz i w sposobie pisania, w wyborze perspektywy narracyjnej, w autoportrecie narratora, w jego lkach i ambicjach. Analityczna (i demaskatorska) intencja, zmierzajca do groteskowego odsonicia archetypw polskiej kultury, uksztatowanych przez romantyzm, czy si w Trans-Atlantyku z antyromantycznym, a cilej z antymickiewiczowskim, szyderstwem oto przestrze Gombrowiczowskiego sporu z Polsk.

- 107 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Dziwne nauki w szkole wieszczw

Bo piszc swoj powie Gombrowicz musia (i chcia) si zmierzy z Mickiewiczem. Po pierwsze z Mickiewiczem jako twrc podstawowych idei i wyobrae, ktre od dziesicioleci okrelaj odczuwanie Polakw, po drugie z Mickiewiczem jako tak! konkurentem... samego Gombrowicza w walce o najwysze miejsce w polskiej literaturze; chodzio take i o to. Dlatego Trans-Atlantyk zosta w duej mierze napisany jako anty-Pan Tadeusz i jako anty-Dziady. Nie tylko mia ujawni wstydliwie skrywane treci obu romantycznych dzie, w swobodnej zabawie demaskujc polskie stereotypy, ktre wyrosy z mickiewiczowskiego pnia, ale te mia si sta rwnoprawn! odpowiedzi na mickiewiczowski wzr postawy polskiego pisarza wobec narodowej klski. Powie zaczyna, si w istocie pytaniem o to, jak powinien zachowa si polski pisarz, gdy nard w potrzebie. Polska wsplnota w Buenos Aires, do ktrej trafia bohater Trans-Atlantyku, doskonale wie, jakie ma na nim wymusi postawy i zachowania, a wie to sugerowa Gombrowicz wanie od Mickiewicza, bo to wanie Mickiewicz narzuci Polakom kanoniczne wzory zachowa w obliczu klski, piszc po upadku powstania listopadowego Dziady drezdeskie i narodow epopej, dziea, ktre fatalnie zaciyy na wiadomoci polskiej, odgrodziy bowiem Polakw na dugie lata od rzeczywistoci, wpychajc ich w wiat urojony i w sztywne stereotypy. W Panu Tadeuszu (i w sarmackich opowieciach Sienkiewicza) ujrza Gombrowicz oficjaln, optymistyczn odpowied polskiego ducha na narodow klsk, odpowied, ktr wedle zbiorowych oczekiwa powinni powtarza w analogicznej sytuacji nie tylko wszyscy polscy pisarze (przede wszystkim pisarze emigracyjni!) lecz i wszyscy Polacy, szczeglnie Polacy ze sfer rzdzcych. eby to jednak ta mickiewiczowska odpowied na klsk bya choby naprawd wasn odpowiedzi Mickiewicza! Trans-Atlantyk odsania interakcyjn genez polskiej kultury XIX i XX wieku. Bo wedle Gombrowicza Mickiewicz, to prawda, napisa po upadku powstania narodow epopej po to, by pokrzepi zdruzgotane polskie serca (by wic ulegy wobec polskich da...), czy jednak nie napisa Pana Tadeusza te - 108 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

