You are on page 1of 5

Bezwzgldny humor domknitej ksiki

Julia Fiedorczuk: Adamie, po pierwsze, chciaabym zapyta Ci o humor. Nie da si, i nie chce si pomija oczywistego faktu, e Bajki zwierzce s mieszne. Mam jednak wtpliwoci co do tego, czy jest to humor "bezwzgldny", czy nie da si chwilami wzi go w nawias, czy "pod spodem" (mam wiadomo uomnoci takiej przestrzennej metafory) nie s one, w swojej dosownoci, cakowicie powane? Innymi sowy, czy zabawno Bajek nie jest niejako produktem ubocznym wynikajcym z Twojego sposobu postrzegania rzeczywistoci? Adam Wiedemann: Wiesz, wanie sobie uwiadomiem, e wikszo tych bajek napisaem w czyjej obecnoci, eby kogo rozmieszy, bo nie lubi opowiada dowcipw, nie potrafi ich zapamita, i w ogle wol pisa ni mwi, lepiej mi to wychodzi. Tak wic, wbrew zawartej w Twoim pytaniu sugestii, nazwabym humor z bajek humorem "bezwzgldnym" (czy moe raczej "bezinteresownym", cho sowo "bezwzgldny" bardzo mi si podoba w odniesieniu do humoru), nie kamuflujcym adnego "drugiego dna" (jak to czasami bywa w moich opowiadaniach i wierszach nie bdcych bajkami), a te i nie odsyajcym do "pozabajkowej" rzeczywistoci (jak to bywa zazwyczaj w bajkach klasycznych i klasycystycznych). Jeli pisz o kocie, kogucie i hipopotamie, opisuj rzeczywisto, w ktrej z kogutem rozmawia hipopotam, a kot co przeskroba i kryje si w kiblu. Widz tu raczej (bo dziesi lat po napisaniu mog ju chyba powiedzie, e "widz") nawizanie do konwencji "bajek dla dzieci", gdzie zwierztka s sobie zwierztkami i wirtualny odbiorca nie ma obowizku podstawia pod nie adnych "typw ludzkich". Wraenie jakiej "powagi" pochodzi moe std, e s tam rne aluzje do tzw. powanej literatury, ale one te maj charakter raczej humorystyczny. Podobnie fakt, e pisaem bajki o tak powanych rzeczach jak mio, mier czy komunizm koca lat osiemdziesitych wiadczy jedynie o tym, e da si te rzeczy traktowa w sposb niefrasobliwy, by nie rzec nieodpowiedzialny, od tego w kocu take jest literatura. Czy, oglnie rzecz biorc, jeste wesoym czowiekiem? O nie, wrcz przeciwnie, prawie bez przerwy jestem w zym humorze. Z drugiej strony - uwielbiam dowcipkowa, robi z siebie gupka, wszystko obraca w art, eby si wszyscy miali. Mam jaki tam zmys artobliwoci, ale to raczej talent ni stan ducha. Pozwl, e bd przez chwil dry temat wspomnianej przeze mnie wczeniej dosownoci. Wydaje mi si, e jest ona charakterystyczn cech Twojego patrzenia na wiat, cech, ktra na pewno w znacznym stopniu przyczynia si do niezwykoci Twojego pisarstwa i poezjowania (czy take Twoich rysunkw i obrazw?). A tak, dosowno, zapomniabym. W Bajkach tak. Ale czy Ty naprawd sdzisz, e to "cecha mojego patrzenia na wiat"? Co wicej, uwaam t dosowno za rozwizanie o wiele mniej oczywiste, o wiele bardziej wyszukane ni poetyckie rozwizania odwoujce si do ironii. Pozwl, e wyjani, co mam na myli: wydaje mi si, e w naszych literackich czasach ironia jest niemale powietrzem, ktre wszyscy wdychamy. Przesiknici sceptycyzmem zdajemy si wierzy, e tylko poprzez ironi mona w ogle przybliy si do sensu, ktry co prawda dalej bdzie si nam wymyka, ale my, w najgorszym wypadku, pozostaniemy wierni jedynie nam dostpnej smutnej prawdzie o radykalnej niedostpnoci tego sensu. Wydaje mi si, e takie mylenie o jzyku, cho trudno je podway, stao si swego rodzaju truizmem, klisz, innymi sowy - nudziarstwem. W takim kontekcie, pisanie i czytanie ironiczne staje si, paradoksalnie, czym bardzo naturalnym, oswojonym. Dlatego dosowno niektrych Twoich wierszy jest tak niezwyka i dlatego stanowi takie wyzwanie dla czytelnika. Paradoksalnie, odruchowo chce nam si czyta ironicznie, krytycznie, postmodernistycznie. Tymczasem, jeli morela pyta ptaka "dlaczego jeste taki, a ja