i dla... Europy, tworzc atrakcyjny" obraz polskoci po to, by Europa, uwiedziona piknem wierzopw i dzicielin, suckich pasw i uaskich mundurw, zachwycia si Polsk i nie daa jej zgin? Nigdy nie przyzna si, e zostalimy zgnieceni przez wrogw, i za wszelk cen podoba si Europie tak wedle Gombrowicza mia si przedstawia prawdziwy interakcyjny" sens Mickiewiczowskiego arcydziea, arcydziea w istocie gboko nieautentycznego, bo zostao ono napisane przez pisarza, ktry stara si dopasowa swoj wizj polskoci do przeczuwanych oczekiwa zachodnioeuropejskich, by wic jak by powiedzieli egzystencjalici uwiziony w cudzym spojrzeniu. W Trans-Atlantyku taki optymistyczny, kompensacyjny, eksportowy" obraz polskoci, ktrego wzr Polacy od dziesicioleci odnajduj u Mickiewicza, fabrykuje dla" wiata grupa poselska, dajc, by pisarz Witold Gombrowicz" robi to samo. Zatem grupa Rachmistrza, skupiona w malowniczym zwizku Kawalerw Ostrogi, ktrej nastroje s radykalnie odmienne, jest blisza rzeczywistoci i prawdy? W Trans-Atlantyku ogldamy w groteskowych ujciach dwa skrzyda polskiego ducha i dwie graniczne formy patriotyzmu. Jeli pierwsz idylliczn", opart na przewiadczeniu, e Natura jest przychylna polskiemu piknu Gombrowicz wywodzi z Pana Tadeusza, to rda drugiej makabryzujcej", opartej na przewiadczeniu, e Natura nie toleruje narodw sabych odnajduje w III czci Dziadw. Lecz w mrocznych scenach piwnicznych", ktre s aluzj i do celi Konrada", i do oglniejszej psychologii polskiego ycia podziemnego", nie chodzi tylko o spr z filozofi mesjanizmu. Symboliczna fabua Trans-Atlantyku socjologizuje zjawisko narodowej martyrologii. Gombrowicz pokazuje, jak (i do czego) polska zbiorowo uywa" martyrologicznego dyskursu tak wobec samej siebie, jak i wobec Europy. Martyrologia, ktrej podstawowe struktury wyobraeniowe zostay

uksztatowane w Mickiewiczowskim arcydramacie, odsania zatem w Trans-Atlantyku swoj dwuznaczn rol. Z jak to ponur, sadomasochistyczn zaciekoci sportretowani przez Gombrowicza Polacy potguj w sobie patriotyczn udrk czyni to wszake nie tylko po to, by osign cele metafizyczne, lecz i po to jak Gombrowicz przedstawia w Trans-Atlantyku podszewk romantycznych ; wzlotw polskiego ducha by w ten sposb zaleczy wasny kompleks drugorzdnoci"! Brakowi sukcesw militarnych (i gospodarczych!) sportretowani w Trans-Atlantyku

- 109 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

wyznawcy patriotyzmu makabryzujcego" pragn przeciwstawi imponujc" bezbrzeno polskich cierpie. C za koszmarna licytacja! I trzeba przyzna, e przez Gombrowicza podpatrzona trafnie! Bo zdarzao si przecie Polakom przebywajcym za granic przekonywa cudzoziemcw, e Polsce naley si podziw i szacunek wiata choby za to, e... podczas wojny Niemcy wymordowali u nas wicej ludzi ni gdziekolwiek. Ale uwaga Gombrowicza skupia si przede wszystkim na zjawisku nazwijmy to tak martyrologicznego terroryzmu". Oto Polacy tak przedstawia si symboliczny sens wtku Kawalerw Ostrogi w nieustannym poczuciu zagroenia zewntrznego wzajemnie przymuszaj si do zgbiania otchani narodowych klsk, baczc, by nikt si nie wychyli z ciemnej, aobnej atmosfery polskiego ycia, wierz bowiem, e drczc si wzajemnie bolesnym rozpamitywaniem mki powsta, Sybiru, wygna, deportacji, obozw (to aluzja do Krla-Ducha...} wzniec w sobie moc strasznoci", ktra pozwoli narodowi przetrwa i zwyciy. Malowniczy i straszliwy zwizek Kawalerw Ostrogi w niejednym przypomina samoudrczenia i dociski", jakie zaleca czonkom swojej sekty Andrzej Towiaski. A i pami o patriotycznych przeladowaniach z roku 1864 pobrzmiewa w tym groteskowo-makabrycznym obrazie wzajemnego patriotycznego przymusu. (Chodzi na przykad o postawy patriotycznej opinii po powstaniu styczniowym, kiedy to gwatownie, by nie rzec brutalnie, potpiano a i karano Polki, ktre omieliy si ignorowa narodow aob, nie przywdziewajc ciemnych sukni...) Wszystkie te cechy polskiego ducha Gombrowicz skupi w obrazie argentyskiej Polonii, opowiada bowiem po trosze o wasnych przygodach, jakie go spotkay w Buenos Aires, ale groteskowa forma powieci pikarejskiej, w niespodziewanych dla czytelnika momentach zbliajca si do filozoficznej paraboli, pozwolia mu te postawi w Trans-Atlantyku problem samodzielnoci i autentycznoci istnienia w sposb daleko wykraczajcy poza horyzont polskiej sprawy. To prawda, e w TransAtlantyku mowa o kompleksach polskiego ducha wobec Zachodu, o

rodkowoeuropejskim syndromie prowincji, ale forma groteskowej paraboli przenosia zagadnienie napi midzy centrum" a peryferiami" na paszczyzn uniwersaln. Gombrowicz rysowa groteskowe modele postaw, ktre mogy si pojawi wszdzie. Z jednej strony zachowania Polakw, uwizionych w kompleksie wobec wyszej kultury (scena salonowego pojedynku Witolda z argentyskim pisarzem), z drugiej

- 110 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

anarchiczna dezynwoltura wobec kulturowego dziedzictwa ludzkoci w paacu Gonzala... Ani w Dzienniku, ani w Trans-Atlantyku Gombrowicz nie objawia si jako pisarz polskiej obsesji. Ile pisze na przykad o kompleksie prowincji, drczcym Ameryk Poudniow, kompleks ten nie jest wic w jego pojciu adn polsk specjalnoci! A Europa Zachodnia, ktrej kulturalne przewagi spdzaj sen z oczu prowincji" opisanej w Trans-Atlantyku? Sprawa, o ktrej pisze Gombrowicz, wbrew pozorom dotyczy take Zachodu. We wszystkich cywilizacjach centrum" nie jest bowiem niezmienne, stolica wiata wdruje w czasie i przestrzeni, po micie Aten, Rzymu czy i Parya przychodzi czas jak choby dzisiaj na mit Nowego Jorku, i oto zdetronizowany Stary Kontynent poznaje nagle gorzki smak egzystencji na obrzeach, oczywicie jak wszystkie peryferie" dugo nie przyjmujc do wiadomoci, e jego czas min... W kadym razie zakoczony sukcesem podbj Parya sprawi Gombrowiczowi niema satysfakcj, bo wtedy, kiedy Trans-Atlantyk powstawa, bya to jeszcze dla Polakw (a i Argentyczykw) rzeczywicie stolica wiata.

- 111 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

Sarmatyzm jako jzyk nowoczesnoci

Oczywicie analiza polskiego przypadku pozwolia Gombrowiczowi nada tej problematyce nie tylko groteskow ostro, jaskrawo, ale i soczysto osobicie doznanego psychospoecznego konkretu. Niemniej bohater powieci, zapltany w meandry polskiego ducha, staje w istocie przed pytaniem uniwersalnym: jak wywalczy sobie duchow niezaleno (i wasn wybitno!) w starciu z centrum", jeli przynaleymy do zbiorowoci kulturowo sabszej", z obrzey, z peryferii? Byo to pytanie samego Gombrowicza; powraca do niego wiele razy w Dzienniku. Cay Trans-Atlantyk fabua, poetyka, byskotliwy zapis niezwykej Gombrowiczowskiej postawy jest poszukiwaniem odpowiedzi. Wszystko zaczyna si od poczucia prowincjonalnoci, osadzenia w kulturze drugorzdnej", wystarczy przeczyta pierwsze kluchowate, pene wieniaczego udrczenia i wstydu zdania tej powieci, by ujrze zasromanego przybysza z gorszych stron, ktry pragnie wytumaczy si ze swych emigranckich grzechw, idzie mu jak po grudzie, ale to tylko punkt wyjcia (a raczej punkt odbicia), nic wicej, bo Gombrowicz w polski prowincjonalizm" w Trans-Atlantyku wanie przeciw prowincjonalizmowi wygrywa! Bierze prowincjonalny, zalatujcy polszczyzn pamitnikw Jana Chryzostoma Paska, anachroniczny jzyk szlacheckiej Polski z XVII wieku, miesza go z fraz Sienkiewicza, przyprawia romantyczno-mesjanistycznymi osobliwociami