jestem taka" to jest to pytanie postawione cakowicie serio, a jeli jest przy tym zabawne - to dlatego, e w ogle ycie czsto bywa zabawne (co nie znaczy, e nie jest powane). Co Ty na to? Cakowicie si z Tob zgadzam, jeli idzie o syndrom "zuycia ironii", czy nawet jej "wulgaryzacji". Tyle e mwic o Bajkach w tym kontekcie, popeniamy teraz pewien anachronizm, one powstay na przeomie lat osiemdziesitych i dziewidziesitych, kiedy ten dyskurs ironiczny w poezji polskiej by jeszcze czym bardzo wieym, waciwie dopiero si wykluwa. Do wspomnie, e kiedy pisaem "Bajki odnalezione", nie znaem ani wczesnych wierszy Macheja, ani wietlickiego (o postmodernizmie te nic nie syszc), to bya taka moja cakiem prywatna polemika z "nurtem mioszowsko-herbertowskim", ktry wici wtedy swoje najwiksze tryumfy i te si pomau zaczyna przejada, jak teraz ironia. Chodzio wic zaledwie o pewne "obnienie tonu", moe te znalezienie sobie "innej tradycji", ktra nagle objawia mi si w owieceniowej drobnicy. Oczywicie Bajki, ukazujc si po raz drugi (a waciwie pierwszy, bo tamto wydanie miao charakter druku dla bibliofilw), zdaj si "dyskutowa" z tym, co je teraz otacza, i jest to rwnie zabawne, jak one same. To, co Ty nazywasz "dosownoci" (wci jeszcze nie wiem, czy dobrze rozumiem, co masz na myli), ja nazwabym raczej "absurdem kontrolowanym", troch jak w tym wierszyku Carrolla, gdzie Stolarz zjada ostrygi, jednoczenie mio sobie z nimi gawdzc, sytuacja jest jednoczenie abstrakcyjna i przeraliwa, do tego jeszcze przeraliwie logiczna (bo przecie jedzeniu ostryg powinna towarzyszy wykwintna konwersacja) - a przez to wanie zabawna. Ach, nie jestem tak dobry jak Carroll, ale u mnie morela te nie chce by zjedzona, i dlatego sama zaczepia ptaka, zadajc mu pytanie natury filozoficznej, i zreszt dziki temu ratuje skr. No a jeli kto chce to rozpatrywa jako zakamuflowan histori o dziewczynie i chopaku, to ju jego sprawa, tyle e moim zdaniem rzecz caa si wtedy dziwnie "spaszcza". A zatem "wyzwanie" polegaoby na przezwycieniu pokusy odrzucenia literalnych znacze na rzecz lepszej lub gorszej alegorii. Czyta to, co jest napisane - oto postawa istotnie antyironiczna. Dokadnie to miaam na myli wspominajc o dosownoci - "przezwycienie pokusy odrzucenia literalnych znacze". Zamy, e spojrzenie ironiczne implikuje jaki dystans w stosunku do przedmiotu, ktrym si zajmujemy i w tym dystansie jest miejsce na rozmaite interpretacyjne dywagacje. T przestrze moemy nazwa przestrzeni retoryczn. W takim razie, dosowno oznaczaaby taki sposb sytuowania si wobec przedmiotu, ktry tej wolnej przestrzeni retorycznej nie pozostawia, albo zostawia jej niewiele. Morela jest morel, a nie dziewczyn. Ptak, to ptak, ktry j chce zje, a nie zamaskowany chopak. A jeli kto zechce czyta t bajk przez pryzmat psychoanalizy, to chyba tylko z mioci do Freuda. I teraz pozwl mi, e pjd o krok dalej. Mona zaryzykowa stwierdzenie, e retoryczna przestrze tekstu tworzy jego aur metafizyczn. Przez metafizyk