polszczyzny dziewitnastowiecznej, dorzuca pokraczn frazeologi (i jeszcze dziwniejsz pisowni) z pamitnikw chopw-emigrantw i temu powiatowobarokowo-wiejskiemu gadaniu Sarmaty nadaje posta... filozoficznej przypowiastki o wolnoci i yciu autentycznym. To, co sabe", nisze" i anachroniczne, przeobraa w mocne", niezalene i tak! nowoczesne. Dokonuje waciwie rzeczy niemoliwej: sklerotyczn gadanin staroszlacheckiego gawdziarza zmienia w wieloznaczn narracj byskotliwego intelektualisty, w ktrej bazeski art czy trywialno ludowego porzekada przechodz niepostrzeenie w filozoficzne serio. Nastpuje zatem odwrcenie: jzyk niszoci" staje si jzykiem swobody i growania take nad Zachodem. Bo Zachd jest samoistny i mocno osadzony w sobie, to prawda, ale zdaje si mwi Gombrowicz c z tego, skoro nie ma - 112 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

pord swoich skarbw duchowych takich wspaniaoci jak nasza sarmacka mowa i sarmacki fason ycia, saski, bujny, makaroniczny czasem a do potwornoci, ale tym bardziej wanie wspaniay. Gombrowicz bawi si zatem podwjnie: bawi si mow uomn, pokraczn, jak Midas przeobraajc sarmackie gadanie w mow wysubtelnion i zoon, ale bawi si te growaniem nad wyjaowion

doskonaoci stylu zachodnich spoeczestw, ktre nie maj takiego skarbu jak nasz polski barok. I to, co go obniao, naraz go wywysza. Gombrowicz nie chce dorwna zachodniemu wiatu, naladujc zachodnie formy, nie chce te obnosi si z sarmacka wiernoci tradycji, jak to czyni wedle niego Mickiewicz (i legion naladowcw Mickiewicza) staje na rwnej stopie, wanie osobliwie

rewaloryzujc czasy saskie, z tamtego czasu wyprowadzajc wzr wasnej postawy. Jeli poczucie drugorzdnoci" kae grupie poselskiej w Trans-Atlantyku kurczowo trzyma si form polskiego obyczaju, narrator Trans-Atlantyku przyznajmy: czasem do okrutnie bawi si polskoci. Bawi si jednak nie po to, by j porzuci, lecz by zyska swobodny wobec niej dystans. Tylekro omieszany szlachcic polski z epoki saskiej, poddany w powieci groteskowej hiperbolizacji, nagle okazuje si wzorem nowoczesnego sobiepaskiego stosunku do wiata i duchowej suwerennoci! A z owego zawstydzajcego saskiego baroku, ktremu tyle si dostao od historykw choby ze szkoy krakowskiej, potrafi Gombrowicz wycign take korzyci cile literackie. Pocztkiem Trans-Atlantyku jest gest odstrychnicia si. Bohater Gombrowicza rzuca na rodakw bluniercze przeklestwo i dosownie odwraca si do nich plecami. Ale potem? Ile si w tej powieci mwi o pienidzach! Gombrowicz trzewo widzi sprawy. Kto wie, jak rozwinaby si fabua Trans-Atlantyku, gdyby powieciowy Witold nie wyldowa w Buenos Aires z sum 96 dolarw, o ktrej dowiadujemy si na wstpie, lecz z sum, ktra dawaaby mu materialn niezaleno. To prawdziwa historia chudopachoka, ktry mimo swej przyrodzonej dumy! musi czepia si klamek, przede wszystkim polskich klamek. Bo przecie wanie brak gotwki skazuje go na polsko! Wrd tych klamek trafia si klamka magnacka, i jak to bywao w czasach saskich jest to nie tylko klamka cudzoziemska, lecz i kuszca do zdrady! Czy ten dziwaczny paac Gonzala nie przypomina troch dworu Bogusawa Radziwia ekscentrycznego zdrajcy, wytwornego, perwersyjnego magnata, trzymajcego z obcymi i pogardliwie lekcewacego kurczow poczciwo