rozumiem w tym momencie ten obszar znaczenia tekstu, w ktrym on cichaczem wypowiada jak zakamuflowan uoglnion tez na temat rzeczywistoci. Na przykad, e kapitalizm jest lepszy ni socjalizm. e mio to sens ycia. e socjalizm jest lepszy ni kapitalizm. Wydaje mi si, e cech charakterystyczn Twojego pisarstwa w ogle jest zminimalizowanie tej przestrzeni retorycznej i - co za tym idzie zredukowanie metafizycznej aury wok tekstu. I to nie znaczy wcale, e Twoje pisarstwo nie jest o yciu, bo jest, tylko nie metafizycznie, czy ironicznie, ale dosownie, prosto z mostu. W rozmowie ze Zbigniewem Machejem ("Gazeta Forteczna" 4/5 1999) mwisz: "Ja w kadym razie znalazem si na tym etapie, e po prostu od czasu do czasu co stwierdzam, ale ju mnie nie interesuje "dlaczego?" ani "czym sobie na to zasuyem?", bo wiem, e nikt mi na to nie odpowie, nawet duchy (...). Cho oczywicie gdyby jaki duch przyszed i chcia sobie pogada, normalnie, o yciu (moim tu i jego Tam), to ja bardzo chtnie, z przyjemnoci." Rozmowa ta miaa miejsce ju 3 lata temu, wic moe nawet nie pamitasz tej wypowiedzi, ale mnie si ona wydaje niesychanie trafna. Tak ja odbieram Twoje pisarstwo, dla mnie ono mwi o yciu (gwnie naszym tu, cho nie wycznie), normalnie i po prostu. Genialnym przykadem tego zminimalizowania retoryki i metafizyki jest dla mnie pani Ela z Twojego opowiadania pt. "Eliada." Szczeglnie wtedy, gdy rozmawia z pani Dari, ktra dla

wszystkich spraw potrzebuje jakiego wytumaczenia (np. "I co nam przychodzi z takiego spotkania?" "A co ma przychodzi?"). Co Ty na to? Tak, bardzo lubi ten wywiad Zbyszka i chyba trzymam si tego, co tam wtedy powiedziaem. Minimalizacja przestrzeni metafizycznych, zdecydowanie tak. (Cho oczywicie metafizykowanie odrnia nas od zwierzt, no ale mona uzna, e ju odrnio, i da sobie z tym spokj.) Z "Eliad" wyglda to tak, e ja emocjonalnie jestem po stronie pani Darii, bardziej j lubi, ale pani Ela jest do mnie podobniejsza. Lubi ludzi, ktrzy zadaj pytania, bo sam tak jestem zrobiony, e nie potrafi. W ogle chyba pisarze dziel si na pozostajcych w sferze pyta i tych, ktrym blisza jest sfera odpowiedzi; sam najwyraniej nale do tych drugich. A wic pytam dalej! Wspomniae wczeniej, e Bajki powstay dziesi lat temu i, w zwizku z tym, patrzysz na nie teraz z pewnej odlegoci. Czy moglibymy rozwin troch t kwesti? Czy lubisz wraca do swoich wierszy po jakim czasie? Czy Bajki nadal Ci rozmieszaj? Czy w swoich wierszach znajdujesz po latach jakie nowe znaczenia, ktrych si wczeniej nie spodziewae? Lubi wraca, cho wracam najczciej z koniecznoci, np. ostatnio z Primoem unikiem tumaczylimy moje stare wiersze na soweski i rzeczywicie chwilami otwieray mi si w nich jakie "tajemnice", zapomniane szyfry, no ale to na zasadzie zwiedzania "zamczyska przeszoci", w ktrym tu i wdzie pogasy lampki. Bajki s akurat wyjtkowo jasne i umiem je wszystkie na pami, wic raczej trudno tu o jakie rewelacyjne odkrycia czy zaskoczenia. Cho np. tyrada Boenki mieszy mnie nieodmiennie za kadym razem, jak j czytam. Czy to jest Twoja ulubiona bajka? Nie no, ulubiona jest ta o sikorce. To jeden z moich niewielu utworw, od ktrych czuj po prostu powiew doskonaoci. Cakiem solidny wicher! "Zamieni kady oddech w niespokojny wiatr", jak piewa zesp De Mono. Odruchowo prbuj czyta Bajki jako integraln cz Twojej twrczoci. Ale moe to cakiem zy