- 113 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

polskiej szlachty ktrego tak szyderczo sportretowa Sienkiewicz, uczc par polskich pokole patriotycznej wzgardy dla wymuskanych elegantw o obcych narodowi upodobaniach! Ot wanie ta dwuznaczna klamka magnacka (zote gry Gonzala!) otwiera przed bohaterem Trans-Atlantyku drzwi do wolnoci to znaczy do cakowitego zerwania z polskoci! Bo Witold trzyma si swojakw wyranie ze strachu przed ndz, z tego samego strachu lgnie te (cho ze wstrtem) do Gonzala (miliony, miliony!), ale Gombrowicz prowadzi powieciow narracj jednak tak, by obok tych tonw niskich zagraa" w obrazie jego przygd zoona i powieciowe niezwykle atrakcyjna dialektyka przycigania i odpychania. Bo Witold bluni, wierzga, ale od polskoci nie potrafi? nie chce? si oderwa! A wierzga dlatego, e go ta polsko chce uy". Temat patriotycznej reifikacji jednostki powraca w Trans-Atlantyku wiele razy. Polska w Trans-Atlantyku jest spotwornia do karykatury metafor wsplnoty z kompleksem drugorzdnoci", traktujcej jednostk instrumentalnie niczym patriotyczny gadet. Dotyczy to take polskiego stosunku do sztuki i artystw. Pisarz ma si popisywa przed obcymi, by udowodni, e nie jestemy gorsi od innych i te mamy literatur jeli popisuje si skutecznie, zostaje przez swoich uznany za geniusza, lecz jeli nie potrafi sprosta wyzwaniu, staje si w oczach rodakw nikim. Ile w Trans-Atlantyku ironii, ile skrytego alu i irytacji, e Polacy nie potrafi doceni wasnych artystw, dopki nie uznaj ich obcy najlepiej z Parya! Lecz ta sama irytujca, niesamodzielna, nieautentyczna polsko nagle potrafi odsoni przed nami (i przed bohaterem TransAtlantyku) swoje powiedzmy tak: cudowne okropnoci. Bo chocia Gombrowicz ani na chwil nie zapomina o dranicych cechach polskiego ducha, to przecie jake go cieszy wanie jako artyst! ta romantyczno-sarmacka barwa polskiego ycia, jak ciesz go i bawi nawet te makabryczne podziemia mesjanizmu, w ktrych krwawe ostrogi na nogach patriotw" blunierczo pobrzkuj niczym... sybirskie kajdany. To, co bowiem anachroniczne, dziwaczne, spotworniae, we wszystkoernej groteskowej narracji odsania swoj estetyczn wspaniao. Kuligi, polowania, pojedynki, postacie polskich oryginaw, luby, zajazdy, rozmach sarmatyzmu, niebotyczna lewitacja romantycznych dusz jaki to zajmujcy materia na powie nowoczesn, wanie dlatego e tyle w nim trudnych do strawienia anachronizmw! Bo jednak cho Gombrowicz wyznawa, e pragnie broni Polakw przed Polsk... wyzwoli Polaka z Polski" (chce wic tak

- 114 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

zreformowa polsk mentalno, by nabraa wikszej swobody), nie adna misja spoeczna, lecz wanie robienie" powieci porywa go naprawd.

Uan i Efeb. Sekretne rda polskiej Krzepy

Std powiedzmy wyranie ryzykowny ton Trans-Atlantyku, ktry tak oburzy choby Lechonia. Gombrowicz zstpuje w samo centrum bardzo ryzykownej (i bolesnej) problematyki, ale zstpuje tam ostentacyjnie jako artysta, nie za jako

moralista czy kapan narodowej sprawy. Porywa go lekko, swoboda wyobrani, gra skojarze, a wic to, co kady, kto domaga si powagi rozstrzygni, stosownej zwaszcza w tak tragicznej chwili dziejowej, w jakiej toczy si akcja Trans-Atlantyku, uznaby za co najmniej naganne. Cay Trans-Atlantyk podszyty jest poczuciem grzesznoci tej jeszcze z roku 1920, kiedy to mody Gombrowicz powstrzyma si od udziau w wojnie polsko-sowieckiej jego bohater przechodzi waciwie od