pomys? Jak sdzisz? Czy wedug Ciebie rni si one radykalnie od Twoich innych ksiek? Wiesz, one s integraln czci i rni si radykalnie. Musimy tu znw uruchomi kategori dystansu. Bo nie jest wcale tak, ebym nigdy nie potrzebowa dystansu do tego, co pisz. Potrzebuj, a jake, tyle e w Bajkach wyjtkowo nie potrzebowaem. Normalnie, w innych wierszach i opowiadaniach mj humor nie jest a tak "bezwzgldny", zwykle suy uatrakcyjnieniu powanych treci, tak jak to opisaa w pierwszym pytaniu. A Bajek to nie dotyczy. I dlatego nie ma ich w tym soweskim wyborze wierszy, bo by tam wprowadzay tylko zamieszanie. Tu moe naleaoby zapyta, czym one si w takim razie rni od zwykego zbiorku szmoncesw, ale to moe ja Ciebie o to zapytam, taki bd przekorny. I wanie, na czym Twoim zdaniem polega ta integralno? Integralno Twojej twrczoci wynika choby z tego, e podpisujesz si pod ni swoim nazwiskiem. Oczywicie mona sobie wyobrazi tak sytuacj, gdy Bajki zwierzce trafiaj do czytelnika, ktry nie czyta wczeniej Twoich wierszy, ani opowiada. Sdz jednak, e dla wikszoci odbiorcw Bajki bd przede wszystkim now ksik "Adama Wiedemanna", autora Konwalii.

Ha ha, wanie poznaem dzi dziewczynk, ktra czytaa wycznie Bajki, znalaza je w internecie. Ale przepraszam, przerwaem ci... ...dziewczynka pewnie te mieszka w internecie... ...wrcz przeciwnie, nawet nie w internacie. Jest prawdziw dziewczynk z radia i mieszka w Tarnowskich Grach, nieopodal wytwrni urzdze grzewczych "Wiedemann"... ...ale pytae czym Bajki zwierzce rni od zwykego zbiorku szmoncesw. Czym si rni od zwykego zbiorku szmoncesw? Wydaje mi si, e stawiajc to pytanie poruszamy trudn kwesti "literackoci" jzyka. Dlaczego pewne teksty uwaamy za literatur, a inne nie? Jak sdzisz? Gdzie przebiega ta granica? Jzyka, mwisz. Mylisz, e chodzi tu wycznie o jzyk? Wiesz, problem polega na tym, e obojemy si na ten temat chyba sporo naczytali i mona by tu zacytowa ktr z uczonych gw, waciwie wszystko jedno ktr. Ja myl, e to kwestia intencji czytelnika, ktrej wychodzi naprzeciw inwencja autora. Gdzie tam si musz spotka i spotykaj si raz tu (po stronie, znaczy si, literatury), raz tam (po stronie np. urnalizmu czy pornografii). Tak wic Bajki maj racj bytu jako "kolejna ksika znanego autora", a nie miayby jej jako "debiut poetycki nieznanego autora", ktrym de facto s. Podobna sprawa wynika z Winiem i krotochwil Bohdana Zadury, ktra to ksika sprawia chyba krytykom niemay kopot, bo jako nie zauwayem, eby si ktry o niej wypowiedzia. Ciekaw jestem, czy takie publikacje mona w ogle rozpatrywa w odczeniu od reszty, a jeli tak, to czy same przez si dowodz jakiej tam integralnoci. Na tym polega pytanie. Pewnie nie uda nam si tej kwestii jednoznacznie rozstrzygn, wymagaoby to karkoomnego teoretyzowania. Pozwl wic, e skieruj nasz rozmow na nowe tory. W tekcie pt. "Wiedemanni" ("Gazeta Forteczna"nr 9) Bogusaw Deptua tak pisze o Twoich rysunkach: "Te typy twarzy nie maj w istocie cech portretowych, s raczej rodzajem opowieci o moliwoci rnorakich spotka midzyludzkich, ktrych charakteru niepodobna odgadn nigdy." Bardzo przydatne w tej wypowiedzi jest, moim zdaniem sowo "spotkanie." Czy zgodziby si ze stwierdzeniem, e Twoje wiersze czsto s, w jakim sensie, "spotkaniami" (cho niekoniecznie "midzyludzkimi")? Czy charakter tych spotka ma pozosta nieodgadniony? A co to znaczy "odgadn charakter