grzechu" do grzechu", ale te z jakim to szyderczym umiechem Witold bije si w piersi podczas swojej spowiedzi"! Nie do e grzeszy przeciw rodakom i przeciw przyzwoitoci, wdajc si w podejrzane konszachty (waha si, czy nie wepchn czystego modzieca z Polski w ramiona argentyskiego geja...), to jeszcze traktuje owego zniewieciaego rozpustnika jako rwnorzdnego... ideowego partnera polskiego onierza, gotowego Polsce powici wszystko, nawet jak to czyni biblijny Abraham! wasnego syna; bo przecie czy Tomasz nie chce rzuci efebowatego lgnca na otarz narodowej sprawy, wydajc go na mier lub kalectwo. Swoboda, ku ktrej skrycie dy bohater Trans-Atlanty ku, wyranie czy si z rozlunieniem erotycznych obyczajw. A jakby tak troch zboczy, to co?" Bo nie chodzi tylko o zboczenie z utartej drogi kulturalnego stereotypu. Problematyka seksu w Trans-Atlantyku kto o niej napisze? Tu wanie Gombrowicz powiedzia rzeczy najbardziej wasne i chyba najbardziej ryzykowne. Przede wszystkim odsoni u podoa polskich zachowa antyhomoseksualn obsesj polskiej kultury. W scenach przedstawiajcych oburzenie Polakw na widok argentyskiego puto czy nie pobrzmiewa echo szesnastowiecznego polskiego urazu zaszyfrowana w odruchach szlacheckich pami chwili, kiedy to na Wawelu pojawi si wymuskany, wypachniony Henryk Walezjusz, kandydat na krla Rzeczypospolitej, w ktrego uchu jak chce legenda kontuszowi wsacze z

- 115 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

przeraeniem ujrzeli zoty kolczyk? Ale i martyrologia w spojrzeniu Gombrowicza ujawnia podobny neurotyczny sekret! W porzdku fabularnym bl zadany przez patriotyczn Ostrog pojawia si po raz pierwszy jako kara" za urzeczenie cielesn urod lgnca. Witold zostaje zesany do patriotycznych podziemi" w chwil po grzesznej kontemplacji. W caej powieci lgnc nie wymawia nawet jednego sowa lecz czy cielesne pikno musi mwi cokolwiek? Jego mow jest wdzik rozkosznej obietnicy. Martyrologiczna tresura, tak jak jej mechanizmy psychologiczne

rekonstruuje w Trans-Atlantyku Gombrowicz, suy nie tylko wzmaganiu patriotycznej mocy narodowego ducha, lecz take oderwaniu Polakw przede wszystkim modych Polakw od ciaa. C to za szydercza psychoanalityczna! lektura Dziadw i synnego Mickiewiczowskiego wiersza Do matki Polki, w ktrym antycielesna edukacja ku umartwieniu i mierci" znalaza swj archetypiczny wzr! Polak yje ku" cielesnej mce. Ciao polskie to ciao bolesne i aseksualne. Jego przeznaczeniem jest ukrzyowanie. Polak ma wiecznie y w piwnicznych ciemnociach celi Konrada i Sybiru, a w dzieach Malczewskiego, Grottgera i Kossaka widzie obraz wasnej przyszoci... Polacy yj w cigym oczekiwaniu na kolejn klsk, na przegran wojn, na utrat niepodlegoci, a znaczy to w istocie: yj w cigym oczekiwaniu na kolejn prb blu. Owo oczekiwanie na bl, spodziewanie si blu, przechodzce w nerwicowe podanie witego

patriotycznego cierpienia (skoro nie mona unikn, trzeba pokocha...), deformuje za intymn sfer polskiego ycia. Bo w polskim mesjanizmie Gombrowicz dostrzeg nie tylko apoteoz pogrania si w patriotycznym cierpieniu, lecz i skryty nakaz pogrania w cierpieniu take innych. U podoa za tego wszystkiego odkrywa... nienawi do radoci ciaa", bo przecie straszliwy hufiec Kawalerw Ostrogi, w ktrego wizji pobrzmiewaj echa okrutnych praktyk Towiaskiego, tylko rwie si do tego, by zabi rozkosznie przecigajcego si we nie Efeba! Duchowe pastwo romantycznego patriotyzmu to w Trans-Atlantyku niemal, oparte na wzajemnej kontroli, pastwo policyjne, na ktrego czele stoi wyschnity antycielesny i aseksualny Wieszcz, ciemny sobowtr Mickiewicza mistagoga wiziennozesaczego misterium. Jake ostro kontrastuje Gombrowicz cielesn znikomo wyschnitego jak trup Rachmistrza z soczyst" urod lgnca! Rzekie miechy, ruchy, caego ciaa rado, zrczno!" I podkrela, e polska podwiadomo chce si wyrwa z narzuconej sobie przez romantyzm duchowej formy, w ktrej znalaza

- 116 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

zudne uleczenie swoich niepokojw. Bo do celi Konrada, podobnie jak do zawadiackiej rycerskoci wiata wykreowanego w Panu Tadeuszu, popycha Polakw nie tylko patriotyczna ideologia lecz i polskie kopoty z seksem. cilej jak mawia Gombrowicz kurczowy" stosunek do tych spraw. Wszystko wola Rachmistrz aby los nasz przeklty przemc i natury wrogo zgwaci i odmieni!" O zgwaci Natur, zgwaci los, siebie zgwaci i zgwaci Boga najwyszego!" Tak, te sowa to oczywicie groteskowy skrt idei mesjanizmu (ale i chyba te spoecznego darwinizmu narodowej demokracji...). Gombrowicz demaskuje jednak polsk duchowo wanie przy uyciu metafory fizycznego gwatu, metafory zgwacenia samego siebie, zgwacenia natury w sobie. U podoa polskiego patriotyzmu odkrywa anty-naturaln i anty-cielesn nerwic. Rycerska i mczeska twardo" Polaka, ktrej mityczn wizj kreowali romantyczni poeci i Sienkiewicz, i ktrej broni bohaterowie Trans-Atlantyku, bierze si bowiem z panicznego lku przed cielesn mikkoci mieszaca", cudaka", geja, przed swobodn

gestykulacj i mimik pen gracji, fumw i szykw, przed ludyczn lekkoci ycia. Polska kultura da od Polakw rwnoczenie twardej jednoznacznej tosamoci narodowej... i seksualnej. Tylko ten, kto potrafi stawa w boju i cierpie na patriotycznej Golgocie, jest prawdziwym Polakiem i prawdziwym mczyzn... Kobiety w Trans-Atlantyku waciwie nie istniej (oczywicie kwestia Formy Polskiej, stawiana przez Gombrowicza, ich take dotyczy), Gombrowicz ma na myli zatem przede wszystkim jak to si dawniej mwio problemat mskiej strony polskiego ducha. Wzajemne Sptanie Optanie", ktre ogldamy w Trans-Atlantyku, jest wic unifikacj w anty cielesnym etosie walki i ofiary ale jest take (neurotycznym!) jednoczeniem si w antyhomoseksualnym odruchu. Tu bowiem, w

antyhomoseksualnej obsesji, bij wedle Gombrowicza sekretne rda polskiego mitu Uana, prawdziwego Ogiera narodowej sprawy, mitu, ktrego wzorcowymi

ucielenieniami byli Mickiewiczowski Tadeusz z rk na temblaku oraz uan z obrazw Kossaka, karykaturalnym za ucielenieniem jest Tomasz. Ale tu take bij rda mitu Mczennika, to znaczy mitu wizienno-zesaczego, stanowicego samo centrum narodowej martyrologii. Dlatego jedn z symbolicznych fabu Trans-Atlantyku s przygotowania do

zabicia Efeba (ktrego chc zabi Mczennicy i Uan), drug s przygotowania do zabicia Uana (ktrego chce zabi Duch Nieokieznanego Homoerotyzmu). W

- 117 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

powieciowym

wiecie

Gombrowicza

przeciwiestwem

zagroeniem

dla

Mczennika i Uana jest nie kto inny, tylko wanie Efeb. Midzy tymi przeciwiestwami porusza si bohater powieci. I jak to si i w innych powieciach Gombrowicza dzieje, ma swojego sobowtra-kusiciela, ktry go popycha ku skrajnej opcji perwersyjnej". Ale Gonzalo jest nie tylko uosobieniem ciemnych stron jego duszy (robi to, czego tamten si boi zrobi...), jest take jednym z

Gombrowiczowskich wielce dwuznacznych! reyserw-manipulatorw, ktrzy, cho pozornie wygldaj na uosobienia wyzwalajcej swobody, sprawuj dziwaczne (i do przeraajce) interakcyjne gusa", zmierzajc do zawadnicia innym. A wadz nad innym osiga si w Trans-Atlantyku poprzez wpdzenie cudzej myli w symetri. Gombrowiczowska wizja interakcji t zasad podkrela przede wszystkim.