spotkania"? Kade spotkanie ma jaki tam charakter, czy moe raczej grunt; nornica spotyka kur na gruncie czysto towarzyskim (cho moe take zawodowym), podczas gdy kruka i wron czy relacja bardziej ju intymna. To dosy proste. A gdybym chcia powiedzie co wicej, musiabym tu wytoczy Tischnera albo Levinasa... (Prawd mwic nie mam ich w swoim ksigozbiorze). Te bajkowe spotkania rzadko dotycz ludzi, ale te nie ograniczaj si do sytuacji zwierzcych. W ogle mam wraenie, e takie kategorie po prostu nie maj zastosowania w Twoich wierszach. Ludzie, zwierzta i rzeczy po prostu s, i nie ma sensu wprowadza rozrnienia pomidzy rnymi rodzajami istnie. Moe doj do spotkania midzy mij i robakiem, moe te doj do spotkania pomidzy noyczkami i sekatorem. Zreszt pomidzy elementami kadej z tych dwch par zachodzi analogiczny zwizek - jeden element jest zawsze zintensyfikowaniem, powikszeniem, przesadzeniem cech, ktre ten drugi element posiada tylko w jakim rozsdnym stopniu. Czy mona zaryzykowa stwierdzenie, e w Twoich wierszach nie ma hierarchii istnie, e noyczki s tak samo istotnym (penoprawnym) elementem tego wiata jak so, krlewna, albo KK Baczyski? Powiedzmy, e panuje tu pewna egalitarno komunikacji (prawie rozmawia "na rwnej stopie"), ale brakiem hierarchii bym tego nie sonia, ktry odegnuje si od wzicia penej odpowiedzialnoci za "niszoci", czy te "innoci" wobec rozmwcw. Odpowiada na w kadej bajce kto z kim nazwa. We choby takiego sowa, sprytnie grajc swoj ich pytanie "jako so" i ze

wiadomoci "bycia soniem w ich oczach". Ja wcale nie odzieram tych postaci ze staych artybutw (sama zauwaya, e ich zestawienia nie s a takie arbitralne, jak by si na pierwszy rzut oka mogo wydawa), cho czsto ka im "gra poza skal" i czasami tylko dziki "zaoeniu typowoci" udaje mi si osign jaki efekt (no bo co sdzimy o kruku, ktry si boi gawrona?). Jeeli umieciem w tomie Bajek zwierzcych wiersz dedykowany Darkowi Foksowi, to tylko dlatego, e kad z wystpujcych w nim (autentycznych) osb mona z atwoci przyporzdkowa pewnej konwencjonalnej kategorii, w ktrej jest ona rwnie typowa jak zajc wrd gryzoni. No wic kady jest penoprawnym elementem wiata, ale w ramach istniejcego ukadu, inaczej nie byyby to bajki, tylko jakie niestworzone androny w stylu Lautramonta. Nie lubisz andronw w stylu Lautramonta? Ale uwielbiam, tzn. sorry, uwielbiam samego Lautramonta, a ju z andronami w jego stylu to bywa rnie (zwaszcza w yciu). W kadym razie nie wyobraam sobie, ebym mg w tym stylu napisa co, co nie byoby odraajcym kiczem. Ani noyczki, ani so nie istniej w jakiej prni, maj sens tylko w obrbie tego "istniejcego ukadu." Z tego, o czym rozmawialimy wczeniej, czyli, midzy innymi, z postulowanej przeze mnie "dosownoci" Twojego pisarstwa wynikaoby, e Ty ten ukad chtnie w swoich tekstach akceptujesz, by nie powiedzie eksploatujesz? No, eksploatuj bardzo intensywnie i nawet czasami zagldam mu do rodka, ale zupenie nie zaley mi na tym, eby go cakiem zniszczy czy te zepsu. Bo czym bym si wtedy bawi? A jak si ma do Bajek zwierzcych Twoja ulubiona kategoria "porzdku?" Chyba si nijak ma, w kocu nie wszystkie ksiki pisze si o tym samym. "Krocze" jest wrcz pochwa wiecznego niedomknicia dziejw... Rzeczywicie. W dodatku jest to utwr "zamykajcy" ksik, a wic ona sama te w jakim sensie pozostaje niedomknita... Domknita, domknita.

You might also like