Krew i miech

W groteskowej narracji Gombrowicza wszystko jednak nabiera niepokojcej migotliwoci: dezercja" przestaje by dezercj (cho moe i troch ni jest), lekko swobody dystansu wobec polskoci zblia si do pogardliwego lekcewaenia surowych Conradowskich imponderabiliw patriotyzmu, indywidualizm,

przeciwstawiony tpemu trwaniu w narodowej Formie, raz po raz pobyskuje szydercz ironi egotyzmu, chocia nigdy nie osiga Stirnerowskiej agresywnoci, zboczenie za zboczenie nie jest zboczeniem, cho i troch nim jest. W powieciowym wiecie staje si ono metafor otwartoci na zmian. Twarda" mska czy kobieca tosamo sugeruje Gombrowicz jest wmwieniem kultury, seks cignie nas zawsze rwnoczenie i w msk, i w esk stron, przenika nas gra sprzecznych pragnie, lecz kt z Polakw (przypomnijmy, e Trans-Atlantyk powstawa w latach czterdziestych) chce o tym sysze? Tymczasem wszystko u Gombrowicza jest ruchome i otwarte. To prawda: uderzajca jest zamknita symetria" tej opowieci. Gombrowicz rysuje groteskowo wyostrzone alternatywy sptanej wewntrznie kultury opartej na narodowym pryncypium i zderza z nimi jednostk, ktra poszukuje wasnej drogi. Jego wtrcony w symetri bohater musi wybiera midzy patriotyczn idyll" i makabr", Ojczyzn i Synczyzn, poczciwym Majorem i rozwizym Gonzalem, Posem i Rachmistrzem, Norm i Zboczeniem, Synobjstwem i Ojcobjstwem... Tak

- 118 -

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

jakby wszed na wytyczone pole gry. I ruch fabuy jest w duym stopniu przez to pole wyznaczany. Do czasu jednak! w bohater bowiem to bardzo literacko wyrafinowana posta, przebrany tylko w kostium sarmacko-wieniaczej niezgrabnoci, niby bezradna, a w istocie bardzo przebiega, ktra wanie chce si wymkn z tej krpujcej symetrii, podobnie jak to czyni wczeniej bohater Ferdydurke i sam Gombrowicz. W finale a si prosi o jakie mocne rozstrzygnicie, krew wisi w powietrzu, symetria opowieci domaga si trupa tymczasem wszystkie alternatywy zostaj uchylone: wybucha miech, rozpraszajcy wanie groz symetrycznych przeciwstawie. Efeb wymyka si i spod wadzy starego wiata, i ze szponw obsesyjnego zboczenia ale dokd pody? Rozumiemy, e miech, ktrym Gombrowicz powie zamyka, to miech-tryumf nieskrpowanego ducha artysty, skaniajcego nas, bymy si wzbili ponad sztywne przeciwstawienia i na cao spraw spojrzeli z nowej, wyzwalajcej perspektywy. Czy jednak nie jest to miech nadto wykoncypowany, nadto ideologiczny, nadto alegoryczny, nadto wymykajcy si miech unik i wykrt? Gombrowicz zostawia nas z ca t rozwibrowan mieszanin powagi i niepowagi, nadziei i drwiny, blu i wesooci. Jak my, czytelnicy Trans-Atlantyku, mamy wybrn z tego duchowego zamieszania, w jakie nas wtrci? Literatura zdaje si mwi pisarz nie jest od udzielania odpowiedzi. Jej rzecz jest stawia czytelnika w trudnych, elektryzujcych sytuacjach niech sobie radzi, jak umie.

- 119 -

You might also like